ARKADIUSZ NIEMIRSKI
PAN SAMOCHODZIK I...
ARSEN LUPIN
TOM I
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WSTP
Rozgrzane od lipcowego soca kamienie zachrzciy pod koami samochodu.
Ciemnogranatowy rover zatrzyma si w cieniu dorodnego kasztana, jakich wiele na Polach
Mokotowskich. Std by dobry widok na powoli zaludniane do ostatniego miejsca puby i
mona byo skry si przed socem. Byo wczesne popoudnie i pielgrzymki spragnionych
turystw gnay tutaj, aby zazna rozkoszy cienia, potraw z grilla i smaku piwa. Gwar i tok nie
przeszkadza im w rozmowie. mieli si i sprawiali wraenie odpronych.
Cakiem inaczej wygldaa twarz kierowcy rovera. Wyrzuci niedopaek przed siebie
wprawnym pstrykniciem i poprawi na nosie przeciwsoneczne okulary. Poszed wolno
alejk rozgldajc si dookoa. Doszedszy do pierwszego lokalu upewni si, czy wrd
siedzcych pod parasolem goci nie ma jakiego podejrzanego typa z niewielkim pakunkiem.
Ale nikogo takiego nie byo wrd gawiedzi. Wycofa si z kubkiem zimnej coli w kierunku
samochodu. I wtedy dojrza wjedajcego biaego pontiaca w alejk po drugiej stronie
zakrzewionego trawnika. Po chwili samochd zatrzyma si pod jakim drzewem. Tak, to byli
oni! Przyjechali po towar. Kierowca rovera szybko wsiad do swojego samochodu, zdj
okulary odsaniajc swoje zimne, bkitne oczy, w ktrych rado zostaa zamroona na
wieczno.
Po chwili z pontiaca wysiad redniego wzrostu, dobrze zbudowany mody mczyzna
z ogolon gow. Nacign na poyskujc w promieniach sonecznych gow czapk
baseballow i ruszy w kierunku pubu. Jego towarzysz w podobnej czapce pozosta w
pontiacu, ale niestety, z tej odlegoci nie mona byo dojrze twarzy. Prawdopodobnie
transakcja miaa si odby w miejscu publicznym, przy ktrym ze stolikw pod parasolami.
Zaraz powinien zjawi si sprzedajcy, a potem ysy jegomo wsidzie z bibli do pontiaca.
To bya szansa!
Kierowca rovera wyszed z samochodu i ruszy w kierunku Alei wirki i Wigury.
Szed pewnie nie ogldajc si za siebie i widzia przed sob tylko szpital na Banacha. Potem
skrci w lewo i doszedszy do wjazdu drugiej alejki, zawrci. W tym momencie w
mczynie nastpia przemiana. Zataczajc si szed w kierunku biaego samochodu. Udawa
pijanego, a kiedy mija pontiaca wpad na karoseri. I zaraz odsuna si szyba samochodu z
wrog i prymitywn twarz ukrywan pod baseballow czapk. Siedzcy wewntrz
samochodu mczyzna zacz zorzeczy. Wtedy mczyzna o bkitnych oczach otworzy
byskawicznie drzwiczki i jednym wprawnym ruchem uderzy zaskoczonego pasaera w
twarz. To by perfekcyjnie wyprowadzony cios i tamten straci przytomno. Ju mia zamiar
wycign go z samochodu, gdy niespodziewanie w jego kierunku zacz zblia si starszy
mczyzna. Staruszek przeszed jednak obok, nie zwracajc na nic uwagi. Blondyn odetchn
z ulg. Zapa osika za konierz kurtki i przecign po trawniku pod samo drzewo. Zdj z
niego kurtk i czapk, ktre natychmiast zaoy na siebie, a zostawi tam swoj lnian
marynark. Nieprzytomnego ukry dobrze w pobliskich krzakach i wrci do pontiaca.
Naleao teraz schowa si na tylnym siedzeniu i zaczeka na kierowc. Gdy tamten wrci,
pozbawi go przytomnoci i zabra towar. To byo dziecinnie proste
A potem wszystko potoczyo si szybko. Wrci kierowca pontiaca z pakunkiem pod
pach. Szed szybko. Zadowolony. Wsiad do samochodu, poda mu towar, mylc, e to
jego kumpel i zapali silnik. I wtedy blondyn uderzy go w ty gowy. Bez sowa zabra ksig
i opuci samochd. Poszed w krzaki. Tam cign z siebie skrzan kurtk i czapk, a
zabra swoj lnian marynark.
Po trawniku przeszed na drug stron, gdzie parkowa jego rover. Wsiad do niego z
poczuciem dobrze wykonanej roboty. Przechytrzy zodziei cennej biblii i nieuczciwych
antykwariuszy.
Sign po kubeczek i mia zamiar upi ciep ju col, gdy poczu gaz. Z
przeraeniem zauway we wstecznym lusterku wyaniajc si zza jego plecw sylwetk
osobnika z mask przeciwgazow na twarzy. Prbowa si odwrci, ale zakrcio mu si w
gowie i zebrao na wymioty.
Zanim straci przytomno, pomyla jeszcze o biblii, ktr trzyma na kolanach.* [W
zwizku z coraz wiksz liczb kradziey starych drukw, dokonywanych w polskich
bibliotekach, niektre szczegy dotyczce organizacji ochrony obiektw bibliotecznych
opisywanych w ksice, funkcjonowania w nich urzdze alarmowych i przede wszystkim
rozkadu pomieszcze i opisw wntrz, zostay tu celowo zmienione.]
ROZDZIA PIERWSZY
CHOROBA SZEFA KOMUNIKAT IFAR, KRADZIEE I ARSEN
LUPIN PAN TOMASZ JASNOWIDZEM GO Z NIEMIEC
BATURA JAKA JEST GERDA KRUGER? JESTEMY LEDZENI
PODSTPNY SZEF REORGANIZACJA KONIECZNA LISTA KIM
JEST ARSEN LUPIN? WIZYTA W KASYNIE PORANNA
AWANTURA PAN TOMASZ ZODZIEJEM!
Pewnej listopadowej niedzieli zadzwoni do mnie szef z prob, abym przywiz mu
lekarstwa.
Za nieca godzin byem ju w jego kawalerce na Krakowskim Przedmieciu. Pan
Tomasz nie wyglda najlepiej. By blady, apatyczny i nieustannie kaszla. Z krtkiej inspekcji
w kuchni wywnioskowaem, e niewiele jad. Pi jedynie wod z cytryn, gdy na stoliku
obok ka sta pusty dzbanek, a na zakurzonym dywanie walay si skrki. Nigdzie ladu
lekarstw. Bya niedziela, a wic szef musia si rozchorowa w pitek wieczorem.
- Natychmiast wzywam lekarza - signem po telefon.
- Nic mi nie bdzie - zapewni zachrypnitym gosem.
Nie suchaem go, zamwiem wizyt lekarsk i zaparzyem herbat.
Za oknem hula wiatr, a drobne kropelki jesiennego deszczu wystukiway o szyb
nostalgiczn sonat. Jesie tego roku nie miaa nic wsplnego z tymi limi
wycielajcymi opustoszae parkowe alejki, ze smutkiem rozebranych drzew dygoczcych na
wietrze, dogasajcym leniwie socem i zastyg w zadumie ziemi przeoranych pl. Tego
roku jesie przybraa swoje szare wdzianko i postanowia wypaka si za wszystkie czasy.
Idealna aura na czytanie ksiek albo refleksyjne rozmylanie przy rozpalonym
kominku - pomylaem. Pod warunkiem, e jest si zdrowym.
- Signij po t teczk - jkn szef wskazujc rk na pk zawieszon nad jego
gow. - Zanim zjawi si ten konowa, zapoznaj si z treci dokumentu.
Upiem nieco gorcej herbaty i zaczem czyta.
By to komunikat Midzynarodowej Fundacji ds. Poszukiwania Dzie Sztuki (IFAR).
Z roku na rok podwaja si liczba utraconych dbr kultury, za ilo odzyskiwanych
eksponatw w proporcjonalnym kwadracie maleje. (...) Poredniczenie w obrocie
pochodzcymi z rabunku cennymi rzeczami, obok narkotykw i handlu broni, mona
traktowa jako jedno z najbardziej lukratywnych przedsiwzi podejmowanych przez
midzynarodowe gangi.
Po krtkim wstpie zaczy si konkrety. Wynikao z nich, e koczcy si rok
obfitowa w kradziee dzie sztuki. Przynajmniej dziesi synnych obrazw zgino ze
wiatowych galerii. Midzy innymi upem zodziei pady a trzy dziea Rembrandta, po
jednym Matissea, van Gogha oraz Picassa. Ubolewano nad zwikszajc si liczb kradziey.
Dotyczyo to rwnie starodrukw i rkopisw dzie synnych ludzi, manuskryptw oraz
pierwodrukw. Nie trzeba byo zbyt daleko siga pamici, aby przypomnie sobie ostatnie
kradziee dzie Kopernika i Galileusza w naszym kraju.
- Tylko w tym roku zodzieje zebrali cakiem pokane niwo - rzek pan Tomasz. -
Najczciej gin obrazy i zabytki sakralne, ale trwog napawa mnie fakt, e coraz wicej
starodrukw oraz rkopisw znika z polskich bibliotek i muzew.
- Czy mam rozumie, e wezwa mnie pan nic tylko ze wzgldu na chorob? -
zdziwiem si.
- Otwrz pierwsz z dwch kopert znajdujcych si w teczce - nakaza. - T niebiesk.
Wewntrz teczki znalazem list napisany odrcznie:
Szanowny Panie Dyrektorze Departamentu Ochrony Zabytkw przy Ministerstwie
Kultury i Sztuki,
nazywam si Antoni W. i jestem dyrektorem Biblioteki Gwnej Uniwersytetu
Warszawskiego. Przeprowadzona na pocztku tego roku inwentaryzacja w naszej
skarbnicy wykazaa, e z magazynw, w ktrych przechowujemy cenne ksigi oraz
starodruki, zgina biblia w jzyku niemieckim z 1540 roku. Pragn nadmieni, e ksiki
obce stanowi prawie trzy czwarte zawartoci naszego zbioru. Z pewnoci czyta Pan o tej
kradziey w prasie albo dowiedzia si z ministerialnych komunikatw. Zreszt mopsie myli,
wziwszy pod uwag fakt, e co chwila gin w naszym kraju cenne ksiki i wzmianka o
kolejnej kradziey nikogo dzi ju nie jest w stanie poruszy. Dopiero kradzie dziea
Kopernika moe wstrzsn opini publiczn i pobudzi policj do dziaania. Wracajc do
kradziey w naszej bibliotece, pragn poinformowa Pana, e zodziej zostawi na miejscu
swoj wizytwk opatrzon pseudonimem Arsen Lupin. Wizytwka bya wycita z jednej z
kartek skradzionej ksigi, a nazwisko wamywacza wykonano zwyk piecztk. Och, c za
zuchwao! Przeprowadzone w tej sprawie przez stoeczn policj ledztwo nie
doprowadzio do ujcia sprawcy. Utkno, jak to si mwi, w martwym punkcie.
Szesnastowieczna biblia nadal pozostaje w rkach nieznanego osobnika nazywajcego siebie
bezczelnie Arsenem Lupinem, a my jestemy bezradni.
W tej sytuacji postanowiem zwrci si do Pana o pomoc, chocia - prawd
powiedziawszy - nie widz wikszych szans na odzyskanie biblii, ktra moe nie stanowi tak
cennej wartoci na czarnym rynku jak dzieo Kopernika, niemniej jednak jest dla naszej
kultury i nauki rzecz bezcenn. Jak wspomniaem, sytuacja jest beznadziejna. Ale c
pocz? Nie mona siedzie bezczynnie i czeka na kolejn wiadomo o kradziey
bibliotecznych skarbw. To co nie udao si zniszczy Szwedom w czasie potopu, zaborcom i
wreszcie hitlerowcom w czasie ostatniej wojny - teraz miaoby przepa za spraw zwykych
zodziei? Kilka tygodni temu syszaem o Panu, e rozwiza Pan wczeniej wiele
tajemniczych spraw, beznadziejnych i z pozoru nierozwizywalnych. Podobno nie raz ubieg
Pan w poszukiwaniach policj. Czy zechciaby Pan zatem podj si zbadania tej sprawy?
Z powaaniem
Dyrektor Antoni W.
Zerknem na dat stempla pocztowego. List zosta wysany w czerwcu.
A potem badawczo popatrzyem na szefa.
- I czemu mi si tak przygldasz? - achn si. - Tak, nic nie zrobiem w tej sprawie.
To prawda. Ale to beznadziejna sprawa. Swego czasu byo o niej gono w prasie. Ostatecznie
policja nie zdoaa uj zodzieja. C mogem zrobi? Ciebie te nie chciaem w to
angaowa, bo miae wane zadania w terenie.
Waciwie szef mia racj. Zapomnia tylko doda, e dwa miesice wczeniej, w
kwietniu, nieznany osobnik pojawi si w domu aukcyjnym Antikwa w Sopocie ze
starodrukiem skradzionym z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Prbowa go wyceni,
by moe nawet i sprzeda, ale w ostatniej chwili zrezygnowa sposzony podejrzliwoci
antykwariusza. W maju podj kolejn prb sprzeday biblii; tym razem szczcia prbowa
w Warszawie. I podobnie jak w Sopocie uciek, kiedy tylko antykwariusz sign po
suchawk telefonu, aby zawiadomi policj.
- Czemu zatem powrci pan do tej sprawy dzisiaj? - zapytaem.
- Tydzie temu dostaem telefon i list od dyrektora Biblioteki Gdaskiej Polskiej
Akademii Nauk - odpar. - Wycignij teraz bia kopert.
Drc z podniecenia rk wycignem z niej ty papierowy prostokt wycity z
grnego rogu jakiego starodruku. Na jego odwrocie widniaa piecztka z nazwiskiem:
ARSEN LUPIN
A poniej pseudonimu komputerowy dopisek informowa:
Adres kontaktowy: dyrektor Departamentu Ochrony Zabytkw
przy Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie.
Z wraenia odebrao mi mow.
Przez dusz chwil nie potrafiem wydoby z siebie gosu, za spojrzenie pana
Tomasza upewnio mnie, e mog spodziewa si sensacyjnych wieci.
- Wyobra sobie - zacz mwi zachrypnitym gosem szef - e Arsen Lupin rzuci
nam wyzwanie: ukrad pitnastowieczny podrcznik gramatyki jzyka aciskiego Ars
minor Aeliusa Donatusa z 1498 roku. To unikatowy egzemplarz, chocia niekompletny,
dosownie czterostronicowy, niemniej jednak bezcenny.
Przez chwil milczelimy.
- Ogldaem film o tym wamywaczu dentelmenie - odezwaem si po chwili -
okradajcym bogatych ludzi, lubicego przebiera si za kogo innego i zmieniajcego swj
gos nie do poznania. Nie przypuszczaem, e kiedykolwiek przyjdzie nam stawi mu czoo.
- To tylko pseudonim zodzieja - odezwa si szef. - I skd ta pewno, e zajmiemy
si kradzieami w bibliotekach?
- Ma to pan wypisane na twarzy, szefie - umiechnem si.
Nie dokoczylimy rozmowy, bo przyszed wanie lekarz. Przez kwadrans bada
chorego i z niezadowoleniem kiwa gow. W tym czasie szef zerka na dziwny i duy zegarek
zaoony ekstrawagancko na przegubie. Kilka razy przy nim majstrowa i przykada go do
ucha.
- Czeka pan na kogo, szefie? - zapytaem widzc, e pan Tomasz czsto zerka na
czasomierz.
- Nie, ale nieustannie co si w nim psuje - wyjani szybko i znowu co nacisn. - To
stary zegarek.
- Trzeba kupi Rolexa - pochwali si lekarz odsuwajc rkaw fartucha i pokaza
pikny, nowoczesny zegarek.
- Nie sta mnie na takie co - mrukn pan Tomasz.
- To prezent urodzinowy od ony.
- A pistolet, ktry pan trzyma w lewej kieszeni marynarki, dosta pan pewnie od dzieci
z okazji imienin? - zadrwi szef.
Lekarz poblad i popatrzy na pana Tomasza z ogromnym zdziwieniem.
- Skd pan wie, e nosz bro? - zapyta szeptem.
- Fartuch by w tym miejscu bardziej wypuky - wyjani szef.
- Ach tak - lekarz umiechn si zdawkowo. - Ale skd takie przypuszczenie?
Przecie mogem trzyma tam komrk.
- Po prostu strzeliem.
Lekarz wzruszy ramionami.
- Nosz pistolet gazowy - przyzna si wreszcie. - A ju mylaem, e jest pan
jasnowidzem.
- Raczej starym, schorowanym czowiekiem.
- Nie jest tak le - mrukn lekarz obserwujc uwanie szefa. - Zwyke przezibienie.
Zapisaem aspiryn i co na gardo. Ale musi pan powanie pomyle o rzuceniu palenia.
Koniecznie. A teraz prosz wysa on do apteki, a pan niech ley w ku. Za dwa dni
powinien pan by zdrw jak ryba.
- Ja nie mam ony - rzek pan Tomasz wrczajc stosowny banknot.
Ale lekarz ju go nie sucha. Zainkasowa pienidze i wylecia z mieszkania jak
poparzony.
Po jego wyjciu szef patrzy w okno nieobecnym wzrokiem.
- A waciwie czemu si nie oeniem? - zapyta cicho sam siebie.
Przemilczaem t kwesti i dopiem herbat.
- Nie bdzie pana w poniedziaek w pracy - zaczem mwi. - Czy ma pan jakie
zadanie dla mnie?
Pan Tomasz przekrci si na bok, podcign kodr a po sam brod i popatrzy na
mnie.
- Musisz odebra kogo z lotniska - rzek konspiracyjnym tonem. - To specjalny go.
Przylatuje z Niemiec na zaproszenie naszego ministerstwa, specjalista od kradziey dzie
sztuki. Co jakby odpowiednik naszego departamentu.
- Jak nazywa si ten kto?
- Kruger - westchn ciko. - Strona niemiecka jest zaniepokojona kradzieami w
naszym kraju starych dokumentw, szczeglnie tych w jzyku niemieckim. Kradzie
starodruku z Biblioteki Gwnej Uniwersytetu Warszawskiego przepenia czar goryczy.
Niemcy uwaaj, e nasz departament nie robi nic w sprawie waciwego zabezpieczenia
inkunabuw w bibliotekach i muzeach. A podobno w przyszym roku na wiosn odbdzie si
w Warszawie polsko-niemiecka wystawa pod nazw Tysiclecie ksiki, na ktrej zostan
przywiezione z Niemiec bezcenne starodruki oraz dokumenty. Poza tym nasi zachodni
ssiedzi maj chrapk na lwi cz zbiorw Biblioteki Pruskiej przechowywanej w
Bibliotece Jagielloskiej, tak zwanej berlinki. Jak wiesz, zbiory te zostay zoone jako
depozyt skarbu pastwa i udostpnione badaczom stosunkowo niedawno. Do dzi berlinka
wzbudza wiele emocji, a Niemcy szukaj byle pretekstu, aby nam j zabra. Waciwie ten
Lupin jest doskonaym pretekstem dla ich dalekosinych planw. Pod pozorem udzielenia
nam konsultacji pragn uzyska wicej informacji o naszych zbiorach i czarnym rynku, ale
przede wszystkim bd starali si wykaza, e Polacy nie potrafi zadba o zbiory. Aha, masz
zaoy biay szalik!
- Biay szalik? - rozemiaem si. - Czuj si jak na filmie z Jamesem Bondem.
- To nie mj wymys - skrzywi si z niesmakiem. - Masz by miy dla naszego gocia.
Poka mu nasze biuro, pozwalam na t okazj poczstowa go koniakiem, a w razie
koniecznoci zapro na obiad albo oprowad po Starwce.
A to si szef urzdzi - pomylaem. Zachorowa akurat w momencie, kiedy naleao
przyj z honorami jakiego waniaka z zagranicy. Jak czsto bywao w podobnych
sytuacjach, caa odpowiedzialno spadaa na mnie. Nie byo tajemnic, e pan Tomasz nie
cierpia oficjalnych spotka i wszelkiej pompy.
- Zostaw mnie teraz samego, Pawle - zajcza. - Wprawdzie nie mam ony, ale na
szczcie kupie mi aspiryn. Dobre i to. Id spa. ycz powodzenia. Odezw si pojutrze.
Wyszedem na ulic. Myo. Sowem byo paskudnie. Wsiadem do samochodu i
pojechaem do domu puszczajc w niepami wizyt u szefa, a w szczeglnoci domysy
lekarza o domniemanych zdolnociach Pana Samochodzika do jasnowidzenia. W domu
wziem gorc kpiel i do pnego wieczora surfowaem po Internecie.
Nastpnego dnia pojechaem na lotnisko.
Ludzi byo mnstwo i z trudem przecisnem si do barierki odgradzajcej
wychodzcych pasaerw od oczekujcych. Przed pitnastoma minutami wyldowa samolot
z Hamburga, wic nasz go powinien zjawi si lada chwila. Specjalnie na t okazj
zaoyem zwisajcy nonszalancko z szyi biay szal. Przypatrywaem si uwanie
wychodzcym pasaerom. Jednak po kwadransie oczekiwania go z Niemiec si nie zjawi.
Zaczem si ju martwi, czy aby nie zrezygnowa z wizyty, gdy nagle czyja rka chwycia
mnie mocno za okie.
- Herr Pawe Daniec? - usyszaem za plecami niski kobiecy gos.
Odwrciem si natychmiast i ujrzaem krtko cit blondynk w duych leczniczych
okularach. Ubrana bya w dugi, elegancki paszcz sigajcy niemal do kostek, za w rku
trzymaa skrzan torb i ma walizeczk na laptopa. Bya cakiem adn kobiet w wieku
trzydziestu kilku lat.
- Gerda Kruger z Hamburga - wycigna do mnie rk i potrzsna ni energicznie. -
Agent Departamentu ds. Kradziey Dzie Sztuki.
- Mio mi - bknem.
Spodziewaem si grubszego jegomocia w tweedowym palcie i filcowym kapeluszu,
a przede mn staa atrakcyjna, mwica niele po polsku cudzoziemka. Panna Kruger
sprawiaa wraenie silnej niewiasty. Bya zadban, apodyktyczn i nie znoszc sprzeciwu
dam. Na rku nie miaa adnej ozdoby, adnego piercionka, nie mwic o obrczce.
Sowem cakowite przeciwiestwo kobiecego ideau pana Tomasza.
Kiedy chciaem przej jej baga, kategorycznie si sprzeciwia.
- A gdzie jest paski przeoony?
- Herr Tomasz jest chory - wyjaniem. - Ja go zastpuj.
- A to pech! - rzeka. - Ale poradzimy sobie bez niego. No, to zabieramy si do roboty!
A ja pomylaem przez chwil, czy aby szef naprawd zachorowa?
Wychodzilimy z pann Kruger na zewntrz, gdy wrd ludzi zauwayem jadcego
schodami ruchomymi w gr Jerzego Batur.
Od razu naszy mnie podejrzenia, e jego obecno na lotnisku nie jest wycznie
dzieem przypadku. A moe po prostu, tak jak i ja, wyszed po kogo? Mao prawdopodobne,
aby mnie ledzi. O przylocie gocia z Niemiec wiedziaa tylko nasza trjka: pan Tomasz, ja
oraz sekretarka Monika. Skd niby Batura miaby wiedzie o agencie do spraw kradziey
dzie sztuki przylatujcym do Warszawy z Hamburga w celu udzielenia naszemu
departamentowi konsultacji w zakresie ochrony zabytkw?
Gdy tylko znalelimy si na zewntrz, przeprosiem pann Kruger i wjechaem
schodami na grny pokad terminalu. Niestety, Batury ju nie byo. Obszedem ca hal
odlotw i nic. Zajrzaem nawet do toalety. Batura wsik jak kamfora.
Wrciem do panny Kruger.
- Czy co si stao? - zapytaa mruc chytrze oczka.
- Nie, nic takiego - odpowiedziaem na odczepnego. - Wydawao mi si, e w tumie
zauwayem znajomego. Ale to chyba nie by on.
Nagle wyrs przed nami wysoki, mody mczyzna o gronym obliczu, w czapce
baseballowej na gowie, ktrego w pierwszej chwili wziem za zodzieja, ale prawda bya
inna.
- Moe podwie? - zapyta nieco obcesowo.
- Mamy wasny transport - wyjaniem.
Otworzylimy parasolki i poszlimy szybko na parking.
Niemka bya niezmiernie zaskoczona faktem, e nasz departament dysponuje nowym
modelem jeepa.
- Nie wiedziaam, e jestecie tacy bogaci - rzeka z udan obojtnoci, ogldajc
jednoczenie samochd.
- To dar od naszych rodakw mieszkajcych w Stanach Zjednoczonych. Ale ma pani
racj. Jestemy biedni, zarabiamy dziesi razy mniej od was, ale za to mamy sukcesy w
ciganiu zodziei dzie sztuki.
- Czyby? - jej usta wykrzywi grymas powtpiewania. - Do tego bardziej przydaje si
wiedza ni szybkie samochody.
Nie skomentowaem ostatniej uwagi. Najwyraniej Niemka braa nas za ubogich
krewnych, ktrym podarowano, niczym gwiazdk z nieba, drogi samochd.
Jadc ulic wirki i Wigury zapytaem gocia:
- Czy zawie pani do hotelu?
- Jest dziewita pitnacie. Jedziemy do ministerstwa. Do pracy.
- A moe zarezerwowa na wieczr bilety do opery albo na balet?
- Przykro mi - bkna. - Pjd raczej wczeniej spa.
Dziwna bya ta panna Kruger.
Nagle zaniemwiem. Kobieta natychmiast wyczua zmian mojego nastroju i
popatrzya na mnie z zainteresowaniem.
- Czy znowu co si stao?
- Kto za nami jedzie - odparem. - Prosz si nie odwraca!
- Te co - achna si. - Za kogo mnie pan uwaa? W kocu jestem kim w rodzaju
detektywa.
Nie zwaaem na jej sowa. Moja uwaga bya teraz skoncentrowana na jadcym za
nami czerwonym audi. Za kierownic samochodu siedziaa kobieta w okularach. Niestety, w
strugach deszczu nie sposb byo zobaczy dokadnie jej twarzy. Zdaje si, e miaa
kasztanowe wosy.
Dodaem gazu, aby sprawdzi, jak zareaguje na ten manewr. Tak jak si
spodziewaem, kobieta rwnie przypieszya.
- Kto prowadzi samochd? - spytaa panna Gerda.
- Kobieta - odpowiedziaem i raptownie skrciem w prawo, w Alej Lotnikw, a
jeepem niebezpiecznie zarzucio.
Zapiszczay opony audi i po chwili samochd znowu jecha za nami rozbryzgujc na
boki kaue wody.
Na szczcie nie byo korkw, wic szybko dojechalimy na Krakowskie
Przedmiecie. Audi jechao cay czas za nami, ale kiedy wjedaem w bram ministerstwa
samochd pojecha dalej w kierunku Miodowej.
- Kto to mg by? - zapytaa panna Kruger.
- Nie wiem.
Dziwne rzeczy zaczy si dzia, odkd przyleciaa do Polski panna Kruger. Nie
potrafiem wyjani obecnoci Batury na lotnisku ani faktu ledzenia nas przez nieznajom w
audi. Wiedziaem, e kiedy pojawia si Batura - kopoty wisz w powietrzu. Zdecydowaem
si poinformowa Niemk o moich refleksjach.
- Musieli dowiedzie si o moim przylocie i wpadli w popoch - stwierdzia z dum. -
Pewnie syszeli o najnowszych metodach cigania zodziei dzie sztuki i sukcesach, jakie
odniosam na tym polu w Niemczech.
Gerda Kruger albo lubia si chwali, albo uwaaa nas za naiwniakw.
Weszlimy do sekretariatu naszego departamentu.
Przedstawiem Niemce Monik oraz pokazaem skromne pomieszczenia. Zaprosiem
do gabinetu szefa i zaproponowaem kieliszek koniaku. Odmwia z niesmakiem, z torby
wyja laptopa z eleganckiego skrzanego futerau i podczya go do kontaktu.
Po chwili wesza Monika, nieco speszona obecnoci niezwykej kobiety, i poprosia
mnie na chwil.
- Dzwoni szef - powiedziaa wrczajc suchawk.
Odebraem telefon.
- Jak zdrowie? - zapytaem szeptem pana Tomasza.
- Fatalnie - odpowiedzia i jak na zawoanie kichn. - A jak tam sprawuje si nasz
go?
- Wspaniale! - zadrwiem obserwujc jednoczenie pann Kruger przez szpar w
drzwiach. - Siedzi wanie na paskim fotelu. Ale nie chciabym, aby ta blondynka zaja to
miejsce zbyt dugo.
- To a tak le? - wystraszy si.
- Co mi si widzi, e zachorowa pan na pann Kruger.
- Spokojnie, Pawle - westchn szef. - Spokojnie. Po pierwsze, przyjazd tej pani nie
zalea ode mnie. To rutynowe dziaania w ramach midzynarodowych umw o zwalczaniu
przestpczoci na rynku dzie sztuki. Jak wiesz, Polska naley do czowki krajw
europejskich, jeli chodzi o kradziee...
- Ale pytaem o nasz dam, szefie.
- No c... rozmawiaem z ni przez telefon dwa razy i... nie przypadlimy sobie do
gustu.
To by cay pan Tomasz! Mia sabo do blondynek, ktre lubiy gotowa i zdaway
si sodsze ni mid. Nie znosi za to kobiet apodyktycznych, wszelkich bizneswoman i tak
zwanych niewiast wyzwolonych.
- Czyby by pan uprzedzony do kobiet, ktre wiedz, czego chc od ycia? -
zaartowaem.
- Obawiam si, e wanie kobiety pokroju panny Kruger tego nie wiedz - rzek
powanie. - Ten brak nadrabiaj pozorn odwag i bezwzgldnym traktowaniem mczyzn.
- Wie pan co? Najlepiej niech pan jej sam o tym powie. Niedugo i tak pan musi
przyj do pracy. No chyba, e odwiedzimy pana w jego kawalerce...
- Absolutnie si nie zgadzam! - wrzasn pan Tomasz. - Zakazuj nawet o tym myle.
- artowaem, szefie - wszedem mu w sowo. - Ale teraz prosz sucha uwanie.
Tym razem nie artuj. Na lotnisku widziaem Batur, a w drodze do ministerstwa ledzia
nas nieznajoma w audi.
Przez chwil na linii zapanowaa cisza.
- No tak - szef znowu westchn. - To zmienia posta rzeczy. Wpadn do biura jutro.
Ju miaem go pozdrowi i odoy suchawk, gdy szef zada mi jeszcze jedno
pytanie:
- Czy ona jest naprawd taka straszna?
Rozbawiony wrciem do gabinetu szefa. Panna Kruger nawet na mnie nie spojrzaa,
tak bardzo bya zajta przegldaniem zawartoci komputera.
- Pozdrowienia od pana Tomasza.
- Ach tak - mrukna jakby wcale nie usyszaa, co powiedziaem. Ale myliem si. -
Paski szef to czowiek raczej ju niemody, prawda?
- Do czego pani zmierza? - zdenerwowaem si i spojrzaem na ni uwanie. Zza
grubych szkie gniewnie zerkay na mnie adne bkitne oczy.
- Przydaaby si wam maa reorganizacja - owiadczya subowym tonem.
- Wanie lada dzie maj podczy nas do sieci internetowej.
- Rozumiem. Ale powinnicie powikszy kadr, ale przede wszystkim musicie j
odmodzi. To rwnie dotyczy pionu kierowniczego.
- Pan Tomasz jest dobry w tym, co robi - wyraziem swoje zdanie. - Jest najlepszy.
Czy wie pani, ilu zodziei poszo za kratki dziki Panu Samochodzikowi?
- Przepraszam, dziki komu? - zdziwia si, marszczc brzydko czoo.
- To pseudonim pana Tomasza.
- Pan Samochodzik? - z wraenia a zdja okulary, aby przyjrze mi si lepiej. - Co
mi si wydaje, e jest ju za stary na robot w terenie. Syszaam, e ludzie dziecinniej na
staro. Ale dlaczego nazywa si tak miesznie?
- Mia kiedy bardzo dziwny, stary pojazd...
- Na jego podobiestwo?
- ...ktry by szybszy od niejednego sportowego samochodu i potrafi pywa po
wodzie.
- Ale jednak zamieni go na nowszy, modszy model - zauwaya z wielk
satysfakcj. - Woli jeepa ni starego rzcha.
- Przede wszystkim Pan Samochodzik uywa do pracy gowy.
- Rozumiem, rozumiem - powtarzaa panna Kruger, ale wida byo, e moje
zapewnienia o niezwykoci szefa nie przekonay jej. - Wielka to jednak zaleta wiedzie, w
ktrym momencie odej.
Wziem gboki oddech i powoli wypuszczaem powietrze przez nos. Tylko to mnie
mogo uspokoi.
- Pan Tomasz przyjdzie tutaj jutro, wic bdzie moga mu pani przedstawi swoj
wizj reorganizacji naszego departamentu - rzekem.
- To wietnie! - ucieszya si i podesza bliej mnie podsuwajc pod nos ekran laptopa.
- Niech pan przeczyta list cennych rkopisw, autografw albo dokumentw znajdujcych
si w muzeach bd bibliotekach polskich. Jeszcze si znajdujcych. By moe wsadzilicie
za kratki wielu zodziei i przemytnikw, ale z danych statystycznych wynika, e kradziey z
roku na rok jest coraz wicej.
Wziem od niej laptopa i spojrzaem na wykaz przygotowany przez Niemk.
Znajdoway si tam midzy innymi:
1. Regest najstarszego polskiego dokumentu Dagome iudex z 990-992 roku
napisany w kancelarii papieskiej (przechowywany w Bibliotece Narodowej w Warszawie).
2. Autograf De revolutionibus... Mikoaja Kopernika (przechowywany w Bibliotece
Uniwersytetu Jagielloskiego w Krakowie).
3. Akt unii lubelskiej z 1569 roku (znajduje si w Archiwum Gwnym Akt Dawnych
w Warszawie).
4. XIV-wieczna kopia kroniki Galla Anonima (przechowywana w Bibliotece
Narodowej w Warszawie).
5. XV-wieczna kopia kroniki Galla Anonima (przechowywana w Bibliotece
Czartoryskich w Krakowie).
6. Autografy Pana Tadeusza i Konrada Wallenroda (przechowywane w zbiorach
Biblioteki Zakadu Narodowego imienia Ossoliskich we Wrocawiu).
7. Rkopis Konrada Wallenroda (w zbiorach Muzeum Literatury w Warszawie)
8. Bulla papiea Innocentego II z 1136 roku (przechowywana w Archiwum
Archidiecezjalnym w Gnienie).
9. Traktat toruski z 19 padziernika 1466 roku (przechowywany w AGAD).
Lista bya duga, ale przecie jeszcze niepena.
- Chciaabym, aby uzupeni pan t list - odezwaa si Niemka, jakby czytajc w
moich mylach.
- Sugeruje pani, e Arsen Lupin zamierza ukra ktr z tych pozycji? - zapytaem
podstpnie pragnc dowiedzie si, czy wie co na temat wamywacza.
- Nie jestem nim, wic nie wiem - odpara. - Ale niektre z tych pozycji zostan
pokazane w przyszym roku na wystawie Tysiclecie Ksiki w Bibliotece Narodowej w
Warszawie wraz z niemieckimi zbiorami. To w sam raz co dla Lupina.
- Ach, wic syszaa pani o Arsenie Lupinie! - krzyknem triumfalnie i zmruyem
chytrze oczy.
- Naturalnie - odrzeka nie speszona, wyjmujc jak kopert. - Ukrad nie tylko
starodruk z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, ale take redniowieczny podrcznik
gramatyki Donatusa z Biblioteki Gdaskiej PAN. Zreszt dostaam od niego licik.
Niemka wrczya mi identyczn wizytwk, jak przesaa panu Tomaszowi dyrekcja
Biblioteki Gdaskiej Polskiej Akademii Nauk. Pod pseudonimem wamywacza widnia ten
sam dopisek: Adres kontaktowy: dyrektor Departamentu Ochrony Zabytkw przy
Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie. I tak samo jak tamta bya wycita z
oryginalnego dziea. Nie ulegao wtpliwoci, e by to jaki znak od Arsena Lupina albo
najzwyczajniej w wiecie zodziej w chepi si swoj zuchwaoci.
- Skontaktowaam si zatem z bibliotek w Gdasku, a potem z paskim przeoonym
- wyjania. - Tym sposobem dowiedziaam si, e on rwnie otrzyma podobn wizytwk.
Zbadaam j. To rzeczywicie pitnastowieczny papier. Natychmiast poprosiam wic moich
zwierzchnikw o pozwolenie na subowy wyjazd do Polski. Tym bardziej, e ostatnio do
domw aukcyjnych w naszym kraju trafiy skradzione z polskich bibliotek rkopisy
stanowice dla kultury niemieckiej ogromn warto.
- Powinnicie by szczliwi, e wpywaj one do waszego kraju - zauwayem
cierpko.
- Arsena Lupina naley bezwzgldnie uj - rzeka bez urazy. - Co si stanie, jeli
zacznie okrada niemieckie biblioteki?
To o to jej chodzio. Arsen Lupin mg stanowi zagroenie dla niemieckiej kultury.
Zatem Niemka nie przyjechaa nam pomc, a dziaaa jedynie w interesie swojego kraju. No
c, Niemcy zawsze potrafili dba o narodowy interes. By moe naleao bra z nich
przykad.
Opowiedziaem jej o licie dyrektora Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego pana
Antoniego W. do szefa.
- Tak, paski szef wspomina o tym - mrukna. - To niepowetowana strata dla naszej
kultury. Przepraszam - poprawia si - dla wsplnej kultury naszych narodw. Kto wie, co
Lupin zamierza ukra tym razem?
Wzruszyem ramionami.
- Nie moemy niczego powiedzie o jego zamiarach. Moe poprzestanie tylko na tych
wamaniach?
- Nie poprzestanie! - rzeka z naciskiem. - Ten Arsen Lupin jest tak zwanym
zodziejem seryjnym. Zostawia wizytwki, bo chce podkreli swoj warto. To nie jest
zwyky zodziejaszek. Kto wie, moe to nawet artysta? I ten pseudonim! To nie pasuje do
zwykego zodziejaszka. Taki nazwaby si Zota Rczka albo Srebrny Wytrych. Ale nasz
wamywacz ma gust i potrafi przenika mury! Dlatego z najwiksz radoci podejmuj
rzucon przez niego rkawic.
- Nadal nie widz podstaw do stwierdzenia, e zodziej ma metod - mruknem. - By
moe to zwyky dowcipni? Chocia nie brak mu tupetu i umiejtnoci. Nie syszaem
jeszcze, aby kto wamywa si do skarbcw albo bibliotecznych magazynw. I nie wiem, czy
nie powinna si tym zaj wycznie policja.
Panna Kruger ypna na mnie zimnym bkitem swoich oczu i signa po papiery z
torby. Umiechna si pod nosem i zacza je przeglda.
- Czytaam wasze dossier - odezwaa si wreszcie. - Pan Tomasz skoczy histori
sztuki adnych par lat temu, pan za zanim wybra podobny kierunek studiw, suy w
czerwonych beretach.
- I co z tego? - obruszyem si.
- To za mao - spojrzaa mi w oczy. - W przeciwiestwie do was ukoczyam studia
interdyscyplinarne: historia, psychologia, kryminalistyka, filozofia, zarzdzanie, prawo oraz
ekonomia. Napisaam dziesitki prac z psychologii dotyczcych seryjnych wamywaczy i
mwi panu, e Arsen Lupin pasuje do wizerunku mojego wamywacza.
Uniosem gow do gry i spojrzaem na sufit. Zrozumiaem, dlaczego pan Tomasz
wola wylegiwa si w ku ni przebywa z pann Kruger.
Raptem do gabinetu wesza Monika.
Od razu wyczuem, e co si stao. Bya podniecona i miaa rozbiegany wzrok.
- Panie Pawle! - zawoaa od progu. - Telefon.
Przeprosiem pann Kruger i udaem si do sekretariatu.
Znowu dzwoni szef.
- Przypatrz si dobrze naszemu gociowi i powiedz mi, jakiego koloru ma wosy? -
ciszy gos jakby w obawie, e kto moe go usysze. - Czy jest blondynk?
- I to rasow - zaartowaem. - Spodobaaby si panu.
- Znasz plany naszego gocia na dzisiejszy wieczr? - pan Tomasz nie zareagowa na
moj uwag. - No wiesz, czy wybiera si do filharmonii albo na spacer po Starwce?
- Stanowczo owiadczya, e po pracy zamierza i spa.
- No tak - wymamrota jakby obawia si najgorszego. - Dziwne... Nie spuszczaj jej z
oka, Pawle. Zrb to dyskretnie i skutecznie.
Zaniepokoi mnie ton szefa. Znaem go na tyle dobrze, aby rozrni zwyke
dziwactwo od zagroenia.
W tym czasie panna Kruger wpatrzona w ekran komputera stukaa palcami w
klawiatur. Delikatnie przymknem drzwi.
- Prosz o wyjanienia - rzekem. - Co si stao?
- Po prostu zrb to, o co ci prosz: nie spuszczaj jej z oka.
Szef zakoczy rozmow, a ja zaniepokojony jego telefonem uchyliem drzwi, aby
lepiej przyjrze si kobiecie.
Niemka wyczua co i szybko przeniosa wzrok z ekranu laptopa na mnie. Przyapaa
mnie na podpatrywaniu przez szpar w drzwiach. Umiechnem si do niej kwano, na co
odpowiedziaa w podobny sposb.
To byo okropne popoudnie. Musiaem wykona mnstwo telefonw do wyszych
urzdnikw w ministerstwie oraz do policji o pozwolenie na prowadzenie ledztwa w sprawie
kradziey starodrukw. Poza tym przez trzy godziny moje uszy naraone byy na uwagi
Niemki dotyczce zej organizacji pracy naszego departamentu. Na koniec dnia uzgodnilimy,
e nazajutrz rano odwiedzimy Bibliotek Uniwersytetu Warszawskiego, a potem pojedziemy
do Gdaska.
Z wielk ulg odebraem propozycj obiadu. Niemka zachowaa si adnie i obiad w
restauracji na Starwce zjedlimy na jej rachunek. Potem zawiozem j do Holiday Inn.
Kiedy znika w oszklonych, wejciowych drzwiach hotelowych odjechaem
popiesznie i okrywszy hotel od strony ulicy witokrzyskiej zaparkowaem obok Paacu
Kultury i Nauki na ulicy Emilii Plater. Miaem std niezy widok na wchodzcych i
wychodzcych z hotelu ludzi; co pewien czas przykadaem do oczu lornetk, aby lepiej si
przyjrze kadej kobiecie przypominajcej Gerd Kruger. W strugach padajcego nieustannie
deszczu mgbym atwo j przeoczy.
To byo nudne zajcie i po trzech godzinach bezskutecznej obserwacji chciaem nawet
odjecha, ignorujc tym samym zalecenia szefa.
Byo kilkanacie minut po dziewitnastej, gdy zauwayem pann Gerd przemykajc
popiesznie przez ulic pod oson duego, czarnego parasola. Ubrana bya w elegancki
paszcz, spod ktrego wystawaa duga, wieczorowa suknia. Sza w szpilkach, stawiajc
szybkie, drobne kroczki. Mina jeepa dosownie o kilka metrw, a nastpnie przesza obok
Sali Kongresowej. W duchu zganiem si za nieostrono i nieuwag. Po prostu przegapiem
moment wyjcia kobiety z hotelu. Co by si stao, gdyby posza w innym kierunku, na
przykad w stron Dworca Centralnego? Na moje usprawiedliwienie pozostawa fakt, e byo
ju ciemno, a wciekle zacinajcy deszcz dodatkowo utrudnia obserwacj.
Wyskoczyem z Rosynanta i poszedem za ni.
Nie musiaem dugo jej ledzi, gdy panna Kruger udaa si do kasyna mieszczcego
si w Paacu Kultury i Nauki od strony ulicy Marszakowskiej. Troch to byo dziwne, gdy
najbardziej okazae kasyno znajdowao si w hotelu Marriott w Alejach Jerozolimskich.
Tam zazwyczaj pdzili cudzoziemcy pragncy za wszelk cen pomniejszy stan swojego
konta. By moe panna Kruger lubia miejsca bardziej zaciszne?
Wszedem do monstrualnego holu Paacu Kultury i Nauki i mijajc windy, skrciem
w prawo. Zzibnity wpadem do poczekalni kasyna i ostronie postawiem nog na
wypolerowanej pododze holu. Mokry lad, jaki na niej zostawiem, dziwnie kontrastowa z
elegancj tego miejsca. Niemka w tym czasie oddaa w szatni paszcz i w piknej, czarnej
sukni udaa si na sal gier.
Przez szpar w zotej kotarze widziaem ustawiony w centralnym miejscu kasyna st
do ruletki okupowany przez zamonych hazardzistw. Ludzie byli ubrani elegancko, panowa
spokj wzmocniony subtelnie wiatem yrandoli i zapachem dobrych perfum. Miaem
wielkie obawy, czy zostan wpuszczony do rodka w dinsach.
Tak jak si obawiaem, podszed do mnie zaraz czowiek w liberii i lustrujc mnie od
stp do gowy zapyta o cel wizyty.
Zaczem tumaczy, e czekam na przyjaciela.
- Doprawdy? - nie dawa wiary moim wyjanieniom. - Tutaj jest kasyno, a nie klub
studencki.
Ktem oka dostrzegem, e panna Kruger rozmawia z przystojnym mczyzn z
wsikiem w wieku okoo czterdziestu lat. Mia blad cer i byszczce wosy. Nosi idealnie
skrojony, granatowy garnitur i modny krawat. Zdawao mi si, e ju go gdzie widziaem, ale
nie mogem przypomnie sobie, w jakich to byo okolicznociach.
- Zna pan tego gocia? - zapytaem czowieka w liberii, wskazujc gow na
eleganckiego mczyzn rozmawiajcego z Niemk.
- A pan waciwie kim jest? - przybra grony wyraz twarzy. - Prywatny detektyw si
znalaz! Jazda mi std!
Nie do, e skandal wisia w powietrzu, to jeszcze panna Kruger i nieznajomy
postanowili opuci sal.
Czowiek w liberii zacz mnie popycha ku drzwiom wyjciowym, wykrzykujc pod
moim adresem niezbyt pochlebne epitety.
Wtedy zderzylimy si z wychodzcym z toalety starszym panem z brdk.
- Prosz mi rozmieni dwiecie zotych - rzek agodnym tonem do czowieka w
liberii.
- Ja? - zdumia si tamten.
- Mog by cztery pidziesitki? - zaproponowaem i signem do kieszeni,
chowajc si jednoczenie za starszym panem przed wzrokiem Niemki.
- Czemu nie - odpar staruszek nerwowo zaginajc rg banknotu.
Czowiek w liberii poczerwienia ze zoci, ale nie odzywa si. W tym czasie panna
Kruger i elegancki mczyzna minli nas, ale na szczcie kobieta pochonita rozmow nie
zauwaya mnie.
Wrczyem staruszkowi banknoty i z ulg przyjem widok ubierajcej si w szatni
pary.
- Czy gra pan w ruletk? - spyta nieoczekiwanie staruszek wbijajc w moj pier
koniec swojej eleganckiej laski. - A moe woli pan pokera?
- Nie gram na pienidze - palnem bez zastanowienia.
- Ten pan musi opuci kasyno - zawarcza czowiek w liberii. - I to zaraz!
Ktem oka widziaem wychodzcych z kasyna Niemk oraz mczyzn z wsikiem.
- Pan zdaje si nie lubi hazardu? - dopytywa si starszy pan, przygldajc mi si
uwanie. By sympatycznym osobnikiem, ktry wida na staro postanowi przepuci cay
swj majtek. Wzi jeden z banknotw, ktre mu daem i obejrza uwanie pod wiato dla
sprawdzenia jego autentycznoci. A potem zacz nerwowo zagina jeden z jego rogw.
- Zaley, co pan rozumie przez hazard - odparem patrzc mu prosto w oczy.
Staruszek wzruszy ramionami i nic nie powiedzia. Znik za kotar, ja za wybiegem
na rozlegy hol, a z niego na zewntrz.
Niestety, nigdzie nie mogem dostrzec panny Kruger. Nie moga w tak krtkim czasie
doj do Holiday Inn znajdujcego si dwiecie pidziesit metrw od strony ulicy Emilii
Plater. Wniosek by jeden - musiaa odjecha z nieznajomym mczyzn samochodem.
Zrezygnowany pojechaem na Ursynw. Nie zadzwoniem do pana Tomasza w obawie
przed zbudzeniem go.
Nastpnego dnia wstaem o wp do sidmej. Zjadem jajecznic, wpatrujc si
podczas posiku w szary i zazawiony wiat za oknem. O smej byem ju w departamencie.
To co zobaczyem wstrzsno mn dogbnie. Przed drzwiami staa zdenerwowana panna
Kruger, ktra prbowaa otworzy kopniakami i parasolk obite skr drzwi. Brakowao
tylko, aby zacza okada drzwi piciami i krzycze w stylu Freda Flinestonea ja ba da ba
du!.
- Zamknite - zawoaem na dzie dobry.
- Od piciu minut rozpocz si nowy dzie pracy - warkna
I pukna palcem w zegarek.
- Pewnie Monika utkna w korku - zaczem tumaczy, majc na wzgldzie
niemieck punktualno i solidno.
- Pan te si spni - wypomniaa mi. - Co za historia! I gdzie jest paski szef?
Zaniemg w windzie, a moe zabrao go pogotowie?
Otworzyem drzwi swoim kluczem, gdy w gbi korytarza dostrzegem biegnc ile si
Monik. Domylia si powodu zamieszania, wic prbowaa nadrobi to intensywnym
stukotem obcasw o posadzk. Zacza przeprasza, ale panna Kruger wpada do rodka za
na cay wiat. Nie przywyka wida do spnie i braku dyscypliny. Skd moga wiedzie, jak
pracuje nasz departament? Gdyby tylko si dowiedziaa, e mieszkajcy niemal po ssiedzku
pan Tomasz spnia si notorycznie...
Zaparzyem kawy i ze zniecierpliwieniem oczekiwalimy przybycia szefa. Oczywicie
ani sowem nie zdradziem si, e wiem o wieczornej wizycie Niemki w kasynie i spotkaniu z
tajemniczym mczyzn z wsikiem. Szef si nie myli co do panny Kruger, ale zupenie nie
mogem poj, o co w tym wszystkim chodzio.
Upyway minuty, a pan Tomasz si nie zjawia. Zastanawiaem si nad jego
nieobecnoci, gdy w tym czasie Niemka bbnia nieznonie palcami o blat biurka.
Dochodzia dziewita i w tej wanie chwili powinnimy pojecha do Biblioteki Uniwersytetu
Warszawskiego, a potem wyruszy w podr do Gdaska. Zdenerwowany wykonaem kolejny
telefon, ale szefa nie byo w domu.
Ledwo odoyem suchawk, gdy rozleg si terkot telefonu. Nie czekaem na Monik
i sam odebraem.
Dzwonia policja.
- Czy niejaki Tomasz N.N. jest zatrudniony w Departamencie Ochrony Zabytkw
Ministerstwa Kultury i Sztuki na stanowisku dyrektora? - usyszaem mski gos.
- Owszem - przytaknem zdenerwowany. Nawet panna Kruger przestaa bbni
palcami i popatrzya na mnie z uwag. - Ale co si stao?
- Jeli osobnik ten naprawd zajmuje si ochron zabytkw, to jak pan wyjani fakt, e
dzisiaj z samego rana prbowa ukra z Biblioteki Narodowej egzemplarz starodruku De
sacramentis z 1486 roku?
ROZDZIA DRUGI
KIM JEST NIEMKA? PECHOWY WTOREK KUZYN ANATOL I
SPADEK CO TO JEST BIOPSIK? W BIBLIOTECE NARODOWEJ
ZOSTAJ ZODZIEJEM PIERWSZE STARCIE Z PANN KRUGER
W KOMENDZIE POLICJI NIEOCZEKIWANY WYWIAD
KOMPUTERYZACJA WIZYTA W BIBLIOTECE UNIWERSYTETU
WARSZAWSKIEGO JAK ARSEN LUPIN WYNIS BIBLI?
KILKA SW O SYSTEMACH ALARMOWYCH DZIEWUCH
Ton gosu Pawa zdradza niepokj. Na wiadomo o pojawieniu si na lotnisku
Batury i tajemniczej kobiety w audi poczuem, e znowu stanem twarz twarz z prawdziw
przygod.
Spokoju nie dawaa mi take osoba naszego gocia z Niemiec, panny Kruger.
Owszem, rozmawiaem z ni telefonicznie dwa razy, a jej przyjazd do Warszawy by
oficjalnie potwierdzony przez niemieckie ministerstwo, ale dla witego spokoju
postanowiem sprawdzi tosamo agentki.
Nie namylajc si zadzwoniem do Hamburga i poczyem si z tamtejszym
Departamentem ds. Kradziey Dzie Sztuki. Dowiedziaem si, e panna Kruger odleciaa
dzisiaj do Warszawy, a przynajmniej w pitek odebraa bilety lotnicze w swoim ministerstwie.
- Nie spotkalicie si na lotnisku? - usyszaem zdziwiony gos urzdniczki. - Moe
minlicie si?
- Moliwe - rzuciem do suchawki. - Ale przecie bym j rozpozna. To blondynka,
prawda?
- Gerda Kruger? - znowu zdziwia si. - Wrcz przeciwnie! Brunetka.
Ze zdziwienia zastygem na chwil z przystawion do ucha suchawk. Pawe
twierdzi, e nasza Gerda Kruger, ktra przyleciaa dzisiaj rano bya blondynk.
Dowiedziaem si, e niemiecki departament nic nie wie o tym, aby panna Kruger
znaa jzyk polski. O ile mi wiadomo, takie rzeczy wpisuje si przecie do odpowiednich
formularzy.
Podzikowaem za informacje i rozczyem si.
Czybymy mieli w departamencie szpiega? Wydawao si to bez sensu. Jeli ta
kobieta, siedzca teraz za moim biurkiem bya faszyw urzdniczk niemieckiego
Departamentu ds. Kradziey Dzie Sztuki, to przecie w kadej chwili musiaa si liczy z
pojawieniem autentycznej panny Kruger. I dlaczego nie zaoya peruki, aby lepiej odegra
rol prawdziwej agentki? Ale czy byo to konieczne? Kt bowiem fatygowaby si dzwoni
do Hamburga w celu sprawdzenia tosamoci kobiety.
Prawdziwa panna Kruger zostaa pewnie uprowadzona - pomylaem i natychmiast
zadzwoniem do Pawa, aby wyda mu stosowne polecenia dotyczce osoby faszywej
Niemki.
Po telefonie uspokoiem si nieco i zayem lekarstwa. Zasnem ukojony stukotem
kropel deszczu o szyby.
Wstaem skoro wit.
To by pechowy dzie. Podobnie zreszt jak cay poprzedni tydzie.
Pragn wyjani, e nieprawd byo, i upozorowaem chorob, by jak najdalej uciec
od departamentu i znoszenia kaprysw panny Kruger - specjalnego agenta zajmujcego si
sprawami kradziey dzie sztuki w Niemczech. Owszem, towarzystwo tej damy napawao
mnie lkiem, szczeglnie po telefonicznych rozmowach w pitek, kiedy to kobieta za wszelk
cen pragna udowodni swoj wyszo, ale nie zmieniao to faktu, e faktycznie byem
chory.
Na dodatek jaki konowa zabroni mi palenia papierosw!
Wracajc do wtorkowego poranka...
Wstaem lew nog. Potem przewrciem lampk z nocnej szafki, a w azience
sparzyem sobie wrztkiem rk. Nie koniec na tym. Po zapaleniu papierosa dostaem takiego
ataku kaszlu, e oczy niemal wyszy mi z orbit. I jak na zo zabrako kawy! Tego byo ju za
wiele. Wcieky na cay wiat zaoyem paszcz, wziem parasol i wyszedem na ulic. Zaraz
po wyjciu z bramy kamieniczki ochlapa mnie przejedajcy samochd. Ju miaem zamiar
wrci do domu i nie wychodzi z niego przez tydzie, kiedy przemona ch ujcia Arsena
Lupina zwyciya.
Uzmysowiem sobie, e lada dzie moe przecie ukra kolejny starodruk albo
manuskrypt. Powanie zaniepokoiy mnie doniesienia o wzrastajcej z miesica na miesic
liczbie kradziey starodrukw z naszych bibliotek. To byo wprost niewiarygodne, e znikay
one jak za dotkniciem czarodziejskiej rdki, by potem pojawi si w domach aukcyjnych
w Niemczech albo Anglii. To by alarm dla naszej kultury i prawdziwe wyzwanie dla naszego
departamentu. Jeszcze nigdy nie stalimy w obliczu prawdziwego zagroenia interesw
naszego pastwa. To byo gorsze od klski ywioowej. Kradziee skarbw narodowej kultury
traktowaem bowiem jak zamach na nasz pastwowo, na narodow wiadomo i
tosamo. To co nie udao si w czasie drugiej wojny wiatowej hitlerowskim Niemcom i
ZSRR, a wczeniej jeszcze w okresie zaborw carskiej Rosji, teraz dopeniao si niemal na
naszych oczach.
Z niechci spogldaem na szar warszawsk rzeczywisto, na lejce si z nieba
strugi deszczu i przemoknitych mieszkacw stolicy. C, praca detektywa czsto wymagaa
specjalnych wyrzecze.
Przed otwarciem biura odwiedziem czytelni Zbiorw Specjalnych Biblioteki
Narodowej mieszczc si na placu Krasiskiego. Jako pracownik Ministerstwa Kultury i
Sztuki byem uprawniony do korzystania ze zbiorw specjalnych bez specjalnego zezwolenia.
Ale zaraz! Zdaje si, e czego nie wyjaniem. Czy nie zaintrygowa ci, Drogi
Czytelniku, dziwny zegarek, na ktry zbyt czsto spogldaem podczas niedzielnej wizyty
lekarza w mojej kawalerce? Pamitacie ten moment, w ktrym niczym jasnowidz odgadem,
co lekarz trzyma w wewntrznej kieszeni marynarki? Od razu pragn wyjani, e nie jestem
adnym jasnowidzem! To bya sprawka biopsika!
Ale po kolei. Nie wszyscy wiedz, e wujek Gromio, ten sam, ktry skonstruowa
nieodaowany wehiku z silnikiem ferrari 410, mia syna Anatola, z ktrym nie utrzymywa
bliszych kontaktw. Nie wiedziaem o tym a do dnia, w ktrym odwiedzi mnie notariusz z
Niemiec dziaajcy zgodnie z wol zmarego niedawno Anatola Gromiy z Wuppertalu,
wynalazcy z zamiowania. w notariusz wrczy mi ma walizeczk stanowic
niecodzienny spadek. W jej wntrzu nie znalazem pienidzy, cennej biuterii czy innych
pamitek po zmarym, a jedynie dziwny zegarek oraz kilkadziesit stron zapisanego
nieczytelnym pismem zeszytu, w ktrym wynalazca objania istot dziaania niezwykego
urzdzenia. Urzdzenia nigdzie nie opatentowanego. By to piciocentymetrowej rednicy
szary kapsel z kilkoma rnokolorowymi guziczkami wmontowanymi w jego obudow,
emitujcy i odbierajcy rnego rodzaju fale. Elektroniczny wywietlacz zastpowa tarcz
zegarka, a wewntrz kapsla znajdowaa si maa bateria z zapasem energii na trzy minuty.
W jego obudowie tkwi specjalny czujnik odbierajcy emitowane przez czowieka fale
magnetyczne. T funkcj uruchamiao si zielonym guziczkiem, by po chwili na tarczy
zegarka wywietliy si liczby charakteryzujce napicie nerwowe czowieka znajdujcego si
w zasigu dziaania aparatu. Jak wiemy, czowiek wytwarza wok siebie specyficzne pole
magnetyczne, zmieniajce si w zalenoci od dziaania wielu czynnikw. Jednym z nich jest
stres. Z tego co zrozumiaem, kuzyn Anatol wymyli dziesiciopunktow skal nazywajc j
gromostresem. I tak, dziesi gromw charakteryzowao najsilniejsze pole magnetyczne
wytwarzane przez organizm czowieka bdcego w szoku. Bez zastanowienia nazwaem to
urzdzenie biopsikiem, bo wizao si przecie z biologi czowieka i sympatycznie
brzmiao.
Na tym jednak nie koczya si jego niezwyko. Nacinicie czerwonego guziczka
powodowao wysanie w dowolnym kierunku wizki wysokiej czstotliwoci dwikw,
zwanych ultradwikami. Jak wiemy, fale powyej szesnastu kilohercw byy dla ludzi
niesyszalne, a powyej trzystu kilohercw mogy nawet stanowi zagroenie dla naszego
zdrowia. Ultradwiki wykorzystywano w diagnostyce medycznej, powszechnie stosowano je
take do odstraszania gryzoni. Jednak kuzyn Anatol zapragn skonstruowa podobne
urzdzenie w odniesieniu do ludzi. Emitujc ultradwiki o wyszej czstotliwoci, mona
byo nawet obezwadni czowieka. Wystarczyo tylko nacisn czerwony guziczek,
wysuwajc jak najdalej od siebie rk. Daleki byem jednak od stosowania tak haniebnych
eksperymentw i przyrzekem sobie uywa tej funkcji biopsika tylko w wyjtkowych
okolicznociach.
Wreszcie nacinicie niebieskiego guziczka uruchamiao funkcj wykrywania metalu
w promieniu dwch metrw. To dziki biopsikowi mogem wydedukowa, e lekarz trzyma
w kieszeni marynarki pistolet.
Teraz ju wiesz, Drogi Czytelniku, jaki to niezwyky zegarek sta si moj wasnoci.
Ale powrmy do mojej wizyty w czytelni Zbiorw Specjalnych Biblioteki Narodowej
w Warszawie.
Po wypenieniu formularza w sali na pierwszym pitrze Paacu Rzeczypospolitej
zostaem poproszony o wejcie do czytelni, w ktrej znajdowao si kilka stow z
przygotowanymi stanowiskami. Oprcz mnie w pomieszczeniu znajdoway si jeszcze dwie
osoby. Przy drzwiach dyurowaa siedzca przy stoliku bibliotekarka.
Lubiem przebywa w bibliotekach. Byo tutaj mio, cicho i ciepo, pachniao starym
drukiem i przeszoci. Ludzie zachowywali si pokornie niczym w kociele, a wielkie oko
Boga zastpowa czujny wzrok bibliotekarek albo obiektyw kamery. Poza tym czuem si w
takich miejscach niczym w dungli myli ludzkiej.
Na moim stanowisku lea ju egzemplarz De sacramentis wydrukowany w 1486
roku w oficynie w Strasburgu. Tylko trzy egzemplarze tego starodruku byy w posiadaniu
polskich bibliotek: oprcz Biblioteki Narodowej miay go jeszcze biblioteki Prowincji OO.
Bernardynw w Krakowie i gnienieskiego Archiwum Archidiecezjalnego.
Od razu pragn wyjani, e nie przyszedem tutaj dla tego zabytku. Tym razem
chciaem po prostu wczu si w rol planujcego kradzie wamywacza, w jego psychik, a
cho nie miaem przygotowanego adnego planu, ta niewinna prba pozwalaa mi lepiej wej
w skr zodzieja. Zapaliem lampk i obejrzaem uwanie ksig, zerkajc dyskretnie co
pewien czas na bibliotekark. Bya czujna.
Take cztery kamery umieszczone w rogach pokoju obserwoway kady mj ruch.
Obraz, ktre rejestroway, by wywietlany na monitorze w pierwszej sali, w ktrej dopenia
si formalnoci (zanim wszedem do czytelni widziaem tam monitor). Zdawao si, e
siedzca przy drzwiach bibliotekarka uwanie obserwowaa kady ruch czytelnikw.
Reagowaa na kade nasze chrzknicie, szelest papieru i ruch. Nigdy przedtem nie
zwracaem na to uwagi, a przecie byem tutaj czstym gociem.
W pewnym momencie nie wytrzymaem i kichnem, a bibliotekarka natychmiast
zgromia mnie wzrokiem. Wycignem chusteczk, burzc doszcztnie wity spokj
panujcy w tym pomieszczeniu. Speszony signem po lup i zaczem oglda lekko
poky papier stronic starodruku.
Kto by pomyla, e ksiga ta bya warta wicej od nowoczesnego samochodu.
Wystarczyo tylko wymyli skuteczny sposb na wyniesienie jej na zewntrz. By moe
wystarczyby faszywy dowd osobisty i podrobiona rekomendacja rektora uczelni albo
dyrektora instytutu. Naleao te wczeniej zaznajomi si z rozkadem pomieszcze w
budynku oraz zwyczajami personelu. Ale czy zodziej nie przygotowywa si miesicami do
skoku?
W pewnym momencie powstao przy stole dyurnej bibliotekarki mae zamieszanie.
Spowodowao to pojawienie si nowego czytelnika i wyjcie z sali jednego z dwch
czytelnikw. Czym prdzej woyem starodruk pod sweter i wawo ruszyem do wyjcia.
Czciowo byem zasonity przez nowo przybyego i szedem za opuszczajcym sal
czytelnikiem, jakbym by jego cieniem. W drugim pomieszczeniu inna bibliotekarka nie
spogldaa akurat na monitor. Odwrcona do nas plecami szperaa w zawieszonej na cianie
pce. Kiedy czytelnik, za ktrym wyszedem, zbliy si do jej stou, szybko skryem si za
rzdem gablot z katalogami w gbi pomieszczenia. Nastpnie okryem je po cichu i
wyszedem na korytarz.
Ju syszaem nawoywania dyurnej bibliotekarki z czytelni, ktra zauwaya moje
zniknicie. Nie namylajc si duej przebiegem krtki odcinek holu i zbiegem schodami w
d. Kasaem przy tym potwornie, gdy choroba wci dawaa o sobie zna.
Na dole drog zagrodzi mi umundurowany stranik, ktry przywita mnie
wycignitym z kabury pistoletem. Nie miaem adnych szans ucieczki. Ale dziki temu
przekonaem si, e nie mona byo w ten naiwny sposb ukra niczego z tych murw. Moe
gdybym dysponowa pistoletem gazowym, daoby si obezwadni stranika i uciec. Mogem
take od biedy uy biopsika, ale przecie Arsen Lupin nie stosowa przemocy. I na pewno
nie krad starodrukw bezporednio z czytelni. Musia mie inny sposb, bardziej sprytny,
przemylany, sowem - perfekcyjny. Jak na Arsena Lupina przystao.
- Zodziej! - oskaray mnie bibliotekarki, ktre zdyy ju zej na d.
Jedna z nich znaa mnie z widzenia, gdy wielokrotnie tutaj przychodziem, wic
zacza mi si uwaniej przyglda.
- Paska twarz wydaje mi si znajoma. Pewnie przychodzi pan tutaj, aby przygotowa
kradzie. To pan jeste ten Arsen Lupin, o ktrym ostatnio gono.
- To nieprawda! - broniem si. - Czy tak postpuje Arsen Lupin? On jest lepiej
przygotowany, bo przecie nikt nie wie, w jaki sposb wynosi z bibliotek ksiki.
Pomimo moich zapewnie, e nie jestem zodziejem, a jedynie tropicym Arsena
Lupina pracownikiem Departamentu Ochrony Zabytkw, wezwano policj.
Ale i ona nie uwierzya moim zapewnieniom. Zaproponowaem zatem, aby
zadzwoniono do departamentu. Dopiero interwencja Pawa poskutkowaa.
I w tych oto dziwnych dla mnie okolicznociach ujrzaem po raz pierwszy pann
Kruger.
Nie tak j sobie wyobraaem. Byem pewny, e ujrz starsz, o przysadzistej budowie
niewiast ze zowrogo zacinitymi ustami, ubran w szary, urzdowy akiet i spdniczk
zachodzc za kolana. Ku mojemu zdziwieniu okazao si, e panna Kruger jest atrakcyjn
blondynk w wieku okoo trzydziestu lat, ubran w dugi, modny paszcz, pod ktrym nosia
mini spdniczk odsaniajc zgrabne nogi. Nie bya oszaamiajcej urody kobiet, tak zwan
klasyczn piknoci, ale po prostu adn, zadban i pewn siebie osob. Niestety, bya te
typem nowoczesnej feministki, ambitnej i z uporem brncej do celu.
Pawe podszed do mnie i na ucho zda mi pobien relacje z wieczornej wizyty
Niemki w kasynie.
Popatrzyem w jej bkitne oczy z autentycznym zainteresowaniem. Przygldaa mi si
uwanie, ale nie traktowaa mnie jak rwnego sobie, nawet nie patrzya na mnie jak na
przeciwnika. W jej oczach dostrzegem co znacznie gorszego: cie politowania.
- Wydawao mi si, e zajmuje si pan ochron zabytkw, a nie ich kradzie - rzeka
niskim gosem, co spowodowao, e natychmiast speszyem si.
- Chciaem upewni si, czy nasze biblioteki s dobrze strzeone - bknem. -
Okazuje si, e posiadaj dobr ochron.
- Po prostu nie dorasta pan do pit Arsenowi Lupinowi - zamiaa si pod nosem. -
Dlatego zosta pan ujty.
Ta uwaga dotkna mnie do ywego. Wbrew zaleceniom lekarza signem po
papierosy.
- To, e ten pan zosta przyapany na gorcym uczynku - uniosa si pani kierownik
czytelni, co w drodze pocieszenia mogem odebra jako obron mojego stanowiska w tej
kwestii - wiadczy o tym, i ksigozbir naszej biblioteki jest dobrze strzeony. By moe ten
Arsen Lupin to jaki cwaniak, ale z Biblioteki Narodowej nic nie ukradnie.
- W Gdasku te tak uwaali - zaskrzeczaa Niemka. - Do czasu.
Nie suchaem dalej tej sprzeczki. Ju po pierwszym zacigniciu si papierosem
poczuem, jak krew odpywa mi z gowy, za puca ciska niewidoczne imado. A potem
nastpi potworny atak kaszlu.
Kiedy wycieraem chusteczk zazawione oczy, podszed do mnie policjant.
- Potwierdzaj pastwo tosamo tego pana? - spyta moich wsppracownikw
wskazujc mnie palcem. - Zabierzemy go na komend, gdzie zoy stosowne zeznania. Potem
go odwieziemy do ministerstwa. Nie wyglda mi na zodzieja. Zamiast do aresztu, powinien
trafi do szpitala.
- Ma pan racj - wtrcia panna Kruger. - Herr Tomasz nie przypomina naszego
wamywacza. Arsen Lupin to nieprzecitny umys. I z pewnoci jest typem supermana.
Nie skomentowaem tej uszczypliwej uwagi. Popatrzyem na ni w milczeniu
zastanawiajc si, kim do licha bya ta kobieta?
Zauwaya mj badawczy wzrok i natychmiast przybraa grony wyraz twarzy.
- Niech pan zgasi tego peta - wykrzywia usta z niesmakiem. - Stary czowiek nie
powinien pali. Poza tym to niezdrowy nag.
- Farbowanie wosw te nie jest zdrowe - odciem si natychmiast, odnotowujc z
satysfakcj fakt, e moje sowa zaskoczyy j kompletnie. Przez chwil wydawao mi si, e
kobieta nie wie, o co mi chodzio. Poczerwieniaa ze zoci i posaa mi pene nienawici
spojrzenie.
Zgasiem w popielniczce tlcy si papieros, umiechnem si tajemniczo i wyszedem
z policjantem na zewntrz.
W komendzie wyjaniem szczegowo motywy swojego wystpku. Telefon z
gabinetu ministra rozwia wszelkie wtpliwoci policji dotyczce mojej osoby. Nasz
departament znany by z niekonwencjonalnych metod dziaania, a poza tym miaem
nieposzlakowan reputacj.
Szczliwie wszystko skoczyo si na pogroeniu palcem.
Ale gdy wychodzilimy z policjantem z Paacu Mostowskich, w ktrym mieci si
Komenda Stoeczna Policji, dopada nas ekipa telewizyjna!
- Czy ujlicie Arsena Lupina? - zacza zadawa pytania moda reporterka w
okularach, ubrana w specjalny przeciwdeszczowy paszcz z kapturem na gowie.
Jeden z czonkw ekipy filmowa nas profesjonaln kamer, drugi podtyka bezczelnie
pod nos olbrzymi mikrofon, a jeszcze inny ochrania pozostaych parasolem.
- Czy to jest Arsen Lupin? - dopytywaa si reporterka patrzc na mnie z wielkim
zainteresowaniem. - Co ukrad tym razem? Kim jest? Wedug naszych informacji to dyrektor
Departamentu Ochrony Zabytkw...
- Nie mamy nic do powiedzenia w tej sprawie - odpowiedzia beznamitnym gosem
policjant. - Ten pan nie jest Arsenem Lupinem. Przepraszamy, ale musimy odjecha.
- Ale nie zaprzecza pan, e jest to dyrektor Departamentu Ochrony Zabytkw? - nie
dawaa za wygran reporterka. - I co si wydarzyo w czytelni Zbiorw Specjalnych Biblioteki
Narodowej?
- Dzikuj pastwu za rozmow - policjant odsun od siebie mikrofon, dajc tym
samym do zrozumienia, e wywiad uwaa za skoczony.
Wtedy to intuicja kazaa mi zabra gos.
- Arsen Lupin nie istnieje - rzekem stanowczo do mikrofonu.
- Co pan wygaduje?!
- To bzdura. art. Dziennikarska plotka.
- Co w takim razie robi w Paacu Mostowskich dyrektor Departamentu Ochrony
Zabytkw?
- Jak sama pani zauwaya, jest to paac - odpowiedziaem. - Zabytek. Wymaga
specjalnej ochrony.
Kichnem.
I zostawiajc osupia z wraenia ekip telewizyjn pod Paacem Mostowskim
pognalimy w strugach deszczu do niebieskiego poloneza.
Po kwadransie byem ju w ministerstwie.
Najpierw udaem si do gabinetu wiceministra, aby wysucha ustnej nagany. Na
koniec tej rutynowej ceremonii poproszono mnie o jak najszybsze rozwizanie sprawy
kradziey starodrukw i yczono szybkiego powrotu do zdrowia.
Wychodzc na korytarz usyszaem jeszcze woanie asystentki ministra:
- To dla pana!
Cofnem si i wziem urzdowe pismo, ktrym wymachiwaa gronie.
- To w sprawie komputeryzacji naszego ministerstwa - wyjania oschle. - Prosz si z
tym zapozna. Jutro podcz wasz departament do sieci. Informatyk o wszystkim was
poinstruuje.
- Kompletnie o tym zapomniaem - mruknem niezadowolony. Niezbyt umiechaa
mi si wizja nowoczesnego biura dysponujcego najnowsz generacj komputerw
pracujcych w sieci. To byo za wiele jak na mnie, starego kawalera i dziwaka, wychowanego
w kulcie wielkiej sztuki minionych wiekw. Owszem, dostrzegaem zalety posiadania
komputerw, ale zachanno, z jak wiat poyka wszelkie nowinki pynce z
informatycznej wylgarni, rosnc komercjalizacj tej dziedziny i nieodwracaln ekspansj
internetowej sieci, ktra zdawaa si zaciska ptl na ludzkich umysach, uwaaem za
zjawisko chore i pozbawione ducha.
Zaszedem do naszego departamentu. Oddaem pannie Monice pismo i zapomniaem o
komputerach. Mj umys by teraz zaprztnity wycznie spraw Arsena Lupina.
Wszedem do swego gabinetu. Pawe z Gerd Kruger lczeli nad przenonym
komputerem i na moje pojawienie si skierowali na mnie wzrok. Musiaem wyglda nietgo,
gdy Niemka popatrzya na mnie ze zmartwieniem, a potem przeniosa spojrzenie na Pawa.
- Herr Tomasz jest tak blady, e z powodzeniem mgby zagra w filmie o duchach -
ironizowaa. - Nie jest w stanie chodzi, niebezpiecznie kaszle i lada chwila nabawi si
zapalenia puc. O tropieniu Arsena Lupina nie ma co marzy.
Jak na zawoanie wycignem chusteczk i wytarem ni nos. Kobieta umiechna
si i z wyszoci, usiada wygodnie w fotelu z nog zaoon na nog.
- Wanie wtajemniczam Herr Pawa w tajniki pracy naszego departamentu, ktry
skada si z dziesiciu osb, wyksztaconych, modych, zdrowych. rednia wieku: trzydzieci
dwa lata! Dysponujemy najnowoczeniejsz baz danych o dzieach sztuki na caym wiecie,
wsppracujemy z Interpolem, a nawet z FBI. W kadej chwili mamy kontakt z
Midzynarodow Uni Antykwariuszy CINOA, zrzeszajc kilkanacie tysicy antykwariuszy
z prawie wszystkich krajw Europy i z USA. Kady z naszych pracownikw zna podrcznik
kryminalistyki na pami, studiuje psychologi, interesuje si informatyk i codziennie wiczy
na siowni.
- Imponujce - zadrwiem i wytarem nos.
- Musicie podda si reorganizacji - mwia dalej. - Zaproponowaam waszemu
ministrowi, aby powikszy kadr departamentu i wzi nasz niemiecki departament za wzr.
- Wanie wracam z gabinetu ministra - uniosem si na wie o nowych
pracownikach. - Bg mi wiadkiem, e nic o tym nie wspomina.
- Moe nie chcia pana zdenerwowa? Jest pan chory i mgby zasabn z wraenia.
Wstaem i oparem si gronie rkami o blat biurka, za ktrym siedziaa Niemka.
- adnych nowych pracownikw - rzekem z naciskiem. - Lada dzie maj podczy
nas do sieci. To wystarczy. Przyjdzie jaki informatyk, dadz nam nowe komputery...
- Komputery to nie wszystko. Trzeba jeszcze umie je obsugiwa - mwic to,
patrzya na mnie wyzywajco. - Zna si pan na komputerach?
- Mamy w samochodzie jeden z podczonym do telefonu komrkowego modemem
internetowym - wtrci si Pawe.
- Pytam Herr Tomasza, czy umie wczy komputer?
C mogem jej powiedzie? Nie znaem si na tych sprawach i ju!
- Komputery s gupsze od kury! - palnem zdenerwowany i z powrotem usiadem na
krzele. - Mam swj wasny komputer. Way niewiele ponad kilogram, ma pojemno 650
cm3 i dysponuje rozleg sieci skadajc si z biliona pocze neuronalnych - to mwic
dotknem wymownie palcem swojej gowy.
Ale nieatwo byo speszy Gerd Kruger.
- Tak, imponujce - pokiwaa gow. - Obawiam si jednak, e zwyczajny pijak spod
budki z piwem dysponuje takim samym sprztem.
- To fakt - dodaem. - Ale nie wydaje mi si, aby umia go waciwie obsugiwa.
Przez chwil wydawao mi si, e moja riposta zaskoczya Niemk.
- A jak z nasz wizyt w bibliotece uniwersyteckiej? - zmienia temat, co uznaem za
pewien sukces w dotychczasowych potyczkach.
- To niedaleko std - powiedziaem. - I prosz ju wicej nie wspomina dzisiaj o
reorganizacji.
Nic nie powiedziaa. Wstaa i podesza do wieszaka po swj paszcz.
Gabinet Starych Drukw Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego mieci si na
Krakowskim Przedmieciu w klasycystycznym Paacu Tyszkiewiczw-Potockich,
naprzeciwko wylotu ulicy Krlewskiej. Z Ministerstwa Kultury i Sztuki zwykle chodzilimy
do czytelni pieszo, ale dzisiaj, z uwagi na padajcy deszcz pojechalimy tam naszym jeepem.
Miaem zawroty gowy, byem osabiony i czuem, e gorczkuj. Odpowiednim dla
mnie miejscem byo teraz ko, ale osoba Gerdy Kruger - a raczej jej pobaliwy stosunek do
mnie - sprawia, e postanowiem odegra rol twardziela.
Weszlimy do biblioteki prosto z ulicy. Przestronny paacowy hol by opustoszay.
Przeszlimy obok doryckich kolumn podpierajcych wysoki sufit i udalimy si do szatni
znajdujcej si po prawej stronie.
Ju po chwili zasiedlimy w czytelni na parterze, liczcej sze stanowisk. Przywita
nas szpakowaty kierownik czytelni, ktry przeprosi za nieobecno dyrektora Antoniego W.,
bawicego na midzynarodowej konferencji bibliotekarzy w Barcelonie.
Zachcony obecnoci atrakcyjnej Niemki mczyzna ujawni swoje krasomwcze
zdolnoci.
- Gabinet Starych Drukw gromadzi publikacje z okresu od XV do XVIII wieku -
zacz opowiada z zapaem kierownik. - Zbiory licz sto trzydzieci tysicy woluminw
ksiek i pi tysicy woluminw czasopism i kalendarzy. Zasb starych drukw jest jedn z
wikszych kolekcji tego typu w Polsce. Jego najcenniejsz cz stanowi druki najstarsze:
sto czterdzieci sze egzemplarzy inkunabuw oraz ponad dwanacie tysicy drukw z XVI
wieku. S tam ksiki obce z okresu od XVI do XVIII wieku. Wrd zgromadzonych
polonikw najliczniejsz i najciekawsz grup stanowi druki z XVIII wieku, zwaszcza
publicystyka i materiay rdowe z okresu panowania krla Stanisawa Augusta...
W tym momencie Niemka nie wytrzymaa.
- Ale my przyszlimy w sprawie kradziey biblii.
- Ach, tak - otrzsn si kierownik czytelni i natychmiast spospnia. - Arsen Lupin!
Alte und Neue Testament w tumaczeniu Marcina Lutera, wydany w Wittenberdze w 1540
roku w oficynie Hansa Luffta. Dziwna to kradzie...
- A czemu to? - zapytaem.
- Ten Arsen Lupin sprawia wraenie osoby metodycznej i konkretnej - odpowiedzia
spokojnie kierownik czytelni. - Ta jego pewno siebie, te wizytwki, brak ladw. Kradnie
zatem z naszych zbiorw wydan po niemiecku bibli, ktr prbuje sprzeda w Sopocie, a
potem w Warszawie. To dziwne. O ile bowiem kradziey dokona w sposb perfekcyjny, to
ju prba sprzeday starodruku wskazuje na nowicjusza. Jakby nie wiedzia, co z tym fantem
zrobi? Prasa spekulowaa, e osobnik prbujcy sprzeda bibli moe by studentem.
Niewykluczone, e naszego uniwersytetu. Opis sprzedajcego starodruk w obu przypadkach
jest podobny: wysoki szatyn z zawizanym z tyu koskim ogonem.
- Ma pan racj - odezwaem si. - To mg by student.
- Albo po prostu Arsen Lupin wynaj jakiego studenta - wtrcia Gerda Kruger. - Nie
jest chyba na tyle gupi, aby ryzykowa pokazanie swojej twarzy. Nie, to nie by Arsen Lupin!
- A moe uy charakteryzacji, abymy myleli, e wamywaczem jest student -
zauway Pawe.
Popatrzylimy na siebie w milczeniu. Kady z nas mg mie racj, ale na tym etapie
ledztwa nic wicej nie bylimy w stanie powiedzie.
- Zbiory starych drukw s udostpniane gwnie pracownikom naukowym oraz
studentom - odezwa si po chwili kierownik czytelni.
- Udostpnianie odbywa si zgodnie z Regulaminem korzystania ze zbiorw
Gabinetu Starych Drukw BUW. Studenci mog korzysta ze starych drukw jedynie na
podstawie zawiadczenia od promotora lub opiekuna naukowego. Niemniej jednak maj atwy
dostp do ksigozbioru w porwnaniu ze zwykym zodziejem z ulicy. By moe Lupin jest
pracownikiem naukowym z tytuem doktora, ktry nie musi mie adnego zawiadczenia, aby
tutaj wej. Poza tym musi zna rozkad pomieszcze, zwyczaje personelu i system
alarmowy...
- Tak jak zna je pracownik biblioteki - zauwayem.
Zdegustowany moj uwag kierownik czytelni podrapa si po gowie, ale nic nie
powiedzia.
- Wanie! - przerwaa cisz Niemka. - Chciaabym obejrze system alarmowy,
wszelkie zabezpieczenia i moliwe wejcia.
Kierownik zrobi kwan min i rozoy rce na boki.
- Bardzo nam przykro, ale nie moemy ujawnia takich sekretw - rzek
przepraszajcym tonem. - Tylko policja moe uzyska takie dane.
- Prowadzimy ledztwo w tej sprawie - oburzya si Niemka. - Herr Tomasz dosta list
od waszego dyrektora z prob o odzyskanie skradzionej biblii. Jak moemy wam pomc,
skoro nie chcecie nam nic powiedzie?
- Pan Tomasz nie odezwa si, wic spraw uznalimy za nieaktualn. By moe
dyrektor po powrocie udzieli panu potrzebnych informacji, ale ja nie zostaem przez niego
upowaniony.
- C - chrzknem. - W takim razie nic tu po nas.
Przeszlimy do szatni.
Mijalimy rzd katalogw, gdy Pawe wskaza dyskretnie palcem na lewy kt przy
drzwiach. Na cianie, obok wielkiej planszy z planem biblioteki, znajdowao si kilka
elektronicznych skrzynek z migajcymi na czerwono i zielono wiatekami.
Zatrzymalimy si przed planem i z zainteresowaniem przygldalimy si mu.
Najbardziej zaintrygowany wydawa si mj podwadny.
- Z planu wynika, e biblioteka ma sze wyj ponumerowanych od A do F -
zagadn kierownika Pawe.
- W zasadzie czynne s tylko dwa - tamten odpowiedzia niechtnie. - Gwne - od
ulicy i tylne - od dziedzica uniwersyteckiego.
Nie przedualimy dalej tej rozmowy z uwagi na biern postaw kierownika czytelni.
Wyszlimy na deszcz.
- Pierwszy raz prowadz ledztwo, w ktrym zainteresowana strona utrudnia je -
poalia si Niemka, gdy znalelimy si w jeepie.
- A ja nigdy przedtem nie tropiem zoczycy w tak bliskim ssiedztwie ministerstwa -
dorzuciem swoje trzy grosze. - Dosownie tu za miedz.
Ruszylimy z parkingu, ale zaraz Pawe zjecha na chodnik.
- Widzicie koci? - zapyta wskazujc rk na manierystyczny koci Wizytek
usytuowany w gbi placu przylegego do pnocno-wschodniego skrzyda Paacu
Tyszkiewiczw-Potockich.
- Zamierzacie i na msz? - zadrwia Niemka. - Modlitwa niewiele pomoe w
ledztwie. Ech, wy Polacy!
- Rozwaam moliwo dostania si do biblioteki od strony kocioa - wyjani
spokojnie Pawe. - Budynki okalajce dziedziniec kocioa cz si z budynkami
uniwersyteckimi, w tym te bibliotecznego paacu. By moe istnieje jakie tajne przejcie, o
ktrym nie wiemy.
- Mao prawdopodobne - rzeka Gerda Kruger.
- A to czemu?
- Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego nie jest jedynym obiektem zainteresowania
Arsena Lupina. Okrad te bibliotek w Gdasku. On musi mie jak uniwersaln metod
rabunku, ktra wyklucza istnienie tajnych przej czy podziemnych labiryntw. Kady
budynek biblioteczny w kraju ma inn architektur i system zabezpiecze. Zodziej nie liczy
na cud, przypadek, zrzdzenie losu.
- Nie wyklucza to jednak moliwoci, o ktrej mwiem - nie dawa za wygran
Pawe. - By moe istnieje takie przejcie, dziki ktremu dosta si na teren biblioteki.
- Zgoda, ale i w tym wypadku musia omin system alarmowy, zna dokadne miejsce
przechowywania zbiorw, rozpozna konkretne egzemplarze starodrukw. Nie koncentrujmy
si tak intensywnie na sposobie dostania si z zewntrz do biblioteki, ale raczej na samej
bibliotece. Tajemnica ley w rodku. To, czy Arsen Lupin wszed przez komin, okno albo
tajne przejcie, jest tylko jednym z elementw, moim zdaniem, drugorzdnych. Jeli zamierza
okra kolejne biblioteki - a tak zakadam - to musi mie uniwersaln metod, a nie liczy na
tajne przejcia.
Przyjrzaem si uwanie Niemce.
Podzielaem jej sposb rozumowania. Miaa racj. Dedukowaa niczym wytrawny
detektyw. Ju sam nie wiedziaem, co o niej myle. A moe bya prawdziwym agentem
Gerd Kruger? Tego nie wiedziaem, ale musiaem przyzna, e znaa si na rzeczy i mwia
mdrze. A mdre kobiety zawsze mi imponoway, chocia z tak sam si oniemielay.
Nasze spojrzenia skrzyoway si na chwil. Zmieszaem si troch i zaczem kasa.
- Podjedmy do departamentu - zadecydowaa Niemka. - Herr Tomasz gotw si
rozchorowa. Macie w barku koniak, a to dobre lekarstwo na przezibienie.
ciana wody uderzya gwatownie w lewy bok samochodu, a nastpnie strumieniem
spyna majestatycznie po szybie. Min nas autobus i zaraz wczylimy si do ruchu.
Po piciu minutach bylimy ju w gabinecie.
- Co za pogoda - powiedziaem siadajc ciko na fotelu.
Czuem si fatalnie. Z minuty na minut coraz gorzej. Zachciao mi si pali, ale
paczka bya pusta.
- Na zdrowie - rzek Pawe stawiajc na blacie biurka kieliszek do poowy napeniony
zocistym koniakiem.
- Powiedz, Pawle - zaczem - co takiego zauwaye w bibliotece? Mam na myli ten
kt w szatni z tymi elektrycznymi skrzynkami.
- To byy centralki alarmowe - odpowiedzia. - Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi
si, e jedna z nich obsuguje tradycyjny system alarmowy.
- Janiej.
- W niektrych pomieszczeniach s zainstalowane czujniki podczerwieni pasywnej,
ktre w razie dostania si intruza do strzeonego miejsca przekazuj sygna do odpowiedniego
sygnalizatora optyczno-akustycznego, popularnie zwanego kogutem. Nie mam jednak
pojcia, czy biblioteka dysponuje urzdzeniem transmitujcym sygna drog radiow bd
telefoniczn do odpowiednich sub ochroniarskich albo policji.
- Herr Pawe ma racj - odezwaa si Gerda Kruger. - Te skrzynki w szatni biblioteki
s centralkami reagujcymi na impulsy od rnych czujnikw i sygnalizatorw
umieszczonych wewntrz budynku. Reaguj take na temperatur, dym, wod i uruchamiaj
sygna alarmowy w razie awarii. Nie mielimy czasu na dokadne przyjrzenie si centralkom,
ale jest to raczej tradycyjny system alarmowy.
- Ale wamywacz mia pewnie wicej czasu na dokonanie waciwych ogldzin -
westchnem.
- Jeli ma pojcie o systemach alarmowych - mwia dalej Niemka - to wystarczyo
zapamita nazw handlow centralki, aby wiedzie o systemie alarmowym biblioteki prawie
wszystko. Zakadam, e Lupin mia duo czasu, aby porozglda si uwanie po wszystkich
zakamarkach.
Przez chwil nic nie mwilimy.
- A co z wyjazdem do Gdaska? - zapytaa nieoczekiwanie Gerda Kruger. - Obawiam
si, e pojedziemy tam we dwjk z Herr Pawem.
- Bardzo chciabym tam by - powiedziaem i upiem nieco alkoholu. - Modl si, aby
ten koniak postawi mnie na nogi. Proponuj zatem wyruszy jutro. Zreszt pogoda jest
fatalna, a jutro moe si rozpogodzi.
- Zapowiadali opady na cay tydzie - zrobia pobaliw min. - I nie sdz, aby
wyzdrowia pan do jutra.
- A moe moje towarzystwo pani nie odpowiada?
- Po prostu jest pan chory - uniosa si, a potem machna zrezygnowana rk i
odwrcia si do mnie bokiem.
Dopiem resztk koniaku, ktry doda mi troch si i wstaem.
- Id do domu - rzekem stanowczym tonem. - Do jutra musz si wykurowa. Niech
pani reorganizuje sobie to i owo, oczywicie na miar naszych moliwoci, a jutro pojedziemy
do Gdaska. To moja decyzja. Wstpcie po mnie o smej.
Wyszedem z gabinetu i zamknem drzwi.
- Przeka Pawowi wiadomo, aby nie spuszcza z naszego gocia oka -
powiedziaem ciszonym gosem do Moniki. - Tylko dyskretnie.
Kiwna gow z zadowoleniem, e uczestniczy w jakiej tajnej operacji.
- A panu radz wzi gorc kpiel, zaoy skarpetki na noc, a w dziurki nosa
wsadzi zbki czosnku - doradzia mi na poegnanie. - Mj tata wypija jeszcze przed snem
pidziesit gramw spirytusu. Rano powinien pan poczu si lepiej.
Podzikowaem i zamknem za sob drzwi.
Wychodziem ju na zewntrz, gdy w gwnych drzwiach ministerstwa zderzyem si
z mod osob.
- Prosz uwaa - skrzywiem si i natychmiast obrzuciem j wrogim spojrzeniem.
W pierwszej chwili nie potrafiem nawet zidentyfikowa jej pci. Mokre od deszczu
krtkie, rude wosy przylegay miesznie do skry gowy. Osoba ubrana bya w jakie achy:
workowate spodnie i luny, zwisajcy na jej chudym ciele sweter. Bya kompletnie
przemoknita i z zimna szczkaa zbami.
- Przepraszam - usyszaem dziewczcy gos.
Kobieta - ustaliem w mylach jej pe. A w zasadzie dziewuch.
Nie odezwaem si sowem i ju miaem wyj na deszcz, gdy za swoimi plecami
usyszaem jej woanie:
- Przepraszam pana. Na ktrym pitrze mieci si Departament Zabytkw?
Odwrciem si oburzony i jednakowo zaskoczony.
- Chyba Ochrony Zabytkw - poprawiem j.
- By moe - pokiwaa ma gwk i zaoya na nos wyjte z przedniej kieszeni
ogrodniczek okulary w drucianej oprawie. - Nie znam si na starociach. To wie pan, jak tam
dotrze?
Przyjrzaem si uwanie podlotkowi. Jaki miaa do nas interes?
- Drugie pitro, lewe skrzydo - poinformowaem j.
- Dziki - rzucia niedbale w moj stron i odwrcia si na picie.
- A co ci sprowadza do Departamentu Ochrony Zabytkw? - zapytaem. - Moe bd
mg ci jako pomc?
I ju zamierzaem przyzna si, e jestem dyrektorem tego departamentu, gdy
Dziewuch wszed mi w sowo.
- Mam ich podczy do sieci - przyznaa si. - Jestem studentk informatyki i pracuj
na zlecenie ministerstwa. Nazywam si Aldona L. I dziki za pomoc. Trafi sama.
- Tak si skada, e...
- Aha, podobno rzdzi tam jaki nieciekawy go - nie zwaaa na moje sowa,
przybierajc nonszalanck poz. - Czy to prawda? Nie znosz waniakw. Moe pan go zna?
Ostrzegano mnie, e jest nie do ycia. Wie pan - typ starego zrzdy.
Poczuem, jak rumiece zalewaj moje policzki. Krew zagotowaa si w moich yach.
Przecie ten Dziewuch mia na myli moj osob. To ja byem owym zrzd, czowiekiem
nie do ycia.
Cudem si opanowaem i przybraem mask obojtnoci.
- A tak - odezwaem si. - Pracuje tam kto taki.
- Tego si obawiaam - posmutniaa. - Ale czego si mona spodziewa po takich,
ktrzy zajmuj si starociami? Jeszcze raz dziki!
- Zaraz! - zawoaem. - Waciwie to poka ci drog, bo chyba le ci
poinformowaem. Ale wiem jak i. Chod.
Wzruszya ramionami i posza za mn posusznie.
- Ludzie, ktrzy ochraniaj zabytki nie musz by li - odezwaem si na schodach. -
Co by si stao, gdyby skarby naszej przeszoci miay znikn z powierzchni ziemi? Jaka
byaby nasza rzeczywisto bez tych niemych wiadkw naszej historii?
- Cyberprzestrze - odpowiedziaa bez namysu.
- e co? - z wraenia zdjem okulary.
- Globalna sie. Noosfera. Sztuczna inteligencja. Tak wanie widz nasz przyszo.
Zacisnem wargi i zamknem oczy w poczuciu bezgranicznego zwtpienia.
- Mam nadziej, e ten zrzda nie kae mi chodzi do muzeum - westchna i spojrzaa
na mnie badawczo swoimi brzowymi oczami. - A pan kim w ogle jest?
- Zajmuj si tym i owym - odparem wymijajco.
- Tym i owym? - zdziwia si. - Co to za odpowied? Brzmi tajemniczo.
- Tajemnice to moja specjalno.
- Serio? - popatrzya na mnie z wiksz uwag, ale mj wygld jako jej nie przekona
o mojej wyjtkowoci. - To znaczy?
Nie udzieliem jej odpowiedzi, gdy wanie stanlimy przed samymi drzwiami
naszego departamentu.
- Monika powie ci o wszystkim - rzekem do niej z umiechem.
I nie namylajc si duej wszedem do rodka.
- Panno Moniko! - prawie krzyknem, a sekretarka podskoczya na foteliku. -
Przyszed informatyk! Prosz si nim zaj.
- Tak jest, panie dyrektorze - przytakna wystraszona Monika.
- Ale ja musz do Departamentu Ochrony Zabytkw! - upieraa si Dziewuch.
- Wanie, drogie dziecko, znajdujesz si w nim - rzekem z ogromn satysfakcj. -
Panno Moniko, prosz zaj si nowym pracownikiem.
- Tak jest, panie dyrektorze.
Popatrzyem na osupiaego ze zdziwienia Dziewucha. Ju zdya domyle si, e
stary zrzda to ja.
- No, to miej pracy - rzekem filuternie na poegnanie. - Jutro wyjanimy sobie to i
owo.
ROZDZIA TRZECI
INFORMATYK FAKS Z BARCELONY LEDZ PANN GERD-
KRUGER SPRAWDZAM ALDON NOKAUT GDZIE JEST SZEF?
WYJAZD DO GDASKA ZWIEDZAMY BIBLIOTEK GDASK
POLSKIEJ AKADEMII NAUK ARS MINOR ZNAJDUJEMY
HOTEL PODSTPNA NIEMKA WYPRAWA DO SOPOTU
TAJEMNICZE SPOTKANIE Z MAFIOSEM ANTYKWARIAT
ANTIKWA
- Jestem Aldona L. - przedstawia si chuda dziewczyna, ktr w pierwszej chwili
mona byo wzi za chopaka. - Wasz informatyk.
Miaa blad cer z drobnymi piegami rozsypanymi wok zabawnie okrgego, maego
noska. Ubieraa si nieco ekstrawagancko jak na szacowne ministerialne mury, za krtkie,
postrzpione rude wosy mogy niejednego urzdnika przyprawi o atak histerii.
Rozejrzaa si po pokoju, sprawdzajc zainstalowane niedawno nowe cza i gniazdka
w gabinecie. Potem usiada przed wyczonym komputerem w rogu gabinetu, wyja z
kieszeni gum do ucia, woya j do buzi i dosownie po kilku sekundach zacza robi
wielkie balony.
Spojrzaem w milczeniu na pann Kruger. Nie bya zachwycona naszym
informatykiem. Uwanie obserwowaa dziewczyn, ale nie odezwaa si sowem.
W tym czasie Aldona wczya komputer i zacza sprawdza jego parametry.
- Co za rupie - z niezadowoleniem pokiwaa gow. - Pasuje do Departamentu
Ochrony Zabytkw. A waciwie do muzeum.
- Zaproponuje to pani jutro szefowi - rzekem.
Natychmiast odwrcia si do nas.
- Czy on jest naprawd taki grony? - zapytaa ze strachem w oczach i zrobia
wielkiego balona, ktry zaraz pk i oklei jej twarz.
- Pan Samochodzik? - zamiaem si. - Owszem, potrafi by grony, w kocu wsadzi
za kratki wielu przestpcw, ale w zasadzie to czowiek poczciwy.
- Poczciwy? - niedowierzaa i prychna. - Zrobi mnie na szaro. To podstpny typ.
Aldona opowiedziaa o swoim pierwszym kontakcie z szefem, co wywoao u mnie i
panny Kruger wesoo.
- Samochodzik to jego nazwisko? - zapytaa.
- Pseudonim - wyjaniem. - Ale nie uywaj go w jego obecnoci. Ale moe ty
powiesz nam co o sobie?
- Studiuj informatyk - odpowiedziaa bez namysu. - Podobno jestem nieza i wielu
chopakw mi zazdroci. Otrzymuj zlecenia z wielu firm, bo jestem tania. Dorabiam do
stypendium, a zleceniodawca jest zadowolony, bo moe na mnie zaoszczdzi.
Zaoya na nos okulary w drucianej, metalowej oprawce i zaja si komputerem. W
okularach bardziej przypominaa studentk ostatniego roku.
Panna Kruger nic nie mwia. Od czasu do czasu zerkaa na Aldon, by potem z
powrotem gapi si w ekran swojego laptopa.
- Gdyby dokupi now pyt gwn i nowy procesor - odezwaa si Aldona - to
mona by z tego rupiecia jeszcze co zrobi.
- Nie trzeba - powiedziaem. - Niebawem dostarcz nam nowy komputer.
Monika poprosia mnie do sekretariatu. Kiedy si tam znalazem, podaa mi now
wiadomo z faksu.
- To od dyrektora Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, pana Antoniego W. -
rzeka. - Prosto z Barcelony. W sprawie kradziey biblii.
Wziem od niej kartk i z wielkim zainteresowaniem zaczem czyta.
Pan Antoni W. dzikowa panu Tomaszowi za pomoc w ledztwie (wida zosta ju
poinformowany o naszej wizycie w Gabinecie Starych Drukw) i pragn donie, e natkn
si na pewien lad. Ot, przy przegldaniu przed wyjazdem do Hiszpanii dokumentacji
zwizanej z konserwacj z
Top Related