Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który...

5

Transcript of Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który...

Page 1: Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów. Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały,
Page 2: Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów. Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały,

Wanda ChotomskaBajki z 1001 dobranocy

Jacek i Agatka, postacie z telewizyjnej dobranocki.Ich wizerunki stworzył Adam Kilian.

© by Wanda Chotomska© by Wydawnictwo Literatura

Projekt graficzny i ilustracje: Iwona Cała

Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska

Wydanie III

ISBN 978-83-7672-275-7

Wydawnictwo Literatura, Łódź 201491-334 Łódź, ul. Srebrna 41

[email protected]. (42) 630-23-81faks (42) 632-30-24

www.wyd-literatura.com.pl

Zawsze mam kłopoty z imionami i tytułami, i bardzo często w wybrnięciu z tych kłopotów pomagają mi dzieci.

Kiedy w październiku 1962 roku rozpoczęłam pisanie programów na do-branoc i nie mogłam się zdecydować, jakie imiona dać telewizyjnemu rodzeń-stwu – dzieci w swoich listach podpowiedziały mi, żeby tego brata i siostrę na-zwać Jackiem i Agatką.

A teraz z kolei pomogli mi Jacek i Agatka. Bo bajki, które są w tej książ-ce, opowiadałam najpierw im. Potem, kiedy miałam kłopot z wymyśleniem tytu-łu, Jacek przypomniał sobie, że kiedyś mówiłam im również o takiej pani, któ-ra też wymyślała bajki.

– Jejku! – powiedział Jacek. – Jak ta pani się nazywała? Szarada czy ja-koś tak?

– Nie Szarada! Szecherezada – poprawiła go Agatka. – A opowiadała Baj-ki z 1001 nocy.

– To może nasze mogłyby się nazywać Z 1001 dobranocy? – zaproponował Jacek i zaraz zaczęliśmy liczyć, ile było naprawdę tych naszych dobranocek.

Najpierw liczyliśmy na palcach, potem, kiedy zabrakło nam palców, na piegach i w końcu się doliczyliśmy – dobranocek było naprawdę 1001. Ponad tysiąc razy spotkali się z Wami Jacek, Agatka i ich sąsiadka, pani Zosia.

To wielkie liczenie odbyło się w roku 1970. Wtedy napisałam tę książ-kę. Potem, chociaż dobranocki ukazywały się jeszcze przez kilka lat, już nikt z nas nie zajmował się ich liczeniem. A teraz – nie ma kto policzyć, ile było te-lewizyjnych dobranocek. Nie ma programu w telewizji, w którym występowa-li Jacek i Agatka. A ja w rachunkach byłam zawsze beznadziejna. Mój najlep-szy stopień to trója z minusem. Dlatego zrezygnowałam z liczenia i zajęłam się pisaniem.

Więc niech już zostanie te 1001. A Bajki z 1001 dobranocy dedykuję nie tylko tym, którzy lubią czytać, ale również tym, którzy dopiero polubią.

Wanda Chotomska

Page 3: Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów. Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały,

5

o rogaliku, który chciał zostać księżycem

Był sobie rogalik. Rogalik był mały i zwyczajny, ale marze-nia miał wielkie i zupełnie niezwykłe. Bo mały rogalik chciał zostać księżycem.

Najpierw powiedział o tym okularom pana piekarza i prosił, żeby opisały mu dokładnie, jak ten księżyc wygląda. Okulary nie miały czasu na przyglądanie się księżycowi, bo musiały pilnować tego, co działo się w piekarni, więc rzuciły tylko jednym okiem na niebo wi-doczne przez lufcik, drugim spojrzały na rogalik i robiąc okropnego zeza, powiedziały:

– Księżyc jest wielki. Jeśli chcesz zostać księżycem, musisz czym prędzej urosnąć.

Ale chociaż rogalik zaczął rosnąć jak na drożdżach, bo zapo-mniałam Wam powiedzieć, że to był drożdżowy rogalik, okazało się, że wzrost to jeszcze nie wszystko.

– Księżyc jest złoty… – ziewnęły drzwiczki od pieca. – Jeśli chcesz mieć taki sam kolor, musisz poprosić, żeby piec cię przyru-mienił.

Tak powiedziały drzwiczki i zaraz zatrzasnęły się za rogalikiem. A kiedy się odtrzasnęły, to nie zdążyły nawet ziewnąć „do widzenia”,

Page 4: Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów. Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały,

6 7

bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów.

Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały, rogalik bał się, że inne rogaliki pogniotą mu rogi, i nie mówił nic. Dopiero w sklepie się odezwał:

– Wiesz, kim chcę zostać? Księżycem! – powiedział do sklepo-wej wagi.

Ale waga nie uważała za stosowne udzielić mu żadnej odpowie-dzi. Pewnie dlatego, że nie umiała myśleć słowami, tylko liczbami. A odważniki mówiły same do siebie:

– 10 deka… 20 deka… 30 deka…Zresztą nikt w sklepie nie chciał rozmawiać z rogalikiem.

Wszyscy się śpieszyli i każdy myślał tylko o sobie. Sucha kiełbasa mruknęła:

– Nie będę suszyć sobie głowy tym, że jakiś rogalik chce zostać księżycem.

Ocet odezwał się tylko: – Ooo… – i zrobił się bardzo kwaśny, a sardynki były tak za-

mknięte w sobie, że w ogóle się nie odezwały.Tylko różowe landrynki zlitowały się nad rogalikiem i postano-

wiły mu osłodzić życie. A ponieważ były bardzo nieśmiałe, zaru-mieniły się tak mocno, że z różowych zrobiły się zupełnie czerwone i wyszeptały swoimi słodkimi, landrynkowymi głosami:

– Przepraszamy, że się wtrącamy, ale nam się zdaje, że księży-ców się w sklepie nie sprzedaje… Więc jeśli chcesz zostać księży-cem, musisz stąd jak najprędzej wyjść.

– Dziękuję za radę! – zawołał rogalik i zeskoczył ze sklepowej półki prosto do papierowej torebki.

– Księżyc jest wysoko. Jeśli chcesz zostać księżycem, musisz znaleźć się tak wysoko jak on – zaszeleściła torebka i powiedziała

rogalikowi, że właśnie wyszli już ze sklepiku, przeszli ulicę i teraz idą po schodach. Na pierwsze piętro, na drugie, na trzecie… Czwar-tego i piątego nie wymieniła, bo była okropnie zadyszana, na szós- tym powiedziała: „Ooch!”, a na siódmym pękła z wysiłku i rogalik wylądował na słomiance.

Pan, który niósł torbę z zakupami, nawet tego nie zauważył, wi-docznie był bardzo roztargniony albo zamyślony, ale rogalik wcale nie miał mu tego za złe. Leżał na słomiance i cieszył się, że zawędro-wał tak wysoko.

Z siódmego piętra – myślał sobie, patrząc w okno – jest o wiele bliżej do nieba niż z piekarni albo z parterowego sklepiku. Teraz tyl-ko muszę trafić na okienny parapet. Ze słomianki na parapet, a po-tem już sobie dam radę.

Ale nie trafił na parapet, tylko przeleciał nad nim wyrzucony przez chłopca, który go podniósł ze słomianki.

6 7

Page 5: Wanda Chotomska Bajki z 1001 dobranocy...6 7 bo przed piekarnią czekał już samochód, który rozwoził pieczywo do sklepów. Samochód trąbił, kosze z pieczywem podskakiwały,

8 9

– W tej chwili wyrzuć to, co masz w ręku! – krzyknęła do chłop-ca jakaś pani i rogalik wyleciał przez okno.

Wyleciał i poczuł, że spada.Teraz już koniec – pomyślał – spadnę na ziemię i już nigdy nie

zostanę księżycem…I właśnie wtedy, kiedy sobie tak pomyślał, zobaczył małą dziew-

czynkę w jednym z otwartych okien wielkiej kamienicy i usłyszał cienki, dziecinny głosik:

– Patrz, mamo, jaki piękny księżyc zajrzał do naszego okna!