NIE SAMYM CHLEBEM samym... · Poeta Rainer Maria Rilke mówił, że tylko poezja jest...

28
LIST DO MOICH PARAFIAN (39) Kochani! Nie użalając się na szybko mijający czas, wkraczamy w kolejny etap naszej duchowej wędrówki, czyli w Wielki Post. Jak go prze- żyjemy w dużej mierze będzie to zależeć od każdego z nas. Lubimy stawiać innym wielkie wymagania, może więc trzeba teraz postawić podobne sobie? W rozwoju duchowym, po- głębianiu wiary w Boga, nigdy nie może być jakiejś taryfy ulgowej. Zło świetnie czuje się zarówno na salonach, jak i w skromnych mieszkaniach zapracowanych ludzi. Stąd też nie tracą na aktualności słowa Chrystusa: „Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godzi- ny”. W dobie tak modnych różnych diet i lansowanego na wiele sposobów tzw. „ak- tywnego stylu życia”, war- to z pewnością włączyć do swojego codziennego progra- mu również szczerą praktykę wielkopostnych nabożeństw, drobnych wyrzeczeń i umar- twień. Aby w pełni rozwijać siebie nie wolno nam nigdy zapominać o tych dwóch wymiarach człowieczeństwa: wymiarze cielesnym i wy- miarze duchowym. Dopiero razem tworzą pełną prawdę o człowieku. Bycie aktywnym w Kościele, we wspólnocie parafialnej, w rodzinie wy- znacza przecież i moją drogę ku dojrzałości chrześcijańskiej. Nasz entuzjazm i osobiste świadectwo wiary może być wtedy dla kogoś innego doskonałym sposobem, aby odkryć na nowo Boga i uwierzyć Jego słowom. Kar- dynał Robert Sarah w książce Bóg albo nic podkreśla: „Ważne, by pamiętać, że radość chrześcijańska nigdy nie przypominała ła- twego szczęścia, drogi, którą frunęlibyśmy od zwycięstwa do triumfu. Nie chcę zapo- mnieć słów św. Piotra: «Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowali- śmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości» (2P 1, 16)”. Warto zatem pamiętać, że laicki świat nigdy nie będzie cieszył się z naszych ofiar i wyrzeczeń. Ten świat bę- dzie je zawsze ośmieszał na różne możliwe sposoby, aby zniechęcić jak najskuteczniej do wyznawanej wiary i mo- ralnych wartości. W Wielkim Poście otrzymujemy taki syg- nał: Bóg przyjmuje na swoje barki Krzyż, abyś i ty nie lę- kał się z odwagą stawić czo- ła wszelkim niedomaganiom i cierpieniom, które – tu na ziemi – budzą w nas często jedynie odrazę i niechęć. Ze szczytów Golgoty widać jed- nak o wiele lepiej całe piękno rozciągającej się doliny, do której schodzi się powoli, z godnością i pełnym szacunkiem do siebie oraz pokonywanej drogi, chwytając się przy tym mocno ręki miłosiernego Ojca. Ojciec Proboszcz Józef Budziński * * * Ogród oliwny Zamazany obraz Cykanie cykad Zapach oliwek Mokre włosy Od potu Nogi ugięte W kolanach I pogłos Modlitwy błagalnej Do Ojca (Z tomu: Ciągle Zadaję Pytanie) nr 104 Wielki Post marzec–kwiecień 2019 NIE SAMYM CHLEBEM... www.franciszkanie-bronowice.pl egzemplarz bezpłatny Biuletyn Parafii p.w. Stygmatów Świętego Franciszka z Asyżu, Kraków – Bronowice Wielkie

Transcript of NIE SAMYM CHLEBEM samym... · Poeta Rainer Maria Rilke mówił, że tylko poezja jest...

LIST DO MOICH PARAFIAN (39)

Kochani!

Nie użalając się na szybko mijający czas, wkraczamy w kolejny etap naszej duchowej wędrówki, czyli w Wielki Post. Jak go prze-żyjemy w dużej mierze będzie to zależeć od każdego z nas. Lubimy stawiać innym wielkie wymagania, może więc trzeba teraz postawić podobne sobie? W rozwoju duchowym, po-głębianiu wiary w Boga, nigdy nie może być jakiejś taryfy ulgowej. Zło świetnie czuje się zarówno na salonach, jak i w skromnych mieszkaniach zapracowanych ludzi. Stąd też nie tracą na aktualności słowa Chrystusa: „Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godzi-ny”. W dobie tak modnych różnych diet i lansowanego na wiele sposobów tzw. „ak-tywnego stylu życia”, war-to z pewnością włączyć do swojego codziennego progra-mu również szczerą praktykę wielkopostnych nabożeństw, drobnych wyrzeczeń i umar-twień. Aby w pełni rozwijać siebie nie wolno nam nigdy zapominać o tych dwóch wymiarach człowieczeństwa: wymiarze cielesnym i wy-miarze duchowym. Dopiero razem tworzą pełną prawdę o człowieku. Bycie aktywnym w Kościele, we wspólnocie parafialnej, w rodzinie wy-znacza przecież i moją drogę ku dojrzałości chrześcijańskiej. Nasz entuzjazm i osobiste świadectwo wiary może być wtedy dla kogoś innego doskonałym sposobem, aby odkryć

na nowo Boga i uwierzyć Jego słowom. Kar-dynał Robert Sarah w książce Bóg albo nic podkreśla: „Ważne, by pamiętać, że radość chrześcijańska nigdy nie przypominała ła-twego szczęścia, drogi, którą frunęlibyśmy od zwycięstwa do triumfu. Nie chcę zapo-mnieć słów św. Piotra: «Nie za wymyślonymi

bowiem mitami postępowali-śmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości» (2P 1, 16)”. Warto zatem pamiętać, że laicki świat nigdy nie będzie cieszył się z naszych ofiar i wyrzeczeń. Ten świat bę-dzie je zawsze ośmieszał na różne możliwe sposoby, aby zniechęcić jak najskuteczniej do wyznawanej wiary i mo-ralnych wartości. W Wielkim Poście otrzymujemy taki syg-nał: Bóg przyjmuje na swoje barki Krzyż, abyś i ty nie lę-kał się z odwagą stawić czo-ła wszelkim niedomaganiom i cierpieniom, które – tu na ziemi – budzą w nas często jedynie odrazę i niechęć. Ze szczytów Golgoty widać jed-

nak o wiele lepiej całe piękno rozciągającej się doliny, do której schodzi się powoli, z godnością i pełnym szacunkiem do siebie oraz pokonywanej drogi, chwytając się przy tym mocno ręki miłosiernego Ojca.

Ojciec Proboszcz

Józef Budziński

* * *Ogród oliwny Zamazany obraz Cykanie cykad Zapach oliwek Mokre włosy Od potu Nogi ugięte W kolanach I pogłos Modlitwy błagalnej Do Ojca

(Z tomu: Ciągle Zadaję Pytanie)

nr 104 Wielki Post marzec–kwiecień 2019

NIE SAMYM CHLEBEM...www.franciszkanie-bronowice.plegzemplarz bezpłatny

Biuletyn Parafii p.w. Stygmatów Świętego Franciszka z Asyżu, Kraków – Bronowice Wielkie

W MOCY BOŻEGO DUCHAREKOLEKCJE WIELKOPOSTNE W PARAFII

PW. STYGMATÓW ŚW. FRANCISZKA W KRAKOWIE-BRONOWICACH WIELKICH

31 III – 3 IV 2019REKOLEKCJONISTA: O. KALIKST JASUBA OFM

IV Niedziela Wielkiego Postu 31 marca 2019(...) będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; 

zaginął, a odnalazł się (Łk 15, 23–24)

Godz. 630 – Droga KrzyżowaGodz. 700 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłychGodz. 900 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

Godz. 1030 – Msza św. z nauką dla dzieciGodz. 1200 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

Godz. 170 – Gorzkie Żale (kazanie pasyjne)Godz. 1800 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

PONIEDZIAŁEK 1 kwietnia 2019Słudze Bożemu, tylko jedno nie powinno się podobać: grzech (Św. Franciszek z Asyżu)

Godz. 630 – Droga KrzyżowaGodz. 700 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

Godz. 1100 – Droga Krzyżowa i nauka rekolekcyjna dla dzieci ze szkoły podstawowej (klasy 1–4)Godz. 1300 – Droga Krzyżowa i nauka rekolekcyjna dla uczniów szkoły podstawowej (klasy 5–8) 

oraz młodzieży z 3 klasy gimnazjumGodz. 1730 – Droga Krzyżowa

Godz. 1800 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

WTOREK 2 kwietnia 2019Krew Jezusa, Syna Jego oczyszcza nas z wszelkiego grzechu (1J 1, 7)

Godz. 630 – Droga KrzyżowaGodz. 700 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

Godz. 1100 – Nabożeństwo i nauka rekolekcyjna dla dzieci ze szkoły podstawowej (klasy 1–4)Godz. 1300 – Koronka do Bożego Miłosierdzia i nauka rekolekcyjna dla uczniów szkoły 

podstawowej (klasy 5–8) oraz młodzieży z 3 klasy gimnazjumGodz. 1730 – Droga Krzyżowa

Godz. 1800 – Msza św. z nauką ogólną dla dorosłych

ŚRODA 3 kwietnia 2019Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. 

Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1, 15)

Godz. 630 – Droga KrzyżowaGodz. 700 – Msza św. z homilią i błogosławieństwo na zakończenie rekolekcji

Godz. 800 – Spowiedź święta dla uczniów biorących udział w rekolekcjachGodz. 900 – Msza św. z homilią i zakończenie rekolekcji dla wszystkich uczniów i nauczycieli ZSO 53

Godz. 1800 – Msza św. z homilią i błogosławieństwo na zakończenie rekolekcji

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

3

ZROZUMIEĆ CIERPIENIE

Nie jest to opowieść o sobie, choć w tym przeka‑zie dzielę się też własnymi doświadczeniami. Chcia‑łam napisać o biblijnej wędrówce człowieka, o drodze, którą wyznaczył mu Bóg po grzechu pierworodnym. Tą drogą, którą człowiek sam wybrał, pójdzie też Syn Boży obarczony ludzkimi grzechami, a w Jego upad‑kach będzie ludzkie zbawienie.

Nie jest tajemnicą, że życie to nie tylko radość, po‑myślność i  szczęście, ale również problemy, z  który‑mi często nie możemy się pogodzić: niepowodzenia, samotność, choroba i  śmierć. Myślę, że życie można porównać do wędrówki naszych przodków przez pu‑stynię lub do góry, po której trzeba się wspinać aż na wierzchołek, aby tam zobaczyć oblicze Boga. Jakże trudno na tej drodze nabrzmiałej wspomnieniami, w  których czynnie uczestniczyliśmy, uwolnić się od myśli, że to wszystko, choćby wobec cierpienia, nie miało sensu.

Dlatego dobrze jest uświadomić sobie, że ta podróż jest w naszym sercu. Wystarczy się w nim zanurzyć, porzucić to, co było złe, niespełnione, pełne pomyłek, by uświadomić sobie, ile spotkało nas dobra, miło‑ści oraz jak wielu mamy przyjaciół i bliskich. Wtedy uwolnieni od prozaicznych trosk, możemy patrzeć na świat z pobłażliwością i wyrozumiałością.

Patrząc na inskrypcje na nagrobkach, poświęco‑ne tym, którzy zmarli, odbieramy te obrazy jak sen, który nie należy do naszego życia i często nie potrafi‑my przełożyć tego losu na miarę własnej egzystencji, dopóki nie dopadnie nas choroba i cierpienie. Wtedy trzeba porzucić rzeczywistość dla nas już nieosiągal‑ną, pokonać tęsknotę za światem młodości i  zanu‑rzyć się w  przestrzeń własnego serca. Tam w  takich chwilach wszystko się odradza, a duchowe dary dane nam na Chrzcie Świętym, pomagają wejść w następną podróż. Wówczas, mimo drżenia nóg, idziemy ocho‑czo, bo przecież chrześcijanin powinien mieć poczu‑cie swojego przeznaczenia. Z życia w słabości należy uczynić dar ofiarny, by ostatecznie zanieść go do Boga z radością i nadzieją na życie wieczne.

Poeta Rainer Maria Rilke mówił, że tylko poezja jest najdoskonalszą inwersją świata. Myślę, że taką nie‑zwykłą przemianą żywią się ludzie chorzy i cierpiący. Ks. Józef Tischner dotknięty ciężką chorobą pisał, że cierpienie jest złe, ale uczłowiecza, porusza wyobraźnię i zmusza do samookreślenia. Jest to czas ćwiczenia cier‑pliwości, zasłuchania w to, co było dotychczas uśpione. Ból i cierpienie zmienia perspektywę rozumienia po‑dróży. Odtąd droga, którą podążamy, staje się fenome‑nem, głębokim doświadczeniem istoty życia.

Pragnę też podzielić się z doświadczeniem ks. Jac‑ka Bazarnika, który od wielu  lat pracuje w Centrum Zdrowia Dziecka w  Warszawie. Szpital istnieje już od 35 lat. Za PRL nie było mowy o umieszczeniu tam kaplicy. Staraniem pierwszej dyrektor tego szpitala, pani prof. dr hab. n. med. Marii Goncerzewicz, z izby pamięci uczyniła kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Franciszek i Hiacynta zostali patronami cho‑rych dzieci i opiekunów.

Książka ks. Jacka Bazarnika pt. Cierpienie, czy Bóg tego chce, jest świadectwem trudnych doświadczeń tego kapelana szpitala. Kaplicę nazywa kaplicą cudów. Na jego oczach, pod wpływem cierpienia dokonywa‑ły się cudowne uzdrowienia, nawrócenia, pogodzenia ludzi, a cierpienia dzieci uważa za najwyższy dar, jaki człowiek może podarować Bogu.

W V stacji Drogi Krzyżowej, Szymon z Cyreny po‑maga Bogu‑Człowiekowi w  dźwiganiu krzyża. Cier‑piąc nie zdajemy sobie sprawy, w czym uczestniczy‑my. Dopiero Niedziela Wielkanocna daje nam światło, które może nam wszystko wyjaśnić.

Krystyna Szczekan

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

4

Dzisiejszy świat to synonim biegu, pędu, braku czasu, niewyspania, wyścigu szczurów, chorej ambicji, wygórowanych potrzeb i celów nieraz nie dających się zrealizować. Brak nam cierpliwości, tej przenikniętej spokojem niezłomnej wytrwałości, tej mądrości i tej pokory, które jej towarzyszą. Wszystko musi być na już, na wczoraj. Oduczyliśmy się czekać na te rzeczy, które są tego warte. Jak powiedział Marek Aureliusz „potrzebna jest cierpliwość, aby zmieniać to, co zmie‑niać można, pogoda ducha, aby pogodzić się z tym, czego zmienić się nie da oraz mądrość, by odróżnić jedno od drugiego”.

Przecież wszystko, co w życiu wartościowe wyma‑ga wysiłku, cierpliwości i wytrwałości. To, co przy‑chodzi zbyt łatwo lub czyimś kosztem, wcale nas nie cieszy, a przynajmniej nie powinno. Już w Starym Testamencie mamy przykład ludzkiego egoizmu, braku cierpliwości i chęci oczekiwania na lepsze dni: „Od góry Hor szli w kierunku Morza Czerwo‑nego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. Za‑częli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: »Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny«” (Lb 21, 4–7). Izraelici nie dziękowali Bogu za wol‑ność, za pokarm, który otrzymywali, za obecność samego Boga i Jego wielką do nich cierpliwość i miłość. Szybko za‑pomnieli swoje krzywdy w Egipcie, nie okazywali wdzięczności, lecz domagali się spełnienia ich przyziemnych żądań, a swoje ludzkie ja przekładali nad Boże cele. Zbyt szybko stracili nadzieję, któ‑ra jest cierpliwością czekania na to, że spełnią się wszystkie Boże obietnice. Po‑dobnie jest dzisiaj. Nie bierzemy za wzór

postaw Boga, nie czerpiemy ze słów Pisma Świętego. A cierpliwość jest obok miłosierdzia nieodłącznym atrybutem Boga i owocem Ducha Świętego: „Owo‑cem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność” (Ga 5 22); „Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w  serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonało‑ści” (Kol 3 12–14); „Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury, gdy już wyrwa‑liście się z zepsucia [wywołanego] żądzą na świecie.

Rozważania okołowielkopostne:„Nigdy nie trać cierpliwości – to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi” (Antoine de Saint‑Exupéry)

„Od zamiaru do wykonania należy odczekać trzy lata”Napoleon Bonaparte

„Trzeba mieć dużo cierpliwości, by się jej nauczyć”Stanisław Jerzy Lec

Abraham i trzej Aniołowie, obraz, olej na płótnie, Bartolomé Esteban Murillo, 1667 r.

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

5

Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do pozna‑nia powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bo‑wiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy pozna‑waniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (2 P1 4–8).

Musimy pamiętać, że czas oczekiwania może być trudny, może stanowić dla nas swoistą próbę, na którą wystawia nas sam Bóg. Nie bójmy się niepowodzeń, nie poddawajmy się i nie oceniajmy siebie zbyt po‑chopnie. Starajmy się być wytrwali wobec innych, wo‑bec Boga i Jego zamierzeń, ale również wobec samych siebie. „Cierpliwość w życiu musi być naszym chlebem powszednim; a zwłaszcza z nami samymi, bo bardziej od każdego innego sobie ciążymy” (Św. Franciszek Sa‑lezy).

Nie obwiniajmy innych, usprawiedliwiając swój brak cierpliwości – oczywiście, że tak najłatwiej. Nie starajmy się również brać odpowiedzialności za wszyst‑kie krzywdy i bolączki świata. Czekając trzeba wierzyć, że czas przyniesie najlepsze rozwiązanie z możliwych, pomóżmy sobie modlitwą i bierzmy przykład z lep‑szych: „Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale póź‑niej radość dla niego zakwitnie” (Syr 1 23); „Lepszy jest koniec mowy niż jej początek, lepszy jest umysł cierpliwy niż pyszny” (Koh 7, 8); „Ale gdy znosimy udręki – to dla pociechy i zbawienia waszego, a gdy pocieszani jesteśmy – to dla waszej pociechy, sprawia‑jącej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy” (2 Kor 1, 6); „Cierpliwość ugnie zwierzchnika, a  język łagodny złamie kości”

(Prz 25, 15); „Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie – wytrwali!” (Rz 12, 12).

To, że Bóg okazywał i okazuje cierpliwość ludziom, jest oczywiste, ale jest wiele przykładów, że również śmiertelnicy wzorowali się na Nim. Choćby Abraham, który dwadzieścia pięć lat oczekiwał na syna, a każdy dzień nie potęgował jego zwątpienia, lecz przynosił coraz większą wiarę, że się uda: „On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: takie będzie twoje potomstwo. I nie zachwiał się w wierze, choć stwier‑dził, że ciało jego jest już obumarłe – miał już prawie sto lat – i że obumarłe jest łono Sary. I nie okazał wa‑hania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał. Dlatego też poczytano mu to za sprawiedli‑wość” (Rz 4, 18–22). Podobną cierpliwością wykazał się Jakub, który był zmuszony czternaście lat czekać na poślubienie wybranki, córki Labana. W tym czasie musiał ciężko pracować, znosić liczne trudy i upoko‑rzenia, ale nigdy nie narzekał: „Dwadzieścia lat byłem u ciebie. Twoje owce i kozy nie roniły. Baranów z twojej trzody nie jadałem. Rozszarpanej [przez dzikie zwie‑rzę] sztuki nie przynosiłem ci; dawałem za to moją sztukę. Jeśli ci coś zostało skradzione czy to w dzień, czy w nocy, szukałeś u mnie. Bywało, że dniem trawił mnie upał, a nocą chłód spędzał mi sen z powiek. Ta‑kie były owe dwadzieścia lat w służbie u ciebie! Służy‑łem ci czternaście lat za dwie twoje córki, a sześć lat – za trzodę. Ty zaś wielokrotnie zmieniałeś mi zapłatę. Gdyby Bóg ojca mego, Bóg Abrahama – Ten, którego z bojaźnią czci Izaak, nie wspomagał mnie, to puścił‑

byś mnie teraz z niczym. Com wy‑cierpiał i ilem się napracował ręka‑mi, Bóg widzi! On też zeszłej nocy zaświadczył” (Rdz 31, 38–42).

Czy my współcześni potrafimy poświecić swoje życie na czekanie? Zazwyczaj nasza cierpliwość maleje proporcjonalnie do czasu. A prze‑cież „Czas to najlepsza cezura, a  cierpliwość  – najdoskonalszym nauczycielem” (Fryderyk Chopin). Potrafi wyzwolić w człowieku to, co najlepsze, zwłaszcza jeżeli towarzy‑szy jej silna wiara i „świadomość, że jest nad nami Ktoś mądrzejszy i że ten Ktoś nam dobrze życzy”.

Znane jest powiedzenie, że „anielska cierpliwość wymaga dia‑belskiej siły” (Aleksander Kumor). I  nie jest łatwo cieszyć się czeka‑jąc na coś, czego pragniemy właś‑nie teraz. Jednak trzeba pamiętać, że radość chrześcijańska, czyli ta, która wypływa z  wiary, również Abraham służący trzem aniołom, obraz, olej na panelu, Rembrandt Harmenszoon van Rijn, 1646 r.

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

6

z wiary, że w końcu dotrzemy do mety, jest radością trudną. „Nie jest uśmiechem od ucha do ucha. Jest radością, która kosztuje”, da‑jąc równocześnie stuprocentową satysfakcję. Żeby nauczyć się cze‑kania, trzeba na wszystko patrzeć od strony dobra, trzeba ufać, trzeba nauczyć się optymizmu chrześcijańskiego – „optymizmu w  sytuacjach nieoptymistycz‑nych”. Czyż nie w  „najtrudniej‑szych momentach Bóg kroczy z cierpliwymi?”.

Taka postawa pomaga w  ży‑ciu codziennym i w planowaniu dłuższych „podróży. Musimy mieć cierpliwość do życia, po‑nieważ jest wieczne”. Powinni‑śmy posiąść ową wytrzymałość do „robienia rzeczy prostych w  sposób doskonały, a  to na‑uczy nas sztuki robienia rzeczy trudnych z  łatwością” (Schiller). Każdy sukces jest wynikiem ta‑lentu, bycia w  odpowiednim miejscu, w  odpowiednim cza‑sie, ale przede wszystkim cier‑pliwej i  nieraz mozolnej pracy. Tak naprawdę niewiele rzeczy da się zrobić szybko i dobrze, ale wszystkie da się zrobić dobrze.

Cierpliwość powinniśmy mieć w  stosunku do naszych dzie‑ci, przecież nikt nigdy nie umie wszystkiego od razu. Cieszmy się i kibicujmy im w ich codziennych walkach, uczmy, że nie warto się poddawać. Jeżeli od samego po‑czątku, cierpliwie i konsekwent‑nie wychowujemy i  wymagamy, trzymamy się ustalonych reguł, nie będziemy musieli tracić cier‑pliwości do nieco starszych już pociech.

Wytrwałość jest nieodzowna w  stosunkach z  innymi ludźmi, którzy stają na naszej drodze. Cierpliwość – jedna z najważniej‑szych w relacji z Bogiem. To On decyduje, co i kiedy nas spotka. Nie miejmy ciągłego żalu i  pre‑tensji. Zaufajmy Mu bezgranicz‑nie. Miejmy na to odwagę. Każdy, kto cierpliwie idzie za głosem ser‑ca, za głosem Boga, nie jest naiw‑ny, jest bohaterem. Przymierze Jakuba z Labanem, obraz, olej na płótnie, Pietro da Cortona, 1630–1635 r.

Mojżesz i miedziany wąż, obraz, olej na płótnie, Anton van Dyck, 1. poł. XVII w.

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

7

Gdy zdarzy się coś złego, coś z czego, jak wydaje się, nie ma odwrotu, nie wolno się bać zmienić kierunek. Spokój i przyznanie się do błędu to już pół sukcesu. I co ważne spokój, który nie pozwoli ulec pierwszemu odruchowi pójścia na łatwiznę. By naprawić szkody, a śmieci nie zamieść pod dywan, potrzebna jest owa cierpliwość, pokora i siła zmierzenia się z konsekwen‑

cjami. Nieraz wydawać się będzie, że się nie uda, że to już koniec. Ale wtedy w ciemnym tunelu pojawi się światełko, które po długim oczekiwaniu pozwoli nam cieszyć się drobnostkami. Nauczy nas dostrze‑gać radość w rzeczach przyziemnych, zwyczajnych, zwykłych, a w niewielkim pagórku pozwoli zobaczyć ogromną górę.

Szczęście to cicha godzina Szczęście to też dobra książka Szczęście to przyjemność bycia ze znajomymi Szczęście to przyjacielska wizyta Szczęście nie ma stałego adresu Szczęście nie zna pór roku Szczęście znajduje zawsze tego Kto cieszy się swoim życiem. Albert Schweitzer

Cierpliwość to cnota, która nie tylko pozwala na akceptację długiego czekania, ale przez to czeka‑nie pozwala zobaczyć, jak wiele ważnych rzeczy nas otacza, i  jak często ignorujemy je poprzez pośpiech. Umożliwia nam spojrzenie na nasze życie, nasze re‑lacje z ludźmi i na nasz stosunek do dóbr doczesnych z perspektywy marszu, a nie jazdy szybką kolejką gór‑ską. Zdecydowanie tylko wtedy łatwiej jest zauważyć wszystkie detale, a to, co nie jest stosowne, próbować zmienić. I to nie koniecznie w szybkim tempie. Nie da się powąchać kwiatka i nie jest możliwe zachwycanie się pięknym widokiem pędząc szybkim samochodem lub pociągiem. Wytrwałość pomaga człowiekowi sta‑wać się lepszym i zauważać, że chociaż życie jest wy‑pełnione po brzegi, to serce może być puste...

Dominika Mazur

Jasmina Trojanowska‑Korcala

Stworzenie świataKiedy nie było jeszcze czasu Tylko jedno wielkie Teraz, Pan Bóg ścieśnił się Odrobinkę, Ociupinkę I mówiąc „Fiat Zrobił miejsce za pazuchą Na Wszechświat.

Koniec świataKiedy rozedrze się kurtyna niebios I zajaśnieje światło, Które wydobędzie każde ukryte dotąd dobro, Wygramolimy się z naszych wylinek W ten pierwszy dzień wieczności, A powietrze będzie rześkie i łagodne.

Dzieło namalowane bez odrywania pióra

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

8

POST – LEK BEZ RECEPTY

Czy posty służyły umartwianiu się? Były aktem pokuty za popełnione grzechy? Miały sprzyjać kształ‑towaniu wewnętrznej dyscypliny? Łagodzić cierpie‑nia głodującej na przednówku biedoty? Chyba służyły wszystkiemu po trosze. A  posty zalecały właściwie wszystkie religie.

Asceci chrześcijańscy, hinduscy, tybetańscy jo‑gowie ograniczali jedzenie lub wręcz pościli, by dać organizmowi odpoczynek i  jednocześnie czas na oczyszczenie się. Podobnie czynili Sokrates, Platon, Pitagoras; ponoć odbywali dziesięciodniowe posty, ten ostatni praktykował nawet czterdziestodniowe. Wiedza o postach już w starożytności została na tyle utrwalona, że wiemy, iż głodówki zalecali Plutarch i ojciec medycyny Hipokrates.

W Encyklopedii staropolskiej (A. Brücknera i K. Es‑treichera, 1939) czytamy: „Książę i  król kazali zęby wybijać tym, co posty łamali”. Oraz: „Posty stopnio‑wały się: mięso zastępowano rybami, ale postne po‑trawy gotowano na maśle; ostrzejszy post wymagał gotowania na oliwie‑oleju; najostrzejszy dopuszczał spożywanie tylko suchych potraw [...] Wstrzymywa‑no się niegdyś podczas postu i od obcowania małżeń‑

skiego, przeciw czemu Dobrawka wykroczyła, chcąc pozyskać Mieszkę dla swej wiary; ten rygor ulotnił się niemal zupełnie”  – dodają „encyklopedyści”. Zatem posty miewały wpływ na... wielką historię? Zapewne. Każdy obyczaj niesie jakieś brzemię. Anegdota o „no‑sie Kleopatry” pewnie jest wieczną metaforą przypo‑minającą, że o  dziejach ludzkości mogły decydować zupełnie banalne szczegóły, nie tylko wydarzenia „monumentalne”.

Uznawano dwa główne posty: Wielki, czterdziesto‑dniowy przed Wielkanocą (niegdyś o dwie niedziele dłuższy), i post adwentowy. Ponadto poszczono ściśle w każdy piątek i sobotę; przeciw postowi sobotniemu protestował gorliwie Kościół Wschodni (był to jeden z głównych argumentów schizmy przeciw Rzymowi). Poszczono również cztery razy do roku w tzw. suche dni.

Odprawiano w  czasie „wstrzemięźliwości” nabo‑żeństwa. Zazwyczaj były to prośby, różnorakie su‑plikaje, odprawiane jako nowenny, septenny albo kwintenny (np.  przed dniem św. Antoniego „pościł ktoś 9, 7, albo 5 wtorków poprzedzających ten dzień” lub w  dniach następujących po nim). Towarzyszy‑ła temu spowiedź i  komunia. Dawano też jałmużnę franciszkanom, „którzy przed ołtarzem św. Antonie‑mu jego hymn odśpiewali” – opisał to Rej w „Kupcu” (1549 r.). Franciszkanin Antoni z Padwy (1195–1231) był kanonizowany natychmiast, w  niecały rok po śmierci; to jedyny przypadek w  dziejach Kościoła. Anegdota o  św. Antonim i  skradzionych koniach  – które za wstawiennictwem tego świętego powróciły do właściciela  – znana była wówczas powszechnie. Może stąd do dziś do św. Antoniego zanoszą modły ci, którzy coś utracili. Lud trywializował podobne przy‑padki, sakrum mieszało się z profanum, co w rezul‑tacie owocowało powstawaniem nieco grubiańskich (nieraz jeszcze przaśniejszych, u Kolberga je znajdzie‑my), strof; poniższa przypominana jest i dziś:

święty Antoni, święty Antoni, zgubiłam cnotę pod miedzą, a co to będzie, a co to będzie, kiedy się ludzie dowiedzą...

Poszczono też w  pięć piątków marcowych (jeśli marzec miał ich pięć), czego przestrzegało solennie Bractwo Serca Pana Jezusowego, związanego z  pija‑rami. Kwintennę do św. Ignacego odprawiały kobiety brzemienne albo pragnące potomstwa.

Z NAUCZANIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

Zabijają również pogarda i obojętność.

„Nie będziesz zabijał”. Jak już podkreśliliśmy, to przykaza-nie pokazuje, że w oczach Boga życie ludzkie jest cenne, świę-te i  nienaruszalne. Nikt nie może pogardzać życiem innych lub własnym; człowiek nosi bowiem w sobie obraz Boga i jest przedmiotem Jego nieskończonej miłości, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji zostaje powołany do istnienia.

W Ewangelii Jezus objawia nam jeszcze głębsze znaczenie tego przykazania. Twierdzi On, że przed sądem Bożym również gniew na brata jest formą zabójstwa. Dlatego apostoł Jan pi-sze: „Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą” (1J 3,15). Lecz Jezus nie poprzestaje na tym i, zgodnie z tą logiką, doda-je, że również zniewaga i pogarda mogą zabić. A my jesteśmy przyzwyczajeni do znieważania. Znieważanie przychodzi nam łatwo, jak oddychanie. A Jezus mówi: „Przestań, bo zniewaga rani, zabija”. Pogarda. „Ale ja... tymi ludźmi pogardzam”. Jest to forma zabijania godności osoby. I byłoby dobrze, gdyby ta nauka Jezusa przeniknęła do umysłów i do serc i gdyby każdy z nas powiedział: „Nigdy nikogo nie znieważę”. Byłoby to piękne postanowienie, bo Jezus mówi nam: „Zważ, jeśli pogardzasz, jeśli znieważasz, jeśli nienawidzisz, to jest zabójstwo”.

Audiencja ogólna, Środa, 17 października 2018

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

9

Postów najściślej przestrzegali Mazurzy. Mawia‑ło się o nich, że „wolą człowieka zabić, wolą z głodu zdychać, niż post zgwałcić”. Podobno o  mało co nie zatłukli księcia Bogusława Radziwiłła i jego kamrata, „gdyż ci kalwini mięso w piątek jedli”. Poseł niemiecki Werdum, spożywający w  piątek ser, co w  jego kraju „uchodziło”, mało nie został zlinczowany; gdyby nie jego przyjaciel, który właśnie przywołał „tragicznie skandaliczny przykład” spożywania w  piątek mięsa przez Radziwiłła właśnie. Lecz epoki zmieniają swe suknie i oblicza. Bo oto z kolei za Stanisława Augusta „nawet biskupi mięso w  piątki jedli”. Cóż, co wolno wojewodzie...

Post ma moc oczyszczającą również ducha, wzmacniania ludzkiej woli. Chrystus pościł 40 dni na pustyni, gdyż miał „coś ważnego” do spełnienia. Tak czynili mędrcy, wodzowie i artyści. Post wyciszał ich, skłaniał do kontemplacji, a  wzmocniona wola pozwalała zapomnieć o krzątaniu się celem zdobycia pokarmu. Post pozwala zapomnieć o nawykach – kol‑cach codziennej egzystencji. Jest też swoistą uwerturą do podjęcia decyzji rzucenia nałogów, trzymających w ryzach ludzkiego ducha i ciało. Katolicy postulują, by decyzja o poście była poprzedzona kontemplacją, daniem sobie czasu „na gotowość” poszczenia, ofiaro‑wywanie tego trudu w określonej intencji.

Już starożytni wiedzieli, że posty (głodówki) mają działanie lecznicze, że regenerują, odmładzają i w ślad za tym dają szansę dłuższego w zdrowiu życia. Posty są więc konieczne, zwłaszcza, że my – na „starym konty‑nencie” – wprost się „zażeramy”, pochłaniamy pięcio‑krotnie więcej pokarmu, niż żąda tego nasz organizm. Leczenie głodem nie oznacza niedożywienia. Posty lecznicze winny odbywać się pod kontrolą medyków.

Głodówka to oczyszczanie organizmu ze złogów, toksyn, wszelkiego wchłoniętego wraz z  niezdrową żywnością chemicznego „świństwa”. Zatem nie w tym raczej rzecz, by się odchudzić, lecz w  tym, by się

oczyścić, co jest równo‑znaczne – jak już zostało to zasugerowane  – także z odmłodzeniem, łącznie z  wygładzeniem skóry, redukcją zmarszczek!

Bibliofilskim raryta‑sem  – a’  propos wstrzy‑mywania się od nadmier‑nego jedzenia – jest „Opis znakomitych wyników osiągniętych we wszyst‑kich chorobach dzięki głodowaniu” dra R. Hoff‑manna z...  XVII  wieku. Nasze „europejskie” za‑interesowanie głodów‑

kami ujawniło się bardzo wyraźnie w XVI w. Wtedy to znany Hoffmannowi dr  A.  Mayer głosił, że „naj‑skuteczniejszym sposobem leczenia chorób wszela‑kich” jest głodowanie. Nam może udać się pozyskać lekturę S. Emanuela Maillarda „Wyzwolenie i uzdro‑wienie przez post” (2002). Postami regenerującymi ciało interesowały się coraz szerzej wieki następne. Cesarzowa „Austriaczka”, żona CK Franciszka Józefa, nie przyjmowała pokarmów co najmniej jeden dzień w tygodniu, ponadto ograniczała jedzenie na co dzień; ponoć lekarzy wprawiła w  zdumienie urodą swego sześćdziesięcioletniego ciała nawet... po śmierci.

O wiele bardziej szkodzi przejadanie się, niż niedo‑jadanie – to jeden z pewników propagowanych przez franciszkanina o. Czesława Klimuszkę, cenionego uzdrowiciela i  wizjonera. Porównywał ludzki orga‑nizm do maszyny, która zużywa się szybciej, gdyż czę‑ściej jest eksploatowana. Organizm przepełniony po‑karmem musi „eksploatować” się niemal bez przerwy.

Z opowieści starszych ludzi z naszej gminy wynika (pamiętam podobne opowieści moich dziadków), że na przednówku, w siedmiotygodniowym poście, nikt na wsi mięsa nawet nie wąchał. Szczęściem było, gdy w domu była kapusta, groch, ziemniaki i garść mąki żytniej czy owsianej na żur, szczególnie tej prosto spod kamiennego koła żaren.

Posty, dziś już jednoznacznie nazywane głodówka‑mi (chyba jednak nie najtrafniej), bardzo korzystnie wpływają na leczenie miażdżycy, chorób serca, nad‑ciśnienia, niewydolności krążenia a także nerek oraz niedomogów gastrycznych, łącznie z owrzodzeniami dwunastnicy i żołądka. A co dziś tak ważne – wspie‑rają leczenie nerwic, depresji. Paleta zalet stosowania postów jest szeroka, wciąż trwają badania. Gdy pomy‑ślimy o pozytywnych skutkach leczenia głodem – na‑wet chorób skóry, oczu, zatok, czy niektórych dolegli‑wości reumatycznych lub ginekologicznych – apetyty nasze być może nieco skruszeją...

Post, nie tylko według doktryny katolickiej, to świadome ograniczanie pokarmów; niczym jest po‑szczenie, gdy odmawia się jedzenia z  braku apetytu. Trudno dziś powiedzieć, jak pościli dawni więźnio‑wie. Lecz w okresie wielkopostnym, wyrażając żal za przewiny wobec miłosiernego Boga i bliźnich, często rzeźbili, rysowali wizerunki Męki Pańskiej; krośnień‑ski kolekcjoner udostępnił mi osobliwą pracę ekspia‑cyjną – ćwiartkową butelkę, wewnątrz której znajduje się rzeźba Ukrzyżowanego (pasyjka ta na fotografii obok). Jakich narzędzi używano, by tego dokonać?

W każdym razie leczenie postami jest wielce po‑żyteczne. I to jest medyczny fakt. Post – lekarstwo, na które receptę wypisujemy sobie sami.

Jan Tulik

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

10

GNIEW„Człowiek przez swoje człowieczeństwo jest wezwany do przerastania samego siebie”

(Św. Jan Paweł II w: Rozmowy..., 1982, s. 113)

„Człowiek jest w sobie podzielony – nieraz czyni to zło, którego nie chce” (Rz 7, 19).

Podobnie się dzieje z  uleganiem uczuciu gniewu i  silnej irytacji. Działamy bez opanowania, rozum ustępuje ekscytacji i  uniesieniu. Popełniamy czyny, których potem żałujemy i  których się wstydzimy. „Gniew jest złym doradcą” mówi znane porzekadło – to prawda.

Aby zrozumieć uczucie gniewu spróbujmy je na wstępie zdefiniować: „Gniew, irytacja (łac. ira) – uczu‑cie silnej i uogólnionej aktywizacji organizmu, ukie‑runkowujące podmiot (człowiek) do ataku fizycznego lub werbalnego (agresja) najczęściej na osoby (oraz przedmioty i sytuacje) stanowiące przeszkodę w reali‑zacji różnych potrzeb (frustracja), niekiedy kierowany na własną osobę” (cyt. za Encyklopedia katolicka, t. 5, ss. 1162–1163).

W  Starym Testamencie gniew był rozpatrywa‑ny w  ocenie wartościującej jedynie w  księgach mą‑drościowych pod kątem uzależnienia od ogólnego stanowiska ówczesnej mądrości. Uważano go za niebezpieczne zjawisko prowadzące do nieprawości postępowania (Prz 6, 34; 15, 1; 16, 14; 19, 19; 27, 4). Wskazywano na konieczność uśmierzania uczucia

gniewu, ze względu na uszczerbek zdrowia fizycznego i psychicznego, zatratę miłosierdzia (Prz 15, 18; 24, 4; 29,  8.11). Człowieka gniewnego określano mianem głupca (Prz 24, 24; 29, 22).

Czyli od zarania dziejów postrzegano gniew jako uczucie pejoratywne, nierozsądne, nieuzasadnione.

W Nowym Testamencie gniew nie został potępio‑ny, ale zachował negatywną ocenę jako zachowanie przypisywane diabłu (Ap  12,  7.12). Uzasadniano ją tym, że gniew prowadzi do słów i czynów sprzecznych ze sprawiedliwością Bożą (Jk 1, 19–20; Rz 12, 19). Je‑dynie słusznym gniewem był Gniew Boży uważany za prawdziwie święty, wypływający z mądrości i sprawie‑dliwości, mający na celu skierowanie działań ludzkich na drogę dobra i prawdy (Mt 12, 38, Mk 3, 5).

Psychologia uważa gniew za psychiczne przeżycie ulegające narastaniu od początkowego rozdrażnienia aż do wybuchu gniewu, powodowanego pobudze‑niem ośrodka agresji w mózgu, mającego patogenny charakter, często wypływający z chęci zamaskowania własnego uczucia lęku, obawy. Wybuchowi gniewu towarzyszą: mimika twarzy i  ciała (nadpobudliwość ruchowa) oraz agresja słowna i  fizyczna (krzyk, rę‑koczyny). Rodzi się nieuzasadnione pobudzenie do nienawiści i mściwości. Gniew rodzi się też w wyniku trudnych warunków materialnych i niesprawiedliwo‑ści społecznej, poczuciu utraty godności osobistej. Prowadzi w efekcie do obniżenia zdolności obiektyw‑nego sądu i utrudnia otrzymanie zadośćuczynienia.

Nawet w  wypadku gniewu „uzasadnionego oko‑licznościami” konieczne jest kształtowanie umie‑jętności opanowania słów i  działań, nieuleganie au‑toagresji w  przypadku prowokacyjnych zachowań. W opanowywaniu tym pomaga zawsze nam „kathar‑sis” (j. grecki – oczyszczanie emocjonalne zachowują‑ce samokontrolę). Gniew niekontrolowany rozumem prowadzi do zła.

Teologia moralna wyróżnia dwupoziomową strukturę gniewu, dzieląc ją na: gniew zmysłowy (sa‑morzutny) wyprzedzający działanie rozumu i  woli oraz gniew woli wynikający ze świadomego następ‑stwa sądu rozumu.

I tak teologia moralna zalicza gniew do sfery po‑pędowo‑aktywnej. Gniew jest w  pełni uzasadniony jedynie w  przypadku kierowania się sprawiedliwo‑ścią i chęcią osiągnięcia dobra, np. reakcja na obrazę Boga (ira per zelum) może stać się świętym gniewem. Natomiast gniew rodzący się z  egoizmu i  braku ro‑

Z NAUCZANIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

Z serca pochodzą złe myśli i czyny

Zadaniem wszystkich przykazań Bożych jest wskazywanie granicy życia, a jeśli ją człowiek przekroczy, to rujnuje samego siebie i bliźniego swego, niszczy swą relację z Bogiem. Jeśli pój-dziesz dalej, zniszczysz relację z Bogiem, a następnie z innymi, przykazania to sygnalizują. Wszystkie wykroczenia rodzą się ze wspólnej przyczyny wewnętrznej: złych pragnień. Wszyst-kie grzechy rodzą się ze złego pożądania, zaczyna się od ser-ca i kończy wykroczeniem, które rani nas samych oraz innych ludzi. W  Ewangelii Pan Jezus mówi wyraźnie: „Z  wnętrza bo-wiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wy-uzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,21–23). Darem-ne jest myślenie o oczyszczeniu naszego serca w tytanicznym wysiłku samej tylko naszej woli. To nie jest możliwe. Musimy w prawdzie i wolności otworzyć się na relację z Bogiem: jedynie w ten sposób nasze wysiłki mogą przynieść owoce. Istnieje bo-wiem Duch Święty, który prowadzi nas naprzód.

Audiencja ogólna, Środa, 21 listopada 2018

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

11

zumnej kontroli staje się przyczyną wielu wykroczeń, występków wywołując jako reakcję powszechne obu‑rzenie. Ponadto, gniew niesłuszny moralnie, powodo‑wany agresją, zemstą, narusza miłość Boga i bliźniego i może stać się grzechem ciężkim. Taki grzech pro‑wadzi do nienawiści utrwalającej wadę gniewliwości, stałego narastania uczucia gniewu. Jest też niebez‑pieczeństwem moralnym z  powodu dużego zakresu oddziaływania i  łatwości przekroczenia rozumnego wymiaru kary. Gniew w każdej sytuacji staje się „złym doradcą”. Odnosi się to też do „gniewu słusznego” kierującego się słusznymi pobudkami dążącymi do osiągnięcia dobra. Gniew słuszny wymaga szczególnej rozwagi i  opanowania, prowadzących do uzyskania sprawiedliwego zadośćuczynienia.

Zachodzący w  człowieku dualizm postępowania powoduje, że czasem wbrew sobie samemu, odrzu‑ca on dobro, którego pragnie jego natura, stając się przyczyną niezrozumiałego życiowego postępowania. Rozterka wewnętrzna przejawia się właśnie gniewem w  odniesieniu do konkretnych osób i  sytuacji. Po‑móc tu może jedynie wewnętrzny spokój pozwalający uniknąć słów i czynów sprzecznych z nakazem miło‑sierdzia, „bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył czło‑wieka, uczynił go obrazem wieczności” (Mdr  2,  23) mówi Księga Mądrości.

Reasumując: pojmowanie gniewu, przedstawione powyżej, jawi się on nam jako pejoratywne uczucie prowadzące w miarę narastania aż do grzechu ciężkie‑go, ponadto nie rozwiązuje słusznie żadnego ludzkie‑go problemu, niszczy spokój duszy i ciała. Nie lubimy ludzi gniewliwych, popędliwych, niesprawiedliwych. Kierowanie się sprawiedliwością, miłosierdziem, opa‑nowaniem buduje mocne więzi rodzinne i społeczne, pozwala żyć zgodnie z przykazaniem miłości bliźnie‑go.

Tymczasem XXI wiek objawił się jako czas ludzi gniewnych. Mówi się o  pokojowym współistnieniu ziemian, podczas gdy „gniewają” się narody, kraje, społeczności i  rodziny. Społeczne nieporozumie‑nia kończą się wybuchem gniewu, w rodzinie gniew powoduje rozłam, „gniewają” się na siebie polity‑cy, a społeczeństwo wyraża słuszny gniew z powodu lekceważenia doznawanego od rządzących. Bardzo często gniew utożsamiany jest mylnie ze sprawiedli‑wością. Widać wyraźnie, jaki zamęt wywołuje uczucie gniewu. Gdzie podziało się miłosierdzie, rozsądek, wybaczenie? Odpowiedź zostawiam naszym Czytel‑nikom.

oprac. Barbara Mikuszewska‑Kamińska

Jan Tulik

Eloi, Eloi, lema sabachthani

Szósta. Wskazówki zegarów jak upadłe wykrzykniki Drzewo krzyża impregnuje krew, Cyganka kradnie gwóźdź, który zaoszczędzą przy przybijaniu nóg. Z Pola Czaszek niesie się szemranie aż do pałacu namiestnika. Nikt nie zauważył, że kogut, który piał na skraju tej nocy trzy razy zdechł – przeszył go skowyt słów Eloi Eloi, lema sabachthani. W tej także chwili Piotra strzyknęło w uchu,

włożył w nie watę aż po bębenek, strzemiączko, kowadełko. Nie dało się ukryć: płatki obu muszelek zapłonęły szkarłatem. Przez watę sączył się szyderczy śmiech dobrego łotra. Choćby dlatego należało zwrócić trzydzieści staterów machabejskich, które nie brzęczały jak miedź, srebro; głucho grzechotały w strąku sakiewki jak spieczona upałem glina po Potopie.

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

12

90-LECIE MIASTA-PAŃSTWA WATYKAN11 lutego 2019 roku minęło dokładnie 90 lat od po‑

wstania miasta‑państwa Watykan. Jak do tego doszło i  jaki był kontekst historyczny tego wydarzenia? Od samego początku chrześcijaństwa, Rzym – stolica wiel‑kiego Imperium Rzymskiego i ośrodek współczesnego świata politycznego – odgrywał bardzo ważną rolę i stał się jego centrum. To w nim głosili Ewangelię i ponie‑śli śmierć męczeńską dwaj najważniejsi Apostołowie: św. Piotr, pierwszy biskup tego miasta i  papież, i  św. Paweł. Przez pierwsze trzy wieki trwały krwawe prze‑śladowania chrześcijan w Rzymie i w całym Imperium, mimo to ich liczba nieustannie rosła. Kościół, choć nie miał żadnych struktur zewnętrznych i nie mógł jawnie działać, rozwijał się dynamicznie. Wszyscy kolejni na‑stępcy św. Piotra, w liczbie 31, zginęli jako męczennicy. Dopiero w 313 roku cesarz Konstantyn Wielki, syn św. Heleny, wydał tzw. Dekret mediolański, mocą którego dał chrześcijanom wolność wyznawania wiary. Kościół wyszedł z ukrycia, zaczął wznosić pierwsze świątynie i niezbędne struktury materialne.

W 364 roku następuje podział cesarstwa na Zachod‑nie (Rzym) i Wschodnie z siedzibą w Konstantynopolu. Z kolei od 410 roku cesarze rzymscy mają swoją sie‑dzibę w Rawennie, a w 476 roku dochodzi do upadku Cesarstwa Zachodniego. Po opuszczeniu Rzymu przez cesarzy i upadku Cesarstwa Zachodniego zaczyna się długi proces utrwalania się władzy świeckiej papieży nad Rzymem, zwanym Wiecznym Miastem, i okalają‑cymi go posiadłościami. W rezultacie kilkuwiekowego procesu doszło do utworzenia tzw.  Państwa Kościel‑nego. Bezpośrednią przyczyną jego powstania stały się podboje Longobardów, którzy w 751 roku zdobyli Ra‑wennę i zagrażali Rzymowi. Wtedy to papież Stefan II zwrócił się o pomoc do władcy Franków – Pepina Ma‑łego. W  konsekwencji zawartego układu Pepin Mały odbył dwie zwycięskie kampanie przeciwko Longo‑bardom. Odebrał im terytoria od Rawenny po Ankonę i przekazał papieżowi. Połączenie tych ziem z dotych‑czasowymi w  posiadaniu papieża (chodzi o  tzw.  do‑nację Konstantyna, który miał przekazać „Piotrowi Apostołowi” w osobie papieża Sylwestra I, kierującego Kościołem w latach 314–335, i  jego następcom Rzym i przylegające do niego posiadłości ziemskie od Orvieto na północy po Terracinę na południu) stworzyło pod‑stawy do powstania Państwa Kościelnego, z jego stolicą w Rzymie. Stało się to w roku 756. Odtąd papież był nie tylko głową Kościoła, ale także monarchą państwa i to najważniejszym wśród władców światowych. W ciągu 11  wieków swej historii terytorium Państwa Kościel‑nego podlegało przeobrażeniom. Dołączano do niego nowe terytoria, to znowu jakieś inne odpadały od niego.

W  połowie XIX wieku wobec ruchów dążących do zjednoczenia całego Półwyspu Apenińskiego w  jedno państwo, utrzymanie Państwa Kościelnego stało się wprost niemożliwe. Wskutek wojny w  la‑tach 1859–1860 utraciło ono większość swojego teryto‑rium, a władza papieska w Rzymie i jego okolicy utrzy‑mywała się jedynie dzięki stacjonującym w Wiecznym Mieście wojskom francuskim. 20 września 1870 roku do opuszczonego przez nie Rzymu weszły wojska

włoskie, a o przyłączeniu Rzymu do Włoch ostatecznie zdecydował plebiscyt. Państwo Kościelne przestało ist‑nieć i skończyła się świecka władza papieży. Ówczesny papież, bł. Pius IX, na znak sprzeciwu ogłosił się „więź‑niem Watykanu” i  nie opuszczał swojej rezydencji. Podobnie postępowali jego kolejni następcy przez 59 lat: Leon XIII, św. Pius X, Benedykt XV i Pius XI. Ale dopiero za Piusa XI podjęto długotrwałe negocjacje dla rozwiązania tzw. sprawy rzymskiej, jak nazwano kon‑flikt między Stolicą Apostolską a Królestwem Włoch. Papież wiedział, że aby zapewnić suwerenność Stolicy Apostolskiej, niezbędna jest suwerenność terytorialna, ale starał się, by terytorium przyszłego „państwa papie‑skiego” było jak najmniejsze. Jego granice wyznaczono wokół Pałacu Apostolskiego i Bazyliki św. Piotra, a jego powierzchnia to 44  ha. Stosowne traktaty podpisano 11 lutego 1929 roku w pałacu na Lateranie w Rzymie, stąd są one zwane „traktatami laterańskimi”. Uczynili to premier rządu włoskiego Benito Mussolini i sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Pietro Gasparri. I tak powstało obecne miasto‑państwo Watykan.

Na mocy tychże traktatów państwo włoskie uznało religię katolicką jako jedyną religię państwową, suwe‑renność Stolicy Apostolskiej na forum międzynaro‑dowym, pełną własność i  suwerenną władzę Stolicy Apostolskiej w  Watykanie, czynne i  bierne prawo do akredytacji przedstawicielstw dyplomatycznych, wyłą‑czenie spod władzy państwa i zwolnienie od podatków kilkunastu obiektów kościelnych na terenie Rzymu należących do Watykanu. Stolica Apostolska z  kolei zadeklarowała neutralność w konfliktach międzypań‑stwowych i wyraziła przekonanie, że będzie mogła swo‑bodnie i niezależnie wykonywać swoją misję w diecezji rzymskiej, w  Kościele katolickim we Włoszech i  na całym świecie, a także uznała Królestwo Włoskie z Rzy‑mem jako stolicą państwa. Równocześnie z tymi trakta‑tami został podpisany konkordat określający wzajemne stosunki między państwem a Kościołem. W 1984 roku, za pontyfikatu Jana Pawła II, zawarto nowy konkordat pomiędzy rządem włoskim a Stolicą Apostolską.

Po utworzeniu tego najmniejszego państwa świata rozpoczęły się wielkie prace budowlane, by wznieść budynki niezbędne do jego funkcjonowania, takie jak pałac gubernatora, budynki mieszkalne, dworzec kole‑jowy, poczta, drukarnia, sklepy, siedziba radia. Trzeba było również stworzyć odpowiednią infrastrukturę  – drogi, kolej, bramy wjazdowe. Obecny kształt Pań‑stwo Watykańskie przybrało za pontyfikatu Piusa  XI w latach 30. ubiegłego wieku. Kolejni papieże wznosili nowe budynki czy przebudowywali już istniejące.

Likwidacja Państwa Kościelnego i  utrata władzy ziemskiej przez papieża z  perspektywy czasu okazały się bardzo korzystne dla Kościoła i samej misji papieża, następcy św. Piotra Apostoła. Papieże, wolni od trosk związanych z  własnym państwem, mogli w  pełni po‑święcić się sprawom Kościoła. Ogromnie wzrósł ich autorytet i prestiż na arenie światowej. A wiek XX przy‑niósł całą serię wielkich i świętych papieży.

Wacław Michalczyk OFM

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

13

RADA DUSZPASTERSKA ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ

2018–2023

Dekretem z  dnia 21 wrze‑śnia 2018 roku, ks. arcybiskup Marek Jędraszewski ustanowił na pięcioletnią kadencję nową Radę Duszpasterską Archidie‑cezji Krakowskiej. Jej zadaniem będzie w  tym czasie wspoma‑ganie Księdza Metropolity oraz jego biskupów. Radę tworzą kapłani, osoby konsekrowane i  świeccy. Rada Duszpaster‑ska Archidiecezji Krakowskiej liczy obecnie 49  osób, w  tym 22  kapłanów, 6  przedstawicieli zgromadzeń zakonnych (wśród których został powołany o. Eligiusz Dymowski OFM) oraz 21 osób świeckich.

Działalność nowej Rady została zainaugurowana wspólną modlitwą w Pałacu Arcybiskupów Krakow‑skich 16  lutego br., której przewodniczył abp Marek Jędraszewski.

W swoim słowie powitalnym zwrócił uwagę na za‑dania, jakie stają przed członkami nowej Rady Dusz‑pasterskiej. Rada Duszpasterska służy temu, aby od‑czytywać w świetle Bożej prawdy każdy czas i w tym konkretnym czasie głosić Ewangelię Chrystusa oraz Jego Zmartwychwstanie. Do tego jesteśmy wezwani wszyscy – i  świeccy i kapłani. Aby naszym chrześci‑jańskim świadectwem przekonać sceptyczny świat do Chrystusa, który nie tylko umarł za każdego człowie‑ka na krzyżu, ale i zmartwychwstał. Rada Duszpaster‑ska, to również wskazywanie na konkretne wyzwania i  problemy, przed którymi stają ludzie wierzący na‑szych czasów. W  dziele nowej ewangelizacji czynny udział muszą brać zarówno kapłani, jak i osoby świec‑kie. Ludzie, którzy mają rodziny, mówił ksiądz arcy‑biskup, są niekiedy o  wiele bliżej tych konkretnych problemów, które trapią polskie rodziny – szczególnie gdy chodzi o  chrześcijańskie wychowanie młodzie‑ży. Wierni świeccy są bliżej życia i  jest im często ła‑twiej odczytywać te problemy, nimi się dzielić i o nich mówić.

Rada Duszpasterska nie ma na celu, aby udawać, że pewne problemy nie istnieją lub ich nie ma na świe‑cie, w Kościele, w naszych rodzinach i środowiskach. Rada Duszpasterska ma ukazywać trudny oraz nie‑kiedy nawet bolesny realizm życia. „Kościół w  XXI wieku, czyli my wszyscy, mamy szukać konkretnych wskazań i  odpowiedzi na wszelkie sprawy i  pyta‑

nia. To wspólne poszukiwanie, wskazywanie priorytetów, rze‑czy najważniejszych – to jest to wielkie nasze zadanie – podkre‑ślił Metropolita.

Jednym z ważniejszych mo‑mentów dla nowo powołanych członków Rady było uroczyste odebranie Dekretu, który każ‑demu wręczył Ksiądz Arcybi‑skup. Następnie członkowie nowo powołanej Rady rozpo‑częli swoje pierwsze obrady w tej kadencji, wysłuchując naj‑pierw dwóch referatów wpro‑

wadzających w tematykę obrad, a mianowicie: ks. bpa Janusza Mastalskiego pt. Obchody 100. rocznicy uro‑dzin św. Jana Pawła II. Szansa, aby katolicy świeccy w  Polsce odkryli swoje miejsce i  zadania w  Kościele w czasach ofensywy antychrześcijańskich ideologii oraz ks. Mariusza Suska, moderatora Ruchów, Stowarzy‑szeń i  Organizacji Katolickich w  Archidiecezji Kra‑kowskiej pt. Udział i rola świeckich w Nowej Ewange‑lizacji w Archidiecezji Krakowskiej.

W dyskusji zwrócono szczególną uwagę na posze‑rzoną współpracę pomiędzy duchownymi i  świecki‑mi, wskazując na przyszłość kierunki rozwoju i możli‑wości zaangażowania poprzez:

1. Skuteczniejsze zaufanie hierarchów do osób świeckich;

2. Potrzebę odważnej zmiany dotychczasowych stereotypów eklezjalnych: wierny słuchający – kapłan pouczający;

3. Potrzebę zmiany mentalnościowej (Kościół może także reprezentować wierny świecki);

4. Właściwą formację księży w stosunku do wier‑nych świeckich;

5. Zwiększenie działań promocyjnych na rzecz ru‑chów i stowarzyszeń kościelnych;

6. Lepsze zaangażowanie świeckich w działanie pa‑rafialnych Rad Duszpasterskich;

7. Odważniejsze otwarcie się parafii na organizo‑wanie imprez religijno‑kulturalnych.

Efektem tego spotkania było również powołanie m.in. sekretariatu Rady oraz zgłoszenie licznych pro‑pozycji, dotyczących funkcjonowania Rady w  nowej kadencji.

Eligiusz Dymowski OFM

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

14

W GOŚCINIE U PANA MŁODEGOW 100-LECIE ŚMIERCI LUCJANA RYDLA (1870–1918)

Odwiedzając cmentarz Rakowicki w  Krakowie nie sposób jest nie przystanąć przed grobem‑kaplicz‑ką zasłużonej dla kultury polskiej rodziny Rydlów, w którym znajdują się prochy, Lucjana Rydla, utrwa‑lonego w powszechnej świadomości jako Pana Mło‑dego w  Weselu Stanisława Wyspiańskiego oraz jego małżonki Jadwigi Mikołajczykówny. Utalentowany poeta, dramatopisarz, tłumacz, wielki miłośnik te‑atru i społecznik, nie doczekał upragnionej wolności ukochanej Ojczyzny. Będąc słabego zdrowia i  wątłej postury ciężko zachorował na nerki, a mocno osłabio‑ny organizm ostatecznie pokonało ciężkie zapalenie płuc. Poeta zmarł w wieku zaledwie 48 lat, 8 kwietnia 1918 roku, w urokliwym dworku w podkrakowskich wówczas Bronowicach, który nabył w  1908 roku od swojego szwagra Włodzimierza Tetmajera. W  poże‑gnalnym liście napisał: „Szkoda, że nie dożyję wol‑nej, zjednoczonej, niepodległej Polski”. Pochowany 10  kwietnia w  grobowcu rodzinnym, pozostawił

ukochaną żonę i  dwoje dzieci. Żegnały go zebrane tłumy krakowian, władze miasta, bronowiccy chłopi i mieszkańcy wsi Tonie, gdzie również mieszkał poeta przez kilka  lat. Nad jego grobem przemówił przyja‑ciel, dyrektor Teatru im. J. Słowackiego, Adam Grzy‑mała‑Siedlecki, który m.in. powiedział: „Lucjan Rydel ukochał nade wszystko teatr i  poezję dramatyczną. Wielki miłośnik piękna i literatury, znakomicie prze‑kładał obce arcydzieła i popularyzował piękno i kul‑turę europejską”. Zafascynowany ludowością, czerpał w swojej twórczości świadomie z jej źródła. Z ochotą angażował się w dzieła edukacyjno‑kulturalne na wsi, budząc w  tamtejszych mieszkańcach potrzebę zdo‑bywania wiedzy i  głębokiego patriotyzmu. Wydany w 1899 roku debiutancki tomik jego poezji zilustrował rysunkami Stanisław Wyspiański. Do najbardziej zna‑nych dziś utworów Lucjana Rydla należą niewątpliwie sztuki: Mściwój (1889), Z dobrego serca (1897), Zacza‑rowane koło (1899), Betlejem polskie (1904) oraz try‑logia dramatyczna Zygmunt August (1912).

Lucjan Rydel, syn i wnuk profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego: Lucjana Rydla – okulisty i Józefa Kre‑mera  – filozofa, nie miał do końca szczęścia w  oce‑nie krytyków, ani jako człowiek, ani też jako pisarz. Powszechnie był uważany za zbyt rozgorączkowane‑go gadułę, irytujący otoczenie swoim roztrzepaniem i bałaganem. Tę modę na żarty z Lucjana Rydla rozpo‑czął bliski jego przyjaciel Stanisław Wyspiański. Tade‑usz Boy‑Żeleński nie pozostawił na nim suchej nitki, któremu wtórował lubiany w  kręgach Jamy Michali‑ka karykaturzysta Kazimierz Sichulski. Również jego ślub z piękną chłopską dziewczyną był często przed‑miotem żartów i  kpin w  tak zwanym środowisku. Powstała na tej bazie legenda przysłoniła na całe lata obraz człowieka niepospolitego, wrażliwego artysty o  różnorodnych talentach i  niespożytej pracowitości oraz zaangażowaniu na wielu polach.

W dowód wdzięczności i pamięci Muzeum Histo‑ryczne Miasta Krakowa (Oddział Teatralny), przygo‑towało bardzo ciekawą wystawę, poświęconą temu wybitnemu artyście, nauczycielowi i  społecznikowi, wpisaną w  miejski program obchodów 100.  roczni‑cy odzyskania przez Polskę niepodległości. Wystawa zatytułowana „Pan wiecznie Młody. Lucjan Rydel w 100‑lecie śmierci”, wprowadza zwiedzających w wy‑jątkowy nastrój i  klimat czasów Młodej Polski, na którą przypadły najpiękniejsze i  najbardziej twórcze lata życia Lucjana Rydla. Wystawa podzielona na pięć

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

15

części zbudowanych wokół pięciu głównych wątków tematycznych: „Kraków – polskie Ateny”, „W zaczaro‑wanym kole teatru”, „Wesele i Wesele”, „Lucjan Rydel – życiożerca” oraz „Epilog. Dziecko Krakowa (recepcja Lucjana Rydla w  oczach współczesnych”, prowadzi nas poprzez najważniejsze wydarzenia tamtej epoki, monograficznie poświęcone osobie poety, jego związ‑kom rodzinnym, z ukochanym miastem, a także do‑konaniom i  twórczości. Jak już wspomniałem, był przecież Rydel człowiekiem wielu zawodów, nie tylko powszechnie znanym pisarzem i  publicystą, o  czym można na pewno przekonać się oglądając krakowską wystawę. Na ekspozycji znalazły się portrety artysty ze słynnym pastelem Stanisława Wyspiańskiego. Może‑my też podziwiać wizerunki i  liczne fotografie osób najbliższych Lucjanowi Rydlowi, zdjęcia i  afisze te‑atralne, notatki z podróży, pisane listy i wiele jeszcze innych osobistych pamiątek, takich jak chociażby dwa świeczniki, które Rydlowie otrzymali w  darze ślub‑nym.

Wystawa zachwyca swoją prostą strukturą i kom‑pozycją. Mówiąc krótko, nie ma tu nic, co byłoby zby‑teczne i niepotrzebne. Przemyślana koncepcja całości ekspozycji nie męczy, co w  dzisiejszych czasach jest wielkim plusem na konto organizatorów. Wielowąt‑kowa opowieść o życiu i fascynującej historii zarówno ukochanego przez artystę Krakowa, jak i  jego same‑go, a także o ludziach z nim związanych, przenosi nas w  epokę odległą i  zarazem bliską, ale jakże pięknie oddającą nasz słowiański klimat, który z  taką gracją uchwycił Stanisław Wyspiański w „Weselu”:

POETA Po całym świecie

możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie najdziecie.

PANNA MŁODA To może i szukać szkoda.

POETA A jest jedna mała klatka –

o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś.

PANNA MŁODA To zakładka

gorseta, zeszyta trochę przyciśnie.

POETA ‑‑‑ A tam puka?

PANNA MŁODA I cóż za tako nauka?

Serce – ! – ?

POETA A to Polska właśnie.

Eligiusz Dymowski

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

16

SŁYNNI NA ŚWIECIE POLACY: MATEMATYCY

Słynna lwowska szkoła matematyczna w  okre‑sie międzywojennym dała wielki wkład w  światową naukę. Niektórzy nawet twierdzą, że była ona czymś największym, co polska nauka dała kiedykolwiek światu. Politechnika Lwowska miała szczęście, że była z  nią wtedy związana grupa samych geniuszy. Oto ich nazwiska: Stefan Banach, Stanisław Ulam, Franciszek Mazur, Hugo Steinhaus, późniejszy pre‑mier Kazimierz Bartel... Wszyscy oni stymulowali się wzajemnie, uzupełniali teorie, weryfikowali sugestie. Wszyscy oni mieli swoisty sposób bycia i patologiczną wręcz niechęć do utartych reguł, robienia kariery, zdobywania stopni naukowych. Biesiadując każdego wieczoru w  knajpie Szwajcarskiej na obrusie zapisy‑wali swoje wzory i wykresy; kelnerzy potem obrus da‑wali do prania i z pewnością jakieś cenne rozwiązania spływały z  wodą i  proszkiem. Racząc się obficie ko‑niakiem i w kłębach papierosowego dymu prowadzili ożywione dyskusje. Nie przeszkadzało im, że najtrud‑niejsze problemy rozwiązywali, gdy nad głową głośno grała orkiestra. Nierozwiązywalne dla nikogo spoza ich kręgu zadania podsuwali sobie w  formie żartów i psikusów, a do zdobywania kolejnych stopni nauko‑wych zmuszano ich podstępem. Bez nich jednak nie byłby możliwy rozwój wielu różnych współczesnych dziedzin, jak komputeryzacja, genetyka czy loty ko‑smiczne.

Stefan Banach. On naprawdę zmienił świat. To, że mamy kompu‑tery, komórki, badania genetyczne, a  cały XXI wiek opiera się na licz‑bach, jest zasługą jego obliczeń.

Urodził się w  1892 roku. Był dzieckiem chwilowego romansu pewnego szeregowca i  wiejskiej dziewczyny, sprzątaczki w Krakowie. Rodzice nie wychowywali dziecka, ale oddali je w  ręce praczki. Młody Stefan radził sobie dobrze. W  gim‑nazjum zdobywał najwyższe oceny.

Miał spore zdolności językowe, a  przede wszystkim talent do liczb. Jego szkolny kolega wspomniał, że miał niebywałą zdolność do tak szybkiego myślenia i liczenia, że na ludziach robiło to wrażenie jasnowi‑dzenia. I  poza matematyką nic go nie interesowało. Po maturze dostał się na Politechnikę Lwowską. Aby się utrzymać, dorabiał korepetycjami i innymi doryw‑czymi zajęciami. Jednak z  braku pieniędzy przerwał studia i powrócił do Krakowa. Lecz tu zdarzyło się coś niezwykłego. Pewnego dnia na Plantach prowadził

gorącą dyskusję z kolegą o najnowszym wtedy twier‑dzeniu matematycznym. Przypadkowo przechodził obok nich dr Hugo Steinhaus ze Lwowa. Ogromnie się zdziwił słysząc, jak dwóch obszarpanych młodziaków może w ogóle poruszać całkiem sensownie takie pro‑blemy w samym środku I wojny światowej, w mieście leżącym blisko linii frontu.

Steinhaus zmienił w życiu Banacha wszystko. Zała‑twił mu we Lwowie posadę asystenta na politechnice, a  potem  – uciekając się do podstępu  – wymagane stopnie naukowe. Najpierw postarał się o  uzyskanie zgody Ministerstwa Oświaty na pominięcie tytułu magistra w dalszej działalności naukowej. A jeśli cho‑dzi o doktorat, uczyniono to tak, że jeden z asystentów dostał polecenie chodzenia za Banachem po kawiar‑niach i notowania wszystkiego, co mówi, a następnie uporządkowania tego i spisania. Powstała w ten spo‑sób praca pt. O operacjach na zbiorach abstrakcyjnych i ich zastosowaniu do równań całkowych. Praca ta jest uznawana za przełomową w historii matematyki XX wieku, ale również jest ważna dla nauk przyrodni‑czych i fizyki. To prawdziwa „biblia” matematyki XX i XXI wieku.

Mając zapewniony byt i możliwość publikacji Ba‑nach zaczął tworzyć w szybkim tempie kolejne koncep‑cje, stawiające na głowie całą matematykę. Koncepcje te szły szeroko w świat, były analizowane, podziwiane i stosowane nie tylko w Europie, ale szeroko na świe‑cie. Banach przełamał wiele naukowych barier. Szero‑kie zastosowanie liczb w  niemal wszystkich dziedzi‑nach wiedzy i życia w XXI wieku jest w dużej mierze jego zasługą. Uczestniczyła w tym cała lwowska szkoła matematyczna, której był duszą i mózgiem.

W  1937 roku Banach dostał ofertę pracy na jed‑nym z amerykańskich uniwersytetów. Przedstawiciel uczelni na pytanie o ewentualną wysokość zarobków wyciągnął kartkę i napisał na niej tylko jedną liczbę, i powiedział: „Może pan dopisać tyle zer, ile pana za‑dowoli”. Banach odpowiedział: „To za mało, żeby wy‑jechać z Polski”. I pozostał, na swoje nieszczęście. Dwa lata później wybuchła II  wojna światowa. Okupacje rosyjskie zniósł dobrze, bo dla Rosjan był legendą i  nie zamierzali czynić mu żadnej krzywdy. Gorzej było za okupacji niemieckiej. Wyczerpany i  schoro‑wany zmarł w czerwcu w 1945 roku, mając zaledwie 53 lata.

Dziś Banach ma swoje ulice w większości polskich miast, instytuty i szpitale swojego imienia, nie wspo‑minając o  całym ciągu twierdzeń matematycznych noszących jego nazwisko.

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

17

Stanisław Ulam. Współtworzył lwowską szkołę matematyczną. Jest twórcą najpotężniejszej broni w dziejach świata, miał też swój wkład w rozwój gier hazardowych. Urodził się w  1909 roku w  zamożnej rodzinie, co miało swój wpływ na dalsze jego losy. Kiedy wybuchła I wojna światowa, jego rodzina wyje‑chała z zajętego przez Rosjan Lwowa do Wiednia. Tam Ulam opanował perfekcyjnie język niemiecki i w tym języku zaczął czytać pierwsze popularne książki o astronomii. Niepospolitą inteligencją wyróżniał się także w  szkole. Niemal bez przygotowania zaliczał wszystkie egzaminy, a  matematykę tak opanował, że będąc zaledwie w siódmej klasie, zaczął uczęszczać na uniwersytet. Doskonale też grał w piłkę nożną, w te‑nisa, a nawet w pokera. Zaczytywał się w powieściach Tołstoja, uwielbiał Karola Maya, a przede wszystkim Juliusza Verne’a. Ulam był oczytany tak wszechstron‑nie, że kiedy przyszedł moment podjęcia studiów, miał poważny problem, co wybrać. Ojciec namawiał go do pójścia na prawo i przejęcia jego praktyki adwo‑kackiej. On zaś optował za matematyką. W końcu sta‑nęło na tym, że zostanie inżynierem. Rozpoczął więc studia na Politechnice Lwowskiej. Wkrótce okazało się jednak, że ma wiedzę znacznie przekraczającą pro‑gram nauczania. Zwrócił na niego szczególną uwagę jeden z  profesorów. Kiedy bez najmniejszego pro‑blemu rozwiązał podsunięte przez profesora zadanie matematyczne, opublikowane później w  naukowym periodyku lwowskim, droga do matematyki została przed nim otwarta. Będąc studentem zaledwie dru‑giego roku, został sekretarzem lwowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Matematycznego. W  trak‑cie trzeciego roku studiów dołączył do grona mate‑matyków spotykających się na kawiarniane dyskusje w  Szwajcarskiej (Banach, Mazur i  inni). Banach był już wtedy powszechnie uznawany za geniusza, a Ulam jeszcze jako licealista słuchał jego wykładów. Jednak w  umysłach wypełnionych wyłącznie matematyką wiek nie grał najmniejszej roli. Łączyła ich też niespo‑tykana obojętność na robienie kariery. Przymuszony, Ulam napisał pracę magisterską w ciągu jednego wie‑czora. Niewiele więcej zabrało mu rok później przygo‑towanie doktoratu.

Nie mając, niestety, szans na znalezienie pracy, w  1934 roku wyruszył za granicę. Przez krótki czas osiadł w  Wiedniu, następnie pojawił się w  Zurychu, Paryżu i  w  Cambridge. Wszędzie uczęszczał na wy‑kłady, a czasem zdarzyło się mu je również wygłaszać. Ogólna życzliwość, z jaką się spotkał ze strony euro‑pejskich matematyków, nie przybliżała go jednak do zdobycia pracy. Co więcej, na Europę rzucał się coraz wyraźniej cień Hitlera, którego Ulam, pochodzenia żydowskiego, miał prawo się obawiać. I właśnie wtedy został zaproszony do USA przez poznanego wcześniej Johna von Neumanna, niewiele starszego od niego, ale już cieszącego się sławą światową, jako m.in. twórca mechaniki kwantowej. Neumann był profesorem

w  Princenton i  zaproponował Ula‑mowi stypendium. Były to pierw‑sze pieniądze, które zarobił za zna‑jomość matematyki. W  Princeton poznał słynnego Einsteina, uczęsz‑czał na prowadzone przez niego seminaria, a  czasem prowadził wy‑kład bezpośrednio po autorze teorii względności. W 1936 roku otrzymał propozycję trzyletniego stypendium na Uniwersytecie Harvarda. Tam wykładał podstawy matematyki, po‑bierał solidne wynagrodzenie, co po‑zwalało mu na coroczne wakacje we Lwowie. Wakacje 1939 roku spędzał także we Lwowie. Nie wiedział, co robić dalej, gdyż kontrakt na Harvardzie się skoń‑czył, a w Polsce już było pewne, że dojdzie do wojny. W sierpniu tegoż roku na transatlantyku Batory wyru‑szył więc ponownie za ocean. Informacja o wybuchu wojny zastała go wkrótce po przybyciu do Nowego Jorku.

Na początku 1944 roku znalazł zatrudnienie w miejscowości Los Alamos. Tam z setkami najwybit‑niejszych umysłów Ameryki, często noblistów, praco‑wał przy projekcie, którego efektem stała się bomba atomowa. A  właściwie bomby atomowe  – te same, które spadły na Hiroszimę i  Nagasaki. Po przejściu ciężkiej choroby zapalenia mózgu i zabiegu trepanacji czaszki, która nie pozostawiła trwałych śladów na jego umyśle, jako światowej sławy matematyk, został po‑nownie zatrudniony w Los Alamos, tym razem przy pracach nad bombą wodorową. I to on był mózgiem tego przedsięwzięcia. 1  listopada 1952 roku na Wy‑spach Marshalla przeprowadzono próbną detonację 63‑tonowej bomby wodorowej. Eksplozja równała się mniej więcej sile 700 bomb zrzuconych na Hiroszimę.

Ulam nie chciał prowadzić w  nieskończoność prac nad bronią jądrową i uważał, że należy podpisać

Z NAUCZANIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

Nie ma miłości bez wierności

„Nie będziesz cudzołożył”. Przykazanie to odnosi się bezpośrednio do wierności, bo w istocie żadna relacja ludzka nie jest autentyczna bez wier-ności i lojalności. Nie można kochać tylko do momentu, dopóki to „pasuje”; miłość wyraża się właśnie ponad progiem własnej korzyści, kiedy ofiaruje się wszystko bez zastrzeżeń. Jak mówi Katechizm: „Miłość chce być trwała; nie może być tymczasowa” (n.  1646). Wierność jest cechą ludzkiej relacji wolnej, dojrzałej, odpowiedzialnej. Również przyjaciel jest autentyczny, bo pozostaje przyjacielem w  każdej sytuacji, w  przeciwnym razie nie jest przyjacielem. Chrystus objawia autentyczną miłość. On, który żyje w bez-granicznej miłości Ojca, i na mocy tego jest wiernym Przyjacielem, który ak-ceptuje nas również wtedy, gdy błądzimy, i pragnie zawsze naszego dobra, również wtedy, gdy na to nie zasługujemy.

Audiencja ogólna, Środa, 24 października 2018

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

18

Jan Leończuk* * *

potrzebuję Cię Boże abyś był we mnie codziennym chlebem przywracając moim snom wiarę w światło porankatak wiele jeszcze potrzebuję w dziecięcych pragnieniach smakowania życiatak wiele jest jeszcze nierozpoznanych dróg i wąskich ścieżek kwiatów których nazw nie pamiętam i ciepłych rąk w serdecznościtak wiele jeszcze we mnie pragnień Boże Ojcze a „dzień ma się ku zachodowi”ja Twój syn marnotrawny który zgubił drogę do Domu idąc w nieznanedaj mi Panie światło pod powiekami

(Z tomu: Zadziwienia)

z  Rosją układ o  zakazie dalszych prac w  tym zakre‑sie. Senatorowie przyznali mu rację. Nie miał jednak nic przeciwko pracom nad wykorzystywaniem ener‑gii jądrowej. Opracował np. pomysł wykorzystywania jej w napędzie pojazdów kosmicznych. Sam stworzył projekt napędzanego w  ten sposób statku między‑planetarnego Orion. Chociaż projekt ten nie zyskał akceptacji prezydenta USA, Ulam odcisnął swój ślad w  historii podboju kosmosu. Zmarł 13 maja 1984 roku na atak serca.

Marian Rejewski. To on złamał kod niemieckiej Enigmy. Osiągnięcie to zmieniło bieg II wojny światowej. Rejewski nie należał do grupy lwow‑skiej szkoły matematycznej. Urodził się w 1905 roku w Bydgoszczy. Miasto leżało wówczas w  zaborze pruskim, doskonała więc znajomość języka nie‑mieckiego w rodzinie Rejewskich była poniekąd naturalna. Ojciec Mariana był kupcem, przyszły kryptolog dora‑stał przeto wśród rachunków i  liczb. Nic więc dziwnego, że jako kierunek studiów wybrał matematykę. Jeszcze

jako student uczęszczał na kurs kryptologiczny do‑tyczący szyfrów niemieckich. Rejewski wyraźnie wy‑różniał się wśród kursantów. Po ukończeniu studiów przeprowadził się do Warszawy i  rozpoczął pracę w Biurze Szyfrów wywiadu wojskowego. Już w pierw‑szych tygodniach pracy bez problemu złamał szyfr Kriegsmarine.

Po raz pierwszy kod niemieckiej Enigmy wojsko‑wej Rejewski złamał już w 1932 roku, ale cztery lata później klucz okazał się nieaktualny. Wtedy młody matematyk skonstruował tzw.  bombę Rejewskiego, czyli pierwowzór wszystkich elektronicznych maszyn łamiących kody. Niemcy jednak mieli tego świado‑mość i ich działania sprawiły, że możliwości „bomby” zostały w  połowie 1939 roku znacznie ograniczone. Jednakże jej konstrukcja stanowiła podstawę bardziej zaawansowanych maszyn deszyfrujących, jakie stoso‑wali Brytyjczycy przez całą wojnę.

Po zajęciu Polski przez Niemców Rejewski ze swoimi najbliższymi współpracownikami, Jerzym Różyckim i  Henrykiem Zygalskim, przedostali się do Rumuni, a  potem do Francji, gdzie nadal praco‑wali nad łamaniem niemieckich szyfrów. Po upadku zaś Francji zostali ewakuowani do Wielkiej Brytanii, gdzie Rejewski pracował w  wywiadzie, analizował dane, ale z jego pomysłów na łamanie kodów Enigmy korzystali już inni. Kryptolog doczekał się należnego uhonorowania, ale dopiero pod koniec życia. W 1979 roku został nakręcony film „Sekret Enigmy” ukazu‑jący prawdziwą rolę, jaką polski kryptolog odegrał podczas II wojny światowej. Rok później Rejewski zmarł w Warszawie na zawał serca.

wm

Z NAUCZANIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

Msza święta: końcowe błogosławieństwo i odesłanie

Msza święta, czyli akcja liturgiczna, podobnie jak zaczęła się znakiem krzyża, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, koń-czy się również w imię Trójcy Świętej. Jednak dobrze wiemy, że kiedy kończy się Msza święta, zaczyna się powinność dawania świadectwa chrześcijańskiego. Chrześcijanie nie idą na Mszę świętą, by wypełnić cotygodniowy obowiązek, a potem o tym zapominają, nie. Chrześcijanie idą na Mszę świętą, by uczestni-czyć w męce i zmartwychwstaniu Pana, a potem żyć bardziej po chrześcijańsku: rozpoczyna się wypełnianie powinności da-wania chrześcijańskiego świadectwa. Wychodzimy z kościoła, by „iść w pokoju”, z błogosławieństwem Bożym, do naszych co-dziennych zajęć, do naszych domów, środowisk pracy, do dzia-łalności, „wielbiąc Pana naszym życiem”... Za każdym razem, kiedy wychodzę ze Mszy świętej, muszę być lepszy, niż kiedy wszedłem, bardziej żywy, silniejszy, mieć większe pragnienie, by dawać świadectwo chrześcijańskie. Poprzez Eucharystię Pan Jezus wchodzi w nas, w nasze serce i w nasze ciało, abyśmy „przestrzegali w  życiu zobowiązań płynących z  sakramentu, który przyjęliśmy z wiarą”.

Audiencja ogólna, środa, 4 kwietnia 2018

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

19

MARCINA WICHY OPOWIEŚĆ O MATCE

22. Nagrodę Literacką Nike za 2018 rok otrzy‑mał Marcin Wicha za książkę pt. Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Autor znany jako grafik projektujący okładki, plakaty i znaki graficzne, pisał także felietony w „Autoportrecie”, drukował teksty w „Literaturze na Świecie” i „Tygodniku Powszechnym”. W dorobku li‑terackim Wichy znajduje się opowieść Jak przestałem kochać design i kilka książek dla dzieci, m.in. Klara. Proszę tego nie czytać, Łysol i Strusia, Bolek i Lolek. Genialni detektywi.

Justyna Sobolewska, ceniona znawczyni literatury zauważa, że opowieść Wichy o zmarłej matce, zatytu‑łowana Rzeczy, których nie wyrzuciłem, ma pojemną konstrukcję – eseju, reportażu i traktatu filozoficznego połączonego komentarzem satyrycznym. Aby utrzy‑mać balans między hołdem dla matki, a koniecznością pokazania jej trudnych cech charakteru, zwłaszcza gwałtowności, z jaką zwalczała wszelkie niestosowne według niej komentarze na temat Żydów. Narrator – autor opowieści ucieka się czasami do dowcipnego komentarza, tonującego wypowiedzi matki. Obser‑wując życie swojej rodziny pisze m.in. „W  świecie mojego dzieciństwa nie było Żydów. To znaczy mogli być po cichu. W czterech ścianach, w małych grupach, w domu, na cmentarzu i w przeszłości. Sekretu strze‑gła cenzura. Na straży stały dobre maniery. A czasem także uprzejmość. Kultura. Takt. Niechęć do ostenta‑cji” (s. 133). Babcia zapytana, czy w jej domu mówio‑no po żydowsku, odpowiadała: „Skądże. Wszyscy byli wykształceni. A  w  ogóle to:  – Nie mówię, że jestem Żydem, bo ludzie mogliby się poczuć nieswojo – tłu‑maczył się starszy krewny. Takie zachowanie irytowa‑ło matkę, która atakowała mówiącego, wdawała się w dyskusję wszędzie, na urlopie, (...) warczała na na‑uczycielki, pacyfikowała sprzedawców, antysemickich taksówkarzy” (tamże, s. 133). Stworzony przez rodzi‑ców narratora dom rodzinny był domem czułym, peł‑nym miłości, ale bez sentymentalizmu, którego matka nienawidziła. Z opowieści autora dowiadujemy się, że jego matka pracowała w  poradnictwie zawodowym na Muranowie w Warszawie. Z ogromną sumienno‑ścią i  troską odnosiła się do problemów szkolnych swoich podopiecznych. Często walczyła o nich z na‑uczycielami i  systemem edukacji, nie zauważającym problemów młodzieży. Poczucie obowiązku i  odpo‑wiedzialności było dla niej istotne, także w relacjach rodzinnych. Na pytanie pięcioletniego syna, czy nie umrze, odpowiadała: „Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował (...). Niepotrzebna obu‑mierała. Sto procent żydowskiej matki” (tamże, s. 17).

Warto zauważyć, że podobne pragnienie bycia przy dziecku do jego dorosłości ma większość matek, co nie oznacza, że autor z szacunku i miłości do swojej, nie ma prawa zapamiętaną z nią rozmowę przytoczyć jako dowód na wyjątkowość żydowskiej matki.

Smutne i  poruszające są te fragmenty opowieści, w  których malowany jest mieszkający w  jego matce lęk jako pozostałość tragedii wojennej Żydów. Oto fragment tekstu książki: „Lęki mojej matki nie mia‑ły nic wspólnego z bunkrem. Ani walkami ulicznymi. Dotyczyły gorączko‑wej ucieczki. Ostat‑ni pociąg. Zawsze ostatni pociąg, jakby nie było wcześniej‑szych. Ostatnie miej‑sce na liście. Ostatnie nazwisko litościwie dopisane na samym dole” (tamże, s. 154). Z  lęku przed niewia‑domym, matka oba‑wiała się mieć drugie‑go dziecka. Mówiła” „Jedno dziecko jakoś ukryję (...) z  dwoma nie dałabym rady. (...) Lęki mojej matki były dynamiczne. Wiąza‑ły się z  pośpiechem, szamotaniną, cha‑osem. Koniecznością podejmowania decy‑zji, wyborów, błędów, za które przyjdzie potem płacić” (tamże, s. 154).

Książka Marcina Wichy zasługuje na dokładne przeczytanie i  przemyślenie. Pokazuje odwleczone w  czasie skutki zagłady, destrukcyjne działanie stra‑chu, chęć ocalenia szacunku do siebie i najbliższych. Ostrzega przed postawieniem ludzi w obliczu zagła‑dy, prześladowania i nienawiści z jakiejkolwiek strony. Przedstawia za postacią narratora – autora tej filozo‑ficzno‑egzystencjalnej przypowieści Marcina Wichę, jako kochającego syna i niezwykle zdolnego pisarza. W  jednym fragmencie tak charakteryzuje matkę: „Miała wiele wad, ta moja matka, była trudną osobą. (...) Mówiła prawdę w oczy” (tamże, s. 135).

Prawda najczęściej bywa trudna.

Zofia Rogowska

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

20

TURECCY „TAŃCZĄCY DERWISZE” I ICH MODLITWA NIEWERBALNA

Sufizm to innymi słowy muzułmański mistycyzm. Mówiąc o jego genezie można przytoczyć pewną le-gendę. Głosi ona, iż na łożu śmierci Prorok Maho-met przekazał swój płaszcz pewnemu pustelnikowi, Uwejsowi Karani. W tym też momencie Uwejs Kara-ni usłyszał głos Allaha wzywający go do wzięcia pod swoją opiekę przyszłych mistyków muzułmańskich, czyli sufich.

Tyle legenda, a teoretycy sufizmu zapowiedź tego muzułmańskiego nurtu religijnego upatrują już w sło-wach świętej księgi islamu. 65 werset 8 sury Koranu mówi: „Wy pożądacie dóbr tego świata, a Allah chce wam dać dobra drugiego świata”.

Termin sufizm (tur.: tasavvuf) dosłownie oznacza-jący kontemplację wywodzi się od słowa suf, będą-cego nazwą włosiennicy – okrycia z grubej wełny, jakie początkowo nosili asceci muzułmańscy na znak przyjęcia nowej drogi duchowej. Wyznawcy sufizmu, czyli sufi, zwani też derwiszami tworzyli bractwa, które w różnych okresach wyrażały interesy róż-nych grup społecznych. Ruch ten rozpowszechnił się w Bagdadzie w IX wieku, choć w innych miastach kalifatu arabskiego znany był już od VII–VIII wieku. Przyjmuje się, że ruch ten był rodzajem protestu mas ludowych przeciw uciskowi feudalnemu; był zatem w swej początkowej fazie ruchem społecznym. Roz-wijający się lawinowo w różnych krajach muzułmań-skich sufizm, stanowiący jednocześnie widoczny kon-trast dla ortodoksyjnej ideologii islamu, budził obawy teologów sunnickich uznających ruch ten za herezję. W XII wieku wybitny teolog i filozof muzułmański, Al‑Ghazali wzbogacił ortodoksyjny islam elementa-mi sufizmu, co zostało przyjęte również przez innych muzułmańskich teologów.

Muzułmański mistycyzm rozpowszechnił się rów-nież w Turcji. Powstały tam liczne bractwa sufickie (tur. tekke), z których jedno zasługuje na szczególną uwagę. Mowa tu o bractwie mewlewitów, biorących swą nazwę od słowa mevlȃna oznaczającego mistrza, naszego pana. Zakon ten znany jest też powszechnie pod nazwą bractwa „tańczących derwiszów”. Powstał w XIII wieku w tureckim mieście Konya, w którym żył i tworzył jeden z najwybitniejszych poetów i teo-retyków sufizmu Dżelaleddin Rumi (tur. Celȃleddin Rumî) zwany też Mevlȃną. Był on ideologiem i przy-wódcą duchowym ogromnej rzeszy uczniów, którzy po jego śmierci założyli propagujące jego idee brac-two mewlewitów (tur. Mevlevî Dergȃhı).

Turystom odwiedzającym Turcję „tańczący der-wisze” kojarzą się ze specyficzną i niecodzienną cere-monią. Występy derwiszów można oglądać w Konyi w mauzoleum i muzeum Mevlȃny oraz w dawnym mewlewickim tekke w Stambule. Niewątpliwie wy-stęp wirujących derwiszów stanowi lokalną atrakcję turystyczną. Trzeba jednak podkreślić, że dla samych mewlewitów akt ten ma zupełnie inny wymiar. Ry-tualny taniec zwany sema jest rodzajem modlitwy bez słów, w której tańczący derwisz wprawiając się w ekstatyczny ruch wirujący pragnie osiągnąć zjednoczenie z Bogiem. By móc lepiej zrozumieć sens tego tańca w jego właściwym wymiarze, trzeba w tym miejscu wspomnieć o drodze duchowego roz-woju sufich i osiąganych przez nich stopni religijne-go wtajemniczenia. Według sufizmu celem każdego człowieka jest powrót do swej „pierwotnej ojczyz-ny”, czyli zajrzenie w głąb samego siebie i w samym sobie zobaczenie i poznanie Boga. Praca nad sobą polegająca na odrzuceniu własnego „ja” oraz rzeczy wiążących człowieka ze światem doczesnym prowa-dzi do oczyszczenia się i zespolenia z Bogiem.

Sufi na swojej drodze duchowego rozwoju prze-chodzi przez kilka stopni wtajemniczenia. Pierwszy, podstawowy etap to szariat, czyli konieczność prze-strzegania przepisów prawa muzułmańskiego. Drugi etap to tarikat (ar. tarika ‘droga’) czyli obranie wła-ściwej drogi duchowego rozwoju. Zadaniem sufiego na tym etapie jest dążenie do rezygnacji z własnego ego i własnej woli. Tarikat jest momentem, w którym rozpoczyna się „pogrążanie” w Bogu. Na tym etapie sufi powinien wybrać sobie przywódcę duchowego mürşida stając się jego uczniem – müridem. Mürid posłuszny swemu duchowemu przywódcy czerpiąc wiedzę z jego nauk staje się arif, czyli „oświecony”. Na tym etapie sufi odrzuca wszystko, co ziemskie, i poprzez ascezę i kontemplację zbliża się do Boga. Ostatni etap, do którego dąży każdy sufi, to hakikat, czyli poznanie prawdy, a więc Boga. Ego sufiego pogrąża się w Bogu, osiąga cel ostateczny – zjedno-czenie z Bogiem. Mevlȃna – ideolog sufizmu i przy-wódca duchowy mewlewitów uważał, że zbliżenie się do Boga możliwe jest tylko w szczególnym sta-nie ducha i ciała. Według niego ten szczególny stan określany tureckim słowem hal można osiągnąć po-przez sema, czyli ekstatyczny taniec wykonywany w rytm melodii fletu, a także innych instrumentów muzycznych.

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

21

Dawniej ceremonia sema odbywała się w specjal-nym, przeznaczonym do tego obrzędu okrągłym po-mieszczeniu semahane. Dzisiaj dla celów komercyj-nych mogą do tego służyć estrady czy sceny teatralne.

W obrzędzie bierze udział 15–30 derwiszów wli-czając muzyków. Pierwsi do sali wchodzą muzycy i zajmują przeznaczone dla nich miejsce. Następnie wchodzą pozostali uczestnicy ceremonii ubrani jed-nakowo w długie luźne płaszcze w ciemnych kolorach (tur. hırka), pod którymi noszą długie białe spódnice. Górną część ciała przykrywają przewiązane pasem krótkie białe żakiety z długimi rękawami. Wszyscy mają na głowie wysokie filcowe czapki kształtem przypominające wysokie fezy (tur. külah). Mistrz ce-remonii (tur. semazen başı) pozdrawia przełożonego zgromadzenia (tur. şeyh) siedzącego na wprost tan-cerzy (tradycyjnie jest ich siedemnastu) i tym samym rozpoczyna się ceremonia. Część pierwszą stanowi melorecytacja lub recytacja modlitw koranicznych w wykonaniu hafiza (tzn. osoby znającej Koran na pamięć), po czym pierwszy flecista rozpoczyna so-lową grę na trzcinowym flecie (tur. ney), którego przenikliwe tony wprowadzają odpowiedni nastrój. Następnie, dźwięki płynące z innych instrumentów muzycznych (bębenki, tamburyn, lutnia, ud) dołącza-jąc do solowego brzmienia fletu podają rytm, który ożywia siedzące dotąd nieruchomo postacie tance-

rzy. W tym momencie zaczyna się właściwy taniec – sema. Z przykucniętej i skulonej pozycji czternastu tancerzy podnosi się, zrzuca płaszcze i tworzy krąg, który zaczyna tańczyć, początkowo powoli, odwrot-nie do wskazówek zegara. Następnie tworzy się drugi wewnętrzny krąg, w którym tańczy czterech tancerzy. Tancerze w obu kręgach zaczynają wirować wokół własnej osi balansując ciałem na lewej nodze, podczas gdy prawa wprowadza ciało w ruch. Stopniowo ich ramiona rozpościerają się, prawa ręka kieruje się ku górze, a lewa z wyprostowanymi palcami ku dołowi. Oczy są zamknięte, a głowy pochylają się w kierunku prawego ramienia. Derwisze kręcą się wokół własnej osi, a równocześnie po obwodzie kół zakreślonych na podłodze. Tańcząc modlą się, pogrążając się w eksta-tycznym transie. Po około 10–15 minutach muzyka milknie i taniec kończy się. Derwisze zatrzymują się, kłaniają się mistrzowi, po czym znowu zaczynają ruch wirowy. Ta czynność tańca powtarzana jest trzykrot-nie. Pod koniec ceremonii w wirujący taniec włącza się şeyh rozpoczynając samotny taniec w środku sali. Towarzyszy mu dźwięk fletu. Şeyh powraca na swoje miejsce, a derwisze siadają na podłodze i zakładają płaszcze. Ceremonia kończy się recytacją jednej z sur w wykonaniu mistrza (şeyha) oraz wspólnym prze-ciągłym wymówieniem słowa ‘Huwwa’, co po arab-sku dosłownie oznacza ‘On’ i jest jednym z określeń Boga. Po wspólnej inwokacji derwisze pozostają na swoich miejscach w milczeniu. Ceremonię kończy şeyh wstając i opuszczając salę.

Przedstawiony obrzęd sufickich ekstatycznych medytacji ma swoją złożoną symbolikę. Wirujący ta-niec symbolizuje nie tylko ruch planet wokół własnej osi i jednocześnie wokół Słońca, ale ma też być hoł-dem złożonym Stwórcy. W trakcie tańca derwisz od-bywa mistyczną podróż, w której wzniesiona do góry prawa ręka pokazuje wznoszenie się do Boga, a lewa zachowanie łączności z ziemskim światem. Wirują-cy i coraz szybszy ruch ciała ma doprowadzić go do ekstazy, która z kolei prowadzi do osiągnięcia owego specyficznego stanu zjednoczenia z Bogiem – halu.

Sema jest ceremonią wielopoziomową w swej symbolice. To nie tylko taniec wprawiający tancerza w stan ekstatyczny, to rodzaj kontemplacji, to wresz-cie pewna forma modlitwy, modlitwy niewerbalnej – rozmowy z Bogiem poprzez taniec. Niewątpliwie to misterium tańca jest zwieńczeniem tarikat – mi-stycznej drogi, której fundamentalne podstawy tkwią w koncepcji sufizmu Mevlȃny.

Trzeba przyznać, że ceremonia sema jest osobli-wym fenomenem wychodzącym poza ramy obrzędo-wości tradycyjnego islamu.

Ewa Siemieniec‑Gołaś

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

22

DUCHOWOŚĆ FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH

LIST OKÓLNY KONFERENCJI MINISTRÓW GENERALNYCH PIERWSZEGO ZAKONU FRANCISZKAŃSKIEGO

I TRZECIEGO ZAKONU REGULARNEGO DO WSZYSTKICH ZAKONNIKÓW ORAZ DO SIÓSTR I BRACI

Z FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH (FZŚ) I MŁODZIEŻY FRANCISZKAŃSKIEJ Z OKAZJI 40. ROCZNICY PROMULGACJI REGUŁY FZŚ

Drogie siostry, drodzy bracia, niech Pan obdarzy was pokojem!

1. CZTERDZIEŚCI LAT: SYMBOLICZNY OKRES

Stolica Apostolska 24 czerwca 1978 r. listem apo‑stolskim Seraphicus Patriarcha zatwierdziła odno‑wioną Regułę Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. To właśnie niedawno kanonizowany papież Paweł VI, który w młodości był franciszkańskim tercjarzem (postulantem), przekazał ów dar rodzinie francisz‑kańskiej na kilka tygodni przed swoją śmiercią. Od wspomnianej aprobaty upłynęło już 40 lat. Okrągła rocznica stanowi dobrą okazję, aby skierować do Was wszystkich ten uroczysty list. Liczba czterdzie‑ści ma w Biblii, jak wiadomo, znaczenie symbolicz‑ne: czterdzieści to czas trwania jednego pokolenia; taka liczba może oznaczać również czas dojrzałych decyzji. Wydaje się zatem, że jest to dogodna oka‑zja, by podziękować Panu za to wszystko, czym żyją już siostry i  bracia należący do FZŚ oraz by nadać nowy impuls tej właśnie rzeczywistości, tak cennej dla całej Rodziny Franciszkańskiej.

2. FRANCISZKAŃSKI ZAKON ŚWIECKICH W RODZINIE

FRANCISZKAŃSKIEJ„Seraficki Patriarcha, święty Franciszek z  Asy‑

żu, podczas swojego życia, jak również po swojej szlachetnej śmierci, zachęcił wielu do służby Bogu w  rodzinie zakonnej, którą założył. Pociągnął rów‑nież wiele osób świeckich do tego, aby przyłączyli

się do wspomnianych struktur, pozostając jednakże w świecie, o ile to możliwe”. Tymi słowami rozpoczy‑na się List apostolski, którym Paweł VI w 1978 roku zatwierdził regułę. List ten przypomina, jak z  do‑świadczenia św. Franciszka zrodziły się różne nurty życia chrześcijańskiego w  naśladowaniu Chrystusa w Kościele.

„Pośród duchowych rodzin, wzbudzonych przez Ducha Świętego w  Kościele [Lumen Gentium 43], rodzina franciszkańska jednoczy tych wszystkich członków Ludu Bożego, świeckich, zakonników i ka‑płanów, którzy uznają, że są powołani do pójścia za Chrystusem śladami świętego Franciszka z  Asyżu [Pius XII, 1.7.1956, Discorso ai Terziari I]. Poprzez róż‑ne sposoby i formy, zachowując jednak życiodajną jedność, zamierzają sprawić, by charyzmat „Sera‑fickiego Ojca był ciągle obecny w  życiu i  misji Ko‑ścioła [Apostolicam Actuositatem  4,8]” (SFO  Reguły, rozdz. I, n. 1).

Można odnieść wrażenie, że dla św. Franciszka istotne było przeświadczenie, iż służba Panu jest możliwa w każdym stanie życia. W pewien sposób Franciszek przewidział zatem to, co kilka wieków później wypowie Sobór Watykański  II, że każdy chrześcijanin w Kościele jest powołany do świętości. To soborowe przekonanie silnie podkreślił i przypo‑mniał ostatnio papież Franciszek w Adhortacji apo‑stolskiej Gaudete et Exsultate (n.  10): „Wyposażeni w  wiele tak potężnych środków zbawienia, wierni chrześcijanie różnych stanów oraz sytuacji życiowej są powołani przez Pana, każdy na swojej drodze ży‑cia, do świętości, której pełnia znajduje się u  Ojca niebieskiego” (LG  11). Rzeczywiście, franciszkański

UWAGA! Spotkania Wspólnoty Franciszkańskiego Zakonu Świeckich w naszej parafii, odbywają się w każdą drugą niedzielę miesiąca o godz. 1530.

Jeśli chcesz dołączyć do nas – serdecznie zapraszamy!

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

23

Trzeci Zakon (obecnie Franciszkański Zakon Świec‑kich) został ubogacony wieloma darami świętości. Wystarczy przypomnieć tu postacie takie, jak Anie‑la z Foligno, Brygida Szwedzka, Katarzyna z Genui, Elżbieta Węgierska, Joanna Beretta Molla, Jan Bo‑sko, Jan  XXIII, Józef Moscati, Ludwik  IX król Fran‑cji, Małgorzata z Kortony, Pius X, Tomasz Morus. To tylko niektórzy z najbardziej znanych świętych. Do długiej listy świętych i  błogosławionych dołączają natomiast kolejne postacie, jak np.  beatyfikowa‑na w dniu 22 września 2018 Veronica Antal. Dzięki temu „wspaniałemu i różnorodnemu bogactwu se‑raficznej świętości” franciszkański Trzeci Zakon po‑kazuje, że jego obecność jest niezbędna, by w pełni przedstawić i wyrazić nasz charyzmat.

3. WYZWANIA DNIA DZISIEJSZEGO I MISJA KOŚCIOŁA

Wyzwania, stojące dziś przed Kościołem są licz‑ne i złożone. Jednakże czas, w którym żyjemy, jest z  pewnością czasem kairos  – a  więc szczególnej łaski, dzięki czemu będziemy mogli przeżyć „nowy etap ewangelizacji”. Do tego zaprasza nas papież Franciszek w  swej adhortacji Evangelii Gaudium: „W każdym ochrzczonym, od pierwszego do ostat‑niego, działa uświęcająca moc Ducha, skłaniająca do ewangelizowania. [...] Na mocy otrzymanego Chrztu każdy członek Ludu Bożego stał się uczniem‑ misjo‑narzem (por. Mt 28, 19). Każdy ochrzczony, niezależ‑nie od swojej funkcji w  Kościele i  stopnia formacji w wierze, stanowi aktywny podmiot ewangelizacji” (EG  119–120). Jako franciszkanie czujemy głęboką jedność z zaproszeniem Papieża aby przeżywać exo-dus Kościoła, aby udać się na geograficzne przed‑mieścia i  egzystencjalne peryferia, funkcjonując w  świecie pełnym podziałów, niesprawiedliwości i  cierpienia. Jesteśmy wezwani, by pomóc zbudo‑wać uniwersalną rodzinę ewangelicznego brater‑stwa, działającą na rzecz ochrony stworzenia, po‑koju i sprawiedliwości. W sposób szczególny trzeba nam też uwzględnić ubogich i  potrzebujących, za przykładem naszego Serafickiego Ojca Franciszka, który „pokazał szczególną wrażliwość na Boże stwo‑rzenie oraz na najuboższych i opuszczonych. [...] Do‑strzegamy w  nim, do jakiego stopnia nierozerwal‑nie są połączone troska o  naturę, sprawiedliwość wobec biednych, zaangażowanie społeczne i pokój wewnętrzny (LS  10). Tak złożone i  odpowiedzialne zadanie wymaga aktywnej i  efektywnej współpra‑cy oraz widocznej jedności pomiędzy wszystkimi członkami Rodziny Franciszkańskiej. Wkład bra‑ci i  sióstr Świeckiego Zakonu Franciszkańskiego w  wspomnianą współpracę wydaje się być dzisiaj szczególnie potrzebny.

4. TROSKA WZAJEMNAJedność i  współpraca pomiędzy członkami Ro‑

dziny Franciszkańskiej, bardziej dzisiaj niż kiedykol‑wiek, powinna objawiać się we wzajemnej trosce i ubogaceniu. „W Kościele‑Komunii różne stany ży‑cia są bardzo ściśle ze sobą powiązane, aż do wza‑jemnej zależności jeden od drugiego. Wszystkie oczywiście mają ten sam, jeden i  najgłębszy sens, to znaczy są różnorodnym sposobem przeżywania tej samej godności chrześcijańskiej i  powszechnego powołania do świętości polegającej na doskonałej miłości. Są to sposoby różne i  uzupełniające się, co oznacza, że każdy z nich posiada własny, oryginal‑ny i niepowtarzalny charakter, będąc równocześnie powiązany z innymi i spełniając wobec innych rolę służebną (Jan Paweł II, Christifideles laici, n. 55).

Z  jednej strony, Kościół powierzył braciom Pierwszego Zakonu i TOR duchową i pastoralną tro‑skę o FZŚ, jak zauważono w Regule: „Jako konkretny znak jedności i współodpowiedzialności, Rady dzia‑łające na różnych poziomach, według Konstytucji, poproszą Przełożonych czterech rodzin zakonnych franciszkańskich, z  którymi Wspólnota Świeckich jest związana od stuleci, o zakonników odpowied‑nio przygotowanych do udzielenia duchowego wsparcia” (Reguła  III  SFO, nr  26). Z  drugiej strony, członkowie FZŚ są wezwani do ukazania świeckie‑go charakteru charyzmatu franciszkańskiego, który cechuje ich duchowość i  życie apostolskie. W  ten sposób, przeżywając w pełni swoje specyficzne po‑wołanie, poprzez modlitwę i działalność będą trosz‑czyć się o powołanie braci, z którymi dzielą ten sam charyzmat.

5. ZAKOŃCZENIEDrogie siostry, drodzy bracia, czterdzieści lat po

zatwierdzeniu Reguły Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, zapraszamy wszystkich do podziękowa‑nia Panu za dar wspólnego powołania franciszkań‑skiego i do odnowienia gorliwości apostolskiej, tak aby twórczo przeżywać swoją własną misję.

Ze swej strony prosimy Boga o  obfitość Jego błogosławieństwa dla was wszystkich, za wstawien‑nictwem naszego serafickiego ojca św. Franciszka i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Rodziny Fran‑ciszkańskiej.

Fr. Roberto Genuin, OFMCap Minister Generalis Fr. Nicholas Polichnowski, TOR Minister Generalis

Fr. Marco Tasca, OFMConv Minister Generalis Fr. Michael Anthony Perry, OFM Minister Generalis

Rzym, 23 XII 2018

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

24

PRZEDE WSZYSTKIM BÓG...(Wywiad z o. Kalikstem Jasubą OFM, katechetą Szkoły Podstawowej

i Publicznego Liceum Ogólnokształcącego SS. Prezentek w Krakowie)Od blisko roku jesteś księdzem. Jak postrzegasz siebie w tej roli?

Jest  to niesamowite doświadczenie bycia z  ludź-mi, pracy z nimi oraz uczenia się od nich, a przede wszystkim  celebrowanie  Sakramentów  świętych. Czas bezpośrednio po święceniach, jest czasem eu-forii  i  fascynacji,  lecz później przychodzą codzienne obowiązki i praca. Ważne jest, aby nie popaść, w swo-im życiu kapłańskim, w rutynę i minimalizm, dlatego każdego dnia staram się odnajdywać  tę  fascynację, zaangażowanie  i  zapał,  jaki  towarzyszył mi w dzień święceń kapłańskich, i w czasie bezpośrednio po.

Wielki Post przygotowuje nas do największych świąt w Kościele. Ludzie młodzi raczej niechęt-nie podejmują dzisiaj jakiekolwiek wyrzeczenia. Gdzie według Ciebie tkwi istota tego problemu?

Wydaje mi się, że nie jest to problem głównie zwią-zany z „chceniem”, czy „niechceniem”, a raczej z bra-kiem odpowiedniej motywacji oraz właściwym zrozu-mieniem sensu  i  celu podejmowania  takich praktyk. Dzisiejszy  człowiek,  zwłaszcza  człowiek  młody,  po-trzebuje konkretnych przykładów, które mógłby obrać za wzór do naśladowania. W tym procesie, szalenie ważny  jest autentyzm, ze strony osób duchownych; duszpasterzy czy katechetów, ponieważ młody czło-wiek  potrafi  bardzo  szybko  zweryfikować,  czy  ktoś jest prawdziwy, w tym, co mówi i robi, czy też po pro-stu stwarza wyłącznie dobre pozory. Ponadto, potrze-ba z naszej strony bycia z tą i dla tej młodzieży oraz przede wszystkim mniej  krytyki,  a  więcej  zrozumie-nia i wsłuchiwania się w to, co mają do powiedzenia. Innymi słowy, to my musimy ciągle podejmować trud szukania  coraz  to  nowych  sposobów  docierania  do młodego człowieka.

Przeżywaliśmy niedawno kolejne Światowe Dni Młodzieży, tym razem w Panamie. Młodzież na pewno potrzebuje takich chwil w swoim życiu, aby móc lepiej rozpoznać i umocnić wiarę w Boga. A jednak, gdy już nieco opadnie ten „świąteczny kurz” i powraca do szarej rzeczywistości, zapo-mina trochę o tym „niezwykłym powiewie Ducha Świętego”, ograniczając także do minimum prak-tyki religijne. Jak więc zachęcić ich do aktywniej-

szej pobożności, chociażby właśnie w Wielkim Poście?

Wiara  powinna opierać  się  na  ła-sce  Bożej,  nie  zaś na  emocjach,  które ze  swej  natury  nie są  stałe,  a  w  kon-sekwencji po jakimś czasie,  po  prostu przemijają.  Wielo-krotnie  słyszałem z  ust młodych  i  nie tylko  młodych,  że uczestniczyli, w róż-nego  rodzaju  na-

bożeństwach  czy  adoracjach,  poza  swoją  parafią, np. w duszpasterstwie akademickim, później wraca-li  do  swoich  parafii  i  rozczarowanie  „bo  tu  tego  nie ma”, „bo u nas jest nudno”. Bardzo ciężko stwierdzić mi, dlaczego tak się dzieje  i znaleźć „złotą receptę”, ponieważ moje doświadczenie pracy, w duszpaster-stwie, jest jeszcze zbyt małe.

Wiara posiada swój wymiar wspólnotowy, ale żeby mogła ona taka być, musi powstać najpierw relacja, musi być moja autentyczna, dojrzała i osobista rela-cja z Bogiem, nie jako „mitem”, lecz prawdziwą Oso-bą. Warto postawić pytanie, na ile jesteśmy świadomi swojego chrześcijaństwa? A na ile po prostu przyzwy-czailiśmy się do wiary, do Kościoła? Bez głębszej re-fleksji, kim jest albo inaczej, kim powinien być chrze-ścijanin? Ewangelia Jezusa Chrystusa, sama w sobie jest  fascynująca  i  pociągająca,  doskonale  wiedzieli o tym Uczniowie i  tłumy, które szły za Jezusem. Ale byli też i tacy, którzy nie chcieli słuchać Jezusa, którzy odchodzili  od Niego.  Porażka  Jezusa?  Za mało  się starał? Nie, wiara potrzebuje naszego zaangażowa-nia, naszego otwarcia się na Boga, bez  tego nawet najpiękniejsze  nabożeństwa  i  śpiewy,  nie  przyniosą żadnych skutków.

Wydaje mi się, że to, co możemy zrobić, to być dla ludzi  i  pozwalać  im się  spotkać,  nie  tylko w koście-le, nie tylko, w czasie Mszy św., czy nabożeństw, ale też wtedy, kiedy naprawdę nas potrzebują, po prostu umieć poświęcić  im  swój  czas. A przede wszystkim głosić i żyć Ewangelią.

Pracujesz i uczysz w Liceum Ogólnokształcącym Sióstr Prezentek. Czy tamta młodzież rzeczywi-ście jest „inna” od tej, którą spotykamy na co dzień?

Trudno mi powiedzieć, czy jest „inna”, ponieważ na chwilę obecną nie mam doświadczenia pracy z inną młodzieżą, poza młodzieżą ze Szkół SS. Prezentek. Z całą pewnością  jest  to młodzież, która boryka się z problemami podobnymi do tych,  jakie mają ich ró-wieśnicy, ponieważ jak każdy z nas, tak i oni dorastali i dorastają, w różnych środowiskach. Uczę w tej szkole od marca 2018 roku, to krótkie doświadczenie, pozwa-la mi stwierdzić, że są to ludzie bardzo ambitni, życz-liwi oraz zaangażowani w różnego rodzaju inicjatywy, czy to w społeczności szkolnej, czy też poza szkołą. Jest to na pewno młodzież, której chce się podejmo-wać różnego rodzaju działania, a także stawiać czoła nowym wyzwaniom, jeśli tylko pozwoli im się na to.

Twoje recepta na szczęśliwe życie?Nigdy nie poddawać się! Nawet po doświadczeniu 

większych czy mniejszych porażek, nie rezygnować, ale podnosić się  i  robić dalej  to, co do mnie należy, wkładając  w  to  całego  siebie.  Im  więcej  trudu  wło-żymy,  w  osiągnięcie  sukcesu,  tym  lepiej  będzie  on „smakował”.

A  przede wszystkim,  Bóg  zawsze  na  pierwszym miejscu.

Serdecznie dziękuję za rozmowę

Eligiusz Dymowski OFM

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

25

BRONOWICE NA STAREJ I... NOWEJ FOTOGRAFII

Prezentujemy fotografię wykonaną w Bronowicach ok. 1900 r. przedstawiającą rodzinę Trzecieskich z córką Janiną. Widok na dawną plebanię i kaplicę. Źródło ilustracji: https://marychna.witkowscy.net/

Jeżeli w domowych archiwach znajdziecie Państwo zdjęcia z terenu Bronowic godne prezentacji, także wykonane współcześnie, pro‑simy o ich nadsyłanie, o ile to możliwe, z odpowiednim opisem.

Redakcja

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

Z poradnika dietetyka

NIEDOCZYNNOŚĆ TARCZYCY

Tarczyca jest gruczołem – narządem produku-jącym hormony, które w znacznej mierze odpo-wiadają za przemianę materii, tętno, zaburzenia menstruacyjne, regulację cieplną, ogólne samo-poczucie psychiczne..., a to tylko najważniejsze funkcje. I nie słyszała o równouprawnieniu – ko-biety  zapadają  na  choroby  tarczycy  wcześniej i w młodszym wieku, niedoczynność często do-tyka kobiety, które spodziewają się dziecka.

Za  prawidłowe  funkcjonowanie  odpowiada wiele składników pożywienia, przede wszystkim jod, żelazo, witaminy A i D.

Niedobór  jodu  może  skutkować  niedoczyn-nością tarczycy, która objawia się m.in.: powięk-szeniem tarczycy (powstanie wola), opóźnionym wzrostem i rozwojem w okresie dziecięcym, za-burzeniami  metabolizmu,  uczuciem  zimna,  su-chością skóry, przybieraniem na wadze, ciągłym zmęczeniem, problemami z koncentracją, zapar-ciami, skłonnością do depresji, łamliwością wło-sów i paznokci. Na brak tego pierwiastka bardziej narażeni są mieszkańcy południowej Polski.

Jod w znacznej ilości można znaleźć w rybach morskich  oraz  w  owocach  morza.  Jeśli  mowa o rybach – najlepsze są gotowane, ewentualnie duszone,  wędzone  nie  są  wskazane.  Obecnie jod  dodawany  jest  również  do  soli,  trzeba  jed-nak pamiętać, że nadmiar soli podnosi ciśnienie, zaburza równowagę elektrolityczną i sprzyja za-trzymywaniu wody.  Źródłem  jodu  są  też mleko i jego przetwory (dodatkowo – są źródłem wap-nia i witamin), sporo jodu zawierają też orzechy laskowe  oraz  jaja  kurze.  Owoce  i  warzywa  są znacznie uboższe w ten pierwiastek.

W tej chorobie niektóre warzywa należy ogra-niczyć, należą do nich: groch, fasola, soja, bro-kuły, kalafior, brukselka, kapusta, orzechy ziem-ne,  ponieważ  obniżają  one  wchłanianie  jodu oraz działają wolotwórczo. Gotowanie zmniejsza ilość niekorzystnych substancji w tych roślinach.

Wskazane  są:  pieczywo  pełnoziarniste,  ka-sze, ryż brązowy, chude mięso (przede wszyst-kim  drobiowe),  w  mniejszym  stopniu  wołowina i  chuda  wieprzowina,  pomidor,  ogórki  świeże i  kiszone,  rzodkiewki,  sałata  zielona,  szparagi, szpinak, papryka, grzyby, marchew, pietruszka, por, oleje roślinne, oliwa, owoce – dozwolone są wszystkie, poza puszkowanymi w zalewie i kan-dyzowanymi.

Agnieszka Zięba26

W A R T O P R Z E C Z Y T A ĆKsiążki zazwyczaj dostępne są w bibliotece przy ul. Ojcowskiej 27 (za sklepem)

Gary Chapman, 5 języków miłości. Tajemnica miłości na całe życie, tłum z ang., wyd. 2, Kraków 2018, ss. 231.

Książka tłumaczona na 36 języków. Miłość prosi, nie przedstawia żądań – pisze autor – kieruje się uprzejmo-ścią, nie prowadzi rachunku błędów. Nikt z nas nie jest doskonały. Nie zakochanie, ale bycie rzeczywiście kochanym miłością rozumną, a nie emocjonalną, opartą na wolnym wy-borze. Autor studiował antropologię. Polecam dla zamierzających założyć rodzinę. BMK

Charles Duhling, Siła nawyku. Dlaczego robimy to, co robimy i jak można to zmienić w życiu i biznesie, tłum. z ang., Warsza-wa 2014, ss. 423.

Autor – reporter śledczy pracujący dla „New York Times”, absolwent Harvard Business School i Yale Col-lege, uhonorowany licznymi nagro-dami i finalista nagrody Pulitzera. Książka diagnozuje patologie naszych społeczeństw. Oparta na głębokiej analizie faktów. Pisana w sposób za-bawny, łączy praktyczne rady pozby-cia się złych nawyków postępowania. Bardzo interesująca, tłumaczona na 31 języków. Polecam. BMK

Iwona Majewska‑Opiełka, Powiedz to dobrym słowem, Sopot 2016, ss. 360.

Autorka – psycholog i doradca w za-kresie rozwoju osobowości, samo-doskonalenia (19 tytułów). Motto książki – mówienie dobrym słowem przekłada się na lepsze słuchanie, jest szansą dla dobrych i cichych, mniej elokwentnych osobowości. Dobre słowo jest szansą na nieskłó-cony świat pełen ciszy do kontempla-cji i życia. Mówienie dobrym słowem zwiększa poczucie własnej wartości. Książka nietuzinkowa, mądra. Gorą-co polecam Czytelnikom. BMK

www.franciszkanie-bronowice.pl Niesamymchlebem... marzec–kwiecień2019

W A R T O P R Z E C Z Y T A ĆKsiążki zazwyczaj dostępne są w bibliotece przy ul. Ojcowskiej 27 (za sklepem)

Andrew W. Saul, Wylecz się sam. Megadawki witamin, Warszawa 2016, ss. 659.

Duża ilość informacji na temat sto-sowania medycyny żywieniowej. Książka pisana w sposób przystępny. Cenna dla domowej biblioteki. BMK

Andrew W. Saul, Zanim pójdziesz do lekarza, Warszawa 2017, ss. 413.

Autor porusza wzięcie odpowiedzial-ności za własne zdrowie. Omawia powszechne dolegliwości, podając proste recepty na ich złagodzenie. Warto przeczytać. BMK

Czy cudzoziemiec może nabyć nieruchomość w Polsce? Tak, ale pod pewnymi warunkami.

W  pierwszej kolejności wskazać należy, na ko‑nieczność zdobycia stosownego zezwolenia, które wy‑dawane jest w drodze decyzji administracyjnej, przez Ministra Spraw Wewnętrznych, jeżeli sprzeciwu nie wniesie Minister Obrony Narodowej, a w przypadku nieruchomości rolnych, jeżeli sprzeciwu nie wniesie również Minister Rozwoju Wsi.

Co należy uczynić, aby uzyskać stosowne zezwo‑lenie? Należy złożyć wniosek, a  w  nim wykazać, że nabycie nieruchomości nie spowoduje zagrożenia obronności, bezpieczeństwa państwa polskiego lub porządku publicznego, a  także nie sprzeciwiają się temu względy polityki społecznej i zdrowia społeczeń‑stwa. Następnie należy wykazać, że zachodzą okolicz‑ności potwierdzające więzi cudzoziemca z Polską.

Jak to zrobić? Należy wykazać posiadanie polskiej narodowości lub polskiego pochodzenia, zawarcie związku małżeńskiego z  obywatelem Rzeczypospoli‑tej Polskiej, posiadanie zezwolenia na pobyt czasowy lub stały lub rezydenta długoterminowego Unii Eu‑ropejskiej, posiadanie członkostwa w  organie zarzą‑

dzającym przedsiębiorcy będącego osobą prawną lub spółką handlową nieposiadającą osobowości prawnej z siedzibą na terytorium Polski bądź wykonywanie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej działalności go‑spodarczej lub rolniczej, zgodnie z przepisami prawa polskiego.

Opłata od wniosku o zezwolenie na nabycie nieru‑chomości wynosi 1.570 zł.

Minister wydaje zezwolenie w  przypadku speł‑nienia przesłanek ustawowych oraz w  razie braku sprzeciwu ze strony organów opiniujących. Ważność zezwolenia wynosi dwa lata i w tym terminie cudzo‑ziemiec musi nabyć nieruchomość. W  przeciwnym razie konieczne będzie ponowne ubieganie się o jego wydanie.

Jeżeli Minister wyda decyzję odmawiającą wydania zezwolenia, cudzoziemiec może zwrócić się do tego organu z wnioskiem o ponowne rozpatrzenie sprawy.

Aleksandra Stachnik Radca Prawny

+48 794‑177‑368 www.prawnikkrakow.com

Radca Prawny odpowiada

27

nr104 Niesamymchlebem... WielkiPost

28

KALENDARZ DUSZPASTERSKIMARZEC–KWIECIEŃ 2019

01.03. I Piątek Miesiąca – odwiedziny chorych w parafii od godz. 815

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”04.03. W archidiecezji krakowskiej święto św. Kazimierza, króle-

wicza05.03. Całodzienna adoracja w kościele. O godz. 900 – dodatkowa

Msza św.06.03. Środa Popielcowa. Post ścisły. Rozpoczęcie nabożeństw

„Drogi Krzyżowej” oraz „Gorzkich żali”. Pierwszy dzień mo-dlitw o ducha pokuty

10.03. I niedziela Wielkiego Postu. O godz. 1700 – „Gorzkie żale” z kazaniem pasyjnym w kościele

13.03. VI rocznica wyboru Papieża Franciszka19.03. Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca NMP, Patrona Kościoła

Powszechnego25.03. Uroczystość Zwiastowania Pańskiego

Dzień Świętości Życia oraz Dzień Duchowej Adopcji Dziec-ka Poczętego

31.03. IV Niedziela Wielkiego Postu (Laetare) – rozpoczęcie wiel-kopostnych rekolekcji parafialnych

Zmiana czasu z zimowego na letni02.04. 14. rocznica śmierci św. Jana Pawła II05.04. I Piątek Miesiąca – odwiedziny chorych w parafii od

godz. 815

07.04. V Niedziela Wielkiego Postu13.04. Światowy Dzień Pamięci Ofiar Katynia14.04. Niedziela Palmowa Męki Pańskiej – rozpoczęcie Wielkiego

Tygodnia. O godz. 1900 – parafialna Droga Krzyżowa ulica-mi osiedla

16.04. Rozpoczęcie wtorkowej Nowenny przed uroczystością św. Antoniego z Padwy

21.04. Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

WIELKI TYDZIEŃSPOWIEDŹ W WIELKIM TYGODNIU

Poniedziałek – Wtorek – Środa Godz. 630–800; 1700–1900

Czwartek – Piątek Godz. 630–1100; 1500–1730

Wielka Sobota Godz. 630–1200

1. Niedziela Palmowa• Poświęcenie palm na każdej Mszy św.• Godz. 1900 – parafialna Droga Krzyżowa ulicami naszego

osiedla2. TRIDUUM SACRUMA) Wielki Czwartek

• Godz. 1800 – Msza św. Wieczerzy PańskiejB) Wielki Piątek Godz. 730 – Droga Krzyżowa Godz. 1700 – Droga Krzyżowa Godz. 1730 – 1. Dzień Nowenny przed Uroczystością Miło-

sierdzia Bożego

Godz. 1800 – ceremonie Wielkiego Piątku:• liturgia Słowa Bożego• adoracja Krzyża św. (ofiary składane podczas adora-

cji krzyża są przeznaczone na utrzymanie sanktuariów w Ziemi Świętej, których stróżami są Franciszkanie)

• Komunia św.• przeniesienie Pana Jezusa do grobu i adoracja do

godz. 2200

C) Wielka Sobota Święcenie pokarmów: godz. 900, 1000, 1100, 1200, 1300, 1400,

1500

1730 – 2. Dzień Nowenny przed Uroczystością Miłosierdzia Bożego

1800 – Ceremonie Wigilii Paschalnej• poświęcenie ognia i paschału przed kościołem (przyno-

simy świece)• Liturgia Słowa Bożego• Liturgia Eucharystyczna• czuwanie i adoracja przy Bożym grobie do godz. 2200

3. Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego z Oktawą Godz. 600 – Uroczysta Msza św. rezurekcyjna z procesją

wokół kościoła (pozostałe Msze św. o godz. 900, 1030, 1200 i 1800)

Z GABLOTY PARAFIALNEJPORZĄDEK NABOŻEŃSTW W KOŚCIELE:

Msze święte w niedziele: 7.00, 9.00 (dla młodzieży), 10.30 (dla dzieci),12.00 (suma), 18.00. Msze święte w dni powszednie: 7.00, 18.00W uroczystości i święta nieobowiązkowe dodatkowa Msza święta o godz. 9.00. Nabożeństwa okresowe: 17.30

Spowiedź podczas każdej Mszy świętej. Odwiedziny chorych – I piątek miesiąca od godz. 8.30Kancelaria parafialna czynna w poniedziałki, środy i piątki w godzinach 18.00–19.30

tel. 12 637 55 96, tel. kom. 0662 380 402, e-mail: [email protected], http: //www.franciszkanie-bronowice.pl/Facebook: https://www.facebook.com/parafiastygmatowkrakow/

Konto parafii: Krakowski Bank Spółdzielczy, nr 73 8591 0007 1040 0598 1098 0001

Redakcja biuletynu: o. Eligiusz Dymowski (red. nacz.), o. Stanisław Mazgaj, o. Wacław Michalczyk, Barbara Mikuszewska-Kamińska, Małgorzata Palimąka, Dominika Mazur, Zofia Rogowska, Marcin Herzog (red. techn.)

Adres do korespondencji: Klasztor OO. Franciszkanów, ul. Ojcowska 1, 31-344 Kraków, tel. 12 637 55 96, 12 626 46 40Wszystkich sympatyków i chętnych do współpracy przy redagowaniu niniejszego biuletynu zachęcamy do nadsyłania propozycji

i ewentualnych materiałów do druku oraz prosimy o kontakt pod adresem mailowym: [email protected], że przesłanie materiałów do publikacji w naszym biuletynie oznacza zgodę na przedstawienie imienia i nazwiska autora,

chyba że autor wyraźnie poinformuje o braku takiej zgody. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i opracowania edytorskiego nadesłanych tekstów