Mój pierwszy raz z „Włoszką”
-
Upload
moto-turysta -
Category
Documents
-
view
226 -
download
3
description
Transcript of Mój pierwszy raz z „Włoszką”
S p o n s o r n a g r ó d d l a l a u r e a t ó w r a n k i n g u „ M o t o - T u r y s t a R o k u 2 0 1 3 ”
S p o n s o r n a g r o d y d l a a u t o r a „ R e l a c j i R o k u 2 0 1 3 ”
Sezon 2013 01.04.2013 - 31.03.2014
Tytuł: Mój pierwszy raz z „Włoszką”
Autor: Beti / Moto-Turysta 156 >>>
Ranga M-T: Obieżyświat >>>
Numer relacji: 01/2013/Turystyczne wojaże
Relac ja ob ję ta rank ingami "Moto -Turys ta Roku 2013" & "W yprawa Roku 2013"
Data wyprawy Data nadesłania relacji Data publikacji relacji
14.04.2013 20.04.2013 27.04.2013
Po ostatnim ataku zimy, jej śladu za oknem już prawie nie ma,
przynajmniej u nas na Śląsku. Zimowe uczucie frustracji i przygnębienia
powoli zaczęło ustępować miejsca radości.
Słońce świeci, grzeje w tyłek, więc można śmigać!
Ale, ale.....to coś, co czeka na mnie w garażu, od kilku miesięcy fundowało
mi niezłe huśtawki nastroju, począwszy od fazy stresu i podekscytowania
do fazy optymizmu i „co ma być to będzie”...Początek
Mój motocyklowy guru (czyt. Miki), tak długo drążył (tak jak ta, ze starego chińskiego przysłowia, kropla wody skałę), temat
zamiany mojego motocykla z rzekomej armatury na coś, co cytuję: „jeździ, skręca, hamuje i przyśpiesza”, że w końcu wydrążył.
Wprawdzie nie Ducati Monstera, ale innego tzw. naked'a. Moje cudowne objawienie! Moje cudne zjawisko!
Na MV Aguste Brutale zwróciłam uwagę już kilka lat temu. Wtedy nieśmiało napomknęłam mojemu guru, że na takim „plastiku”
to bym mogła pojeździć, ale w odpowiedzi usłyszałam:- „Zapomnij! To jest czysta forma wścieklizny!” Odpuściłam, nie zależało mi,
bo miałam swoją ukochaną shadowkę. No i odstraszała mnie moc tej maszyny oraz wysokość jej siodła. Wiedziałam już wcześniej,
że MV Agusta i niskie siodło mają się do siebie jak kwiatek do kożucha, a ja mam przecież krótkie nóżki!
No, ale życie nas ciągle zaskakuje! W połowie listopada wylądowaliśmy w Mediolanie na największych, europejskich targach
motocyklowych Eicma 2012 i stało się! Tam, wśród mnóstwa nowości wielu motocyklowych marek, zobaczyłam ją pierwszy raz
na żywo i tam od razu ścisnęła mnie za serce! Ona – MV Agusta Brutale 675! Dzikość serca!
Po powrocie do domu, dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że jeden z bardzo nielicznych salonów i autoryzowanych
serwisów tej marki w Polsce, znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od mojego domu. Potem sprawy potoczyły się bardzo
szybko i po kilku tygodniach a przed Bożym Narodzeniem, stałam się posiadaczką …........ Czy szczęśliwą? Czas pokaże i pierwsza
jazda. No, bo kto tak naprawdę kupuje motocykl bez jazdy testowej? Ze względu na zjawiskowy wygląd? No kto? Uparta baba!
Czyste szaleństwo, które ogarnęło mnie i moje guru motocyklowe, zero zdrowego rozsądku!
A potem przyszła fala otrzeźwienia i nastąpiły trzy długie, zimowe miesiące, pełne wątpliwości, ale i nadziei.
1 / 7
Zimowe dylematorium
Kiedyś usłyszałam, że motocykl albo się kocha albo się go boi. A ja i kocham i się boję! Jestem przerażona! Czy ja sobie
poradzę z takim motocyklem? Że za wielki, że za mocny? Czy go opanuje? A jak opanuje czy nie skłoni mnie do ostrzejszej jazdy i do
znacznego przesunięcia bariery akceptowalnego ryzyka? I ile tzw. gleb parkingowych mnie czeka z powodu wysokiego siodła?
No i te artykuły w motocyklowych czytadłach i testy porównujące Brutalkę z innymi markami tej klasy. Jakaś masakra!
Piszą np. coś takiego:
„Urok to piękno w ruchu – powiedział poeta, ta sentencja świetnie pasuje do żywiołowej i aż za bardzo poręcznej
MV Agusty... więc utrzymanie stałych obrotów za pomocą elektronicznie działającej manetki jest wyzwaniem…”
Teraz mój ulubiony fragment:
„Jeśli na jedynce za mocno odkręcisz, masz szansę dostać przednim kołem między oczy.... niektórzy być może ocenią,
że motocykl zbyt chętnie wali się w zakręty, bo nawet najmniejsze muśnięcie kierownicy Brutale uznaje
za korektę toru jazdy.... na wyboistej drodze twardo zestrojone zawieszenia nie wygładzają nierówności asfaltu
tak jakby się chciało.... po maksimum dwóch godzinach tyłek
błaga o litość...” - itd, itd.
Słabe to pocieszenie ale zawsze
jakieś tam. Cholibka, zupełnie nie wiem co mnie czeka!
I tak bardzo długa zima upłynęła mi na biciu się z własnymi myślami
i trawieniu wniosków autorów artykułów o nowej Brutale 675!
Czytam, czytam i zonk!
Co ja zrobiłam?
Ta maszyna nie jest dla
mnie!!! A Miki mnie
pociesza: „Ci redaktorzy
mają niemieckich
pracodawców a Niemcy
nie lubią Włochów, więc
muszą tak pisać!”
2 / 7
Obcykanie motocykla
Nie odkryję żarówki, jeśli stwierdzę, że niektórzy wybierają
motocykl, który najmniej pali, albo jest najpraktyczniejszy
w codziennym używaniu, albo części ma najtańsze, a później
przekonują sami siebie, że ten motocykl jest najpiękniejszy
(bądź kochają go wiedząc, że jest paskudny, ale praktyczny, ot życie).
Niektórzy, jak ja działają na opak, wybierają taki, który im się
fizycznie najbardziej podoba a później muszą sami siebie przekonać
do sposobu jego prowadzenia.
Przekonywanie siebie zaczęłam od przyswajania wiedzy na sucho.
Ta koszmarna elektronika! Ride-By-Wire? Cztery mapy zapłonowe?
8-stopniowa kontrola trakcji? Co to jest? Rany Julek! Heeeelp!
Pierwszy raz w życiu chciałam przeczytać jakąś instrukcję obsługi
a ta jest po włosku! Polskiej wersji nie ma i nie wiadomo kiedy będzie! Ot, uroki zakupu
niszowej marki. Pozostaje odświeżyć niemiecki albo uśmiechać się do anglojęzycznego
Mikiego.
A w międzyczasie.... wróciła zima.... więc wiedząc, że ten sezon właściwie będę
zaczynać prawie od zera, choć z uprawnieniami w ręku i jakimś tam już małym doświadczeniem, mając świadomość, że nie jestem
„motocyklistą doskonałym”, zaczęłam czytać książkę o właśnie takim tytule. I pomimo tego, że wiele rzeczy już intuicyjnie
wiedziałam i wyczuwałam, książka ta wiele mi jeszcze wyjaśniła i być może na swój sposób pomogła. Książka przeczytana a zima
trwa w najlepsze. W małopolskim stan bliski klęski żywiołowej. No cóż, w marcu jak w garcu. Kiedyś to podobno było normą
a dziś ciągle czytamy sensacyjne wiadomości o nawrotach zimy! A barometry napięcia przedsezonowego rosną!
Pewnego, śnieżnego dnia marcowego moje guru zawezwało mnie do garażu. Miki zrobił mi niespodziankę – coś tam poczarował,
coś tam podorabiał, poprzerabiał i cudownie obniżył moją włoszkę. O d razu odżyły me neurony! Chce już to poczuć! Już mi nie
wystarcza pieszczotliwe głaskanie smukłej sylwetki Brutalki. A tu dalej zimno, mróz, śnieg, mglisto.... jest już kwiecień a tu dalej
beznadzieja... śnieg, biało, biało... wszędzie biało. Ile jeszcze będziemy czekać na „Zieloną Panią”?
Jest, jest wreszcie jest! Upragniona wiosna. Pierwsza słoneczna niedziela w połowie kwietnia!
3 / 7
No to jedziemy!
Pierwsza wiosenna przejażdżka w tym sezonie. Miało być tylko kilka, kilkanaście kilometrów, stanęło na trzystu i kilkunastu!!!
Żołądek podchodził mi do gardła z emocji, adrenaliny i zwykłego strachu, oto zaczęło się coś w moim życiu, czułam to, coś co zmieni
je na zawsze.
Przyszedł czas na odpalenie Brutalki i próbę ruszenia, co oczywiście pod czujnym okiem guru się udało! Ale „pierwsze tańce”
z kierownicą i manipulacje gazem napawały mnie lekkim zwątpieniem. Niepewnie nacisnęłam sprzęgło, wbiłam jedynkę, delikatnie
i ostrożnie operując gazem wypyrkałam z placu na główną drogę. Uparłam się, że muszę zrobić wiosenny rozruch na jakimś
większym parkingu, więc stosując tzw. „jazdę ekologiczną” (Partia Zielonych byłaby z nas dumna), po kilku minutach dotarliśmy
na takowy. A po kilku następnych minutach ćwiczenia „gymkhany” jakimś cudem zaczęłam śmigać!
No to jedziemy do Katowic na spotkanie z chłopakami i potem dalej gdzieś na Jurę na tzw. rekonesans traski na rozpoczęcie sezonu.
Jedziemy a kolejne biegi rozbudzają moją fantazję i znane mi już poczucie wolności. Nie odkręcam za mocno, ciągle nie czuję się
pewnie. Jeszcze nie ma pomiędzy mną a Brutalką tej niewidocznej więzi jedności.
Dojechaliśmy na miejsce spotkania, zgasiłam silnik, ręce mi się trochę trzęsły. Euforia doznań z każdego przejechanego metra, który
przekładał się na obrót kół i ogniw łańcucha kipiała we mnie – uff co za uczucie!
4 / 7
Jeszcze nikogo nie było, więc miałam chwilę na ochłonięcie. Po 15 minutach już wszyscy dojechali i każdy pytał jak wrażenia z jazdy,
i wszystkim odpowiadałam, że trudno jeszcze powiedzieć po tych pierwszych kilku kilometrach przejechanych z Mysłowic
do Katowic. Co ich będę zanudzać swoimi wrażeniami, toż to sami doświadczeni, motocyklowi „wyjadacze”, którzy wytłukli się
na różnych drogach, na różnych maszynach!
Wsiadamy na motorki i ruszamy „zdobywać świat”! Natężenie ruchu spore, toż to pierwsza wiosennie słoneczna niedziela,
wysyp motongów na drogach! Skupiam się całkowicie na jeździe i na tym co lubi Brutalka. Już wiem, że nie lubi niskich obrotów
i lubi delikatne dodawanie gazu. Do 2500-3000 obr/min można odczuć każdy suw pracy silnika, próbuje wtedy szarpać, powyżej
zaczyna się zabawa przy oddawaniu mocy już od dolnego zakresu i tak czerpie się przyjemność z jazdy do 6000-7000 obr/min.
Podczas tej przejażdżki nie miałam odwagi odkręcić bardziej i sprawdzić co będzie się działo na wyższych obrotach, kiedy nastąpi
odcięcie wtrysku paliwa. Pewnie dlatego, że w mojej podświadomości zapisana była informacja od Mikiego o jakimś tam docieraniu
nowego motocykla…
Raz tylko przez chwilę na kawałku jakiejś drogi szybkiego ruchu mój osobisty sędzia – rozsądek na chwilę się zagapił,
więc odkręciłam mocniej i jeszcze szybciej zwolniłam, gdy stwierdziłam, że w mgnieniu oka rozpędziłam się do prawie 170 km
na piątym biegu. Dodam tylko, że szóstki tej niedzieli nie wrzuciłam. Za dużo wrażeń jak na jeden raz. I tak czułam cały czas
podwyższone ciśnienie, ucisk w brzuchu i krążącą w rytmie silnika krew z domieszką adrenaliny ale i satysfakcji. Czułam jak
z każdym kilometrem coraz bardziej dogaduję się z Włoszką.
Sztywne zawieszenie upside-down na naszych dziurawych drogach dało mi się we znaki. Chłopaki z Varese nie przewidzieli chyba,
że takowe jeszcze istnieją! Wysokość twardego siodła (i tak maksymalnie obniżonego) przy niskim ułożeniu kierownicy i mój wzrost
wymusiły na mnie pozycję lekko pochyloną. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów nawiedził mnie ból nadgarstków i ramion,
co mi przypomniało, że Brutalka nie jest dalekobieżnym turystą i chyba będę się musiała do tego przyzwyczaić. Choć okazało się,
że co jakiś czas mogę dać nadgarstkom chwilę wytchnienia, przenosząc siłę na dolną część brzucha opierającego się na zbiorniku,
co było możliwe dzięki utrzymaniu ugiętych kolan do ślicznie wyprofilowanego baku.
Zadurzanie się w Brutalce tak całkowicie mnie pochłonęło, że kompletnie nie zwracałam uwagi na otoczenie, więc dopiero
gwałtowne hamowanie ostrymi jak brzytwa hamulcami Brembo uświadomiło mi, że dotarliśmy do celu naszej podróży
(dodam do celu naprędce zrodzonego w szanownej głowie naszego kolegi Lela), którym okazał się zamek rycerski w Sobkowie.
5 / 7
Dokładne oglądanie samego
zamku pozostawiliśmy sobie
na „za tydzień”:
www.zameksobkow.pl/node/108
i żwawo udaliśmy się
do klimatycznej knajpki pod
obiecującą nazwą „Pod zakutym
łbem”. Przed wejściem przywitały
nas żywe okazy dwóch
myszołowów i puchacz, czyli
skrzyżowanie sowy z rysiem.
Po przekroczeniu progu restauracji znaleźliśmy się w średniowiecznej rycerskiej sali. Bardzo klimatyczne miejsce, choć jedzonko
nierewelacyjne, aczkolwiek zjadliwe.
6 / 7
Czas na odwrót.
Jazda powrotna wydawała mi się bardziej dynamiczna. Już nie przerażał mnie wyjazd pod górkę, żwir i piach. Już światła
i zakręty nie były takie męczące. Powoli wszystko zaczynało wyglądać tak, jak to sobie wcześniej wymarzyłam. Przekonałam się
do mojej Brutalki. Teraz może być już tyko lepiej...
To nic, że wszystko jest w niej ZBYT: zbyt zarąbiste obroty, zbyt zarąbisty dźwięk przypominający odgłos startującego samolotu,
zbyt zarąbiste walnięcie towarzyszące mocnemu odwinięciu manetki.
Zsiadając z niej wmawiałam sobie, że nie będę jej kręcić pod sufit, w końcu jestem odpowiedzialna i podchodzę do motocykli
z respektem. Nie będę wyłączać zdrowego rozsądku, w końcu 18 lat miałam już ładnych kilka lat temu. Mogłabym powiedzieć,
że życie zaczyna się po czterdziestce, ale do tego brakuje mi jeszcze... kilkudziesięciu tysięcy kilometrów!!!
Pozdrawiam,
Beti
Moto-Turysta 156
7 / 7