"Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

20

description

 

Transcript of "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Page 1: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58
Page 2: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58
Page 3: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

W numerzeChceuratowaćżycie

Gdyprosta droga zmienia sięwlabirynt

Wgąszczu oczekiwań

Eurazjatycka układanka –pocokomuKrym?

Ariadna

Nowa dziesiątka

Dotąd doszliśmy

(Nie)wdzięczna rola organizatora

Zagubieniwsieci

Siedemdrzwiwlabiryncie

Obcyświat

Kiedy byłam dzieckiem… byłam? Nie, ciąglejestem. Kiedy byłam mała… też nie, bo nadaljestem  :) Może tak: kiedy miałam tyle lat, co„Podaj Dalej” dziś, a nawet mniej , to ła-migłówki typu: wyprowadź bezpieczniekotka z labiryntu lub znajdź drogę do skarbu,budziły moje wielkie zainteresowanie. O tak!To było coś… ale z biegiem lat, te linierysowane na papierze zaczęły przybieraćcoraz bardziej realne kształty i rozmiary.Cóż, życie, chciałoby się rzec. Tak, ale życienie polega na wyprowadzeniu zwierzątkaz labiryntu, na który mamy widok z góry,więc możemy go wzrokiem przemierzyć i jużpo chwili wiadomo, którędy iść. Życie to po-ruszanie się po labiryncie z mnóstwem ście-żek, wyborów… Jednak nie mamy oglądu nacałość. Czasem zabrniemy w ślepą uliczkęi zagubimy się, czasem próbujemy przebićgłową mur, ale jak wiadomo tego nie da sięzrobić. Przed problemami nie da się uciec,choć próbować można, ale lepiej stawić imczoła kiedy są jeszcze niewielkie, bo jeśliim pozwolimy, to nabiorą monstrualnychrozmiarów.Ten numer jest wyjątkowy z jeszcze innegopowodu. 10 lat temu w głowie dwóch jezuitówpojawił się pomysł wydawania gazety. Swąmyślą podzielili się z innymi i tak powstało„Podaj Dalej”. Przez lata nad kształtem pismapracowało wielu ludzi. Droga, jaką prze-mierzyliśmy wspólnie, jest już dość długa,ale jeszcze się nie kończy. I za to w tymmiejscu pragnę Wam podziękować, bogdyby nie Wy, nas by nie było.

Paul ina Małkowska

4–5

6

7

8

9

1 0–1 1

1 2

1 3

1 4–1 5

1 6–1 7

1 8

Podaj DalejOkazjonalnik Akademicki

ISSN 1 732-9000

nr 58 LABIRYNT, marzec 201 4

Duszpasterstwo Akademickie oo. Jezuitów

ul. Piekary 24, 87-1 00 Toruń, tel. (56) 655 48 62 wew. 25

www.da.umk.pl

www.podaj-dalej.info

[email protected]

Paulina Małkowska

o. Krzysztof Dorosz SJ

Jolanta Ronowska

Paulina Buczek, Jolanta Ronowska, Angelika Jasiulewicz, Maria WieczorekMałgorzata Fronckiewicz, Patryk Pojawa

Małgorzata Fronckiewicz

Ewa Balczerowska, Magdalena Jóźwiak, Agnieszka Kijak, Krystian

Koszołko, Katarzyna Kowalewska, Emilia Kuchta, Paweł Lubrański,

Karolina Matuszewska, Justyna Nymka, Marcin Ogiński, Milena

Strehlau, Malwina Wojdała

www.podaj-dalej.info/reklama

[email protected]

O ile nie zaznaczono inaczej, publikowane materiały objęte są

licencją creative commons uznanie autorstwa niekomercyjne 3.0

http://creativecommons.org/licenses/by-nc/3.0

[wydawca]

[www]

[e-mail]

[red. nacz.]

[opiekun]

[sekretarz]

[korekta]

[DTP]

[foto]

[stała współpraca]

[reklama]

[l icencja]

1 0 lat minęło

Page 4: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Emil ia Kuchta

Kacper Thaddey to zwykły chło-pak, student II roku bezpieczeń-stwa wewnętrznego, z wielomapasjami i marzeniami. Jednymz nich jest pomoc drugiemu czło-wiekowi. Ostatnio stwierdził, żechce uratować komuś życie i odrazu zaczął to realizować. 11 kwiet-nia wybiera się w podróż do Wa-tykanu, by przez 16 dni, jadącrowerem, modlić się i informo-wać ludzi, że ktoś inny potrze-buje pomocy.O akcji „Thaddey rowerem do Wa-tykanu – charytatywnie” z KacpremThaddey'em rozmawia EmiliaKuchta.

E.K.: 1 1 kwietnia, czyli data Twojego wy-jazdu z Bydgoszczy do Watykanu, zbliżasię nieubłaganie. Jak przygotowujesz siędo podróży?K.T.: Przygotowanie składa się z dwóchetapów: treningów i logistyki. Co-dziennie jeżdżę na rowerze – jako żemieszkam w Bydgoszczy, dojeżdżamrowerem do Torunia, pokonując łącznie80 km dziennie. Co drugi dzień biegamjakieś 12-15 kilometrów, chodzę na ba-sen. Wykonuję też treningi typowo wy-dolnościowe z indywidualnym trenerem.Cały czas staram się też być w ruchu.Tenis, piłka nożna – to coś, co robię, bolubię, ale niekoniecznie pod kątem tegowyjazdu. Od dwóch miesięcy przygoto-wuję się już natomiast do samego wy-jazdu: dieta, odżywki i treningispecjalistyczne. Nie ma odpuszczania.Przygotowanie logistyczne stanowi narazie spory problem. Jeśli dostanę dodyspozycji samochód, to mam kierowcęw postaci mojego ojca. Ale na chwilęobecną samochodu jeszcze nie ma. Pew-ne kroki są w tym kierunku poczynionei istnieją szanse, że uda się samochódzdobyć, ale jeśli się nie uda, to też sobiejakoś poradzimy. Weźmiemy ekwipunek

ze sobą i będziemy nocować po pleba-niach – w Polsce nie będzie z tym pro-blemu, gorzej już za granicą. Ale miejscesię znajdzie: u ludzi, w stodołach, w la-sach – jak człowiek chce, to może spaćwszędzie. Cel jest jasny: najpóźniej wdniu kanonizacji Jana Pawła II (27kwietnia) chcę być w Watykanie.

E.K.: Dlaczego za cel swej podróży wy-brałeś Watykan?K.T.: Z racji wiary, najogólniej i najpro-ściej mówiąc.

E.K.: Mogłeś równie dobrze za cel po-dróży obrać Częstochowę.K.T.: To za blisko  ;) Poza tym 27 kwietniaodbędzie się wydarzenie bez precedensu,które nigdy więcej się już nie powtórzy,czyli kanonizacja Jana Pawła II i chcia-łem też swoją podróżą uhonorowaćwielki dorobek, jaki pozostawił po sobieOjciec Święty. Pielgrzymka i modlitwa natej trasie będzie też w Jego intencji.

E.K.: Skąd pomysł na rower?K.T.: Bo w tym czuję się najmocniej. Lu-bię jeździć na rowerze. To znaczy… nojuż teraz to trochę mam dosyć, ale gene-ralnie lubiłem. Na K2 zimą bym niewszedł, więc wybrałem rower. Lepiejczuję się jeżdżąc na rowerze, niż np.biegając; 130 km dziennie przez 16 dni –na pewno bym nie przebiegł tego w tyledni. Mój organizm nie męczy się na ro-werze.

E.K.: Na Facebooku wspominałeś o prze-ciwnościach, jakie Cię ostatnio spotkały.To coś poważnego?K.T.: A tam, drobny upadek (wyjmujeręce i pokazuje zdartą skórę na rękach).Największą przeciwnością jest na chwilęobecną brak samochodu, a także braksponsorów, bo w dużej mierze na nichopiera się cała akcja. Chciałbym obkleićswój kombinezon logotypami różnychfirm, robiąc im tym samym reklamę, onizaś w zamian wpłaciliby pieniądze narzecz Marty.

E.K.: Marty?K.T.: To koleżanka, którą poznałem nastudiach. A ja już od pewnego czasumiałem w planach komuś uratować ży-cie. Ktoś opublikował post na Facebookuo tym, że są poszukiwani wolontariusze,żeby pomagać Marcie. Tego dnia akuratnie mogłem i potem bardzo tego żało-

4

Chce uratować życie

Page 5: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

wałem. Postanowiłem wdrożyć swojewcześniejsze założenia w czyn i pomy-ślałem, że Marta to idealna osoba, a te-raz jest też idealny moment by „zebraćsię” i jej pomóc.Poza tym imponuje mi tym, że pomimotego że nie może chodzić, (a wielu by sięprzecież taką sytuacją załamało), onadalej studiuje dwa kierunki, może byćnawet przyszłością i dumą dla całejuczelni, bo jest naprawdę mądra. Znaperfekcyjnie wiele języków. Chcę jej po-móc i zapewnić jakąś przyszłość. Ja, naprzykład, w podobnej sytuacji, gdy mia-łem kontuzję kolana i ciężką rehabilita-cję, załamałem się i przez rok niechodziłem do szkoły. Ona jest w gorszejsytuacji, a studiuje dwa kierunki i niepoddaje się. Moje sto trzydzieści kilo-metrów dziennie – przejechane rowerem –to pewnie taki sam ciężar, jaki ona dźwi-ga każdego dnia na rehabilitacji.

E.K.: Na co choruje Marta?K.T.: Przytoczenie całej historii chorobyMarty zajęłoby dużo czasu, a sam do-kładnie nie orientuję się w języku me-dycznym, nie jestem lekarzem. Z tego cowiem, jest ona chora na dziecięce pora-żenie mózgowe, które ograniczyło się doniemożności chodzenia. Umysłowo jestwszystko OK, a nawet bardzo dobrze, alenie może chodzić. Nie zagłębiałem sięw historię jej choroby, ważniejsze jest dlamnie to, że mogę jej pomóc i staram sięto zrobić. Chorobą zajmą się lekarze.

E.K.: Kiedy?K.T.: 19 sierpnia w Stanach Zjednoczo-nych, na Florydzie. Problemem nie jestzresztą zdobycie środków na samą ope-rację, ale też na przelot, pobyt w USAi niezbędną rehabilitację.

E.K.: Czy Twoja akcja wywołała już jakiśodzew?K.T.: Tak, dzięki mojej akcji Marta jestna ogólnopolskim serwisie siepomaga.pli tam zebrała już w te kilka dni około ty-siąca złotych. Poza tym jeszcze sprzeda-łem płytę za 300 zł, to już razem 1300 zł.Myślę, że paręnaście/parędziesiąt osób,które dowiedziały się o akcji, polubiły jąna fanpage'u, też coś dorzuciło. Ciężkopowiedzieć, ile do tej pory zebraliśmy.Większe owoce będą widoczne dopieropo całej akcji. Mam nadzieję, że wszyst-kie gadżety (np. strój kolarski, który byćmoże dostanę od jakiegoś sponsora) po

powrocie uda mi się sprzedać na jakiejśaukcji i te pieniądze przekazać Marcie.

E.K.: Podobno Twoim mottem jest „módlsię i pracuj”.K.T.: Domena benedyktyńskiej pracy jestmi bliska, odnoszę ją do mojego wysiłkujazdy na rowerze. Tak zawsze mówiłamoja babcia i dziś jest to dla mnie ważne.Chodzi o to, żeby być aktywnym, nieograniczać się do modlitwy, ale, jeślimożna coś zrobić, działać.

Chcesz pomócMarcie?

Więcej informacji znajdziesz na fanpage'u:„Thaddey rowerem doWatykanu”.

Wpłat można dokonywać na konto:Bank BPH S.A.61 1 060 0076 0000 331 0 001 8 2660(darowizny w ramach zbiórki publ icznej)Koniecznie tytułem:1 2592 – Szwonder Marta Danuta – daro-wizna na pomoc i ochronę zdrowia

5

Fot. archiwum prywatne

Page 6: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Gdy prostadroga zmieniasię w labiryntEwa Balczerowska

Życie często jest porównywanedo drogi, która może być szero-ka i wygodna albo wąska i wy-boista… Ale zdarza się, że na tejdrodze zaczynamy czuć się jakosaczeni w labiryncie, uwięzieniw zamkniętym pudełku. Ogarnianas niepokój, poruszamy się corazbardziej nerwowo. I niby to wie-my, ale zapominamy: razem z na-mi spokojnie idzie Chrystus.

Wiara jest ŚwiatłemOjciec Święty Franciszek we wstępie do En-cykliki „O wierze” przypomina nam słowaJezusa: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśliuwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?” (J 11 ,40).Papież dodaje do tego: „Kto wierzy, widzi;widzi dzięki światłu oświecającemu całyprzebieg drogi, ponieważ przychodzi onodo nas od zmartwychwstałego Chrystusa,niezachodzącej nigdy gwiazdy porannej.[…] Gdy brakuje światła, wszystko staje sięniejasne, nie można odróżnić dobra od zła,drogi prowadzącej do celu od drogi, naktórej błądzimy bez kierunku”. To wiaradaje nam dostęp do Światła, abyśmy niebłądzili w ciemnościach, a także umiejęt-ność „widzenia”, czyli rozeznawania, od-różniania dobra od zła. Wiara daje nam„Boże oczy” do patrzenia na życie, naswoje uczynki, na innych ludzi. Kto wierzy,ten nie zabłądzi, bo znajdzie właściwykierunek w labiryncie, ponieważ Chrystus,mocą Ducha Świętego, wyposaży go wewszystko, co do odnalezienia drogi jestpotrzebne. Nie ma się czego obawiać.

Jakie jest Światło Wiary?Trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak klu-czowe jest dla nas, abyśmy nie utraciliwiary, która jest darem, pochodzącym od

samego Boga. Bez silnej wiary, zbudowanejna mocnej relacji z Bogiem, trudno jest do-strzegać w życiu działanie Bożej Opatrzno-ści. Niełatwo zachować radość i pogodęducha, widząc wokół siebie mur różnora-kich trudności. Wiara daje Światło, którerozjaśnia drogę przed nami, a więc przy-szłość człowieka, który już nie musi się jejobawiać, choć ciągle pozostaje ona nie-znana. Ojciec Święty zwraca naszą szcze-gólną uwagę na to, że w przeciwieństwiedo światła, jakie kojarzone jest z edukacją,wiedzą i nauką – tylko wiara jest w staniedać nam odpowiedź na wszystkie pytania,także te dotyczące naszej egzystencji.Wiara oświeca bowiem całe życie człowie-ka i zawsze ukazuje jego głęboki sens.W przeciwieństwie do wiedzy, która po-głębiana rodzi za każdym razem coraz tonowe pytania.

Kieruj się w stronę SzczęściaŚwiatło, które daje nam Chrystus, jest bez-cenne, ponieważ można Mu zaufać w spo-sób ostateczny. Można oprzeć na Nim całeswoje życie. Wiara jest tym, co stanowi po-nadczasowy punkt odniesienia. Bez względuna to, kim jesteśmy, czym się w życiu zaj-mujemy. Kto mocno wierzy i z całego sercazaufa temu Światłu, nigdy nie zostaniezwiedziony na manowce. Opierając życie naBogu człowiek nie ponosi żadnego ryzyka,ponieważ wielokrotnie gwarantuje nam tosam Chrystus. W Ewangelii św. Jana czyta-my: „Ja przyszedłem na świat jako światłość,aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostawałw ciemności” (J 12,46). Tak więc „wiaraubogaca ludzkie istnienie we wszystkich je-go wymiarach”, sprawiając, że życie staje siępełne i udane. Można zapytać: dlaczego niedać prowadzić się Bogu, skoro On pragniemojego szczęścia? Właśnie On jako jedynywie, co sprawi, że będę naprawdę szczęśliwy.

Sami nie podarujemy sobie WiaryWe wstępie do Encykliki „O wierze” czyta-my, że Kościół nie zakłada wiary jako czegośoczywistego, lecz ma świadomość, że „tenBoży dar trzeba karmić i umacniać”, bynieustannie mógł wskazywać człowiekowidrogę. Powinniśmy wykazywać się w jejutrzymywaniu czujnością, wytrwałościąi konsekwencją. Pamiętajmy, że wieluświętych przechodziło kryzysy wiary. Nawetświęty Piotr zaparł się Chrystusa. Pan po-wiedział mu jednak: „Ja prosiłem za tobą,żeby nie ustała twoja wiara” (Łk 22,32).Nasza wiara powinna być owocem mo-dlitwy – o wiarę powinniśmy ciągle prosić.

6

Page 7: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

W gąszczuoczekiwańMaria Wieczorek

Z oczekiwaniami to trochę jakz wodą – można się umyć, a moż-na utopić. Wszystko zależy od po-stawy. „Wymagajcie od siebie choćbyinni od was nie wymagali” – po-wiedział Jan Paweł II. Ale dobrzezachować pewne granice i pamię-tać, że nie wszystko zależy od nas.

OczekiwaniaDlatego wymagać – tak, ale w zawierzeniu,że Bóg zatroszczy się o efekty wedługSwojej woli. Można wymagać od tych, zaktórych jest się odpowiedzialnym – alebez przesady (albo prze-sadyzmu…).Można oczekiwać rezultatów swojej pracy,otwierając się jednak na wszystko, co mo-że przyjść, żeby nie załamać się potem ja-kimś drobiazgiem. Jeśli za dużo oczekuję,to liche są szanse, że te moje oczekiwaniazostaną spełnione – i jak być wtedyszczęśliwym? Stawiając innym wygóro-wane oczekiwania trudno mi zaakcepto-wać ich takich, jakimi są, trudno kochać,skoro wmówię sobie, że powinni jeszczeto, i tamto. Jak wtedy dostrzegać jasnestrony? Dobrze mieć marzenia, plany, alenie zamykać się w nich jak w bunkrze. Nienastawiać się tylko na jakieś konkretnerozwiązania, bo możemy wtedy jakiśpiękny prezent z Góry potraktować jakprzeszkodę, śmieć zawadzający na naszej,jedynie słusznej drodze. Sądzę, że to jednaz głównych przyczyn ogólnej nerwowości,stresu wszędzie – bo musi iść po mojemu,a różne dary, które mogłyby wyłowić ludziz mniej czy bardziej uświadomionego ba-gna i otworzyć drogę do najprawdziwszejradości, są przyczyną irytacji, bo nie pa-sują. Nie spełniają oczekiwań.

UcieczkaW odruchu obronnym przed zburzeniemwłasnego porządku ludzie często uciekająw pustkę rutyny, bezmyślności albo, kiedyjuż naprawdę mają dość, idą gdzieś przed

siebie, wkładają słuchawki, żeby nie my-śleć, nie czuć, nie przeżywać. To jest cie-kawe i smutne, że mnóstwo ludzi bardziejceni sobie zapomnienie o różnych spra-wach, odcięcie się od nich bez perspekty-wy czegoś w zamian – wszędzie pełnozachwytów właśnie takimi „drogami do-nikąd”, chodzeniem bez celu – niż spotka-niem Boga. Jaki tu musi być w takim razieobraz Boga… Kogoś, kto jako jedyny możezaspokoić wszystkie potrzeby. Tak byłobypięknie zawierzyć się zupełnie i zamiastuciekać przed swoim życiem, przyjąć je odNiego, pozwolić Mu nadać sens każdejchwili.

On pomożeCzłowiek z natury jest słaby i upada, a Bógjest wielki i miłosierny i w dodatku jestŻyciem. Stąd wniosek, że żeby żyć szczę-śliwie, trzeba być blisko Boga. I jak sięczłowiek potknie, rozjedzie, to Bóg jakoMiłość wszystko wybacza i czeka tylko napowrót – więc należy się szybciutko po-zbierać i wrócić, póki ciepłe nasze miejscepod Bożym płaszczem. Ale my to sobiekomplikujemy jak się da i jak upadniemy,to na leżąco tworzymy sobie koncepcje,jacy my to wspaniali powinniśmy być, jakto nam wszystko powinno wychodzić, jakto zawiedliśmy oczekiwania (z tym żegdzieś diabeł ogonem przysłonił, że tylkonasze własne, bo Bóg świetnie wie, żeupadamy, sam nas stworzył) i w związkuz tym na pewno nie jesteśmy godni wra-cać. I leżymy dalej. Jasne – nie jesteśmygodni, ale Pan i tak nas chce. Bo czy samaMiłość może nie kochać?Jezus na drodze krzyżowej potykał się,wpadał w błoto – czy to nie była ta samaglina, z której jesteśmy ulepieni, i ta samawoda, która stanowi podstawowy składniknaszego ciała? To było paskudne, ta wę-drówka – straszliwie bolesne i dramatycz-nie poniżające, ale On to robił dla nasi z radością robi do dziś, codziennie, zanu-rza się w nas, oddaje się, wnika tam, gdzienie ma dla Niego dobrego miejsca, a raczejsmród, brud i ubóstwo, obojętność, chłód,nieczystość. Przyjmujemy Go do serca,które jest bardzo niedoskonałe, nadziewasię tam na różne przykre rzeczy – ale Ontego chce naprawdę, więc tym, co powin-niśmy robić, jest pragnienie tego tak jak Oni przyjmowanie Go z radością, wdzięczno-ścią i świadomością, że naprawdę na to niezasługujemy, ale nasza radość z tego przy-sporzy radości Jemu. I wstawać, wracaćw podskokach. Nawet kiedy naprawdę tonie takie łatwe… On pomoże.

7

Page 8: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Eurazjatyckaukładanka – poco komu Krym?Marcin Ogiński

Skomentowanie w czasie rzeczywi-stym tego, co dzieje się za nasząwschodnią granicą jest niemożliwez powodu odstępu między powsta-niem tego teksu, a jego publikacją.Pokuszę się więc o nakreślenieszerszego tła ostatnich wydarzeń,co, mam nadzieję, pomoże namzrozumieć pewne, obserwowane oddawna, działania i tendencje.

Spór o hegemonięDalibyście wiarę, że tak naprawdę spóro Krym ma/miał miejsce nie pomiędzy UniąEuropejską i Rosją, a między… USA i Chi-nami? Kto nie wierzy, ten niech wyciągniemapę i czyta dalej. Obecnie świat jest po-dzielony na dwa obozy (brzmi znajomo?).Z jednej strony są: USA, UE, Izrael, Japonia,a z drugiej – Chiny, Rosja, Iran. Przygotuj-my się na podróż o kilka, kilkanaście, a na-wet kilkadziesiąt lat wstecz. Gdyby przyjrzećsię ostatnim konfliktom na świecie, to taknaprawdę toczone były one pomiędzydwoma zakreślonymi wyżej blokami. Gratoczy się o wysoką stawkę, a więc o utrzy-manie statusu hegemona, który dzierżyUSA. Jak Amerykanie chcą go utrzymać?Aby tego dokonać muszą pozbawić głów-nego konkurenta, a więc Chiny, dostawysurowców z zewnątrz, które są dla nichkonieczne do zachowania względnego do-brobytu. W dalszej perspektywie USA pra-gnie doprowadzić do stanu, w którymChiny i Rosja miałyby stoczyć wojnę o do-stęp do terenów znajdujących się na Sybe-rii, z której te surowce można pozyskać.Sprawiłoby to, że dwaj pretendenci do za-jęcia tronu USA wykrwawiliby się nawza-jem. Chytrze. Ze względu na ograniczoneramy artykułu zasygnalizuję tylko ciekawąkwestię: gdy Chiny zaczynają mieć silnąpozycję w krajach wydobywczych (znajdu-

jących się głównie w Afryce), za jakiś czaswłaśnie tam wybuchają przewroty, wojnydomowe i zamachy. Przypadek?

Palcem po mapieNiech teraz palec na mapach, które wycią-gnęliście, przesunie się na Iran. To właśnieo niego chodzi. Jest najsłabszym krajem„wschodu”, który USA chce pokonać, by zy-skać przewagę, ponieważ właśnie Iran jestgłównym dostarczycielem surowców dlaChin. I teraz, jeśli nadal mamy przy sobiemapę, od razu możemy zrozumieć o cochodziło z konfliktami: czeczeńskim, gru-zińskim i obecnym – ukraińskim. Celemkonfliktu w Czeczenii było zablokowaniegłównego szlaku, przebiegającego przez tenkraj właśnie, a prowadzącego do Iranu przezprzesmyk pomiędzy, trudnymi do przebycia,kaukaskimi górami, a Morzem Kaspijskim.Dalej mamy konflikt o Gruzję. Przez Ab-chazję i Osetię przebiega istotny węzełkomunikacyjny prowadzony w wąskimprzesmyku pomiędzy górami Kaukazu,a Morzem Czarnym. W Osetii za to znaj-duje się jedyna autostrada, która przebiegaprzez wspomniane góry. W obu tych kon-fliktach właśnie z Waszyngtonu szły silnewyrazy wsparcia, zapewnienia walki o de-mokrację i… nieoficjalne działania służb.Z Rosji po raz kolejny obrona uciśnionychmniejszości rosyjskich. Jasne. Następny byłAfganistan. Tam znajdziemy kolejne szlakikomunikacyjne pomiędzy Iranem a China-mi. Warto je zablokować, prawda? Dla tych,którzy nie wiedzą, gdzie teraz przejechaćflamastrem, podpowiadam: Herat, z które-go węzeł komunikacyjny wiedzie z Rosji doIranu.

Komu zależy na Ukrainie?Żeby pokonać Iran, trzeba mieć pod kontroląSyrię (te dwa kraje wzajemnie się ubezpie-czają zawartym sojuszem). Ta sztuka jednaknie udała się USA i Francji, które próbowałyopanować ten kraj: ze względu na atak flotyczarnomorskiej musiały się wycofać. Za-pewne tymczasowo. Zadam teraz kolejnepytanie – gdzie stacjonuje flota czarnomor-ska? Na Krymie właśnie. Kto zatem dalejwierzy, że liderom państw zachodnich cho-dzi głównie o niezależność i wolność Ukra-iny? Aby odciąć Chinom dostęp do irańskichsurowców należy pokonać Syrię, ale to nieuda się, dopóki dopóty flota czarnomorskabędzie stacjonowała na Krymie. Dopierowtedy zostanie pokonany blok Rosja-Chiny-Iran. Z tego powodu Rosji zależy na Krymie, aUSA zaczyna ponownie „szerzyć demokrację”.

8

Page 9: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

AriadnaJola Ronowska

Całe życie marzyłem o tym, żebywreszcie zacząć żyć. Pochodzęz małego miasteczka. Tam ma sięwrażenie, że czas stoi w miejscu,nic się nie zmienia. Żyliśmy jakw filmie ze zwolnionym tempem.

Zdążyłem znudzić się tym miejscem jesz-cze przed skończeniem podstawówki.Szybko zrozumiałem, że jedyną szansąna poznanie wielkiego świata jest wyjazdna studia. Aż do matury siedziałem ca-łymi dniami z nosem w książkach. Opła-ciło się. We wrześniu spakowałem się, bywyruszyć ku lepszemu życiu.W autobusie zasnąłem. Obudziłem się, gdybyliśmy już w centrum miasta. Nie otwie-rałem jednak oczu, wsłuchując się w sym-fonię jego dźwięków – turkot maszyn,szum silników i jęczące karetki. Jednak gdywysiadłem na swoim przystanku, naglewszystko stało się głośniejsze, szybsze,bardziej niepokojące. Stałem na środkuchodnika, a ludzie opływali mnie jak mor-ska fala. Anonimowość, o której wcześniejmarzyłem, nagle mnie przygniotła i unie-ruchomiła. Nie wiedziałem, w którą stronęiść, by dotrzeć do akademików. Zszedłemdo przejścia podziemnego, które zaatako-wało mnie kolorami witryn sklepowychi labiryntem korytarzy. Po 15 minutachbłądzenia zdobyłem się wreszcie na to, bywejść do cukierni po drożdżówkę i nibytylko przy okazji zapytać, gdzie iść. Po go-dzinie pełnej zmylonych kierunków i pytań„od niechcenia” o drogę, trafiłem wreszciena miejsce. Mojego współlokatora jeszczenie było. Otworzyłem okno i zapaliłempapierosa. Razem z jego dymem uszło zemnie całe napięcie. Gdy wyrzucałem nie-dopałek, w głowie miałem już cały planprzetrwania w wielkim mieście.

AriadnaWbiegł mi pod koła. Tak go poznałam.Na parkingu był duży ruch, nie zauwa-żyłam go. Usłyszałam tylko głuchydźwięk. Natychmiast wybiegłam z sa-mochodu, ale on już podnosił się z ziemi.– Nic ci nie jest?!– Nie, to moja wina, wszystko w porządku.

Miał zamglony wzrok, jakby coś było nie tak.– Może miałeś wstrząs mózgu? Zawiozęcię na pogotowie.– Nie, mam ważne zajęcia – rzekł, ale za-chwiał się i pewnie by upadł, ale przytrzy-małam go za rękę. Wtedy to się stało. Całemoje ciało przeszył znajomy dreszcz, któryzapowiadał zbliżającą się katastrofę.Uszczypnęłam się szybko w ramię, żebyzacząć znów trzeźwo myśleć. Przekonałamgo, że musi go zbadać lekarz i po 20 minu-tach staliśmy już w kolejce na pogotowiu.– Nie musisz ze mną czekać, poradzę sobie– powiedział. Niewiele się odzywał. Niedlatego, żeby naprawdę coś mu było. Szokpo uderzeniu minął w ciągu kilku minut.Wciąż go przepraszałam, tłumaczyłam się,potem pytałam o jego studia. Odpowiadałpółsłówkami. Od razu wydał mi się raczejkimś bardzo dumnym niż gburowatym.Roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości,która sprawiała, że krew w moich żyłachkrążyła szybciej niż zwykle. W aucie bałamsię, że spowoduję następny wypadek.– Zostanę, czy tego chcesz, czy nie. Za-leży mi na… twoim zdrowiu.Przyjaciółki ostrzegały mnie, żebym się niepchała, gdzie mnie nie chcą. Jednak z każ-dym dniem on okazywał mi coraz więcejzainteresowania. Spędzaliśmy długie go-dziny nad książkami, bo okazało się, że je-steśmy na tym samym kierunku, tylko ondwa lata niżej. Ostatniego wieczoru przedjego wielkim egzaminem uczyliśmy się dodrugiej w nocy. Był znacznie lepszy niż ja.Ta sesja była dla mnie zresztą zabójcza.– Dziękuję – powiedział, gdy się żegna-liśmy – bez ciebie bym przepadł w tymmieście, na studiach…I wtedy zbliżył się do mnie i złożył namoich ustach pocałunek, na który cze-kałam od dnia, gdy się poznaliśmy.Nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśli-wa. Gdy zdał wszystkie egzaminy, posta-nowił, że teraz musimy zacząć uczyć siędo moich. Siedzieliśmy z podręcznikamii nieustannie trzymaliśmy się za ręce.Zamiast słuchać, gdy tłumaczył mi jakieśzjawiska, patrzyłam na jego profil i spi-jałam z jego ust słowa jak pocałunki.Czekał na mnie, gdy wyszłam z ostatniejpoprawki.– Właśnie rozmawiałem z profesorem!Mają dla mnie miejsce na stypendiumw Londynie! Wyjeżdżam za tydzień!Dlaczego on się tak cieszy? Nic do mnienie docierało. Miałam wrażenie, że stojętam wiele godzin, ludzie mijają mnie,zachodzi słońce, a ja tkwię wciąż w tymsamym miejscu.Odszedł.

9

Page 10: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

1 0

o. Krzysztof Dorosz SJ

Gdy wiosną 2004 roku rodził się„Podaj Dalej”, nikt chyba nieprzypuszczał, że osiągnie pułap10 lat istnienia. Niełatwo takdługo utrzymać się pismu stu-denckiemu. A jednak! Ludziez zespołu redakcyjnego wymie-nili się już parokrotnie, a naszokazjonalnik trwa i ma się cał-kiem dobrze. A przeżył w swojejhistorii niejeden trudnymoment.

Początki, jak to zwykle bywa, byłyskromne. Pierwszy numer sprzed 10 lat,pokazywany dziś z sentymentem, tokartka formatu A4 złożona na pół, 4 małestroniczki druku z wybijającym się tytu-łem artykułu: „Co robić w piątkowy wie-czór?”. W krótkim wstępniaku pojawiły sięważne stwierdzenia pierwszych redakto-rów: „Od dawna nosiliśmy się z myśląwydawania pisma z informacjami, któ-rych źródłem byłoby DuszpasterstwoAkademickie przy Kościele Akademic-kim”. Padła też istotna deklaracja: „Niechcemy zamykać się we własnym kręgui deklarujemy otwartość na tematykęogólniejszą, na współpracę z każdym, ktoma pomysły na tematy i chciałby po-dzielić się opinią, bolączką, poczuciemhumoru i inwencją z innymi”. Trzebaprzyznać, że te idee od początku przy-świecają redaktorom „Podaj Dalej”,wpływając też na kształt pisma, którepozostaje cały czas związane z kręgamijezuickiego duszpasterstwa akademic-kiego w Toruniu i jest zwrócone głównie(choć nie tylko) do młodego środowiskaakademickiego, otwarte na współpracęi podejmujące wciąż nowe wyzwania.

Z ręki do rękiPiłkarsko brzmiący tytuł: „Podaj Dalej”został wymyślony przez o. GrzegorzaDobroczyńskiego i w ciągu dziesięciu latnie uległ zmianie. Na początku ambitniredaktorzy zamierzali wydawać pismo comiesiąc, stąd dodali podtytuł „Comie-sięcznik akademicki”. Gdy jednak okazało

się to niewykonalne (bo jezuicki realizmwziął górę nad młodzieńczym optymi-zmem), podtytuł zmieniono na „Okazjo-nalnik akademicki” sugerując większąswobodę wydawniczą – od okazji do oka-zji. W praktyce oznacza to, że pismo jestwydawane 5-6 razy w roku akademickim.Od października następuje większa in-tensywność pracy, która podczas wakacjiwyraźnie zwalnia (redaktorzy, niczympracowite pszczoły, zbierają pomysły nanastępne numery). Nakład doszedł docałkiem niemałej liczby 1200 egz. i na tympoziomie utrzymuje się od kilku lat. OdWielkanocy 2007 pismo wychodzi z ko-lorową okładką, co znacznie podwyższy-ło jego atrakcyjność (wcześniej byłaczarno-biała), kilkakrotnie zmieniało siętakże logo.W wersji papierowej i internetowej „Po-daj Dalej” dociera głównie do toruńskichczytelników. Rozprowadzany w KościeleAkademickim (któż odmówi uroczymstudentkom/studentom wzięcia numerudo ręki i zapoznania się przynajmniejz okładką?), rozchodzi się dość szybko,niczym ciepłe bułeczki z pobliskich pie-karni. „Podaj” trafia również na wydziałyi do akademików Uniwersytetu MikołajaKopernika (podobno studenci i profeso-rowie wyrywają go sobie z rąk), a nieje-den młody autor usłyszał z ust swegowykładowcy: „O! czytałem pani/panaartykuł i bardzo mnie zainteresował”.Serce nieopierzonego publicysty bardzowtedy rośnie, nie mówiąc o plusie u pro-fesora. Trwają podobno przymiarki, aby„Podaj Dalej” uczynić przedmiotem dy-sertacji naukowych: licencjatów, magi-sterek, a może i doktoratów. Promotorzyczekają na pierwszych chętnych. Tutajistotna informacja dla przyszłych bada-czy okazjonalnika: „Podaj Dalej” to pi-smo poważne i posiada – a jakże! – swójnumer ISSN, jest dostępny w zbiorachBiblioteki Narodowej, numery archiwal-ne znajdują się również w BiblioteceGłównej UMK oraz w Książnicy Koperni-kańskiej, można je znaleźć także w ar-chiwum internetowym.

Drużyna „Podaja”Pismo powołali do istnienia ojciec Woj-ciech Mikulski, znany i lubiany duszpa-sterz akademicki, we współpracy z ojcemGrzegorzem Dobroczyńskim, dziś nauczy-cielem zdolnej młodzieży w GILA. Dogrona pierwszych redaktorów należeli:Karolina Famulska, Iza i Piotr Pawłow-

Nowa dziesiątka

Page 11: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

1 1

scy, Paweł Pietrowicz. Od jesieni 2005 dogrudnia 2008 funkcję redaktora naczelne-go pełnił Mariusz Słonina, astronom i po-eta, następnie Kasia Wiśniewska,pedagożka i poetka (do czerwca 2010), poniej Justyna Nymka, polonistka i mena-dżerka (do kwietnia 2013), a ostatnioPaulina Małkowska, teolożka i wolonta-rystka (od maja 2013 do dziś). Opiekęnad pismem od jesieni 2005 roku spra-wuje ojciec Krzysztof Dorosz, polonistai teolog, pisujący w wolnych chwilacheseje i wierszyki.„Podaj Dalej” to praca zespołowa. Niebyłoby 58. numerów pisma bez zgodnejna ogół współpracy autorów, redaktorówtekstów, korektorów, grafików, fotore-porterów i składaczy. Dla wielu z nich„Podaj Dalej” to pierwsza taka przygodaw życiu, swoisty inkubator twórczości,poligon publicystyczny. Bezcenne do-świadczenia zdobyte podczas pracy dlastudenckiego pisma przydają się z pew-nością dalej w życiu. A grono wycho-wanków klubu „Podaja” wciąż rośnie.Z obliczeń wynika, że na stronach pismaw ciągu 10 lat pojawiły się teksty ponad120 autorów. Najwięcej ich zamieścili(wedle ilości publikacji): Mariusz Słoni-na, Kasia Wiśniewska, Magda Jóźwiak,Paweł Lubrański, Justyna Nymka, Mate-usz Łapiński, Marcin Ogiński, o. Grze-gorz Dobroczyński, Ewelina Gajewskai o. Krzysztof Dorosz. Ten ranking za-pewne niedługo się zmieni, bo „młodewilki” z drugiej dziesiątki atakują i są tużza weteranami. W „Podaj Dalej” poja-wiały się różne formy publicystyczne:artykuły wstępne, rozważania, osobisterefleksje, sprawozdania, omówienia róż-nych imprez dziejących się w duszpa-sterstwie i w mieście, relacje z wyjazdówwakacyjnych, recenzje filmów, książek,które warto zobaczyć lub przeczytać,wywiady, rozmowy z ciekawymi oso-bami, felietony, humoreski. Dużym za-interesowaniem cieszą się fotokroniki –zamieszczane zwykle na dwóch ostatnichstronach. Były też dwa wydania specjal-ne wywołane szczególnymi wydarzenia-mi: śmierć Jana Pawła II (nr 10) i katastrofasmoleńska (nr 37).Na uwagę zasługuje grupa młodych po-etów, publikujących w stałej rubryce„Warsztat” swoje debiutanckie zwyklewiersze. Najwięcej utworów zamieścili tuMagda Jóźwiak, Mariusz Słonina, PawełLubrański, Kasia Wiśniewska, MateuszŁapiński. Pojawiały się też fragmenty pro-zy poetyckiej (Dariusz Grożyński, Magda

Jóźwiak, Kasia Wiśniewska), a także opo-wiadania (Agnieszka Kijak, Jola Ronowska,Karolina Matuszewska). Kilka lat temuw tym gronie powstała inicjatywa powo-łania „Grupy Literackiej Piekary 24” (takijest adres DA i redakcji pisma). Grupa odtrzech lat z powodzeniem działa w To-runiu i organizuje tzw. Transmisje Po-etyckie odbywające się regularnie comiesiąc w Klubie Niebo, pod RatuszemStaromiejskim. Ta oryginalna imprezawciąż przyciąga sporą grupę młodychfanów poezji (i kto powie, że poezjamłodzieży nie kręci?!).Nieocenioną pracę w „Podaj Dalej” wy-konują redaktorzy tekstów, korektorzy,graficy, fotoreporterzy i składacze. Byłoich wielu, nie sposób wszystkich wymie-nić z nazwiska. Wiele trudu włożyli i po-tu na klawiatury wylali sami redaktorzynaczelni. Duże zasługi mają pomagającyim w różnych okresach redakcyjnej dzia-łalności: Iza i Piotr Pawłowscy, AndrzejDoligalski, Rafał Jurkowski, Gosia Fronc-kiewicz, Patryk Pojawa (skład kompu-terowy), Joanna Wnuczyńska, AlicjaKaczmarek, Anna Wosiak, Ola Zimmer,Ewelina Gajewska, Angelika Jasiulewicz,Jola Ronowska, Paulina Buczek (redakcjatekstów, korekta), Justyna Rochon,Agnieszka Zakrzewska, Agnieszka Kijak,Emilia Kuchta, Michał Przewoźny, Da-riusz Grożyński (zdjęcia), Anna Caban,Agnieszka Rembowska, Maria Wieczorek(grafika), Marcin Ogiński. Jako redakcjawszystkim Współpracownikom składamyserdeczne podziękowanie!Dziesięć lat istnienia „Podaj Dalej” tonasz mały sukces. Trud przyniósł owoce,z których można się tylko cieszyć. Choćdziesiątka to liczba symboliczna, ozna-czająca pełnię, doskonałość, spełnienie,to jednak naszej historii zamykać niechcemy. Otwieramy nową dekadę, możejeszcze lepszą…

Page 12: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Mariusz Słonina

W tym szaleństwie była jednakmetoda. I to pomimo tego, że o ni-czym nie miałem pojęcia.

To było jesienią 2005  r. Redaktor Naczelny:Paweł Pietrowicz opuszczał pismo, więc poja-wił się wakat. Pamiętam – to była pierwsza,i najważniejsza informacja tego spotkania re-dakcyjnego. Nieco wcześniej o.  Wojciech Mi-kulski został oddelegowany do stolicy, a rolęopiekuna „Podaj Dalej” przejął o. KrzysztofDorosz. W pomruku redakcyjnej ciszy drżącyi nieśmiały głos. Szaleństwo! Przecież ja niemiałem bladego pojęcia o sprawie.

WarsztatDo „Podaj Dalej” trafiłem na początku 2005  r.z zamysłem uruchomienia rubryki literackiej„Warsztat”. Zrozumiałem, że na studiach niebędzie się działo nic ciekawego jeśli się samo-dzielnie do ciekawych rzeczy rąk nie przyłoży.To stąd to szaleństwo. Chociaż trzeba było sięwszystkiego nauczyć od zera.Pod okiem redakcji technicznej, Izy i PiotraPawłowskich, „Podaj Dalej” kształtowałoswoje ramy, w nieśmiałych początkach prze-cierając szlak dla rzeczy, które działy się z tyłumojej głowy.Podczas gdy pozostałe studenckie pismaw Toruniu przeżywały swoje dramaty, my wy-dawaliśmy w miarę regularnie OkazjonalnikAkademicki. Na papierze. Nasze pierwsze re-portaże i recenzje. Pierwsze próby literackiei dziennikarskie, nierzadko pisane o wczesnychgodzinach porannych, tuż przed zamknięciemnumeru. Z perspektywy czasu, przez te pierw-sze dwa lata prowadziłem „Podaj Dalej” byćmoże zbyt zachowawczo, ale zaliczam je donajcenniejszych doświadczeń w życiu.Wtedy przyszły rzeczy nieprzewidziane.

Burza i napórNikt nie zdawał sobie sprawy jaki będzie 24.numer. Późną wiosną 2007 r. Iza z Piotremopuścili redakcję. Nasz ostatni wspólny numerbył jednocześnie pierwszym z kolorową okład-ką. Numer 23. złożyliśmy razem z AndrzejemDoligalskim. Któregoś sierpniowego wieczoruusiadłem przed pustym arkuszem elektronicz-nego papieru. Musiałem przekonać redakcję, żeto jest właściwa droga, że nie ma odwrotu.To niezapomniane uczucie – kiedy trzymałem

w ręku egzemplarz „Podaj Dalej 2.0”. Ten szokw oczach Czytelników. To było naprawdę coś.Każdy kolejny numer był inny. Zmienialiśmymakietę pisma, typografię, logotyp do ostat-nich minut przed oddaniem do druku. Andrzej– ile było tu twórczo nieprzespanych nocy? Ilesamotnych wycieczek na bulwar w poszukiwa-niu rozwiązań na każdą stronę numeru, tak abyodzwierciedlić wydrukowane na nich słowa. Ilemy się wtedy nauczyliśmy! Za zamkniętymidrzwiami akademickiego pokoju przećwiczyli-śmy wszystko. Dzięki temu przeszliśmy drogę:od pojedynczej kartki formatu A4 złożonej napół, do pisma ukazującego się zarówno w for-mie papierowej, jak i elektronicznej. Zahaczy-liśmy o Wolną Kulturę, media społecznościowei najtrudniejsze sprawy ostatnich lat. Z pomocąAni Caban stawialiśmy pierwsze multimedial-ne kroki. Uruchomiliśmy elektroniczny systemzarządzania tekstami, dzięki któremu „PodajDalej” stało się jednym z najbardziej profesjo-nalnie prowadzonych pism akademickich.

PrzyszłośćJesienią 2008 r. przekazałem funkcję redak-tora naczelnego Kasi Wiśniewskiej, pozosta-jąc ciągle redaktorem technicznym. Swójostatni numer, „Przyszłość”, oddałem dodruku w styczniu 2010 roku. Żal mi było tejogromnej frajdy i satysfakcji podczas składa-nia numeru, i tych korektorskich sprzeczeko „pszecinki” z Alą Kaczmarek i Anią Wosiak.„Podaj Dalej” było dla mnie ogromną szansą,z której nie chciałem zrezygnować. To byłi jest jedyny w swoim rodzaju poligon do-świadczalny, dzięki któremu można nauczyćsię naprawdę sporo. To był zawsze obraz te-go, co działo się w Duszpasterstwie Akade-mickim. To tutaj właśnie: z Kasią Wiśniewskąi Mateuszem Łapińskim, założyliśmy GrupęLiteracką Piekary24.Wiosną trafił nam się numer specjalny.2 kwietnia. W ostatniej chwili wysłałem doskładu swoje pierwsze kilkadziesiąt słóww „Podaj Dalej”. Numer był w zasadzie za-mknięty, więc nie spodziewałem się, że trafiąone do druku. Cieszyłem się wtedy z tego dru-ku. I wierzcie mi. Trzymać numer, nad którympracowało się od początku do końca, od pierw-szego słowa, do odbioru z drukarni – to jestjedna z najfantastyczniejszych rzeczy, jakamoże się przytrafić w życiu.Od pierwszego numeru mija właśnie dzie-sięć akademickich lat. Nie wszyscy mieliśmyokazję się poznać. Ale między redakcyjnymipokoleniami pozostaje jednak te kilka słów,skreślonych naprędce na kawałku papieru:„Podaj dalej. Bo warto!”

1 2

Dotąd doszliśmy

Page 13: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Magda Jóźwiak

Większość z nas ma za sobą or-ganizację wydarzeń dla większejliczby osób. W gronie rodzin-nym, bliskich lub dalszych zna-jomych, czy też nieznajomych.

Dylematy czasoweBez względu na to, czy organizowanymspotkaniem jest przyjęcie urodzinowe, czyważna rocznica organizator musi znaleźćdogodny termin, który pasowałby większo-ści zainteresowanych. Jest to bardzo trudne.Studentom na drodze stawać będą obo-wiązki uczelniane, w życiu zawodowympojawią się nadgodziny czy zmęczenie pociężkim dniu pracy. Tym zaś, którzy zało-żyli własną rodzinę nieoczekiwanie planymoże zmienić choćby choroba dziecka.Praktycznie w każdym wieku mogą zda-rzyć się wypadki, które sprawią, że niedamy rady spotkać się ze znajomymi.

Trudna sztuka słownościObecnie składanie deklaracji stało sięprostsze, a przez to mniej wiążące – wy-starczy jedno kliknięcie na facebooku,potwierdzające nasz udział. Minęła jużchyba era oficjalnych pisemnych odpo-wiedzi na zaproszenia.Pół biedy, jeśli osoba, która zorientuje się,że nie może wziąć udziału w zaplanowa-nym spotkaniu, uprzejmie poinformujeo tym organizatora lub też jeśli jej nie-obecność nie będzie miała większegoznaczenia dla sukcesu lub porażki przed-sięwzięcia. Inna sprawa, gdy ktoś deklaro-wał wzięcie udziału w dłuższej planowanejwyprawie czy wydarzeniu, w którym obec-ność każdego uczestnika znacząco wpływanp. na podział kosztów organizacji.Mimo wszystko uważam, że w obydwuprzypadkach warto się odezwać i o zmia-nie decyzji poinformować.

Brak reakcjiObecnie organizatorzy muszą liczyć sięz brakiem reakcji na maile od zaprasza-

nych osób. Zastanawia mnie to zjawisko,choć potrafię sobie dość dobrze wyobra-zić argumenty obu stron.Rozumiem rozterki organizatorów, gdyoddźwięk na wysłane maile jest nieza-dowalający. Słyszę Wasze pełne rozterkipytania: „Może dam sobie z tym spokój?Niech inni się wykażą i coś zorganizują”.Z drugiej strony, sama też nie zawszereaguję na maile i stąd wiem, co możewpływać na zachowanie osób, które nieodpisują na wiadomości. Winić za takistan rzeczy można po pierwsze obecnetempo życia i ogromny zalew informacji.Ile maili dziennie otrzymuje przeciętnyPolak mający konto na poczcie elektro-nicznej? Myślę, że samych zaproszeń nadziesiątki wydarzeń o rozmaitym cha-rakterze jest przynajmniej po kilka dokilkunastu dziennie. Jestem przekonana,że kiedy są to maile, których adresat jestzbiorowy, część odbiorców czuje się nie-jako zwolniona z odpowiedzi. W tensposób działa psychologia.W wysyłanie maili zbiorowych niejakowpisane jest ryzyko braku odpowiedzi.Mimo wszystko, apeluję o to, by reago-wać. To naprawdę miło przeczytać cza-sem słowo „dziękuję”. Jak dobrze, żewciąż są jeszcze osoby, które regularniego używają.

Organizować czy nie organizować?Oto jest pytanie. Organizować. Robićdalej swoje, zajmując się tym, czego siępodjęło. Łatwo radzić, gdy do realizacjijakiegoś przedsięwzięcia wystarczy pracajednej osoby lub niewielkiego grona.Czasem jednak nie da się czegoś zrobićdobrze bez współudziału większej liczbyrównie zaangażowanych ludzi, co możepowodować zniechęcenie.Jeśli ktoś odnosi wrażenie, że pozostalinie czują się dostatecznie odpowiedzial-ni za zadanie, do wykonania któregowspólnie się zobowiązali, może rzeczy-wiście trzeba odpuścić i przekazać pa-łeczkę komuś innemu lub też zastanowićsię, czy gra w ogóle warta jest świeczki.Odbiorcy często przychodzą na gotowei nie zdają sobie sprawy z wysiłku wło-żonego w jego przygotowanie. Jeśli jednaksam wysiłek związany z zaangażowa-niem się w przygotowywanie czegokol-wiek daje nam poczucie spełnienia,a tym bardziej w efekcie finalnym pozy-tywną informację zwrotną od tych, któ-rzy mogli cieszyć się z owoców naszejpracy, to – tym bardziej powtórzę: orga-nizować.

1 3

(Nie)wdzięcznarola organizatora

Page 14: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

w ręku egzemplarz „Podaj Dalej 2.0”. Ten szokw oczach Czytelników. To było naprawdę coś.Każdy kolejny numer był inny. Zmienialiśmymakietę pisma, typografię, logotyp do ostat-nich minut przed oddaniem do druku. Andrzej– ile było tu twórczo nieprzespanych nocy? Ilesamotnych wycieczek na bulwar w poszukiwa-niu rozwiązań na każdą stronę numeru, tak abyodzwierciedlić wydrukowane na nich słowa. Ilemy się wtedy nauczyliśmy! Za zamkniętymidrzwiami akademickiego pokoju przećwiczyli-śmy wszystko. Dzięki temu przeszliśmy drogę:od pojedynczej kartki formatu A4 złożonej napół, do pisma ukazującego się zarówno w for-mie papierowej, jak i elektronicznej. Zahaczy-liśmy o Wolną Kulturę, media społecznościowei najtrudniejsze sprawy ostatnich lat. Z pomocąAni Caban stawialiśmy pierwsze multimedial-ne kroki. Uruchomiliśmy elektroniczny systemzarządzania tekstami, dzięki któremu „PodajDalej” stało się jednym z najbardziej profesjo-nalnie prowadzonych pism akademickich.

PrzyszłośćJesienią 2008 r. przekazałem funkcję redak-tora naczelnego Kasi Wiśniewskiej, pozosta-jąc ciągle redaktorem technicznym. Swójostatni numer, „Przyszłość”, oddałem dodruku w styczniu 2010 roku. Żal mi było tejogromnej frajdy i satysfakcji podczas składa-nia numeru, i tych korektorskich sprzeczeko „pszecinki” z Alą Kaczmarek i Anią Wosiak.„Podaj Dalej” było dla mnie ogromną szansą,z której nie chciałem zrezygnować. To byłi jest jedyny w swoim rodzaju poligon do-świadczalny, dzięki któremu można nauczyćsię naprawdę sporo. To był zawsze obraz te-go, co działo się w Duszpasterstwie Akade-mickim. To tutaj właśnie: z Kasią Wiśniewskąi Mateuszem Łapińskim, założyliśmy GrupęLiteracką Piekary24.Wiosną trafił nam się numer specjalny.2 kwietnia. W ostatniej chwili wysłałem doskładu swoje pierwsze kilkadziesiąt słóww „Podaj Dalej”. Numer był w zasadzie za-mknięty, więc nie spodziewałem się, że trafiąone do druku. Cieszyłem się wtedy z tego dru-ku. I wierzcie mi. Trzymać numer, nad którympracowało się od początku do końca, od pierw-szego słowa, do odbioru z drukarni – to jestjedna z najfantastyczniejszych rzeczy, jakamoże się przytrafić w życiu.Od pierwszego numeru mija właśnie dzie-sięć akademickich lat. Nie wszyscy mieliśmyokazję się poznać. Ale między redakcyjnymipokoleniami pozostaje jednak te kilka słów,skreślonych naprędce na kawałku papieru:„Podaj dalej. Bo warto!”

1 4

Emil ia Kuchta

Nerwowe odświeżanie Facebooka,godziny spędzone na Demotywa-torach, sprawdzanie maila po razsetny… znacie to? Niby niewinneczynności, zwykłe pożeracze cza-su, a jednak są osoby, które niejedzą, nie śpią, nie czują się „so-bą” w realnym świecie, bo uzależ-niły się właśnie od nich.

Przeprowadzone w 2010 roku przez CBOSbadania symptomów nadużywania sieciwykazały, że połowie internautów zdarzyłosię być online dłużej niż zamierzali, przyczym 15% przyznaje, że miało to miejscewielokrotnie. Joanna Romanowska – psy-cholog, diagnosta i terapeuta uzależnieńbehawioralnych, zauważa tendencję wzro-stową uzależnień: — Skala zjawiska wzra-sta z roku na rok, a poza tym – dotyczycoraz młodszych osób, nie wyłączającdzieci – opowiada psycholog.

Nawyk → nałóg = uzależnienieUzależnienie od Internetu należy do grupytzw. uzależnień behawioralnych, do którychzaliczamy także m.in. uzależnienie od je-dzenia, zakupów, pornografii, seksu, gierhazardowych i telefonu komórkowego. Jaktłumaczy Romanowska, uzależnienia be-hawioralne, w odróżnieniu od uzależnieńchemicznych (czyli alkoholizmu, nikotyni-zmu, narkomanii, gdzie podstawowymobiektem uzależnienia jest konkretna sub-stancja) dotyczą zachowań, czyli określo-nych czynności, które – regularnie i częstopowtarzane – wchodzą najpierw w nawyk,a następnie w nałóg, czyli uzależnienie.Psycholog podkreśla także szerokie spek-trum uzależnienia: — Najwięcej osób,z którymi miałam i mam okazję pracować,jest uzależnionych od gier (głównie chłop-cy/mężczyźni) oraz portali społecznościo-wych (tu dominują dziewczęta/kobiety).Uzależnić można się także od czatów in-ternetowych czy pornografii. — Ta ostatniakwestia jest jednak bardzo delikatna i więk-szość z osób uzależnionych od pornografiizwyczajnie wstydzi się przyznać do tego ty-pu uzależnienia, a tym samym nie zgłaszają

się na terapię, lecz próbują na własną rękęrozwiązać problem – tłumaczy psycholog.

PodatniTrudno jednoznacznie określić profil oso-by podatnej na uzależnienie. Można jedy-nie wyróżnić grupy osób, u których nałógkorzystania z Internetu występuje częściejniż u innych osób. Na pierwszym miejscuznajdują się z pewnością dzieci. — Ich cią-gły rozwój i trudność w odróżnieniu dobraod zła sprawia, że nie są one emocjonalniegotowe na określone treści, pojawiające sięw Internecie lub gry komputerowe, niedo-stosowane do ich wieku – uzasadnia Roma-nowska. Bardzo podatną grupą społecznąjest także młodzież, często w kryzysie doj-rzewania. — Są to osoby sfrustrowane, po-szukujące w Internecie grupy rówieśniczej,która będzie w stanie zaspokoić ich po-trzeby. Często w nałóg wpadają takżeosoby z problemami emocjonalnymi, nie-śmiałe, o niskim poczuciu własnej warto-ści, wyizolowane i chcące uciec odrzeczywistości lub osoby bez stałego za-jęcia, bezrobotne, samotne, traktujące In-ternet jako sposób na nudę.

Dwa światyOgólne przyczyny uzależnienia od sieci niesą do końca znane. Romanowska tłumaczy,że nie można zastosować tutaj uniwersal-nych ram odniesienia: — Każdy taki przy-padek należy traktować indywidualnie,gdyż każda z uzależnionych osób miałainne przyczyny wejścia w uzależnienie.Częściej uzależnienie występuje u osób,które przez Internet próbują uzyskaćwsparcie poprawiające ich samopoczu-cie. — Uciekają one od przykrych myślizwiązanych z niskim poczuciem własnejwartości, niedocenianiem siebie, stanamidepresyjnymi – wymienia psycholog.Z punktu widzenia uzależnień ważny jesttakże obszar emocji i uczuć, a także próbaucieczki przed światem realnym. — Brakwsparcia społecznego, pewności siebieprowadzi do tego, że człowiek zaczynaużywać Internetu, aby zachować pewienporządek, jednak gdy spotyka się ze świa-tem realnym, dociera do niego myśl, że nicsię nie zmieniło i że problem wcale niezostał rozwiązany – tłumaczy terapeuta.Z uzależnieniem od Internetu związanajest także realizacja potrzeb seksualnych.Świat wirtualny jest pod tym względembardzo atrakcyjny: — Dostęp do materiałówi osób podzielających dane pragnieniastwarzają nieodpartą pokusę ich realizacji,

Zagubieni w sieci

Page 15: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

1 5

choćby w formie wirtualnej. To z koleiprowadzi do niechęci w nawiązywaniugłębszych relacji emocjonalno-uczucio-wych, a w konsekwencji przedmiotowegotraktowania człowieka, który był wykorzy-stywany do szybkiego zaspokajania potrzebseksualnych, a nie do podmiotowego bu-dowania relacji – wyjaśnia Romanowska.

KonsekwencjeW połowie lat 90-tych w Stanach Zjedno-czonych odnotowano wzrost prób samo-bójczych związany z uszkodzeniem łącza,w wyniku którego prawie połowa krajuprzez dwa dni pozbawiona była dostępu dosieci. — Myśli i próby samobójcze to jednez wielu skutków, o których można mówićprzy uzależnieniu od Internetu – tłumaczypsycholog. Wśród innych wymienić możnamiędzy innymi problemy zdrowotne, brakmotywacji, zaniedbywanie pracy, cow konsekwencji prowadzić może do jejutraty i problemów finansowych. Skut-ków jest jednak o wiele więcej, zależą onebowiem – podobnie jak przyczyny uzależ-nienia – od konkretnego przypadku.

OdtrutkaWyjście z uzależnienia nie wymaga wcalezaprzestania korzystania z komputera czyInternetu. Trzeba raczej zmienić sposób,w jaki z niego korzystamy, nauczyć się kon-trolować i planować czas spędzany w sieci.— Często montowany jest w komputerzealarm, który po upływie określonego cza-su przypomina o tym, że należy zostawićkomputer i przejść do innej aktywności,można także przygotować szczegółowy plandnia uwzględniający określenie ram czaso-wych korzystania z komputera oraz innychcodziennych aktywności i wypoczynku –tłumaczy Romanowska.— Niezmiernie istotne jest także ustaleniecelów terapeutycznych, czyli odpowiedźna pytanie, dlaczego w ogóle chcę uwolnićsię od tego uzależnienia? W jakim celu torobię, co chcę przez to osiągnąć, co będęrobić w zamian – to są cele bardziejcząstkowe, szczegółowe, które powinnydoprowadzić do realizacji celu najważ-niejszego, głównego, jakim jest przywró-cenie kontroli nad zachowaniem, któreprzynosi przykre konsekwencje – mówi.

Zostawić sieci?„Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakamiludzi” – mówił Jezus do uczniów w sceniepowołania nad Jeziorem Galilejskim. Święty

Mateusz, opisując ten moment w Ewangelii,napisał o apostołach: „Oni natychmiastzostawili sieci i poszli za Nim” (Mt 4,20).Zapewne Ewangeliście nie chodziło o siećw znaczeniu Internetu. Może także my,biorąc przykład z apostołów, porzucimyswoje „sieci”, by podążać za Jezusem?

Jak nie dać się złapać?Patrz krytycznym okiem na to, jak korzy-stasz z Internetu. Zastanów się:• Czy nie zaniedbujesz innych sfer swo-jego życia na rzecz Internetu?• Czy nie korzystasz z Internetu przezdłuższy czas tylko po to, by uzyskać zado-wolenie?• Czy często przekraczasz planowany czasprzeznaczony na korzystanie z Internetu?• Czy zdarzyły Ci się już nieudane próbyograniczenia lub zaprzestania korzystaniaz Internetu?• Czy rezygnujesz z aktywności społecznej,zawodowej lub rekreacyjnej na rzecz ko-rzystania z Internetu?• Czy korzystasz z Internetu mimo świa-domości narastających problemów fizycz-nych, psychologicznych lub społecznych?• Czy odczuwasz silną potrzebę lub przy-mus włączenia komputera i wejścia doInternetu?• Czy odczuwasz dyskomfort, jeśli kontaktz komputerem jest niemożliwy?• Czy Twoje życie koncentruje się wokółkomputera?

Pamiętaj!Nie jest łatwo wyjść z takiego uzależnienia –potrzeba bardzo dużo siły, samozaparciai motywacji. Ale przede wszystkim należyprzyznać się do tego, że mamy problem.Bardzo rzadko zdarza się, że osoby uza-leżnione same wychodzą z tego nałogu.W przeciwnym przypadku bardzo szybkoprzechodzą one do kolejnych etapów uza-leżnienia, z których wyjście o własnychsiłach jest już praktycznie niemożliwei wymaga specjalistycznej pomocy.Zachęcam więc do weryfikowania wła-snych zachowań związanych z korzysta-niem z komputera i Internetu, ponieważgranica między zdrowym korzystaniemz tych mediów a uzależnieniem jest bar-dzo płytka i zwodnicza, często nawetniezauważalna.

Joanna Romanowska, psycholog, tera-

peuta DDA, diagnosta i terapeuta uza-

leżnień behawioralnych, mediator.

Page 16: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

1 6

Wszędzie pełno mgły. Ciężkie powietrzenie daje swobodnie oddychać. Jakiś nie-widzialny łańcuch krępuje ruchy, w ciem-ności czają się złowrogie cienie. Gabrielabiegnie przed siebie, potyka się i upada.Już nie ma siły. Nie wydostanie się z tegolabiryntu. Nie otworzy tych drzwi, mimoże mocno szarpie klamką. Wreszcie budzisię z krzykiem. To znów był ten sen…

W dyskoteceOgłuszająca muzyka, kolorowe światła,obcy tłum ludzi na parkiecie, a pośrodkutego wszystkiego Gabriela. Była tak pijana,że nie zwracała uwagi na to, iż mężczyzna,z którym tańczy, trzyma swoje dłonie najej pośladkach. Zresztą nawet gdyby byłatrzeźwa, ten gest nie przeszkadzałby jej– dawno już straciła szacunek do swojegociała. W pewnym momencie poczuła jed-nak, że ma dość. Wyswobodziła się z objęćswojego tancerza i wyszła na zewnątrz.

Osobliwy spacer„Chyba wypiłam za dużo drinków. Szkoda,bo ten facet to niezły przystojniak i mogła-bym się z nim zabawić tej nocy” – pomyślałaGabriela i ruszyła w kierunku domu. Znała tędrogę na pamięć, lecz teraz wydawało jej się,że zabłądziła. Kamienice były takie same,

lampy świeciły się jak każdej nocy. Coś jed-nak było nie w porządku. Kobieta poczułalęk. Uspokoiła się jednak nieco, gdy zoba-czyła tabliczkę z napisem nazwy ulicy – szławe właściwym kierunku. Jeszcze dwie prze-cznice i dotrze do domu. Tak się jednak niestało. Gabriela znalazła się nagle na niezna-nej jej wcześniej ulicy. „Ups… Stanowczo zadużo wypiłam. Przecież już dawno powin-nam być w mieszkaniu” – myślała kobieta.Nagle poczuła się bardzo zagubiona i sa-motna – postanowiła jednak iść naprzód.Przeszła kilka metrów i jej oczom ukazał sięosobliwy widok: po drugiej stronie ulicy zo-baczyła czarnego kota w czerwonej kraciastejkamizelce, który szedł na tylnych łapach. Nawidok Gabrieli ów kot skłonił się nisko i jakgdyby nigdy nic poszedł dalej. „A sądziłam,że po alkoholu widzi się białe myszki” –pomyślała zdziwiona kobieta.

W labiryncieW pewnej chwili zorientowała się, że otaczają wysoki mur. Gabriela spojrzała w niebo,lecz zamiast świecących gwiazd zobaczyłazimne kamienie. Ku swojemu przerażeniuodczuła na skórze nieprzyjemną wilgoć.„Mgła… Wszędzie jej pełno… I te kamienie,ten mur… Zupełnie jak w moim śnie” – my-ślała kobieta. Poruszała się po omacku, roz-paczliwie szukając wyjścia z tajemniczegolabiryntu. Czas przestał istnieć – wskazówkijej zegarka zatrzymały się na godziniepierwszej. „Czy ja kiedykolwiek się stąd wy-dostanę?” – zastanawiała się Gabriela. Naglew oddali zamajaczyły drzwi. Początkowo ko-bieta ucieszyła się, gdyż była pewna, że zna-lazła wyjście z labiryntu. Jej nadzieja okazałasię jednak płonna, bowiem na drzwiach wid-niał napis: PYCHA. Gabriela zawahała się, alew końcu nacisnęła klamkę. Ku swojemuzdumieniu znalazła się w laboratorium,w którym dokonywała zapłodnienia komórekjajowych metodą in vitro. Patrzyła z boku nasiebie jak stoi w białym fartuchu i z podzi-wem obserwuje podział zapłodnionej jużkomórki. Gabriela dobrze pamiętała, co wte-dy myślała: „Jestem Bogiem. Mam mocstwarzania człowieka.” Jej pycha i dumanie mogły być w tym momencie większe.

Kolejne drzwiW końcu wizja ustała, a w jej miejsce poja-wiły się kolejne drzwi z napisem CHCIWOŚĆ.Nie bez trwogi kobieta przekroczyła ich próg.Tym razem dostrzegła zwierciadło, a w nimswoje zdeformowane odbicie: jej głowa po-dobna była do skarbonki, w którą ciąglewrzucała monety. Gabriela ze smutkiem po-

Siedem drzwiw labiryncieKarol ina Matuszewska

„Zagubionyw labiryncie spraw,W szarości tego ludu,Tak często gubisz prosty szlak,Sens Bożego trudu.A Bóg wciąż patrzy na ciebieWyciąga przebite złem dłonie,I woła głosemmiłości: wróć do Mnie!I woła głosemmiłości: wróć do Mnie!I woła głosemmiłości: wróć do Mnie!Tak często jesteś zupełnie samWpatrzonyw swe marzenia.W kieliszku szukasz szczęścia dna,A w dymie ukojenia.”

Page 17: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

raźliwie chude wyciągały ku niej swoje ko-ściste ręce. Otaczały ją ze wszystkich stron.Gabriela zaczęła biec, lecz dzieci szybko jądoganiały. „Już nigdy nie będę wyrzucać je-dzenia ani opijać się i obżerać” – pomyślała.W szalonym pędzie sama nawet nie wie-działa, kiedy przekroczyła próg drzwi GNIE-WU. Poczuła ulgę, że uwolniła się odupiornych zjaw. Po chwili odkryła jednak, żenie jest sama. Naprzeciwko Gabrieli stał do-brze znany jej mężczyzna. Miał szklane,nieruchome oczy, a na twarzy zastygłygrymas bólu. W wyciągniętej dłoni trzy-mał skrwawione serce. Kobieta dobrze pa-miętała, gdy w przypływie gniewu obwiniałago za ich nieudany związek, jak wykrzyczałamu prosto w twarz, że nigdy go nie kochała.Teraz bardzo tego żałowała i stała zdruzgo-tana przejmującym widokiem. W końcu jed-nak powiedziała:— Przepraszam.W tym samym momencie zjawa zniknęła,a Gabriela poczuła się bardzo nieszczęśli-wa. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie tylkomur. Kobieta zgubiła się w labirynciewspomnień i dawnych występków.

Ostatnie drzwiOtwierała kolejne drzwi z nadzieją, że wy-dostanie się z labiryntu. To samo uczucietowarzyszyło jej, gdy przekraczała prógsiódmych drzwi z napisem LENISTWO. Kuswojemu zdziwieniu ujrzała łóżko i męż-czyznę z rogami kozła, który zachęcał ją,aby położyła się i odpoczęła. Pokusa byłasilna, lecz tym razem Gabriela nie uległa jej.Wiedziała, że gdy położy się na tym łóżku,już z niego nie wstanie i nigdy nie wydo-stanie się z labiryntu. Powoli wycofała się,mając nadzieję, że nikt nie będzie jej gonił.

Świetlista brama„Całe moje życie jest labiryntem. Muszę tozmienić. Tylko gdzie szukać ocalenia?” –myślała Gabriela, gdy ostatkiem sił błądziław ciemnych korytarzach. Nagle jej oczomukazała się świetlista brama. Miała kształtserca i wydobywały się z niej jasne promie-nie. Była jaśniejsza od słońca, ale jej blasknie oślepiał. Wręcz przeciwnie – było w niejcoś, co sprawiało, że chciało się na nią pa-trzeć bez końca. Nic dziwnego, że kobietaz nową nadzieją i otuchą w sercu ruszyła kuniej. Brama otworzyła się i Gabrielę otuliłłagodny blask. W tej chwili kobieta obudziłasię w swoim mieszkaniu, a na twarz padałyjej promienie słońca. Nie lękała się jużkoszmarnego labiryntu. To było jej noweprzebudzenie w innym, lepszym życiu.

1 7

myślała, że mamona już dawno stała się jejbożkiem. Wpatrywała się w swoje oblicze,dopóki nie zniknęło. Po chwili znów znalazłasię w labiryncie. Jej nozdrza szturmowałnieprzyjemny zapach – jakby zgnilizny. Po-tęgował się z każdym krokiem Gabrieli,a apogeum osiągnął w chwili, gdy kobietaotworzyła kolejne drzwi – drzwi NIECZYSTO-ŚCI. Smród był nie do wytrzymania. Kobietachciała się jak najszybciej stamtąd wydostać,lecz jej wzrok padł na wielkie malowidło,które przedstawiało ją w centrum wielkiejorgii. Plątanina nagich ciał i zwierzęcy wyraztwarzy uczestników złożyły się na obrzydli-wy widok. Gabriela patrzyła na obraz z nie-dowierzaniem. W chwili gdy pomyślała: „Jakja mogłam brać w czymś takim udział?Przecież to ohydne” – z powrotem znalazłasię w labiryncie.

Nadal w labiryncieBłądziła po jego ciemnych korytarzach, co-raz bardziej zdając sobie sprawę z tego, żeżycie, które prowadziła, było puste i jałowe.Miała wiele pieniędzy, wielu kochankówi jeszcze więcej zmartwień. Topiła smutkiw alkoholu, lecz te w końcu nauczyły siępływać. Na jej niebie widniała tylko czar-no-biała tęcza. Chociaż była silną kobietą,zaczęła płakać. Popłynęły łzy. Łzy cier-pienia i zagubienia, lecz także oczyszczenia.Gdzieś w oddali znów zamajaczyły drzwi, naktórych widniał napis ZAZDROŚĆ. Po prze-kroczeniu ich progu Gabriela pogrążyła sięw szarości. Nagle usłyszała swój szept – tobyły wszystkie oszczerstwa wypowiedzianekiedyś przeciwko koleżance, której zazdro-ściła awansu. Teraz te słowa powróciły doniej ze zdwojoną siłą. Kąsały jej uszy niczymjadowite żmije, jak harpie wbijały sięw mózg. Nie było przed nimi ucieczki.Zrozpaczona Gabriela, trzymając się za gło-wę, biegła przed siebie.

To jeszcze nie koniec tajemniczychdrzwi

Po chwili jej oczom ukazały się kolejne drzwiz napisem NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIUI PICIU. Zdesperowana, szybko nacisnęłaklamkę, byleby tylko uwolnić się od tychprzeklętych szeptów: „Wszystko mi jedno, cobędzie za tymi drzwiami. Niechże już tylkoprzestanę słyszeć swój głos.” Istotnie, szeptyustały, lecz kobieta poczuła niewyobrażalnygłód i pragnienie. Przypomniała sobiewszystkie wystawne uczty i bale, na którychjadła i piła ponad miarę. Wreszcie ujrzałaprzed sobą widmo głodujących dzieci. Prze-

Page 18: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Obcy światPaul ina Małkowska

Wydaje się, że świat wartości za-czyna zanikać. Czy bezpowrotnie?Mam nadzieję, że nie. Wierzę, żegdzieś pośród nas żyją jeszcze jakieś„relikty”, którym uda się przekazaćprzyszłym pokoleniom coś więcejniż tylko szybko rozwijające siętechnologie, a dodatkowo, bez żad-nej opłaty – choroby cywilizacyjne.

Wracając do wartości. Każdy ma inne. Dla-czego nie. Nawet jeśli nazywa się je tak sa-mo, to niekoniecznie to samo oznaczają.Zresztą same wartości bywają różne, są rze-czy które mają dla nas wartość sentymen-talną. Są takie które mają jedynie wartośćmaterialną, ale istnieją również wartościduchowe. Ale czy wartości mają jeszczew ogóle jakąś wartość? Czasem można usły-szeć, bolesne stwierdzenie, że coś, co jestobiektywnie dobre, nie ma już dla kogośżadnej wartości. Najgorsze z tego wszyst-kiego byłoby usłyszeć, że ludzkie życie stra-ciło swoją wartość. A tak niestety się dzieje…i to coraz częściej.

Mapa potrzebna od zarazChyba gdzieś się zagubiliśmy. Dlaczego? Bocoraz częściej oceniamy czyjąś wartość niena podstawie tego, co sobą reprezentuje, coi jak potrafi zrobić, jakie ma podejście doinnego człowieka, czy potrafi dostrzec go wtłumie ludzi, czym się w życiu kieruje, czyma jakieś zasady itp., ale tym, ile ma pie-niędzy. A czym jest pieniądz? W zasadzieniczym innym jak tylko kawałkiem papierupokrytym farbą. Co taki drukowany papierekmoże spowodować, do czego doprowadzić?

Szczere życzenia?Czasem spotykam się z życzeniami bogategomęża. Hmm. Super. Ale co to tak naprawdęoznacza? W jakim sensie ma być bogaty?Zazwyczaj chodzi o bogactwo w znaczeniumaterialnym. Tylko czy to jest naprawdę to,co może dać szczęście? Czy naprawdęwspółczesny świat musi siłą narzucać mipogląd, że to pieniądz – i tylko on – nadajeczemuś albo komuś wartość? A co jeśli się

z tym nie zgadzam? Co jeśli wolę inny mier-nik wartości? Dobrze. Przyjmijmy, że mambogatego męża. Całymi dniami nie ma go wdomu. Bywa, że nocami też. Po pracy wracapóźnym wieczorem i jest totalnie zmęczony,zestresowany… O przemocy już nie wspo-mnę. Co mi po takim mężu? Oczywiściemogą pojawić się zarzuty takie jak: „O co cichodzi: przecież zarabia na dom, na twojewydatki, na dzieci.” Owszem, zapewnia bytrodzinie, ale przecież nie tylko o to chodzi.Co mi po takim mężu, którego nie ma, codzieciom po ojcu, którego nie ma, który niema dla nich czasu, którego nie widują,z którym nie mogą się pobawić, któregotak naprawdę nie znają. Bo on kocha, aleswoją pracę.

Zaleta czy wada?Przystojnego, dobrze zbudowanego, wyso-kiego bruneta, opalenizna w określonymodcieniu, oczy koniecznie brązowe itd. Ko-lejna rewelacja. Nieważne czy będzieciemieli chociażby o czym rozmawiać, ważne,że wygląd wpisuje się w ustalone kanonyestetyczne wpajane przez media. To jużblondyn z błękitnymi oczami nie może być?Ano nie. Faktycznie blond nie gwarantujeszczęścia, a już nie daj Boże w okularach! Cojest złego w okularach? Przecież ja też jenoszę. Okulary wskazują na wadę wzroku.No właśnie, wadę… To kolejne przykładywpływu stereotypów serwowanych namwspółcześnie. Co z tego, że jego żarty pole-gają na tym, że mnie obraża. I nie chodzi teżo to, że brunet, szatyn czy rudy może mnieobrażać do woli, a blondyn to już nie. Noprzecież ma poczucie humoru i dystans dosiebie. Owszem ma, ale co z tego, jeśli ni-czego sobą nie reprezentuje. Oczywiściepoza tym, że spełnia wymogi narzucaneprzez kulturę (?). Co z tego, że otworzyprzed tobą drzwi. To jakiś szowinista jest!A co! Kobieta drzwi nie potrafi otworzyć?(No czasem nie, mimo że ma napisane jak touczynić  :) Nie chodzi o to, czy potrafi, aleo coś zupełnie innego.

To o co chodzi?Bo przecież nie liczy się wnętrze człowieka,tylko jego wygląd? A ja ciągle naiwnie wie-rzę, że to jednak nie szata zdobi człowieka,że życie ludzkie to najcenniejszy dar, żemoże po prostu chodzi o to, żeby bardziejbyć niż mieć. Bo jak kocham, to nie za coś,tylko po prostu – jestem i to wystarcza. Alemoże u ludzi to jednak nie jest możliwe…Czy ktoś wie dokąd zmierzamy i czy jestszansa, że jednak nie zderzymy się ze ścianą?

1 8

Page 19: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58
Page 20: "Labirynt" - Podaj Dalej nr 58

Twarze "Podaja"

o. Wojciech Mikulski SJ o. Grzegorz Dobroczyński SJ o. Krzysztof Dorosz SJ

Karol ina Famulska Iza Pawłowska Piotr Pawłowski

Paweł Pietrowicz Mariusz Słonina Andrzej Dol igalski

Kasia Wiśniewska Justyna Nymka Paul ina Małkowska

Fot. archiwum redakcji