Inne rozkosze

36

description

Pełna humoru opowieść o kłopotach wynikających z pogoni za przyjemnościami. Pisząc o tej książce, krytycy porównują Pilcha do Hrabala i Kundery. Bohater Innych rozkoszy, Paweł Kohoutek, był niezmordownym poszukiwaczem erotycznych przygód. Jedną z jego wad było opowiadanie każdej kobiecie o wielkich wspólnych planach na przyszłość i w tym właśnie tkwił sekret jego powodzenia u niewiast. Jednak reputacja donżuana zostaje pewnego dnia wystawiona na ciężką próbę, bowiem do rodzinnego domu Kohoutka, w którym mieszka z żoną i dzieckiem, niespodziewanie przyjeżdża jego „aktualna kobieta”. Kohutek rozbawi znużonych współczesną literaturą piękną.

Transcript of Inne rozkosze

Page 1: Inne rozkosze
www.princexml.com
Prince - Personal Edition
This document was created with Prince, a great way of getting web content onto paper.
Page 2: Inne rozkosze

Jerzy Pilch

Inne rozkosze

Fragment

Page 3: Inne rozkosze

3/36

Page 4: Inne rozkosze

I

Gdy w roku Pańskim 1990 doktor weterynarii Paweł Kohoutekspojrzał w okno i ujrzał idącą przez ogród swą aktualną kobietę,z właściwym sobie pyszałkowatym fatalizmem pomyślał, iż przy-darzyła mu się przygoda, która winna być ostrzeżeniem dla wszys-tkich. Aktualna kobieta Kohoutka miała na sobie granatowypłaszcz, jej boską czaszkę okrywał filuterny kapelusik, ogromna zaśwaliza, którą wlokła za sobą, pozostawiała w białej listopadowejtrawie ciemny trakt ostatecznej klęski.

Gdyby przyjechała na krótko jedynie rozmówić się ze mną,gdyby złożyła mi tylko przypadkową i niezapowiedzianą wizytę,i tak byłaby to wystarczająco wstrząsająca historia, pomyślał Ko-houtek. I tak byłaby to historia godna książki. Ale aktualna kobietaKohoutka nie przyjechała w odwiedziny. Oburącz taszczyła walizę,na szczupłych zaś ramionach dźwigała wypełniony po brzegi ple-cak. Choć Kohoutek znał ją zaledwie od siedemnastu tygodni,doskonale wiedział, co znajduje się w walizce, a co w plecaku.W walizce były książki, a w plecaku cała reszta należących do niejprzedmiotów. Kohoutek mógł, zamknąwszy oczy, ściśle wymienić

Page 5: Inne rozkosze

rzecz po rzeczy, mógł bez trudu wyliczyć wszystkie części garder-oby: siedem czarnych podkoszulków, dwie białe bluzki, dwiemęskie koszule w kolorze khaki, jeden szary dres z białymi wy-pustkami, trzy czarne spódnice mini, jedna para dżinsów, dwiepary czółenek na płaskim obcasie, kozaczki nad kolana, które aktu-alna kobieta Kohoutka odziedziczyła po matce, czarny golf, szaramęska tweedowa marynarka, w której wyglądała świetnie, rajstopyi kilkadziesiąt par wyłącznie białych majtek rozmaitego kroju. Tak,aktualna kobieta Kohoutka spakowała cały swój dobyteki przyjechała, by wreszcie po siedemnastu tygodniach straszliwejmęki krótkotrwałych spotkań zamieszkać z Kohoutkiem na zawsze.Uregulowała należności, wysprzątała pokój, zdjęła z półki wszys-tkie wydane po polsku książki Milana Kundery, Kusiciela Brocha,Historię filozofii Tatarkiewicza, tomiki wierszy StanisławaBarańczaka i Ryszarda Krynickiego. Z perwersyjną pieczołowitoś-cią spakowała też dzieła zebrane najwybitniejszego żyjącego pol-skiego pisarza, którego wielbiła czytelniczo i platonicznie, a októrego Kohoutek był zazdrosny wcale nie platonicznie, Kohoutekbył oń zazdrosny jak zwierzę i wiedział, co czyni: najwybitniejszyżyjący polski pisarz należał do nieśmiertelnego pokolenia niestrud-zonych łowców kobiet. Słowem – aktualna kobieta Kohoutkaspakowała swoje rzeczy i książki, oddała klucze właścicielce, poszłana dworzec PKS, kupiła bilet i pojechała do rodzinnej miejscowościKohoutka. Nigdy tam przedtem nie była, ale z opowieści Kohoutkadoskonale znała tę zamieszkaną wyłącznie przez ewangelikówaugsburskich osadę.

Kohoutek ma nieznośnie sentymentalny zwyczaj opowiadaniaswym aktualnym kobietom o ziemi cieszyńskiej. One wpatrują sięweń, starają się, jego zdaniem, daremnie, poskromić swój nieumi-arkowany zachwyt, on zaś snuje opowieści o Parteczniku, Dziech-cince i Jurzykowie, opowiada o domu, który zbudował jego pradzi-adek, mistrz masarski Emilian Kohoutek oraz o ogrodzie, który byłkiedyś dziedzińcem wielkiej rzeźni. Rzecz jasna, Kohoutek wie, iż

5/36

Page 6: Inne rozkosze

nawyk opowiadania aktualnym kobietom o stronach rodzinnychjest nie tylko nieznośnie sentymentalnym nawykiem. Kohoutekwie, iż nawyk ten jest także zgubnym nawykiem. W każdym raziew tym właśnie przypadku – myśli Kohoutek, spoglądając na idącąprzez ogród swą aktualną kobietę – w przypadku tej niewyobrażal-nej historii mam powody, aby myśleć o zgubie. Stanowczo niepowinien był jej opowiadać o ziemi cieszyńskiej, nie powinien byłjej mówić ani słowa o sobie, nie podawać adresu, imienia,nazwiska, nie zgadzać się na wszystko, nie obiecywać jej niest-worzonych rzeczy, nie przebywać w jej szaleńczym towarzystwie.

Jakże daremne, jakże retorycznie puste i, na szczęście, jakżekrótkotrwałe były żale Kohoutka. Nie trzeba było wsiadać do auto-busu pośpiesznego linii A. Nie trzeba było tysiąc razy krążyć pom-iędzy jedną a drugą miejscowością. Nie trzeba było zadawać żad-nych pytań, a zwłaszcza nie trzeba było zadawać pierwszego py-tania. Najmocniej przepraszam, co pani czyta? Nie trzeba byłokruszyć centralnego układu nerwowego nadmiernymi dawkamiświata. I tyle. Kohoutek usłyszał, a może wyszeptał pierwsze wersywielkiego lamentu; wspomnienie lewiatanowego wnętrza autobusupośpiesznego linii A, w którym ujrzał ją po raz pierwszy,przemknęło mu przez głowę, ale nic więcej. Na dalsze ciągi na-jpiękniejszych nawet pod względem stylistycznym lamentów niebyło czasu. Kohoutek przyglądał się idącej przez ogród swej aktual-nej kobiecie, jego mózg zaś pracował z zabójczą precyzją. Kohoutekzastanawiał się, czy ktoś z domowników już ją zauważył.

Aktualną kobietę Kohoutka mogła zauważyć matka Kohoutka.Mógł ją zauważyć ojciec Kohoutka. Mogła ją zauważyć Pastorowalub Pastor. Mogła ją zauważyć pani Wandzia lub matka paniWandzi. Mogła ją zauważyć Oma, babka Kohoutka. Pan Naczelnik,dziadek Kohoutka, mógł głęboko nabierając powietrza, nabrać za-razem pewności, iż ktoś blisko z Kohoutkiem związany jestw ogrodzie. Aktualną kobietę Kohoutka mogło też widzieć dzieckoKohoutka i mogła ją dostrzec żona Kohoutka. Mogli ją zauważyć

6/36

Page 7: Inne rozkosze

wszyscy. Ale przy odrobinie szczęścia, a raczej przy ogromieszczęścia, mógł jej nikt nie zauważyć. Trwały ostatnie przygotow-ania do jutrzejszych urodzin Omy, a poza tym od rana, a właściwieod wczorajszego wieczora, uwaga domowników była zaabsorbow-ana dwoma litrami pulpetów wołowych ukrytych gdzieś przezOmę, babkę Kohoutka. Rzecz była pilna, gdyż pulpety miały terminprzydatności do spożycia tylko osiem dni. Od czasu kupna upłyn-ęły już dwa dni. Czas zmierzał nieubłaganie ku definitywnym for-mułom – dwulitrowy słój pulpetów wołowych, których terminprzydatności został przekroczony, oznacza eksplodującą siar-czanymi płomieniami wieczność.

Na trop przepadłych bez wieści pulpetów naprowadziła wszys-tkich Pastorowa, pytając przy wieczerzy, co z pulpetami. Z jakimipulpetami? odparła pytaniem na pytanie matka Kohoutka. Z tymipulpetami, które kupiłam wczoraj, pytam, ponieważ one mają ter-min przydatności do spożycia tylko osiem dni, a tu dwa dni jużprzeszły.

– Oma – matka Kohoutka zwróciła się do Omy, babki Kohoutka;matka siedziała obok niej i zwykle ze względu na głuchotę Omy razjeszcze głośno i wyraźnie powtarzała, co mówiono przy stole; Ko-houtkowi, którego trudno byłoby nazwać nieuprzedzonymświadkiem zdarzeń, zawsze wszak wydawało się, że wśród do-mowników panuje tajemny zwyczaj przekazywania kwestii z ust doust. – Oma, co z pulpetami, które wczoraj kupiła Pastorowa?Pytam, ponieważ mają one termin przydatności do spożycia tylkoosiem dni.

– Są w lodówce – odparła Oma.Zdarzyło się to wczoraj, ale Kohoutek pamięta to tak dobrze,

jakby zdarzyło się to dzisiaj. Kohoutek widzi samego siebie: tak, toon! Kohoutek! Kohoutek wstaje zza stołu, udaje się do spiżami,otwiera lodówkę i zagląda do środka. Liczne potrawy znajdują sięna oświetlonych polarnym blaskiem półkach, ale pulpetów wołow-ych nie ma tam niezbicie.

7/36

Page 8: Inne rozkosze

Gdy okazało się, że pulpetów nie ma też w innych dostępnychśmiertelnikom miejscach, dla wszystkich stało się jasne to, co i takprzeczuwali. Pulpety musiały podzielić los parówek, frankfurterek,klopsików, bitek, wędzonych kurczaków, pieczeni, flaków, kiełbasi tylu innych pokarmów, skrzętnie i na ogół bezpowrotnie ukrywa-nych przez Omę.

Przebieg wczorajszych poszukiwań jeszcze raz wypełnia opartąo szybę głowę Kohoutka. Choć działo się to wczoraj, tym razem Ko-houtkowi wydaje się, iż działo się to przed laty. Szukano caływczorajszy wieczór i całe dzisiejsze popołudnie. Jednakże w miaręupływu czasu wśród zniecierpliwionych bezskutecznością swychdziałań poszukiwaczy jęła szerzyć się demoralizacja. Widmoweemblematy apatii, niechęci, a nawet buntu, z wolna zaczynały po-jawiać się nad głowami znużonych penetratorów.

Pastorowa, prawdę powiedziawszy, w ogóle nie brała udziałuw poszukiwaniach. Zaraz po obiedzie, który składał się z zupy grzy-bowej z makaronem, cielęcych kotletów mielonych, surówki z czer-wonej kapusty, ziemniaków oraz kompotu z czereśni, natychmiastpo przełknięciu ostatniego kęsa, po wykwintnym wypluciu pestkiostatniej czereśni na spodek, Pastorowa zła i zniecierpliwionazamętem – to wzmagających się, to słabnących poszukiwań,przebrała się i pojechała do domu zborowego na spotkanie kołapań. Pastor oświadczył, iż sprawdzi, czy słój nie został ukryty zaksiążkami w jego gabinecie. Z nieco przesadną skrzętnością zatrza-snął za sobą biało lakierowane drzwi i natychmiast zapadła tammartwa cisza, jasno dowodząca, iż znowu ogarnęło go natchnieniei w niezwykłym pośpiechu, połykając litery i słowa, pisze jedno zeswoich płomiennych kazań. Oma, ukrywszy pulpety, sama zaszyłasię nie wiadomo gdzie, a raczej wiadomo, najpewniej tam gdzie za-wsze. Żona Kohoutka uczyła się języków obcych. Dziecko Ko-houtka oglądało telewizję satelitarną. Dziadek spał łapczywymsnem krótkowidza, któremu jedynie we śnie jest dane ujrzećdalekie perspektywy. Pani Wandzia grała na skrzypcach, matka zaś

8/36

Page 9: Inne rozkosze

pani Wandzi podglądała ją przez dziurkę od klucza, pani Wandziabowiem nieraz, zamiast ćwiczyć, grała proste kawałki z pamięci,czytając równocześnie rozłożoną na pulpicie powieść miłosną –słowem było tak, jak zawsze.

Jedynie rodzice Kohoutka nie ustawali w poszukiwaniach. Alena razie byli na strychu. Z góry słychać było przesuwanie mebli,skrzypienie otwieranych szaf i wysuwanych szuflad – nie dopowtórzenia dźwięki towarzyszące odsłanianiu najtajniejszychskrytek. Znając rzetelność swoich starych, Kohoutek dobrzewiedział, iż nieprędko uniosą głowy, by spojrzeć w okno. Tak czyinaczej nie było więcej czasu do stracenia.

Aktualna kobieta Kohoutka szła przez ogród, który był niegdyśdziedzińcem wielkiej rzeźni. Na ramionach dźwigała wypełnionyrzeczami plecak, za sobą zaś wlokła walizkę pełną książek.

Kohoutek zbiegł na parter, bezszelestnie przemknął przez przed-pokój, odchylił deskę w boazerii i tajnym przesmykiem, któregoużywał ostatnio trzydzieści lat temu w trakcie występnych gierdziecinnych, przedostał się na werandę. Zapach jabłek miałw sobie intensywność jesiennego gromu. Kohoutek uchylił oszk-lone pomarańczowymi szybkami drzwi werandy i stopy jegospoczęły na znużonych trawach listopada. Okrążając dom, jął biecna spotkanie. Nie przez samego siebie prowadzony zmierzał ku na-jbardziej apokaliptycznej randce swego życia.

9/36

Page 10: Inne rozkosze

II

Kohoutkowi zawsze wydawało się, że urodziny Omy byłyświętem większym od wieczerzy wigilijnej, od wielkopiątkowegopostu, od wielkanocnego śniadania, większym od zakończeniaroku, od noworocznego obiadu, większym od Pamiątki reformacji.

W listopadowe popołudnie, w dzień urodzin, domownicy i gościezasiadali za stołem. Oma, ubrana w granatową suknię z surówkioraz narzucony na ramiona kożuszek, z poważną miną, bez cieniauśmiechu, słuchała toastów. Matka Kohoutka, żona Kohoutkai niektóre z zaproszonych pań krążyły pomiędzy jadalniąa kuchnią, wnosząc kolejne dania. Pani Wandzia grała na skrzyp-cach. Śpiewano pieśni ze starych kancjonałów. Doktor Oyermahwygłaszał przemowę za przemową.

Urodziny Omy były wstępem, rozwinięciem i zakończeniemwielkiego całorocznego wypracowania. Już nazajutrz niektóre z ni-etkniętych dań wracały do zamrażarek. Zapasowe, naszykowane nawszelki wypadek obrusy matka raz jeszcze prasowała i układała naich wiekuistych miejscach w bieliźniarce. Narysowany przez ojcana brystolu plan stołu, miejsca, gdzie kto ma siedzieć, oraz spisany

Page 11: Inne rozkosze

na arkuszu papieru kancelaryjnego scenariusz obchodów urodzinOmy: część religijna, modlitwa, numery pieśni, toasty,przemówienia oraz kolejność dań, wszystko to starannie zwijano,składano i chowano w kredensie. Chowano na krótko, na okamgni-enie, na rok zaledwie. Na rok, który z oszałamiającą prędkościąprzetaczał się wraz ze swoimi upałami, deszczami i śnieżycami naddachem domu.

W niecałe dwa tygodnie po urodzinach Omy zaczynał się adwenti ze zdwojoną energią szykowano się do świąt. Kohoutek budził sięnieraz o tej najciemniejszej porze i już o czwartej nad ranem,w czerniach kruczej nocy, rozświetlanej jedynie pojedynczymi świ-atłami rozpościerającego się w dolinie uzdrowiska, słyszał odgłosydochodzące z kuchni; dochodziły też stamtąd zapachy pieczonychciast. Święta zbliżały się i mijały w niesamowitym pośpiechu. Do-mownicy zasiadali do wieczerzy wigilijnej, kładli się spać, o świciesadzano Omę w fotelu na biegunach, otulano ją kocami i pledami,i czyniąc z wiekowego mebla rodzaj świątecznego wehikułu, rodzajsań godowych, wieziono naszą nieśmiertelną choć ledwo się rusza-jącą Omę na jutrznię. Był bożonarodzeniowy obiad, przed syl-westrem matka Kohoutka piekła pączki, Nowy Rok i karnawałtrwały, zdawać by się mogło, nie dłużej jak godzinę, ani się człow-iek obejrzał, przychodził wielki post. Lasy na zboczach gór dalejbyły zamarznięte, nie poruszyła się ani jedna gałązka, ani jednoźdźbło przeistoczonej w lód trawy, ale był już wielki post, szły przy-gotowania do świąt Wielkiejnocy, zaraz po świętach wybuchaławiosna, my starzy ewangelicy, a zarazem prawdziwi narratorzy tejhistorii nie możemy się powstrzymać, by nie powiedzieć, iż wiosnana Śląsku Cieszyńskim ma w sobie raptowność reformacji, nagłeupały wzdłuż i wszerz przemierzały te ziemie niczym innowierczeognie. Matka Kohoutka o świcie wychodziła do ogrodu i wracałao zmierzchu, by zająć się jedzeniem. W ciągu wiosny i latawypadało co najmniej kilkanaście uroczystych obiadów, urodzinyojca Kohoutka, urodziny matki pani Wandzi, zjawiali się

11/36

Page 12: Inne rozkosze

nieoczekiwani goście, letnicy pytali o pokoje do wynajęcia, na kilkadni przyjeżdżał doktor Sztwiertnia z córkami, ziemia pod stopamibyła sucha i ruchoma jak igliwie, zapach mieszanych lasów łączyłsię z zapachem olejków do opalania, paliła się Barania Góra i z oki-en na strychu widać było kłęby dymu i pomarańczowe języki ognia.Wszyscy mieszkańcy stali na szczytach okolicznych gór i przy-glądali się dorocznemu pożarowi, jedynie zagubione w wysokiejluterańskiej trawie pary pogrążonych w zgubnych żądzach kato-lików nie mogły się od siebie oderwać i, znieruchomiałe, dosłownieu naszych stóp, czekały na koniec widowiska. Sierpień był jużchłodniejszy, dno rzeki powoli ciemniało, we wrześniu, w na-jpiękniejsze dni, zdarzały się przymrozki, a o zmierzchu, gdywciągnęło się głęboko powietrze, czuło się w jego zapachuobecność pierwszych śniegów zaczajonych w niebiosach. Zbliżałysię urodziny Omy. Trawa w ogrodzie, który był kiedyś dziedzińcemwielkiej rzeźni, żółkła. Urodziny Omy zbliżały się z każdym dniem.

Czas, odkąd Kohoutek pamięta, był zawsze oczekiwaniem na jejurodziny, które miały się odbyć za rok. Za pół roku. Za miesiąc. Zatydzień. Jutro.

12/36

Page 13: Inne rozkosze

III

Obiegł dom i ujrzał swą aktualną kobietę idącą wzdłuż ogromne-go okna jadalni. Świeciło się tam światło, nakrywano stół dowieczerzy, zasłony nie były zaciągnięte. Ona szła prosto przedsiebie, nie ulegała najnaturalniejszemu w świecie odruchowi, nieodwracała głowy w stronę omiatającej ją poświaty, nie zaglądała dooświetlonego wnętrza.

Bestia, wie, że mnie tam nie ma, i nawet nie patrzy – pomyślałzaczajony za węgłem Kohoutek. Panie Boże, nie wzywam Twegoimienia nadaremno, ale skąd ta kobieta zawsze i wszędzie wszystkowie? Skąd ona wie, że mnie nie ma w jadalni?

Gdy wreszcie doń dotarła, postąpił krok naprzód i ujął jej dłoń.Nie objął jej, nie powiedział ani słowa, wziął ją jedynie za rękę i,odwróciwszy się, powiódł w bezpieczne miejsce.

Kluczyli po szachownicy świateł, jaką prostokąty oświetlonychokien wyznaczały w trawie, poruszali się tylko po ciemnych polach.Szli prędko, prawie biegli. Aktualnej kobiecie Kohoutka było corazciężej i dyszała coraz chrapliwiej. Kohoutek nie zdjął jej z ramionplecaka ani nie pomógł nieść walizki; w desperacji, jaka go

Page 14: Inne rozkosze

ogarnęła, wlókł ją za sobą, szarpał za rękę i raz po raz boleśnieściskał jej palce. Wszystko to czynił po części bezwiednie, po częścizaś po to, by świadomie ją ukarać za kłopot, jaki mu uczyniła swymniesłychanym przybyciem.

My, starzy zbereźnicy, obserwujący tę scenę ze śmiechem, ale teżz pełnym swoistego współczucia lękiem, możemy dodać, iż złośći desperacja Kohoutka podszyte były racjonalną przebiegłością.Kohoutek dobrze zdawał sobie sprawę, iż śpiesząc z pomocą swejaktualnej kobiecie, pogłębia w gruncie rzeczy ryzyko, potęgujedramatyzm sytuacji. Teraz wszakże ktoś mógł nie tylko dostrzecjego aktualną kobietę w ogrodzie, teraz ktoś mógł zauważyći samego Kohoutka u jej boku. Mało tego, ktoś mógł również zwró-cić uwagę na brak Kohoutka w domu, lada chwila mógł się rozlecczyjś okrzyk: Kohoutku, gdzie jesteś? Matka Kohoutka mogła naprzykład, zauważywszy czapkę Kohoutka w przedpokoju, domyślićsię, iż jak zwykle lekkomyślnie i jak zwykle nie wiadomo po cowybiegł on na dwór bez czapki, mogła więc, zabrawszy czapkę,ruszyć w ślad za Kohoutkiem; mogło się wydarzyć tysiąc takichprzypadków. Ale istniał też jeden przypadek na tysiąc, że nic sięnie stanie. A poza tym – co tu kryć – pomimo niesprzyjającychokoliczności, Kohoutek był rad, iż widzi swoją aktualną kobietę.Dotykał jej i działo się z nim to, co działo się z nim zawsze, gdy jejdotykał. Kohoutek redukował się wtedy do własnych dłoni. Gdykiedykolwiek jej dotykał, całe jego istnienie skupiało się w jego dło-niach. Teraz zaś zwłaszcza, rzec można, iż Kohoutek gorączkowościskając rękę swej aktualnej kobiety, dosłownie dzierżył cały swójlos w kurczowo zaciśniętych palcach.

Wlókł ją w stronę starej rzeźni. Aktualna kobieta Kohoutkawidziała przed sobą zarośla tak gęste, iż wydały się jej ciemnymwzgórzem, plątaniną jodeł, leszczyn, łopianów i trzcin cukrowych;przeszkodą absolutnie nie do przebycia. A jednak Kohoutek wiódłją rodzajem ścieżki i po chwili w gęstwinie jęły bieleć kruszejąceściany. Drzwi otwarły się bezszelestnie i kochankowie wstąpili na

14/36

Page 15: Inne rozkosze

bezpieczne terytoria. Tu pośród rdzewiejących niczym sezonowepomniki maszyn masarskich nie powinien już ich ująć żadenpościg. Mimo to Kohoutek był dalej niespokojny.

– Idziemy na górę – powiedział i wziął wreszcie z rąk swej skra-jnie utrudzonej aktualnej kobiety walizkę. – Ciężka – warknąłz pretensją w głosie i jako pierwszy jął wspinać się po drewnianychschodach.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

15/36

Page 16: Inne rozkosze

IV

Dostępne w wersji pełnej

Page 17: Inne rozkosze

V

Dostępne w wersji pełnej

Page 18: Inne rozkosze

VI

Dostępne w wersji pełnej

Page 19: Inne rozkosze

VII

Dostępne w wersji pełnej

Page 20: Inne rozkosze

VIII

Dostępne w wersji pełnej

Page 21: Inne rozkosze

IX

Dostępne w wersji pełnej

Page 22: Inne rozkosze

X

Dostępne w wersji pełnej

Page 23: Inne rozkosze

XI

Dostępne w wersji pełnej

Page 24: Inne rozkosze

XII

Dostępne w wersji pełnej

Page 25: Inne rozkosze

XIII

Dostępne w wersji pełnej

Page 26: Inne rozkosze

XIV

Dostępne w wersji pełnej

Page 27: Inne rozkosze

XV

Dostępne w wersji pełnej

Page 28: Inne rozkosze

XVI

Dostępne w wersji pełnej

Page 29: Inne rozkosze

XVII

Dostępne w wersji pełnej

Page 30: Inne rozkosze

XVIII

Dostępne w wersji pełnej

Page 31: Inne rozkosze

XIX

Dostępne w wersji pełnej

Page 32: Inne rozkosze

Epilog

Dostępne w wersji pełnej

Page 33: Inne rozkosze

Polecamy

Dostępne w wersji pełnej

Page 34: Inne rozkosze

Inne rozkoszeSpis treści

OkładkaKarta tytułowaIIIIIIIVVVIVIIVIIIIXXXIXIIXIIIXIVXVXVIXVIIXVIIIXIXEpilogPolecamyKarta redakcyjna

Page 35: Inne rozkosze

KorektaJadwiga Piller

Copyright © by Jerzy Pilch, 2005, 2012Copyright © Wielka Litera Sp. z o.o.,

Warszawa 2012

Wielka Litera Sp. z o.o.ul. Kosiarzy 37/53, 02-953 Warszawa

ISBN 978-83-63387-26-6

Plik ePub przygotowała firma eLib.plal. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: [email protected]

Page 36: Inne rozkosze

@Created by PDF to ePub