Koncept nr 7

7
Nie ma dnia, by system Antyplagiat zainstalowa- ny na 160 polskich uczel- niach nie znalazł pracy, która tylko udaje autor- skie dzieło studenta lub naukowca, a w rzeczywi- stości jest efektem użycia trzech komputerowych klawiszy: Ctrl, C i V. Przyzwolenie na „ścią- ganie” to w Polsce prob- lem, na temat któ- rego dyskutuje się od niedawna. Zdaniem niektórych zaczyna się na poziomie klasówek i egza- minów wstępnych, a pro- wadzi do tego, że środowi- ska naukowe przymykają oczy na plagiaty w pracach habilitacyjnych. A samo plagiatorstwo przenosi się do innych branż. Standardem w nie- których mediach ogólno- polskich jest tzw. zawłasz- czanie newsów. To metoda wykorzystująca mecha- nizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniej- sze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media „odkrywają” coś, co przed nimi wyszperał ambitny bloger lub ustalił lokalny dziennikarz. Antyplagiatorzy winą obarczają też internet i cywilizację „piractwa komputerowego”. Ale czy tak jest? Internet to w plagiato- wej zarazie miecz obo- sieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, minister oświa- ty w niemieckim rządzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, która pracę doktorską Schavan prze- świetlała kilka miesięcy. Zupełnie innym prob- lemem jest kwestia kopiowania w kulturze - mówiąc inaczej, problem internetowego „ściąga- nia” darmowych treści. Obecne przepisy nijak nie przystają do rzeczy- wistości, a czasy wyma- gają zmiany myślenia i nowej definicji plagiatu i oryginału, a także tego, jak jeden i drugi może być wykorzystywany. W latach 80. producenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu gra- jącego za sprzedawanie dwukasetowych magne- tofonów z funkcjami uła- twiającymi przegrywa- nie. Pewnie wtedy, nawet w najczar- niejszych snach, nie przewi- dywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Gdyby teraz poważnie wziąć się za tak zwanych „piratów” nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby pra- wo egzekwować. Co trzeci Polak korzysta z „darmo- wych” wytworów kultu- ry w internecie. Gdyby ująć rzecz w slogany, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, któ- re nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez sie- bie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżo- nych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawar- tość kradną i rozpo - wszechniają, jednak głów- nie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawar- tości, którzy zarabiają na ruchu w necie niezależ- nie czy jest on legalny, czy nie legalny - głównie na reklamach lub płat- nych kontach przyspie- szających transfer. Sprawa jest trudna, bo kultura od zawsze żywi- ła się sobą. Dlatego dziś istnieją dwa rodzaje zagrożeń. Z jednej stro- ny kompletna anarchia, zniechęcająca twórców i obniżająca jakość kultu- ry. Z drugiej strony uzy- skanie tego samego efektu przez zamknięcie dźwię- ków, obrazów, słów, pro- jektów przemysłowych i kreacji ze świata mody w świecie patentów, zaka- zów i płatnych licencji. Jak tego uniknąć? RAPER - PATRIOTA w tym NUMERZE: Kiedyś, jako współtwórca kra- kowskiej Firmy znany był z ostrych społecznych utworów, koncertów w więzieniach i krytyki organów ścigania. Dziś zajmuje się temata- mi, które chciano wypchnąć z pol- skiej historii i które wciąż nie mogą znaleźć miejsca w świadomo- ści historycznej Polaków. Jest jed- nym z organizatorów krakowskich obchodów święta żołnierzy wyklę- tych na przełomie lutego i marca. Dzięki niemu nauczyciele dowiadu- ją się kim był rotmistrz Pilecki, lice- aliści uczą się historii, a ich rodzi- ce poznają historię obrony Grodna w 1939 roku przed Sowietami. - Postaci takie jak rotmistrz Pile- cki wpływają na mnie w życiu codziennym. Kiedy ktoś chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, z którymi sie nie zga- dzam - mówi Tadeusz „Tadek” Pol- kowski, autor albumu „Niewygod- na prawda”. STR. 8-9 BONIEK CZYLI BOŻYSZCZE Boniek od zawsze był jak czynny wulkan zarówno na boisku, jak i poza nim. Czasami szybciej mówił niż myślał. Arogancki i uparty. SB-ecy, którzy w 1986 roku (pod przykrywką działaczy sportowych) towarzyszyli polskiej reprezentacji pod- czas Mundialu w Meksyku pisali o nim, że ma „nega- tywny wpływ na atmosfe- rę wśród zawodników”, bo wykłóca się o wyższe pre- mie dewizowe dla piłka- rzy, a tak w ogóle to na boku załatwia sobie „obuwniczy” kontrakt z Adidasem. Ale Boniek znał swoją wartość – na boisku nigdy nie odpuszczał, dawał z sie- bie wszystko. Na tle innych graczy wyróżniał się czymś deficytowym dla tego śro- dowiska - elokwencją i bły- skotliwością wypowiedzi. STR. 11 ZNAJDŹ NAS na facebook.com DWUTYGODNIK AKADEMICKI NR 7 14-25 LUTEGO 2013 JAKUB BIERNAT MAJA SMOK Nie wiesz kiedy popełniasz „akt pi- ractwa” w internecie? Koniecznie przeczytaj artykuł Jakuba Bierna- ta, a także rozmowę z doktorem Krzysztofem Siewiczem specjalizu- jącym się w prawnych aspektach przetwarzania informacji STR.4-5 Czy można zawsze potępiać tych, co „po- szli w bój bez broni“? Ro- botnicy w Poznaniu w 1956, Trójmieście 1970, wreszcie cały ruch „Solidarności“ to było pój- ście “w bój bez broni“. Nikt nie potępia tych wybuchów. W przy- padku powstania styczniowe- go dobrze też jest je poznać, aby móc potem wyrokować. STR. 7 Buty z czerwoną podeszwą to jeden z najsłynniejszych przykładów mo- dowych „zapożyczeń”. I tu powra- ca zasada: jeśli nie stać mnie na sukienkę za ponad tysiąc złotych - kupię ją za kil- kaset. A nawet ta- niej STR. 6 JAROSŁAW HEINZE CZAS PIRATÓW WIESŁAW CHEŁMINIAK STR. 3-7 Plagiatorstwo naukowe i dziennikarskie przypomi- na często świat przyrody, gdzie duży drapieżnik zjada małe zwierzę. W świecie piractwa komputerowego jest odwrotnie NAPISZ ARTYKUŁ I WYGRAJ iPADA! DOŁĄCZ DO AKCJI „KONCEPTU” - „naukowy Nobel dla Polaka” i zgłoś swojego kandydata (wraz z uzasadnieniem na stronę maszynopisu) do redakcji konceptu na adres: [email protected]

description

Koncept nr 7

Transcript of Koncept nr 7

Page 1: Koncept nr 7

Nie ma dnia, by system Antyplagiat zainstalowa-ny na 160 polskich uczel-niach nie znalazł pracy, która tylko udaje autor-skie dzieło studenta lub naukowca, a w rzeczywi-stości jest efektem użycia trzech komputerowych klawiszy: Ctrl, C i V.

Przyzwolenie na „ścią-ganie” to w Polsce prob-lem, na temat któ-rego dyskutuje

się od niedawna. Zdaniem niektórych zaczyna się na poziomie klasówek i egza-minów wstępnych, a pro-wadzi do tego, że środowi-ska naukowe przymykają oczy na plagiaty w pracach habilitacyjnych. A samo plagiatorstwo przenosi się do innych

branż. Standardem w nie-których mediach ogólno-polskich jest tzw. zawłasz-czanie newsów. To metoda wykorzystująca mecha-nizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniej-sze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media

„odkrywają” coś, co przed nimi

w yszperał ambitny

bloger lub ustalił lokalny dziennikarz.

Antyplagiatorzy winą obarczają też internet i cywilizację „piractwa komputerowego”. Ale czy tak jest?

Internet to w plagiato-wej zarazie miecz obo-sieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, minister oświa-ty w niemieckim rządzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, która pracę doktorską Schavan prze-świetlała kilka miesięcy.

Zupełnie innym prob-lemem jest k westia kopiowania w kulturze - mówiąc inaczej, problem internetowego „ściąga-nia” darmowych treści. Obecne przepisy nijak nie przystają do rzeczy-wistości, a czasy wyma-gają zmiany myślenia i nowej definicji plagiatu i oryginału, a także tego, jak jeden i drugi może być wykorzystywany.

W latach 80. producenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu gra-jącego za sprzedawanie dwukasetowych magne-tofonów z funkcjami uła-

twiającymi przegrywa-nie. Pewnie wtedy,

nawet w najczar-n i e j s z y c h

snach, nie przewi-

dywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Gdyby teraz poważnie wziąć się za tak zwanych „piratów” nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby pra-wo egzekwować. Co trzeci Polak korzysta z „darmo-wych” wytworów kultu-ry w internecie. Gdyby ująć rzecz w slogany, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, któ-re nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez sie-bie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżo-nych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawar-tość kradną i rozpo-wszechniają, jednak głów-nie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawar-tości, którzy zarabiają na ruchu w necie niezależ-nie czy jest on legalny, czy nie legalny - głównie na reklamach lub płat-nych kontach przyspie-szających transfer.

Sprawa jest trudna, bo kultura od zawsze żywi-ła się sobą. Dlatego dziś istnieją dwa rodzaje zagrożeń. Z jednej stro-ny kompletna anarchia, zniechęcająca twórców i obniżająca jakość kultu-ry. Z drugiej strony uzy-skanie tego samego efektu przez zamknięcie dźwię-ków, obrazów, słów, pro-jektów przemysłowych i kreacji ze świata mody w świecie patentów, zaka-

zów i płatnych licencji. Jak tego uniknąć? █

RAPER - PATRIOTA

w tym NUMERZE:

Kiedyś, jako współtwórca kra-kowskiej Firmy znany był z ostrych społecznych utworów, koncertów w więzieniach i krytyki organów ścigania. Dziś zajmuje się temata-mi, które chciano wypchnąć z pol-skiej historii i które wciąż nie mogą znaleźć miejsca w świadomo-ści historycznej Polaków. Jest jed-nym z organizatorów krakowskich obchodów święta żołnierzy wyklę-tych na przełomie lutego i marca. Dzięki niemu nauczyciele dowiadu-ją się kim był rotmistrz Pilecki, lice-aliści uczą się historii, a ich rodzi-ce poznają historię obrony Grodna w 1939 roku przed Sowietami.

- Postaci takie jak rotmistrz Pile-cki wpływają na mnie w życiu codziennym. Kiedy ktoś chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, z którymi sie nie zga-dzam - mówi Tadeusz „Tadek” Pol-kowski, autor albumu „Niewygod-na prawda”.STR. 8-9

BONIEK CZYLI BOŻYSZCZEBoniek od zawsze był jak czynny wulkan zarówno na boisku, jak i poza nim. Czasami szybciej mówił niż myślał. Arogancki i uparty. SB-ecy, którzy w 1986 roku (pod przykrywką działaczy sportowych) towarzyszyli polskiej reprezentacji pod-

czas Mundialu w Meksyku pisali o nim, że ma „nega-tywny wpływ na atmosfe-rę wśród zawodników”, bo wykłóca się o wyższe pre-mie dewizowe dla piłka-rzy, a tak w ogóle to na boku załatwia sobie „obuwniczy” kontrakt z Adidasem.

Ale Boniek znał swoją wartość – na boisku nigdy nie odpuszczał, dawał z sie-bie wszystko. Na tle innych graczy wyróżniał się czymś deficytowym dla tego śro-dowiska - elokwencją i bły-skotliwością wypowiedzi. █

STR. 11

ZNAJDŹ NAS na facebook.com

DWUTYGODNIK AKADEMICKI NR 7 14-25 LUTEGO 2013

JAKUB BIERNAT

MAJA SMOK

Nie wiesz kiedy popełniasz „akt pi-ractwa” w internecie? Koniecznie przeczytaj artykuł Jakuba Bierna-ta, a także rozmowę z doktorem Krzysztofem Siewiczem specjalizu-jącym się w prawnych aspektach przetwarzania informacji STR.4-5

Czy można zawsze potępiać tych, co „po-szli w bój bez broni“? Ro-botnicy w Poznaniu w 1956, Trójmieście 1970, wreszcie cały ruch „Solidarności“ to było pój-ście “w bój bez broni“. Nikt nie potępia tych wybuchów. W przy-padku powstania styczniowe-go dobrze też jest je poznać, aby móc potem wyrokować. STR. 7

Buty z czerwoną podeszwą to jeden z najsłynniejszych przykładów mo-dowych „zapożyczeń”. I tu powra-

ca zasada: jeśli nie stać mnie na sukienkę za ponad tysiąc

złotych - kupię ją za kil-kaset. A nawet ta-

niej STR. 6

JAROSŁAW HEINZE

CZASPIRATÓW

WIESŁAW CHEŁMINIAK

STR. 3-7

Plagiatorstwo naukowe i dziennikarskie przypomi-na często świat przyrody, gdzie duży drapieżnik zjada małe zwierzę. W świecie piractwa komputerowego jest odwrotnie

NAPISZ ARTYKUŁ I WYGRAJ iPADA!

DOŁĄCZ DO AKCJI „KONCEPTU” - „naukowy Nobel dla Polaka” i zgłoś swojego kandydata (wraz z uzasadnieniem na stronę maszynopisu) do redakcji konceptu na adres: [email protected]

Page 2: Koncept nr 7

2 3STARTER

Parlament Studentów Rzeczypospo-litej Polskiej wydał opinię do założeń nowelizacji ustawy Prawo o szkol-nictwie wyższym przedstawionych przez Ministerstwo Nauki i Szkolni-ctwa Wyższego wskazując szereg sła-bości projektu.Czego zdaniem PSRP w projek-cie brakuje? 1 PSRP popiera pomysł, by już stu-

denci I roku mogli otrzymywać sty-pendia motywacyjne. Parlament uważa jednak, że system ich przy-znawania powinien być jednolity dla całej Polski. Kryteriami mogły-by być wyniki ogólnopolskich olim-piad, konkursy, sukcesy sportowe. Parlament sprzeciwia się opieraniu kryteriów o wyniki rekrutacji czy matury, a także włączeniu świadcze-nia w uczelniane mechanizmy sty-pendialne. Zdaniem PSRP świad-czenia powinny być przyznawane na poziomie centralnym (na przy-kład przez ministerstwo).

2 Brakuje zmian regulacji dotyczących tzw. stypendiów rektora otrzymywa-nych przez studentów posiadających

tytuł zawodowy lub studiujących jednocześnie na kilku kierunkach. Zdaniem Parlamentu ci studenci powinni mieć taki sam dostęp do stypendiów rektora jak pozostali.

3 Nie doregulowano kwestii upraw-nień do bezpłatnego studiowania drugiego kierunku studiów. Par-lament Studentów RP proponuje, by wprowadzić dodatkowe (obok stypendium rektora) kryterium - średnią ocen na danym roku i kie-

runku studiów (np. dla grupy 15 procent studentów).

4 Na podstawie doświadczeń studen-tów, którzy zwracają się z prośbą o pomoc do Parlamentu zapropono-wano, by minister miał możliwość wydawania rozporządzeń wymusza-jących na uczelnianych regulami-nach doprecyzowanie przyznawania pomocy materialnej. Chodzi o zabez-pieczenie w szczególności terminów wypłacania stypendiów oraz wymu-

szenie na uczelniach przyspieszenia wydawania decyzji stypendialnych.

5 Zdaniem PSRP wciąż brakuje jed-noznacznej interpretacji przepisów dotyczącej zachowania praw stu-denta do 31 października w roku, w którym skończyło się studia. To istotne choćby ze względu na umo-wy zlecenia.

6 Choć od 1 października 2011 r. uczelnie mają obowiązek zawie-rania umów określających warun-ki odpłatności za usługi edukacyj-ne również ze studentami studiów stacjonarnych, to jednak, by w peł-ni zabezpieczyć prawa studentów PSRP proponuje zobowiązanie mini-stra do wydania rozporządzenia określającego warunki, jakim odpo-wiadać powinny umowy student--uczelnia. Parlament Studentów RP od wielu lat zwraca również uwa-gę na konieczność doprecyzowa-nia wszystkich opłat, które mogą być pobierane od studentów przez uczelnie. Byłoby to zabezpieczenie przed wykorzystywaniem przez nie-które uczelnie luk w obecnej ustawie.

7 PSRP domaga się również utwo-rzenia listy ostrzeżeń publicznych, wskazującej uczelnie, którym cof-nięto zezwolenia do prowadzenia danego kierunku studiów lub które otrzymały negatywną ocenę Polskiej Komisji Akedytacyjnej. Powstanie takiej listy pozwoli maturzystom na uzyskanie informacji o najgor-szych uczelniach i podjęcie decyzji o pominięciu jej w rekrutacji.

Prace nad ustawą będą trwały przez najbliższe kilka miesięcy. █

ŹRÓDŁO: www.students.pl; www.wp.pl; www.lca.pl; www.rp.p ŹRÓDŁO: www.students.pl; www.iaeste.pl

Rzecznicy praw studenckich w każdym województwie?

Najlepsi zagraniczni studenci to…

Za co uczelnie nie mogą pobierać opłat?

Studenci poprawią Wikipedię ŁYK REALIÓW BIZNESOWYCH,

CZYLI WARSZTATY DLA STUDENTÓW UCZELNI

TECHNICZNYCH

Może już niedługo przy każ-dym urzędzie marszałkowskim będzie działał rzecznik ds. stu-denckich lub rada studencka. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka wystosowała list w tej sprawie do marszałków województw. Powołany rzecznik ds. studen-tów lub społeczna rada stu-dencka zajmowałyby się m.in. polityką stypendialną, inwe-stycjami w infrastrukturę szkół wyższych, wspieraniem praktyk studenckich oraz programami studiów związanymi ze specy-fiką poszczególnych regionów Polski.

Colett Neumann z Niemiec, Alo-na Nad z Ukrainy, Hon Hong Huat z Malezji i Abnoos Mos-lehi z Iranu to najlepsi zagra-niczni studenci uczący się w Polsce. Zwyciężyli w trze-ciej edycji konkursu „Interstu-dent 2012”. W konkursie mogli wziąć udział studenci zagranicz-ni studiujący w polskich uczel-niach na studiach licencjackich, magisterskich i doktoranckich. Warunkiem udziału były dobre wyniki w nauce oraz aktywność w środowisku studenckim (kul-

Jeden z parlamentarzystów zapy-tał w swojej interpelacji resort nauki, za co uczelnia może i za co nie może pobierać dodatko-wych opłat od studentów. Oka-zało się, że aby nie było żadnych wątpliwości stworzono katalog bezpłatnych usług edukacyjnych. I tak zarówno uczelnie publicz-ne, jak i niepubliczne nie mogą pobierać opłat za: rejestrację na kolejny semestr lub rok stu-diów, egzaminy, w tym egzamin poprawkowy, egzamin komisyj-ny, egzamin dyplomowy, wydanie

dziennika praktyk zawodowych, złożenie i ocenę pracy dyplomo-wej oraz wydanie suplementu do dyplomu. Uczelnia ma natomiast prawo do pobieranie odpłatno-ści za powtarzanie przedmio-tu lub też powtarzanie semestru bądź roku.

Studenci warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, będą popra-wiali artykuły w największej inter-netowej encyklopedii. Jednym z celów tej akcji jest integracja studenckich kół naukowych z róż-nych uczelni, które mogą współ-pracować przy tym projekcie. Studenci z kół naukowych chcą-cy wziąć udział w projekcie mają do dyspozycji specjalną roboczą wersję Wikipedii - OpenWiki do umieszczania testowych artyku-łów przed ich akceptacją i osta-teczną publikacją. Artykuły trafią do Wikipedii po akceptacji pra-cowników naukowych, opieku-nów koła naukowego. Organiza-torzy projektu współpracują już ze Stowarzyszeniem Wikimedia Polska, które ma prawo do zgła-szania poprawek do proponowa-nych artykułów. Studenci korzy-stają też z pomocy zawodowej korektorki, która zadba o styli-styczną stronę artykułów. Już dwa lata temu akcję poprawiania haseł w polskiej wersji Wikipedii prze-prowadzili studenci Politechniki Warszawskiej, m.in. wykładowcy Instytutu Automatyki i Informatyki Stosowanej oraz członkowie koła naukowego studentów zarządza-nia projektami. Warto wiedzieć, że w polskiej wersji tej encyklopedii znajduje się blisko milion haseł.

Warsztaty organizowane przez IAESTE Polska (The International Association for the Exchange of Stu-dents for Technical Expe-rience), „Case Week” to seria szkoleń, które odbędą się między 15, a 30 kwietnia 2013 r. na ośmiu uczelniach w całej Polsce: Akademii Górniczo-Hutniczej w Kra-kowie, Politechnice Gdań-skiej, Politechnice Poznań-skiej, Politechnice Śląskiej w Gliwicach, Politechnice Warszawskiej, Politechnice Wrocławskiej, Uniwersyte-cie Łódzkim i Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. W ciągu tych kilku dni, przedsiębiorcy z całego kraju przeprowadzą darmo-we warsztaty dla studentów uczelni technicznych. Szko-lenia realizowane są w for-mule „case studies” – nie ma więc mowy o teoriach, ani czasu na akademickie dyskusje. Prowadzący przy-

gotowuje konkretny prob-lem, którego rozwiązaniem zajmują się uczestnicy. Mogą to być problemy, któ-re znajdują się na porządku dziennym w firmie, a cza-sem są to kwestie, których dana firma jeszcze nie roz-wiązała. Będzie też czas na indywidualne konsultacje z przedstawicielami bizne-su podczas których stu-denci uczestniczący w war-sztatach dowiedzą się o swoich mocnych/słabych stronach i otrzymają prak-tyczne wskazówki mogą-ce przydać się w efek-tywnym łączeniu nauki z rozwojem zawodowym. Studenci chcący wziąć udział w „Case Week 2013” muszą złożyć swoją aplika-cję w dniach 4-24 marca. Więcej szczegółów znajdu-je się na internetowej stro-nie projektu: www.case-week.iaeste.pl

BYŁO, JEST, BĘDZIEturalna, społeczna, ekologiczna, sportowa, działania na rzecz wie-lokulturowości). Czwórkę tego-rocznych laureatów jury wyłoni-ło spośród 55 zgłoszeń. Ukrainka Alona Nad zwyciężyła w katego-rii „Studia doktoranckie”. Uczy się na Wydziale Górnictwa i Geo-inżynierii Akademii Górniczo-Hut-niczej w Krakowie. W dziedzinie „Studiów magisterskich” najlep-szy okazał się student Collegium Medicum Uniwersytetu Jagielloń-skiego Hon Hong Huat z Malezji. W kategorii „Studia licencjackie” zwyciężyła Colett Neumann, któ-ra studiuje na drugim roku stu-diów nauczycielskich na Uniwer-sytecie Zielonogórskim. Nagrodę specjalną jury za działalność inte-gracyjną i wybitne osiągnięcia naukowe otrzymała Abnoos Mos-lehi, która studiuje na Uniwer-sytecie Warszawskim. - Szuka-łam studiów psychologicznych w Europie. Nic nie wiedziałam o Polsce, ale pomyślałam: dla-czego nie – przyznała Iranka.

PARLAMENT STUDENTÓW RP O ZMIANACH W SZKOLNICTWIE WYŻSZYM

Jak łączyć naukę z biznesem tak jak robią to mistrzowie z Michigan?

KONCEPT GŁÓWNY

- Nie uważam, żeby to było wiel-kie przestępstwo, ale powiem mu, że postąpił troszkę nie halo – tak Roman Kotliński, poseł Ruchu Palikota skomentował ostatnio fakt, że promowany przez nie-go licealista splagiatował pety-cję w sprawie usunięcia krzyży ze szkoły.

To „troszkę nie halo” czyli plagia-towanie, przypisywanie sobie nie swoich

tek stów, myśli, wypo-

wiedzi czy nawet zdjęć to plaga

ostatniej dekady. - Internet wie-

le tu popsuł, także pod kątem kulturowym. Studentom wydaje się, że można z niego czer-pać bez końca jako z anonimowego źródła. A zły przykład idzie m.in. także z mediów, które niespecjal-nie przejmują się tym, skąd biorą newsy – przyznaje prof. Wiesław Godzic, medioznawca, jak i pro-motor dziesiątek prac naukowych rocznie.

Krakowski naukowiec nie jest w tej opinii odosobniony.

— Porównaliśmy prawie 35 tys. tekstów jednego z wydawców z okresu styczeń 2009 — styczeń 2010 z tekstami na innych serwi-sach w sieci. Wyszło, że zapoży-czenia dla niemal 7 tys. utworów wydawcy przekroczyły 20 proc. pierwotnego tekstu. W przypad-ku prawie tysiąca tekstów zostały

one wykorzystane w więcej niż 70 proc. — mówił niedawno „Pulso-wi Biznesu” Sebastian Kawczyń-ski, prezes Plagiat.pl, zajmującego się wykrywaniem naruszeń pra-wa autorskiego m.in. w internecie.

BYĆ JAK MADONNAStandardem w niektórych

mediach ogólnopolskich jest tzw. zawłaszczanie newsów. To meto-da wykorzystująca mechanizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniej-sze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media „odkrywa-ją” coś, co przed nimi wyszperał ambitny bloger lub ustalił lokal-

ny dziennikarz. Niektóre redak-cje do takich perełek dodają jednak czasem źródło inspiracji tematem lub pochodzenia materiału filmo-wego czy zdjęciowego. To źródło to...”internet” właśnie. Gra muzy-ka? Niekoniecznie.

- Mechanizm plagiatu od wie-ków jest ten sam. Ci mniej zdolni, ale wciąż ambitni kradną pomy-sły zdol-

niejszych – uważa Krzysztof Ski-ba, lider zespołu Big Cyc.

Skiba jak z rękawa sypie przy-kładami polskich artystów, którzy na fali popularności np. Madon-ny, Rihanny czy Radiohead zaczę-li kopiować nie tylko muzyczne pomysły gwiazd, ale i ich strate-gię marketingową czy okładki płyt. Tu przykład idzie z góry.

- Krąży nawet taka anegdo-ta o jednym ze znanych polskich kompozytorów, który wykreo-wał już niejeden przebój. Tenże pan zanim zacznie komponować, kupuje w amerykańskim sklepie muzycznym 100-200 płyt z muzyką tamtejszych niszowych zespołów.

Przywozi je do Polski i „komponu-je” – śmieje się Krzysztof Skiba.

OSZUKAĆ PROGRAMDowodem na skalę plagiato-

wej plagi jest biznesowy sukces spółki Plagiat.pl. Od kilku lat fir-ma ta rozwija się całkiem pręż-nie, niczym spółki windykacyjne w czasie kryzysu. Nic dziwnego

– z jej programu

A n t y -plagiat, w y k r y -w a j ą c e -go kradzież c u d z y c h tekstów w pracach naukowych, korzysta już ponad 160 uczelni w Polsce. I nie ma dnia, by system nie znalazł pracy, która tylko uda-je autorskie dzieło studenta, a w rzeczywistości jest efektem uży-cia trzech komputerowych kla-wiszy: Ctrl, C i V.

- Antyplagiat spowodował, że studenci zaczęli bardziej uważać na przywoływanie źródeł i nie

mogą już bezkarnie kopiować obronionych przez kogoś inne-go prac. Jednak jednocześnie jest mnóstwo nowych technik, oszukujących program – zazna-cza prof. Wiesław Godzic.

Wciąż ponad 250 uczelni nie kontroluje prac naukowych pod kątem kradzieży treści. Stąd nie-trudno jest uwierzyć w anegdotę o tym, że praca o Web 2.0, napi-sana przez znajomego Sebastia-na Kawczyńskiego została spla-giatowana ponad 20 razy. Skąd to wiadomo? Znów dzięki inter-netowi, w którym można znaleźć tysiące prac naukowych, także tych sprzed kilku dekad.

MINISTER JAK ANIOŁInternet to w plagiatowej zara-

zie miecz obosieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, mini-ster oświaty w niemieckim rzą-dzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, któ-ra pracę doktorską Schavan prze-świetlała kilka miesięcy.

- Nie przesadzajmy. W latach 80. robienie przypisów na maszy-nie do pisania było bardzo uciąż-liwe – tak część partyjnych kole-gów rozgrzeszała panią minister.

Ciekawe jak wyglądałaby linia obrony Micha-

ła Anioła. Właśnie okazało się, że arty-sta projektując kulę wieńczącą kopułę zakrystii bazyliki

we Florencji, mocno inspirował się pra-

cą starszego kole-gi. I to nie byle kogo, bo... Leo-narda da Vinci.

- Pamiętajmy też, że w sztuce

już wszystko było, więc łatwo wpaść na

pomysł podobny do idei kogoś innego – tłumaczy jednak Piotr

Bazylko, kolekcjoner sztuki jak i współautor bloga ArtBazaar.

Swoje robi też czas: po wiekach rewelacje o zapożyczeniu Micha-ła Anioła często traktujemy ze wzruszeniem ramion. Jak mawiał pewien anglikański pastor: orygi-nalność to tylko niewykryty pla-giat. Choć to, zdaniem naukow-ców, jedynie część prawdy.

- W środowisku akademickim rada na plagiat jest tylko jedna. Wszystko jest w rękach promo-torów. Tam gdzie nie ma dobrej, regularnej pracy promotorów ze studentami, tam jest plagiat – kwituje prof. Godzic.

A jak pracy ze studentami nie ma, to jest, cytując wspomniane-go posła , „nie halo”. █

FOTO

Wik

iped

ia

WITOLD SKRZAT

PLAGIAT NASZ POWSZEDNI

INFO O PSRP:Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej reprezentuje interesy studentów z całego kraju, reprezentuje środowisko studenckie przed organami państwa oraz opiniuje akty prawne dotyczące studentów. Przedstawiciele Parlamentu stale uczestniczą w pracach organów władzy publicznej – m.in. komisjach Sejmu i Senatu, zespołach ministerialnych. Przewodniczący PSRP jest z mocy prawa członkiem Prezydium Polskiej Komisji Akredytacyjnej.

Internet i nowe technologie nadały nowy wymiar plagia-

torskiej pladze. Ale bez uczciwej, mrówczej pracy środowisk

naukowych, nawet najlepszy program komputerowy nie

powstrzyma zarazy.

copy&paste company

Page 3: Koncept nr 7

4 5KONCEPT GŁÓWNYKONCEPT GŁÓWNY

„PIRACTWO” T O POCZĄTEK NOWEJ, NIEUNIKN IONEJ ERY

O tym, że dla niektórych nawet naj-logiczniejsze udogodnienia stanowią zagrożenie przypomina legendarna anonimowa broszurka z 1900 roku pt. „Kanalizacja miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlatane-rii w celu zniszczenia rolnictwa pol-skiego oraz wytępienia ludności sło-wiańskiej nad Wisłą”. Owa broszurka niezbicie udowadniała, że wybudo-wanie nowoczesnego systemu odpro-wadzania ścieków spowoduje upa-dek rolnictwa, powszechny głód, bo

zabraknie nawozu produkowanego przez warszawiaków. Nie trudno się domyślić, że publikację inspirowa-li i pewnie opłacili przedstawiciele pewnego odłamu biznesu wywozu nieczystości, dla których wiekopo-mny projekt ówczesnego włodarza Warszawy Sokrata Starynkiewicza oznaczał wyrok plajty.

REWOLUCJA SZARAKÓWWiek wcześniej w Wielkiej Bry-

tanii pojawił się ruch luddystów -

drobnych rzemieślników - niszczy-cieli maszyn przemysłowych, które odbierały im pracę. Rewolucja trans-portowa - kolej i samochody skutecz-nie wykończyły stadniny koni, fabry-ki powozów, zakłady kowalskie, dostawców siana i owsa, znacznie przetrzebiły zastępy zamiataczy ulic oraz sklepy z koniną. Tu protesty też na nic się nie zdały. Tego procesu nie dało się zatrzymać. Najczęściej było tak, że wynalazki uderzały w pierw-szej kolejności po kieszeniach naj-

mniej wykwalifikowanych. Rzadziej uderzały w całe gałęzie przemysłu i powiązane z nimi grupy interesu - które miały ambicje, by niekorzyst-ne zmiany przystopować.

O ile industrializacja dobijała sza-raków i karmiła rekiny, to dokład-nie na odwrót stało się z interne-tem. Dzięki niemu pojawiły się serwisy wymiany plików i portale zamieszczające pliki audio i video w trybie on-line. Nagle w gruzach legł w marę efektywny, istniejący od 100 lat system międzynarodo-wych praw autorskich. I nagle swo-je dochody w szybkim tempie zaczął tracić przemysł filmowy i fonogra-ficzny, do którego dołączyli wydaw-cy, po tym gdy w sklepach pojawiły się tanie czytniki e-książek. Kopio-wanie i udostępnianie treści w inter-necie stało się tak masowe, że nagle okazało się, że znaczna cześć popu-lacji to piraci nielegalnie kopiujący treści, za które dotychczas trzeba było płacić. Gdyby trzymać się orto-

doksyjnych reguł większość z nas powinna zostać ukarana. Przypo-mnijmy, że w sferze nieformalnej rozumianej jako wymiana książek, muzyki i filmów w postaci cyfrowej za pośrednictwem internetu, bierze udział co trzeci Polak. Z drugiej stro-ny, gdyby nie to, mogłoby się wkrót-ce okazać, że stajemy się narodem odciętych od kultury troglodytów. RABUSIE I BOGACZE

Oczywiście, gry w ciuciubabkę kopistów z twórcami kultury nie przyszły z erą internetu. Sam pomysł międz ynarodowych praw autor-skich powstał w XIX w., gdy spryt-ni wydawcy zaczęli drukować best-sellery za granicą tuż po oficjalnej premierze, by nie płacić właścicie-lowi praw. W latach 80. z kolei pro-ducenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu grającego za sprzedawanie dwukasetowych mag-netofonów z funkcjami ułatwiają-cymi przegrywanie. Pewnie wtedy,

Większości ludzi wydaje się, że nowe wynalazki uła-twią nam życie i przyniosą powszechne szczęście. Nic podobnego. Postęp techniczny zawsze rodzi wy-granych i przegranych, a każdy, nawet najlepszy wy-nalazek, zawsze narusza czyjeś interesy. Tak dzieje się również w przypadku masowego dostępu do internetu

JAKUB BIERNAT

nawet w najczarniejszych snach, nie przewidywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Jeśli teraz poważ-nie by się wziąć za tak zwanych „pira-tów”, nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby prawo egzekwować. Gdyby rzecz zredukować do slo-ganów, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, które nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprze-dają je po zawyżonych cenach, a po drugiej “piratów”, którzy zawar-tość kradną i rozpowszechniają, jednak głównie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawartości, którzy zara-biają na ruchu w sieci niezależnie czy jest on legalny, czy nielegalny - głównie na reklamach lub płatnych kontach przyspieszających transfer. Znany jest też podział na kraje. Bardziej rozwinięte i dominujące kulturowo, jak USA, są rzecznika-mi wprowadzenia umów regulują-cych kopiowanie treści - widać to było przy okazji afery Wikileaks, gdy przedstawiciele amerykańskiej dyplomacji lobbowali za rozwiąza-niami korzystnymi dla Hollywood. Z drugiej strony krajom biedniej-szym i mniej rozwiniętym wcale nie zależy na zacieśnianiu regula-cji, które mogą pognębić ich gospo-darki i obywateli.

Sprawa jest poważna, bo internet jest powszechny - jak pokazują bada-nia choćby w Polsce korzysta z nie-go ponad 50 proc. z nas. Dlatego twórcy porozumienia ACTA usiło-wali wprowadzić je niejako po cichu - wplatając regulacje dotyczące inter-netu w paragrafy dotyczące m.in. produkcji podróbek leków i innych. Nie udało się. ACTA stało się sym-bolem zniewolenia internetu - choć na jego utrąceniu zyskali również ci, którzy nie wytwarzają, a jedynie dys-trybuują dobra karmiąc się tym jak klasyczne pasożyty. Pojawiły się więc podejrzenia, że wystąpienia społe-czeństwa nie odbyły się bez inspira-cji komercyjnie zainteresowanych.

POWRÓT DO KORZENI?Pytanie, czym się skończy ta wol-

ność kopiowania w internecie. Na razie przyszłość jest bardzo mgli-

sta. Czy prasa upadnie? Czy też uda się wprowadzić płatność za artyku-ły w sieci? Czy upadnie przemysł filmowy - czy też filmy zaczną być finansowane poprzez np. crowdfun-ding (finansowanie społecznościo-we) i wpływy z seansów kinowych? Czy muzycy przestaną tworzyć albo będą to robić jedynie charytatyw-nie lub żyć z koncertów? Najbardziej należy obawiać się chyba o książ-ki, bo te kopiować będzie najłatwiej, a czytelnictwo w naszym kraju i tak utrzymuje się na makabrycznie niskim poziomie.

Trzeba jednak pamiętać, że w koń-cu sztuka niezgorzej się miała, gdy praw autorskich nie było. Powstaje też pytanie, czy ludzkość aż tak bar-dzo ucierpi, gdy zamiast kilkudzie-sięciu tysięcy szmirowatych filmów rocznie, na świecie powstanie ich w ciągu roku kilkaset, ale będzie je łączył wysoki poziom artystyczny. Wizja lekkiego rozmontowania prze-mysłu rozrywkowego nie musi wcale być koszmarem. Może sztuka wróci do korzeni i choć trochę oddzieli się od rynku oraz spełniania wymagań masowej publiczności. Byleby prze-trwali prawdziwi twórcy. █

FOTO

Age

ncja

Rep

orte

r

FOTO

Mar

ta G

rabi

ec C

C

Gdyby rzecz zredukować do sloganów, to po jednej stronie mamy „pazerne koncer-ny”, które nie chcą się podzielić wytwarza-nymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżonych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawartość kradną i rozpowszechniają

Czy ludzkość aż tak bardzo ucierpi, gdy zamiast kilkudziesię-ciu tysięcy szmirowa-tych filmów rocznie, na świecie powstanie ich w ciągu roku kil-kaset, ale będzie je łączył wysoki poziom artystyczny. Wizja lekkiego roz-montowania przemy-słu rozrywkowego nie musi wcale być koszmarem

Rozmowa z doktorem Krzysztofem Siewiczem specjalizującym się w prawnych aspektach przetwarzania informacji, pracownikiem Centrum Otwartej Nauki ICM UW, adiunktem w Katedrze Prawa Informatycznego WPiA UKSW i współpracownikiem Fundacji Nowoczesna Polska w ramach projektu „Prawo kultury”.

KULTURA TO NIE TYLKO PIENIĄDZEJAKUB BIERNAT: Czy kopio-wanie i rozpowszechnia-nie muzyki, filmów i książek w internecie jest naruszeniem praw autorskich?KRZYSZTOF SIEWICZ: - Nie, o ile internet wykorzystujemy wyłącznie dla skopiowania utworów rodzinie i znajomym. Jest to wtedy dozwo-lony użytek osobisty. Prawo autor-skie przewiduje opłaty od urządzeń i nośników służących do kopiowania wprowadzone pod hasłem „rekom-pensowania twórcom strat wynikłych z dozwolonego użytku”. Nie jest to grzywna, lecz opłata, a zatem obję-te nią czynności nie mogą być niele-galne. Ta interpretacja jest jednak atakowana m.in. jako naruszająca słuszne interesy twórców. Ale prze-cież nie można z góry przesądzić, że kopiowanie zawsze narusza intere-sy twórców. Niektóre badania poka-zują, że najwięcej na kulturę wydają aktywnie kopiujący. Mogą też np. ist-nieć twórcy, którzy więcej zyskają ze wskazanych wyżej opłat niż z dystry-bucji tradycyjnymi kanałami.Co z korzystaniem z serwisów, dzięki którym pliki są pobierane lub oglądane i słuchane przez tysiące użytkowników nie mają-cych ze sobą nic wspólnego?- Administratorzy takich serwisów opierają zwykle swoją działalność na tzw. bezpiecznej przystani, czyli prze-pisie, który wyłącza odpowiedzial-

ność usługodawcy przechowującego dane na czyjeś zlecenie. Ich odpo-wiedzialność jest wtedy uzależnio-na od wiedzy o naruszeniach popeł-nianych przez użytkownika i tego czy gdy dowiedzą się o tym, zablokują dostęp do danych. W tej sytuacji roz-

powszechniającym utwory nie jest administrator, a użytkownik. I to on narusza prawo udostępniając je oso-bom spoza kręgu rodzinnego, o ile nie dysponuje zgodą (licencją) właś-ciciela praw autorskich. Generalnie jednak w takiej sytuacji decyzja co do dalszych kroków leży po stronie właściciela utworu. W niektórych serwisach wprowadzono mecha-

nizmy dające uprawnionym możli-wość wyboru pomiędzy dochodze-niem odpowiedzialności na drodze prawnej a uczestniczeniem w przy-chodach serwisu (np. z reklam). Mówię tu o rozwiązaniach takich jak ContentID w serwisie YouTube.

Naturalnie właściciel utworu, który dowiedział się o umieszczeniu jego utworów w serwisie przez użytkow-ników może też nic nie robić.Czyli pojawiają się rozwiąza-nia legalizujące udostępnianie utworów w Internecie?- Systemy takie jak ContentID doty-czą wyłącznie relacji pomiędzy administratorem serwisu i upraw-

nionym do utworu. Użytkownik nie może traktować samego istnienia takiego systemu jako automatycz-nej zgody na umieszczenie utworów w serwisie. Jakiś czas temu umowę z Google (administratorem YouTube) podpisał ZAiKS, organizacja repre-zentująca m.in. autorów utworów muzycznych. Umowy nie ujawnio-no, ale można zakładać, że im wię-cej muzyki zostanie udostępnione w tym serwisie, tym więcej pienię-dzy otrzymają jej autorzy od ZAiK-Su. Organizacja powinna zatem wydać zezwolenie na powszechne umieszczanie w YouTube reprezen-towanych przez nich utworów, ale taki krok według mojej wiedzy nie został poczyniony. Istnieją natomiast twórcy, którzy udostępniają swoje utwory wraz z szerokim zezwole-niem na ich dalsze wykorzystanie - na wolnych licencjach tzw. Creative Commons - CC. Daje to użytkowni-kom nie tylko możliwość legalnego dzielenia się nimi, ale też rozwijania w oparciu o nie własnej twórczości. A przecież współtworzenie kultury nie jest możliwe bez wykorzysta-nia zastanego, cudzego dorobku. To moim zdaniem kluczowa wartość, jaka powinna przyświecać dysku-sjom o kształcie prawa autorskiego w XXI w. Nie można skupiać się tyl-ko na zapewnianiu uprawnionym wynagrodzenia i wąskim rozumie-niu legalnego rozpowszechniania.

Internet daje możliwość uczestni-czenia i tworzenia kultury każdemu, a nie tylko wąskiej grupie osób, jak to miało miejsce dotychczas.Czy w Polsce miały miej-sce przypadki ukarania osób za rozpowszechnianie cudzych utworów?- Nie mam wiedzy o tym, aby takie wyroki zapadały, ale wiem, że upraw-nieni składają wnioski o ściganie nielegalnego rozpowszechniania utworów w serwisach interneto-wych. Niekiedy ma to na celu jedy-nie uzyskanie danych użytkownika, a nie doprowadzenie do jego ukara-nia. Powstał kontrowersyjny model biznesowy polegający na tym, że dane te są następnie wykorzystywane do wysłania użytkownikom propozy-cji ugody, w której uprawniony ofe-ruje wycofanie wniosku o ściganie w zamian za zapłatę określonej sumy. Okazuje się, że wielu użytkowników przystaje na to, nawet jeżeli zarzu-ty są całkowicie bezzasadne. Przy masowej wysyłce takich propozycji ugodowych, nawet gdy opiewają one na dość niskie sumy, można osiąg-nąć całkiem niezły „zwrot z inwesty-cji” bez konieczności doprowadzania postępowań karnych do końca. Apa-rat państwowy jest tu wykorzystywa-ny nie do karania, a do wydobywa-nia danych użytkowników, których nie można łatwo uzyskać na drodze prywatnej. █

Internet daje możliwość współtwo-rzenia kultu-ry każdemu

Dzisiejsi piraci to grupa w największym stopniu korzystają-ca z dóbr kulturo-wych - filmu, muzyki, ksiażek

Page 4: Koncept nr 7

6 7RECENZJALAJFSTAJL NIEBIESKO

FOTO

Age

ncja

Rep

orte

r

Naturalnie plagiaty nie dotyczą wyłącznie wspomnianych dziedzin. Zdarzają się w przemyśle, nowych technologiach czy w modzie. Ale z czym właściwie mamy do czynie-nia w modzie? Czy firmy plagiatują, podpatrują, inspirują się czy zapo-życzają pewne elementy? A może bez względu na to, jaką nazwę nadać

takiej działalności i tak ostatecznie oka-że się plagiatem?

CZERWONE PODESZWY NA CZERWONYM DYWANIE... I NIE TYLKONa początku lat 90. dom mody

Christian Louboutin rozpoczął sprze-daż butów z charakterystyczną czer-woną podeszwą. Ceny oryginalnych „Louboutin’ów” zaczynają się od tysiąca euro. Prawdziwy boom miał początek kilka lat temu. Na czerwonych dywa-nach królowały czerwone podeszwy. Wiele pań marzyło o takich cudeń-kach, ale nie każdą było stać na taki wydatek. Nic więc dziwnego, że pomysł postanowiły wykorzysty-wać inne marki, często sieciów-ki. Była wśród nich ZARA, której w 2008 roku Christian Louboutin wytoczył proces. Sąd nie przyznał

mu wówczas racji, argumentu-jąc, że projektant nie ma pra-wa wyłączności na robienie butów z takimi podeszwa-mi. Opatentował więc swój pomysł i w ubiegłym roku wygrał proces z domem mody Yves Saint Lau-rent. Sąd uznał, że czer-wona podeszwa jest zna-

kiem rozpoznawczym Louboutin’a i ma

on prawo d o

j e j ochrony. A le

zanim do tego doszło czerwone pode-szwy wykorzystało też wielu innych pro-ducentów. Zapewne z korzyścią.

I tu wracamy do kwestii cen. Oczy-wistym jest, że kobieta, której nie stać

na buty za kilka tysięcy złotych, kupi podobne za złotych kilkaset. Są natu-ralnie panie wyznające zasadę „jeśli nie pierwotny projektant, to żaden”, ale są one w zdecydowanej mniejszości.

(ZA)POŻYCZONE SUKIENKI, CZYLI KTO KOGO KOPIUJEButy z czerwoną podeszwą to oczy-

wiście nie jedyny przykład modowych „zapożyczeń”. Wspomniana już ZARA często wzoruje się na projektantach hau-te couture. I tu powraca zasada: jeśli nie stać mnie na sukienkę za ponad tysiąc złotych - kupię ją za kilkaset. A nawet taniej. Przykładem mogą być dwie sieci Promod i Camaieu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że oferowane przez te marki ubrania są w podobnym stylu. Kto od kogo „ściąga”? Promod to marka nieco droższa i dłużej obecna na rynku (od 1975 roku, podczas gdy Camaieu od 1984), więc można założyć, że „zapo-życzającym” jest Camaieu. Czy zatem w modzie wszystko już było? Czy po pro-stu łatwiej wykorzystać wzory, które z powodzeniem sprzedaje konkurencja?

Małgorzata Graś – Godzwon, histo-ryk sztuki i projektantka wnętrz i ogro-dów nie sądzi, by w jakiejkolwiek dzie-dzinie życia wszystko już było. „Dopóki rodzą się kolejni zdolni ludzie, dopóty są w stanie tworzyć nowe rzeczy. Cza-sem są to kroki milowe jak w przypad-ku twórczości Picassa i kubistów, a cza-sem drobne kroki czy usprawnienia jak zaprojektowanie drobnej zmiany w przedmiocie użytkowym, która uła-twia jego używanie pewnej wykluczo-nej wcześniej grupie ludzi (np. niewi-domym). W obydwu tych przypadkach potrzeba pracy kreatywnego umysłu” – wyjaśnia. „Modowe zapożyczenia” uznaje za plagiaty, czyli - jak mówi - zbyt dosłowne inspiracje. „Naśladow-nictwo, plagiaty oczywiście zawsze były i będą, bo dużo łatwiej jest naśladować niż tworzyć.

- Dużo więcej jest wśród nas naśla-dowców niż prawdziwych artystów, wię-cej odtwórców niż twórców. W sztuce też mamy pojęcie awangardy (pionie-rów) i ariergardy (epigonów). Jak widać ten proces ma już dość długą historię w dziejach świata” – tłumaczy Graś – Godzwon.

BIAŁE DACHY JAK CZERWONE PODESZWY?Problemy związane z wykorzysty-

waniem wzorów wcześniej zastosowa-nych przez innych, nie dotyczą wyłącz-nie mody. Charakterystyczny biały dach samochodu kojarzył się chyba przede wszystkim z Mini Cooperem, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, kto zastoso-wał go pierwszy. Faktem jest, że z cza-sem kolejne marki, np. Skoda, zaczęły wykorzystywać ten pomysł, a ponieważ nikt go nie opatentował (jak Loubo-utin swoje podeszwy), stał się dość popularny. Dlaczego? Być może dlate-go, że kojarzy się z droższą marką, na którą nie każdy może sobie pozwolić.

NAŚLADUJĄCY PRZERÓSŁ NAŚLADOWANEGO?Nie od dziś wiadomo, że koreański

Samsung ściga się z amerykańskim Apple’m i że wzoruje się na konkuren-cie. I oto pod koniec ubiegłego roku Samsung sprzedał ponad 60 milio-nów komórek z grupy Galaxy. W tym samym czasie Apple sprzedał 47,8 mln iPhonów.

“Wśród wszystkich firm, które przez lata uparcie próbowały kopiować suk-ces iPhone’a Samsung wyróżniał się najbardziej. Firma ta wykorzysta-ła w swoich urządzeniach zmodyfi-kowany system od Google - Andro-id. W połączeniu z kopiowaniem, mniej czy bardziej udanym, wyglą-du iPhone’a zaowocowało to wojną patentową, którą musiało wytoczyć Apple” – przypomina Michał Czar-necki, właściciel firmy Mobiler, zaj-mującej się m.in. tworzeniem aplika-cji mobilnych.

Samsung w swoich pierwszych telefonach tak mocno skupił się na kopiowaniu, iż wyglądały one niemal identycznie jak telefon z logo jabłka. Jednak gdy Apple nie dopuszczało, by powstawało wiele wersji tego samego urządzenia (iPhone miał tylko jeden wygląd, jeden wymiar i 2 odmiany pojemności pamięci), Samsung „zalał” rynek najrozmaitszymi odmianami telefonów opartych o system Andro-id. Dziś na całym świecie istnieje tyle różnych odmian telefonów Samsunga, że podobno sami pracownicy tej firmy nie są w stanie wymienić nazw wszyst-kich modeli. To jednak spowodowa-ło, że klient ma szeroki wybór. Oczy-wiście istotna jest też cena. iPhone od samego początku nie był tani (śred-nia cena to ok. 3000 złotych) przez co stał się dość ekskluzywny. Nato-miast u Samsunga najprostsze wersje telefonów z Androidem można kupić za 400-500 złotych, a topowe mode-le za ok. 2500 złotych.

Czy trudno dziś o nowe pomysły i producenci są skazani na kopiowanie konkurencyjnych rozwiązań? “Nieko-niecznie” – mówi właściciel Mobilera i wskazuje, że wciąż pomiędzy „zapo-życzeniami” pojawiają się jeszcze nowe propozycje. █

KRZYŻÓWKA

(ZA)POŻYCZONA SUKIENKA, CZYLI KANIBALIZM W ŚWIECIE MODY

Jedne są bardziej spektakularne. Inne wręcz niedo-strzegalne w codziennym życiu. Plagiaty, czy jakkol-wiek inaczej by je nazwać, znaleźć można wszędzie. Są po prostu odpowiedzią na zapotrzebowanie kon-sumentów. Ci ostatni kupując buty oparte na pro-jekcie znanego twórcy, ale dużo tańsze, czy telefon przypominający ten najdroższej marki, ale nim nie będący, nie snują przy kasie rozważań nad tymi zagadnieniami.

MAJA SMOK

Rzadko się zdarza, aby polski film miał tak intensywną, a przy tym całkowicie darmową kam-panię reklamową. O „Tajemnicy Westerplatte” zaczęło być głoś-no latem 2008 roku, gdy wyszło na jaw, że Paweł Chochlew, sce-narzysta i reżyser w jednej osobie wymyślił sceny odległe od poetyki szkolnych akademii. Czy żołnierze Września mogli hasać na golasa, rozstrzeliwać dezerterów i odda-wać mocz na portret marszałka Śmigłego-Rydza? Oczywiście, że nie mogli – orzekła patriotyczna większość. Media prześcigały się w publikowaniu oświadczeń i kon-troświadczeń, z satysfakcją dono-sząc o pustkach w kasie producen-ta filmu i strajku aktorów. Sprawą zainteresowały się najwyższe czyn-niki, bo o ile historia Polski mało kogo obchodzi, to polityka histo-ryczna kręci prawie wszystkich.

Mając w pamięci te awantu-ry wybrałem się do kina z duszą na ramieniu. Tymczasem czeka-

ło mnie miłe zaskoczenie. Film Chochlewa nie jest ani zły, ani skandalizujący, choć większość inkryminowanych scen pozosta-ła w scenariuszu. Wojacy zamiast konterfektu marszałka obsiku-ją plakat „Silni, zwarci, goto-wi”. W kategoriach technicznych „Tajemnica Westerplatte” też się broni. Nikt przy zdrowych zmy-słach nie oczekiwał zresztą bata-listyki na miarę „Szeregowca Rya-na”. Nawet zastępstwo Michała Żebrowskiego wyszło na dobre, bo ile razy można oglądać dekon-strukcję twardziela w wykonaniu Bogusława Lindy?

Osią fabuły jest psychologicz-ny pojedynek kapitana Franciszka Dąbrowskiego z majorem Henry-kiem Sucharskim. Chochlew przy-jął wersję, że obroną Wojskowej Składnicy Tranzytowej faktycznie kierował ten pierwszy. Sucharski chciał stawić jedynie symbolicz-ny opór i po 12 godzinach poddać się Niemcom, by „przerwać rzeź”.

Takie ujęcie sprawy czyni z fil-mu kolejny głos w odwiecznej dyskusji „bić się, czy się nie bić?”. Racje nie zostały jed-nak rozdzielone równo. Ekra-nowy major łatwo się rozkleja. W dodatku jest człowiekiem chorym. Czy to możliwe, by

panikarzowi powierzono obronę tak prestiżowej placówki?

Chochlew sugeruje, że wyż-sza szarża nie miała żadnych złu-dzeń co do wyniku starcia z III Rzeszą. Ukrywała jednak praw-dę przed żołnierzami, aby ci nie stracili ducha bojowego. W rezul-tacie „załoga śmierci” walczyła do upadłego, wierząc w rychłe nadej-ście odsieczy. Obawiam się, że rze-czywistość była bardziej okrutna – nasi wodzowie sami uwierzy-li w mocarstwową propagandę, tworzoną na użytek maluczkich. Intuicja podpowiada, że poświę-cenie zwykle graniczy z fanfaro-nadą, patos z trywialnością, a rea-lizm z tchórzostwem. W tym sensie wizja Chochlewa jest bliska praw-dy, może nie o Westerplatte, lecz o wojnie w ogóle. █

Dla legendy Westerplatte nie ma żadne-go znaczenia, czy obroną dowodził major Sucharski, czy kapitan Dąbrowski

WIESŁAW CHEŁMINIAK

BIĆ SIĘ, CZY SIĘ NIE BIĆ

TAJEMNICA WESTERPLATTEreż. Paweł Chochlew, obsada: Michał Żebrowski, Robert Żołędziewski, Piotr Adamczyk, Borys Szyc

Szpilki z czerwoną podeszwą dziś wolno robić tylko jednej firmie

Page 5: Koncept nr 7

8 9ROZMOWAROZMOWA

WIKTOR ŚWIETLIK: Jak to się dzieje, że raper do tej pory znany z ostrych społecznych kawałków nagrywa płytę poświęconą polskiej historii najnow-szej - partyzantom, którzy walczy-li z komunizmem, dowódcy „Kedywu” generałowi Augustowi „Nilowi” Fiel-dorfowi, Danucie „Ince” Siedzików-nie, bohaterom narodowym straco-nym przez komunistów, a także pisze utwór o rotmistrzu Witoldzie Pile-ckim, jednym z największych hero-sów drugiej wojny światowej, któ-ry celowo dostał się do Auschwitz i ujawnił plan zagłady?TADEUSZ „TADEK” POLKOWSKI: Pod wpływem lektury, wielu lektur, w tym ostatnim przypadku, biografii Pileckie-go. Czytałem o nim, o tym jak on podcho-dził do ojczyzny i ludzi. O jego poświęce-niu dla nich ponad wszelkimi podziałami etnicznymi czy narodowościowymi. O jego braku nienawiści wobec wroga i niesamo-witym heroizmie. To powinna być lektu-ra obowiązkowa w szkołach. Podobnie grypsy Łukasza „Pługa” Cieplińskiego, komendanta Zrzeszenia „Wolność i Nie-zawisłość” z celi śmierci, choćby ten naj-bardziej poruszający, do syna. Mam wra-żenie, że ich postaci wywierają na mnie wpływ w życiu codziennym. Kiedy ktoś mnie trąci ramieniem, chamsko się zacho-wa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, którzy mnie obrażają albo gruntownie się z nimi nie zgadzam. Tym, którzy się zachwycają twoi-mi obecnymi historycznymi tekstami wypomina się niekiedy, że Firma kie-dyś głosiła hasło JP…Rejestrowane i przedstawiane jako „Jestem Porządny”.

Ale interpretowane jako „Jebać Poli-cję”, przeciwko czemu nadmiernie nie protestowaliście…Kiedyś policja pobiła kolegę - facet był przy-kuty do kaloryfera, a ośmiu policjantów się na nim wyżywało. Takich rzeczy doty-czył nasz sprzeciw. Dotyczył także syste-mu, w którym gnoi się porządnych ludzi. Znajdujesz nić łączącą tamtą antysy-stemowość z tym, co robisz obecnie?Moje wartości się nie zmieniły. Jestem wierny sobie. To przede wszystkim anty-systemowość, odwołanie się do potrzeby pewnych podstawowych zasad w relacjach między ludźmi - uczciwości, lojalności. W „Jednej prawdzie” rapowaliśmy „JP pro-paganda przeciwko kurwom, przeciwko pełnym zjebanych głosów urnom, prze-ciw pseudowolności, pseudodemokracji, przeciw podróbom rzeczy, o które walczy-li Polacy”, a „Honor i Ojczyznę” nagrałem w 2004 roku. Jedno i drugie jest kwint-esencją hiphopu - sprzeciwu wobec tych rzeczy w otaczającej rzeczywistości, któ-re nam się nie podobają. Spotykasz się z ostracyzmem albo atakami?Reakcje są bardzo różne. Często zmienia-ją się pod wpływem przesłuchania płyty. Dziennikarka jednej z gazet zrobiła ze mną wywiad o historii. Był dość ostry. Mówi-łem jej, że nie wydrukują, ale to porząd-na, idealistycznie nastawiona dziewczy-na, więc odpowiadała, że wydrukują, bo przecież u nich nie ma cenzury, że miała zgodę na wywiad...…no i nauczyła się, że zgoda na wywiad, nie oznacza zgody na jego publikację?- Było ciekawiej. Wywiad początkowo rze-czywiście zablokowano, ale ona w końcu wywalczyła, by wydrukowano tekst o mnie i mojej płycie. Było tam o bohaterach, że

spędzam dużo czasu z dzieckiem, że sta-ram się mu przekazać bliskie mi warto-ści. Redaktor naczelny tej gazety z kolei dostał za pośrednictwem tej dziennikarki moją płytę. Podobno po kilku dniach wpadł do pracy zaaferowany i stwierdził, że słu-cha płyty w drodze do domu, pracy, pusz-cza dzieciom. To dobrze, że są tacy ludzie - potrafiący przełamywać swoje uprzedze-nia, weryfikować szablony, plotki. „Gazeta Wyborcza” pisała, że ocie-rasz się o poetykę spotykaną dotych-czas tylko w kapelach skinheadzkich.- Takie głupoty to druga strona medalu. Dokładnie była mowa o „niszowych kape-lach skinheadzkich”. Nasuwa się pytanie o to, które kapele skinheadzkie są main-streamowe, a które niszowe (śmiech). To kompletne bzdury, szkoda tego komento-wać. Tradycja, do której się odwołuję na swojej płycie nie jest faszystowska, a pol-ska, patriotyczna, antytotalitarna. Ale jak ktoś świadomie kłamie i celowo miesza patriotyzm z faszyzmem, to ciężko z tym w ogóle dyskutować. Jeśli opowiadanie o ludziach takich jak rotmistrz Pilecki, któ-ry wyniósł światu prawdę o Auschwitz, jest dla redaktora „Gazety Wyborczej” elemen-tem poetyki skinheadzkiej, to raczej cięż-ko go będzie przekonać.Kiedy zaczyna się ten moment, gdy zaczynasz odkrywać historię, wcho-dzisz w nurt patriotyczny? W pewnym momencie mojego życia zaczy-nam czytać i jestem oczarowany pol-ską historią.Co powoduje, że zaczynasz czytać? Przerażenie tym, że nie czytam. Przeraże-nie własnym wtórnym analfabetyzmem. Jest pozycja rewolucyjna w twoim życiu, przełomowa? Ważny był zbiór esejów Anny Zechenter „KGB gra w szachy” poświęconych spuściź-nie i kontynuacji polityki sowieckiej. Potem wchodziłem w to głębiej, także w „twar-dszą” literaturę naukową, z którą oczywi-ście musiałem trochę powalczyć, przebi-jać się przez hermetyczny język. Ale było warto. „Niewygodna prawda” właśnie tak powstała. Czytam. Coś mi siada na móz-gu. Powstaje tekst.Jak powstały „Kresy” - moim zda-niem najbardziej poruszający utwór z płyty, poświęcony obronie Grod-na przed bolszewikami we wrześniu

1939 roku, także wydarzeniu niespe-cjalnie dziś pamiętanemu? Między innymi pod wpływem wspomnień nauczycielki z Grodna, aresztowanej przez NKWD czy relacji AK-owców z Grodna. Staram się też spotykać z takimi ludźmi i ich słuchać. Stąd wzięła się choćby histo-ria z „Kresów”, gdzie kobiety odwiązują umierające dziecko od sowieckiego czoł-gu. Zresztą ten patent z żywymi tarczami z dzieci przywiązanych do czołgów Sowieci stosowali prawdopodobnie częściej. Prob-lem polegał na tym, że artylerzyści walą-cy po tych czołgach z dużej odległości tego nie widzieli i zabijali lub okaleczali niekie-dy być może własne dzieci. Wywodzisz się z rodziny o korze-niach solidarnościowych, twój ojciec jest poetą, w latach 80. był znanym opozycyjnym publicystą. To chyba nie było bez znaczenia dla faktu, że sięgnąłeś po te, a nie inne lektury? Na pewno ważne było to, co znajdowałem na półkach w domu. Choćby Józefa Mackie-wicza czy Sergiusza Piaseckiego lub wspo-mnienia kumpli dziadka z AK. Ale równie ważna była w tym przypadku rodzina, któ-rą tworzę. Tak naprawdę przełomem dla mnie były narodziny mojego dziecka. Jeśli chcę mu przekazać pewne wartości, wycho-wać, to muszę coś więcej wiedzieć o pocho-dzeniu tych wartości. Chcę być dobrym rodzicem, a poza tym, szczerze mówiąc, nie chciałem, żeby dziecko się mnie wsty-dziło - nieoczytanego, głupiego.Obrażasz statystyczną większość… To prawda, że niestety ponad połowa Pola-ków nie czyta ani jednej książki rocznie. No więc ja właśnie nie chciałem być już dłużej fragmentem tej statystyki. To przerażające, że duża część otaczających nas ludzi czy-ta tylko kolorowe broszurki albo nalepki na napojach gazowanych. Takimi ludźmi bardzo łatwo manipulować. Przy utworze „Dla Emigracji” współ-pracował Bosski Roman z Firmy. A jak Popek, bardzo rozpoznawalna postać z Firmy, przyjął to, że zamiast o policyjnej przemocy, dziewczynach i ulicznych zasadach zacząłeś pisać o historii?Dobrze. To nie jest w końcu zbyt wylew-ny w chwaleniu człowiek, a wiem, że czę-sto opowiada ludziom z dużą dozą szacun-ku o tej płycie, chociaż sam oczywiście

przyznaje, że nie mógłby w tym uczestni-czyć, bo nie ma wiedzy na ten temat, to nie jego klimat.I w dawnej Firmie, i dziś w tym co robisz przewija się wątek zakładów odosobnienia, graliście w więzieniach i poprawczakach. W utworze o mło-dziutkiej „Ince” Siedzikównie, zamor-dowanej przez komunistów sanita-riuszce V Brygady Wileńskiej AK, padają słowa „widzę twoją twarz, gdy mijam zakłady karne”… Generał „Nil” w młodości został przenie-siony karnie do innej szkoły, bo przewo-dził bandzie kolegów o podejrzanej reputa-cji. A potem został jednym z największych bohaterów okresu wojennego. Myślę, że po prostu już w gimnazjum wykazał zdolno-ści przywódcze, hart ducha. Po latach prze-jawiał te same cechy w więziennych karce-rach, a także na Syberii, gdzie zapamiętano go z tego, że dzielił się ostatnim papierosem i kromką chleba. Takich ludzi powinno się wyławiać i odpowiednio kształtować, a nie skreślać na wstępie, jak to ma często miej-sce dziś. Jeszcze barwniejsze były losy Sergiu-sza Piaseckiego, który omal nie został stracony za napad na pociąg, spędził lata w więzieniu, gdzie stał się wybit-nym pisarzem, a w czasie wojny zapi-sał bohaterską kartę kierując między innymi egzekucjami zdrajców. Ale czy ludzie łapią dlaczego hiphopowiec, który gra w więzieniach, dziś interpre-tuje Baczyńskiego i wchodzi w skład komitetów organizujących obchody? Rozmawiałem kiedyś ze świętej pamię-ci Jerzym Scheurem, prezesem Fundacji „Polska się Upomni”. Chciałem do końca się przedstawić, że jestem twórcą hiphopowym postrzeganym tak, a nie inaczej. A on powie-dział, żeby się nie przejmować. Że patriotyzm nie jest zarezerwowany dla jakiś poszczegól-nych grup społecznych. W końcu jeśli taka płyta ma trafić do zakładu dla nieletnich, ma wywrzeć na nich jakiś pozytywny wpływ, to musi to być ktoś, kto potrafi do nich dotrzeć, znać ich, być dla nich autentyczny. Podobno jako Firma w pewnym momencie dostaliście niepisany zakaz grania w więzieniach…Tak. Ale dziś dyrektor zakładu karnego mówi mi, że puścił moją płytę swojemu ojcu, a ten ze łzami w oczach powiedział, że nie wie-dział, że tego doczeka. A nie jest tak, że z rapera, który powi-nien wyrażać siebie, przeradzasz się w nauczyciela? Nie popadasz w nad-mierną dydaktykę, nie skupiasz się za bardzo na niesieniu „kagan-ka oświaty”?Przecież wyrażam siebie, swoje emocje, swo-

je lektury, swoje fascynacje. A jeśli kogoś jestem w stanie nimi zarazić, to świetnie. Jak choćby nauczycielkę historii, która dowie-działa się dzięki mojej płycie o rotmistrzu Pileckim i zaczęła o nim uczyć. Z całym szacunkiem, ale z tego wyni-ka, że nie powinna uczyć historii… To twoja ocena. Ale chyba lepiej jeśli ona teraz nadrobi braki i przekaże wiedzę ucz-niom, niż jeśli w szkołach będą tylko tacy nauczyciele, którzy do końca życia

będą uczyć historii w stylu PRL, albo nie będą uczyć jej wcale, do czego przecież pol-ska szkoła zmierza. Dużo jest osób takich, które „dowie-działy się” dzięki tobie?Statystyk nie prowadzę, ale kiedy na przy-kład małolat mi dziękuje, mówi, że dzięki mnie odkrył nowe zainteresowania i napisał pracę z polskiego, to jest to ogromna satys-fakcja. I to się zdarza. █

BUNT PRZECIWKO A NALFABETYZMOWI

Z raperem Tadeuszem „Tadkiem” Polkowskim roz-mawiamy o utworach ostro krytykujących policję, występach za murami więzień, lekturach, a prze-de wszystkim o przywracaniu świadomości Polaków wyklętych patriotów i bohaterskich kart z historii Polski, które próbowano z niej wyrwać

WIKTOR ŚWIETLIK

INKA - fragment utworuWidzę siłę w Twoich oczach, która naród Polski niosłaWidzę w Tobie odwa-gę, chociaż nie jesteś dorosłaWidzę w Tobie wielki honor, ojczyznę i BogaChociaż pętlą się zaci-ska, krwawa wojenna pożogaKiedy sen przychodzi, spotykam Cię IneczkoNie strzelajcie do niej, to przecież jeszcze dzieckoChcę Cię uratować, lecz to już są snu ostatkiMordercy Polaków, ręce precz od małolatki (…)Twoje oczy się nie boją, są wesołe i płomienneChcę się ogrzać przy tym ogniu, żeby poczuć się bezpiecznieWidzę siłę w Two-ich oczach, widzę siłę nadzwyczajnąChociaż w rękach Ciebie mają, słabości w Tobie nie znajdąRef.Patrzę w Twoje oczy, choć to zdjęcie biało czarneWidzę Twoją twarz, gdy mijam zakłady karnePartyzantko uśmiech-nięta, jednocześnie jak ze skałyCo ja mogę zrobić? nagram dla Ciebie kawałek (2x)

Już 24 lutego w podwarszawskim Garwolinie „Tadek” Polkowski będzie uczestniczyć w „Niedzielnym popo-łudniu z Ziutkiem”, koncercie zorga-nizowanym przez Fundację Sztafeta poświęconym pamięci Józefa „Ziut-ka” Szczepańskiego, autora „Pałacyku Michla”,” Czerwonej zarazy” i innych wierszy z okresu Powstania Warszaw-skiego, które stały się inspiracją m.in. dla Tomasza Budzyńskiego, Andrze-ja Dziubka, Małgorzaty Godlewskiej i Weroniki Kowalskiej. Koncert odbę-dzie się w CSIK, przy ul. Nadwodnej 1 o godz. 15.

Po raz kolejny „Tadka” można będzie usłyszeć kilkukrotnie w Krakowie pod-czas obchodów święta poświęconego pamięci żołnierzy walczących z sowie-ckim okupantem i komunistycznym aparatem represji. Od 2011 roku Naro-dowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklę-tych” jest obchodzony 1 marca jako święto państwowe, ale krakowskie obchody rozpoczną się już 23 lutego. 25 lutego o godz. 19. w Rotundzie odbędzie pod patronatem Muzeum Armii Krajo-wej oraz IPN-u kolejny koncert „Wspo-mnij Ziutka”. Podczas koncertu wystąpi między innymi Paweł Kukiz oraz zespół

DePress. Kolejny punkt uroczystości to spotkanie poświęcone historii majora Józefa Kurasia „Ognia”, na które orga-nizatorzy zapraszają 27 lutego do sali wystawowej Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W czwartek 28 lutego o godzinie 19.00 „Tadek” będzie jednym z wyko-nawców w Filharmonii Krakowskiej przy Zwierzynieckiej w akompaniamen-cie, chórów i orkiestry, podczas dużego koncertu i widowiska audiowizualnego.

Główne obchody święta będą mia-ły miejsce we właściwy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, czyli 1 marca.

Rozpocznie je msza święta odprawio-na o godz. 16 w Bazylice Mariackiej w intencji walczących o wolną Pol-skę. W Parku im. H. Jordana zostaną wygłoszone przemówienia, Apel Pamię-ci oraz oddana zostanie salwa honoro-wa. Pod pomnikami Danuty Siedzików-ny „Inki”, gen. Augusta Fieldorfa „Nila”, rtm. Witolda Pileckiego, gen. Leopol-da Okulickiego zostaną złożone kwia-ty i zapalone znicze. Obchody 1 marca zakończy koncert „Tadka” oraz Ada-ma „PIHa” Piechockiego, który odbę-dzie się o godz. 20. w Muzeum Armii Krajowej. █

„TADEK” NA NARODOWYM DNIU PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH” W KRAKOWIE DANUTA „INKA” SIEDZIKÓWNA

po tym jak gestapo zamordowało jej matkę, w wieku 15 lat wstąpiła do Armii Krajowej. Była sanitariuszką w V Brygadzie Wileńskiej AK Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, która walczyła najpierw na Wileńszczyźnie z hitlerowcami, a potem na terenach obecnej wschodniej i północnej Polski z komunistami. Inka została zamordowana latem 1946 roku. Choć wcześniej ją torturowano, do końca odmawiała składania zeznań i wydania swoich kolegów z oddziału. W chwili śmierci nie miała skończonych 18 lat. Jej ostatnimi słowami był okrzyk „niech żyje Polska, niech żyje Łupaszko”.

„Tadek” z żoną i synem w muze-um AK w Krako-wie obok podpuł-kownika Tadeusza Bieńkowicza, odznaczonego Virtuti Militari za rozbicie więzie-nia niemieckiego w Lidzie w 44 roku

Page 6: Koncept nr 7

11SPORTSPORT

FOTO

Age

ncja

Rep

orte

r

Był świetnym piłkarzem, ale kiepskim trenerem. Jakim będzie szefem największego i najbogatszego związku sportowego w Polsce?

BONIEK CZYLI „BELLO DI NOTTE”JAROSŁAW

HEINZE

Dopiero 25 lat po zakończeniu pił-karskiej kariery przez Zbigniewa Bońka można powiedzieć, że poja-wił się polski zawodnik, który ma szanse dorównać talentem, sławą i osiągnięciami dzisiejszemu preze-sowi Polskiego Związku Piłki Noż-nej. Jednak Robert Lewandowski (bo o nim mowa) to zupełnie inny homo sapiens – cichy, spokojny, nie wadzi nikomu. Boniek od zawsze był jak czynny wulkan, zarówno na boi-sku, jak i poza nim. Czasami szybciej mówił niż myślał. Arogancki i upar-ty. SB-ecy, którzy w 1986 roku (pod przykrywką działaczy sportowych) towarzyszyli polskiej reprezentacji podczas Mundialu w Meksyku pisa-li o nim, że ma „negatywny wpływ na atmosferę wśród zawodników”, bo wykłóca się o wyższe premie dewi-zowe dla piłkarzy, a tak w ogóle to na boku załatwia sobie „obuwniczy” kontrakt z Adidasem. Ale Boniek znał swoją wartość – na boisku nigdy nie odpuszczał, dawał z siebie wszystko. Na tle innych graczy wyróżniał się czymś deficytowym dla tego środo-wiska - elokwencją i błyskotliwoś-cią wypowiedzi.

WŁOSKIE BOŻYSZCZEPiłkarsko przełomowy był dla nie-

go rok 1982. W Polsce od kilku miesię-cy trwał przybijający swymi restryk-cjami i beznadzieją stan wojenny. A Zbigniew Boniek, wówczas piłkarz łódzkiego Widzewa i już reprezen-tant Polski, podpisuje kosmicz-ny w dziejach polskiej piłki nożnej kontrakt z Juven-tusem Turyn – Włosi wyłożyli za niego blisko 2 mln dola-rów. To spora kwota jak na ó w c z e s -

ne czasy, nawet w przypadku naj-lepszych drużyn Europy. Ale latem tego roku, w trakcie Mistrzostw Świa-ta Espana’82, Boniek udowadnia, że wart jest tych, albo nawet więk-szych pieniędzy. Ustrzelony przez nie-go w meczu z Belgią hat-trick i styl, w jakim strzelał te bramki, na stałe zapisał się w historii polskiego fut-bolu. W Juventusie szybko się uczył – języka i gry na miarę jednego z naj-lepszych klubowych zespołów świa-ta. Stworzył zgrany i masakryczny dla przeciwników duet z Miche-lem Platinim. Najważniejszymi golami zdobytymi przez Polaka w rozgrywkach klubowych były te strzelone w 1984 i 1985 roku. W pierwszym „Zibi” zdobył zwy-cięskiego gola w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, w któ-rym „Biała Dama” pokonała FC Porto 2:1. Rok później Boniek trafił również dwukrotnie w meczu o S up er puc h a r Europy, w którym „Juve” pokonało Liverpool 2:0. Z racji tego, że wszyst-ko, co naj-lepsze

wychodziło mu podczas meczów roz-grywanych wieczorem przy świet-le jupiterów, włoscy komentatorzy sportowi nadali mu – dość dziwacz-ny jak na piłkarza - przydomek „Bel-lo di Notte” (Piękność Nocy).

Karierę piłkarską skończył w 1988 roku, w wieku 32 lat, będąc już zawod-nikiem innego włoskiego klubu – AS Romy. Zamarzyła mu się praca tre-nera. Podstawy miał, bo skończył w międzyczasie szkołę trenerską. Będąc bożyszczem w piłkarskich Włoszech nie miał problemu z ofer-tami. Miał jednak inny problem, który często dotyka dobrych pił-

karzy. Nie zawsze się sprawdzają na ławce trenerskiej. Wystarczy wspo-mnieć, że już dwa lata po zakończe-niu kariery, z US Lecce (1990) spadł do drugiej ligi. Sytuacja powtórzyła się rok później z AS Barii. Potem jesz-cze, bez powodzenia, prowadził dwa kluby Serie B i jeden trzecioligowy. – Trenerka nie jest dla mnie. Nie chcę się codziennie zamartwiać kto, gdzie i w czy ogóle ma grać – tłumaczył kil-ka lat później w jednym z wywiadów.

BONIEK W SKŁADZIE PORCELANYZdecydowanie lepiej Zbigniew

Boniek poradził sobie w biznesie. Był jednym z pierwszych, którzy han-

dlowali na polskim rynku pra-wami do transmisji meczów.

W przeciwieństwie do więk-szości jego kolegów z cza-sów reprezentacji, nie przemija wartość mar-ketingowa jego nazwi-ska. Przed i w trakcie Euro 2012 był wraz Marco van Bastenem i Louisem Figo twarzą piwa „Tyskie”. Grze-gorz Lato, czy Andrzej

Szarmach mogli tylko pomarzyć o takich zle-ceniach – reklamowa-li co najwyżej produk-

ty sprzedawane w TV Mango. I może właśnie ten

celebrycki sznyt Bońka miał istotne znaczenie przy wybo-rze nowego prezesa PZPN

jesienią ubiegłego roku. Związku, którego wize-

runek za prezesury Laty sięgnął

b r u -

ku. To, że to reklamodawcy mają coraz więcej do powiedzenia nie tyl-ko w polskiej, ale i europejskiej piłce, wiedzą ci, którzy znają ten „przemysł” od kuchni. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że jednym z głównych powodów organizacji przez Polskę i Ukrainę zeszłorocznego Euro była chęć zdo-bycia przez potężne koncerny ogrom-nych, nienasyconych jeszcze w prze-ciwieństwie do Niemiec, Francji, czy Hiszpanii - rynków zbytu.

Sam Boniek w sprawie własne-go kontraktu reklamowego potra-fi zachować się jak słoń w składzie porcelany. Będąc wciąż twarzą jed-nej z firm bukmacherskich ani myśli zawiesić tę współpracę twierdząc, że jest obywatelem Włoch, a poza tym pozwala mu to na komfort pracy za darmo w PZPN (Lato co miesiąc pobierał z kasy Związku ok. 50 tys. zł). Problem w tym, że od czasów tzw. afe-ry hazardowej, w Polsce zabroniona jest w ogóle reklama i promocja buk-macherki w sporcie. Boniek ma zda-nie na ten temat. - Mam nadzieję, że będziemy wreszcie normalnym kra-jem i bukmacherzy będą mogli zosta-wiać tu wielkie pieniądze, zatrudniać ludzi do reklamy, być sponsorami tytularnymi lig czy wspierać kluby. Ustawa jest chora. Z tego powodu, że się dwóch gości spotkało na cmenta-rzu, nie powinien cierpieć cały pol-ski sport – przekonywał niedawno.

UTALENTOWANE TOWARZYSTWONiebawem minie pół roku, jak

został szefem polskiej piłki. Najistot-niejsze decyzje, jakie dotąd podjął, miały charakter głównie wizerunko-wy – nie będzie budowy nowej sie-dziby PZPN, obniżka cen biletów na mecze reprezentacji, nie biorę kasy za prezesowanie. Ale może tak trze-ba i tylko tego brakowało. Kasa jest, sponsorzy są, wszystko się kręci.

Zapewne jest coś w tym, co się mówi o piłkarzach Juve za czasów Zbignie-wa Bońka. Zdecydowana większość z nich dobrze odnalazła się w życiu, bo to były bystre i utalentowane chłopa-ki. Zoff, Prandelli, Gentile, Tardelli – z sukcesem trenowali nie tylko drużyny Serie A, ale też reprezentacje. Bettega był wieloletnim dyrektorem sporto-wym w Turynie. Platini – wiadomo, szefuje UEFA. Boniek rozpoczął swo-

ją przygodę z PZPN-em. A jeden z ich boiskowych kolegów

został nawet wziętym malarzem. Czyż

nie utalentowane towarzystwo? █

Niebawem minie pół roku, jak zo-stał szefem polskiej piłki. Najistot-niejsze decyzje, jakie dotąd podjął, miały charakter głównie wizerun-kowy – nie będzie budowy nowej siedziby PZPN, obniżka cen bi-letów na mecze reprezentacji, nie biorę kasy za prezesowanie

Page 7: Koncept nr 7

KARTKA OD MELLERA

LEKCJA ZALEWSKIEGOFINISZ12

Czy Polska jest krajem cywilizo-wanym? Chyba nie do końca. Nad Wisłą kobiety są bowiem wciąż bite przez facetów. Natomiast we Francji – która jest przecież ist-nym wzorcem z Sevres wyrafi-nowania i cywilizacyjnej ogłady – to babki tłuką mężczyzn. Przy-najmniej na wyższych szczeblach społecznej drabiny.

Jakiś czas temu wpadły mi w ręce francuskie badania opi-nii publicznej, poświęcone prze-mocy w rodzinie, czy szerzej – w związkach, bo z tymi rodzina-mi to teraz różnie bywa (ostatnio jechałem z taksówkarzem, który mi opowiadał, że jego wnuczka jest starsza od jego córki). Dane były dość interesujące, bowiem wynikało z nich, że niziny społecz-ne (robotnicy, rolnicy oraz emi-granci) tłuką się tradycyjnie. To znaczy zły patriarchalny mąż ter-roryzuje swoją zastraszoną, nie-szczęsną żonę. Im wyżej jednak w społecznej hierarchii, tym bar-dziej płcie zamieniają się miejsca-mi. Burżuje, menadżerowie, wolne zawody, intelektualiści oraz ren-tierzy znęcają się nad sobą zgodnie

z duchem czasów: kobiety raczej biją, a nie są bijane.

Oczywiście zabawne byłoby wiedzieć, dlaczego panie chłosz-czą panów, czego jednak badania nie ujawniły. Raczej nie chodzi

o zabawy erotyczne z użyciem pej-czyków i takich tam gadżecików, bo nadsekwańscy socjologowie rejestrowali swą czułą naukową maszynerią okrzyki prawdziwego bólu, a nie jęki rozkoszy zmiesza-ne z rzężeniem zmasakrowanych pośladków. Na ile znam Francu-

zów – a znam ich słabo – powo-dem przemocy domowej w wyko-naniu kobiet mogło być dobranie przez głowę rodziny niewłaściwe-go sera do wytrawnego gewurz-traminera z Alzacji. Te z błękitną

pleśnią wprost haniebnie do nie-go nie pasują, czego puścić płazem nie można. Acz, nie można wyklu-czyć, że niektóre kobiety po pro-stu lubią znęcać się nad facetami, znajdując przyjemność z poczucia fizycznej przewagi nad silną płcią.

Samo zjawisko bicia chłopów

przez baby jest doskonałą ilustra-cją większego procesu, polegają-cego na wymianie społecznych ról między płciami. W niby konserwa-tywnej Polsce widzimy, jak kobiety wypierają mężczyzn z tradycyjnie

zarezerwo-wanych dla nich pól . Coraz częś-ciej są sze-fami, choć jeszcze pub-l i c y s t k a -m i p o l i -t yczny mi. Ale przede wszystkim p r z e j m u -ją męskie c e c h y : o d p o r -ność na ból,

odwagę, decyzyjność, skłonność do ryzyka. Acz pewnych rzeczy nie są w stanie przeskoczyć: odróżnie-nie prawej strony od lewej wciąż bywa problemem. W tym samym czasie faceci zdecydowanie babie-ją. I to już nawet nie chodzi o ros-nący odsetek gejów, ale podążający

za nim tłum heteryków i metrosek-sualistów, którzy jęczą z powodu zadrapania na paluszku, hamlety-zują długie minuty przy wyborze gatunku piwa (wódki już oczywi-ście nie piją), poddają się jak Włosi w Afryce i potrafią wydać 300 zło-tych na fryzjera. Zdecydowanie, brak wojen oraz obowiązkowej służby wojskowej rozmiękczył mężczyzn w sposób przerażają-cy. W tym samym czasie, coraz twardsze dzięki porodom i mie-siączkom kobiety krok po kroku umacniały pozycje w świecie stwo-rzonym niegdyś przez abdykują-cych (obecnie) mężczyzn.

Smutne, ale jak pokazują fran-cuskie badania prawdziwi męż-czyźni przetrwają jedynie na społecznych nizinach, a w końcu zupełnie znikną. W ostateczno-ści trafią do więzień za bicie żon. Wykształceni i bogatsi będą niewieścieć coraz bardziej, acz mam nadzieję, że mojego trzyletniego teraz syna przyszła żona lać jeszcze nie będzie. Nato-miast wnuk już na bank nie będzie mógł bezboleśnie zostawiać skar-petek w salonie. █

IGOR ZALEWSKI

BABY ZMĘŻNIAŁY, A CHŁOPY ZBABIAŁY

DWUTYGODNIK AKADEMICKI, Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redaktor naczelny: Wiktor Świetlik, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: [email protected]. Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: [email protected]

OSOBY ZAINTERESOWANE DYSTRYBUCJĄ „KONCEPTU” NA UCZELNIACH, PROSIMY O KONTAKT POD ADRESEM:

[email protected]

Rozwiązanie krzyżówki z strony 7: „DOPINGUJ SIĘ KONCEPTEM”

ANDRZEJ MELLER

MAHAKUMBHMELA 2013Mahakumbhmela chciałem zoba-czyć od lat. Musiałem długo cze-kać. To największe zgromadze-nie ludzkie na świecie odbywa się raz na 12 lat. Zawsze nad Gangesem w czterech różnych lokalizacjach. W tym roku od 14 stycz-nia hinduiści z całych Indii i świata przybywa-ją do Allahabadu w sta-nie Uttar Pradesh, aby poprzez kąpiel w świętej rzece zmyć z siebie grze-chy. Festiwal zakończy się 10 marca, ale jego kulmina-cja nastąpi za parę dni, bo 10 lutego. Wtedy do lodo-watej Gangi mającej swój początek w Himalajach wej-dą miliony ludzi. W 2001 roku w rzece wykąpało się około 75 milionów ludzi, w tegorocznej Kumbhme-la ma według szacunków wziąć udział do 100 milio-nów pielgrzymów. Aż trud-no sobie wyobrazić taki tłum, jednak wielu ludzi przyby-wa nad Gangę na chwilkę, byle by dotknąć wody, obmyć twarz. Przed chwilą płynąłem łódką z panem z Andra Pra-desh na południu. Przejechał 2000 km, zanurzył się w świę-tej wodzie i prosto z brzegu pojechał na dworzec, by wsiąść w pociąg do domu. Jak widać Hindusi wierzą, że warto.

Dzięki tej olbrzymiej rotacji tłum nie jest problemem, choć

z dnia na dzień się zagęszcza. Są tu też ludzie, którzy przyjeżdżają na cały festiwal. Do takich nale-żą sadhu, czyli święci mężowie,

asceci, którzy porzucili rodzi-ny, zaszyli się w himalajskich pie-czarach, gdzie medytują, palą haszysz i ćwiczą jogę. Na Kumbh idą piechotą miesiącami, żyjąc z datków od ludzi, którzy uwa-

żają ich za świętych i niewątpli-wie cenią. Pewnie ciekawi Was, jak można ogarnąć logistycznie taką impre-

z ę ? P r z y -znam, że się obawiałem gdzie się tu podziać, bo jasne, że miejsc w hotelach nie ma. Po przyjeź-dzie okazało się, że nad brzega-mi Gangesu i Jamuny, czyli dru-giej świętej rzeki ustawione jest

całe miasto namiotowe. Nie chcę skłamać, ale sadzę, że namio-tów jest tu kilkadziesiąt lub

kilkaset tysięcy. Dużych, wielo-osobowych namiotów. W ogóle Kumbh wydaje się być świetnie zorganizowany. My zatrzymali-śmy się u krysznowców poleco-nych przez koleżankę. Okaza-ło się to strzałem w dziesiątkę.

Krysznowcy dbają o porządek, jest sterylnie czysto jak na Indie,

jest ochrona policyjna, która nie wpuszcza nikogo z zewnątrz, no i braciszkowie prowadzą wyśmienitą stołówkę wegań-ską, gdzie można jeść do syta dwa razy dziennie i jest to wli-czone w cenę noclegu - 30 PLN.

Moje obawy dotyczące Kumbhmela dotyczyły tak-że bezpieczeństwa, jako że podróżuję z kobietą. Krążą legendy o złodziejach gra-sujących tu i polujących na białych. Dlatego przed chwi-lą zdałem dokumenty i kar-ty kredytowe do sejfu. Ale są inne problemy. W czasie paru Kumbhmeli zadeptano wielu pielgrzymów. Dziś roz-mawiałem z guru krysznow-ców dr. Prayagiem Naray-anem Misrą, dla którego jest to piąty festiwal w życiu. Opowiadał jak w latach 50. XX wieku w wyniku paniki na Kumbh w Allahabadzie zadeptano 10 tysięcy ludzi, a władze podały społeczeń-stwu oficjalną liczbę 300. Teraz na każdym roku stoi policja uzbrojona po zęby,

pogotowie, strażacy i wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą. Zresztą za parę dni się to oka-że, o czym nie omieszkam Was powiadomić. █

W tegorocznej Kumbhmela ma według szacun-ków wziąć udział do 100 milionów pielgrzymów. Aż trudno sobie wyobrazić taki tłum, jednak wie-lu ludzi przyby-wa nad Gangę na chwilkę, byle by dotknąć wody, obmyć twarz

Nasz „KONCEPT” jest monitorowany przez:

Brak wojen oraz obowiąz-kowej służby wojskowej rozmiękczył mężczyzn w sposób przerażający. W tym samym czasie, coraz twar-dsze dzięki porodom i mie-siączkom kobiety krok po kroku umacniały pozycje