5-6 2012

76
INDEKS 377325 ISSN 0137-222X 5-6 | maj-czerwiec 2012 cena 17 zł (w tym 5% vat) ............................................................................................................................................................................. kolonia soplicowo Modernistyczna zabudowa na obrzeżach Otwocka (ss. 4-11) młyn papierniczy w dusznikach- -zdroju Zabytek techniki pomnikiem historii (ss. 37-40) nowy wymiar kultury Skanowanie 3D szansą dla zabytków (ss. 18-20) Muzeum Karola Szymanowskiego w Zakopanem (ss. 59-62) „atma”

description

Spotkania z Zabytkami

Transcript of 5-6 2012

Page 1: 5-6 2012

INDEKS 377325 • ISSN 0137-222X 5-6 | maj-czerwiec 2012cena 17 zł (w tym 5% vat)

.............................................................................................................................................................................

kolonia soplicowo

Modernistyczna zabudowa na obrzeżach Otwocka(ss. 4-11)

młyn papierniczy w dusznikach- -zdroju

Zabytek technikipomnikiem historii(ss. 37-40)

nowy wymiarkultury

Skanowanie 3Dszansą dla zabytków(ss. 18-20)

MuzeumKarolaSzymanowskiegow Zakopanem(ss. 59-62)

„atma”

Page 2: 5-6 2012

......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

■ 4 Modernizm w mieście ogrodzie na przykładzie kolonii Soplicowo Izabella Strasz

■ 12 Letnie salony kurortu Tadeusz T. Głuszko

■ 18 Nowy wymiar kultury Paweł Klak

■ 21 Zabytki i prawo: UNESCO a ochrona dziedzictwa niematerialnego Julia Włodarczyk

Spis treści..................................................................................................................................................

| Spotkania z Zabytkami | 5-6 2012

to też są zabytki

■ 49 Akcja zabytki poprzemysłowe: Najmłodszy zabytek górnictwa ToMasz Rzeczycki

■ 52 Akcja zabytki poprzemysłowe: Zabytki górnictwa węgla brunatnego w okolicy Żar

MarTa SŁoniMska

■ 55 Holownik parowy „Nadbor” STanisŁaw JanUszewski

■ 58 Spotkanie z książką: Słownie wodne

z wizytą w muzeum

■ 59 „Atma” AGaTa Żak

■ 62 Piękne i użyteczne KLeMenTyna Ochniak-DUdek

rozmaitości

■ 65 Podróż po ziemiach polskich wiosną 1816 r. Bożena Wierzbicka

■ 68 Spotkanie z książką: Niekonwencjonalne dzieło artystycznej biografi styki

■ 68 Z kryminalnej kroniki: Okrutne ekscesy księcia Radziwiłła Hanna Widacka

■ 70 Zabytki na znaczkach: W dwusetną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego

Wojciech Przybyszewski

■ 71 Listy

■ 2 Przeglądy, poglądy

■ 24 Z warsztatu historyka sztuki: Aukcje dzieł sztuki w dziewiętnastowiecznym Hôtel Drouot

KaMiLa KŁUdkiewicz

■ 27 Spotkanie z książką: Pałac ministrów kultury

■ 28 Wokół jednego zabytku: Serwis dla prezydenta Rzeczypospolitej

Bożena KosTUch

spotkania na wschodzie

■ 30 Starokonstantynów na Wołyniu JarosŁaw KoMorowski

■ 33 Zapomniane zamczysko Ewa KorPysz

■ 36 Spotkanie z książką: Archiwum Feliksa Jakobsona

zabytki w krajobrazie

■ 37 Młyn papierniczy w Dusznikach-Zdroju pomnikiem historii

Maciej SzyMczyk

■ 40 Spotkanie z książką: Biblioteka Dawnego Wrocławia

■ 41 Akcja cmentarze: Romantyczny hołd niespełnionemu artyście

MikoŁaj GeTka-KeniG

■ 44 Ołtarz kościoła w Pszowie Monika WiTek

■ 46 Dróżniczówka jak nowa JanUsz SUjecki

Page 3: 5-6 2012

Od Redakcji...........................................................................................................................................................................................................

Mies iĘcznik PoPULarnonaUkowy

5-6 (303-304) XXXVIWarszawa 2012

ADRES REDAKCJI00-590 Warszawa, ul. Marszałkowska 4 lok. 4tel./fax 22 622-46-63e-mail: [email protected]:// www.spotkania-z-zabytkami.plhttp:// www.facebook.com/spotkaniazzabytkami

REDAKCJAWojciech Przybyszewskiredaktor naczelny

Lidia Bruszewskazastępca redaktora naczelnego

Ewa A. Kamińskasekretarz redakcji

Jarosław KomorowskiKatarzyna Komar-MichalczykPiotr Berezowskiprojekt graFiczny

Magdalena Barańskałamanie i opracowanie komputerowe

RA DA RE DAK CYJ NAprof. dr hab. Dorota Folga-Januszewskadr Dominik Jagiełłoprof. dr hab. Stanisław Januszewskiprof. dr hab. inż. arch. Robert M. Kunkelprof. dr hab. Małgorzata Omilanowskaprof. dr hab. Maria Poprzęckaprof. dr hab. Jacek Purchlaprof. dr hab. Andrzej Rottermundprof. dr hab. Bogumiła Roubamgr Bartosz Skaldawskimgr Andrzej Sołtandr Marian Sołtysiakprof. dr hab. inż. Bogusław Szmygin

WYDAWCA

00-590 Warszawa, ul. Marszałkowska 4 lok. 4tel. 22 891-01-62e-mail: [email protected]:// www.fundacja-hereditas.pl

WSPÓŁWYDAWCA

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzania zmian i skrótów w materiałach przeznaczonych do publikacji oraz publikowania wybranych artykułów w wersji elek-tronicznej. Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Za treść reklam i ogłoszeń redakcja nie odpo-wiada.

Nakład: 6000 egz.

NA OKŁADCE: „Solec nad Wisłą. Zamek wzniesiony przez Kazimie-rza Wielkiego po 1347 r.”, po 1844 r., akware-la Teodora Chrząńskiego (w zbiorach Gabinetu Ry-cin Biblioteki Uniwersy-teckiej w Warszawie) (zob. artykuł na ss. 65-67)

W czasie tegorocznych obchodów Międzynarodowego Dnia Ochrony Zabytków w Stargardzie Szczecińskim „Spotkania z Zabytkami” z okazji 35-lecia, a także ukazania się 300. numeru otrzymały brązowy medal „Zasłużony Kulturze Gloria

Artis”; informacja na ten temat zamieszczona została na stronie internetowej oraz na Fa-cebooku. Jesteśmy bardzo dumni z tego wyróżnienia.

Na temat uroczystości w Stargardzie Szczecińskim (17 i 18 kwietnia br.) pisaliśmy już w poprzednim numerze (ss. 64-65). Przypomnijmy zatem jedynie, że ich organizatorami z upoważnienia generalnego konserwatora zabytków, sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotra Żuchowskiego byli: Narodowy Instytut Dziedzic-twa, prezydent Stargardu Szczecińskiego oraz parafi a rzymskokatolicka Najświętszej Ma-rii Panny Królowej Świata.

Pierwszego dnia obchodów w Stargardzkim Centrum Kul-tury odbyła się konferencja naukowa „Odbudowa miast hi-storycznych – bilans i nowe perspektywy”, podczas któ-rej zostały zaprezentowane najistotniejsze dokonania w tej dziedzinie na terenie Polski od 1945 r. po czasy współczesne na tle obowiązujących doktryn konserwatorskich.

W drugim dniu obchodów w kolegiacie NMP Królowej Świata odbyła się Gala Międzynarodowego Dnia Ochrony Za-bytków. Zebrani – po wysłuchaniu powitań gospodarzy i or-ganizatorów uroczystości, a także wystąpień programowych: Ewy Staneckiej − zachodniopomorskiego konserwatora za-bytków, Piotra Żuchowskiego − generalnego konserwatora zabytków, prof. dr. hab. Andrzeja Kadłuczki − prezesa Sto-warzyszenia Konserwatorów Zabytków i Pauliny Florjanowicz

− dyrektor Narodowego Instytutu Dziedzictwa – wysłuchali koncertu zespołu instrumen-talistów „High Five Brass” ze Szczecina. Następnie minister Piotr Żuchowski wręczył me-dale „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Medal srebrny otrzymał prof. dr hab. inż. arch. Je-rzy Jasieńko, a medal brązowy – przyznany, jak już wiemy, miesięcznikowi „Spotkania z Zabytkami” – odebrał niżej podpisany.

Osiem osób wyróżniono odznakami „Za opiekę nad zabytkami”, a nagrodę im. ks. prof. Janusza Pasierba „Conservator Ecclesiae” generalny konserwator zabytków wręczył ks. proboszczowi Janowi Kasprowiczowi z parafi i przy Bazylice Prymasowskiej Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Gnieźnie.

Ostatnim punktem uroczystości było ogłoszenie wyników konkursu generalnego kon-serwatora zabytków „Zabytek Zadbany”, skierowanego do opiekunów, właścicieli, posia-daczy i zarządców zabytkowych obiektów wpisanych do rejestru zabytków (więcej infor-macji na temat wyróżnionych podczas gali osób oraz laureatów konkursu „Zabytek Za-dbany”: www.spotkania-z-zabytkami.pl).

A co szczególnie polecamy naszym czytelnikom w numerze?Już tradycyjnie staraliśmy się dobierać tematy możliwie zróżnicowane. Warto jednak

zwrócić uwagę na tekst pod frapującym tytułem Nowy wymiar kultury (ss. 18-20), bę-dący zapowiedzią nowego krótkiego cyklu tematycznego, a także artykuły i omówienie książki zebrane w nieco szerszym niż zwykle dziale „To też są zabytki” (ss. 49-58), a za-raz po nim (ss. 59-62) – opowieść o zakopiańskiej willi „Atma” (obecnie Muzeum Ka-rola Szymanowskiego, Oddział Muzeum Narodowego w Krakowie), który publikujemy m.in. z okazji Roku Karola Szymanowskiego i rozpoczęcia drugiego etapu transgranicz-nego projektu „Muzyka pod Tatrami”, przygotowanego przez Muzeum Narodowe w Kra-kowie i Muzeum Orawskie w Dolnym Kubinie. Miłej lektury!

Page 4: 5-6 2012

PRZEGLĄDY, POGLĄDY

Przeglądy, poglądy.........................................................................................................................

REMONT PAŁACU PUŁASKICH Wkrótce ma być zakończony remont pa-łacu Pułaskich w Warce, w którym ma swoją siedzibę Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego. Pałac prawie przez pół wieku nie był gruntownie remontowany. Dopie-ro kilka lat temu na rewitalizację zespołu pałacowo-parkowego udało się pozyskać pieniądze z Unii Europejskiej, a resztę dołożyło starostwo w Grójcu. Prace re-montowe i modernizacyjne dobiegają końca. Wróciły już po renowacji obrazy. Są to głównie portrety Pułaskiego (naj-większa kolekcja na świecie) oraz wybit-nych postaci polonijnych, a także sceny batalistyczne z XVIII w. Dzięki konser-wacji odzyskało swój blask około 30 prac. W budynku na terenie dawnego folwarku planuje się umieszczenie centrum edu-kacyjno-muzealnego.

XI OGÓLNOPOLSKIE ŚWIĘTO KOLEKCJONERÓWJuż po raz jedenasty kolekcjonerzy z całej Polski zjadą 3 czerwca br. do Krośniewic, gdzie w Muzeum im. Jerzego Dunin-Bor-kowskiego w godzinach 10.30-14.30 od-będzie się XI Ogólnopolskie Święto Ko-lekcjonerów. Patronat nad tegoroczną imprezą zgodzili się objąć naczelny dy-rektor archiwów państwowych – prof. dr hab. Władysław Stępniak oraz dyrek-tor Narodowego Instytutu Muzealnictwa i  Ochrony Zbiorów – dr Piotr Majewski. Patronat medialny i popularyzację impre-zy w szerokich kręgach kolekcjonerskich zapewnia portal Moje Wirtualne Mu-zeum (www.myvimu.pl).Najważniejszym wydarzeniem Świę-ta jest wręczenie Honorowych Nagród Hetmana Kolekcjonerów Polskich Je-rzego Dunin-Borkowskiego wybitnym współczesnym kolekcjonerom, wybra-nym przez Kapitułę nagrody na posiedze-

niu 25 kwietnia na Zamku Królewskim w Warszawie. Święto będzie też okazją do dyskusji na temat roli i problemów współczesnego kolekcjonerstwa z udzia-łem przedstawicieli środowisk kolekcjo-nerskich i instytucji ustawowo zajmują-cych się ochroną dziedzictwa narodowe-go. W tej części swoje wystąpienia zapo-wiedzieli m.in. prof. Andrzej Rottermund, prof. Władysław Stępniak i Ewa Potrzeb-nicka, wicedyrektor Biblioteki Narodowej w Warszawie. Na zakończenie pokaz me-dialny pt. „Największa polska kolekcja elementów rakiet V-2 w Muzeum Regio-nalnym w Siedlcach” zaprezentuje Sła-womir Kordaczuk, wicedyrektor siedlec-kiego muzeum i prezes Siedleckiego Klu-bu Kolekcjonerów. Historia powstawania tej kolekcji jest wzorcowym i bardzo po-zytywnym przykładem współpracy kolek-cjonerów z muzeum w dziele ratowania świadectw historii.W czasie Ogólnopolskiego Święta Kolek-cjonerów odbędą się również w Krośnie-wicach na Placu Wolności, tuż obok sie-dziby muzeum, targi kolekcjonerskie „Na skrzyżowaniu”.

ODRESTAUROWANY GROBOWIEC Na Cmentarzu Rakowickim w Krako-wie odrestaurowano grobowiec rodzi-ny Prylińskich i Kieszkowskich, w któ-rym spoczywa autor projektu przebudo-wy Sukiennic − architekt Tomasz Pry-liński. To właśnie Prylińskiemu Sukien-nice zawdzięczają swój obecny wygląd. W wyniku prac prowadzonych pod jego nadzorem i przy współpracy z Janem Matejką budynek obok handlowej uzy-skał także nową funkcję − wystawien-niczą. Architekt ten zaprojektował rów-nież w Krakowie m.in. Zakład im. Ludwi-ka i Anny Helclów, budynek „Florianki”, kasyno oficerskie przy ul. Westerplat-te i  wiele budynków prywatnych. Pro-wadził restaurację i nadbudowę piętra domu Jana Matejki w kamienicy przy ul. Floriańskiej.Nagrobek, wzorowany na greckiej świą-tyni, powstał w 1896 r. Został wykona-ny z piaskowca w pracowni krakowskie-go kamieniarza i rzeźbiarza Zygmunta Langmana. Konserwatorzy oczyścili ka-mień i uzupełnili ubytki, zabezpieczyli nagrobek przed wilgocią i odrestaurowa-li słupki oraz kuty łańcuch, którym jest otoczony. Przywrócono pierwotny kolor umieszczonym na grobowcu łacińskim cytatom z Pisma św. oraz pozostałym na-pisom. Inicjatorem i koordynatorem prac było Przedsiębiorstwo Rewaloryzacji Za-bytków w Krakowie, a główny koszt ich wykonania pokrył Społeczny Komitet Od-nowy Zabytków Krakowa.

REMONT ZABYTKOWEJ BRAMY WYŻYNNEJ W GDAŃSKUZakończył się trwający od lipca 2010 r. remont renesansowej Bramy Wyżynnej w Gdańsku. W dawnych wiekach Brama Wyżynna stanowiła główny wjazd do mia-sta i była rodzajem wizytówki zamożnego Gdańska. Powstała w latach 1574-1576 według projektu Jana Kremera z  Dre-zna, jako typ bramy fortecznej wzorowa-nej na Bramie św. Jerzego w Antwerpii. W ramach przeprowadzonego ostatnio re-montu wykonano m.in. kompletne pra-ce konserwatorskie wszystkich elewacji i wnętrz budowli. Przywrócono złocenia i kolory na herbach. We wnętrzach usu-nięto część ścian, czyniąc z parteru prze-stronną salę recepcyjną z dwoma antreso-lami. Piętro zaaranżowano na małą salę

konferencyjną. Osuszono piwnicę. Pod-czas prac odkryto drewnianą konstrukcję, prawdopodobnie służącą kiedyś do pod-noszenia i opuszczania mostu zwodzo-nego. Po remoncie Brama przystosowa-na została na potrzeby Pomorskiego Cen-trum Informacji Turystycznej; od 2012 r. opiekunem zabytku jest Muzeum Histo-ryczne Miasta Gdańska.

Fragment odremontowanej Bramy Wyżynnej w Gdańsku

Pałac Pułaskich w Warce w trakcie remontu

Targi kolekcjonerskie w Krośniewicach

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 2

Page 5: 5-6 2012

PRZEGLĄDY, POGLĄDY

WIELOKULTUROWE DZIEDZICTWO DAWNEJ RZECZYPOSPOLITEJW dniach 14-16 listopada 2012 r. w War-szawie odbędzie się Międzynarodowy Kongres Naukowy „Stan badań nad wie-lokulturowym dziedzictwem dawnej Rze-czypospolitej”. Tematyka spotkania doty-czyć będzie wszelkich pozostałości dzie-dzictwa Rzeczypospolitej Obojga Naro-dów i narodu szlacheckiego (sarmac-kiego), znajdującego się poza granicami współczesnej Polski. W szczególności za-akcentowane zostaną następujące bloki tematyczne:− zabytki kultury materialnej poza grani-cami Polski (historia sztuki, inwentaryza-cja, konserwacja i restauracja zabytków, ochrona dóbr kultury, muzealnictwo itp.);− archiwalia i biblioteki znajdujące się poza granicami Polski;− dziedzictwo Inflant Polskich.Organizatorem kongresu jest Departa-ment Dziedzictwa Kulturowego Minister-stwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

POLSKO-KATARSKI PROJEKT WYDAWNICZYBiblioteka Narodowa dzięki współpra-cy z Qatar Museums Authority opubliku-je pierwsze pełne naukowe wydanie rę-kopisu Wacława Seweryna Rzewuskiego O koniach wschodnich pochodzących od ras arabskich. Rękopis napisany w języku francu-skim (Sur les Chevaux Orientaux pro-venants des Races Orientales) – to uni-katowe na skalę światową dzieło w za-mierzeniu poświęco-ne koniom arabskim, ale w rzeczywistości stanowiące arcyboga-te kompendium wie-dzy o geografii, kultu-rze i historii Bliskie-go Wschodu. Własno-ręcznie spisane i zilu-strowane przez Wacła-wa Seweryna Rzewu-skiego setkami barw-nych rysunków mię-dzy 1821 a 1831 r., po powrocie z dwuletniej

wyprawy do krajów arabskich, obejmuje prawie 800 stronic w trzech woluminach.Zaplanowany na cztery lata projekt, fi-nansowany w całości przez Qatar Mu-seums Authority, obejmuje opracowanie i publikację trzytomowego wydania ca-łości rękopisu oraz faksymile oryginal-nego dzieła. Wydanie naukowe obejmo-wać będzie krytyczną edycję tekstu w ję-zyku oryginału, jego tłumaczenie na pol-ski, angielski i arabski oraz tom poświę-cony rysunkom. W osobnym tomie znaj-

dą się eseje naukowe, objaśnienia do tekstu oraz słownik termi-nów i nazw, opracowa-ny przez specjalistów z  różnych dziedzin. Kierownikiem nauko-wym projektu będzie prof. dr hab. Tade-usz Majda, wykładow-ca Uniwersytetu War-szawskiego i kurator zbiorów sztuki orien-talnej Muzeum Naro-dowego w Warszawie.

GALERIA SZTUKI DAWNEJ W PAŁACU HERBSTAPo niemal 20 latach do Pałacu Herbsta w Łodzi powróciła historyczna kolek-cja malarstwa, która jest udostępniona w zaadaptowanych do celów wystawien-niczych pomieszczeniach powozowni. W wyniku gruntownego remontu i mo-dernizacji tego zabytkowego budynku

powstały nowoczesne sale ekspozycyj-ne, spełniające współczesne standar-dy w  zakresie prezentacji dzieł sztu-ki. I w tych nowo powstałych przestrze-niach prezentowane są unikatowe zbiory sztuki dawnej, znajdujące się w kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Pomieszczenia nowej galerii pozwalają na zaprezentowanie tylko części kolek-cji malarstwa znajdującego się w zbio-rach muzeum. Wystawa przygotowana na otwarcie, które odbyło się 20 kwietnia br., obejmuje wybrane dzieła sztuki pol-skiej i europejskiej. Można obejrzeć za-równo obiekty pochodzące ze zbioru Ju-liana i Kazimierza Bartoszewiczów (prze-kazanie zbiorów Miastu Łódź stanowiło przyczynek do powstania muzealnej ko-lekcji), jak i dzieła zakupione w latach trzydziestych XX w. przez Gminę Mia-sta Łodzi oraz gromadzone przez łódz-kich fabrykantów, stanowiące o wyjąt-kowości łódzkiej kolekcji. Wśród obiek-tów prezentowanych na wystawie znala-zły się dzieła artystów polskich: Henryka Rodakowskiego, Jana Matejki, Aleksan-dra Gierymskiego, Leona Wyczółkow-skiego, Stanisława Wyspiańskiego, Jó-zefa Brandta, Maksymiliana Gierymskie-go, Alfreda Wierusza-Kowalskiego, Jac-ka Malczewskiego i innych, a także pra-ce malarzy europejskich, dzieła artystów ze szkoły weneckiej, obrazy o tematyce mitologicznej, biblijnej, rodzajowej.

SKARB Z KOSZYC

W Zamku Królewskim na Wawelu w dniach 7 lutego – 15 kwietnia 2012 r. czynna była wystawa „Złoty skarb z Ko-szyc” ze zbiorów Słowackiego Muzeum Narodowego – Muzeum Historycznego w Bratysławie. Dzięki tej wystawie po raz pierwszy w Polsce można było obejrzeć znalezisko, na które składają się numi-zmaty niemal z całej Europy, bite w XV, XVI i XVII w. Skarb ten odkryty został w 1935 r., podczas kopania fundamentów w północno-wschodnim skrzydle przebu-dowywanej siedziby Dyrekcji Finanso-wej w Koszycach. Pod podłogą w zburzo-nej części budynku ujawniono miedzia-ną kasetkę, wewnątrz której znajdowa-ło się 2 920 monet, trzy medale oraz łań-cuch – wszystkie sporządzone z wysoko-gatunkowego złota. Dopełnieniem ekspozycji na Wawe-lu była prezentacja wszystkich szczero-złotych numizmatów ze zbiorów wawel-skich oraz malowanych wizerunków sze-ściu polskich władców, których monety znalazły się w skarbie.

Jedna z kart rękopisu Wacława Rzewuskiego

Fragment wystawy na Wawelu

Leon Wyczółkowski, „Rybak”, 1896 r.

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 3

Page 6: 5-6 2012

Kolonia Soplicowo, założona na południowo-wschodnich obrzeżach letniska Otwock koło Warszawy, jest wytworem dwóch dziesięcioleci międzywojennych. Na lata dwudzieste ubiegłego wieku przypada wytyczenie kształtu osiedla w modnej ówcześnie konwencji miasta ogrodu, a większość jego przedwojennej zabudowy pochodzi z lat trzydziestych i jest modernistyczna.

Modernizm w mieście ogrodzie na przykładzie kolonii Soplicowoizabella strasz Fragment zabudowy osiedla Soplicowo

Page 7: 5-6 2012

Początek XX w. był okresem rozwo-ju idei Ebenezera Howarda, sfor-mułowanej w publikacji z 1898 r. Tomorrow: a Peaceful Path to Real

Reform (Jutro: Pokojowa droga do prawdzi-wej reformy), bardziej znanej pod tytułem, pod jakim wydano ją ponownie cztery lata później: Garden Cities of Tomorrow (Mia-sta ogrody przyszłości). Howard zapropono-wał budowanie nowych organizmów urba-nistycznych, które łączyłyby w sobie zalety miasta i wsi, określił rozmiary i układ takiego organizmu oraz ekonomiczne podstawy jego funkcjonowania i nazwał go miastem ogro-dem. Z czasem utopijny projekt Howarda ewoluował w kierunku budowy osiedli, prze-budowy przedmieść oraz rozbudowy istnie-jących miast. Także odbiorca idei, którym pierwotnie miały być środowiska pozbawio-ne możliwości posiadania własnego mieszka-nia, zmienił się na warstwy dobrze sytuowa-ne, tęskniące za ucieczką z miasta. A zabudo-wa typu miejskiego ustąpiła miejsca domko-wi z ogródkiem i willi w ogrodzie.

Polscy entuzjaści idei miast ogrodów bar-dzo wcześnie zaczęli zamieszczać w pra-sie streszczenia książki Howarda oraz relacje z podróży do Anglii – miastoogrodowej mek-ki. Lekarz higienista Władysław Dobrzyński doprowadził do rozpoczęcia w 1911 r. prac projektowych nad dwiema polskimi realiza-cjami idei Howarda – osiedlem Nowa War-szawa na Młocinach i miastem ogrodem Mło-ciny. W tym samym czasie hrabia Adam Ro-nikier zapoczątkował konkurencyjny projekt parcelacji swojego majątku w Ząbkach.

W Drugiej Rzeczypospolitej istotnym problemem był brak mieszkań, dotykający różnych grup zawodowych, w tym urzędni-ków. W zaspokajanie ich potrzeb mieszkanio-wych zaangażowało się państwo. W 1921 r. Ministerstwo Zdrowia Publicznego w osobie dra Władysława Dobrzyńskiego opracowało podstawy działania kooperatyw, które budo-wałyby tanie mieszkania. W następstwie dzia-łań rządu nastąpił lawinowy wzrost liczby za-kładanych spółdzielni. Przedsięwzięcia przez nie podejmowane w dużej mierze odwoływa-ły się do idei miast ogrodów.

I w takiej atmosferze powstał pomysł zor-ganizowania na południowo-wschodnich obrzeżach letniska Otwock kolonii urzędni-czej Soplicowo. Do jego autorstwa przyznaje się w prasie i publikacji Otwock – uzdrowisko. Informator 1925 Edward Kasperowicz, lo-kalny działacz społeczny, publicysta i przed-siębiorca. Jako datę podjęcia wstępnych dzia-łań podaje rok 1921. Nabywcy działek w So-plicowie skorzystali z popularnego wówczas wzorca dotyczącego urzędników, wojsko-wych oraz przedstawicieli wolnych zawodów

i zawiązali Stowarzyszenie Właścicieli Ko-lonii w Soplicowie. Stworzyli też namiast-kę statutu, aby spełniać warunki potrzebne do uzyskania pomocy państwa dla planowa-nej inicjatywy. Zgodnie z praktyką realizacji miast ogrodów zorganizowano – z kilkulet-nim opóźnieniem – minikampanię promo-cyjną w miejscowej prasie.

Kolonia Soplicowo powstawała w kilku etapach. W 1921 r. Stowarzyszenie Właści-cieli Kolonii w Soplicowie zakupiło od po-siadaczy majątku Wawrzyńców-Glinianka około 120 (według niektórych źródeł – 115) mórg ziemi (tj. ok. 60 ha) i rozdzieliło je mię-dzy 50 udziałowców, a więc każdy z udzia-łowców otrzymał około 2 mórg (ok. 1 ha). Przedmiotem tej pierwszej parcelacji był wą-ski pas ziemi, położony wzdłuż torów kolejo-wych linii Kolei Nadwiślańskiej. W 1923 r., wobec zwiększenia się liczby chętnych do

1 | Kolonia Soplicowo na planie Otwocka z 1931 r.

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 5

Page 8: 5-6 2012

zakupu działek, stowarzyszenie nabyło tere-ny majątku Anielin, przyległe do wcześniej zakupionych. W 1924 r. parcelacji podda-nych zostało 150 mórg (ok. 75 ha), które po-dzielono na mniejsze niż poprzednio – jed-nomorgowe, czyli półhektarowe, parcele. Podobna parcelacja przeprowadzona zosta-ła w  1926 r. Kolejne tereny, o powierzchni nieco poniżej 100 ha, tym razem wydzielo-ne z folwarku Pogorzel, dołączono do Sopli-cowa pod koniec lat dwudziestych lub na po-czątku lat trzydziestych. Za każdym razem przedmiotem parcelacji były obszary leśne. W 1932 r. całość włączono w obręb Otwoc-ka, który był już wtedy uzdrowiskiem.

Zaprojektowanie kolonii Soplicowo po-wierzono Feliksowi Michalskiemu – archi-tektowi niezbyt znanemu, ale prawdopo-dobnie związanemu z Otwockiem; osoba o takim nazwisku była właścicielem dział-ki i domu przy ul. Moniuszki 1. Polski słow-nik biograficzny wymienia Michalskiego jako projektanta kasyna w Otwocku. W War-szawie był on autorem kilku kamienic i wil-li oraz współautorem wiaduktu Mostu Po-niatowskiego, jednak głównie działał na pro-wincji. Jako uczeń Józefa Piusa Dziekońskie-go, preferował formy modernizmu histo-rycznego.

Osiedlu koło Otwocka nadał Michalski układ dość wiernie oddający opis i naśladu-jący diagram, które zamieścił w swej książ-ce Ebenezer Howard. W mieście ogrodzie miał znaleźć się centralny plac i rozchodzące się z niego promieniście bulwary oraz okręż-ne aleje, tworzące współśrodkowe, o różnych promieniach pierścienie.

Osią Soplicowa jest ul. Poniatowskie-go. Przecinają ją w trzech punktach równo-ległe do siebie ulice: Narutowicza, Tadeusza oraz Gerwazego (przechodząca w Skrzynec-kiego). Punkty przecięcia ul. Poniatowskie-go z ul. Narutowicza oraz z ulicami Gerwaze-go i Skrzyneckiego stanowią dwa miejsca cen-tralne osiedla, w których początek mają inne ulice. Z tego pierwszego punktu wychodzi ul. 11 Listopada, z tego drugiego – ul. Pro-tazego, dzięki czemu osiedle zyskuje układ promienisty. Dodatkowo wokół osiedla bie-gną dwa równoległe ciągi ulic. Pierścień ze-wnętrzny tworzą ulice: 3 Maja, Hrabiego, Bernardyńska, a pierścień wewnętrzny – uli-ce: Dąbrowskiego, Sułkowskiego, Zaścianko-wa, Wojskiego. Otaczają one osiedle mniej

więcej w trzech czwartych: od strony zachod-niej, południowej i wschodniej; od północy brakuje jednej ćwiartki do uzyskania kształ-tu pełnego koła. Od strony południowej i południowo-zachodniej zaczątek trzeciego pierścienia stanowi ul. Bema, przechodząca w  ul.  Prądzyńskiego. Pozostałe ulice utrwa-lają pierścieniowo-promienisty schemat, bie-gnąc równolegle do siebie między ulicami tworzącymi pierścienie wokół osiedla.

Kształt ten nadają osiedlu tereny parcelo-wane w latach 1924 i 1926. Tereny pierwszej parcelacji zostały zgrabnie w niego wkom-ponowane. Natomiast obszar dołączony do osiedla na ostatnim etapie wiąże się luźno z całością i brak w nim nawiązania do układu charakterystycznego dla miasta ogrodu.

Związki Soplicowa z ideą Howarda są wi-doczne w warstwie projektowej, jednak ni-gdy nie użyto w odniesieniu do niego okre-ślenia „miasto ogród”, ani bliższego rzeczy-wistości określenia „miasto las”. Nadano mu natomiast nazwę wymarzoną dla „wzorcowej polskiej osady” – przedmiotu dążeń polskich budowniczych w latach dwudziestych. Po części uczyniono tak zapewne na cześć czło-wieka, którego uznaje się za ojca Otwocka – Michała Elwiro Andriollego, autora najsłyn-niejszych ilustracji do Pana Tadeusza. Jed-nocześnie nazwa Soplicowo – w dziele Mic-kiewicza odnosząca się do dworku szlachec-kiego, który jest ostoją polskości i tradycji – wskazuje na patriotyczne motywacje po-mysłodawców.

Warto rozważyć też arkadyjskie źródła nazwy Soplicowo. Życie w Mickiewiczow-skim Soplicowie – w otoczeniu przyro-dy, z dala od zgiełku, według porządku na-turalnego – odczytywane jest jako odwoła-nie do harmonii, spokoju i szczęścia, jakie były udziałem mieszkańców mitycznej Ar-kadii. Gdyby chcieć wyjąć Soplicowo z kon-tekstu narodowego i pozostać na tym uni-wersalnym poziomie, można by pokusić się o stworzenie paraleli z Howardowskim mia-stem ogrodem, którego istotny element sta-nowiła natura, włączona w obręb miasta. To właśnie natura była najistotniejszym przyto-czonym przez Howarda „magnesem” życia na wsi, najważniejszą inspiracją do połącze-nia wsi z miastem w miasto ogród oraz tą ce-chą miasta ogrodu, która miała uczynić ży-cie jego mieszkańców lepszym, bardziej har-monijnym, spokojnym, szczęśliwym. W tym

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 6

Page 9: 5-6 2012

sensie dałoby się osadzić podotwockie Sopli-cowo wśród realizacji mitu arkadyjskiego, ra-zem z ideą miasta ogrodu.

Ulice Soplicowa otrzymały nazwy od-powiadające nazwie osiedla, upamiętniające postacie z Pana Tadeusza: Tadeusza, Zosię, Hrabiego, Gerwazego, Protazego, Telimenę, Wojskiego. Część ulic nosi też nazwy koja-rzące się z Panem Tadeuszem: Bernardyńska, Zamkowa, Łowiecka, Zaściankowa, Myśliw-ska, Litewska. Pozostałe ulice opatrzono na-zwiskami postaci istotnych dla historii Pol-ski: Sułkowskiego, Skrzyneckiego, Bema, Po-niatowskiego, Dąbrowskiego, Prądzyńskie-go, Dwernickiego, Sowińskiego, Chłopic-kiego, Traugutta, Narutowicza oraz nazwa-mi wydarzeń historycznych: 3 Maja i 11 Li-stopada.

Architektura europejskich miast ogro-dów − to wille w stylu tradycyjnego angiel-skiego domu wiejskiego oraz wykształcone na ich bazie wzory niemieckie. W Polsce łą-czono je z rodzimą tradycją architektonicz-ną: barokową i klasycystyczną, nawiązującą do formy polskiego dworu. Warszawskie ko-lonie willowe powstałe z inspiracji ideą miast ogrodów, takie jak: Żoliborz Urzędniczy i Oficerski, Kolonia Staszica, Kolonia Profe-sorska czy miasto ogród Czerniaków, zabu-dowywane były w latach dwudziestych taką właśnie architekturą. Dobrze prezentowała-by się ona także w Soplicowie, noszącym wy-jątkowo odpowiednią po temu nazwę, jed-nak przykładów domów o tradycyjnych for-mach znajdziemy tu ledwie kilka.

Soplicowo nie zostało także zabudowa-ne drewnianymi willami w zwanej świder-majerem otwockiej odmianie popularnego w uzdrowiskach stylu szwajcarskiego. Lek-kie domy z ażurową snycerką szczytów da-chów, obramień okiennych, obszernych we-rand i ganków, podobne do tych, które moż-na spotkać w Nałęczowie, Iwoniczu czy Szczawnicy, nie powstały w Soplicowie być może dlatego, że w latach trzydziestych, kie-dy w  końcu podjęto próby zabudowy osie-dla, świdermajer lata świetności miał już za sobą. Nie miał też zbyt dobrej prasy. Tutej-sze drewniaki nazywano, może nie do koń-ca sprawiedliwie, „opuszczonymi kurnikami”, „stajenkami dla kóz” i „krewnymi szop”.

W okresie międzywojennym do uzdro-wisk wkroczył modernizm. Początkowo postrzegany jako obcy wtręt w tradycję,

2 | 3 | 4 | 5 | Willa „Dworek Mila”, stan z 2011 r.; widoczna brama z oryginalnym napisem (2) oraz projekty elewacji z 1934 r.: wschodniej (3), południowej (4) i północnej (5) (autor: Rubin Szwarc; dla małżonków H. i R. Goldkopf)

2

3

4

5

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 7

Page 10: 5-6 2012

z  czasem został oswojony i zadomowił się w nich na dobre, a w przypadku niektórych (jak np. Krynicy czy Żegiestowa) zdomi-nował nawet ich oblicze. Można się jednak pokusić o opinię, że modernizm w uzdro-wiskach od początku był jak najbardziej na miejscu, bo wyrósł, tak jak i one, z tenden-cji prozdrowotnych. Cezary Jellenta pisze o  Otwocku – powstałym „z biedy i fizycz-nych niedomagań”, że „właśnie on powinien był przyswoić sobie styl powietrza i słońca”, ubolewa, że „Le Corbusier jeszcze Otwockiem nie zawładnął” (C. Jellenta, Sosny otwockie. Obraz miasta-uzdrowiska, Warszawa 1935, s.  47), dostrzega jednak, że „w świetnym miejscu szczerego zalesienia, zwanym »Sopli-cowo«, czeka na swoje wykończenie gmach du-żego osiedla, zapowiadający tym, co już jest do

widzenia, że chce być architektonicznie nieba-nalnym” (op. cit., s. 52). I rzeczywiście, w So-plicowie powstały „architektonicznie nieba-nalne” modernistyczne „skrzynie o płaskich wiekach”, „pełne słońca i  powietrza dzięki oknom więcej szerokim niż wysokim” (op. cit., s. 46). W miastach ogrodach jest to zjawi-sko niezbyt typowe, choć nieodosobnione. Modernistyczne wille dominują np. w ar-chitekturze warszawskiego osiedla willowe-go Saska Kępa. Bliższe Soplicowowi klima-tem od Saskiej Kępy, realizowanej w warun-kach miejskich, jest sąsiadujące z nim miasto park leśny Śródborów, gdzie budynki mo-dernistyczne także stoją w lesie. Wbrew wi-zerunkowi modernizmu jako tworu stechni-cyzowanego i zestandaryzowanego, jego ma-riaż z naturą, konstytuującą miasta ogrody,

nie okazał się niemożliwy. Być może wspól-ne higienistyczne korzenie i tym razem oka-zały się pomocne.

Prostotę wczesnego modernizmu Le Cor-busiera najlepiej w Soplicowie realizują zbu-dowany przy ul. Wojskiego 20 dla małżon-ków Goldkopf dwurodzinny dom projektu R[ubina] Szwarca z 1934 r. oraz willa przy ul. Poniatowskiego 42. Ten pierwszy obiekt, o nazwie „Dworek Mila”, został przebudowa-ny w okresie powojennym, więc o jego for-mie można wnioskować na podstawie odna-lezionego w archiwum projektu. Widać na nim bryłę budynku złożoną z kilku prosto-padłościanów, z których jeden jest wyraźnie wyższy – trzykondygnacyjny. Na dachu jed-nego z niższych członów zlokalizowany zo-stał taras, otoczony prostą, metalową balu-stradą. Nad wejściem na taras, które mieści-ło się w najwyższym członie, zaprojektowa-no niewielki daszek. Jest to jeden z niewielu elementów budynku, który nie został całko-wicie zniszczony w wyniku przebudowy. Od strony południowej i wschodniej dom oto-czony był tarasem z murowaną balustradą, z którego prowadziło zejście do ogrodu; pię-tro miało dwa balkony: południowy i połu-dniowo-wschodni – narożny. Jeden z  usko-ków bryły umożliwił zastosowanie naroż-nego okna – bardzo lubianego przez mo-dernistów, gdyż dawało większe możliwości oświetlenia wnętrza. Nad tarasem od strony południowej umieszczono pergolę z metalo-wych prętów.

Charakter willi przy ul. Poniatowskiego 42 nadany jest przez rząd okien, który wy-pełnia najniższy z trzech członów budynku, stanowiący coś w rodzaju werandy. Elewa-cję południową architekt rozwiązał podob-nie, jak zrobili to Lucjan Korngold i Henryk Blum w willi przy ul. Cieszyńskiej 5 w sąsied-nim Śródborowie. Autorki artykułu doty-czącego modernistycznej architektury Śród-borowa, Barbara Chmielarska-Łoś i Ewa Po-pławska-Bukało, określiły to rozwiązanie jako „wielki, modernistycznie zinterpretowa-ny portyk” (B. Chmielarska-Łoś, E. Popław-ska-Bukało, Nieznane obiekty architektury nowoczesnej lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku w Śródborowie, „Kwartalnik Ar-chitektury i Urbanistyki”, nr 1, 2011, ss. 82- -101). Płytki, wysoki na dwie kondygnacje, wsparty na betonowych słupach, tworzy dla elewacji efektowną ramę. W przypadku willi

6 | Willa przy ul. Poniatowskiego 42, stan z 2011 r.

6

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 8

Page 11: 5-6 2012

przy Poniatowskiego w Soplicowie rama nie jest tak efektowna, bo architekt zaprojekto-wał ją zabudowaną po bokach w części par-teru. Powstały w ten sposób płytkie loggie na parterze i takież balkony na piętrze. Elewacja wypełniona jest ciągami okien balkonowych na pierwszej i drugiej kondygnacji. Być może każde z nich należało do oddzielnego poko-ju, co sugerowałoby pensjonatowe przezna-czenie budynku.

Przykład modernizmu, ale w wersji bar-dziej ozdobnej, stanowi willa przy ul. Ponia-towskiego 40. Została zbudowana według projektu Teodora Smorgońskiego z  1938 r. dla spółki budowlano-przemysłowej „Rob-dok”. Lekka i zgrabna bryła budynku, choć składa się z modernistycznych kubików, w  pewnym sensie ukształtowana jest regu-larnie. Elewacja frontowa ma wyższą, wy-suniętą do przodu część środkową i niższe, cofnięte części boczne. W części środkowej, po lewej stronie, umieszczono ganek i wej-ście do budynku, a po prawej – pionowy pas okien klatki schodowej. Pionowe przeszkle-nia klatek schodowych − to częsty element modernistycznych obiektów. To jest jednak nieco inne – składa się z niewielkich piono-wych szybek, oddzielonych szprosami, a nie z  dużych poziomych płaszczyzn. Ponad-to nad klatką schodową znajduje się samo-dzielny daszek, wznoszący się lekko ponad powierzchnię dachu zasadniczej części bu-dynku niczym latarnia. Wraz z wyraźnie za-znaczonymi gzymsami nadaje to budynko-wi delikatnie klasycystyczny rys. Dekoracyj-ne, schodkowe podcięcie pierwszego piętra w elewacji ogrodowej, skrzyżowane pręty ba-rierek ganku i latarenki po obu stronach wej-ścia, widoczne na projekcie, sugerują wpływy art déco.

Lata trzydzieste − to czas złagodzenia ry-gorystycznych zasad stylu międzynarodo-wego i ukształtowania się stylu streamline, w Polsce nazywanego okrętowym. Udzie-lająca się projektantom magia transatlanty-ków przekładała się na rozwiązania architek-toniczne: aerodynamiczne bryły budynków oraz marynistyczne nawiązania do relingów okrętowych, mostków kapitańskich, bula-jów. Czystym przykładem tego stylu w  So-plicowie jest willa przy ul. Lipowej 10, któ-rej projekt zamienny sporządził w 1938  r. dla I. Blausteina inż. T. Wasilewski. Po prze-prowadzonym kilka lat temu remoncie

7 | 8 | 9 | Willa przy ul. Lipowej 10, stan z 2004 r. – widok elewacji wschodniej i północnej (7), półokrągły ryzalit w elewacji południowej (8) oraz plan parteru z 1938 r. (9) (autor: T. Wasilewski; dla I. Blausteina)

7

8

9

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 9

Page 12: 5-6 2012

willa straciła nieco ze swego wdzięku. Przede wszystkim przemalowano ją z koloru lilaróż na biały – może właściwszy dla budynku mo-dernistycznego, ale gorzej komponujący się z leśnym otoczeniem. Ponadto pozbawiono ją żaluzjowych okiennic. Na szczęście, zacho-wano efektowne balustrady balkonów w po-staci równoległych, betonowych wstęg. Peł-na, betonowa balustrada tarasu, obiegająca budynek od strony południowej i częścio-wo zachodniej, sprawia wrażenie burty stat-ku. Półokrągły ryzalit w elewacji południo-wej, widziany od strony zachodniej, przypo-mina dziób statku. W tej części domu zapla-nowano, zgodnie z nakazami nowoczesności i funkcjonalności, obszerny hall. Oprócz nie-go na parterze znajdowały się salon i jadalnia oraz kuchnia i pokój służbowy. Sypialnie zlo-kalizowane były na piętrze, razem z łazienką i pokojem „szafowym”. Elewację południo-wą wypełnił architekt pasmami okien, hoł-dując w ten sposób modernistycznemu kul-towi światła.

Bardzo ciekawym i niepowtarzalnym na terenie Soplicowa obiektem jest willa przy ul. Myśliwskiej 2. Zaprojektował ją w 1936 r. Lucjan Korngold. Korngold, zanim po dru-giej wojnie światowej stał się jednym z naj-bardziej znanych architektów w Amery-ce Południowej, zrealizował wiele interesu-jących projektów w przedwojennej Polsce. W  Warszawie na Saskiej Kępie zaprojekto-wał, wspólnie z Piotrem Marią Lubińskim, willę przy ul. Francuskiej 2, a w Śródborowie, razem z Henrykiem Blumem – willę przy ul.  Cieszyńskiej 5. Obie bardzo nowocze-sne, czysto modernistyczne. Na Saskiej Kępie przy ul. Królowej Aldony 3 zbudował także willę własną – całkiem inną, o zwartej, sze-ściennej bryle, z dużą połacią muru pruskie-go na wykuszu elewacji frontowej, biforial-nym okienkiem i tzw. oknem mauretańskim w elewacji południowej oraz detalami kowal-skiej roboty. Podobnie zaskakujące elemen-ty zastosował Korngold w willi, którą zapro-jektował dla Simona Rykwerta w Soplicowie. Obiekt został przebudowany, lecz zachowa-ły się niektóre detale widoczne na odnalezio-nym w archiwum projekcie. Są to „romań-skie” biforialne okienka oraz kraty w niektó-rych oknach. Zabudowane natomiast zostały „renesansowe” arkady podcienia w elewacji wschodniej i „renesansowy” portalik wejścio-wy – w północnej. Opisywany obiekt, mimo

wielu wtrętów ze stylów dawnych epok, nie reprezentuje na pewno architektury history-zującej. Nie jest też przykładem modernizmu historycznego, bo wyraźnie widać grę kon-wencją, a nie jej modernizację. Pozostaje chy-ba przyznać, że jest to awangarda architektu-ry postmodernistycznej.

Willa została bardzo nowocześnie i funk-cjonalnie pomyślana wewnątrz. W północ-nej części umieszczono wszystkie pomiesz-czenia robocze i pokój gościnny. Większą część parteru zajmowały obszerny hall i po-kój stołowy. Sypialnie – rodziców, dzieci i bony – znajdowały się wyłącznie na piętrze. Z sypialni rodziców i położonej obok garde-roby były wyjścia na taras, zlokalizowany na dachu parteru. Wyjście do ogrodu, mieszczą-ce się pod arkadowym podcieniem, prowa-dziło na obszerny taras, otoczony niskim, ka-miennym murkiem, z zejściem schodkami na niższy poziom terenu przed elewacją fronto-wą. Ta część obiektu zachowała się.

Warto jeszcze wspomnieć o grupie po-dobnych do siebie projektów autorstwa róż-nych architektów: Ludwika Krakowskie-go, Ludwika Paradistala i S. Pinczewskiego. Obiekty te – w typie bungalowów – można chyba uznać za przykłady modernistycznej architektury letniskowej. Trzy z nich nie zo-stały zrealizowane lub uległy zniszczeniu, je-den istnieje, choć przebudowany. Są to nie-wielkie, proste domki parterowe, z partia-mi piętrowymi, rozbudowane horyzontal-nie. Niektóre mają dwuspadowe dachy, z jed-ną połacią znacząco większą od drugiej. Ar-chitekci zaproponowali wykorzystanie drew-na i kamienia do urozmaicenia elewacji. Do-patrzyć się tu można wpływu indywidual-nego stylu Bohdana Pniewskiego, dla któ-rego kamień był znakiem rozpoznawczym. Bardziej śmiała hipoteza prowadzi ku ar-chitekturze organicznej Franka Lloyda Wri-ghta. W  domkach zaprojektowano obszer-ne w stosunku do ich powierzchni całkowi-tej tarasy. W jednym z nich wejście na taras ma postać krętych schodów Le Corbusie-ra, takich jakie zastosowali na Saskiej Kępie Lucjan Korngold w willi przy Francuskiej 2 czy Bohdan Lachert i Józef Szanajca w domu przy Katowickiej 9-11a.

Nieliczna zabudowa Soplicowa jest swo-bodna i luźna. Czasem jeden obiekt stoi na kilku działkach, co wskazuje na ewolucję w kierunku osiedla luksusowego. Skupiska

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 10

Page 13: 5-6 2012

domów zidentyfikowanych jako przedwo-jenne znajdują się: jedno przy ul. Bernar-dyńskiej i dalej na wschód, drugie w okoli-cy zbiegu ulic Poniatowskiego i Tadeusza i trzecie w  pobliżu pl. Wolności. W sumie udało mi się ustalić tylko trzydzieści więk-szych obiektów murowanych, pochodzących sprzed drugiej wojny światowej. W tej licz-bie są aż dwadzieścia trzy budynki moder-nistyczne. To one determinują oblicze osie-dla, choć domy zbudowane i przebudowane po 1945 r., mimo że także nieliczne, skutecz-nie to wrażenie zacierają. Supernowoczesna w latach trzydziestych modernistyczna zabu-dowa pozostaje w sprzeczności z nazwą osie-dla i nazwami ulic, kojarzącymi się nieod-parcie z  tradycją, nie z nowoczesnością. Pa-radoks sięga dalej: jeden z modernistycznych domów wzniesionych na terenie Soplicowa otrzymał nazwę „Dworek Mila”.

Soplicowo nie figuruje na mapie obsza-rów budowlanych wokół stolicy z 1931 r. Budowanie zaczęło się dopiero w latach trzy-dziestych, gdy rząd polski podjął działania wspierające indywidualnych inwestorów, ale nie zbudowano zbyt wiele. Z moich obliczeń wynika, że do 1939 r. z ogólnej liczby dzia-łek znacznie przekraczającej 500 zabudowa-nych zostało kilkadziesiąt. Tak więc znaczą-ca większość parceli pozostała niezabudowa-na; tak zresztą jest do dzisiaj. Kolonia Sopli-cowo jest zatem projektem właściwie niezre-alizowanym. Można tego doświadczyć, wi-dząc stojące w szczerym lesie tabliczki z na-zwami ulic, które do dziś pozostały jedynie leśnymi duktami.

Jaka była przyczyna takiego stanu rzeczy? Idea Ebenezera Howarda dotyczyła wspól-nej własności gruntów. W praktyce miasto-ogrodowej kontrolę nad gospodarką grunto-wą osiedli miały zarządy działające w imieniu korporacji mieszkańców. Wzorcowe polskie projekty miast ogrodów zakładały jednak przejmowanie gruntów na własność przez właścicieli domów pod pewnymi warunka-mi, utrudniającymi spekulację oraz ułatwia-jącymi egzystencję mieszkańców jako wspól-noty. W przypadku Soplicowa te warunki zostały postawione symbolicznie i brzmią mało poważnie: w prasie z 1924 r. czytamy, że „każdy z udziałowców solennie przyrze-kał, iż rok rocznie pewną ilość pracy poświęci dla swej przydzielonej parceli”. Nic dziwne-go, że nie udało się wyegzekwować obietnic

i uniknąć zagrożeń. Trudno też powiedzieć, czy nabywcy działek w Soplicowie byli za-interesowani budową tanich mieszkań. Bar-dziej prawdopodobne jest, że nabywali grun-ty w bezpośredniej bliskości letniska i uzdro-wiska Otwock, aby postawić na nich domy letnie. Przynajmniej część działek została na-byta w celach inwestycyjnych; właścicielem 19 działek był znany otwocki lekarz, kolej-ni rekordziści posiadali dziewięć i sześć dzia-łek. Ponadto w Soplicowie, tak jak i w wielu innych miastoogrodowych realizacjach, nie zbudowano infrastruktury, chociaż jej budo-wę zapowiadał pomysłodawca przedsięwzię-cia – Edward Kasperowicz.

Surową ocenę usiłowań polskich budow-niczych miast ogrodów wyraził już w 1931 r. Teodor Toeplitz: „Dotychczas ani jednego wypadku stworzenia prawdziwego miasta- -ogrodu siłami zainteresowanych mieszkańców w Polsce nie ma” (T. Toeplitz, Przygotowanie terenów pod kolonizację podmiejską, w: Osie-dla i letniska podmiejskie, Warszawa 1931, s. 8). Ocena ta odnosi się także do Soplicowa.

Izabella Strasz

10 | 11 | Willa przy ul. Myśliwskiej 2, stan z 2011 r. − widok elewacji frontowej (10) oraz projekt tej elewacji z 1936 r. (11) (autor: Lucjan Korngold; dla Simona Rykwerta)

(ilustracje: 1, 3, 4, 5, 9, 11 – ze zbiorów Archiwum Państwowego m.st. Warszawy Oddział w Otwocku; zdjęcia: 2, 6, 10 − Izabella Strasz, 7, 8 − Piotr Strasz)

10

11

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 11

Page 14: 5-6 2012

Letnie salony kurortu

Bez względu na stan zachowania wszystkie wyglądają korzystnie w blasku słońca i księżyca, bo rzeźba kantówek i koronkowych wycinanek fascynuje zmieniającą się o każdej godzinie grą świateł i cieni. Mowa tu o sopockich werandach, często pełniących funkcję letnich salonów.

tadeusz t. głuszko

Page 15: 5-6 2012

sopocianie oraz gdańszczanie. Ich budynki były niepodpiwniczone, jedno- i dwukondy-gnacyjne, kryte słabo nachylonymi dwuspa-dowymi dachami, powleczone papą. Nie wy-posażano ich w takie wygody, jak łazienki czy ubikacje. Te ostatnie najczęściej umieszczano na podwórzach. Również nie we wszystkich wstawiano piece, bo były to przecież letniska.

Piaszczysty i w wielu miejscach pod-mokły teren stanowił wyzwanie dla ogrod-ników. Od strony ulic tworzono przed do-mami tzw. przedogródki, czyli niewielkie ogrody, często z egzotycznymi gatunkami drzew i krzewów, którymi izolowano się od spojrzeń przechodniów. Przedogródki od-

dzielano od trotuarów eleganckimi kutymi parkanami.

Między innymi dzięki powstającym do-mom letniskowym liczący w 1901 r. ponad dziesięć tysięcy mieszkańców Sopot przyjął drugie tyle kuracjuszy. Po kilku bądź kilku-nastu latach domy te modernizowano albo burzono i na ich miejscu stawiano okazalsze budowle. Wiele jednak przetrwało w prawie niezmienionym stanie do dzisiaj.

Najwięcej domów letniskowych z przeło-mu minionych wieków znajduje się na ob-szarze zamkniętym od strony morza cią-giem spacerowej promenady, od północy

W Sopocie jest tyle werand, że prawie z każdego miejsca wi-dać co najmniej kilka. Są to przybudówki charaktery-

styczne dla architektury kurortów z przeło-mu XIX i XX w., czyli z lat intensywnej roz-budowy naszej Perły Bałtyku. Ich stan zacho-wania jest dzisiaj różny. Kondycja budow-lano-estetyczna ogromnej większości urąga przepisom prawa budowlanego: nie trzymają kątów, mają zmurszałe ściany, czasem braku-je kompletu szyb. Są też jednak werandy ele-ganckie, mają wyraźnie utrzymane kąty, rów-no położoną farbę i wykwintnie urządzone wnętrza.

Większa część sopockich werand po-wstała w latach najintensywniejszego rozwo-ju Bałtyckiego Kąpieliska Sopot (Ost-See- -Bad Zoppot). Ten boom zapoczątkowało otwarcie w 1870 r. linii kolejowej Gdańsk- -Koszalin, którą wkrótce wydłużono do Ber-lina. Kolej ułatwiła komunikację ze zdoby-wającym popularność kurortem, a to dało impuls do budowy na meliorowanych grun-tach Dolnej Wsi (Unterdorf, tak nazywał się Dolny Sopot) wielu tanich domów let-niskowych, które miały przysporzyć właści-cielom dużych zysków przy małym nakładzie kosztów. Tymi właścicielami byli najczęściej

1 | Dawne domy Heinricha Martera przy ul. Bohaterów Monte Cassino 54 i 58 w Sopocie, wzniesione w drugiej połowie XX w., werandy nieco późniejsze; dom po prawej − to replika z 2001 r. (oryginał rozebrano w 1998 r.); stan z sierpnia 2011 r.

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 13

Page 16: 5-6 2012

i południa ulicami 3 Maja i Goyki, a od za-chodu ulicami wytyczonymi wzdłuż podnó-ża Skarpy Sopockiej – są to ulice Sobieskiego i Winieckiego. Powyżej skarpy rozciągają się grunty dawnej Górnej Wsi (Oberdorf ), czyli Górnego Sopotu. Często jedynymi ozdoba-mi tych prostych domów były oprawy okien, stolarka drzwiowa i okienna oraz szczyty da-chów i właśnie drewniane werandy.

Werandy pełniły funkcję salonów, gdzie letnicy spożywali posiłki, prowadzili ży-cie towarzyskie i odpoczywali. Stawiano je jako obiekty jedno- lub dwukondygnacyj-ne, a  osobny typ stanowią umieszczane po-nad parterem jako przybudówki w formie wykuszy. Osadzano je na wysuniętych za lico

budynku belkach stropowych, które wspiera-no na podwalinie, jeśli dźwigały werandę na poziomie parteru, a czasem wzmacniano za-strzałami, jeśli miała formę wykuszu.

Konstrukcję nośną tworzono z sosno-wych kantówek, które łączono na czopy lub kołki bez użycia gwoździ i śrub. Belki i słupy wzmacniano zastrzałami, a czasem i łukami, które wieńczyły półokrągłe szczyty okien. Ściany tworzono z desek łączonych na styk i przybijano po stronie mieszkalnej.

Z założenia werandy miały być jasne i sta-le przewiewane uzdrawiającym powietrzem znad morza i nadmorskich lasów i dlatego osłaniano ściankami same pasy podokienne, natomiast pasy okienne były całkowicie po-zbawione ścian. Podobnie też starano się za-chowywać niezabudowane pasy nadokienne, ale tu zdarzały się odstępstwa, poza tym nie wszystkie werandy wyposażano w te pasy.

Dachy występują najczęściej w odmia-nach dwuspadowych, z wysuniętymi poza lico werandy okapami i szczytami, ale by-wają również dachy jednospadowe. Wszyst-kie werandy budowano według zasad syme-trii. Typy asymetryczne − to najczęściej efekt późniejszych przebudów.

Do mieszkań prowadziły z werand zdo-bione i przeszklone drzwi balkonowe. W  ścianach osłoniętych werandami więk-szych rozmiarów dodawano obok tych drzwi jedno lub więcej okien.

Werandy umieszczano zazwyczaj przy ścianach skierowanych na ogród bądź przed-ogródek. Na parterach pełniły nierzadko funkcję ganków, które ułatwiały nieskrępo-wany dostęp do wynajmowanego lokalu bez korzystania ze wspólnej klatki schodowej. W  wielu przypadkach spotykamy werandy na kilku ścianach jednego budynku, a pod kilkoma adresami osłaniają całe ściany fron-towe (Bohaterów Monte Cassino 54 i Cho-pina 29).

Przez jakiś czas nie osłaniano werand przeszklonymi oknami, jednak z biegiem lat to się zmieniło. W okresie letnim i przy sprzyjającej pogodzie okna demontowano, ale oczywiście pozostawały uchwyty i zawia-sy, które umożliwiały w każdej chwili po-nowny montaż. Osadzano je w porze wyjąt-kowo wietrznej i dżdżystej oraz po wyjeździe ostatnich gości. W większości werand moż-na było uchylać tylko okno centralne, któ-re miało zawiasy bądź było przesuwane po

2 | 3 | Dom przy ul. Haffnera 27, wzniesiony w XIX w. (2) oraz przy Haffnera 17, piętrowy z pięcioma werandami, wzniesiony dla Otto Leinhosa pod koniec XIX w. (3); stan z marca 2008 r.

2

3

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 14

Page 17: 5-6 2012

drewnianej prowadnicy. Jak wyglądały we-randy z przeszklonymi oknami i bez, może-my zobaczyć na przykładzie kamienicy czyn-szowej przy ul. Helskiej 2, gdzie na ścianie frontowej występują werandy oszklone, a od strony kortów tenisowych – bliźniaczo po-dobne, ale bez okien.

Drewniane werandy, podobnie jak alta-ny, ganki i balkony, tworzono w modnym sty-

lu alpejskim, który konstrukcyjnym belkom i  słupom nadawał funkcję dekoracyjną po-przez zdobienie wymyślnym zacinaniem lub wyokrągleniem krawędzi. Najbardziej charak-terystyczną dekoracją tych obiektów są fine-zyjnie wycinane w desce formy ażurowe o mo-tywach geometrycznych, roślinnych, zoomor-ficznych i baśniowych, które wypełniają pola pasa nadokiennego i szczytów. Ich precyzyj-ne wycinanie na masową skalę stało się możli-we dzięki temu, że pod koniec XVIII w. w ma-nufakturach niemieckich rozpowszechnio-no nowe narzędzia do obróbki drewna i sta-le je udoskonalano. Projektanci tych drewnia-nych koronek zazwyczaj posługiwali się goto-wymi wzornikami, które w przypadku Pomo-rza Gdańskiego raczej nie czerpały z lokalnej tradycji kaszubskiej. Ściany pasów podokien-nych najczęściej zdobiono imitacją tralek,

którą tworzono z półwałków albo – w wer-sji bardziej uproszczonej – wycinano w desce (często przypominają kokardy).

W kilku przypadkach spotykamy weran-dy kilkukondygnacyjne, gdzie każdy poziom reprezentuje inny styl i warsztat. Jest to efekt wykorzystywania materiału z rozbiórek, któ-re następowały nieraz po krótkiej eksploata-cji letniska.

Drewniane bądź murowane werandy wznoszono również przy większych pensjo-natach i hotelach oraz wielorodzinnych ka-mienicach czynszowych, a także willach. Bu-dowano je na podmurówkach o  kształcie prostokąta lub wieloboku, często były pod-piwniczone.

Statystyki podają, że w Sopocie można naliczyć 300 domów wyposażonych w we-randy (stanowi to około 10% obecnej za-budowy). Występują wśród nich budynki z trzema, czterema, a nawet pięcioma takimi przybudówkami (Majkowskiego 26 i Haff-nera 17); przy ul. Sobieskiego 23 znajdujemy malowniczy ślad wręcz oklejania werand do-datkowymi przybudówkami.

Warta uwagi jest dwukondygnacyj-na weranda dawnego pensjonatu „Ellen” przy Haffnera 26. Budynek ten dopiero po

4 | Zespół dawnych pensjonatów z dwukondygnacyjnymi werandami przy ul. Haffnera 26-28, 30 i 32 (w głębi dawny pensjonat „Ellen”), wzniesionych w XIX w. (werandę domu pod nr. 30 zastąpiła w 2010 r. replika); stan z grudnia 2007 r.4

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 15

Page 18: 5-6 2012

wojnie został dostosowany do całorocznego zamieszkiwania. W dekoracji werandy wy-stępują łącznie motywy zoomorficzne, ro-ślinne i geometryczne. Szczyt górnej kon-dygnacji zdobią dwa łabędzie oraz roślinne wici. Również naświetla zostały przysłonięte nachodzącą z góry koronką z motywem ro-ślinnym (takie „roślinne firanki” spotykamy na wielu pasach nadokiennych). Interesująco wykończony jest pas podokienny, którego w tym wypadku nie zdobią tralki ani kokar-dy, ale prosty wzór geometryczny ze zbitej z listew kratownicy. Dekoracja niższej kon-dygnacji reprezentuje stosowane w architek-turze drewnianej naśladownictwo fasad mu-rowanych – belki i słupy udają pilastry, gzym-sy i parapety. Kamienica ta tworzy interesu-jący zespół z sąsiednimi dawnymi letniskami oraz z zabudową przeciwnej strony ulicy.

Inny ciekawy zespół domów letniskowych znajdujemy na styku deptaka i Placu Przyja-ciół Sopotu: przy Bohaterów Monte Cassino 54, 56, 56A, 58, 58A i 58B oraz Pułaskiego 29. W 1884 r. i w latach późniejszych domy te sta-nowiły własność rentiera Heinricha Martera i jego spadkobierców. Pod nr. 54 znajduje się piętrowy budynek z dwukondygnacyjną we-randą, która całkowicie osłania jego fasadę. Jest to wierna kopia domu, który stał tam do cza-su rozbiórki, przeprowadzonej w 1998  r. Bu-dowę repliki ukończono w 2001 r. Drugi dom (nr  58) − to letniskowy dworek z wysokim mieszkalnym poddaszem i dwukondygnacyj-ną werandą na osi frontu oraz drugą parterową

przy północno-wschodnim narożniku. Stan utrzymania werandy narożnej jest zadowalają-cy, niekorzystnie natomiast prezentuje się we-randa frontowa, gdzie występują różne typy stolarki okiennej i drzwiowej, a latem jest osła-niana reklamami i cennikami czynnych w tym budynku zakładów gastronomicznych. War-to o ten dom zadbać, bo jest to jeden z najstar-szych reliktów dawnego uzdrowiska, współ-tworzy południową pierzeję Placu Przyjaciół Sopotu, prestiżowego miejsca w kurorcie.

Wart obejrzenia jest dawny dom letni-skowy przy Chopina 29. Stoi tam od 1900 r., a kilka lat później dostawiono mu dwie we-randy. Mniejsza znajduje się na jego tyłach, natomiast od ulicy zbudowano mu wielką dwukondygnacyjną werandę, która osłania całą fasadę. Jest to obecnie jedyna oryginalna przybudówka tego typu (podobna przy Bo-haterów Monte Cassino 54 jest repliką). Jej szkielet tworzą słupy, belki i zastrzały z wyra-ziście zaciosanymi krawędziami. Zaciosy za-głębiają się ku górze, co daje efekt skrzywie-nia perspektywicznego, jakie obserwujemy patrząc z dołu na wysokie budowle. W dru-giej dekadzie XX w. była to własność Elmy Lichtenfeld; zachowały się fragmenty kute-go parkanu, zaprojektowanego na jej zamó-wienie przez sopockiego budowniczego Fe-lixa Dosta.

Ostatni remont werandy frontowej domu przy Chopina 29 przeprowadzono w 1974 r., a w 1991 jej stan był określany jako zły. Posa-dowione bezpośrednio na gruncie podwali-ny zapadły się, przez co ściana frontowa osu-nęła się na około 20 cm. Wiosną 2007 r. za-bito deskami drzwi i okna parteru. Dom nie ma opieki, nikt w nim nie mieszka. W lokal-nej prasie ukazała się wizualizacja budynku, jaki ma stanąć po rozbiórce zdekapitalizowa-nego zabytku.

Z powodu głodu mieszkań po drugiej wojnie światowej oraz niedosytu piwnic, ko-mórek i chlewików, werandy w Sopocie utra-ciły funkcję letnich salonów i często przysto-sowywano je na dodatkowe pomieszczenia mieszkalne, sanitarne czy kuchenne. W wie-lu werandach utworzono punkty handlowe i usługowe, co spowodowało nie tylko zmia-nę pierwotnej funkcji, ale też częściowe prze-budowy i przysłonięcie szyldami oraz re-klamami, w wielu wymieniono butwieją-ce podwaliny na podmurówkę, a drewniane pasy podokienne zastąpiono murowanymi

5 | Dawny pensjonat „Dom Polski” Wiktora Kulerskiego przy ul. Grunwaldzkiej 11, wzniesiony w 1895 r. według projektu Carla Kupperschmitta; stan ze stycznia 2008 r.

5

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 16

Page 19: 5-6 2012

ścianami (w ślad za tym podłogi zastąpione zostały posadzkami). Byle jak remontowane i konserwowane prędko przestały być ozdo-bą miasta. Zszarzałe od wilgoci, grzyba i do-datkowo szpecone łuszczącą się farbą dawa-ły świadectwo nieudolności i upadku socjali-stycznej gospodarki.

W 1979 r. zabudowę Sopotu wpisano do rejestru zabytków. Ścisłą ochroną objęto tere-ny z architekturą z końca XIX w., czyli rów-nież dawne domy letniskowe. Nie stworzono jednak programu, który chroniłby zachowa-ną substancję przed postępującą od 1945  r. degradacją. U schyłku lat dziewięćdziesią-tych ubiegłego wieku, kiedy rozpowszechnił się proces wykupu mieszkań komunalnych, wielu sopocian zaczęło dbać o stan technicz-ny i estetykę swoich budynków. Zaczęli do-ceniać detale, podnoszące prestiż zamieszki-wania pod sopockim adresem.

W 1997 r. Rada Miasta Sopotu przyję-ła program rewitalizacji zabytkowego cen-trum, a w latach 1999-2008 zapadły uchwa-ły wspomagające aktywność wspólnot mieszkańców. W grudniu 2000 r. ogłoszo-no program „100 elewacji na stulecie mia-sta”, który zakładał dofinansowanie przez gminę remontów elewacji budynków po-dejmowanych przez wspólnoty mieszkań-ców (warunkiem jest wcześniejsze wykona-nie przez wspólnotę remontu dachu i izo-lacja ścian fundamentowych). To dofinan-sowanie objęło także domy prywatne, które zasiedlają najemcy na podstawie decyzji ad-ministracyjnej. Dotychczas w ramach tego programu wyremontowano 279 kamienic, wiele z werandami; część werand wyremon-towano z funduszu Miejskiego Konserwa-tora Zabytków.

Werandy najmocniej zniszczone grzybem i wilgocią są rozbierane i zastępuje się je re-konstrukcjami. Chociaż cieszą oko, jednak ustępują oryginałom – mniej w nich daw-nej finezji, a dużo uproszczeń, formy ażu-rowe są wycinane komputerowo i to nieste-ty widać. Obcym elementem są montowane bez zgody konserwatora zabytków plastiko-we okna i drzwi z charakterystycznymi sze-rokimi listwami, które nie dość, że odbiera-ją tym przybudówkom lekkość, dodatkowo tworzą pożywkę klimatyczną dla zabójczych mikroorganizmów.

Od kilkunastu lat we współczesnym bu-downictwie Sopotu obserwuje się renesans

werandy. Nie są to jednak dawne przybu-dówki z demontowanymi na lato oknami, do których z mieszkania prowadzą spe-cjalne przejścia. Efekt werandy ogranicza się do samego wyglądu elewacji, ich wnę-trza nie są oddzielone żadną ścianą od sa-lonu. Nowe werandy pojawiają się zarów-no w realizacjach stylizowanych na prze-łom minionych wieków, jak i w obiektach

na wskroś nowoczesnych, jak choćby w ob-wieszonym werandami apartamentowcu „Inpro” przy ul. Grunwaldzkiej 8-10, któ-remu z naprzeciwka sekunduje pod tym względem dawny pensjonat „Dom Polski” Wiktora Kulerskiego (Grunwaldzka 11) ze stuletnimi werandami. Ten ostatni zo-stał zaprojektowany w 1895 r. i zbudowany przez sopockiego przedsiębiorcę budowla-nego Carla Kupperschmitta. Jak na ironię, werandę domu przy ul. Haffnera 47, gdzie mieszkał i zmarł ten zasłużony dla Sopo-tu budowniczy, oszpecono po wojnie kosz-marną przebudową.

Tadeusz T. Głuszko

6 | Weranda domu przy ul. Chopina 29, budynek wzniesiony około 1880 r.; stan z czerwca 2011 r.

(zdjęcia: 1 – Tymoteusz Głuszko, 2-6 – Tadeusz T. Głuszko)

6

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 17

Page 20: 5-6 2012

polskich muzeów i m.in. w tym celu minister kultury i dziedzictwa na-rodowego powołał w lutym 2011 r. Narodowy Instytut Muzealnictwa i  Ochrony Zbiorów z przekształce-nia Ośrodka Ochrony Zbiorów Pu-blicznych. Jednym z zadań instytutu jest wspieranie i standaryzacja digi-talizacji w polskich muzeach. Utwo-rzony przy instytucie zespół eksper-tów ds. digitalizacji obiektów muze-alnych sporządził we wrześniu 2011 r. raport, który następnie upublicznio-ny został m.in. w internecie pod na-zwą „Zalecenia dotyczące planowa-nia i realizacji projektów digitaliza-cyjnych w muzealnictwie”. Należy do-dać, że powstał on w związku z opra-cowanym wcześniej przez Narodowy Instytut Audiowizualny „Katalogiem dobrych praktyk digitalizacji obiek-tów muzealnych”.

Digitalizacja dóbr kultury (za-równo zbiorów muzealnych, jak i bi-bliotecznych) jest jednym z priory-tetowych działań Ministerstwa Kul-tury i Dziedzictwa Narodowego. W 2009 r., podczas Kongresu Kultu-ry Polskiej przedstawiony został do-kument diagnozujący stan cyfryzacji zbiorów, który – jak łatwo się domy-ślić – w opinii ekspertów pozostawiał wiele do życzenia. By zmienić ten stan rzeczy, opracowano „Program digita-lizacji dóbr kultury oraz gromadzenia,

przechowywania i udostępniania obiektów cyfrowych w Polsce 2009- -2020”. Obecnie wdrażany jest pro-gram pn. Wieloletni Program Rządo-wy Kultura+ 2011-2015, którego di-gitalizacja jest jednym z priorytetów.

Ministerstwo Kultury i Dziedzic-twa Narodowego realizuje program digitalizacji dóbr kultury poprzez cztery centra kompetencji, którymi są:

1. Biblioteka Narodowa – digitali-zacja książek i dokumentów pisanych.

2. Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC) – archiwalia, dokumenty i ob-razy fotograficzne.

3. Narodowy Instytut Audiowizu-alny (NInA) – digitalizacja dokumen-tów audiowizualnych, audialnych i fil-mowych.

4. Narodowy Instytut Dziedzic-twa i Ochrony Zbiorów (NIMOZ), a wcześniej także Narodowy Insty-tut Dziedzictwa (dawny KOBiDZ) – zbiory muzealne.

Digitalizacja obiektów trójwymia-rowych − to bardzo złożony proces, w którym rzeczą najbardziej istotną jest uchwycenie autentycznej barwy i  kształtu. Najdoskonalszym rozwią-zaniem w cyfrowym odtworzeniu rze-czywistej tekstury i koloru muzealiów jest skanowanie fotooptyczne 2/3D. Nie ma lepszego sposobu cyfrowej archiwizacji autentycznego wyglądu

..............................................................................................................................................

Digitalizacja przestała być już trudnym słowem, choć nadal jest sporo osób, które dopytują o  jego

znaczenie. A jest to przetwarzanie obiektu rzeczywistego lub analogo-wego na postać cyfrową. Nie powstała sama dla siebie. Od początku stanowi proces wspierający konserwację i  to nie tylko w muzealnictwie, ale tak-że w archiwistyce. Służy już nie tylko do podstawowej dokumentacji kon-serwatorskiej, ale stanowi doskonałe źródło do wszelkich prac badawczych przy zastosowaniu najnowszych osią-gnięć techniki komputerowej. Dziś badania przeprowadzać można na cy-frowym odpowiedniku rzeczywistego obiektu muzealnego, analizować jego teksturę, kolor, działania konserwa-torskie, odnaleźć falsyfikat, zmierzyć z niebywałą dotychczas dokładnością, szybko i łatwo znajdować analogie w całym zbiorze dziedzictwa kulturo-wego. Digitalizacja znacznie zwiększa bezpieczeństwo bezcennych zabyt-ków sztuki. Pozwala nie tylko utwo-rzyć cyfrową wierną kopię rzeczywi-stego zabytku, ale także dzięki proto-typowaniu umożliwia uzyskanie rze-czywistej kopii trójwymiarowej. Digi-talizacja to również wielkie otwarcie się muzeów na świat, popularyzowa-nie zbiorów, upowszechnienie świa-towego dziedzictwa kulturowego. Bo czym innym może być udostępnianie w internecie zbiorów muzealnych na specjalnych platformach cyfrowych.

Digitalizacja zabytków i muze-aliów w Polsce dopiero raczkuje. In-stytucje kultury i firmy usługowe, które już podjęły się tego wyzwania są bardzo odważne. Jak dotychczas, opracowane zostały jedynie ogól-ne wytyczne standardów digitaliza-cji, które dopuszczają dowolność in-terpretacji zasad. Brakuje jednak spój-nego, jednolitego systemu cyfryzacji

Nowy wymiar kultury

21

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 18

Page 21: 5-6 2012

zabytków, jak wierne odwzorowanie jego prawdziwych, bo rzeczywistych kolorów. Po nim następuje proces ob-róbki materiału fotograficznego „klat-ka po klatce” pod indywidualne zapo-trzebowanie. W efekcie końcowym możliwe jest wykonanie z obrazów 2D prezentacji 3D.

Najdoskonalszym obecnie sposo-bem na uchwycenie kształtu i kon-kretnego wymiaru obiektu zabytko-wego jest skanowanie laserowe 3D. Jest to proces pozyskiwania danych przestrzennych o obiekcie, informa-cji o jego geometrii, a także tekstu-rze. Po nim następuje proces obróbki materiału wyjściowego, czyli „chmu-ry punktów” pod konkretne, indywi-dualne potrzeby. Sposób, w jaki wy-korzystamy uzyskane dane jest tak na-prawdę ograniczony tylko przez ludz-ką wyobraźnię.

Na podstawie digitalizacji 2/3D można pozyskać materiał cyfrowy głównie dla takich dziedzin, jak mu-zealnictwo, konserwacja, archeolo-gia, kulturoznawstwo, archiwizacja, inwentaryzacja zabytków. Z materia-łu cyfrowego można otrzymać wyso-kiej jakości obrazy 2D i prezentacje 3D z zachowaniem autentycznych ko-lorów rzeczywistego zabytku.

Na podstawie jednego pomia-ru skanerem laserowym 3D moż-na pozyskać materiał dla różnych dziedzin jego wykorzystania, dla np. konserwacji, renowacji, rekon-strukcji, dokumentacji, archiwiza-cji architektonicznej, inwentaryza-cji zabytków. Z materiału cyfrowe-go można wykonać przekroje, rzuty, kłady, elewacje, jak również wizuali-zacje i modele 3D oraz materialne prototypy.

Zalety skanowania fotooptyczne-go 2/3D:

− precyzja – szczegółowość i do-kładność w uchwyceniu zabytku do-starcza pełnej informacji o jego tek-sturze;

− odwzorowanie rzeczywistych kolorów – obraz cyfrowy, będący re-zultatem fotografii cyfrowej, wiernie oddaje autentyczny wygląd obiektu zabytkowego;

− łatwość archiwizacji – zdigitali-zowane zabytki w łatwy sposób moż-na archiwizować, przesyłać, tworzyć wirtualne odpowiedniki oryginałów oraz katalogować w postaci cyfro-wych zbiorów;

− najwyższa jakość – digitalizacja specjalistycznym sprzętem daje gwa-rancję najwyższej jakości.

Zalety skanowania laserowego 3D:− szybkość – skaner 3D kilkakrot-

nie zmniejsza czas potrzebny na wy-konanie inwentaryzacji obiektu;

− metoda bezinwazyjna − pomiar bezdotykowy, brak kontaktu fizycz-nego;

− brak błędów wynikających z po-miarów, otrzymana „chmura punk-tów” jest wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, dostarcza pełną i do-kładną informację o kształcie obiektu;

− łatwość dokonywania analiz – kompletność danych sprawia, że zmia-na koncepcji nie wiąże się z koniecz-nością ponownego pomiaru, a jedynie z reinterpretacją „chmury punktów”;

− szybkość przygotowania doku-mentacji – w zależności od dokładno-ści i zakresu opracowania;

− łatwość przechowywania da-nych – dane w formie pliku z „chmurą punktów” można przechowywać do-wolnie długo zanim podda się je ob-róbce;

− niższe koszty – szybkość i kom-pleksowość przekłada się na niższe koszty realizacji w stosunku do bardziej tradycyjnych metod inwentaryzacji;

− możliwość przygotowania orto-fotografii (zdjęć w skali o dokładnych wymiarach);

1 | Naczynie kultury przeworskiej – klatka fotograficzna z prezentacji 3D obiektu, który był digitalizowany metodą skanowania fotooptycznego 2/3D

2 | Zdjęcie tego samego naczynia wygenerowane z siatki trójkątów i uprzedniej „chmury punktów” w wyniku skanowania laserowego 3D, widoczna wyraźnie tekstura naczynia

3 | Inwentaryzacja konstrukcyjno- -architektoniczna kościoła NMP Wniebowziętej w Lesznie-Zaborowie

...................................

3

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 19

Page 22: 5-6 2012

− możliwość przygotowania pre-zentacji w formie animacji – wizu-alizacja „chmury punktów” w formie zdjęć − dokładne podstawy do pro-jektowania, a także do zastosowania w marketingu;

− możliwość przygotowania mo-delu 3D skanowanego zabytku.

Skanowanie fotooptyczne 2/3D oraz skanowanie laserowe 3D wyda-ją się spełniać wszystkie wymagania

muzealników. I co ciekawe, spełniają oczekiwania współczesnego odbior-cy sztuki, który za najważniejsze na-rzędzie do poznawania światowego dziedzictwa kulturowego uznaje in-ternet. Ponadto najnowsza technika digitalizacji dóbr kultury umożliwia wszechstronne wykorzystanie jedno-razowo pobranego materiału do róż-nych zastosowań w dziedzinach na-ukowych, a także do być może nieod-krytego jeszcze zastosowania w dzie-dzinie edukacji i promocji zabytków.

Powstałe na początku tego roku i  jedyne w swoim charakterze Stowa-rzyszenie Rozwoju Digitalizacji Dóbr Kultury (www.foto-skanuj.pl) z sie-dzibą w Poznaniu za swój główny cel przyjęło działanie na rzecz digitali-zacji i cyfrowego udostępniania dóbr kultury, upowszechniania dziedzic-twa kulturowego i ochrony zbiorów. Ma za zadanie unowocześnienie wi-zerunku polskich kolekcji dóbr kul-

tury i obiektów zabytkowych, ochro-nę zabytków dzięki zastosowaniu di-gitalizacji, promocję i upowszechnia-nie nowych technologii digitalizacji 2/3D i skanowania 3D na terenie Pol-ski i poza jej granicami. Stowarzysze-nie rozwija i wspiera wszelkie działa-nia związane ze stosowaniem tech-nologii digitalizacji 2/3D i skanowa-nia 3D, udziela wsparcia organizacyj-nego, merytorycznego i finansowego osobom, instytucjom i firmom zajmu-jącym się digitalizacją dóbr kultury,

pomaga w pozyskiwaniu środków fi-nansowych dla firm, instytucji i urzę-dów w celu wykonania usługi digitali-zacji lub uruchomienia pracowni digi-talizacji dóbr kultury.

Założycielami tego stowarzyszenia są osoby od lat związane z muzealnic-twem, konserwacją i ochroną zabyt-ków, archeologią, architekturą, sztu-ką, informatyką. Doskonale poznały one stan i problemy digitalizacji nie tylko w polskich muzeach. Wspierały się także doświadczeniem marki Scan-ning 3D, która od 5 lat podejmuje się wielu realizacji digitalizacyjnych w ca-łym kraju, posiada najnowszy sprzęt do digitalizacji zabytków i muze-aliów, skanowania, prototypowania, drukowania 3D, a także oprogramo-wania do zarządzania, katalogowania i udostępniania zbiorów w internecie. Dzięki tej współpracy stowarzyszenie już na starcie zapewniło sobie możli-wość wsparcia doświadczeniem ludzi i  sprzętu, który może sprostać każde-mu digitalizacyjnemu wyzwaniu.

Obecnie stowarzyszenie wdraża bodajże największy terytorialnie i bar-

dzo ambitny projekt zdigitalizowania zbiorów wszystkich muzeów rejestro-wych zachodniej Polski. Jednym z re-zultatów projektu ma być utworzenie atrakcyjnej wizualnie wspólnej plat-formy wirtualnych muzeów. Dzię-ki wieloletniej współpracy założycie-li stowarzyszenia z marką Scanning 3D w kolejnych wydaniach „Spotkań z Zabytkami” zaprezentowane będą najciekawsze projekty digitalizacyjne.

Paweł Klak

......................................

4 | 5 | Opracowanie przekroju przez kościół i zespół podominikański w Poznaniu na podstawie ortofotografii wygenerowanej z „chmury punktów”, będącej efektem skanowania laserowego 3D

(zdjęcia: 1, 2 – Paweł Klak, 3, 4, 5 – Scanning3D.pl)

.......................................

4

5

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 20

Page 23: 5-6 2012

To, czym są zabytki, wyda-je się oczywiste – to ocala-łe z przeszłości, namacalne ślady działania przeszłych

pokoleń, przedmioty będące świa-dectwem naszych dziejów. Wartość tych obiektów tkwi w ich pochodze-niu, historii, walorach artystycznych i poznawczych. Przywykliśmy do po-dziwiania ich w plenerze, w muze-ach, w albumach fotograficznych. Wi-doczność, namacalność, realne istnie-nie zabytków w przestrzeni fizycznej jest wpisane w ich naturę i trudno wy-obrazić sobie, aby mogło być inaczej. Jako elementy dziedzictwa narodowe-go podlegają ochronie prawnej, opie-ce konserwatorskiej, a często także społecznej.

Istnieje jednak jeszcze inna, nie-materialna forma dziedzictwa, któ-ra poprzez swój ulotny charakter wy-myka się klasycznej definicji zabyt-ku. Mowa tu o wszelkich odziedziczo-nych po przodkach praktykach, wie-dzy, wyobrażeniach, ideach i warto-ściach, umiejętnościach, przekazach, a także związanych z nimi artefak-tach, przedmiotach i miejscach, które kształtują nasze wyobrażenie o rzeczy-wistości. Na równi z zabytkami mate-rialnymi stanowią część naszej spuści-zny kulturowej, elementy, które prze-trwały lub zostały przekazane z  po-kolenia na pokolenie. Podczas gdy za-bytki materialne kształtują naszą rze-czywistość, nadając jej kontekst hi-storyczny, dziedzictwo niematerialne

buduje naszą przestrzeń symbolicz-ną, świat idei, nadając naszej rzeczy-wistości znaczenie. Wzbogaca zabyt-ki materialne wymiarem emocjonal-nym, wartościami wykraczającymi poza aspekty historyczne i estetyczne.

Wartość dziedzictwa niematerial-nego nie tkwi w walorach estetycz-nych czy poznawczych, chociaż te ce-chy może także posiadać. Jego podsta-wową wartością jest fundamentalna funkcja, jaką pełni w budowaniu i pod-trzymywaniu tożsamości jednostek i grup – narodowych, etnicznych, reli-gijnych – z nim związanych. Nadaje jej członkom poczucie przynależności do wspólnoty i przeświadczenie o trwa-niu grupy w czasie i przestrzeni. Dzię-ki temu funkcjonuje jako istotne spo-iwo społeczne, tworzy więzi między pokoleniami, umożliwiając grupom dalsze istnienie i rozwój. Pozytywnie wartościowane dziedzictwo niemate-rialne stanowi przedmiot dumy, cechę określającą, odróżniającą i wyróżniają-cą społeczności z nim związane.

Niestety, w dobie globalizacji, ko-mercjalizacji, unifikacji, rozmycia gra-nic i płynnych tożsamości, ryzyko utraty dobra, jakim jest niematerial-ne dziedzictwo kulturowe, staje się niezwykle realne. Zanik niektórych jego przejawów jest naturalny i wpisa-ny w jego naturę. Mimo to postępują-ce procesy globalizacyjne i moderni-zacyjne stwarzają niespotykane wcze-śniej zagrożenie dla niematerialnych wartości kulturowych. Wspólnoty

pozbawione niematerialnego dzie-dzictwa kulturowego tracą kluczowe odnośniki, co skutkuje marginalizacją i w ostateczności rozpadem tych grup.

Potrzeba ochrony ulotnego dobra, jakim jest dziedzictwo niematerialne, została dostrzeżona przez UNESCO – organizację, której dotychczaso-wą sferą zainteresowania było w dużej mierze dziedzictwo materialne i na-turalne. Starania UNESCO podjęte w celu ochrony dziedzictwa niema-terialnego przyjęły formę uchwalo-nej podczas 32 sesji Zgromadzenia Ogólnego UNESCO w październiku 2003 r. Konwencji w sprawie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturo-wego. Konwencja jest wyrazem olbrzy-miego zainteresowania państw świa-ta kwestią ochrony tego typu dziedzic-twa i dowodem istnienia potrzeby po-dejmowania międzynarodowych dzia-łań w tym zakresie. Jest to pierwszy międzynarodowy traktat, który stwa-rza ramy prawne, administracyjne i fi-nansowe, umożliwiające prowadzenie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego i podnoszenie jego ran-gi. Stanowi zachętę dla krajów świata do dostrzegania wagi tego dziedzictwa i do otaczania go opieką.

Struktura Konwencji opiera się w  dużej mierze na podejściu pro-gramowym Konwencji UNESCO z  1972 r. w sprawie ochrony świato-wego dziedzictwa kulturalnego i na-turalnego – z tą różnicą, że zjawi-ska niematerialne niepoddawane są

.........................................................................................................................................

UNESCO a ochrona dziedzictwa niematerialnego

Zabytki i prawo

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 21

Page 24: 5-6 2012

wartościowaniu. Z tego względu klu-czowe dla Konwencji z 1972 r. poję-cie „wyjątkowej uniwersalnej wartości” (Outstanding Universal Value) zostaje zastąpione podkreśleniem równowar-tości wyrazów i tradycji, unikając ich porównywania i hierarchizowania. Stwierdza się raczej znaczenie żywe-go dziedzictwa dla poczucia tożsamo-ści i ciągłości grup z nim związanych, które je praktykują, przekazują i two-rzą na nowo.

Konwencja z 2003 r. wprowadza definicję niematerialnego dziedzictwa kulturowego, które oznacza „praktyki, wyobrażenia, przekazy, wiedzę i  umie-jętności – jak również związane z nimi instrumenty, przedmioty, artefakty i przestrzeń kulturową – które wspólno-ty, grupy i, w niektórych przypadkach, jednostki uznają za część własnego dzie-dzictwa kulturowego. To niematerial-ne dziedzictwo kulturowe, przekazywa-ne z pokolenia na pokolenie, jest stale od-twarzane przez wspólnoty i grupy w re-lacji z ich otoczeniem, oddziaływaniem przyrody i ich historią oraz zapewnia im poczucie tożsamości i ciągłości, przyczy-niając się w ten sposób do wzrostu posza-nowania dla różnorodności kulturowej oraz ludzkiej kreatywności”. Dla celów Konwencji uwaga kierowana jest „wy-łącznie na takie niematerialne dziedzic-two kulturowe, które jest zgodne z istnie-jącymi instrumentami międzynarodo-wymi w dziedzinie praw człowieka, jak również odpowiada wymogom wzajem-nego poszanowania między wspólnota-mi, grupami i jednostkami, oraz zasa-dom zrównoważonego rozwoju”.

UNESCO wyodrębniło pięć dzie-dzin, w których szczególnie silnie przejawia się niematerialne dziedzic-two kulturowe. Są to:

1 − tradycje i przekazy ustne, w tym język jako nośnik niematerial-nego dziedzictwa kulturowego;

2 − sztuki widowiskowe;3 − zwyczaje, rytuały i obrzędy

świąteczne;4 − wiedza i praktyki dotyczące

przyrody i wszechświata;5 − umiejętności związane z rze-

miosłem tradycyjnym.Dla UNESCO istotnym zada-

niem Konwencji jest wykorzystanie

dziedzictwa niematerialnego w celu ukazania ludzkiej różnorodności kul-turowej i kreatywności, aby ułatwić budowanie dialogu międzykulturo-wego i pokoju na świecie. Jednym z  narzędzi, za pomocą którego orga-nizacja pragnie wypełnić to zadanie, jest prowadzenie list niematerialne-go dziedzictwa kulturowego. System list pomaga zaprezentować równość kultur w ich różnorodności i stano-wi sposób wyrażenia uznania dla spo-łeczności, które pielęgnują swoje dzie-dzictwo niematerialne.

UNESCO prowadzi trzy odręb-ne listy:

1. Lista niematerialnego dzie-dzictwa kulturowego wymagającego pilnej ochrony. Na tę listę wpisywane są zjawiska z zakresu objętego Kon-wencją, które postrzegane są przez związane z nim grupy i Państwa-Stro-ny za zagrożone zanikiem. Wpis na międzynarodową listę ma pomóc w  utrzymaniu żywotności tych zja-wisk poprzez mobilizację międzyna-rodowej współpracy i pomocy dla in-teresariuszy, niezbędnych do podjęcia właściwych działań ochronnych. Do końca 2011 r. na liście znalazło się 27 zjawisk.

2. Lista reprezentatywna niema-terialnego dziedzictwa kulturowe-go ludzkości. Na tę listę wpisywane są praktyki i zjawiska, które pomagają ukazać różnorodność tego typu dzie-dzictwa i podnieść świadomość na te-mat jego znaczenia. Trzon listy sta-nowią elementy, które weszły w skład wcześniejszej Proklamacji Arcydzieł Ustnego i Niematerialnego Dzie-dzictwa Ludzkości. Późniejsze wpisy na listę dokonywane były na podsta-wie kryteriów określonych w związku z uchwaleniem Konwencji. Lista obej-muje 232 wpisy (2011 r.), z czego 90 − to zjawiska uznane wcześniej za Ar-cydzieła Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości.

3. Programy, projekty i działa-nia mające na celu ochronę niema-terialnego dziedzictwa kulturowego. W myśl Konwencji Międzynarodo-wy Komitet może co jakiś czas wybie-rać spośród propozycji nadesłanych przez Państwa-Strony narodowe,

subregionalne i regionalne programy, projekty i działania chroniące dzie-dzictwo niematerialne, które w oce-nie Komitetu najlepiej odzwiercie-dlają cele i zasady Konwencji. Wpisa-ne elementy są następnie promowane i upowszechniane jako wzory praktyk przynoszących pożądane skutki.

Do końca grudnia 2011 r. Kon-wencję ratyfikowały 142 państwa. Polska złożyła dokumenty ratyfika-cyjne w Paryżu 16 maja 2011 r., stając się tym samym 135. Państwem-Stro-ną Konwencji. Akt wszedł w naszym państwie w życie 16 sierpnia 2011 r.

Konwencja sformułowana jest ję-zykiem, który umożliwia stosunkowo proste i elastyczne jej stosowanie, po-zostawiając państwom dużą dowol-ność w jej interpretacji i implementa-cji. Dokument zawiera głównie suge-stie dotyczące wprowadzanych roz-wiązań i propozycje możliwych do podjęcia działań chroniących i pro-mujących dziedzictwo niematerial-ne. Istnieją jednak dwa konkretne wy-mogi, których spełnienie oczekiwane jest od wszystkich państw członkow-skich. Pierwszym z nich jest tworze-nie spisów niematerialnego dziedzic-twa kulturowego znajdującego się na terytorium poszczególnych państw. Inwentarze te mogą być prowadzo-ne centralnie lub regionalnie, dopusz-czalne są też różne systemy klasyfika-cyjne. Stworzenie rejestru na pozio-mie krajowym jest niezbędne w celu sformułowania adekwatnych strate-gii ochrony konkretnych przejawów dziedzictwa niematerialnego. Jest to także krok umożliwiający ubiega-nie się przez państwo o wpisanie no-minowanego przez siebie elementu dziedzictwa niematerialnego na jedną z prowadzonych przez UNESCO list. Drugim wymogiem stawianym przed państwem, które ratyfikowało Kon-wencję, jest konieczność włączenia w proces identyfikacji i ochrony nie-materialnego dziedzictwa kulturowe-go grup, wspólnot i jednostek z nim związanych.

Ścisła współpraca z grupami, wspólnotami i jednostkami – de-pozytariuszami dziedzictwa, nacisk na żywe dziedzictwo i jego ochronę

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 22

Page 25: 5-6 2012

poprzez proces transmisji międzypo-koleniowej stanowią kluczowe zało-żenia Konwencji. W myśl tego doku-mentu, „produkty” związane z dzie-dzictwem niematerialnym, takie jak organizacja festiwali kulturalnych czy

produkcja przedmiotów wykonanych z użyciem tradycyjnych umiejętno-ści rękodzielniczych, są mało istotne. Znacznie ważniejsze jest zapewnienie optymalnych warunków do kultywo-wania i przekazywania dziedzictwa przyszłym pokoleniom, m.in. poprzez edukację formalną i nieformalną.

Społeczności, wspólnoty, gru-py, a w niektórych przypadkach po-jedyncze osoby związane z dziedzic-twem niematerialnym, będące jego depozytariuszami, pełnią fundamen-talną funkcję w procesie identyfika-cji i ochrony jego przejawów. W pro-cesie inwentaryzacji do rejestrów wpi-sane mogą zostać wyłącznie te zjawi-ska, które same związane z nimi grupy

lub jednostki uznają za istotne. Po-nadto depozytariusze dziedzictwa muszą wyrazić świadomą, nieprzy-muszoną zgodę na dokonanie wpisu danego zjawiska do rejestru (na po-ziomie krajowym i ewentualnie mię-

dzynarodowym) i objęcie ich dzie-dzictwa jakimikolwiek działania-mi. Ochrona dziedzictwa niemate-rialnego opiera się przede wszystkim na woli wspólnot, grup i jednostek oraz ich chęci zachowania i przeka-zania tego dziedzictwa kolejnym po-koleniom. Wszelkie działania propo-nowane przez instytucje i osoby z ze-wnątrz muszą być konsultowane i roz-wijane w porozumieniu z przedstawi-cielami zainteresowanych społeczno-ści. Dlatego też Państwa-Strony Kon-wencji zachęcane są do tworzenia or-ganów konsultacyjnych lub mechani-zmów koordynacji, które ułatwiłyby udział wspólnot w  zarządzaniu dzie-dzictwem.

Decyzją ministra kultury i  dzie-dzictwa narodowego zadania związane z koordynacją działań

wynikających z ratyfikacji przez Pol-skę Konwencji z 2003 r. powierzo-ne zostały Narodowemu Instytuto-wi Dziedzictwa (dawnemu Krajowe-mu Ośrodkowi Badań i Dokumen-tacji Zabytków). W Instytucie opra-cowana została strategia, której klu-czowym celem jest rozwinięcie wie-lopoziomowej współpracy na wszyst-kich szczeblach administracji publicz-nej, a także współdziałanie z instytu-cjami pozarządowymi, organizacja-mi kulturalnymi i pracownikami na-ukowymi oraz ośrodkami badawczy-mi w celu ochrony i promocji niema-terialnego dziedzictwa kulturowego, znajdującego się na terenie naszego kraju. Kluczowym elementem reali-zacji przez NID zamierzonych celów będzie utworzenie krajowej listy nie-materialnego dziedzictwa kulturowe-go. Intencją Instytutu jest także wpro-wadzenie odrębnych, bardziej szcze-gółowych rejestrów na poziomie re-gionalnym.

Istotnym elementem działalności NID jest uruchomienie portalu in-ternetowego poświęconego zagadnie-niom związanym z niematerialnym dziedzictwem kulturowym. Na por-talu będzie udostępniona m.in. wciąż rozbudowywana zawartość krajowej listy niematerialnego dziedzictwa kul-turowego.

Ważnym działaniem w ramach strategii NID jest organizacja szkoleń i warsztatów oraz dążenie do wpro-wadzenia lub rozszerzenia programu edukacji i badań nad dziedzictwem niematerialnym na różnych pozio-mach szkolnictwa.

Choć nienamacalne, niematerial-ne dziedzictwo kulturowe stanowi tak samo ważny i realny element wspól-nego dobra, jak zabytki kultury mate-rialnej i w takim samym stopniu jest elementem dziedzictwa narodowego. Konwencja UNESCO z 2003 r. sta-nowi sygnał i zachętę, aby dziedzic-two to dostrzegać i otaczać należytą opieką. W dobie szybkich przemian i  globalizacji stanowi trwały punkt odniesienia, źródło tożsamości i osto-ję w chaosie współczesnego świata.

Julia Włodarczyk

| Procesja Bożego Ciała w Myszyńcu

...............................................................................

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 23

Page 26: 5-6 2012

Z warsztatu historyka sztuki

Aukcje dzieł sztuki w dziewiętnastowiecznym Hôtel Drouot

..................................................................................................................................................

Nowoczesny rynek dzieł sztuki rodził się w ulicz-nych zakamarkach, ma-łych sklepikach ze staro-

ciami i w bogatych siedzibach wy-sokiej klasy marszandów najwięk-szych miast europejskich przełomu XVIII i  XIX w. Jego prężny rozwój postępował w ciągu XIX stulecia, by pod koniec tego wieku światową stolicą rynku sztuki mógł stać się Pa-ryż. Obrót wyrobami artystyczny-mi odbywał się tu w wielu miejscach – u  poślednich bądź wybitnych po-średników, marszandów, w powsta-jących prywatnych galeriach albo na rynku aukcyjnym, przy czym ten ostatni w  drugiej połowie stulecia ogniskował się wokół jednej instytu-cji – Hôtel Drouot.

Od utworzenia w Paryżu izby ko-misarzy aukcyjnych w 1801 r. można mówić o początkach rozwoju francu-skiego rynku dzieł sztuki. Wiek XIX upłynął pod znakiem aukcji organi-zowanych przez wspomnianą insty-tucję, która 1 czerwca 1852 r. ofi cjal-nie otworzyła swoją główną siedzibę. Miejsce to od nazwy ulicy, przy któ-rej stanął gmach, przyjęto nazywać Hôtel Drouot. Popularność domu aukcyjnego rozkwitła w drugiej po-łowie XIX w., co wiązać należy z jed-nej strony z rosnącą liczbą aukcji, ale z drugiej również z ogromną rekla-mą, jaką przyniosły Hôtel Drouot aukcje znanych i cenionych kolekcji dzieł sztuki.

W tych ostatnich należy dopa-trywać się rosnącego zainteresowa-nia życiem Hôtel Drouot. Wynikiem tego zainteresowania stały się publi-kacje na jego temat. Nic tak nie roz-pala bowiem wyobraźni, jak spekta-kularny rozpad i wystawienie na au-kcję misternie konstruowanej przez lata kolekcji. Hôtel Drouot był do-mem aukcyjnym, w którym regular-nie dochodziło do takich sprzeda-ży, co w połączeniu z padającymi re-kordami cenowymi skutkowało sze-rokim zainteresowaniem prasy i lite-ratów.

Z najważniejszych pozycji, opi-sujących działalność Hôtel Drouot w  XIX w., należy wymienić: Hôtel des commissaires-priseurs Champ-fl eury’ego z 1867 r., Petits mystères de l’Hôtel des Ventes Henri Rochefor-ta z  1883  r., Physiologie du curieux, Causeries sur l’Art et la Curiosité Ed-monda Bonaff é z 1878 r., Causeries d’un curieux Felixa-Sebastiena Feu-illeta de Conches wydane w latach 1862-1868. Do tej listy można rów-nież dopisać Kuzyna Ponsa Hono-ré Balzaca z 1847 r., w którym au-tor odmalował nie tylko kolekcjo-nera i jego pasje, ale również prakty-ki i działanie marszandów, oraz An-tykwariusza Waltera Scotta z 1816 r. Najpełniejszy obraz życia domu au-kcyjnego dał jednak w wielotomo-wym dziele, wydawanym co roku w kolejnych tomach w latach osiem-dziesiątych XIX w. Paul Eudel.

Paul Eudel (1837-1911), arma-tor, przemysłowiec, kolekcjoner, kro-nikarz francuskiego życia artystycz-nego, po przeprowadzce z rodzin-nego Nantes do Paryża w 1878  r. współpracował z licznymi czaso-pismami, takimi jak „L’Opinion”, „La Vie moderne”, „Le Figaro”, „Le Temps”, „L’Illustration”. Swoje regu-larne doniesienia z aukcji i rynku ko-lekcjonerskiego dla dziennika „L’In-dépendant” opublikował w  dziewię-ciotomowej serii pt. L’Hôtel Drouot et la curiosité. Jego opisy aukcji dzieł

1

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 24

Page 27: 5-6 2012

sztuki oraz życia towarzyskiego i ko-lekcjonerskiego, skupiającego się wo-kół Hôtel Drouot, przepełnione są anegdotami, ciekawostkami, ale tak-że skrupulatnymi wyliczeniami cen osiąganych w czasie sprzedaży, liczby zainteresowanych zakupami uczest-ników oraz różnorodności wystawia-nych przedmiotów. W tym swoistym pamiętniku autor zawarł kwintesen-cję aukcyjnego rynku Paryża XIX w.

W 1855 r. zmarł w Paryżu James--Alexandre de Pourtalès-Gorgier, twórca jednej z najistotniejszych kolekcji starożytności XIX w. Tuż przed śmiercią jedyną myślą hrabie-go było ocalenie całości swoich zbio-rów i zapewnienie jedności kolekcji. W testamencie wyraźnie zaznaczył, iż spadkobiercy nie mogą wystawić na sprzedaż jego zbiorów przez 10 lat. Pozostało mu liczyć na to, że po

upływie tego okresu niepodzielność zbioru zostanie uznana. Nic bardziej złudnego, od 4 lutego do 21 mar-ca 1865  r. zlicytowano dzieła sztu-ki z  kolekcji Pourtalès. W  półtora miesiąca rozsprzedano antyki, któ-re zbierał pochodzący ze Szwajca-rii bankier z tytułem hrabiowskim przez pięćdziesiąt lat. Pourtalès ko-lekcjonował różnorodne dzieła grec-kiej i rzymskiej sztuki starożytnej, ale szczególne miejsce w jego zbiorach zajmowały wazy antyczne. Poszuki-wał egzemplarzy rzadkich i wyjątko-wych, pozostając przy tym niezwykle wyczulonym i podejrzliwym co do autentyczności obiektów. W efekcie, aukcja Pourtalès stała się gratką dla prawdziwych koneserów i  wysłanni-ków najważniejszych europejskich muzeów.

Kilkutygodniowe aukcje przy-niosły łącznie 2  804  897 franków, a sprzedane dzieła sztuki znalazły się w najodleglejszych zakątkach Euro-py. Kopię Doryforosa Polikleta zaku-pił rosyjski Ermitaż (w 1926 r. trafi -ła ona do Muzeum Pergamońskie-go). Wysłannik British Museum, sir Charles Newton zakupił brązy i an-tyczne wazy. W czasie aukcji tych

ostatnich osiągnięto zawrotne ceny, co poniekąd było wynikiem ostrych starć między Newtonem, wysłanni-kami Luwru i Ermitażu oraz kolek-cjonerami prywatnymi, np. księciem d’Aumale.

W aukcji brali również udział polscy zbieracze, m.in. ks. Włady-sław Czartoryski, jego siostra Izabela z Czartoryskich Działyńska i jej mąż, twórca jednej z najlepszych kolek-cji waz antycznych w Europie owe-go czasu – Jan Działyński. Do dziś zachowały się egzemplarze katalo-gów z  aukcji Pourtalès z odręczny-mi notatkami na marginesach, spo-rządzonymi przez małżonków Dzia-łyńskich. Jan Działyński zakupił na aukcji kilka waz do swojego zbioru, a Izabela Działyńska nabyła antyczne rzeźby, m.in. tzw. głowę Safony, gło-wę Junony i relief.

Na prawdziwą kolekcjonerską ucztę w Hôtel Drouot zapowiadała się pierwsza połowa 1884 r. Na au-kcję miała trafi ć kolekcja Alexandra Basilewskiego. Jej twórca, rosyjski dyplomata, w swoim pałacu przy rue Blanche zebrał wyjątkowe dzieła rze-miosła – wczesnochrześcijańskiego, bizantyjskiego, średniowiecznego

1 | 2 | 3 | 4 | Ilustracje z książki Paula Eudela L’Hôtel Drouot et la curiosité en --, VI année, Paris 1887: „Dziedziniec Hôtel Drouot” – ilustracja rysownika o pseudonimie Comba (1); „Sala w Hôtel Drouot” – tego samego rysownika (2) oraz „Komisarz aukcyjny” – ilustracja rysownika o pseudonimie Job (3) i „Amator” – tegoż rysownika (4)

...............................................................................

2 3 4

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 25

Page 28: 5-6 2012

i z wczesnego renesansu. W wyso-kiej, piętnastometrowej długości ga-lerii, oświetlanej z jednej strony rzę-dem okien, pyszniły się zgromadzo-ne zbiory: szczątki z dekoracji kata-kumb, relikwiarze emaliowane, brą-zy florenckie, majoliki mauretańskie, stalle arcybiskupie, srebra z Dalekie-go Wschodu.

Kiedy kolekcjoner postanowił wy-stawić zbiory na aukcję, zainteresowa-

nie jego skarbami znacznie wzrosło. Rosnące nadzieje paryskich kolekcjo-nerów ostudziła jednak decyzja rosyj-skiego rządu. Po długich negocjacjach car Aleksander III nabył całą kolek-cję za zawrotną sumę 6 mln franków. Była to najwyższa kwota, jaką osią-gnięto w dziewiętnastowiecznym Pa-ryżu. Trudno ocenić, czy planowane wystawienie na aukcji zbiorów zakoń-czyłoby się podobnym finansowym sukcesem. Jeden z aukcyjnych rekor-dów cenowych padł w 1860 r., kiedy sprzedano przedmioty z kolekcji księ-cia Sołtykowa (Soltikoff ) łącznie za 1 800 tys. franków.

Kolekcja Basilewskiego, liczą-ca niewiele ponad 700 dzieł sztu-ki, została przewieziona do Sankt Petersburga i włączona do zbiorów

Ermitażu. Do dziś stanowi główny człon tamtejszej kolekcji wyrobów dawnego rzemiosła artystycznego.

Z kolekcjami rosyjskich bogaczy nie mogły się równać trafiające na au-kcje zbiory polskich arystokratów. W 1885 r. wystawiono na sprzedaż w Hôtel Drouot kolekcję dawnego malarstwa Stanisława hr. Potockiego z Brzeżan, którą można zrekonstru-ować jedynie na podstawie katalogu

aukcyjnego. Znalazły się w nim ob-razy mistrzów holenderskich: Gerri-ta Adriaenszoona Berckheyde’a, Jana van Capelle’a, Cornille de Boysa, po-nadto Charlesa André van Loo i An-toine’a Vestiera. Łączna suma osią-gnięta na aukcji wyniosła 125  tys. franków.

Okazjonalnie na aukcjach poja-wiały się dzieła sztuki i biżuteria, na-leżące do Ksawerego hr. Branickie-go. Trzon zgromadzonych przez nie-go zbiorów znajdował się i do dziś znajduje na zamku w Montrésor. Bezpośredni spadkobiercy fortu-ny tego arystokraty nie interesowa-li się sztuką, niemniej jednak zdecy-dowana większość kolekcji pozosta-ła nienaruszona. Okazjonalnie poja-wiały się na rynku przedmioty cenne

i biżuteria. W 1881 r. rodzina wy-stawiła na aukcję diamentową kolię i dwa diamenty.

Natomiast szczególne emo-cje miała wzbudzić w prasie aukcja po śmierci Eweliny Rzewuskiej pri-mo voto Hańskiej, secundo de Bal-zac. W  1882 r. zostały wystawione na sprzedaż zachowane przez wdowę pamiątki po pisarzu. Większość zo-stała jednak zlicytowana za śmiesz-

ne sumy, a jedynie popiersie Balza-ca dłuta Davida d’Angers’a osiągnęło cenę 3 805 franków.

Pośród kolekcji wystawianych na sprzedaż w Hôtel Drouot znaj-dowały się nierzadko zbiory o cha-rakterze specyficznym, którym Paul Eudel poświęcił również nieco miejsca. Oprócz kolekcji kapeluszy, peruk, tabakier i guzików, od cza-su aukcji zbiorów księcia Demidof-fa w 1880 r. popularnością zaczęły się cieszyć laski ze złotymi gałkami.

5 | 6 | Ilustracje z książki Kazimierza Bulasa Corpus Vasorum Antiquorum. Pologne – Gołuchów: Musée Czartoryski z 1931 r.: antyczna waza (5) oraz amfora z kolekcji Pourtalès, następnie w kolekcji gołuchowskiej (6)

...............................................................................

5 6

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 26

Page 29: 5-6 2012

Z kolei w pierwszej połowie XIX w. popularne stały się poszukiwania przedmiotów należących do zna-nych postaci historycznych, po 1850 r. kolekcjonerzy polowali na pamiątki po osobach sławnych. Paul Eudel pisał: „W przeciągu ostatnich 50 lat, paleta Leona Bonnat, czaszka Wiktora Hugo, legendarna wanna Gambetty, karnet Henri Rochefort, binokle Emila de Girardin, satynowe

białe trzewiki pani Edmond Adam, dłuto Sarah Bernhardt, kij bilardo-wy, którym posługiwał się Grévy, pió-ro, którym pan Thiers podpisał swo-ją dymisję z urzędu prezydenta, po-budzały wszystkie namiętności za-ciekłej żądzy, jeśli zaprezentuje się je na licytacji. Chęć posiadania rze-czy, należących do znanych osób po-zostaje na zawsze pasją kolekcjone-ra i zajmuje swoje miejsce w historii

curiosité” (Paul Eudel, L’Hôtel Dro-uot et la curiosité en 1882, Paris, 1883, s. 135 i n.).

Osobną grupę wśród tych ostat-nich zainteresowanych stanowili pa-sjonaci pamiątek po rewolucjoni-stach. Z jednej strony popularnością cieszyły się wystawiane na aukcjach dokumenty z podpisami Robespier-re’a czy Marata, z drugiej narodził się również swoisty kult dla Marii Antoniny i związanych z nią przed-miotów.

Pozycja Hôtel Drouot na ryn-ku dzieł sztuki nadal pozostaje zna-cząca. W latach siedemdziesiątych XX  w. postanowiono przebudować dotychczasową siedzibę domu au-kcyjnego. Od 1980 r. aukcje odby-wają się pod tym samym adresem, ale w nowoczesnym budynku. Po-mimo prężnie działających w Paryżu oddziałów Sotheby’s (Galerie Char-pentier) i Christie’s (9, Avenue Mati-gnon), siedem na dziesięć aukcji na-dal odbywa się w Hôtel Drouot.

Kamila Kłudkiewicz

7

7 | Obecna siedziba Hôtel Drouot przy rue Drouot w Paryżu

(ilustracje: 1-4 – z książki w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie, 5,6 – z książki w zbiorach Pracowni Ikonograficznej Instytutu Historii Sztuki UAM w Poznaniu, fot. 7 − Kamila Kłudkiewicz)

.................................

Spotkanie z książką

Pod opieką Muz. Pałac Czartoryskich-Potockich. Siedziba Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – to tytuł monografii mieszczącego się pod adresem Krakowskie Przedmieście 15 w Warszawie budynku, który w cią-gu kilku wieków był siedzibą wybitnych postaci oraz instytucji szczególnym zrządzeniem losu związanych z działalnością kulturalną i mecenatem arty-stycznym. Publikacja Jerzego Miziołka i Huberta Kowalskiego wydana w ubie-głym roku przez MKiDN przybliża blisko trzystuletnie dzieje pałacu wraz z jego otoczeniem. Dzięki wielu współczesnym zdjęciom, uka-zującym interesujące detale architektoniczne, a także ar-chiwalnym fotografiom i planom, cyfrowo odnowionym na potrzeby albumu, w całej krasie ukazuje się czytelni-kom pełna wdzięku, choć niestety pozbawiona dziś części rzeźb, elewacja korpusu głównego, a także architektura skrzydeł bocznych i rokokowej kordegardy widocznej od strony Krakowskiego Przedmieścia. Niezwykle ważny ele-ment narracji o tym miejscu stanowi opowieść o miesz-kających w nim niegdyś ludziach – przedstawicielach związanych z pałacem rodów Denhoffów, Czartoryskich i Potockich, a przede wszystkim o wielkich miłośnikach sztuki: Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej oraz jej cór-ce Aleksandrze i zięciu Stanisławie Kostce Potockim, peł-niącym funkcję ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Pretekstem do przytoczenia kilku relacji pa-

miętnikarskich i anegdot stają się także krótsze pobyty w rezydencji takich postaci, jak Napoleon Bonaparte czy Julian Ursyn Niemcewicz; opisano je w rozdziale Żywe obrazy: fakty i anegdoty z życia książąt, hrabiów i ich go-ści. Jeszcze w drugiej połowie wieku XIX miejsce to, wciąż nazywane „pa-łacem Stanisława Potockiego”, zdawało się przyciągać inicjatywy kultural-ne: w rozdziale Salon Ungra i „Tygodnik Ilustrowany” w Pałacu Potockich znaleźć można informacje o odbywających się tam pokazach dzieł sztuki (na

dziedzińcu wystawiono specjalny pawilon, w którym moż-na było podziwiać m.in. obrazy Jana Matejki); funkcjono-wała tam także księgarnia Gebethnera i Wolffa oraz mie-ściła się siedziba jednego z najpopularniejszych wówczas stołecznych czasopism ilustrowanych. W tych samych mu-rach od zakończenia drugiej wojny światowej urzęduje nie-przerwanie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowe-go, którego misja współgra znakomicie z duchem miejsca.

Omawiana publikacja, mając wszelkie walory pracy na-ukowej, dzięki wielości ilustracji i barwnym opisom umoż-liwia ciekawą podróż w czasie do jednego z ważniejszych warszawskich centrów wydarzeń kulturalnych i politycz-nych. Czytelnicy zainteresowani nabyciem książki mogą skontaktować się w tej sprawie z Departamentem Dzie-dzictwa Kulturowego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (tel. 22 42-10-556).

PAŁAC MINISTRÓW KULTURY

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 27

Page 30: 5-6 2012

Serwis dla prezydenta Rzeczypospolitej

Wokół jednego zabytku

Te same cechy wyróżniają serwis wykonany dla prezydenta Rzeczy-pospolitej prof. Ignacego Mościckie-go. Bieli porcelany towarzyszą wyra-finowane, oszczędne złocenia w for-mie szlaczków wypełnionych liśćmi laurowymi wykonanymi w reliefie, w złocie lśniącym i matowym. Głów-nym motywem dekoracyjnym jest złoty orzeł polski, pozbawiony tar-czy, umieszczony bezpośrednio na po-wierzchni naczyń, kontrastujący z bie-lą brzuśców i otoków. Dekorację ser-wisu prezydenckiego zaprojektował i wykonał znakomity specjalista Józef

garnitur śniadaniowy. To właśnie ten fason w wersji stołowej rozpoczyna katalog firmowy Fabryki Porcelany i  Wyrobów Ceramicznych Ćmielów SA wydany w 1938 r. Naczynia w fa-sonie Empire na nóżce mają wyważo-ne proporcje, spokojną linię, pozba-wione są niepotrzebnych dodatków i ozdobników, są smukłe i dobrze za-projektowane. Charakteryzuje je bar-dzo dobra jakość porcelany, subtelne złocenia oraz skromna dekoracja, na ogół w formie pasków lub szlaczków podkreślających krawędzie poszcze-gólnych naczyń.

Wśród olbrzymiej liczby serwisów produkowa-nych w europejskich manufakturach i fa-

brykach znajdują się także takie, które przeszły do historii czy legendy. Chyba najbardziej znany jest miśnieński „Ser-wis Łabędzi”, zaprojektowany przez Johanna Joachima Kändlera i wyko-nany w latach 1737-1741 dla hrabiego Henryka Brühla („Spotkania z Zabyt-kami”, nr 7, 1997, ss. 10-13). Wyjątko-wym serwisem jest także kopenhaska „Flora Danica”, której naczynia ozdo-biono precyzyjnie przedstawiony-mi wizerunkami duńskiej roślinności. Produkcję pierwszego z  nazwanych tak serwisów rozpoczęto w  1790  r., a naczynia dekorowane przykładami duńskiej flory wykonywane są do dziś („Spotkania z Zabytkami”, 1998, nr 9, ss. 11-14). Z historii polskiej cera-miki znamy także takie niezwykłe za-bytki. Chronologicznie pierwszym był z pewnością słynny „serwis sułtański”, wykonany w  manufakturze fajansu w Belwederze w 1777 r. jako dar kró-la Stanisława Augusta Poniatowskiego dla sułtana tureckiego Abdülhamida I („Spotkania z Zabytkami”, nr 5, 1998, ss. 12-15).

Na pierwszym miejscu spośród polskich serwisów porcelanowych na-leży jednak wymienić ten, który po-wstał dopiero ponad 150 lat później. Jest to legendarny „serwis prezydenc-ki”, wyprodukowany przez fabrykę porcelany w Ćmielowie. Serwis wyko-nany został w fasonie Empire na nóż-ce, którego formy uznawane są przez wielu za najbardziej eleganckie wśród polskiej porcelany. Fason Empire na nóżce produkowany był jako serwis stołowy, garnitur do białej kawy oraz

...........................................................................................................................................

1

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 28

Page 31: 5-6 2012

w literaturze przedmiotu. Zbigniew Stadnicki – jak pisze Jerzy Moniew-ski – przeglądając notatki pozosta-wione przez Bronisława Kryńskiego, ówczesnego kierownika techniczne-go fabryki w Ćmielowie, natrafił jed-nak na wiadomość, że w lipcu 1930 r. wysyłane były naczynia dla prezyden-ta RP, uznał więc, że były to naczy-nia z „serwisu prezydenckiego” ( Je-rzy Moniewski, Dokumenty wytwórni porcelany „Świt” w Ćmielowie, Radom

1996, s. 255). Wydaje się, że Stadnicki przeglądał owe dokumenty w związ-ku z przygotowywanym biogramem Kryńskiego, który ukazał się w Słow-niku biograficznym techników polskich dopiero cztery lata po śmierci bada-cza. Chyba także nie zdążył już napi-sać o swym odkryciu, dlatego też war-to do niego powrócić na łamach „Spo-tkań z Zabytkami”. Tym bardziej, że wcześniejsza data – rok 1930 – jako data wyprodukowania „serwisu pre-zydenckiego” znajduje potwierdzenie w źródle z epoki. 16 sierpnia 1930 r. na łamach „Światowida” zostało opu-blikowane zdjęcie kilku naczyń z „ser-wisu porcelanowego P. Prezydenta Rze-czypospolitej” („Światowid”, nr 32, 1930, s. 7). Tym samym – oddając ho-nor Zbigniewowi M. Stadnickiemu – należy przesunąć datowanie „legen-darnego serwisu” o 3-4 lata.

Warto na koniec odnieść się do podpisu pod zdjęciem zamiesz-czonym w „Światowidzie”, z które-go wynika, że serwis dla prezyden-ta RP został „wykonany częściowo za granicą, a częściowo w kraju w Ćmie-lowie”. Z braku dostępnych źródeł

archiwalnych możemy dziś jedy-nie snuć domysły, co było tego przy-czyną. Zbigniew M. Stadnicki we wzmiankowanym artykule z 1980 r. stwierdził wręcz, że serwis zamówio-ny wcześniej w Sèvres „został zdys-kwalifikowany przez władze polskie, ponieważ ani pod względem jakości, ani sposobu wykonania i wyglądu es-tetycznego nie dorównywał »prezy-denckiemu« serwisowi z marką »Ć« w trójkącie”. Mocne słowa, ale trud-

no potwierdzić czy prawdziwe, nie są bowiem mi znane „prezydenckie” naczynia wyprodukowane w Sèvres. W kolekcjach Muzeum Narodowe-go w Krakowie oraz Zamku Królew-skiego w Warszawie przechowywa-ne są natomiast naczynia wykonane w  fabryce w Limoges i dekorowane w malarni „Au Vase Etrusque” w Pa-ryżu. Warto zwrócić uwagę na fili-żanki (obiekt z MNK reproduko-wany w: Bożena Kostuch, Cerami-ka z pierwszej połowy XX wieku w ko-lekcji Muzeum Narodowego w Krako-wie, Kraków 2001, s. 237, poz. 4) – o zupełnie zwyczajnych, cylindrycz-nych kształtach i esowatych uszkach. Od bieli brzuśca odcina się złoty orzeł podmalowany ugrowo, a górną krawędź opasuje złoty szlak, złożony z rombów wykonanych w reliefie. Fi-liżanka do kawy na zdjęciu w „Świa-towidzie” ma dokładnie ten sam fa-son. Porównanie form oraz dekora-cji filiżanek francuskich i polskich wypada zdecydowanie na korzyść porcelany z Ćmielowa.

Bożena Kostuch

Wysocki, opisany w monografii fabry-ki w Ćmielowie jako „wysokiej klasy mistrz w technice nakładania złota re-liefowo tzw. »złotym pudrem« na pla-stycznym podkładzie” (Bolesława Ko-łodziejowa, Zbigniew M. Stadnicki, Zakłady Porcelany Ćmielów, Kraków 1987, s. 28). Pojedyncze naczynia po-chodzące z „serwisu prezydenckie-go” znajdują się w rękach prywatnych, przechowywane są także w zbiorach muzealnych, np. na Zamku Królew-

skim w Warszawie, w Muzeum Naro-dowym w Krakowie i w Muzeum Na-rodowym w Kielcach. Z kolei Mu-zeum Narodowe we Wrocławiu może się poszczycić wyjątkowym talerzem – pośrodku jego dna umieszczony jest napis: „Taki serwis dostarczyła / Panu Prezydentowi R. P. / Krajowa wytwór-nia porce- / lany w Ćmielowie” (Maria Jeżewska, Bogdan Górecki, Ceramika i szkło polskie XX wieku. Katalog zbio-rów, Wrocław 2004, s. 41, poz. 263).

O „serwisie prezydenckim” wspo-mniał w 1980 r. wybitny znawca ce-ramiki Zbigniew M. Stadnicki. On też jako pierwszy nazwał go „legen-darnym” i napisał, że został wyprodu-kowany na przełomie 1933 i 1934  r. (Z. M. Stadnicki, Jubileusz 190-le-cia Ćmielowskiej Wytwórni Porce-lany (cz.  II), „Szkło i Ceramika”, nr 9, 1980, s. 247). I choć we wspo-mnianej monografii Ćmielowa, któ-rej był współautorem, talerz i półmi-sek z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie podpisano jako wykona-ne około 1930 r., to późniejsze dato-wanie – chyba ze względu na więk-szą dokładność – ugruntowało się

...............................................................

1 | Talerz z „serwisu prezydenckiego”, Ćmielów, 1930 r. (w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie)

2 | Naczynia z „serwisu prezydenckiego” na fotografii zamieszczonej w tygodniku „Światowid” w 1930 r.

(ilustracje: fot. 1 − Andrzej Chęć, 2 – Zakład Reprografii Biblioteki Narodowej)

.............................................................2

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 29

Page 32: 5-6 2012

Starokonstantynów na Wołyniu

................................................................................................................................................

Według słynnej „przepo-wiedni Wernyhory”, spisanej pod koniec XVIII w., tuż przed

upadkiem Rzeczypospolitej, naro-dowe odrodzenie dokonać się mia-ło dzięki zwycięskim bitwom, sto-czonym na ziemiach kresowych: „na-ród polski mocniej powstawać zacznie i wpadnie potem na obóz moskiewski pod [Starym] Konstantynowem w ja-rze Hanczarycha, Moskalów zbiją i bić będą do mogił Perepiata i Perepiatychy, gdzie drugi obóz moskiewski wstanie, wszędzie ścieląc trupem moskiewskim wszystkie miejsca” (Stanisław Makow-ski, Wernyhora. Przepowiednie i legen-da, Warszawa 1995, s. 153). Dziś jaru Hanczarycha nikt już wskazać nie po-trafi (podobnie jak legendarnych mo-gił koło Fastowa), a wołyński Staro-konstantynów, najzupełniej realny, ale położony z dala od głównych dróg, należy do miejsc rzadko odwiedza-nych – choć i przeszłość ma bogatą, i zabytki godne uwagi.

Sto kilometrów na południowy wschód od Ostroga, a pięćdziesiąt na

północ od Międzyboża, przy ujściu rze-ki Ikopoć do Słuczy, już w XIII w. ist-nieć miał gród, który potem został do-szczętnie zniszczony. Na jego miejscu powstała wieś Kołyszyńce, w  1501  r. nadana przez króla Aleksandra Ja-giellończyka Janowi Łabuńskiemu. W 1561 r. Kołyszyńce kupił wojewo-da kijowski Konstanty Wasyl Ostrog-ski i jeszcze w tym samym roku uzy-skał od Zygmunta Augusta przywilej na

założenie miasta na prawie magdebur-skim. Nadał mu nazwę Konstantynów i obdarzył własnym herbem.

W trójkącie u zbiegu rzek ry-chło stanął zamek o istotnym znacze-niu, gdyż blokował Czarny Szlak, jed-ną z głównych dróg najazdów tatar-skich. Ordyńcy zostali tu pobici m.in. w 1575 i 1618 r. Po założeniu przez Ostrogskich w 1600 r. drugiego Kon-stantynowa koło Litynia na Podolu ten w woj. wołyńskim zaczęto zwać Starym Konstantynowem i wresz-cie Starokonstantynowem. Chronio-ne przez zamek miasto rozwijało się głównie dzięki handlowi. W 1637 r. Władysław IV potwierdził Włady-sławowi Dominikowi Zasławskie-mu-Ostrogskiemu używanie prawa magdeburskiego (wzorowane na San-domierzu), a także przywileje na jar-marki i skład towarów, przewożonych z Litwy na Podole, Wołoszczyznę i do Turcji (oraz w stronę przeciwną). Rok później miejscowa szlachta w instruk-cji dla posłów na sejm warszawski żą-dała takich samych wzmacniających

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

..........................

1 | 2 | Zamek Ostrogskich: pałac książęcy z basztą obronną (1) i kaplica (2)

1

2

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 30

Page 33: 5-6 2012

obronność przywilejów, jakie miały Zamość i Tarnów, pisząc, że od Kon-stantynowa „cała siła Ukrainy zależy”.

Podczas rebelii Chmielnickiego, w lipcu 1648 r. miasto zajął książę Je-remi Wiśniowiecki, po czym, dyspo-nując ośmioma tysiącami żołnierzy, stoczył na jego przedpolu trzydnio-wą bitwę z sześćdziesięcioma tysiąca-mi Kozaków Maksyma Krzywono-sa. Zadał przeciwnikowi ciężkie stra-ty, przy niewielkich własnych (10-15 tys. wobec 200-300 ludzi). Potem

musiał się wycofać, zostawiając Sta-rokonstantynów na łup buntowni-ków, którzy wymordowali mieszkań-ców, ale bitwa ugruntowała jego wo-jenną sławę. Zrujnowane miasto prze-chodziło później parokrotnie z rąk do rąk. W 1661 r. zniszczył je najazd tatarski, a w 1684 i 1694 r. napady wojsk sułtańskich spoza granicy, któ-ra po zagarnięciu przez Turcję Podo-la przebiegała w odległości 20 km. W międzyczasie w wyniku koligacji

Starokonstantynów znalazł się we władaniu Lubomirskich, w 1720 r. Sanguszków, a pod koniec XVIII w. – Rzewuskich. Po rozbiorach stał się miastem powiatowym guberni wołyń-skiej. Konstancja, żona hetmana Se-weryna Rzewuskiego, który w 1793 r. wyjechał do Galicji, zadłużyła ma-jątek tak znacznie, że w konsekwen-cji przeszedł on w ręce rosyjskie, ku-piony w 1860 r. przez księżnę Aba-melek-Łazariew.

Przewrót bolszewicki w 1917 r. i wywołany przezeń chaos przyniósł miastu i okolicom kolejne w dziejach pasmo nieszczęść, opisane przez Zofię Kossak-Szczucką z oddalonej o kilka-naście kilometrów Nowosielicy w po-wieści biograficznej Pożoga (1922 r.).

Sytuację na krótko uspokoiło zajęcie Starokonstantynowa w lutym 1918 r. przez III Korpus Polski gen. Eugeniu-sza de Henning-Michaelisa. Z polski-mi oddziałami współpracował ówcze-sny proboszcz, ks. Anzelm Zagórski, świetny organizator, który, gdy było potrzeba, „w podziemiach kościelnych, między trumnami, chował kulomio-ty”. W lutym 1920 r. wkroczyły woj-ska odrodzonej Rzeczypospolitej, by po odwrocie i ostatecznym zwycię-stwie powrócić na krótko we wrze-śniu. Starokonstantynów znalazł się 50 km na wschód od granicy usta-lonej w Rydze. Najaktywniejszych

wśród pozostałych w mieście Pola-ków − nauczycieli, kościelnych z para-fii, kolejarzy, urzędników i rzemieślni-ków − w 1934 r. aresztowano i oskar-żono o szpiegostwo na rzecz państwa polskiego.

Zamek w Starokonstantynowie wzniesiony został na planie nieregu-larnego czworoboku w latach 1561- -1571, następnie rozbudowany na po-czątku XVII w. i być może w 1636 r. Od strony miasta na dziedziniec pro-wadzi masywna brama z przejazdem, obramowanym od zewnątrz kamien-nym portalem. Zachowała się też naj-ważniejsza budowla zamkowego ze-społu – usytuowany wzdłuż rzeki pałac książęcy z orientowaną kapli-cą Trójcy Świętej od wschodu i basz-

tą obronną w zachodnim narożni-ku. Kaplica o półkoliście zamknię-tym prezbiterium, grubych murach z przyporami i gotyckich oknach, ma od południa przybudówkę (zakry-stię) z okienkami-strzelnicami. We-wnątrz podczas prac konserwator-skich w  1987 r. odsłonięto malowi-dła, przedstawiające herb Ostrog-skich oraz portrety prawdopodob-nie Konstantego Wasyla i jego syna Aleksandra, wojewody wołyńskie-go. Dostawiona od północy kruchta oraz parawanowa dzwonnica pocho-dzą z XVIII w. Obecnie zamkowa ka-plica należy do cerkwi prawosławnej

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

3 | 4 | Kościół dominikanów: wieża (3) i wnętrze nawy (4)

................................................................................

3 4

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 31

Page 34: 5-6 2012

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

patriarchatu kijowskiego. Dwukon-dygnacyjny pałac z wejściem od dzie-dzińca i wydatnym ryzalitem w stro-nę rzeki mieścił nie tylko mieszkalne komnaty, ale także arsenał. W XIX w. umieszczono w nim rosyjskie urzę-dy, potem popadł w ruinę, a teraz jest stopniowo odbudowywany. Efektow-ną owalną wieżę narożną wieńczy re-nesansowa attyka grzebieniowa.

W latach 1612-1618 książę Janusz Ostrogski wybudował dla zakonu do-minikanów klasztor i kościół pod we-zwaniem Oczyszczenia Najświętszej Marii Panny. Ponieważ miejsce z oczy-wistych względów musiało być obron-ne, wzniesiono potężną, siedemdzie-sięciometrową wieżę na planie kwa-dratu o boku 14 m. Ściany trzymetro-wej grubości prócz okien zaopatrzo-ne zostały w strzelnice. Jednonawo-wy kościół najdosłowniej ukrył się za wieżą. O jego pierwotnym wyposaże-niu brak bliższych wiadomości. W ra-mach represji po powstaniu listopa-dowym Rosjanie skasowali klasztor. Kościół stał zdewastowany przez dwa-dzieścia lat, nim w 1853 r. przejęli go prawosławni i przebudowali na cer-kiew Podwyższenia Krzyża. W latach

trzydziestych XX w. świątynia została zamknięta, po 1945 r. „użytkował” ją oddział milicji, urządzając wewnątrz strzelnicę i doprowadzając do kom-pletnej ruiny. Pozostały ściany bez sklepień, z fragmentami fasady i pię-ciokątnym prezbiterium. W 2003 r. podominikańskie obiekty przekaza-no cerkwi prawosławnej patriarchatu moskiewskiego.

W centrum Starokonstantynowa (przy dzisiejszej ul. Ostrogskich) w  1754 r. stanął kościół św. Jana Chrzciciela z klasztorem kapucynów, fundacji ordynata ostrogskiego Janu-sza Sanguszki. Projekt bezwieżowej, trójnawowej bazyliki przypisuje się na-dwornemu architektowi Sanguszków

− Pawłowi Antoniemu Fontanie. Kon-sekracji dokonał w 1788 r. biskup łucki Franciszek Komornicki. Po rosyjskiej kasacie zakonu w 1887 r. kościół stał się kościołem parafialnym. W  1935  r. w związku z prześladowaniami Po-laków zamknęły go władze sowiec-kie. Otwarty pod okupacją niemiecką w 1942 r., został ponownie odebrany katolikom w 1947 r. i zamieniony na dom kultury (z dansingiem), a całe wy-posażenie przepadło. W 1989 r. pro-boszcz odrodzonej parafii − ojciec Sta-nisław Padewski, kapucyn z krakow-skiej prowincji zakonu, uzyskał zwrot świątyni. Po remoncie poświęcił ją bi-skup kamieniecki Jan Olszański (choć miasto leży na Wołyniu, należy dziś do tej podolskiej diecezji). W skromnie

urządzonym wnętrzu gromadzi się nie-wielka, licząca 350 wiernych wspólno-ta. Kapucyni, którzy powrócili po la-tach, odzyskali również klasztor.

Pytanie o drogę do zamku za-prowadziło nieoczekiwanie do jesz-cze jednego, znacznie młodszego za-bytku. Wskazane z daleka czerwo-ne mury okazały się stojącymi nad brzegiem Ikopoci ruinami przemy-słowego młyna z datą „1905” na fa-sadzie. Wielki eklektyczny gmach był własnością Dubasowa, miejscowego przedsiębiorcy, producenta cukru.

Na całkowicie zniszczonym cmen-tarzu katolickim w Starokonstanty-nowie do najokazalszych należał gro-bowiec rodziny Pruszyńskich, z mo-

numentalną figurą anioła. W 1907  r. w  pobliskiej Wolicy Kiereszynej, w dworze, który już nie istnieje, uro-dził się pisarz Ksawery Pruszyński. Natomiast znany z Pożogi neogotycki pałac w Nowosielicy, choć splądrowa-ny, ocalał, gdyż umieszczono w  nim szkołę. Około 1820 r. zbudował go Ludwik Giżycki, potem należał do dóbr Potockich z Antonin. W 1912 r. zamieszkał tu jako dzierżawca Ste-fan Szczucki, mąż Zofii Kossak, któ-ra w zakończeniu swej powieści dekla-rowała: „Odejdziemy od tych stron, ale przed odejściem – na wyniosłej górze, w ciszy serc bijących – ślubujemy wiecz-ną wiarę i miłość tej ziemi”.

Jarosław Komorowski

5 | Kościół św. Jana Chrzciciela

6 | Pałac w Nowosielicy

(zdjęcia: Jarosław Komorowski)

................................................................................

5

6

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 32

Page 35: 5-6 2012

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

Rozległa, malownicza kra-ina na południowy wschód od Przemyśla, już poza gra- nicą Polski, między Chy-

rowem, Samborem i Dobromilem, to dziś tereny peryferyjne, dość sła-bo zaludnione i rzadko odwiedzane. Niegdyś jednak przebiegał tędy waż-ny szlak handlowy z Przemyśla na Węgry, a obfite pokłady soli stymu-lowały rozwój gospodarczy okolicz-nych miejscowości. Dla zapewnienia bezpieczeństwa kupców przewożą-cych towary i dla obrony pobliskich osad, w 1450 r. ówczesny właściciel tych ziem, Mikołaj Herburt, wzniósł w swych włościach drewnianą straż-nicę. Na jej budowę wybrał wynio-słe wzgórze, zwane potocznie Śle-pą Górą (albo też, od nazwiska wła-ścicieli zamku, określane jako Góra Herburt), usytuowane na gruntach wsi Tarnawa, około 5 km na południe od Dobromila. Jest to jedno z naj-dalej na wschód wysuniętych wznie-sień Pogórza Przemyskiego. Wybór lokalizacji warowni był podyktowa-ny znakomitymi walorami strategicz-nymi tego miejsca. U podnóża góry, od wschodu, przebiegał stary trakt handlowy, wymagający szczególnej ochrony. Góra Herburt, jako najwyż-sze wzniesienie w okolicy, stanowi-ła widoczną z odległości kilku kilo-metrów dominantę i była doskona-łym punktem obserwacyjnym dla sta-cjonującej tu załogi. Bezleśny niegdyś szczyt przypominał wyniosły i stromy stożek o wąskim, wydłużonym wierz-chołku. Od południowej strony spa-dzistego zbocza, w głębokiej dolinie przepływa rzeka Jasienka, uchodzą-ca do Wyrwy (dopływu Sanu), która broniła dostępu do wysoko położo-nej, trudno dostępnej warowni, czy-niąc to miejsce wygodnym do obrony i umożliwiającym bezpieczne schro-nienie dla okolicznej ludności.

Na temat średniowiecznego za-meczku w Tarnawie nie zachowa-ły się przekazy historyczne. Jego wy-gląd pozostaje nieznany, wiadomo je-dynie, że mimo doskonałych, jak by się zdawało, warunków obronnych strażnica utrzymała się niecałe 50 lat. W 1497 r. zamek uległ najazdowi Ta-tarów i spłonął. Przez ponad pół wie-ku miejsce to pozostawało opusz-czone.

W drugiej połowie XVI w. góra odzyskała swoje warowne znacze-nie. W tym czasie jedną z bardziej

Zapomniane zamczysko..........................................................................

1 | Brama wjazdowa do zamku w Tarnawie

2 | Plan zamku (oprac. Ewa Korpysz wg Aleksander Czołowski, Dawne zamki i twierdze na Rusi Halickiej, „Teka konserwatorska. Rocznik Koła CK Konserwatorów starożytnych pomników Galicyi wschodniej”, t. I, 1892, ss. 78-80); ciemnym kolorem zaznaczono zachowane fragmenty ruin A – wielka basteja B – brama wjazdowa C – ciągi murów obronnych D – fundament mniejszej bastei E – rekonstrukcja pozostałej części zamku

1

2

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 33

Page 36: 5-6 2012

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

liczących się postaci na ziemi przemy-skiej był Stanisław Herburt, kasztelan lwowski, starosta samborski i droho-bycki, posiadający też godność żup-nika ruskiego i piastujący inne, ważne urzędy ziemskie. Stanisław Herburt dysponował ogromną fortuną, którą częściowo przeznaczał na finansowa-nie przedsięwzięć artystycznych. Za-trudniał budowniczych i rzeźbiarzy. Był dobrodziejem kościoła w Sambo-rze, łożąc na jego rozbudowę i wypo-sażenie, a w swoich dobrach w Felsz-tynie zainicjował rozbudowę mauzo-leum rodowego i zlecił wykonanie ala-bastrowego nagrobka z rzeźbioną fi-gurą swego brata, Walentego Herbur-ta, biskupa przemyskiego.

W 1566 r., staraniem Stanisława, król Zygmunt August założył nowe miasto w dobrach Herburtów, nada-jąc prawo magdeburskie osadzie Do-bromil, leżącej w zachodniej części wło-ści. Stało się ono główną siedzibą ro-dową. Miasto zostało częściowo ufor-tyfikowane murem i miało trzy bra-my: od strony Przemyśla, Boniowców i Chyrowa. Z fundacji kasztelana po-wstał murowany kościół parafialny (ist-nieje do dziś, zob. „Spotkania z Zabyt-kami”, nr  4, 2007, ss. 18-20), w któ-rym również była przewidziana budo-wa kaplicy grobowej. Stanisław Her-burt wzniósł też w sąsiedztwie kościoła rezydencję, nazwaną tradycyjnie zam-kiem dolnym (niskim), dla odróżnienia od tarnawskiego zamku wysokiego. Bu-dowla ta od XIX w. nie istnieje, znana jest jednakże z opisów, pochodzących z 1772 r., kiedy po pierwszym rozbiorze Polski ostatnia właścicielka dóbr do-bromilskich, Zofia z Krasińskich księż-na Lubomirska, musiała zrzec się swego majątku na korzyść rządu austriackie-go. W sporządzonym wówczas inwen-tarzu był wymieniony murowany pa-łac o dwóch kondygnacjach, z 21 poko-jami. Według ustnych relacji starszych mieszkańców miasta, po drugiej wojnie światowej stała jeszcze część muru, ota-czającego posiadłość. Dziś jedyną po-zostałością po rezydencji jest prawdo-podobnie bramka w murze okalającym kościół od południa.

Równocześnie z tymi inwesty-cjami Stanisław Herburt rozpoczął

budowę murowanej obronnej strażni-cy, mającej za zadanie strzec szlaków komunikacyjnych w dolinach Strwią-ża i Wyrwy, i bronić dostępu do Do-bromila, miasta wprawdzie częścio-wo umocnionego, ale narażonego jed-nak na ataki. Zamek, zwany wysokim, został ulokowany na miejscu dawniej-szej, zniszczonej warowni na szczycie góry Herburt. Budowla, wzniesiona z kamienia rzecznego i cegły, była za-opatrzona w potężną basteję chronią-cą przejazd bramny oraz w dwa cią-gi murów ze strzelnicami. Wewnątrz znajdowały się umocnione stanowi-ska ogniowe, przystosowane do no-woczesnych sposobów walki, a pod zamkiem istniały kazamaty. Zamek nie spełniał jednak należycie swych funkcji i w pierwszym dziesięcioleciu XVII w. został przebudowany przez kolejnego właściciela.

W latach 1601-1616 dobra na-leżały do Jana Szczęsnego Herbur-ta (1567-1616), bratanka Stanisła-wa. Była to postać barwna, ale i kon-trowersyjna: zręczny polityk, karie-rowicz i awanturnik. Otrzymawszy w spadku posiadłości dobromilskie, przystąpił w 1609 r. do rozbudowy zamku, przystosowując go do potrzeb bezpiecznej, a jednocześnie wygod-nej siedziby. Ze względu na oddale-nie od miasta warownia była szczegól-nym azylem dla Szczęsnego. Ten bo-wiem, po spędzeniu dwóch lat w wię-zieniu wawelskim w oczekiwaniu na karę śmierci za zdradę króla i udział

w rokoszu Zebrzydowskiego, został w końcu zmuszony do odbycia aresz-tu domowego w swoich włościach. Tam jednak nadal prowadził w ukry-ciu antykrólewską działalność poli-tyczną, a wyizolowany zamek zapew-niał mu swobodę działań.

Jan Szczęsny wzmocnił i podwyż-szył mury zamku, nadbudował głów-ną basteję, lokując na jej piętrze po-mieszczenia mieszkalne, a na dzie-dzińcu wzniósł dodatkowy budynek o charakterze reprezentacyjnym. Wy-gląd tego budynku jest dziś nieznany, zachował się jedynie fundament ma-łej bastei, stanowiącej zapewne jego umocnienie. Istnieją natomiast sie-demnastowieczne relacje, które odno-towują m.in. wielką salę, zdolną po-mieścić aż trzy wesela jednocześnie (!). Również z opisów ówczesnych by-walców zamku wiadomo o istnieniu tam interesującej dekoracji, pokrywa-jącej ściany komnaty. Stanowiły ją ma-lowidła o wymowie alegorycznej, sła-wiące rokosz Zebrzydowskiego, uzu-pełnione wierszami autorstwa Szczę-snego, który też był pomysłodawcą programu ideowego całości. Taka de-koracja mogła być przeznaczona do oglądania tylko dla kręgu zaufanych odbiorców.

Nie ma pewności, czy Jan Szczę-sny ukończył rozbudowę zamku. Za-dłużone dobra odziedziczył po śmier-ci ojca w 1616 r. Jan Leon (Lew), nie udało mu się jednak ich utrzy-mać i  w  1622 r. zmuszony był zrzec

3 | Ciąg murów od strony zachodniej

4 | Sień

(zdjęcia: Ewa Korpysz)

.............................

3

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 34

Page 37: 5-6 2012

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

się majątku na rzecz wierzycieli. Po jego bezpotomnej śmierci wygasła li-nia rodu Herburtów dobromilskich. Pozostałości ogromnej niegdyś fortu-ny przeszły w ręce Czuryłłów, potem Sieniawskich, Krasińskich i Lubomir-skich. Opuszczony zamek niszczał. W  kronikach klasztoru bazylianów, usytuowanego na sąsiednim wzgórzu (o klasztorze w: „Spotkania z Zabyt-kami”, nr 11, 2008, ss. 18-20) jest na-wet wzmianka o pozwoleniu na roz-biórkę ruin, wydanym w 1784 r. przez właścicielkę Tarnawy, Annę Biało-głowską. Pozyskiwany w ten sposób

przez zakonników budulec miał słu-żyć pracom przy klasztorze. Wpraw-dzie rozbieranie zamku nie mogło się odbywać na większą skalę, ponie-waż monastyr już istniał i nie wyma-gał materiału, ale fakt ten potwierdza, iż zamek nie był już wówczas zamiesz-kany i nikomu nie służył.

Sto lat później, pod koniec XIX w. ruiny zamku zostały zbadane, opi-sane i pomierzone przez pierwszych inwentaryzatorów i konserwatorów −  Aleksandra Czołowskiego i Wła-dysława Łuszczkiewicza. Przedstawio-ny przez nich stan zachowania wa-rowni niewiele różni się od tego, co można oglądać dzisiaj. Przez następny wiek zamek nie uległ dalszemu znisz-czeniu, ale nie był też objęty żadny-mi pracami zabezpieczającymi. Po-nadto pozostawał na marginesie za-interesowań badaczy. Dotychczas nie

przeprowadzono w obrębie ruin żad-nych prac architektonicznych i arche-ologicznych, które, przy niedostatku źródeł pisanych i ikonograficznych, pomogłyby wyjaśnić dzieje budowy i  precyzyjniej określić dawny wygląd siedziby.

Zamek zajmuje cały wąski wierz-chołek wzgórza, rozciągniętego w kie-runku północny zachód – południo-wy wschód. Jego plan jest zbliżony do wydłużonego prostokąta z zaokrąglo-nymi krótszymi bokami, o wymiarach około 80 x 25 m. Budowlę wzniesio-no z kamienia rzecznego spojone-

go zaprawą wapienną i z cegły uży-tej w murach, otworach i detalach ar-chitektonicznych. Do dnia dzisiejsze-go zachowała się północno-zachodnia część zamku, obecnie ukryta wśród gęstego lasu porastającego szczyt góry. Znajduje się tu potężna, wieloboczna basteja o średnicy wewnętrznej około 17 m oraz idące od niej dwie równole-głe ściany murów obwodowych, dłu-gości około 25 m. Poza tym na pół-nocno-wschodnim spadku wzgórza znajduje się relikt w postaci kamien-nego fundamentu o zewnętrznym za-rysie wielobocznym, a wewnątrz pół-kolistym. Stanowi on podstawę nieza-chowanej mniejszej bastei, umacniają-cej niegdyś ciąg murów z tej strony.

Najważniejszym elementem jest wspomniana masywna basteja, bę-dąca jednocześnie reprezentacyj-ną, frontową częścią założenia. W jej

przyziemiu, na dłuższej osi zam-ku, umieszczono półkolistą bramę ze sklepioną sienią przejazdową oraz fur-tę dla pieszych. Brama zachowała śla-dy prowadnicy do opuszczania kraty. Powyżej znajdują się pozostałości ta-blicy herbowej, bardzo dziś zniszczo-nej i nieczytelnej, ale opisanej przez Łuszczkiewicza i Czołowskiego. W jej prostokątnym polu ujętym pilastrami widniał herb Herburtów (trzy skrzy-żowane miecze przebijające jabłko). Ponadto znajdowały się na niej lite-ry „SHKL”, a poniżej napis „Obrona ma…” i data „1614”. Litery „SKHL” odnoszą się do Stanisława Herburta, kasztelana lwowskiego, który rozpo-czął budowę warowni w drugiej poło-wie XVI w. Z kolei data „1614” – to czas zakończenia rozbudowy zam-ku przez Jana Szczęsnego. Inskrypcja „Obrona ma...” przypomina, iż zamek był dla rokoszanina miejscem bez-piecznym, w którym mógł swobodnie rozwijać swoją działalność polityczną.

Pomieszczenia po obu stro-nach sieni, dziś zrujnowane, zacho-wały resztki sklepień. Znajdowa-ły się tu kazamaty i miejsca dla ryce-rzy. Dolna kondygnacja bastei pełni-ła bowiem funkcję obronną. Świadczą o tym potężne mury o grubości oko-ło 2 m, w  których istniały dwa pię-tra strzelnic, zaopatrzonych od we-wnątrz w  obszerne komory umożli-wiające wygodne umieszczenie zało-gi i ostrzeliwanie znacznego obsza-ru. Piętro elewacji powyżej strzelnic powstało później, już za czasów Jana Szczęsnego i zostało oddzielone wy-raźnym gzymsem, powyżej którego następuje uskok. Mury tej kondygna-cji są cieńsze (około 1,4 m), zbudo-wano je z użyciem większej, niż poni-żej, ilości cegły. Duże otwory okien-ne wskazują, że ta część miała charak-ter mieszkalny. Basteja frontowa zo-stała zwieńczona lekką ceglaną attyką o motywie arkadek z otworami strzel-niczymi, która w większej części za-chowała się do dziś.

Pozostałe mury, od strony pół-nocno-wschodniej oraz północno- -zachodniej są niższe od bastei i  mają rząd strzelnic umieszczony na wysokości drugiej kondygnacji

4

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 35

Page 38: 5-6 2012

SPOTKANIA NA WSCHODZIE

budynku głównego oraz arkadko-wą attykę z  otworami strzelniczy-mi. Wewnątrz, poniżej górnego pasa strzelnic, są widoczne gniazda po bel-kach drewnianego ganku obronnego. Oba ciągi murów kończą się od stro-ny południowej charakterystyczny-mi strzępiami, wskazującymi na pla-nowane lub istniejące niegdyś, dalsze części murów.

Pozostała część zamku nie zacho-wała się albo nigdy nie została zreali-zowana. Warownia mogła bowiem pozostać nieukończona przez Szczę-snego z uwagi na brak funduszy, ogromne długi i jego śmierć w 1616 r. Na podstawie zachowanych fragmen-tów budowli przyjmuje się tylko hi-potetycznie, że było to symetryczne, trójczłonowe założenie na planie wy-dłużonego prostokąta, z dwiema wiel-kimi, wielobocznymi bastejami na każdym z krótszych boków i dwiema

mniejszymi pośrodku boków dłuż-szych. Obie wielkie basteje (z  któ-rych jedna jest zachowana) mogły peł-nić funkcje obronno-mieszkalne i są-siadowały z  kwadratowymi dziedziń-cami rozdzielonymi jeszcze jednym budynkiem mieszkalnym, usytuowa-nym pośrodku założenia i umocnio-nym małymi bastejami lub może basz-tami. To właśnie w tym budynku mia-łaby się znajdować owa dekorowana malowidłami wielka sala na trzy we-sela, opisana w relacjach świadków w XVII w.

Jeśli tak przedstawiona rekon-strukcja pierwotnego wyglądu zosta-łaby potwierdzona, to zamek mógł stanowić interesującą, unikatową for-mę założenia basztowo-bastejowego, w którym najsilniejsza obrona ognio-wa skupiała się w bastejach. Typ zam-ku bastejowo-basztowego był rozpo-wszechniony na ziemi przemyskiej

w  drugiej połowie XVI w. i  wystę-pował w różnych wariantach, jednak zwarta, symetryczna forma, jaka mo-gła istnieć w Tarnawie, nie ma analo-gii. Zamek w  Tarnawie nie był włą-czony w żaden system obronny i sta-nowił odosobnioną placówkę. Za-pewne jego rola nie ograniczała się wyłącznie do zadań obronnych, ale miał on również znaczenie jako bez-pieczna, a zarazem wygodna siedziba rodowa.

Tę i wiele innych kwestii, związa-nych z zagadkową budowlą, jej wyglą-dem, funkcją i wyposażeniem, mogły-by rozstrzygnąć jedynie komplekso-we badania wykopaliskowe. Niestety, nigdy ich na wzgórzu nie przeprowa-dzono. Zamek pozostaje w stanie mo-numentalnej, tajemniczej ruiny, cią-gle niezbadanej i właściwie nieco za-pomnianej.

Ewa Korpysz

Spotkanie z książką

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego od 2007 r. realizuje między-narodowy projekt „Ostbalticum”, którego celem jest rekonstrukcja i udo-

stępnienie naukowcom zniszczonych, zagubionych i rozproszonych podczas drugiej wojny światowej zbiorów muzealnych z terenu dzisiejszych republik bał-tyckich, okręgu kaliningradzkiego i północno-wschodniej Polski.

W 2006 r. w Muzeum Historyczno-Artystycznym w Kaliningradzie odnale-zione zostały księgi inwentarzowe dawnego Prussia-Museum, cenny zabytek stanowiący źródło do poznania przeszłości regionu Morza Bałtyckiego. Wów-czas to w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego podjęto decyzję o poddaniu tego archiwum gruntownej konserwacji, a także o opisaniu za-bytku wspólnie z archeologami niemieckimi i rosyjski-mi. Tak się też stało, a efektem tych decyzji była wyda-na w 2008 r. przez Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwo-wych oraz Archiwum Państwowe w Olsztynie we współ-pracy z Departamentem Dziedzictwa Kulturowego Mini-sterstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego polsko-rosyj-sko-niemiecka publikacja Archeologiczne księgi inwenta-rzowe dawnego Prussia-Museum. Aestorium Hereditas I pod redakcją Anny Bitner-Wróblewskiej (zob. „Spotkania z Zabytkami”, nr 11, 2009, s. 29).

To był pierwszy tom z serii Aestorium Hereditas, pod-sumowującej kolejne etapy projektu „Ostbalticum”. Pod koniec 2011 r. ukazał się tom drugi, Archeologiczne dziedzictwo Prus Wschodnich w archiwum Feliksa Jakob-sona. Aestorium Hereditas II, pod redakcją Tomasza Nowakiewicza. Publika-cja przypomina dokonania łotewskiego archeologa Feliksa Jakobsona (1896-

-1930), który pracował w Królewcu. Archiwum naukowca – obejmujące kilka ty-sięcy dokumentów ze zbiorów muzealnych Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy i Es-tonii – przechowywane jest w Dziale Archeologii Narodowego Muzeum Histo-rii Łotwy w Rydze. Reprezentujący to muzeum Jānis Ciglis napisał pierwszy za-mieszczony w publikacji artykuł o naukowym dziedzictwie Jakobsona.

Autorami pozostałych tekstów są polscy naukowcy: Anna Bitner-Wróblewska (Państwowe Muzeum Archeologiczne w Warszawie), Tomasz Nowakiewicz (In-stytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego) i Aleksandra Rzeszotarska-

-Nowakiewicz (Instytut Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk). Auto-rzy scharakteryzowali wartość źródłową archiwum Jakobsona, dokonali tereno-wej weryfikacji danych z archiwum na przykładzie cmentarzyska w Lasowiecu koło Mrągowa, opisali zbadane przez Jakobsona cmentarzysko w Marszałkowsz-czyźnie na terenie Litwy. Na podstawie danych z archiwum dokonali też anali-zy wczesnośredniowiecznych zabytków – zapinek podkowiastych (popularnych ozdób) i mieczy jednosiecznych.

Głównym trzonem publikacji jest część druga, czyli katalog zawierający cha-rakterystykę 208 stanowisk archeologicznych z obszaru dawnych Prus Wschod-nich, znajdujących się obecnie na terytorium Polski, Rosji, Litwy i Białorusi.

Większość z nich została zniszczona w czasie drugiej woj-ny światowej, archiwum Jakobsona jest jedynym źródłem pozwalającym na rekonstrukcję tego utraconego dzie-dzictwa archeologicznego Polski.

Jak czytamy we wstępie: „W całym tomie przeplata-ją się dwa wątki: prezentacja zidentyfikowanych materia-łów archeologicznych i próba zarysowania towarzyszące-go im kontekstu – zarówno kulturowego, jak i wynikają-cego z krytycznej analizy dostępnych danych”.

Wszystkie teksty zostały opublikowane w wersji pol-skiej, łotewskiej i niemieckiej. Tom, wydany w formacie albumowym, ilustruje ponad 500 zdjęć i rysunków, za-mieszczono tu również obszerną bibliografię, a uzupełnia-jące materiały – pełną cyfrową dokumentację kart z ar-

chiwum – zgromadzono na dołączonej płycie CD.Czytelnicy zainteresowani nabyciem książki mogą skontaktować się w tej

sprawie z Departamentem Dziedzictwa Kulturowego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (tel. 22 42-10-556).

Warto dodać, że pod koniec roku ukaże się trzeci tom z serii Aestorium Hereditas, poświęcony opracowanemu przez Michała Brensztejna inwentarzo-wi archeologicznemu guberni kowieńskiej, a w 2015 r. opublikowany zostanie ostatni tom, stanowiący podsumowanie projektu „Ostbalticum” (więcej infor-macji o projekcie można znaleźć na stronie internetowej: www.mkidn.gov.pl/ostbalticum).

ARCHIWUM FELIKSA JAKOBSONA

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 36

Page 39: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

magazyny, a strychy wykorzystywa-no jako suszarnie papieru. W XVII i XVIII w. na trzeciej kondygna-cji, w części pomieszczeń strycho-wych, ściany przyozdobiono malo-widłami zawierającymi elementy ro-ślinne oraz świeckie sceny rodzajowe (zachowały się do dziś!), co świadczy

Duszniki powódź, która zniszczy-ła młyn. Właściciel papierni – Grze-gorz Kretschmer – w ciągu kilku lat młyn odbudował i już prawdopodob-nie w 1605 r. wznowił wyrób papieru.

Po odbudowie papiernia składa-ła się z przyziemia i parteru oraz trój-kondygnacyjnego strychu. W najniż-szej kondygnacji znajdowały się po-mieszczenia produkcyjne, na parte-rze było zapewne mieszkanie wła-ścicieli młyna oraz prawdopodobnie

Początki papiernictwa w Dusz-nikach-Zdroju sięgają połowy XVI stulecia; pierwszy młyn papierniczy powstał tu w po-

łowie XVI w. Najwcześniejsza znana data dotycząca młyna − to rok 1562, kiedy to dotychczasowy właściciel pa-pierni Ambroży Tepper sprzedał swą własność Mikołajowi Kretschmero-wi. Kolejna istotna data w dziejach pa-pierni odnotowana przez kroniki − to rok 1601. Wówczas przeszła przez

.........................................................................................................................................

Młyn papierniczy w Dusznikach-Zdroju pomnikiem historii

................................................................................

1 | Widok młyna papierniczego w Dusznikach--Zdroju od strony północno-zachodniej

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 37

Page 40: 5-6 2012

o wykorzystaniu tych pokoi do celów mieszkalno-reprezentacyjnych.

Właściciele dusznickiej papierni dysponowali wyłącznym prawem po-zyskiwania szmat (surowca papierni-czego) na terenie hrabstwa kłodzkie-go. Okresowo mogli sprowadzać suro-wiec z ziem sąsiednich, a nawet z Gór-nego Śląska, co było źródłem ich bo-gactwa; jako jedyni mieli na ziemi kłodzkiej dostęp do surowców, zatem do XIX w. nie powstała tu żadna kon-kurencyjna czerpalnia.

W pierwszej połowie XVIII w. do młyna dobudowano obszerny sześcio-kondygnacyjny budynek suszarni. In-westycja ta związana była z perspek-tywami znacznego wzrostu produk-cji oraz wynikającą z tego faktu ko-niecznością pozyskania nowych po-mieszczeń do suszenia papieru. Przy-puszczalnie w połowie XVIII w. wy-budowano ośmioboczny, stylizo-wany na kształt wieży, pawilon wej-ściowy do budynku głównego. Przez

pawilon i mostek można było wygod-nie przejść nad rzeką Bystrzycą Dusz-nicką do budynku od ulicy biegnącej z Pragi przez dusznicki rynek w kie-runku Kłodzka, a dalej do Wrocławia. Pawilon, obok zachodniego, ozdobio-nego barokową ślimacznicą szczytu wieńczącego gontowy dach papierni, stał się jednym z najbardziej charak-terystycznych elementów architek-tonicznych młyna. Prawdopodobnie w okresie budowy pawilonu wejścio-wego wykonano nad oknami budyn-ku głównego zdobienia, zawierające na przemian rozety i półrozety. Takie same motywy zdobnicze pojawiły się nad oknami pawilonu.

Upowszechnienie na Śląsku w  XIX w. maszynowej techniki wy-twarzania papieru sprawiło, że dla dusznickiej papierni, stosującej na-dal ręczną metodę produkcji, roz-poczęły się trudne czasy. Próbą po-prawy rentowności było zainstalo-wanie w 1905  r. niewielkiej maszyny

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

do produkcji tektury. Z powodu jed-nak braku możliwości konkurowania na rynku papieru z dużymi fabryka-mi, w latach trzydziestych XX w. osta-tecznie zamknięto produkcję, a stary młyn stopniowo podupadał.

W 1945 r. niszczejącą papiernię przejęły władze polskie. Organizacyj-nie podporządkowano ją upaństwo-wionej Fabryce Papieru w Młynowie koło Kłodzka. Już wówczas powsta-ła koncepcja uruchomienia w  Dusz-nikach wyrobu papieru czerpanego, jednak w tamtym czasie jej nie zre-alizowano i młyn przez następne lata stał niewykorzystany, ulegając dalszej dewastacji. W latach pięćdziesiątych powstały nowe koncepcje dotyczą-ce niszczejącego obiektu, m.in. roz-biórka, oddanie PTTK na dom noc-legowy, a nawet utworzenie w nim magazynu warzyw i owoców. Dopie-ro w latach sześćdziesiątych pojawił się pomysł zorganizowania w papier-ni muzeum papiernictwa. Niewielka

2

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 38

Page 41: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

grupa entuzjastów zdołała zaintere-sować zabytkowym budynkiem wła-dze konserwatorskie, w wyniku cze-go w 1962 r. wojewódzki konserwa-tor zabytków otrzymał kredyt z Mi-nisterstwa Kultury i Sztuki na remont zabezpieczający, który trwał 4 lata. Na początku 1966  r. nadzór nad papier-nią przejęło Zjednoczenie Przemy-słu Celulozowo-Papierniczego, zarzą-dzające wszystkimi zakładami papier-niczymi w Polsce. Muzeum dla zwie-dzających otwarte zostało dzięki wy-tężonej pracy pierwszego kierownika placówki, Jana Michała Kowalskiego w dniu 26 lipca 1968 r. Po trzech la-tach uruchomiono pokazową pro-dukcję papieru czerpanego, która sta-ła się główną atrakcją muzeum.

Dusznicka placówka nadal pro-wadzona była przez państwową bran-żę papierniczą, a bezpośredni nad-zór nad nią pełniły Bardeckie Zakła-dy Celulozowo-Papiernicze. Taka for-ma organizacyjna sprawdzała się do-póty, dopóki papiernictwo podlegało centralnemu zarządzaniu. W 1981  r. rozwiązano papiernicze zjednoczenie i dusznickie muzeum stało się filią za-

kładów papierniczych w Bardzie, bo-rykających się z dużymi trudnościa-mi technicznymi i finansowymi. Prze-miany społeczno-gospodarcze za-początkowane w  1989 r. przyniosły wzrost niepewności. Wyjściem z trud-nej sytuacji okazało się przekształ-cenie muzeum w instytucję kultu-ry, podległą Ministerstwu Przemysłu

i Handlu oraz Ministerstwu Kultury i Sztuki. Zamierzenie to zostało zre-alizowane na początku 1992  r. przez ówczesną dyrektor – Bożenę Makow-ską. Muzeum zyskało wówczas stabil-ne źródło finansowania; można było przystąpić do remontu zabytkowe-go budynku oraz zatrudnić pracowni-ków meryto rycznych, którzy zajęli się

opracowywaniem zbiorów, organizo-waniem wystaw, prowadzeniem dzia-łalności edukacyjnej i naukowej.

W lipcu 1998 r. Duszniki do-tknęła powódź, która zalała dolne kondygnacje papierni (czerpalnię, drukarnię, pomieszczenia socjalne i magazyny produkcji). Straty popo-wodziowe usunięto dzięki pomocy

................................................................................

2 | Fragment wnętrza młyna z polichromią w letnich pokojach reprezentacyjnych (XVIII w.)

3 | Jedna z rozet zdobiących okna papierni

4 | Fragment osiemnastowiecznej polichromii, identyfikowany jako biblijna scena „Józef i żona Putyfara”

43

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 39

Page 42: 5-6 2012

finansowej – głównie rządu polskie-go. Także w 1998 r., wskutek prze-prowadzonej w Polsce reformy ad-ministracyjnej, muzeum stało się in-stytucją podległą Urzędowi Marszał-kowskiemu Województwa Dolnoślą-skiego.

W ostatnich latach obiekt przy-stosowano do zwiedzania przez osoby niepełnosprawne, a w pomieszczeniu dawnej suszarni urządzono nową salę wystawienniczo-konferencyjną. Obec-nie muzeum jest jedną z największych atrakcji turystycznych ziemi kłodz-kiej. Oprócz ekspozycji stałych (po-pularyzujących wiedzę o dziejach pa-piernictwa) organizuje rocznie 10-12 wystaw czasowych, realizuje ciekawe programy edukacyjne (m.in. uczest-nicy warsztatów czerpią arkusze pa-pieru według średniowiecznej techni-ki, odbijają na papierze grafiki, zdobią

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

papier różnymi metodami). Ekspozy-cje zwiedza około 65 tys. osób rocz-nie, a w warsztatach bierze udział blisko 15 tys. uczestników. Muzeum dostrze-gła również Polska Organizacja Tury-styczna, która w 2009 r. uznała placów-kę jednym z najlepszych produktów tu-rystycznych w skali kraju. We wrześniu 2011 r., po trwającej przeszło 2 lata pro-cedurze, młyn papierniczy w Duszni-kach-Zdroju został wpisany na listę po-mników historii, stał się zatem jednym z najcenniejszych zabytków w Polsce.

Maciej Szymczyk

Spotkanie z książką

Wrocławska Oficyna Wydawnicza ATUT działa od 1993 r. Specjalizuje się w książkach naukowych i popularnonaukowych, ale wydaje także litera-

turę piękną; większość publikacji związana jest z tematyką pogranicza kultu-rowego polsko-czesko-niemieckiego. Od 2007 r. Oficyna ATUT wydaje serię zatytułowaną Biblioteka Dawnego Wrocławia, pod redakcją prof. Jana Hara-simowicza, w ramach której prezentuje monograficzne opracowania wybra-nych zagadnień z dziejów miasta – od czasów przedlokacyjnych do schyłku XIX w. Poszczególne tomy, stanowiące w większości debiuty naukowe mło-dych badaczy, poświęcone są wybitnym postaciom, ważnym wydarzeniom i zjawiskom, charakterystycznym dla pejzażu miasta budowlom, najcenniej-szym dziełom literatury i sztuki.

W ciągu ostatnich dwóch lat ukazało się w serii kilka ciekawych publi-kacji. W 2010 r. – książka autorstwa Magdaleny Palicy, Od Delacroix do van Gogha. Żydowskie kolekcje sztuki w dawnym Wrocławiu. Autorka przedstawiła dzieje zgromadzo-nych przez zamieszkujących Wrocław przed drugą woj-ną światową bogatszych przedstawicieli pochodzenia żydowskiego kolekcji sztuki, składających się z dzieł najwyższej światowej rangi.

W 2011 r. opublikowane zostały w serii kolejne po-zycje. Książka Joanny Macalik, „Tak oto stoję”. Dawny kościół imienia Marcina Lutra we Wrocławiu – to pierw-sza monografia kościoła imienia Marcina Lutra z 1896 r., niegdyś niezwykle ważnego dla Wrocławia, który dziś już nie istnieje. W pracy został przedstawiony kompletny obraz świątyni, uwzględniający szerokie tło historyczne, społeczne, polityczne i religijne Wrocławia w czasie budo-

wy kościoła. Świątynia ta, której projekt wyłoniono w efekcie ogólnoniemiec-kiego konkursu, była jedną z największych w mieście, a zbudowano ją z oka-zji czterechsetnej rocznicy urodzin Marcina Lutra.

Również w 2011 r. Bibliotekę Dawnego Wrocławia wzbogaciła książka Katarzyny Sulej, Fundacje artystyczne wrocławskiego patrycjusza Heinricha Rybischa (1485-1544). Choć Heinrich Rybisch obwołany został przez bada-czy wybitnym mecenasem sztuki, wiele jego fundacji nie doczekało się do-tychczas gruntownej analizy. Podejmowano już kilka razy próby interpreta-cji „fenomenu Rybischa”, głównie w kontekście wyjątkowego – na tle innych miast Europy Środkowej i Wschodniej – rozmachu jego artystycznych funda-cji. Zwracano uwagę na jego nobilitację przez sztukę, która rekompensować miała wszelkie niedogodności plebejskiego pochodzenia. Dla renesansowej

kultury i sztuki Śląska fundacje Heinricha Rybischa mają fundamentalne znaczenie. Są wśród nich dzieła architektoniczne, rzeźbiar-

skie, malarskie, przedmioty rzemiosła artystycznego, obiekty numizmatyczne. Wrocławska rezydencja Rybi-scha była jedną z pierwszych budowli na Śląsku, w któ-rej programie ideowym pojawił się rozbudowany wątek inskrypcyjny. Katarzyna Sulej podsumowała wszystkie wcześniejsze rozważania na ten temat, wprowadzając jednocześnie nowe wątki: wykształcenia akademickie-go Rybischa i przyjętej przez niego strategii autokreacji.

Omówione książki można zamówić (cena każdej: 34 zł) bezpośrednio u wydawcy (Oficyna Wydawnicza ATUT, ul. Kościuszki 51a, 50-011 Wrocław, www.atut.ig.pl, e-mail: [email protected], tel. działu dystrybucji 71 342-

-20-57 wew. 413).

BIBLIOTEKA DAWNEGO WROCŁAWIA

65

5 | Warsztaty czerpania papieru

6 | W trakcie zwiedzania wystaw można zbadać właściwości papieru przy wykorzystaniu zabytkowych urządzeń laboratoryjnych

(zdjęcia: 1, 4 – Artur Goliński, 2 – Marcin Hubicki, 3, 5 – Maciej Szymczyk, 6 – Dorota Zielińska-Pytlowany)

..............................................................................

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 40

Page 43: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

Spacerując alejkami na Cmen-tarzu Powązkowskim w War-szawie, w pobliżu katakumb i  grobu Jerzego Waldorffa

trudno nie zwrócić uwagi na smukłą, żeliwną konstrukcję, nasuwającą sko-jarzenia z gotyckimi cyboriami. Kie-dy podchodzimy bliżej, jedyne do-strzegalne napisy informują, że jest to grobowiec rodziny Mianowskich i Kopczyńskich. Nic nie naprowadza na ślad niecodziennej, choć tragicz-nej historii sprzed półtora wieku, związanej z jego po-wstaniem.

W 1843 r. w Warsza-wie, ówczesnej stolicy auto-nomicznego Królestwa Pol-skiego, pojawił się hrabia Ser-giusz Siemionowicz Uwarow (1786-1855), rosyjski mini-ster oświaty oraz prezes Ce-sarskiej Akademii Nauk. Ten wytworny arystokrata, dziś pamiętany głównie za swo-ją nacjonalistyczną doktry-nę kulturalną „oficjalnej lu-dowości”, słynął z miłości do sztuk plastycznych. W nad-wiślańskim grodzie zatrzy-mał się przejazdem, wraca-jąc do Petersburga z Rzymu, gdzie dokonał zakupu kil-ku cennych drobiazgów do swojej kolekcji. Wykorzystał okazję, aby skontrolować tu-tejsze placówki edukacyj-ne. Wstąpił również do pra-cowni Aleksandra Kokulara (1793-1846), znanego war-szawskiego malarza, ucznia wiedeńskich mistrzów, spe-cjalizującego się głównie

w malarstwie portretowym, choć nie-stroniącego również od scen histo-rycznych i rodzajowych. Ze wzglę-dów zawodowych hrabiego-ministra interesowały nie tylko nowe płótna uznanego artysty, ale i prace szkolącej się pod jego okiem młodzieży. W  jej gronie Uwarow zwrócił szczególną uwagę na siedemnastoletniego An-toniego Mianowskiego. Zachwyco-ny jego dorobkiem, wezwał zdolnego adepta malarstwa do siebie. Wówczas

polecił mu skopiować jeden z wło-skich rysunków, które miał przy so-bie. Efekt był ponoć tak znakomity, że hrabia od razu zaproponował Ko-kularowi osobistą opiekę nad genial-nym uczniem.

Antoniego Remigiusza Mianow-skiego spotkało szczególne szczęście. Choć pochodził z rodziny szlachec-kiej, pieczętującej się herbem Przero-wa, był jedynie ubogim urzędniczym aplikantem. Bardzo wcześnie ujawnił

się u niego talent rysunkowy, dlatego też pragnął podjąć studia artystyczne. Nieste-ty, ciężka sytuacja finansowa rodziców zmusiła go do po-rzucenia ambitnych planów i szukania pracy na stanowi-sku urzędniczym, mało roz-wijającym, ale za to dającym nadzieje na godziwe warun-ki życia w przyszłości. Malar-ska pasja skłoniła go jednak do kontynuowania, dla przy-jemności, artystycznego wy-kształcenia, które w wolnych od pracy biurowej chwilach zdobywał w pracowni Koku-lara.

Minister Uwarow miał w  zwyczaju promować wy-różniających się młodych artystów, mogących wzmac-niać ogólnoeuropejski pre-stiż kultury rosyjskiej. Mia-nowski wydawał mu się idealnym kandydatem na

Romantyczny hołd niespełnionemu artyście

.........................................................................................................................................

............................................................

1 | Grobowiec Mianowskich na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim

Akcja cmentarze

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 41

Page 44: 5-6 2012

wielką malarską osobowość. Nie chciał przy tym pozwolić, aby war-szawski młodzieniec zmarnował swój talent z tak prozaicznego po-wodu, jak pieniądze. Obiecał mu miejsce w  Akademii Sztuk Pięknych w  Petersburgu (najważniejszej uczel-ni artystycznej w Imperium Roma-nowów), a także hojne stypendium na kilkuletnią podróż zagraniczną w celach studyjnych. Nad Newą hra-bia spodziewał się Mianowskiego w styczniu następnego roku.

W okresie oczekiwania na upra-gniony wyjazd, oznaczający koniec finansowych problemów i realiza-cję wielkiego marzenia, wydarzyła się jednak tragedia. Pod koniec grudnia, na kilka tygodni przed datą stawienia się w Petersburgu, dopadła Mianow-skiego gruźlica płuc. Pomimo gorącz-ki wciąż starał się rysować, wykorzy-stując jako modeli obecnych przy łóż-ku bliskich. Nadzieja na wyzdrowie-nie nie opuszczała go do końca, ale po dwóch miesiącach cierpień niedoszły student prestiżowej akademii zmarł 27 lutego 1844 r. Kilka dni później pochowano go na Powązkach.

Smutna wiadomość szybko zosta-ła zakomunikowana ministrowi. Ten, niepocieszony, ubolewał nad utra-tą warszawskiego skarbu. Nie mogąc zrealizować wcześniejszego przyrze-czenia, zdecydował się opłacić koszty pogrzebu, a co więcej, wystawić pro-tegowanemu wspaniały pomnik na-grobny. Znając się na sztuce nie tylko teoretycznie, własnoręcznie wykonał

projekt. Ponadto ułożył łaciński napis ku czci zmarłego:

„PACI QVIETI ET AETERNAE MEMORIAE ANTONII REMIGII PRZEROWA MIANOWSKI IUVENIS ORNATISSIMI EXIMIA ANNI INDO-LE CLARI ANNO AETATIS XVIII D. XXVII FEBRUAR A.D. MDCCCXLIV AMICIS ET PARENTIBUS PRAEMA-TURA MORTE EREPTI HOC MO-NUMENTUM IRRITAE SPEI TRI-STE SOLATIUM PIUS AMOR POSU-IT” (Na pokój, spoczynek i wieczną pa-mięć Antoniemu Remigiuszowi Prze-rowa Mianowskiemu, młodzieńcowi ozdobionemu znakomitym talentem, w roku 18 życia, dnia 27 lutego 1844 roku, przyjaciołom i rodzicom przed-wczesną śmiercią wydartemu, ten po-mnik jako niespełnionej nadziei smut-ną pociechę pobożna miłość położyła).

Kiedy w kolejnym roku Uwarow ponownie złożył wizytę w Warszawie, dwukrotnie odwiedzał Cmentarz Po-wązkowski. Oglądając realizację swo-jego zamówienia, kazał dorobić jesz-cze kilka ozdób, nadających tej archi-tektonicznej konstrukcji bardziej wy-kwintnego i reprezentacyjnego cha-rakteru. Z czasem pomnik ten stał się grobem całej rodziny Mianowskich (Antoni zostawił po sobie rodziców, braci i siostry). Od tamtej pory ucho-dzi za jeden z piękniejszych zabytków warszawskiej sztuki sepulkralnej poło-wy XIX w.

Zachowany w dość dobrym stanie monument ma bardzo interesującą formę. Składa się z masywnej tumby,

nad którą wznosi się dwuspadowy baldachim, wsparty na wysokich czte-rech słupach o kwadratowym prze-kroju, w połowie przewiązanych, zwieńczonych ostro zakończonymi sterczynami. Górną strefę przestrzeni między słupami wypełnia gęsty ażuro-wy wzór, nawiązujący do późnogotyc-kiej dekoracji maswerkowej. W cen-tralnej części pola obu łuków znaj-duje się fantazyjnie rozwiązany kar-tusz z  pięciopolowym hrabiowskim herbem fundatora. Oba szczyty bal-dachimu wieńczy krzyż łaciński. Po-środku tumby ustawiono rodzaj pul-pitu, a na nim płytę inskrypcyjną (z cytowanym powyżej napisem, obecnie mało czytelnym). Dłuższe boki pokryte są dekoracją roślinną, zaś tylną, kwadratową przestrzeń wy-pełnia przedstawienie krzyża adoro-wanego przez anioły. Całą konstruk-cję otacza ażurowa, neogotycka krata. Poza kamienną tumbą wszystkie po-zostałe elementy wykonane są z żeli-wa (stopu odlewniczego żelaza z wę-glem oraz innymi pierwiastkami).

Bez wątpienia na ówczesnych Powązkach opisywany grobowiec wyróżniał się zarówno skalą, jak

2 | 3 | 4 | Fragmenty nagrobka: szczyt baldachimu od strony frontu (widoczny kartusz herbowy hr. Sergiusza Uwarowa) (2), maswerkowe dekoracje między słupami (3), scena adoracji krzyża na tylnej ścianie pulpitu (4)

(zdjęcia: 1, 2 – Wojciech Przybyszewski, 3, 4 – Mikołaj Getka-Kenig)

................................................................................

2 3

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 42

Page 45: 5-6 2012

hrabia Uwarow studiował w Getyn-dze, a język niemiecki przyswoił so-bie do tego stopnia, że pisał w nim oryginalne utwory poetyckie. Jeden z historyków, zajmujących się kultu-rą Rosji tego okresu, stwierdził nawet, że duchową ojczyzną Uwarowa była właśnie Rzesza Niemiecka. Na jego estetyczne preferencje istotny wpływ miała także głęboka religijność. Prze-siąknięty za młodu romantycznym nacjonalizmem, szczerze wierzył, że chrześcijaństwo stoi u podstaw pra-widłowo funkcjonującego społeczeń-stwa i państwa. Dlatego z jednej stro-

ny promował pogląd o nierozerwal-nym związku rosyjskości i prawosła-wia, a z drugiej wyrażał się pochleb-nie o ortodoksyjnych Żydach, repre-zentujących jego zdaniem analogicz-ny przypadek.

Właśnie w opinii niemieckich ro-mantyków gotyk (a wraz z nim cała kultura średniowiecza) miał uosabiać czystą postać zachodniego chrze-ścijaństwa, które nie znało jeszcze ani Marcina Lutra, ani św. Ignacego Loyoli. Z racji oczywistego związ-ku między wyobrażeniami o śmierci

i religią, na początku XIX w. w krę-gu oddziaływania kultury niemiec-kiej powstawało wiele pośmiertnych pomników nawiązujących do arty-stycznych rozwiązań średniowie-cza. Być może częste wykorzystywa-nie żeliwa przy tych realizacjach wy-nikało zarówno z jego plastycznych właściwości, jak i żałobnej symboli-ki czerni. Bodaj najbardziej znanym przykładem neogotyckiego żeliwne-go grobowca jest cenotaf królowej Luizy pruskiej projektu Karla Frie-dricha Schinkla, ustawiony w 1811 r. w brandenburskim Gransee ku czci charyzmatycznej kobiety, która była symbolem pruskiego oporu wobec napoleońskiego zniewolenia. Nad Wisłą pierwsza tego typu budowla powstała około 1821 r. na cmenta-rzu luterańskim przy ul. Młynarskiej w Warszawie, na zamówienie rodziny Braeunigów, pobożnych niemieckich kupców.

Trudno się więc dziwić, że wła-śnie w tym stylu Uwarow zdecydo-wał się zaprojektować pomnik na-grobny młodego katolika, obdarzo-nego szczególną łaską Bożą, jaką za-pewne w uznaniu ministra był talent artystyczny. W tej samej poetyce mie-ści się również reliefowa scena adora-cji krzyża. Charakter przedstawienia ewidentnie nawiązuje do twórczości Nazareńczyków, grupy niemieckich artystów osiadłych w Rzymie i  dą-żących do odrodzenia autentycznie chrześcijańskiego ducha sztuki reli-gijnej, którego doszukiwali się w dzie-łach włoskich mistrzów z przełomu średniowiecza i renesansu.

Powązkowski nagrobek moż-na więc uznawać nie tylko za intere-sujący przykład mediewalnej estety-ki, typowej dla ziem polskich w poło-wie XIX w. Przede wszystkim stano-wi on świadectwo wielokulturowych doświadczeń projektanta, prawosław-nego Rosjanina, który polskiemu ka-tolikowi wystawił pomnik inspirowa-ny niemiecką refleksją nad prawdzi-wym chrześcijaństwem, niekiedy od-najdywanym w nadreńskich ruinach, a innym razem w malarstwie quattro-centa.

Mikołaj Getka-Kenig

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

i  poziomem artystycznym. Należy pamiętać, że wtedy ten podmiejski cmentarz zdominowały raczej skrom-ne klasycystyczne cippusy i proste krzyże. Pierwsza kaplica, wzniesiona nad grobami rodziny Fraenklów i La-skich, miała powstać dopiero kilka lat później. Sam fakt wykorzystania żeli-wa do konstrukcji grobowca Mianow-skich również mógł budzić zaintere-sowanie. Na ten drogi materiał decy-dowali się jedynie nieliczni. Co wię-cej, również bogata neogotycka deko-racja stanowiła novum. Wcześniej ma-swerkowe wzory stosowane były ra-

czej oszczędnie. Biorąc więc pod uwa-gę rozwój małej architektury Pową-zek, która nie stroniła ani od medie-walnych inspiracji, ani żeliwa jako ma-teriału, można uznać grobowiec Mia-nowskich za dzieło wyznaczające istotny przełom w jej dziejach.

Inspiracją dla projektanta-ama-tora bynajmniej nie były rozwiąza-nia rosyjskie, ale zachodnioeuropej-skie, a właściwie niemieckie, co nie powinno dziwić, ze względu na ści-słe związki łączące ówczesnych Ro-sjan z tym kręgiem kulturowym. Sam

4

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 43

Page 46: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

Ołtarz kościoła w Pszowie................................................................................................................................................

Kiedy w 1722 r. pątnicy z Pszowa, niewielkiej miej-scowości na Górnym Ślą- sku, sprowadzili kopię wi-

zerunku Matki Bożej do swego para-fialnego kościoła, nie przypuszczali, że wkrótce Pszów stanie się słynnym ośrodkiem pielgrzymkowym, w cen-trum którego będzie wznosić się im-ponująca (jak na warunki lokalne), dwuwieżowa świątynia, z przestron-nym wnętrzem pod nawą kolebko-wą, z szeregiem kaplic bocznych i em-porami. W 1791 r. w prezbiterium tej świątyni stanął wspaniały baldachi-mowy, „pięknie sztafirowany”, jak za-pisano w kronikach, ołtarz dla wynie-sienia cudownego wizerunku, którego twórcą był Antoni Barabasz z Krzano-wic koło Raciborza.

Długo sądzono, że ołtarz, który znajduje się w kościele w Pszowie pochodzi z końca XVIII w. Dziś, dzięki przebadaniu źródeł pisanych i analizie stylistycznej figur ołta-rzowych wiadomo, że to możliwie wierna, wykonana z wyczuciem sty-lu i perfekcją detalu, imitacja z po-czątku XX w. Niestety, do naszych czasów nie dotrwały żadne przed-stawienia ikonograficzne orygina-łu, który rozebrano z powodu bar-dzo złego stanu zachowania. Po-mocą przy rekonstrukcji jego daw-nego wyglądu służył tekst kroniki parafialnej z 1862 r. autorstwa księ-ży Pawła Skwary i Augustyna Wol-czyka. Z tekstu tego wynika, ze oł-tarz miał pierwotnie sześć filarów, a w  pobliżu obrazu Matki Bożej znajdowały się rzeźby aniołów z in-skrypcjami na puklerzach: „Con-solatrix afflictorum” (Pocieszyciel-ko strapionych) i „Refugium pec-catorum” (Ucieczko grzesznych), zaczerpnięte z Litanii Loretań-skiej. Poniżej wizerunku wisiał ob-raz przedstawiający Wszystkich

Świętych, nawiązujący do wezwa-nia starszego kościoła, a sam ołtarz wzorowano na nastawie wykonanej w 1784 r. przez Johanna Schuberta dla kościoła Wniebowstąpienia NMP w Opawie.

Dzisiejszy ołtarz pochodzi z 1904 r. i należy, podobnie jak poprzedni, do retabulów o formie centralnej, balda-chimowej, popularnych na Górnym Śląsku w ostatniej ćwierci XVIII  w. i pierwszej połowie XIX. Podobne znajdują się w kościołach św. św. Pio-tra i Pawła w Nowej Cerekwi, Pan-ny Marii we Frýdku na Śląsku Cie-szyńskim, w Koniakowie, Śmiczu czy Ujeździe. Główna ażurowa struktu-ra o zredukowanej do czterech liczbie kolumn dźwiga belkowanie zwień-czone koroną z krzyżem, osadzoną na fantazyjnie wygiętych pałąkach.

W  głównej strefie pomieszczono ta-bernakulum, tron wystawienia i wize-runek Matki Bożej, a powyżej, w gór-nej części rzeźby – gołębicę Ducha Świętego i postać Boga Ojca w glorii. Po obu stronach ołtarza, przy złoco-nych kolumnach stoją św. Piotr z pę-kiem kluczy i księgą w ręku oraz św. Paweł z mieczem i księgą. Całość zdo-bią aniołowie grający na trąbach, trzy-mający w ręku płonące pochodnie i  zwoje Pisma Świętego. Efekt prze-pychu osiągnięto przez zastosowanie licznych ornamentów – kampanul, festonów, girland, wstęg, uszaków, okuć, akantu, a także subtelnych ze-stawień kolorystycznych (złoceń ko-lumn i korony, ciepłej bieli impostów i belkowania, głębokiej, prawie bru-natnej czerwieni nisz, płycin i kotary), czyniących z ołtarza kunsztowne pre-

cjozum. Obecność witraży w pre-zbiterium potęguje grę świateł i  barw, nadając tej części kościo-ła malarski, zjawiskowy charakter.

Kształt centralny ołta-rzy odnosił się do symboli-ki maryjnej, a przez analo-gię świątynia-Maryja również do świątyni jerozolimskiej kró-la Salomona. O siedmiu kolum-nach (w Pszowie pierwotnie było sześć kolumn, ale stelaż konstruk-cyjny pod wizerunek Matki Bo-żej można potraktować jako siód-mą kolumnę) napisano w Księ-dze Przysłów: „Mądrość zbudo-wała sobie dom, wyciosała siedem kolumn” (Prz 9,1), stąd wywieść można symboliczne przedstawie-nie Domu Mądrości. O świętości pszowskiego przybytku świad-czy obecność aniołów przy tronie wystawienia, którzy monstran-cję z Najświętszym Sakramentem otaczają jak cherubini Arkę Przy-mierza w miejscu zwanym Sanc-ta Sanctorum. Tu Matka Boża 1 | Kościół Narodzenia NMP w Pszowie

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 44

Page 47: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

jako podnóżek tronu Boga Ojca jest Nową Arką, w której łonie zamiesz-kała Wcielona Mądrość.

Trynitarny charakter maryjnej duchowości podkreślony jest przez przedstawienie krucyfiksu, gołębi-cy i rzeźby Boga Ojca wzdłuż osi oł-tarza. Kartusze z belkowania i woluty postumentów kolumn ukazują przed-stawienia o treściach maryjnych i sa-piencjalnych, są aklamacją maryjnych cnót. Są to litanijne wezwania: Dom złoty, Arka przymierza, Zwiercia-dło sprawiedliwości, Brama niebios, Przybytek Ducha Świętego, Gwiazda

zaranna, Stolica Mądrości, Róża du-chowna, Wieża Dawidowa i Wieża z kości słoniowej.

Wielość wątków zazębia się i splata w całościowy wizerunek ołtarza, w któ-rym w przemyślany sposób narastają poziomy znaczeń. Do sfery boskiej do-łączają święci Kościoła powszechnego (apostołowie Piotr i Paweł) i Kościoła w Polsce (św. Jacek i bł. Czesław, daw-niej umieszczeni na konsolkach w ścia-nie prezbiterium). Całość wieńczy ko-rona jako oznaka najwyższej władzy i  godności boskiej, zdobna w królew-ską purpurę paludamentu.

Neobarokowe oblicze udanego naśladownictwa dawnego ołtarza sta-nowiło przejaw ugruntowanej na Ślą-sku od początku XX w. praktyki kon-serwatorskiej. Tworzenie elemen-tów kościelnego wyposażenia wnętrz w konwencji barokowej było czymś charakterystycznym dla tego regionu w czasie, kiedy na arenie artystycznej królował modernizm, tym bardziej że wykształcenie śląskich rzeźbiarzy- -dekoratorów uzupełnione bywało umiejętnością konserwowania baro-kowych dzieł.

Zainteresowanie dziedzictwem ba-roku, którego reminiscencje przez dłu-gi okres popularne w Czechach, Au-strii i Polsce znane były w wersji ludo-wej („barok wiejski”), najtrwalsze oka-zało się na Śląsku. Wyraz artystyczny tej sztuki najlepiej odpowiadał gustom szerokich mas wiernych. Był świadec-twem przywiązania do zwyczajów i wiary przodków, kojarzył się z czasem, kiedy Kościół po reformie trydenckiej w pełni triumfował. Nawiązywanie do

2

................................................................................

2 | Ołtarz główny w kościele

3 | Obraz Matki Bożej w ołtarzu głównym

3

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 45

Page 48: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

stylu oprawy artystycznej ówczesnych świątyń łączyło się ze świadomością przekazywania nienaruszonego de-pozytu wiary oraz potrzebą „trwania w klimacie” pobożności ojców.

Taki powrót do korzeni miał za-pewnić „nowy-stary” ołtarz głów-ny, o niemodnej już w innych czę-ściach Europy szacie artystycznej. Nie zaburzył on poczucia integralności

późnobarokowego wnętrza i jego ideowej wymowy. Idealnie się w nie wkomponował, stając się efektownym pastiszem struktury ołtarzowej z koń-ca XVIII w. Świadoma „barokizacja”, mogąca być poczytana jako wyraz przywiązania do katolicyzmu, odwo-ływała się do czasów świetności sank-tuarium.

Monika Witek

4

5

Miłośnicy zabytków zwią-zanych z historią kolej-nictwa najlepiej wiedzą, że współpraca z urzęda-

mi administrującymi mieniem nale-żącym do PKP układa się bardzo róż-nie, przynosząc niekiedy skrajnie od-mienne rezultaty. Społecznicy przeję-ci losem ginących reliktów zużywają czasami kilogramy papieru na bezsku-teczną korespondencję z urzędnikami (zob. mój artykuł pt. Niemożliwe jest możliwe, „Spotkania z Zabytkami”, nr 11, 1996, s. 38). Zdarza się jednak (ostatnio coraz częściej!), że reakcja administracji kolejowej na postulaty stowarzyszeń chroniących zabytki jest bardzo szybka, a podejmowane dzia-łania wykraczają znacznie poza zakres robót sugerowanych przez obrońców pamiątek. Przekonaliśmy się o  tym przed rokiem w przypadku niemal 150-letniej dróżniczówki we wsi Ja-nuszówka, położonej blisko peronu stacji Radomyśl, na 109. kilometrze linii kolejowej Warszawa-Siedlce-Te-respol.

Budowie linii kolejowej Warsza-wa-Terespol towarzyszyło wznosze-nie oprócz gmachów dworców tak-że domków dróżniczych, niezbęd-nych do obsługi ruchu pociągów. W  1866  r. wzdłuż całej linii wybu-dowano łącznie 193 dróżniczówki. Mniejsze domki dróżnicze (II kla-sy; zarówno murowane, jak i drew-niane) służyły wyłącznie dróżnikom jako mieszkania, obszerniejsze (I kla-sy; wyłącznie murowane i kryte bla-chą) przeznaczone były dla dróżni-ków i dozorców drogowych. Tych ob-szerniejszych wzniesiono stosunkowo niewiele, ogółem 17 na całej długości linii kolei warszawsko-terespolskiej (Feliks Filipek, Kolej warszawsko-tere-spolska, Warszawa 1972, s. 74).

Budynki dworców i wszystkie domki dróżnicze kolei warszawsko- -terespolskiej projektował znany war-szawski architekt Alfons Kropiwnicki (1803-1881), od 1827 r. budowniczy miasta Warszawy.

W granicach woj. mazowieckie-go istnieje obecnie siedem domków dróżniczych I klasy. Pięć spośród nich − przy stacji Dębe Wielkie, na

4 | 5 | Rzeźby w ołtarzu głównym: św. Piotr (4) i anioł (5)

(zdjęcia: Monika Witek)

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 46

Page 49: 5-6 2012

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

terenie Mińska Mazowieckiego, przy stacji Cegłów, w Nowym Opolu (bli-sko stacji Sabinka) oraz obok stacji Białki Siedleckie − uległo już prze-budowom, zmieniającym kształt bry-ły każdego z obiektów. Dróżniczów-ki zachowane w pierwotnej formie, zgodnej z projektem Kropiwnickie-go, to domek dróżniczy we wsi Skru-da (Skruda 75) na 65. kilometrze linii kolejowej Warszawa-Terespol (w  bli-skim sąsiedztwie stacji Grodziszcze Mazowieckie) i wspomniany na wstę-pie obiekt w Januszówce ( Januszów-ka 47).

Ze względu na osobę związanego z Warszawą Alfonsa Kropiwnickie-go, zaprojektowane przez niego dom-ki dróżnicze kolei warszawsko-tere-spolskiej stały się przedmiotem za-interesowania Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warsza-wy „ZOK” (podobnie jak zagrożo-ny nie tak dawno przebudową budy-nek dworca kolejowego w Kotuniu; zob.: Janusz Sujecki, Dworzec w Kotu-niu – zabytkiem, „Spotkania z Zabyt-kami”, nr 3-4, 2010, ss. 50-51). Byli-śmy przekonani, że przynajmniej dwie wspomniane dróżniczówki, zacho-wane jeszcze w pierwotnym kształ-cie, powinny znaleźć się w rejestrze za-bytków.

Pierwsze nasze działania dotyczy-ły domku dróżniczego w Januszówce, przede wszystkim dlatego, że znajdo-wał się on w fatalnym stanie technicz-nym. Podsumowanie oględzin prze-prowadzonych w lutym 2011 r. nie brzmiało zbyt optymistycznie. Dach dróżniczówki, pokryty skorodowaną

blachą, przeciekał, rynny były dziura-we lub zerwane, brakowało rur spu-stowych, a tynki zalewanych systema-tycznie deszczówką elewacji dosłow-nie się rozpadały.

W marcu 2011 r. Stowarzysze-nie „ZOK” wystąpiło do PKP SA

Oddziału Gospodarowania Nieru-chomościami w Warszawie z wnio-skiem o wykonanie remontu dachu dróżniczówki oraz zainstalowanie no-wych rynien i rur spustowych. Mie-siąc później skierowaliśmy do sie-dleckiej delegatury Wojewódzkiego

Dróżniczówka jak nowa.........................................................................................................................................

................................................................................

1 | Domek dróżniczy Januszówka 47 w lutym 2011 r.: przeciekający dach, zerwane rynny, odpadające tynki

2 | Dróżniczówka po remoncie, stan z listopada 2011 r.

1

2

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 47

Page 50: 5-6 2012

Urzędu Ochrony Zabytków w War-szawie wniosek o wpisanie domku dróżniczego w Januszówce 47 do reje-stru zabytków. W naszym wystąpieniu wspomnieliśmy, że od 1866 r. bryła dróżniczówki nie uległa przekształce-niom, co jest dziś ewenementem na li-nii kolejowej Warszawa-Terespol. Po-nadto obiekt zachowany jest w swoim pierwotnym kontekście przestrzen-nym, tak, jak w XIX w., wśród pól, w naturalnym otoczeniu, bez wtór-nej zabudowy tworzącej dla zabytku nowy kontekst. Choć wymiana stolar-ki okiennej pociągnęła za sobą wsta-wienie konstrukcji z PCV, kłócącej się z zabytkowym charakterem budow-li, odtworzenie dawnej stolarki będzie możliwe dzięki jej zdokumentowaniu. „W przypadku oceny wartości domku dróżniczego Januszówka 47 jako zabyt-ku należy stwierdzić, że nie posiada on wartości artystycznej (architektonicz-nej) uzasadniającej wpisanie go do re-jestru zabytków, choć jest przykładem realizacji projektu znanego architekta. Posiada natomiast niewątpliwie war-tość historyczną i naukową jako obiekt związany z pierwszą fazą budowy ko-lei warszawsko-terespolskiej” − stwier-dzano w uzasadnieniu wniosku Sto-warzyszenia „ZOK”.

Pierwsza zareagowała administra-cja PKP. Jeszcze w marcu 2011 r. za-stępca dyrektora do spraw technicz-nych Oddziału Gospodarowania Nie-ruchomościami w Warszawie, Paweł

Kośnik, informował Stowarzyszenie „ZOK” o planowanych oględzinach dróżniczówki i projekcie kosztorysu remontu dachu. Począwszy od sierp-nia 2011 r. wypadki potoczyły się błyskawicznie. W ciągu kilku tygo-dni dach domku dróżniczego pokry-ty został nowym oszalowaniem i bla-chą. Zainstalowano rynny i rury spu-stowe oraz wyremontowano komi-ny. Co więcej – warszawski Oddział Gospodarowania Nieruchomościa-mi PKP SA z własnej inicjatywy po-stanowił poszerzyć zakres prac i wy-konać również remont elewacji dróż-niczówki. „Informujemy, że w najbliż-szych dniach przystąpimy do remontu elewacji i schodów wejściowych do […] budynku” − zawiadamiał 26 września 2011 r. społeczników ze Stowarzysze-nia „ZOK” dyrektor Paweł Kośnik.

Prace remontowe zakończono w  listopadzie 2011 r. Zarówno

ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

wygląd, jak i stan techniczny zabytku uległy zasadniczej zmianie. „Miesz-kamy teraz w małym pałacyku” − żar-towali lokatorzy dróżniczówki. Swój symboliczny wkład w remont dom-ku dróżniczego miało także Stowarzy-szenie „ZOK”. Z funduszy organizacji wykonano tablicę numerową obiektu. Rozmiary tablicy i krój cyfr wzoro-wane były na analogicznych tablicach stosowanych w budynkach mieszkal-nych i domkach dróżniczych kolei warszawsko-terespolskiej.

Administracja PKP spisała się na medal, przywracając zrujnowany za-bytek do życia. Sprawa umieszcze-nia dróżniczówki w rejestrze zabyt-ków utknęła natomiast w martwym punkcie na szczeblu Wojewódz-kiego Urzędu Ochrony Zabytków w  Warszawie.

Janusz Sujecki

3 | Rekonstrukcja tablicy numerowej i zachowany wysięgnik sprzed 1939 r. z izolatorami telefonu kolejowego

4 | Zabytkowa dróżniczówka w otaczającym krajobrazie

(wszystkie zdjęcia w zbiorach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, fot. Janusz Sujecki)

...............................

3

4

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 48

Page 51: 5-6 2012

Akcja zabytki poprzemysłowe

...........................................................................................................................................

na podstawie przedwojennych badań grawimetrycznych. W 1948 r. przy-stąpiono do projektowania kopalni, której budowę uchwalił Komitet Eko-nomiczny Rady Ministrów 26 paź-dziernika 1949 r. Zdecydowano wte-dy, że obok zakładu górniczego po-wstanie zakład przeróbczy soli ma-gnezowo-potasowych. W 1951 r. roz-poczęto budowę liczącej 3 km boczni-cy kolejowej od linii kolejowej łączą-cej Słubice z Terespolem, a także za-częto głębić szyb wydobywczy nr 1. W 1952 r. przyszedł czas na głębie-nie szybu wentylacyjnego nr 2. Wtedy też przystąpiono do rozpoznania zło-ża. Pod koniec 1955 r., gdy zgłębio-ne szyby umożliwiały już dotarcie do trzech założonych poziomów wydo-bywczych na głębokościach 450, 525

np. profil soli różowej − a więc dosyć rzadkiej. Taką sól wydobywa się poza Kłodawą m.in. w Pakistanie.

Odkrycie kłodawskiego złoża jest zasługą geofizyka prof. Edwarda Jan-czewskiego. Po tym, jak Państwowy Instytut Geologiczny w 1937 r. zaku-pił grawimetry Thyssena, rozpoczę-to badania grawimetryczne na Wyso-czyźnie Kłodawskiej. Badania te wy-kazały istnienie anomalii grawime-trycznej w rejonie Kłodawy. Interpre-tując je, prof. Edward Janczewski wy-sunął hipotezę istnienia płytkiego po-tężnego wysadu solnego.

Rozpoznanie złoża rozpoczęto po wojnie. Państwowe Przedsiębior-stwo Poszukiwań Nafty przystąpi-ło w 1946 r. do wiercenia pierwszego otworu badawczego Kłodawa 1 o głę-bokości 682 m. To w nim natrafio-no w 1947 r. na pokłady soli potaso-wo-magnezowej o wartości przemy-słowej. Miejsce wiercenia wyznaczono

Najmłodszy zabytek górnictwa

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

................................................................................

1 | Wieże szybów „Michał” i „Barbara” w kopalni soli w Kłodawie

Do miana najmłodszego za-bytku górnictwa w Pol-sce pretendować może kopalnia soli kamiennej

w  wielkopolskiej Kłodawie. Głębie-nie jej szybów rozpoczęto w 1951 r., na 1957  r. datuje się początek prze-mysłowego wydobycia soli, a zaledwie pół wieku później w 2007 r. fragment wyeksploatowanej części kopalni wpi-sany został do rejestru zabytków.

Obecnie w Polsce mamy trzy ko-palnie soli kamiennej o wartości za-bytkowej. Kopalnia w Bochni jest za-razem najstarszym zakładem pracy w Polsce, niewiele młodsza jest kopal-nia w Wieliczce. Ta w Kłodawie w po-równaniu z nimi wygląda niczym nie-mowlę przy starcu z siwą brodą. Jej hi-storia jest stosunkowo krótka.

Kłodawska kopalnia jest efektem nie tylko planowych działań, ale tak-że zbiegu różnych okoliczności. Naj-pierw prowadzono w tym rejonie po-szukiwania ropy naftowej. Pierwsze wiercenia dawały nadzieję na odkrycie nie soli kamiennej, lecz wielkich zaso-bów soli potasowych, jakże potrzeb-nych polskiemu rolnictwu do pro-dukcji nawozów sztucznych. Dopie-ro kiedy zaczęto budować kopalnię, przekonano się, że zupełnie przypad-kowo jedno z pierwszych wierceń tra-fiło na małe zasoby soli potasowych, natomiast złoże składa się w przewa-żającej mierze z soli kamiennej. Jest jej tak dużo, że trudno określić, do kiedy potrwa eksploatacja.

To oznacza, że wraz z postępem wydobycia kolejne poziomy zostaną wyłączone z eksploatacji. Być może część z nich z biegiem lat także zosta-nie uznana za zabytek? Na razie status zabytku otrzymał nieczynny już po-ziom wydobywczy, znajdujący się na głębokości 600 m pod ziemią. Oficjal-ne przekazanie dyrekcji kopalni przez wojewódzkiego konserwatora zabyt-ków certyfikatu, potwierdzającego dokonanie wpisu Kłodawskiej Pod-ziemnej Trasy Turystycznej do reje-stru zabytków nastąpiło 20 kwietnia 2007 r. Za zabytkową uznano pod-ziemną trasę turystyczną wraz z geo-logicznymi stanowiskami dokumen-tacyjnymi. Jedno z nich dokumentuje

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 49

Page 52: 5-6 2012

wyeksploatowanych komór solnych. Jedna z propozycji mówiła o urządze-niu w nich podziemnego składowi-ska odpadów z przyszłych polskich elektrowni atomowych. Pierwsze opracowanie w tej sprawie powstało w 1992 r. W 2007 r. poinformowano, że kłodawska kopalnia wymieniana jest jako jedno z takich miejsc wskaza-nych przez Państwową Agencję Ato-mistyki, na co reakcją było pismo pro-testacyjne zarządu kopalni do Mini-sterstwa Środowiska. Wpisanie części kopalni do rejestru zabytków górnicy przyjęli z ulgą, uznając, że zapobiegnie to w przyszłości pomysłom lokowania atomowego śmietnika w Kłodawie.

Turystyczne udostępnianie ko-palni początkowo odbywało się tylko okazjonalnie. Po 1980 r. sporadycz-nie pokazywano zwiedzającym wy-robiska. W listopadzie 2001 r. odby-ła się w Kłodawie konferencja na te-mat przyszłości polskiego górnictwa solnego, podczas której goście z ko-palni soli w Wieliczce zachęcali do wykorzystania kłodawskiego zakładu górniczego w celach turystycznych. Na początku 2002 r. zwiedzanie frag-mentu nieczynnych wyrobisk kopal-ni było już możliwe. Turystów zaczę-to zwozić na poziom 600 m, pokazu-jąc im potężne komory i długie kory-tarze, a czas zwiedzania wynosił oko-ło 3 godzin.

Na początku trzeciego tysiącle-cia zakończono już wydobywanie soli z poziomu 450 m, a na poziomie 600  m eksploatacja dobiegała końca. Zdecydowano się więc przystosować część wyrobisk na poziomie 600 m dla potrzeb ruchu turystycznego. Był to pod pewnymi względami ewenement. W tym czasie Kopalnia Soli w Kłoda-wie była jedynym w Polsce zakładem górniczym prowadzącym podziemne wydobycie tego surowca na skalę prze-mysłową, w którym część wyłączo-nych z eksploatacji wyrobisk zaadap-towano na potrzeby zwiedzających.

Do trasy podziemnej dostać się można, zjeżdżając na głębokość 600 m szybem nr 1, który nosi dziś na-zwę szyb „Michał”. Po wyjściu z klatki szybowej turyści wkraczają na rzęsi-ście oświetlony światłem jarzeniowym

oraz karnalit − uwodniony podwój-ny chlorek potasu i magnezu. W ogól-nej masie skalnej sole potasowe stano-wiły znikomy procent, podczas gdy większość złoża stanowiła sól kamien-na. Z uwagi na deficyt soli kamiennej w Polsce podjęto w 1957 r. eksploata-cję tego surowca, poczynając od po-łudniowo-wschodniej części kopal-ni. W 1958 r. połączono Zakłady Soli Potasowych z Przedsiębiorstwem Bu-dowy Kopalni Kłodawa, tworząc Ko-palnię Soli Kłodawa.

Eksploatacja soli powoduje po-wstawanie wielkich pustek pod-ziemnych. Przez wiele lat nie zasta-nawiano się nad przeznaczeniem

i 600 m, łączna długość wydrążonych chodników przekraczała 4 km.

Kilkuletnie prace górnicze po-zwoliły zweryfikować wyniki pierw-szych wierceń, przynosząc rozczaro-wanie. W wysadzie solnym wydrążo-no 1263 otwory, niektóre na głębo-kości poniżej 2600 m, nie przebija-jąc się do dna wysadu solnego. Oka-zało się, że pierwsze rozpoznanie geo-logiczne było mylące. Soli potaso-wych, których się spodziewano tutaj zastać duże ilości, było bardzo niewie-le, a do tego miały one mniejszą war-tość. Zamiast cennego sylwinitu na-trafiono na mniej pożądany kizeryt, czyli uwodniony siarczan magnezu

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

2

3

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 50

Page 53: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

przekop północny nr 1, którym do-chodzą do wykutej przez górników w latach osiemdziesiątych, niewiel-kiej wnęki skalnej, pełniącej funk-cję kaplicy. Stamtąd trasa wiedzie da-lej przekopem północnym nr 1 aż do skrzyżowania z przekopem północno- -zachodnim nr 12.

W przekopie północno-zachod-nim nr 12 urządzona jest prowizo-ryczna szatnia, gdzie turyści mogą po-zostawić odzienie wierzchnie na czas zwiedzania dalszej części trasy. Ze względu na dużą głębokość tempera-tura w tej części kopalni odpowiada temperaturze pokojowej. Po opusz-czeniu szatni zwiedzający przecho-dzą do trzech wysokich, liczących pra-wie 30 m wysokości komór poeksplo-atacyjnych. W dotychczasowej upa-dowej, łączącej poziom 600 z  po-ziomem 590, zamontowane zosta-ły dla wygody turystów schody, zro-bione z drewnianych podkładów ko-lejowych. Schodami przechodzi się

do niewielkiej partii wąskich chodni-ków na poziomie 590. Umieszczone są tutaj gablotki z historycznymi zdję-ciami, lampkami górniczymi i inny-mi przedmiotami związanymi z dzie-jami kopalni. Następnie schodzi się z powrotem na poziom 600 drugimi, znacznie węższymi schodami. Z uwa-gi na stabilność górotworu nie było potrzeby montowania jakiejkolwiek obudowy górniczej, jedynie krótki, kilkumetrowy odcinek przekopu pół-nocno-zachodniego nr 12 zabezpie-czono metalową siatką. Poza tym dla celów pokazowych w przejściu mię-dzy dwiema wielkimi komorami za-montowano odcinek obudowy meta-lowej łukami podatnymi, zwanej po-tocznie obudową ŁP.

W zwiedzanych komorach wyeks-ponowany jest sprzęt górniczy, wago-niki i rzeźby. W środkowej komorze urządzono salę koncertową z drewnia-ną estradą i ławkami dla publiczno-ści. W kwietniu 2007 r. ustanowiony

tu został rekord Guinnessa. Wów-czas koncert zagrali tu muzycy z Fil-harmonii Kaliskiej pod batutą Ada-ma Klocka i właśnie ten koncert uzna-no za zorganizowany najniżej pod po-wierzchnią ziemi. Zresztą kłodawska podziemna trasa jest najgłębiej po-łożoną trasą w Polsce, a zarazem naj-głębszym zabytkiem w kraju.

Co ciekawe, przygotowanie wy-stroju zabytkowej dzisiaj trasy nie trwało wcale długo. Prace te zaję-ły około pół roku. Podziemne wyro-biska zostały uprzątnięte, w niektó-rych miejscach zdemontowano zbęd-ne rozjazdy i torowiska. Pozostawio-no jednak część torów np. w prze-kopie północnym nr 1 i w przekopie północno-zachodnim nr 12. Są one wykorzystywane do różnych celów. Zdarzało się, że odwożono tędy wago-nikami-sanitarkami turystów, którzy zasłabli podczas zwiedzania. Były to jednak naprawdę sporadyczne przy-padki.

Formalnie Kłodawska Podziem-na Trasa Turystyczna została dopusz-czona do użytku w styczniu 2006 r. W 2008 r. kłodawskie podziemia sol-ne zwiedziły 22 572 osoby, w 2009 r. liczba zwiedzających przekroczyła 30 tys.

Kłodawska trasa podziemna nie została całkowicie odizolowana od reszty kopalni. W pobliżu podziem-nej szatni można ujrzeć zamurowane dojścia do zbędnych wyrobisk, jednak nie powinno nas to zmylić. Z uwa-gi na bezpieczeństwo są tu drogi ewa-kuacyjne. Przykładowo z rejonu wiel-kich komór do szybu „Michał” do-trzeć można także poprzez główny przekop transportowy północno-za-chodni i dalej przekopem objazdo-wym zachodnim. Taka jest specyfi-ka kopalni, podlegającej prawu geolo-gicznemu i górniczemu.

A co będzie dalej? Co stanie się z  zabytkową trasą podziemną po tym, jak kłodawska kopalnia zakoń-czy w przyszłości wydobycie soli? Czy trasa utrzyma się z wpływów za bilety wstępu? To pytania do kolejnych po-koleń...

Tomasz Rzeczycki

2 | Kopalniana kaplica

3 | Schody z podkładów kolejowych

4 | Fragment ekspozycji w jednej z wielkich komór na trasie zwiedzania

5 | Pokazowy odcinek chodnika w obudowie typu ŁP

(zdjęcia: Tomasz Rzeczycki)

................................................

4

5

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 51

Page 54: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

..............................................................................................................................................

lata 1911-1944. To właśnie wtedy funkcjonowała Kopalnia „Augusta” (Grube Augusta GmbH), która jako jedyna spośród wszystkich operują-cych w okręgu zakładów górniczych transportowała węgiel drogą napo-wietrzną. Kopalniana kolejka lino-wa, zbudowana w 1912 r., powstała pierwotnie na potrzeby Kopalni „Ot-tilie”. Wówczas słupy tej kolejki sta-nowiły ażurową konstrukcję ze stali.

Rok później Kopalnia „Ottilie” zban-krutowała, a kolejkę linową przejęła wspomniana już Kopalnia „Augusta”.

Około 1927 r. stalowe słupy zo-stały zastąpione murowanymi z cegły. Postawiono ich kilkadziesiąt (z  cze-go prawie wszystkie stoją do dziś), w  mniej więcej regularnych odstę-pach i w linii prostej na odcinku 4 km. Konstrukcja kolejki opierała się na li-cencji firmy A. Bleichert & Co. Leip-zig. Napęd tegoż środka transportu znajdował się w stacji przeładunkowej i sortowni w Żarach, która również jest świadectwem rozwoju przemy-słu górniczego. Urobek przewożono

południe od miasta wsiach: Olbrach-tów, Miłowice, Łaz, Mirostowice Dolne, Stawnik, Mirostowice Górne, Jankowa, Kunice (dziś dzielnica Żar) oraz Marszów.

Kopalinę pozyskiwano na potrze-by lokalnego przemysłu (cegielnie, fa-bryki włókiennicze, elektrownia) oraz odbiorców indywidualnych. Przez około czterdzieści lat, do 1895  r. w  żarskim okręgu wydobywczym

trwała epoka bardzo małych zakła-dów. Często jeden szyb był tożsamy z jedną kopalnią. Natomiast od poło-wy lat dziewięćdziesiątych XIX w. na-stąpił czas dużych zakładów (dyspo-nujących kilkoma lub kilkunastoma szybami), wśród których prym wio-dła Kopalnia Lohser Werke. W okre-sie pomiędzy 1854 a 1966 r. powstało tu około 60 kopalń. Ostatnią była po-wojenna Kopalnia „Henryk” (wcho-dząca później w skład kopalni „Przy-jaźń Narodów”), konsolidująca kilka starszych pól górniczych.

Okres prosperity węglowego prze-mysłu wydobywczego przypadł na

Spacerując po południowo--zachodnich obrzeżach mia-sta Żary (woj. lubuskie) oraz przylegających doń terenach

leśnych, można natknąć się na wolno stojące obiekty murowanej konstruk-cji. Na pierwszy rzut oka przypomi-nają one kominy pozostałe po pożarze domu, jednak bliższe oględziny i kon-tekst, w jakim się znajdują, wskazują na zgoła inne przeznaczenie tych bu-dowli. Obiekty owe − to słupy dawnej kolejki linowej transportującej węgiel brunatny z szybów położonych w le-sie nieopodal wsi Olbrachtów do sta-cji przeładunkowej i sortowni węgla w Żarach.

Początki górnictwa węgla brunat-nego w tej okolicy sięgają roku 1854, kiedy powstały cztery pierwsze ko-palnie tego surowca − Zur Hoffnung, Freundschaft, Felix, Friedrich Wil-helm. Samo odkrycie kopaliny miało miejsce kilka lat wcześniej, w 1844 r., podczas prac ziemnych, związanych z  budową Kolei Dolnośląsko-Mar-chijskiej, biegnącej przez Żary. Rozwi-jający się dynamicznie przemysł w Ża-rach i okolicy, stopniowe upowszech-nianie się maszyn parowych, a co za tym idzie rosnące potrzeby energe-tyczne zainicjowały powstanie kolej-nych kopalń. Były to niemal wyłącz-nie płytkie kopalnie głębinowe; śred-nia głębokość szybu wynosiła około 50 m. Na skutek działalności lodow-ca w okolicy Żar wypiętrzony został trzeciorzędowy pokład węgla brunat-nego, którego miejscowa nazwa – to „Henryk”.

Szyby były położone w południo-wej części Żar, którą stanowiła ówcze-śnie wieś Seifersdorf, a także w zlo-kalizowanych kilka kilometrów na

Zabytki górnictwa węgla brunatnego w okolicy Żar

Akcja zabytki poprzemysłowe

1

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 52

Page 55: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

najpewniej w kubłach o pojemności 0,43 t. Jeden z nich można zobaczyć w Ekomuzeum Górnictwa Węgla Bru-natnego w Mirostowicach Dolnych.

W połowie przebiegu kolejki lino-wej znajdowała się wieża wydobywcza szybu upadowego (skośnego) „Min-na”, będąca jednocześnie stacją zała-dunkową dla kolejki. Zachowały się szkice konstrukcyjne tego obiektu, datowane na 1932 r.

Z kolejką linową była również sprzężona kolejka łańcuchowa o dłu-gości 300 m. Wzdłuż jej nasypu (jesz-cze dziś dobrze czytelnego w terenie) były rozlokowane murowane szyby wydobywcze: upadowe i pionowe.

Napowietrzna kolejka linowa oraz kolejka łańcuchowa przestały funk-cjonować w przededniu zakończe-nia drugiej wojny światowej i już nie odzyskały swej świetności. Działająca na tym terenie powojenna Kopalnia „Henryk” nigdy nie włączyła ich do swojej infrastruktury, natomiast przez cały okres działalności wykorzystywa-ła wąskotorówkę.

Kolejka wąskotorowa sięga swo-ją tradycją końca XIX w. i pierwot-nie należała do Kopalni Lohser We-rke. Początki tej ostatniej przypada-ją na 1889 r. Ewoluowała ona od ma-łej firmy aż do jednego z największych zakładów górniczych i energetycz-nych na ziemi żarskiej. W 1899 r. Ko-palnia Lohser Werke (w międzyczasie

wchłonęła ona kilka mniejszych szy-bów) wybudowała pierwszą w rejo-nie Ost-Cottbus kopalnianą, elek-tryczną kolejkę wąskotorową o długo-ści 4 km, rozstawie szyn 600 mm i na-pięciu 500 V, zasilaną przez centra-lę elektryczną prądu stałego. Kolejka owa łączyła poszczególne szyby zlo-kalizowane nieopodal wsi Łaz ze sta-cją przeładunkową w Kunicach. Po-czątkowo skład 20 wagoników o łącz-nej masie do 15 ton rozwijał pręd-kość do 12 km na godzinę. Wkrótce do Lohser Werke przyłączono kolejne szyby, co pociągnęło za sobą rozbudo-wę sieci wąskotorówki. W 1933 r. za-kład – teraz już należący do Elektro-werke AG z Berlina − otworzył do-datkowo brykietownię. Pod koniec tej

dekady węgiel eksploatowano za po-mocą sześciu szybów, przy czym dłu-gość sieci kolejki wąskotorowej wyno-siła już 15 km. Centralę elektryczną z  czasem przekształcono w elektrow-nię, która dzięki węglowi brunatne-mu zasilała w energię nie tylko powiat żarski, ale również żagański, szpro-tawski i nowosolski. Elektrownia i ko-palnie Lohser Werke działały nieprze-rwanie przez cały czas drugiej wojny światowej.

Kopalnia „Henryk” − jedyna pol-ska w tej części ziemi żarskiej − po-wstała w 1945 r., na bazie funkcjo-nujących tu wcześniej kopalń: Loh-ser Werke, „Augusta” i Paul Schiedt Grube. Należąca do tego pierwsze-go zakładu ongiś elektryczna kolej-

ka wąskotorowa była nadal używa-na i  rozbudowywana aż do likwida-cji szybu „Henryk” w 1966 r. Nie wia-domo, jakie były pierwsze elektrowo-zy, natomiast wiemy, że przed dru-gą wojną światową i w czasach po-wojennych używano elektrowozów firmy Siemens Schuckert. Do trans-portu węgla stosowano wózki bocz-no-zsypowe, tzw. koliby o ładowności od 0,5 do 2 t, jak również drewniane wagony pasażerskie do przewozu gór-ników do pracy.

Po omawianym środku transportu zostało niemało terenowych pamią-tek − nasypy, budynek zajezdni elek-trowozów w Mirostowicach Górnych, resztki rampy wyładowczej w  Kuni-cach, domniemany budynek stacyjny

1 | Wieża wydobywcza Kopalni „Augusta” przy trasie kolejki łańcuchowej na archiwalnej fotografii

2 | Relikty wieży wydobywczej przy szybie upadowym „Minna”

3 | Szyb (pionowy) wydobywczy, położony u kresu przebiegu kolejki łańcuchowej

..................................

2

3

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 53

Page 56: 5-6 2012

w lesie nieopodal Olbrachtowa − tej samej, przy której zachowały się pozo-stałości wieży wydobywczej, położo-nej na trasie kolejki linowej.

Szlaki industrialnych wędrówek mogą prowadzić także na dawny cmentarz górniczy, znajdujący się w pobliżu ruin dawnej elektrowni na południowo-zachodnich obrzeżach dzielnicy Żar − Kunic. Znaleźć tam można m.in. grobowiec właściciela jednej z kopalń.

Wymienione wyżej miejsca i  obiekty, budowle i budynki oraz znajdujące się w najbliższej okolicy pamiątki dawnego górnictwa węglo-wego – szyby zjazdowe i wentylacyj-ne, zapadliska po wyrobiskach górni-czych – można interpretować w kate-goriach świadków czasu industrializa-cji, czasu świetności lokalnego prze-mysłu, a także fenomenu, jakim było głębinowe górnictwo węgla brunatne-go w okolicy Żar. Mogą one również stanowić wdzięczny cel turystyki in-dustrialnej, a także oparcie dla progra-mów edukacyjno-kulturowych.

Marta Słonimska

parowego do odwadniania wyrobisk górniczych i prowadzenia transpor-tu pionowego w szybach wydobyw-czych Kopalni „Sophie” w Mirosto-wicach Dolnych. Po 1895 r. nastąpi-ło przejście od silników parowych do elektrycznych. Z czasem wieże drew-niane zaczęto zastępować konstrukcja-mi stalowymi, przy których montowa-no również bunkry na węgiel, sita sor-tujące i urządzenia do przeładunku. Taka wieża wydobywcza była wypo-sażona w kubeł skipowy, samoczynnie opróżniający się do bunkra i porusza-jący się wewnątrz szybu po prowadni-cach. Zachowało się kilka szybów pio-nowych (naturalnie już bez nadszybi), jak choćby „Scharf IV” (Grube Augu-sta) położony w lesie między wsią Łaz a Olbrachtowem czy „Albrecht” (Paul

Schiedt Grube) w samym Olbrach-towie. Jeśli natomiast chodzi o szy-by upadowe, to były one obsługiwane przez inne rodzaje wież niż szyby pio-nowe. Były to konstrukcje drewniane lub murowano-drewniane z pochylnią schodzącą ku szybowi. Sam szyb z ko-lei miał arkadowo sklepioną, cegla-ną cembrowinę, zagłębiającą się w zie-mię aż po pokład węgla. Tu wagoniki były wyciągane z szybów upadowych po szynach za pomocą liny i elektrycz-nie napędzanego kołowrotu, a następ-nie ręcznie opróżniane z urobku do bunkra we wnętrzu wieży. Tak było w szybie upadowym „Minna” przy Kopalni „Augusta”, znajdującej się

na granicy wsi Łaz i Mirostowic Dol-nych czy wagonik – koliba w Ekomu-zeum Górnictwa Węgla Brunatne-go Mirostowice Dolne. Natomiast po brykietowni i elektrowni przy daw-nych zakładach Lohser Werke ostały się jedynie fundamenty, wystające po-nad las kominy kotłowni oraz budy-nek rozdzielni.

Relikty starych, pokopalnianych szybów należą do równie intrygującej kategorii zabytków tutejszego górnic-twa. Węgiel eksploatowano za pomo-cą szybów pionowych i upadowych. Szyby pionowe (jedno- lub dwuklat-kowe) były obsługiwane przez prze-nośne nadszybia lekkiej konstruk-cji. Początkowo stojące nad szyba-mi wieże wyciągowe były z drewna. Przed wprowadzeniem na szerszą ska-

lę kopalnianych wyciągów szybowych o napędzie parowym, transport węgla w szybie odbywał się w wiadrze wy-ciąganym za pomocą ręcznie napędza-nego kołowrotu. Od lat siedemdzie-siątych XIX w., gdy silniki parowe już upowszechniły się, kubły lub wagoni-ki były wyciągane z szybu dzięki wy-ciągom mechanicznym ustawianym przy nadszybiach.

W tym miejscu należy podkreślić, że to właśnie tu, w żarskim okręgu wy-dobywczym, dokonano pionierskiej w górnictwie węglowym na Dolnych Łużycach recepcji zdobyczy angiel-skiej rewolucji przemysłowej, przez zastosowanie już w 1859  r. silnika

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

4 | Szyb upadowy „Minna”

5 | Słup kolejki linowej

(ilustracje: 1 – wg Wilhlem Piju, „Albrechtsdorf. Aus seiner Entwicklung und Geschichte” [w:] „Heimatjahrbuch für den Kreis Sorau”, 1942, Druck und Verlag Albrecht Heine, Cottbus, zdjęcia: 2-5 – Marta Słonimska)

..............................

4 5

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 54

Page 57: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

Holownik parowy „Nad-bor” − to dzisiaj jedy-ny śródlądowy statek pa-rowy zachowany w Pol-

sce w stanie bliskim pierwotnemu, z  utrzymaną oryginalną maszyną pa-rową napędową, kotłownią, układem sterowania, sterówką, bogatym wypo-sażeniem, dobrym kadłubem.

Powstanie „Nadbora” łączy się z programem odbudowy kraju po zniszczeniach wojennych i z polsko- -holenderskim traktatem handlowym z 18.12.1946 r. Znaleziono wówczas miejsce dla budowy potrzebnych na Odrze holowników, zadanie tym pil-niejsze, że ocalała po działaniach wo-jennych flotylla odrzańska padła łu-pem armii sowieckiej, stronie pol-skiej pozostała eksploatacja jednostek wydobywanych z dna rzeki. Umo-wę na budowę holowników podpisa-no 30.04.1947 r. Do lata 1949 r. po-wstało dziewięć holowników traso-wych z maszynami o mocy 500  KM i trzynaście z silnikami o mocy 250  KM, przeznaczonych do obsłu-gi Odry, skanalizowanej na odcinku Gliwice-Koźle-Wrocław. „Małe ho-lendry” zyskały imiona starosłowiań-skie: „Światopełk” (zbudowany jako pierwszy, stąd przyjęła się nazwa klasy „Światopełk”), „Bożydar”, „Bożymir”, „Bronisz”, „Chwalisław”, „Jurand”,

„Mestwin”, „Mściwój”, „Radosław”, „Ścibor”, „Zbyszko”, „Sędziwój”.

W budowie serii holowników, we-dług projektu uzgadnianego przez stronę holenderską z polską, uczest-niczyło wiele przedsiębiorstw zwią-zanych z holenderskim przemysłem stoczniowym. Kadłub i nadbudówki zbudowała (1949 r.) stocznia „Bijkers Maatschapij” w Gorinchem. Maszyna główna i mechanizmy pomocnicze są dziełem „N.V. Boel’es Scheerswerven Maschinenfabriek” (1949 r.). Ko-cioł powstał w „J & K Smit’s Kinder-dijk” (1948 r.). Holownik liczy 28 m

długości, 6,60 m szerokości, 2,10 m wysokości (do najwyższej części nie-demontowanej − 3,90 m), ma zanu-rzenie 1,10 m (maksymalne z 14 to-nami węgla 1,30 m), a wyporność ho-lownika wynosi 162,62 m3.

W lipcu 1998 r. przejęty zo-stał „Nadbor” przez Biuro Studiów i Dokumentacji Zabytków Techni-ki i przy udziale założycieli Fundacji

Holownik parowy „Nadbor”................................................................................................................................................

1 | Holownik „Nadbor”

2 | „Nadbor” – usytuowanie pomieszczeń, pełniących nowe funkcje

................................................................................

1

2

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 55

Page 58: 5-6 2012

Każdego roku statek przyciąga uwagę około 10 tys. zwiedzających, a co najważniejsze − udało się zabyt-kowy holownik tak ożywić, że dla se-tek osób, studentów, weteranów że-glugi odrzańskiej, zainteresowanych ochroną zabytków kultury technicz-nej Polski, stał się miejscem codzien-nej niemalże pracy, miejscem spotkań, dyskusji, konsolidującym również środowiska odrzańskie, wyzwalają-cym przeróżne inicjatywy, wykracza-jące i poza Wrocław, sięgające Warty, Wisły, Bydgoszczy, Elbląga, Gorzowa Wlkp., Frankfurtu nad Odrą, Warsza-wy, a nawet dalekich Wysp Sołowiec-kich na Morzu Białym.

Jednostki tego typu, a w Europie jest ich około 100, w 1/4 których za-chowały się siłownie parowe, utrzy-mywane są jako: cumowane przy brzegach (Rotterdam, Berlin, Raty-zbona, Duisburg) lub osadzane na lą-dzie (Oderberg, Magdeburg) stat-ki-muzea z ekspozycjami na pokła-dach, „żywe muzea” z załogami w ma-szynowniach, eksploatowane w ru-chu („Nixe” w Henrichenburgu czy „Jan Steerke” w Gorinchem), statki wycieczkowe (Minden, Dordrecht), domy kultury na wodzie (Nyjmegen), magazyny żeglarskie (Rotterdam) bądź restauracje i kawiarnie (Magde-burg). Nieliczne holowniki, wycofane

− Muzeum-statku, przez udostęp-nienie również sterówki, maszynowni i kotłowni z oryginalnym wyposaże-niem. Prace konserwacyjne maszyny i kotłów typu szkockiego prowadzo-ne były siłami wolontariatu, głównie studentów, którzy opracowują rów-nież komputerowe programy multi-medialne. Formy i treści tych progra-mów łączymy z potrzebami ekspozy-cji i utrzymania jednostki na wodzie.

„Nadbor” stanowi dzisiaj jądro kształtującego się Muzeum Odry, w  2001 r. stanął przy nim ostat-ni z  utrzymanych na Odrze dźwi-gów pływających „Wróblin”, powsta-ły w  1939  r. w Fürstenbergu. Odbu-dowany został siłami wolontariatu i fa-scynuje przywróconym do życia dźwi-giem, maszynownią i siłownią ener-getyczną z czynnym agregatem prą-dotwórczym Diesla. W dawnych po-mieszczeniach socjalnych załogi urzą-dzono „salę” wykładową, miejsce cza-sowych ekspozycji i posiedzeń Bractwa Mokrego Pokładu, skupiającego ponad 100 weteranów żeglugi odrzańskiej. W  2004 r. przybyła barka towarowa, kryta, pochodząca z 1936 r. Po odbu-dowie, na powierzchni 200 m2, pomie-ści w ładowniach dużą wielofunkcyj-ną salę wykładową, konferencyjną, za-plecze administracyjno-socjalne i spo-rą już kolekcję muzealiów odrzańskich.

Otwartego Muzeum Techniki pod-jęto jego odbudowę i rewaloryzację w intencji eksploatacji statku jako:

− Pracowni BSiDZT, wykonują-cej ewidencję zabytków techniki, stu-dia historyczno-konserwatorskie, in-terpretującej dziedzictwo przemysło-we i techniczne, dysponującej wła-snym komputerowym bankiem da-nych dla ponad 7 tys. zabytków przemysłu i techniki Polski, zbio-rem ponad 60 tys. negatywów i oko-ło 10  tys. rysunków. Pracownię usy-tuowano w nadbudówce i pod pokła-dem części dziobowej, w pomieszcze-niach mieszczących niegdyś mesę ka-pitana, kuchnie kapitana i bosmana, sypialnie załogi.

− Klubu Fundacji Otwartego Mu-zeum Techniki, sali wykładowej, pro-jekcyjnej, etc., w adaptowanym do tego celu pomieszczeniu rufowym, mieszczącym pierwotnie dwie sypial-nie załogi, a od lat sześćdziesiątych i  siedemdziesiątych XX w. agregat prądotwórczy, transformator i  roz-dzielnię energetyczną. Po przebu-dowie i wyposażeniu pomieszczenia w  aparaturę audiowizualną i pomoce dydaktyczne w semestrze zimowym 1999/2000 r. podjęto dla studentów i doktorantów Politechniki Wrocław-skiej systematyczne prowadzenie wy-kładów z zakresu historii techniki i ar-cheologii przemysłowej.

− Bazy dydaktycznej i laboratoryj-nej Dolnośląskiej Akademii Arche-ologii Przemysłowej i Międzynarodo-wego Studium Archeologii Przemy-słowej, prowadzonego przez Funda-cję i Świdnicką Radę SNT „NOT”, a także warsztatu pracy Studenckie-go Koła Naukowego „Ochrony zabyt-ków techniki HP Nadbor” i Bractwa Mokrego Pokładu – fanklubu ludzi Odry, którzy od lat zbierają się na jego pokładzie, a od 2003 r. wydają także comiesięczny biuletyn „Prosto z po-kładu”. Tutaj prowadzone są semina-ria Dolnośląskiej Akademii Lotniczej, odbywają się konferencje, realizowa-ne są staże i wymiana wolontariatu pomiędzy Fundacją a Uniwersytetem Bordeaux I, Westfalskim Muzeum Przemysłu czy moskiewskim Muzeum Politechnicznym.

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

3

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 56

Page 59: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

z żeglugi, ostały się przy brzegach jako stacjonarne kotłownie na wodzie, za-silające w parę technologiczną np. za-kłady przemysłowe i niewielkie osie-dla – jak na jednej z wysp na Dźwinie w Archangielsku. Taką funkcję pełnił również „Nadbor”, obsługując w  la-tach 1975-1981 plac budowy stop-nia wodnego w Mĕlniku na Łabie, w Czechach.

Program ochrony „Nadbora” czer-pie z dotychczasowych doświadczeń, ale wprowadził też nowe formy, m.in. sprzężenie różnych, nawzajem stymu-

lujących się treści oraz autentyczność i dynamizm realizowanych na pokła-dzie i wokół statku zadań. „Nadbor”, z  wpisanymi weń programami muze-alnymi, usługowymi, naukowo-badaw-czymi, dydaktycznymi, nie tylko nie-sie z sobą przesłanie potrzeby ustawicz-nego kształcenia społeczeństwa, ale też bezustannie prowokuje nowe pytania o Odrę. Swoistym narzędziem dydak-tycznym jest tutaj obiekt kultury, zaby-tek przemysłu i techniki – holownik, cumowany wespół z nim dźwig pływa-jący „Wróblin” i barka towarowa.

W celu przybliżenia Muzeum Odry i dziedzictwa rzeki mieszkań-com miasta podjęte zostały przed laty kwerendy archiwalne oraz poszukiwa-nia i ewidencja zabytków, obejmująca rozpoznaniem porty i przeładownie, stocznie, odrzańskie stopnie wodne i tabor śródlądowy. Docelowo dzia-łania te prowadzić mają do publika-cji Atlasu zabytków odrzańskiej dro-gi wodnej i zabezpieczenia obiektów najcenniejszych. Dla przyszłej ekspo-zycji w awanporcie śluzy „Szczytniki” − stałym miejscu cumowania holow-

nika parowego „Nadbor” − zabezpie-czono m.in. unikatową parową windę kotwiczną z „dużego holendra” − „Ja-rowida”, a na jazie „Bartoszowice” − wciągarkę kozłów jazowych z 1905 r.

Coraz szerzej otaczają „Nad-bor” ludzie, którzy z Odrą wią-zali zawodowe kariery. Koman-dor por. Mieczysław Wróblew-ski, wieloletni kierownik Inspekto-ratu Żeglugi Śródlądowej we Wro-cławiu, udostępnił własne, boga-te zbiory dokumentacji fotograficz-nej statków i budowli odrzańskich

z  lat pięćdziesiątych-siedemdziesią-tych XX w. Zanim odszedł na wiecz-ną wachtę, przekazał swoje doświad-czenia i rady. Niezwykle cenne są też doświadczenia inż. Wojciecha Ślad-kowskiego – syna Czesława, człon-ka Odrzańskiej Komisji Odbiorów w 1949 r., która z udziałem inż. inż. Zbigniewa Kuszewskiego i Jana Bo-gusławskiego przejmowała holowni-ki od strony holenderskiej. Odwie-dzają „Nadbor” rozsiani po świecie kapitanowie i szyprowie żeglugi od-rzańskiej.

Zabytkowy holownik zyskał Świadectwo Zdolności Żeglugowej i klasę PRS. To już nie 163 tony zło-mu, to prawdziwy statek, spełniają-cy warunki przepisów żeglugowych – pierwszy statek śródlądowy, zare-jestrowany w Polsce jako statek-mu-zeum, jako „pływająca szkoła”. To też rzuca światło na kierunki prowadzo-nych prac konserwacyjnych jednost-ki, programy jej eksploatacji i ekspo-zycji.

Podejmując dzisiaj program odbu-dowy parowego napędu „Nadbora”,

..................................

3 | Wykład w lektorium na dźwigu pływającym „Wróblin”

4 | Prace konserwatorskie na pokładzie „Nadbora”

5 | Mike Clark ze studentami prowadzi konserwację maszyny parowej typu campound

...................................

4 5

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 57

Page 60: 5-6 2012

własną mitologią i nie będzie prze-sady w stwierdzeniu, że stał się jed-ną z ikon Odry, rzeki, która i poprzez „Nadbora” domaga się prawa do ży-cia, prawa do prowadzenia żeglugi to-warowej, chce być dźwignią rozwoju gospodarczego Nadodrza.

Stanisław Januszewski

Fundacji, mieszkańcy miasta, szkol-ne klasy, ojcowie z dziećmi, to uświa-damiana jest waga podjętego zobo-wiązania. Wtedy i podczas wykła-dów, i w trakcie prac wykonywanych na statku przez wolontariuszy i stu-dentów, widać, że wszyscy związani są ze statkiem i że jest to również ich holownik. Przez trzynaście lat obrósł

twórcy ambitnego przedsięwzię-cia myślą o realizacji rejsu do Gorin-chem i Rotterdamu, kolebki „holen-drów”, których przybycie na Odrę otworzyło prawdziwie polską kar-tę żeglugi odrzańskiej. Marzą o rejsie szlakiem, którym w 1949 r. „holen-dry” przybyły na Odrę. Pod hasłem „Europa ponad rzekami” chcą wy-ruszyć z programem promocji dzie-dzictwa Odry, rzek i kanałów Euro-py, dziedzictwa kultury technicznej Polski. W czasie tego rejsu w logo wyprawy wpisać chcą bociana, znak wędrówki do gniazda ptaka, dla któ-rego rzeki nie stanowią granic.

W dziele utrzymania Muzeum Odry partycypuje dzisiaj około 30 in-stytucji. Może rodzące się tutaj wię-zi mają większe znaczenie od dzieła utrzymania starych, wysłużonych, po-zornie nikomu niepotrzebnych stat-ków. Gdy na pokładach „Nadbora” czy „Wróblina” odbywają się spotka-nia z okazji przyjęcia wigilijnego, ob-rady jury ogólnopolskiego konkursu „Kariery Lotnicze Polaków”, gdy po-dejmowani są na pokładzie mecenasi

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

6 | Lekcja muzealna na pokładzie „Nadbora”

(zdjęcia: 1 − Mateusz Haglauer, 3 – Anna Broniewska, rys. 2 i fot. 4-6 – Stanisław Januszewski)

................................................................................

Spotkanie z książką

W 2011 r. nakładem Fundacji Otwartego Muzeum Techniki oraz Biura Stu-diów i Dokumentacji Zabytków Techniki we Wrocławiu ukazała się książ-

ka autorstwa Stanisława Januszewskiego pt. Siłownie wodne między Białką, Dunajcem i Kamienicą.

Autor przedstawia tu zabytki techniki Beskidu Sądec-kiego od lat wyłączone z ruchu, relikty budowli wodnych, jazów, śluz wpustowych, młynówek, kamiennych komór kół wodnych. Opisuje (wymienione w porządku alfabetycz-nym nazw ujęć wodnych, przy których występują – od po-toku Brzyna do potoku Żmiąca) młyny i tartaki, w których zachowało się kompletne wyposażenie techniczne. Książ-ka jest więc źródłem wiedzy na ten temat, czytając po-znajemy znaczenie takich terminów, jak mlewniki kamien-ne i walcowe, łuszczarki, odsiewacze i maszyny czyszczą-ce, wały napędowe, koła pasowe, systemy transportu pro-duktów przemiału i przełożenia napędu od kół wodnych, turbiny do maszyn, drewniane koła palecne, koła pasowe.

Stanisław Januszewski pisze o tych zabytkach m.in.: „Czas nie obchodzi się z nimi łaskawie, z roku na rok niszczeją, a ich właściciele jeśli nawet do-strzegają związek między »ojcowizną« a własnym awansem kulturowym, to

niestety, nie przekłada się on na troskę o utrzymanie zabytko-wej substancji reliktów starych zakładów wodnych dla potom-nych”. Trasa turystyczna śladami dawnych siłowni wodnych na pewno cieszyłaby się dużym powodzeniem. Może na fali zain-teresowania zabytkami przemysłu i techniki w Polsce znajdą się chętni, aby taki szlak opracować i tym samym przyczynić się do uratowania tych unikatowych obiektów.

Książka jest bogato ilustrowana, w większości zdjęciami wykonanymi przez autora, szkicami i rysunkami. Zamieszczo-na na końcu bibliografia pozwoli pogłębić temat zainteresowa-nym nim czytelnikom.

Publikację (cena: 40 zł) można nabyć za pośrednictwem strony internetowej Fundacji Otwartego Muzeum Techniki (www.nadbor.pwr.wroc.pl).

SIŁOWNIE WODNE

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 58

Page 61: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKI

W centrum Zakopanego, a jednak nieco na ubo-czu, pomiędzy drogą biegnącą ku wyloto-

wi Doliny Strążyskiej a rozszumianym w  swym korycisku potokiem Młyni-ska, stoi willa „Atma”. Frontem kieru-je się ku urwisku Długiego Giewontu i samemu jego szczytowi, zwieńczo-nemu krzyżem, a boczną ścianą zwró-cona jest do drogi, od której pod za-cienioną werandę biegnie ku niej ka-mienna ścieżka. Ciepłą porą, ubrana w zieleń drzew i pnączy, po okna za-nurzona jest w kwiatach. Zimą otulo-na śniegiem. A zawsze spokojna i ci-cha, choć podskórnie pulsująca mu-zyką tego, którego domem stała się z górą osiemdziesiąt lat temu.

Dom postawił Jan Kaspruś-Stoch w 1894 r. Był to budynek jednopię-trowy, na poły chałupa góralska, na

poły pensjonat. Służył gospodarzom oraz gościom, którzy mogli tu wy-nająć kwaterę. W połowie lat dwu-dziestych XX w., z inicjatywy Anny Stoch (żony budowniczego willi), dom zmienił wygląd – dodano piętro, charakterystyczny ganek oraz weran-dę, które przydały mu cech charakte-rystycznych dla stylu zakopiańskiego. Wtedy też zainstalowano kanalizację, a w pokojach piece.

Również wówczas domostwo otrzymało miano „Atma”, co w san-skrycie znaczy „dusza”. Jest bowiem w skromnej willi przy Kasprusiach aura, której nie sposób zapomnieć, kiedy już raz się ją odwiedziło. Czy to urok domu, z poszumem poto-ku, czy jego ciepło i zapach? A może przede wszystkim muzyka, która sta-ła się nieodłącznym elementem tego miejsca, odkąd w jego historię wpisał

się Karol Szymanowski, nazywany drugim po Chopinie polskim kom-pozytorem.

Karol Szymanowski urodził się 3 października 1882 r. w Tymoszów-ce, na ziemiach do drugiego rozbioru wchodzących w skład Rzeczypospoli-tej Obojga Narodów, 300 km na po-łudniowy wschód od Kijowa. Eduka-cję muzyczną rozpoczął w szkole Olgi i Gustawa Neuhausów w Elizawetgra-dzie; kontynuował ją w Warszawie, dokąd przybył w 1901 r. i gdzie pozo-stawał do 1904 r. W tym okresie uczył się harmonii u Marka Zawirskie-go oraz kontrapunktu i kompozycji u Zygmunta Noskowskiego. W kolej-nych latach odbywał podróże za gra-nicę, wakacje spędzając w rodzinnej Tymoszówce. O rozwoju kariery Szy-manowskiego zdecydowało przystą-pienie w 1905 r. do Spółki Nakłado-wej Młodych Kompozytorów, stwo-rzonej w Berlinie wspólnie z Grzego-rzem Fitelbergiem, Ludomirem Ró-życkim i Apolinarym Szeluto.

„Atma”.........................................................................................................................................

Z WIZYTĄ W MUZEUM

................................................................................

1 | Willa „Atma” w Zakopanem

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 59

Page 62: 5-6 2012

się zakrzątnąć koło pianina i będzie wszystko w porządku” (Zakopane, 24 października 1930 r.).

W „Atmie” Szymanowski za-mieszkał z zajmującym się całym go-spodarstwem Felkiem Bednarczy-kiem. Odwiedzały go często siostry: śpiewaczka Stanisława i Zofia z có-reczką „Kicią”, pupilką Szymanow-skiego. Bywali przyjaciele i znajomi: Zofia Nałkowska, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Jarosław i Anna Iwasz-kiewiczowie, Artur Rubinstein, Paweł i Zofia Kochańscy, Karol Stryjeński, Rafał Malczewski, Julian Tuwim, An-toni Słonimski, Zygmunt Mycielski.

Życie „Atmy” i jej gospodarza upływało ustalonym rytmem, prze-rywanym wyjazdami, początkowo do Warszawy (Szymanowski był wów-czas rektorem Akademii Muzycznej), później na coraz częstsze koncerty w  najróżniejszych miejscach Europy. W gabinecie Szymanowskiego, któ-ry można oglądać dzięki rekonstrukcji dokonanej na podstawie zdjęć i rela-cji z czasów, kiedy mieszkał on w Za-kopanem, powstały takie wspania-łe dzieła, jak II Koncert skrzypcowy, IV Symfonia koncertująca, Pieśni kur-piowskie i Litania do Marii Panny – tu także ukończył partyturę baletu Har-nasie.

Intensywna praca kompozytor-ska oraz ciągłe wyjazdy z Zakopa-nego sprawiły, iż kuracja klimatycz-na nie mogła być skuteczna. Jesienią 1935 r. opuścił Szymanowski „Atmę”

dotkliwie odczuwał. Wybór „Atmy” był ze wszech miar odpowiedni. Szy-manowski miał ją na wyłączność, traktował jak prawdziwy dom, choć, nie licząc pary foteli, nie miał tam na-wet własnych mebli. W koresponden-cji znaleźć można świadectwa tego, jak bardzo ta zakopiańska willa przy-padła mu do gustu:

„Mamunieczko najdroższa. Oto właśnie pierwszy wieczór siedzę na-reszcie u siebie! Skromny, góralski dom (niedaleko »Czerwonego Dworu«), ale b. miły i przytulny. Mam 4 pok. Sy-pialny, jadalny, gabinet i mały gościn-ny. Oprócz tego porządny pokoik dla Felka i kuchnia. W gabinecie sofa dla jeszcze jednego ewent. gościa. Bardzo mi się tu podoba. Gazdowie znani tu, porządni ludzie (Obrochtowie – syno-wiec Bartka). Po trochu się urządzę, żeby było przytulnie i miło. Z dala od ulicy, więc cicho, a przy tym nie bar-dzo daleko od »miasta«. Jeszcze muszę

W Zakopanem, niezwykle popu-larnym wówczas uzdrowisku, bywał od 1923 r., nie licząc krótkich poby-tów przed pierwszą wojną światową, ale jego stałym mieszkańcem został dopiero w 1930 r., po zdiagnozowa-niu przez lekarzy gruźlicy. W czystym i surowym górskim powietrzu choro-ba nie postępowała tak szybko. To tu-taj właśnie, w tych mało szczęśliwych okolicznościach, odnalazł Szyma-nowski dom, którego brak od chwi-li wyjazdu z rodzinnej Tymoszówki

Z WIZYTĄ W MUZEUM

................................................................................

2 | Plan „Atmy”, narysowany w 1930 r. przez Karola Szymanowskiego

3 | „Portret Karola Szymanowskiego z muszką”, namalowany w 1930 r. przez Stanisława Ignacego Witkiewicza

4 | „Karol Szymanowski i górale”, obraz na szkle wykonany w 1981 r. przez Zdzisława Walczaka

2

3

4

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 60

Page 63: 5-6 2012

na zawsze. W końcu 1935 r. wyjechał dla zdrowia na francuską Riwierę do Grasse, skąd jednak na wiosnę 1936 r. musiał wyruszyć do Paryża, by dopil-nować przygotowywanej przez Ope-rę Paryską premiery baletu Harnasie. Zdążył jeszcze odwiedzić Polskę (li-piec-listopad 1936 r.), po czym po-nownie wyjechał do Grasse, a stamtąd na ostatnich kilka dni życia przewie-ziony został do szwajcarskiej Lozanny. Zmarł w Clinique du Signal w Lozan-nie 29 marca 1937 r.

O upamiętnieniu Karola Szyma-nowskiego poprzez założenie jego muzeum biograficznego pomyśla-no wkrótce po śmierci kompozytora. Projekt, który na łamach prasy przed-stawił Michał Kondracki, przekreśliły lata wojny. Odrodził się on w latach sześćdziesiątych XX w. – siostrzeni-ca kompozytora, Krystyna Dąbrow-ska, rozpoczęła starania o wykupie-nie willi „Atma” i przeznaczenie jej na muzeum biograficzne. Realizacja idei była ponad siły jednej osoby, zwłasz-cza w ówczesnych realiach, znalazła jednak odzew i uzyskała rozgłos dzię-ki zaangażowaniu Zdzisława Sierpiń-skiego, publicysty muzycznego, któ-ry wystosował odpowiedni apel m.in. do Ministerstwa Kultury oraz upo-wszechnił ideę w warszawskim śro-dowisku muzycznym. Temat pod-jął również słynny krytyk muzycz-ny Jerzy Waldorff, stając się wkrót-ce spiritus movens „Komitetu Akcji »Atma«”.

W wyniku ogólnopolskiej spo-łecznej zbiórki pieniędzy oraz nie-kończących się korowodów zmierza-jących do przeprowadzenia przedsię-wzięcia od strony formalnej 27 maja 1972 r. willę wykupiono od jej ów-czesnej właścicielki – Zofii Walcza-kowej. Transakcja została przeprowa-dzona przez Warszawskie Towarzy-stwo Muzyczne. W 1974 r. „Atma” stała się Oddziałem Muzeum Naro-dowego w Krakowie, którym pozosta-je do chwili obecnej.

Ponad trzy dekady po otwarciu Muzeum w „Atmie” Muzeum Na-rodowe w Krakowie wraz z Zam-kiem Orawskim (Muzeum Oraw-skie w  Dolnym Kubinie) przygoto-wało projekt „Muzyka pod Tatra-mi”, współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Fundu-szu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Współpracy Transgranicz-nej Rzeczpospolita Polska – Republi-ka Słowacka 2007-2013.

Program przebiega dwuetapowo – pierwsza część realizowana była przez cały rok 2011 i obejmowała działa-nia artystyczne oraz edukacyjne, m.in.

koncerty muzyki klasycznej, wystawy, warsztaty edukacyjne dla dzieci, gry miejskie. W drugiej – przeprowadzone zostaną prace remontowe, tak w Zam-ku Orawskim, jak i w willi „Atma”.

„Atma” została wpisana do reje-stru zabytków w 1970 r. Niedługo później Muzeum Narodowe w Krako-wie, organizując swój nowy, zakopiań-ski oddział, przeprowadziło general-ny remont willi, aranżując jej wnętrza. Ówczesne rozwiązania ekspozycyjne (z  niewielkimi zmianami) przetrwały do dziś. „Muzyka pod Tatrami” daje szansę na dokonanie w „Atmie” zmian i innowacji oraz dostosowanie jej do

TO TEŻ SĄ ZABYTKIZ WIZYTĄ W MUZEUM

................................................................................

5 | 6 | Wnętrza muzeum: pracownia Karola Szymanowskiego (5) i pokój stołowy (6)

(zdjęcia i reprodukcje – Jacek Świderski) 6

5

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 61

Page 64: 5-6 2012

współczesnych wymogów funkcjo-nalności i bezpieczeństwa; już wcze-śniej z inicjatywy dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie Zofii Go-łubiew, przy wsparciu śp. Marka Na-wary, wojewody krakowskiego, w willi – jako jedynym obiekcie niesakralnym w  Polsce – zainstalowano specjalny system przeciwpożarowy „Fog”.

Przygotowanie projektu nie było zadaniem prostym; pod uwagę nale-żało wziąć zarówno względy konser-watorskie, jak również to, co odwie-dzający dom Szymanowskiego okre-ślają mianem atmosfery, aury. Stąd też oszczędność i delikatność we wpro-wadzaniu nowych elementów oraz jakże modnych obecnie multimediów i elektroniki.

Podstawowymi działaniami in-westycyjnej części projektu „Muzy-ka pod Tatrami” będzie moderniza-cja i konserwacja „Atmy” – wymiana instalacji, unowocześnienie sanitaria-tów, ocieplenie, odpowiednie oświe-tlenie oraz zabezpieczenie drewnia-nej struktury budynku. Odświeżeniu oraz konserwacji poddana zostanie ekspozycja. Tablice obrazujące życie i twórczość Karola Szymanowskiego, zajmujące obecnie dwa pomieszcze-nia, zastąpi treść cyfrowa, dostępna dla zwiedzających w dyskretnym pre-zenterze multimedialnym umieszczo-nym w pierwszej sali, tzw. pokoju Fel-ka. Dzięki temu zabiegowi największe pomieszczenie całkowicie poświęco-ne będzie pełnieniu funkcji sali kon-certowej. Jego ściany ozdobią portre-ty Szymanowskiego autorstwa Stani-sława Ignacego Witkiewicza.

Projekt „Muzyka pod Tatrami” obejmuje także prace porządkowe w ogrodzie wokół willi oraz jego aran-żację w stylu lat dwudziestych XX w., a także wprowadzenie oznakowania, które ułatwi turystom i melomanom dotarcie do Muzeum Szymanow-skiego.

Prace rozpoczęły się w marcu 2012  r. Od tego czasu Muzeum Ka-rola Szymanowskiego w willi „Atma” jest zamknięte. Otwarcie „Nowej Atmy” planowane jest na wiosnę 2013 r.

Agata Żak

Z WIZYTĄ W MUZEUM

22 czerwca w Muzeum Żup Krakow-skich w Wieliczce.

Na ziemiach polskich wpływy sztuki zachodnioeuropejskiej spoty-kały się z poszukiwaniami inspiracji w rodzimej sztuce ludowej. Inspiro-wany formą ludowych naczyń pod-halańskich na wystawie jest serwis do kawy z około 1905 r., zaprojektowa-ny przez Jana Szczepkowskiego, kie-rownika artystycznego znanego za-kładu ceramicznego w podkrakow-skich Dębnikach. Szczególną aktyw-ność w rozkwicie ówczesnej sztuki użytkowej wykazało środowisko kra-kowskie. Jego najwybitniejszym repre-zentantem był Stanisław Wyspiański, autor całościowych koncepcji wnętrz Domu Towarzystwa Lekarskiego czy salonu dla zaprzyjaźnionej rodzi-ny Żeleńskich. Założone w 1913  r. Warsztaty Krakowskie prowadzi-ły działalność projektową, wytwór-czą oraz edukacyjną. Były odpowied-nikiem powołanych 10 lat wcześniej dla zreformowania rzemiosła i  archi-tektury wnętrz w duchu ideałów se-cesji „Wiener Werkstätte”. Jeden z ich

Idea tworzenia przedmiotu pięknego i użytecznego roz-powszechniła się na przełomie XIX i XX w., kiedy w reakcji

przeciw nadmiernie przeładowanym dekoracjami, eklektycznym stylom w  Europie pojawiły się liczne ruchy reformatorskie i nowa estetyka sece-sji. Sztukę tę rozwijano w różnego ro-dzaju materiałach, a jej kontynuacją było art déco i style modernistycz-ne. Secesja zatarła granice pomiędzy sztukami pięknymi a sztuką użytkową i  nobilitowała rzemiosło. Objęła tak-że przedmioty wytwarzane fabrycz-nie. Pojawiła się w niemal wszystkich dziedzinach: począwszy od meblar-stwa, poprzez ceramikę i szkło, na bi-żuterii i modzie skończywszy. Artyści, ściśle współpracując ze znakomitymi rzemieślnikami, chcieli projektować całościowo wnętrza wraz z wyposaże-niem – od lamp, naczyń i witraży po suknie pani domu.

Urodę przedmiotów codzienne-go użytku pozwala odkryć ekspozycja „Piękne i użyteczne. Nakrycia stoło-we epoki secesji i art déco”, czynna od

Piękne i użyteczne................................................................................................................................................

..................................

1 | Talerz, około 1900 r., fajans malowany podszkliwnie, relief (w zbiorach Muzeum Okręgowego w Tarnowie)

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 62

Page 65: 5-6 2012

TO TEŻ SĄ ZABYTKIZ WIZYTĄ W MUZEUM

założycieli, architekt Josef Hoffmann jest projektantem wazonu z kute-go mosiądzu, który jest pokazywa-ny na wystawie wielickiej, podobnie jak zgeometryzowana filiżanka w for-mie ściętego stożka (datowana 1908- -1914), sygnowana przez związek ar-tystyczny Artěl, który w Pradze dzia-łał na wzór Warsztatów Wiedeńskich. W licznych pracach artystów tego związku uwidoczniały się wpływy ku-bizmu. W pełni doszły one do gło-su w stylistyce art déco, której obiek-ty powstawały między dwoma woj-nami światowymi. Wyraziste, pro-ste, geometryczne kompozycje były wizytówką nowego stylu, kojarzone-go z elegancją i luksusem. Jego orygi-nalne wzornictwo korzystało z pro-stych kształtów, zdecydowanych, czy-stych, a nawet jaskrawych kolorów oraz „nowoczesnych”, jak na owe cza-sy, materiałów, takich jak błyszczący,

wypolerowany chrom, bakelit, plastik. Ceniono szkło i kute metale.

Kolebką art déco był Paryż, pro-mieniujący na sztukę innych krajów. W Paryżu w 1925 r. Polska odniosła sukces na Międzynarodowej Wysta-wie Sztuki Dekoracyjnej. Nasza eks-pozycja ucieleśniała ideę integracji sztuk. Zaprezentowała styl łączący in-spirację sztuką ludową z językiem geo-metrii, formizmem, nazwany później polską odmianą art déco. Uznano go w Drugiej Rzeczypospolitej za styl na-rodowy. Zaprojektowano w nim wy-strój zameczku dla prezydenta Ignace-go Mościckiego w Wiśle, wnętrza gma-chów publicznych, placówek dyploma-tycznych oraz dwóch polskich trans-atlantyków m/s Piłsudski i m/s Batory, z  których elementy zastawy zobaczyć można obecnie w Wieliczce.

Obecna wystawa daje okazję do porównania estetyki obu epok.

Secesyjne tendencje do smukłych, asymetrycznych i falistych form do-skonale wyrażają się w przedmiotach stołu o kapryśnych, nerwowych li-niach. Założeniom dekoracyjności epoki doskonale odpowiadają nawią-zania do kształtu roślin, takich jak irysy, cyklameny, maki, które w nie-zliczonych wariacjach pojawiają się

................................................................................................................................................

2 | Karafinka, Albert Kohler & Cie, Wiedeń, około 1900 r., cyna srebrzona, szkło szlifowane (kolekcja prywatna)

3 | Solniczka, L. C. Tiffany, Nowy Jork, około 1902 r., szkło iryzujące (w zbiorach Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce)

4 | Składany stolik pomocniczy, lata dwudzieste XX w., drewno, fornir orzechowy, bakelit, metal chromowany (kolekcja prywatna)

5 | Fragment serwisu kawowego „Kula”, proj. Bogdan Wendorf, Ćmielów, 1932-1934, porcelana, złocenie (w zbiorach rodziny Sosenków)

................................................................................

2 3

54

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 63

Page 66: 5-6 2012

Z WIZYTĄ W MUZEUM

Württembergische Metallwarenfa-brik w Geislingen wraz z licznymi filia-mi, m.in. w Wiedniu. Bogato prezen-towane są dokonania polskich projek-tantów ze środowisk Warszawy, Kra-kowa i Poznania. Wystawa ukazuje wy-roby pierwszych polskich firm, które zbudowały swój wizerunek, wykorzy-stując wzornictwo – fabryki porcela-ny w Ćmielowie, hut szkła „Niemen” i „Hortensja” oraz warszawskich pro-ducentów wyrobów metalowych Nor-blin, Fraget, Bracia Henneberg. Ich obiekty pokazane są w szerszym kon-tekście innych elementów typowych dla ówczesnych wnętrz, np. form rzeź-biarskich, mebli i kilimów.

Dla zobrazowania bogatej kul-tury i sztuki stołu zgromadzono za-stawę o wyszukanych kształtach i za-stosowaniach, np. secesyjne koziołki pod sztućce, serwetniki, tzw. kabaret do przypraw, talerze do keksu, naczy-nia do cytryn. Uzupełnia je haftowa-na bielizna stołowa (obrusy, serwety). O dawnych przyjęciach i przedmio-tach stołu informacji dostarczają afi-sze zapowiadające wydarzenia, rekla-my producentów i przykłady menu z epoki.

Klementyna Ochniak-Dudek

o  nowoczesnych, zgeometryzowa-nych kształtach – „Kula”, „Płaski” i  „Kaprys”, zaprojektowane w latach trzydziestych XX w. przez Bogdana Wendorfa i wykonane w fabryce por-celany w Ćmielowie, która w okresie międzywojennym produkowała boga-tą gamę ceramiki stołowej, wysoko ce-nionej na rynku. Charakterystyczne są również nowoczesne, odznaczają-ce się logiką konstrukcji i doskonałym wyczuciem charakteru metalu mode-le rzeźbiarki i metaloplastyczki Julii Keilowej, nagrodzonej na międzyna-rodowej wystawie w Paryżu w 1937 r. złotymi medalami. Jej przybornik do palenia, wyprodukowany przez firmę Braci Henneberg, ma doskonale wy-ważoną, harmonijną formę o kom-pozycji zbliżonej do rzeźb kubistycz-nych. Bryła jest złożona z prostych form geometrycznych – koła i prosto-kąta − ustawionych na wielu, przeni-kających się płaszczyznach.

Wielicka ekspozycja zestawia sze-rokie spektrum realizacji ośrodków polskich i zagranicznych. Znajdu-ją się wśród nich dzieła firm przodu-jących na świecie w dziedzinie szkła, ceramiki i wyrobów metalowych, ta-kich jak Emile Gallé w Nancy, Lo-uis Comfort Tiffany w Nowym Jorku,

na naczyniach metalowych, szkla-nych i ceramicznych. Formy liści kasztanowca budują szeroki wazon fajansowy (proj. Karol Brudzewski, wykonany w firmie „J. Niedźwiecki i Ska” w  Dębnikach około 1905  r.), który wraz z motywami kasztanow-ca zaprojektowanymi przez Stanisła-wa Wyspiańskiego do dekoracji kra-kowskiego Domu Towarzystwa Le-karskiego stał się niemal ikoną sty-lu krakowskiej secesji. Szczególne za-miłowanie epoki do przyrody i świa-ta owadów kazało warszawskiej fir-mie Frageta stworzyć platerowe na-czynie na miód w formie pszczoły, a delikatnym, reliefowym ważkom przysiąść na spłaszczonej kuli wazo-nu, projektu Marii Ludwiki Męciny- -Krzesz (przed 1916 r.).

Odmienny charakter wzorów prezentują serwisy w stylu art déco,

6 | Statyw na nożyki do owoców, proj. Julia Keilowa, firma Bracia Henneberg, lata trzydzieste XX w., mosiądz srebrzony (kolekcja prywatna)

7 | Przybornik do palenia papierosów, proj. Julia Keilowa, firma Bracia Henneberg, lata trzydzieste XX w., mosiądz srebrzony (kolekcja prywatna)

(zdjęcia: 1 – Robert Moździerz, 2, 4, 6, 7 – Adam Leja, 3 – Artur Grzybowski, 5 – Wojciech Sosenko)

................................................................................

6 7

Wystawę „Piękne i użyteczne. Nakrycia stołowe epoki secesji i art déco” można oglądać w Muzeum Żup Krakowskich w Zamku Żupnym w Wieliczce, ul. Zamkowa 8, 32-020 Wieliczka, tel. 12 278-32-66, 12 422-19-47, www.muzeum.wieliczka.pl. Ekspozycja czynna od 22 czerwca do 2 września 2012 r.

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 64

Page 67: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

W roku 1823 we Wrocławiu ukazała się książka Podróż

z Włodawy do Gdańska powro-tem do Nieborowa w roku 1816, której autorką była Konstan-cja z Małachowskich Biernacka. Ukryta pod łatwym do rozszyfro-wania kryptonimem opisała ona wędrówkę po ziemiach polskich dwóch wymyślonych par małżeń-skich. W rzeczywistości podróż-niczką była tylko ona.

Książka ma formę zbioru li-stów (jest ich 39), które po-dróżujące fikcyjne przyjaciółki – Ewelina i Wanda − piszą do sie-bie oraz do leciwej ciotki, dora-dzającej im i zachwalającej miej-sca godne uwagi. Celem podró-ży Eweliny jest dotarcie nad Bał-tyk, natomiast Wanda postana-wia wybrać inną trasę.

Autorka książki − Konstancja Biernacka, córka Antoniego Ma-łachowskiego, wojewody mazo-wieckiego, przez całe życie zafa-scynowana była swoim stryjem – Stanisławem Małachowskim, po-litykiem, jednym z twórców Kon-stytucji 3 maja. Korespondowała z nim, bywała u niego, znała i po-dziwiała jego wszystkie dokona-nia polityczne, społeczne i gospo-darcze. Jak na swoje czasy, była osobą wykształconą, aczkolwiek jej zainteresowania były rozpro-szone. Znała dobrze historię Pol-ski, szczególnie najnowszą, tzn. ostatniego ćwierćwiecza XVIII w., do której podchodziła bardzo emocjonalnie. Oprócz stryja w tej

części jej wykształcenia sporą rolę odegrał z pewnością mąż – Pa-weł Biernacki, o bogatej karierze wojskowej w latach 1762-1813, starszy od niej o lat 33, które-mu dedykowała swoją książkę na 83 urodziny. Obie familie, liczeb-nie rozbudowane − i Małachow-scy, i Biernaccy − obfitowały w in-teresujące postacie, zasłużone w różnych dziedzinach życia spo-łecznego, polityków i żołnierzy,

Konstancja otrzymała więc wiele informacji z pierwszej ręki.

Biogramy Konstancji Bier-nackiej podają, że zgromadzi-ła cenny księgozbiór, że kolek-cjonowała pamiątki przeszło-ści. W równej mierze zajmowa-ły ją wzorcowe gospodarstwa, piękne ogrody, zbiory rycin, co i rzadkie w jej ocenie skamie-niałości. Interesowała ją eduka-cja w duchu polskiego patrioty-

zmu. Była zafascynowana doko-naniami Polek, takich jak Izabela z Czartoryskich Lubomirska, Iza-bela z Flemmingów Czartoryska czy Helena z Przezdzieckich Ra-dziwiłłowa. Ich sławne siedziby, Łańcut, Puławy i Arkadię, sta-rannie zwiedzała i podziwiała.

Analiza trasy podróży opisa-nej w książce Konstancji Biernac-kiej wskazuje, że znacząca liczba odwiedzanych i chwalonych za porządek, gospodarność i dobry gust miejscowości − to majątki

Małachowskich lub Biernackich. Podróż przebiegała więc na ogół szlakiem od krewnych do krew-nych. A że byli to często prekur-sorzy nowoczesnych rozwiązań, np. w rolnictwie czy kompozycji parków, to pochwały słusznie się im należały.

Z racji przeżywania histo-rii najnowszej, bo współtworzy-li ją członkowie jej rodziny, Kon-stancja zwraca w podróży uwa-

gę na pola bitewne insurekcji ko-ściuszkowskiej, ale też i pamiąt-ki dawniejszych potyczek czy też miejsca upamiętnione związ-kiem z wielkimi Polakami. W So-snowicy przeżywa historię nie-szczęśliwej miłości Tadeusza Ko-ściuszki do Ludwiki Sosnowskiej i wspomina bitwę pod Maciejo-wicami, przy zwiedzaniu Byd-goszczy czyni aluzje do bitwy stoczonej pod wodzą genera-ła Henryka Dąbrowskiego, a po-dziwiając daleki pejzaż z zamku

Podróż po ziemiach polskich wiosną 1816 r.

...................................

1 | „Solec nad Wisłą. Zamek wzniesiony przez Kazimierza Wielkiego po 1347 r.”, po 1844 r., akwarela Teodora Chrząńskiego (w zbiorach Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie)

2 | Puławy, Domek Gotycki na fotografii (pocztówka, fot. Adela Żychowicz, 1918 r.)

1

2

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 65

Page 68: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

w Janowcu w stronę Solca nad Wisłą, w stronę zamku Kazimie-rza Wielkiego, widzi oczyma du-szy „przeszłość i nadzieje”.

Znaczący procent opisów do-tyczy budowli, które dziś uwa-żamy za cenne zabytki. Część z nich wówczas, w roku 1816, była już bardzo znana, ale nie-które miały jeszcze młodą me-trykę. Dla autorki opisu były to dzieła architektury nowej i naj-nowszej.

Konstancja była czuła na uro-ki krajobrazu, interesowało ją także planowanie ogrodów. Zna-ła dorobek André Le Nôtre’a, wy-bitnego planisty, twórcy wer-salskiego założenia ogrodowe-go oraz m.in. ogrodów w Vaux--le-Vicomte i Chantilly. Darzy-ła też wielkim uznaniem i sza-cunkiem w tej dziedzinie Izabe-lę Czartoryską. Przestudiowała dorobek pisarski Jacques’a Delil-le’a, w tym poemat dydaktyczny Ogrody, przypuszczalnie w tłu-maczeniu Franciszka Karpińskie-go z 1783 r.

Miejsca, które bohaterki Kon-stancji nie tyle odwiedziły, co

wręcz odbyły do nich pielgrzym-kę, to: Puławy, Łańcut i Arkadia. Puławy zostały opisane bardzo szczegółowo, bo „jak Turek wę-druje do Mekki, tak każdy prawy Polak winien hołdem odwiedzin uczcić zbiór jedyny starożytno-ści narodowych [...]” (s. 71).

Koncepcja muzeum gromadzą-cego pamiątki narodowe stwo-rzona przez Izabelę Czartoryską u progu XIX stulecia budzi jej za-chwyt, wymienia w książce sta-rożytności polskie, które księżna zebrała i konkluduje: „uniesiona dumą narodową szczycisz się żeś Polką”.

Bohaterka zbacza specjalnie z trasy, aby pojechać do Łańcuta. O zamku, upiększonym i wyposa-żonym przez Izabelę z Czartory-skich Lubomirską (zmarłą pod ko-niec tegoż 1816 r.), pisze: „gdzie zamek niegdyś przeciw napa-ściom Tatarów warowny, Marso-wi podległy, dziś dłonią Gracyów i Plutusa w Apollina zmieniony przybytek, jest mieszkalnym mu-zeum” (s. 91). Podziwia tam we wnętrzach kolekcję dzieł sztuki i doskonałego rzemiosła, nazywa ją „zbiorem zaszczycającym smak Polki, która go zebrała” (s. 94). Z zamówień i zakupów księżnej marszałkowej zwraca uwagę na klasycystyczne malowidła Vincen-zo Brenny i pejzaże Claude’a Jose-pha Verneta, nie pomija też obra-zów François Bouchera oraz por-tretów malowanych przez Élisa-beth Vigée-Lebrun z wizerunkiem Henryka Lubomirskiego „w po-staci Kupidyna unoszącego wie-niec” (s. 91) na czele.

Bardzo wnikliwie została też opisana Arkadia koło Nie-borowa. Koncepcja parku, któ-rego realizację pod kierunkiem

Szymona Bogumiła Zuga roz-poczęto w 1778 r., budzi po-dziw zwiedzającej, lecz uważa ją za twór zbytnio wyrozumowany. Z pewnym przekąsem stwierdza: „lecz gdzież tu nie ma przepy-chu? spotkasz go i w gruzach” (s. 161). W swojej nieco złośli-wej ocenie działalności Heleny z Przezdzieckich Radziwiłłowej była bliska opinii Władysława Łozińskiego, który w Życiu pol-skim w dawnych wiekach − pra-wie wiek po Konstancji − napi-sał, że projekt księżnej Radzi-wiłłowej − to „typ zmaniero-wanego, pretensjonalnego, na ckliwostki, osobliwostki, efekci-ki i alegoryjki rozsypanego [...] amatorstwa” (wyd. XV, Kraków 1974, s. 52). Na koniec jednak Biernacka napisała: „opuszcza-jąc Puławy z żalem wyznać mu-szę, iż uwożę me ciało, a zosta-wiam duszę!” (ss. 91-92).

Porównując z kolei dokonania księżnej Czartoryskiej z kosztow-ną realizacją w czeskich Tepli-cach, zaprojektowaną przez Jo-hanna Augusta Giessla (architek-ta z Drezna, klasycystę) dla Jo-hanna Nepomuka von Clary und Aldringen w latach 1787-1810, wyżej oceniła polską realizację, pisząc o Teplicach: „las rozwle-kły, kosztownie zabudowany lecz niemy” (s. 89). Jednakże pod-sumowując, obie księżne polskie nazywa „Larami swych świątyń” (s. 90).

..................................

3 | Élisabeth Vigée--Lebrun, „Portret Adama Kazimierza Czartoryskiego”, Wiedeń 1793 r. (pocztówka, obraz w zbiorach Zamku w Łańcucie)

4 | Domek Gotycki w Arkadii koło Nieborowa, ryt. Jan Z. Frey według rys. Zygmunta Vogla (wg Jan Wegner, Arkadia, Warszawa 1948)

3

4

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 66

Page 69: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

A co szczególnie spodoba-ło się podróżującym? Zachwyt wzbudził ogród w Gzikowie (dziś w stanie szczątkowym), świeżo zaprojektowany wów-czas, w 1816 r., przez Fryderyka Alberta Lessela dla gen. Józe-fa Lipskiego. Autorka napisała, że jest on najładniejszy ze zna-nych jej ogrodów „tak w dobo-rze roślin, jak kształtnych ście-żek, kunsztownych stawów i ja-skini z okrągłych głazów skle-pionej” (ss. 24-25). Podziwiała gospodarstwo i park w Sulisła-wicach pod Kaliszem, należące do Alojzego Prospera Biernac-kiego, bratanka swojego męża. Park wówczas młody, bo zało-żony około 1801 r., był według niej pierwszym założeniem typu angielskiego w Polsce. Konstan-cja opisała i zachwyciła się ze-społem pałacowo-parkowym w Końskich, należącym do Ma-łachowskich, a ukształtowanym

w latach czterdziestych XVIII w. na zlecenie Jana, kanclerza wielkiego koronnego. Tamtej-szy park zaliczany był wówczas do najpiękniejszych w Polsce. Miejscowy ksiądz proboszcz, Mi-chał Krajewski, pisarz i działacz oświatowy, napisał sielanko-we wiersze o pawilonach parko-wych (Szczęście, Ustronie, Sa-motnia etc.), a także „naśla-dując myśl podaną przez Delil-le’a każde chrzciny uczcił po-mnikiem drzew owocowych” (s. 135). Wielce pozytywne wrażenia odebrała też Biernac-ka w Bydgoszczy. Dzisiaj Ka-nał Bydgoski z systemem śluz jest unikatowym zabytkiem,

najstarszą sztuczną drogą wod-ną. Zbudowany w latach 1773- -1774, u progu XIX w. był re-latywnie młodym osiągnięciem inżynieryjnym.

Ponieważ jednym z celów po-dróży było dotarcie nad mo-rze, opis tej części podróży zajął w książce sporo miejsca. Oprócz planowanego podziwiania mo-rza, wypłynięcia jachtem, zwie-dzenia portu, nastąpiło też oglą-danie Gdańska. I choć stara ar-chitektura miasta ogólnie autor-ce się nie podobała, to duże wra-żenie wywarła na niej twierdza, jako wyraz mocy obronnej; po-dobnie jak spichrze nad Motławą i domy od Bramy Zielonej do Bra-my Wyżynnej, jako wyraz bogac-twa mieszczan gdańskich. Dwór

Artusa, wówczas gmach giełdy, uznała za obiekt „zgrabnej po-wierzchowności”. Jej uznanie zy-skał także teatr wzniesiony na Targu Węglowym w latach 1798- -1801 według projektu Carla Sa-muela Helda. Zwiedziła też z za-interesowaniem fryszerki, czyli zakłady metalurgiczne, w Star-gardzie i w Hamrze oraz domy mennonickie aż do Szotlandu, czyli Władysławowa − podoba-ły się jej, ponieważ były zadba-ne i różne.

Biorąc pod uwagę propor-cje ilościowe tematów z dziedzi-ny szeroko pojętych sztuk pla-stycznych (architektura, wypo-sażenie wnętrz, kolekcjonerstwo

etc.), które zajęły sporo miejsca w książce, to poza dokonania-mi trzech księżnych (od Łańcu-ta, Puław i Arkadii) w tym swo-istym sprawozdaniu z podróży przede wszystkim utrwalone zo-stały osiągnięcia rodziny Mała-chowskich i Biernackich. Nie za-wsze pełnym opisem, czasami tylko skromnym napomknięciem autorka przypomniała o warto-ści historycznej, artystycznej czy społecznej ich siedzib, otacza-jących je parków, ich kolekcji, a także wprowadzonych przez nich pionierskich rozwiązań go-spodarczych i społecznych. Uczyniła to dyskretnie, używa-jąc kryptonimów i kamuflaży, ale niewątpliwie złożyła cichy hołd ich pozytywnej aktywności.

Gdyby pójść tropem rozpro-szonego w książce materiału o działalności Małachowskich na polu sztuk pięknych, można by stworzyć ciekawą monogra-fię podbudowaną nie byle jaki-mi dziełami i nazwiskami zna-nych twórców, a nawet zapro-ponować szlak kulturowy tro-pami ich zasług i osiągnięć. Żal tylko, że wiele dokonań arty-stycznych opisanych przez Kon-stancję Biernacką zostanie nie-długo tylko w pamięci history-ków, jako że zniszczenie i postę-pująca dewastacja właściwie już je unicestwiły.

Bożena Wierzbicka

5 | Płaskorzeźba „Fryderyk Wielki i Marianna Skórzewska oglądają projekt Kanału Bydgoskiego” Michała Ceptowskiego w Pałacu w Lubostroniu, 1806 r. (wg pl.wikipedia, fot. Michał „Cronwood” Babilas, 2006 r.)

6 | Dom mennonicki z 1803 r. w Marynowach (repr. wg Otto Kloeppel, Die bäuerliche Haus-, Hof- und Siedlugsanlage im Weichsel- -Nogat-Delta, Danzig 1924)

(reprodukcje: 2-6 – Paweł Kobek)

...........................................................

5

6

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 67

Page 70: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

Psychopatyczna osobowość księ-cia Hieronima Floriana Radziwił-

ła (1715-1760), najmłodszego syna kanclerza wielkiego litewskiego Ka-rola I Stanisława i młodszego bra-ta Michała Kazimierza „Rybeńki”, od razu zwróciła uwagę jego otoczenia i współczesnych mu pamiętnikarzy, a także historyków i literatów na-stępnych stuleci. I nie bez powodu, gdyż Hieronim Radziwiłł – podcza-szy i chorąży wielki litewski – nale-żał do największych okrutników Pol-ski przedrozbiorowej.

Osierocony w dzieciństwie przez ojca trafił pod wyłączną opiekę mat-ki, Anny z Sanguszków, kobiety wy-kształconej, energicznej, przedsię-biorczej i nieznoszącej sprzeciwu. To despotyczne traktowanie naj-pierw dziecka, potem młodzieńca, wreszcie dojrzałego mężczyzny nie-bawem wyzwoliło w Hieronimie Flo-rianie straszne, wręcz sadystycz-ne cechy jego charakteru. A prze-cież natura nie wyposażyła go najgo-rzej, gdy idzie o aparycję i inteligen-cję. Przystojny, kształcony w domu przez nauczycieli przeważnie obce-go pochodzenia oraz w trakcie kilku zagranicznych podróży, nabył nie-zbędnej ogłady i – pomimo wrodzo-nego jąkania – opanował języki fran-cuski i niemiecki. W przeciwieństwie do szlacheckiej braci i magnaterii nie znosił alkoholu, nienawidząc kultu pijatyki, którą nazywał „świńskim” i „diabelskim” nałogiem.

Wszelako – w odróżnieniu od starszego brata „Rybeńki”, niezbyt lotnego, ale bardzo łagodnego i do-brze usposobionego do ludzi – Hie-ronim Florian był skrajnie podejrzli-wy, niechętny otoczeniu i gwałtow-ny. Przesadna pobożność szła w pa-rze z niemiłosierną surowością, bez-względnością i okrucieństwem, które to cechy na własnej skórze odczuwa-ło całe książęce otoczenie, od naj-niższych sług po trzy kolejne (bru-talnie traktowane) małżonki. Niewy-obrażalne bogactwo pozwoliło cho-rążemu na życie „po radziwiłłow-sku”, na pychę i ekscentryczność, ale nie umniejszyło bynajmniej jego pa-tologicznego skąpstwa. Od wszyst-kich wymagał ślepego posłuszeń-stwa. Okoliczną szlachtę poniżał, karząc ją batogami i chłostą, a dla swoich sług i oficjalistów był nad-zwyczaj srogi. Za najmniejsze uchy-bienie groził areszt w lochu, a nawet śmierć. Więzienia w zamku bialskim

Spotkanie z książką

O Michale Stachowiczu (1768-1825), krakowskim malarzu cechowym – znanym choćby z ob-razów ze scenami zaczerpniętymi z najnowszej historii Polski, z „Przysięgą Kościuszki na

Rynku w Krakowie” na czele – słyszał chyba każdy, komu nieobojętne są zarówno dzieje naszej ojczyzny, jak i początki malarstwa historycznego w Polsce. Zakres zainteresowań tego artysty był jednak o wiele szerszy. Poza malarstwem historycznym obejmował malarstwo religijne, ro-dzajowe, pejzażowe, portretowe, alegoryczne i dokumentacyjne. Stachowicz uprawiał przy tym nie tylko malarstwo sztalugowe, ale też chętnie podejmował się projektowania i realizacji wiel-kich malowideł ściennych (stanowiących dekorację m.in. pałacu biskupiego w Krakowie, Sali Ja-giellońskiej Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego, wnętrz kościołów i klasztorów, dwo-rów, kamienic, a nawet zewnętrznych ścian okolicznych oberży), ilustrowania wydawnictw i wy-konywania... okolicznościowych laurek. Wszystko to w zgodzie z kodeksem zasad, do którego stosował się „ostatni z liczących się artystów cechowych w Polsce”.

Jego pracom, na łamach „Spotkań z Zabytkami”, poświęconych było kilka artykułów. Z opu-blikowanych w ostatnich latach – Obraz Michała Stachowicza (nr 4, 2008, ss. 14-15) – to opo-

wieść wokół dzieła „Uroczysty pochód na Rynku Kra-kowskim w dniu składania homagium księciu Auersper-

gowi”, pióra Piotra Hapanowicza. Cztery inne (Iluminacje mistrza Michała Stacho-wicza – nr 9, 2005, ss. 37-39, Grób Oj-czyzny – nr 10, 2005, ss. 20-21, Wśród

zakurzonych woluminów – nr 1, 2008, ss. 14-17 i Kopalnie widziane zza biskupie-

go stołu – nr 9-10, 2010, ss. 24-27), autor-stwa Zbigniewa Michalczyka – to z kolei zapo-wiedź większej pracy tego badacza, którą po

wielu latach przygotowań otrzymaliśmy w po-staci dwutomowego dzieła Michał Stachowicz

(1768-1825). Krakowski malarz między baro-kiem a romantyzmem, wydanego przez Instytut Sztuki PAN i Stowarzyszenie Liber Pro Arte (Argraf

Sp. z o. o., Warszawa 2011). Tom I tego wydaw-nictwa liczy 346 stron i składa się ze wstępu, pię-ciu rozdziałów merytorycznych, aneksu, bibliografii

i streszczenia w języku angielskim. Tom II liczy 527 stron i zwiera katalog dzieł artysty, wyka-zy ilustracji i skrótów nazw instytucji, indeks osobowy, indeks topograficzny oraz 465 ilustracji.

Publikacja nie jest typową biografią artysty ani też książką spełniającą wymogi monograficz-nego opracowania tematu, na co zwrócili już uwagę recenzenci.

„Choć Autor wykonał ogromną pracę archiwalną [...], nie napisał życiorysu artysty [...]. Praca mówi o uwikłaniu średnio zdolnego człowieka w tryby historii, o presji tradycji i środo-wiska, co znalazło wyraz w uzyskanym przez Stachowicza wykształceniu i cechowej przynależ-ności oraz ciśnieniu wydarzeń zewnętrznych, które doprowadziły nie tylko do politycznej kata-strofy Polski, ale i do narodzin nowoczesnego narodu, podwalin nowoczesnego społeczeństwa mieszczańskiego i romantycznej sztuki [...]. Zbigniew Michalczyk znalazł – jak sądzę – właści-wy klucz do poznania twórczości Stachowicza” (prof. dr hab. Wojciech Bałus, Uniwersytet Ja-gielloński).

„Autor zbudował swoją opowieść o artyście na potężnym fundamencie faktograficznym, przeprowadzając wnikliwe kwerendy archiwalne, toteż nieodłączną częścią pracy stał się li-czący 1200 pozycji katalog dzieł” (dr hab. Anna Lewicka-Morawska, prof. ASP w Warszawie).

„Autor, świadom zaniedbań i cząstkowości dotychczasowych badań nad twórczością Sta-chowicza, formułuje swoje postulaty w odniesieniu do zasady rzetelności badań źródłowych i budowania solidnego fundamentu faktograficznego. [...] przez założoną konstrukcję i zasto-sowanie metody analizy, przekracza tak zakreślone ramy pracy i konstruuje dzieło niekonwen-cjonalne, łamiące schematy artystycznej biografistyki” (dr hab. Waldemar Baraniewski, prof. Uniwersytetu Warszawskiego).

Każda z tych opinii zasłużenie komplementuje badacza i jego dzieło.Książkę, w cenie od 72 do 80 zł, można kupić w wybranych księgarniach w całej Polsce,

a także zamówić za pośrednictwem poczty elektronicznej: [email protected], faksem: (22) 50-48-292 lub listownie, pisząc pod adresem Instytutu Sztuki PAN: ul. Długa 26/28, 00-950 Warszawa.

NIEKONWENCJONALNE DZIEŁO ARTYSTYCZNEJ BIOGRAFISTYKI

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 68

Page 71: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

Okrutne ekscesy księcia Radziwiłła

w dwunastu częściach” ze ste-atytu. Ów nieodparty pociąg do wszelkich potworów i erotycz-nych osobliwości przywodzi tu na myśl makabryczną Kunstkame-rę cara Piotra I. Rzecz ciekawa, jedna z osiemnastowiecznych plotek głosiła, że Radziwiłł miał być jego naturalnym synem. Je-żeli zastanowić się nad genezą tej pogłoski, to nie wydaje się ona tak zupełnie absurdalna, po-nieważ – gdy idzie o nieludzkie okrucieństwo – psyche rosyjskie-go cara i litewskiego „królika” wiele się nie różniły.

Hieronim Florian, cho-ciaż miał na sumieniu niejed-ną zbrodnię, oczywiście nigdy nie poniósł za nie żadnej odpo-wiedzialności. Rozwiązły, próżny i zabobonny, do końca życia wie-rzył, że zostanie królem polskim. Zmarł nagle, dokładnie w dzień swoich urodzin, 4 maja 1760 r., prawdopodobnie na zawał lub w wyniku apopleksji, podobno w czasie mszy albo, jak utrzymu-ją inni, podczas igraszek miło-snych z nałożnicą.

Zachowane do naszych cza-sów nieliczne wizerunki księcia chorążego ukazują go jako męż-czyznę o dość zgrabnej sylwetce i niemal urodziwej twarzy. Naj-bardziej znany jest buńczucz-ny całopostaciowy wizerunek w ubiorze quasi-węgierskim, namalowany przez gdańszcza-nina Jacoba Wessla w 1746 r. Z podobizn graficznych należy wymienić mezzotintę wykona-ną w dwóch wersjach (mniejszej i większej) w Gdańsku w 1744 r. według innego, niezachowa-nego obrazu Wessla przez Ma-teusza Deischa oraz miedzioryt rylcem Hirsza Leybowicza, sko-piowany z obrazu w galerii nie-świeskiej i wchodzący w skład albumu Icones familiae duca-lis Radivilianae (Nesvisii 1745--1758). W XVIII stuleciu istniało oczywiście więcej podobizn Hie-ronima Floriana; wiadomo np. o jego portrecie konnym, wi-szącym w książęcym maneżu, najprawdopodobniej identycz-nym z tym, który namalował w 1751 r. Stefan Cybulski pod-czas pobytu w areszcie w Białej.

Hanna Widacka

trudniej znajdowali się chętni, na ogół cudzoziemcy, bo ksią-żę Polaków nie lubił: Kurlandczy-cy, Niemcy, Szkoci i Lotaryńczy-cy. Kiedy w 1750 r. dwaj ofice-rowie kurlandzcy w obawie przed karą uciekli, kierując się za gra-nicę, Hieronim Florian rozesłał za nimi 2 600 Kozaków (!), któ-rzy odnaleźli zbiegów i odstawi-li do Słucka. Tam ceremonialnie wykonano na nich wyrok śmierci, pomimo licznych wstawiennictw, m.in. samego „Rybeńki”.

Nawet słynne (a właściwie osławione) polowania, urządza-ne przez Radziwiłła, miały po-smak totalnej rzezi, co prawda odpowiednio stylizowanej. Nie-raz zwierzęta wyrzucano w po-wietrze za pomocą specjal-nych machin, aby móc strzelać do „latających” wilków czy dzi-ków. Kiedy indziej dziki, z przy-mocowanymi do grzbietu kukła-mi wyobrażającymi Żydów, zapę-dzano do specjalnej fosy wypeł-nionej wodą albo też zabawiano się strzelaniem do szklanych (!) kaczek pływających po stawie. Na tych osobliwych polowaniach skrajnie przerażone zwierzę-ta (łapane, przewożone, pędzo-ne) ginęły masowo, a kiedy ja-kaś nagonka się nie udawała, od razu wieszano paru chłopów...

Hieronim Florian lubił oglą-dać nie tylko rozszarpujące się zwierzęta czy egzorcyzmy od-prawiane nad opętanymi. Cho-robliwie fascynował się także wszystkim, co wynaturzone, od-rażające i sprośne. W swym dia-riuszu z 1749 r. wymieniał rado-śnie różne „monstra”, które mu przynoszono, w tym konia „ar-mafrodita”. Miał też tzw. gabi-net osobliwości, w którym znala-zły się, jak sam pisał, m.in. „ba-zyliszek prawdziwy, w spiritus vini tak cały, że i po śmierci pra-wie wzrokiem by zabijał”, „in-strumentów miłości wielorybów samców dwa” czy „biblia chiń-ska [odpowiednik Kamasutry]

rozkazy. Innego sługę, zbyt gor-liwie kręcącego się po książę-cych komnatach, kazał zwyczaj-nie i bez sądu powiesić w prze-świcie bramy zamkowej, aby był mu, zgodnie z życzeniem deli-kwenta, „zawsze na widoku”.

Oczkiem w głowie księcia było regularne udzielne wojsko – piechota i jazda, wymusztro-wana na sposób pruski. Szacuje się, że liczyło ono 6 tys. żołnie-rzy, nie uwzględniając oddzia-łu grand – muszkieterów (stra-ży przybocznej) oraz wielu od-działów Kozaków i strzelców roz-mieszczonych po wszystkich do-brach Radziwiłła. Dyscyplina tam była nieludzka, dlatego coraz

i słuckim notorycznie były zapeł-nione nieszczęśnikami, których nazywał sarkastycznie najlepszy-mi śpiewakami na swoim dworze (wśród nich znajdowali się nawet aktorzy dworskiego teatru, poeci – np. Onufry Korytyński i arty-ści – np. malarz Stefan Cybulski, który przesiedział w lochu cztery lata za próbę ucieczki z Radziwił-łowskiego dworu w 1749 r.). Je-śli sam nie torturował więźniów (jak głosi legenda), to na pew-no lubił przysłuchiwać się ich ję-kom. Kapitana swojej milicji, niejakiego Marszeta (Marche-ta?), skazał na dożywotnie wię-zienie w kajdanach tylko dlate-go, że opieszale wykonywał jego

Z kryminalnej kroniki

...........................................................

| Mateusz Deisch według niezachowanego obrazu Jacoba Wessla, „Portret Hieronima Floriana Radziwiłła”, wersja mniejsza, 1744 r., mezzotinta (w zbiorach Biblioteki Narodowej)

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 69

Page 72: 5-6 2012

ROZMAITOŚCI

dzieci. Co się stało z oryginal-nym portretem Zygmunta Krasiń-skiego, namalowanym w 1850 r. i znajdującym się przez dłuż-szy czas u żony poety, następnie u córki Marii Edwardowej Raczyń-skiej, wreszcie u jej syna Karola w Złotym Potoku (olej na płótnie, wym. 87 x 70,5 cm) – niestety, nie wiadomo. Zachowało się za to kilka jego dobrych olejnych kopii, z których jedna (ze zbiorów Mu-zeum Romantyzmu w Opinogó-rze) posłużyła niedawno do wy-konania przez Pocztę Polską SA beznominałowej karty pocztowej upamiętniającej dwusetną roczni-cę urodzin twórcy Nie-Boskiej ko-medii i Irydiona.

W 1851 r. na podstawie ory-ginalnej pracy Ary Scheff e-ra francuski rytownik Jean Ma-rie Saint Ève wykonał ponad-to staloryt, który ze względu na niewielki nakład i kontrolowany przez zamawiającego (Zygmunta Krasińskiego) sposób dystrybu-cji należy dziś do rzadkości. W li-ście do Scheff era, którego poeta upoważnił do wszelkich działań związanych z tym zamówieniem, pisał Krasiński: „[...] Dla siebie będę Pana prosił tylko o pewną liczbę egzemplarzy [tej ryciny], resztę proszę zatrzymać u siebie do mojej dyspozycji, i będę Pana o nie prosił tylko w miarę, jak

stworzył on dał im duszę! [...] Dla mnie, dla Zygmunta był za-wsze doskonały, toteż tracę i opłakuję prawdziwego przyja-ciela [...]” (Świadek epoki. Li-sty Elizy z Branickich Krasińskiej z lat 1835-1876, oprac. Zbi-gniew Sudolski, t. 3, Warszawa 1996, s. 265).

Scheff er sportretował zarów-no poetę, jak i jego żonę i ich

się z szoku. Eliza Krasińska, żona Zygmunta Krasińskiego, pisa-ła w liście do siostry, Katarzyny: „[...] Serce mi pęka. Ta strata jest wielkim nieszczęściem, nie-powetowanym dla sztuki, nikt nie wzniósł się tak wysoko w na-szym stuleciu i można śmiało po-wiedzieć, że we Francji sztuka umarła! [...] Jego postacie żyją i my żyjemy wraz z nimi – on je

Kiedy w czerwcu 1858 r. w pod-paryskim Argenteul zmarł Ary

Scheff er – urodzony w 1795 r. w Dordrechcie malarz i grafi k francuski pochodzenia holen-derskiego, artysta tworzący pod wpływem twórczości wielkich poetów romantyków, a przy tym jeden z najwybitniejszych portre-cistów XIX w. – jego bliscy i przy-jaciele długo nie mogli otrząsnąć

W dwusetną rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego

Zabytki na znaczkach

...............................................

1 | 2 | Karty pocztowe z portretem Zygmunta Krasińskiego (wg portretu olejnego – 1, wg stalorytu – 2) wydane na zamówienie Muzeum Romantyzmu w Opinogórze

3 | Jean Marie Saint Ève wg Ary Scheff era, „Portret Zygmunta Krasińskiego”, 1851 r., staloryt (w zbiorach Biblioteki Narodowej)

4 | Koperta pierwszego dnia obiegu bloku „200. rocznica urodzin Zygmunta Krasińskiego” z portretem poety na okolicznościowym znaczku

...............................................

1

2 3

4

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 70

Page 73: 5-6 2012

znajdzie się na tym świecie ktoś, kto będzie na tyle moim przyja-cielem, by chciał posiadać moje rysy, lub na tyle przyjacielem sztuki, by chciał posiadać repro-dukcję portretu namalowanego przez Pana” (Krasiński. Listy do różnych adresatów, oprac. Zbi-gniew Sudolski, t. I, Warszawa 1991, s. 588 – list pisany w He-idelbergu 5 stycznia 1851 r.). Na podstawie takiej właśnie ryciny (także ze zbiorów Muzeum Ro-mantyzmu w Opinogórze) wyko-nana została druga z beznomi-nałowych kart pocztowych wy-danych z okazji jubileuszu uro-dzin poety. Autorem projektu obu wymienionych kart jest Łu-kasz Trzaskowski, nakład każdej z nich – 1000 egz.

Z tej samej okazji Poczta Polska wydała też okoliczno-ściowy znaczek, z reprodukcją portretu Zygmunta Krasińskie-go według litografii z 1892 r. Rycina ta wykonana została techniką dwubarwnej litogra-fii przez Władysława Walkiewi-cza w warszawskim Zakładzie Litograficznym Feliksa Juliana Kasprzykiewicza, na podstawie malowidła Tytusa Maleszew-skiego, sporządzonego według fotografii z początku lat pięć-dziesiątych XIX w., przedsta-wiającej wieszcza w pozie za-dumania, z lewą dłonią unie-sioną ku głowie, i chociaż jest odwrócona w stosunku do tego wizerunku, należy do najbar-dziej cenionych portretów po-ety.

Znaczek o nominale 4,15 zł i wymiarach 43 x 31,25 mm, umieszczony w bloku o wymia-rach 70 x 90 mm, a także to-warzyszącą mu kopertę pierw-szego dnia obiegu i okoliczno-ściowy datownik zaprojektowała Agata Tobolczyk. Znaczek wyko-nany został na papierze fluore-scencyjnym techniką druku off-setowego w nakładzie 250 tys. sztuk. Uroczystość wprowadze-nia do obiegu nowych wydaw-nictw pocztowych odbyła się 19 lutego 2012 r. – w dniu jubile-uszu dwusetnej rocznicy urodzin poety – w siedzibie Muzeum Ro-mantyzmu w Opinogórze.

Wojciech Przybyszewski

LISTY

Szanowna Redakcjo!

Odpowiadając na skierowaną do mnie prośbę o krótki komen-tarz do artykułu p. Elżbiety Cha-razińskiej „Szczęśliwe powro-ty” („Spotkania z Zabytkami”, nr 3-4, 2012, ss. 10-18) chcę zaznaczyć, że ze sprawą obra-zów J. Fałata zetknąłem się po raz pierwszy tuż przed wyjaz-dem z placówki w Nowym Jorku w październiku 2006 r., gdy Mi-nisterstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zwróciło się o nie-dopuszczenie ich do sprzeda-ży w domach aukcyjnych Doy-le’s i Christie’s. Wtedy żałowa-łem, że nie mogę zająć się tymi niezmiernie intrygującymi przy-padkami.

Nieoczekiwanie powróciłem do konsulatu w Nowym Jorku w lipcu 2009 r. i ze zdumieniem odkryłem, że sprawy nie są za-kończone, a wręcz przeciwnie, skomplikowały się z powodu braku kontaktu z ówczesnymi posiadaczami obrazów. Po bliż-szym zaznajomieniu się z wnio-skami restytucyjnymi, wymianą korespondencji oraz podobnymi precedensami prawnymi byłem przekonany, że należy rozważyć drogę sądową pomimo wyso-kich kosztów. Uważałem, że nie możemy, jako kraj ograbiony w czasie wojny, obecnie wyka-zywać słabość i niekonsekwen-cję. Byłem również przekonany, że możemy ustanowić „polski precedens” restytucyjny w ame-rykańskim systemie prawnym.

Nie wiem, jak sprawy ob-razów Fałata potoczyłyby się przez kolejne lata, gdyby nie za-skakująca korespondencja od nowojorskiego adwokata imi-gracyjnego oraz kolekcjonera sztuki i militariów Przemysła-wa J. Blocha, który poinformo-wał mnie o licytacji w małym domu aukcyjnym w stanie Nowy Jork przedwojennego sztandaru Ogólnopolskiego Związku Pod-oficerów Rezerwy w Rawie Ru-skiej, zrabowanego przez Niem-ców we wrześniu 1939 r. Oczy-wiście właściciel domu aukcyj-nego odmówił negocjacji na te-mat zwrotu. Wtedy mecenas Bloch wskazał Immigration & Customs Enforcement (ICE) jako służbę federalną, która nie tylko zajmuje się deportacjami niele-galnych imigrantów czy walką z przemytem narkotyków, ale także ściganiem paserów i prze-mytników skradzionych za gra-nicą dzieł sztuki. Na listy konsu-latu i mec. Blocha odpowiedzia-ła agentka ICE Bonnie Goldblatt,

która bardzo szybko doprowa-dziła do przekazania sztanda-ru do Polski; minister Rado-sław Sikorski przekazał go Po-morskiemu Muzeum Wojskowe-mu w Bydgoszczy w listopadzie 2010 r.

W trakcie prowadzenia spra-wy sztandaru przedstawiłem B. Goldblatt problem dwóch obra-zów J. Fałata. Goldblatt po za-poznaniu się z dokumenta-cją stwierdziła, że nie powinna mieć kłopotów z przekonaniem prokuratora federalnego do za-jęcia się sprawą i doprowadze-nia do konfiskaty obrazów niele-galnie wprowadzonych na tery-torium USA. Zarówno Goldblatt, jak i prokurator byli pod wra-żeniem profesjonalizmu i do-

kładności wniosków restytucyj-nych przygotowanych przez De-partament Dziedzictwa Kultu-rowego MKiDN – pamiętam, jak wspomniała, że Włochy i Fran-cja często korzystają z kompe-tencji ICE, ale nie zdarzyło się jej otrzymać tak mocnych i so-lidnych dowodów, jak w sprawie obrazów J. Fałata. Na wyniki działań ICE nie trzeba było dłu-go czekać. W ciągu pół roku sąd federalny na Manhattanie wy-dał nakaz konfiskaty obrazów, będących w depozycie Doyle’s i Chritie’s (grudzień 2010 r.). Jak się okazało, była to ostatnia sprawa zasłużonej agentki Gold-blatt (tu na zdjęciu z odzyska-nymi obrazami J. Fałata), któ-ra kilka dni później odeszła na emeryturę – znanej także z gło-śnej sprawy zwrotu obrazu Ego-na Schiele „Portrait of Wally”. U boku Goldblatt doświadcze-nia nabrał młody agent Lennis Barois, który prowadził sprawę obrazów przez kolejne miesiące 2011 r., zmagając się z odwo-łaniami jednej z ówczesnych po-siadaczek. Obrazy ostatecznie

zostały przekazane przez ICE na ręce prezydenta RP Bronisława Komorowskiego oraz ministra KiDN Bogdana Zdrojewskiego podczas podniosłej ceremonii w Konsulacie Generalnym w No-wym Jorku we wrześniu 2011 r. Agenci Bonnie Goldblatt i Lennis Barois zostali odznaczeni od-znakami honorowymi „Zasłużo-ny dla kultury polskiej”.

Wydaje się, że współpra-ca z ICE w sprawach sztanda-ru i obrazów J. Fałata była tyl-ko początkiem konsekwentnych działań restytucyjnych w USA. Być może w najbliższych la-tach będziemy świadkami wielu spektakularnych „powrotów”.

Ponad 60-letnia podróż ob-razów zakończyła się w Mu-

zeum Narodowym w Warszawie, ale chciałbym podkreślić, że nie byłoby to możliwe bez wsparcia prawnego mecenasa Przemysła-wa J. Blocha oraz bardzo profe-sjonalnej i ekspresowej pomocy ze strony Departamentu Dzie-dzictwa Kulturowego MKiDN (dyrektora Jacka Milera, ówcze-snej wicedyrektor Anny Pankie-wicz-Perl oraz eksperta Kariny Chabowskiej).

Niniejsze sprawy pokaza-ły, że tylko dobra i skuteczna współpraca dwóch resortów, kultury i spraw zagranicznych, może doprowadzić do sukce-su. Tym samym z optymizmem przyjąłem informację o miano-waniu ambasadora Bogusława Winida (weterana wysiłków re-windykacyjnych) na stanowi-sko wiceministra spraw zagra-nicznych, co na pewno uspraw-ni wysiłki Departamentu Dzie-dzictwa Kulturowego MKiDN i doprowadzi do pełnego wy-korzystania sieci placówek za-granicznych RP. Mam nadzie-ję, że będziemy także wykorzy-stywać potencjał kolekcjonerów

Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 | 71

Page 74: 5-6 2012

poloników, którzy na co dzień śledzą au-kcje na całym świecie i niejednokrotnie są pierwszymi informatorami o próbach sprzedaży zrabowanych/skradzionych polskich dóbr kultury. W USA osobiście utrzymuję kontakt z kilkoma takimi oso-bami, którym serdecznie za ich czujność dziękuję.

Marek Skulimowski Konsul RP w Nowym Jorku

w latach 2001-2006 oraz 2009-2011

Szanowny Panie Redaktorze!

Po lekturze artykułu o wizerunkach Kraszewskiego w numerze 1-2, 2012 „Spotkań z Zabytkami” zwróciłem uwagę na stary, nieduży rysunek (o wymiarach 16,1 x 12,2 cm w świetle passe-parto-ut), oprawiony w biedermeierowską ram-kę, który od lat wisi w moim gabinecie, a... przedstawia popiersie bohatera arty-

kułu. Po konsultacji z Muzeum Kraszew-skiego w Romanowie i potwierdzeniu, że chodzi o portret Józefa Ignacego Kraszew-skiego postanowiłem za pośrednictwem Waszej Redakcji darować go do zbiorów tej placówki. Sądzę, że jest to najlepsze miejsce dla tego portretu, a zaintereso-wanie i entuzjazm pracowników muzeum tylko to potwierdza.

Serdecznie pozdrawiam i życzę uda-nych obchodów Roku Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Grzegorz DolińskiWarszawa

Jest nam niezmiernie miło, że ten niezwykle udany ołówkowy portrecik wzbogaci zbiory Muzeum Józe-fa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie. Można go wiązać z wizerunkami pisarza powstałymi w ostat-nim roku jego pobytu w Warszawie lub niedługo po-tem w Dreźnie.

redakcja

LISTY

KLUB „SPOTKAŃ Z ZABYTKAMI”Korzyści wynikające z prenumeraty naszego miesięcznika są oczywiste:

• wygoda • pewne i nieprzerwane dostawy ulubionego czasopisma

• dzięki współpracy z zaprzyjaźnionymi z redakcją wydawnictwami i muzeami będziemy przekazywać pięciu losowo wybranym prenumeratorom, którzy zamówią „SPOTKANIA Z ZABYTKAMI” bezpośrednio w wydawnictwie (zob. informację niżej)

książki oraz płyty CD o tematyce związanej z profilem naszego czasopisma.

Nagrody otrzymują:

Paweł Kanty z Biłgoraja – Papirusy, mumie, złoto… Michał Tyszkiewicz i 150-lecie pierwszych pol-skich i litewskich wykopalisk w Egipcie, katalog wystawy, wyd. Państwowe Muzeum Archeologiczne w Warszawie, Warszawa 2012Katarzyna Waliczek ze Szczytna − Skarb z Kijowa. Złoty poczet. Królewska kolekcja medali Stanisła-wa Augusta, katalog wystawy, wyd. Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie, Warszawa 2012Małgorzata Borzemska z Lublina – Jan Bałchan, Maciej Szymczyk, Teresa Windyka, Młyn papierniczy w Dusznikach-Zdroju, wyd. Wydawnictwo ZET, Wrocław 2012Dorota Modlińska z Tarczyna − Michał Krasucki, Warszawskie dziedzictwo postindustrialne, wyd. Fundacja Hereditas, Warszawa 2011PTTK Oddział Wielkich Jezior Mazurskich w Giżycku – Materia światła i ciała. Alabaster w rzeź-bie niderlandzkiej XVI-XVII wieku, katalog wystawy, wyd. Muzeum Narodowe w Gdańsku, Oddział Zielo-na Brama, Gdańsk 2011

P R E N U M E R ATAW 2012 r. ukaże się 6 numerów „Spotkań z Zabytkami” w cenie 17 zł każdy. W wypad-ku zamówienia całorocznej prenumeraty z wysyłką koszt wyniesie 102 zł. Aby zamówić prenumeratę, należy dokonać wpłaty na konto Fundacji Hereditas: Fundacja Hereditas, ul. Marszałkowska 4 lokal 4, 00-590 Warszawa.

Konto: ING Bank Śląski 36 1050 1038 1000 0090 6992 4562Przy wpłacie prosimy o podanie dokładnego adresu, na jaki ma być dostar-czana przesyłka. Dane można też przesłać pocztą elektroniczną na adres: [email protected]. Najprostszą metodą zamówienia prenume-raty jest wypełnienie formularza na stronie spotkania-z-zabytkami.pl. W przypadku chęci otrzymania faktury VAT prosimy o podanie danych do jej wystawienia. Wszelkie pytania w sprawie prenumeraty na 2012 r. prosimy kierować do Fundacji Hereditas, tel. (22) 891-01-62, e-mail: [email protected].

S P R Z E D A Ż

Aktualne numery „Spotkań z Zabytkami” są w sprzedaży w kioskach RUCHU, KOLPORTERA i w punktach sprzedaży GARMOND oraz w warszawskich księgarniach.

| Spotkania z Zabytkami 5-6 2012 72

Page 75: 5-6 2012
Page 76: 5-6 2012