Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych

4
Oprac. kps 2011-12-01, ostatnia aktualizacja 2011-12-01 18:47 Dla mnie jęki oburzonych to esencja roszczeniowej postawy wobec życia i kultywowanie postawy "wiecznego dziecka" - napisała Anna. Dorota ma inne zdanie i pyta: Czy państwo polskie stać, żeby tracić bezpowrotnie potencjał ludzi wykształconych? Czytelnicy napisali do "Gazety" Po trzech latach pracy zarabiam 10 tys. Anna: Od dawna przyglądam się tym wszystkim oburzonym absolwentom, którzy za pieniądze mamusi robią tysiące fakultetów, jednocześnie płacząc, że nie mają perspektyw na rynku pracy. Dla mnie jęki Oburzonych to esencja roszczeniowej postawy wobec życia i kultywowanie postawy "wiecznego dziecka". Mam 25 lat. Zarabiam 10 tys. zł brutto w międzynarodowej korporacji. Nie jest to prowokacja, tylko stwierdzenie faktu. Moi rodzice, jak wszyscy, chcieli, żebym została lekarzem lub prawnikiem. Ja wolałam być politologiem i wykładać na uczelni. Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych Poszłam na te bardzo trudne studia , które nie przynosiły mi żadnej satysfakcji. Przytłaczała mnie świadomość, że razem ze mną ten kierunek ukończy kolejne 1500 studentów. To oznaczało totalną katastrofę, jeśli chodzi o zatrudnienie. Postanowiłam zająć się czymś innym. Około pół roku zajęło mi sprawdzenie, co umiem, czego powinnam się nauczyć, a przede wszystkim: dla kogo jest dobrze płatna praca, jaka jest ta nisza i co zrobić, żeby się w nią wbić z zestawem własnych talentów. Pierwszą pracę podjęłam w maju 2008, w malutkiej firmie, gdzie zarabiałam 2 tys. zł netto. Robiłam wszystko, od kawy po mycie bannerów z folii, ale jednocześnie chłonęłam wiedzę od specjalistów. Jak nietrudno policzyć, od tamtego czasu minęło zaledwie trzy lata. Można? Można! W trakcie tych trzech lat pokochałam to, czym się zajmuję i nie wyobrażam sobie, żebym miała robić coś innego. Moje rady dla oburzonych: 1) Nie zaczyna się z wysokiego C - jeśli nigdy nie pracowałeś, to nawet żebyś nawet był doktorem z Oksfordu, będziesz dla pracodawcy mniej warty, niż pracownik, którego nie trzeba uczyć pracować.

Transcript of Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych

Page 1: Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych

Oprac. kps

2011-12-01, ostatnia aktualizacja 2011-12-01 18:47

Dla mnie jęki oburzonych to esencja roszczeniowej postawy wobec życia i kultywowanie postawy "wiecznego dziecka" - napisała Anna. Dorota ma inne zdanie i pyta: Czy państwo polskie stać, żeby tracić bezpowrotnie potencjał ludzi wykształconych? Czytelnicy napisali do "Gazety"

Po trzech latach pracy zarabiam 10 tys.

Anna: Od dawna przyglądam się tym wszystkim oburzonym absolwentom, którzy za pieniądze mamusi robią tysiące fakultetów, jednocześnie płacząc, że nie mają perspektyw na rynku pracy.

Dla mnie jęki Oburzonych to esencja roszczeniowej postawy wobec życia i kultywowanie postawy "wiecznego dziecka".

Mam 25 lat. Zarabiam 10 tys. zł brutto w międzynarodowej korporacji. Nie jest to prowokacja, tylko stwierdzenie faktu.

Moi rodzice, jak wszyscy, chcieli, żebym została lekarzem lub prawnikiem. Ja wolałam być

politologiem i wykładać na uczelni.

Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych Poszłam na te bardzo trudne studia, które nie przynosiły mi żadnej satysfakcji. Przytłaczała mnie świadomość, że razem ze mną ten kierunek ukończy kolejne 1500 studentów. To oznaczało totalną katastrofę, jeśli chodzi o zatrudnienie.

Postanowiłam zająć się czymś innym. Około pół roku zajęło mi sprawdzenie, co umiem, czego powinnam się nauczyć, a przede wszystkim: dla kogo jest dobrze płatna praca, jaka jest ta nisza i co zrobić, żeby się w nią wbić z zestawem własnych talentów.

Pierwszą pracę podjęłam w maju 2008, w malutkiej firmie, gdzie zarabiałam 2 tys. zł netto. Robiłam wszystko, od kawy po mycie bannerów z folii, ale jednocześnie chłonęłam wiedzę od specjalistów. Jak nietrudno policzyć, od tamtego czasu minęło zaledwie trzy lata. Można? Można!

W trakcie tych trzech lat pokochałam to, czym się zajmuję i nie wyobrażam sobie, żebym miała robić coś innego.

Moje rady dla oburzonych:

1) Nie zaczyna się z wysokiego C - jeśli nigdy nie pracowałeś, to nawet żebyś nawet był doktorem z Oksfordu, będziesz dla pracodawcy mniej warty, niż pracownik, którego nie trzeba uczyć

pracować.

2) Pracodawca chętniej zatrudni na stanowisku programisty filozofa, którego wieloletnią pasją jest programowanie, niż nabzdyczonego absolwenta informatyki, który po pół roku praktyk uważa, że powinien zarabiać w pierwszej pracy 5 tys.

3) Żadna praca nie hańbi!

4) Nie rób z fakultetów, kursów i papierologii fetyszu - liczyć się będzie to, co naprawdę będziesz w stanie zrobić dla zysku twojego pracodawcy. Nawet jeśli dzięki papierkom dostaniesz się na okres próbny, zawsze musisz go jeszcze ukończyć.

Ukryć "magistra", żeby dostać pracę

Dorota, Suwałki: Jestem doktorem z wieloletnim doświadczeniem zawodowym. Przed kilku laty trafiłam na jedną z uczelni wyższych. Wykładałam przedmioty specjalistyczne, odkryłam swoją pasję. Rozpoczęłam badania, obroniłam doktorat i... wszystko na co mogę liczyć, to umowa śmieciowa za wykłady.

Próbowałam znaleźć etat na innej uczelni ale "przegrałam" z kuzynką prezydenta miasta. Jest nauczycielką w szkole ponadgimnazjalnej, drugi etat ma na uczelni wyższej. Można powiedzieć: widać jest dobra. Ale zaledwie przed dwoma laty była moją studentką.

Koleżanka pracuje w służbie cywilnej. Wykonuje banalne czynności administracyjne. Dostaje na rękę 1500 zł. Ostatnio przełożony zaproponował jej podwyższenie kwalifikacji i rozpoczęcie szkoły policealnej. Nie wie, że koleżanka ma

Page 2: Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych

ukończone studia wyższe, sześć podyplomówek, kończy właśnie studia doktoranckie i ma otwarty przewód doktorski. Żeby dostać tę pracę, musiała ukryć swoje wykształcenie.

Czy państwo polskie stać, żeby tracić bezpowrotnie potencjał ludzi wykształconych?

Nikt mi nie powiedział, na czym polega praca

Jakub: Mam 21 lat i studiuję na UW. Do napisania tego listu zainspirowała mnie lektura tekstów: "Studiuj dziecko, do czterdziestki " i " Oburzonych zapraszam do pracy". Bardzo męcząca jest ta desperacja wylewająca się z każdego Państwa artykułu. Niepewność, poczucie braku perspektyw i kryzys, kryzys, kryzys. Gdzie nie pójdę, słyszę "nie ma pracy, co ja będę robić po studiach, po co studiować, jeśli to i tak nic nie daje" itd. Moim zdaniem problemy są dwa:

1. Wszyscy powtarzają jak mantrę, że studia nie przygotowują do żadnej pracy, to stało się już mantrą. Oczywiście, że nie przygotowują. Oprócz nielicznych wyjątków (prawo, medycyna) studia służyły i służą do rozszerzania horyzontów, do zdobycia wiedzy na temat szeroko pojętego kodu kulturowego. W systemie anglosaskim do dziś jest to całkiem oczywiste - w Anglii po literaturze lub historii można pracować w banku - chociaż i to zaczyna się powoli zmieniać. Rozumiem humanistyczne podejście i bardzo mi ono odpowiada - wierzę w to, że dobre wykształcenie i znajomość literatury, kina, opery, muzyki i sztuki pozwala na lepsze i bogatsze zrozumienie świata. Obawiam się, że czyni to ze mnie wariata i niepoważnego idealistę.

Studiuję filozofię. Oczekiwałem inspirującej

dyskusji z ludźmi z mojego roku, zaangażowania. Ale na zajęciach z 20 osób aktywne w dyskusji są trzy. Co więcej, wiele wypowiedzi jest przyjmowanych z ironicznym uśmiechem czy parsknięciem. Potwierdzają to moi znajomi na innych kierunkach - milczenie jest standardem, przejawy zainteresowania traktowane są pobłażliwie.

2. Wielu ludzi w moim wieku ma bardzo wysokie wymagania. Żyją w dużych miastach, mają lekkie życie zapewnione przez rodziców, którzy często żyją na kredyt i ponad stan. Nie chcą się rozstawać z luksusami ale też niespecjalnie chcą na nie ciężko pracować. To oni mają największy problem, to oni się oburzają. Rewolucji nie będzie, bo co by mieli zaproponować? Więcej pieniędzy od rodziców? Lekka i przyjemna praca za wysoką pensję?

W tym muszę odnaleźć się ja sam. Zacząłem od praktyk w jednej z polskich telewizji i widzę jak moje dotychczasowe wyobrażenia na temat pracy obracają się w pył. Nie mam problemu z ciężką pracą, jednak nie wszystko mi wychodzi tak, jak bym chciał. Nikt mi nie wytłumaczył, że w pracy trzeba mieć własną inicjatywę a nie tylko wykonywać zlecone zadania. I że trzeba robić rzeczy, na które wcale nie ma się ochoty. I że trzeba wykonywać dobrze najdrobniejsze zadania i umieć ponosić za nie odpowiedzialność, nawet jeśli uważa się te zadania za trywialne i niegodne mojej inteligencji. I że trzeba słuchać przełożonych, bo niestety najczęściej to oni mają rację.

Przed końcem studiów chcę jeszcze zrobić praktyki w kilku miejscach z różnych branż, żeby zrozumieć, na czym polega prawdziwa praca z innymi ludźmi. Poważnie zastanawiam się nad

założeniem własnej firmy. Przede wszystkim jednak chcę znaleźć zajęcie dla mnie fascynujące, warte poświęceń i sprawiające mi przyjemność. Wierzę, że nawet w dzisiejszych czasach jest to możliwe.

Studenci są bierni

Seweryn: Jestem wieloletnim nauczycielem akademickim a jednocześnie mam za sobą kilkunastoletnie doświadczenia z pracy jako menedżer w przemyśle. Jestem przerażony postawą, jaką od wielu lat prezentują studenci. To nie tylko brak aktywności, to kompletna bierność. Studenci uważają, że dyplom można po prostu wysiedzieć. Nic nie robić, nie starać się niczego nauczyć, po prostu być. Uczelnie i tak przepchną przez dyplom, bo płaci im się przecież "od sztuki" a nie od jakości kształcenia.

Z moich obserwacji wynika, że tylko ok. 5 proc. studentów jest zainteresowanych zdobyciem wiedzy, umiejętności czy kwalifikacji. Mają oni jednak utrudnione zadanie, bo giną w masie leni i obiboków.

Przemysł cierpi na dotkliwy brak pracowników. Zlikwidowano praktycznie szkolnictwo zawodowe i średnie techniczne, wmawiając wszystkim, że dyplom studiów wyższych załatwi sprawę. Otóż nie załatwi. Obecnie szkoły wyższe techniczne produkują masowo niedouczonych absolwentów, którzy nie są przygotowani do jakiejkolwiek pracy. Oczywiście te 5 proc. absolwentów jest właściwie wykształconych, bo chcieli się po prostu czegoś nauczyć, ale cała reszta to przyszli "oburzeni" - z dyplomami a bez kwalifikacji. Niezbyt dobrze to wróży rozwojowi naszego kraju.

Page 3: Ukryłam magistra, żeby dostać pracę - listy oburzonych

Źródło: Gazeta Wyborcza