5.COSECHCIAŁ

14
COSECHCIAŁ Kto zna wszelkie zioła i trawki, wie, na jakich łąkach, po jakich lasach, pod jakimi drzewami ich szukać, temu wiaddomo, ile to skutecznych leków albo trujących jadów te przeróżne ziółka zawierają. Ot, na przykład liść babki goi rany i oparzenia, szałwia dobra na zęby, świetlik od bólu oczów, lulek, co bladożółty ma kwiatek, ugotowany w źródlanej wodzie zmywa opaleniznę z twarzy; od szaleju można dostać obłędu, lubczyk budzi kochanie w sercu, ino go trzeba ugotować w dwojaczkach i potajemnie wlać do jadła temu, dla kogo przeznaczony. Wszystko to są bardzo pożyteczne trawki, ale mało kto na świecie zna jeszcze jedną, ważniejszą nad tysiąc innych... ziele Cosechciał. Jak dziwne ma nazwanie, tak też dziwne jego skutki. Kto to ziele znajdzie i zje, ten już na całe życie szczęśliwy: co ino zamyśli, czego zażąda, co mu się we śnie zamarzy, wszystko osiągnie, wszystko mu się sprawdzi. Oj, Boże, Boże... gdyby ludzie wiedzieli, gdzie tego ziółka szukać, co by się to działo na świecie... Cuda i cudeńka. Cosechciał rośnie ino w takiej ziemi, co pługa nie zaznała, ino pod takim drzewem, które ma gałęzi do pary, a liści nie do pary. Ten zaś, co go zerwie, musi być urodzony w sobotę, być sierotą, a mieć rodziców, być najnędzniejszym między ludźmi, a mieć wielkie znaczenie; w końcu musi znaleźć to ziółko przed wschodem słońca i zjeść je na czczo. Są to trudności dość wielkie, dlatego też nieczęsto napotykamy ludzi, co by mieli w życiu wszystko według swej woli i swego pragnienia; jeśli się nawet czasem znajdzie taki, to chyba zjadł Cosechciał z przypadku, wcale o tym nie wiedzący. Była sobie Tereska, maleńka dziewczynka, bardzo maleńka. Jak gospodyni wołała męża, dzieci i czeladź do obiadu, to Teresce musiała osobno miseczkę na stołku stawiać, bo z ławy do stołu ani nosem nie dosięgła, a tak, uklękła se na ziemi i zjadła z wygodą. Tylko że nie co dzień w jednej 1

description

Kolejna ze zbioru jedenastu prześlicznych baśni osnutych na tradycyjnych motywach polskich podań ludowych pod tytulem "Przy kominku". Zawierają one oryginalne i nieznane dotąd w polskim baśniopisarstwie wątki wprowadzające czytelnika w świat zaklętych królewiczów, mieszkańców zaczarowanych młynów, ukrytych pod ziemią zamków... Baśnie te między innymi uczą, że nie dobra materialne, ale szlachetność oraz zdolność do poświęceń są w życiu najważniejsze. Tytuł książki nawiązuje do utrwalonego zwyczaju głośnego czytania gromadzącego wieczorami przy płonącym kominku całą wielopokoleniową rodzinę.Autorką książki jest Antonina Domańska (1853-1917).

Transcript of 5.COSECHCIAŁ

  • COSECHCIA

    Kto zna wszelkie zioa i trawki, wie, na jakich kach, pojakich lasach, pod jakimi drzewami ich szuka, temuwiaddomo, ile to skutecznych lekw albo trujcych jadw teprzerne zika zawieraj. Ot, na przykad li babki goirany i oparzenia, szawia dobra na zby, wietlik od bluoczw, lulek, co bladoty ma kwiatek, ugotowany wrdlanej wodzie zmywa opalenizn z twarzy; od szalejumona dosta obdu, lubczyk budzi kochanie w sercu, inogo trzeba ugotowa w dwojaczkach i potajemnie wla dojada temu, dla kogo przeznaczony.

    Wszystko to s bardzo poyteczne trawki, ale mao kto nawiecie zna jeszcze jedn, waniejsz nad tysic innych...ziele Cosechcia. Jak dziwne ma nazwanie, tak te dziwnejego skutki. Kto to ziele znajdzie i zje, ten ju na cae ycieszczliwy: co ino zamyli, czego zada, co mu si we niezamarzy, wszystko osignie, wszystko mu si sprawdzi. Oj,Boe, Boe... gdyby ludzie wiedzieli, gdzie tego zikaszuka, co by si to dziao na wiecie... Cuda i cudeka.

    Cosechcia ronie ino w takiej ziemi, co puga nie zaznaa,ino pod takim drzewem, ktre ma gazi do pary, a lici niedo pary. Ten za, co go zerwie, musi by urodzony wsobot, by sierot, a mie rodzicw, by najndzniejszymmidzy ludmi, a mie wielkie znaczenie; w kocu musiznale to ziko przed wschodem soca i zje je naczczo.

    S to trudnoci do wielkie, dlatego te nieczstonapotykamy ludzi, co by mieli w yciu wszystko wedug swejwoli i swego pragnienia; jeli si nawet czasem znajdzie taki,to chyba zjad Cosechcia z przypadku, wcale o tym niewiedzcy.

    Bya sobie Tereska, maleka dziewczynka, bardzo maleka.Jak gospodyni woaa ma, dzieci i czelad do obiadu, toTeresce musiaa osobno miseczk na stoku stawia, bo zawy do stou ani nosem nie dosiga, a tak, uklka se naziemi i zjada z wygod. Tylko e nie co dzie w jednej

    1

  • chaupie miaa obiad, ino raz tu, raz tam, raz owdzie, adlaczego? Bo niczyja bya, nikt jej za swoj nie mia.

    Szy raz Cygany band przez wie, jedna im babazachorowaa, porzuciy j przy drodze jak szmatniepotrzebn, to i zamarza na mier, bo setne mrozy owejzimy byy. Wracaj ludzie z jarmarku, patrz, ley coczarnego przy mocie na greczce; zagldaj bliej -Cyganka nieywa, a przy niej w grub chustk zawinitedziecitko malukie, moe roczne, i skwirczy niby koci.Straszna lito zdja ich wszystkich; daleje dziecko nasanki, opatulili w koce, e ani znaku nie byo, co to takiego, iwio do domu. Skoro ino zajechali do wsi, prosto id dowjta, opowiadaj mu wszystko, tak i tak. Naradzili si starsigospodarze z wjtem i postanowili do jakich szeciu latzostawi dziecko u starej Padziorowej, wdowy poorganicie, co od kilku lat bardzo ju niedomagaa, wic jejgmina daa izdebk pod strychem na wikaryjce, a ksidzproboszcz ywi j obieca. Nie tracc czasu odnielidziecko babusi, przykazali pilnowa, niaczy, doglda,aby roso zdrowo, zanim si na co przyda.

    Gdy porozwijali brudne, atane szmaty, ukazaa sidziewczynka miluka jak anioek z nieba, jasnowosa,biaego ciaa, nigdy w wiecie niepodobna do Cyganki, aleprdzej do paskiego albo nawet krlewskiego dziecka.Koszulin miaa cieniuchn, krzyyk zoty na szyi, a na nimwyryte imi: Terenia. Chcia wjt schowa ten krzyyk, abydziecko miao na starsze lata do stroju, tymczasem nijak niemona byo zdj, bo gruby i mocny acuszek zamknityby na kdeczk.

    - Ano, zgino dziecitko jakimci wielkim panom i teraz nasierocym chlebie chowa si bdzie - westchnaPadziorowa. - A wykwestujcie jakiego wdziania dziecku -dodaa zwracajc si do gospodarzy - w samej koszulinie jejchyba nie zostawicie.

    Baby si o Tereni zwiedziay, co ktra ino moga, czy zbielizny, czy z ciepych spdniczek i katanek, obdarowaydziewczynk, e na jaki rok mogo wystarczy albo i duej.

    Gdy sze lat przemino i Terenia rzewo si chowaa a

    2

  • zdrowo rosa, uznali opiekunowie, e pora j zaprawia doroboty. Pokazay jej gospodynie raz, drugi, trzeci, jak ma odchaupy do chaupy wczesnym rankiem zachodzi, gsibadylkiem wygania i cae stado na pastwisko pdzi. Tamzasi pilnowa, coby nie ucieky w jczmie albo owies,baczy, eby si ktra nie zgubia. W poudnie przychodziadruga pastuszka na zmian, a Terenia biega na obiad. Jakstay domy rzdem w ulicy, tak za porzdkiem co dzie uinszych gospodarzy je jej dawano. Czasem skpo tegojada bywao, czasem resztki po dzieciach, to znw ulitociwych ludzi okrasili ur sonin, a si Teresce oczkamiay do onych skwarek. Ale sierotka za wszystko byawdziczna, czy gorsze, czy lepsze, ze smakiem do cnazjadaa, posugiwaa, jak moga, wic j te baby lubiy iniejedna to zapask, to stary gorsecik dziecku rzucia. Zgmi umiaa da sobie rady, nigdy jej si nie rozbiegy,nigdy adna nie zgina.

    Pewnego razu wielka rado spotkaa Teresi. Gdkowa,jedna z najbogatszych gospody, ktra bardzo sierotklubia i najczciej jeszcze o przyodzianiu biedactwapamitaa, przyniosa jej z kiermaszu spdniczk gotow,chusteczk na gow, w czerwone kwiatki, i conajwaniejsze, najpikniejsze, piercionek z zielonymoczkiem. Kosztowa on wprawdzie tylko dwa grosze, aleTeresia nie wiedziaa jeszcze, co pienidze, i tak sistrasznie wspaniaym podarunkiem ucieszya, e a do ngupada Gdkowej z radosnym piskiem. Za duy bypiercionek na malutkie paluszki dziewczynki, spada nawetz najgrubszego; namotaa nitk z przeciwnej kamyczkowistrony i, przyozdobiona wspaniale, raz wraz pozierajc nalew rczk, pobiega z obiadu znw do swoich gsek.Ulina, jej zastpczyni, czekaa ju niecierpliwie, bo i jej sibardzo je chciao, tedy nadsana mruczaa co podnosem.

    - Patrz, co za liczny zoty piercionek dostaam odgospodyni! - zawoaa Tereska.

    - Poka bliej, zdejmij z palca, niech zobacz - rzeka tamta,a zazdro ukua j w serce i podszepna co bardzozego. Wzia z rk Teresi obrczk, rozemiaa siwzgardliwie: - Blaszka za grosz, gupcom na rado. - I

    3

  • rzucia j daleko przed siebie.

    - O rety... ce zrobia... Takie licznoci!

    Teresia rozpakaa si rzewnymi zami, a szkaradna Ulinkapostrugaa jej marchewk na palcu i pobiega na obiad. AleTeresia jeszcze nie umiaa si gniewa; serduszko j bolao,dziwno jej byo, dlaczego Ulina tak brzydko si bawi ipiercionek w traw rzuca, ale zoci nie miaa w sobie.Wzia si ino czym prdzej do szukania zguby i raz koorazu przepatrzya duy kawa pastwiska, gdzie tylkoprzypuszczaa, e mg piercionek dolecie - alenadaremnie. Soce ju zachodzio, a ona jeszcze szukaa.

    Wreszcie pora bya gsiom do domu, musiaa i Tereskawraca. Stara Padziorowa nie wiecia lampy, kada sispa ze zmierzchem, a wstawaa o wicie. Teresiazazwyczaj przecigaa si na swoim sienniczku i odwlekaawstawanie, pki moga; nazajutrz jednak po tak cikiejstracie obudzia si jeszcze raniej od swojej opiekunki,umya si i ubraa - wstyd przyzna - cakiem byle jako, i jakstrzaa pomkna na k.

    - O Jezusieku drogi... eby si rycho rozwidnio, moedzi prdzej znajd, moe mi si uda.

    Zasza w to samo miejsce, gdzie wczoraj staa z Ulin,przyklka na ziemi i powoluku, pezajc na kolanach,odgarniaa rczkami traw, a pilnie pod listeczki zagldaa.

    - Chyba ju dalej nie mg upa jak pod t jarzbin -szepna siadajc na chwil pod drzewem. - Odpoczn, apotem zawrc wedle tamtych gogw... o... jakie tomieszne listeczki... takie czerwoniate niby sina kapusta, apostrzpione niczym krwawnik. Ciekawo, czy kwane.

    I jak to dzieci czsto robi, czy trzeba, czy nie trzeba,wszystko do buzi pakuj, Teresia zerwaa dwa strzpiatesine listeczki, pogryza je i przekna.

    - Dobre. Troch kwane, troch sodkie... a miodempachnie, jak to wtedy przeszego lata, co mi kucharka naplebanii yk daa obliza... Strasznie ten mid by

    4

  • smaczny.

    Zerwaa jeszcze kilka listkw i zjada.

    - Oj, Boe, Boe... gdzie mj kochany piercioneczek?ebym go tak teraz namacaa...

    Przesuna rczk po trawie, zawiecio co tego...

    - Raju... toli jest.

    I nie posiadajc si z radoci woya odzyskany klejnot napaluszek. Ulisia gadaa, e blaszka... Skde taka maadziewucha moe si na tym rozumie?... A ja powiadam, ezoty i kamie przecudny. Kt mi zabroni tak myle? Niechsobie dla kogo bdzie blaszka, a dla mnie zotoci,drogoci.

    Podskoczya jak pika z wielkiej uciechy, zataczya sobie wkko i popdzia do wsi po gski. Biegnc od domu dodomu wstpia do Gdkowej, pocaowaa gospodyni w rk,opowiedziaa jej swoje wczorajsze zmartwienie i jakniespodziewanie dzi zgub odnalaza.

    - A nie zaniedzia ci na rosie? - spytaa Gdkowa.

    - Gdzie za. Zobaczcie, jaki ciutki i jakie ognie zkamyczka bij.

    - Dziecko... dy to nie ten.

    - Jake nie ten? Wczorajem go nici owina, widziciewzeek, nawet brudny.

    - Toli kupiam ci bawideko za dwa grosze, a to cikipiercie, piknie wyrobiony, czowiek by przysig, e to odnajpierwszego zotnika.

    - A niech se bdzie, jaki chce; mnie si wczoraj podoba idzi tak samo.

    I wybiega gna swoje biae stado na k.

    5

  • - No... widzicie ludzie - szepna do siebie - a niadania tomi nikt nie da. Bdzie si te to chciao je, nim onopoudnie nadejdzie. Ot, eby tak Ulin kto posa do mnie zchlebem, a i sera kawaek by si przyda... oho... leci co naprzeaj w czerwonej zapasce... kt by? Ulisia... jak nazawoanie. A to dopiero!

    - Na, masz; gospodyni zabaczyli o niadaniu, to ci przezemnie posyaj chleba z serem - rzeka dziewucha zadyszanaz wielkiego popiechu.

    - Ze serem? Naprawd? Oj, dzikuj ci te, dzikuj,wanie mylaam, czy wytrzymam do obiadu o godzie. Amogaby mnie przeprosi za wczorajszy smutek, com sityle napakaa, jake mj piercionek zgubia.

    - Ani mi si ni - odburkna Ulina.

    - Nie? To biegnij na jednej nodze do domu, rozkazuj ci! -rzeka miejc si Terenia, a Ulina zerwaa si, jakby j ktobatem zaci, i rzeczywicie zabraa si z powrotem w takniewygodny sposb, skaczc na jednej nodze. A za bya astrach. Oczy si jej wieciy jak wilkowi.

    - C ty wyprawiasz? Ja ino artowaam, szkoda simczy, nie rb tego! - krzykna za ni Tereska, zdumionatym niespodziewanym posuszestwem mrukliwej i wiecznienadsanej dziewczyny. I Ulisia spucia podniesion lewnog, pogrozia Teresi pici i pognaa ku wsi.

    Gdkow tymczasem niezmiernie korcio przekona si, czyjej si tylko zdaje, czy jakie dziwa porobiy si zpiercionkiem. Ino si odbya z krowami, winkami inastawia ziemniaki na niadanie, poleciaa w te pdy dostelmacha, ktry w wojsku dwanacie lat wysuy, pornych krajach bywa, o niejedno wielkie miasto zawadzi ina wszystko by strasznie przemdry.

    Kto si nie pozna, a Karabua si pozna - pomylaaGdkowa; opowiedziaa mu to dziwne zdarzenie i tak gozaciekawia, e zaraz si z ni zabra na pastwisko obejrzeprawdziwy zoty piercionek... za dwa grosze.

    6

  • Teresia z dum pokazaa swj skarb stelmachowi, a tenkrci nim na wszystkie strony, miga kamyczkiem do soca,way w rku i w kocu chrzkn znaczco, patrzc w oczygospodyni:

    - adne to cacko, ale nic nie warte? chyba e wam si takpodoba, to moe Tereska je wam daruje.

    - A bro Boe... ja nie chc za darmo - rzeka gospodyni idodaa gaszczc zalknion dziewczynk po buzi... - Wieszco, dostaniesz ode mnie t jarzbiat kurk, co j tak lubisz,a ty mi za to daj piercionek. Dobrze na tym wyjdziesz, bojak wczoraj pierwsze jajko zniosa, to prawie co dzie bdzienie ze dwa miesice. Uskadasz sobie, sprzedasz,bdziesz miaa koszulk now albo co zechcesz. No jake,zgoda?

    Teresia kiwna gwk, bo j co w gardle dawio, a zoczek zy kapay jedna za drug.

    I Gdkowa zabraa piercionek. Ale co prawda, to prawda,kurk zaraz w poudnie oddaa Teresi. I jako zagoia sirana, bo jarzbiatka bya taka mieszna, taka askawa, z rkinadrobiony chleb wydziobywaa, sza za czowiekiem nazawoanie jak piesek, no, i te jajka.

    Dobrze si stao... - pomylaa Teresia - wczoraj babusiagadali, e mi butw trzeba ku zimie, to za jajka moe bd.

    Wzia z sob kurk na k i bawia si ni jak lalk;owizaa j w czerwon chusteczk, lulaa, koysaa narkach, a potulny ptaszek przymyka lepki i drzemanapraawd. Gdy si ta zabawa sprzykrzya Teresi, puciakur wolno i sypaa jej midzy traw krupki, co ich gardostaa od gospodyni.

    - W bajce to bywaj takie kury, co zote jajka znosz... -mwia znw sama do siebie. - Moe jarzbiatka... gdyby jadnie poprosi... - I szmerajc paluszkiem po gwce swojnow przyjacik, rzeka: - Kureczko, kureczko, znie mizote jajeczko.

    A jarzbiatka przycupna do ziemi, bc... ciusiekie jajko

    7

  • leao w trawie.

    - Chi, chi, chi... poczciwa kurka. A mdra... ludzk mowrozumie. Ciekawo, czy bd buty za takie jajka? Ale te tocikie, cikie jak kamie.

    Wieczorem zaniosa Teresia kur i jajko do domu, aPadziorowa omal nie zemdlaa na widok szczerozotejbryy, bo cho stara i niemal zdziecinniaa, przecie poznaasi, e to bogactwo nie lada. Przykazaa Teresi nikomu otym nie wspomina i nazajutrz rano, przybrawszy siodwitnie, powloka si o lasce do miasta. By za j okradzie nie posdzono, posza prosto do zotnika i wrczmu si przyznaa, e jej wychowance Pan Jezuspobogosawi zotonon kur. Jubiler zapaci za jajkosowicie, blisko poow tego, co byo warte, i prosi o dalsze,w miar jak bd przybywa.

    Tereska dostaa buty liczne z cholewkami w harmonijk,sze koszulek, dwie zapaski, gorsecik czerwony sutowyszywany; o sobie te Padziorowa nie zapomniaa i mimotakich wydatkw jeszcze z pen kieszeni grosiwa do domuwrcia.

    Nastay dobre czasy. Terenia, nauczona dowiadczeniem zpiercionkiem, nie przyznaa si ywej duszy, jak piknie sisprawia kochana jarzbiatka, a kura co dzie ranoprzychodzia znie zote jajko na jej sienniczku.Padziorowa odnosia co par tygodni po kilkanacie dozotnika i chowaa dukaty w skrzyni na posag dla sieroty.

    Mino kilka miesicy.

    Jednej niedzieli wybray si dzieci do lasu na poziomki.Teresia posza te z garnuszkiem, ale trzymaa si z dala odinnych, bo jej dziewuchy zawsze dokuczay, szturchay j icygask znajd przezyway.

    Zbiera tedy jagdki, zbiera, od czasu do czasu pokosztuje,czy dobre, a tu biegnie Magda Wyrwaswna i jak trzymaaprt brzozowy w rku, tak zacia nim z caej siy Teresi poplecach. A j ogniem zapieko, tak mocno uderzya. Biednasierota zalaa si zami i ucieka w gb lasu, eby jej

    8

  • niedobre dziewczta poziomek przynajmniej nie odebray.Usiada pod jesionem i tak sobie myli:

    Za co mnie Magda bije? Za co one wszystkie zncaj sinade mn? Jeszczem adnej palcem nie tkna, jeszczemadnej na zo nie zrobia... eby tak wiatr zaniswszystkie na sam wierzchoek tego starego dbu, tobym sidopiero miaa... O Jezu! Dy siedz na gaziach jak ptaki iwrzeszcz ze strachu, a si po lesie rozlega... Co to... cosi to stao?

    Zdumiaa si bardzo Teresia, e co czy kto speni jejzachcenie w jednej chwili, ale zamiast si cieszy i mia,jak artem powiedziaa, zdjta serdeczn litoci zoyarczki i szepna:

    - Nie... nie, ja nie chc si mci; gdybym moga, tobym jekazaa lekuko zestawi na ziemi.

    I znowu niewidzialna jaka moc usuchaa rozkazu Teresi.

    Dziewczta z piskiem i lamentem poleciay do domuopowiedzie swoj straszn przygod, ale nikt im nie chciawierzy i wszystkie osiem dostay w skr od swoich matek.Tak przynajmniej za ze serce zostay sprawiedliwie ukarane.

    A Teresia zbieraa dalej poziomki i tak sobie mylaa:

    Biedna ja sierotka, biedna, kto ino chce, namiewa si zemnie, kto ino chce, szturchnie, wybije, a poaowa,pokocha, popieci nie ma komu. Babusia mnie ta niby ilubi, ale oni tacy starzy, cigiem w chaupie siedz, anibysiy nie mieli obroni mnie przed dziewuchami. Magda maojcw, Zoka ma tatusia, Hanka matusi dobr, Ewka usiostry si chowa... gadaa kiedy, co i w niebie nie moeby lepiej ni u Natasi... A ja co? Nikogo nie mam i nikt mnienie ma. Biedna ja sierotka. Ale co dzie rano, jak pacierzmwi, to mi tak co szepce do ucha: Twoja mama yje,twj tatu yje, nie pacz, Teresiu. Ach, Boe, Boe...gdybym ja moj matusi cho z daleka uwidziaa... eby misi na ten przykad tam, wedle mostku pokazaa, gdzie mnieludzie na p umar przy Cygance znaleli, ot tam wanie,gdzie jaka pani siada dopiero co na kamieniu. Podrna

    9

  • pewnikiem... nie po wiejsku ubrana... rk na mnie kiwa...pobiegn, moe jej trzeba usuy.

    I pomkna Teresia ku rzece, gdzie nad brzegiem siedziaapikna i bardzo mia pani, w sukni wspaniaej, ale straszniezmitej i botem zbryzganej. Gdy si dziewczynka zbliya,spostrzega, e pani blada jest jak chusta, rce jej dr, a naczole ma ran szerok, z ktrej krew spywa kroplami.

    - O Mario, wita Panieneczko... Boli was? Gdzieecie sitak skaleczyli? Czekajcie, zmaczam fartuszek w wodzie,przycie se na czoo, to si wam zaraz uly.

    - Dzikuj ci, kochane dziecko - rzeka pani sabym gosem.

    A gdy mokr, zimn szmatk owina gow, widocznieuczua polepszenie, bo poweselaa troch, przestaa sitrz i tak przemwia do Teresi:

    - Dzi rano wyjechaam z domu pod opiek wiernychdworzan. Rozbjnicy napadli nas w puszczy, sugi i dworzanpomordowali, a mnie jeden ci czekanem w gow; upadamna ziemi zemdlona i to mnie ocalio, bo mylc, e nie yj,rabusie uciekli z upem w las, a mnie na drodze zostawiliobdarszy z pienidzy i kosztownoci. Gdy si ocknam, niebyo przy mnie nikogo. Zebraam ostatnie siy i dowlokamsi tutaj. Kilka mil szam piechot, duo krwi straciam...zdaje mi si, e lada chwila umr...

    - Oj, nie mwcie tak, jasna pani! - zawoaa Teresia zpaczem. - Trzymajcie ducha w sobie, ja skocz do karczmy,to bliziuteko, nie bjcie si, ino si mignie, zaraz przyjd tuz wozem po was. Legniecie se na ku w gocinnej izbie ibdziecie wypoczywa z onego strachu i z onej dugiej drogi,a rana to si raz-dwa zagoi, zobaczycie. Aha... jak si todobrze stao, em nie zjada sama moich poziomek, wyciesabiutka, pewnie wam si pi chce, a to lepsze ni woda.

    Postawia garnuszek z poziomkami na kolanach pani ipopdzia, ile tylko si miaa, do wsi po ratunek. Lecz chobiega, a jej oddech zapierao, nim si karczmarz namyli,nim zaprzono konie, mino p godziny. Teresia apakaa z niecierpliwoci i przynaglaa do popiechu. Gdy

    10

  • gospodarz i parobek podjechali z wozem do mostu, chorapani leaa na ziemi zemdlona...

    - O mj Boe... mj Boe! - zawoaa Teresia. - Takem jprosia, eby ducha w sobie trzymaa... Czy nie yje? -spytaa zwracajc si do karczmarza.

    - E... co by tam miaa nie y - odpar - ino j saboogarna. Hej, Franek, chwy delikatnie na rce, ty mocny,ja ci dopomog, trzeba j lekuko na somie uoy, a potemstpa do domu.

    Zajechali przed karczm, przenieli chor na ko; wcibya nieprzytomna. Teresia uklka przy niej, wpatrzya si wliczn twarz blad, cikie moty waliy w jej serduszku ijakie dreszcze przelatyway od stp do gw.

    - Ach, eby krew przestaa pyn... eby pani jak najprdzejpozdrowiaa! - szeptay usta jak w modlitwie.

    Kropla krwi na czole zatrzymaa si i przyscha - panispojrzaa na Teresi zupenie przytomnie i wcale wesoo siumiechna.

    - Ach, jak mi dobrze lee tak spokojnie - rzeka - zdaje misi, e jestem ju o wiele zdrowsza i rana nic a nic nie boli.

    - Naprawd? Naprawd nie boli?

    - Nawet mi si je chce bardzo... moe tu bd mieli trochrosou.

    - Oj, pani wielmona, skde by? Wiejskie ludzie takichrzeczy nie jadaj; ale pjd si spyta.

    I posza Teresia do karczmarki, a przez drog mylaa:

    Gdybym moga rozkazywa, to nawet z kury ros musiabytu by zaraz.

    Przechodzc koo pieca kuchennego ujrzaa na ogniskugarnek szczelnie przykryty; uniosa pokrywy i rozemiaa si.

    11

  • - Patrzcie, ludzie... ros z kury. Gospodyni! Gospodyni!

    - A czego chcesz? - odezwaa si karczmarka z alkierza.

    - Ulejcie rosou na talerz dla chorej pani i skrzydeko alboco najlepsze wykrjcie, a pocie na osobnym spodeczku.

    - Mdre gadanie, skde wezm?

    - A z pieca.

    - Co znowu?

    - Dy stoi peny garnek na ogniu i kura bieluka; co byciemedytowali, dawajcie i ju.

    - Czary czy omamy... - a si przeegnaa karczmarka, alegarnek nie znikn i ros nie zmieni si w smo piekieln.Tedy bez obawy przyrzdzia posiek dla chorej, mruczctylko sama do siebie: Pewnikiem dowiedzieli si we dworzeo tym przydarzeniu i przyniosa ktra z dziewek... ani chybie tak, bo nawet garnczek nowy, aligancki, trzeba bdziezaraz odesa.

    Chora pani pokrzepia si mocnym, gorcym rosoem imisa zjada sporo, usiada o wasnych siach na ku i milegawdzia z Teresi.

    Wtem jakby sobie co przypominajc zmarszczya brwi iprzygryza usta.

    - Znowu boli? - spytaa Teresia caujc pani w rk.

    - Nie boli, tylko straszny mam kopot... Zbjcy zabrali miwszystkie pienidze, piercionki, zausznice; czyme zapackarczmarzowi, ktry mnie nie zna i susznie bdzie narzeka,e mu si krzywda dzieje.

    - Co by tu poradzi... co by tu wymyli...

    - Oj, ty poczciwa odrobino, ju chyba ty mnie nie poratujesz.

    A Teresia skoczya jak konik polny, klasna w rczki i

    12

  • zawoaa:

    - A wanie e poratuj, ino trza posa po kowala.

    - Po kowala? - rzeka pani zdziwiona.

    - Juci. Musi mi rozpiowa acuszek na szyi; mam takicudny, ciuki krzyyk, to wam chyba na wszystkie opatywystarczy.

    Jeszcze nie skoczya mwi, gdy pani chwycia j za obierczki, przycigna ku sobie i jakim dziwnym, stumionymgosem wyjkna:

    - Poka ten krzyyk... zaraz... czym prdzej... kto ci go da?

    - Toli jest; ma by na nim napisane Terenia, bo...

    - Skd masz ten krzyyk?

    - Nie wiem, jasna pani. Jak mnie przy umarej Cyganceludzie znaleli, tom go ju wtedy miaa... O rety... ludzie,ratujcie... upada na poduszki... oczy zamknite...Gospodyni! Gospodarzu!

    Szczciem omdlenie prdko przemino, a pani przywoaaoboje karczmarzy i prosia, by jej opowiedzieli ca historiznalezienia Teresi. Wzia dziecko na kolana, tulia do siebiei pakaa suchajc smutnej opowieci. Teresia nie rozumiaawcale, co si z ni dziao, ino zmruya oczka i mylaasobie, e aniokom u Pana Jezusa nie moe by lepiej, jakojej jest w tej chwili.

    nio si jej, e przyszed wjt i znowu co gada a gada,przysza Padziorowa, przysza Gdkowa, gwaru byo wizbie duo, a ona spaa na kolanach u licznej pani.

    I nio jej si, e wojewodzina sandomierska miaa dwiecreczki blinita, tak bardzo do siebie podobne, e dlarozrnienia dano im krzyyki na szyjki; na jednym byowypisane Terenia, a na drugim Zosia. Przechodzili przezmiasto Cyganie, co musiao si sta strasznego, bo Tereniasyszaa przez sen, e kto paka bardzo, a jej nawet na

    13

  • buzi zy spyway. To j obudzio.

    Patrzy dookoa: jest wjt, Padziorowa, Gdkowa,karczmarz, gospodynie, gospodarze, wszyscy maj twarzewesoe i czemu widno si dziwuj, bo kiwaj gowami,rozkadaj rce, szepc co midzy sob, a ona, jakby jakakrlewna, ley na ku obok licznej pani.

    * * *

    W kilka dni pniej wojewodzina sandomierska wyzdrowiaazupenie, dziedzic odesa j wasnymi komi do domu razemz ukochan creczk Tereni. A jak si tam tatu radowa,jak wita, oglda, caowa swoje odnalezione po tylu latachdziecitko, tego wam nie opowiem, bo nie potrafi.

    Ale, ale, byabym zapomniaa: Padziorow spotkao wielkiezmartwienie. Jarzbiatka zniosa due, adne jajko... w biaejskorupce. Spado z siennika, stuko si, a wewntrz byotko i biako jak we wszystkich jajach od wszystkich kur nacaym wiecie. Cudowne ziele Cosechcia stracio sw moc:a wiecie dlaczego? Bo Terenia przestaa bynajndzniejszym stworzeniem Boskim, znajd-sierot. .nv

    14