Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia...
Transcript of Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia...
W nume rze m . in . :
Dw uty g od ni k n r 7 7(1 1 2) z 1 l i p ca 2 01 7
Strony 1, 3, 12, 16, 17 i 18
Virtuti Militari
Strony 2 i 3
Kogo zniszczyć, komu łatkę
przypiąć, czyli ks. Sowa i prof.
Strzembosz w jednym chórze
Strony 4, 5, 6, 8, 9, 10 i 11
Gmach PAST-y
Strona 7
Uśmiechnij się...
Strona 13
Księgarnia ANTYK poleca
Strony 14 i 15
Gadanina i łgarstwo
Strony 15 i 20
HG-W w oparach prawnego
absurdu. Jeszcze na wolności ?
Strony 19 i 20
Historia “po niemiecku” i biznes
„po żydowsku”
Virtuti Militari
Król Polski Stanisław August
Poniatowski, twórca Orderu Virtuti
Militari, później pod naciskiem posła
rosyjskiego dla złagodzenia gniewu
Katarzyny II, surowo zabronił noszenia
orderu i zażądał jego zwrotu, pod groźbą
„najsurowszych kar kryminalnych”
(obraz olejny autorstwa Marcello
Bacciarellego—fot. archiwum)
22 czerwca obchodziliśmy 225 urodziny
najważniejszego polskiego odznaczenia
bojowego, a zarazem najstarszego na
świecie, orderu Virtuti Militari (Męstwu
Wojskowemu, Cnocie Żołnierskiej). Jego
twórcą był ostatni król Polski Stanisław
August Poniatowski, który ustanowił ów
order dla uczczenia polskiego zwycięstwa
w bitwie przeciwko armii rosyjskiej pod
Zieleńcami w 1792 roku. Bitwa ta
rozpoczęła interwencję Rosji oraz
targowiczan przeciwko Konstytucji 3 Maja.
Projekt orderu Virtuti Militari był gotowy
już wcześniej, bowiem król, wzorując się
na zwyczajach zachodnioeuropejskich
dworów, zlecił mennicy przygotowanie
projektu. Pierwsze wzorce medali mennica
przekazała królowi już 15 czerwca 1792
roku.
18 czerwca w raporcie na temat
zwycięskiej bitwy pod Zieleńcami,
dowodzący bitwą książę Józef
Poniatowski domagał się od króla jak
najszybszego zatwierdzenia projektu oraz
oficjalnego pisma, które umożliwiałoby
ich nadawanie oficerom i żołnierzom,
którzy wykazali się szczególnym
męstwem w bitwie. Księciu Józefowi
chodziło zwłaszcza o podniesienie morale
wojska polskiego.
Pierwsze nadanie orderów Virtuti Militari
odbyło się w dniu 22 czerwca 1792 roku, a
otrzymali je: ks. Józef Poniatowski, gen.
mjr Michał Wielhorski, mjr Franciszek
Pouppart, gen. mjr Stanisław
Mokronowski, bryg. ks. Eustachy
Sanguszko, płk Józef Poniatowski, ppłk.
Jan Grochowski, mjr Jan Krasicki, mjr
Józef Szczutowski, mjr Mikołaj Oppeln-
Bronikowski, kpt. Michał Chomętowski,
por. Andrzej Gałecki, ppor. Seweryn
Bukar, ppor. Sebastian Marszycki i ppor.
Karol Tepfer. Ich wręczenie nastąpiło w
dniu 25 czerwca 1792 roku w Ostrogu na
Wołyniu, gdzie znajdował się obóz wojsk
Rzeczypospolitej. Wymieniona piętnastka
pierwszych odznaczonych miała—po
ustanowieniu statutu—utworzyć Kapitułę
Orderu, którego Wielkim Mistrzem Virtuti
Militari został król Stanisław August
Poniatowski i z mocy prawa kawalerem
Krzyża Wielkiego.
Początkowo order Virtuti Militari miał
dwie klasy: złotą – dla generałów i
oficerów oraz srebrną – dla podoficerów i
szeregowych. Nie przypominał on formy
Ciag dalszy na stronie 3
Przypominamy Czytelnikom,
że wszystkie numery archiwalne
można pobierać na naszym portalu
Polonia Semper Fidelis
na adresie:
http://atopolskawlasnie.com/
wydawnictwo_psf.html
S t r o n a 2
Warszawie, pomiędzy Pawłem Grasiem,
ks. Kazimierzem Sową, ówczesnym szefem
BOR, Marianem Janickim oraz
biznesmenem Jerzym Mazgajem.
W pewnym fragmencie rozmów ks.
Kazimierz Sowa radzi Jerzemu Mazgajowi,
właścicielowi delikatesów Alma, co należy
zrobić z „Gazetą Polską”:
Ks. Sowa: Kopyta jadłeś w Baku?
Mazgaj: Byłem, ale w Baku to byłem, teraz
napisała, że byłem w towarzystwie
przyjaciół polsko-radzieckich, cały czas mi
to pisze k**** ten, no, Gazeta Polska,
dzisiaj też podali, że prawda jest to, co
powiedział Jarosław Kaczyński, że
biznesmeni mają korzenie w PRL-u, taki…
Maske (?) (…) był TPPR, a ja rzeczywiście
założyłem koło TPPR-u… (…) jak to
powiedzieć, gadać z tymi ch*****?
Ks. Sowa: Zniszczyć, Jurek
Mazgaj: I byłem w Baku dwa razy
Ks. Sowa: Jurek, nie polemizować…
zniszczyć, naprawdę, tu uważam, że nie ma
się wiesz.. żadnych…”
Trochę to niejasne, rwane, ale wiadomo, po
kielichu? Rozmowa, jak rozmowa. Ale
przecież od niektórych ludzi nie można
zbyt wiele wymagać. Od ks. Sowy miałby
prawo wymagać jego ordynariusz, bo, jak
mnie uczono, księży luzaków i
wagabundów w prawie kanonicznym nie
ma. Bywali fugitivi ab officio, ale tacy
zamiast emeriti bywali pod koniec życia
demeriti, a może nawet wcześniej. Ja go
przed wieloma laty słyszałem, jak na
jakiejś konferencji w Częstochowie
wypowiadał się o mediach katolickich i
nawet powiedziałem mu wtedy coś
niepochlebnego. Myślę, że dziś byłoby tego
więcej, ale to sprawa jego biskupa i, moim
zdaniem, ks. Sowa w żadnym przypadku
nie reprezentuje ani Kościoła ani
duchowieństwa, co trzeba sobie jasno
powiedzieć. Można tu tylko dodać, że ci
którym on żyruje autorytetem, niestety, nie
własnym, ale właśnie Kościoła, nawet na
niego nie spojrzą, jeśli mu Kościół tę
możliwość odbierze. Jak dotąd tak się nie
stało. Przykładów na uwiąd kariery takich
harcowników jest bez liku i nie trzeba
sięgać do historii. Szkoda mi go, bo w
końcu coś nas łączy.
Na Onet.pl jest jednak lepsza gratka. Wolę
przytoczyć in extenso:
„Dziś panu prezydentowi Dudzie jest
przykro, że jako Adrian stoi pod drzwiami
prezesa. Czuje, że jego pozycja jest słaba.
Widzi, jak jego własne otoczenie przeżywa
jego upokorzenie. Ale jest w potrzasku. I
może się tylko miotać – ocenia w rozmowie
z "Tygodnikiem Powszechnym" prof. Adam
Strzembosz. Były pierwszy prezes SN
komentuje w ten sposób zamieszanie wokół
ułaskawienia Mariusza Kamińskiego”.
Jakże nisko upadł pan Adam Strzembosz,
którego jak pamiętam, ongiś patrioci
polscy w USA widzieli na fotelu
prezydenta RP. W tej chwili dołączył do
chóru wściekle ujadających na prezydenta
Dudę, w którym to chórze śpiewają tacy
artyści, jak Żakowski, Niesiołowski, nie
licząc tych, którzy nie mogą przerwać
pieni żałobnych po utracie żłobu.
Najzabawniejsze jest to, że prezydent
Duda, to drugi po 1989 r. prezydent,
którego nie musimy się wstydzić. Dalej, p.
Strzembosz biada, jak to sędziowie są
zestresowani, można się domyślać, że na
pewno nie z racji przygniatającej ich
pracy, ale raczej z obawy, że wreszcie
zaczną ich sprawdzać, co, komu i kiedy
robili. Oczywiście pan S. biada nad ich
przeciążeniem ofiarną pracą. Ciekawe, że
ogół społeczeństwa wie coś wręcz
przeciwnego i to wcale nie z poduszczenia
pana Ziobry, ale ze smutnych doświadczeń
z Temidą.
Dziwna rzecz, że sprawiedliwy pan
Strzembosz, po staremu wypłakujący się
na łamach „katolickiego” Tygodnika
Powszechnego i tak „obiektywnie”
Kogo zniszczyć, komu łatkę przypiąć,
czyli ks. Sowa i prof. Strzembosz w jednym chórze
Tak naprawdę, to dziś tzw. politycy –
czytaj: ludzie przegrani, chcący się
odegrać – już zbyt są nudni, żeby o nich
pisać. Co innego, gdyby można było się
„przypiąć” do ich programu, poglądów,
pod warunkiem, że je mają, ale gdzież
tam. Obecnie jeden z bardziej
wygadanych i agresywnych speakerów
PO, Marcin Kierwiński tę cnotę
zazwyczaj prezentuje, że w czasie dysput
przed kamerami, przeczuwając lub
wiedząc, że brak mu argumentów
zaczyna mówić równocześnie ze swym
adwersarzem, czyli tworzy duet i bądź tu
mądry, co mówił jeden a co drugi?
Sposób trochę knajacki, ale niczego
sobie. Podobno PO uchwaliła, że nie
będzie posyłać swoich do TVP. Słusznie,
skoro przestała ona być tubę tejże partii.,
A poza tym, może będzie mniej nudno.
Tylko ja bym zalecał rozwagę, bo można
na tej abstynencji wyślizgać się z
mediów. Te komercyjne nie będą
trzymać w szafie trupa.
Nasze życie publiczne jednak przyciąga
uwagę, dlatego trzeba o czymś
dyskutować, bywa że na piśmie. Sięgam
do różnych publikatorów, m.in. często,
może nawet zbyt często, do
Niezależnej.pl. Ostatnio znowu pojawił
się kiedyś modny serial p.t. taśmy. I co
tam piszą?
„Wraca afera podsłuchowa. Ujawniono
NOWE TAŚMY. Tak ks. Sowa i Jerzy
Mazgaj chcieli niszczyć „Gazetę Polską”
Dodano: 09.06.2017 [11:36]
Nieznane dotąd taśmy z restauracji
„Sowa&Przyjaciele” wyszły na jaw. Na
nagraniach słychać, jak ks. Kazimierz
Sowa w trakcie rozmowy z Jerzym
Mazgajem radzi, co zrobić z „Gazetą
Polską”.
- „Jurek, nie polemizować… zniszczyć,
naprawdę, tu uważam, że nie ma się
wiesz.. żadnych” - radzi ks. Sowa.
Nieznane dotychczas nagrania pochodzą
z rozmów, które odbyły się w lutym 2014
r. w restauracji Sowa&Przyjaciele w Dokończenie na stronie 3
S t r o n a 3
oceniający pana Dudę, nigdy nie
wypowiadał się na temat wybryków
poprzedników wymienionego, które
odbierane były jako „wypadki przy
pracy”, o których się taktownie milczy, a
w świecie Polskę stawiały w rzędzie
państw któregoś tam świata.
Że też przychodzi nam detronizować
coraz to którąś z mniemanych wielkości
tego świata. O większości nie musiałem
zmieniać zdania, o panu Strzemboszu
muszę, bo inne zgoła miałem o nim
wyobrażenie. Nigdy go nie kojarzyłem ze
zgrają złodziei, z potworkiem moralnym i
umysłową zapaścią, jaką jest „totalna
opozycja”. A tu taka pomyłka~Co się z
nim stało, czyżby aż tak daleko posunął
swą solidarność z „Kastą”? A gdzie dobro
Polski, czy dopiero po zaspokojeniu
egoistycznych aspiracji, tych którzy sami
siebie czynią elitą Narodu, którym zresztą,
kierowani nieokiełznaną pychą,
pogardzają?
Zygmunt Zieliński
krzyża, którą to formę nadano
prawdopodobnie na przełomie września i
października 1792 roku, kiedy to—wraz z
przybyciem do Warszawy księcia Józefa
Poniatowskiego—przyjęto statut Kapituły
Orderu. Statut ten został opracowany na
podstawie statutu austriackiego Orderu
Wojskowego Marii Teresy. Order miał
dzielić się na pięć klas z czego trzy
pierwsze miały formę orderową, dwa
pozostałe medalową:
I klasa – Krzyż Wielki z Gwiazdą,
II klasa – Krzyż Komandorski,
III klasa – Krzyż Kawalerski,
IV klasa – Medal Złoty,
V klasa – Medal Srebrny.
Ustalono formę noszenia krzyży na
wstążce błękitnej z czarnymi obwódkami,
ponadto Krzyż Wielki był dekorowany
srebrną, sześciopromienną gwiazdą.
Ponadto zatwierdzono uposażenie w
postaci dodatkowego podwójnego żołdu
dla odznaczonych Krzyżem Złotym i
dodatkowej połowy żołdu dla
odznaczonych Krzyżem Srebrnym.
Podział na klasy zachował się do dziś. W
myśl statutu order miał być nadawany
przez kapitułę orderu, w której skład mieli
wejść kawalerowie tego orderu w
kolejności ich nadania. Pierwszy jej skład
mieli stanowić odznaczeni po bitwie pod
Zieleńcami. Różnił się on jednak od
pierwotnego, wymienionego wcześniej
składu:
gen. lejtnant ks. Józef Poniatowski,
gen. lejtnant Tadeusz Kościuszko,
gen. mjr Michał Wielhorski,
gen. mjr Stanisław Mokronowski,
brygadier ks. Eustachy Sanguszko,
płk Józef Poniatowski,
płk Michał Chomętowski,
Kogo zniszczyć, komu
łatkę przypiąć,
czyli ks. Sowa i prof.
Strzembosz w jednym
chórze (dokończenie)
Pierwsze ordery Virtuti Militari w 1792 roku w dwóch (złotej i srebrnej) formach
medalowych (fot. archiwum)
gen. mjr Józef Zajączek,
mjr Józef Chomentowski
mjr Mikołaj Oppeln-Bronikowski,
mjr Józef Szczutowski,
ppłk Ludwik Kamieniecki,
por. Michał Cichocki,
por. Ludwik Metzell,
szef szwadronu Bartłomiej Giżycki.
Krzyż Virtuti Militari (fot. archiwum) Ciąg dalszy na stronie 12
Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 1)
S t r o n a 4
jego linia telefoniczna łączyła już nie
tylko poszczególne pokoje mieszkania,
lecz także fabrykę świec z należącym do
niego domem. Ogółem obmyślił i
skonstruował około trzydziestu modeli
aparatów telefonicznych. Kiedy został
poparzony w wypadku, Estera ze względu
na koszty jego hospitalizacji zmuszona
była sprzedać modele przypadkowemu
nabywcy. Uzyskała za nie całe... sześć
dolarów. Meucci już nigdy ich nie
odzyskał. Nigdy też nie zdołał znaleźć
inwestora, który doceniłby drzemiący w
telefonii potencjał. Wyczerpany walką o
uznanie jego pierwszeństwa w
wynalezieniu telefonu, zmarł w nędzy w
swoim domu w Clifton w stanie Nowy
Jork w wieku osiemdziesięciu jeden lat.
Wcześniej jednak, bo w roku 1871, z
pożyczoną kwotą dwustu pięćdziesięciu
dolarów udał się do urzędu patentowego i
dopełnił niezbędnych formalności. W
roku 2002 Kongres Stanów
Zjednoczonych uznał jego pierwszeństwo
w kwestii wynalezienia telefonu przed
Aleksandrem Grahamem Bellem. Cóż
jednak z tego, skoro do dziś dnia we
wszystkich słownikach i encyklopediach
wymieniane jest nazwisko Szkota.
Jeszcze inne źródła podają, iż pierwszy
publiczny pokaz „telefonii
wykorzystującej prąd galwaniczny” odbył
się w roku 1861, dokładnie dnia 26
października, podczas obrad
Frankfurckiego Towarzystwa Fizyków.
Wynalazcą był Philipp Reis, niemiecki
uczony, który już od 1852 roku pracował
nad „sztucznym uchem”, a kilka lat
później pierwszy raz użył nazwy telefon.
Amerykański wynalazca znał poprawioną
wersję aparatu Reisa (z
elektromagnetyczną membraną w
mikrofonie). Ręcznie wykonano ponad
pięćdziesiąt takich urządzeń i rozesłano je
do ośrodków naukowych, między innymi
w Anglii i USA. Bell wykorzystał nawet
niektóre elementy aparatu Reisa. Urząd
patentowy przyznał jednak patent jemu,
bo aparatu Niemca nie można było uznać
później był już w stanie rozmawiać z
Nowym Jorkiem.
Dopiero jednak zainstalowanie telefonu w
Białym Domu, w gabinecie ówczesnego
prezydenta Rutheforda B. Hayesa, pchnęło
„gadającą skrzynkę” na szerokie wody.
Wraz ze swymi partnerami, wynalazca
założył „Bell Telephone Company”, która
zajęła się udoskonaleniem i wdrożeniem
nowej technologii. W początkach XX
wieku telefon zmienił się w przedmiot
powszechnego, codziennego użytku,
natomiast spółka Bella stała się największą
korporacją przemysłową Stanów
Zjednoczonych, pokonując nawet „US
Steel”.
Na odległych farmach i ranczach niejedno
chore dziecko uratowano dzięki konsultacji
telefonicznej z lekarzem (były to jeszcze
czasy, gdy lekarz leczył pacjenta w jego
domu). Przedsiębiorczy handlowcy
organizowali „sprzedaż wyłącznie przez
telefon”: wiadomo było bowiem, że nawet
ludzie, którzy nie czytając wrzucają do
kosza reklamówki handlowe (junk mail),
mają zwyczaj odbierać telefony. Telefon –
podobnie jak wprowadzona mniej więcej w
tym czasie maszyna do pisania – stworzył
również cały szereg nowych profesji,
zwłaszcza dla kobiet, chociaż na
pojawienie się pierwszych call-girl trzeba
było jeszcze trochę poczekać...
Tak przynajmniej wygląda oficjalna
historia aparatu przekazującego
artykułowaną mowę za pomocą impulsów
elektrycznych, czyli właśnie telefonu.
Naprawdę jednak wcale nie wynalazł go
pan Bell. Włoch Antonio Meucci, którego
nazwisko mało kto już dziś kojarzy,
pracował nad telefonem w czasie kiedy
Aleksander Graham nosił jeszcze koszulę
w zębach. W roku 1835 Meucci wraz ze
swą żoną Esterą opuścili rodzinną Italię i w
pierwszym etapie podróży zatrzymali się
na Kubie. Tam właśnie powstał prototyp
późniejszego wynalazku. Dzięki niemu pan
Antonio mógł rozmawiać z żoną, która
unieruchomiona przez artretyzm
przebywała w pokoju na piętrze.
W roku 1852, gdy zamieszkał w Ameryce,
Był początek XX stulecia, konkretnie rok
1910, kiedy w Warszawie przy ulicy
Zielnej 39 wyrósł pierwszy w tym mieście
drapacz chmur. Wzniesiony przez
„Szwedzkie Akcyjne Towarzystwo
Telefonów Cedergren”, według projektu
Bronisława Brochwicz – Rogoyskiego i
szwedzkiego architekta Izaaka Classona,
był w tamtym czasie najwyższym
budynkiem w całym imperium rosyjskim,
najwyższym domem niemieszkalnym w
Europie i jednym z najwyższych na całym
kontynencie. Jego wysokość od podstawy
fundamentów do szczytu wynosiła
sześćdziesiąt cztery i pół metra. Składał się
z wieży, ośmiu wysokich pięter i niższej
części, czteropiętrowej. Konstrukcja
niepalna, grube mury. Wzniesiony został
w technologii żelbetowej, szkieletowej.
Jak na owe czasy była to niezwykle
nowoczesna konstrukcja. Swoim
wyglądem przypominał gotycko -
romańską wieżę zamkową
(modernistyczny nowy historyzm
inspirowany średniowieczem), o
nowoczesnych secesyjnych wnętrzach.
Pierwotnie posiadał także blankowanie
wokół dachu, którego po II wojnie
światowej już nie odtworzono
Wszystko zaczęło się dziewięć lat
wcześniej, w roku 1901, kiedy
„Towarzystwo Cedergren” wygrało
przetarg na eksploatację telefonów w
stolicy i przejęło obowiązki od dotychczas
działającej firmy „The Telephone Bell”. W
okresie od 1906 do 1912 roku liczba
telefonów w Warszawie wzrosła o
przeszło dwadzieścia pięć tysięcy
osiągając liczbę trzydziestu trzech tysięcy.
Wynalazek młodego Szkota, Aleksandra
Grahama Bella robił już na świecie
ogromną furorę. Zaprezentowany w 1876
roku na Wystawie Stulecia w Filadelfii,
zdawał się być początkowo zaledwie
sensacyjnym kuriozum, chociaż jego
przydatność pan Aleksander udowodnił
niezbicie, przeprowadzając transmisję
pierwszego w pełni zrozumiałego zdania
za pomocą przewodu pociągniętego z
Bostonu do Cambridgeport w
Massachusetts. Zachęcony tym Bell, który
do Ameryki przybył przez Kanadę, rok Ciąg dalszy na stronie 5
Gmach PAST-y
S t r o n a 5
– jak uzasadniano – za „prawdziwy
telefon”! W miarę dobrze przekazywał
muzykę, ale głos rozmówcy był
niewyraźny.
Niemiecki wynalazca nie mógł bronić
swoich praw do patentu – zmarł na
gruźlicę w 1874 roku, kilka miesięcy
przed złożeniem wniosku patentowego
przez Bella. A miałby wiele argumentów,
bo negatywnej oceny aparatu nie
potwierdziły kilkadziesiąt lat później
niezależne próby porównawcze. W 1847
roku inżynierowie firmy „STC”
przetestowali poprawione aparaty Reisa i
ze zdumieniem stwierdzili, że
parametrami technicznymi dorównywały
one telefonom Bella! Ekspertyzę
utajniono, bo firma STC starała się o
kontrakt z koncernem „AT&T”, który
powstał z „Bell Company”!
Tak to już jest, że do historii przechodzą
zwykle wynalazcy, którzy swoje
osiągnięcia potrafili po prostu lepiej
sprzedać. Graham Bell nie wynalazł
telefonu, Thomas Alva Edison żarówki, a
Ludwik Pasteur wcale nie odkrył bakterii!
Wprowadzili tylko umiejętnie rozwiązania
systemowe i potrafili je odpowiednio
nagłośnić. Podobnie jak dziś niektórzy
uczeni, zdobywający najbardziej
prestiżowe wyróżnienie naukowe –
Nagrodę Nobla.
*
Wróćmy jednak do budynku przy ulicy
Zielnej, który w latach 1907 – 1910 na
miejscu stojącej tam wcześniej
dwupiętrowej kamieniczki wzniosła firma
Władysława Leona Czosnowskiego herbu
Kolumna, powstańca styczniowego,
działacza społecznego i przedsiębiorcy
budowlanego. W swoim dorobku miał pan
Władysław Leon budowę i rozbudowę
siedemdziesięciu dwóch kościołów i
świątyni, za co w roku 1890 otrzymał tytuł
szambelana papieskiego. Do
znaczniejszych budynków, w których
powstawaniu miało udział jego
przedsiębiorstwo, należą w stolicy między
innymi: Kościół Wszystkich Świętych,
Kościół pw. św. Piotra i Pawła, Kościół
św. Augustyna, Cyrk Cisnellego, Cokół
pomnika Adama Mickiewicza,
Filharmonia Narodowa, Hotel Bristol,
Bank Handlowy czy Teatr Rozmaitości –
obecnie Teatr Wielki (odbudowa po
pożarze).
Pierwszą siedzibą Towarzystwa
Cedergren był wybudowany w 1904 roku
w stylu eklektycznym niższy budynek,
usytuowany przy Zielnej 37. Elewacja
licowana jest ciosami wapiennymi, a
zaprojektowana została z wykorzystaniem
elementów renesansowych i barokowych.
Wnętrze urządzono zgodnie z ideałem
panującej w tamtym okresie secesji.
Ostatnie piętro, nieznacznie cofnięte,
mieściło pomieszczenia centrali
telefonicznej. Zatrudniona przez sześć i
pół godziny telefonistka, w ciągu godziny
łączyła blisko pięćset rozmów.
Po wygaśnięciu umowy o prowadzenie
sieci telefonicznej w roku 1922, oba
budynki przejęła Polska Akcyjna Spółka
Telefoniczna. Od skrótu nazwy spółki
pojawiła się nazwa PAST-a. Czasami
wysoki budynek określano mianem Dużej
PAST-y, a niższy - Małej. Miano
najwyższej budowli w Polsce Duża PAST
-a nosiła do roku 1934, kiedy oddano do
użytku katowicki drapacz chmur przy
ulicy Żwirki i Wigury oraz stołeczny
wieżowiec towarzystwa
ubezpieczeniowego „Prudential” przy
placu Napoleona (dziś Powstańców
Warszawy).
11 listopada 1918 roku obie PAST-y były
świadkami odzyskania przez Polskę
niepodległości. Dzień wcześniej do
Warszawy powrócił komendant I Brygady
Legionów Józef Piłsudski, od lipca 1917
roku internowany przez Niemców w
Magdeburgu. Przed domem, w którym
mieszkał, zebrały się tłumy, a do
mieszkania zaczęli przychodzić
przedstawiciele różnych stronnictw i
partii.
„Byli znajomi i podkomendni zaczęli się
tłoczyć w mieszkaniu na Moniuszki, które
mu doraźnie znaleziono, chcąc go
przywitać i oddać się do jego dyspozycji –
zanotowała w swych Wspomnieniach
żona marszałka, Aleksandra Piłsudska. -
Nareszcie po południu udało mu się
wyrwać z Warszawy i przyjechać do nas,
na Pragę. Wiadomość, że przyjedzie do
mnie rozeszła się lotem ptaka. Wobec
tego, że była to niedziela, robotnicy
wylegli z domów i pełni radości czekali
na ulicach, którymi musiał przejeżdżać.
Przed domem, w którym mieszkałam,
zebrał się tłum. Kiedy nadjechał,
entuzjazm był niesamowity. Ja na
spotkanie z pokoju swego nie wyszłam,
tylko czekałam w mieszkaniu. Nie
lubiłam nigdy okazywać swoich uczuć
wobec innych”.
Na wieść o powrocie marszałka, do
Warszawy przyjechał 11 listopada wraz z
całym rządem Ignacy Daszyński. Tego
samego dnia Józef Piłsudski otrzymał z
rąk Rady Regencyjnej władzę wojskową i
rozpoczął konsultacje z przedstawicielami
stronnictw politycznych w sprawie
utworzenia koalicyjnego rządu. 14
listopada, nowym dekretem Rada
Regencyjna postanowiła się rozwiązać i
całą władzę w państwie przekazała
Piłsudskiemu, ustanawiając urząd
naczelnika państwa.
„Niepodobna oddać tego upojenia, tego
szału radości, jaki ludność polską w tym
momencie ogarnął – opisywał to
wydarzenie Jędrzej Moraczewski, kapitan
saperów Legionów i przyszły premier. -
Po 120 latach prysły kordony. Nie ma
„ich”. Wolność! Niepodległość!
Zjednoczenie! Własne państwo! Na
zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze.
Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od
pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z
bączkiem, będziemy sami sobą rządzili.
(...) Cztery pokolenia nadaremno na tę
chwilę czekały, piąte doczekało. (...)”.
Oba budynki przetrwały też nienaruszone
obronę Warszawy w 1939 roku. W czasie
okupacji, szczególnie Duża PAST-a stała
się dla Niemców obiektem o niezwykle
ważnym, strategicznym znaczeniu. Tu
koncentrowała się łączność telefoniczna
Generalnej Guberni. Tu zainstalowano
„gorącą linię” między Warszawą i
Ciąg dalszy na stronie 6
Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 4)
S t r o n a 6
- Zgrupowanie IX pod dowództwem
rotmistrza Henryka Roycewicza „Leliwy”,
srebrnego medalisty drużynowym WKKW
(Wszechstronnym Konkursie Konia
Wierzchowego) z Igrzysk Olimpijskich w
Berlinie w 1936 roku. Zespołowi
polskiemu, którego członkami byli
również Zdzisław Kawecki i Seweryn
Kulesza, w zdobyciu złotego medalu
przeszkodzili gospodarze igrzysk, którzy
mylnie poinformowali rotmistrza o
ominięciu przez niego wcześniejszej
przeszkody i dyskwalifikacji. Polski
zawodnik zawrócił, aby powtórnie
„zaliczyć” przeszkodę. Dopiero gdy to
zrobił, dowiedział się, że zaszła pomyłka.
Strata czasu oraz dodatkowe cztery
kilometry, które musiał przebiec koń
Arlekin III, nie pozwoliły na doścignięcie
zwycięzców zawodów – drużyny Niemiec.
Zgrupowanie „Leliwy” składało się z 1, 2,
3 i 6 kompanii, oraz podporządkowanych
41 i 42 kompanii WSOP (Wojskowej
Służby Ochrony Powstania - specjalnej
struktury wojskowej tzw. „II rzutu”,
przeznaczonej w trakcie akcji powstańczej
do służby ochronno-wartowniczej i
garnizonowej).
- Zgrupowanie X, pod dowództwem
porucznika Leona Gajdowskiego „Ostoi”,
w skład którego wchodziły 4, 5 i 7
kompania oraz podporządkowanych mu 43
i 44 kompanii WSOP. 1 sierpnia
zgrupowanie X walczyło o zdobycie
szkoły przy ulicy Żelaznej 88 oraz szpital
św. Zofii. Po niemieckim ataku na Wolę 5
sierpnia, oddziały cofnęły się na linie
obrony wzdłuż ulic Wroniej, Towarowej,
Ogrodowej i Chłodnej, gdzie zgrupowanie
się rozpadło. Od 12 sierpnia, 7 kompania,
41 kompania WSOP oraz pluton z 4
kompanii weszły w skład nowego
batalionu szturmowego „Rum”.
Zadaniem opanowania gmachu PAST-y,
oraz rejonu placu Napoleona z gmachem
„Prudentialu” i Poczty Głównej zostało
obarczone zgrupowanie IX, któremu do
pomocy przydzielono ponadto oddział
saperów kapitana „Jotesa” - Jerzego
Skupieńskiego.
Pierwszy szturm na gmach pocztowy,
dokonany w godzinie „W”, jakoż i następny
po nim, załamały się w ogniu
nieprzyjaciela. Opanowano jednak
najwyższy w warszawie gmach, wieżowiec
Prudentialu”, skąd uzyskano dogodną
podstawę obserwacyjną i ogniową do
dalszego działania na Pocztę Główną, którą
zdobyto ostatecznie dnia następnego.
Na wezwanie okrążonej załogi PAST-y,
komendant garnizonu warszawskiego
generał Reiner Stahel rozkazał Paulowi
Geiblowi, dowódcy SS i policji na dystrykt
warszawski Generalnego Gubernatorstwa,
zorganizować odsiecz. Z Alei Szucha
wyruszył wypad prawie stu policjantów na
samochodach ciężarowych, wzmocniony
dwoma czołgami. Przejechali Alejami
Ujazdowskimi i Nowym Światem do Alei
Jerozolimskich, skąd przedarli się na
Marszałkowską. Stamtąd ruszyli w kierunku
Ogrodu Saskiego. Plutony powstańcze,
obsadzające wylot ulicy Widok na
Marszałkowską, hotel „Metropol” i wylot
ulicy Złotej, obrzuciły pojazdy granatami i
butelkami z benzyną. Z najwyższym trudem
kolumna dojechała do ulicy Sienkiewicza.
Tu rażeni celnym ogniem policjanci opuścili
samochody i rozproszyli się. Część zginęła,
część wzięto do niewoli, reszta schroniła się
w domach przy ulicy Marszałkowskiej.
Płonące czołgi zawróciły i zdołały dojechać
z powrotem do Alei Szucha. Poparzonych
załóg nie udało się jednak uratować.
3 sierpnia powstańcy likwidowali
poukrywanych Niemców. W tym działaniu,
uwieńczonym ostatecznym powodzeniem,
rozbito także przybyły z pomocą oddział
własowców. W ręce powstańców wpadły
również nie bronione przez Niemców
budynki PKO przy ulicy Świętokrzyskiej, w
których urządzono szpital polowy. Nie
udało się natomiast opanować kwatery
własowców w domu przy ulicy Górskiego
2. Szturm na ten obiekt kontynuowano w
nocy.
*
Przy okazji kilka słów o zdobytym przez
powstańców warszawskim wieżowcu, na
Berlinem. Stąd łączono bezpośrednio z
dowództwem frontu wschodniego. Z
tych powodów gmach został dodatkowo
umocniony i otoczony bunkrami. Jego
załogę stanowiło kilkunastu
uzbrojonych po zęby żołnierzy z
doborowych jednostek, wzmocnionych
przed wybuchem powstania do stanu
około stu sześćdziesięciu ludzi,
dowodzonych przez doświadczonych
oficerów SS.
Zwycięski szturm na budynek PAST-y
to jedna z najpiękniejszych kart historii
Powstania Warszawskiego...
*
W pierwszych dniach powstania
stanowił on bardzo silne gniazdo oporu
nieprzyjaciół, którzy łatwo mogli
stamtąd obserwować Śródmieście
Północne, w szczególności rejon placu
Dąbrowskiego. W dzień, wyposażeni w
broń maszynową hitlerowscy żołnierze z
wysokich pięter ostrzeliwali
powstańców i mieszkańców Warszawy.
Ogniem strzelców wyborowych,
paraliżowali wszelki ruch w szerokim
kręgu. Strzelali do kobiet i do dzieci a
także do przenoszonych na noszach
rannych.
W nocy, korzystając z ochrony czołgów
przedostających się z Ogrodu Saskiego,
uzupełniali zapasy broni, amunicji i
żywności. Wielokrotne szturmy
powstańców kończyły się fiaskiem.
W dniu wybuchu powstania budynek
PAST-y znalazł się w rejonie działania
batalionu Armii Krajowej „Kiliński”.
Batalion został utworzony już w
styczniu 1940 roku i początkowo nosił
nazwę „Vistula”. 21 marca 1943 roku
nadano mu imię Jana Kilińskiego,
dzielnego szewca, który podczas
powstania 1794 roku, jak mówią słowa
popularnej piosenki: (...) podburzył
Warszawę, sprawił Moskaliskom
weselisko krwawe”.
Przed powstaniem 1944 roku batalion
został podzielony na dwa zgrupowania
Ciąg dalszy na stronie 8
Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 5)
S t r o n a 7
Mąż przegląda akt ślubu. Żona pyta:
- Czego tam szukasz ?
- Terminu ważności.
***
Biedny, samotny Żyd, mieszkający w
kwaterunkowym mieszkaniu ze swoją
niewidomą matką, w swoich codziennych
modlitwach błagał Boga o poprawę swego
losu. W końcu Bóg postanowił
odpowiedzieć na jego modlitwy. Objawił
się Żydowi i powiedział, że spełni jedno
jego życzenie. Ten zamyślił się i
powiedział:
- Boże, chciałbym, żeby moja matka
zobaczyła, jak moja żona wiesza na szyi
mojej córki wart dwadzieścia milionów
dolarów brylantowy naszyjnik w czasie,
gdy siedzimy w naszym Mercedesie 600
zaparkowanym obok basenu zaraz obok
naszej rezydencji w Beverly Hills.
Bóg zamruczał do siebie pod nosem:
- Muszę się jeszcze od tych Żydów wiele
nauczyć...
***
Idzie facet brzegiem Wisły.
Widzi faceta klęczącego i pijącego wodę z
rzeki.
Spacerowicz woła:
- Co pan robi ? Niech pan nie pije ! Otruje
się pan, chemikalia i odpadki !
- Was ? Ich verstehe nicht !
- Powoooli, bo zimna !
***
Jedzie młoda matka autobusem i wiezie
na kolanach niemowlaka. Obok niej siedzi
facet.
Dziecko popłakuje, więc matka
postanawia go nakarmić. Dzieciak jednak
odwraca się od piersi.
Matka namawia go:
- No, weź cycusia, bo mama odda temu
panu...
Dzieciak znów się odwraca, więc matka
znów go namawia... I tak w kółko.
W końcu facet nie wytrzymuje:
- Decyduj się gówniarzu ! Bo ja już trzy
przystanki za daleko przejechałem !
***
Jedzie sobie bogaty człowiek limuzyną,
patrzy a tu jakiś biedak zajada trawę, aż
mu się uszy trzęsą. Podjeżdża do niego
bliżej i pyta:
- Panie czemu pan jesz trawę ?
- Aaaa... głodny jestem i nie mam na
jedzenie.
- To wsiadaj pan, zabiorę pana do siebie.
Ucieszony biedak pomyślał o rodzinie i
pyta:
- A mogę wziąć ze sobą dzieci ?
- No spoko niech wsiadają.
- A mogę wziąć ze sobą żonę ?
- Dobra, dobra byle szybko.
- A mogę wziąć ze sobą rodziców ?
- Panie tak wielkiego trawnika to ja nie
mam !
***
Przychodzi pijany małżonek do domu.
Zdenerwowana żona pyta:
- Będziesz jeszcze pił ?
Mąż siedzi cicho, więc żona powtarza:
- Będziesz jeszcze pił ?
Mąż dalej nic.
- Odpowiedziałbyś w końcu, czy będziesz
jeszcze pił ???
Na co mąż:
- No dobra kurde, polej !
***
Mietek, dzielnicowy z Dąbrowy Górniczej
postanowił coś zmienić w mieszkaniu i
wytapetować sobie duży pokój w swoim
M-3. Jak postanowił tak zrobił. Po
remoncie przyszedł do niego Staszek,
sąsiad z góry:
- Miecio, aleś fajnie sobie urządził
pokoik, naprawdę mi się podoba, też sobie
tak zrobię ! Powiedz mi tylko ile kupiłeś
rolek tapety ?
- Dwanaście Staszku.
- To też wezmę dwanaście.
Staszek poszedł do Castoramy, kupił
dwanaście rolek tapety o gładkiej
teksturze, w kolorze muślinowego
turkusu, wrócił do mieszkania i rozpoczął
tapetowanie. Po jakimś czasie, gdy już
skończył, poszedł do Mietka:
- No, Mieciu, powiem Ci, że skończyłem,
ładnie to wygląda ale coś mi się nie
zgadza. Mamy taki sam metraż,
powiedziałeś, że kupiłeś 12 rolek, ja
zrobiłem to samo tyle, że mi zostało
jeszcze pięć.
- No, mi też.
***
- Halo ! Ja dzwonię w sprawie garażu.
- Tutaj baza rakietowa. Źle pan trafił.
- Nie, to wy żeście źle trafili !
***
Jaka jest różnica między czarną a białą
kobietą ?
- Biała jest na okładce Playboya a czarna
na okładce National Geographic
***
Leży teściowa na łożu śmierci, stan
agonalny, oczy w słup itd. Przy łóżku
siedzi równie skupiony zięć i wpatruje się
w teściową. Nagle do pokoju wpada
mucha i zaczyna latać z kąta w kąt, a
teściowa oczami za muchą wodzi - mucha
w lewo, ona oczami w lewo, mucha w
prawo, ona oczami w prawo i tak cały
czas. Nagle mocno poirytowany tą
sytuacją zięć krzyczy:
- Niech się mamusia nie rozprasza !
***
Kierowca w nowym BMW złapał gumę.
Stanął wiec na poboczu i odkręca koło.
Podjeżdża do niego łysy dres i pyta:
- Te stary, co robisz ?
- Odkręcam koło.
Ten bierze kamień, wybija szybę i mówi:
- To ja biorę radio.
***
Idzie baca przez Saharę, spotyka Araba i pyta:
jak daleko do morza.
Ten mówi: 200 kilometrów.
Baca na to: uuu, a to żeście se plażę wywalili.
***
Rozmawia dwóch żuli. Jeden mówi do
drugiego:
- Ciekawe czemu mam ksywkę Dżin ? Pewnie
dlatego, ze dużo mogę...
Drugi na to:
- Nie, Stary, po prostu gdy ktoś odkręca
butelkę Ty się od razu pojawiasz.
***
Dowiedzenie się że twoja ex przytyła to jak
znaleźć w kieszeni 50 zł.
Nie odmieni ci to życia ale na pewno się
ucieszysz
Uśmiechnij się...
S t r o n a 8
„Przypomniało mi się to, gdy usłyszałem,
że jedyne pozostałe dotąd w stolicy
powstaniowe ruiny, ówczesnej reduty AK,
Banku Polskiego, kilka lat temu
pieczołowicie wzmocnione i okryte
taflami szkła, mają teraz zostać zasłonięte
– napisał „W Sieci” we wrześniu 2014
roku Piotr Skwieciński, w artykule
Zasłużyliśmy na Biedronkę. – Bo w tej
jedynej ruinie, miejscu niezwykle
zaciętych walk będzie... sklep Biedronki.
Tak jest.
Media robią z tego aferę, i słusznie. Może
dzięki temu skandal skończy się tak jak
ten z Prudentialem kilkanaście lat temu.
Ale nawet jeśli tak się stanie, to pozostaje
pytanie: jak to jest, że rozmaici decydenci,
czy to obcokrajowcy, czy nawet etniczni
Polacy, pozwalają sobie na działania
budynku i zasypanie piwnic pełnych
ludności cywilnej oraz rannych
powstańców. Moździerzy tego typu użyto
wcześniej między innymi przeciwko
fortom Sewastopola.
Jeden z takich właśnie pocisków trafił 28
sierpnia 1944 roku w szczytową część
budynku Towarzystwa
Ubezpieczeniowego „Prudential”,
uszkadzając poważnie konstrukcję i
poważnie odchylając go od pionu. Jednak
jego stalowa konstrukcja przetrwała, przez
kilka lat będąc żywym symbolem
zniszczeń. Sylwetkę jego ruiny
wykorzystano w antywojennych plakatach.
Kolejny pocisk przebił się do piwnicy pod
znaną warszawską restauracją „Adria” przy
ulicy Moniuszki 8 i nie eksplodował. Po
rozbrojeniu go przez Stanisława
Dutkiewicza, ps. „Pillert”, materiał
wybuchowy został wykorzystany do
produkcji granatów, a sam korpus
pozostawiony. (W połowie lat
sześćdziesiątych pocisk wydobyto z
gruzów „Adrii” i przekazano do zbiorów
Muzeum Wojska Polskiego, gdzie można
go oglądać do dziś).
Po wojnie gmach „Prudentialu” został
odbudowany w socrealistycznym
kostiumie. Autorem nowego projektu był
również Marcin Weinfeld. Budynek
otrzymał nową funkcję, w 1954 roku
otwarto w nim hotel „Warszawa”. Posiadał
trzysta siedemdziesiąt pięć miejsc
noclegowych (pokoje jednoosobowe,
dwuosobowe, 1 apartament), dwieście
miejsc w restauracji, sto w kawiarni i
dwadzieścia w lokalu nocnym.
Już po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości, w latach
dziewięćdziesiątych, któregoś 1 sierpnia na
gmachu hotelu „Warszawa” ktoś
postanowił wywiesić wielką narodową
chorągiew, podobnie jak w roku 1944.
Zabroniła tego jednak złożona z Polaków
dyrekcja hotelu argumentując, że może się
to nie spodobać ówczesnym właścicielom
budynku – Austriakom... Kiedy ci
dowiedzieli się o sprawie, zganili swych
polskich pracowników i kazali flagę
wywiesić.
którym w 1944 roku zawisła dumnie biało
-czerwona flaga. Wybudowany został w
latach 1931 – 1933 w stylu art-déco, jako
siedziba angielskiego Towarzystwa
Ubezpieczeń „Prudential” (Przezorność).
Miał wysokość szesnastu pięter
(sześćdziesięciu sześciu metrów), co
czyniło zeń w ówczesnym czasie
najwyższy budynek w Polsce i drugi w
Europie. W dolnej części gmachu
znajdowała się przestrzeń biurowa, w
wieży mieściły się luksusowe
apartamenty. Zaprojektował go Marcin
Weinfeld, zaś stalową konstrukcję
spawaną, ustawioną na żelbetowych
fundamentach - Stefan Bryła i
Wenczesław Poniż. Do budowy użyto
dwóch milionów cegieł pustakowych, dwa
tysiące ton cementu i tysiąc pięćset ton
stali.
W 1936 roku na dachu budynku
postawiono kilkunastometrowy maszt
eksperymentalnej stacji telewizyjnej.
Profesor Politechniki Warszawskiej
Janusz Groszkowski, późniejszy prezes
Polskiej Akademii nauk, zbudował tu i
uruchomił pierwszy w Europie nadajnik
telewizyjny, zanim to samo zdążyli zrobić
Niemcy podczas Igrzysk Olimpijskich w
Berlinie. Dwa lata później otwarto tam
również studio telewizyjne, które od 1940
roku miało nadawać stały program.
W czasie wojny „Prudential” uległ
poważnym uszkodzeniom. W czasie
powstania został ostrzelany przez około
tysiąc pocisków. Trafiony został także
pociskiem o masie dwóch ton kalibru 600
mm z ciężkiego samobieżnego moździerza
typu Gerät 040, nazywanego popularnie
Karl, na cześć generała Karla Beckera,
inicjatora i gorącego orędownika budowy
tego typu broni. Był to jeden z
najciekawszych typów sprzętu
artyleryjskiego z lat II wojny światowej,
broń o niezwykłej sile niszczącej i
stosunkowo małym rozrzucie,
przeznaczona do niszczenia wszelkich
istniejących wówczas fortyfikacji stałych.
Skutki trafień pocisku kal. 600 mm były
przerażające. Przebijał kolejne stropy i
zazwyczaj eksplodował w części
parterowej, powodując zburzenie całego Ciąg dalszye na stronie 9
Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 6)
Budynek PAST-y w Warszawie
współcześnie
(fot. archiwum)
S t r o n a 9
ewidentnie sprzeczne z naszą
wrażliwością?
W zrozumieniu tego fenomenu pomocną
może być anegdotka, którą wyszperał i
opublikował w naszym tygodniku Piotr
Zaremba. Otóż kiedy Ewa Kopacz została
ministrem zdrowia jesienią 2007 r.,
pojawiła się na uroczystości wcielenia do
służby nowych ratunkowych
helikopterów. Maszyny miały zostać
poświęcone, ale kiedy obecna premier
dowiedziała się o tym, kazała
powstrzymać księdza. Argumentowała to
charakterystycznie: poświęceniem
śmigłowców mogliby jej zdaniem poczuć
się obrażeni... ich producenci, czyli obecni
na uroczystości przedstawiciele wielkiego
zachodniego koncernu, który helikoptery
wyprodukował i sprzedał.
Oczywiście najważniejszym aspektem
tego epizodu jest podatność Kopacz na
lewacko-antyreligijną propagandę. Mnie
jednak uderza także coś innego.
Mianowicie ujawnione przez nią
prowincjonalizm i głębokie kompleksy.
Niezrozumienie oczywistego dla
wszystkich ludzi Zachodu faktu, że gdy
się za coś (za helikoptery) słono płaci, to
jest się panem sytuacji. I choćby delegacja
koncernu składała się z samych
zawodowych wrogów Pana Boga, to i tak
by się nie «obraziła». W świecie biznesu
w ogóle zresztą nie funkcjonuje taki
fenomen jak obrażanie się; biznes to
biznes.
A Kopacz zupełnie tego nie rozumiała. I
nie jest w tym odosobniona. To
charakterystyczne dla Polaków, którzy
przez swoje kompleksy, przez chorobliwe
pożądanie zaakceptowania za wszelką
cenę przez Zachód często po prostu nie
szanują samych siebie.
No i dlatego zasłużyliśmy na Biedronkę w
powstańczej reducie”.
Zostawmy jednak ten przykład
kompletnego zeszmacenia, braku honoru i
godności, i wróćmy do gmachu PAST-y,
który jest przecież głównym bohaterem tej
opowieści.
*
W dniach 1 - 3 sierpnia prowadzone były
jedynie sporadyczne akcje, ostrzeliwanie i
obserwacja załogi budynku, wzmocnionej
plutonem Schutzpolizei oraz innymi
mniejszymi jednostkami z Ogrodu
Saskiego. Pierwszy zorganizowany atak,
przeprowadzony z inicjatywy komendanta
4 Obwodu Śródmieście, majora
Stanisława Steczkowskiego
„Zagończyka”, ruszył nocą z 3 na 4
sierpnia. Dowódcą całej akcji wyznaczony
został kapitan Cichociemny „Żmudzin”,
Bolesław Kontrym - dowódca kompanii
Zgrupowania „Bartkiewicz”. Atakujący
opanowali wysunięty schron bojowy i
wdarli się do budynku do wysokości
pierwszego piętra, ale ze znacznymi
stratami musieli się wycofać. Zginęło
ośmiu powstańców, osiemnastu zostało
rannych.
Ta pierwsza, nieudana próba zdobycia
gmachu wykazała przede wszystkim
ogromną różnicę w uzbrojeniu między
atakującymi powstańcami, a niemiecką
załogą. Oczywiście na korzyść Niemców.
Szturm przekonał dowództwo Obwodu o
sile obrony budynku, zaś codzienne
smutne doświadczenia, o dokuczliwości
tego ciernia w żywym organizmie
wolnego już Śródmieścia. Duży niemiecki
garnizon w Saskim Ogrodzie
systematycznie zaopatrywał załogę PAST-
y przy pomocy czołgów i samochodów
pancernych. Pojazdy te były zwalczane
dostępną bronią, łącznie z butelkami
zapalającymi, co w wielu przypadkach
odnosiło skutek. Równolegle prowadzone
były kolejne ataki na budynek.
I tak 4 sierpnia po południu ruszył atak
oddziału ze Zgrupowania „Bartkiewicz”
dowodzony tym razem przez
podporucznika „Kutno”, Władysława
Damrosza, przy udziale kilku plutonów z
batalionu „Kiliński”. Akcja zakończyła się
niepowodzeniem, odcięty został jednak
dopływ wody i elektryczności do budynku
PAST-y.
Następnego dnia nad ranem, kolejny
szturm z użyciem motopompy strażackiej
jako miotacza ognia zorganizował i
osobiście dowodził natarciem sam ppłk
„Radwan” - Franciszek Pfeiffer, dowódca
I Obwodu Śródmieście. I tym razem się
nie udało. Strumień ropy nie zdołał
dosięgnąć nawet pierwszego piętra, a
wylanej ropy nie udało się zapalić.
Podpułkownik „Radwan został ranny”.
W nocy z 5 na 6 sierpnia, na rozkaz
majora „Zagończyka” grupa porucznika
„Boruty” - Henryka Witkowskiego z
oddziału osłonowego Komendy Okręgu -
Kolegium B, przy współudziale grup
szturmowych z batalionu „Kiliński”, pod
dowództwem porucznika „Szarego” –
Stanisława Silkiewicza, zastępcy dowódcy
batalionu, przeprowadziła kolejne
natarcie. Użyto materiałów wybuchowych
i butelek zapalających. Walkę przerwano o
godzinie 2.50 w nocy. Straty: jeden
poległy i dziewięciu rannych.
Przeprowadzona 9 sierpnia przy pomocy
brytyjskiego granatnika
przeciwpancernego PIAT (Projector
Infantry Anti Tank) próba rozbicia
barykady w bramie budynku nie
przyniosła rezultatu.
10 sierpnia odcięto kable telefoniczne w
studzience na ulicy Królewskiej, róg
Marszałkowskiej, w rejonie ostrzeliwanym
przez Niemców z Ogrodu Saskiego,
przerywając w ten sposób łączność
telefoniczną załogi PAST-y z garnizonem
w Ogrodzie Saskim i kwaterą generała
Stahela.
13 sierpnia w południe, w czasie kiedy
Niemcy zajęci byli obiadem, dozbrojone
ze zrzutów alianckich oddziały batalionu
„Kiliński” opanowały bez walki budynek
przy ulicy Królewskiej 16. Obiekt ten
wchodził w obręb Ogrodu Saskiego i był
patrolowany przez Niemców. Powracający
patrol został zlikwidowany ze stratą
jednego powstańca - korespondenta
wojennego, który dołączył do oddziału. W
ten sposób zamknięto drogę pojazdom z
zaopatrzeniem kierowanym dla załogi
oblężonego budynku z Ogrodu Saskiego.
Placówkę przy Królewskiej, mimo
Ciąg dalszy na stronie 10
Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 8)
S t r o n a 1 0
20 sierpnia. Na budynku PAST-y zawisła
biało-czerwona flaga. Do końca, do dnia
kapitulacji powstania gmach pozostał w
polskich rękach, wraz z otaczającym go
obszarem Śródmieścia Północnego.
Z piwnic wyprowadzono stu piętnastu
jeńców w tym siedmiu oficerów oraz
sześciu rannych żołnierzy. Poległo lub
zmarło trzydziestu sześciu. Po zdobyciu
gmachu uwolniono też zakładników,
polskich pracowników technicznych
PAST-y, których powstanie zastało w
pracy. Było ich czternastu - dziesięciu
mężczyzn i cztery kobiety.
Straty po stronie polskiej, poniesione
przez cały okres walk o PAST-ę, wyniosły
łącznie trzydziestu ośmiu poległych i
sześćdziesięciu trzech rannych.
(Przytoczone dane nie obejmują osób
cywilnych i strat innych placówek
zlokalizowanych wokół PAST-y, np.
placówki na ulicy Królewskiej 16 i
żołnierzy innych oddziałów, którzy
samorzutnie ochotniczo włączyli się do
walki).
Nazajutrz cała prasa powstańcza
zamieściła obszerne relacje poświęcone
temu zwycięstwu. Ukazał się również po
raz pierwszy Nadzwyczajny Dodatek do
Biuletynu Informacyjnego.
22 sierpnia ppłk „Radwan” wydał Rozkaz
Specjalny, którym wyróżnił pięćdziesięciu
trzech żołnierzy batalionu „Kiliński”,
sześciu żołnierzy z Drużyny Saperów
Okręgu i pięciu żołnierzy z Kompanii
Szturmowej Obszaru. Za przeprowadzenie
tej akcji jej bezpośredni dowódca,
dowódca batalionu „Kiliński” rtm.
„Leliwa” został awansowany do stopnia
majora i odznaczony Orderem Virtuti
Militari.
Nie wiadomo skąd nadeszła do nas
radosna wiadomość – zanotował w swojej
wspomnieniowej książce Tędy przeszła
śmierć-zapiski z powstania warszawskiego
Bronisław Troński, „Jastrząb”. – (...)
Podawano szczegóły: około 100 jeńców,
w tym większość żandarmów i
poważnych strat wśród powstańców,
utrzymano do końca i w prasie
powstańczej uzyskała ona chlubne miano
„Samotnej Placówki”.
Tego samego dnia przed zmierzchem w
alejce Ogrodu Saskiego, u wylotu na ulicę
Królewską, uformowała się pod osłoną
dwóch czołgów kolumna około dwustu
żołnierzy niemieckich, objuczonych bronią
i zapasami żywności. Była to nowa załoga,
mająca zluzować dotychczasową załogę
PAST-y.
Powstańcy zaatakowali tę kolumnę z
odległości około pięćdziesięciu metrów.
Ogień - początkowo słaby - narastał z
każdą chwilą, bowiem ściągnięto
posterunki ze stanowisk rozmieszczonych
w gruzach od strony ulicy Granicznej. W
pierwszej fazie walki zlikwidowano
prowadzącego kolumnę oficera. Niemcy
nie wiedzieli skąd są ostrzeliwani.
Pociskiem z PIAT-a unieruchomiono
prowadzący czołg. Widząc to drugi
„Tygrys”, zamykający kolumnę, salwował
się ucieczką. Następnie ogniem z
pistoletów maszynowych (głównie
„Stenów”) i przeciwlotniczym karabinem
maszynowym polscy żołnierze zaczęli
dosłownie „kosić” Niemców. Ci zaś,
całkowicie zdezorientowani, dopiero w
nocy zaczęli ostrzeliwać pobliskie gruzy
Giełdy przy ulicy Królewskiej 14. Sama
kolumna rozproszyła się, pozostawiając na
polu walki wielu zabitych. Przedsięwzięte
tego dnia działania doprowadziły do
całkowitego odcięcia załogi PAST-y od
niemieckiego garnizonu w Ogrodzie
Saskim. To okazało się przełomem w
walkach o budynek.
17 sierpnia dowódca I Obwodu ppłk
„Radwan” wyraził zgodę na użycie do
podpalenia gmachu zaimprowizowanych
miotaczy ognia. Pierwsza próba z użyciem
udoskonalonej motopompy strażackiej
zakończyła się porażką, gdyż silny
strumień mieszanki palnej wyrwał
końcówkę węża z rąk trzymającego go
żołnierza, a spora ilość ropy spłynęła z
niższych kondygnacji budynku przed jej
zapaleniem. Stracono przy tym prawie
tysiąc litrów mieszanki, z wielkim trudem
donoszonej w kanistrach z Poczty Głównej
przy placu Napoleona. Przygotowano więc
dwie wydajne motopompy i przyniesiono
stamtąd większy zapas ropy oraz benzyny,
w ilości około pięciu tysięcy litrów.
*
Ostateczny szturm na budynek nastąpił o
godzinie 2.30 w nocy z soboty na
niedzielę, 19 sierpnia. Wzięli w nim udział
żołnierze z 1, 2, 3, 4, 6, 7, 8 i 9 kompanii
batalionu „Kiliński”, pluton z 3 Kompanii
Szturmowej Obszaru „Koszta”, II drużyna
saperów Okręgu i patrol saperek z
Kobiecych Patroli Minerskich lekarki
Zofii Franio, pseudonim „Doktor”. Atak
prowadził osobiście dowódca batalionu
„Kiliński” rotmistrz „Leliwa” - Henryk
Roycewicz.
Rozpoczęło się od ataku poprowadzonego
przez wyłomy w ścianach od strony ulic
Próżnej i Bagno. Trwała zacięta walka o
każdy pokój, każde pomieszczenie. Grupa
szturmowa, która doszła do pierwszego
piętra, przy znacznych stratach nie mogła
się już wycofać. Przebiła się więc w walce
na drugi koniec budynku i przez
wykonany wyłom w ścianie budynku od
strony południowej, wyskoczyła z
pierwszego piętra na zewnątrz. Wówczas
do akcji włączono motopompy i
podpalano budynek, poczynając od
niższych pomieszczeń. Dziewczyny z
Kobiecych Patroli Minerskich rozbiły
ładunkiem plastiku osłonę betonową
wejścia do piwnicy z frontu budynku.
W miarę uciekania obrońców na górne
kondygnacje, ogień przenoszono na coraz
wyższe piętra. Doszedłszy do ostatniego,
powstańcze grupy pościgowe stwierdziły
ze zdumieniem, że nie ma tam nikogo.
Kierujący natarciem spostrzegł kilku
nieprzyjacielskich żołnierzy uciekających
w kierunku Ogrodu Saskiego. Wzięty do
niewoli uciekinier powiedział, że Niemcy
przedostali się szybem kablowym do
podziemi i tam się ukrywają. Zarządzono
gaszenie pożaru. Jednocześnie walki
przeniosły się do piwnic. Zaatakowani
granatami i miotaczem ognia Niemcy, nie
widząc możliwości dalszej ucieczki,
poddali się w godzinach popołudniowych Dokończenie na stronie 11
Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 9)
S t r o n a 1 1
gestapowców, dużo broni i amunicji. W
czasie ostatniego huraganowego natarcia
oddziałów AK Niemcy nadawali SOS
krążącemu nad PAST-ą samolotowi.
Wywiesili żółtą flagę, znak
niebezpieczeństwa. Oddziały niemieckie
znajdujące się opodal w Ogrodzie Saskim
nie mogły im przyjść z pomocą. Nasi
żołnierze odgrodzili się ścianą ognia. (...).
«Biuletyn Informacyjny» opublikował
treść notatek, jakie w swoim kalendarzyku
codziennie robił Kurt Heller, jeden z
Niemców wziętych do niewoli po
zdobyciu PAST-y. Przeczytałem je
chłopcom na głos, a następnie spisałem je
do swojego zeszytu. Oto one:
1.08. Po południu początek walk
ulicznych w Warszawie. Jesteśmy
zamknięci jeszcze 2.08.
3.08. Ulrich padł. SS-Sturmführer poległ i
wielu innych.
4.08. Dalej zamknięci. Nie ma odsieczy z
zewnątrz. Spodziewamy się jednak dziś
lub jutro pomocy. Nie mamy jedzenia.
Brak wody.
5.08. Rudolf zabity. Prócz niego kilku
kolegów. Jestem u kresu sił. Luttewitz
padł. Hollweg ciężko ranny.
6.08. Rano trochę snu. Na posiłek tylko
niewiele kawy z cukrem. Zewsząd czyha
śmierć, a chciałoby się żyć. Trzej koledzy
sami się zastrzelili.
7.08. Próba wypadu nie przyniosła
wyniku, przy tym jeden zginął, czterech
ciężko rannych, z których jeden zmarł.
Nasi zabici w liczbie czternastu osób
zostali pochowani dziś o 8 na dziedzińcu.
8.08. Nasze wojska stoją o 100 metrów od
nas, jednak opór bandytów jest zbyt
wielki.
9.08. Z jedzeniem bardzo skąpo.
11.08. Wszystkie resztki zabrała nam
policja, nawet papierosy. Stan nadający się
do oporu.
12.08. Codziennie tylko jeden raz trochę
zupy i sześć papierosów. Policja zabrała
nam wszystko. Nawet odrobiny
marmolady nie zostawiono. Kiedy
skończy się ta męka?
14.08, 15.08, 16.08. Straszliwy głód. W
nocy ogarnia nas strach. Gdy pierwsza
gwiazda wschodzi na niebie, myślę o
domu, żonie i moim chłopcu, który
spoczywa w ziemi Szczecina. Nie mogę
tego objąć umysłem i jestem teraz w takiej
samej sytuacji.
17.08. Polacy usiłują nas wykurzyć
ogniem i butelkami benzyny. Znów kilku
ludzi straciło nerwy i popełniło
samobójstwo. Straszliwy smród ciał
poległych, którzy leżą na ulicy.
18.08. Jesteśmy zupełnie izolowani od
świata zewnętrznego.
19.08. O oswobodzeniu się nie ma teraz co
myśleć. Dookoła nas sami Polacy. Kto
będzie najbliższym z kolei, który pójdzie
do masowego grobu na dziedzińcu?
To, co nas w tych notatkach zaskoczyło, to
podobieństwo sytuacji, w jakiej
znajdowali się oblężeni Niemcy, do tej,
która zaczynała panować u nas. I chociaż
fakt upadku PAST-y bardzo nas ucieszył,
jednak przeczytany notatnik podziałał na
nas deprymująco. Sprawy losu człowieka
działały jak najbardziej emocjonalnie.
Epilog PAST-y hitlerowcy zgotowali
sobie sami. Nikt ich nie prosił, żeby palili
nasze domy, zabijali dzieci, niszczyli nasz
dobytek. Nie my byliśmy w Berlinie, ale
oni w warszawie. A jednak przykro
podziałały na nas zapiski jeńca, bo
nieobojętny był nam los człowieka. Ale
musieliśmy wrogom zadawać śmierć, bo
sami nie chcieliśmy zginąć, chcieliśmy
żyć, a tacy jak ci z PAST-y mieli dla nas
tylko kule, szubienice, obozy i
zniszczenie”.
*
Po wojnie przez długi czas nie
odbudowywano zniszczonego budynku. W
końcu, na przełomie lat pięćdziesiątych i
sześćdziesiątych został wyremontowany.
Niestety, usunięto przy tym niektóre detale
architektoniczne, między innymi obecne
przed wojną zwieńczenia w postaci blank
(niczym w obronnej fortecy), a tylną
elewację oszpecono, stosując maleńkie
okienka. Gmach został podzielony na
jedenaście pięter - łącznie z
dobudowanym szklanym kioskiem na
dachu. Przebudowano też i skuto
zdobienia z części tylnej, zawierającej
klatkę schodową. Niższy budynek
zachował kamienną elewację.
Podziurawiona pociskami, została
odnowiona w 2003 roku. Jeszcze w 1965
roku gmach warszawskiej PAST-y wraz z
sąsiednią kamienicą zostały wpisane na
listę obiektów zabytkowych.
9 listopada 2000 roku został przekazany
środowiskom kombatanckim, w których
imieniu budynkiem administruje Fundacja
Polskiego Państwa Podziemnego. O ile
krwawe wali o zdobycie PAST-y trwały
dwadzieścia dni, o tyle pokojowe starania
o przekazanie gmachu w ręce jego
zdobywców z okresu Powstania
Warszawskiego, czyli żołnierzom Armii
Krajowej, zabrały siedem lat, trzy
miesiące i dziewiętnaście dni.
W sierpniu 2003 roku na dachu budynku
ustawiono wykonaną z aluminium,
pomalowaną na złoto i podświetlaną po
zmroku Kotwicę, znak Polski Walczącej.
Wykonała ją firma ABIS NEON Plast,
której kierownictwo, w hołdzie
powstańcom, zrezygnowało z pieniędzy
należnych za wykonaną pracę. Znak ma
sześć metrów wysokości i cztery
szerokości. Jego formę zaprojektował
architekt i żołnierz AK Jacek Cydzik.
Na ostatnim piętrze budynku znajduje się
taras widokowy. Został on zorganizowany
w październiku 2003 roku z inicjatywy i
na koszt firmy „Boom”, wynajmującej w
budynku pomieszczenia. Taras widokowy
jest zwykle udostępniany dla
zwiedzających w Noc Muzeów oraz 20
sierpnia, w rocznicę odbicia budynku
PAST-y przez powstańców.
Przemysław Słowiński
Gmach PAST-y (dokończenie)
S t r o n a 1 2
Dewizą orderu Virtuti Militari były
słowa: Honor i Ojczyzna. Brak w niej
słowa Bóg, co wskazuje na silne
powiązanie z ateistyczną ideologią
masońską.
Ustalono formę noszenia krzyży na
wstążce błękitnej z czarnymi obwódkami,
ponadto Krzyż Wielki był dekorowany
srebrną, sześciopromienną gwiazdą.
Ponadto zatwierdzono uposażenie w
postaci dodatkowego podwójnego żołdu
dla odznaczonych Krzyżem Złotym i
dodatkowej połowy żołdu dla
odznaczonych Krzyżem Srebrnym.
W 1792 roku statut orderu nie został
zastosowany w praktyce, gdyż po
przystąpieniu króla do konfederacji
targowickiej przestano go nadawać, pod
pretekstem równości szlachty. 29 sierpnia
1792 roku, w Lubomlu, konfederacja
targowicka ogłosiła uniwersał zakazujący
noszenia i przyznawania orderu pod
groźbą surowych kar, włącznie z utratą
rang wojskowych, oraz zażądała jego
zwrotu.
22 listopada 1793 roku sejm grodzieński
uchylił uniwersał konfederacji i
przywrócił order jako odznaczenie
wojskowe. Ustawę uchwalono na skutek
przeoczenia, co stało się powodem
odwołania posła rosyjskiego Jakoba
Sieversa. Pod naciskiem następcy
Sieversa posła Osipa Igelströma król
Stanisław August Poniatowski wraz z
Radą Nieustającą, dla złagodzenia
gniewu cesarzowej Rosji Katarzyny II
rezolucją z 7 stycznia 1794 roku uchylił
uchwałę sejmową. Król zabronił noszenia
medali i krzyży Virtuti Militari,
nakazując ich zwrot w ciągu miesiąca pod
groźbą najsurowszych kar kryminalnych.
Od samego początku odznaczenie
medalem lub krzyżem Virtuti Militari
wzbudzało niechęć, wręcz wściekłość
carycy Rosji, która dostrzegała w nich
(zupełnie słusznie) symbolu wojskowego
Polski niepodległej w tym samym
stopniu, w jakim była nim Konstytucja 3
Maja. Nie dziwi więc fakt, że w czasach
napoleońskich książę Józef Poniatowski
rozpoczął starania o reaktywację tego
odznaczenia. Początkowo miano go
nadawać za udział w kampaniach
włoskiej, francuskiej i polskiej w latach
1806-1807, lecz dopiero 26 grudnia 1806
roku dekret króla saskiego i księcia
warszawskiego Fryderyka Augusta
otworzył drogę do jego nadawania.
Wtedy też ustalił się ostateczny podział
Virtuti Militari na 5 klas, który
obowiązuje do dzisiaj:
I klasa – Krzyż Wielki (z gwiazdą),
II klasa – Krzyż Komandorski,
III klasa – Krzyż Kawalerski,
IV klasa – Krzyż Złoty,
V klasa – Krzyż Srebrny.
W myśl nowego statutu order otrzymał
nazwę „Order Wojskowy Księstwa
Warszawskiego”. Statut początkowo
określał, że ordery wyższych klas
otrzymywali automatycznie oficerowie w
zależności od rangi. Krzyż Komandorski
(II klasa) otrzymywał generał dywizji,
Krzyż Kawalerski (III klasa) – generał
brygady, pułkownik i major.
Poszczególni dowódcy mogli przyznawać
określone ordery swoim oficerom i
żołnierzom – były to krzyże III, IV i V
klasy.
Również Fryderyk August jako książę
warszawski mógł nadawać order bez
żadnych ograniczeń. Po pierwszym
okresie nadawania orderu ten sposób
nadawania orderów niejako
automatycznie został zmieniony i od
rozkazu z 22 lutego 1808 roku ministra
wojny Księstwa Warszawskiego, ks.
Józefa Poniatowskiego, zaczęto go
nadawać za konkretne jednostkowe czyny
bohaterskie na polu walki. 10
października 1812 roku został wydany w
sprawie orderu ostatni dekret, w myśl
którego każdy podoficer i szeregowy
odznaczony Krzyżem Złotym lub
Srebrnym miał prawo pobierać roczną
pensję, do czasu awansu na oficera, lub w
przypadku zwolnienia ze służby
wojskowej – dożywotnio.
W okresie Księstwa Warszawskiego
wykształcił się również sposób
nadawania i wręczania orderu jako
szczególnej uroczystości odbywającej się
przed frontem jednostki, w której służy
odznaczony żołnierz.
O ile za wojnę polsko-rosyjską 1792 roku
526 osób, o tyle w okresie Księstwa
Warszawskiego nadano łącznie 2569
orderów Virtuti Militari. Po utworzeniu
Królestwa Polskiego na mocy Konstytucji
Królestwa Polskiego order przy
zachowaniu statutu otrzymał nazwę Order
Wojskowy Polski. W myśl jego statutu
nadawano ten order uczestnikom
kampanii 1812, 1813 i 1814. Wnioski w
sprawie orderów rozpatrywała specjalna
Komisja Rządowa Wojny. Na mocy
dekretu z 5 czerwca 1817 roku utrzymano
przywilej dożywotniej pensji dla
podoficerów i szeregowych a dodatkowo
oficer odznaczony tym medalem nabywał
prawo do uzyskania szlachectwa. W
sumie nadano 1213 orderów, a proces
nadawania zakończono około roku 1820.
W dobie rozbiorów nadawano jeszcze
Krzyż Virtuti Militari tylko za wojnę
polsko-rosyjską 1831 roku, a więc w
Baretka Krzyża Srebrnego Virtuti
Militari (fot. archiwum)
Krzyż Wielki Orderu Virtuti Militari
(fot. archiwum) Ciag dalszy na stronie 16
Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 3)
S t r o n a 1 3
Ks. prof. Waldemar Cisło
Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i
męczeństwo chrześcijan XXI w.
Wydawca: Biały Kruk
Rok wydania: 2017
Opis fizyczny: 232 strony, okładka
twarda
Śmierć chrześcijanina niemal zawsze z
rąk muzułmanów nie oburza mass
mediów. Co innego nieszczęścia
wyznawców islamu o, to powinno nas
poruszać. Nikt nie zauważa, że po
pierwsze to nie wyznawcy Chrystusa
zgotowali im ten los, a po drugie
muzułmanie żyjący w bardzo bogatych
krajach arabskich nie chcą przyjmować
swych braci-uchodźców. Zachodni
ideolodzy i politycy wymyślili sobie, że
powinny to robić kraje europejskie.
Nawet nie próbują nalegać na
arcybogatych naftowych potentatów, by
otworzyli drzwi imigrantom-
współbraciom. Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego nikt z rządzących naszym
kontynentem nie chce zastanowić się, co
będzie z tymi krajami ogarniętymi
konfliktami zbrojnymi, gdy odpłynie z
nich potężna rzeka młodych ludzi
uchodźców? A może o to właśnie chodzi,
by opustoszyć bogate m.in. w ropę kraje i
rozpocząć potem ich kolonizację? Wtedy
już bez chrześcijan; zostaną wcześniej
wymordowani, by nikomu nie
przeszkadzali ze swym staromodnym
systemem wartości, ze swymi cnotami i
szlachetnością, za które są gotowi nawet
życie oddać...
Ks. prof. Waldemar Cisło, przewodzący
polskiej sekcji światowej organizacji
Pomoc Kościołowi w Potrzebie, kreśli
genezę dzisiejszej hekatomby
chrześcijan, stan faktyczny i środki
ratunkowe. Sam wielokrotnie był w Syrii,
Iraku czy innych krajach Bliskiego
Wschodu i widział, jak sytuacja wygląda
w krajach terroru muzułmańskiego. I
przestrzega, żeby tych osób nie
wpuszczać do Europy:
Najbardziej efektywna jest pomoc
udzielana na miejscu. Ci, których było
stać na wyłożenie 10 tys. dolarów za
miejsce na pontonie dawno już z Syrii i
Iraku wyjechali. Pozostali na miejscu
najbardziej bezbronni kobiety, dzieci i
starcy. Spotkałem ich, gdy odwiedzałem
kościoły w Damaszku. Mężczyzn tam nie
było," mówi autor książki Imigranci u
bram.
Zapraszam do lektury !
Marcin Dybowski
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasza cena: 55.00 złotych
Szanowni Państwo
Jeśli są Państwo zainteresowani zakupem
książek na raty proszę po prostu w rodzaju
płatności wybrać płatność ratalną. W takiej
sytuacji program przeniesie Państwa płatność
bezpośrednio na portal PayU, na którym
należy wypełnić formularz.
Decyzja o możliwości płatności ratalnej nie
zależy od Księgarni Patriotycznej ANTYK lecz
jest decyzją PayU.
M.D.
www.ksiegarnia.antyk.org.pl Czym się
karmimy ? Smakowite dzisiaj kęsy
Polakowi się serwuje.
To coś znowu od Wałęsy,
Tusk groźbą wymachuje
Prezydent też ocenzurowany,
Bo łaskę okazał nie temu
Co w przekrętach utytłany,
Lecz z walki z nimi znanemu.
A Kongres sług Temidy
Popis dał godny kiboli
Pokazały nędzne gnidy,
Co ich straszy i co boli.
Żyli w kłamstwie długie lata
Kopacz, Tusk, Sikorski, Lasek.
Putina ściskał Tusk jak brata,
Narodowi w oczy piasek.
Dzisiaj czół ich nie pokryje
Szkarłat wstydu i wyznanie,
Bo tej hańby nikt nie zmyje,
Na zawsze już tak zostanie.
Czegoż można oczekiwać
Od tych co to na kolanach
Obce łapy obcałowywać
Nie przestają u progu pana.
Kto nim jest? Wiesz, nie pytaj!
Jego słuchaj, odrzuć co twoje ,
Za swój weź jego obyczaj,
Jego bogu otwórz podwoje.
Już nie jesteś tym, kim byłeś,
Wszystko co twoje sprzedałeś,
Nową tożsamość nabyłeś.
Straciłeś wszystko co miałeś.
Matkę, rodzinę, bliskich ci ludzi.
I nie myśl, że to odzyskać można,
Choć wielu takich się tym łudzi.
Ale diabłu nie umkną z rożna.
S t r o n a 1 4
„Od 1 czerwca, gdy w Sejmie zasiadło 460
uczniów szkół podstawowych, gimnazjów
i liceów w ramach posiedzenia Sejmu
Dzieci i Młodzieży, część mediów
rozpływa się w zachwytach nad słowami
„odważnej nastolatki” Julii Trojanowskiej,
która rzekomo przez kilka minut „mówiła
to, co wielu chciałoby PiS-owi
powiedzieć”. Czym tak zasłynęła
gimnazjalistka? Ostro zaatakowała
Jarosława Kaczyńskiego i obraziła
wielokrotnie jego zmarłą mamę Jadwigę
Kaczyńską. To wystarczyło, by
dziewczyna stała się nową bohaterką
przemysłu pogardy”.
Rozumiem, że to gratka dla lewackich
mediów, bo tylko tym żyją, przecież dobro
Polski ich nie obchodzi, skoro służą
obcym panom i za obce pieniądze. Niech
więc zachwyca się tą panną TVN,
„Gazeta”, różne lisy i im podobni.
Ale nagłaśniać bzdurę i chamstwo w
mediach polskich, a do takich należy z
pewnością Niezależna.pl to już, proszę
wybaczyć, głupota. Tej pannie ktoś to
napisał, a czy ona rozumiała co czyta, to
jest pytanie. Dziś przeciętny student nie
potrafi napisać podania na kilka linijek, a
tu geniusz, ba „polityk” – małolat na
miarę takiego pana Szczerby,
Kierwińskiego, Grabca i tym podobnych,
żeby wymienić choć kilku obecnych
harcowników PO, na takie zasłużył sobie
honory!
Jest to jednak, niestety, tylko jeden z
bardziej rażących przykładów
bezsensownego promowania „gwiazd” i
gwiazdeczek” i tych na co dzień znanych z
golizny, i tych na politycznej scenie z
umiarkowanej dawki rozumu. Rozumiem,
że nieraz pokazywano pana Petru, ale on
jest niecodzienny i potrafi człeka z
ciężkiego smutku wydobyć, ale
pokazywanie ongiś takiego szefa od
KODu? To już przesada (zresztą obecny
też nie lepszy!)
„Ryszard Petru nie ustaje w
nawoływaniach, by Polska jak najszybciej
weszła do strefy euro. W wywiadzie dla
„Rzeczpospolitej” przeszedł sam siebie.
Bagatelizował kwestię utrzymania
odpowiedniego kursu złotego
Pociechą dla nas, są jeszcze głupsze
enuncjacje mediów, w tym przypadku
niemieckich, które są tak „poprawne”, że
nie wiem czy „poprawniejsze” były te w III
Rzeszy. (Niepoprawne według sznytu
niemieckiego, są tylko media niemieckie
polskojęzyczne.)
„Sobotni zamach w Londynie wywołał na
łamach niemieckiej prasy dyskusję o
związkach terroryzmu z islamem. Zdaniem
"Die Welt" terroryzm ma coś wspólnego z
islamem, natomiast inne gazety wskazują
na motyw zemsty za rzekome upokorzenia
ze strony Zachodu”.
Może pani Merkel się cieszyć, a jeśli dodać
do tego, co w mediach polskojęzycznych
piszą o rządzie pani Szydło, to już uciechy
nie ma końca.
Z kolei trzeba było też nagłośnić
„proroctwo” pana Adama Hofmana,
ongisiejszego pieszczocha PIS- u.
Twierdzi on, że dwie rzeczy mogą
wywrócić PiS:
„Bodziec 500 plus przestaje już działać, za
chwilę musi być nowy bodziec i to czynnik
(sprawa Małgorzaty Sadurskiej - przyp.
red.), który może PiS-owi zaszkodzić.
Bodziec przestanie działać i nie będzie
nowego. Jest i drugi – zmiana trendu, to
dwie rzeczy, które tylko mogą PiS
wywrócić – mówił Adam Hofman w
rozmowie z Robertem Mazurkiem w
Porannej Rozmowie RMF FM. Dodał, że
obecnie rządzący skupią się bardzo na
zmianie Polski”.
Rewelacje! Nie wiedziałem, że obecny
rząd chce coś w Polsce zmienić i że
rodzinom obrzydło 500+. Dzięki za
uświadomienie i dzięki za wszystko
mediom (polskim), że komunikują te
rewelacje Polakom. Przecież skądinąd by
się tego nie dowiedzieli. Zwłaszcza
odejście pani Sadurskiej z kancelarii
Prezydenta, to już nowe Maciejowice,
należy jednak mieć nadzieję, że prezydenta
Dudę nie wywiozą do Petersburga ani do
Moskwy.
twierdzeniem „taką operację trzeba
przygotować”. Arbitralnie ustalił
optymalny kurs na 4 zł, nie tłumacząc
słowem, dlaczego. Proponował nawet
wnioskowanie o nadzwyczajne
przyspieszenie procedur. Dlaczego euro,
jego zdaniem, miałoby być dobre dla
Polski? Bo ochroni nas przed ryzykiem
politycznym i zwiąże nas z Niemcami,
które są naszym najbliższym partnerem
gospodarczym”.
Te złote myśli można by też, jak wiele
innych, z powodzeniem wyrzucić do
śmiecia, ale „Rzeczpospolita”, bierze po
prostu, co ma. Jednakże w Niezależnej.pl
przynajmniej to zwięźle skomentowano:
„Tylko że i bez euro nad Wisłą Niemcy
stali się naszym bliskim partnerem, więc do
ścisłej współpracy jest ono niepotrzebne. A
wprowadzenie euro w krajach bałtyckich
jakoś nie obniżyło tam ryzyka politycznego
i nieodmiennie są one uznawane za jeden z
kolejnych celów Rosji. No cóż, można
jeszcze zrozumieć przekonywanie do euro
za pomocą argumentów politycznych, ale
niech nie będą one przynajmniej dęte”.
Co innego, wypowiedzi kogoś, kto na co
dzień bierze ciężkie pieniądze, i podobno
pilnować ma za nie w parlamencie
europejskim spraw polskich, a opowiada
brednie, wręcz w obecnej sytuacji
szkodliwe. Oto przykład:
„Jarosław Wałęsa, europoseł Platformy
Obywatelskiej, był rozmówcą Roberta
Mazurka w porannej audycji RMF FM.
Polityk odniósł się do kwestii przyjęcia
uchodźców przez nasz kraj i zdradził, w
jaki sposób pomagałby przybyszom z
Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Robert Mazurek zapytał Wałęsę, czy ten
przyjąłby uchodźców do swojego
mieszkania. „Jeżeli będę mógł jakoś pomóc,
jeżeli w końcu przyjmiemy tych uchodźców
i oni będą w Gdańsku, czy w Sopocie, to z
przyjemnością będę włączał się w to, by im
pomagać” – odpowiedział wymijająco
europoseł”. Podobno obiecał, że będzie
uczestniczył w równych gremiach
dyskusyjnych. Cieszcie się „uchodźcy”, bo
w Gdańsku pan Wałęsa junior gotuje wam
eldorado.
Dokończenie na stronie 15
Gadanina i łgarstwo
S t r o n a 1 5
Od wyszukiwania różnych takich, jak to
Niemcy mówią Latrinnachrichten aż się w
głowie kręci. Tylko dla przykładu: pani
maja Ostaszewska przyrównała protest
młodych Polaków przed Teatrem
Powszechnym przeciwko językowi i
gestowi bluźnierstwa i zniewagi tego, co
ogromnej większości Polaków drogie, do
faszyzmu. Nie daj Bóg, żeby się przekonała
czym był faszyzm, a daj Boże, żeby
przejrzała, czego i innym życzę.
Inna ważna wiadomość na Niezależna.pl –
oto niejaka Anna Mucha (nie mylić, bo
much jest wiele) pokazała nagie zdjęcie na
Instagramie.
Wreszcie odezwał się też Rafał
Trzaskowski: „atak na Ewę Kopacz to
draństwo, będziemy jej bronić.”
Nikt „im” nie przeszkadza, ale panie T.
draństwo to było i jest kłamstwo pani K. i
pana Tuska i całego rządu i draństwo jest
to, że ktoś taki ewidentny kłamczuch dalej
zajmuje miejsce w polityce. Myślę, że brak
wstydu, odpowiedzialności za słowa i brak
cywilnej odwagi, by się przyznać do błędu
lub zgoła czegoś gorszego, to w
rozumieniu „totalnej opozycji” nazywa się
walką w obronie demokracji.
Ale miało być także o gadaninie. Ta
specjalność w jeszcze większym stopniu,
niż naszych, cechuje politykierów
unijnych. Gadają, że trzeba zająć się walką
z terroryzmem, a karmią go swą indolencją,
może nawet bronią, bo skąd w końcu to
państwo islamskie tę broń posiada?
Chowają głowę w piasek, byle nie widzieć,
kto ich morduje. Bo może są to kibice,
chuligani? Ale nie powiedzą wprost, że są
to przez nich samych wyhodowani
terroryści, że ich obłąkańcza polityka
„imigracyjna” a w gruncie rzeczy
tchórzliwa kapitulacja przed
zdobywającymi niczyją Europę islamistami
sprawia, że Europa budowana na
fundamencie ewangelicznym od ponad
tysiąca lat i od kilkuset lat systematycznie
poddawana inwazji Półksiężyca, tylko
dlatego się dotąd obroniła, że wiedziała
czym jest. Apostata, ktoś znikąd,
wypierający się własnych symboli, tradycji
i wypełniającej je treści nie może się
obronić. Ale nie pojmuje tego, gdyż
najpierw człowiek traci używanie rozumu i
to jest tym, co nazywamy karą Bożą.
Ponieważ Zachód europejski jest
rozbrojony, dlatego pokrywa swą niemoc
czczą gadaniną. Ona również ma na celu
wciągnięcie w matnię tych narodów, które
nie zatraciły woli walki i wiedzą czego
bronią. Wierzymy, że to się nie uda.
Zygmunt Zieliński
niewiedzą, oskarżanie świadków
niekorzystnie zeznających w sprawie udziału
prezydent w procesie reprywatyzacji majątku
są tylko potwierdzeniem ciążących na HG-
W zarzutach ewidentnego udziału w
zorganizowanej grupie przestępczej
wyłudzającej setki milionów zł z majątku
miasta stołecznego Warszawy.
Czy zarzuty te potwierdzą się okaże się w
postępowaniu dowodowym Komisji
Weryfikacyjnej a następnie prokuratury.
Jak znam życie to mogę stwierdzić bardzo
wielkie skorumpowanie prokuratury i sądów
III RP i dojście do prawdy może okazać się
niemożliwe.
Układy mafijne i biznesowe o charakterze
przestępczym opanowały całe "teoretyczne
państwo Tuska i "Platformy Oszustów". Na
razie przestępcy wygrywają z "państwem
teoretycznym".
Służby specjalne nadzorowane bezpośrednio
przez premiera Tuska nie reagowały na
liczne donosy instytucji i pojedynczych
obywateli
w kwestiach ewidentnych przestępstw
dziejących się w strukturach państwa i
instytucjach.
Mało tego. Służby państwa stanowiły parasol
ochronny dla skorumpowanych urzędników i
przestępczych grup łupiących majątek
państwa i jego obywateli.
W sprawie Amber Gold i "dzikiej
reprywatyzacji" przestępcy musieli
współdziałać z urzędnikami państwowymi i
służbami specjalnymi gdyż sami nie mogliby
rozwinąć swojej przestępczej działalności na
tak wielka skalę.
Przypomnijmy, że ok. 20 tys. Polaków
zostało oszukanych na kwotę ok. 850 mln zł
w Aferze AG. W tzw. odnodze afery AG na
ok. 300 mln zł.
W warszawskiej tylko "dzikiej
reprywatyzacji" kwoty idą już w miliardy
złotych. A w pozostałych miastach RP?
To są przekręty tysiąclecia w "teoretycznym
państwie" Tuska i "Platformy Oszustów".
Jak nietrudno zauważyć większość tych
Dokończenie na stronie 20
Gadanina i łgarstwo (dokończenie)
HG-W w oparach prawnego
absurdu. Jeszcze na wolności ? Bezkarność tej powiązanej chyba w układy biznesowe i mafijne urzędniczki jest zadziwiająca
i porażająca.
Kim jest ta osoba, która "nic nie wiedziała" i "niczym się nie zajmowała" pobierając sowite
wynagrodzenie prezydenta W-wy?
Działa jak wyrocznia w kwestiach prawnych uzurpując sobie prawo do swoistej interpretacji
obowiązującego w Polsce prawa podważając zasadność działania Komisji Sejmowych w
sprawie tzw. złodziejskiej "dzikiej reprywatyzacji".
Odmawianie stawienia się na przesłuchanie przed Komisją tłumaczy zaskarżeniem decyzji o
przesłuchaniu do Sądu Administracyjnego, czego nie przewiduje istniejące prawo w Polsce,
ponieważ Komisja Sejmowa nie jest organem administracyjnym w myśl obowiązującego
prawa.
Pokrętne wymówki, ewidentna gra na przedłużanie procesu przesłuchań, zasłanianie się
S t r o n a 1 6
szeroko pojętym czasie Powstania
Listopadowego. Odznaczono nim
wówczas 3863 wojskowych. Jedyny
Krzyż Komandorski otrzymał gen. dyw.
Jan Skrzynecki za bitwę pod Wawrem i
Dębem Wielkim. Po raz pierwszy w
historii najwyższe odznaczenie bojowe
nadano dwóm kobietom. Były to Krzyże
Srebrne (V klasy), które otrzymały: Józefa
Kluczycka – st. asystentka chirurga 10
Pułku Piechoty Liniowej oraz Bronisława
Czarnowska – kadetka z 1 Pułku Jazdy
Augustowskiej. Wtedy również Krzyż
Virtuti Militari nadano pierwszemu
cudzoziemcowi, jednak półkrwi Polakowi,
którym był syn Napoleona I i Walewskiej
– Aleksander Colonna-Walewski.
Od 1831 roku aż po odzyskanie przez
Polskę niepodległości w 1918 roku, ze
zrozumiałych względów nie tylko nie
nadawano Virtuti Militari, ale wręcz
władze rosyjskie starały się prowadzić
szczególną walkę z tym odznaczeniem.
Carska policja z niezwykłą zawziętością
tropiła odznaczonych w czasie wojny
okresu Powstania Listopadowego, szeroko
stosując zasadę odpowiedzialności
zbiorowej, rozciągniętą na ich rodziny.
Często prześladowania kończyły się
zesłaniem pod jakimkolwiek pretekstem
na Syberię, wcieleniem młodych do
wojska rosyjskiego na 25 lat czy wreszcie
wyjazdem zagrożonych rodzin na
emigrację. Ustanowiony przez Mikołaja I
po upadku Powstania Listopadowego
Medal za Wzięcie Szturmem Warszawy w
1831 roku noszony był na wstędze
orderowej Orderu Wojskowego Polski.
Była to swoistego rodzaju próba
zniszczenia symbolu Polski.
Odzyskanie niepodległości przez Polskę
w 1918 roku przyniosło nie tylko
przywrócenie należnej rangi Krzyżowi
Virtuti Militari, ale przede wszystkim
odrobienie zaległości Państwa Polskiego
w stosunku do weteranów Powstania
Styczniowego, którymi zajęto się z
należną troską natychmiast po reaktywacji
Polski.
Przede wszystkim Sejm Ustawodawczy
Rzeczypospolitej Polskiej na mocy
ustawy z dnia 1 sierpnia 1919 roku o
ustanowieniu orderu wojskowego „Virtuti
Militari” wskrzesił order ustanowiony w
1792 roku przez króla Polski Stanisława
Augusta Poniatowskiego, nadając mu
nazwę Orderu Wojskowego Virtuti
Militari. Zgodnie z ustawą przywrócone
zostało dawne znaczenie orderu jako
nagrody (...) czynów wybitnego męstwa i
odwagi, dokonanych w boju i
połączonych z poświęceniem się dla
dobra Ojczyzny (...).
W ustawie Sejmu Ustawodawczego
wyraźnie sprecyzowano warunki
przyznawania poszczególnych klas
orderu. Mógł go otrzymać:
Krzyż Wielki z Gwiazdą – I klasy – wódz
za zwycięstwo w walnej bitwie,
zakończonej zupełną porażką
nieprzyjaciela lub za bohaterską obronę,
która rozstrzygnęła o losach operacji
strategicznych;
Krzyż Komandorski – II klasy – dowódca
za zwycięstwo taktyczne lub mężną i
skuteczną obronę trudnej pozycji;
Krzyż Kawalerski – III klasy – oficer,
podoficer lub szeregowy, posiadający już
Krzyż Złoty (IV klasy) za umiejętne
kierowanie oddziałem, połączone z
czynem wybitnego męstwa i z narażeniem
życia;
Krzyż Złoty – IV klasy – oficer, za
umiejętne dowodzenie oddziałem,
połączone z osobistym czynem wybitnego
męstwa i z narażeniem życia lub
podoficer względnie szeregowy,
posiadający już Krzyż Srebrny (V klasy)
za czyn wybitnego męstwa, połączony z
narażeniem życia;
Krzyż Srebrny – V klasy – oficer,
podoficer lub szeregowy za czyn
wybitnego męstwa, połączony z
narażeniem życia.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej
postanowił m.in. że każdy kawaler orderu
(bez względu na klasę i inne pobory
otrzymywane z tytułu wykonywanej
pracy) będzie otrzymywał dożywotnio
roczną pensję orderową w wysokości 300
zł (w tej wysokości była wypłacana do
1939 roku). Ponadto przyznano im
przywilej pierwszeństwa przy przydziale
ziemi, przy obejmowaniu posad
rządowych, przy przyjmowaniu do
zakładów dla inwalidów oraz uzyskiwaniu
dla dzieci miejsc stypendialnych w
rządowych placówkach oświatowych i
zakładach wychowawczych. Kawalerowie
orderu Virtuti Militari mieli także prawo
do honorów ze strony wojskowych
równych stopniem, a nie posiadających
orderu. Podoficerowie i szeregowi
odznaczeni tym Krzyżem mieli prawo
awansowania na stopień oficerski, o ile
posiadali odpowiednie kwalifikacje.
Awansowani na tych warunkach
podoficerowie i szeregowi zachowywali
wszystkie prawa oficerów służby czynnej.
Jednakże byli zobowiązani w ciągu roku
po zakończeniu wojny złożyć stosowny
egzamin na stopień oficera rezerwy.
Pierwszą, Tymczasową kapitułę orderu
Virtuti Militari Naczelnik Państwa i Wódz
Naczelny Józef Piłsudski powołał w dniu
1 stycznia 1920 roku, w skład której
weszli:
Marszałek Polski Józef Piłsudski –
przewodniczący,
Genenerał broni Józef Haller – zastępca
przewodniczącego, dowódca Frontu
Pomorskiego,
Generał porucznik Wacław Iwaszkiewicz
– dowódca Front Frontu Podolskiego,
Generał podporucznik Jan Romer –
dowódca 13 Dywizji Piechoty,
Generał podporucznik Bolesław Roja –
dowódca Okręgu Generalnego „Kielce”,
Generał podporucznik Edward Śmigły-
Rydz – dowódca Grupy,
Generał podporucznik Franciszek Latinik
– dowódca Frontu Śląskiego,
Pułkownik Mieczysław Kuliński – I
zastępca szefa Sztabu Generalnego,
Pułkownik Stanisław Skrzyński –
Ciąg dalszy na stronie 17
Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 12)
S t r o n a 1 7
dowódca Dywizji Pomorskiej,
Major Mieczysław Mackiewicz –
dowódca pułku suwalskiego,
Kapitan Andrzej Kopa,
Kapitan Adam Koc z Oddziału II Sztabu
Generalnego.
22 stycznia 1920 roku w rocznicę
wybuchu powstania styczniowego odbyła
się pierwsza dekoracja Krzyżami
Srebrnymi, uhonorowano nimi wtedy
wszystkich członków kapituły.
Najmłodszym kawalerem tego orderu
został wówczas pośmiertnie 13 letnie
Orlę Lwowskie Antoś Petrykiewicz.
Następne nadania odbywały się w
kolejnych latach. Ogółem w Drugiej
Rzeczypospolitej (do 1 września 1939)
nadano 8389 Orderów Wojennych Virtuti
Militari. Przede wszystkim nadania
odnosiły się do żyjących wówczas
weteranów Powstania Styczniowego,
których Państwo Polskie otoczyło
szczególną opieką oraz do uczestników
wojny polsko-ukraińskiej i polsko-
bolszewickiej lat 1919-1921. Orderami
Virtuti Militari zostały udekorowane też
miasta Warszawa i Lwów, które
umieściły je w swoich herbach.
W latach 1940-1990 Prezydenci RP w
Londynie nadali w Polskich Siłach
Zbrojnych na Zachodzie łącznie 6160
orderów Virtuti Militari. Otrzymali je
m.in. gen. dyw. Władysław Anders, gen.
dyw. Stanisław Maczek, gen. bryg.
Stanisław Duch (wszyscy w roku 1944),
gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba, gen. dyw.
Franciszek Kleeberg (pośmiertnie), gen.
bryg. Antoni Chruściel (wszyscy oni w
roku 1947) i wielu innych. Pośmiertnie
nadano również Krzyż Virtuti Militari
Ignacemu Janowi Paderewskiemu.
Prezydent RP na Uchodźstwie w
Londynie Stanisław Ostrowski nadał
dekretem z dnia 11 listopada 1976 roku
zbiorowo Order Virtuti Militari (nr 14384)
żołnierzom polskim zgładzonym w
Katyniu i innych nieznanych miejscach
kaźni, dla upamiętnienia ofiary ich życia,
w imię Niepodległości Polski. Krzyż
został zawieszony na Pomniku Katyńskim
w Londynie.
Tragiczne losy Polski podczas oraz po II
wojnie światowej dotknęły również
Orderu Virtuti Militari. Moskiewska
agentura komunistyczna już w 1943 roku,
a więc na długo przed utworzeniem jakiejś
nielegalnej namiastki pseudorządowej,
rozpoczęła prawem kaduka nadawanie
tego najwyższego odznaczenia w
oddziałach polskich pod nominalnym
dowództwem zdrajcy płk Zygmunta
Berlinga (mianowanego przez Stalina
generałem). Już 11 listopada 1943 nadał
on 16 Krzyży Virtuti Militari żołnierzom,
walczącym pod Lenino. Była to nie tylko
szokująca swoim bezprawiem samowola
Berlinga, ale wręcz profanacja
najważniejszego odznaczenia
niepodległego Państwa Polskiego.
Generał Zygmunt Berling stawał się
decydentem przyznania Krzyża w
sytuacji, kiedy jeszcze nie została
powołana nawet sowiecka agentura
pseudo rządu polskiego w postaci
PKWN. Podstawą do nadania Srebrnych
Krzyży stał się po prostu rozkaz Berlinga.
Dopiero dekret Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego z dnia 22
grudnia 1944 o orderach, odznaczeniach
oraz medalach uznał Order Virtuti
Militari za odznaczenie wojskowe
Rzeczypospolitej Polskiej. W myśl
dekretu Order był nadawany przez
Prezydium Krajowej Rady Narodowej na
wniosek przewodniczącego PKWN lub
Naczelnego Dowódcy WP. Dekret
zachował zasadnicze postanowienia
ustawy z 1 sierpnia 1919, zniósł jednak
zgromadzenia kawalerów orderu, jego
kanclerza i kapitułę oraz pensję. Z kolei
dekret PKWN z 23 grudnia 1944 o trybie
nadawania orderów, odznaczeń
wojskowych oraz medali stanowił, że
Naczelny Dowódca WP w czasie wojny
mógł w imieniu Krajowej Rady
Narodowej nadawać Order Wojskowy
Virtuti Militari III, IV i V klasy, a swoje
uprawnienia w tej kwestii – przekazywać
dowódcom armii, korpusów i dywizji.
Po 1947 wszelkie uprawienia do
nadawania Orderu otrzymał Prezydent
RP, a później Rada Państwa. Ustawa
Sejmu z 17 lutego 1960 o orderach i
odznaczeniach, zastępując
dotychczasowe przepisy, nadała orderowi
nazwę Order Virtuti Militari. Ustawa ta
nie zawierała szczegółowych kryteriów
nadawania orderu, określając jedynie, że
jest on orderem wojennym, stanowiącym
nagrodę za wybitne zasługi bojowe. W
1976 roku w proteście przeciw
odznaczeniu przez władze PRL
sowieckiego przywódcy Leonida
Breżniewa orderem Virtuti Militari I
klasy przedwojenni dowódcy wojskowi
Dokończenie na stronie 18
Nadanie Orderów Virtuti Militari żyjącym weteranom powstania styczniowego przez
Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego na stokach Cytadeli Warszawskiej w dniu 5
sierpnia 1921 roku (fot. archiwum)
Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 16)
S t r o n a 1 8
zorganizowali uroczystość złożenia na
Jasnej Górze swoich orderów Virtuti
Militari.
Ogółem w latach 1943-1989 w PRL
nadano łącznie 5229 orderów. Szczególną
listą hańby jest zwłaszcza wykaz
nadanych Krzyży Wielkich (klasy I),
które otrzymali:
1945 – marsz. Michał Rola-Żymierski,
1945 – marsz. Iwan Koniew (ZSRS),
1945 – marsz. Gieorgij Żukow (ZSRS),
1945 – marsz. Konstanty Rokossowski
(ZSRS),
1945 – gen. armii Aleksiej Antonow
(ZSRS),
1945 – gen. płk Nikołaj Bułganin (ZSRS),
1945 – marsz. Aleksandr Wasilewski
(ZSRS),
1945 – marsz. Bernard Montgomery
(Wielka Brytania),
1945 – marsz. Józef Broz-Tito
(Jugosławia),
1945 – gen. armii Ludvik Svoboda
(CSRS),
1947 – gen. broni Karol Świerczewski
(pośmiertnie),
1973 – marsz. Andriej Greczko (ZSRS),
1974 – marsz. Leonid Breżniew (ZSRS).
Postanowieniem Prezydenta RP z 10 lipca
1990 uchylono uchwałę w sprawie
nadania orderu Leonidowi Breżniewowi z
przedstawionej listy. Tym niemniej każdy
zainteresowany może prześledzić również
listy innych klas nadanych w PRL
orderów Virtuti Militari, z których wiele
przypadło zwykłym zbrodniarzom
rodzimym (z formacji UB, KBW czy
Informacji Wojskowej) oraz sowieckim.
Wiele z nich w uzasadnieniu nosi
określenie „za bohaterską walkę o
utrwalanie władzy ludowej”. Nie trzeba
nikomu wyjaśniać, co owo „utrwalanie
władzy ludowej” znaczyło.
przedstawicielom obcego mocarstwa, to
obraza honoru polskiego żołnierza”.
Krzyż Virtuti Militari na trwałe związał
się z historią Polski i ma rangę symbolu
walki o niepodległość w dziejach naszej
Ojczyzny. Podkreślić jeszcze raz należy,
że jest to najwyższe odznaczenie bojowe,
a więc nadawane za wyjątkowe
bohaterstwo na polach walki. Nie jest to
odznaczenie doby pokoju. Obchodzimy
dzisiaj 225 rocznicę tego najważniejszego
polskiego odznaczenia, a zarazem
najstarszego z obecnie stosowanych na
całym świecie. Pomimo zawiłości
dziejowych, jakie przechodził, stanowi on
element naszej dumy narodowej.
Stanisław Matejczuk
Szafowanie Krzyżami Virtuti Militari w
okresie PRL przybrało nowy, nieznany
dotąd wymiar. Nadawano je związkom
taktyczno-operacyjnym LWP (pułkom,
dywizjom i batalionom).
Po 1989 roku Krzyży Virtuti Militari nie
nadawano, co jest zrozumiałe. 16
października 1992 roku Sejm uchwalił
ustawę, na mocy której orderowi nadano
ponownie nazwę Order Wojenny Virtuti
Militari. Została przywrócona Kapituła
Orderu Wojennego Virtuti Militari, a
nadawany ma być przez Prezydenta RP.
Określono również podobne szczegółowe
kryteria nadawania, jak w ustawie z 25
marca 1933 roku. Dodano również, że
order może być nadany tylko w czasie
wojny lub nie później niż przez pięć lat od
zakończenia wojny. Ustawa z dnia 16
października 1992 roku o orderach i
odznaczeniach przywróciła wygląd
Orderu Virtuti Militari sprzed II wojny
światowej.
Kapitułę Orderu Wojennego Virtuti
Militari w czasie pokoju tworzą Kanclerz
Orderu oraz pięciu członków Kapituły.
Stojącego na czele Kapituły Kanclerza
Orderu oraz członków Kapituły powołuje
Prezydent spośród Kawalerów Orderu
Wojennego Virtuti Militari na pięć lat.
Kapituła wybiera ze swego grona zastępcę
Kanclerza Orderu oraz Sekretarza
Kapituły. Powyższych przepisów nie
stosuje się w czasie wojny. Obecnie
Prezydent RP Andrzej Duda nie powołał
jeszcze Kapituły Orderu Virtuti Militari,
której—z mocy przepisów—
przewodniczy.
W 1995 roku istniejąca wówczas Kapituła
Orderu Virtuti Militari wyjaśniła kwestie
legalności nadań tego odznaczenia w
okresie Polski Ludowej. W specjalnym
dokumencie oznajmiła także:
„[...] w obronie i przez szacunek dla tych
niewątpliwych zasług (polskich żołnierzy
walczących na wszystkich frontach w
obronie ojczyzny) stwierdzamy jednak
głośno i dobitnie, że praktyka nadań przez
władze Polski Ludowej Orderów Virtuti
Militari, zwłaszcza najwyższych klas
nadanych w bezprecedensowej liczbie Krzyż Virtuti Militari wersja obecna -
wzór 1992 roku (fot. archiwum)
Virtuti Militari (dokończenie)
S t r o n a 1 9
Oto, co wysmażył mocno starszy od
Petersa dziennikarz (ur. 1946) Arno
Widman, znany z twórczości dość
urozmaiconej, nawet pozostawiającej ślad
w beletrystyce:
Niemiecki dziennik: „Polska chce
przedstawić Holokaust jako czysto
niemiecką zbrodnię”
Dziennikarz lewicowej gazety
"Frankfurter Rundschau” skrytykował
wypowiedź premier Beaty Szydło
z Auschwitz, gdzie szefowa rządu mówiła
o obronie obywateli polskich. W tekście
padły oskarżania m.in. o tworzenie nowej
polityki historycznej poprzez zrzucanie
winy za Holokaust ...na Niemców.
„Auschwitz to lekcja tego, że należy
uczynić wszystko, aby chronić swoich
obywateli” – powiedziała w trakcie
swojego przemówienia tydzień temu
premier Szydło i to właśnie te słowa
spowodowały oburzenie i podzieliły
opinię publiczną.
A pan Widman kontynuuje swój wywód:
"Prawicowe przekręcanie historii"
"Słowa polskiej premier w Auschwitz,
że Polska musi przede wszystkim bronić
bezpieczeństwa swoich obywateli, pasują,
jak ulał do nowej polityki historycznej
Warszawy. Chodzi o to, by przedstawić
Holokaust jako czysto niemiecką
zbrodnię, w której Polska nie miała
udziału”.
W tekście "Prawicowe przekręcanie
historii”, dziennikarz pisze: "Polski rząd
uważa, że powinien chronić swoich
obywateli łamiąc prawo europejskie
i odmawiając przyjmowania uchodźców.
Oto według premier Szydło lekcja, którą
Polacy powinni wyciągnąć z Auschwitz”.
Pan Widman wprawdzie był zbyt
maleńki, żeby go prowadzano, jak jego
rodaków, by wąchali odór rozkładających
się ciał w byłych obozach
koncentracyjnych niemieckich, a nie jak
chcą podobni jemu, polskich. Ale
przecież nie jest on jako pisarz
Dziejami Prus, Niemiec zajmuję się od
kilkudziesięciu lat. Trudno nie sięgać tu
do historiografii niemieckiej. Różnice
między nią a polską historiografią w wielu
przypadkach, zwłaszcza dotyczących
naszych wspólnych dziejów, są oczywiste,
podobnie jak pewna tendencyjność po obu
stronach. Ale wyjąwszy prace powstałe w
III Rzeszy i NRD trudno doszukać się w
liczących się publikacjach niemieckich
propagandy graniczącej z głupotą. Sadzę,
że to samo powiedzieć można o polskich.
Toteż ze zdumieniem przeczytałem
artykuł, którego tytuł poniżej przytaczam,
podobnie, jak szkicowe przedstawienie
przez autora jego zawartości. Czegoś
podobnie niemądrego od długiego czasu
nie czytałem. Tekst jest z maja 2016 r.,
wersja angielska z października tegoż
roku. Z niej pochodzi tłumaczenie
Wprowadzenia. Naprawdę nie warto
zajmować się dalszymi wywodami
zawartymi w artykule. Co jednak
najdziwniejsze, bzdury, jakie wypisuje
pan Peters nie są nawet w najmniejszym
stopniu w interesie niemieckim, są
natomiast dość niezręczną parafrazą haseł
tzw. „totalnej opozycji” z obfitym
zapożyczeniem czerpanym z takich
mediów jak „Gazeta Wyborcza”. Warto
zwrócić uwagę na podtytuły artykułu,
które mówią same za siebie. Dodać
jeszcze trzeba, że pan Peters (ur. 1981) od
września 2014 r. jest pracownikiem
naukowym Instytutu Działu Badań
Historii Współczesnej w Berlinie. Studia
doktoranckie odbył w latach 2009-2014.
Taka ekwilibrystyka – nie wiadomo jak ją
nazwać – naukową czy publicystyczną,
czy propagandową, na progu kariery
naukowej nie wróży niczego dobrego, ani
delikwentowi, ani placówce naukowej,
korzystającej z jego usług.
Florian Peters
Remaking Polish National History:
Reenactment over Reflection
Przeróbka polskiej historii narodowej.
Odtwarzanie zamiast refleksji. Wersja z
03. 10. 2016 (Pierwsza wersja artykułu w
języku niemieckim: maj 2016 r.):
Wprowadzenie:
„Po sparaliżowaniu Trybunału
Konstytucyjnego i wyczyszczeniu telewizji
publicznej, czyniąc ją konformistyczną
według kryteriów partii politycznej,
konserwatywnego, nacjonalistycznego
polskiego rządu „Prawa i
Sprawiedliwości”, uwaga władz skupiła
się na polityce pamięci. Pod koniec
kwietnia, parlament polski przegłosował
poprawkę w sprawie IPN, władzy
odpowiedzialnej za lustrację w Polsce, z
myślą przekształcenia tego Instytutu w
instrument „patriotycznej” polityki
pamięci. Minister Kultury czyni wysiłki w
celu zdegradowania wielo
perspektywicznego Muzeum II Wojny
Światowej. mającego wkrótce być
otwartego w Gdańsku, w regionalne
centrum entuzjastów militariów, a z kolei
minister oświaty publicznie wyraził
wątpliwość co do umieszczenia tam
pamiątek historycznych dotyczących
pogromu w Jedwabnym w 1941 r.
Podczas gdy prorządowe media ujawniły
ostatnio tajne akta policyjne
dyskredytujące lidera „Solidarności”
Lecha Wałęsę, rząd PiSu robi wszystko, co
potrafi dla promocji kultu bojowników
antykomunistycznej opozycji późnych lat
czterdziestych. W miejsce gotowej do
kompromisu „Solidarności” w czasie
pokojowej rewolucji 1989 r. bezwzględny
„patriotyzm” owych tzw. „wyklętych
żołnierzy” wydaje się dziś być nowym
paradygmatem państwowej polityki
pamięci w Polsce. Oczywiście partia
Jarosława Kaczyńskiego kwestionuje
legitymację historyczną odrodzenia
demokratycznego rozpoczętego w 1989
roku.”
Artykuł posiada następujące podtytuły:
„Na drodze do „Ministerstwa Pamięci”,
“Odtworzenie bitwy na Westerplatte w
miejsce Państwowego Muzeum Sztuki”.
“Niszczenie Symbolu Wolności”
“Wyklęci żołnierze zamiast pokojowych
rewolucjonistów”.
Florian Peters nie jest jednak osamotniony. Dokończenie na stronie 20
Historia “po niemiecku”
i biznes „po żydowsku”
S t r o n a 2 0
przeżyje”.
Za: Barbara Lerner Spectre & the
transformation of Europe
https://www.darkmoon.me/2017/jews-
accused-of-blackmailing-sweden-with-
help-of-barbara-spectre/
Co by nie powiedzieć biznes po żydowsku
ma ręce i nogi i choć można nad tym, co
wyżej napisano, pokiwać głową i niejedno
sobie pomyśleć, to jednak w porównaniu z
tym, co wypisują obaj cytowani Niemcy,
wywody pani Lerner Spectre to po prostu
cymes, nie mówiąc już o zyskownym
pomyśle.
Zygmunt Zieliński
analfabetą, a z kolei źródeł mówiących o
sprawcach holocaustu jest tak wiele, że
informacje na ten temat łatwo sprawdzić,
niekoniecznie w dziełach o wątpliwej
wartości, jak n. p. pana Jana
Grabowskiego. Chyba, że pan Widman
przyswoił sobie zręcznie upitraszoną, ale
wprost haniebną teorię o tzw. perpetrators
and bystanders. O tym już kiedyś pisałem
i nie chcę się powtarzać, ale trudno
określić mianem bystanders czyli gapiami.
– naród, który stracił ponad 3 miliony
swych rodaków i mający w czasie wojny
kilkaset tysięcy walczącego wojska na
wszystkich frontach.
Toteż pan Widman nie jest partnerem do
rzeczowej dyskusji. Podobnie zresztą, jak
pan Peters i wielu Polaków, m.in. tzw.
szabesgojów. Co innego, jeśli do chóru
dołącza ktoś, kto z urzędu zobowiązany
jest do udzielania rzetelnych informacji.
Mamy więc problem panie Bodnar, bo
trudno będzie konkretnie powiedzieć, jak
to ten naród, chyba też pański naród (?),
w holokauście uczestniczył. A powiedział
pan przecież:
"Musimy pamiętać, że wiele narodów
współuczestniczyło w realizowaniu
holokaustu. W tym także naród
polski". Słowa rzecznika praw
obywatelskich RP, Adama Bodnara.
Niektóre środowiska żydowskie lepiej
sobie radzą niż wspomniani tu
domorośli historycy, dziennikarze
niemieccy, czy politycy, jak n. p. pan
Bodnar.
A oto jeden z przykładów, jakże
wymowny, a z drugiej strony pouczający
dla ślepców, którzy oślepłą Europę
prowadzą do grobu. Czy jednak Żydzi ją
uratują, czy nie jadą na tym samym wozie
bez dyszla co cała reszta?
Amerykańska Żydówka, dziś 75 letnia
Barbara Lerner Spectre, kierowniczka
założonego przez rząd szwedzki
Europejskiego Instytutu Studiów
Żydowskich w Szwecji (2001) uzyskała
od rządu szwedzkiego 4 mln. dolarów na
Instytut, którego główny cel jest
propagandowy, a polega na tym, by
naciskać na rząd, żeby otwarł on granice
dla niekończących się gromad emigrantów
z Trzeciego Świata. Ciekawy był rodzaj
owych nacisków. Polegały one na
szantażu przez Żydów szwedzkich banku
centralnego Szwecji, oskarżających go o
to, że robił interesy na tzw. „nazistowskim
złocie” skradzionym przez nazistów
Żydom w czasie wojny. No i tym
sposobem „Paideia” – ów Instytut
kierowany przez panią Lerner Spectra –
uzyskała 4 miliony dolarów jako gest ze
strony rządu szwedzkiego. Śledztwo w
sprawie o „nazistowskie złoto” nie
potwierdziło inkryminowanego faktu, ale
pomówienie pozostało.
O sprawie tej pisała znana dziennikarka
szwedzka, Ingrid Kristina Carlqvist (ur.
1960): „kiedy prowadzili negocjacje z
rządem szwedzkim, oznajmili mu: „jeśli
nie dacie nam pieniędzy, to my mamy
poparcie Światowego Kongresu Żydów i
rozgłosimy po całym świecie, że Szwecja
jest krajem antysemickim”.
Pani Carlqvist naraziła się zresztą
środowiskom żydowskim, kiedy
stwierdziła, że „dziwne jest dlaczego
istnieje taka wrażliwość, kiedy pod
dyskusję poddaje się kwestie istniejące
wokół holokaustu. Jej zdaniem bowiem nie
powinno być sytuacji wymykających się
sprawdzianowi”.
Z kolei pani Barbara Lerner
Spectre wyraziła swój pogląd w
następujący sposób: „Myślę, że istnieje
jakiś renesans antysemityzmu, gdyż w
chwili obecnej Europa nie nauczyła się
jak być multikulti i sądzę, że my jesteśmy
teraz częścią na drodze do tej
transformacji, która musi nastąpić.
Europa nie okazuje się jako monolit
społeczeństw, jakim była kiedyś w
poprzednim stuleciu. Żydzi są w centrum
tego wydarzenia. Jest to ogromna
przebudowa, jaka w Europie musi
nastąpić. Kierunek, to jest porządek
multikulturalny. Żydzi będą tym dotknięci
z racji naszej wiodącej roli. Ale bez niej i
bez tej transformacji Europa nie
Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: [email protected] Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis
Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku” (dokończenie)
aferałów jest "pochodzenia handlowego"
nazywanych często jako "handelesi".
I jak tu nie mówić że wszystkiemu winni
"handelesi"?
Szanowna pani prezydent miasta stołecznego
prezentuje swoisty honor przedstawicielki
"państwa teoretycznego" swojego guru i idola
Herr Thuzka i "teoretycznej partii" a raczej
grupy uzurpatorów.
Uczepiona synekury prezydenckiej jak rzep
psiego ogona nie zważa na na coraz bardziej
pogrążającą ją otchłań przestępstw i oszustw
toczących i poniżających instytucję przez nią
reprezentowaną ze szkodą dla państwa i
mieszkańców stolicy Polski..
Tusk posadzony w Brukseli na synekurze z
nadania niemieckiego i odgraża się legalnemu
rządowi w Polsce, wzywając swoich
zwolenników w Polsce do rewolty.
Tylko musi się liczyć z tym, że to państwo
kiedyś go dosięgnie i wymierzy
sprawiedliwość. Tak samo gasnącą w oczach
gwiazdę "państwa teoretycznego" panią HG-
W.
Jan Kosiba
HG-W w oparach prawnego
absurdu. Jeszcze na wolności ?
(dokończenie)