Tylko ciebie chcę

29

description

- kontynuacja przeboju wydawniczego Trzy metry nad niebem - pełna realizmu, śmiała powieść o miłości, seksie, dojrzewaniu, przyjaźni, namiętności i marzeniach - do grona znajomych postaci - Stepa, Babi, Palliny - dołączają nowi, równie barwni, zakręceni i nieprzewidywalni bohaterowie Po dwóch latach spędzonych w Nowym Jorku Step wraca do Rzymu. Wiele się tu zmieniło. Chłopak zaczyna pracę w telewizji, poznaje nowych ludzi, wśród nich żywiołową Gin. Przeszłość nie daje mu spokoju, ale teraźniejszość nie zostawia zbyt wiele czasu na jej rozpamiętywanie. Czy warto dążyć do wskrzeszenia dawnej miłości?

Transcript of Tylko ciebie chcę

Page 1: Tylko ciebie chcę
Page 2: Tylko ciebie chcę

2

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:2 c:1 black–text

Page 3: Tylko ciebie chcę

Federico MocciaTylko ciebie chcê

3

przełożyła Anna Niewęgłowska

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:3 c:1 black–text

Page 4: Tylko ciebie chcę

Tytu³ orygina³u: Ho voglia di teProjekt ok³adki:

Redakcja: Anna KowalskaRedakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz

Korekta: Redaktornia.com

Zdjêcie wykorzystane na ok³adce by Lise Gagné, iStockphoto by Jannes Glas, www.sxc.hu

Autor zdjêcia wykorzystanego na ok³adce:

Copyright Giangiacomo Feltrinelli Editore, 2006First published as Ho voglia di te in February 2006

by Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milan, Italy for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2008, 2013

for the Polish translation by Anna Niewêg³owska

ISBN 978-83-7758-394-4

Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SA

Warszawa 2013

4

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:4 c:1 black–text

Page 5: Tylko ciebie chcę

Gin,twój uœmiech opowiedzia³ mi tê historiê

Babci Elisie i cioci Marii, któresmacznie i z mi³oœci¹ gotowa³y.

I w³aœnie tamtego dniaprzysz³y mnie odwiedziæ

5

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:5 c:1 black–text

Page 6: Tylko ciebie chcę

6

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:6 c:1 black–text

Page 7: Tylko ciebie chcę

1

„Chcê umrzeæ”. Z t¹ myœl¹ wsiad³em do samolotu niemal dwalata temu. Chcia³em ze sob¹ skoñczyæ. W³aœnie, jakiœ banalny wy-padek by³by w sam raz. ¯eby nikogo nie obarczaæ win¹, ¿ebymnie musia³ siê wstydziæ, ¿eby nikt siê nie dopytywa³ dlaczego…Pamiêtam, ¿e rzuca³o samolotem przez ca³¹ drogê. By³a burzai wszyscy zamarli, spiêci i przera¿eni. Ja nie. Tylko mnie jedne-mu chcia³o siê œmiaæ. Kiedy jest ci Ÿle, kiedy widzisz wszystkow czarnych barwach, kiedy nie masz przed sob¹ przysz³oœci, kie-dy nie masz nic do stracenia, kiedy… ka¿da chwila jest dla ciebieciê¿arem. Ogromnym. Nie do udŸwigniêcia. I nic, tylko ci¹gle siêgryziesz. I chcia³byœ za wszelk¹ cenê siê od tego uwolniæ. W jaki-kolwiek sposób. A choæby i w najprostszy, ten najpodlejszy, takby unikn¹æ tego zmartwienia, ci¹g³ego pamiêtania dziœ i naza-jutrz tego samego: nie ma jej. Ju¿ jej nie ma. A skoro tak, tochcia³byœ po prostu, ¿eby i ciebie ju¿ nie by³o. Chcia³byœ znikn¹æ.Cyk. Bez zbêdnych problemów, bez zawracania g³owy. Tak bynikt nie musia³ dopytywaæ siê z trosk¹: „Ojej, s³ysza³eœ? Tak,dok³adnie ten… Nie wiesz, co siê sta³o…”. W³aœnie, zamiast tegokoleœ opowie, jak skoñczy³eœ, Bóg jeden raczy wiedzieæ z ilomai jak bardzo wymyœlnymi szczegó³ami, wyjedzie z czymœ absur-dalnym, jakby ciê zna³ od niepamiêtnych czasów, jakby tylko onjeden mia³ naprawdê pojêcie o tym, co ciê gnêbi³o. Jakie to dziw-ne… Tym bardziej ¿e byæ mo¿e nawet ty sam nie zd¹¿y³eœ siêw tym wszystkim na dobre po³apaæ. I nic ju¿ nie bêdziesz móg³poradziæ na to jedno wielkie „podaj dalej”. Zawracanie dupy. Pa-miêæ o tobie padnie ofiar¹ pierwszego lepszego z³amasa, a ty nicnie bêdziesz móg³ na to poradziæ. W³aœnie, jaka szkoda, ¿e tam-tego dnia nie spotka³em jednego z tych dziwacznych magików.

7

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:7 c:1 black–text

Page 8: Tylko ciebie chcę

Zarzuca taki pelerynê na go³êbia, którego sam dopiero co wycza-rowa³ i trach, ju¿ po ptaku. Nie ma go, i ju¿. A ty po skoñczonymprzedstawieniu wychodzisz ca³y zadowolony. Byæ mo¿e tancerki,które widzia³eœ, by³y trochê za bardzo przy koœci, mo¿e siedzia³eœakurat na jednym z przestarza³ych foteli, ciut przytwardym, w po-mieszczeniu zaaran¿owanym, w najlepszym wypadku, w piwnicy.Owszem, czuæ by³o pleœñ i wilgoæ. I tylko jedno jest pewne. Nigdywiêcej nie bêdziesz zachodziæ w g³owê, co siê sta³o z go³êbiem. Alenas to nie dotyczy. My nie mo¿emy tak po prostu znikn¹æ. Sporoczasu up³ynê³o. Dwa lata. A teraz popijam sobie piwo. I kiedy przy-pomina mi siê, jak bardzo zazdroœci³em temu go³êbiowi, to siêuœmiecham, a zarazem robi mi siê trochê wstyd.

– Mo¿e jeszcze jedno?Steward uœmiecha siê do mnie i nie odstêpuje swojego wózka

z napojami.– Nie, dziêkujê.Wygl¹dam za okno. Chmury, zabarwione na ró¿owo, ustêpuj¹

nam z drogi. Miêkkie, lekkie, nieskoñczone. Gdzieœ w dali zachodzis³oñce. Wprost nie mogê w to uwierzyæ. Wracam. A27. To jest w³aœ-nie moje miejsce w samolocie. Rz¹d po prawej, tu¿ za skrzyd³ami,œrodkowe przejœcie. Bardzo ³adna stewardesa znowu siê do mnieuœmiecha, przechodz¹c blisko mojego miejsca. Zbyt blisko. Wygl¹-da, jakby j¹ przys³a³a Nirvana: If she comes down now, oh, she looksso good… £adnie pachnie, ma na sobie nienaganny mundurek, dotego lekko przezroczyst¹ bluzkê, na tyle, by da³o siê doceniæ koron-kowy stanik pod spodem. Kr¹¿y to tu, to tam, bezkolizyjnie, beztro-sko, uœmiechniêta. If she comes down now…

– Przepiêkne imiê: Eva.– Dziêkujê.– Jest pani trochê jak pierwsza Ewa, wodzi mnie pani na poku-

szenie…Przez chwilê nic nie mówi i tylko badawczo mi siê przygl¹da.

Uspokajam j¹.– Ale to dozwolona pokusa. Czy mogê dostaæ jeszcze jedno

piwo?– Ale to ju¿ trzecie…– Pewnie, ¿e trzecie, skoro pani tak tu kr¹¿y… Pijê, ¿eby o pani

zapomnieæ.

8

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:8 c:1 black–text

Page 9: Tylko ciebie chcę

Uœmiecha siê. Wygl¹da na szczerze rozbawion¹.– Czy zawsze pani liczy, ile pij¹ pasa¿erowie, czy to ja tak szcze-

gólnie zapad³em pani w pamiêæ?– Proszê samemu oceniæ. Niech pan tylko uwzglêdni, ¿e jako

jedyny zamawia³ pan piwo.Uœmiecha siê znowu. Po czym odchodzi, seksownie krêc¹c bio-

drami. Wychylam siê nieznacznie. Œwietne nogi, nieprzezroczysterajstopy, obciskaj¹ce, bez po³ysku, ciemne, do tego buty identycz-ne jak te, które nosz¹ pozosta³e stewardesy. W³osy blond z delikat-nym balayage’em zebrane do ty³u, w kucyk, przesadnie wymyœl-ny. Przystaje. Widzê, jak rozmawia z mê¿czyzn¹, który siedzi po tejsamej stronie co ja, tyle ¿e bardziej z przodu. S³ucha, w czym mo¿epomóc. Przytakuje skinieniem g³owy, w milczeniu. Po czym mówicoœ uœmiechniêta i go uspokaja. Po raz ostatni, zanim siê oddali,odwraca siê w moj¹ stronê. Patrzy na mnie. Zielone oczy. Delikat-nie podkreœlone. Na górnej powiece odcieñ hebanowy, w oczachprzeb³ysk zainteresowania. Rozk³adam rêce. Tym razem to ja siêdo niej uœmiecham. Mê¿czyzna mówi jej coœ jeszcze. Odpowiadamu kompetentnie, po czym odchodzi.

– Bardzo ³adna ta stewardesa.Siedz¹ca obok mnie kobieta wtr¹ca siê, przerywaj¹c ni st¹d, ni

zow¹d mój tok myœlenia. Czujna i uœmiechniêta, bystre spojrzeniezza grubych szkie³. Oko³o piêædziesi¹tki, nieŸle siê trzyma, w odró¿-nieniu od swoich zbyt du¿ych kolczyków i od przesadnie niebie-skiego, ciê¿kiego turkusu na powiekach.

– Tak, gnocca, superlaska.– Co takiego?– Gnocca. W³aœnie tak mówimy w Rzymie na stewardesy takie

jak ta. – Tak naprawdê to jesteœmy o wiele bardziej dosadni, ale tochyba nie czas i miejsce.

– Gnocca. – Potrz¹sa g³ow¹. – W ¿yciu nie s³ysza³am.– Gnocca, a jak¿e… Czasami piêkna gnocca. To takie figlarne

okreœlenie zapo¿yczone od klusków. Zna pani gnocchi, prawda?– Ech, jak¿eby inaczej. O tych to siê nas³ucha³am, a i zajada³am

siê nimi nie raz.Œmieje siê rozbawiona.– W³aœnie, i co? Smakowa³y pani?– I to jeszcze jak.

9

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:9 c:1 black–text

Page 10: Tylko ciebie chcę

– Widzi pani, jakie to proste. Kiedy jakiejœ dziewczynie mówisiê, ¿e jest gnocca, to znaczy w³aœnie, ¿e jest taka „smakowita” jakdanie, którym siê pani zajada³a.

– Tak, ale œmiaæ mi siê chce, kiedy zaczynam myœleæ o niej jako klusku. Jest w tym coœ… no, jak to siê mówi… o, wiem: nieporad-nego!

– No nie! Musi pani myœleæ o gnocchi okraszonych ciep³ym so-sem, o smakowitym pomidorze, o rozp³ywaj¹cych siê w ustach ko-pytkach, które niemal przyklejaj¹ siê do podniebienia, tak ¿e trze-ba je potem odrywaæ jêzykiem.

– Dobrze, z grubsza rozumiem. Pan uwielbia gnocchi?– S¹ ca³kiem, ca³kiem.– Czêsto je pan te kopytka?– W Rzymie nawet i bardzo czêsto. W Nowym Jorku ani razu

nie zjad³em nic w³oskiego, bo ja wiem, tak dla zasady.– Dziwne. A mówi¹, ¿e jest tam mnóstwo wyœmienitych w³oskich

restauracji. Oho, proszê, w³aœnie wraca ta… gnocca.Kobieta zaœmiewa siê rozbawiona i wskazuje stewardesê, któ-

ra zbli¿a siê uœmiechniêta ze szklank¹ piwa. Obrazek prawie jakz reklamy, taka jest piêkna.

– Niech jej pani powie, ¿e prawdziwa z niej gnocca, zobaczypani, ¿e siê ucieszy.

– Nie, nabiera mnie pan.– Ale¿ sk¹d, zapewniam pani¹, ¿e to komplement.– To co, mam jej to powiedzieæ?– Jasne, ¿e tak.Stewardesa podchodzi, podaje mi ma³¹ tackê, na której jest

szklanka, pod szklank¹ papierowa podstawka.– Proszê, piwo dla pana. Wiêcej nie bêdê mog³a panu podaæ, bo

schodzimy do l¹dowania.– I tak wiêcej bym ju¿ nie zamawia³. Zaczynam pani¹ zapomi-

naæ. Choæ wcale nie jest to ³atwe.– Ach tak… Có¿, dziêkujê.Poci¹gam ³yk piwa.– Jest znakomite, dziêkujê, idealne, zmro¿one w sam raz. A ju¿

zaserwowane przez pani¹, wygl¹da zupe³nie jak to piwo z reklamy.– Niech¿e mi pan zdradzi tylko jedn¹ tajemnicê, co zapomni

pan w pierwszej kolejnoœci?

10

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:10 c:1 black–text

Page 11: Tylko ciebie chcę

– Mo¿e to, w co by³a pani ubrana…– Nie podobaj¹ siê panu nasze mundurki?– Ale¿ wrêcz przeciwnie. Tyle ¿e bêdê sobie pani¹ jakoœ inaczej

wyobra¿a³…Patrzy na mnie lekko zaskoczona, ale nie zostawiam jej czasu

na odpowiedŸ.– Na d³ugo siê pani zatrzyma w Rzymie?– Na kilka dni… Wrzesieñ w Rzymie jest wprost bajeczny. Chcê

siê wybraæ do miasta, na zakupy. Mo¿e uda mi siê znaleŸæ coœ, cosprawi, ¿e nie sposób bêdzie o mnie zapomnieæ.

– O, nie mam najmniejszych w¹tpliwoœci. Z pewnoœci¹ znajdziepani coœ w sam raz dla siebie. Bo pani to… jakby to powiedzieæ…no, jak to siê mówi?

Odwracam siê w stronê kobiety siedz¹cej tu¿ obok mnie.– Mo¿e pani mi pomo¿e.Kobieta robi wra¿enie cokolwiek onieœmielonej, ale po chwili

zbiera siê na odwagê: – Pani to… po prostu gnocca!Stewardesa w pierwszej chwili patrzy na ni¹ zdezorientowana,

potem spogl¹da na mnie. Unosi brew i ni st¹d, ni zow¹d wybuchaœmiechem. Bogu dziêki. Uda³o siê. Œmiejê siê razem z ni¹.

– O tak, znakomicie siê pani spisa³a, dok³adnie to samo bympowiedzia³!

Stewardesa o imieniu Eva odchodzi, potrz¹saj¹c g³ow¹.– Proszê zapi¹æ pasy.Jej wysoko œci¹gniêty kucyk faluje i wygl¹da idealnie, jak zresz-

t¹ i wszystko pozosta³e. Jest doskona³a jak skrzyd³a motyla. Jakmotyl, który a¿ siê prosi, by go schwytaæ. Lecia³ w Stanach takikawa³ek, na którego punkcie mia³em totalnego œwira, to angielskinumer sprzed kilku lat… I’m gonna keep catching that butterfly…Verve. Staram siê przypomnieæ go sobie w ca³oœci. Ale mi siê nieudaje. Czyjœ g³os mnie rozprasza. Kobieta obok wyraŸnie siêz czymœ mocuje. I bynajmniej nie robi tego bezszelestnie.

– O rety, nigdy nie mogê znaleŸæ pasa w tych wszystkich samo-lotach.

Pomagam jej, kobieta dos³ownie siê na nim rozsiad³a.– Jest tutaj, proszê pani, pod spodem.– Dziêkujê, choæ zupe³nie nie pojmujê, czemu w³aœciwie ma to

s³u¿yæ. Przecie¿ i tak nie zdo³a nas utrzymaæ.

11

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:11 c:1 black–text

Page 12: Tylko ciebie chcę

– A, co to, to z pewnoœci¹ nie.– Otó¿ to, w³aœnie… Dlatego mówiê, jeœli dojdzie do kolizji, to

przecie¿ zupe³nie nie to samo co taki samochód.– Nie, z samochodem to nie ma rzeczywiœcie nic wspólnego…

Denerwuje siê pani?– Jakbym sz³a na œciêcie. – Patrzy na mnie i niemal zaczyna

¿a³owaæ, ¿e u¿y³a tego sformu³owania.– Proszê pani, jeœli tak chce przeznaczenie, to nie ma rady.– Co to ma znaczyæ?– To, co powiedzia³em.– Tak, ale co takiego pan powiedzia³?– Œwietnie pani zrozumia³a.– Tak, ale ³udzi³am siê, ¿e nie rozumiem. Panicznie bojê siê

samolotów.– Nie by³o widaæ nic a nic. – Widzê, jak bardzo jest zaniepokojo-

na, uœmiecha siê do mnie, kompletnie zasch³o jej w ustach. Popi-jam swoje piwo i postanawiam siê rozerwaæ.

– Proszê tylko pomyœleæ, ¿e do wiêkszoœci katastrof lotniczychdochodzi podczas startu albo…

– Albo?…– Przy l¹dowaniu. Czyli ju¿ nied³ugo.– Ale co te¿ pan opowiada?– Prawdê, szanowna pani, nale¿y zawsze mówiæ prawdê.Poci¹gam du¿y ³yk piwa, a tymczasem k¹tem oka widzê, ¿e

wpatruje siê we mnie jak zahipnotyzowana.– Proszê pana, niech¿e mi pan coœ opowie.– Ale proszê pani, co takiego chcia³aby pani us³yszeæ?– Proszê odwróciæ moj¹ uwagê, niech mi pan nie da myœleæ

o tym, co by siê mog³o…Œciska moj¹ rêkê z ca³ej si³y.– To boli.– Ach, przepraszam. – RozluŸnia uœcisk, ale nie przestaje siê

mnie trzymaæ.Zaczynam jej opowiadaæ to i owo. Kawa³ki z mojego ¿ycia, tro-

chê bez ³adu i sk³adu, to, co mi akurat przychodzi do g³owy.– Skoro tak, mo¿e chce siê pani dowiedzieæ, dlaczego wyjecha-

³em? – Kobieta przytakuje. Nie jest w stanie wydobyæ z siebie s³owa.– Proszê wzi¹æ pod uwagê, ¿e to d³uga historia… – Tym razem,

12

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:12 c:1 black–text

Page 13: Tylko ciebie chcę

z wiêkszym zapa³em, skinieniem g³owy daje mi do zrozumienia,¿e tak, ca³a zamienia siê w s³uch, wszystko, byle tylko nie myœleæo najgorszym. Mam wra¿enie, jakbym rozmawia³ z dobrym znajo-mym, z moim przyjacielem… – Nazywa³ siê Pollo, w³aœnie. Dziwneimiê, nieprawda¿? – Kobieta nie bardzo wie, czy ma przytakn¹æ, czyzaprzeczyæ, jest gotowa na wszystko, bylebym tylko opowiada³ dalej.– W³aœnie, to przyjaciel, którego straci³em ponad dwa lata temu. Nierozstawa³ siê ze swoj¹ dziewczyn¹. Pallina to niesamowita panna,o figlarnym, bystrym spojrzeniu, œwietna, wygadana, ma ciêty jê-zyk… – S³ucha w milczeniu, spogl¹da zaintrygowana, przejêta moimis³owami. Jakie to dziwne… Czasami czujesz siê lepiej z cz³owiekiem,którego nie znasz, ³atwiej przychodzi ci opowiadanie o sobie. Otwie-rasz siê na powa¿nie. Mo¿e dlatego, ¿e nie przywi¹zujesz wagi dotego, co sobie pomyœli. – Ja z kolei by³em wtedy z Babi, najlepsz¹przyjació³k¹ Palliny. – Babi. Opowiadam jej wszystko… Jak j¹ pozna-³em, jak zacz¹³em siê œmiaæ, jak siê zakocha³em, jak bardzo mi jejbrakowa³o… Piêkno mi³oœci dostrzegasz w pe³ni dopiero wtedy,kiedy j¹ tracisz. Byæ mo¿e cz³owiek czuje siê tak, kiedy idzie naterapiê. Zawsze siê nad tym zastanawia³em. Ale czy z tymi goœæmi,tam, naprawdê mo¿na byæ tak do koñca szczerym? Muszê zapytaækogoœ, kto ma to za sob¹. Rozmyœlam, nie przestaj¹c opowiadaæ. Copewien czas, na moment, przerywam. Kobieta, rozbawiona i zaintry-gowana, czêsto coœ wtr¹ca, jest ju¿ znacznie spokojniejsza, nawetwypuœci³a moj¹ rêkê z uœcisku. Zapomnia³a o katastrofie lotniczej.Teraz, jak s¹dzi, zaprz¹ta j¹ moja w³asna.

– A z t¹ Babi s³ysza³ siê pan jeszcze?– Nie. Raz na jakiœ czas s³ysza³em siê z bratem. Kilka razy z oj-

cem. Ale niezbyt czêsto, telefony z Nowego Jorku kosztuj¹ fortunê.– Czu³ siê pan samotny?Udzielam jej wymijaj¹cej odpowiedzi. Nie jestem w stanie tego

powiedzieæ. Czu³em siê mniej samotny ni¿ w Rzymie. Potem nie-uchronnie wspominam o mamie. Ponosi mnie, a œwiadomoœæ, ¿esprzeniewierzam siê zasadom kobiety obok, wrêcz mnie bawi. Mojamatka zdradzi³a mojego ojca. To ja j¹ nakry³em z tym, który miesz-ka³ naprzeciwko nas. Prawie w to nie wierzy. Ta wiadomoœæ posta-wi³a j¹ na nogi. Samolot? Nawet nie pamiêta, ¿e nim leci. Zarzu-ca mnie pytaniami… Ledwo za ni¹ nad¹¿am. Jak to jest, ¿e ludzietak uwielbiaj¹ siê babraæ w cudzym ¿yciu? Pikantne opowieœci,

13

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:13 c:1 black–text

Page 14: Tylko ciebie chcę

zakazane szczególiki, niechlubne uczynki czy te¿ rozkoszne grzesz-ki. Mo¿e dlatego, ¿e w ten sposób, jedynie s³uchaj¹c, sami siê nieubrudz¹. Odnoszê wra¿enie, ¿e kobieta z jednej strony napawasiê moj¹ opowieœci¹, z drugiej zaœ – cierpi z jej powodu. Nie wiem,czy tak jest naprawdê, ale nic mnie to nie obchodzi. Opowiadamjej o wszystkim bez ogródek. O brutalnoœci, z jak¹ potraktowa³emkochanka mamy, o moim milczeniu w domu, o tym, ¿e nie pis-n¹³em choæby s³owa ani w³asnemu ojcu, ani nawet bratu. I o proce-sie te¿. Moja matka siedzia³a tam, naprzeciwko mnie. W milczeniu,nie mia³a odwagi przyznaæ siê do tego, co zrobi³a. Nie zdoby³a siêna to, by wyjawiæ swoj¹ zdradê i usprawiedliwiæ w ten sposób moj¹brutalnoœæ. I w tym wszystkim ja, beztroski, niemal œmia³em siêw twarz sêdziemu, który obwinia³ mnie o czyn w moim przekona-niu ca³kiem naturalny: za zmasakrowanie chuja, który pogwa³ci³³ono kobiety, to samo, które wyda³o mnie na œwiat. Moja s¹siadkapatrzy na mnie z otwartymi ustami. Szanowna pani, owszem, mo¿-na to samo powiedzieæ na tysi¹c ró¿nych sposobów… Ale to zupe³-nie co innego ni¿ zgrywanie siê, jak to zrobi³ Benigni, wskakuj¹cna Raffaellê Carrà. Tutaj natomiast w grê wchodzi³a moja matka.Kobieta zdaje sobie z tego sprawê. Nagle znów powa¿nieje. Cisza.Wobec tego staram siê jakoœ roz³adowaæ sytuacjê.

– Jak by to powiedzia³ Pollo, mnie Moda na sukces mog³aby conajwy¿ej zrobiæ laskê!

Zamiast siê oburzaæ, zanosi siê œmiechem, mam w niej ju¿ swoje-go sprzymierzeñca. – A potem? – pyta ciekawa, co jest w nastêpnymodcinku. A ja nie przestajê opowiadaæ jakby nigdy nic, bez abona-mentu. Moja opowieœæ nic nie kosztuje. Wyjaœniam jej, sk¹d siêwziê³a Ameryka, chêæ, by wyjechaæ, pod pretekstem kursu dla gra-fików tam, w Stanach… – A poniewa¿ nie tak trudno jest natkn¹æsiê na siebie nawet w wielkim mieœcie… wobec tego lepiej ju¿w ogóle siê gdzieœ wynieœæ. Nowe realia, sami nowi ludzie, a przedewszystkim ¿adnych wspomnieñ. Rok wype³niony niepozbawionymiwysi³ku pogawêdkami po angielsku, które, dziêki pomocy przypad-kowo spotkanych W³ochów, stawa³y siê znoœniejsze. Wszystko bar-dzo zabawne, œwiat pe³en barw, muzyki, dŸwiêków, pojazdów, im-prez, nowin. Ca³y ten wielki rozgardiasz podszyty cisz¹. Nic z tego,co ludzie ci opowiadali, nie mia³o z ni¹ absolutnie nic wspólnego,nie mog³o jej przywo³aæ ani tchn¹æ w ni¹ ¿ycia. Babi. Dni na nic, by

14

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:14 c:1 black–text

Page 15: Tylko ciebie chcę

daæ odpocz¹æ sercu, ¿o³¹dkowi, g³owie. Babi. Totalna bezsilnoœæ, bycofn¹æ czas, by choæ na chwilê znaleŸæ siê pod jej domem, by spo-tkaæ j¹ na ulicy. Babi. W Nowym Jorku nie ma obaw… W NowymJorku nie ma miejsca dla Battistiego. Kiedy sobie ciebie przypo-mnê, wystarczy pomyœleæ, ¿e ciê nie ma, ¿e cierpiê nadaremnie, bowiem, ja to wiem, ¿e ju¿ nie wrócisz. Fa³szywe dŸwiêki, by staraæ siêomijaæ wszystkie te miejsca, które zna i w których siê pojawia w³aœ-nie ona, Babi. Kobieta siê uœmiecha.

– Te¿ znam tê piosenkê. – Nuci coœ nieudolnie.– Tak, to ta sama. – Staram siê po³o¿yæ kres temu koszmarne-

mu popisowi rodem z Corridy.Ale wybawi³ mnie samolot. Kra-aach. Suchy, metaliczny dŸwiêk.

Mocne szarpniêcie i ma³y wstrz¹s pojazdu.– O mój Bo¿e, co to? – Kobieta chwyta moj¹ praw¹ rêkê, tê

niezajêt¹.– To wózek, niech siê pani nie martwi.– Jak¿e mam siê nie martwiæ! Niby przez to ten ca³y ha³as?

Zupe³nie jakby siê urwa³…Stewardesy i inni cz³onkowie za³ogi siadaj¹ nieopodal, w wol-

nych fotelach, zajmuj¹ tak¿e kilka dziwnych miejsc z boku, ko³owyjœcia. Rozgl¹dam siê za Ev¹, znajdujê j¹, ale ona nie patrzy terazw moj¹ stronê. Kobieta stara siê nie myœleæ o tu i teraz. Z powodze-niem. Puszcza moj¹ rêkê w zamian za ostatnie pytanie.

– Dlaczego siê rozstaliœcie?– Bo Babi zwi¹za³a siê z innym.– Ale jak to? Pana dziewczyna? I to po tym wszystkim, co mi

pan opowiedzia³?Tym razem to ona wydaje siê bawiæ moim kosztem. Samolot

i samo l¹dowanie zesz³y na dalszy plan. I do ostatniej chwili zarzucamnie pytaniami, wrêcz, niczym w amoku, zaczê³a siê do mnie zwra-caæ per ty. Wali prosto z mostu. Od czasu kiedy j¹ zostawi³eœ, czykocha³eœ siê z inn¹ kobiet¹? I dalej nie odpuszcza, zupe³nie jakstukasy z kreskówki o Fistaszkach, z Linusem i czerwonym baro-nem. Wróci³byœ do niej? Atmosfera siê zagêszcza, teraz bardziejprzypomina krwawe komiksy Pazienzy z jego nieod³¹cznymi strze-laninami. Co z przebaczeniem, czy jest mo¿liwe? Czy rozmawia³eœz kimœ o tym? Albo to wina piwa, albo te¿ ona i te jej pytaniaprzyprawiaj¹ mnie o zawrót g³owy. Albo to wina bólu, jaki zada³a mi

15

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:15 c:1 black–text

Page 16: Tylko ciebie chcę

ta mi³oœæ, o której wci¹¿ pamiêtam. Nic ju¿ kompletnie nie rozu-miem. S³yszê warkot silnika samolotu i turbiny, która w fazie l¹do-wania zmienia kierunek obrotu. O w³aœnie, mam pomys³, mogê siêuratowaæ przed tym przes³uchaniem…

– Niech pani spojrzy na œwiat³a przy pasie startowym. Nie da-my rady – mówiê jej rozeœmiany, znów jestem panem sytuacji.

– Chryste Panie, to prawda, widzê je… – Przera¿ona patrzy przezokno na samolot i na skrzyd³a, które niemal dotykaj¹ ziemi i trzês¹siê rozklekotane. Jak stara pantera jednym zdecydowanym ruchemdopada w locie mojej prawej rêki. Znowu patrzy przez okno. Jeszczew ostatniej chwili opada gwa³townie na fotel, l¹duje g³ow¹ na opar-ciu, wyci¹ga nogi przed siebie, prawie jakby chcia³a wyhamowaæw³asnymi stopami. Wrzyna mi siê paznokciami w rêkê. Kilkakrot-nie lekko nami zarzuca, gdy samolot dotyka ziemi. I zaraz turbinyw silnikach zmieniaj¹ kierunek obrotu, ta olbrzymia masa stalitrzêsie siê jak szalona, razem ze wszystkimi fotelami, w³¹cznie z ko-biet¹ obok. Ale ona nie daje za wygran¹. Zaciska oczy i ca³a dr¿y,wy¿ywaj¹c siê na mojej rêce.

– Kapitan informuje, ¿e wyl¹dowaliœmy na Roma Fiumicino.Temperatura powietrza na zewn¹trz…

Z g³êbi samolotu docieraj¹ niewyraŸne oklaski, ale prawie zarazcichn¹. To ju¿ wysz³o z mody.

– No tak, daliœmy radê.Kobieta wzdycha: – Bogu dziêki!– A nu¿ jeszcze siê kiedyœ spotkamy.– Oj tak, ogromnie mi³o mi siê z tob¹ rozmawia³o. Ale czy wszyst-

ko, co mi opowiedzia³eœ, to prawda?– Tak samo jak prawd¹ jest to, ¿e mi pani œciska³a rêkê. – Poka-

zujê jej moj¹ prawicê ze œladami jej paznokci.– Ojej, tak mi przykro.– Nic nie szkodzi.– Niech¿e pan poka¿e.– Ale¿ nie, powa¿nie, wszystko w porz¹dku.Rozdzwaniaj¹ siê komórki. Uœmiechy i b³ogoœæ po udanym l¹do-

waniu. Prawie wszyscy otwieraj¹ luki baga¿owe nad swoimi miejs-cami i wyci¹gaj¹ na zewn¹trz narêcza prezentów prosto z Ameryki,tak na oko same zbêdne rzeczy; gotowi od razu stan¹æ w kolejce,byle niezw³ocznie dostaæ siê do wyjœcia. Po godzinach spêdzonych

16

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:16 c:1 black–text

Page 17: Tylko ciebie chcę

w bezruchu, kiedy w samolocie jest siê zmuszonym do podsumowa-nia minionych lat, a¿ do chwili obecnej, wraca siê do poœpiesznegoniemyœlenia, do fa³szywych trosk, do pogoni za najnowszym celem.

– Do widzenia. Dziêkujemy. Mi³ego wieczoru. – £adne stewarde-sy ¿egnaj¹ nas przy wyjœciu z samolotu. Eva, jak na profesjonalist-kê przysta³o, z uœmiechem przyklejonym do twarzy ¿egna wszyst-kich, jest bez zarzutu.

– Dziêkujê za piwo.– Tak¹ mamy pracê. – Uœmiecha siê do mnie bardziej natural-

nie, chyba.– Jeœli bêdziesz mia³a jakieœ problemy… – Zostawiam jej wi-

zytówkê.Patrzy na ni¹ zaskoczona, jest na niej mój numer w Rzymie.– To by³ mój egzamin na kursie grafiki.– Dobrze ci posz³o?– Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Zestawienie bia³ego z nie-

bieskim uznali za genialne.– £adne.Wk³ada j¹ do kieszeni. Nie ryzykowa³em wyznania, ¿e kibicujê

Lazio. Zaraz potem schodzê na dó³.Letni wiatr. Wrzesieñ. Zachód s³oñca, jest prawie wpó³ do dzie-

wi¹tej. Wszystko zgodnie z planem. Po tym, jak siê lecia³o przezosiem godzin, fajnie jest znów sobie chodziæ. Wsiadamy do autobu-su. Przygl¹dam siê towarzyszom podró¿y. Kilku Chiñczyków, je-den krzepki Amerykanin, jakiœ m³ody ch³opak, który wci¹¿ s³uchaczegoœ na samsungu YP-T7X 512 MB, takim, jaki widzia³em te¿w Nowym Jorku. Dwie przyjació³ki, które wracaj¹ z wakacji, wcalesiê do siebie nie odzywaj¹, byæ mo¿e zd¹¿y³y siê ju¿ do woli nacie-szyæ wzajemnym towarzystwem w czasie d³ugiego, wspólnego po-bytu. Para zakochanych. Œmiej¹ siê, coraz mówi¹ coœ bardziej lubmniej sensownego, przekomarzaj¹ siê ze sob¹. Zazdroszczê im, albolepiej, z przyjemnoœci¹ na nich patrzê. Moja wspó³pasa¿erka, kor-pulentna pani, która tak siê sk³ada, wie wszystko o moim ¿yciu,podchodzi do mnie. Spogl¹da na mnie uœmiechniêta, jakby chcia³apowiedzieæ: Daliœmy radê, co? Przytakujê. Prawie ¿a³ujê, ¿e a¿ tylejej opowiedzia³em. Ale zaraz siê uspokajam. Nigdy jej wiêcej niezobaczê. Kontrola paszportowa. Kilka wilczurów na smyczy prze-chadza siê nerwowo tam i z powrotem, w poszukiwaniu kokainy

17

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:17 c:1 black–text

Page 18: Tylko ciebie chcę

albo trawy. Niezadowolone wyposzczone psy patrz¹ na nas swymipoczciwymi oczami, wykoñczone ci¹g³ym trenowaniem. Policjantniedbale zagl¹da mi do paszportu. Potem jednak zmienia zdanie,umyka mu jedna strona, odwraca j¹ powtórnie i przygl¹da jej siêz wiêksz¹ uwag¹. Serce zaczyna mi szybciej biæ. Nic. Nie wzbudzamjego zainteresowania. Zwraca mi dokument, sk³adam go i wk³adamdo plecaka. Odbieram mój baga¿. Wracam wolny, znów jestem w Rzy-mie. Przez dwa lata by³em w Nowym Jorku, ale czujê siê, jakbymwyjecha³ raptem wczoraj. Szybkim krokiem zmierzam w stronêwyjœcia. Mijam siê z ludŸmi, którzy ci¹gn¹ za sob¹ walizki, jakiœ koleœpêdzi zdyszany do samolotu, który byæ mo¿e odleci bez niego. Zabarierkami krewni czekaj¹ na kogoœ, kto jeszcze siê nie pokaza³.Piêkne dziewczyny, wci¹¿ opalone, wypatruj¹ ukochanych albo i nie.Przechadzaj¹ siê z za³o¿onymi rêkami albo stoj¹ w miejscu, zewzrokiem niespokojnym, b¹dŸ niewzruszonym, tak czy inaczej, wy-czekuj¹. – Taksówka, mo¿e potrzebna taksówka. – Jakiœ pseudotaksów-karz biegnie mi naprzeciw, udaj¹c uczciwego: – Tanio panu policzê.– Nic nie odpowiadam. Orientuje siê, ¿e na mnie nie zarobi, i dajesobie spokój. Rozgl¹dam siê wokó³. Piêkna elegancka kobieta w bia-³ej sukience, z delikatn¹ z³ot¹ bi¿uteri¹ na szyi nie odrywa ode mnieswojego spokojnego wzroku. Jest naprawdê piêkna. Uœmiecham siêdo niej. Ona w odpowiedzi wysy³a mi prawie niedostrzegalny sygna³,który jednak mówi sam za siebie. Zdrada, chcia³abym, ale nie mogê,jej pragnienie wolnoœci. Potem odwraca z rezygnacj¹ wzrok. Nieprzestajê siê rozgl¹daæ. Nic. G³upiec ze mnie. Pewnie, ¿e tak. Czegosiê spodziewa³em? Kogo wypatrujê? Czy po to w³aœnie wróci³eœ?W takim razie nic nie rozumiesz, wci¹¿ nic a nic nie zrozumia³eœ. Chcemi siê œmiaæ na sam¹ myœl o tym, jaki to ze mnie palant.

– Powinien ju¿ przyjechaæ…Schowana za kolumn¹, po cichu, ale serce wali jak szalone, szep-

tem mówi sama do siebie. Mo¿e po to, by zag³uszyæ to serce, któretak naprawdê wali jeszcze szybciej. Wreszcie zbiera siê na odwagê.Bierze g³êboki oddech i powoli siê wychyla. – To on. Wiedzia³am,wiedzia³am! – Ani drgnie, choæ rozpiera j¹ dzika radoœæ.

„Nie mogê w to uwierzyæ… Step. Wiedzia³am, wiedzia³am, by³ampewna, ¿e dzisiaj wróci. Nie mogê w to uwierzyæ. Matko jedyna, od

18

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:18 c:1 black–text

Page 19: Tylko ciebie chcę

razu widaæ, ¿e sporo schud³. Ale siê uœmiecha. Tak, wygl¹da na to,¿e dobrze siê czuje. Czy jest szczêœliwy? A nu¿ by³o mu tam dobrze.A¿ za bardzo. Ale jak to, czy¿bym ju¿ doszczêtnie skretynia³a?Robiê siê zazdrosna? Niby jakie ja mam do tego prawo? ¯adne-go… A skoro tak? O rany, co ze mn¹. Powa¿nie, kiepsko, i to bar-dzo. Znaczy, jestem taka szczêœliwa. I to jeszcze jak. On wróci³. Niemogê w to uwierzyæ. O Bo¿e, patrzy w moj¹ stronê!”

Znowu b³yskawicznie chowa siê za kolumn¹. Wzdycha. Zamykaoczy, zaciska je z ca³ej si³y. Tkwi tak bez ruchu, oparta g³ow¹ o bia-³y, zimny marmur, z rêkami wyci¹gniêtymi wzd³u¿ kolumny. Cisza.Oddycha g³êboko. I raz. Wdech… I dwa. Wydech… Otwiera oczy.W³aœnie w tej chwili mija j¹ jakiœ turysta i spogl¹da na ni¹ zasko-czony. Nieznacznie siê uœmiecha, chc¹c daæ mu do zrozumienia, ¿ewszystko jest w porz¹dku. Ale przecie¿ nie jest. Nie ma co do tegow¹tpliwoœci.

„Cholera, widzia³ mnie, czujê to. O Bo¿e, Step mnie widzia³, jato wiem”.

Ponownie siê wychyla. Nic. Step przeszed³ jakby nigdy nic.„No pewnie, co za kretynka. A poza tym, nawet gdyby, to co?”

Oto jestem. Wróci³em. Rzym. A dok³adniej: Fiumicino. Zmie-rzam w stronê wyjœcia. Przechodzê przez przeszklone drzwi i wy-chodzê na ulicê. Wprost na taksówki. Ale w³aœnie w tej chwili do-znajê dziwnego uczucia. Wydaje mi siê, ¿e ktoœ mnie obserwuje.Odwracam siê gwa³townie. Nie ma nic gorszego ni¿ cz³owiek, którysiê czegoœ spodziewa… I którego nic nie spotyka.

2

Zachód s³oñca miejscami zabarwia na pomarañczowo chmuryrozsiane tu i tam. Blady ksiê¿yc ju¿ pojawi³ siê na niebie, skrywa siêteraz za najwy¿szymi ga³êziami bujnej korony drzewa. Dziwnieodleg³y ha³as lekko nerwowego ruchu ulicznego. Zza okna dobiegaj¹

19

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:19 c:1 black–text

Page 20: Tylko ciebie chcę

pojedyncze dŸwiêki powolnej i przyjemnej dla ucha muzyki, todŸwiêki fortepianu, s³ychaæ postêp, widaæ czas zrobi³ swoje. Tensam ch³opak, tylko starszy, przygotowuje siê do nowych egzaminów,na specjalizacjê. Nieco ni¿ej bia³e, idealnie proste linie kortu teni-sowego jaœniej¹ w bladej poœwiacie ksiê¿yca, a dno pustego base-nu, osowia³e jak co roku, nie mo¿e doczekaæ siê lata. Tak¿e i w tymsezonie nadgorliwy dozorca przedwczeœnie opró¿ni³ basen. Na pierw-szym piêtrze budynku, wœród ³adnie utrzymanej roœlinnoœci, zakrawêdzi¹ uniesionej drewnianej okiennicy, widaæ dziewczynê, któ-ra zanosi siê œmiechem.

– Daniela, czy skoñczy³aœ wreszcie gadaæ przez telefon? Macieprzecie¿ komórkê, wasz ojciec do³adowuje j¹ wam w³aœciwie co-dziennie! Dlaczego ci¹gle wisicie na domowym telefonie?

– Ale bo to nie wiesz, mamo, ¿e tutaj nie ma zasiêgu? Odbieratylko w salonie, ale wy tam ci¹gle siedzicie i wszystko s³yszycie!

– Tak siê akurat sk³ada, ¿e te¿ tutaj mieszkamy.– Dobra, mamo. Gadam z Giuli. Powiem jej jeszcze tylko jedn¹

rzecz i siê roz³¹czam.– Ale przecie¿ dopiero co widzia³yœcie siê przez pó³ dnia w szko-

le. Niby co takiego mog³o siê przez ten czas wydarzyæ! Co? Coznowu masz jej do opowiedzenia!

Daniela zakrywa rêk¹ s³uchawkê.– Zrozum, ¿e nawet jeœli mia³aby to byæ najg³upsza rzecz na

œwiecie, to i tak decyzjê, czy koniecznie mam opowiedzieæ o tymwszystkim naoko³o, czy te¿ nie, wola³abym podj¹æ sama, okay?

Daniela odwraca siê plecami do Raffaelli przeœwiadczona, ¿egest ten oznacza, i¿ w jakiejœ mierze ma racjê. Matka wzruszaramionami i odchodzi. K¹tem oka Daniela sprawdza, czy zosta³asama.

– Giuli, s³ysza³aœ? Muszê koñczyæ.– To w koñcu jak siê umawiamy?– Widzimy siê na miejscu.– Nie… nie to mia³am na myœli!– S³uchaj, ja ju¿ siê zdecydowa³am. – Daniela rozgl¹da siê nie-

spokojnie dooko³a. – To nie jest najlepszy moment, ¿eby rozmawiaæo tym przez telefon, zwa¿ywszy ¿e wszyscy krêc¹ siê po domu!

– Ale, Dani, to sprawa najwiêkszej wagi! Nie mo¿esz podejmo-waæ decyzji ot tak… jakby to by³ jakiœ abstrakcyjny problem!

20

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:20 c:1 black–text

Page 21: Tylko ciebie chcę

– S³uchaj, czy nie mo¿emy o tym pogadaæ ju¿ na imprezie?– Okay, jak chcesz. W takim razie widzimy siê na miejscu za

trzy kwadranse. Dasz radê?– Nie, spotkajmy siê za co najmniej godzinê z kwadransem!– Okay, czeœæ.Dani siê roz³¹cza. Ta Giuli czasami potrafi byæ doprawdy nie-

znoœna. Co z ni¹, nie dociera do niej, ¿e cz³owiekowi przyda³oby siête pó³ godziny wiêcej. Muszê byæ doskona³a, przeœliczna. Rzadkow ¿yciu zdarza siê przecie¿ przygotowywaæ na wieczór taki jak ten.Wrêcz przeciwnie, œmieje siê w duchu, nigdy siê nie zdarza. Za-zwyczaj „to” ma miejsce wtedy, kiedy najmniej siê tego spodzie-wasz. Idzie do swojego pokoju, po raz pierwszy niezdecydowana, coma za³o¿yæ pod spód. Czuje siê jakoœ inaczej, jest dziwnie niepew-na siebie. Ale zaraz siê uspokaja. To normalne, ¿e siê tak czuje, niemo¿na byæ pewnym tego, jak wypadnie ten pierwszy raz, kiedy siêbêdzie z kimœ kochaæ. Oddycha g³êboko. To prawda. Jedyna rzecz,jakiej jestem pewna, to ta, ¿e zrobiê to dziœ wieczorem, w³aœ-nie z nim. Dok³adnie w tym momencie Raffaella wpada na ni¹w korytarzu.

– Daniela, czy mo¿na wiedzieæ, co takiego chodzi ci po g³owie?– Nic, mamo… same bzdury.– Skoro to rzeczywiœcie same bzdury, to pomyœl raczej o wa¿-

niejszych rzeczach!W pierwszej chwili Daniela chcia³aby jej wszystko opowiedzieæ.

Wyznaæ jej swoje wa¿ne postanowienie, a co wiêcej, nieodwo³alne.Ale zaraz siê rozmyœla. Dociera do niej, ¿e sprawa skoñczy³aby siêfiaskiem.

– Pewnie, mamo, masz racjê.Dyskusja z ni¹ i tak nie ma najmniejszego sensu. Uœmiechaj¹

siê do siebie.Raffaella spogl¹da na zegar w salonie.– Ojej, jak grochem o œcianê. Prosi³am twojego ojca, ¿eby wróci³

wczeœniej, bo mamy siê spotkaæ z Pentestimi u nich w domu, trzebadojechaæ do samej Olgiaty. Marzenie œciêtej g³owy, ¿eby choæ raz toon zrobi³ coœ dla mnie…

21

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:21 c:1 black–text

Page 22: Tylko ciebie chcę

3

– Stefano! – Wprost przede mn¹, na samym œrodku ulicy stoimój brat. Uœmiecham siê. – Czeœæ, Pa′. – Rozpiera mnie radoœæ, ¿ego widzê. Jestem prawie wzruszony, nie dajê tego po sobie poznaæ.

– No i jak tam? Nawet nie masz pojêcia, ile o tobie myœla³em.Mocno mnie obejmuje. Przyciska do siebie. Tak siê cieszê. Na

chwilê staje mi przed oczami ostatnie Bo¿e Narodzenie, które spê-dziliœmy razem. Zanim wyjecha³em. I ten makaron, który przygo-towa³, a potem myœla³, ¿e mi nie smakuje…

– No wiêc… NieŸle siê bawi³eœ tam, w Stanach, co?Bierze ode mnie jedn¹ torbê. Oczywiœcie tê l¿ejsz¹.– Tak, dobrze mi by³o tam, w Stanach. W³aœciwie dlaczego tam?– Bo ja wiem, tak siê mówi.Mój brat, co to niby wie, jak siê mówi. Nie ma co, czasy siê

zmieni³y, i to jeszcze jak. Patrzy na mnie szczêœliwy i siê uœmiecha.Ma pogodny wyraz twarzy. Rzeczywiœcie mnie kocha. Ale nic a nicnie jest do mnie podobny. Przypomina mi Johnny’ego Stecchino.

– Ej¿e, czego siê tak œmiejesz?– E, nic. – Baczniej mu siê przygl¹dam. Ca³y odpicowany, nowa

koszula, nieskazitelna, lekkie spodnie w odcieniu ciemnego br¹zuz mankietem na dole, marynarka w kratkê, a do tego…

– Ej, Paolo, gdzie posia³eœ krawat?– E tam, latem go nie noszê. A co, Ÿle wygl¹dam?Nawet nie czeka na odpowiedŸ.– No ju¿, jesteœmy. Tylko spójrz, co sobie sprawi³em… – Wyko-

nuje szeroki gest rêk¹, tak by zaprezentowaæ mi go w ca³ej, jaks¹dzi, okaza³oœci. – Audi A4, najnowszy model. Podoba ci siê?

Jak¿e mo¿na zaprzeczyæ w obliczu takiego entuzjazmu?– Piêkny, nie ma co.Naciska pstryczek, który trzyma w d³oni. Po dwóch sygna³ach

bip i migniêciu obydwu kierunkowskazów alarm cichnie. Paolootwiera baga¿nik. – ChodŸ, za³aduj tutaj.

Wrzucam do ty³u dwie torby, choæ ju¿ bez tej ma³ej, bo mój bratskrupulatnie za³adowa³ j¹ sam. – Ej, delikatnie.

Sam nieœwiadomie podsuwa mi pewien pomys³. – A nie da³byœmi poprowadziæ?

22

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:22 c:1 black–text

Page 23: Tylko ciebie chcę

Patrzy na mnie. Zmienia mu siê wyraz twarzy. To cios w samoserce. Ale mi³oœæ do brata bierze w nim górê.

– Jasne, trzymaj. – Uœmiecha siê z niejakim wysi³kiem i rzucami kluczyki razem z pilotem. Wariat. W ¿adnym razie nie nale¿ydarzyæ uczuciem brata takiego jak ja. Zw³aszcza jeœli prosi ciêo kluczyki do takiego audi A4. Jest nowiuteñkie. Siadam za kierow-nic¹. Pachnie nowoœci¹, bez najmniejszej skazy, odrobinê przycias-ny. Przekrêcam kluczyk w stacyjce, podœwietlam deskê rozdzielcz¹i odpalam silnik.

– Fajnie siê prowadzi.– Pamiêtaj, ¿e silnik dopiero siê dociera… – Patrzy na mnie

niespokojnie i zapina pas.A ja, czy to dlatego, ¿e dopiero co wróci³em do Rzymu, czy te¿

dlatego, ¿e chce mi siê krzyczeæ, albo, bo ja wiem, mo¿e dlatego, ¿ew jakiœ sposób chcia³bym siê uwolniæ od tych dwóch lat wype³-nionych cisz¹, od z³oœci prze¿ywanej gdzieœ daleko, ruszam gwa³-townie, dodaj¹c gazu. Rozlega siê pisk opon, samochód zarzuca naboki, audi A4 podrywa siê z miejsca, silnik wyje, opony wrzynaj¹ siêw rozgrzany asfalt. Paolo chwyta obur¹cz za klamkê w drzwiach.

– No tak, wiedzia³em, wiedzia³em, ¿e tak bêdzie. Jak to jest, ¿ez tob¹ zawsze siê tak koñczy?

– Co ty wygadujesz! Przecie¿ dopiero co wsiad³em do auta!– Chcia³em powiedzieæ, ¿e z tob¹ to nigdy nic nie wiadomo!– Okay… – Przyspieszam, biorê zakrêt i dla zabawy manewrujê

kierownic¹ tak, ¿e niemal ocieram siê o bandê.– Tak lepiej?Paolo poprawia siê na siedzeniu, obci¹gaj¹c sobie marynarkê.– Trudno, z tob¹ nie ma ani chwili spokoju.– No weŸ… przecie¿ doskonale wiesz, ¿e to tylko tak dla ¿artu.

Tylko siê nie zamartwiaj, zmieni³em siê.– Jeszcze? Na ile siê zmieni³eœ?– Tego nie wiem, wróci³em do Rzymu, ¿eby siê przekonaæ.Siedzimy w milczeniu.– Mo¿na tu zajaraæ?– Wola³bym nie.Wk³adam sobie papierosa do ust i wciskam zapalniczkê.– Co ty wyprawiasz, palisz i tak?– To twoje „wola³bym” ciê za³atwi³o.

23

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:23 c:1 black–text

Page 24: Tylko ciebie chcę

– Widzisz… Zmieni³eœ siê. Na gorsze.Z uœmiechem patrzê na niego. Kocham go. Byæ mo¿e rzeczywiœcie

siê zmieni³, jakby dojrza³, zmê¿nia³. Zaci¹gam siê marlboro medium,po czym proponujê mu macha.

– Nie, dziêki.W ramach odpowiedzi opuszcza lekko szybê. Po chwili pogod-

nieje. – Wiesz co? Jestem z tak¹ jedn¹.Mój brat jest ode mnie siedem lat starszy. To niesamowite, cza-

sami zachowuje siê jak sztubak, zbiera mu siê na opowiadanie miró¿nych rzeczy, ¿e a¿ mi³o s³uchaæ. Postanawiam daæ mu tê satys-fakcjê.

– A jaka ona jest, ³adna?– £adna? Jest piêkna! Wysoka, jasna blondynka, musisz j¹ po-

znaæ. Nazywa siê Fabiola, zajmuje siê projektowaniem wnêtrz, lu-bi bywaæ tylko w okreœlonych miejscach, ma œwietny gust…

– Ee… Jasne, jasne, oczywiœcie…– Okay, okay. Podœmiewasz siê, gorzej, podœmiechujki sobie ro-

bisz, niez³e, co? Fabiola ci¹gle to powtarza!– Trochê dwuznaczne, nie s¹dzisz? Powinna uwa¿aæ, kiedy mó-

wi coœ takiego. W ka¿dym razie dla mnie to ju¿ jasne, dlaczegowam tak razem dobrze.

– Zreszt¹, tak czy owak, jesteœmy bardzo zgodni.Bardzo zgodni. Ale co to ma w³aœciwie znaczyæ? Zgodnoœæ jest

wtedy, kiedy wiersz jest do rymu. Albo, co brzmi gorzej, kiedyw umowie wszystko siê zgadza. A o mi³oœci to mo¿na mówiæ wte-dy, kiedy brak ci tchu, kiedy jest bezrozumna, kiedy odczuwaszbrak, kiedy jest piêknie, chocia¿ nic siê nie rymuje, kiedy jest sza³…Kiedy ju¿, na sam¹ myœl o tym, ¿e móg³byœ j¹ ujrzeæ u boku innego,przesadzi³byœ ca³y ocean, rozszarpuj¹c po drodze wszystko, co po-padnie.

– No, skoro jesteœcie zgodni, to bardzo wa¿ne. Poza tym… – Sta-ram siê jak najzrêczniej spuentowaæ. – Piêkne imiê: Fabiola.

Ale bana³. Lecz nic lepszego nie przysz³o mi do g³owy. W³aœciwiemi to wisi, ale gdybym mu powiedzia³, ¿e panna ma imiê do dupy,to znaj¹c go, nie by³by najszczêœliwszy. Paolo jest zawsze spragnio-ny opinii wszystkich wokó³. To najwiêksza bzdura, jak¹ mo¿nasobie zafundowaæ. Bo niby kim s¹ ci wszyscy? Nawet nasi starzynie byli dla nas wszystkim.

24

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:24 c:1 black–text

Page 25: Tylko ciebie chcę

Jakby czyta³ mi w myœlach. – Tata te¿ jest z tak¹ jedn¹, wiesz?– Niby sk¹d mam wiedzieæ, skoro nikt mi nic nie mówi.– Monica, piêkna kobieta. Piêædziesiêciolatka, ale œwietnie siê

trzyma. Zrewolucjonizowa³a mu dom. Wywali³a czêœæ staroci,wszystko jest jak nowe.

– Tata te¿?Paolo zanosi siê dzikim œmiechem. – A to ci siê uda³o.Mój brat i jego nieod³¹czny entuzjazm przyg³upa. Wczeœniej te¿

taki by³? Kiedy wracasz z podró¿y, wszystko wydaje ci siê jakieœinne.

– Mieszkaj¹ razem, musisz j¹ poznaæ.Musisz. Co znaczy musisz? Raz a dobrze naciskam klakson, by

przep³oszyæ goœcia, który nie chce usun¹æ siê z drogi. Ju¿, zje¿-d¿aj! Migam œwiat³ami, nic z tego. Dodajê gazu, przyspieszam. Sa-mochód, ¿eby wyprzedziæ, wyrywa na prawy pas.

Paolo nogami zapiera siê do przodu i przytrzymuje podpórki,która znajduje siê miêdzy nami. Zje¿d¿am na lewy pas i uspoka-jam brata.

– Wszystko w porz¹dku. W Stanach nigdy nie mog³em tego zro-biæ, kontroluj¹ ciê co do milimetra.

– Wobec tego wróci³eœ specjalnie po to, ¿eby siê wy¿yæ i poroz-bijaæ moim samochodem, czy tak?

– Mama jak siê miewa?– Dobrze.– Co znaczy dobrze?– Co w takim razie znaczy: jak siê miewa?– Ale ty kombinujesz. Czy jest spokojna? Ma kogoœ? Dzwonicie

do siebie? Spotykaj¹ siê, rozmawiaj¹ z ojcem?Pyta³a o mnie? – tego ostatniego pytania jakoœ nie jestem w sta-

nie mu zadaæ.– Czêsto o ciebie pyta³a. – W koñcu tylko na nie udziela mi

odpowiedzi. – Chcia³a wiedzieæ, czy rozmawia³em z tob¹, kiedy sie-dzia³eœ w Nowym Jorku, jak ci sz³o na kursie itede, itepe.

– A ty co?– A ja mówi³em jej to wszystko, co wiedzia³em, niewiele. ¯e

kurs jest w porz¹dku, ¿e, o dziwo, z nikim siê jeszcze nie pobi³eœ,no i poza tym trochê pozmyœla³em.

– W stylu?

25

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:25 c:1 black–text

Page 26: Tylko ciebie chcę

– ¯e od dwóch miesiêcy spotykasz siê z dziewczyn¹, ale z W³osz-k¹. Gdybym powiedzia³, ¿e z Amerykank¹, od razu sta³oby siê jas-ne, ¿e to kit, przecie¿ byœcie siê nie dogadali.

– Ha, ha, ha. Daj znaæ, kiedy mam siê œmiaæ. Czy to aby nieos³awione podœmiechujki?

– Powiedzia³em jej jeszcze, ¿e dobrze siê bawisz, ¿e wieczoramicoraz wychodzisz siê rozerwaæ, ¿adnych dragów, za to kupa przyja-ció³. S³owem, ¿e nie masz zamiaru wracaæ i ¿e w sumie to dobrze citam. Jak mi posz³o?

– Jako tako.– Znaczy?– By³em zwi¹zany z dwiema Amerykankami i rozumieliœmy

siê w lot.Nie zd¹¿a siê rozeœmiaæ, przyspieszam i zje¿d¿am, zmieniaj¹c

pas na prawy.Zostawiam za sob¹ obwodnicê, na zakrêcie dodajê gazu, opony

wydaj¹ ostry pisk, jakieœ stare auto tr¹bi na mnie z ty³u, ja skrê-cam dalej jakby nigdy nic i wje¿d¿am na rozjazd. Paolo poprawiasiê na siedzeniu. Obci¹ga marynarkê. Potem wtr¹ca swoje trzygrosze.

– Nie w³¹czy³eœ kierunkowskazu.– W³aœnie. – Przez chwilê jadê w milczeniu. Paolo wygl¹da

przez okno, ale raz po raz spogl¹da te¿ na mnie, staraj¹c siê przy-ci¹gn¹æ moj¹ uwagê.

– Co jest?– Jak siê skoñczy³a sprawa z procesem?– Zosta³em u³askawiony.– To znaczy? – Patrzy na mnie zaciekawiony. Odwracam siê

i przez jakiœ czas wytrzymujê jego spojrzenie. Siedzi w milczeniu.Przygl¹da mi siê spokojny. Pogodny. Nie s¹dzê, ¿eby k³ama³. A mo-¿e jest wytrawnym aktorem. Dobry brat z Paola, ale wœród jegopotencjalnych zalet trudno by³oby mi wskazaæ akurat kunszt aktor-ski. Znów patrzê na drogê.

– Nic, zosta³em u³askawiony, koniec, kropka.– To znaczy, rozwiñ trochê.– I kto to pyta? Znasz te wszystkie amnestie, które og³aszaj¹

w sprawie p³acenia podatków albo przy samowoli budowlanejw³aœnie wtedy, kiedy zbli¿aj¹ siê wybory? No, to jest w³aœnie jeden

26

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:26 c:1 black–text

Page 27: Tylko ciebie chcę

z takich przypadków, wykroczenia takie jak moje zostaj¹ wymaza-ne z kartoteki, a zamiast tego pozostaje pamiêæ o wspania³omyœl-nym prezydencie.

Uœmiecha siê.– Wiesz, przez ca³y ten czas zadajê sobie pytanie, dlaczego w³aœ-

ciwie spra³eœ tego goœcia, który mieszka³ naprzeciwko nas.– I da³eœ radê prze¿yæ, zadrêczaj¹c siê tak bez wytchnienia?– Tak, mia³em jeszcze parê innych rzeczy na g³owie.– W Stanach, stary, ani jednego dnia byœ nie prze¿y³. Tam nie

masz czasu na takie rozmyœlania.– Ale poniewa¿ nie rusza³em siê z Rzymu, to miêdzy cappucci-

no a aperitifem znalaz³em czas na to, by sobie o tym porozmyœlaæ.I uda³o mi siê tak¿e dojœæ do pewnego wniosku.

– Niesamowite! I co?– Mianowicie ¿e nasz s¹siad w jakiœ sposób narzuca³ siê ma-

mie, prawi³ jej siermiê¿ne komplementy i trochê siê zagalopowa³.Ty, nie wiem w jaki sposób, dowiedzia³eœ siê o tym i trzask prask,przy³o¿y³eœ mu tak, ¿e wyl¹dowa³ w szpitalu…

Nie odzywam siê ani s³owem. Paolo nie spuszcza ze mnie wzro-ku. Wola³bym, by nasze oczy siê nie spotka³y.

– Jest jednak coœ, czego nie rozumiem, nie potrafiê tego roz-gryŸæ… Sorry, przecie¿ mama by³a na procesie i nic nie powiedzia-³a, nawet nie wspomnia³a o tym, co siê sta³o, o tym, co jej móg³powiedzieæ ten goœæ, s³owem, dlaczego zareagowa³eœ w³aœnie w tensposób. Gdyby tylko zabra³a g³os, a nu¿ sêdzia okaza³by siê wyro-zumia³y.

Paolo. Co takiego naprawdê wie Paolo. Przygl¹dam mu siê przezmoment, po chwili znów patrzê na drogê. Bia³e pasy na jezdni, jedenza drugim, audi A4 w ¿aden sposób nie m¹ci ich regularnej linii.Jeden za drugim, niekiedy lekko nadgryzione. Szum jazdy. Tutum,tutum, audi quattro miêkko unosi siê i opada na ka¿dej najmniejszejwypuk³oœci. Ka¿dorazowo mo¿na siê zorientowaæ, w którym miejscustykaj¹ siê ze sob¹ krawêdzie betonowych p³yt, ale to wcale nieprzeszkadza. Czy powinno siê mówiæ prawdê? Daæ komuœ poznaæ odinnej strony znajom¹ ju¿ osobê? Paolo kocha mamê tak¹, jaka jest.Kocha j¹ za to, jaka jest wed³ug niego. Lub za to, jak¹ on chce j¹widzieæ.

– Paolo, ale w³aœciwie dlaczego mnie o to pytasz?

27

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:27 c:1 black–text

Page 28: Tylko ciebie chcę

– Tak sobie, ¿eby wiedzieæ…– Coœ ci siê tutaj nie zgadza, nieprawda¿?– No w³aœnie.– A dla takiego speca od finansów jak ty to prawdziwy koszmar.O tym, ¿e nasz s¹siad nazywa³ siê Giovanni Ambrosini, dowie-

dzia³em siê dopiero na rozprawie. Chocia¿ nie, nazwisko pozna³emwczeœniej. Kiedy zadzwoni³em do niego do mieszkania, nazwiskowidnia³o na tabliczce. Otworzy³ mi drzwi w bokserkach. Jak tylkomnie zobaczy³, od razu je zatrzasn¹³. Ja zajrza³em do niego jedyniepo to, by zamieniæ z nim kilka s³ów. By poprosiæ go grzecznie o œci-szenie muzyki. I nagle cios w samo serce. Przez szparê w drzwiach,jakby oprawion¹ w drewnian¹ framugê, ujrza³em jej twarz. To spoj-rzenie na zawsze po³¹czy³o nas i rozdzieli³o zarazem. Nigdy tego niezapomnê. Naga, jakiej jej nigdy przedtem nie widzia³em, piêkna,jak¹ j¹ zawsze kocha³em… Moja mama. W poœcieli obcego faceta.Nie pamiêtam nic, poza tym papierosem, który trzyma³a w ustach.I to jej spojrzenie. Jakby mia³a ochotê na coœ jeszcze po tym facecie,papierosie i wreszcie… na mnie. Patrz, synku… taka jest rzeczywis-toœæ, takie jest ¿ycie. Wci¹¿ czujê rozpalone do czerwonoœci serce.Do tego jeszcze ten Giovanni Ambrosini. Wyci¹gn¹³em go za w³osyz domu. Rzuci³em na ziemiê. Jeden kopniak w kark wystarczy³, byroztrzaskaæ mu obydwie koœci policzkowe. Schowa³ siê za porêczschodów, a ja nie przestawa³em zadawaæ mu ciosy obcasem w praweucho, w twarz, miêdzy ¿ebra, deptaæ palców d³oni, póki nie zamieni-³y siê w jedn¹ miazgê. Te same d³onie, które jej dotyka³y. I… Dosyæ.Dosyæ. Dosyæ, proszê. D³u¿ej nie wytrzymam. Takie wspomnienia,które nigdy ciê nie opuszczaj¹. Nigdy. Patrzê na Paola. Oddychamg³êboko. Tylko spokój. Jeszcze g³êbiej. Spokój i k³amstwa.

– Przykro mi, Paolo, ale czasami bywa tak, ¿e nie wszystko siêzgadza. Tamten koleœ mnie wkurwia³, to wszystko. Mama nie matu nic do rzeczy, no co ty.

Wygl¹da na zadowolonego. Odpowiada mu taka wersja zdarzeñ.Spogl¹da przez szybê.

– Aha, nie powiedzia³em ci jednej rzeczy.Patrzê na niego zaniepokojony.– Co takiego?– Przeprowadzi³em siê. Nie wynios³em siê wprawdzie z Farne-

siny, ale kupi³em mieszkanie na poddaszu.

28

j:aTylkociebie_poc 27-3-2013 p:28 c:1 black–text

Page 29: Tylko ciebie chcę