Janusz Płowecki - Wyzwolenie Częstoshowy
-
Upload
pavel-kiryukhin -
Category
Documents
-
view
40 -
download
1
description
Transcript of Janusz Płowecki - Wyzwolenie Częstoshowy
Janusz Płowecki
WYZWOLENIE CZĘSTOCHOWY 194$
Książka i Wiedza
„Domy solidne, mocne, rozbudowane oficynami
w głąb podwórek. Między nimi zwalista bryła baryka
dy. Zbliża się do niej czołg lejtenanta Baszewa. Przed
czołgiem pędzi co koń wyskoczy jakiś niemiecki wóz
taborowy. Siedzący na wozie żołnierz co chwila wsta
je, trwożliwie ogląda się poza siebie i batem okłada
konie, zmuszając je do ociężałego galopu.
— Prowadź za nim - rozkazuje Baszew kierowcy.
Wóz taborowy dopada barykady, przejeżdża przez
nią. Niemcy nie zdążyli jej uzbroić. Po obu stronach
jezdni leżą krotko przycięte kolejowe szyny. T-34 mija
przeszkodę, zagłębia się coraz dalej w ulicę. N a widok
czołgu Niemcy pierzchają w popłochu do bram. Tu
i ówdzie padają strzały. Za maszyną Baszewa w ulicę
Warszawską wtaczają się czołgi Zołotowa, Bakszyje-
wa, Turykina, Awgijewa, Kiwy, Gajewicza..."
BIBLIOTEKA PAMIĘCI POKOLEŃ
RABA OCHRONY POMNIKÓW WALKI I MĘCZEŃSTWA
JANUSZ PŁOWECKI
KSIĄŻKA i WIEDZA
WARSZAWA
1 9 7 3
WYZWOLENIE CZĘSTOCHOWY
1945
L ato 1944 roku nabrzmiałe było nadzieją i niepokojem. Otuchę budziły wieści z frontu, obawę —
terror i przygotowania obronne okupanta. W połowie lipca wojska radzieckie podjęły na środ
kowym odcinku frontu kolejną ofensywę, kierując się ku brzegom Wisły. Armie I Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa, które w pół roku później wyzwolić miały znaczną część polskich ziem, sforsowały Bug, a następnie San i po zaciętych walkach przeprawiły się na zachodni brzeg Wisły. Tam, w rejonie Sandomierza, został utworzony niezwykle ważny, ze strategicznego punktu widzenia, przyczółek. Hitlerowskie dywizje przypuszczały rozpaczliwe ataki, chcąc za wszelką cenę zepchnąć wojska radzieckie z powrotem na drugi brzeg. Ten niewielki stosunkowo skrawek ziemi stwarzał bowiem możliwość rozwinięcia operacji zaczepnych w jednym z trzech dowolnie wybranych kierunków — południowym, zachodnim i północnym.
W lipcu wyzwolone zostały miasta: Chełm i Lublin. Manifest, ogłoszony przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, był pierwszym oficjalnym przejawem naszej państwowości. Historycznym dokumentem władzy ludowej, określającym jako jedyne legalne jej źródło — Krajową Radę Narodową. Proklamował walkę z hitlerowskimi Niemcami, aż do zwycięskiego zakończenia. Zapowiadał przeprowadzenie podstawowych reform społecznych i powrót do Polski ziem nad Odrą, Nysą i Bałtykiem.
U boku Armii Radzieckiej wkraczało na wyzwolone tereny, owacyjnie witane przez ludność, ludowe Wojsko Polskie.
Na zachodzie Sprzymierzeni, po inwazji dokonanej w początkach czerwca na plażach Normandii, także niepowstrzymanie parli ku granicom III Rzeszy. Ber
lin, Brema, Hamburg i inne wielkie miasta niemieckie nękane były przez lotnictwo alianckie „dywanowymi" nalotami. Otumaniony przez Hitlera naród, który jeszcze dwa lata temu skandował: Sieg Heil! i wierzył, że zwycięski Wehrmacht rzuci na kolana „czerwonego kolosa", doznawał teraz na własnej skórze najstraszliwszych okropności wojny.
Wydarzenia na frontach, a zwłaszcza przełamanie przez wojska I Frontu Ukraińskiego niemieckiej obrony nad Wisłą i wyjście Armii Radzieckiej na zachodni brzeg rzeki, znalazły swe reperkusje w zachowaniu się okupanta.
Już w maju 1944 roku hitlerowcy przystąpili do budowy pasa umocnień polowych, opierając go na linii rzek: Nida, Pilica i Warta. W pierwszym okresie do robót starano się werbować ludność na zasadzie ochotniczego zaciągu. W tym celu władze administracyjne poleciły księżom odczytać apel, wzywający do dobrowolnego udziału przy wznoszeniu umocnień. Odezwę tę odczytano w niektórych kościołach w Piotr-kowskiem i Radomszczańskiem. Nie dała ona jednak zamierzonego przez Niemców efektu. Mimo iż zapewniano ludność, że osoby zatrudnione przy obiektach wojskowych korzystać będą ze specjalnej opieki i zostaną zwolnione z innych prac przymusowych — liczba ochotników była niewielka.
W obliczu zbliżającej się coraz bardziej do granic Rzeszy ofensywy radzieckiej Niemcy wzmogli tempo robót fortyfikacyjnych. Straszenie Polaków „czerwonym niebezpieczeństwem" mijało się z celem, zastosowano więc przymus. Pracownicy częstochowskiego urzędu pracy, przy współudziale policji ochronnej (Schutzpolizei), a nawet i wojska, przeprowadzali łapanki na ulicach i dworcach kolejowych. Zatrzymanych kierowano do otoczonych kolczastym drutem ba-
raków przy ulicy Chłopickiego. Stanowiły one obóz przejściowy (Durchlager) dla wszystkich, którzy poprzez biura werbunkowe i drogą przymusu kierowani byli na roboty do Rzeszy i pod konwojem wysyłani do prac przy umocnieniach.
Głównym elementem hitlerowskiej rubieży obronnej na wschód od Wisły miała być Pilica. O znaczeniu, jakie do tych umocnień przywiązywali hitlerowcy, świadczy fakt, że od połowy lipca 1944 roku bezpośredni nadzór nad ich budową przejęło SS. Linia obronna, rozciągająca się między Wieluniem i Włoszczową, oznaczona kryptonimem Venus, pozostawała pod opieką Sipo z Lublina. Drugi jej odcinek, przebiegający przez teren powiatów radomszczańskiego i piotrkowskiego, opatrzony kryptonimem Merkur, podlegał nadzorowi Sipo z Radomia. Całością prac kierował Sonderstab Stellungsbau beim Hoeheren SS und Polizeifiihrer w Krakowie.
Linia umocnień wzdłuż Rawki i Pilicy została rozbudowana do pięciu kilometrów w głąb. Stanowiły ją rowy przeciwczołgowe, zasieki z drutu kolczastego, okopy i rowy łącznikowe, bunkry betonowe i schrony, stanowiska dla broni maszynowej i artylerii.
Niezależnie od tej, niejako głównej, pozycji obronnej hitlerowcy budowali pas umocnień na przedpolach Częstochowy i podejściach do miasta. W połowie lipca 1944 roku, pod nadzorem Wehrmachtu, przystąpili do kopania rowów przeciwczołgowych, strzeleckich, stawiania przeszkód przeciwpancernych, zasieków i bunkrów w odległości 10—15 kilometrów na wschód od Częstochowy. Ich linia przebiegała przez Rudniki, Mstów, Maluszyn, Turów, Olsztyn, Choroń i miała głębokość około 400 metrów.
Również miasto od wschodu i północy zostało otoczone potrójną linią umocnień ziemnych. Włączono do
tego pasa także pozostałe z wojny obronnej 1939 roku polskie schrony betonowe i bunkry, znajdujące się pod Kiedrzynem, Grabówką i Żarnowcem.
Równolegle z budową tych linii obronnych Niemcy rozpoczęli fortyfikowanie samego miasta. Przed wszystkimi budynkami, w których stacjonowały formacje wojska i policji, ustawiono drewniano-ziemne lub betonowe bunkry. Te roboty podyktowane były nie tylko strachem przed Armią Radziecką. Hitlerowcy obawiali się, że szybkie postępy wojsk radzieckich mogą spowodować wybuch powstania w największych miastach Generalnego Gubernatorstwa. Nadto, w myśl planów hitlerowskiego dowództwa, Częstochowa — najbardziej na zachód wysunięte miasto w Generalnym Gubernatorstwie, osłaniające od północy rejon Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, a nadto zamykające drogę na Opole i Wrocław — miała stanowić silny punkt oporu. W tym celu, aby zapewnić broniącym się tutaj wojskom dostateczne ilości amunicji, urządzono na polach w dzielnicy Zawady (dzisiejsza dzielnica Tysiąclecia) liczne schrony amunicyjne. Zgromadzono w nich znaczne zapasy min przeciwczołgowych i przeciwpiechotnych, pocisków artyleryjskich i moździerzowych różnego kalibru, panzerfaustów, materiałów wybuchowych, granatów, amunicji karabinowej i pistoletowej. Z tego arsenału korzystać miała 10 dywizja zmotoryzowana pułkownika Viahla, rozlokowana na razie na pozycjach bojowych w rejonie Skarżyska-Kamiennej. Stamtąd, pod ewentualnym naporem wojsk radzieckich, miała wycofać się ku Częstochowie i tam się bronić.
Stopniowo miasto przeistaczało się w twierdzę. Wyloty głównych ulic zamknęły zwaliste barykady. Wkrótce ustawiono je na wszystkich ulicach, którymi °d północy, wschodu i południa można było dotrzeć
do śródmieścia. Każda barykada składała się z trzech elementów. Dwa stanowiły równoboczne wieże wzniesione ze złomów kamienia zbrojonego żelazem i zalanego betonem. Grubość ich murów wynosiła około 1,5 metra, wysokość 2,5 metra. Wieże ustawiono na chodnikach w odległości 70 centymetrów od ściany najbliższego budynku. Przestrzeń między nimi, około 5 metrów, zamykały ustawione na sztorc i odpowiednio przycięte stalowe szyny. Były to, praktycznie rzecz biorąc, przeszkody trudne do pokonania dla czołgów i wozów bojowych.
Pod koniec 1944 roku takie barykady znajdowały się już na ulicach: Mirowskiej, Krakowskiej, Warszawskiej, Konkielów (nazwa dzisiejsza), Wałach Dwernickiego, Sułkowskiego, Kilińskiego, Dąbrowskiego, Ochotników Wojennych, Barbary. Za każdą przeszkodą w odległości około 100—150 metrów zbudowano dodatkowe gniazda oporu wyposażone w ciężką broń maszynową. Najczęściej były to wkopane w ziemię schrony, przykryte z góry podkładami kolejowymi i grubą warstwą ziemi.
Budowa umocnień — na podejściach do Częstochowy i w samym mieście — kontynuowana była nieprzerwanie aż do wyzwolenia miasta przez jednostki radzieckie z 3 armii pancernej gwardii generała pułkownika Pawła Rybałki.
Znaczną część wspomnianych robót fortyfikacyjnych na terenie miasta wykonała Organizacja Todt, której biura znajdowały się przy obecnej ulicy Świerczewskiego 35. Nader chętnie korzystała ona z siły roboczej ludności polskiej, której w swych anonsach zamieszczanych na łamach gadzinowego „Kuriera Częstochowskiego" zapewniała umundurowanie, dobre wynagrodzenie i wyżywienie. W sierpniu został wydrukowany anons o natychmiastowym zatrudnieniu kilkuset męż
czyzn i kobiet. Organizacja Todt budowała w tym czasie ogromne lotnisko pod Rudnikami. Przygotowywano tam pasy startowe z betonu o długości dotychczas nie spotykanej. Można było wnioskować, że obiekt służyć ma jakimś nowym typom hitlerowskich samolotów. Nie wykluczone, że z tego lotniska miały startować myśliwce wyposażone w silniki odrzutowe. Jak wiadomo, właśnie w tym okresie Luftwaffe przeprowadzała próby z takimi samolotami.
Ogromny front robót wymagał zaangażowania dużej liczby ludzi. Obowiązek pracy przy budowie umocnień objął wkrótce wszystkich mieszkańców Częstochowy i powiatu w wieku od 14 do 65 lat. Czas pracy przy umocnieniach trwał w zasadzie miesiąc. Ludzi wywiezionych do Koniecpola, Lubieszowa, Przedborza, Sulejowa, Mokrzeszy i Rudnik zakwaterowano w stodołach. Wymagano od nich pracy także w niedzielę. Polacy starali się pracować jak najgorzej. Rowy strzeleckie kopano w taki sposób, że po dwóch, trzech dniach obsypywały się. Słupki zasieków wbijano w dno rzeki tak płytko, że woda rychło je podmywała i unosiła.
Osoby zatrudnione przy kopaniu rowów przeciw-czołgowych i okopów na przedpolu Częstochowy zbierały się codziennie rano w oznaczonych dla każdej grupy miejscach i stamtąd w szyku czwórkami maszerowały do pracy, która trwała do godziny 14.00.
Obowiązek oddelegowania do robót przy umocnieniach określonej liczby pracowników nałożono także na warsztaty rzemieślnicze, właścicieli sklepów itp. W stosunku do opornych zapowiedziano akcje policyjne.
Niemcy i volksdeutsche także zakasali rękawy 1 Wzięli się do kopania okopów. W każdą niedzielę, zgodnie z zarządzeniem starosty miejskiego, Schmid-
ta, wszyscy urzędnicy hitlerowskiej administracji jechali do Koniecpola, gdzie przez kilka godzin pracowicie wywijali łopatami.
Budowie umocnień towarzyszyła zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa. Po pierwsze, by zyskać ręce do pracy, zaczęto zachęcać Polaków obietnicą dodatkowych przydziałów żywnościowych. Wynosiły one na osobę — 750 g konserw mięsnych, 3 kg chleba, 4,5 kg ziemniaków, 600 g marmolady buraczanej, 40 g cukru, 600 g kaszy i 30 sztuk papierosów. Wspomniany wyżej „Kurier Częstochowski" zamieszczał „barwne reportaże" z codziennego życia zatrudnionych przy kopaniu okopów. Całej akcji — opartej w rzeczywistości na policyjnym przymusie — starano się nadać cechy dobrowolności ze strony społeczeństwa polskiego. Z drugiej zaś strony akcentowano „życzliwość" władz niemieckich dla postawy mieszkańców Częstochowy. Jej przejawem miał być między innymi anons informujący o tym, że niemiecka firma przewozowa, A. Holler, dostarcza bezpłatnie paczki wysyłane przez rodziny osobom zatrudnionym przy budowie umocnień w Sulejowie. Grupom wyjeżdżającym w niedzielę do Koniecpola towarzyszyła orkiestra z zakładów zbrojeniowych „Hasag".
Osoby, które samowolnie porzuciły pracę przy kopaniu okopów, poszukiwane były przez Schutzpolizei, a po ujęciu doprowadzane do urzędu pracy i wywożone do robót przymusowych na terenie Rzeszy. W wielu przypadkach szczególnie „opornych" osadzano w obozach koncentracyjnych.
Wobec coraz częściej zdarzających się przypadków sabotażu, w pierwszych dniach września ogłoszone zostało rozporządzenie policji dotyczące zabezpieczenia środków obrony. Zawierało ono zakaz zbliżania się do umocnień na odległość mniejszą niż 100 metrów.
Umyślne uszkadzanie wspomnianych obiektów podlegało najwyższemu wymiarowi kary — karze śmierci.
W kilkanaście dni później, 24 września, gubernator Hans Frank podejmował na Wawelu „delegację" kopiących szańce i budujących umocnienia. Fakt ten był silnie podkreślany przez niemiecką propagandę. Miał dla ogółu Polaków stanowić dowód rzekomej zmiany kursu wobec narodu tak brutalnie traktowanego i prześladowanego od pierwszych dni wojny.
W ciągu siedmiu miesięcy hitlerowcy wybudowali — używając do tego celu tysięcy sterroryzowanych mieszkańców Częstochowy, Radomska, Piotrkowa Trybunalskiego, Tomaszowa Mazowieckiego i innych miejscowości — system umocnień, który został określony przez sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa w tzw. rządzie Generalnego Gubernatorstwa SS-Obergruppen-fuhrera Wilhelma Koppe chełpliwie jako „Wał Wschodni". Wartość obronna tych umocnień sprawdzić się miała już w niedalekiej przyszłości, w dniach styczniowej ofensywy wojsk I Frontu Ukraińskiego. Ów „Wał Wschodni", który miał zatrzymać nacierające armie tuż przed granicami Rzeszy, pękł przy pierwszym natarciu radzieckich czołgów.
Jak już wspomniano, budowie umocnień towarzyszyła przejawiająca się w nader różnych formach akcja propagandowa ze strony okupanta. Jej głównym celem było przekonanie społeczeństwa polskiego o rzekomym niebezpieczeństwie, jakie zagraża narodom Europy ze strony bolszewizmu. Pewnego dnia spędzono do kina „Luna" (obecne kino „Wolność" przy alei Kościuszki) kilkaset osób, którym zaprezentowano dwóch mężczyzn ubranych w polskie mundury. Przedstawiono ich jako uciekinierów z armii Berlinga, którzy skorzystawszy z pierwszej nadarzającej się okazji zbiegli z „czerwonego piekła", przechodząc na stronę
niemiecką. Jeden z żołnierzy wyrecytował opowiastkę pełną sloganów znanych z codziennej hitlerowskiej tandetnej propagandy. Gdy z sali padło kilka pytań, „uciekinierzy" wyglądali na wyraźnie speszonych. Szybko też spotkanie zakończono.
Do innego chwytu uciekła się niemiecka propaganda w listopadzie. Od sierpnia nad Częstochową latały nocą i późnym wieczorem radzieckie samoloty zwiadowcze, dokonując obserwacji i zdjęć. Zrzucały przy tym rakiety oświetlające, flary. Wykorzystując ten fakt Niemcy zamieścili na łamach „Kuriera Częstochowskiego", który był także kolportowany w Radomsku, Piotrkowie Trybunalskim i Kielcach, informację następującej treści:
BOMBY BOLSZEWICKIE NA DZIELNICE ROBOTNICZE W CZĘSTOCHOWIE,
15 POLAKÓW ZABITYCH
Częstochowa, 15 listopada. Jednej z ostatnich nocy lotnicy bolszewiccy zrzucili bomby na Częstochową, miasto „Czarnej Madonny" — Najśw. Panny Maryi Częstochowskiej.
Bomby spadły wyłącznie na gęsto zaludnione dzielnice robotnicze. Zabitych zostało 15 Polaków, przeważnie dzieci. Prócz tego zaś dotychczas stwierdzono 5 osób rannych. Pogrzeb odbędzie się na cmentarzu Kule na koszt miasta.
Lotnictwo radzieckie, dokonując lotów zwiadowczych nad Częstochową, nie zrzuciło do końca 1944 roku ani jednej bomby na miasto. Nie bombardowało także umocnień na przedpolach miasta.
Próba wykorzystania uczuć religijnych narodu polskiego dla celów hitlerowskiej propagandy nie była niczym nowym.
W drugiej połowie 1944 roku do ówczesnego przeora,
Stanisława Nowaka, przychodzili trzykrotnie wyżsi oficerowie Wehrmachtu, początkowo z uprzejmą propozycją, później zaś z ultymatywnym żądaniem ewakuacji zakonu i znajdujących się na Jasnej Górze bezcennych skarbów kultury polskiej. Ostatnia wizyta miała miejsce w grudniu 1944 roku. Niemcy stwierdzili, że Częstochowa będzie miastem silnie bronionym, w związku z czym klasztor i świątynia mogą ulec zniszczeniu.
— O ile dobrze pamiętam, to Niemcy mieli zamiar ewakuować nas do Wrocławia. Obiecywali przeorowi, że w tym celu dostarczą każdą ilość wagonów towarowych — wspomina jeden z zakonników, brat Julian.
Przeor nie mógł sam podjąć decyzji. Zwrócił się z zapytaniem do kardynała Sapiehy, który uznał, że ojcowie Paulini powinni, bez względu na dalszy rozwój wydarzeń, pozostać na Jasnej Górze.
Sami zakonnicy też byli przeciwni ewakuacji. Nie ufali Niemcom, którzy usunęli ich z Białej Podlaskiej i z kościoła na Skałce w Krakowie. Mieli im także za złe, że nie bacząc na rangę miejsca kwaterowali w obrębie zabudowań jasnogórskich. W pokojach królewskich miał swą kwaterę pierwszy komendant wojskowy Częstochowy podpułkownik Doepping, później stacjonowała jednostka kwatermistrzowska pod dowództwem kapitana Hoffmanna. Na dziedzińcu klasztornym stały działa przeciwlotnicze, budynek Arsenału zamieniony został na magazyn wojskowy, a w końcowym okresie okupacji pokoje królewskie 1 inne pomieszczenia były zajęte przez służbę zaopatrzenia, znajdujących się w różnych punktach miasta szpitali wojskowych.
Znając tragiczne dzieje Zamku Królewskiego w Warszawie, grabież polskich muzeów i zbiorów prywat-
nych, nietrudno domyśleć się, jakie zamiary mogli mieć Niemcy wobec jasnogórskich skarbów.
Gdy przedstawiciele dowództwa Wehrmachtu (prawdopodobnie byli to oficerowie ze sztabu Grupy Armii „A") otrzymali od przeora, Stanisława Nowaka, odpowiedź na swe ultimatum, jeden powiedział: „My nie będziemy odpowiadali za losy klasztoru i Jasnej Góry. Częstochowa będzie przez nasze wojska silnie broniona. Tutaj pozostaną tylko — niebo i ziemia".
Począwszy od stycznia 1944 roku, przebywające w mieście tak zwane bataliony wschodnie, złożone z renegatów, którzy honorowy pobyt w niewoli niemieckiej woleli zamienić na poniżającą służbę pomocniczą w Wehrmachcie, przechodziły intensywne szkolenie. Odbywało się ono na prowizorycznych poligonach w rejonie wsi: Konopiska, Aleksandria, Wygoda, Dźbów i Kucelin. Przybyła także na teren Częstochowy brygada szturmowa SS-RONA, dowodzona przez SS-Bri-gadefuhrera Mieczysława Kamińskiego, licząca około 1700 ludzi. Niektóre jej pododdziały kwaterowały na terenie powiatu. Prawdopodobnie miały być wykorzystane do akcji przeciwpartyzanckich. W skład garnizonu wchodziły nadto, zmieniające się często, różne oddziały tyłowe dywizji należących do składu 4 armii pancernej, zajmującej pozycje obronne w pasie przyszłych działań bojowych wojsk I Frontu Ukraińskiego.
W drugiej połowie 1944 roku miasto znajdowało się w obszarze podporządkowanym 603 Nadkomendantu-rze Polowej w Kielcach. Ostatnim komendantem wojennym miasta był pułkownik Klein, który w końcowym stadium nadzorował także budowę umocnień na przedpolach miasta. Pod koniec roku wojska hitlerowskie w Częstochowie liczyły 5180 żołnierzy i oficerów Wehrmachtu oraz 4280 żołnierzy z batalionów wschodnich. Ponadto w mieście przebywały znaczne
siły policji, między innymi oddziały Schupo ewakuowane z Lubelskiego.
Wyjście wojsk radzieckich na zachodni brzeg Wisły i trwające przez kilka tygodni zacięte walki o utrzymanie przyczółka zmusiły hitlerowców do ewakuowania z Radomia głównych agend władz dystryktu i przeniesienia ich do Częstochowy — miejsca bardziej oddalonego od linii frontu. Zjechał tutaj wraz z całym sztabem urzędników gubernator dystryktu, Ernst Kundt, zajmując dla administracji budynek starostwa przy ulicy Sobieskiego, w którym dotychczas urzędował Stadthauptmann Schmidt. W pierwszych dniach sierpnia przeniosła się także do Częstochowy komenda Sipo i SD (Sicherheitsdienst) ze swym szefem SS-Obersturmfiihrerem Horstem Illmerem. Ulokowała się przy głównej ulicy miasta Alei Najświętszej Marii Panny, przemianowanej w okresie okupacji na Adolf Hitler Alee, w budynku nr 41. Wraz z Illmerem przybyło około 100 funkcjonariuszy gestapo i SD, a wśród nich jeden z najzdolniejszych oficerów gestapo w okupowanej Polsce SS-Hauptsturmfuhrer Paul Fuchs. Kierował on referatami IV-A i IV-N (zwalczanie polskich organizacji niepodległościowych i penetracja ruchu oporu za pośrednictwem sieci agenturalnej). To właśnie z jego inspiracji utworzone zostało w Radomiu, a następnie przeniesione do Częstochowy rzekome niemieckie przedsiębiorstwo budowlane Tiefbau-buero. Ulokowało się ono w stojącej nieco na uboczu willi przy ulicy Jasnogórskiej 25. W rzeczywistości była to ściśle współpracująca z gestapo Akcja Specjalna Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych. Szefem tej bojówki był „kapitan Tom" (Hubert Jura), występujący także pod pseudonimem „Jerzy". Kontakt służbowy z Tiefbau-buero utrzymywał w Częstochowie funkcjonariusz miejscowego gestapo, Erwin Flohr.
Zanim Akcja Specjalna zakwaterowała się na ulicy Jasnogórskiej, „Tom" i jego towarzysze stacjonowali przez pewien czas w folwarku Barylskich na Lisińcu. „Tom" dokonał selekcji swych podkomendnych, zatrzymując przy sobie około 15 osób. Pozostałych odprawił do Brygady Świętokrzyskiej.
W październiku 1944 roku Tiefbau-buero podjęło „pracę". Przy pomocy konfidentów funkcjonariusze Akcji Specjalnej usiłowali ustalić nazwiska i adresy zamieszkałych w Częstochowie komunistów. W listopadzie nastąpiły pierwsze uprowadzenia działaczy PPR. Zachowały się dokumenty relacjonujące te akcje. Oto meldunek plutonowego podchorążego „Roberta" z 26 listopada 1944 roku:
26.11.1944 otrzymałem meldunek od wywiadowcy „Teodora", że Maria Klecha zam. w Częstochowie przy ul. Wesołej 31 pracuje w PPR jako łączniczka. Po przeprowadzeniu wywiadu pogłębionego wyszło na jaw, że w mieszkaniu Marii Klecha bywa osobnik wzrostu więcej niż średniego, brunet z czerwoną różą w klapie marynarki. Posługuje się on pseudonimem „Hanicz".
Klechowa przebywała dwa miesiące w oddziałach leśnych AL, jako sanitariuszka.
Po przeprowadzeniu wywiadu technicznego przekazuję Panu Szefowi Egzekutywy.
„Tom" i jego ludzie działali szybko. Jeszcze tego samego dnia przed domem przy ulicy Wesołej, w robotniczej dzielnicy Zawodzie, zatrzymał się samochód Tiefbau-buero. Pośpiech był uzasadniony. „Robert" donosił o pojawieniu się w mieszkaniu łączniczki dowódcy 3 Brygady AL im. gen. J. Bema, majora Bolesława Boruty „Hanicza".
Łączniczkę „aresztowano" i uprowadzono do siedziby Akcji Specjalnej. Początkowo Maria Klecha była
spokojna. Mężczyźni, którzy z nią rozmawiali, nosili przecież polskie mundury. Dopiero gdy poddano ją przesłuchaniu, któremu towarzyszyło bicie i torturowanie, zorientowała się w czyje wpadła ręce. Skatowaną wrzucono do piwnicy. Przebywała tam trzy tygodnie. W tym czasie wielokrotnie poddawano ją przesłuchaniom. Siepacze „Toma" usiłowali uzyskać od niej nazwiska, adresy i funkcje organizacyjne członków PPR. Oto dokument sporządzony przez podporucznika „Ryszarda", omawiający sprawę Marii Klechy:
M.p. 20.12.1944 Sprawozdanie
Czyn przestępczy: przynależność do PPR Miejsce przestępstwa: Częstochowa Czas dokonywania przestępstwa: wrzesień 1943 do 26.11.1944 Zatrzymani: Klecha Maria Dowody rzeczowe: przyznanie się do winy
Krótki stan sprawy Na skutek przyległego zapisku urzędowego p.por.
„Roberta" (karta nr 1) egzekutywa oddziału II Dowództwa NSZ podjęła 26.11.1944 akcję, w czasie której została zatrzymana Klecha Maria przynależna do komórki organizacji PPR. Dochodzenie ustaliło, że Klecha zaangażowała się do pracy w PPR, gdzie była łączniczką VIII Okręgu PPR (melinowała w swoim mieszkaniu „okręgowców"), oraz udzielała swego mieszkania n a zebrania partyjne. Ponadto była przeszkoloną sanitariuszką i jako taka jeździła do oddziałów leśnych pPR, gdzie robiła opatrunki.
Opierając się na całokształcie śledztwa, nabrałem Przekonania, że Klecha z całą świadomością należała ^ komunistycznej organizacji PPR, gdzie jako bardzo Zaufana spełniała różne funkcje.
Stawiam wniosek, aby ją jako czynną komunistkę i element bezwartościowy, a nawet bardzo szkodliwy dla Państwa — zlikwidować.
„Ryszard" ppor. Komunistka Klecha z d. Pałczyńska Maria na sku
tek udowodnienia jej winy skazana została na karą śmierci.
Wyrok wykonano natychmiast. M.p. 20.12.1944
Maria Klecha była córką zamordowanego przez hitlerowców Stanisława Pałczyńskiego, sekretarza Komitetu Okręgowego Polskiej Partii Robotniczej. Przed wojną należał on do KPP, a w latach okupacji niemieckiej stał się jednym z organizatorów partii w okręgu częstochowsko-radomszczańskim.
Akcja Specjalna „Toma" z zaciekłością występowała przeciwko członkom PPR i AL, a także wszystkim podejrzanym o sympatie lewicowe.
26 października, w domu przy ulicy Hoene Wrońskiego 26, zostaje zatrzymana Eugenia Ossowiecka. W początkach listopada uprowadzona została z mieszkania przy ulicy Podwójnej inna działaczka PPR, Kazimiera Wąsek.
Jednym z więźniów katowni, mieszczącej się w piwnicach Tiefbau-buero, był Ryszard Hartliński. Należał on do organizacji niepodległościowej, która wpadła na trop bojówki „Toma". W toku obserwacji i wywiadów ustalono, że ludzie „Toma" dokonują aresztowań różnych osób, które następnie giną bez śladu. W wyniku tych ustaleń na „kapitana Toma" został wydany wyrok śmierci. Wykonawcą miał być między innymi Hartliński. „Tom" dowiedział się o zamierzonej akcji. Hart-lińskiego uprowadzono. Po przywiezieniu na Jasnogórską został zamknięty w celi, w której przebywała młoda dziewczyna. Była to prawdopodobnie Maria Klecha. Tuż
przed świętami Bożego Narodzenia zabrano ją wieczorem z celi w samej bieliźnie. Dziewczyna już nie wróciła.
Hartliński był przypuszczalnie jedynym więźniem Akcji Specjalnej, który zdołał uniknąć śmierci. Swe ocalenie zawdzięcza nagłemu pojawieniu się na ulicach Częstochowy radzieckich czołgów.
Już po wyzwoleniu w ogrodzie otaczającym siedzibę „Toma" znaleziono zwłoki kilku osób — mężczyzn i kobiet. Rodzina rozpoznała wśród nich ciało Kazimiery Wąsek.
Współpracę NSZ z gestapo potwierdził, aresztowany po wojnie i przesłuchany w kwietniu 1945 roku przez prokuratora Sądu Specjalnego w Łodzi, szef gestapo z Piotrkowa Trybunalskiego Herman Altmann. Stwierdził on, że latem 1943 roku odbyła się w Radomiu narada prowadzona przez naczelnika wydziału IV-A, Paula Fuchsa. Uczestniczyli w niej szefowie placówek z Częstochowy, Piotrkowa Trybunalskiego, Skarżyska, Kielc, Jędrzejowa, Tomaszowa i Końskich. Fuchs oświadczył, że udało mu się pozyskać do współpracy polską organizację podziemną NSZ, na czele której stoi osobnik o pseudonimie „Tom".
Szef gestapo z Piotrkowa miał wkrótce okazję udzielenia „Tomowi" pomocy. Przytoczmy w tym miejscu fragment z przesłuchania Altmanna.
Po trzech czy czterech dniach zatelefonował do mnie „Tom" i powiedział mi, abym o godzinie dru-9iej w nocy przejął od niego za Sulejowem aresztowanych ludzi. Poinformował mnie, że po aresztowanych przyjedzie z Częstochowy kommando Schutzpo-tizei, któremu mam te osoby przekazać. „Tom" za-stTzegł się, abym na miejsce spotkania przyjechał Punktualnie, bo on nie może czekać dłużej niż pół go-
dżiny. Nie wiedziałem, czy istotnie mam się udać w nocy na wskazane miejsce i dla wyjaśnienia tej sprawy połączyłem się telefonicznie z Fuchsem. Polecił mi on, abym zastosował się do prośby „Toma". O godzinie drugiej w nocy na szosie za Sulejowem oczekiwał na mnie „Tom" w towarzystwie swoich ludzi. Było ich około dwudziestu. Przekazali mi dziewięć ujętych osób, powiązanych sznurami. Byli to komuniści, bo innych „Tom" by nie aresztował. Zatrzymanych doprowadziłem na posterunek Schutzpolizei w Sulejo-wie, a tam przybyło po nich kommando Schupo z Częstochowy.
Także i inny funkcjonariusz gestapo, Eryk Burczyk z placówki w Częstochowie, zrelacjonował w swych zeznaniach zasady współpracy z „Tomem" i jego ludźmi dotyczące zwalczania i likwidowania członków PPR i AL.
Akcja Specjalna miała swoje ekspozytury w Piotrkowie Trybunalskim, Radomsku i Tomaszowie, a pod koniec 1944 roku także w Lublińcu. Na terenie Częstochowy w spotkaniach z konfidentami i współpracownikami korzystała ona ze specjalnych mieszkań kontaktowych. Jedno z nich w drugiej połowie 1944 roku mieściło się na pierwszym piętrze budynku przy Garncarskiej 5 i zajmowane było przez łączniczkę „Toma" — Jadwigę S. „Dziunię".
Na podstawie informacji, uzyskanych przez swych wywiadowców i współpracowników Akcji Specjalnej, NSZ sporządzały dokładne listy członków PPR i AL. Tylko w Częstochowie na listach tych znalazło się ponad pięćdziesiąt nazwisk. W stosunku do niemal połowy znajdujących się w tej ewidencji komunistów przygotowywano „wnioski likwidacyjne". Wkroczenie wojsk radzieckich zapobiegło wykonaniu wyroków.
Podobną rolę co Tiefbau-buero w Częstochowie i je
go zamiejscowe agendy na terenie powiatów radomszczańskiego i częstochowskiego spełniać miały leśne oddziały NSZ.
W drugim półroczu 1944 roku, w wyniku wyjścia wojsk radzieckich na zachodni brzeg Wisły, nastąpił wydatny wzrost aktywności bojowej oddziałów podporządkowanych PPR. Otrzymały one konkretne zadania bojowe, które polegały głównie na dezorganizacji dróg hitlerowskiego zaopatrzenia na zapleczu frontu.
Oddziały Armii Ludowej szybko rozrastały się liczebnie. Partia zasilała je ludźmi, a Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego bronią, amunicją i sprzętem. Najsilniejsze zgrupowanie AL — batalion im. gen. Józefa Bema — przekształcone zostało w 3 Brygadę AL. Jej kadrę oficerską zasilili spadochroniarze z 1 armii Wojska Polskiego.
Na terenie wspomnianych powiatów prowadziły ożywioną działalność dywersyjno-wywiadowczą oddziały radzieckie.
Niemcy nie byli już w stanie, przy pomocy sił policyjnych i Wehrmachtu, skutecznie panować na obszarze znajdującym się na tyłach pozycji obronnych 4 armii pancernej. Tym bardziej że liczne jednostki pomocnicze wojska zajęte były w dalszym ciągu przy budowie umocnień Merkur i Venus. W tej sytuacji liczono, że pojawienie się silnych oddziałów NSZ, wrogo ustosunkowanych do partyzantów radzieckich i AL, ograniczy działalność sabotażową i dywersyjną tych ostatnich. Nic dziwnego, że Brygada Świętokrzyska maszerując do lasów radomszczańskich zupełnie jawnie przekraczała pas niemieckich umocnień, nie niepokojona przez posterunki Wehrmachtu. Niemal natychmiast po przybyciu na miejsce przystąpiła do pacyfikacji wsi sprzyjających PPR, AL i radzieckim grupom zwiadowczym. Szczególną aktywnością wsławił
się oddział NSZ dowodzony przez „Żbika" Władysława Kaniewskiego-Kołacińskiego.
By ustrzec zgrupowania NSZ przed ewentualnym atakiem ze strony wojska, które nie świadome rzeczy mogło je uznać za oddziały partyzanckie, komenda Sipo i SD dystryktu Radom poinformowała Abwehrę przy 4 armii pancernej o dyslokacji, jak i zadaniach pododdziałów Brygady Świętokrzyskiej. Dowództwo NSZ planowało wzmocnić wydatnie swe siły w rejonie Częstochowy. Miano utworzyć nową dużą jednostkę — Brygadę Jasnogórską. Do jej sformowania jednak nie doszło. Nie było chętnych do zasilania szeregów NSZ.
Współpraca NSZ z Niemcami trwała aż do rozpoczęcia ofensywy styczniowej. W obawie, by nie wpaść w ręce Armii Radzieckiej i Wojska Polskiego, Brygada Świętokrzyska pomaszerowała w ślad za wycofującymi się oddziałami niemieckimi. W kraju pozostawiła wtyczki, które w przyszłości miały zorganizować na wyzwolonych terenach podziemie zbrojne, mordujące działaczy partyjnych, milicjantów i żołnierzy. Te akty terroru miały powstrzymać społeczeństwo od opowiadania się po stronie władzy ludowej. W tym czasie rolę Brygady Świętokrzyskiej przejęły bandy „Warszy-ca", „Klingi", „Jaguara" i „Małego".
Mistrz prowokacji, jakim był niewątpliwie naczelnik radomskiego gestapo, Paul Fuchs, próbował także w inny sposób wprowadzić rozdźwięk w społeczeństwie polskim. Przy pomocy Józefa Kesslera zainspirował utworzenie w Częstochowie nowej „nielegalnej" organizacji pod nazwą „Nowa Polska". Była to organizacja lansująca dobrze znaną z okresu międzywojennego teorię „dwóch wrogów". Za wroga numer jeden „Nowa Polska" uważała Związek Radziecki.
Kessler i jego współpracownicy przystąpili do wy
dawania drukiem „nielegalnego" organu „Nowej Polski", gazetki pod tym samym tytułem. Drukowana była za fundusze uzyskane z Propaganda-Abteilung Ohlenbuscha. Treść tego wydawnictwa miała charakter zdecydowanie proniemiecki. Za tę działalność Józef Kessler stanął w 1954 roku przed sądem. Wymierzono mu karę 15 lat więzienia.
Wzmocnienie hitlerowskich sił policyjnych w Częstochowie, wzmożona działalność organizacji niepodległościowych na terenie miasta i powiatu spowodowały w drugiej połowie 1944 roku nasilenie akcji terrorystycznych ze strony okupanta.
Po wybuchu powstania warszawskiego hitlerowcy liczyli się z możliwością zbrojnych wystąpień w innych miastach. Aby im zapobiec, dowódca policji bezpieczeństwa i SD w Generalnym Gubernatorstwie — SS-Oberfiihrer Walter Bierkamp wydał 6 sierpnia polecenie przedsięwzięcia odpowiednich kroków zabezpieczających. Komendant Sipo i SD w dystrykcie Radom, Illmer, otrzymał następujące polecenie:
Z uwagi na to, że z godziny na godziną należy się liczyć z wybuchem powstania, proszę zatroszczyć się wspólnie z Wehrmachtem o to, aby w większych miastach tamtejszego okręgu służbowego (szczególnie w Radomiu i Częstochowie) wziąć możliwie dużą ilość mężczyzn Polaków (w każdym mieście do 10 000 tysięcy), jako zakładników, którzy z chwilą wybuchu powstania mają być natychmiast rozstrzelani.
Te same kroki podejmuje się już w dystrykcie Kraków.
Zarządzenie Bierkampa nie zostało wykonane. Illmer przeprowadził w tej sprawie długą rozmowę z gubernatorem dystryktu, Kundtem. Obaj doszli do wniosku, że realizacja poleceń dowódcy policji bezpieczeństwa
jest i trudna ze względów technicznych, i niebezpieczna ze względu na komplikacje, jakie może wywołać.
Tego samego dnia Illmer, w przesłanym Bierkam-powi dalekopisie, przedstawił trudności związane z tym poleceniem. Stwierdzał, że aresztowanie tak dużej liczby osób zaważyłoby na tempie prac związanych z budową umocnień. Nadto pozostali w miastach mężczyźni zatrudnieni są z reguły w gałęziach przemysłu służącego potrzebom wojennym III Rzeszy. Nie można więc osłabiać potencjału produkcyjnego fabryk. Dalej Illmer twierdził, że ujęcie jednego dnia tylu osób jest niemożliwe, gdyż nie byłoby gdzie ich zakwaterować — wszystkie duże budynki zajęte są na potrzeby wojska. Nadto twierdził, że przeprowadzenie takiej akcji w Radomiu jest tym bardziej niebezpieczne, iż linia frontu przebiega zaledwie w odległości 25 kilometrów od miasta i w każdej chwili może być przerwana. W takiej sytuacji nie zdążono by zakładników rozstrzelać, a 10 tysięcy skoszarowanych mężczyzn zasiliłoby polskie wojsko.
Istotnie, w owym czasie w Częstochowie wszystkie budynki szkolne były zajęte przez Wehrmacht. Opróżniony z jeńców radzieckich obóz przy ulicy Dąbrowskiego zapełniony był jeńcami włoskimi. Część budynków tego obozu zajmowały pododdziały brygady szturmowej SS-RONA. Ewakuacja dużego obozu jenieckiego na Złotej Górze, gdzie w straszliwych antyhumanitarnych warunkach więziono żołnierzy radzieckich, dopiero się rozpoczynała. Miejscowe więzienie na Zawodziu było przepełnione. Ponadto hitlerowcy większość swych sił policyjnych oraz znaczną liczbę żołnierzy Wehrmachtu musieli przeznaczyć do nadzorowania przymusowych prac przy budowie umocnień oraz do akcji pacyfikacyjnych wymierzonych przeciwko polskim i radzieckim partyzantom.
Niemcom dawały się dotkliwie we znaki zwłaszcza działania Armii Ludowej, która atakowała kolumny samochodowe, posterunki policji, wysadzała w powietrze tory kolejowe i mosty, dezorganizowała łączność. Niemal z każdym dniem przybierała na sile bojo wość jej oddziałów.
3 sierpnia kompania podporucznika Jerzego Stelaka „Kruka" urządziła zasadzkę na przejeżdżającą szosą Mstów — Sw. Anna kolumnę samochodów niemieckich, zadając hitlerowcom znaczne straty w ludziach i sprzęcie. W nocy z 11 na 12 sierpnia grupa minerska Armii Ludowej wysadziła most na Warcie między Gidlami i Kłomnicami. Z 12 na 13 sierpnia zerwano w kilku miejscach tory kolejowe na linii Częstochowa — Radomsko. 17 sierpnia zniszczono most na Warcie między Częstochową i Radomskiem. 27 sierpnia partyzanci pod dowództwem kaprala Tadeusza Wlaź-laka „Dąbka", koło stacji Teklinów, wysadzili w powietrze pociąg wojskowy. Przerwa w ruchu trwała 40 godzin. 12 września grupa dywersyjna podporucznika Kazimierza Kubicy „Groma" wysadziła most kolejowy w Nowym Kamieńsku. 19 września minerzy podporucznika Henryka Stefaniaka „Henryka" wysadzili na linii Częstochowa — Piotrków pociąg wojskowy; 36 żołnierzy Wehrmachtu zginęło, 80 było rannych. 23 września partyzanci podporucznika „Groma" wysadzili tory kolejowe we wsi Bukowno, niszcząc częściowo dwa pociągi na linii kolejowej Częstochowa — Kielce.
Podobne akcje prowadzone były w październiku, listopadzie i grudniu 1944 roku. Wyrządziły one hitlerowcom poważne straty w ludziach i sprzęcie, sparaliżowały ruch transportów kolejowych na zapleczu frontu.
Z każdym dniem rozrastały się oddziały Armii Ludowej. Partia kierowała do nich najlepszą ideową mło-
dzież robotniczą i chłopską. Dowództwo Wojska Polskiego stacjonujące w Lublinie zaopatrywało ją drogą powietrzną w broń, amunicję, materiały wybuchowe i środki łączności. Tą samą drogą zasilali jej kadrę dowódczą oficerowie Wojska Polskiego. Doskonale układające się współdziałanie oddziałów Armii Ludowej z oddziałami partyzantów i zwiadowców radzieckich wzmacniało ruch oporu w rejonie Częstochowy.
Zamachy na Ostbahn, ostrzeliwanie transportów samochodowych z wojskiem i zaopatrzeniem zmusiły hitlerowców do podjęcia, przy pomocy wszystkich dostępnych sił i środków, wielkich akcji pacyfikacyj-nych, które w swym założeniu miały doprowadzić do okrążenia i zniszczenia polskich i radzieckich oddziałów partyzanckich.
Pierwsza taka, zakrojona na szeroką skalę, akcja podjęta została 11 września 1944 roku. Po uprzednim rozpoznaniu lotniczym hitlerowcy rozpoczęli okrążanie terenu koncentracji 3 Brygady AL im. gen. Józefa Bema. której sztab kwaterował we wsi Ewina, w masywie leśnym na południowy wschód od Radomska. W akcji brały udział policja i Wehrmacht przybyłe ze Śląska, Częstochowy, Łodzi i Radomska. Siły niemieckie wynosiły około 6 tysięcy ludzi. 12 września o świcie hitlerowcy ruszyli do natarcia. Brygada znalazła się w okrążeniu. Niemcy zamierzali rozbić siły partyzantów na małe oddzielnie walczące grupy, okrążyć je i zniszczyć.
Walki trwały przez cały dzień. W wielu miejscach dochodziło do wymiany ognia na bezpośrednią odległość. Po zapadnięciu zmroku Niemcy wycofali się. Pod osłoną nocy brygada wyszła z okrążenia i dotarła do lasów w rejonie Kruszyny.
23 września znaczne siły policji, SS i Wehrmachtu otoczyły pod Silnicą 4 batalion brygady stacjonujący
tam razem z radzieckim oddziałem partyzanckim majora „Góry". Ze Strony nieprzyjaciela uczestniczyło w akcji ponad 1200 ludzi. Wychodząc z okrążenia partyzanci ponieśli duże straty. Poległo 104 żołnierzy.
Kolejną dużą akcję pacyfikacyjną przeprowadzili hitlerowcy w dniach 22—24 listopada przeciwko 1 batalionowi 3 Brygady AL dowodzonemu przez kapitana Czesława Kubika „Pawła". Zgrupowanie, wraz z oddziałem radzieckim „Fiodorowa", przebywało w lasach kotfińskich. W akcji wzięło udział 2541 Niemców. Mimo starannego przygotowania akcja nie powiodła się. Po trzydniowych walkach, podzieleni na niewielkie grupy, partyzanci wydostali się z okrążenia.
Hitlerowski terror narastał także w Częstochowie. 23 września ujęto 43 osoby w odwet za zabicie niemieckiego żołnierza. 31 października aresztowano i osadzono w więzieniu 11 osób. Równolegle gestapo, w oparciu o informacje otrzymane od konfidentów, przygotowywało wielką obławę na osoby podejrzane o należenie do partii komunistycznej. Przeprowadzono ją w nocy z 3 na 4 listopada w robotniczych dzielnicach miasta: Ostatni Grosz, Wrzosowiak, Błeszno, Raków. Uczestniczyły w niej: policja bezpieczeństwa, policja ochronna i Wehrmacht. Wspomniane dzielnice otoczono, a w mieszkaniach podejrzanych przeprowadzono rewizję. Podczas obławy ujęto 157 osób, które następnie przesłuchiwano w budynku gestapo przy Alei Najświętszej Marii Panny 41. 37 osobom zarzucano przynależność do PPR lub Armii Ludowej. Większość z nich została osadzona w więzieniu na Zawo-dziu i najbliższym transportem wysłana do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen.
28 listopada policja bezpieczeństwa przy współudziale policji porządkowej i wojska zorganizowała kolejną obławę. Ujęto 48 osób, 25 przekazano wła-
dzom wojskowym w celu zatrudnienia ich przy budowie umocnień. Tym razem obiektem zainteresowania hitlerowców byli ewakuowani do Częstochowy mieszkańcy Warszawy. Prawdopodobnie gestapo poszukiwało wśród nich dowódców Armii Krajowej.
Największa obława, którą kierował osobiście H. 111-mer, odbyła się 15 grudnia. Przed świtem gęstym kordonem policji i wojska została otoczona dzielnica pod-jasnogórska. Po odcięciu jej od reszty miasta ruszyły do akcji kilkuosobowe grupy. Na czele każdej z nich stał funkcjonariusz gestapo. Systematycznie kontrolowano dom po domu, skrupulatnie sprawdzano dokumenty. Przeciwko tym, którzy nie zastosowali się do poleceń policji, użyto broni. Zostały zastrzelone dwie osoby.
Akcja nie przyniosła jednak spodziewanych wyników. Mimo zaangażowania znacznych sił — 46 gestapowców, 25 policjantów Schupo, 20 żandarmów, 12 ludzi z żandarmerii polowej i 700 żołnierzy Wehrmachtu — nie udało się hitlerowcom znaleźć ani broni, ani amunicji, ani materiałów wybuchowych, ani nielegalnej prasy i środków łączności. Nie udało się także zatrzymać osób zajmujących odpowiedzialne stanowiska w PPR i Armii Krajowej. Ujęto wprawdzie 223 osoby, które następnie umieszczono w więzieniu, ale po pewnym czasie część z nich zwolniono. Pozostałe poddano przesłuchaniom licząc, że tą drogą uda się dotrzeć do prawdziwych członków ruchu oporu.
Akcje te podjęto w wyniku informacji dostarczanych policji bezpieczeństwa przez licznych konfidentów. Polska podziemna surowo karała zdrajców. Na ulicach Częstochowy zastrzeleni zostali: Zofia Dowmunt, Maria Gogut, Henryk Komender, Zbigniew Orłowski, Tadeusz Zgórecki.
P o agresji na Związek Radziecki i pierwszych powodzeniach na froncie wschodnim został utworzony
w Częstochowie obóz jeniecki. Mieścił się na terenie byłych koszar 27 pułku piechoty przy ulicy Dąbrowskiego. Koszary i przyległy do nich duży plac apelowy otoczono drutem kolczastym. Później obóz został otoczony podwójnymi zasiekami z drutów. Ogrodzenie wewnętrzne było pod prądem. Wieże strażnicze ustawione na narożnikach wyposażono w karabiny maszynowe i reflektory.
Jeńców było tak wielu, iż nie mogły pomieścić ich dawne budynki koszarowe. Kilka tysięcy głodnych, chorych i barbarzyńsko traktowanych ludzi spędzało dnie i noce pod gołym niebem.
Wkrótce hitlerowcy przystąpili do budowy drugiego obozu, zlokalizowanego między ulicami Mirowską i Srebrną, na stoku Złotej Góry, tuż za wapiennikami. Znajdowało się tam kilka drewnianych baraków, pozostałość po przejściowym obozie polskich jeńców wojennych z 1939 roku. Pod koniec 1941 roku, wykorzystując w tym celu jeńców, Niemcy postawili kilkanaście dalszych baraków i, tak jak koszary 27 pułku piechoty, otoczyli wysokim podwójnym ogrodzeniem z kolczastego drutu.
Oba obozy stanowiły całość jako Stalag 367. Obóz w koszarach miał dodatkową nazwę Nordkaserne, a obóz na Złotej Górze Warthelager. Później utworzono w Kielcach Zweiglager i obóz w Piotrkowie Trybunalskim. Organizacyjnie tworzyły całość z obozami istniejącymi na terenie Częstochowy. Niezależnie od tych obozów utworzono kilka małych podobozów, w których przebywało po kilkudziesięciu żołnierzy Armii Radzieckiej. Jeden z takich podobozów znajdował się w Olsztynie odległym od Częstochowy o 12 kilometrów. Mieścił się w ogrodzonej kolczastym
drutem willi częstochowskiego adwokata Paciorkow-skiego.
W obozach Nordkaserne i Warthelager zginęło na skutek głodu, chorób i nieludzkiego traktowania 16 tysięcy żołnierzy i oficerów radzieckich.
Latem 1943 roku Wehrmacht przystąpił do ewakuacji jeńców radzieckich. Mimo to obóz na Złotej Górze przetrwał do 16 stycznia 1945 roku, kiedy to został oswobodzony przez czołówkę pancerną wojsk I Frontu Ukraińskiego. Znajdowali się w nim tylko nieliczni chorzy pozostawieni własnemu losowi.
Obóz na Złotej Górze przeżył major Wasilij So-rokin:
— Przypędzono mnie do tego obozu wraz z towarzyszami niedoli tuż przed świętami Bożego Narodzenia. I mimo że niektórzy ludzie wierzą, inni nie, to zgodnie z tradycją zasiadają wieczorem przy wspólnym stole i składają sobie życzenia. Przyznaję, że nie znając jeszcze prawdy o straszliwym terrorze, jaki okupant stosuje w waszym kraju i w waszym mieście, spoglądając na leżące w dole miasto, na połyskujące w słońcu okna jego mieszkań zazdrościłem wam, Polakom, że możecie być jeszcze razem ze swymi bliskimi. Mój dom w Leningradzie był bardzo daleko i nie wiedziałem, jaki los spotkał moją rodzinę. Miasto było oblężone i walczyło o każdą piędź ziemi.
W naszym obozie panował straszliwy głód. Ludzie marli z głodu, wycieńczenia i zimna. Bywało i tak, że palcami rozgrzebywano przemarzniętą ziemię w pobliżu drutów, szukając w niej korzonków traw i roślin. Zjadano surowe buraki i liście kapusty...
Po kilkunastu dniach pobytu w obozie usłyszałem od moich kolegów, że o zmierzchu podkrada się pod ogrodzenie obozu kilkunastoletnia polska dziewczynka i przerzuca przez druty kawałki chleba z przywiązaną
do nich cebulą. Siedziałem za drutami już parę tygodni i nigdy nie zdarzyło mi się widzieć tej dziewczynki, ani tym bardziej jeść tego wspaniałego przysmaku, jakim w naszych jenieckich warunkach był polski chleb. Mniemałem więc, że ta opowieść o dziewczynce jest wymysłem rozpowszechnianym po to, by podtrzymać na duchu słabszych kolegów. Pewnego dnia przekonałem się jednak, że to była prawda.
Kiedy wieczorem wyszedłem z baraku, usłyszałem nagle, że coś w pobliżu upadło. Sądziłem, że to któryś z towarzyszy niedoli rzucił we mnie śniegową kulą. Ale to nie była kula. Na śniegu coś ciemniało. Schyliłem się, podniosłem. To był chleb. Szybkim ruchem schowałem go pod bluzę munduru i rozejrzałem się wokoło. Poza drutami biegła jakaś mała pochylona postać. Nie tylko ja ją dostrzegłem. Wartownik na wieży zauważył ją także. Krzyknął coś i wachman, który obchodził obóz z psem, ścieżką między podwójnymi zasiekami, otworzył furtkę i wybiegł na pole. Po pewnym czasie wrócił, prowadząc kilkunastoletnią dziewczynkę. Wystraszona płakała. Wypędzono nas z baraków, ustawiono w czworobok i na naszych oczach żołdacy zaczęli pastwić się nad dzieckiem. Potem wyrzucono ją przed bramę obozu, na szosę, gdzie szlochając z bólu leżała na śniegu.
W sierpniu 1943 roku Sorokin wraz z innymi jeńcami ewakuowany został w głąb Niemiec. Po wojnie wrócił do Leningradu. Ale mimo upływu lat nie potrafił wymazać z pamięci obrazu tamtego wieczoru.
W kilkanaście lat później podjął trud odszukania dzielnej młodej Polki, gdyż — jak mówił — sumienie nie dawało mu spokoju. Chciał w imieniu swoim i swoich kolegów, tych wszystkich, którym pomoc Polaków pomogła przetrwać straszliwe piekło jenieckiej niedoli, podziękować za serce. Za pośrednictwem To
warzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i redakcji „Życia Częstochowy" udało się majorowi odnaleźć dzielną częstochowiankę — Henrykę Kotas.
Przeżył także pobyt w obozie Nordkaserne Iwan Wa-siuta, zamieszkały obecnie w Moskwie. Na początku 1943 roku był przesłuchiwany i torturowany przez gestapo, urzędujące na terenie obozu. Podejrzewano go o przynależność do partii komunistycznej.
Śmierć zbierała w obu obozach obfite żniwo. Codziennie rano wywożono wozami ciała zmarłych, grzebiąc je na stokach Gór Kawich, w północnej części miasta, kilkaset metrów powyżej obozu w koszarach. Chorych jeńców podejrzanych o tyfus, który panował w obu obozach, wyprowadzano poza mur cmentarza żydowskiego przy ulicy Olsztyńskiej i tam mordowano. Podobnie postępowano z oficerami politycznymi Armii Radzieckiej.
Jeńców używano do najróżniejszych robót. Jeńcy przebywający w Olsztynie używani byli do karczowania lasów na przedpolach umocnień wojskowych, wycinania drzew po obu stronach szosy, miało to zapobiec ostrzeliwaniu niemieckich pojazdów przez partyzantów, wykorzystywani byli także do kopania rowów przeciwczołgowych itp. Byli również zatrudnieni w zakładach przemysłu zbrojeniowego „Hasag" w Częstochowie.
Mimo straszliwego terroru panującego w Nordkaserne i Warthelager wielu jeńców podejmowało desperackie próby ucieczek. Tylko nieliczne z nich kończyły się powodzeniem. Jeden z oficerów obozu na Złotej Górze wydrążył w ziemi podkop o długości ponad 30 metrów, którym wydostał się na wolność. Kilku jeńcom udało się zbiec podczas robót wykonywanych poza terenem obozu.
W końcu 1943 roku i w pierwszej połowie 1944 pró-
by ucieczek stawały się coraz częstsze. Zbiegowie znajdowali bowiem oparcie w polskich, a później także i radzieckich oddziałach partyzanckich. W końcowym okresie okupacji do oddziałów tych zgłaszali się również licznie umundurowani i uzbrojeni żołnierze z batalionów wschodnich.
Jesienią 1943 roku opróżniono obóz Nordkaserne. Pozostawiono w nim tylko nieliczną grupę, która w pośpiechu przygotowywała koszarowe budynki do przyjęcia następnych jeńców. Mieli być nimi oficerowie i żołnierze słonecznej Italii, niedawni sojusznicy Niemiec. Rozbrojeni i internowani, poczęli zapełniać liczne obozy na terenie Rzeszy i Generalnego Gubernatorstwa. Nie traktowano ich bynajmniej lepiej niż jeńców radzieckich. Trudne warunki bytowania w obozie spowodowały, że kilkudziesięciu z 2209 Włochów nie doczekało wyzwolenia. Pogrzebano ich na Górach Kawich, nie opodal mogił jeńców radzieckich. Po wojnie wszystkie groby zostały ekshumowane, a szczątki żołnierzy włoskich przewiezione do ojczyzny.
W drugiej połowie 1944 roku, wobec wzmożonych potrzeb hitlerowskiego potencjału zbrojeniowego, Włochów zatrudniono w miejscowych fabrykach amunicji i sprzętu wojskowego.
Wobec znanych już z poprzedniego rozdziału hitlerowskich planów obronnych stopniowo opróżniano z jeńców radzieckich również Warthelager. Pod koniec okupacji znajddwała się tam już tylko bardzo nieliczna grupa jeńców, których zatrudniano przy pracach fortyfikacyjnych.
NA TYŁACH WROGA
P ełne powodzenie gigantycznego przedsięwzięcia, jakim stać się miała kolejna ofensywa wojsk radziec
kich, zdążających do Berlina, zależało w znacznej mierze od dokładnego rozpoznania terenu przyszłych działań. Chodziło nie tylko o jego znamiona topograficzne, sieć dróg i linii kolejowych — te dane dostarczyło lotnictwo, ale zwłaszcza o umocnienia obronne typu stałego i polowego, rozmieszczenie oddziałów wroga, ich uzbrojenie, wyposażenie itp.
Począwszy od drugiej połowy 1944 roku, wiele danych tego typu zostało przekazanych przez Sztab Generalny w Moskwie dowództwu I Frontu Ukraińskiego. Dane pochodziły z meldunków radzieckich zwiadowców, działających na tyłach wroga. Wielu zwiadowców działało w bezpośrednim rejonie Częstochowy, stanowiącej dla Niemców niezwykle ważny węzeł operacyjny.
W lasach radomszczańskich, w sąsiedztwie 3 Brygady AL im. gen. J. Bema, przebywał radziecki oddział zwiadowczy dowodzony przez kapitana Anatola Nie-wojta.
Niewojt przybył do lasów lipskich w powiecie Kraśnik w składzie oddziału partyzanckiego podpułkownika W. Pielicha. Tam utworzone zostało Centrum Operacyjne podległe bezpośrednio Sztabowi Generalnemu Armii Radzieckiej. Utrzymywało ono stały kontakt radiowy z oddziałami, które z lasów lipskich zostały skierowane w głąb terenów zajętych jeszcze przez Niemców.
Oddział Niewojta, liczący początkowo 27 żołnierzy, otrzymał rozkaz przejścia do rejonu Radomsko—Częstochowa. Marsz odbył się bez większych przeszkód i zwiadowcy dotarli do lasów pod wsią Ewina, nawiązując z miejsca przyjacielski kontakt z 3 Brygadą AL, dowodzoną przez majora Bolesława Borutę „Hani-
cza". W drugiej połowie sierpnia radzieckie zgrupowanie zasilone zostało desantem złożonym z pięciu zwiadowców i radiotelegrafisty. W początkach września — trzynastoosobowa grupę lejtnanta Nikołaja Sziroko-wa. W sumie więc dobrze uzbrojony i wyposażony w środki łączności oddział rozpoznawczo-dywersyjny składał się z czterdziestu sześciu żołnierzy.
Podpułkownik „Hanicz" tak charakteryzuje sylwetkę kapitana Niewojta:
— Był to niezwykle odważny żołnierz i wierny przyjaciel. Wspólnie przeprowadziliśmy wiele akcji bojowych, pomagając sobie wzajemnie w trudnych chwilach. W drugiej połowie sierpnia 1944 roku, było to dokładnie w nocy z 22 na 23, razem z oddziałem kapitana Niewojta przyjęliśmy skoczków przybyłych z ZSRR — niemieckich antyfaszystów, wysłanników Narodowego Komitetu Wolne Niemcy. Zrzut nastąpił na polanie, wśród lasów pod Ewiną. Nasi chłopcy razem z podkomendnymi Niewojta ubezpieczali miejsce lądowania spadochroniarzy.
Zostali wówczas zrzuceni: Josef Gieffer, Artur Hoffmann, Josef Kiefel, Ferdinand Greiner i Rudolf Gyp-tner. Wyposażeni byli w dwie radiostacje i literaturę propagandową w języku niemieckim. Grupa ta miała się udać po krótkim przeszkoleniu partyzanckim na teren Rzeszy, by tam pełnić określone zadania dywer-syjno-wywiadowcze.
Josef Kiefel, obecnie wyższy oficer organów bezpieczeństwa publicznego w Niemieckiej Republice Demokratycznej, po wojnie odwiedzał wielokrotnie nasz kraj, spotykając się z byłymi żołnierzami Armii Ludowej.
— Wyskoczyłem z samolotu z dziwnym uczuciem — wspomina. — Parę godzin temu byłem jeszcze w Moskwie i w siedzibie Narodowego Komitetu Wolne Niemcy, przy ulicy Gorkiego, rozmawiałem o naszych
zadaniach z Wilhelmem Pieckiem. Teraz pode mną, zaznaczona ogniskami płonącymi wśród lasu, rozpościerała się polska ziemia. Wiedziałem, że za chwilę znajdę się wśród polskich partyzantów, polskich komunistów, walczących na śmierć i życie ze znienawidzonym wrogiem. Wiedzieliśmy, tam w Moskwie, że Wehrmacht, policja i administracja hitlerowska dopuściły się wielu zbrodni na ludności polskiej. Znałem też dobrze nazwę Oświęcim, która wstrząsnęła sumieniem całego świata. Ja też byłem Niemcem, ale innym Niemcem — niemieckim komunistą. Z takimi Niemcami, jak mnie informowano przed odlotem, polscy partyzanci jeszcze się nie zetknęli. Nieustannie nurtowało mnie pytanie — jak przyjmą mnie tam na dole, gdzie w blasku płonących ognisk widziałem już biegnące przez polanę sylwetki.
Przyjęcie niemieckich skoczków było jednak serdeczne. Pierwsi podeszli do lądujących — Bolesław Sztymala i Józef Dłubała. W chwilę później antyfa-szyści spotkali się z „Julianem" Aleksandrem Burskim, sekretarzem Komitetu Okręgowego PPR, i majorem „Haniczem". Przybył także kapitan Niewojt ze swymi ludźmi.
27 sierpnia niemieccy komuniści przeszli pierwszy na polskiej ziemi chrzest bojowy. W kilka dni później, zgodnie z otrzymaną w Moskwie instrukcją, ruszyli w rejon Lublińca, aby tam pełnić swe zadania dywersyjno-wywiadowcze. Towarzyszyła im grupa kapitana Niewojta, która przeszła w nowy rejon działania do lasów herbskich położonych w odległości około 18 kilometrów od Częstochowy.
Niemcy zostali przejęci przez działającą na terenie Lublińca komórkę Armii Krajowej pod dowództwem „Tadeusza", Józefa Karpę. Wówczas okazało się, że dokumenty, jakie otrzymali przed zrzutem do Polski,
różnią się od obowiązujących aktualnie dowodów tożsamości w Niemczech hitlerowskich. Dostarczenia innych dokumentów, które umożliwiłyby im swobodne poruszanie się po mieście i okolicy, podjęła się Armia Krajowa. W oczekiwaniu na papiery cała piątka ukrywała się w mieszkaniu Franciszka Prendziocha. Po kilku tygodniach, wobec zagrożenia kwatery ze strony nieustannie węszącego gestapo, skoczków przeprowadzono do zabudowań Jana Sojki w Białej Kolonii i Franciszka Skorupy w Czarnym Lesie. Po pewnym czasie znaleźli schronienie w domku byłego uczestnika III Powstania Śląskiego — Józefa Studenta. Szybko okazało się, że obecność obcych mężczyzn w domku powstańca została zauważona przez sąsiadów. „Tadeusz", dowiedziawszy się o tym, postanowił ukryć swych podopiecznych w bardziej ustronnym miejscu. Wybór padł na stojące na uboczu, poza Pawonkowem, w odległości około 700 metrów od dawnej granicy pol-sko-niemieckiej sprzed 1939 roku, zabudowania Rocha Kurpierza, członka Armii Krajowej.
Z zachowaniem największych środków ostrożności przeprowadził tam łącznik — Edward Kurpierz — Gieffera i Gyptnera. Mieli oni ze sobą radiostację i broń. Pozostała trójka wróciła do lasów herbskich.
Gieffer i Gyptner zamieszkali początkowo w domu Rocha Kurpierza. Ponieważ jednak w pobliżu znajdowała się duża murowana stodoła należąca do gospodarza Jagusia, z której właściciel na razie nie korzystał, postanowili tam urządzić sobie kryjówkę. Nawiązali kilka kontaktów, uzyskując szereg ważnych informacji dotyczących lokalizacji i danych o produkcji fabryki amunicji znajdującej się w Krupskim Młynie pod Lublińcem. Na podstawie ich meldunku fabryka była dwukrotnie bombardowana.
28 listopada gospodarstwo Kurpierzów zostało oto-
czone przez Niemców. W domu był tylko Roch Kur-pierz. Edward i Antoni nie wrócili jeszcze z pracy. Hitlerowcy kazali Kurpierzowi otworzyć zaryglowane drzwi stodoły. Kurpierz nie chciał wyjść z obrębu swoich zabudowań tłumacząc, że stodoła nie należy do niego. Wówczas został zastrzelony, Niemcy zaś ostrzelali stodołę, która stanęła w płomieniach. Obaj antyfa-szyści zginęli.
Śmierć Gieffera i Gyptnera nie była wynikiem zdrady. Hitlerowska służba radionamiarowa już od dłuższego czasu przechwytywała sygnały obcej krótkofalówki. Wozy pelengacyjne nieustannie kręciły się po terenie, dążąc do zlokalizowania radiostacji, z której istnieniem łączono prawdopodobnie bombardowanie fabryki amunicji w Krupskim Młynie.
Hoffman, Kiefel i Greiner wrócili do lasu i przyłączyli się do oddziału Niewojta, który współdziałając z partyzantami „Tadeusza" przeprowadził w tym czasie kilka udanych akcji. Pojawienie się na terenach Rzeszy radzieckich partyzantów zaniepokoiło Niemców. W drugiej połowie października została przeprowadzona obława. Grupa „Anatola", jak popularnie nazywano Niewojta, została okrążona pod wsią Czarny Las. W walce poległo kilku partyzantów, a wśród nich dowódca oddziału. Zgrupowanie zostało rozbite. Tylko nielicznym udało się wyjść z okrążenia. Znaleźli się wśród nich trzej niemieccy antyfaszyści, którzy powrócili na teren powiatu częstochowskiego, znajdując schronienie w oddziale „Fiodorowa", starszego sierżanta P. Sopatowa.
Oddział „Fiodorowa" kwaterował w wioskach Brody i Kijów nad Wartą. Pozostawał on w ścisłym kontakcie z 1 batalionem 3 Brygady AL, dowodzonym przez kapitana Czesława Kubika „Pawła". W listopadzie zgrupowanie radzieckie zostało częściowo rozbite, pozostali
partyzanci, w związku z tym, że między Wartą i Pilicą stacjonowały liczne jednostki Wehrmachtu i policji, przeszli do powiatu włoszczowskiego. Tam, 2 grudnia, Kiefel, Greiner i Hoffmann ujęci zostali przez jeden z oddziałów Narodowych Sił Zbrojnych. Zabrano im dokumenty, a ich samych skazano na karę śmierci. Zmyliwszy czujność straży, zdołali zbiec. Przetrwali w lasach włoszczowskich do wyzwolenia.
W pamięci żołnierzy i oficerów 3 Brygady AL im. gen. J. Bema utrwaliła się jeszcze jedna sylwetka radzieckiego zwiadowcy — Michaiła Zaworotnego. Do brygady stacjonującej pod Ewiną przybył 7 września 1944 roku jako radiotelegrafista w stopniu podporucznika Wojska Polskiego. Jego nowe zadanie polegało na gromadzeniu informacji wywiadowczych i przekazywaniu ich drogą radiową poza linię frontu. Działał przy 2 batalionie AL aż do wkroczenia wojsk radzieckich.
W lasach kieleckich i włoszczowskich, często zahaczając o powiat częstochowski i tereny dzisiejszego powiatu kłobuckiego, działały nadto, coraz liczniejsze u schyłku okupacji hitlerowskiej, radzieckie oddziały partyzanckie i grupy zwiadowczo-dywersyjne. Zasilali je radzieccy żołnierze i oficerowie zbiegli z obozów jenieckich, a także dezerterzy z batalionów wschodnich. Ci ostatni niejednokrotnie przychodzili do lasu w zwartym szyku i z pełnym podstawowym uzbrojeniem. Z takich właśnie ludzi odtworzył swój oddział kapitan Aleksander Filuk, przechodząc wraz z nim w rejon Częstochowy i nawiązując współdziałanie z przebywającym już tam oddziałem „Fiodorowa".
Radzieckie oddziały dywersyjne współdziałające z Armią Ludową, a w niektórych wypadkach także i z Armią Krajową, wielokrotnie niszczyły niemieckie linie komunikacyjne na zapleczu frontu, wysa-
dzając w powietrze tory kolejowe i wiadukty, a nawet całe transporty wojskowe. Działalność tego rodzaju zaznaczyła się szczególnie na linii Częstochowa—Kielce i Częstochowa—Piotrków Trybunalski.
Nadto istnienie licznych i dobrze uzbrojonych oddziałów partyzanckich na tyłach frontu zmuszało Niemców do stałej gotowości bojowej na tym terenie, wzmocnionej ochrony umocnień, mostów, magazynów — co w efekcie wiązało znaczne siły nieprzyjaciela i tym samym uniemożliwiało użycie ich w pierwszej linii frontu.
WYŚCIG DWÓCH ARMII
P oczątek 1945 roku nie zapowiadał jeszcze przełomu, jaki miał nastąpić już za kilkanaście dni. Wynędz
niała i nieustannie terroryzowana przez okupanta ludność z niepokojem przypatrywała się prowadzonym mimo zimy robotom fortyfikacyjnym w obrębie miasta. Ponieważ wezwania o dobrowolne zgłaszanie się do pracy przy umocnieniach mijały bez echa, urzędnicy urzędu pracy, wespół z policją, często wspomagani wojskiem, przeprowadzali na ulicach i dworcach kolejowych liczne łapanki. Szczególnym obiektem ich zainteresowania stali się uchodźcy z Warszawy. Pozbawieni dachu nad głową znaleźli w Częstochowie serce, życzliwość i pomoc. Nie czekali z założonymi rękami na dalszy rozwój wydarzeń. Z miejsca włączyli się czynnie w nurt walki z okupantem.
Gestapo i władze dystryktu Radom w pełni zdawały sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa, jakie rodziła aktywność warszawiaków. Oto jeden z powodów, dla którego Stadthauptmann Schmidt zażądał od polskiego Zarządu Miejskiego zwerbowania do prac fortyfikacyjnych na 12 stycznia trzech tysięcy warszawiaków.
Warszawiacy byli przez Niemców różnorodnie szykanowani. Odmawiano im prawa meldowania się na terenie miasta, co automatycznie przekreślało możliwość legalnego podjęcia pracy zarobkowej. Z kolei brak obowiązującej od drugiej połowy 1944 roku karty pracy, którą trzeba było codziennie stemplować w miejscu zatrudnienia, narażał na wywiezienie na roboty przymusowe. Wielu więc częstochowian, goszcząc pod swym dachem wysiedleńców, narażało się na represje ze strony okupanta.
Częstochowa była w tym czasie przeludniona. Choć w drugiej połowie 1944 roku musiały opuścić Generalne Gubernatorstwo rodziny wszystkich zatrudnio-
46
nych tutaj urzędników niemieckich, wracając z powrotem do Rzeszy, to ich miejsce rychło zajęli uciekinierzy z Lubelskiego i okolic Lwowa. Stopniowo także coraz więcej placówek hitlerowskich z Radomia przenosiło się do Częstochowy.
W grudniu 1944 roku i w pierwszych dniach stycznia roku następnego umieszczono w obozach pracy przy zakładach „Hasag" znaczną ilość Żydów ewakuowanych z Kielc, Radomia i Skarżyska-Kamiennej ze względu na bliskość frontu.
Hitlerowskie władze wojskowe poczęły tworzyć na terenie miasta liczne szpitale, przeznaczając na ten cel wszystkie większe budynki. Między innymi szpital taki utworzono w domu Aleja 14. Inne mieściły się w salach szkolnych, a nawet pomieszczeniach zarekwirowanych miejscowym zakonom. Na murach coraz częściej pojawiały się obwieszczenia adresowane do polskiej ludności miasta i podpisane przez komendanta wojennego Częstochowy pułkownika Kleina. Coraz częściej też „Kurier Częstochowski" zamieszczał na swych łamach krótkie artykuły instruktażowe o sposobie zwalczania bomb zapalających, skutecznym zaciemnianiu okien itp.
Na pozór życie w mieście toczyło się swym codziennym okupacyjnym trybem. Pojawiały się jednak symptomy zwiastujące ruszenie frontu znad Wisły. 11 stycznia rozplakatowano zarządzenie o ograniczeniu podróżowania na terenach przyfrontowych. Za obszary te uznano ziemie leżące w pasie między Wartą i Pilicą. Aby odbyć podróż, trzeba było posiadać specjalną przepustkę. Takie dokumenty wydawała komendantura miasta. Do społeczeństwa przenikały również niepokojące wieści. Oto polscy kolejarze, członkowie ruchu oporu, stwierdzili, że hitlerowcy odstawili na bocznicę w pobliżu wartowni Bahnschutzu w Rakowie
47
wagon towarowy, w którym znajduje się kilkaset sztuk kajdan. Wnioskowano, że gdy ruszy front i Armia Radziecka będzie zbliżać się do Częstochowy, wówczas Niemcy wymordują przebywających w mieście mężczyzn, by nie zasilili szeregów Wojska Polskiego.
W tym miejscu warto przypomnieć, że nadal obowiązywał rozkaz wydany w lipcu 1944 roku przez dowódcę policji i bezpieczeństwa Generalnego Gubernatorstwa, polecający jednostkom policji w chwili wycofywania się rozstrzelanie więźniów i Żydów. Jakby dla potwierdzenia tych zamiarów siły policyjne w samym mieście i w jego rejonie zostały zasilone pododdziałami 25 pułku Szupo, który w roku 1944 stacjonował w Lublinie. Nadto w styczniu 1945 roku znajdowała się w Częstochowie liczna grupa funkcjonariuszy warszawskiego gestapo zajmująca się tropieniem mieszkających dawniej w stolicy członków ruchu oporu.
Liczny był także garnizon wojskowy stacjonujący w mieście. Tworzyły go: 63 zapasowy pułk piechoty, pododdziały 602 dywizji ochronnej, pododdziały 68 i 304 dywizji piechoty oraz jednostki 17 dywizji artylerii przeciwlotniczej. Sztab 68 dywizji piechoty, która wraz z 304 dywizją piechoty wycofała się pod naporem wojsk radzieckich z pozycji obronnych wokół przyczółka sandomierskiego, stał w Koziegłowach.
Wszystkie jednostki, łącznie z 63 zapasowym pułkiem piechoty przerzuconym pod Szczekociny, wchodziły w skład 4 armii pancernej, dowodzonej przez generała Fritza Graesera. Ukryta za przygotowanymi zawczasu umocnieniami, zasilona nowym sprzętem — Tygrysami i Panterami oraz ludźmi, zagrodzić miała drogę nacierającym z przyczółka nad Wisłą wojskom radzieckim.
Sztab 4 armii pancernej stacjonował w Kielcach,
„Smocze z ę b y " miały czołgom radzieckim zagrodzić drogę do miasta
Żelbetowe schrony, w których broniła się we wrześniu 1939 r. 7 dywizja piechoty, zostały włączone w linię niemieckich umocnień
W tym budynku, przy ul. Kilińskiego 10, mieściła się zamiejscowa placówka Sipo i SD
Jeńcy radzieccy za drutami Stalagu 361-Warthelager na Złotej Górze
Willa przy ul. Jasnogórskiej 25, siedziba firmy Tiefbau-buero Dawne koszary 27 pułku piechoty zostały zamienione przez Niemców w obóz dla jeńców radzieckich
Autor w rozmowie z marszałkiem Iwanem Koniewem
Michat Zaworotny — radiotelegrafista 3 Brygady AL im. gen. J. Bema
Jerzy Stelak „ K r u k " — dowódca 2 batalionu 3 Brygady AL im. gen. J. Bema
Płk Josef Kiefel — jeden z pięciu
niemieckich antyfaszystów zrzuconych
w sierpniu 1944 r. pod Ewiuą
Józef Karpę „Tadeusz" — dowódca grupy AK,
która opiekowała się wysłannikami
Narodowego Komitetu Wolne Niemcy
Grupa Bohaterów ZSRR podczas spotkania w Moskwie. Siedzi w środku trzykrotny Bohater ZSRR płk A. Pokryszkin, na prawo od niego pik A. Gołowaczew, dowódca 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej. Stoją od lewej: płk Z. Slusarenko, dowódca 56 gwardyjskiej brygady pancernej, mjr S. Chochriakow i kpt. N. Goriuszkin
Zwiadowcy 54 gwardyjskiej brygady pancernej
Mjr Wasilij Sorokin — jeniec obozu na Złotej Górze
Żołnierze z 42 pułku piechoty wyłapują ukrywających się Niemców
Czołgi z czerwoną gwiazdą na ulicach Częstochowy
Jeńcy radzieccy opuszczają baraki obozu
Ślady niedawnych walk
Mieszkańcy Częstochowy witają radzieckich żołnierzy
Tutaj, na placu Biegańskiego, był ranny Nikołaj Baczyński , żołnierz 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej
Michaił Wołków — Bohater ZSRR,
kierowca czołgu w l batalionie 100 gwardyjskiej brygady
pancernej
Michaił Włodymir żołnierz 23 gwardyjskiej
brygady piechoty zmotoryzowanej.
Walczył w rejonie dworca kolejowego
Częstochowa Stradom
później wobec zagrożenia miasta przeniósł się na krótko do Piotrkowa Trybunalskiego. Jako związek operacyjny 4 armia pancerna wchodziła w skład Grupy Armii „A", której dowództwo objął w styczniu generał pułkownik Ferdinand Schórner, fanatyczny zwolennik Hitlera. Przed objęciem tego stanowiska dowodził wojskami niemieckimi walczącymi w Kurlandii. Sztab Grupy Armii „A" stacjonował początkowo w Krakowie, następnie zaś w Opolu. Gdy 12 stycznia ruszyła radziecka ofensywa, generał Schórner, dla sprawniejszego kierowania ruchami swych wojsk, zamierzał ulokować się ze sztabem w Częstochowie. Przezornie jednak sam, z kilkoma tylko oficerami, przybył do Lublińca odległego od Częstochowy o 35 kilometrów. Ta przezorność, jak się następnie okazało, była w pełni uzasadniona. W tym samym dniu, w którym dowódca Grupy Armii „A" miał się zjawić w Częstochowie, do miasta wdarły się czołgi 2 batalionu 54 gwardyjskiej brygady pancernej z 7 gwardyjskiego korpusu pancernego 3 armii pancernej gwardii generała pułkownika Pawła Rybałki. Batalionem czołgów dowodził Bohater Związku Radzieckiego major Siemion Chochriakow.
Zachowajmy jednak przyjętą chronologię wydarzeń. Przez kilka miesięcy wojska I Frontu Ukraińskiego
umacniały swoje pozycje na przyczółku sandomierskim. Główny ciężar obrony tego skrawka ziemi o szerokości 75 kilometrów i głębokości 50 kilometrów spoczywał na 5 armii gwardii generała pułkownika Aleksieja Ża-dowa. W ofensywie styczniowej oddziały tej armii miały odegrać niezwykle ważną rolę.
Po przełamaniu hitlerowskiej rubieży obronnej, rozbudowanej wokół przyczółka sandomierskiego, wojska Żadowa miały wykonać główne uderzenie w kierunku: Stopnica, Pińczów, Częstochowa. Tej to armii miało
przypaść w udziale zdobycie i wyzwolenie Częstochowy, stanowiącej dla wojsk radzieckich niezwykle ważny węzeł o znaczeniu operacyjnym.
Potężna była także siła uderzeniowa wojsk marszałka Iwana Koniewa. W swej książce Czterdziesty piąty marszałek pisząc o sprzęcie technicznym i uzbrojeniu wspomina, że Front posiadał — 3661 czołgów i dział pancernych, ponad 17 tysięcy dział i moździerzy oraz 2580 samolotów. Była to siła, która zapewniała sprawne wykonanie zamierzonej operacji. I Front Ukraiński dysponował 1 083 848 ludźmi, ponad 700 tysięcy żołnierzy i oficerów znajdowało się w związkach operacyjnych i samodzielnych oddziałach frontowych.
Tym siłom dowództwo hitlerowskie przeciwstawiło Grupę Armii „A". Składały się na nią 24 dywizje piechoty, 4 dywizje pancerne, 2 dywizje zmechanizowane oraz 50 różnych samodzielnych batalionów. W sumie — ponad 400 tysięcy ludzi, 4103 działa i moździerze, 1270 czołgów i dział pancernych, 1330 samolotów. Jak już wiadomo, wojska niemieckie zajmowały głęboko rozbudowane pozycje obronne, najeżone tysiącami bunkrów i schronów bojowych, rowami prze-ciwczołgowymi, zaporami, polami minowymi. Dysponowały także rozbudowaną siecią dróg zaopatrzenia i lotnisk.
12 stycznia 1945 roku o godzinie 5.00 zagrzmiały radzieckie działa na przyczółku sandomierskim. Po przygotowaniu artyleryjskim ruszyły do natarcia piechota i czołgi. Wojska radzieckie: 3 armia gwardii generała pułkownika W. Gordowa, 13 armia generała pułkownika M. Puchowa, 52 armia generała pułkownika K. Korotiejewa i 5 armia gwardii generała pułkownika A. Żadowa, posunęły się w ciągu pierwszego dnia walk na głębokość 15 do 20 kilometrów i po przerwaniu zasadniczego pasa obrony nieprzyjaciela
poszerzyły wyłom w kierunku lewego i prawego skrzydła od 40 do 60 kilometrów. To powodzenie, jakie uzyskały armie ogólnowojskowe, pozwoliło dowództwu Frontu wprowadzić do powstałego wyłomu dwie armie pancerne — Rybałki i Leluszenki.
3 armia pancerna gwardii stanowiła związek operacyjny zahartowany w bojach, opromieniony sławą licznych zwycięstw i za męstwo swych żołnierzy wyróżniony tytułem „gwardii". 3 armia została utworzona w czasie wojny. Formowała się w rejonie Orła, niedaleko Pławska, w 1942 roku. Zdobywała w ciężkich bojach Biełograd i Charków, forsowała Dniepr, a 6 listopada 1943 roku wyzwoliła Kijów.
W dniu rozpoczynającej się wielkiej operacji 3 armia pancerna gwardii (dane zaczerpnięte z referatu dowódcy armii za okres od 12 do 31 stycznia) Uczyła 55 600 ludzi i 683 czołgi, w tym 640 czołgów średnich popularnych T-34, w większości uzbrojonych w nowe działa 85 mm konstrukcji Morozowa; pozostałe czołgi miały działa 76 mm. Nadto posiadała 21 czołgów ciężkich konstrukcji inżyniera Z. Kotina Józef Stalin o wadze 46 ton i uzbrojonych w armaty kalibru 100 i 122 mm, 22 czołgi T-34 przystosowane do trałowania pól minowych i 238 dział pancernych. W sumie armia Rybałki posiadała w stosunku do przewidzianego dla niej etatu wyposażenia 103 procent czołgów.
W skład 3 armii pancernej gwardii wchodziły trzy korpusy:
6 gwardyjski korpus pancerny dowodzony przez generała majora W. Nowikowa: 51, 52 i 53 brygady pancerne, 3 motocyklowy batalion rozpoznawczy oraz 22 brygada piechoty zmotoryzowanej;
7 gwardyjski korpus pancerny dowodzony przez generała majora S. Iwanowa: 54, 55 i 56 brygady pancerne, 23 brygada piechoty zmotoryzowanej, 50 samo-
dzielny pułk motocyklowy i 16 samochodowa brygada artyleryjska;
9 korpus zmechanizowany generała lejtnanta I. Su-chówa: 69, 70 i 71 brygada zmechanizowana.
Ta potężna siła niepowstrzymanie parła naprzód, łamiąc opór wroga, rozbijając jego dywizje. Na nic zdał się desperacki manewr hitlerowskiej dywizji pancernej, która działając z rejonu Kielc w kierunku na południe, usiłowała przeciąć drogę armii Rybałki. Trzeciego dnia ofensywy, atakując nieustannie, wojska I Frontu Ukraińskiego szykowały się do decydującego uderzenia, które 15 stycznia przyniosło wolność mieszkańcom Kielc. Armia Rybałki parła dalej ku Nidzie w pościgu za nieprzyjacielem, który w pośpiechu wycofywał, na rubież obronną przygotowaną wzdłuż Pilicy i Warty, ocalałe z pogromu jednostki.
W tym samym czasie 5 armia gwardii po ciężkich walkach o Busko Zdrój i Pińczów przeszła do pośti r
za nieprzyjacielem i 15 stycznia wieczorem jej czołowe oddziały osiągnęły linię Pilicy, uniemożliwiając Niemcom zajęcie tam pozycji obronnych. W dalszym ciągu 5 armia gwardii miała kontynuować natarcie po linii Wodzisław — Szczekociny — Lelów z zadaniem uchwycenia Częstochowy. Zdobycie miasta powierzone zostało dwom dywizjom piechoty: 9 gwardyjskiej, dowodzonej przez pułkownika P. Szumiejewa, i 14 gwardyjskiej pod dowództwem generała majora W. Skryganowa. Obie dywizje napotkały jednak nieoczekiwanie silny opór nieprzyjaciela. 9 dywizja musiała stoczyć ciężki bój o Szczekociny, atakując to miasto wraz z oddziałami 31 samodzielnego korpusu pancernego. W Szczekocinach i na podejściach do miasta broniły się jednostki z 68 i 304 dywizji piechoty 48 korpusu pancernego oraz batalion dywizji do zadań specjalnych. Na 14 dywizję wyszło silne przeciwude-
rzenie niemieckie. W konsekwencji ich marsz został znacznie opóźniony.
W korzystniejszej sytuacji znalazły się czołowe oddziały 3 armii pancernej gwardii. 15 stycznia wieczorem 9 korpus zmechanizowany przekroczył Nidę, a korpusy 6 i 7 osiągnęły wschodni brzeg rzeki. 7 gwardyj-ski korpus pancerny podjął natychmiast przygotowania do przeprawy przez Pilicę, która miała nastąpić następnego dnia o świcie. Po przełamaniu i opanowaniu rubieży obronnej nieprzyjaciela armia miała częścią swych sił uderzyć na Radomsko — Piotrków Trybunalski, natomiast główne siły skierować na Wieluń, obchodząc Częstochowę od północy. Zdając sobie jednak sprawę z wyjątkowo dogodnej sytuacji i znaczenia operacyjnego, jakie dla wojsk I Frontu Ukraińskiego miałoby uchwycenie Częstochowy, dowódca armii polecił dowódcy 7 gwardyjskiego korpusu pancernego sformowanie silnego oddziału wydzielonego i skierowanie go na Częstochowę z zadaniem zdobycia miasta.
Oddział wydzielony utworzony został na bazie 54 gwardyjskiej brygady pancernej dowodzonej przez pułkownika Iwana Czugunkowa. Jego siły zostały wzmocnione 2 batalionem z 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej, nad którym komendę objął kapitan Nikołaj Goriuszkin, i dywizjonem 1419 pułku artylerii pancernej. Uderzenie czołowe na miasto miał wykonać 2 batalion czołgów pod dowództwem Bohatera Związku Radzieckiego majora Siemiona Chóchria-kowa. Pozostałe dwa bataliony obchodziły Częstochowę od południa i północy. Taki manewr miał na celu uniemożliwienie Niemcom dokonania planowanego zniszczenia znajdujących się w mieście obiektów przemysłowych, urządzeń kolejowych, a także, jak przypuszczano, klasztoru jasnogórskiego.
54 gwardyjska brygada pancerna nosząca miano
„Wasilkowskiej" kwaterowała w nocy z 15 na 16 stycznia w Reyowskich Nagłowicach. Stąd, przed nastaniem świtu, ruszyła ku przeprawom na Pilicy, osiągając rzekę w rejonie na północ od Koniecpola, pod wsią Okołowice. Rzeka o tej porze roku była stosunkowo płytka, a bród przez saperów dokładnie wytyczony. Kiedy radzieckie czołgi szykowały się do sforsowania rzeki z marszu, miejsce przeprawy znalazło się nieoczekiwanie pod silnym ogniem artylerii niemieckiej.
— Pociski orały ziemię, wzbijały w górę fontanny wody — wspomina dowódca 56 gwardyjskiej brygady pancernej, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego generał Zachar Slusarenko. — Czołgi Czugunkowa znalazły się pod silnym ostrzałem. By umożliwić im przeprawę, otworzyliśmy z naszych dział gwałtowny ogień i pod jego osłoną batalion Chochriakowa pierwszy przeprawił się na drugi brzeg.
O godzinie 7.00 2 batalion Chochriakowa poprzez Św. Annę i Mstów ruszył ku Częstochowie, aby wykonać swoje zadanie bojowe.
Tymczasem w mieście nic nie zapowiadało zbliżających się jednostek radzieckich. Funkcjonowały okupacyjne urzędy i instytucje, po ulicach krążyły patrole Schutzpolizei.
„Kurier Częstochowski" dopiero tego dnia przyniósł pierwszą, obszerniejszą relację o walkach na przyczółku sandomierskim. Korespondent agencji „Telepres" donosił z Krakowa:
Ciężkie walki rozgorzały na całym froncie wschodnim od Prus Wschodnich aż do Budapesztu. Atakujące z rejonu przyczółka pod Baranowem formacje czołgów sowieckich otrzymały widocznie rozkaz, aby bez względu na straty oraz zagrożenie swych flank,, wedrzeć się w głąb niemieckiego rejonu operacyjnego.
Sukcesy wojsk bolszewickich są niewielkie i nie mają wpływu na całokształt operacji i dla przyszłego rozwoju akcji bojowej.
Zamieszczony na tej samej stronie komunikat Głównej Kwatery fuhrera o sytuacji na froncie stwierdzał:
W rejonie włamania między Wisłą a południowymi stokami Łysej Góry trwają nadal ciężkie walki z siłami piechoty i czołgów bolszewickich, które posunęły się naprzód ku zachodowi pod Nidę.
Więzienie na Zawodziu przepełnione było aresztowanymi. Przed godziną 8.00, tak jak codziennie, wyprowadzono z cel grupę więźniów i przewieziono do gestapo na przesłuchanie. Osadzeni w piwnicach przesiedzieli tam dwie godziny. Potem kazano im jak najszybciej iść do domów. Ludzie nie wierzyli, bali się przekroczyć próg celi, przejść przez korytarz... Myśleli, że gdy to zrobią, padną strzały. Ale wyraźnie podnieceni hitlerowcy nakazywali pośpiech.
Około godziny 11.00 zaczął się także ożywiony ruch w budynku przy ulicy Kilińskiego 10, gdzie od października 1939 roku aż do sierpnia 1944 roku mieściła się placówka gestapo. Wynoszono na podwórze i palono skrzynie różnych akt i dokumentów. Jednocześnie wyprowadzano z garaży samochody, sposobiąc je do drogi. W południe budynek opustoszał. W pośpiechu zabrano także ważniejsze akta z budynku komendy Sipo i SD.
W tym samym czasie w zakładach „Hasag" członkowie Werkschutzu i funkcjonariusze policji przygotowywali transport Żydów, których miano jeszcze tego samego dnia popędzić na zachód.
Nagle, z wyciem silników, przeleciały nad miastem radzieckie samoloty. Były to szturmowce 3 korpusu lotnictwa generała majora Michaiła Gorłaczenki i my-
śliwce 5 korpusu pułkownika Michaiła Maczina. Samoloty nadleciały tak szybko i niespodziewanie, że hitlerowcy nie zdążyli ich nawet ostrzelać. Leciały nisko. Na kadłubach maszyn wyraźnie było widać pięcio-
P O Ł 0 2 E N I E WOJSK RADZIECKICH I NIEMIECKICH PRZED ROZPOCZĘCIEM OFENSYWY
ramienne, czerwone gwiazdy. Towarzyszył im huk bomb. Co prawda spadło ich tylko kilka, i to o niewielkiej sile niszczenia. Stanowiły jednak zapowiedź tego, co za chwilę miało nastąpić.
Tymczasem czołgi majora Chochriakowa obeszły od
północy Koniecpol i skierowały się ku wsi Sw. Anna. Dojeżdżając do wsi zostały ostrzelane. Przezorny dowódca batalionu zatrzymał swój oddział, wysyłając do przodu tylko dwa czołgi. Idące jako zwiad T-34 zmusiły do odwrotu niemiecki oddział osłonowy (trzy samochody), który umknął w stronę Mstowa. We wsi witano radzieckich żołnierzy chlebem i solą.
Była godzina 10.00, gdy czołgi przetoczyły się przez Sw. Annę i skierowały na Mstów. Mijając rozwidlenie dróg prowadzące do Przyrowa, przejechały na tyłach silnego ugrupowania hitlerowskiego, które jeszcze tego samego dnia zatrzymało zdążające ku Częstochowie czołowe oddziały armii Żadowa.
Mstów, niewielkie miasteczko, a wówczas jeszcze osada, przycupnął w kotlinie wśród wzgórz nad zakolem Warty. Owe wzniesienia pokryte gęstwą zagajników kryły rowy strzeleckie, gniazda broni maszynowej, zaryte w ziemi betonowe bunkry i stanowiska armat przeciwpancernych. Dostępu do Mstowa bronił nadto rów przeciwczołgowy ciągnący się przed linią umocnień, między Mstowem i wsią Zawada.
Na razie czołgi Chochriakowa jechały bez przeszkód. Okryte białym, maskującym tiulem, były z daleka niewidoczne na śniegu. Nie niepokoiło ich także lotnictwo nieprzyjaciela, chociaż samoloty kilkakrotnie przelatywały nad batalionem. Być może hitlerowscy lotnicy startujący z lotniska w Budnikach nie przypuszczali, że mają pod sobą radziecką czołówkę pancerną, która tak daleko oderwała się od korpusu.
— Szosa biegła zakolami: Na tych zakrętach napotkaliśmy porzucone armaty: i przygotowaną obok nich amunicję- — wspomina były kierowca czołgu z 1 kompanii Lew Jegor o w. ^- Im bardziej zbliżaliśmy się do Mstowa, tym więcej niemieckiej broni leżało w rowach. Początkowo sądziłem, że wyprzedził
nas jakiś radziecki oddział, przeganiając faszystów z ich stanowisk, ale nigdzie nie dostrzegłem śladów walki. Zrozumiałem, że Niemcy po prostu porzucili swoją broń uciekając przed nami. Nie wiedzieliśmy, że uciekinierzy wzmocnili garnizon broniący Mstowa. Niedługo jednak mieliśmy się o tym przekonać.
Jadący w przodzie czołg zameldował przez radio, że dostępu do Mstowa broni szeroki rów przeciwczołgo-wy. Na szczęście Niemcy, ogarnięci paniką, nie zerwali przerzuconego nad nim prowizorycznego mostu. Pierwsze maszyny przejechały bez trudu. Ale, czy to gąsienice ciężkich wozów obluzowały źle osadzone w podłożu belki, czy też kierowca nieumiejętnie naprowadził maszynę na pomost, dość, że T-34 z załogą lejtnanta Zołotowa niebezpiecznie przechylił się i osunął do rowu, uderzając lufą działa w przeciwległą skarpę. Przystąpiono natychmiast do wyciągania czołgu, ale okazało się, że uszkodzony został mechanizm obrotowy wieży.
Wychodzące na wzniesienie wozy bojowe powitał suchy szczęk działek przeciwpancernych i zajadły grzechot ciężkich karabinów maszynowych. Dalsze posuwanie się szosą było niemożliwe bez narażania batalionu na dotkliwe straty w ludziach i sprzęcie. Tym bardziej iż droga do miasteczka opadała dość stromo i widoczna była jak na dłoni. Ponadto okazało się, że to właśnie wzdłuż drogi, po obu jej stronach, znajdują się liczne stanowiska ogniowe nieprzyjaciela.
Czołgi rozjechały się, obchodząc Mstów c-d południa i północy. Maszyny, które skierowały się na północ, szybko dotarły do rzeki i tam zatrzymały się. Czołgi obchodzące osadę od południa skierowały się wprost ku zabudowaniom. Fizylierzy zeskoczyli z maszyn i kryjąc się za sunącymi wolno czołgami dopadali opłotków. Już jedna maszyna naparła na drewniane
ogrodzenie, zgniotła je swym ciężarem, uderzyła w stodołę zagradzającą drogę i wjechała na rynek. Był to czołg prowadzony przez starszego sierżanta M. Iwanowa, komsomolca. Stojąc na rynku, strzelał do okopanych na wzgórzu Niemców, wśród których powstało zamieszanie. Wykorzystując ten moment, przemknął przez miasteczko oddział zwiadowców na motocyklach, dopadając mostu oddzielającego Mstów od Wancerzo-wa. Most był cały i nie uszkodzony. W chwilę później usiłowali przedostać się przez niego Niemcy, ale zagrodzili im drogę fizylierzy. Hitlerowcy znaleźli się w pułapce. Mimo to nie zaniechali oporu. Dopiero gdy stracili około 150 żołnierzy, poddali się. Droga do Częstochowy stała otworem.
T-34 toczyły się ku miastu w szyku ubezpieczonym. W czołówce jechał lejtnant Andriej Baszew ze względu na wiek, był najstarszy, nazywany „Papaszą". Gdy maszyny, zwolniwszy nieco, ostrożnie podchodziły pod wieś Jaskrów, znajdującą się w połowie drogi między Mstowem i Częstochową, Baszew, który stał w otwartym luku wieży, zauważył, że jeden z czołgów zjechał na bok i zatrzymał się. Polecił kierowcy stanąć.
— Co tam u was? Czemu stoicie? Była to załoga Zołotowa. Czołgiści majstrowali coś
wewnątrz wozu. Okazało się, że wieży nie można uruchomić.
— I jak z niego strzelać, skoro wieży ruszyć nie można? — powiedział bezradnie Zołotow.
— Nic to... Dawajcie, zamienimy się na maszyny — zaproponował Baszew. I po chwili gnał już do czoła kolumny. Wyprzedził maszyny lejtnantów — Tury-kina, Awgiejewa i Gajewicza. Wieża, mimo wielokrotnych prób, nie dała się jednak obrócić.
Dochodziła godzina 13.30. Przed Wyczerpami Cho-chriakow zatrzymał się i usiłował nawiązać kontakt
z pułkownikiem Czugunkowem. Zasięg radiostacji był jednak za mały. Batalion zbyt daleko wysforował się przed główne siły brygady. Od Częstochowy dzieliło ich już tylko kilka kilometrów. Obok czołgów z czerwoną gwiazdą przejeżdżały niemieckie samochody wojskowe. Radzieccy czołgiści nie otwierali jednak ognia. Zorientowali się, że zaskoczenie jest całkowite. Niemcy zachowywali się tak, jakby nic nie widzieli. Rzeczywiście nie widzieli, czy też woleli jeszcze nie widzieć?
Oto już miasto. Po obu stronach ulicy Warszawskiej długi rząd jednopiętrowych i parterowych kamieniczek. Po prawej stronie, za torem kolejowym, jakieś magazyny wojskowe czy też koszary. Przed bramą budka wartownicza pomalowana w pasy, żołnierz z karabinem. Z wnęki bramy długą serią zanosi się automat. Major zamyka klapę luku, obserwuje teraz drogę przez peryskop.
Melduje Baszew: — Przede mną barykada przeciwczołgowa. Można
przejechać... — Jedź „Papasza". Uważaj tylko — niepokoi się
Chochriakow. Domy solidne, mocne, rozbudowane oficynami w głąb
podwórek. Między nimi zwalista bryła barykady. Zbliża się do niej czołg lejtnanta Baszewa. Przed czołgiem pędzi co koń wyskoczy jakiś niemiecki wóz taborowy. Siedzący na wozie żołnierz co chwila wstaje, trwożliwie ogląda się poza siebie i batem okłada konie zmuszając je do ociężałego galopu.
— Prowadź za nim — rozkazuje Baszew kierowcy. Wóz taborowy dopada barykady, przejeżdża przez
nią. Niemcy nie zdążyli jej uzbroić. Po obu stronach jezdni leżą krótko przycięte kolejowe szyny. T-34 mija przeszkodę, zagłębia się coraz dalej w ulicę. Na
widok czołgu Niemcy pierzchają w popłochu do bram. Tu i ówdzie padają strzały. Za maszyną Baszewa w ulicę Warszawską wtaczają się czołgi Zołotowa, Bakszy-jewa, Turykina, Awgiejewa, Kiwy, Gajewicza...
Chochriakow jeszcze raz próbuje wywołać swego dowódcę. Daremnie. Nie wie, że 7 gwardyjski korpus pancerny został w czasie przeprawy przez Pilicę rozpoznany przez hitlerowskie lotnictwo, że 54 gwardyj-ska brygada pancerna wielokrotnie była atakowana przez nieprzyjacielskie samoloty. W ciągu dnia niemieckie samoloty dokonały przeciwko głównym siłom brygady dwieście lotów, obrzucając ją bombami i ostrzeliwując z broni pokładowej. Byli zabici i ranni. Dwa samochody zostały zapalone pociskami. Brygada została zatrzymana w marszu. Pułkownik Czu-gunkow prosił dowódcę armii o przysłanie przedstawiciela lotnictwa, z którym mógłby omówić zasady współdziałania i ochrony brygady przed nieprzyjacielskimi atakami z powietrza.
Gdy oddział wydzielony 54 gwardyjskiej brygady pancernej wdzierał się w* ulice zajętej jeszcze przez Niemców Częstochowy, 9 i 14 dywizje piechoty z 5 armii gwardii generała pułkownika Żadowa, przedarłszy się ostatecznie przez silnie bronioną linię niemieckich umocnień na Pilicy, podchodziły w ciągłych walkach pod miejscowości: Sokolniki, Slęzany i Lelów. 95 gwar-dyjska dywizja piechoty skierowana była na Przyrów, a 13 gwardyjska dywizja piechoty pułkownika W. Komarowa toczyła bój pod wsią Sygontka. Wieczorem 16 stycznia najbliższe Częstochowy oddziały 5 armii gwardii znajdowały się w odległości około 30 kilometrów od miasta. Następnego dnia czekały je jeszcze ciężkie walki z oddziałami 41 pułku zapasowego z 10 dywizji zmotoryzowanej, 25 pułku policyjnego i z 372 zapasowym batalionem, które zajęły obronę w rejonie
Janowa i Złotego Potoku. Nadto ku Częstochowie ciągnęły lasami rozbite w bitwie pod Chmielnikiem, Buskiem Zdrojem i Szczekocinami, ale zachowujące jeszcze dużą wartość bojową różne oddziały 4 armii pancernej. Niemcy łączyli je w bataliony i natychmiast, gdzie to tylko było możliwe, rzucali do przeciwude-rzenia.
16 stycznia Niemcy nie zdołali zgromadzić w Częstochowie większych sił. Niemal wszystkie ich jednostki były jeszcze na przedpolach miasta. W Częstochowie pozostały jedynie: 350 zapasowy batalion piechoty, 919 batalion ochrony, 81 batalion roboczy, batalion przeciwlotniczy oraz różne pododdziały 603 dywizji, które rozbite w walkach zdołały wycofać się do miasta. Była to mimo wszystko siła wielokrotnie większa niż ta, jaką przedstawiał batalion majora Chochriakowa wspierany fizylierami kapitana N. Goriuszkina.
CZOŁGIŚCI CHOCHRIAKOWA W AKCJI
C zołg Baszewa dojechał do wylotu ulicy Warszawskiej i znalazł się na placu Daszyńskiego. Kierowca
ściągnął na siebie prawy lewar i maszyna skierowała się ku głównej ulicy miasta — szerokim Alejom. Jezdnie ulicy zapełnione były różnymi pojazdami. Przed stacją benzynową samochody tankowały paliwo. Baszew wjechał więc na środkowy deptak i wzdłuż szpaleru drzew podążał naprzód. Za nim wytaczały się na plac maszyny Zołotowa, Bakszyjewa, Gajewicza, Turykina, Muchorta.
Na widok czołgów Niemcy w popłochu chowali się po bramach, ai nawet w piwnicach przygodnych domów szukali schronienia. Wybuchła panika. Kompania Wehrmachtu stacjonująca w starym budynku liceum im. Traugutta przy ulicy Staszica, dopinając w biegu pasy i zakładając hełmy, pędziła ulicą Jasnogórską w kierunku Rynku Wieluńskiego. Cywilni urzędnicy hitlerowskiej administracji czepiali się wojskowych samochodów, błagając o podwiezienie. Wówczas nikt nie wiedział, jak liczne są siły radzieckie, które nieoczekiwanie pojawiły się na ulicach ufortyfikowanego miasta.
Gdy czołg Baszewa wspiął się na wiadukt nad torami kolejowymi, został ostrzelany przez karabin maszynowy. Dowódca zamknął luk wieży. Pociski zagrzechotały po pancerzu. Baszew niespokojnie zerkał ku oknom domów, skąd lada chwila mógł paść groźny dla czołgu panzerfaust, pocisk, którego lot, powolny i ociężały, był widoczny gołym okiem. Maszyna rwała do przodu. Na skrzyżowaniu ulic pojawiły się jakieś samochody; zostały ostrzelane przez czołg „Papaszy". Potem, w głębi ulicy, lejtnant dostrzegł przez peryskop przebiegające pod murem figurki w białych kombinezonach. Dostrzegł je także strzelec, siedzący obok kierowcy, i posłał w ich stronę kilkadziesiąt po
cisków. Biało odziani żołnierze zniknęli. Teraz uwagę Baszewa zwrócił niemiecki samochód transportowy na gąsienicach, który pojawił się na tle kępy bezlistnych, przyprószonych śniegiem drzew. Działonowy spojrzał pytająco na dowódcę. Lejtnant przyzwalająco skinął głową. Czołg znieruchomiał, działo odpaliło. Samochód skrył się w kłębach dymu, przez który przebijały migotliwe języki płomieni. Ładowniczy wprowadził do lufy następny pocisk. I wtedy...
Opowiada kierowca czołgu lejtnanta Bakszyjewa, Lew Jegorow:
— Nasza maszyna wjechała do Częstochowy jako trzecia. Przed nią szły czołgi lejtnantów Baszewa i Zołotowa. T-34 Baszewa miał uszkodzoną wieżę, nie można jej było obrócić. Mimo to „Papasza" na takiej niesprawnej do boju maszynie wjechał do miasta. A w mieście czołgom wojować ciężko. Byle strzelec z panzerfaustem może podbiec do maszyny od tyłu, podpalić ją, podrzucić pod gąsienice minę lub wiązkę granatów. Niemcy byli początkowo zupełnie zaskoczeni. Uciekali na widok czołgów, kryjąc się gdzie popadło. Ale to trwało krótko. Coraz częściej z różnych stron odzywały się karabiny maszynowe, a zza załomów domów padały granaty. Pamiętam, że gdy przeprowadzałem swój czołg przez wiadukt, pojawiła się przed nami, wyjeżdżająca z bocznej ulicy, kolumna samochodów 2 wojskiem. Zagradzające drogę samochody zostały staranowane, zgniecione gąsienicami niczym blaszane zabawki. Nieco dalej, z szerokiej ulicy po lewej stronie, wytoczyła się Pantera. Strzelała do nas, ale pociski przeszły górą. My też strzelaliśmy dużo. Gilzy pocisków dzwoniły raz po raz, spadając poza moimi plecami. Zbliżaliśmy się do jakiegoś dużego placu, przy którym wśród drzew stała po prawej stronie cerkiew. Wtedy zobaczyłem, że czołg Baszewa został trafiony.
Palił się. Przypomniałem sobie od razu to, co tak często powtarzał „Papasza": „Lepiej zginąć niż opuścić towarzyszy". Czołg Zołotowa zwolnił, jakby się zawahał. Nie wiem, co chciał zrobić jego dowódca. Może się spodziewał, że z płonącej maszyny wyskoczy załoga?... Może chciał ją osłonić swoim pancerzem przed niemieckimi pociskami, które niczym dokuczliwe muchy nieustannie stukały o stal naszych wozów? Może chciał ludzi Baszewa zabrać na swoją maszynę?...
Wolno poruszający się czołg był łatwym celem. Jeszcze moment, i wóz Zołotowa okrył się dymem. Widziałem, jak zeskoczył z niego przyczajony za wieżą fizylier z automatem i jak pochylony do ziemi przebiegał przez plac. Nagle zachwiał się, padł na ziemię... Ale żył jeszcze. Podczołgał się pod niski murek, jaki otaczał cerkiew, i pełzł za tą osłoną w boczną ulicę. Po nim z maszyny Zołotowa jeszcze ktoś wyskoczył poprzez luk kierowcy. Na czołgiście palił się kombinezon. Padł więc na ziemię i jął się rozpaczliwie tarzać w nikłym śniegu, by ugasić ogień. Raptem znieruchomiał. Zrozumiałem — dosięgły go kule.
Nad placem unosił się czarny gryzący dym. By lepiej widzieć, odchyliłem pokrywę luku. Strzelec Je-sinomanow, młody Uzbek, czujnie wodził na boki lufą swego karabinu maszynowego.
— Naprzód!... Naprzód!... — ponaglał dowódca. Skierowałem maszynę nieco na prawo, by objechać płonący wóz Zołotowa, i oto jakaś straszliwa siła zaitrzęsła moim czołgiem. Zrobiła mi się ciemno przed oczami, warkot silnika gwałtownie cichł. Gdy odzyskałem przytomność, a stało się to prawdopodobnie bardzo szybko, spostrzegłem z przestrachem, że czołg najeżdża na jakieś żelazne ogrodzenie, że za tym ogrodzeniem stoi budynek z wieżyczką... Odruchowo spojrzałem na strzelca. Skrwawiona głowa opadła Jesinomanowi na
piersi, ciało bezwładnie zwisało z siedzenia. Ładowniczy, Cołak Grigorian, zawsze uśmiechnięty, pogodny Ormianin, ciężko ranny jęczał: „Ratuj, bracie..." Lej-tnant Bakszyjew nie dawał znaku życia. Działonowy Dymidow leżał martwy na wystrzelonych gilzach pocisków. W nikłym świetle awaryjnej lampy wnętrze mego czołgu wyglądało niczym trumna. Dreszcz lęku przebiegł mi po plecach. Nie dziwcie się, miałem wtedy tylko 19 lat... Ale szybko otrząsnąłem się. Pojąłem, że mam teraz tylko jedno zadanie do wypełnienia — wyprowadzić maszynę z rannym Grigorianem spod nieprzyjacielskiego ognia, ocalić życie towarzysza broni i czołg. Była teraz całkowcie bezbronna, zdana na łup wroga. Nie mogłem na to pozwolić. Zawróciłem więc i ile mocy w silniku rwałem z powrotem. Minęły mnie czołgi Turykina i Gajewicza. Przemknąłem już przez wzniesienie na wiadukcie. Po prawej stronie stał dom. W bramie dostrzegłem ludzi, którzy schronili się tam przed pociskami. Ich usta były szeroko otwarte. Spoglądali w moją stronę. Domyśliłem się, że coś krzyczą. Wtedy mój czołg zatrząsł się raz jeszcze i przechylił na prawą stronę. Zrozumiałem, że została zerwana gąsienica. Wyrzuciłem nogi przez luk i chciałem uciekać. Ale już przy mnie stali niemieccy lotnicy z wymierzonymi we mnie automatami. To oni dogonili mnie samochodem i strzałem z panzerfausta trafili czołg. Przewieziono mnie du Lublińca, potem do Opola, a następnie do obozu jenieckiego. Czołg, jak się później dowiedziałem, nie został spalony. Gdy nasze wojska ostatecznie wyzwoliły miasto i gdy przeszukiwano wraki maszyn ustalając liczbę i nazwiska poległych, uznano mnie za zabitego. Powód był taki: byłem sekretarzem Komsomołu w naszej kompanii, za wzorową postawę, tuż przed rozpoczęciem natarcia na Częstochowę, otrzymałem nowy kombinezon. W warunkach bo-
jowych stanowiło to wyróżnienie. Ten, który dotychczas nosiłem, był jednak jeszcze całkiem dobry. Natomiast mój przyjaciel Dymidow chodził w zniszczonym kombinezonie. Dałem mu więc ten nowy. Kiedy znaleziono Dymidowa w moim kombinezonie, zidentyfikowano go jako komsomolca Lwa Jegorowa.
POŁOŻENIE JEDNOSTEK 5 ABMII GWARDII 17 STYCZNIA 1945 R.
Nigdy więcej nie byłem w Częstochowie. Ale wiem, że gdybym tam kiedykolwiek przyjechał i gdyby wprowadzono mnie na ulicę, przy której stała niemiecka
barykada, i zawiązano oczy, to potrafiłbym przejść przez miasto śladem gąsienic mojej maszyny, aż na miejsce, gdzie straciłem moich najlepszych towarzyszy broni, moich przyjaciół...
Czołgi majora Chochriakowa rozjechały się po mieście. Ranny w ramię żołnierz z 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej, który zeskoczył z wozu Zołotowa — Mikołaj Baczyński, pełzł w głąb ulicy Kilińskiego. Tam zaopiekowali się nim mieszkańcy domu nr 14.
Jeden z czołgów, wyminąwszy płonące maszyny Zołotowa i Baszewa, przedarł się aż w aleję Sienkiewicza, między parki. Nie wytracając szybkości wspiął się po kamiennych schodach, pod mury jasnogórskiego klasztoru. Była to prawdopodobnie załoga starszego lejt-nanta Gajewicza. Pojawienie się czołgu pod Jasną Górą wywołało przerażenie hitlerowskich żołdaków, kwaterujących w jednym ze skrzydeł klasztoru i w pokojach królewskich. Kilkunastu żołnierzy wybiegło na plac przed klasztorem i otworzyło ogień karabinowy do czołgu. Reszta Niemców pozostała na miejscu, naradzając się z dowódcą. Ojciec Ambroży Mendera, który z racji swych obowiązków utrzymywał kontakt z komendantem kwaterującego w obrębie Jasnej Góry oddziału, podszedł do nich.
— Rosyjskie czołgi w mieście. Musimy więc wykonać rozkaz dowództwa i zniszczyć Jasną Górę — powiedział mu oficer Wehrmachtu. Zakonnik począł odwoływać się do uczuć religijnych Niemca. Twierdził, iż nie wierzy, aby on, niemiecki oficer i w dodatku katolik, mógł wykonać tak straszliwy rozkaz, że przecież klasztor, który był odwiedzany przez wiele wybitnych osobistości hitlerowskich, nie ma z wojskowego punktu widzenia żadnego znaczenia.
Po tych argumentach Niemiec jakby nieco zmiękł,
ale nadal upierał się, że rozkaz, który otrzymał, musi być wykonany pod karą śmierci. By zaś pozostać w zgodzie ze swoim katalickim sumieniem, wykona go, ale w nieco inny sposób. Ojcowie Paulini wzmogli czujność. Wybrali spośród siebie dwóch braci zakonnych, Juliana i Anioła, którzy z okien „Starego świata", jak nazywano najstarszą część klasztoru, bacznie śledzili poczynania niemieckich żołnierzy. Rychło zaobserwowali, że na dziedziniec zostało wytoczonych osiem beczek z benzyną, z licznymi otworami. Potem pośrodku dziedzińca stanął samochód ciężarowy napędzany gazem drzewnym. W tym okresie okupacji jeździło ich wiele po polskich drogach. Samochód był załadowany różnym sprzętem, wśród którego znajdowały się także maszyny do pisania i koce. Na wierzchu leżała duża opona wypełniona jakimś łatwopalnym materiałem. Wóz został przez Niemców podpalony. Słup ognia wzbił się w niebo i był widoczny z daleka.
Płonął samochód, paliła się benzyna. Wszystko to działo się w niewielkiej odległości od kaplicy mieszczącej cudowny obraz Matki Boskiej. Gdyby potoki płonącej benzyny dotarły do kaplicy, prawdopodobnie nie udałoby się jej uratować. Zakonnicy nie czekali na dalszy rozwój wypadków. Gdy tylko Wehrmacht opuścił zabudowania klasztorne, wybiegli na dziedziniec i przystąpili do akcji ratowniczej. Ojciec dr Kazimierz Szafraniec, który w niej także uczestniczył, pamięta doskonale, że na stopniach Arsenału, w którym mieścił się niemiecki magazyn, leżała duża sterta koców obficie polanych benzyną.
Hitlerowski oficer wiedział doskonale, że klasztor nie posiada skutecznych środków do zwalczania pożaru. Liczył więc na to, że ogień obejmie najbardziej cenne fragmenty Jasnej Góry, a następnie rozprzestrze-
ni się na dalsze zabudowania, że w czasie trwających w mieście walk nikt nie pospieszy klasztorowi na ratunek, że wprost przeciwnie — wszyscy pomyślą, że to radzieckie czołgi podpaliły swymi pociskami Jasną Górę. Wytworzenie takiego przekonania było niewątpliwie celem hitlerowców. Jasna Góra jednak ocalała. Swe ocalenie zawdzięcza radzieckim czołgistom pod dowództwem majora Chochriakowa. Obecność tych czołgów pod murami klasztoru nie pozostawiła Niemcom czasu na zrealizowanie wszystkich zbrodniczych zamiarów.
W pomieszczeniach opuszczonych przez hitlerowców, które zakonnicy natychmiast skrupulatnie przeszukali, znaleziono około 70 min różnego rodzaju, w tym 17 min talerzowych o dużej sile wybuchu, trotyl w kostkach i świdry.
Czołgi majora Chochriakowa walcząc przedzierały się przez miasto, by — zgodnie z rozkazem — wyjść na jego południowo-zachodni kraniec w rejonie miejscowości Kawodrza Dolna. Batalion miał odciąć Niemcom drogę do Częstochowy od strony Lublińca. 1 kompania batalionu osiągnęła okolice dworca kolejowego na Stradomiu o godzinie 15.15. O zmierzchu doszło tam do zaciętych walk, trwających prawie dwie godziny. W momencie gdy czołgi podjeżdżały ku rampie, wtoczył się na dworzec pociąg załadowany ciężkim sprzętem i wojskiem. Na odkrytych lorach stały Pantery i Tygrysy. Wokół nich krzątali się żołnierze. Był to transport z głębi Rzeszy, który miał być prawdopodobnie wyładowany w Częstochowie w celu wzmocnienia sił 4 armii pancernej.
Chochriakow, doświadczony i odważny żołnierz, zdawał sobie sprawę, że jego przewaga utrzyma się tak długo, dopóki zaskoczony nieprzyjaciel nie zdoła wyładować czołgów i wprowadzić ich do akcji. By temu
przeszkodzić, polecił, aby wszystkie maszyny natychmiast otworzyły ogień do Niemców.
Kapitan Nikołaj Goriuszkin krzątał się wśród swoich strzelców, wskazując im jako cel kryte wagony, z których poczynali już wyskakiwać żołnierze w szarozielonych mundurach. Zaniosły się długimi seriami karabiny maszynowe i automaty. Basem odezwały się 76-ki i 85-ki radzieckich czołgów.
•— Gorąco było. Niemcy zaczęli wyskakiwać z ostrzeliwanych wagonów, zajmując obronę za nasypem kolejowym. Jakiś oficer podzielił ich na małe grupki, które rozbiegły się na boki. Obawialiśmy się, aby nie zaczęli obchodzić nas od tyłu. Tak prawdę mówiąc, była nas wtedy garstka — relacjonuje wrażenia z tamtej walki były żołnierz 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej Michaił Włodymir.
Niemcy otworzyli ogień do czołgów radzieckich. Sytuacja stawała się coraz groźniejsza. Dowódca batalionu rozkazał, by znajdujący się najbliżej przejazdu czołg starszego lejtnanta Fajruszyna Garifowicza zniszczył parowóz pociągu. Pocisk chybił celu. Wówczas Garifowicz skierował swój T-34 wprost na lokomotywę i zrzucił ją z szyn. Nim wyhamował, staranował jeszcze dwa wagony towarowe, ustawione na sąsiednim torze. Teraz pociąg nie mógł ruszyć. Znalazł się w pułapce. Czołgi odpalały pocisk za pociskiem. Poczynało grozić im wyczerpanie amunicji. Po kilkudziesięciominutowej wymianie ognia niemieckie załogi skapitulowały. W uchylonych włazach Panter pojawiły się uniesione wysoko ręce. Poddali się także żołnierze ukryci za nasypem kolejowym. Natomiast aż do rana trwało wyłuskiwanie pojedynczych Niemców, ukrywających się na rozległym terenie stacji towarowej. Okazało się także, że duża liczba żołnierzy hitlerowskich
wycofała się wzdłuż toru w kierunku Gnaszyna i Blachowni.
O zmierzchu ucichły walki w centrum miasta. W Alejach palił się parter jednego z budynków, jezdnie zasłane były pogruchotanym sprzętem wojskowym. Nadal płonęły radzieckie czołgi, które dla mieszkańców Częstochowy urosnąć miały do miary symbolu Wolności. Ciężki czołg hitlerowski tkwił jeszcze na swym stanowisku z lufą wycelowaną w kierunku wiaduktu i placu Daszyńskiego. Przez ulice, pod ścianami domów, przebiegały oddziałki Wehrmachtu. Dopiero teraz, gdy ucichły strzały, ulicą Jasnogórską ciągnęły w kierunku Rynku Wieluńskiego grupy urzędników okupacyjnej administracji. Tam czekały na nich samochody.
Północno-wschodnia dzielnica miasta pozostawała już częściowo w rękach fizylierów Goriuszkina, którzy zajęli stanowiska obronne w domach przy ulicach: Kiedrzyńskiej, Kawiej, Tartakowej, Krótkiej, Brzeź-nickiej i Garibaldiego.
O godzinie 16.30 pozostałe bataliony 54 gwardyjskiej brygady pancernej — 1 pod dowództwem majora Tonkonoga i 3 majora Jacenki — rozpoczęły przewidziany wcześniej manewr okrążający. Batalion Tonkonoga obchodzący miasto od południa miał za zadanie uchwycenie mostów na Warcie między Mstowem i Ra-kowem oraz wyzwolenie obozu jenieckiego na Złotej Górze. Natomiast 3 batalion po obejściu miasta od strony północnej powinien był wyjść jak najszybciej w rejon na półnoeny zachód od Częstochowy, na skrzyżowanie dróg pod Lisińcem i zająć tam obronę, zamykając hitlerowcom dostęp do miasta. Sztab brygady podchodził już w tym czasie do Wyczerp, by poprzez Aniołów osiągnąć dzielnicę Kule.
— Hitlerowskie lotnictwo zaczęło nam ponownie
dokuczać — opowiada były zastępca dowódcy 54 brygady do spraw politycznych pułkownik Paweł Lamien-kow. — Przypuszczaliśmy trafnie, że działa ono z blisko położonego lotniska w Rudnikach. Czugunkow wysłał w tamtym kierunku dwa czołgi z desantem piechoty. Ale gdy przybyły na lotnisko, maszyn już nie było. Płonęły tylko dwa samoloty podpalone przez hitlerowców. Kilka samolotów spalili Niemcy także na położonym bliżej miasta lotnisku w Kucelinie.
Około godziny 18.00 sztab brygady wraz z 1 i 3 batalionem 23 gwardyjskiej brygady zmotoryzowanej i artylerią osiągnął cmentarz Kule. Teraz już bez trudu pułkownik Czugunkow nawiązał łączność radiową z walczącymi od kilku godzin w mieście czołgistami Chochriakowa. Dowódca batalionu zameldował mu o trudnym położeniu. Czołgi wprawdzie przeszły przez miasto w boju, ale siły, jakimi dysponował major, były zbyt szczupłe dla opanowania rozległego terenu. Nadchodziła noc. Niemcy nadal trzymali się w mieście i zachodziła obawa, że zostaną wzmocnieni przez napływające z różnych stron do Częstochowy rozbite oddziały. Nadto żołnierze Chochriakowa i Goriuszkina zmęczeni byli walką, wielu z nich odniosło rany, amunicja już się kończyła. Zaniepokojony o los swego oddziału, major prosił o szybką pomoc.
Działa dywizjonu artylerii zajęły stanowiska pod cmentarzem. Posuwający się naprzód od północy Częstochowy batalion meldował, że pod wsią Kiedrzyn napotkał silny opór nieprzyjaciela. Znajdowała się tam linia okopów, opartych o betonowe bunkry. W tych żelbetowych schronach bronili się w 1939 roku żołnierze 7 dywizji piechoty. Teraz zapadli w nich Niemcy. Ich opór był desperacki. Mimo to czołgi zdołały pokonać linię umocnień i zbliżyć się do granic miasta.
Pułkownik Czugunkow zameldował dowódcy korpusu o brawurowej szarży czołgistów Chochriakowa i o aktualnym położeniu brygady. Meldunek ten, poprzez dowódcę 3 armii pancernej gwardii, dotarł wieczorem do marszałka Koniewa. Zorientowawszy się w sytuacji i przewidując, że brygada nie zdoła własnymi siłami opanować miasta, dowódca I Frontu Ukraińskiego polecił generałowi A. Żadowowi sformować silny oddział wydzielony i rzucić go na pomoc czołgistom. Oto co na ten temat pisze dowódca 5 armii gwardii (Na kierunku częstochowskim, „Wojskowy Przegląd Historyczny" nr 4, rok 1961):
Kontynuując pościg za nieprzyjacielem, armia miała zadanie opanować w dniu 17.1. Częstochowę. Dowódca 32 K. Piech. gw. utworzył silny oddział wydzielony w składzie 42 pułku z 13 DP gw., wzmocnionego pułkiem czołgów, artylerią samobieżną i ppanc. oraz saperami. Oddział miał szybko przejść do pościgu za nieprzyjacielem, wedrzeć się do Częstochowy i opanować miasto. Na dowódcę oddziału wydzielonego wyznaczono zastępcę dowódcy korpusu, płk. G. S. Dud-nika.
Wczesnym rankiem 17.1., załadowawszy piechotę na samochody i jako desant na czołgi, oddział rozpoczął marsz, gromiąc pozostawione przez nieprzyjaciela niewielkie grupy osłonowe. Spotkany ogniem na podejściach do miasta, oddział szybko przyjął ugrupowanie bojowe i z marszu wdarł się na północno-wschodnie przedmieście Częstochowy. Jeden batalion z częścią czołgów wraz z czołgami oddziału wydzielonego 3 armii panc. gw. zamknął drogi, prowadzące do miasta z północy i północnego zachodu. Pozostałe siły wtargnęły do centrum miasta i wyszły na jego południowy skraj. Dążąc do wyrzucenia pododdziału wydzielonego z miasta, nieprzyjaciel niejednokrotnie podejmował kontr-
ataki w sile do batalionu piechoty z czołgami, które wspierało lotnictwo. Walki trwały do chwili podejścia sił głównych 32 K. Piech. Do wieczora 17.1. Częstochowa została całkowicie oczyszczona od nieprzyjaciela.
Wydając rozkaz o sformowaniu silnego oddziału wydzielonego, który miał zająć Częstochowę, generał Zadów nie wiedział, że w mieście walczą już czołgi 54 gwardyjskiej brygady pancernej, że los broniących się tam hitlerowców jest przesądzony i że nim oddział wydzielony dotrze do miasta, będzie ono już wolne. Oddział, o którym pisze generał Żadow, dotarł bowiem do Częstochowy 17 stycznia około godziny 11.00.
Ale wróćmy jeszcze do wydarzeń 16 stycznia. 1 batalion czołgów majora Tonkonoga na razie nie
napotykał bardziej zdecydowanego oporu przeciwnika. Czołgi minęły wieś Mirów, kierując się w stronę huty „Raków". W tym czasie był już wyzwolony obóz jeniecki na Złotej Górze, w którym znajdowało się jeszcze około 220 chorych żołnierzy i oficerów radzieckich. Niektórzy z nich, mimo złego stanu zdrowia, prosili o możność wzięcia udziału w walkach. Chcieli wsiąść jako desant na czołgi. Niemcy zaskoczeni na terenie huty stawiali stosunkowo słaby opór.
Około godziny 21.00 czołgiści majora Jacenki przypuścili szturm na Częstochowę, wdzierając się do niej od północy. W centrum miasta znowu wywiązały się walki. W ich toku T-34, który przez ulicę Kilińskiego wdarł się na plac Biegańskiego (dzisiejsza nazwa placu), zaatakował od tyłu hitlerowski czołg w Alejach, zrzucając mu celnym strzałem wieżę. Do prawdziwej masakry Niemców doszło na ulicach Kilińskiego i Pułaskiego, w Alei Najświętszej Marii Panny, nazywanej potocznie III Aleją, i na ulicy Barbary. Na Barbary została zaatakowana z dwóch strony kilkudziesięcio
osobowa grupa żołnierzy Wehrmachtu broniących barykady przeciwczołgowej. 3 batalion 54 brygady o godzinie 23.30 dotarł do wyznaczonego rozwidlenia dróg w dzielnicy Lisiniec.
W nocy z 16 na 17 stycznia czołgi 1 batalionu połączyły się z oddziałem Chochriakowa. Przeszły one do rejonu wsi Kawodrza Dolna, a 2 batalion wrócił do centrum miasta, zajmując stanowiska obronne pod parkami, u wylotu III Alei. Jednocześnie fizylierzy 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej pułkownika Aleksandra Gołowaczewa likwidowali ostatnie ogniska oporu nieprzyjaciela w różnych dzielnicach.
Rankiem 17 stycznia sztab 54 gwardyjskiej brygady pancernej zakwaterował się w Częstochowie. Oddajmy w tym miejscu głos żyjącemu w Moskwie zastępcy 54 brygady do spraw liniowych, pułkownikowi Piotrowi Jurczence:
— Wjeżdżając do miasta widziałem saperów majora Fiedosowa, którzy na murach domów pisali tak dobrze wam znane min niet. Na jednej z głównych ulic stał samochód-cysterna, z którego tryskała jakaś ciecz. Okazało się, że to faszyści pozostawili cysternę wypełnioną spirytusem. Liczyli prawdopodobnie na to, że nasi czołgiści zobaczywszy taką zdobycz zatrzymają się przy niej i tęgo popiją. Jadąc do hotelu spotykałem małe grupki niemieckich jeńców prowadzonych przez strzelców Gołowaczewa. Byli wśród nich i pułkownicy. W sztabie odwiedził nas szef sztabu Rybałki generał major Dmitrij Bachmietiew, który udekorował pułkownika Iwana Czugunkowa Orderem Czerwonego Sztandaru. Nasz dowódca otrzymał ten order za zdobycie Częstochowy. Ja zaś zostałem mianowany pierwszym komendantem wojskowym tego miasta. Już w tej roli przyjmowałem w hotelu przed-
stawicieli komitetu partyjnego i Miejskiej Rady Narodowej, którzy przyszli do nas, deklarując współpracę z radzieckimi władzami wojskowymi. Temu spotkaniu dużo zawdzięczałem. Polscy towarzysze opowiedzieli mi wiele ciekawych rzeczy o swoim mieście, o ofiarach, jakie jego mieszkańcy ponosili od pierwszych dni hitlerowskiej okupacji. Niestety, nie dane mi było nawiązać z Miejską Radą Narodową współpracy. Już następnego dnia, 18 stycznia, poszedłem wraz z brygadą w bój, zdając komendę oficerowi z 31 korpusu pancernego.
Mimo iż przyszła późno, niemniej pomoc oddziału wydzielonego 5 armii gwardii okazała się niezwykle cenna dla czołgistów, pozwalając im skutecznie odeprzeć silne niemieckie kontrataki podejmowane 17 stycznia.
42 pułkiem piechoty, który samochodami poprzez Przyrów, Mokrzesz i Mstów został skierowany do Częstochowy, dowodził podpułkownik J. Połowiec, zastępca dowódcy pułku. W skład oddziału wydzielonego wchodziły nadto: 3 dywizjon 32 pułku artylerii lekkiej, 1075 pułk artylerii przeciwpancernej, 39 samodzielny pułk czołgów podpułkownika Sierowa i 1889 pułk artylerii przeciwpancernej majora I. Hudenki. Poszczególnymi batalionami 42 pułku piechoty dowodzili: kapitan Kozaków, major Wygowski i major Sław-gorodzki.
Kolumna samochodów spieszących ku Częstochowie bez przeszkód minęła Mokrzesz i Mstów. Dopiero pod samą Częstochową została ostrzelana przez kompanię piechoty i zmuszona do zatrzymania się. Podpułkownik Połowiec spieszył dwie swoje kompanie i odrzucił przeciwnika. Około godziny 9.00 oddział dotarł do przedmieścia Aniołów, gdzie po wyładowaniu z samochodów ugrupował się do ataku na miasto. Przed go
dziną 10.00 poszczególne kompanie rozpoczęły marsz do wyznaczonych rejonów.
1 kompania wyszła na Lisiniec. Po połączeniu się z czołgistami zajęła tam pozycję obronną. 5 i 6 kompania przeszły przez centrum, kierując się na drogi wylotowe prowadzące do Kłobucka i Kiedrzyna i natychmiast przystąpiły do zorganizowania obrony od zachodu i północy. Natomiast 1 batalion kapitana Ko-zakowa i 7 kompania weszły do śródmieścia, gdzie napotkawszy czołgistów i fizylierów, podążyły wraz z nimi w kierunku Stradomia i Rakowa, zabezpieczając południową rubież Częstochowy. W ciągu dwóch godzin od chwili przybycia oddział wydzielony ubezpieczył miasto na wszystkich wylotach ulic, z kierunków których można było oczekiwać ataku hitlerowców.
Stało się to w samą porę, bowiem Niemcy wycofujące się przez całą noc oddziały organizowali w grupy uderzeniowe o sile batalionu każda, rzucając je ku Częstochowie. Szczególnie silny kontratak nieprzyjaciela, wspierany działaniem czołgów i lotnictwa, miał miejsce w godzinach południowych. Nad Częstochową doszło wówczas także do walki powietrznej, w wyniku której radzieckie samoloty z 5 korpusu lotnictwa myśliwskiego przepędziły wrogie maszyny, uniemożliwiając dokonanie nalotu. O rozmiarach walk, jakie toczyły się tego dnia na południowych, zachodnich i północno-zachodnich przedpolach miasta, świadczy wymownie aktywność radzieckiego lotnictwa szturmowego i myśliwskiego. Dokonało ono łącznie 362 lotów.
17 stycznia 1945 roku Częstochowa była już wolnym miastem. Ludzie tłumnie wylegli na ulice', ciekawi skutków niedawnych walk. Oglądali wraki spalonych czołgów Baszewa, Zołotowa, Bakszyjewa i Muchorta, zatrzymywali się przy niemieckiej Panterze, której
radziecki pocisk zrzucił wieżę z potężnym. 88 mrn działem, spoglądali na rozjechane przez gąsienice czołgów samochody i zaprzęgi konne, potrącali nogami leżące na chodnikach hełmy porzucone przez uciekających w popłochu żołnierzy Wehrmachtu. Na wielu domach pojawiły się uszyte naprędce biało-czerwone chorągwie. Ludzie cieszyli się jak dzieci. Podbiegali do radzieckich żołnierzy, ściskali im ręce. Z czołgów wychylali się młodzi chłopcy, zmęczeni walką, ale uśmiechnięci. Pod parkami, na rozwidleniu dróg, stała młoda kobieta-żołnierz i kierowała strumieniem pojazdów.
Dowódca 54 gwardyjskiej brygady pancernej, pułkownik 1. Czugunkow, już o godzinie 7.55 zameldował dowócy korpusu, że 16 stycznia brygada częścią swych sił zaatakowała nieprzyjaciela znajdującego się w Częstochowie, że w toku nieustannych walk czołgi osiągnęły południowo-zachodni kraniec miasta, że uwolniono jeńców radzieckich oraz skoszarowanych w fabrykach zbrojeniowych Żydów. Wzięto także do niewoli około tysiąca niemieckich żołnierzy i oficerów. Zdobyto czołgi, działa i kilkanaście magazynów z zaopatrzeniem wojskowym.
O godzinie 11.00 dowódca 7 gwardyjskiego korpusu pancernego, generał major S. Iwanow, złożył podobny meldunek dowódcy 3 armii pancernej gwardii.
Gdy czołgiści 54 brygady, fizylierzy 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej i żołnierze 42 pułku piechoty wspierani innymi oddziałami odpierali kontrataki hitlerowców pod miastem, zdążał ku Częstochowie 31 samodzielny korpus pancerny generała majora Grigorija Kuźniecowa. Po przełamaniu obrony przeciwnika na linii Pilicy i odrzuceniu głównych sił niemieckiego 48 korpusu pancernego parł on ku Częstochowie poprzez Lelów, Janów, Złoty Potok i Ol
sztyn. Przed Janowem, w terenie górzystym i gęsto zalesionym, natknął się na znaczne siły wroga wyposażonego w artylerię przeciwpancerną. Rozpoznawszy ruchy korpusu z powietrza, Niemcy przygotowali zawczasu stanowiska dla broni przeciwpancernej. Wykorzystując nadto specyfikę terenu, który nie pozwalał czołgom na rozwinięcie natarcia czołowego na szerokim froncie, stawili tutaj bardzo zacięty opór. Wielu czołgistów z 242 i 100 gwardyjskiej brygady pancernej dawało przykłady wspaniałego bohaterstwa. Wielu poległo w walce o całkowite wyzwolenie miasta, które już od kilku godzin cieszyło się pierwszym smakiem wolności.
Dopiero wieczorem i nocą bataliony 31 korpusu pancernego, wykrwawione, na resztkach paliwa dotarły do Częstochowy, stając na rubieży: Lisiniec, Zawodzie, Wrzosowa. Przez dwadzieścia cztery godziny korpus stał na jednym miejscu, czekając na paliwo, które umożliwiłoby mu podjęcie dalszego pościgu za nieprzyjacielem.
Na podejściach do Częstochowy wyróżnili się w bojach następujący żołnierze 31 korpusu pancernego: późniejszy Bohater Związku Radzieckiego, kierowca czołgu starszy sierżant Michaił Wołków, ładowniczy Jewtuchow, strzelec działa Kuźniecow, dowódca 1 batalionu 100 brygady major Iwan Sorokin, dowódcy czołgów lejtnanci — Mudryk, Kabłow, Sawieliew, dowódca zwiadu major Jurij Bobrów, dwudziestoletni komsomolec — Wasilij Bobrun, dowódca kompanii lej-tnant Iwan Oczkasow, kierowca sierżant Krywaszin.
Warto przypomnieć, że 100 gwardyjska brygada pancerna, która na czele 31 samodzielnego korpusu pancernego wieczorem 17 stycznia pierwsza osiągnęła Częstochowę, otrzymała miano „Częstochowskiej". Jej wojenne tradycje kontynuuje „Częstochowski" pułk
zmechanizowany. Jego kadrą dowódczą stanowi wielu byłych oficerów 100 brygady, którzy w styczniu 1945 roku walczyli o wyzwolenie Polski i Częstochowy.
W walkach o miasto 54 gwardyjska brygada pancerna, a zwłaszcza jej 2 batalion czołgów pod dowództwem majora Chochriakowa zadały nieprzyjacielowi poważne straty: wzięto do niewoli 1200 jeńców, zdobyto 8 czołgów typu Pantera i Tygrys, 200 pojazdów konnych, 25 armat i moździerzy różnego kalibru, 52 ciężkie i lekkie karabiny maszynowe, 700 pistoletów maszynowych, 35 samochodów osobowych, 10 samochodów ciężarowych i 10 magazynów z żywnością i umundurowaniem.
Na Złotej Górze zostało uwolnionych 220 jeńców radzieckich. Większość z nich była w stanie niemal całkowitego wycieńczenia. Uwolniono także 1500 obywateli radzieckich wywiezionych z okupowanych terenów Związku Radzieckiego do pracy przymusowej w Częstochowie.
W toku ulicznych walk, trwających od popołudnia niemal przez całą noc, 54 brygada straciła pięć czołgów, a trzy czołgi zostały poważnie uszkodzone, poległo 10 oficerów i 18 żołnierzy, rany odniosło 21 oficerów i 21 żołnierzy. Trzy samochody zostały spalone po ostrzelaniu ich przez samoloty nieprzyjaciela.
Te straty w zasadzie poniósł tylko 2 batalion czołgów, który przyjął na siebie cały ciężar walk ulicznych. Z batalionu piechoty zmotoryzowanej poległo tylko kilku żołnierzy.
Za rozwagę w podejmowaniu decyzji w niezwykle trudnych warunkach bojowych oraz za swe osobiste męstwo wykazane w walce o zdobycie Częstochowy major Siemion Chochriakow został przedstawiony po raz drugi do odznaczenia „Złotą Gwiazdą" Bohatera ZSRR; do odznaczenia po raz pierwszy tytułem Bohatera
Związku Radzieckiego przedstawiony został dowódca 2 batalionu 23 gwardyjskiej brygady piechoty zmotoryzowanej kapitan Nikołaj Goriuszkin.
Było to odznaczenie niezwykle zaszczytne, przyznawane tylko i wyłącznie za bohaterstwo okazane na polu bitwy. Tytuł ten w siłach zbrojnych ZSRR — na lądzie, na morzach i w powietrzu, przez cały czas trwania II wojny światowej nadano 11 603 osobom, w tej liczbie 76 żołnierzom-kobietom, „Złotą Gwiazdę" po raz drugi przyznano już tylko 104 wojskowym. Trzykrotnym zaś tytułem Bohatera Związku Radzieckiego poszczycić się mogli jedynie — marszałek Gieorgij Zuków oraz sławni piloci Iwan Kożedub i Aleksander Pokryszkin.
W 54 gwardyjskiej brygadzie pancernej gwardii było osiemnastu oficerów i żołnierzy, którzy za swe czyny bojowe odznaczeni zostali „Złotą Gwiazdą" Bohatera Związku Radzieckiego.
Dopiero 15 kwietnia, gdy wojska I Frontu Ukraińskiego przygotowywały się do forsowania Nysy, dowódca armii dekorował majora Chochriakowa po raz drugi odznaką Bohatera Związku Radzieckiego. Powiedział przy tym:
— Będziesz pierwszym czołgistą w Armii Radzieckiej, który po raz trzeci otrzyma „Złotą Gwiazdę", jeśli wraz ze swoimi czołgami wjedziesz pierwszy w ulice Berlina.
Stało się jednak inaczej. Po sforsowaniu Nysy czołgi 7 gwardyjskiego korpusu pancernego podeszły pod miejscowości Gari na terenie dzisiejszej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Żołnierze utrudzeni całodniową walką szykowali się do snu. Uwagę dowódcy batalionu zwrócił daleki pomruk motorów. Niósł się niczym ciężkie dudnienie spoza niedalekich wzgórz.
— Słyszysz?... Czołgi idą — powiedział z niepoko-
jem do swojego zastępcy kapitana Kozłowa. I dodał w formie rozkazu. — Wyślij ludzi, niech sprawdzą, co to za maszyny.
Czołgiści posnęli. I oto nagle, wczesnym świtem, na radzieckie czołgi spadła ze wszystkich stron lawina pocisków. Kilka maszyn niemal natychmiast stanęło w płomieniach. Żołnierze, ochłonąwszy z pierwszego zaskoczenia, wskakiwali do wozów, zamykali włazy, uruchamiali silniki...
Ci, którzy przeżyli, pamiętają, że Chochriakow biegł wśród czołgów, wydawał rozkazy, wskazywał cele. Bój trwał, narastał i nikt nie zwrócił uwagi na zniknięcie dowódcy batalionu. Dopiero wówczas, gdy nadeszły posiłki, zorientowano się, że go nie ma. Szukano długo, bardzo długo. Wreszcie dostrzeżono majora. Leżał pod jakimś drzewem obsypany suchymi gałązkami, które ścięły przelatujące pociski. Twarz miał bladą, ale oddychał spokojnie. Nigdzie nie widać było śladów krwi. Wyglądało to na kontuzję. Ułożono Chochria-kowa na pancerzu czołgu. Ruszyli. I wtedy jakiś spóźniony pocisk ugodził w wieżę czołgu, rozprysnął się, a jego odłamki ugodziły śmiertelnie majora.
Po zdobyciu Częstochowy przez wojska I Frontu Ukraińskiego gazeta codzienna Armii Radzieckiej „Sztandar Ojczyzny" 18 stycznia zamieściła reportaż swego korespondenta wojennego o bohaterskiej postawie czołgistów 2 batalionu.
Natychmiast po zajęciu Częstochowy przybył do niej, niespokojny o los miasta, dowódca I Frontu Ukraińskiego marszałek Iwan Koniew.
— Przyjechałem do Częstochowy, by obserwować, jak wojska rozwijają się do natarcia w kierunku Wrocławia. Przypominam sobie, że moje stanowisko dowodzenia mieściło się w murowanym, solidnym budynku. Dom otoczony był ogrodem, z jednej strony
znajdował się duży taras. W pewnym momencie, gdy wraz z generałem Kostylewem pochyleni, byliśmy nad mapami, do pokoju wszedł jeden z oficerów sztabu i nieco pobladły z emocji zameldował, że ku Częstochowie zbliża się niemiecka dywizja pancerna. Było to całkowicie możliwe, bowiem nasze wojska szybko posuwając się naprzód rozbijały różne związki taktyczne nieprzyjaciela i, nie zatrzymując się dla ich ostatecznej likwidacji, parły dalej. Zdarzało się nader często, że jadąc do Rybałki, Korownikowa, czy też Żadowa, napotykałem po drodze różne niemieckie rozbite oddziały. Były zupełnie zdemoralizowane i nie podejmowały działań zaczepnych. Ale mieliśmy niejednokrotnie dowody, że takie oddziały łączyły się w większe grupy i wtedy było z nimi wiele kłopotów.
Sytuacja, o której mi zameldowano, wyglądała trochę niepokojąco, jako że w samej Częstochowie nie mieliśmy wówczas wystarczających sił dla odparcia ataku całej dywizji pancernej. Na szczęście, w przewidywaniu podobnych perypetii, pozostawiłem do swej dyspozycji 7 samodzielny korpus zmechanizowany gwardii generała lejtnanta P. Korczagina. Korpus ten pozostawał nieco w tyle i ilekroć zaszła potrzeba mogłem go użyć. Poprosiłem więc Kostylewa, by drogą radiową przekazał stosowne rozkazy. Uczyniwszy to Kostylew wrócił, mówiąc że nad Częstochowę ciągnie w tej chwili duża ilość wysoko lecących samolotów. To już było większe zmartwienie. Nie chodziło o nas, my do takich spraw zdołaliśmy już przywyknąć. Ale obawiałem się o los miasta i jego mieszkańców. Szybko więc wyszedłem na taras i spojrzałem w stronę, gdzie niebo zanosiło się buczeniem samolotów. Rzeczywiście, Kostylew nie przesadzał. Leciało ich dużo — może sześćdziesiąt, może nawet więcej... Trudno było policzyć, bo maszyny szły na dużej wysokości,
raz po raz kryjąc się w chmurach. Kierowały się wprost nad miasto. Wyobrażałem sobie, co się zaraz stanie. Faszystowskie bomby obrócą w proch i pył domy i kościoły, fabryki i szpitale, zabiją setki ludzi... Jedna z maszyn już się opuściła nad dalekim celem, zawisła nad nim niczym drapieżny ptak. To samo uczyniła druga, trzecia i następna. Naszych uszu dobiegły przytłumione wybuchy bomb. Zrzuciwszy swój ładunek samoloty zawróciły, szybko nabierając wysokości. Ktoś podał mi lornetkę, podniosłem szkła do oczu. I wtedy z moich piersi wyrwało się westchnienie ulgi. To były nasze, radzieckie szturmowce, które rozpoznawszy ruch silnej jednostki pancernej podchodzącej pod Częstochowę, obrzuciły ją bombami. Korpus Korczagina dowodzony przez generała majora D. Ba-rinowa, który zaatakował nieprzyjaciela z marszu, dokonał reszty.
Jak się później okazało, ku Częstochowie podchodziła z zamiarem odbicia miasta, rozbita w walkach pod Chmielnikiem, 17 dywizja pancerna.
W Liszce Górnej, 4 kilometry na północny zachód od miasta, miał wysunięte stanowisko dowodzenia marszałek I. Koniew. Sztab I Frontu Ukraińskiego 17 stycznia przeniesiony został do wsi Skroniów (4 kilometry na północny zachód od Jędrzejowa). Od 23 stycznia mieścił się w Liszce Górnej. 31 stycznia, w związku z rozwojem sytuacji na głównym kierunku uderzenia, przeniesiony został bardziej na zachód do wsi Krzywizna, pod Kluczborkiem.
Marszałek Koniew krótko przebywał w Liszce Górnej. Rankiem 19 stycznia wyjechał na punkt obserwacyjny 59 armii, do generała lejtnanta Iwana Ko-rownikowa, którego wojska przygotowywały się do decydującego uderzenia na Kraków.
Wróćmy jeszcze do sytuacji, jaka 17 stycznia panowała w rejonie Częstochowy.
Niemcy za wszelką cenę starali się utrzymać w swych rękach linię kolejową biegnącą w kierunku Blachowni, Herb i Lublińca oraz równoległą do niej szosę. Przez cały dzień oddziały osłonowe starały się opóźnić marsz wojsk radzieckich na Lubliniec i Opole. W tym samym czasie 6 gwardyjski korpus pancerny pod dowództwem generała majora W. Nowikowa ze składu 3 armii pancernej gwardii podchodził do Wielunia. Nazajutrz dwie brygady pancerne — 53 pułkownika W. Archipowa i 55 pułkownika D. Draguń-skiego (ze składu 7 gwardyjskiego korpusu pancernego), wspierane piechotą 73 korpusu generała majora Sarkisa Martirosjana — wyzwoliły miasto.
W Częstochowie na torach, poza przejazdem przy ulicy Zaciszańskiej, stało kilka wagonów towarowych. Nikt na nie nie zwrócił uwagi, nikt nie zainteresował się ich zawartością. Wczesnym rankiem trwały tu zresztą jeszcze walki. Po południu owe wagony eksplodowały z niewiadomych przyczyn. Eksplozja wstrząsnęła murami wielu domów w mieście. Małe, przeważnie parterowe domki robotnicze, stojące wzdłuż toru między Stradomiem i Kawodrzą Dolną, zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Kilka osób zostało zabitych. Kilkadziesiąt, a wśród nich wiele dzieci, odniosło rany.
Mieszkańcy okolicznych domów twierdzili, że eksplozję spowodował niemiecki samolot, który miał jakoby ostrzelać wagony pociskami zapalającymi. Możliwe, że detonację spowodował hitlerowski dywer-sant.
Trudno dzisiaj odpowiedzieć na te pytania. Warto jednak przypomnieć, że już po wyzwoleniu miasta, 17 stycznia, został podpalony dom, w którym znajdo-
wała się siedziba radomskiego gestapo i prawdopodobnie pozostały tam jeszcze liczne dokumenty, które już w niedalekiej przyszłości mogły ułatwić władzom radzieckim i polskim ściganie faszystowskich zbrodniarzy. Niewątpliwie były tam także akta i spisy wszystkich konfidentów gestapo. Następnego dnia wybuchł pożar w budynku, w którym mieściły się biura Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (NSDAP). Oba budynki doszczętnie spłonęły.
18 stycznia wojska radzieckie ostatecznie umocniły swoje pozycje w rejonie Częstochowy i po zaopatrzeniu jednostek w amunicję i paliwo podjęły dalszy pościg za nieprzyjacielem. Poszła także w bój 54 gwar-dyjska brygada pancerna. Kierując się szosą na Kłobuck o godzinie 11.00 rozpoczęła walki o zdobycie miasta, zakończone pełnym powodzeniem. W pięć godzin później brygada osiągnęła Krzepice i po krótkim boju wyszła na dawną granicę polsko-niemiecką. Z tego właśnie rejonu, o świcie 1 września 1939 roku, wyszło główne uderzenie dywizji wchodzących w skład 10 armii generała W. von Reichenau, skierowane poprzez Częstochowę, Radomsko i Piotrków Trybunalski na Warszawę. Teraz przez granicę przechodziły radzieckie oddziały pancerne, kierując się ku Odrze i Nysie, ku Berlinowi.
7 gwardyjski korpus pancerny osiągnął rzekę Prosnę, tocząc walki pod miejscowością Uszyce, a 9 korpus zmechanizowany generała lejtnanta Sucho wa sforsował z marszu Wartę pod Osjakowem.
Dywizje i pułki 5 armii gwardii generała Żadowa w dalszym ciągu oczyszczały okolice Częstochowy z przedostających się do tego rejonu różnych oddziałów i pododdziałów wroga.
58 dywizja piechoty osiągnęła Konopiska, 15 dywizja
rejon: Kamienica Polska, Żarki, Jawornik, 118 dywizja piechoty maszerowała do rejonu: Żarki, Janów, Łu-gowiec. Jeszcze tylko 31 samodzielny korpus pancerny stał w Liszce Górnej, Wrzosowej i na Zawodziu, czekając nadal na cysterny z paliwem. Dopiero 19 stycznia czołgi generała Kuźniecowa ruszyły na Lubliniec, by po ulicznych walkach rankiem 20 stycznia zająć miasto.
Tymczasem Częstochowa miała już swego stałego komendanta wojskowego. Został nim podpułkownik Ryszków, a jego zastępcą był kapitan Szamrikow. Komendantura zajęła dla swoich potrzeb budynek stojący na narożniku ulic Kilińskiego i Jasnogórskiej. Zajmowane przez Wehrmacht budynki szkolne zamienione zostały na szpitale polowe Armii Czerwonej. W jednym z takich szpitali, mieszczącym się w budynku liceum im. Traugutta przy ulicy Jasnogórskiej 15, leżał ranny w boju pod Praszką dowódca 56 gwardyj-skiej brygady pancernej, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego pułkownik Zachar Slusarenko. Zarząd szpitali wojskowych po kilku dniach zwolnił część budynków szkolnych, oddając je do dyspozycji Miejskiej Radzie Narodowej. Dzięki temu 1 lutego 1945 roku wszystkie szkoły średnie i większość szkół podstawowych rozpoczęły pierwszy skrócony rok nauki w Polsce Ludowej.
Miasto było wygłodzone. Pod koniec okupacji, ze względu na wzmożone potrzeby wojska przy jednoczesnym skurczeniu się terenów stanowiących zaplecze gospodarcze hitlerowskiej III Rzeszy, okupanci do maksimum okroili i tak skąpe racje żywnościowe wydawane na kartki ludności polskiej. Zapasy żywności w mieście były minimalne i wystarczyły jedynie na kilka dni. Dla doraźnej poprawy zaopatrzenia miasta w Podstawowe artykuły spożywcze dowództwo I Fron-
tu Ukraińskiego przekazało władzom Częstochowy znaczne ilości mąki i cukru.
W tych pierwszych dniach wolności społeczeństwo żądne było wszelkich informacji o przebiegu ofensywy wojsk radzieckich. Tłumnie więc ciągnięto na plac Daszyńskiego, gdzie ustawione zostały wozy z głośnikami, z których w określonych godzinach przekazywano komunikaty wojenne Armii Radzieckiej.
PARTIA ORGANIZATORKĄ
ŻYCIA W MIEŚCIE
Polska Partia Robotnicza, mimo poniesionych strat, była w 1945 roku jedyną siłą polityczną przygoto
waną i zdolną do zorganizowania i objęcia władzy na terenach wyzwolonych przez Armię Radziecką i ludowe Wojsko Polskie. Sposobiła się do tej roli już od pierwszej połowy 1944 roku. Zdając sobie sprawę, że reprezentuje żywotne interesy całego narodu, a nie określonych środowisk czy grup społecznych, w swojej działalności opierała się na najszerszych masach ro-botniczo-chłopskich. Jej siłą zbrojną były oddziały Armii Ludowej.
Nie zapominajmy, że 3 Brygada AL im. gen. J. Bema działała w newralgicznym dla Niemców punkcie — na tyłach 4 armii pancernej, a także częściowo na obszarze 9 armii, w rejonie, przez który prowadziły z zachodu na wschód ważne i rozbudowane szlaki komunikacyjne. Właśnie na tym terenie Wehrmacht zbudował pas swoich fortyfikacji i umocnień, które powstrzymać miały u granic Rzeszy napór radzieckich wojsk.
Oddziały partyzanckie AL przeprowadzając nieustanne akcje sabotażowe, których nasilenie nastąpiło z chwilą wyjścia wojsk I Frontu Ukraińskiego na zachodni brzeg Wisły, wiązały znaczne siły wroga, uniemożliwiając tym samym użycie ich na froncie. Ponadto na skutek wysadzania torów i mostów kolejowych, transportów z zaopatrzeniem, ostrzeliwania kolumn samochodowych itp. hitlerowcy ponieśli znaczne straty w ludziach i sprzęcie. Opóźniały się także dostawy surowców dla fabryk przemysłu zbrojeniowego, przerwane były na kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt godzin połączenia komunikacyjne na szlakach kolejowych Częstochowa—Kielce i Częstochowa—Radomsko. Działania te podkreślały także obecność partii i jej sił zbrojnych.
Przygotowując się stopniowo do wyjścia z konspiracji, miało to nastąpić natychmiast po zajęciu miasta orzez Armię Radziecką lub Wojsko Polskie, partia powołała w Częstochowie Miejską Radę Narodową. Ukonstytuowała się ona 23 kwietnia 1944 roku w mieszkaniu „Dzikuski" — Eugenii Ossowieckiej przy ulicy Ho-ene-Wrońskiego 26. Organ przyszłej władzy i reprezentacji miejskiej, zgodnie z intencją partii, składał się z ludzi pochodzących z różnych ugrupowań politycznych i bezpartyjnych. W jej skład weszło dziesięć osób. Przewodniczącym wybrano Karola Zajdę związanego organizacyjnie z Armią Krajową, ale o przekonaniach zdecydowanie postępowych i demokratycznych. W Radzie reprezentowana była także podziemna Rada Związków Zawodowych, powołana do życia w lutym 1944 roku. Częstochowa była jednym z nielicznych miast, w którym działały zalążki konspiracyjnych związków zawodowych. Miejska Rada Narodowa wydawała także własny „Biuletyn" ukazujący się aż do wyzwolenia.
Na wieść o wkroczeniu do miasta wojsk radzieckich odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady. Podjęto na nim uchwałę o wyjściu z konspiracji, wydano odezwę do ludności i zarządzenie o rozwiązaniu policji granatowej i powołaniu na jej miejsce nowego organu porządkowego — Milicji Obywatelskiej. Wezwano ponadto wszystkie zakłady użyteczności publicznej do uruchomienia w ciągu najbliższych trzech dni usług na rzecz miasta.
Wystąpienie Miejskiej Rady Narodowej spotkało się z pozytywnym oddźwiękiem wśród miejscowego społeczeństwa. Już następnego dnia przystąpili do pracy pracownicy wodociągów i elektrowni. Na ulicach pojawiły się patrole nowo sformowanej milicji. W jej szeregi wstępowali ochotniczo byli partyzanci Armii
Ludowej, rekrutujący się głównie z 3 Brygady AL im. gen. J. Bema, a także wielu byłych żołnierzy Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Przystąpili oni do zabezpieczania przed grabieżą zakładów przemysłowych, sklepów poniemieckich i magazynów. Specjalny oddział, ze Stefanem Radeckim na czele, zajął się ochroną huty „Raków", pilnując dzień i noc wielkich pieców. Miejscowi volksdeutsche byli, pod nadzorem milicji, zatrudniani przy pracach porządkowych.
Przed wojną Częstochowa należała do województwa kieleckiego. Ta przynależność administracyjna zachowana została także po wyzwoleniu. W Kielcach więc tworzyły się grupy operacyjne stanowiące zalążek przyszłych organów wykonawczych władzy ludowej na terenie województwa. Pierwsze wyruszyły w teren grupy operacyjne Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Funkcjonariusze tych organów rekrutowali się z reguły z byłych partyzantów oddziałów Armii Ludowej z Lubelskiego i Sandomierskiego.
17 stycznia 1945 roku przybyła do Częstochowy grupa stanowiąca zalążek miejskich i powiatowych organów bezpieczeństwa publicznego. Kapitan Władysław Dziadosz, podporucznik Marek Gil, podporucznik Zygmunt Wojtowicz i podporucznik Jan Tkaczyk mieli organizować Miejski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Natomiast porucznik Wincenty Podłubny, podporucznik Jan Jakóbczak i sierżant Franciszek Olaś mieli zorganizować Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.
Komendantem Milicji Obywatelskiej w Częstochowie mianowany został kapitan J. Ligus, a jego zastępcą podporucznik W. Karpiński. Komendantem powiatowym został podporucznik Franciszek Borkowski.
Przybyłej do Częstochowy grupie operacyjnej pod
porządkowana została całkowicie istniejąca już w mieście Milicja Obywatelska.
W trzeciej dekadzie stycznia siły Milicji Obywatelskiej na terenie miasta (obie komendy razem) liczyły już około 70 funkcjonariuszy. Utworzono także I komisariat, mieszczący się przy alei Wolności 50.
Zadania, jakie wyłaniały się przed Miejską Radą Narodową, wymagały dalszego rozszerzenia jej składu osobowego. 20 stycznia odbyło się więc kolejne posiedzenie, na którym dokooptowanych zostało czterech przedstawicieli PPS, czterech bezpartyjnych i jeden członek Stronnictwa Ludowego. Przewodniczącym wybrano ponownie Karola Zajdę. Rada wybrała także tymczasowe prezydium Zarządu Miejskiego, powierzając obowiązki prezydenta miasta Stanisławowi Lan-gierowi (PPR). Pierwszym wiceprezydentem został Bronisław Fedaryk (PPS), drugim Jan Pisowicz.
Zarząd Miejski przystąpił do organizowania podstawowych wydziałów, zaczynając swą działalność od utworzenia Urzędu Mieszkaniowego i Wydziału Aprowizacji. W dalszej kolejności utworzone zostały — Wydział Kultury i Oświaty oraz Wydział Finansowy. Dążąc do jak najszybszej normalizacji życia w mieście zarząd wezwał wszystkich właścicieli przedsiębiorstw handlowych do otwarcia sklepów, zastrzegając; że placówki handlowe, które nie zostaną uruchomione do dnia 31 stycznia, uznane zostaną za mienie opuszczone i jako takie przejęte na własność miasta.
Wiele troski poświęcił również Zarząd Miejski uruchomieniu zakładów produkcyjnych i instytucji użyteczności publicznej. Sytuację w znacznym stopniu komplikował fakt, że Niemcy ogołocili fabryki włókiennicze z maszyn i urządzeń. Na ich miejsce zainstalowali maszyny służące do produkcji amunicji i sprzętu wojskowego. Pochodziły one w większości
z fabryk polskiego przemysłu zbrojeniowego w Starachowicach, Skarżysku-Kamiennej, Końskich i innych miastach. Robotnicy z częstochowskich fabryk włókienniczych wędrowali po wyzwolonych terenach szukając wywiezionego przez Niemców wyposażenia, Minęło wiele miesięcy, zanim zakłady przemysłowe Częstochowy rozpoczęły normalną produkcję.
Gdy pod koniec stycznia przyjechał do Częstochowy z kolejną grupą operacyjną z województwa kapitan inżynier Władysław Szedrowicz, by zabezpieczyć i obsadzić pełnomocnikami Ministerstwa Przemysłu miejscowe fabryki, był wyraźnie zaskoczony sprężystością działania tutejszych władz miejskich, które we własnym zakresie rozwiązały wiele najistotniejszych i najbardziej pilnych problemów.
Sekretarzem Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej był w tym okresie Roman Baran. Był to komunista o dużym doświadczeniu organizacyjnym. Pochodził ze środowiska robotniczego hutników „Rakowa". W okresie okupacji hitlerowskiej należał do grupy takich działaczy partii jak Walenty Obraniak, Antoni Gładysz, Kazimierz Dziwirek, Tadeusz Goliński i Stanisław Langier.
Z energią przystąpiła partia do organizowania oświaty i życia kulturalnego w mieście. W początkach lutego w szkołach ogólnokształcących i podstawowych zabrzmiał pierwszy dzwonek. Kazimierz Brodzikow-ski i Tadeusz Krotkę przystąpili do organizacji teatru miejskiego. Profesor Edward Makosza począł rejestrować muzyków tworząc orkiestrę symfoniczną. 1 lutego uruchomiony został urząd pocztowy. Następnego dnia pojawił się na mieście pierwszy numer lokalnego dziennika „Głos Narodu".
Na zachodzie grzmiały jeszcze działa. Tutaj życie, mimo wielu jeszcze trudności, poczynało się stopniowo normalizować.
SPIS POLEGŁYCH
54 gwardyjska brygada pancerna *
1. Andriejew Piotr Osipowicz, mł. ltn. Częstochowa 2. Bachtiarow Nasir, mł. sierż. „ 3. Baczkarow Michaił Iwanowicz, szer. „ 4. Baszew Andriej Jakowlewicz, mł. ltn. „ 5. Biełow Genadij Aleksiejewicz, mł. sierż. „ 6. Biespałow Aleksiej Iwanowicz, mł. sierż. „ 7. Biłyk Nikołaj Władimirowicz, mł. sierż. „ 8. Blerow Genadij Wiktorowicz, szer. „ 9. Czernyszow Aleksander Aleksiejewicz,
sierż. „ 10. Czewtajkin Ilja Grigoriewicz, st. ltn. Krzepice 11. Diechanow Nikołaj Aleksiejewicz, st.
sierż. Częstochowa 12. Diemientiew Michaił Andriejewicz, szer. „ 13. Dymidow Iwan Wasilij ewicz, sierż. „ 14. Dzanbajew Mutan, sierż. Mstów 15. Frołow Wasilij Siemionowicz, szer. Krzepice 16. Gabiłow Ilja Muchamentowicz, -st. szer. Częstochowa 17. Gordiejew Aleksiej Afanasijewicz, szer. Mstów 18. Gorożanow Iwan Fiodorowicz, mł. ltn. Częstochowa 19. Grigorian Cołak Wagariganowicz, plut. „ 20. Iszunin Nikołaj Wasilijewicz, sierż. „ 21. Iwaniczenko Fiodor Afanasij ewicz, st. „
sierż. 22. Jachontow Iwan Dmitriewicz, st. szer. Mstów 23. Kamiński Gieorgij Józefowicz, mł. sierż. Częstochowa 24. Karpow Fiodor Konstantinowicz, st.
sierż. » 25. Kiwa Siemion Płatonowicz, kpt. „ 26. Konajew Nikołaj Pawłowicz, sierż. „ 27. Kowierin Iwan Zinowijewicz, kpt. Kiedrzyn 28. Leniuszkin Stiepan Iwanowicz, ml.
sierż. Częstochowa 29. Łapszynow Konstantin Konstantinowicz,
szer. Częstochowa
* Lista poległych została sporządzona na podstawie danych, znajdujących się w Archiwum Ministerstwa Obrony ZSRR. Obejmuje straty poniesione przez wyżej wymienione jednostki Armii Radzieckiej w dniach 16—18 stycznia 1945 roku. Miejscowości uwidocznione przy nazwiskach odpowiadają miejscom śmierci danych żołnierzy.
30. Łopidow Siergiej Gieorgij ewicz, szer. Częstochowa 31. Mozias Efim Władimirowicz, mł. ltn. „ 32. Naumow Aleksiej Aleksiejewicz, st.
sierż. 33. Nielga Iwan Ananiewicz, st. ltn. Kiedrzyn 34. Ostaszków Iwan Aleksandrowicz, st. Częstochowa
sierż. 35. Parfienow Wasilij Wasilijewicz, st. sierż. „ 36. Rodinow Ansim Spiridonowicz, plut. Krzepice 37. Smiedow Aleksander Arsentijewicz, st.
sierż. Częstochowa 38. Smirnow Nikołaj Piotrowicz, st. sierż. „ 39. Sorokin Leonid Michaiłowicz, szer. „ 40. Tatarikow Piotr Włodimirowicz, st. „
sierż. 41. Tulin Wiktor Aleksandrowicz, sierż. „ 42. Winogradów Nikołaj Fiodorowicz, st.
szer. Mstów 43. Zajcew Iwan Romanowicz, mł. ltn. Częstochowa 44. Zinnurab Nusław Sabirowicz, sierż. „ 45. Zołotow Wiktor Nikołajewicz, mł. ltn. „ 46. Żarów Wiktor Aleksandrowicz, sierż. „ 47. Zitniak Wasilij Iwanowicz, st. sierż. „
23 gwardyjska brygada piechoty zmotoryzowanej
48. Bezrodny Jaków Fiodorowicz, szer. Częstochowa 49. Dowbusz Grigorij Piotrowicz, mł. sierż. „ 50. Kolaskin Michał Nikiforowicz, szer. „
1419 pułk artylerii samochodowej
51. Juszyn Fiodor Piotrowicz, sierż. Częstochowa 52. Kajdałow Michaił Daniłowicz, mł. ltn. „ 53. Kamielianow Salim Bakiej ewicz, plut. „ 54. Kandykow Paweł Iwanowicz, sierż. „ 55. Koczkin Piotr Siemionowicz, mł. sierż. „ 56. Krotow Fiodor Akimowicz, mł. sierż. „ 57. Pieruszczew Nikołaj Dmitrij ewicz, mł.
sierż. „
100 gwardyjska brygada pancerna
58. Komarów Aleksander Filipowicz, ml. ltn. Kłobuck
59. Kuprin Dmitrij Pawłowicz, mł. ltn. „
237 gwardyjska brygada pancerna
60. Aleksandrów Iwan Pietrowicz, szer. Aleksandria 61. Aleksiejew Iwan Dmitrijewicz, plut. Wygoda 62. Charinow Władimir Pietrowicz, plut. Częstochowa 63. Czernow Wasilij Iwanowicz, mjr Kuźnica 64. Dwagin Grigorij Iwanowicz, szer. Janów 65. Fomiczew Iwan Wasiljewicz, szer. „ 66. Galuk Wasilij Profientiewicz, szer. „ 67. Jarosławcew Kondratij Trofimowicz,
sierż. „ 68. Jermakow Aleksander Potapowicz, st.
ltn. Trzepizury 69. Korolew Aleksander Nikitowicz, szer. Janów 70. Kusznir Wasilij Nikitowicz, st. sierż. Aleksandria 71. Makiejew Nikołaj Grigoriewicz, st.
sierż. „ 72. Riazanow Aleksander Nikiforowicz,
plut. Częstochowa 73. Sierow Paweł Iwanowicz, ltn. „ 74. Sołodiennikow Michaił Pawłowicz, mł.
ltn. Aleksandria 75. Szramko Grigorij Pawłowicz, st. sierż. Kuźnica 76. Telinow Piotr Stiepanowicz, st. sierż. Aleksandria
242 gwardyjska brygada pancerna
77. Birjukow Wasilij Iwanowicz, szer. Janów 78. Czerwonnyj Wasilij Filipowicz, sierż. Ostrowy 79. Gonczarow Nikołaij Iwanowicz, sierż. Janów 80. Graczew Piotr Dawidowicz, ltn. Janów 81. Kirijew Aleksiej Nikołajewicz, szer. Gnaszyn Górny 82. Kolesnik Dmitrij Jemielijanowicz, ltn. Gnaszyn Górny 83. Komar Kirił Iwanowicz, szer. Janów
84. Łopata Maksym Trofimowicz, szer. Ostrowy 85. Nowikow Wasilij Siemionowicz, plut. Janów 86. Slepko Wasilij Korniejewicz, sierż. Janów 87. Szromko Piotr Antonowicz, mł. sierż. Ostrowy 88. Witjaź Leontij Iwanowicz, plut. Janów
7 gwardyjski korpus pancerny
89. Kowalczuk Adam Antonowicz, st. ltn. Częstochowa 90. Kużmin Michaił Nikitowicz, kpt. „
S P I S TREŚCI
Pozostaną tylko — niebo i ziemia . . 5
Za drutami obozów jenieckich . . . 31
Na tyłach wroga 37
Wyścig dwóch armii 45
Czołgiści Chochriakowa w akcji . 63
Partia organizatorką życia w mieście . 91
Spis poległych 97
Redaktor: Barbara Cape Okładkę, i strony tytułowe projektował Wł. Terechowicz Strony rozdziałowe projektował Maciej Hibner
Fotografie: Janusz Płowecki i zbiory prywatne autora Korektor: Danuta Buczkowska i M. Kowalski Redaktor techniczny: Ewa Leśniak
Copyright by „Książka i Wiedza", 1973 Warszawa, Poland
Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa—Książka—Ruch" Wydawnictwo „Książka i Wiedza" Warszawa, styczeń 1973 r Wydanie I. Nakład 10 000 + 260 egz. Obj. ark. wyd. 5,9. Obj. ark. druk. 6,5 (5,3) 1 ark. ilustr. rotograwiurowych. Papier druk. mat. ki. III, 80 g, 82 X 104 cm. Oddano do składania 30.V.1972r. Podpisano do druku w grudniu 1972 r. Druk ukończono w styczniu 1973 r. Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego" Warszawa, ul. Miedziana 11/13. Zam. nr 4970/a. A-92. Cena zł 13.—
Ostem tyslący czterysta czterdziesta ósma publikacja „Klw"