Jak nie poznałem waszej matki
description
Transcript of Jak nie poznałem waszej matki
Gdzieś na południu Polski jest Babia Góra, najwyższa szczyt w naszym kraju
poza Tatrami. Zwana Królową Beskidów oraz Matką Niepogod przyciąga
turystów głodnych wysokogórskich wrażeń i kapitalnych widoków…
Mało kto jednak wie o pewnej historii z lat 90., która miała miejsce w jej
cieniu. Na terenie rozciągającym na północ od niej, w okolicach miasta
Jordanów, działał najprawdziwszy superbohater. Jak przystało na taką
postać latał, miał nadludzką siłę. I był niezniszczalny.
Nikt nie wie, kim on był naprawdę i skąd się wziął. Pojawił się nagle, na
początku wakacji roku 1998. Ubrany w ciemną kominiarkę, bluzę z kapturem
i moro spodnie zjawiał się tam, gdzie była taka potrzeba. Stawał do walki
o racje słabych i bezbronnych. Jedyne, co o nim więcej było wiadomo, to
jakie przezwisko nosi. Sam go kiedyś przekazał ludziom.
Kazał siebie nazywać Babiogórcem.
Oto jedna z historii o nim.
2
23 LIPCA 1998, JORDANÓW
To było cudowne popołudnie dla Agaty. Choć się wcale tego nie
spodziewała.
Najpierw, wychodząc z mieszkania na spacer, pod drzwiami znalazła
różę, a przy niej tajemniczy liścik – „Na dole”. Poznawała to pismo, jednak
nie mogła uwierzyć…
Szybko, z rosnącym napięciem, ale takim przyjemnym, zbiegła klatką
schodową pod niewielki blok w którym mieszkała. Był on pobudowany
w pobliżu lokalnej Spółdzielni Kółek Rolniczych, a w większości
zamieszkiwany przez pracowników i rodziny tejże jednostki.
Stanęła przed klatką i rozejrzała się dookoła. Zwiewna sukienka do kolan
falowała, gdy dziewczyna spoglądała to w prawo, to w lewo. Nie było tam
tego, kogo szukała.
Agata poczuła się mniej pewnie. Pomału ruszyła w stronę wyjazdu
z posesji. Dochodziła już do bramki, gdy usłyszała za sobą chrzęst żwirku
oraz czyjeś ciężkie kroki. Odwróciła się.
- Szeregowy Maciej Buda melduje się pani generał jego serca! –
postawny młodzian, w mundurze lotników z Dęblina, zasalutował
dziewczynie.
- Maciek! – zapiszczała, rzucając się w jego ramiona. Jej ciemne loki
zlały się z moro munduru chłopaka – Przecież miałeś dopiero wyjść
za dwa tygodnie!
- Nie matura, lecz chęć szczera wyrwie mnie do królowej mego serca –
bardzo romantycznie wyjaśnił chłopak.
Agata przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Tak objęci wyszli z posesji.
W bramie minęli pana Andrzeja, sąsiada Agaty, który wracał ze spaceru
z pieskiem. Pozdrowili się nawzajem szerokimi uśmiechami.
3
Kolejne godziny spędzili razem, chodząc najpierw po okolicznych polach,
a w ostateczności dochodząc do centrum Jordanowa. Gadali, śmiali się,
wyznawali sobie miłość, opowiadali, co u nich słychać. I tak aż do
jordanowskich plant, niewielkiego parku w centrum miasta. Tam czekała na
Agatę kolejna niespodzianka.
Zasiedli na ławeczce, niedaleko fontanny. Patrzyli głęboko w swoje oczy,
kiedy krzaki koło nich zaszeleściły. Wyszła z nich trójka chłopaków,
w których Agata rozpoznała kolegów Maćka z technikum. Dwóch miało
gitary, jeden flet. Stanęli przed Agatą i Maćkiem i zaczęli grać „Zabiorę cię”
Kancelarii. Maciek zaś cicho śpiewał.
Dziewczyna miała łzy w oczach. To właśnie przy tej piosence poznali się,
na jednej domówce.
Nad Jordanów nadszedł wieczór. Maciek odprowadził Agatę pod jej
mieszkanie. Tam ustalili, że chłopak wróci koło 21, tylko wpadnie do domu.
Ona zaś coś przygotuje na kolację.
Pożegnali się uściskiem, odeszli od siebie, by zaraz wrócić i znów się
pożegnać uściskiem, znów odeszli, i znów wrócili, by koło czarnej zastawy
pożegnać się ostatecznie. Agata wbiegła po schodach na drugie piętro,
otworzyła drzwi. Mieszkanie było ciche i puste. Rodzice wraz z młodszym
bratem na parę dni pojechali do rodziny w Zakopanym.
Weszła do kuchni, zapaliła światło. Sprawdziła, co ma w lodówce.
Oceniła, co z tego może zrobić. Przeszła do dużego pokoju, by się przebrać.
Zapaliła światło… i zamarła. Zamrugała szybko, zagasiła światło, znów
zapaliła. Ktoś był w czasie jej nieobecności w tym pokoju - i go totalnie
zdemolował. Na ścianach, podłodze i suficie sprayem były wymalowane
jakieś bohomazy. Wśród nich Agata dostrzegała nawet i pentagram.
Zrobiła krok w przód… i poczuła ostrze na swojej szyi.
4
- Nu Polsza – usłyszała za sobą dziewczęcy głos ze wschodnim
akcentem – Nie ruszaj się a będzie dobrze.
Poczuła, jak ktoś krępuje jej ręce i usta, a potem ciska na wersalkę.
Z trudem na niej usiadła i dostrzegła dwie dziewczyny, które stały przy
drzwiach.
Każda miała w rękach po długim nożu. Ich miny były mordercze.
5
Tomasz Skupień
Przedstawia
http://rider44.wrzuta.pl/audio/6kv2jMFVVvk/05._jak_nie_poznalem_waszej_matki
Jordanów 2013
6
23 LIPCA 1998, JORDANÓW
Na zewnątrz zapadał coraz głębszy mrok, który wlewał się do dużego
pokoju. Lampy zostały zgaszone zaraz po tym, jak Agatę powalono na
kanapę. Jedyne światło, jakie wpadało do środka, pochodziło z kuchni.
W jego blasku dziewczyna mogła dojrzeć rysy jednej z włamywaczek.
Miała może ponad dwadzieścia lat. Była wyższa o głowę od tej drugiej,
która teraz buszowała po kuchni. Raczej nie wyglądała na zadbaną – włosy
na jej głowie były w nieładzie związane w kucyk, zaś ubranie (koszulka
z jakimś rosyjskim napisem i stare jeansy) prezentowało trzecią lub czwartą
świeżość. Pod jej oczami malowały się spore wory, jakby nie spała z kilka
nocy.
Jedyną częścią, która w dziewczynie była pozytywna, były jej oczy.
Agata uznała, że bije z nich jakaś wewnętrzna mądrość, że dziewczyna do
końca nie jest zadowolona z losu, jaki zgotowało jej życie.
Skrzypnęły otwierane drzwi. Do środka weszła druga z porywaczek. Od
pierwszej różniła się wzrostem, krótszymi włosami oraz wyrazem twarzy,
jakby wiecznie kpiącym. Zajadała kiełbasę, którą znalazła w lodówce.
- Ciasta nie mieli – westchnęła po polsku, ale z silnym, wschodnim
akcentem. Usiadła na krześle koło tej pierwszej. Ta odpowiedziała
coś po rosyjsku. Agata nie zrozumiała.
- Dobra Saszka, goń do zastawy po sprzęt, ja małej przypilnuję –
pierwsza znów powiedziała po polsku.
- Nie mów do mnie Saszka – gniewnie warknęła pierwsza – Bo zacznę
cię nazywać Dianeczką…
- A ja cię trzepnę wtedy - warknęła ta pierwsza.
Dziewczyna zwana Saszką parsknęła i wyszła z pokoju.
7
Zostały same. Agata wpatrywała się w ową Dianę, a ta kończyła jeść
kiełbasę.
- Smaczna – porywaczka pochwaliła po ostatnim kęsie – Ale jakby
jeszcze do tego było ciasto… – westchnęła.
Agata nic nie powiedziała. Próbowała poluzować więzy.
- Mała, nie trudź się. Tego się nie da rozwiązać – Diana jakby
odczytała jej zamiary.
Coś trzasnęło w korytarzu. Otworzyły się drzwi. To wróciła Sasza,
z wielką, ciemną torbą w ręku.
Diana wstała i podeszła do niej. Zaczęły wypakowywać torbę. Na widok
zawartości po plecach Agaty przeleciał zimny dreszcz.
Porywaczki wyciągały różnego rodzaju bronie palne i białe. Trafił się
nawet tuzin drewnianych kołków oraz nóż z jakimiś dziwnymi inskrypcjami.
Część broni dziewczyny pochowały przy sobie, resztę rozłożyły po pokoju.
Nagle coś huknęło w korytarzu, jakby ktoś wszedł „z buta”. Na ten
odgłos Sasza podbiegła do drzwi pokoju i stanęła za nimi. Diana wskoczyła
za wersalkę. Agata zdołała tylko usłyszeć jak powiedziała:
- Uwielbiam tę część!
Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Pojawił się w nich zarys
człowieka w kapturze. Pewnie wszedł do środka.
Saszka wyskoczyła zza drzwi, rzuciła się na typa. Ten zrobił unik, ale
zaraz dostał cios w brzuch. Oberwał też po twarzy od Diany, która do niego
doskoczyła. Padł na podłogę.
Błysnęło światło zapalane przez Saszkę. Agata zaraz rozpoznała osobę,
która została pokonana przez dziewczyny.
Na podłodze leżał Babiogórzec. Oddychał bardzo ciężko, cicho jęcząc
z bólu.
8
***
Dziewczyny celowały z dwóch pistoletów w Babiogórca.
- Sprawdź – Diana wydała polecenie. Sasza nachyliła się i uniosła
w górę kominiarkę. Agata z tej perspektywy nie mogła dojrzeć, kto
się pod nią krył.
- To nie on – mruknęła.
- Może jakiś kumpel, przebijaj – warknęła Diana.
- Wampir by się tak łatwo nie dał powalić… Kto ty jest? – zapytała.
- Babio… babio… górzec – wysyczał typ.
- Kto? – warknęła Diana – Saszka, upitolaj łeb. I to już.
- On mi nie wygląda na wampira – mruknęła Sasza.
Dianka nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
- Ojciec by się tak nie ciaćkał, upitolaj – warknęła.
- Ojca z nami nie ma – gniewnie rzuciła Sasza – Zwiążmy go, potem
pomyślimy, co z nim zrobić.
Diana, bardzo niechętnie, opuściła broń. Razem związały Babiogórca
i cisnęły koło kanapy. Odwróciły się plecami do zatrzymanych i zaczęły
cicho, a potem coraz głośniej kłócić się po rosyjsku.
Agata okręciła głowę w stronę Babiogórca. Leżał na ziemi i cicho jęczał.
Dziewczyna już kompletnie nie rozumiała, co tu się dzieje. Raptem dwa dni
temu widziała, jak podnosi dwutonowy samochód i wytrzymuje uderzenie
drugiego, a teraz… A teraz zwijał się obok z bólu.
Porywaczki przestały się kłócić. Dianka podeszła do Agaty i wyrwała jej
z ust knebel.
- Gdzie twój chłopak! – krzyknęła,
- POMO… - Agata zaczęła krzyczeć. Diana przycisnęła nóż do jej szyi.
- Ubiję – warknęła – Gdzie twój chłopak?!
9
- Nie… nie wiem… - jęknęła Agata.
- Miał być o 21! – warknęła – Ostrzegłaś go?! Też jesteś wampirzycą?!
- Ale, ale… - zająknęła się Agata.
- Diana, sama sprawdzałaś, nie reagowała na wodę święconą –
odezwała się Saszka.
Diana rzuciła jakieś przekleństwo po rosyjsku.
- Zwietrzył nas, jak nic – warknęła.
- Może się tylko spóźnia. Zaczekajmy – spokojnie mruknęła Sasza.
Diana wstała.
- Jak któreś piśnie, ubiję – zagroziła Agacie i Babiogórcowi nożem –
Chodź – skinęła na siostrę. Wyszły z pokoju, do kuchni. Tam znów
zaczęły rozmawiać.
Agata ponownie spojrzała na Babiogórca.
- Jesteś cały? – zapytała cicho.
- Tak – jęknął – A ty?
- Też… Co to za dziewczyny?!
- Nie wiem – Babiogórzec stęknął.
- A z tobą co się stało? Przecież ty jesteś niezniszczalny, jak
Superman…
- Też bym chciał wiedzieć – bąknął. Jego głos wydawał się Agacie
znajomy – Do momentu wejścia do pokoju wszystko było dobrze…
A potem… potem… nie wiem… Poczułem się… słaby?
Agata nic już z tego nie rozumiała.
***
W pokoju byli w trójkę: Agata, Babiogórzec i Saszka. Diana po tym, jak
skończyła się kłócić z Saszą, wyszła. I do tej pory nie wracała. Od jej wyjścia
siedzieli w ciszy.
10
- Kim jesteście? – w końcu odezwał się Babiogórzec. Oddech miał
spokojny.
- Właśnie – podłączyła się Agata – Wparowujecie do czyjegoś
mieszkania, wiążecie nas…
- Robimy to dla waszego dobra. Zrozumcie – odpowiedziała Sasza.
- Dobra? – zakpiła Agata – A, pewnie jakaś sekta, czytałam kiedyś.
Chcecie nas zabić, by świat mógł przetrwać, a my się mamy
cieszyć…
- Nie, chcemy byście żyli. Zagraża wam wampir. I chcemy go załatwić.
- Że co? – warknęła Agata – Jaki wampir?
- Najprawdopodobniej twój chłopak.
- Maciek?! – krzyknęła Agata. Saszka ostrzegawczo uniosła nóż w górę
– On nie jest wampirem, mogę was zapewnić – powiedziała ciszej –
Żadnych kłów, żadnego picia krwi…
- Może jeszcze po prostu się do ciebie nie dobrał.
- Ej, on chodzi po polu, w słońcu. A ostatnio byliśmy na pizzy.
Z czosnkiem – wyraźnie zaakcentowała Agata.
- Słońce nic wampirom nie robi, zwłaszcza tym świeżym. Czosnek tym
bardziej.
- Ale przecież… w legendach… zawsze słońce i czosnek – wtrącił się
Babiogórzec.
- Legendy legendami, a życie swoje – westchnęła Saszka. Położyła nóż
na kolanach – Wybaczcie mnie i mojej siostrze, że to tak wygląda.
Ale to nasze pierwsze polowanie bez ojca. No i trochę, a zwłaszcza
Dianka, przesadzamy… Ale to dobra dziewczyna, muchy by, gdyby
nie była jakimś potworem, nie skrzywdziła.
- Polowanie? Siostra? Aaaa… - ton Agaty stał się kpiący – Rozumiem,
jesteś gdzieś z okolic Czarnobyla i wam głowy przepromieniowało.
11
- Jesteśmy spod Lwowa, jak jesteś taka ciekawa. I mamy polskie
korzenie. Nazwiska wam nie powiem, i tak ono nikomu nic nie mówi.
Za to bardziej znane jesteśmy jako siostry Pepesze – wyjaśniła Sasza.
- Wybacz, to też nic mi nie mówi – bąknęła Agata – Po kiego grzyba
chcecie zabić mojego chłopaka?
- Mówiłam, jesteśmy łowczyniami… w takim innym znaczeniu niż
powszechne – Sasza wywróciła oczami – Ja, siostra i ojciec od kiedy
pamiętam polujemy na takie różne stworzenia, co to tylko wy znacie
z bajek… Wampiry, rusałki, wiedźmy – wyliczyła.
- Wiedźmy? Rusałki? Ile żeście wypiły, co? – hardo rzuciła Agata.
- Od kiedy mojego chłopaka coś spaliło, nie tknęłam ani grama
wódki… Dianka tak, ona twardo tankuje. Ale ja przysięgłam Matce
Boskiej z Soboru świętego Włodzimierza, że dopóki nie dopadnę
tego, co Aleksjeja ubiło, nie wypiję ani kieliszka – Saszka nie
patrzyła na nich, tylko gdzieś w przestrzeń.
- Rozumiesz coś z tego? – szepnęła Agata do Babiogórca.
- Piąte przez dziesiąte – mruknął.
- Kochasz go? – nagle zapytała Saszka. Patrzyła prosto na Agatę.
- Kogo?
- Wampira.
- On nie jest wampirem – warknęła dziewczyna.
- Dostałyśmy cynk. Poza tym w okolicy były ostatnio dwa ataki.
Wszystko pasuje.
- Wcale nie pasuje! – głośniej zaczęła Agata – Nie zgadzam się na
zabijanie Maćka, a teraz mnie puszczaj! Babiogórzec, skop ten ruskiej
tyłek!
Saszka zaśmiała się.
12
- Oj narwana, narwana. Też taka byłam dla Aleksa… Poznaliśmy się na
studiach – Saszka złożyła ręce na kolanach – Prawo studiowaliśmy
w Kijowie… Myślałam, że mogę żyć normalnie, rzucić w cholerę tę
moją rodzinę… Potwory, wampiry… To nie dla zwykłej dziewczyny.
Ja chciałam kochać, mieć męża, dzieci… A potem… ten wieczór… -
głos zaczął się jej łamać – Ale czasem tak się zdarza. Ja się
nauczyłam z tym żyć… I ty też musisz.
- A może ja chcę kochać wampira? – zaperzyła się Agata.
- Kochać wampira, też mi pomysł! – zakpiła – Toć to nienormalne,
polsza. Wampiry trza do piachu, póki się da. Bo inaczej to zabiją…
Krwiożercze z nich bestie – jakby zaśmiała się ze swojego żartu.
- A może ja go kocham, niezależnie od tego kim jest? – jęknęła Agata –
Może widzę w nim po prostu kogoś dla mnie, kogoś, kto mnie
rozumie, kto jest dla mnie ważny, dba o mnie? Z kim, do cholery,
czuje się dobrze – teraz to jej łamał się głos.
- Też tak miałam – prawie szepnęła Sasza.
- Więc sama widzisz… Proszę, zostawcie go. On mnie nie skrzywdzi…
- Skrzywdzi, odejdzie… Jak każdy – warknęła Saszka. Jej wzrok padł
na Babiogórca – A ty co tak się patrzysz? Pewnie tak słuchasz i nie
wiesz, o czym gadamy… Dziwak z ciebie, bo się tak przebierasz…
- Wcale nie – przerwał jej Babiogórzec – Dobrze wiem o czym
mówicie… Co, myślicie że faceci to o tym nie myślą?
- Ja tam wiem, o czym myślicie – skwitowała Sasza.
- To się grubo mylisz, pani łowczynio – warknął Babiogórzec – Bo też
potrafimy myśleć o tym… Wszyscy nazywają to miłością, ale ja nie
lubię tego słowa. Zbyt się przejadło ostatnio, chyba przez disco-polo.
Wolę mówić o zależeniu… Że jednej osobie zależy na drugiej.
Cholernie. I absolutnie. I mam kogoś takiego. Ona o tym nie wie,
13
pewnie nigdy się nie dowie, jest szczęśliwa z kimś innym… I nie
chcę tego, za dużo widziałem i mam za dużą przeszłość, aby być z nią
szczęśliwy, tworzyć coś udanego… Ale zależy mi, cholernie zależy
mi, żeby była szczęśliwa. Żeby się ułożyło tak jak tego chce… Żeby
trafiła na dobrego faceta, bo na takiego zasługuje. A mi… Mi
wystarczy, że czasem pogadamy. Że czasem spojrzy w moje oczy…
Pamiętam, raz… - ton Babiogórca stał się bardziej delikatny –
Rozmawiałem z nią. Starałem się udawać, że to tylko zwykła
rozmowa, ot, tak. Ale w głębi wszystko się kotłowało. I wtedy ona
spojrzała prosto w moje oczy. To był ułamek sekundy… I wtedy…
Wtedy poczułem coś niesamowitego. Absolutnie szczęście, coś czego
nie da się opisać. To coś zalało całego mnie, rozjaśniło cały świat.
Poczułem wewnętrzne ciepło, którego nie można porównać z żadnym
innym… Wszystko… wszystko na ułamek sekundy stało się
piękniejsze. Świat stał się lepszy… - urwał – Ale z tego nie będzie
nic. Nigdy – podjął – Nigdy.
Agata i Saszka milczały. W końcu odezwała się porywaczka.
- Lach, jak na chłopa całkiem po ludzku myślisz – stwierdziła.
- Nie wiedziałam, że superboaterowie też tak kochają. I że maja
problemy – odezwała się Agata.
Babiogórzec machnął ręką.
- Nic ważnego… Po prostu nic – pokręcił głową.
- A wiecie… - temat podjęła Saszka - …że Dianka się tez podkochuje
w takim jednym, ale o tym nie daje znać? Ale to taka dziwna
„miłość”, bo ona tylko widziała zdjęcie chłopaka i jeden jego list…
Bo to jest Amerykanin, podobnie jak my poluje, z bratem i ojcem.
A z naszym czasem się konsultowali listownie… No i ona ma jego
zdjęcie, ma jego list, i po cichu do niego wzdycha. Ale tak, żebym nie
14
widziała. I nie słyszała, bo jak jej za nim smutno, to czasem sobie
słucha „American Boys”. Choć disco to ona się oficjalnie brzydzi, oj
brzydzi.
- Każda potwora znajdzie swego amatora – oceniła Agata.
- Żebyś wiedziała mała, żebyś wiedziała – Saszka spojrzała na zegarek
– No gdzie ona jest…
Wstała i wyszła z pokoju, na korytarz. Przeszła do kuchni i tam wychyliła
się przez okno.
- Przyjechała! – krzyknęła – O karwia, i chyba go złapała!
- Nie – pisnęła cicho Agata – Babiogórzec, zrób coś!
- A myślisz, że nie próbuję?! – chłopak walczył ze sznurami. Te nie
puszczały.
Tymczasem Saszka wyszła z kuchni i znikła w korytarzu. Usłyszeli, jak
otwiera drzwi, a potem wchodzi ktoś, ciężko oddychając. Wkrótce w pokoju
pojawiła się Dianka. Razem z Saszką wniosły nieruchomego Maćka i rzuciły
go na podłogę.
- Dopadłam go, jak tu szedł – sapnęła Diana, ocierając pot z czoła.
- Ty… ty… ty! – zaczęła Agata.
- On żyje – warknęła Diana – Jeszcze. Przez chwilę – spojrzała na
Saszkę – Dawaj kołki.
Jej siostra uważnie przyglądała się nieprzytomnemu Maćkowi.
- Nie wiem… Też mi nie wygląda na wampira – sprawdziła coś na jego
szyi – Ma puls – spojrzała na Dianę – Wampiry nie mają pulsu.
- To wampir i tyle – powiedziała Diana, ale mniej pewnie.
Z meblościanki ściągnęła jeden z kołków – Odcinasz mu łeb czy mam
to sama zrobić?
15
Coś puknęło cicho w korytarzu. Siostry Pepesze zesztywniały. Diana zza
paska wyciągnęła nóż, Saszka sprawdziła strzelbę. Pomału podeszły w stronę
drzwi.
Okno za wersalką eksplodowało, obsypując Agatę i Babiogórca
kawałkami szkła. Chuda postać wpadła przez dziurę, przeleciała nad
związanymi i spadła na siostry Pepesze. Z łatwością wyrwała Dianie nóż
i posłała ją na ścianę, a Saszką, jednym kopem, rozwaliła szafę.
- No, ładnie, ładnie – postać odwróciła się w stronę Agaty
i Babiogórca.
- To pan! – krzyknęła dziewczyna. Przed nimi stał pan Andrzej, jej
sąsiad z góry. Z tą jednak różnicą, że z ust wystawał mu cały rząd
długich kłów.
- A któż inny, słonko. Wszak obiecałem twoim rodzicom, że będę miał
na ciebie oko – zaśmiał się – No, to kto idzie na przystawkę? –
zawołał niemalże wesoło. Spojrzał na siostry Pepesze – Was na
koniec zostawiam, sprawczynie zagłady mojego gniazda. Muszę się
delektować zemstą – znów spojrzał w stronę Agaty – Czyli wypa… -
zaczął, ale urwał – Gdzie jest ten w kapturze?! – huknął.
- Wydaje mi się, że tu – usłyszał za sobą. Odwrócił się i ujrzał, jak
Babiogórzec wisi przed w nim powietrzu. Całkowicie oswobodzony
z więzów.
- Ty… - zawył wampir. I było to ostatnie, na co go było stać.
Babiogórzec dopadł jego głowy i przekręcił ją bardzo mocno. Coś
strzeliło, chlusnęła czarna ciecz i łeb wampira został w jego rękach.
Ciało osunęło się na podłogę.
- Co… - jęknęła Diana, podnosząc się z trudem. Dostrzegła Babiogórca
z głową wampira. Jej instynkt zadziałał. Porwała leżący obok kołek
i z całej siły wbiła w serce truchła sąsiada.
16
Wszystko trwało nie więcej niż dziesięć sekund.
- Sa… Saszka! – krzyknęła Diana, widząc swoją nieprzytomną siostrę
w kawałkach szafy. Dopadła do niej i zaczęła potrząsać – Saszka!
- Mówiłam ci… żebyś… tak… do mnie… nie mówiła – słabo
wychrypiała Sasza. Diana, mając łzy w oczach, objęła siostrę.
***
Posprzątali pokój. Większych zniszczeń co prawda nie usunęli, ale Agata
wymyśliła, że zwali to na jakieś włamanie. Maciek jeszcze nie przychodził
do siebie, więc nie musieli mu tłumaczyć, co się właściwie stało. I tak Agata
chciała, żeby pozostało.
W pobliskim lesie spalili to, co pozostało z wampira. Dla pewności
sprawdzili jego mieszkanie, ale znaleźli tam tylko wypitego psa.
- Dopadł nasz numer, skubany – oceniła Diana, sprawdzając jego
notatnik.
- I to pewnie on nas tu zwabił. Sprytne – mruknęła Sasza.
Koło północy wszystko było względnie na swoim miejscu. Siostry
Pepesze kończyły pakować rzeczy do bagażnika swojej zastawy. Agata
i Babiogórzec byli przy tym obecni i nie mogli wyjść z wrażenia na widok
arsenału, jaki tam siostry miały.
- Więc mówisz, żeś superbohater – mruknęła Diana, zamykając
bagażnik.
- Tak jakoś – bąknął Babiogórzec. Od czasu pojawienia się wampira
miał już wszystkie swoje moce.
- A to, że tak łatwo dałeś się powalić, to był podstęp czy co? – zapytała
Sasza.
17
- Wyglądało, że w jakiś sposób straciłem moce jak wszedłem do
pokoju… Jakby wszystko ze mnie uszło.
Sasza zamyśliła się.
- Może i znam rozwiązanie. Pokój zabezpieczyłyśmy różnymi
symbolami, ot, jakby coś jeszcze z wampirem się przyplątało. Była
i diabelska pułapka, i symbol odsyłający anioły, i kupa różnych
innych, których działania do końca nie rozumiemy.
- Czyli chcesz powiedzieć, że…
- Ale który na ciebie zadziałał to nie wiem, większość zniszczył
wampir przy ataku.
- I dlatego wszystko wróciło – podsumował Babiogórzec – Ale nigdy
nie spotkałyście się z czymś takim… kimś… jak ja?
- Wiesz, widziałyśmy sporo rzeczy nie z tego świata… Ale takiego jak
ty jeszcze nie – stwierdziła Diana. Spojrzała na zegarek – Ot, Saszka,
pakuj się. Rodzinny biznes wzywa, mamy robotę do zrobienia –
ponagliła swoją siostrę.
- Tak, tak – westchnęła Sasza – Czasem mam wrażenie, że to się
skończy kiedyś jakąś apokalipsą.
Pożegnali się. Silnik zastawy zawarczał. Diana odpaliła też magnetofon
i samochód ruszył ku bramie. Babiogórzec i Agata usłyszeli tylko pierwszą
linijkę piosenki:
- „Carry on my wayward son…”
A potem zastawa sióstr Pepesz znikła im z pola widzenia.
Zostali sami.
- Całkiem emocjonujący wieczór – oceniła Agata. Babiogórzec spojrzał
na nią z ukosa. Wcale nie było po niej widać przerażenia czy czegoś
w tym stylu.
- Całkiem – przytaknął.
18
- Dziękuję – mruknęła cicho, nie patrząc na niego.
- To moja robota, nie musisz mi dziękować – odpowiedział jej
Babiogórzec.
Milczeli chwilę.
- To ja wracam do Maćka. Jeszcze raz dzięki – poklepała go po plecach
– I… powodzenia z tą dziewczyną. Jeśli to prawdziwe uczucie, kiedyś
się uda.
- Taaa… - westchnął Babiogórzec.
Agata przytuliła go, poczym pobiegła do domu.
Chłopak przez chwilę stał przed blokiem.
- Szczęścia w życiu, Agato. Będę zawsze czuwał – westchnął.
I odleciał.
KONIEC
19