Bóg, kasa i rock'n'roll

42

description

Szymon Hołownia, Marcin Prokop: Bóg, kasa i rock'n'roll

Transcript of Bóg, kasa i rock'n'roll

Page 1: Bóg, kasa i rock'n'roll

Hołownia i Prokop w elektryzującej rozmowie.Zderzenie dwóch odmiennych spojrzeń na religię, kulturę i świat mediów.

Jezus jako marketingowiec, pożytki płynące z noszenia habitu, różnica między Bogiem a idolem, urok pieniędzy i problemy z wolną wolą – to tylko

niektóre wątki tej zaskakującej konfrontacji.

Prowadząc rozmowy składające się na tę książkę, robimy po prostu to samo co taksówkarz wiozący pasażera na lotnisko, fryzjer zakręcający klientce

loki, babcie gderające w kolejce do laryngologa czy kumple spotykający się po robocie przy piwie. Przedstawiamy nasz punkt widzenia. Dyskutujemy. Spieramy się. Mówimy, co nam się wydaje. Wywalamy na stół to, co nam

prywatnie w duszy gra. Tyle, że zamiast o najnowszym serialu, biuście Dody czy bieżącym kursie franka szwajcarskiego częściej gadamy o rzeczach,

które mimo wszystko wydają nam się ważniejsze. Marcin Prokop

Po tej książce boję się bardziej niż kiedykolwiek, że stosowną lekcję kontemplacji dadzą mi kiedyś aniołowie. Ja będę chciał toczyć z nimi teologiczne dysputy,

oni – pogrążeni w słuchaniu Morrisseya – zacytują mi trzydziesty drugi rozdział Mądrości Syracha: „Przemów, starcze, tobie to bowiem przystoi, jednak z dokładnym wyczuciem, abyś nie przeszkadzał muzyce. A kiedy jej słuchają, nie

rozwódź się mową ani nie okazuj swej mądrości w niestosownym czasie!”.Szymon Hołownia

Szymon Hołownia – dziennikarz i publicysta, dyrektor programowy kanału Religia.tv, współpracuje z telewizją TVN, jest felietonistą „Newsweek Polska”. Laureat nagród „Grand Press” i „Ślad”. Autor książek Kościół dla średnio zaawansowanych, Tabletki

z krzyżykiem, Ludzie na walizkach, Monopol na zbawienie, Bóg. Życie i twórczość oraz Ludzie na walizkach. Nowe historie. Znany jako prowadzący programy Mam talent!,

Między sklepami oraz Ludzie na walizkach.

Marcin Prokop – dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Stuff ”, w TVN prowadzi programy Mam talent!, Dzień dobry TVN oraz Milion w minutę. Wcześniej prezenter

MTV Polska i TVP2, juror trzeciej edycji Idola, redaktor naczelny „Filmu” oraz „Machiny”. Autor cyklu „Duży wywiad” w Radiu Zet.

Patronat medialny: Cena detal. 39,90 zł

Page 2: Bóg, kasa i rock'n'roll
Page 3: Bóg, kasa i rock'n'roll

WYDAWNICTWO ZNAK | KRAKÓW 2011

Boga kasa i rocknroll_1_3.indd 3 2011-10-03 13:33:35

Page 4: Bóg, kasa i rock'n'roll
Page 5: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 15

H: Czy Bóg istnieje?

P: Skoro o Nim w tej chwili mówimy, to znaczy, że istnieje. Pytanie tylko, jaki jest wymiar tego istnienia. Czy jest wyłącznie fi gurą literacką, wyła-niającą się z kart Biblii i teoretycznym przedmiotem odwiecznego, glo-balnego dyskursu, do którego w tej chwili się skromnie przyłączamy, czy też jest realną, obiektywną, dającą się zważyć i zmierzyć siłą, energią, istotą, której jednak przy dzisiejszym stanie naszej wiedzy nie potrafi my uchwycić. A może nigdy nie uchwycimy, bo naturą Boga jest wymykanie się naszemu szkiełku i oku? W takim razie jaki jest sens istnienia osoby, która chce wejść z nami w relację, a jednocześnie robi wszystko, żeby nie dać się rozpoznać? To tak, jakbym chadzał na randki z dziewczyną w pa-pierowej torbie na głowie, na dodatek przekonując ją w nieznanym jej języku, że jestem naprawdę fantastyczny, inteligentny, obrotny i piękny, i do tego bardzo ją kocham. Tylko musi mi uwierzyć na słowo. Bo jak nie, to zamknę ją w piwnicy i będę karał. Po co ta gra? Nie znam odpowiedzi na te wszystkie pytania i o ile wiem, nie jestem pierwszym, który je so-bie zadaje. Siadam do rozmowy z tobą w nadziei, że może tobie uda się chociaż część tych wątpliwości satysfakcjonująco rozmontować.

H: Chyba wyrosłem ze stawiania sobie takich zadań. Im jestem star-szy, tym mocniej jestem przekonany, że tak zwana ewangelizacja nie może być jak show Nawróć mnie!, które wymyślił mój kolega ateista – oto stoję na scenie i wykonuję pobożne fi kołki w oczekiwaniu, aż do-tychczas nieprzekonana widownia w pewnym momencie stwierdzi:

„Już! Poczułem, wierzę”, a to wszystko na antenie religia.tv.

Page 6: Bóg, kasa i rock'n'roll

16 BÓG

Żeby coś się między nami w tej sferze rzeczywiście stało, musia-łoby zostać spełnionych kilka warunków: po pierwsze, ty musiałbyś być autentycznie gotów uwierzyć, że historia Objawienia, o której będę ci pewnie mówił, całe story Jego komunikowania się z ludźmi i wysła-nie Syna to mogą nie być bajki, ale szczyt realnego zaufania i miłości. A  jeszcze nie wiem, czy jesteś gotowy. Po drugie – moje życie mu-siałoby być odbiciem tego zaufania i miłości, żebyś zobaczył, że to nie bajki, lecz rzeczywistość. A raczej nie jest. Żeby zaś debata miała sens, musimy się co do pewnych twierdzeń zgadzać, bo gdy siada na-przeciw siebie dwóch gości, których nie łączy totalnie nic, efektem może być wyłącznie czcza nawalanka. Czy możemy więc zgodzić się, że Bóg raczej istnieje, niż nie istnieje, a później ewentalnie pospie-ramy się z wdziękiem o resztę?

P: Dyskusja niewierzący kontra wierzący jest stara jak świat i to, w ja-kim kierunku taka rozmowa pójdzie, pozostaje wyłącznie kwestią kul-tury obu stron. Wcale nie uważam, że fundamentalne różnice w  na-szym podejściu do wiary muszą się zakończyć nawalanką. Chyba że siadasz do rozmowy z takim nastawieniem. A wracając do podstawo-wej kwestii – Bóg jako żywa osoba? Mnie się to nie mieści w głowie, nie starcza mi wyobraźni. Od razu mam skojarzenia z brodatym, dobrot-liwym dziadziem w powłóczystym prześcieradle, który prowadzi nie-ustający casting na tych, co mają się znaleźć w Jego niebiańskiej dru-żynie. No bo osoba to dla mnie ktoś, kto ma ręce, nogi, umysł, uczucia, namiętności i  tak dalej. Nie potrafi ę uznać za osobę czegoś, co jest całkowicie nieokreśloną abstrakcją. Ty zaczynasz opowieść o Nim „od góry”, a  ja  – „od dołu”, uważając, że Bóg istnieje raczej jako pewien kulturowy symbol, kod, element tradycji. Myślę jednak, że ty też star-tujesz z tego miejsca co ja, o samym Bogu nic nie wiesz, opakowałeś po prostu opowieściami odwieczne ludzkie pragnienie nieśmiertel-ności, czegoś większego niż marna doczesność. Mój Bóg funkcjonuje jako wymysł człowieka i istnieje w tym sensie, że nie możemy go z na-szej kultury, cywilizacji wyrugować, zaprzeczyć, że ten topos w dużej

Page 7: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 17

mierze nas ukształtował. Paradoksalnie, ma on wpływ nawet na atei-stów, którzy poświęcają swój czas i energię na szukanie dowodów na nieistnienie Boga.

H: Jak w takim razie ów topos znalazł się w naszych głowach? Jaski-niowcy usiedli i pomyśleli: „Hm, nie możemy ciągle żyć w lęku, wy-myślmy więc sobie Boga, co pozwoli nam znaleźć ukojenie w złudze-niu nieśmiertelności”? A jeśli istnienie pragnienia to dowód na to, że gdzieś musi też być realna, a nie wymyślona woda?

P: Czy chęć otrzymania prezentu jest dowodem na istnienie świętego Mikołaja? Chciałbym, żeby to było takie proste.

H: Pragnienie wody to jednak inna kategoria. Organizm mówi ci, że masz w sobie jakiś minus, na który odpowiedzią musi być jakiś plus, bo gdyby go nie było, ludzie by ginęli, a nie giną.

P: Ciekawa logika, nie rozumiem jednak, na jakiej podstawie zakładasz, że dla każdej ludzkiej potrzeby musi istnieć czynnik, który ją zaspokaja. Zresztą to już chyba zadanie dla zawodowego fi lozofa.

H: Zostawmy w  takim razie bożonarodzeniowo-hydrologiczne wątki, gdyż korci mnie, by zagłębić się w odmętach twojej wątłej du-szy. Dopytywać: Czy zawsze miałeś takie przekonanie? Czy też kie-dyś bardziej wydawało ci się, że Bóg istnieje, a później że jest tylko, a może aż, fi gurą? Czy relacja z owym – jak to dziś nazywasz – mi-tem Boga jakoś w tobie ewoluowała?

P: Odkąd pamiętam, wykonywałem na owym micie pewne intelek-tualne ćwiczenia. Zwłaszcza na jednym jego fragmencie. Otóż za-wsze bardziej niż pytanie: „Czy jest Bóg?” frapowała mnie taka kwe-stia: jeśli On rzeczywiście istnieje i jest wszechmocny, ostateczny oraz samowystarczalny, to po co mu człowiek? Po jakiego grzyba miałby

Page 8: Bóg, kasa i rock'n'roll

18 BÓG

nas tworzyć na swoje podobieństwo? Jedyna sensowna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, brzmi: skoro Bóg jest miłością, potrze-bował partnera do zbudowania z  Nim relacji, bo inaczej byłby zmu-szony kochać samego siebie. Ten trop odnalazłem również u  Seba-stiana Francka, który napisał, że „Bóg sam w sobie jest niczym. Jest bez woli, sprawstwa, bez czasu, miejsca, osoby i imion. Staje się on czymś w stworzeniach, tak że tylko poprzez nie dostępuje istnienia”. W po-dobny sposób stawiał sprawę Hegel. Według niego jesteśmy zwier-ciadłem, w którym Bóg się przegląda, jak gdyby buduje swoją świado-mość poprzez uczestnictwo w historii człowieka. To zaś oznaczałoby, że wszechmoc i samowystarczalność Boga są ograniczone.

H: Na to mamy dość jasną odpowiedź. Bóg nie mógł być sam, bę-dąc Trójcą doskonałych Osób, a wmawianie Mu, że był jakiś taki nie-pełny bez ciebie, beze mnie i  Joli Rutowicz, bywa piękne literacko, ale jest obarczone poważnym błędem metodologicznym – z  faktu, że my jesteśmy w czymś podobni do Boga, nie wynika, że On jest we wszystkim podobny do nas. Jest inny niż Franck, Hegel, Prokop i Hołownia. Nie da się wysnuwać kategorycznych wniosków co do istoty wszechświata na podstawie wnikliwej znajomości pięciu skał, które krążą koło Marsa.

P: Taka logika to miecz obosieczny. Na jakiej podstawie w takim razie wysnuwasz kategoryczne wnioski, upierając się co do istoty wszech-świata, w  którym Bóg na pewno istnieje? Zbywanie pytania o  rela-cje pomiędzy człowiekiem i  Bogiem odesłaniem do Trójcy Świętej ze zgrabnym wpleceniem w to Joli Rutowicz – to rzeczywiście odpo-wiedź jasna jak słońce. Trójka doskonałych osób, z których żadna nie jest osobną istotą. Ojciec, Duch i Syn, zrodzony z Ojca, choć – jak mówi teologia – nie było takiego momentu, w którym Syn nie byłby Synem. Wszyscy razem tworzą jedność, mimo że rozmawiają z sobą na odleg-łość, a nawet jeden z Nich chodził po ziemi w ludzkim ciele. To takie proste. Że też sam na to nie wpadłem. Przepraszam, że ironizuję, ale

Page 9: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 19

nawet jeśli uznać wymagający głębokiej wiary dogmat o Trójcy Świę-tej za „oczywistą oczywistość”, to za chwilę pojawia się kolejny para-doks. Dlaczego Bóg, skoro potrzebował człowieka w  celu dopełnie-nia swojej boskości, nie stworzył go od razu, dlaczego przez miliardy lat kosmos był pusty? A może wcale nie? Może nie jesteśmy jedyną ro-zumną formą istnienia? Może agent Mulder z  Archiwum X oraz Erich von Däniken mają rację? Z kolei jeśli tak, podkopywałoby to cały antro-pocentryczny wymiar chrześcijaństwa stawiającego człowieka w wy-jątkowym, uprzywilejowanym miejscu, na szczycie dzieła stworzenia. I tak dalej, i tak dalej...

H: Żadne i  tak dalej, bo na tę twoją wątpliwość  – jak sam zauwa-żasz – nienową, mamy już wypracowaną tonę argumentów. Świat, gdy został już stworzony,  miał wpisane w  siebie prawa dane mu przez Stwórcę. I zwyczajnie musiał doczekać momentu, w którym ziemia mogłaby się zaludnić. Człowiek był w  tym planie przewi-dziany od początku.

P: Czuję się idiotycznie, zadając to pytanie, bo mam wrażenie, że po-ruszamy się w przestrzeni coraz większej abstrakcji – a im głębiej w nią wchodzimy, tym bardziej ty starasz się mnie przekonać, że przecież to są rzeczy logiczne i oczywiste – ale w takim razie co z kosmitami? Jeżeli pewnego dnia okaże się, że istnieją, to co im powiemy? „Sorry, ale pój-dziecie do piekła, ponieważ zgodnie z naszą wiarą i tym, co zapisano w  Biblii, Jezus umarł na krzyżu za nasze grzechy. O  waszych nic nie wspominał. Poza tym Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, a wy macie zielone macki i  trzy pary oczu, więc najwyraźniej za bar-dzo was nie kocha”. To jest właśnie moje „i tak dalej”. Mógłbym mno-żyć takie paradoksy wiary w nieskończoność, a ty w nieskończoność byś je rozbrajał, twierdząc, że macie na wszystko gotową odpowiedź. Uważam, że jesteś najlepszym rzecznikiem prasowym, jakiego mógł sobie wyobrazić Pan Bóg na ziemi, i  mówię to zupełnie serio, z  du-żym szacunkiem. Masz imponującą, fenomenalną wręcz umiejętność

Page 10: Bóg, kasa i rock'n'roll

20 BÓG

dorabiania pozornie spójnej logiki do rzeczy, które jej się z zasady, fun-damentalnie wymykają. Niestety mnie to, co uprawiasz, bardziej inte-lektualnie fascynuje, niż przekonuje do twoich racji. Bo dla mnie ta cała dyskusja sprowadza się do jednego – albo wierzysz, albo nie.

H: Tu pełna zgoda. Ja nigdy nie dostarczę ci rozstrzygających na-ukowych dowodów, że Bóg istnieje, ty nigdy nie udowodnisz mi, że Go nie ma. Będziemy więc pewnie nawzajem starali się przekonać, że nasze sądy są racjonalne. Sądzę, że taki spór może być wdzięczny, ale może też trwać całą wieczność, chyba że obaj zdecydujemy się zaryzykować i przejść na drugą stronę ściany, pod którą teraz deba-tujemy. Na pole wiary, które zaczyna się – wbrew temu, co sądzą lu-dzie – nie w momencie konstatacji „Boże, jesteś”, lecz wtedy gdy ry-zykuję stwierdzenie „Boże, ufam Tobie”. Czyli – mówię to bez ironii czy agresji – przenieść się w obszary, które tobie jawią się jako wy-dumana przez nas kompletna abstrakcja.

Zaś co do kosmitów – zaskoczę cię, ale dla nich też jest w teolo-gii miejsce. Nie można stawiać Bogu granic i wykluczać, że są inne światy. Nie wiemy, czy i  jak dokonało się w  nich Objawienie. Nie mamy zielonego pojęcia, stawiamy znak zapytania, czekamy na ko-niec świata, by się przekonać, czy będzie także końcem czegoś in-nego niż to, co już znamy.

P: Pociesza mnie świadomość, że nawet wy, którzy tak pięknie poukła-daliście sobie wszechświat, jednak wszystkiego nie wiecie...

H: A wracając do pytania, które postawiłeś – ustalmy: czy ty wierzy-łeś i przestałeś, czy wierzysz, lecz masz wątpliwości, czy też uznajesz, że Bóg nie jest ci do niczego potrzebny?

P: Chciałbym wierzyć w Boga. Tylko głupiec by nie chciał. Autentycznie ufać w to, że gdzieś tam ktoś grzeje dla nas miły rajski pokoik, w któ-rym będzie trwała wieczna impreza. Daj spokój, jak można odrzucić

Page 11: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 21

taką obietnicę! Niestety nie przypominam sobie ani jednego mo-mentu ze swojego życia, w którym mógłbym z pełnym przekonaniem powiedzieć: „Tak, wierzę, czuję, wiem, nie mam wątpliwości”. Czyli mó-wiąc innymi słowy, nigdy nie byłem z Bogiem w relacji. Parę razy pró-bowałem mówić do Niego, ale ani razu nie miałem poczucia, że On mówi do mnie, chociaż starałem się mieć czyste uszy i nasłuchiwać.

H: Może za szybko się zraziłeś? Byłeś jak turysta, który dojrzaw-szy do myśli, żeby wybrać się w Tatry, wchodzi tylko do budynku dworca w Zakopanem i wychodzi rozczarowany, gdyż nie rozumie, co Karłowicz czy Przerwa-Tetmajer w tych Tatrach takiego mistycz-nego widzieli.

P: Idąc za twoją metaforą – może miałem prawo oczekiwać, że jakiś przewodnik mnie z tego dworca odbierze i oprowadzi po okolicy, za-miast kazać mi siedzieć na walizkach, a potem pytać przypadkowych przechodniów o drogę?

H: Może trzeba było przejść te pół kilometra – na Kościuszki – do punktu informacji turystycznej? Kościół nie spełnił należycie swo-jej roli w twoim życiu? Czy też w ogóle do niego nie chodziłeś i masz pretensje, że on nie przyszedł do ciebie?

P: No proszę cię, moja nad wyraz religijna babcia nie przepuszczała żad-nej mszy świętej i bardzo się starała, abym i ja nie miał w tym względzie zaległości. Byłem też przykładnie prowadzany na katechezy, podczas których ładnie rysowałem w zeszycie scenki z Biblii, więc siostra Noemi bardzo mnie lubiła i wieszczyła, że z pewnością zostanę ministrantem. Byłem u Pierwszej Komunii Świętej, przystąpiłem też do bierzmowania, w którym najbardziej podobało mi się to, że mogę sobie wybrać nowe imię. Ponieważ po moich narodzinach rodzice postanowili, że będę po prostu Marcinem, bez żadnych dodatków, zawsze zazdrościłem tym, którzy mieli drugie imię. Było w tym coś arystokratycznego. Kiedy po

Page 12: Bóg, kasa i rock'n'roll

22 BÓG

bierzmowaniu mogłem wreszcie przedstawiać się jako Marcin Franci-szek, byłem, za przeproszeniem, wniebowzięty.

H: Dlaczego akurat Franciszek?

P: W  kościele, do którego chadzałem, w  bocznej nawie stały rozma-ite używane podczas procesji proporce z wyhaftowanymi na nich reli-gijnymi hasłami i postaciami. Bardzo podobał mi się zwłaszcza taki, na którym brodaty facet w długiej sukmanie polewa szalejące płomienie wodą z wiadra, a nad tym napis: „Święty Florianie, chroń nas od ognia”. Był też inny, ze świętym Franciszkiem otoczonym dzikimi zwierzętami, zapatrzonym tęsknie w niebo, jakby próbował tam coś zobaczyć. Przy-szło mi wtedy do głowy, że ja również próbuję dojrzeć w chmurach coś, co jednak nie chce mi się objawić. No i stąd Franciszek na bierzmowaniu.

H: Co spodziewałeś się dostrzec w tych chmurach?

P: Bardzo chciałem dostrzec jakiś znak obecności Boga. Serio. Liczy-łem na jakiś rodzaj niepodważalnego, zindywidualizowanego przeżycia, które będzie boskim mrugnięciem okiem w moją stronę, sygnałem na-szego intymnego porozumienia. Najbliżej tego nawiązania łączności by-łem w momencie, kiedy bardzo modliłem się o to, aby dziewczyna, którą poznałem na koloniach, odpisała na mój list. Strasznie się w niej kocha-łem. Pod koniec turnusu pocałowaliśmy się nawet parę razy. Po powro-cie do domu wysmażyłem do niej płomienny list, w którym wyznałem, że nie wyobrażam sobie bez niej życia, i tak dalej. Po trzech tygodniach przyszła odpowiedź. Drżącymi rękami rozrywałem kopertę, dziękując Jezusowi za skuteczne wstawiennictwo u  Niebieskiego Ojca. Niestety treść odpowiedzi można było sprowadzić do jednego zdania: „Odczep się ode mnie, nie chcę cię znać, zupełnie nie wiem, jak mogłam zaintere-sować się takim lapetą jak ty, przestań do mnie pisać i zapomnij o moim istnieniu, bo jak nie, to mój chłopak, który teraz jest w  wojsku, prze-trzepie ci gnaty, jak już wyjdzie”. To nie była boska interwencja, na jaką

Page 13: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 23

liczyłem. A tak zupełnie poważnie, chadzając do kościoła i na lekcje reli-gii, widziałem celebrację, nie dostrzegałem natomiast w tym wszystkim żywej istoty. Patrząc na czerwone światełko tlące się przy tabernakulum, widziałem sześćdziesięciowatową żarówkę, a nie gorejące serce Jezusa. Zażyczyłeś sobie wcześniej, żebym nie zasypywał cię pseudofi lozofi czną retoryką na temat istoty Boga, lecz opowiedział o swoim prywatnym do-świadczeniu. Tylko że u mnie te dwie sfery się nierozerwalnie wiążą. Nie potrafi ę oddać Bogu serca, nie kwestionując go rozumem. Może to jest właśnie moja forma doświadczania Go? Może moja relacja z Bogiem po-lega na nieustannych próbach przyłapania Go na niekonsekwencji, na niespójności? Nie potrafi ę Mu tak po prostu zaufać, pójść za Nim, bo ufność buduje się jednak na jakichś fundamentach, na oczekiwaniach wynikających z dobrych doświadczeń z daną osobą, ze wspólnej historii. Ja z Bogiem takiej historii nie przeżyłem.

H: Skoro opowieści innych cię nie przekonują, co musiałby  – py-tam bez ukrytej konfesyjnej pretensji – zrobić dla ciebie Bóg, żebyś w Niego uwierzył?

P: To trochę tak, jakbyś mnie zapytał, jaka musiałaby być dziewczyna, żebym się w niej zakochał. A ja ci na to odpowiem – jak ją spotkam, to będę wiedział.

H: Dziś nadal masz na to nadzieję? Wpatrujesz się w  te chmury? Czy zarzuciłeś poszukiwania, dochodząc do konkluzji, że tam i tak nic nie ma?

P: Dojście do takiego autorytarnego wniosku wydaje mi się równie nie-uprawnione jak próby paranaukowego udowadniania, że Bóg istnieje. Obie strony nie mają chyba żadnych obiektywnych narzędzi, żeby do-wieść swoich racji. Jedyne, czym mogą się posługiwać, to mniej lub bar-dziej zręczna ekwilibrystyka argumentami, z których każdy – żebyś nie wiem jak się starał i nie wiem jakie hołubce intelektualne przede mną

Page 14: Bóg, kasa i rock'n'roll

24 BÓG

wycinał – i tak w efekcie prowadzi do punktu zero, czyli stanięcia u wrót wiary. I to właśnie łaska wiary jest zagadnieniem, które w religii najbar-dziej mnie zajmuje. Dlaczego jedni ją posiedli, a inni nie? Nauka nie ma tu nic do roboty. Z mojej perspektywy wywody Richarda Dawkinsa, ob-sesyjnie tropiącego boską nieobecność, są tak samo bezwartościowe jak klasyczne „pięć prawd” świętego Tomasza, który apelując do logiki, pró-bował wyprowadzić niepodważalny dowód na istnienie Absolutu. Nie da się skutecznie rozumowo przekonać osoby pozbawionej wiary, że Bóg jest. Tak samo jak nie da się przed osobą wierzącą wykazać za po-mocą fi zyki i matematyki, że Boga nie ma. Kropka.

H: A  to ciekawostka. Gdybyś znalazł błąd w  tym, co na ten te-mat pisali święty Tomasz czy święty Anzelm, byłbym ci naprawdę wdzięczny, bo oni akurat z  dużym powodzeniem starali się wyka-zać, że wierzyć można też – choćby nie wiem jak paradoksalnie to brzmiało – rozumem, uznającym jednak, że oprócz matematyki i fi -zyki ten świat opisuje na przykład fi lozofi a czy logika, które także dysponują naukowymi narzędziami.

P: Gdybym był złośliwy, przypomniałbym, że święty Tomasz utrzymy-wał, iż kobieta została powołana do bytu jako pomoc do rodzenia, pod-legła mężczyźnie na takiej samej zasadzie, jak obywatele państwa pod-legają władzy. Skoro jednak skupiamy się na przemyśleniach religijnych Akwinaty, to wiesz dobrze, że na temat jego dowodów na istnienie Boga, skądinąd bardzo efektownych intelektualnie, napisano setki prac, w któ-rych punktowano ich logiczne niedoróbki oraz wykazywano, że opierają się na fałszywych empirycznych założeniach. Nie ma sensu, żeby po raz kolejny przytaczać te argumenty, zainteresowani mogą sobie doczytać w źródłach. Zresztą gdybym w tej chwili ja – skromny prezenter telewi-zyjny, ze swadą wypytujący w porannym paśmie swoich gości o prze-pisy na ulubioną szarlotkę albo comber z dzika – chciał wejść w buty ad-wersarza świętego Tomasza czy innych wybitnych myślicieli, byłby to niezamierzony komizm, a my tu chcemy poważnie pogadać.

Page 15: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 25

H: Ot i strategia – najpierw wypalisz z armaty, po czym uciekasz, krzy-cząc: „Dajcie spokój, przecież nie jestem artylerzystą!”. Chcesz poważ-nie gadać o tomizmie? Zapoznać się z obszerną bibliografi ą prac obalają-cych tezy tych cytowanych przez ciebie autorów? Podłubać przy pytaniu: czy można en bloc zanegować uniwersalne dzieło fi lozofa czy artysty ze względu na jakiś jego osadzony ściśle w epoce społeczny komentarz?

P: Podoba mi się łatwość, z  jaką rozbrajasz czyjeś niemądre sądy, usprawiedliwiając je „ścisłym osadzeniem w epoce”. W podobny spo-sób generał Jaruzelski uzasadnia dziś wprowadzenie stanu wojennego.

H: Nie widzę związku. Powtórzę: nietrafne z  naszego punktu wi-dzenia komentarze społeczne świętego Tomasza nie wpływają żadną miarą na ocenę jego fi lozofi i.

P: Nawet jeśli masz rację, to i tak z naszej dyskusji na temat przedsta-wionych przez niego „dowodów” wynika jedynie konkluzja, że punkt widzenia zależy wyłącznie od zestawu lektur, jakie mamy na półkach. To zaś dowodzi z kolei nierozstrzygalności naszego sporu.

H: On chyba będzie nierozstrzygalny, dopóki będziemy wyciągać z pó-łek książki i nimi się okładać. Cały czas krążymy bowiem wokół sedna – mojej religii, chrześcijaństwa, nie da się wyczytać z książek. Chrześci-jaństwo jest nie tyle religią Księgi, choć Księga odgrywa w nim ważną rolę, ile religią Osoby. Mózg jest wierze niezbędny, ale relacji z Osobą nie da się zbudować tylko mózgiem, w nią musisz wejść cały. Jak ro-zumiem – gdy idzie o wiarę, twój mózg nie uruchamia twojego serca. Najbliżej ci do agnostyka, który twierdzi: „Wiem, że nic nie wiem”?

P: Pewnie skrzywisz się na dźwięk tego nazwiska, bo z pewnością nie zaliczasz go do ekspertów od teologii, lecz niejaki Marilyn Manson w jednym ze swoich utworów śpiewa: „Bóg jest liczbą, do której nie potrafi my zliczyć”. To bliska mi myśl. Rozumiem ją w  ten sposób, że

Page 16: Bóg, kasa i rock'n'roll

26 BÓG

Bóg jest sumą całej ludzkiej niewiedzy w  danym momencie historii. Jest zbiorem białych plam na mapie naszego poznania. Można powie-dzieć, że kiedyś Boga było „więcej”, bo musiał służyć jako wytrych do wyjaśnienia i opisania większej ilości zjawisk i tajemnic, których natury nie potrafi liśmy inaczej zrozumieć. Rozwój nauki sprawił, że tego miej-sca na Boga robi się coraz mniej. Do niedawna nie byliśmy świadomi, że istnieją bakterie, nie było ich bowiem widać gołym okiem. Teraz nie dość, że potrafi my manipulować w strukturze atomu, to jeszcze ujarz-miamy te wszystkie kwarki i neutrina. Majstrujemy przy ludzkim geno-mie. Pomyśl, że jeszcze tysiąc lat temu największe ludzkie autorytety podpisywały się pod stwierdzeniem, że Ziemia jest płaska i  wspiera się na skorupach wielkich żółwi! Kiedy składam to wszystko w logiczny proces, nabieram przekonania, że wszystkie procesy zachodzące w kos-mosie, nawet te, których istnienia jeszcze nie podejrzewamy, da się prędzej czy później opisać, objaśnić, zmierzyć.

Na razie chrześcijanie, szukając dowodów na istnienie Boga, uży-wają argumentu – podważonego zresztą między innymi przez Kanta – że przecież wszechświat nie wziął się z niczego. Że musiała istnieć jakaś praprzyczyna. Rzeczywiście, nasza wiedza w tym zakresie jest obecnie ograniczona, ale jestem przekonany, że do czasu. Kiedyś i tego się do-wiemy. Tak było z wieloma innymi zagadkami, które przez wieki ucho-dziły za nierozwiązywalne. Dojdziemy też pewnie do momentu, gdy zapanujemy nad ludzką śmiertelnością. Wtedy znajdziemy się w punk-cie, kiedy Bóg zwyczajnie zniknie, bo przestanie być potrzebny. Wbrew pozorom wcale nie brzmi to dla mnie euforycznie, tylko przygnębia-jąco. Zresztą nawet zaprzysięgły ateista Nietzsche był zdania, że na-uka defi nitywnie ograbiła świat z sensu. Dopóki krył on wiele nieroz-strzygalnych naukowo zagadek, dopóty można było mu przypisywać jakiś wyższy sens, nadprzyrodzoną konieczność. A tak mamy zestaw zer i jedynek, które opisują wszystko.

Widzę też jednak ciemną stronę ludzkiej idei Boga. Poza wszyst-kim jest ona dla mnie dowodem nieskończonej ludzkiej pychy i  aro-gancji. No pomyśl tylko  – szef wszystkich szefów, ten wszechwładny

Page 17: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 27

byt mający u swoich stóp cały przeogromny kosmos, wybrał za główny obiekt swojego zainteresowania właśnie nas, niesforne mróweczki lata-jące w kółko po grzbiecie tyciej planety! Trudno nie dostrzegać w tym rozumowaniu absurdu. To tak, jakby przecinek zagubiony wśród zdań Pana Tadeusza upierał się, że zawiera w sobie sens całej opowieści.

H: Mówisz więc, że człowiek jest jednak w stanie sam poznać całą prawdę o świecie, sam w rezultacie okazać się w tym świecie bogiem, trzeba na to tylko i wyłącznie czasu. Nie wykluczasz jednak, że poza tym światem może też istnieć inny Bóg, niemający z nim żadnego związku, o którym nie wiemy nic i niczego nie będziemy w stanie się dowiedzieć. Tak czy siak – człowiek jest z tym wszystkim sam. Wiarę postrzegasz jako rodzaj plasterka na egzystencjalną samot-ność i przygnębienie?

P: Raczej jako rodzaj nie przez wszystkich tolerowanego leku uspokaja-jącego, który – po pierwsze – tłumi potrzebę zadawania trudnych pytań, a po drugie – pomaga się znieczulić wobec wszechogarniającego bez-sensu wszechświata. Całkowite wyzbycie się złudzeń, że nie ma żadnego wyższego porządku, żadnej spinki, która zbiera do kupy ten warkocz rozmaitych przypadków, musi być nieludzko bolesnym i  trudnym do-świadczeniem. Dlatego jestem przekonany, że nawet w najbardziej za-piekłym ateiście gdzieś w głębi tli się iskierka irracjonalnej nadziei: może jednak ta cała układanka ma jakiś ukryty przede mną cel? Może obudzę się po śmierci w  innym, lepszym świecie? Zazdroszczę tym autentycz-nie wierzącym, takim jak ty, bo myślę, że jest wam zdecydowanie łatwiej. Dla was te kilkadziesiąt lat spędzonych na ziemi to zaledwie nic niezna-czący przystanek w drodze na wieczne wakacje, gdzie czeka kochający tato z duchowymi kanapkami. I to wszystko za cenę posłuszeństwa wo-bec paru, nawet dość sensownych, napisanych przez niego reguł, które nikomu nie robią krzywdy. Nawet jak się człowiek czasami zapomni, to wystarczy, że szczerze przeprosi, odpokutuje – i pozamiatane. No, po prostu bajka! Kto przy zdrowych zmysłach odrzuciłby taką ofertę?

Page 18: Bóg, kasa i rock'n'roll

28 BÓG

H: Ktoś, kto chce mieć o tyle łatwiej, by nie musieć się przejmować żadnymi regułami ani pracować na żadną nagrodę. Chce robić, co mu się podoba. Jest wolny.

P: Ależ wolność nie jest żadną gwarancją szczęścia. Przeciwnie! We-dług mnie człowiek na każdym niemal kroku dowodzi, że jest istotą, która nie potrafi „obsłużyć” bezmiaru wolności. Jeśli ktoś nagle wska-kuje do wielkiego basenu, w którym nie ma dna ani nie widać brze-gów, to musi naprawdę dobrze pływać, żeby się nie utopić. Myślę, że to właśnie z tej ułomności, a nie tylko ze strachu przed śmiercią, bierze się w człowieku pragnienie i potrzeba Boga – kogoś ostatecznie po-rządkującego chaos wszechświata. Ratownika, który wyznaczy reguły korzystania z pływalni i dopilnuje, żebyśmy wszyscy się nie potopili. Takiej ostatecznej rozstrzygającej instancji, jaka istniała w teleturnieju Wielka gra, gdzie o uznaniu lub nieuznaniu odpowiedzi na zadawane uczestnikom pytania decydował sędziwy pan profesor w grubych oku-larach, wzbudzający respekt samym swoim wyglądem.

H: Bóg jest więc w  tej koncepcji rodzajem tymczasowej intelektu-alnej protezy, która pomaga nam wędrować po ziemskich górach.

P: Cały czas mówię o Bogu jako o ludzkiej idei, która przybiera różne formy, zależne od potrzeb. Raz jest, jak to nazwałeś, intelektualną pro-tezą, raz świętym Mikołajem, do którego modlimy się o dary, a kiedy indziej milczącym psychoterapeutą wysłuchującym naszych skarg i zażaleń. Ateiści, jak rozumiem, uznają takie budowanie wyimagino-wanych fi gur za dziecinadę, natomiast agnostycy po cichu żywią na-dzieję, że może któreś z  tych wyobrażeń o  czymś większym od nas jest w jakimś stopniu prawdą, tak samo jak założenie, że istnieje życie pozaziemskie. Nie mamy dowodów, że małe zielone ludziki o urodzie zbliżonej do twojej kolonizują Proxima Centauri, ale trudno też stupro-centowo wykluczyć, że ich w ogóle nie ma. Taka postawa wobec Boga wydaje mi się po prostu najbardziej racjonalna. Założenie „tertium non

Page 19: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 29

datur” – że albo Bóg jest, albo Go nie ma i nie istnieje żadna prawda pośrednia – to rodzaj intelektualnego wygodnictwa zwalniającego nas z refl eksji, że może rzeczy w istocie nie są takie, jakie nam się wydają. A może Bóg istnieje, tylko ma zupełnie inną postać niż ta, którą wyczy-taliście z Objawienia? Może mylicie się w swoich interpretacjach? Tego nie wiem, lecz nie wykluczam żadnej możliwości.

Z twojej perspektywy jak to jest? Łatwiej się żyje komuś, kogo łó-deczkę popycha do przodu żagiel wypełniony niezachwianą wiarą?

H: Myślę, że to życie może być pełniejsze, ale – paradoksalnie – trud-niejsze. W momencie kryzysu znacznie łatwiej jest stwierdzić, że świat jest zły, niż zmierzyć się z pytaniem, dlaczego Bóg, który jest dobrem, zdaje się nie działać. O ile więc ateiście może być łatwiej żyć, o tyle trudniej mu chyba umierać. Wielokrotnie próbowałem wyobrazić so-bie, jak wyglądałaby moja śmierć, gdybym był ateistą, który w ostat-niej chwili może jedynie zamknąć całe swoje człowieczeństwo w krót-kim: „Tylko tyle?”. Dlatego takim wstrząsem były dla mnie deklaracje profesora Zbigniewa Religi, że tam nic nie ma, i już. Żaden tam miękki agnostycyzm, brak furtki zostawionej nadziei.

P: Nie mam żadnego prawa oceniać postawy Zbigniewa Religi ani ko-gokolwiek w jego położeniu, lecz wydaje mi się, że w każdym takim ge-ście ostentacyjnego zanegowania Boga jest coś rozpaczliwego. Coś na kształt próby samobójczej zwichrowanego emocjonalnie nastolatka, który sięgając po żyletkę, wcale nie chce się naprawdę zabić, tylko prag-nie w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, wykrzyczeć otoczeniu: „Je-stem!”. Ucieszę cię pewnie, ale kiedy widzę, ile wojujący ateiści wkła-dają energii w to, żeby udowodnić nieistnienie Boga, mam wrażenie, że wyrażają w ten sposób najgłębszą tęsknotę, by Go jednak spotkać. Pa-trzę na Nergala, skądinąd bardzo inteligentnego faceta, wyśpiewują-cego pseudosatanistyczne brednie i  dorabiającego do nich w  wywia-dach nietrzymającą się kupy fi lozofi ę, i myślę, że przypomina małego niegrzecznego chłopca, który wyrzucił zabawki na środek pokoju na

Page 20: Bóg, kasa i rock'n'roll

30 BÓG

złość wiecznie nieobecnemu ojcu, żeby wzbudzić w nim jakąś reakcję. Że najbardziej by chciał, by tata, słysząc harmider rozrzucanych resora-ków, wszedł do pokoju, przykucnął przy nim, przytulił, pogłaskał po po-liczku i powiedział, że teraz razem te zabawki pozbierają. Myślę, że brak pragnienia, aby coś było po drugiej stronie, jest nieczłowieczy. Nie wie-rzę w jego autentyczność. Tęsknota za transcendencją, to wołanie do Boga, jest po prostu wpisana w naszą naturę.

H: Mówisz, że Bóg to wymysł człowieka, fi gura kulturowa, a jedno-cześnie sam zauważasz w ludziach Jego głód i nie odrzucasz całko-wicie prawdopodobieństwa, że jednak jest czymś więcej – w tej po-stawie jest jednak sprzeczność.

P: Myślę, że jest w niej przede wszystkim przyznanie się do wielkiej bez-radności oraz do wspomnianego rozdarcia pomiędzy sercem a  rozu-mem. Serce chciałoby widzieć we wszystkim jakiś uniwersalny cel, do któ-rego zmierzamy, niezachwianą bazę odwiecznego wyższego porządku. Rozum jednak natychmiast się buntuje i  podpowiada, że wszechświat nie ma kompletnie żadnego sensu, ku niczemu nie dąży. Jest wyłącz-nie sumą mniej lub bardziej szczęśliwych przypadków, które sprawiły, że istniejemy, i nie ma to nic wspólnego z żadnym boskim planem. Andrei Plesu, autor świetnej książki O aniołach, pisze o takiej postawie, że „zwy-czaj odsuwania tego, czego się nie rozumie, w półmrok przypadku jest wyrazem pospiesznej inteligencji, przedwcześnie pojednanej ze swoją własną granicą”. Może i moja inteligencja jest pospieszna i ułomna, ale mimo wszystko opowiada się za racją Nietzschego, który stwierdził, że ogólnym charakterem świata jest wieczny chaos. Jeszcze dobitniej ujął to Jacques Monod: „Chcielibyśmy być niezbędni, konieczni, odwiecznie włączeni w ład świata. Wszystkie religie, prawie wszystkie fi lozofi e, częś-ciowo nawet nauka, świadczą o  heroicznym, niestrudzonym wysiłku ludzkości zaprzeczającej swojej własnej przypadkowości”.

Zresztą o tym rozdarciu pisali nie tylko wielcy myśliciele, ale też chło-paki z ławki pod blokiem. Weźmy choćby zespół Kaliber 44, który bardzo

Page 21: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 31

cenię. W  jednym z  jego utworów pojawia się rozpaczliwy krzyk pod adresem milczącego Boga: „Dlaczego oczywistym dla mnie jest, że Cie-bie nie ma? Bądź, a klęknę!”. To jest esencja całej mojej postawy wobec Boga. Pokaż mi się, a będę Cię czcił.

H: Gdybym był Bogiem, odpowiedziałbym ci na to: „To otwórz oczy!”.

P: Dorzuć jeszcze: „Stań w prawdzie”, „Idź ku światłu” oraz „Płyń na głę-bię”, i będziemy mieli już pełen zestaw kościelnych frazesów, które do-prowadzały mnie do szału, ilekroć słyszałem je od ołtarza.

H: Co cię tak w nich oburza?

P: Co to znaczy „stanąć w  prawdzie”? Jakiej prawdzie? Mojej, twojej czy jeszcze kogoś innego? Nie rozumiem tych haseł. Oczywiście przyj-muję hipotezę, której pewnie skwapliwie przyklaśniesz, że jestem du-chowym kaleką i półdebilem, niezdolnym pojąć rzeczy oczywistych, ale dla mnie jest to raczej dowód na to, że Kościół, mający w  moim mniemaniu pełnić funkcję tłumacza przysięgłego pomiędzy Bogiem a ludźmi, totalnie nie potrafi znaleźć języka czytelnego dla wątpiących i  niewierzących. Słysząc takie komunały jak „Otwórz oczy”, zawsze czuję się jak pasażer autobusu, który pyta kierowcę: „Dokąd jedziemy?”, a w odpowiedzi słyszy: „We właściwym kierunku, proszę zająć miejsce, zapiąć pasy i nie awanturować się”. Zresztą rozmowa o Kościele i jego roli to osobny temat. Na razie wróćmy do spraw fundamentalnych.

H: OK. Słucham cię uważnie i mam wrażenie, że twoja religia jest religią tęsknoty. Krzyku w pustym mieszkaniu w poczuciu, że nie ma sensu otwierać drzwi. To jestem w stanie zrozumieć. Nie umiem jednak pojąć, jak spostrzegawczy człowiek może twierdzić, że świat wziął się z  sumy szczęśliwych przypadków. Pamiętasz argument traktujący o  małpach i  sonecie Szekspira  – gdyby wzięto nieskoń-czoną liczbę tych stworzeń i  kazano im w  czasie, jaki upłynął od

Page 22: Bóg, kasa i rock'n'roll

32 BÓG

początku świata, stukać przypadkowo w klawisze, złożyłyby co naj-wyżej kilka liter pierwszego wyrazu. Sonet Szekspira to rzecz, zdaje się, nieco mniej skomplikowana od tych, o których rozprawiamy.

P: Jedna z reguł statystyki mówi, że jeżeli coś nie jest absolutnie wy-kluczone, to jest prawdopodobne, a  owo prawdopodobieństwo roś-nie wraz z upływem czasu. Mówiąc inaczej, nawet pozornie najmniej prawdopodobne zdarzenie prędzej czy później nastąpi i  nie jest to kwestia „czy?”, ale „kiedy?”. Biorąc pod uwagę, że wszechświat składa się z miliardów równań, złożonych z miliardów zmiennych, a wszystko to mieli się od miliardów lat na miliardach planet, nie widzę w istnieniu życia na Ziemi niczego nadprzyrodzonego. W moim pojęciu wszech-świat jest zimny, milczący, niewspółczujący, nieobdarzony żadnymi wyższymi celami, które staramy się mu przypisać. Po prostu jest, a my próbujemy w nim odnaleźć swoje miejsce, zabawnie się przy tym mio-tając i przypisując sobie jakieś szczególne znaczenie.

H: Skoro cały wszechświat, według ciebie, z chaosu wyszedł i do niego dąży, dlaczego człowiek, w końcu też dziecko tegoż chaosu, nagle idzie w poprzek tego procesu, próbuje porządkować, ustalić regułę? Po co w ogóle cokolwiek robimy, podejmujemy jakieś działania, skoro per saldo to i tak nie ma sensu?

P: Bo chcemy w  tym nieprzyjaznym wszechświecie wynegocjować możliwie najlepsze, najbardziej komfortowe dla siebie miejsce. Gdy-byśmy nagle trafi li do  ciemnego, głuchego, nieznanego lasu, to też chcielibyśmy znaleźć w nim taką polanę, gdzie możemy w miarę bez-piecznie rozbić namiot. Potem zaczęlibyśmy się rozglądać za jedze-niem, poszli na polowanie, a następnie zaczęli się zastanawiać, jak się stąd wydostać, gdzie jest kres tego lasu, i  tak dalej. Jeśli istnieje na tym świecie jakaś uniwersalna, odwieczna zasada, jakaś „cząstka Boga”, czyli coś pierwotnego i niekwestionowanego, to według mnie jest nią instynkt przetrwania właściwy wszystkim formom życia.

Page 23: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 33

H: Są tacy, którzy mówią, że zasadą świata nie jest chęć przetrwa-nia, tylko miłość, czyli przekraczanie siebie. Jedni doświadczają tego w małżeństwie, inni w relacji z Bogiem, jeszcze inni odkrywają to, dopiero gdy zostaną rodzicami. Skąd się wzięła miłość? To też chęć przetrwania? Przecież można ograniczyć się do prokreacji, reszta to zbędne emocjonalne wydatki.

P: Naukowcy twierdzą, że to, co defi niujemy jako miłość, jest po prostu jakimś zaburzeniem balansu chemicznego w organizmie. Z punktu wi-dzenia medycyny człowiek zakochany nie różni się niczym od człowieka niepoczytalnego albo będącego pod wpływem narkotyków. Miłość można też potraktować jako sprytne narzędzie ewolucji. Moja znajoma, świeżo upieczona mama, powiedziała mi kiedyś, że gdyby nie miłość, żaden normalny człowiek nie zajmowałby się z troską i poświęceniem wiecznie wrzeszczącym bachorem, który non stop czegoś od ciebie oczekuje. Tak samo nikt nie zajmowałby się starymi, zniedołężniałymi, wymagającymi opieki rodzicami. Oczywiście tak zimna i cyniczna defi -nicja miłości budzi natychmiast mój emocjonalny sprzeciw, chociaż jest naukowo uprawniona. Przytaczam ją jednak po to, by obronić pogląd, że istnienie miłości nie jest automatycznym dowodem na istnienie Boga.

H: Nie zgadzam się z  tobą. Taka wizja to nie żadna nauka, lecz na-ukowy totalitaryzm. Jeżeli któregoś dnia okaże się, że nasze poję-cie o astronomii jest błędne, trzeba będzie odwołać z nieba gwiazdy i słońce nie wstanie? W takiej wizji nie ma też miejsca na człowieczeń-stwo. Jeżeli zaś za miłość odpowiadają tak naprawdę chemia i mate-matyka, jeżeli świat jest jednym wielkim chaosem, a naszym jedynym celem jest mechaniczne dokonywanie wyborów, które pozwolą nam przeżyć, znika odpowiedzialność. Wszystko się dzieje poza tobą, na-wet twoje wybory są powodowane tym, że istnieje śmierć.

P: „Gra się tak, jak przeciwnik pozwala”, jak mawiał trener Kazimierz Górski. Jeśli przyjąć, że naszym głównym przeciwnikiem w życiu jest

Page 24: Bóg, kasa i rock'n'roll

34 BÓG

posępny, anorektyczny kamrat z kosą dybiący na nasze głowy, to nasze działania są w dużej mierze warunkowane świadomością jego istnienia.

H: Skoro już o tym mówimy – jak ktoś, kto deklaruje się jako nie-wierzący, oswaja śmierć?

P: Nie chcę strugać bohatera, bo ilekroć dziwnie zakaszlę albo do-strzegę jakąś plamę na języku, której tam wcześniej nie było, od razu sięgam po Małą encyklopedię medycyny i nieuchronnie dochodzę do wniosku, że zostały mi jeszcze dwa miesiące życia, ale w szerszej per-spektywie wizja własnej śmierci nigdy mnie specjalnie nie przerażała. Nie wpadam w  paniczny bezdech na myśl o  tym, że pewnego dnia mnie nie będzie i ktoś inny zacznie wydawać moje pieniądze. Towarzy-szy mi raczej ciekawość, próba odgadnięcia tej fi nalnej niespodzianki: jak, kiedy, w jakich okolicznościach to się wydarzy? Umrę w łóżku ze starości, otoczony wnukami, zawinę się porszakiem na drzewie jak James Dean czy raczej dziabnie mnie zabójcza meduza podczas wa-kacji na antypodach? A  może spotka mnie śmierć absurdalna i  idio-tyczna, jak bohaterów wyróżnionych Nagrodą Darwina? Mój ulubiony przykład to facet, który siedząc w biurze w piątek po godzinach, posta-nowił okraść automat z napojami, by zaoszczędzić dolara. W tym celu wpakował rękę aż po łokieć w otwór, z którego wypadają puszki. Nie-stety za chińskiego boga nie mógł potem tej ręki uwolnić. Przez go-dzinę próbował wzywać pomocy, ale że biuro już opustoszało, jedy-nym świadkiem jego dramatu były kamery ochrony. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że nie uśmiecha mu się czekać na ratunek do po-niedziałku, więc spróbował rozwiązania siłowego. Przez chwilę moco-wał się i szarpał z maszyną, aż oderwał ją od ściany. W tym momencie kilkaset kilo rozkołysanego żelastwa powoli przechyliło się w jego kie-runku, ostatecznie przygniatając go całym swoim ciężarem i zamienia-jąc w plamę keczupu na biurowej wykładzinie.

Tak więc moja własna śmierć jawi mi się jako pudełko z nieodpako-wanymi czekoladkami. Boję się natomiast samego procesu umierania,

Page 25: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 35

długotrwałego cierpienia z  tym związanego. A  najbardziej przeraża mnie wizja całkowitej bezsilności wobec cierpienia moich bliskich, związanego na przykład z  nieuleczalną chorobą. Jeśli ktoś w  takich momentach swojego życia znajduje autentyczne ukojenie we wierze w Boga, to tego mogę mu zazdrościć.

H: Byłbyś w stanie umrzeć za kogoś? Na przykład za kogoś bliskiego, żeby go uratować? To jest taki moment, w którym pokonujemy domi-nację śmierci. Podejmujemy działanie niewynikające z lęku przed nią.

P: Czy myślisz, że gdyby ktoś przed wojną zadał takie pytanie mło-dym ludziom, którzy parę lat później ginęli w Powstaniu Warszawskim, to bez wahania odpowiedzieliby: „Tak, oczywiście, wyobrażam sobie moment, kiedy z ochotą ruszę z bagnetem na czołgi i dam się zabić Niemcom na barykadzie”? Nie sądzę. Teoretyczne rozstrzyganie tego typu kwestii nie ma żadnego sensu. Nikt z nas nie ma pojęcia, jak za-chowałby się w sytuacji granicznej. Jakiekolwiek deklaracje byłyby tu nie na miejscu.

H: Czy mimo braku wiary w Boga oraz prób tłumaczenia miłości za pomocą równań chemicznych uważasz siebie za osobę posiada-jącą coś więcej niż doczesne ciało? Czy da się te dwa elementy pogo-dzić – bycie po stronie niewierzących w Boga i przekonanie, że ma-teria to nie wszystko?

P: Trudno mi uwierzyć w  duszę jako osobny, niematerialny byt, który jest w stanie oderwać się od ciała, zachowując przy tym zmysły. A taki mniej więcej obraz duszy wyłania się na przykład z relacji osób, które przeżyły śmierć kliniczną i przez jakiś czas pozostawały poza ciałem, ob-serwując przebieg akcji reanimacyjnej spod sufi tu. W moim przekonaniu

„dusza” jest hasłem opisującym sumę pewnych zjawisk i procesów doty-czących człowieka. Pierwszym składnikiem duszy jest unikalna indywi-dualna świadomość. W tym sensie dusza jest rodzajem fi ltra, przez który

Page 26: Bóg, kasa i rock'n'roll

36 BÓG

postrzegam siebie i rzeczywistość. Patrząc na ten sam wazon z kwiatami czy słuchając tej samej muzyki, każdy z nas widzi i czuje coś innego, ma inne skojarzenia, myśli, emocje. Ta różnica postrzegania jest dla mnie właśnie funkcją duszy.

Dusza reprezentuje się również w  tym, co dajemy z  siebie światu. Najwyższą formę, w  jakiej to się uwidacznia, stanowi sztuka. Na przy-kład muzyka. Przecież nie wystarczy suma dźwięków, żeby powstała me-lodia. Musi się zadziać jeszcze coś „pomiędzy” – i to jest miejsce, gdzie pojawia się dusza.

Pod pojęciem duszy rozumiem także ślad, jaki pozostawiamy w rzeczywistości, pieczęć, jaką odciskamy we wszechświecie. Tak jak powiedziałem, nie wierzę w  duszę jako samodzielną, obiektywną, wiecznotrwałą formę, ale wierzę w nieśmiertelność duszy jako sumę wspomnień, które pozostają po człowieku i jego czynach. Odciskiem duszy są zarówno naskalne malowidła pozostawione przez ludzi pier-wotnych w grotach dzisiejszej Francji czy Hiszpanii, muzyka napisana przez Chopina, zdjęcie rodziców noszone w  portfelu czy skromny brzozowy krzyżyk na grobie dziecka, które zmarło tuż po urodzeniu. W tym sensie dusza jest więc funkcją pamięci. Non omnis moriar.

Podsumowując, dusza to dla mnie kategoria umowna, jak poję-cie punktu w matematyce. Coś, czego w sensie fi zycznym nie ma, bo nie posiada wymiarów ani innych „cielesnych” przymiotów, ale obiek-tywnie istnieje.

H: W jaki sposób objawia się zatem twoja duchowość? Ja ją przeży-wam i kultywuję w modlitwie, w kościele, w przestrzeni Boga. A ty, dla którego wszystko zaczyna się i kończy w człowieku?

P: Wanną, w  której kąpię swoją duszę, jest szeroko rozumiana pop-kultura i  jej wytwory. Zwłaszcza muzyka, która stanowi dla mnie po-most do transcendencji, wyjścia „poza siebie”. Stefan Kisielewski swoje pierwsze doświadczenie uczestniczenia w koncercie rockowym opisał w następujący sposób: „Zrozumiałem, że jestem olśniony i przeżywam

Page 27: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 37

cuda. Że kocham ten tłum, a tłum kocha mnie, że wszyscy razem, pod przewodem dryblasów z estrady, uczestniczymy w jednoczącym nas wszystkich i porywającym misterium”.

H: Ku czemu ono prowadzi? Czy popkultura może pełnić funkcję – jak to się fachowo mówi – miejsca teologicznego, gdzie szuka i znaj-duje się Boga? Czy raczej jest rodzajem konkurencji dla religii, du-chowością zastępczą, bo ja tak czytam słowa Kisielewskiego?

P: Zdaję sobie sprawę, że konserwatywne środowiska zajmujące się teo logią z dużą nieufnością i rezerwą traktują popkulturę, odbierając ją jako coś służącego wyłącznie rozrywce, i to często w kiepskim guście. To jest trochę tak jak z postrzeganiem instytucji Kościoła przez laików budujących sobie jej obraz bez zagłębienia się w temat, wyłącznie na podstawie strzępów informacji oraz stereotypowych przekonań. Tak jak drażnią mnie ci, którzy z pełnym przekonaniem głoszą, że wszyscy księża to z defi nicji pedofi le i wykolejeńcy, Kościół zaś to miejsce wy-łącznie dla betonowych umysłów w moherowych beretach, które nie potrafi ą myśleć samodzielnie, tak samo denerwuje mnie takie naskór-kowe, lekceważące traktowanie kultury masowej przez drugą stronę. Nie cały Kościół ma twarz ojca Rydzyka i nie cała popkultura składa się z klonów Justina Biebera czy Lady Gagi.

Czytając Biblię, a zwłaszcza Ewangelię według świętego Łukasza, wyobrażam sobie, że Jezus uważnie słuchał, co mówią ludzie na targu, o  czym śpiewają dzieci, badał, jaki jest stan ducha tych, wśród któ-rych chce głosić swoją prawdę. Dla mnie popkultura jest właśnie ta-kim narzędziem diagnozowania stanu ducha kolejnych generacji. Jest, parafrazując Stendhala, zwierciadłem przechadzającym się po goś-cińcu. Nastawiając ucha i  przyglądając się kulturze masowej bez po-gardliwego dystansu, można usłyszeć, jakie są nasze aspiracje, ma-rzenia, tęsknoty, bolączki i rozdarcia. Można też, i to bardzo wyraźnie, posłuchać o  zmaganiach z  Bogiem, z  religią, z  duchowością. Znaj-dziesz tu każdą formę duchowej ekspresji. Opowieści o poszukiwaniu,

Page 28: Bóg, kasa i rock'n'roll

38 BÓG

zwątpieniu i gniewie, ale też o religijnych iluminacjach. Dałem ci już jeden przykład  – chłopaki z  Kalibra 44, ubrani w  spodnie z  krokiem w  kolanach, rapowali o  tym samym, o  czym przed nimi pisali Sar-tre, Kafka i  Camus. Inny trop z  podobnego podwórka  – raper Sokół, który dla większości ludzi uosabia stereotyp wulgarnego, ulicznego chama, miotającego przekleństwa w  co drugim wersie. Tymczasem na jego ostatniej płycie więcej jest dialogu z  Bogiem, więcej poszu-kiwania prawdy, niż słyszałem w  niejednym kościele. „Poczuj przez nas, Boże, co jest na tej ziemi / Może gdybyś poczuł, wszystko byś od-mienił? / Boże, prawda jest bolesna, chcesz? / Włóż moją skórę i  zo-stań mną choć przez chwilę”. Dla mnie to jest wyraz jakiejś poważ-nej refl eksji, może ubranej w  nieporadne słowa, lecz nie wątpię, że autentycznej.

H: OK, tylko co za tym idzie? Łabędzi śpiew do nieba, i basta? Nie przeczę, że niektórzy twórcy popkultury mają dużo egzystencjalnej wrażliwości, ale przecież wspomniany cytat z rapera Sokoła to woła-nie dokładnie o to, co przecież już się stało według Ewangelii.

P: Staram się tylko uzmysłowić ci, że popkultura nie jest wyłącznie źród-łem rozrywki, lecz również miejscem, w którym manifestuje się życie du-chowe. Może nikt wcześniej nie zwrócił Sokołowi uwagi na fakt, który właśnie wypunktowałeś? Może dlatego że nikt z „twojego” świata nie potrafi ł nawiązać kontaktu z „jego” stroną, ponieważ z góry ją skreślił, oceniając, że przecież wśród jarających blanty hiphopowców nie ma dla was niczego ciekawego? Jestem przekonany, że gdyby Jezus żył dzisiaj, wykorzystałby popkulturę, którą traktujesz z taką rezerwą, do swoich ce-lów. Przecież On nie otaczał się wyłącznie pachnącymi fi lozofami. Sam mi opowiadałeś, że na swoich uczniów przyjmował rybaków, biedaków i prostytutki. Działał na marginesie. Mówiąc językiem dzisiejszym, uży-wał mocno niekonwencjonalnych metod, żeby trafi ć do ludzi ze swoim przekazem. Moim zdaniem Kościół powinien wyciągnąć z  tego właś-ciwe wnioski i  spojrzeć na popkulturę z  większą atencją. Nauczyć się

Page 29: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 39

mądrze wykorzystywać ją do swoich celów, a nie ograniczać się do ak-cji w stylu „wyślijmy grupę księży na festiwal do Jarocina, żeby popraco-wała z trudną młodzieżą”, bo to świadczy o kompletnym niezrozumie-niu tego zagadnienia.

H: To akurat przykład, który dowodzi, że Kościół szuka punktów stycznych z poddanymi królestwa popkultury, nikt tam nie mówi o pracy z trudną młodzieżą.

P: Niech w takim razie nauczy się komunikować z nią jej językiem, za-miast narażać się na śmieszność. Jego działania są dla mnie tak samo groteskowe jak nakładanie przez mojego kolegę swojemu ledwo dy-chającemu dziadkowi słuchawek z  nastawionym na cały regulator death metalem, by w ten sposób uzmysłowić mu, że to wyrafi nowana i pasjonująca muzyka, o wirtuozerskich podziałach rytmicznych, a nie żadne tam „łup, łup”.

H: O czym ty mówisz? Przecież księża w Jarocinie czy na Woodsto-cku starają się mówić o Bogu tak, jak umieją. Jak raper Zdzichu uto-czy z siebie kawał tęsknoty za transcendencją, ubierając ją w twardą mowę, od której puchną uszy, to jest piękne, ważkie i domagamy się, by obłożyć roślinkę nawozem. Ale jak jakiś ksiądz swoim językiem – może nieporadnym, ciut zbyt ckliwym, niedzisiejszym  – szcze-rze próbuje powiedzieć coś o Bogu, to są parsknięcia, prychnięcia i krzyki, że Kościół „nie zdanża”. To, czego moim zdaniem tu brakuje, to odrobiny wzajemnej tolerancji – zanim zasiądziemy do uzgadnia-nia świata wartości, wybaczmy sobie najpierw, że jeden z nas ma łań-cuch w nosie, a drugi irytująco składa rączki. Inna rzecz, że od nas to chyba będzie wymagało jednak więcej samozaparcia. Ktoś słabo zorientowany w popkulturze, nastawiając na nią ucha, w pierwszej kolejności zamiast głosu Boga usłyszy raczej pochwałę chciwości, erotycznych wygibasów, wolności rozumianej jako całkowity brak reguł, gloryfi kację zła jako ekscytującej przygody dla prawdziwych

Page 30: Bóg, kasa i rock'n'roll

40 BÓG

twardzieli oraz wspomnianego już pseudoartystę Nergala, który, drąc Biblię, krzyczy: „Żryjcie to g...no!”.

P: Tak, rzeczywiście, moja świętej pamięci babcia o wszystkich mężczy-znach, którzy mieli dłuższe włosy, mówiła „szataniści” i spluwała na ich widok. To się nazywa stereotyp. A co do Nergala – nie zamierzam go bronić, bo jego działania są spoza mojej półki estetycznej. W dodatku darcie Biblii na scenie to greps stary jak rock’n’roll i wyświechtany do entej potęgi, więc jego siła rażenia w tej chwili jest zerowa. Wytacza-nie Nergalowi z tego powodu procesu tylko przydaje jego teatrzykowi znaczenia, a dzięki wyrokowi uniewinniającemu dodatkowo wyrósł na triumfatora w walce o wolność słowa. Zresztą o czym my tu w ogóle mówimy? Jest rok 2011, a my w Polsce podniecamy się wątpliwej jakości artystycznej happeningami, które świat przerabiał trzydzieści lat temu. Najważniejsi politycy i kościelni hierarchowie poświęcają czas i uwagę kręcącemu swoje lody medialnemu oportuniście, którego społeczna szkodliwość jest w  mojej ocenie żadna, a  który przez wielkie „aj-waj” rozkręcone wokół jego osoby otrzymuje tylko darmową reklamę. Je-stem pewien, że kiedy Nergal po raz kolejny czyta news na swój temat, w którym przedstawia się go jako głównego demoralizatora młodzieży i  pożeracza niemowląt, zaciera tylko ręce i  śmieje się z  głupoty tych, którzy dali się złapać w  pułapkę jego prowokacji. Rozumiem jednak, że jego metody autopromocji mogą niektórych, w tym ciebie, drażnić. Niestety, tak samo jak w Kościele znajdą się szkodliwe oszołomy w po-staci księdza Natanka albo ojca Rydzyka, tak i w popkulturze nie brak postaci, które w nie najlepszym stylu pracują na jej czarny PR.

H: Mówię o tym, jaki wizerunek ma popkultura w oczach kogoś, kto nie szuka w niej Boga, bo znajduje Go gdzie indziej. Oczywiście to jest jakiś stereotyp, ale na ten wizerunek popkultura przecież zapracowała.

P: To spróbujmy go rozebrać kawałek po kawałku. Zacznijmy od rzeko-mej fascynacji złem. Rzeczywiście, rock chętnie posługuje się piekielną

Page 31: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 41

metaforyką, a w tekstach piosenek pewnie statystycznie częściej poja-wia się słowo bad niż good. Ba, w wielu rock’n’rollowych hymnach, ta-kich jak Sympathy for the Devil Rolling Stonesów czy N.I.B. Black Sab-bath, szatan pojawia się wręcz personalnie, w dodatku jako dość miły gość, któremu należy współczuć i  podać rękę. Dla mnie ta satani-styczna poetyka wynika z prostego faktu, że rock zawsze był muzyką buntu, sprzeciwu, kontestacji, rebelii. Szatan w  pewnym sensie jest kwintesencją tych zjawisk jako ten, który sprzeciwił się Najwyższemu. Stąd ta symbolika, tak częsta w muzyce, jednak nie należy jej traktować zbyt dosłownie i odczytywać jako apoteozy zła. Szatan jest po prostu częścią rock’n’rollowego mitu, tak jak długie włosy i skórzane spodnie.

H: Dla mnie to jest czysta głupota, nie żadna mitologia. Gdyby oni śpiewali w ten sposób o Heinrichu Himmlerze, też byś to opatulał w taką pobłażliwość? Na widok wspomnianego już kolegi Nergala, który drąc jedną z największych dla mnie świętości, krzyczał: „Pier-dolić tę hipokryzję” i „Heil, Satan”, mam się wyrozumiale uśmiech-nąć i westchnąć: „Ach, Mickiewicz też stosował licentia poetica”?

P: Co ma do tego Himmler? Mówimy o szatanie jako o pewnej wyima-ginowanej fi gurze, uosabiającej cechy przeciwstawne boskim, o toposie obecnym zarówno w wielkiej poezji, jak i w głupich piosenkach, a ty wy-jeżdżasz ze zbrodniarzem z krwi i kości, który wymordował parę milio-nów ludzi w imię chorej politycznej ideologii! Sorry, ale nie widzę związku.

H: A ja widzę. Spieramy się, bo to, co dla ciebie jest fi gurą, toposem i światem baśni, dla mnie jest tętniącą życiem rzeczywistością, sza-tan to dla mnie nie jin buntu ładnie uzupełniające jang posłuszeń-stwa, ale realna postać, ojciec wszelkiego zła, kłamstwa, istota, która odpowiada za łzy, cierpienie, która ma krew na rękach.

P: Masz prawo tak wierzyć, trudno mi się z  tym spierać. Tak czy ina-czej, nie chcę być adwokatem Nergala, bo nie uważam tego, co robi

Page 32: Bóg, kasa i rock'n'roll

42 BÓG

na scenie, za warte obrony. Potrafi ę natomiast wyobrazić sobie, że za jego gestem – oburzającym z twojego punktu widzenia – kryje się ja-kiś problem z religią, z Bogiem. Może zamiast automatycznie nazywać to głupotą i w czambuł potępiać, warto spróbować zrozumieć moty-wację zbłąkanego bliźniego? To podobno po chrześcijańsku.

Tak jak wspomniałem, darcie Biblii na scenie to dla mnie arty-styczny obciach, nie odmawiałbym jednak szatanowi całkowicie miej-sca przy popkulturowym stole. Potrafi on się przy nim wdzięcznie od-naleźć, pełniąc przy okazji pożyteczną, dydaktyczną funkcję.

H: Możesz uznać mnie za starego dewota, ale tego, co mówisz, słu-cham z autentycznym przerażeniem. Wam się wydaje, że jesteście tacy mądrzy, że nawet szatana możecie wziąć w karby, czyniąc zeń powolną pensjonarkę. Chłopcy, nie wiecie, w co się bawicie...

P: Czy w takim razie należałoby też usunąć diabła z bajek dla dzieci? Daj spokój. Rock’n’roll pełen jest opowieści, które puszczają oko do Belze-buba, i nie widzę w tym niczego groźnego. Jedna z najsłynniejszych to historia bluesmana Roberta Johnsona, który tworzył w latach trzydzie-stych. Biedny zwyczajny czarny chłopak wychowuje się na zabitej de-skami farmie gdzieś w Missisipi. Jego największym marzeniem jest zosta-nie muzykiem, chociaż ledwo potrafi brzdąkać. Pewnego dnia, z gitarą pod pachą, idzie w świat szukać szczęścia. Wraca po roku jako inny czło-wiek  – absolutnie genialny bluesman o  wyrafi nowanej, nowatorskiej technice i niebywałej scenicznej charyzmie. Zjawisko, które do tej pory uznawane jest za jedno z najwybitniejszych w historii bluesa. Po powro-cie Robert niewiele mówi o tym, co się z nim działo przez tych kilkana-ście miesięcy, ani kto nauczył go tak grać na gitarze. Po jakimś czasie za jego sukcesami zaczyna kroczyć legenda, że podczas swej podróży pew-nej nocy spotkał na rozstaju dróg wysokiego mężczyznę, ubranego na czarno, który odebrał od niego gitarę, nastroił ją, po czym mu ją oddał.

H: Przez chwilę myślałem, że mowa o  tobie, ale ty byś ani nie na-stroił, ani nie oddał.

Page 33: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 43

P: Ani też nie zagrał. Próbowałem się kiedyś uczyć gry na gitarze, ale po kilku lekcjach mój nauczyciel szczerze wyznał, że mam słuch po-równywalny do żeliwnego kowadła. Musiałbym chyba tak jak Johnson spotkać tajemniczego jegomościa w czerni. Od czasu owego rendez vous instrument w jego rękach działał jak magiczna różdżka, spełnia-jąc każdą jego muzyczną fantazję. Niestety darowanie diabłu duszy za talent nie opłaciło się w  dłuższej perspektywie. Johnson odszedł, mając zaledwie dwadzieścia siedem lat. Zmarł po kilkudniowych mę-czarniach, prawdopodobnie otruty przez męża kochanki. Pochowano go w anonimowym grobie, bez krzyża. Choć umarł jako człowiek wy-klęty, pozostał jedną z  najbardziej wpływowych postaci we współ-czesnej muzyce.

Jak widać, mimo obecności szatana w  tle, jest to jednak historia z  tak zwanym morałem, więc te diabelskie inklinacje w  rock’n’rollu zwykle służą czemuś pozytywnemu. W  najgorszym razie, jak u  nie-których zespołów metalowych epatujących jarmarczną pseudodiabo-liczną estetyką, która przypomina tanie horrory klasy B, świadczą co najwyżej o złym guście. Kiedyś z rozbrajającą szczerością opowiedział o tym Bruce Dickinson, lider zespołu Iron Maiden: „To, że kocham mo-jego synka i nigdy w życiu nie przyszłaby mi do głowy myśl, aby na-prawdę obciąć mu głowę piłą mechaniczną, nie znaczy, że nie mogę napisać o tym piosenki”.

H: Kręci, bo skoro o tym mówi, to znaczy, że jednak taka myśl mu przyszła...

P: Ale nigdy nie przeniosłaby się do realu! W rock’n’rolla z defi nicji wpi-sana jest duża doza umowności i należy nauczyć się ją właściwie in-terpretować.

H: I to właśnie z powodu tej umowności religia ma problem z pop-kulturą. One, choć mówią do tych samych ludzi, nigdy się na do-bre nie spotkają. W  religii, w  wierze słowo jest narzędziem, które

Page 34: Bóg, kasa i rock'n'roll

44 BÓG

prowadzi do prawdy, inaczej nie ma racji bytu. W popkulturze mogę twierdzić, że jestem łysy, święty Antoni był kobietą, a Marcin Pro-kop zjada koktajl z dżdżownic, i ktoś zaraz dorobi do tego ideolo-gię, że to taka miła artystyczna konwencja. Co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co kłamstwem to sprawa aktualnego stanu pobu-dzenia i indywidualnych gustów.

P: Zapominasz, że dla osoby niewierzącej biblijne opowieści o  Jezu-sie, mity greckie albo rockowe piosenki w istocie niewiele się od siebie różnią. Wszystkie są zmyślonymi historiami o różnej wadze historycz-nej i artystycznej, mającymi jednak ten sam cel – opowiedzenie cze-goś o ludzkiej naturze. Jasne, że perspektywa zmienia się w momen-cie, kiedy Biblia staje się dla ciebie objawieniem ostatecznej i jedynej Prawdy. Wtedy zestawianie popkultury i religii nie ma żadnego sensu.

H: I dlatego małżeństwa tu nigdy nie będzie. Może zatem choć prze-lotny fl ircik? Czy poza wygłupem można tu znaleźć coś poważnie sy-cącego w wymiarze duchowym? Czy są przestrzenie, gdzie popkultura staje się sprzymierzeńcem religii, a nie narzędziem jej kontestowania, łatwo przyswajalną ofertą zastępczą albo zabawą symbolami?

P: Zależy, czego szukasz. Jeśli ktoś oczekuje od popkultury wyłącznie łatwej, pustej rozrywki, sezonowych hitów o majteczkach w kropeczki, rozpisanych na wszystkie możliwe warianty – znajdzie tego w bród. Zgo-dziłbym się nawet z tezą, że niestety, większość popkultury składa się z bezwartościowej papki. Zauważył to już znany badacz zjawiska Theo-dor Adorno, który w 1941 roku opublikował esej O muzyce popularnej. Postawił tam tezę, która nie przestała być aktualna do dziś, mianowicie że kultura masowa dąży do standaryzacji. Jeśli coś okazuje się popularne i przynoszące zyski, powiela się ten wzorzec ad infi nitum. Dlatego więk-szość popowych piosenek zbudowana jest na tym samym schemacie i dlatego tak często, słuchając komercyjnego radia, mamy poczucie déjà vu. Myślę, że inżynier Mamoń z Rejsu nieświadomie przyjął tę zasadę jako własną, głosząc: „Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”.

Page 35: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 45

Na szczęście w  obrębie popkultury funkcjonuje też interesujący nas obieg alternatywny, który z założenia ma te skostniałe standardy i schematy rozsadzać, naruszać, kwestionować. To właśnie w tej prze-strzeni należy szukać autentycznego, emocjonalnego albo ducho-wego, przeżycia.

H: Przepraszam za porównanie, ale jeśli chcę zjeść coś smacznego i pożywnego, to jest większe prawdopodobieństwo, że uda mi się to w restauracji – czyli w Kościele – niż podczas buszowania po okolicz-nym śmietniku, gdzie owszem, może i uda mi się na coś trafi ć, lecz statystyka podpowiada, że, jak mawiają Anglicy, „not likely”.

P: W  utworze Panic mój ulubiony Morrissey śpiewa o  radiowym di-dżeju, którego należałoby powiesić, bo puszcza na antenie piosenki, które „nie mówią nic o moim życiu”. Wielu ludzi w podobny sposób czuje się w Kościele. Słyszy od ołtarza słowa niemówiące nic o ich ży-ciu, wypowiadane językiem, który nie pochodzi z ich słownika. To czę-sto powtarzany truizm, ale zgadzam się z twierdzeniem, że Kościół, jeśli chodzi o sposób komunikowania się z ludźmi, nie nadąża za duchem czasów. Uważam, że aby jego nauczanie było bardziej efektywne, po-winno być mocniej skontekstualizowane – osadzone w tym, co w da-nej chwili dzieje się w nauce, kulturze, sferach, które tu i teraz żywo do-tyczą ludzi. Tymczasem wartością nadrzędną w Kościele, cnotą samą w sobie, zdaje się niezmienność kultu, a nie poszukiwanie nowych spo-sobów dotarcia z Ewangelią do ludzi.

Podoba mi się to, że ten problem nie występuje w tradycji wiary żydowskiej. Pisał o  tym Leszek Kołakowski. Przekaz ustny ma tam pierwszeństwo nad pismem. Treść Tory przekazywana jest z  ust do ust, w bezpośrednim kontakcie ucznia z mistrzem. Jej sens jest więc ciągle aktualizowany, dostosowywany do okoliczności otaczającego nas świata. Dzięki temu słowo Boże objawia się w akcie międzyludzkiej komunikacji, czego w Kościele często zwyczajnie brakuje. Z mojej per-spektywy jest to instytucja, która chętniej mówi, niż słucha.

Page 36: Bóg, kasa i rock'n'roll

46 BÓG

H: Tyle że w  Kościele jest coś jeszcze  – żywy Bóg, większy od na-szych komunikacyjnych dramatów. Co więcej  – z  upływem lat je-stem coraz bardziej przekonany, że należy robić dokładnie odwrot-nie: zamiast za wszelką cenę brnąć w bieżącą apologetykę, co mnie się również zdarza, trzeba wracać do źródeł, do początków chrześ-cijaństwa, zamiast zabijać się o wciąż nowe wzory, pokazywać kla-syczne piękno, jakie mamy w naszym skarbcu.

P: Ten „żywy Bóg” musi przecież przyjąć jakąś formę, czytelną i zrozu-miałą dla współczesnego odbiorcy. Jeśli chcesz Go okutać w szaty pu-stynnego pasterza i kazać przemawiać greką, bo uważasz, że na tym ma polegać klasyczne piękno, to obawiam się, że tak „sprzedawany” Bóg dla jednych będzie niezrozumiały, a dla innych infantylny. W moim mniema-niu błąd Kościoła, o czym już mówiłem, polega właśnie na zaprzestaniu ciągłego uaktualniania języka i sposobów, w jakie komunikuje on swoją prawdę. Wy, katolicy, zachowujecie się jak ciastkarnia, która w  swoim mniemaniu piecze najlepsze babeczki w mieście i chciałaby je sprzeda-wać na całym świecie, przy czym jedyną reklamą, jaką uznaje, jest po-rdzewiały szyld zawieszony nad drzwiami przez pradziadka. Jasne, stali klienci pewnie do was trafi ą, ale o ile rozumiem, fi lozofi ą waszej fi rmy ma być ciągłe zdobywanie nowych. Przecież nie chodzi o to, żebyście nagle zaczęli piec inne ciastka, aby zadowolić wszystkich, tylko żeby umiejęt-nie opakować to, co już macie i z czego jesteście tacy dumni. A to cho-lernie u was kuleje. Chociażby z tych powodów wielu ludzi szuka alter-natywnych dróg dojścia do Boga. Niektóre z nich rzecz jasna okazują się ślepymi uliczkami, jednak mnóstwo osób „robiących” w  popkulturze po jej plecach wspięło się wyżej. Za przykład mogę podać falę nawró-ceń, która miała miejsce w polskim środowisku rockowym w latach dzie-więćdziesiątych. W podobnym czasie w stronę Kościoła zwrócili się Litza z Acid Drinkers, czyli późniejszy założyciel Arki Noego, Darek Malejonek z Houka i Tomasz Budzyński z Armii. Wszyscy uprawiający radykalną od-mianę muzyki, wszyscy poszukujący w niej duchowości na różne spo-soby. Litza  – otaczający się demonicznym, diabolicznym sztafażem,

Page 37: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 47

jak na metalowca przystało. Malejonek – próbujący odnaleźć się w kli-matach rastafariańskich, w  muzyce reggae. Budzyński  – uprawiający w tekstach mistyczną poezję, przyznający się do zainteresowania gnozą. I nagle wszyscy, rozmaitymi ścieżkami, chociaż wydeptanymi w obrębie jednego medium, dochodzą w efekcie do Jezusa.

H: Coś czuję, że wątku komunikacji w Kościele tak łatwo sobie nie odpuścimy, ale spróbuję „dobić” wątek popkultury: z tego, co dotąd powiedzieliśmy, wyprowadzam wniosek, że popkultura sama z sie-bie nie jest w  stanie zastąpić religii, lecz może być pomostem po-między profanum a sacrum. Na moście jednak nie da się zbudować domu. Można używać popkultury jako narzędzia, ale nie liczyć na to, że jest w stanie dać człowiekowi treści.

P: Zgadzam się, że popkultura jest przestrzenią poszukiwań. Specja-lizuje się raczej w  stawianiu pytań niż w  serwowaniu niekwestiono-wanych, ostatecznych odpowiedzi. Tym właśnie różni się od religii, z których każda apriorycznie zakłada, że – cytując klasyka – posiadła

„monopol na zbawienie”.

H: Nie czujesz, że to pogłębianie chaosu w ludzkich głowach przez kwestionowanie wszystkiego i uciekanie od odpowiedzi jest po pro-stu brakiem odpowiedzialności? Popkultura przypomina dziecko – znałem takiego bachorka – które rzuca siedzącym w pokoju gościom petardę i uciekając na bezpieczną odległość, stamtąd przygląda się, jaka będzie ich reakcja.

P: Z punktu widzenia osoby niewierzącej każda religia reprezentuje ja-kiś wariant prawdy. Ja nie jestem w stanie obiektywnie rozstrzygnąć, czy rację masz ty czy na przykład muzułmanin, który mógłby teraz sie-dzieć na twoim miejscu. I tak samo postrzegam przekazy popkultury – jako różne warianty widzenia świata. Wybieram te z nich, które gdzieś w środku najsilniej mi rezonują.

Page 38: Bóg, kasa i rock'n'roll

48 BÓG

H: W takim razie przełóżmy tę teorię na twoje osobiste doświadczenie. Z jednej strony deklarujesz się jako niewierzący agnostyk, z drugiej strony ze wszystkiego, co mówisz, wynika, że jednak jest ci po drodze do Jezusa. Chcesz sobie jednak utrudnić życie – OK, twoja sprawa – i szukasz off -roadowej ścieżki, innej niż dobrze oznakowana i oświet-lona autostrada, którą jest dla mnie Kościół. Czy w sferze popkultury widzisz konkretnych twórców, których mógłbyś uznać za rzeczników swojej sprawy, których poszukiwania są jakoś zbieżne z twoimi?

P: Przykładem bliskiego mi artysty, bardzo mocno uwikłanego w pro-fanum, a jednocześnie konsekwentnie poszukującego sacrum, jest Nick Cave. Facet, który zaczynał jako ikona nihilistycznej sceny punkowej, wy-stępując na czele zespołu Birthday Party, szokującego w  tamtym czasie brutalnością przekazu. Jego credo, o czym mówił w wywiadach, było

„atakować, obrażać i ranić”. Prywatnie Cave też nie był świętoszkiem, za-liczył etap poszukiwania dna, kiedy zdarzyło mu się w heroinowym za-mroczeniu wypisywać na ścianach swojego domu hasła własną krwią. Jednak każda jego kolejna płyta to fascynujący zapis stopniowego zbli-żania się do Boga, oswajania Go oraz interpretowania na własny sposób. To ostatnie jest ważne, bo według Cave’a Jezus jest przede wszystkim wyzwolicielem ludzkiej kreatywności, imaginacji, umysłu. Przyszedł na ten świat, by pokazać go ludziom w zupełnie nowej perspektywie. Dał człowiekowi nadzieję na zerwanie z jego zwyczajnością, przeciętnością, śmiertelnością. Pamiętam wywiad, w którym Cave powiedział – cytuję z pamięci – „W jaki sposób ludzie przygnieceni ciężarem jednoznacz-ności kościelnej interpretacji słowa Bożego mogą przeżywać jakiekol-wiek religijne oświecenie? Jezus został przybity do krzyża gwoździami wykutymi z braku ludzkiej kreatywności”. To spostrzeżenie znakomicie łączy się z wnioskami, jakie wysnuł Paul Ricoeur, który napisał, że ludzie nie zmieniają się poprzez apelowanie do ich poczucia etyki, ale przez wpływanie na ich wyobraźnię.

Gdyby prześledzić kolejne albumy wydawane przez Cave’a, to na początku mieliśmy fascynację przemieszaną z odrazą wobec surowego,

Page 39: Bóg, kasa i rock'n'roll

CZY JEST I CZY OBJAWIŁ SIĘ W UT WORACH MORRISSEYA? 49

mściwego, mrocznego Boga Starego Testamentu. Boga, który doświad-cza i opuszcza człowieka, jak w Księdze Hioba. Cave tłumaczył później, że posługiwanie się tymi obrazami było formą ekspresji jego osobistego gniewu, buntu, cierpienia, jakie w  tamtym okresie przeżywał. Jedna z  kolejnych płyt, Tender Prey, była jeszcze mocniej zanurzona w  biblij-nej tematyce. Album otwiera piosenka Mercy Seat – narracja więźnia tuż przed egzekucją, który powtarza sobie, że boskie miłosierdzie jest nie-ograniczone, że ludzie go mogą osądzać, ale on i  tak wierzy, że jedy-nie Bóg zrobi to sprawiedliwie. Przełomowym momentem w szukaniu porozumienia z Bogiem jest u Cave’a konkluzja, że problemem nie jest Stwórca, który opuścił ludzi, lecz ludzie, którzy się od Niego odwrócili.

„People just ain’t no good” – śpiewał. Ostatni etap to odrodzenie wiary Cave’a, następujące wraz z odkryciem siły Ewangelii według świętego Marka, na którą często się powołuje. Obsesja na punkcie starotestamen-towego Boga ustępuje miejsca inspiracji Jezusem, z naciskiem na ludzki wymiar Jego istoty, wraz z przypisanymi do niej uczuciami izolacji, zło-ści, gniewu, samotności czy zwątpienia.

Mówię o  tym wszystkim, żeby pokazać, jak żywą, wielowymia-rową, inspirującą, bliską emocjonalnie postacią może stać się Jezus, Bóg, przetworzony przez wyobraźnię popkultury. Moje doświadcze-nie z poszukiwaniem go w Kościele, o czym już wspominałem, prowa-dziło do całkowicie przeciwnych wniosków.

H: Czy nie ma w  tym wszystkim ryzyka, że Bóg wynikający z  ta-kiego przetworzenia będzie tylko bożkiem ulepionym zgodnie z bie-żącymi indywidualnymi potrzebami? Bierzemy elementy, jakie nam pasują, i robimy z nich fi gurkę, do której potem się modlimy, która realizuje nasze oczekiwania, a sama nie zgłasza żadnych wymagań?

P: Myślę, że na tym właśnie polega proces szukania i defi niowania indy-widualnej duchowości. Po wejściu na tę ścieżkę niektórzy zatrzymają się w połowie drogi i uznają, że tu chcą zostać, bo im dobrze i wygodnie, a inni ruszą dalej. Jedni może skręcą w kierunku buddystów, a inni padną

Page 40: Bóg, kasa i rock'n'roll

w objęcia Jezusa. Z mojego punktu widzenia cenny i dobry jest sam pro-ces szukania, który popkultura może w ludziach inspirować i podsycać. Samo „dawanie do myślenia”. Nawet Madonna tarzająca się pod krzy-żem w teledysku do piosenki Like a Virgin dla niektórych mogła być ki-czowata, a u innych wywoływała autentyczne poruszenie. Pamiętam na-wet wypowiedź pewnego duchownego, który z zachwytem stwierdził, że ta piosenka jest piękną metaforą naszej relacji z Bogiem – wstępując w bramy Jego królestwa, możemy poczuć się jak dziewica dotknięta po raz pierwszy przez kochanka.

H: Powiadam ci, synu, zmień parafi ę...

P: Jeśli zaprzęganie duchowości w służbę popkultury ma służyć cze-muś więcej niż tylko cynicznemu robieniu kasy i sprzedawaniu celowo sfabrykowanego falsyfi katu religii, to uważam, że należy to dostrze-gać i wspomagać.

Kilka lat temu na jednym z amerykańskich uniwersytetów przepro-wadzono badania, z których wynikło, że studenci kojarzą hasło „religia” z instytucjami, natomiast hasło „duchowość” z osobistym doświadcze-niem Boga. Pamiętam też wywiad, w którym artysta Moby na pytanie o swój stosunek do religii odpowiedział: „Jestem chrześcijaninem, ale dość dziwnym. Nie chodzę do kościoła i nie jestem członkiem żadnego zboru. Z nikim też nie wykłócam się na tematy religijne, bo uznaję, że każdy może mieć swoją rację, a ja mam swoją. Brzmi ona bardzo pro-sto: kocham Jezusa, Jego życie oraz naukę i  staram się postępować, mając je na uwadze”. To wszystko prowadzi do konkluzji, że istnieje olbrzymia rzesza ludzi, którzy pragną, jak wy to mówicie, „żyć w Chry-stusie”, i  jednocześnie czują się z różnych powodów odizolowani od Kościoła. Jeśli chcecie ich do niego zaprosić, nauczcie się mówić ich językiem. Ten język to właśnie popkultura, współczesna lingua franca, zrozumiała i  aktualna pod każdą szerokością geografi czną. Jak rozu-miem, o taki rodzaj zjednoczenia chodzi właśnie w powszechnym Koś-ciele. Macie do dyspozycji fantastyczne narzędzie. Zamiast nim pogar-dzać, skorzystajcie. Niedrogo doradzę, jak to fachowo zrobić.

Page 41: Bóg, kasa i rock'n'roll
Page 42: Bóg, kasa i rock'n'roll

Hołownia i Prokop w elektryzującej rozmowie.Zderzenie dwóch odmiennych spojrzeń na religię, kulturę i świat mediów.

Jezus jako marketingowiec, pożytki płynące z noszenia habitu, różnica między Bogiem a idolem, urok pieniędzy i problemy z wolną wolą – to tylko

niektóre wątki tej zaskakującej konfrontacji.

Prowadząc rozmowy składające się na tę książkę, robimy po prostu to samo co taksówkarz wiozący pasażera na lotnisko, fryzjer zakręcający klientce

loki, babcie gderające w kolejce do laryngologa czy kumple spotykający się po robocie przy piwie. Przedstawiamy nasz punkt widzenia. Dyskutujemy. Spieramy się. Mówimy, co nam się wydaje. Wywalamy na stół to, co nam

prywatnie w duszy gra. Tyle, że zamiast o najnowszym serialu, biuście Dody czy bieżącym kursie franka szwajcarskiego częściej gadamy o rzeczach,

które mimo wszystko wydają nam się ważniejsze. Marcin Prokop

Po tej książce boję się bardziej niż kiedykolwiek, że stosowną lekcję kontemplacji dadzą mi kiedyś aniołowie. Ja będę chciał toczyć z nimi teologiczne dysputy,

oni – pogrążeni w słuchaniu Morrisseya – zacytują mi trzydziesty drugi rozdział Mądrości Syracha: „Przemów, starcze, tobie to bowiem przystoi, jednak z dokładnym wyczuciem, abyś nie przeszkadzał muzyce. A kiedy jej słuchają, nie

rozwódź się mową ani nie okazuj swej mądrości w niestosownym czasie!”.Szymon Hołownia

Szymon Hołownia – dziennikarz i publicysta, dyrektor programowy kanału Religia.tv, współpracuje z telewizją TVN, jest felietonistą „Newsweek Polska”. Laureat nagród „Grand Press” i „Ślad”. Autor książek Kościół dla średnio zaawansowanych, Tabletki

z krzyżykiem, Ludzie na walizkach, Monopol na zbawienie, Bóg. Życie i twórczość oraz Ludzie na walizkach. Nowe historie. Znany jako prowadzący programy Mam talent!,

Między sklepami oraz Ludzie na walizkach.

Marcin Prokop – dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Stuff ”, w TVN prowadzi programy Mam talent!, Dzień dobry TVN oraz Milion w minutę. Wcześniej prezenter

MTV Polska i TVP2, juror trzeciej edycji Idola, redaktor naczelny „Filmu” oraz „Machiny”. Autor cyklu „Duży wywiad” w Radiu Zet.

Patronat medialny: Cena detal. 39,90 zł