Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i...

46
Rozdział I Nowy samochód Piotra rozpędzał się do kolejnych granic możliwości oferowanych przez skrzynię biegów. Na ustach Mai pojawił się uśmiech, a jej oczy lśniły na myśl o zapowiadającym się wieczorze. Prędkość umożliwiała ucieczkę nie tylko z cuchnącego, skostniałego Kamienia, ale także od starego życia z którego wyrwał ją Piotr. Zmierzali teraz do miasta, jasne, brudnego, ciasnego, hałaśliwego, ale jednak dającego szansę miasta. Początek w tym mieście nie rysował się też zresztą tak ponuro, jak mogłaby przypuszczać jeszcze kilka miesięcy temu. Najpierw spojrzenia, westchnienia, potem spotkania, czułość, miłość. Droga do nowego życia z Piotrem zdawała się usłana różami. Lekki posmak goryczy dawała Mai jedynie świadomość, że uczucie, którym darzyła Piotra nie było akceptowane w rodzinnym Kamieniu, ale zauważyła, że pod naporem jej słów i zapewnień powtarzanych w nieskończoność, także te dziwne bastiony tradycji powoli pękały. Tak, to było wręcz stereotypowe. Pytania o zaręczyny, małżeństwo, rodzinę, dzieci. Czy każda dziewczyna zderza się z tymi pytaniami? Oczekiwaniami? Zapewne, ale to jeszcze nie był czas dla Mai na takie sprawy. Piotr rozumiał oczekiwania wobec siebie. Miał ochotę spełniać je wszystkie. W głowie szumiała radość, szczęście, wolność. Spotkał Maję kilka miesięcy temu będąc przejazdem w jej miejscowości, kupując w absurdalnie zatęchłym miejscowym sklepie papierosy. Potem zaczął coraz częściej przejeżdżać przez Kamień, coraz częściej bywać u niej, potem poznał jej rodziców, kompletnych ignorantów widzących horyzont tuż za granicą Kamienia. Teraz udało mu się z nimi wygrać. Wydobył ją stamtąd i wiózł do miejsca, gdzie będzie mu wdzięczna, gdzie siłą rzeczy rodzice przestaną indoktrynować ją swoim katolickim światopoglądem. Wolność, nie zniewolenie. Radość, nie ponura egzystencja. Przymknął oczy, do płuc sączył powoli powietrze przepojone jej perfumami. Nawet wydawało mu się, że sama jej obecność wprawia obecny w tym powietrzu tlen w jakieś specyficzne drgania, które wywoływały w jego ciele stan dziwnego, wspaniałego uniesienia. Usilnie naciskający na lewą półkulę mózgu przedmiot nie dawał za wygraną. Był to ułamek chwili, ale chwila ta jakby z każdą jej kroplą wydłużała się, a sprawy na zewnątrz świadomości

Transcript of Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i...

Page 1: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Rozdział I Nowy samochód Piotra rozpędzał się do kolejnych granic możliwości oferowanych przez skrzynię biegów. Na ustach Mai pojawił się uśmiech, a jej oczy lśniły na myśl o zapowiadającym się wieczorze. Prędkość umożliwiała ucieczkę nie tylko z cuchnącego, skostniałego Kamienia, ale także od starego życia z którego wyrwał ją Piotr. Zmierzali teraz do miasta, jasne, brudnego, ciasnego, hałaśliwego, ale jednak dającego szansę miasta. Początek w tym mieście nie rysował się też zresztą tak ponuro, jak mogłaby przypuszczać jeszcze kilka miesięcy temu. Najpierw spojrzenia, westchnienia, potem spotkania, czułość, miłość. Droga do nowego życia z Piotrem zdawała się usłana różami. Lekki posmak goryczy dawała Mai jedynie świadomość, że uczucie, którym darzyła Piotra nie było akceptowane w rodzinnym Kamieniu, ale zauważyła, że pod naporem jej słów i zapewnień powtarzanych w nieskończoność, także te dziwne bastiony tradycji powoli pękały. Tak, to było wręcz stereotypowe. Pytania o zaręczyny, małżeństwo, rodzinę, dzieci. Czy każda dziewczyna zderza się z tymi pytaniami? Oczekiwaniami? Zapewne, ale to jeszcze nie był czas dla Mai na takie sprawy. Piotr rozumiał oczekiwania wobec siebie. Miał ochotę spełniać je wszystkie. W głowie szumiała radość, szczęście, wolność. Spotkał Maję kilka miesięcy temu będąc przejazdem w jej miejscowości, kupując w absurdalnie zatęchłym miejscowym sklepie papierosy. Potem zaczął coraz częściej przejeżdżać przez Kamień, coraz częściej bywać u niej, potem poznał jej rodziców, kompletnych ignorantów widzących horyzont tuż za granicą Kamienia. Teraz udało mu się z nimi wygrać. Wydobył ją stamtąd i wiózł do miejsca, gdzie będzie mu wdzięczna, gdzie siłą rzeczy rodzice przestaną indoktrynować ją swoim katolickim światopoglądem. Wolność, nie zniewolenie. Radość, nie ponura egzystencja. Przymknął oczy, do płuc sączył powoli powietrze przepojone jej perfumami. Nawet wydawało mu się, że sama jej obecność wprawia obecny w tym powietrzu tlen w jakieś specyficzne drgania, które wywoływały w jego ciele stan dziwnego, wspaniałego uniesienia. Usilnie naciskający na lewą półkulę mózgu przedmiot nie dawał za wygraną. Był to ułamek chwili, ale chwila ta jakby z każdą jej kroplą wydłużała się, a sprawy na zewnątrz świadomości zwalniały. Przedmiot sprawiał, że do świadomości zaczynały napływać sygnały wymagające reakcji. Co to może być? Zdenerwowanie? Nieprzyjemność? Ból? Skąd w tym pełnym własnego szczęścia samochodzie pojawił się ból? - pytał Piotr. Nagle poczuł, że przedmiot zagłębia się w jego ciało, że rozrywa po kolei każdą tkankę w jego głowie, w jakimś momencie zauważył, że przestaje prawidłowo rozumieć, a ostatnie obrazy utrwalają się w świadomości. Na kierownicy pojawiły się niewielkie ogniki, światełka mrugające przyjaźnie, jakoś znajomo. Bezwład nie pozwolił mu jednak zareagować na nie, aż do

Page 2: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

chwili, gdy ujrzał swój samochód na drodze przygnieciony przez naczepę TIR-a. TIR rozpadł się na dwie części, a z jego środka wysypały się buty. Męskie, damskie, wszystkie eleganckie, skórzane, pewnie drogie. Obraz samochodu oddalił się w taki sam sposób jak obraz Ziemi, Słońca, Galaktyki. Spadał w jakiś dziwny sposób, ani w dół, ani do tyłu, ani w bok. W sposób zupełnie dziwaczny i obcy jego dotychczasowemu doświadczeniu. Zdziwił się, że nigdy dotąd nie zechciał w taki sposób się poruszać. 

Rozdział II Piotr i Maja siedzieli obok siebie w miejscu przypominającym dworzec kolejowy w Bernie. Prosto skonstruowane, logiczne, schludne, a jednocześnie sprawiające przyjemność przebywania w nim miejsce. Siedzieli na metalowej, pomalowanej na zielono ławce ustawionej równolegle do zagłębienia, w którym zwykle widywało się ułożone na drewnianych belach tory. Torów jednak tam nie było. Po drugiej stronie tego torowiska znajdował się domek. Domek zbudowany był z czegoś imitującego pruski mur. Brązowe drewniane bele w sposób bardzo efektowny odcinały się od bieli ścian, a tuż przy brązowych okiennicach wisiał czarno-biały zegar. Wskazywał godzinę za piętnaście piątą. Zegar był stary, okrągły, stylizowany chyba na czasy wiktoriańskie. Rozglądając się można było zorientować się, że wskazuje wczesną godzinę ranną, nie zaś popołudnie. Chociaż nad głowami i nad całą stacją rozciągał się ogromny, typowy  dach, to przez jego półprzeźroczyste szyby widać było jakby poświatę wschodzącego słońca, miejscami bladą, miejscami różowawą. Pod półokrągłą konstrukcję tego dachu wkradała się jakby poranna rosa, mgła. Za pruskim domkiem znajdowało się rozległe puste miejsce. Przechadzali się po nim ludzie. Zwierząt nie można było dostrzec. Maja odwróciła głowę. Zorientowała się, że po drugiej stronie ławki znajduje się wysoki, szary mur. Nie można było zobaczyć jak jest on wysoki, ponieważ przykrywający stację dach przylegał do niego.  - Czy możesz wstać? - zapytała Maja. Piotr wstał powoli. Odkrył, że ruchy są w tym dziwnym świecie o wiele łatwiejsze.  - Nie jestem pewien co się właśnie wydarzyło - odpowiedział Piotr - ale musimy przede wszystkim spróbować zorientować się co tutaj robimy i w ogóle gdzie jesteśmy.  Piotr złapał za dłoń Mai i podniósł ją z ławki.  

Page 3: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Zobacz,  tam jest jakaś tabliczka! - powiedział z radością. Maja spojrzała jeszcze kątem oka na ludzi po drugiej stronie torowiska, ale stwierdziła, że może rzeczywiście lepiej jest najpierw zorientować się gdzie się znaleźli. Oboje podbiegli do tabliczki, która jak się okazało wisiała nad nieproporcjonalnie małymi wobec tej ściany drzwiami.  - Obserwatorium Astronomiczne? - zawołała ze zdziwieniem - o co w tym wszystkim chodzi, gdzie my jesteśmy? Piotr zauważył na mosiężnej tablicy znajome świetliki. Wydawało się, że to słońce wzeszło już na tyle wysoko, aby oświetlić to miejsce ciepłymi promieniami. Światełka jednak zbiły się w zwartą smugę. Do niej z kolei po chwili dołączyła druga, a ciężkie dębowe drzwi ustąpiły pod naporem światła. Promienie oświetliły przedsionek. Podłogę zdobiły słowa "Omnia subiecta sunt naturae", "wszystko podlega naturze". Piotr wykonał krok jako pierwszy, za nim do środka weszła Maja. Po przejściu przedsionka dostrzegli, że ktoś zbliża się do nich z drugiej strony pomieszczenia. Był to mężczyzna ubrany w dobrze skrojony garnitur. Jasne, krótkie włosy i równie krótka broda współgrały z pooraną zmarszczkami twarzą.  - Witam ciebie Maju. Witam także ciebie Piotrze - powiedział nieznajomy uśmiechając się lekko. Jego głos wydawał się lekko chropowaty, ale jednocześnie spokojny, opanowany, pewny. Otworzył teczkę, w której znajdowały się tylko dwie kartki papieru. Maju, urodziłaś się jako córka Barbary i Jana w parafii pod wezwaniem świętej Jadwigi w Kamieniu. Było to dwadzieścia osiem ziemskich lat temu. Ty, Piotrze, synu Rozalii i Tadeusza, urodziłeś się również dwadzieścia osiem lat temu w Warszawie, w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tu nieznajomy skłonił głowę. Oboje zakończyliście ziemski żywot w roku 2010 w drodze z Kamienia do Warszawy w wypadku samochodowym. - Czy wszystko się zgadza? - dodał z uśmiechem. - Mam trzydzieści lat, nie dwadzieścia osiem. Nie jestem też w stanie potwierdzić  tożsamości mojego ojca, bo go po prostu nie znałem - odrzekł Piotr. Nieznajomy zmarszczył brwi i otworzył znów swoją teczkę. Przez chwilę oglądał z uwagą swoje dwie kartki i zaczął czytać: Pomimo wielu starań nie udało mi się przekonać matki Piotra do udzielenia mu Sakramentu Włączenia do Kościoła. Jako ostateczny krok zawnioskowałem ciężkie zapalenie płuc u dwulatka, co miało miejsce w styczniu roku Pańskiego 1982. Piotr został przywieziony do szpitala kolejowego w Warszawie, gdzie będąc w ciężkim stanie został potajemnie ochrzczony przez pielęgniarkę oddziałową. Wkrótce potem pielęgniarka powiadomiła o tym fakcie proboszcza parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Warszawie, który dokonał stosownego wpisu do ksiąg

Page 4: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

parafialnych. Matka Piotra pozostała nieugięta i nie zdecydowała się potwierdzić Sakramentu wobec kapłana. - Tak więc dla Kościoła urodziłeś się wtedy, gdy Maja - w roku Pańskim 1982. Gdyby nie owa pielęgniarka, nie miałbyś dziś szansy usłyszeć tego, co zaraz Wam przedstawię - kontynuował brodacz, tym razem jednak uśmiech zniknął z jego twarzy. Maja silniej ujęła dłoń Piotra.  - Czy to oznacza, że za chwilę zostaniemy osądzeni? - zapytała z pewną trwogą. - Zaraz wszystko się wyjaśni, ale po kolei moi drodzy. Nazywam się Krzysztof Clavius. Na Ziemi byłem papieskim astronomem. Tutaj zajmuję się wprowadzaniem w nowy świat ludzi takich, jak wy. Za chwilę zaproszę Was do góry, gdzie sami będziecie mogli przekonać się o kilku pomniejszych kwestiach, ale najpierw chciałbym powiedzieć wam kilka podstawowych informacji. Po pierwsze: jest jeden Bóg. Tutaj Krzysztof ponownie schylił głowę. Jest On sprawiedliwym Sędzią. Wynagradza On wszystkich za każde dobro, ale za każde wyrządzone zło karze. Jest on w trzech Osobach - Ojca, Syna i Ducha. Na szczęście dla nas Syn Boży stał się Człowiekiem i umarł za nas, abyśmy mogli żyć. Jak sami widzicie nasze dusze są nieśmiertelne, ale do waszego zbawienia potrzebna jest Boża łaska. Salę wypełniała cisza. Piotr i Maja wpatrywali się w oczy Krzysztofa jakby spodziewali się usłyszeć od niego decyzję: niebo, czy piekło. Po lewej stronie pomieszczenia znajdowały się szerokie, kamienne schody. Oświetlane jakby z dwóch stron sprawiały wrażenie zapraszających do góry. Tańczące promienie zamieniły się nagle jakby miejscami. Powietrze przeciął jakby świst metalu szpady czy też może miecza. Na schodach nie znać było już delikatnych promieni, lecz stało tam dwóch potężnych mężczyzn.  - Zło, które wyrządziliście sobie i innym woła przeciwko wam - powiedział krótko Krzysztof - ale Pan nasz okazał wam łaskę. Będziecie mogli poznać dobro i zło. Wasi Aniołowie, którzy strzegli was jak najdroższego skarbu naszego Pana, wskażą wam drogę na sam szczyt obserwatorium. Tam poznacie wasze życie z perspektywy przedsionka niebios. Będziecie odtąd wiedzieć co jest dobrem, a co złem, a w związku z tym będziecie w stanie rozumnie wybrać, czy chcecie żyć zgodnie, czy wbrew waszej naturze.  

Rozdział III Drogę do najwyższej w obserwatorium kopuły pokonywali w towarzystwie Aniołów w milczeniu. W trakcie tej drogi musieli zatrzymywać się kilkukrotnie, aby odpocząć. Zmęczenie tą wspinaczką było jednak tym

Page 5: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

zdrowym zmęczeniem, które na Ziemi wywołuje naturalną radość. Odwiedzali więc kolejno mieszkańców Obserwatorium. Zajmowali się oni porządkowaniem praw wszechświatów, których Bóg stworzył niezliczoną ilość. Powoli odkrywali też radość z poznawania tych innych wszechświatów. Inne fizyki, inne mechaniki, inne naturalne logiki dawały tak wiele możliwości. W niektórych z nich mogło pojawić się życie, w innych nie. Powoli odkrywali znaczenie sporów, które prowadzili jeszcze kilka dni temu, sporów o kolor tapicerki, kolor ścian w ich mieszkaniu w mieście. W końcu dotarli na sam szczyt. 

  - Jaki jest cel naszej wizyty tutaj? - zapytał w końcu anioła Piotr - Doskonale znam przecież swoje życie na Ziemi. Wiem, co zrobiłem dobrze, co nie wyszło. Potrafię się rozliczyć i żadna retrospekcja nie jest tutaj potrzebna - stwierdził stanowczo. Anioł Piotra spojrzał na niego z uwagą. Stali w wąskim korytarzu, który ze schodów prowadził do pomieszczenia obserwacyjnego. Piotr mógł w nim poruszać się w miarę swobodnie, ale postać anioła ledwie mieściła się w tym przejściu. - Porozmawiamy o tym, gdy spojrzysz choćby na swoje dzieciństwo. Będziesz wiedział o czym chcemy Cię powiadomić - odparł spokojnie anioł. Maja przyspieszyła kroku. Koniec korytarza wieńczył wykonany z czerownej cegły portal. Brak ozdób przypominał raczej portale, bramy i przejścia charakterystyczne dla ceglanych zamków krzyżackich na wschodzie Europy, niż bogato zdobione wejścia do gotyckich katedr Francji. Wewnątrz panował charakterystyczny półmrok. Po prawej stronie lekką poświatą odcinały się od niego ekrany maszyn liczących. Siedzieli przy nich ludzie zajęci wprowadzaniem do maszyny jakichś informacji. Maja przyjrzała się bliżej ich pracy. Na dwóch ekranach znajdowały się podobne zdjęcia złożone z mnóstwa mniejszych i większych ciemnych, często prawie czarnych kropek. Na ekranie środkowym widniały kolumny cyfr. Dopiero po chwili zorientowała się, że zdjęcia na bocznych monitorach pokazują gwiazdy. Były to po prostu negatywy! - To nie jest twoja okolica - powiedział, uśmiechając się, milczący dotąd anioł Mai. Ziemia znajduje się w zupełnie innej galaktyce. Pan nasz stworzył twój wszechświat z pewnym bardzo dowcipnym elementem. Jak widzisz, badamy tutaj ten świat w skali makro, ale gdybyśmy przyjrzeli mu się głębiej, zobaczylibyśmy planety, potem kontynenty, na waszej planecie nawet miasta, ulice, domy, a w nich ludzi i konkretne przedmioty. Ale wchodząc jeszcze głębiej dotarlibyśmy do cząsteczek, atomów, cząstek elementarnych i tak dalej. W szkole uczono cię, że każda reakcja ma swoją przyczynę, że jeśli dwukrotnie powtórzysz to samo doświadczenie, otrzymasz ten sam wynik. W waszym wszechświecie nie jest tak do końca.

Page 6: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

W skali cząstek elementarnych musimy użyć pewnego prawdopodobieństwa. Co więcej, według praw tego wszechświata przykładowo nie można stwierdzić na pewno, że elektron w atomie znajduje się w konkretnym miejscu, w konkretnym czasie. To nie oznacza, że nie potrafiliście tego stwierdzić, tylko że po prostu tak nie jest. Te dwie wartości na raz są po prostu nieokreślone. Możesz tylko powiedzieć, że dany elektron jest w tym miejscu z pewnym prawdopodobieństwem. .. - Dlaczego o tym mówimy? - przerwała aniołowi Maja - Dlaczego to takie skomplikowane? - Widzisz, ludzie tutaj badają światło z gwiazd waszego wszechświata. Na podstawie tych obrazów opisują go bardzo dokładnie. Położenia planet, gwiazd, ich prędkości, masy. Jest to konieczne, ponieważ przez brak pewności w skali mikro nikt nie jest w stanie powiedzieć jak dokładnie wygląda ten świat w skali makro. Jest to też przyczyna, że ty, Piotr i każdy inny człowiek możecie mieć wolną wolę. Że atomy z których składają się wasze mózgi nie dyktują wam waszych myśli, decyzji. Pan nasz stworzył ten świat właśnie w taki sposób specjalnie po to, aby wolna wola mogła zaistnieć także poza Nim. W człowieku. Abyście w sposób wolny mogli podejmować decyzje. Dopóki nie nastąpi koniec tego świata, wolna wola nie zostanie wam ludziom w nim żyjącym zabrana.  Anioł się uśmiechnął, a w jego oczach Maja dostrzegła spojrzenie, którym dawno temu obdarowywał ją ojciec, człowiek zajmujący się na codzień prostymi czynnościami, ale mający w swojej duszy jakąś ogromną przestrzeń, miejsce dla myśli wielkich. Kiedyś zabierał ją w niedzielne wieczory na długie spacery nad jezioro w Kamieniu. Uczył ją nazw gwiazdozbiorów, czasem tuż po zachodzie słońca pokazywał Wenus, innym razem Jowisza. Razem marzyli o małej lunecie aby oglądać jego cztery galileuszowe księżyce. Potem te wieczory stawały się coraz rzadsze. Maja myślała więcej o konkretnej przyszłości, o pracy, o wyrwaniu się z Kamienia. Czas poświęcała na konkrety. Teraz tak bardzo chciałaby podzielić się tym wszystkim z ojcem! Po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdował się metalowy podest. Prowadziła na niego drabina. Nad podestem znajdował się zawieszony na złożonym z wielu metalowych kół, podnośników i odważników spory teleskop. Sufitu w pomieszczeniu nie było. Na samej górze nad teleskopem znajdowała się kopuła przedzielona na dwie przylegające do siebie ściśle części. W pewnej chwili całe pomieszczenie poruszyło się gwałtownie. Stojący na podłodze kubek potoczył się pod ścianę dowodząc, że pomieszczenie zostało wprawione w ruch obrotowy. Po chwili kubek zatrzymał się świadcząc, że pomieszczenie przestało się obracać. Z kolei głuchy stukot z górnych części pomieszczenia rozpoczął procedurę otwierania kopuły. Oczom Mai i Piotra ukazała się najpierw wąska szczelina

Page 7: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

tego czegoś, co znajdowało się nad obserwatorium. Na kruczo czarnym niebie usianym białymi, żółtymi, błękitnymi i różowymi gwiazdami znajdowało się coś jakby serce. Czerwony gaz lub pył uformował je otaczając bladoróżową mgiełką w podobnym kształcie. W środku tego obłoku migotała biała gwiazda, a na prawo radośnie błyszczał cały ich komplet. Oboje wdrapali się na metalowy podest czym prędzej i zanim kopuła otworzyła się razem ze swymi aniołami podziwiali ten spektakl stojąc już tuż obok teleskopu.  - To Wielki Obłok w Orionie - powiedział anioł Mai.  - Tylko widziany z przeciwnej strony - dodał drugi z nich - jeśli zajrzymy za niego, zobaczymy Ziemię.  Serca Mai i Piotra zabiły szybciej. Ze wzruszeniem spojrzeli w górę. 

Rozdział IV Schodząc po schodach mijali tych samych ludzi. Myśli Piotra jednak krążyły wokół zupełnie innych spraw. Koncentrowały się na jego ojcu, którego w końcu zobaczył. Zobaczył, przegraną przez niego bitwę z własnym alkoholizmem. Zobaczył człowieka, który po narodzinach Piotra podjął wyzwanie i odstawił kieliszek i podjął decyzję o całkowitej zmianie życia. Widział samego siebie w ojcowskich ramionach noszonego z wielką uwagą, bawionego, śmiejącego się i płaczącego obojga rodziców. Widział aniołów odsuwających wtedy od ojca wszelkie problemy początku lat osiemdziesiątych, posyłających sąsiadów z mlekiem w proszku wystanym w kolejce "przy okazji", pakujących w darach z zagranicy tetrowe pieluchy. Tak, aby decyzja o rzuceniu picia miała czas ugruntować się w duszy ojca, zapuścić korzenie i przetrwać bitwę, którą musiał przecież jeszcze stoczyć z nałogiem. Rok później, jeszcze przed stanem wojennym ojciec wyszedł po taką paczkę do kościoła. Było to tuż po niespodziewanej wizycie teściów, którzy z wiadomych przyczyn niezbyt przychylnym okiem na niego patrzyli. Wracał do domu z paczką spięty, zdenerwowany. Przechodził koło zalesionego nieużytku. Mijał kamienny murek. Za murkiem znajdowała się ścieżka prowadząca do ich domu. Jeszcze dwieście metrów dzieliło go od wejścia do bloku. Jakiś półmrok pokrywał tą ścieżkę. Coś jakby cienie co chwila przemykały przez nią smagając ojca po twarzy. Zatrzymał się, w jego głowie pojawiła się myśl, aby jeszcze tylko chwilę poczekać pod domem, nabrać sił na kolejną przeprawę z teściami. Cienie usłużnie wskazywały mu drogę do zagajnika. Przeszedł dwa kroki w prawo, minął pierwsze krzewy. Chciał nabrać w płuca rześkie powietrze i wracać, ale zobaczył siedzących na ziemi dawnych kolegów. Pili. Chciał uciec, ale bitwa była już przegrana. Wypił "na odwagę". Tego dnia nie wrócił do domu. Następnego także. Po kilkunastu dniach przyszedł, przepraszał. Matka już mu nie wybaczyła. Bogu także. Rok później

Page 8: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

odmówiła chrztu Piotra w kościele. Piotr zaś znalazł wzór mężczyzny w zupełnie innych miejscach, zupełnie innych ludziach. Kariera, szybkie samochody, suto zakrapiane imprezy i amfetamina sprawiały, że czuł jak w jego żyłach krew pulsuje popychając go ku lepszemu środowisku, większym pieniądzom, ekskluzywnemu życiu. Częścią tego życia, a przynajmniej jakiejś jego części miała być też Maja. I ona szła kamiennymi schodami zamyślona. Prawda odsłonięta w zupełności czasem zdumiewała, czasem zaskakiwała. Wszystko układało się w jedną całość będącą obrazem swego rodzaju walki, bitwy o nią między dwiema stronami świata. Z jednej strony światło zdawało się jej przypinać skrzydła. Miłość obojga rodziców okupiona tak wieloma wyrzeczeniami, marzenia o wielkich sprawach. Były chwile, tak dobrze widziane z pomieszczenia pod najwyższą kopułą, gdy chciała tą miłość, dobro przelać na kogoś. Te wskazówki, drogowskazy, powracały nieustannie. Nawet po rozpoczęciu pracy w sklepie był taki moment. Pewnego dnia pod sklepem zatrzymał się samochód, stary zielony Polonez. Wysiadł z niego mężczyzna, przystojny, schludnie ubrany. Najpierw otworzył tylne drzwi samochodu. Wysiadły nimi dzieci. Brat i siostra. Starsze z nich miało około dziesięciu lat, młodsze kilka lat mniej. Oboje mieli zespół Downa. Mężczyzna zaprowadził je do sklepowej lady, poprosił by wybrały coś słodkiego dla siebie. Miał w sobie coś opiekuńczego, coś z jej ojca. Chciała zapytać go o cokolwiek, ale ubezwłasnowolniona w dziwny sposób przez obecność chorych dzieci nie odzywała się w ogóle. Kilka tygodni wcześniej ukrywając to przed rodzicami podpisała obywatelski projekt ustawy o dopuszczalności aborcji w przypadku dzieci chorych na nieuleczalne choroby, w tym zespół Downa, do szóstego miesiąca ciąży. Tą trójkę klientów szybko potem wyrzuciła z pamięci. Razem z tymi dziećmi stopniowo wyrzucała ze swego życia także swoje dzieci, swoich rodziców i całe tradycyjnie nastawione środowisko w którym wyrosła. Byli jak ból, który należało uśmierzyć, odciąć od świadomości, aby móc zacząć żyć w nowym świecie bez wyrzutów sumienia. Kiedy dotarli do dolnej sali zastali Krzysztofa śpiącego w staromodnym fotelu. Ilość teczek na stole świadczyła o sporej ilości ludzi, których przyjął podczas ich pobytu na górze. - Ojcze Krzysztofie, ojciec śpi podczas gdy my poznajemy prawdę swoje dotychczasowe życie na nowo? – powiedziała wypowiadając kolejne słowa coraz głośniej. Krzysztof ocknął się i zerwał się na nogi szukając jednocześnie czegoś nerwowo wzrokiem. - Tak, tak, oczywiście czekałem tu na was. Cieszę się, że stanęliście w całej prawdzie wobec siebie samych – odparł pośpiesznie. Znalazł w końcu teczki Piotra i Mai. 

Page 9: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Czy zatem chcecie udać się do miasta, które przygotował dla was nasz Pan? - Tak! – odpowiedzieli jednocześnie Piotr i Maja. Krzysztof zapisał coś w teczkach uśmiechając się. - Dobrze, po wyjściu z obserwatorium przejdziecie na drugą stronę naszej poczekalni. Tam znajduje się domek, który już zresztą jak rozumiem widzieliście. Przy nim gromadzi się kolejna grupa ludzi udających się właśnie do Nowej Jerozolimy. Czekają tam na was z radością. Prowadzi do niej kilka dróg. Jedne są dłuższe, drugie krótsze. Dla was przeznaczono drogę przez las Paedor. Nie jest on niebezpieczny o ile będziecie trzymać się ustalonej trasy wyraźnie oznaczonej przez naszych aniołów. - Czy ktoś nas poprowadzi przez ten las? – zapytał Piotr. - Nie ma takiej konieczności. Posiadając już pełną wiedzę o świecie sami w zupełności sobie poradzicie – odpowiedział anioł Piotra – Nasza rola tutaj już się kończy – dodał.  – Nie wszystko przebiegło według woli naszego Pana – dodał drugi anioł – jednak ostatecznie trafiliście na właściwą drogę. Do zobaczenia w Jerozolimie! - Żegnajcie! – odpowiedzieli Piotr z Mają, a aniołowie podeszli do niewielkiego romańskiego okienka, które nagle rozświetlił nagły snop słonecznego światła. Aniołowie spojrzeli w górę, a ich postacie zaczęły zlewać się z tym blaskiem. Po chwili jedynie Krzysztof towarzyszył już przybyszom, ale i on skierował ich tylko ku wejściu, za którym na ławce ujrzeli siedzącego starszego mężczyznę. Zauważyli, że od wejścia do obserwatorium w kierunku domku na stacji prowadziła wąska dróżka. Na jej końcu czekało kilka osób. Przechadzali się to w jedną, to w drugą stronę. Pobiegli ku nim lekko i radośnie. 

Rozdział V Kolumna złożona z kilku osób poruszała się jeden za drugim w zupełnej ciszy. Szli po wąskiej drodze wysadzanej kamieniami, nieco już wydeptanymi, a więc śliskimi. Po obu stronach drogi znajdowało się coś w rodzaju błota, a wdepnięcie w tą kleistą maź nie należało do największych przyjemności, o czym już kilkukrotnie przekonał się Piotr. Każda z osób zatem całą uwagę skupiała na uważnym stawianiu kroków.Błoto znajdowało się na czymś w rodzaju pola, przez które należało przejść aby trafić do lasów Paedor. Gdy siedzieli na ławce na stacji, pole to wydawało się być pustą przestrzenią za pruskim domkiem, ale z bliska

Page 10: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

widać było, że między pooraną glebą znajdowały się porośnięte kępami burych traw i niewielkimi krzewami miedze. Nie można było dojrzeć dokąd one prowadziły, gdyż przesiąknięte wodą pole parowało uniemożliwiając ocenę sytuacji. Piotr szedł jako drugi w grupie. Przed nim znajdował się jedynie Adam, właściwie rówieśnik Piotra. Oboje szybko znaleźli wspólny język podczas oczekiwania przy pruskim domku. Oboje ukończyli zarządzanie. Adam kończył ten kierunek studiów z myślą o pracy w służbie zdrowia. Jego ojciec był chirurgiem, a Adam przez całą szkołę słyszał o tym jak szpital tonie w długach. Miał wiele pomysłów na wyprowadzenie szpitala na prostą. Zresztą nie tylko szpitala, także całej służby zdrowia! Ukończył więc studia, zaczął doktorat, zaczął jednocześnie pracę w jednym ze szpitali. W ciągu kilku lat doprowadził do znaczącej poprawy jego kondycji. Czuł się w swoim żywiole, może niezbyt dobrze opłacany, ale szczęśliwy ze względu na umożliwienie leczenia wielu ludzi, ze względu na znaczącą likwidację kolejek i całe to dobro, które przyniosła jego praca. Potem pojawił się przedstawiciel firmy farmaceutycznej. Przekonał go do przejścia na próbę do koncernu. Adam zachłysnął się dochodami. Pracował dużo, wydajnie, generował ogromne zyski, ale podobnie jak i Piotra, także jego wciągnął ten nowy świat. Pieniądze, zabawa, odreagowanie, narkotyki. Przedawkował. Piotr i Adam zrozumieli się od razu. Oboje postanowili trzymać się razem podczas tej wyprawy. Po kilkunastu minutach we mgle zniknął wysoki budynek obserwatorium. Dopiero z oddali można było zobaczyć jego ogrom. Szli równym krokiem pamiętając by nie zbaczać z trasy. Drogowskazy do lasu ustawione były w miarę równych odstępach. Po godzinie wymagającej uwagi wędrówki droga rozszerzyła się. Błotniste pole powoli zamieniało się w łąkę. Bure, zgniłe trawy ustąpiły miejsca zielonym kępom, a na horyzoncie przed nimi ukazała się ciemnozielona linia drzew. Sytuacja napawała optymizmem. Postanowili zatrzymać się na krótki odpoczynek. Wkrótce też nadarzyła się ku temu okazja. Droga wspinała się na łagodne wzniesienie. Na jego szczycie znajdowało się coś w rodzaju znaku, pomnika. Postanowili rozbić obóz w tamtym miejscu. Drobne, białe kamyki potrącone ludzkimi stopami toczyły się w dół ścieżki. Grupa wspinała się wytrwale czując już zmęczenie. - To jest krzyż! Zwykły przydrożny krzyż! – zawołał nagle Adam. Wszyscy zatrzymali się przykładając dłonie do oczu by wyraźnie widzieć ów pomnik. Po kwadransie jako pierwsza dotarła do niego Maja. - Tu jest coś napisane – powiedziała do zbliżających się za nią. 

Page 11: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Jest jeszcze nadzieja, jeszcze nie wszystko stracone – przeczytał Piotr. W tym momencie Adam spojrzał na przeciwległą stronę wzgórza, w kierunku lasu. W oddali wyraźnie widoczna była potężna góra, a na jej szczycie coś mieniło się bladoniebieskim, to znów szmaragdowym światłem. - Nowa Jerozolima – szepnął, jakby bał się, że głośniejsze wypowiedzenie tych słów zniszczy cudowny obraz docelowego miasta. Między nimi a znajdującą się na wschodzie Jerozolimą znajdował się las. Zaczynał się u podnóża pagórka na którym stali. Na skraju lasu odcinała się od zieleni wyraźnie szara droga. Maja zauważyła, że od północnej jej strony ktoś zmierza w stronę przecięcia z ich ścieżką. 

Wszyscy obecni pod krzyżem z uwagą wytężali wzrok próbując odgadnąć, kim może być pierwsza osoba spotkana w drodze do Jerozolimy. Wskazówka, czy raczej ostrzeżenie uzyskane w obserwatorium mówiło jasno: uważać na nieznajomych i pod żadnym pozorem nie zbaczać z doskonale oznakowanej drogi. Czy zatem spotkanie to stanowi dla nich zagrożenie, czy też może są to kolejne osoby zmierzające w ich kierunku? Pytań było wiele, zatem wszyscy z uwagą przyglądali się poruszającemu się w oddali punktowi.  Na wschodzie niebo mieniło się lazurem i błękitem. Wysoko spokojnie płynęły białe baranki, na lasy spływały regularnymi falami snopy bladożółtego słonecznego światła. Z tą grą barw, z tym przepychem doznań kontrastowała szara dolina przez którą przeszli w drodze z obserwatorium. Ze szczytu wzgórza dostrzec było można właściwie tylko jakby mech, puch, pierzynę tworzoną z oparów nad polami, szczelnie otulającą tajemnice tego ponurego miejsca. Nad ten bury krajobraz wystrzeliwały jedynie gdzieś na zachodnim horyzoncie wysokie budynki obserwatorium.  Piotra zastanowiło, czy po zmroku ponownie na niebie ukaże się czerwonawa mgławica w Orionie. Podczas oczekiwania przy pruskim domku dowiedział się, że Maja znała ten obiekt już wcześniej, że w krystalicznie czyste zimowe noce pokazywał jej tą mgławicę ojciec, że można ją było przy pewnym wysiłku dostrzec gołym okiem. Najważniejszą informacją była jednak ta, że znajduje się ona mniej więcej czterysta milionów kilometrów od Ziemi. To droga jaką światło pokonuje w prawie półtora tysiąca lat. Skoro zatem znaleźli się po jej drugiej stronie, to oznacza, że od czasu ich istnienia na Ziemi lat musiało minąć co najmniej tyle. Czy tak się liczy czas w tym nowym świecie? Z tych rozmyślań wyrwał go okrzyk Adama. Zanim zdążył się zorientować co się dzieje, Adam już zbiegał zboczem w stronę lasów Paedor. Niewielki poruszający się po drodze pod lasem punkt zmienił się w dwa punkty, a właściwie w dwie sylwetki. Jedna z nich była bardzo niska, jakby przygarbiona, druga na pewno była sylwetką kobiety. 

Page 12: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Proponuję udać się w dalszą drogę. Z ludźmi na dole spotkamy się na skrzyżowaniu ich i naszej drogi – powiedziała krótko Maja. Piotr nie mówiąc słowa podniósł się z ziemi i zaczął szykować do dalszej drogi. Razem z nim do dalszej wędrówki podnieśli się wszyscy oprócz pani Gritty, która posiadając pewną ułomność w lewej stopie wszystkie czynności wykonywała wolniej niż pozostali. W normalnych sytuacjach wszyscy czekaliby na nią cierpliwie, ale tym razem śpieszno im było spotkać nowych towarzyszy, tym bardziej, że reakcja Adama napawała raczej optymizmem. Umówiono się, że z panią Gritty wszyscy spotkają się na przecięciu dróg. Grupkę osób w dół wzgórza poprowadziła Maja. Pani Gritty zakładając plecak patrzyła jedynie łagodnie na krucyfiks i odmawiała różaniec. Właściwie była to tylko połowa różańca, gdyż w ich sytuacji słowa: „módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej” traciły sens. Dla pani Gritty, jako dla byłej żony pastora urzędującego w amerykańskim stanie Utah, tuż koło tamtejszej pustyni, różaniec był nowością, aczkolwiek opowieści z jej ziemskiego życia nie raz jeszcze miały zaskoczyć pielgrzymów w drodze do Jerozolimy.  Piotr z Mają dotarli jako pierwsi do Adama, który z wielkim wzruszeniem opowiadał im urywkami zdań kim jest kobieta, którą właśnie spotkali. Anna była jego pierwszą miłością. Po kilku miesiącach spotykania się z Adamem zaszła w ciążę. Adam poprosił ojca o pozbycie się problemu. Za kilka tygodni miał rozpocząć staż w firmie farmaceutycznej i nie był to zdecydowanie dobry moment na dziecko. Ojciec nie chciał o tym słyszeć, ale jeden z kolegów ojca podjął się zadania i po ciąży nie pozostał ślad. Konflikt z ojcem sprawił, że z Anną postanowił żyć na własną rękę bez niepotrzebnych papierów. Matka Anny popierała to życie na próbę z całych sił. Tak minął dłuższy czas. Gdy przyjemności w tym życiu zaczęły nie wystarczać przyszły właśnie narkotyki. - Nie spodziewałem się tu odnaleźć Anny. Zupełnie! Przecież, gdy przedawkowałem ona wciąż żyła – opowiadał pośpiesznie Adam. Piotr przyglądał się jej uważnie. Nagle spytał: - Czy także idziecie do Jerozolimy? Nastała chwila ciszy. Anna zmieszała się, a przez twarz Adama przemknął lekko widoczny cień. Zamiast Anny głos zabrał jej niskiego wzrostu towarzysz. - Może wytłumaczę o co tutaj chodzi. Nazywam się Ladon, jestem mieszkańcem tej krainy. Jestem tutaj, aby pomóc wam podjąć właściwą decyzję co do dalszej drogi…

Page 13: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

 - Droga do Jerozolimy jest niezwykle jasno wytyczona – przerwał mu Piotr. - Tak, oczywiście, ale czy wiecie co kryje ziemia, którą przeszliście, a co skrywają lasy, które macie dopiero przejść? - Nie do końca – odrzekł Piotr, ale mamy zapewnienie, że o ile nie będziemy zbaczać z drogi, to wszystko będzie dobrze. Po co więc mamy to wiedzieć? - Nie chodzi o to, by zbaczać z drogi, lecz o to, by móc lepiej się do niej przygotować, lepiej zabezpieczyć. Czy nie byłoby lepiej dojść do celu podróży szybciej? Cieszyć się osiągnięciem tego celu prędzej? - Tak, oczywiście – wtrącił Adam – co nam szkodzi posłuchać – spojrzał jakby wymuszająco na Piotra. - Dobrze, mów co wiesz – powiedział Piotr. - Zatem posłuchajcie. Gdy przekroczycie granicę lasów droga będzie biec wzdłuż strumienia. Po kilku godzinach marszu będziecie musieli rozbić obóz na noc. Najlepiej zrobić to w miejscu, gdzie ścieżka przecina wodę. Należy przejść przez mostek i tuż za nim, na niewielkiej polance ustawiony jest drogowskaz do waszego celu podróży. Nocleg najlepiej rozbić w tym miejscu, dalej las jest bardzo gęsty. Gdy wzejdzie słońce najlepiej jest wyruszyć skoro świt. To da wam czas na dotarcie do końca drogi już drugiego dnia. Chyba że… - tu Ladon zawiesił głos. - Mów! – powiedział Adam. - Chyba że próby dla was przygotowane na tej drodze zabiorą więcej czasu niż przypuszczam, ale to już nie jest moja sprawa – odrzekł spoglądając to na Adama, to na Annę. - Jakie próby? – zapytała Maja nie kryjąc zdziwienia. W tym momencie pierwszy raz odezwała się Anna.  - Właściwie nie są to próby… – powiedziała. - Właśnie, właśnie, nie są – przytaknął Ladon. - To są po prostu sytuacje, które nam samym pokażą cel naszej wędrówki. Do tej pory Ladon opowiadał mi tylko o nich, nie miałam powodu w nie wierzyć, ale to, że spotkałam tu Adama… Widzicie, w obserwatorium mogłam spojrzeć na nasze życie z Adamem z pewnej perspektywy. Długo szukałam w nim miłości, chociażby przyjaźni. Znalazłam tylko pewien

Page 14: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

rodzaj egoizmu. To on ukształtował mnie, przynajmniej w sporej części. To samo możesz powiedzieć chyba i ty Adamie, prawda? – spojrzała na niego, a w tym spojrzeniu widać było, że jest pewna swoich słów. - Tak – odrzekł Adam po chwili milczenia. - Ladon twierdził, że na skraju lasu spotkam się z pierwszą próbą, że będę musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tak naprawdę chcę zrezygnować z czegoś z czym dotąd było mi po prostu przyjemnie i wygodnie. Patrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie nieznanego świata, to wiem, że w pewnym sensie to, co mieliśmy na Ziemi wystarczało. - Każdy z was przejdzie taką próbę – dopowiedział Ladon. Tylko osoby, którym wystarczy to, co jest w Jerozolimie, dotrą do niej. Dla całej reszty z was ten cel nie będzie mieć sensu.  - To bez sensu – powiedział Piotr. Przecież teraz Anna spotkała Adama i razem mogą udać się w dalszą drogę.  - I tu się mylisz – odrzekł Ladon. Adam z Anną nie mogą wejść do Jerozolimy razem z tym, co ich łączy. Tak samo jak i ty nie możesz wejść tam zabierając uczucie do Mai. W drodze do Jerozolimy musicie wyzbyć się tego, co jest dla was teraz tak cenne, a co nie było zgodne z prawami panującymi w Jerozolimie. Wywód Ladona przerwał stukot drewnianej laski pani Gritty, która właśnie dotarła do pozostałych osób.  - Kim pan jest? – zapytała ostro. - Jestem Ladon, łaskawa pani, odpowiedział tak uprzejmie jak tylko chyba potrafił. Osobiście byłem w Jerozolimie, ale po pewnym czasie wybrałem miejsce, które pozwala mi być w pełni sobą. Oczywiście nie jest ono tak wspaniałe jak Jerozolima – uśmiechnął się jakoś dziwnie. - Piekło, ma się rozumieć? – odrzekła szorstko pani Gritty. - Można to tak nazwać – odpowiedział Ladon. Jest tam rzeczywiście nieprzyjemnie. Bardzo trudno jest tam normalnie funkcjonować. Generalnie piekła nie polecałbym nikomu, przechodzi ono całkowicie wszystkie ludzkie koszmary senne w swoich okropnościach, ale… - I to nam proponujesz? – wtrącił Adam. 

Page 15: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- … ale na południowym wschodzie piekła – tu spojrzał po kolei na każdą ze zgromadzonych osób – na południowo wschodnim krańcu piekła jest takie miejsce w którym da się żyć. 

Rozdział VI Adam milczał zszokowany. Po całej tej radości, gdy na wzgórzu rozpoznał Annę, gdy biegł do niej ile tchu w piersiach, po całym tym szczęściu otrzymał dwie alternatywy sprawiające mu ból. Albo pójdzie z Anną do Jerozolimy, ale ich znajomość musi podczas tej drogi pójść w zapomnienie, albo zrezygnuje ze wspaniałości tego miasta i uda się z Anną do miasta na nizinie Siddim, gdzie dalsze życie będą mogli oprzeć na swoim związku. Ladon nie ukrywał, że miasta tej niziny nie mogą równać się Jerozolimie, że miasto Seboim, do którego musieliby się udać, jest otoczone wysokim murem, poza który raczej wychodzić nie można ze względu na wielką ilość dzikich, krwiożerczych zwierząt wysyłanych na nizinę Siddim przez diabłów z dalszych części piekła. Ladon opowiadał im, że budowa tego miasta pochłonęła wiele ofiar, ale pod jego przywództwem udało się ostatecznie wybudować miejsce, gdzie ludzie nie chcący rezygnować z dawnych przywiązań mogą w miarę spokojnie żyć. Co więcej, podobno zawsze można było opuścić Siddim i wrócić na dawną drogę do Jerozolimy.  Nizina ta leżała niedaleko drogi, którą szli przez zabłocone pola. Wystarczyło wybrać drogę pod lasem na południe i tam po jednym dniu drogi znajdowała się drewniana chatka w której kierowano do odpowiedniego miasta tej krainy.  Decyzja którą miał podjąć Adam wydawała się oczywista – skoro prawdą okazały się wszystkie tradycyjno – katolickie opowieści o piekle, niebie i tak dalej, to należało zawiesić na kołku swoje dotychczasowe życiowe mądrości i po prostu pójść do Jerozolimy. Proste. Od czasu gdy wyruszyli w drogę do tego miasta dawały jednak o sobie znać dawne namiętności Adama. Pragnienie bycia z Anną stawało się z każdą chwilą wspólnej podróży coraz silniejsze. Wracało to, co w zaświatach nie powinno przecież już wracać. Wraz z tymi pragnieniami w Adamie kiełkował bunt, zdenerwowanie. Dlaczego bowiem nie mógł wejść do Jerozolimy razem Anną u swego boku i po jakimś oczyszczającym ich związek rytuale kontynuować go w ramach wiecznego życia?

- Te nakazy nie są bezsensowne – wyrwała Adama z tych rozmyślań pani Gritty – Można powiedzieć, że twoja twarz ciemnieje wprost proporcjonalnie do gęstwiny lasu którym idziemy i nietrudno odnaleźć przyczynę tego nastroju – dodała z przekąsem.

- Dobrze przynajmniej, że ta gęstwina uniemożliwia dotarcie do Jerozolimy inną drogą. Gdyby tak było to na pewno panujący nad

Page 16: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

zaświatami znaleźliby sposób by oddzielić mnie od Anny już w tej chwili, a nie dopiero w Jerozolimie – odparł Adam.

- Wiesz co ona myśli na ten temat?

- Nie wiem, obiecałem sobie do wieczora przemyśleć całą tą sytuację, do tego czasu nie będę z nią na ten temat rozmawiać. Nie uważa pani jednak, że to wszystko bez sensu? Przecież można byłoby żyć w tym miejscu ze stuprocentowym komfortem. Po co te dziwne wyrzeczenia. Przecież łez miało tu nie być, mówię prawdę?

- Prawda, święta prawda – odparła pani Gritty, po czym oddaliła się do Mai. Po chwili Adam kątem oka zanotował, że obie zwolniły kroku, by zrównać się w marszu z Anną, której twarz była pokryta smutkiem na równi z tą Adama.

***

Przy ognisku na pustej polanie siedział starszy, tęższy mężczyzna. Patrzył spokojnym wzrokiem w trzaskający ogień. Co pewien jednak czas wstawał i jakby nasłuchiwał. Na jego twarzy malowało się jakby wyczekiwanie i troska. Czerwona łuna na zachodzie wpadająca u dołu w szarość zwiastowała nadejście wieczora. Ptaki cicho prowadziły swoje rozmowy gdzieś w gałęziach okalających polanę drzew. Bystre ucho mężczyzny uchwyciło w końcu zmianę tonu tych ćwierkań i kwileń. Po kilku minutach na ścieżce prowadzącej z zachodu ukazały się długie cienie kilku osób. Z przodu szły trzy kobiety, za nimi pojedynczo dwóch mężczyzn. Grupkę wędrowców zamykały dwie mieszane pary. Mężczyzna wstał, otrzepał spodnie, poprawił palcami rzadkie włosy. Z przedniej kieszeni wyciągnął okulary. Założył je na nos i ruszył wolnym krokiem na spotkanie nadchodzącym.

Po chwili wędrowców od mężczyzny dzielił już tylko niewielki mostek nad leniwie wijącym się między krzewami strumieniem. Jedna z trzech kobiet idących na czele zatrzymała się nagle i wydała coś jakby krzyk lub głośny jęk. Najstarsza z tych trzech uspokoiła ją, po czym podeszła do mężczyzny. Dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy, po czym powiedziała:

- Pan jest doktorem Michalskim, kolegą ze szpitala ojca Adama, prawda?

         Mężczyzna skłonił lekko głowę potwierdzając. Podszedł do Anny i powiedział stanowczym głosem:

Page 17: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

         - Witaj Anno. Na pewno mnie pamiętasz. Nazywam się Tadeusz Michalski, to ja zabiłem dziecko twoje i Adama. Idę, tak jak ty, do Jerozolimy. Nie chcę tam jednak wchodzić bez twojego przebaczenia. Po to tu jestem.

         Anna spojrzała na Tadeusza wzrokiem jakby oschłym. Po chwili głosem zdradzającym wzburzenie odpowiedziała:

         - Nie ma przebaczenia dla tego co mi zrobiłeś!

         Twarz Tadeusza zmieniła się ze spokojnej na smutną. Odwrócił się w stronę Anny, która po tej krótkiej wymianie słów uciekła do ogniska. Za nią pobiegli Maja i Adam.

***

         Tadeusz opowiadał przy ognisku historię swojej pracy w szpitalu. Przez pewien czas łączyły go z ojcem Adama stosunki koleżeńskie, momentami można było dopatrzyć się w nich przyjaźni. Po kilku miesiącach wspólnej pracy w szpitalu miał miejsce konkurs na stanowisko jednego z ordynatorów. Stanęli do niego obaj koledzy, wygrał ojciec Adama. Niby nic się nie stało, ale jednak maleńka drzazga urażonej ambicji nabierała rozmiarów, przerodziła się w zazdrość, zawiść. Tadeusz zgodził się wykonać aborcję u dziewczyny Adama pod wpływem chwilowego impulsu. Chciał uszczknąć co nieco z tego wzorowego piedestału moralności na którym ojciec Adama budował swoją rodzinę. Udało mu się to tym zabójstwem znakomicie, rodzina kolegi kilka miesięcy później rozsypała się, Adam odszedł ze szpitala do firmy prywatnej, z ojcem stracił kontakt.

         - Ojciec zostawił mnie z tym wszystkim samego – skwitował Adam opowieść Tadeusza.

         - Nie Adamie, twój ojciec był pewien, że po męsku podejdziesz do sytuacji, sądził, że właściwy wybór nie będzie budził najmniejszych wątpliwości. Dlatego był zaszokowany twoją prośbą o zabieg.

         - Jak widać się mylił – odpowiedział Adam – zostałem z tym sam, sam sobie poradziłem jak mogłem. Nikt nie może mieć do mnie o to pretensji.

         Do Adama podszedł Piotr. Poklepał go po plecach po przyjacielsku, ale Adam zerwał się na nogi i rzucił tylko w stronę Piotra gniewne spojrzenie. Nic nie mówiąc odszedł w stronę potoku i wpatrywał się w niebo pokryte tej nocy lekką mgiełką chmur, tak że tylko najjaśniejsze gwiazdy przebijały przez tą mleczną maź.

Page 18: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

         - Pójdę, porozmawiam z nim – powiedziała Anna wstając również od ogniska. Pozostali przy wesoło trzaskających płomieniach słuchali tymczasem dalszych opowieści Tadeusza. Słuchali o długiej drodze, którą na tym świecie musiał odbyć zmierzając do Jerozolimy. Podobno tą drogą szli wszyscy mordercy, ale idących nią było niewielu.

***

         Anna odciągnęła Adama na pewną odległość od ogniska, tak by nikt nie mógł ich słyszeć. Adam czekał na kolejne słowa nawracające go na właściwy tok myślenia, ale dziewczyna zamiast rozpocząć swój wywód złapała go za dłoń i wcisnęła mu skrawek papieru.

         - To jest mapa drogi z tego miejsca do miasta Seboim. Dał mi ją na skraju lasu Ladon. Jeśli chcesz, możemy tam nad ranem wyruszyć.

         Adam milczał dłuższą chwilę. W końcu odpowiedział:         

         - Dobrze, ale jeszcze przed świtem, zanim ktokolwiek z nich wstanie.

Rozdział VII

         Maja obudziła się z poczuciem, że miała coś pilnego zrobić tuż nad ranem. Po chwili przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego wieczora, sprzeczkę między Anną, Adamem i Tadeuszem, później opowieść Tadeusza o aborcjach w szpitalu oraz o tym, że dzieci zabite przez rodziców i lekarzy czekają na nich w Jerozolimie. Opowieść o tym, że dziecko Adama i Anny to dziewczynka, Rozalia, w tym świecie siedmioletnia. Maja postanowiła opowiedzieć o tym właśnie Annie rano, ponieważ poprzedniego wieczora Adam rozmawiał z nią na osobności o czymś zażarcie i długo.

         Maja podniosła głowę, rozejrzała się dookoła, ale Anny nigdzie nie było. Adam czuł się jak wtedy, gdy podjął decyzję o sprzeciwie wobec woli ojca - chirurga. Wtedy po wypowiedzianym stanowczo "nie" wobec ojcowskich planów zawieszenia jego kariery w przemyśle farmaceutycznym poczuł adrenalinę. W końcu odważył się wypowiedzieć swoje zdanie, choć wiedział, że z tą chwilą wiele rzeczy w jego życiu ulegnie kompletnemu przemeblowaniu. Spodziewał się doświadczyć złości, ale poczuł jedynie ojcowskie wyczekiwanie. Z jednej strony czuł się w pewien sposób wyróżniony, w końcu pierwszy raz w życiu podjął ważną, samodzielną decyzję. Z drugiej strony nie miał żadnej pewności czy ta decyzja jest dobra.

Page 19: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Drzewa nie układały się w żaden sensowny wzór. Rosły to tu, to tam, jakby mówiąc ludziom, że tędy drogi żadnej nie ma. Ciepły, ciemnozielony mech porastał całymi połaciami to niezwykłe miejsce, które niby przypatrując się idącej parze milczało. Słońce podnosiło się coraz wyżej ponad horyzont, bezchmurne niebo sprawiało, że w tym cichym lesie można by było zatrzymać się, pomyśleć, zastanowić.- To już niedaleko - szepnęła Anna - po przejściu tego niewielkiego jaru trafimy na równoległą do naszej poprzedniej ścieżkę i pójdziemy nią na zachód. Po kilku godzinach powinniśmy dotrzeć do wapiennych wzgórz, za którymi ten przeklęty las się kończy.- Skąd Ladon będzie wiedzieć, że ma na nas czekać w tym miejscu? - odparł Adam.- Nie będzie - zaśmiała się Anna - Być może trafimy na niego przypadkiem, ale za wzgórzami znajduje się niewielka chatka w której często bywa. A jak nie on, to któryś z jego towarzyszy. Zaopatrzą nas na dalszą drogę, która będzie nieco niebezpieczna. Będziemy zdani tylko na siebie i na to, co otrzymamy od współtowarzyszy Ladona.- Ludzie z Jerozolimy nie będą nam przeszkadzać? - zapytał Adam po chwili milczenia.- Ludzie w Jerozolimie zachowują się jak małpki w zoo - odparła szybko Anna. Zero własnej inicjatywy. Zero myślenia. Idą posłusznie jak barany tam gdzie im każe ten brodacz z dworca, a potem skaczą pewnie wokół rządzących Jerozolimą.- Nikt pewnie nawet nie zwróci uwagi że nas brakuje - dodał jakby z wahaniem Adam.- Oczywiście. Oni mają swoje priorytety, my mamy swoje. Życie w takim mieście jakie proponował Ladon nie musi być takie złe, ba, może być całkiem w porządku.- Ciekawe, czy sprowadzają tu coś z Ziemi z dawnych rozrywek - zaśmiał się Adam już całkowicie rozluźniony.Dalsza droga upłynęła im na snuciu planów co do dalszego życia tutaj. Pewności w decyzji o pójściu do Seboim dodawał im fakt, że przecież gdyby im się nie spodobało, zawsze mogli wrócić, a nawet pójść do Jerozolimy. Przynajmniej Ladon tak twierdził. Nim się spostrzegli minęli wejście do jaru, który wchodził już w skład otoczenia sąsiedniego traktu wiodącego z obserwatorium do Jerozolimy. Z mapy wynikało, że przecina on tą ścieżkę pod kątem prostym. Ścieżka nie miała być tak szeroka jak ta, na którą wysłał ich Krzysztof, dlatego oboje postanowili wypatrywać jej by potem nie musieć nadkładać drogi. W pewnym momencie ściany jaru stały się dość strome, a na jego dnie przed uciekinierami ukazały się dziesiątki, może setki padłych ptaków.

***Poszukiwania Anny i Adama zajęły wędrowcom całe przedpołudnie. Maja była na siebie zła, że nie podzieliła się z Anną wiadomością o czekającej na nią córce poprzedniego wieczora. Brak jakiejkolwiek wiadomości doskwierał najbardziej. Przecież gdyby to zniknięcie było zaplanowane,

Page 20: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

potrzebne, Adam lub Anna powinni byli zostawić jakąkolwiek wiadomość. Przedłużająca się nieobecność utwierdzała wszystkich w przekonaniu, że musiało wydarzyć się coś złego. Po osiągnięciu przez słońce zenitu postanowiono nie czekać dłużej. Piotr wysunął przypuszczenie, że prawdopodobnie dowiedzą się czegoś w Jerozolimie. Ociągając się jeszcze jednak zebrano skromne bagaże, zasypano ognisko piaskiem i wyruszono w dalszą drogę.Maja spoglądała co chwila za siebie, ale widziała jedynie idącą jako ostatnia panią Gritty. Zbliżali się już powoli do ściany lasu, gdy wtem wszyscy usłyszeli wołanie żony pastora. Maja podbiegła do niej najprędzej.- Zobaczcie, leżało to tutaj przy drodze! Co to może być? - mówiła pani Gritty żywo gestykulując przy tym.Maja wyrwała z jej dłoni skrawek papieru i przyglądała mu się bacznie.- To jest mapa - odpowiedziała ostrożnie Maja.- Do piekła - dodał Tadeusz, który dotarł właśnie do dwóch kobiet. W oczach Mai pojawiły się łzy.- Powinniśmy pójść za nimi! - zaczęła mówić dławiąc się łzami - Przecież na Annę czeka córka! Musimy iść za nimi, zawrócić, powstrzymać! - krzyczała patrząc po kolei to na Tadeusza, to na Piotra, to na żonę pastora.- Nie, moja droga - odparła pani Gritty - powinniśmy być posłuszni woli naszych tutaj opiekunów. Nie wiemy, co kryje się za tymi drzewami, nie musimy wiedzieć. Powinniśmy wypełnić posłusznie wolę naszego Ojca, pomimo, że nie potrafimy się pogodzić z nią na tą chwilę.- Ma pani rację - odparł Piotr - zakazano nam zbaczać z drogi.Piotr objął ramieniem Maję, która nie potrafiła się uspokoić i po chwili rozpłakała się.

Rozdział VIIIPod murami Jerozolimy trwały intensywne prace. Trzech młodych mężczyzn budowało z okolicznego drewna coś w rodzaju podestu. Wokół tej budowy rozlewał się intensywny zapach żywicy. Jeden z mężczyzn zawołał głośno w stronę bramy miasta. Po chwili wybiegła z niego dziewczynka. Mężczyzna złapał ją ze śmiechem, uniósł w powietrze, postawił na budowanej konstrukcji.- Widzisz stąd drogę do lasu? - zapytał.- Widzę! Tak! - zawołała.- Świetnie, stamtąd przyjdzie twoja mama - odparł mężczyzna śmiejąc się serdecznie.- A jak właściwie ona wygląda? Nigdy jej przecież nie widziałam - odparła Rozalia.- Tego nie wiem - odpowiedział mężczyzna przerywając pracę. Spojrzał na dziewczynkę z uwagą. - Wiesz, myślę, że na temat twojej mamy więcej wie Staś Kostka, może jego zapytaj gdy będziesz bawić się przy Bramie Zakroczymskiej...- Ojej, to strasznie daleko stąd. Nie wiem, czy będzie mi się chciało tak daleko iść - przerwała mu Rozalia chichocząc radośnie. Mężczyzna odpowiedział uśmiechem, ale gdzieś w głębi serca domyślał się, że sprawa

Page 21: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

mamy Rozalii nie jest jeszcze do końca rozstrzygnięta. Gdyby była - Staś Kostka dawno przyniósłby Rozalii dobre informacje. Ech, ile dobrego w tamtym życiu musiał zrobić ten chłopiec, że w Jerozolimie zajmował się właściwie tylko przyprowadzaniem rodziców do dzieci albo dzieci do rodziców; zależy w jakiej kolejności odchodzili z tamtego, odległego od Jerozolimy świata. Tych powitań, łez, wzruszeń było tak wiele, że wypełniało to Stasiowi większość czasu. I te radości były jego współudziałem Nieba.Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na drogę, którą miała przyjść z grupą pielgrzymów mama Rozalii. Miał nadzieję, szczerą nadzieję, że wkrótce i do tej kochanej dziewczynki przyjdzie Staś z wiadomościami, a zaraz po nim jej mama.

***W skromnej chacie przy stole siedział mężczyzna. Przed nim stała zwykła półlitrowa butelka z której rozchodził się po całym pomieszczeniu ostry zapach. Za stołem znajdowało się małe okno. Szyby w oknie były prawie czarne, w każdym razie na pewno bardzo brudne. Za oknem w odległości około dwóch metrów sterczała pionowo wapienna bryła skalna i poza nią nic nie było widać.Do mężczyzny podeszło dwoje młodych ludzi. On zaś nie odwracając się powiedział zdecydowanie stawiając na blacie stołu pustą szklankę:- Czekałem już na was Adamie i Anno. Wódka, to nasz względem nich przywilej.Anna cofnęła się o krok do tyłu. Mężczyzna kątem oka zauważył ten ruch i już w zupełnie inny, może trochę przyjemniejszy sposób dodał:- No, i oczywiście nie jedyny. Ja, wasz Ladon, witam was w gronie ludzi wolnych! - odwrócił się twarzą do Anny i Adama. W migotliwym świetle lampy wiszącej pod stropem i przy buroniebieskim świetle padającym zza pleców Ladona przez brudne okno nie było prawie można poznać garbatej sylwetki gospodarza tej chaty.- Moment! - odpowiedziała Anna. - Najpierw proszę mi wyjaśnić co oznaczały te martwe ptaki na drodze.Ladon wymamrotał pod nosem kilka niezrozumiałych słów, ale po chwili wrócił do swojego uprzejmego tonu.- Jak wiesz w naszych miastach żyjemy na swój własny rachunek, tak?- Tak - odpowiedziała Anna.- Zapewne domyślasz się, że władającym Jerozolimą nie jest to na rękę, zgadza się?- Oczywiście.- Te ptaszki to ich słodcy posłannicy, co wam będę mącił w głowach, szpiedzy, po prostu szpiedzy, haha!Głos Ladona powoli stawał się coraz bardziej głośny i pełen oburzenia.- To jest scena jak z kiepskiego lukrowatego filmu, wiecie? Te ptaszki mają takich jak wy doganiać i swym słodziutkim kwileniem przekonywać do porzucenia marzeń o wolności. A jak ich metody skutkują, to tacy jak wy

Page 22: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

chcą spróbować tej całej Jerozolimy. Potem już do nas nie wracają, rozumiecie?- Nie bardzo - wtrącił Adam.- No pomyśl Adamie. Jeśli taki słodziutki ptaszek szczebioczący nad uszkiem potrafi kogoś zwieść, to czy taka osoba oprze się tym wszystkim lukrom serwowanym w Jerozolimie?- No, chyba nie... - odparł Adam z wahaniem.- No! - wykrzyknął prawie Ladon - dlatego je tępimy! Nasi najlepsi łucznicy wypatrują je na drogach prowadzących do Jerozolimy i tępią. Taka konieczność. Zrozumcie, z naszych miast w piekle zawsze możecie odejść i pójść spróbować tego jerozolimskiego lukru. Bo u nas jest wolność. Dla wszystkich. Ale z Jerozolimy wyjść udało się niewielu, ba, właściwie tylko jednostkom.- Takim jak ty! - odparła uśmiechając się Anna. Od czasu gdy zobaczyła martwe ptaki jakaś wątpliwość wkradła się w jej serce. W ten obraz wolnej osoby mieszkającej w wolnym mieście, decydującej w pełni o swoim losie wkradło się to niespodziewane, brudne pociągnięcie pędzla. Nie spodziewała się takiego widoku w drodze na wolność, ale wyjaśnienia Ladona były w zupełności wystarczające.- Tak moja droga. Tymczasem nie traćmy czasu. Musicie się spieszyć. Dziś wieczorem w  Seboim odbędzie się wiec, na którym pojawi się sam założyciel naszych miast. To wspaniała osoba! Do tego czasu musicie się urządzić w tym mieście. Jeśli będziecie jeszcze mieć jakieś wątpliwości - na wszystkie pytania odpowiedź uzyskacie od niego na wiecu. Szczegółowo poinformuje was o zagrożeniach płynących z głębszych warstw piekła oraz jak się przed tymi niebezpieczeństwami skutecznie bronić. Tymczasem ruszajcie już. Tu jest plan wędrówki - powiedział Ladon wciskając Annie kolejny skrawek papieru - cała droga nie potrwa dłużej niż godzinę, może dwie.

***Anna nie miała pewności, czy dalsza wędrówka do Seboim ma sens. Była jednak pewna, że chce spróbować. Jak się okaże, że Seboim nie spełni jej oczekiwań, to może wtedy wróci do Jerozolimy. Po wyjściu z chaty Ladona przeszli niespełna kilometr drogą która według mapy oddzielała piekło od lasów wiodących do Jerozolimy. Ladon zakazał wkraczać na tereny piekła zanim nie zobaczą wyraźnego drogowskazu i drogi do Seboim. Ta specyficzna troska ich garbatego znajomego dodawała Annie otuchy, że postępują z Adamem właściwie. Po kilometrze stanęli przed drogowskazem, który nakazywał iść w lewo. To miał być pierwszy krok, który postawić mieli w piekle. Wbrew wszystkim ziemskim wyobrażeniom nikt ich na to piekło tutaj nie skazywał. Dopiero teraz Anna zdała sobie sprawę z tego, że bardzo niewiele wiedziała jak wygląda to “drugie życie”. Właściwie jej wyobrażenie o tym miejscu było podobne jak u małych dzieci. Lukrowane aniołki, jakaś bozia. Próbowała sobie przypomnieć co wie na temat sądu ostatecznego. Ale tej wiedzy nie było. Trafiając do tego świata przeszła całą procedurę w obserwatorium. Widziała siebie uczącą

Page 23: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

się języków, goniącą za konkretem, pieniądzem i tak dalej i tak dalej. Tylko który z tych skarbów zgromadzonych na tamtym świecie pomoże jej podjąć decyzję o wejściu bądź co bądź na teren piekła? Czuła pustkę.- Czy jest coś, co sprawia, że nie powinniśmy tam iść? - spytała Adama.- Nie, moja droga. Wiemy, że tylko w Seboim możemy żyć razem. Dlatego powinniśmy teraz skręcić zgodnie z tym znakiem w lewo.Adam mówiąc to przeskoczył na nową drogę. Anna popatrzyła na niego. Chyba nic się nie zmieniło, w każdym razie Adam był taki sam jak przed chwilą, choć formalnie stał już w piekle.- Możesz wrócić z powrotem? - zapytała.Adam posłusznie wykonał krok w stronę Anny znajdując się znów poza piekłem.- Widzisz? Nic się nie dzieje - podał jej rękę. Po chwili oboje szli nową drogą oddalając się od lasów Paedor. I od Jerozolimy.

***Czerwona czapka czupurnie sterczała na głowie nastolatka. Widocznie czekał na kogoś, bo co chwilę patrzył to w lewo, to w prawo wzdłuż murów miasta. Nagle zobaczył dziewczynkę wychodzącą z bramy.- Dokąd idziesz! - krzyknął w jej stronę.- Poczekaj! Poczekaj! Jestem Kostka, Staś Kostka! Mam dla ciebie zadanie! Poczekaj! - krzyczał biegnąc ile sił w nogach.Rozalka przystanęła przypatrując się temu biegnącemu do niej chłopakowi.- Ho, ho, kto by pomyślał, że taki z ciebie sportowiec! - krzyknęła gdy Staś znalazł się po przeciwnej stronie drewnianego podestu stojącego przy bramie.- Wiesz, święci muszą szybko biegać, szczególnie gdy rodzina nie pozwala im iść do zakonu i ściga ich aż do Rzymu - odparł ze śmiechem chłopak.- Ładnie to tak opowiadać o swojej rodzinie takie niestworzone rzeczy? - rzekła Rozalia - czy to nie twój brat pomaga budować te drewniane konstrukcje, co?- Tak, ten sam - odparł ze śmiechem Staś.- No dobra, o co chodzi z tym zadaniem - odpowiedziała poważnym tonem dziewczynka.- Napiszesz list do swojej mamy. Napiszesz kim jesteś, co teraz robisz. Jak jest ci tutaj w Jerozolimie. Napisz co chcesz zresztą. Potem zaniesiesz list Hubertowi, który mieszka przy gotyckiej baszcie. On przekaże list twojej mamie przez gołębia.- Dobra, dobra, wiem, jak to się mówi? Kochaj i pisz co chcesz. Tak?- No, powiedzmy - odparł Staś.

Rozdział IX

Wydarzenia toczyły się tak szybko, że Anna nie potrafiła dobrze przemyśleć podjętych pod wpływem chwili decyzji. Od momentu porannej ucieczki kierowała nią właściwie jedynie wola znalezienia się poza lasami

Page 24: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Paedor. Na ich skraju, na tej samej drodze oddzielającej zasnute gęstą mgłą piekło od równie gęstego lasu otaczającego Jerozolimę czuła się chyba najlepiej. Stąd można było wyruszyć w każdą stronę. Na tej pokrytej ubitym jasnym piaskiem drodze spotkała Ladona, potem Adama. Ladon skłonił ją do obrania innego niż Jerozolima celu, potem znów powróciła na drogę do świętego miasta, ale zrobiła to tylko po to by być razem z Adamem. Teraz ponownie z tej drogi - granicy wyruszyli. Tym razem jednak w drugą stronę, decydując się żyć na skraju piekła na własną rękę. Uciekając nie było czasu na przemyślenia. Teraz jednak sama świadomość wędrówki w głąb piekła spowalniała krok, wyostrzała uwagę. Zakorzeniony gdzieś głęboko w duszy strach sprawiał, że setki myśli, kalkulacji, rozważań zaczynało krążyć w głowie.

Pomimo, że Ladon ostrzegał ich przed niebezpieczeństwami wokół nie działo się nic. Przed sobą widzieli tylko pewien fragment niziny Siddim. Im dalej znajdowali się od lasów, tym trudniej było dostrzec cokolwiek poza twardym brukiem drogi i niskimi krzewami po obu jej stronach. Dziwne te krzewy nosiły na swoich gałęziach zarówno zielone jak i uschłe, brunatne liście. Od czasu do czasu mgła rozrzedzała się nieco i gdzieś wysoko nad drogą przed nimi rysowały się kontury jakby wież, lub płasko ściętych szczytów górskich. Były one jednak tak wysokie, że trudno było uwierzyć, że zostały stworzone ręką człowieka. Po kilku chwilach mleczna zawiesina zasnuwała ten obraz i znów nie było nic widać oprócz najbliższego otoczenia. Z czasem krzewy stawały się coraz mniejsze, rzadsze, aż w końcu i te zniknęły.

Adam i Anna znaleźli się jakby w samym środku dziwnej chmury. Przed sobą i za sobą widzieli tylko fragment drogi i kamieniste pobocze. W to miejsce nie dochodził żaden dźwięk. Była tylko mleczna pustka i oni. Anna zatrzymała się. Głuchą ciszę przerwał głos Adama.

- Wiem. Nieprzyjemnie tutaj. Ale pamiętasz co mówił Ladon gdy wyruszaliśmy z jego chatki?

- Tak, pamiętam.- Musimy wytrwać w tej drodze. My nie widzimy prawie nic, ale dzięki

tej mgle także i nas nie widać. Dzięki temu jesteśmy bezpieczniejsi i mamy dużą szansę dotrzeć do Seboim cali i zdrowi. Nie zatrzymujmy się więc. Za murami miasta będziemy bezpieczni.

- Adamie, wiesz...- I obiecuję ci, jeszcze dziś wieczorem zjemy razem posiłek i

zaczniemy urządzać się w tym nowym miejscu. Zobaczysz, za kilka godzin ze śmiechem będziemy wspominać ten moment. Nie traćmy już czasu i ruszajmy dalej w drogę. Myślę, że to co widzieliśmy na horyzoncie to mury naszego nowego domu. Zobacz, jak wiele można było osiągnąć własną pracą, ludzkim geniuszem i uporem. Zobacz, za chwilę będziemy już w gronie niesamowitych ludzi! Chodźmy, nie traćmy czasu!

- Adamie, posłuchaj. Chciałabym... - Anna odsunęła się mimowolnie od Adama o krok, jakby nie była pewna jego reakcji na słowa, które za chwilę wypowie - Chciałabym zawrócić i pójść do Jerozolimy.

Page 25: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Utkwiła swój wzrok w jego oczach, a te z kolei zaczął wypełniać gniew.

- Jak to? - powiedział Adam z widoczną już nerwowością - przecież jeszcze przed chwilą chciałaś żyć ze mną w miejscu gdzie mamy na to szansę, czy to teraz dla ciebie nic nie znaczy? Co się zmieniło?

Anna jakby chciała coś powiedzieć, ale widać było, że szukała odpowiednich słów.

- Skąd wiesz, że w Jerozolimie nie będziemy mogli być razem? - zapytała w końcu.

- Od Ladona oczywiście.- Właśnie, od Ladona. Najpierw dałam namówić się Ladonowi na

pójście sąsiednią drogą do Jerozolimy. Przyznaję, tylko dlatego spotkałam ciebie. Potem poszłam drogą przez las tylko po to by być przy tobie. Następnie przekazałam Ci list od Ladona, a ty zdecydowałeś potajemnie zawrócić i iść do Seboim...

- Ja postanowiłem? Przecież sama zaproponowałaś wspólne życie tutaj! Wczoraj! Nie pamiętasz już?

- Dlaczego nie zdecydowałeś inaczej? Dlaczego nie chciałeś byśmy poszli do Jerozolimy?

- Wiesz co? Całe życie decydowałem za siebie. Najpierw wyciągnąłem tych idiotów ze szpitala z długów. Próbowałem ich przekonać do bycia racjonalnym, ale nie, oni chcieliby leczyć za darmo. A reszta jakoś sama się ułoży. Wiesz co? Nie ułożyła się. I razem z ludźmi z koncernu im to udowodniliśmy. Rynek to rynek. Rządzi nim pieniądz. A potem było wielkie zdziwienie jak trzeba było ogłosić upadłość szpitala. Nie pamiętasz już? Nie bądź naiwna. Swój los trzeba brać w swoje ręce gdy tylko zdarza się ku temu okazja. Nam się zdarzyła, na co tu czekać? Po co ryzykować, skoro można się dobrze urządzić!

- Gdy szliśmy przez las rozmawiałam z panią Gritty. Ona mi powiedziała, że życie dla samej siebie nie ma sensu. Że ostatecznie trzeba siebie oddać dla kogoś innego. Wiesz, że najszczęśliwszymi chwilami mojego życia było przynoszenie kwiatów mojej mamie? Po twojej śmierci wróciłam do domu by się jakoś otrząsnąć. Moja mama bardzo żałowała, że przedawkowałeś, że straciłam taką okazję na życie na poziomie. Ona patrzyła na to przez pryzmat zysku, mojego ustawienia się w życiu. Twoja śmierć była dla niej wielkim zawodem. Znów musiałyśmy wrócić do starego życia. Wkrótce poważnie zachorowała. Widzisz, przez długi czas świetnie się z tobą bawiłam, ale gdy zaczęłam się nią zajmować w jej chorobie to właściwie nie wiedziałam jak. Robiłam to, co kazali lekarze. Potem ludzie w hospicjum. Ale pamiętałam, że gdy byłam jeszcze mała to czasami mama zabierała mnie na łąkę. Wtedy zaczęłam znów przynosić jej kwiaty, tak jak kiedyś. Po kilku miesiącach zmarła, ale jej śmierć była inna niż całe jej życie, lepsza! Ja wtedy też byłam lepsza. Niestety dawne życie, życie z tobą dało znów o sobie znać. Zachorowałam na AIDS. I tak znalazłam się tutaj, a jedyną osobą, którą spotkałam z dawnego życia byłeś ty.

Page 26: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Adam myślał przez chwilę. Przez mgłę przebijało ledwie widoczne słońce.

- Nie sądzisz, że po tym życiu należy nam się nieco więcej szczęścia?- A skąd wiesz, czy w Seboim znajdziesz szczęście?- Wiem, że będę tam zdany na siebie i zrobię wszystko, byśmy je

sobie sami zbudowali.- Moja mama tak mówiła gdy ciebie poznałam, mówiła to samo gdy

wahałam się co do aborcji, Ladon to samo obiecał mi gdy go poznałam. Ty też. A ja doszłam do wniosku, że chcę tego samego, co miałam zbierając dla mamy kwiaty na łące obok hospicjum. Dlatego zawrócę do Jerozolimy. Idziesz ze mną?

Adam posmutniał. Przez chwilę myślał ze wzrokiem utkwionym w Annę. Nagle jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości i prawie krzyknął.

- Nie! Jak zmądrzejesz - wiesz gdzie mnie znaleźć.Odwrócił się i bez pożegnania odszedł w znikając coraz bardziej w

mlecznej mazi, która na wysokości zachodzącego słońca częściowo rozmyła się i oczom obojga ukazał się gigantyczny kontur wieży, niczym ogromnej i wydłużonej babki z piasku. Na jej szczycie paliło się ognisko i siedzieli ludzie. Za najbliższą wieżą znajdowała się następna taka sama. I jeszcze wiele następnych. Wyraźny ten obraz rozmywał się na dole we mgle w której Adam zniknął już całkowicie.

Anna pożegnała się z nim w milczeniu obejmując wzrokiem na to miasto, które miało sprawić, że będzie z Adamem żyć w szczęściu. Odwróciła się do Seboim plecami i ruszyła wolnym krokiem w kierunku granicy piekła. Czuła, że pierwszy raz podjęła samodzielną decyzję. I choć nie miała pewności, nie miała tego uformowanego na Ziemi fundamentu na bazie którego mogłaby tak znaczącą decyzję sama podjąć, w jej sercu zaświtała nadzieja.

***

Na równych, brunatnych kamieniach tworzących drogę leżał martwy gołąb. Nad gołębiem klęczała kobieta czytając napisany dziecięcym pismem list. Czytała go wciąż od nowa, a jej łzy mieszały się z kropelkami gęstej mgły. Ze skraju widoczności wyłaniały się cienie zwierząt. Najpierw można było przypuszczać, że są to zwykłe psy, jednak po chwili nie można było mieć wątpliwości. Dookoła kobiety stanęli dzicy krewniacy psów. Wilki podchodziły coraz bliżej do kobiety, a ta nie uciekała przed nimi.

Rozdział X

- Piotrek, czy możesz pomóc pani Gritty przedostać się przez strumień? - zapytała Maja.

Page 27: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Jasne, już, już.Mężczyzna wrócił na tył kolumny ludzi wspinających się po coraz

bardziej stromym zboczu górskim by pomóc żonie pastora. Wracając podziwiał majestat lasów, które przeszli w ciągu ostatnich godzin. Pośrodku tego boru pełnego rozłożystych dębów, monumentalnych sosen, ale także drobniejszych akacji a nawet dzikich jabłonek i gruszy znajdowało się wzniesienie będące celem ich podróży. Góra dzieliła się na dwa fragmenty. Na niższym znajdowała się łąka poprzecinana kępami lasu liściastego. Łagodny wiatr poruszał topolami i brzozami. A właściwie nie miało się pewności czy to wiatr, czy raczej światło wprawia te drzewa w ruch. Idąc łąką trzeba było przechodzić przez wartkie strumienie tworzące sieć wodną. Za jednym z takich strumieni łąka podnosiła się gwałtownie i droga prowadziła przez niewielki lasek na wyższy stopień góry na kraju którego widoczne były mury miasta.Piotr podał rękę pani Gritty, a ta niespodziewanie lekko przeskoczyła na kamień znajdujący się przy docelowym brzegu strumienia. - Nie boisz się, że są to twoje ostatnie chwile z Mają? - zapytała po zejściu na stały ląd. Piotr właściwie nie wiedział co odpowiedzieć tej sympatycznej kobiecie. Czy bał się przejść przez bramy Jerozolimy? Tak, oczywiście. Bał się nieznanego. Domyślał się, że znajdzie się w miejscu będącym mieszkaniem ogromnych, wszechpotężnych sił. Czy dostrzegą one tego chłopaka, który dorastał bez ojca? Tego Piotr nie był pewien. Czy po przekroczeniu bram miasta utraci także Maję, która stała się tutaj dla niego kimś niesamowicie bliskim, tak jak mówił ten człowiek którego spotkali pod wzgórzem z krucyfiksem? Piotr zatrzymał się, rozejrzał. Jasnozielona trawa spokojnie i kojąco falowała szeleszcząc w jednym rytmie z wodą w strumieniach. Dało się odczuć pewną bliskość, pewną niewytłumaczalną jedność z tym miejscem. Pomimo późnej już pory dnia nie odczuwało się niepokoju związanego ze znalezieniem noclegu. Serce czuło, że nic złego na tym wzniesieniu stać się nie może także i po zapadnięciu zmroku. Piotr po dłuższej chwili milczenia przytulił nagłym gestem panią Gritty.- Boję się, tak, bardzo się boję.- Ladon twierdził, że wchodząc do Jerozolimy stracisz Maję - stwierdziła pani Gritty uwalniając się z mocnego uścisku, ale jednocześnie uśmiechając się łagodnie do tego mężczyzny, który przecież mógłby być jej synem.- Nie chciałbym tego tym bardziej, że właściwie nie ma już między nami tamtej relacji. Jest coś więcej. Czy ja wiem? Może przyjaźń? Tracąc Maję wcześniej czułbym zawód, teraz widzę w niej odbicie swojej duszy. Widzi pani, nie wydarzyłoby się to jednak, gdybym nie wyruszył w drogę do tego miejsca. To uczucie zrodzone na nowo otrzymałem tutaj. W drodze do Jerozolimy. Jeśli ma mi ono zostać zabrane, to widocznie takie są koleje losu. Nie mam jednak po co wracać do tego pożądania, do tej chęci posiadania Mai na własność z którymi znalazłem się tutaj.

Page 28: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

- Tak, ciężko jest jednak oddać to, co masz najcenniejszego pod władzę innej Osoby, prawda?Piotr uśmiechnął się. - Ciężej jednak przyznać się do własnej głupoty. Gdybym na Ziemi poznał lepiej Pana Boga, wiedziałbym teraz czego się spodziewać. Tymczasem oddaję ten najcenniejszy skarb pod osąd zupełnie obcej Osoby. - Chodź, pora postanowić co z naszą dalszą wędrówką dzisiaj - pani Gritty chwyciła Piotra za rękę. Nastawał zmierzch i światło w coraz mniejszym stopniu przenikało przez korony drzew u stóp ostatniego wzniesienia. Drzewa stworzyły przed nimi w końcu jednostajną ciemnozieloną plamę wznoszącą się wzdłuż ostatniej ściany skalnej aż do murów oświetlonych teraz z kolei znakomicie. Odcinająca się na tle szarego wschodniego widnokręgu biel tych murów wlewała optymizm. Co będzie za tymi murami? Kto? Po chwili oboje dotarli do Tadeusza, który stwierdził krótko:- Dziś nie ma już sensu próbować dojść do samych bram. Czeka nas ostatnie strome podejście i lepiej je wykonać przy dziennym świetle. Proponuję zatrzymać się tu na noc.Piotr skinął głową, po czym zawołał Maję i pozostałych wędrowców. Wybrali miejsce w pewnym oddaleniu od strumienia. Pomimo, że dzienne światło gasło nikomu nie dokuczało zimno. Tadeusz rozpalił pomimo tego małe ognisko i po krótkich rozmowach wszyscy zasnęli zjednoczeni z tą tajemniczą krainą rozświetlaną nieco szmaragdowym blaskiem królującego nad nią miasta.

Rozdział XIPogrzeb zmarłych w wypadku samochodowym na drodze do Warszawy Mai i Piotra odbył się w wiejskim kościółku w Kamieniu. Pomimo ogromu tragedii rodzice dziewczyny i matka chłopaka postanowili pochować ich oboje na tym samym cmentarzu. Rodzice Mai tłumaczyli sobie, że przecież namawiali ją do małżeństwa z Piotrem. Że gdyby Pan Bóg dał im czas, na pewno młodzi przekonaliby się o tym, że trzeba żyć zgodnie z Kościołem.Ceremonia odbyła się w strugach deszczu. Droga z kościoła na cmentarz była krótka. W kondukcie zabrakło jednak matki Piotra, która niepogodzona z Kościołem dopiero po wielu rozmowach zgodziła się na katolicki pochówek syna, ale czekała na niego dopiero na samym cmentarzu.Ojciec Mai zamówił za nią msze gregoriańskie. Po kilu dniach jednak ponownie zawitał do miejscowej kancelarii parafialnej by w intencję tej mszy włączyć także Piotra. Z biegiem lat znajomość rodziców Mai i matki Piotra zacieśniała się, aż w końcu przerodziła w przyjaźń, a oddalenie matki Piotra od Kościoła malało. W końcu i ona pojednała się z Bogiem.Pewnego dnia cała trójka zawitała do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa przy dawnym szpitalu kolejowym. Chcieli zamówić mszę świętą w intencji młodych. Miejscowy proboszcz słynął jednak z nieugiętej postawy wobec ludzi, których dopiero ślub lub pogrzeb przyprowadzają do świątyni. Matka Piotra uprzedziła go, że chłopak nie figuruje w księgach

Page 29: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

parafialnych, ponieważ go nie ochrzciła. Nieme pytanie matki domagało się stwierdzenia duchownego, że dla jej syna jest jeszcze nadzieja na zbawienie. Ksiądz był jednak stanowczy i twierdził, że nie może tutaj nic poradzić. Chcąc zapisać informację o zmianie nastawienia do Kościoła swej dawnej parafianki zaczął szukać jej wpisu w księgach, gdy nagle zaczął nerwowo spoglądać to na kobietę, to na księgę.- Proszę państwa, przecież Piotr został ochrzczony w 1982 roku w szpitalu kolejowym! - krzyknął prawie do całej trójki - Na kiedy zamawiają państwo intencję? - zapytał po chwili łagodniej.

***“A światłość wiekuista niechaj im świeci...” - z ostatniej ławki w kościele dobiegał ledwo słyszalny szept staruszki. Była to ta sama osoba, która od wielu lat przynosiła codziennie na groby dwojga młodych ludzi, którzy zginęli w wypadku samochodowym kwiaty. Przynosiła je wraz z modlitwą także na grób rodziców dziewczyny, którzy odeszli z tego świata wiele lat później. Staruszka zakończyła swoje pacierze, podniosła się z kolan, wyszła z kościoła. Drewniany gmach świątyni wyjątkowo pachniał dziś żywicą, a przez skromne witraże przebijało wyjątkowo łagodne światło. Ze schodów kobieta zdążyła zobaczyć jeszcze dziarskiego wikarego maszerującego do stojącej osobno wieży dzwonnicy, gdyż za kwadrans miała rozpocząć się druga z kolei w tej parafii eucharystia. Staruszce zrobiło się nagle słabo. Przymknęła oczy by na chwilę odpocząć. Światła witraży zlały się w jedną strużkę sunąc przez kościelną kruchtę. Dźwięk szpady lub miecza przeszył ciszę kościoła, a pomimo zamkniętych oczu kobieta zaczęła dostrzegać błękitno - szmaragdowe światło cudownego miasta na górze pośród zielonych lasów.

Rozdział XIIPani Gritty potrząsnęła za ramiona Maję i Piotra budząc ich stanowczym głosem.- Wstawajcie, coś dziwnego dzieje się pod murami Jerozolimy.Oboje szybko stanęli na nogi. Wczorajszy spokój miasta zmienił się dziś diametralnie. Po jego północnej stronie znajdowała się sporej wielkości łąka lub pole. Gromadziło się na niej coraz więcej ludzi. Odległość od miasta była jeszcze na tyle duża, że szum wiatru nie przepuszczał dźwięków, które zdradzić mogłyby przyczynę tego zamieszania.- Musimy natychmiast wyruszyć w drogę - odpowiedział wybudzony już całkowicie Piotr. Po chwili cała grupa ludzi szybkim krokiem ruszyła przez łąkę ku drzewom. Spokój tego miejsca nie udzielał im się jak wczoraj. Po kilkunastu minutach marszu dotarli do pierwszych drzew. Czekał tam na nich kilkunastoletni chłopiec w czerwonej czapce. - Witajcie - krzyknął głośno, gdy tylko znaleźli się na tyle blisko by móc go usłyszeć.Wędrowcy niechętnie przystanęli, ale postawa chłopca zdradzała, że ma im coś ważnego do powiedzenia. Maja podbiegła do niego na tyle, na ile pozwalały jej nadwyrężone już siły oraz coraz częściej pojawiające się wśród trawy i krzewów kamienie, które musiały pochodzić ze skalnego

Page 30: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

zbocza znajdującego się o kilkaset metrów przed nimi.- Witaj Maju - powiedział tym razem spokojnie chłopak - Jestem Stanisław. Mam wam przekazać, byście zaczekali na mieszkańców Jerozolimy przed bramą do której prowadzi was ta droga. Nie wchodźcie do miasta zanim nie wrócą jego mieszkańcy.- Czy możesz mi powiedzieć, co konkretnie dzieje się na górze? - odparła krótko dziewczyna.- Na górze... - chłopak rozpromienił się nagle, a uśmiech pojawił się na jego twarzy od ucha do ucha - na górze całe wojsko Jerozolimy oraz sam Król zbierają się by stoczyć z nieprzyjacielem walkę. Bitwę o twoją dobrą znajomą.Staś spojrzał wyczekująco na Maję. Ta z kolei dopiero po chwili odpowiedziała z niedowierzaniem.- Anna wraca do nas?- Tak! - Staś zaśmiał się głośno.

Adam powoli stawiał stopy uważając by nie zsunęły się one z obłych kamieni tworzących schody. Przez ostatnie kilkadziesiąt minut szedł ku wyłaniającemu się zza mgły miastu próbując przebić wzrokiem tą szarą poduszkę w której zatapiały się jego dolne części. Zamiast bramy, mostu lub czegokolwiek innego przypominającego porządne wejście dotarł do wąskiego otworu. Adam był kiedyś ze szkolną wycieczką w Wilczym Szańcu, wojennej kwaterze Hitlera. To wejście przypominało właśnie takie, jakimi wchodził w tamtym bunkrze. Niskie, wąskie, wilgotne. Ciągnące się przez wiele metrów. Po przejściu przez gruby mur Adam znalazł się wewnątrz wieży. Nie mógł powiedzieć, że panuje tu mrok. Owszem, jego oczy rozróżniały poszczególne kształty, ale nieustannie miał takie wrażenie, jak gdyby nagle wszedł z zalanej słońcem ulicy do domu. W takiej sytuacji oczy muszą się przyzwyczaić do innego natężenia światła. Do tego czasu muszą podjąć pewien wysiłek, aby rozróżniać przedmioty. Tutaj jednak oczy Adama jakby nie chciały przestawić się na tą nową rzeczywistość i poruszanie się sprawiało mu pewien trud.Trzymając się ściany powoli schodził koncentrując się na tym by po prostu nie spaść. Palce dłoni rozpoznawały znajomą betonową fakturę. W pewnym momencie zapadły się w znajdującą się w ścianie dziurę. Była to jakaś wnęka, w każdym razie przestrzeń ta była na tyle duża, że zmieściła się w niej postać. Patrzyła ona na Adama żując coś jednocześnie i mrucząc pod nosem.- Dobrze idziesz, dobrze, dobrze. W dół i na końcu schodów w prawo...- No, zobaczymy jeszcze - pomyślał Adam. Jeśli tu wszędzie jest niczym w lochu to trzeba się będzie jednak stąd ewakuować.- Jest tu kto? - zawołał głośno. Przystanął, nasłuchiwał. Nie było słychać żadnych ludzkich odgłosów, jedynie jakby tubalne, głuche dudnienie lub łoskot docierał do niego zza ścian. Był on jednak tak cichy, że trudno mu było stwierdzić, czy jego źródło znajduje się daleko, czy po prostu mury są

Page 31: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

bardzo grube.Po kilku dalszych minutach schodzenia dotarł do poprzecznego korytarza. Także i on był pusty. Skierował się zgodnie ze wskazówką osobnika, którego spotkał na schodach. Przeszedł kilka kroków i poczuł, że wilgoć schodów powoli ustępuje chłodniejszemu i zdecydowanie bardziej suchemu powietrzu. W miarę jak posuwał się dalej warunki stawały się zdecydowanie bardziej znośne. Dudnienie cichło, a na końcu betonowego korytarza przebijało miłe dla oka ciepłe światło.

***

Kobieta w wielu około sześćdziesięciu lat siedziała w pierwszej ławce w kościele świętych Michała i Floriana na warszawskiej Pradze. Przychodziła tu codziennie koło południa, zazwyczaj ze swoją sąsiadką. Dzisiaj jednak była sama, właściwie nie bardzo chciało jej się dziś przychodzić do kościoła bo i słowa z nikim zamienić nie mogła. Przemogła się jednak i odmawiała różaniec.Gdzieś koło czwartej dziesiątki ciszę kościoła przerwała głośna rozmowa, właściwie to monolog. Kobieta odwróciła się i zobaczyła mężczyznę z dwuletnim dzieckiem, które mówiło bez chwili przerwy. Mężczyzna próbował uspokoić dziecko, ale surowa bryła praskiej katedry i tak potęgowała wszystkie nawet półgłosem wymawiane słowa. Była sobota. Ubiór i ekwipunek, który niosło tych dwoje jednoznacznie sugerowały, że wracają z ZOO.- Po co oni tu robią tyle hałasu - myślała zdenerwowana kobieta - zaprowadziłby chłop dziecko na plac zabaw i tam by hałasowali.Tymczasem mężczyzna dotarł z dzieckiem, wózkiem, torbami i różowo - zielonym balonikiem do samego ołtarza, skręcił do bocznej nawy, przeszedł przed kobietą. Uklęknął przed tabernakulum i to samo nakazał zrobić dziecku. Kobieta słyszała jak modlił się półgłosem i wolno, a dziecko patrząc na niego powtarzało przekręcając czasem słowa modlitwy “Ojcze nasz”.- A teraz pomodlimy się za prababcię Monikę i pradziadka Janka, którzy są już w niebie. Dobrze Karolku?- Dobrze, ale potem już idziemy?- Dobrze. No to uwaga. Wieczny odpoczynek...- Wieczny odpoczynek...- ...racz im dać...- ...Panie.- A światłość wiekuista...- A światłość wiekuista...- Niechaj im świeci.- Niech im mocno zaświeci, jak słońce w ZOO.- Amen.- Amen, chodź tata idziemy dalej.Kobiecie przeszedł zły humor.

Page 32: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

***

Na czele 236 pułku jechał konno ks. Ignacy. Po przekroczeniu linii piekła zrównał się z nim młodziutki ułan. Z każdą chwilą coraz bardziej zatapiali się w mgłę. Żołnierze milczeli rozglądając się uważnie. Regularny stukot końskich kopyt przerwał ułan.- Ciemno tu jak w grobie. Do wieczora jej nie wypatrzymy - rzucił pytająco spoglądając na księdza.Ksiądz obrócił głowę do tyłu, w stronę gdzie powinno znajdować się teraz słońce. Zamiast gwiazdy na niebie znajdowała się tylko rozmazana jasna plama ledwie przebijająca przez mgłę.- Byli u nas dziś twój wnuk i prawnuk - odpowiedział rzucając ułanowi zamiast odpowiedzi na jego wątpliwości.- U nas, w sensie gdzie?- Pamiętasz Janku? Jest taki kościół na Pradze, przed którym postawili mi pomnik...- Pamiętam, katedra, całkiem niedawno to było.- Właśnie. Twój dwuletni prawnuk też domagał się dla nas więcej słońca - zaśmiał się ks. Ignacy.Po chwili radosny nastrój udzielił się także Janowi, ale Niebo wysłuchało niezgrabnej modlitwy Karolka i mgła zaczęła przed jerozolimskim wojskiem ustępować.

Rozdział XIII

Pani Gritty sama sobie dziwiła się, że ta ostatnia wspinaczka do Jerozolimy idzie jej tak gładko. Serce biło co prawda bardzo mocno, ale sądziła, że wpływa na to ma raczej bliskość miejsca o którym tyle na Ziemi razem z mężem rozmyślała niż wysiłek fizyczny. Drobne kamyczki odłupywały się od większych bloków skalnych spadając ku rozległym łąkom. Pani Gritty pomyślała, że każdy człowiek, który wspinał się tą drogą powodował drobne złagodzenie tego górskiego stoku. Z każdym człowiekiem ta droga stawała się łatwiejsza. To tak samo, jak wtedy gdy zakładali krąg biblijny w Delcie, miejscowości na skraju pustyń w amerykańskim Utah. Najtrudniej było zgromadzić tych kilka pierwszych, szczerze zaangażowanych, szczerze poszukujących osób. Potem ich stadko zaczęło się stopniowo samo powiększać. Dość trudne warunki miejscowych sprawiały, że na nic zdały się przemowy, przekonywania. Po prostu, każde kolejne świadectwo życia ułatwiało innym zadawanie pytań o sens ich istnienia, szczególnie tutaj, u stóp Pavant Range, które swoimi popękanymi drogami służyły jedynie przejazdowi ze wschodniego na zachodnie wybrzeże.Serce Pani Gritty starało się zawsze dojrzeć tą obiecaną na kartach Biblii ziemię, to niebieskie Jeruzalem. Gdzieś tam zawsze na dnie duszy pojawiał się cień zazdrości wobec tych słynnych mistyków, którzy już na Ziemi mogli uchwycić cień Nieba. Im zaś pozostały upalne dni wypełnione

Page 33: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

zapachem benzyny TIR-ów zatrzymujących się na stacji benzynowej, historiami ludzi spracowanych, zapewne wyzyskiwanych przez wielkich potentatów wschodniego wybrzeża i oczywiście pukaniem do serc tych ludzi. Gdzieś tam zawsze jednak tliły się wątpliwości co do sensu ich pracy. “Dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą” - mówiła sobie pani Gritty pracując jeszcze w Utah. Tymczasem stała tutaj, u podnóża swojej ziemi obiecanej. Jeszcze tylko kilka kroków od spełnienia się jej pragnień. Za murami tego miasta wszelka ułuda minionego świata pryśnie. Jej udziałem będzie tylko Miłość i Prawda. Jak wielu z mieszkańców miasteczka Delta spotka tam, na szczycie?Słońce świeciło wyjątkowo jasno. Pani Gritty wyciągając dłoń ku górze nie napotkała tym razem kolejnego uchwytu wydrążonego przez poprzednich wędrowców w litej skale. Dotykiem wyczuła korę drzewa. Spojrzała w górę i rzeczywiście trzymała się korzenia sosny, który przebił obecną na skale cienką warstwę gleby i wystawał poza granicę podłoża umożliwiając bezpieczne podciągnięcie się.Kobieta wytężyła wszystkie swoje siły. Drugą dłoń oparła o wystającą w poprzek kilkunastocentymetrową półkę skalną. W jednym momencie znalazła się na górze i opadła na mech, który przyjemnie pachniał wilgocią. Po chwili podniosła głowę, a w jej oczach odbił się widok którego oczekiwała od czasu chrztu. Między sosnowo - brzozowym a lipowym laskiem wiła się dróżka na którą opadł lipowy kwiatostan. Drzewa wydawały bardzo intensywną woń. Pani Gritty wstała, wolnym krokiem zaczęła iść po tym dywanie. Na końcu tej drogi mienił się lazurem mur Jerozolimy.

***Przy drewnianym stole siedziało kilkunastu mężczyzn i dwie kobiety. Otaczał ich drewniany krużganek, z którego można było się dostać na korytarze prowadzące na zewnątrz pomieszczenia. Nad stołem wisiała stara lampa rzucająca pomarańczowe światło. Oprócz sprzętu typowego dla zwykłych wiejskich karczm na stole stał laptop. Jeden z mężczyzn trzymając słuchawki w uszach mruczał z niezadowoleniem pokonując chyba kolejne etapy gry. W końcu zamknął z trzaskiem sprzęt elektroniczny.- Jakim cudem on tu ma komputer? - pomyślał Adam patrząc z zazdrością na brodacza będącego właścicielem laptopa. Ten zaburczał coś najpierw pod nosem, a potem powiedział głośniej:- Odkąd odstawiłem dzieciaki do Jerozolimy nie idzie mi jakoś w tym... - tu wskazał ręką na swój sprzęt. - Ktoś z panów ma ochotę spróbować? - zapytał wodząc oczami po obecnych.Adam ruszył ku brodaczowi, ale zanim dotarł do jego miejsca na ganku z trzaskiem otworzyły się drzwi i do środka wszedł człowiek, którego Adam

Page 34: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

spotkał na schodach prowadzących do tego pomieszczenia wewnątrz wieży. Twór ten podszedł do palustrady i stwierdził ochrypłym głosem.- Wszyscy na kolana. Za chwilę wejdzie tu nasz pan, książę Seboim i władca wszystkich miast niziny Siddim.Adam spojrzał na brodacza, ale ten od razu wykonał polecenie chowając jednak swój laptop na krzesło, pod blat stołu. Każda z osób z ociąganiem, ale jednak wykonywała polecenie. Po chwili do sali weszła kolejna postać. Tym razem Adam rozpoznał w niej z pewnym zdziwieniem Ladona. Ten podszedł do każdej osoby w sali po kolei i patrzył niewidzącymi oczyma lustrując twarze obecnych. Po tej ceremonii wspiął się powoli na ganek i jakby mimochodem, kierując się już do wyjścia zapytał:- Wybieracie więc wolność, tak?- Tak! - krzyknęło trochę niepewnie kilkanaście gardeł.- Wybieracie siebie i nie chcecie poświęcać się dla innych, tak?- Tak! - tym razem okrzyk był już pewniejszy.- Dobrze. Zatem wybraliście to, czego nauczyliście się oczekiwać za życia na Ziemi. Na Ziemi jednak korzystaliście także z dóbr Jerozolimy, takich jak przebaczenie, dobroć, dobroduszność. Tutaj jednak nie ma osób, które wybrały Jerozolimę. Tutaj nie będziecie mieć ani przebaczenia, ani dobroci. Ja jestem Ladon, władca tego świata - Ladon zawiesił swój głos. Drzwi zaskrzypiały. Do sali wbiegł pies, czy raczej wilk. Poruszając się po drewnianym krużganku jego łapy wydawały głuchy stukot. Zatrzymał się przy Ladonie łypiąc na klęczących na dole. Ladon kontynuował.- Mój piesek potrzebuje się najeść. Potrzebuję tylko jednego z was. Kto na ochotnika? - popatrzył na przybyłych, ale nikt z nich nawet nie drgnął słuchając w osłupieniu słów Ladona.- Oczywiście. Dobrze was przygotowałem - zaśmiał się Ladon. - Nie ma w was poświęcenia. Zatem urządzimy polowanie. Wilk wstał jakby na komendę. - Pamiętajcie, jeśli któregoś z was dopadnie mój piesek - o ile zdążycie przed jego kłami możecie zawołać “O litości, Ladonie”. Mój piesek poszuka sobie innego obiadu, ale pamiętajcie też że każde takie zawołanie spowoduje, że przyjdą mu z pomącą kolejne dwa wilki i walka dla was stanie się trudniejsza. Ladon otworzył drzwi i rzucił tylko do przerażonych ludzi:- Gdy wszystkich was zagryzą wilki moi aniołowie ustawią wasze kości przy ogniach na szczycie tej wieży. Wilk zszedł po stopniach patrząc na Adama. W pewnym momencie przystanął. Wyprężył grzbiet przygotowując się do skoku. Adam wyszeptał przez ściśnięte gardło:- O litości, Ladonie.***Anna krok za krokiem cofała się znajdując się coraz dalej od granicy piekła. Wysokie wieże znajdowały się już o kilkadziesiąt metrów od kobiety. Głośne pomrukiwania wilków stawały się coraz bliższe. Minęła cała długa noc odkąd znalazła list przyniesiony przez zestrzelonego ptaka i

Page 35: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

niewątpliwie była to najgorsza noc jaką pamiętała. Cofając się ku Seboim atakowały ją natarczywe myśli przywodzące wspomnienia upokorzeń i upadków od samego początku jej dzieciństwa. Noc pełna bólu wyczerpała już Annę, aczkolwiek ściskając w dłoni list od Rozalki trwała wciąż w nadziei, że może jeszcze jest dla niej jakikolwiek ratunek.Mgła się rozrzedzała. Krążące wokół Anny zwierzęta widziała już w całej okazałości. Potężne kły nie pozostawiały żadnych złudzeń co do ich zamiarów. Cofała się po prostu w stronę przeciwną niż ta, z której nacierały ogromne stwory. Poranne słońce coraz mocniej przebijało się przez mleczną zawiesinę. W pewnej chwili Anna dostrzegła kolejne cienie to pojawiające się, to niknące za wilkami. Najpierw wydawało jej się, że to daje jej znać o sobie zmęczenie, ale wtem zwierzęce pomrukiwania przeciął ostry świst szpady lub szabli i jeden z wilków padł na błoto.Mgła rozstąpiła się w przeciągu kilku minut i oczom Anny ukazał się niesamowity widok. Po jej prawej stronie znajdowała się brukowana droga kończąca się wąskim wejściem do najbliższej wieży. Po przeciwnej stronie drogi z pola wyłaniały się białe kości, tak, Anna była pewna, to były ludzkie kości jakby roztrzaskane upadkiem z wysokości. Bielały one aż po horyzont. Wcześniej jednak były niewidoczne we mgle. Po lewej stronie dziewczyny znajdował się pagórek. Między pagórkiem a nią gromadziło się stado wilków, a na wzgórzu stali, a właściwie siedzieli na koniach żołnierze z szablami w dłoniach. Jeden z nich wyróżniający się koloratką wpiętą w mundur stał już przy stadzie wilków. Po jego szabli spływała wilcza krew.Karabinki, szable i lance ułanów były doskonale widoczne w pełnym słońcu. Ksiądz skierował swą szablę w kierunku Anny i tętent kopyt żołnierskich koni pokrył całą dolinę nadzieją nadchodzącego odkupienia.]

Rozdział XIV

Maja przeszła już chyba setkę razy drogę między otwartą na oścież miejską bramą a tajemniczą drewnianą konstrukcją zbudowaną w niedalekiej od bramy odległości. Przy murach miejskich nie powitał ich nikt. Według zapewnień Stasia Kostki cała potęga Nieba udała się wo piekieł odbić Annę. Maja co kilka minut pytała Piotra czy widzi już kogoś na drodze. Może posłańca zwiastującego zwycięstwo lub klęskę?Dziewczyna zdawała już sobie sprawę, że przyczyną klęski wojsk Nieba może być sama Anna, która mogła nie dostać listu Rozalki, która nie mając solidnych fundamentów wiary mogła po prostu zwątpić. A huragan pokus przywoływanych tu w przypadku Anny przez piekło mógł być wielki. Myśląc po ludzku Anna nie miała szans. Właściwie jej jedyną szansą była miłość Rozalki, miłość córki do matki, która tą córkę za pomocą lekarzy zabiła. Czy Anna będzie w stanie uwierzyć, że Rozalka może po czymś tak okrutnym ją wciąż kochać?Maja spojrzała na Piotra, a ten machał do niej dając znaki by prędko do niego przyszła.

Page 36: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

Dziewczyna przebiegła w poprzek ścieżkę prowadzącą z lasu do miasta, minęła zakończoną ostrym łukiem bramę, znalazła się na wąskim skrawku płaskiego terenu łączącego kamienno - ceglany mur z prawej strony z opadającym szybko zboczem góry z lewej. Kilkaset metrów za Piotrem znajdowała się mała baszta. Za nią mur skręcał zapewne w prawo odsłaniając przestrzeń. Gdy Maja dobiegła do Piotra zobaczyła w dole żywą zieleń lasów Paedor. Za nimi wcześniej znajdowała się szarość i ciężko było wywnioskować co kryje ona pod sobą. Czy to tam swoje szczęście usiłowali znaleźć Anna z Adamem?- Patrz Maju, tam - Piotr wskazał ręką na jakby poszarpany fragment horyzontu. Oboje wytężyli oczy. Szarość jakby rozstąpiła się nieco ukazując coś w rodzaju babek z piasku. Ledwo widoczne w oddali sprawiały przygnębiające wrażenie. Po kilku minutach fala tej szarości przykryła je na powrót. Fala ta posuwała się w prawo i znikała powoli za basztą. Oboje ruszyli szybko w kierunku załomu murów. Gdy minęli tą gotycką strażnicę ujrzeli morze ludzi idących w kierunku Jerozolimy. Gdy zaczęli wchodzić w lasy Piotr dostrzegł monumentalne chorągwie. Było to wojsko Jerozolimy a jego liczba pokrywała obszar aż do wzgórza, na którym dwa dni temu odnaleźli krucyfiks z napisem, że jeszcze jest dla nich nadzieja.- To niesamowite, że po jedną Anię ruszyła ta cała potęga Nieba - stwierdziła ze wzruszeniem Maja. Milczała chwilę przełykając łzy. Piotr przytulił dziewczynę z całej siły. - Maju, bardzo cię kocham - powiedział uśmiechając się.Dziewczyna spojrzała na Piotra. Chciała coś powiedzieć, ale chłopak nie pozwolił jej.- Teraz wiem, że prawdziwa Miłość mieszka właśnie tutaj. Moja miłość do ciebie jest za tymi murami. Dlatego nie będę wahał się wypełnić jej nakazów co do nas. - Piotrze... - Maja położyła swoją dłoń na policzku chłopaka - Piotrek, wracamy do domu - wyszeptała odwzajemniając uśmiech. Spojrzeli sobie w oczy, spojrzeli bardzo głęboko. Ujrzeli, że tamtych dawnych ludzi już nie ma. Stara miłość przeminęła i oto wszystko w nich stało się nowe.“Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty, aby władza nad drzewem życia do nich należała i aby bramami wchodzili do Miasta. Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje” (Ap 22,14). 

*** Staś trzymał Rozalkę mocno za dłoń. Oboje stali na pomoście zbudowanym niedawno pod kierunkiem brata Stasia, który wiele wieków temu gonił go w drodze do Rzymu, gdy przyszły święty usiłował wstąpić do zakonu. Dziewczynka wpatrywała się w zbliżający się od strony lasu oddział ułanów. Na czele jechał ułan z metalowym  krzyżem na piersi. Machał w stronę bramy Jerozolimy. Za nim posuwali się pozostali. Szable błyszczały

Page 37: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

w słońcu. Konie rżały. Nad całym wzgórzem dominował jednak przede wszystkim rytmiczny tętent zwierząt. Ułani minęli pomost i wjechali do miasta salutując energicznie w stronę Stasia i Rozalki oraz wszystkich zgromadzonych na pomoście.  Za dziewczynką stali Piotr z Mają, pani Gritty, Tadeusz oraz wiele innych osób. Wszyscy szukali wśród kolejnych osób Anny. Lekki wiatr zerwał się tworząc za pomocą liści mieniących się w dziennym blasku szum przywodzący z jednej strony na myśl ziemskie lasy, z drugiej strony był on jakby melodyjny. Wiatr grał na liściach melodie w których każdy z obecnych odnajdował swoje dawne, ukryte przez światem a czasem i przed sobą pragnienia i marzenia. - Mama! - wykrzyknęła nagle Rozalka - Mamo! Mamo! Mamusiu! Tutaj, tu jestem! Dziewczynka zaczęła skakać na pomoście najwyżej jak potrafiła wyciągając w górę ręce. Zza drzew wyłoniła się grupka osób wśród których Maja również rozpoznała zagubioną przez ich grupkę owieczkę. Rozalka nie czekała już na oficjalne powitanie przygotowywane i ćwiczone wcześniej pod przewodnictwem pani Gritty i rzuciła się w stronę Anny. Bose stopy szybko przemierzały jerozolimskie wzgórze. Zdawało się, że ledwie muskają zieloną trawę. Dziewczynka rzuciła się Annie na szyję szlochając z radości, a Anna po raz pierwszy przytulała swą córkę. Robiła to z całych sił.  

*** Przy dźwiękach wiwatów Anna wchodziła do Jerozolimy. Rozalka nie mogła odkleić się od mamy, więc wciąż wisiała na szyi kobiety. Za Anną przez bramę przeszli Maja i Piotr. Tuż za rogiem bramy stał starszy mężczyzna. Tak jak na Ziemi trzymał swoją zużytą Biblię. Patrzył na wchodzącą do miasta panią Gritty i uśmiechał się do niej. Na końcu do Miasta wszedł Tadeusz. Wchodząc spojrzał za siebie. Pomyślał o dzieciach, którym nie dał się narodzić. A jednak na końcu jego drogi znajdowało się - jak mówiły starożytne księgi - miasto z którego wypływała rzeka życia. Lśniąca jak kryształ. Przed bramą Jerozolimy zrobiło się pusto. Zbite w kępki błękitne stokrotki wydawały wyjątkowo słodki zapach. Nadeszła noc. Zza rozświetlonych takim błękitem murów miasta jeszcze długo dochodziły odgłosy radosnych powitań. Bliscy witali bliskich, małżonkowie obejmowali się czule. Opowiadań i wspólnych radości nie było końca. Gdzieś na horyzoncie w niebo strzelała wieża obserwatorium astronomicznego czekając na kolejnych ludzi. 

Zakończenie 

Page 38: Rozdział I - WIERZE UFAM MIŁUJĘ › 2012 › 07 … · Web viewPatrzę teraz na ciebie Adamie i pomimo, że chcę dalej iść do Jerozolimy, do tego nowego, dla mnie zupełnie

To już koniec tej opowieści. Wszystkim Wam, którzy dotarliście do końca dziękuję. Historia ta ma dla mnie duże znaczenie. Wiem, że popełniłem wiele literackich błędów, jednak proszę o wybaczenie, gdyż na codzień zajmuję się zupełnie innymi rzeczami. Za wszelkie uwagi będę wdzięczny. Pozdrawiam [email protected]