Monitor Polonijny 2007/03

28
(str.4)

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2007/03

Page 1: Monitor Polonijny 2007/03

(str.4)

Page 2: Monitor Polonijny 2007/03

Zachęceni zeszłoro-cznym sukcesem, zgod-nie z planem, już po razdrugi w czasie karnawa-łu – 3 lutego zorganizo-waliśmy w „naszym”ośrodku kultury w Tren-czynie regionalną zaba-wę polonijną.

W tym roku dołączylido nas też rodacy z Du-bnicy nad Wagiem i pa-ni konsul Urszula Szul-czyk-Śliwińska z mężem,z czego się bardzo ucie-szyliśmy. Oczywiście,już tradycyjnie, bawilisię z nami też nasi sło-waccy przyjaciele. W tymmiejscu chciałabym po-dziękować pani Matej-kovej z ośrodka kultury,która od paru lat poma-ga i wspiera Klub podkażdym względem.

Dużą niespodziankądla wszystkich byławizyta reda-ktorów z STVw Bańskiej By-strzycy, którzywłaśnie przygo-towywali kolej-ny programo mniejszoś-ciach narodo-

wych na Słowacji. Prze-prowadzili z nami kilkawywiadów, zaintereso-wani byli naszą impre-zą, wspólnym śpiewemi zabawą. Kamery – niekamery, ludzie czuli sięswobodnie. Mamy na-dzieję, że po emisji pro-gramu zgłoszą się donas kolejni rodacyz okolicy Trenczyna lubz innych regionów.

A zabawa była na-prawdę typowo sło-wiańska. Każdy przy-

niósł coś „małe-go”, więc stołysię uginały... Ka-napki na 10 spo-sobów, słonei słodkie sma-kołyki, sałatki,o napojach niewspominając.

Dzięki młodemu sym-patycznemu muzyko-wi parkiet ani przezchwilę nie świecił pu-stkami. A propos tań-ca... Niestety, w tym ro-ku brakowało nam tan-cerzy-mężczyzn. Tru-dno powiedzieć dlacze-

go, ale mamy nadzieję,że w przyszłości sytu-acja się zmieni i kobie-ty zniszczą na parkiecieprzynajmniej jedną pa-rę butów. Trzeba jed-nak przyznać, że dru-gie pokolenie bawiłosię świetnie.

W przerwach mię-dzy tańcami śpiewałosię i śpiewało. Słowacyzauważyli, że wiele pol-skich i słowackich pio-senek ma taką samąmelodię, a tylko innesłowa, więc śpiewalirazem z nami, ale poswojemu.

Możemy z całą pew-nością stwierdzić, żezabawa karnawałowaudała się nawet bar-dziej niż w zeszłym ro-ku. Jeśli ktoś chciałbyposzaleć z nami, to jużteraz zapraszamy – zo-baczymy się w lutymprzyszłego roku. Napewno damy znaćo spotkaniu, a już teraz,na samą myśl o nim,nogi same podskakujądo tańca. vs

FOTO: VERONIKA STRAKOVÁI KAROL PAVLÁSEK

Zabawa w Trenczynie

MONITOR POLONIJNY

Page 3: Monitor Polonijny 2007/03

OD REDAKCJIJaki będzie tegoroczny marzec? Wiosna przyszła zimą,

zatem w tym miesiącu doczekamy się tylko jej formalnego

początku. Ale przecież „w marcu jak w garncu”. Czy zatem

marzec nas jednak czymś zaskoczy? Czy zapomniana już

zima jeszcze u nas zagości? Jeśli tak, to niech raczej odwiedzi

góry, gdzie chętnych do szaleństw na zasypanych śniegiem

stokach nie brakuje. Tym, którzy sporty zimowe oglądają na

telewizyjnych ekranach, niech da już spokój. Z jej powrotu

nie ucieszyłby się też wiosenne kwiatki i inne rośliny, które,

choć nieśmiało, zaczynają swój okres wegetacyjny.

Marzec to w zasadzie czas oczekiwania na prawdziwą

wiosnę. Ci, którzy są szczęśliwymi właścicielami ogródków

i działek, zaczynają przygotowania do ich uprawy. Już teraz

planują, co i gdzie posiać, co i gdzie posadzić, a domowe

szklarnie zapełniają siewkami i sadzonkami. A jeśli ktoś nie

posiada własnego skrawka ziemi, to przynajmniej powinien

zrobić wszystko, aby nie ulec wiosennej chandrze. Przecież

można jej zapobiec! Wystarczy się trochę rozruszać,

pozwiedzać choćby okolicę, tę bliższą i tę dalszą. Wybrać się

np. na wycieczkę do Koszyc, do odwiedzenia których

namawia nas w tym numerze „Monitora” Agata Bednarczyk

(str. 11), czy też w poszukiwaniu historii powłóczyć się po

Spiszu, o którym możecie Państwo przeczytać w artykule

Andrei Cupal Baricovej (str. 22), powłóczyć się po Braty-

sławie, Trenczynie, Nitrze… Tyle ciekawych miejsc dookoła,

które znamy z przewodników, a do których jakoś nigdy nie

udało się nam dotrzeć.

Spędźmy zatem marzec aktywnie – jeśli nie mamy

ogródka, pojedźmy na narty (jeśli śnieg dopisze) czy na

wycieczkę (jeśli pogoda dopisze), np. rowerową, albo

powłóczmy się po znanej, ale nie do końca poznanej okolicy.

Zaś wieczór poświęćmy lekturze, np. „Monitora”.

Może jednak marzec nas czymś zaskoczy? Może zaskoczy-

my czymś sami siebie albo najbliższych? Bo, przypominam,

„w marcu jak w garncu”, więc w tym miesiącu spodziewać się

możemy wszystkiego.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Pavol Bedroň, Ivana Juríková, Majka Kadleček,Katarzyna Kosiniak-Kamysz, ks. Jerzy Limanówka, Melania Malinowska, Danuta Meyza-Marušiaková, DariuszWieczorek , I zabe la Wó jc ik , • KOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszu la Zomerska -Szabados• JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik• ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: MałgorzataWojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected] • PREDPLATNÉ: Ročnépredplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 •Redakcia s i vyhradzuje právo na redakčné spracovanie ako a j vykracovanie doručených materiálov, na želanie autora zaručuje anonymitu uverejnených materiálov a l istov.

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

REALIZOVANÉ S FINANČNOU PODPOROU MINISTERSTVA KULTÚRY SR - PROGRAM KULTÚRA NÁRODNOSTNÝCH MENŠÍN

SPIS TREŚCI„Oscypek“ i „oštiepok“ 4Z KRAJU 4SŁOWACKIE WYDARZENIAI POLSKIE SPOSTRZEŻENIA 5Mamy święto, czyli tulipani ciasteczko gratis 6ANKIETA 6Polskie businesswomenna Słowacji 7Słaba płeć, ale jakie wyniki! 10Villa Cassa, czyli o Polakachw prawdziwej metropolii 11WYWIAD MIESIĄCAMandaryna: „Już nie chcę ludziom udowadniać, że nie jestem wielbłądem” 12Z NASZEGO PODWÓRKA 14MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄPatrycja Markowska 16NASŁUCHUJEMY 16TO WARTO WIEDZIEĆJak opustoszały Bieszczady 17BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIEdwarda Redlińskiego ciąg dalszy 19OKIENKO JĘZYKOWEW dniu dzisiejszym... 20POLSKO-SŁOWACKIEZWIĄZKI HISTORYCZNESłynne kolegium pijarskiew Podolińcu 21Polskie srebro w szczypiorniaku! 23Witajcie w Anglii! 24OGŁOSZENIA 24POLSKA OCZAMISŁOWACKICH DZIENNIKARZYLeto v Poľsku 26MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 27PIEKARNIKMarzec – koty marcowe 28

LUTY 2007MARZEC 2007

Page 4: Monitor Polonijny 2007/03

MONITOR POLONIJNY4

NA STRONACH WWW. KANCE-LARII Prezydenta 16 lutegozostał opublikowany raportz weryfikacji WSI. Wynikaz niego, że WSI usiłowałyzebrać materiały kompromi-tujące prezydenta Aleksan-dra Kwaśniewskiego. Znala-zły się w nim też sformuło-wania, że za nieprawidłowo-ści i zaniechania szczególnąodpowiedzialność ponosząbyli prezydenci – Lech Wa-łęsa i Aleksander Kwaśniew-ski, a także inni byli politycy.Według raportu w okresie

zmiany sytemu politycznegow Polsce na 10 tysięcy współ-pracowników WSI działałoprawie 2,5 tysiąca agentóww centralnych instytucjach cy-wilnych: administracyjnychi gospodarczych PRL. Do 2001r. WSI aktywnie penetrowałyśrodowiska polityczne, głów-nie polityków prawicowychz Porozumienia Centrum, Ru-chu dla Rzeczpospolitej, Ru-chu III Rzeczpospolitej i Pol-skiej Partii Niepodległościo-wej.

POLSKA I CZECHY najprawdo-podobniej zgodzą się naamerykańską propozycjęrozmieszczenia na swoich te-renach części systemu tar-czy antyrakietowej – stwier-

dzili premierzy Jarosław Ka-czyński i Mirek Topolanek pospotkaniu w Warszawie. Obakraje rozpoczną negocjacje,także z innymi zainteresowa-nymi, dopiero po wyrażeniuzgody w tej sprawie. Szefpolskiego rządu powiedział,że polskie władze będą stara-ły się przekonać Rosję, iżtarcza antyrakietowa nie jestskierowana przeciwko niej,albowiem, co podkreślił,wskazują na to między inny-mi techniczne elementy,związane z budową systemu.

LECH WAŁĘSA być może od-powie przed sądem za znie-ważenie obecnego prezyden-ta, którego nazwał ,,dur-niem”. Zareagował tak na

ujawniony raport WSI i os-karżenie go przez Lecha Ka-czyńskiego o to, że jako ów-czesnego prezydenta ,,doty-czy go grzech pewnego za-niechania, jeśli chodzi o zasa-dniczą reformę tych służb“.Wałęsa jest wymienionyw tymże raporcie jako współ-odpowiedzialny za nieprawi-dłowości i zaniechania w nimwskazane. Sam zarzut Wałę-sa uznał za niepoważny, zaśZbigniew Ziobro przyznał, żesłowa, użyte przez byłegoprezydenta noszą cechyprzestępstwa znieważeniagłowy państwa.

W WARSZAWIE aresztowanoznanego kardiochirurga, or-dynatora Kliniki Kardiochi-

S łowacja na początku lutegozgłosiła sprzeciw wobec

rejestracji oscypka jako wyrobupochodzącego z kilkupodhalańskich powiatów.Słowackie weto mogło byćwyrazem obaw, że tylko polskiwyrób będzie można sprzedawaćna Słowacji i w Czechach podnazwą „oštiepok”.

Tematem konferencji praso-wej, zorganizowanej 12 lutegow Ambasadzie RP w Bratysławie,była kwestia wniesionego przezstronę słowacką sprzeciwuw sprawie rejestracji oscypkaprzez Polaków. Ambasador RPw RS Zenon Kosiniak-Kamyszprzypomniał zebranym dzienni-karzom, że 13 grudnia 2005 r.w Krakowie przedstawiciele pol-skiego Ministerstwa Rolnictwai Rozwoju Wsi oraz ZwiązkuHodowców Owiec i Kóz, a takżesłowackiego Ministerstwa Rol-nictwa i Leśnictwa oraz UrzęduWłasności Przemysłowych spot-

kali się w celu wypracowaniarozwiązań, które by umożliwiłyrejestrację, ochronę i współist-nienie nazw „oscypek” i „sloven-ský oštiepok”. Zgodzono sięwówczas, że ze względu na istot-ne różnice w składzie surowco-wym i sposobie produkcji, a więci w cechach produktu końcowe-go, obydwa sery, polski i słowac-ki, to dwa różne produkty. Dla-tego też uzgodniono, że oba kra-je zarejestrują je samodzielnie –Polska pod nazwą „oscypek”,a Słowacja pod nazwą „slovenskyoštiepok“. Strona polska zobowią-zała się też, że nazwa „oscypek”będzie chroniona i nie będzie tłu-maczona na języki obce. Oznaczato, że po jej zarejestrowaniu na-dal mogą być sprzedawane pro-dukty pod słowacką nazwą „oš-tiepok“. Jak poinformował zebra-nych Milan Wenit z WydziałuEkonomicznego polskiej amba-sady w Bratysławie różnice

w składzie surowcowym i sposo-bie produkcji oscypka i oštiepkasą rzeczywiście tak duże, żew efekcie są to dwa zupełnie ró-żne wyroby – w Polsce ser pro-

„Oscypek” i „oštiepok”

Page 5: Monitor Polonijny 2007/03

5MARZEC 2007

rurgii Centralnego SzpitalaKlinicznego MSWiA. Prokura-tura Okręgowa postawiła mu20 zarzutów, między innymizarzut zabójstwa – chodzio umyślne doprowadzenie dozgonu pacjenta. CentralneBiuro Antykorupcyjne podej-rzewa, że takich zabójstwmogło być nawet kilkadzie-siąt. Kolejne zarzuty dotycząbrania łapówek i znęcania sięnad pracownikami.

MINISTER OBRONY narodowejRadosław Sikorski podał się5 lutego do dymisji. Prawdo-podobną przyczyną jego decyzji jest konflikt z An-tonim Macierewiczem, sze-fem kontrwywiadu wojskowe-go, wcześniejszym wiceminist-

rem obrony. Sikorskiemu niepodoba się sposób, w jakiMacierewicz zorganizował pra-cę kontrwywiadu. Nowym sze-fem resortu obrony narodowejzostał Aleksander Szczygło.

DWA DNI po odejściu z rząduSikorskiego do dymisji podałsię też wicepremier, ministerspraw wewnętrznych i admi-nistracji Ludwik Dorn, którypozostaje wicepremierem.Dorn poinformował, że przy-czyną jego decyzji była róż-nica zdań pomiędzy nima premierem Jarosławem Ka-czyńskim w ważnej sprawie,jednak nie ujawnił w której.Nowym ministrem spraw we-wnętrznych i administracjizostał Janusz Kaczmarek.

DOTYCHCZASOWY SZEF biurads. przestępczości zorganizo-wanej Prokuratury KrajowejKonrad Kornatowski zostałkomendantem głównym poli-cji. Jest on kolejną osobą spo-za szeregów policji na kierow-niczym stanowisku w tej służ-bie, co wywołuje protesty po-licjantów oraz opozycji. Kon-rad Kornatowski zastąpił nastanowisku Marka Bieńkow-skiego, który zrezygnowałz funkcji, uzasadniając swojądecyzję względami osobisty-mi.

DNIA 9 LUTEGO na ekranypolskich kin wszedł jedenz najbardziej oczekiwanychpolskich filmów - ,,Ryś” w re-żyserii aktora i satyryka

Stanisława Tyma. Film przed-stawia dalsze losy cwaniakarodem z PRL-u, bohatera kul-towej komedii ,,Miś” Stani-sława Barei i ,,Rozmów kon-trolowanych” Sylwestra Chę-cińskiego. Ryszard Ochódzki– prezes Klubu Sportowego„Tęcza“, w czwartej RP zo-staje posłem i kandydatemna prezydenta. W jego rolęwcielił się po raz kolejnyStanisław Tym. W rozmowiez dziennikarzami zapewniał,że jako reżyser ,,Rysia” niezamierzał konkurować z le-gendarnym filmem Barei.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ,WARSZAWA

dukuje się tylko w bacówkach kilku podha-lańskich gmin i wyłącznie ręcznie, podczasgdy słowacki ser jest produkowany w mle-czarniach całego kraju, przy użyciu maszyn;do wyrobu oscypka można wykorzystaćmaksymalnie 40 proc. mleka krowiego,w oštiepku może go być nawet 80 proc.

Z rozmów przedstawicieli polskiej ambasa-dy w słowackim Ministerstwie Rolnictwai Leśnictwa wynika, że przyczyną zastrzeżeństrony słowackiej wobec rejestracji oscypkaw UE mogła być niewiedza producentów oš-tiepka o ustaleniach z Krakowa. Słowackie mi-nisterstwo przygotowuje dla strony polskiejwyjaśnienie w tej sprawie.

Z zaistniałej sytuacji wynika, że na razie pol-ski oscypek nie otrzyma unijnej ChronionejNazwy Pochodzenia. Komisja Europejska masześć miesięcy na rozpatrzenie weta Sło-waków. Polska uważa, że słowackie weto wo-bec rejestracji nazwy „oscypek” nie jest ko-rzystne ani dla jednego, ani dla drugiego kraju.Spowoduje bowiem znaczne wydłużenie pro-cesu rejestracji oraz wywoła wątpliwościKomisji Europejskiej co do powagi i popraw-ności porozumienia z Krakowa. Takie działa-nia strony słowackiej mogą pociągnąć za sobąnieporozumienia przy rejestracji kolejnychproduktów rolno-spożywczych, np. sloven-skej bryndzy. mw

Internet to wyjątkowe medium, które codzienniedostarcza mnóstwa informacji z całego świata. Mnienajbardziej interesują wiadomości z Polski. NaInternecie przeglądam elektroniczne wydaniadzienników i polskie portale informacyjne. Często na ichstronach omawiane jest zjawisko masowej emigracjiPolaków do Anglii. Młodzi, starzy i ci pomiędzy jadąw kierunku Wysp Brytyjskich. Nie ma się czemu dziwić.Jeśli można żyć lepiej, to dlaczego by nie spróbować.Zastanawiają mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, czynaprawdę w tej Anglii podstawowym tematem rozmówjest pogoda? Jak twierdzą przynajmniej niektóre media,Anglicy to nudziarze i flegmatycy, więc temat pogodowyjest stworzony chyba właśnie dla nich. A po drugie, czymy też, zgodnie z panującą w Polsce tendencją,zamieniamy się tak troszeczkę w Anglików? Przecieżrównież na Słowacji tematy meteorologiczne są bardzopopularne i aktualne. Kiedy po raz ostatni rozmawialiPaństwo o pogodzie? Na pewno nie później niż wczoraj.Bo, powiedzmy sobie szczerze, pogoda w ostatnim czasietrochę rozrabia. Nieudane wyjazdy na narty w sło-wackie Tatry, piętnastostopniowe „upały” w lutymi tulipany, kwitnące zdecydowanie wcześniej niż przedlaty. Taka jest rzeczywistość. I chyba trzeba się z niąpogodzić. Będziemy wyspiarzami, będziemy wieść długiekonwersacje o opadach albo o ich braku... Ale jeśli już, tobądźmy wyspiarzami nad jakimś ciepłym morzem, a niew pobliżu brudnego Dunaju.

MAJKA KADLEČEK

SŁOWACKIE WYDARZENIA I POLSKIE SPOSTRZEŻENIA

Page 6: Monitor Polonijny 2007/03

Oj, działo się kiedyś, działo…!Ósmego marca można było w tele-wizji dowiedzieć się co niecoo sławnych kobietach, a prezenter-ki w studiu prześcigały się w atrak-cyjności kreacji. Scenerię dopeł-niały chwiejące się na wiotkich ga-łązkach goździki, z szacunkiem

schylające głowy przed Sekreta-rzem, uczulającym Naród na wyjąt-kową rolę kobiety w świeciewspółczesnym. Czy dzisiaj, opróczparu skocznych piosenek przed-szkolnych, coś pozostało z tamtychszalonych dni?

Właściwie ile jest kobiet, tyle

zdań na temat sensu tegoż święta.Niektóre bardzo je lubią, dla in-nych to żenujący i sztuczny twór.Najwięcej jednak jest opinii, iż ka-żda okazja, by być milszym dla sie-bie nawzajem, jest tak samo dobra,niezależnie od tego, czy wiąże sięz jakimś świętem, czy nie.

Świat nie jest sprawiedliwy,o czym każdy wie, więc jeżeli swójdzień mają babcie, dziadkowie,rodzice, dzieci, nauczyciele, pra-cownicy socjalni, sportowcy orazżołnierze, policjanci i nawet wszy-scy święci, to dlaczego nie ma DniaMężczyzny?

Tak sobie więc myślę, że w po-dziękowaniu za te wszystkie DniKobiet chciałabym Ci, Mężczyzno,zaproponować stworzenie Twoje-go Święta, niechby nawet to byłojutro! Wstajesz o poranku, ale part-

MONITOR POLONIJNY6

Urszula Szulczyk-Śliwińska– kierownik Wydziału KonsularnegoAmbasady RP w BratysławieDzień 8 marca kojarzy mi się z tłumempanów, stojących w kolejkach po tulipa-na lub goździka. U mnie w rodzinie toświęto nie było w jakiś szczególny spo-

sób obchodzone. To oczywiście fajny dzień, ale jakoś teświęta obchodzone jeden raz do roku omijam dużym ko-łem, bo czemu to ma służyć? Uhnorowaniem nas kobietprzez jeden dzień? Nie narzekam, ale według mnie to jestsztuczne. Czasami to nawet przecież bywało groteskowe,kiedy panowie „świętowali” dzień kobiet, a potem w „do-brym humorze” wracali do domu ze złamanym tulipanem.

Święto mężczyzn? Czemu by to miało służyć?Przyszły do nas walentynki, halloween, ale czy ja wiem?Miałybyśmy chodzić do panów z tuliapanem? Albo zeskarpetkami? Pewnie byśmy się bardziej przejęły ichświętem niż oni naszym. Jestem bardziej tradycjonalist-ką, nie neguję tego, bo być może dla niektórych to wa-żne święta, ale dla mnie nie mają znaczenia.

Krystyna Zindlerováz Bratysławy

Bardzo mile wspomi-nam MiędzynarodowyDzień Kobiet, szczególniete czasy, kiedy pracowa-łam w żłobku. Wtedy popracy chodziliśmy wspólnie do re-stauracji na dobrą kolację, zaba-wę. To święto nadal powinniśmyobchodzić i z tego, co obserwuję,ono nadal żyje, choć może nie

w takim stopniu, jak kie-dyś. Pracuję jako pielę-gniarka w domu opiekispołecznej i muszę przy-znać, że 8 marca my,pielęgniarki jesteśmy do-ceniane jako kobiety. No

i dzieci pamiętają o święcie kobiet.Co do święta mężczyzn to są-

dzę, że nie jest potrzebne. Przecieżpanowie w nasze święto i tak bar-dzo dobrze się bawili. mw

Alina Šošokováz Bratysławy

To potrzebne święto.Kobiety zasługują na wy-różnienie, pracują prze-cież zawodowo, troszcząsię o rodzinę. Kiedyś,jeszcze w czasach socja-lizmu, to święto było obchodzonebardzo hucznie. Ze szczególną no-stalgią wspominam czasy, kiedyw firmie, w której pracowałam, urzą-dzano uroczyste zabawy przy muzy-ce, z tańcami. Dziś jakoś specjalnie

nie czekam na 8 marca,bardziej chyba na DzieńMatki. Ale skoro to świę-to ma znaczenie między-narodowe, nie powinnobyć pomijane.Co do mężczyzn – my-ślę, że i oni zasługują na

swoje święto. Nie wiem, ilu zwo-lenników by miało, ale dziś prze-cież obchodzi się tyle świąt, żenawet to „męskie” pewnie by sięprzyjęło. Bo przecież mężczyźniteż zasługują na uznanie.

• A N K I E T A • A N K I E T A • A N K I E T A • A N K I E T A • A N K I E T A •

C zy wspominacie czasami Dzień Kobiet? Ja pamiętam jeszczezupełnie zielone tulipany, wręczane nam przez chłopców

w podstawówce, zabawne akademie „ku czci..” w liceum, no i to jużchyba wszystko, bo potem obowiązek pamiętania o tym święcieprzejęły moje wszystkie „pierwsze miłości”. Zapytana mama, do tegozbioru wspominek dorzuca rajstopy i bon na pięćdziesiąt złotych,które dostawała w swojej pracy.

Mamy święto,czyli tulipan i ciasteczko gratis

P ostanowiliśmy sprawdzić, jakMiędzynarodowy Dzień Kobiet wspominają

Polki mieszkające na Słowacji, czy obchodzą toświęto i czy, ewentualnie, byłyby za ustanowie-niem Międzynarodowego Dnia Mężczyzn.

FOTO

: MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 7: Monitor Polonijny 2007/03

7MARZEC 2007

nerka obchodzi cię szerokim łukiem,udając, że to normalny dzień. Wycho-dzisz więc do pracy w nastroju radosne-go oczekiwania i jednocześnie zły naswoją kobietę – znowu zapomniała! Jużod wejścia do biura milczący na co dzieńportier częstuje cię cukierkiem, potemkoleżanki z działu wręczają ci rachity-cznego tulipana. Przez kolejne godzinyco chwila powtarzasz: „dziękuję bardzo,naprawdę dziękuję”, aż w końcu chceszjedynie, aby ten dzień się już skończył.Ale nic z tego, to dopiero pora lunchu.Idziesz więc na obiad i jako Mężczyznaw Dniu Swojego Święta do zamówione-go jedzenia dostajesz jabłko gratis, a dokawy ciasteczko. Po powrocie do biuraokazuje się, że inni koledzy umawiają sięna wcześniejsze wyjście z pracy i wypaddo centrum handlowego. Przyłączasz się,bo nie chcesz wyjść na podnóżek szefo-wej, chociaż marzysz o powrocie do do-mu. Przechadzając się po alejkach cent-rum handlowego, stopniowo wzboga-casz się o próbkę perfum, cukierki cze-koladowe, bon zniżkowy do spa, plastiko-wą różę, a w kawiarni, cóż za niespo-dzianka – ciasteczko gratis!

Po powrocie do domu okazuje się, żeTwoja partnerka jest w nadzwyczaj weso-łym nastroju („Ach wiesz, trzeba było ucz-cić wasze święto z koleżankami…”).Jednakże wita cię bukietem róż i życzenia-mi: „Obyś, najdroższy, zawsze był takprzystojny jak dziś, ty mój pączusiu kocha-ny!”. Po symbolicznej lampce wina uko-chana niestety zasypia przy telewizorze,więc trochę rozczarowany, ale również zesporą ulgą kładziesz się w końcu spać.

Następnego ranka stwierdzasz, że różei rachityczny tulipan zamieniły sięw zwiędłą ściółkę. W pracy szefowa odrana daje upust swoim emocjom, niecozła za to wczorajsze wcześniejsze wyjście(„Święta się wam zachciewa. Do garażu,a nie do biura się nadajecie…”) Patrzyszprzez okno i widzisz, że koledze z działuznowu zastawiła miejsce na parkinguchuda asystentka dyrektora, a na jego roz-paczliwe gesty wzruszyła tylko ramiona-mi i weszła do budynku. „Dzień jak codzień – stwierdzasz. – I tak jest najlepiej”.

AGATA BEDNARCZYK

Ewa Baltazarovič wrazz mężem prowadzi firmę, zaj-mującą się dystrybucją arty-kułów dziecięcych na terenieSłowacji. Krystyna Sečkarováprowadzi firmę drobiarską,a Zofia Šramková sklep z dro-gerią i kosmetykami.

Czym się zająć?

Wszystkie moje rozmów-czynie zdecydowały się naprzeprowadzkę na Słowacjęze względu na swoich mę-żów-Słowaków. Ewa Baltaza-rovič przyjechała do Braty-sławy w 2001 roku. O założe-niu własnej firmy małżonko-wie zdecydowali w 2004 ro-ku, zaraz po wejściu Słowacjido Unii Europejskiej. „Począ-tkowo planowaliśmy stwo-rzenie zwykłego sklepiku in-ternetowego i sprzedawaniezabawek rozwojowych dlamałych dzieci – wspominaBaltazarovič. – Inspiracją byłanasza córka, która wtedy mia-ła 9 miesięcy i po prostu niemiała się czym bawić, ponie-waż na rynku słowackim niemożna było kupić takich za-bawek”. Moja rozmówczyniprzyznaje, że gdyby nie wej-ście Słowacji do Unii prawdo-podobnie o takim businessiew ogóle by nie pomyśleli, po-nieważ wcześniej sprzedaż ja-kichkolwiek artykułów dladzieci wiązała się ze skompli-kowanymi procedurami, ba-daniami, certyfikatami, co by-

ło bardzo kosztowne. Kiedyokazało się, że dystrybutorz Polski poszukuje partnerana Słowacji, podjęli wyzwa-nie. „Nie ukrywam też, żechcieliśmy z mężem spędzaćze sobą więcej czasu, a takawspólna praca nam na to poz-wala” – dodaje Baltazarovič.

Krystyna Sečkarová pozna-ła męża w 1973 roku podczaswspólnych studiów rolni-czych w Nitrze. O miejscu ichzamieszkania zdecydowałapraca męża na farmie drobiuw Malackach. „Kiedy w 1991roku firma, w której praco-waliśmy, znalazła się w stanielikwidacji, zadawaliśmy sobiepytanie, co z nami teraz bę-dzie.” – wspomina Sečkarová.Postanowili założyć własnąfirmę drobiarską .

Zofia Šramková wcześniejpracowała w służbie zdrowia.Jej mąż pierwszy się odważyłi założył własną firmę na po-czątku lat 90-tych. „Kiedywidziałam, że ma tyle obo-wiązków, zdecydowałam, żeporzucę swoją pracę i będę

businesswomenna SłowacjiM amy marzec, a ponieważ miesiąc

ten często kojarzy się ze świętem kobiet, więc tymrazem przedstawiamy Państwu kobiety-Polki, którezdecydowały się na prowadzenie własnej firmy na Słowacji.

Polskie

Ewa Baltazarovič wraz z mężem

Page 8: Monitor Polonijny 2007/03

mu pomagać – wspomina Šram-ková. – Później przyszła propo-zycja odkupienia drogerii nieo-podal miejsca, w którym roz-kręcał swój business mój mąż”.W ten sposób Šramkovie zdecy-dowali się działać w tej samejbranży i wzajemnie się wspierać.

Początki

Początki zawsze są trudne,ale moje rozmówczynie potrafi-ły stawić czoła nowym wyzwa-niom. Ewa Baltazarovič wspo-mina, że największą bolączkąbył problem braku pieniędzyna rozwój firmy. „Rozwiąza-liśmy go małymi, krótkotermi-nowymi pożyczkami – opowia-da. – Teraz by się nam już nieudało z takimi środkami, jakiemieliśmy wtedy. Wejście doUnii otworzyło wiele możliwo-ści działania w różnych bran-żach, choć nie ma co ukrywać –największymi szczęściarzamibyli ci, którzy zaczynali na po-czątku lat 90-tych”.

Również Krystyna Sečkarováopowiada o swoich początkachw aspekcie finansowych bolą-czek. „Musieliśmy wziąć dośćwysoki kredyt i przez pierw-szych 5 lat wszystkie zarobionepieniądze szły do banku” –wspomina. Również, żeby mo-dernizować firmę, zaciągnęlikredyt na kolejne 3 lata.

Zofia Šramková wspominawalkę z konkurencją, kiedy poja-wiły się hipermarkety i zaczęłyodbierać im klientów. „Musieli-śmy drastycznie obniżyć cenyproduktów, sprzedając towar pocenie zakupu tylko dlatego, żebysię utrzymać na rynku“ – opo-wiada. Po jakimś czasie okazałosię, że klienci zaczęli wracać dojej sklepu, często doceniając mo-żliwość kontaktu osobistego, po-rozmawiania i poradzenia sięw sprawie wyboru towaru.

Obowiązki

Wszystkie panie twierdzą, żewe własnej firmie mają sporoobowiązków, ale doceniają to, żesame mogą sobie regulować czaspracy, a obowiązki dzielą razemz mężami. Ewa Baltazarovičprzyznaje, że stała się już niemal-że specjalistą w wielu dziedzi-nach: „Jednego dnia jestem anali-tykiem, specjalistą od finansówi księgowości, innego od logisty-ki, kolejnych parę dni spotykamsię z klientami, potem zajmujęsię polityką cenową czy bazą da-nych”. Krystyna Sečkarová, pro-wadząc firmę z mężem, dzieliz nim i obowiązki. „Mąż pro-wadzi wszystkie sprawy tech-niczne, a ja prowadzę wszystkiesprawy handlowe. Oboje jeste-śmy specjalistami w zakresiedrobiarstwa, więc naradzamysię i wspólnie podejmujemy de-cyzje” – opisuje. Przyznaje, żejej czas pracy nie jest normowa-ny, a jeśli to konieczne, pracujerównież w weekendy.

Zosia Šramková pracujew sklepie od godz. 10.00 do18.00, ale często biurową pracę

przynosi do domu i wówczaspracuje w tzw. czasie wolnym.„Plusem jest to, że możemyz mężem pracować razem. Mysobie to cenimy, ktoś inny byćmoże by narzekał, ale nas to łą-czy. Nie potrzebujemy czasu wie-czorem, by opowiadać sobie, cosię stało w pracy“ – wyjaśnia.

Chwile zniechęcenia

Prowadzenie własnej firmywymaga dużej odporności psy-chicznej, umiejętności przezwy-ciężania przeszkód. Bywają teżczasami chwile zniechęcenia.Ewa Baltazarovič przyznaje, żepo kilku miesiącach dystrybucjizabawek byli z mężem tak znie-chęceni, że rozważali wycenęi sprzedaż firmy. „Na szczęścierodzice, którzy żyją na tym świe-cie trochę dłużej niż my, po-wstrzymali nas od tego kroku” –wspomina. Bywało i tak, że niemogli zmrużyć oka, kiedy to np.po roku działalności stracili pra-wo dystrybucji zabawek TinyLove. „Byliśmy tak zaskoczeni, żenie mogliśmy spać, ale najważ-niejsze było dostrzec, gdzie siępopełniło błąd, i nie dopuścić dotego nigdy więcej” – konstatuje.Okazało się, że Baltazarovičoviepopełnili błąd podczas podpisy-wania kontraktu, ale, na szczę-ście, po kilku miesiącach odzys-kali prawo dystrybucji zabawekna terenie Słowacji.

W przypadku Krystyny Sečka-rovej chwile zniechęcenia przy-szły w najmniej oczekiwanymmomencie, kiedy firma prospe-rowała najlepiej. Powodem kry-zysu stała się ptasia grypa.„Z dnia na dzień obniżył się zbytdrobiu, spadły ceny na produktydrobiarskie, zaczęliśmy sprzeda-wać poniżej kosztów produkcji –wspomina moja rozmówczyni. –Wtedy zadawaliśmy sobie pyta-nie, jak długo to firma wytrzyma?

MONITOR POLONIJNY8

Krystyna Sečkarová

Page 9: Monitor Polonijny 2007/03

9

Wszystko to, co tyle lat budowa-liśmy, było w zagrożeniu. Był todla nas bardzo ciężki rok i dodziś nie mamy jeszcze odbudo-wanej pozycji, jaką mieliśmyprzed ptasią grypą”. Okazałosię, że w trudnej sytuacji po-mocną dłoń wyciągnęli do nichkoledzy z Polski, dzięki którymSečkarovie zyskali nowe rynkizbytu.

Zosia Šramková nigdy nieprzejmowała się przeciwnościa-mi losu. „Mój mąż tego nie mo-że zrozumieć, a ja przecieżwiem, że jak się będę wewnę-trznie użerać, to i tak mi tow niczym to nie pomoże“ – wy-jaśnia. Šramkovie przeżywaliteż trudne chwile – ukradzionoim samochód, włamano się dosklepu. „Rzeczy materialneprzecież nie mogą mnie wypro-wadzić z równowagi – oceniaŠramková. – Po włamaniu dosklepu cieszyłam się, że nieukradziono nam całego towaru,że część została“.

Jak sama twierdzi, nigdy nieżałowała tego, że porzuciła po-przednią pracę. „Podobnie jakw służbie zdrowia również ob-sługuję klientów, mam z nimibezpośredni kontakt – twier-dzi. – Moi klienci przychodządo sklepu nie tylko po towarczy radę, ale po to, aby po pro-stu porozmawiać. Wtedy mó-wię sobie, że nie tylko lekarzleczy, ale i ludzki uśmiech, zain-teresowanie“. Właśnie ten bez-pośredni kontakt, według mojejrozmówczyni, jest często atu-tem w walce z hipermarketami.

Nauka

Praca we własnej firmie uczyczłowieka wielu rzeczy. EwaBaltazarovič ocenia, że obojez mężem dzięki pracy we włas-nej firmie nauczyli się dużowięcej niż w poprzednim miej-scu pracy. „Cechy, które zyska-liśmy to chyba przede wszyst-kim upór i chęć dążenia dowyznaczonego celu to – twier-dzi. – Kiedy jesteś gdzieś za-trudniony, a coś Ci się nie po-doba, nie idzie tak, jak sobiewyobrażasz, możesz się po pro-stu zwolnić i znaleźć sobie no-wą pracę. We własnej firmiejest inaczej – musisz być odpo-wiedzialny”. Krystyna Sečkaro-vá wskazuje kolejne cechy, któ-re są niezbędne w prowadzeniujej firmy: natychmiastowa re-akcja, duże poczucie obowiąz-ku i odpowiedzialność. „Gdybymoja firma produkowała np.wodę mineralną, mogę ją przybraku zbytu na kilka tygodniodstawić do magazynu i nic sięnie stanie – ocenia. – Jednakpraca z żywym materiałem wy-maga perfekcyjnej organizacji,aby sprzedaż, załadunek, tran-sport odbyły się do 24 godzinod wylęgu piskląt”. Zofia Šram-ková oprócz obowiązkowości

wymienia umiejętność posza-nowania drugiego człowieka.„Nigdy nie zaproponowałabymklientowi czegoś, czego nieznam“ – mówi i jednocześniez uśmiechem wspomina o tole-rancji względem męża, z któ-rym współpracuje. „W busines-sie musiałam się nauczyć akcep-tować jego pomysły albo dy-plomatycznie przedstawiaćswoje racje i umieć je przefor-sować“ – wyjaśnia

Zakładać własną firmę?

Ponieważ moje rozmówczy-nie już przeszły jakiś odcinekdrogi w budowaniu własnychfirm, zapytałam je, czy, mając ta-ki bagaż doświadczeń, poleciły-by innym, aby założyli własnybusiness? „Należy bardzo do-kładnie przeanalizować pomy-sł, który zamierza się zrealizo-wać – podpowiada Ewa Balta-zarowić. – Oczywiście możnawejść na rynek na ślepo, ale tosię może skończyć niepowodze-niem”. Krystyna Sečkarová do-daje, że trzeba mieć wiarę w sie-bie i w swój projekt oraz wy-trzymałość w momentach kry-zysowych. „Jestem przekonana,że jeżeli ktoś bardzo chce zało-żyć swój business, nie powi-nien się tego obawiać – za-chęca. – Z każdą firmą jest jakz małym dzieckiem, o któretrzeba się ustawicznie trosz-czyć, ale jeżeli będzie ono ko-chane, będzie się rozwijać”.Zofia Šramková z pewną rezer-wą podchodzi do zakładania fir-my w dzisiejszych czasach.„Teraz jest chyba trudniej za-cząć i przebić się, niż wtedy,kiedy zaczynaliśmy my, kiedynie było jeszcze takiej konku-rencji – ocenia. – Dziś trzeba siębardziej napracować, aby sobiewyrobić dobrą markę“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

MARZEC 2007

Zofia Šramková

Page 10: Monitor Polonijny 2007/03

Stare, wymyślone oczywiście…w USA, wielokrotnie ośmieszonei coraz częściej już zapominaneświęto – Dzień Kobiet – skłoniłomnie do przypomnienia kilku naj-ważniejszych reprezentantek na-szej płci pięknej w sporcie oraz ichsukcesów. Nie sposób wymienićwszystkich, podobnie jak niemożli-we jest wskazanie tej najlepszej.

Zacznę od niezbyt dobrej wia-domości, która pojawiła się w gru-dniu 2006 roku. Otóż dwukrotnamedalistka olimpijska, mistrzyniświata w podnoszeniu ciężaróww kategorii +75 kg Agata Wróbelz klubu Góral Żywiec zdecydowałasię zakończyć karierę! Tym sa-mym spadają nasze szanse nasukcesy w tej dyscyplinie i jedno-cześnie kurczy się grupa naszychsportowców, którzy byliby zdolnido walki o medale na przyszło-rocznej olimpiadzie w Pekinie.Trenerzy mają jednak nadzieję, żezawodniczka zmieni swoją decy-zję. Jeśli zdecyduje się na powrót,obejmie ją program przygotowańdo igrzysk olimpijskich w Pekiniew 2008 roku. Istnieją jednak poważne oba-wy, że jest może to być jej ostateczna decy-zja, ponieważ nie ma już ona sił do ciągłejwalki z kontuzjami, a ciężkie treningi niedają jej satysfakcji. Według „SuperExpressu” Agata Wróbel przyznała, że zer-wała całkowicie kontakt ze sportem, po-zmieniała numery telefonów i postanowiłazmienić życie. Gazeta podała, że „była wi-cemistrzyni olimpijska pracuje obecniew Wielkiej Brytanii przy... sortowaniu śmie-ci, wcześniej pracowała przy sałatkach”.Zawodniczka nie wyklucza, że kiedyś dosportu wróci, teraz jednak o tym nie myśli.

W pełni sezonu sportów zimowych trzebawspomnieć o jednej z naszych najlepszychzawodniczek walczących na śniegu. JustynaKowalczyk, dziewczyna ze wsi Kasina Wielkapod Zakopanem, która 19 stycznia skończyładopiero 24 lata, reprezentuje AZS AWFKatowice w biegach narciarskich i coraz

częściej odnosi sukcesy, m.in. podkoniec stycznia zdobyła dwa złotemedale na 23. Uniwersjadziew Pragelato we Włoszech (na dy-stansie 5 km i 1200 metrów).W klasyfikacji Pucharu Świata jestobecnie ósma.

Niewątpliwa królowa polskiegosportu i najbardziej hołubiona pol-ska sportsmenka, prawdziwagwiazda to Otylia Jędrzejczak. Podługiej przerwie w marcu 2006 r.wróciła do pływania. Właśnie te-raz, w marcu 2007 w Melbournebędzie bronić pozycji najlepszejpływaczki świata na 200 m sty-lem motylkowym. Będzie to rewa-nż w jaskini lwa, w naprawdę go-rącej atmosferze, bo pływanie dlaAustralijczyków jest sportem nr 1!Rok 2006 był wielkim zwycięst-wem Otylii, stawiając ją w jednymszeregu z największymi bohatera-mi sportu, poruszającymi wyobra-źnię nie tylko kibiców. Otylia znaj-dzie się w świetle jupiterówz dwóch powodów. Po pierwszewróciła do sportu po kilkumie-sięcznej przerwie, spowodowanej

wypadkiem samochodowym w październiku2005 roku, w którym zginął jej brat, a po dru-gie na mistrzostwach Europy w pływaniuw Budapeszcie w sierpniu ubiegłego rokuOtylia wygrała na 200 m stylem dowolnymi 200 m motylkiem oraz zdobyła srebrow sztafecie 4x200 m stylem dowolnym.

Nasza zawodniczka jest niepokonana naswoim ulubionym dystansie 200 m stylemmotylkowym. Od mistrzostw świata w japoń-skiej Fukuoce w 2001 roku (wtedy nie skoń-czyła wyścigu, zachłystując się wodą) nikt jejna tym dystansie nie pokonał

U boku naszej królowej basenu pojawiłasię nowa polska gwiazda pływacka, Kata-rzyna Baranowska. W Europie zajmuje czo-łowe miejsca. Na dystansie 200 m stylemzmiennym była w Helsinkach bezkonku-rencyjna, na 400 m w tym samym stylu tyl-ko Włoszka Alessia Filippi jest szybsza.Jednak Baranowska w Melbourne będzie

miała nieporównanie trudniejsze zadanieniż inni Polacy.

Również w tak eleganckim i dość elitar-nym sporcie, jakim jest tenis, pojawiła się no-wa nadzieja. Coraz częściej sukcesy odnosi16-letnia polska tenisistka Ula Radwańska.Obecnie jest juniorką, w ostatnich tygodniachzabłysnęła w singlu i deblu (w parze z Ame-rykanką) na turnieju Australian Open.

Za dwa tygodnie rozpoczną się emocje natorach Formuły 1, gdzie od sierpnia ubiegłegoroku mamy naszego kierowcę. Warto dodać,że również panie odnoszą sukcesy za kie-rownicą sportowych samochodów. Propozy-cję ścigania się w innej kategorii, w Formule2.0, w szwajcarskim zespole Jenzer Motor-sport dostała... 17-letnia Natalia Kowalska,która w minionym roku była w nim kierowcątestowym. Niestety musi za to zapłacić i narazie szuka sponsora.

A że Dzień Kobiet to święto z męskimudziałem, warto też wspomnieć o brązo-wym medalu naszej pary łyżwiarzy figuro-wych Doroty i Mariusza Siudków w ich ostat-nim starcie w Polsce. Kończący karieręPolacy pojechali efektownie, wspieraniprzez euforycznych fanów na warszawskimTorwarze. Pojechali fantastycznie, z szope-nowskimi emocjami (do muzyki Chopina)zaś oryginalnymi i efektownymi wyniesie-niami wprawili widownię w zachwyt. Wła-ściwie popełnili zaledwie jeden błąd – Do-rota skoczyła podwójnego toe-loopa za-miast potrójnego. Gdy skończyli i ściskalisię na środku lodowiska, widownia wiwato-wała. Pożegnała ich owacją na stojąco, a nalód poszybowały kwiaty i maskotki, choć je-den pluszowy słonik, a właściwie słoń, niedoleciał. Nasi czterokrotni medaliści mi-strzostw Europy kończą karierę marcowymimistrzostwami świata w Tokio.

Nie można też zapomnieć o bardzodobrych występach Anny Rogowskiej,która w skoku o tyczce należy do świa-towej czołówki, Sylwii Gruchale, naszymtalencie w szermierce, naszych „złot-kach” – drużynie siatkarek, które, miej-my nadzieję, po chwilowych niepowo-dzeniach wrócą do formy, i wielu innych,których wymienić nie sposób. Jeszczenie raz o nich usłyszymy. A że sport jestdla wszystkich, więc... start!

ANDRZEJ KALINOWSKI

MONITOR POLONIJNY10

Słaba płeć, ale jakie wyniki!

Anna Rogowska

Ula Radwańska

Sylwia Gruchala

Page 11: Monitor Polonijny 2007/03

11

C zy wiecie, że na Słowacjijest miasto, w którym każdy

przyjezdny może poczuć się jakw domu?

Na ulicach spotkacie Ameryka-nina i Araba, katolickiego księdzai rabina, a dobry klimat i przepię-kna zabudowa sprawiają, że każdyz nich powie wam, iż to miejsce dożycia, jakie tylko można sobie wy-marzyć. W tym tygielku Europynie może oczywiście zabraknąćPolaków. O czym więc dzisiaj?O Koszycach rzecz jasna!

Gdy przyjeżdżamy do obcegomiasta po raz pierwszy, podświa-domie szukamy jego środka, czylirynku. W Koszycach serce miastajest widoczne już z daleka – og-romna i zjawiskowa czternasto-wieczna katedra Świętej Elżbiety.To właśnie ten zabytek dla wieluKoszyczan-Polaków jest najważ-niejszy. Rozciągająca się u stóp ka-tedry Starówka w kształcie wrze-ciona to kolejna perełka, a raczejcały ich sznur – mistrzowsko od-nowione domy, a w nich przytulneknajpki, zza drzwi których ulatu-jące aromaty miło pobudzają zmy-sły, oraz galerie sztuki, w którychwspółcześni artyści – także polscy– prezentują swoje prace. Pod zie-mią, co trzeba przyznać jest dośćnietypowe, znajduje się skansenarcheologiczny, w którym można

zobaczyć pozostałości fortyfikacjii kanalizacji miejskiej. Uroku tejniezwykłej Starówce dodaje jesz-cze grająca fontanna, ale tak na-prawdę najważniejsza jest rzeczka,która swobodnie płynie sobiewzdłuż tych staromiejskich zabyt-ków. Przepływa – podkreślam –przez środek rynku!

Pan Tadeusz Błoński, mieszka-jący w Koszycach od trzydziestu lat,uważa, że Stare Miasto jest najcie-kawsze wieczorem. „Wtedy najle-piej widać, jak wiele pracy włożo-no, by wydobyć jego piękno. Dla-tego Koszyce coraz częściej przy-ciągają obcokrajowców, choć wła-ściwie, odkąd pamiętam, zawsze by-ło to miasto kosmopolityczne”. Mie-szkając na dwunastym piętrze wie-żowca, pan Błoński cieszy się za-pierającym dech w piersiach wi-dokiem na najpiękniejszą częśćKoszyc i swoich gości właściwienie musi już oprowadzać po Sta-

rówce. Pani Urszula Szabados znaKoszyce od trzydziestu lat, a jejpierwsze tutejsze lokum to DomKapitański, w którym obecniemieści się Muzeum Techniki. Gdyw czasie Dni Kultury Polskiej od-bywają się w nim wystawy sztuki,oprowadza zwiedzających po sa-lach wystawowych, poruszając siępo śladach swojego dawnego salo-nu, kuchni, sypialni… Przyznaje, żeto właśnie odwiedzający ją gościeuświadomili jej, jak wyjątkowe sąKoszyce i że nie sposób nacieszyćsię ich klimatem podczas jednejkrótkiej wizyty.

Koszyczanie mają jeszcze coś, cododatkowo każe ciepło myślećo tym mieście – to restauracja„Rosto Catering”, znajdująca sięprzy ulicy Orlej 6 i prowadzonaprzez Konrada Schonfelda. Białakiełbasa, bigos, pierogi oraz innepotrawy, pojawiające się w menuw zależności od pory roku i świąt,to wyjątkowo smakowity sposóbna pokazanie cudzoziemcomprawdziwej polskiej kuchni.

Czy jeszcze muszę kogoś prze-konywać, że to wstyd nie zaje-chać do Koszyc, gdy się mieszkana Słowacji?

Przed nami maj, a to oznaczaDni Koszyc i oszałamiające mnós-two atrakcji nie tylko w mieście.Dla tych, co dzień bez sportu uwa-żają za stracony, dodam, że w naj-bliższej okolicy znajdą letni torbobslejowy „Kavečany”, rodzinnecentrum relaksu „Alpinka”, do któ-rego można dojechać dziecięcą ko-lejką, a amatorzy sportów wod-nych mogą spróbować swoich siłna wyjątkowym na skalę światowąwyciągu, rozpiętym nad jeziorem.A Maraton Pokoju? A zimowe sza-leństwo na pobliskich wzgórzach?No cóż – słowacka, a jednak wielo-narodowościowa metropolia, oto-czona krajobrazami rodem zeSzwajcarii, czeka tylko na wyjątko-wych turystów. Takich jak Ty…

AGATA BEDNARCZYK

MARZEC 2007

czyli o Polakach w prawdziwej metropoliiVilla Cassa,Villa Cassa,

Page 12: Monitor Polonijny 2007/03

12

Jak się czujesz jako idol młodychludzi? Jesteś matką i wiesz, że toolbrzymia odpowiedzialność byćwzorem dla młodych.To prawda, ale bardzo się cie-

szę, że młodzi ludzie mnie zaak-ceptowali. To fantastyczne, kiedyczujesz, że jesteś komuś potrzeb-ny, że dobrze się bawią przy tym,co robisz. Bardzo kocham ludzii wiele się od nich uczę. Na-prawdę słucham swoich fanów,bo czasem, nawet nieświadomie,dają mi wskazówki, jak postępo-wać w życiu. To taka obopólnanauka, kiedy i jedna, i druga stro-na czerpią coś dla siebie. Chcia-łabym, żeby moi fani naśladowalimnie w tym, co we mnie najfaj-niejsze.

Co, według Ciebie, jest w Tobie, cowarto naśladować?To jest bardzo trudne pytanie,

to jakby wymienianie swoich za-let. Staram się być po prostudobrym człowiekiem, nie lubięobłudy, kłamstwa. Najważniejszejest bycie silnym i dążenie do te-go, o czym człowiek marzy. Jes-tem przykładem tego, że ma-rzenia się spełniają.

Co było Twoim największym marzeniem?W miarę dorastania moje ma-

rzenia posuwały się o krok doprzodu. Kiedy byłam małą dzie-wczynką, marzyłam o tym, żebyzacząć tańczyć. Potem, jak za-częłam tańczyć, marzyłam o tym,żeby startować w zawodach i wy-grywać. I tak to się wszystkodziało. Potem chciałam być w ze-spole, który jest popularny, póź-niej chciałam robić własną karie-rę. I to są poprzeczki stawiane

w miarę dojrzewania, w zależno-ści od tego, ile się ma lat.

Jaką kolejną poprzeczką sobie stawiasz?Teraz chciałabym nagrać swo-

ją kolejną płytę. Myślę, że to bę-dzie najważniejsza płyta w moimżyciu. Wielu fanów na nią czeka.

Co będzie na tej płycie?Album będzie się składać

z dwóch krążków. Jeden bę-dzie zamykać życie numer je-den, a drugi otwierać życienumer dwa. Na jednej będziedużo spokojniejszej muzyki.

Chciałabym pewien rozdziałw moim życiu definitywniezamknąć. Ta płyta będzie roz-liczeniem ze samą sobą.

Co trzeba mieć w sobie, żeby osiągaćkolejne pułapy, o których mówiłaś? Jestmnóstwo ludzi, marzących o karierze,a jednak im się nie udaje. Potrzebna jest determinacja.

Jeżeli człowiek chce iść w da-nym kierunku, to trzeba próbo-wać. Oczywiście nie za wszelkącenę, ale myślę, że każdyw środku ma jakieś limiteryi wie, co chce robić.

W ostatnią sobotę karnawału w wiedeńskim „Museumsquartier” bawiłaPolaków Mandaryna – królowa polskiego dance. W ten sobotni

wieczór pod sceną zebrał się spory tłum jej fanów. W oczekiwaniu na niąnie tracili czasu, przeginali się w rytm muzyki, płynącej z głośników –znanych przebojów światowych i polskich. Atmosfera była iściekarnawałowa. Około godz. 23.00 tłum zaczął napierać na scenę corazbardziej, nie mogąc doczekać się występu Mandaryny, która w końcupojawiła się wraz z trzyosobowym zespołem tanecznym.

Godzinę wcześniej w garderobie udało mi się z nią porozmawiać. Jużna początku poprosiła mnie, żebym zwracała się do niej po imieniu.Podczas spotkania pokazała mi kreacje, w których miała wystąpić nascenie, i pochwaliła się nową fryzurą – doklejanymi włosami.

Mandaryna, czyli Marta Wiśniewska, pojawiła się na polskiej sceniejako tancerka wraz ze swoim zespołem tanecznym „Mandaryna DanceStudio“ – odpowiadała za choreografię występów grupy „Ich Troje“.Później próbowała swoich sił jako aktorka, występując w polskichserialach, by wreszcie dzięki pomocy swojego męża MichałaWiśniewskiego – lidera zespołu „Ich Troje“ – rozpocząć karierępiosenkarki. Dziś to ulubienica nastolatków – podziwiana i krytykowa-na. W wyniku burzliwego rozstanie z Michałem Wiśniewskim niemalżena stałe zagościła na łamach prasy bulwarowej. Zainteresowaniemediów jej życiem prywatnym miało swój początek kilka lat temu,kiedy to Michał Wiśniewski zdecydował się na udział w programie„Jestem, jaki jestem“, realizowanym przez stację TVN, a w domupaństwa Wiśniewskich zostały zamontowane kamery. Najbardziejznane przeboje Mandaryny to: „Here I Go Again”, „Every Night“. Naswoim koncie ma dwie płyty: „mandaryna.com“ i „Mandaryna.com2me”.

Mandaryna: „Już nie chcę ludziom udowadniać,że nie jestem wielbłądem”

MONITOR POLONIJNY

WYWIAD MIESIĄCA

Page 13: Monitor Polonijny 2007/03

Potrzebne jest chyba szczęście…Oczywiście. Całe życie składa

się z wielu przypadków i tak na-prawdę to każdy z nas, kiedywróci pamięcią wstecz, uświa-damia sobie, że gdyby nie ty-siące przypadków, to w ogólenie robiłby tego, co robi. A więctrochę szczęścia, determinacji,chęci, a przede wszystkim dużopracy.

Jak reagujesz na opinie, z którymizapewne się spotykasz, że Twój byłymąż (Michał Wiśniewski – lider zespołu„Ich Troje“ – przyp. od red.) otworzył Cidrzwi do kariery?Tak było! To Michał je otwo-

rzył i przy nim stawiałam pier-wsze profesjonalne kroki nascenie jako tancerka, potemjako piosenkarka. Teraz pracu-ję już jako Mandaryna na włas-ną osobowość, na własne na-zwisko.

Łatwo jest żyć z oddechem dziennikarzyi reporterów na plecach?Różnie. Czasami zdarzają się

bardzo śmieszne sytuacje, kiedyfotoreporterzy siedzą na płociei obserwują, czy wjechałam dodomu, czy nie. Pamiętam, że jakprzeprowadziłam się do nowe-go domu, okupowali drzewai płot, a moja siostra wyniosłaim herbatę i uspokajała, że nie-długo przyjadę. Trzeba mieć dotakich sytuacji pewien dystans,nie można wszystkiego trakto-wać bardzo dosłownie. Życie,jakie wybrałam, jest życiem to-czącym się trochę przy odsło-niętej kurtynie. Nie mogę swo-jej prywatności ukryć.

A chciałabyś?Czasem tak. Często się zdarza,

że w wywiadach mówię jakopierwsza o tym, co się dziejew moim życiu tylko dlatego, że-by nie czytać zaskakującychmnie samą plotek.

Wiele razy dostałaś?Po tyłku? Tak, wiele razy, ale

każdy kolejny raz czegoś mnienauczył. Niestety człowiek uczysię na błędach. Własnych.

Czyli obecność mediów może byćprzekleństwem i błogosławieństwem?Tak. Gdyby nie było mediów,

nikt by o artystach nic nie wie-dział. Ale w dobie tabloidów sąróżne zaskakujące sytuacje, kie-dy się spotykamy z informacjamiwyssanymi z palca. Tabloidy to sądzienniki, a dziennik żyje swoimżyciem, na szczęście tylko jedendzień.

Jakie najbardziej zaskakująceinformacje przeczytałaś o sobie?Że miałam sześciu na-

rzeczonych po rozstaniuz Michałem. Co chwilędopisywano mi kolejne-go. Pisano też, że już niemieszkam w Polsce.

Nie myślałaś nigdy o wyjeździeza granicę na stałe?Nigdy nie mów nigdy.

Ale na razie chcę się skupićna Polsce, choć bardzo lubiępodróżować i zwiedzać.

Właśnie wracasz ze StanówZjednoczonych, gdzie występowałaśprzed polską publicznością. Doczytałamsię jednak, że na Twój koncertw Nowym Jorku przyszło tylko 30 osób.Też to czytałam i to jest kolej-

ny absurd, który ukazał się w In-ternecie. Nawet nikt się podtym tekstem nie podpisał! To sąwłaśnie takie momenty, kiedyczłowiek się wścieka, bo jakwytłumaczyć całemu światu, żena koncercie było ponad tysiącosób?

Jaki był odbiór?Polonia bardzo fajnie się za-

chowała, dobrze się bawiliśmy.Energia przepływała ze sceny

i na scenę. Czasem tak jest, że napoczątku ludzie obserwują artys-tę, zastanawiając się, czy go przy-jąć, czy odrzucić. Ale w moimprzypadku po pewnym czasieten mur się rozpływa.

Ale prawdą jest to, o czym pisanow Internecie, że w tym samym czasiew Nowym Jorku występowało „IchTroje“? Czy zatem sugestie, że eksmążodbiera Ci publiczność, konkuruje z Tobąbyły uzasadnione?Wciąż to krąży wokół nas!

Bardzo chciałabym, żebyśmy zosta-wili spory na boku, żeby Michałzaczął żyć własnym życiem, niekoncentrował się na walce.

LUTY 2007MARZEC 2007

FOTO

: MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 14: Monitor Polonijny 2007/03

MONITOR POLONIJNY

Spotkanie z biskupemnitrzańskim

W sobotę 24.02.2007 r. po mszy świę-tej nitrzańska Polonia spotkała się z bis-kupem diecezji nitrzańskiej Jego Eksce-lencją mons. Viliamem Judakiem. Było todla nas bardzo ważne i uroczyste spotka-nie. Już od 7 lat spotykamy się w ni-trzańskiej katedrze na comiesięcznychmszach polskich, które za każdym razemsą dla nas wielkim przeżyciem.

Jak doszło do tych spotkań? Przed 7laty z inicjatywy księdza Stanisława Łu-gowskiego i pani konsul Urszuli Szul-czyk-Śliwińskiej, dzięki uprzejmości ów-czesnego biskupa pomocniczego,a obecnie biskupa polowego mons.Franciszka Rabeka odbyła się pierwszapolska msza. Od tego czasu wiele sięzmieniło – na lepsze. Mamy wspaniałegoorganistę, bardzo dobrego kościelnego,mamy też śpiewniki, dzięki którym lepiejnam się śpiewa, i, co bardzo istotne, mo-żemy spotykać się w Domu Salwato-rianów. Aby tutejsza Polonia miała takdobre warunki do wspólnych spotkańpodczas mszy i po niej, trzeba było wło-żyć wiele wysiłku i starań. Dlatego, ko-rzystając z okazji, pragnę podziękowaćwszystkim tym, którzy pomogli w ichstworzeniu i w dalszym ciągu czyniąwszystko, by nasze spotkania odbywałysię we właściwej duchowej atmosferze.

ROMANA GREGUŠKOVÁ

Następne msze św. odbędą się:31 marca i 21 kwietna o godz. 16.00,

zaś 19 maja i 9 czerwca o godz. 17.00.

Twój były mąż walczy z Tobą?Tak. Sądzę, że na scenie jest

miejsce dla nas dwojga.

A zatem Wam obojgu zapewne znanejest uczucie zazdrości o fanów?Nie ukrywam, że jak żyliśmy

razem, to zdarzały się sytuacjepowodowane zazdrością zestrony Michała. Jeżeli będziemysobie zazdrościć tego, co mamy,to nas nie wzbogaci, nigdzie niewyniesie. Myślę, ze trzeba robićswoje, najlepiej, jak się potrafi.

Lepiej się koncertuje w Polsce czy za granicą?W Polsce wiem, czego się mo-

gę spodziewać, znam moich fa-nów i wiem, co im się podoba.Z drugiej strony za granicą czło-wiek występuje bez plotkarskichobciążeń, ludzie oceniają mójwystęp, a nie życie prywatne.

Co jest Twoim największym marzeniem?Nagrać płytę, zagrać dobrą

trasę koncertową w Polsce, któ-ra zaczyna się w maju. A z pry-watnych rzeczy wyzwaniembędzie posłanie we wrześniudzieci do przedszkola.

Czym był dla Ciebie występ w Sopociew 2005 roku, kiedy posypały się opinie,że nie potrafisz śpiewać?Był wielką lekcją życia. Ten

występ wypadł tak, jak wypadł,ale nie do końca to było spowo-dowane tym, że to był mój zły

dzień. Było tyle sytuacji, którebyły wymierzone we mnie…

Komu na tym zależało?Byłam bardzo naiwna. Gdzieś

tam rzucono mi kłody pod no-gi. Kiedyś jeszcze o tym opo-wiem. Teraz trzymam to w ta-jemnicy.

Jak się w takim razie bronisz, kiedy Ciktoś zarzuca, że nie umiesz śpiewać?Zapraszam go na mój kon-

cert.

Pomaga?Tak. Już nie chcę ludziom

udowadniać, że nie jestem wiel-błądem. Myślę, że każdy sam so-bie może wyrobić zdanie, czylubi Mandarynę, czy nie. Ja niechcę nikogo na siłę przekony-wać do siebie.

Czym są dla Ciebie nagrody, złotepłyty, tytuły „Artysta Roku”, to, żekolorowe czasopisma publikują Twojezdjęcia? Agencja „Media Press” uznałaCię za najpopularniejszą postaćprasową – pojawiłaś się na 18okładkach w ciągu jednego roku.Każdy lubi być nagradzany.

Artysta w ten sposób dowiadu-je się, że jest potrzebny, nabierawiary, że ktoś go docenia.Najfajniejsze są jednak te nagro-dy, które są przyznawane przezsłuchaczy, a nie przez krytyków.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA,WIEDEŃ

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

FOTO

: MAR

IUSZ

MIC

HALS

KI

Page 15: Monitor Polonijny 2007/03

MARZEC 2007

„Rok 2007 jest ważnym rokiem w życiuUnii Europejskiej – liczba państw człon-kowskich wzrosła do 27, w roku tym bę-dziemy obchodzili 50-lecie podpisaniatraktatów rzymskich, tworzących funda-ment, na którym dzisiejsza UE powstała.Jest to początek nowego etapu w procesieintegracji Europy”.

Tymi słowami rozpoczęło się 26 stycz-nia 2007 r. Noworoczne SpotkanieMniejszości Narodowych w Martinie. Do-niosłą i uroczystą atmosferę spotkaniapodkreśliła obecność gości, którymi byli:J. E. Ognjan Garkov – ambasador Bułgariiw Bratysławie, Urszula Szulczyk-Śliwińska– konsul RP w Bratysławie i Riskó NagyLászló – konsul Węgier w Bratysławie.

Oprócz prezesów poszczególnych Klubówgości przywitały Ivona Hanáková – dy-rektor Centrum Kultury w Martinie i AndreaJancošková – zastępca kierownika Wy-działu Kultury i Rozwoju RegionalnegoUrzędu Miejskiego w Martinie. Na spotka-niu obecni byli również przedstawicielemediów – TV Turiec i Radia „Regina”.

Klub Polski w Martinie jest współorga-nizatorem spotkań mniejszości narodo-wych, które znalazły już stałe miejscew kalendarzu wydarzeń kulturalnych mias-ta i regionu. W tym roku w imprezie wzię-ło udział ponad 150 osób – członkówKlubu Bułgarskiego, Stowarzyszenia Czes-kiego, Stowarzyszenia Węgierskiego i Klu-bu Polskiego. Wspólna zabawa była do-

wodem tego, że wiara organizatorów, wy-rażona we wzniesionym toaście: „Wie-rzymy, że uda nam się wysłać w świat na-sze skromne poselstwo o tym, że spój-ność, solidarność, przyjaźń i wzajemnyszacunek między narodami nie są pustymifrazesami ani przeżytkiem”, zyskała realnewymiary.

IRENA ZACHAROVÁ

Ostatki w BratysławieW ostatni wtorek karnawału spotkali się

członkowie Klubu Polskiego w Bratysławie.Prezes Klubu Beata Wojnarowska przedstawiłaplany działalności na rok bieżący, kierownikWydziału Konsularnego Ambasady RP w RS –Urszula Szulczyk-Śliwińska zapewniła o wspar-ciu konsularnym dla Polonii, natomiast redaktornaczelna „Monitora Polonijnego” MałgorzataWojcieszyńska przedstawiła tegoroczne planywydawnicze na rok bieżący. Po części oficjalnejspotkanie miało charakter towarzyski. Nie za-brakło wspaniałych domowych wypieków,o które postarały się członkinie Klubu, oraz wi-na i napojów bezalkoholowych. Ostatki spędzili-śmy więc we własnym gronie. mw

Výtvarné diela z letného workshopuPoľského klubu, ktorý v tomto roku prebie-hal na Sivci , boli pripravené na putujúcevýstavy. Diela sme naložili v jeden obyčaj-ný pondelok do auta. Naložení tak, ako topri veľkom množstve býva. Celé auto ume-nia. Vyrazili sme s nákladom smerom naLipany a smer Stará Ľubovňa. Cestou náschytila ohlasovaná víchrica. Uviazli smeasi 40 km od cieľa. V rádiu sme sa po ho-dine čakania dozvedeli, že na ceste súskrížené kamióny a cesta je nepriechodná.Husté sneženie, padajúce konáre a ťažkézmrznuté gule ľadu padali na auto a okolonás. Rozhodli sme sa otočiť a ako sa lendalo pomaly sa presunúť do Lipian. Tamsme poprosili známeho správcu cintorína,aby nám uskladnil obrazy na noc, pokýmsa nespriechodní cesta. Náš pán správca

bol ochotný. Vyložili sme obrazy na cinto-ríne a na druhý deň nám ich odviezol, pobúrlivej snežnej víchrici na miesto doGalérie Provinčný dom. V deň vernisáže2.2.2007 v príjemnom prostredí miest-nych ľudí, zamestnancov galérie a nás vy-stavujúcich sme otvorili za prítomnosti Ľu-bovnianského starostu, a kurátora Work-shopu Tadeusza Blonského našu už druhúvýstavu Eury Art v Starej Ľubovni, ktorápotrvá do 28.2.2007. Nasledujúca výsta-va bude v Michalovciach v Šariškom mú-zeu od 8. marca – 15 apríla 2007.

ZDENKA BLONSKA ZÁBORSKÁ

Mniejszości Narodowe w Martinie

Eury Artv Starej Ľubovni

Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

FOTO

: MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Eury Artv Starej Ľubovni

Page 16: Monitor Polonijny 2007/03

Polska wokalistka pop-rock-owa Patrycja Markowska jestcórką Grzegorza Markowskie-go, słynnego lidera zespołu„Perfect”. Urodziła się w War-szawie w 1979 roku. Karieręmuzyczną rozpoczęła w 2001roku. Swoje początki wspominatak: „Koniec liceum – nadszedłczas, żebym zajęła się śpiewa-

niem na poważnie. Zbieram ze-spół... Mija rok naprawdę twórc-zej pracy. Powstaje około 20nowych kompozycji. Podpisujęz Universalem kontrakt na trzypłyty. Menager »Perfectu« za-prasza nas na trasę przed»Perfectem«. Gramy kilka kon-certów przed kilkunastotysięcz-na publicznością“.

Jej pierwsza płyta „Będe sil-na“ otrzymała nominację donagrody Fryderyka w kategoriidebiut roku, a pierwszy singielto „Opętanie“. We wrześniu2003 roku wydała drugą płytę,zatytułowaną „Mój czas“,a w październiku 2005 albumpt. „Nie zatrzyma nikt“. Razemz ojcem, wokalistą zespołu„Perfect”, zaśpiewała cover du-etu Tiny Turner i Davida Bowie,

nagrany na składankę RadiaRMF. Jeden z jej ważnych kon-certów to support przed „TheCranberries” w katowickim„Spodku“. Nakręciła też tele-dysk z Marcinem Urbasiem(lekkoatletą) z okazji olimpiadyw Sydney. W tym roku planujewydanie nowego albumu.

URSZULA SZABADOS

16

Počúvam hudbu dosť rôzno-rodú, ale mám svoje veľmi ob-ľúbené, ale aj neobľúbené žán-re. Mám veľmi rada hudbu me-lodickú, rytmickú a živú, priktorej „nohy samy začínajútancovať“, ale aj pokojnú, uti-šujúcu a rozjímavú – podľa ná-lady. Medzi moje obľúbené štý-ly patrí hudba keltská – írska,napr. the Pogues, Clannad, TheCassidies, ktorých sme malimožnosť vidieť niekoľkokrátv Bratislave, Carrantuohill –jedna z najznámejších poľ-ských kapiel hrajúcich írskuhudbu (Enya, škótska Noel McLaughlin, škótski gajdoši „ar-gylls“), hudba z Astúriea Bretónska (tú hrá napríklad

slovensko-francúzska kapelaKeltieg). Musím povedať, že tú-to hudbu vyhľadávam už veľmidlho, ešte pred módnou vlnouRiverdancu a Michaela Flat-leyho.

Ďalšou obľúbenou kate-góriou je židovská hudbaklezmer. Výborná poľská ka-pela z Krakowa Kroke, brati-slavskí Pressburger KlezmerBand a iní.

Vždy som rada počúvala ajfolklór, najskôr slovenský(sem nezaraďujem slovenskéa české dychovky – tie patriado kategórie „mimoriadne neo-bľúbené“), pretože nejaký čassom tancovala v Techniku,a poľský. Bez ľudových kolied

súborov Mazowsze a Śląsk bysa u nás nezaobišli ani jednyVianoce. Teraz sa k tomu pri-dala aj hudba balkánska –Goran Bregovic, ktorý spolu-pracoval aj s poľskou speváč-kou Kayah, výborná rumunskádychovka Fanfare Ciocarlia.Patria sem aj kapely vychá-dzajúce z folklóru, ktoré hohrajú vo vlastných úpravách –poľský Golec u Orkiestra alebomoravský Čechomor. Medzimojich najobľúbenejších spe-vákov a skupiny patria jedno-značne Sting, Chris Rea, MarkKnopfler, Dead can Dancea Dire Straits. Veľa CD s obľú-benou hudbou som si doviezlaz každoročných výjazdov do

Poľska, kde sme aj s bratomvždy veľa času strávili v kato-vickom Empiku. Tu som obja-vila aj veľmi zaujímavú poľskúskupinu starej hudby StaraLipa. Keď sme pri tej starejhudbe, rada si vypočujem ajtzv. vážnu hudbu – najradšejbaroko a romantizmus, aleväčšinou radšej v koncertnejsále ako doma. Je to totiž jedi-ná hudba, pri ktorej nedoká-žem nič robiť – len sedieť a po-čúvať....

Magdaléna Štujberová – Hudba, ktorú počúvam

PatrycjaMarkowska

MONITOR POLONIJNY

Page 17: Monitor Polonijny 2007/03

Ale migracja ludności odbywała siętakże w odwrotnym kierunku. Zimą1944/1945 roku zostało ewakuowanychlub uciekło przed frontem ok. 5 milionówNiemców. Później – do 1947 roku – w myśl decyzji Sojuszniczej Komisji Kon-troli, podjętej na konferencji w Poczdamie,terytorium Polski opuściło kolejnych ok. 3milionów Niemców.

Na podstawie wspomnianej wcześniejumowy ze Związkiem Radzieckim, którąPolski Komitet Wyzwolenia Narodowegopodpisał już we wrześniu 1944 roku, mia-ło dojść do przesiedlenia z Polski Biało-rusinów, Litwinów i Ukraińców na teren od-powiednich republik radzieckich. Do końca1946 roku wyjechało z Polski 36 tys.Białorusinów, co stanowiło ok. 28 procenttej mniejszości. Jeśli chodzi o Białorusi-nów i Litwinów, to przesiedlenie ich odby-wało się na zasadzie dobrowolności, takwięc większość Białorusinów pozostaław Polsce, podobnie jak licząca ok. 10 tys.mniejszość litewska, zamieszkująca Su-walszczyznę.

Zasada dobrowolności tylko na krótkodotyczyła też mniejszości ukraińskiej, li-czącej ponad 600 tys. osób. Od jesieni1944 roku do marca 1945 roku z Polskiwyjechało nieco ponad 80 tys. osób.Potem wyjazdy te całkowicie ustały, na coniewątpliwie wpłynęła m.in. działalnośćukraińskiego podziemia – UkraińskiejPowstańczej Armii (UPA), która od same-go początku przeciwstawiała się akcji wy-siedleńczej. Szybko więc zastosowano wo-bec Ukraińców przymus wysiedlenia, któ-

remu towarzyszyły nie tylko naciski admi-nistracyjne, ale także akty terroru i pacyfi-kacji. Do połowy 1946 roku wysiedlono naradziecką Ukrainę około 480 tys. osób.Akcję wysiedleńczą utrudniało w tym cza-sie jeszcze stosunkowo silne podziemieukraińskie, atakujące odziały wojska,Urzędu Bezpieczeństwa czy straży gra-nicznej, niszczące nie tylko księgi parafial-ne, które stanowiły podstawę ustalenia na-rodowości, ale także palące mosty, wy-sadzające tory kolejowe, niszczące siećkomunikacyjną. Nie obyło się bez paleniawsi i zabijania ich mieszkańców. W kon-flikt między Ukraińską Powstańczą Armiąa aparatem państwowym włączało się teżpolskie podziemie, biorąc na Ukraińcachodwet za zbrodnie, dokonane na ludnościpolskiej na Kresach. Mimo iż akcję prze-siedleńczą zakończono, w Bieszczadach,na Pogórzu i na Rzeszowszczyźnie nie by-ło spokoju. Nie przyniosły go też zintensy-fikowane działania Wojska Polskiego, skie-rowane przede wszystkim przeciw trzemdużym kureniom UPA – „Zaliźniaka”, „Baj-dy” i „Rena” – działającym w okręgu rze-szowskim.

Jesienią 1946 roku w samych szere-gach UPA zaczął się rysować kryzys. Fakt,że nie udało się zapobiec akcji przesiedleń-czej, zniechęcał Ukraińców do dalszej wal-ki. Zniechęcona była również pozostałamiejscowa ludność ukraińska, która prze-stawała wierzyć, że ukraińskie podziemierozwiąże jej problemy. Wojsko Polskie za-częło na tym terenie zyskiwać przewagę,ale rząd, zamiast wykorzystać ją dla dzia-

łań militarnych, skoncentrował się przedewszystkim na propagandzie zbliżającychsię wyborów do sejmu i w grudniu 1946roku wstrzymano niemal wszystkie akcjewojskowe przeciw Ukraińskiej Powstań-czej Armii. Na początku 1947 roku WojskoPolskie odniosło wprawdzie kilka sukce-sów w walce z partyzantką ukraińską, alejuż w marcu ukraińskie podziemie zaczęłosię odradzać.

W dniu 28 marca 1947 roku w Biesz-czadach, w rejonie wsi Jabłonka pod Bali-grodem zginął podczas potyczki z oddzia-łem UPA wiceminister obrony narodowejgen. Karol Świerczewski, który wraz z gen.Prus-Więckowskim miał dokonać inspekcjikilku polskich placówek wojskowych.Śmierć gen. Świerczewskiego była dla ko-munistycznych władz doskonałym pretek-stem do rozpoczęcia wcześniej przygoto-wanej wielkiej akcji wysiedleńczej. Po-nieważ Związek Radziecki przestał jużprzyjmować przesiedleńców, jesienią1946 roku rozpoczęto na szczeblu rządo-wym rozmowy o przesiedleniu całej lud-ności ukraińskiej na Ziemie Odzyskane.Tak więc, przyjmując stalinowską kon-cepcję rozwiązywania spraw narodowoś-ciowych, rząd kosztem ludności cywilnejchciał ostateczne zlikwidować zapleczeUkraińskiej Powstańczej Armii. Już dzieńpo śmierci gen. Świerczewskiego kon-cepcję tę zaczęto realizować, podejmującodpowiednie decyzje i wydając rozkazy.

Rząd powołał Grupę Operacyjną „Wi-sła”, na czele której stanął gen. StefanMossor, zastępca szefa Sztabu General-nego Wojska Polskiego. Przed GrupąOperacyjną postawiono zadania szybkie-go przesiedlenia Ukraińców i rodzin mie-szanych na Ziemie Odzyskane, nie two-rząc zwartych grup i nie osiedlając ichbliżej niż 100 km od granicy. Akcję wy-siedlenia miano uzgodnić z rządamiZwiązku Radzieckiego i Czechosłowacji.W przeciągu jednego tygodnia MarianSpychalski i Stanisław Radkiewicz mielirozpracować dane o ludności objętejakcją oraz opracować projekt przesie-dlenia.

P ierwsze powojenne lata w Polsce to czas prawdziwej wędrówkiludów. Już w styczniu 1945 roku do zburzonej Warszawy wracali

jej mieszkańcy, wysiedleni przez Niemców po upadku powstaniawarszawskiego. Z Niemiec wracali do Polski więźniowie obozówkoncentracyjnych, jeńcy z 1939 roku i ludzie zesłani na praceprzymusowe. Statystyki mówią, że było to około 1,5 miliona osób.Z terenów II Rzeczpospolitej, włączonych do Związku Radzieckiego,przesiedliło się do Polski na podstawie porozumień polsko-radzieckichok. 1,2 miliona Polaków i Żydów oraz ok. 280 tys. osób, wcielonych doWojska Polskiego. Powracali także żołnierze z Polskich Sił Zbrojnychna Zachodzie oraz cywile z Francji, Belgii i Westfalii – ok. 200 tysięcy.

Jak opustoszały Bieszczady

17

TO WARTO WIEDZIEĆ

LUTY 2007MARZEC 2007

Page 18: Monitor Polonijny 2007/03

MONITOR POLONIJNY18

W skład Grupy Operacyjnej „Wisła” we-szło ponad 20 tys. żołnierzy różnych jed-nostek, szturmowa dywizja lotnicza i Woj-ska Ochrony Pogranicza. Zgodnie z sza-cunkami historyków na terenie, który miałbyć objęty działaniami Grupy Operacyjnej,znajdowało się około 2500 żołnierzy UPAi kilka tysięcy członków bojówek. Stronapolska miała prawdopodobnie dwudzies-tokrotną przewagę militarną nad ukraiń-skim podziemiem.

Zgodnie z rozpoznaniem oceniono, żenajwiększa ilość oddziałów UPA znajduje sięna południowy zachód od rzeki San, przy sa-mej granicy radzieckiej, natomiast pojedyn-cze sotnie czy kurenie w powiatach sanoc-kim i leskim. Działalnością Grupy Operacyj-nej objęto rejon Bieszczadów, Rzeszow-szczyznę, Lubelszczyznę i okręg gorlicki.Jednak największą uwagę w działaniachoperacyjnych przykuwały same Bieszczady.

Przed rozpoczęciem Akcji „Wisła” usz-czelniono granice państwowe, by unie-możliwić grupom UPA przedostanie siędo ZSSR i Czechosłowacji. Po sowieckiejstronie granicy pilnowała 64. DywizjaNKWD, po stronie czechosłowackiejspecjalna grupa operacyjna „Teplice”, do-wodzona przez gen. Jana Hermana.

Równocześnie z tymi przygotowaniamirząd nasilił działania propagandowe, ma-jące na celu z jednej strony osłabieniechęci walki w oddziałach UPA, z drugiejpodniesienie morale polskich żołnierzy,biorących udział w akcji. Na terenach ob-jętych działaniem Grupy Operacyjnej „Wi-sła” rozrzucano odpowiednie ulotki, m.in.adresowane do ludności cywilnej, gwaran-tujace jej opiekę władz w czasie ewakuacjii w miejscu nowego osiedlenia.

W dniu 23 kwietnia dowódcy oddzia-łów wysiedlających otrzymali od gen. Mos-sora pismo, formułujące postępowaniew dniu rozpoczęcia ewakuacji. W piśmietym m.in. czytamy:

1. W dniu ewakuacji od świtu zamknąćwyjścia ze wsi, by nie dopuścić do uciecz-ki ludności cywilnej przede wszystkimw kierunku lasu.

2. O świcie zarządzić zbiórkę całej lud-ności na wybranym miejscu i oświadczyćjej w sposób zdecydowany i bezkompro-misowo, że:

a) celem umożliwienia jej spokojnegożycia i pracy, uniknięcia niepotrzebnychofiar ludności cywilnej przy zwalczaniubandytyzmu w rejonie wiosek i w samychwioskach, zarządzeniem władz naczel-nych ludność zostaje przesiedlona na te-reny odzyskane. Ktokolwiek z nieupowa-żnionych zostanie po wysiedleniu, będzieuważany za członka bandy i jako taki trak-towany;

b) z powodu braku środków transpor-towych i krótkiego czasu, by umożliwić imjeszcze w nowym miejscu osiedlania za-siewów pól, a przynajmniej sadzenia kar-tofli, nie będą mogli zabrać ze sobą całe-go mienia ruchomego.

Dalej w piśmie tym obiecywano wpraw-dzie przewiezienie pozostałych rzeczyw późniejszym terminie, najczęściej jednakdo tego nie doszło.

Wczesnym rankiem 28 kwietnia 1947roku rozpoczęły się wysiedlenia. Ze wspom-nień repatriantów wynika, że na spakowa-nie dobytku i opuszczenie wioski rodzinaw najlepszym razie miała 3 godziny, a jed-na osoba mogła zabrać ze sobą 25 kg ba-gażu. Ciężarówkami wojskowymi wywożo-no ludność do punktów zbornych, gdzie poprzesłuchaniach wysiedlanych dzielono natrzy kategorie: A, B, C. Rodziny, któreoznaczono kategorią A (niepewne), miałyzostać osiedlone w największym rozpro-szeniu.

W punktach zbornych i na stacjach za-ładunkowych panował bałagan, ewakuo-wanym często nie zapewniono podstawo-wych warunków sanitarnych. Brakowałotaboru kolejowego. Wszystko to powodo-wało, że podczas transportu zdarzały sięwypadki śmierci. W czasie akcji wysie-dleńczej, trwającej do końca lipca 1947 ro-ku, wysiedlono ok. 140 tys. osób w 431transportach.

Repatriowaną ludność wywożono na te-reny Ziem Odzyskanych, głównie w Szcze-cińskie, Olsztyńskie, Koszalińskie, Gdań-skie, Wrocławskie, a później także w Biało-stockie i Poznańskie. Czekały ją tam zruj-nowane gospodarstwa poniemieckie, wy-magające remontów. Ludzie często niebardzo rozumieli, dlaczego musieli pożeg-nać swe rodzinne domy. Wielu Ukraińcównie było związanych z UPA, a Łemkowie,

którzy niejednokrotnie dawali dowody lo-jalności wobec narodu polskiego i odcinalisię od współpracy z UPA, szczególnie cięż-ko znosili przesiedlenie. Wywiezieni skła-dali podania o zgodę na powrót – jednichcieli wrócić po pozostawiony dobytek,inni po prostu do rodzinnego domu. Takichpozwoleń nie otrzymywali, a schwytaniprzy próbie powrotu osadzani byli w obo-zie w Jaworznie. Historycy odnotowują po-nad 150 osób, które z tego powodu trafiłydo Jaworzna. Do Centralnego Obozu Pracyw Jaworznie trafiali aresztowani członko-wie UPA, Ukraińcy, podejrzani o współpra-cę z podziemiem, oraz wielu innych podej-rzanych o wrogość wobec władzy ludowej.Łącznie w obozie znalazło się ok. 4 tys.osób.

Z terenów objętych Akcją „Wisła” wy-siedlono również wielu miejscowych Pola-ków, przede wszystkim tych, których trak-towano jako niepewnych politycznie, po-dejrzewano o współpracę z podziemiem,działaczy Narodowych Sił Zbrojnychi Polskiego Stronnictwa Ludowego, a tak-że członków PPR z rodzin mieszanych.Nieliczni pozostali Polacy znajdowali siępod stałą obserwacją, większość z nichprosiła o zgodę na przesiedlenie, najczę-ściej do Przemyśla.

Przesiedlona na Ziemie Odzyskane lud-ność ukraińska została objęta szczegól-nym nadzorem służb bezpieczeństwa.Ukraińców i Łemków, choć byli obywatela-mi polskimi, traktowano jako obywatelidrugiej kategorii. Bez zgody Urzędu Bez-pieczeństwa nie wolno im było opuszczaćmiejsca zamieszkania, przez długie lata niemogli nie tylko powracać, ale i nawet przy-jeżdżać na tereny, z których zostali wysie-dleni, nie pozwalano im używać języka oj-czystego, kultywować tradycji i odprawiaćnabożeństw greckokatolickich. W 1949 ro-ku weszła w życie ustawa o nacjonalizacjidóbr, pozostawionych przez wysiedlonych.

Po październiku 1956 roku część rygo-rów zniesiono; zezwolono na posługiwaniesię językiem ukraińskim i na jego naukęw szkołach, w pewnym stopniu pozwolonorównież na kontynuowanie tradycji, w tymodprawianie nabożeństw greckokatolic-kich. Na fali październikowej odwilży umo-żliwiono też niektórym rodzinom powrót,

Page 19: Monitor Polonijny 2007/03

19

ale wrócić udało się nielicznym, gdyż takiezgody szybko wycofano.

Jakiekolwiek sankcje wobec mniej-szości narodowych w Polsce przestałyistnieć w roku 1989. W 1990 roku Senatniepodległej Polski potępił Akcję „Wisła”,uznając za niedopuszczalne stosowaniezasady odpowiedzialności zbiorowej,a takim aktem, powodującym cierpienietysięcy niewinnych ludzi, Akcja „Wisła”niewątpliwie była.

Wysiedleni – Ukraińcy i Łemkowie –mogą wracać na swą ojcowiznę. Wracająnajczęściej już wnukowie tych, którychprzed sześćdziesięciu laty nie zebrali plo-nów z obsianych pól. Nie są to powroty łat-we. Szczególnie dotknięte Akcją „Wisła”Bieszczady zostały wówczas niemal cał-kowicie wyludnione, opuszczone wsie spa-lone, a czego nie zniszczył ogień, zniszczyłczas. Z uprawnych pól stały się ugory,zniknęły tartaki, młyny, cerkwie, szlaki ko-lejek wąskotorowych, cmentarze zarosłykrzakami i drzewami, szereg miejscowościzniknęło z mapy i dziś trudno odnaleźć śla-dy ich istnienia. Nieodwracalnie rozbitazostała rdzenna społeczność, zamieszku-jąca te tereny, i zniszczona jej kultura.

Podobnie jak zbrodnie ukraińskie wo-bec Polaków na Wołyniu, tak i Akcja „Wi-sła” wpisuje się w trudną historię stosun-ków obu narodów – polskiego i ukraińskie-go – historię, która stale jeszcze jest żywai budzi wiele emocji. Warto więc ją znać,tym bardziej, że w ostatnich latach pojawi-ło się szereg ciekawych opracowań histo-rycznych. Zainteresowanym polecam lek-turę następujących prac polskich history-ków: Ryszard Torzecki: Polacy i Ukraińcy.Sprawa ukraińska w czasie II wojny świa-towej na terenie II Rzeczpospolitej; A. B.Szczęśniak, W. Z. Szota: Droga do nikąd.Działalność organizacji ukraińskich nacjo-nalistów i jej likwidacja w Polsce oraz dwieksiążki Grzegorza Motyki – Tak było w Bie-szczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948, wydaną w 1999 roku, i drugą, wy-daną w roku 2005, uhonorowaną nagrodą„Klio 2006“ I stopnia, monografię tegoż au-tora Ukraińska partyzantka 1942-1960.Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjo-nalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

MARZEC 2007

W ciągu ostatnich dwóch latEdward Redliński obdarzył nasdwiema nowymi książkami.Obie potwierdzają nie tylko wiel-ki talent autora, ale teżniesłabnący instynkt po-szukiwacza nowych te-matów i nowych formwypowiedzi.

W 2005 roku war-szawskie wydawnictwo„Świat Książki“ w seriiNowa Proza Polska wy-

dało jego powieść Telefrenia. Jejbohater to inżynier Andrzej Kmi-cic, którego obiektem uczuć jestpewna aptekarka Oleńka Billewi-

czówna. Ale w tej powie-ści inżynier przestajebyć inżynierem, a apte-karka aptekarką. Redliń-ski w Telefrenii poruszatak bardzo dziś aktualnyproblem uzależnieniaczłowieka. Uzależnieniaod telewizji, prasy, Inter-

U rodzony w 1940 roku we wsi Frampol koło Białegostoku,z wykształcenia inżynier i dziennikarz wszedł na trwale

do kanonu polskiej literatury współczesnej. Debiutowałw 1967 roku tomem opowiadań Listy z rabarbaru. JegoKonopielka (1973), podobnie jako w tym samym rokuwydany Awans, stała się najgłośniejszą powieścią polską latsiedemdziesiątych. Sztuki Wcześniak, Jubileusz, Pustakiczy Cud na Greenpoincie zyskały mu popularność wśródpubliczności teatralnej i uznanie krytyki. W latach 1984-1991 przebywałw Nowym Jorku, gdzie, jak sam mówi, „badał kapitalizm metodą obserwacjiuczestniczącej”. Rezultatem tych „badań” były utwory Doloradoi Szczuropolacy. Kolejnym wielkim sukcesem autora stała się wydanaw 1999 roku powieść Krfotok oraz powieść Trasformejszen, czyli jakgolonka z hamburgerem tańcowała (reportaż optymistyczny) (2002).Ta ostatnia wzbudziła wiele dyskusji, trudno by stało się inaczej,Transformejszen to wielka parodia życia i myślenia w III Rzeczpospolitej.

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

EdwardaRedlińskiego ciąg dalszyEdwardaRedlińskiego ciąg dalszy

Page 20: Monitor Polonijny 2007/03

W marcu dni stają się zdecy-dowanie dłuższe. Słońce wscho-dzi coraz wcześniej, zachodzi co-raz później, a niedługo, w zwią-zku ze zmianą czasu zimowegona letni dzień jeszcze bardziejsię wydłuży. Ale co to jest „-dzień”? Według podstawowejdefinicji słownikowej to ‘czas odwschodu do zachodu słońca’.Najczęściej jednak rzeczownikten używany jest w swoim dru-gim znaczeniu – ‘doba’. Mówiącnp. o tym, że marzec liczy 31dni, mamy przecież na myśli za-równo dni w znaczeniu pier-wszym, jak i noce.

Często spotykam się z opi-nią, że sformułowania dzieńdzisiejszy, dzień wczorajszy,dzień jutrzejszy są pewnyminadużyciami. I coś w tym jest,albowiem tę samą treść wyra-żają zwykłe i krótsze (co niejest bez znaczenia) formydziś/dzisiaj, wczoraj i jutro.Formy pierwsze mają zdecydo-wanie urzędowy charakter.Językoznawcy ich nie potępia-ją, albowiem w życiu nie za-wsze dają się zastąpić tymikrótszymi. Oczywiście, uma-wiając się z przyjacielem naspotkanie, nie powiemy mu, że

„spotkamy się w dniu dzisiej-szym”, bo chyba umarłby onze śmiechu albo pomyślał, żespotkanie będzie urzędowei bardzo poważne. Ale gdyrzecz dotyczy oficjalnej infor-macji, to sprawa nie jest już ta-ka oczywista. Przecież sformu-łowania „dzień dzisiejszy upły-nął spokojnie” nie da się za-stąpić „dziś upłynęło spokoj-nie”. Nie da się wymienić jed-nego sformułowania na drugiew utartym zwrocie „żyć dniemdzisiejszym”, ponieważ zmieni-łoby to zupełnie jego znacze-nie. Zgadzam się jednak, że

media nadużywają dnia dzi-siejszego i innych podobnychdni, ważne jest jednak, abyzdawać sobie sprawę, kiedyich można użyć.

Dzień jest przyczyną jesz-cze innego problemu. Otóż ze-tknęłam się, ze stwierdzeniem,że rozpoczynanie zdań od tegorzeczownika przy określaniuczasu jakiegoś wydarzenia, np.W dniu 1 marca…, Dnia 1 mar-ca…, Dzień 1 marca, jest błę-dem, gdyż 1 marca to już okre-ślenie dnia. Otóż w tym wy-padku dodanie rzeczownikadzień pozwala na uniknięcierozpoczynania zdania od licze-bnika pisanego cyfrą. W języ-ku polskim panuje bowiem za-

netu, od nadmiaru in-formacji. Podleganie na-tłokowi informacji roz-bija ludzką osobowość iw przypadku naszegobohatera prowadzi dotego, że nie jest on w sta-nie dostrzec realnychosób, ale każdego, także własnedzieci, obsadza w roli obejrzane-go kiedyś filmu i nazywa nazwis-kiem znanej z ekranu gwiazdy.W tym życiu na niby nie ma prze-łomów moralnych, a rzeczy-wistość, która przestała być real-na, jest ciągiem bzdur i ról odgry-wanych przy poklasku mas. Z du-żą zjadliwością, ale także z właści-wym sobie poczuciem humoruRedliński pokazuje, jak bardzoniebezpiecznym zjawiskiem dlanaszej rzeczywistości jest otocz-ka medialna, która w niedostrze-galny sposób zalewa każdyaspekt naszego życia.

Drugą książką Redlińskiego,którą pragnę polecić, jest zbióropowiadań, wywiadów, felieto-nów, miniatur, zatytułowanyBumtarara. Szkice z wyprawyantyamerykańskiej, wydanyw 2006 roku przez wydawnic-

two „Prószyński i S-ka”.Wszystkie te gatunko-wo różne formy autor-skiej wypowiedzi nieznalazły się w książceprzypadkowo, nie sąwynikiem jakiegoś o-próżniania szuflady biur-

ka, ale świadomym zabiegiem au-tora, który w ten sposób chcenam przekazać dynamiczny, skon-trastowany obraz życia w No-wym Jorku.

Czytelników wcześniejszych„amerykańskich” powieści i opo-wiadań Redlińskiego autor Bum-tarara niewątpliwie zaskoczy.Kontynuując wiele obrazów i wą-tków, znanych nam ze Szczuro-polaków, Dolorada czy Tańco-wały dwa Michały, rozprawia sięwprawdzie z popularnym mitemAmeryki, drwi z jej kultury maso-wej, kultu pieniądza, kpi z pol-skiego getta i na tleAmeryki demaskuje na-sze cwaniactwo, zawiść,malkontenctwo, próżnegesty. O ile w latachdziewięćdziesiątych na-si rodacy w Amerycebyli głównie obiektami

jego negacji i szyderstwa, o tylew Bumtarara kreśli przedewszystkim sylwetki tych, którzydzięki samodyscyplinie, nauce,pracy uciekli z polskiego piekieł-ka i odnieśli sukces. Amerykaz Bumtarara to kraj wolnościi olbrzymich możliwości. Redliń-ski w swej książce daje wyrazswej fascynacji nie tylko nowo-jorskim tempem życia, ale takżewielokulturowością miasta, o któ-rym m.in. pisze: „Kto potrzebujenatury, ładu, spokoju – nie wy-trzyma w tym mieście. Powie: –barbarzyństwo. Chaos. Bezsens.I wyjedzie. Kto za największycud świata uważa człowieka – je-go mózg i kulturę – kto potrze-buje bodźców, aktywności, wy-miany, gry, wyścigu, hazardu –ten nie da rady z tego miasta wy-jechać”.

Obie książki Edwarda Redliń-skiego zaskakują i formą,i autorskimi spostrzeżenia-mi, obie potwierdzają razjeszcze talent ich autora i,tak jak te wcześniejsze,warte są przeczytania.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

W dniu dzisiejszym… OKIENKOJĘZYKOWE

MONITOR POLONIJNY

Page 21: Monitor Polonijny 2007/03

I ponownie jesteśmy na Spiszu.Tym razem będzie o miasteczku,

w którym podczas trwania zastawuspiskiego założono słynnepodolinieckie kolegium pijarskie,nazywane niekiedy przezówczesnych „spiskim Oxfordem”czy „Atenami północy”.

Z tą szkołą było związanych wiele wybit-nych polskich postaci, m.in. Stanisław Ko-narski, Franciszek Karpiński, KsaweryDmowski, a także proboszcz, współtwórcaZakopanego, ks. Józef Stolarczyk. To właś-nie z Podolińca zobaczył on przełęczei szczyty tatrzańskie, których potem był jed-nym z pierwszych zdobywców. Szkoła po-doliniecka zapoczątkowała rozwój kolej-nych szkół pijarskich w Polsce, np. kole-gium pijarskiego w Rzeszowie (dziś to I LOim. Stanisława Konarskiego), które było ko-lebką polskiego szkolnictwa muzycznego.

Sprowadzenie pijarów do Podolińca niebyło przypadkowe. Wiązało się między in-nymi z ruchem kontrreformacyjnym oraz sy-tuacją międzynarodową i polityką wewnę-trzną Węgier i Polski.

Stanisław Lubomirski od początku XVIIwieku czynił starania, mające na celu reka-tolicyzację swojego starostwa. Początkowopróbował osadzić w nim jezuitów, którzy po-przez swoją działalność misyjną mieli przy-wrócić religię katolicką na tym terenie. Kie-dy to się nie udało, Lubomirski wykorzystałsytuację międzynarodową i sprowadził doPodolińca pijarów. W tym czasie żył jeszczeich założyciel, późniejszy święty, Józef Kala-sante, a w 1631 powstały pierwsze wspól-noty pijarów poza terenem Włoch – w Hi-

szpanii i w Mikulowie na Morawach. Lubo-mirski podobno już od roku 1636 wielokrot-nie prosił św. Józefa Kalasantego, aby przy-słał pijarów do Podolińca. Sprawa osadze-nia pijarów w Polsce, mające na celu pomocprzy rekatolicyzacji niektórych części kraju,była w tym czasie negocjowana z założycie-lem zakonu także przez wysłannika polskie-go króla Władysława IV Jerzy Ossoliński.Po tych rozmowach pijarzy przybyli do Pol-ski w roku 1642 i właśnie w tym roku zos-tało założone kolegium pijarów w Podoliń-cu. Przybyli tutaj jednak nie tylko ze wzglę-du na prośbę strony polskiej i osobistą proś-bę założyciela zakonu, ale również pod na-ciskiem wydarzeń politycznych. Wówczasto bowiem na Morawach trwała wojna trzy-dziestoletnia, rozgrywającą się między kato-likami i protestantami. Po stronie tych dru-gich walczyli Szwedzi, którzy zajęli Ołomu-niec i Lipnik, co zmusiło pijarów do opusz-czenia swoich rezydencji, zwłaszcza w Lipni-ku i Mikulowie. Zaproszenie z polskiej stronyprzyszło więc w odpowiednim momencie.

Już podczas aktu założenia nowego ko-legium w Podolińcu obecni byli przedstawi-ciele różnych narodów. Był tu zarównoWłoch P. Joannes Dominicus a s. Cruce-Franchi, pierwszy rektor kolegium, nastę-pnie przedstawiciel kapituły krakowskieji biskupstwa, jak również przedstawiciel ka-pituły spiskiej, który obiecał pijarom wszel-ką pomoc. Ten wielonarodowościowy cha-rakter i wzajemna współpraca były typowedla podolinieckiego kolegium i szkoły aż doXIX wieku. Przełożonymi kolegium do roku1701 byli przedstawiciele różnych narodów.Można wśród nich znaleźć Polaków, Mora-wianina, Włocha, Niemca. Później, aż do pr-zyłączenia Podolińca do prowincji węgier-skiej, funkcje tę pełnili wyłącznie Polacy,zaś po przyłączeniu także Słowacyi Węgrzy.

Kolegium pod względem materialnymwspierali również przedstawiciele różnychnarodowości. Znaczące sumy (600 złotychreńskich rocznie) na jego utrzymanie po-chodziły z dochodów kopalni w Wieliczce,a pani Krásnej Hôrky Anna Monokiová pod-jęła zobowiązanie dostarczania żywnościi raz do roku beczki wina, co realizowanoprzez wiele dziesiątek lat. Pomoc przycho-

21

sada, że nie zaczyna się zdania odcyfr. Dlatego podane wyżej przykłado-we zapisy są prawidłowe. Oczywiścierzeczownik dzień w takich zdaniachmożna opuścić, ale wówczas liczebniknależy pisać słowem. Podobnie jestw innych przypadkach, czyli nie: 12posłów poparło decyzję…, ale: Dwu-nastu posłów poparło decyzję… A je-śli to się nam nie podoba, musimyzmienić cały szyk zdania, aby uniknąćna jego początku podawania liczb.

Zdaję sobie sprawę, że corazczęściej w prasie spotkać można za-pis liczebnika na początku zdania zapomocą cyfr (bo to krócej), ale to nieznaczy, że norma się zmieniła. Choćbyć może wkrótce…

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

Słynne kolegium

pijarskie w Podolińcu

Słynne kolegium

pijarskie w Podolińcu

MARZEC 2007

P O L S K O - S Ł O W A C K I E Z W I Ą Z K I H I S T O R Y C Z N E

Page 22: Monitor Polonijny 2007/03

MONITOR POLONIJNY22

dziła także z kilku polskichoraz węgierskich miast, z Mo-raw i oczywiście z miast, le-żących na terenie Słowacji. Na-wet rody szlacheckie prześci-gały się we wspieraniu pijarów.Wymienia się wśród nich takienazwiska, jak: Erdödy, Görgey,Horváth, Poniatowski, Andrá-ssy, Homonnay, Csáky, Barkóczy, Holló, Re-lovský, Kapy, Berzewiczy, Bercsényi, Klobu-šický oraz Potturnay.

Olbrzymie znaczenie dla polskiej i sło-wackiej kultury oraz duchowości miał fakt,że w Podolińcu znajdował się nowicjat pija-rów. Nowicjusze przybywali tutaj zarównoz Polski (tych było najwięcej), jak i z krajówościennych. Tu przygotowywali się do życiazakonnego i tu składali pierwsze śluby. Stądpóźniej rozjeżdżali się po całej prowincji,aby prowadzić działalność dydaktyczną,wychowawczą, ewentualnie misjonarskączy urzędniczą (w administracji kościelnej).Nabytą w okresie nowicjatu wiedzę i do-świadczenia wykorzystywali podczas całe-go życia. Należy wspomnieć, że właśniew Podolińcu wykształcenie zdobyła znacz-na część polskich pijarów. Oprócz nich prze-bywali tu też nowicjusze innych narodowo-ści. Tylko w latach 1717-1735 nowicjat roz-poczęło 209 nowicjuszy, a w latach 1725-1766 ukończyło go złożeniem ślubów aż427 zakonników!

Po zakończeniu okresu próbnego nowi-cjusze składali śluby – professiones novitio-rum. O każdym takim ślubie dokonywanodokładnego zapisu, podpisanego przez no-wicjusza. Podawano w nim świeckie i klasz-torne imię nowicjusza, jego miejsce urodze-nia oraz diecezję, z której pochodził, dziękiczemu dziś możemy poznać zasięg wpły-wów kolegium i jego dobrej sławy.

W Podolińcu wykładali w przeważającejczęści profesorowie pochodzenia polskiego.Ich portrety wiszą do dziś na zamku lubo-welskim. Od roku 1648 była tam wykłada-na filozofia, a od roku 1651 również retory-ka. Otwarto także osobną klasę arytmetyki.Niektórzy profesorowie cieszyli się takimpowodzeniem wśród studentów, że ci na ichcześć układali wiersze i pieśni pochwalne,które, oprawione, przekazywali swoim mi-strzom. Do dziś zachowały się wiersze

z przełomu XVII i XVIII wieku,poświęcone P. Cyprianowi as. Laurentio, rektorowi kole-gium i literatowi polskiemu,jak również innym profeso-rom. Jeden z nich napisał samStanisław Hieronim Konarski –Stanislaus Hieronymus a s. Lau-rentio, który przybył do Podo-

lińca jako nowicjusz w roku 1715, a później,aż do wyjazdu do Warszawy, pracował jakoprofesor. Swój panegiryk, pochodzącyz 1719 r. napisał na cześć P. Vincentiaa Christo.

Po włączeniu Podolińca do prowincjiwęgierskiej sytuacja w kolegium się zmieni-ła. Mniej nowicjuszy przybywało z Polski,zaś więcej z całego obszaru Węgier.

W skutek laicyzacji szkół, przeprowadzo-nej na podstawie reform Marii Teresy, orazpóźniejszych ingerencji państwa w szkol-nictwo kolegium zaczęło podupadać. W dru-giej połowie XIX wieku szkołę przekształco-no w niższe gimnazjum z 4 klasami (w rokuszkolnym 1874/1875 mia-ła tylko 56 uczniów!). Coprawda przed I wojną świa-tową zyskała ona statusośmioklasowego gimnaz-jum, które w roku szkol-nym 1914/1915 liczyło125 uczniów. Wtedy teżodbyły się tu po długimczasie pierwsze matury,ale, niestety, zarazem os-tatnie. W okresie między-wojennym konkurencja szkółna środkowym Spiszu byładuża, co przyczyniło się do ponownej de-gradacji szkoły do niższego gimnazjum. PoII wojnie szkołę zlikwidowano

Podoliniec to miejsce związane takżez pewnym smutnym wydarzeniem, o któ-rym nie sposób nie wspomnieć. Dnia 13kwietnia 1950 r. komuniści przystąpili dolikwidacji męskich zgromadzeń zakonnychi na terenie podolinieckiego kolegium zało-żyli obóz koncentracyjny dla zakonników.Jego powstanie niemal natychmiast wywo-łało zdecydowany sprzeciw miejscowej lud-ności. Wielu uczestników manifestacjii walk o uwolnienie zakonników po długichśledztwach i krótkich rozprawach skazano

na kilkuletnie pobyty w więzieniach i przy-musową pracę w celu „reedukacji”. Obózkoncentracyjny w Podolińcu, w którym wię-ziono około 700 zakonników, przetrwał dogrudnia 1951 r. W roku 1952, po jego likwi-dacji, ówczesne władze zezwoliły zakonowiredemptorystów na ponowne otwarcie w bu-dynkach kolegium szkoły przyklasztornej.W prowadzonej przez zakonników szkolerzemiosł im. Klemensa Hofbauera (Dwo-rzaka) – zakonnika redemptorysty, prowa-dzącego w latach 1787-1808 m.in. szkołydla ubogiej młodzieży w Warszawie – dodziś uczy się młodzież Spisza (głównie dzie-ci niepełnosprawne).

W zawsze otwartym dla zwiedzającychbudynku dawnego kolegium umieszczonotablicę, opatrzoną datami 1642-1992, oraznastępującą łacińską inskrypcją: Ante an-nos 350 patres Scholarum Piarum in hocaedificio sedem sibi constituerunt schola-moue aperuerunt iuventuti Exordium illefuit maximi momenti in historia cultus hu-manitatisque in Polonia regnisque Montium

Carpathorum Huius anni-versarii cum consensu fra-ternitatis reminiscuntur so-dalitates exalumnorum na-tu maiorum in Polonia,Slovachia et Hungari.[tłum. „Przed 350 latyOjcowie Pijarzy ustanowiliw tym budynku swoją sie-dzibę i otworzyli szkołę dlamłodzieży. Takie były po-czątki doniosłego w historiirozwoju szlachetnego wy-chowania w górach Karpa-

tach pod panowaniem Polski. Pamięć tejrocznicy w braterskiej zgodzie przywołujązaprzyjaźnieni wychowankowie rodemz Polski, Słowacji i Węgier.”]

Z powyższego krótkiego przeglądu histo-rii kolegium pijarskiego w Podolińcu wynikana pewno, że przyciągało ono i kształciłostudentów wielu narodowości i że jegowpływ na poziom edukacji oraz kulturę eu-ropejską, zwłaszcza małopolską i słowacką,jest trudny do przecenienia. A z jego ponad-narodowej działalności i współpracy mogąbrać przykład Ci, którym leży na sercu jed-nocząca się Europa.

ANDREA CUPAL BARICOVÁ

Stanisław Lubomirski

Stanisław Konarski

Page 23: Monitor Polonijny 2007/03

23

Medal nie jest przypadkiem.Droga do niego rozpoczęła się dlanas obiecująco. Nasi szczypiorni-ści odnieśli kilka spektakularnychsukcesów. Przed mistrzostwamiświata nasza reprezentacja w piłceręcznej pokonała m.in. 3. drużynęEuropy, Danię 31 : 26! Nasi zwy-ciężyli w turnieju piłkarzy rę-cznych Lauritz Knudsen Cup.Sukces cieszy, ponieważ Duńczy-cy to trzykrotni brązowi medaliścimistrzostw Europy. Na trzecimmiejscu ukończyli również ostat-nie ME w 2006 roku. Grający w naj-silniejszym składzie gospodarzeturnieju byli tylko... tłem dla świet-nie dysponowanych Polaków.

W rozpoczętych 20 styczniamistrzostwach świata w piłce rę-cznej Polska grała w grupie C.Towarzyszył im doping kilku ty-sięcy polskich kibiców, którzy sta-rali się dostać na oblegane trybu-ny. W rundzie podstawowej na-szymi najgroźniejszymi rywalamiw grupie byli gospodarze mi-

strzostw – Niemcy, których nasipokonali 27 : 25. Później pokonaliBrazylijczyków 31 : 23, a na ko-niec rozgromili Argentyńczyków 29 : 15! Dalej było podobnie,w ćwierćfinałach biało-czerwonipokonali Rosjan 28 : 27, w pół-finałach Duńczyków 36 : 33. W fi-nale trafiliśmy na gospodarzy mis-trzostw. Niemcy grali ostro i pozaciętym meczu pokonali naszych29 : 24. Mamy wicemistrzostwoi potwierdzenie klasy naszychszczypiornistów.

Przed wyjazdem na mistrzo-stwa mało kto wierzył, że nasi od-niosą sukces. Szansę jednak mieli-śmy. Trzeba bowiem przypom-nieć, że 9 naszych zawodnikówgra na co dzień w silnych klubachniemieckich, a sam trener repre-zentacji Bogdan Wenta grał w re-prezentacji Polski i Niemiec (z tąostatnią na olimpiadzie w Syd-ney)! Wyjście z grupy to głównycel, jaki Polski Związek PiłkiRęcznej postawił przed polską re-prezentacją. Za to zawodnicy mie-li dostać do podziału... 150 tysięcyzłotych. Kolejny cel to zajęciemiejsca w pierwszej siódemce,gwarantującego udział w turniejukwalifikacyjnym do igrzysk olim-pijskich w Pekinie. Działaczesportowi nie zakładali jednak ta-kiego sukcesu...

Podsumowując mistrzostwa,mówiono, że „naszym sukcesemjest również to, że o Polsce będziesię mówić jak o przeciwniku,a nie jak o chłopcu do bicia”. Po fi-nale padło też stwierdzenie, żenajwiększym problemem byłakondycja psychiczna naszych za-wodników, co było przyczyną te-go, że czasami grali dobrze, a cza-sami popełniali zbyt dużo błędów.Cóż, trudno się dziwić – moglibyć pod presją, skoro hala wype-łniona była po brzegi kibicamiprzeciwników. O nietaktownymzachowaniu niemieckich kibi-ców świadczyć może fakt, żewygwizdali oni obecnego nameczu polskiego prezydentaLecha Kaczyńskiego. Równieżsędziowie łaskawym okiem pa-trzyli na gospodarzy...

Ale mamy srebro! I poprawili-śmy się, ponieważ nasz dotych-czasowy największy sukces totrzecie miejsce i brązowy medalna mistrzostwach w roku 1982.Teraz pokazaliśmy światu siłę na-szej drużyny i przeżyliśmy emo-cjonujące chwile. I to jest najważ-niejsze! ANDRZEJ KALINOWSKI

MARZEC 2007

Polskie srebrow szczypiorniaku!Polskie srebrow szczypiorniaku!

I nie chodzi tu bynajmniej o zawody w jedzeniu, pojawiającego sięw rubryce Majki Kadleček.... szczypiorku. Szczypiorniak to

rodzima polska nazwa... piłki ręcznej! Nazwa pochodzi od obozuw Szczypiornie koło Kalisza, gdzie w czasie I wojny światowejNiemcy internowali żołnierzy Legionów Polskich, którzy odmówilizłożenia przysięgi na wierność cesarzowi niemieckiemu. Tam poznalioni grę, która rozpoczęła polską przygodę z piłką ręczną.

Page 24: Monitor Polonijny 2007/03

1 – 23 marca – Bańska Bystrzyca, Štátnavedecká knižnica, Lazovná 9Wyspiański na scenachWystawa plakatów z przedstawieńteatralnych Stanisława Wyspiańskiegoz kolekcji Dydo Poster Gallery w Krakowie

8 marca – Holicz, Dom KulturyOtwarcie wystawy Ślady. ObywateleWarszawy 1899-1944. Fotografie ro-dzinne. Wystawę przygotowała BibliotekaPubliczna m.st. Warszawy i BibliotekaGłówna Województwa Mazowieckiego.

9 marca – godz. 20.00 – Bratysława, A4, Nám. SNP 12Premiera inscenizacji sztuki teatralnejMichała Walczaka Piaskownica,tłumaczenie i reżyseria: Ján Štrbák,dramaturgia i produkcja: SvetlanaWaradzinová, scenografia: Ján Kocman,obsada aktorska: Lucia Lapišáková, MartinHronský

14 marca – godz. 17.00 – Bratysława, Instytut Pol-ski – czytelnia, Nám. SNP 13Ciąg dalszy cyklu Polska klasyka filmowaEroica (1957), reżyseria Andrzej MunkJedno z czołowych osiągnięć „szkoły polskiej“,będące swoistym rozrachunkiem z mitologizowaniemwojennej przeszłości. Film składa się z dwóch luźnoze sobą związanych tematycznie nowel. Częśćpierwsza opowiada o warszawskim cwaniakuDzidziusiu, który przypadkowo wciągniętyw powstanie warszawskie zdobywa się na czynbohaterski, choć właściwie niepotrzebny. Akcjadrugiej noweli rozgrywa się w niemieckim oflagu i poraz pierwszy w historii polskiej kinematografiiprzedstawia życie polskich oficerów w oboziejenieckim w czasie ostatniej wojny. Do legendyurasta tu ucieczka por. Zawistowskiego. Tylkonajbardziej wtajemniczeni wiedzą, że cały czas jeston w obozie – ukryty w przewodzie wentylacyjnym.Mimo starań i opieki kolegów bohater umiera –z zimna i samotności. A wszystko po to, byzachować legendę, która podtrzymywała na duchuwszystkich uwięzionych w obozie żołnierzy.

MONITOR POLONIJNY24

Witajcie w Anglii!Ten artykuł powstał

dzięki szczęściu moje-go ojca, który w kon-kursie „Monitora Po-lonijnego” wygrał bi-lety dla dwóch osóbdo Londynu.

Mam na imię Robert,a wycieczka do Angliibyła prezentem, któryotrzymałem od ojcaTadeusza Sendera za

zdobycie tytułu magistra sztuk pięk-nych. Zadzwoniłem do kolegów zestudiów i okazało się, że około dwu-dziestu z nich chciało tam pojechać zemną! W końcu pojechaliśmy w trójkę– Danka, Maciek i ja. Podróż autoka-rem była dość męcząca, ale gdy pły-nęliśmy promem przez kanał LaManche o wszystkich niedogodnoś-ciach zapomnieliśmy – rozkoszowali-śmy się widokiem morza, białych skał,Dover, pociągiem i Hastings. Tam nanas czekali koledzy, którzy znaleźli dlanas ładny pokój w centrum. Hastingsto ładne, stare portowe miasteczko. Tumieszkaliśmy półtora miesiąca. Tro-chę pracowaliśmy, kąpaliśmy sięw morzu, opalaliśmy na plaży, chodzi-liśmy na ryby i imprezy. Potem miesz-kaliśmy jeszcze w trzech innych mias-tach – Brighton, Eastbourne, a na ko-niec w Londynie. W każdym z nich by-ło co oglądać i zwiedzać. Poznaliśmyróżnych ludzi. Najbliższe kontakty na-wiązaliśmy z Polakami, którzy nambardzo pomagali. Zapoznaliśmy się teżz Hindusami, Estończykami, Litwina-mi, Czechami, Węgrami. W Anglii naj-częściej mówiłem po polsku, nie dla-tego, że chciałem, ale dlatego, że musi-ałem. W sklepie, na plaży, w barze, naulicy, wszędzie słyszałem: „Cześć! Jakleci?”. Ktoś, kto chce się dobrze nau-czyć mówić po polsku, niech wyje-dzie do Anglii!

Dziękuję więc mojemu ojcu zaświetny prezent, a redakcji „MonitoraPolonijnego” za good trip. Bye.

ROBERT SENDER

Szanowni Czytelnicy „Monitora“, Członkowie i Przyjaciele Klubu Polskiego na Słowacji!Pragnę poinformować Państwa, że Klub Polski został zarejestrowany jako organizacja,

na którą możecie Państwo przekazać 2 % z podatków. Możliwość przekazywania częściswoich podatków istnieje na Słowacji od kilku lat, jednakże na Klub Polski od tego roku,czyli po rejestracji podatkowej na rok 2007. Jak zapewne Państwo wiecie, Klub Polski nieotrzymuje środków finansowych na działalność, ale na poszczególne projekty, które i taknie pokrywają całości wydatków z nimi związanymi.

W tym roku na przedstawione przez nas projekty otrzymamy prawdopodobnie tylkookoło 50 % środków finansowych, potrzebnych na ich realizację. Podobne dofinansowanieotrzymają pozostałe mniejszości narodowe. Nasza działalność jest widoczna nie tylkodzięki wsparciu Ministerstwa Kultury Republiki Słowackiej, ale też dzięki pomocyAmbasady Polskiej, Wydziału Konsularnego, Stowarzyszenia „Wspólnota Polska“, główniejednak dzięki wielkiemu zaangażowaniu aktywnych działaczy i członków Klubu na tereniecałej Słowacji. Wierzymy, że możliwość przekazania 2 % z naszych podatków na rzeczKlubu Polskiego pomoże w realizacji jego działań.

Poniżej podajemy dane, dotyczące zarejestrowanego Klubu Polskiego na Słowacji: registračne čislo: 7651, r. 2006, nazov: Poľsky klub, ičo: 30807620, adresa: Nam. SNP

27, mesto: Bratislava, psc: 814 99, učet: 2666040059, Tatra banka a.s. kod banky: 1100pob. Bratislava.

Kompletne informacje o zarejestrowanych na rok 2007 organizacjach (w tym KlubuPolskiego nr 7651) znajdują się na stronie internetowej: www.rozhodni.sk.

Zachęcamy wszystkich do wykorzystania tej możliwości wsparcia Klubu, gdyżw naszym przypadku taka okazja zdarza się po raz pierwszy, ale może i niestety po razostatni ze względu na tendencje zmierzające do likwidacji możliwości samodzielnegodecydowania o przeznaczeniu 2 % podatków. Chcemy wierzyć jednak, że w zgodziez zapowiedziami możliwość taka, dotyczącą wspierania działalności kulturalnej, będziei w latach następnych.

Z uszanowaniem i pozdrowieniamiTadeusz Z. Błoński

Prezes Klubu Polskiego na Słowacji

I N S T Y T U T P O L S K I W B R A T Y S Ł A

• O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z

Page 25: Monitor Polonijny 2007/03

25

Instytut Polski w Bratysławie wraz z Katedrą Filologii Słowiańskich UniwersytetuKomeńskiego planują w dniach 12-13 maja 2007 r. roku przeprowadzenie przez polskąkomisję egzaminów poświadczających znajomość języka polskiego jako obcego napoziomach: podstawowym, średnim ogólnym i zaawansowanym. Do egzaminów mogąprzystąpić osoby powyżej 16 roku życia, będące cudzoziemcami lub Polakami na stałezamieszkałymi za granicą. Szczegółowe informacje (w tym przykładowe testy) możnaznaleźć na stronach internetowych Państwowej Komisji Poświadczania Znajomości JęzykaPolskiego jako Obcego: www.buwiwm.edu.pl/certyfikacja Wszelkie pytania dotycząceuzyskiwania certyfikatów można kierować pod adresami internetowymi Komisji:[email protected] i dr Marii Magdaleny Nowakowskiej: [email protected] (tel.0908 169 743). Chętni mogą zgłaszać się już teraz do dr M. M. Nowakowskiej lub dosekretariatu Instytutu (tel. 02/20655513, e-mail: [email protected]). Przypominamy, żecertyfikat jest jedynym urzędowym dokumentem potwierdzającym znajomość językapolskiego jako obcego i jest uznawany w krajach Unii Europejskiej (i nie tylko).

Szkoła Polska w Bratysławieposzukuje nauczycieli:

- nauczania początkowego,- języka polskiego (do LO), - geografii i historii.

Zainteresowani powinni posiadać dy-plom ukończenia ww. kierunku

nauczania polskiej szkoły wyższej. CVprosimy wysyłać do końca kwietnia pod

adresem: [email protected] lubSzkoła Polska przy Ambasadzie RP,Hummelova 4, 81 491 Bratislava.

14 marca – godz. 18.00 – BańskaBystrzyca, Aula FiF UMBProjekcja filmu Jestem (2005),Scenariusz i reżyseria DorotaKędzierzawskaWe współpracy z polonistyką UMBw Bańskiej Bystrzycy

15, 16 marca – godz. 19.00 –Bratysława, sala koncertowa FilharmoniiSłowackiejKoncert Piotra Palecznego (fortepian)i orkiestry Filharmonii Słowackiej poddyrekcją Vladimíra Válka

20 marca – godz.16.00 – LiptowskiMikulasz, Dom Fotografii, Tranovského 3Otwarcie wystawy fotografii TomaszaGudzowatego pod nazwą ShipwreckersEkspozycja przygotowana wewspółpracy z Gallery Yoursw Warszawie

21 marca – godz. 18.00 – BratysławaŚrodkowoeuropejski Dom Fotografii,Prepoštská 4Otwarcie wystawy fotografii Zbigniewa LiberyPozytywy z udziałem autoraEkspozycja przygotowana we współpracyz Galerią Atlas Sztuki w Łodzi Zbigniew Libera (ur. 1959 r. w Pabia-nicach) należy do najciekawszychartystów polskich pokoleniadebiutującego w latachdziewięćdziesiątych; tworzy obiekty,instalacje, realizacje wideo, posługuje sięfotografią, malarstwem, jest autoremdziałań multimedialnych. Należy doczołowych przedstawicieli nurtu sztukiciała i sztuki krytycznej.

25 marca – godz.10.30 – Bratysława,Slovenský rozhlas – studio koncertoweKoncert polskiego organisty WacławaGolonki w ramach cyklu Koncertyorganowe pod Piramidą

26 marca – 1 kwietnia – Bratysława, Wydział Filmowyi Telewizyjny VŠMUPrzegląd etiud studenckich szkoły filmowej w Łodzi(PWSTFiT) - The Polish National Film School in Lodz:Then and Now w ramach festiwalu filmowego Febiofest

26 marca – 1 kwietnia – Bratysława,Kino „Tatra”Retrospektywny przegląd filmów, nakręconych wg scenariuszy Krzysztofa Piesiewicza, w ramach festiwalu filmowego FebiofestW programie: Cisza, (2001) Michała Rosy, Piekło (L’enfer,2005) Danisa Tanovica, Niebo (Heaven, 2002) TomaTykvera i filmy Krzysztofa Kieślowskiego: Krótki filmo miłości, (1988), Krótki film o zabijaniu, (1987), Bez końca, (1984)

28 marca – godz. 18.00– Bratysława, Wielki Kościół Ewangelicki Wykonanie Pasji wg św. Mateusza Johanna Sebastiana Bachapod dyrekcją prof. Jána Valacha z udziałem polskiej sopranistkiAnny Mikołajczyk oraz solistów z Holandii, Belgii i Słowenii,chóru Chorus Alea i orkiestry Cappella Istropolitana

Grodziski Chór Bogoryaw Turčianskich Teplicach

Na zaproszenie obchodzącego jubileusz25-lecia chóru Cantus Cantilena AkademiiPedagogicznej w Turčianskich Teplicach, przy-jedzie na Słowację Grodziski Chór Bogoryaz Grodziska Mazowieckiego. Chór ten jest lau-reatem ponad dwudziestu konkursów chóral-nych, w tym czterech międzynarodowych. Donajwiększych jego osiągnięć można zaliczyćZłoty Dyplom na V MiędzynarodowymKonkursie im. R. Schumanna w Zwickau(Niemcy 2006) oraz 1. miejsce na II Warsza-wskim Międzynarodowym Konkursie Chóral-nym (2006), a także nagranie płyty z MsząKoronacyjną Mozarta. Koncert jubileuszowyodbędzie się w piątek 16 marca 2007 r.,o godz. 18.00 w sali Centrum Kultury w Tur-čianskich Teplicach. Wystąpią w nim chóryCantus Cantilena pod dyr. Jána Leporisa orazGrodziski Chór Bogorya pod dyr. MarcinaŁukasza Mazura. Zapraszamy!

(red.)

Pani Marii Jabłońskiej z Sencażyczymy wszystkiego najlepszegoz okazji 85. urodzin!

Redakcja oraz Klub Polski

MARZEC 2007

W I E P R O G R A M – M A R Z E C 2 0 0 7 – N I E K T Ó R E P R O P O Z Y C J E

E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A

U W A G A C Z Y T E L N I C Y ! Przypominamy o prenumeracie

naszego czasopisma na rok 2007.Koszty roczne prenumeraty wynoszą

300 Sk. (emeryci, renciści, studenci – 250 Sk). Wpłat należy

dokonywać w Tatra banku (nr konta2666040059, nr banku 1100), a następnie zgłosić to na adres

e-mail: [email protected] lubposłać SMS pod nr tel. 0907 139 041i podać adres, pod który „Monitor” ma

być przesyłany.

• Ż Y C Z E N I A • Ż Y C Z E N I A •

Page 26: Monitor Polonijny 2007/03

26

Najhoršie na dovolenkách súpre mňa presuny a najmä tie mno-hohodinové. Teraz som myslela,že to bude ešte náročnejšie najmäpreto, že som zo sebou brala ajsvojho terajšieho psíka vo výcviku.Čakala nás desaťhodinová cestavlakom do Varšavy a odtiaľ vlakomďalšie štyri hodiny do Poznane. Podvoch dňoch ďalší trojhodinovýpresun do Szczecina a až tam párdní strávených na jednom mieste.Musím povedať, že to cestovaniesme napriek mojej obave zvládlivýborne. Psíča to zvládalo vari eštelepšie ako ja - bola pokojná, uložilasa spať, kde a ako sa dalo, trpezlivoznášala tlačenicu vo vlakoch aj ho-rúce počasie. A vôbec nereptala,čo sa o mne nedá povedať. Sprá-vala sa naozaj vzorovo a musím po-vedať, že určite aj pre jej pokojnúa milú povahu sme nikde nemaliproblémy so vstupom alebo poby-tom - ochotne nás púšťali do hote-lov, reštaurácií aj historických pa-miatok. Mnoho ľudí registrovalo,že ide o vodiaceho psa, ktorý po-máha nevidiacim, v čom vidím ob-rovskú zásluhu poznanskej výcvi-kovej organizácie, ktorá intenzív-ne pracuje na šírení povedomiao vodiacich psoch v celom Poľsku.

Za desať dní sme stihli urobiťveľa práce. Navštívili sme všet-kých vychovávateľov a pomohlasom z ohodnotením povahymladých psíkov a ich vhodnostipre prácu vodiaceho psa. Každýdeň sme so psami cvičili. Napráci s mojím psíkom, ktorý bolpráve na začiatku tréningu, saučila nová poľská trénerka a po-

tom sme pracovali s jej psom,s ktorým tiež iba začínala. Bolasom veľmi rada, že som videlapracovať Arga - slovenskéhopsa, ktorého si u nás vybralipoľskí kolegovia vďaka jeho vý-bornej povahe a tiež vzrastu,ktorým sa hodí k jednému z ichklientov. Argo pokračoval v tré-ningu v Poľsku veľmi dobre. Užvýborne reagoval na poľské po-vely - podľa jeho cvičiteľa Pa-wla, Argovi trvalo asi tri týždne,kým sa naučil novú reč. Dodvoch dní v závere môjho po-bytu sme ešte vtesnali rýchlo-kurz práce s klientom, kde poľ-skí tréneri mohli pochytiť as-poň základy, ako správne viesťinštruktáž nevidiaceho aleboslabozrakého klienta so psom.

Okrem práce sme však stíhali ajklasické dovolenkové povinnosti.Zoznámila som sa s krásnymi mes-tami, ich pamiatkami a múzeami.Najväčším zážitkom však bol výletk Severnému moru. Poprechádzalisme sa niekoľkými malebnými prí-morskými mestečkami. Urobilisme si peší výlet po piesčitom bo-rovicovom lese, aký máme u násna Záhorí, len s tým rozdielom, žespoza stromov tohto poľského le-sa bolo neustále počuť hukot prí-boja. Samozrejme, vyšli sme aj napláž. Žiaľ, nekonalo sa kúpanie aninás, ani našich psíkov, pretoževďaka nádhernému počasiu bolipláže preplnené ľuďmi. Atmosférapri Severnom mori bola úplne iná,než akú zväčša poznáme od juž-ných morí. Iná vôňa, iné, tmavšiefarby a hlavne netradičná flóra -nijaké palmy, ale borovice. Samo-zrejme, ako správni návštevnícisme si v prímorskej oblasti dali naobed ryby, ktoré priamo predvami vyprážajú alebo údia. Pešiazóna vo väčšom meste Miezyzdro-je nezaprela poľský charaktertrhoviska, kde sa dalo kúpiť všetkood suvenírov cez oblečenie a hrač-ky až po domáce potreby. Na tejtopešej zóne majú hviezdny chod-ník ako v New Yorku, kde sú od-tlačky rúk najslávnejších poľskýchhviezd. V jednom z tunajších lu-xusných hotelov sa konáva najväč-ší poľský filmový festival. Plávaniev mori sme si neužili, ale vynahra-dili sme si to späť v Szczecine, kdesme chodili k jednému z počet-ných jazier. Po pracovnom dni ta-kéto uvoľnenie dobre padlo námaj našim psíkom, ktoré ukázali, žeje v nich niečo z vodných psov.

Desať dní plných programuubehlo veľmi rýchlo. Bol to časstrávený príjemne aj užitočne prepoľských kolegov aj pre mňa.Znova sme mali možnosť navzá-jom sa vzdelávať a vymeniť si skú-senosti. Už sa teším na ďalšie také-to pracovné dovolenky.

Leto v PoľskuV lete má človek vždy snahu dostať sa niekam preč z domu - na výlet,

na dovolenku, prosto zmeniť prostredie. Mne sa to tentoraz podarilona desať dní a nasmerované som to mala k našim severným susedom.Cesta bola, samozrejme, čiastočne pracovná, jej zmyslom bolo ďalejpomáhať organizácii cvičiacej vodiace psy v Poznani, ale letné obdobiemalo za následok aj voľno, relax a spoznávanie nových miest.

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

IVANA BALÁŽOVÁpravidelne publikuje v časopise

pre nevidiacich Vodiaci pes

MONITOR POLONIJNY

Page 27: Monitor Polonijny 2007/03

27

Jeżeli masz wolne popołudnie, spędzasz je najczęściej:na czytaniuprzy komputerze albo na oglądaniu telewizjina zabawie w domu albo na dworze, malowaniu, grach, tańcu, śpiewie

Jeżeli rodzice proponują Ci wspólny spacer albo wycieczkę:

odpowiadasz im: „Nie mogę, mam dużoobowiązków” nawet nie odrywasz wzroku od komputera czy telewizji, a oni sami rozumiejąidziesz z nimi, ciesząc się, że będziecie cały dzień razem

Zapraszasz na urodziny przyjaciół, abyście mogli wspólnie:oglądać najnowszy film na DVD, zajadając smakołykipograć w supergrę na komputerzewymyślić jakąś zabawę, konkurs, spacer z różnymi zadaniami do rozwiązania

2-3 odpowiedzi Podchodzisz do swojego życia dość pasywnie (to znaczy– nieaktywnie). Spróbuj się trochę rozejrzeć dokoła,może ktoś potrzebuje twojej pomocy albo chciałby sięz Tobą pobawić, pospacerować, porozmawiać...

2-3 odpowiedzi Żyjesz intensywnie w rzeczywistości wirtualnej – fajnie,ale nie dostrzegasz, jak ciekawy, ba, fascynujący jestświat, który Cię otacza. Wyłącz więc na tydzieńkomputer, telewizor, DVD, MP3 i zasmakuj swobody, jakąda Ci przeżywanie tu i teraz, obserwowanie ludzi,zabawa, rozmowa...

2-3 odpowiedzi Jesteś osobą twórczą, która nie potrafi nudzić sięzarówno sama ze sobą, jak i z przyjaciółmi – podobnonudzą się tylko osoby mało inteligentne (ha! ha!).Trzymamy za Ciebie kciuki i życzymy Ci, aby światTwojej fantazji się rozwijał. Zaproś do niego dzieci, które żyją tylko w rzeczywistości wirtualnej.

C

B

A

CBA

C

B

A

CBA

W tym numerze zachęcam Was do lektury mojej ulubionejformy poezji – haiku. Haiku to krótki japoński wiersz,

opisujący wrażenia z danej chwili – jest impresją słowną.Najczęściej ma stałą liczbę sylab w wierszu:

5-7-5 albo 3-5-3. Przedstawiam Wam swoje ulubione haiku w tłumaczeniu naszego

noblisty – Czesława Miłosza.

Jeże l i ten, na którego czekamPrzy jdz ie teraz – co zrobię?

Dz iś rano ogród w śnieguTak ładny bez ś ladu kroków( Izumi Sz ik iba , 947-1034)

Opadły kwiatWróci ł na gałąź?To był moty l(Mor i take , 1472-1548)

K Ą C I K C Z Y T E L N I C Z Y

Dla 10-latków i nie tylkoMasz telewizor? Masz komputer? Masz MP3? Masz DVD?Głupie pytania? No pewnie, że mam! – odpowiadasz.Zróbmy dziś sobie zabawę, której celem będzie sprawdzenie, czy jesteśmy panami swojego czasu, czy też zawładnęła nami rzeczywistość wirtualna?

stronę redaguje MaonLUTY 2007MARZEC 2007

Page 28: Monitor Polonijny 2007/03

Proszę sobie jednak wyob-razić, że jakieś koty wybrałysobie akurat Państwa balkonczy ogród jako swoje kociepole walki. Taka sytuacja do-tyczy, niestety, właśnie mnie.Ponieważ nie posiadam żad-nego kota, więc mój ogród totaka kocia ,,ziemia niczyja“,czyli teren do zdobycia. Po-między okolicznymi kotami,niczym między murzyńskimi

gangami w Bronksie, prze-biega swoista walka o wpły-wy, czyli o możliwość nie-ograniczonego niczym, a prze-de wszystkim żadnym innymkocurem korzystania z płotudo leżenia, z myszy do łapa-nia i z ziemi do siusiania... namojej działce (niestety). Dlakocurów jest to chyba bar-dzo atrakcyjna perspektywa,bo biją się zaciekle i głośno!I co mam robić? Chyba będęmusiała zainwestować i ku-pić sobie jakiegoś małegokotka, z którego wyrośnie ko-ci tygrys – pogromca innychmiauczących stworzeń. Tojednak przyszłość. Na raziemuszą wystarczyć kociejęzyczki. Chociaż w ten spo-sób mogę umilić sobie wie-czory i noce, pełne głośnegomiauczenia!

ZA MIESIĄC: WIELKANOCNY PASZTET, ALE NIE Z ZAJĄCA MAJKA KADLEČEK

Z czym kojarzy się Państwu marzec? Mnie z kotami. I nie chodzi mi o szare bazie na wierzbie, ani o kłębki

kurzu, zwane potocznie kotami (oj, zbliżają się wiosenneporządki!). Ale chodzi mi o takie prawdziwe futrzaki, z krwii kości. O takie, które miauczą pod oknami w nocy. Miauczą,mruczą i czasami strasznie się biją. Nic w tym dziwnego,bowiem koty właśnie teraz marcują. Podejrzewam, żeodgłosy, wydawane przez nie, mogą być przyjemne tylko dlawyjątkowych miłośników tych futerkowych stworzeń, zaś dlapozostałych to czasami... prawdziwy nocny koszmar.

SKŁADNIKI:• 15 dag masła • 15 dag cukru• 15 dag mąki, • 5 białek• cukier wanilinowy• 15 dag czekolady albo gotowej

polewy czekoladowej

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIAMiękkie masło utrzeć z cukrem i cukremwanilinowym. Białka z jajek ubić na sztywnąpianę i dodawać stopniowo, na przemian z mąką,do masy maślanej. Miksować delikatnie, ażmasa będzie gładka i puszysta. Ciastowyciskać za pomocą szprycy albołyżeczki na blachę, wyłożonąpergaminem – powinno mieć kształtpasków, trochę szerszych z jednejstrony. Piec w piekarniku, nagrzanymdo 220°C, przez 7-10 min.Ciasteczka powinny zbrązowiećtylko na brzegach.Czekoladę rozpuścić na parze, ew.gotową polewę czekoladowąprzygotować wg przepisu naopakowaniu. Wystudzone kociejęzyczki maczać do ok. 1/3 długościw czekoladzie.

I gotowe!

KOCIE JĘZYCZKI

ZA MIESIĄC: WIELKANOCNY PASZTET, ALE NIE Z ZAJĄCA MAJKA KADLEČEK