Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała...

16
Prawda jest tym, co upraszcza świat, a nie tym, co tworzy chaos Antoine de Saint-Exupéry miesięcznik świętokrzyski dla powiatów ostrowieckiego, opatowskiego, sandomierskiego, skarżyskiego, starachowickiego i staszowskiego Jest Pan lekarzem psychiatrą, obserwuje Pan świat i ludzi. Czy wybory oddziałują na naszą psychikę? Wybory to zawsze stres, ale ja nie wiem dlaczego stres kojarzy Zmienia się Polska, zmieniajmy siebie Rozmowa z Grzegorzem Szaginianem, lekarzem psychiatrą, wiceprzewodniczącym Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego się z czymś negatywnym. Stres to zjawisko negatywne jeśli trwa długo i ma przebieg permanentny i wyczerpujący. A dobry, szybki stres tylko wzmacnia nasz organizm. Stres wyborczy to jest i oczyszcze- nie i wzmocnienie dla każdej partii. Myślę, że po każdych kolejnych wyborach społeczeństwo jest bar- dziej dojrzałe i mądrzejsze. Czytaj na stronie 3. Zapraszamy do współpracy Redakcja miesięcznika AKSON zaprasza do współpracy oso- by, które chciałyby zaprezentować swoje pasje, talenty i umie- jętności. Jeżeli piszesz wiersze lub opowiadania, fotografujesz, masz sukcesy na innych polach i chcesz pokazać je czytelni- kom – udostępnimy miejsce w naszym miesięczniku. Jeżeli próbujesz swoich sił w dziennikarstwie, chcesz sprawdzić swo- je umiejętności warsztatowe – przyślij swój tekst – gdy będzie dobry – opublikujmy na naszych łamach. Zapraszamy do współpracy. Kontakt do redakcji: [email protected] Pochodząca z Ostrowca Św. Joanna Borkowska będzie śpiewać romanse Puszkina w Moskwie. Joanna jest uczennicą IV klasy śpiewu operowego na wydziale wokalnym Państwowej Szkoły Mu- zycznej im. Ludomira Różyckiego w Kielcach. Uczy się pod kierun- kiem prof. Romy Ambroziewicz- Owsińskiej. W szkole dowiedziała się o Europejskim Konkursie im. Aleksandra Puszkina i wysłała wła- sne nagranie romansu rosyjskiego Joanna najpiękniej śpiewa Puszkina poety „Kochałem Ciebie”. Jak się okazało została laureatką konkursu w kategorii śpiewu i otrzymała zaproszenie do Moskwy na uroczy- stość wręczenia nagród. Laureaci konkursu odwiedzą też Petersburg. – Bardzo się cieszę z zaproszenia do Rosji i z tego, że tak wysoko oceniono mój śpiew – mówi Joanna. Dodaje, że jest nieco zestresowana, bo przecież trzeba będzie zaprezen- tować w ojczyźnie Puszkina romans w jego języku, dlatego zanierza się do występu w Moskwie specjalnie przygotować. Joannie życzymy sukcesu! Joanna Borkowska zaśpiewa w Moskwie po rosyjsku Fundacja NOYAN TAPAN, z języka ormiańskiego znaczy ARKA NOEGO, powstała aby pomagać. Działalność społeczna potrzeb- na jest nam wszystkim. Żyjemy w społeczeństwie, grupie ludzi potrzebnych sobie nawzajem. Działania społeczne na rzecz innych dają ogromną satysfakcję, pozwalają odkryć wartości, o któ- rych czasami zapominamy. Chcemy pomagać ludziom cho- rym, biednym, chcemy wspierać dobre inicjatywy lokalne, chcemy Fundacja Arka Noego powstała aby pomagać Nie możemy pomóc każdemu, ale każdy może pomóc komuśRonald Regan organizować akcje społeczne. Nie mamy wybranej grupy docelowej, chcemy pomagać każdemu, kto tej pomocy będzie potrzebował. Jako organizacja pozarządowa chcemy wypracować model wzor- cowej współpracy z przedstawi- cielami władz samorządowych, biznesu, osób indywidualnych i innych organizacji pozarządo- wych. Fundatorami NOYAN TAPAN są: Grigor Szaginian oraz Garik Caturian. Obaj pochodzą z Ar- menii i od wielu lat mieszkają w Polsce. Grigor Szaginian jest znanym psychiatrą i społecznikiem. Garik Caturian – prezes fundacji – ma 33 lata i od 22 lat mieszka w Polsce. Jest żonaty od 10 lat i ma dwie córki: Natalię i Wiktorię. Zawsze uważał, że pomaganie drugiemu człowiekowi powinno być obowiązkiem każdego z nas. Dwa lata temu ciężko zachoro- wała jego córka, los postanowił wypróbować siłę i wiarę jego rodziny. Spędzając długie godziny w szpitalu widział ogromną pracę ludzi dobrej woli działających w imieniu różnych fundacji. W tym trudnym czasie, to one niosły pomoc i radość dzieciom, zaś ich rodzinom dawały nadzieję . Fundacja NOYAN TAPAN jest efektem marzeń i dobroci serca. Mamy nadzieję, że przyniesie dużo dobrego dla potrzebują- cych. Fundacja NOYAN TAPAN jest gotowa do pomocy, do działań i podejmowania wyzwań. Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) wrzesień–październik 2015 Garik Caturian

Transcript of Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała...

Page 1: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

Prawda jest tym, co upraszcza świat, a nie tym, co tworzy chaos – Antoine de Saint-Exupéry

miesięcznik świętokrzyski

dla powiatów ostrowieckiego, opatowskiego, sandomierskiego, skarżyskiego, starachowickiego i staszowskiego

Jest Pan lekarzem psychiatrą, obserwuje Pan świat i ludzi. Czy wybory oddziałują na naszą psychikę?

Wybory to zawsze stres, ale ja nie wiem dlaczego stres kojarzy

Zmienia się Polska, zmieniajmy siebieRozmowa z Grzegorzem Szaginianem, lekarzem psychiatrą, wiceprzewodniczącym Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego

się z czymś negatywnym. Stres to zjawisko negatywne jeśli trwa długo i ma przebieg permanentny i wyczerpujący. A dobry, szybki stres tylko wzmacnia nasz organizm. Stres wyborczy to jest i oczyszcze-

nie i wzmocnienie dla każdej partii. Myślę, że po każdych kolejnych wyborach społeczeństwo jest bar-dziej dojrzałe i mądrzejsze.

Czytaj na stronie 3.

Zapraszamy do współpracyRedakcja miesięcznika AKSON zaprasza do współpracy oso-

by, które chciałyby zaprezentować swoje pasje, talenty i umie-jętności. Jeżeli piszesz wiersze lub opowiadania, fotografujesz, masz sukcesy na innych polach i chcesz pokazać je czytelni-kom – udostępnimy miejsce w naszym miesięczniku. Jeżeli próbujesz swoich sił w dziennikarstwie, chcesz sprawdzić swo-je umiejętności warsztatowe – przyślij swój tekst – gdy będzie dobry – opublikujmy na naszych łamach.

Zapraszamy do współpracy. Kontakt do redakcji: [email protected]

Pochodząca z Ostrowca Św. Joanna Borkowska będzie śpiewać romanse Puszkina w Moskwie.

Joanna jest uczennicą IV klasy śpiewu operowego na wydziale wokalnym Państwowej Szkoły Mu-zycznej im. Ludomira Różyckiego w Kielcach. Uczy się pod kierun-kiem prof. Romy Ambroziewicz-Owsińskiej. W szkole dowiedziała się o Europejskim Konkursie im. Aleksandra Puszkina i wysłała wła-sne nagranie romansu rosyjskiego

Joanna najpiękniej śpiewa Puszkina

poety „Kochałem Ciebie”. Jak się okazało została laureatką konkursu w kategorii śpiewu i otrzymała zaproszenie do Moskwy na uroczy-stość wręczenia nagród. Laureaci konkursu odwiedzą też Petersburg.

– Bardzo się cieszę z zaproszenia do Rosji i z tego, że tak wysoko oceniono mój śpiew – mówi Joanna. Dodaje, że jest nieco zestresowana, bo przecież trzeba będzie zaprezen-tować w ojczyźnie Puszkina romans w jego języku, dlatego zanierza się do występu w Moskwie specjalnie przygotować.

Joannie życzymy sukcesu!

Joanna Borkowska zaśpiewa w Moskwie po rosyjsku

Fundacja NOYAN TAPAN, z języka ormiańskiego znaczy ARKA NOEGO, powstała aby pomagać.

Działalność społeczna potrzeb-

na jest nam wszystkim. Żyjemy w społeczeństwie, grupie ludzi potrzebnych sobie nawzajem. Działania społeczne na rzecz innych dają ogromną satysfakcję, pozwalają odkryć wartości, o któ-rych czasami zapominamy.

Chcemy pomagać ludziom cho-rym, biednym, chcemy wspierać dobre inicjatywy lokalne, chcemy

Fundacja Arka Noegopowstała aby pomagać

„Nie możemy pomóc każdemu, ale każdy może pomóc komuś” Ronald Regan

organizować akcje społeczne. Nie mamy wybranej grupy docelowej, chcemy pomagać każdemu, kto tej pomocy będzie potrzebował.

Jako organizacja pozarządowa chcemy wypracować model wzor-cowej współpracy z przedstawi-cielami władz samorządowych, biznesu, osób indywidualnych i innych organizacji pozarządo-wych.

Fundatorami NOYAN TAPAN są: Grigor Szaginian oraz Garik Caturian. Obaj pochodzą z Ar-menii i od wielu lat mieszkają w Polsce.

Grigor Szaginian jest znanym psychiatrą i społecznikiem.

Garik Caturian – prezes fundacji – ma 33 lata i od 22 lat mieszka w Polsce. Jest żonaty od 10 lat i ma dwie córki: Natalię i Wiktorię.

Zawsze uważał, że pomaganie drugiemu człowiekowi powinno być obowiązkiem każdego z nas. Dwa lata temu ciężko zachoro-wała jego córka, los postanowił wypróbować siłę i wiarę jego rodziny. Spędzając długie godziny w szpitalu widział ogromną pracę

ludzi dobrej woli działających w imieniu różnych fundacji. W tym trudnym czasie, to one niosły pomoc i radość dzieciom, zaś ich rodzinom dawały nadzieję .

Fundacja NOYAN TAPAN jest efektem marzeń i dobroci serca.

Mamy nadzieję, że przyniesie dużo dobrego dla potrzebują-cych.

Fundacja NOYAN TAPAN jest gotowa do pomocy, do działań i podejmowania wyzwań.

Cena 1,50 PLN

Nr 6 (9)

wrzesień–październik 2015

Garik Caturian

Page 2: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i2

Dla polskiej kawalerii nie ma rzeczy niemożliwych. Tylko Polacy potrafili szarżować na znacznie liczniejsze siły nieprzyjaciela. Nie straszne im były ani rzeki, ani góry, ani mróz czy skwar. Liczył się tylko Bóg, król, ojczyzna i honor. Na szczególnej karcie historii świata zapisał się niezwykły wyczyn pol-skiej kawalerii, który miał miejsce w XVII wieku. Co tym razem Polacy wymyślili?

W dziejach naszego narodu mieliśmy wielu wspaniałych bo-haterów, wodzów i strategów. Wśród nich był hetman Stefan Czarniecki, który swoje godności i tytuły zawdzięczał nie koneksjom i fortunie, lecz codziennej służbie w obronie swojej ojczyzny. Słowa wypowiedziane przez hetmana tuż przed śmiercią: „jam nie z soli, ani z roli, tylko z tego co mnie boli” stały się symbolem właściwej po-stawy godnej prawdziwego Polaka. I chyba każdy polityk powinien wziąć je sobie do serca…

Jak Polacy rzucili się przez morze… konno!

Stefan Czarniecki jako dosko-nały wódz i zagończyk doceniał szybkość działania formacji ka-waleryjskich. Często dalekimi rajdami prowadził swe chorągwie w głąb pozycji wroga, a napo-tkane rzeki i jeziora pokonywał w bród, gdyż szkoda mu było czasu na budowanie mostów. Najsłynniejszym jego wyczynem było sforsowanie konno duńskiej cieśniny Als. Brawurowy desant Polaków ma szczególne miejsce w pamięci narodu. Józef Wybicki ujął to wydarzenie w naszym hymnie narodowym, ułożonym ku pokrzepieniu serc żołnierzy le-gionów Dąbrowskiego. Fragment ten brzmi tak:

„Jak Czarniecki do Poznania Po szwedzkim zaborzeDla ojczyzny ratowania Rzucił się przez morze.”Kogo dokładnie ratował? Je-

sienią 1658 roku Czarniecki na czele korpusu ekspedycyjnego wyruszył na pomoc Danii, zajętej

przez wycofujące się z Polski wojska szwedzkie. Powodzenie wyprawy zależało od zdobycia wyspy Alsen okupowanej przez Szwedów. 14 grudnia hetman ze swoim wojskiem stanął na brzegu duńskiej cieśniny Als. Od wyspy dzieliło go około 500 m morza. Po dokonaniu rozpoznania Czarniecki jako pierwszy skierował konia w morską wodę. Według uczestników tej akcji woda w Bałtyku miała temperaturę około 2-4°C, a głęboka była w niektórych miejscach aż do 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem płynęli na koniach. Żołnierze mobilizo-wali zwierzęta do maksymalnego wysiłku. Płynąc poruszały się energicznie. A to ratowało ich przed zamarznięciem i stwarzało szansę na pokonanie cieśniny.

Ten niezwykły, legendarny ka-waleryjski wyczyn długo jeszcze

opowieści starego koniarza

podziwiany był w różnych stro-nach naszego kontynentu. Chętnie opowiadano o nim zarówno przy obozowych ogniskach, jak też na dworach magnackich i królew-skich. Sława tego wydarzenia nie przysłoniła jednak udziału Stefana

Czarnieckiego w wielu wojnach i bitwach. I słusznie, bo wśród największych osiągnięć oręża pol-skiego rola hetmana Czarnieckiego jest niemała.

Barbara Sęderowska, Krzysztof Dyk

Stefan Czarniecki na wyspie Alsen – obraz Juliusza Kossaka

Mieszkańcy Ostrowca Św. i okolic mogli uczestniczyć w XI Dniach Muzyki, organizowanych przez Miejskie Centrum Kultury, zatytułowanych „Tęsknota je-siennego wiatru”.

Koncert kameralny odbył się w Kościele p.w. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Den-kowie. Wystąpiło Krakowskie Trio Stroikowe, które w składzie Marek Mleczko – obój, Roman Widaszek – klarnet, Paweł Solec-ki – fagot zaprezentowało utwory Mozarta, Iberta, Tansmana, Dęb-skiego i Tomasiego.

Następnego wieczoru w sali kameralnej Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Ostrow-

Muzyki słucham wszędzieRozmowa z Jakubem Kitow-skim – pianistą, laureatem wielu międzynarodowych konkursów, absolwentem Państwowej Szkoły Muzycz-nej I stopnia w Ostrowcu.

Co czujesz kiedy wracasz na koncerty do Ostrowca?

– Sześć lat, które spędziłem w tej szkole, to były najlepsze lata mojej edukacji muzycznej i najmi-lej je wspominam. Tak rozpoczęła się moja przygoda z muzyką i z fortepianem. Miałem wspaniałych pedagogów i od fortepianu, i od kształcenia słuchu. Wtedy rozko-chałem się w muzyce fortepianowej i zapragnąłem być pianistą.

Czy masz marzenie żeby wy-stąpić z jakimś wielkim artystą?

– Szczerze mówiąc zawsze my-ślałem o karierze solowej, ale chciałbym zagrać koncerty forte-pianowe z wieloma dyrygentami.

Co myślisz o przyszłości, czy z z uprawiania muzyki będziesz w stanie się utrzymać?

– Droga, którą wybrałem jest ciężka, gdyż cały czas muszę się uczyć i kilka godzin dziennie spę-dzać przy klawiaturze, pracować nad nowym programem. Wszystko zależy od tego, czy ludzie będą chcieli mnie słuchać. Niestety widzę, że muzyka klasyczna cie-szy się w Polsce coraz mniejszym zainteresowaniem.

Czy kiedyś przez te wszystkie lata miałeś „kryzys” w chęci ćwiczenia na pianinie?

– Tak, przez pierwsze lata ćwi-czyłem pod przymusem rodziców, gdyż jak każde dziecko wolałem grać w piłkę niż siedzieć przy klawiaturze. Potem nie było już to kłopotem, a teraz ćwiczę z pasją i przyjemnością.

Pamiętam mój pierwszy w życiu koncert w muzeum w Częstoci-cach – podobno byłem zielony na twarzy, ale pani Karine, moja pierwsza nauczycielka gry na instrumencie, wspierała mnie jak tylko mogła.

Komu zawdzięczasz swój suk-ces, bo niewątpliwie odniosłeś sukces jako młody człowiek?

– Na pewno rodzicom. Oni wysłali mnie do PSM I stopnia – nie zrobiłem tego dobrowolnie. Chcieli abym został pianistą. Dziś są bardzo dumni. A także mojej nauczycielce fortepianu pani Karine Owsepian, która roznieciła moją miłość do muzyki klasycznej.

Czy często słuchasz tego rodza-ju muzyki?

– Tak, słucham muzyki poważnej wszędzie – w autobusie, jadąc na rowerze. Z słuchawkami praktycz-nie się nie rozstaję. Czasem zdarza się, że słucham jazzu.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia. Jakub Kitowski podczas koncertu w Ostrowcu

cu Św. odbył się recital forte-pianowy w wykonaniu Jakuba Kitowskiego, absolwenta tej placówki. Koncert Jakuba Ki-towskiego był wspaniały i za-chwycił liczną publiczność. Nie obyło się bez bisów.

Kolejny wieczór muzyczny spędziliśmy w kolegiacie Św. Michała Archanioła w Ostrowcu Św. mogąc wysłuchać Koncertu symfonicznego w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej im. Artura Rubinsteina z Łodzi oraz Orkiestry Symfonicznej PSM z Pabianic pod batutą dyrygenta Marka Głowackiego. Na forte-pianie przepięknie zagrała Beata Bilińska.

Page 3: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 3

R E K L A M A

Jak, Pana zadaniem, zmieniła się Polska w ciągu ostatnich kilku-nastu lat?

– Bardzo. Na korzyść. Ja myślę, że tylko ten nie zauważy zmian, kto w ogóle nie wychodzi z domu. One są widoczne na każdym kroku, wokół nas, w pracy, nawet w naszych miesz-kaniach. Mamy wszystko co średnio statystyczny Europejczyk. Doszliśmy do tego własną pracą. Teraz wierzyć się nie chce, że trzydzieści lat temu telewizory kolorowe trzeba było przemycać. Wystarczy wyjść na drogi. Mały Fiat jest już rarytasem – cenionym unikatem. Piękne osiedla powstają wokół naszych miast. Nie mówię o dużych miastach, ale na-wet średnich, gdzie nie było wokół pięknych osiedli, a teraz buduje się je według najnowszych technologii. Obserwuję małe miasta w innych państwach i wiem, że my nie mamy czego się wstydzić.

To były dobre zmiany?– Dobre. Te zmiany szły w dobrym

kierunku. Ale zawsze kiedy są zmia-ny, są i ich koszty. Zmiany wywołują niepokój. Ale na pewno zmiany były na tyle dobre, że nie doprowadziły nas do ruiny. Szczególnie to widać w naszym regionie, w naszym woje-wództwie. Przez ostatnie 10-15 lat, mówiąc prostym językiem, nasze województwo kwitnie. Nastąpiła rewitalizacja miast i małych miaste-czek. Powstaje nowa infrastruktura, do sieci wodociągów, które były wybudowane 10-15 lat temu, szybko buduje się system kanalizacyjny, a tam gdzie to jest niemożliwe – przy-domowe oczyszczalnie. Rzeki mamy czyste. W rzekach mamy raki i pstrą-gi. Kto o tym marzył 20 lat temu? W naszych lasach jest coraz mniej śmieci. Powietrze jest inne. A w niektórych miastach woda jest tak smaczna i dobra, że można by ją butelkować. To wszystko wypra-cowaliśmy wszyscy wspólnie, tu w regionie.

Na pewno nadal jest dystans między naszym regionem, a innymi regionami, ale ten dystans szybko się skraca. Ja myślę, że ostatnie in-westycje w infrastrukturę i przyszłe zaplanowane inwestycje, pozwolą ten dystans jeszcze bardziej skrócić. Te, które teraz są zaplanowane na pewno wpłyną na rozwój województwa jak dobry, świeży wiatr na okręt pod pełnymi żaglami. Jasne, że mamy trudności w województwie, chyba jak wszędzie w Polsce. Młodzi, wykształceni ludzie nie mają pracy. Mówimy o tym, że zmiany szły w dobrym kierunku, dobrze, że coraz więcej ludzi studiuje, coraz więcej ma wyższe wykształcenie. Nie wiem z jakich powodów, nie chciałbym tworzyć teorii spiskowej, ale mamy nadprodukcję zawodów, którym będzie trudno znaleźć zatrudnienie. Myślę, że rynek to zweryfikuje. Już brakuje i będzie nam brakowało, niestety, coraz więcej pielęgniarek, wykwalifikowanych pracowników w przemyśle. Nie bałbym się emigracji zarobkowej naszych pracowników na zachód, nie w tym rzecz. Ja myślę, że trzeba szybko zorganizować i stworzyć u nas w województwie i w Polsce te kierunki kształcenia, które będą potrzebne. Wiadomo, że poszu-kiwanym pracownikiem nie będzie socjolog z resocjalizacją albo specja-lista od marketingu, ale pielęgniarka z wyższym wykształceniem. Jeśli jest trend wyjazdów pielęgniarek do państw zachodnich, nie widziałbym w tym katastrofy Później jest drugi trend – inwestowania zarobionych pieniędzy i to raczej w Polsce. Jeśli pielęgniarki będą lepiej zarabiać – zostaną w Polsce

W takim regionie jak nasz zmia-ny zachodzą wolniej…

– Na pewno wielkie zmiany cze-kają rolnictwo. W naszym woje-wództwie potrzebne jest tworzenie grup producenckich, powiększanie gospodarstw rolnych. To już jest

zauważalne w kraju. Ale myślę, że nasze rolnictwo powinno opierać się też coraz bardziej na gospodarstwach agroturystycznych i ekologicznych. Tutaj my na pewno możemy będzie-my liderami w Polsce – i powinniśmy być liderami. Jesteśmy w stanie produkować dobrej jakości jagnię-cinę i koźlinę, która zaczyna być popularna, ekologiczne produkty, owoce i warzywa.

Myślę, że zmiany polityczne, które na pewno logicznie następują, nawet zmiany w samorządzie czy w rzą-dzie, nie zmienią ogólnego kierunku rozwoju ani naszego województwa ani Polski. Mamy dobry kierunek rozwoju. Mamy dobre przyspieszenie i hamowanie tego przyspieszenia nie wyjdzie na dobre nikomu.

Jest Pan lekarzem psychiatrą, obserwuje Pan świat i ludzi. Czy wybory oddziaływują na naszą psychikę?

– Wybory to zawsze stres, ale ja nie wiem dlaczego stres kojarzy się z czymś negatywnym. Stres to zjawisko negatywne jeśli trwa długo i ma przebieg permanentny

i wyczerpujący. A dobry, szybki stres tylko wzmacnia nasz organizm. Stres wyborczy to jest i oczyszczenie i wzmocnienie dla każdej partii. Myślę, że po każdych kolejnych wy-borach społeczeństwo jest bardziej dojrzałe i mądrzejsze.

Jaką dałby Pan receptę ludziom, żeby żyło się im lepiej?

– Ja mam jedną receptę – więcej pracować, wykonywać pracę z za-miłowaniem i oczywiście szanować, szanować, szanować ludzi. Kiedyś na spotkaniu z naszym Papieżem w Sandomierzu, dawno temu, ja jeździ-łem w pogotowiu i w upale zbierałem mdlejących ludzi. I pamiętam z wy-stąpienia Papieża jedno tylko zdanie: „Bóg jest miłością”. Nic więcej nie zapamiętałem.

A teraz już wiem, że nic więcej nie powinienem i nie muszę pamiętać. To jedno zdanie mnie i każdemu powinno wystarczyć. Ono zawsze, szczególnie dziś jest aktualne i po-trzebne. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale ja jestem emigrantem. Znalazłem w Polsce swoją ojczyznę, kocham tę ojczyznę i czuję, że ta

moja miłość jest odwzajemniona. I jako swój dług, uważam, że po-winienem również pomagać nie tylko obywatelom tej ojczyzny, ale emigrantom, których mogę spotkać na swojej drodze życiowej. To także dlatego ja z moim kolegą Garikiem Caturianem, zdecydowaliśmy, że na-sza fundacja przyjmie i zaopiekuje się rodziną uchodźców z Syrii. Fundacja nazywa się Noyan Tapan – Arka No-ego. Jeśli nasza Arka będzie pomocna w ratunku chociażby jednej rodziny, to był sens ją stworzyć .

Pomagać bliźniemu, podać rękę choremu dziecku, uczestniczyć jak najbardziej w szlachetnej Orkiestrze Świątecznej Pomocy - tego nauczyło się już bardzo wielu z nas, wielu po-maga i potrafi to robić. Ja uważam, że prawdziwa wiara chrześcijańska wymaga od nas czasami większego poświęcenia, pomocy komuś, kogo nie znamy, który już jest tak zmęczo-ny, że nie potrafi poprosić o tę pomoc. Chciałbym, żeby czasem każdy z nas znalazł dla siebie chwilę, popatrzył szczerze w głąb swojej duszy i same-mu sobie odpowiedział - czy potrafię pomóc takiej osobie?

Zmienia się Polska, zmieniajmy siebieRozmowa z Grzegorzem Szaginianem, lekarzem psychiatrą, wiceprzewodniczącym Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego

Page 4: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i4

Osoby niesłyszące są przez nas spotykane w codzien-nym życiu. Jednak mało kto zastanawia się skąd bierze się owa niepełnosprawność. W naszym kraju żyje kilka milionów osób głuchonie-mych.

Osoby borykające się z dysfunk-cją słuchu czy mowy są zmuszone do stawienia czoła wielu barierom. Najistotniejszą trudnością z jaką muszą się borykać jest komuni-kowanie się ze społeczeństwem. Osoby niesłyszące wykształciły do porozumiewania się język migowy. Język ten jest ich językiem macie-rzystym, podstawową i pierwszą formą porozumiewania się. Język polski jest dla nich drugim języ-kiem, którego uczą się w szkole. Rzadko jednak udaje się osobom niesłyszącym go opanować. Język migowy, który opanowała zawiera o wiele mniejszy zasób słów – ogólnie jest 2500 słów, z czego potencjalna osoba niesłysząca posługuje się około 800-1000 słów. W tym języku nie występują też pojęcia abstrakcyjne, nie stosuje się przenośni, naturalnie wykształcił się inny szyk zdania. Język migowy sam w sobie stał się inną formą komunikacji, mającą niewiele wspólnego z językiem polskim.

Człowiek głuchoniemy, posiada-jący trudność w komunikacji mię-dzyludzkiej, z reguły ma tendencję do izolowania się od społeczeństwa - w obawie, że będzie wyśmiewany. Wraz z innymi osobami o podob-nym schorzeniu tworzą własne

Ameryka – w porównaniu np z taką Polską – jest dość młodym państwem, lecz mimo to posiada już bogatą i zróżnicowaną historię. Pierwszy prezydent, George Wa-shington został zaprzysiężony 30 kwietnia 1789 roku, czyli szmat cza-su temu (dla porównania: w Polsce wtedy obradował Sejm Czteroletni). Rok później, w wielodzietnej rodzi-nie sędziowskiej na świat przyszedł bohater tego artykułu – John Tyler. Dziesiąty prezydent Stanów Zjedno-czonych. Człowiek wyjątkowy.

Nie chodzi tutaj o jakieś specjalne zasługi tego dżentelmena na niwie politycznej – jego prezydentura, rozpoczęta w roku 1841 i zakończo-na po jednej kadencji w 1845, była dość średnia, bo poza przyłączeniem Teksasu do Unii nie zapisał się jakoś szczególnie w annałach historii – nie trafił nawet na to stanowisko dzięki wyborom, bo przejął władzę z pozycji wiceprezydenta, kiedy nieoczekiwanie zmarł jego poprzed-nik, William Henry Harrison (był to pierwszy przypadek bezpośredniej prezydenckiej sukcesji w historii USA). Dlaczego więc jest bohate-rem tego tekstu?

Ze względu na swoich potomków. O ile posiadanie takowych jeszcze

Głuchoniemi są wśród nas…

środowisko, w którym czują się bezpiecznie.

Cóż… To nie jest najlepszy pomysł! Rośnie wówczas praw-dopodobieństwo wykluczenia społecznego i nieprzystosowania osób z dysfunkcjami do życia wśród ludzi zdrowych. Co wię-cej, są oni narażeni na większy wskaźnik bezrobocia, brak roz-woju kulturalnego, czy utrudniony dostęp do usług i świadczeń. Ale jak my, zwykli obywatele, może-my im pomóc? Odpowiedź na to pytanie budzi pewne wątpliwości, ale w rzeczywistości jest bardzo

prosta… Nie bójmy się przeby-wać i współpracować z osobami głuchoniemymi. Oni oczekują od nas przede wszystkim otwartości, cierpliwości i zrozumienia. Jeżeli wykażemy chęć pomocy, życie tych ludzi będzie o wiele łatwiej-sze. Istotnym elementem wsparcia osób głuchoniemych jest również przeciwdziałanie izolacji poprzez ich aktywizację w społeczeństwie. Dlaczego więc warto uczyć się języka migowego? Otóż, znajo-mość języka, którym posługują się osoby niesłyszące, jest bardzo przydatną umiejętnością ze wzglę-

du zarówno na korzyści osobiste jak i możliwość wsparcia osoby z dysfunkcją słuchu. Tłumaczy języka migowego jest naprawdę niewielu, a zapotrzebowanie na rynku pracy dość duże. Osoby głuchonieme potrzebują tłumaczy niemal w każdej dziedzinie życia- u lekarza, w sklepie, w urzędzie, czy na wywiadówce u swoich słyszą-cych dzieci.

Podsumowując, chcielibyśmy zwrócić waszą uwagę na sposób w jaki odnosicie się do poruszonego przez nas tematu, jakim jest miejsce osób głuchoniemych w otaczają-

cym nas świecie. Pamiętajcie, że Ci ludzie tak samo jak osoby zdrowe zasługują na normalne, spokojne życie i poczucie spełnienia i samo-realizacji. Tak więc, parafrazując znane przysłowie „ CZYŃ BLIŹ-NIEMY CO SAM CHCIAŁBYŚ OTRZYMAĆ!”- bez względu na to, czy słyszy czy nie.

Aby zachęcić Państwa do na-uczenia się, choćby podstawowych liter umożliwiających porozumie-wanie się z osobami głuchoniemy-mi, dołączamy rysunkowy alfabet języka migowego.

Anna Panaszewska

nie jest niczym szczególnym (tym bardziej, że łącznie spłodził piętna-ścioro dzieci z dwojga małżeństw), to wyjątkowe jest to, że ma on… dwóch nadal żyjących wnuków.

Jak to możliwe? Cóż, jego druga żona była sporo od niego młodsza (prawie 30 lat), więc nie miał problemu z „podtrzymywaniem ciągłości rodu”, nawet w wieku emerytalnym. W tamtych czasach taka wielodzietność była zresztą na porządku dziennym i nie dziwiła nikogo. Jego trzynasty syn, Lyon kontynuował tę piękną rodzinną tradycję – owdowiawszy, ożenił się po raz drugi w wieku lat 68 i z nową żoną miał trójkę dzieci (łącznie sze-ścioro). Dwaj jego synowie – Lyon Tyler Jr (ur. 1924) i Harrison Tyler (ur. 1928) żyją aż do dzisiaj.

Przyrównajmy okres prezyden-tury Johna Tylera do wydarzeń które miały miejsce na naszych ziemiach; są to czasy kongreso-wego Królestwa Polskiego, po Powstaniu Listopadowym (1831), zaś przed Powstaniem Stycz-niowym (1864). Okres zaborów, czas kurczenia się potęgi Polski pomiędzy kolejnymi rozbiorami. A dla dwóch starszych panów w USA jest to „okres, w którym żył

nasz dziadek”. Nie pra-pra-pra-dziadek… lecz dziadek.

Lyon Tyler to emerytowany praw-nik, znawca amerykańskiej Wojny Secesyjnej, zaś Harrison jest właści-cielem Sherwood Forest Plantation – domu od pokoleń należącego do rodziny Tylerów, gdzie mieszka oraz czasami oprowadza wycieczki. Jak sam twierdzi w jednym z wywia-dów: „Staram się nie poruszać te-matu pokrewieństwa. Rozmawiam o tym tylko wtedy, gdy ktoś pyta lub nazywa mnie prawnukiem pre-zydenta – wtedy to koryguję.”

Obaj bracia mimo zaawansowa-nego wieku nieźle się trzymają i często widują.

Lyon: „Gramy w tenisa dwa razy w tygodniu. Chociaż chciałbym grać lepiej. Ciągle dobrze uderzam w piłkę, ale czasami moje nogi od-mawiają posłuszeństwa. (…) Brat ostatnio nie czuje się najlepiej. Cóż, ja mam 87 lat, on 91.”

No cóż, to w takim razie zgodnie z rodzinną tradycją powinni zacząć myśleć o spłodzeniu jakiegoś po-tomka…

Jarosław Prokop(źródła: biography.com, mental-

floss.com, snopes.com, youtube.com, history.com)

Dziesiąty prezydent USA rządził w XIX wieku. Wciąż żyją jego wnuki!

John Tyler – dziesiąty prezydent Stanów Zjednoczonych

Page 5: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 5

Na Murze Pamięci w daw-nym kieleckim więzieniu przy ulicy Zamkowej jest coraz więcej porcelanowych fotografii osób, które tu zo-stały zamordowane lub z więzienia zostały wywiezio-ne na egzekucje lub do obo-zów śmierci.

Do Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej zgłaszają się nowe osoby, które przynoszą zdjęcia i opo-wiadają o losach swoich bliskich. Tych którzy zginęli i tych, którzy tu odsiadywali swoje wyroki.

Partyzant z ĆmielowaJedną z osób, które przyjechały

do Kielc przekazać informacje o swoich bliskich jest Cezary Pękal-ski. Opowiedział o losach swojego ojca, Jana Pękalskiego, organizato-ra struktur Związku Walki Zbrojnej Ćmielowie, redaktora i kolportera „Dziennika Informacyjnego”, oficera organizacyjnego w Komen-dzie Obwodu Armii Krajowej, po wojnie prześladowanego i areszto-wanego przez UB. Przesłuchiwany w śledztwie i odsiadujący wyrok w więzieniu na ulicy Zamkowej w Kielcach Jan Pękalski pisał wiersze do syna, które potem zebrał i wydał własnym nakładem. Do dziś syn przechowuje je jak najcenniejszą pamiątkę, podobnie jak pamiątko-we medaliki zrobione przez ojca z więziennego chleba.

Jan Pękalski urodził się 4 wrze-śnia 1915 roku w Ćmielowie. Był czwartym dzieckiem Józefa i Julianny. Ojciec był cenionym kaflarzem, prowadził w Ćmielowie własny zakład. Jan po maturze, którą uzyskał w 1937 roku w Gim-nazjum im. Joachima Chreptowicza w Ostrowcu, w 1937 r., wstąpił do wojska. Służył przez rok w 4 Pułku Piechoty Legionów w Kielcach, potem chciał studiować. Złożył już dokumenty na uczelnię, ale przed rozpoczęciem studiów w Akade-mii Górniczo-Hutniczej w 1939 r. otrzymał wezwanie do Sandomie-rza na szkolenie rezerwistów.

Wybuch II wojny światowej za-stał go w koszarach. Brał udział w walkach kampanii wrześniowej w walkach pod Borową Górą i Toma-szowem Lubelskim. Po powrocie do Ćmielowa organizował tu struk-tury Związku Walki Zbrojnej. Był dowódcą plutonu. Dał się poznać jako zdolny organizator. W 1943 roku został oficerem organizacyj-nym w Komendzie Obwodu Armii Krajowej. Do jego obowiązków należało prowadzenie ewidencji żołnierzy i opracowywanie stanów liczbowych oddziałów. Odpowia-dał też za stronę logistyczną alianc-kich zrzutów broni i zaopatrzenia. Jan Pękalski stworzył od podstaw „Dziennik Informacyjny” – pod-ziemne czasopismo ukazujące się cztery razy w tygodniu na terenie powiatu ostrowieckiego. Pierwsze numery przepisywane były odręcz-nie, potem nakład powielanego pi-

Więzienne wiersze dla syna

sma wzrósł do 600 egzemplarzy.W sierpniu 1944 roku Jan Pę-

kalski wraz ze swym oddziałem wyruszył w kierunku Warszawy na pomoc walczącym powstańcom. Marsz do stolicy został przerwany, żołnierze Pękalskiego stoczyli kilka potyczek z nieprzyjacielem, m.in. pod Miedzierzą, Radkowem i Radoszycami.

Aresztowany za to, że był żołnierzem

W styczniu 1945 roku ziemie polskie zostały oswobodzone spod okupacji niemieckiej, władzę w kraju przejęli komuniści. Roz-począł się okres represji wobec żołnierzy Polskiego Państwa Pod-ziemnego. Jan Pękalski już 7 lutego 1945 roku został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa pod zarzutem ukrywania broni. Siedział w areszcie UB w Ostrowcu. Na wolność wyszedł po kilku mie-siącach. Podjął w próbę ułożenia sobie nowego życia w cywilu. Założył rodzinę. Rozpoczął studia na Wydziale Leśnym Szkoły Głów-nej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

14 kwietnia 1949 roku został zabrany z akademika przez UB. Z aresztu na Pradze przewieziono go do Kielc do aresztu na ulicę Focha. Śledztwo trwało prawie rok. Oskarżono go o zbrodniczą zmowę w celu likwidacji działa-czy lewicowych. Po sfingowanym procesie w lutym 1950 roku został skazany na trzy lata więzienia. Wyrok odsiedział w areszcie w Kielcach przy ulicy Zamkowej. Gdy po apelacjach Sąd Najwyż-szy wydał wyrok uniewinniający do odsiedzenia pełnych trzech lat zabrakło 10 dni…

Jan Pękalski wrócił na studia. Został skierowany na praktykę w Rejonie Lasów Państwowych w Szczytnie. Tutaj dotarła do niego informacja, że jest poszukiwany przez Urząd Bezpieczeństwa. 1 czerwca 1953 roku uciekł i ukrył się przed funkcjonariuszami UB u rodziny w powiecie sandomier-skim. Po 19 miesiącach poszukiwań UB wpadło na jego trop. Został schwytany w Denkowie i trafił do aresztu po raz trzeci. Skazano go za ukrywanie się.

W końcu Jan Pękalski ukończył naukę ze stopniem inżyniera leśni-ka, ale człowiek z jego życiorysem nigdzie nie mógł dostać pracy. Pracował więc razem z braćmi w rodzinnej kaflarni, założonej przez ojca aż do emerytury. Pod koniec lat siedemdziesiątych zaangażował się w działalność społeczną. Organizował życie lokalnych środowisk kombatanc-kich. Pełnił funkcję wiceprezesa koła ZBOWID-u w Ćmielowie.

Należał do Światowego Związku Żołnierzy AK. Był wielokrotnie odznaczany. Jeszcze w 1946 roku napisał relację z wojennych lat, którą opublikował w Ćmielowie w 1995 roku. Wśród przyznanych mu wyróżnień warto wymienić: Krzyż Walecznych, Krzyż Ofi-cerski Orderu Odrodzenia Polski, Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Mi-litari. 9 lutego 2009 roku Minister Obrony Narodowej awansował go do stopnia podpułkownika Wojska Polskiego. Jan Pękalski zmarł 20 lipca 2011 roku.

Przekazywana pamięćCi, którzy przychodzą do kielec-

kiego Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej z rodzinnymi pamiątkami i wspomnieniami, podkreślają, że upamiętnianie daw-nych więźniów ulicy Zamkowej to cenna inicjatywa i warto, żeby włączyło się w nią jak najwięcej osób. To bowiem ostatnia chwi-

la, by pamięć o prześladowanych przetrwała. Tych którzy pamiętają historię swoich bliskich jest coraz mniej. Niektórzy znają ją już tyl-ko z opowiadań starszych człon-ków rodziny. A przecież pamięć o tych, którzy swoje życie oddali oj-czyźnie powinna trwać.

Przy fotogra-fiach zamordowa-nych zatrzymuje się coraz więcej osób. Więzienna

brama do Muru Pamięci jest otwar-ta. Każdego dnia widać ludzi, cza-sem bardzo młodych patrzących na twarze z porcelanowych tabliczek i przesuwające się na ekranie moni-tora, czytających krótkie biogramy zamordowanych. Młodzież dziwi się, że tak wielu bohaterów było bardzo młodych.

Na Ziemi Świętokrzyskiej tak wiele osób zasługuje na upamięt-nienie. Często znamy nazwiska ofiar, wiemy czym się zasłużyli, jednak pozostają w zapomnieniu i nie wiemy jak wyglądali. Przypo-mnijmy te osoby, każda zasługuje na naszą pamięć.

Każda fotografia to jeszcze jedna odkrywana historia. Odkrywajmy tę historię wspólnie dla następnych pokoleń.

Marek Maciągowski

Przypomnijmy twarze tych, których losy związały się z kieleckim więzieniem. Apelujemy więc: udostęp-nijcie zdjęcia swoich bliskich – przypomnijmy ich. Niech następne pokolenia spojrzą na swoich poprzedników. W ten sposób przetrwają. Ich czyn nie pójdzie w zapo-mnienie.

Osoby, które chcą udostęp-nić nam zdjęcia więźniów ulicy Zamkowej prosimy o kontakt z Ośrodkiem Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej, Kielce ul Zamkowa 3, tel. 41 367 68 01 lub e-mail:[email protected]

Jan Pękalski w mundurze podchorążego 4 Pułku Piechoty Legionów Fragment listu do syna

Medaliki z chleba ulepione w kieleckim więzieniu

Page 6: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i6

„W wielkim mieście, młoda, atrakcyjna dziewczyna sprzedaje papierosy na stoisku w przejściu podziemnym. Żyje z dnia na dzień, bez złudzeń o lepszej przyszłości – i nie ma nadziei na lepsze jutro. To jednak ma się szybko zmienić, kiedy - trochę wbrew sobie - zo-staje wciągnięta w elitarny świat wielkich pieniędzy, celebrytyzmu i rozwianych złudzeń. Kiedy bo-gaty biznesmen uzależniony od manipulowania innymi, odkrywa w niej kolejną potencjalną ofiarę, która wpadłszy w jego sieć in-tryg, nie będzie w stanie się z niej wyplątać.

W ten wir wydarzeń wciągnięte zostają kolejne osoby dramatu - żebrak, który znienacka dostaje swoją wielką życiową szansę, odarta ze złudzeń i godności ko-chanka znanego polityka, policjant o romantycznym sercu i ukrytych frustracjach.

A w tle mamy zapowiedź wiel-kich zmian dla opętanego zarabia-niem pieniędzy świata, gdy mię-dzy ludźmi pojawia się religijny symbol na miarę naszych czasów, uosobienie ludzkiego pędu do gromadzenia bogactwa...”

Przedstawiamy książkę będącą debiutem Jarosława Prokopa – ekonomisty, grafika i dziennika-rza. Mroczną, głęboką, czasami wprawiającą w smutek i złość dosadnym opisem rzeczywisto-ści – ale na pewno skłaniającą do myślenia. Opisującą świat w którym człowiek człowiekowi wilkiem, w którym jedynie dą-żenie do celu po trupach daje nadzieję na jakikolwiek sukces. Czy w rzeczywistym świecie rów-nież tak jest, czy do tego stopnia wyzbyliśmy się uczuć wyższych?

Człowiek z Szóstego Piętra

Umówmy się od razu - książka nie jest próbą odpowiedzi na to pyta-nia, a przynajmniej nie do końca – trzeba ją raczej traktować jako zaproszenie do dyskusji na ten temat, wysuwania argumentów za i przeciw. Można się nie zgadzać z obrazem świata zaprezentowaną przez autora, można go oskarżać o nadmierne czarnowidztwo – ale nie da się potraktować tej wizji obojętnie. Bo czy w telewizji nie oglądamy czegoś podobnego, zalewu popkultury, nachalnego lansowania „celebrytyzmu”? A co, jeśli robienie wielkich pie-niędzy rzeczywiście wiąże się z utratą czegoś ważnego, czegoś co można nazwać – z braku lepszego określenia – sporą częścią swojej duszy?

„Człowiek z Szóstego Piętra” nie jest – paradoksalnie - próbą ukazania w złym świetle świata polityki i biznesu. Jest to bardziej ostrzeżenie: spójrzmy jak niewie-le nam brakuje byśmy stali się typowymi konsumentami, uza-

leżnionymi od „kasy”, całkowicie nastawionymi na swoje potrzeby, gotowymi na wszystko by tylko zarobić jak najwięcej, lub by zdo-być potęgę i władzę.

Poniżej prezentujemy jeden z ciekawszych cytatów oraz frag-ment fabuły:

„Czy jest sens w gromadzeniu pieniędzy i władzy? Czy koniec końców każdy nie odchodzi w ten sam sposób, obojętne ile w życiu zdobył bogactw, wpływów, sławy?”

„– Jak… mogłeś… mi… to zrobić… ty… ty…! – wydusza z siebie Illona, rzucając się na mężczyznę z zakrzywionymi pal-cami. Wypielęgnowane paznokcie celujące w policzek przywodzą na myśl atak bezlitosnego dra-pieżnika…

I nagle jak błyskawica miga przed nią męska ręka. Ciszę prze-nika trzask, odbijający się echem od ścian pokoju.

Dziewczyna zatacza się, przy-ciskając rękę do bolącego policz-ka. Gniew znienacka odpływa, zastąpiony przez oszołomienie… i nagłą świadomość własnej nie-mocy.

– Piłaś – Sergio marszczy nos z niewysłowioną odrazą, trąc roz-wartą dłoń – piłaś, a co gorsza… myślałaś.”

Jak można zatem określić wy-kreowaną przez autora rzeczywi-stość? Chyba najlepiej odpowiada na to on sam, w krótkim podsu-mowaniu:

„Oto świat w którym rządzi Pieniądz a Mesjasz, jeśli na-dejdzie, będzie krzewił wiarę w zarabianie gotówki, marketing i dobry PR. Gdzie bogacenie się, a potem wydawanie wszystkiego

JAROSŁAW PROKOP – absolwent Wyższej Szkoły Zarządzania w Katowicach. Grafik, dziennikarz, projektant wizualny, scenarzysta, designer, jak mówi o sobie – człowiek renesansu, który lubi imać się różnych zajęć życiowych. Tworzy ilustracje do książek, oprawy stron www, loga firmowe. Pracuje jako lektor języka angielskiego oraz redaktor internetowego portalu naukowego. Pisanie książek jest dla niego kolejnym logicznym szczeblem drabiny samorozwoju.

Ślad hańby Płakałam setną noc, ból nie chciał minąć. Drzewo słuchało, choć szloch swój tłumiłam, a zniewolona męską chucią, drwiną, więcej niż siebie w sobie już nosiłam. Piekło się we mnie tak rozprzestrzeniło, że żyjąc, życie w sobie chciałam zabić. I tylko drzewo rozpacz mą dzieliło uczyło czekać, rodzić i sens trawić. Na wieki jestem już wpół rozpęknięta nieufna ludziom, w rozmowie niełatwa… Łzą napęczniały korzeń zapamiętał, wyrzeźbił wstyd mój, krzywdę bez krzty światła. Dobrze, że twarzy mej nie odwzorował… Nie chciał? nie umiał? – rozpaczy formować?

Anna Błachucka

Bezsenne noce

Bezsenne noceNoce pełne lękuSekundy przepojone strachemW zegarze mego życiaOdmierzają czas cierpieniaNiewypowiedziane słowaI wykrzyczane winy całego świataUpadać i wstawaćIść i nie lękać sięDostrzegać światełko dniaW bezgwiezdną nocPromyk wiary i miłościMiłości matki do chorego dziecka

Wioleta Purska

w świątyniach handlu, hipergale-riach jest czymś naturalnym i nad-rzędnym. Gdzie „celebrytyzm”, parcie do sławy i błysków fleszy jest podstawowym elementem kultury, celem ostatecznym dla

którego ludzie są w stanie zapła-cić każdą cenę.

Nasz świat.”Czy opis ten jest zgodny z tym co

nas otacza? Trudno orzec, wnioski trzeba pozostawić Czytelnikom.

Korzeniorzeźba Z. Kubickiego

Page 7: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 7

Czy Kościołowi potrzebne jest w dzisiejszych czasach coś takie-go jak „pijar” (PR)?

– Jasne. Mnie się wydaje, ze Kościół żyje przede wszystkim w duchu PR-u. Warto podkreślić, że pierwsi chrześcijanie bazo-wali wyłącznie na klasycznym PR, czyli udanych kontaktach z różnymi osobami. Według mnie, problemy PR-owe w Kościele są dzisiaj dwa. Jeden, wynikający z nieudanych kontaktów, czyli bra-ku ujednoliconej i dobrej kultury organizacyjnej. Sporo osób ma po-rażki w kościelnych kontaktach. Z drugiej strony, w wielu dziedzinach Kościół dobrze działa. Ma jednak wokół siebie dużo czarnego PR-u i zupełnie sobie z tym nie radzi. Jest totalnie bezbronny. Pierwsi chrześcijanie też mieli ten problem, choćby wtedy, gdy oskarżał ich Neron. Wyszli z tego zwycięsko. Ale teraz wygląda na to, że jest gorzej, bo wiernych w Kościele nie przybywa, ale ubywa.

Głosi ksiądz swoje poglądy dość aktywnie, stara się wycho-dzić poza ramy zamkniętego w świątyni Kościoła. Czy miał ksiądz problemy ze strony jego bardziej konserwatywnej części?

Mam luz. Mogę iść swoją drogą

– Nie do końca wiem, co to jest ta konserwatywna część. Wymagania, które stawiam ludziom są duże i dość tradycyjne, a forma jest no-woczesna. Rozumiem, że w takim ujęciu jestem nowatorski, to jakoś zadziwia, zmusza do refleksji. Ale mam zasadę, że koleguję się tylko z fajnymi, więc nie znam, niefajnych, którzy być może mnie krytykują. I dzięki temu mam luz. Mogę iść swoją drogą. To znaczy, drogą, którą wytycza mi Ewangelia, a nie ludzkie opinie.

Czy CSR (koncepcja która polega na budowaniu strategii biznesowej uwzględniającej in-teresy społeczne) przyjmie się w polskich realiach?

– To jest dla mnie trudny temat, bo w dyskusjach o odpowiedzial-nym biznesie wciąż słyszę prawie wyłącznie bełkot. Według mnie wymyślono CSR z powodów biz-nesowych, jako element budowania marki i przez to zwiększania zy-sków. I dlatego, w tym zakłamaniu, można tylko bełkotać. Ale część ludzi w biznesie ma jednak dobre serce i kapitał biznesu przekuwa w prawdziwe projekty społeczne. Uważa jednak, że dopóki nie uda się pokonać zakłamania, będzie to wciąż sztuczny twór. Największa

zmiana powinna polegać na tym, że z pytania: co ja z tego będę miał, należy przejść do postawy: co mogę dać innym. Moje do-świadczenia są różne. Są już ludzie ideowi, ale najczęściej to jest gra. Często bezwzględna.

Stwierdził ksiądz niedawno, że pracownik bezpieczny gorzej re-alizuje cele organizacji, w której jest zatrudniony. Dlaczego?

– Raczej chodziło mi o to, że biznes zawsze bazuje na ryzyku. Jeśli więc przedsiębiorca bierze na siebie ryzyko, to jak może nie czuć tego pracownik. Tworzenie paraso-la ochronnego nad pracownikiem tworzy nierealny świat, który musi demoralizować. Praca zarobkowa musi być powiązana z ryzykiem, czyli wyzwaniami, które są więk-sze, niż to, co robimy z łatwością. I taka praca daje satysfakcję i praco-

dawcy i pracownikowi, który może mieć ekscytujące życie.

Stwierdził ksiądz w jednym z wywiadów, że początki Szla-chetnej Paczki były swoistym „testowaniem” pomocy biednym. Na czym to polegało i na czym polega obecnie?

– Na początku miałem dużo swoich doświadczeń z pomaganiem i wizję, jaka pomoc jest idealna. Ale, gdy weszliśmy do rodzin w potrzebie, okazało się, że tylko cześć moich założeń się sprawdza. Zaczęliśmy pracować metodą prób i błędów, bez dogmatów. Nie uszczę-śliwialiśmy nikogo na siłę, ale szu-kaliśmy metodologii, która działa. I tak jest od lat. Dla mnie fascynujące jest to, że efektywność pomagania można zwiększać praktycznie w nie-skończoność. Wciąż mamy pomysły na kolejne innowacje.

Wiele projektów Stowarzysze-nia WIOSNA, takich jak Absol-went, czy Telekariera odbywa się głównie na terenie województwa małopolskiego. Czy WIOSNA planuje rozszerzyć działalność na inne regiony, np. na święto-krzyski?

– Projekty rynku pracy są drogie i w ich realizacji uzależnieni jeste-śmy od tzw. grantów, od dofinan-sowania. Takie granty zdobywa się dla konkretnego województwa. Ponieważ jesteśmy z Krakowa, najłatwiej jest nam działać „u sie-bie”. Natomiast mamy potencjał na rozwiązania systemowe dla całego kraju. Jak na razie, nikt jednak nie patrzy tak szeroko, żeby z nami planować i realizować takie projekty. Cóż, czekamy. Jesteśmy gotowi!

Jarosław Prokop

Rozmowa z ks. Jackiem Stryczkiem, twórcą „Szlachetnej Paczki”, który namawia ludzi do zarabiania. W poprzednim numerze pytaliśmy o jego podejście do pieniędzy, prowo-kujące happeningi i żebraków. Dziś pytamy o dobre serce w biznesie.

Piotr Pawłowski – artysta malarz pocho-dzący z Bodzechowa – wystawiał swoje rysunki w Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie. Tematyka prac dotyczyła Powstania Styczniowego i okresu średniowiecza, szczególnie wypraw krzyżowych i ówczesnych formacji woj-skowych.

Autor ukończył Edukację Artystyczną ze specjalizacją z malarstwa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w roku 2004. Rok później podjął studia pody-plomowe w zakresie pedagogiki opiekuń-czo-wychowawczej również na UMCS.

– Wystawa była poświęcona pamięci mojej mamy dr medycyny Grażyny Pawłowskiej. Chciałbym złożyć szczególne podziękowa-nia dr Jerzemu Mazurkowi i Teresie Piwnik za umożliwienie mi pokazania moich prac – powiedział Piotr Pawłowski.

Rysunki artysty z Bodzechowa w Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego

Ks. Jacek Stryczek Fot.

Podczas wernisażu wystawy Jedna z akwarel artysty

Page 8: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i8

Woda spełnia szereg funkcji w ludzkim organizmie. Jej odpowiednia ilość jest nie-zbędna, by mogły zachodzić wszystkie procesy warunku-jące jego prawidłowe funk-cjonowanie. Od właściwego nawodnienia organizmu za-leży nasz nastrój, stan skóry, czy poziom energii.

Dzienne spożycie wody nie po-winno być mniejsze niż dwa litry. Podobno, duża ilość wody do-starczanej do organizmu każdego dnia korzystnie wpływa na nasze zdrowie i urodę. Przykładem mo-głaby być historia pewnej kobiety z Wielkiej Brytanii - gdyby nie fakt, że wszystko to było tylko specjal-nym chwytem marketingowym… Miała na imię Sara i była w średnim wieku. W celu lepszego dostrzeże-nia efektów, kobieta zrobiła sobie zdjęcie przed metamorfozą bo tak możemy nazwać to, co osiągnęła. W czasie przemiany, Sara nie robiła nic innego, co my robimy każdego dnia. Jedynie piła więcej wody. Lekarz kazał jej spożywać nie mniej niż trzy litry dziennie. Rezultat oszołomił wszystkich. Dziennikarze stwierdzili, że po trzech tygodniach kobieta wyglą-dała, jakby miała 10 lat mniej. Okazało się, że do zdjęcia „po” została tak ucharakteryzowana, aby wyglądała dużo korzystniej… Po co to oszustwo?.. Dla jeszcze większego zarobku producentów WODY! Jacy oni są sprytni…

Bo woda pitna jest taka tania? Cena za litrową butelkę wynosi między 1 a 10 złotych. Jest to nawet do dwóch razy więcej niż koszt litra benzyny. Zapytacie: „Jak to możliwe?”. Sprzedawcy wiedzą, ze towar jest wart tyle, ile klient zapłaci.

Wielu lekarzy i dietetyków twier-dzi, że dostarczanie aż tak dużej ilości wody nie jest konieczne. Zwłaszcza osoby starsze i chore

Dobra woda – urody doda!

R E K L A M A

powinny na to uważać. Picie zbyt dużej ilości płynów zwiększa wysi-łek zarówno serca, jak i nerek odpo-wiadających za równowagę płynów w organizmie. Co więcej, mówią, że spożywanie dużych ilości wody wcale nie wspomaga odchudzania, jak powszechnie się twierdzi. Z nadmiarem wody tłuszcze zawarte w organizmie zwiększają swoją objętość i ciężej jest się ich pozbyć. Istnieje także obsesja picia zbyt dużych ilości płynów bez uczucia pragnienia. Zjawisko to nazywane jest psychogennym nadmiernym pragnieniem. Osoby cierpiące na tę przypadłość spożywają od 6 do 10 litrów płynów dziennie. To jednak „troszkę” za dużo…

Skąd u nas przekonanie, że każda woda zdrowia doda? Otóż, producenci bardzo sprytnie stosują chwyty marketingowe, na które bardzo łatwo się nabieramy. To normalne.. Widząc reklamy, w których piękne kobiety spożywają wodę i opowiadają o źródłach jej pochodzenia, myślimy: „No skoro takie czyste i naturalne, to nie może być niezdrowe!”. Na jednej z butelek wody mineralnej będącej w sprzedaży, dziennikarze dopatrzyli się, że podany jest adres rozlewni. Postanowili to sprawdzić. Szybko okazało się, że butelkowana woda nie pochodzi z najczystszych źró-deł, ale prosto z kranu. Nie dajmy się zwieść marketingowi! Jednak

nie tylko takie kłamstewka, jak obchodzenie przepisów prawa w zakresie dozwolonej reklamy ska-zują nas producenci…

Zanim na rynek weszły plasti-kowe butelki, napoje sprzedawane były w szkle, które było znacznie droższe w produkcji, ale bezpiecz-niejsze dla naszego zdrowia. Ekolo-gia też na tym zyskiwała- szkło jest materiałem, który rozkłada się dużo szybciej, a recykling tego materiału działa dużo prężniej niż plastiku.

Pamiętajmy jednak, że woda jest niezbędnym elementem naszej die-ty. Ważne abyśmy zwracali uwagę na ilość przyjmowanych płynów każdego dnia, ale też nie dajmy się zwariować – w końcu bez WODY ani rusz!

Anna Panaszewska

4 października jubileuszowy – dwudziesty – rok akademic-ki zainaugurowała Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Biznesu.

Rektor uczelni, prof. dr hab. Kazimierz Obodyński podkreślił podczas inauguracji, że uczelnia kładzie nacisk na jakość kształ-cenia, czego potwierdzeniem jest m.in. pozytywna opinia Polskiej Komisji Akredytacyjnej dla kie-runku Ekonomia.

- Misją założycieli uczelni było przeniesienie najlepszych wzorców akademickich do miasta powiatowe-go, z głębokim przeświadczeniem, że szkoła wyższa powinna być waż-nym czynnikiem miastotwórczym i kulturotwórczym. Dziś wszyscy są świadomi trudności, jakie przeżywa szkolnictwo wyższe, ale w dalszym ciągu przyświeca nam optymizm, podbudowany doświadczeniem i sa-tysfakcją z tego co już udało się osią-gnąć - mówił m.in. rektor uczelni.

Tegoroczny uroczysty akt imma-trykulacji poprzedziło wręczenie Rektorskich Dyplomów Uznania najlepszym studentom oraz absol-wentom. W gronie wyróżnionych znaleźli się: Dominika Lipka z kierunku bezpieczeństwo narodowe, Monika Kotwa i Ewelina Głogowska - kierunek ekonomia studia I stopnia, Patrycja Prostak i Marta Szuba - kie-runek ekonomia II stopnia, Wójcik Albert z geodezji i kartografii, Elż-bieta Farys z pedagogiki, Agnieszka Sławska z pielęgniarstwa licencjat, Agnieszka Wrona z pielęgniarstwa II stopnia, Mariola Kowalska oraz Anna Czajkowska z kierunku zdro-wie publiczne. (red.)

OstrowieckaWSPiBma już 20 lat

Mieszkańcy Sandomierza i okolic mogli zobaczyć wy-stęp znanej crossoverowej grupy Lao Che.

Płoccy muzycy, zaserwowali po-tężną dawkę niebanalnej rozrywki w czasie półtoragodzinnego kon-certu. Zaskakująca spontaniczność, żywiołowość oraz świetny kontakt z słuchaczami sprawił, że wydarze-nie to na długo zagości w pamięci sandomierskiej publiczności.

Zespół był gwiazdą „VII Ogólno-polskiej Akcji Krwiodawstwa Mo-toserce 2015 ”. Na Małym i Duzym Rynku do oddawania krwi zachęcali motocykliści, sami po raz kolejny dali świetny przykład. Był także po-kaz Sandomierskiego Klubu Karate KyoKushin, praktyczny instruktaż dla dzieci „Bezpieczny powrót do Szkoły”, a także promocja projektu „Szlachetna Paczka”. Uczestnicy akcji mogli także wysłuchać kon-certów zespołów: Boozer, In Silent, Miasto Nocą i Diaboł Boruta.

Kaja Mrozowska

Lao Chew Sandomierzu

Dzienne spożycie wody nie powinno być mniejsze niż dwa litry

Pamiętaj

– Nie doprowadzajmy do stanu, kiedy już bardzo chce się nam pić, ale też nie pijmy na siłę wtedy, kiedy naprawdę nie chce nam się pić

– Wodę należy pić regular-nie, najlepiej małymi łykami i w nie za dużych ilościach. Le-piej jest pić częściej a mniej, niż dużo za jednym razem.

– Więcej powinny pić osoby prowadzące aktywny, sporto-wy tryb życia, przebywające w gorącym klimacie, chore, odchudzające się, a także ko-biety w ciąży oraz karmiące.

– Wo d ę d o s t a rc z a my organizmowi także z je-dzeniem – większa ilość spoż ywanych owoców i warzyw oznacza większą ilość przyjmowanej wody. – Dużo wody powinny pić dzieci, które są w ciągłym ruchu i dlatego znacznie czę-ściej odczuwają pragnienie niż dorośli.

Page 9: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 9

R E K L A M A

Historia kefiru jest dość cie-kawa i może troszeczkę kon-trowersyjna, bo jak inaczej opisać występujące w nim mleczarki, książąt, czy „ke-firowe grzybki”- a właściwie „ziarna kefiru.

Zacznijmy od etymologii słowa KEFIR. Wyraz ten ma tureckie korzenie, a termin „kef”, od którego pochodzi, oznacza nic innego, jak ZDROWIE. Ormianie już we wcze-snej starożytności pijali specjal-nie przygotowane sfermentowane mleko. Ormiańska nazwa kefiru to „macun”. Każdy rodzaj produktów powstających przez fermentacje mlekową pochodzi z okolic Kau-kazu. Ich smak zależy od bakterii stosowanych do ich przyrządzania.

Ojczyzną kefiu jest Północny Kaukaz. Mieszkańcy Kaukazu już dawno nazwali go „darem Niebios”, a sposób jego przygotowania był ściśle strzeżoną tajemnicą. Żyjący na północnym zboczu tego pasma górskiego ludzie wierzyli, że ziar-na kefiru to dar od samego Allaha, dlatego też uznawali je za bezcenne. Jeśli ktoś bardzo chciał je odnaleźć, gospodarz, który je posiadał, dawał taką możliwość, a potencjalny „zdobywca” płacił, nie za nie, ale za inny towar.

W XIX wieku, górale z Kaukazu przygotowywali kefir w następują-cy sposób: w bukłak (naczynie ze

skóry zwierzęcej) wlewali mleko, dodawali tam kefirowe grzybki, zawiązywali i stawiali na słońcu, w pobliżu domu. Co ciekawe, kopnięcie przechodnia w worek z kefirem uznawane było za wyraz szacunku do właściciela gospo-darstwa. Wstrząśnięcie naczynia czyniło proces fermentacji bardziej intensywnym. Obecnie górale też czasem przyrządzają kefir w specjal-nym, glinianym naczyniu i stawiają je na ciepłym piecu.

Ale jak to wszystko się zrodzi-ło? Otóż, już Herodot, starożytny historyk, mówił o słynnym kauka-skim produkcie mlekopochonym, jednak pewien naród wymyślił całą legendę o pochodzeniu kefiru w ich ojczyźnie. A było to tak… Jeszcze w czasach starożytności, na szczyt Elbrus zawitał Prorok Mahomet. Był on bezwzględnie zachwycony mieszkającymi tam ludźmi. W ramach podziękowania za gości-nę wręczył im kilka maleńkich

groszków, które dostał od swoich poddanych. Powiedział mieszkań-com góry Elbrus jak przygotować kefir- napój zdrowia i długoletno-ści. Jednocześnie Prorok zabronił dawać grzybki cudzoziemcom i przekazywać sekret produkcji po-karmu. W przeciwnym razie kefir straciłby swoje magiczne moce, jak twierdził Mahomet, a ludzie wierzyli i strzegli tego jak oka w głowie... Dochodziło do tego, że nawet własnym córkom wychodzą-cym za mąż nie wręczali ziaren, aby tajemnica została zachowana.

Około połowy XIX wieku, do Rosji zaczęły docierać słuchy,

KEFIR – napój zdrowia i długowieczności,czy zwykły produkt mlekopochodny?

Kefir przywędrował do Europy z Kaukazu

że na Kaukazie produkuje się cudowny, pyszny napój z mleka. Rosjanie, którzy w czasie wojny mieli możliwość spróbowania kefiru, mówili o nim w samych superlatywach.

W Rosji kefir zaczęto produko-wać na początku XX wieku. Wcze-śniej, zanim Rosjanie otrzymali pozwolenie, czasem przywożono owy napój z kaukaskich stron i sprzedawano za bardzo wysoką cenę. Ziarna kefiru przywieziono do Moskwy w 1908 roku, za spra-wą Iriny Sakharowej, pracownicy moskiewskiej mleczarni. Kobieta pojechała na Kaukaz w celu zdo-bycia grzybków. Została porwana przez księcia Baycharova- znaczą-cego dostawcę produktów mlecz-nych, który za wszelką cenę chciał ją poślubić. W rezultacie został postawiony przed sądem i zmuszo-ny do spłacenia 10 funtów ziaren kefiru, na rzecz pokrzywdzonej. Kilka tygodni po tym wydarzeniu, kefir został podany pacjentom rosyjskiego szpitala. Od tego mo-mentu technologia produkowania kefiru była opatentowana przez Rosję.

Kefir to nie tylko legendar-ny napój zdrowia, ale naprawdę wartościowy produkt o wyjąt-kowym smaku i konsystencji. Przedstawiany jest czasem jako środowisko symbiotyczne wielu mikroorganizmów. Znany rosyjski uczony Miecznikov, który przez całe swoje życie badał proces starzenia się organizmów, uważał kefir za doskonały środek, który niszczy wiele szkodliwych bakte-rii, które negatywnie wpływają na naszą kondycje zdrowotną i proces starzenia się. Dlatego też kefir uwa-żany jest za NAPÓJ ZDROWIA I DŁUGIEGO ŻYCIA. Zatem wierzcie lub nie, ale KEFIR TO SAMO ZDROWIE!

Anna PanaszewskaR E K L A M A

Page 10: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i10

• SZKOLENIA BHP, pierwsza pomoc przedmedyczna, zawo-dowe, ppoż oraz nadzór BHP. Dokumentacja po wypadku przy pracy. Pomoc w razie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. In-strukcje, znaki BHP. Ocena ryzyka zawodowego.

Telefon 661 333 339, kontakt [email protected]

• STUDIA podyplomowe San-

domierz: 1) Zarządzanie BHP, 2) Zarządzanie projektami, 3) Ka-dry i płace w praktyce, 4) Wycho-wanie przedszkolne i edukacja

wczesnoszkolna, 5) Menadżer oświaty, 6) rachunkowość i controling, 7) Przygotowanie pedagogiczne.

Kontakt: Telefon 661 333 339, kontakt: [email protected]

• SPRZEDAM działkę budowlaną o powierzchni 683m2 w Ostrowcu Św. przy ul. Radosnej (boczna od Las Rzeczki) Telefon: 608728 725.

• SPRZEDAM zestaw mebli do sklepu odzieżowego. Ostrowiec Św. Telefon: 793 73 23 77.

Stowarzyszenie Na Rzecz Warsztatu Terapii Zajęcio-wej „SZANSA”, działające w Ostrowcu Świętokrzyskim, zorganizowało dla swoich podopiecznych wyjazd w Bieszczady.

Po ubiegłorocznej wyprawie w Góry Świętokrzyskie przy-szedł czas na większe wyzwania i wędrówki po bieszczadzkich połoninach.

– Uczestnicy obozu, choć są nie-pełnosprawni, jak zwykle stanęli na wysokości zadania i zdobyli najwyż-szy szczyt Bieszczad, czyli Tarnicę. Przeszli też całą Połoninę Wetlińską – mówi Remigiusz Woźniak, wice-prezes Stowarzyszenia „SZANSA”, opiekun podczas obozu.

Zakwaterowani w ośrodku wy-poczynkowym „OLIMP” uczest-nicy obozu mieli zapewnione także ekstremalne atrakcje, m.in. przejazd autami terenowymi z doświadczonym kierowcą oraz zjazdy tyrolką.

– Zorganizowaliśmy również dwa wyjścia na basen, aby popły-wać i się zrelaksować się w wodzie – mówi Tomasz Przybysławski, opiekun podczas obozu. – Jednego dnia wykorzystaliśmy łowisko w gospodarstwie agroturystycznym, aby spróbować pysznego świeżego pstrąga.

Uczestnicy obozu zwiedzili Muzeum Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Dodatkowo mieli możliwość zwiedzenia kawałka jednego z najpiękniejszych miejsc w Polsce z wagonów Bieszczadz-kiej Kolejki. Dzięki uprzejmości Komendanta przejścia granicz-

• SPRZEDAM 2 siodła na małe i średnie konie, kantary – 2 sztuki na kuce i 6 sztuk na średnie konie, San-domierz. Telefon: 15 832 25 86.

• SPRZEDAM otomanę skórza-ną, czarną, Ostrowiec Św. Telefon: 793 73 23 77.

SZANSA w Bieszczadach

nego w Krościenku podopieczni zwiedzili to przejście, zapoznali się z pracą funkcjonariuszy staży granicznej, zobaczyli a nawet mo-gli naocznie doświadczyć jak się siedzi w samochodach tej jednostki za kratami. Na koniec pobytu na przejściu granicznym udali się na projekcję filmu, który pokazywał

jak ciężka i niebezpieczna jest praca straży granicznej.

– Jako organizatorzy jeste-śmy szczęśliwi, że udało się nam wszystko zrealizować. Pogoda nie pokrzyżowała nam planów i wszyscy szczęśliwie i zdrowo wrócili do domów – mówi Robert Rogala, kierownik WTZ przy

Stowarzyszeniu „SZANSA”, kie-rownik obozu. – Myślę, że taka forma turystki powinna być kon-tynuowana w przyszłości – uczy wszystkich zaradności, radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim uświadamia, jak ważna jest współpraca całej grupy aby osiągnąć założony cel. Poka-

zuje jednocześnie to, że ja – osoba niepełnosprawna, też jestem człon-kiem społeczeństwa i też potrafię, chcę i osiągnę założone cele.

„Obóz wędrowny w Bieszczady 2015” został dofinansowany przez Powiatowe Centrum Pomocy Ro-dzinie w Ostrowcu Św. ze środków PFRON. Małg Chrzanowska

Tarnica – najwyższy szczyt Bieszczad zdobyty

Z Wołosatego szlak prowadzi na Tarnicę Uczestnicy obozu na Połoninie Wetlińskiej

O G Ł O S Z E N I A D R O B N E O G Ł O S Z E N I A D R O B N E O G Ł O S Z E N I A D R O B N E

Page 11: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 11

Rozmowa z Piotrem Brodą – sandomierzaninem, który wywalczył Mistrzostwo Polski Nauczycieli w Scrabble 2015.

Jak zainteresował się Pan grą w scrabble?

– Był taki czas, kiedy dużo sie-działem przy komputerze. Zwró-ciłem uwagę na pewną stronę internetową, na której można grać właśnie w scrabble. Tak zacząłem grać. Na początku wszyscy mnie „ogrywali”, co wywoływało we mnie złość. Jako, że żyję w duchu sportowej rywalizacji to zacząłem uczyć się zasad i dokładniej dosko-nalić elementy tej gry.

Kiedy pierwszy raz wziął Pan udział w turnieju?

– Pierwsze Mistrzostwo Polski Nauczycieli w scrabble zdobyłem w 2011 roku, ale takie granie na poziomie rozrywkowym, zajęło mi koło dwóch – trzech lat w interne-cie. W 2008 roku odkryłem stronę internetową Polskiej Federacji Scrabble www.pfs.org.pl, gdzie przeczytałem, że istnieją turnieje, w których można brać udział. Będąc zimą w Zakopanem, wybrałem się na jednodniowy turniej, składający się z siedmiu partii. Wygrałem tylko trzy, nie zajmując żadnego miejsca. Potem okazało się, że w Puławach organizowane będą rozgrywki ogólnopolskie. Startowało 50 osób i był to mój trzeci start, który – tym razem wygrałem. Rozgrywałem partię m.in. z mistrzem Polski z 2007 roku. Wtedy zdecydowałem, że zostanę scrabblistą.

Jak wyglądają eliminacje do turnieju?

– W turniejach ogólnopolskich może startować każdy. W całej Polsce jest ich organizowanych powyżej 30, czyli w ciągu miesiąca są 3 rozgrywki scrabblowe. Można spróbować swoich sił. Mistrzostwa Polski składają się z dwóch etapów. Najpierw są eliminacje a później turniej finałowy, do którego kwa-lifikuje się 16 osób.

Jak wyglądają treningi scrab-blisty?

– Scrabbliści trenują, ale każdy w inny sposób. Najprostszą formą jest gra w internecie, choćby na stronie www.zagraj.pl, gdzie jest zarówno sala otwarta, jak i wieczorne turnie-

SCRABBLENiewielka plansza,

wielkie pole do popisu je. Na początku, kiedy „zachłysną-łem” się scrabblami, grałem po 5-6 godzin dziennie. Teraz koncentruję się na rozegraniu mniejszej ilości partii, ale z ich przeanalizowaniem. Poza tym bardzo ważną rzeczą jest umiejętność anagramowania, czyli zmieniania kolejności liter tak, aby powstało słowo.

Czyli scrabble to również stra-tegia?

– Scrabble są grą, w której przede wszystkim ważna jest znajomość słów, ale liczy się też strategia. Umiejętność rozegrania partii jest ważna, ponieważ zawsze mamy określoną ilość liter, których na początku jest 100 - trzeba przewi-dzieć jakie litery mogą nam dojść.

Podczas gry na żywo zbiera się wiele doświadczenia, każda partia uczy bo widać, gdzie popełniło się błędy. Poznałem wielu graczy i zauważyłem, że uczą się oni słówek, śledzą słowniki. W scrab-blach występuje około 2 mln 400 tys słówek.

Jakie są korzyści płynące z gry w scrabble?

– Poszerza wiedzę jeśli chodzi o język polski, poprawia umiejętno-ści gramatyczne, ale nie tylko, bo również matematyczne, strategicz-ne. PFS opiera się na zbiorze słów, który został utworzony na bazie wszystkich najbardziej znanych słowników. Ciekawostką jest, że Mistrzostwa Świata, wygrał Nowo-

zelandczyk, który w trzy miesiące nauczył się całego słownika języka francuskiego, kompletnie nie zna-jąc znaczeń poszczególnych słów. Czyli kolejną zaletą jest fakt, że można ćwiczyć pamięć.

W jaki sposób, na turniejach rozwiązywane są wątpliwości od-nośnie istnienia danego słowa?

– Na każdym turnieju są do-stępne komputery z programem zwierającym słownik. Jeśli dane słowo występuje w zbiorze, zostaje na planszy. Jeśli jednak go nie ma, zostaje wycofane, a przeciwnik nie dostaje punktu.

Czy według Pana scrabble są popularne?

– W większych miastach są kluby scrabblowe, gdzie ludzie spotykają się raz lub dwa razy w tygodniu i rozgrywają w czasie do 3 godzin około 5 partii. Wtedy bardzo dużo się uczą. Mnie po-zostaje komputer. Choć uważam, że nawet w mniejszych miastach scrabble bywają popularne np. w Raciborzu, Rumii czy Mielcu. Koledzy namawiają mnie, aby zorganizować tu turniej scrabblo-wy. Myślę, że w przyszłym roku spróbuję taki zorganizować.

Dziękuję za rozmowę. Życzę dalszych sukcesów oraz powo-dzenia przy organizacji sando-mierskiego turnieju.

Kaja Mrozowska

Podczas Mistrzostw Polski Nauczycieli W tej grze występuje blisko 2,5 miliona słówek

Piotr Broda i miłośnicy scrabble`a

Page 12: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i12

R E K L A M A

Dziś spróbuję rozłożyć dysleksję na czynniki pierwsze, choć wolała-bym rozłożyć ją na łopatki i pozbyć się jej raz na zawsze. Niestety ba-dania wskazują na coraz częstsze występowanie tego zaburzenia u dzieci. Przyczyny dysleksji nie są do końca znane.

Definicja dysleksji jest nieco zagmatwana, gdyż określa się nią szereg zaburzeń, a jednocześnie jest stosowana jako definicja trud-ności w czytaniu. Zatem mamy do czynienia z:

• dysleksją oznaczającą trudno-ści w czytaniu – uczeń zna litery ale nie potrafi złożyć ich poprawnie w słowa i zdania. Ma też problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu;

• dysortografią czyli trudno-ściami w opanowaniu poprawnej pisowni - można ją stwierdzić tylko wtedy, gdy dziecko popełnia błędy, mimo znajomości zasad ortografii;

• dysgrafią manifestującą się niskim poziomem graficznym pisma. Dzieci z tym zaburzeniem mają trudności z pisaniem we właściwych liniach, piszą kośla-we, niekształtne litery, pojawia się pismo lustrzane, np. d zamiast b. Mówimy potocznie, że dziecko brzydko pisze. Czasem pismo jest wręcz nieczytelne;

• dyskalkulią, która powoduje, że uczeń ma trudności z wytworze-niem w swym umyśle abstrakcyj-nego pojęcia liczby, a to utrudnia dokonywanie wszelkich operacji matematycznych.

Musimy sobie uświadomić, że dysleksja nie jest chorobą, a dyslek-tykiem jest się całe życie. Niezwykle ważne jest wczesne wykrycie ryzyka dysleksji u dziecka. Właściwy dobór ćwiczeń może w znacznym stopniu zredukować skutki tych „dys…” i mimo trudności pozwolić dziecku dobrze się czuć w środowisku szkol-nym, a potem w dorosłym życiu. Nie mogę podać Wam drodzy czy-telnicy złotej recepty na pokonanie dysleksji, bo każdy przypadek jest inny, ale są pewne zasady, których powinniśmy się trzymać.

Pierwsza rzecz jaką uświadamiam rodzicom dziecka dyslektycznego to fakt, iż dysleksja nie oznacza braku inteligencji. Podstawowa cecha jaką powinien przejawiać rodzic i nauczyciel w stosunku do dziecka z dysleksją, to cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Musimy też spróbować zrozumieć jak czuje się osoba z dysleksją. Wyobraźmy sobie, że mamy zdrowe oczy, patrzymy nimi, ale nie widzimy. Znamy litery, ale nie potrafimy przeczytać zdania. Wiemy, że 6 to 6, ale nie potrafimy wyobrazić sobie co to właściwie oznacza. Uczeń musi wykazać się sporą inte-ligencją, żeby znaleźć własne drogi do zrozumienia świata i poruszania się w nim w miarę sprawnie.

Jako belfer z długoletnim do-świadczeniem staram się, aby uczniowie z ryzyka dysleksji lub ze stwierdzoną dysleksją nie czuli się gorsi i nie popadali w kompleksy.

Kluczem do sukcesu jest właściwa diagnoza w poradni psychologicz-nej, odpowiedni dobór ćwiczeń i konsekwentne ich stosowanie. Bardzo podoba mi się pewien dekalog, który pozwolę sobie przytoczyć.

Dekalog dla rodziców dzieci dyslektycznych

opr.: prof. dr hab. Marta Bog-danowicz

NIE - „nie czyń bliźniemu, co Tobie niemiłe“.

1. Nie traktuj dziecka jak chore-go, kalekiego, niezdolnego, złego lub leniwego.

2. Nie karz, nie wyśmiewaj dziecka w nadziei, że zmobilizujesz je to do pracy.

3. Nie łudź się, że dziecko „samo z tego wyrośnie“, „weźmie się w garść“, „przysiądzie fałdów“ lub, że ktoś je z tego „wyleczy“.

4. Nie spodziewaj się, że kłopoty dziecka pozbawionego specjali-stycznej pomocy ograniczą się do czytania i pisania i skończą się w młodszych klasach szkoły podsta-wowej.

5. Nie ograniczaj dziecku zajęć pozalekcyjnych, aby miało więcej czasu na naukę, ale i nie zwalniaj go z systematycznych ćwiczeń.

TAK – „strzeżonego Pan Bóg strzeże“.

6. Staraj się zrozumieć swoje dziecko, jego potrzeby, możliwości i ograniczenia, aby zapobiec trud-nościom szkolnym.

7. Spróbuj jak najwcześniej zaobserwować trudności dziecka: na czym polegają i co jest ich przy-czyną. Skonsultuj się ze specjali-stą (psychologiem, pedagogiem, logopedą).

8. Aby jak najwcześniej pomóc dziecku:

- zaobserwuj w codziennej pracy z dzieckiem, co najskuteczniej mu pomaga,

- korzystaj z odpowiedniej lite-ratury i fachowej pomocy nauczy-ciela - terapeuty (w formie terapii indywidualnej i grupowej),

- bądź w stałym kontakcie z nauczycielem i pedagogiem szkol-nym.

9. Bądź życzliwym, pogodnym, cierpliwym przewodnikiem i to-warzyszem swego dziecka w jego kłopotach szkolnych.

10. Chwal i nagradzaj dziecko nie tyle za efekty jego pracy, ile za włożony w nią wysiłek. Spraw, aby praca z dzieckiem była przyjemna dla was obojga.

Na pocieszenie dodam, że Wasze dzieci z dysleksją znajdują się w doborowym towarzystwie. Sławni dyslektycy to między innymi: Leonardo da Vinci, George Wa-shington, Hans Christian Andersen, Tomasz Edison, Albert Einstein, Pablo Picasso, Nelson Rockefeller i wielu innych.

Życzę wytrwałości w oswajaniu tych wszystkich „Dys…”.

Nadal kocham swoją pracę. Kreatywna

O dysleksji c.d.

Choruję na schizofrenięDzień dobry. Od 19-ego roku

życia choruję na schizofrenię. Byłam normalną, wesołą dziew-czyną z marzeniami i planami na przyszłość. Choroba zmie-niła całe moje życie – wszystko co dobre się skończyło. Dziś mam 30 lat, jestem sama, nie pracuję i wciąż mieszkam z rodzicami. Skończyłam szkołę i kilka kursów, ale boję się podjąć pracę, bo myślę, że na pewno sobie nie poradzę. Jeśli się z kimś spotykam, to tylko z chorymi podobnie jak ja. Chciałabym mieć chłopaka, może nawet założyć rodzinę, ale rodzice stale tłumaczą, że to nie dla mnie, bo jestem chora. A ja już mam dość. Czy rzeczywiście jak ktoś jest chory, to musi stale siedzieć w domu i być sam do końca życia? Coraz częściej płaczę i myślę, że takie życie nie ma sensu.

Bożena, lat 30.

Droga Pani Bożenko, schi-zofrenia jest chorobą przewle-kłą, ale odpowiednio leczona zazwyczaj nie wyklucza moż-liwości prawidłowego funkcjo-nowania w różnych obszarach życia. Mam tu na myśli cho-ciażby spotkania towarzyskie, pracę zawodową, czy wreszcie bycie w związku lub założenie rodziny. Ma Pani takie same potrzeby jak ludzie, którzy są zdrowi i takie samo prawo do realizacji swoich marzeń czy planów. Myślę, że przede

wszystkim jest w Pani dużo lęku, być może wynikającego z nadopiekuńczej postawy ro-dziców. Proponuję otworzyć się, szczerze porozmawiać z rodzicami o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Jeśli wspólnie nie uda się Wam wypracować kompromisu, zawsze można po-prosić o pomoc specjalistów z zewnątrz. Życzę dużej wiary w siebie i powodzenia w realizacji swoich marzeń i zamierzeń!

Mąż mnie zdradziłDroga redakcjo. Nie wiem czy

o swoim problemie powinnam mówić publicznie, ale jestem załamana sytuacją w jakiej się znalazłam. Mój mąż po 15 la-tach małżeństwa zdradził mnie z koleżanką z pracy. Dziś myślę, że być może byłoby lepiej żebym się o tym nigdy nie dowiedziała, ale ,,życzliwi ludzie” mnie po-informowali, a mąż z oporami, ale się przyznał. Mam do niego ogromny żal i dużo nienawiści. Z drugiej strony wiele nas wciąż łączy. Mamy dwójkę dzieci, dom na kredyt i 15 lat spędzonych razem. Minęły już 3 miesiące, a ja wciąż nie wiem co zrobić? Wybaczyć mu czy skończyć ten związek? Czy da się wybaczyć zdradę? Jak dalej żyć?

Anna, lat 45

Pani Aniu niestety bycie w związku, to nie tylko dobre, piękne chwile, ale również roz-czarowania i zawody. Niewier-ność jednego z małżonków jest

bardzo trudną sytuacją dla całej rodziny – obojga partnerów i ich dzieci. Żal, rozczarowa-nie, wściekłość, to zrozumiałe reakcje emocjonalne u osoby zdradzonej. Co zrobić w takiej sytuacji? Wybaczyć zdradę czy rozstać się z mężem? Tych odpowiedzi musi Pani poszukać w samej sobie. Na pewno nie powinna Pani podejmować po-chopnych decyzji. Wybaczenie zdrady choć bardzo trudne jest możliwe. To proces długotrwały i wymagający zaangażowania obojga małżonków. Niejedno-krotnie odbudowywanie zaufa-nia trwa całymi latami i nie do końca się udaje. Czasem z kolei praca nad relacjami w związku po zdradzie wzmacnia więzi. Na pewno ważne są szczere, ale produktywne rozmowy o tym co Was jeszcze łączy, ale i dzieli. Niezbędna może okazać się pomoc specjalisty od terapii małżeńskiej. Życzę powodzenia i dużo wytrwałości!

Wiesława Pacholec-Maślak

Wciąż zastanawiasz się, co przyniesie jutrzejszy dzień? Wciąż myślisz jak rozwiązać trudny dla Ciebie problem, który ma istotny wpływ na Twoją przyszłość? Wystarczy, że napiszesz do nas o swoim problemie, a my udzielimy Ci odpowiedzi na nurtujące Cię pytanie.

PSYCHOSALOONNie sztuką jest mieć problem, sztuką jest dać sobie pomóc

Z pamiętnika belfra kreatywnego

Page 13: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 13

Wolontariat jest dobrowolną, bezpłatną i świadomą pracą na rzecz innych, która wy-kracza poza związki rodzin-no-przyjacielskie. Słysząc o tym, na pewno nasuwa się Wam pytanie: „Czy napraw-dę istnieją ludzie, którzy bezinteresownie poświęcają swój czas i oddają serce dla innych?”. Otóż, TAK!

Najlepszym przykładem na uzy-

skanie jednoznacznej odpowiedzi na powyższe pytanie będzie przed-stawienie akcji „Przystanek Happy Bus”, organizowanej przez łódzką Fundację Happy Kids. Jednak, za-nim to się stanie – kilka słów o owej fundacji.

Fundacja Happy Kids pomaga dzieciom. Główną jej ideą jest two-rzenie rodzinnych domów dziecka, Happy Kids pod swoimi skrzydłami ma już 10 takich placówek. Dzięki takiej koncepcji wiele dzieciaków dostaje ogromną szansę na życie i dorastanie w prawdziwym domu, pełnym rodzinnego ciepła.

Poza sukcesywnym otwieraniem kolejnych placówek, brygada Fun-dacji Happy Kids zajmuje się także innymi przedsięwzięciami. Jednym z nich jest coroczna, wakacyjna akcja Przystanek Happy Bus, o której opo-wiem z własnych doświadczeń. Ini-cjatywa ta ma na celu urozmaicenie wakacyjnych dni dzieciom z małych, polskich miejscowości. Pociechy te często nie mają możliwości wyjecha-nia na wczasy, gdyż rodzice w okre-sie letnim muszą pracować w polu, albo zwyczajnie dlatego, że brakuje pieniędzy. Prezes fundacji Alek-sander Kartasiński wraz ze swoją drużyną każdego roku, mniej więcej w połowie lipca, wypuszcza w trasę poczciwego Ikarusa wyposażonego w figloraj, dmuchane zjeżdżalnie, trampolinę, basen z kulą wodną, a także czerwonego Żuka – stary wóz strażacki, który teraz wspomaga przemieszczanie się i stopniową realizację trasy Happy Busa. Cała akcja jest organizowana dla dzie-ciaków! Jest bezpłatna i otwarta dla wszystkich. Dzieciaki mogą bawić się, korzystać ze wszystkich atrakcji do woli, a także uczestniczyć w zajęciach języka angielskiego. Jak się pewnie domyślacie, do obsługi

Wolontariat – kto, co i jak?całego eventu potrzebni są wytrwali ludzie – WOLONTARIUSZE.

Za pośrednictwem studenckiej organizacji AISEC, Fundacja Happy Kids rekrutuje Happy Team. Co roku wolontariuszami jest zarówno polska młodzież, jak i przedstawiciele różnych zakątków świata. W czasie tegorocznych wakacji poznaliśmy przedstawicieli Iranu, Chin, Czar-nogóry, Brazylii, Egiptu, Meksyku, Ukrainy, Węgier, Kanady oraz Ma-lezji. Byliśmy ciekawi, czym kierują się ci młodzi ludzie kiedy podejmują decyzję o przyjeździe do Polski, na dwa miesiące wakacji. Zadaliśmy naszym przyjaciołom kilka pytań. Pozwolę sobie zaprezentować Wam ich odpowiedzi.

Gabriel Palacios z Meksyku na pytanie, co czuje będąc wolonta-riuszem na Przystanku Happy Bus, odpowiada: – Czuję się wspaniale. Myślę, że Happy Bus to najlepszy projekt, w którym kiedykolwiek uczestniczyłem. Bycie wolonta-riuszem i dawanie dobra jest nie-samowite. Zapytaliśmy również o korzyści wynikające z wolontariatu. Gabriel mówi: – Najlepszym wyna-

grodzeniem jakie mogę otrzymać jest uśmiech dzieci, które dzięki nam są szczęśliwe. Dawanie maluchom poczucia bycia wyjątkowym jest najlepszym, co dorosły może ofia-rować dziecku.

Na takie same pytania odpo-wiedziało nam jeszcze kilka osób. André Luiz z Brazylii: – Przystanek Happy Bus jest świetnym przed-sięwzięciem, jest naprawdę dobrze zorganizowany. Moim zdaniem jest zupełnie inny niż pozostałe projekty, które dotychczas poznałem. Uwiel-biam ten projekt, ponieważ w czasie tych dwóch miesięcy dajemy radość dzieciakom. Korzyści wynikające z uczestnictwa w nim wiążą się przede wszystkim z satysfakcją z dawania pociechom tego, na co czekają cały rok. Innym aspektem wynikającym z bycia wolontariuszem w Polsce jest fakt, że poznajemy Waszą kulturę i piękne zakątki Polski, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, poza tym zawieramy cudowne przyjaźnie. Mam nadzieję, że Happy Bus z roku na rok będzie zyskiwał na popularności, a ludzie będą wspierać ten wspaniały projekt.

Natomiast Julie Nguyen z Kanady: – Bycie wolontariuszem na Happy Busie daje mi ogromną satysfakcję. Bardzo pochwalam ten projekt i ideę, z którą Fundacja wciąż to rozwija. Dzięki temu eventowi możemy na-uczyć się wielu rzeczy dotyczących opieki i zabawy z dziećmi. Happy Bus pozwala nam lepiej poznać maluchy, co ułatwia łatwe komu-nikowanie się z nimi. Stajemy się bardziej cierpliwi i dowiadujemy się, na co powinniśmy zwracać uwagę podczas opieki nad nimi.”

Jak Państwo widzicie, z rozmów z wolontariuszami jasno wynika, że BEZINTERESOWNE OFIARO-WANIE LUDZIOM SWOJEGO CZASU I SERCA jest czymś wy-jątkowym. Bycie wolontariuszem jest świetną terapią, w czasie której

dostrzegamy jak ważni jesteśmy i jaką rolę możemy pełnić w społe-czeństwie. Wolontariuszem można być w niemal każdej dziedzinie ży-cia – jeśli tylko mamy poczucie, że bezinteresownie dajemy dobro.

Zachęcam Was do zapoznania się z działaniami HAPPY KIDS Fundacji Pomocy Dzieciom, ponieważ Ci ludzie uratowali nie jedno maleńkie i trochę starsze życie, i wciąż to robią… Wspierajcie tych, którzy to wsparcie potrafią uczynić ważnym i przekazywać. Więcej informacji na temat Fundacji Happy Kids znaj-dziecie na stronie internetowej www.happykids.org.pl.

Anna Panaszewska Wolontariuszka

Fundacji Happy Kids

Międzynarodowa drużyna Happy Busa

Mały SpidermanWolontariusze pochodzą z różnych zakątków świata – tu Mahmoud z Egiptu

Page 14: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i14

Spolegliwy czyli jaki? Przy-najmniej czy bynajmniej? Co oznacza „sczelendżować” i „forwardnąć brief ASAP”?

Poprawna mowa literacka, bar-dzo rzadko używana w życiu codziennym (szczególnie wśród młodzieży, która posługuje się slangiem) ulega wielu przekształ-ceniom. My jako jej użytkownicy musimy niejednokrotnie mierzyć się z wieloma pułapkami, takimi jak używanie przez rozmówcę słów w błędnym znaczeniu, rozumienie nowo powstałych skrótów myślo-wych czy zapożyczeń, od których nasz język „pęka w szwach”.

Zdarza nam się używanie słów, których znaczenie – mimo że po-winno być nam znane, owiane jest nutką tajemnicy. Tak właśnie stało się z „bynajmniej”. To takie sprytne słówko, które jako partykuła prze-cząca ma za zadanie wzmocnienie zaprzeczenia. Tymczasem bardzo często jest mylona oraz używana jako synonim partykuły „przynaj-mniej”. Jeśli wypowiemy zdanie „Dzieci czytają dziś zbyt mało, by-najmniej ja tak myślę.” oznacza to, że wysuwamy jakąś tezę, natomiast w kolejnej części zaprzeczamy jej,

dodatkowo w sposób burzący sens wypowiedzi. „Bynajmniej” ozna-cza to samo co „w żadnym razie” lub „w najmniejszym stopniu”, nie możemy więc „myśleć tak w żadnym razie”.

Podobny problem mamy z „igno-rancją”, która wbrew wszystkim i wszystkiemu nie oznacza „ignoro-wania”. „Ignorancja” to brak wiedzy, niekompetencja czy nieznajomość jakiegoś tematu, natomiast „ignoro-wanie” to czynność albo proces, w którym np. kogoś lub coś pomijamy (np. czyjś udział), lekceważymy, „traktujemy jak powietrze”.

Takie przykłady można mnożyć. W mowie potocznej „spolegliwość” utożsamiana jest z uległością, pod-czas gdy osoba spolegliwa to ktoś na kim możemy polegać. Chyba największą niespodzianką, wystę-pującą w zdaniach współrzędnie złożonych jest spójnik „tudzież”, który powszechnie uznawany jest za synonim „lub”, „albo”. Jednak jego prawdziwe znaczenie to „tak-że”, „też” „i” „oraz”.

Zapożyczenia językowe Dziś ciężko sobie wyobrazić, że

moglibyśmy nie używać określenia „nastolatek”, które jest kalką języ-kową z angielskiego „teenager”. O ile określenie „młodzież” może być uznane jako kategoria społeczna lub postrzegane zależnie od faz rozwoju (fizycznego i psychiczne-go, których granice są różnie inter-pretowane, jeśli wziąć pod uwagę uwarunkowania kulturowe), tak „nastolatek” to osoba od jedenaste-go do dziewiętnastego roku życia i wiek jest tu jedynym kryterium przynależności do grupy.

Kiedyś modne było używanie zwrotów pochodzących z języków klasycznych czy z francuskiego, włoskiego, niemieckiego lub ro-syjskiego. Dziś króluje spolszczona angielszczyzna, w szczególności gdy skupimy się na środowisku internetowym lub tzw. korposlangu - języku używanym przez pracow-ników korporacji.

W przeciętnym call center nie realizujemy zadań ale pracujemy

„na projekcie”. Nie mamy też przełożonych tylko team liderów, podejmujemy challenge (wy-zwanie) i idziemy na coaching (mobilizującą rozmowę lub re-prymendę).

W dużej korporacji robi się brief (opis projektu), potem na jego podstawie wykonuje się szkic projektu czyli draft, fokusując (sku-piając się) się na targetach. Każdy team (zespół) musi zdążyć przed deadlinem (ostateczny termin na wykonanie danego zadania), aby nie doprowadzić do fakapu (od-danie projektu po terminie, błąd). Klienta prosi się o feedback (in-formacje zwrotne) a poszukiwanie informacji określa mianem resear-chu. Pracownik powinien dobrze performować (osiągać wyniki), inaczej może dojść do crunch timeu (pracy po godzinach). W korporacji wszystko wykonywane jest ASAP - as soon as possible czyli - tak szybko, jak się da.

Język internetu również rządzi się swoimi prawami. Osoba, która

nie przestrzega tzw. netykiety oraz umieszcza negatywne komentarze to hejter. Na insta (portal Insta-gram) możemy zdobyć follower-sów (osoby śledzące nasz profil) a nasze zdjęcia oznaczyć hasztagami (znak #). To również masa skrótów, takich jak IMHO - in my humble opinion ( moim skromnym zda-niem) czy YOLO - you only live once (żyje się tylko raz).

W zapożyczeniach językowych nie ma nic złego jeśli rozumiemy co oznaczają, szczególnie jeśli są to zwroty czy wyrazy niezmie-nione graficznie i fonetycznie. Często tzw. „pożyczki” są ele-mentami wzbogacającymi język o wyrazy, dla których w rodzimym słownictwie odpowiedników nie ma. Problem zaczyna się, kiedy nagminnie używamy zwrotów obcego pochodzenia, podczas gdy posiadamy we własnym słowniku ich odpowiedniki. Tak właśnie było z literaturą faktu, która stała się literaturą nonfiction.

Kaja Mrozowska

Językowe dylematy

Sygnały psiej agresji: • bezpośrednie i wydłużone spoj-

rzenie, tzw. wgapianie się; • zamieranie w bezruchu; • zjeżona sierść; • warczenie; • odsłanianie zębów; • inna postawa ciała, prężenie

lub zniżenie; • sztywny chód; • ogon nastroszony i trzymany

nienaturalnie wysoko nad grzbietem lub podkulony pomiędzy tylnymi łapami;

• uszy położone na boki, przypo-minające skrzydła samolotu;

• ślinotok i atak bez ostrzeże-nia.

Jeżeli zaobserwujemy takie symp-tomy możemy zapobiec wybuchowi agresji wycofując się. Oczywiście najlepiej by było gdyby do agresji nie dochodziło w ogóle.

Rodzaje agresji Każdy rodzaj agresji może być

wywołany zupełnie innym czyn-nikiem. Znajomość klasyfikacyjna agresji również jest bardzo pomoc-na w jej rozpoznaniu, unikaniu i zapobieganiu jej wystąpienia.

Agresja lękowa - tu przyczyną jest strach przed nieznanym, brak prawidłowej socjalizacji. Pies cho-wa się na widok człowieka, innych psów, jest zestresowany, posikuje, unika kontaktu. W przyszłości pies może z tego korzystać bardzo inten-

sywnie, ponieważ sprawi, że jego zagrożenie zniknie lub się oddali. Ważne jest, aby być dla psa prze-wodnikiem, ponieważ psy oczekują od nas nie tylko wskazówek, ale także zapewnienia, że sytuacja jest bezpieczna. Jeżeli przewodnik się nie boi, pies też nie.

Agresja terytorialna – każdy pies od zawsze najbezpieczniej czuje się na własnej przestrzeni, którą sobie odpowiednio przysto-sował. Jeżeli pies nie przeszedł prawidłowej socjalizacji, to wszyst-kich innych ludzi, psy, koty, będzie traktował jako intruzów chcących naruszyć jego bezpieczne teryto-rium. Będzie robił wszystko, by go bronić, a tym samym warcząc i szczekając informuje resztę stada o nadchodzącym zagrożeniu. W

oczach psa metoda jest bardzo skuteczna. Np. siedzący pies w samochodzie na widok zagląda-jącego przez szybę ciekawskiego będzie warczał, szczekał, aż tamten się oddali. Z reguły jet tak, że nie-proszony gość odchodzi. Działa? Działa! Dlaczego by tego nie po-wtórzyć? Dlatego powtórzę po raz kolejny, socjalizacja! Zapoznawa-nie z różnymi ludźmi, listonoszami, rowerzystami itd...

Agresja łowcza – pogoń u psów to normalne zachowanie zapewnia-jące przetrwanie. Pies naśladuje agresywne wzorce polowań, które są bardzo głęboko zakorzenione w jego ewolucyjnej przeszłości. Niektóre rasy mają większe pre-dyspozycje do tego typu zachowań, w zależności od jej użytkowości.

Zapobieganie czyli socjalizacja i wczesne zapoznawanie psa z otaczającym światem, rowerzyści, deskorolki, matki z wózkami...Gdy pies zostanie sprowokowany do pogoni, powiedz stanowczo nie i polej psa z pistoletu na wodę, by pogoń nie była dla niego chęcią do powtórki z rozrywki. Pamiętaj by pies nie skojarzył pistoletu z tobą, należy używać go dyskretnie. Mo-żesz udać się do tresera, który was wszystkiego nauczy.

Agresja matczyna - suka zawsze broni swoich szczeniąt tuż po uro-dzeniu, dlatego zapoznawanie od początku z różnymi gatunkami, dziećmi, mężczyznami, kobietami, jest bardzo pomocne. Jeżeli suka cierpi wielokrotnie na ciąże urojone i agresywnie broni pochowanych pod łóżkiem zabawek, a zachowa-nia są bardzo intensywne, najprost-szym sposobem zapobiegającym agresji będzie sterylizacja.

Agresja kontrolowana i jej zapobieganie

W przypadku agresywnego psa konieczna jest zmiana sposobu, w jaki nasz pupil nas postrzega. Musi-my stać się jego przewodnikiem. W psiej hierarchii istnieje kilka cech, które zdecydowanie odróżniają przewodnika od reszty stada. W stadzie rodzinnym, pies powinien rozumieć, że jest najniżej w hie-rarchii i musi wszystkich członków rodziny ,opiekunowie, traktować z szacunkiem. By stać się przywódcą należy zacząć się zachowywać dokładnie jak przywódca. W tej sytuacji zdecydowanie należy uni-kać konfrontacji z psem, ponieważ może zostać odebrana jako agresja z twojej strony, pies zareaguje agresją i koło się zamyka. Pomocne będzie karmienie z ręki. Pies będzie się wtedy koncentrował na naszej osobie. Nie dawajmy psu przez

dwa tygodnie jedzenia inaczej niż tylko z ręki, całe dzienne porcje, w dodatku jako nagrodę za dobrze wykonane polecenia, np. siad, do mnie, waruj, zostań. Odczekajmy chwilę by pies skupił uwagę na nas i nagródźmy go po chwili. Dotykaj-my go podczas ćwiczeń i zachęćmy całą rodzinę do uczestnictwa w tym postępowaniu. Przywódca może dotykać, co tylko zechce, jedzącego z ręki psa również.

Aby podkreślić w oczach psa swoją dominującą pozycję dotykaj go, masuj, obejmując całe ciało, to przypomina wylizywanie szczeniąt przez matkę i buduje silną więź, a także podkreśla silniejszą pozycję suki nad szczeniętami. Pamiętaj o takich sesjach każdego dnia i anga-żuj w nie całą swoją rodzinę. Często wołaj łagodnym tonem psa do sie-bie, poproś by usiadł, głaszcz jego głowę pomiędzy nogami, głaszcz go po grzbiecie, pogłaszcz jego kufę i spójrz mu przy tym w oczy.

Wyprowadzenie agresywnego psa na spacer z innymi psami – umacnia to więź oraz często dominujący agresywny pies pod wpływem in-nego psa, staje się łagodny.

K O N I E C Z N I E N A L E Ż Y PAMIĘTAĆ O SYGNAŁACH OSTRZEGAWCZYCH. JEŻELI POJAWI SIĘ KTÓRYKOLWIEK Z NICH PRZERYWAMY ĆWI-CZENIA I WYCOFUJEMY SIĘ.

W przypadku braku poprawy zachowania psa oraz niechęci do nauki i posłuszeństwa, zwróćmy się o pomoc do spacjalistów.

Agresja psa. Rodzaje i postępowanie

Tomasz RzepkaSpecjalista Chorób

Psów i Kotów Przychodnia Weterynaryjna

Puma, ul. 11 listopada 3/10,

Ostrowiec Św.Tel. 553 944 666

weterynarz radzi

Page 15: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i 15

R E K L A M A

Z dniem 14 sierpnia 2015r. weszły w życie przepisy umoż-liwiające skorzystanie z zasiłku macierzyńskiego przez ubezpieczo-nego ojca dziecka w sytuacji, gdy nieubezpieczona matka dziecka nie może sprawować nad nim opieki. Będzie to możliwe w trzech przy-padkach:

1) śmierć matki,2) porzucenie dziecka,3) gdy opiekę uniemożliwia stan

zdrowia matki lub jej niezdolność do samodzielnej egzystencji.

Jest to korzystna zmiana dla rodzin, ponieważ do dnia wejścia w życie ustawy, aby zasiłek ma-cierzyński mógł być przyznany ubezpieczonemu ojcu dziecka za okres podstawowego lub dodat-kowego urlopu macierzyńskiego,

oraz urlopu rodzicielskiego, mata dziecka także musiała podlegać ubezpieczeniu chorobowemu, da-jącemu jej uprawnienia do zasiłku macierzyńskiego za okres tych urlopów.

Co ważne, jak ubezpieczony oj-ciec dziecka lub inny ubezpieczony członek rodziny w dniu wejścia w życie zmian dotyczących upraw-nień do zasiłku macierzyńskiego tj. w dniu 14 sierpnia 2015r., bę-dzie spełniał warunki do wypłaty zasiłku macierzyńskiego, uzyska do niego prawo również za okres przed tym dniem, od dnia zaistnie-nia przesłanek uprawniających go do tego świadczenia.

Taką możliwość przewiduje art 25 ustawy nowelizującej.

Magdalena Kowalska

Zmiany w zakresie prawa do zasiłku macierzyńskiego

Jak dbać o skórę i utrzymywać ją w dobrej kondycji?

– Każdemu, kto dba o kondycję swojej skóry polecam krem rokitni-kowy z mumio wszystkim. To dla-tego, że kosmetyk ten ma naprawdę szerokie spektrum działania. Nie tylko regeneruje i wzmacnia skórę, ale także skutecznie przeciwdziała starzeniu się jej. W skład kremu wchodzą:

• OLEJ ROKITNIKOWY za-wierający ponad 100 składników aktywnych - działa odmładzająco dzięki rekordowej ilości witaminy E, która jest powszechnie znana jako „witamina młodości”, po-nieważ skutecznie opóźnia proces starzenia się skóry. Ponadto, jest silnym przeciwutleniaczem i za-pobiega powstawaniu zakrzepów. Ten ważny element kremu dzięki obfitej ilości witamin i mikro-elementów stymuluje procesy oddychania skóry, przyspiesza jej regenerację, nawilża i pielę-gnuje…

Krem rokitnikowy z mumio• MUMIO – silny, naturalny

biostymulator, który wspomaga proces regeneracji uszkodzonych tkanek. Od dawien dawna jest sto-sowany jako środek antyseptyczny, wspomagający gojenie się ran. W produkcie, który rekomenduję stosuje się MUMIO specjalnie oczyszczane.

• NAGIETEK LEKARSKI, któ-ry posiada działanie bakteriobójcze i przeciwzapalne.

• KWAS HIALURONOWY, wchodzący w skład międzytkan-kowej warstwy skóry, odpowiada za efektywne nawilżenie, stymu-luje wilgotność, nadaje miękkość i gładkość oraz wyrównuje koloryt skóry.

Wyżej wymienione składniki dobrane są w idealnych propor-cjach.

Rekomendowany przeze mnie produkt został wyprodukowany przez znaną rosyjską firmę Twins Tec.

Doktor Grzegorz radzi:

W jesiennym sezonie warto wykorzystać jabłka nie tylko na szarlotki i jabłeczniki, ale także na przygotowanie prostej, szybkiej, ale zdrowej i pysznej zupy z jabłek, według starego, sprawdzonego przepisu naszych babć.

Jabłka - około kilograma - trze-ba umyć, obrać ze skórki, wyciąć gniazda nasienne, pokroić na ćwiart-ki i zalać 1, 5 litra wrzątku. Dodać w łyżki cukru, do smaku, cynamon i goździki. Zupę należy gotować na małym ogniu aż jabłka się rozgotują. Potem zupę można zmiksować i doprawić dwoma łyżkami śmietany. Można ją podać na gorąco albo na zimno z drobnymi kluseczkami. Doskonała jest też z łyżką konfitury z żurawiny lub leśnych borówek.

Pamiętajmy, że jabłka to najlep-sze źródło pektyn, które oczyszcza-ją przewód pokarmowy z chole-sterolu i toksyn. Obniżają poziom cukru we krwi.

Zupa z jabłek

przepisy dobrej kuchni

Sałatka ze śliwkami i kozim serem na sałacie

Składniki: opakowanie mieszanki sałat 8 szt śliwek węgierek 150 g koziego sera twarogowego 6 szt pomidorków cherry garść słonecznika kilka cebulek marynowanych

Sos: 3 łyżki oliwy 1 łyżka gęstego octu balsamico creme 1 łyżeczka miodu 1 łyżeczka octu winnego

Przepis z bałtowskiego zapiecka pieprz czerwony chili

1 . Oczyszczoną mieszan-kę sałat wykładam na półmi-sek. Jeśli używamy sałaty należy ją najpierw umyć, osuszyć i porwać na mniejsze kawałki.

2. Ziarna słonecznika pra-żę na suchej patelni teflono-wej bez dodatku tłuszczu do lekkiego zarumienienia. Po czym zdejmuję z ognia i pozostawiam do ostudzenia.

3 . Ser kruszymy w małą kos tkę . Ś l iwki myję , o su -

szam i kroję na ćwiartki lub szóstki lekko podgrzewam na oli-wie z dodatkiem chili.

4. Sos: W małym słoiczku umieszczam oliwę, ocet win-ny, miód i pieprz. Zakręcam naczynie i wstrząsam do połączenia składników.

5 . Na sa łac ie wyłożone j na półmisku układam wszyst-kie składniki. Całość polewam sosem i posypuję prażonym słonecznikiem. Przed poda-niem polewam gęstym octem balsamicznym (balsamico).

Przygotowane strączki zielonej fasoli ugotować w osolonej wo-dzie i wyłożyć na sito. Oddzielnie, na oleju słonecznikowym, pod-smażyć drobnopokrojoną cebulę. Ugotowaną fasolę przełożyć w rondel. Dodać: cebulę, pokrojone

w cząstki pomidory, drobnokrojo-ną paprykę, pieprz, sól i czarny pieprz. Dolać trochę gorącej wody i dusić przez ok. 10-15 mi-nut. Duszone warzywa podawać posypane zieloną pietruszką i koperkiem.

Strączki fasoli duszone z warzywamiNa 1 kg g strączków fasoli:125 g cebuli,250 g pomidorów,125 g papryki.Solą, czarnym pieprzem, zieloną

pietruszką i koperkiem doprawić według uznania.

Page 16: Cena 1,50 PLN Nr 6 (9) · 10 m. O powodzeniu przeprawy zadecydowała mielizna, gdzie woda sięgała 1 - 1,8 m, co pozwo-liło odetchnąć koniom. Jeźdźcy na czele ze swym hetmanem

A K S O N M i e s i ę c z n i k Ś w i ę t o k r z y s k i16

R E K L A M A

Kielecki Instytut Kultury Spotkania i Dia-logu Stowarzyszenia im. Jana Karskiego zorganizował wystawę „Ormianie Semper Fidelis”.

Wystawa została przygotowana przez Muzeum Niepodległości w Warszawie we współpracy z Fun-dacją Ormiańską KZKO.

W siedzibie Instytutu przy ul. Planty 7 w Kielcach można było obejrzeć ekspozycję, która w sposób prze-krojowy ukazała dzieje polskich Ormian – od przyby-cia do Lwowa wygnańców z ormiańskiego królestwa Ani, aż po współczesną działalność tej mniejszości na terenie Rzeczpospolitej, wraz z dokonaniami w dziedzinie renowacji cmentarzy na Kresach.

Dużą część wystawy stanowiły biogramy sylwetek Ormian polskich – znamienitych artystów, pisarzy, duchownych, naukowców, a przede wszystkim wielkich polskich patriotów. Planszom towarzyszyły eksponaty, wśród których były stroje i przedmioty liturgiczne.

Wśród przedstawionych postaci znalazł się rów-nież kielecki Ormianin – Grzegorz Axentowicz, który przybył do Kielc w 1929 roku. Do wybuchu wojny sprawnie kierował Izbą Rzemieślniczą, pełnił funkcję ławnika w Zarządzie Miasta. Od 1936 roku stał na czele Komitetu Wykonawczego Budowy Muzeum Świętokrzyskiego w Kielcach.

AKSON - Adres redakcji: ul. Górzysta 6, 27-400 Ostrowiec Św. Kontakt: 660080164; e-mail: [email protected]

Dyżury w redakcji: w każdy czwartek w godz. od 10 do 15.

Redakcja zastrzega sobie prawo niewykorzystania materiałów nie zamówionych, a także prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz opatrywania własnymi tytułami. Wyrażane opinie są pogląda-mi autorów i nie zawsze odzwierciedlają stanowisko redakcji oraz wydawcy. Redakcja zastrzega sobie także prawo odmowy przyję-cia reklamy lub ogłoszenia. Za treść reklam, ogłoszeń oraz listów redakcja i wydawca nie odpowiadają. Ponadto autorzy tekstów, zdjęć i fotografi i (również innych form fotografi ki) oświadczają, że nadesłane przez nich materiały w żaden sposób nie naruszają praw autorskich osób trzecich i są uprawnieni do rozporządzania nimi.

Jak mawia jeden z dziekanów: „Żony, niestety, starzeją się, a stu-dentki trzeciego roku – nigdy!”.

Do drzwi zadzwonili policjanci. Kiedy otworzyłem, powiedzieli, że mój pies gonił człowieka na rowerze. Posłałem ich do diabła, dlatego, że mój pies nie ma i nigdy nie miał roweru!

– Zdecydowałem zająć się spor-tem, co możecie doradzić?

– Dla lansu czy samoobrony? – Dla samoobrony.– Zatem najlepszy byłby sprint.

Koleżance podarowali kotka, a jej mąż ma alergię na kocią sierść. Teraz trzeba pilnie gdziekolwiek go urządzić! Może ktoś weźmie? Brunet, wzrost 180 cm, na imię ma Andrzej…

Dziewczynka idzie ulicą z mamą, naprzeciw nich – buldog.

– Mamo – mówi dziewczynka – jaki on podobny do wujka Alfreda.

– Ciiii..! Jak Ci nie wstyd! - mówi mama.

– Mamo, myślisz, że pies usły-szał?

Wczoraj w Moskwie został okra-dziony sklep z likierami i wódką. Według wstępnych danych, została wyniesiona jedna trzecia towaru. Grupa śledcza pracowała całą noc, zostało uściślone: jedna trzecia – to, to co zostało. Śledztwo trwa.

Całą noc pod oknem marcowy kot piosenki śpiewał. Rano zamilkł. Być może spotkał kotkę, a może, rottwailera…

Jakie to dziwne, ale niemało przyjaciół znalazłem dzięki swoim złym nawykom, a wrogów – dzięki zaletom. Pierwsi w trudnych chwi-lach podstawiają ramię, drudzy nogę…

Odpowiedź na pytanie nr 7:Jaką wysokość ma biblijna

góra Ararat (Mały Ararat)? 5137 m 3896 m 4232 m

Odpowiedź na pytanie nr 8:Nad jaką rzeką przebiega naj-

dłuższa kolej linowa na świecie? Achurian Araks

Worotan

Odpowiedź na pytanie nr 9:Jak nazywa się występująca w

górach Armenii twarda skała zło-żona ze szkła wulkanicznego? obsydian melafi r trachyandezyt

Wygraj wyjazd wakacyjny do pierwszego państwa chrześcijańskiego na świecie

Wystawa o polskich Ormianach

Wystawa w Instytucie Kultury Spotkania i Dialogu

uśmiechnij się

Dane osoby udzielającej odpowiedźimię: ………………………………………………………………………… .nazwisko: ………………………………………………….…………………adres do korespondencji …………………………………………………………………………………………………………………………………… . .e-mail: …………………………………………………….telefon: ……………………………………………………

Ja niżej podpisany/-a oświadczam, że zapoznałem/-am się z treścią regulaminu konkursu dostępnym w miesięczniku świętokrzyskim AKSON i zobowiązuję się do jego stosowania. Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Akson – miesięcznik święto-krzyski (ul. Górzysta 6, 27-400 Ostrowiec Św.) w celu udziału w konkursie, wyłonienia zwycięzcy i przyznawania nagród, zgodnie z art. 23 ust. 1 pkt.1 Ustawy z 29 sierpnia 1997 o ochronie danych osobowych (tekst jednolity: Dz. U. z 2014 r. poz. 1182, ze zm.). Podanie danych jest dobrowolne. Podającym dane przysługuje prawo do wglądu i poprawiania swoich danych. Administratorem danych osobowych jest Akson – miesięcznik świętokrzyski (ul. Górzysta 6, 27-400 Ostrowiec Św.). Administrator danych zapewnia ochronę podanych danych osobowych. Dane osobowe będą przekazywane wyłącznie podmiotom uprawnionym do ich otrzymania na podstawie przepisów prawa lub na podstawie umowy powierzenia przetwarzania danych osobowych w oparciu o wyrażone zgody.

……………………………………………., dnia …….. / …….. / 2015 r.(miejscowość)

……………………………………………………………..(własnoręczny podpis)

Po wojnie zamieszkał w Łodzi, gdzie zmarł w 1971 roku. Wystawę przygotowała wnuczka Grzegorza Axentowicza – Marta Bohosiewicz.

Fot. „Yerewan with Ararat”. Licencja: CC BY-SA 2.0 de na podstawie Wikimedia Commons - https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Yerewan_with_Ararat.jpg#/media/File:Yerewan_with_Ararat.jpg

Chcesz wygrać odpoczynek w jednym z najstarszych państw na świecie? Weź udział w naszym konkursie pt. „Odpowiedz na pytania o Armenii – Wygraj wyjazd wakacyjny do pierw-szego państwa chrześcijańskiego na świecie.”

Do końca roku będziemy umieszczać w każdym z numerów naszego miesięcznika pytania o Armenii. Wystarczy wypełnić załączony kupon (począwszy od numeru 6), wpisując prawidłową odpowiedź oraz dane osoby odpowiadającej i wysłać na adres redakcji (ul. Górzysta 6, 27-400 Ostrowiec Św.) listownie lub tzw. scan e-mail’em. Każdy uczestnik konkursu może wysłać tylko jeden kupon. Wśród kuponów z prawidłowymi odpowiedziami wylosujemy narodę – wycieczkę do Armenii dla dwóch osób. Regulamin Konkursu

– w numerze 6