Ekspresje Tom s.1-410 IV

410
EXPRESSIONS

Transcript of Ekspresje Tom s.1-410 IV

Page 1: Ekspresje Tom s.1-410 IV

EXPRESSIONS

Page 2: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wydawnictwo Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za GranicąPublication of the Association of Polish Writers Abroad

REDAKTOR: Alina Siomkajło (UK)

Stale współpracuja: Marek Baterowicz (Australia) Włodzimierz Korcz (Warszawa) Wojciech Ligęza (Kraków) Andrzej Paluchowski (Lublin) Joanna Pasterska (Rzeszów) Janusz Pasterski (Rzeszów)

Adresy korespondencyjne:[email protected]

19B Dorville Crescent, London W6 0HH

Page 3: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROK 2013Tom IV

Rocznik Literacko-SpołecznyStowarzyszenia Pisarzy Polskich

za Granicą

Londyn 2014

EXPRESSIONS

Page 4: Ekspresje Tom s.1-410 IV

© Copyright by Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą

Adiustacja, korekta, dystrybucja zagranicznaRedakcja „Ekspresji”

Na okładce Modlitwa Obozowa napisana przez Adama Kowalskiego w październiku 1939 roku

w rumuńskim obozie internowania polskich żołnierzy. Archiwum SPK WB(znane są też późniejsze wersje tekstu, np. Modlitwa Partyzancka)

ISBN 978-0-9570833-2-5

Printed in Poland

Korekta erratowa, łamanie, dystrybucja krajowaWydawnictwo Test

Bernard Nowakul. Skautów 5/18, 20-055 Lublin

tel. 606 359 936; e-mail: test.bn@wp. plwww.bernard-nowak-wydawnictwo-test.com

Druk: OPRAWA Sp. z o.o., 90-019 Łódź, ul. Dowborczyków 17

Page 5: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Za subwencje na fundusz „Ekspresji” i potrzeby Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granic redakcja i Zarz d Stowarzyszenia serdecznie dzi kuj :

Fundacji Mateusza B. GrabowskiegoWydziałowi Konsularnemu RP w Londynie

oraz indywidualnym Darczy com:

Dorocie JaworskiejKrystynie Kulej

Elżbiecie WernikRyszardowi M. Żółtanieckiemu

Page 6: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wiele zależy od oświetlenia. Światło badawcze wydobywa różnorakie walory przed-miotu, pozwala ukazać literaturę i kulturę w całym bogactwie jej zróżnicowania. Przy-glądając się zjawisku, nabieram przekonania, że zainteresowanie piśmiennictwem emi-gracyjnym, a ściślej rzecz ujmując – Emigracją pojałtańską, wcale nie słabnie i można przypuszczać, że dobrą koniunkturę będzie miało w Polsce także w przyszłości. Pomyśl-ną pogodę dla emigracji gwarantuje systematyczne przenikanie emigracyjnego piśmien-nictwa do Kraju. Żywą pamięć o niepowtarzalnych postaciach oraz ich dokonaniach za-pewniają istotne dla badań naukowych przekazywane do Polski archiwalia (> Przekazane do Kraju). Materiały poświęcone emigracji popularyzowane są przez liczne periodyki: to-ruńskie „Archiwum Emigracji”, krakowski „Ruch Literacki”, rzeszowskie „Tematy i Kon-teksty”, „Frazę”, warszawski „Pamiętnik Literacki”...

Zainteresowanie tą problematyką każdego roku poświadcza plon krajowych konfe-rencji (> Konferencje 2013), – dopełniają je poznawcze pasje historyków, literaturoznaw-ców, pisarzy… Odnotować warto ważne inicjatywy wydawnicze, takie jak krajowe edy-cje krytyczne dzieł Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego (Wydawnictwo Literackie). Zasługi na tym polu ma Wydawnictwo UMK, wydawnictwo i pismo „Więź”, Wydawnic-two KUL, wydawnictwo i pismo „Arcana”... Dzięki wytrwałej i systematycznej pracy Niny Karsov (prowadzącej londyńskie Wydawnictwo Kontra) czytelnicy mogą dokładnie poznać dostępną w wielotomowych wydaniach twórczość znakomitych pisarzy Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej. Na uwagę zasługuje dorobek Zbigniewa Siemaszki, który w sposób pasjonujący przybliża wielkie postacie historyczne. Dobywane są na jaś-nię emigracyjne inedita – w tym tomie Beaty Obertyńskiej. Oczywiście, ograniczam się tutaj do przykładów.

Na rynku księgarskim stale rośnie liczba prac z zakresu literatury emigracyjnej i sztuk plastycznych na obczyźnie. Ten ważny nie tylko w sensie ilościowym przyrost uzupeł-niają, często bardzo interesujące, opracowania poświęcone historii polityki oraz myśli politycznej emigracji. Biblioteki krajowe zabiegają o to, by w swych zbiorach zgromadzić możliwie kompletne kolekcje książek i periodyków emigracyjnych. Rugowana przez cen-zurę PRL-u literatura bezdebitowa w warunkach normalnego życia literackiego w Polsce jest powszechnie czytana. Tak oto wolność w prawdzie odzyskują nie tak jeszcze daw-no plewione wydarzenia polskiej historii – tak zmniejsza się dystans pomiędzy Krajem a emigracją.

Mimo różnic w zakresie ocen utworów literackich i dwóch bardzo wyraźnych spo-sobów ustalania hierarchii dzieł, obecnie w wypowiedziach krytyków zaciera się podział na literaturę emigracyjną i krajową. Ale potrzeba rzeczowego dyskutowania na temat kryteriów wartościowania literackiego pozostaje aktualna. Należy się upominać o zanie-dbaną dyskusję w kręgach kulturalnych polskiego Londynu.

Napływające do „Ekspresji” teksty pozwalają w tomie IV rocznika rozszerzyć pole obserwacji na słabiej zagospodarowane zagadnienia kultury polskiej emigracji. Otwie-ramy zatem nowe działy i z nadzieją oczekujemy na kolejne materiały. Jakie rezultaty przyniosą poszukiwania, czy zakres wiedzy ulegnie wzbogaceniu, czy pismo poruszy Czytelników intelektualnie, a może emocjonalnie – trzeba wierzyć, że tak.

Redaktor

POGODA DLA EMIGRACJI

Page 7: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Much depends on the light. The light shone by the researcher brings out the various aspects of the subjects under scrutiny, allowing one to appreciate the literature and cul-ture in all its multi-faceted variety. As someone well acquainted with this area of research, I have come to the conclusion that the interest in the post-Yalta Polish émigré literature – has not waned and we can safely predict that this interest will continue into the future. What seems to guarantee this continuous interest is a stream of émigré wri ting fl owing into the homeland. The memory of unique émigré personalities and their achievements is secured by the systematic process of transferring the archive material fundamental for research in this area (>Transferred to Poland). The materials concer ning émigré culture are constantly being brought to the attention of readers and resear chers alike by a number of periodicals such as: the Toruń-based “Archiwum Emigracji”, Cracow’s “Ruch Lite racki”, Rzeszów’s “Tematy i Konteksty” and “Fraza”, Warsaw’s “Pamiętnik Literacki”...

The interest in this area of research is testifi ed by the number of conferences taking place annually in Poland (>Conferences 2013). In addition, it is supported by the private pas-sions of historians, scholars and writers... We have to note the important publishing ven-tures like the critical editions of the entire oeuvre of Gombrowicz and Herling-Grudziński by the Polish Wydawnictwo Literackie. Also other publishers have made a signifi cant con-tribution to this fi eld, most notably WIĘŹ and ARCANA (in both cases the name is shared by the publishers and periodicals alike), as well as the university presses based in Toruń (UMK) and Lublin (KUL) respectively. Due to the assiduity of Nina Karsov, who runs Kon-tra Press in London, the oeuvre of two eminent writers Józef Mackiewicz and Barbara Toporska is now available in multivolume editions. The achievements of Zbigniew Sie-maszko deserve attention – his books portrait great historical fi gures in a fascinating way. The émigré inedita are brought to light – the poetry of Beata Obertyńska in this volume is just an example. Of course, I confi ne myself here to some examples only.

The number of works concerning both émigré literature and émigré visual arts is growing steadily. This important growth (and not just in terms of quantity) is complemen-ted by many, often very interesting publications devoted to the development of émigré politics and political thought. Libraries in Poland are very eager to acquire sets of émigré books and periodicals. The books forbidden by the censor in communist Poland and pub-lished by the underground presses are enjoying wide popularity now. This is how freedom brings back into attention the events of Polish history which were blanked out not so long ago. In this way, the distance between Poland and Polish émigrés has diminished.

Despite some differences with regards to the appreciation of literary works and set-ting up criteria of determining the literary hierarchy in the past, today the division be-tween émigré as opposed to home literature is being blurred. However, the need to seriously discuss the criteria of literary evaluation remains valid. We need to reinvigorate this somewhat neglected debate in the cultural circles of Polish London.

The texts which are coming into our periodical “The Expressions” allow us in vo-lume IV to expand our fi eld of interest into weaker, less well-known problems of Polish culture abroad. We are opening up new areas and are hoping to receive further material. We hope that this new research will enrich our knowledge and succeed in moving read-ers intellectually, and just possibly, emotionally too.

The EditorTranslated by Teresa Halikowska-Smith

CURRENT INTEREST IN ÉMIGRÉ CULTURE

Page 8: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 9: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Janusz PASTERSKI

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY

Dostojny Laureacie, Czcigodni Goście, w imieniu Jury dorocznej Na-grody Literackiej za całokształt twórczości dla pisarza stale mieszkają-cego poza granicami Polski, nagrody przyznawanej przez Stowarzysze-nie Pisarzy Polskich za Granicą, mam zaszczyt przedstawić laudację na cześć Andrzeja Buszy – poety, prozaika, tłumacza i profesora l iteratury

NAGRODA LITERACKA 2013

Laureat Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą – prof. Andrzej Busza. Fot. R. Szydło

Page 10: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI10

201

3 to

m IV

angielskiej z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w kanadyjskim Van-couver. Zaszczyt to dla mnie tym większy, że przybywam z pozalon-dyńskiej wspólnoty – z rzeszowskiego ośrodka akademickiego od lat zajmującego się badaniem emigracyjnego środowiska i piśmien nictwa.

Gości wita konsul generalny przy Ambasadzie RP w Londynie Ireneusz Truszkowski. Fot. R. Szydło

Laudację głosi prof. Janusz Pasterski.Fot. A. Sławiński

Page 11: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 11

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

Oczywisty związek Andrzeja Buszy z literaturą polską jest w swo-jej złożoności wyjątkowo skomplikowany. I nie znajdujemy odpowied-nika zjawiska „Andrzej Busza” nawet w szerzej rozumianym kręgu emigracyjnym. Odrębność sytuacji pisarza wynika przede wszystkim z jego bogatej biografi i, a w jej obrębie z doniosłej roli języka polskiego i angielskiego w życiu poety. Andrzej Busza jest głęboko świadomy tej złożoności, co wyraził m.in. w rozmowie z Jurgenem Hessem (w roku 1990):

Moje życie jest skomplikowane również dlatego, że jestem Polakiem, Bry-tyjczykiem i jakimś rodzajem Kanadyjczyka. Taka jest ustalona hierarchia emocjonalnej autentyczności. Myślę, że na poziomie uczuciowym jestem najbardziej Polakiem. Potem dopiero zjawia się „angielskość”; pod wieloma względami jestem bardziej Anglikiem niż Kanadyjczykiem.

Życie poety od samego początku przypominało koczowniczą egzy-stencję nomady, a jego twórczość rozwijała się i rozwija nadal w wa-runkach wielokulturowych i wielojęzycznych.

Gdyby szukać w dorobku Laureata formuł najtrafniej obrazują-cych jego sytuację życiową i biografi ę twórczą, to z pewnością nale-żałoby przywołać trzy takie kategorie: schizofrenii kulturowej, ryby prze mienionej w płaza oraz fi gurę wędrowca / fl âneura. Wszystkie te okreś lenia łączą się zarówno z kulturową transgresją, jak i z nomadycz-ną egzystencją. Wydaje się wręcz zadziwiające, że człowiek tak mądrze zdystansowany wobec nieważkich spraw bieżących, napotykał na swo-jej drodze i pokonywał tak duże nagromadzenie wyborów z koniecz-ności.

Twórczością artystyczną Andrzej Busza zajmuje się od ponad pół wieku. Ma też dorobek wielorodzajowy – uprawia poezję, prozę, kry-tykę, esej... – Jego twórczość zyskała sobie miano niespiesznej i nie-rozgadanej, a zarazem niezwykle obrazowej i intelektualnej. Odkłada-na latami do szufl ady, poddawana zwątpieniom i rezygnacji, jawi się dzisiaj jako swoiste imaginarium poszukiwań i rozterek współczesnej jednostki, jako artystyczna wiwisekcja rzeczywistości i świata we-wnętrznego człowieka uwikłanego w najważniejsze procesy dziejowe i kulturowe – w bezwzględność historii, doświadczenia eksodyczne i przemiany tożsamościowe (wydziedziczenie, bezdomność i tułaczkę), a także w cywilizacyjne przesilenie nowoczesności, określające dzisiej-szą świadomość człowieka. W utworach pisarza odnaleźć można zapis

Page 12: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI12

201

3 to

m IV

przemyśleń intelektualisty, który na współczesny świat spogląda nie tylko „okiem fi zycznym”, ale także okiem wielkich kodów kultury ak-tualizujących się mniej lub bardziej wyraźnie w ponowoczesnych nar-racjach XX i XXI wieku.

Andrzej Busza należy do ostatniego pokolenia przedwojennej Pol-ski, a więc do generacji urodzonej tuż przed wybuchem II wojny świa-towej, którą można nazwać pokoleniem dzieci wojny. – Generacji, któ rej nie tylko odebrano dzieciństwo, ale także ojczyznę, skazując jej przedstawicieli niejednokrotnie na tułaczy los uchodźców. Nie ulega wątpliwości, że właśnie ten dramatyzm biografi i określił na długo sy-tuację poety.

Urodzony pod koniec roku 1938 w Krakowie Andrzej Busza opuś-cił Polskę na rękach rodziców po agresji sowieckiej 17 września 1939. D roga tułacza rodziny Buszów i Tarnawskich zaczęła się w miejscowoś-

W salonie Ambasady RP w Londynie. Przy mównicy Andrzej Busza. W pierwszym rzędzie (od lewej) prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak, poeta Adam Czerniawski, aktor Krzysztof Różycki z synem Konradem, radca-konsul Janusz Stachurski, konsul generalny Ireneusz Truszkowski, prezes SPPzG Alina Siomkajło. W rzędzie drugim prezes Zrzesze-nia Nauczycielstwa Polskiego za Granicą Irena Grocholewska, dr Nina Taylor-Terlecka, dyrektor Stowarzyszenia Powierniczego w Zarządzie POSK-u Janina Kwiatkowska,

prof. prof. Jolanta i Janusz Pasterscy. Fot. R. Szydło

Page 13: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 13

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

ci Kosów na Huculszczyźnie (województwo stanisławowskie), a następ-nie wiodła przez Rumunię i Cypr aż do Palestyny, która stała się krainą jego dzieciństwa. W konsekwencji wzrastał w środowisku wielokulturo-wym, od najmłodszych lat stykając się z różnymi tradycjami i językami.

To był niesłychanie ciekawy kraj – mówił Busza o Palestynie w rozmowie z Beatą Tarnowską – w owym czasie schodziły się tam różne tradycje, kultu-ry i języki. Jak chodziliśmy z mamą po zakupy, na przykład do sklepu arab-skiego – mówiło się w nim po francusku; w żydowskich sklepach używany był natomiast niemiecki. Poza tym mieszkaliśmy w domu, zamieszkiwanym także przez Ormian. Mojej mamie pomagała w pracach Arabka, która miała nieco starszego ode mnie syna, więc chwyciłem trochę arabskiego. (B. Tar-nowska, Andrzej Busza – poeta między światami [w:] Materiały V Sympozjum Biografi styki Polonijnej. Kraków, 22-23 września 2000, red. A. Judycka, B. Kli-maszewski, Lublin 2000, s. 386-387)

Z Palestyny wraz z matką i bratem wyjechał do Anglii w paździer-niku 1947 roku. W Anglii ukończył szkołę, zdał angielską maturę i stu-diował anglistykę w Londynie. Pracę magisterską poświęcił wpływom polskim w twórczości Josepha Conrada. Autor Jądra ciemności był zresztą dla niego postacią zupełnie wyjątkową już od lat palestyńskich, co zawdzięczał w dużej mierze pasji literaturoznawczej wuja Wita Tar-nawskiego i jego szczególnemu zainteresowaniu prozą Conrada.

W okresie studiów Andrzej Busza nawiązał kontakt ze środowi-skiem polskiej młodzieży akademickiej i dołączył do działającej już w Londynie od kilku lat grupy młodych twórców, skupionej wokół pis-ma „Kontynenty – Nowy Merkuriusz” (1958-1961), przemianowanego później na „Kontynenty” (1961-1966). „Kontynenty” współtworzyli m.in.: Bogdan Czaykowski, Adam Czerniawski, Florian Śmieja, Jan Da-rowski, Bolesław Taborski, Zygmunt Ławrynowicz, Janusz A. Ihnato-wicz. Właśnie na łamach tego pisma Andrzej Busza debiutował w roku 1958 wierszem Łzy płyną w moim sercu. Mimo angielskiego wykształ-cenia swoje utwory pisał od początku w języku polskim, zauważając żartobliwie: „Język polski jest mi bliższy, mimo że często zdarza mi się stwierdzić, że angielski znam lepiej”.

Wiersze i opowiadania, podobnie jak jego rówieśnicy, publikował Busza w czasopismach emigracyjnych (m.in. we „Wiadomościach”, „Kulturze” czy „Ofi cynie Poetów”), a dzięki październikowej „odwilży” również w pismach krajowych (w „Odrze”, „Współczesności”, „W ięzi”, „Tygodniku Powszechnym”, „Życiu Literackim”). Jego aktywność

Page 14: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI14

201

3 to

m IV

i oryginalność poetycka została doceniona już w roku 1962, gdy został pierwszym laureatem Nagrody Fundacji im. Kościelskich (wspólnie z Andrzejem Brychtem, Sławomirem Mrożkiem i Janem Rostworow-skim). Następnie jego utwory weszły w skład dwóch antologii poezji grupy „Kontynentów”: Ryby na piasku. Antologia wierszy poetów „lon-dyńskich” pod redakcją Adama Czerniawskiego (Londyn 1965) oraz Opisanie z pamięci. Antologia poetycka londyńskiej grupy Kontynentów pod redakcją Andrzeja Lama (1965).

Po ukończeniu studiów w roku 1963 Andrzej Busza podjął pracę w londyńskim gimnazjum państwowym jako nauczyciel literatury i ję-zyka angielskiego. Ale dwa lata później przeniósł się wraz z rodziną do Kanady, aby objąć stanowisko wykładowcy, a następnie profesora lite-ratury angielskiej na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej w Vancouver. Decyzja o wyjeździe nad daleki Pacyfi k była nie tylko po ludzku trud-na, ale i zaskakująca ze względu na złożoną sytuację kulturowego roz-dwojenia, w jakiej znajdował się poeta. Z dzisiejszej perspektywy może się ona wydawać próbą radykalnego odsunięcia od nadto doskwierają-cych dylematów. Wyedukowany w kulturze angielskiej, ale piszący po polsku, Busza zdecydował się ostatecznie na osiedlenie w kraju mode-lowo wielokulturowym, co miało niewątpliwe zalety, ale jednocześnie oddaliło go od obu kulturowych źródeł poruszających jego intelekt i wyobraźnię.

Przez cały ten czas Andrzej Busza funkcjonował w dwóch równole-głych przestrzeniach kulturowych: polskiej i angielskiej. Ten rodzaj dy-chotomii duchowo-językowej po latach nazwał „schizofrenią kulturo-wą”, ponieważ angielszczyzna stała się dla niego językiem nauki i spraw profesjonalnych, a polszczyzna – językiem życia osobistego i twórczości literackiej. Obie te sfery określał również jako „niedorze czywistości”, wskazując ich iluzoryczność i sprzeczność. W eseju Cultural Disloca-tion and Poetry (Przemieszczenie kulturowe a poezja) z roku 1987 wy-znawał wprost:

Od wielu już lat żyłem i uprawiałem schizofreniczny rodzaj egzystencji, mówiąc jednym językiem w domu, zaś drugim na ulicy, w sali ćwiczeniowej czy na pełnym przeciągów korytarzu wydziałowym. W dzień analizowałem sonety Szekspira i Hopkinsa, a w nocy pisałem wiersze w języku Herberta, Różewicza i Białoszewskiego. [...] I chociaż bardzo starałem się utrzymywać moje życie ściśle rozdzielonym, z czasem (na lepiej czy gorzej) w wodoodpor-nych drzwiach powstał przeciek.

Page 15: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 15

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

Praca akademicka pozwala na profesjonalne zajmowanie się lite-raturą, lecz zarazem nie zostawiała poecie zbyt wiele czasu na twór-czość własną. A jednak w roku 1969 w paryskiej Bibliotece „Kultury” ukazał się pierwszy tomik poetycki Andrzeja Buszy Znaki wodne. Dwa lata później w uniwersyteckim wydawnictwie amerykańskim wydany został następny, tym razem dwujęzyczny zbiór Astrologer in the Under-groud. Astrolog w metrze (w przekładzie Michaela Bullocka i Jagny Bo-raks), który wywołał chwilowe zainteresowanie poezją Buszy w Kraju Klonowego Liścia. Jego wiersze weszły do kanadyjskich antologii: Con-temporary Poetry of British Columbia (1970) oraz Volvox (1971). Pisa-nie w języku polskim (w realiach zupełnego oddalenia od żywej mowy) sprawiało poecie coraz więcej kłopotów. Ostatecznie pierwszy – pol-skojęzyczny – okres twórczości literackiej Andrzeja Buszy zamknął się poematem Kohelet, ogłoszonym w grudniowym numerze „Kultury” z 1975. Nastąpiły potem lata poetyckiego milczenia, które sam autor opisywał z perspektywy czasu jako efekt wewnętrznej przemiany. Jej sednem był brak żywego kontaktu zarówno z polską rzeczywistością, jak i z ojczystym językiem. „Ryba przemieniła się w płaza” – tak okre-ślił własną metamorfozę Busza, nawiązując do tytułu antologii mło-dych poetów londyńskich Ryby na piasku.

Od wielu lat wykładałem literaturę angielską, coraz głębiej ją poznawałem, coraz bardziej wchodziłem w język, poznawałem jego możliwości poetyckie, tajniki, chwyty, dźwiękową fakturę – mówił poeta w roku 2006 – A w pew-nym momencie uświadomiłem sobie, że moja znajomość polszczyzny w po-równaniu z językiem angielskim jest uboższa.

Konsekwencją tej przemiany stało się z czasem pisanie w języku an-gielskim. Nie wiązało się ono wprawdzie z jakąś radykalną reorientacją artystyczną czy komunikacyjną, ale w wyraźny sposób poeta zyskał większą swobodę stylistyczną, a dotychczasowe katastrofi czne nace-chowanie jego wierszy zastąpiła postawa ironiczno-elegijna. Na nowe utwory poety przyszło jednak czekać dwadzieścia sześć lat. W roku 2001 wydany został trzeci zbiór jego wierszy Glosy i refrakcje, a dwa lata później kolejny dwujęzyczny tom Obrazy z życia Laquedema. Sce-nes from the Life of Laquedem (oba w bibliofi lskich nakładach). Utwory wchodzące w skład tych książeczek powstały już w języku angielskim, na polski przełożył je Bogdan Czaykowski. Co istotne, Busza publiko-wał je wyłącznie w tłumaczeniach bądź w wersjach dwujęzycznych,

Page 16: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI16

201

3 to

m IV

dowodząc tym samym swego przywiązania do literatury polskiej. Wy-miana języka nie pociągnęła więc za sobą zmiany potencjalnych adre-satów tej twórczości, którymi pozostali czytelnicy polscy. Ta niezwykła sytuacja komunikacyjna była (i nadal jest), dużym utrudnieniem, ale i swoistym fenomenem literackim, celnie poświadczającym skompliko-wanie współczesnych zjawisk kulturowych. Ponowne ożywienie twór-cze autora Znaków wodnych znalazło uznanie Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich. Poeta otrzymał nagrodę za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury polskiej za rok 2005 (obok Tadeusza Różewicza oraz holenderskiego poety i tłumacza Ada van Rijsewijka).

Doskonałe tłumaczenia własnych utworów na język polski Andrzej Busza zawdzięcza Bogdanowi Czaykowskiemu (1932-2007), poecie, re-daktorowi, tłumaczowi i wykładowcy slawistyki z Uniwersytetu Ko-lumbii Brytyjskiej, przyjacielowi od czasów londyńskich, który razem z naszym Laureatem dzielił „Owidiuszowe wygnanie” w Vancouver. Po śmierci przyjaciela Busza doprowadził jeszcze do wydania wspólny, dwujęzyczny tom Pełnia i przesilenie./ Full Moon and Summer Solstice (2008). Nadal ukazują się utwory Buszy. Ostatnio wydał osobną edycję Koheleta (2008) i najnowszy zbiór poezji Niepewność (Toronto 2013). Na publikację czeka obszerny tom wierszy wybranych pt. Atol. Na uwagę zasługuje również działalność przekładowa poety, który wspól-nie z Czaykowskim przetłumaczył na angielski m.in. utwory: Miłosza, Białoszewskiego, Iwaszkiewicza, Wierzyńskiego.

Głoszenie pochwały poety musi się wiązać także z próbą zrozumie-nia jego fi lozofi i tworzenia – „poezjozofi i” (jak trafnie ujął sens lirycz-nych poszukiwań Marian Piechal). „Mądrość tworzenia” Andrzeja Bu szy to zdolność wsłuchania się we własną świadomość istnienia, w doświadczanie egzystencji, w obroty historii i porządek kultury. W niej przejawia się dojrzałość twórcza i ludzka, w niej uaktualnia się tradycja i odzwierciedla współczesność. Pojedynczy los człowieka jest zawsze repetycją odwiecznego wzoru bytowania, a poezja jest tym, co owo odwzorowanie wyraża i przechowuje w społecznej pamięci. Jak pisał Busza:poezja jest poznawaniem świata i siebie; poeta porządkuje świat zewnętrzny i bada głębie swego jestestwa. Jak Orfeusz zstępuje on w podziemia i dopiero wtedy śpiewa ciemność w świetle dnia.

Page 17: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 17

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

Nagroda (fot. J. Pasterski), dyplom (fot. R. Szydło) i kwiaty (fot. A. Sławiński) dla prof. Andrzeja Buszy. Wręczają: prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak,

prezes SPPzG Alina Siomkajło, konsul generalny Ireneusz Truszkowski

Page 18: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI18

201

3 to

m IV

Twórca nadaje przedstawianej rzeczywistości swój własny, niepo-wtarzalny znak i dzięki temu odrębność swojego doświadczenia może wnieść w przestrzeń kultury. Epifaniczność poezji łączy zarazem z nadrzędną rolą wyobraźni, bowiem akt kreacji ma zarówno charak-ter świadomej pracy, jak i wymiar duchowy.

Twórczość Andrzeja Buszy rozwija się od kilkudziesięciu już lat swoim własnym, niezależnym od wszelkiego rodzaju presji rytmem, którego punktem decydującym była decyzja o przestawieniu się we własnej twórczości na język angielski, mimo że nadal od czasu do cza-su pisze utwory w języku polskim. Ta jakby dwudzielność jego pisar-stwa nie wiąże się z okazjonalnym posługiwaniem się jednym bądź drugim językiem, ale ze zmianą narzędzia wypowiedzi. Rozpoznanie i historycznoliterackie diagnozy komplikuje to, że Busza nawet w pol-skich wierszach chętnie korzysta także z tradycji literatury angielskiej, nawiązując do dzieł Eliota, Hopkinsa, Yeatsa, osiągnięć imagizmu, czy sięgając po formy poematowe. Nieobcy jest mu też francuski surrealizm oraz hiszpański modernizm. Jak większość twórców z londyńskiej gru-py „Kontynentów”, z uwagą obserwował poezję krajową po roku 1956, rozwój lingwizmu, turpizmu czy odradzanie się tendencji klasycyzują-cych, fascynował się wierszami Herberta i Białoszewskiego.

Wszystko to sprawiło, że utwory Andrzeja Buszy od początku zwra-cały uwagę swoją językową oryginalnością, sprawnością wyobraźni i uni wersalnym zakorzenieniem w tradycji wielkich kodów kultury: Bi- blii, mitologii, fi lozofi i, literatury, malarstwa, muzyki. Już debiutując miał świadomość wzorca poetyckiego, który kierował go w stronę sil-nie wyrażanego indywidualizmu i zainteresowania epistemologią, ety-ką, tradycją i uniwersalną topiką kulturową.

Równocześnie jednak poeta znajdował się w sytuacji permanent-nego wyobcowania, zarówno w stosunku do polskiej społeczności na emigracji czy w Kraju, jak i wobec społeczeństwa angielskiego, a póź-niej – kanadyjskiego. Paradoksalnie otworzyło to przed nim perspek-tywę pełnej wolności twórczej i swobodnej autokreacji, umożliwiającej przyjęcie zupełnie nowego wcielenia, które emigranta i wygnańca prze-mieniło w nowoczesnego, dwudziesto- i dwudziestopierwszowieczne-go wędrowca, Baudelaire owskiego fl âneura, szukającego nie dalekiej ojczyzny, ale prawdy o świecie i sobie samym. – Poszukującego nie ma-rzenia o „wielkiej narracji” objaśniającej porządek świata, ale prawdy, która jest mozaikowym i wieloznacznym odbiciem rzeczywistości.

Page 19: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 19

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

Zmienność świata zewnętrznego nie budzi bowiem w poecie zaufa-nia do historii, nadto chaotycznej i nieracjonalnej. Podobną nieufnością obdarza otaczającą rzeczywistość, w której wyraźnie dostrzega własną odmienność i obcość, utrudniające, a nawet wykluczające, przywiąza-nie do określonego miejsca. Dlatego nie konkretne miejsca, kraje czy miasta, zmieniane i opuszczane, są w tym pisarstwie najważniejsze, ale czas – główny partner dialogu poety, jak ujęła to Justyna Budzik: „na swoją egzystencję podmiot w poezji Buszy patrzy nie przez pryzmat miejsca, ale czasów, w których żyje”.

Już w debiutanckim tomie Znaki wodne znacznie silniej niż proble-matyka emigracyjnego wyobcowania manifestowało się egzystencjalne niezakorzenienie, przejmujące cały ciężar światoodczuwania poetyc-kiego. W wierszu Łabędzie pisał poeta z wyraźną nutą doświadczenia melancholii: „płyną łabędzie / czarne / do cieni przybite / czarnych / żagle słoty / oprawne w słońce”. Ta ciemna, pesymistyczna wizja świa-ta zdominowała utwory z całego zbioru, odsłaniając poczucie absur-du istnienia. Rzeczywistość jawiła się nie jako realna i konkretna, ale jako symboliczna i mityczna, która pod powierzchnią rzeczy i zjawisk kryła grozę i pustkę. W uogólnieniu można ją określić jako odwróco-ny topos Arkadii, czyli mroczny świat grozy i samotności. Intelektual-ny sceptycyzm i aura egzystencjalna zbioru Znaki wodne potwierdziły dobitnie, iż głównym problemem poezji Andrzeja Buszy był „kłopot z istnieniem”. Bardziej niż emigrancka alienacja, nostalgia czy spory ideowo-pokoleniowe zajmował go ludzki byt, melancholijna świado-mość „przemijania postaci świata” niedostępnego poznaniu i dąże-nie do intelektualnego opanowania uniwersum. W wierszu Dyliżans prowincjonalny, zamykającym pierwszy zbiór, słyszymy daleki pogłos wezwania Mickiewiczowego – „jedźmy”, mimo że podróżnik po Kry-mie ostateczny cel pielgrzymki widział w ojczyźnie, natomiast bohater wiersza Buszy wędruje w stronę niepoznawalnego – ku granicom ludz-kich możliwości:

jedźmystangret naglibat szykuje

komu w drogętemuczas

Page 20: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI20

201

3 to

m IV

Opublikowany w grudniowym numerze paryskiej „Kultury” z 1975 roku poemat Kohelet potwierdził, że ten melancholijny model podmio-tu oraz „podskórny katastrofi zm” dotychczasowej poezji Andrzeja Bu-szy nie były wyłącznie fi gurami stylistycznymi. W sensie myślowym utwór ten stanowił dopełnienie problematyki obecnej w debiutanckim tomie, zaś jego wielogłosowy kształt, stylizacja językowa oraz odbita w różnych osobowych „lustrach” perspektywa egzystencjalna nadawa-ły mu walorów obiektywizacji i uprawomocnienia poetyckiego rozpo-znania. Kohelet nie był jednak wyłącznie rewokacją biblijnej marności. W stylizowane rozważania nad sensem ludzkiego życia autor włączył jednocześnie charakterystyczne mini-portrety współczesnych polskich pisarzy i poetów, uchwyconych w chwilach wyobcowania i pełnego rozpaczy zetknięcia z iluzją literatury. Galerię postaci Koheleta two-rzą m.in. Czesław Miłosz, Kazimierz Wierzyński, Zbigniew Herbert, Tadeusz Sułkowski, Witold Gombrowicz. Poetyckie obrazy twórców niejako powołanych na świadków przenikającej zewsząd pustki, wi-zerunki stanowiące bezsprzeczny dowód przenikliwych obserwacji, a zarazem wysokiej kultury literackiej, mają w sobie rdzeń melancholii rozumianej nie tylko jako strata nieokreślonego obiektu, ale też jako wyraz ostatecznej jałowości działań i dokonywanych wyborów, nawet tych wspieranych żarliwością czy zasłanianych ironicznym dystansem. Bowiem i literatura, i życie człowieka naznaczone są tą samą smugą v anitas, wydobywającą na światło dzienne ukryty wymiar cierpienia, samotności, a nawet rozpaczy. W tej eschatologii upływ czasu unieważ-nia tak wybory życiowe, jak i samą sztukę. „Nie będzie bowiem pamięci / [...] / a potomne czasy / wszystko zarówno pokryją / zapomnieniem” – jak głosi w utworze mędrzec Eklezjastes. Wielogłosowy poemat Bu-szy wprowadził również wątek autobiografi czny. Drugi narrator utwo-ru, tożsamy z poetą, odsłaniał bowiem źródła własnej alienacji, zagu-bienia i poczucia duchowego wykorzenienia. W zakończeniu Koheleta w imieniu swoim i Czaykowskiego napisał wprost:

przybyliśmy z Bogdanem na ten brzegszlakiem szalbierzy drwali lemingówEldorado hiszpańskich żeglarzydawno zaszło na zachodnim widnokręgudla nas po zmroku wschodzą puszyste gwiazdyzawsze z ośmiogodzinnym opóźnieniemcypel którym niby kończy się ląd

Page 21: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 21

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

jest tylko jednym z wielu łańcucha przylądkówco biegnie daleko na północnad kamienną podkową zatokiz latarnią morską i rykiem syreny we mglepiszemy wiersze do dziupli po szarych wiewiórkachbutelkujemy je w szkle po takim Lowrymktóry jak pisze gdzieś Bogdanna wankuwerskiej zapijał się wyspie

Poemat Kohelet Andrzeja Buszy w wykonaniu autora i aktora Krzysztofa Różyckiego. Fot. J. Pasterski

Koncert w wykonaniu braci Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Fot. A. Sławiński

Page 22: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI22

201

3 to

m IV

Po napisaniu Koheleta Busza znalazł się w bardzo złożonej, zarazem trudnej sytuacji twórczej. Rzeczywistość oddalenia i osamotnienia, po-czucie bezcelowości pisania, a także słabnąca biegłość w posługiwaniu się językiem polskim, nie sprzyjały poetyckiej aktywności. Nastąpił okres twórczego wyciszenia, a potem najbardziej radykalna zmiana, jaką może uczynić pisarz – wspominana już wymiana języka.

Wydane w następnych latach tomy napisane zostały już po angielsku, natomiast opublikowane w polskich przekładach dokonanych przez Bogdana Czaykowskiego. Jako pierwszy po długiej przerwie ukazał się w roku 2001 zbiór Buszy Glosy i refrakcje. Tytuł tego niewielkiego tomu trafnie oddawał charakter zamieszczonych w nim wierszy. Były w nim bowiem i nawiązania do dotychczasowej poetyki, i tony zupełnie nowe. „Glosy” należy więc rozumieć jako dopiski, dodatkowe wyjaśnienia czy komentarze, odnoszące się do znanego już z pierwszych tomów Buszy modelu poezji. Ale w znaczeniu szerszym „glosy” oznaczają również kulturową proweniencję większości z tych wierszy, niejako „dopisywa-nych” na marginesie innych dzieł i włączanych w intertekstualne dia-logi (np. z sonetem 130. Szekspira i obrazem Leonarda da Vinci Dama z gronostajem). Natomiast „refrakcje” można łączyć z pojawieniem się odmiennego wyrazu tej liryki i nieobecnych dotąd akcentów, a także ze świadomością niewspółmierności pomiędzy utworem napisanym po angielsku a tekstem przetłumaczonym, który ostatecznie trafi a do polskiego czytelnika. Bowiem zawsze pozostaje margines inności, któ-rego nie zniweluje najlepszy nawet ekwiwalent językowy.

W Glosach i refrakcjach Busza wzbogaca swoją poetykę o ekfra-styczność i zagęszczenie kontekstów kulturowych. Jego wiersze w wielu przypadkach przypominają malarskie wizualizacje, których estetyczne wysublimowanie łączy się z powściągliwym, dojrzałym dystansem ele-gijnym. Poeta wykorzystuje do tego nie tylko struktury opisowe bądź narracyjne, ale i (rzadką u niego) formułę intymnego wyznania współ-tworzącego oryginalną całość. Szczególnie ciekawą realizacją takiego stylu są Pory roku, niewielki poemat, którego tytuł i zarys kompozycyj-ny nawiązuje do muzycznego dzieła Antoniego Vivaldiego, zaś obrazo-wanie i aura emocjonalna – do Ody do jesieni Johna Keatsa. Ale w tej „glosie intertekstualnej” nie muzyka zajmuje miejsce najważniejsze, lecz sztuka malarska i jej dzieje. Z pomocą dzieł plastycznych dawnych mistrzów przedstawia poeta kontemplacyjny opis urody świata. Cztery części tego cyklu, nawiązując do przemienności form rytmu wegeta-

Page 23: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 23

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

cyjnego, oddają barwy i kształty zmieniającej się przyrody Brytyjskiej Kolumbii.

Następny tom Andrzeja Buszy, napisany w oryginale po angielsku, a opublikowany w roku 2003 w wersji dwujęzycznej, nosił tytuł Obrazy z życia Laquedema. Scenes from the Life of Laquedem. Sięgnął w nim poeta po charakterystyczną fi gurę narracji melancholijnej, czyli po topos Żyda Wiecznego Tułacza utrwalony w licznych legendach, opo-wieściach i zapisach literackich już od czasów średniowiecza. Postać tułacza, którego wędrówka nigdy nie ustaje, staje się w wierszach po-ety kolejną fi gurą zdolną unieść złożoną problematykę niezakorzenie-nia. Nicią przewodnią Obrazów z życia Laquedema jest motyw tułacz-ki, ukazany w sześciu odsłonach, stanowiących na poły symboliczne, na poły zaś rzeczywiste odniesienie do biografi i poety. Kompozycyjna formuła „obrazów z życia” dopuszcza swobodny, fragmentaryczny tok wypowiedzi, prowadzący nie do dosłowności, lecz do emblematycznego uogólnienia. Poeta scala w jedną całość czas mityczny i czas historycz-ny. W cyklu znalazły się m.in. obrazy ucieczki z biblijnego miasta Go-mora, opuszczenia Krakowa i Kosowa w 1939 roku, pobytu w Jerozoli-mie, pożaru Londynu w 1666 roku, klęski Kartaginy czy symboliczna wizja życia w nowoczesnym Babilonie („i tak przybyliśmy do Babilonu / i każdy wybudował sobie / swoją wieżę [...] już nie ruszymy się stąd / bo skoro jesteśmy / wszędzie i nigdzie / nie ma potrzeby”). Obrazy z życia Laquedema były nie tyle kolejną wersją toposu Ahaswera, ile jego rein-terpretacją w kontekście ponowoczesnym, uniwersalną refl eksją o po-trzebie zakorzenienia i wspólnoty. Ironiczny dystans autora okazał się jego narzędziem obrony w konfrontacji z grozą historiozofi i. Jego po-nowoczesny Tułacz nie szuka określonego miejsca, bo wszystkie są mu dzisiaj dostępne. On szuka zakotwiczenia w przestrzeni wartości, po-dąża śladem kultury, choć ta objawia mu swą iluzoryczność i kruchość.

Ostatni z wydanych dotąd zbiorów Andrzeja Buszy Niepewność zo-stał opublikowany w roku 2013. Bogdana Czaykowskiego zastąpili inni tłumacze. Spośród ośmiu wierszy wchodzących w skład tego tomu dwa przełożyła Beata Tarnowska, pięć – Roman Sabo, natomiast jeden po-wstał oryginalnie w języku polskim. Niepewność osłania zainteresowa-nie autora fi zykalną stroną rzeczywistości, problemem granic istnienia w makro- i mikroskali wszechświata, a w konsekwencji refl eksją meta-fi zyczną i pytaniami o śmierć i możliwość transcendentnego umoco-wania życia.

Page 24: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI24

201

3 to

m IV

Sednem fi lozofi cznej refl eksji Andrzeja Buszy jest agnostyczne „nie wiem”. Dochodzi ono do głosu wielokrotnie, szczególnie w tych utwo-rach, które mierzą się z tematem śmierci. Tytułowa Niepewność na-wiązuje do słynnego eksperymentu myślowego Erwina Schrödingera, w którym hipotetyczny kot z punktu widzenia mechaniki kwantowej jest równocześnie i żywy, i martwy. I choć to kłóci się z rozsądkiem, to jednak taki nieokreślony stan jest realny do momentu sprawdzenia. Te założenia odnoszą się wprawdzie do świata w skali „nano”, a więc najmniejszych zjawisk fi zycznych, ale przecież cała rzeczywistość ma ostatecznie taką naturę. Autor Niepewności sięgnął po jeszcze inną re-gułę kwantowych zjawisk: pewnych par wielkości fi zycznych nie da się zmierzyć z jednakową dokładnością, a ów brak wynika wprost z natu-ry świata. Zasada niepewności (czy też nieoznaczoności) Heisenberga idzie więc w sukurs kotu Schrödingera i wzmacnia wątpliwości co do orzekania o pewności zjawisk fi zycznych. Poezjozofi czne rozwiązanie daje puenta wiersza:

Ponieważ nie wiemyw którą stronę uleciał złoty fotontrzeba (jak twierdzi Heisenberg) zawiesić sądy

„Niepewność” nie jest jednak w ukazanej sytuacji klęską człowieka – równie mocno (o ile nie najmocniej) uruchamia się jej sens metafi -zyczny. Kwestia skali zjawisk jest najzupełniej umowna: świat kwan-towy jest mikrorozmiarem wobec rzeczywistości ziemskiej, ale i ona sama jest czymś podobnym wobec wszechświata. Wszystko zależy od układu odniesienia. Tym samym wszelkie orzekania o właściwościach zjawisk trzeba – jak pisze poeta – „zawiesić”.

Tom Niepewność jest w rezultacie odzwierciedleniem kryzysu moder-nistycznych wyobrażeń o świecie, o miejscu człowieka i istnieniu trans-cendentnego źródła prawomocności istnienia. Na erozję tradycyjnego porządku świata, starcie sprzecznych racji, wyjałowienie wyobraźni religijnej i doświadczenie powszechnego relatywizmu poeta odpowiada poczuciem niepewności. Jego agnostyczne „nie wiem” jest konfrontacją świadomości racjonalistyczno-eschatologicznej oraz pozostałości wyob-rażeń religijnych ze współczesną wizją świata pozbawionego trwałej struktury. To odroczenie nie oznacza bierności. Jest ciągłym powraca-niem do śladów i znaków pozafi zykalnego umocowania rzeczywistości.

Page 25: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY 25

NAG

ROD

A L

ITER

ACK

A 2

013

*

Poezja Andrzeja Buszy rozgrywa się poza głównym traktem lite-ratury polskiej, nie podejmuje „przeklętych polskich problemów”, nie rozlicza się ze spuścizną romantyczną czy emigracyjnymi mitami. Współtworzy w naszej literaturze nurt nienarzucający się, mniej wi-doczny, oryginalny i cenny artystycznie. Jest to refl eksyjna liryka inte-lektualna o korzeniach awangardowych i lingwistycznych, świadomie czerpiąca z różnych źródeł tradycji, estetycznie wysublimowana, roz-poznająca kondycję człowieka w dobie przekształceń podstawowych imaginariów społecznych.

Krytyczny stosunek do ponowoczesnej teraźniejszości i związanych z nią przesileń cywilizacyjnych skierował poetę w stronę europejskiej tradycji kultury, w której zakorzenił się duchowo. To z jej pomocą bu-duje własne zadomowienie w świecie, poddając jednostkową idioma-tyczność aktualizującej konfrontacji z tym, co jest własnością wspól-ną. Innymi słowy, indywidualne doświadczenie odczytuje za pomocą kulturowych paradygmatów, a w tradycji kultury znajduje użytecz-ny sposób opisu ludzkiej egzystencji. To nacechowanie każe widzieć w twórczości naszego Laureata rys nowoczesnego klasycyzmu spod znaku Eliota i Herberta, rozumianego nie jako „szkoła stylu”, ale jako typ postawy światopoglądowej, wyrażającej się w antropocentryzmie i w intelektualno-refl eksyjnej uniwersalizacji zagadnień. Zadomowie-nie się w kulturze jako dziedzinie form symbolicznych oraz artykulacji doświadczeń i wyobrażeń znajduje jednak swój kontrapunkt w innych cechach świadomości estetycznej poety – melancholii oraz ironii. W tej pierwszej, rozumianej jako doświadczenie nieokreślonej utraty, trzeba postrzegać reakcję na dominację historii w życiu człowieka, brak sta-bilności, ciągłe zmiany statusu, kryzys tożsamości i wartości. Ta druga natomiast jest tą kategorią estetyczną, która łagodzi pesymizm twórcy, rozbraja melancholię, a w sensie bardziej ogólnym stanowi światopo-glądową odpowiedź na kształt współczesnej rzeczywistości.

Poetyckie odczucie rzeczywistości w utworach Andrzeja Buszy pod-szyte jest niepewnością, rozterką, wątpliwością, towarzyszącymi po-szukiwaniu źródeł prawdziwej wolności we współczesnej rozchwianej cywilizacji. Autor zmaga się z obcością i niezadomowieniem w świecie, z „podskórnym katastrofi zmem”, przeciwstawiając tym odczuciom iro-niczno-elegijny dystans. Słowa podminowuje pytaniem o tożsamość,

Page 26: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Janusz PASTERSKI26

201

3 to

m IV

o zaistnienie w transcendencji i o sens pisania, dając tym samym prze-nikliwą diagnozę teraźniejszości. Nie sposób pozostać obojętnym wo-bec tych rozpoznań, ich rozległości i celności. Zgodnie z myślą niemiec-kiego poety Novalisa, „poezja leczy rany, które zadaje rozum”, można powiedzieć, że słowo Buszy zapada w pamięć z oczyszczającą mocą.

Po 48. latach w sposób niesymboliczny przybył do polskiego Londy-nu. Jego droga pisarska zatoczyła koło i nagrodziła przywiązanie poety do gospodarstwa literatury polskiej. Oto sytuacja jakby wyjęta z jego wiersza Powrót Hamleta:

Mgła jak szara wata na głazach osiadagdzie nadbrzeżne ogniska ciemno płonąi lufy armat ślepo lustrują zatokęPrzy biciu zegarów zwiastujących północHamlet wstępuje na zamek [...]Po długiej nieobecności chce odwiedzić życie

Utalentowany poeta byłych „Kontynentów – Nowego Merkuriusza” i „Kontynentów” jest dzisiaj jednym z ostatnich twórców emigracji nie-podległościowej. Nie szuka poklasku, nie zabiega o ciągłą obecność na księgarskich witrynach. Pisze po polsku i po angielsku, tak jak dyktuje mu życie. Utwory adresuje przede wszystkim do czytelników polskich. Jego dwujęzyczna twórczość, postrzegana jako zapis wielokulturowych doświadczeń współczesności, stanowi dzisiaj fenomen literacki.

Andrzej Busza w rozmowie z artystami: (od lewej) p ędzla –Maria Kaleta, skrzypiec – bra-cia Michał i Filip Ćwiżewicze, słowa – redaktor „Nowego Czasu” Teresa Bazarnik-Mał-kiewicz. Fot. A. Sławiński

Page 27: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Beata Obertyńska (1898-1980), znana polska poetka, autorka wspo-mnień W domu niewoli (pierwsze wydanie 1946, pod pseudonimem Marta Rudzka), poematów, powieści, nowel, prób dramaturgicznych, memuarów, tekstów podróżniczych, utworów dla dzieci oraz przekła-dów, debiutowała tomem prozy Gitara i tamci (1926) oraz zbiorem wier-szy zatytułowanym Pszczoły w słoneczniku (1927). W dwudziestoleciu międzywojennym ukazały się książki poetyckie Opowieść o braciach mroźnych (1930), Głóg przydrożny (1932) oraz Klonowe motyle (1932). Beata Obertyńska związana była z Biblioteką Medycką, uczestniczyła w inicjatywach kulturalnych rodziny Pawlikowskich. Po ukończeniu Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w 1933 roku występowała na scenach lwowskich. Po wybuchu II wojny światowej i wkroczeniu Ar-mii Czerwonej do Lwowa aresztowana, więziona i zesłana do łagrów. Z lwowskich „Brygidek” poprzez Kijów, Odessę, Charków Starobielsk, Moskwę i Kotłas dotarła do Workuty, a stamtąd przesiedlona została

POEZJA

Wojciech LIGĘZA

ODZYSKIWANIE GŁOSU

Page 28: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Wojciech LIGĘZA

kolejno do Samarry, Taszkentu, Samarkandy. Przebywała „na tak zwa-nej wolności” w kołchozie pod Bucharą.

W 1942 wstąpiła do Armii Polskiej – w szeregi Pomocniczej Służby Kobiet. Wraz z formacją generała Andersa Beata Obertyńska przeszła przez Iran, Palestynę i Egipt do Włoch. Wtedy swoje teksty publiko-wała w „Ochotniczce”. W Johannesburgu – w czasie urlopu z wojska – powstały najobszerniejsze partie pamiętnika W domu niewoli. Ta opowieść o więzieniach, łagrach i cierpieniach Polaków w ZSRR do-czekała się czterech wydań – w tym jednej edycji krajowej (2005) oraz przekładów na szwedzki, holenderski, angielski, niemiecki. Dodajmy, iż pamiętnikarska relacja Obertyńskiej należy do najwcześniejszych, naj-bardziej przejmujących i najbardziej znanych świadectw z „nieludzkiej ziemi” – obok Wspomnień starobielskich Józefa Czapskiego oraz Innego świata Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. W Jerozolimie w roku 1945 opublikowany został wybór „dawnych i nowych” wierszy Obertyńskiej Otawa. Po zakończeniu wojny poetka zamieszkała w Londynie. Jej ko-lejne utwory, takie jak zbiór opowiadań Ziarnka piasku (1957) poemat Ballada o chorym księżycu (1959) oraz obszerna kolekcja utworów po-etyckich Miód i piołun (1972), ogłosił drukiem Katolicki Ośrodek Wy-dawniczy „Veritas” w Londynie, z którym pisarka współpracowała.

Dużą popularnością wśród czytelników cieszyły się wydane w War-szawie Wspomnienia (1974) Maryli Wolskiej i Beaty Obertyńskiej (roz-budowane uzupełnienia do pamiętników matki Obertyńska dowcipnie zatytułowała Quodlibecik). Utwory Beaty Obertyńskiej ukazywały się w prasie emigracyjnej, m.in. w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żoł-nierza”, „Orle Białym”, „Wiadomościach”, „Życiu”. W 1966 roku poet-ka odbyła podróż do Montrealu oraz Chicago. Była laureatką nagród literackich, m.in. Fundacji Lanckorońskich, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii oraz nowojorskiej Fundacji Ju-rzykowskiego. W archiwum Beaty Obertyńskiej zachowały się teksty i konspekty wystąpień podczas wieczorów autorskich w Londynie. Poetka zmarła 21 maja 1980 roku w Londynie. W 1983 przypomniane zostały jej wiersze w kraju (Poezje wybrane, Warszawa 1983), a w 1987 w Londynie wydane – epigramaty religijne Grudki kadzidła (wybór z tego zbioru w tym samym roku ogłosiło krakowskie wydawnictwo „Znak”). Podobnie dwie edycje miała pastiszowa, „gotycka” powieść Skarb Eulenburga (Londyn, t.1: 1987, t. 2: 1988, Warszawa 1993).

28

Page 29: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ODZYSKIWANIE GŁOSU 29

POEZ

JA

Do kolekcji tekstów rozproszonych w prasie i przechowywanej w ar-chiwum spuścizny dołączyć należy wybór opowiadań zatytułowany Oamô (Warszawa 2001). Conradowskie, mitografi czne, żywiące się tajemnicą opowiadanie tytułowe opublikowane było w łódzkim pe-riodyku „Tygiel Kultury” (1996, nr 8-9). Natomiast w pięknej albumo-wej edycji, w której tekst ilustrują fotografi e rodzinne w sepii, trafi ły do czytelników wspomnienia poetki zatytułowane Perepelniki (2010). Na wydanie książkowe oczekuje znakomity zbiór listów z podróży do Portugalii adresowany do siostry poetki – Anieli (Leli) Pawlikowskiej, publikowany dotąd we fragmentach w krakowskim „NaGłosie” oraz książce zawierającej materiały z konferencji naukowej Zaklęte prze-strzenie. O twórczości Beaty Obertyńskiej (2005). Ta barwna relacja, pełna humoru i poezji, świadcząca o darach sensualnego postrzegania oraz refl eksji intelektualnej, włączanej w opowieść jakby mimocho-dem, na pewno wzbogaca polską epistolografi ę dwudziestolecia mię-dzywojennego.

*Poszukiwania artystyczne Beaty Obertyńskiej bliskie były poezji

Skamandrytów, a jej elegancję wysłowienia, celność skrótu językowe-go, grę konceptów, biegłość w układaniu epigramatów porównywać można z „poetyką wdzięku” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Mam na myśli jedynie zbieżności i podobieństwa, gdyż nie można kwestio-nować oryginalnych sposobów wysłowienia, a także niepowtarzalnych swoistych cech świata poetyckiego Beaty Obertyńskiej. Poetka moder-nizuje odziedziczony po Młodej Polsce i twórcach z kręgu lwowskiego – Maryli Wolskiej i grupy „Płanetników” – przeżycie natury, zwraca-jąc uwagę na konkret, na dotykalną realność bytów przyrodniczych. Personifi kowana natura w tym przypadku znajduje się blisko sacrum. Drzewa u Obertyńskiej obdarzone zostają świadomością i tak jak oso-by uczestniczą w przeżyciach mówiącej, zostają powiernikami zwie-rzeń, stają się świadkami biografi i. Bardzo interesujące jest bestiarium poetki, która portretuje i drób z podwórka i zwierzęta egzotyczne. Tra-dycja tego rodzaju kolekcji sięga Zwierzyńca, albo świty Orfeusza Apol-linaire’a, ale też może być wywiedziona z błyskotliwych wizerunków fauny pospolitej w Ścieżkach polnych Leopolda Staff a. Dodajmy, iż lu-dyczne wariacje na temat zwierząt znalazły się w poemacie zbiorowym uczestników zabawy w lwowskim salonie „Trzeci Maj” oraz w domu na

Page 30: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Kozińcu (w Zakopanem) zatytułowanym Arka Noego (strofy układali m.in. Maryla Wolska, Wacław Wolski, Maria Pawlikowska-Jasnorzew-ska, Beata Obertyńska, Michał Pawlikowski, Tadeusz Odrzywolski). Tekst Arki Noego został zrekonstruowany przez Jacka Woźniakowskie-go i opublikowany w wydawnictwie „Znak” (1994).

Linię Leśmianowską w poezji Obertyńskiej reprezentują inspirowa-ne folklorem ballady, a także „mikrologiczne” studia natury. Fascyna-cja przemianą pór roku i ciągle powracający namysł nad czasem uzu-pełniany bywa przeżywaniem cudowności fenomenów kosmicznych. Zwróćmy więc uwagę na nokturny poetyckie. Na przeciwległym biegu-nie tematycznym sytuują się wiersze poświęcone codzienności miasta. Świat postrzegany jest tutaj z przyziemnej perspektywy zwykłych ludzi, a wędrówka po zaułkach lwowskich przypomina egzotyczną podróż. Odkrycie akcji ulicznych, rzemiosł, zmian cywilizacyjnych i obyczajo-wych – charakterystyczne dla dwudziestolecia 1918-1939 – Obertyń-skiej podporządkowane zostaje spontanicznej apologii życia. Wskazać też należy kontrasty i napięcia znaczeniowe w tej poezji. Otóż zachwyt nad rzeczami stworzonymi sąsiaduje ze smutkiem prywatnych przeżyć i melancholijną zadumą, estetyzowanie zjawisk posiada kontrapunkt w postaci refl eksji religijnych, a humor poetycki spotyka się z powagą medytacji.

W świadectwach wojennych, a także w utworach z okresu londyń-skiego (emigracyjnego) żywiołem niszczącym staje się historia. Mocną pozycję wśród świadectw zesłańczych i łagrowych zajmuje cykl wier-szy Z domu niewoli. Nieludzkiej opresji poddani zostają niewolnicy komunistycznego reżymu, ale również – w tym szczególnym ujęciu – przemoc, strach i śmierć bezpośrednio dostrzegane są w krajobrazie północnym. Beata Obertyńska podejmuje kwestię zniszczenie świata ludzkiego i problematykę zniweczenia nadziei przez wojenne barba-rzyństwo. W tomie Miód i piołun wyróżniają się utwory z czasów wę-drówki wojennej, w których egzotykę mijanych krajów poetka oswaja za pośrednictwem języka kultury, a szczególne znaczenie ma tutaj krąg Biblii. Powroty do lepszego świata sprzed katastrofy naznaczone są po-czuciem utraty. Wspominanie chwil szczęśliwych łączy się z poetyką la-mentacyjną. Znajdziemy w tej sekwencji liryków pożegnania z domem, dzieciństwem i młodością, na pewno zwrócimy uwagę na ton elegijny. W epigramatach Grudki kadzidła (możemy je nazwać rozpisanym na wersy dziennikiem duchowym) metafory i paradoksy, zdania afory-

Wojciech LIGĘZA30

Page 31: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ODZYSKIWANIE GŁOSU 31

POEZ

JA

styczne i żarliwe wyznania wiary przybliżają „wyższą rzeczywistość”, niewyrażalną w języku, nieuchwytną w kategoriach logiki ludzkiego umysłu, przyzywaną, przeżywaną w modlitwie.

*Nie trzeba tego dokładnie tłumaczyć, że niezwykle istotne znacze-

nie ma odzyskiwanie głosów poetyckich. Dzisiejsza kultura w pościgu za nowościami zapomina o artystach, skazuje na niebyt pisarzy kra-jowych i emigracyjnych, nawet z nieodległej przeszłości. Taki jest też przypadek Beaty Obertyńskiej, poetki przypominanej w tym szkicu, powracającej – w serii liryków nieznanych, odsyłających do całości tego pisarstwa. Inedita – utwory dotąd nie publikowane, które prezentuje-my w „Ekspresjach”, pochodzą z archiwum Beaty Obertyńskiej zde-ponowanego obecnie w Bibliotece Jagiellońskiej. Obszerny maszynopis z odręcznymi poprawkami liczy ponad 100 stronic. Tom został podzie-lony na zatytułowane przez poetkę części i skomponowany jako całość złożona z utworów, które bądź to nie weszły do zbioru Miód i piołun, bądź powstały później, a zatem należą do ostatniego okresu twórczości Beaty Obertyńskiej. Praca redakcyjna świadczy o tym, że autorka pla-nowała wydanie kolejnej książki poetyckiej. Jedenaście wierszy z opus posthumum, wykazując świetny słuch poetycki, wykorzystał Michał Sprusiński w Wierszach wybranych (1983), a pojedyncze liryki ogłasza-ne były w prasie, przeważnie we „Wiadomościach”, „Gazecie Niedziel-nej”, „Głosie Kobiet”.

Pozwoliłem sobie na jedno odstępstwo: poszukując sugestywne-go rozpoczęcia, wybrałem wiersz Do prajabłoni, a ten utwór został umieszczony przed laty w mało znanej, niskonakładowej, bibliofi l-skiej edycji wierszy Beaty Obertyńskiej Skrząca libella (Kraków 1991). W moim wyborze kierowałem się dwoma kryteriami: wartości arty-stycznej oraz reprezentatywności. Wiersze, umieszczone teraz w in-nym układzie, należą do działów zatytułowanych przez poetkę Opisy – przyroda, Fabularne, Osobiste – wewnętrzne i Wolne żarty, panie bracie (z nadpisanym – Żartuleńki). Podobnie cykl epigramatów opatrzony został mianem Łątki-jednodniówki z umieszczonym pod spodem auto-ironicznym tytułem pierwotnym Takie sobie – ot - połapane „pomyśląt-ka”. Jak wolno sądzić, te śródtytuły nie mają charakteru literackiego, są nazwami prowizorycznymi, technicznymi, służą więc porządkowaniu poetyckiego materiału.

Page 32: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Wojciech LIGĘZA

Proponowany czytelnikom przegląd ineditów ukazuje nowe moż-liwości artystyczne, takie, jak samotne rozmyślania, dialogi z sobą, eksploracje obszarów niewyrażalnego, umieszczone na pograniczu milczenia domysły – podkreślane przez wypowiedzenia zawieszone, przerwane wielokropkiem lub myślnikiem. Z drugiej jednak strony wiersze późne rozwijają stylistykę i tematykę wyróżniającą poezję Beaty Obertyńskiej. I tak zapoznamy się z „archetypową” opowieścią o raj-skim drzewie, z mitem o kobiecie łatwowiernej i czułej, zagłębimy – w wariacje poetyckie na temat zieleni przemienionej przez magię nocy, odczytamy raport dotyczący odbieranej przez zmysły podróży mor-skiej, napotkamy jakby fi lmową etiudę poświęconą cywilizacji i pier-wotnemu światu zwierząt. A dalej w tym wyborze znalazły się mikro-logiczne studium kwiatów i trzmiela-opoja, konceptualno-żartobliwa oda do śmieciarza, stylizacja na śpiewany romans, wiersz o spotkaniu z niewyrażalnym, szkic nocnych obsesji i lęków. Sekwencje zamykają wpisane w formę epigramatu rozmyślania o stanach duszy, religijnym uwielbieniu, przemianach w czasie, przyrodzie, krajobrazach, obło-kach, lecz również o rzeczach odzyskanych przez pamięć, cierpieniu, znużeniu, zmierzchu pięknych sezonów oraz naturze prawdy. Co zna-mienne, dwukrotnie pojawia się motyw „pszczół w słoneczniku” (tak nazywał się debiutancki tomik Beaty Obertyńskiej), przy czym w dru-gim przetworzeniu tarcza roślinnego zegara jest sczerniała. Zamykanie drogi twórczej zwraca się zatem ku jej początkom.

W tekstach poprawiono jedynie literówki i uwzględniono – odręcz-ne poprawki. Zachowana została oryginalna autorska interpunkcja. In-edita poetyckie Beaty Obertyńskiej w tym numerze naszego rocznika ukazują się dzięki uprzejmej zgodzie Kaspra Pawlikowskiego.

32

Page 33: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

ZAPATRZONA W ZIELEŃ. I N E D I TA

Do prajabłoni

Gorzko ci chyba tkwić w rajskiej samotnii od początku stworzeniarozumieć Dobro liśćmi – a odwrotnie:świadomość Zła czuć w korzeniach!

I nie mieć miru w tym dziwnym ogrodzie...Ptak gniazda w gąszcz twój nie wplącze,sarna się płoszy, wilk bokiem obchodzi...... Grzech jabłkiem pachnie w tym kącie.

Od dawien dawna nie kwitniesz, nie rodzisz, Cherubin z mieczem śpi w bramie...... Kogoż dziś jeszcze mogło by obchodzić wiadome owocobranie?

Raj wokół ciebie skrzepł bezosobowow piękność odwiecznie poprawną...Cóż by się mogło zacząć dziać na nowo? ... Jest strasznie długo i dawno!

Jest aż tak dawno, że pewne niechęci

Beata OBERTYŃSKA

Page 34: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Beata OBERTYŃSKA

W półsenne rozmiękły zjawy, jakby ci nigdy nie zwisał z gałęziwąż ciężki i starodawny –

i jakby ongiś – zapatrzonej w zieleń w tę całą błogość bezludną –śnili się tylko... On – płowy jak jesieńi ona – naga jak źródło...

Persefona

Przed jej pierwszym, powrotnym odlotem do światła,Dał jej Hades szkarłatne pół jabłka granatui oka z niej nie spuszczał, gdy je spiesznie jadła...Podstęp bywa bezbarwny – toteż nie odgadła,że ją dar ten z podziemiem związał na przepadłe – że odtąd – słonecznemu pożyczana światu – rok w rok wracać tu musi w mrok – i w pół umarłasnuć istnienie dziwaczne, jak cień własny wiotkie...

Skończywszy – mokre usta z uśmiechu otarła: „Jakiś ty dla mnie dobry! Bardzo było słodkie...”.

Sad w księżycu

Jest taka jedna noc na białą wiosnę– o najwcześniejszej pełni –kiedy się święty cud kwitnienianad śpiącym w rosach sadem pełni...Kiedy poświaty sypki miałw opar zastyga zielonkawyi nie ma, gdzie by cień się słał– bo trawy...

Wysokie, mokre, niekoszone,

34

Page 35: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ZAPATRZONA W ZIELEŃ. INEDITA 35

POEZ

JA

miesięcznym srebrem przetrząśnięte, a nad trawami noc – i one –jabłonie kwiatem obciążone, jabłonie kwiatem wniebowzięte– jabłonie...

Wszystko zastygło bez tchu...Nic... prócz kwiatów... Sam sen i świętość i chłód zamiast woni...Żadnej piękności nad tę, która trwa tu, nie było przed nią i nie będzie po niej...

Seledyn nocy i ta omgła bława W niskie obłoki drzewa przeinacza i nic – i tylko księżycowa plama tu i ówdzie o biel pnia zahacza...I nic – i tylko nietykalność sama – okwitu wagą skłoniona ukośniew chłód traw się mokrych srebrzyście pokładai śni na jawie – swój skąpany w rosie sen księżycowy okwitu – o kwiatach...

...Jest tylko jedna taka noco białej wiośnie...

Noc na okręcie

Noc jest białaI chociaż morza pełna –pusta.

Noc jest mętna, bo gwiazdysmętne i wysokieod soli zmiękły i rozmokływ oparze mgły...

Page 36: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

I wiatrma obce, słone usta, kiedy jej zwilgłe rzęsy muska –i w sen jej brzegi pownikały...

A przy niejzostał tylko biały, smak gorzki, morski, zmatowiaływ łzy...

Żyrafy i cień samolotu

W szczudłowatą stłoczona gromadęUciekały przerażonym stademWypaloną, trawiastą równiną –Przed maleńkim, głuchym od warkotu, Bezcielesnym cieniem samolotu –A cień plaski był, szary i płynął...

W tył i naprzód rozkiwane popłochem, Pruły rude bezbrzeże – tak prawie –Jakbyś widział, sam będąc obłokiem –W wysuszonej, afrykańskiej trawieNasze szare, strudzone żurawieW świat szeroki uszłe na wagary...

... A cień szary był mały i płynąłI wyprzedził żyrafy i – minął –I piechotą, nie spiesząc donikąd Szedł sam sobie – na przełaj – Afryką...

Trzmiel

Deszcz dziś w nocy rozpłaszczyłwszystkie grządki lwiej paszczy –

Beata OBERTYŃSKA36

Page 37: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ZAPATRZONA W ZIELEŃ. INEDITA 37

POEZ

JA

kwiatów dęty aksamitzmiął – posiekał – poplamiłi do dna je – do głębinocnym chłodem oziębił...

Teraz, w słońcu przy ścieżce, popłakuje mi jeszcze, ale już się ku kwiatomtrzmiel przynęcił kosmato...

Gladiator

Ginę za śmieciarzami! Ten, co nasz „bezment” wymiataz parą najbłękitniejszych, najczystszych oczu świata –rozwleka po ulicypogwizdy wilże i kosie, kiedy na własnym grzbieciekubły blaszane wynosi –radosi się – jakby skarbyw czarną głąb wozu zsypywał,śmieciarz – co chyba w szczęściunie brodzi – ale pływa!

Siłaczu w lepkiej kurtcei rękawicach jak bokser –czy skwar na świecie, czy zimno,schodki suche, czy mokre –ty dajesz nura w czeluśćaby – jak Wenus z piany – wychynąć znów śmieciamipo kark obładowany –aby gdy wóz już rusza, z wysoko wzniesioną łapą,stać na spuszczonej klapiezwycięsko – jak gladiator!

Page 38: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

To

Było z dawna i co dzieńpojutrze i przedwczoraj, najpierw po zbudzeniui ostatnie z wieczorabyło – jak zmrok o zmroku,było – jak lato latem, świadomie i bezwiedniewdychiwane ze światem...

I miało takie zostaćwciąż nowe – choć umianena pamięć, jak powietrze,przez sen, jak oddychanie, łyskające nocamina jutrzejszą pogodę, zaprzysięgłe czasowina krew – ogień - i wodę...

I zostało to samo– chociaż całkiem inaczej –odebrane znienacka, odzyskane w rozpaczy, skroplone w dni milczące, niepłakane, najkrwawsze –dotrzymane do nigdy, tak jak było od zawsze...

Zielona zmora

Znam oczy nieustanne, bez rzęs – białek – powiek –oczy płynne, o szkliwie lasem idących strug, ni ludzkie ni zwierzęce – i nie strzyg, nie topielic oczy straszne, straszniejsze niż byś przyśnić mógł...

Płyną między brzegami nieruchomych powiek, niewstrzymanie – i zawsze od lewa do prawa...

Beata OBERTYŃSKA38

Page 39: Ekspresje Tom s.1-410 IV

JĘTKI – JEDNODNIÓWKI 39

POEZ

JA

A natknąłbyś się na nie – obsypie cię mrowiei włos zazielenieje, wilgotny, jak trawa...

Bóg cię strzeż, abyś spojrzał w ich patrzący pośpiech! ... Coś się z ciebie wywlecze – przylepi jak liść –i pójdzie za tę wodą, na śmierć i na oślep –to jedno tylko wiedząc, że musi z nią iść...... Mnie krzyk własny obudził i dlatego żyję. ... Prąd serce mi już znosił, słodko i dziwacznie –byłam płynna, zielona – i w śnie chciałam z płaczemoczom tych – obie ręce zarzucić na szyję...

JĘTKI – JEDNODNIÓWKI

Przed cudownym obrazemNa interwały rozbita w płomykachczyjaś tu wdzięczność, czyjeś próby – smutki –obsiadły grzecznie pięterka świecznika, jak wstrzemięźliwe, gregoriańskie nutki...

Mój zegar słonecznyOd świeżości ogródek warzywny aż błyszczy! Ach! Jakże się sokami w nagrzaną ziemię wczuł! ... A nad nim ten strzępiasty, szorstki, najzłocistszy, On – mój zegar słoneczny – z tarczą pełną pszczół!

ObłokiObłoki są dziś nagie –Algami pachnie wiatr...Dzień to napięty żagiel. Morze – to świat!!!

Page 40: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Beata OBERTYŃSKA

Błękitny asfaltJakież w tej Palestynie drogi wyśmienite! Od tych, co się uległe płaszczą aut przelotom –po tę – która przez niebo szafi rem wybite, roztopem Mlecznej Drogi ciecze – Bóg wie dokąd...

Leniwy NilPełzniesz od wieków tak samoprzez spełzły piasków cynamon, aby na karkach kataraktwe wściekły spienić się szmaragd...

Burza idzieBurza idzie... Od stajen aż zionie...Jak złe konie liście tulą uszy. Lada moment deszcz świerszcze zagłuszy...... A leżaki jeszcze na balkonie!

UlewaJak baba, gdy pas płótna chwyciwszy za dwa końcei ciągnąc je za sobą – cień rozwłócza po łące –Tak idąca ulewa – babsko zgrzebne i bose –Pasem szarego płótna świat zalewa ukosem...

Sierpniowe gwiazdyO, jakże niebu od gwiazd ciasno! Aż do zawrotu – do zadziwu...Podnieście oczy swe ku gwiazdom! Zaiste: „białe są ku żniwu”!

CierpienieTo takie proste i zwykłe...To tyle razy już było, że serce dawno nawykło, że się – przyzwyczaiło...

40

Page 41: Ekspresje Tom s.1-410 IV

JĘTKI – JEDNODNIÓWKI 41

POEZ

JA

KlepsydraNiejedno czasowi z kłów wydrzesz, niejedno się stanie raz wtóry, byleś w pamięci klepsydrzesiał piasek – z dołu do góry...

Bywało...Nad gontami stał błękit,cień w lipach się pławił...Lato wlokło po ścieżkachzłoty ogon pawi...

JesieniąCzas człapie sobie do nikąd...W sawinie od rosy sino.Zczerniały dna słonecznikomI ciężko już pajęczynom...

PrawdaNie daj swej prawdy przegadać! Prawdę masz jedną – nie dwie. Prawda ma prawo być naga –Ma trwać przy swoim: Tak – Nie – !

Page 42: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Między słowem a myślą

To dlatego, że uczymy się mówić najpierw,a potem myśleć? I to nam pozostaje,nawyk rzucania słów, jak rzuca się pestkiśliw, jak się rozrzuca pestki słonecznika.

Jakbyśmy przedłużali dzieciństwo,najmuzyczniejszy okres życiakiedy słowa są tylko dźwiękiem, a my uczymy się ich jak solfeżu– na niskich i wysokich tonach.

Tak natura ćwiczyła uległy nam instrument ciała? Słowa wówczas były przedłużonymciałem – palcem, uchem, nosem świata.

Kiedy odwrócił się porządek rzeczy, i myślimy już tylko po to, aby mówić– słowa oderwały się od naszego ciałajak dźwięk od skrzypiec,a od gwiazdy światło.

Składamy na skrzypce i szukamy gwiazdyaby wejść do świata, a ten – przygląda się namjakby pilnie słuchał. Myśli naszych słucha?

Jacek SOJAN

Page 43: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POEZ

JA

Jacek SOJAN

Lecz te idą osobno, jak ktoś kto czeka, aby go rozpoznać, zawołać.

I w tym pośpiechu, zatrzymujemy się między słowem a myślą, tak niewidoczni, jak bicie serca, jak kroki, które nadchodzą ku namzgłoskami czasu.

noeza albo okruszki z weselnego stołu

Adam Sw wieku dwudziestu dwóch latna dwa tygodnie przed ślubemspotkał śmierć i wdał się w romansz miłością absolutnąostatecznąi bez odwołania

czy zdążył zrozumiećże śmierć to poważna dziewczynabez poczucia humoru

łapie za szyję do ostatniego tchucałuje bez żartówkażdy fragment kochankazamienia w pramaterięmówiąc że tym paliwem żywi sięwirujący kosmos

zapytacie co z duszą

śmierć i dusza ignorują się wzajemniepierwsza zajęta ciałemtraktuje drugą niczym gapowiczanad katastrofą

43

Page 44: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

dusza odchodzi jak gdyby nic

po dwóch tygodniach zjawi się na weselu Adama Sby porozmawiać z narzeczoną

potemwszystkie kwiaty zmieniły się w nieśmiertelnikia cień narzeczonej uwolnił się od osoby

widywano go na poczciewysyłał listy na adres którego szukają do dziś

królewny

królewnya w żelaznych butachwędrowały za ukochanym

królewnya z pokrzywy tkałykoszulę dla niego

nie szukały miłościniosły ją w swoich oczachi wszędzie gdzie tylko stanęły ich stopyzima zmieniała się w latopustynia w ogród

ustępował zły czarbajka zmieniała się w rzeczywistość

dzisiaj królewnyczekają na miłośći ta czasami zjawia siębłyszcząca i zimnajak limuzyna

Jacek SOJAN44

Page 45: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POEZ

JA

Jacek SOJAN

najlepiej aby był to mercedes

owszem – koszulę mu kupiąa nawet wyprasująubrana parzy pokrzywąbo uszyta ze słówktóre brzmią jak modlitwaza zmarłych

zły czar mnoży nieszczęściakrólewny zamieniają się w harpiea każde ich ukąszenierodzi potwory

bajka płonie i rzeczywistość płoniepytanie o istnienie świata budzi fi lozofów

rehabilitacja

osioł to osioł

co innego żyrafa lew koń pełny szacunek

a tu w imieniu wyzwisko – osioł

chcąc nie chcąc trzeba być osłem robić z siebie osła co by nie robić jak by nie robić powiedzą osioł

a jednak

45

Page 46: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

ani słoń ani bawół mustang czy tygrys nie doznały takiego zaszczytu

kiedy huczało Gloria osioł jak żadne zwierzę doświadczył chwały

można własne imię nosić heroicznie

plaga

łudzi okonieskazitelna pościel grudnialubi szybko się brudzićzanim zszarzeje wcześniej plami się purpurąfi lozofi a koloru ma swoje odzwierciedleniew narodowej fl adzeniby zwykły kawałek płótnaa wycieraniem o niego butówzajmuje się spora grupatak zwanych obywatelimoczenie sztandaru we krwiprocentuje wszelkimi tytułamimożna zostać na przykład człowiekiem honoru

niedobrzesypiebędzie jeszcze więcej bałwanówskaranie boskie

pierwiastek

moja córka Julia pyta mnie

Jacek SOJAN46

Page 47: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POEZ

JA

– co to jest pierwiastek męski

tablica Mendelejewa nic o nim nie wspomina ale wolne jeszcze pola dają nadzieję na odpowiedź

bo może jest to alotropowa odmiana pierwiastka żeńskiego

córka na to– a słyszałam na fi lmie gdy taki jeden fać gadał do laski mój diamenciku czy to oznacza że sam był brudną sadzą

no tak potwierdziłem ale jak widzisz diamenciki lubią błyszczeć a twój tata brudas właśnie odłożył ołówek dobrze się pisze wiersze sadzą i jak trzeba się spalać by się tak ubrudzić

(pomyślałem także że taki męski pierwiastek ma wszystkie inne pod sobą)

rzeźba

jak rzeźba znalezionarzeczny kamień

Jacek SOJAN 47

Page 48: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

na wpół zakopany w życiusłucham i czekamczekam i słucham

słyszę głosy i szumyrzucają na mnie cień wielkie ptaki wyobraźniprzesuwają się o moje bokipiaski byłych potęgchodzi po mnie słońcepokrywając białą kredąto wszystko czego pamiętaćnie warto nie można nie trzeba

co mnie zatem bardziej rzeźbi czy serce które niczym wiertłonowe przestrzenie otwiera od wewnątrzczy wiatr nawiewający gorzką woń wiązówki

a może dziecięca stopa wsparta przez ułamek sekundyna moim rozgrzanym kolaniezostawi taki rezonansże runą ostatnie fi lary podtrzymujące świat wewnętrzny kamienia

i stanie się czytelna wszelka bruzdaa ściana zewnętrznazamieni się w pięknie wyprasowanąkoszulętę odświętnąi zawsze śmiertelną

Jacek SOJAN48

Page 49: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Modlitwa

Widziałam jak dom od środka pękała z prześwitów wylewał się śpiewcykad kasztan i dom splotły się w jednięropiały źrenice chodnikówpołamany zegar prosto w dółna kolana padłpłomykówkazgarnęła wszystkie godzinyi odleciała Zamień ziemię w chlebOddaj sól pieśniNiech oliwki będą relikwiami

***

Zamówiłeś wczoraj kwiat paproci, który zastygł w moich ustach i stał się cierniowym bogiemSłuchajcie wyspy i drżyj światłoNie oddawaj się obcej łasceW jej pokoju jest gołąb

Ewa CHRUŚCIEL

Page 50: Ekspresje Tom s.1-410 IV

201

3 to

m IV

Tam przysiadł mały bóg piórW garbie kobiety-dzieckaWczoraj zapalaliśmy światłoI kra rodziła kryształy, dzieliła się nimiI klękała na rzeżusze rozedrganej srebremSople traciły kształt siebieA światło z wody wyszło,i wyścielało nas w czarnychliściach i trzęsło sięochrzciliśmy je i zabralido naszych domów, nigdy nie było takie szczęśliweI wyrwały się ze światła strzępki Opierki, wyrwały się chwileGuziki, ptactwa, krzyże I skrzydła jak czarny welonA z czarnych skrzydełPodżegnęliśmy ogieńI puszczę jak rozkoszI języki ognia Zaczęły się zginać i rozpościeraćA guziki ptactwa przeskakiwać z klawisza na klawiszAnioł przepaści, niespokojnych żeber, rozwartych na oścież To jego ciężkie przemoczone płótno –

badania emigracji poprzez jej materialne świadectwa

kawka to ptak miejskizamieszkuje kominy przesiaduje w naszej wentylacjiwe wszelkiego rodzaju szparachw ciągu dnia kawka wyrusza do pracy z innymi kawkami ma-szeruje przed rzędamisamochodów zaparkowanychw centrum, bacznie im się przyglądająci wyjada owady z tablic rejestracyjnychPanuje tu pośród kawek hierarchia

Ewa CHRUŚCIEL50

Page 51: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POEZ

JA

(jeśli nie feudalizm), ale też empatiabo kawka rycerska rozumie sprawykawki ubogiej, dla której kawka występnanie miałaby zrozumienia –

***

Piszę o cioci Anielce a raczej kobiecie w czarnej chuściez kwiatami morwy i jaśminuco do snu kładła się w ubraniachw razie gdyby znów trzeba było uciekać przed NiemcamiJak prowadzić w nas umarłych co ikony w nas pisząw czeluściach aż łkać w nas będą drzewa i słowa będąręce rozkładać

Ewa CHRUŚCIEL 51

Page 52: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 53: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Stałem za piegowatą blondynką w okularach. Niebieskie, drelichowe dżinsy opinały jej obfi te biodra, tuczone od lat ziemniakami z mąką. W pewnym wieku tracimy kontrolę nad linią i to właśnie przytrafi ło się pani stojącej przede mną. Niestety, w dużej mierze pomogło jej w tym zaopatrzenie fatalne rynku, a raczej jego brak. Dlatego staliśmy często w ogonku za różnymi rzeczami, najczęściej za mięsem, by po dojściu do lady zadowolić się bodaj jakimś ochłapem z kością na zupę. Z tyłu stał kuzyn mojej byłej żony. Łączyła nas przyjaźń, oparta na wspól-nych skłonnościach do pisania wierszy, a także do ironii wobec świata. A rzeczywistość od dawna była karykaturalna i ułomna.

Stojąc obok siebie w długim ogonku dzieliliśmy doskonały punkt obserwacyjny, skąd widać było jak na dłoni absurd i chorobę naszego kraju, jego wszystkich stanów. Wypadało nawet przyznać z bólem, że po prostu było widać całą słabość narodu, jego upodlenie. Aby tego nie widzieć najlepiej stać się cząstką tej potulnej trzody, tak może myśleli

ALCHEMIA PROZY

Marek BATEROWICZ

W OGONKU

Page 54: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ54

201

3 to

m IV

zrezygnowani ludzie. I, przestępując z nogi na nogę, tkwili godzinami pod tym samym murem, posuwając się do przodu zaledwie o kilkana-ście centymetrów na godzinę. Przypominali stado dobrze wytresowa-nych zwierząt, jeśli pominąć kłótnie o miejsce w kolejce. Kiedyś przy ulicy Szewskiej pokazałem mojej znajomej z Włoch ogonek powstający już za kwadrans dziewiąta wieczorem, by rankiem zdobyć jakieś wę-dliny, choć nie było pewności, że zostaną dostarczone. Maria Teresa wzruszyła ramionami jakby ten widok burzył jej wyobrażenia o uto-pijnym ustroju, a tym samym zdradziła może swoje lewackie poglą-dy? Ostatecznie w jej ojczyźnie szalały przecież i Czerwone Brygady! Gorączka włoskiej krwi nie pozwalała na chłodną analizę oczywistych wad i defektów systemu, narzuconego nam siłą sowieckich czołgów.

To było kiedyś, a w pulsującej mgle snu otaczały mnie teraz inne twarze. Nieco dalej, przed nami, stała jakaś wysmukła dziewczyna o długich, ciemnych i falujących włosach.

– Za taką to mógłbym stać do końca świata – westchnął kuzyn – ale mam nadzieję, że ten reżim upadnie wcześniej...

– Nie wie pan, co dzisiaj dają ? – spytał przechodzący listonosz.– Nikt nie wie – odparło chórem kilka głosów – ale stań pan, pew-

nie warto, bo pojutrze święto państwowe!– Muszę roznosić listy... – rzekł z żalem.– A rzuć je pan na śmietnik! – zawołał łysy emeryt w binoklach.– Sprawdź pan wcześniej czy nie ma dolarów! – poradziła staruszka

w czarnej sukience.Listonosz spojrzał na nią z lękiem i oddalił się szybkim krokiem.– Może jednak ktoś się dowie, co będą dawać? – zaproponował chu-

dy pan z teczką – za rogiem nic nie widać!– Ale sklep jeszcze zamknięty, otworzą może za godzinę... – objaś-

niła smukła dziewczyna o długich włosach. Odwróciła się na chwilę i zobaczyłem, że miała niezwykły wykrój oczu, podobny do podłuż-nych liści.

Istotnie, kolejka nie posuwała się do przodu. Jej pozorny ruch wyni-kał z tego, że parę osób zrezygnowało z czekania. Zaczął siąpić deszcz. Pod parasolami dotarliśmy do rogu ulicy. Niektórzy stali pod balko-nem, który chronił przed mżawką. Z okna na pierwszym piętrze po-płynęła tymczasem pieśń z radia: „Ukochany kraj, umiłowany kraj... ukochane i miasta, i wioski...”.

Page 55: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W OGONKU 55

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

– Jaka ładna piosenka! – roześmiał się kuzyn, a najbliżej stojący wy-buchnęli śmiechem.

– Taki deszczyk w lipcu długo nie popada... – pocieszył nas wysoki emeryt z laską.

Deszcz padał jednakże długo i coraz gęściej, aż przemienił się w biały opar, który objął nas niczym mleczny obłok. W tym obłoku, podobnym do mgły, niesposób było dojrzeć sąsiada. A kiedy mgła się rozwiała – jak poranny sen – ujrzałem, że nadal stoję w ogonku, ale przede mną nie było piegowatej blondynki w drelichowych dżinsach – zapewne poszła do domu, może nie lubi deszczu i mgły? A może była to zupełnie inna kolejka? Kuzyn stał wprawdzie za mną, lecz poza nim otaczały mnie całkiem nowe twarze, zniekształcone lekkim grymasem zmęczenia. Tak, były to fi zjonomie osób z naszej wycieczki po Hisz-panii! Tym razem stałem za wysoką dziewczyną o szerokich ramio-nach pływaczki. Daliśmy jej z kuzynem żartobliwe miano kruszynki. Za nami tłoczyły się dwie panie, obwieszone tanią biżuterią, a za nimi mężczyzna w średnim wieku o włosach tak jasnych, że niemal popiela-tych. Niektórzy ludzie w kolejce trzymali zapalone świece, co budziło w pierwszej chwili zdumienie, ale byliśmy w przybytku Najświętszej Panienki z Montserrat, w pobliżu Barcelony. Przyćmione światło dnia nie pozwalało ogarnąć wzrokiem początku, ani końca kolejki. Posuwa-ła się wolno, jakby rytmicznym skurczem gąsienicy. Kroczyliśmy gę-siego, w skupieniu, noga za nogą. Prowadziło nas też światło jarzące się wyżej, ponad naszymi głowami. I nagle ujrzałem ludzi już wspinają-cych się po schodach, niebawem i ja wstępowałem do góry wąskim ko-rytarzem. Pośród witraży i fi larów zbliżaliśmy się do wnęki podobnej do rzymskiej lektyki, wspartej na kolumnach i rozjaśnionej świecami. U celu tej wspinaczki zobaczyłem fi gurę Czarnej Madonny – kataloń-skiej siostry naszej Pani z Częstochowy.

La Moreneta – jak nazywają ją Katalończycy – widziała już nie ta-kich pielgrzymów! Klękali przed Nią, błagając lub dziękując za cuda, hrabiowie Barcelony, królowie Hiszpanii, a Carlos I stawił się przed Jej obliczem aż dziewięciokrotnie. U Jej stóp Don Juan de Austria złożył tureckie sztandary, zdobyte pod Lepanto. Potęga Jej wyrzeźbionej po-staci z ciemnoskórym Dzieciątkiem, rośnie zatem w odwrotnej pro-porcji do jej niewielkich rozmiarów. Przystaję przed oliwkowym, nie-przeniknionym obliczem. I trwa to może kilkanaście sekund, nie ma czasu na kontemplację. Z tyłu łagodnie napierają następni pielgrzymi.

Page 56: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ56

201

3 to

m IV

Kiedy spojrzeć poza siebie, nie widać początku ich ruchomego węża. Muszę iść dalej, ale najpierw kładę u stóp Morenety karteczkę z na-szą modlitwą, ułożoną z kuzynem. W imieniu całego narodu prosimy Czarnulkę, by wymodliła u Boga łaskę niepodległości dla naszej ojczy-zny, a także by odzyskały wolność inne kraje, okupowane i ciemiężone przez Rosjan. Pomnożona będzie radość tego dnia. Odrodzimy się z tej samej śmierci, solidarni w weselu. Dzisiaj związani jeszcze tym samym sznurem. O łaskę modli się również siostra Morenety w dorzeczu Wi-sły. Wiara, jak mówi przysłowie, przenosi góry. I jest substancją tego, na co czekasz z nadzieją. Może zdoła przywrócić czystość wód w na-szych źródłach, ocali przed zwiędnięciem lasy i serca. Złączone modli-twy będą sumą energii naszych osobnych duchów, sumą spotęgowaną jak węgiel jest skoncentrowaną energią słońca.

Dotykam jeszcze palcem kartki, ale jednostajny ruch pielgrzymów unosi mnie dalej. Schodzę po kamiennych stopniach i czyjaś niewi-dzialna ręka wysupłuje mnie jak jedno z ziaren różańca poza portal świątyni.

Jest słoneczne popołudnie, gorące, jak bywa to latem z końcem lip-ca. Białe skały, otaczające klasztor benedyktynów, rozpalają się jak pie-ce, by wieczorem oddać powietrzu cały żar, skupiony w ich omszałych powłokach. Grzywy fal, rzeźbionych w kamieniu, unoszą się pionowo, gładzone wiatrem. Ich poszarpane, zgięte kształty są jak otwarte jelita ziemi, która pękła tu – jak powiada legenda – od wstrząsu w godzi-nie zgonu Zbawiciela. A nazwa Montserrat – czyli Przepiłowana Góra – przypomina o tym trzęsieniu ziemi. Otworzyło szczyt jak łupinę ko-kosu, odsłaniając wnętrzności masywu, plątaninę załomów, pieczar i ostrych obelisków. W tym skalistym pejzażu jest gniazdo Smagłolicej i sanktuarium tradycji Katalończyków, tańczących od stuleci sardanę.

Staliśmy przed kościołem, zapatrzeni w ten krajobraz – wyciosany w głazach na podobieństwo myśliwskich rogów, maczug i misiurek. I właśnie wtedy podszedł do nas ów mężczyzna o popielatych włosach. Zapytał z kumpelską poufałością:

– A co takiego zostawiliście u Czarnej Madonny ? – ton jego głosu zdradzał jednak niezbyt naturalną ciekawość, a może zawodową deter-minację.

To pytanie umocniło nasze domysły. Od jakiegoś czasu podejrzewa-liśmy go o wiadomą funkcję w szeregach wycieczki, choć może były to podejrzenia bez podstaw. Ale pytanie tak brutalnie godzące w prywat-

Page 57: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W OGONKU 57

ność – na kartce mogło być przecież podziękowanie za uzdrowienie! – rzucało nań doprawdy dziwne światło, a może nawet demaskowało go ostatecznie. Nie powstrzymuje ich nawet świętość tego miejsca, na-wet tutaj – poza granicami – nie mamy praw do osobistych tajemnic? Wszystko zapłonęło we mnie – nawet tutaj, na terytorium Morenety, depczą nam po piętach!? Spojrzałem na popielatą czuprynę i już zamie-rzałem wybuchnąć jakąś tyradą, ale uświadomiłem sobie, że w auto-busie są jeszcze moje torby. A już dawno postanowiłem wysiąść przed Pirenejami i zostać w Hiszpanii. Opanowałem się zatem i, patrząc na pobliskie skały, odparłem spokojnie:

– Była to prośba o cud, który się stanie...

Barcelona 1985

Page 58: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ58

201

3 to

m IV

ŻONGLER POCHODNI

Sierpniowy upał przenika korpus miasta – place i zaułki, chodniki i bulwary, parki i avenidy. Trudno uciec przed żarliwym naporem słoń-ca, bo i powietrze zamienia się w pulsującą od cząsteczek energię, któ-ra przedostaje się do płuc z nadwyżką temperatury. Wywołuje to jak-by przypiekanie żeber od środka. W gardle wirują drobne pyłki, a ich atomy krążą szybciej pod wpływem kanikuły i łaskoczą podniebienie lassem swych orbit. Pragniesz pić, by spłukać tych małych intruzów i wtedy na jakiś czas czujesz ulgę. Idziesz do parku i układasz się w cie-niu drzewa, albo zostajesz w domu i, okryty prześcieradłem, patrzysz na prostokąt okna. Skośny światłospad wpada do wnętrza, załamując się na framugach. Kto może wyjeżdża w sierpniu z Madrytu, gdy jego ulice rozpalają się niczym piekielne piece, wysychają fontanny, a Man-zanares nie jest już rzeką ani dla pół mostu, jak w znanym sonecie kpił Gongora.

A jednak pragniesz wyjść z chłodnego pokoju i pełznąć przez gorą-ce retorty ulic, aby spotkać się z nią. Jazda metrem tą trasą wymagała-by przesiadki, a zatem lepiej poddać się biczowaniu słońca. Jest sobota i Margarita, jak zwykle, czeka tego dnia na jednej z kamiennych ławek przy Puerta de Alcala. Pośrodku placu wznosi się triumfalny łuk, wy-ciosany z szarego granitu za Karola III, w roku 1778, o czym przypomi-nają w górze rzymskie cyfry, choć nie był to już czas chwały imperium. Kiedyś przebiegała tu granica miasta, tu również rozpoczęło się po-wstanie mieszkańców Madrytu przeciwko oddziałom Napoleona oku-pującym stolicę. Ich waleczność i ofi arę uwiecznił na obrazach Goya. A dziś łuk triumfalny stoi pokornie na skrzyżowaniu ulic, po których krążą grzechotki samochodów i parskające jak hipopotamy autobusy.

Nadchodzisz spocony, trykotowa koszulka przylega do skóry. San-dały kleją się do bosych stóp. Osaczony, w rozpalonym kamieniołomie miasta, w jego wnętrznościach jęczących od silników pojazdów, zaci-skałem usta oddychając płytkimi skurczami płuc. Budziła się nagle tęsknota za czystą i świeżą falą morza. Trochę chłodniej było w pod-ziemnym przejściu, na placu Cibeles, ale ruchome schody znowu są w stanie spoczynku i musiałeś wspiąć się sam na poziom ulicy. Teraz

Page 59: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻONGLER POCHODNI 59

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

przemykasz w cieniu ogromnego budynku poczty, dostojnej jak kate-dra, a następne gmachy także rzucają cień, gorący cień, promieniujący z kamienia. Jesteś już blisko. Z daleka poznajesz jej sylwetkę, jej ciemne włosy układające się na ramionach jak kiście winogron. Margarita jest dziś w białej sukience, co kontrastuje z czernią jej włosów, przechodzą-cą w odcień fi oletu.

– Wiesz... – mówi – przyjechałam autobusem, bo nawet tych kilku kwadr nie chciało mi się przejść w upale...

Całuję jej włosy i podnoszę z ławki torbę z zapasami na sobotni piknik i niedzielę – istotnie z tym ciężarem niełatwo iść rozpalonym wąwozem ulicy Claudio Coello i lepiej skręcić na równoległą, szeroką callę Serrano, po której jeżdżą autobusy. Przechodzimy teraz obok ga-lerii obrazów, ale jest zamknięta. Odkładamy ją na jutro. Po drugiej stronie ulicy znajduje się wylot podziemnego przejścia do Parku Reti-ro. W betonowym rękawie miasta panuje chłód, ale i tu dociera ogrza-ne powietrze. Niedaleko wyjścia siedzi, jak zwykle, młoda Murzynka i pali papierosa, oparta o ścianę tunelu. Nie patrzy na nikogo. Uniosła głowę w kierunku sufi tu i wypuszcza dym, układając usta jak do po-całunku. Klapki i obcasy przechodniów wystukują leniwy rytm popo-łudnia. Rozpoczyna się pora sjesty. A słońce o godzinie drugiej uderza białą klingą w kastylijską wyżynę. Za wyjściem podziemnego chodni-ka śpiewa zielenią otwarta brama parku. Niegdyś królewskiego, dziś największego z roślinnych rajów stolicy. Cienistą aleją idziemy w stro-nę stawu, gdzie – pomimo skwaru – wiosłuje kilka osób. To zapewne turyści z północnych krain, spragnieni słońca. Ale wiosłują mozolnie, jak homary poruszające wolno szczypcami. Błyski światła załamują się na zmarszczkach wody. Opieramy się o żelazną balustradę, jej do-tknięcie parzy. Skręcamy w alejkę przylegającą do asfaltowego deptaka. Trawniki, wysepki krzewów i drzewa kuszą, by wpisać ciała w okrąg ich cienia. Geometria natury, niewymierna, ma swoje własne prawidła i oszałamia hojnością płaszczyzn i kształtów.

Odrzucamy pierwszą pokusę, idąc znaną nam alejką, która wiedzie do pawilonu wystaw. W pobliżu stoi niewysoka budowla o nieznanym przeznaczeniu, coś podobnego do świątyni dumania, zawsze zamknię-ta. Oczywiście lepiej medytuje się na samym podbrzuszu trawy, wśród krzewów albo u żylastych stóp drzewa. Nasza ulubiona sosna rosła nie-daleko, pomiędzy pawilonem a małym stawem z łabędziami. Nie było pod nią, na szczęście, nikogo. O tej porze do parku nie ściągają jeszcze

Page 60: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ60

201

3 to

m IV

gromady ludzi, a tylko nieliczne pary, samotni lub fanatycy przyrody. Ubóstwo sprzyja zbliżeniu do natury. Bogactwo od niej oddala. Złoży-łem głowę na grubym korzeniu i spojrzałem w górę. Sklepienie z gałęzi i szpilkowatych, ciemnozielonych kiści tworzyło coś podobnego do go-tyckich zwieńczeń widzianych w kościołach. Wrażenie potęgowała wy-sokość sosny, ponad dwudziestometrowej. Przez wąskie szpary wpada-ły smugi słońca, co pogłębiało złudzenie witraży z listowia.

Oddychałem teraz z ulgą, czystym powietrzem. Moje płuca stały się cząstką roślinnego poszycia, dorodnej tkaniny, którą Bóg-krawiec okrył litościwie nagą skorupę. Palce Margarity, leżące obok mej dło-ni, fi ltrowały światło jak kruche żyły krwioobiegu ziemi. Czułem jak moje ciało, oparte o korzenie, stawało się lżejsze o ciężar drzewa wyras-tającego teraz z moich lędźwi. Byliśmy znów cząstkami natury, wra-cając do jej łożyska jak dwa płody zmęczone życiem na powierzchni. Płuca powróciły do swoich spokojnych i powolnych falowań, nienara-żone na pył i wyziewy pojazdów. Uspokoiły się. Rytmiczniej pracują serca. Łagodnieją dłonie, nieustannie gestykulujące, teraz oparte na łodygach trawy. Wargi, nieskore do ruchu, gładzą słowa, które zrywa-ją się do krótkiego lotu jak owady. Zielony palankin drży na wysokim pniu, pogrąża nas w studni cienia. Drzewo zamyka nas w łagodnym uścisku, przypomina o prapoczątku. To właśnie drzewo było najważ-niejszym miejscem w Raju. Miejscem największych pożądań, pragnie-nia. Może dlatego teraz nie odczuwamy żadnych pokus, oparci o jego korzenie. Nasi przodkowie przekazali nam, zakodowaną we krwi, całą gorycz spełnienia. A jednak, w pobliżu drzewa, przenika nas radosny spokój, jak po powrocie do źródła, do miejsca dzielonego niegdyś z Bo-giem. Ziemia obraca się z nami, choć nie odczuwamy jej ruchu, zszyci z nią tą samą nicią, słoneczną przędzą kosmosu. Zapatrzeni w powałę z liści, splecionych ze szparami światła, nie czujemy jak upływa czas. Nie czujemy głodu. Dopiero zapach tortilli, usmażonej przez Margari-tę, przywraca apetyt, jej smak nie płoszy kontemplacji drzewa. Drugą ręką dotykam korzenia sosny i badam nieuchwytny puls Ziemi. Póź-niej szklanka sidry koi i ściąga łagodny półsen. Nie biegnie w nim czas zegarów. Zasady fi zyki zastąpione są tu wyższym prawem przyrody, które unicestwia czas w innym stężeniu cienia i światła.

Nagle czyjaś postać łamie harmonię, a szum iskier rozwiewa ciszę. Na sąsiedniej alejce pojawia się żongler pochodni. Jak zaklinacz ognia stoi w aureoli z płomyków. Powraca czas zegarów w żółtym zmierzchu.

Page 61: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻONGLER POCHODNI 61

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

Pochodnie wirują, wpisując jego postać w ruchome koło, które obraca przed nim płonąca obręcz. Jego ręce mnożą się jak w posągu hindu-skiego bożka. Płomienie rysują orbitę. W żółtej poświacie tańczą bły-ski na tle listowia. Szelest żagwi krojących jak nóż powietrze zlewa się z sykiem iskier. Gromadzą się ludzie, zapatrzeni w ręce kuglarza, pró-bują odgadnąć tajemnicę jego sztuki. Żongler pochodni rzuca wyzwa-nie równowadze żywiołów. Jedną iskrą potrafi łby unicestwić istniejący porządek rzeczy. Jak kapłan celebruje ogień, ale i grozi pożarem na-szego świata. Skazani na jego mistrzostwo czy niezręczność, patrzymy na ręce, które zapalają łunę. Krzewy, wyschnięte od słońca, drżą w na-pięciu. Liście drzew poruszają się jak nuty dotknięte batutą wiatru. Ale nie słychać ich śpiewu – wszystko dzieje się w ciszy. Nie słychać głosów ludzi, milczących świadków widowiska. Pochodnie krążą nad głową żonglera, opadają i wzbijają się znów z wysokości jego bioder. Świetliste smugi tryskają z jego postaci, krąg widzów rośnie. Nagle jed-na z pochodni upada na ziemię. Westchnienie zawodu, odchodzi część przechodniów. Żongler dziś nie popisał się, a nawet – zbłaźnił. Z mi-strza ognistych fajerwerków stał się niezdarą, może nawet zwykłym podpalaczem. Prometeusz czy Herostrates? Ale nie przerywa żonglo-wania, choć jedna z żagwi dymi na piasku alejki. Trzy pochodnie szy-bują nadal jakby przymocowane niewidzialnymi sznurkami do jego dłoni. Robi krok do przodu, idzie środkiem alejki wyciętej pomiędzy rzędami drzew. Ludzie rozstępują się przed nim, w milczeniu. Żongler pochodni – jak żarzący się pomnik tajemnych mocy – idzie do przodu. A ludzie, w milczeniu, rozstępują się przed nim. On idzie powoli, sto-pa za stopą, jakby kroczył po linie. Zatacza okrąg i wraca do punktu wyjścia. Znowu jest mistrzem i chwyta pochodnie w obie ręce jak wią-zankę płonących kwiatów. Wstrzymuje ruch gwiazd, czy chce podpalić nasz świat? Do jego nóg sypią się monety, błyszczące krążki – jakby wypalone w ogniu.

Page 62: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ62

201

3 to

m IV

AZYL W PRADO

Wczesnym popołudniem zabrałem ze sobą książkę Unamuna, no-tes i dwa pisaki, wyruszając w kierunku parku Retiro. W cieniu drzew można zażyć tam zielonej kąpieli, a także przemyśleć to i owo, wreszcie i zapisać pewne myśli fermentujące w ołówku. Minąłem już Puerta del Sol, a potem kawałek ulicy Alcala, najdłuższej chyba w Madrycie, po której przed wiekami pędzono czasem stada owiec. W pobliżu głównej poczty, zwanej tu żartobliwie katedrą Matki Boskiej Pocztowej, poczu-łem na twarzy drobne krople deszczu.

Nadałem listy, a kiedy wyszedłem na zewnątrz, nadal siąpiło. Pech! Z takiego obrotu spraw mogła cieszyć się bogini Cybele, której fontan-nę widziałem właśnie przed gmachem poczty. Dla matki Jowisza i pa-tronki urodzajów nawet licha mżawka była dobrodziejstwem. Należało zmienić plany i – zamiast parku – szukać dachu nad głową. Znalezioną gazetą kryłem się przed kroplami deszczu, idąc szybkim krokiem w dół Paseo del Prado, a niebawem rząd drzew dawał też jakąś osłonę przed zacinającym kapuśniaczkiem. Jezdnią pędziły samochody, ruch był na miarę stolicy byłego imperium. Przemknęły też dwa wozy policyjne na sygnale, po wczorajszym zamachu bombowym panował w Madrycie stan napięcia. Nie po raz pierwszy baskijscy fanatycy rozlewali krew w Hiszpanii, krew ze wszech miar niewinną. Rząd ogłaszał potem ża-łobę narodową, rodziny opłakiwały zabitych i odwiedzały w szpitalach rannych. A policja urządzała daremne obławy na sprawców zamachu, którzy w swych kryjówkach knuli następne zbrodnie. Ta makabryczna i beznadziejna walka z cieniami terrorystów trwała od kilkudziesięciu lat, a pochłonęła już kilkaset ofi ar. I żaden trybunał nie powinien kwe-stionować wyroków wydanych w procesach zamachowców, których przypadkiem pojmano i sądzono.

Myśląc o tym dochodziłem do muzeum Prado, słynnej galerii ob-razów odwiedzanej codziennie przez licznych turystów albo amatorów malarstwa, studentów i artystów. Przy wejściu wyjąłem niedbale zie-loną kartę uchodźcy, która była paszportem do tego przybytku sztuk pięknych i to dzięki królowej Zofi i. W swej dobroci przyznała ona szczególny przywilej dla wszystkich azylantów w Hiszpanii, a był nim

Page 63: Ekspresje Tom s.1-410 IV

AZYL W PRADO 63

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

wolny wstęp do muzeum Prado. Mogłem zatem bywać tam codziennie i podziwiać arcydzieła malarstwa gromadzone od roku 1819, kiedy Fer-dynand VII – w demokratycznym odruchu – przekazał zbiory królew-skie galerii otwartej dla publiczności.

Wśród tylu eksponatów człowiek czuje się niemal zagubiony, jak j akiś kruchy meteoryt krążący pośród konstelacji świateł, które osza-łamiają, a siłą przyciągania unoszą cię do coraz to innych sal i koryta-rzy. Dzisiaj przystanąłem dłużej przed obrazem Tycjana przedstawia-jącym Wenus z Adonisem, na tle lasu i nieba rozświetlonego wiązką promieni. Bogini miłości obejmuje w pół młodzieńca, próbując po-wstrzymać go przed polowaniem na dzikiego zwierza. Urodziwy Ado-nis jednak już podjął decyzję i trzyma na smyczy dwa psy myśliwskie, węszące i pochylone do przodu. Adonis wydaje się też nie dostrzegać namiętnoś ci, którą wzbudził w sercu bogini. Wenus, zarzuciwszy mu ręce wokół ciała, przeszywa go błagalnym wzrokiem. Lekki grymas na jej twarzy sugeruje ból i żar tej prośby. A on jakby nie pojmował, że poza tym uczuciem kryje się coś więcej i, obojętny, zmierza na łowy ściskając w drugiej dłoni oszczep. W cieniu listowia śpi Amorek. Blask zachmurzonego lekko nieba rzuca żółtawo-rdzawe odcienie na kontu-ry obu postaci, lecz to ciało bogini promieniuje białą karnacją i namięt-nością.

Temat ten znany Tycjanowi z Owidiusza podjął później Veronese. A płótno to wisi w sąsiedniej sali i stało się przyczyną moich rozterek – któremu z nich dałbym palmę pierwszeństwa ? U Veronese nie ma dramatyzmu Tycjana, w jego scenie nie ma też ruchu i gry iluminacji. Jakby w półcieniu, na tle mrocznego nieba, Wenus podtrzymuje na ko-lanach ciało Adonisa. Śpiącego ? Czy może już martwego ? Zazdrosny Ares uśmiercił go podczas łowów przeobrażony w olbrzymiego odyń-ca, a z krwi Adonisa wyrósł czerwony kwiat anemonu, zdobiąc stoki gór Libanu. Wenus nie trzyma jednak w dłoni kwiatu, a układ nóg fe-nickiego księcia wskazuje raczej na drzemkę. Spokój obu psów, z nich jeden również wydaje się spać, nie podpowiada nam najgorszego, ale z obrazu emanuje dwuznaczność. Trudno też coś wyczytać z niewzru-szonej twarzy Wenus – nie ma w niej ani smutku, ani radości. Patrzy na Amorka, który obejmuje drugiego psa – a wszyscy jakby czuwali nad Adonisem. Śpiącym czy martwym?

Długo nie potrafi łem rozstrzygnąć dylematu, w końcu uznałem jednak pewną wyższość Tycjana. Na jego płótnie więcej jest ekspresji,

Page 64: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ64

201

3 to

m IV

dramatu, ruchu, kontrastów świateł i barw. Po dokonaniu wyboru, od-prężony, ruszyłem dalej w labirynt muzeum.

Nie sposób przejść obojętnie obok strzelistych wizji El Greca, zresz-tą ucznia Tycjana. I długo można kontemplować dzieła Goyi, a prawie wszystkie są arcydziełami. Są też kwintesencją hiszpańskości, ta zaś stała się moim codziennym pokarmem. Nie tylko w sensie dosłownym, gdyż uznałem tutejsze obyczaje, ale i przenośnym, albowiem stała się moją strawą dla ducha. Strawą przenikającą choćby przez dźwięki fl a-menco, ale i przez język Cervantesa, który dał swym rodakom nad-zwyczajną postać Don Kiszota – czy inne narody wydały bardziej oso-bliwego bohatera? A powinniśmy pamiętać jeszcze i o Cydzie zaklętym potrójnie w sztuce Hiszpanii, bo w epopei, Romancero i w katedrze Burgos, która w gotyckich pilarach zamyka jego ciało niczym epos z kamienia.

Wędrówka po salach Prado żywi duszę, lecz wycieńcza i wysusza. Mój żołądek domagał się kalorii, a przełyk szklanki wody. Wodę do-stałem do kawy zamówionej w bufecie. Siedząc w kącie kawiarenki ja-dłem dyskretnie kanapki zabrane z domu w podręcznej torbie. Chleb z żółtym serem, mortadelą i pomidorem nie był szczytem luksusu, ale okazał się wybornym podwieczorkiem, zwanym w tym kraju merien-dą. Przeżuwałem powoli kęsy, nie śpieszyłem się też z wypiciem moje-go cappuccino, przedłużając tym samym mój przywilej do zajmowania stolika.

Prado było moim terytorium o jakże szczególnych właściwościach, bo nie tylko uznawano tu i szanowano mój status uchodźcy, ale przy-znano mi gratis dodatkowy i wyższy azyl: miłośnika malarstwa. Wspaniałomyślność królowej Zofi i zasługiwała bez przesady na cześć najgłębszą, otwierała przecież wygnańcom sezam kryjący skarby o nie-wyobrażalnej wartości. Niestety, nie wiem ilu uchodźców doceniało ten królewski gest – z naszych widywałem tu tylko Ewę ze Zbyszkiem. A emigranci z innych krajów? Bóg raczy wiedzieć, poza odźwiernymi.

Strzepnąłem okruchy i dopiłem kawę, zastanawiając się jakich mi-strzów podziwiać tego popołudnia. Kusiły mnie jak zawsze obrazy Goyi, zwłaszcza namalowane u schyłku życia, niepokojące, a może tak niezwykłe jak ostatnie kwartety Beethovena. Obaj, cierpiący na głu-chotę byli w istocie samotnikami, a obdarzyli ludzkość genialnymi fre-skami kresek i dźwięków. Ostatnio dłużej przebywałem w salach Goyi, postanowiłem więc jedynie obejrzeć je po drodze do tryptyku Boscha

Page 65: Ekspresje Tom s.1-410 IV

AZYL W PRADO 65

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

– dzisiaj on stał się celem mojej wizyty. „El Jardin de las delicias”... czyli „Ogród rozkoszy ziemskich”, malowany dla księcia Nassau, a po klę-sce powstania w Niderlandach skonfi skowany przez księcia Albę, tra-fi ł do Hiszpanii. Potem kupiony przez króla Filipa II jakiś czas wisiał w Eskurialu, aby w końcu znaleźć się w Prado.

Zagadkowe malowidło Boscha intryguje i wstrząsa, począwszy od wizji raju na lewym skrzydle tryptyku, raju jakby podminowanego pie-kłem i zagrożonego natarciem monstrualnych stworzeń. Pośrodku raj rozkoszy już ziemskich jawi się niczym mrowisko nagich postaci, tło-czących się na łąkach, pagórkach, wśród drzew i stawów, zażywających kąpieli, a niekoniecznie uciechy, spacerujących lub dosiadających fanta-stycznych zwierząt, gestykulujących, złapanych w potrzasku przedziw-nych machin albo morskiej muszli, osaczonych przez olbrzymie ptaki, tańczących lub dźwigających tajemnicze formy, wreszcie wzlatujących ponad ziemię albo tonących, ginących w topieli. Tytuł malowidła mó-wiący o rozkoszach jest zatem raczej sarkastyczny, a prawe skrzydło tryptyku przedstawia wręcz piekło i ludzi poddanych torturom lub po-żeranych przez potwory, gdy łuny pożarów rozświetlają górny poziom piekielnych czeluści.

Niesamowite malarstwo Boscha na pozór pozostaje zagadką, ale podobno daje się tłumaczyć inspiracją ze średniowiecznej księgi „Wizji Tondala” i innych źródeł. Uderza pozornym bezładem i spiętrzeniem halucynacji, lecz przemyślna koncepcja całości wyklucza to podejrze-nie, także symbolika pewnych scen. Nie można chyba też sądzić, że był Bosch prekursorem surrealizmu, choć fantastyka jego pomysłów mogłaby to podsuwać – instrumenty muzyczne użyte jako narzędzia tortur i tyle innych wizji zaskakujących rozpasaniem wyobraźni. Pie-kielne katusze pod pędzlem Boscha mają pozory chaosu, w istocie try-by piekła obracają się z szatańskim rygorem. I to raczej nasz świat roz-sypuje się i rozpada na patetyczne szczątki, nasycone krwią okruchy i rozprute odłamkami ciała tych, których podmuch rzucił poza granice rzeczywistości. W bolesną nirwanę i w przestrzeń poza czasem... Te-lewizyjny obraz wczorajszego zamachu i tak nie ukazał samych ofi ar, a tylko pokiereszowaną karoserię samochodu, pogięty i posępny szkie-let. Logo epoki. Niestety, nie da się cudownym sposobem przeniknąć w czasy Boscha, a zło czaiło się tam pod inną postacią.

Po dłuższych medytacjach postanowiłem udać się na wieczorny ob-chód Madrytu, żegnając progi muzeum Prado, w którym udzielano mi

Page 66: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Marek BATEROWICZ66

tak cudownego azylu. Wracałem już o zmierzchu, wiał rześki wiatr, ale deszcz nie padał. Zamierzałem skręcić w ulicę San Jeronimo, wiodącą w stronę Plaza Mayor, gdy nagle usłyszałem warkot helikoptera, który na niskiej wysokości leciał nad Paseo del Prado. Omiatał refl ektorem jezdnię, huk jego silnika zagłuszał uliczny hałas. „Szukają terrorystów! – skomentował idący obok starszy pan – trochę za późno...”. Helikop-ter jakby zatrzymał się w powietrzu i celował wiązką światła w jadące samochody, czasem badał refl ektorem chodniki, oświetlał zamknięte okna kamienic. Warkot silnika tętnił w uszach, rozbrzmiewał jak mo-tyw jakiejś tragicznej symfonii grzmiącej nad światem.

Page 67: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

RUT ASZUR

Wokół hali żandarmi z psami, wokół rynku kolczaste ogrodzenie. Żaden kaliski Żyd nie ma nadziei. Ale Rut ma siedem lat i nie może tego wiedzieć. Jest tu od dwóch dni, wszystkich zaczepia, biega po hali, pyta o mamę. Mamy nie ma, ale się znajdzie.

Trzeciego dnia ktoś mocno łapie ją za rękę i każe iść za sobą nie oglądając się. Rut nie ufa obcym, ale teraz myśli, że może mama po nią przysyła. Idzie więc posłusznie, mija siedzących w grupkach ludzi. Przy schodach nieruchomo leży młoda kobieta. Mężczyzna zakrywa Rut oczy i prowadzi ją dalej, wychodzą z budynku. Jest zimno, ale spo-kojnie, ledwo słychać jakieś dalekie rozmowy. Rut chce pytać o mamę, mężczyzna szybko zamyka jej dłonią usta, w milczeniu idą dalej.

Bez słów pokazuje, co ma robić. Rut kładzie się na brzuchu, mężczy-zna szarpie w górę ogrodzenie, pomaga jej wczołgać się pod nie. W zie-mi jest małe wgłębienie, Rut mieści się tam, choć z trudem, czuje, że rozdarła na plecach sukienkę. Po chwili z drugiej strony ktoś chwyta ją za ramię, pomaga przecisnąć się pod drutami. Rut udaje się w końcu przejść, szybko wstaje, otrzepuje ubranie z ziemi.

Marysia, niańka. Przykrywa dziewczynkę wełnianym płaszczem, rozgląda się ostrożnie, obejmuje ją w pasie i wyprowadza spomiędzy krzaków na drogę. Powoli, jak gdyby wracały z wieczornego spaceru, idą w stronę miasta.

20 I 2013

Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK

RAPORT Z KANAŁU BABINKA(FRAGMENTY)

Page 68: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK68

201

3 to

m IV

JAKUB FLINKIER

Dziadek Jakuba, Noe Hiler, prowadził młyn motorowy Gwiazda przy ul. Długosza 7, matka, Irena, była jedną z najbardziej cenionych polonistek w mieście, a ojciec, Mosze Flinkier, pracował jako redak-tor „Kalischer Leben”. Piękne było życie, opowiada, piękne aż do samej wojny.

Trzy dni przed jej wybuchem uciekli pod Łódź, do Poddębia, ale tam też nie byli bezpieczni, wrócili więc do Kalisza, do mieszkania na drugim piętrze kamienicy przy Rynku Dekerta 6. Było akurat święto Szałasów, powinni śpiewać psalmy i kołysać bukiety na wszystkie stro-ny świata.

W nocy do mieszkania wtargnęli Niemcy, wyciągnęli Jakuba i ojca w samych koszulach nocnych, kazali tańczyć wokół fontanny. Było zimno. Jakub tańczył i tańczył, wydawało mu się, że trwa to godzina-mi. Liczył kroki do dziesięciu i od nowa, nie wie, ile dziesiątek prze-tańczyli. Starał się nie słyszeć ich śmiechu, nie widzieć twarzy. Patrzył na plecy taty, na jasnozielony pasek jego koszuli. Pasek był szerokości dłoni. Nie zauważył, kiedy to się stało, był skupiony na zielonym pasku, liczył kroki.

Czasem kątem oka widzi wycelowaną broń, czasem w nagłym śmie-chu rozpoznaje strzał, czasem upada zamiast ojca.

20/21 I 2013

SZMUL DUNKELMAN

Hurtowa sprzedaż galanterii męskiej braci Szmula i Moryca Dunkel-manów w kamienicy przy Starym Rynku na rogu Warszawskiej. Obok księgarnia Jasińskiego, skład rękawicznika Adamczewskiego, koszerna herbaciarnia. Najlepsza fi rma w mieście w najlepszej z kamienic.

Zrzucić chałat i jarmułkę, zgolić pejsy to wciąż mało. Zostaje akcent, nazwisko, zostają też piątkowe zmierzchy w synagodze na Krótkiej. Ale kiedy Szmul zakochał się w Zosi, musiał pozbyć się resztek talmu-dycznych więzi. Z pomocą Tadeusza dobrał się więc i do nich. Łatwiej-sze od czyszczenia polszczyzny okazało się jednak zlecenie studentowi korespondencji miłosnej z przechrzczoną wybranką. List o charakterze informacyjnym kosztował 5 złotych, list zdecydowanie miłosny 10 zło-

Page 69: Ekspresje Tom s.1-410 IV

RAPORT Z KANAŁU BABINKA 69

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

tych, a list pełen najwyższych uniesień miłosnych 15 złotych. Niektórymi listami tak się zachwycał, że wznosił oczy do góry i płakał (15 złotych).

Pod koniec sierpnia 1939 Szmul podjechał w nocy pod dom ciężar-nej narzeczonej. Mieli uciekać przez Rumunię do Palestyny. Trzy lata później na krętej uliczce w Świdrze Tadeusz ledwo rozpoznał przyja-ciela w oczach zaszczutego zwierzęcia. Nie zdołał go dogonić.

21 I 2013

SZAJA KAWE

Żeby dobrze wykuć macewę, nie wystarczy być kamieniarzem. Fi-szel prowadzi zakład przy domu, naprzeciw Słońca – kina przy Ciasnej. Ma z Taubą sześcioro dzieci, ale zawodu uczy tylko najstarszego syna. I tylko ten ma ocaleć. Szaja Majer.

O tym, jak i gdzie zginęła cała rodzina, Szaja dowie się przed śmier-cią, od własnej wnuczki. Teraz ma 21 lat, odmawia przyjęcia sowiec-kiego paszportu, a do tego ma przy sobie kilka dolarów. Pewnie jest przemytnikiem? Nie chcą go więc do wojska, za to biorą do łagrów, na osiem lat. Kiedy wróci, w domu przy Ciasnej nie znajdzie nic poza je-dynym zdjęciem brata.

Będzie rzeźbił macewy, jak ojciec. Wykuje większość powojennych obelisków na kaliskim kirkucie, odnowi ohele rabina Lipszyca i cadyka – sąsiada, z którym rozmowy z dzieciństwa pozostaną najważniejsze.

Ożeni się z Esterą. W przeddzień wyjazdu ich mały Henryk stanie do zdjęcia na tarczy zegara słonecznego w parku. Oprócz dwóch foto-grafi i zabiorą zwój Tory.

Zanim Szaja umrze, w sierpniu 2005 roku, w rocznicę śmierci matki, zdąży wrócić do domu na Ciasnej. Trafi bezbłędnie, po śladach rzeki.

24/26 I 2013

JAKUB SCHINAGEL

Trzylatek zaciska powieki i wtula twarz w szyję matki. Docieram do granicy języka. Trzylatek zaciska powieki i wtula twarz w szyję matki. Tak mogłaby zaczynać się zupełnie inna historia. Tu idzie o śmierć. Na-zwać procesy fi zjologiczne czy skoncentrować się na reakcjach dziecka?

Page 70: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK70

201

3 to

m IV

Zamknąć migawkę na nieludzkim grymasie, który wydobywa z twarzy jakieś nieprawdopodobne rysy, czy złapać psychopatyczną perspekty-wę sprawcy?

Jeśli granice świata pokrywają się z granicami języka, nie zdołam dokończyć tego zdania. Notuję: jest rok 1944, Jakub, lat trzy, syn Artu-ra Schinagela i Debory Gross-Schinagel, umiera z rodzicami w komo-rze gazowej Auschwitz.

28/30 I 2013

DEBORA GROSS-SCHINAGEL

Listopad 1939. Doktor Debora Gross-Schinagel obejmuje kierow-nictwo szpitala żydowskiego na rogu ulic Piskorzewskiej i Parczew-skiego. Odnowiony po klęsce wrześniowej rękami żydowskich fachow-ców, zaopatrzony dzięki ofi arności mieszkańców w podstawowy sprzęt, staje się wbrew logice tamtego czasu przyjaznym miejscem, enklawą w rozpadającym się świecie. Przy pomocy dwóch studentów medycy-ny, Mosze Grossa (swojego brata, który jako jedyny z rodziny przeżyje wojnę) i Aleksa Blocha, przeprowadza operacje, odbiera porody, opa-truje rany, zajmuje się zakaźnie chorymi, starcami, sierotami. Potrafi skutecznie przekonać Niemców, że potrzebuje półtora tysiąca szczepio-nek. Zakłada oddział dla inwalidów i przewlekle chorych, prowadzi go w budynku Talmud Tory przy ulicy Złotej dr Małka Gitta Fejgin-Dan-cygierowa. Lekarze i pielęgniarki pracują za wyżywienie. W przelicze-niu – 19 fe nigów za dobę. Udzielają pomocy ponad tysiącu chorym. Lato 1940. Na przeniesionym do gorszego budynku (przy ul. Szopena) szpitalu pojawia się tabliczka „Arbeiterkolonne”. Coraz bliżej do decy-zji o eksterminacji reszty Żydów. Listopad 1940. Czarne auta bez okien, hermetycznie zamknięte, wywożą pacjentów do wsi Biernatki. Za rok w taki sposób będą masowo mordowani Żydzi w Chełmnie nad Nerem. Próba generalna, poligon doświadczalny dla samochodów-komór ga-zowych. Rada Starszych musi opłacić koszty podróży 290 osób. W mieś-cie zostaje mniej niż 500 Żydów. Listopad 1941. Kolejni niezdolni do pracy zostają ze względów humanitarnych uśmierceni w samochodach-komorach. Trafi ają do zbiorowej mogiły, tym razem w Jedlcu. Zostaje 150 osób. Mieszkają w dwóch domach przy ul. P.O.W. 13 i 16. Wśród nich jest Debora. Unika śmierci, kiedy jakiś Niemiec rozpoznaje w niej

Page 71: Ekspresje Tom s.1-410 IV

RAPORT Z KANAŁU BABINKA 71

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

lekarkę i wypuszcza wraz z synkiem i mężem poza kordon. Pracu-je w warsztacie krawieckim. Wieczorami zajmuje się chorymi. 9 lipca 1942. Wszystkich pozostałych w Kaliszu 120 Żydów odesłano do Getta Łódzkiego. Stamtąd trafi ą do Oświęcimia. Der 10. April 1942. Kalisch ist judenrein geworden.

29/31 I 2013

FLEIDA KUBIAK

Brązowe oczy po mamie, talent do krawiectwa po ojcu. Reszty moż-na się domyślać. Że w wagonie było duszno i ciasno albo że miarowy stukot kół w końcu ją uśpił.

Po przyjeździe kazali iść do laboratorium. Musiała oddać krew, pewnie ratowała życie żołnierzowi na froncie, pewnie to mogłoby być nawet szlachetne. Ale ona musiała oddać całą krew. To znaczy: nie wró-ciła na Parkową 5, nie odebrała Singera od Sabiny, czyli Heleny Chmie-lewskiej, w przyszłości Przędzik.

Maszyna czeka od siedemdziesięciu lat w stołowym u Przędzików. Trzyma się na niej korespondencje, odkłada siatki z zakupami, po wio-sennych porządkach przykrywa białą serwetą i stawia wazon pełen tulipanów. Czasem ktoś ją otworzy, przeszyje zasłony albo skróci su-kienkę. Wtedy słychać, jak wystukuje jej imię, jak ze strzępków historii składa poemat o brązowych oczach, krwi, ulicy Parkowej.

1 II 2013

Page 72: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Kiedyś znałem ten pokój na pamięć. Teraz, po latach, uczyłem się go od nowa. Układ mebli pozostał taki sam, lecz to nie było miejsce, które tak często odwiedzałem. Zniknął gdzieś dawny blask, brakowało życia.

Bożydar leżał pod ciężką pościelą. Dopiero po dłuższej chwili roz-poznałem w nim chłopca, którego tak kochałem, zanim przed laty wyjechałem z kraju. Był przeraźliwie chudy, miał blado-żółtą cerę, za-padnięte policzki i głowę ogoloną na zero, a zwieszona żuchwa wydłu-żała jego twarz, czyniąc ten widok skrajnie potwornym. Odwróciłem wzrok.

Usta Krystyny wykrzywił grymas bólu. Zacisnęła powieki i po chwili atak rozpaczy minął. Pokręciłem głową i wycofałem się w ciszy. Bezszelestnie zamknęła za nami drzwi.

– A ten co? Zobacz – wskazała skulonego nad butelką wódki Wald-ka, który wpatrywał się w pusty kieliszek.

– Wrażliwy jest – wziąłem kumpla w obronę – reaguje jak umie.– Też mi pociecha – prychnęła, ale zaraz pojawił się na jej twarzy

wyraz bolesnej troski.– Boję się o niego.– Poradzi sobie – rzekłem z naciskiem, siadając obok starego przy-

jaciela.Zanim wyjechałem, pracowaliśmy razem i zdążyłem go nieźle po-

znać. Miał niezwykłe poczucie humoru i przebojowość, jakiej mogła mu pozazdrościć połowa mieszkańców tego posępnego świata. Nieje-den raz wyciągał mnie z chandry i sprawiał, że potulnie wracałem do życia. Teraz powinienem się odwdzięczyć, lecz czułem się zbyt młody,

Jacek OZAIST

OECONOMIA DIVINA

Page 73: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 73

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

niedoświadczony, bezradny. A problem przerastał nas obu po wielo-kroć. Mogłem tylko być, siedzieć obok w milczeniu i modlić się o cud.

Kiedy usiadłem, on nawet nie drgnął. Krystyna posłała mi znaczące spojrzenie, a ja odpowiedziałem jej najbardziej żałosną z moich min. Rozejrzałem się wokoło. Zdołali w swoim pokoju zmieścić dwa zesta-wy mebli, wersalkę, ławę i dwa fotele. Bardzo przeszkadzał pociągnię-ty wzdłuż ściany kaloryfer. Brakiem funkcjonalności dorównywał mu tylko radziecki telewizor Elektron, który wyglądał niczym spasione, owalne zwierzę z szarą mordą.

– Co się, do diabła, dzieje?! – warknął niespodziewanie Waldek – Janusza przysypało na budowie, Krzysiu zginął w wojsku, a teraz to. Fatum jakieś. Krzysiu był taki drobny, pamiętasz?

– Jasne! – uśmiechnąłem się lekko. – Zawsze budził współczucie i nie mógł się z tym pogodzić. Był drobny, ale nie słaby.

– Czemu właśnie on? – Waldek ciągnął swoją myśl, jakbym się w ogóle nie odezwał. – Akurat jemu, najbiedniejszemu chłopakowi w okolicy, nie otworzył się spadochron. Niepojęte. Zrobił w ziemi dziu-rę na pół metra i jeszcze żył. Nie wiedzieli jak go pozbierać.

Zaczął cicho łkać. Próbował mówić dalej, lecz jedynie bezgłośnie poruszał drżącymi ustami.

– Jasiu był taki wesoły – podjąłem, żeby dać mu odetchnąć – co-dziennie miał nowy kawał do opowiedzenia. Rechotaliśmy jak potłu-czeni.

– Łyknij, Jacuś...Wychyliłem kieliszek. Wódka nie należała do moich ulubionych

trunków, więc szybko zapaliłem papierosa, żeby przytłumić gryzący smak. W milczeniu obserwowałem oboje moich przyjaciół, mierzących się z potężnym żywiołem, który od wieków ludzkość bezskutecznie próbowała okiełznać i wyjaśnić. Krystyna – rude pukle, grube usta, pulchne policzki, zawsze jednakowo smutne oczy, Waldek – czerstwa robotnicza gęba, perkaty nos, błękitne oczy, w których zamieszkała pustka. Oboje niezbyt dopasowani wzrostem i posturą, jednak ani raz nie spotkałem się z sytuacją, by czuli się nieszczęśliwi. Do teraz.

– I co ja w życiu mam? – zapytał nie wiadomo kogo Waldek. – Nie udało mi się wyjść na ludzi ani niczego dorobić. Chciałem dać światu chociaż syna. Udało się. Bardziej niż mogłem zamarzyć. I co? I nic.

– Nie opowiadaj bzdur – żachnąłem się, choć wcale mnie nie słu-chał.

Page 74: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jacek OZAIST74

201

3 to

m IV

– Tak często burze przechodziły obok, pioruny biły gdzie indziej, aż przyszła pora na nasz dom. I wiecie, co? Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia – wziął zamach i wlał sobie wódkę w rozwarte usta.

– Jutro musisz iść do pracy – napomniała go łagodnie Krystyna.– Po co?– Żeby mieć za co żyć.– Nie chcę żyć.Spojrzała na mnie bezradnie. W pierwszej chwili chciałem wzru-

szyć ramionami, ale powstrzymałem się w porę. Nie potrafi łem odna-leźć się w tej sytuacji. Wolałem zabrać Waldka na piwo i pogadać z nim po męsku. Niechby się wywrzeszczał, wypłakał, wyżalił, a potem wstał z klęczek i wrócił do walki.

– Jeżeli ty się poddajesz, to faktycznie nic nie ma sensu – powiedzia-łem, patrząc na niego wyzywająco.

– Na rany Chrystusa! – wybuchnął – Syn mi umiera! A medycy-na ma tyle samo do powiedzenia, co my tutaj! Za późno, za późno, za p óźno...

Gorączkowym ruchem nalał wódki.– Machnij.– Mnie już wystarczy.– No już!Zacisnąłem zęby. Przypomniałem sobie, jak mnie kiedyś na budo-

wie uczono łykać czysty spirytus. Trzeba najpierw wypuścić całe po-wietrze, potem, przed wzięciem oddechu, chlup. Zrobiłem to samo i ja-koś poszło. Krystyna położyła mi miękką dłoń na ramieniu.

– Może zrobię ci kawy? – spytała zafrasowanym głosem.– Długo jechałeś, a my cię tak przyjmujemy. Na pewno jesteś

g łodny.– Nie przyjechałem na imprezę – obruszyłem się – niedawno ja-

dłem, ale kawy napiję się z przyjemnością. Posiedzę przy Bożydarze do rana, więc doping mi się przyda.

Krystyna wymknęła się do kuchni. Korzystając z chwili sama na sam, wbiłem w Waldka poważne spojrzenie.

– Pogadajmy jak faceci. Jak to się stało?W tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że lepiej byłoby porozma-

wiać o tym z Krystyną. On najwyraźniej dużo gorzej to wszystko zno-sił. Pytanie jednak zostało zadane.

Page 75: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 75

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

– Stracił przytomność w szkole – rzekł głucho Waldek. – Miesiąc spędził w szpitalu i wypisali go, jako skrajnie beznadziejny przypadek. Od tygodnia nic nie widzi, czuje skurcze lewej połowy ciała. Niedługo cały zostanie sparaliżowany. Teraz śpi. Drugą dobę.

Nagle przytulił twarz do mojego ramienia, a ja delikatnie objąłem jego głowę. Odsunął się po dłuższej chwili.

– Wielka nadzieja polskiej piłki zmarnowana. Ty nie wiesz, bo cię nie było. On jest piłkarzem z talentem. Wszyscy się zastanawiali czy przypadkiem Krycha nie zadała się z jakimś Brazylijczykiem. Miał in-stynkt strzelecki i świetny przegląd boiska. Wróżono mu ogromną ka-rierę. Żebyś ty widział, jak on uparcie trenował stałe fragmenty! Jego wolne stały się sławne. Miał serce do gry, nie do szybkich pieniędzy. Pukali do mnie różni ludzie, zachwyceni jego umiejętnościami. Jeden menedżer obiecywał, że umieści go w szkółce Ajaxu czy Anderlechtu – już nie pamiętam – ale się postawiłem. Chciałem, żeby grał dla nas. Wspomnij, ile meczów razem oglądaliśmy i zawsze te matoły musiały coś spartolić. Bóg czasem nie ma za grosz logiki.

– Nie bluźnij. To nic nie pomoże – powiedziała Krystyna, która usłyszała jego ostatnie słowa.

– Bluźnierstwo to próba rozmowy z Bogiem jak z człowiekiem – wtrąciłem, nie mając pojęcia, skąd tak nagle przyszło mi to do głowy.

Krystyna postawiła przede mną kubek pachnącej kawy, po czym usiadła na skraju wersalki i opuściła zgarbione ramiona. Waldek tym-czasem wychylił następny kieliszek i wyłożył się, podkurczając nogi pod siebie. Powoli mieszałem kawę. Czas zdawał się rozciągać do gra-nic możliwości.

– Podziwiam twoją siłę – pokiwałem z uznaniem głową.– A co mi zostało? – jęknęła Krystyna. – Nie lubię alkoholu. – Naprawdę nie ma żadnej nadziei???– Bóg jeden wie. Przychodzą tu różne procesje: ze szkoły, z klubu,

z Domu Kultury. Wszyscy go kochają. Wiesz, jakie to dobre dziecko. Powinien żyć sto lat.

Przetarłem zmęczone oczy i posępnie wpatrywałem się w ciemność za oknem. Targane wiatrem konary drzew poruszały się w mrocznym tańcu.

– Nauczyciele mówią, że jest nieprzeciętnie inteligentny – rzekła z dumą. – W klubie chwalą go za talent i pracowitość, w Domu K ultury

Page 76: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jacek OZAIST76

201

3 to

m IV

za bezinteresowne działanie. I pewnego dnia oni wszyscy obejdą się bez niego.

Wcisnęła pięść do ust i zastygła w niemym płaczu. Objąłem ją i po-czułem, że drży.

– Więcej takich jak on, a świat byłby lepszy – szepnąłem.– Nie mogę się tym pogodzić – łkała cicho. – Zresztą wiesz, że mnie

to dotyczy podwójnie.Przypomniała mi, że spodziewali się jeszcze jednego dziecka, jed-

nak los zdecydował inaczej. Na świecie pojawiłby się kolejny wymaga-jący nadludzkiej troski kaleka, a wcale nie było pewne, czy nie odbyło-by się to kosztem życia Krystyny.

– Po co cokolwiek robić, skoro wszystko ma być z góry zaplanowa-ne? – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nasza religia odbiera czło-wiekowi chęci do walki. Mam modlić się i liczyć, że cud został zaplano-wany? Albo skasowany?

I mnie zacisnęły się zęby, tak mocno, że zatrzeszczały mi żuchwy.– Może kiedy człowiek czegoś bardzo pragnie, Bóg naciąga harmo-

nogram.– Gdyby istniała skala takiego pragnienia, dawno bym ją przekro-

czyła. Trzasnęło niedomknięte okno. Zerknąłem na Waldka. Spał. Znieczulony, oddzielony od bólu, wyciszony.

– Pójdę posiedzieć przy Bożydarze.W ciemnym pokoju przysunąłem fotel do łóżka. Wpatrywałem się

w bielejącą w mroku twarz Bożydara. W samotności rozpacz ogarnę-ła mnie ze zdwojoną siłą. Przecież ten czternastoletni dzieciak miał światu więcej do zaoferowania niż większość rówieśników i w ogóle nas wszystkich. Przy nim czułem się znikomym, nic nie znaczącym punkcikiem na mapie istnienia, którego braku nikt tak naprawdę nie zauważy. Kiedyś kopaliśmy piłkę przed blokiem i rozmawialiśmy, jak gdyby wcale nie było między nami różnicy wieku. Uderzyło mnie to, że nigdy nie myślał o sobie. Miał wielki plan. Chciał zostać sławnym piłkarzem, by przy pomocy nazwiska aktywizować środowiska fi nan-sowe do większej pomocy charytatywnej. Imponowała mu Organizacja Narodów Zjednoczonych i George Weah, Liberyjczyk grający w Paris Saint Germain, a potem w AC Milan. Czarnoskóry zawodnik robił, co tylko mógł, aby pomóc cierpiącym rodakom. Liberia to było państwo paradoks. Symbol wyzwolenia narodów i dobrej woli odradzającego się świata, oaza wolności – utopiona we krwi i ginąca z głodu. Weah po-

Page 77: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 77

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

stanowił się temu przeciwstawić i samotnie wypowiedział wojnę sto-sunkom panującym w jego ojczyźnie. Bożydar chciał iść w jego ślady, chociaż spróbować. Co dnia balansował między nizinami społecznymi i ludźmi z tak zwanych dobrych domów, u wszystkich budząc jedna-kową aprobatę. Jako idol, łatwo mógł ich zintegrować. Był przyszłością tego środowiska. Nagle zobaczyłem, że na mnie patrzy.

– Nie śpisz?– Byłem daleko. Ponad dachami, ponad chmurami. Oddalałem się.

Ból zniknął, stał się odległym, nic nie znaczącym wspomnieniem. Było dziwnie, przejmująco przyjemnie. I znajomo, jak gdybym to już kiedyś czuł i potem zapomniał, jak w drodze powrotnej do domu po długiej tułaczce bezdrożami. Oświetlone okna, parapety, ciemne gzymsy, na-jeżone kominami i antenami telewizyjnymi dachy – wszystko odległe, przesłonięte mgłą i takie nieistotne. Unosiłem się, wyżej i wyżej, aż kula ziemska stała się maleńką kuleczką na dnie wszechświata. Buja-łem się jak na szelkach. Śmiech mnie ogarniał tak przemożny, że nie mogłem się powstrzymać. Radość promieniowała ze mnie, ogarniając przestworza. Pot, grymasy, głos grzęznący w zaciśniętej krtani, suchość – obce, zapomniane, marne. Ulga zacierała każde przykre wspomnie-nie, jak gdyby nadchodził czas nagrody. No, ale dowiedziałem się, że przyjechałeś i musiałem wracać.

I do tego literat – pomyślałem wzruszony.– Przyjechałem, jestem...– Nie widzę cię – wyszeptał.– Wcale się nie zmieniłem. – Masz długie włosy?– Pewnie. Kocham je. – Ja też chciałem takie zapuścić.– Miałbyś ładniejsze, bo twoje są rzadsze. I proste.Bożydar uśmiechnął się w ciemności. Wyciągnął do mnie rękę, któ-

rą natychmiast mocno chwyciłem. Była koścista i zimna, czułem, jak-bym trzymał poręcz wystawionego na balkon fotela.

– Opowiedz o Francji – poprosił szeptem.– Co chcesz wiedzieć?– Wszystko.Dałem sobie chwilę na zebranie myśli. Nigdy nie umiałem się sku-

pić w podniosłych chwilach.

Page 78: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jacek OZAIST78

201

3 to

m IV

– Mieszkam w Nancy. To taka większa mieścina. W moim bloku ży-je dziewięćset rodzin. Na jego długości są dwa przystanki autobusowe. Wyobrażasz sobie? Mieszkanie tam to żadna przyjemność. Wielona-rodowa, wielowyznaniowa mieszanina, zderzenie kultur i obyczajów. Najsprytniej urządzają się Arabowie. Przyjeżdża jeden, dostaje pracę i obywatelstwo, a potem ściąga członków rodziny. Wszyscy dostają zasi-łek i prawo pobytu, czasem nawet mieszkanie. Obok mnie mieszka taka rodzina. Nowiutki lokal zmienili w dom na pustyni. Powybijali drzwi i okna, w łazience hodują kozy i robią tyle hałasu, że można zwariować. Śmieszni są. Gdybyś spojrzał na żonę Araba, mógłby cię zabić. Zawsze wyję ze śmiechu, kiedy idą ulicą: najpierw stary Arab, za nim jego żony, a na końcu gromadka dzieci. Idą rządkiem, niczym kaczki do stawu.

Bożydar roześmiał się radośnie. Ucieszyło mnie to, jakbym co naj-mniej uratował mu życie.

– W moim bloku, na parterze jest poczta, bank, komisariat policji i supermarket – dokończyłem opowieść.

– Czym się zajmujesz?– Różnie. To zależy od koniunktury. Ostatnio budowałem kominki.– Jak ci tam jest?– Niezbyt. To dziwny kraj. W niedzielę wszystko jest pozamykane,

ulice są puste, życie zamiera. Kiedy idziesz do kogoś w odwiedziny, mu-sisz się wcześniej zapowiedzieć, bo cię nie wpuszczą. A jak już wpad-niesz z umówioną wizytą, naleją ci lampkę wina i chowają butelkę. Nie to co w Polsce. Nie ma też o czym pogadać. Sztywno i do dupy.

– W Paryżu byłeś?– Parę razy służbowo. Paryż to co innego. To miasto żyje całą dobę.– A Plac Pigalle?Teraz ja zaśmiałem się rozbawiony.– Idziesz, idziesz i każdy cię zaprasza do jakiegoś erotycznego wnę-

trza. Dziewczyny jak marzenie tylko czekają na twój gest. Jedna była tak piękna, że przystanąłem i zapytałem dlaczego to robi. I wiesz, co mi powiedziała? Że w normalnej pracy nigdy by się tak nie dorobiła. Ona pracuje, a jej mąż buduje dom za te pieniądze.

Bożydar westchnął ciężko.– Chciałbym kiedyś pojechać do Francji.– Pojedziesz.– Przestań! – skarcił mnie niemal ojcowskim tonem – Często wy-

obrażałem sobie wybrzeża Normandii, zamki nad Loarą, plaże Lazu-

Page 79: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 79

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

rowego Wybrzeża i oczywiście Paryż. Chciałbym obejrzeć choć jeden mecz na Parc de Prince. W zeszłym sezonie PSG nie udało się zdobyć mistrzostwa, ale w tym zrobią to na pewno.

– Na razie prowadzi Auxerre – rzekłem zmartwiony.– Bo PSG dotarło do półfi nału Pucharu Zdobywców Pucharów! To

spore obciążenie.– Może masz rację.– Na pewno mam. Spójrz na takie Girondins Bordeaux. Przebili się

do fi nału Pucharu UEFA z letniego Intertoto, ale okupili to niską loka-tą w lidze.

– Nie będę się kłócił ze specjalistą – skapitulowałem.Zamilkliśmy. Cisza nocy szumiała mi w uszach, a może to wzbu-

rzona krew szalała we mnie z mocą wodospadu. Bożydar jęknął cicho.– Jakie powinny być kobiety? – spytał nieoczekiwanie. Tak mnie zaskoczył, że w pierwszej chwili zupełnie nie widziałem,

co powiedzieć. Nie poganiał mnie, jakby rozumiał, że to pytanie nie należy do najprostszych.

– Hm... nie ma reguły – odezwałem się wreszcie. – Moim zdaniem powinny być piękne, mądre, a także dobre. Idealna kobieta musi posia- dać urok, czyli takie osobiste piękno, które stale będzie cię a bsorbowało.

– A są takie kobiety?– Rzadko, ale zdarzają się.– Mnie wystarczyłoby samo piękno – zaryzykował.Szybko pokręciłem głową.– To złudzenie. Nawet gwałtowne przeżycie estetyczne cię zmęczy,

jeżeli nie będzie poparte czymś, co płynie z duszy.Bożydar chrząknął znacząco. Wiedziałem, że nie pytał bez po-

wodu.– Podoba mi się Julia.– Zaraz! Ta mała z sąsiedztwa?!– Jaka mała? Ona już urosła! Zagląda do mnie czasem. Kiedy tu jest,

wszystko męczy mnie jakby mniej. Ale walczę z tym. Nie chcę się teraz zakochiwać.

Zaparło mi dech. Pociągnąłem nosem, wciągając łzy z powrotem do środka głowy.

– I co ja mam ci powiedzieć? – szepnąłem ze ściśniętym gardłem.– Po prostu przyjmij do wiadomości. Kiedy o niej mówię, walczę

z bólem. Można od niego zwariować, wiesz?

Page 80: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jacek OZAIST80

201

3 to

m IV

Dotarło do mnie. Gawędziłem z nim, jakby choroby wcale nie było, a przecież cały czas musiał cierpieć. Straciłem panowanie nad sobą. Po policzkach pociekły mi łzy, szybko chwytałem powietrze. Zerwałem się i wybiegłem z pokoju.

– Krysiu! On się obudził! Zrób mu zastrzyk!Wyrwałem ją z płytkiej drzemki. Nieobecnym wzrokiem omiotła

ściany kuchni i dopadła pojemnika z lekarstwami. A ja się cofałem do drzwi. W głowie mi huczało, jakbym był w tunelu pełnym pociągów. Czułem się nieważny, bezwartościowy, znikomy. Przestała mnie cieszyć siła fi zyczna, potęga umysłu i czar wyobraźni. Obdarty z tego wszyst-kiego niby ze skóry, sprowadzony do pierwotnej nagości rozmyślałem na sensem tego wszystkiego. Bożydar nie zasłużył na przedwczesną śmierć. Chciał bronić siebie i innych czynem, a Bóg to zlekceważył. Szarpnąłem drzwi i wybiegłem w noc.

Drzwi były otwarte. Wszedłem bez pukania i zająłem miejsce obok Waldka, który od mojej ostatniej wizyty skurczył się jeszcze bardziej. Siedział nad fl aszką, nawet nie siląc się na otwarcie ust.

– Chodzisz w ogóle do pracy? – zapytałem.Pokręcił głową i wychylił zawartość kieliszka.– A Krysia?– Ona musi. W służbie zdrowia nie ma kompromisów.– Co z Bożydarem? – Znów jest w śpiączce.– Paraliż ustąpił? – Skąd! Objął całe ciało.Waldek spojrzał na mnie tak przejmującym wzrokiem, że przestra-

szyłem się nie na żarty.– Wymyśliłeś już, co Bóg ma zamiar nam przez to udowodnić?– Nie – pokręciłem głową.– Wymyśliłem tylko, że Bóg też nie jest szczęśliwy, skoro dał czło-

wiekowi cierpienie na swoje podobieństwo.Pokiwał głową, krzywiąc w zamyśleniu usta. Potem przygarnął

mnie słabym ramieniem i uścisnął.– Wiesz, jedynie z tobą mogę pogadać swobodnie i powiedział uro-

czystym tonem: wszyscy, którzy tu przychodzą, mamroczą coś o na-dziei i idą sobie. Nic nie rozumieją. Nie są w stanie zrozumieć. Powie-dzą swoje i biegną na słońce. Ty przynajmniej nie pieprzysz żałosnych bzdur za uszami ani nie próbujesz wyciągnąć mnie do knajpy.

Page 81: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 81

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

Spuściłem oczy. Jak to nie? Chciałem, chłopie, tylko nie byłem pe-wien czy to dobra metoda. Pragniesz cierpieć w domu, przy wódce? Dobrze. Siedźmy.

– Mężczyźni bardziej boją się śmierci – ciągnął Waldek – Ty wiesz, że oni nie potrafi ą usiedzieć tu pięć minut? Są nerwowi, bliscy paniki. Chcą mnie stąd wyrwać i uciec do bezpiecznej knajpy. Tak naprawdę tylko kobiety jakoś znoszą kontakt z umierającymi. Nie mam pojęcia, skąd biorą tę siłę, ale kocham je za to nad życie.

Popatrzył na mnie z czułością, z jaką potrafi ą patrzeć na przyjaciół tylko dojrzali mężczyźni.

– Postawiłbyś coś. Kryśka przede mną chowa.– Przyniosłem, ale nie wiem czy powinienem.– Daj. Będę polewał ostrożnie.Postawiłem butelkę na stole i wtedy usłyszeliśmy krzyk Bożydara.

Pobiegliśmy zaraz do jego pokoju. Nie spał. Próbował nie widzącymi oczami odnaleźć nasze położenie. Uśmiechał się.

– Czuję się niesamowicie dobrze! – oznajmił.– Nic cię nie boli? – zapytał z niedowierzaniem Waldek.– Nic a nic. Tylko nie mam czucia i nie widzę. Ale czuję wielką siłę. Waldek pociągnął mnie za ramię. Za drzwiami był jeszcze bardziej

blady i szary niż przedtem.– Z czego się cieszysz? – zapytał napastliwie.– Żartujesz? – obruszyłem się. – Z poprawy!– Jakiej poprawy?! – prychnął – To agonia, chłopie! Większość jego

istoty już jest po tamtej stronie. Dlatego nic nie czuje. – Cholera, niemożliwe – tyle tylko umiałem powiedzieć, bo łzy mi

stanęły w oczach i coś ścisnęło gardło.– Idę się napić – mruknął Waldek i już go nie było. Nie powstrzymywałem go. Coś ciągnęło mnie z powrotem do poko-

ju. Bożydar musiał wyczuć moją obecność, bo wyciągnął chudą rączkę. Ciepło i chłód spotkały się w pół drogi.

– Co mnie tam czeka? – usłyszałem i zamarłem. Byłem jednak przygotowany. Tak długo myślałem o tym wszystkim,

że starczyłoby tego na niezły wykład.– Myślę, że czas jest praktycznym wynalazkiem człowieka i tylko

jemu naprawdę jest potrzebny. W rzeczywistości to tylko mała cząstka wieczności, która istnieje od zawsze. Ona nigdy się nie kończy, bo jest miejscem trwania potężnych form, z Bogiem włącznie.

Page 82: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jacek OZAIST82

201

3 to

m IV

– To Bóg ma formę?– Na pewno. Koniec czasu to rzecz naturalna, bo wiąże się z koń-

cem tych, którzy zaczęli go mierzyć.– Jak to mam rozumieć?– Jeżeli zajdzie taka potrzeba, nawet nie zauważysz swojej nieobec-

ności tutaj i gdy znów się spotkamy, dla ciebie minie ledwie sekunda.– Wierzę. A co myślisz o śmierci?Tego było za wiele. Ja tylko pracowałem na budowie. Najlepiej jak

umiałem. Szef mnie chwalił, wypłata zawsze była na czas. Ale z meta-fi zyką nie byłem za pan brat. Z każdym mógłbym dyskutować o śmier-ci, ale nie z umierającym, choć pewnie jemu było to najbardziej po-trzebne.

– Ufam ci – rzekł cicho Bożydar – Mów...Poczułem bezsilną wściekłość.– Nie wierzę w nicość! – wrzasnąłem na granicy wytrzymałości ner-

wowej – Wierzę w zmianę formy. Śmierć to musi być stan ducha. Ciało jest zużytą materią, którą porzucamy niby ubranie po pracy.

Umilkłem, ciężko oddychając. Czekałem co powie, zanim przejdę do dalszych rozważań, on jednak milczał, leżąc z zamkniętymi ocza-mi. Uznałem, że dość już tego i pospiesznie poszukałem w głowie przy-jemniejszego tematu.

– Wiesz, że jednak Auxerre zdobyło podwójną koronę? PSG było drugie.

Nie odpowiadał. Na pewno by nie zmilczał. Jakaś ciemna dłoń za-tkała mi usta. Szarpnąłem się, chcąc oddzielić tajemniczą substancję, ale trzymała mocno. Krzyknąłem cicho, a potem zacząłem drzeć się wniebogłosy. Do pokoju wpadł zasapany Waldek. Złapał mnie za ra-miona i mocno potrząsnął. Spojrzałem na niego nieprzytomnie.

– On nie żyje! Nie żyje!!!Waldek puścił mnie i zaczął głośno płakać. Stałem na progu otuma-

niony wspomnieniem metafi zycznego dotyku. Trzasnęły drzwi. To ja wybiegłem. Wydawało się, że za moimi plecami na dom spadła czarna płachta.

Siedzieliśmy przy specjalnie rozłożonym stole, ale i tak część gości musiała stać w przedpokoju. Byli wszyscy: rodzina, przyjaciele, ludzie ze szkoły, klubu i Domu Kultury, wszyscy na czarno, z jednakowo przygnębionymi minami. Krystyna wniosła olbrzymi tort z osiemnas-toma świeczkami. Na takich urodzinach jeszcze nie byłem i więcej nie

Page 83: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OECONOMIA DIVINA 83

ALC

HEM

IA P

ROZ

Y

chciałem być. Osiemnaste urodziny bez jubilata – symbol bezdennego absurdu.

– Wszyscy dmuchają – zarządziła Krystyna – Raz, dwa, trzy... Dmuchnęliśmy, ile kto miał sił w płucach. Znikły ogniki, pozostał

dym, który też w końcu się rozwiał. Ale nie! Jeden przetrwał nawałę podmuchów i nadal płonął równo. Waldek wziął głęboki oddech.

– Nie! – krzyknąłem, choć sam nie wiedziałem dlaczego.W milczeniu obserwowaliśmy żółto-biały płomyk. Po chwili zgasł,

a smuga dymu podążała równiutko ku górze. Nie było wiatru, nikt nie oddychał. Powietrze zrobiło się gęste i obce, jak gdyby jeszcze nie do-mknięto drzwi kosmosu.

Pierwsza poruszyła się Krystyna. Drżącymi rękami pokroiła tort i nagle urodziny zmieniły się w klasyczną stypę, pełną cichych rozmów, suchych warg poruszających się w takt jedzenia i oczu błagalnie wpa-trzonych w ściany w poszukiwaniu odpowiedzi na najbardziej pierwot-ne i wredne pytanie: dlaczego? Kiedy wszyscy wyszli, otoczyłem Wald-ka ramieniem.

– Co w pracy?– Robię za dwóch, żeby nie myśleć.– Ja też wracam do siebie. Uściskałem Krystynę. Oboje wyszli ze mną za próg.– Będziesz miał dzieci? – zapytał Waldek.– Jeśli spotkam ich matkę.– Śpiesz się. Życie się z nami nie cacka.Ponuro pokiwałem głową. Oczy zaszkliły mi się na nowo.– Ja już do was nie przyjadę. Do końca wierzyłem, że stanie się cud.– Bóg ma swoją logikę – powiedział spokojnie Waldek.– Wcześniej twierdziłeś co innego.– Myliłem się.– Jak to wyjaśnisz?– On mi w końcu wyjaśni.Pomachałem im ręką i ruszyłem schodami.

Page 84: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 85: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Block: Pragnę wiedzy. Nie wiary. Nie domysłu. Ale wiedzy. Chcę, że by Bóg wyciągnął swoją rękę, ukazał swoje oblicze, przemówił do mnie.Spowiednik / Śmierć: Ale on milczy.Block: Wołam do Niego w ciemności, ale Go tam nie ma.Spowiednik / Śmierć: Być może nikogo tam nie ma. Block: W takim razie życie jest bezsensownym strachem. Żaden człowiek nie może żyć ze świadomością Śmierci i poczuciem, że wszystko jest niczym. Spowiednik / Śmierć: Większość ludzi nie zastanawia się ani nad Śmiercią, ani nad nicością. Block: Dopóki nie staną na granicy życia i nie zobaczą Ciemności.

Dialog z fi lmu Ingmara Bergmana Siódma pieczęć

Ja rozumiem, że gdybym wam potrafi ł opowiedzieć o geometrii tych pod-ziemnych zygzaków, to by was bardziej interesowało, bezinteresownie inte-resowało, że tak powiem. Ale nie potrafi ę, więc mówię o własnym zawrocie głowy.

Leszek Kołakowski, Apologia Orfeusza z „Rozmów z diabłem”

NA BIEŻNI SCENICZNEJ

Katarzyna LATAŁA

META

Page 86: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA86

201

3 to

m IV

Osoby (w kolejności pojawiania się na scenie):ON – 45-letni cwaniak, domorosły mafi ozo z niejakim obyciem i aspiracjamiMEF ISTOFELES – pewny siebie typ młodego yuppie; wysportowany, gładko ogolony; kategorycznie przestrzega procedur urzędowych; odpowiada za MetęLOU CYFER – z wyglądu włóczęga, lump; lubi sobie wypić, zjeść, poużywać ży-cia, piekielnie inteligentny; odpowiedzialny za formalności Przejścia Na Drugą StronęHIUSTON – osiłek, podobny do ochroniarza mafi i rosyjskiej, małomówny, odpo-wiedzialny za Efekty Specjalne ZARATUSTRA – podstarzały rockman przypominający Ozziego Osborne’a, wiecznie naćpany, trochę nawiedzony luzakSTARZEC ADAM – poczciwy i dobroduszny, nieco fl egmatyczny, cierpliwie zno-si narzekania Ewy, z którą pilnuje Wyjścia AwaryjnegoSTARUSZKA EWA – choleryczka, zrzędliwa i wiecznie niezadowolona, ale przy-wiązana do Adama ALOJZY WĘŻYK – przebiegły, tajemniczy, sprawia wrażenie, że wie więcej niż inni; nie wyróżnia się wyglądem, ubrany na szaro

SCENA 1

Na scenie: dwa krzesła i prosty stół, na nim staromodny stacjonarny tele-fon i książka telefoniczna. Po bokach dwoje drzwi. Na jednych n apis: Ku-lisy, na drugich, mniejszych: Wyjście Awaryjne. Światła delikatnie przy-gasają, ale nic nie wskazuje na rozpoczęcie spektaklu – nie ma dzwonków ani kurtyna nie idzie w górę. Sztuka powinna zaskoczyć widzów w mo-mencie nastroju oczekiwania na spektakl, gdy zajmowane są jeszcze ostat-nie miejsca. Nagle na widowni rozlega się dzwonek telefonu komórkowe-go. Słychać szamotanie się właściciela w ciemności próbującego wydobyć hałasujący telefon z kieszeni kurtki. Jego postać nieznacznie iluminowa-na w półmroku. Światło rozjaśniające się powoli w trakcie trwania pierw-szej rozmowy telefonicznej osiąga punkt kulminacyjny pod jej koniec, ale praktycznie przez cały czas trwania sztuki pozostaje przydymione.

ON Do diabła! Przeklęty zamek, zaciął się! (z trudem wyszarpuje te-lefon komórkowy, zerka na wyświetlacz i odbiera – jest poirytowany, rozmawia w tonie impertynenckim) Halo? (słucha) Tak. To ja. (słucha) Przecież mówię, że ja. (słucha) Jak to czy jestem pewien? (słucha) Jakie hasło? Jaki pin? Panie, co panu do mojego pinu? (słucha) Aha! (słucha) Zgadza się. (słucha) Wie pan, to nie najlepszy moment. Właśnie jestem w teatrze. Przedstawienie zaraz się zacznie, a o co chodzi? (słucha chwi-

Page 87: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 87

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

lę) Ale... (słucha, na jego twarzy pojawia się zaskoczenie). No co pan, panie..., panie... A w ogóle to z kim mam przyjemność? (słucha i widać jak rośnie w nim oburzenie) Czy to jakiś żart? Halo? (potrząsa telefo-nem) Zenek? Zenek to ty? Skurczybyku... Halo! Halo! Przez chwilę siedzi wgapiony w komórkę, sprawdza coś, przyciska guziki, wreszcie rozgląda się dookoła, jakby się upewniał, czy nikt go nie obser-wuje; oczywiście uwaga widzów skupiona jest na nim, ale on to ignoruje; wreszcie dzwoni. ON Zenek? (słucha) No co się nie odzywasz? No pewnie, że ja! A kto, Duch Święty? (słucha) To ja się pytam CO? (słucha) Ty nie udawaj głu-piego! Nudzi ci się? (słucha) Zenek, czy ty słyszysz, żebym się śmiał? (słucha) Ja ci zaraz wytłumaczę... (słucha) W teatrze. (słucha) Jak to co ja tutaj robię. Odchamiać się przyszedłem. Ty się głupio nie śmiej, tobie by też nie zaszkodziło. (słucha) To długa historia, a ja się muszę stresz-czać. Zenek, ty lepiej sobie odpuść takie żarty. Dobrze Ci radzę. (słu-cha) Nie dzwoniłeś? Jak to nie dzwoniłeś? (zaskoczony) Gdzie? (słucha) W kościele?! A co ciebie tam pognało? (słucha) No to stary moje kon-dolencje. Ale ty wiesz, co mi się ... (słucha) Nie możesz rozmawiać, to słuchaj! (słucha) Co babcia, co babcia? Babcia cię przecież już nie usły-szy, nie? (słucha) No! Zresztą moja sprawa też w temacie. Ty sobie wy-obraź, że przed chwilą ktoś do mnie na komórkę zadzwonił, żeby mnie poinformować, że umarłem. Myślałem, że to ty z chłopakami żarty so-bie robicie, ale w takiej sytuacji... (słucha) No i co z tego, że na cmentarz wychodzicie? Babcię i bez ciebie pochowają, ale jak już tam będziesz, to się porządnie przyglądnij grabarzom przy robocie. Takie przeszkolenie może ci się przydać. He, he! Nie przerywaj mi, jak mówię! (słucha) No. Przedstawił się. Imienia nie pamiętam, ale miał takie dziwne nazwisko – Istofeles, czy jakoś tak? (słucha) Jaki Grek? Po naszemu gadał. Powie-dział, że jakbym miał jakieś pytania, to żebym zadzwonił. Chciałem sprawdzić jego numer w pamięci telefonu, ale zastrzeżony, nie wyświet-lił się. Dobre, nie? Jak dopadnę tego żartownisia, to mu nogi powyry-wam z... (słucha) Nie! W książce telefonicznej? (słucha) No już dobra, dobra. Muszę kończyć, bo tu ludzie słuchają. To na razie. Rozgląda się dookoła, łapie wzrok kilku widzów i tu jest miejsce na improwizację ak-tora, który w zależności od okoliczności wciąga widza w grę; jakiejś mło-dej dziewczynie przepraszająco pokazuje, że już będzie cicho, jakiemuś mężczyźnie wulgarnie daje do zrozumienia, żeby przestał się gapić itp. Wreszcie spostrzega rekwizyty na scenie – telefon i książkę telefoniczną.

Page 88: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA88

201

3 to

m IV

ON A! To dobre! (wstaje i przeciska się między rzędami ku scenie; sia-da przy stole i zaczyna kartkować książkę telefoniczną w poszukiwaniu numeru) ON Istawiński..., Istebnicki..., Istobalski..., Istocha, Istof... Istofeles. Istofeles M. Numer telefonu: 666 66 66 (rozgląda się jakby chciał spraw-dzić, czy nikt nie oponuje, rozsiada się wygodnie na krześle z nogami na stole, po czym dzwoni, używając telefonu stacjonarnego, który jest na stole) Dobry wieczór. Czy pan Istofeles? (słucha) On do mnie dzwonił przed chwilą... (słucha) Tak. (słucha) No, zgadza się. (słucha) To pro-szę mnie przełączyć. (słucha) Nie wiem. Ale panie, daj mi pan spokój z pinami i hasłami! (słucha) Jak to nie mogę. Ten Istofeles powiedział, żeby zadzwonić, jak... (słucha) Niech będzie. Chętnie poznam żartow-nisia. Kiedy? (słucha) Jak to zaraz? Ale ja jestem w teatrze... Halo? Halo! Halo! Przez chwilę zalega cisza, gaśnie światło; nagle z widowni dochodzi ha-łas; młody, ociekający wodą mężczyzna w kąpielówkach w palmy, z de-ską surfi ngową pod pachą przeciska się do bohatera na scenę. ISTOFELES Łał... To się nazywa speed. (otrzepuje cieknące od wody wło-sy) Uuu... ON (łapiąc się za serce) O cholera! Aleś mnie pan nastraszył! ISTOFELES (opiera deskę o stół) Słucham pana? ON (zmieszany refl ektuje się) Aha, pan pewnie z obsady? Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam. Musiałem pilnie coś sprawdzić w książce telefonicznej. Już się stąd wynoszę z powrotem na widownię. Już mnie tu nie ma. ISTOFELES Co pan tak ucieka? Przecież chciał pan ze mną rozmawiać. ON (po chwili wahania, mierząc go wzrokiem) Istofeles?ISTOFELES Mef dla znajomych. Wybaczy pan mój strój, ale ja wprost z...ON Słuchaj Mef, co to za żarty z tym umieraniem? ISTOFELES A to! Obawiam się, że to nie żarty. ON (zbliża swoją twarz do twarzy chłopaka) Grozisz mi podrostku? Kto cię nasłał? Broda? Rudy? ISTOFELES Kto? Nie znam. ON Ja nie z takimi sobie radę dawałem. Wypierdkami na sterydach... co im się wydaje, że tu Las Vegas... ISTOFELES Nikt mnie nie nasłał. To zwyczajowa procedura. Gdy ktoś umiera, to trzeba go o tym ofi cjalnie zawiadomić. Rozumie pan, żeby

Page 89: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 89

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

uniknąć nieporozumień, żeby nie było szoku i żeby denatowi łatwiej było przywyknąć do zaistniałej sytuacji. ON Jakiej sytuacji? ISTOFELES No do śmierci. ON A kto umarł? ISTOFELES No przecież już panu mówiłem, że pan. ON Zaraz, zaraz niech ja to zrozumiem. Wyszedłem sobie spokojnie do teatru, a ty mi mówisz, że mnie szlag trafi ł? ISTOFELES Co się pan tak wyraża przy ludziach! Nie szlag, tylko zawa-lik. Serducho nawaliło. Ale niech się pan tak nie przejmuje, umieranie w końcu ludzka rzecz. Dopada każdego na swój sposób. ON Ale to jakieś bzdury, przecież ja się czuję doskonale. ISTOFELES No to chyba normalne w tych okolicznościach, nie sądzi pan?ON Ale ja byłem, tfu, jestem za młody na zawał. ISTOFELES Czterdzieści pięć lat, siedzący tryb życia, papieroski, piwko, golonka, a i stresu, z tego co wiem, nie brakowało. Można się było spo-dziewać takiego końca. ON To niemożliwe, przecież ja dwadzieścia lat u lekarza nie byłem. ISTOFELES No widzi pan, może gdyby pan poszedł, to byśmy tutaj te-raz razem nie siedzieli, kto wie? ON I ja mam tak po prostu uwierzyć, że umarłem? ISTOFELES To już pańska sprawa. Z doświadczenia wiem, że pogodze-nie się z faktem własnej śmierci zajmuje zwykle trochę czasu. ON Z doświadczenia? To znaczy, że ty też jesteś martwy? ISTOFELES Niezupełnie. ON Wiedziałem, że coś kręcisz! ISTOFELES Nie może być martwy ktoś, kto nigdy ofi cjalnie nie żył, przynajmniej w ludzkim tego słowa znaczeniu. ON Co chcesz przez to powiedzieć? ISTOFELES Później panu to wyjaśnię. ON Później to ja nie mam czasu. Na kolację muszę wracać, bo mnie Danusia ukatrupi, jak się spóźnię. Żona... chyba rozumiesz... E, pewnie za młody jesteś... na kobiety. ISTOFELES Ciężki z pana przypadek. Pan już na kolację do domu nie wróci. Ile razy mam panu jeszcze powtórzyć, że pan umarł. ON Za idiotę mnie bierzesz? Co jak co, ale własną śmierć bym chyba zauważył. A ja w żadnym tunelu nie byłem i żadnego światła nie wi-działem. (uśmiecha się zadowolony z żartu)

Page 90: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA90

201

3 to

m IV

ISTOFELES Takie słowa o inteligencji nie świadczą. Wręcz przeciwnie. Na pana miejscu nie żartowałbym sobie z tego tematu. Lepiej niech się pan pogodzi z faktami i po sprawie. ON Ja nie mogę być martwy, skoro tu z tobą synku rozmawiam. ISTOFELES Właśnie to jest dowód. Inaczej nie mógłby pan ze mną roz-mawiać. ON To nie jest żaden dowód. ISTOFELES Ależ jest i to najlepszy. ON Jak to? ISTOFELES Ja nie zajmuję się żywymi. ON A ja nie zaliczam się do martwych i mogę to udowodnić. ISTOFELES (rozbawiony) Doprawdy? No to czekam. ON Danusia! Moja żona... Zadzwońmy do niej. ISTOFELES Właściwie to niedozwolone. Ale proszę bardzo, dla pana zrobię wyjątek. Tu jest telefon. ON Nie dzięki, mam komórkę przy sobie. ISTOFELES Z komórki się pan już nigdzie nie dodzwoni. ON Dlaczego? ISTOFELES Bo to niemożliwe. Jest pan trupem. Pamięta pan? ON (wyciąga komórkę z kieszeni) Bateria siadła, to wszystko. (używając telefonu stacjonarnego, wykręca numer do żony, ale nikt się nie zgłasza) Nie odbiera.ISTOFELES Widzi pan. ON Może nie słyszy. Danusia często zostawia telefon w torebce, mię-dzy tymi wszystkimi swoimi babskimi szpargałami. Wtedy można dzwonić do usr.... śmi..., wtedy zupełnie nie słychać dzwonka. ISTOFELES A może pańska żona właśnie identyfi kuje pana zwłoki w kostnicy? ON Zamknij się. To wcale nie jest śmieszne. ISTOFELES Zgadzam się. Śmierć to poważna sprawa. Tak poważna, że samo wspomnienie o niej wywołuje w ludziach strach, łzy, rozpacz, smutek. Ja to nawet rozumiem. Bo co człowiek wie na ten temat? Żyje ze świadomością, że kiedyś przyjdzie stanąć przed tą wielką niewia-domą, że nie ma od tego ucieczki, że nie można się przygotować. Nie ma przewodników, instrukcji obsługi, nikt nie opracował procedur po-stępowania w takiej sytuacji... (z udaną przesadą) Szczerze współ czuję... ON Ty Istofeles, nie dam się nabrać na te twoje... Przecież to nie ma sensu!

Page 91: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 91

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ISTOFELES Oho, widzę, że wkraczamy w drugą fazę. ON Jaką fazę? ISTOFELES Pierwsza faza to oczywiście kategoryczna negacja. W dru-giej fazie pojawiają się wątpliwości. Do głosu dochodzi rozsądek. Sta-wiając pytania, otwiera pan furtkę do powolnej akceptacji swojego s tanu. ON Ja nic nie otwieram! ISTOFELES To dzieje się samo i wynika z ludzkiej natury. ON Ty mi tu pierdołami głowy nie zawracaj. Ludzka natura, ludzka natura, co mi do ludzkiej natury. (milczą) ON Ustalmy fakty. Lepiej mi powiedz, skąd masz takie dziwne naz-wisko? ISTOFELES Z greki. ON Ha! A jednak Zenek miał rację. Grek. (wspomina) Byłem kiedyś z żoną na wczasach na Krecie. Straszny upał, żarcie paskudne i co chwilę kupa gruzów, którą się wszyscy zachwycali. E, nic takiego. Nie ma jak... ISTOFELES (ziewa) Wiem. Wiem. ON Co wiesz? ISTOFELES Wszystko jest w aktach. Grecja pięć lat temu, potem Ma-jorka, ale najczęściej Międzyzdroje. Przejdźmy do rzeczy. Masz jakieś pytania, tak? ON Jeśli umarłem, to dlaczego wciąż jestem w teatrze? ISTOFELES Bo tutaj się to stało. Ale tak naprawdę to nie znajdujemy się w teatrze. Ta scena, rekwizyty, widownia, to wszystko to już tylko złu-dzenie, optyczne, że się tak wyrażę. Żeby złagodzić przejście. ON Nie w teatrze? To gdzie jesteśmy twoim zdaniem? ISTOFELES Na Mecie. ON Na Mecie? ISTOFELES No tak. Meta – ostatnie miejsce pobytu. Tu się fi niszuje. ON I wszyscy tu trafi ają po śmierci? ISTOFELES Wszyscy. ON To dlaczego jestem tu sam. Nie wmówisz mi, że na całym świecie jedynie ja umarłem w tym momencie. ISTOFELES Oczywiście, że nie! Tylko, że każdy ma inną Metę. Rozu-mie pan? ON Nic a nic.

Page 92: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA92

201

3 to

m IV

ISTOFELES Jedni umierają w szpitalu, inni na ulicy. Meta jest dopaso-wana do indywidualnych potrzeb klienta, jeśli mogę się tak wyrazić, czyli do okoliczności jego śmierci. ON A ja kitnąłem w teatrze, dlatego moja Meta to teatr? ISTOFELES Dokładnie tak. ON Czy ja też jestem tym no... złudzeniem? ISTOFELES Pana ciało jest. ON Czy to znaczy, że jestem duchem? ISTOFELES Duchy! Kto dzisiaj jeszcze wierzy w duchy? Takie przesądy w pana ustach? ON Przed chwilą powiedziałeś, że moje ciało jest złudzeniem. ISTOFELES Ale nie duchem. Do tej pory nie zdołano naukowo udo-wodnić istnienia duchów. A złudzenia są na porządku dziennym i z łat-wością możemy je wyjaśnić. To kontrasty, cienie, kolory, które tworzą w umyśle obraz. ON Więc nie jestem duchem. (wyraźnie przestraszony) Napiłbym się czegoś mocniejszego. ISTOFELES Już się robi. Co by to była za Meta bez środków znieczula-jących! To zupełnie naturalne, że człowiek potrzebuje wsparcia w tak trudnym momencie. (śmieje się) O proszę, Johny Walker, Śliwowica Łącka, wino marki wino, koniaczek... A może papieroska na uspoko-jenie albo jakiś mocniejszy dopalacz: marihuana, kokaina, ekstasy? Co sobie szanowny pan życzy? ON A piwo jest? ISTOFELES Jest. ON To piwko. Jeśli można. ISTOFELES (nalewa piwa do kufl a i podaje bohaterowi) Voilá! (bohater wypija duszkiem) ON To jakieś francuskie? ISTOFELES Francuskie? ON No to „wułala”? Bo ja wolałbym jakieś krajowe z pianką... ISTOFELES Krajowe, krajowe! Niech pan śmiało pije. (pije duszkiem) ON A potem? ISTOFELES Potem? ON No gdzie się trafi a z Mety? ISTOFELES A gdzie by się pan spodziewał wylądować? ON W niebie? W czyśćcu? ISTOFELES No co też! Przecież pan nie wierzył w takie bzdury za ż ycia.

Page 93: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 93

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON No to gdzie? (ze strachem) ISTOFELES Nigdzie. ON Jak to nigdzie. Nigdzie, czyli gdzie? Idiotę ze mnie robisz? ISTOFELES Nawet przez myśl by mi nie przeszło, to zbyt poważna s prawa. ON Chcesz mi wmówić, że po śmierci trafi a się do nicości? W próżnię? ISTOFELES Nie powiedziałem, że to jest nicość. NIGDZIE to nie to samo co NIC. W nicości nie ma nic, jest pustka absolutna. Nie nazwałbym pustką przestrzeni, która zawiera osoby i sprzęty. ON Jakie osoby? ISTOFELES Pana, mnie. ON To jakby pan to nazwał?ISTOFELES Nijak. To nie ma nazwy. ON Wszystko ma swoją nazwę, inaczej tego nie ma. ISTOFELES Czy zanim odkryto elektryczność i ją nazwano, ona nie istniała? Sam pan widzi, że to nie takie proste. To co, ma pan jeszcze jakieś pytania? ON Już sam nie wiem. Głowa mi pęka... Może po tym piwie... ISTOFELES Przystąpmy więc do formalności. ON Jakich formalności? ISTOFELES Musi się pan zapoznać z warunkami przejścia, wypełnić Formularz Migracyjny i złożyć podpis w stosownym miejscu. ON O co to to nie. Niczego nie będę podpisywał. ISTOFELES Musi pan. Inaczej nie przyznają pinu ani nawet hasła dostę-pu. Takie są procedury i tutaj żadnych wyjątków nie było i nie będzie jak świat światem. ON Bez łaski. Nie muszę nigdzie się stąd ruszać. Nawet mi się tu po-doba. Wszystko jest. Jeszcze, żeby się dało skombinować jakiś telewi-zorek... Jak widzisz, ja nie mam zbyt wygórowanych wymagań, ale nikt mi nie będzie mówił, co muszę, a czego nie muszę! ISTOFELES I znowu się pan myli. Musi pan opuścić to miejsce. Każda Meta ma swój termin ważności, a potem... ON Co potem? ISTOFELES Tego nie mogę panu zdradzić. To jedna z tajemnic eschato-logicznych. A zmieniając temat, zna się pan na komputerach? ON Liznąłem tego i owego, a co? ISTOFELES Ujmijmy to tak: Meta jest jak próbna wersja programu, unieważnia się samoistnie po upływie określonego czasu.

Page 94: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA94

201

3 to

m IV

ON Jakiego czasu? ISTOFELES Tego nie wie nikt, więc dla własnego dobra lepiej niech pan przestrzega procedur, bo nie wiadomo, ile zostało panu czasu. ON A ja mówię, że i tak nie podpiszę! ISTOFELES No niechże pan będzie rozsądny. Nie jest pan ciekawy, co tam na pana czeka? ON A ty nie mógłbyś mi tego jakoś przybliżyć, co? Rozłożyć tu prze de mną katalogi jak w biurze podróży, żebym mógł dokonać świadomego wyboru. W końcu jestem człowiekiem i mam wolną wolę. Czyż nie? ISTOFELES (niecierpliwi się) Obawiam się, że ważność wolnej woli wy-gasła wraz z pana życiem. Teraz może pan sobie nią tyłek podetrzeć! ON No i po co się denerwować? ISTOFELES Przecież panu powiedziałem, że takie są procedury i nic na to nie można poradzić. ON Ty się spodziewasz, że ja tak po prostu uwierzę w swoją własną śmierć i podpiszę wszystko co mi podsuniesz? ISTOFELES Mam to panu udowodnić? ON Tak, inaczej nie uwierzę i to ty będziesz mógł sobie podetrzeć tyłek swoimi formularzami. ISTOFELES (wyciąga z kieszeni kąpielówek złożony dokument) To jest pański akt zgonu wystawiony wczoraj wieczorem przez lekarza dy-żurnego pogotowia ratunkowego dzielnicy Śródmieście. Przepraszam, trochę się pomoczył... ON Wczoraj? Chcesz mi powiedzieć, że jestem martwy już od dwu-dziestu kilku godzin? ISTOFELES Dwudziestu pięciu godzin, piętnastu minut i trzydziestu dwóch sekund, dokładnie. ON (przygląda się dokumentowi, po czym rzuca go na podłogę) To ża-den dowód. Podróba i tyle. ISTOFELES No dobra. Zrobię dla pana jeszcze jeden wyjątek. Niech pan dzwoni. ON Do kogo? ISTOFELES A do kogo pan chce. Niech pan zadzwoni i zapyta, kiedy pogrzeb. ON To idiotyczny pomysł. Dzwoniłem do Zenka, zanim tu przy-szedłeś. ISTOFELES I co? ON I nic. Pogadaliśmy chwilę.

Page 95: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 95

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ISTOFELES On jeszcze mógł nie wiedzieć o pana śmierci. No dalej niech pan dzwoni do żony. Kto jak kto, ale ona chyba będzie najlepiej poinformowana o pana śmierci. Co strach pana obleciał? ON (wykręca numer) Dobry wieczór. Danu.., pani Danuta? Czy zasta-łem męża? (chwilę słucha, po czym zdruzgotany odkłada słuchawkę) Po-grzeb w środę o 15:00 na cmentarzu miejskim. ISTOFELES Widzi pan? ON (zaczyna szlochać) To niemożliwe. Ja nie mogę być martwy, nie mogę... Tyle planów... W piątek miałem grilla robić, sąsiedzi zapro-szeni, alkohol kupiony... Za miesiąc nowa BM-ka do odebrania, full wypas – grafi t, metalik, skórzane siedzenia; na Sylwestra w góry..., na narty... A teraz, co? Co z moją hurtownią? Cały biznes szlag trafi ! A ro-dzina? Jakże ja ich tak zostawię? Co teraz? Mef, co teraz? Nie dałoby się jakoś tego odkręcić? ISTOFELES Co, cudowne zmartwychwstanie? ON No na przykład. ISTOFELES Chyba pan zwariował. Prawie nikomu się to jeszcze nie udało. ON Prawie? ISTOFELES No mówi się, że był taki jeden dawno temu. Ale kto wie, czy to prawda. Nawet jak był, to wyjątek, który potwierdza regułę. Nie ma o czym rozmawiać. ON Nic nie rozumiesz! Ja tak nie mogę... (zaczyna płakać) ISTOFELES Wiem, że to niełatwe. Niech mi pan zaufa, zrobi, co mówię, i oszczędzi sobie cierpienia. ON (ociera łzy, otrząsa się) No dobra, Istofeles, to pokaż mi te formu-larze. ISTOFELES To już nie moja działka. ON A czyja? ISTOFELES Mojego kumpla. Wkrótce pan go pozna. Lou zajmuje się papierkową robotą. On tu jest od pinów, kodów, szyfrów, haseł. Zawsze był dobry w liczbach, dlatego ma ksywkę Cyfer. Niech się pan nie da zwieść wyglądowi. Gość ma niezwykle wysokie IQ. ON Co? ISTOFELES Poziom inteligencji. Jeśli się mogę tak wyrazić, hi, hi, on jest piekielnie inteligentny, hi, hi. Niech się pan nie martwi, zostawiam pana w dobrych rękach. Lou zna życie ziemskie od podszewki, świetnie się dogadacie. (podnosi się do wyjścia) To na mnie już czas!

Page 96: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA96

201

3 to

m IV

ON A ty gdzie? ISTOFELES Przykro mi, ale chwilowo muszę pana opuścić. Obowiązki wzywają. ON To znaczy, że jeszcze się zobaczymy? ISTOFELES Prawdopodobnie. ON A ten Lou, kiedy przyjdzie? ISTOFELES Lada moment. Już tu powinien być. ON A co ja mam w tym czasie robić. ISTOFELES Niech się pan czymś zajmie. Nie wiem, nekrologi poczyta, tam za barem są gazety. (śmieje się) Przepraszam, niewybredny żart. No to na razie. (zabiera deskę i oddala się) ON Na razie, na razie. (markotny zostaje przy stole)

SCENA 2

Słychać potężny huk, na scenę wtacza się wypełniony rupieciami super-marketowy wózek na zakupy, za nim wpada Lou w obszarpanym, po-plamionym płaszczu; przewraca się jak długi u stóp bohatera.

LOU Żeby to jasna cholera. ON Lou? LOU (wstaje, raczej gramoli się powoli i podaje bohaterowi rękę na po-witanie) Cyfer jestem. Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymała mnie... (z dwuznacznym naciskiem) jedna sprawa... nie cierpiąca zwłoki. Młode zwłoki nie cierpiące zwłoki. (siada przy stole) Bidulka taka wystraszo-na. Całe ciało, rozumiesz pan, roztrzęsione. (zapomina się) Pierś falu-je... – takiej dorodnej pary cycuszków dawno nie widziałem. No więc, tak faluje, wie pan, unosi się i opada. Unosi się i opada. A usta jakie, panie! Takich wprawnych ust to ja w życiu nie spotkałem. Ta dzisiejsza młodzież, trzeba przyznać, coraz bardziej wyedukowana. (dopina roz-porek nonszalancko) ON Panie Cyfer! LOU W skrócie – dziewucha jak rzepa. Ale o czym to ja? ON Że wystraszona. LOU Nie ma się co dziwić, jakby pan miał 20 lat, też by się pan nie spodziewał życia kończyć. A tu tak niewiele trzeba! Śliska nawierzch-nia, niesprawny układzik hamulcowy, słup nie w tym miejscu, co trze-ba i gotowe. Ej kruchutkie to życie ludzkie, kruchutkie. (kiwa głową ze

Page 97: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 97

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

współczuciem) No i tak jakoś zeszło mi z nią, rozumie pan, musiałem utulić, łzę osuszyć. Zresztą dzisiaj wyjątkowy ruch. Weekend, za dużo wolnego czasu – nietrzeźwi kierowcy na drogach, samobójcy. (badaw-czo przygląda się bohaterowi) A pan? ON Ja? LOU Przecież nie ja! No co z panem? ON (zastanawia się chwilę) Właściwie to sam już nie wiem. LOU Aaa.. rozumiem. ON Nazywam się... LOU Nie trzeba, nie trzeba! (wygrzebuje z wózka dokumenty) Ja tu wszystko mam. (przegląda je) Aha. (co chwilę zerka badawczo na boha-tera) Zawalik. (zerka) No i mamy jasność. ON To znaczy? LOU Czysta formalność. Wypełniamy formularzyk, egzekwujemy pod-pi sik, przyznajemy pin, ustalamy hasełko, logujemy pana do systemu i gotowe. ON Logujemy gdzie? LOU Do systemu. Porządek musi być. My tu prowadzimy bardzo skru-pulatną ewidencję wszystkich migrantów. Nikt tak sobie nie przejdzie na drugą stronę bez naszej wiedzy. ON My? To was jest tu więcej. LOU Omawianie struktur z kandydatem do przejścia jest surowo wzbro-nione. Przykro mi. (daje bohaterowi znak palcem, żeby się z bliżył) Ale zdradzę panu, bo wyglądasz pan na równego chłopa, że na brak to-warzystwa nie narzekam. (mruga porozumiewawczo) No, ale do rzeczy. Im szybciej, tym lepiej dla pana. (wygrzebuje z rupieci laptop i włącza go) Strasznie tu duszno. (wierci się na krześle) ON Ja nic nie czuję. LOU A to dobre, nic nie czuje, ha, ha. (zanosi się śmiechem) To się panu udało. ON Nie widzę w tym nic śmiesznego. LOU No nie bądź pan taki sztywniak. (wybucha jeszcze głośniejszym śmiechem) ON (nieporuszony) Co? LOU Nie złapał pan? Nic nie czuje...? Sztywniak...? ON To wcale nie jest zabawne. LOU (ociera łzy ze śmiechu) No dobra dosyć tych żartów. (wierci się) Tak mnie jakoś suszy.

Page 98: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA98

201

3 to

m IV

ON Tam jest barek. Napije się pan czegoś? LOU Myślałem, że pan nigdy nie zaproponuje. Koniaczek będzie w sam raz. (ON nalewa koniaku)LOU I jak się panu podoba na Mecie? ON Gdybym tu nie umarł, to nie byłoby najgorzej. (podaje Lou d rinka)LOU No niechże się pan rozchmurzy. Co się stało, to się nie odstanie. Wszyscy kiedyś muszą umrzeć. Jak to ktoś mądrze streścił: życie jest chorobą śmiertelną. ON Wypełniajmy już ten formularz, dobrze? LOU W porządku. (klika w klawiaturę) Część pierwsza. Ustalenie toż-samości. To test wyboru. Ja będę czytał pytania i odpowiedzi, a pan tylko wskaże właściwą: a, b lub c. Jasne? ON Tak. LOU Po skończonej pracy w hurtowni zwykle:

a) jechałem prosto do domub) jechałem do Bożenki, mojej sekretarkic) jechałem na ryby

ON Co to ma znaczyć? LOU No niechże pan będzie rozsądny, szkoda czasu na zabawę w cho-wanego. Przecież to nie urząd skarbowy ani przesłuchanie na policji. My tu wiemy, jak zadbać o dyskrecję, więc proszę krótko: a, b, c. ON (poddaje się) A! LOU (klika) Odpowiedź A! Następne pytanie. Od Rudego kupowałem zwykle:

a) działkę kokainyb) ryby wędzonec) nie znam takiej osoby

ON C! LOU (podejrzliwie) Słucham? ON Nie znam żadnego Rudego. LOU (klika) Aha C! Idźmy dalej. Własną działalność gospodarczą za-łożyłem, aby:

a) wyjść ze szlachetną inicjatywą w okresie nasilonego bezrobocia w regionieb) prać brudne pieniądzec) hodować ryby

ON Odpowiedź A! LOU Na pewno A?

Page 99: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 99

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON Co pan sugeruje? LOU Nic nie sugeruję. Tylko upewniam się, że pan wybrał właściwą odpowiedź. ON Oczywiście, że właściwą. LOU Zatem A. I ostatnie pytanie: Mariana P. wysłałem na tamten świat:

a) przez pomyłkęb) bo nie chciał mi oddać pieniędzyc) żeby odebrał dostawę ryb

ON Skąd o tym wiecie? To był wypadek... Najpierw wpadł Zenkowi do bagażnika, a potem, w tym lesie, nadział mu się na nóż. LOU 16 razy? ON Tak nieszczęśliwie... LOU A mówią, że nieszczęścia chodzą po ludziach parami. Nie wiedzia-łem, że teraz grasują szesnastkami. Co za czasy! A więc odpowiedź A? ON Tak. LOU (klika) Ej chyba pan coś pokręcił! ON W którym pytaniu? LOU We wszystkich. (grozi palcem) Kłamczuszek z pana... ON Niech się pan liczy ze słowami. Co do moich odpowiedzi – to wer-sja ofi cjalna i takiej się będę trzymał. Może jeszcze kieliszeczek ko-niaczku? LOU Nie odmówię. ON (dolewa) Nie musimy być tacy szczegółowi, prawda? LOU (delektuje się koniakiem) Wyborny. Wyborny. ON To jak będzie z tą dokładnością panie Lou? LOU Ależ niech pan nie będzie dzieckiem. Przed nami nic się nie ukryje. A z tych danych wynika, że umarł pan 10 lat temu, nazywa się pan Marian Stokrotka i był pan przewodniczącym kółka różańcowego we wsi Niemrawa Głucha aż cztery kadencje. (wybucha) Obaj wiemy, że kłamał pan jak z nut. Niech się pan przyzna! ON Nie ma mowy! Do niczego się nie przyznam! LOU Czy to pana ostateczna decyzja? ON Tak. LOU I nic pan nie chce zmienić w zeznaniach? ON Nie! LOU Jest pan pewien? ON (niepewnie) Tak.

Page 100: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA100

201

3 to

m IV

LOU W takim razie ENTER! (zamaszyście wciska Enter) Potwierdzo-ne. Teraz komputer przetworzy wszystkie dane i poda wynik. O jest! Hmm, to ciekawe..., bardzo ciekawe..., ale jakże do pana podobne.ON Co pan ma na myśli? LOU Krętactwa są w pańskim stylu. ON Jakie krętactwa, jakie krętactwa? Co panu tam wyskoczyło? LOU Nie ma się co złościć. Mam dobrą wiadomość. Zaliczył pan test na tożsamość. ON Co to znaczy? LOU To znaczy, że z całą pewnością jest pan sobą. ON Tyle to sam mogłem panu powiedzieć. LOU Procedury, proszę pana, procedury. Nie zawsze się z nimi zga-dzam, ale co poradzić. No to co, może napijemy się koniaczku, żeby uczcić pomyślny wynik testu? ON Ja dziękuję. Wolę być trzeźwy, ale pan niech się nie krępuje. (dole-wa Lou koniaku) LOU (rozgląda się po Mecie) A przekąska by się tutaj jakaś znalazła? U- mieram z głodu, a pan! (parska śmiechem) A to dobre! Umieram... he, he... ON (urażony) Pękam ze śmiechu. Skąd mam wiedzieć, czy tu jest coś do jedzenia, czy nie? LOU To pańska Meta. ON Ja sobie jej nie wybierałem. LOU Fakt! (po chwili) Niedawno byłem u gościa, który wyciągnął ko-pyta na weselu. ON Nie gadaj pan, na weselu? Swoim? LOU Nie swoim, ale ładny numer wykręcił młodej parze, co? I to na samym początku imprezy. ON A co się stało? LOU Wylew. Śmierć na miejscu. To było góralskie wesele. Ubili świnia-ka, narobili wędlin, baby ciast napiekły. Stoły się uginały. Sałatki, bryn-dze, smalczyki, pieczenie. Same swojskie przysmaki. Żarcia jak dla pułku, mówię panu. No i samogon własnoręcznie pędzony przez ojca panny młodej. To dopiero była Meta. W takich warunkach od razu się inaczej pracuje! ON Ale chyba ta moja Meta nie jest aż taka zła? Koniaczek jest! Wy-strój wnętrza – teatralny. LOU To prawda. Nie jest źle. Zwykle to jakiś sterylny szpital. Ponure kolory i niedobrze się robi od smrodu środków dezynfekujących. Ale

Page 101: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 101

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

najgorzej, jak trzeba z topielcem formalności załatwiać. Przydzielają takiemu z urzędu łódkę, ponton albo tratwę jako Metę. A wie pan, jak niewygodnie z całym sprzętem na takiej Mecie. Eh, co robić? ON Każda robota ma swoje plusy i minusy. LOU No właśnie! My tu gadu gadu, a obowiązki czekają. Skoro usta-liliśmy już, że pan to pan, możemy przystąpić do zaznajomienia pana z Warunkami Przejścia na Drugą Stronę. ON Słucham. LOU (odczytuje) Nieodzownym Warunkiem Przejścia jest:

– potwierdzona testem tożsamości identyfi kacja denata,– zapoznanie się denata z Warunkami Przejścia, – poprawne wypełnienie Formularza Migracyjnego, – pisemne wyrażenie zgody na przetwarzanie danych osobowych w celach marketingowych, – przyznanie pinu, – wylosowanie hasła, – uiszczenie opłaty w wysokości jednego grosza, – poprawne zalogowanie denata do systemu.

Ponadto każdy denat zobowiązany jest do ścisłego przestrzegania przepisów ruchu drogowego, przepisów BHP, przepisów babci Balbiny oraz...ON Że co? LOU Co co? ON To ostatnie zdanie... o tych przepisach... LOU Tak? ON Nie ma sensu. LOU Niech mi pan nie przerywa! Jeszcze nie skończyłem czytać.ON Aha. LOU ... przepisów yhy, yhy, yhyhy... oraz niepodważania żadnego z wy-żej wymienionych Warunków Przejścia Na Drugę Stronę. Jasne?ON To jest bez sensu! LOU A, A, A! Niech pan uważa na słowa. Cytuję: „oraz niepodważania żadnego z wyżej wymienionych Warunków Przejścia Na Drugę Stro-nę”. Koniec cytatu. ON Ja nie podważam. Ja nie rozumiem.LOU Czego pan znowu nie rozumie?ON No na przykład, dlaczego mam przestrzegać przepisów ruchu dro-gowego?

Page 102: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA102

201

3 to

m IV

LOU Bo przechodzi pan NA-DRU-GĄ-STRO-NĘ! Przecież nawet dziec-ko wie, że jak się przechodzi na drugą stronę, to albo na zielonym świe-tle, albo na pasach, że trzeba się dokładnie rozglądnąć, sprawdzić, czy nic nie nadjeżdża i że złamanie tych przepisów grozi wypadkiem, cięż-kim okaleczeniem ciała lub nawet śmiercią.ON No już dobrze, dobrze. Czy możemy przejść do wypełniania for-mularza? LOU To moja ulubiona część! Chwileczkę... (przez dłuższą chwilę szpe-ra w wózku pełnym rupieci) O jest! (wydobywa ołówek i pomięty formu-larz, rozprasowuje go dłonią na stole) No niech pan tu siada i wypełnia, a ja sobie koniaczku naleję. Jakby pan miał jakieś pytania, niech pan wali. Śmiało.ON A co to takie poplamione?LOU A zabrakło mi papieru śniadaniowego i kanapkę sobie zawiną-łem. Ale niech się pan nie przejmuje drobiazgami, estetyka nie ma tutaj najmniejszego znaczenia.ON (czyta na głos) Imię i nazwisko... (wypełnia) Data i miejsce urodze-nia (wypełnia) Płeć: Kobieta, Mężczyzna, (w nawiasie) – niepotrzebne skreślić.LOU (zerka bohaterowi przez ramię) A co pan tam skreśla?ON No skreślam niepotrzebne, czyli „Mężczyznę”. To chyba oczywiste!LOU Właśnie nie!ON (rozdrażniony) A po co mi tu jakiś facet. Ja zdecydowanie jestem zorientowany na panie. Żadnego poświadczenia męskości nie potrze-buję i potrzebował nie będę. LOU Tu chodzi o pana płeć. ON Na pewno? LOU Na 100%. Sam układałem ten formularz. ON To całkowicie zmienia postać rzeczy. (wypełnia i czyta dalsze punk-ty) Pochodzenie (wypełnia). Wyznanie. Panie Cyfer, ja nie mam nic do wyznania! LOU Wyznanie, czyli religia. W co pan wierzył za życia. ON A! (chwilę myśli, wreszcie wypełnia) Gotowe! LOU A podpisał się pan? ON Nie! LOU To na co pan czeka? ON Nie mam okularów. Tu jest gwiazdka, a pod nią coś napisane strasznie małymi literami. Nie wiem co.

Page 103: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 103

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

LOU To standardowa formuła, że wyraża pan zgodę na przetwarza-nie pańskich danych osobowych. Takie tam zwyczajowe banialuki. No niech pan podpisze i miejmy to z głowy. ON (waha się) A bez podpisu by tak nie można? LOU Nie ma mowy! (wskazuje na formularz) No dalej! Przecież to taka bzdurka. ON Bzdurka? Jak brałem swoją komórkę na abonament, też była taka bzdurka drobnym maczkiem z gwiazdką. A potem się okazało, że co miesiąc przez dwa lata musiałem bulić jakieś cholerne ubezpieczenie za telefon. LOU To nie ziemski padół. ON Padół, nie padół. A ja wiem, że nawet w najmniejszej pipidówie człowieka by oszukali, naciągnęli, sprzedali za ostatnią koszulę. LOU No niechże pan nie będzie uparty i podpisuje, ale już! ON Nie podpiszę! LOU Nie jest pan ciekawy, co tam na pana czeka? Czego się pan oba-wia? ON Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A w takiej sytuacji..., chyba pan rozumie... LOU Nic a nic. ON Słyszało się to i owo. LOU To znaczy co? ON No o tych cwaniakach z piekła rodem, co dybią na duszę, podsu-wają jakieś podejrzane cyrografy do podpisania... Człowiek podpisik złoży i upieczony. LOU Co za przesądy. Dwudziesty pierwszy wiek, a pan mi tu o piekle nawijasz. ON A jeśli to prawda? LOU Wnioskując z tego, jak pan wypełnił formularz, to nie ma się pan czego obawiać. Sumienie czyste jak łza dziewicy. (śmieje się szyderczo) Poza tym przecież pan nigdy nie wierzył w duszę. ON I co z tego? LOU Jeśli się uważa, że dusza nie istnieje, to nie można jej stracić. To logiczne, nie? Więc nie ma się czego bać. ON Niby tak, ale to nie ma nic do rzeczy. Ja po prostu wolałbym nie podpisywać. LOU (wściekły) Podpisze pan. To tylko kwestia czasu! (dzwoni z telefo-nu stojącego na stole) Hiuston mamy problem! (słucha) Tak. Czekam.

Page 104: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA104

201

3 to

m IV

ON (zaniepokojony) Hiuston? Co za Hiuston? LOU Nasz ekspert od Efektów Specjalnych. O wilku mowa! (Hiuston wchodzi na scenę z zaplecza i staje w milczeniu przy Lou) To co robimy? HIUSTON (ostentacyjnie łamiąc kostki w pięściach) Nie ma się co pa-tyczkować, trzeba szybko załatwić sprawę. ON O czym on mówi?LOU Sam tego chciałeś. Hiuston energicznie podchodzi do bohatera, sięga pod marynarkę i nagłym ruchem wyciąga pilota, którym gasi świa-tło. Na chwilę zapada cisza.ON I co? Ja się nie boję ciemności. Z ciemności zaczyna dobiegać śmiech, najpierw pojedynczy, potem dołączają następne; już po chwili słychać salwy śmiechu i kpiny.ON (mniej pewnie) Z czego się śmiejecie? Kto tu jest? Co się dzieje?Nagle w ciemności ostre punktowe światło refl ektora oświetla tylko po-stać bohatera, który stoi na środku sceny zupełnie nago. Nadal słychać salwy szyderczego śmiechu.ON Podpiszę, podpiszę, tylko nie wystawiajcie mnie na pośmiewisko. Panie Lou! Hiuston! Cyfer!LOU (wyłania się z zaplecza z formularzem i ołówkiem; podsuwa go bo-haterowi) Nie ma potrzeby tak krzyczeć. (ON podpisuje) Hiuston, wy-starczy. Światła się zapalają, jaskrawe oświetlenie znika z ciała bohate-ra, który w pośpiechu zakłada na siebie ubrania rozrzucone na podłodze koło stołu.ON Co teraz ze mną będzie?LOU Grał pan kiedyś w Scrabble?ON A co to ma do rzeczy? (Cyfer wygrzebuje z rupieci Scrabble, rozkła-da planszę na stole i podaje bohaterowi woreczek do losowania liter)LOU Niech pan losuje?ON Co to ma znaczyć? LOU Niech pan losuje 6 liter, z których ułoży pan hasło na planszy. Liczba punktów będzie pańskim PIN-em. ON Ale... LOU Niech pan losuje litery. (ON losuje 6 liter) ON I, O, Ł, P, E, KLOU A teraz niech pan ułoży z nich jakiś wyraz. ON (zastanawia się) Pio... nie to bez sensu... kieł... pieł... pieło... Mam! Piekło! Piekło?

Page 105: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 105

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

LOU PIEKŁO to pana hasło. Niech pan ułoży litery na planszy i policzy punkty. ON 28LOU Teraz jeszcze tylko pan się musi zalogować. Pójdzie pan za kuli-sy, zejdzie do podziemi schodami i poszuka zielonych drzwi z napisem PIEKŁO. Niech się pan nie przestraszy – wejścia pilnuje pies. ON Wiem, Cerber! LOU Gdzie tam, Pikuś. Przy drzwiach będzie domofon. Wbije pan PIN, wrzuci grosz, a potem wejdzie do środka. Zrozumiał pan? ON Tak. Pies, domofon, PIN i opłata. A co jest za tymi drzwiami? LOU Tego nie wie nikt. ON Piekło? LOU Piekło? Jakie piekło? ON No bo na drzwiach tak jest napisane. LOU To tylko pańskie hasło, napis na drzwiach. Nie ma powodów do niepokoju. ON Wie pan, tyle się człowiek nasłuchał o tym piekle... LOU A czymże jest piekło? ON Cierpieniem. LOU A nie mało cierpienia na co dzień? Znasz pan kogokolwiek, kto by nie doznał bólu fi zycznego i psychicznego za życia? Wojny, głód, zdrady, choroby – co więcej można jeszcze zafundować ludzkości? Co straszniejszego mogłoby się kryć pod pojęciem piekła? Ma pan jakiś pomysł? ON Ale ja nie chcę do piekła. Tam płacz i zgrzytanie zębów, tortury, przypiekanie na wolnym ogniu, smażenie w kotłach. (przerażony) Pa-nie Cyfer ja się niczego tak nie boję jak bólu. A poza tym nie zasłuży-łem na wieczne potępienie. Może na małą naganę, jakąś lżejszą karę... W końcu aniołkiem nie byłem. Przyznaję. Zrobiło się to i owo. No, ale człowiek jest tylko człowiekiem. Pan musi mnie rozumieć. Z pana rów-ny gość. Panie Cyfer... LOU Rozumiem, rozumiem. Mówię panu, że nie ma się czego bać. ON Daje pan słowo? LOU No niech pan już idzie! A i ja muszę znikać. Do wieczora jeszcze 102 Mety muszę obskoczyć. Cholera! Jak się z każdym będę tak patycz-kował jak z panem, to nadgodziny mi wlepią.

Page 106: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA106

201

3 to

m IV

SCENA 3

Słychać ujadanie psa. Bohater stoi przed drzwiami z napisem PIEKŁO, dobija się do nich, odganiając jednocześnie od nogi psa, którego publicz-ność nie widzi, ale słyszy jego ujadanie i warczenie.

ON A idźżeż ty kundlu. Do budy! Do budy! Nagle drzwi się otwiera-ją, do ujadania dołącza głośna muzyka heavy-metalowa dobiegająca z wnętrza; w uchylonych drzwiach bez słowa staje już niemłody mężczy-zna – typ Ozziego Osborne’a w niedbałym, czarnym rockmeńskim ubra-niu; wygląda jakby był na hayu.ZARATUSTRA (sennym głosem zwraca się do niewidzialnego psa) Pikuś do nogi. Waruj. Dobry piesek. (pies najwyraźniej przestaje dokuczać bohaterowi; szczekanie cichnie) ON Dzień dobry. (mężczyzna nie odpowiada) ON Cześć? (brak reakcji) Pochwalony? (brak reakcji) Sie ma? (mężczy-zna nadal milczy) ON Ja od Cyfra. Wcisnąłem PIN, jak mi kazano, ale grosza przy sobie nie mam. (wyciąga z kieszeni spodni plik banknotów) Same papiery. Nie wiedziałem, że to chodzi o monetę jednogroszową. Problem w tym, że ja nigdy nie noszę przy sobie drobniaków, wie pan, ze względów presti-żowych, nie lubię jak mi po kieszeniach dzwoni jak jakiemu obdartuso-wi... (refl ektuje się) O przepraszam! Ja nie miałem nic złego na myśli... ZARATUSTRA Grosza przy duszy nie ma? To nie przejdzie. ON Przecież mówię, że mam nawet więcej, tylko w banknotach. ZARATUSTRA (przymyka za sobą drzwi, jakby nie chciał, by ktoś ich usłyszał; dzięki temu-muzyka znacznie przycicha) A towar ma? ON Jaki towar? ZARATUSTRA Świeży. ON Ale ja nic o żadnym towarze nie wiem. ZARATUSTRA Cyfer nie dał? ON Nie. Tylko PIN i hasło. ZARATUSTRA Zawsze nam coś z Mety przemyca. Taki układ. ON Układ? ZARATUSTRA No bo skąd na tym zadupiu mamy wziąć? Tu nawet trawy nie ma. Tu nie ma nic. Wszystko trzeba kombinować z Met. Cyfer do-brze o tym wie. Nie ma towaru, nie ma układu, tako rzecze Zaratustra. ON Jaka Zaratustra?ZARATUSTRA No ja.

Page 107: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 107

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON Aha, taka ksywka? Oryginalna. Ale panie Zaratustra, Cyfer pew-nie później przyśle ten towar. Może zapomniał..., a ja się tutaj muszę zalogować. ZARATUSTRA Zapomniał? Cwaniak włóczy się po Metach jak smród po gaciach i używa, czego dusza zapragnie, to ma wszystko inne w d.... Nie ma towaru, nie ma logowania, tako rzecze Zaratustra. (chce zatrza-snąć bohaterowi drzwi przed nosem, ale ten w porę reaguje, wsuwając stopę między futrynę) ON To co ja mam teraz zrobić? ZARATUSTRA A czy to mój problem? ON Przecież jakbym wiedział, to bym przyniósł ten towar. ZARATUSTRA Bez grosza przy duszy i tak pan nie wejdzie. Zresztą miejsca nie ma. Przeładowani jesteśmy. Zwłaszcza odkąd te nowe prze-pisy wprowadzili tyle się nam tej hołoty nazłaziło. Przy siedmiu na brak ruchu nie narzekaliśmy, a przy czternastu, wyrobić nie możemy. ON Jakie przepisy? ZARATUSTRA Grzechy główne, człowieku, z księżyca spadłeś? No tyl-ko wam współczuć tam na ziemi. Bo co to za życie na samych ograni-czeniach. ON O czym pan mówi? ZARATUSTRA O przyjemnościach życiowych. Wszystkie zakazane. Zajarać nie można, wypić nie można. Rzucisz papierek na ulicy, zwi-niesz kumplowi żonę, doniesiesz na sąsiada, pożyczysz furę z parkingu – grzeszysz! Niedługo nawet pierdnąć sobie człowiek nie będzie mógł bezkarnie.ON Co prawda, to prawda. Nie ma łatwo. ZARATUSTRA Ej, daliście się wyrolować z tą wolną wolą. Niby wybór należy do ciebie, ale pozwól sobie człowieku, a już cię tam wiecznym potępieniem straszą. Ktoś najwyraźniej postanowił wam życie uprzy-krzyć, a wy jak te barany, nawet gorzej, bo ani be, ani me... ON Siła wyższa, co poradzić? ZARATUSTRA Przez 1500 lat wystarczyło wam siedem grzechów! To były prawdziwe, porządne grzechy. Nie wskazywały na pojedynczy akt, ale na cechę charakteru człowieka prowadzącą do grzechów. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew, lenistwo. Kiedyś same grube ryby tu trafi ały. Szychy! Mordercy, tyrani, oszuści, gwałci-ciele. To było elitarne miejsce! Z klasą! W adidasach i dresie nie wszed-łeś. A teraz?

Page 108: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA108

201

3 to

m IV

ON Teraz co?ZARATUSTRA Płotki. Dresiarze. Jeden segregował śmieci. Drugi za-opatrywał kumplí z akademika w „trawę”. Inny całe życie pławił się w szmalu – spadek po dziadku milionerze. I to są grzesznicy? (wzdy-cha) To już nie to co dawniej. ON Chyba nie jest tak źle, co?ZARATUSTRA (refl ektuje się) Pewnie że nie jest, przynajmniej wszystko wolno. Jazda bez trzymanki. Nie ma żadnych nakazów, zakazów, wol-na amerykanka – chłopie, pod tym względem – raj. ON No to może byście jednak nagięli przepisy i mnie zalogowali bez tego grosza, co? ZARATUSTRA Bez grosza przy duszy się nie da. (przygląda się podejrz-liwie bohaterowi) A poza tym skąd ja mogę wiedzieć, co z ciebie za je-den. Może cię na wypuchę przysłali. Nigdy wcześniej się nie zdarzyło, żeby Cyfer o towarze zapomniał. ON Ale jaka wypucha. Ja swojak. Ten cały Lou zidentyfi kował mnie już na samym początku. Formularz wypełniłem, podpisałem gdzie trzeba, przyznano mi PIN i hasło. Tylko o tym groszu nie wiedziałem, bo bym poprosił o rozmienienie. ZARATUSTRA Pił, palił, oszukiwał, cudzołożył, kradł? ON Słucham? ZARATUSTRA No za życia. Piłeś, paliłeś, zdradzałeś itd. ON Skąd. ZARATUSTRA To co tutaj robisz? Przyzwoitki nam nie potrzeba. Wy-gląda na to, że musisz wracać, brachu. ON No dobra. Piłem, kradłem, zdradzałem, nawet miałem kochankę. ZARATUSTRA Nieeee. Kochankę? ON Tak, tak. Sekretarkę do hurtowni przyjąłem no i mi się... sprawdziła. ZARATUSTRA Lubisz dupeczki, nie? To widać. Chłop jak dąb. Iskra w oku. ON A kto nie lubi? (podekscytowany) Była taka jedna, kadrowa z fi rmy komputerowej. Na wczasach w Międzyzdrojach się poznaliśmy. To do-piero była sztuka. Jakie numerki żeśmy wykręcali... Potem jeszcze Ka-rolinka – barmanka z Dolce Vity i Krycha z mięsnego. A ta Krycha... to była, proszę ciebie, kobieta organiczna.ZARATUSTRA Co, takie ciało?ON A takie ciało! Miała chyba ze 45 kilo....ZARATUSTRA E, ja chudych nie lubię.

Page 109: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 109

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON 45 kilo nadwagi, panie Zaratrustra.ZARATUSTRA W takie ciało, to jak w poduszkowiec, he, he, he. (klepie bohatera po ramieniu) No, no, rzeczywiście wyglądasz na równego. Ale bez grosza nie ma przejścia.ON No niechże pan nie będzie taki... taki... skrupulatny. Ja panu dam ten banknocik pięćdziesięciozłotowy. Pan mi wyda resztę i załatwione. ZARATUSTRA Tak się nie da.ON OK., OK. Niech będzie moja strata. (wciska Zaratrustrze banknot w dłoń) Ma pan tu 50 złotych. Reszta dla pana, co?ZARATUSTRA (śmiejąc się, zwraca banknot) Brachu, podoba mi się twój tok myślenia, ale nic z tego.ON To co, mam wracać?ZARATUSTRA Na to wygląda.ON Tak można? A jak tam już nie ma do czego wracać?ZARATUSTRA To masz problem.ON I naprawdę nie możesz mnie przepuścić?ZARATUSTRA Tak między nami...., gdybyś miał dla mnie paczuszkę od Cyfera, to może dało by się coś wymyślić Ale nie masz! Więc nie znajduję żadnej przyczyny, dla której mógłbym zrobić jakiś wyjątek. Krótko mówiąc – Nie! Tako rzecze Zaratrustra. ON No trudno. Wracam. Jak trzeba to trzeba. ZARATUSTRA Powiedz Cyferowi, żeby następnym razem pamiętał o towarze. ON O co konkretnie chodzi? ZARATUSTRA To co zwykle. Lou będzie wiedział. ON (ze złością) Może powiem, a może nie. ZARATUSTRA Ej koleś! To nie czas i miejsce, żeby podskakiwać. Tako rzecze Zaratustra. Zaratustra zatrzaskuje bohaterowi drzwi przed nosem; bohater odcho-dzi zrezygnowany. Słychać ujadanie psa.

SCENA 4

Zrezygnowany bohater wchodzi na pustą Metę. Siada przy stole, chwilę myśli, wreszcie sięga po telefon i dzwoni.

ON Z Cyferem proszę. (słucha) Do jutra? Ale ja nie mam tyle cza-su. (słucha) A Istofeles jest? (słucha) PIN 28 (słucha) Hasło: PIEKŁO.

Page 110: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA110

201

3 to

m IV

(s łucha) Proszę mu powiedzieć, że to pilne. (słucha) To czekam. Istofe-les zjawia się niemal natychmiast na Mecie. Wygląda jak młody yuppie, wystrojony w elegancki garnitur, ze skórzaną aktówką w dłoni. ON (podnosi się z krzesła i rzuca się w kierunku Istofelesa zdenerwowa-ny) Co teraz ze mną będzie? Istofeles... coś spieprzyliście! Spotkałem się z Cyferem, wypełniliśmy wszystkie formularze, podpisałem, gdzie trzeba, jak bozię kocham! Potem poszedłem się zalogować, a tam ten Zaratrustra... upalony na cacy... Gadka szmatka, ale przepuścić się nie zgodził. ISTOFELES Dlaczego? Jak to się stało, że pana nie zalogował? ON Nie miałem monety jednogroszowej. ISTOFELES Nie miał pan grosza przy duszy? ON Za kogo ty mnie masz chłopcze? Miałem ze sobą pokaźną sumkę pieniędzy, ale w banknotach. Nie miałem drobnych. To wszystko. Każ-demu się może zdarzyć. ISTOFELES Lou nie poinformował pana, że grosz jest niezbędny do lo-gowania? ON Mówił, że trzeba zapłacić, ale nie... a zresztą do cholery! Nie rozu-miem, dlaczego ten grosz jest taki ważny? ISTOFELES To również jedna z tajemnic eschatologicznych, których nie mogę panu zdradzić. Widzi pan na tym, czy na tamtym świecie istnieją rzeczy, o których nie śniło się nawet fi lozofom. ON Następna tajemnica? Człowiek żyje w przekonaniu, że po śmierci wszystko stanie się raz na zawsze jasne. Że wreszcie pozna wszystkie se-krety, które Bóg tak skrzętnie przed nim ukrywał, by trzymać go w ry-zach. Przenosi się na tamten świat, a tu jeszcze więcej tajemnic. Ludzie studiują wszechświat, całe zafajdane życie poświęcają, żeby się czegoś dowiedzieć. I co? Gówno! Człowiek rodzi się głupi i głupi umiera. ISTOFELES Ależ cierpliwości. Jeszcze pan przecież nie przeszedł na Drugą Stronę. ON A co, TAM (znacząco wskazuje głową poza scenę) coś się wyjaśni? ISTOFELES Tam, proszę pana, wszystkie pytania znajdą swoje odpo-wiedzi. A tymczasem musimy pana stąd wydostać, zanim skończy się termin ważności pańskiej Mety. Nie chcemy, by pan utkwił zawieszony między światami, prawda? ON (wzrusza ramionami niedbale, jakby mu nie zależało) No jeśli to najgorsze, co może mi się przydarzyć?

Page 111: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 111

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ISTOFELES Najgorsze? „Najgorsze” to bardzo względne określenie. Ale mogę panu ułatwić zrozumienie jednego z aspektów takiego stanu. Niech pan wróci pamięcią do ziemskiego życia. Trudno być outside-rem. Ludzie mają potrzebę przynależności, bo ta oznacza akceptację. Życie poza nawiasem jest dla większości nie do zniesienia. Zgodzi się pan? ON Bywają wyjątki, które wręcz szukają odosobnienia – tak im społe-czeństwo działa na nerwy. ISTOFELES Kogo ma pan na myśli? ON Artyści, naukowcy, fi lozofowie... ISTOFELES (wpada bohaterowi w słowa) Wariaci... szarlatani... niezrów-noważeni szaleńcy! (parska śmiechem) Ja tu mówię raczej o przecięt-nym zjadaczu chleba, twardo stojącym nogami na ziemi. Czy wyjątki nie potwierdzają tylko jakiejś reguły? ON Tego nie wiem. ISTOFELES Ja natomiast wiem, że nawet wariatowi niewygodnie z po-czuciem wyobcowania. ON I co z tego? ISTOFELES A to, że zawieszenie między światami to jak bycie poza nawiasem wszystkiego – czasu, przestrzeni, jakichkolwiek znajomych doświadczeń, a nawet wyobrażeń. Bardzo nieprzyjemna sprawa. Tego pan chce? ON (przestraszony) To rób, co musisz. I lepiej się pośpieszmy. ISTOFELES (dzwoni) Hiuston? Jak leci? (słucha chwilę) A dzięki, dzięki. Słuchaj stary, mamy problem! ON (jęczy) Tylko nie Hiuston... ISTOFELES (do słuchawki) Już wiesz? I co teraz z nim zrobimy? (słucha) Wyjście Awaryjne? Tak rozumiem. (słucha) I tam go zalogują? (słucha) Jeśli to wszystkie instrukcje, to się rozłączam. ON I co? I co? ISTOFELES Musi pan skorzystać z Wyjścia Awaryjnego. ON To znaczy? ISTOFELES Zejdzie pan na dół po schodach jak poprzednio. I poszuka pan drzwi z napisem... ON (wpada Istofelesowi w słowa) Wyjście Awaryjne. ISTOFELES Tak. Wciśnie pan swój PIN na domofonie. Drzwi się otwo-rzą. Wejdzie pan, poda hasło..., pamięta pan swoje hasło?

Page 112: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA112

201

3 to

m IV

ON Jak mógłbym zapomnieć? PIN, hasło, logowanie – po co wam wła-ściwie te wszystkie zabezpieczenia? Przecież nikt nieproszony tu się nie dostanie. ISTOFELES Jeszcze by tego brakowało! Nie można pozwolić, by zmarli bezładnie błąkali się po zaświatach. ON To musi być niezły koszt, nie? ISTOFELES Co? ON No cała ta operacja, te wszystkie Mety, dostosowane do indywi-dualnych potrzeb klienta, nie mówiąc już pewnie o wydatkach admi-nistracyjnych i obsłudze technologicznej. Nie prościej byłoby, gdyby ludzie w ogóle nie musieli umierać? ISTOFELES To by dopiero był bajzel. Niech pan sobie wyobrazi tylko to przeludnienie, ludzi trwoniących czas, żyjących bez celu. Śmierć jest przecież celem samym w sobie, końcem, do którego każdy człowiek zmierza i z którym musi się liczyć. Ograniczoność w pewien sposób mobilizuje, by doceniać życie i by je w pełni wykorzystywać. A wol-na wola na przecięciu z rozsądkiem umożliwia każdemu wybór, jeżeli chce spożytkować tę odrobinę czasu, jaka została mu przeznaczona. ON Możemy decydować o życiu, a nie możemy o śmierci. Ja na przy-kład wcale nie byłem gotowy na umieranie. To niesprawiedliwe. ISTOFELES Czy naprawdę chciałby pan mieć możliwość zdecydowania o okolicznościach swojej śmierci? ON Pewnie. Jak sobie pomyślę o tych wszystkich niezałatwionych sprawach, niedokończonych interesach, to aż mnie skręca ze złości i żalu. – Żeby przynajmniej ktoś mnie ostrzegł, żebym mógł się jakoś przygotować... ISTOFELES Całe życie miał pan na to, żeby się przygotować i co pan zrobił? ON A co niby miałem zrobić? Usiąść i czekać na śmierć? ISTOFELES Widzi pan! Prawda jest taka, że żaden człowiek nie udźwi-gnąłby ciężaru śmierci. Żaden nie poradziłby sobie z jej tajemnicą. Ża-den! ON Ale ty ją znasz, tak? ISTOFELES Do pewnego stopnia. ON A nie dałoby się tego wszystkiego jeszcze jakoś odwrócić? Nie da-łoby się mnie tak hop z powrotem na ziemię i zapomnijmy o wszyst-kim. Jakby nie było sprawy. Byłbym wdzięczny, mógłbym się przygoto-wać, a ty nie musiałbyś się mną zajmować, co?

Page 113: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 113

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ISTOFELES Śmierć jest procesem nieodwracalnym. Nie można sobie tak po prostu wrócić zza grobu. ON Dlaczego nie? Założę się, że nie takich cudów jesteś w stanie do-konać... no synek, nie bądź taki skromny. Garniturek, krawacik, aktó-weczka. Od razu widać, że nie byle kto. ISTOFELES Niech pan nie próbuje na mnie swoich sztuczek. Odporno-ści na pochlebstwa uczą nas na szkoleniu podstawowym. ON Ale dałoby się? ISTOFELES (z lekką przechwałką w głosie) Może by się i dało, ale to za duże ryzyko. ON Co ci szkodzi? Nikt by nawet nie zauważył mojego zniknięcia. W końcu przez to cholerne logowanie i tak nie jestem tam, gdzie po-winienem. ISTOFELES I jak sobie to pan wyobraża? To nie takie proste. Za dużo już pan wie, żeby tak bezkarnie wrócić. ON Nie puszczę pary z ust. Przysięgam. ISTOFELES (ostro) Nie ma o czym mówić! To niezgodne z prawami natury i przez takie coś mógłbym nieźle beknąć. Dlaczego miałbym karku za pana nadstawiać i ryzykować swoją karierę? (zniecierpliwio-ny) Dosyć już tego gadania. Jest jak jest. Inaczej nie będzie, więc lepiej wróćmy do pańskiej przeprawy na Drugą Stronę. Więc jak pan znaj-dzie się za drzwiami Wyjścia Awaryjnego, poprosi pan o zalogowanie. Potem już panem pokierują. ON Kto? ISTOFELES Ktoś z ekipy. Nie wiem, kto tam ma dzisiaj dyżur. Aha i niech pan się pod żadnym pozorem nie da skusić na jabłko. ON Jakie znowu jabłko. ISTOFELES No normalne jabłko, taki owoc. Co, jabłka pan nigdy nie widział? ON Pewnie, że widziałem. A co, to jabłuszko jakieś trefne? ISTOFELES A trefne, więc niech pan pamięta, pod żadnym pozorem. ON Zrozumiałem, przecież głupi nie jestem. I tak mam już wystarcza-jąco kłopotów. Najpierw umarłem, potem mnie nie zalogowali i utkną-łem. Chciałbym już wreszcie przejść na Drugą Stronę i mieć święty spokój. ISTOFELES Co do świętego spokoju, to nic obiecać nie mogę. Niestety nie mam na te sprawy żadnego wpływu. Ale moim obowiązkiem jest jak najszybciej stąd pana wyprawić. Niechże pan już idzie.

Page 114: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA114

201

3 to

m IV

ON OK. OK. Jeszcze jedno. Ten cały Zaratrustra, no wiesz, ten co mnie nie przepuścił, chciał żebym przypomniał Lou o jakimś towarze. ISTOFELES O towarze? (podejrzliwie spogląda na bohatera) Pierwsze słyszę. ON Bo ja niby miałem coś ze sobą mieć. Paczkę z Mety. Podob-no wszyscy migranci coś przemycają dla Zaratrustry. ISTOFELES Przeklęty Lou! Zawsze coś kombinuje i jeszcze nieszczęście ludzkie do tych swoich machlojów wykorzystuje. Proszę o tym nikomu nie wspominać. Szczególnie tam za Wyjściem Awaryjnym. Niech pan o tym zapomni. (z naciskiem) Tak będzie lepiej dla wszystkich. Rozu-mie pan?ON Czy to rada?ISTOFELES Obawiam się, że raczej groźba.ON Takich rzeczy nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Będę milczał jak grób! (chwila konsternacji, wreszcie obaj parskają śmiechem)ISTOFELES Dobre! Dobre!ON Bez poczucia humoru człowiek by daleko nie zaszedł ani na tym, ani na tamtym świecie. (poważniejąc) To wszystko?ISTOFELES Jeszcze panu mało? W drogę!ON Dzięki Mef.ISTOFELES Powodzenia. Rozchodzą się w przeciwnych kierunkach i opuszczają scenę.

SCENA 5

Obskurne podwórko z karłowatą jabłonią na środku i sznurkiem prania poprzypinanego kolorowymi spinaczami – głównie gatki, skarpetki, ko-szule. Z jednej strony podwórka wejście jakby do kamienicy z otwartymi na oścież drzwiami; na drzwiach widocznych dla widowni napis: Wyjście Awaryjne; z drugiej strony podwórka mur z bramą. Brama zamknięta; na środku pod jabłonią kopiec jabłek; słychać gruchające gołębie; pod drzewem drewniany stół, na stole kosz jabłek i ławka, na której siedzi Starzec i czyta wiadomości w gazecie.

STARZEC (nie odrywając oczu od gazety) Będzie zmiana pogody. (cisza; Starzec podnosi głowę znad gazety jakby w oczekiwaniu na odpowiedź) STARZEC (głośno i wyraźnie) Powiedziałem, że będzie zmiana pogody! (z wnętrza kamienicy dobiega kobiecy głos)STARUSZKA Tak piszą?

Page 115: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 115

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

STARZEC Eee! Jakby można polegać na prognozach z gazet... STARUSZKA Zachmurzyło się? STARZEC (rozgląda się po niebie niepewnie) Iiii... STARUSZKA Pada? Dawno nie padało, przydałoby się... (nagle z prze-rażeniem) Do diabła... (odgłosy gramolenia się i kroków z wewnątrz kamienicy i Staruszka pojawia się w drzwiach) Czemu nie mówisz, że pada? Pranie wywiesiłam...STARZEC (ucina) A gdzie tam! Ja nie powiedziałem, że pada! STARUSZKA No to co do cholery? STARZEC W kościach mnie łupie, Duszko, jakby w żebrach, czy coś...? W tym miejscu, gdzie mi brak tego jednego, wiesz... (bada palcami obo-lałe miejsce) ... i w kolanie... też. STARUSZKA Co w kolanie? STARZEC Łamie... ReumatyzmSTARUSZKA W którym? STARZEC (chwilę zastanawia się nad odpowiedzią) W obu.STARUSZKA (niecierpliwie macha ręką i znika ponownie w drzwiach kamienicy) A co ja ci na to poradzę? STARZEC Eee nic! Tylko tak mówię. STARUSZKA (jakby nie dosłyszała ostatnich słów) Co mówisz? STARZEC (wracając do czytania gazety) Nic, nic Ewuniu. Nic ważnego. (przez bramę w murze wchodzi On, ostrożnie rozgląda się dookoła po nieznajomym miejscu)STARZEC (zdziwiony, wstaje i zastępuje mu drogę) A dokąd to?ON Dobre pytanie dziadku. Na Tamten Świat, cokolwiek to nie ozna-cza. STARZEC Tędy?ON Nie mam innego wyjścia.STARZEC To chyba jakaś pomyłka. Nie tędy droga.ON Tu nie może być mowy o żadnej pomyłce. To Wyjście Awaryjne, tak? STARZEC W rzeczy samej. A co była jakaś awaria? ON No! Kazali znaleźć Wyjście Awaryjne, wstukać pin w bramie i po-dać hasło. STARZEC Hasło? ON Piekło. STARZEC Co? ON Piekło! (wyjaśnia) Takie hasło. STARZEC Jakie hasło?

Page 116: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA116

201

3 to

m IV

ON No „piekło”. STARZEC Ale co u diabła pan z tym piekłem.ON No to jest moje hasło. Właśnie je podaję, teraz mnie dziadku pro-szę grzecznie zalogować.STARZEC A, o to chodzi. Trzeba tak było od razu. Niech pan siada za-raz się tym zajmiemy. (sadza gościa na ławce i woła w kierunku drugich drzwi) Ewcia! (wyczekuje chwilę w ciszy, uśmiechając się dobrodusznie do bohatera) Ewcia! (ponownie nikt mu nie odpowiada) Ewuniuuuu! (po chwili zza drzwi dobiega trzęsący się ze złości głos Staruszki)STARUSZKA Trzeba wreszcie coś zrobić z tymi latającymi fabrykami odchodów. Zanieczyszczą nam całe podwórko. Mówiłam ci już wieki temu... (z tymi słowami Staruszka pojawia się w drzwiach)STARZEC (podekscytowany) Złotko, spójrz tylko, mamy gościa. STARUSZKA Jakie kości? A na co mi kości? STARZEC (krzyczy jej do ucha) Gościa Serdeńko, gościa. STARUSZKA Proszę, proszę. Dawno tu u nas nikogo nie było. Czyżby systemik nawalił? STARZEC (uradowany) Na to wygląda. Jakaś awaria, czy coś. STARUSZKA A do d... z tą całą ich zwariowaną techniką. Komputery-zacja... trzeba podążać za Duchem Czasu... sru tu tu tu... Już niejeden podążył i na dobre mu nie wyszło. Patrz, jak to sobie sprytnie wymyśli-li. Jaki kamufl aż ideologiczny. Oj wiedzą tam jak do bzdetów fi lozofi ę dorobić, jak ślicznie owinąć w bawełnę, wiedzą... Największy przekręt w dziejach świata, a ludziska się nabrać dają. Taki niby postęp teraz, a ludziska się niczego nie nauczyli, niczego. O masz przykład! (pokazu-je na przybysza) STARZEC (napominająco) Ależ Duszko! Człowiek Bogu ducha winien... STARUSZKA A co, niech wie. STARZEC (ostro) Złotko opamiętaj się! STARUSZKA (dalej zrzędzi) Przypomnieli sobie o nas, co? Całą wiecz-ność tu do nas żywa dusza nie zaglądnie. Bo kto by o takich staruchach pamiętał? STARZEC Ewuniu, po co tym gościowi głowę zawracać? STARUSZKA Niech wie, jaki tu Raj mamy. Bolące na starość gnaty i kupa ptasiego gówna pod nogami. STARZEC Ewuniu, co ty gadasz... (do gościa) Proszę nie zwracać uwagi! STARUSZKA Do diabła z tym wszystkim! STARZEC (ostro do żony) Wystarczy już...

Page 117: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 117

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

STARUSZKA (nie przejmując się upomnieniami) A tak! Toniemy w go-łębich odchodach, bo tego skrzydlatego ścierwa oczywiście nie można dotknąć ze względu na tradycję. Przejście chwastami zarasta. Całymi latami nic się nie dzieje. Z nudów można oszaleć! Ale jak kłopoty, to wtedy sobie przypomną o nas. STARZEC Kochanie nie denerwuj się tak. STARUSZKA (nadal ignorując Staruszka, zwraca się do bohatera) Awa-ria? Komputer się zepsuł? A może Cyfer, stary czart, znowu na odwyku wylądował? ON Nie miałem grosza na Przejściu i odesłali mnie.STARUSZKA Co?STARZEC (głośno powtarza) Nie miał biedaczek grosza przy duszy. STARUSZKA (do bohatera z niedowierzaniem) Nieeee!ON (kiwa głową) Tak właśnie było babciu.STARUSZKA I takiej bzdury ci nie podarowali? (do Staruszka) I kto by przypuszczał, że kiedyś do tego dojdzie? Muszą tam mieć niezłe obło-żenie. A pamiętasz ty Adaś te czasy, jak żadnych haseł, zaszyfrowanych numerów ani tych wszystkich komputerowych czarów marów nie było. Żadnych zbędnych komplikacji. Nieboszczyk od razu trafi ał, gdzie trzeba. A teraz? STARZEC (kiwa głową w zamyśleniu) Czasy się zmieniły. Wszystko po-szło do przodu. Okazji do grzechu więcej. STARUSZKA Gadanie! Do grzechu okazja zawsze się znajdzie. Tak było jest i będzie jak świat światem, a człowiek człowiekiem. A te zmiany nie wróżą niczego dobrego. Moim zdaniem to początek końca, jeśli do tego doszło, że muszą ludzi takimi pokątnymi drogami wysyłać. Kto to widział, żeby tak utrudniać Przejście.ON (wzdycha) Też uważam, że to nie w porządku. Jakby człowiek po śmierci nie miał wystarczająco stresów. Zupełnie się z tobą zgadzam droga babciu. STARUSZKA (spogląda na gościa piorunującym wzrokiem) Cała droga w kapciu? W jakim kapciu? A co mnie to obchodzi! (do męża) Adamie, o czym ten nieszczęśnik opowiada? STARZEC (głośno) Źle usłyszałaś Duszko, on mówi, że się zgadza z tobą. (do gościa) Od jakiegoś czasu ma problemy ze słuchem. STARUSZKA Jaki grzeczny. Szkoda go. Jabłuszko? (podaje gościowi kosz z jabłkami)

Page 118: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA118

201

3 to

m IV

ON Nie, nie, dziękuję. Ja nie chciałbym wam tu zakłócać spokoju. Tyl-ko się zaloguję i już mnie nie ma.STARZEC Nie ma się do czego tak spieszyć. (wskazuje głową w prze-strzeń) Tamten Świat nie zając, nie ucieknie. Proszę siadać. Żona cia-stem poczęstuje... a i coś ku pokrzepieniu ciała i duszy się znajdzie. ON Dziękuję, ale naprawdę nie mogę zostać.STARZEC (do żony) Ewuniu, a poczęstujże gościa tym jabłecznikiem coś rano upiekła.STARUSZKA A pewnie, zaraz przyniosę. (Ewa znika za kurtyną)ON Nie róbcie sobie dziadku kłopotu. Czas mnie goni.STARZEC Już nie. Czas nigdy nikogo nie goni. To ludziom się tylko tak wydaje, że jak się będą spieszyć to uciekną. A tu nie ma ucieczki.ON Nie ma? STARZEC Ano nie ma. Każda droga dobiega końca. Każdy zawodnik ma swoją metę. (chichocze) Napijemy się bimberku, co? ON Ja chyba nie powinienem. Rozumiesz dziadku, chciałbym zacho-wać trzeźwość umysłu. STARZEC Tylko jednego! Proszę. Coraz rzadziej zdarza mi się okazja, żeby mieć się z kim napić. (wyciąga butelkę i kieliszki spod stołu) O, proszę kieliszeczek. ON To znaczy, że miewacie tu takich gości jak ja? STARZEC Dawniej tu się roiło jak w ulu, ale teraz... komputeryzacja, sam rozumiesz... To co, po łyczku? (rozlewa trunek) ON No dobrze, ale dosłownie kieliszeczek. STARZEC (uradowany) Sam upędziłem. ( pokazuje na jabłoń) Tyle spa-du by się zmarnowało, a tak spożytkowane każde jabłuszko. (odtyka korek i rozlewa do kieliszków) No to na zdrowie! ON (przerażony) Zdrowie? Tutaj chyba nie ma już kłopotów ze zdro-wiem, co? STARZEC To toast za zdrowie duchowe synku. ON Aha! (wychyla kieliszek do dna, potem go otrząsa; Staruszek przy-gląda się temu z podziwem) STARZEC (zadowolony) Eee, wprawa jest. (wypija zawartość kieliszka) ON (zaciekawiony rozgląda się po podwórku) A jest. Jak to mówią, z niejednego pieca się chleb jadło i z niejednego gąsiorka paliwo tanko-wało... To mówicie dziadku, że dawniej był tu większy ruch? STARZEC No był. (mniej pewnie) Wydaje mi się... Nie pamiętam tak dokładanie... Dawno to musiało być... Jeszcze przed wojną...

Page 119: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 119

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON Którą? STARZEC (próbuje liczyć na palcach) Nie pamiętam... STARUSZKA (wchodzi z ciastem na tacy) A kto by to pamiętał taką za-mierzchłą przeszłość. W naszym wieku już skleroza. (stawia ciasto na stole) Jeszcze cieplutkie. No to częstujmy się! STARZEC Ale pachnie... (pierwszy spożywa kawałek) Pycha! Kochanie jeszcze lepszy niż ostatnio. (do gościa) Proszę spróbować. ON Chętnie. (częstuje się) Rzeczywiście bardzo smaczne. A wy tu już długo siedzicie? STARZEC Całe życie będzie, prawda Ewuniu? STARUSZKA Prawda, prawda. ON I nigdy nie chcieliście stąd odejść. Zobaczyć co jest tam, za drzwia-mi. STARUSZKA A co tam do oglądania. Wszędzie tak samo.ON Jak to?STARZEC Ano tak. A co może nie? Już chwilę tu jesteś i zauważyłeś, synku jakąś różnicę?ON Zauważyłem.STARZEC A jaką?ON U siebie wolny byłem, mogłem robić, co mi się podobało i pójść, w którą stronę mi się zachciało. A tu... nic nie wiem, głupi jestem, ni-czego nie znam, przesuwają mnie z miejsca na miejsce jak zagubiony bagaż. STARZEC (parska śmiechem) I ty myślisz, że na ziemi wolność? To rze-czywiście głupi jesteś. A choroby, a inni ludzie, a czas, a przestrzeń, a śmierć, a ograniczoność ludzkiego ciała i umysłu. Z tym wszystkim trzeba się jakoś uporać za życia. I ty to nazywasz wolnością? (rozlewa bimber do kieliszków) Lepiej się napij jeszcze. ON Mówią, że po śmierci człowiek staje się wolny. To może jak prze-prawię się na Drugą Stronę... STARZEC Ani tam wolność, ani tu. No to zdrówko! (podnosi kieliszek i stuka w kieliszek gościa) Wszędzie spowijają nas jakieś reguły, krępują ograniczenia. Tak świat już zbudowany. Inaczej by nie działał. Jest jak ta maszyna, w której wszystkie części muszą znajdować się na właści-wym miejscu. STARUSZKA Porządek! Porządek, w którym każdy ma swoje miejsce. Jak my tu na tym podwórku. Jeszcze kawałeczek? (podsuwa gościowi ciasto)

Page 120: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA120

201

3 to

m IV

ON Nie, dziękuję. STARUSZKA Kto knuje? Ja? Ja nic nie knuję, synku, co też ci chodzi po głowie. No bierz! Nie wstydź się.ON (częstuje się kawałkiem i przez chwilę je w milczeniu, a staruszko-wie przyglądają mu się) Jak tam jest po tej Drugiej Stronie?STARZEC Normalnie.ON Czyli jak?STARZEC Ja ci tego nie powiem, bo to prawie niemożliwe, żeby opisać. Sam się przekonasz.ON Dlaczego nikt nie chce uchylić choćby rąbka tajemnicy. Przecież dla mnie i tak nie ma odwrotu, nie? Przecież już umarłem, nie mogę się rozmyślić albo nawiać, bo gdzie? Tu nawet nie ma gdzie się schować. STARZEC Nikt ci nie powie, jak tam jest, bo nikt do końca nie wie. Nikt tam nie przejdzie za ciebie. To doświadczenie jest indywidualne i nie-powtarzalne, jak Meta, dla każdego człowieka inne. Więc nikt nie wie, jak będzie wyglądało twoje przejście i co tam na ciebie czeka. ON Niepowtarzalne? A co z tymi, co przeżyli śmierć kliniczną? Oni wszyscy mówią coś o jakimś tunelu i świetle na jego końcu. Czy tu w pobliżu jest jakiś tunel? (zrywa się z ławki i chodzi zaglądając w kąty podwórka) STARZEC Tunel? ON Jakieś tajemne przejście stamtąd. STARZEC Przejście? Nie przypominam sobie. Tu są drzwi, dalej schody i korytarz. ON A dalej, za schodami i za korytarzem? STARZEC Pewnie inne schody i inny korytarz. A na co nam to wie-dzieć? W naszym wieku już trudno chodzi się po schodach. ON A choćby z ciekawości. STARZEC (śmieje się) To właśnie ciekawość nas tu przykuła, prawda Duszko? STARUSZKA (macha niechętnie ręką) To stara historia. Nie zanudzaj gościa takimi bzdurami. (podsuwa bohaterowi kosz z jabłkami) Może jabłuszko? Świeże, niedawno zerwałam z naszej jabłonki. ON Nie, nie, ja chętnie posłucham. Jak to się stało? STARZEC Stało się i już. Ewcia ma rację – dawne dzieje. Zresztą tak do-kładnie nie pamiętam... ON (rozochocony) Opowiedz, co pamiętasz.

Page 121: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 121

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

STARZEC Eee... Nie można żyć wspomnieniami. Jak się człowiek za dużo ogląda za siebie, to się łatwo może przewrócić, bo nie widzi, co przed nim na drodze. Trzeba patrzeć do przodu, w przyszłość. To co, wypijemy jeszcze po kieliszeczku? Za przyszłość. (wypijają, na gościu widać już skutki alkoholu; słychać głośniejsze gruchanie gołębi) ON Jasna cholera! (wyciera z głowy gołębie odchody) STARUSZKA (podaje mu serwetkę) I widzisz synku, my tak mamy na co dzień. Skaranie boskie z tymi ptaszyskami. STARZEC Mówiąc o gołębiach, trzeba by jednego posłać z wiadomością i zalogować naszego miłego gościa. Tam pewnie się już niecierpliwią. Chcą zamknąć sprawę, porządek w aktach zrobić. STARUSZKA A niech się niecierpliwią. Co się odwlecze, to nie uciecze. Nie tutaj! STARZEC (parska śmiechem) Co prawda, to prawda.ON Ja byłbym wdzięczny za to logowanie. (otrząsa się jakby próbował odzyskać kontrolę nad chwiejnym ciałem) Miejmy to już za sobą. STARZEC Ewuniu, a poślij tam którego z wiadomością. (Staruszka zni-ka w drzwiach) A my sobie tymczasem ... (rozlewa bimber do kieliszków) po jednym na pożegnanie. (wypijają, staruszek znów rozlewa i wypijają jeszcze jedną kolejkę)ON A wy tu wszędzie grzejecie, że aż strach... Strach... Nie boicie się? STARZEC Czego?ON Duchów. Przecież tu się musi od nich roić, w tych no... waszych za-dupiach... zaświatach znaczy się. (rozlega się trzepot skrzydeł, gruchanie gołębi)STARUSZKA Poleciał!STARZEC Zrobione. No to możesz kochaneczku ruszać, kiedy tylko chcesz. ON (nieźle spity bełkoce) Co teraz się ze mną stanie?STARZEC A co ma się stać? Udasz się na Tamten Świat chłopcze.ON Boję się.STARZEC Czego?ON Duchów. Zawsze się ich bałem.STARZEC Eee. Przesądy. Kto by dzisiaj wierzył w duchy?ON Boję się.STARZEC Strach tu nie pomoże. ON No to idę. Dziękuję za wszystko. (gwałtownie wstaje od stołu, ale nie może się utrzymać na nogach i pada na stół nieprzytomny)

Page 122: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA122

201

3 to

m IV

SCENA 6

Bohatera zastajemy w tej samej pozycji, w której padł w poprzedniej sce-nie, tylko że teraz chrapie na stole na Mecie; Istofeles stoi nad nim i po-szturchując, próbuje go obudzić.

ON (na pół sennie bełkoce coś niezrozumiałego pod nosem) Pie.., nie..., błe.., bło... ISTOFELES (szturcha śpiącego) Proszę się obudzić. (ON przeciera oczy) ON (dochodzi do siebie) Śniło mi się... (wzdycha ciężko) ...że umarłem... ISTOFELES Tak? I co? ON I szukałem przejścia na Drugą Stronę. ISTOFELES Co mi ciekawego jeszcze powiesz? ON I jadłem placek z jabłkami... (z rozmarzeniem) taki dobry placek... ISTOFELES (poirytowany) Fascynujące! ON (zdezorientowany) Gdzie ja jestem? ISTOFELES W siódmym niebie. ON Naprawdę? (zrywa się nagle) A ty kim jesteś? ISTOFELES (z drwiną) Święty turecki. ON Poważnie? (jakby próbował sobie coś przypomnieć) Nie.. nie ja cię znam... i to miejsce... (rozgląda się dookoła, widać rzeczywistość dociera do niego) Ja tu już byłem... (do Istofelesa jakby wreszcie go rozpoznał) Istofeles! ISTOFELES Brawo! Witam ponownie.ON (z ubolewaniem, łapiąc się za głowę) O nie! Znowu mnie nie zalo-gowano? Co znowu? ISTOFELES Zalogowano, a jakże. Wprawdzie były małe problemy, bo ten cały gołąb narobił na dokumentację, ale czego się spodziewać? Pry-mitywne metody... ON To co ja tu jeszcze robię? Dlaczego jestem na Mecie, a nie tam po Drugiej Stronie? ISTOFELES A kto Ci powiedział, że nie jesteś po Drugiej Stronie? ON (zdziwiony) A gdzie impreza? ISTOFELES Jaka znowu impreza? ON No ta z muzyką i..., ta u Zaratrustry. ISTOFELES Po Drugiej Stronie nie ma żadnej imprezy, co do tego mogę pana zapewnić. ON (z nadzieją) A więc jestem po Drugiej Stronie? ISTOFELES Tego nie powiedziałem. ON Jak to nie?

Page 123: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 123

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ISTOFELES No nie! ON To co pan powiedział? ISTOFELES Że nie ma imprezy. Słyszy pan jakąś muzykę? ON (chwilę nasłuchuje) Gdzie ja jestem, coście ze mną zrobili? ISTOFELES (wściekły wybucha) Mówiłem, żeby się jabłek nie tykać! ON Nie zjadłem. Słowo daję! ISTOFELES A ten bimber to z czego? A ta szarlotka to z czego?ON (dociera do niego) K.... mać, tak się dać wrobić. Przeklęte staruchy wrobiły mnie. Ja nie wiedziałem... To ciasto tak pachniało... i dałem się skusić. To nie moja wina. Ja nie wiedziałem!ISTOFELES To teraz już wiesz! Gdybyś nie zjadł, to byś się nigdy nie dowiedział.ON To bardzo źle, że zjadłem?ISTOFELES Bardzo.ON Jak bardzo?ISTOFELES Katastrofalnie.ON Przesrałem?ISTOFELES Znacznie gorzej.ON (jęczy) Aj... Co mnie czeka?ISTOFELES Męki piekielne! Płacz i zgrzytanie zębów!ON (z płaczem) O Boże!ISTOFELES Już się zaczyna.ON (płacze) O Boże! O Boże. ISTOFELES Co Boże, co Boże? Niech się pan nie wygłupia... Ja tylko żartowałem. ON Żartowałeś? ISTOFELES A pan od razu tak poważnie do siebie bierze. ON A co z tym zjedzeniem jabłka? ISTOFELES To był ostatni test. ON Test? Jaki test? ISTOFELES Na człowieczeństwo. Na to, że pan jest przeciętnym zjada-czem chleba, przepraszam jabłek, ziemskim grzesznikiem, bezrefl ek-syjnie podatnym na pokusy. ON (zaczyna się głupawo śmiać) Grzesznikiem... ha, ha, człowiekiem... ha, ha, ha... zjadaczem... ISTOFELES Że pan ma ludzką naturę, uszczerbioną przez pierwszych ludzi, grzeszną, skłonną do błędów i pomyłek.ON Pierwszych ludzi?

Page 124: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA124

201

3 to

m IV

ISTOFELES Poznał ich pan. ON Staruszkowie? Oni też zjedli jabłka? ISTOFELES Ale niech pan nie będzie dzieckiem. Tu nie chodzi o żadne jabłka. Nie rozumie pan? ON A o co? ISTOFELES O słabość, o ludzką ułomność, o nieposłuszeństwo, o lek-ceważenie zakazów. ON A drzewo, a zakazany owoc? ISTOFELES Tylko na użytek legendy. ON Ale ja tą jabłonkę widziałem na własne oczy. Adama i Ewę też... Zaraz, zaraz, to podwórko, to był raj? Nieee... ISTOFELES No! Co, odechciewa się takiego raju. Teraz żałujesz, że wiesz. ON To jak to w końcu było z nimi?ISTOFELES Zwyczajnie. Narodzili się i żyli szczęśliwie, w raju, odizolo-wani od zła. I tak powinni byli pozostać. Ale nie, zachciało się więcej, zachciało się pełnej świadomości. To dostali czego chcieli. Gazety z in-formacjami o troskach tego świata, nudę igrającą z wyobraźnią, zanie-czyszczone środowisko pełne bakterii chorobotwórczych, ciało z datą ważności i ten wieczny niedosyt wszystkiego. Dowiedzieli się, że są TYLKO ludźmi i pojęli, co to oznacza.ON Co?ISTOFELES Ograniczoność.ON Co złego jest w tym, że człowiek chce wiedzieć więcej?ISTOFELES Nic.ON To dlaczego...? Za co...?ISTOFELES Za bezpodstawny brak zaufania.ON To nie w porządku.ISTOFELES Też tak myślę. (chwila ciszy, w której ON zastanawia się nad czymś)ON Czy ja już jestem na Tamtym Świecie?ISTOFELES TEN czy TAMTEN? Co jest życiem, a co śmiercią. Wszystko zależy od perspektywy. A może nie ma żadnego rozgraniczenia? Może to wszystko jedno? Zastanawiałeś się nad tym?ON (chwyta się za głowę jakby doznał wielkiego bólu) Kręci mi się w głowie. Przestań już! Nic nie rozumiem.ISTOFELES Ach, wy ludzie! Wszystko chcielibyście pojąć, objąć tym waszym ciasnym rozumkiem albo tymi zalążkującymi zmysłami. Nie

Page 125: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 125

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

dociera do was, że to niemożliwe. Że wszystkiego nie da się zrozumieć, bo po prostu jest tego za dużo. Że ogrom wszechświata przerasta wasze skromne możliwości poznania.ON (złości się) Ale co mi tu fi lozofujesz? Co ja mam wspólnego ze wszechświatem? Ja tylko chcę się dowiedzieć, co ze mną będzie.ISTOFELES (przedrzeźnia go) Ja tylko! Ja tylko! Jak to co ma pan wspól-nego ze wszechświatem? Ty, ty ignorancie, ty góro mięsa, w które na nieszczęście wstrzyknięto odrobinę więcej inteligencji niż w małpę.ON Tylko nie w małpę, tylko nie w małpę!ISTOFELES No to w psa, kota, osła, barana, borsuka, czy co tam wolisz! Obojętne, bo to wszystko, cały wszechświat zbudowany jest z jednej materii. Gwiazda, ocean, ryba, kaktus, kluska z rosołu, ty i ja to właści-wie to samo tylko w innym układzie cząsteczkowym. Jasne?ON Ale po co ty mi to wszystko mówisz? Czy mnie to potrzeba wie-dzieć? ISTOFELES Mówię po to, żeby pan przestał zadawać głupie pytania. Raz i na zawsze. (następuje krępująca cisza)ON Przecież ja mogę się w ogóle nie odzywać. Jeśli tylko sobie tego ży-czysz? (znów następuje chwila ciszy, którą przerywa dzwoniący telefon; dzwonek telefonu powtarza się i trwa przez całą wymianę zdań między Istofelesem a bohaterem) ISTOFELES Pan odbierze, to do pana. ON (zdziwiony) Do mnie? ISTOFELES Przecież mówię.ON (obrażonym tonem) Ja nie żyję, zapomniał pan. Żadnych telefonów się nie spodziewam. ISTOFELES Proszę odebrać! ON A ty byś nie mógł? Przecież to wasz telefon. ISTOFELES Ale pańska Meta. ON Boję się. Kto to? ISTOFELES Niech pan odbierze, to się pan dowie.ON Halo? (słucha) Tak. (słucha) Zgadza się. (słucha) A kto mówi? (słu-cha) Dobrze. (słucha) Oczywiście. Przekażę. (odkłada słuchawkę i zwra-ca się do Istofelesa) No i widzisz, to nie było do mnie. ISTOFELES To Hiuston? ON Skąd wiesz? ISTOFELES Czego chciał? ON Jak zgadłeś, że to Hiuston, to może zgadniesz, po co dzwonił.

Page 126: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA126

201

3 to

m IV

ISTOFELES Niech pan nie przeciąga struny. Od tej informacji zależą pańskie dalsze losy. Więc? ON (zastanawia się chwilę) Hiuston kazał przekazać, że już nie ma problemu. ISTOFELES Tylko tyle? ON Tak. ISTOFELES Jest pan pewien? ON Jak mi nie wierzysz, sam do niego zadzwoń. (Istofeles chwilę bije się z myślami) ISTOFELES W porządku. W takim razie ja nie mam tutaj już nic więcej do roboty. Na mnie już czas. ON A ja? ISTOFELES Zostawiam pana z samym sobą. ON A potem? ISTOFELES Co potem, co potem? A skąd ja mam wiedzieć, co potem? Czy pan wiedział za życia, co wydarzy się w przyszłości? Nie. A teraz pan by nagle chciał wiedzieć. Jakim prawem? ON No żebym sobie mógł jakoś poplanować... ISTOFELES Co poplanować? Wycieczkę do ZOO? Czy może kolację u pana Boga za piecem? ON Myślałem, że po śmierci wszystkie tajemnice zostają odkryte. Że wszystko się wyjaśnia raz na zawsze. Inaczej, jaki sens ma umieranie? ISTOFELES Ludzie są niesamowici w swojej próżności i naiwności zara-zem. Pan, lokalny cwaniaczek, biznesmen z bożej łaski, płotka w ludz-kim oceanie, puch marny, pan naprawdę się spodziewa, że przed pa-nem wszechświat odkryje swoją prawdę? ON Może i nie żyłem jak święty... ISTOFELES (parska ironicznie) Święty? ON ... ale byłem – (poprawia się) – jestem człowiekiem. CZŁO-WIE-KIEM! Więc należy mi się ta wasza prawda. A co, gdyby nie człowiek, to nie byłoby całego tego hu, ha ze zbawieniem i potępieniem, z nie-bem i piekłem, może w ogóle nie byłoby śmierci. W końcu, jak sam powiedziałeś śmierć to ludzka rzecz. (obaj milczą) Może... (waha się, ale widać po minie zaskoczenie własną myślą) ... może nie byłoby i ciebie... Mógłbyś nie istnieć, bo istniejesz tylko w tej machinie transferującej ludzi z życia przez śmierć na Drugą Stronę. Byłbyś niepotrzebny.ISTOFELES Co ty wiesz głupi człowieku!? W zależności od sytuacji wycierasz sobie gębę tym swoim „człowieczeństwem” jak sparciałą

Page 127: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 127

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

szmatą. (kuli się i udaje skruchę i nieporadność) „Ja jestem TYLKO czło-wiekiem”. (wstaje, unosi z rozmachem jedną rękę jakby miał recytować hymn i patetycznie wygłasza sentencję:) „Człowiek to brzmi dumnie!” ON To z powodu człowieka to całe zamieszanie, więc ty mi tu synku od puchów marnych nie wymyślaj, dobrze! Ja swoje prawa znam! ISTOFELES Ja się pytam, co ty wiesz o sobie? ON (zdezorientowany) Wszystko... chyba..., ale o co ci właściwie chodzi? ISTOFELES Taki pan mądry, co? ON Mądry, nie mądry, ale swój rozum mam i kitu sobie nie dam wcis-kać! ISTOFELES Ja wiem, co w pana wstąpiło. ON Co? ISTOFELES Strach. Pan się po prostu boi, że to już koniec, że poza tym momentem, nie ma już nic i że zaraz przestanie pan istnieć, że zgaśnie pan jak wypalona zapałka. Ale co za różnica? Całe życie pan wątpił. Ignorował pan rzeczy ważne, pozostawiając sobie tylko kilka popu-larnych przesądów o duchach, czarnych kotach, niebie w chmurach i piekle głęboko pod ziemią, tak na wszelki wypadek. Czy chociaż raz w swoim jałowym życiu zastanowił się pan poważnie nad tym teraz tak istotnym dla pana POTEM? Choć raz? ON No wie pan, jak się żyje, to nie ma czasu. Rachunki, zakupy, dzieci, interesy... życie jest bardzo czaso- i energochłonne. Myślenie? Człowiek odkłada takie rzeczy później, na stare lata. ISTOFELES Takie zatem będzie pańskie POTEM, jakie sobie pan zgoto-wał i niech mnie pan więcej o to nie pyta. (chwila napiętej ciszy) ON Czyli jakie? ISTOFELES Ani słowa! (chwila napiętej ciszy) ON Młodzi zajmują się życiem, a nie śmiercią, to chyba naturalne? ISTOFELES Naturalne, ale życie bezrefl eksyjne, jest... życiem pustym jak..., jak studnia bez wody i prowadzi do... ON Dokąd?ISTOFELES Donikąd. W tym rzecz.ON Czyli gdzie? ISTOFELES Słowo daję, rozmowa z panem to jak przelewanie z pustego w próżne. Pan nic nie rozumie.ON Znowu jakieś zagadki. Nie może pan mówić jaśniej. Jest tak i tak i tyle. Wtedy bym zrozumiał. A tu nikt nie chce puścić pary z gęby, wy-jaśnić od A do Z. Same tajemnice.

Page 128: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA128

201

3 to

m IV

ISTOFELES Eh... (macha ręką z rezygnacją)ON Wiesz co, powinniście tu mieć informatory, jak w biurach tury-stycznych. To by ułatwiło sprawę i ty byś się nie musiał pewnie tyle nagadać. Na każdej Mecie taki folderek o tych pinach i hasłach i groszu z przejrzystymi obrazkami i wykresami. Odpowiednia mapka. Zdjęcia członków obsługi z numerami kontaktowymi, bo telefon jest... Dobry pomysł, nie? (dzwoni telefon; obaj rzucają się, żeby odebrać)ISTOFELES To do mnie.ON Skąd pan wie? Może do mnie, to w końcu moja Meta.ISTOFELES (ustępuje) Proszę bardzo.ON (odbiera) Słucham. (słucha) Tak. Chwileczkę. (oddaje Istofelesowi słuchawkę) To do pana.ISTOFELES (uśmiecha się z triumfem) Tak? A to niespodzianka. (odbie-ra słuchawkę od bohatera) Istofeles..., co jest? (słucha) Przecież mówi-łeś, że już po problemie. Skłamał? (z wyrzutem spogląda na bohatera) Załatwione. (odkłada słuchawkę i przygląda się bohaterowi) Taaa.ON Co?ISTOFELES Niech pan siada i czeka.ON Na co?ISTOFELES Na przesyłkę.ON A ty?ISTOFELES Znikam. (zbiera się do wyjścia, ale głos bohatera zatrzymuje go w drzwiach)ON Istofeles, ja, ja... Przecież na moim miejscu ty...ISTOFELES To zupełnie zrozumiałe. Nawet się tego spodziewałem po panu. ON Zaczekaj...ISTOFELES Co?ON Już się nie boję.ISTOFELES Nie?ON Nie mam nic do stracenia. Jestem martwy...ISTOFELES A dusza?ON (zaniepokojony) Co z nią?ISTOFELES Zapomniał pan o duszy?ON (niepewnie) O duszy?ISTOFELES Żegnam. Istofeles odchodzi; bohater zostaje sam, siada przy stole i zastanawia się, niespokojnie spogląda na drzwi, przez chwilę nic się nie dzieje.

Page 129: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 129

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

SCENA 7

Bohater siedzi przy stole, jak pod koniec poprzedniej sceny; dłubie w no-sie znudzony czekaniem. Wchodzi Wężyk, sapiąc i taszcząc sporą paczkę przed sobą.

ON A ty kto?WĘŻYK (ostrożnie stawia paczkę na stole i ociera pot z czoła) To dla pana. (podaje rękę na powitanie) Wężyk. Alojzy Wężyk.ON (obchodzi go z nieufnością, ignorując wyciągniętą rękę Wężyka) Li-stonosz?WĘŻYK Tak jakby.ON Posłaniec?WĘŻYK (zdegustowany) Panie! Tfu... od czarnej roboty jestem. Przy-nieś, odnieś, pozamiataj. Taki los. Wysługują się mną na prawo i lewo. (coraz bardziej rozżalony) Żadnego uznania, panie. Żadnej wdzięczno-ści, a jeszcze jak coś nie tak, wszystko na mnie. (rozgoryczony zbliża się do bohatera z pięściami, jakby chciał mu zrobić krzywdę; bohater cofa się przestraszony). Jakby to ludzka natura sama z siebie nie była przewrotna. Kradzież, cudzołóstwo, rozbój, mord – wszystko ja. Ktoś brzydko pierdnie na Madagaskarze i to też moja wina. (gwałtownym ruchem podsuwa bohaterowi pokwitowanie prawie pod sam nos) Pan pokwituje odbiór.ON (zaniepokojony zachowaniem Wężyka, bohater szybko zmienia te-mat, podpisując pokwitowanie) To co pan tam dla mnie ma?WĘŻYK (rozchmurza się w mgnieniu oka) Proszę zobaczyć. Ja tylko do-starczam. ON (podejrzliwie i ostrożnie zabiera się do rozpakowywania paczki) Lustro? WĘŻYK Lustro, jak widać. ON Na co mi lustro? Meblować się tu nie mam zamiaru. Ja tu tylko przejazdem, podobno. WĘŻYK Podobno... ON (stawia lustro na stole i przygląda się) Schudłem... (spogląda na re-akcję przybysza) Stres. (głos mu się łamie) Śmierć najbliższej mi osoby. Niełatwo... WĘŻYK Niełatwo.ON (gładzi się po zaroście, przeglądając się w lustrze) Przydałoby się ogolić.

Page 130: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA130

201

3 to

m IV

WĘŻYK A po co?ON (przegląda się w lustrze, wykrzywia twarz, stroi miny) Wyglądam jakoś mizernie. Prawie jak nie ja. Może jakbym się ogolił....WĘŻYK Panie, a skąd pan wiesz, że to pan?ON (jakby nie dosłyszał albo nie zrozumiał) Co? WĘŻYK No tam w lustrze. Jaką ma pan pewność, że to lustro pokazuje pana? ON Przecież widzę.WĘŻYK Pan ufa temu, co widzi? Ja bym na pana miejscu był bardziej podejrzliwy.ON Dlaczego? Ja to ja. O!WĘŻYK A ja panu mówię, że niekoniecznie!ON Co pan gadasz takie głupoty?WĘŻYK Udowodnić? (obraca lustro w swoją stronę i niemal natych-miast wykrzykuje) A nie mówiłem?ON Pokaż pan! Bzdura.WĘŻYK (przekręca lustro w swoją stronę) Przecież widzę.ON Co pan widzi?WĘŻYK Siebie. Nie pana.ON (podchodzi do Wężyka i zagląda mu przez ramię) Faktycznie. (od-dala się w kierunku drugiej strony stołu)WĘŻYK O! A teraz jesteśmy tu obaj. Widzi pan, ono kłamie. Ono wca-le nie pokazuje pana. ON (zbity z tropu) No tak. Prawidłowo. Tak ma być. Lustro odzwier-ciedla patrzącego. WĘŻYK Ale to pańskie lustro. ON I co z tego? WĘŻYK A ono pokazuje mnie. ON Tylko, gdy pan w nie patrzy. (przysuwa lustro do siebie i przegląda się w nim) WĘŻYK I co? Kogo pan teraz widzi? ON Siebie. WĘŻYK Bo ono pokazuje to, co człowiek chce zobaczyć. (szeptem) Wszystkie lustra takie są parszywe i kłamliwe. Niech pan im nie ufa. ON Lustro to lustro, co pan... WĘŻYK Czy myśli pan, że to takie proste? ON Co? WĘŻYK To z tym lustrem.

Page 131: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 131

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON To jakieś zjawisko fi zyczne. W szkole coś o tym było, ale już nie pamiętam. WĘŻYK To trik. ON Jaki trik?WĘŻYK Bardzo sprytny. ON To chyba ma coś wspólnego z optyką. Tak prawie jestem pewien. WĘŻYK Panie, nie rozumie pan? To przekręt! ON Gładka powierzchnia odbija światło i powstaje obraz tego, co stoi przed lustrem. WĘŻYK (podchodzi do niego i potrząsa nim) Czy pan myśli, że to takie proste zobaczyć siebie? ON No pewnie, wystarczy spojrzeć w lustro. (spogląda w lustro) O pro-szę bardzo – ja. WĘŻYK Ty, czyli kto? ON (zniecierpliwiony) Co mam się panu przedstawić? WĘŻYK Pańskie imię i nazwisko nic nam tu nie powie. ON To czego pan chcesz? WĘŻYK Czy JA z lustra to rzeczywiście JA? A jeśli tak, to jakie jest to JA? Kim ono jest? Potrafi pan na te pytania odpowiedzieć? ON No pewnie. Znam siebie od urodzenia. WĘŻYK Tak i co pan o sobie wie? ON Na przykład, że lubię zupę pomidorową, kobiety z odrobiną ciała, że na tyłku mam znamię ... WĘŻYK To wszystko? ON (zniecierpliwiony)... i nie cierpię gadać o pierdołach, a odkąd umar-łem, nic innego nie robię i szczerze mówiąc mam już tego potąd. (wy-konuje ręką znaczący gest) I na cholerę mi to lustro! Chcieli przysłać mebel, mogli kanapę – wygodną. Zdrzemnąłbym się, poleżał trochę w spokoju jak człowiek. WĘŻYK Nic pan o sobie nie wiesz. Już ja wiem o panu więcej po kilku minutach rozmowy. ON Tak? A co na przykład.WĘŻYK Na przykład to, że pan kompletnie siebie nie znasz. Nie poświę-ciłeś pan w życiu nawet pięciu minut, żeby się zastanowić nad sobą.ON A nad czym się tu zastanawiać?WĘŻYK Nad tym kim pan jest, nad pańskim sensem, celem... Nad sed-nem istnienia...ON Człowiekiem jestem, ot i cała fi lozofi a.

Page 132: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA132

201

3 to

m IV

WĘŻYK Człowiekiem, czyli kim? Jaką masz pan pewność, że jesteś człowiekiem, jeśli się nad tym nigdy nie zastanowiłeś, co to znaczy być człowiekiem? Uwierzyłeś w to, w co ci powiedziano, że masz wierzyć.ON Muszę jeść i wydalać, żeby żyć, walczyć, żeby przetrwać i rozmna-żać się, żeby mój gatunek nie wyginął. Nie ma się nad czym rozwodzić. A rozum mam od tego, by się tak urządzić, żebym nie musiał o tym wszystkim myśleć każdego dnia mojego życia.WĘŻYK Wiesz pan o sobie tylko to, co ci wygodnie wiedzieć. Zeskro-bałeś trochę naskórka, ale nie odważyłeś się zanurzyć głębiej do we-wnątrz aż po same bebechy. Chcesz pan wiedzieć, po co ci przysłali to lustro? Chcesz?ON Po co? (patrzy złowrogo na Wężyka)WĘŻYK Żebyś pan sobie mógł patrzeć w tę swoją głupią gębę aż do końca świata.ON (podchodzi do Wężyka i chwyta go za kołnierz) Zamknij się!WĘŻYK (kontynuuje) Bo to lustro to jedno wielkie złudzenie, pokazuje to, co chcesz zobaczyć, ale czego nigdy już nie będziesz mógł zobaczyć tak NAPRAWDĘ – siebie. Bo prawdziwe JA można zobaczyć tylko za ziemskiego życia. A ty swoje zmarnowałeś, człowieku, nie poświęcając ani chwili – sobie. ON (szarpie Wężykiem) Zamknij się! WĘŻYK Prawdziwe JA szwęda się po brudnych ulicach i między słowa-mi, ukrywa w ciemnych kątach i wyciągniętych kieszeniach. I wyłazi na powierzchnię tylko czasami, wtedy, kiedy najmniej się tego spodzie-wamy. Rozumiesz pan już teraz? Choćbyś się gapił w to lustro i gapił, niczego tam już nie wypatrzysz oprócz swojej mizernej ludzkiej mordy. Za późno już dla ciebie! ON puszcza Wężyka i z wściekłością rozbija lustro. Następuje chwila ciszy. Obaj stoją bez ruchu i patrzą na kawałki szkła na podłodze. WĘŻYK A to pech! Siedem lat nieszczęścia. ON Siedem? Mam całą pieprzoną wieczność. (wybuchają śmiechem) WĘŻYK To nie jest śmieszne. (parskają śmiechem) ON To z czego się pan śmieje? (parskają śmiechem) WĘŻYK A co mam płakać?ON Mógłby pan jednak okazać trochę współczucia.WĘŻYK Na to również za późno.ON (wzdycha) Czy cokolwiek można jeszcze zrobić?WĘŻYK Zrobić?

Page 133: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 133

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

ON No w mojej sprawie.WĘŻYK Aaa! Obawiam się, że nie.ON (po dłuższej chwili namysłu) Czy to On tak zdecydował?WĘŻYK Kto? ON (wahając się) Bóg.WĘŻYK E-tam.ON To kto?WĘŻYK Pan sam. Miał pan na to całe życie. Nie takie krótkie zresztą. Inni mają znacznie mniej. Całe życie składa się z wyborów, małych po-zornie nie mających wpływu na nic decyzji. Pozornie! Te małe decyzje składają się na tę wielką, znaczącą i ostateczną.ON Czemu nikt nam tego nie mówi za życia?WĘŻYK Jak to nie? Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij itd. To podsta-wy każdej religii. Codzienność stwarza sytuacje, w których pan decy-duje, czy te zasady przyjąć, czy odrzucić. Od tego ma pan wolną wolę. ON Codzienność? To nie Bóg nas testuje?WĘŻYK Boga pan do tego nie mieszaj. ON A co z nim? Czy on w ogóle istnieje? WĘŻYK A jak pan myśli? ON Teraz już nie wiem. Spodziewałem się go zobaczyć po śmierci. WĘŻYK Pytając, sam pan sobie odpowiedział. ON Jak to? WĘŻYK A tak, że każdy ma takiego boga, na jakiego sobie zasłużył. ON (zastanawia się intensywnie nad słowami Wężyka, wreszcie wybu-cha) A może ja go widziałem, tylko sobie z tego nie zdawałem sprawy? Spryciarz! Ale kim on mógł być? (gorączkowo) Na pewno mogę wy-kluczyć Staruszkę z Wyjścia Awaryjnego. Bóg nie może być kobietą. Staruszek? Zbyt niedołężny. Istofeles? Nie. On wyraźnie spełniał czyjeś polecenia. Lou w tych łachmanach nie wyglądał na Wszechmogącego. Zaratustra z pewnością nie. Hiuston! To może być on. Taki tajemniczy. I jak pojawia się jakiś problem, to wszyscy dzwonią po niego. Czy to Hiuston? Pan wie? Z czego się pan śmieje? WĘŻYK Z pana i pana ludzkich odruchów. Trzyma się pan tej swojej człowieczej logiki jak ostatniej deski ratunku, a tu ona panu już na nic się nie przyda. Zdolność człowieka do pojmowania pewnych spraw jest ograniczona. Nic pan na to nie poradzi.ON (przechadza się rozgorączkowany w tę i z powrotem, rozważając na głos) Więc to nie Hiuston? No tak. Przecież go widziałem. To tylko

Page 134: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA134

201

3 to

m IV

o siłek od brudnej roboty. Nie mówił za wiele i nie wyglądał na zbyt inteligentnego. Bóg to mózg całej operacji. Mądrość. Ktoś, kto wszyst-ko wie, zna wszystkie odpowiedzi. (nagle zatrzymuje się i spogląda na Wężyka) To pan?WĘŻYK Ja? Co ja?ON Skąd pan tyle wie?WĘŻYK Wie co?ON No o wszystkim. O mnie, o ludziach i jak to wszystko jest urzą-dzone. WĘŻYK Z obserwacji.ON Z jakich obserwacji?WĘŻYK Głównie ludzi. To bardzo wdzięczny materiał. Nie ma dwóch takich samych egzemplarzy.ON Ja też mam oczy, obserwuję i jakoś nic.WĘŻYK Nic, nic! Pewnie że nic. Zakuty łeb nie gimnastykowany my-śleniem przez całe życie i po śmierci nie zmieni się w fi lozofa.ON (wystraszony klęka przed Wężykiem i z płaczem) Ja się poprawię. Ja się jeszcze mogę zmienić, przysięgam.WĘŻYK Gdybym był tym, kim pan myśli, że mogę być, nie wysłuchi-wałbym tych pańskich prymitywnych rozmyślań, tylko zamknąłbym pańską gębę na kłódkę raz na zawsze.ON (nadal na kolanach przed Wężykiem łapie go błagalnie za ubranie, zdezorientowany i przestraszony) Litości! Nie zabijaj mnie!WĘŻYK Ja pana nie mogę zabić, pan już jest martwy. Martwy! Zapo-mniał pan? ON (otrząsa się) Martwy? ... rzeczywiście... tak umarłem... w teatrze... WĘŻYK W teatrze, w tym teatrze. (gestem pokazuje dookoła) Upadł pan na scenę jak długi.ON (zawstydzony) Ale musiało być widowisko... dlaczego do jasnej ....... ja tam poszedłem?WĘŻYK (zaskoczony tą nagłą zmianą tematu) Słucham?ON Po co ja tam poszedłem? Przecież ja nie byłem w teatrze od pod-stawówki. WĘŻYK Na sztukę. Wygrał pan darmowy bilet. Nie pamięta pan? ON A tak. Nigdy wcześniej niczego nie wygrałem. Czasem obstawia-łem numery w Totolotka, ale nic. (wzruszony) A tu raz kupiłem lan-drynki, uwierzysz pan, głupie landrynki... chcę się poczęstować, a tu jakiś kartonik zapakowany w folię. Wyciągam rozpakowuję: „Gratulu-

Page 135: Ekspresje Tom s.1-410 IV

META 135

NA

BIEŻ

NI S

CEN

ICZ

NEJ

jemy! Jesteś zwycięzcą! Zapraszamy do teatru!”. Za darmo, myślę sobie, to pójdę, zobaczę, odchamię się. Co wtedy wystawiali? WĘŻYK Nic. Odwołano spektakl. Karetka, policja... Pańska śmierć wy-wołała zbyt dużo zamieszania.ON Co mieli grać?WĘŻYK „Czekając na Godota”.ON Dobre?WĘŻYK Klasyka.ON O czym?WĘŻYK O czekaniu.ON Jak to o czekaniu?WĘŻYK Bohaterowie czekają.ON Na co?WĘŻYK Nie wiadomo.ON To bez sensu.WĘŻYK Ma pan rację.ON Zawsze jest coś konkretnego, na co się czeka. Na autobus, na Boże Narodzenie, na wypłatę...WĘŻYK ... aż zupa przestygnie...ON ... na lato. Można czekać na kogoś albo na właściwy moment. Cze-ka się jeszcze na..., no niech mi pan pomoże...WĘŻYK Koniec.ON Koniec....WĘŻYK Koniec sztuki na przykład.ON Właśnie. Dobry przykład. (chwilę milczą)ON A jak ta sztuka się kończy?WĘŻYK Nie kończy się.ON (oburzony) Musi się kończyć! Wszystko się kiedyś kończy. Widzo-wie muszą wrócić do domu, aktorzy muszą odpocząć. WĘŻYK I tak się dzieje, ale sztuka nie ma zakończenia. ON A co się dzieje z bohaterami? WĘŻYK Nic. Czekają. ON Nic? Nie ma akcji, pogoni, wygłupów, umizgów? WĘŻYK Nie. Powiedziałem panu, nic się nie dzieje. ON Przez cały czas tylko czekają? WĘŻYK Tak. ON To beznadziejna sztuka. Dlaczego ktokolwiek chciałby na nią pójść?

Page 136: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Katarzyna LATAŁA136

201

3 to

m IV

WĘŻYK Może wygrał darmowy bilet? ON Chyba że tak. (chwila milczenia) ON Panie Wężyk, co dalej się ze mną stanie? WĘŻYK Nie wiem. Nikt tego nie wie. ON To co mam zrobić. WĘŻYK Nie mam zielonego pojęcia. ON Poczekam, może coś się wyjaśni. WĘŻYK To jedyne, co pan może zrobić. Tymczasem ja muszę już zni-kać. Obowiązki wzywają.ON Jak to, nie poczeka pan ze mną?WĘŻYK Nie mogę, to pańska Meta.ON Zostawi mnie pan samego?WĘŻYK Ależ nie. Na pocieszenie powiem panu, że nie jest pan sam!ON Nie?WĘŻYK Oczywiście, że nie. (Wężyk wycofuje się do wyjścia, wyraźnie ubawiony obserwuje poczynania bohatera)ON (rozgląda się podejrzliwie po widowni) Nikogo tu nie widzę. (pod-chodzi bliżej widowni i patrzy niewidzącym wzrokiem) Halo! Kto tu jest? (w panice) Panie Wężyk!WĘŻYK Żegnam. (opuszcza scenę i znika za drzwiami z napisem – Ku-lisy)ON zostaje sam; chwilę jeszcze chodzi dookoła stołu, siada, wykonuje ja kieś gesty świadczące o nudzie, np. przeciąga się, drapie w uchu, po-wstaje, znów się przechadza, siada i spogląda na widownię; moment ten trwa dobrą chwilę, aż staje się niekomfortowy dla publiczności; wtedy gaśnie światło i zapada kurtyna.

Page 137: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Bogactwo sylwetki osobowej – historyka sztuki, kolekcjonera, mar-szanda, mecenasa – niełatwo poddaje się zwięzłym szkicom portreto-wym, także ze względu na ogromną literaturę przedmiotową. Niniejszy tekst jest próbą przybliżenia postaci i działalności Andrzeja Stanisła wa

WIZERUNKI

Magdalena BIAŁONOWSKA

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ

ANDRZEJ CIECHANOWIECKI KOŃCZY 90 LATŻołnierz Armii Krajowej – bez cienia kombatanckiej pozy; dobrze urodzony – tak w kategoriach genealogii społecznej, jak przede wszystkim w nurcie najlepszych tradycji ducho-wych szlacheckiej Polski; człowiek sukcesu – tyleż zamoż-ny, co pełen ofi arności dla wspólnego dobra; wyrafi nowany znawca sztuki, dbały zarazem o jej upowszechnienie – jest Andrzej Ciechanowiecki piękną postacią dzisiejszej Polski, „współczesnym zacnym”, któremu winniśmy, jak napisał Norwid, „oddać cześć”.

REDAKTOR

Page 138: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA138

201

3 to

m IV

Ciechanowieckiego, a nadchodzący jubileusz jego 90. urodzin (28 wrześ-nia 1924 roku w Warszawie) nadarza ku temu wspaniałą okazję.

Jako jedyny syn Jerzego Stanisława (1893-1930) i Matyldy Marii z Osiecimskich Hutten-Czapskich (1900-1991)1 pochodzi ze szlachec-kiego rodu herbu Dąbrowa. Ciechanowieccy wywodzą się z Mazow-sza, a najstarszy przedstawiciel rodu żył w XIV wieku. W wieku XV otrzymali dobra Ciechanowiec w ziemi nurskiej, od których wzięli nazwisko. Odgrywali znaczące role polityczne, społeczne i kultural-ne, zasiadali w krzesłach senatorskich. W XVI wieku dobra ziemskie Ciechanowieckich powiększyły się m.in. o Boczejków w połockiem (na terenach dzisiejszej Białorusi). Posiadłość, pozostająca własnością rodziny do XX wieku, miała okazałe założenie pałacowo-ogrodowe, wzniesione w trzeciej ćwierci XVIII wieku w rodzaju entre cour et jardin2. W pałacu przechowywano kolekcję dzieł sztuki (obrazy, me-ble i ceramika), o której Andrzejowi Ciechanowieckiemu opowiadała babka, Mary Luiza Ciechanowiecka z Kimensów (1869-1952)3. On sam nigdy w Boczejkowie nie mieszkał. Dzieciństwo spędził w Budapeszcie, gdzie jego ojciec pełnił funkcje dyplomatyczne. Po nagłej śmierci męża, Matylda Ciechanowiecka wraz z synem przeniosła się do Warszawy. Tu zamieszkała z teściową w pałacyku przy ul. Pięknej.

Andrzej Ciechanowiecki odebrał kosmopolityczne wykształcenie, od wczesnych lat uczył się języków obcych i uczęszczał do renomowa-nych szkół (szkoła podstawowa im. Mikołaja Reja; gimnazjum i liceum im. Stefana Batorego). W czasie drugiej wojny światowej kontynuował naukę na tajnych kompletach. Po zdaniu matury studiował w Szko-le Głównej Handlowej oraz historię sztuki w Uniwersytecie Zachod-nim. Po wojnie ukończył studia w Akademii Handlowej w Krakowie, uzys kał także magisterium z historii sztuki na Uniwersytecie Jagiel-lońskim4. Brał udział w kampanii wrześniowej, w czasie wojny działał

1 S. Dumin, A. Rachuba, J. Sikorska-Kulesza, Ciechanowieccy herbu Dąbrowa , War-szawa 1997, s. 149-151,155-159; [b.aut.], Ciechanowiecki, Count Andrew Stanislaus, [w:] Debrett’s , People of Today , ed. L. Winter, London 2010, s. 297; Ciechanowiecki Jerzy Sta-nisław, [w:] Ziemianie polscy XX wieku. Słownik biografi czny, red. T. Epsztein, t. IX, War-szawa 2010, s. 47-50; Libro d’Oro della Nobilitŕ Italiana, Collegio Araldico, t. I, edizione XXVII (2005-2009), Roma 2005, s. 393.

2 S. Dumin, A. Rachuba, J. Sikorska-Kulesza, dz.cyt., s. 5, 32, 97.3 Tamże, s. 140-141.4 Na podstawie pracy Ze studiów nad meblarstwem krakowskim pierwszej połowy XIX

wieku. Fundacja Zbiorów im. Ciechanowieckich, Zamek Królewski w Warszawie [dalej: FC, ZKW], Archiwum Andrzeja S. Ciechanowieckiego, cz. IV, Dyplomy, Dokumenty

Page 139: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 139

WIZ

ERU

NK

I

w kon spiracji: żołnierz Armii Krajowej; plutonowy podchorąży w Po-wstaniu Warszawskim; czynny w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość” (WiN) i w stowarzyszeniu Porozumienie Pomocy Więźniom. Po woj-nie, podczas studiów w Krakowie, na przełomie 1946 i 1947 roku po-wołał do życia Klub Logofagów5. W roku 1950 jako asystent profesora Adama Bochnaka podjął studia doktoranckie na Uniwersytecie Jagiel-lońskim. Studia przerwane zostały aresztowaniem go w październiku tegoż roku i skazaniem na 10 lat więzienia za rzekome szpiegostwo i działalność w AK. Zwolniono go 2 lutego 1956 roku i rehabilitowano. Po wyjściu z więzienia pracował jako kustosz w muzeum w Łańcucie i kontynuował rozpoczęte przed aresztowaniem6 prace badawcze nad złotnictwem krakowskim epoki baroku.

W roku 1958 Andrzej Ciechanowiecki wyjechał z kraju dzięki sty-pendiom British Council i Fundacji Forda na prace badawcze w An-glii, w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech, gdzie w roku 1960 na Uniwersytecie w Tybindze obronił pracę doktorską na temat mecenatu artystycznego hetmana Michała Kazimierza Ogińskiego7. Następnie w latach 1960-1961 przebywał w Portugalii na stypendium Fundacji Gulbenkiana. Tam prowadził studia nad meblarstwem portugalskim8. Wiosną 1961 osiadł w Londynie i tu pozostał na stałe. Do Polski zaczął powracać dopiero po 19 latach, ale cały czas utrzymywał ścisłe kontak-ty z uczonymi i przyjaciółmi w kraju, prowadząc działalność na rzecz Polski. W Londynie Andrzej Ciechanowiecki pracował jako marszand i prowadził trzy galerie sztuki.

Należy choćby wspomnieć, iż w roku 1958, jako pierwszy Polak zza żelaznej kurtyny, Andrzej Ciechanowiecki wstąpił do Zakonu Maltań-

osobiste A.S. Ciechanowieckiego, poz. 81, FC/2174/01. Karta 5, Dyplom Magistra Filozo-fi i Uniwersytetu Jagiellońskiego 4 kwietnia 1950.

5 T. Chrzanowski, Adi i Logofagi, „Tygodnik Powszechny” 1985, nr 21, s. 6; A. S. Cie-chanowiecki, Klub Logofagów, [w:] Klub Logofagów. Wspomnienia, oprac. A. Rozmaryno-wicz, Kraków 1996, s. 38-41.

6 Częściowo opublikowane: A. S. Ciechanowiecki, Złotnicy czynni w Krakowie w la-tach 1600-1700, [w:] Materiały do bibliografi i, genealogii i heraldyki polskiej, t. VI, Buenos Aires–Paryż 1974, s. 13-42.

7 A. S. Ciechanowiecki, Michał Kazimierz Ogiński und sein Musenhof zu Słonin. Untersuchungen zur Geschichte der polnischen Kultur und ihrer europäischen Beziehun-gen im 18. Jahrhundert, Köln 1961.

8 Fragmenty badań opublikowane: A. S. Ciechanowiecki, Spain and Portugal, [w:] Word Furniture, ed. H. Hayward, London 1964, s. 61-64, 103-107, 160-165, 270-271.

Page 140: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA140

201

3 to

m IV

skiego, gdzie pełnił znaczące funkcje i prowadził działalność charyta-tywną9.

Stał się założycielem lub członkiem wielu fundacji i towarzystw na-ukowych10. Za liczne zasługi i wieloaspektową działalność kultural-no-społeczno-naukową otrzymał czterokrotnie tytuł doktora honoris causa11 oraz uhonorowany został wieloma orderami i odznaczeniami polskimi i obcymi, m.in.: Orderem Orła Białego (1998), Krzyżem Wiel-kim Orderu Polonia Restituta (1993), Złotym Odznaczeniem Gloria Artis (2006), Krzyżem Ofi cerskim Legii Honorowej (2003), Komando-

9 Zorganizował Fundacje Polskiej Pomocy Maltańskiej w Wielkiej Brytanii, ufundo-wał Hospicjum Maltańskie w Londynie, przesyłał leki do Polski w czasie stanu wojenne-go. Pełnione funkcje: Kanclerz PZKM, II Wiceprezydent, I Wiceprezydent (do 1997).

10 Współtwórca oraz członek zarządów fundacji rodzin historycznych: Fundacja Ksią-żąt Czartoryskich, Fundacja im. Raczyńskich, Fundacja im. Lanckorońskich. Członek: Rady Société Historique et Littéraire Polonaise przy Bibliotece Polskiej w Paryżu (członek dożywotni, honorowy od 2008 r.); Zarządu Polskiego Towarzystwa Naukowego na Ob-czyźnie; Rady Muzeum w Rapperswilu, Fundacji Rapperswilskiej (członek-założyciel), Rady Institute for Polish-Jewish Studies w Oxfordzie; Zespołu Redakcyjnego wydawnic-twa „Polin”; Rady Studium Polski Podziemnej w Londynie; Instytutu Gen. Sikorskiego w Londynie; Catholic Association of Great Britain; Association of Papal Knights, Th e London Society of Antiquaries (F.S.A., członek dożywotni); Royal Museum Association (A.M.A., członek dożywotni); Association of Art Historians w Londynie; Th e Heraldry Society w Londynie (członek dożywotni); British Art Medal Society w Londynie (członek honorowy); St Anthony’s College w Oxfordzie (członek starszy 1988-1991); „Pro Lingua Polonica” przy College of Arms w Londynie (doradca); Anglo-Belarusian Association w Londynie (parton), Public Monuments and Sculpture Association w Londynie (czło-nek dożywotni i wiceprezydent); Société de l’Histoire de l’Art Français w Paryżu, Société des Amis d’Honoré de Balzac w Paryżu (honorowy członek zarządu); Collegio Araldi-co w Rzymie (członek czynny); Associazione „Dante Alighieri” w Rzymie (członek ho-norowy); Ateneo Veneto di Scienze, Lettere e Arti w Wenecji; Rosyjskiego Towarzystwa Historyczno-Genealogicznego w Moskwie (członek honorowy); International Euroasian Academy of Sciences w Mińsku (członek rzeczywisty); Międzynarodowego Stowarzysze-nia Białorutenistów w Mińsku (członek honorowy); Związku Szlachty Białoruskiej (ho-norowy prezydent); Instytutu Historii Białoruskiej Akademii Nauk (członek honorowy); Friends of Polish Art w Detroit (członek honorowy); Rady ds. Kultury przy Prezydencie RP (w latach 1992-1995); Rady Powierniczej w Zamku Królewskim w Warszawie; Towa-rzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie (członek); Stowarzyszenia Historyków Sztuki (członek honorowy); Stowarzyszenia Historyków (członek honorowy); Towarzystwa Heraldycznego (członek honorowy) oraz Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie.

11 Uniwersytetu Warszawskiego (1991), University of New Mexico w USA (1992), Bia-łoruskiego Uniwersytetu Państwowego w Mińsku (1993), Uniwersytetu Jagiellońskiego (2009)

Page 141: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 141

WIZ

ERU

NK

I

rią Orderu des Arts et des Lettres (2012) i innymi wysokimi odznacze-niami państwowymi oraz dynastycznymi12.

Zainteresowania Andrzeja Ciechanowieckiego i przestrzenie jego działalności związanej ze sztuką są nieprzeciętnie rozległe i mają głę-bokie zakorzenienie w tradycji rodzinnej. Główną jego pasję stanowi kolekcjonerstwo. Jako marszand prowadzi w Londynie ożywioną, za-początkowaną jeszcze w kraju, działalność kolekcjonerską uwarunko-waną – jak sam wspomina – wychowaniem:staranne wychowanie, język, lektury, dobre szkoły i uniwersytet, obracanie się wśród dzieł sztuki, pamiątek historycznych. [...] Była też tradycja kolekcjoner-ska: dziad ojczysty zbierał raczej pod kątem widzenia historyczno-artystyczne-go, macierzysty zaś współczesne malarstwo polskie, szczególnie Malczewskiego, z którym się przyjaźnił13.

Władysław Michał Ciechanowiecki (1860-1910), „dziad ojczysty” kolekcjonera, był miłośnikiem i znawcą sztuki, zbierał polskie szkło, miniatury i porcelanę. Jak już było wspomniane, o kolekcji zgroma-dzonej w Boczejkowie Andrzej Ciechanowiecki wiedział z relacji babki. A Kazimierz Robert Osiecimski-Hutten-Czapski (1866-1942), dziadek ze strony matki Andrzeja Ciechanowieckiego, miał kontakty z kra-kowskim środowiskiem artystycznym (przyjaźnił się m.in. z Jackiem Malczewskim, Julianem Fałatem, Wojciechem Kossakiem, Ludwikiem Pugetem) i zbierał malarstwo współczesne. To on oprowadzał wnuka po zabytkach i muzeach Krakowa, a zatem i po Muzeum im. Emery-ka Hutten-Czapskiego, z umieszczoną na zewnętrznej części pawilonu muzealnego łacińską sentencją MONUMENTIS PATRIAE NAUFRAGIO EREPTIS14. Idea ocalania „pamiątek ojczystych z burzy dziejowej”, któ-ra przyświecała wielkiemu kolekcjonerowi i darczyńcy, Emerykowi Hutten-Czapskiemu (1828-1896), stała się też dewizą życiową Andrzeja Ciechanowieckiego. Od początku pobytu w Londynie wyszukiwał więc

12 Pełen spis odznaczeń i dyplomów: E. Halls, M. Śladowska, Odznaczenia, dyplomy, kps, Warszawa 2007 (dostępny w Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich).

13 A. S. Ciechanowiecki, Słowo wstępne, „Projekt” 1990, nr 5, s. 4.14 Przekład na język polski: Pamiątkom ojczystym ocalonym z burzy dziejowej. Sen-

tencja łacińska umieszczona na zewnętrznej elewacji pawilonu przy ulicy Wolskiej (dziś Piłsudskiego 12), będącego własnością Emeryka Hutten-Czapskiego od roku 1894, mieszczącego muzeum jego imienia, otwarte w 1902. Zob. M. Kocójowa, Fundator ko-lekcji Emeryk Hutten-Czapski (1828-1896) jako człowiek i kolekcjoner, [w:] „Monumen-tis Patriae...” Emerykowi Hutten-Czapskiemu w 110. rocznicę śmierci Muzeum Narodowe w Krakowie, red. J. Skorupska, Kraków 2006, s. 26-28.

Page 142: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA142

201

3 to

m IV

dzieła związane z Polską. Pierwsze polonica zakupił w 1962 roku. Były to: „Portret Marii Leszczyńskiej” pędzla Jean-Baptiste Van Loo z roku około 1730 15 oraz obraz olejny „Bitwa” pędzla Piotra Michałowskiego z roku 1830 (dziś kolekcja Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich). Kolekcjoner zidentyfi kował wiele cennych obiektów nierozpoznanych lub na Zachodzie nie cenionych, tak jak np. odnaleziony w paryskim antykwariacie, brązowy „Posążek konny Napoleona” wykonany przez Piotra Michałowskiego (darowany przez niego do Muzeum Narodo-wego w Krakowie). Pozyskanie poloników, jak wspomina Andrzej Ciechanowiecki, wymagało „energii, czasu, szczęścia oraz wiedzy hi-storyczno-artystycznej, często też perswazji”16. Ale w niedługim czasie powszechnie znana była wieść, „iż istnieje taki wariat w Londynie, któ-ry kupuje polskie dzieła sztuki, budzące zwłaszcza przed kilkunastu laty stosunkowo mało zainteresowania na rynku”17. Zbieracz wspomi-na jak „Propozycje zakupu zaczęły jakby same z siebie do niego na-pływać”18. Tak jak w przypadku posągu dłuta Pierre’a Vaneau, przed-stawiającego Jana III Sobieskiego (znajdującego się obecnie w Zamku Królewskim w Warszawie), który został mu korespondencyjnie zaofe-rowany przez mediolańską galerię antyków. Przywołuje jako anegdoty zdarzenia, podczas których składano mu oferty kupna polskich dzieł wręcz na ulicy. Tak było z „Portretem Adama Kazimierza Czartory-skiego w czerwonym płaszczu” pędzla Élisabeth Vigée-Le Brun. Por-tretu, który został Ciechanowieckiemu zaoferowany w Mediolanie w 1964 roku (dziś kolekcja Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich).

Polonica odnalezione na Zachodzie przez Andrzeja Ciechanowiec-kiego, wędrowały do kraju w różnej formie: jako dary kolekcjonera dla muzeów polskich, jako dary rządów krajów zachodnich oraz jako donacje osób prywatnych, tak jak dary Juliana Godlewskiego na Wa-wel. Bez wątpienia największą grupę stanowi kolekcja poloników, którą ofi arodawca włączył do utworzonej przez siebie Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich przy Zamku Królewskim w Warszawie.

Oprócz poloników, pasją kolekcjonerską Andrzeja Ciechanowiec-kiego, była rzeźba nowożytna, w tym szczególnie brązy. I właśnie w tej

15 Modello do jednego z ofi cjalnych portretów królowej, z ok. 1730 roku, a dziś włas-ność Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich, w depozycie w Wersalu.

16 A.S. Ciechanowiecki, Słowo wstępne, „Projekt” 1990, nr 5, s. 5.17 Tamże.18 Tamże.

Page 143: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 143

WIZ

ERU

NK

I

dziedzinie stworzył on odrębną kolekcję. Zainteresowanie rzeźbą z brą-zu rozwinął w Londynie przy okazji uprawianego tam zawodu mar-szanda, ale sam określa je również jako typowo kolekcjonerską coup de foudre19. Było ono naturalną konsekwencją zamiłowania do złotnictwa, którym zajmował się naukowo, co skierowało jego uwagę ku rzeźbie małych rozmiarów, zwłaszcza ku złoconym brązom i medalom. Od połowy lat 60. XX wieku zbierał brązy europejskie od XVI do XX wie-ku. Ciekawym problemem badawczym związanym z kolekcją brązów Andrzeja Ciechanowieckiego jest grupa ok. 40 fi gurek wykonanych przez, dotąd niezidentyfi kowanego, niemieckiego mistrza, aktywnego w pierwszej połowie XVII wieku, który najprawdopodobniej pochodził z Augsburga. Od nazwiska kolekcjonera, mistrz ten został nazwany „Ciechanowiecki Master” i nazwa ta funkcjonuje w literaturze przed-miotu i w środowisku antykwarycznym20, a badania nad identyfi kacją artysty są prowadzone przez historyka sztuki dr Carlo Milano.

Kolejną pasją zbieracką Andrzeja Ciechanowieckiego, w obrębie której stworzył on autonomiczną kolekcję, są szkice olejne z okresu od XVII do XIX wieku. W ciągu blisko 40 lat zebrał ok. 300 francuskich szkiców olejnych a następnie sprzedał na aukcji w 2002 rok w paryskim Hôtel Drouot21. Była to kolekcja – według słów Jean-Patrice Marandela – „o charakterze encyklopedycznym”22, a o jej wysokim poziomie arty-stycznym świadczy fakt, iż część obiektów została zakupiona na wspo-mnianej aukcji do muzeów takich jak: Luwr, Los Angeles County Mu-seum i do wielu.

Podobnie jak zainteresowania, aktywność zawodowa Andrzeja Cie-chanowieckiego również związana była ze sztuką. Od 1961 do 1995 roku prowadził on trzy londyńskie galerie: Mallet at Bourdon House, Heim Gallery i Old Masters Gallery. O tej blisko 35-letniej karierze

19 H. Demoriane, Vous aussi, devenez collectionneur de bronzes, „Connaissanse des arts” 1965, nr 163, s. 70.

20 “European Bronzes from Quentin Collection” [kat. wys.], red. M. Leithe-Jasper, P. Wengraf, Th e Frick Collection, New York, September 28th, 2004–January 2nd , 2005, New York–Milano 2004, s. 250-251; Beauty and Power: Renaissance and Baroque Bronzes from the Peter Marino Collection, red. Jeremy Warren, Wallace Collection, 29th April–25th July 2010, Th e Huntington Library, 9th October, 2010–24th January, 2011, London 2010, s. 54-59.

21 “Importante collection d’esquisses françaises du XVII e au XIX e siècle” [kat. aukc.], Drouot Richelieu, Paris, vendredi 28 juin 2002.

22 J.-P. Marandel, Ambiguïtés de l’esquisse, „Connaissance des Arts” 1995, nr 514, s. 44.

Page 144: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA144

201

3 to

m IV

i działalności galerii wiemy na podstawie zespołu archiwaliów „Heim Gallery Records” z Getty Research Institute w Los Angeles23, ówcze-snych recenzji w periodykach branżowych i prasie codziennej24 oraz relacji osób uczestniczących w rynku sztuki tamtego okresu25. Andrzej Ciechanowiecki rozpoczął karierę marszanda w dość specyfi cznym czasie. Lata 60. były okresem przemian w zakresie handlu dziełami sztuki i momentem kiedy Londyn stał się centrum światowego rynku w tej dziedzinie. Andrzej Ciechanowiecki bardzo szybko, dzięki wy-kształceniu, znajomości pięciu języków obcych oraz kontaktom zawo-dowym i towarzyskim, wszedł do hermetycznego grona londyńskich marszandów.

W latach 1961-1965 był on dyrektorem i udziałowcem w nowo po-wstałej galerii Mallett at Bourdon House, będącej fi lią Mallett & Son. Galeria specjalizowała się w kontynentalnej sztuce dekoracyjnej i do jej repertuaru Andrzej Ciechanowiecki wprowadził rzeźbę, organizując cztery ważne wystawy w tej dziedzinie oraz pisząc wstępy do katalo-gów. Były to ekspozycje poświęcone XIX-wiecznej rzeźbie francuskiej: „Th e <Animaliers>26, Sculptures by Jules Dalou (1838-1902)”27 i „Sculp-tures and Sketches by Jean Baptiste Carpeaux (1827-1875)”28 oraz rzeź-bie w terakocie29.

Kolejnym etapem w karierze Andrzeja Ciechanowieckiego była Heim Gallery, w lata 1965-1986 był on dyrektorem i udziałowcem, a w końcu właścicielem tej galerii handlowej, związanej początkowo z Galerie Heim w Paryżu. W tym okresie zorganizował on 38 ważnych

23 Zespół archiwalny zawierający korespondencje, wycinki prasowe, fotografi e, doku-menty fi nansowe dotyczące działalności londyńskich Heim Gallery i Old Masters Gallery w l. 1965-1991.

24 „Th e Burlington Magazine”, „Th e Connoisseur”, „Arts Review”, „Apollo”, „Welt-kunst”, „Th e Times”, „Th e Daily Telegraph”.

25 Charles Avery, Joanna Barnes, Richard Falkiner, Alexander Kader, Daniel Katz, Alastair Laing, Jean-Patrice Marandel, Jan Pomian, Diana Scarsbrick, Anna Somers-Cocks, Patricia Wengraf, Paul Williamson, Elizabeth Wilson i in. (nagrania z rozmów w posiadaniu autorki)

26 “Th e <Animaliers>. French Animal Sculpture of the 19th Century” [kat. wys.], Mal-lett at Bourdon House, London, 14th -30th November, London 1962.

27 “Sculptures by Jules Dalou (1838-1902)” [kat. wys.], Mallett at Bourdon House, London, 28th April–9th May, London 1964.

28 “Sculptures and Sketches by Jean Baptiste Carpeaux (1827-1875)” [kat. wys.], Mal-lett at Bourdon House Ltd., 24th May–12th June, London 1965.

29 “Sculpture in Terracotta. Small Terracottas & Bozzetti of Five Centuries” [kat. wys.], Mallett at Bourdon House Ltd., 22nd October to 9th November, London 1963.

Page 145: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 145

WIZ

ERU

NK

I

ekspozycji na poziomie wystaw muzealnych, poświęconych przede wszystkim sztuce nowożytnej włoskiej i francuskiej. Poza obiektami do sprzedaży w Heim Gallery pokazywano również kolekcje muzeów europejskich oraz kolekcje prywatne, przede wszystkim zbiory rysun-ków, którymi galeria zwykle nie handlowała30. Ekspozycje organizowa-ne były dwukrotnie w ciągu roku i były komentowane, o czym była już mowa, na łamach fachowych periodyków angielskich i kontynen-talnych, a także przez prasę codzienną31. Wystawom towarzyszyły na-ukowe katalogi opracowane przy współpracy specjalistów poszczegól-nych dziedzin sztuki32. Heim Gallery catalogues to ilustrowane katalogi w typie katalogów muzealnych; uważane są za publikacje referencyjne, cenione przez naukowców i antykwariuszy. Wernisaże w Heim Gallery na przestrzeni lat stały się wydarzeniem społeczno-towarzyskim, cie-szyły się dużym zainteresowaniem ze strony historyków sztuki, kura-torów i marszandów, ale także londyńskiej socjety; na otwarcie wystaw przybywali niejednokrotnie przedstawiciele rodziny królewskiej, dwu-krotnie nawet sama królowa matka.

O poziomie Heim Gallery oraz pozycji Andrzeja Ciechanowiec-kiego jako marszanda na międzynarodowym rynku sztuki 2. połowy XX w. świadczy fakt, iż klientami galerii były ważne muzea amerykań-skie33, europejskie34, w tym polskie35. Za pośrednictwem Heim Gallery do muzeów na całym świecie trafi ło wiele dzieł znaczących artystów. Do Victoria & Albert Museum w Londynie m.in. terakotowy model

30 Spis wystaw patrz: M. Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjo-ner, marszand i mecenas, Lublin 2012, s. 284-286.

31 Zob. przypis 24.32 M.in. takich jak: prof. Roberto Longhi, prof. Urlich Middeldorf, prof. Carlo Volpe,

prof. Rudolf Wittkower, prof. Anthony Blunt, prof. Nicola Spinosa, dr Jennifer Montagu, dr Ursula Schlegel.

33 Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, National Gallery w Waszyngtonie, Institute of Arts w Detroit, Art Institute w Chicago, Museum of Fine Arts w Bostonie, Getty Museum i County Museum w Los Angeles, Museum of Fine Arts w Cleveland, Museum of Art w Toledo, Cincinnati Art Museum; Harvard University Art Museum w Cambridge, Princeton University Art Museum w Princeton, Th e Snite Museum of Art przy University of Notre Dame

34 W Londynie: Victoria & Albert Museum, National Gallery, British Museum; Fit-zwilliam Museum w Cambridge, Museum and Art Gallery w Birmingham, Art Gallery w Manchester, Walker Art Gallery w Liverpool, National Museum of Wales w Cardiff , National Gallery of Ireland w Dublinie; Luwr, Rijksmuseum w Amsterdamie, Bayer-ischen Nationalmuseum w Monachium oraz wiele innych placówek.

35 Zamek Królewski w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu.

Page 146: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA146

201

3 to

m IV

„Błogosławiona Lodovica Albertoni” autorstwa rzeźbiarza doby baroku Gian Lorenza Berniniego; do National Gallery w Londynie m.in. dwa ważne obrazy: „Pokłon Trzech Króli” pędzla Bartholomeusa Sprangera z 1595 roku oraz „Dido i Eneasz” Francesca Solimeny z ok. 1720; do National Gallery of Ireland w Dublinie obraz pędzla wielkiego klasyka Jacques’a Louisa Davida „Scena z pogrzebu Patroklesa”. Ponadto do Na-tional Museum of Wales w Cardiff w 1979 roku zostały sprzedane czte-ry kartony do tapiserii autorstwa Petera Paula Rubensa. Nowojorskie Metropolitan Museum of Art zakupiło z Heim Gallery obraz „Chrzest Chrystusa” francuskiego malarza z XVII wieku, Sébastiena Bourdona. Do Art Institute w Chicago trafi ł reprezentatywny „Portret don José Mońina” pędzla Pompeo Batoniego z 1776 roku. Wiele ważnych dzieł sprzedano do Getty Museum w Los Angeles, m.in.: obraz „Wieczerza w Emaus” pędzla caravaggionisty Bartolomeo Cavarozziego. Poza mu-zeami do klienteli Heim Gallery należeli też prywatni kolekcjonerzy; dwaj najważniejsi to Arthur M. Sackler oraz Ian Ross, którym Andrzej Ciechanowiecki doradzał przy formowaniu ich kolekcji brązów.

W latach 1986-1995 Andrzej Ciechanowiecki był dyrektorem i właś-cicielem Old Masters Gallery w Londynie, kontynuując poprzednią działalność handlową na polu sztuki nowożytnej, ale bez wystaw.

Dzięki pracy marszanda Ciechanowiecki zdobył znaczne środki fi -nansowe, które pozwoliły mu na działalność mecenasowską wobec oj-czystego kraju. Przekazał wiele pojedynczych darów do muzeów pol-skich. Niezaprzeczalnie do najważniejszych w tej grupie należą obrazy „Wenus i Amor” pędzla Jana Messysa, datowany na lata 60. XVI wieku, darowany Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego36, oraz „Zmartwych-wstanie”, autorstwa Barthela Bruyn’a St. z lat 1530-1540, przekazany do Zamku Królewskiego na Wawelu37. Ponadto wiele obiektów powróciło do rodzimych kolekcji dzięki staraniom donatora (jak np. marmurowe „Popiersie Stefana Czarnieckiego”, dłuta Jakuba Monaldiego, które tra-

36 Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Xsawerego Pusłowskiego, w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, w 1976 zidentyfi kowany w Heidelbergu, wymieniony przez Andrzeja Ciechanowieckiego na dwa obrazy z jego kolekcji, darowany do Muzeum UJ w 1984.

37 Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Zamku Królewskiego na Wawelu (dar Leona Pinińskiego), w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, zidenty-fi kowany na rynku antykwarycznym w poł. lat 80. XX w. (Sotheby’s, Londyn), odkupiony przez Andrzeja Ciechanowieckiego, darowany na Wawel w 1985.

Page 147: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 147

WIZ

ERU

NK

I

fi ło na Zamek Królewski w Warszawie38 czy odzyskany kobierzec tzw. polski dla Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie39).

Zdecydowanie największym darem Andrzeja Ciechanowieckiego było przekazanie około 1500 poloników do założonej w roku 1986 Fun-dacji Zbiorów im. Ciechanowieckich w Zamku Królewskim w Warsza-wie – pierwszej tego typu organizacji prawnej w kulturze polskiej po II wojnie światowej.

Dziś kolekcja Fundacji liczy około 3000 numerów inwentarzowych i obejmuje malarstwo, rzeźbę, rysunek i akwarele, grafi kę, rzemiosło artystyczne, numizmaty, ponadto księgozbiór i archiwalia.

Kolekcja ma la rst wa to głównie portrety osobistości polskich bądź zagranicznych z Polską związanych, pędzla m.in. Pierre’a Sub-leyrasa („Portret Fryderyka Krystiana na tle budowli Rzymu”), Louisa de Silvestre’a („Portret Fryderyka Augusta i Portret Józefa Augusta”), Élisabeth Vigée-Lebrun („Portret Adama Kazimierza Czartoryskiego w czerwonym płaszczu”), François Gérarda („Portret Ludwika Paca”), Marcella Bacciarellego („Portret Stanisława Augusta z popiersiem Piu-sa VI” oraz portrety owalne członków rodziny Poniatowskich), Józefa Grassiego („Portret Stanisława Małachowskiego”) oraz Pietra Longhie-go czy Louisa Tocqué.

Zbiór rzeźby to w dużej mierze marmurowe popiersia postaci historycznych dłuta m.in. Giovanniego Cacciniego („Popiersie Ferdy-nanda I Medyceusza”), Giuliana Finellego („Popiersie Antonia Mar-cella Barberiniego”), Bertela Th orvaldsena („Popiersie Aleksandra I”), Francesco Massimiliano Laboureura (popiersia Czackich) oraz znacz-na ilość brązów.

Kolekcja r ysu n ków i a k wa rel obejmuje prace autorstwa m.in. Jeana-Pierre’a Norblina, Aleksandra Orłowskiego, Zygmunta Vogla czy Jana Matejki.

38 Obiekt eksponowany w Victoria & Albert Museum jako „Popiersie Andrea Dorii” dłuta Giovanniego Montorsolego, błędną atrybucję prawidłowo zidentyfi kował Andrzeja Ciechanowieckiego i przyczynił się do tego, że obiekt powrócił do kraju jako dar rządu brytyjskiego.

39 Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Muzeum Czartoryskich w Krakowie, w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, zidentyfi kowany na rynku an-tykwarycznym w roku 1990. (Christie’s, Londyn), Andrzej Ciechanowiecki współfi nan-sował proces sądowy, w wyniku którego obiekt powrócił do kraju w 1997.

Page 148: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Magdalena BIAŁONOWSKA148

201

3 to

m IV

Do działu rzemios ła a r t yst ycznego należą wyroby z polskich manufaktur bądź zagranicznych warsztatów zamówione przez pol-skich mecenasów.

Wśród obiektów z łot n ic t wa należy wspomnieć okazałe puchary, kufl e, kubki i łyżki gdańskie oraz wyroby jubilerskie (Brosza-gemma z wizerunkiem Stanisława Augusta z 1787 r.).

Z cennych t k a ni n na uwagę zasługują tapiserie w serii z przed-stawieniami posągów antycznych bóstw w niszach, wykonane dla Mi-chała Kazimierza Ogińskiego w Słonimiu, portiery herbowe Michała Kazimierza Paca, utkane w Brukseli w l. 1667-1669, ponadto kobierce z herbami Potockich i Mniszchów oraz pasy kontuszowe.

Meble to głównie wyroby francuskie, włoskie i angielskie, niekiedy sygnowane.

Zbiór cera mi k i obejmuje m.in.: fajansowe półmiski i talerz ze słynnego serwisu sułtańskiego, wykonanego w manufakturze w Bel-wederze w 1777 roku, także porcelanowe wyroby z Miśni czy Korca.

Zbiory Fundacji są stale powiększane przez jej założyciela, a znacz-na ich część eksponowana jest we wnętrzach Zamku Królewskiego w Warszawie; ponadto zbiory Fundacji wzbogacają inne muzea w for-mie depozytów40.

Bezsprzecznie do hojnej działalności mecenasowskiej Andrzeja Cie-chanowieckiego zaliczamy fundację kościoła pw. św. Maksymiliana w Krakowie-Mistrzejowicach. Andrzej Ciechanowiecki jako Kawaler Zakonu Maltańskiego sfi nansował około 2/3 bryły kościóła mistrze-jowickiego, zaprojektowanego przez Józefa Dutkiewicza i w całości ufundował wystrój: meble, marmury i rzeźby dłuta Gustawa Zemły. Warszawski artysta stworzył zespół ponad 40 rzeźb w brązie: jest to grupa ołtarzowa (Chrystus Ukrzyżowany, Najświętsza Maryja Pan-na i św. Maksymilian Kolbe), fi gury w kaplicach bocznych (św. Jan Chrzciciel i św. Jadwiga), stacje Drogi Krzyżowej oraz tablice Tajemnic Różańca. Poza fi nansowym, należy podkreślić wkład merytoryczny Andrzeja Ciechanowieckiego w budowę i wystrój krakowskiego ko-ścioła. Inspirował twórców, sugerował rozwiązania, podejmował waż-ne decyzje. Jest autorem m.in. koncepcji zastosowania rzeźby w brązie

40 Zamek Królewski na Wawelu, Muzeum Warmińskie w Lidzbarku Warmińskim, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Muzeum Archidiecezjalne w Krakowie, Mu-zeum-Zamek w Łańcucie, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Muzeum Naro-dowe w Poznaniu i Warszawie, Muzeum Polskie w Rapperswilu.

Page 149: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ 149

WIZ

ERU

NK

I

jako jedynego medium przekazu treści liturgicznych w świątyni mi-strzejowickiej41.

Należy też uwydatnić, iż inicjatywy Andrzeja Ciechanowieckiego zawsze ukierunkowane były na rzecz jego ojczyzny – Polski, choć na-leży w tym miejscu użyć szerszego pojęcia „dawnej ojczyzny ducho-wej”, tj. obszaru dawnej Rzeczypospolitej, z której terenów wywodzili się jego przodkowie i gdzie znajdowało się „gniazdo rodzinne” – Bo-czejków. Stąd też działalność kulturalna i paradyplomatyczna na rzecz Białorusi, mająca na celu ratowanie wspólnego dziedzictwa narodowe-go oraz szeroko rozumiane budowanie stosunków polsko-białoruskich w obszarze kultury. Wszystko to również należy zaliczyć do kręgu ak-tywności mecenasowskiej.

Faktami z życia Pana Ciechanowieckiego można by obdzielić wie-le postaci. Krytycy, historycy sztuki darzą go licznymi określeniami: „kolekcjoner naukowy”, „kolekcjoner-ewergeta”, marszand, mecenas, fundator, darczyńca, dobroczyńca, fi lantrop czy społecznik, ale tylko częściowo oddają one złożoność jego bezprecedensowej działalności na rzecz sztuki. Jednakże główny motyw tej wieloaspektowej aktywności Andrzej Ciechanowiecki wyraził zdaniem „Polska jest moją jedyną miłością”42.

41 M. Białonowska, C. Chrząszcz, Wkład Zakonu Maltańskiego i Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego w budowę i wystrój kościoła, [w:] Dzieło wielu ludzi. Historia parafi i i kościoła w Krakowie – Mistrzejowicach, red. Z. F. Badurski, Kraków 2013, s. 165-193; M. Białonowska, Wystrój kościoła pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Krakowie-Mi-strzejowicach, [w:] Dzieło wielu ludzi, s. 195-214.

42 Pan Ciechanowiecki [fi lm dokumentalny], reż. R. Fabjanowska, TVP3 Regionalna 2005.

Page 150: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Stosunki w naszej rodzinie były zażyłe. Ponieważ – jak to u zie-mian – koligacje mieliśmy rozrzucone na obszarze całej Małopolski, kontakty fi zyczne były utrudnione. Najważniejszą spójnią rodzinną, tym, co wyrabiało poczucie jedności i solidarności, była przyjazna, na-pełniona uczuciem, myśl. Informacje i wiadomości rozpowszechniane z ust do ust, listy były głośno odczytywane, wiadomości omawiane. My, mali, zyskiwaliśmy poczucie więzi i nawet nieznani nam, dalsi członkowie rodziny stawali się nam w ten sposób bliscy. Nie mówiło się o ludziach źle czy złośliwie, najczęściej uwydatniało się ich pozytywne cechy, pomijając negatywne – tam, gdzie istniały. Kształtowało nas to silnie i w dorosłych latach utrwaliło otwarcie, zaciekawienie drugim i zasadę miłości bliźniego. Ceną za to bywała, w niektórych przypad-kach naiwność wobec spraw. Przywary, ułomności i rzeczywiste sła-bostki ludzi były puszczane mimo uszu i nie wyrządzały im, w naszej świadomości, krzywdy.

W nasze uniwersum wchodziłem poprzez bliskie mi osoby, przez rozpoznawalne otoczenie, powiedzonka, humor, opowieści, przedmio-ty-talizmany i pamiątki. Z nich, jak z bezpiecznych kokonów, moi naj-bliżsi wyszli w świat jako dorośli ludzie. Wszystko to budowało moją własną niszę.

Świat zaczynał się od rodziców. Tu wyobraźnia nie była potrzeb-na. Rodzice są i zawsze będą. Kochani, srodzy, zaniepokojeni, odlegli, zmartwieni czy zagniewani – cokolwiek akurat pasowało. Byli wszyst-kim. W miarę poznawania innych przestrzeń rodzinna powiększała się i zaczynała obejmować ciotki, wujów, chrzestnych i tych, którzy s tawali się ciotkami i wujami ze względu na bliskość i przyjaźń z ro-

Kasper PAWLIKOWSKI

CIOCIA DZIODZIABeata Obertyńska

Page 151: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 151

WIZ

ERU

NK

I

dzicami. Bliskość ta często pogłębiała się i przechodziła z pokolenia na poko lenie.

Rodzina mamy i cioci była fi rmamentem, na którym świeciły różnej wielkości ciała niebieskie. Postać Wandy Młodnickiej jarzyła się w nim najmocniej, przybliżana żywymi przekazami starszego pokolenia. Tra-gedia jej narzeczeństwa z Arturem Grottgerem stała się jakby tłem, na którym pojawiały sie inne postacie: Ludwika Wolskiego, jego syna Wa-cława, genialnego wynalazcy, Pokutyńskich, Maryli Wolskiej i bliżej już – bohaterskiego Luka i jego sióstr Beaty i Anieli, mojej matki. Ro-mantyczna, jak może być tylko miłość, którą przedwcześnie przerywa śmierć jednego z kochanków, utkwiła wcześnie w mojej świadomości. Przeżycie tym silniejsze, że podawane nam było z całą krasą językową bliskich świadków życia sławnego artysty i pięknej prababki. Legenda tej historii, wsparta korespondencją i szkicami artysty zawarta została w książce pt. Arthur i Wanda1 – ulubiona z czytania nam lektur. Pa-miętam, że już wtedy uderzyło mnie, że po stronie Wolskich postacie kobiet zaznaczały się silnie.

Drogę do świata Wolskich pokazywała ciocia. To ona opowiadała o ich dzieciństwie, o babci Wandzie, o ludziach, którzy przewinęli się przez ich domy na Storożce2, w Perepelnikach i we Lwowie, o jej ro-dzeństwie, w tym o mojej matce, i o śmierci Luka, najstarszego z nich. Były to wczesne lata po odzyskaniu niepodległości, duch walki zbrojnej i patriotyzmu kształtował silnie wychowanie młodzieży. Historia Luka zabarwiła najmocniej moje uczucia wobec ojczyzny. Fakt, że Włady-sław Bełza w wizjonerskim zwidzie dla niego, jeszcze małego chłop-czyka, napisał wiersz pt. Katechizm polskiego dziecka zaczynający się od słów: „Kto ty jesteś – Polak mały…”, budził we mnie patriotyczne ciarki. To on mu dał siłę w godzinie jego męczeńskiej śmierci. „Coś jej winien? – Oddać życie”.

Beata Obertyńska, zwana w rodzinie Dziodzią, nigdy się w moim życiu nie pojawiła, gdyż istniała w nim od zawsze, od mojego urodze-nia. Z kolei po pięćdziesięciu trzech stycznych latach byłem ostatnią

1 Arthur i Wanda. Dzieje miłości Arthura Grottgera i Wandy Monné, podali do druku Maryla Wolska i Michał Pawlikowski, Medyka–Lwów 1928.

2 Niewielka posiadłość położona niedaleko Skolego nad rzeką Opór w Beskidach Wschodnich, 100 km na południe od Lwowa. Na terenie dawnej strażnicy (stąd nazwa) w roku 1882 rodzina Maryli Młodnickiej (później Wolskiej), zagrożonej w dzieciństwie gruźlicą, wybudowała drewniany dom letniskowy, ukochane gniazdo wszystkich krew-nych i przyjaciół, miejsce urodzin Beaty z Wolskich Obertyńskiej.

Page 152: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI152

201

3 to

m IV

osobą, która ją żegnała. Z wdzięcznością myślę, że moi rodzice właśnie ją wybrali na moją chrzestną matkę. Mówiło się wtedy, że po chrzest-nych można dziedziczyć cechy charakteru. Owo powiedzenie mogło zawierać więcej prawdy niż się na ogół wydaje: była przecież siostrą mojej matki.

Wacław i Maryla Wolscy mieli pięcioro dzieci. Beata, jedna z dwóch córek, była starsza od swojej siostry Anieli o trzy lata. Ich ojciec był inżynierem-wynalazcą w przemyśle naft owym. Maryla, młodopolska poetka o twórczym rodowodzie, stworzyła wokół siebie i rodziny osob-ny krąg wysokiej kultury i patriotycznych uczuć.

Silna osobowość babci Maryli, a także jej polot, miały decydujący wpływ na kształtowanie się poetyckiego talentu Beaty. Wyobraźnia starszej córki znalazła tu wzory, istotny punkt odniesienia i pobratym-stwo intelektualne. Ich świat – pełen mitów, fantazji, rojeń, ale mity, fantazje i rojenia to tylko część. Bo najważniejszy był wymóg realizmu, poetyckiej precyzji – i w tym Ciocia była niezrównana. Uformowała ją szkoła nieugiętych zasad – literackich i charakteru.

W domu Wolskich kultywowana była teatralność jako wyraz co-dziennego życia, jakby ujście, zawór bezpieczeństwa dla wrodzonych twórczych energii. Często w rozmowy wplatano cytaty poezji, zasłysza-ne anegtoty. W zimowe lub słotne dni dom nabrzmiewał podniecony-mi głosami małych, później młodocianych aktorów wkuwających swo-je role, by przedstawić je na scenie domowego audytorium. Kostiumy pomysłowo wykreowane z domowych fatałaszków bawiły całą rodzinę, a najbardziej samych twórców. Z tamtych doświadczeń wywodzi się za-pewne jej zainteresowanie sceną i znawstwo tworzywa dramatycznego. Wolno przypuszczać, że te teatralne próby wiele lat później wpłynęły na decyzję cioci Dziodzi, by wstąpić do szkoły dramatycznej.

Nie wydaje się, by pedagogia była obecna pośród talentów babci Maryli. Bliskość Beaty z matką-poetką przerodziła się w relację dwóch twórczych osobowości. Ich wzajemny stosunek mocno się zacieśnił, co jednocześnie nie wpłynęło dobrze na rozwój młodszej córki, Leli, która dorastała jakby poza orbitą zainteresowań matki. Również pomiędzy synami babcia miała swoich faworytów. Tak więc starszą siostrę od młodszej dzieliło więcej niż zwykły dystans trzech lat. Pierwsza mia-ła – wedle jej słów – „najszczęśliwsze dzieciństwo, jakie można mieć”. Lela zaś, z którą Maryla nie miała bliskiego kontaktu, ani macierzyń-skiego, ani duchowego, odnalazła swoją spóźnioną młodość dopiero po

Page 153: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 153

WIZ

ERU

NK

I

wyjściu z domu. Beata, jako osoba dojrzała i bardziej światowa, zda-wała sobie sprawę z tej różnicy i czuła się w pewnym sensie winna, że Maryla na niej skupiła całą swoją atencję. Późniejszy stosunek sióstr był już do końca nacechowany akcentem ekspiacji.

Obie siostry, mimo że miały przecież różne charaktery, łączyła wiel-ka zażyłość, ale ich życie płynęło jakby odmiennymi nurtami. Mama wyszła za mąż za mojego ojca, o wiele starszego od siebie, dla którego stała się najważniejszym obiektem serdecznej troski. Ponieważ Beata nie miała własnych dzieci, a jej małżeństwo nie należało do szczególnie szczęśliwych, potomstwo jej siostry wypełniało ową przestrzeń. Atrak-cja była wzajemna, gdyż darzyliśmy ciotkę szczególnym uczuciem mi-łości i przywiązania.

Trudno mi teraz sprecyzować, kiedy po raz pierwszy uświadomi-łem sobie obecność Beaty Obertyńskiej w moim życiu. Najmocniej ta więź zaznaczyła się w latach 30., w okresie wczesnych dziecięcych cho-rób. Grypy, mums, ospa wiążą mi się w pamięci z okruszkami diete-tycznych sucharów na pościeli, zapachem eukaliptusa i pomarańczy, a także chłodem spirytusu rozcieranego przez ciocię na plecach. Dotyk jej małych dłoni wiąże mi się też z bańkami stawianymi na plecach. Potem pamiętna szkarlatyna w Zakopanem, która zabrała jedno z nas. Kwarantanna, dezynfekcja.

A ciocia cały czas była. Ubrana w biały fartuch, donosiła jedzenie i spełniała pielęgniarskie posługi w naszych zarażonych separatkach. Dobra, wrażliwa, cierpliwa, pogodna, zatroskana – dla nas zawsze było jej za mało. Wieczorami rodzinna pielęgniarka zamieniała się w cu-downego bajarza. Bajki, rzecz jasna, zawsze wymyślane „na pniu”, ale niezawodnie trzymające się wewnętrznej wiarygodności, były tym bar-dziej wspaniałe, że mogliśmy wprowadzać własne pomysły i rozwinię-cia, które autorka zwykle uwzględniała. Dawało to niejako na wyrost poczucie twórczego udziału w tych opowieściach. Każdego kolejnego dnia oczekiwaliśmy szarej godziny. Snutych a vista bajek absolutnie nic nie mogło zastąpić. Wielka radość rozpierała pierś, kiedy osnowa ja-kiejś bajki pojawiała się w druku albo w szkolnej czytance.

Wiano genetyczne po matce uposażyło ciocię bogato na niwie pi-śmienniczej, zaś ze strony ojca inżyniera otrzymała zamiłowanie do „majsterek” i porządku, tak w logice, jak w sprawach technicznych. Na jej domowym kantorku zawsze można było polegać, wiedząc że na-rządka, śrubki, haczyki czy zakrętki będą zawsze na właściwym miej-

Page 154: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI154

201

3 to

m IV

scu. Wyobrażam dziś sobie, że niektórym mogło to trącić pedanterią, ale dla mnie, tą samą drogą dziedziczącego podobne skłonności, było to urzekające. Być może o tyle bardziej, że od strony ojca geny przeka-zywały mi twórczy niepokój.

Przed wojną ciocia mieszkała na przemian w domu Wolskich na Zaświeciu i – rzadziej – w majątku swojego męża w Odnowie. U nas bywała przy różnych okazjach lub też niezależnie od nich. Pojawiała się zawsze, gdy ktoś chorował albo był w potrzebie. Między pięciorgiem dzieci Pawlikowskich zawsze któreś niedomagało. Ciocia przyjeżdżała wtedy do Medyki lub do Zakopanego, gdzie w szerszym gronie rodzin-nym spędzaliśmy ferie. Gdy rodzice wyjeżdżali za granicę, brała mnie do siebie na wieś do Odnowa. Używam liczby pojedynczej, gdyż ciocia wolała mieć każde z nas osobno, sam na sam raczej, niż w gromadzie. Właśnie ten aspekt naszego stosunku był w moim doświadczeniu uni-kalny. Zdarzało mi się spędzać na Zaświeciu soboty i niedziele, co łą-czyło się z obcowaniem zarówno z Ciocią, jak i z dziadkami Pawlikow-skimi, którzy mieszkali w tej samej willi.

Moje zakotwiczenie tam zostało umocnione oddaniem mi do wy-łącznego użytku szafk i pod schodami. Ciocia rozumiała, że prawo w yłączności wyrabia poczucie autonomii.

Całość ogarniam mgliście, lecz z fotografi czną dokładnością pamię-tam parę szczegółów dwóch wizyt w Odnowie. Duży wiejski dwór, nie-co tajemniczy. Pracownia cioci, słowniki, jeden z olbrzymim kleksem na kilkunastu ostatnich stronicach. Książki po jej matce, która zmarła u progu dziesięciolecia. Pod szklanym blatem biurka zasuszone kwiaty i egzotyczne ćmy. Wszystko to działało na wyobraźnię. Chociaż ciocia w tamtym okresie paliła, to kilimki i fi ranki w jej pracowni wcale nie pachniały stęchłym dymem wczorajszych papierosów. Zdarzyło się pa-rokrotnie, że w intencji wyzdrowienia kogoś z nas z ciężkiej choroby postanawiała na rok odłożyć palenie papierosów. Ze świętym Antonim miała intymne i korzystne dla obu stron kontakty.

Ojciec był od mamy starszy o dwanaście lat. Chociaż uwielbiała go – a może właśnie dlatego – stała się bardziej jego podopieczną, niż rów-nym partnerem. Jego entuzjazm, aczkolwiek miał świetny wpływ na jej rozwój artystyczny, z drugiej strony był nacechowany apodyktyczno-ścią i porywczością charakteru, który irytował wiele osób w rodzinie, wcale nie wyłączając Beaty. Można by sądzić, że Beata wywoływała fer-ment, podmulając lojalność, mieszając się w sprawy rodzinne siostry.

Page 155: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 155

WIZ

ERU

NK

I

Tego rodzaju przypuszczenia byłyby fałszywe: układ Beaty z rodziną Pawlikowskich cechowała serdeczność, subtelność i wyczucie. Z Mi-chałem różnice objawiały się w temperamentach i w ciotki zacięciu fe-ministycznym. Zasobna korespondencja dobitnie temu przyświadcza.

W odróżnieniu od innych dorosłych ciocia zawsze miała czas dla każdego z naszej gromady. Jak wszystkie dzieci, prowokacyjnie, wy-próbowywałem jej cierpliwość, zarzucając ją niezliczonymi pytaniami. „Czy papież może się ożenić?”, „Skąd się biorą dzieci?” „Co to znaczy obracać pieniędzmi?”. Nie zbywała mnie nigdy. Zawsze dawała prze-konujące odpowiedzi. Razu pewnego, a byłem w wieku, kiedy koledzy zaczęli mnie oświecać, zapytałem: „Czemu ciocia nie ma dzieci?” Ina-czej niż na ogół w rozmowach z dorosłymi, z ciocią Dziodzią nie było niebezpiecznych tematów.

W jej gablotce za szkłem pojawiła się któregoś roku duża brązo-wa koperta zatytułowana „Mój Testament – Beata Obertyńska”. Nie omieszkałem indagować, gdyż do tej chwili testamenty pojawiały się dla mnie tylko w bajkach i książkach historycznych. Ciocia przyznała, że bardzo lubi spisywać ostatnią wolę i że stworzyła ich już parę w ży-ciu. Tym razem napisała nową, bo astronomowie przepowiedzieli, że ziemia ma się zderzyć z jakimś ciałem niebieskim i może nastąpić ko-niec świata. Musiał to być rok 1937 lub 1938. Pozostawałem pod wra-żeniem do tego stopnia, że nie przyszło mi do głowy zapytać, że sko-ro tak, to dla kogo testament jest przeznaczony? Zrozumiałem o wiele później, że „koniec świata” istotnie nastąpił, ale o rok później.

W marcu roku 1939 pokój Zaświecia został przerwany śmiercią mojego dziadka, Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Po pogrzebie babcia wyjechała do Zakopanego. W dużym domu Wolskich została jedynie lokatorka, sparaliżowana pani Szajnochowa. Było to upalne lato, które zwodziło bujnym pięknem, usypiając wyczulenie na to, co miało na-dejść. Z upływem tygodni wzrastało napięcie – wzmacniane wiadomo-ściami nadawanymi ze skrzeczącego głośnika naszego radia.

Na otwartej klatce schodowej wiodącej z parteru na pierwsze pię-tro, od kiedy pamiętam, wisiały dwa olbrzymie ozdobne lustra. W lip-cu jedno z nich urwało się z haka i potłukło na kawałki. Pozostało mi przejmujące uczucie, że trwanie przestało istnieć, a moje własne wczo-rajsze odbicie rozprysło się w drobny mak. Jak beztroskie dzieciństwo.

Page 156: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI156

201

3 to

m IV

LATA WOJENNE

W pierwszych dniach września ciocia postanowiła, że dla bezpie-czeństwa – a także dla otuchy – lepiej będzie pierwsze dni działań wo-jennych spędzić w większej grupie. Przenieśliśmy się więc do zaprzy-jaźnionej rodziny na ulicę Długosza. Były tam same kobiety i dzieci, gdyż mężczyźni, głowy rodzin, synowie i bracia, walczyli na froncie lub byli w drodze do Rumunii. Nieprzyjaciel całą siłą napierał z zachodu. Inny, równie śmiertelny wróg, pojawił się kilkanaście dni później na ulicach Lwowa. Jego hordy wpełzały przez wschodnie rogatki miasta jak szczury.

Niebawem powróciliśmy na Zaświecie, które zaczęło wypełniać się rodziną ze wschodnich terenów i uchodźcami z zachodu oraz byłymi wojskowymi szukającymi tymczasowego schronienia. Cały dom był zatłoczony ludźmi, których ciocia przygarniała. By zmylić podejrzenia władz mieliśmy nazywać naszych gości członkami rodziny. Co raz po-jawiał się jakiś wuj, ciocia czy nieznajomy kuzyn w drodze na Węgry i do Rumunii. Zaczął się okres wystawania w niekończących się ogon-kach po jedzenie. Dzieci, których zebrała się spora liczba, skutecznie wypełniały te obowiązki.

Pierwsza wojna i obrona Lwowa, choć jako odległe w czasie doświad-czenie, było jednak dla Beaty punktem odniesienia w sytuacji, w której się teraz znalazła. Bezpieczeństwo dzieci, opieka nad ukrywającymi się wojskowymi, troska o wyżywienie i opał – wszystko to spadło na barki poetki. To był prolog tego, co ją mogło czekać i co rzeczywiście zdarzy-ło się po kilku miesiącach.

Zaczęło się w późną noc od dzwonka u bramy. Wynik pertraktacji przez zamknięte drzwi był przesądzony, tyle że z naszej strony prze-ciągaliśmy ich otwarcie z pełną premedytacją oraz nadzieją, że „spa-lonym” lokatorom da to dość czasu, by mogli wyskoczyć przez okno z parteru do ogrodu na tyłach domu. Oddział kilku sowieckich żoł-nierzy z bagnetami w pogotowiu obsadził centralne miejsca w domu, śledząc ruchy każdego mieszkańca. Szczególnie sprzyjał temu rozkład pomieszczeń z łatwo dostępną otwartą klatką schodową. Żołnierze po-zostali około 10 dni; wystarczająco długo, by wyłapać wszystkich tych, którzy o niczym nie wiedząc nieopatrznie nas odwiedzili. Spośród mieszkańców domu zaaresztowali zaprzyjaźnioną z ciocią Zofi ę Bącz-kowską, matkę sześciorga dzieci. W lipcu przyszli po Obertyńską.

Page 157: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 157

WIZ

ERU

NK

I

Czym było dla niej to rozstanie z domem i bliskimi, może zrozumieć tylko ten, kto ją znał. Oto rozpoczęła się gehenna, ale jak sama później mówiła, aresztowanie w pewnym sensie przyniosło ulgę: przestała się wreszcie bać, że nastąpi. Za pozostawionych w domu bliskich mogła się już tylko modlić. Scenariusz dramatu, który się rozegrał między 1939 i 1942, przedstawiony został w jej książce W domu niewoli.

PIERWSZY KONTAKT

W ramce fotografi a kobiety w mundurze ofi cerskim II Korpusu na Bliskim Wschodzie. Twarz sucha, męska, bijąca chłodem i powagą. Typowe u Wolskich kości jarzmowe uwydatniają wklęsłość policzków. Oczy nieco głębiej osadzone niż na dawnych zdjęciach, rzucają patrzą-cemu wyzwanie. Cokolwiek mu przekazują, jest to mocne i twarde, jak jej niedawne doświadczenia w Rosji sowieckiej. Ma teraz lat dwa razy więcej niż podczas obrony Lwowa: czterdzieści cztery.

W wojskowych obozach na Bliskim Wschodzie Beata odnalazła zna-jomych, przyjaciół, dalszych krewnych czy po prostu Lwowiaków. Jej brat Kazio internowany w Szwajcarii – był bezpieczny. Ukochana Lela z rodziną po bezpiecznej stronie, w Rzymie. Bratowa i wszyscy inni, którzy przetrwali, zostali w piekle okupowanej Polski.

Niewątpliwie zmiany spowodowane wojną będą w niej jeszcze dłu-go krzepły. Ciosy, których doznała, musiały mieć wpływ zasadniczy. Badacze zapewne będą się zastanawiać, czy możliwy jest kompromis między światem ludzkim a nieludzkim. Jak dokonuje się ich integracja czy też synteza? Być może nieporównywalność obu światów sprawia, że zostaną one, przynajmniej w czystych klinicznie postaciach, na zaw-sze od siebie odcięte. Każdy w sobie zamknięty, tamten, upiorny – do zapomnienia, ten obecny – do przetrwania.

Z Palestyny została odkomenderowana w celu opracowania swoich wspomnień z Rosji. By to zadanie pisarskie mogło dojść do skutku, po-trzebny był spokój i oderwanie od zajęć wojskowych. Ciotka pojechała więc do Johannesburga, gdzie przebywała rodzina jej przyjaciół, Ro-merów. Tadeusz Romer, jako członek rządu RP w Londynie, pozostał w Europie, ale swoich bliskich, dla bezpieczeństwa umieścił daleko od działań wojennych w Południowej Afryce. Po ukończeniu książki W domu niewoli Beata została przeniesiona do Londynu.

Page 158: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI158

201

3 to

m IV

Gdy wojska alianckie, w tym oddziały polskie, zdobyły Monte Cas-sino, a potem Rzym, Beata przyjechała służbowo do Włoch. Tu właśnie miało miejsce pierwsze od czasów wojennego Zaświecia spotkanie obu sióstr. Lela mieszkała z rodziną w Rzymie od 1942 roku. Po zakończe-niu działań wojennych Pawlikowscy jako rodzina wojskowego (byłem w służbie czynnej II Korpusu) opuścili wyzwolone Włochy i przenieśli się do Anglii. Beata – jako żołnierz – podążyła ku demobilizacji po-dobną drogą.

SIOSTRY WOLSKIE

Życie sióstr związało się ponownie, tym razem do końca. Po przej-ściu „do cywila” Beata zamieszkała w Londynie razem z moimi rodzi-cami – w rejonie Maida Vale, na Clift on Gardens pod numerem 38. Jednakże teraz ich wzajemne relacje odbiegały od dawniej ustalonego wzorca. Lata wojenne nie tylko inaczej wyżłobiły losy sióstr, ale także wpłynęły na zróżnicowanie ich sytuacji życiowych. Co pozostało nie-zmienne, to siostrzano-braterska miłość i wspólnota duchowa.

Współżycie rodziny pod jednym dachem nie zawsze sprzyja harmo-nii. Ten trójkąt rodzinny miał swoistą charakterystykę. Ojciec znał obie siostry od dzieciństwa, z ciocią byli sobie rodzinnie bliscy i twórczo po-krewni. Natomiast ich poglądy, a szczególnie temperamenty, były bar-dzo odmienne. Być może, wynikało to raczej z punktu patrzenia i oce-ny zjawisk niż ze skali odniesień. Beata, w nimbie dobroci i altruizmu, łagodna, niedoszła matka, miała zacięcie pragmatyczne i zdecydowa-nie feministyczne. Michał natomiast był ideologiem o zdecydowanym, utrwalonym światopoglądzie, którego dydaktyczny skłon utwierdzał się w jego małżeństwie z młodszą siostrą Beaty. Wydaje się, że zarze-wie tarć miedzy Beatą a Michałem miało swoja ukrytą genezę w opie-kuńczych instynktach Beaty z jednej strony i dydaktycznych zapędach męża Leli z drugiej. Było jednak podziwu godne, jak daleko uczucie miłości rozładowywało potencjalne spięcia w życiu codziennym.

Mama, samodzielnie przeprowadzając czworo dzieci przez nie-bezpieczeństwa pierwszego okresu wojny (ojciec wyjechał z Polski do Włoch w 1939), zdała ten egzamin celująco. Przebywała na wolności, mogła więc wybierać i decydować. Wojna usamodzielniła ją również pod względem zawodowym. Jej talent malarski został doceniony, jako

Page 159: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 159

WIZ

ERU

NK

I

portrecistka znalazła rozgłos tak we Włoszech, jak i później w Anglii. Jej obrazy były źródłem utrzymania rodziny – aż do końca jej lat. Pra-cując w wolnym zawodzie, nie miała nigdy nawet owego skromnego fi nansowego zabezpieczenia, jakie daje emerytura. Jej dochody jako portrecistki były jednak wystarczające, by mogła wspierać niezarabia-jącego męża. Wystarczało też na utrzymanie córki w prywatnej szko-le, na mieszkanie i wydatki na rodzinny Dom pod Jedlami. Ostatnia pozycja pochłaniała każdą nadwyżkę w jej budżecie, bardzo szczodrze oddawaną.

Ciocia, przeżywszy swoją syberyjską otchłań i poznawszy dno czło-wieczeństwa, wyszła z tych prób przepalona. Szukała na powrót sensu zwykłego życia, pragnęła odnaleźć się w nowej sytuacji. Otrzymywała kombatancką angielską pensję. Nie mając nikogo na utrzymaniu była niezależna materialnie. Nikłe honoraria za emigracyjną publicystykę pozwalały jej na przysłowiowe szpilki i przesyłanie lekarstw bliskim w Polsce. Ograniczenie budżetu do minimum i niewielkie wymaga-nia, sprawiały, że właściwie nie miała potrzeby zarobkowania. Dora-biała sobie jednak na pół etatu jako sekretarka w Polskim Instytucie Wydawniczym „Veritas”. Chodziło tu raczej o podtrzymanie kontaktu z pisarzami emigracyjnymi, którzy stale się tam przewijali, oraz ze źró-dłem polskiego słowa. Talent pisarski cioci Dziodzi nie był wprzęgnięty w potrzeby przeżycia. Odcięty od gleby, która go niegdyś syciła, w wa-runkach cieplarnianej izolacji rozwijał się jak orchidea. Wtedy dopiero, na emigracji, Beata Obertyńska zyskała wolność i czas do pracy twór-czej, ale przyszło jej tworzyć w próżni, która nastała po tymczasowości wojny. Wionie nią jej plon z tego czasu.

Wydaje się, że najpełniejszy okres w jej życiu przypadł na lata spę-dzone w rodzinnym domu w Polsce. Uposażenie emocjonalne, jakie wówczas otrzymała, wizja świata i wiara w niezmienne zasady po-stępowania zbyt mocno naznaczone były idealizmem, aby mogły się sprawdzić praktycznie. Pochopne małżeństwo par depit, a następnie bezdzietność, utwierdziły ją w psychicznej samotności. Później Syberia i lata wojny przypieczętowały ów stan, mimo, że nie miała jeszcze pięć-dziesięciu lat. Później, na londyńskim poddaszu, chociaż w bliskości ukochanej siostry, życie jej było jakby dalszym ciągiem tamtego samot-nego czasu. Może właśnie dzięki temu, że najpiękniejsze wizje nosiła w swoim wnętrzu, londyńskie pustkowie sprzyjało, mówiąc nieco gór-nolotnie, tkaniu złotych nitek pięknej pajęczyny, jaką była jej poezja.

Page 160: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI160

201

3 to

m IV

Tu dojrzała Plebania, której nie było, tu zrodził się Anioł w knajpie, tu powstały natchnione Grudki kadzidła.

A jednak, poza zasięgiem tematów i rozwojem jej poezji, pozosta-wała w życiu cioci Dziodzi ukryta sprężyna dojrzewania człowieka i kobiety. Tajemnica, której tylko osoby z jej pokolenia były świadome, nawet jeśli u nich z czasem poszła w zapomnienie. Bo nigdy nikt o tym nie mówił, a ona ostatnia skłonna była do tego rodzaju zwierzeń: cho-dziło o siłę najpotężniejszą, jaką jest miłość. Miłość wzajemna, której nie dane było zakwitnąć ani zaowocować. Inaczej niż w poezji, gdzie tęsknota wypełnia własny byt. Tę miłość wygnaną podsycał jedynie ogień chrześcijańskiej ofi ary.

Kochali się oboje, ona i stryj Jaś. Domysły o ich dramacie intrygo-wały nas w miarę naszego dorastania, ale zagadka nie od razu została wyjaśniona, gdyż oboje jej strzegli. Ale kiedy dorośli zostawiali nas sa-mych z ciocią przy fortepianie, grała... na przykład „Elegię” Masseneta, wplatając dziwne słowa. Czyje?

Nauczvłbyś po cichutku – mijać każdy dzień bez smutku, A zaś cieniom nie dać wnikać aż do dna, jak to ja, jak to ja...

Albo taka piosenka, do której – to wiedzieliśmy – słowa napisał stryj, a melodia i aranżacja były jej własne:

Jak godzina po godzinie – marnie płynie tyle latTyle kwiatów marnie ginie – któż by liczył każdy kwiat?Tyle łez się już wylało, któż by liczył każdą łzę?Tyle snów się w mgłach rozwiało i ty, mój serdeczny śnie.

Moja siostra Lula tak tę historię wspomina:W Kniażycach, siedzibie stryja, kiedy dorosłych nie było, Ciocia – nam dzie-

ciom – opowiadała bajki. Dopiero później mogłam zrozumieć, że są one strzępa-mi kryptoautobiografi i. Ale to nie dowodzi jeszcze niczego.

W latach 60. ciocia przyjechała do Wenecji, w odwiedziny do swojej siostrzenicy, która tam była w klasztorze. Oddaję znów głos Luli:

Pamiętam jak dziś, żegnając się ze mną powiedziała: „Jak się modlisz, nie za mnie się módl, ale za Stryjcia”. Wtedy zrozumiałam.

Troska, którą teraz, gdy zamieszkały razem w Londynie, Lela ota-czała „starą siostrę”, nie była pozbawiona mentorstwa, w istocie mamie odpowiadała rola napominającego pedagoga. Tylko uczucia miłości i oddania, jakie siostry żywiły wobec siebie, mogły zażegnać poten-

Page 161: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 161

WIZ

ERU

NK

I

cjalny konfl ikt i temperamenty podporządkować altruizmowi. Ciocia z całą łagodnością, a także cierpliwością, przyjmowała i nawet w dużej mierze wypełniała zalecenia mamy, szczególnie, jeżeli chodziło o zdro-wie. Nie było to wcale łatwe, gdyż Lela, w odróżnieniu od Beaty, miała upodobania spartańskie.

Dwa przykłady ukazują subtelność Beaty. W myśl dzielenia się w ro-dzinie listami bliskich, by oszczędzić sobie powtórek, pisałem czasem łącznie do mojej mamy i do matki chrzestnej, używając w nagłówku formy „Kochane Matki”. Kiedyś później ciocia dyskretnie zwróciła mi uwagę, abym nie używał takiego zwrotu, bo może to mamę zaboleć. Uwypukliło mi to wtedy jeszcze bardziej wzajemny stosunek sióstr.

Drugi przykład. Lela przeżyła swego męża o dziesięć lat. Ową deka-dę poświęciła na uporządkowanie pozostawionych po nim materiałów historycznych i twórczych. Gdzie mogła, promowała jego prace, pod-kreślała jego wkład w rozwój kultury i znaczenie tego dorobku. Kiedy Beata Obertyńska w roku 1974 otrzymała za swoją twórczość nagrodę Fundacji im. Jurzykowskiego, ukryła ten fakt przed siostrą, aby jej nie sprawiło przykrości, że to nie Michał został nagrodzony. Mama dowie-działa się o nagrodzie dopiero z prasy.

Rozgoryczenie polskiej emigracji sytuacją polityczną niejednokrot-nie wyrażało się krytyką angielskich instytucji, nie wyłączając monar-chii. Ciocia zawsze stawała w ich obronie. Uważała, że skoro zostaliśmy przyjęci „w gościnę” w Wielkiej Brytanii, skoro korzystamy z wszel-kich praw obywatelskich, otrzymujemy pensje i renty, nie mamy prawa „psioczyć”.

Po doznaniach wojennych ówczesna wieczna obawa przerodziła się w nastawienie życiowe Beaty. Nie opuszczał jej nie tyle niepokój, co wręcz strach w obliczu przyszłości i wszystkiego, co nowe, lęk przed zdarzeniami, wystawiającymi los na choćby najmniejszą próbę. Już jej przedwojenne Listy portugalskie są uroczym, a jednocześnie do głębi przejmującym opisem obaw związanych z udziałem w dyplomatycz-nych przyjęciach. Po wojnie nieracjonalny lęk dotyczący jej wieczorów autorskich, publicznych deklamacji, składania wizyt, jak również po-dróży lotniczych odbywanych przez znajomych, jeszcze bardziej się na-silił. Lela, by skrócić siostrze agonię niepokoju, programowo do ostat-niej chwili ukrywała informacje o oczekiwanych przylotach.

Przy całej łagodności i fi nezji sposobu bycia obie siostry miały wpo-joną nieugiętą siłę woli. Lela doszła do niej bardziej przez praktyko-

Page 162: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI162

201

3 to

m IV

wanie niezbywalnych norm moralnych i surowej ascezy, Beata poprzez ćwiczenie charakteru.

Obie siostry były prawdziwie religijne, ale nie w sensie często spo-tykanego w Polsce kulturowego nawyku religijności. Ich świat metafi -zyczny miał dogłębne fundamenty przekonań – utwierdzanych przez wiarę. Tak jak w przypadku różnic charakterów, w tej dziedzinie rów-nież zaznaczała się odrębność. Przy jakiejś okazji ciocia porównując się z siostrą, dowcipnie zauważyła: „Lela dochodzi do sublimacji pracą nad sobą i zasadami, a ja psim swędem, jak jamnik, na węch i na skróty”.

I chociaż kobieca miękkość i delikatność objawiały się wyraźnie w kontaktach z ludźmi, mamę charakteryzowały chłodne, czasem nie-ugięte zasady osądzania spraw moralnych. Wychodząc za mąż wcześnie, nie zdążyła otrzeć się o twardą rzeczywistość, która niejednokrotnie narzuca potrzebę kompromisów. Natomiast ciocia została sama przez całe swoje dorosłe życie. Zawiedzione tęsknoty wczesnej młodości, po-twierdzone nieudanym małżeństwem, wyrobiły w niej umiejętność harmonijnego zestawienia świata zewnętrznego z własnym, wewnętrz-nym. Nie na odwrót. Udział w obronie Lwowa zbratał ją z Lwowskimi Orlętami, często chłopcami z lwowskiej ulicy, do których miała przez całe życie słabość: „To chłopcy, którzy jak Luk, dawali życie za Polskę”. Środowisko artystyczne teatru zapewne do jej empatycznej wrażliwości dołożyło cechy światowego obycia. Właściwie była w pełni kimś, kogo określa się mianem osoby życiowej, ale to oczywiście nie wszystko. Strzec się bowiem należy stwierdzeń zbyt oczywistych.

LONDYŃSKA MANSARDA

W dwupoziomowym mieszkaniu moich rodziców w Londynie na wyższym piętrze ciocia Dziodzia miała swoją mansardę. Ze względu na kilimki, które zawsze lubiła wieszać na ścianach i pochyłości podda-sza, pokój swój nazywała „namiotem wezyra”.

Tradycją w naszej „Wolskiej” rodzinie było nadawanie przedmiotom i osobom z najbliższego otoczenia własnych, wymyślonych nazw. Tak więc jedna ze stojących lamp, ponieważ miała miękką szyjkę nazywała się „nagainą”, jak kobra u Kiplinga, biurko to „Fordson”, bo mniejszy od Forda. „Bykutek” to Lela, „Ziuba” to Kazio, ich brat, a „fl orek” to inkrustowany w esy-fl oresy stół w naszej bibliotece.

Page 163: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 163

WIZ

ERU

NK

I

W „namiocie wezyra” stał kufer z poduszką – zastępujący krzesło, przypominający do złudzenia kozioł powozu lub bryczki, na którym mógłby zasiadać furman. Na prostokątnym karcianym stoliku – ni-czym czarny miniaturowy katafalk – stała „karmelka”, maszyna do pisania, z którą ciocia nie rozstawała się nigdy, od czasów Palestyny. „Karmelka” była kochana, wierna i nieodłączna. Nic to, że jak bezzębny starzec miała szczerbatą klawiaturę, że w miejsce fabrycznych czcionek wstawiono jej inne. Niektóre z nich, przylutowane krzywo, nadawały maszynopisom swoisty wygląd, łatwy do rozpoznania. Bezskuteczne były namowy rodziny, aby „karmelkę” zastąpić bardziej nowoczesną maszyną. Moja matka nawet postawiła siostrę przed faktem dokona-nym, mianowicie kupiła jej nową maszynę – możliwie najbardziej po-dobną do tamtej. I znów, nie chcąc robić Leli przykrości odmową, cio-cia przyjęła ten podarunek. Ale jej listy przez następne lata dochodziły z niezmiennie opadającym „e” lub skrzywionym „t”.

Od lat 60. rodzice moi zaczęli odwiedzać Polskę. Jeździli tam co lato. Drogi się przecierały: zaczęli ich również w Londynie odwiedzać krewni i znajomi z kraju. Rzucona została nigdy przez Obertyńską nie podjęta myśl o jej wizycie w Polsce. Traumatyczne wspomnienia i po-łączone z nimi emocje były jednak zbyt silne. Nawet pani Edwarda nie chciała przyjąć w domu w Londynie siostrzeńca swojego męża, bo na-leżał do partii. Świat w dwóch kolorach pozostał nie tylko rozdzielony, ale hermetycznie zamknięty.

Warto tu przytoczyć incydent, który uwypukla rozdźwięk w obrębie środowisk emigracji, jeżeli chodzi o kontakty z krajem. Związek Pisa-rzy Polskich na Obczyźnie, którego Beata Obertyńską była członkinią, powziął uchwałę, by pisarze emigracyjni nie ogłaszali drukiem swych prac w Polsce. Wszyscy sygnatariusze podporządkowali się temu po-stanowieniu.

Jednym z opusów opracowanych przez Obertyńską były inedita Ma-ryli Wolskiej. Córka powzięła życiową misję zebrania i wydania pism matki. Przygotowana książka nosiła tytuł Wspomnienia (Quodlibet Maryli Wolskiej z komentarzami Beaty Obertyńskiej pt. – Quodlibecik). Uznając, iż autorstwo należy przede wszystkim do Maryli Wolskiej, ciocia uważała, że nie narusza swojego zobowiązania wobec ZPPnO, godząc się na wydanie tej książki w kraju3.

3 Warszawa 1974.

Page 164: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Kasper PAWLIKOWSKI164

201

3 to

m IV

W 1967 zaprosiłem ciotkę do Montrealu, gdzie wtedy z rodziną mieszkałem. W czasie tego pobytu zorganizowaliśmy jej wieczory au-torskie. Dowiedziawszy się o przyjeździe Obertyńskiej do Kanady, Po-lonia z Chicago zaprosiła ją na spotkanie z tamtejszymi czytelnikami. W przypływie entuzjazmu, który ogarnął amerykańskich gospodarzy, wysunięto projekt wznowienia wydania W domu niewoli, dla którego utworzony został trzyosobowy komitet wydawniczy.

Przewodniczący komitetu, kiedy doszła do niego wieść, że Ober-tyńska ma zamiar wydać książkę swojej matki w Polsce, przyjął to jako zdradę ideałów niepodległościowych Polonii i na znak protestu ustąpił z prezesury, równocześnie zrywając znajomość z autorką. Dzięki inter-wencjom ministra prof. Tadeusza Romera, który również mieszkał wte-dy w Montrealu, stosunki te się nieco załagodziły. Opisywany incydent zaskoczył ciocię i wywołał w niej długotrwałe moralne przygnębienie. Tom wspomnień W domu niewoli ukazał się jednak w roku 1968 („Na-kładem Grona Przyjaciół”) – w wyniku starań pozostałych członków komitetu, którzy uznali, że prezes zajął stanowisko krańcowe.

W późniejszych latach częściej przyjeżdżałem do Londynu. Po śmierci mojego ojca w roku 1970 siostry zostały same. Co roku, witając je nie mogłem się oprzeć przeświadczeniu, że częściej się z nimi że-gnam, niż witam. Każde „do widzenia” pozostawiało niepewność: po której stronie?

Ciocia lubiła chodzić do kina na fi lmy „z akcją”. Wiedziała, że może się bać „bez strachu, na niby”. Tym samym „na niby”, które wiodło ją od dzieciństwa poprzez młodzieńcze spektakle, bajki, szkołę teatralną i scenę. Wyobraźnia nie opuściła jej do końca, nawet gdy opuściła ją chęć pisania. W czasie swojego pobytu w Kanadzie powiedziała: „już się moja nitka urwała”. W rok później, w 1978, zabrałem moją chrzest-ną matkę na przejażdżkę łódką po Little Venice w Londynie. Mętna gładź wody chłonęła promienie wiosennego słońca, tworząc pomarsz-czony nimb wokół wioseł. Podmiejskie sklepienia omszałych ścian kanałów odbijały głosy mokrym echem. W pewnej chwili, patrząc mi prosto w oczy, nie bez dozy niepewności powiedziała: „Nie ma rady, tobie zostawię spuściznę, która po mnie zostanie”.

W 1979 mieszkanie na Clift on było już rozładowane. Stało się zbyt wielkim ciężarem dla starych sióstr. Rozdzieliły się, ale tylko na rok. Ciocia przeniosła się do ładnego mieszkania na parterze, w domu pol-skiej organizacji. Mama jeszcze pozostała w mieszkaniu opustoszałym

Page 165: Ekspresje Tom s.1-410 IV

CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA 165

na przestrzał. Kilka miesięcy później zawiozłem ją samochodem na krótką wizytę do naszego domu w Zakopanem. Był to jej ostatni pobyt w Polsce.

21 maja 1980 dostałem w Kanadzie wiadomość, że ciocia, wraca-jąc od Leli, zasłabła na stacji kolejki i już nie odzyskała przytomności. Matka moja, wtedy obłożnie chora, wymagała opieki – leżała u mo-jej anielskiej teściowej, Marii Jasiukowiczowej. Nie miała dość sił, by uczestniczyć w pogrzebie Beaty. Umarła tego samego roku, 6 miesięcy później, 23 grudnia. Los znów złączył siostry, tym razem nierozerwal-nie.

1 XII 2013

Page 166: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Maria z Kossaków, 1mo voto Bzowska, 2do voto Pawlikowska, 3tio voto Jasnorzewska1. W gronie bliskich – Lilka. Jaka była? Jaka była napraw-dę? Te czy podobne pytania zadawało już wielu badaczy jej biografi i i twórczości. Co ciekawe, zainteresowanie to, mimo upływu lat, nie przygasa. Tropy, odkrywane w trakcie poszukiwań, nawet jeśli osta-tecznie wiodą w jednym kierunku, po drodze mylą się, krzyżują i ury-wają, jakby poetka broniła się przed ostateczną odsłoną, kryjąc się za w pół uchylonymi drzwiami, w niedopowiedzeniu, w swej legendzie. „Składała się z samych kontrastów. Steku niekonsekwencji” – napisze po latach Beata Obertyńska, podobnie zapisała się Pawlikowska w pa-mięci Zofi i Starowiejskiej-Morstinowej2.

Pragnący odpowiedzi szukali jej i w poezji, i w życiu poetki (jej za-piskach, listach, w relacjach o niej), ba, nawet w jej fi zjonomii. Uderza-jące, jak wyraźnie we wspomnieniach, tekstach biografi cznych czy na-wet krytycznoliterackich odnotowuje się fi zyczność poetki3, zarówno

1 Sama poetka nie używała złożenia nazwisk Pawlikowska-Jasnorzewska, podczas wojny, podobnie jak w dwudziestoleciu podpisywała się różnie: jako Kossak-Pawlikow-ska, Pawlikowska, potem Maria Jasnorzewska (czasami z dodanym w nawiasie: Pawli-kowska) albo Kossak-Jasnorzewska; pisze o tym parokrotnie w listach do Tymona Terlec-kiego, zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, Wyd. MOST, Warszawa 2013, s. 156 i nn.; por. także A. Nasiłowska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czyli Lilka Kossak. Biografi a poetki, Wyd. Algo, Toruń 2010, s. 239.

2 Zob. B. Obertyńska, Lilka, „Wiadomości” 1969, nr 48 (1234), s. 3; Z. Starowieyska-Morstinowa, Lilka, [w:] Ci, których spotykałam, Kraków 1962, s. 97; [cyt. za:]. J. Kwiat-kowski, Wstęp, [do:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wybór poezji, wstęp i oprac. J. Kwiat-kowski (seria BN I/194), Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1972, s. VI.

3 Koncentrujące się po części wokół istnienia (lub nieistnienia) fi zycznej ułomności poetki (defektu kręgosłupa) jej stopnia i przyczyn. Nie miało to jednak dla przyjaciół

Justyna CHŁAP-NOWAKOWA

ŚWIADKOWIE I ŚWIADECTWAWOJENNYCH LOSÓW

MARII PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ

Page 167: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 167

WIZ

ERU

NK

I

gdy dotyczą lat sprzed II wojny, jak i ostatnich (interesujących nas tu szczególnie), tych na wychodźstwie. Jakby w owym „zewnętrzu” krył się jakiś klucz do „wnętrza”. Może nie bez racji?

Ze wszystkich wspomnień, sięgających czasów przedwojennych, przywołajmy tylko jedno, nakreślone przez Zygmunta L eśnodorskiego:

Uosobiona magia poezji. Zjawa, która boi się ostrego światła, zgiełku i ruchu. Salamandra, co wypełzła z ognia i zamieniła się w kobietę po to, by tajemnice różnych czarów, misteriów i niesamowitych wcieleń wyrazić w formie subtelnej miniatury wierszowej. Może dlatego było jej tak zawsze zimno. Otulona szalami, zwinięta w kłębek, spędzała większość życia na kanapie w półmrocznym pokoju, z małą lampką umieszczoną nastrojowo gdzieś w kącie na niskim stoliczku lub podłodze. W takim klimacie – przesiąkniętym wonią perfum, mocnych papie-rosów i starych mebli – czuła się najlepiej. Rozmawiała wtedy czarująco nawet o rzeczach bardzo zwykłych i prostych4.

Warto zapamiętać ten obrazek, bowiem – choć nieco manieryczny w stylu – wydaje się niezwykle trafny: jedynym światem Pawlikowskiej, w którym czuła się naprawdę szczęśliwa, i „u siebie”, pozostała rodzin-na Kossakówka.

Nie potrafi ła zadomowić się w Wiedniu, ani potem na Morawach, gdzie znalazła się, poślubiwszy, u samego schyłku CK Monarchii, Wła-dysława Bzowskiego, ofi cera armii austriackiej. Nie rozsmakowała się również w chłodnej, intelektualnej atmosferze i prostocie, niemal asce-zie życia w zakopiańskiej rezydencji Pawlikowskich, Willi pod Jedla-mi, gdzie zamieszkała wraz z drugim mężem – Janem Gwalbertem Henrykiem Pawlikowskim5. Także trzecie zamążpójście wprowadziło ją w środowisko, którego oswoić, a tym bardziej polubić nie umiała. Związawszy się po raz drugi z wojskowym, kapitanem lotnictwa Ste-

żadnego znaczenia. Na plan pierwszy nieodmiennie wysuwały się wspomnienia „nieod-partego wdzięku, stokroć ważniejszego od urody [...] w każdym ruchu, słowie, uśmiechu, nikt nie mógł mu się oprzeć”. Tak opisywała ją Irena Krzywicka (z którą poetka, zbliżyw-szy się do feminizmu, współdziałała); zob. I. Krzywicka, Lilka, [w:] Wielcy i niewielcy, Warszawa 1960, s. 142-143, cyt [za:] J. Kwiatkowski, dz.cyt. s. VI.

4 Z. Leśnodorski, Wśród ludzi mojego miasta, Kraków 1968, [cyt. za: ] S. Koper, dz.cyt., Warszawa 2011, s. 263.

5 W swych prywatnych, nieprzeznaczonych do publikacji zapiskach wyrażała się po latach nader krytycznie: „Pierwszy kretyn notoryczny i cham. Drugi – wariat trochę, zły charakter, egoista sentymentalny, żujący własne paznokcie, nerwus i zarozumialec szew-cowaty, średnio porządny, w interesach”, zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę sza-tan spłodził, Zapiski 1939-1945 (seria: Biblioteka Gazety Wyborczej), oprac. R. Podraza, Warszawa 2012, s. 51-52, 56.

Page 168: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa168

201

3 to

m IV

fanem Jerzym Jasnorzewskim6, zwanym przez przyjaciół „Lotkiem”, przeniosła się wraz z mężem pod Dęblin7. Niepraktyczna, oddalona od Krakowa i Kossakówki, z trudem znosiła garnizonową atmosferę. Tym razem jednak małżeństwo, mimo pewnego niedopasowania8, okazało się szczęśliwym wyborem: związkiem scementowanym prawdziwym, umacniającym się z biegiem lat uczuciem9. Na chwile dobre i na złe. Właśnie w owych chwilach złych i – potem – najgorszych Lotek spraw-dzić się miał jako czuły, kochający mąż i opiekun, oparcie i pociecha.

Ale żadne z tych rozstań z domem nie było „nieodwołalne”. Wraca-ła tam, nad ukochane podwawelskie zakole Wisły, i jak Anteusz doty-kający ziemi nabierała sił. Dopiero wojna miała ją z tego refugium wy-rwać na zawsze. Wykorzenić. Krajem ostatecznego wygnania okazać się miała Anglia, dokąd Jasnorzewscy dotarli via Rumunia, Francja. Lotek, niezdolny do powrotu do latania bojowego, został przydzielony do służby naziemnej w bazie w Blackpool. Małżonkowie zamieszkali w hotelu – nomen omen – Waterloo (zwycięskim dla Anglików, lecz dla Jasnorzewskiej był to z pewnością synonim klęski10), następnie w Tra-falgar Hotel.

Zrazu nie wiedziała, że jest to podróż bez powrotu, jednak przeczu-cie owej nieodwracalności losu dojdzie do głosu wcześniej niż wiado-mość o toczącej ją chorobie. W jej poezji coraz to napływają nostal-giczne, dręczące i upojne zarazem, marzenia i sny o powrocie do kraju, przede wszystkim do znajomych okolic (Na chmurnych skrzydłach, Tre-ny wiślane, Liście krakowskie i Fatamorgany)11. Nakłada się na nie oba-wa, że się nie spełnią. „Bóg dla mnie wojny nie skróci nikczemnej...”

6 Wśród znajomych pamiętany był zarówno jako Stefan, jak i Jerzy.7 Maria poznała Lotka przypadkiem, odwiedzając ze swym ojcem Mieczysława Lisie-

wicza, zob. A. Nasiłowska, dz.cyt., s. 233-234. Wspomina o tym również Witold Zechen-ter: zob. tenże, Upływa szybko życie. Książka wspomnień, t. II, 1975, s. 47.

8 „[Lotek stale narzeka, że] za głośno chodzę, za głośno mówię, czytam z przesadą i nie może nic zrozumieć, robię bałagan, piszę wiersze do niczego i bez sensu, bo nie to, co teraz każdy chce i rozumie coś. Najlepsze wiersze mi osądza jako nic i nie radzi mi drukować” [Blackpool, 18 VIII 1940], zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę szatan spłodził, s. 51-52, „Lotek mnie siodła, chce przerobić na swoje kopytko zacne. Zmusza do ‹talstwa›, ‹sprzątalstwa›, etc. Nie daje mi zasnąć o swoim czasie. Jest przy tym rozkoszny i rozbrajający” [2/3 I 1943], tamże, s. 91.

9 W Anglii, w okresach rozstań, pisywali do siebie niemal co dzień.10 Pisze o tym żartobliwie w liście do Tymona Terleckiego z 24 II 1944. Wszystkie listy

cytowane w tekście pochodzą z przywoływanego już tomu: M. Pawlikowska-Jasnorzew-ska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy.

11 Także wszystkie wiersze cytowane w tekście pochodzą z tego tomu.

Page 169: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 169

WIZ

ERU

NK

I

– skarży się w wierszu Zwątpienie. Nie wiadomo też, czy „Ten, który ongi wodę w wino przemienił”, zechce wysłuchać westchnienie, by zmienił „gorzką toń morza w słodką wodę Wisły” (Wiślane wino). Zja-wia się również myśl, że bliżej niż do powrotu na rodzinny próg może być do innego już „wyzwolenia”: „Dom daleko, a wieczność blisko...” (Czarne algi). Jeszcze wyraźniej zabrzmi ona w Drodze jedynej:„Tam, za światem poczyna się wolność – [...]/ Tam, gdy mglistą wjadę limu-zyną/ W bramy nieboskłonu,/ Już mnie warty nie wstrzymają obce./ Z wiatrem rozrzucę paszporty – /I nie potrzeba mi świadectwa zgonu”.

Wojna jest dziełem szatana: „Wielki jest zły duch i szeroko rozpię-te nocne jego skrzydła [...] Żyjemy w jego cieniu [...] zarażeni jesteśmy jego myślą, szatańską wielkością jego uczuć” – dopowie poetka w Szki-cowniku poetyckim VII.

*Jaki był „wojenny profi l” Marii Jasnorzewskiej? Poznajemy go do

dziś, w kolejnych zaskakujących wersjach. Tu pragnę przypomnieć tylko parę wybranych głosów. Zrazu świadectwa jej ówczesnych losów pojawiały się na łamach emigracyjnej prasy. Wśród nich do najważniej-szych należą dwa teksty Teodozji Lisiewicz12. Znały się z „dawnych do-brych czasów”, toteż gdy spotkały się w roku 1944 „w Blackpoolu13 na wybrzeżu odartym z wszelkiej krasy”, w ich rozmowach wielokrotnie powracały echa beztroskich spotkań w Kossakówce, na werandzie. Co-raz silniejsza jednak, jak wspomina Lisiewicz, była nowa nuta – „nie-zmierna boleść nad tym, co się stało, odczucie głębsze niż u innych, żal niepomierny i wielka, ciągła tęsknota. Rok 1939 wżarł się w jej myśli tak głęboko, że wiersze, największa radość, nie chciały mówić – okale-czałe”.

12 Aktorka, tłumaczka i pisarka, siostra Mieczysława Lisiewicza, lotnika i poety, z któ-rym Maria rodzinnie się przyjaźniła; z którym zbliżyła się w okresie rozwodu z Paw-likowskim, i, jak twierdziła Samozwaniec, „była z nim po słowie”, zob. A. Nasiłowska, dz.cyt., s. 233-234.

13 Teodozja Lisiewicz przebywała tam ze względu na swe powiązania z WAAF (Wo-men’s Auxiliary Air Force – żeńską służbą pomocniczą w siłach powietrznych Wielkiej Brytanii). Założona w czerwcu 1939 roku, miała swój udział w bitwie o Anglię. Polskim odpowiednikiem WAAF w czasie wojny była Pomocnicza Służba Kobiet (PSK, tzw. pest-ki), pomocnicza formacja wojskowa, powstawała pod koniec 1941 z inicjatywy gen. Wła-dysława Andersa, podczas tworzenia Polskich Sił Zbrojnych na terenie Związku Sowiec-kiego.

Page 170: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa170

201

3 to

m IV

Teodozja Lisiewicz znalazła się także wśród garstki przyjaciół towa-rzyszących Jasnorzewskiej w ostatniej drodze, o czym pisze w szkicu Wygnanka z roku 1957:

Lilka, kapłanka Flory, miłośnica tęcz kryształowych, wietrznica świętojańska pochowana została w mieście leżącym u brzegów Mare Tenebrarum, gdzie każdy dom, każdy kamień zdaje się cierpieć w potępieniu dymów, sadzy i trzeźwości kupieckiej 14.

Drugi – Nie tak było15 – ukazał się dwanaście lat później, dodając sporo szczegółów dotyczących ostatnich dni poetki – sparaliżowanej nie, jak sądziła, od nieostrożnego przedawkowania naświetlań radem, lecz z powodu przerzutów raka do kręgosłupa. Wspomina zagubienie Pawlikowskiej:

[W Anglii] pojmowała tylko to, co znajdowało się poza zasięgiem codzien-ności, co zaś stanowi życie milionów ruchliwych prątków ludzkich, nie miało do niej dostępu. [...] Techniczna strona życia byłą poza nią.

Sporo miejsca poświęca również niepogodzeniu Pawlikowskiej z duchem panującym w otaczającym ją środowisku, na które patrzyła jak obserwator-karykaturzysta: raziło ją, ale i bawiło. Odsłania też ku-lisy udzielanej poetce pomocy fi nansowej i opieki ze strony emigracji, którą z kolei Pawlikowska oskarżała o obojętność czy wrogość.

Jedna z ważniejszych refl eksji w Wygnance dotyczy niechęci poetki do pisania liryki zaangażowanej, dyktowanej potrzebą chwili, sprzeci-wu tym większego, im usilniej była namawiana do podjęcia zadania.

Ojczyźniaki chcą mnie zabić – skarżyła się – chcą wplątać mnie w swoje nitki i wyssać wszystkie soki. [Dalej Lisiewicz tłumaczy:] Ojczyźniaki według niej, to groźne, pełne ważności pająki wojskowe i cywilne, rozglądające się tylko kogo by chwycić w krąg swoich sieci. [...] Obojętne im kto i dlaczego, wystarczyło im, że Jasnorzewska jest poetką, więc niech pisze wiersze bojowe, pełne krzepy niech rymowanym słowem podnosi ducha żołnierzy, tymczasem Lilce nie można było

14 T. Lisiewicz, Wygnanka. Wspomnienie o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, „Wia-domości” 1957, nr 2(563), s. 1.

15 T. Lisiewicz, Nie tak było, „Wiadomości” 1969, nr 48(1234), s. 4. Była to pełna obu-rzenia polemika z artykułem J. E. Czekalskiej Maria Pawlikowska na Zachodzie, „Życie Literackie” 1969, nr 30(913), s. 11; Lisiewicz wskazywała w nim nieścisłości i mijanie się z prawdą. W tym samym numerze „Wiadomości” ukazały się też inne znakomite teksty, m.in. wspomnienie o Jasnorzewskiej autorstwa Beaty Obertyńskiej pt. Lilka i tekst Sta-nisława Balińskiego pt. Krok w nieskończoność. O wierszach Marii Pawlikowskiej-Jasno-rzewskiej.

Page 171: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 171

WIZ

ERU

NK

I

tematu narzucić. [...] Wiersz propagandowy, rozumowo obliczony na efekt, a więc nie spontaniczny, stał poza kręgiem Lilki, jak stała technika codzienności16.

Podobnie widział to Tymon Terlecki: Pawlikowska nie umiała pisać wierszy stanowiących pobudkę do walki czy wierszy patriotycznych osadzonych w tradycji romantycznej i niepodległościowej17, ani „oj-czyźniaków” na zamówienie i pozostawała nieprzejednaną pacyfi stką, ale wpisała się w protest przeciw zbrodni18.

I to Terlecki był autorem kolejnego głęboko zapadającego w pamięć „wojennego” portretu pisarki. Artykuł Podzwonne (z roku 1950), za-mieszczony później w tomie Ostatnie utwory19, przynosi wstrząsający opis ostatnich dni Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej umierającej w szpitalu w Manchesterze. Jest też jednym z najbardziej osobistych, nasyconych emocjami tekstów Terleckiego-krytyka, którego w tych trudnych latach połączyła z poetką przyjaźń. Była pomiędzy nimi jakaś niezwyczajna duchowa bliskość – choć nie spotkali się osobiście pod-czas wojny, jedynie rozmawiali telefonicznie i korespondowali. Terlec-kim miał zatem w pamięci obraz dawniejszy – „świetnej i światowej”, choć trochę także „niepokojącej i nieobecnej” Marii Pawlikowskiej, na który niczym gęstniejący cień nasuwało się zaniepokojenie brzmieniem jej głosu w telefonie właśnie, już w Anglii: „spłoszonym jak głos ptaka, który zobaczył grozę. [...] Jakby zdławiony przez ciemność”20.

Tak więc z woli przeznaczenia – pisał w Podzwonnym – Pawlikowska jest dla mnie niematerialnością obłoku, wiotką smugą cienia, który przeszedł bokiem.

16 T. Lisiewicz, Wygnanka, s. 1.17 Jak pisze Anna Nasiłowska, w twórczości poetki jest kilka wierszy „zaangażowa-

nych”, patriotycznych, ale przedwojennych, w tomie Balet powojów. „Wtedy nie musiała ich pisać, nie były one włączaniem się w zbiorowy trend, ale delikatnym wyznaniem. Jak ten o narodowych barwach, znany, chyba najbardziej udany”. W czasie wojny nie pisała takich wierszy, tylko nostalgicznie: „o tęsknocie, o liściach jesiennych, o powrocie do Pol-ski”; zob. tejże, dz.cyt., s. 274-275.

18 Zob. T. Terlecki, Ruina poetyckiego klasycyzmu, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, s. 7-8.

19 Pierwodruk: „Wiadomości” 1950, nr 52/53(247/248), s. 5. W tym samym numerze znalazł się też znakomity tekst Tadeusza Sułkowskiego Maski. O wierszach Marii Pawli-kowskiej, analizujący zachodzące w nich przemiany poetyki, stopniowe odzieranie ich ze sztuczności secesji i baroku, z wszelkiej pozy i maski (którą bywał także żart), ze zbęd-nych dekoracji.

20 T. Terlecki, Podzwonne, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostat-nie listy, Wyd. MOST, Warszawa 2013, s. 143-144.

Page 172: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa172

201

3 to

m IV

Ale równocześnie jest bliźnim istnieniem, doświadczonym i sprawdzonym po-nad wszelką wątpliwość, zapamiętanym na długo, chyba na zawsze21.

Tekst ów stanowi zarazem wspomnienie i jedną z najtrafniejszych analiz twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, szczególnie wojennej.

Upłynęło ponad sześćdziesiąt lat od publikacji tamtego tekstu, w przyszłym roku przypada 70-lecie śmierci Pawlikowskiej. Jej utwory ciągle są bodaj najchętniej czytaną poezją „kobiecą” i, dodajmy, wciąż wznawianą w rozmaitych wydaniach – wydaniach pełnych i prawie pełnych lub w wyborach, także tematycznych. Nadal pojawiają się rze-czy wcześniej nieznane – arcyciekawe listy, o których częściowo będzie jeszcze mowa22, a także inedita poetyckie (choć to może określenie nieco na wyrost 23). Poezja Jasnorzewskiej pozostaje niezmiennie po-pularnym przedmiotem dociekań krytyczno- i historycznoliterackich. Podobnie jest z biografi ą poetki. Zwłaszcza w ostatnim dwudziestole-ciu sypały się obfi cie publikacje dotyczące jej życia. Tu przypomnimy niektóre: zarys monografi czny pióra Elżbiety Hurnikowej Maria Pawli-kowska-Jasnorzewska (1999), poświęcony, w głównej mierze, twórczości pisarki, dwa opracowania Marioli Pryzwan – Zniknę jak obłok: o Marii Pawlikowskiej: wspomnienia i wiersze (2004) oraz Lilka. Wspomnienia o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, (2010), kolejny tom wspomnień Magdaleny Samozwaniec (siostry Marii Pawlikowskiej-Jasnorzew-skiej) Moja siostra poetka (2010), wreszcie Anny Nasiłowskiej Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czyli Lilka Kossak. Biografi a poetki (2010), ze swadą napisana popularna biografi a (trochę żal, z punktu widzenia „szperacza”, że pozbawiona przypisów). Nasiłowska bardziej niż Pawli-kowskiej-poetce przypatruje się Pawlikowskiej-kobiecie, delikatnie od-brązawiając wyidealizowany portret poetki stworzony przez Samozwa-

21 Tamże, s. 143.22 Zebrane w tomach: Listy 1939-1945, opracowanych przez Pawła Kądzielę (1994)

oraz Listy do przyjaciół i korespondencja z mężem (1928–1945) w opracowaniu Kazimie-rza Olszańskiego (1998). Z racji swej wagi i bogactwa rozmiarów wymagają one osobnego obszernego studium, przekraczającego ramy tego szkicu.

23 Myślę tu np. o zbiorku Danaidy. Utwory ostatnie (2003) opracowanym przez T. Ja-nuszewskiego. Większość zbioru stanowią wiersze i fragmenty zapisków stanowiących kontynuację Szkicownika poetyckiego wydanego w roku 1939, wspomnień rodzinnych nazwanych przez poetkę Almanachem rodzinnym, dotychczas niedrukowane, wydobyte z archiwum znajdującego się obecnie w Muzeum Literatury w Warszawie. Nie są to rze-czywiście same nieznane utwory – część to po prostu inne brudnopisowe wersje tekstów publikowanych podczas wojny, zalążki tekstów, które zyskały nieco inny kształt, a także rozszerzone wersje wierszy publikowanych przed wojną.

Page 173: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 173

WIZ

ERU

NK

I

niec w Marii i Magdalenie (1956) i Zalotnicy niebieskiej (1973). Dodać można na tę samą „biografi czną półkę” dwie książki Sławomira Ko-pera: Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej (2010) oraz Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej (2011), w których spo-ro miejsca poświęcono obu siostrom Kossakównym i ich otoczeniu.

Rok 2012 przyniósł najważniejszą (a przynajmniej: najśmielszą) z dotychczasowych „odsłon” postaci i losów Marii Jasnorzewskiej – tom Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-194524 (2012) opracowany przez Rafała Podrazę, powiązanego rodzinnie z Magdaleną Samozwaniec25, wydany zaś w serii „Biblioteka Gazety Wyborczej” i przez prasę sze-roko komentowany26. Tym razem „świadkiem” owych losów okazuje się sama Pawlikowska-Jasnorzewska. Są to bowiem jej zapiski – rodzaj nieregularnego dziennika – jak zanotowała, „do spalenia [...] przezna-czone”27. Później także siostra poetki, Magdalena Samozwaniec, była przeciwna ich wydaniu28.

Lektura to rzeczywiście wstrząsająca. I to zarówno jako opis cier-pień i zmagań z chorobą, jak i wizja polskiego środowiska na wychodź-

24 Tytuł zaczerpnięty z wiersza Samotne piękno z cyklu Rubayaty wojenne I.25 Jego publikacje poświęcone Magdalenie Samozwaniec i jej rodzinie Magdalena,

córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec (PIW 2007) i Wojciech Kossak (ATUT 2012), a także podane przezeń do druku nieznane książki Samozwaniec Z pa-miętnika niemłodej już mężatki (W.A.B. 2009) i Moja siostra poetka (PIW 2010), wywoła-ły renesans zainteresowania twórczością satyryczki, a „przy okazji” przypomniały oczy-wiście postać Marii Pawlikowskiej.

26 Szerzej pisałam o tym w tekście Bez znieczulenia. Wiersze i zapiski Marii Pawlikow-skiej-Jasnorzewskiej z lat II wojny, „Fraza” 2013, nr 1-2 (81-82).

27 Zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę szatan spłodził, s. 70.28 We wstępie i w wywiadach Podraza szeroko tłumaczy swą decyzję, powołując się

m.in. na istnienie wcześniejszych fragmentarycznych publikacji, które złamały zakazy sióstr Kossakówien (precedens, przypominał Podraza, stworzył w tej sprawie Tymon Terlecki; będzie o tym mowa dalej w tekście). Tu zostały one wszystkie zebrane i upo-rządkowane i uzupełnione materiałami z przechowywanego w rodzinie odpisu dzienni-ka Pawlikowskiej (także objętego wyrażonym przez Magdalenę kategorycznym zakazem druku). Podraza wskazuje inną jeszcze przyczynę złamania zakazu. „Pawlikowska-Jasno-rzewska zmarła na raka szyjki macicy. 1% ze sprzedaży książki zostanie więc przekazany ogólnopolskiej Fundacji Kwiat Kobiecości, która zajmuje się profi laktyką tej choroby. [...] Ponadto [...] nikt [...] do tej pory nie pisał tak otwarcie o tej chorobie. Zapiski Pawlikow-skiej-Jasnorzewskiej dla milionów kobiet będą światełkiem ostrzegawczym i może spo-wodują, że przez głowę przebiegnie im myśl, by może jednak poddać się badaniu profi -laktycznemu”. Zob. m.in. Poetka wcale nielandrynkowa (rozmawiała z Rafałem Podrazą Ewa Podgajna), „Gazeta Wyborcza” (Szczecin) 2012, http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,13104067,Poetka_wcale_nielandrynkowa__Pawlikowska_Jasnorzewska.html#i-xzz2MnMRJn8v [dostęp online 20 XII 2012].

Page 174: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa174

201

3 to

m IV

stwie. (Dopiero na dalszym nieco planie rysuje się nieprzychylny obraz Brytyjczyków). Eteryczna poetka staje się w owych całkowicie prywat-nych zapiskach bezwzględną komentatorką rzeczywistości emigracyj-nej. Rodzi się jednak pytanie, czy można owe zapiski uznać, jak chce Podraza, za dokument. A w każdym razie – w jakim sensie.

Na wątek „somatyczny” składają się przede wszystkim bezlitosne w swym naturalizmie obrazy postępującej choroby, w najdrobniejszych intymnych przejawach i dolegliwościach – niemal podręcznikowe stu-dium zbyt późno rozpoznanego przypadku. Obok nich pojawiają się fragmenty, których obecność – czy rzeczywiście jest dość usprawiedli-wiona, nawet biorąc pod uwagę wspomniany utylitarny cel publikacji? Komu przyniosą pożytek opisy ciał „starych bab” lub raporty o stanie dziąseł poetki, „damskich perturbacjach” czy „wzdęciu brzuszka”? Czy nie można było tych niedyskrecji w publikacji uniknąć? Niezależnie jednak od rozmaitych wątpliwości, jakie rodzi decyzja i kształt wyda-nia zapisków, nie sposób owego nie przeznaczonego dla naszych oczu dziennika intymnego, ostatniego „powiernika” poetki, czytać obojęt-nie. Trudno również uwolnić się od jakiejś spóźnionej nadziei, że – być może – był jej wsparciem w ostatnich zmaganiach, że mogła się w nim ukryć, i tam, a nie „na zewnątrz” wykrzyczeć swoje przerażenie, bez-silność.

Na tym tle pozostała mniej zauważona inna ważna lektura, wydana w roku 2013, w której, niczym w soczewce, skupiły się wojenne losy i twórczość poetki. Nie jest to wszakże biografi a, lecz tom Ostatnich utworów Jasnorzewskiej zebranych i opracowanych przez przywoływa-nego tu kilkakroć Tymona Terleckiego. Ich pierwsza edycja, londyńska, ukazała się w roku 195629, zaś pierwsza krajowa – w 199330. Ta najnow-sza nie jest jednak tylko „wznowieniem po latach”, uzupełniono ją bo-wiem o korespondencję Pawlikowskiej i Terleckiego, a także Posłowie pióra Niny Taylor-Terleckiej. Stąd też rozszerzenie tytułu, brzmiącego obecnie Ostatnie utwory. Ostatnie listy31.

29 M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory, zebrał i oprac. T. Terlecki, Londyn 1956.

30 I wydanie krajowe: M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory, Warszawa 1993.

31 II wydanie rozszerzone: M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, Warszawa 2013.

Page 175: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 175

WIZ

ERU

NK

I

Pokrótce przypomnijmy: do trzynastu tomików przedwojennych poetka dołożyła na emigracji jeszcze dwa przygotowane do druku przez nią samą: Gołębia ofi arnego (Książnica Polska, Glasgow 1941) i Różę i lasy płonące (M. I. Kolin, Londyn 1941), trzeci planowany przez poetkę tomik, Bagienne niezapominajki (ok. 1943 roku) już się nie uka-zał, prawdopodobnie zagubiony przez wydawnictwo podczas likwida-cji32. Jedenaście lat po śmierci Pawlikowskiej Tymon Terlecki opubliko-wał Ostatnie utwory – gromadzące emigracyjne teksty Pawlikowskiej ogłaszane na łamach prasowych, jeszcze za jej życia oraz opracowany z rękopisu cykl fraszek Odpowiedź Polkożercom.

Zebrane w nim wiersze, jak pisze Tymon Terlecki, miały (praw-dopodobnie bez notatek stanowiących kontynuację Szkicownika po-etyckiego opublikowanego tuż przed wybuchem wojny) znaleźć się we wspomnianym zbiorze Bagienne stokrotki. Nie wiadomo, niestety, jaki miał być ostateczny kształt tomu zaprojektowany przez poetkę.

Dwadzieścia lat później Terlecki – jako edytor – raz jeszcze sięgnął do spuścizny po Jasnorzewskiej, choć już nie poetyckiej. Na przełomie lat 1973/1974 ukazały się na łamach londyńskich „Wiadomości” Ostat-nie notatniki33: zapiski opracowane również przez Terleckiego z otrzy-manych od Stefana Jasnorzewskiego notatników poetki34. Publikując je w „Wiadomościach” w rok po śmierci Lotka i niemal 30 lat po śmierci Pawlikowskiej (mimo zastrzeżeń samej poetki, a także Magdaleny Sa-mozwaniec), Terlecki był świadom wątpliwości co do słuszności decy-zji ogłoszenia materiałów prywatnych, nie przeznaczonych pierwotnie do druku. Tłumaczył się z niej – „wszystko, co dotyczy twórcy takiej miary jest ważne”. (Nie był, rzecz jasna, pierwszym, który tak „zgrze-szył” wobec autora, wystarczy wspomnieć Maxa Broda, „niewiernego” wykonawcę testamentu Franza Kafk i, dzięki któremu dzieła skazane przez autora na spalenie ujrzały światło dzienne...).

32 Likwidacja wydawnictwa M.I. Kolin (londyńskiego wydawcy „Wiadomości Pol-skich”), podczas której zaginęły także rękopisy innych autorów, nastąpiła niemal rów-nocześnie z zamknięciem pisma w 1944 roku, powstałe w miejsce Kolina wydawnictwo i księgarnia „Orbis” przejęły prawa autorskie do wydawanych wcześniej książek, zob. http://www.bu.uni.torun.pl/Archiwum_Emigracji/Wiadom1.htm [dostęp online 1 X 2012].

33 M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie notatniki, „Wiadomości” 1973-1974, nr 51/52/53 (1447/8/9), s. 8-9.

34 W edycji książkowej ukazały się one czterdzieści lat później, zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie notatniki. Szkicownik poetycki II, oprac. i wstęp T. Terlecki, Toruń 1993.

Page 176: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa176

201

3 to

m IV

Powróćmy teraz do tomu Ostatnich utworów. Ostatnich listów. Wstęp do nich stanowi cytowane już studium twórczości Pawlikow-skiej Ruina poetyckiego klasycyzmu, napisane przez Terleckiego w 1945 roku. Wiersze ułożone zostały w cykle, zgodnie z intencjami czy suge-stiami poetki, gdzie tylko były one znane. Przeplatają się tam Rubayaty wojenne (6 części), przemieszana z liryką poetycka proza Szkicownika poetyckiego (10 części), a także pogrupowane wiersze o liściach, o Kra-kowie, wigilijne; są i mikrocykle jak Cup of tea czy Lekarstwa. Wie-le spośród nich należy do najbardziej znanych (także dzięki szkolnej „dystrybucji”) utworów autorki, jak choćby Rozmowa z sercem (o Prze-szłości, do której nie ma drogi powrotnej), Dla Minotaura czy Cyganka mówi. Innych, równie znakomitych, jest jednak znacznie więcej.

Posłowie do pierwszego, londyńskiego wydania stanowił przywoły-wany powyżej tekst Podzwonne, w którym Terlecki przedstawił oko-liczności ostatniej choroby poetki i zamieścił teksty dwóch jej listów: z 9 maja i 14 czerwca 1945 roku. Najnowsze, krajowe wydanie zawiera jeszcze korespondencję wzajemną (znajdującą się obecnie w różnych zbiorach) – większość stanowią listy poetki (ok. 20), listów Terleckiego jest o połowę mniej35.

Początkowo korespondencja ta dotyczy publikacji, zazwyczaj wier-szy – czy to „zamawianych” do druku przez Terleckiego, czy to nad-syłanych przez poetkę do oceny, czy się nadadzą – „ślę wierszynę jaką mam” [list Pawlikowskiej z 3 I 1941], ale też proponowanych do druku tekstów starszych, a także fragmentów prozy. Jasnorzewska obszernie relacjonuje „Drogiemu Panu Tymonowi”, jak postępuje sprawa publi-kacji tomu Róża i lasy płonące. Terlecki znów rewanżuje się nadsyłany-mi „Drogiej Pani Lilce” artykułami, pośredniczy też w przekazywaniu honorariów autorskich i zdobywaniu zapomóg36. W 1944 roku powra-ca parokrotnie zaproszenie – by Pawlikowska wyrwała się z blackpool-skiej monotonii i odwiedziła Terleckich w ich „miniaturowym cottage na Putney” [list Terleckiego z 1 III 1944 wraz z serdecznym dopiskiem Toli Korian37], w którym mieszkają razem z kotem – „Pupinetti [...] jest

35 Znalazły się tam również drobiazgi, jak list Krystyny Zawadzkiej z przywołanym z pamięci tekstem wiersza Tryptyk i luźna kartka z notatnika poetki.

36 Przekazywane głównie przez Jana Hulewicza kierującego w Anglii Funduszem Kultury Narodowej; bliskiego przyjaciela Terleckiego z lat studenckich we Lwowie i jego „sublokatora” w Londynie.

37 Właśc. Maria Antonina Kopczyńska, aktorka, pierwsza żona Tymona Terleckiego.

Page 177: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 177

WIZ

ERU

NK

I

popielaty w pręgi, dość niemądry i bardzo czarujący” [list Terleckiego z 14 IVC 1944]. W odpowiedzi – to chyba jedyny list, w którym słyszal-na jest nuta optymizmu – Pawlikowska napisze: „Przyrzekam święcie przyjechać, w pierwszym tygodniu pokoju, który jest już tak bliski. [...] Mój kot nazywa się Pusiewicz – i pozdrawia Waszego najuprzejmiej” [list Pawlikowskiej z 22 IV 1944]. Mizeria wygnańczej wojennej egzy-stencji przeplata się z rozważaniami o kulturze, świecie przedwojen-nym i – bardzo gorzkimi – o emigracji, pośród której oboje czują się wyobcowani. Owo wyobcowanie było zapewne jednym z istotniejszych „katalizatorów” ich przyjaźni.

Znam dobrze tę problematykę ‹wewnętrzno-polską›. Widzi Pani, te wszystkie rzeczy występują w Londynie w monstrualnym rozdęciu, choć Londyn nie jest Blackpoolem. Bezmyślność, małość, tępota uczuciowa tej emigracji, jej trywial-na interesowność są chwilami nie do zniesienia. Jestem tak samo wyobcowany (okropne słowo) jak Pani. Dolega mi to w sposób aż [...] fi zycznie odczuwalny. Mało mam przywiązania do społecznego sztafażu, do zewnętrznej, widowisko-wej strony gromadnego istnienia, ale odczuwam niezmierną potrzebę wspólno-ty społecznej w znaczeniu intymnym, uczuciowym. [...] Gdyby nie było drogich przyjaciół Toli i Jana Hulewicza – obawiam się, że nie zdołałbym tego wytrzy-mać. Żyjemy bardzo samotnie, mówimy bardzo gorzkie, bezsilne, bezradne rze-czy na temat tego, co się wokół dzieje. [...] Uważamy Panią wszyscy za Dalekiego Przyjaciela, który by zrozumiał... [list Terleckiego z 12 VIII 1943].

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy tym samym liście, ukazującym bliskość odczuć owych oddalonych w przestrzeni, a przecież tak bez-błędnie odnajdujących się „bratnich dusz”.

Miało być o Pani, a jest o mnie”, pisze dalej Terlecki, ale „to po to, aby po-wiedzieć, że pobyt w Blackpoolu ma na pewno swoje dobre strony. Myślę, że to wygnanie dało Pani tak wielkie skupienie wewnętrzne, taką jednolitość tonu [...] nikt z piszących (poza Balińskim, który też już jakby stanął) nic nie robi, właści-wie nic nie przeżywa. Pani jest jedna jedyna, która przebudowała się w tej kata-strofi e, Pani ciągle się z nią mocuje, Pani jest – brzmi to paradoksalnie – poetą w wojnie, którego to, co dzieje się wokół, zobowiązuje. [...] niewiele kto poza Pa-nią dorósł do tego losu, który jeszcze przecież do końca nie odsłonił nam swojej twarzy. Może Pani oczekuje ode mnie pokrzepienia, pociechy, czegoś łatwego. Nie umiem Pani dać tego. [...] Lawina jest jeszcze ciągle w pełnym rozpędzie. Ale myślę, że Pani po ludzku i po pisarsku już dojrzała do tego, aby wszystko strzy-mać [list Terleckiego z 12 VIII 1843].

Z czasem tematem zasadniczym staje się choroba, rozpaczliwe usi-łowania organizacji życia, gdy nieodwołalnie sypie się ono w gruzy.

Page 178: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Justyna Chłap-Nowakowa178

201

3 to

m IV

Terlecki pomaga m.in. załatwiać urlopy dla Lotka, by mógł pozosta-wać przy chorej żonie. W jego listach jest zawsze, do końca, miejsce na próbę pociechy „Pani Lilki – Drogiego Udręczonego Przyjaciela” [list Terleckiego z 18 VI 1945]: „Bardzo się zmartwiłem chorobą Pani, ale jestem pewny, że rokowanie jest jak najlepsze, bo dom leczniczy, w któ-rym Pani przebywa ma jak najlepszą opinię” [list Terleckiego z 11 VI 1945]. Nawet w ostatnim liście prosi o jeszcze „trochę cierpliwości, tro-chę wiary, że ta dotkliwa bieda, która Panią tak dręczy – także przej-dzie” [list Terleckiego z 18 VI 1945].

Pawlikowska jednak, pisząc o swym stanie, nasilających się cierpie-niach, egzystencji pomiędzy zastrzykami morfi ny i coraminy, coraz wyraźniej wspomina o zbliżającej się śmierci:

Sądzę, że są to moje ostatnie dni. [...] I od takich Przyjaciół trzeba odcho-dzić38? I po co? Kiedy ja znowu taki poetycki mózg od przyrody dostanę? [...] Pa-nie Tymonie, czy może Pan kiedyś w Polsce przypomnieć moje sztuki teatrom. [...] Dochody z tych przedstawień chcę, aby po pół przypadły Madzi [Magdale-nie Samozwaniec – JCN] i mojemu mężowi. [...] Jest to b. dobry mąż, obecnie tak zrozpaczony, ‹that his face could stop the clock›” [list Pawlikowskiej z 14 VI 1945].

Książka ta kryje w sobie jeszcze jedno nieoczekiwane poświadcze-nie więzi pomiędzy poetką, jej twórczością (potem – spuścizną po-etycką) a Tymonem Terleckim, jakie przynosi Posłowie autorstwa Niny Taylor-Terleckiej39. Opowiada ona o późniejszej, zadzierzgniętej moc-no już po śmierci poetki, wieloletniej znajomości czy wręcz przyjaźni pomiędzy Terleckimi a Stefanem Jerzym Jasnorzewskim. Początkowo korespondencyjnej raczej i dorywczej, „wzbudzanej” przy okazji ko-lejnych rocznicowych wieczorów poświęconych pamięci zmarłej poet-ki. Krążyły więc pomiędzy nimi listy około pierwszej, piątej, wreszcie siódmej rocznicy jej śmierci (w 1952 roku), kiedy to Terlecki, za zgodą wdzięcznego za inicjatywę Jasnorzewskiego, rozpoczął prace nad wy-daniem wierszy powstałych w ostatnich latach życia „Lilki”, a nieuję-tych w wojennych tomach. (Starania te uwieńczone zostały sukcesem

38 To zapewne odnosi się i do Terleckiego, i do wspominanego już Jana Hulewicza, o którym także mowa jest w tym samym liście (pisze poetka o trzymanej od niego pomo-cy fi nansowej.

39 Poza przyczynkiem biografi cznym, znaleźć tam można również cenne szczegóły bibliografi czne, jak te, że Terlecki debiutował jako krytyk recenzją z tomu Profi l białej damy w lwowskim „Słowie Polskim” 1930, nr 53, i że jest on autorem hasła poświęconego Pawlikowskiej w Columbia Dictionary of Modern European Literature (1980).

Page 179: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ 179

WIZ

ERU

NK

I

w cztery lata później: w 1956 roku, dzięki pomocy fi nansowej Legionu Młodych Polek w Chicago oraz Stowarzyszenia Pisarzy Polskich uka-zał się zbiór Ostatnie utwory). Dwa lata trwała cisza, dopiero rok 1954 przynieść miał zasadniczą zmianę relacji. Jasnorzewski, przebywający wówczas – już od pewnego czasu – w Kornwalii na farmie u Zofi i Kos-sak-Szczuckiej, siostry stryjecznej Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, nie tylko odezwał się listownie, ale i anonsował swój przyjazd do Lon-dynu. Zapowiadał też, że przywiezie „pamiętniki Lilki”, które zebrał40. Pisał również o swych poważnych zdrowotnych kłopotach i fatalnym stanie nerwów. Prosił, by na czas pobytu mógł się zatrzymać u Ter-leckich, choćby w kącie, „na podłodze”. Wizyta zamieniła się w kil-kuletni pobyt, bodaj czy nie sześcioletni, jak obliczał Tymon Terlecki. Jasnorzewski zaś, jak pisze Nina Taylor-Terlecka, pełnił rolę „złotej rączki”, użytecznego „handymana”. Zrodzona w owych latach przy-jaźń i przywiązanie, których ślady odnaleźć można w kolejnych listach, trwały także wtedy, gdy Terleccy wyjechali w roku 1965 na kilka lat do Ameryki, trwała aż do śmierci Lotka w 1970 roku. Pochowany został w Manchesterze, w grobie żony.

Jest w tym niewielkim tomie jakaś ogromna kondensacja piękna i tragizmu, emocji – obecnych i w twórczości, i w życiu poetki, i wokół niej. Odsłania się w nim także historia niezwykłej przyjaźni, oddania i wierności pamięci.

Kiedyś zabraknie nie tylko świadków i świadectw, ale może i „ku-stoszy” owej pamięci. Stanie się to jednak – jak wolno sądzić po wciąż intensywnym, tu częściowo przypomnianym zainteresowaniu – nie-prędko. Rzecz jasna, pamięć o poecie mierzy się też w innych „jednost-kach”: dopóty nie umiera, trwa, dopóki jego wiersze potrafi ą wywo-ływać w czytelnikach prawdziwe poruszenie duszy. Jak długo jeszcze zdolność tę zachowa poezja Marii Jasnorzewskiej? To już zupełnie inne pytanie.

40 Pawlikowska, jej twórczość i losy stale były obecne we wzajemnej korespondencji, nb. w jednym z listów Jasnorzewskiego pojawia się też m.in. wątek Magdaleny Samozwa-niec i jej wspomnień o siostrze „wyssanych z palca” i „pełnych nieścisłości”, zob. N. Tay-lor-Terlecka, Posłowie, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie li-sty, s. 199.

Page 180: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Refl eksja o poetyckich portretach artystów i osobistości życia kul-turalnego, o konterfektach wielkich postaci, które zapisały się w dzie-jach sztuki, winna uwzględniać wielopłaszczyznowy dialog z dziełem i biografi ą twórcy, przybliżać poetyki, style, gatunki, rekonstruować sytuacje literackiego mówienia i przemawiania, rozpoznawać rodzaj więzi z uhonorowanym, bądź wspominanym twórcą, odnosić się do istniejących opowieści, które nowy tekst uzupełnia i koryguje. W tym sensie świadectwa są uwikłane, umieszczone wśród innych głosów. Ich stopień wiarygodności może być różny, niekiedy nawet odległy od po-świadczonej przez źródła faktografi i. W kulturowej przestrzeni, w któ-rej funkcjonują świadectwa poetyckie o ludziach sztuki, szczególne miejsce zajmują pożegnania – treny, żale.

Ważny jest rodzaj więzi z artystą – bohaterem utworów poetyckich. Jeśli relacja miała charakter przyjacielski, to wówczas piszący staje się świadkiem zdarzeń, zachowań, rozmów lub nawet więcej: jedynym po-wiernikiem sekretów, partnerem dialogu, kimś wtajemniczonym. Może też przyjmować rolę kronikarza sukcesów. Tego rodzaju przekazy – ar-tystyczne i literackie – przyczyniają się do powstawania legendy artysty, uzupełniają o nowe wątki anegdotyczną historię życia. Każda licząca się wypowiedź, sytuując się w pewnej sekwencji tekstów, przynajmniej w zamierzeniu ma wywołać zmianę w obrębie powszechnie znanych wyobrażeń. I tak autorzy wierszy o artystach – rewelatorach idei oraz form – zmierzają ku przeniknięciu tajemnicy twórczości, ku wyjawie-niu psychologicznej prawdy o portretowanej osobie. Inwencja poetycka oswaja wówczas „obce” światy zaklęte w malarstwie czy muzyce, poszu-kuje wyrazu dla tego, co niepochwytne, pozasłowne, umykające opisom.

Wojciech LIGĘZA

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM

Page 181: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 181

WIZ

ERU

NK

I

Jeśli dialog intertekstualny obejmuje różne dziedziny sztuki posłu-gującej się innymi tworzywami, na przykład dźwiękiem i słowem, to wówczas napotkamy na szereg wielokrotnie roztrząsanych komplika-cji. Pojawiają się w tym miejscu pytania o możliwości przekładu muzy-ki na język literacki, kształty i sposoby rozumienia muzyczności w li-teraturze, o semantyczną koherencję korespondowania sztuk. Możemy w sposób uprawniony mówić raczej o historii złudzeń, że różne sztuki spotykają się na wspólnym terytorium, bądź też o dziejach różnic, jakie zachodzą między muzyką a literaturą, niezależnie od tendencji scalają-cych i syntetyzujących.

Zadaniem literatury byłoby przekazywanie właściwości konkret-nych dzieł muzycznych, zbliżanie się do istoty przeżycia estetycznego. W poezji wędrującej w stronę światów muzycznych można wyodręb-nić kilka sposobów artystycznego postępowania, które wzajemnie się uzupełniają oraz pewną liczbę tematów – przewidywalnych, okolicz-nościowych, ale również wymykających się uschematyzowanym uję-ciom. Wskażmy więc fragmenty biografi i kompozytora opracowane przez mowę metafor, próby poetyckich „ekwiwalentyzacji” utworów muzycznych oraz świadectwa emocji, które wiążą się ze słuchaniem. Znacznie rzadziej pojawiają się refl eksje o użytym instrumentarium ję-zykowym, o możliwościach przekazywania jakości muzycznych w sło-wie poetyckim. Natomiast mniej skodyfi kowaną postać mają literackie zapisy prywatnych rozmów na publicznym forum literatury.

Ofi cjalne rytuały kultury, potwierdzające sukces artysty i jego spo-łeczną rangę spotykają się z przekazami osobistymi – o przyjaźni i spo-tkaniach z kompozytorem. Zatem niezwykłość portretowanej osoby konfrontowana bywa z codziennością artysty, wielkość – z małymi słabościami, wizerunek upozowany z wytworami plotki. Co oczywiste, wiersze polskich poetów poświęcone Karolowi Szymanowskiemu i jego kompozycjom nie będą odbiegać od podanych tutaj skrótowo reguł. Możliwe są, rzecz jasna, wariacyjne rozwinięcia, wskazanych poetyc-kich reguł czy też silnie naznaczone indywidualnością piszącego por-trety twórcy i opisy muzyki.

Większość odczytywanych w tym szkicu tekstów znalazła się w trzykrotnie wydanej antologii zatytułowanej Wiersze o Szymanow-skim, ułożonej przez Józefa Opalskiego, zaopatrzonej w instruktywne noty i komentarze. Najwcześniejszy liryk Jarosława Iwaszkiewicza Do Karola Szymanowskiego pochodzi z roku 1929, pod najpóźniejszym

Page 182: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA182

201

3 to

m IV

utworem Samotni mężczyźni Grzegorza Musiała – widnieje data 1985. Najwięcej wierszy powstało po śmierci wielkiego kompozytora, w roku 1937. Porządek żałoby przechodzi w porządek wspominania, a kolej-ne świadectwa koncentrują się wokół rocznic przypadających w roku 1947 i 1957. W omawianym zbiorze, który jest raczej książeczką, niż książką, najważniejsze miejsce zajmują epitafi a poetyckie, żale liryczne upamiętniające poetę, wspomnienia, restytucje chwil muzycznego za-chwytu. Tak wyznaczony kanon zostaje dopełniony przez kolejne śla-dy zainteresowania Szymanowskim, w wierszach, które już nie weszły do omawianej antologii. Weźmy na przykład liryk Marka Sołtysika K. S. Rok 1922. Szpital nocny, niezwykle interesujący, kreowany, jakby „usłyszany” monolog-wyznanie kompozytora (zbiór Korytarz, 1982), utwór Krzysztofa Boczkowskiego Karol Szymanowski „O romantyzmie w muzyce” – wchodzący w skład wielogłosu „wypisów” z ważnych hu-manistycznych lektur (Apokryfy i fragmenty, 1988), wiersz Bolesława Taborskiego Szymanowski w Edynburgu, ze zbioru Plan B. (2007), bądź poetycką impresję Zdzisławy Górskiej, wspartą wrażliwością estetycz-ną i muzykologiczną wiedzą, która odnosi się słuchania Mitów Szyma-nowskiego (Źródło Aretuzy z tomu Wyprzedaż złudzeń, 2012).

Warto podkreślić, iż zapisy poetyckie to tylko pewna część literac-kich świadectw – trudno utrzymywać, że najważniejsza, bowiem K arol Szymanowski, jako mistrz, mentor, artysta podziwiany, przyjaciel, wciąż powraca w wielu, zróżnicowanych gatunkowo utworach Iwasz-kiewicza: w opowiadaniach, „etiudach prozaicznych” (wedle określe-nia Kazimierza Wyki), wspomnieniach, quasi-reportażowych relacjach z podróży (Książka o Sycylii), esejach, szkicach krytycznych, a eks-ponowane miejsce zajmuje w tym wyliczeniu tom osobny Spotkania z Szymanowskim. Kompozytor staje się pierwowzorem dla kreowanych przez S. I. Witkiewicza postaci, także jego muzyka przewija się w po-wieściowych dyskusjach i monologach o estetyczno-metafi zycznym od-działywaniu muzyki. Jak pisze Józef Opalski w książce Chopin i Szyma-nowski w literaturze dwudziestolecia międzywojennego: „Witkacy nigdy nie uwolnił się od Szymanowskiego. Szczególnie wyraźnie rysuje się ten wpływ w powieściach, w których ilekroć mowa jest o muzyce, zaraz pojawia się (choćby jako napomknienie) postać i muzyka twórcy Stabat Mater”. Dodać warto, iż porte-parole Szymanowskiego (chodzi o po-stać Koraba) pojawia się w jego nie zachowanej powieści Efebos, przy-bliżanej i streszczanej przez Iwaszkiewicza. Możemy też pójść tropem

Page 183: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 183

WIZ

ERU

NK

I

Zbigniewa Uniłowskiego. Jak wiadomo, Karol Szymanowski mecena-sował pisarzowi, a korespondencja tego prozaika z wielkim kompozy-torem rzuca światło na autobiografi czną powieść Dwadzieścia lat życia.

Sugestywne portrety autora Metopów i Mitów znajdziemy w zapi-sach diarystycznych Zofi i Nałkowskiej oraz Jana Lechonia, we wspo-mnieniach Artura Rubinsteina, Ludomira Różyckiego, Zofi i Szy-manowskiej, Jerzego Mieczysława Rytarda, Krystyny Dąbrowskiej i innych. Nie sposób również pominąć pism muzyków, muzykologów i krytyków muzycznych objaśniających fenomen kompozytorski Szy-manowskiego: Adolfa Chybińskiego, Zygmunta Mycielskiego, Teresy Chylińskiej, Józefa M. Chomińskiego, Stefana Kisielewskiego, Stefana Jarocińskiego, Jerzego Waldorff a. Oto konteksty i zarazem odniesienia dialogowe wierszy o Karolu Szymanowskim. Utwory poetyckie tworzą bowiem portret wielokrotny, uczestniczą w pożegnaniu artysty, podej-mują wątki wspomnieniowe, a na innym planie bywają „poetycką mu-zykologią”, jak również kronikami wzruszeń estetycznych.

Trzy wiersze wybitnych poetów z kręgu Skamandra – Iwaszkiewi-cza, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Antoniego Słonimskiego, zróżnicowane pod względem tonacji stylistycznych, otwierają naszą sekwencję. W wywiedzionej z romantycznej wyobraźni, zaopatrzo-nej w motto ze Słowackiego wizji Iwaszkiewicza w wierszu Do Karo-la Szymanowskiego (z roku 1929) kraj i krajobraz wiążą się z ewokacją wspólnej przeszłości. Za symboliczne centrum Ukrainy poeta uznaje w tym liryku nie wymienioną z nazwy Tymoszówkę, gniazdo rodzin-ne kompozytora, utracone na zawsze. Niezbędna jest informacja, że Dwór w Tymoszówce spłonął w czasie rewolucji 1917, a Szymanow-scy przenieśli się do Elizawetgradu. Portret Tymoszówki, mitycznego miejsca ważnego w biografi i kompozytora, tworzy Zofi a Szymanowska w swych wspomnieniach zatytułowanych Opowieść o naszym domu. O zagładzie dworu pisze również Iwaszkiewicz w cyklu wspomnień i rozważań Spotkania z Szymanowskim. Prywatna historia opuszczenia Ukrainy odsyła do dziejów zbiorowych. Powiemy więc o poetyckim pożegnaniu miejsca edukacji artystycznej, przestrzeni intelektualnego wzrastania, a z drugiej strony o elegii na odejście terytorium silnie na-znaczonego fantazmatami polskiej wyobraźni, gdyż Iwaszkiewicz gro-madzi tutaj emblematyczne obrazy wielkiej historycznej przeszłości.

W wierszu Do Karola Szymanowskiego słyszenie głosu z Ukrainy oznacza niepokój oraz tęsknotę. W otwierających utwór wersach poeta

Page 184: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA184

201

3 to

m IV

uruchamia konwencję rozmowy, może też listu: „jeśli się w tobie wio-sną jak we mnie, mój drogi / Budzą nieokreślone pachnące uczucia”. Adresat – Karol Szymanowski – ma poświadczać wygnanie z Edenu, bowiem obrót historii odciął „duchowe drogi”, a Ukraina przyrówna-na zostaje do „niebiańskiej ojczyzny”. Jarosław Iwaszkiewicz w kunsz-townym i konceptualnym wyliczeniu (tworzącym głęboka retardację) umieszcza odwołania do takich utworów Szymanowskiego, jak Pieśni muezina szalonego, Mity, Król Roger. Warto zwrócić uwagę na „pa-mięć sensualną” Palermo i tamtejsze znaki kultury. Poeta podkreśla, iż światy artystycznej kreacji w tych dziełach znajdują się „gdzie indziej”, w przestrzeniach sztuki, nie na Ukrainie. W wierszu Do Karola Szyma-nowskiego melancholijne wyznania łączą się z pragnieniem powrotu, w sensie realnym – niemożliwym, z głębokim rozumieniem legend, ze słuchaniem wewnętrznej melodii, bo wszakże genius loci wypowiada się muzycznie.

W liryku Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Muzyka i gwiazdy (z tomu Balet powojów) dawna utracona miłość zyskuje wymiar kosmicz-ny, jest odległa, jak sfery niebieskie i przez muzykę – jak gdyby narrację mityczną – może zostać jedynie przywołana czy też „odegrana”, ale nie odzyskana. Odległość i obcość urasta tutaj do skali wszechświata. Poet-ka wypowiada żal za pośrednictwem muzyki, a brzmienia pitagorejskie wcale nie zapewniają o doskonałym porządku, przeciwnie – dźwięcząc dysonansowo, potwierdzają zamęt rozstania:

Przełożono na muzykę światło Vegi...Był to jakby Szymanowski,Zaświatowo dziki.Miłość nasza, gwiazda nasza już odbiegłaW niebios manowce,O miliony lat muzyki czy światła!

(Muzyka i gwiazdy)

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, pisząc o rodzaju muzyki – odbie-ranej przez słuch wewnętrzny – łączy wrażenia nie dającej się o swoić formy z kategoriami sonorystycznymi w muzyce Szymanowskiego – brzmieniem „scytyjskim” czy archaicznym. Chociaż obcość o znacza też wielkość tej muzyki, gdyż światło Vegi jest bardzo jasne, inten sywne.

Z kolei wiersz Słonimskiego Koncert skrzypcowy to opowieść o słu-chaniu muzyki, o jej magii oraz mocy przemieniającej. Mógłby to być

Page 185: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 185

WIZ

ERU

NK

I

każdy koncert z wielkiego wirtuozowskiego repertuaru, gdyby nie hi-storia anegdotyczna w tle. Otóż w Alfabecie wspomnień Słonimski pi-sze o tym, iż w „Atmie”, zakopiańskim domu Karola Szymanowskiego, „po raz pierwszy Kochański grał jego [Szymanowskiego – W. L.] drugi koncert skrzypcowy”. Zapewne była to prywatna kameralna prezenta-cja utworu, gdyż [...] prawykonanie II Koncertu skrzypcowego Karola Szymanowskiego miało miejsce w Warszawie, 6 października 1933 (so-listą był Paweł Kochański, Orkiestrą Filharmonii Warszawskiej dyry-gował Grzegorz Fitelberg, obaj bywalcy Atmy).

Pomijając naiwne (niefortunne) fragmenty przekładu muzyki na ję-zyk słów (muzyka „wznosi się ku górze, / Płynie melodia, leje się ton czysty”), znajdziemy u Słonimskiego oryginalne metafory „instrumen-tologiczne” m.in. we frazie: „jęczy umarłe drzewo pod ręką artysty, / jak nie płakało nigdy w wiosennej wichurze”. Tym określonym za po-mocą peryfrazy śpiewającym „umarłym drzewem” są skrzypce Anto-nia Stradivariego, na których grał Kochański.

Styl folklorystyczny w koncercie Szymanowskiego poeta wiąże z grozą i melancholią pejzażu tatrzańskiego. Jednakże szkicowy opis krajobrazu nie wyzwala się z maniery młodopolskiej. Omawiany wiersz staje się przyczynkiem do powstającego mitu Atmy – miejsca zaczaro-wanego, do którego – oprócz muzyków – pielgrzymowali słynni poeci. W księdze gości zapisane zostały nazwiska Wierzyńskiego, Lechonia, Tuwima, Słonimskiego W odczytywanym wierszu Koncert skrzypcowy przede wszystkim warto zwrócić uwagę na przemianę wspólnoty słu-chających, uwolnionych od troski istnienia, umieszczonych w bezcza-sowych „słodkim unisono” przeżywania muzyki. W chwili zasłuchania odbiorcy koncertu wierzą w to, że utracona przeszłość może powrócić w nowym uszlachetnionym kształcie.

Jak to już zostało zaznaczone, treny dla Karola Szymanowskiego tworzą kolekcję najbardziej rozbudowaną. W rozważaniach pośmiert-nych o Szymanowskim w tomie esejów Orfeusz w piekle XX wieku przenikliwą uwagę umieścił Józef Wittlin: „Jesteśmy narodem jak gdy-by wyspecjalizowanym w ż e g n a n iu. W witaniu wielkich talentów w d odawaniu im otuchy nie mamy wprawy” Znana jest dysproporcja między – często nieżyczliwym – przyjęciem dzieł Sz ymanowskiego a okazałą, pełną przepychu, formą uroczystości pogrzebowych kompo-zytora – w Warszawie i Krakowie, 6 i 7 kwietnia 1937, o czym przekonu-je na przykład relacja Jerzego Waldorff a w tomie Serce w płomieniach.

Page 186: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA186

201

3 to

m IV

Słowo o Szymanowskim. Wedle polskich pojęć Karol Szymanowski mógł stać się wielkim artystą dopiero po śmierci. Chcąc, nie chcąc, po-etyckie świadectwa żalu zanurzają się w tej aurze, nie należy jednak sądzić, że wiążą się one jedynie z rytuałem pożegnania i służą zawłasz-czeniu osoby i dzieła, bowiem większość poetyckich trenów wynika z autentycznej potrzeby upamiętnienia.

Najciekawsze przykłady liryki funeralnej pochodzą z kręgu blis kiego artyście. W tym miejscu wypadnie powrócić do Jarosława Iwaszkiewi-cza i jego Sonetów sycylijskich, zamieszczonych w tomie Inne życie. Ten cykl, któremu jedność nadaje przeżywanie śmierci Szymanowskiego, uważnie odczytuje Jerzy Kwiatkowski w klasycznej książce Poezja Jaro-sława Iwaszkiewicza na tle dwudziestolecia międzywojennego, przybli-żając i komentując wielorakie odwołania do świata i ducha muzyki au-tora Źródła Aretuzy. Kwiatkowski podkreśla dyskrecję wyrażania żalu, wskazuje zasadę semantycznego przesunięcia, gdyż grób króla Rogera w katedrze w Palermo staje się prefi guracją grobu Szymanowskiego, zauważa równoległość instrumentacji głoskowej u Iwaszkiewicza z opi-sem dźwięku skrzypiec, zwraca na to uwagę, że słuchanie Szymanow-skiego odbywa się w miejscu inspiracji, czyli w Syrakuzach na Sycylii.

Dodajmy, iż w otwarciu cyklu Iwaszkiewicza, w Sonecie wstępnym, rozmowa z Szymanowskim tak jest prowadzona, jakby śmierć kompo-zytora nie została przyjęta do wiadomości. Poeta, ograniczając się do pośrednictwa obrazów, a także decydując się na aforyzm w wygłosie wiersza („życie znikome / śmierć tylko ogromna”) niemal pomija reto-rykę epicedium. I tak ruiny świątyń sycylijskich wyrażają ogołocenie i opustoszenie, a żywioły morza i powietrza włączają się w przeżywa-nie żałoby. Zapewne chodzi o Selinunt, skąd pochodzą słynne metopy. Komunikaty do Zmarłego przekazywane są w gramatycznym trybie warunkowym, co oznacza nadzieję kontynuowania dawnych dialogów i zarazem uchylenie takiej możliwości. Śmierć kompozytora przeżywa-na jest w scenerii monumentalnej – całej wyspy, tak znaczącej w kultu-ralnej biografi i Szymanowskiego.

Zacytujmy teraz fragment sonetu VI Iwaszkiewicza zatytułowanego Źródło Aretuzy:

Cisza martwa usnęła u zmarłej przerębli,Odeszły stąd boginie, zmarły Syrakuzy.

I nagle w obumarłym i martwym eterze

Page 187: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 187

WIZ

ERU

NK

I

Ton wysoki się zjawia uparcie niezwiewny,I źródło, i noc ciemną w posiadanie bierze –

Zatrzymuje się, zniża, gołębiom kuszonyOpiera się i dzwoni czysty i podniebny –Ton, jaki dla nas wybrał czarny mistrz z Cremony.

Inaczej niż w poprzednim przykładzie, topika funeralna staje się wy-raźniejsza. Po odejściu wielkiego kompozytora poeta postrzega Syraku-zy jako terytorium śmierci, spowite we wszechpanującą czerń. „Czarny mistrz z Cremony”, czyli Stradivari, który zdaje się być wysłannikiem podziemi, przenosi żałobę w obszar wiecznej sztuki. Ton skrzypiec wydobywany z instrumentu zaprojektowanego przez M istrza i zawie-szony w powietrzu (podobny sugestywny obraz znajdziemy w Piosen-ce o końcu świata Czesława Miłosza) – wznosi się ponad śmierć, gdyż muzyka posiada moc przemieniania świata i restytucji czasu. Martwe źródło Aretuzy – ożywa. Wracamy znów do skrzypiec Kochańskiego i jego wykonań Mitów. W Książce o Sycylii (1956) Iwaszkiewicza od-najdziemy echo Sonetów sycylijskich. Bezpośrednie zmysłowe doznanie miejsca mitycznego podwójnie, gdyż historia Nimfy zaklętej w źródło jest częścią dwudziestowiecznej mitologii artysty, przekształca się we wrażenia emocjonalno-estetyczne, w „wewnętrzne” słuchanie muzyki: „Gładkie i tajemnicze lustro wody z ciemnymi perukami papiru sów – milczało. Ale ja słyszałem w nim dźwięki wysokie i bolesne, natężone hamowaną namiętnością – takie, jakie słyszałem niegdyś wychodzące z ciemnego pudła stradivariusowych skrzypiec. Dla mnie źródło Are-tuzy nierozłącznie zrosło się ze wspomnieniem dziwnego, wielkiego artysty [...]. Wysoka przenikliwa melodia Szymanowskiego w tej ciszy brzmiała we mnie jak [...] przejmująca innere Stimme – głos wewnętrz-ny...” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz. Powtarzane i w wierszu i w prozie określenie „ton wysoki” odnosi się do górnych rejestrów skali muzycz-nej w partii skrzypiec w Źródle Aretuzy, ale też, jak wolno przypusz-czać, do wzniosłości i jakości przeżywania.

Pozostać wypadnie w kręgu Skamandra i rozważyć inne jeszcze odniesienie muzyki Szymanowskiego do spraw ostatecznych. Mam na myśli liryk Jana Lechonia Niebo z tomu Marmur i róża, po raz pierwszy drukowany we „Wiadomościach” w roku 1951. Wśród wizji zaświatów przypominających rodzime łąki, w pejzażu niebiańskim z drzewami grającymi jak organy znalazł się w Lechoniowym wierszu także obraz

Page 188: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA188

201

3 to

m IV

wyniosłego Akropolu – swoistej świętości wśród znaków kultury. Mu-zyka na wysokościach jest rozpoznawalna, ma tytuł i ziemską genealo-gię, zaś artysta-skrzypek, może wysłannik niewidzialnego Boga, repre-zentant Aniołów, wymieniony zostaje z nazwiska:

A później, niby wielki robak świętojański,Srebrny księżyc rozświetlił Akropolu gruzy,Nad którymi wysoko stał Paweł KochańskiI grał w tej boskiej ciszy Źródło Aretuzy.

(Niebo)

Ciekawa jest tutaj metaforyka lunarna oraz związek muzyki i mu-zyka ze światłem. Poprzestanę jednak na stwierdzeniu, iż słynna i nie-zwykle poruszająca kompozycja Karola Szymanowskiego z cyklu Mity oderwana zostaje od przygodnego słuchania i przeniesiona w sferę do-znań absolutnych. Zatem jej wartość ponadczasową zabezpiecza me-tafi zyczna sankcja. Związane z marzeniem sennym i epifanicznym rozświetleniem części tajemnicy wyższego świata wizjonerstwo Jana Lechonia wykorzystuje sławę wirtuoza, ale może jeszcze bardziej zapa-miętane przez słuchaczy brzmienie instrumentu.

Wszakże w pismach Karola Szymanowskiego znajdziemy takie zdania o Pawle Kochańskim: „bogactwo i swoisty czar brzmienia były jedynie drogą wiodącą zawsze do jednego celu: do objawienia utajo-nego w utworze muzycznym j e d y n e g o jego piękna”. Kochański ze „szczególnym jasnowidztwem poszukiwał nowych dróg, nowych moż-liwości”. I jeszcze dodawał kompozytor „wtajemniczał mnie w prze-dziwne swoje <métier>, ofi arując nieprzeczuwalne wprost horyzonty” (P amięci Pawła Kochańskiego). W Szymanowskiego retoryce prze-kroczenia kwestie muzycznej kolorystyki oraz artykulacji wiążą się z docieraniem do niewyrażalnej tajemnicy piękna, ale też estetyczne zauroczenie grą wizjonera skrzypiec wiedzie w stronę duchowych wta-jemniczeń. Natomiast Jan Lechoń, wiedząc, że w poezji więcej m ożna, zachwyt śmiertelnych słuchaczy i zasłuchanie zanurzone w czasie, przenosi w zaświatowy porządek wiecznego trwania.

Trudno przekładalna na język słów sztuka dźwięku bierze udział w poetyckich pożegnaniach Karola Szymanowskiego i jeśli poszuka-my w nowoczesnych wierszach śladów dawnej poezji epicedialnej, to w complorio muzyka towarzyszy pieśni żałobnej, w laudatio jest powo-dem chwały Odchodzącego i – co może najistotniejsze – w c onsolatio

Page 189: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 189

WIZ

ERU

NK

I

przekracza terytorium śmierci. Zatem artysta zyskuje nową formę istnienia w kulturze, niezależną od praw biologii i kruchości życia ludzkie go, w tym idealnym wymiarze – niezniszczalną. W najlepszych re a li zacjach artystycznych konwencje okolicznościowej wypowiedzi ża-łobnej zostają uchylone, gdyż liczy się najbardziej indywidualna poety-ka oraz jednostkowa wrażliwość.

W Modlitwie żałobnej Józefa Czechowicza medytacja eschatologicz-na łączy się z dociekaniem istoty sensownego życia, takiego, w których ważne miejsce zajmuje właśnie muzyka. Okoliczności żałobne kon-frontowane są tutaj z uniwersalnymi przesłaniami, a dzieła K arola Szy-manowskiego, któremu tren jest poświęcony, pojmować można jako odbicie czy też ziemskie wcielenie muzyki kosmicznej, albo m uzyki zbliżającej ludzi do ukrytego Boga. Lamentacje nad losem śmiertel-nych, których pochłonie cień oraz zapomnienie („Świat nieistnienia skryje nas / wodnistą chustą. / Zamilknie czas”) przechodzą u Czecho-wicza w niemal radosną pochwałę metafi zycznego pokarmu, złożonego z taktów i rytmów. Muzyka jako przeczucie wieczności bliska jest świa-tłu, odległa – materii. Zatem światło (i muzyka), jak mówią teologowie, przedstawiają i przybliżają duchowość Boga. Modlitwa za kompozytora ma tutaj drugi wymiar: błagania o pełnię świadomie przeżywanej eg-zystencji. Piękno uczestniczy w ostatecznej Tajemnicy. Nie może więc być wygnane:

Którego wzywam tak rzadko, Panie bolesnyukryty w fi rmamentu konchach,nim przyjdzie noc ostatnia,od żywota pustego bez muzyki, bez pieśnichroń nas...

(J. Czechowicz, Modlitwa żałobna)

W wierszu-pożegnaniu Szymanowskiego zatytułowanym Zmarły Władysław Sebyła unika pisania o muzyce oraz katalogowania dzieł wielkiego kompozytora, lecz wybiera inną drogę artystyczną, mia-nowicie w przestrzeni nocy, w której granice istnienia są rozmyte, umieszcza rozmyślania o śmierci. Zmarły wędruje przez pograniczną krainę snu. Poeta – tropiciel rzeczy metafi zycznych – w serii pytań po-dejmuje kwestię niewyrażalności zjawiska śmierci i niepochwytności ostatecznych przeznaczeń: „Jak to nieludzkie brzemię / słowami ścią-gnąć na ziemię, / gdy jesteś już tylko sen”? Nokturn żałobny Włady-

Page 190: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA190

201

3 to

m IV

sława Sebyły p oprzez rytm strof trójwersowych, brzmienia-refreny, in-strumentacje powtarzanych słów – odsyła do wrażeń muzycznych czy też je sugeruje.

Formę ballady, dość szczególnej, bo złożonej z obrazów m uzycznych i fantazmatów śmierci, ballady pozbawionej jednotorowego rozwoju narracji, rozpoznamy w wierszu Szymanowski Pawła Hertza. Zamyka się droga życia kompozytora, ale też rozpoczyna niezależne istnienie dzieła. Pożegnanie z Szymanowskim dokonuje się jednocześnie na dwu planach, gdyż Hertz odwołuje się do biografi i i muzyki – jako osobnej przestrzeni żalu. Grasse na francuskiej Riwierze, gdzie kom-pozytor ciężko zachorował, postrzegane jest jako miejsce umierania. Melancholijny pejzaż „stygnie” jak ciało umierającego. Następuje roz-dzielenie muzyki i ciała. Narastanie wyliczeń spojonych łącznikami, można powiedzieć „kroczących” tworzy swoisty rytm wiersza, który może przypominać przesuwający się kondukt.

i ptaki odlatują z nut,całując chłodną skroń muzyka.- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - --I wiatr alpejski dmie. I GrasseWe mgle przedwiośnia z wolna stygnie.I ty zastygasz. Jeszcze czasNacisnąć klawisz tak jak dźwignię.

(P. Hertz, Szymanowski)

Jak dalej można się domyślać, wydobycie dźwięku fortepianowego uruchamia przyszłe życie muzyki. Każdy z trenów zatrzymuje artystę wśród żywych. Kompozytor przemawia przecież przez swą muzykę. Obraz nieobecności i pustki („okno otwarte jak aorta”) zestawiony zo-staje z muzycznym gatunkiem fugi. W takim upamiętnieniu poetyc-kim, jakie układa Paweł Hertz, odejście-ucieczka, poza żalem, miłośni-kom muzyki pozostawia jednak coś trwałego.

W wierszach funeralnych często przewijają się wątki krajobrazowe, tatrzańskie. Można by tu mówić o przywoływaniu wspomnień czy ra-czej restytucji przeszłości – raz jeszcze przeżywanej, tak jak w wierszu Iwaszkiewicza Nad waszymi głowami (z tomu Ciemne ścieżki, 1957). Pocieszenie kierowane do postaci z kręgu artystycznego i towarzy-skiego wielkiego kompozytowa ma charakter paradoksalny, wszakże

Page 191: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 191

WIZ

ERU

NK

I

chodzi o wspólnotę umarłych, przebywających w „innej przestrzeni”, zaklętych w pejzażu tatrzańskim:

Nie bądźcie tacy smutni,Przyjaciele tatrzańscy.Słuchajcie! Gęśliki utną:Bartuś gra na Żywczańskiem!

Ta muzyka przywraca przeszłość, pozwala raz jeszcze przemówić wspomnieniom. Dwa zdania o tamtych realiach wydają się niezbędne: Szymanowski polubił od razu Bartusia Obrochtę, studiował grane prze-zeń nuty, podziwiał wirtuozerię i zmysł improwizacji, jak zaświadcza Je-rzy Mieczysław Rytard w swoich wspomnieniach. Sam kompozytor pisał, iż Bartek Obrochta przekazywał „klasyczne tradycje” muzyki góralskiej „w niepokalanej, najczystszej formie”. Osoba legendarnego muzykanta łączy się z Szymanowskim, z jego biografi ą i światem muzycznym, choć tym razem Iwaszkiewicz bezpośrednio nie wskazuje na ów związek.

Z kolei Franciszek Fenikowski w dedykowanym pamięci Karola Szymanowskiego liryku Harnasie wykonywaną muzykę, by obrazowo przybliżyć jej właściwości, „przekłada” na kategorie krajobrazowe, przy czym Tatry ulegają dziwnej metamorfozie. To natura staje się orkiestrą, a ten aparat wykonawczy otwiera metafi zyczne wymiary sztuki dźwię-ku: „i już się perć muzyczna z nicości wyzwala / melodią drzew wiodą-cą ku graniom dalekim”. W tej samej sekwencji umieścimy patetyczny wiersz Jerzego Hordyńskiego Szymanowski. Otóż na grobie kompo-zytora poeta chciałby umieścić epitafi um, które mówiłoby o uspoko-jeniu i pośmiertnym zwycięstwie muzyki: „Niech nad strudzonym sercem [...] czuwają na przekór śmierci / nuty zerwane z Giewontu”. „Strudzo ne serce” może być metaforycznym określeniem, które od nosi się do niespokojnego życia kompozytora, który wciąż eksperymento-wał, poszukiwał różnych języków muzycznych i różnych rozwiązań f ormalnych, ale również, najzwyczajniej, do udręk choroby, nadmier-nych obowiązków, wytężonej pracy artystycznej. Znawcy twórczości Szymanowskiego – Chomiński, Jarociński, Mycielski – powracają do kwestii niepokoju pracy artystycznej oraz niepewności rezultatów, a tak że osamotnienia w podejmowaniu kolejnych prób.

Co znamienne, w omawianych trenach znakami identyfi kacji muzy-ki Karola Szymanowskiego są utwory z trzeciego okresu zwanego „na-rodowym”. Rzecz można wytłumaczyć w ten sposób, że przetworzenia

Page 192: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA192

201

3 to

m IV

folkloru oraz specyfi czny modalizm muzyki podhalańskiej łatwiej daje się przekładać na poetyckie kategorie obrazowe, niż, powiedzmy, spa-dek po muzyce niemieckiej – na przykład w wydaniu Ryszarda Straus-sa czy wykorzystanie impresjonistycznej sonorystyki, ponieważ auto-rzy wierszy sięgać mogą do wzorów poezji tatrzańskiej ugruntowanej w Młodej Polsce. W przywoływanych przykładach modernizacja sche-matów poezji krajobrazowej nie jest wcale radykalna.

Poetyka żalu zmienia się w wierszach o kompozytorze pisanych przez poetów młodszych generacji. W utworze Teresy Truszkowskiej Atma (z dedykacją „Pamięci Karola Szymanowskiego”) studiowanie fotografi i wyzwala refl eksję o odejściu artysty i trwaniu muzyki. Foto-grafi a, która przedstawia osobę, po upływie lat staje się paradoksalnym dokumentem uobecnionej nieobecności, albo narzędziem przemijają-cego czasu. W tym utworze kompozytor (wraz ze słuchaczami) osądza wartość własnego dzieła, inaczej niż poezja, przemawiającego do słu-chaczy. Zatem muzyka to „narastający rytm – / Bez warg / Bez języka / Bez jednej sylaby”. Krzysztof Piechowicz (Wieczór w „Atmie”), spoglą-dając na zgromadzone pamiątki-rekwizyty, w następujących po sobie obrazach metaforycznych utrwala ślady śmierci (weźmy motywy pęk-niętych skrzypiec, maski pośmiertnej oraz „konającego deszczu”). Po najważniejszym mieszkańcu zakopiańskiego domu pozostały jedynie ślady materialne, które – w oderwaniu od człowieka – mówią przede wszystkim o odejściu kompozytora. W przestrzeni domu-muzeum uchwytna pozostaje szczególna aura, wibrujące powietrze – „owadzie drżenie / Po nim” (cytowałem Piechowicza Wieczór w „Atmie”).

Natomiast Leszek Długosz w centrum uwagi umieszcza próbę ro-zumienia świata Szymanowskiego, najogólniej rzecz ujmując: muzyki i cierpienia. W wierszu Zakopane – Atma – Halny poeta podejmuje roz myślania o nieobecności wielkiego artysty. Historia współczesna przy wracania i słuchania muzyki Szymanowskiego spotyka się z frag-mentami biografi i Szymanowskiego. Wielość czasów nawarstwia się, syntetyzuje w momencie lirycznego przeżycia. Wiatr z Ukrainy (z po-czątku wieku XX) zlewa się z zakopiańskim fenowym halnym, wyzwa-lającym szczególne stany ducha, według Leszka Długosza – sprzyjają-cym szczerości refl eksji, wiwisekcyjnej wrażliwości. Dystyngowany kom pozytor dyskretnie opuścił Zakopane, gdzie teraz celebruje się jego muzykę: „– Z Atmy Gospodarz wyszedł / (W Warszawie na Sycylii bawi?...). Miłośnicy muzyki – późni wnukowie, którzy potrafi ą „spo-

Page 193: Ekspresje Tom s.1-410 IV

POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM 193

WIZ

ERU

NK

I

mnieć” dzieło – przed naporem pytań o dramatyczne życie artysty schronić się mogą w niewystarczającej przecież do zrozumienia peł-ni twórczości i życia kontemplacji estetycznej, jak powiada Długosz – skryć – „za wysoką ścianą skrzypiec”. Omawiana sekwencja wierszy ma też wymiar okolicznościowy, wiąże się bowiem z otwarciem muzeum kompozytora w Atmie – w marcu 1976 roku. W tym porządku umie-ścimy również głosy-świadectwa poetów ludowych: Stanisława Nędzy-Kubińca i Adama Pacha. Rozsiane w tym szkicu uwagi o poetyckich odpowiednikach muzyki Szymanowskiego i próbach określenia w sło-wie artystycznym jej cech wyróżniających, głębi oraz istoty, wymagają dopełnienia. Każdy przekład intersemiotyczny jest niewystarczający, gdyż zawsze pozostanie odczucie niewystarczalności metaforyki po-etyckiej czy pewnej umowności prób nazwania przeżyć estetycznych. Z konieczności tę partię zagadnień traktuję marginalnie, wszelako chciałbym wskazać powtarzające się zapisy, które przybliżać mają wra-żenia słuchaczy, dawać ekstrakt skomplikowanych reguł formalnych dzieła Szymanowskiego. Poeci rozważają również kwestie skali i rodza-ju oddziaływania tej muzyki.

I tak Marian Piechal posługuje się frazą: „Sen płynny, światło sły-szalne”, dodając skrótową defi nicję: „religia czysta, muzyka” (Muzyka). Julian Przyboś w pozornie rozproszonych, lecz skomponowanych prze-cież notatkach, w studium semantyki poetyckiej używa określeń „Dia-ment rysujący cień” oraz „srebrny strumień płynący złotem pod swój prąd” (Nie napisany wiersz). Awangardowa zasada oryginalności me-tafory zostaje tutaj ściśle dotrzymana. Przyboś nie tylko próbuje zna-leźć odpowiedni wyraz dla różnorakiej i zmiennej poetyki muzycznej Szymanowskiego, zwraca więc uwagę na „kroplistość” i „srebrzystość” dźwięku, ale też, spróbujmy tak nazwać regułę mówienia, w pojedyn-ku z kompozytorem pragnie powołać do istnienia słowo o równej, jak muzyka, randze, zmierzyć się z niemożliwym: „Odcisnąć usta na dia-mencie: nazwać”.

Wskażmy też inne możliwości. Konstanty Ildefons Gałczyński w liry-ku Karol Szymanowski – zaopatrzonym w dedykację dla Anny Iwasz-kiewiczowej – do potocznej rozmowy wtrąca poetyckie i quasi-mu-zykologiczne „uczone uwagi”: „fl ażoletów tkaniny perskie, / (rozumie pani?) chromatyczna nuta – tylko słuchać (polskiej biedy)”. Iwaszkie-wicz zaś wspomina o „pięknie aranżowanych / Fioriturach zbójeckich” (Jeszcze kiedyś w Tymoszówce).

Page 194: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wojciech LIGĘZA194

201

3 to

m IV

Tak oto układa się chimeryczna i zarazem fragmentaryczna, utrwa-lona w różnych idiomach poetyckich, historia słuchania Szymanow-skiego, w której odnajdziemy odwołania do techniki kompozytorskiej, poszukiwań estetycznych oraz rozmaitych – egzotycznych oraz swoj-skich – inspiracji. Rzecz wymagałaby dokładniejszego opisu, ale bez przeprowadzania dowodów powiedzieć można, że zaznajomieni ze znakami kultury, osłuchani, miłujący muzykę Szymanowskiego poeci umieszczają swe wypowiedzi w sferze emocji, mają prawo do subiektyw-nego odczuwania, powracają do utworów szczególnie im bliskich – i co istotne – łączą tropy i fi gury poetyckie z terminologią muzykologiczną. Muzykologia jako nauka pozostaje „w odwodzie” i w przypadku poezji ustalenia znawców wcale nie muszą mieć znaczenia obowiązującego.

Pamięć dawnych wzruszeń koncertem „malarsko impresyjnym” oraz anegdota o Wandzie Wiłkomirskiej, która pozwoliła polskiemu poecie odnieść cenne skrzypce do samochodu, w wierszu Bolesława Taborskiego Szymanowski w Edynburgu nakłada się na zapis koncertu z roku 2004, kiedy międzynarodowa sława autora Stabat Mater była już ugruntowana. Zacytujmy fragment:

Rosjanin (Jurkowski) prowadzi angielską (LPO)orkiestrę Niemiec (Zehetmair) jest solistąi tak te trzy nacje w stolicy czwartej (Szkocji)piszczą koncert skrzypcowy Polaka z Ukrainy –

(B. Taborski, Szymanowski w Edynburgu)

Trudno myśleć o wieży Babel muzyki, ponieważ uniwersalny ję-zyk – w pięknym ekumenizmie wartości – jednoczy narody i miej-sca. Doceniany, wykonywany kompozytor stał się osobistością świa-tową. Syntetyzujące wiele technik kompozycje Szymanowskiego, jak zauważył Stefan Kisielewski, zabrzmiały nowym oryginalnym tonem „w wielkim koncercie muzyki współczesnej”. Homagia, świadectwa biografi czne, pożegnania, nenia, kulturalne kroniki, zapisy wrażeń este-tycznych w wierszach polskich poetów XX wieku wzbogacone zostają o refl eksję poświęconą wykonaniom muzyki Karola Szymanowskiego w wielu przestrzeniach kultury i miejscach świata – od Tymoszówki, poprzez Nowy Jork, Paryż i Pragę – do Edynburga.

Page 195: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Roman Palester jest jedną z najwybitniejszych, jednocześnie w Pol-sce praktycznie zapomnianych postaci XX wieku. Mając lat 24 stał się uznanym muzykiem, któremu niestety nie było dane tworzyć w spo-kojnych czasach. Po zakończeniu II wojny światowej (w 1949) Palester usłyszał na swój temat informację w radiu Baden-Baden, iż rzekomo odmówił reżimowi sowieckiemu pomocy w odbudowie polskiego życia kulturalnego na odgórnie narzuconych zasadach, co zbiegło się w cza-sie z konferencją w Łagowie Lubuskim (5-9 sierpnia 1949). Potępiono tam najnowsze techniki muzyczne, a kompozytorów oskarżono o for-malizm (V. Wejs-Milewska, Radio Wolna Europa na emigracyjnych szlakach pisarzy. Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Nowakowski, Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki, 2007, s. 28-29).

Nie godząc się z zachodzącymi zmianami ustrojowymi i stosunkiem reżimu do twórczości artystycznej, kompozytor opuszcza kraj na stałe. Decyzję o wyjeździe ułatwiała mu znajomość środowiska emigracyjne-go. Już od roku 1946 przebywał czasowo w Paryżu (Z. Helman, Dlacze-go Roman Palester wyjechał z Polski?, [w:] Krakowskie rodowody teatral-ne, Materiały z sesji naukowej „Z Krakowa w Świat” 22-24 X 1993, red. J. Michalik, 1994, s. 173).

Rozpoczęła się w życiu Romana Palestra emigracja zapewniająca mu „swobodę twórczą, sprowadzając jednocześnie wszystkie możliwe uciążliwości egzystencji człowieka <niczyjego>” (T. Chylińska, Czy Roman Palester był emigrantem? [w:] Między Polską a światem. Kultu-ra emigracyjna po 1939 roku, red. M. Fik, 1992, s. 203). Wychodźstwo, do którego zmusił go reżim, nie zachwiało jednak jego poczucia silnej więzi z krajem.

Anna OWSIKOWSKA

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ

Page 196: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska196

201

3 to

m IV

Kiedy w 1951 roku zaprzestano przesyłać Palestrowi pieniądze z tantiem, przeniósł się z Francji do Monachium, by pracować w cha-rakterze kierownika działu kulturalnego Radia Wolna Europa (RWE), podczas gdy jego żona Barbara była odpowiadzialna za dział muzyczny (J. Jędrychowska, Rozmowa z Romanem Palestrem, [w:] tejże, Widzieć Polskę z oddalenia, 1990, s. 84).

W nagraniach tworzonych dla Rozgłośni Polskiej RWE i w arty-kułach drukowanych w paryskiej „Kulturze” oraz londyńskich „Wia-domościach” mówił o szeroko pojętym dziedzictwie kulturowym: recenzował spektakle operowe i teatralne, poświęcał wiele uwagi arcy-dziełom literatury światowej, przedstawiał sylwetki zagranicznych pisa-rzy, kompozytorów, malarzy i rzeźbiarzy. W jego dziennikarskiej pracy nie zabrakło również uwag na temat kultury polskiej. Koncentrował się zarówno na literaturze wydawanej w kraju, jak i na książkach dru-kowanych za granicą. Zajmował się muzyką tworzoną w warunkach zniewolenia komunistycznego oraz na emigracji, komentował wystawy plakatu i malarstwa polskiego, a także omawiał recepcję przedstawień teatralnych polskich sztuk na Zachodzie. – Palester pojmował kulturę jako jeden wielki system wartości materialnych i duchowych. Omawiał zatem wszystkie jej przejawy w życiu społeczeństw.

Szczególnie interesowało go trwanie kultury w zniewolonej przez socrealistyczny system Polsce. Uświadamiał, jakie niebezpieczeństwa może w sobie kryć manipulacja tym ogromnym i otwartym systemem, jako zespołem wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie przez instytucje: szkoły, media, rodzinny dom... Normy kulturowe sta-ją się normami, gdy są ogólnie akceptowalne przez daną zbiorowość. Wobec tego nie dewaluują się szybko ani zmieniają nagle. Każda inge-rencja w kulturę jest najpierw oswojona w społeczeństwie, by mogła się rozprzestrzeniać na kolejne pokolenia. Palester mówił więc:

U podstaw bowiem wszelkiej sztuki – a zatem i sztuki muzycznej – tkwi hu-manistyczny i skrajnie indywidualny pogląd na świat i człowieka, własna i od-rębna wizja świata, która jest rezultatem twórczej indywidualności artysty. Ten pogląd stał się podstawą rozkwitu wielkiej sztuki w naszym dotychczasowym zrozumieniu tego słowa. To stanowisko stworzyło kulturę, która dała nam Ba-cha, Mozarta czy Beethovena. Jest to kultura, która wytworzyła pewien klasycz-ny styl współżycia jednostki i społeczeństwa, która stworzyła pewien ład, w któ-rym wyrośliśmy i który najgłębiej jest w nas zakorzeniony. Tej właśnie kulturze

Page 197: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 197

WIZ

ERU

NK

I

komunizm wypowiedział wojnę na śmierć i życie (R. Palester, Wprowadzenie do cyklu „Muzyka obala granice”, cykl Muzyka obala granice, 9 V 1952, nr 1)

Tworzenie audycji dla rodaków było niezwykle ważne, ponieważ sy-tuacja odbiorcy w kraju nie przedstawiała się najlepiej. Nad Wisłą obo-wiązywała cenzura, więc do wielu informacji nie można było dotrzeć. Istniały zakazy wydawnicze, niszczono dorobek kulturalny muzyków, malarzy i pisarzy, którzy nie podporządkowywali się systemowi. Nie informowano społeczeństwa prawdziwie o aktualnej wówczas sytuacji, o bieżących wydarzeniach. Radiowe wysiłki Palestra miały więc na celu prezentowanie faktów i obiektywnych opinii opowiadających się za demokracją i wolnością. Jego aktywność w RWE zmierzała w kie-runku przypominania wymaganych przez powszechne dobro prawach obywateli. Wydobywał je na światło, prezentując działalność pisarzy, muzyków, plastyków, zwracając szczególną uwagę na przejawy kultury, w których widoczna jest idea twórczej swobody.

Wypowiedzi Romana Palestra dla radia charakteryzowały się przy-kładnym opracowaniem. Autor nie wypowiadał się ad hoc. Przed emitowaniem audycji, najpierw sporządzał jej zapis. – Czas antenowy rozgłośni w Monachium był niezwykle ograniczony, a pracownikom zależało na wysokim poziomie audycji i na tym, by przekazywać inte-resujące nowe informacje.

RWE podawało treści w jednostronnym modelu transmisyjnym: od nadawcy do odbiorcy. „Dzięki” działaniom cenzury i stacji zagłu-szających w Polsce model ten przekształcał się samoczynnie w rytuał, w którym „komunikat wpływał na bezpośrednie uczestnictwo słucha-czy, ich zrzeszenie, wspólnotę odbioru” (E. Jarosz-Mackiewicz, Komu-nikat radiowy jako wtórna wizualizacja. Foniczna i lingwistyczna anali-za komunikatu radiowego, [w:] Radio i społeczeństwo, red. G. Stachyra, E. Pawlak-Hejno, 2011, s. 369).

Zarówno dla Palestra, jak i dla jego redakcyjnych kolegów, praca w radiu – w porównaniu z ich wcześniejszymi zajęciami – miała zu-pełnie nowy charakter. Dotychczas autor Wisły komponował w ciszy i skupieniu, zaś od czasu przeniesienia się do Englischer Garten wcho-dził w środowisko, dla którego najważniejsza była komunikatywność i dialog z odbiorcami. W związku z tym, że jedynym narzędziem w ra-diu jest słowo, a dla słuchacza radiowiec jest jedynie głosem, język au-dycji z konieczności musi być żywy i dyskursywny.

Page 198: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska198

201

3 to

m IV

Palester rozumiał intuicyjnie podstawowe założenie pracy radiow-ca, a mianowicie kreowanie za pomocą trafi ającego do odbiorcy, przy-ciągającego uwagę obrazowego słowa. Jego audycje rozpoczynały się zazwyczaj od przypomnienia tego, co mówił poprzednio, od wprowa-dzenia bezpośrednio w temat lub wygłoszenia dygresji, która następ-nie pomagała mu rozwinąć główną myśl. Każde emitowane nagranie spełniało zamierzoną funkcję – u Palestra najczęściej funkcję dydak-tyczno- perswazyjną. Tematy zaś podporządkowywane były z zasady jednemu celowi: walce z cenzurą i socrealistyczną doktryną. Uwagi na temat działań i polityki polskiej pojawiały się w każdym programie bez względu na to czy audycja dotyczyła wspomnienia o przyjacielu, czy analizy polskiego dorobku artystycznego.

Tworzył audycje klasyfi kujące się do różnych gatunków. Do najlicz-niejszych w jego twórczości zalicza się niewątpliwie felietony, chociaż stosował także inne sposoby realizacji audycji, np.: relacje, pogadanki, słuchowiska. Kompozytorowi najbardziej zależało jednak na formie publicystycznej, a nie informacyjnej, gdyż dawało mu to poczucie, że przekazuje istotne treści, które może komentować, interpretować, oce-niać, a nawet wybiegać w nich w przyszłość. Były to zazwyczaj monolo-gi wygłaszane do słuchaczy z pozycji znawcy.

Zanim autor Pieśni z Osmołody rozpoczął karierę w Radiu W olna Eu ropa opublikował dwa artykuły w formie esejów w paryskiej „Kultu-rze” Jerzego Giedroycia. Pierwszemu, Konfl ikt Marsjasza, nadał cha-rakter aluzyjnego tłumaczenia się z obrania emigracyjnej drogi. Z Marsjaszem Palester utożsamiał siebie i wszystkich ludzi kultury opuszczających Polskę. Mityczny bohater, podobnie jak ludzie porzu-cający ojczyznę dla ideału twórczej wolności, odchodzi, pomimo po-siadania racji i przewagi, by swoim odejściem pokazać piękno tego, co prawdziwe i wydobyć sztuczność tego, co pozostało. Marsjasz jest więc symbolem walki z kryzysem obyczajowo-kulturowym (R. Palester, Konfl ikt Marsjasza, „Kultura”, Paryż 1951, nr 7-8). Drugi artykuł, Uwa-gi o muzyce, czyli „Pazylogia” i „współczesny Apollo”, był ostrym wystą-pieniem przeciw nowym warunkom, w jakich przyszło żyć artystom. Tytułowy Apollo stawał się nieosobowym, ale znanym zagrożeniem, mającym wpływ na działalność artystyczną w krajach komunistycz-nych – nieuchronną siłą, która stwarzała kulturę zaangażowaną spo-łecznie – kulturę propagandową. Nie było możliwe podporządkowanie się jej bez wyrzeczenia się tożsamości artysty. Kompozytor nie widział

Page 199: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 199

WIZ

ERU

NK

I

możliwości odrestaurowania kultury i obyczajów w zniszczonym śro-dowisku, którym zaczęły rządzić wrogie siły, chcące narzucić własną doktrynę, nowy język i zwyczaje (R. Palester, Uwagi o muzyce czyli „Pa-zylogia” i „współczesny Apollo”, „Kultura”, Paryż 1951, nr 12).

Jednak formułę eseju Palester w radiu porzucił. Wymagała ona wię-cej pracy i intelektualnego wysiłku, a przecież kompozytor i tak dzielił swój dzień na pół – ranki poświęcał radiowym obowiązkom, by po po-łudniu móc komponować. Felietony były mniej wymagające. Usprawie-dliwiały mówienie prostym i jasnym językiem. Były jakby substytutem kawiarnianej rozmowy, plotki zasłyszanej na ulicy podanej w formie radiowego komunikatu z odautorskim komentarzem. Palester tak kon-struował swoje audycje, by być zrozumianym przez wszystkich. Posłu-giwał się konkretnymi pojęciami, wyjaśniał terminy. Składał życzenia odbiorcom, wspominał przyjaciół, podawał rozliczne przykłady z życia polskiej sztuki. Piętnował też nowomowę.

Formuła felietonowa narzucała lekki charakter wypowiedzi. Jednak było to tylko złudzenie, bo audycje posiadały głębsze dno – ukazywały niebezpieczeństwa formacji, jaką był socrealizm, piętnowały działania cenzury. Stąd czasem przewijająca się w audycjach nuta szyderstwa pod pozorami pochwały:

Leszek Kukulski opatrzył książkę [Jan Sobieski, Listy do Marysieńki – przyp. AO] licznymi przypisami, odnośnikami, doskonałym indeksem. Wszystko to pozwala zorientować się w tle, w epoce. Być może, że te wyjaśniające odnośniki i przypisy obciążają nieco tekst – ale taka jest obecnie w Polsce moda. Kiedy w ja-kimś tekście historycznym znajdzie się słowo Adieu, natychmiast pilny redaktor daje odnośnik i tłumaczy: do widzenia. W tej metodzie tkwi implicite pogląd, że czytelnik jest zupełnym analfabetą (R. Palester, O listach Jana Sobieskiego do Marysieńki, cykl Wiadomości kulturalne, 21 IV 1971, nr 740).

Kpił więc ze spraw poważnych, jak polska edukacja czy stosunek reżi-mu do ludzi sztuki, bo tylko takie podejście umożliwiało zachowanie dystansu wobec smutnej rzeczywistości. W swoich audycjach niejedno-krotnie przedstawiał w sposób ironiczny komunistów jako m ęczenników nowego porządku, walczących za idee, które będą musiały przeminąć.

Kompozytor bardzo ostro występował przeciwko sprowadzeniu sztuki do roli służebnej wobec systemu. Według niego zaangażowanie powinno mieć jedynie wymiar estetyczny i etyczny. Artyści nie powin-ni zaś dostosowywać swoich dzieł do aktualnej propagandy. Mówił więc:

Page 200: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska200

201

3 to

m IV

wydaje się nam, że sytuacja, w jakiej znaleźli się artyści polscy w kraju może ich zaprowadzić bardzo wysoko, ale i bardzo nisko. Wysoko w sensie zewnętrznym, materialnym, a nader nisko w sensie wewnętrznym, jeśli chodzi o istotną moral-ność i prawdziwą wartość ich sztuki (R. Palester, O socrealistycznej grafomanii, cykl Muzyka obala granice, 12 XI 1952, nr 30).

Indywidualizm myśli artystycznej mógł być zahamowywany w Pol-sce przez chęć zapewnienia sobie wygody materialnej. Właśnie ta kwe-stia dostatniego życia w komunizmie najbardziej martwiła Palestra. Wiedział, że w ten sposób władza zmusza ludzi do uległości i artyści sami zaczną cenzurować swoje dzieła, wnikając w meandry propagan-dy, by nie stracić swojej wysokiej pozycji społecznej. W kraju, gdzie dobra były limitowane, a władza zawarła kontrakt z narodem na za-pewnienie minimalnego statusu socjalnego, niebezpieczeństwo podpo-rządkowania twórczości artystycznej w zamian za korzyści majątkowe było faktycznie bardzo silne.

W jednej ze swoich audycji z roku 1955 Palester mówił wprost, powo-łując się na nowo powstałą „piramidę potrzeb” Abrahama Maslowa:

Zresztą wydaje mi się, że sedno problemu leży znacznie głębiej. Wiekowe do-świadczenia dowodzą, że poziom kulturalny jest w ścisłej zależności od poziomu cywilizacji materialnej i stopy życiowej społeczeństwa. Naprzód konieczne jest zaspokojenie elementarnych potrzeb materialnych, a potem dopiero można sobie pozwolić na rozwój duchowych możliwości jednostki ludzkiej (R. Palester, Kra-jowe życie muzyczne, cykl Kultura w niewoli, 16 VIII 1955, nr 130).

Inną, podkreślaną przez radiowca kwestią, było odgórne o kreślanie treści sztuki oraz sposobów artystycznej ekspresji. O ile, w literaturze wiadomo było, jak to zrobić – przez narzucenie odpowiedniego tema-tu – to w muzyce, która posługuje się zupełnie innym systemem kodo-wania znaków, problematyczne stawało się sprostanie tym wymogom (np. poszczególnym częściom utworów próbowano nadawać tytuły gloryfi kujące pracę oraz stosować jak najprostsze muzyczne formy, re-zygnując z nowoczesnych technik, uważanych za „formalistyczne” oraz imperialistyczne. Kantaty zaś, zgodnie z konwencją, musiały kończyć się fortissimo, co miało oznaczać optymizm i radość, a „postulaty <po-kojowe> [...] musiały być wykrzykiwane przez chór na najwyższych nu-tach” – R. Palester, O „prawie do eksperymentu” w muzyce PRL, cykl Muzyka obala granice 17 XI 1954, nr 112).

Wszystko to wynikało z wszechogarniającej cenzury, którą wspierać miała samokrytyka autorów. Dodatkowo, przez wartość sztuki rozu-

Page 201: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 201

WIZ

ERU

NK

I

miano nie sferę piękna, a odpowiedź na publiczne zamówienie, spo-łeczną użyteczność. Palester mówił:

Socrealizm uzasadniał i usprawiedliwiał dialektycznie kneblowanie ust ar-tyście za pomocą tzw. „zamówienia społecznego”. A przyjęcie tej tezy pociągało za sobą zmuszenie artystów do tworzenia takiej sztuki, jaką rządzący sanhedryn komunistyczny uważa za jedynie dobrą i słuszną. W polskich warunkach dorzu-cono jeszcze jedno wymaganie: aby wszelka sztuka naśladowała dokładnie wzory sowieckie (R. Palester, Socrealizm w sztuce. Rusyfi kacja, cykl Kultura w niewoli, 3 XII 1953, nr 49).

Takie stwierdzenie ocierało się o zarzut rusyfi kacji polskiej kultury. Według radiowca powoli uśmiercano niezależną myśl i twórczość, co doprowadziło do przedmiotowego traktowania artystów, których jedy-nym zadaniem stawało się gloryfi kowanie systemu.

Dużo poważniejsza jednak, zdaniem Palestra, była próba wpojenia podstaw ideologii socjalistycznej dzieciom i młodzieży, co stawało się możliwe dzięki zrozumieniu przez reżim prostego mechanizmu – „no-wym człowiekiem” nie stanie się osoba wychowana w systemie przed-wojennym i pamiętająca grozę wojny, gdyż jej poglądy są już ustalone i trudne do przewartościowania, ale może stać się nim dziecko, wycho-wane w nowym ustroju, bo:

[...] chodzi o wychowanie młodzieży w bezdusznej uległości, o wydarcie z jej du-szy wiekowego dziedzictwa religii, o zupełne oderwanie jej od naszej przeszłości, chodzi w końcu o wychowanie pokolenia bezmyślnych robotów w służbie <wiel-kich> idei sowieckich – i rosyjskich (R. Palester, Niepowodzenia szkolnictwa reżi-mowego, cykl Komentarz dnia, 15 I 1954, nr 606).

Palester doskonale wiedział, że nauka i wychowanie w PRL-u prze-stały być neutralne. Dotyczyło to także nauczania akademickiego. W latach 1952-1955 adepci kierunków kompozytorskich mieli pisać utwory zgodne z narzuconym odgórnie kluczem, a estetyka muzycz-na w Warszawskiej Akademii Muzycznej wykładana była zgodnie ze skryptami profesor Zofi i Lissy (autorki rozpraw naukowych z dzie-dziny muzykologii opartych na ideach marksistowskich, m.in. Niektó-re zagadnienia estetyki muzycznej w świetle artykułów Józefa Stalina, O marksizmie, O obiektywności praw w marksistowskiej historii i teorii muzyki, Historia muzyki rosyjskiej), które to:po każdym roku szkolnym [...] są wycofywane – na rok następny pani Lissa przy-gotowuje z reguły nowy skrypt. Po prostu dlatego, aby uwzględnić w nim naj-

Page 202: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska202

201

3 to

m IV

nowsze zakręty i wywijasy tzw. linii partyjnej (R. Palester, Szkolnictwo artystycz-ne w Polsce, cykl Kultura w niewoli, 11 II 1954, nr 58).

Taki stosunek do kształcenia spowodował, że coraz mniej młodych ludzi wybierało studia artystyczne jako podstawę swojej edukacji. In-nym zaś powodem był fatalny stan umuzykalnienia młodzieży w szko-łach podstawowych, wynikający z podejścia Wydziału Oświaty i Kul-tury, który to „apelował o podjęcie szerokiej <ofensywy ideologicznej>, widząc w indywidualnej ekspresji artystycznej <anachroniczny ideał fałszywie pojmowanej swobody twórczej>” (A. Kemp-Welch, Polska pod rządami komunistów 1944-1989, przeł. J. Gilewicz, 2008, s. 45). Szkoła skupiła się więc tylko na przekazywaniu podstawowej wiedzy muzycznej, a nie wychowywaniu i uczeniu rozumienia przekazu sztu-ki. Zaniedbywanie tej elementarnej edukacji, według radiowca, mogło prowadzić do problemów z odbiorem i interpretacją dzieł artystycz-nych, a w konsekwencji do likwidacji potrzeb duchowych społeczeń-stwa, dlatego wyjaśniał:

Dopiero cyrkulacja dzieła sztuki czyni zeń przedmiot kultury [...] Ale po co w takim razie te ciągłe szumne deklamacje, że wszystko to jest „dla człowieka”, że socjalizm ma dać człowiekowi najszersze horyzonty, że ma umożliwić kon-sumpcję wszystkich dóbr kulturalnych? (R. Palester, O problemach edukacji mu-zycznej w PRL, cykl Okno na Zachód, 12 IX 1961, nr 460).

Był jednak optymistą. Pomimo czyhających na młodego człowieka niebezpieczeństw i całkowitej indoktrynacji szkolnictwa, wierzył w nowe pokolenie, w walkę z socrealistyczną doktryną i społeczną rutyną.

Roman Palester zauważał także duże niebezpieczeństwo w próbie zniewolenia literatury przez władzę. Wszystko zaczęło się od Zjazdu Związku Literatów Polskich w styczniu 1949 roku, kiedy to prokla-mowano realizm socjalistyczny, całkowicie przejmując go ze Związku Radzieckiego (w 1934 Maksym Gorki ogłosił go na Wszechzwiązko-wym Zjeździe Pisarzy w Moskwie – T. Drewnowski, Literatura polska 1944-1989. Próba scalenia. Obiegi - wzorce – style, 2004, s. 101-102). Jego zasady miały odwieść twórców od psychologizacji literatury, opisywa-nia wojny i okupacji, starano się zaś przekonać artystów do wplatania w swoje dzieła ideologii oraz polityki. Roman Palester głosił więc:

Literatura zaangażowana w służbę w gruncie rzeczy najbardziej wrogą w Pol-sce, spadła do rzędu banalnego środka agitacji politycznej. Lata powojenne nie dały literaturze w kraju ani jednego prawdziwego wielkiego dzieła (R. Palester, 10 lat życia kulturalnego w Polsce, cykl Komentarz dnia, 17 VII 1954, nr 784).

Page 203: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 203

WIZ

ERU

NK

I

Taki stan rzeczy był wynikiem braku wolności, ogromnej biurokra-cji, odejścia od narodowych tradycji, a przede wszystkim aktywnej cen-zury. Jednocześnie Palester dostrzegał pozytywne cechy powojennego stanu kultury polskiej takie jak: „powiększenie konsumpcji” kultural-nej, likwidację analfabetyzmu, budowę nowych bibliotek, domów kul-tury, „teatrów dramatycznych, operowych, marionetkowych, orkiestr symfonicznych i zespołów artystycznych” (tamże). Nie były to jednak warunki sprzyjające powstawaniu wielkich dzieł. Kompozytor zdawał sobie z tego sprawę:

Nikt zdrowo myślący nie może się przecież nie cieszyć z propagandy słowa pisanego, z licznej ilości wydanych po wojnie tytułów i milionowych nakładów, które rzeczywiście przerastają znacznie wszystko to, do czego uprzednio byli-śmy w Polsce przyzwyczajeni. W pierwszej chwili cieszy nas to, tak jak nas cieszy każdy nowy budynek i każda świeżo w Polsce wzniesiona fabryka. Ale po krót-kiej chwili refl eksji stwierdzamy, że to nie zupełnie to samo. Nowy dom, fabry-ka, elektrownia czy kopalnia należą do dziedziny cywilizacji materialnej i same w sobie nie są w zasadzie groźne dla panującego w danym środowisku typu kul-turalnego, a w każdym razie nie określają go defi nitywnie. Natomiast książka zawiera pewną ilość myśli, które puszcza w obieg społeczny i którymi wpływa bezpośrednio na kształtowanie się psychiki człowieka i środowiska (R. Palester, O „Dniach Książki” w Warszawie, cykl Okno na Zachód, 29 V 1953, nr 37).

Wypowiadając te słowa z okazji Dni Oświaty Książki i Prasy, za-chęcał czytelników, którzy byli jednocześnie słuchaczami jego audycji, by poszukali na domowych regałach „egzemplarzy dawnej, niecenzu-rowanej, niezależnej książki polskiej, książki, która zawsze łączyła nas najściślej z całym szerokim, bujnym światem Zachodu” (tamże). Pale-ster miał nadzieję, że literatura, będąca opoką komunizmu, nie będzie wieczna, a obok ofi cjalnych publikacji zaistnieją książki wartościowe, pomimo usilnych działań cenzury, by je niszczyć (władza, chcąc tego dokonać, umieszczała na przykład notkę „nakład wyczerpany” przed rozpoczęciem druku – taki los spotkał trzeci tom Historii fi lozofi i Ta-tarkiewicza, czy przerabiała tezy i wnioski prac naukowych, co miało miejsce w monografi i Handelsmana o Czartoryskim, przetworzonej przez Kieniewicza – tamże). Jednak, jak stwierdził Palester w 1954 roku, „kultura polska broni się wspaniale – niczym organizm zagrożo-ny bakteriami choroby” (R. Palester, 10 lat życia kulturalnego w Polsce, dz. cyt.). Polacy bowiem chętnie czytali utwory Sienkiewicza, Żerom-skiego, Prusa czy Mickiewicza. Działo się tak dlatego, że ich dzieła były

Page 204: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska204

201

3 to

m IV

dostępne w Polsce, do tego, co ważniejsze, po wojnie ludzie odczuwali „niesłychany głód dobrej literatury” oraz byli to „pisarze, którzy poma-gają uratować w duszach ludzkich najczystszą kwintesencję polskości, pomagają przetrwać i utrudniają bolszewizację” (R. Palester, Sytuacja wydawnicza w kraju, cykl Refl ektorem po kraju, 8 III 1955, nr 153).

Władza celowo ograniczała dostęp do wielkich dzieł literatury, wy-dając je w niskich nakładach oraz zabraniając drukowania utworów pisanych na emigracji, by ludzie, nie mogąc kupić czy wypożyczyć książek klasyków, sięgali po dzieła pisarzy politycznie akceptowanych. Pomagała temu z pewnością dystrybucja książek, którą zajmowała się państwowa instytucja – „Dom Książki”. Wydawano wówczas antolo-gie wierszy pisanych na zmówienie, wysyłano pisarzy do fabryk i za-kładów, by przyjrzeli się pracy robotników i na podstawie obserwacji pisali powieści (M. Brzostowicz-Klajn, Prądy kulturalne i fi lozofi czne. Socrealizm. [w:] Literatura współczesna 1939-1956, dz. cyt., s. 23). Dla-tego Palester grzmiał:

Celowo wydaje się literaturę polityczną w setkach tysięcy i milionach eg-zemplarzy, celowo drukuje się wypociny różnych Woroszylskich, Czeszków i tym podobnych w ogromnych nakładach i celowo uniemożliwia się kupienie Ogniem i mieczem bez dwóch dalszych części trylogii. Celowo nie wydaje się Toł-stoja, Dostojewskiego, Szekspira, Balzaca, Dickensa, Stendhala, Tomasza Man-na i współczesnej literatury zachodniej. Liryki Pawlikowskiej wychodzą w zgoła symbolicznej ilości egzemplarzy, ale byle tomik jakiegoś Mandaliana czy Ważyka znajdzie się dziwnym trafem w każdej – nawet najodleglejszej – bibliotece wiej-skiej (R. Palester, Sytuacja wydawnicza w kraju, dz. cyt.).

Palester najbardziej obawiał się indoktrynacji społeczeństwa. Twier-dził, że czytelnicy nawet nie zdają sobie sprawy, pisząc listy do wydaw-ców, że działania władz są celowe, z góry zaplanowane i mają jeden cel: przesycenie umysłów ideami socjalistycznymi. Niemniej mijał się z prawdą, mówiąc, iż w czasach PRL-u wydawano tylko książki pisa-rzy politycznie poprawnych. W księgarniach i bibliotekach były wszak dostępne utwory m.in. Mickiewicza, Tuwima, Fredry, Prusa, Balzaca, Tołstoja, E.T.A. Hoff mana czy Puszkina często z ilustracjami polskich rysowników, w tym Jana Marcina Szancera.

Działania systematycznie niszczące kulturę polską, po roku 1954 ulegały stopniowej zmianie. Wkrótce po śmierci Stalina zaczęto oskar-żać kacyków politycznych o fałszowanie historii, cenzurowanie lite-ratury oraz izolację polskiej kultury. Jednak Roman Palester uważał,

Page 205: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 205

WIZ

ERU

NK

I

że wszystkie te przejawy odwilży są tylko zasłoną dymną socjalizmu i ostatecznie nie zostaną zatwierdzone przez partię:

Powierzchowny obserwator mógłby łatwo dojść do wniosku, że w piśmien-nictwie – jak i ogólnie w dziedzinie spraw kulturalnych – nastąpi pewne złago-dzenie kursu. Tymczasem [...] to powiększenie ciężaru odpowiedzialności, jaki spoczywa na barkach pisarzy i artystów w totalnym systemie komunistycznym. Im mniej będzie teraz kierownictwa „z góry”, im bardziej zelżeje nacisk organi-zacyjny – tym więcej wymagać się będzie od pisarza w formie koncesji niejako „dobrowolnej”. Rzecz jest pomyślana zgrabnie, ale nie stanowi oczywiście żad-nego „nowego kursu” i żadnej głębszej, istotnej zmiany (R. Palester, O Zjeździe Związku Literatów Polskich, cykl Okno na Zachód, 18 VI 1954, nr 91).

W jednej ze swoich audycji o literaturze krajowej potwierdził włas-ne przewidywania z 1954 roku:

Pan BROSZKIEWICZ występuje [...] z rewelacyjnym stwierdzeniem, że w kraju „sztuka i literatura są kierowane”. A mianowicie kierowane wyłącznie patriotyzmem artystów i pisarzy. I patriotyzmem czytelników oraz odbiorców. [...] A więc po cóż to SOKORSKI występował w niedawnych posiedzeniach rady kultury przeciw przesadnemu krępowaniu artystów? Po cóż przyznawał, że war-tość literatury poważnie ucierpiała w rezultacie zbyt rygorystycznego dozoru? Ale stwierdzając to, pan minister przypomniał jasno niedwuznacznie, że partia nigdy nie wyrzeknie się najściślejszej kontroli nad sztuką i że w dalszym ciągu uważa ją za ważny środek do umocnienia władzy. [...] Zresztą pomimo „odwilży” sama zasada się nie zmieniła i na pierwszych stronach każdej książki fi gurują w dalszym ciągu nazwiska „redaktorów i korektorów”. Jest publiczną tajemnicą, że ci „redaktorzy” w dalszym ciągu „poprawiają” książki, zmieniają teksty, skre-ślają i dopisują – ale zdaniem Pana Broszkiewicza to wszystko nic nie szkodzi i li-teratura krajowa jest całkowicie wolna i swobodna (R. Palester, Poglądy młodego pisarza na wolność literatury w kraju, cykl Z polskiego punktu widzenia, 1955, [bez szczegółowej daty i numeru]).

Zmiany w literaturze i ogólnie w kulturze zapoczątkowane zostały w roku 1956, kiedy to zaczęto tworzyć młodzieżowe kluby dyskusyjne zajmujące się mu-zyką, rzeźbą i fi lmem. Klub Krzywego Koła „zaprotestował przeciwko zagłusza-niu zachodnich radiostacji”, zdymisjonowano nawet ministra kultury Jakuba Bermana, co dało podstawę do złagodzenia restrykcji wydawniczych i rozpoczę-cie druku słowników, encyklopedii czy literatury popularnej (A. Kemp – Welch, dz. cyt., s. 101-103). Gdyby wówczas podtrzymano ten trend rozprężenia, nada-wanie audycji z Monachium miałoby coraz mniejsze znaczenie. Jednak Gomułka jeszcze w 1956 zapowiadał, że nie będzie samorządnych organizacji, prowadzą-cych inną politykę niż partyjna, a Antoni Słonimski w roku 1968 potwierdzał prorocze słowa Palestra z jego audycji z lat 50., że pisarze sami będą cenzurować swoje dzieła, zanim oddadzą je do oceny politycznej (tamże, s. 160, 184).

Page 206: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska206

201

3 to

m IV

O tym, że według Palestra niewiele się zmieniło w PRL-owskim świecie, świadczą jeszcze dwie audycje z 1962 i 1964 roku, w których po raz kolejny kompozytor zwraca uwagę na totalną kuratelę państwa w zakresie kultury i czytelnictwa:

Bo to właśnie ten tłum funkcjonariuszy siedzących po różnych urzędach de-cyduje, co ma być wydane, jak ma być wydane, to oni – ci urzędnicy – trosz-czą się o odpowiednio propagandowe opakowanie towaru w formie przedmów, przypisów czy posłowia – na koniec oni decydują o rzeczy bodaj najważniejszej: mianowicie o wysokości nakładu, która w praktyce decyduje czy książkę będzie można czytać, czy też nie dostanie się jej nigdzie (R. Palester, Niezwykła kariera książkowych serii kieszonkowych, cykl Okno na Zachód, 28 VIII 1962, nr 509).

Oczywiście względnie łatwo jest w obecnych warunkach politycznych w kra-ju skazać całą twórczość jakiegoś pisarza na „czyściec wydawniczy”. Można tego czy innego autora nie wznawiać i można mieć nadzieję, że ludzie powoli o nim zapomną. Ale wówczas nie wolno żonglować przy każdej okazji wytartymi fra-zesami o rzekomej opiece nad sztuką i literaturą (R Palester, O Juliuszu Kadenie-Bandrowskim, cykl Okno na Zachód, 11 VIII 1964, [bez numeru])

Kolejny raz powtórzone zdania w niewiele zmienionej formie świad-czą o istocie tego problemu. Znaczyłoby to, iż czytelnik traktowany jest przez władze jako człowiek niesamodzielny, mało inteligentny, którym należy sterować, choć było zupełnie inaczej.

Niestety po roku 1956 kompozytor nie mówił o tym, że wielu p isarzy, popierających reżim, przeszło w szeregi opozycji, że poczuli wówczas możliwość swobodniejszego wypowiedzenia się oraz o tym, iż dotych-czas brali udział w zbiorowym oszustwie artystycznym, któremu trzeba się przeciwstawić. Dotyczyło to Jerzego Andrzejewskiego, Kazimie rza Brandysa czy Adama Ważyka. Niemniej Palester nie przestał komento-wać polskiej produkcji literackiej, choć nie robił tego często. Wynikało to z jego skromności i umiejętności samokrytycznej oceny własnej wie-dzy. Palester był bowiem przede wszystkim kompozytorem i doskonale zdawał więc sobie sprawę, że jego wypowiedzi na temat literatury nie mogą być traktowane jako arbitralne i w pełni fachowe. Twierdził po-nadto, że tam gdzie brakuje wiadomości w jakiejś dziedzinie, pozostaje opisywanie tylko uczucia i emocji, które z natury rzeczy nie mogą mieć naukowego i profesjonalnego charakteru. W jego spuściźnie pozosta-ły więc przede wszystkim wspomnienia o wybitnych pisarzach: o Ju-liuszu Kadenie-Bandrowskim czy Kazimierzu Wierzyńskim, a także omówienia kilku dzieł, które zostały wydane w Polsce lub na emigracji.

Page 207: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 207

WIZ

ERU

NK

I

Warto jednak zauważyć, że skromność radiowca w formułowaniu literackich sądów była mimo wszystko bezpodstawna. Zachowały się bowiem stenogramy rozmów dotyczących przyznawania przez środo-wisko emigracyjne imaginacyjnych nagród literackich książkom pol-skim. Dyskusje nadawano „przy pomocy kabla telefonicznego” w RP RWE na żywo, a Palester występował w nich w roli eksperta oceniają-cego polską literaturę. Jego wiedza jako krytyka była więc doceniana.

Większość wypowiedzi Palestra w tego rodzaju dysputach miała po-dobny schemat – omawiając dobre strony dzieła, zawsze wskazywał na jego uchybienia i niedociągnięcia. Przykładem może być wypowiedź na temat Trismusa Grochowiaka, które to dzieło zgłosił do nagrody sam Palester:

Książka Grochowiaka nie jest arcydziełem. Mam mnóstwo zastrzeżeń. Jest w niej sporo banału, są w niej pewne łatwizny kompozycyjne, opowiadanie jest ujęte w sposób, który nie zawsze przekonywa. Natomiast uderzyła mnie w niej jedna rzecz: w literaturze polskiej o tematyce okupacyjnej [...] uderza [...] bezi-mienność wroga w mundurze. Tutaj autor zobaczył poza mundurem jakąś twarz. Zajął się analizą człowieka [tamże].

Dla kompozytora były bowiem ważniejsze inne elementy dzieł zgłaszanych do nagrody niż dla pozostałych dyskutantów. Jeleński, Herling-Grudziński czy Tadeusz Nowakowski zwracali uwagę przede wszystkim na lektury pisarzy, prowadzenie dyskusji z wielkimi ideami i wzorami literackimi Zachodu oraz na język dzieł. Palester natomiast oceniał utwory przeważnie z perspektywy podejmowania przez nie dialogu z sytuacją polityczną Polski i zawartej w nich prawdy.

W roku 1965 Roman Palester został przewodniczącym komisji przyznającej nagrody najlepszym polskim książkom, które wydawa-ne były między listopadem jednego roku a listopadem roku następ-nego. Radiowiec ograniczył wówczas swoją rolę do minimum. Skupił się przede wszystkim na rozdzielaniu głosów czy dyscyplinowaniu współrozmówców, dlatego też często zabierał głos jako ostatni. Zawsze jednak na zakończenie rozmowy wtrącał zdanie o potrzebie wolności i ograniczeniu cenzury:

[...] przypuszczam, że wyrażę myśli wszystkich państwa [dyskutantów – AO], jeśli będę życzył pisarzom krajowym jak najlepszych osiągnięć w rozpoczyna-jącym się roku, a przede wszystkim więcej wolności i więcej swobody twórczej. Niestety horyzont jest właśnie teraz dość ciemny i ponury. Tym bardziej trzeba pamiętać, że w tej walce o wolność słowa, której jesteśmy świadkami pisarzom

Page 208: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska208

201

3 to

m IV

potrzebna jest przede wszystkim wytrzymałość, nieustępliwość, odwaga. Li-teratury nie tworzą takie czy inne organizacje partyjne, ale wybitne jednostki, pisarze z talentem. A wśród tych ostatnich ogromna większość wypowiada się za wolnością słowa i zniesieniem cenzury. Do nich zmierzają najgorętsze myśli i życzenia. Ich walka nie może na dłuższą metę nie przynieść dobrego rezultatu i w niej leży cała nasza nadzieja i ufność (R. Palester, Najlepsza książka krajo-wa roku 1968 [stenogram dyskusji], „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”, R.XXIV 1995, nr 8], Londyn, R.VII, 1969, nr 71, s. IV-V).

Palester, jako kompozytor, w swoich audycjach musiał poruszać tak-że sprawy polskiej muzyki, która to po roku 1949 miała być podporząd-kowana, podobnie jak literatura, zuchwałym celom propagandowym i pokazywać jak szczęśliwie żyje się pod egidą partii komunistycznej. Palester nie chciał zgodzić się na takie rozwiązanie, więc upominał:

Dziś w czasach, które w naszym własnym kraju skazują młodych artystów na odgrywanie niewesołej roli politycznej, w czasach, kiedy miażdży się psychikę człowieka taranem bezdusznej dialektyki, w czasach okrzyczanego „inżynier-stwa dusz” nie od rzeczy będzie przypomnieć, że dla artysty jedynie słuszna i je-dynie możliwa do zaakceptowania jest droga pełnej wewnętrznej niezależności i świadomości swoich własnych możliwości (R. Palester, Jubileusz śmierci Chopi-na, cykl Muzyka obala granice, 20 X 1954, nr 108).

Nawoływał do zachowania poczucia wolności i własnych przekonań, zarówno swoją postawą – muzyka emigranta – oraz poprzez felietony wygłaszane w Radiu Wolna Europa.

Radiowiec często nie mówił wprost, co go irytuje i drażni w polskiej kulturze muzycznej czasów socrealizmu. W swoich felietonach roz-ważania o zniewoleniu polskiej kultury rozpoczynał od opisu czasów romantycznych – roli muzyki Chopina i Moniuszki w historii polskiej muzyki. Niewątpliwie byli to jego ulubieni polscy kompozytorzy przed Szymanowskim.

Z pewnością Palester dostrzegał paralelność czasów romantyzmu z okresem po II wojnie światowej: konieczność życia w podobnych wa-runkach, potrzebę ucieczki przed zniewoleniem, przymusem zachowa-nia honoru i odcięciem się od narzuconego stylu – kosztem wyjazdu, emigracji wewnętrznej, milczenia lub więzienia. Romantyzm był dla niego ucieleśnieniem idei wolności, czasem rozwoju narodowego du-cha. Wiele razy w zawoalowany sposób radiowiec pragnął dać do zro-zumienia swoim słuchaczom, że polska kultura, szczególnie muzyczna,

Page 209: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 209

WIZ

ERU

NK

I

tak jak w XIX wieku, mimo dużych nacisków z zewnątrz, ma szansę rozwijać się w miarę niezależnie nawet w ustroju komunistycznym:

Nie może zginać świat Szopenów, Mickiewiczów i Słowackich. Powinniśmy chłonąć w siebie jak najwięcej ich dzieła, z ich stylu myślenia i odczuwania, bo to właśnie jest samym sednem tych wartości, które naród polski kocha więcej niż życie i które są dla niego bezcenne (R. Palester, Fryderyk Chopin – w 103 rocznicę śmierci kompozytora, cykl Muzyka obala granice, 17 X 1952, nr 24).

Biorąc pod uwagę przywiązanie Palestra do prawdy i estymę, jaką darzył muzyków epoki romantyzmu, nietrudno zgadnąć, jak bardzo irytowały go propagandowe interpretacje muzyki tych autorów. Wspo-minał, iż zarówno o Chopinie, jak i Moniuszce, próbowano mówić w kontekście walki klas czy rewolucji:

Dziś ojczyzna Moniuszki znajduje się znów w śmiertelnym ucisku moskiew-skiego tyrana i sytuacja Polski i kultury polskiej jest bodaj tragiczniejsza, niż w najgorszych czasach apuchtinowskiego jarzma. Objawem bowiem niewoli czy ucisku byłby np. fakt „zabronienia” Moniuszki – potępienia jego twórczości jako zbyt patriotycznej, zbyt narodowej. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Stała się rzecz gorsza. Zaczęto w sposób nie mający nic wspólnego z prawdą „naginać” Moniuszkę, zaczęto tłumaczyć, że był on w istocie rzeczy nie tylko antyszlachec-ki, ale zgoła rewolucyjny, że jego twórczość zajmuje godne miejsce w szeregu ar-gumentów walki klas i tak dalej, i tak dalej (R. Palester, Moniuszko, cykl Muzyka obala granice, 2 I 1953, nr 29).

Propaganda komunistyczna stara się rozpowszechnić pogląd, ze Szopen był „postępowym” – w sowieckim tego słowa znaczeniu – demokratą, że jego mu-zyka wyraża treści bliskie socjalistycznej kulturze i tym podobny stek nonsen-sów, które wywołują jeszcze dziś pusty śmiech, ale przy wieloletnim, stałym ich propagowaniu, mogą okazać się groźne (R. Palester, V Międzynarodowy Konkurs Chopinowski w Warszawie, cykl Refl ektorem po kraju, 21 II 1955, nr 138).

Za taki stan rzeczy potępiał kilka osób, a przede wszystkim Zofi ę Lissę. Nie ograniczał się jednak tylko do krytyki jej stylu i dorobku na-ukowego. Ośmieszał jej wpływ na polskie życie muzyczne i korzyści z intratnych koneksji:

Oczywiście pani Lissa zwalcza jedynie sztukę zachodnią, natomiast uwielbia zachodnią modę kobiecą, o czym dobrze wiedzą artyści polscy, wyjeżdżający z koncertami do Paryża, jako że za każdym razem wracają do kraju objuczeni sprawunkami dla pani Lissy. Okazuje się, że nawet „żelaźni komuniści” mają czasem niejaką słabość do jedwabiów francuskich (R. Palester, O Adolfi e Chy-bińskim i sytuacji muzycznej w Polsce, cykl Muzyka obala granice, 28 XI 1952, nr 28).

Page 210: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska210

201

3 to

m IV

Piętnował także Włodzimierza Sokorskiego, Ministra Kultury i Sztuki, nazywając go nawet „führerem sztuki” (R. Palester, Ostatnie nagrody muzyczne w Polsce, cykl Kultura w niewoli nr 38, 3 IX 1953). Nie uniknął słów oskarżeń także wspominany już Jerzy Broszkiewicz, który po wojnie zarzucił działalność muzyczną na rzecz publicystyki w „Przeglądzie Kulturalnym” oraz pisania literatury dla dzieci i mło-dzieży.

Palester pragnął odnowy polskiej kultury muzycznej. Według nie-go przyczyniłby się do tego bunt tych, którzy przepojeni byli ideologią reżimu. Marzył o wielkiej polemice światopoglądowej młodych kom-pozytorów (Gradstein, Szeligowski, Maklakiewicz) ze starymi (Baird, Krenz, Serocki, Skrowaczewski) na miarę dyskusji, jaką niegdyś prowa-dziło jego pokolenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że w czasach, w ja-kich przyszło mu żyć, najważniejsze są „nie poglądy ale dzieła” (R. Pa-lester, O „Polemikach muzycznych” Mycielskiego i Szeligowskiego, cykl Okno na Zachód 28 II 1961, nr 432), które mimo wszystko mają szansę wzbogacić polską kulturę o nowe zjawiska i techniki kompozytorskie.

Bardzo dużą wagę Palester przykładał także do rozwoju polskiej opery. Widział w niej możliwość odrestaurowania polskiej muzyki i odcięcia się od reżimowych kompozycji dzięki kontynuacji tradycji romantycznych, szczególnie oper Moniuszkowskich. W kraju zaryso-wywała się też tendencja, którą radiowiec brał za dobrą monetę, mia-nowicie podjęcie próby odbudowy teatru operowego w Warszawie. W jednej z audycji tak to precyzował:

Władze warszawskie zdecydowały się (po wojnie i pożarze) odbudować gmach wg projektu Bohdana Pniewskiego, projektu, który wprowadza olbrzy-mie zmiany. Nawiasem mówiąc, odbudowuje się nie warszawski Teatr Wielki, ale Teatr Wielkiej Opery i Baletu. Dziwnym trafem taki tytuł nosi operowy teatr w Moskwie, a zatym [sic!] warszawski teatr też musi się tak nazywać, choć w cią-gu 120 lat warszawianie używali jedynie nazwy Teatr Wielki. Jeśli już zmieniać nazwę, to zamiast wprowadzać nazwę moskiewskiego teatru, może lepiej byłoby wrócić do starego projektu Bogusławskiego, który pragnął stworzyć Teatr Opery Polskiej? (R. Palester, 120 rocznica otwarcia Teatru Wielkiego w Warszawie, cykl Muzyka obala granice, 27 II 1953, nr 33)

Z jednej strony Palester cieszył się, że władza wyraziła chęć wsparcia polskiej muzyki i instytucji upowszechniających kulturę muzyczną, ale z drugiej podkreślał niemożność odcięcia się od dyktatury i radziec-kich wzorców. Jego zdaniem na dalszy plan schodziła tradycja polska,

Page 211: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 211

WIZ

ERU

NK

I

torując drogę nazewnictwu komunistycznemu, które miało świadczyć o sile i gigantyczności podejmowanego przedsięwzięcia.

Dodatkową trudnością do pokonania była cenzura. Danuta Gwiz-dalanka pisze, iż Stalin był miłośnikiem opery, ale właśnie w ZSRR zmieniano często teksty librett, aby realizować cele polityczne (D. Gwizdalanka, Opera – gatunek pod specjalnym nadzorem [w:] tejże, Muzyka i polityka, 1999). Wzorem radzieckim posługiwano się także w Polsce. Libretta musiały zostać zatwierdzone przez Ministerstwo Kultury i Sztuki zanim rozpoczęto pracę nad muzyką. Świadczyło to o bardzo dużej ingerencji w tkankę dzieła. Na dodatek, jak wspomina Palester procedura okazywała się bardzo żmudna i czasochłonna:[...] jak obliczył muzykolog Mieczysław Drobner, w naszych warunkach od pierwszego pomysłu akcji opery, poprzez wszystkie zatwierdzenia poprawek do pra-premiery musi upłynąć aż osiem lat (R. Palester, Aktualności życia muzycz-nego w Polsce, cykl Kultura w niewoli, 9 VIII 1955, nr 129).

Radiowca bawiły niektóre sformułowania i prostoduszne wypowie-dzi kompozytorów, chcących wzbogacić polską kulturę o nowe opery. Poważną sprawę przedstawiał więc w sposób humorystyczny, choć do śmiechu wcale mu nie było:młody kompozytor stworzył sobie „swój własny plan sześcioletni, w ramach któ-rego postanowił skończyć studia i napisać operę”. Powiada, że to pierwsze mu się udało, ale z drugim ma trudności. [...] Ładna historia: niezatwierdzenie libretta może kompozytorowi zgoła wywrócić jego plan sześcioletni! (R. Paester, Sytu-acja muzyki w PRL, cykl Komentarz dnia, 4 XII 1953, nr 567).

Opera Czerwony Lew Stanisława Prószyńskiego, o której Palester mówił w roku 1953, została wystawiona dopiero w 1961. Nomen omen od momentu rozpoczęcia pracy do premiery minęło dokładnie osiem lat (www.culture.pl/baza-muzyka-pelna-tresc//eo_event_asset_publisher/eAN5/content/stanislaw-proszynski. Dostęp: 23 X 2013).

Strach o polską produkcję sceniczną był więc uzasadniony. Zagro-żeniem byli nie tylko cenzorzy, ale także reżyserzy, którzy mogli wpły-wać na przedstawienia do tego stopnia, że zmieniała się zupełnie wy-mowa wielkich dzieł. Taki los spotkał Halkę Stanisława Moniuszki w reżyserii Leona Schillera, wystawianej z okazji otwarcia opery przy ulicy Nowogrodzkiej 31 V 1953 Palester wspominał:[...] jeśli wczytać się uważnie w głosy prasy, to nie sposób nie dojść do wniosku, że Latoszewski i Kosińki nie bardzo się popisali – jeśli chodzi o stronę muzycz-

Page 212: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska212

201

3 to

m IV

ną i dekoracyjną – a Schiller popisał się zanadto, zatracił wszelkie granice i już nie przygniótł, ale po prostu zniszczył Halkę ciężarem swej indywidualności (R. Palester, Nowe wykonanie „Halki” w Warszawie, cykl Kultura w niewoli, 20 VII 1953, nr 36).

Schiller bowiem wiedziony „partyjnym stosunkiem do sztuki” (tam-że) przetworzył Halkę tak, by zgodna była z socjalistycznymi ideałami. W związku z tym starano się pokazać, iż Moniuszko ciska gromy na całą szlachtę, bo nakazuje Januszowi zerwać z dziewczyną, a wybuch Jontka w II akcie opery ma charakter klasowy – chłop przeciwstawia się wyzyskowi i ciemiężeniu (B. Tumiłowicz, „Halka” nie Doda, „Prze-gląd” 2008, nr 2).

Dla Palestra najważniejszą była niezmiennie kwestia prawidłowej interpretacji utworów. Mniej istotne było, jakimi mechanizmami dys-ponuje teatr oraz w jak pięknym i nowym budynku się mieści. Dla nie-go wartość przedstawień wiązała się z poziomem artystycznym akto-rów oraz z pomysłami realizatorskimi reżyserów.

Kompozytor zdawał sobie ponadto sprawę z konieczności powie-rzenia funkcji dyrektorskich i dyrygenckich jednej osobie. Zarządza-nie operą polega bowiem nie tylko na zbudowaniu dobrego zespołu, ale przede wszystkim na postawieniu na swoim w sprawie wyboru re-pertuaru. Zdaniem Palestra, Bohdan Wodiczko, którego mianowano dyrektorem opery na Nowogrodzkiej, miał zarówno świetne przygo-towanie muzyczne, jak i charyzmę, by sprostać obydwu zadaniom. Ra-diowiec mówił:

Trzeba mu dać w nowym gmachu pełnię władzy, niechże ma pełną swobodę pokazania co potrafi . Doświadczenie wielkich teatrów operowych świata uczy, że najlepszym rozwiązaniem sprawy w tym skomplikowanym organizmie jest dyk-tatura dyrygenta (R. Palester, Nowy gmach Opery Warszawskiej, cykl Okno na Zachód, 25 VII 1961, nr 453).

Niestety, Wodiczko przegrał z systemem. Palester zawiadamiał słu-chaczy, że już w roku 1963:[...] wysunięto w jednym z pism przeciw Wodiczce humorystyczny zarzut, że daje zbyt wiele premier, że opera zbyt wydajnie pracuje. [...] Inny zarzut wysunę-ła w swoim czasie Najwyższa Izba Kontroli. Przedstawiciele tej godnej instytu-cji stwierdzili mianowicie, że „przedstawienia dla młodzieży dawane po cenach zbyt niskich” (R. Palester, O dymisji Bohdana Wodiczki, cykl Okno na Zachód, 2 XI 1965, nr 674).

Page 213: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 213

WIZ

ERU

NK

I

To oczywiście prowadziło do utarty łask u osób rozdających stanowi-ska. Wobec tego: [...] w końcu grudnia [roku 1964 – AO] zawiadomiono go, że anonimowe „naj-wyższe czynniki” życzą sobie zmiany na stanowisku dyrektora opery stołecznej. [...] Chcąc dokończyć dzieła „przeprowadzki” z Nowogrodzkiej na Plac Teatralny Wodiczko zgodził się na nową formułę. I wówczas [...] powołano do życia rozma-ite kolektywy: jeden – to kolektyw solistów, drugi – to specjalna Rada Artystycz-na, trzeci – to komórka przy Radzie Artystycznej Ministerstwa. [...] Wszystkie te kolektywy zdecydowały wycofać z programu inauguracji szereg najpiękniejszych pozycji – między innymi na przykład Wozzecka Albana Berga, operę, która już była całkowicie gotowa muzycznie i inscenizacyjnie. Na koniec zażądano, aby kierownik artystyczny przedłożył plan repertuaru na najbliższe lata, plan, który miał być omówiony i przedyskutowany w Komitecie Centralnym i w Prezydium Rządu (tamże).

Oczywiście na te warunki dyrygent już się nie zgodził. Jego odejście nie przeszkodziło wydać jednak władzom polecenia, aby przygotowane przez niego przedstawienia uświetniły rozpoczęcie pierwszego sezonu nowej opery, zbiegające się w czasie ze świętowaniem stulecia Straszne-go dworu Moniuszki. Palester podsumował to, co udało się osiągnąć dyrygentowi:

Potrafi ł on wprawdzie wywojować pewne podwyżki uposażeń, zdobył sporo mieszkań dla pracowników opery, ale nie mógł przewalczyć radykalnej zmia-ny systemu i bezdusznej, ponurej biurokracji leżącej stupudowym ciężarem na wszystkim, co się w Polsce dzieje. Walki z tą biurokracją nie mógł wygrać – bo nikt jej w kraju nie może wygrać, to jasne (tamże).

W tym kontekście niezwykle ironicznie brzmiały życzenia skie-rowane do zespołu warszawskiej opery od Romana Palestra z okazji świętowania 200-lecia powstania narodowej sceny operowej:

Tam [podczas premiery w Warszawie – przyp. A.O.] zabrzmią dziś tony na-rodowej opery Strasznego dworu – którym Moniuszko ongiś krzepił rodaków po klęsce Powstania Styczniowego. Teatr ten powraca dziś do życia.

My aktorzy i ludzie teatru, przebywający na obczyźnie, w różnych krajach Europy, w Ameryce, w Kanadzie, w Australii – dumni z historii naszego teatru i czujący się tej historii cząstką – przesyłamy wam koledzy w dniu jubileuszu naszego teatru życzenia pięknych wyników waszej pracy na drogiej nam Scenie Narodowej! „Teatr polski niech rozkwita! Niech żyje!” (R. Palester, 200-lecie na-rodowej sceny, „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”, R.XX nr 51/52], Londyn 1965, s. II).

Page 214: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska214

201

3 to

m IV

Teatr jednak nie powracał do życia. Razem z dymisją Wodiczki umarła, według Palestra, po raz kolejny próba uwolnienia z okowów poprawności politycznej jednej z ważniejszych polskich instytucji kul-turalnych. Mimo pogomułkowskiego rozprężenia trudno nie przyznać kompozytorowi racji – nadal wiele w polskim życiu kulturalnym zale-żało od partii.

Roman Palester, jako wnikliwy krytyk i obserwator życia kultural-nego w Polsce, nie mógł pominąć także kwestii związanych z fi lmem. Najbardziej frapowały go kwestie ideologizacji i kinowej cenzury.

Cenzura fi lmowa nieodłącznie wiąże się z kwestią treści fi lmowej. Sigfried Kracauer wskazuje na dwa podstawowe jej aspekty: treść nie-fi lmową oraz fi lmową, w skład której wchodzą tematy oraz motywy, składające się na otaczającą rzeczywistość (S. Kracauer, Teoria fi lmu. Wyzwolenie materialnej rzeczywistości, 1975, s. 282-301). To bardzo ważny element, na który mogła wpływać cenzura. Poruszanie tema-tów „niewygodnych”, do których zaliczyć można było w okresie PRL-u krytykę systemu, czy wątki wojenne od razu skutkowało pewnymi sankcjami – wycięcie scen lub zupełną niemożnością dystrybucji fi lmu. Niemniej jednak znacznie trudniej było cenzurować treść niefi lmową.

Z chwilą, gdy jako zdarzenia składające się na rzeczywistość wewnętrzną sta-ją się autonomiczne, zaczynają determinować charakter i kolejność zdjęć mate-rialnej rzeczywistości (tamże, s. 283).

Wynika stąd, iż reżyser świadomie może wpływać na widza po-przez bardzo specyfi czne wyobrażenia, rozumowanie, dziejące się nie-koniecznie za pomocą słów czy obrazów. Rodzi się to z faktu, że od-biorca, posiadający pewną wiedzę, sam może rozszyfrowywać ukryte w scenach symbole i znaki. Instytucje zewnętrzne, cenzurujące fi lmy, nie były w stanie odszukać wszystkich aluzji i obrazów sprzecznych z ideologią. Palester komentuje to tak:

Wśród 30 fi lmów fabularnych, jakimi obdarzyło widza krajowego 10 lat upaństwowionej produkcji, jest oczywiście kilka fi lmów niezłych. Między inny-mi Ostatni etap czy Ulica Graniczna – jednym słowem fi lmy wyprodukowane tuż po wojnie, w okresie kiedy można było jeszcze wiele rzeczy <przemycić> i kiedy opieka nadzorców politycznych nie była jeszcze tak dokładna jak dziś. Z upły-wem lat sytuacja się zmieniła i fi lm polski usycha – jak inne gałęzie sztuki – w że-laznych kleszczach wymagań propagandowych (R. Palester, Polska produkcja fi l-mowa, cykl Refl ektorem po kraju, 1954, nr G).

Page 215: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 215

WIZ

ERU

NK

I

Wspomniane przez felietonistę fi lmy powstały w latach 1947 (Ostat-ni etap) i 1948 (Ulica Graniczna). To rzeczywiście początki powojen-nej produkcji fi lmowej. Palester nieprzypadkowo zestawia tutaj te dwa fi lmy.

Ostatni etap Wandy Jakubowskiej miał być świadectwem, ukaza-niem koszmaru obozowego. Temat w tamtych czasach był bardzo kon-trowersyjny, szczególnie, że autorka ze strategii świadectwa przeszła do strategii „agitacji” – poza oświęcimską tragedią ukryła prawdę o so-wieckich łagrach w ostatnich scenach fi lmu, skupiając uwagę widza na słowach jednej z bohaterek: „Nie pozwólcie, żeby Auschwitz się powtó-rzył”. Marta, wypowiadająca te słowa, umiera przy akompaniamencie muzyki Romana Palestra i hurgocie radzieckich samolotów (T. Lu-belski, Strategie autorskie w polskim fi lmie fabularnym lat 1945-1961, 1992, s. 80-81). W ten sposób inteligentny widz mógł jakoby połączyć wizję lagrów z obozami stalinowskimi i nałożyć obrazy na siebie tak, by historia nabrała bardziej uniwersalnego wymiaru, by przestała być tylko pamiątką i świadectwem po Oświęcimiu, ale by stała się histo-rią człowieka w niewoli systemowej. Przy produkcji tego fi lmu cenzura nie interweniowała. Powstaje pytanie: czy było to spowodowane zgodą Stalina na realizację fi lmu, jeszcze nie do końca zinstytucjonalizowaną działalnością cenzury, o czym mówi w felietonie Palester, czy też alu-zyjnością przekazu reżyserskiego?

Ulica Graniczna Aleksandra Forda, poruszająca kwestię współist-nienia polskich i żydowskich rodzin podczas II wojny światowej, zosta-ła uznana za „propagandę antypolską... obrazę polskości” (A. Misiak, Kinematograf kontrolowany. Cenzura fi lmowa w kraju socjalistycznym i demokratycznym (PRL i USA). Analiza socjologiczna, 2006, s. 89). Pomimo tego, ze obydwa fi lmy oscylowały wokół podobnej tematyki, zostały potraktowane przez cenzurę zupełnie inaczej. Ulicę Granicz-ną udało się bowiem reżyserowi ukończyć dopiero po wielu scena-riuszowych poprawkach i ustępstwach. Sam zaś autor nie przedstawił do oceny cenzorskiej scenariusza przed rozpoczęciem realizacji fi lmu (tamże, s. 88), chociaż jeszcze nie tak dawno, bo w latach 1945-1947, był człowiekiem partii i dyrektorem Przedsiębiorstwa Państwowego „Film Polski”. Dla Palestra powstanie tych obrazów w czasach reżimu było sygnałem, że można tworzyć dzieła artystyczne wbrew założeniom so-crealizmu, a nieposłuszeństwo Forda traktował wręcz jako nawróce-nie. Dodatkowo fakt, iż w obydwu fi lmów rozbrzmiewała w tle muzyka

Page 216: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska216

201

3 to

m IV

Palestra, sprawiał, że kompozytor miał do nich bardziej osobisty sto-sunek.

Trzydzieści fi lmów, z lat 1945-1954, o których wspominał Palester, nie napawało go dumą. Nie tylko ich liczba była niewielka, co mogło-by świadczyć o niedoinwestowaniu przez władze tej dyscypliny arty-stycznej, ale także ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Palester zdawał sobie sprawę, że wszystkiemu winien jest reżim i działająca cenzura. Śledząc rozwój polskiej sztuki fi lmowej, musiał wiedzieć o po-wstałym w roku 1952 mocą Ustawy o kinematografi i z dnia 15 grud-nia 1951 Centralnym Urzędzie Kinematografi i. Felietonista powiedział wręcz o nim: „Urząd ten jest zarówno motorem i cenzorem” (R. Pale-ster, Polska produkcja fi lmowa, dz. cyt.) co miałoby oznaczać, że CUK powołany został po to, aby wnikliwie śledzić poczynania twórców oraz interweniować, gdy zaobserwowane będą działania antysystemowe. Nie pozwalano na to, by fi lm, podobnie zresztą jak muzyka i literatu-ra, wymknął się spod kontroli państwa – a „tam, gdzie do głosu przy-chodzi sztuka i talent” (tamże) miał CUK zakrzyknąć veto. Film miał być swoistym opisem rzeczywistości. Nie zadowalało to Palestra, który uważał, iż jakość, estetyka i język fi lmu są najważniejsze. Niestety dzia-łanie cenzury i instytucji podobnych CUK-owi prowadziło od tego, że w fi lmie liczyła się przede wszystkim ideologia.

Felieton z cyklu Refl ektorem po kraju, jest jedyną wypowiedzią Pa-lestra dotyczącą ówczesnej kinematografi i. Stanisław Janicki stwierdził, że: „po 22 Kongresie Partii Komunistycznej ZSRR, wśród polskich fi l-mowców [...] nastąpił ferment. Twórcy zażądali samorządności, udo-godnień przy produkcji, która miała być rozprzestrzeniana, moderni-zowana oraz rozwijana” (Stanisław Janicki, Th e Polish Film. Yesterday and Today, 1985, s. 45). Ten fakt mógł być jedną z przyczyn, dla któ-rych Palester nie wypowiadał się więcej na temat krajowej produkcji fi l mowej.

Warto także zastanowić się nad społecznymi zagadnieniami poru-szanymi przez Palestra, a mianowicie nad kwestią zniewolenia człowie-ka oraz nad próbą uwolnienia się z systemu.

Jednym z najwybitniejszych twórców teatralnych zarówno w okresie międzywojennym, jak i tuż po wojnie, był Leon Schiller. Palester współ-pracował z nim w latach 20. I 30. XX wieku. „W świat teatru wprowadzał mnie Leon Schiller i jemu zawdzięczam najwięcej” – wspominał kom-pozytor w wywiadzie przeprowadzonym przez Jagodę Jędrychowską

Page 217: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 217

WIZ

ERU

NK

I

(dz. cyt., s. 76). Dlatego przypominał w swoich audycjach najlepsze re-alizacje teatralne reżysera. Palester pragnął spopularyzować wspania łe Schillerowskie inscenizacje. Poprzez teatr można było bowiem zapoznać się z niektórymi utworami dramatycznymi, np. z twórczością Miciń-skiego, którego to Kniazia Patiomkina Schiller wystawił w Teatrze Bo-gusławskiego (www.culture.pl/baza-teatr-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/eAN5/content/leon-schiller Dostęp: 30 X 2013).

Palester z jednej strony nie chciał, aby zapomniano o przedwojen-nych dokonaniach reżysera, ale z drugiej strony nie potrafi ł zrozumieć, dlaczego Schiller zdecydował się na współpracę z reżimem, przyjmując w 1949 stanowisko dyrektora Teatru Polskiego i rektora warszawskiej PWST (tamże). Palester mówił z oburzeniem:

Inne rzeczy interesowały wówczas [po wojnie – A.O.] Schillera. Przeżywał miodowe miesiące miłości do nowych władców, którzy tak boleśnie mieli go zawieść nieco później w jego ostatniej próbie powrotu do wielkiego teatru ro-mantycznego, w próbie podjęcia jeszcze jednej inscenizacji Dziadów (R. Palester, Dziady w inscenizacji Leona Schillera, „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”, R.XXIII, nr 21 (1156)], Londyn, R.VI, 1968, s. IV).

Kompozytor nie mógł też pogodzić się z faktem, że w 1948 Schiller chciał wprowadzić zmianę do jednego z najlepszych swoich widowisk: Dziadów, polegającą na dopisaniu sceny końcowej pt. Apoteoza Trybu-ny Ludów, na co nie zgodził się potencjalny wykonawca tego pomysłu: Mieczysław Jastrun. „Nie wiemy, jakie naciski wywierano na Schillera przed konferencją. W każdym razie, wedle Jastruna, to Bierut bronił podobno nietykalności tekstu” (tamże). Do wystawienia spektaklu jed-nak nie doszło.

Mimo wstąpienia do partii przez Schillera i pracy nad sztukami zgodnie z duchem socrealistycznej doktryny, przedstawienia reżysera nie cieszyły się zbyt dużym uznaniem władz. Mimo to po roku 1951, gdy został odsunięty od krajowego życia teatralnego, otrzymywał jesz-cze państwowe nagrody, w tym Order Sztandaru Pracy I klasy oraz Złoty Krzyż Zasługi (tamże). Dziś trudno powiedzieć czy było to spo-wodowane chęcią uhonorowania jego faktycznej roli w rozwoju teatru, czy raczej nagrodą za lojalność wobec władz?

W 14 lat po jego śmierci Schillera Palester powiedział:Lata mijają i jeśli dziś, z perspektywy czasu wspominamy zawsze jeszcze

z głębokim wzruszeniem i zachwytem jego namiętną wizję sceniczną sprzed 35-ciu lat – to jednak wiemy, że każde pokolenie powinno próbować nadawać

Page 218: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska218

201

3 to

m IV

narodowemu misterium polskiemu kształt teatralny coraz to nowszy i odmien-ny, w duchu swego czasu i swojej epoki (R. Palester, Dziady w inscenizacji Leona Schillera, dz. cyt., s. IV).

Znaczyłoby to, że kompozytor w imię przyjaźni i szacunku wzniósł się ponad własne przekonania i przemilczał to, co zazwyczaj bardzo ostro krytykował – podporządkowanie się socjalistycznej władzy.

Mniej łaskawy był kompozytor dla Andrzeja Panufnika, który na-raził się Palestrowi swoimi wypowiedziami w krajowej prasie i radiu na początku lat 50. Panufnik potępiał wówczas zachodnią muzykę oraz wychwalał sowiecką kulturę i doktrynę. Stąd ostra riposta Palestra:

Pamiętamy oskarżenia sowieckie, że Ameryka fi nansuje sztukę moderni-styczną i formalistyczną. Dotychczas jednak przyzwoici ludzie nie używali tego rodzaju argumentacji. [...] Ale ponieważ znakomici muzycy, Stalin i Żdanow, po-tępili tę technikę [dodekafonii – A.O.], więc nasz Panufnik – pamiętając ciągle o ewentualnych przyszłych wyjazdach – stwierdza, że dlatego tylu kompozyto-rów używa dziś tej techniki, ponieważ ich „protektorzy potrząsają mirażem do-larów i wiz wjazdowych do Ameryki” (R. Palester, Dyskusja z Panufnikiem, cykl Muzyka obala granice, 8 XII 1953, nr 73).

Palester niezwykle agresywnie potępił Panufnika nie tylko za pra-sowe kłamstwa, ale także za jego działalność muzyczną w kraju i w ra-dzieckiej Rosji:

Dopuszczam ewentualność, że młody i niewyrobiony artysta idzie na najroz-maitsze koncesje dla zachowania wygody, komfortu życia, dla zachowania moż-liwości krótkich wyjazdów za granicę co jakiś czas – i tak dalej. Jeśli Panufnik zaczął od napisania Symfonii Pokoju, a skończył na razie na wyjazdach do Mo-skwy lub – jak ostatnio – na dyrygowaniu w Chinach Kantatą o Stalinie, to uczy-nił to dla wyżej wymienionych powodów, a także dla zaspokojenia swojej ambicji pierwszeństwa, dla korzystania w pełni z reżymowego aparatu propagandowego (R. Palester, O radiowym wystąpieniu Andrzeja Panufnika, cykl Kultura w nie-woli, 8 VII 1954, nr 78).

Niemniej jednak radiowiec mylił się. Jak pisze Monika Pasiecznik, prosystemowej Symfonii Pokoju zarzucono „słabość wymowy ideolo-gicznej”, w tym zbyt duże nasycenie religijnością i współczucie wobec ofi ar wojny (M. Pasiecznik, Musica Polonica Nova 2010. Tydzień pierw-szy, [w:] „dwutygodnikom” [dział: Muzyka] 2010, nr 31). Ponadto mimo wszystko u Panufnika pozostało w sercu kiełkujące ziarno sprzeciwu wobec narzuconej doktryny. W kilka dni po krytykowanym przez Pales tra wystąpieniu radiowym podjął on decyzję o emigracji, co zmu-

Page 219: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 219

WIZ

ERU

NK

I

siło autora Śmierci Don Juana do wygłoszenia w tej sprawie paru słów sprosto wania:

Do ostatnich dni omawialiśmy [audycja O radiowym wystąpieniu Andrzeja Panufnika była nadana 8 VII 1954, zaś niniejsze wystąpienie – 15 VII 1954 – A.O.] bardzo krytycznie wypowiedzi Panufnika – bo uważaliśmy je za szkodliwe i wprowadzające zamęt w umysły. Kierowała nami elementarna lojalność w sto-sunku do tysięcy naszych słuchaczy i rodaków w kraju. Ale to samo stanowisko które wczoraj nakazywało nam przeciwstawić się jak najostrzej temu, co Panuf-nik pisał w prasie czy mówił w radio – to samo stanowisko zmusza nas do oce-nienia we właściwy i lojalny sposób jego dzisiejszej decyzji. Jeśli artysta decyduje się opuścić kraj, w którym żył w świetnym dobrobycie, gdzie był uznawany, sza-nowany, ceniony, i zamienia tę sytuację na niepewną dolę uchodźcy, to ta decyzja niewątpliwie rehabilituje w pełni człowieka – nawet jeśli w przeszłości mieliśmy mu coś do zarzucenia (R. Palester, Ucieczka Andrzeja Panufnika, cykl Komentarz dnia, 15 VII 1954, nr 782).

Po tym wyjaśnieniu Palester już nigdy więcej nie wracał do sprawy Panufnika w swoich audycjach, a szkoda, bo z perspektywy lat mógłby opowiedzieć o tym, jak potoczyło się życie autora Modlitwy do Matki Boskiej Skępskiej – o objęciu przez niego stanowiska dyrektora i dyrygen-ta City of Birmingham Symphony Orchestra (www.culture.pl/baza-muzyka-pelna-tresc//eo_event_asset_publisher/eAN5/content/andrzej-panufnik. Dostęp: 4 XI 2013), o nagrodach, jakie zdobył i wresz cie o samych jego kompozycjach.

Palester-radiowiec w roku 1954 poruszył sprawę jeszcze jednej waż-nej ucieczki: wystąpienia o azyl polityczny we Francji Krystyny Buj-nowskiej 1 października tegoż roku, członkini Mazowsza, która miała koncertować wówczas z zespołem w Paryżu:

Wysyła się obecnie z kraju na Zachód – szczególnie do Francji – liczniejsze niż dawniej „gołąbki pokoju”. Moskwa poleciła wzmocnić propagandę arty-styczną i podawać ją w takiej formie, aby „naiwny” Zachód uwierzył w końcu, że Polska jest naprawdę niezależna, niepodległa, że życie artystyczne rozwija się swobodnie i spontanicznie, a ludziom żyje się dobrze i zasobnie. [...] Dlatego ucieczka Krystyny Bujnowskiej pomoże walnie w sprawie zdemaskowania celów i wysiłków propagandy warszawskiej (Zppw, nr 6).

Wydaje się, że ważne dla Palestra było tutaj także samo zachowa-nie władz. Pomimo braku uzasadnienia artystycznego, bo próbę opuś-ciła tylko jedna ze 115 osób, koncert został odwołany. To oznaczało, iż reżim bał się przyznania do tego, że wolność artystyczna w Polsce jest tylko czczą deklaracją.

Page 220: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Anna Owsikowska220

201

3 to

m IV

Z punktu widzenia radiowca mówienie o ucieczkach ludzi kultury było niesłychanie ważnym czynnikiem wzmocnienia więzi pomiędzy Polską a środowiskami emigracyjnymi. Odbiorcy RP RWE nie tylko dowiadywali się prawdy, która w takich sytuacjach bywała w kraju przemilczana, ale także widzieli w tym akt przeciwstawiania się reżi-mowi. Nie musiało odbywać się to przez heroiczne wybory. Palestro-wi wystarczała pewność, że słuchacze rozumieją, w jakich warunkach przyszło im żyć i że wyrabia się u nich wewnętrzna potrzeba odrzuca-nia kłamstw, które otaczają ich na każdym kroku. Kwestie związane z polską kulturą interesowały Palestra od początku do końca jego ra-diowej przygody. Niezwykle ważna była dla niego sprawa proklamo-wania w kraju realizmu socrealistycznego we wszystkich dziedzinach życia. Nie zgadzał się na ustępstwa wobec systemu. Twierdził, że naj-ważniejsze jest, aby polska sztuka otrząsnęła się z sowieckiego jarzma na rzecz nieskrępowanej wolności twórczej. Po roku 1956, zauważyw-szy wycofywanie się reżimu z doktryny socrealizmu, Palester złagod-niał. W jego audycjach zaczęły pojawiać się wątki wspomnieniowe prezentujące często sylwetki zmarłych przyjaciół i ich dorobek arty-styczny, omówienia emigracyjnej kultury oraz recepcji polskiej sztuki na Zachodzie. Jednak wciąż w jego audycjach pojawiały się słowa kry-tykujące cały system:można zamykać ludzi do więzień, do obozów, można ich męczyć wszystkimi torturami, jakie wymyśliła azjatycka przewrotność i wyrafi nowanie – można to wszystko robić, jeśli się dysponuje dostateczną siłą fi zyczną. Ale nawet największa siła fi zyczna – siła policji – nie wystarczy nigdy do stworzenia wielkiego i orygi-nalnego dzieła sztuki. Do tego potrzeba – poza talentem jednostki – warunków nieograniczonej swobody i wolności (R. Palester, O „prawie do eksperymentu” w muzyce PRL, cykl Muzyka obala granice, 17 XI 1954, nr 112).

Palester niezmiennie wierzył, że ustrój komunistyczny, musi kiedyś przeminąć. Poza tym miał cały czas nadzieję na powrót. Powrót rozu-miany niekoniecznie przez przeprowadzkę do Polski, ale przez odkry-cie emigracyjnego dorobku artystycznego oraz przywrócenie go obie-gowi kulturalnemu i polskim odbiorcom, czego zresztą, w stosunku do swojej twórczości, doczekał.

Roman Palester – kompozytor, dziennikarz Radia Wolna Europa. Urodził się 28 grudnia 1907 w Śniatyniu na terenie dzisiejszej Ukrainy. Pobierał nauki w Za-

Page 221: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ 221

kopanem, Wiedniu, Czechach, Lwowie i w Krakowie. Uczył się gry na fortepia-nie, trąbce, teorii form i historii muzyki. W roku 1931 uzyskał dyplom w klasie kompozycji Kazimierza Sikorskiego w Konserwatorium Warszawskim. Uważany jest za następcę Karola Szymanowskiego. Przed wojną współpracował z teatra-mi, przygotowując ilustracje muzyczne do przedstawień, m.in. Leona Schillera, tworzył muzykę do polskich fi lmów i słuchowisk radiowych, a jego artykuły ukazywały się w kilku muzycznych czasopismach. W czasie II wojny światowej utrzymywał się ze środków fi nansowych przekazywanych przez Biuro Informa-cji i Propagandy, wspierane przez rząd londyński. W 1949 na Zjeździe w Łagowie Lubuskim Włodzimierz Sokorski, Minister Kultury i Sztuki zaproponował Pa-lestrowi objęcie stanowiska prorektora Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie lub funkcji dyrektora Filharmonii Narodowej. Kompozytor odrzu-cił ofertę i wraz z żoną złożył w Paryżu dokumenty uchodźcze, mając nadzieję na utrzymanie stosunków z krajem, a po wycofaniu z druku w 1950 jego dzieł, nastąpiło ostateczne zerwanie stosunków z krajowym środowiskiem. Z Pary-ża przeniósł się do Monachium, by rozpocząć pracę jako komentator polskiego i emigracyjnego życia kulturalnego. Po przejściu na radiową emeryturę powrócił do Paryża, gdzie zmarł w 1989 (Zofi a Helman, Roman Palester. Twórca i dzieło, Kraków 1999).

Page 222: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Chrystusie...

Jeszcze się kiedyś rozsmucę,Jeszcze do Ciebie powrócę,Chrystusie...Jeszcze tak strasznie zapłaczę,Że przez łzy Ciebie zobaczę,Chrystusie,I taką wielką żałobąBędę się żalił przed Tobą,Chrystusie,Że duch mój przed Tobą klęknie,I wtedy – serce mi pęknie,Chrystusie... 1

Z DOMU ŻYDOWSKIEGO

Przyszedł na świat w Tarnowie 3 stycznia 1906 w rodzinie o ży-dowskich tradycjach starotestamentowych. Pradziadek Romana Brand-staettera był chasydem. W domu pełnym pobożności i mistycyzmu wiary zarówno dziadek, Mordechaj2, który miał największy wpływ na wychowanie wnuka, jak i ojciec Romana często czytali Biblię w prze-kładzie ks. Jakuba Wujka – ta święta księga była zawsze w zasięgu ręki.

1 Wiersz przywołany z tomu Juliana Tuwima Czyhanie na Boga (Towarzystwo Wy-dawnicze „Ignis”, Toruń–Warszawa–Siedlce 1922; wyd. wcześniejsze: 1918, 1920).

2 Mordechaj David Brandstaetter (1844-1928) – prozaik żydowski, autor dwóch to-mów opowiadań i nowel, współpracownik miesięcznika literackiego „Haszachar”.

Krzysztof A. TOCHMAN

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMURoman Brandstaetter

Page 223: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 223

WIZ

ERU

NK

I

Na tekście Biblii na różne sposoby wprawiano Romana w sztukę czy-tania z rozumieniem sensu. Dziadek pouczał, że raz Stary Testament należy czytać najpierw zapoznając się ze znaczeniem słów, innym ra-zem – używając własnej wyobraźni i bystrości, a niekiedy – sercem otwartym; że za każdym nawrotem do tej Księgi można w niej odna-leźć inne wartości.

Umierając, dziadek pozostawił wnukowi w spadku taki oto testa-ment:

– Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie. Nigdy się z nią nie rozstaniesz... A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie prze-czytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi...3

W roku 1917, gdy pożoga I wojny światowej jeszcze nie d ogasała, 11-letni Roman miał już za sobą Szkołę Ludową Męską (obecne III Li- ceum Ogólnokształcące im. A. Mickiewicza) i rozpoczął naukę w Pań-stwowym Gimnazjum Męskim im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarno-wie (obecne I Liceum Ogólnokształcące im. K. Brodzińskiego). Poznał podstawy języka łacińskiego i greckiego, uczył się kultury polskiej, do-wiedział się wówczas wiele o Jezusie Chrystusie i Jego narodowości4. Od tego czasu późniejszy pisarz rozpoczął „pogoń za Chrystusem” – źródłem wiary i wiedzy, syntezy łączącej świat grecki, rzymski, juda-istyczny i polski.

Po maturze (1924 roku) rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiel-lońskim, gdzie na Wydziale Filozofi cznym studiował polonistykę. Już w czasie studiów zadebiutował jako poeta, publikując w roku 1926 na łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” (nr 8) Elegię o śmierci Sergiu-sza Jesienina5. Tego samego roku w „Nowej Reformie” ogłosił wiersz pt. Piłsudski. Wspominał po latach Przemysław Bystrzycki, z jak dużym sentymentem p. Roman wspominał tego wielkiego patriotę. W pamięci utkwiło mu przemówienie Piłsudskiego na Wawelu podczas pochówku Juliusza Słowackiego w królewskich grobach:

3 R. Brandstaetter, Krąg biblijny, Kraków 2012, s. 21.4 K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, [w:] Terebinty prozy poznańskiej.

Roman Brandstaetter, Przemysław Bystrzycki, Eugeniusz Paukszta, red. ks. J. K. Pytel, Po-znań 2007, s. 12-13.

5 Siergiej Aleksandrowicz Jesienin (1895-1925) – poeta rosyjski, prawdopodobnie za-mordowany przez bolszewickie OGPU (sowiecka policja polityczna).

Page 224: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman224

201

3 to

m IV

– To był mąż stanu – zapatrywał się w jakiś punkt poza moją głową. Praw-dziwy mąż stanu. Słyszałem już go raz wcześniej, mówił o organizacji Armii Pol-skiej, o Legionach.6

Kolejne wiersze i artykuły pisał w dodatku literackim do „Głosu Prawdy”, „Gazety Polskiej”, „Miesięcznika Żydowskiego”... W roku 1928 wydał pierwszy tom poezji pt. Jarzma. W tym samym roku, po ukończeniu studiów (1928) wyjechał do Francji, gdzie w latach 1929-1931 przebywał na stypendium rządowym w Paryżu. Przygotowywał wówczas pracę na temat „Adam Mickiewicz jako krytyk literatury w okresie wileńsko-kowieńskim” 7. Obronił ją w 1932 na Uniwersytecie Jagiellońskim jako dysertację doktorską. Po powrocie do kraju przez rok pracował jako nauczyciel w jednym z warszawskich gimnazjów.

Rok 1932 stał się dla Romana Brandstaettera czasem przełomu. Uświadomił sobie, że jest Żydem, a jego syjonizm „jest hebrajski, owia-ny klasycznym tchnieniem mesjanizmu żydowskiego narodu”8. Główną kanwą jego utworów stała się więc sprawa żydowska, a przede wszyst-kim syjonizm 9. Wówczas nakładem wydawnictwa „Meonora” opubli-kował Legion żydowski Adama Mickiewicza (Dzieje i dokumenty)10. Rok później został redaktorem działu literackiego czasopisma „Opinia”11. W tym samym roku wydał m.in. opowiadanie biografi czne Tragedia Juliana Klaczki12, ukazujące syndrom odejścia od żydowskich korzeni: hebrajskiego języka, macierzystej religii, jak również – wybór innego narodu, mimo że nie mniej tułaczo pielgrzymującego od narodu ży-dowskiego. Tu brały początek jego wewnętrzne dramaty, poczucie nie-stabilności, ale zarazem umiejętność wczucia się w polską psychikę.

6 P. Bystrzycki, Szabasy z Brandstaetterem, Zwierzyniec-Rzeszów 2002, s. 47.7 K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 13.8 A. Seul, Biblia w powieści Romana Brandstaettera „Jezus z Nazaretu“, Zielona Góra

2004, s. 40.9 Syjonizm – nacjonalistyczny ruch żydowski powstały pod koniec XIX w., dążący do

utworzenia niepodległego państwa żydowskiego w Palestynie;10 Odbitka z „Miesięcznika Żydowskiego”.11 „Opinia” była syjonistycznym periodykiem wydawanym w Warszawie w latach

1933-1936. 12 Julian Klaczko, właśc. Jehuda Lejb Klaczko (1825-1906) – pisarz, krytyk literacki,

eseista żydowskiego pochodzenia zasymilowany z kulturą polską. Uznany za znakomite-go stylistę i eseistę; członek-korespondent Akademii Francuskiej, nagrodzony za Wieczo-ry fl orenckie; członek Akademii Umiejętności, doktor honoris causa UJ, hofrat dworu au-striackiego, współwydawca emigracyjnych „Wiadomości Polskich”, członek Biura Hotelu Lambert, autor głośnych rozpraw o Bismarcku. Odznaczony Francuską Legią Honorową.

Page 225: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 225

WIZ

ERU

NK

I

W roku 1935 znany już jako autor po raz pierwszy wyjeżdża do Pale-styny – ziemi swoich przodków. Tam często rozmyśla o Jezusie i szuka Jego śladów. Niejednokrotnie zadaje sobie pytanie: kim był Chrystus? Nauczycielem wędrownym czy Mesjaszem? „Święta” podróż owocuje tomikiem Jerozolima światła i mroku, w którym późniejszy autor Jezu-sa z Nazarethu przedstawia tragiczne zapasy Żydów z ich prześladow-cami oraz tęsknotę za starodawną stolicą Izraela – państwa walczącego z Bogiem13. Odwiedza również Turcję i Grecję.

W WOJENNEJ ZAWIERUSZE

Pożoga wrześniowa 1939 roku zastaje Romana Brandstaettera w Warszawie. W przeddzień dotarcia 8. armii niemieckiej na przedpo-la stolicy, w nocy z 6 na 7 września w związku z apelem płk. Romana Umiastowskiego14, wyrusza na wschód z zamiarem dotarcia do miesz-kającej we Lwowie rodziny. Na krótko zatrzymuje się w Rafałówce15. Brak transportu do Lwowa decyduje o tym, że pisarz udaje się do Wil-na. Tam spotyka dawną koleżankę z Warszawy, żydowskiego pocho-dzenia Tamarę Karren16, z którą w marcu 1940 zawiera związek mał-żeński. Kilkakrotnie są przesłuchiwani przez NKWD.

Następnie wyjeżdżają do Moskwy i Baku z zamiarem opuszcze-nia Rosji Sowieckiej i przedostania się przez Iran, Irak do Palestyny17.

13 Izrael (z hebr.) – wg Starego Testamentu: ten, który walczy z Bogiem. Księga Rodza-ju 32:29.

14 Płk. dypl. piech. Roman Umiastowski (1893-1982) – ofi cer Sztabu Generalnego WP, wykładowca Wyższej Szkoły Wojennej. We wrześniu 1939 szef propagandy w Sztabie Na-czelnego Wodza, zdymisjonowany po apelu radiowym. Następnie na emigracji – powieś-ciopisarz. Zmarł w Wielkiej Brytanii.

15 K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 15.16 Tamara Karren z domu Salomonowicz, 1.v. Brandstaetter, 2.v. Zagórska (1913-

1997) – publicystka, poetka, dramatopisarka polska. Powtórnie wyszła za mąż za Wacła-wa Zagórskiego. Autorka m.in. Kim był ten człowiek? Rzecz o Januszu Korczaku (1981). Zmarła w Londynie.

17 Istnieje uzasadnione podejrzenie, że wyjazd ten umożliwiły Brandstaetterom izra-elskie służby specjalne „Joint” – American Jewish Joint Distribution Committee (JDC) – organizacja założona przez amerykańskich Żydów w czasie I Wojny Światowej w celu niesienia pomocy żydowskim ofi arom wojny w Europie. Prowadzi działalność do dnia dzisiejszego, m.in. na terenie Polski. Zob. Portal Jewish.org.pl.

Page 226: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman226

201

3 to

m IV

I wówczas pisarz nie rozstaje się z Biblią. Ten fakt wspomina (kwiecień 1979) w liście do Zofi i Cierniakowej18:

[...] W r. 1940, w grudniu, na komorze celnej w Baku podczas wsiadania na okręt, którym miałem płynąć do Iranu, urzędnik N.K.W.D. chciał mi tę Biblie odebrać. Wybuchła między nami kłótnia, albowiem Biblii oddać nie chciałem. Rozwścieczony urzędnik krzyknął na mnie: „Jesteś amerykańskim agentem! Bi-blię z sobą wozisz po świecie, ale pism Stalina z sobą nie wziąłeś! Co!? A na to ja spokojnie odpowiedziałem: „Mylisz się. Mam z sobą pisma Stalina...” A urzędnik Pokaż”! Jeżeli pokażesz mi pisma Stalina, oddam Ci Biblię”. Wyciągnąłem z wa-lizki wybór pism Stalina, które kupiłem w Moskwie. „Widzisz? – powiedziałem. – I co teraz będzie? Urzędnik zgłupiał, oddał mi Biblię i powiedział: Weź sobie...Masz”.

Tę historię przypomniałem sobie, gdy podarowane mi przez Panią Psalmy postawiłem na półce obok uratowanej Biblii19.

Podejrzewani o zafałszowanie wizy są aresztowani w Iranie i dzięki pomocy angielskiego dyplomaty zostają zwolnieni i przez Irak docie-rają do Ziemi Obiecanej. Tam pisarz podejmuje współpracę z syjoni-stycznymi wydawnictwami, prasą i teatrem.

W Palestynie, w Hebrajskim Teatrze Narodowym Brandstaetter wystawia Habimah, w Tel Awiwie Kupca warszawskiego (1940/1941) – pierwszy dramat, napisany na świętej ziemi. Niestety – dramat od-czytany zostaje jako antypolski. Być może pisarz chciał się „wkupić” w kręgi syjonistyczne, chociaż nie wydaje się, by był to jego sposób po-stępowania.

Następnie dzięki pomocy prof. Stanisława Kota20, dawnego wykła-dowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, otrzymuje posadę w nasłuchu

18 Zofi a Cierniakowa z domu Langier (1891-1983) – pedagog, działaczka harcerska i niepodległościowa od 1914 roku. Po II wojnie światowej uczyła łaciny w Liceum Sióstr Urszulanek. Po likwidacji szkoły w 1949 została zaangażowana przez prof. Stanisława Pigonia do opracowywania Dzieł zebranych Stefana Żeromskiego, które wydano w latach 1956-1957. Pracowała m.in. jako tłumaczka tekstów literackich i religijnych z francuskie-go, angielskiego, włoskiego i niemieckiego.

19 List Romana Brandstaettera do Zofi i Cierniakowej: R. Brandstaetter, Krąg biblijny, dz. cyt, s. 363.

20 Stanisław Kot (1885-1975) – dr praw, historyk kultury i wychowania, działacz nie-podległościowy, związany z ruchem ludowym, profesor UJ. W latach 1920-1934 kierow-nik katedry Historii Kultury UJ, pozbawiony wykładów z przyczyn politycznych. Od września 1939 na emigracji, wicepremier i minister spraw wewnętrznych I rządu gen. Sikorskiego; wrogo nastawiony do ludzi związanych z sanacją. W latach 1941–1942 am-basador rządu RP w Rosji Sowieckiej, 1942–1943 minister stanu na Bliskim Wschodzie, 1943–1944 minister informacji w rządzie Mikołajczyka. W 1945 powrócił do kraju i z ra-mienia komunistów został ambasadorem w Rzymie (1945-1947), gdzie prowadził zło-

Page 227: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 227

WIZ

ERU

NK

I

radiowym Polskiej Agencji Telegrafi cznej, gdzie pracuje do czasu wy-jazdu z Palestyny. Wówczas dociera do niego wiadomość o śmierci ro-dziców w niemieckim obozie zagłady, w Treblince. Niebawem rozstaje się z żoną Tamarą.

Wyrazem swoistego cierpienia po stracie najbliższych staje się na-pisanie w latach 1941-1946 pięciu kolejnych dramatów, których nigdy nie wystawił na scenie. Wtedy też powstaje (1944) sztuka Powrót syna marnotrawnego, którą po wojnie jej autor debiutuje na scenie Teatru Starego w Krakowie21.

Pewnego dnia w Jerozolimie wpada mu w ręce reprodukcja krzyża znajdującego się w kościele w Asyżu. W życiu pisarza od wczesnych lat poszukującego idei chrześcijaństwa, starającego się poznać Chrystusa-Boga, dokonuje się przełom. Reprodukcję przyjmuje jako rodzaj listu – Dobrej Nowiny, który długo wędrując po świecie, trafi a wreszcie do adresata.

Pod Jakubowym namiotem rozgrywała się trudna walka. Człowiek coraz za-jadlej bronił się przed Bogiem, który na każdy sprzeciw odpowiadał deszczem kamieni i karał nocami pełnymi lęku i grozy

– pisał Brandstaetter w Kronikach Asyżu. Ten zapewne od dawna ocze-kiwany dzień już nastał... Tak wspominał o tym wydarzeniu:

Była grudniowa [1944 roku], wietrzna noc, jedna z owych jerozolimskich bezsennych nocy, które spędzałem od dwóch lat w biurze Polskiej Agencji Tele-grafi cznej, gdzie pracowałem, niekiedy do świtu, przy nasłuchu radiowym. Zda-rzenia, które wtedy rozegrały się w dużym pokoju o kamiennej posadzce i wą-skich oknach, zaopatrzonych w druciane moskitiery, były w swoim zewnętrznym wyrazie znikome, nieefektowne i w żadnym wypadku nie należały do kategorii gwałtownych.

[...] Skończyłem pracę po północy. Zapaliłem papierosa. Wstałem od stołu, rozejrzałem się po pokoju i przypomniałem sobie, że nie mam w domu nic do czytania. Przerzuciłem leżące na stole broszury propagandowe, zwalone w nie-ładzie na półkę, jakieś powieści, które nie wiadomo dlaczego i po co, znalazły się w biurze nasłuchu radiowego, i zatrzymałem wzrok na leżącej obok jednego z biurek stercie starych tygodników. Wyciągnąłem na chybił trafi ł kilka numerów. Z jednego z nich wypadła na podłogę dużych rozmiarów wkładka. Podniosłem ją. Była to reprodukcja rzeźby z XVII wieku Innocenta da Palermo z kościoła San

wrogą kampanię przeciwko II Korpusowi PSZ. W 1947 wobec odwołania do Warszawy ponownie wybrał emigrację. Od 1955 przewodniczący Rady Naczelnej PSL na obczyźnie. Zmarł w Wielkiej Brytanii.

21 K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 15.

Page 228: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman228

201

3 to

m IV

Damiano w Asyżu, przedstawiająca ukrzyżowanego Chrystusa. Usłyszałem sze-lest oliwek rosnących na stokach wzgórz umbryjskich i poczułem nieprzepartą konieczność powrotu do Asyżu – tak! powrotu! – chociaż w tym mieście nig-dy dotychczas nie byłem. Miała to być zdumiewająca droga powrotna ze świata rozbitych wartości do wartości stałej, absolutnej i niezniszczalnej, którą niegdyś lekkomyślnie i marnotrawnie opuściłem w okolicznościach tak odległych i ta-jemniczych, że ich w żaden sposób w świadomości odbudować nie umiem. Mo-gło się to równie zdarzyć przed wiekami, w nieubłaganej pamieci czasu, która tkwi w każdym człowieku, jak i przed bardzo wieloma laty, gdy niepostrzeżenie dla samego siebie przekroczyłem linię dzieciństwa. Spojrzałem na reprodukcję. Wyobrażała Chrystusa w chwilę po Jego śmierci. Z półrozchylonych warg uszedł ostatni oddech. Kolczasta korona spoczywała na Jego głowie jak gniazdo uwite z cierni. Miał oczy zamknięte, ale widział. Głowa Jego wprawdzie opadła bezsil-nie ku prawemu ramieniu, ale na twarzy malowało się skupione zasłuchanie we wszystko, co się wokół działo. Ten martwy Chrystus żył.

Pomyślałem: Bóg.I włożywszy reprodukcję do teczki, wyszedłem22.

Uwierzył... Zdecydował się przejść na wiarę katolicką.

WE WŁOSZECH

W lipcu 1946 Roman Brandstaetter z poręki prof. Kota został za-trudniony, jako attaché kulturalny ambasady reżimu warszawskiego w Rzymie. Wówczas poznał sekretarkę ambasadora Reginę herbu Bro-chwicz-Wiktor. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.

15 grudnia 1946 pisarz pod wpływem doznań asyskich przyjął chrzest, a 6 dni później pobrali się z Reginą w Rzymie w polskim koś-ciele oo. paulinów. Wiele podróżował po Włoszech, ale najbardziej ulu-bionym jego miastem był Asyż. Tam bowiem zrozumiał istotę Jezusa Chrystusa – Boga i Człowieka, starotestamentowego i narodzonego z Ma ryi Dziewicy, który umarł na krzyżu, by zbawić ludzkość i świat.

Podróże owocowały przede wszystkim przemianą duchową Brand-staettera i jego Kronikami Asyżu, które napisał w latach 1946-1947. Echa tych podróży znalazły odzwierciedlenie m.in. w takich utworach pisarza jak: Faust zwyciężony, Dwie muzy, Krajobrazy włoskie, Teatr św. Franciszka.

22 R. Brandstaetter, Krąg biblijny, dz. cyt., s. 89-90.

Page 229: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 229

WIZ

ERU

NK

I

Postać św. Franciszka z Asyżu, odnowiciela Kościoła powszechnego, i jego idee były dla Brandstaettera swoistym cudem, światłem i pięk-nem, w których widział Boga.

Każde piękno wg Franciszka jest odbiciem Boskiego piękna. [...] Ład w przy-rodzie nie był dla Franciszka Bogiem. Był cudownym odbiciem Ładu Boga, Twórcy najpiękniejszego Piękna, którego cząstką jest przyroda. Niszczenie przy-rody jest równoznaczne z uśmiercaniem Piękna Bożego i godzi w święty Ład, i zakłóca doskonałą Harmonię wszechrzeczy. Albowiem wszyscy razem tworzy-my wielką, kosmiczną rodzinę, w której człowiek, przyroda, cały wszechświat, słońce, księżyc planety, powietrze, woda i ogień, nawet śmierć cielesna są braćmi i siostrami żyjącymi w cieniu Boga23.

Z ZIEMI WŁOSKIEJ DO POLSKI

Po powrocie do Polski z Rzymu w 1948 roku Roman Brandstaet-ter zamieszkał w Poznaniu. Zainteresowała się nim reżimowa bezpie-ka. Marzył o zamieszkaniu w Krakowie, na co w obawie, że wzmocni „podwawelską reakcję”, nie pozwolili komuniści. Pomimo zatrudnienia na stanowisku kierownika literackiego Teatru Polskiego, a następnie Teatru Wielkiego, wiodło mu się biednie. Ale od czego byli przyjaciele? Z pomocą pospieszyli poznańscy księgarze, m.in. Jan Jachowski24, bi-bliofi l, wydawca, i Bolesław Żynda25. Pełnił również funkcję wicepreze-sa Oddziału Poznańskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich.

23 E. Krawiecka, Ze świateł zostały stworzone światy, [w:] Terebinty prozy poznańskiej. Roman Brandstaetter, Przemysław Bystrzycki, Eugeniusz Paukszta, red. J.K. Pytel, Poznań 2007, s. 48-49.

24 Jan Jachowski (1891-1977) – księgarz, wydawca, właściciel Księgarni Uniwersytec-kiej w Poznaniu. Po wojnie założył Spółkę Księgarsko-Wydawniczą „Księgarnia Akade-micka”. Autor Wspomnień poznańskiego księgarza i wydawcy (1959). Odznaczony Srebr-nym Wawrzynem Akademickim.

25 Bolesław Józef Żynda (1904-1988) – wileński i poznański księgarz. W latach 1912-1914 z rodziną na zesłaniu w Westfalii za trzykrotne złamanie zakazu sprzedaży w księgarni Leona Żyndy w Gnieźnie Telegramów Kościuszkowskich i Śpiewników Na-rodowych. W 1920 rozpoczął praktykę w Księgarni Św. Wojciecha w Poznaniu (KŚW), gdzie pracował jego ojciec Leon, a od 1922 w fi lii KŚW w Wilnie, następnie kierownik fi lii wileńskiej. Z jego inicjatywy przy KŚW powstał prężny hurt księgarski, a w 1934 uruchomiono nowoczesny antykwariat. Zdobywał doświadczenie i szkolił się na USB i w Niemczech. W latach 1939-1944 należał w Wilnie do konspiracji ZWZ-AK pod pseud. „Kujawa” i „Kujawiak”; pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej Okręgu Wileńskiego AK. Brał udział m.in. w operacji „Ostra Brama” – w Kolonii Kolejowej orga-nizował i obsługiwał szpital polowy. W lutym 1945 repatriował się do Poznania. W 1948

Page 230: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman230

201

3 to

m IV

W roku 1950 dla poratowania zdrowia przeniósł się do Zakopanego. W grę wchodziły zapewne i sprawy polityczne. Jak zauważył jego ko-lega po piórze z „drugich” czasów poznańskich, Przemysław Bystrzyc-ki, pisarz i cichociemny26, autor znanych rozmów – konwentykli z tym słynnym pisarzem,działać tu mogła świadomość większego osobistego bezpieczeństwa w narasta-jącym politycznym terrorze: w miejscowości niedużej z falowymi napływami turystów, pośród niewielu ale znaczących, znajomych, „pomiędzy góralami” (ci na groźbę upaństwowienia ich lasów odpowiadali: „To my je, panocku spolim”; nigdy nie oddali serca władzy ludowej, zresztą z wzajemnością)27.

W tym mieście przyszło mu spędzić kolejnych 10 lat życia. Otrzy-mał zatrudnienie jako przewodniczący Rady Kultury przy Miejskiej Radzie Narodowej miasta Zakopanego. W roku 1950 został członkiem Pen Clubu, co nie uchroniło pisarza od bardzo przykrego wydarzenia. Wydane przez wrocławską ofi cynę Książnica Atlas Kroniki Asyżu decy-zją Ministerstwa Kultury i Oświaty skierowano w 1952 na przemiał28.

Znane są jego „boje”, uwieńczone powodzeniem o nadanie głównej ulicy Zakopanego imienia hr. Władysława Zamoyskiego, który przed I wojną światową wykupił lasy tatrzańskie i wprowadził racjonalną go-spodarkę, mającą chronić je przed dewastacją.

Władza ludowa nie próżnowała. Od roku 1949 pisarz jest rozpraco-wywany przez poszczególne piony aparatu represji w Poznaniu, a na-stępnie w Krakowie i Zakopanem. – Poddawany inwigilacji z zaanga-żowaniem tzw. osobowych źródeł informacji: kontaktów operacyjnych (ko), czyli tajnych informatorów UB, konfi dentów, inaczej – kapusiów.

został aresztowany (zwolniony w 1949) pod zarzutem chęci oderwania upaństwowione-go mienia KŚW. W 1953 powołany na członka Zarządu fi rmy oraz na kierownika KŚW, członek honorowy Stowarzyszenia Księgarzy Polskich, Klubu Miłośników Historii Księ-garstwa. Inicjator budowy Domu Księgarza w Przeźmierowie. Autor około 60 publikacji, m.in. książek: Niezawiniona krzywda, czyli rzecz prawdziwa o Domu Księgarza w Prze-źmierowie, Bibliografi a wydawnictw Księgarni św. Wojciecha 1895-1969: w 75-lecie dzia-łalności wydawniczej (1970), Kazimiera Iłłakowiczówna we wspomnieniach starego księ-garza (1988). Wiele jego prac zostało nagrodzonych: Kartki z pamiętnika poznańskiego księgarza, Pierwsze ćwierćwiecze mojej księgarskiej pracy Poznań–Wilno 1920-1945. Od-znaczony m.in. Komandorią Orderu Św. Sylwestra.

26 Zob. obszerny biogram Przemysława Bystrzyckiego (1923-2004), [w:] K.A. Toch-man, Słownik biografi czny cichociemnych, t. I, wyd. 3, Zwierzyniec–Rzeszów 2008, s. 36-40.

27 P. Bystrzycki, Szabasy z Brandstaetterem, Zwierzyniec–Rzeszów 2002, s. 15.28 Drugie wydanie Kronik Assyżu ukazało się dopiero staraniem poznańskiego Pallot-

tinum w 1957 (Kościan: Drukarnia Kościańskich Zakładów Przemysłu Terenowego).

Page 231: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 231

WIZ

ERU

NK

I

Rok po brutalnej cenzurze wobec Kronik Asyżu napisał libretto do opery Tadeusza Szeligowskiego Bunt żaków. Niebawem dokonał także przekładów wybranych dzieł Szekspira. W roku 1956 zostaje członkiem korespondentem francuskiej Academie Rhodanienne des Lettres29.

Z zachowanych szczątkowych akt UB dotyczących Romana Brand-staettera, które obecnie znajdują się w oddziale krakowskim Instytutu Pamięci Narodowej, dowiadujemy się, jak permanentna była to inwigi-lacja. Dla przykładu: pismem z 22 września 1953 Naczelnik Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgosz-czy (WUBP), kpt. Jan Kusz30 składa raport Naczelnikowi Wydziału V WUBP w Krakowie, powiadamiając, że w załączeniu przesyła dotyczą-cy pisarza następującej treści wyciąg z doniesienia tajnego informatora pseudonim (dalej: pseud.) „R-24”31 z 15 września:

Był w Toruniu w związku z prapremierą swojej sztuki [...] zajmuje wobec dzi-siejszej rzeczywistości stanowisko lawirująco negatywne. Od kogoś (nie wymie-nił od kogo) w Krakowie dostaje do przejrzenia czasopisma polskie wychodzące za granicą na Zachodzie. Ma je u siebie w Zakopanem, a potem zwraca tej osobie, która mu je daje, otrzymując z Anglii drogą zdaje się dyplomatyczną32.

6 listopada 1953 kierownik Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Pu-blicznego (MUBP) w Zakopanem por. Ireneusz Wikieł33 w odpowie-dzi na pismo Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego

29 Academie Rhodanienne des Lettres – Literackie stowarzyszenie francusko-szwaj-carskie założone w 1948. Skupia m.in. pisarzy Doliny Rodanu.

30 Kpt./ppłk Jan Kusz funkcję Naczelnika Wydziału V WUBP w Bydgoszczy pełnił w czasie (III 1952–VII 1954). Później m.in. w stopniu majora był zastępcą Naczelnika Wy-działu „B” KW MO ds. SB (I 1957 – XII 1958) i Naczelnikiem Wydziału „B” (VI 1961–V 1975). Zob. Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza, t. I-II, pod red. P. Pio-trowskiego, Warszawa 2005-2006.

31 Pod pseud. „R-24” zarejestrowana 17 X 1951 jako informatorka UB Helena Bychow-ska-Iwanowa (1909-1959), literatka, tłumaczka, pracownik naukowy UMK w Toruniu. W latach powojennych publikowała pod pseud. Jan Wujek felietony, humoreski, kore-spondencje zagraniczne (głównie z Bułgarii), opowiadania, utwory sceniczne, recenzje teatralne, przekłady. Była m.in. autorką (z Tadeuszem Petrykowskim) – sztuki historycz-nej pt. Krzyż i jaszczurka. Zapis do nr 5729 z Dziennika Rejestracyjnego sieci agentural-nej b. WUBP w Bydgoszczy, IPN By 077/188, k. 1; Zapis do nr 5729/174 z Księgi rejestracji sieci agenturalno-informacyjnej WUBP w Bydgoszczy, k. 1; J. Bełkot, Helena Bychowska, Toruński Słownik Biografi czny, t. II, pod redakcją K. Mikulskiego), Toruń 2000, s. 51-53.

32 IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera, k. 2.

33 Por Ireneusz. Wikieł (ur. 21 VI 1922 Warchoły), syn Józefa. Szefem MUBP był od VIII 1952 do XI 1953. Służbę rozpoczął w 1948 jako milicjant plutonu operacyjnego i p.o. komendanta ORMO w Komendzie Powiatowej ORMO w Bochni, zakończył w stopniu

Page 232: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman232

201

3 to

m IV

w Krakowie, informuje Naczelnika Wydziału V WUBP, iż literat Ro-man Paweł Brandstaetter, syn Ludwika i Marii, urodzony w Tarnowie, przybyły do Zakopanego w 1951 z Poznania, gdzie mieszkał przy ul. Chełmońskiego 22,utrzymuje zażyłe stosunki z Mejsnerem [Meissnerem] Januszem – literatem34. Mejsner jest ofi cerem RAF-u, rozpracowywanym przez tut[ejszy] Urząd.

W załączeniu kierownik MUBP w Zakopanem przesyła doniesienia trzech konfi dentów, którzy mieli informować bezpiekę o Brandstaette-rze i Meissnerze. Warto zacytować dużą część doniesienia informatora UB o pseud. „Władek”35. Oddaje ono bowiem nie tylko ducha „cynicz-nej” i „topornej” epoki socrealizmu PRL, ale też charakteryzuje panują-ce układy pomiędzy literatami w kraju. Należy zaznaczyć, że niektórzy z literatów nie poddawali się komunistycznemu dyktatowi bezwolnie.

Meissner mieszka razem z Brandstaetterem na parterze swojego domku. Jest to człowiek niesłychanie nietowarzyski i jak się orientuję nie ma żadnych bliż-szych znajomości i może poza Kornelem Makuszyńskim36 czy Morstinem37, któ-rzy mieszkają także w Zakopanem [...].

pułkownika na stanowisku zastępcy komendanta ds. SB Komendy Wojewódzkiej MO w 1980 (IPN Kr 0151/1163, Akta osobowe funkcjonariusza UB/SB Ireneusza Wikieła).

34 Janusz Meissner (1901-1978), prozaik, pisarz marynistyczny, pilot myśliwski, ofi cer Polskich Sił Powietrznych. Uczestnik II powstania śląskiego (1920). W latach 1926-1939 szef pilotażu Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie, dowódca eskadry i komendant Szkoły Pilotów w Krakowie. Brał udział w wojnie 1939 roku; następnie we Francji i Wiel-kiej Brytanii. W latach 1942-1944 kierownik Polskiego Radia na obczyźnie; 1944-1946 ofi cer angielskich wojsk lotniczych RAF. W 1946 wrócił do kraju, zamieszkał w Zako-panem, od 1956 – w Krakowie. Autor książek, m.in.: Eskadra (1928), Szkoła orląt (1930), Żądło Genowefy (1943), L-jak Lucy (1945). Odznaczony m.in. Krzyżem Virtuti Militari 5 klasy, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, dwukrotnie Krzyżem Walecznych.

35 Brak możliwości identyfi kacji.36 Kornel Makuszyński (1884-1953) – prozaik, poeta, felietonista, krytyk teatralny,

członek Polskiej Akademii Literatury. W czasach II Rzeczypospolitej jeden z najpłodniej-szych i najpoczytniejszych polskich pisarzy, autor ponad 60 książek. W 1904 współredak-tor lwowskiego dziennika „Słowo Polskie”. Studiował polonistykę i romanistykę na Uni-wersytecie Jana Kazimierza i na Sorbonie (1908-1910). W latach 1914-1915 internowany w Rosji, w 1918 zamieszkał w Warszawie, od 1944 – w Zakopanem. Szykanowany przez komunistyczne władze reżimowe w 1945 objęty został zakazem publikacji. Żył w zapo-mnieniu i niedostatku. Zmarł w Zakopanem, pochowany na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku. Odznaczony Krzyżami: Legii Honorowej i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

37 Hr. Ludwik Hieronim Morstin (1886-1966) – legionista, dyplomata, redaktor, pro-zaik, poeta, dramaturg, tłumacz. Studiował (1906–1910) w Monachium, Berlinie i Pa-ryżu. Do 1913 współredaktor miesięcznika „Museion”. Od 1914 w Legionach Polskich. Członek Rady Regencyjnej. W latach 1919–1924 dyplomata w Paryżu i Rzymie, pełnił

Page 233: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 233

WIZ

ERU

NK

I

Ponieważ jego przeszłość przedwojenna jako pisarza jest ogólnie znana, więc chciałbym się ograniczyć do tego, że wiele wie o nim Stanisław Skorupka--Wojtkiewicz38, pisarz zamieszkały w Warszawie, ponieważ Wojtkiewicz w okre-sie wojny pracował także w propagandzie rządu londyńskiego. Nie lubią się oni bardzo i kiedyś Wojtkiewicz opowiadał mi długo i szeroko o dziejach Meissnera w Anglii, niestety prawie wszystko wyleciało mi z głowy. Sadzę jednak, że można by rozmowę tą przeprowadzić jeszcze raz pod jakimkolwiek pozorem.

Ostatnio Meissner po wydaniu powieści Wraki przystąpił na zamówienie Spółdzielni Wydawniczej „Iskry” w Warszawie [...] do pisania powieści o dywer-sji i sabotażu w polskim lotnictwie. Zdaje się, że odbyto z nim jakieś rozmowy na ten temat w Wydziale Propagandy KC PZPR. O tym może powiedzieć wszystko wraz ze szczegółami Jerzy Wittlin39, kierownik Działu Literatury Współczesnej w „Iskrach”, członek PZPR i człowiek jak mi się wydaje bezwzględnie godny za-ufania. Tam dobrze byłoby pójść jako UB, gdyż [Jerzy] Wittlin z racji swej funk-cji w tym ściśle politycznym wydawnictwie, na pewno nie raz udzielał informacji o rozmaitych ludziach. Wittlin wie ze szczegółami, co Meissner ma za temat i jak głęboko dopuszczono go do akt i tajemnic związanych z sabotażem.

Zarówno Meissner jak Brandstaetter stołuje się w „Astorii” Domu Pracy Twórczej Zw[iązku] Lit[eratów] Polskich. Kierowniczką „Astorii” jest eks-hrabi-na Krasicka40, która jest z oboma w dużej przyjaźni. Meissner teraz także jest o ile można wierzyć wrogiem Polski Ludowej. W dzień po śmierci Tow. Stalina w rozmowie o Meissnerze, Brandstaetter na pytanie: „A jak tak Meissner patrzy na to wszystko?” rozłożył tylko ręce i mrugał porozumiewawczo okiem. Potem była mowa o nagrodzie państwowej, którą Meissner ma szanse otrzymać w tym

także funkcję adiutanta szefa Polskiej Misji Wojskowej gen. Tadeusza Rozwadowskiego. W latach 1930–1931 redaktor „Pamiętnika Warszawskiego”. W czasie kupacji niemiec-kiej działał w AK. Po wojnie przeniósł się do Zakopanego – m.in. prezes Towarzystwa Miłośników Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. Kierownik literacki w teatrach Krakowa i Katowic. W 1960 przeniósł się do Warszawy, gdzie zmarł. Odznaczony m.in. Krzyżem Ofi cerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Legii Honorowej i Orderem Sztandaru Pracy I klasy.

38 Właśc. Stanisław Strumph-Wojtkiewicz (1898-1986) – pisarz, dziennikarz, żołnierz I Korpusu Polskiego w Rosji, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Ofi cer WP i PSZ na Zachodzie. W 1945 powrócił z Londynu do Polski. Po wojnie wydał 31 książek.

39 Jerzy Wittlin (1925-1989) – pisarz, żołnierz AK. Autor słynnych za czasów reżimu PRL „wademeków” i Dziennika – pamiętnika (t. 1-3, 1980-1986). Redaktor wydawnictwa Książka i Wiedza (1950-1952) oraz Iskry (1952-1968), dyrektor Wydawnictw Artystycz-nych i Filmowych (1969). W latach 1949-1962 rejestrowany przez UB jako informator bezpieki, pseud. „Janusz” (J. Siedlecka, Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów, Warszawa 2008, s. 336; Twórcy na służbie. W służbie twórczości, red. S. Ligarski, Warsza-wa 2013, s. 24).

40 Maria (Mula) Krasicka (1915-1989) – córka Amelii i Kazimierza Zdziechowskich, żona Władysława Krasickiego (1910-1942), ziemianina. W latach 1950-1975 kierowała za-kopiańskim Domem Pracy Twórczej Związku Literatów Polskich „Asturia”, gdzie często bywał z przyjaciółmi Brandstaetter.

Page 234: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman234

201

3 to

m IV

roku i doszło do wynurzenia, że bodajże Meissner z jednej strony się cieszy z tego ze względu na swą ambicję, lecz za to z drugiej strony nie bardzo mu w smak brać nagrody od Rządu Ludowego.

[...] Roman Brandstaetter, ogólnie biorąc nie jest przyjacielem naszego ustro-ju. Umie to zresztą maskować dość dobrze i mówi na te tematy dopiero wtedy, kiedy orientuje się, że rozmówca nie jest ostro nastawiony prorządowo. Zresz-tą mówi o tym b. rzadko, gdyż z trudem wierzy ludziom i jest b. powściągliwy w wypowiedziach. Z tego co wiem o nim wnioskuję, że ma bardzo za złe ko-munizmowi, że zmusza artystów do pisania w pewnej dydaktycznej koncepcji, która ma służyć ludziom bezpośrednio. Brandstaetter jest pisarzem raczej kata-strofi cznym, smutnym mistycznym, chociaż z usposobienia jest raczej pogodny. Nie utrzymuje stosunków towarzyskich na terenie Zakopanego i bardzo trudno dostać się do niego do domu, gdzie przyjmuje tylko nielicznych ludzi.

Co do jego życia, to wiem o nim dość dużo, chociaż [...] chaotycznie i myślę, że każde z tych wiadomości, jako słyszane od jego kolegów, lub od niego samego żartem, powinno być jeszcze sprawdzone41.

W dalszej części donosu konfi dent „Władek” przybliża pochodzenie pisarza i pisze, że Brandstaetter wykładał w chederze42 albo szkole rabi-nackiej. Wedługg Minkiewicza43 u niego uczył się młody poeta Arnold Słucki, członek PZPR, zamieszkały obecnie w Warszawie. Słucki mógł-by dużo powiedzieć o wczesnym życiu Brandstaettera, o ile informa-cja uzyskana od Minkiewicza jest prawdziwa. Twierdził on również, że był z pisarzem w Wilnie w latach 1939-194944 i jako jeden z nielicznych otrzymał od rządu radzieckiego pozwolenie na wyjazd do Palestyny. Informator dalej kontynuował, że po powrocie do Polski Brandstaetter pisał bardzo dobre sztuki, tylko, że ani jedna z nich nie była „dialek-tycznie w porządku”45.

Tajny Współpracownik (TW) „Władek” dziwi się ponadto jak to się stało, że kandydat na rabina przeszedł na „obłędny momentami kato-

41 IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera, Doniesienie informatora „Władka”, Zakopane 8.3.1953, k. 5.

42 Cheder – elementarna niedzielna szkoła żydowska o charakterze religijnym, obej-mująca nauczanie czytania hebrajskiego.

43 Janusz Minkiewicz (1914–1981) – satyryk, autor książek dla dzieci i szopek poli-tycznych, tłumacz literatury rosyjskiej. Studiował fi lozofi ę na Uniwersytecie Warszaw-skim. Po wybuchu wojny kierował (1940-1941) wileńskim teatrem satyrycznym, od 1941 współpracował z warszawskimi teatrami i pismami satyrycznymi: „Szpilki“, „Przekrój“ i „Cyrulik Warszawski“.

44 Informacja nieścisła: R. Brandstaetter wyjechał z Rosji Sowieckiej w 1940 roku.45 IPN Kr 010/7799, Sprawa rozpracowania Romana Brandstaettera, Doniesienie in-

formatora „Władka”, Zakopane 8.3.1953, k. 6.

Page 235: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 235

WIZ

ERU

NK

I

licyzm, że nosi pod koszulą wielki złoty krzyż ”. Ponadto zaznacza, że wszystkie te pobieżne informacje, będzie można pogłębić, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Przypuszcza, iż koledzy Brandstaettera po piórze, któ-rzy go znają od dawna i byli praktykującymi Żydami, tj. Adolf Rud-nicki46 i Karol Szpalski47 z Krakowa, mogą o nim i jego rodzie dużo powiedzieć.

Informator „Władek” zapoznaje również funkcjonariusza UB z Za-kopanego, Waszczeka, z rozmową sprzed piętnastu lat, z której miało wynikać, że Brandstaetter był jednym z najlepszych propagandzistów ruchu socjalistycznego48 i wiele na ten temat pisał i mówił. Według kon-fi denta należałoby rozmawiać z Żydem, który zna dobrze tamte czasy. Jego tematyka w tym czasie dotyczy historii Polski o zabarwieniu zde-cydowanie nacjonalistycznym. Zaufany agent komunistyczny „Wła-dek” poucza ponadto Urząd Bezpieczeństwa jak penetrować sprawy Adolfa Rudnickiego i Karola Szpalskiego: nie przy pomocy własnych konfi dentów, gdyż ani jeden z tych pisarzy nie wydaje się godny zaufa-nia bezpieki. Zaleca, by informacje pod pozorem rozmowy wydobył od wymienionych któryś z pisarzy.

Inny konfi dent UB pseud. „Janusz”49 w donosie z 29 kwietnia 1953 tak m.in. mówi o Romanie Brandstaetterze:[...] od Geysztora50 uzyskałem następujące dane. Znajomość Geysztora [...] była z [...] Palestyny. [...] Brandstaetter pisał za granicą przeciwko Andersowi rzeko-mo dla pucu i swojego nazwiska. Widywał się i przeprowadzał rozmowy z An-dersem. Do Polski wyjechał jako komunistyczny publicysta i całą swoją pracą

46 Adolf Rudnicki, właśc. Aron Hirschhorn (1909-1990) – polski pisarz żydowskie-go pochodzenia, prozaik, eseista. Debiutował na łamach „Kuriera Porannego” (1930); uczestnik kampanii wrześniowej, wzięty do niewoli, uciekł. W latach 1940-1941 we Lwo-wie, gdzie był działał w Narodowym Komitecie Żydowskim. W 1940 wstąpił do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Od 1942 w Warszawie, brał udział w podziemiu kultural-nym; uczestnik Powstania Warszawskiego. Po wojnie współpracował m.in. z warszaw-skim czasopismem „Świat”.

47 Karol Szpalski, właśc. Mojżesz Spielmann (1908-1963) – ur. w Tarnowie w rodzinie żydowskiej, pisarz, redaktor naczelny pisma satyrycznego „Szpilki”, członek i dyrektor artystyczny kabaretu Wagabunda, autor książek dla dzieci. Od 1957 na emigracji w Bruk-seli, gdzie zmarł.

48 Konfi dent myli się, chodziło o ruch syjonistyczny, a nie socjalistyczny.49 TW „Janusz“ (pseud. Jerzego Wittlina) – brak możliwości identyfi kacji. (http://

pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Wittlin, dost. 1 II 2014; S. Ligarski, Twórczy donosiciele. Po-mocnicy aparatu represji w Polsce Ludowej, http://niniwa22.cba.pl/cytaty_z_donosow.htm, dost. 1 II 2014).

50 Prawdopodobnie chodzi o Gieysztora. Brak możliwości identyfi kacji.

Page 236: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman236

201

3 to

m IV

twórczą służy Polsce Ludowej, dla zatuszowania swej działalności i w całej pełni zgrywa proletariusza

Nie zatrudnia służącej ani kucharki. Chodzi sam z menażkami po obiady, że to on jako publicysta-proletariusz też jada z kuchni zbiorowego żywienia, ubiera się dość skromnie, aby się w oczy nie rzucało, unika lokali, aby się za dużo nie afi szować. Mieszka w Zakopanem celowo. Aby mieć szczegółowe wyjaśnienia co to wszystko ma znaczyć w mniemaniu ob. Gieysztora, starałem się przeczyć, że to wszystko lipa i poronione pomysły jego jak i wszystkie inne z jego życia.

Wyjaśnienia Geysztora były w ten sposób, że za granicą dla pucu to robił przeciwko Andersowi, aby dobry grunt sobie przygotować na pobyt i działalność w Polsce.

[...] ubiera się nie rażąco, ale w jego ubiorze nie ma ani jednej nitki z naszej produkcji, tylko wszystko zagraniczne materiały. W lokalach jak bywa, to for-malnie się ogląda, czy nikomu nie podpada. W Zakopanem mieszka celowo, aby być na granicy i w razie, gdy go wytropią, to na pewno by mógł nawiać51. Poza tym ma możność widywania się z ludźmi z całej Polski i komunikować się z nimi pod pozorem wczasów i imprez sportowych. Widuje jego b. często w to-warzystwie przedwojennej elity, arystokracji, dwójkarzy, wojskowych itp., któ-rych mało kto zna i zauważy. Wyjeżdża często na dość długi pobyt do Warszawy pod pozorem działalności literackiej. Przebywa w towarzystwie literatów, którzy nie są zwolennikami obecnego ustroju. Wszystko to, jak twierdzi Gieysztor, daje Brandstaetterowi aż za dużo możliwości do wykonywania i spełnienia jego zada-nia, tak, że nikomu nie podpada.

[...] W lutym i marcu [1953 r.] Gieysztor zwracał się do Brandstaettera w celu uzyskania pomocy materialnej i pracy. W tym celu widywał się z Brandstaet-terem w kawiarni „Europejskiej” i u „Fuksa”. Jak opowiadał, to u „Fuksa” był razem z nim Meissner i Makuszyński. [...]. Brandstaetter przyrzekł mu postarać się o pracę [...]52.

Na Brandstaettera donosi również konfi dentka UB pseud. „Zale-ska”53, informując m.in. swojego mocodawcę z UB, por. I. Wikieła, iż p. Romana poznała zimą 1952 w kawiarni „Dziurka” w Zakopanem

51 IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera, Wyciąg z doniesienia informatora o pseud. „Janusz” z dnia 29.4.1953, Zakopane, k. 8.

52 IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera, Wyciąg z doniesienia informatora pseud. „Janusz” z dnia 29.4.1953, Zakopane, k. 8.

53 Pod tym pseudonimem zarejestrowana informatorka UB o pseud. „Zaleska” to Helena Ilona Potocka-Kaczmarek (ur. 1914 w Krzywoszynie), mieszkała w Zakopa-nem; tancerka baletowa. W 1962 wyjechała do RFN i odmówiła powrotu do PRL. IPN Kr 009/5863, Teczka personalna „Zaleska”: IPN Kr 39/013701, Kartoteka paszportowa R. Brandstaettera: IPN Kr 041/51/1, Kserokopia zapisu z dziennika rejestracyjnego sieci agenturalnej WUBP/WUdsBP/KW MO w Krakowie; IPN Kr 00175/16, Kserokopia zapi-su dziennika archiwalnego KWMO/WUSW w Krakowie, Dział I.

Page 237: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 237

WIZ

ERU

NK

I

przez Marię Stpiczyńską zamieszkałą w Warszawie przy ul. Złotnej54 nr 9. Wyjaśnia, że p. Roman z p. Marią są w zażyłych stosunkach, i że Stpiczyńska jest żoną byłego redaktora „Kuriera Porannego” (Wojcie-cha Stpiczyńskiego), który zginął w wypadku samochodowym jeszcze przed wojną. Informatorka wie, że Brandstaetter mieszka w domu Ja-nusza Meissnera i utrzymuje kontakty m.in. z Wąsowiczową55, dr. Zy-sem, Morstinem i Gutowską, żoną adwokata z Warszawy, który do 1947 był attaché handlowym ambasady komunistycznej we Włoszech56.

Kolejny TW o sporym stażu donosicielskim pseud. „Longin”57 tak charakteryzuje pisarza:

O panu Romanie krakowską bezpiekę informowali jeszcze inni konfi denci reżimowej bezpieki: TW „Rudnicki” (Olgierd Terlecki) i „Wadowska”58 Inwigi-lował Brandstaettera Departament IX Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego centrali warszawskiej. Pismem z 17 listopada 1955 mjr Jan Duda, zastępca na-czelnika Wydziału VI Departamentu III informował naczelnika Wydziału III Wojewódzkiego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, iż Departament IX Centrali jest w posiadaniu pisma, z którego wynika, że ww. literat zamiesz-kały w Zakopanem utrzymuje szereg kontaktów z osobami przebywającymi za granicą, m.in. z Januszem Poray-Biernackim59 z Londynu, oraz przesyła swoje prace do Londynu. Do listu dołączono dwie recenzje sztuki Brandstaettera Noce narodowe – autorstwa Jana Bielatowicza, wydrukowaną w londyńskim „Życiu”,

54 Mowa o ul. Złotej w Warszawie.55 Prawdopodobnie chodzi o Janinę Dunin-Wąsowicz z domu Rubach (1896-1972).56 IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,

Wyciąg z doniesienia informatorki pseud. „Zaleska” z dnia 9.10.1953, Zakopane, k. 11.57 TW „Longin” to Aleksander Witold Junosza Olszakowski (1902-1977) – literat,

dziennikarz. Absolwent Wydziału Filozofi cznego UW (1929). Współpracował z redak-cjami „Naokoło świata”, „Ilustracja Polska”, „Kurier Warszawski”, „Robotnik”; od 1946 – z Głównym Zarządem Informacji Wojskowej WP w Warszawie. 29 XII 1950 zwerbowa-ny do współpracy z UB przez kierownika Sekcji 7 Wydz. V WUBP Antoniego Wojnara, od 1964 k.p. „Platon”. IPN Kr 009/3135, Teczka personalna TW „Longin”.

58 „Wadowska” – pod tym pseudonimem została zarejestrowana Anna Natalia Rudz-ka-Cybis (1897-1988) – artystka malarka, żona Jana Cybisa. W 1945 powołana na sta-nowisko profesora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, od 1960 dziekan Wydziału Malarstwa.

59 Janusz Poray-Biernacki pseud. literacki Janusz Jasieńczyk (1907-1996) – absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat (1936). Dziennikarz „Wieczoru Warszaw-skiego” i „Małego Dziennika”. W latach 1939-1940 redagował konspiracyjny tygodnik „Pobudka”. Pod koniec roku 1940 jako emisariusz ZWZ, przedostał się do Palestyny, gdzie wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Brał udział w obronie To-bruku i bitwie pod Gazalą. Od 1943 pracował w Polskim Centrum Informacji w Jerozo-limie. Od 1947 – w Londynie. Współpracował z „Dziennikiem Polskim” – „Dziennikiem Żołnierza”, „Kulturą”, „Orłem Białym”, „Polską Walczącą” i „Wiadomościami”. W 1952 otrzymał nagrodę KOW „Veritas”. Zmarł w Londynie.

Page 238: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman238

201

3 to

m IV

oraz Marii Danielewicz Zielińskiej wydaną w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”. Obok – wrogie artykuły emigracyjne.

POZNAŃ PO RAZ DRUGI

W roku 1960 Roman Brandstaetter powrócił z Zakopanego do Po-znania. Zamieszkał w domu przy ul. Winogrady 37, gdzie z żoną zaję-li nieduże mieszkanie. Jego kłopoty z bezpieką nie skończyły się, ale w miarę normalnie w domowym zaciszu mógł w służbie Bogu i Naro-dowi pracować i tworzyć.

I tak w latach 1962-1972 powstało 4-tomowe dzieło jego życia Je-zus z Nazaretu60. O rodowodzie swego najważniejszego prozatorskiego dzieła, którego napisanie wymagało dużej odwagi, wspomina później w rozmowie z redaktorem „Nowych Książek” Andrzejem Bernatem: [...] biłem się z myślami bardzo długo. Już potem, kiedy siadłem do pracy nad tą książką i zacząłem zbierać materiały, kiedy one zaczęły się mi piętrzyć, a ja straciłem orientację w masie tych dróg, ścieżek, kolein, w pewnej chwili zwątpi-łem o możliwości napisania o Jezusie z Nazaretu. Uważałem to w pierwszej fazie za szaleństwo. Ale potem wszedłem pewnego ładnego poranka w tę całą robo-tę, zaczęło się pisanie i trwało przez 10 lat. Jednak pierwsze kiełki pojawiły się jeszcze w roku 1935 podczas mojego pierwszego pobytu w Palestynie. Już wtedy chodziła mi książka o Chrystusie, ale byłby to inny Chrystus niż ten w Jezusie z Nazarethu i byłaby to inna książka. I z racji tej, że nie miałem jeszcze tych róż-nych doświadczeń literackich, i z racji mojego ówczesnego światopoglądu. Jeżeli chodzi o Chrystusa z roku 1935, to byłby najprawdopodobniej wielkim proro-kiem żydowskim. Byłaby to ta teza, która jest ofi cjalnie przyjęta przez współcze-sną judaistykę. Nie negatywny stosunek do Chrystusa, przeciwnie pozytywny, ale do Chrystusa – człowieka, a nie Chrystusa – Boga. Za drugim pobytem w Pa-lestynie ta myśl o napisaniu książki wciąż wracała i rosła. Nie miałem możliwoś-ci wówczas pracować, człowiek żył wówczas pod obuchem wojny. Z tego okresu jerozolimskiego pozostały właściwie dwie rzeczy61.

Tłumaczono dzieło na najważniejsze języki świata. Po ukazaniu się pierwszych dwóch tomów Jezusa z Nazarethu w recenzji ks. prof. Jana K. Pytla czytamy:

60 Tom I dzieła ukazał się w 1967, II w 1969, III w 1971, IV w 1973, nakładem wydaw-nictwa „Pax”.

61 Na skrzyżowaniu dwóch kultur. Rozmowa z Romanem Brandstaetterem. Rozmawiał Andrzej Bernat, „Nowe Książki” 1981, nr 21, s. 8.

Page 239: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 239

WIZ

ERU

NK

I

jest to dzieło wielkiej klasy, jego nowością jest to, że stosuje zasadę Augustyna o przenikaniu się obu Testamentów, uwzględnia „piątą Ewangelię” (znajomość ojczyzny Jezusa), odwołuje się do tekstów talmudycznych i qumrańskich” 62.

Po latach ks. profesor wspomina:W odpowiedzi na recenzję zatelefonował do mnie Roman Brandstaetter z po-

dziękowaniem i zaznaczył, że jest to najlepsza recenzja, jaką otrzymał o pierw-szym i drugim tomie Jezusa z Nazarethu. Uważam że pod względem treści budowane na teologii obu Testamentów opisów piękna przyrody i znajomości kontekstu biblijnego. Tetralogia przewyższa życie Jezusa Ernesta Renana, histo-rię Jezusa Józefa Papiniego, Dzieje Chrystusa Henri Daniel-Ropsa, Życie Jezusa. Na tle kraju i narodu Izraelskiego Franciszka Michała Willama.

Imię Brandstaettera rozsławione zostało również przez dramat Dzień gniewu. Prawdopodobnie dramat ten po raz pierwszy odegrali klerycy Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. O ile nie zawodzi mnie pamięć rolę Żyda Emanuela Blatta odtwarzał kleryk, który się nazywał Zenon Grocholewski i jest dzisiaj kardynałem prefektem Kongregacji ds. Wychowania w Watykanie.

Jestem przekonany, że Roman Brandstaetter swoją wspaniałą książką Krąg Biblijny oraz opowiadaniem Lament nieczytanej Biblii przewyższył także P aula Claudela, który był propagatorem Pisma Świętego, domagał się przywrócenia Ludowi Bożemu Pisma świętego Starego Testamentu w niewielkiej książeczce Umiłowanie Pisma Świętego63.

Wspomina Brandstaetter o łączności z czytelnikami, jako że pisarz tworzy z myślą o nich. – O tym, iż otrzymywał dużo listów na temat swojej twórczości, o jej odbiorze oraz o różnych zagadnieniach moral-nych. Często te listy dostarczały mu dramatycznych, a nierzadko wzru-szających przeżyć. Pomagał czytelnikom zrozumieć Boga, a oni byli mu za to wdzięczni.

W tym samym wywiadzie pisarz snuje rozważania na temat pol-skiego romantyzmu, Krasińskiego, Mickiewicza, jest pełen uznania zwłaszcza dla Słowackiego:[...] Dużo wysiłku mnie kosztowało, by przezwyciężyć pewne schematy roman-tyczne, pewne kategorie romantycznego myślenia. Podobnie jeśli idzie o warsztat literacki, również trzeba było w sobie pewne wartości romantyczne przewalczyć. Miałem też niewątpliwe skłonności do patosu, choć go bardzo nie lubię, jego też musiałem pokonać. Choć z drugiej strony bardzo często patrząc na to wszystko, co się dookoła nas dzieje, dochodzę do wniosku, że romantyzm to była rzecz bar-dzo mądra i bardzo polska. Ze Słowackim wiążę się moje wspomnienie z roku

62 Ks. J.K. Pytel, Żniwobranie z trudnego z zasiewu (25 rocznica śmierci Romana Brandstaettera). 1 Z trudnego zasiewu, kps, s. 1. Ze zb. ks. J.K. Pytla.

63 Tamże.

Page 240: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman240

201

3 to

m IV

1927. Dla ludzi, pisarzy z mojego pokolenia, którzy w Krakowie stali naprzeciw trumny z prochami Słowackiego wystawionej w Barbakanie, na niej białoczer-wony sztandar, to była jakaś chwila wielkiej nobilitacji tego pisarza, który zresztą skrzywdzony był przez Życie. Nie zapominajmy, że Mickiewicz ani słowem nie wspomniał o Słowackim w College de France64. Gdy Słowacki umarł, Mickiewicz nie był na jego pogrzebie, choć był wtedy w Paryżu. Na tym pogrzebie było tylko trzydziestu ludzi. Tego człowieka nie uznawano, nie tworzył legend o sobie, był niedoceniany, a Mickiewicz robił wszystko, żeby go pogrążyć. Mówiąc między nami Mickiewicz nie zawsze był sprawiedliwy w ocenach ludzi i sytuacji. Jego koncepcja socjalistyczno-bonapartystyczna była swoistym szaleństwem, orga-nizacja legionu we Włoszech fantasmagorią. Tworzenie legionu żydowskiego w Konstantynopolu, którego dokumenty znalazłem i ogłosiłem drukiem w 1931 roku w Paryżu, było wielkim nieporozumieniem. Zamiast siedzieć w Lozannie, pisać i tworzyć, bawił się w rzeczy nierealne. Jego koncepcja polityczna na pewno nie zwyciężyła. Wizje realnej przyszłości miał Krasiński w Nieboskiej komedii i Słowacki. Tylko oni dwaj. Ten Słowacki szedł za mną w życiu jak cień. Pytanie Anhellego – dlaczego ja żyję? – typowo Pascalowskie, egzystencjalne, po latach stało się początkiem mojej świadomości pisarskiej i życiowej.

Publikował w „Przewodniku Katolickim”, „Niedzieli”, „W drodze” i „Gościu Niedzielnym”, książki drukował głównie w Wydawnictwie „Pax”. Chętnie spotykał się z czytelnikami, w różnych miejscach i cza-sie, ale nie lubił udzielać wywiadów. W jednym z nielicznych z roku 1981 wyjaśnia powód tej niechęci:

Mówiąc szczerze nie lubię udzielać wywiadów. Gdy mam coś do powiedzenia o sobie, to piszę na takiej Flaubertowskiej zasadzie – madame Bovary to ja. To nie jest jakaś poza czy fanaberia. Powody są inne. Jestem z charakteru i z tempe-ramentu nastrojowcem, typem właściwie kameralnym. Często się zdarzało, że wywiady ze mną przeprowadzane ograniczały się do udzielenia informacji od-powiadających na pytanie – co pan pisze? A więc piszę to, piszę tamto, zamie-rzam to, nie zamierzam tamtego. Takie wywiady nie mają sensu. Ustalamy sobie dzień, ustalamy godzinę. Nie zawsze do rozmów jestem przygotowany. Niekiedy człowiek jest tak usposobiony, że właśnie w tej chwili nie umie z siebie niczego wskrzesić. Wywiad rozumiem, jako pewnego rodzaju dialog, a u nas takie wy-wiady ograniczają się do monologu. Z tymi dialogami w ogóle jest bardzo kru-cho. Nie mamy ani tradycji dialogu, ani kultury dialogu. [...] Nigdy w Polsce nie było salonów literackich, wobec tego nie prowadzono w nich literackich rozmów. Nie wykształciła się forma dialogu w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie mamy tej kultury dialogu, która istnieje choćby we Francji czy w Niemczech. Stąd kultu-

64 Wg Artura Sandauera Mickiewicz w czasie pobytu w Paryżu i podczas tzw. pre-lekcji paryskich (1940-1944) nawoływał Żydów do zachowania swojej tożsamości i kultu religijnego.

Page 241: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 241

WIZ

ERU

NK

I

ra dramatopisarska w Polsce też nie stoi wysoko. Przecież właściwie poza kilku-dziesięcioma dramatami dramatopisarstwa nie posiadamy. Nie jesteśmy, tak jak powiedzmy Francuzi, narodem dramatopisarzy. Wynika to stąd znowu, że Polak lubi monologizować, lubi wygadać się, drugiego rzadko słucha. W tradycji naszej kultury każdy Polak musi mieć rację i ta jego racja bardzo trudna jest do obale-nia. W takim klimacie nie powstają dramaty, nie powstają sztuki sceniczne65.

Mistrz Brandstaetter miał ulubione miejsca spotkań dla wymiany myśli z bliskimi mu osobami. Takim miejscem była poznańska ka-wiarnia „W-Z” przy ul. Fredry 12, niedaleko Collegium Maius. Bywali w niej w różnych odstępach czasu i z różną częstotliwością m.in.: bi-bliofi l Jan Jachowski, księgarz Bolesław Żynda, prof. Roman Pollak66 z UAM, Kazimierz Flatau67, dyrektor Banku PKO Kalwaryjski, fi lozof Andrzej Siemianowski68, dyrektor drukarni uniwersyteckiej Kazmierz Schmidt, Jerzy Lubicz-Chojnowski69, ks Franciszek Jęcz, ks. dr Jerzy Szelmeczka70, inż. Kornel Białobłocki71... Rozmowy w swoich słynnych

65 Na skrzyżowaniu dwóch kultur. Rozmowa z Romanem Brandstaetterem [...], s. 5.66 Roman Pollak (1886-1972) – historyk literatury, rektor tajnego Uniwersytetu Po-

znańskiego, profesor UAM, badacz literatury staropolskiej, szczególnie polskiego baro-ku. Członek-założyciel Cracovii (1906) i jej piłkarz. Prześladowany przez reżim komuni-styczny.

67 Kazimierz Flatau (1910-2000) – klawesynista, pedagog, krytyk muzyczny, wykła-dowca fi zyki na UAM, tłumacz i astrolog. Inwigilowany i prześladowany przez reżim PRL.

68 Andrzej Siemianowski (1932-2009) – fi lozof, socjolog, publicysta, działacz katolic-ki, ekumenista. Wykładał na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, Uniwersytecie Wrocławskim, członek zespołu „Więzi”. W ostatnich latach życia wykładał na Wydziale Teologicznym UAM i w Seminarium oo. karmelitów w Poznaniu. Zarejestrowany przez SB jako ko „Alfa”, TW „Herbert”. http://lustronauki.wordpress.com/2010/02/11/andrzej-siemianowski/, dost. 5. I 2014.

69 Jerzy Lubicz-Chojnowski (1917-2010) – w 1938 szef pionu organizacyjnego RNR “Falanga” w Białymstoku; We wrześniu 1939 walczył jako żołnierz 2. pułku ułanów, ran-ny. W 1939 został zaprzysiężony do Służby Zwycięstwu Polski. Po nawiązaniu kontak-tu z podziemiem narodowym przeszedł do Narodowej Organizacji Wojskowej, był in-spektorem powiatowym Okręgu Warszawa-powiat. Aresztowany przez Niemców w 1942 – więziony na Pawiaku, skąd uciekł; w 1945 aresztowany przez UB – więziony w Rawiczu. Po wyjściu z więzienia pracował w PGR na Ziemiach Odzyskanych, następnie działał w Stowarzyszeniu „Pax”. Zmarł w Poznaniu (Informacje od Rafała Sierchuły, 7 I 2014).

70 Jezuita dr Jerzy Szelmeczka (zm. 1998) – pchor. WP, wykładowca matematyki na KUL i UAM. Redaktor „Biblioteki Kaznodziejskiej”.

71 Inż. Kornel Białobłocki (zm. 2011) – żołnierz AK, wieloletni prezes Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego, długoletni pracownik „Energopolu 7” w Pozna-niu. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Partyzanckim, Honorową Odznaką Miasta Poznania i Odznaką Ho-norową za Zasługi dla Województwa Poznańskiego.

Page 242: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman242

201

3 to

m IV

„szabasach” spisywał znany literat Przemysław Bystrzycki. W czasie jednego ze spotkań, gdy dyskutowano powstające dzieło teatrologii Je-zus z Nazaretu, Brandstaetter powiedział: „Chciałbym, jak święty Pa-weł z Tarsu, szerzyć słowo Pańskie”72. Bystrzycki zanotował, iż to wy-znanie świadczyło o szczerości i przyjaźni dla niego:

Tę szczerość ceniłem sobie wysoko. Obie cechy mieściły się w jego stosunku do byłych współwyznawców. Na moje narzekania na Żydów, nie pamiętam już z jakiego powodu, odpowiedział cytatem z Goethego: „Niech pan zostawi Żydów i komary...”. O polsko-żydowskich wzajemnych niechęciach wspominał rzadko. Do podobnych animozji stosował bardziej obserwację obyczajową niż rasową. Wyznał: „Proszę pana, Pan Bóg miał z moim narodem tak wiele zmartwień...”. Może myślał o perypetiach praojców przedstawionych w książce, którą akurat pisał [...]. Dawał też świadectwo dystansu i obiektywizmu. Nigdy nie mówił o tak zwanym polskim antysemityzmie. Wiedział, związany z polską kulturą, tworzą-cy tę kulturę, z obyczajem, z kręgiem przyjaciół, że określenie: „antysemityzm” służy często do gry politycznej. Nie jest odbiciem rzeczywistości. Jako pojecie – jest także nieścisłe. Może być stosowane do samych Żydów, prowadzących woj-nę z Semitami-Arabami, jak do Arabów objętych płomieniem intifady przeciwko tymże współbraciom Semitom. A wprowadzenie terminu bez ścisłego desygnatu, terminu wywodzącego się z contraditctio in adiecto73 wprowadza w debacie za-męt, służy – tak o języku w ogóle powiadał Talleyrand 74– do zakrywania myśli. Zdaniem kardynała Paryża Jeana Marie Lustigera75 – prawy katolik nie może być antysemitą, ponieważ Chrystus był Żydem76.

72 P. Bystrzycki, Szabasy [...], s. 45.73 Contradictio in adiecto (z łac.) – sprzeczność w przymiotniku, błąd logiczny.74 Charles Maurice de Talleyrand-Périgord (1754-1838) – francuski dyplomata, mini-

ster spraw zagranicznych Francji, m.in. za rządów cesarza Napoleona I Bonaparte, biskup Autun, książe Benewentu. Znany był jako wyjątkowo zdolny, cyniczny i bezwzględny.

75 Jean-Marie Lustiger, do 1940 Aron Lustiger (1926-2007) – kardynał, metropolita Paryża, pochodzenia żydowskiego z Będzina. Rodzina jego w 1917 wyemigrowała z Pol-ski do Magdeburga, a następnie do Paryża. Karol Lustiger (1898-1982), ojciec przyszłego duchownego katolickiego w 1925 poślubił Gizelę z domu Lustiger, córkę o będzińskie-go rabina. Od 1939 przebywał w Orleanie u zaprzyjaźnionej rodziny katolickiej Suzanne Combes. Pod wpływem wypadków wojennych przeszedł na wiarę katolicką i ochrzcił się w 1940, zmieniając imię na Jean-Marie. W czasie okupacji Francji jego ojca wcielono do wojska, a matka została w 1942 wywieziona do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie w 1943 zginęła.

76 P. Bystrzycki, Szabasy [...], s. 45.

Page 243: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 243

WIZ

ERU

NK

I

Nie stronił od spotkań z czytelnikami, m.in. z seminarzystami. Jed-no z takich zapamiętał prof. dr. hab. UAM Ryszard Fiedorow77, który notuje po latach:

Przypominam sobie, że pierwszy raz spotkałem Brandstaettera w Arcybisku-pim Seminarium Duchownym w Poznaniu w roku 1967. Ks. [Jan Kanty] Pytel78, który był wówczas wicerektorem tego Seminarium, zaprosił Romana Brandsta-ettera na spotkanie z klerykami, na którym Brandstaetter opowiadał o I tomie „Jezusa z Nazaretu”, którego pisanie właśnie ukończył. Odpowiadał także na py-tania o midrasze79 w Piśmie Świętym. Brandstaetter miał dość krytyczny stosu-nek do teorii midraszy w Piśmie Świętym. Na tym samym spotkaniu wygłosiłem prelekcję na temat „Wiara a nauki przyrodnicze”, o co poprosił mnie ks. Pytel. Następnie ks. Jerzy Pikulik (późniejszy profesor muzykologii kościelnej na war-szawskiej ATK) odwiózł nas samochodem do domu (Brandstaetter i ja mieszka-liśmy w tym samym rejonie Poznania)80.

Mistrz Brandstaetter był również polskim patriotą. W dobie Soli-darności bardzo mocno zaangażował się w prace nad powstaniem pomnika upamiętniającego bohaterskich „cegielszczaków” i innych mieszkańców Poznania z pamiętnego czerwca 1956.

Po wydarzeniach sierpniowych 1980 roku jedną z pierwszych inicja-tyw organizującego się w Poznaniu niezależnego związku zawodowego NSZZ „Solidarność” była budowa pomnika upamiętniającego zryw wolnościowy 1956 roku. Zebranie przedstawicieli Międzyzakładowe-go Komitetu Założycielskiego NSZZ Solidarność Region Wielkopolska 10 października 1980 uchwaliło postulat zbudowania Pomnika Ofi ar Czerwca 1956, a 21 października powstał Społeczny Komitet Budowy

77 Prof. zwyczajny Ryszard Fiedorow (ur. 1937) – pracownik naukowy Zakładu Kata-lizy Heterogennej Wydziału Chemii, wykładowca UAM w Poznaniu; dr (1965), dr hab. (1972), prof. (1986). Od 2002 członek Komitetu Założycielskiego i wiceprezes Stowarzy-szenia im. Romana Brandstaettera.

78 Ks. prof. zwyczajny Jan Kanty Pytel (ur. 1928) – biblista. Członek Zwyczajny (1985-1995) Rady Naukowej Episkopatu Polski z wyboru Konferencji Plenarnej Episkopatu, archidiecezjalny duszpasterz inteligencji (1975-90), asystent kościelny (1989-1996) Klu-bu Inteligencji Katolickiej w Poznaniu, dziekan (1981-1987) Papieskiego Wydziału Teo-logicznego w Poznaniu, kierownik (1983-1988) Zakładu Nauk Biblijnych, wykładowca (1975-1998) w Instytucie Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. Autor, współautor i redak-tor kilkudziesięciu książek. Współtwórca Brandstaetterologii w Polsce, od 2002 prezes Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera.

79 Midrasz (z hebr.: badać, dociekać) – rodzaj opowieści homiletycznej w Judaizmie rabinicznym, wyjaśnianie poszczególnych fragmentów Biblii hebrajskiej Starego Testa-mentu, sposób objaśniania jej przez rabinów – studiowania, komentowania za pomocą opowieści i sentencji.

80 List Ryszarda Fiedorowa do autora z 28 XII 2013.

Page 244: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Krzysztof A. Tochman244

201

3 to

m IV

pod przewodnictwem Romana Brandstaettera, który całym sercem za-angażował się w to przedsięwzięcie.

Pomnik zamierzano postawić w 25 rocznicę poznańskich wydarzeń. Aby zdążyć z budową, Komitet podjął szereg inicjatyw społecznych, takich jak publiczne zbiórki funduszy, imprezy kulturalne i sportowe. Zmobilizował odpowiednie kręgi społeczeństwa miasta Poznania oraz regionu Wielkopolski i obudził pamięć o zrywie niepodległościowym, który zapoczątkował tzw. odwilż gomułkowską. Następnym krokiem było rozpisanie konkursu na budowę pomnika, a w grudniu 1980 zor-ganizowany został konkurs na treść napisu na pomniku.

Po wielu dyskusjach, 6 lutego 1981, podjęto decyzję o realizacji pro-jektu rzeźbiarza Adama Graczyka i architekta Włodzimierza Wojcie-chowskiego, który przedstawiał „dwa kroczące krzyże spięte jednym ramieniem, więzy na nim, a u boku krzyży strzegący ich orzeł”. Osta-tecznie, po uzyskaniu zgody od władz komunistycznych, pomnik stanął na placu Mickiewicza, gdzie w 1956 wielotysięczny tłum upomniał się o swoje prawa i wolność; w miejscu, gdzie w 1932 erygowano pomnik Serca Jezusowego – wotum wdzięczności za odzyskaną niepodległość.

28 czerwca 1981, w 25. rocznicę wydarzeń poznańskich, odbyła się uroczystość odsłonięcia i poświęcenia pomnika przez metropolitę po-znańskiego ks. abp. Józefa Strobę; Odczytano apel poległych. Olbrzy-mią szarfę z ustalonymi po raz pierwszy nazwiskami ofi ar reżimu PRL rozpostarto z wieży Zamku. W czasie uroczystej mszy św. odczytano telegram od Ojca św. Jana Pawła II.

W roku 1986 z okazji 80. rocznicy urodzin tego wielkiego pi-sarza dziennikarze w Poznaniu zorganizowali uroczystości jubile-uszowe. Między innymi Olgierd Łukaszewicz recytował jego Psalmy D awidowe81.

W sierpniu tego roku zmarła jego żona Rena. Był to dla Brandsta-ettera dotkliwy cios. Poczuł się osamotniony. Rok później w tomiku Księga modlitw dawnych i nowych wydał Psalmy żałobne. W grudniu 1986 otrzymał nagrodę im. Gotfrieda Herdera, którą przyznała mu Austriacka Akademia Nauk. Pisarz osobiście odebrał ją z rąk rektora Alma Mater Rudolphina Vindobonensis.

Roman Brandstaetter – pisarz, który jasno widział polską przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – zmarł w poznańskim szpitalu 28 września

81 K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera [...], s. 17.

Page 245: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER 245

WIZ

ERU

NK

I

1987 roku. W tym czasie jeden z jego przyjaciół, charyzmatyczny do-minikanin o. Jan Góra82 przebywał w Rzymie. O śmierci Pana Romana – Mistrza, jak o nim powiadał, poinformował go dominikanin o. Piotr Prus na Placu Św. Piotra w Rzymie, kiedy zdążał na spotkanie z Oj-cem Świętym. Jak o. Góra zapamiętał, na wiadomość o śmierci pisarza papież Jan Paweł II zareagował natychmiast. „Modlimy się razem za śp. Romana. Niech przemawia do czasem <zmęczonych> chrześcijan żywiołowa wiara tego wielkiego chrześcijanina – syna Izraela”83. Na pogrzeb nadesłał telegram:

Pan wieków i wieczności wezwał do siebie Romana Brandstaettera. Przez całe swoje długie i owocne życie docierał on do Chrystusa. Wyrósł w kręgu bi-blijnym, w którym uczestniczył przez urodzenie i od urodzenia krąg ten zapro-wadził go do Jezusa z Nazarethu. Od chwili spotkania Jezusa z Nazarethu całe swoje życie i twórczość koncentrowały się wokół Osoby Boga Wcielonego, ocze-kiwanego przez naród Mesjasza. Wyrażały się pieśnią: Pieśń o moich Chrystusie, Hymny Maryjne, Księga modlitw, poetyckie tłumaczenia Pisma Świętego. Pieśń jest w Biblii wyrazem nadziei. Pisarstwo Romana Brandstaettera było w całości wyrazem biblijnej i Bożej nadziei, owej mocy duchowej, która wyróżnia prawdzi-wych chrześcijan, mocy, która przebija się i zwycięża ciążenie natury skażonej grzechem, by mocą natchnienia i łaski wznieść siebie i innych ku Bogu. Roman Brandstaetter tak dźwigał nie tylko siebie, dźwigał nas wszystkich, swoich czy-telników. Przez całe życie pielgrzymował i szukał dla siebie miejsca w Kościele, w literaturze, w środowisku, w świecie. Znajomość tradycji Ojczyzny Chrystusa, a przede wszystkim świadoma przynależność do Narodu Wybranego, pozwalały mu tworzyć w oparciu o realia Wcielenia się Boga.

Niech Ten, któremu całym sercem zawierzył i któremu śpiewał tak osobistą pieśń, a z całym Kościołem pielgrzymującym powtarzał Kyrie elejson, przeniesie go tam, gdzie słychać już tylko radosne Alleluja tych, którzy razem z Chrystusem przechodzą ze śmierci do życia (por 1J 3,14)84.

Jan Paweł II, Papież

82 O. Jan Wojciech Góra OP (ur. 1948) – dominikanin, doktor teologii (ATK, 1981), twórca i animator ośrodków duszpasterskich na Jamnej, w Hermanicach i nad Lednicą, organizator corocznych spotkań młodych m.in. na polach lednickich. W 1966 wstąpił do zakonu dominikanów, święcenia kapłańskie w 1974. Od 1987 duszpasterz akademicki w Poznaniu. Propagator idei Małych Ojczyzn, organizator konkursów literackich im. Ro-mana Brandstaettera, współpracownik wielu pism i wydawnictw. Autor m.in. 38 książek. Odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, wyróżniony licznymi nagrodami i tytułami.

83 J. Góra OP, Z Narodu Wybranego, b.d., kps, s. 6. Ze zbiorów o. J. Góry.84 Tamże.

Page 246: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Edward ZYMAN

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYMIrena Habrowska-Jellaczyc

Tytułu najnowszej książki Ireny Habrowskiej-Jellaczyc Aktor nie opuszcza sceny (Toruń 2014), stanowiącej ważne dopełnienie jej twór-czej sylwetki, nie należy czytać dosłownie. Jego właściwy sens ma wy-miar metafory. Mówi nie tyle o scenie teatralnej, choć autorka pisze głównie o teatrze, ile przede wszystkim o scenie życia. A także o deter-minującej działania człowieka myślącego aksjologii, kodeksie wartości podstawowych, orzekających o istocie ludzkiej egzystencji.

W zakończeniu swych wspomnień o torontońskiej Melpomenie, za mieszczonych w tomie Ze sceny i estrady (Toronto 1987) wydanym wspólnie z Adamem Tomaszewskim ceniona aktorka, zwracając się w la tach 80. do przedstawicieli najmłodszej fali emigracyjnej, która już w niedalekiej przyszłości miała zająć miejsce jej generacji, przypomina znane słowa z wiersza Zbigniewa Herberta Przesłanie Pana Cogito:

ocalałeś nie po to aby żyćmasz mało czasu trzeba dać świadectwo

Takim właśnie świadectwem jest pełne dramatycznych przeżyć, ale także wielu głębokich satysfakcji, zwrócone ku innym życie pani Ireny. Sporządzając jego zwięzły zapis, czynię to w dużej mierze z autopsji, a mówiąc precyzyjniej – na podstawie trzydziestoletniej znajomości jej emigracyjnej egzystencji, wypełnionej aktywną działalnością arty-styczną i społeczną w środowisku polskiej diaspory w Kanadzie, a tak-że szeregu rozmów i wspólnych inicjatyw podejmowanych w ramach Polskiego Funduszu Wydawniczego w Toronto.

Page 247: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC 247

WIZ

ERU

NK

I

*Jako młoda dziewczyna, wyróżniająca się niepospolitą urodą i rzad-

kim talentem, dokonała najważniejszego wyboru, który zadecydował o jej późniejszych losach – emigrację! Nieudana ucieczka z komuni-stycznej Polski w końcu lat czterdziestych mogła mieć – i często miała – tragiczne konsekwencje. W przypadku p. Ireny wszystko zakończyło się szczęśliwie, choć okoliczności tamtego, wynikającego z niezwykłej de-terminacji, kroku jeszcze dziś, po kilkudziesięciu latach, budzą dreszcz autentycznego przerażenia. Możemy sobie wyobrazić jak niezwykle silny musiał być wewnętrzny sprzeciw młodziutkiej osoby, przed którą życie dopiero otwierało pełnię swych możliwości, skoro nie zawaha-ła się opuścić kręgu najbliższych znajomych i przyjaciół, znakomitych wychowawców, zrezygnować ze świetnie zapowiadającej się kariery ak-torskiej i – narażając się na liczne niebezpieczeństwa – podjąć wielkie ryzyko emigracji. Piszę o ryzyku emigracji, mając na myśli nie tylko zagrożenie ze strony gorliwych służb strzegących „porządku” w komu-nistycznym państwie, ale także życie w obcym jej środowisku na ob-czyźnie, gdzie trzeba było budować wszystko od podstaw.

W udzielonym mi w roku 2007 wywiadzie Teatr był całym moim życiem, Irena Habrowska-Jellaczyc wyznała, że choć aktorstwo od naj-młodszych lat było i pozostało największą pasją i miłością jej życia, powojenny teatr obfi tujący w gwiazdy międzywojennej sceny i talenty, które w latach późniejszych miały zajaśnieć pełnym blaskiem – nie był jej teatrem. Nie mógł być! Nie tylko dlatego, że – jak powie w pewnym momencie – „czułam obrzydzenie wobec jawnie demonstrowanego przez wielu moich kolegów politycznego serwilizmu”, co dla osoby o jej wrażliwości i imponderabiliach musiało być czymś niezwykle przy-krym, ale przede wszystkim ze względu na uwarunkowania szersze, dotyczące całokształtu ówczesnego społecznego życia. W najbliższym jej środowisku aktorskim znajdowała wiele przygnębiających przykła-dów, do czego może doprowadzić system, który uzurpuje sobie prawo totalnej kontroli nie tylko działań, lecz także myśli jednostki. Najwięk-sze zagrożenie dotyczyło łamania ludzkich charakterów, co w kulturze musiało prowadzić, wyraźniej niż w innych sferach publicznych za-chowań, do niezwykle bolesnych i destrukcyjnych następstw. Autorka jest w swych opiniach niezwykle dyskretna i subtelna, nie wymienia nazwisk, podkreślając, że nie chodziło w tamtym czasie o konkretne

Page 248: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Edward Zyman248

201

3 to

m IV

przypadki, lecz o system. Wspomina o szczecińskim zjeździe Związku Literatów Polskich (styczeń 1949), podczas którego „w trosce o budowę kultury Polski Ludowej” wprowadzono ofi cjalnie doktrynę socreali-zmu; objęła ona, jak wiadomo, nie tylko literaturę, ale także teatr, fi lm, muzykę, architekturę i plastykę. W tych warunkach młoda, przekorna i ceniąca sobie swobodę artystycznej wypowiedzi aktorka nie mogła mieć złudzeń. Na jej oczach utrwalały się polityczne podstawy Polski, w której nie widziała dla siebie miejsca.

Nie bez znaczenia był również fakt, że miała w sobie żywy, zareje-strowany chłonną spostrzegawczością dziecka obraz Polski międzywo-jennej oraz patriotycznych postaw młodzieży w okresie okupacji, która masowo zasilała struktury niepodległościowej konspiracji. Zwieńcze-niem jej bohaterskiego poświęcenia miała być suwerenna i niepodle-gła Polska, tymczasem każdy dzień utwierdzał ją w przekonaniu, że żyje w kraju wasalnym, podporządkowanym władzy obcego państwa i zarządzanym przez ludzi reprezentujących ideologię, której zaakcep-tować nie chciała i nie mogła. Po przeżytym w Polsce koszmarze po-byt w Toronto, poznanie tak wspaniałych osób jak Wacław Iwaniuk, Jadwiga Jurkszus-Tomaszewska, Adam Tomaszewski, Eugeniusz Chruś-cicki, Mary Schneider, Jan Stocker, Irena Ungar czy Stanisław Wcisło było dla niej czymś wyjątkowo ożywczym. Kontakt z nimi przekonał ją, że są ludzie, dla których wolność, godność i patriotyzm nie stanowią pustego dźwięku. Dla których życie nie sprowadza się do codziennej krzątaniny, mającej na celu przede wszystkim zabezpieczenie material-nej strony bytu. Świadomość ta, mimo początkowych trudności, które przeżywa każdy emigrant, nastrajała ją optymistycznie, inspirowała, dodawała siły. Niezwykły entuzjazm wojennej emigracji, żarliwe dys-kusje, gorące spory o pryncypia utwierdzały ją w przekonaniu, że los złożył w ręce jej generacji szczególny rodzaj misji, którą najprecyzyjniej wyrażała maksyma Słowa to nasza broń ostatnia zaczerpnięta z Cy-priana Kamila Norwida.

To właśnie owo przekonanie doprowadziło w polskim środowisku w Toronto do ożywionego, choć niespełniającego wszystkich ambicji i potrzeb tego środowiska, życia artystyczno-literackiego. Do powsta-nia w latach 50. Konfraterni Artystycznej „Smocza Jama” i jej dosko-nałej literacko i głęboko patriotycznej „Szopki politycznej” Wacława Iwaniuka i Michała Feuera, do późniejszych narodzin Towarzystwa Kulturalno-Artystycznego, Klubu Literacko-Kinowo-Artystycznego

Page 249: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC 249

WIZ

ERU

NK

I

„Klika”, Klubu Polskiego, Towarzystwa Przyjaciół Paryskiej „Kultury”, w latach 70. Teatru Polskiego w Toronto, u schyłku tych lat Polskie-go Funduszu Wydawniczego w Kanadzie i pod koniec lat 80. Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich.

To podzielana przez Irenę Habrowską-Jellaczyc i jej przyjaciół wia-ra w potrzebę i sens podtrzymywania tradycji n iepodległościowych, odwoływania się do symboliki Wielkiej Emigracji, która była dla oku-powa nego kraju szansą i nadzieją sprawiły, że autorka książki włączyła się z wielką pasją w organizowanie życia artystycznego w polskim śro-dowisku, nie zawsze spotykając się ze zrozumieniem ze strony licznej, lecz dość biernej kulturalnie torontońskiej Polonii.

Było to tym bardziej deprymujące, że mimo ograniczonych możli-wości, oczywistego odcięcia od kultury w kraju, powstawały w środo-wisku niezwykle piękne i pożyteczne inicjatywy. Dotyczyło to nie tylko bliskiego jej Teatru Polskiego w Toronto, który w latach siedemdziesią-tych zapisał piękną kartę, biorąc udział w festiwalu teatralnym grup etnicznych. Autorka ze zrozumiałych względów poświęca mu w swej książce wiele miejsca, odtwarzając z literackim talentem niepowtarzal-ną atmosferę tamtych lat i przybliżając warunki, w jakich narodziła się ta niecodzienna inicjatywa.

Upór i konsekwencja garstki twórców i animatorów kultury dopro-wadziły także do powstania unikalnej na kontynencie północnoamery-kańskim instytucji – Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie, którego współinicjatorem był Wacław Iwaniuk. Wraz z nim tę ważną dla polskiej kultury ofi cynę emigracyjną, co warto podkreślić – o sta-tusie organizacji charytatywnej, tworzyli Eugeniusz Chruścicki, Jadwi-ga Jurkszus-Tomaszewska, Baltazar Krasucki, Mary Schneider, Adam Tomaszewski, Irena Ungar, Stanisław Wcisło i właśnie Irena Habrow-ska-Jellaczyc. Ludzie ci znali siłę i znaczenie wolnego polskiego słowa na obczyźnie. W ich głębokim przekonaniu niezależna ofi cyna była dla całego środowiska polskiego w Kanadzie, a także w Ameryce – ogrom-ną szansą.

W wypowiedzi na temat Funduszu, opublikowanej po latach w mo-jej książce Mosty z papieru. O życiu literackim, sytuacji pisarza i jego dzieła na obczyźnie na przykładzie Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie (Toronto-Rzeszów 2010), Irena Habrowska-Jellaczyc nie ukrywa trudności, na jakie jego organizatorzy natrafi ali szczególnie w pierwszym okresie. Nie ma wątpliwości, że gdyby na ich apele P olonia

Page 250: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Edward Zyman250

201

3 to

m IV

odpowiedziała mocniej i życzliwiej, Toronto stałoby się już wówczas, w latach 70. i 80. jednym z czołowych ośrodków kultury polskiej poza granicami kraju.

Dziesięć lat po powstaniu Polskiego Funduszu Wydawniczego, pani Nelli Turzańska powołała do życia jedną z ważniejszych instytucji kultury polskiej w Kanadzie – prywatną Fundację Władysława i N elli Turzańskich (zob. E. Zyman: Scalić oddalone. Fundacja Władysława i Nelli Turzańskich (1988-2008), Toronto 2008).

Była to właściwie ostatnia w polskim Toronto głęboko ideowa ini-cjatywa, której geneza daje się wywieść z niepodległościowych tradycji polskiej emigracji. Lata późniejsze, choć niepozbawione kulturalnych przedsięwzięć, niekiedy nawet znaczących, to już całkiem inna histo-ria. Polega to głównie na tym, że typ bezinteresownego społecznika za-stąpił profesjonalny, choć głównie zorientowany na zysk, impresariat.

Na szczęście idee społecznikowskie nie zanikły. Od czasu do czasu dają o sobie znać, a ich efektem są m. in. tak potrzebne w środowisku instytucje, jak Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Muzyczne, które roz-winęło piękną działalność muzyczną pod kierownictwem Macieja Jaś-kiewicza, czy Salon Teatru, Muzyki i Poezji im. Jerzego Pilitowskiego, prowadzony przez Marię Nowotarską. Innym pozytywnym przykła-dem jest powstanie periodyku „Punkt.ca”, którego ambicje wyrażają się w podejmowaniu najważniejszych dla współczesnego Polaka prob-lemów społeczno-politycznych i kulturalnych i uwrażliwianiu pol-skiej diaspory na jej istotną rolę, jako ośrodka opiniotwórczego na ob-czyźnie.

Nie jest moim zamiarem wymienianie w tym miejscu wszystkich ważnych i pożytecznych inicjatyw, które zainspirowała nowa emigra-cja – było ich więcej. Chcę tylko podkreślić, że nawet te najbardziej am-bitne działają dziś w zdecydowanie odmiennej sytuacji: mogą korzystać z pomocy fi nansowej (i merytorycznej) nie tylko środowiska polonijne-go w Kanadzie, ale także wyspecjalizowanych instytucji i agend rządu Rzeczypospolitej, co dawniej, w okresie PRL – z oczywistych wzglę-dów – było niemożliwe.

Przywołuję te wszystkie fakty, by ukazać kontekst, w jakim przy-szło żyć autorce książki poza granicami kraju i równocześnie uwypu-klić rangę i znaczenie podejmowanych przez nią – i współpracujących z nią przyjaciół – przedsięwzięć artystyczno-kulturalnych. W tamtych warunkach, sprzed lat kilkudziesięciu, świadomi roli emigracji wobec

Page 251: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC 251

WIZ

ERU

NK

I

kraju, traktowali oni swe wysiłki w kategoriach misji, imperatywu mo-ralnego i ideowego, nakazu wypływającego z najgłębiej pojętego patrio-tyzmu.

Była to więc odmienna – pod każdym względem – od dzisiejszej emigracja. Zastanawiam się zresztą, czy można mówić o dwóch emigra-cjach w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Teraz, gdy każdy Polak ma paszport w domu, a granice Kanady są – przynajmniej dla potrzebnych w tym kraju specjalistów – praktycznie otwarte, mówienie o emigra-cji ma niewiele sensu. To już inny rodzaj społecznej zbiorowości, któ-rą trafniej byłoby określić Polakami żyjącymi, niekiedy czasowo, poza krajem. Oni nie muszą walczyć o wolność Polski, choć treść i kształt tej wolności nie powinny im być obojętne. A często są, niestety. Dla wielu nowoprzybyłych liczą się inne standardy. Nie powiem brutalnie, że są to standardy materialne. Określmy je cywilizacyjnymi, choć w gruncie rzeczy problemu to nie zlikwiduje.

Mógłby ktoś zapytać, czy w ogóle możemy mówić o problemie, sko-ro mamy wspólną Europę, globalizację współczesnego świata, a ważne jeszcze do niedawna dla większości Polaków słowo patriotyzm (w obro-nie, którego wielu, o czym przejmująco pisze autorka w swych wspom-nieniach, nie zawahało się ponieść ofi ary największej) wymawia się często dzisiaj wstydliwie i z zakłopotaniem. Irena Habrowska-Jellaczyc stwierdza przekonująco, że problem jest i to duży. Ci, którzy potrafi ą patrzeć i widzieć, dostrzegać fakty i wyciągać z nich prawidłowe wnio-ski, nie mają w tej mierze najmniejszych wątpliwości. Relatywizm mo-ralnych postaw, szerzący się na wzór epidemii konsumeryzm, opacz-nie rozumiana postępowość, która tradycyjne wartości chrześcijańskie usiłuje zastąpić wyzwoleniem od wszystkiego, co integruje społeczną zbiorowość wokół wartości nadrzędnych, takich jak rodzina, wiara, czy myślenie w kategoriach odpowiedzialności za losy naszego wspólnego domu, jakim była, jest i pozostanie Ojczyzna, bez względu na to, gdzie przyjdzie nam w danym momencie żyć – to w opinii autorki książki źródła niezwykle istotnych zagrożeń. Niedostrzeganie tych przejawów jest w jej przeświadczeniu wyrazem zatracenia samozachowawczego instynktu. A to jest już niebezpieczne nie tylko dla naszej narodowej tradycji i kultury, ale także dla egzystencji nas samych.

Systemu symboli i idei, tak ważnego w życiu każdego człowieka i każdej szanującej swą odrębność społeczności, a więc rozstrzygają-cego, o tym kim jesteśmy, systemu wartości, nie da się zastąpić ż adną

Page 252: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Edward Zyman252

201

3 to

m IV

k olekcją rzeczy. Te, choćbyśmy zgromadzili ich jak najwięcej, nie zbu-dują świadomego swych humanistycznych celów człowieka. Pełna cha-osu współczesność i jej święta krowa w postaci kultury masowej nie może stanowić dla nas żadnego usprawiedliwienia. A z pewnością nie będzie takim usprawiedliwieniem dla tych, którzy przyjdą po nas i trzeźwym, obiektywnym okiem ocenią wszystkie nasze – świado-me i nieświadome – błędy i zaniechania. Zaczerpnięte z pism i wypo-wiedzi Jana Pawła II, poprzedzające książkę motta układają się w waż-ną dla I reny Habrowskiej-Jellaczyc triadę. Prawda – Ojczyzna – Wiara to fundamen talne drogowskazy, wedle których wyznaczała azymut swej życiowej wędrówki od lat wczesnej młodości i którym pozostała wierna do dzisiaj. Potwierdzenie tego przynosi tom Aktor nie opuszcza sceny, w którym praktycznie na każdej stronie znajdujemy czytelne, niebudzące najmniejszych wątpliwości przesłanie.

Wystarczy wczytać się uważnie w jej wspomnienia dotyczące teatru polskiego czasu wojny i okupacji, podejmowanej działalności teatral-nej po opuszczeniu kraju, we wzruszające pożegnania: Nic o prócz pa-mięci (o Bronisławie Habrowskiej), Aktorzy, którzy tu byli opuścili scenę (o Wacławie Iwaniuku), Popiół i róże (O Michale Olbryskim), Refl eksje z pogrzebu (o ks. Jerzym Popiełuszce), a także w artykuły poświęco-ne pierwszej pielgrzymce Ojca Świętego (Człowiek dzierżący klucze), twórczości czeskiego prozaika, eseisty i tłumacza Jana Czepa, oraz w sygnalizujący autentyczny talent literacki Tryptyk wielkanocny, by uświadomić sobie, jak koherentną, spójną w sensie etycznym, świato-poglądowym i fi lozofi cznym całość tworzy ta fascynująca, ponadprze-ciętna i zarazem uderzająca naturalnością biografi a.

W zakończeniu swego szkicu Teatr polski pod okupacją autorka przy-tacza fragment Wyzwolenia Stanisława Wyspiańskiego, dramatu na-wiązującego do wielkiej tradycji romantycznej, którego akcja rozgrywa się w teatrze i stanowi żarliwy dyskurs o potrzebie działań wiodących do wyzwolenia pozbawionej państwowego bytu ojczyzny. To w teatrze, zdaniem wybitnego twórcy, można „odżyć – słowa łaską”, czyli ocalić fundamentalne dla – żyjących wówczas pod zaborami – Polaków war-tości.

We wspomnianym wcześniej wywiadzie Teatr był całym moim ży-ciem, mówiąc o swej działalności teatralno-artystycznej i społecznej, pani Irena unika wielkich słów. To, co udało się jej osiągnąć, a co wzbu-dza szacunek największy, postrzega jako coś oczywistego, czego nie

Page 253: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC 253

WIZ

ERU

NK

I

czynić nie mogła. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie przynosi tytuł jej wypowiedzi o Polskim Funduszu Wydawniczym w Kanadzie: Inne życie byłoby rodzajem więzienia. A więc bezsensowne, jałowe, prowa-dzące donikąd. To uzasadniony lęk przed takim życiem właśnie, w któ-rym musiałaby tłumić swoje najgłębsze, wyrastające z wewnętrznej potrzeby uczucia i pragnienia, i co więcej: zaprzeczać samej sobie na każdym kroku w życiu prywatnym i zawodowym, skłonił ją do – jak przyzna z perspektywy lat – szaleńczej, ale jedynej i oczywistej dla niej decyzji o emigracji za wszelką cenę.

Stwierdziłem, że p. Irena unika wielkich słów, a przecież to, co w swo im życiu osiągnęła, dar, jaki w postaci swego talentu, pasji i bez interesowności przekazała innym, podobnie jak było to udziałem wspomnianego wcześniej grona jej przyjaciół i współtwórców polskie-go życia artystycznego i kulturalnego w Kanadzie, zasługuje na słowa najwyższego podziwu i uznania.

Pani Irena była nie tylko cenioną i lubianą aktorką i animatorką znaczących inicjatyw kulturalnych, inspiratorką wielu ważnych przed-sięwzięć wzbogacających nasze emigracyjne życie duchowe i intelektu-alne, ale także świadomym swego powołania, współodpowiedzialnym członkiem polskiej diaspory. To właśnie w odpowiedzialności za wspól-notę, w której żyć jej wypadło tkwi geneza jej aktywności aktorskiej i społecznej. To ona sprawiła, że w sposób naturalny współtworzyła fakty dla tej wspólnoty istotne, jak choćby anglojęzyczną książkę prze-znaczoną głównie dla młodej generacji Polaków na obczyźnie – Polo-nia semper Fidelis, podręcznik dla szkół polskich w Kanadzie Polska wczoraj i dzisiaj, czy dokumentujący działalność Konfraterni Arty-stycznej „Smocza Jama” i Teatru Polskiego w Kanadzie, przygotowa-ny wspólnie z Adamem Tomaszewskim, tom Ze sceny i estrady. To ona nakazywała jej uczestniczyć w najważniejszych gremiach polonijnej wspólnoty, gdzie dyskutowano nad problemami, powinnościami i per-spektywami kanadyjskiej Polonii, m.in. w „Polonii Jutra” – Konferencji zorganizowanej w 1972 roku przez Zarząd Główny Kongresu Polonii Kanadyjskiej (Toronto: Polonia of Tomorrow, 1977, s. 197-199; J. Jurk-szus-Tomaszewska Kronika pięćdziesięciu lat. Życie kulturalne polskiej emigracji w Kanadzie 1940-1990, 1995, s. 343). Podczas tej konferen-cji mówiła o trudnej sytuacji i potrzebach polskiego ruchu teatralne-go w Kanadzie. Podejmowała problemy kanadyjskiej Polonii również sześć lat później (25-28 maja 1978) podczas podobnej, choć ze znacznie

Page 254: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Edward Zyman254

201

3 to

m IV

większym rozmachem pomyślanej Konferencji „Polonia 78 – Polonia Jutra”.

Dyskusjom prowadzonym na forach ofi cjalnych, które najczęściej nie przynosiły praktycznych efektów, towarzyszyły dysputy prywatne, w kręgu bliskich znajomych i przyjaciół, twórców i animatorów kultu-ry. W latach 70. i 80. jednym z najważniejszych nieformalnych salonów literacko-artystycznych w Toronto był dom pani Ireny. To w nim spoty-kały się największe indywidualności literatury, sceny i estrady – z Ka-nady, Stanów Zjednoczonych, Anglii i – znacznie rzadziej – z Polski. To w nim odbywały się interesujące wieczory literacko-artystyczne i dłu-gie, inspirujące rozmowy poświęcone poezji, teatrowi, plastyce i muzy-ce. To tutaj wreszcie rodziły się ciekawe koncepty ważnych inicjatyw, ożywiających rytm polskiego życia kulturalnego w torontońskiej me-tropolii.

I właśnie podczas jednego z takich spotkań w gościnnym dla twór-ców domu pani Ireny w Oakville, w październiku 2006 roku piszący te słowa zaprezentował – z okazji Jej imienin – wiersz okolicznościowy Poemat dla mistrzyni sceny, czyli kilka słów prawdy, które składam na ręce Ireny. W wierszu tym pojawia się wiele pięknych postaci nie tyl-ko polskiego kulturalnego Toronto: Wacław Iwaniuk i Kazimierz Wie-rzyński, Aleksander Janta i Józef Wittlin, Jadwiga i Adam Tomaszew-scy, Zofi a Bohdanowiczowa, Jerzy Zawieyski z Wysoka ścianą i Taniec śmierci Strindberga, a także obecni stale w biografi i pani Ireny Jej mi-strzowie: Leon Schiller i Aleksander Zelwerowicz. Po to, by w lekkiej, niezobowiązującej formie ukazać życiową i artystyczną peregrynację Solenizantki i oddać, przynajmniej w części, klimat podobnych, orga-nizowanych w przeszłości wieczorów.

Chronologiczny układ publikowanych w książce tekstów ma w mo-im przeświadczeniu istotne znaczenie dla przybliżenia „portretu” pani Ire ny. Z jednej strony informuje o obszarach zainteresowań autorki, z drugiej – o aktywnym uczestnictwie w otaczającej ją współczesnoś-ci, rozumianej nie tylko w sensie realiów jej życia na obczyźnie, lecz przede wszystkim w znaczeniu głęboko przeżywanej sytuacji współ-czesnej Polski.

Jedną z ważniejszych funkcji polskiej diaspory jest dokumentowanie przejawów jej artystycznej i intelektualnej aktywności, by w ten sposób ocalić pamięć o twórcach i ich dokonaniach, zachować ciągłość dzia-łań, które rozstrzygają o naszej kulturowej tożsamości. W tym sensie

Page 255: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC 255

świadomy – nie wstydźmy się tego słowa – swej misji aktor emigracyj-nej sceny nigdy nie opuszcza jej do końca. Nawet gdy zgasną światła i opadnie kurtyna – spektakl trwa dalej, dopóty, dopóki żyją stworzone przezeń wartości.

Najnowszy tom Ireny Habrowskiej-Jellaczyc – Aktor nie opuszcza sceny – zawierający wiele faktów, składających się na niebanalną biogra-fi ę autorki, jest równocześnie ważnym dokumentem zaświadczającym o miejscu i roli wojennej emigracji w budowaniu ideowego i moralnego etosu oraz kulturalnego dorobku polskiej diaspory w Kanadzie.

Page 256: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 257: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Osobliwa książka. Pobieżne zetknię-cie z Podstawami patriotyzmu Jana Pa-wła II Jana Jaworskiego skłaniać może do potraktowania tej pracy jako jesz-cze jednego elementu całej rzeki dru-ków laudacyjnych na cześć Papieża-Po-laka. Dopiero staranna lektura odsłania niekonwencjonalny charakter dociekań i ujęć autora, ujawnia jego dążność, by nie wpadać w wyryte już koleiny my-ślowe i stylistyczne, być rzeczowym i merytorycznym w wywodach, unikać wielosłowia, tak częstego przy okazji rozwijania podobnych tematów.

Książkę można uznać za próbę inter-pretacji sławnego wyznania Jana Paw-ła II, zawartego w przemówieniu pod-czas otwarcia (1981) Domu Polskiego w Rzymie. Jaworski cytuje to wyznanie na początku swych rozważań.

Będąc z woli Bożej następcą świętego Pio tra na rzymskiej stolicy, pragnę z jed-nakową miłością i jednakowym oddaniem służyć Kościołowi powszechnemu w jego uniwersalnej wspólnocie, wszystkim naro-dom i ludom, każdemu człowiekowi. Nie muszę jednak ukrywać tego szczególnego związku, jaki mnie łączy i jaki głęboko od-czuwam, z Kościołem i narodem, z którego wyszedłem, ze wszystkimi moimi Roda-kami, zarówno żyjącymi w Ojczyźnie, jak i poza nią (s. 7).

Otóż Jaworski wyznaczył sobie am-bitne zadanie, aby odszukać i wskazać rysy epoki historycznej, sytuacje i doświad-czenia życia, lektury oraz osoby i środo-wiska, które w ten sposób ukształtowały przyszłego Papieża, że będąc pasterzem uniwersalnego Kościoła, równocześnie tak żywiołowo – jak chyba żaden z papieży XX wieku – daje wyraz swemu przywiązaniu do ziemi, tradycji, kultury ojczystej (11).

O KSIĄŻKACH

Andrzej PALUCHOWSKI

OJCZYZNA W WIDZENIU JANA PAWŁA II

Jan Jaworski, Podstawy patriotyzmu Jana Pawła II, Lublin: Norbertinum, 2012

Page 258: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Zarysowując „konteksty wyjaśniają-ce” postawę patriotyczną Jana Paw-ła II, znajduje je autor przede wszyst-kim w od działywaniu atmosfery du-chowej Dwu dziestolecia międzywojen-nego. Przypomina więc najpierw fakt zasadniczej wagi:

Karol Wojtyła (ur. 18 maja 1820 roku) na-leży do pierwszego pokolenia Polaków, któ-rych cała młodość, a więc także edukacja szkolna (podstawowa w latach 1926-1930, gimnazjalna w latach 1930-1938 i początki edukacji uniwersyteckiej 1938-1939), przy-padły w czasach odrodzonej i niepodległej Rzeczypospolitej. Druga Rzeczpospolita to jest ta Polska, która ukształtowała Karola Wojtyłę i jego patriotyzm (41).

To przekonanie uzasadnia obszerny rozdział Druga Rzeczpospolita: odzys-kana niepodległość, państwo europej-skie i jego tradycja historyczna, dopro-wadzając do konkluzji:

W tej Polsce ukształtowały się trzy wy-miary jego widzenia Ojczyzny: jako pamię-ci przeszłości, jako ziemi rodzinnej, jako członka wielonarodowej rodziny ludzkiej, zwłaszcza europejskiej (64).

Rozdział Doświadczenie komunizmu wypada uznać za najbardziej odkryw-czy i obfi tujący w wiele pobudzających sformułowań (jest to jakby zwięzły za-rys odrębnej książki!), a we wnioskach stwierdzający obecność tego doświad-czenia Polaka i człowieka Europy Wschodniej – implicite w całym dzie-le Ojca Świętego! Przytoczę obszerniej podsumowanie autora:

Tak więc w k atol ick ie j nauc e spo -łecz ne j, kontynuowanej i rozwijanej przez Jana Pawła II w ślad za znakomitymi po-przednikami (przede wszystkim Leonem XIII, Piusem XI i Janem XXIII), jest to świetne zużytkowanie doświadczenia reali-zowanej w Polsce przez kilkadziesiąt lat ko-munistycznej utopii społecznej, okupionej

wieloma cierpieniami, ale ostatecznie po-noszącej klęskę w starciu z wielka tradycją chrześcijańskiej etyki.

W nauczaniu Papieża o problemach k u l t u r y jest to przeświadczenie o sile i zna-czeniu kultury narodu bez państwa (polski wiek XIX, ściślej okres 1795-1918, w histo-rii Polski) oraz narodu pod presją totalita-ryzmów (hitlerowskiego i sowieckiego).

W zjawisku, które określaliśmy przez wiele lat jako pol i t y kę wschod n i ą Wa-t y k a nu, jest to wyraźny zwrot w stosunku do poprzedników (Jana XXIII i Pawła VI), zauważony trafnie przez wielu komentato-rów, a zdeterminowany bezprecedensową w Kurii Rzymskiej wiedzą Ojca Świętego o Kościele Milczenia.

Wreszcie w f i loz of icz nych p oglądach Papieża jest to postawa nieustępliwego re-alizmu (skutecznej broni w starciu z irra-cjonalnym w gruncie rzeczy marksizmem sowieckim), tym wymowniejsza, że pre-zentuje ją człowiek wrażliwy na osiągnięcia tradycji fenomenologicznej i egzystencjali-stycznej w fi lozofi i (81).

Przywołałem ten dłuższy tekst Jawor-skiego z kilku powodów: by dać przy-kład zwięzłości i precyzji jego sformuło-wań oraz dlatego, by stało się widoczne, że jego rozważania i wnioski na temat spuścizny intelektualnej Ojca Święte-go wykraczają wielokrotnie poza ramy wyznaczone tytułem rozprawy. Nato-miast w głównym nurcie narracji: do wcześniej skonstatowanych właściwoś-ci patriotyzmu papieskiego – ten waż-ny rozdział dorzuca rys nowy: „widze-nie Ojcz y zny jako spo łecz eńst wa c ier piącego i dzielnie m i lcz ącego, poddanego naciskowi sowieckiego ko-munizmu”.

Bogaty rozdział Polska jako dziedzic-two kultury skupia naszą uwagę kolej-no: na sile oddziaływania macierzystej uczelni Wojtyły – Uniwersytetu Jagiel-lońskiego (gdzie – jak wiadomo – naj-

Andrzej PALUCHOWSKI258

201

3 to

m IV

Page 259: Ekspresje Tom s.1-410 IV

OJCZYZNA W WIDZENIU JANA PAWŁA II

pierw rozpoczął studia polonistyczne, zmieniając je następnie na studia teo-logiczne); dalej: na pożytkach edukacji polonistycznej i ściśle z nią związanych fascynacjach i doświadczeniach teatral-nych Wojtyły (przyjaźń i współpraca z Mieczysławem Kotlarczykiem, jedną z najwybitniejszych postaci teatru pol-skiego w XX wieku) – jedno i drugie owocowało głębokim zakorzenieniem przyszłego Papieża w wielkiej poezji pol-skiej; na etapie jego studiów rzymskich w dominikańskim Angelicum (Jawor-ski pisze: „Rzym antyczny i chrześci-jański bez wątpienia pozwolił młode-mu kapłanowi – teologowi i fi lozofowi – zobaczyć Polskę z dystansu, w per-spektywie powszechnego Kościoła oraz w perspektywie Europy i całego chrze-ścijaństwa”, 96); wreszcie na związ-kach Karola Wojtyły z dwoma ważny-mi ośrodkami katolicyzmu polskiego: Katolickim Uniwersytetem Lubelskim oraz środowiskiem „Tygodnika Po-wszechnego” i „Znaku”. Mówi Jaworski:

Były to dwie instytucje kultury w ko-munistycznej Polsce prawdziwie niezależ-ne. Nie w tym znaczeniu, że wolne od ze-wnętrznych ograniczeń (np. cenzuralnych), bo to nie było wówczas możliwe, ale nieza-leżne w tym sensie, że panowały tu: duch prawdy w zakresie wiedzy o przeszłości i duch obrony praw człowieka (ok.reślenia tego nie używało się wówczas; raczej: duch szacunku dla osoby ludzkiej) (96).

Wszystko to prowadzi do wzbogace-nia patriotyzmu Papieża o kolejną ce-chę: widzenie Polski jako niepow ta-rza lnej kultur y.

Wreszcie rozdział Naród żyje nie tyl-ko [...] nad Wisłą sugestywnie przeko-nuje, że Polska dla Papieża to rodzi-na wszystkich Polaków rozproszonych w świecie. Wskazuje też autor na bar-dzo wymowne zjawisko:

ilekroć Ojciec Święty dotyka spraw toż-samości polskiej, odrębności kulturowej Polaków, patriotyzmu polskiego, tylekroć tę polską swoistość uporczywie umieszcza w szerszej perspektywie: Kościoła, Europy, rodziny ludzkiej (49).

Zwłaszcza ścisła więź Polski i Euro-py silnie dochodzi do głosu w myśli Papieża. Sporo i ciekawie – w różnych miejscach – mówi Jaworski o europej-skim wymiarze papieskiego patrioty-zmu (m.in. celna egzegeza przemówie-nia Jana Pawła II o Norwidzie, 117-118). Przypomina autor, że Karola Wojty-łę pasjonował temat „europejski” jesz-cze zanim został Papieżem. Świadczy o tym artykuł Metropolity napisany w roku 1978, a opublikowany po polsku dopiero w 1994 roku: Gdzie znajduje się granica Europy? Określił w nim Europę jako „wielkie dziedzictwo kultur, zwią-zanych ze sobą na różne sposoby ewan-gelicznym zaczynem”.

Ze szczególnym naciskiem Jaworski podkreśla personalistyczny rys, wyróż-niający patriotyzm Papieża. Powinno-ści wobec ojczyzny winny być rozpatry-wane w kontekście obowiązków wobec każdego człowieka. Naród domaga się szacunku, bo jest wspólnotą osób. Ale właśnie dlatego winniśmy szanować każdy naród.

Kto tej perspektywy nie dostrzega, – pi-sze Jaworski – kto usiłuje patriotyzm Ojca Świętego kierować przeciw komukolwiek, w szczególnosci przeciw narodom sąsied-nim, ten w istotny sposób go deformuje” (99).

Tak, to przecież sumienie nam mó-wi, że nasze przywiązania nie mogą być skierowane przeciw cudzym przywią-zaniom, nasze ideały – przeciw ideałom innych narodów. Ale, że Papież dopusz-cza walkę w obronie narodu, tego do-

259

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 260: Ekspresje Tom s.1-410 IV

wodzą jego wypowiedzi o Westerplat-te, Powstaniu w Getcie i Powstaniu Sierpniowym w Warszawie.

Oczywistym brakiem rozprawy jest pominięcie (świadome zresztą i wska-zane przez autora) twórczości poetyc-kiej Karola Wojtyły jako wyrazu emocji także patriotycznych. (Autorzy wszyst-kich znanych mi charakterystyk tej poezji – W.P. Szymański, K. Dybciak, B. Taborski – piszą o tym motywie).

Trzy czynniki sposobu pisania Jana Jaworskiego sprawiają, że lektura jego książki przykuwa naszą uwagę, że jest to książka niekonwencjonalna, o czym napomknęliśmy na początku tego spra-wozdania. Zwięzłość to bodaj naczelny rys jego wykładu. Nie darmo przytacza jako motto słowa Norwida (z odczytów O Juliuszu Słowackim):

Żaden rzymski patrycjusz nie napisał dwunastu tomów o pat r iot y z m ie, bo to jest rzecz nieprzyzwoita. Rozgadaniem albowiem takim można ucodziennić i na bok usunąć nie tylko pr z y ja ź ń , m i łoś ć, ale same nawet słowa wol noś ć i ojcz y-z na (7).

Ale to piętno lakoniczności bywa nie-kiedy zbyt radykalne. Oto w pewnym miejscu swej narracji mówi autor, że na temat znaczenia okresu 1918-1939 w hi-storii Polski zarysowały się „dwa stano-wiska, dwa bieguny oceny”. Następnie obszernie uzasadnia ogromne znacze-nie pozytywne Dwudziestolecia w for-mowaniu osobowości Jana Pawła II. Powiada też: „Stanowisko bardziej kry-tyczne i <lewicowe> sprowadzić można w uproszczeniu do tego poglądu, który reprezentuje Czesław Miłosz w książce Wyprawa w Dwudziestolecie”. Otóż ci czytelnicy Jaworskiego, którzy mają też za sobą lekturę wskazanej rzeczy Mi-łosza, wiedzą dobrze, jak celne jest to przeciwstawienie autora, ale pozostali

czytelnicy mają niewielki z niego po-żytek. – Podobnie: gdy w innym miej-scu charakteryzuje autor w kilku zale-dwie zdaniach (także bardzo trafnie) przesunięcie roli ideowo-politycznej krakowskiego „Tygodnika Powszech-nego” – czyni to z pewnością zbyt skró-towo dla czytelnika, który nie pamięta już owego czasu.

Lapidarność autora święci trium-fy w rozdziale Doświadczenie komuni-zmu. Ale i w tym rozdziale pewne frag-menty wprost wołają o pełniejsze roz-winięcie.

Drugie ważne znamię książki to jej źródłowość. Wszystkie twierdzenia au- tora są starannie dokumentowane przy-toczeniami tekstów Papieża. Właś ci-wie cały ten traktat można określić ja-ko świetną komentowaną antologię wy-powiedzi Ojca świętego. (Mniej wię cej połowa książki to teksty papieskie). Dodajmy, że rozdział Warsztat biblio-grafi czny to znakomicie, z wyczuciem dydaktycznym, pomyślany przewod-nik po bogatej literaturze dotyczącej Ja-na Pawła II.

Wreszcie – po trzecie – trzeba powie-dzieć, że myślenie Jana Jaworskiego jest samodzielne, niepodległe wobec utrwalonych stereotypów (także koś-cielnych). Przykładem może być po-traktowanie przezeń sprawy Papieża jako polityka:

Jest to pewne tabu, które nie ma racjo-nalnych podstaw: w środowiskach kościel-nych nie wypada mówić wprost o roli po-litycznej Papieża. Oczywiście, decydujące jest rozumienie: czym jest polityka? Jeżeli rozumie się tę dziedzinę wąsko: jako strate-gię i taktykę walki o władzę i jej utrzyma-nie (a takie rozumienie jest dominujące we współczesnej publicystyce), to oczywiście nie ma sensu traktować Ojca świętego jako polityka (choć z pewnością bywali w hi-storii papieże, których także w tym zna-

Andrzej PALUCHOWSKI260

201

3 to

m IV

Page 261: Ekspresje Tom s.1-410 IV

czeniu można nazwać politykami). Nie ma jednak żadnych racji, abyśmy odchodzili tutaj od klasycznego, arystotelesowskiego rozumienia polityki jako sztuki stawiania przed społecznością ważnych i godnych celów oraz umiejętności ich urzeczywist-niania. [...] W tym znaczeniu Jan Paweł II był znakomitym politykiem, a jego wkład w organizację współczesnego świata obja-wił się może najpełniej na polu przekaza-nia Zachodowi doświadczenia totalizmu komunistycznego (69).

Notując nasze spostrzeżenia czytel-nika, nie ogarnęliśmy w całej rozcią-głości pożytków tej lektury. Zwróćmy więc jeszcze krótko uwagę na to, że ma-my tu garść istotnych wywodów teore-tycznych (w dwóch rozdziałach: Kilka ustaleń i rozróżnień teoretycznych doty-czących pojęć patriotyzmu i nacjonali-zmu oraz Inkulturacja: jak Kościół ro-zumie problem więzi między Ewangelią a kulturami narodowymi), że bardzo wnikliwie mówi się tu o papieskim pa-triotyzmie jako „złotym środku” mię-dzy nacjonalizmem a kosmopolity-zmem (bardzo celna jest kpina Jawor-skiego z kosmopolityzmu!), że wreszcie

– w zgodzie ze stałą dążnością do pre-cyzji – autor raz po raz czyni uściślają-ce uwagi, w rodzaju tej oto:

W papieskim nauczaniu o ojczyźnie i patriotyzmie winien być zaznaczony waż-ny moment: zarówno w tym zakresie, jak we wszystkich dziedzinach katechezy, Pa-pież przedstawia jedynie z a s ady, funda-mentalne reg u ł y, które stanowią warun-ki konieczne chrześcijańskiej postawy. Nie wskazuje natomiast konkretnych dróg ich realizacji, nie opowiada się więc na przy-kład za ściśle określoną koncepcję politycz-ną, społeczną, ekonomiczną (119).

Rozważania swe zamyka Jaworski następująco:

W świetle wypowiedzi Ojca Świętego pa-triotyzm winien być nie tylko „uczuciem”, „poczuciem”, „odruchem serca”, ale przede wszystkim pow i n noś c i ą, świadomie kształtowaną pos t awą bezinteresownej s ł u żby. Winien być konkretny i realistycz-ny w winnościach, a zarazem ugruntowany w chrześcijaństwie, a więc w hierarchii tych powinności (122).

Osobliwa, ale i bogata, choć niewiel-ka książka!

Janusz PIERZCHAŁA

BOHATER BIAŁEGO KONIA

Zbigniew S. Siemaszko, Generał Anders w latach 1892-1942, Londyn–Warsza-wa: Wydawnic-two LTW, 2012

Wydana przez Literackie Towarzy-stwo Wydawnicze praca Zbigniewa S. Siemaszki Generał Anders w latach

1892-1942 jest najpoważniejszą, jak do tej pory, biografi ą jednej z trzech naj-ważniejszych postaci polskiego życia

BOHATER BIAŁEGO KONIA 261

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 262: Ekspresje Tom s.1-410 IV

publicznego podczas II wojny świato-wej, wybitnego wojskowego, którego krwawe i zawrotne wydarzenia dziejo-we, ale też specyfi czna charyzma i inte-ligencja uczyniły nolens volens pierw-szoplanową postacią polityczną i wyra-zistym symbolem polskich dążeń nie-podległościowych w Polsce i w polskiej diasporze poza krajem.

Dla mnie, „urodzonego w n iewoli, okutego w powiciu” w obrzydliwej, zso-wietyzowanej PRL, dla mojej rodziny wyrzuconej z Kresów, postać Ander-sa była jedną ze współczesnych patrio-tycznych legend. Jeszcze wiele lat po 1945 roku, zanim się urodziłem, moja rodzina wyczekiwała III wojny świato-wej i Armii Andersa, która wraz z ar-mią amerykańską miała przynieść nam niepodległość i wyzwolenie z upodlają-cego ustroju. Marzenia bardzo naiwne, ale takie one były. Im bardziej komuni-styczna propaganda powtarzała od cza-su do czasu, dla mentalnego wzmoc-nienia, swój sardoniczny, wzgardliwy slogan o „Andersie na białym koniu”, tym bardziej myśmy oczyma duszy te-go białego konia widzieli. Także – An-dersa, którego twarzy ze zdjęć nie zna-łem, ale który kojarzył mi się z gene-rałem Stanisławem Szeptyckim wjeż-dżającym na koniu na czele oddziałów Wojska Polskiego do Warszawy, z sza-blą w ręku na tle udekorowanego pa-triotycznie mostu chyba Poniatow-skiego, w listopadzie 1918. Jego zdjęcie z tej uroczystej chwili oglądałem cią-gle w jednej z przedwojennych książek. Nie pamiętam, czy w ogóle zdawałem sobie sprawę, że generał Anders to już mocno wiekowy pan i nie wiadomo, czy jeszcze na konia wsiada, ale był dla nas symbolem Polski londyńskiej, Pol-ski niepodległej.

Biografi a Andersa autorstwa pana Sie maszki to praca historyczna nie-zwykła szczególnie pod dwoma wzglę-dami. Po pierwsze, odbiega od akade-mickiego, tradycyjnego warsztatu hi-storycznego sposobem przedstawiania materiałów, źródeł i bardzo specyfi cz-ną narracją. Z nieprzeciętną pedante-rią i drobiazgowością historyk odtwa-rza fakty, postaci, powiązania, relacje służbowe i zwykłe, międzyludzkie, ale nie zawsze. Zamiast relacjonować źró-dła, przytacza je, nawet bardzo obszer-nie, tam gdzie uważa, że trzeba je odno-tować. Zbigniew Siemaszko nie jest ani hagiografem, ani tym bardziej „brą-zownikiem”. Niektórych faktów lub sytuacji z życia Władysława Andersa, zwłaszcza intymnych, każe się domy-ślać za cienką aluzją lub niedomówie-niem; inne, mało chwalebne, omawia szeroko, nie kryjąc oburzenia, niesma-ku i goryczy w stosunku do swego bo-hatera. Nie chce też przesądzać spraw, co do których brak mu wystarczają-cych materiałów lub dowodów.

Po drugie, w tle narracji wyczuwa się lub pisze on o tym explicite, że był świadkiem i uczestnikiem części rela-cjonowanych wydarzeń. Miejsca, deta-le mundurów, szczegóły pejzażu znane mu są z własnych przeżyć, znani mu są osobiście lub pośrednio liczni uczest-nicy tego fragmentu Historii (a w każ-dym razie identyfi kuje ich dokładnie i przedstawia wyraziście), często też wprowadza w narrację barwne anegdo-ty, osobiste sądy moralne, opinie i prze-myślenia, co zbliża jego dywagacje do publicystyki historycznej, i co nie jest żądną ujmą w opinii piszącego te słowa, dla omawianej biografi i, a wręcz prze-ciwnie. Ten „osobisty” dotyk, obecny w pracy Zbigniewa S. Siemaszki czyni ją bliższą czytelnikowi i cieplejszą, niż

Janusz PIERZCHAŁA262

201

3 to

m IV

Page 263: Ekspresje Tom s.1-410 IV

klasyczne opusy historyczne powsta-jące w uniwersyteckich czytelniach.

Wydaje się, że prezentowany passus życia gen. Andersa można podzielić na trzy etapy: młodość i okres „rosyjski”, czyli piękna kariera w armii ostatniego cara, Mikołaja II, okres walki o granice Polski i kariery wojskowej w II RP oraz etap trzeci – niewola u Sowietów, utwo-rzenie armii polskiej i ewakuacja tejże (wraz z cywilami) na Bliski Wschód.

Proporcje objętościowe tych trzech etapów nie są jednak zachowane. Pierwszy etap życia Władysława An-dersa jest potraktowany trochę po ma-coszemu. Zaledwie trzy rozdziały, ok. 50 stron na 530 całej biografi i (licząc bez aneksów!). Można to do pewnego stopnia zrozumieć, ponieważ nie jest łatwo znaleźć materiały po dwóch woj-nach światowych i rewolucji komuni-stycznej w naszej części kontynentu, po zniszczeniu ogromnej ilości archiwów publicznych i prywatnych. Nie wiado-mo, czy posiada jeszcze jakieś materia-ły rodzina generała. Zdarza się, że ro-dziny nie chcą udostępniać badaczom swych archiwaliów z różnych powodów.

Ciekawą rzeczą byłoby prześledzenie polonizacji rodu Andersów, ich konek-sji w XIX stuleciu, wtapiania się w śro-dowiska ziemiańskie, ich stosunku do Polski i do rozbiorów, zasad wycho-wawczych w rodzinie i religijności. Czy jeszcze kiedyś uda się komuś coś więcej na ten temat odtworzyć?

Wiemy w każdym razie, że mło-dy Władysław nie planował zawodo-wej kariery wojskowej w armii carskiej i że była ona rezultatem zmobilizowa-nia go jako chorążego rezerwy z chwilą wybuchu I wojny światowej. Natomiast niewątpliwie znalazł „smak” i osobiste powołanie w tej karierze. Ze strony zaś

swych ówczesnych przełożonych uzna-nie, wsparcie i szybkie awanse.

Współczesnego czytelnika tej bio-grafi i zastanawia z pewnością niezwy-kła lojalność młodego ofi cera Andersa wobec Rosji carskiej, połączona z ofi ar-nością i ryzykiem. Zbigniew Sięmaszko opisuje i objaśnia nieco lakonicznie, ale bardzo ciekawie i prawidłowo, atmosfe-rę tamtych czasów. Uważam, że zjawi-ska te powinny stać się w Polsce przed-miotem szerokich studiów historycz-nych. Otóż Rosja u schyłku panowania Romanowych nie była już krajem bar-barzyńskim, nie była też krajem bied-nym i liberalizowała się coraz bardziej, zwłaszcza po reformach Aleksandra II. Reformy te, zmierzające do monarchii konstytucyjnej, przerwał jak wiado-mo zamach Hryniewieckiego. Później mieli je podjąć na swój sposób Witte, Stołypin i inni. Tymczasem w byłym Królestwie Kongresowym, czy szerzej w zaborze rosyjskim, po upadku nie-szczęsnego powstania styczniowego, Polacy zaczęli przejawiać realizm po-lityczny w myśleniu o życiu codzien-nym. A może po prostu życie narzuciło swoje prawa.

Setki, jeśli nie tysiące Polaków z do-brych, szlacheckich rodzin, szukały ka-rier w Petersburgu i Moskwie i robiły je rzeczywiście. Nie tylko w carskiej ar-mii, gdzie spotykamy postać admira-ła Henryka Cywińskiego, generałów: Bronisława Grąbczewskiego (geografa i etnologa zarazem), Klembowskiego, Kasztalińskiego, Kwiecińskiego, Kie-tlińskiego, Kądzerowskiego, Wołkowic-kiego, wreszcie Dowbora-Muśnickiego i wielu innych (nie licząc pułkowników i niższej kadry ofi cerskiej), ale też w na-uce, architekturze, malarstwie, muzy-ce, kolejnictwie i przemyśle naft owym.

BOHATER BIAŁEGO KONIA 263

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 264: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Dla przykładu – pod protekcją dwo-ru petersburskiego rozwijał swą reno-mę wspaniały architekt mostów An-drzej Pszenicki (zaprojektował ich 43 w Petersburgu!), późniejszy rektor Po-litechniki Warszawskiej. Europejską karierę malarską rozpoczynał tu Hen-ryk Siemiradzki, którego obrazy ku-pował sam car Aleksander III, a wiel-ki książę Paweł odwiedzał go w jego rzymskiej rezydencji. Tu uczył się dy-rygować i komponować Emil Młynar-ski. Stanisław Ignacy Witkiewicz-Wit-kacy zaś, mimo że od dziecka mieszkał w Galicji, uważał się tak dalece za pod-danego cara, że w 1915 wstąpił ochot-niczo do Lejb-Gwardyjskiego Pułku Pawłowskiego, jednego z elitarnych w armii carskiej. A przecież wszyscy ci ludzie byli dobrymi Polakami.

Dla niedowiarków wychowanych na historii podręcznikowej, przytaczam ilustrujący te realia fragment wspo-mnień Tomasza Zana, niekwestiono-wanego patrioty, ziemianina, ofi ce-ra AK, z jego dzieciństwa na Litwie, z sierpnia 1914:

Stało tam wojsko rosyjskie. Był kapitan Różański, lekarz III saperskiego batalionu pontonowego, porucznik Kozłowski i in-ni Polacy. Mama zaprosiła wszystkich na podwieczorek do Poniemónia. Przyjechali konno wraz ze swoim dowódcą – Rosjani-nem Miedwiejewem, starszym panem i je-go trzema synami w tego samego batalionu. Gościliśmy rodaków i Moskali – przedsta-wicieli armii, która miała nas bronić przed Niemcami.

Ludzie, o których mowa, którym re-wolucja bolszewicka zniszczyła ich świat, wspominali go potem z nostal-gią, ponieważ był on rzeczywiście nie-zwykły i był częścią europejskiej la belle epoque. Zdaje się, że przeżycia te głęboko naznaczyły również psychikę

„korneta” Andersa i wpłynęły na jego stosunek do Rosji.

W tej części biografi i spotykamy też u Andersa po raz pierwszy ten rys okru-cieństwa i brutalności, który Zbigniew Siemaszko wypomni mu z oburzeniem i goryczą, opisując rozstrzeliwania z jego rozkazów żołnierzy i cywilów za błahe kradzieże, podczas formowa-nia się armii polskiej w Buzułuku. Tym razem chodzi o rozkaz wymordowa-nia bagnetami 60. jeńców niemieckich podczas zbrojnego wypadu na wieś Kuchcze na Rówieńszczyźnie, w noc 12/13 listopada 1915, który wydał 23-letni wówczas Anders, dowodzący tym wypadem. Rosjanie wymordowali wówczas Niemców, którzy zapewne na tę wojnę się nie prosili. Nie sposób nie wstrząsnąć się z obrzydzenia na złama-nie przez Andersa elementarnych, obo-wiązujących już wówczas konwencji międzynarodowych o ochronie jeńców. Dodajmy, że zrobił to, by dostać w na-grodę dowodzenie jednym z polskich szwadronów Legionu Puławskiego.

W sumie, odwaga i brawura Ander-sa i autentyczne zdolności dowodzenia doprowadziły go szybko do carskiej Akademii Sztabu Generalnego i do stopnia podpułkownika. Z tym stop-niem znalazł się w lipcu 1918, w two-rzących się w Warszawie polskich si-łach zbrojnych.

Tak miał rozpocząć się w życiu na-szego bohatera etap drugi – ofi cera, a wreszcie generała II RP. Dwudziesto-lecie Władysława Andersa w II RP jest opisane dokładniej i obszerniej, zarów-no od strony rozwoju kariery zawo-dowej, jak też życia rodzinnego. Czte-ry rozdziały, około 70 stronic tej czę-ści biografi i „ofi cera wielkich nadziei”, pełne anegdotycznych, barwnych dy-gresji, wprowadzają czytelnika bardzo

Janusz PIERZCHAŁA264

201

3 to

m IV

Page 265: Ekspresje Tom s.1-410 IV

plastycznie w atmosferę życia ofi cerów Wojska Polskiego (WP) w okresie mię-dzywojennym. Kwalifi kacje wojskowe Andersa i wybitna osobowość są tak dostrzegane, że zostaje on wysłany na dwuletni kurs ofi cerski do Francji, do sławnej Ecole Militaire założonej jesz-cze przez króla Ludwika XV. Istotnym wątkiem, podkreślanym przez Sie-maszkę jest nie tyle może załamanie się wojskowej kariery Andersa, ile jej wyraźne spowolnienie w konsekwencji znalezienia się – wówczas jeszcze puł-kownika – po stronie rządowej podczas zamachu majowego Piłsudskiego.

Zbigniew Siemaszko bez ogródek opisuje, jak wielkie szkody w korpusie ofi cerskim WP poczyniła czystka po-majowa, jak stopowano lub niszczono kariery ludziom, którzy nie znaleźli się po właściwej stronie barykad.

Najbardziej wyczerpujący jest roz-dział 4., ponieważ opisuje tylko wrze-sień 1939 i perypetie wojenne oraz ta-lenty i determinację Andersa jako do-wódcy Nowogródzkiej Brygady Ka-walerii, a potem samodzielnej Grupy Operacyjnej Kawalerii, aż do chwili aresztowania go, ciężko rannego, przez patrole sowieckie.

Osobliwe i niezrozumiałe było w tych dniach klęski wrześniowej, że gen. An-ders sugerował swym podwładnym je-dynie dwie możliwości: przedostanie się na Węgry lub poddanie się Sowie-tom. Argumentem za tym drugim wyj-ściem miało być to, że Rosjanie rzeko-mo zwalniali szeregowych. Ciekawe skąd się wzięła wtedy ta opinia? To aku-rat Niemcy znacznie częściej zwalniali szeregowych, a nawet podofi cerów, niż Rosjanie. Nie trudno sobie wyobrazić, że gdyby Anders z grupą ofi cerów, po rozwiązaniu oddziałów, pomaszero-wał na Zachód i poddał się Niemcom,

trafi łby z honorami do ofl agu, gdzie w znośnych warunkach, bez bestial-stwa, tortur, bicia, mrożenia i ociera-nia się o śmierć, pobierając nawet pew-ną gażę ofi cerską, doczekałby spokoj-nie końca wojny. A jego towarzyszy nie wymordowano by w Katyniu. Niemcy zasadniczo nie mordowali jeńców pol-skich. Do tego jeszcze, zanim Sowieci rozbili jego ostatnie oddziały, w uzna-niu męstwa otrzymał od dowódcy nie-mieckiej 28. Dywizji Piechoty glejt nie-tykalności (respektowany!), pozwalają-cy im maszerować na Węgry. Historia ta zrelacjonowana dokładnie przez Sie-maszkę jest zadziwiająca, tak jak me-andry myślenia generała.

Wreszcie etap trzeci – na 400 stroni-cach Autor przedstawił d robiazgowo prawie 3 lata z życia gen. A ndersa: od więzień sowieckich we Lwowie i w Mo-skwie, przez „amnestię” w wyniku ukła-du Majski–Sikorski, aż po dzieje two-rzenia się korpusu polskiego w ZSSR i jego ewakuacji na Bliski Wschód, czy-li do sierpnia 1942. To wszystko na tle pewnego rodzaju panoramy losów pol-skich w zbrodniczym, ociekającym krwią i nienawiścią komunizmie Rosji Sowieckiej.

Zadziwiony czytelnik zastanawia się chwilami zapewne, w świetle ogrom-nej ilości materiałów, zestawień i liczb (tytaniczna praca Pana Siemaszki!), czy jest to bardziej biografi a gen. Ander-sa, czy bardziej monografi a deportacji i eksterminacji Polaków i tworzenia się korpusu polskiego w ZSSR, zwanego późnej obiegowo Armią Andersa.

Dzieje się tak, ponieważ wiele aspek-tów tamtych wydarzeń jest o mawia nych bardzo szczegółowo, czasem odręb-nie, jak na przykład kwestia żydow ska w korpusie, d omniemana pro wo kacja ze strony organizacji „M uszkieterów”

BOHATER BIAŁEGO KONIA 265

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 266: Ekspresje Tom s.1-410 IV

z kraju, inwigilacja so wiecka, czy wreszcie postać i rola biskupa Józefa Gawliny. (Nota bene – biskup Gawli-na, jako wzór duchownego i Polaka, od dawna zasługuje na odrębną biografi ę dla teraźniejszych i przyszłych poko-leń polskiego duchowieństwa, którego kondycja dzisiejsza jest – szczerze mó-wiąc – nie najlepsza.)

Po zwolnieniu Władysława Andersa z Łubianki, jego działania w tamtym czasie należy widzieć, jak mi się wyda-je, w trzech najbardziej istotnych dla sformowania i ocalenia korpusu pol-skiego perspektywach: primo – w świe-tle ofi cjalnych stosunków z władza-mi sowieckimi; secundo – w świetle infi ltracji sowieckiej środowisk przy-bywających do punktów mobilizacyj-nych Polaków oraz szczególnej inwigi-lacji ofi cerów i sztabu; tertio – historii współpracy z generałem Sikorskim, to znaczy rozpadu dobrego początkowo porozumienia oraz wzajemnego zaufa-nia i przejście na pozycje ciągłych utar-czek i konfl iktów.

Nie ulega wątpliwości, że nomina-cja Andersa na dowódcę Polskich Sił Zbrojnych w ZSSR była najlepszą de-cyzją personalną Sikorskiego w ogóle i, o dziwo, zaakceptowaną bez zastrze-żeń przez Sowiety. Dlaczego Rosjanie nie próbowali mieć wtedy człowieka bardziej spolegliwego, tego nie dowie-my się pewnie nigdy. Może zadecydo-wała o tym ich dramatyczna sytuacja na froncie, a może jednak to, że Anders był byłym ofi cerem carskim, znał Ro-sję, mówił płynnie po rosyjsku i był ła-twy w kontakcie osobistym. Zdaję so-bie sprawę z tego, że moje rozumowa-nie może być użyte w odwrotnym kie-runku. Pozostaje faktem, że przez cały ten okres, aż do ewakuacji swej armii na Bliski Wschód, na tle twardniejącej

postawy władz sowieckich, Anders ra-dził sobie dobrze zarówno ze Stalinem, jak z „opiekującymi się” nim i jego oto-czeniem ofi cerami NKWD.

Kwestia infi ltracji i inwigilacji była cały czas niezmiernie groźna, ponie-waż Rosjanie nie tylko starali się przez swą agenturę manipulować poczyna-niami Polaków, ale posuwali się do prowokacji. Wydaje się, że gen. Anders wywijał się z tych sytuacji jak piskorz; w każdym razie jego wysoka inteligen-cja i przenikliwość pozwalały mu na neutralizowanie części sowieckich za-mierzeń. W końcu na wyprowadzenie swej Armii z „nieludzkiej ziemi”.

Generał Anders miał z czasem świado-mość, że ofi cerowie polscy internowani w ZSSR w 1939 zostali wymordowani, ale mając świadomość położenia wła-snego, nie drążył tej sprawy do końca.

Omawiając niesłychanie szczegóło-wo i precyzyjnie dzieje układu Majski-Sikorski, Zbigniew Siemaszko ukazuje jego rezultaty doraźne i pewne później-sze następstwa, nie analizując układu szerzej w kontekście polityki polskiej władz emigracyjnych i kraju, ponie-waż nie temu tematowi poświęcona jest praca. Kryzys wewnętrzny rządu emi-gracyjnego, dymisja gen. Kazimierza Sosnkowskiego, czołowego oponenta linii postępowania premiera i kwestia ostatecznej katastrofy sprawy polskiej, jako konsekwencji niesuwerennej po-lityki Sikorskiego, pozostają poza ra-mami dzieła Siemaszki. Być może szer-sze rozważania na ten temat zostały za-planowane do tomu drugiego biografi i Andersa.

Relacjonując krok po kroku wydarze-nia, które doprowadziły do podpisania układu, Siemaszko uwypukla błędy po-pełnione przez stronę polską, a przede wszystkim brak w układzie anulowa-

Janusz PIERZCHAŁA266

201

3 to

m IV

Page 267: Ekspresje Tom s.1-410 IV

nia przymusowego obywatelstwa so-wieckiego narzuconego siłą mieszkań-com Kresów w 1939 oraz brak klauzuli o powołaniu do Polskich Sił Zbrojnych wszystkich zesłańców zdolnych do służby wojskowej. Na tym tle ukaza-ne zostały słabości merytoryczne ekipy Sikorskiego do rozmów z Sowietami, improwizacje w montowaniu zespołu dyplomatycznego (w który Brytyjczy-cy wkomponowali swego agenta Józefa Retingera), a później oscylowanie pre-miera pomiędzy realizmem a iluzjami (z naciskami brytyjskimi w tle) w kwe-stii współpracy z ZSSR.

Rzetelność i wstrzemięźliwość Zbi-gniewa Siemaszki w wyrażaniu łat-wych sądów jest tak dalece nie do pod-ważenia, że dopiero na jej tle widać, jak niezbyt ciekawie wypada postać gen. Sikorskiego przy zestawieniu jego oso-bowości z osobowością gen. Andersa. Zakompleksiony ambicjoner, reagujący emocjonalnie na rezultaty własnej po-dejrzliwości, że ktoś zamierza go prze-wyższyć czy odsunąć od władzy, lub na idące w tym samym kierunku podszep-ty jego doradców. Małostkowy w swo-istym mszczeniu się na ofi cerach sana-cyjnych, odsuwaniu ich od stanowisk i spraw publicznych. Na tym tle jeszcze bardziej urasta postać Andersa jako dowódcy realizującego to, czego wy-maga dramatyczna sytuacja, twardego, logicznego, ogromnie trzeźwego w oce-nie sytuacji i możliwości, a asertywne-go i giętkiego jednocześnie wobec per-fi dii i obłudy sowieckich władz. Widać też na każdym kroku autorytet i mir, jakie otaczały Andersa w wojsku, cze-go nie można powiedzieć o Sikorskim.

A jednak w ocenie Sikorskiego przez Andersa dominuje respekt, elemen-tarne poczucie sprawiedliwości wo-bec niechętnego mu po pewnym czasie

premiera, a przede wszystkim uzna-nie dla jego pryncypialnej postawy wobec sprawy granic Polski. „Gen. Si-korski był dobrym Polakiem i patriotą i na pewno nie zgodziłby się na odda-nie ZSSR Lwowa i Wilna” – mówił gen. Anders Zbigniewowi Siemaszce w 1967.

Trzeba o tym pamiętać w kontekście dramatycznego oporu, z jakim zarów-no gen. Andres, jak i generał-premier Sikorski (mimo jego uległej polityki wobec aliantów) bronili polskich praw do Lwowa i Wilna oraz granic Trakta-tu Ryskiego.

Po niemiecko-sowieckim układzie o granicach i przyjaźni z 28 września 1939, pod okupację rosyjską dostało się 204 tys. km2 powierzchni państwa pol-skiego i 13,5 miliona ludności, z czego Polacy stanowili 7 milionów, li więk-szość mieszkańców tego obszaru. I to nie specjalne związki Andersa z Kre-sami, ale świadomość przedstawiciela tamtego pokolenia, że Ziemie Wschod-nie są integralną częścią Polski, że re-prezentują one 600 lat polskiej pracy i polskiego wysiłku cywilizacyjnego, że ziemie te od ponad 200 lat, mimo klęsk narodowych, dominują w życiu spo-łecznym i kulturalnym Polaków, wno-sząc wszystko co najistotniejsze i war-tościowe, ze szczególną rolą w tym względzie Lwowa i Wilna, kazały stać mu pryncypialnie na stanowisku nie-naruszalności granic.

Z całej litanii problemów w polskich obozach wojskowych na południu Ro-sji, jak bumerang powraca w tej części biografi i, sprawa okrucieństwa i łama-nia prawa przez Andersa (pamiętnego z roku 1915). Tym razem zarówno wo-bec żołnierzy, jak i cywilów polskich – skazywania ich przy pomocy spolegli-wych sędziów na karę śmierci za drob-ne przestępstwa lub ich u siłowania.

BOHATER BIAŁEGO KONIA 267

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 268: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wed ług Autora dopuszczono się tych, co tu dużo mówić, zbrodni wobec 15-20 osób. Tej sprawie Siemaszko poświę-ca osobny rozdział wraz z obszernymi relacjami osobowymi, nie k ryjąc włas-nego oburzenia i z dystansowania wobec swego bohatera. Goryczy A utora dopeł-nia fakt, że Anders ułaskawił skazanych błahymi wyrokami za takie same kra-dzieże 4 żołnierzy ze swego szwadro-nu przybocznego. Autor pisze (s. 305):

Widocznie gen. Anders był o wiele bar-dziej łaskawy dla żołnierzy ze swego bli-skiego otoczenia niż dla zwykłych <sza-raków>, w stosunku do których był co naj mniej bezwzględny.

Siemaszko pamięta zapewne z włas-nego żołnierskiego doświadczenia, co znaczyło wtedy być zwykłym „szara-kiem”.

Pojawia się też w tle sprawa dostatku materialnego Andersa i jego otoczenia na tle nędzy i głodu przybywających do Buzułuku zesłańców.

Ciekawią mnie pewne relacje osobo-we gen. Andersa z jego otoczeniem. Na przykład z gen. Borutą-Spiechowi-czem, którego osobiście znałem. Nie wiem, czy wiadome jest Panu Siemasz-ce, że Spiechowicz miał na tle Ander-sa pewną obsesję. Uważał go mianowi-cie za rosyjskiego agenta i dzielił się tą tezą z szerokimi gremiami. Dowodów konkretnych nie miał. Ot, że ofi cer car-skiej armii, lubiący kobiety i pieniądze i jakieś podobno sugestie w tej materii pochodzące od pewnego sowieckiego generała. Nikt w Krakowie, czy szerzej w Polsce nie traktował tego poważnie, jednak to ciężkie oskarżenie rzucało ponure światło na stosunki pomiędzy oboma generałami w okresie ich no-lens volens współpracy podczas two-rzenia się Armii Polskiej w Sowietach

i później. Z biografi i nie dowiadujemy się właściwie, dlaczego Boruta-Spie-chowicz został odwołany ze stanowi-ska dowódcy Piątej Dywizji piechoty. Spiechowicz nie był może człowiekiem wysokich lotów umysłowych, chary-zmatyczny z pewnością nie był, ale we wrześniu 1939 dowodził Grupą Opera-cyjną „Bielsko” w składzie dwu dywizji piechoty, jednej brygady i trzech samo-dzielnych batalionów, z trudnym zada-niem opóźniania niemieckiego natar-cia w kierunku Krakowa, nie był więc byle kim, dlatego potomni chcieliby za-pewne poznać zastrzeżenia Andersa do Boruty.

Poważniejszą sprawą, wymagają-cą dogłębnego zbadania i naświetlenia jest rola pułkownika Leopolda Okulic-kiego w otoczeniu Andersa. Zwłaszcza w świetle twierdzeń zmarłego 4 lata te-mu prof. Pawła Wieczorkiewicza, wy-rażonych expressis verbis w wywiadzie z Piotrem Zychowiczem, że Okulicki był sowieckim agentem, „przekręco-nym” podczas brutalnego śledztwa we Lwowie i na Łubiance. Według prof. Wieczorkiewicza nie była to tylko je-go wiedza na ten temat, ale też wiedza kilku innych polskich historyków, któ-rzy widzieli odnośne akta Okulickiego w Moskwie i ukrywają te fakty przed opinią publiczną. (To mnie akurat nie dziwi; historycy o korzeniach peere-lowskich nie chcą się w dalszym ciągu narażać Moskalom.)

W tym kierunku idzie, jak rozu-miem, dyskretnie Zbigniew Siemaszko, przytaczając olbrzymi fragment rapor-tu Berii z 24 lipca 1942 sporządzonego dla Stalina. Jest w raporcie jeden szoku-jący fragment, zawierający zdanie wy-powiedziane 10 lipca 1942 do Andersa w obecności wielu osób przez Leopolda Okulickiego:

Janusz PIERZCHAŁA268

201

3 to

m IV

Page 269: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W imieniu wszystkich żołnierzy pozwa-lam sobie zadać pytanie Panu Generało-wi – dlaczego nie jesteśmy dotychczas na froncie?

Anders wzburzył się, lecz nie odpowie-dział na to pytanie.

Pomijając tu całkowicie sprawę uzur-powania sobie przez Okulickiego pra-wa do reprezentowania wszystkich żoł-nierzy, zachodzi pytanie, czy Anders nie odpowiedział Okulickiemu, ponie-waż zbyt dużo osób słyszałoby tę odpo-wiedź, czy też dlatego, że ta gwałtow-na chętka wysłania kilkudziesięciu ty-sięcy dopiero co uratowanych z łagrów i kopalń, wycieńczonych ludzi, na rzeź za sowiecką sprawę, wzbudziła jego po-dejrzenia? Co sądził o Okulickim, czy wiadomo coś na ten temat? Szkoda, że tego zdania, tej sprawy Pan Siemaszko nie opatrzył jednak, wbrew swej ostroż-ności, szerszym komentarzem, ponie-waż okazuje się, że wiedziano w jakiejś mierze o tym, że Okulicki załamał się we Lwowie i sypał.

Tak czy inaczej, cytowanie obszer-nych fragmentów ww. raportu B erii uważam za sprawę kapitalną właśnie z uwagi na Okulickiego, jak również z uwagi na rewelacje dotyczące adiutan-ta gen. Andersa, rotmistrza Klimkow-skiego, to znaczy r aportowaną przez Berię propozycję dokonania wraz z nie-określoną grupą ofi cerów przewrotu woj skowego przeciwko Andersowi. Za-chowanie Klimkowskiego szło więc jakby po linii intencji Berii, wstrzy-mania ewakuacji korpusu polskiego na Bliski Wschód i skierowania go na front rosyjski.

Nawet, jeżeli w tamtych czasach ra-port Berii nie mógł być znany, to jed-nak chyba polska Dwójka nie próżno-wała i dlatego budzi duże zdziwienie fakt, że w roku 1967 Anders twierdził –

w rozmowie ze Zbigniewem Siemaszką – że Klimkowski nie był agentem so-wieckim, tak jak zasugerowanie puł-kownikowi Bąkiewiczowi zatrudnienia go jako agenta Dwójki (by miał z cze-go żyć!). Moje osobiste zdziwienie w tej kwestii graniczy z podejrzeniami.

Sprawa Klimkowskiego kojarzy mi się z lekceważeniem obcej a gentury, ze sprawą gen. Stanisława Tatara, k tórego Komenda Główna AK, mając w podej-rzeniu, że pracuje dla Moskwy, w olała wysłać, aby się go pozbyć, do L ondynu, niż po prostu tęgo przesłuchać i zastrze-lić. Skutki tego są znane (> Z.S. Sie-maszko, Działalność generała Tatara 1943-1949, wyd.: 1999, 2004).

Pojawia się wiele pytań, na które nie mamy odpowiedzi. Czy o statecznie uda-ło się Autorowi ustalić miejsce zdepo-nowania archiwum Drugiego Oddzia-łu Korpusu Andersa? Czy też, tak jak archiwum Delegatury WiN na Zacho-dzie, pod koniec lat 80. (przechowywa-ne w prywatnym mieszkaniu w Londy-nie), wpadło w ręce polskiej bezpieki, czy też KGB, co zresztą na jedno wy-chodzi?

Jest rzeczą dość ciekawą, że ani we wspomnieniach Andersa, ani w dziele Siemaszki nie występuje nazwa GRU – Gławnoje Razwiedywatielnoje Upraw-lenije, ani jego poprzednia nazwa: Raz-wiedupr. Chodzi o sowiecki wywiad wojskowy. W tamtym czasie szefem GRU był gen. Iwan Illiczow. W p racy Siemaszki występuje ciągle tylko NKWD. Prawdą jest, że w ramach po-działu kompetencji GRU miało zajmo-wać się wywiadem zagranicznym, zaś NKWD kontrwywiadem, ale w tym wypadku Armia Polska powinna była być przedmiotem jego choćby częścio-wego zainteresowania, z uwagi na moc-ne i zaawansowane kontakty Polaków

BOHATER BIAŁEGO KONIA 269

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 270: Ekspresje Tom s.1-410 IV

z Brytyjczykami. W tamtych czasach istniała zadawniona już, brutalna kon-kurencja pomiędzy NKWD i Razwiedu-prem, która w czasach czystek przybie-rała formy wzajemnego wyrzynania się.

Jak się wydaje, sprawa wyjścia ar-mii Andersa z ZSSR na Bliski Wschód jest kontrowersyjna dla niektórych pol-skich historyków (nie mam na myśli broń Boże historyków komunistycz-nych, bo tym w ogóle odmawiam inte-lektualnej uczciwości). Otóż np. Leszek Moczulski (w „Zeszytach Historycz-nych” pod pseudonimem Natalia Na-ruszewicz) w swej pracy Zarys historii PRL pisze:

Armia polska, wkraczając wraz z armią radziecką na ziemie polskie, w połączeniu z siłami podziemnymi stanowić mogła wy-nik rozstrzygający o przejęciu władzy nad krajem przez rząd emigracyjny. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę Rosjanie. [...] Dlatego najpierw stwarzali warunki unie-możliwiające utworzenie tej armii, pra-gnąc, aby opuściła ona terytorium ZSRR, później skwapliwie podchwycili sugestię brytyjską translokowania jej na Bliski Wschód i mimo początkowych sprzeciwów gen. Sikorskiego doprowadzili do takiego rozwiązania, zaś w końcu całą sprawę wy-korzystali jeszcze propagandowo przeciw-ko Polakom.

Jest to zatem kontrowersja nie tylko historyków. Istniała ona również, jak się okazuje, w otoczeniu gen. Andersa w tamtym czasie. Na tym stanowisku, tzn. pozostania w Sowietach, stał gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko i, jak wynika to z lektury aneksów książki Siemaszki, również szef Drugiego Oddziału Kor-pusu płk. Wincenty Bąkiewicz. Mówił on w trakcie rozmów Siemaszce:

Osobiście byłem zwolennikiem pozo-stania w Sowietach i na ten temat mia-łem z gen. Andersem rozmowy, które nie-

raz przybierały nieco kontrowersyjną for-mę. [...] Musiałem zamilknąć. Gen. Anders miał rację.

I jest to prawda. Rację miał Anders, nawet jeżeli ewakuacja armii polskiej była również na rękę Rosjanom. Otóż nie trudno sobie wyobrazić, że zanim armia Andersa wkroczyłaby na ziemie polskie, zostałaby wyniszczona przez Rosjan na froncie wszelkimi sposoba-mi i opanowana politycznie, jak póź-niej dywizja Berlinga. Wykrwawiano by ją na najgorszych odcinkach frontu, rozdzielano by poszczególne dywizje i pułki, i wreszcie – co pokazuje spra-wa rzekomego buntu młodych ofi ce-rów motanego przez adiutanta Ander-sa rtm. Klimkowskiego, którzy jakoby zamierzali aresztować generała i część jego sztabu – Rosjanie zaaranżowali-by rzeczywiście aresztowanie Andersa, Bohusza-Szyszko i związanych z nimi ofi cerów, a na ich miejsce wstawiliby swoich ludzi, takich jak Berling, Buko-jemski i inni. Obecność Armii Ander-sa na froncie rosyjskim i jej ostatecz-ne wkroczenie do Polski utrudniałyby zapewne do jakiegoś stopnia realizację planów Stalina, ale nie byłyby w stanie im zapobiec.

Zdając sobie z tego sprawę, gen. An-ders postąpił słusznie, stawiając na oca-lenie swych ludzi, dlatego budzi zdzi-wienie jego późniejsza decyzja o podję-ciu się zdobycia Monte Cassino.

Zatrzymanie biografi i gen. Andersa na sierpniu roku 1942, na chwili osta-tecznej ewakuacji z ZSSR jego armii, pozostawia czytelnika w sytuacji nie-dosytu, tym bardziej, że większy lub mniejszy erudyta, a nawet w miarę wy-kształcony człowiek, będzie ciekawy analizy dwóch wielkich spraw w życiu generała u schyłku II wojny światowej:

Janusz PIERZCHAŁA270

201

3 to

m IV

Page 271: Ekspresje Tom s.1-410 IV

primo – decyzji z maja 1944 o zdoby-waniu Monte Cassino, okupionej pra-wie tysiącem poległych i trzema tysią-cami rannych żołnierzy polskich, oca-lonych cudem z „nieludzkiej ziemi”, decyzji kontrowersyjnej, kontestowa-nej obecnie po latach przez co odważ-niejszych historyków (bardzo ostrą krytykę tej decyzji, jako będącej wy-razem ulegnięcia prowokacji sowiec-kiej propagandy o unikaniu przez Po-laków walki z Niemcami, przedstawił ostatnio w swej świetnej pracy Obłęd ’44 krajowy historyk i publicysta Piotr Zychowicz);

secundo – stosunku do Powstania Warszawskiego, którego decyzję gen. Anders [mimo Rozkazu 112 z 4 paź-dziernika 1944 „z powodu upadku Po-wstania Warszawskiego”] nazwał ak-tem zbrodniczym wobec własnego na-rodu – tu akurat i Piotr Zychowicz, i pi-szący te słowa podzielają w zupełności tę opinię. Ciekawość tę podnieca fakt, że przecież losy Andersa i Bora-Ko-morowskiego skrzyżowały się znów w Londynie po II wojnie. Co mieli so-bie do powiedzenia ci dwaj ludzie wła-śnie o Powstaniu Warszawskim, o ro-li Okulickiego w tym dramacie, o tym kim był właściwie Okulicki? Nie są mi znane żadne publikacje emigracyjne na ten temat.

Zupełnie na marginesie należy za-uważyć, że dzieło Pana Siemaszki ma dużo błędów interpunkcyjnych i tro-chę stylistycznych. Może warto było jednak przed drukiem skorzystać z po-mocy zawodowego korektora.

Uściślenia wymaga też informacja zamieszczona w Aneksie K na temat przewożenia z Kozielska do Griazow-ca płaskorzeźby Matki Boskiej Koziel-skiej. Otóż drzeworyt nie został prze-wieziony, jak głosi popularna legen-

da, w podwójnym dnie ani na spodzie walizki, a właśnie na wierzchu rzeczy ppłk. A. Kosiby, co wynika z jego wła-snej relacji:wyjeżdżając z Kozielska obraz owinąłem w brudny brunatny papier i położyłem na wierzchu swojej walizki. Gdyśmy przyje-chali do Griazowca i stanęli w szeregu na podwórzu, czekając na rewizję, stanąłem obok swojej walizki. Enkawudyści prze-chodzili i wszystkie rzeczy więźniów oglą-dali Ponieważ ten obraz leżał na wierzchu, wyjąłem go, położyłem obok walizki, na to wszystkie swoje rzeczy [...] Na spodzie wa-lizki było szereg monet niklowych i srebr-nych, polskich i litewskich. Enkawudzista, który mnie kontrolował, zainteresował się. Zaczął wybierać, ja mu bardzo uczynnie w tym pomagałem i tak go to zafrapowa-ło, że nie interesował się niczym więcej. W ten sposób przemyciłem ten obraz. (Re-lacje świadków powstania obrazów. Mówią więźniowie Kozielska, „Marianum w służ-bie”, Londyn 1977, nr 4-5, s. 50; A. Siom-kajło, Kozielska czy emigracyjna?, „Więź” 1998, nr 11, s. 112)

Summa summarum, dzieło Zbignie-wa Siemaszki zadziwia rozmachem, wysiłkiem badawczym, obfi tością źró-deł, wnikliwością przemyśleń i sądów.

Interesujące jest, jak przedstawia się krajowa recepcja książki Generał An-ders w latach 1892-1942. Nie wiem, czy i kiedy Pan Zbigniew Siemaszko za-mierza opublikować drugą część tej pasjonujacej biografi i*). Słyszałem, że przynajmniej częściowo została już na-pisana. Życzę Mu z całego serca, aby ją wydał pewnego dnia i nie przestaję na nią czekać.

*) Tymczasem na uwagę zasługują przy-czynki do drugiej części biografi i gen. An-dersa, wymienić choćby niektóre: Włady-sław Anders, Bez ostatniego rozdziału.

BOHATER BIAŁEGO KONIA 271

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 272: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Wspomnienia z lat 1939-1946, Londyn 1949,1950, Warszawa 2007; S. Hervey, Zdobywcy Monte Cassino. Generał Anders i jego żoł-nierze, Warszawa 2006; Generał Włady-sław Anders. Soldier and Leader of the Free Polses in Exile, pod red. J. Pyłat, J. Ciecha-nowskiego, A. Suchcitza, London 2007; An-na Anders-Nowakowska, Mój Ojciec Gene-rał Anders, Warszawa 2007; Maria Nurow-ska, Anders, Warszawa 2008; Generał Wła-dysław Anders żołnierz pokoju i wojny, pod

red. A. Szczepaniaka, Opole 2008. W opra-cowaniu Bogusława Polaka: Dziennik czyn-ności p.o. Naczelnego Wodza gen. dyw. Wła-dysława Andersa. 26 luty-28 maja 1945 r., Koszalin 1998, Leszno 2003; Generał bro-ni Władysław Anders. Wybór pism i rozka-zów, Warszawa 2008; edycja albumowa Ge-nerał Władysław Anders (11 VIII 1892-12 V 1970), (współautorzy: Juliusz L Englert, Mi-chał Polak), Londyn–Leszno 2012.

Jan Wiktor Sienkiewicz (> N oty o au torach) należy do postaci znanych m.in. w kręgach kulturalnego Londy-nu. Kolejna książka, popularno-nauko-we opracowanie Artyści Andersa [...] – kontynuacja i jakby ukoronowanie 25-let nich badań autora nad polską sztuką emigracyjną, w środowisku ar-tystycznym zapewne nie tylko polskie-go Londynu, była niemal oczekiwana. Zakrojony szeroko tytuł książki robi czytelnikowi nadzieję nie tylko na wy-prawę w świat artystów sztuk wizual-nych, którym książka jest poświęcona, ale również artystów słowa i sceny – pi-sarzy i aktorów. Ostatnio wymienieni nie są przedmiotem opracowania prof. Sienkiewicza. Autor oddaje im uncję sprawiedliwości, przywołując niekiedy w przypisach literaturę na ich temat.

Poprzednie publikacje Sienkiewicza podejmujące twórczość polskich arty-stów plastyków na emigracji to m.in. Polskie galerie sztuki w Londynie w dru-giej połowie XX wieku (2003), luksuso-wo wydane monografi e malarzy: Woj-ciecha Falkowskiego – 2005, Hali-my Nałęcz – 2007, Ryszarda Demela – 2010, czy Sztuka w poczekalni. Studia z dziejów plastyki polskiej na emigra-cji 1939-1989 – 2012). Autor dziesięciu książek i dwunastu współautor nie wy-czerpał możliwości odkryć, a więc i te-matów. Eksploracyjny narkotyk histo-ryka sztuki, inspiruje go nieustannie do kolejnych opracowań.

Tym razem prof. Sienkiewicz pod-jął się niełatwego wydobycia na światło osiągnięć artystów żołnierzy, którzy wraz z gen. Andersem po opuszczeniu

Elżbieta LEWANDOWSKA

ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY

Jan Wiktor Sienkiewicz, Artyści Andersa. Continuità e novità, Toruń–Warsza-wa: Ofi cyna Wydawnicza Kucharski, 2013

Elżbieta LEWANDOWSKA272

201

3 to

m IV

Page 273: Ekspresje Tom s.1-410 IV

„nieludzkiej ziemi” przeszli szlak bo-jowy i tułaczą wędrówkę przez Bliski i Środkowy Wschód, Afrykę, Półwysep Apeniński – aż po Wielką Brytanię. Po-le badań prawie dziewicze, mimo że za-raz po państwowym przełomie w Pol-sce w roku 1991 Instytut Sztuki PAN przecierał badaczom nieco drogę, po-święcając zbieżnej problematyce sesję „Między Polską, a światem”, zwieńczo-ną książką z podtytułem Kultura emi-gracyjna po 1939 roku (pod red. Marty Fik, 1992). Naturalnie, książka znana jest autorowi Artystów Andersa. War-to jednak przywołać z niej choćby nie-które artykuły: Jarosława Kiliana Fe-liks Topolski – kronikarz XX wieku, Ire-ny Dżurkowskiej-Kossowskiej i Piotra Paszkiewicza Marian Bohusz-Szysz-ko jako współorganizator polskiego ży-cia artystycznego na obczyźnie, Danuty Wróblewskiej Wokół Londynu...

Nie żyją już świadkowie tamtych wy-darzeń i niewiele pisano o artystach 2. Korpusu. Po zakończeniu drugiej woj-ny światowej w Polsce Ludowej o sztu-ce i kulturze polskiej na wychodźstwie panowało milczenie. A powroty arty-stów do Kraju były skutecznie ograni-czone ze względu na ich „andersow-ską” przeszłość. Powracali więc nielicz-ni, m.in. Piotr Potworowski i Stanisław Drozd. Po roku 1989 sytuacja zaczęła się nieco poprawiać, ale ciągle w róż-nych przestrzeniach omawianej histo-rii istniały białe plamy.

W roku 1986 wybitny historyk sztuki Karolina Lanckorońska, która w latach 1945-1948 pracowała jako wykładow-ca akademicki w strukturach 2. Kor-pusu, ogłosiła na łamach l ondyńskiego „Tygodnia Polskiego” i n owojorskiego „Nowego Dziennika” apel o ratowanie materiałów źródłowych oraz ikonogra-fi cznych dotyczących polskich studen-

tów-żołnierzy 2. Korpusu na u czelniach włoskich. Materiały przesyłane do dr. Romana Lewickiego zaowocowa ły opra cowaniem Polscy studenci żołnie-rze we Włoszech (Caldra House 1996).

Dzięki prof. Karolinie Lanckoroń-skiej, jej uczeń Ryszard Demel udostęp-nił materiały dotyczące Szkoły Malar-skiej Mariana Bohusza-Szyszki, ale nie miał możliwości skorzystania z archi-waliów Akademii di Belle Art w Rzy-mie, gdzie przechowywana jest doku-mentacja polskich stydendystów. Do wcześniej niedostępnych materiałów źródłowych prof. Sienkiewicz mógł do-trzeć dopiero po roku 2011.

Bezcenne spotkania i rozmowy z ma-larką Gemmą Riccardi, artystką o pol-skich korzeniach, ostatnim świadkiem i czynną uczestniczką po wojennego śro-dowiska bohemy artystycznej Włoch,pomogły autorowi odkryć rzymski do-robek artystyczny Polaków nad Tyb-rem, gdzie w pracowniach artystycz-nych i galeriach przy Via Margutta i Via del Babuino oraz w Circolo Ar-tisto Internazionale polscy artyści spo-tykali się z mistrzami sztuki włoskiej i artystami z innych krajów europej-skich. Wiele dokumentów potwierdza-jących dokonania polskiej kolonii arty-stycznej w Rzymie znalazł Sienkiewicz w archiwum malarza Karola Badury.

Opracowanie obejmuje okres od wyj-ścia Armii Andersa w 1942 z terenów Związku Radzieckiego aż po rozwiąza-nie Polskiego Korpusu Przysposobie-nia i Rozmieszczenia (PKPR) w roku 1949, kiedy to zakończyła się rola Ge-nerała jako opiekuna m.in. polskich żołnierzy-artystów. W tym samym ro-ku polscy malarze założyli w Londynie awangardową grupę artystyczną zwaną Grupą 49. W minionym czasie – sied-miu lat w trudnych warunkach woj-

ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY 273

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 274: Ekspresje Tom s.1-410 IV

skowych – artyści żołnierze znajdowali czas na tworzenie. Dowództwo Armii Polskiej na Wschodzie i dowództwo 2. Korpusu dbało o artystyczną reali-zację żołnierzy poprzez urządzanie wystaw ich prac, ułatwianie im orga-nizowania się w grupy, stowarzyszenia. Kształcono młodych studentów arty-stycznie uzdolnionych w zakresie ma-larstwa, rzeźby, grafi ki, którzy nie zdą-żyli rozpocząć edukacji w Polsce przed wybuchem wojny. Zakładano szkoły, pracownie artystyczne; udzielano stu-dentom pomocy materialnej.

Po wojennej tułaczce, zwłaszcza po opuszczeniu ZSRR, w żołnierzach An-dersa zauroczonych warunkami kli-matycznymi Bliskiego i Środkowego Wschodu wyzwalała się radość tworze-nia. Tworzywem stawał się e gzotyczny krajobraz, architektura, intensywne ko- lory i obyczaje miejscowej ludności. Ma-larzy przywiązanych do tradycji post-impresjonistycznej i f rancuskiego kapi-zmu fascynowało kontrastowe światło, niebo, słońce. Zetknięcie z pozaeuro-pejską sztuką otwierało ich wyobraź-nię na różnorodność poszukiwań i prą-dy artystyczne.

Do twórców podwalin ruchu wy-stawniczego i pierwszych artystycz-nych sukcesów w krajach Lewantu na-leżeli m.in.: Józef Czapski, Stanisław Westwalewicz, Józef Jarema, Zygmunt Turkiewicz, Edward Matuszczak, Hen-ryk Siedlanowski, Stanisław Frenkiel. Już wkrótce po opuszczeniu Związku Radzieckiego Anders mianował Józefa Czapskiego szefem Referatu Propagan-dy i Oświaty. W miejscach stacjonowa-nia wraz z Józefem Jaremą (malarzem i scenografem) Czapski organizował wystawy: w Aleksandrii, Kairze, Bag-dadzie Tel Awiwie, Jerozolimie, Tehe-ranie... W omówieniu tej działalności

w książce Sienkiewicza zabrakło Hali-my Nałęcz, o której autor w spomina dopiero w Zakończeniu. W czasie zawie-ruchy wojennej znalazła się ona w Mo-skwie, skąd przez Odessę i Turcję do-tarła do Hajfy. Tutaj wstąpiła do służby Pomocniczej Kobiet YMCA formującej się przy 2. Korpusie Wojska Polskiego, której została dekoratorką.

Cenne informacje z życia kolonii plastyków polskich wnosi artykuł Sta-nisława Frenkla Malarze w Bejrucie (w: Pod cedrami Libanu.Wspomnie-nia polskich studentów z Bejrutu 1942-1952, pod red. H. Adamiak-Wagner, H. Chojeckiej Szeremeta, R. Jakubskie-go i W. Nattera, Londyn 1996), któ-ry studiował w Akademii Sztuk Pięk-nych w Bejrucie. Mimo że po przeży-ciach wojennych żołnierzy, inwencja artystów plastyków – odmiennie niż artystów słowa – nie była skrępowa-na tematyką wojenną czy podteksta-mi ideologicznymi, ich prace oceniane są li tylko przez pryzmat wartości ar-tystycznych. O wysokim poziomie wo-jenno-powojennej polskiej sztuki pla-stycznej mówią więc setki drukowa-nych w prasie (polskojęzycznej, tak-że angielskiej, francuskiej, hebrajskiej i arabskiej) krytyk: recenzji, relacji, sprawozdań z wystaw w krajach posto-ju polskiego wojska. Do tych i do póź-niejszych wypowiedzi, łatwo dotrzeć przez zamieszczoną na końcu książki Sienkiewicza Bibliografi ę: źródeł nie-publikowanych, różnego rodzaju infor-matorów, publikacji prasowych i kata-logów wystaw.

Nieco inaczej przedstawiała się sy-tuacja polskich artystów we Włoszech. Pod koniec roku 1943 kilkudziesięciu plastyków żołnierzy 2. Korpusu znala-zło się na Półwyspie Apenińskim. Wie-lu z nich brało udział w bitwie o Monte

Elżbieta LEWANDOWSKA274

201

3 to

m IV

Page 275: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Cassino: Aleksander Werner, Stanisław Westwalewicz, Karol Badura, Zygmunt Turkiewicz, Stanisław Gliwa, Tadeusz Wąs. Chwała tym, którzy na gorąco wykonywali szkice i rysunki. Repro-dukcje prac Karola Badury, Zygmunta Turkiewicza oraz linoryty Stanisława Gliwy są w książce prezentowane i ob-szernie interpretowane.

Już po „bitwie” wielu żołnierzy gen. Andersa mogło studiować w ośrod-kach akademickich Rzymu, z właszcza w Akademii Sztuk Pięknych. Wydarze-niem było utworzenie Szkoły Malar-skiej Mariana Bohusza-Szyszki w pod-rzymskiej Cecchignoli. Szkoła, powsta-ła jako część planu Andersa, by po zakończeniu wojennych działań zapew-nić byłym żołnierzom możliwości inte-lektualnego rozwoju i przystosować ich do życia w cywilu. Do r ealizatorów tego przedsięwzięcia, zarazem opiekunów studentów, należeli: prof. J erzy Alek-sandrowicz, prof. Karolina Lancko-rońska, prof. Henryk Paszkiewicz, ks. prałat Walerian Meysztowicz i oczywiś-cie – Marian Bohusz-Szyszko.

Autor książki Artyści Andersa opisuje szczegółowo warunki bytowe, proble-my fi nansowe i warsztatowe. Zau waża świetne przygotowanie Bohusza do ro-li dydaktyka, jego staż i doświadczenie, entuzjazm i charyzmę. S zkoła Malarska Bohusza-Szyszki miała charakter po-mocniczo-w ychowawczy, wiedzę aka-demicko-warsztatową zdobywali stu -denci w Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie. Zauważa autor, że po przy-byciu „artystów Andersa” do L ondynu zaczęły się ujawniać różnice w podej-ściu do kwestii warsztatowych i do twórczych kierunków między byłymi studentami Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie, a uczniami Szkoły Malar-skiej Bohusza-Szyszki.

Na gruncie włoskim dużą rolę w po-szukiwaniach stylu odegrał Józef Jare-ma. Malarze, przywiązani do tradycji postimpresjonistycznej kontynuowa-li ten kierunek pod wpływem Jare-my – tak jak on czynili poszukiwania na polu pociągającej nowością sztu-ki abstrakcyjej, którą promowała wy-żej wspomniana londyńska Grupa 49. Podtytuł książki Jana Sienkiewicza continuitŕ e novitŕ wskazuje właśnie na ten proces.

Zajmując się okresem rzymskim, Sien kiewicz najwięcej uwagi poświęca malarzom, bo też spośród grupy pol-skich studentów-żołnierzy tylko kilku studiowało rzeźbę: Jerzy Stocki, Wie-sław Łabędzki, Benon Paszkowski, Adam Kobierski i Aleksander Werner, który zaczął studia w Palestynie, a od drugiego roku akademickiego kontynu-ował je w Rzymie. Po rozwiązaniu Ar-mii Andersa ostatnim akcentem obec-ności artystów w Rzymie stała się wy-stawa „Na pożegnanie Włoch”.

Rozdziały książki Sienkiewicza o po-czątkach życia artystycznego w Wiel-kiej Brytanii chłonie się jednym tchem. Czytamy o twardych warunkach obo-zowych w Sudbury, o barakach – tzw. beczkach śmiechu, o piętrowych pry-czach... Dowiadujemy się o okolicznoś-ciach, jakby się wydawało, niesprzyja-jących twórczości artystycznej. Pod-stawowe warunki źyciowe i możliwość zatrudnienia miały być zapewnione przez PKPR. W praktyce widoki na studia (zwłaszcza na pracę dla byłych żołnierzy i ich rodzin) okazały się ni-kłe. Ale już w pierwszych tygodniach pobytu na ziemi angielskiej zorgani-zowano w obozie przysposobienia pra-cownię malarską pod kierownictwem Mariana Bohusza-Szyszki i Wojciecha Jastrzębowskiego. Pracownia otrzyma-

ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY 275

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 276: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ła nazwę Studium Malarstwa Sztalu-gowego i Grafi ki Użytkowej. Problem miejsc na londyńskich uczelniach też z czasem został rozwiązany. Z pomo-cą ambasadora RP, Edwarda Raczyń-skiego, Bohuszowi udało się większość chętnych na studia artystyczne umieś-cić w londyńskich szkołach.

W roku 1949 pojawiła się ważna dla sztuki polskiej na emigracji inicjatywa powołania awangardowej grupy arty-stycznej, co w atmosferze sporów i na-pięć okazało się niełatwe. Jan Sienkie-wicz rekonstruuje procesy konsolido-wania się grupy, pokonywania różnic i łagodzenia starć miedzy plastyka-mi z różnych formacji artystycznych: uczniów Bohusza-Szyszki z Rzymskiej Szkoły Malarstwa, absolwentów Aka-demii Sztuk Pięknych w Rzymie, ar-tystów z bejruckiej Akademii Sztuk Pięknych i tych, którzy różnymi droga-mi dotarli do Anglii z Polski. Wszyscy mieli odmienne wyobrażenia o sztuce. Podobnie pod względem rozumienia powinności sztuki, metod nauczania malarstwa, poglądów na współczesną sztukę europejską różnił się Bohusz--Szyszko z Frenklem. Obaj pozostawali w konfl ikcie w ciągu lat. Sytuacja sta-wała się trudna, bo starszy od Frenkla Bohusz-Szyszko kierował w Rzymie Szkołą Malarską i miał swoich zwolen-ników. Natomiast Frenkiel nie studio-wał we Włoszech, a do Anglii przybył prosto z Bejrutu z doskonałymi pra-cami i własną wizją. W takiej atmos-ferze powstał Związek Młodych Arty-stów Plastyków, który rozpadł się już po upływie roku. Jak już wiemy, w ro-ku 1949 Bohusz-Szyszko założył „Gru-pę 49”. Zdaniem Frenkla ugrupowanie to powstało z inicjatywy Tadeusza Beut-licha, grafi ka i tkacza (> Polskie malar-stwo i rzeźba w Wielkiej Brytanii 1945-

1985, w: Polskie Więzi kulturowe na ob-czyźnie, 1986). Według ustnej relacji Stefana Stachowicza obok nowej gru-py istniało aktywne Studium Malar-stwa Sztalugowego Bohusza-Szyszki. Oba te zespoły artystów rywalizowa-ły ze sobą. Do Grupy 49 należeli m.in.: Tadeusz Beutlich, Janina Baranowska, Andrzej Bobrowski, Marian Bohusz-Szyszko, Ryszard Demel, Kazimierz Dźwig, Piotr Mleczko, Tadeusz Znicz--Muszyński, Aleksander Werner.

Marian Bohusz-Szyszko potrafi ł skon solidować obie grupy, udowad-niając, że najważniejsza w zespole jest zgoda i solidarność. Nie wymagał więc wypracowania jednorodnego kierunku w wypowiedziach malarskich. Wspól-ne wystawy obok prac kubistycznych i surrealistycznych eksponowały pra-ce postimpresjonistyczne i nawiązujące do kapizmu. W kolejnych latach grupa wyraźnie podążała w kierunku malar-stwa abstrakcyjnego. Autor omawianej książki analizuje style poszczególnych malarzy, często podaje, z jakich wywo-dzą się środowisk artystycznych.

Książka zawiera zdjęcia historyczne, archiwalne, wnętrza wystawowych sal, malarskich pracowni, okładek katalo-gów, zbiorowe zdjęcia studentów. Ze-brany materiał ikonografi czny to: ry-sunki tuszem i ołówkiem, rysunki la-wowane, akwarele, fotografi e rzeźb, także kolorowe i czarno-białe fotogra-fi e prac olejnych.

Zastanawiam się, czy warto było za-mieszczać reprodukcje czarno-białe prac w oryginale kolorowych? Zwłasz-cza, gdy praca jest niefi guratywna, czyli abstrakcyjna? Niewieście portrety ma-lowane przez Józefa Jaremę w manierze postimpresjonistycznej tracą na wizji, rozczarowują brakiem wibrujących ko-lorów. „Kompozycja abstrakcyjna” Ja-

Elżbieta LEWANDOWSKA276

201

3 to

m IV

Page 277: Ekspresje Tom s.1-410 IV

remy, przy której zatrzymuje się autor jako przy pracy przełomowej, pozba-wiona oryginalnego koloru traci sens istnienia w książce. Eliminacja wielu fotografi i czarno-białych prac olejnych malowanych w kolorze nie przyniosła-by szkody opracowaniu, a może wręcz przeciwnie.

Ale znalazły się w dziele prof. Sien-kiewicza świetne cykle prac kilku ma la-rzy: Stanisława Frenkla r ysunki lawo- wane akwarelą z lat 1945-1947 przedsta-wiające sceny rodzajowe z bejruc kich ulic; 14 prac Zygmunta T urkiewicza Z cyklu Monte Cassino, 5 linorytówSta nisława Gliwy utrwalających sce ny z pola walki oraz rysunki kredką Karo-la Badury z 1944 roku.

Książka kończy się opisem powsta-nia Grupy 49. Autor nie wspomina, że właśnie z tej grupy i ze Związku Mło-dych Artystów wyłoniło się w roku 1957 Zrzeszenie Artystów Plastyków Polskich w Wielkiej Brytanii – APA (> „Dziennik Polski i Dziennik Żołnie-rza”, Londyn 1957, nr 67). Zrzeszenie prężne do dnia dzisiejszego i wciąż – w miarę napływu członków – odradza-jące się. To w londyńskiej POSK-owej Galerii, w tej samej, w której wystawia-li: Marian Bohusz Szyszko, Stanisław Frenkiel, Aleksander Werner, Jerzy Stoc ki, Zrzeszenie ma ekspozycje dwa razy w ciągu roku.

Jako wieloletni członek Zrzeszenia APA znałam wielu artystów z Grupy

49, ze Studium Malarstwa Sztalugowe-go i z tego Środowiska: Bohusza-Szysz-kę, Frenkla, Mleczkę, Stockiego, Wer-nera, Wieliczkę. Pierwszy dyplomant Studium Malarstwa Sztalugowego, Tadeusz Ilnicki, był moim nauczycie-lem, jego cenne wskazówki pamiętam do dzisiaj. A jeden z najmłodszych ab-solwentów owego Studium, Stefan Sta-chowicz, jest nadal członkiem Zrze-szenia APA. Artyści z Armii Andersa, zwłaszcza Grupy 49 i Studium Malar-stwa Sztalugowego Bohusza-Szyszki, to korzenie i kolebka m.in. dzisiejsze-go Zrzeszenia Artystów Plastyków Pol-skich w Wielkiej Brytanii.

Zasługi książki Jana Sienkiewicza wyliczać można długo: ujmująca gra-fi czną szatą i pouczająca; udostępnia do tychczasowe, a zwłaszcza dotąd nie-znane materiały faktografi czne oraz ikonografi czne; podejmuje z agadnienia warsztatowo-formalne, analizuje artys-tyczne style i szczegóły biografi czne, a nawet animuje dawne anegdoty.

Badacz śledzi zapoczątkowany przez żołnierzy-artystów 2. Korpusu proces rozwojowy malarstwa w świecie, wska-zuje na pomnażanie się profi tów eduka-cyjnych płynących z żołnierskiej twór-czosci wojenno-powojennej, etc. Impo-nująca praca (530 stronic, w tym 300 ilustracji) zdumiewa ogromem zebra-nego materiału. Jest wypełnieniem lu-ki w wiedzy na temat XX-wiecznej pol-skiej plastyki poza granicami Kraju.

ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY 277

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 278: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Książkę Beaty Dorosz bez waha-nia uznać należy za wybitne osiągnię-cie. Autorka, podejmując ważny temat, rozszerza zakres wiedzy o dziejach pol-skiej emigracji niepodległościowej, we-ryfi kuje domniemania i legendy bio-grafi czne, a zarazem – poprzez spraw-ne operowanie przekazami źródłowy-mi – udowadnia, jak znacząca jest rola dokumentacji w badaniach literaturo-znawczych. Prawdziwy podziw budzi ilość przywoływanych archiwaliów, ale też taki sposób ich wyzyskania, by za-świadczały o wysiłkach polskiego śro-dowiska naukowego oraz artystyczne-go w Nowym Jorku, które w trudnym wojennym czasie, a także w niełatwych latach późniejszych pragnęło zachować stan posiadania polskiej nauki i kul-tury. Stworzenie podstaw instytucjo-nalnych dla tego rodzaju działań sta-wało się potrzebą pierwszą. Dodajmy, że książka Beaty Dorosz ma charakter pionierski, bowiem dotąd dzieje po-wstania i rozwoju Polskiego Instytutu Naukowego nie były przedmiotem ca-łościowej systematycznej refl eksji.

Joanna Rostropowicz-Clark w recen-zji zatytułowanej Wartości nieznisz-czalne, opublikowanej w nowojorskim „Przeglądzie Polskim”, używa określe-nia „monumentalna książka”. Nie znaj-duję w tym określeniu przesady, ponie-waż rozprawa Beaty Dorosz zawiera

wielką liczbę informacji na temat dzia-łalności kulturalnej PIN-u, zasobne w szczegóły rekonstrukcje wielorakich związków Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego z tą instytucją, a także zaopatrzoną w wypisy źródłowe kroni-kę wydarzeń literackich, przedsięwzięć naukowych i uroczystości (rocznic, ju-bileuszów) organizowanych, bądź in-spirowanych przez PIN. W ostatniej części książki – nazywanej tu Anek-sem – czytelnik znajdzie starannie opracowane biogramy ludzi zasłużo-nych dla nowojorskiego ośrodka nauki i sztuki oraz materiały źródłowe wydo-byte z archiwów. Prezentowane w No-wojorskim pasjansie fakty (ze względu na wielość, z powodu rozproszenia in-formacji) mogłyby tworzyć zamgloną mgławicę, tymczasem wykład autorki jest przejrzysty i zdyscyplinowany. Roz-budowana narracja historycznoliterac-ka, z której powstaje imponująca całość, jeśli spojrzymy na poszczególne ogni-wa-epizody, zachowuje zwięzłość wy-wodu – sprzeciwiającą się wielosłowiu.

Do walorów omawianej książki nale-ży rzetelność postępowania badawcze-go. Autorka świetnie panuje nad zgro-madzoną dokumentacją, z precyzją dobiera argumenty, porządkuje układ heterogenicznych faktów, dodając cel-ne i lapidarne komentarze. Unika za-razem eseistycznych fajerwerków, któ-

Wojciech LIGĘZA

ODKRYWANE KARTY

Beata Dorosz, Nowojorski pasjans. Polski Instytut Naukowy w Ameryce Jan Lechoń Kazimierz Wierzyński. Studia o wybranych zagadnieniach działalności 1939-1969, Warszawa: Biblioteka „Więzi”, 2013

Wojciech LIGĘZA278

201

3 to

m IV

Page 279: Ekspresje Tom s.1-410 IV

re obecnie uznaje się za styl obowią-zujący. Wie o tym, że w przypadku re-konstrukcji opartych na dokumentach właśnie konkretne świadectwa mają po latach przemówić, a zatem, innymi słowy, trzymanie się dat, liczb, miejsc wzmacnia wiarygodność przekazu na-ukowego. Odnosimy wrażenie, iż nie istnieją takie źródła archiwalne, bądź zapisy w trudno dostępnych periody-kach, których badaczka by nie znała. A jeśli się zdarza, że jakiś trop w ba-dawczym śledztwie zostaje przerwany, to wówczas uczona powiadamia czy-telnika o tym, że materiały nie zostały odnalezione lub (najprawdopodobniej) nie przetrwały do dziś.

Cztery rozdziały Nowojorskiego pa-sjansa nawzajem się oświetlają oraz uzupełniają. Trudna jest korelacja na-warstwiających się historii, ale z taką niedogodnością badaczka świetnie so-bie radzi, wyczuwając, gdzie dokonać „cięć” w sekwencji faktów i od które-go punktu w kolejnym rozdziale kon-tynuować zawieszone wcześniej wątki. Zatem przeplot wydarzeń ważnych dla środowiska polskiego w Nowym Jorku, widzianych raz z oddalenia, innym ra-zem – z „personalnej” perspektywy Le-chonia oraz Wierzyńskiego świadczy o oryginalności ujęcia, wpływa rów-nież na atrakcyjność omawianej książ-ki. Warto też zwrócić uwagę na opisy-wane przez Beatę Dorosz kontakty li-stowe poetów, na wymiany opinii oraz konfrontacje spostrzeżeń. Taki układ narracji łączy się z tytułowym koncep-tem „nowojorskiego pasjansa”, bowiem częściowe odsłonięcia wielowymiaro-wej prawdy o wydarzeniach ważnych dla wspólnoty i epizodach biografi i znanych poetów, dążą do rozwiąza-nia, lecz też napotykają na karty zakry-te, domysły, hipotezy. Układany przez

autorkę dialog głosów, pomimo upły-wu lat oraz zmian historycznych, jakie nastąpiły, nie traci ani pouczającej wy-mowy (ważne są debaty o wartościach w myśli programowej PIN), ani drama-tyzmu – jeżeli odczytamy los uchodź-ców i emigrantów, skazanych na życie w zawieszeniu, rozczarowanych pojał-tańskim rozstrzygnięciem, pozbawio-nych publiczności czytającej w kraju.

Strategia organizacyjna, tradycje in-stytucjonalne, krystalizowanie się my-śli programowej Polskiego Instytutu Naukowego, a także świadomość za-dań kulturalnych, patriotycznych, po-litycznych we wspólnocie uczonych, in-telektualistów i pisarzy – w czasie dru-giej wojny światowej, w Nowym Jorku, jest przedmiotem wnikliwych rozwa-żań w pierwszym rozdziale książki. Be-ata Dorosz kreśli dzieje instytucji, któ-re poprzedziły powstanie PIN, pisząc o paryskim Uniwersytecie Polskim za Granicą, Stowarzyszeniu Polskich Pra-cowników Naukowych w Ameryce im. Tadeusza Kościuszki, relacjonuje też przebieg dyskusji w listach między stro-ną rządową (reprezentowaną przez am-basadora Jana Ciechanowskiego i Sta-nisława Strońskiego) a polskimi uczo-nymi (m.in. Oskarem Haleckim, Bro-nisławem Malinowskim, Wacławem Lednickim, Florianem Znanieckim). Tak w dialogu kształtowały się idee przewodnie PIN-u, tak krystalizowa-ła się myśl programowa. Podkreślano, iż nowa instytucja winna nawiązywać do tradycji Polskiej Akademii Umie-jętności, reprezentować krajowe stowa-rzyszenia w Stanach Zjednoczonych, tworzyć dobre relacje ze środowiskami amerykańskimi. Istotną rolę w rozpo-znawaniu „terenu działania” przyszłego Instytutu, wedle tropów wskazywanych przez badaczkę, odegrał korespondu-

ODKRYWANE KARTY 279

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 280: Ekspresje Tom s.1-410 IV

jący z Oskarem Haleckim – Stanisław Mierzwa, wieloletni prezes Funda-cji Kościuszkowskiej oraz społecznik.

Kolejnym podejmowanym przez Be-atę Dorosz zagadnieniem jest organi-zacja Instytutu, stworzenie ram statu-towych, działania Komitetu Organiza-cyjnego. Badaczka pisze o inauguracji Polskiego Instytutu Naukowego, o spo-rach, kontrowersjach i rozbieżnościach stanowisk (dowiadujemy się protestach i „sprawie” prof. Wojciecha Świętosław-skiego, przedwojennego ministra, jak podnoszono w listach, odpowiedzial-nego m.in. za „getto ławkowe”), poli-tycznych wymiarach inicjatyw Insty-tutu, wreszcie – o działającej pod prze-wodnictwem Wacława Lednickiego Sekcji Badań Historyczno-Literackich i Artystycznych. W tej książce osob-ne rozważania poświęcone zostały wy-dawnictwom Instytutu. Autorka oma-wia wydanie poezji Mickiewicza po an-gielsku (w tłumaczeniu G. R. Noyesa), a także referuje krytyczną recepcję te-go tomu. Jak udowadnia Beata Dorosz, twórcy Instytutu nie chcieli zamykać się w kręgu spraw polskich, dlatego do udziału w pracach zapraszali uczonych amerykańskich.

W pierwszym rozdziale książki hi-storia Polskiego Instytutu Naukowego doprowadzona zostaje do roku 1945, kiedy mocarstwa zachodnie w ycofały poparcie dla Rządu RP w Londynie. Ten punkt graniczny oznacza rozsy-pywanie się nadziei oraz złudzeń pro-jektodawców, a zatem wówczas nastą-piła zmiana strategii. Jak przeczytamy w konkluzji:

Heroiczna, obliczona na czas wojny, misja Instytutu – zachowania przy życiu nauki polskiej – w dużym stopniu się po-wiodła, pozostała jednak niedokończo-na, skoro planowanym fi nałem miało być

przeniesięnie osiągnięć tego czasu na grunt krajowy [...]. Wbrew wcześniejszym zało-żeniom Polski Instytut Naukowy musiał od nowa budować swoją egzystencję teraz już nie uchodźczą, a emigracyjną (s. 140).

W kolejnych partiach o mawianej książki, w rozdziałach poświęconych Lechoniowi oraz Wierzyńskiemu (nie-jako w tle) kontynuowana jest opowieść o dalszej działalności PIN-u. Zwor-nikiem narracji stają się wielorakie związki z Instytutem dwóch Skaman-drytów mieszkających w Nowym Jor-ku. Ten wymiar „kulturowej biografi i” Lechonia i Wierzyńskiego nie był do-tąd dość wyraźnie dostrzegany przez literaturoznawców. Opowieść o emi-gracyjnych losach Jana Lechonia au-torka rozpoczyna od ewakuacji Amba-sady RP w Paryżu w czerwcu 1939. Po ucieczce z Europy (autorka dokładnie opisuje trasę wojenną poety z Paryża do Lizbony) ważnym epizodem wędrówki wojennej Lechonia był pobyt w Rio de Janeiro. W tej części rozważań istot-ne miejsce zajmuje literackie śledztwo dotyczące drobinowej fakto grafi i. Be-ata Dorosz dokonuje korekty dziennej daty przybycia Stefanii i Juliana Tuwi-mów oraz Lechonia do Rio de Janeiro (nastąpiło to 4 sierpnia 1940, nie zaś, jak podają znane źródła, 5 sierpnia), pi-sze o przyjęciu polskich poetów przez środowiska intelektualne w Brazylii, notuje utrwalone ślady wystąpień pu-blicznych Jana Lechonia. Dramatyczny przebieg, co potwierdzają cytowane li-sty, miała walka poety o amerykańską wizę. Ze świetnym rozeznaniem Beata Dorosz omawia komplikujące tę spra-wę okoliczności.

Według zgromadzonych dokumen-tów nowojorskie lata Jana Lechonia odznaczały się jego niezwykłą aktyw-nością społeczną. Lechoń brał udział

Wojciech LIGĘZA280

201

3 to

m IV

Page 281: Ekspresje Tom s.1-410 IV

w przedsięwzięciach kulturalnych PIN-u adresowanych do Ameryka-nów, wygłaszał wykłady i odczyty, pro-wadził wieczory autorskie, włączał się w obchody i jubileusze, w akcje pomo-cy dla polskich artystów na obczyźnie, pisał o Mickiewiczu, a także uczest-niczył w zorganizowanych przez PIN obchodach stulecia śmierci wieszcza w 1955 roku. Ważne miejsce wśród rozlicznych aktywności poety zajmo-wało redagowanie „Tygodnika Polskie-go” i współpraca Lechonia-redaktora z Polskim Instytutem Naukowym. Nie sposób przekazać bogactwa tematycz-nego Nowojorskiego pasjansa, zatem z konieczności ograniczam się do wy-branych kwestii.

Relacje badaczki o nowojorskim „ży-ciu i sprawach” Lechonia i Wierzyń-skiego układają się w dwie linie, któ-re w wielu punktach się łączą, bowiem poeci korespondowali ze sobą, recen-zowali się nawzajem i uważnie czytali oraz, co istotne, zamieniając się miej-scami, celebrowali jubileusze. Mówca-laudator przy kolejnej uroczystej oka-zji odbierał powinszowania i hołdy. Dokładne relacje o jubileuszach Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskie-go, wraz z echami prasowymi i środo-wiskowymi głosami, w książce Beaty Dorosz przybrały kształt rozbudowa-nych szkiców, nie rozrywających jed-nak dobrze skomponowanej całości. Można by się posłużyć kategorią „ży-wotów równoległych” poddanych pró-bom wychodźczego i emigracyjnego losu. Obaj poeci starający się utrzymać na powierzchni życia, walczący o byt codzienny, w indywidualnych warian-tach realizowali ogólniejsze wzory bio-grafi i. Autorka książki wplata w swój wywód partie porównawcze, nieraz krótkie, kilku zdaniowe. Zestawia-

jąc zachowania oraz reakcje Lechonia i Wierzyńskiego, jakby mimochodem szkicuje ich portrety psychologiczne. O mocnych więziach przyjacielskich świadczy trauma, jaką przeżywał Ka-zimierz Wierzyński po samobójczej śmierci Jana Lechonia w czerwcu 1956. Przemówienie Wierzyńskiego nad gro-bem przyjaciela Be ata Dorosz nazywa „jednym z najbardziej przejmujących tekstów funeralnych w literaturze pol-skiej” (s. 371).

Beata Dorosz stara się wypełniać wszystkie miejsca swego wykładu świetnie przyswojoną faktografi ą. To-też dopowiedzeń (czy sprostowań) w tej recenzji będzie niewiele. Chciałbym się odnieść do przypisu 6. ze stronicy 145. Otóż autorka zaznacza, że „w archi-wum Lechonia w PIN zachował się ma-nuskrypt powieści Bal u senatora – 335 stronic „wypełnionych drobnym i bar-dzo trudno czytelnym pismem, z licz-nymi skreśleniami i wariantami tek-stu”, i dodaje, że po „wnikliwej analizie rękopisu” tekst mógłby być (w całoś ci?) wydany. Jak pamiętam z moich kwe-rend w Polskim Instytucie Naukowym, w manuskrypcie Jana Lechonia prze-ważają warianty tekstu, małe odcinki pisma oddzielone ukośnymi kreskami. Ta niecodzienna notacja (tutaj powołu-ję się na telefoniczną rozmowę sprzed lat – z Jerzym Krzywickim) dlatego po-wstała, że lekarz-psychoanali tyk odra-dził poecie skreślanie po to, by proces twórczy został odblokowany. Z zapi-sów alternatywnych i wariantów t ylko sam pisarz mógłby skomponować osta -teczną wersję tekstu. Dodajmy, iż frag- menty nie dokończonej powieś ci Balu senatora drukowane w „T ygodniku Polskim”, „Wiadomościach P olskich” i „Wiadomościach” ukazały się w edy- cji książkowej w Warszawie r oku 1981 –

ODKRYWANE KARTY 281

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 282: Ekspresje Tom s.1-410 IV

w opracowaniu Tadeusza Januszew-skiego.

Warto pomyśleć o możliwych dopeł-nieniach rozważań Beaty Dorosz – bo-gatych i rozbudowanych w kilku kierun-kach. Moglibyśmy, niejako na margine-sie książki, podjąć refl eksję o kulturze oralnej polskiej emigracji niepodległo-ściowej, o retoryce patriotycznej i poli-tycznej, o rytualnym – powtarzającym przyjęte wzory – charakterze opisywa-nych uroczystości, a także o wizjach przetrwania zagrożonej kultury pol-skiej. Choć to zapewne uwaga z dru-giego planu, to rozpoznania warsztatu krytycznego i uwagi o zasadach warto-ściowania w pismach o literaturze Le-chonia i Wierzyńskiego, wzbogaciłybypoświęcone tym kwestiom partie książki.

Wypadnie powrócić do wygnańczej i emigracyjnej biografi i Wierzyńskie-go. Badaczka opisuje kolejno epizod brazylijski, nowojorską akcję p omocy dla poety, którą organizowały H alina Rodzińska i Aniela Mieczysławska, wy-kłady w Alliance College, liczne odczy-ty i wieczory poetyckie, publiczną pre-zentację tomu Róża wiatrów (1942). Co warto podkreślić, Beata Dorosz nie zaj-muje się wyłącznie wzniosłymi potrze-bami ducha lub pracą artysty dostar-czającego wzruszeń wspólnocie wy-gnańców, lecz podejmuje także roz-ważania o fi nansowej mizerii życia artystów na obczyźnie, jak również po-trzebie zarabiania na skromne utrzy-manie. W książce Nowojorski pasjans odnajdziemy niemal harmonogram zatrudnień Kazimierza Wierzyńskiego tak wypełniony, że, jak pisze Dorosz: „Gdy spojrzeć na liczbę odbywanych wieczorów i spotkań autorskich, ilość przemierzonych kilometrów, trudno nie zadać pytania, czy w takich warun-

kach jakikolwiek wysiłek twórczy był w ogóle możliwy” (s. 341)?

Szanse czystej w swej postaci realiza-cji twórczych pojawiły się później, kie-dy Wierzyński przyjął złożoną przez Artura Rodzińskiego propozycję na-pisania biografi i Chopina adresowanej odbiorców amerykańskich. Jak wiado-mo, wówczas w Stockbridge, po latach przerwy, rozpoczął się nowy okres po-etycki autora Korca maku. Jakkolwiek przemianę literacką badacze już przed-stawiali w rozlicznych pracach, to jed-nak Beata Dorosz wydobywa inne aspekty pobytu poety w amerykańskiej samotni. Zatrzymuje się przy decy-zji Wierzyńskiego, by wstęp do książ-ki Życie Chopina napisał Artur Rubin-stein, zajmuje – przekładem tej biogra-fi i na język angielski, przytacza oceny recenzentów w prasie amerykańskiej, gromadzi echa uroczystej promocji książki. W kolejnych fragmentach po-jawiają się dowody na to, że Kazimierz Wierzyński aktywnie uczestniczył w działaniach Sekcji Badań Historycz-no-Literackich i Artystycznych Pol-skiego Instytutu Naukowego. Należy też zwrócić uwagę na materiały źródło-we oraz eksplikacje autorki oświetlają-ce rozpisanie subskrypcji na wydanie Poezji zebranych (1959) Wierzyńskie-go, na rozważania o sporach i zmia-nach personalnych w PIN.

Osobny blok tematyczny poświęco-ny został nagrodom literackim. Zatem dowiadujemy się o zabiegach czy raczej marzeniach o Noblu dla Wierzyńskie-go, o dwojakiej roli poety – doradcy ko-mitetu i laureata Nagrody Fundacji Al-freda Jurzykowskiego. Kodę rozdziału tworzy opis Akademii Hołdu Pamię-ci Kazimierza Wierzyńskiego, która odbyła się w Nowym Jorku po śmier-ci poety – 13 lutego 1969. W cytowa-

Wojciech LIGĘZA282

201

3 to

m IV

Page 283: Ekspresje Tom s.1-410 IV

nym przez autorkę wierszu Wierzyń-skiego Wieczór nowojorski znamien-ne jest rozpoznanie sytuacji duchowej emigrantów, czyli ludzi „najsamotniej-szych w tym największym mieście”. Może dlatego, walcząc z wysysającą pustką, wygnani i osamotnieni poszu-kiwali kontaktów międzyludzkich, za-

kładali instytucje na obczyźnie, uczest-niczyli w życiu kulturalnym, lepszym od życia codziennego, integrowali się i gromadzili – często wokół wielkich osobowości artystycznych, kultywo-wali przyjaźnie, brali udział w licznych uroczystościach i jubileuszach.

Marek BATEROWICZ

ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ

Joanna Mądroszkiewicz, Zielona Wyspa, wybór wierszy emigracyjnych 1981-2011, 2012; Polskie drogi. Warkocze miłości, Kraków: Towarzystwo Słowaków w Polsce, 2013

W tomiku Zielona wyspa Joanny Mą-droszkiewicz (www.madroszkiewicz.com) znajdziemy strofy nasycone tęsk-notą za Polską, subtelną syntezą muzy-ki i poezji, a są też wiersze dramatycz-ne o „kraju, co w sercach wieki trwał”. I są również myśli, poświęcone ofi arom deportacji pamiętającym „Zamarznię-te rzeki Syberii” (z wiersza: *** [Jakie sandały nosiłaś]), wreszcie – smoleń-skiej tragedii.

Autorka jest znakomitą skrzypaczką, także poetką. Od lat 80. żyje na emi-gracji w Austrii. Koncertuje w Wied-niu, Salzburgu i w wielu krajach Euro-py. Przypadający na rok 1979 jej debiut w warszawskiej Filharmonii Narodo-wej entuzjastycznie ocenił Kazimierz Wiłkomirski: „w dziedzinie wirtuozer-stwa skrzypcowego Joanna Mądrosz-kiewicz jest zjawiskiem zupełnie wy-jątkowym. Jej umiejętności techniczne

zdają się nie mieć granic, a intensyw-ność przeżycia procesu muzykowania, zasób i różnorodność środków ekspre-sji świadczą o niezwykłej wrażliwości na piękno dźwiękowe w jego nieskoń-czonych postaciach” (Festiwal Mło-dych, „Ruch Muzyczny”, styczeń 1979). O wysoko cenionych przez recenzen-tów sukcesach muzycznych Joanny można pisać wiele. W jej repertuarze jest ponad 40 koncertów skrzypcowych najsławniejszych kompozytorów, są na-grania wszystkich sonat i partii solo-wych Bacha. W roku 2005 otrzymała nagrodę miasta Wiednia za najlepsze interpretacje utworów Mozarta. Jedno-cześnie propaguje muzykę polską, a jej nagrania Szymanowskiego i Wieniaw-skiego zostały uznane za odkrywcze. W 2008 – z okazji 30-lecia pontyfi katu Jana Pawła II – przedstawiła w Wied-niu i w Rzymie program muzyczno-li-

ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ 283

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 284: Ekspresje Tom s.1-410 IV

teracki własnego konceptu, w którym recytowano wiersze Karola Wojtyły.

Wróćmy do wierszy skrzypaczki-po-etki, zamieszczonych w tomiku Zielo-na Wyspa, obejmującym utwory po-wstałe na emigracji.

CZARNA SKRZYNKAChciałabym być czarną skrzynkąPrzeżyłabym zamachWiedziałabym wszystkoSiedziałabym w niewoliAle moja pamięć Działałaby długoAż do dniaW którym by mi otworzono serceI ktoś godnyWyjąłby zeńZiarno prawdy

Ten wstrząsający wiersz nie w ymaga komentarzy, jest przecież lirycznym krzykiem duszy zranionej masakrą z Tupolewa, którą pseudośledztwo sta -ra się przedstawić jako „wypadek”. Problem rozwija także inny wiersz Jo-anny Mądroszkiewicz poświęcony pa-mięci ofi ar uwięzionych w zaplombo-wanych trumnach.

PRAWDAPłaczę nad Wamiktórzyw niewyjaśnionychtajemniczychniewiadomychukrytychprzemilczanychzakłamanychnieznanychOkolicznościachMęczęńską śmierciąRozdarci[...]Szczątkiprawda Smoleńskanie arcybolesnatylko Ta

Jednaczysta jak łza

10.04.2011

Ta „łza” w jej wierszach unosi się nad Polską, umiłowaną do bólu przez poet-kę, co ilustrują choćby wiersze z cyklu Mazurki. I – jak pisze – wykres mazur-ka rysuje pracę polskiego serca. Waż-nym kluczem jej poezji jest „słowo tę-sknota / słowo miłość / Polska” (Słowo z cyklu Polska). A w tytułowym wierszu Zielona wyspa daje wizję Polski w sta-nie dalekim od obiecanej nam szczę-śliwości podczas pamiętnych wybo-rów w roku 2007. Stan tej Polski osiąga powoli pustkę zimnych pól, a w ludz-kich sercach krzyże – wyraża poetka to w wierszu Był taki kraj... (z cyklu smo-leński krzyż). Inne niuanse tej niedoli odkrywamy w wierszach Czas barba-rzyńców i Krakowskie Przedmieście. To zestawienie nie jest chyba przypadko-we, a rysuje obraz współczesnych bar-barzyńców („w butach wyczyszczo-nych na błysk / chlupie im smoleń-skie błoto”), którzy w sercu stolicy, na wprost samotnego Krzyża, proklamu-ją cynicznie: „Polska jest nasza / pijcie panowie!”. Obok tych wierszy – jakby „obywatelskich” – są oczywiście liryki bardzo osobiste, zrodzone z palących do głębi iskier duszy. To zbiór poezji autentycznej, w niej serce jest fi ltrem i arbitrem, odrzuca agresję zła. Pozo-staje w intymnej więzi ze Stwórcą: „pa-miętam Boga / sprzed czasów / kiedy tworzył struktury” (mój Bóg). Bogac-two odwołań odkryje czytelnik sam, powiedzmy jeszcze, że wiersze Joanny są jak żywe kwiaty, które pulsują szero-ką gamą uczuć do Ojczyzny-Matki lub wyjaśniają decyzję opuszczenia ziemi, na której „Chciałoby się [...] całować każde napotkane drzewo” (z cyklu Pol-ska: VII).

Marek BATEROWICZ284

201

3 to

m IV

Page 285: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W imponującym aliansie muzyki z poezją słowo p. Joanny nie ustępuje w fi nezji smyczkowi:

SZTORMzostawiłam sztormw połowie drogi do domuklęczeć nie mogłam już dłużejwszystkie palcerozerwał mi wicherskrzypce same wróciłydo lasugdzieś tam cicho zawodzą... [...]

A jako nadzieję i pociechę w tym sa-mym wierszu poetka proponuje nam „ognisko, / Którego nie zgaszą żadne łzy”. Nosimy je – rozpalone lub przy-gaszone – pod sercem, i to ono – jak Feniks – jest źródłem każdej odnowy i odrodzenia człowieka, jak również i narodów.

W rok po wymienionym debiutanc-kim tomiku w tej samej krakowskiej ofi cynie ukazał się drugi zbiorek Jo-anny Mądroszkiewicz – Polskie drogi – będący swoistą kontynuacją poprzed-niego. Oczywiście czytelnikowi, który nie zna Zielonej Wyspy z trudem przy-szłoby odkryć to continuum, widoczne zwłaszcza w wierszach podejmujących tematy lub obrazy ojczyźniane, ale w obu tomikach są także nurty osobne. Oto w Polskich drogach pojawia się zna-czący cykl wierszy miłosnych, lecz nie tylko „świeckich”, albowiem znajdzie-my również wiersze przepełnione mi-łością do Pana Stworzenia, a zarazem Tego, który otwiera nam „wieczności bramy” (Do R...).

W opisach polskich pejzaży nie tyl-ko oko jest nam przewodnikiem. Poet-ka-skrzypaczka włada słuchem abso-lutnym, co ilustrują np. wersy z wiersza Polskie drogi:

Strumyk cichySzeleści odwieczną prawdęSpadających liści

„Prawda” jest zresztą jednym ze słów--kluczy tej poezji, a o wartości i cenie prawdy mówi najlepiej fragment Oksy-moronu:

Wolę szczerą garść popiołuNiż diamentFałszywej prawdy

Innym ważnym słowem-kluczem jest „miłość”, zjawia się w wielu kon-tekstach i przenika tytuł jednego z cy-klu wierszy tego tomiku: Warkocze mi-łości:

Splatam i rozplatamWarkocze miłości

Miłość jest wszechobecna i jakby poza wymiarem czasu „Bez początku / Bez końca” (*** II), wszechwładna (*** III), ale bywa i niespełniona (*** X). A cza-sem osiąga wymiar katastrofi czny – w strofach (... z mojego okna...) jawi się jak „Apokalipsa miłości...”.

Niezwykłą defi nicję poezji odkrywa-my też w wierszu Nie ma poezji:

Poezja to wiatr w szalonych snachTo szron błyszczący w butwiejących

liściachI kwiat, i dłoń, i warkocze

Defi nicja to subtelna i pojemna, idzie dalej niż np. propozycja Grochowia-ka: „Oddechem poezji jest śnieg al-bo sadza”. A tak się składa, że wiatr i sen przenikają Wesele Wyspiańskie-go – inne dzieło przepojone polskością. I te trzy linijki Joanny Mądroszkiewicz mówią więcej o esencji poezji niż wy-wody Valéry’ego czy Jakobsona. Zda-rza się poetom przeniknąć tajemnice poetyckiej kreacji, by jeszcze wspom-nieć tu choćby wiersz Lechonia Poezja, wart dłuższego omówienia.

ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ 285

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 286: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W drugim tomiku Joanny godny szczególnej uwagi jest utwór Polska Li-tania. Stanowi on kondensację lirycz-ną polskości, widzianej z perspektywy martyrologii – by oddać to bodaj tym fragmentem:

Jesteśmy potomkami WołyniaPiaśnicy i Katynia Smoleńska, [...]Dziećmi SyberiiI Kazachstanu [...]I pogromów z czterech stron świata...Żyjemy wszędzie I nigdzieOd krańca do krańcaNieludzkich ziem [...]

W tej poetyckiej litanii wibruje los tragiczny naszych serc, unicestwia-nych i udręczonych na szlakach Hi-storii. W tej litanii brzmi dramatyczne przesłanie poetki do nas, nosicieli pol-skich dziejów, tradycji i narodowej pa-mięci. Pod tym względem tomik Joan-ny zasługiwałby na nagrodę Instytutu Pamieci Narodowej, gdyby taka nagro-da istniała. Nie uciekniemy przecież

przed pamięcią wspólnego losu, chy-ba że ktoś od polskiej i kruchej brzozy ceni bardziej „smoleńskie błoto”. Wni-kając głębiej w wiersze p. Joanny mo-żemy zgodzić się z Miłoszem, który są-dził, że „prawdziwą dziedziną poezji jest kontemplacja [...] a jej przedmio-tem cała rzeczywistość ludzka podda-na niezmiennym koniecznościom mi-łości i śmierci...” (vide londyński kwar-talnik „Ofi cyna Poetów”: 1967, nr 4). Ale u Joanny Mądroszkiewicz nie tyl-ko rzeczywistość bywa przedmiotem kontemplacji, bo obejmuje ona historię („Był kiedyś taki kraj / w marzeniach / w snach / we krwi...”), czas („To tyl-ko zegar w moim sercu / i znowu mija ta godzina...) albo Stwórcę („pamiętam Boga / sprzed czasów / kiedy tworzył struktury...”). Poetka wyznaje też, że nie ucieknie przed Panem, który smaga ją „co dzień / Na nowo/ Łaską cierpie-nia” (z cyklu Pieśni samotności). A my dziękujmy Panu, że dał nam wyjątko-wą artystkę skrzypiec i słowa.

Anna NOWICKA

ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH

Jacek Ozaist, Szorty, grafi ki Władysława E. Gałki, wyd. 2, Kraków: Bogdan Zdanowicz 2012

U „Robin Hooda” w Londynie na de-ser można było dostać zbiór opowia-dań. Ich autor to człowiek konsump-cyjnego renesansu – dbały nie tylko o sprawy ducha, ale też o degustację

polskiej sztuki kulinarnej z przypra-wą literackiego słowa. Ręką, którą swo-bodnie poczyna sobie z piórem, w re-stauracyjnej kuchni trze ziemniaki na wyśmienite placki. Jacek Ozaist odnaj-

Anna NOWICKA286

201

3 to

m IV

Page 287: Ekspresje Tom s.1-410 IV

duje się bowiem w poezji, prozie, w da-lekich podróżach, dziennikarstwie i ga-stronomii. Publikuje felietony o bieżą-cych wydarzeniach fi lmowych, przygo-dach emigracyjnych i o pasjonujących wyprawach w świat.

Wprawiający w zaciekawienie, ale też budzący uśmiech, tytuł – Szorty – szes-nastu opowiadań został ulepiony z pol-sko-angielskiego skojarzenia: krótkich spodenek i short stories – krótkich opo-wiadań. W dedykacyjnym miejscu książki dowcipny autor nie bez koze-ry zaleca: „Po przeczytaniu skonsultuj się / z lekarzem lub farmaceutą”. Już ty-tuł i przekorna przestroga sygnalizują groteskową grę, wymagającą od auto-ra umiejętności żonglowania Mrożko-wym stylem, a od czytelnika – poczu-cia specjalnego humoru.

Wydawca Szortów zauważa (w Fa-cebooku: jacek-ozaist.art.pl), że opo-wiadania Ozaista mają wiele wspólne-go z myślą Sartre’a: „każdy musi zna-leźć swój sposób, żeby dźwigać słowa”. A w epilogu do zbioru, w miniaturze pt. Ewolucja, własną koncepcję „dźwi-gania słowa” dojaśnia sam autor: opi-sanie życia takim, jakie ono jest. Temu „opisaniu” służą graniczące z absur-dem, szokujące siłą paradoksu anoma-lia życia.

W kilku opowiadaniach p. Jacka: In-fekcja, Noc w Kasztelańskiej, Leżał na śniegu, Bladym świtem; wybija się wą-tek śmierci. Napięcie narasta jakby za-uroczone słowami Alfreda Hitchcocka: „powinno zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma nieprze-rwanie rosnąć”. Otwiera Szorty opo-wiadanie Infekcja – motyw niewytłu-maczonej śmierci przykuwa uwagę od pierwszych „zdarzeń”: od oglądania re-ality szołów i seriali pęka studentowi głowa, a od wysłuchiwania wyimagi-

nowanych historii nabawia się śmier-cionośnej infekcji ucha.

Język bohaterów Ozaista zwykle od-zwierciedla ich status społeczny. Wpla-tanie języka potocznego zabarwionego ludowym (luda, kobita, ludziska bawiły się, weselicho) wspomaga realistyczny komizm sytuacyjny i przejaskrawienia życiowych zawirowań burzących sche-matyczny porządek. Narrator używa też plastycznych zwrotów w rodzaju: pełgające myśli, pełgające dni; pęcznie-jąca bryła słońca... Potoczne słownic-two i fatalizm bogactwa absurdalne-go folkloru charakteryzuje zwłaszcza Noc w Kasztelańskiej. W opowiada-niu tym autor kreuje cyrk głupoty tra-gicznego wesela Mimogłąbów. Wesela, które zamienia się w funeralną stypę. Innym razem (Target komando) pro-wadzi nas do „cyrku” przygód emery-ta z domokrążcami ... Czy oglądający z góry dzieło własnej kreacji Stwórca zrywa boki ze śmiechu? – zda się scep-tycznie pytać narrator powątpiewa-jący w wartość ziemskich spraw, pro-blemów, zmartwień, w jakich zaskle-pia się bezsilna wobec zrządzeń świata, a przede wszystkim wobec siebie, ludz-ka społeczność.

Młodociani bandyci zabijają bejsbo-lowymi kijami starego człowieka, bo nie podobała im się jego broda – nikt takiej nie nosi (Leżał na śniegu). Tracą rozum, gdy spostrzegają, że uśmiercili Świętego Mikołaja, a wraz z nim ma-rzenia dzieciństwa, to co najpiękniej-sze – naiwną niewinność baśniowo-rzeczywistego świata.

W miniaturze Nie zaczął imbryk wszystko jest na odwrót. Zapowiada się niezwykła noc wigilijna – zamiast śnie-gu lato pod pochmurnym niebem (jak-by w Anglii). Bohater spędza wieczór przed telewizorem. Budzi go transmi-

ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH 287

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 288: Ekspresje Tom s.1-410 IV

sja pasterki z Watykanu i przemawia-jący do niego jego pies. Pupil hardo na sposób ludzki rzecze, że jest g łodny jak pies. Pryska anielska aura rozmów ze zwierzętami w wigilijny wieczór. Przemawia mucha na ścianie, nazywa-jąc bohatera „głupkiem”. Z głębi jego trzewi opinie o rodzaju ludzkim wy-głasza tasiemiec, wyzywający człowie-ka od pasożytów. Zwierzęta, które od-grywają w literaturze rolę jako alegoria ludzkich charakterów, u Ozaista bywa-ją przyjaciółmi, ale też towarzyszami w samotności przyprawiającymi czło-wieka o psychiczny chaos:

Ulica wrzała mieszaniną przeróżnych głosów, wśród których – jak mi się zdawało – rozpoznawałem głosy moich znajomych. To był istny obłęd. Dwa gawrony na gałęzi rosłego kasztanowca oceniały fi gurę dziew-czyny, rozbierającej się w oknie naprzeciw-ko. Gołębie na dachu śmiały się, że robią na ludzi z góry, a pijany kot, oparty o kubeł na śmieci śpiewał z dwoma szczurami „Dzisiaj w Betlejem”. (Nie zaczął imbryk)

– Cóż, zwierzęta w noc wigilijną przemawiają współczesnym ludzkim głosem. Innym razem (Uwiązany) głos ma koza – symbolizująca przyjaciółkę – ucząca bohatera odpowiedzialności.

Większość postaci opowiadań Oza-ista nie ma nawet imienia, ponieważ ich życie, podobnie jak oni sami jest bez wyrazu. A gdy natrafi amy na kogoś „w Kasztelańskiej” z imieniem i nazwi-skiem – Tomaszek Mimogłąb, to jest ono piętnujące... W szkicu Bladym świ-tem tylko pies bezimiennego właścicie-la ma imię Wielgus (a W pełni – Du-lux). Pies wykazujący więcej rozumu niż jego pan, dla którego największą wartością jest „święty spokój”, zasłu-guje na imię.

Jak trwać w przyspieszonym rozpę-dzie świata? – pyta, jak się wydaje, au-

tor powołujący do bytu bohaterów z zaburzeniami relacji międzyludzkich wynikających z problemów emocjonal-no-uczuciowych, zrodzonych z moral-nej pustki, z irracjonalnych sytuacji, z przepełnienia beznadziejną egzysten-cją. – Bohaterów, którzy przeżywają destrukcyjną samotność i rozpaczliwe zagubienie. – Klonowany przez Oza-ista frustrat oddziela się od świata mu-rem obojętności, żyje w żółwiej skoru-pie, bez próby wychylenia z niej głowy.

Sklepikarz F. w Drelichu pracowito-ścią, pomysłowością i życzliwością dla zwierząt i ludzi potrafi jednak zawo-jować życie. A bohater opowiadania W pełni (księżyca) – mąż „kanapowiec” zaszczuty piekłem ekspresowej cywili-zacji doznaje przemiany. Gdy wyrze-ka się ogłupiającej telewizji, zauważa, że ma żonę. Egoistyczne „ja”, wymie-nia na „my” – życie małżonków nabie-ra różowej „pełni”.

Wymowna pod adresem ułomnego nauczania historii może być idea opo-wiadania Wycieczka – o szkolnej wy-prawie do Krakowa. Dzieci nie potra-fi ą odpowiedzieć, kiedy rozegrała się Bitwa pod Grunwaldem, anemicznym zainteresowaniem darzą zabytki kró-lewskiego miasta, ale gdy dostrzegają godło (tak: godło!) z charakterystycz-ną żółtą literą „M” na czerwonym tle, wykrzykują z zachwytem „Mac Do-nalds!!!”

W nocnej scenerii rozgrywa Ozaist dreszczowce (Uwiązany, W pełni, Bez-senność), niekiedy z udziałem „cyber-potworów” wirtualnego świata – Ctrl + Alt + Del. Codzienne perypetie sza-rych, z duchowej biedy tragicznych lu-dzi, przyprawia szczyptą absurdu, pa-rodiując, np. w Konsumentach, cho-ry tryb życia. – Napompowany piwem bywalec pubu, wracając po balandze

Anna NOWICKA288

201

3 to

m IV

Page 289: Ekspresje Tom s.1-410 IV

nocą do domu, spotyka dziwnie zaka-mufl owaną postać – wampira, które-mu we krwi także buzują promile. Na odtrutkę wampir poszukuje więc krwi czystej „jak górski potok”i wiedzie dys-kurs o tym, „jak paskudnie zmienił się świat”. Nie ugasi już wewnętrznego po-żaru ludzką krwią, – kosztując krwi rozmówcy, zamienia się w słup ognia.

W typowy „Świat według Kiepskich” wprowadza miniatura Target koman-do. Anonimowy bohater A wegetuje z dnia na dzień pośród nudnej przewi-dywalności spraw przeciętnego żywo-ta: utrzymuje się z emerytury, pochła-nia tandetne programy telewizyjne. Nie ma większych potrzeb kulturalnych – drażni go muzyka. Je chleb z margary-ną, używa Brutala, oszczędza na gazie, prądzie i wodzie, rozwiązuje krzyżów-

ki i ogląda kipiące akcją i egzotyką la-tynoskie seriale.

Jak już wspomniałam, w ostatnim opowiadaniu zbioru – Ewolucja – au-tor objaśnia motywy własnego działa-nia. Głos ma „ona” – twórca rozmawia ze swoją Muzą. „Ona” namawia go do kreowania rzeczywistości, on zachwy-ca się jej pięknem. Czar pryska, gdy „ona” zamienia się w brzydką staru-chę, na zasadzie: chciałeś prawdy, to ją masz... Znów materializuje się fi lozofi a Hitchcocka: „rzut oka na świat wyka-zuje, iż okropności nie są niczym in-nym jak realizmem”. O to też, jak się wydaje, chodzi w grotesko-makabre-skach Ozaista, oswajających odbiorcę z realistycznym absurdem, trafi ającym w sedno „kiepskich” prawd o życiu.

Kazimierz NOWOSIELSKI

„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ

Etapy Józefa Wittlina, red. Wojciech Ligęza i Wojciech S. Wocław, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2014

Zorganizowana w dniach 14-15 kwiet nia 2011 przez Wydział Poloni-styki Uniwersytetu Jagiellońskiego i Krakowski Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich naukowa sesja po-święcona pisarskiemu dorobkowi Józe-fa Wittlina zgromadziła badaczy oraz krytyków literatury rozmaitych gene-racji i o zróżnicowanych kompeten-cjach (od zwyczajnych profesorów po

doktorantów, od specjalizujących się w „wittlinologii” po przybywających z obrzeży tego typu historyczno-literac-kich zainteresowań), z różnych uni-wersyteckich i pozauniwersyteckich ośrodków, i w związku z tym o róż-nym metodologicznym zorientowaniu, badaw czych doświadczeniach oraz po-znawczym tem peramencie. Rzadko się jednak zdarza, by wygłoszone na tego

„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ 289

O K

SIĄŻ

KAC

H

Page 290: Ekspresje Tom s.1-410 IV

typu konferencjach referaty prezento-wały tak wyrównany poziom jak ten w zestawie przedstawianej publika-cji. Właściwie każdy z tekstów wnosi coś odkrywczego i oryginalnego, każ-dy na swój sposób zaleca się badawczą rzetelnością oraz niepowtarzalnością spojrzenia na literackie dzieła tłuma-cza Gilgamesza i Odysei. (Właśnie – se-kundę przed zamknięciem tego tomu „Ekspresji” – ukazała się drukiem po-konferencyjna książka, będą ca przed-miotem tego omówienia – A.S.)

Dominuje w niej klasyczne, fi lolo-giczne, analityczno-interpretacyjne po-dejś cie, w większości uwzględniające przy tym historyczno-literacki kontekst dzieł, ale nie brak też tekstów, w któ-rych zaznacza się eseistyczna swobo-da w dociekaniach, stawianiu tez i for-mułowaniu wniosków. Wspaniałą ko-dą czy też podkreśleniem specyfi cznej poetyki oraz treści przedłożonej całoś-ci jest intrygujący wywiad z córką pi-sarza Elżbietą Wittlin-Lipton, wnoszą-cy bardzo osobisty ton do prezentowa-nych w tomie eksploracji i wywodów. Warto przy tym zaznaczyć, iż poprze-dza go równie intrygująca próba psy-chologicznego i pisarskiego portretu autora Orfeusza w piekle XX wieku pió-ra Niny Taylor-Terleckiej. Być może po-znawcza różnorodność oraz stylistycz-ne zróżnicowanie poszczególnych dys-kursów bierze się i stąd także, iż Wittli-nowskiej konferencji współpatronował Krakowski Oddział SPP, a więc insty-tucja, w której nie obowiązują scjenty-styczne rygory, i gdzie chwalebne bywa zróżnicowanie twórczych postaw oraz literackich praktyk.

Sam Józef Wittlin – poeta, p rozaik, eseista i tłumacz, jak sądzę, byłby rów-nież zadowolony z takiego doboru i usta wienia tematycznych wystąpień.

Ja w każdym razie przeczytałem zapre-zentowane teksty z ogromnym zainte-resowaniem. Nie widzę żadnego szki-cu, który zawiódłby czytelnika książki. Oczywiście znajduję wśród nich takie, z których tezami chciałoby się polemi-zować, pewne konstatacje pogłębiać i uwiarygodnić.. W każdym razie w cza-sie lektury byłem głęboko przekona-ny, iż mam do czynienia z jedną z naj-ciekawszych ofert pokonferencyjnych publikacji, jakie dane mi było czytać.

Jeśli chodzi o jakieś ogólne refl eksje to powiem, że zaskoczyła mnie wie-lość tekstów poświęconych jedynemu prozatorskiemu dziełu Józefa Wittlina – Soli ziemi. Zdumiała przy tym różno-rodność jego odczytań (m.in. sytuują-cych dzieło między groteską a epickim serio) i stosunkowo częste wskazywa-nie oraz powoływanie się na arcydziel-ność tej powieści. Osobiście jestem tro-chę innego zdania: uważam mianowi-cie, iż nie zawsze jej twórcy udaje się zsynchronizować odautorską perspek-tywę opisu i oceny zjawisk z perspek-tywą głównego bohatera książki – wio-skowego tragarza Piotra Niewiadom-skiego. Obie – wydaje mi się, że wbrew zamierzeniom autora – momentami „rozjeżdżają się”: językowo-n arracyjne imitowanie sposobu widzenia i do-świadczania świata przez huculskiego prostaczka (czasami wręcz, co tu dużo mówić, prostaka) dość często nie przy-lega do rejestru inteligenckich pojęć, w jakich główny, jak to określał Kazi-mierz Wyka, „gospodarz opowieści” usiłuje ów świat usytuować. Trochę szkoda, iż w książce nie pojawił się re-ferat zajmujący się krytycznymi opinia-mi zwłaszcza dotyczącymi Wittlinowej poezji, a były one znaczące i formowa-no je nie tylko z powodów ideologicz-nych czy rasowo-religijnych.

Kazimierz NOWOSIELSKI290

201

3 to

m IV

Page 291: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Niezmiernie ucieszył mnie fakt upo-mnienia się o krytyczne opracowanie i udostępnienie czytelnikowi możliwie wszystkich listów pisarza, które wydają się ważnym świadectwem życia ducho-wo-intelektualnego w Europie XX wie-ku. Na pełne udostępnienie czekają też bardzo interesujące, jak wynika z tek-

stu Violetty Wejs–Milewskiej, radio-we felietony autora Hymnów. Książka zapewne będzie owocowała inspirują-co. Pokazuje, jak wiele na omawianym polu jest jeszcze do zrobienia, i że – na szczęście! – „wittlinologowie” nie próż-nują.

„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ 291

Page 292: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 293: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Ladies and Gentlemen, I am very grateful to Group Captain Tim O’Brien, the Station Commander of RAF [Royal Air Force] Northolt, for the invitation to this event and his warm welcome. I very much ap-preciate his edifying remarks and moving tribute to the Polish airmen who fought arm in arm with their RAF colleagues against the common enemy during World War II. I would also like to thank Group Captain Tim O’Brien for the continuous support shown by the Station towards the Polish Veterans’ community in the UK through its’ involvement in annual September commemorations at the Polish War Memorial, as well as for the regular hosting of this event. In my view, it is a sincere testimony of how very much alive the memory and the heritage of the Battle of Britain are, not just to the members of the Royal Air Force, but more broadly to the British nation.

Th is memory, of course, is shared by both our countries. It is a mem-ory of immense hardship and sacrifi ce of the war-time generation, but

ARCHIWUM PAMIĘCI

Dariusz ŁASKA

POLISH DINNER RAF Northolt, 14.03.2013*

Page 294: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Dariusz ŁASKA294

201

3 to

m IV

ultimately – if we look at it from the perspective of today’s Poland – it is a memory full of hope and justifi ed pride.

Some 17 thousand men and women passed through the ranks of the Polish Air Force while its 14 squadrons were stationed on British soil during the war. Northolt was the ‘home turf ’ to some of them, includ-ing the famed 303 Kościuszko Squadron, whose fi ghter pilots distin-guished themselves as the highest ‘scorers’ in the dogfi ghts against the enemy aircraft in 1940. Th e contribution of the Polish airmen, however, extended far beyond the Battle of Britain. Th ey played a signifi cant role in the overall Allied war eff ort in the air and took part in virtually eve-ry type of RAF operation, from the bombing of Germany to the Bat-tle of the Atlantic and special operations. In Poland we are immensely proud of their achievements in all theatres of war.

It is impossible to do justice to all those involved in this enormous military eff ort, especially within the confi nes of a short speech. I would like to emphasize, though, the strong sense of moral values: loyalty, honour, responsibility and the dedication to the cause of freedom, which drove those men and women during probably the darkest period in European history. We owe them a great deal indeed. And I, for one, certainly feel humbled standing here tonight in the company of some of them, their families and descendants, surrounded by the memora-bilia and symbols of their struggle. I am convinced that despite the passage of time, the ideals and human qualities they represented have lost nothing in importance, and deserve being cherished and passed on to younger generations.

Soon aft er the war in Europe ended, the chairman of the Air Coun-cil, Sir Archibald Sinclair graciously recognized the part played by the Polish airmen of all ranks in the Allied victory over Nazi Germany in his celebratory message on VE Day, addressed to Air Vice-Marshall Iżycki, commander of the Polish Air Force at the time. Th e message ex-pressed admiration for the courage, skills and industry demonstrated by Poles and underscored that aft er manifold trials, they came to Brit-ain’s aid when Britain most needed their help. It also expressed hope that the comradeship which had grown up between the respective Air Forces of Poland and Great Britain would prove a lasting bond, while the exploits of Polish airmen could form the foundations of an endur-ing peace.

Page 295: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Today, aft er quite a few historical twists and turns, we can fully endorse Sir Archibald’s fi ne words. Poland and Britain remain close allies bound not only by history, but also by the contemporary struc-tures of the EU and NATO, which have proven crucial to the cause of peace and prosperity in Europe. We certainly appreciate the poten-tial for strengthening the bilateral relations between Poland and the United Kingdom, not least through cultivating the shared heritage of joint struggle. Th at’s why we highly value such initiatives as the exhibi-tion commemorating “Poles and Czechs in the Battle of Britain and beyond”, recently shown at the Royal Air Force Museum and attended by Poland’s Foreign Minister, Mr Radosław Sikorski, or indeed such gatherings as tonight’s Polish dinner.

Once again, on behalf of the Embassy of the Republic of Poland, I would like to thank Group Captain O’Brien and RAF Northolt for their unstinting eff orts to uphold the best traditions of British-Polish co-operation and brotherhood-in-arms. Th ank you.

* Speech by Mr Dariusz Łaska, Deputy Head of Mission, Embassy of the Re-public of Poland to the UK.

BANKIET POLSKI Jednostka Królewskich Sił Powietrznych w Northolt, 14.03.2013*

Szanowni Państwo, jestem bardzo wdzięczny Panu pułkownikowi Timowi O’Brianowi, dowódcy jednostki Królewskich Sił Powietrznych [RAF] w Northolt za zaproszenie na to wydarzenie, jak też za serdeczne powitanie. Jestem bardzo wdzięczny za budujące słowa, które są wzru-szającym hołdem dla polskich lotników walczących ramię w ramię z kolegami z RAF-u przeciwko wspólnemu wrogowi podczas II woj-ny światowej. Pragnę także podziękować Panu pułkownikowi za stałe

BANKIET POLSKI 295

Page 296: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Dariusz ŁASKA296

201

3 to

m IV

wsparcie udzielane przez jednostkę społeczności kombatantów poprzez udział w corocznych obchodach „września” pod polskim pomnikiem Polish War Memorial w Norholt, jak również za regularne organizo-wanie takich uroczystości jak dzisiejsza. Jest to, w moim odczuciu, do-wód na to, jak bardzo żywa jest pamięć i dziedzictwo Bitwy o Anglię nie tylko wśród członków Królewskich Sił Powietrznych, ale także sze-rzej – wśród całej społeczności brytyjskiej. Naturalnie, pamięć ta jest wspólna dla obu naszych krajów. Jest to pamięć o wielkich zmaganiach i poświęceniu pokolenia czasu wojny, a ostatecznie – jeżeli spojrzymy na to z punktu widzenia dzisiejszej Polski – jest to pamięć przepełnio-na nadzieją i uzasadnioną dumą.

Około siedemnastu tysięcy mężczyzn i kobiet służyło w szeregach Polskich Sił Powietrznych, a 14 dywizjonów stacjonowało podczas woj-ny na brytyjskiej ziemi. Northolt był domem dla wielu z nich, w tym także dla słynnego Dywizjonu 303 imienia Tadeusza Kościuszki, które-go bohaterscy piloci wyróżnili się najwyższą liczbą zestrzeleń w walce z samolotami wroga w 1940 roku. Wkład polskich lotników nie ogra-niczał się jedynie do Bitwy o Anglię. Odegrali oni ważną rolę w wielu działaniach Aliantów w przestrzeni powietrznej i brali udział praktycz-nie we wszystkich rodzajach działań RAF-u, począwszy od bombardo-wania Niemiec poprzez Bitwę o Atlantyk aż po różne akcje specjalne. W Polsce jesteśmy niezmiernie dumni z ich osiągnięć na wszystkich frontach wojny.

Oddanie zasług wszystkim osobom zaangażowanym w ten ogrom-ny wysiłek militarny nie jest możliwe w ramach krótkiego przemówie-nia. Niemniej jednak chciałbym podkreślić silne poczucie wartości moralnych, takich jak: lojalność, honor, odpowiedzialność i zaangażo-wanie w walkę o wolność, które przyświecały kobietom i mężczyznom w prawdopodobnie najbardziej ponurym okresie historii Europy. Za-wdzięczamy im naprawdę wiele. Dzisiaj stoję tu w pokorze w towarzy-stwie tych ludzi, ich rodzin i potomków, w otoczeniu pamiątek i sym-boli ich walki. Jestem przekonany, że pomimo upływającego czasu, reprezentowane przez nich ideały oraz wartości nie straciły na znacze-niu i zasługują na pielęgnowanie oraz przekazywanie młodszym poko-leniom.

Wkrótce po zakończeniu wojny w Europie, prezes Rady Lotniczej, Sir Archibald Sinclair w uroczystym przemówieniu z okazji Dnia Zwy-cięstwa (VE)** skierowanym do wicemarszałka Iżyckiego, ówczesnego

Page 297: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

dowódcy Polskich Sił Powietrznych, podkreślał rolę, jaką wszyscy pol-scy lotnicy, niezależnie od posiadanych stopni, odegrali w zwycięstwie Aliantów nad nazistowskimi Niemcami. W swoim przesłaniu wyraził on podziw dla odwagi, umiejętności i pracowitości Polaków oraz pod-kreślił, że Polacy po licznych przejściach przyszli z pomocą Brytyjczy-kom wtedy, gdy Wielka Brytania ich wsparcia potrzebowała najbardziej. Wyraził również nadzieję, że braterstwo, które narodziło się pomiędzy polskimi i brytyjskimi siłami powietrznymi okaże się trwałą więzią, a czyny polskich lotników będą stanowić podwaliny trwałego pokoju.

Dziś, po wielu historycznych zawirowaniach, możemy w pełni pod-pisać się pod pięknymi słowami Sir Archibalda. Polska i Wielka Bryta-nia pozostają bliskimi sojusznikami połączonymi nie tylko przez histo-rię, ale także przez współczesne struktury Unii Europejskiej i NATO, które okazały się kluczowe dla sprawy pokoju i dobrobytu w Europie. Z pewnością doceniamy ten potencjał dla umacniania stosunków dwu-stronnych między Polską a Wielką Brytanią, nie tylko poprzez pielę-gnowanie dziedzictwa wspólnej walki. Dlatego też cenimy takie inicja-tywy, jak wystawa pt. „Polacy i Czesi w Bitwie o Anglię i nie tylko”, zaprezentowana niedawno w Muzeum RAF-u, gdzie miał okazję zoba-czyć ją Minister Spraw Zagranicznych RP Pan Radosław Sikorski; jak również takie spotkania jak dzisiejszy bankiet polski.

Jeszcze raz, w imieniu Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej, chciał-bym podziękować Panu Pułkownikowi O’Brianowi oraz jednostce RAF w Northolt za ich nieustające starania zmierzające do podtrzy-mania najlepszych tradycji brytyjsko-polskiej współpracy i braterstwa broni. Dziękuję.

* Przemówienie wygłoszone przez Pana Dariusza Łaskę, Zastępcę Ambasa-dora Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie

** 8 maja 1945 r.

BANKIET POLSKI 297

Page 298: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Ojczyzna jest to w ie lk i – zb iorow y – Obow iąz ekCyprian Norwid, Memoriał o Młodej Emigracji

W maju 1945 roku dobiegła końca II wojna światowa w Europie. Dla Polaków, którzy pierwsi przeciwstawili się tyranii Hitlera, zwycięstwo nad III Rzeszą nie oznaczało jednak odzyskania niepodległości.

W sytuacji oddania Polski na łup Stalina, około 200 tysięcy walczą-cych na Zachodzie żołnierzy polskich zdecydowało się na pozostanie na emigracji, by pełnym głosem upominać się o niezbywalne prawa narodu polskiego. Wierni przysiędze złożonej we Włoszech na groby poległych kolegów przez żołnierzy 2. Korpusu gen. Władysława An-dersa:

Zespoleni z dążeniami całego narodu, tak w Kraju, jak i na Obczyźnie, ślubu-jemy trwać nadal w walce o wolność Polski bez względu na warunki, w których nam przyjdzie żyć i działać.

Wybierali gorzki los politycznych emigrantów. Osiedlali się na stałe w Wielkiej Brytanii – na terenach od południowej Anglii aż po Szkocję, tworząc podwaliny pod istnienie licznej ideowej społeczności – Polski poza Polską.

FORMOWANIE SIĘ ORGANIZACJI

Rok 1945 zapoczątkował dzieje Drugiej Wielkiej Emigracji. Był to czas powstania w Wielkiej Brytanii pierwszych polskich organizacji kombatanckich, grupujących personel trzech formacji wojskowych.

Tadeusz KONDRACKI

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE

w Wielkiej Brytanii

Page 299: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 299

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Należały do nich: Samopomoc Lotnicza (SL; późniejsze Stowarzysze-nie Lotników Polskich – SLP), Samopomoc Wojska (SW; późniejsze Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – SPK) i Samopomoc Mary-narki Wojennej (SMW; późniejsze Stowarzyszenie Marynarki Wojen-nej). Wszystkie te organizacje powstały w okresie pomiędzy końcem czerwca i początkiem listopada 1945 roku.

Obraz aktywności środowisk kombatanckich w okresie po roku 1945 byłby niepełny bez odrębnej struktury kół oddziałowych (do szczebla dywizji). Już sama liczebność kół oddziałowych, powstałych w łonie Polskich Sił Zbrojnych (znacznie ponad sto), potwierdza, jak bardzo rozbudowane było – mimo oderwania od okupowanego Kraju – wojsko narodu walczącego o wolność.

Rada Główna SPK w latach 1947-1950*

W latach 1945-1990 polskie organizacje kombatanckie w Wielkiej Brytanii odegrały ważną rolę w kształtowaniu opinii swoich członków; całej społeczności emigracyjnej i – co warto zauważyć – wielu Brytyj-czyków na temat sytuacji panującej w Polsce. W pierwszych powojen-nych dziesięcioleciach część z tych organizacji aktywnie działała też na

Page 300: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki300

201

3 to

m IV

rzecz przygotowania emigracji do spodziewanej walki o wyzwolenie Kraju. Celowi temu podporządkowane były działania paramilitarne (np. Brygadowe Koło Młodych „Pogoń”). Sprawie służyło też tworzenie trwałego zaplecza działalności społecznej, w postaci m.in. sieci domów kombatanta, jak też skupianie w ramach wspomnianych organizacji możliwie wielu rozproszonych byłych żołnierzy i marynarzy, do roku 1949 pozostających w fazie demobilizacji – opuszczania obozów Pol-skiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia.

FILAR POLSKI POZA POLSKĄ

Spośród wszystkich polskich organizacji kombatanckich działa-jących na obszarze Wielkiej Brytanii, ze względu na liczebność wojsk lądowych w szeregach Polskich Sił Zbrojnych, największe rozmiary osiągnęła Samopomoc Wojska. Z czasem zyskała ona powszechnie rozpoznawalne miano SPK – Stowarzyszenia Polskich Kombatantów.

Geneza SPK przypada na miesiące letnie 1945 roku, kiedy to zrodzi-ła się idea powołania do życia organizacji społecznej, skupiającej ogół żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych (PSZ), pozostających na Zachodzie. U podstaw było dążenie do zapewnienia żołnierzom PSZ (pozbawio-nym już od lipca 1945 politycznego i materialnego wsparcia ze strony legalnych polskich władz) zaplecza organizacyjnego sprzyjającego ada-ptacji do egzystencji z dala od Ojczyzny.

23 października 1945 w Londynie przyjęto uchwałę o powołaniu do życia Stowarzyszenia „Samopomoc Wojska”, zwanego później (pod-czas Zjazdu23-24 maja 1946 w Londynie) Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów.

Rozbudowa SPK również poza Wielką Brytanią w krajach wolnego świata i powołanie władz naczelnych warunkowały z kolei – podczas I Walnego Organizacyjnego Zjazdu Delegatów SPK z terenu Wielkiej Brytanii – wyłonienie Oddziału SPK w Wielkiej Brytanii. Oddział ten został zatwierdzony przez Radę Główną SPK we wrześniu 1947 roku.

Pierwotnym celem powstania Stowarzyszenia była samopomoc ko-leżeńska i kontynuowanie na emigracji walki o Polskę całą, prawdziwie wolną, suwerenną i demokratyczną. Zgodnie z tym powołaniem SPK w ciągu kilkudziesięciu lat pełniło rolę ideowego przewodnika emigra-cji w drodze do Wolnej Polski.

Page 301: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 301

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Podstawę pracy Stowarzyszenia w terenie od początku stano wiła sieć kół. W okresie największego rozwoju organizacyjnego, w czerw-cu 1947, było ich 257 z blisko trzydziestoma tysiącami członków. Do lat 50. XX wieku rolę koordynowania pracy znajdujących się w pobliżu kół pełniły okręgi SPK w Wielkiej Brytanii. Od 1969 roku istniały one w kilkunastu rejonach. Praca społeczna i życie kulturalne kombatantów polskich w Wielkiej Brytanii ogniskowało się w domach kombatanta. Jako pierwsze, w latach 1947-1952, powstały takie domy w następują-cych miejscowościach: Glasgow, Bradford, Bridgwater, Bristol, Dundee, Edynburg, Chorley, Manchester, Coventry i Worcester. Łącznie działa-ło 36 domów kombatanta. Jeszcze w 1996 roku w SPK WB było ich 26.

Członkowie władz SPK WB i pracownicy przed jedną z siedzib Stowarzyszenia przy Queens Gate Terrace – rok 1974

W pierwszych latach funkcjonowania SPK w Wielkiej Brytanii ukształtował się podział władz Oddziału Wielka Brytania na: Zjazd De le gatów, Radę Oddziału (do 1951 roku), Zarząd Oddziału, Komisję Rewizyjną i Sąd Koleżeński Oddziału. Na czele Zarządu Głównego SPK w Wielkiej Brytanii w ciągu 67 lat stali następujący prezesi: Stefan Jodłowski (1947), Władysław Stępień (1947-1949), Edward Kozłowski

Page 302: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki302

201

3 to

m IV

(1949-1952), Jan Płazak (1952-1953), Maciej Przedrzymirski (1953-1957), Zygmunt Szadkowski (1957-1960 i 1971-1983), Stefan Soboniewski (1960-1971), Czesław Zychowicz (1983-2002), Mieczysław S. Jarkow-ski (2002-2006). Od 2006 roku do zamknięcia SPK WB, 25 maja 2013 roku, pracami Stowarzyszenia kierował prezes Czesław Maryszczak.

Edward Kozłowski

Maciej Przedrzymirski

Zygmunt Szadkowski

Mieczysław Jarkowski (z prawej) i Czesław Maryszczak

Stefan Soboniewski

Czesław Zychowicz

Page 303: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 303

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

W działalności kombatanckiej szczególne miejsce zawsze zajmowa-ła problematyka ideowo-polityczna. SPK w Wielkiej Brytanii stawiało sobie zaszczytnie ambitne cele: 1) utrzymanie i realizację wśród emi-gracji i społeczeństwa brytyjskiego idei Polski Niepodległej i Wolnej, 2) obronę dobrego imienia Polski i Polaków, 3) współpracę z organi-zacjami polskimi, między innymi ze Zjednoczeniem Polskim w Wiel-kiej Brytanii, Skarbem Narodowym, Związkiem Harcerstwa Polskiego, Polską Macierzą Szkolną, Towarzystwem Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie oraz z organizacjami w ramach – utworzonej w 1995 roku (z inicjatywy SPK WB) – Federacji Organizacji Kombatanckich Pol-skich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

W siedzibie SPK w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) – rok 1988.Od lewej: Zygmunt Szadkowski, prof. Karolina Lanckorońska,

gen. Klemens Rudnicki, Artur Rynkiewicz

O WOLNY KRAJ

Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów przyświecał zawsze los Ojczyzny. Sytuacja Polski, poddanej represyjnej dyktaturze komuni-stycznej, stanowiła centralny punkt odniesienia opinii i ofi cjalnych do-

Page 304: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki304

201

3 to

m IV

kumentów SPK. Sprawy Kraju przenikały na co dzień pracę Stowarzy-szenia, jego dokumenty programowe i praktyczne zadania.

Już Pierwszy Walny Zjazd Delegatów SPK (Samopomocy Wojska) 24 maja 1946 jako najważniejszy dokument zjazdowy uchwalał rezolu-cję, która wyraźnie określała stanowisko największej organizacji kom-batanckiej wobec dramatycznych wydarzeń w Ojczyźnie:

Skazani przez historyczną katastrofę na dalsze pozostawanie poza ojczystym krajem, ślubujemy dochować wiary tym wszystkim ideałom, za które walczyli i umierali członkowie Polskich Sił Zbrojnych na pobojowiskach całego świata [...] Stwierdzamy, że dochowamy wierności ideałom narodowym w służbie spo-łecznej z tą samą sumiennością, z jaką dochowaliśmy w szeregach Polskich Sił Zbrojnych [...] Zadaniem naszym jest dalsze utrwalanie związków cywilizacyj-nych z Zachodem, z równoczesnym zachowaniem rdzenia polskich wartości kul-turalnych.

Od roku 1946 nie było zjazdu SPK, na którym nie poruszano by kwestii związanych z sytuacją w Kraju.

Podczas Pierwszego Zjazdu Oddziału SPK Wielka Brytania, w sierp-niu 1947, zebrani delegaci wyrazili niepokój losem kolegów, „któ-rzy – jak pisano – na skutek terroru obcej agentury w Polsce, muszą uchodzić na emigrację”, a których przetrzymywano w więzieniach na terytorium Niemiec. IV Zjazd SPK WB, w maju 1950, przyjął uchwa-łę, wzywającą Władze Główne SPK do podjęcia energicznej akcji pro-testacyjnej w sprawie losu trzech członków Krajowej Rady Ministrów (Adama Bienia, Stanisława Jasiukowicza i Antoniego Pajdaka), aresz-towanych przez stalinowskie NKWD w marcu 1945, sądzonych i ska-zanych w Moskwie, których los ciągle był nieznany. Podczas tego sa-mego Zjazdu SPK WB wyrażano hołd duchowieństwu polskiemu za „bezkompromisową walkę w obronie duszy Narodu Polskiego przed usiłowaniem znieprawienia jej przez bezbożnych, komunistycznych popleczników Rosji sowieckiej”. Wyrażano też podziw „dla znakomitej większości społeczeństwa polskiego, które mimo prześladowań i nie-bezpieczeństwa utraty pracy i środków do życia, trwa w niezłomnej wierności Bogu i najlepszym tradycjom narodowym”.

V Zjazd SPK w roku 1951 przyjął uchwałę, w której składano „sło-wa najwyższego uznania i otuchy wszystkim Polakom, cierpiącym za sprawę wolności w komunistycznych więzieniach, obozach przymuso-wej pracy i deportowanym do Związku Sowieckiego”. Kolejne zjazdy SPK podejmowały uchwały zapewniające Kraj o stałej gotowości kom-

Page 305: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 305

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

batantów „do wszelkich wysiłków, mających na celu przywrócenie Pol-sce niepodległości” (uchwała IX Zjazdu SPK WB, 1955 rok).

Wyczulone na prześladowania Kościoła, SPK WB podejmowało uchwa ły w obronie uwięzionych duchownych, przede wszystkim pry-masa, kardynała Stefana Wyszyńskiego.

W roku 1956 X Zjazd SPK WB obradował w atmosferze doniesień o krwawej pacyfi kacji robotników Poznania w czerwcu tego roku przez władze PRL. Wśród zjazdowych uchwał na pierwszym miejscu znala-zła się zatem uchwała „W sprawie tragedii Poznania”. Wyrażano w niej hołd: „ofi arom, które padły pod gradem kul w chwili, gdy głos ich na ulicach miasta wołał o chleb i wolność”. Zwracano się do rodaków w Polsce, by „w obliczu tyranii i przewrotnych metod okupanta – za-chowali rozwagę i spokój w imię oszczędzania narodowi dalszych ofi ar z życia ludzkiego”.

Tenże Zjazd SPK WB odniósł się do nowej linii postępowania, re-alizowanej przez władze PRL, pod nazwą „odwilży”. „Każda ulga, którą odczuwa społeczeństwo w Kraju na skutek odwilży – czytamy w uchwale – budzi w nas zrozumiałe zadowolenie”. Jednak ze względu na ciągle niezrealizowane zadanie walki o „niepodległość oraz demo-krację polityczną, społeczną i gospodarczą Polski”, deklarowano pozo-stanie na emigracji: „mimo tęsknoty za Ojczyzną, mimo oderwania od rodzin, mimo często niełatwych warunków bytowania”. Zasadniczym celem nadal była walka o Wolną Polskę.

Do naczelnych zadań SPK WB należała sprawa uwolnienia Polaków przetrzymywanych na obszarach ZSRR. W lipcu 1955 roku IX Zjazd Stowarzyszenia przyjął uchwałę w sprawie apelu do rządów i narodów wolnego świata, a zwłaszcza organizacji kombatanckicho podjęcie wysiłków dla uwolnienia z więzień i obozów sowieckich, bezprawnie więzionych żołnierzy Armii Krajowej, z ostatnim jej dowódcą gen. [Leopoldem] Okulickim i przywódcą politycznym w walce podziemnej z Niemcami, wicepre-mierem [Stanisławem Janem] Jankowskim na czele.

Jesienią 1955 Zarząd Oddziału SPK WB organizował wielką akcję, polegającą na przedstawieniu dramatycznej sytuacji Polaków w ZSRR zarówno brytyjskim czynnikom ofi cjalnym, jak i opinii publicznej w Londynie i na prowincji. Stowarzyszenie zainicjowało wśród Polaków i Brytyjczyków zbieranie podpisów pod „Apelem Wolności”. W akcji tej – poza SPK WB – wzięły udział organizacje o zasięgu światowym:

Page 306: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki306

201

3 to

m IV

SPK, Światowy Związek Polaków (Światpol) i Zjednoczenie Polskiego Uchodźstwa Wojennego.

Na początku 1956 roku SPK WB poparło inicjatywę antykomuni-stycznej organizacji brytyjskiej „Common Cause”, w sprawie zbierania podpisów pod petycją do Parlamentu, w związku z zapowiedzianą na wiosnę roku 1956 wizytą w Londynie I sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa i premiera ZSRR Nikołaja Bułganina. W okólniku SPK WB z 14 lutego 1956 zalecano, „aby między podpisami polskimi były podpisy Brytyjczyków – kolegów z pracy bądź też naszych przyjaciół”. Oprócz zbierania podpisów, Stowarzyszenie było jednym z głównych organizatorów pochodu protestacyjnego w centrum Londynu.

22 kwietnia 1956 ponad 20 tysięcy Polaków przeszło przez cen-trum stolicy Wielkiej Brytanii, protestując siłą wymownego milczenia. Po zakończeniu pochodu, rozwiązanego na Whitehallu, przed Ceno-taphem, w siedzibie premiera Anthony’ego Edena na Downing Street złożono petycję domagającą się poruszenia w rozmowach z Chrusz-czowem i Bułganinem postulatów strony polskiej. W następstwie akcji Polaków, 23 kwietnia szef Foreign Offi ce, Selwyn Lloyd, przyjął gen. Władysława Andersa i amb. Edwarda Raczyńskiego. Było to pierwsze od zakończenia wojny ofi cjalne spotkanie członka rządu brytyjskiego z przywódcami polskiej emigracji.

Zmiany, do jakich doszło w Polsce w odwilżowym roku 1956, spo-wodowały wśród emigracji wiele zamieszania wywołanego różnicami ocen. Stowarzyszenie Polskich Kombatantów WB zachowywało wobec tych wydarzeń postawę tolerancyjnie elastyczną, ale zasadniczy aksjo-mat postępowania pozostawał niezmienny. Wyrażała go instrukcja: „Należy utrzymywać stosunki najserdeczniejsze ze społeczeństwem w Kraju”, a w odniesieniu do władz PRL – „zdecydowanie odcinać się od urzędów reżimowych i jego komórek, zwłaszcza powołanych celo-wo przez reżim do rozkładu zorganizowanej emigracji”.

Nadzieje SPK WB związane z „odwilżą” w Polsce, już wkrótce (w roku 1958) uległy rewizji. W uchwale XII Zjazdu z lipca tego roku od-notowano „odbieranie [...] społeczeństwu polskiemu nawet tych ogra-niczonych swobód, które wymusiło ono na komunistach w ciągu 1956 roku”. W latach 60. piętnowano ataki władz PRL wobec intelektualistów i Kościoła, zwłaszcza w kontekście znanego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich. Ukazywano instrumentalne traktowanie przez reżim PRL Millennium Chrztu Polski, jako imprezy o charakterze

Page 307: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 307

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

propagandowym – nie respektującej odniesień religijnych. Potępiano władze PRL za uniemożliwienie papieżowi Pawłowi VI w dniach ob-chodów Millennium pielgrzymki do Polski – kraju o korzeniach chrześ-cijańskich.

O IDEOWE OBLICZE EMIGRACJI

Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii opra-cowało wytyczne przeciwstawiania się infi ltracji środowisk emigracyj-nych przez Towarzystwo „Polonia” i inne placówki PRL. Wskazania dotyczyły m.in. sprawy kategorycznego zakazu przyjmowania paszpor-tów konsularnych, czy też nakazu zrzekania się funkcji w strukturach SPK WB na czas wyjazdu z wizytą do rodziny w Kraju. Najpełniejszą wykładnię stanowiska Stowarzyszenia w ostatniej sprawie formułowa-ła uchwała VIII Światowego Zjazdu SPK z 1966 roku:

VIII Światowy Zjazd SPK stoi na stanowisku, że członkowie władz Stowarzyszenia nie powinni jeździć do Polski. Gdyby wyjazd okazał się konieczny z powodu ważnych przyczyn rodzinnych, czy innego rodzaju, wyjeżdżający członek władz Stowarzyszenia musi przed odjazdem zrzec się wszystkich piastowanych w Stowarzysze-niu funkcji.

Ponowny wybór do władz SPK WB był możliwy w następnej kaden-cji. Warto podkreślić, że większość działaczy Stowarzyszenia i duża część szeregowych członków organizacji po raz pierwszy odwiedziła Polskę dopiero po odzyskaniu przez Kraj suwerenności w roku 1990.

W niektórych kołach SPK WB sprawa paszportów konsularnych i kontaktów z przedstawicielstwami PRL budziła dyskusje ujawnia-jące różne, niekiedy sprzeczne poglądy. Wyraźne, nie pozostawiające niedomówień, określenie stanowiska Stowarzyszenia w tych sprawach służyło utrzymaniu ideowej spoistości organizacji.

W pierwszych dziesięcioleciach swego istnienia SPK WB zachowa-ło również niezmienne stanowisko w kwestii granic Polski. W doku-mentach organizacja opowiadała się za granicami ryskimi na Wscho-dzie i za granicą zachodnią na Odrze i Nysie Łużyckiej. Potwierdza to uchwała IX Zjazdu SPK WB:

Ziemie Zachodnie stanowią integralną część naszego Państwa pod względem etnografi cznym, kulturalnym i gospodarczym. Są one gwarancją bezpieczeństwa

Page 308: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki308

201

3 to

m IV

dla krajów środkowo-wschodniej Europy i najskuteczniejszym zabezpieczeniem przed zaborczymi tendencjami niemieckimi.

Stowarzyszenie z satysfakcją przyjęło podpisanie układu z grudnia 1970 roku pomiędzy PRL a Republiką Federalną Niemiec, w którym Niemcy uznały zachodnie granice Polski.

Rok 1968 zapisał się w dziejach Polski wolnościowymi wystąpienia-mi studentów i falą antyżydowskich represji ze strony ekipy Władysła-wa Gomułki. Uczestnicy XXI Zjazdu Oddziału SPK WB z lipca 1968 demonstracje młodzieży w Polsce uznali za przejaw walki o wolność jednostki i narodu. Piętnowano antyżydowskie działania reżimu, które przyniosły Polsce szkodę w opinii światowej i były sprzeczne ze sta-nowiskiem narodu w Kraju i na emigracji. Szeroka analiza wydarzeń 1968 roku zawarta jest w uchwałach XXII Zjazdu SPK WB z września 1969. Za jeden z przejawów postępującej – jak oceniano – służalczości Gomułki wobec Kremla, uznano w uchwale użycie Wojska Polskiego do tłumienia wolności Czechów i Słowaków (sierpień 1968):

My, polscy kombatanci potępiamy gwałt dokonany na narodzie czeskim i słowackim, zadany również prawdziwym uczuciom żoł-nierza i społeczeństwa polskiego.

Momentem szczytowym napięć politycznych epoki Gomułki był – utopiony we krwi – masowy protest robotników Wybrzeża (Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga) w grudniu 1970 roku. W deklaracji XXIII Zjaz du SPK WB (z lipca 1971) odniesiono się do tej tragedii w sposób następujący:

Naród polski nie przyjął komunizmu, lecz zachował swą świadomość narodo-wą i chrześcijańską wiarę. Dwukrotnie, w Poznaniu w 1956 roku i na Wybrzeżu w roku 1970 upomniał się przelaną krwią o swe prawa i zrywał maskę z rządów, sprawowanych rzekomo w imieniu klasy robotniczej.

W latach 60. XX wieku Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii zaangażowało się w akcję zmierzającą do poinfor-mowania opinii brytyjskiej o stanowisku społeczności polskiej wobec planów NATO dotyczących atomowych bombardowań terytorium Polski w razie konfl iktu z ZSRR: „cały obszar Polski winien być trak-towany jako obszar państwa sojuszniczego, podobnie jak Włochy czy Francja”. W wyniku tej akcji społeczeństwo polskie uzyskało zapew-nienie, że w razie wojny z ZSRR obszar Polski nie będzie atakowany bronią jądrową.

Page 309: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 309

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

O POLSKOŚĆ EMIGRACJI

Zespolenie wysiłków dla dobra Kraju i ogółu członków realizowa-no w kilku dziedzinach: ideowej, kulturalnej, gospodarczej i opieki społecznej. Polem działania pozostawały nie tylko wielkie miasta, ale wszystkie obszary Wielkiej Brytanii objęte działalnością SPK WB. To właśnie lokalne komórki SPK jako pierwsze organizowały na brytyjskiej prowincji polskie parafi e oraz szeroko rozumiane życie kulturalno-oświatowe. To Stowarzyszenie, uruchamiając dział opieki społecznej, pomagało rodakom znajdującym się w potrzebie. W latach 1962-1998 przy SPK WB funkcjonowało też biuro brytyjskiego Rządowego Komitetu (Funduszu) Rozdziel-czego, zajmujące się dystrybu-cją wśród polskich kombatantów środków wyasygnowanych przez Rząd Brytyjski i dotacji przyzna-wanych przez Royal British Le-gion (organizację kombatantów brytyjskich).

W pracy Stowarzyszenia ważne miejsce zajmowało wychowanie młodzieży drugiego i trzeciego pokolenia emigracji. Od począt-ku istnienia jednym z naczelnych zadań SPK WB była więc eduka-cja młodzieży w duchu polskości i niepodległości. Przy Kołach SPK powstawały zatem szkoły, druży-ny harcerskie, gromady zuchowe, młodzieżowe zespoły artystyczne: teatry, zespoły taneczne, chóry, drużyny sportowe. Szczególnie wiele uwagi poświęcano tworzeniu i popieraniu polskich szkół sobotnich, organizowaniu świetlic, podręcznych bibliotek. Wydawano uświada-miające broszury.

Stowarzyszenie Polskich Komba tantów WB miało siedzibę w luk-susowej dzielnicy Londynu – Kensington, przy Queen’s Gate Terrace,

Page 310: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki310

201

3 to

m IV

gdzie prowadziło pol ską księ garnię, która w roku 1974 została prze-niesiona do nowo powstałego P olskiego Ośrodka Społecz no-Kultural-

nego przy King Street(Hammersmith). SPKWB wspomogło budo -wę POSK-u ogromną wów czas sumą 75 tys. funtów.

Działacze Stowa-rzyszenia rozumieli po trzebę wychowania młodego pokolenia dla Kraju w duchu nie podległościowym. Owocowało to wkrót-

ce wstąpieniem w szeregi SPK WB znacznej liczby przedstawicieli dru-giego pokolenia emigracji.

W trudnym, początkowym okresie pobytu w Wielkiej Brytanii, duże znaczenie dla polskiego emigranta niepodległościowego miała praca Biura Informacji i Porad. Pośredniczyło ono w znalezieniu pra-cy, a nawet w załatwianiu formalności dla osób wybierających emigra-cję za Oceanem. Od pierwszych lat istnienia, SPK WB przywiązywało

Rok 1970 – Bradford – Puchar im. gen. Andersa (w pierwszym rzędzie pośrodku) dla Związku Polskich Klubów Sportowych

Page 311: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 311

dużą wagę do rozwoju kombatanckiego sportu (od 1953 roku w ramach Związku Polskich Klubów Sportowych).

Środki na różnorodną aktywność samopomocową czy kulturalno-oświatową zapewniała działalność gospodarcza Stowarzyszenia. Kie-rował nią Zarząd Gospodarczy PCA Ltd. (Th e Polish Ex-Combatants Association Limited), podlegający początkowo Radzie Federacji Świa-towej SPK, a od roku 1994 Zarządowi Głównemu SPK WB.

Stowarzyszenie organizowało lub współorganizowało obchody wiel-kich rocznic narodowych, walk Polskich Sił Zbrojnych z okresu II woj-ny światowej, uroczystości Millennium Polski Chrześcijańskiej, 100-le-cia Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. W oddawanie należnego wydarzeniom patriotycznym wyrazu czci angażowało młodzież.

W 20-lecie bitwy pod Monte Cassino

– rok 1964

Obchody Millennium, Londyn –White City 1966. Harcerskie Poczty Sztandarowe

Page 312: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki312

Monte Cassino 1969

LATA SIEDEMDZIESIĄTE

Kombatancka społeczność w Wielkiej Brytanii pilnie śledziła bu-dzące nadzieje zmiany, jakie dokonywały się w Polsce w 70. latach.

Zmieniają się mandatariusze Moskwy – mówił podczas otwarcia XXIV Zjaz-du SPK WB prezes ZG SPK WB Zygmunt Szadkowski – obserwujemy pewne zmiany, przynoszące polepszenie bytu materialnego, ale niewola pozostaje.

W uchwale „Kraj i emigracja” Zjazd notował, iż „postawa i dotych-czasowy bilans działalności reżimu [Edwarda] Gierka nie uprawnia do wiązania żadnych nadziei z tą nową górą partyjną”. Zarazem czy-nił istotne rozróżnienie „między wysiłkiem narodu, usiłującego budo-wać lepszą przyszłość, a reżimem marnującym owoce pracy narodu na

Demonstracja w roku 1975 w Londynie podczas przyjazdu do Anglii Aleksandra Szelepina (b. szefa KGB, członka Biura Politycznego KC KPZR)

Page 313: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 313

rzecz obcych interesów”. Stowarzyszenie zwracało uwagę na zmiany konstytucji PRL w 1976 roku, które „zwiększyły kontrolę reżimu ko-munistycznego nad narodem oraz pogłębiły zależność Polski od Rosji”. Kombatanci z podziwem obserwowali w roku 1976 postawę narodu, protestującego na ulicach Radomia i innych miast Polski „przeciwko stałemu ograniczaniu wolności oraz przeciwko zubożeniu Kraju i ska-zywaniu ludności na nędzę i niedostatek”. Dostrzegano, że – jak to odnotowane zostało w deklaracji Zjazdu SPK WB w 1977 – „sprzeciw społeczeństwa wobec reżimu, we wspólnym działaniu z Kościołem, przybiera coraz śmielsze formy i częstokroć urasta do miary buntu”.

Zaznaczała się wówczas w Kraju wzmożona działalność o rganizacji, które domagały się „coraz głośniej przywrócenia utraconych praw oby-watelskich” – podkreślał podczas obrad konferencji Rejonu XII SPK w grudniu 1978 prezes Zarządu Federacji Światowej SPK Stefan Sobo-niewski.

Środowisko kombatanckie w Wielkiej Brytanii z ogromną radoś-cią i nadzieją na odnowę Kraju przyjęło 16 października 1978 wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża. W intencji Ojca Świętego Jana Pawła II celebrowano 4 listopada 1978 uroczystą mszę św. w polskim kościele garnizonowym pw. św. Andrzeja Boboli w Londynie. Na za-kończenie rozbrzmiewało dziękczynne Te Deum.

Komitet Budowy Pomnika Katyńskiego w Londynie. Od lewej: Zygmunt Szadkowski, Adam Treszka, Eugeniusz Lubomirski; zasłużeni dla budowy Pomnika Brytyjczycy: Helen Marcinek, Lord St Oswald, Lord Barnby (przewodniczący), Sir Frederic Bennett, Louis FitzGibbon; Stanisław Grocholski, Stefan

Soboniewski i projektant pomnika Ryszard Gabrielczyk

Page 314: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki314

201

3 to

m IV

SPK WB jako pierwsza organizacja, szybko zareagowała i odtąd powszech-nie czci ofi ary mordów dokonanych w latach wojny na n arodzie polskim przez ZSRR. Moralnym i m aterialnym wyrazem składanego ofi arom h ołdu sta-ły się liczne p omniki. Jednym z pierw-szych jest Pomnik Katyński w Londy-nie. Mimo kilkudziesięciu protestów ambasad (sowieckiej i PRL) został on odsłonięty – dzięki pomocy brytyjskich przy jaciół sprawy polskiej – 18 wrze-śnia 1976 na cmentarzu Gunnersbury.

Coroczne uroczystości pod Pomnikiem.Rok 2009. Przemawia Prezydent Ryszard Kaczorowski

Podobną wymową, jak Pomnik Katyński w Londynie, szczycą się pomniki pamięci ofi ar Katynia stawiane przez SPK na obszarach pol-skiej emigracji wszystkich kontynentów. (Wydobywając zasługi także zagranicznych Oddziałów SPK; pochód przez świat tego rodzaju hoł-dów przeprowadziła Alina Siomkajło w opracowaniu albumowym Ka-tyń w pomnikach świata – 2003).

Odsłonięcie Pomnika Katyńskiego

Page 315: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 315

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

W PRZEŁOMOWEJ DEKADZIE

W kręgach SPK WB wydarzenia krajowe 1989 roku przyjęto z od-czuciem dumy z rodaków. Podkreślano, że siłą sprawczą zmian jest młode pokolenie, mimo że „wychowane w systemie narzuconym przez Jałtę”. Podnoszono znaczenie NSZZ „Solidarność”. Podczas konferencji SPK Rejonu Londyn 1 marca 1981 z dużą przenikliwością zwracano uwagę, że świadome swej klęski PZPRzaczyna się konsolidować, na co wskazuje nominacja gen. [Wojciecha] Jaruzel-skiego na premiera rządu [w lutym 1981 – T.K.]. Stwarza to pewne zagrożenie, bo może myśli się o użyciu wojska do walki z „Solidarnością”. Następuje infi ltracja „Solidarności”, szykanowanie jej przez administrację”.

Poza Londynem na straży polskich interesów stały, jak zawsze, tere-nowe ogniwa SPK. Informowały one miejscowe społeczności brytyjskie o rzeczywistej sytuacji Polski i Polaków. Owocowało to dziesiątkami przychylnych sprawie polskiej artykułów prasowych.

Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 1981, i nastę-pujące po tym fakcie represje, spotkały się z gwałtownym sprzeciwem SPK WB. Wiele kół organizowało zebrania protestacyjne. Członkowie SPK demonstrowali m.in. przed placówkami PRL w Londynie i na pro-wincji. Koła SPK włączyły się również w niesienie „solidarnościowej” pomocy fali ówczesnej emigracji. Potwierdzano poparcie i pomoc dla działań prowadzonych w Polsce „w walce Narodu Polskiego o Jego pra-wa do samostanowienia o Jego bycie”. Apelowano o wzmożenie pomo-cy dla Kraju, „nie ograniczając jej wyłącznie do pomocy materialnej, ale również moralnej i politycznej”.

Pierwotnie ofi arność organizacji kombatanckich adresowana była przede wszystkim do kolegów z szeregów Polskich Sił Zbrojnych. W dokumentach SPK WB wielokrotnie przewija się motyw pomocy dla kombatantów mieszkających w Kraju. W dezyderatach Komisji Opieki, przyjętych jeszcze podczas II Walnego Zjazdu SPK WB w 1948 roku, podkreślono, że w sytuacji, gdy władze komunistyczne w Polsce odma-wiają udzielenia pomocy rodzinom byłych wojskowych, którzy służyli w PSZ, zaś władze brytyjskie opiekują się tylko osobami znajdującymi się w Wielkiej Brytanii –naszym [SPK] obowiązkiem jest, w miarę naszych skromnych możliwości, udzie-lić pomocy, nawet minimalnej, tym rodzinom, które się do Stowarzyszenia na-

Page 316: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki316

201

3 to

m IV

szego zwracają, by dać dowód, że łączność została zachowana, by choć w ten spo-sób ulżyć rodzinom po poległych naszych kolegach.

W rezultacie SPK WB świadczyło dużą pomoc w postaci fi nansowej i darów materialnych mieszkającym w Polsce kombatantom i ich ro-dzinom.

Otwarcie polskich organizacji kombatanckich w Wielkiej Brytanii na Kraj najpełniejszy wyraz znalazło jednak w bezprecedensowej akcji pomocy dla rodaków w okresie głębokiego kryzysu na początku lat 80. W sferze ekonomicznej wyrażał się on znacznym spadkiem poziomu życia w Polsce.

Podczas XXVIII Zjazdu SPK w Wielkiej Brytanii, w październi-ku 1981 roku, wystosowany został apel do członków Stowarzyszenia i wszystkich Polaków w Wielkiej Brytanii o kolejną wzmożoną pomoc żywnościową dla Kraju oraz o dalsze interwencje u przyjaciół brytyj-skich, z przedstawieniem sytuacji politycznej i gospodarczej Polski. Specjalne podziękowanie otrzymali Brytyjczycy, którzy ofi arnie włą-czyli się do tej akcji.

Na brytyjskiej prowincji akcje pomocy dla Polski koordynowały poszczególne koła SPK. Na przykład tylko Koło SPK nr 451 w Bradford w ciągu 8 lat zebrało i wysłało do Polski około 40 ton żywności i odzieży oraz ponad 2 tysiące funtów w gotówce. W kole nr 340 w Cheltenham (Gloucestershire) tony odzieży i innych darów dla rodaków w Kraju we własnym garażu gromadził przed wysyłką prezes Koła SPK, a później-szy prezes ZG SPK WB, Czesław Maryszczak. Z Cheltenham wysłano do Polski kilkadziesiąt ton darów.

Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 1981, spowo-dowało napływ do Wielkiej Brytanii najnowszych emigrantów poli-tycznych – w większości studentów szkół wyższych. SPK w Wielkiej Bry tanii czynnie włączyło się w niesienie pomocy uchodźcom. Za-rząd Stowarzyszenia wielokrotnie interweniował u brytyjskich władz w sprawie przedłużenia pobytu, pozwoleń na podjęcie pracy czy pro-longowania statusu emigranta. SPK wspierało wysiłki trustu Polish Stu-dents Appeal Fund, zorganizowanego przez przyjaciół sprawy polskiej – Brytyjczyków. W roku 1982/1983 trust ten zwrócił się do SPK WB, jako największej polskiej organizacji, z prośbą o roztoczenie opieki nad polskimi studentami, kontynuującymi naukę w różnych uczelniach Zjednoczonego Królestwa. Zarząd SPK WB zaapelował w tej sprawie

Page 317: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 317

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

do swoich Kół. W następstwie liczne z nich objęły opieką znajdujących się w potrzebie studentów z najnowszej, „solidarnościowej” fali emi-gracji.

A oto znaczniejsze przykłady ofi arności Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii zaczerpnięte z bliższych nam cza-sów. Stowarzyszenie (Zarząd i Koła terenowe) aktywnie uczestniczyło w akcji „Medical Aid for Poland”. W jej wyniku zgromadzono łącz-nie setki tysięcy funtów – do października 1985 przekazana została do Polski pomoc materialna wartości ośmiu milionów funtów. SPK WB miało w tej pomocy znaczny udział. Podobnie w materialnym wspie-raniu powodzian w południowej Polsce, dla których oprócz sum wy-asygnowanych na ten cel przez Zarząd Główny SPK wśród komba-tantów i za ich pośrednictwem od społeczności na terenach Kół SPK WB zebrano i w roku 2002 wysłano 78 tys., a w 2012 – 68 500 funtów. W roku 2009 dotacją 150 tys. funtów wsparto budowę Pomnika Pol-skiego Czynu Zbrojnego w National Memorial Arboretum (Staff ord-shire, Anglia). Tylko w ostatniej dekadzie SPK WB wspomogło „Dzien-nik Polski i Dziennik Żołnierza” przeszło 160-cioma tysiącami funtów. W 2013 roku trzy 50-tysięczne dotacje Stowarzyszenie przeznaczyło na wyposażenie (w odpowiednie obiekty sanitarne oraz windę dla osób starszych i niepełnosprawnych) polskiego kościoła pw. św. Andrze-ja Boboli w Londynie, – na potrzeby Polskiego Ośrodka Opieki dla Osób Starszych w Penhros (Walia), – na budowę Świątyni Opatrzności w Warszawie...

WOBEC DEMOKRATYCZNYCH PRZEMIAN

Pierwsze sygnały o stopniowych przemianach politycznych w Pol-sce, zapoczątkowane na wiosnę roku 1989 kontraktem „Okrągłego Sto-łu” przyjęto w środowiskach SPK WB ze zrozumiałą rezerwą. Dopiero wyniki wyborów z czerwca 1989, wygranych przez „Solidarność”, i po-wołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, obudziły nadzieje na trwałe zmiany w Polsce. Odgłosy politycznego zwycięstwa środowisk anty-komunistycznych pobrzmiewały na kolejnych Zjazdach SPK WB. Do roku 2013, tj. do momentu zamknięcia działalności SPK WB zorgani-zowano 43 zjazdowe spotkania.

Page 318: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki318

201

3 to

m IV

Rok 2006. Członkowie Zarządu Głównego SPK WB (od lewej:) Marek Straczyński, Zygmunt Kędzierski, Teresa Szadkowska-Łakomy, Barbara Orłowska, Edmund Szymczak,

Antoni Siemiernik, (w rzędzie pierwszym:) Czesław Maryszczak, Stefania Brewka, Józef Wojtecki, Jacek Bernasiński

W wyniku obrad XXXII Zjazdu SPK WB (październik 1989) w de-klaracji znalazły się słowa aprobaty dla pragmatycznej polityki opozy-cji, która powinna doprowadzić do niepodległości, drogę do tego celu uznając za trudną i daleką:

Dopóki w PRL nie zostaną przeprowadzone całkowicie wolne wybory, a urząd prezydenta [gen. Wojciecha Jaruzelskiego] z obecnymi uprawnieniami pozosta-wać będzie w rękach komunistów, nie widzimy realnych podstaw do spełnienia oczekiwanych nadziei.

Zjazd reagował też na katastrofalny stan gospodarki PRL:Polska wyniszczona biologicznie i ekonomicznie przez wojnę z hitlerowskimi

Niemcami i stalinowskim Związkiem Sowieckim, a później oddana Związkowi Sowieckiemu do kolonialnego wyzysku – znajduje się nad przepaścią. Polska ma prawo moralne i polityczne – podkreślano – oczekiwać od Zachodu odbudowa-nia gospodarki, opartej na zasadzie „Planu Marshalla”.

W przełomowym dla Polski okresie, Zarząd Główny SPK WB brał czynny udział we wszystkich działaniach Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, ściśle współpracował z rządem RP i prezydentem RP na uchodźstwie, Ryszardem Kaczorowskim.

Dalej idące zmiany w stosunkach na linii emigracja – Kraj stały się możliwe w następstwie wyboru w Polsce na prezydenta RP Lecha Wa-łęsy. Wtedy to zapadła decyzja prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego o przekazaniu do Polski insygniów najwyższego urzędu II RP. Za po-

Page 319: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 319

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

średnictwem swoich przedstawicieli SPK WB znajdowało się w centrum dokonujących się przemian. Podczas konferencji w Fenton, z udzia-łem prezesów, delegatów kół i sekretarzy rejonów (13-14 października 1990 roku) powzięto uchwałę popierającą decyzję prezydenta Ryszar-da Kaczorowskiego w sprawie przekazania symboli II RP prezydento-wi Lechowi Wałęsie w Warszawie. Na czele delegacji, ktόra w imieniu rezydującego w Londynie Prezydenta RP przygotowała w stolicy Pol-ski zasady i formy przekazania urzędu, stanął Zygmunt Szadkowski. Podczas podniosłej ceremonii na Zamku Królewskim w Warszawie 22 grudnia 1990 obecni byli m.in. wiceprezes ZG SPK WB Mieczysław Jarkowski i prezes ZG SPK WB Czesław Zychowicz. Dzień przekazania insygniów władzy prezydenta RP uznawany jest odtąd za symboliczny moment przywrócenia Polsce suwerenności, a zatem i spełnienia za-sadniczego celu politycznego, jakiemu przez 45 wcześniejszych lat słu-żyło Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.

Zwieńczeniem akcji pomocy świadczonej przez polskich kombatan-tów dla Kraju przed grudniem 1990 roku stała się akcja Funduszu Do-raźnej Pomocy Krajowi im. Tadeusza Mazowieckiego – Help Poland Fund. Fundusz powstał na przełomie lat 1989/1990 i był całkowicie ad-ministrowany przez Biuro Zarządu Głównego SPK. Pierwszą połowę roku 1990 wypełniły w życiu kół SPK WB, jak i całej zorganizowanej społeczności polskiej na Wyspach Brytyjskich, zbiórki na „Fundusz Mazowieckiego”. Tylko do 23 maja 1990 na konto Funduszu wpłynęło ponad 458 tys. funtów i 6 tys. dolarów USA zebranych od 8680 osób, organizacji i podczas imprez. Z tego na ręce działaczy antykomuni-stycznych w Kraju przekazano na rzecz najpilniejszych potrzeb roda-ków 450 tys. funtów i 6 tys. dolarów (na ręce Lecha Wałęsy podczas pobytu w Londynie – 30 tys. funtów i 6 tys. dolarów; – Tadeusza Mazo-wieckiego w Brukseli i Londynie – 300 tys. funtów, na ręce Aleksandra Halla w Londynie – 120 tys. funtów). Komitet Zbiórkowy zakończył zbiórkę ogólną 30 czerwca 1990 roku. Łącznie na „Fundusz Mazowiec-kiego” wpłynęło 503 452,52 funtów i 6 tys. dolarów. (Po roku 1989 SPK w Wielkiej Brytanii organizowało akcje pomocy materialnej także dla rodaków na Wschodzie, m.in. w Kazachstanie.)

Nowa sytuacja polityczna Polski dała początek regularnej współpra-cy SPK WB z Urzędem Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowa-nych oraz ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”.

Page 320: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki320

201

3 to

m IV

Szczególnie ważnym wydarzeniem, wieńczącym drogę SPK WB ku Wolnej Ojczyźnie, był Światowy Zjazd Kombatantów Polskich, w sierp-niu 1992 roku. W ramach tego Zjazdu, 15 sierpnia na Placu Piłsudskie-go w Warszawie odbyła się wielka parada zwycięstwa z udziałem tysię-cy polskich kombatantów wszystkich frontów i formacji.

Wreszcie w Kraju – pamiętny marsz Kombatantów

Szli zwartymi kolumnami, reprezentując różne jednostki, różne armie, różne kraje, szli pod swymi sztandarami, niektórzy w swych dawnych mundurach – relacjonował sprawozdawca londyńskiego „Tygodnia Polskiego”. – Towarzyszy-ły im nieustanne brawa. Po raz pierwszy pod sztandarem „Antykomunistyczne podziemie” szli żołnierze NSZ, po raz pierwszy w wolnej Warszawie szli żołnie-rze od Andersa i Maczka, po raz pierwszy szli kombatanci, którzy pozostali poza obecną wschodnią granicą Polski. Ten wspaniały marsz im się należał. Ich wy-siłki zostały wreszcie docenione. Ich idee urzeczywistnione. Dane im było dożyć wolnej Polski. Wzruszeni byli nie tylko uczestnicy marszu, ale i obserwujący ich zarówno tam, na placu, jak i ci, którzy oglądali tę uroczystość w swych domach za pośrednictwem telewizji. Nie wstydzono się łez. To warto było przeżyć.

Spoza Polski szczególnie liczny udział w paradzie wzięli kombatanci zrzeszeni w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.

Istotę zaangażowania we wszechstronną pomoc dla Kraju emigra-cji polskiej w Wielkiej Brytanii (w tym polskich organizacji komba-tanckich, spośród których SPK było najliczniejsze) wyraził 14 sierpnia 1992, podczas Światowego Zjazdu Kombatantów Polskich w Warsza-wie (w hali „Torwaru”), ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski:

Pozostaliśmy na Obczyźnie, żeby dalej prowadzić, już innymi środkami, wal-kę o niepodległość i żeby w wolnym świecie być głosem suwerennej Polski. [...] Dzisiejszy Zjazd stanowi nasz wspólny, wojskowy, symboliczny powrót do Oj-

Page 321: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 321

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

czyzny. Jest on ukoronowaniem naszych wysiłków i najlepszą za nie nagrodą. [...] Do Zamku Królewskiego w Warszawie przekazaliśmy oryginalny rękopis Kon-stytucji uchwalonej 23 kwietnia 1935 roku, która stanowi nasz polityczny testa-ment. Przysięgaliśmy stać na jej straży najpierw jako żołnierze, później zaś jako obywatele, służący Polsce poza Krajem na różnych stanowiskach. Dochowaliśmy jej wierności w myśl żołnierskiej przysięgi.

Członkowie SPK WB czy to w Londynie, czy na brytyjskiej prowin-cji, zawsze współdziałali z Brytyjczykami, na których ziemi osiedli. Bliskie związki utrzymywało Stowarzyszenie z wieloma organizacjami brytyjskimi na czele z Royal British Legion. Znakiem uznania dla SPK WB ze strony czynników brytyjskich były spotkania działaczy i człon-ków Stowarzyszenia z przedstawicielami władz Zjednoczonego Króle-stwa, m.in. z Księciem Walii – Karolem.

Z GODNOŚCIĄ I HONOREM

Wraz z upływem lat coraz więcej kombatantów II wojny światowej odchodziło na wieczną wartę. Jeszcze w okresie obchodów 50-lecia w roku 1996 SPK w Wielkiej Brytanii dysponowało 85 kołami i liczyło ok. 7 tys. członków– zamieszkałych na terenach od południowej Anglii po Walię i Szkocję. Po wymienionym roku szeregi członków wykru-

Koło SPK WB w Fenton – zjazd rodzin Kombatantów z okazji 50-lecia SPK WB

Page 322: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki322

201

3 to

m IV

szają się w sposób zauważalny, dla przykładu: w grudniu 1999 SPK WB posiadało jeszcze 79 kół, a w maju 2006 było ich już 68.

Po upływie 67 lat działalności, w roku 2013, SPK WB liczyło tyl-ko około tysiąca osób, wśród których weterani stanowili już nie-wielką garstkę, pozostali członkowie to głównie wdowy i dzieci kombatantów. Sytuacja prowadziła do nieuchronnego zamknięcia działalności Stowarzyszenia. W dniach 25-26 maja 2013 dokonały się w Londynie uroczys tości zakończenia pracy Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Ceremonia, podczas której okry -

te czcią sztandary SPK WB składano w londyńskiej świą-tyni kombatantów – w gar-nizonowym kościele pw. św. Andrzeja Boboli – nabrała wymiarów doniosłego sym-bolu.

Sztandarowi i goście po złożeniu sztandarów w kościele garnizonowym.W rzędzie pierwszym od lewej: prezes SPK WB Czesław Maryszczak, Antoni Siemiernik, Alfred Ostaszewski, przedstawicielka UdSKiOR Franciszka Gryko, Józef Filipczyk, minister

Bożena Żelazowska z UdSKiOR, Edmund Szymczak, Julius Szolin, Jan Klonowski; w rzędzie drugim: Michał Rudnik, attaché wojskowy płk Roman Szymaniuk, Krzysztof Szczepański, Eugeniusz Niedzielski, Marek Straczyński, Edward Piskozub, Zbigniew Lepisz,

Konsul Generalny RP Ireneusz Truszkowski

Page 323: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 323

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Tak, jak na to zasłużyło przez kilkadziesiąt lat wytężonej pracy Za-rządu Głównego SPK WB i tysięcy szeregowych członków, Stowarzy-szenie przeszło do historii polskiego ruchu kombatanckiego z pięknym bilansem, znaczonym godnością i honorem. Dalszą pracę nad realiza-cją celów środowiska kombatanckiego przejęła Fundacja Stowarzysze-nia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii (FSPK WB).

Krzewiące ideę Wolnej Polski, Stowarzyszenie Polskich Kombatan-tów WB pozostanie w pamięci pokoleń.

Programy uroczystości wydane z okazji Święta Żołnierza Polskiego (wybór)

Page 324: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Tadeusz Kondracki324

201

3 to

m IV

O jego dokonaniach będą świadczyły nie tylko patriotyczne uroczy-stości, popularne i naukowe publikacje wydane także dzięki dotacjom SPK WB; rokrocznie sponsorowana Nagroda Literacka Stowarzysze-nia Pisarzy Polskich za Granicą, wzniesione z inicjatywy i z udziałem SPK WB liczne pomniki, utrwalające pamięć o walkach narodu pol-

skiego... Zasług SPK WB nie sposób przecenić.

Przypomnijmy, że w ostatnich la- tach SPK WB miało m.in. udział w budowie Pomnika Premiera i Na-czelnego Wodza PSZ gen. broni Wła-dysława Sikorskiego, odsłoniętego przez Księcia Kentu 24 września 2000 roku przy Portland Place w Londynie.A we wrześniu 2009 ujrzał światło Pomnik Polskiego Czynu Z brojnego, wzniesiony staraniem SPK WB w Na- tional Memorial Arboretum k oło Lich fi eld w Staff ordshire.

Pomniki – trwałe ślady polskiej obecności w Wielkiej Brytanii – po wszystkie czasy będą przypominały Brytyjczykom, gospodarzom tej zie-mi, a także przedstawicielom innych narodowości i osiedlonym tu roda-kom, że właśnie Polacy byli jedyny-mi wiernymi do końca sojusznikami Zjednoczonego Królestwa w walce z tyranią III Rzeszy i nawałą sowiecką.

Rola, jaką przez kilkadziesiąt lat swojej działalności spełniało Stowa-

rzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, została wysoko oceniona przez Ojca Świętego Jana Pawła II. W sierpniu 1996, na 50-le-cie SPK WB, Papież złożył Stowarzyszeniu wyrazy głębokiego uznania: [...] nieustanna postawa walki i świadectwo, jakie przyszło Wam dawać przez długie dziesięciolecia powojenne, zasługują na wdzięczność po-koleń i głęboki szacunek. Stanowią również szczególny wkład w dzieje

Pomnik Polskiego Czynu Zbrojnego

Page 325: Ekspresje Tom s.1-410 IV

W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE 325

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

polskiego Narodu, w dzieje chrześcijańskiej kultury i cywilizacji całe-go europejskiego kontynentu. Myślę także o Waszej działalności i pra-cy kombatanckiej, która miała na celu wyłącznie troskę o Polskę wolną i niepodległą.

Słowa Papieża na zawsze pozostaną niezastąpionym lapidarnie esencjonalnym streszczeniem lat pracy Stowarzyszenia Polskich Kom-batantów w Wielkiej Brytanii; lat wypełnionych pełną oddania służbą dla Ojczyzny.

A jeśli komu droga otwarta do nieba, Tym, co służą ojczyźnie.

(Jan Kochanowski, Pieśni, II)

Rozmijające się z celem i moralnie wątpliwe byłoby powierzenie po-ważnego, utrwalonego w dziejach statusu byłego Stowarzyszenia Kom-batantów nowszym pokoleniom emigracji. Wartości, wynikających z dokonań byłej już organizacji, utrwalonych walką, cierpieniem i tru-dami życia prawdziwych Kombatantów, nie wolno wypaczać.

* Zdjęcia w tym artykule pochodzą z archiwum SPK WB. Wybrała i do dru-ku podała Teresa Szadkowska-Łakomy.

Page 326: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Od kilkunastu miesięcy, dokładniej od 22 czerwca 2012 roku (a więc od wywołującego wilka z lasu listu [Szymona Zaremby – A.S.] Organi-zacje społeczne to nie są prywatne przedsiębiorstwa, „Dziennik Polski”, nr 125), na forum publicznym toczy się żałośnie bezpłodna i uwłacza-jąca Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii (SPK WB) „dyskusja”. Czujemy się w obowiązku podsumować ją i podać do ogólnej wiadomości choćby niektóre fakty dementujące dezinformację szerzoną nieprawdziwymi i oszczerczymi pomówieniami.

Wywrotową robotę kontynuuje rozesłany do wielu urzędów w Pol-sce i w polskim Londynie, w złagodzonej formie podany do prasy list Wiktora Moszczyńskiego pt. Rozmawiajmy („Dziennik Polski” 11 paź-dziernika 2013, nr 201). Podżegając, rozbijając organizację – prowadząc na naszym terenie dywersyjną robotę, agresor zabiega teraz o modus vivendi – o kompromis, który ostatecznie pozwoliłby mu bezprawnie przechwycić majątek Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wiel-kiej Brytanii.

Mamy za sobą 67 lat owocnie aktywnej pracy w SPK WB, organiza-cji byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z przyczyn naturalnych wykruszyły się szeregi członków SPK WB. Nadeszła chwi-la zakończenia działalności Stowarzyszenia zgodnie z wolą większości Weteranów – z godnością i honorem. W październiku 2010 roku odbył się 43. Walny Zjazd Delegatów Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, który zadecydował o zamknięciu organizacji. Na 51 uprawnionych do głosowania delegatów za wnioskiem zakończenia działalności SPK WB opowiedziało się 37 głosów, sprzeciw zgłosiło 14

Czesław MARYSZCZAK

METODYCZNA WYWROTOWOŚĆWOBEC SPK WB

Page 327: Ekspresje Tom s.1-410 IV

METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB 327

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

głosów. Wniosek o zakończeniu działalności poparty został 2/3 głosów. Statutowym, prawnym i demokratycznym wymaganiom stało się za-dość z nadwyżką. Obowiązkiem członków Zarządu Głównego SPK WB jest przestrzeganie i obrona postanowień 43. Walnego Zjazdu.

Przy stole prezydialnym (od lewej:) Zygmunt Kędzierski, Marek Straczyński, Czesław Maryszczak, kapelan SPK WB ks. Marek Reczek, Jacek Bernasiński, Barbara Orłowska. Przemawia Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek

Zarząd Główny SPK WB (od lewej rząd 2.): Edmund Szymczak, Teresa Szadkowska--Łakomy, Stefania Brewka, Zygmunt Kędzierski, Genowefa Marzec, Antoni Siemiernik;

(rząd 1.:) Barbara Orłowska, Czesław Maryszczak, Marek Straczyński, Jacek Bernasiński

Page 328: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Czesław MARYSZCZAK328

201

3 to

m IV

Pełne poparcie dla postanowień Zarządu Głównego SPK WB wy-branego na 43. Walnym Zjeździe wyraził obradujący w Londynie dwa lata później (22-23 września 2012) Zjazd SPK Federacji Światowej.

Zgodnie z otrzymanym mandatem Zarząd Główny SPK WB pod-jął prace doprowadzające do rozwiązania Stowarzyszenia. W 2010 roku SPK WB liczyło 39 Kół. Większość z nich rozwiązała się, przekazując archiwa, sztandary i fundusze do Centrali SPK WB. Niektóre Koła przyjęły nową nazwę i nadal działają przy parafi ach.

W dniach 25-26 maja 2013 podczas dwudniowej uroczystości w obecności Konsula Generalnego przy Ambasadzie RP, Ataszatu RP w Londynie, delegatów Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Repre-sjonowanych, Arcybiskupa Szczepana Wesołego, b. Rektora Polskiej Misji Katolickiej ks. Stanisława Świerczyńskiego, Kapelana SPK WB ks. Marka Reczka, Weteranów, Gości Honorowych i przy pełnym audyto-rium w Sali Teatralnej POSK, a następnego dnia podczas dziękczyn-nej Mszy św. i złożenia sztandarów Kół SPK przed ołtarzem w Koście-le Garnizonowym, dokonało się ofi cjalne zamknięcie Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Zakończeniowe prace, m.in. porządkowanie archiwum Stowarzyszenia, trwają.

Majątek SPK WB składał się z Domów Kombatanta (DK), kapita-łu Fundacji SPK WB oraz złożonych w Centrali depozytów niektórych Kół SPK WB. Po rozwiązaniu SPK WB Statut Fundacji Stowarzysze-nia został przystosowany do zaistniałych zmian i zatwierdzony przez Charities Commission – Brytyjską Komisję, która reguluje i nadzoruje organizacje charytatywne. Ośmiu członków b. Zarządu Głównego SPK WB jest powiernikami Fundacji SPK WB.

Kilka miesięcy przed rozwiązaniem SPK WB niektóre postronne osoby obudziły się do kandydowania do członkostwa. Trudno im było wyperswadować, że skoro zamykamy SPK, to nie możemy przyjmować nowych członków. Wyjaśniły się wkrótce nagłe sentymenty do SPK WB. W lipcu 2012 (po upływie półtora roku od postanowień 43. Wal-nego Zjazdu) malkontencka mniejszość (powszechnie zwana grupą samozwańców lub rebeliantów), ignorując założenia Statutu SPK WB, mówiące o tym, że do zwołania Nadzwyczajnego Walnego Zebrania powołany jest Zarząd Główny SPK WB, doprowadza w Leicester do ze-brania, na którym pod pozorem ratowania SPK WB wybiera „władze” z Wiktorem Moszczyńskim na czele, stawiające sobie za cel usunięcie prawowitego Zarządu Głównego i przejęcie majątku SPK WB. Znany

Page 329: Ekspresje Tom s.1-410 IV

METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB 329

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

z umiejętności wywierania „nacisków” publicysta Wiktor Moszczyń-ski w liście z 1 października (Dz.P. 2012) uprawia taktykę mylenia. Na zarzut zorganizowania zebrania w Leicester bez powiadomienia o tym Zarządu Głównego SPK odpowiada beztrosko, że Zarząd SPK WB otrzymał powiadomienie o zebraniu 7 dni wcześniej przed publikowa-niem wymienionego listu (czyli 21 września), a zatem o całe dwa mie-siące za późno.

Uzurpatorzy organizują bezkompromisową kampanię próbującą podważać godność członków Zarządu Głównego i prawomocność de-cyzji Walnego Zjazdu 2010. Nie przebierając w środkach, metodą puczu (23 lipca 2012), starają się przechwycić władzę nad kombatancką orga-nizacją. Żeby przejąć jej majątek, tworzący podstawę nadal działającej Fundacji, w podstępny sposób podmieniają w Companies House na-zwiska 5 dyrektorów Th e Polish Ex-Combatants Association Limited (PCA Ltd) swoimi nazwiskami, a wysyłając listy do banku, informu-ją, że są właścicielami konta SPK WB. Na szczęście fałszerstwa zostały w porę zdementowane.

Jak już wyżej było wspomniane, kontynuacją kampanii roszczącej sobie nieuzasadnione pretensje do władzy i majątku, którego jedynym prawowitym właścicielem było SPK WB (obecnie – Fundacja SPK WB) jest rozesłane pismo i list Wiktora Moszczyńskiego z 15 września 2013. Pisma te, podobnie jak cała jego korespondencja w omawianej sprawie, posługują się niezgodnymi ze stanem faktycznym danymi. Wprowa-dzają odbiorców w błąd, szafując 873 podpisami. Również wymieniona w ankiecie p. Moszczyńskiego liczba w rzeczywistości jest o wiele niż-sza. Na liście rzekomych członków fi kcyjnego SPK znalazły się nazwiska osób, które do SPK WB nie należały. Podpisy zbierano na prywatnych przyjęciach i pod kościołami. Osoby podpisujące ankietę nie zawsze wiedziały, jaki jest jej cel. Ufały temu, co im wmawiano, że chodzi o „ra-towanie” SPK WB. Podobnie myląca jest liczba „1100” członków z 18 Kół (zawyżona jest także liczba „18”) płacących składki, która pochodzi z sierpnia 2013, czyli przedstawia stan liczbowy członków po założeniu przez p. Moszczyńskiego fi rmy Stowarzyszenie Polskich Kombatan-tów Limited, i po podjęciu decyzji z roku 2010 o zamknięciu SPK WB.

Młody w 1939 roku, wówczas niespełna 20-letni żołnierz, dziś ma ponad 90 lat. Stan zdrowia nie pozwala mu już na dawną aktywność. Ponadto w skład Kół fi rmy p. Moszczyńskiego w przeważającej liczbie wchodzą osoby, które nie stworzyły żadnej charytatywnej organizacji,

Page 330: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Czesław MARYSZCZAK330

201

3 to

m IV

a te z nowej emigracji zarobkowej nie umieją uszanować nawet symboli walk i męczeństwa Żołnierza Polskiego, ale chcą się nimi popisywać.

Domy Kombatanta (DK), o które uzurpatorzy zabiegają, są własno-ścią PCA Ltd., które odpowiada za stan majątkowy Stowarzyszenia. Do obowiązków pięciu dyrektorów PCA Ltd. należy m.in. przyjmowanie i zwalnianie etatowych pracowników Centrali i DK, kontrolowanie licencji, ubezpieczeń, przygotowywanie rozliczeń kasowych do rocz-nej kontroli sprawowanej przez przysięgłych audytorów brytyjskich. Z założenia Domy Kombatanta miały być samowystarczalne i przyno-sić dochód na działalność Stowarzyszenia. Naturalne wykruszanie się członkostwa spowodowało, że DK przestały wypracowywać wystarcza-jące sumy na własne utrzymanie. Nie sprawdziła się pod tym względem nowa emigracja. Pozostałe DK przynoszą defi cyt, dlatego ich sprzedaż stała się koniecznością.

Od momentu przyjęcia uchwały o zaprzestaniu działalności Kół SPK i przekazaniu funduszy jasno informowaliśmy, że fundusze te wzmocnią kapitał Fundacji SPK WB, założonej w roku 1957, która obecnie w wielu zakresach kontynuuje statutową działalność zamknię-tego SPK WB. Fundacja SPK WB wspiera m.in. działalność organizacji, które przedstawiają odpowiednie wnioski.

Koła SPK, które sprzeciwiły się uchwale, domagają się wypłacenia depozytów. W dużym procencie w Kołach tych są osoby, które wstą-piły do SPK w ciągu ostatnich lat. Ich wkład w tworzeniu depozytów, zwłaszcza wkład osób nowo przybyłych z Polski, jest żaden. Dlatego pi-sanie p. Moszczyńskiego o „zagarniętym majątku” jest tylko wyrazem rozgoryczenia, że jego fi rma nie może zawładnąć majątkiem SPK WB.

Niektóre Koła wpłaciły pokaźnie sumy na „Fundusz Bojowy” – utworzony i nazwany tak przez uzurpatorów władzy SPK. Miał on po-kryć koszty sprawy sądowej wytoczonej przez nich przeciwko legalnym władzom SPK WB. Adwokat Fundacji poinformował p. Moszczyńskie-go, że logo SPK jest znakiem zarejestrowanym i obecnie własnością je-dynie Fundacji SPK WB. Pan Moszczyński ignoruje ostrzeżenie i nadal bezprawnie posługuje się tym logo. Zawłaszczając w różnych pismach także adres oraz pełną nazwę Stowarzyszenia Polskich Kombatantów szerzy dezinformację.

Pan Moszczyński, który jeszcze w roku ubiegłym szantażował nas sądem, kończy teraz list pytaniem „Czy nie lepiej rozstrzygnąć te spra-wy we wspólnym dialogu przy stole, a nie ośmieszać społeczeństwo

Page 331: Ekspresje Tom s.1-410 IV

METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB 331

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

polskie [...] poruszając je na prawnym i medialnym forum brytyjskim”? – Owszem, chcieliśmy rozmawiać, ale ten sam Wiktor Moszczyński spalił już dwie okazje. Pierwsza miała dojść do skutku w szybkim ter-minie na jego życzenie. Zapowiedział mi jednak, że wylatuje do Stanów Zjednoczonych. Terminu przed weekendem nie mogłem przyjąć z po-wodu wcześniej podjętych zobowiązań, więc sugerowałem spotkanie po powrocie p. Moszczyńskiego. W niedzielę, podczas uroczystej Mszy św. w Święto Żołnierza (18 sierpnia 2012), p. Moszczyński, który miał być za oceanem, zjawia się w kościele pw. św. Andrzeja Boboli, by kilka dni później napisać w swoim felietonie (Dz.P. 26.08.2012), że obserwo-wał nasze siwe głowy (nie bardziej zresztą siwe od jego głowy, pozosta-jącej w tym samym przedziale pokoleniowym, co głowy przedstawi-cieli Zarządu Głównego) i zastanawiał się czy zrozumieliśmy homilię. Drugą okazję do „dialogu przy stole” zaproponował przewodniczący Rady Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Krzysztof Zarębski. Wyraziliśmy gotowość na rozmowę. Mieli w niej uczestniczyć Rektor Polskiej Misji Katolickiej i przedstawiciele Konsulatu RP w Londynie. Termin został ustalony, ale w ostatnim tygodniu przed wyznaczonym spotkaniem p. Moszczyński nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na maile – p. Zarębski był zmuszony odwołać spotkanie w ostatniej chwili.

„Nie ośmieszać społeczeństwo polskie ... na forum brytyjskim” (po-prawnie: nie ośmieszać społeczeństwa polskiego) – słuszna myśl! Trud-no jednak pojąć, dlaczego głosząc ją, nie stosuje jej p. Moszczyński w swoim postępowaniu, wypisując np. absurdy do Royal British Legion (brytyjska organizacja weteranów), troszcząc się publicznie o bilety na przemarsz 11 listopada dla „swoich weteranów”, mimo że SPK WB nig-dy nie dzieliło weteranów na lepszych i gorszych.

W łańcuchu rebelianckich napaści docelową tarczą stała się Barba-ra Orłowska (przewodnicząca PCA Ltd.), z urzędu pełniąca obowiązki wykonawcze wobec postanowień dotyczących zamknięcia SPK WB. 23 października 2013 zadaniem Barbary Orłowskiej było zamknię-cie Domu Kombatanta w Glasgow. W wykonaniu zadania pomagało dwóch b. członków SPK WB. Niestety, nie obyło się bez kolejnej rebe-lii nieznanych nam polskich migrantów, podających się za właścicieli zamykanego DK. Obrzucali oni prawomocnych wykonawców zadania obelgami i grozili rękoczynem. Zobligowane prawnie zamknięcie z ko-nieczności musiało się dokonać przy interwencji policji. W zamiesza-niu zaginął sztandar Koła SPK Glasgow.

Page 332: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Czesław MARYSZCZAK332

201

3 to

m IV

O dezinformowaniu stosowanym przez amatorów łatwego łupu pi-sał sekretarz Zarządu Głównego SPKWB Jacek Bernasiński (Dz.P. 2012 nr 190), pisałem ja (Czesław Maryszczak, Dz.P. 28 IX 2012). Uzurpa-torzy nadal kierują się wyłącznie podstępem, przemocą i zaborczymi planami, wciąż od nowa wzniecając zamieszanie. Niezrównoważone postępowanie nielojalnych byłych członków SPK WB wobec Zarządu Głównego wystarczająco wyjaśnia ich zgubne wobec Stowarzyszenia i Fundacji SPK WB zamiary.

Niepoważni ludzie chcieliby kierować losem organizacji żołnierskiej i przywracać jej „świetność”. Nie jesteśmy już zainteresowani rozwią-zywaniem ich problemów, które sami sobie nawarzyli, nie przestrzega-jąc zasad demokracji, kultury i sprawiedliwości.

Londyn, 29 października 2013 r.

Zdjęcia z Archiwum SPK WB. Niniejszy tekst przekazany do „Dziennika Pol-skiego” z wyraźną prośbą o opublikowanie go w formie artykułu, wydrukowany został kursywą jako słabo czytelny list w gęstwinie innych listów (Dz.P. 8 listo-pada 2013).

Page 333: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

O przeznaczeniu prywatnych księgozbiorów, a zwłaszcza archiwów emigracyjnych, decydują ich właściciele. Zbiory te często więc zasilają krajowe centra kultury w miejscowościach, z których darczyńcy po-chodzą: kierowane są do lokalnych archiwów lub do wybranych ośrod-ków akademickich.

Inna zasada, do niedawna imperatyw, dotyczy archiwów instytu-cjonalnych dokumentujących społeczno-kulturalne życie emigracyjne i stanowiących własność społeczną. W tym przypadku zalecana jest / obowiązuje zasada tzw. pertynencji terytorialnej: przekazywania zbio-rów do biblioteki lub archiwum środowiska, w którym kolekcje powsta-wały (International Council for Archives. Code for Ethnics, 1996). Przy-pomina te zasady Mirosław A. Supruniuk (Archiwa pisarzy i instytucji emigracyjnych w badaniach nad literaturą wychodźstwa polskiego):

Międzynarodowe prawo publiczne dotyczące rozmieszczenia materiałów ar-chiwalnych stosuje się wyłącznie do akt instytucji państwowych i publicznych, dla archiwaliów i kolekcji prywatnych i prywatno-prawnych nie ma i nie może być uregulowań prawnych.

W praktyce przekazywanie zbiorów łączy się z ubożeniem poza gra-nicami Kraju dokumentacji działalności emigracji. Dają się zauważyć także inne czynniki destrukcyjne wobec archiwaliów w środowiskach emigracyjnych, np.: emigracyjny niedostatek funduszy na konserwa-cję, nie najlepsze warunki przechowywania dokumentów, brak profe-sjonalnie opracowujących zbiory archiwistów… Nie bez znaczenia są również nie zawsze łatwe do pokonania odległości krajowego świata uczonych od emigracyjnych diaspor. Wszystko razem przyczynia się

Alina SIOMKAJŁO

PRZEKAZANE DO KRAJUpolskie archiwa i księgozbiory z Wielkiej Brytanii

Page 334: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło334

201

3 to

m IV

do tego, że w ciągu lat, zwłaszcza w miarę ujednolicania spraw emi-gracyjno-krajowych w ostatnim ćwierćwieczu, zacierają się ostrzejsze granice norm postępowania obowiązujących w omawianych przestrze-niach i przekraczane są zasady terytorialnej pertynencji. Na przykła-dzie Biblioteki Polskiej w Londynie oraz archiwaliów w Instytucie Pol-skim i Muzeum gen. Sikorskiego problem został wyraźniej oświetlony m.in. w wypowiedziach: Ewy Lipniackiej (Archiwa i ich miejsce) – byłej przewodniczącej Komisji Bibliotecznej POSK; Hanny Świderskiej (Dys-kusja o archiwach) – w ciągu 30. lat kustosza Polish Section w British Library; oraz przez zastępcę kierownika Biblioteki Polskiej w Londy-nie – Grzegorza Pisarskiego (A jednak. „Archiwa – rzecz ważna”), któ-remu dziękuję za przekazane mi uwagi. Jak dotąd nie powstała jednak lista komentowanych tutaj zbiorów.

Tymczasem zarówno pozostające pod opieką prywatnych osób, jak też organizacji, archiwa i księgozbiory z „polskiej Brytanii” coraz c zęściej przekazywane są krajowym instytucjom kultury, gdzie dosta-ją się zwykle w ręce fachowców ze specjalizacją archiwalną lub biblio-teczną.

DZIAŁANIA CHAOTYCZNE

Jak wiemy, do przełomowego roku 1989 emigracyjne książki mo-gły do PRL-u przenikać tylko drogą nielegalną. Zupełną rzadkością było przekazywanie do Polski większych całości archiwalnych lub bi-bliotecznych. Zdarzały się one jedynie przez zrządzenie przypadkowe. Przykładem archiwalia (dokumentacja, materiały historyczne, księgo-zbiór) i pamiątki ostatnią wolą zmarłego w roku 1969 gen. Kazimierza Sosnkowskiego – Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej, po śmierci gen. Sikorskiego – Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych, przekazane dla dobra obecnych i przyszłych pokoleń Polaków w Polsce. Dostały się w niepożądane ręce. Komuniści przejęli je podstępnie od pełnej zaufania wykonawczyni testamentu, wdowy po generale – Ja-dwigi, by używać dla celów reżimowo-propagandowych (J. Sosnkow-ska – W.T. Kowalski, Testament). W roku 2012 zestaw cennych doku-mentów z prywatnego archiwum po gen. Sosnkowskim, ocalony przez Ambasadę RP w Madrycie, trafi ł do Centralnego Archiwum Wojsko-wego w Rembertowie.

Page 335: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 335

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Sytuacja zmienia się zasadniczo po przełomie politycznym. Emigra-cja Niepodległościowa bez większych obaw, chętnie i świadomie prze-kazuje odtąd do kraju własne księgozbiory i archiwa.

Początkowo spotykamy się jeszcze z działaniami wprawdzie poży-tecznymi, ale chaotycznymi. Oto przykład jak jednym z pierwszych po roku 1989 ośrodków książki emigracyjnej stała się (doprowadzona do ładu w 1992) Biblioteka Główna Politechniki Rzeszowskiej. W 1990 przed Biblioteką Politechniki Rzeszowskiej stanęła lora wypełniona książkami z Wielkiej Brytanii. Tak to dość nietrafnie do rzeszowskiej uczelni technicznej dostał się oryginalny zbiór książek powojskowych – przeważnie polonica emigracyjne: 141 edycji z klasyki literackiej, 245 opracowań i źródeł historycznych, 27 kompletnych i zdekompletowa-nych roczników czasopism. W ten sposób powstała Sekcja Literatury Emigracyjnej Biblioteki Głównej Politechniki Rzeszowskiej. W roku 1994 Anna Daszkiewicz opracowała Informator o zbiorach literatury emigracyjnej dostępnych w Bibliotece. Zbiór stanowią książki i czasopi-sma wydane wyłącznie na emigracji w latach 1941-1990. Każda książka otrzymała okolicznościowy stempel: Dar Polaków z Anglii dla Politech-niki Rzeszowskiej 1990-1991; oprócz stempla – nazwisko „Zwierzchow-ski” (prawdopodobnie inicjatora wprowadzonego w czyn pomysłu). W większości najcenniejsze w tych książkach są pieczęcie podręcznych biblioteczek wojskowych, szpitalnych – z miejsc, jakie żołnierz polski zaliczał na szlaku bojowym podczas II wojny światowej. Obecni właś-ciciele gotowi byli (są?) przekazać księgozbiór instytucji potrafi ącej le-piej niż Politechnika spożytkować książkę emigracyjną.

W RODZINNE STRONY

Rzeszów, rodzinne miasto Stanisława Gliwy (1910-1986), serdecznie przyjął artystę typografa. Wprawdzie archiwum i księgozbiór Gliwy – Gliwianum – zostało rozproszone po wielu miejscach w Polsce, ale tu o stałą ekspozycję (kilkanaście planszy z pracami Gliwy i kilkanaś-cie wydrukowanych przez niego książek) w Bibliotece Uniwersytetu Rzeszowskiego zadbał historyk literatury, dr Jan Wolski, przekazując uczelni nieco domowych drobiazgów, zdjęć, dokumentów, druków, które otrzymał od żony artysty, Marii Gliwowej. Dopełnił ten zbiór kolejnymi zdobyczami prac typografa, m.in. kopiami listów Gliwy do

Page 336: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło336

201

3 to

m IV

Melchiora Wańkowicza (oryginały w posiadaniu byłej asystentki Wań-kowicza Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm – USA). Za pośrednictwem Wolskiego kilkanaście prac linorytniczych, druków ulotnych i galante-rii drukarskiej trafi ło do Muzeum drukarstwa w Warszawie.

Najznaczniejszą kolekcję korespondencji Gliwy, archiwaliów, kloc-ków linorytniczych, dokumentacji fotografi cznej ma jednak Książnica Kopernikańska w Toruniu. Tutaj znajdują się listy wielu korespondu-jących z Gliwą osób z kraju i z emigracji. Kilka jego linorytów i drze-worytów (pochodzących ze zbiorów osób, które toruńskiemu Archi-wum powierzały własne archiwalia) posiada Biblioteka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. A pełną kolekcję wydanych przez Gliwę książek (bez archiwaliów) zgromadził Oddział Historii Książki Muzeum Na-rodowego we Wrocławiu. Wszystkie wymienione zbiory to prywatna zasługa i serdeczne dary Marii Gliwy, zmarłej 23 września 2009 roku w Dublinie, której prochy wolą testamentu spocząć mają obok jej męża w Rzeszowie-Słocinie.

Wkrótce po przełomie (w latach 1991-1994) znaczna część londyń-skiego księgozbioru Kazimierza M. Smogorzewskiego (1896-1992) – dziennikarza, pisarza politycznego, encyklopedysty, bibliofi la: prasa emigracyjna i ponad 2 tysiące książek głównie o tematyce historyczno-politycznej okresu od końca XIX wieku do czasów najnowszych, oraz unikalny zbiór 52. grafi k karykaturzysty brytyjskiego Ralpha Sallona, złożona została w Bibliotece Śląskiej w Katowicach – a zatem na tere-nie, z którego pochodził urodzony w Sosnowcu Smogorzewski.

Ambasador RP w Wielkiej Brytani, hr. Edward Raczyński (1891-1993) założył Fundację im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu. Po śmierci założyciela Fundacja przejęła jego cenny księ-gozbiór druków nowych w liczbie 500 publikacji: fachowej literatury dyplomatycznej, wielojęzycznych prac poświęconych historii, zwłasz-cza okresu międzywojennego. Natomiast bardzo cenna kolekcja dru-ków po Edwardzie Raczyńskim przekazana została do Biblioteki im. Raczyńskich w Poznaniu. Wśród najstarszych znajdują się publikacje jego pradziada, również Edwarda, i tegoż brata – Anastazego. Biblio-teczno-antykwarycznym cymelium w tej kolekcji jest 3-tomowy zbiór grafi k Sir Joshua Reynoldsa z XVIII wieku. Osobną grupę w kolekcji stanowią książki z dedykacjami autorów ze świata polityki, kultury, nauki. W zbiorze ambasadora nie zabrakło pamiątkowego wydania

Page 337: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 337

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Konstytucji Kwietniowej ani bibliofi lskich rarytasów z kolekcji ofi cyny Samuela Tyszkiewicza.

Jerzy Pietrkiewicz (1916-2007) to przedstawiciel wielkiej humani-styki: poeta i teoretyk poezji, prozaik (pisarz dwujęzyczny), tłumacz, historyk literatury polskiej, profesor School of Slavonic and East Eu-ropean Studies. Pochodził z Fabianek (ziemia dobrzyńska) – własnym księgozbiorem wzbogacił bliskie jego sercu macierzyste Gimnazjum im. Długosza we Włocławku.

17 września 2009 roku Biblioteka Uniwersytetu Białostockiego im. Jerzego Giedroycia otrzymała, można powiedzieć, dar sentymentalny, bo skierowany do miasta urodzenia i młodości Prezydenta RP na Wy-chodźstwie: archiwum Ryszarda Kaczorowskiego (1919-2010). Zawiera ono około 800 jednostek, w tym 296 książek, 252 nagrania, 60 tytułów czasopism i 100 dokumentów życia społecznego na emigracji.

ARCHIWUM EMIGRACJI W TORUNIU

Jednym z najwcześniejszych w ostatnim 25-leciu i najważniejszych ośrodków gromadzenia emigracyjnych archiwów, księgozbiorów i ko-lekcji z Wielkiej Brytanii (nie biorę pod uwagę kolekcji muzealnych) i dzięki szczodrym darom – naukowo wydajnie prosperującym – jest utworzone w roku 1995 Archiwum Emigracji Biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. (> M.A. Supruniuk Archiwum pisarzy i instytucji emigracyjnych [...]).

Trafi ła tu jedna z największych kolekcji emigracyjnych, jakie z Lon-dynu powędrowały do Polski. Dec y z ją Stefa n i i Kossowsk ie j, przy fi nansowej pomocy Fundacji z Brzezia Lanckorońskich, Uczelni Mikołaja Kopernika przekazanych zostało ponad 60 tysięcy rękopisów i listów (m.in. listy Stanisława Balińskiego, Mariana Hemara, Jana Le-chonia, Józefa Mackiewicza do redaktora „Wiadomości”), składających się na archiwum „Wiadomości” (1946-1981) oraz wyposażenie redak-cyjne tygodnika. Złożone zostały tutaj także inne londyńskie archiwa: „Środy Literackiej” (dodatek do „Dziennika Polskiego i Dziennika Żoł-nierza”), teatru „Syrena”, wydawnictwa Książnica Polska w Glasgow, częściowe lub kompletne archiwa dziennikarzy, pisarzy i wybitnych osobistości wychodźczego życia społeczno-kulturalnego. Wymieńmy choćby niektóre: całe archiwum (łącznie z maszynopisami wywiadów,

Page 338: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło338

201

3 to

m IV

słuchowisk, adaptacji teatralnych) Zdzisława Broncla (1009-1998) od lat 50. związanego z polską sekcją radia BBC; poety, eseisty, krytyka, od 1966-1974 naczelnego redaktora „Wiadomości” – Michała Chmie-lowca (1918-1974); poety satyrycznego, dramaturga, aktora – Edwarda Chudzyńskiego (1921-1990); autorki dwu dramatów i publicystki – Ta-mary Karren-Zagórskiej (1913-1997); malarza, rzeźbiarza i pisarza – Adama Kossowskiego (1905-1986); felietonistki, dziennikarki, w latach 1974-1981 naczelnego redaktora „Wiadomośći” – Stefanii Kossowskiej (1909-2003); prozaika i krytyka – Janusza Kowalewskiego (1910-1996); pisarza, redaktora, znawcy spraw wschodnio-europejskich – Jana Krok-Paszkowskiego (1887-1969); dziennikarza, autora prac o Polskich Siłach Zbrojnych – Witolda Leitgebera (1911-2007); krytyka teatralnego i radiowego, pisarza – Janusza Poray-Biernackiego (1907-1996); poetki Marty Reszczyńskiej-Stypińskiej (1905-1995); działacza polityczno-społecznego, prezydenta RP na wychodźstwie w latach 1986-1989 – Ka-zimierza A. Sabbata (1913-1989); pisarza, wydawcy i działacza politycz-nego – Juliusza Sakowskiego (1906-1977); generała, premiera, w 1947 osiadłego w Wielkiej Brytanii autora wspomnień – Felicjana Sławoj-Składkowskiego (1885-1962); autora powieści i słuchowisk, dziennika-rza w Radiu Wolna Europa – Wiktora Trościanki (1911-1983); malarza i pisarza Marka Żuławskiego (1908-1985)…

Dzięki emigracyjnym darczyńcom i nie bez zasług naukowych opiekunów toruńskiego Archiwum Emigracji pośród innych archiwów emigracyjnych w Polsce Toruń wydajnie opracowuje oraz popularyzuje emigracyjne archiwa w publikacjach. Dotychczas ukazały się 53 tomy w toruńskiej serii wydawniczej: „Archiwum Emigracji – Źródła i ma-teriały do dziejów emigracji polskiej po 1939 roku” (w druku jest nowa seria pod redakcją Wacława Lewandowskiego: „Dokumentacja życia li-terackiego kręgu londyńskich <Wiadomości> 1945-1981”; w roku 2014 ma się ukazać 11 tomów), kilkanaście książek w serii literackiej „Ar-chiwum”; oraz 17 zeszytów rocznika ( w latach 2003, 2006 i od 2010 półrocznika) „Archiwum Emigracji. Studia – Szkice – Dokumenty”.

W WARSZAWIE

W Zamku Królewskim 8 października 1986 założona została przez Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego (ur. 1924) Fundacja Zbiorów

Page 339: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 339

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

im. Ciechanowieckich. Na rzecz Fundacji przekazał Fundator kolekcję i nienaruszalny kapitał. W skład kolekcji fundacyjnej wchodzi: malar-stwo, rysunek, akwarele, rzeźba, rzemiosło artystyczne, księgozbiór i archiwum. Dzieła sztuki należące do kolekcji fundacyjnej to przede wszystkim polonica. Księgozbiór obejmuje głównie publikacje (książki i czasopisma) polskie i zagraniczne dotyczące dziedziny historii sztu-ki. Archiwalia zawierają dokumenty działalności Andrzeja S. Ciecha-nowieckiego w Polsce i za granicą (m.in.: spraw Fundacji im. Ciecha-nowieckich; budowy kościoła w Krakowie-Mistrzejowicach), ponadto jego dokumenty osobiste i rodzinne (dyplomy, korespondencja, mate-riały dotyczące Boczejkowa). Księgozbiór udostępniany jest przez Bi-bliotekę Naukową Zamku Królewskiego w Warszawie, a Archiwum Andrzeja S. Ciechanowieckiego – przez Archiwum Zamkowe.

Emigracja polska w Wielkiej Brytanii często pojedyncze polonica – publikacje polskie lub Polski dotyczące wydane poza Krajem: dru-kowane (piśmiennicze, kartografi czne, ikonografi czne i muzyczne), dźwiękowe, audiowizualne i elektroniczne – przesyła do zbiorów war-szawskiej Biblioteki Narodowej.

W roku 2002 Zgromadzene Księży Marianów Prowincji Brytyjskiej z siedzibą w Fawley Court (nieopodal Londynu) przekazało Bibliotece Narodowej kilka tysięcy (dwie ciężarówki) książek, czasopism i doku-mentów życia społecznego z XX wieku – polskich, poloników i obcych.

Po śmierci historyka literatury, bibliografa i bibliotekarki, Marii Danilewicz Zielińskiej (1907-2003), listy jej do zaprzyjaźnionej Hanny Świderskiej (kustosza Polish Section w British Library) adresatka zło-żyła w Bibliotece Narodowej, w której p. Maria pracowała do wybuchu II wojny światowej.

W 2004 Biblioteka Narodowa otrzymała dar po śp. profesorze Ral-phie Milibandzie (1924-1994): 97 paczek literatury – głównie z kręgu historii myśli politycznej.

Spuściznę po rodzinie Kwapińskich, zwłaszcza po polityku Janie Kwapińskim (1885-1964) z Londynu, w roku 2006 jego wnuczka, Bar-bara Woroncow, przekazała do Archiwów Państwowych w Warszawie. Zbiór (3,8 metra bieżącego) zawiera dokumenty działalności społecz-nej i politycznej, listy prywatne i pamiątki rodzinne.

W roku 2008 zakończyły wędrówkę do Warszawy pamiątki po pol-skim teatrze i polskich artystach, pracujących za granicą, pamiątki po

Page 340: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło340

201

3 to

m IV

ludziach, których losy wojenne, a potem polityka wygnały z kraju. W 90. rocznicę istnienia krajowego ZASP-u Instytutowi Teatralnemu w War-szawie zostało przekazane z Londynu archiwum Związku Artystów Scen Polskich za Granicą (ZASPzG powstał w roku 1942) z siedzibą w Londynie. Zbiór (ok. 40 pudeł) zawiera teatralne dokumenty w tym listy, dokumentację warsztatów teatralnych, scenariusze, statuty, proto-koły zjazdowe ZASP za Granicą, programy, afi sze, projekty scenogra-fi i, recenzje, zdjęcia. Pośród innych znajdują się unikatowe dokumenty związane z ludźmi estrady, radia i fi lmu, m.in.[związane z] Zofi ą Terne, Feliksem Konarskim, Marianem Hemarem, Romanem Ratschke, Leopol-dem Kielanowskim, aktorami: Renatą Bogdańską [żoną gen. Władysła-wa Andersa], Ireną Delmar [od 1981 prezesem londyńskiego ZASP-u]. Kopie dokumentów zachowano w londyńskiej siedzibie ZASPzG.

Gros archiwów polskich z Wielkiej Brytanii z woli właścicieli lub upoważnionych do dysponowania zbiorami złożono w A rchiw u m A k t Now ych (AAN) w Warszawie. Znalazły się tutaj m.in. nastę-pujące archiwa osobowe: żołnierza Armii Krajowej w Powstaniu War-szawskim Haliny Martinowej (1911-2007), prawnika, działacza nie-podległościowego Romana Lewickiego (1912-2004); bogata kolekcja dokumentacyjna Aleksandry (1922-2010) i Mieczysława (1919-2004; (Honorowego Obywatela Miasta Londynu) Białkiewiczów zawierająca: materiały osobiste i środowisk związanych z Polskimi Siłami Zbrojny-mi, m.in.: dokumentacja środowiska żołnierzy broni pancernej okre-su po zreformowaniu PSZ, oprócz wymienionych – zapiski dzienne, sztambuch, „Dziennik bojowy” z okresu akcji na Bolonię. Szczególne miejsce w w kolekcji Białkiewiczów zajmuje spuścizna po gen. Józefi e K. Zamorskim (1890-1983), znalazły się w niej materiały dokumenta-cyjne polskiego Klubu Motorowego – Jaguar Club – w Anglii, Kapitu-ły Orderu Odrodzenia Polski oraz Zgromadzenia Kawalerów Virtuti Militari na Obczyźnie. – Trafi ły do AAN akta polityka, działacza PPS, w latach 1955-1965 premiera rządu RP na uchodźstwie Antoniego Pa-jąka (1893-1965) i jego rodziny. Do AAN przekazanych zostało przede wszystkim wiele archiwów rządowych RP na uchodźstwie: Minister-stwa Pracy i Opieki Społecznej Rządu RP w Londynie (za lata 1939-1946), Ministerstwa Informacji i Dokumentacji (1939 1946), Minister-stwa Prac Kongresowych (1940-1946), zbiór akt władz emigracyjnych w Londynie (1939-1946), Ministerstwa Przemysłu, Handlu i Żeglugi (1939-1945, [1946-1947]), Ministerstwa Sprawidliwości (1939-1990)…

Page 341: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 341

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

W roku 2013 Maria Kędzierska z Londynu przekazała do AAN doku-menty i ponad 1000 zdjęć swego ojca płk. dyplomowanego Leona Wa-cława Koca (1892-2013) – historyka z wykształcenia, z zawodu wojsko-wego wiernego ideałom Józefa Piłsudskiego.

W KRAKOWIE I WROCŁAWIU

Z gestii Karoliny Lanckorońskiej (1898-2002) od roku 1997 krakow-ska Polska Akademia Umiejętności jest właścicielem Biblioteki Funda-cji z Brzezia Lanckorońskich, od miejsca powstania zwanej Biblioteką Rozdolską (Rozdół – dziś na Ukrainie). Początkami gromadzenia Bi-blioteka ta sięga wieku XVIII. W roku 1969 przywieziona przez Ka-rolinę Lanckorońską do Wielkiej Brytanii, najpierw była depozytem w Bibliotece Polskiej w Londynie, następnie umieszczona została w sie-dzibie Fundacji z Brzezia Lanckorońskich w dzielnicy Earl’s Court. W jej zbiorach znajdowało się wiele rzadkich druków polskich i Polski dotyczących (skatalogowali je stypendyści Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego). – Drugi, odrębny i stale uzupełniany księgozbiór w Fun-dacji stanowiły źródła publikowane i prace historyczne dotyczące hi-storii Polski XX wieku. Razem z książkami Karolina Lanckorońska (hi-storyk sztuki) ofi arowała PAU zbiór sztychów z XVIII i XIX wieku oraz część rodzinnych i własnych naukowych materiałów archiwalnych. Bi-blioteka Rozdolska liczy 3000 poloników krajowych i zagranicznych, w tym 800 starodruków (m.in. kalendarze i broszury polityczne z XVII i XVIII wieku, zbiór konstytucji, ustaw i przywilejów I Rzeczpospoli-tej, XVIII-wieczne edycje źródeł do historii Polski, herbarze, komplet oświeceniowych „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”). Biblioteka ta służy obecnie przede wszystkim społeczności akademickiej. Można z niej korzystać w czytelni Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie. Natomiast wiele eksponatów Karoliny Lanckorońskiej trafi ło do Bi-blioteki Jagiellońskiej (także do Muzem Uniwersytetu Jagiellońskiego).

Bogatą w starodruki własną bibliotekę miał przekazać z Londynu do Polskiej Akademi Umiejętności polityk, publicysta, lider Federacji Ruchów Demokratycznych, wybitny działacz NID-u (Niepodległość i Demokracja), Rowmund Piłsudski (1903-1988).

Stworzone przez Krystynę (1923-2011) i Czesława (1912-1994) Bed-narczyków archiwum londyńskiej Ofi cyny Poetów i Malarzy (OPiM)

Page 342: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło342

201

3 to

m IV

– funkcjonującej od 1949 (od 1954 w Londynie „pod mostem” (146 Bridge Arch, Sutton Walk) do późnych lat 90. (wyborem poezji K. Bed-narczyk zamknięte w 2005) – zostało w roku 2012 przekazane poloni-styce Uniwersytetu Jagiellońskiego dla użytku dydaktycznego katedry edytorskiej prof. Janusza S. Gruchały. W listopadzie 2013 dokonało się uroczyste przekazanie dorobku Ofi cyny władzom Uniwersytetu.

Dr Józef Garliński (1913-2005) – ofi cer Komendy Głównej AK, wię-zień Auschwitz, historyk, działacz polskiej emigracji politycznej, pre-zes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (1975-2003) – w roku 2000 własne archiwum (materiały zebrane przez historyka-pisarza) przekazał do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu.

Również Bibliotece Ossolineum we Wrocławiu powierzone zostało w roku 2006 archiwum polityczne i historyczne Tadeusza Żenczykow-skiego (1907-1997) – autora książek o podziemnej Polsce i początkach PRL, w latach 1958-1972 wicedyrektora Rozgłośni Polskiej Radia „Wol-na Europa”.

Prawem wyjątku odnotujmy, że Ossolineum weszło też w posiada-nie archiwum polityka, pisarza, publicysty, kuriera i emisariusza Na-czelnego Wodza i Komendanta Głównego AK, redaktora Polskiej Sekcji BBC, a w latach 1952-1976 dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa – Jana Nowaka-Jeziorańskiego (właśc. Zdzisława Jeziorańskie-go 1914-2005), który wprawdzie nie osiedlił się w Wielkiej Brytanii, ale często przekraczał jej granice, kontaktując się zarówno z polskimi, jak i z angielskimi wybitnymi postaciami wojskowymi i politycznymi. (Część jego księgozbioru znajduje się w Bibliotece Centrum Informacji im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego w Warszawie).

ARCHIWA ROZPROSZONE

Liczne księgozbiory i archiwa wolą ofi arodawców – podobnie jak ar-chiwum Gliwy – zostały zlokalizowane w dwu lub w kilku miejscach. I tak część archiwum osiadłej w Londynie Beaty Obertyńskiej (1898-1980) kilka lat temu siostrzeniec poetki, Kasper Pawlikowski, złożył w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Inna część ar-chiwum Obertyńskiej powędrowała do Muzeum Narodowego w Prze-myślu.

Page 343: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 343

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

Księgozbiór działaczy socjalistycznych, Lidii (1902-2002) i Adama (1901-1978) Ciołkoszów, w roku 1998 na życzenie i z rozmysłem specy-fi kacyjnym Ciołkoszowej został przekazany do trzech bibliotek w Pol-sce: 110 pudeł z książkami w języku polskim i angielskim, głównie o te-matyce społecznej skierowanych zostało do Biblioteki Jagiellońskiej; 34 pudła książek (z przewagą anglojęzycznych) o podobnej tematyce – do Biblioteki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie; 13 pudeł ksią-żek wyłącznie w języku polskim, wydanych za granicą oraz zbiór mie-sięcznika „Kultura” wpłynęło do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tar-nowie. W przypadku ostatniej darowizny dokonało się symboliczne zwieńczenie związków rodzinych Ciołkoszów z Tarnowem. Voluminy opatrzono napisem „ex dono Familiae Ciołkosz”. W roku 2007 zbiór ten otrzymał opracowanie monografi czne (> Źródła: A. Dura). W 2004 do Biblioteki Narodowej w Warszawie wpłynął (tym razem pośmiert-nie) czwarty dar Ciołkoszów dla Kraju: 23 paczki publikacji polskich i obcych, głównie z zakresu polskiego ruchu robotniczego i polskiego socjalizmu.

Archiwum Bronisława Przyłuskiego (1905-1980) z Londynu – po-ety, prozaika, dramaturga, pośmiertnie podzielone zostało między Bi-bliotekę Narodową w Warszawie i Wyższą Szkołę Artylerii w Toruniu.

Podobnie ma się rzecz z archiwum Juliusza L. Englerta (1927-2010) –londyńskiego artysty fotografi ka i publicysty, który część korespon-dencji i zdjęć przekazał do Biblioteki Narodowej w Warszawie, około 200 książek z dedykacjami podarował Bibliotece Uniwersytetu Jagiel-lońskiego. Akta J. Englerta z lat 1930-2008 (mierzone w metrach: 0,45) otrzymało Archiwum Akt Nowych, a około 107 000 fotografi i – Naro-dowe Archiwum Cyfrowe (NAC).

Kilka zbiorów z Londynu i z Fawley Court trafi ło do akademickich ośrodków Lublina. Do Biblioteki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskie-go przekazane zostały następujace zbiory: – księgozbiór romanistycz-ny (około 500 książek) romanistki, pieśniarki Toli Korian (1911-1983) ofi arowany przez jej męża, Tymona Terleckiego; – część archiwum po-ety i tłumacza Zygmunta Ławrynowicza (1925-1987) zawierająca dotąd nieopracowany ogromny Dziennik tego autora (listy do brata Antonie-go znajdują się w osobowym Archiwum Emigracji w Toruniu); – księ-gozbiór fi lozofi czny, ze szczególnym uwzględnieniem dzieł Bergsona, historyka fi lozofi i Zygmunta Hładkiego (1896-1984).

Page 344: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło344

201

3 to

m IV

Natomiast Wyższa Szkoła im. Króla Władysława Jagiełły w Lubli-nie w roku 2003 weszła w posiadanie humanistycznego księgozbioru (ok. 15 tys. książek) Jana Krasnodębskiego (1930-2013). Księgozbioru wyróżniającego się szczególnie reprezentowaniem nauk pomocniczych historii: heraldyki, numizmatyki, sfragistyki. Drugą osobliwością tegoż zbioru jest duży dział literatury emigracyjnej: Biblioteka „Kultury”, „Kultura”, „Zeszyty Historyczne” i liczne pisma emigracyjne. – Wy-mieniona Szkoła przejęła też teologiczno-literacko-fi lozofi czny zbiór około 12 tysięcy książek profesora matematyki Sławomira Biela (1929-2000) z Londynu.

W 2006 roku w Mariańskim Domu Studiów im. Świętych Cyryla i Metodego w Lublinie została zdeponowana pozostała część biblioteki polskiego ośrodka rekolekcyjno-konferencyjnego i rekreacyjnego im. Jana Pawła II w Fawley Court prowadzonego przez Księży Marianów. Znajdują się w tym księgozbiorze także starodruki. Również w 2006 zbiory muzealne i rękopisy (m.in. dotyczące Powstania Styczniowego) z polskiego ośrodka zarządzanego przez Księży Marianów w Fawley Co-urt trafi ły do Lichenia, gdzie planowane było zorganizowanie muzeum.

*Dzięki przychylności darczyńców emigracyjne archiwa nie spo-

czywają na laurach, nie muzealnieją – są żywe. Ku pożytkowi nowych pokoleń po latach cenzuralnych ograniczeń dostęp do źródłowych materiałów emigracyjnych stał się powszechny. A odkąd studia nad dziejami i dorobkiem polskiej emigracji wychodźczej wraz z archiwami i księgozbiorami przenoszą się i w przewadze prowadzone są w Polsce, poszerzają się ich przestrzenie tematyczne. Wzrasta poziom zaintereso-wań emigracją, a także operatywność krajowych bibliotek w zakresie przejmowania polskich zbiorów emigracyjnych.

Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z „transakcją wiązaną”: powojenna polska emigracja, uzupełniając krajowe zbiory, nie tylko wspomaga rozwój archiwów i wiedzy o polskiej emigracji, zapewnia sobie również trwałą pamięć w licznych opracowaniach teraźniejszych i przyszłych pokoleń profesjonalnych badaczy krajowych.

Od wielu lat Ministerstwo Spraw Zagranicznych aktywnie uczest-niczy w sprowadzaniu do Polski dokumentów historycznych. Osob-

Page 345: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZEKAZANE DO KRAJU 345

ARC

HIW

UM

PA

MIĘ

CI

nego rozpatrzenia wymagałaby kwestia ustalenia koniecznych granic przekazywania do Kraju, a więc i ubożenia polskich archiwów emi-gracyjnych i księgozbiorów. Wydaje się, że zwłaszcza „instytucje dłu-giego trwania”, takie jak Biblioteka Polska w Paryżu, Biblioteka Polska w Londynie, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku i tegoż odpowiednik w Londynie, biblioteka i archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu, świadcząc wśród obcych o polskim dziedzictwie narodowym, powinny nadal żyć i rozwijać się poza granicami Rzeczypospolitej.

Źródła(„Dziennik Polski”, „Tydzień Polski” – pisma ukazujące się w Londynie)

Archiwum Akt Nowych (AAN): www.aan.gov.pl Archiwum Emigracji, artykuł hasłowy w: Encyklopedia polskiej emigracji i Polo-

nii, pod red. Kazimierza Dopierały, t. 5, Toruń 2005„Archiwum Emigracji. Studia, Szkice, dokumenty” Z. I – X, Toruń 1998 -2009;

oraz informacja internetowa na ten temat: www.bn.uni.torun.pl./i/emigr.htm.

Magdalena Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjoner, mar-szand i mecenas, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL, 2012

Stanisław A. Bogaczewicz, Życie i dzieła Karoliny Lanckorońskiej 1898-2002, Wrocław: IPN 2002

Anna Daszkiewicz, Informator o zbiorach literatury emigracyjnej dostępnych w Bibliotece, Rzeszów: Biblioteka Główna Politechniki Rzeszowskiej, 1994

Anna Dura, Emigracyjny księgozbiór Lidii i Adama Ciołkoszów w Miejskiej Bi-bliotece Publicznej im. J. Słowackiego w Tarnowie, Warszawa 2007

Iwona Gronkiewicz, Księgozbiór po hr. Raczyńskim, „Dziennik Polski” 2001, nr 201

Janusz S. Gruchała, Wdzięczna pamięć [propozycja UJ zaopiekowania się ar-chiwum OPiM Krystyny i Czesława Bednarczyków], „Pamiętnik Literacki”, t. XXXVI, Londyn 2008

Inwentarz Archiwum „Wiadomości”(1946-1981), wstęp: Mirosław A. Supruniuk, Aneta Jadowska, Marta Karpińska, Toruń 2006

Dorota Juszczak, Hanna Małachowicz, Galeria Lanckorońskich. Obrazy z daru Profesor Karoliny Lanckorońskiej dla Zamku Królewskiego w Warszawie, Warszawa 1998

KIN, Cenne archiwum [Kazimierza Smogorzewskiego], „Dziennik Polski” 2001, nr 152

Page 346: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Alina Siomkajło346

201

3 to

m IV

Wanda Lesiszowa, Archiwum żywe [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2007, nr 56

Ewa Lipniacka, Archiwa i ich miejsce [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2001, nr 194

Maria Kędzierska, Do Archiwum Akt Nowych [list], „Dziennik Polski 2013, nr 201

Krzysztof Muszkowski, Archiwum w hołdzie literaturze emigracyjnej, „Tydzień Polski” 2007, nr 11

Maciej Nowak, Z Londynu do Warszawy [archiwum ZASP za Granicą], „Dzien-nik Polski” 2008, nr 189

Od Żurawicy do Londynu. Tułacze losy majora Białkiewicza. Kolekcja Aleksandry i Mieczysława Białkiewiczów: http//www.lazienki-krolewskie.pl/

Grzegorz Pisarski, A jednak.. „Archiwa – rzecz ważna” [list-artykuł], „Tydzień Polski” 2003, nr 11

Aleksandra Podhorodecka, A co z archiwum?, „Dziennik Polski” 2013, nr 47Agnieszka Rakoczy, Księgozbiory Kazimierza M. Smogorzewskiego oraz Lidii

i Adama Ciołkoszów, „Tydzien Polski” 1999, nr 36Alina Siomkajło, Mylący protest [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2001,

nr 212Jadwiga Sosnkowska, Włodzimierz T. Kowalski, Testament, w: W kręgu mitów

i rzeczywistości, Warszawa b.r.w.Mirosław Adam Supruniuk, Archiwa pisarzy i instytucji emigracyjnych w bada-

niach nad literaturą wychodźstwa polskiego, w: Powroty w zapomnienie. De-kada literatury emigracyjnej 1989-1999, oprac. zbior. pod red. Bolesława Kli-maszewskiego i Wojciecha Ligęzy, Kraków 2001

Hanna Świderska, Dyskusja o archiwach [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2008, nr 231

Ważny jest każdy dokument. Z profesor Darią Nałęcz, Naczelnym Dyrektorem Ar-chiwów Państwowych w Warszawie rozmawia Robert Małolepszy, „Dziennik Polski” 2006, nr 195

Jan Wolski, Lista książek i innych druków [Stanisława Gliwy], w: tenże, Pisanie książek bez użycia pióra, Rzeszów 2006

Wykaz wydawnictw zwartych przekazanych w darze Bibliotece Uniwersyteckiej im. Jerzego Giedroycia w Białymstoku przez Pana Ryszarda Kaczorowskiego, Białystok: Biblioteka Uniwersytecka (wydruk komputerowy), 2009

Zaktualizowany obecnie artykuł, w krótszej wersji drukowany w „Nowym Czasie” (Londyn 2010, nr 6), pierwotnie wygłoszony został w warszawskich Łazienkach Królew-skich podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej (23-24 X 2009) na temat „Nie-podległościowe uchodźstwo polskie w Europie i na świecie i jego rola w pomocy Krajowi po układzie jałtańskim 1945-1990” (pokonferencyjna książka nie doszła do wydawnicze-go skutku). Autorka przyjmie z wdzięcznością uzupełniające artykuł uwagi.

Page 347: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Instytu-cie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego (UR) prowadzone są badania nad literaturą Drugiej Wielkiej Emigracji. Pośród wielu ogólnopolskich spotkań naukowych poświęconych Emigracji należy wymienić choćby te, których tematem były syntezy historycznolite-rackie: Londyńska grupa literacka „Kontynentów”; Literatura utracona, poszukiwana czy odzyskana. Wokół problemów emigracji; Proza polska na obczyźnie. Aspekty – oblicza – przemiany; Teatr i dramat polski na emigracji; Małe ojczyzny w twórczości pisarzy emigracyjnych, jak i omó-wienia dorobku pojedynczych poetów i pisarzy: Twórczość literacka Be-aty Obertyńskiej, Czesław Miłosz – triumf słów dostojnych i czystych, „Trzeba się trzymać pięknych przyzwyczajeń”. Twórczość Jana Darow-skiego. Warto wspomnieć, że w Instytucie Filologii Polskiej działają dwie pracownie naukowe: Pracownia Literatury Polskiej poza Krajem i Pra-cownia Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej. Ostatnio wymienio-na gromadzi zbiory polskich pisarzy emigrantów, m.in.: Floriana Śmiei,

KONFERENCJE 2013

Jolanta PASTERSKA

O TWÓRCZOŚCI JÓZEFA BUJNOWSKIEGO

Page 348: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jana Darowskiego, Bogdana Czaykowskiego, Andrzeja Buszy, Kazimie-rza Brauna, Józefa Wittlina, Wojciecha Gniatczyńskiego. Oprócz publi-kowanych monografi i i tomów pokonferencyjnych wydawane są w Insty-tucie katalogi archiwaliów oraz seria Z archiwum pisarza.

23-24 października 2013 roku rzeszowska uczelnia znów gościła badaczy literatury emigracyjnej. Tym razem naukowym zainteresowa-niem objęty został dorobek pisarski Józefa Bujnowskiego.

Józef Bujnowski, ważna postać emigracji niepodległościowej, tak jak wielu pisarzy z tego kręgu, niesłusznie znalazł się dzisiaj pomiędzy nieco zapomnianymi. Poeta, prozaik, eseista, badacz, krytyk literacki, pedagog, profesor Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie oraz visiting professor na uniwersytetach w Amsterdamie i Heidelbergu, uhonoro-wany wieloma odznaczeniami i nagrodami, m.in. Krzyżem Ofi cerskim Polonia Restituta za całokształt działań niepodległościowych oraz pracy naukowej. Józef Bujnowski pozostawił ważny dorobek twórczy i naukowy oraz wartościowe wspomnienia dotyczące zarówno walk polskiego podziemia na Wileńszczyźnie, jak i zesłania w głąb Związku Sowieckiego, szlaku bojowego z Armią generała Władysława Andersa, wreszcie – spraw emigracji.

Biografi a Józefa Bujnowskiego, jego spuścizna literacka, a także na-ukowa, dotąd nie dość opisane, zasługiwały na szczegółowy badawczy namysł. Ogólnopolską konferencję naukową Zesłania i powroty. Twór-czość Józefa Bujnowskiego zorganizowalismy wspólnymi siłami: Insty-tutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, Zakładu Teorii i Antropologii Literatury, Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury Li-terackiej oraz Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ) i Katedry Historii Literatury Polskiej XX Wieku. Swoją obecnością sympozjum uświetniła wdowa po poecie pani Heide Pirwitz-Bujnow-ska. Referaty koncentrowały się wokół czterech przestrzeni tematycz-nych odzwierciedlających główne aspekty twórczej działalności autora Krawędzi. Objęły zatem zainteresowaniem jego poezję prozę, krytykę literacką i translatorykę.

Pierwszą część obrad zdominowały wystąpienia omawiające doro-bek poetycki Józefa Bujnowskiego. W zagadnienia wileńskiego etapu życia Bujnowskiego i jego poetyckich juweniliów wprowadził referat Tadeusza Bujnickiego (Uniwersytet Warszawski, UW) Józef Bujnow-ski i „Smuga”. Syntezy dorobku poetyckiego autora Powrotów dokonał Wojciech Ligęza (UJ) w wystąpieniu zatytułowanym „Z krawędzi nocy

Jolanta PASTERSKA348

201

3 to

m IV

Page 349: Ekspresje Tom s.1-410 IV

– z tajemnic dnia”. Tematy i formuły Józefa Bujnowskiego. Paweł Ma-jerski (Uniwersytet Śląski, UŚ) podjął temat Struktury, modele, konste-lacje… Józefa Bujnowskiego systematyka poezji konkretnej, Zbigniew Andres (UR) skoncentrował się na omówieniu nurtu fi lozofi czno-egzy-stencjalnego w tej liryce („Lustro mijania”. O liryce Józefa Bujnowskie-go), a Grażyna Maroszczuk (UŚ) poddała analizie wątki eschatologicz-ne obecne w tomach poetyckich Bujnowskiego („Pochylam pióro nad sprawą dnia dzisiejszego”. „Rzecz o przemijaniu” Józefa Bujnowskiego). Z kolei rozważaniom na temat pierwiastków metafi zycznych w poezji autora Krawędzi wystąpienie poświęcił Janusz Pasterski (UR) „Czy to poranek znowu?” Rzeczywistość i metafi zyka w poemacie „Poranki” Jó-zefa Bujnowskiego. Natomiast Barbara Trygar (UR) skoncentrowała się na analizie poetyckiego przesłania Józefa Bujnowskiego (Poezja Józe-fa Bujnowskiego jako nec plus ultra rozumienia życia). Naukową część sympozjum wieńczyły dwa wystąpienia akademików Uniwersytetu Rzeszowskiego: Jana Wolskiego Tak bywa w bajce, jako w życiu. Józe-fa Bujnowskiego próba humorystyczno-satyryczna, oraz Jolanty Paster-skiej Konwencja baśniowa w „Trylogii miłosnej” Józefa Bujnowskiego, prezentujące poetę jako twórcę pełnego poczucia humoru władającego dowcipem. Na zakończenie tego dnia obrad Grzegorz Dolata (Biblio-teka UR) zapoznał zebranych ze zbiorami, które zostały zgromadzone dzięki staraniom członków Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej i zdeponowane w Bibliotece UR (Spuścizna Józefa Bujnow-skiego w archiwach poetów emigracyjnych w Zbiorach Specjalnych Bi-blioteki Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Część drugą obrad poświęcono dokonaniom prozatorskim Józefa Bujnowskiego. Referentów szczególnie zainspirowała jego proza wspom-nieniowa o tematyce wojennej: Anna Wal (UR) „Twarde karty h istorii”. Tematyka wojenna w prozie wspomnieniowej Józefa Bujnowskiego oraz powieść Koła w mgławicach. Interpretacji wymienionym wspomnie-niom szkice poświęciły: Agnieszka Nęcka (UŚ) W spirali agonalnych wspomnień. O „Kołach w mgławicach” Józefa Bujnowskiego i Marcelina Majewicz (UR) Poetyckie mgławice snów. Motywy oniryczne w wybra-nych utworach Józefa Bujnowskiego. Natomiast analizę porównawczą aspektów metafi zycznych obecnych w prozie Bujnowskiego i Kuśnie-wicza przeprowadziła Elżbieta Dutka (UŚ) Ratowanie nieba” i „odwet na rozumie” Metafi zyczne niepokoje w „Kołach w mgławicach” Józefa Bujnowskiego oraz w „Stanie nieważkości” Andrzeja Kuśniewicza.

O TWÓRCZOŚCI JÓZEFA BUJNOWSKIEGO 349

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 350: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Jolanta PASTERSKA350

201

3 to

m IV

Część trzecia sympozjum dotyczyła działalności krytycznej i prze-kładowej autora Kół w mgławicach. W problematykę tego kręgu do-robku literackiego poety wprowadził zebranych Marian Kisiel (UŚ).Omówił on dokonania Bujnowskiego jako krytyka (Syntezy Józefa Bujnowskiego). Zainteresowania innych badaczy skupiały się wokół kwestii metody krytyczno-badawczej Bujnowskiego. Temu zagadnie-niu poświęcił wystąpienie Rafał Moczkodan (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, UMK), opatrując własne rozważania tytułem Między sylwetką a syntezą – uwagi o metodzie krytyczno-badawczej Jó-zefa Bujnowskiego. Natomiast Ewa Bartos (UŚ) skoncentrowała się na analizie tekstów krytycznych Bujnowskiego poświęconych Gombrowi-czowi (Bujnowski o Gombrowiczu). Tę część obrad zamykał Arkadiusz Luboń (UR) referatem „Ład w świecie wielkich rzeczy, porządek w iskrze i atomie”. Bujnowski – tłumacz, wskazując charakterystyczne cechy warsztatu translatorskiego autora Rzeczy o przemijaniu. Całość obrad domykały wypowiedzi o wspomnieniach, którym początek dał szkic Floriana Śmiei (University of Western Ontario, Kanada) zatytułowany Bujnowski i Koło Polonistów. Wspomnienia były też ważnym elemen-tem dyskusji toczącej się po każdej części obrad. Nie do przecenienia wydają się uwagi Heide Pirwitz-Bujnowskiej (Londyn) – uzupełniane prezentacją rodzinnych zdjęć i albumu ilustrującego „drogę do wolno-ści” Józefa Bujnowskiego – oraz retrospektywy Anny-Marii Grabanii-Richards (przed powrotem do Polski mieszkajacej w Londynie) ze spo-tkania autorskiego z Józefem Bujnowskim, zorganizowanego w ramach prowadzonego przez nią przed laty „Teatru Małych Form”.

W podsumowaniu dokonano interpretacji tytułu konferencji, rozpa-trując zwrot „zesłania i powroty” – w kontekście biografi i Bujnowskie go – zesłańca, jak i w znaczeniu przenośnym. Wachlarz m etaforycznych odniesień do tytułu sympozjum – jak się okazało – przynosi twórczość poetycka Bujnowskiego (poświadczają to tytuły tomików poezji i poje-dynczych utworów). Dzięki zaprezentowanym na konferencji wykład-niom powstał wielowymiarowy portret pisarza i uczonego, tak potrzeb-ny w refl eksji o literaturze powstającej w oddaleniu od ojczystego Kraju.

Konferencji towarzyszył wernisaż wystawy „Zesłania i powroty. Twórczość Józefa Bujnowskiego” zorganizowany w Pracowni Zbiorów Specjalnych Biblioteki UR. Na wystawie, której kustoszami byli Grze-gorz Dolata i Elżbieta Worek, wyeksponowane zostały archiwalia doty-czące życia i twórczości pisarza.

Page 351: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

W dniach 28-29 października 2013 roku w Krakowie odbyła się mię-dzynarodowa konferencja naukowa „Andrzej Bobkowski wielokrotnie. W 100. rocznicę urodzin pisarza”, zorganizowana przez Katedrę Kry-tyki Współczesnej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego we współpracy z Zakładem Literatury XX i XXI wieku Instytutu Li-teratury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Obrady miały miejsce w Collegium Maius, w Sali im. M. Bobrzyńskiego, w której doszło do spotkania grona badaczy oraz miłośników twórczości pisarza. Pośród licznych wydarzeń związanych z obchodami setnych urodzin Andrzeja Bobkowskiego krakowska konferencja zajęła miejsce szczególne, stając się na dwa dni prawdziwym ośrodkiem kultury i sztuki, centrum dys-kusji, refl eksji i rozważań nad niezwykle różnorodną twórczością auto-ra Szkiców piórkiem.

Organizatorzy zdecydowali się na przyjęcie tradycyjnej formy od-czytywania referatów, przeplatanych dyskusjami o interdyscyplinar-nym charakterze – w ramach poszczególnych paneli swój głos zabrali nie tylko teoretycy, krytycy i historycy literatury, ale także znawcy te-atru, socjolodzy, historycy sztuki czy idei. Obrady otwierała dr Dorota Janiszewska-Jakubiak z Ministerstwa Kultury wraz z Dziekan Wydzia-łu Polonistyki – prof. Renatą Przybylska, która w swoim powitalnym przemówieniu podkreśliła wysoką rangę wartości propagowanych przez Bobkowskiego, takich jak wolność i umiłowanie życia. Prof. Ma-ciej Urbanowski przedstawił z kolei cel jaki przyświecał organizatorom konferencji, a była nim próba ukazania nowych, możliwych odczytań i interpretacji dzieł Bobkowskiego.

Patrycja GRUBKA

NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO

Page 352: Ekspresje Tom s.1-410 IV

O RECEPCJI BOBKOWSKIEGO

Zgodnie z myślą przewodnią konferencji, „Bobkowski wielokrot-nie”, wygłoszone podczas obrad referaty można by usytuować w kilku grupach problemowych. Jedną z nich stanowiłyby niewątpliwie rozwa-żania na temat recepcji twórczości Bobkowskiego w Polsce i za granicą, a także miejsca, jakie autor Szkiców piórkiem zajmuje na gruncie lite-ratury XX wieku. Dyskusję na ten temat zapoczątkowało wystąpienie Krzysztofa Dybciaka (UKSW), w którym padło stwierdzenie, że Bob-kowski „nie był rozpieszczany” przez autorów syntez literackich i bada-czy literatury. Profesor na potwierdzenie tej tezy przytoczył tytuły kil-ku publikacji, w których Bobkowskiemu poświęcono niewiele miejsca. Badacz zastrzegł jednak, że ostatnie lata przyniosły zmiany takiego sta-nu rzeczy, wynikające najprawdopodobniej z przemian, jakie zaszły na gruncie świadomości literackiej. Krzysztof Dybciak uznał Szkice piór-kiem za jedno z trzech najznakomitszych dzieł polskiej diarystyki XX wiecznej (obok dzienników Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego).

Zagadnieniem recepcji twórczości Bobkowskiego zainteresował się także Oles Herasym, autor tłumaczenia Szkiców piórkiem na język ukra- iński. Badacz podkreślił, że literackie walory dzieła, sposób prowadze-nia narracji czy talent obserwatora to główne czynniki, które mogły mieć wpływ na dobry odbiór Szkiców piórkiem w Ukrainie. Pytanie o recepcję dzienników wojennych Bobkowskiego padło również po wystąpieniu Brigitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3), któ ra wygłosiła referat dotyczący obrazu Francji w Szkicach piórkiem. Zdaniem Gautier Bobkowski nie odniósł we Francji większego sukce-su, a recepcji jego dziennika praktycznie nie było. Taki stan rzeczy spowodowany został przez brak odpowiedniego mediatora-tłumacza, który mógłby przyczynić się do rozpropagowania twórczości autora Szkiców piórkiem. Ponadto dzienniki Bobkowskiego p rzypominające „opowieść-rzekę” nie mieściły się w kanonie literatury francuskiej, przy wiązanej do tradycji klasycznej.

ANTYSYSTEMOWY PIEWCA TERAŹNIEJSZOŚCI

Jens Herlth (Univeristé de Fribourg) w referacie „Szkice piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego na tle krytyki kultury pierwszej połowy XX wie-

Patrycja GRUBKA352

201

3 to

m IV

Page 353: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ku wskazywał na paralele między Bobkowskim, Frobeniusem i Keyser-lingiem, konstatując, że polskiemu pisarzowi blisko jest do niemieckie-go modelu krytyki kultury opartej na koncepcjach morfologicznych i organicystycznych. Badacz poruszył ponadto, niezwykle istotną w przypadku twórczości Bobkowskiego, kwestię stosunku autora Szki-ców piórkiem do tradycji i przeszłości, wskazując na jego anty-histo-ryczną postawę.

Alina Molisak (Uniwersytet Warszawski), prócz rozważań nad re-alnymi i symbolicznymi przestrzeniami w Szkicach piórkiem, zwróciła uwagę na antysystemowość Bobkowskiego i jego umiłowanie teraźniej-szości. Temat stosunku pisarza do życia, przeszłości, rozumienia przez niego pojęcia pracy powracał wielokrotnie, także w panelu dyskusyj-nym na temat aktualności pisarstwa Bobkowskiego z udziałem Dariu-sza Gawina (Muzeum Powstania Warszawskiego), Andrzeja Horuba-ły („Do rzeczy”), Andrzeja Nowaka (UJ – PAN, „Arcana”) i Jarosława Klejnockiego (UW, Muzeum Literatury).

Andrzej Stanisław Kowalczyk (UW) przypomniał o negatywnym stosunku diarysty do rzeczywistości II Rzeczypospolitej, podkreślając, że Bobkowskiego uwierała każda forma ograniczająca jego autono-mię, dlatego też zakorzenienie się autora Szkiców piórkiem w jednym, konkretnym środowisku było niemożliwe. Kowalczyk przedstawił Bobkowskiego jako krytyka okresu Dwudziestolecia, opowiadającego się za wolnością jednostkową i prywatną, postulującego konieczność ograniczenia działania władz.

PISARZ?

Maciej Nowak (KUL) podjął w swoim wystąpieniu problem stosun-ku Bobkowskiego do praktyki pisarskiej. Według badacza autor Szki-ców piórkiem chciał być i był pisarzem, co zresztą potwierdził słowa-mi pojechałem do Gwatemali zrobić sobie miejsce do pisania (fragment wywiadu z Tadeuszem Nowakowskim dla RWE). Badacz wykazał, że zanim ostateczna wersja dziennika trafi ła do druku uległa rozmaitym modyfi kacjom, a nad rękopisem pracował p i s a r z, który zdobył już uznanie wśród grona krytyków. Tym samym Szkice piórkiem nie są wcale chronologicznie książką „pierwszą” Bobkowskiego (jak do tej pory uważano), lecz „ostatnią”.

NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO 353

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 354: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Odmiennego zdania był Paweł Rodak, który konstatował, że autor Szkiców piórkiem „nie uważał się za pisarza”, a dziennik w poprawionej wersji ujrzał światło dzienne tylko i wyłącznie dzięki namowom Gie-droycia, który wymusił na Bobkowskim opublikowanie dzieła. W szyscy prelegenci zgodnie podkreślali natomiast ścisły związek praktyki pi-sarskiej Bobkowskiego z jego doświadczeniami życiowymi oraz istotną rolę, jaką autor Szkiców piórkiem przypisywał prozie fi kcjonalnej.

PRZYJACIELE, MISTRZOWIE, NASTĘPCY

Michał Kopczyk (ATH Bielsko) w referacie: Bobkowski i Keyserling poruszył kwestię fascynacji bohatera sesji osobą i twórczością nie-mieckiego fi lozofi a Hermanna von Keyserlinga, wskazując na istnie-nie duchowej oraz intelektualnej więzi między myślicielami. Zdaniem Kopczyka obu twórców łączyła refl eksja nad jakością człowieka współ-czesnego i sposobem jego przeżywania świata, a inspiracje Keyserlin-giem znalazły wyraz zarówno w Szkicach piórkiem, jak i w utworach fabularnych Bobkowskiego.

W gronie mistrzów Bobkowskiego znajdował się także Kazimierz Wierzyński. Wojciech Ligęza (UJ) wygłosił w trakcie konferencji nie-zwykle interesujący referat, w którym zmyślnie prześledził dzieje wie-lowymiarowej przyjaźni łączącej obu twórców, wskazując na podo-bieństwo w stylu przeżywania, odczuwania otaczającej rzeczywistości. Ligęza konstatował, że Bobkowski jawi się Wierzyńskiemu jako pisarz będący w stanie przekraczać wszelkie możliwe granice, indywidualista, umysł głęboko przenikliwy.

Ciekawe tezy na temat istnienia wielopłaszczyznowych paraleli pomiędzy Mariuszem Wilkiem, Andrzejem Stasiukiem i Andrzejem Bobkowskim zaprezentowała Dorota Kozicka (UJ). Zdaniem Kozickiej Bobkowskiego, Stasiuka i Wilka łączy istnienie „podobnych podróż-nych fascynacji”, pokrewieństwo dusz, chęć realizacji własnych projek-tów, umiłowanie życia czy witalność.

Aleksander Fiut (UJ) wskazywał z kolei na dialog Bobkowskiego z Giedroyciem, próbując odnaleźć odpowiedź na pytanie o to, w jaki sposób mogło dojść do zawiązania się przyjacielskich relacji pomiędzy dwoma tak skrajnie różnymi, pod względem charakteru i tempera-mentu, osobami. Zdaniem Profesora rozwiązanie tej zagadki nie leży

Patrycja GRUBKA354

201

3 to

m IV

Page 355: Ekspresje Tom s.1-410 IV

w kwestiach światopoglądowych. Należałoby raczej stwierdzić, że pod-stawą ich przyjaźni była całkowita szczerość, wzajemny szacunek oraz umiejętność wyrażania własnego zdania bez ogródek.

Temat mistrzów autora Szkiców piórkiem zabrzmiał także w ostat-nim z referatów, zatytułowanym Wilde Bobkowskiego wygłoszonym przez organizatora konferencji, Macieja Urbanowskiego. Krytyk wska-zywał na istnienie paraleli w biografi ach obu twórców, takich jak: fa-scynacja Francją czy stosunek do katolicyzmu. Urbanowski zwrócił także uwagę na pojawienie się u Bobkowskiego Wildowskich motywów i przywołań pewnych konkretnych dzieł. Ta fascynacja Wildem, za-uważył referent, była nietypowa na tle literackich wyborów rówieśni-ków Bobkowskiego.

OJCZYZNY BOBKOWSKIEGO?

Pośród wielu portretów Bobkowskiego, jakie zostały naszkicowane w trakcie konferencji, istotny był szczególnie ten pozwalający na przyj-rzenie się lawirowaniu autora Szkiców piórkiem na pograniczu kolej-nych światów kulturowych, w których przyszło mu żyć. Zdaniem Bri-gitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3) Francja w Szkicach piórkiem jawi się jako urokliwe miejsce, pełne książek, taniego jedzenia i napojów, a sam dziennik można by potraktować jako poetyckie od-tworzenie mitu o Francji.

Temat Krakowa i atmosfery domu rodzinnego Bobkowskich pod-jęły w swoich wystąpieniach Grażyna Kubica-Heller (UJ) oraz J oanna Podolska (UŁ). Pierwsza z badaczek, zwróciwszy baczną uwagę na pro-testanckie korzenie pisarza, prześledziła krakowskie perypetie rodu Bobkowskich, jego społeczne umiejscowienie i zróżnicowanie. Prele-gentkę zainteresowała antropologiczna i socjologiczna strona bio grafi i autora Szkiców piórkiem. Zdaniem Heller rodzinne środo wisko, będące swoistym pomieszaniem katolicyzmu i protestantyzmu miało znaczą-cy wpływ na całą dorosłą twórczość Bobkowskiego. Dom krakowski jawi się socjolożce jako miejsce pełne sprzeczności. W referacie Joanny Podolskiej, autorki wystawy „Chuligan wolności”, pojawiło się wiele wzmianek na temat losów rodziny Bobkowskich, przeplata nych liczny-mi cytatami z młodzieńczych dzienników autora Coco de Oro.

NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO 355

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 356: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Badaczy zainteresowały także gwatemalskie perypetie Bobkow-skiego oraz jego stosunek do Europy i Ameryki Środkowej. Hanna Gosk wspomniała interesującą korespondencję autora Szkiców piór-kiem z Anielą Mieczysławską, w której Bobkowski jawi się jako artysta piszący o sprawach życia codziennego, wyrażający opinie o ludziach zaprzyjaźnionych, człowiek momentami samotny. Gosk potraktowała listy jako epistolografi czny autoportret Bobkowskiego, który w sposób kategoryczny realizował w życiu konkretny projekt egzystencjalny, nie dostrzegając w nim aporii. Zdaniem Jagody Wierzejskiej (UW) Gwate-mala pełni funkcję swoistego kraju-symbolu, pełnego ludzi wewnętrz-nie wolnych. Badaczka, podobnie jak Hanna Gosk stoi na stanowisku, że wyjazd do Ameryki Środkowej należy traktować jako swoisty pro-jekt egzystencjalny Bobkowskiego. Doskonałym uzupełnieniem roz-ważań obu Pań był referat Łukasza Mikołajewskiego (UW), w którym Bobkowski został przedstawiony jako Wschodni Europejczyk-krytyk, spoglądający z uwagą, a czasem z przymrużeniem oka na życie miesz-kańców Ameryki Środkowej.

Z powyższych rozważań badaczy wynika, że Andrzej Bobkowski doświadczył życia na pograniczu wielu światów kulturowych. Która z tych wielu „ojczyzn” była mu jednak najbliższa? Zdaniem Krzysztofa Ćwiklińskiego autor Szkiców piórkiem nie miał jednej, jedynej prze-strzeni, którą mógłby z całym przekonaniem nazwać prawdziwym do-mem. Bobkowski był zawsze „pomiędzy”. Pomiędzy poligonem (ojcem), a matką (teatrem), pomiędzy Polską, a Francją, Niemcami, Gwatemalą.

Osobną grupę referatów stanowią wystąpienia będące bardzo ory-ginalnym przyczynkiem do Bobkowskiego portretu wielokrotnego. Autor pierwszego z nich, Andrzej Zieniewicz (UW) wskazywał na dwie główne fi gury epistemiczne pisarstwa autora Szkiców piórkiem: wycieczki i modelarstwo, które potraktował jako odmiany artystycz-nego paktu z życiem. Krzysztof Miklaszewski zainteresował natomiast słuchaczy referatem na temat scenicznych kodów w Szkicach piórkiem. Według badacza w teście dziennika uwidacznia się nie tylko doskonała znajomość kompozycji dramatu antycznego, ale i czyste kody zapisu teatralnego, a twórczość Bobkowskiego jest ciekawą kompilacją drama-turgicznego żywiołu i diarystycznego pisania.

Autorką niezwykle interesującego referatu dotyczącego sarmatyzmu Bobkowskiego była Prof. Marta Wyka, która inspiracje dla swoich roz-ważań zaczerpnęła ze szkicu Jana Błońskiego Sarmata święty i śmiesz-

Patrycja GRUBKA356

201

3 to

m IV

Page 357: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ny. Zdaniem krytyczki, u autora Szkiców piórkiem odpowiednikiem Sarmaty wydaje się być literat i inteligent warszawski. Marta Wyka podkreśliła ponadto, że diarysta sam nie był wolny od przywar, któ-re niejednokrotnie wyśmiewał. Na zakończenie swoich wywodów ba-daczka, odwołując się do koncepcji Baumana, sportretowała Bobkow-skiego jako pisarza, który wykorzystując sarmackie inspiracje przyjął rolę południowego nomady.

Asumpt do rozważań dla Jana Zielińskiego dał artykuł Macieja Urbanowskiego „Bobkowski jako kolorysta”, w którym jego autor kon-statuje, że Bobkowski „bywał wrażliwy na kolor”. Stwierdzenie to zda-niem Zielińskiego jest trudne do udowodnienia, zważywszy na fakt, że autor Szkiców piórkiem miał ostrożny stosunek do sztuki, nie lubił cha-dzać po muzeach. Badacz wspominał w swoim wystąpieniu o fascyna-cji Bobkowskiego malarstwem Egona Schielego, konstatując, że autora Szkiców piórkiem należałoby nazwać raczej pudentystą, niż kolorystą.

*Sportretowanie osoby o tak różnorodnych zainteresowaniach, pa-

sjach, inspiracjach jak autor Coco de Oro jest zadaniem niełatwym, wy-magającym zastosowania całego wachlarza perspektyw badawczych. Ogromny rozmach wydarzenia, liczba jego uczestników oraz słuchaczy pozwala mieć jednak nadzieję, że z powodzeniem udało się naszkico-wać na nowo wielokrotny portret autora Szkiców piórkiem – myśliciela, diarysty, artysty, modelarza, a przede wszystkim człowieka podejmują-cego rozmaite życiowe wybory, piewcy oraz propagatora idei wolności. Rację ma z całą pewnością Andrzej Horubała, pisząc, że nie zastyga nam Bobkowski w 100-lecie swoich urodzin w pomnikowym geście, prze-ciwnie, za sprawą krakowskiej konferencji autor Szkiców piórkiem zy-skuje zupełnie nowe oblicza. W niepamięć odchodzi dawny, kompletny portret dziarskiego chuligana, pewnego siebie witalisty. Odkrywamy na nowo Bobkowskiego: pisarza problematycznego, zwykłego c złowieka z jego słabościami, ułomnościami, zmyśleniami. Taki Bobkowski, nie-oszlifowany, nieugładzony wydaje się być o wiele bardziej interesujący.

Wykaz referatów:

– Krzysztof Dybciak (UKSW): Miejsce Bobkowskiego w literaturze pol-skiej XX wieku

NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO 357

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 358: Ekspresje Tom s.1-410 IV

– Maciej Nowak (KUL), Bobkowski przed i po „Szkicach piórkiem”– Jens Herlth (Univeristé de Fribourg): „Szkice piórkiem” Andrzej Bob-

kowskiego na tle krytyki kulturypierwszej połowy XX wieku– Michał Kopczyk (ATH Bielsko), Bobkowski i KeyserlingAndrzej Stanisław Kowalczyk (UW): Andrzej Bobkowski o Dwudzie-

stoleciu 1918-1939: wspomnienia i diagnozy– Jan Zieliński (UKSW/ Univeristé de Fribourg), Andrzej Bobkowski

jako pudendysta. Autor „Szkiców piórkiem” wobec malarstwa– Brigitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3), Atmosphère,

atmosphère... Obraz Francji w„Szkicach piórkiem»– Alina Molisak (UW): Przestrzenie realne, przestrzenie symboliczne

w „Szkicach piórkiem”– Oles Herasym (Ukraina), O recepcji „Szkiców piórkiem” Andrzeja

Bobkowskiego w Ukrainie– Krzysztof Miklaszewski, Sceniczne kody „Szkiców piórkiem”– Grażyna Kubica-Heller (UJ), Protestanckie korzenie pisarza, czyli

o ewangelickim rodzie Bobkowskich z Krakowa– Joanna Podolska (UŁ), Kraków Bobkowskiego– Krzysztof Ćwikliński (UTH Radom), Między poligonem a teatrem.

Andrzeja Bobkowskiego epizod toruński– Paweł Rodak (UW), „Metafi zyka w akcji…” – doświadczenie życiowe

i praktyka pisarska Andrzeja Bobkowskiego– Hanna Gosk (UW), Projekt egzystencjalny. Andrzej Bobkowski w li-

stach z Gwatemali do Anieli Mieczysławskiej– Jagoda Wierzejska (UW), Być kwezalem, czyli o projekcie „Gwatema-

la” Andrzeja Bobkowskiego.– Łukasz Mikołajewski (UW), Wschodni Europejczyk w Ameryce Środ-

kowej. Bobkowski i Gwatemala.– Marta Wyka (UJ), Sarmatyzm Bobkowskiego?– Andrzej Zieniewicz (UW), Andrzej Bobkowski: symbolika wycieczki,

symbolika modelarstwa– Dorota Kozicka (UJ), Następcy Bobkowskiego? Podróżne poszukiwa-

nia „prawdziwego życia”– Wojciech Ligęza (UJ), Wierzyński – Bobkowski. O literackim dialogu– Aleksander Fiut (UJ), Bobkowski – Giedroyc (paralela)– Maciej Urbanowski (UJ), Wilde Bobkowskiego

Patrycja GRUBKA358

201

3 to

m IV

Page 359: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata (PISnSŚ), Uniwersytet Mikołaja Kopernika (UMK) oraz Zakład Historii Sztuki Nowoczesnej Wydziału Sztuk Pięknych zorganizowały (w dniach 9-11 października 2013) V Konferencję Sztuki Nowoczesnej w Toruniu pt. „Sztuka Zjed-noczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii w XX-XXI wieku oraz polsko-brytyjskie i irlandzkie kontakty artystyczne” (Art of the United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland & Republic of Ireland in 20th – 21st Centuries and Polish – British & Irish Art Rela-tions”).

Konferencja (w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, Wały gen. Sikorskiego 13) otworzyła nową serię spotkań dotyczących sztuki współczesnej różnych kręgów kulturowych Europy i Ameryki Północ-nej. Kolejne – co dwa lata – poświęcone zostaną państwom: Ameryki Północnej (w 15-lecie założenia Instytutu w 2015 roku), Półwyspu Ibe-ryjskiego, Bałkanów, Grupy Wyszehradzkiej, Skandynawii i Beneluksu.

Sztuka Zjednoczonego Królestwa znana jest w Polsce i w kontynen-talnej Europie bardzo nierównomiernie. Obok nurtów artystycznych i wybitnych dzieł sztuki, o których informacje rozpowszechniły się w świecie (m.in. dzięki międzynarodowemu znaczeniu języka angiel-skiego), wiele zjawisk zachowało lokalny charakter. Zapewne przyczy-niła się do tego stanu rzeczy dominacja międzynarodowych środowisk Paryża, Monachium i Berlina, po II wojnie światowej Nowego Jorku, powodująca marginalizację sztuki państw i środowisk odległych od centrów. Brytyjscy artyści przekraczali kanał La Manche (English Channel) w poszukiwaniu inspiracji dla swej twórczości. Przywozi-li nowe tendencje ekspresjonizmu, kubizmu, surrealizmu i abstrakcji

Jan Wiktor SIENKIEWICZ

SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA

Page 360: Ekspresje Tom s.1-410 IV

w malarstwie i rzeźbie, modernizmu w architekturze, które przełamy-wały tradycje Wiktoriańskiej ery. Wiele nowości wnieśli około 1910 i po 1939 roku do londyńskiego środowiska artyści z Europy Środko-wej i Wschodniej, często Polacy, także żydowskiego pochodzenia. Po-jawienie się po wygranej wojnie na światowej scenie artystycznej wy-bitnych brytyjskich malarzy, rzeźbiarzy i architektów zapewne łączyło się z odmienną sytuacją polityczną, w której Zjednoczone Królestwo i połączone z nim sojuszem Stany Zjednoczone Ameryki Północ-nej, pragnęły zdominować kulturowo i językowo świat. Zjednoczone Królestwo i Londyn stały się niekiedy artystycznym przedsionkiem Stanów Zjednoczonych z Nowym Jorkiem, silnie jednak oddziałując na niektóre tendencje artystyczne. W tej rzeczywistości znalazła się znaczna liczbowo grupa polskich artystów plastyków oraz studentów szkół artystycznych, którzy po osiedleniu się w Wielkiej Brytanii po 1945 roku tworzyli znaczące środowisko artystyczne, określane mia-nem Polskiego Londynu.

W świetle sztuki angielskiej znikają z kontynentalnej perspektywy inne kulturowe kręgi Wyspy, jak Szkocja czy Walia. Dotyczy to tak-że mało znanej sztuki irlandzkiej, zarówno w Republice Irlandii, jak w Irlandii Północnej. Akcentując wspaniały dorobek brytyjskich twór-ców, warto zwrócić uwagę na zjawiska pozornie marginalne i odległe. W końcu nie wiadomo, skąd mogą się pojawić fenomeny, które zmienią sztukę i – nasze otoczenie.

Program trzydniowej konferencji realizowano w 6. sekcjach:– myśl o sztuce i krytyka artystyczna, – malarstwo, grafi ka, rzeźba, sztuka nowych mediów, – architektura i urbanistyka, – sztuka Szkocji i Walii, – sztuka irlandzka, – kontakty artystyczne między Polską a Wielką Brytanią i Irlandią.Obrady przebiegały w dwóch równoległych sesjach w sąsiednich

salach Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Dyskusje panelowe przeprowadzono z udziałem wybitnych historyków i krytyków sztuki oraz kuratorów muzeów i galerii sztuki współczesnej.

Językami konferencji był angielski i polski, natomiast publikację materiałów przewiduje się w języku angielskim i ewentualnie polskim (ze względu na potencjalne walory poznawcze dla osób zainteresowa-nych sztuką współczesną).

Jan Wiktor SIENKIEWICZ360

201

3 to

m IV

Page 361: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Organizatorzy konferencji: prof. Jerzy Malinowski, prof. Jan W. Sien-kiewicz, dr Małgorzata Geron, dr Joanna Kucharzewska, dr Katarzyna Kulpińska oraz dr Filip Pręgowski i Malina Barcikowska (sekretarze naukowi konferencji).

Program Konferencji:

– Otwarcie – prof. Jerzy Malinowski (prezes PISnSŚ; UMK)– Krzysztof Cieszkowski (Tate Library, London): Documenting mo-

dern British art: archives, libraries and bibliographies– Paul Collinson (England’s Favourite Landscape, Hull): England’s Fa-

vourite Landscape: Paintings in search of Th e Picturesque and Cautionary Tales of Landscape

– prof. Piotr Marciniak (Politechnika Poznańska): Nowe koncep-cje miasta i przestrzeni. Recepcja brytyjskiej architektury i urbanistyki w Polsce

– Tadeusz Barucki (Warszawa): Nowy gmach parlamentu Szkocji w Edynburgu

– dr Artur Zaguła (Politechnika Łódzka): Postmodernistyczna archi-tektura brytyjska (m.in. tzw. nowy klasycyzm)

– Lidia Gerc (Stacja PAN, Wiedeń; PISnSŚ): Pracownia Future Sys-tems Kaplicky’ego i Levete

– prof. Jeremi Królikowski (Szkoła Głóna Gospodarstwa Wiejskiego, Warszawa): Angielska architektura kolonialna w Warszawie na przełomie XX i XXI wieku. Norman Foster na stołecznym placu Piłsudskiego.

– David Bingham (University of Liverpool): Albert Lipczinski (1876-1974)

– dr Mirella Korzus (PISnSŚ): Wielcy twórcy reformy teatralnej: Edward Gordon Craig i Stanisław Wyspiański. Założenia nowoczesnego obrazowania w plastyce teatralnej

– dr Piotr Kopszak (Muzeum Narodowe, Warszawa): Londyńskie kon-takty z Polakami Henri’ego Gaudier-Brzeska

– dr Edyta Barucka (Uniwersytet Warszawski, PISnSŚ): Hampstead w latach 1930-tych: międzynarodowy epizod w historii brytyjskiego mo-dernizmu

– dr Izabela Curyłło-Klag (Uniwersytet Jagielloński): Obraz polskiego środowiska artystycznego w prozie Wyndhama Lewisa

– Magdalena Zdrenka-Ciałkowska (PISnSŚ): Sztuka reklamy w Polsce i Wielkiej Brytanii. Realizacje duetu Levitt – Him

SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA 361

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 362: Ekspresje Tom s.1-410 IV

– prof. Waldemar Deluga (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyń-skiego, PISnSŚ): Polska grafi ka w British Museum (1918-1939)

– prof. Irena Kossowska (UMK): Polska recepcja wystawy sztuki bry-tyjskiej w Warszawie w 1939 roku

– Maciej Tybus (UMK): Th e art and cultural activities of the British POWs in Stalag XXA in Toruń

– dr Dominika Buchowska-Greaves (Uniwersytet im. Adama Mickie-wicza): ‘Whitechapel Boys’ and the British Avant-Garde: Exploring the Polish Connection

– dr Małgorzata Geron (Uniwersytet Mikołaja Kopernika; PISnSŚ): Henryk Gotlib. Twórczość w Polsce i Anglii

– dr Artur Kamczycki (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza; PISnSŚ): Kilka refl eksji o Jankielu Adlerze

– dr Magdalena Maciudzińska-Kamczycka (Uniwersytet Mikołaja Ko-pernika, PISnSŚ): Down to the Earth with Light. Josef Herman in Wales

– Malina Barcikowska (PISnSŚ): Wyjątki od reguły, czyli o związkach Franciszki i Stefana Th emersonów z brytyjskim światem logików i mate-matyków

– prof. Jan W. Sienkiewicz (UMK; PISnSŚ): Polacy w uczelniach arty-stycznych i sztuce Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej

– prof. Małgorzata Biernacka (Instytut Sztuki PAN, Warszawa): Th e Continental British School of Painting – Zrzeszenie Artystów Polskich w Wielkiej Brytanii

– dr Łukasz Kiepuszewski (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza): Ję-zyk malarski Piotra Potworowskiego w okresie „angielskim” i „polskim”

– dr Magdalena Howorus-Czajka (Uniwersytet Gdański): Okres an-gielski w twórczości Piotra Potworowskiego w świetle tekstów krytyki ar-tystycznej w czasopiśmiennictwie polskim na uchodźctwie

– dr Agata Soczyńska (PISnSŚ): Marek Żuławski i Stanisław Frenkiel o współczesnej sztuce brytyjskiej

– dr Katarzyna Kociołek (Uniwersytet Warszawski): Visualising Irish-ness in Contemporary Irish Art

– Gail Prentice (Flax Art Studios, Belfast): Flax Art Studios, Belfast and its impact on Contemporary Northern Irish Art

– dr Łukasz Guzek (Akademia Sztuk Pięknych, Gdańsk): Inspiracje ir-landzkie w polskiej sztuce performance.

– prof. Artur Tajber (Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie): Availa-ble Resources / Occident-Action

Jolanta PASTERSKA362

201

3 to

m IV

Page 363: Ekspresje Tom s.1-410 IV

– dr Aneta Pawłowska (Uniwersytet Łódzki; PISnSŚ): Twórczość arty-stów pochodzenia brytyjskiego w Afryce Południowej w XX wieku

– prof. Mirosława Buchholtz (UMK): Artist in Confl ict: Yinka Shoni-bare’s FlowerTime

– dr Ewa Toniak (Collegium Civitas, Warszawa): Odwaga patrzenia. Moore w Auschwitz

– dr Dorota Grubba-Th iede (Akademia Sztuk Pięknych, Gdańsk; PISnSŚ): „Mystery / Score-Poem” – Jerzy Bereś i Zbigniew Warpechowski w Wielkiej Brytanii w roku 1979 – „pielgrzymia” wędrówka po 11 ośrod-kach (w tym akademickich) i pytanie o możliwość oddziaływania Jerzego Beresia na artystów New British Sculpture

– dr Andrzej Jarosz (Uniwersytet Wrocławski): Inspiracje rzeźbą bry-tyjską w sztuce wrocławskiej

– Ewelina Kwiatkowska (Muzeum w Nysie): Obiekt, rzeźba, instalacja – współczesna sztuka szkła w Wielkiej Brytanii

– Małgorzata Micuła (Uniwersytet Wrocławski): W stronę (nie)szla-chetności – nowe formy rzeźbiarskie w brytyjskiej sztuce lat 90.

SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA 363

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 364: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Zapraszamy wszystkich zainteresowanych problematyką emigracyj-ną w ujęciu interdyscyplinarnym i komparatystycznym do udziału w dyskusji rozpoczętej w maju 2007 roku na temat znaczenia s puści-zny kulturalnej wychodźstwa niepodległościowego, której plon został utrwa lony w tomie Paryż–Londyn–Monachium–Nowy Jork. Powrześ-nio wa emigracja niepodległościowa na mapie kultury nie tylko polskiej, pod redakcją Violetty Wejs-Milewskiej i Ewy Rogalewskiej (Białystok 2009).

Zapowiadana w powyżej podanym terminie w Białymstoku konfe-rencja zorganizowana została przez: Zakład Teorii i Antropologii Lite-ratury Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu w Białymstoku (UwB) oraz Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej Oddziału Instytutu Pa-mięci Narodowej w Białymstoku.

Uważamy, że ponowne skierowanie wysiłku badawczego w obsza-ry zarysowane przed sześcioma laty jest zasadne i pożądane. Mamy nadzieję, że konferencja ta pozwoli jeszcze bardziej wzbogacić obec-ny (bez wątpienia imponujący) stan wiedzy o emigracji o wątki nowe – dotąd niepodjęte, nieznane lub przemilczane, oświetlić i zarazem po-głębić problemy, które wydają się istotne w kontekście najnowszych in-terdyscyplinarnych zainteresowań. Liczymy również na reinterpretację możliwą dzięki pracy „u źródeł”, tj. dzięki eksploracji rozmaitych za-sobów archiwalnych (autorskich i instytucjonalnych) znajdujących się za granicą i w Kraju. Interesujące w tym kontekście będzie zwłaszcza spojrzenie na środowisko wychodźcze przez pryzmat zgromadzonych już interpretacji, utrwalonych rozpoznań i ocen wartościujących czy przyzwyczajeń recepcyjnych, które wzmacniają zarówno pozytywne,

Violetta WEJS-MILEWSKA

PARYŻ – LONDYN – MONACHIUM – NOWY JORKMiejsce Emigracji Niepodległościowej po roku 1939

na mapie kultury nie tylko polskiej – II RP30-31 maja 2014

(ZAPOWIEDŹ)

Page 365: Ekspresje Tom s.1-410 IV

jak i negatywne stereotypy na temat działań osób i instytucji poza Pol-ską po roku 1939.

Ponowne spojrzenie zatem na polski Paryż, Londyn, Monachium czy Nowy Jork (a miasta te pełnią jedynie rolę sygnalno-symboliczną, określają geografi czny rozrzut „miejsc postoju” diaspory), pozwoli – jak sądzimy – nie tylko potwierdzić to, co już o emigracji wiemy, ale przede wszystkim zmierzyć się z narosłymi mitami czy uroszczeniami, na po-wstanie których wpłynął utrudniony dostęp do archiwaliów (zdepono-wanych poza Krajem) oraz rozmaite klauzule ograniczające korzysta-nie z tych zasobów oraz uniemożliwiające ich publikację. Wydaje się też, że w latach 90. XX wieku większą wagę w badaniach nad emigracją przykładano do relacji i świadectw życia współczesnego, mniejszą do dokumentacji archiwalnej, co z pewnością musiało wpłynąć na zawę-żenie perspektywy poznawczej i w pewnym sensie na jej zniekształ-cenie oraz na nadmierną subiektywizację ostatecznych rozpoznań.

Przewodnim tematem tym razem chcielibyśmy uczynić ważny, a jeszcze niedostatecznie rozpoznany i opisany dyskurs między Krajem a Emigracją, utrwalony m.in. w publikowanych po 1989 roku dzienni-kach i wspomnieniach, których autorami byli twórcy krajowi z okresu PRL oraz dialog sygnalizowany w korespondencji, zintensyfi kowanej zwłaszcza po odwilży. Liczymy więc na udokumentowanie funkcjonu-jącej poza (i ponad) propagandą PRL-u intelektualnej dyskusji o pryn-cypia i wizje Polski. Owa dyskusja, która niejednokrotnie zamieniała się w ostry spór, przyczyniała się do napięć, w których konsekwencji trwałe przyjaźnie zarówno na emigracji, jak i w Kraju, wystawiane były na dramatyczne próby, skutkowały środowiskowym ostracyzmem i wykluczeniem. Ten ostry spór (w łonie samej emigracji i na odległość – spór o pryncypia z Krajem) zarówno hamował aktywność twórczą, polityczną i intelektualną, jak i stawał się źródłem wzrostu, możemy go dziś traktować również jako katalizę dla wszystkiego, co było wówczas nowe i oryginalne po obu stronach żelaznej kurtyny.

PROPONOWANE ZAGADNIENIA DO DYSKUSJI

Emigracja-Kraj – dialog nieujawniony; życie elit kulturalnych kraju i emigracji w świetle zapisów dyskrecjonalnych (np.: promocje, nagro-dy, stypendia, krytyka, epizody z życia kulturalnego i środowiskowe-

SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA 365

KON

FERE

NC

JE 2

013

Page 366: Ekspresje Tom s.1-410 IV

go) oraz dialog ujawniony (ofi cjalny) – przebijający się przez żelazną kurtynę (z łam prasowych i sprzed mikrofonów stacji radiowych).

Przemilczenia, przeinaczenia; rola instytucjonalnej cenzury krajo-wej; na emigracji – presji środowiskowej, obyczajowej, ograniczeń wy-nikających z polityki kraju osiedlenia, paradoksalnego usytuowania emigracyjnej agory wolnego słowa.

Reinterpretacje, korektury, dopełnienia w świetle badań najnow-szych, dyskusje nad kanonem twórczości emigracyjnej (dot. zarówno monografi i oraz syntez autorów krajowych, jak i emigracyjnych), pole-mika z utrwalonym obiegiem recepcyjnym.

Inwigilacja (aparat bezpieczeństwa PRL wobec emigracji, jego wpływ na kształt życia diaspory, zwłaszcza w kontekście niezrealizo-wanych projektów i wykluczania, zniekształceń i przekłamań; współ-praca środowisk twórczych PRL-u ze służbami specjalnymi nakiero-wana na emigrację).

Polska Emigracja Niepodległościowa a emigracje inne (kontakty i wpływy, dyskusje, literatura).

Postulaty badawcze w zakresie syntez, monografi i, przyczynków, antologii, wznowień.

Koordynatorzy konferencji: dr Ewa Rogalewska ([email protected]) – Instytut Pamięci Narodowej, Oddział w Białymstoku; prof. Violetta Wejs-Milewska ([email protected].) – Uniwer-sytet w Białymstoku.

Violetta WEJS-MILEWSKA366

201

3 to

m IV

Page 367: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

JAN JANUS KRASNODĘBSKI(1930-2013)

Urodzony 12 stycznia 1930 roku w Natalinie (Białostockie) – inżynier, numi-zmatyk, bibliofi l, społecznik, Lord of the Manor of Parkbury.

W roku 1940 deportowany był wraz z rodzicami do Archangielskiej Obłasti w Rosji. Po uwolnieniu z Armią Polską w 1942 – ewakuowany do Persji, następ-nie do Palestyny, gdzie w latach 1944-1947 ukończył Junacką Szkołę Kadetów. W Wielkiej Brytanii przebywał od roku 1947. Następnie od 1950 do1958 służył w Brygadowym Kole Młodych „Pogoń” w Londynie i uczestniczył w kursach de-santowo-dywersyjnych dla ofi cerów w Armii Francuskiej. Do rezerwy przenie-siony został w stopniu kapitana.

Studiował m.in. w londyńskim: Hammersmith School of Building and Arts and Craft s (1950-1951), język japoński w Princeton College (1952-1953), mecha-nikę w Regent Polytechnic (1953-1956), ekonomię polityczną i język hiszpański w Państwowym Uniwersytecie Irlandzkim w Dublinie. W 1992 otrzymał dok-torat z nauk politycznych Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (Londyn). Jako kontraktowy inżynier projektant pracował (1956-1992) w przedsiębiorstwach międzynarodowych, m.in. w Kellogg International Corporation w Londynie, Crawford and Russel w Hadze, Badger BV w Antwerpii, Hadze i Londynie. Współprojektant m.in. rafi nerii dla Turcji, Rosji, Meksyku; elektrowni atomowej Tokai Mura w Japonii oraz platformy wiertniczej na Morzu Północnym.

Pasją Krasnodębskiego było kolekcjonerstwo: starych map, książek (ok. 20 000 woluminów), ekslibrisów, monet i medali, dzwonów i dzwonków (pra-wie 3000 eksponatów) Zgromadził m.in. około 1400 medali i monet z podobizną Jana Pawła II. Organizatował wystawy numizmatyczne, wymienić choćby wysta-wy: „15 lat pontyfi katu Jana Pawła II w światowej numizmatyce i grafi ce” (Lon-dyn 1993), „20 lat pontyfi katu Jana Pawła II w światowej numizmatyce (Londyn 1998). Inicjował i zrealizował wydanie okolicznościowego medalu dla upamięt-

Odeszli

Page 368: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ODESZLI368

nienia XII Sesji Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Za-chodzie (Rzym 1990).

Jest autorem katalogów i opracowań: Młodzież polska w Wielkiej Brytanii i jej stosunek do spraw polskich (1972), International Numismatic Directory (1973), Th e Phenomenon of Micro-State in the United Nations (1985), Human Rights in Poland under Communist Role: 1945-1956 (1991). Publikował artykuły w pismach polskiego Londynu: „Merkuriuszu Polskim”, w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, „Pamiętniku Literackim”, „Dialogu Dwóch Kultur”, Roczniku Pol-skiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie”.

Działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich na Uchodźstwie – prezes Zarządu Głównego (1951-1972). Był założycielem (1964) i prezesem Polskiego Towarzy-stwa Numizmatycznego za Granicą i Towarzystwa Przyjaciół Fundacji Jana Paw-ła II w Wielkiej Brytanii (1995-), a w ostatnich latach członkiem Rady Głównej tej Fundacji w Rzymie. Od wielu lat pracował systematycznie jako wolontariusz w Muzeum Gen. Sikorskiego oraz w Bibliotece Polskiej w Londynie. Ponadto – członek wielu innych stowarzyszeń. Odznaczony został: Srebrnym Krzyżem Zasługi, srebrnym i złotym Medalem Skarbu Narodowego RP, Medalem Hono-rowym „Polonia Semper Fidelis”, srebrnym i złotym Medalem Church in Need, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Grzegorza Wielkiego. Kawaler Orderu Od-rodzenia Polski (kl. V).

Zmarł 11 maja 2013 w Londynie. Po funeralnej mszy św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli koncelebrowanej pod przewodnictwem Duszpasterza Emigra-cji – ks. abp. Szczepana Wesołego, z udziałem Rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałata Stefana Wylężka oraz proboszcza kościoła – ks. Marka Reczka, spoczął na cmentarzu Gunnersbury w Londynie.

JERZY KULCZYCKI(1931-2013)

Urodzony 12 października 1931 we Lwowie – inżynier drogowy, księgarz, wydawca, działacz polityczny i społeczny.

Ojciec Jerzego – Zdzisław, znany sędzia lwowski, aresztowany w marcu 1940 przez NKWD, został rozstrzelany na Ukrainie. Jerzy najpierw deportowany 13 kwiet nia 1940 z matką z Baternayów do Kazachstanu, w roku 1942 z Armią Andersa przedostał się do Persji. Tam uczęszczał do Szkół Junackich, następnie do Szkoły Kadetów w Palestynie. W roku 1947 osiedla się w Wielkiej Brytanii. W 1954 kończy studia inżynieryjne w Uniwersytecie Londyńskim ze stopniem magistra.

Od roku 1963 do 1990 prowadził w Londynie zainicjowane przez środowi-ska Stronnictwa Pracy wydawnictwo emigracyjne Odnowa. Wydał około 100 ty-tułów, m.in. książki: Karola Popiela (Na mogiłach przyjaciół, Od Brześcia do „Polonii”, Gen. Sikorski w mojej pamieci), Jana Nowaka-Jeziorańskiego (Kurier

Page 369: Ekspresje Tom s.1-410 IV

ODESZLI 369

z Warszawy, trzy wydania), Józefa Garlińskiego (Politycy i żołnierze, Oświęcim walczący, Enigma, Ostatnia broń Hitlera, Polska w drugiej wojnie światowej), Zbi-gniewa S. Siemaszki (Narodowe Siły Zbrojne), Jana Ciechanowskiego (Powstanie Warszawskie), Zbigniewa Brzezińskiego (Jedność czy konfl ikty), pracę zbiorową Państwa komunistyczne u progu lat siedemdziesiatych…

W 1972 roku nabył od Ireny Słowińskiej goodwill księgarni Orbis – najstar-szej księgarni polskiej w Anglii, którą pod nazwą Orbis Books (London) Ltd. prowadził do 2008 roku. W okresie PRL zajmował się przerzutem wydawnictw emigracyjnych i zachodnich do Polski i do krajów bloku sowieckiego. Współini-cjator Institute of Polish Jewish Studies.

Od roku 1970 był głównym organizatorem i animatorem Towarzystwa Przy-jaciół Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a także Towarzystwa Powierni-ków. Jego niezwykłe zaangażowanie w pracę owocowało znaczną pomocą przede wszystkim dla Instytutu Filologii Angielskiej oraz dla Biblioteki Uniwersyteckiej KUL. Zasługi Jerzego Kulczyckiego na tym polu w roku 1981 zostały ukorono-wane przez Senat Akademicki Medalem za Zasługi dla KUL.

Do momentu powstania III Rzeczypospolitej był członkiem kierownictwa Stronnictwa Pracy. – Członkiem zarządu oraz (krótko) prezesem Ogniska Pol-skiego w Londynie. Zorganizował dwa popularne kioski z książkami i polską prasą (w Ognisku Polskim oraz w kościele pw. św. Andrzeja Boboli), które funk-cjonowały przez kilkadziesiąt lat.

Odznaczony Krzyżem Kawalerskim, Krzyżem Ofi cerskim i Krzyżem Ko-mandorskim Orderu Polonia Restituta.

Zmarł 18 lipca 2013 w Londynie. Uroczystości pogrzebowe 30 lipca w kościele pw. św. Andrzeja Boboli koncelebrowali proboszcz ks. Marek Reczek i ks. Leon Pie-troń (KUL). Pochowany został w kolumbarium przy kościele św. Andrzeja Boboli.

Zarząd Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicąłączy się w żalu z Duchową Wspólnotą po utracie

profesor Joanny Mądroszkiewicz z Wiednia – poetki, skrzypaczki, której odkrywczo mistrzowskie wykonania muzyki klasycznej gwarantują trwałe miejsce wśród wirtuozów naszych czasów.

Urodzona 22 marca 1956, zmarła 4 czerwca 2014 roku. Była członkinią naszego Stowarzyszenia.

Będzie żyła w naszej pamięci!

Page 370: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 371: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

STYCZEŃ

1 (-30 grudnia): Rok Witolda Lutosławskiego (1013-1994) na całym świecie, w tym w Wielkiej Brytanii, celebrowany przede wszystkim licznymi koncerta-mi. 26 stycznia: w setną rocznicę urodzin znakomitego kompozytora, pianisty i dyrygenta zorganizowany został 42. Polski Bal w hotelu Lancaster London pod honorowym patronatem Ambasadora RP w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – Witolda Sobkowa. Komitet organizacyjny: Ewa Butryn (przewodnicząca), Marlena Anderson, Misia Hewanicka, Anna Lichta-rowicz-Piesakowska, Jolanta Piesakowska, Robert Wiśniowski. Uzyskane z balu fundusze przeznaczono na pomoc Polakom w potrzebie, przekazano je głównie na konto Th e Alina Foundation wspierającą hospicja dla dzieci w Polsce.

12-13: XXI fi nał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (WOŚP). Fundusze przeznaczone dla najsłabszych: na ratowanie życia dzieci i godną opiekę dla se-niorów. 12: Sztab w Leeds – grupa Polish Invadarts. 13: Sztab w Londynie – Hur-ricane of Hearts.

20: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Odznaką Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” odznaczona została piosenkarka Barbara Trze-trzelewska. Wręczał Ambasador RP w Londynie Witold Sobków.

23: odznaką Bene Merito – za działalność umacniającą pozycję Polski na are-nie międzynarodowej – w Ambasadzie RP w Londynie uhonorowany został były (1997-2001, 2003-2009) prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Jan Mokrzycki – stomatolog, działacz polonijny, społecznik.

24: szósta gala londyńskiego „Dziennika Polskiego”: Ludzie roku 2012. Kapituła Honorowej Nagrody „Dziennika” tytuł Człowieka Roku przyznała prof. Leszko-wi Borysiewiczowi – lekarzowi, uczonemu polskiego pochodzenia, prorektorowi Cambridge University; tytuł Organizacji Roku – z Ireną Delmar na czele – przy-znała Społecznemu Komitetowi Budowy Pomnika „Dla Nich”(w Warszawie na

Z kalendarza 2013

Page 372: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013372

Cmentarzu Powązkowskim, w Kwaterze Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie), honorowe nagrody „Dziennika” otrzymali: działacz społeczny regio-nu północnej Anglii – Genowefa Marzec, prezes Ogniska Polskiego – Barbara Kaczmarowska-Hamilton, brytyjska wokalistka o polskich korzeniach – Katy Carr; radca prawny kancelarii w Birmingham, prezes Midlands Polish Business Club – Agata Dmoch. Uroczystość zaszczycili m.in. następujący goście: amba-sador RP w Londynie Witold Sobków, konsul generalny Ireneusz Truszkowski; przewodniczący Kapituły Nagrody „Dziennika” prezes Stowarzyszenia „Wspól-nota Polska” – Longin Komołowski; poseł Janina Fabisiak, prezydentowa Anna Sabat z córką Jolantą, córka gen. Andersa – Anna Maria Costa, wnuczka gen. Maczka – Karolina Maczek-Skilton, córka prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego – Jagoda Kaczorowska. Prowadzili redaktorzy „Dziennika Polskiego” – Jarosław Koźmiński i Elżbieta Sobolewska.

26-27: premiera teatralna (POSK w Londynie) spektaklu poetycko-muzycznego Sceny Poetyckiej: „a wariatka jeszcze tańczy”, poświęconego twórczości Agniesz-ki Osieckiej. Reżysria – Maria Drue i Magda Włodarczyk; aktorzy – Joanna Kań-ska, Magda Włodarczyk, Dorota Zięciowska, Paweł Zdun; fortepian – Daniel Łuszczki.

LUTY

2: w Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii (Londyn – Devonia) obchodzono 60. rocznicę powstania Instytutu Polskiej Akcji Katolickiej (IPAK). Z tej okazji odbyła się konferencja zorganizowana przez prezesa IPAK-u Zenona Handzla, podczas której referat na temat „Wizyta Papieża Jana Pawła II w byłych repu-blikach ZSRR jako terapia społeczna” wygłosił ks. prof. Roman Dzwonkowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

12: premiera fi lmu dr. Marka Stelli-Sawickiego „Arnhem – A Debt of Dishonour (2012) w Ambasadzie RP w Londynie. Aranżacja spotkania – zastępca Ambasa-dora RP w Londynie, minister Dariusz Łaska.

14: konkurs na dziennik, pamiętnik, wspomnienia z lat II wojny światowej (1939-1945) w 71. rocznicę utworzenia Armii Krajowej (14 II 1942) ogłosił prezes In-stytutu Pamięci Narodowej dr Łukasz Kamiński. Celem konkursu utrwalenie wiedzy o losach Polaków i Polski. Termin nadsyłania tekstów do Biura Edukacji Publicznej IPN upłynął 14 lutego 20014.

19: prezentacja książki Zbigniewa S. Siemaszki Generał Anders w latach 1892-1942 (Londyn–Warszawa 2012). Spotkanie prowadził dr Andrzej Suchcitz, zor-ganizowała dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie, dr Dobrosława Platt.

MARZEC

3: konferencja (Sala Malinowa POSK) na temat „Teraźniejszość i przyszłość pol-skich szkół sobotnich na Wyspach Brytyjskich” zorganizowana przez Polską

Page 373: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 373

Macierz Szkolną i Wydział Konsularny Ambasady RP w Londynie. Konferencję otwierali prezes PMS Aleksandra Podhorodecka oraz konsul generalny Irene-usz Truszkowski. Spotkanie prowadził przedstawiciel zarządu szkoły sobotniej dzielnicy Ealing, Andrzej Rumun.

5: zastępca rektora Cambridge University, lekarz, prof. Sir Leszek Borysiewicz odebrał w Ambasadzie RP w Londynie Honorową Nagrodę „Dziennika Polskie-go” i tytuł Człowieka Roku 2012. W ramach wykładów organizowanych przez Polski Ośrodek Naukowy UJ wespół z Ambasadą RP mówił na temat „Rola uni-wersytetów badawczych w globalnym świecie”.

7-17: Londyn, Liverpool, Belfast, Edynburg – Kinoteka Polish Film Festival / Fes-tiwal Filmów Polskich organizowany w Wielkiej Brytanii od 2013 roku przez In-stytut Kultury Polskiej w Londynie.

9-10: na uniwersytecie w Warwick przebiegał Szósty Kongres Polskich Stowa-rzyszeń Studenckich istniejących na uniwersytetach brytyjskich. Tematem dys-kusji było m.in. wykorzystanie polskiego potencjału na Wyspach Brytyjskiech, polskość na arenie europejskiej i kwestia powrotu do Kraju polskich studentów po studiach w Wielkiej Brytanii. Pod przewodnictwem Doroty Zimnoch Grupa „Aspire” – działacze Polish City Club, programem aktywizacji Polaków w Wiel-kiej Brytanii promowała wizerunek nowoczesnego Polaka w mediach brytyjskich.

14: Manchester, Th e Bridgewater Hall – „Concerto for Orchestra” Lutosławskie-go w wykonaniu Hallé Orchestra pod dyrygenturą Stanisława Skowrońskiego.

17: „Mazury” – Zespół Pieśni i Tańca polskiej YMCA wystąpił w londyńskim Beck Th eatre (Grange Road Hayes).

17-19: obchody imienin Pierwszego Marszałka Polski, organizowane przez In-stytut Józefa Piłsudskiego i Bibliotekę Polską w Londynie. W programie: 17 III msza św. w kościele garnizonowym pw. św. Andrzeja Boboli, 19 III promocja książki Jerzego Kirszaka Generał Kazimierz Sosnkowski 1885-1969 (czytelnia Bi-blioteki).

KWIECIEŃ

7: uroczysta akademia w 150. rocznicę (1863-2013) Powstania Styczniowego, Sala Teatralna POSK. Dyskusja na temat „Polacy na Syberii w XIX i XX wieku” z udziałem gości z Polski – prof. Zbigniewa Wójcika, dr. Krzysztofa Czajkowskie-go, płk. Jerzego Abramowicza. Honorowy patronat Ambasady RP w Londynie. Organizatorem Krąg Starszoharcerski „Nadzieja” im. Jana Pawła II w Londy-nie na czele z druhną Grażyną Pietrykowską. Sponsorzy Ambasada RP w Lon-dynie, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.

13-14: prelekcje redaktora, publicysty, autora książek Rafała Ziemkiewicza na te-mat sytuacji w III RP i Unii Europejskiej (POSK – Sala Malinowa i Sala św. Józefa

Page 374: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013374

przy Little Brompton Oratory). Organizatorem Centralne Koło Członków Indy-widualnych Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

21: dyskusję z prof. Andrzejem Nowakiem (Uniwersytet Jagielloński) na temat „Czy Powstanie Styczniowe miało sens?” prowadził dr Richard Butterwick-Paw-likowski (University College London). Organizatorem Biblioteka Polska w Lon-dynie.

28: Katyń Memorial w 73. rocznicę katyńskiej masakry. Uroczystość organizo-wana przez parafi ę Kościoła Garnizonowego i Stowarzyszenie Polskich Kom-batantów w Wielkiej Brytanii. Program: msza św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli; przy Pomniku Katyńskim (Gunnersbury, Kensington Cemetery) – wpro-wadzenie sztandarów, otwarcie uroczystości przez prezesa SPK WB Czesława Maryszczaka, wprowadzenie fl ag (polskiej i brytyjskiej), przemówienie ambasa-dora RP w Londynie – Witolda Sobkowa, modlitwy (abp Szczepan Wesoły oraz rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek), składanie wieńców, odśpiewanie hymnów narodowych polskiego i angielskiego, odprowadzenie sztandarów.

MAJ

3: program Sceny poetyckiej pt. „Poeta jakiego nie znacie!!! oparty na twórczoś-ci Władysława Broniewskiego, przedstawiony w Jazz Cafe (POSK w Londynie). Wykonawcy: Magdalena Włodarczyk, Konrad Łatacha, Wojciech Piekarski. Re-żyseria – W. Piekarski, fortepian – Daniel Łuszczki.

18-19: premiera opartego na poezji, satyrze i piosenkach naszych czasów Kaba-retu „Perły PRL-u”. Aranżacja – Scena Poetycka POSK-u, scenariusz i reżyse-ria – Helena Kaut Howson, oprawa muzyczna – Maria Drue i Daniel Łuszczki, perkusja – William Hetherington, udział aktorski: Renata Chmielewska, Janusz Guttner, Joanna Kańska, Konrad Łatacha, Wojciech Piekarski, Magdalena Wło-darczyk, Paweł Zdun.

21: uroczystość wręczenia odznaczeń w Ambasadzie RP w Londynie z nadania Prezydenta RP (z grudnia 2012) na wniosek ministra spraw zagranicznych. Za wybitne zasługi w krzewieniu polskich tradycji narodowych, za u powszechnianie wiedzy o polskiej historii i kulturze, za działalność na rzecz polskich środowisk w Wielkiej Brytanii odznaczeni zostali: Krzyżem Ofi cerskim Orderu Odrodze-nia Polski: Danuta Gradosielska, Bolesław Indyk, Ryszard Kotaś, Ludwik Maik, Andrzej Suchcitz, Klementyna Szymaniak; Krzyżem Kawalerskim Orderu Odro-dzenia Polski: Halina Kosicka, Krzysztof Rowiński; Krzyżem Kawalerskim Orde-ru Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – Andrzej Łowczynowski; Złotym Krzyżem Zasługi – Maciej Behnke; Srebrnym Krzyżem Zasługi – Alicja Zwiefk a-Sibley.

25-26: XLIII Walny Zjazd Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Zgodnie z postanowieniami walnego zebrania SPK WB z 22-24 paź-

Page 375: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 375

dziernika 2010 – czyniącego zadość statutowym, prawnym i demokratycznym wymaganiom, podczas XLIII Walnego Zjazdu dokonało się uroczyste zakończe-nie działalności SPK WB. Kombatancką działalność kontynuuje obecnie Fun-dacja SPK WB. Członkowie Zarządu Fundacji SPK WB zostali zobowiązani do przestrzegania i obrony postanowień XLIII Walnego Zjazdu.

CZERWIEC

1-5: gościł w Anglii Metropolita Gnieźnieński, Prymas Polski abp Józef Kowal-czyk, duchowy opiekun polskiej emigracji. Prymas udzielał sakramentu bierz-mowania w Nottingham i Mansfi eld, celebrował święto Bożego Ciała w Laxton Hall (gdzie spotkał się z kapłanami Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii) oraz w parafi i pw. MB Częstochowskiej i Św. Kazimierza (Devonia – Londyn), głosząc słowo na temat „Dzielmy się wiarą w miłości”. Spotkał się również z arb. Westminsteru Vincentym Nicholsonem Prymasem Anglii i Walii.

11: wykład Ambasadora Witolda Sobkowa „Poland’s Foreign Policy aft er 1989. Poland and the UK – Partners in the EU and Allies in NATO”. Spotkanie w Am-basadzie RP w Londynie zorganizowane przez Polski Ośrodek Naukowy (PON) Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie (Th e Jagiellonian University Polish Research Centre in London) we współpracy z Ambasadą RP.

14: prelekcja językoznawcy prof. Jana Miodka (dyrektora Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego) na temat „Rzeczywistość elektroniczna w codziennym językowym obcowaniu” – na zaproszenie Związku Pisarzy Pol-skich na Obczyźnie. Sala Malinowa, POSK.

16: popołudnie ze sztuką słowa i muzyki nowej emigracji, w Domu Polskim w Birmingham. Temat: „Wierszowe debiuty 2013”. – Z udziałem: poety, krytyka, wydawcy Aleksandra Nawrockiego; poety, prozaika, tłumacza Miłosza K. Mo-nasterskiego; oraz wykonawców: Grażyny Winniczuk, Marty Wiltshire, Beaty Korabiowskiej, Renaty Brodzkiej, Hanny Ł. Orłowskiej, Krystyny Radwan, Do-minika Witosza, Aleksandra Sławińskiego, Jacka Wąsowicza, Radosława Rdzan-ka. Prowadzenie Piotr Kasjas i Grażyna Winniczuk. Impreza inspirowana przez Głos Polskiej Kultury – organizację polonijną na rzecz rozwoju i promocji kultu-ry polskiej w Wielkiej Brytanii.

18: projekcja fi lmu dokumentalnego Cornelii Bauer-Borzęckiej: „Moja Polska. Ostatnia opowieść Ryszarda Kaczorowskiego”, w obecności Prezydentowej Karo-liny Kaczorowskiej. Ambasada RP w Londynie.

22 i 23: dwa spotkania z posłanką na Sejm RP Dorotą Arciszewską-Mielewczyk: w Sali Malinowej (POSK) i w sali przy Little Brompton Oratory. Tematy: „Dyplo-macja polsko-niemiecka w ostatnich latach III RP”, „Sprawy mniejszości polskiej w Niemczech i niemieckiej w Polsce”. Inicjatywa Koła Członków Indywidual-nych Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

Page 376: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013376

23: wykład prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Ryszarda Legutki, posła do Par-lamentu Europejskiego, na temat „Europa w uścisku politycznej poprawnoś ci. O związkach między komunizmem i socjalizmem a liberalną demokracją” – w kontekście najnowszej książki prelegenta Triumf człowieka pospolitego. Orga-nizatorem Biblioteka Polska w Londynie (Sala Malinowa, POSK).

29: Zjazd Loretańczyków w ośrodku Polskiej Misji Katolickiej w Birmingham – osób, które w ciągu lat brały udział w kursach w Loreto (środkowe Włochy). Kursy te formowały m.in. społeczników do pracy w polskich i angielskich para-fi ach katolickich. Gościem specjalnym zjazdu był abp Szczepan Wesoły, inicjator i wieloletni organizator kursów.

LIPIEC

4-15: upamiętnienie 70. rocznicy śmierci (4 VII 1943) gen. Sikorskiego, premiera Rządu Polskiego i Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. 4 VII: poświęcenie nowo erygowanego na Gibraltarze pomnika ku czci tych, którzy zginęli w kata-strofi e gibraltarskiej: gen. Władysław Sikorski, gen. Tadeusz Klimecki, col. An-drzej Marecki, lt. Józef Ponikiewski, Adam Kułakowski, Jan Gralewski, Zofi a Leśniowska (córka gen. Sikorskiego), lt-col. Victor Cazalet MP, Walter H. Lock, W/T Harry Pinder, Mr John P. Whitele MP, Sq/Ldr. Wilfred S. Herring, W/O Le-wis Zalsberg, F/Sgt George B. Gerry, F/Sgt Dobson Hunter, F/Sgt Francis S. Kelly. 8 VII: w Ambasadzie RP w Londynie słowo o Generale głosili: prof. Jan Ciecha-nowski Na śmierć Generała, Joanna Hanson Generał Sikorski w oczach Churchila, dr. Andrzej Suchcitz Dokumenty wydobyte z morza po katastrofi e gibraltarskiej. Drugą część spotkania wypełnił koncert – w wykonaniu Szymona Komasa (ba-ryton) oraz Julii Samojło (fortepian) utwory: I. J. Paderewskiego, M. Karłowi-cza, F. Chopina, S. Moniuszki. 15 VII: złożenie wieńców przed pomnikiem gen. Władysława Sikorskiego przy Ambasadzie RP w Londynie (róg Portland Place i Weymouth Street), uroczysta Msza Święta w Westminster Cathedral koncele-browana pod przewodnictwem ks. abpa Szczepana Wesołego z udziałem Biskupa Polowego Wojska Polskiego ks. Józefa Guzdka i Rektora PMK w Anglii i Walii Ks. Prałata Stefana Wylężka.

13-14, 27-28: dwuczęściowe szkolenie w Jagiellońskiej Szkole Przedsiębiorczości Polskiego Ośrodka Naukowego UJ w Londynie. Temat „12 kroków od pomysłu do biznesplanu”. Projekt współfi nansowany ze środków Ministerstwa Spraw Za-granicznych.

25: spotkanie – zorganizowane przez Jacka Ozaista w restauracji Robin Hood – twórców spod znaku PoEzja Londyn (>Adam Siemieńczyk, Piękni ludzie. Po-eci mojej emigracji, 2012) z przedstawicielami Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą. Prezentacja tomiku wierszy Przebieranka (Kraków 2012) Bogdana Zdanowicza, wymiana autorskich książek i poglądów.

Page 377: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 377

SIERPIEŃ

18: Święto Żołnierza Polskiego w Londynie: msza św. w kościele pw. św. Andrze-ja Boboli, otwarcie wystawy „Generał Władysław Sikorski” w Galerii POSK-u. W teatrze POSK-u: prelekcja autorki wystawy Jadwigi Kowalskiej, koncert (Michał Ćwiżewicz – skrzypce, John Paul Ekins – fortepian, Barbara Lityńska – śpiew). Uroczystość organizowana przez Fundację Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.

24: muzyka Krzysztofa Pendereckiego na największym międzynarodowym fe-stiwalu sztuki – Fringe Edinburgh (2-26 sierpnia). Ujęcie audiowizualne wg pro-jektu Macieja Fortuny, Anny Sudy i Pawła Wypycha, inspirowane obrazami z fi l-mów, do których muzykę komponował Penderecki.

WRZESIEŃ

11: z recitalem fortepianowym wystąpił pianista Maciej Raginia. W programie: Scarlatti, Beethoven, Schubert, Brahms. Organizatorzy Konfraternia Artystów Scen Polskich w Wielkiej Brytanii i Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny. Aran-żacja – Barbara Bakst. Sala Teatralna POSK.

12: spotkanie z prof. Janem Żarynem, temat: „Polityka historyczna w Polsce i u naszych sąsiadów”. POSK, Sala Malinowa. Organizatorem Biblioteka Polska w Londynie.

16: w edynburskich ogrodach Princes Street Gardens na wniosek fundacji Woj-tek Memorial Trust, poparty przez Radę Miasta Edynburg i ambasadora RP w Wielkiej Brytanii – Witolda Sobkowa, zainicjowano pomnik upamiętniający słynnego niedźwiedzia Wojtka – wyjątkowego żołnierza II Korpusu Wojska Pol-skiego i weteranów tego Korpusu, którzy po wojnie osiedlili się w Szkocji. Pom-nik ma symbolizować braterstwo żołnierzy, przyjazną więź między narodami. Rzeźbę wykonał artysta rzeźbiarz Alan Beattie Herriot. Produkcja – Powderhall Bronze Foundry w Edynburgu. Sceneria pomnika – usytuowanie, oprawa – Ray-monda Muszyńskiego ze stowarzyszenia architektów Morris and Steedman As-sociation.

22: program poetycko-muzyczny „Epitafi um dla frajera” oparty na twórczości Jonasza Koft y w aranżacji i wystawieniu Sceny Poetyckiej. W programie m.in. „Pamiętajcie o ogrodach”, „Śpiewać każdy może”, „Wakacje z Blondynką”. Jazz Cafe w POSK-u. Wykonawcy: Renata Chmielewska, Teresa Greliak, Janusz Gut-tner, Konrad Łatacha, Magdalena Włodarczyk, Paweł Zdun, Daniel Łuszczki – fortepian.

26: wieczór Laureata Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą (SPPzG) – prof. Andrzeja Buszy z Kanady (Vancouver), poety, historyka i krytyka literatury, tłu-macza, konradysty – wyróżnionego Nagrodą Literacką roku 2013 kategorii „za całokształt twórczości”, przyznawaną przez jury nagrody (dr Marek Baterowicz

Page 378: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013378

– Sydney, prof. Andrzej Biernacki – Warszawa, Krystyna Kulej – Slough, prof. Wojciech Ligęza – Kraków, prof. Janusz Pasterski – Rzeszów, dr Alina Siomkajło – Londyn), a sponsorowaną przez Fundację Stowarzyszenia Polskich Kombatan-tów w Wielkiej Brytanii. Gospodarzem spotkania Ambasada RP w Londynie, współorganizatorem – Konsulat przy Ambasadzie RP. W programie: powitanie Gości przez konsula generalnego Ireneusza Truszkowskiego, laudacja ku czci Andrzeja Buszy – prof. Janusz Pasterski, wręczenie nagrody – prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak oraz prezes SPPzG Alina Siomkajło; oprawa arty-styczna: poemat poetycki Andrzeja Buszy Kohelet – wykonawcy: Laureat i aktor Krzysztof Różycki; koncert na dwoje skrzypiec (Henryka M. Góreckiego Sonata op. 10: Allegro molto, Addagio Sostenuto, Andante con moto; Henryka Wieniaw-skiego Étiudes-Caprices op. 18, nr 1 g-moll, Wiązanka Wierchowa w aranżacji Krzysztofa Ćwiżewicza) w wykonaniu Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Galowa recepcja w salonach Ambasady. Prowadzenie „wieczoru” Alina Siomkajło. Kie-rownictwo organizacyjne – radca-konsul Tomasz Stachurski.

28: wykład „Gaz łupkowy: potencjał surowcowo-energetyczny Polski, realia we-wnętrzne i międzynarodowe” bezpartyjnego posła na Sejm RP, b. wiceministra środowiska i Głównego Geologa Kraju, prof. Mariusza Oriona Jędryska. Sala Malinowa POSK. Organizatorem Koło Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego w Londynie.

28: spotkanie w POSK-u z pisarką opowieści o polskich pisarzach i narodowych bohaterach, Barbarą Wachowicz. Temat: „W Ojczyźnie serce me zostało”. Orga-nizatorem Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie we współpracy z Polskim Ośrodkiem Naukowym (PON) Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie.

29: czwarty Salon Literacki w Ognisku Polskim w Londynie. Repertuar: opowieść Barbary Wachowicz o Henryku Sienkiewiczu, przy sztaludze Sławomir Blatton, w wykonaniu operowym Agnieszka Kozłowska, w tańcu baletowym Lizzy Tay-lor. Udział: Katarzyny Bzowskiej, Zbigniewa Choroszewskiego, Anny Gonty, Ja-nusza Guttnera, Daniela Łuszczki, Reginy Wasiak-Taylor. Prowadził spotkanie prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Andrzej Krzeczunowicz.

PAŹDZIERNIK

11: inauguracja roku akademickiego Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie – Sala Malinowa POSK-u. Ambasadę RP w Londynie reprezentowali konsul generalny Ireneusz Truszkowski i radca-konsul Tomasz Stachurski. Przemówienia głosili: rektor PUNO prof. Halina Taborska, senator Piotr Zientarski, prof. Arkady Rze-gocki z Polonijnego Ośrodka Naukowego UJ. Wykład inauguracyjny „Generał Sikorski z perspektywy czasu” miała Eugenia Maresch. Senat PUNO doktoratem honoris causa uhonorował rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii, ks. prałata Stefana Wylężka – laudację wygłosił ks. prałat Władysław Wyszowadzki. Absolwentom PUNO wręczone zostały świadectwa ukończenia studiów. Śpiewał chór „Schola Gregoriana”.

Page 379: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 379

12: spotkanie (Sala Malinowa POSK) z profesorem Uniwersytetu kardynała Wy-szyńskiego (Warszawa) – Janem Żarynem, temat „Polityka historyczna w Polsce i u naszych sąsiadów”. Organizatorem dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie – dr Dobrosława Platt.

12: gala z okazji 60-lecia działalności Polskiej Macierzy Szkolnej (PMS) na Wy-spach Brytyjskich (Sala Teatralna Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalne-go w Londynie). Na uroczystość przybyli: ambasador RP w Londynie Witold Sobków, konsul generalny Ireneusz Truszkowski, konsul do spraw polonijnych Tomasz Stachurski, arcybp Szczepan Wesoły, córka gen. Andersa Anna Maria, doradca ministra fi nansów Ludomir Lasocki, reprezentanci Wydziałów Konsu-larnych w Manchesterze i Edynburgu, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longin Komołowski, po-słanki Joanna Fabisiak i Ligia Krajewska, senator Piotr Zientarski, podsekretarz stanu Maciej Jakubowski, przedstawiciele PMS z Litwy, Irlandii i Belgii, delega-cje organizacji polonijnych, ZHP i szkół sobotnich. Gości witała, na temat prze-szłości i przyszłości PMS mówiła prezes Macierzy Aleksandra Podhorodecka. Podczas galowego wieczoru: zasłużonym dla oświaty wręczano Medale Komisji Edukacji Narodowej, otworzono wystawę PMS, wystąpił zespół Volare z „Balla-dą o sobotnim poranku”, wiersze recytowali laureaci „Wierszowiska”, taneczny popis dała grupa „Mazury”.

16: koncert ATMA DUO: Michał Ćwiżewicz – skrzypce, John Paul Ekins – forte-pian. W programie: Wieniawski, Szymanowski, Lutosławski, Beethoven, Brahms. Sala Teatralna POSK. Organizacja: prezes Konfraterni Artystów Scen Polskich w Wielkiej Brytanii – Barbara Bakst.

17: uroczystość w Ambasadzie RP w Londynie dla uczczenia pamięci Ireny Send-ler (uratowała przed Holocaustem 2 500 dzieci). W programie wieczoru: promo-cja książki Jacka Mayera Life in a Jar / Życie w słoiku (w tłumaczeniu Roberta Reuvena Stillera), emisja fi lmu „In the Name of Th eir Mothers”, recital wokalny pieśni żydowskich w wykonaniu Niny Stiller, wręczenie Lili Pohlmann medalu za zasługi w pracy społecznej.

23-24: Ogólnopolska Konferencja Naukowa „Zesłania i Powroty” (w 50-lecie po lo nistyki Uniwersytetu Rzeszowskiego [UR]), Sala Senatu UR. Temat: „Twór-czość Józefa Bujnowskiego”. W programie referaty: prof. Wojciecha Ligęzy (UJ), mgr. Grzegorza Dolata (BUR), prof. Tadeusza Bujnickiego (UW), prof. Arenta van Nieukerken (U. Amsterdamski), dr. Pawła Majerskiego (UŚ), prof. Z bigniewa Andresa (UR), prof. Janusza Pasterskiego (UR), dr. Grażyny Maroszczuk (UŚ), mgr Barbary Trygar (UR), prof. Jolanty Pasterskiej (U.R), dr. Jana Wolskie-go (UR), prof. Mariana Kisiela (UŚ), dr. Rafała Moczkodana (UMK), mgr. Ewy Bartos (UŚ), dr. Arkadiusza Lubonia (UR), prof. Floriana Śmiei (Ontario), prof. Elżbiety Dutki (UŚ), dr. Elżbiety Nęckiej (UŚ), mgr. Marceliny Majewicz (UR), dr Anny Wal (UR). Organizatorzy: Instytut Filologii Polskiej UR: Zakład Teorii

Page 380: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013380

i Antropologii Literatury, Pracownia Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej; Wydział Polonistyki UJ: Katedra Historii Literatury Polskiej XX wieku. Z okazji konferencji w Pracowni Zbiorów Specjalnych Biblioteki UR udostępniona zosta-ła wystawa „Zesłania i Powroty. Twórczość Józefa Bujnowskiego”.

24: prelekcja „Operation Unthinkable the Th ird World War. British Plans to At-tack the Soviet Empire 1945” Jonathana Walkera (wice-prezesa West Country Writers’ Association), autora publikacji m.in.: Poland Alone / Polska osamotnio-na, Aden Insurgency, Th e blood Tub, War Letters to the Wife. Ognisko Polskie (Londyn).

26: konferencja dla nauczycieli polskich szkół sobotnich zorganizowana w Lon-dynie (w trzech grupach tematycznych w trzech salach POSK-u) przez Polską Macierz Szkolną zgromadziła ok. 150 przedstawicieli głównie młodej Polonii za-interesowanej nauczaniem na Wyspach Brytyjskich. Prelekcje połączone z warsz-tatami głosiły: Eva Goddard z PSS w Milford o „metodach pracy ze sposobami myślenia”; Anna Jurek – psycholog kulturowy z Poradni PPA, o rozwoju języko-wym dzieci; Elżbieta Kardynał z PSS Walsall, European’s Welfare Association CIC, Joseph Leckie Academy, m.in. o konspekcie lekcji, relacjach szkoły polskiej z brytyjską, systemach nagradzania i minimalizowania stresu szkolnego.

27: Dzień Nauczyciela – uroczystość zorganizowana przez Zrzeszenie Nauczyciel-stwa Polskiego za Granicą z prezes Ireną Grocholewską na czele (Sala Malinowa POSK-u). Prelekcję „Doskonalenie zawodu nauczycielskiego” głosił prof. Arkady Rzegocki (politolog, kierownik Polskiego Ośrodka Naukowego UJ w Londynie). Medalem Komisji Edukacji Narodowej odznaczono nauczycielki sobotnich szkół polonijnych: Grażynę Ross oraz Iwonę Siemaszko, medalem Pro Patria – Elżbietę Barras. Odznaczenia wręczali konsul generalny przy ambasadzie RP w Londynie Ireneusz Truszkowski i konsul do spraw polonijnych Tomasz Stachurski.

31: prelekcja dr. Pawła Chojnackiego „Nie tylko <Emigrejtan>” w Bibliotece Pol-skiej w Londynie z okazji 50. rocznicy śmierci Zygmunta Nowakowskiego – po-wieściopisarza, dziennikarza, publicysty, działacza społecznego.

LISTOPAD

8: z okazji Narodowego Święta Niepodległości uroczyste przyjęcie wydane przez JE Ambasadora Witolda Sobkowa w salonach Ambasady Rzeczypospolitej Pol-skiej w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

10: obchody Święta Niepodległości organizowane przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii: msza św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli celebrowana przez ks. infułata Stanisława Świerczyńskiego – wprowadzenie do kościoła re-likwii błogosławionego ks. Wincentego Frelichowskiego. Uroczysta akademia w Sali Teatralnej POSK-u – prelekcja Krzysztofa de Berg, Karol Rybarczyk – for-tepian, kominek harcerski hufców ZHP w Londynie.

Page 381: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 381

13-29: festiwal fi lmowy Play Poland. W kilku miejscach Londynu (cafe 1001, Clapham Picturehouse, Intersection, Secret Location) wyświetlano fi lmy: krót-kometrażowe z Łódzkiej Szkoły Filmowej, Studia Munka, Short Waves, T Mobile Nowe Horyzonty, Katowickiej Filmówki, Se-ma-for, Platige Image, Krakowskiej Fundacji Filmowej. Prowadzono konkurs krótkometraży, warsztaty fi lmu ani-mowanego, warsztaty charakteryzacji, otwarto wystawę plakatów Franciszka Starowieyskiego. 24 XI – pokaz fi lmu „Syberiada Polska” Janusza Zaorskiego (w Clapam Picturehouse). Festiwal zakończył się galą. Głównym inspiratorem Play Poland była organizacja Polish Art. Europe z Edynburga. Produkcja i pro-gramowanie – Dominika Akuszewska, logistyka i koordynacja muzyczna – Gati Gatuszewska, koordynator ekranu – Agnieszka Szara, koordynator medialny – Agna Poznańska.

14-16: interaktywny, wielokulturowy (sztuka plastyczna i słowna; muzyka, te-atr...) pokaz (w Ognisku Polskim w Londynie): pt. „Is London a Bridge?” Kurator Marek Borysiewicz, projektant – Monika Ciapala, organizatorzy – Teresa Bazar-nik i Grzegorz Małkiewicz (redaktorzy miesięcznika „Nowy Czas”). Artyści par tycypujący: Richards Adams, Sławomir Blatton, Andrzej Maria Borkowski, Marek Borysiewicz, Sophie Carpenter, Monika Ciapala, Joanna Ciechanowska, Elżbieta Chojak-Myśko, Agnieszka Engelien, Mengistu Etim, Alan Fletcher, Kon-rad Grabowski, Agata Hamilton, Agnieszka Handzel-Kordaczka, Maria Jaczyń-ska, Julianna Jagielska, Maria Kaleta, Carolina Khouri, Paweł Kordaczka, An-drzej Krauze, Barbara Lautman, Christopher Malski, Tomasz Myśko, Wojciech Sobczyński, Danuta Sołowiej, Tomasz Stando, Ryszard Szydło, Paweł Wąsek.

16: sympozjum na temat „Introduction to Human Traffi cking Course” / „Han-del ludźmi” zorganizowane przez Polską Misję Katolicką, Instytut Polski Akcji Katolickiej w Wielkiej Brytanii oraz International Organization for Migration (Londyn – Devonia). Wypowiedzi konferencyjne: bp Patrick Lynch „Welcome”, Christopher Gaul „Introduction to Human Traffi cking & Case Studies Legisla-tion – Traffi cking vs. Smuggling”, Ch. Gaul & Annie Morris: “Causes of Human Traffi cking Identifi cation – General & Direct Indicators”, “National Referral Me-chanism. Return & Reintegration”, Cecilia Taylor-Camara „Closing Remarks”.

18: – uroczyste otwarcie wystawy (trwającej od 10 XI do 15 XII 2013) „Righte-ous Among the Nations”: Polish help for the Jewish population of South-Eastern Poland 1939-1945” zorganizowanej w londyńskim Jewish Cultural Centre przez Instytut Kultury Żydowskiej, Instytut Pamięci Narodowej (oddział w Rzeszo-wie) i Ambasadę RP w Londynie. – Spotkanie w Ambasadzie RP w Londynie: wyświetlenie fi lmu „Th e History of the Kowalskis” w reżyserii Arkadiusza Go-łębiowskiego i Macieja Pawlickiego. Organizatorzy: Ambasada RP w Londynie, Central Synagogue London, Poland Street.

19: wykład dr. Mikołaja Kunickiego w ramach programu: polska historia dla nie-polskiej publiczności. Temat „Between National and Transnational Approaches:

Page 382: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013382

Chalenges in Teaching Polish History Abroad” w Ambasadzie RP w Londynie. Inicjatorem Th e Jagiellonian University Polish Research Centre in London / Pol-ski Ośrodek Naukowy UJ w Londynie.

21: spotkanie z dr Justyną Chłap-Nowakową w Bibliotece Polskiej w Londynie. Temat „Bez znieczulenia: II wojna w wierszach i zapiskach Marii Pawlikowskiej--Jasnorzewskiej”. Prowadziła dyrektor Biblioteki dr Dobrosława Platt.

22-24: po raz pierwszy w Londynie Festiwal Poezji Słowiańskiej. Przybyło ok. 70 osób z Polski, Rosji, Litwy, Jakucji, Słowacji, Holandii, Niemiec, Brazylii… Liczący 12 imprez, trwający 3 dni Festiwal rozpoczęty wystawą „Człowiek” w Galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego przenosił się: z Sali Te-atralnej POSK (galowy koncert) do Ambasady RP w Londynie (spotkanie festi-walowej delegacji z Ambasadorem Witoldem Sobkowem i konsulem Tomaszem Stachurskim), – Szkoły im. Lotników Polskich przy Ambasadzie RP (spotkanie z najmłodszymi miłośnikami poezji), – Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego (sesja popularno-naukowa poświęcona poezji w krajach postkomu-nistycznych po upadku Związku Sowieckiego), – do Sali Malinowej POSK-u (dawka poezji „Poeci poetom”) i nad Tamizę do pubu Th e Bedford (wieczór po-etycko-muzyczny). Patronat Festiwalu objęła Redakcja warszawskiego dwumie-sięcznika „Poezja dzisiaj”. Organizował Aleksy Wróbel.

24: podwieczorek przy mikrofonie (POSK, Sala Malinowa) zorganizowany w 65. Rocznicę Zjednoczenia Polek w Wielkiej Brytanii przez Janinę Kwiatkowską. Promocja książki Anny Marii Stefanickiej Zjednoczenie Polek w Wielkiej Bryta-nii: wczoraj, dziś i jutro, 1946-2011 (2012). Wolne datki i sumę uzyskaną ze sprze-daży książki przeznaczono na polskie hospicjum w Wilnie.

GRUDZIEŃ

4: koncert „Th e Blue Cafe” Konfraterni Artystów Scen Polskich w Wielkiej Bry-tanii (POSK, Sala Teatralna). Wystąpili: wokalistka Magdalena Reising – harfa, Terry Seabrook – fortepian, Steve Th ompson – bas. Organizowała prezes Konfra-terni Barbara Bakst.

8: Salon Literacki w Ognisku Polskim: pisarz, tłumacz, reżyser Antoni Libera wygłosił prelekcję o swojej książce Niech się Panu darzy. Przy sztaludze wystąpiła Maria Kaleta. Program kabaretowy „Śpiewamy Tuwima” przygotowany przez ak-torów Teatru Powszechnego w Łodzi. Pierwsza kolacja z kuchni Jana Woroniec-kiego. Udział w programie: Katarzyna Bzowska, Zbigniew Choroszewski, Anna Gonta, Janusz Guttner, Billy Maxwell, Paweł Ulman, Regina Wasiak-T aylor.

14: promocja biografi cznej monografi i Generał „Monter” Antoni Chruściel. Ko-mendant podziemnej Warszawy – książki pióra prof. Andrzeja K. Kunerta, Se-kretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Spotkanie w Bibliotece Pol-skiej w Londynie zorganizowała dyrektor Biblioteki dr Dobrosława Platt.

Page 383: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Z KALENDARZA 2013 383

16: wręczenie w Ambasadzie RP w Londynie nadanych przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego odznaczeń państwowych dla Polaków z Wielkiej Brytanii zasłużonych dla rozwoju środowisk polonijnych, harcerskich i komba-tanckich. Odznaczeni zostali: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski – Krystyna Szwagrzak, Krzyżem Ofi cerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – Bogdan Szwagrzak, Krzyżem Zesłańców Sybiru: Danuta Janas, Anie-la Polnik, Bolesław Polnik, Halina Salvage i Zdzisław Tadeusz Swiniarski; Me-dalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie – Anna i Wacław Gąsiorowscy. Przez ministra Jana S. Ciechanowskiego, kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski uhonoro-wani zostali: Jacek Michał Bernasiński oraz Irena Siedlecka.

19: koncert uświetniający Wieczór Wigilijny w Ambasadzie RP w Londynie zor-ganizowany przez Wydział Konsularny Ambasady z udziałem polskich muzy-ków z Wielkiej Brytanii: sopran – Magdalena Molendowska, skrzypce – Joanna Klimaszewska, fortepian – Julia Samojło. Artystki wykonały utwory Belliniego, Wieniawskiego i Dworzaka, razem z gośćmi śpiewały kolędy.

Page 384: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 385: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

SprostowanieW tomie III „Ekspresji” w dziale Książki nadesłane (s. 375) wkradła się re-

dakcyjna omyłka: książce Joanny Mądroszkiewicz Zielona Wyspa (Kraków 2012) zostało błędnie przypisane autorstwo Józefa Mackiewicza – za co Autorkę i Czy-telników bardzo przepraszamy.

Wiwat cenzura emigracyjna!Prezes Polskiej Macierzy Szkolnej (PMS) – Aleksandra Podhorodecka, w sier-

pniu 2013 wydała zakaz przyjmowania Rocznika „Ekspresje” Stowarzyszenia Pi-sarzy Polskich za Granicą do Księgarni PMS w Polskim Ośrodku Społeczno-Kul-turalnym (POSK) w Londynie. Nasza interwencja nie przyniosła skutku. Zdarza się to Pani Prezes nie po raz pierwszy. Już w roku 2004 jarzmo księgarnianej cen-zury założyła na raport Stan edukacji i oświaty polonijnej w Wielkiej Brytanii.

*Przybysz z obcej planety rodzaju żeńskiego – osoba nie legitymująca się na-

zwiskiem, ale zidentyfi kowana jako członkini zarządu Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, spowodowała w roku 2013 usunięcie „Ekspresji” z eksponującej pismo gabloty POSKLUB-u w Londynie.

PAFT bez zaufaniaCo można począć, gdy podstawnie straciło się zaufanie do powierników spo-

łecznej Fundacji? Można im tylko złożyć votum nieufności. Zarząd Stowarzy-szenia Pisarzy Polskich za Granicą w piśmie z dnia 14 III 2014 skierowanym na ręce prezesa Polonia Aid Foundation Trust – dr. Andrzeja Suchcitza, złożył swoje votum nieufności wobec PAFT-u jako instytucji społecznej środowiska polskiego

Przypadki i wpadki

Page 386: Ekspresje Tom s.1-410 IV

PRZYPADKI I WPADKI386

w Londynie. Utrata zaufania wobec Fundacji podyktowana jest dwoma faktami: tolerowaniem w gronie powierników obecności oskarżonego o współpracę z SB w okresie PRL Andrzeja Morawicza (który nadal ignoruje oskarżenie); dotowa-niem i promowaniem przez prezesa Suchcitza sekretarza Związku Pisarzy Pol-skich na Obczyźnie Reginy Wasiak-Taylor, która była Kontaktem Operacyjnym SB i uchyliła się od powinności lustracyjnej.

Page 387: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Komunikat

NAGRODA POETYCKA im. KRYSTYNY I CZESŁAWA BEDNARCZYKÓW

Wypełniając zapis testamentowy śp. Krystyny Bednarczyk,Krakowski Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich

oraz Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego ogłaszają pierwszą edycję konkursu

o Nagrodę Poetycką im. Krystyny i Czesława Bednarczyków.

Wyróżnienie przyznawane jest za zbiór wierszy wydany w 2013 roku,

bliski ideom i myślom przewodnim działalności kulturalnej londyńskiej Ofi cyny Poetów i Malarzy.

Prawo zgłaszania kandydatur mają:instytucje kulturalne, wydawnictwa, stowarzyszenia twórcze

oraz krytycy literatury. Termin upływa 30 września 2014 roku.Nagroda pieniężna w tej edycji wynosi 15 000 złotych.

Bliższe informacje oraz regulamin dostępne są na stronie internetowej Katedry Edytorstwa i Nauk Pomocniczych Wydziału Polonistyki UJ:

www.edytorstwo.polonistyka.uj.edu.pl Pytania można kierować na adres:

[email protected]

Dziekan Wydziału Polonistyki UJprof. dr hab. Renata Przybylska

Page 388: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 389: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Marek Baterowicz (Australia) – ur. 1944 w Krakowie, poeta, prozaik, publicysta, tłumacz poezji krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – dokto-rat w University of New South Wales (1998). Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy – Wersety do świtu (1976). Wydał tomik wierszy w języku francuskim – Fée et fourmis (Paris 1977). W 1981 ukazał się poza cenzurą zbiór jego wierszy Łamiąc gałęzie ciszy. Od 1985 na emigracji – najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. Autor wielu zbiorów poezji, publikowanych głównie w Sydney: Serce i pięść (1987), Z tamtej strony drzewa (Melbourne 1992), Miejsce w atlasie (1996), Cierń i cień (2003), Na smyczy słońca (2008). Wybór jego wierszy w wersji polsko-włoskiej Canti del pia-neta (tłumaczył Paolo Statuti) wydała ofi cyna Empirìa (Rzym 2010). Opubliko-wał też kilka książek prozą, m.in. powieść ze stanu wojennego Ziarno wschodzi w ranie (Sydney 1992). W 1992 odwiedził Polskę. Laureat nagród: Circe Sabaudia (Rzym 1985), Pegaz (Sydney 2004), Białe pióro („Gazeta Polska” 2008), Nagro-da Literacka 2012 SPPzG za całokształt twórczości (> Ekspresje”, t. III, Londyn 2013). Członek Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i zarzą-du Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.

Magdalena Białonowska (Polska) – ur. 1981 w Lublinie; absolwentka (2005) historii sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; doktorat (2011) w ma-cierzystym uniwersytecie. Za rozprawę doktorską wyróżniona w XI konkursie Nagrodą „Archiwum Emigracji” Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Stypendystka Getty Center w Los Angeles (2008) i Fundacji z Brzezia Lancko-rońskich (2009). Do roku 2013 adiunkt Katedry Kultury Artystycznej Instytutu Historii Sztuki KUL, obecnie pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autorka licznych artykułów na temat kolekcjonerstwa i muzealnictwa oraz książki: Andrzej Stanisław Ciecha-nowski. Kolekcjoner, marszand i mecenas (2012).

Noty o autorach

Page 390: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH390

Justyna Chłap-Nowakowa (Polska) – ur. w Krakowie, historyk i krytyk literatu-ry, poetka, redaktor serii książek poświęconych malarstwu polskiemu (Wydaw-nictwo Kluszczyński). Absolwentka polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1993 była stypendystką Fonds d’Aide aux Lettres Polonaises Independantes. Doktorat (2002) w macierzystej uczelni. Adiunkt w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Opublikowała m.in.: monografi ę Sybir, Bliski Wchód, Monte Cassino. Środowisko poetyckie 2. Korpusu i jego twórczość (2004), Dwór polski. Architektura – tradycja – historia (współautor, 2007); kilka antologii polskiej poezji: Najpiękniejsze polskie kolędy i pieśni w 2003, a w 2004 – Najpięk-niejsze polskie modlitwy i pieśni, Tatry w poezji i malarstwie, Miłość w poezji i ma-larstwie, Najpiękniejsze polskie pieśni patriotyczne. Wydała zbiór własnej poezji Niewidzialny ślad (2013).

Ewa Chruściel (USA) – ur. 1972 w Rzeszowie. Ukończyła anglistykę na Uniwer-sytecie Jagiellońskim oraz studia doktoranckie w Illinois State University. Pro-wadzi zajęcia o twórczym pisaniu i współczesnej poezji w Colby-Sawyer College (New Hampshire, USA). Debiutowała w 2003 tomikiem Furkot. W 2009 wydała tomik Sopiłki, a w 2011 (New York) w języku angielskim tom prozy poetyckiej – Strata (pierwsze miejsce w międzynarodowym konkursie Emergency Press). Tomik Contraband of Hoopoe ukaże się w 2014 (Omnidawn Press). Publikuje w „Odrze”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Studium”, „Frazie,” „Toposie”, „Pracow-ni”, „Zeszytach Literackich”, „Tekstualiach”; na Łamach: „Boston Review”, „Co-lorado Review”, „Jubilat” „American Letters and Commentary”, „Aufgabe”. Biu-ro Literackie wydało (2013) w jej i Miłosza Biedrzyckiego tłumaczeniu wiersze Jorie Graham.

Patrycja Grubka (Polska) – ur. 1985 w Oświęcimiu. Tłumacz, lektor języka wło-skiego i polskiego dla obcokrajowców. Absolwentka (2009) fi lologii polskiej UJ, w latach 2007-2010 studia licencjackie z języka włoskiego, od 2009 doktorantka UJ; absolwentka języka włoskiego jako obcego (2012) w Università per Stranieri di Perugia. Współpracuje (2008/2009) z redakcją czasopisma komparatystyczne-go „BezPorównania”, redaktor działu humanistycznego „Zeszytów Naukowych Towarzystwa Doktorantów Uniwersytetu Jagiellońskiego” (2010); stypendystka (2009) Deutscher Akademischer Austausch Dienst (DAAD). Od 2012 członkini Krajowego Pogotowia Tłumaczy. Opublikowała m.in. Homo irrequietus na wie-trze. Rozważania o jednym tomie wierszy Szymona Babuchowskiego („ARCANA” 2008); Gawędowe science-fi ction czyli o „Bajkach robotów” i „Cyberiadzie” Stani-sława Lema („BezPorównania” 2009); Ożywić i zrozumieć czas miniony – świat zarejestrowany w pamięci Zygmunta Haupta [w oprac. zbior.:] Trauma, pamięć, wyobraźnia (2011).

Teresa Halikowska-Smith (Wielka Brytania) – ur. we Lwowie; polonistka, tłu-macz. Absolwentka (1963) polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, na którym

Page 391: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH 391

studiowała również anglistykę. Od 1966 w Anglii – na stypendium w St Hugh’s College (Oxford). W 1968 uzyskała dyplom z literatury porównawczej (B.Litt). W latach 70. wykładała literaturę polską na oxfordzkich studiach slawistycz-nych i w Open Studies Warwick University. Publikowała recenzje w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, w londyńskich „Wiadomościach”, w paryskiej „Kulturze” i w slawistycznym „Modern Languages Review”. Współredagowa-ła antologię polskich opowiadań Th e Eagle and the Crow (Serpent’s Tail, 1966). Przygotowuje do druku antologię prozy Tadeusza Różewicza.

Tadeusz Kondracki (Polska) – ur. 1956 w Warszawie. Historyk dziejów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w latach 1939-1947 i polskich organizacji kombatanc-kich w Wielkiej Brytanii. Absolwent (1979) Wydziału Historycznego Uniwersy-tetu Warszawskiego. Doktorat z nauk humanistycznych obronił w 1989 w In-stytucie Historii PAN w Warszawie. Profesor Instytutu Historii PAN. Pracuje w Zakładzie Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych. Profesor wizytujący Wszechnicy Polskiej – Szkoły Wyższej w Warszawie. Autor około 300 publika-cji w tym książkowych: Niszczyciel ORP „Orkan” (1994), Historia Stowarzysze-nia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii 1946- 1996 (1996), Stowarzyszenie Marynarki Wojennej 1945-1992 (2003), Polskie Towarzystwo Historyczne w latach 1918-1939 (2006), Polskie organizacje kombatanckie w Wielkiej Brytanii w latach 1945-1948 (2007), „Mała Polska” nad Tamizą. Dwa stulecia polskiej obecności w Wielkiej Brytanii (2009), Niszczyciele Grom i Błyskawica (2013), Niszczyciele Wicher i Burza (2013), Okręty podwodne Orzeł i Sęp (2013), Moc ducha wytrwa-nia. Warszawskie Termopile 1939 (2013). Współautor kilkuset fi lmów i progra-mów dokumentalnych, w tym serialu telewizyjnego „Powstanie Warszawskie” (1994), autor mapy „Powstanie Warszawskie 1944”. Laureat nagrody Rady Poro-zumiewawczej Badań nad Polonią (2000). Członek Polskiego Towarzystwa Histo-rycznego. Odznaczony Brązowym Medalem „Za zasługi dla obronności Kraju”.

Katarzyna Latała z domu Winiarska (Wielka Brytania) – ur. 1974 w Krakowie; literatka. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego (fi lologia polska, reklama) i University of the Arts London (Copywriting). Od 2004 w Londynie. W latach 2007-2009 współpracowała z „Dziennikiem Polskim i Dziennikiem Żołnierza”. Opublikowała m.in. W krainie wietrznych deszczowców, w: Na końcu świata na-pisane. Autoportret współczesnej polskiej emigracji (2008), Don Kichot, w: Oto właśnie ballada, która o tym opowiada... (2008). Pisze utwory sceniczne: Makao, Meta („Ekspresje”: t. III, 2013; t. IV, 2014). Złożyła do druku tom opowiadań. Członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.

Elżbieta Lewandowska z domu Wyroślak (Wielka Brytania) – malarka i poetka. Absolwentka (1965) fi lologii polskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku. Od 1967 w Londynie, do roku 2000 pracowała w polskich księgarniach „Orbis” i Earlscourt Publications LTD. Publikuje artykuły i wiersze w czasopismach pol-

Page 392: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH392

skiego Londynu – „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, „Nowy Czas”; m.in. wspomnienia: Szlachetna misja i Skrzydlaci chłopcy z Lasham („Ekspresje”: t. I, 2011; t. III, 2013). Autorka poetycko-malarskiego tomiku „Szczęśliwe oczy” (2012). Od 1986 ma udział w wystawach malarskich. Sekretarz Zrzeszenia Arty-stów Plastyków w Wielkiej Brytanii, członkini zarządu Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.

Wojciech Ligęza (Polska) – ur. 1951 w Nowym Sączu, historyk literatury, krytyk, eseista, profesor tytularny na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskie-go. Wykłada w Studium Artystyczno-Literackim UJ. Autor książek: Jerozolima i Babilon. Miasta poetów emigracyjnych (1998), Jaśniejsze strony katastrofy. Szkice o twórczości poetów emigracyjnych (2001), O poezji Wisławy Szymborskiej. Świat w stanie korekty (2002), Pod kreską – teksty z lat 1996-2013, (2013); i współau-tor tomów zbiorowych, m.in.: Pamięć głosów. Studia nad twórczością Aleksandra Wata (1992), Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny. Topika polskiej współczesnej poezji emigracyjnej (1995), Poszukiwanie realności. Literatura-Dokument-Kresy. Pra-ce ofi arowane Tadeuszowi Bujnickiemu (2003), Portret z początku wieku. Twór-czość Zbigniewa Herberta – kontynuacje i rewizje (2005). Autor kilkuset rozpraw, szkiców, recenzji, felietonów literackich publikowanych w pismach krajowych i zagranicznych. Wiceprezes Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Otrzymał Nagrodę Fundacji im. Turzańskich w Toronto (2001) oraz Nagrodę Ministra Edukacji Narodowej i Sportu (2003). W 2011 odznaczony Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Dariusz Łaska (Wielka Brytania) – ur. 1963 w Wierzchowie. Prawnik, dyploma-ta, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz podyplomowych studiów dyplomatycznych (1990 z wyróżnie-niem) Westminster University London. Od 1990 pracownik Służby Zagranicznej RP – Ministerstwo Spraw Zagranicznych, od 2011 zastępca (w randze ministra) Ambasadora RP w Londynie. W 1998 przez Radę Ochrony Pamięci, Walk i Mę-czeństwa uhonorowany Złotą Odznaką Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, a w 2013 otrzymał odznaczenie Freedom of the City of London.

Czesław Maryszczak (Wielka Brytania) – ur. 1936 w Grabówce koło Tarnopo-la. Księgowy, działacz społeczny. W lutym 1940 wywieziony z rodziną do Rosji, w 1942 przez Persję, Indie wyjechał z matką do Ugandy – w Afryce uczęszczał do polskiej szkoły podstawowej. Od 1948 w Anglii, od 1952 w Cheltenham Glouce-stershire. Ukończył polską szkołę średnią i Technical College ze świadectwem Th e Association of Certifi ed and Corporate Accountants. Do 2010 – księgowy w fi rmach angielskich, skarbnik, następnie prezes Koła Młodzieży Polskiej oraz Polskiej Wspólnoty Katolickiej w Cheltenham. Od 1964 członek, skarbnik, od 1976-2013 prezes Koła nr 340, a od 2006-2013 prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, obecnie prezes Federacji Światowej SPK

Page 393: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH 393

i Fundacji SPK WB. Członek Zarządu Polonia Aid Foundation Trust, w ciągu kilku lat był przewodniczącym Rady Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Bryta-nii. Otrzymał odznaczenia: Złoty Krzyż Zasługi (1990), Krzyż Kawalerski Or-deru Odrodzenia Polski (2004), Medal Pro Memoria (2005), Krzyż Zesłańców Sybiru (2006), Krzyż Ofi cerski Odrodzenia Polski (2009), Srebrny Medal Wojska Polskiego (2010), Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej (2011), Kom-batancki Krzyż Zasługi SPK WB i Krzyż Kombatancki SPK Federacji Światowej.

Anna Nowicka (Wielka Brytania / Polska) – ur. 1981 w Kaliszu. Polonistka i eko-nomistka. Ukończyła (2001) Liceum Ekonomiczne w Kaliszu. Magister (2006) polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego, w tej samej uczelni zdobyła w 2006 baka-larat w zakresie marketingu i zarządzania. W latach 2005-2006 – wolontariuszka w sierocińcu w Łodzi, od 2006 do 2007 zaliczała kursy języka angielskiego w Ka-lifornii, w latach 2010-2011 studiowała księgowość w Holandii. Od 2012 w Lon-dynie.

Kazimierz Nowosielski (Polska) – ur. 1948 w Rybnie. Krytyk sztuki, eseista, poeta. Absolwent (1971) fi lologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Habilitację uzyskał w 1994, profesor zwyczajny w Instytucie Filologii Polskiej (Zakład Li-teratury Współczesnej) UG. Opublikował 8 książek poświęconych współczesnej poezji, prozie, eseistyce oraz sztukom pięknym, m.in.: Ryzyko obecności. Do-świadczenie biografi czne i powieść chłopska (1983), Przestrzeń oczekiwania. Hi-storia, natura, sacrum we współczesnej poezji polskiej (1993), Troska i czas. Szki-ce o poezji i przemijaniu (2001), Dar zamieszkiwania. Eseje o doświadczeniach i wartościach (2002), Rozróżnianie głosów. O poetyckim myśleniu według wartości (2004), Czytać i pytać. Analizy oraz interpretacje dwudziestowiecznej poezji pol-skiej (Gdańsk 2009). Jest również autorem 14 tomów poezji uhonorowanej m.in. ogólnopolskimi nagrodami: im. Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, im. Włodzimie-rza Pietrzaka. Inicjator i redaktor podziemnego pisma „Podpunkt”. Otrzymał (1988) nagrodę POLCUL Foundation. W latach 1991-1992 prezes Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Beata Obertyńska (1898-1980) – znana poetka, nowelistka, autorka (pod pseud. Marta Rudzka) wspomnień Z domu niewoli. Zob. m.in.: „Ekspresje” t. IV: Woj-ciech Ligęza, Odzyskiwanie głosu w dziale Poezja, Kasper Pawlikowski, Ciocia Dziodzia [...] – Wizerunki; Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: słow-nik biobibliografi czny, oprac. zespół pod red. J. Czachowskiej i A. Szałagan, t. VI, Warszawa 1999; Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, pod red. K. Dopierały, t. III, Toruń 2004.

Anna Owsikowska z domu Zwierzyk (Polska) – ur. 1988 w Radomiu. Absolwent-ka Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Władysława Żeleńskiego w Kra-kowie i Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunkach: fi lologia polska – kompa-

Page 394: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH394

ratystyka, zarządzanie w sektorze publicznym i pozarządowym. W kręgu jej zainteresowań są m.in. związki literatury i muzyki. W przygotowaniu artykuł Wielki mistrz i jego ideowy uczeń. Karol Szymanowski oczami Romana Palestra, w druku Ten los, ten dźwięk... Twórczość Karola Szymanowskiego w kulturze współczesnej.

Jacek Ozaist (Wielka Brytania) – ur. 1972 w Bielsku Białej. Dziennikarz, po-eta i prozaik. Absolwent (2001) fi lmoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W Londynie od roku 2004. Pracuje w branży gastronomicznej. Autor zbioru wierszy Pesymfonia (2003), powieści Podstawiony (2005), zbiorów opowiadań Szorty (2003, 2012), Szorty 2 (2007). W przygotowaniu powieść Wyspa. Współ-pracuje z czasopismem londyńskim „Nowy Czas”. Członek Stowarzyszenia Pisa-rzy Polskich za Granicą.

Andrzej Paluchowski (Polska) – ur. 1933 w Częstochowie, historyk literatury, edytor, bibliotekarz, bibliotekoznawca i bibliofi l, znawca piśmiennictwa pol-skiej emigracji politycznej po roku 1939 oraz wydawnictw „drugiego obiegu” lat 1976-1989. Absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (fi lologia polska). W latach 1972-1997: wicedyrektor (do 1975) i dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej KUL. Autor licznych rozpraw naukowych, artykułów i prac edytorskich. Współ-autor m.in.: Matka Boska w poezji polskiej (1959), Portrety uczonych polskich (1974), udział edytorski w przygotowaniu wykładów Wacława Borowego O po-ezji Mickiewicza (1958, 1999); autor antologii 70 żywotów (1975), współredaktor: wyboru prac Borowego Studia i szkice literackie, t.1-2 (1983). W latach 1991-2005 członek i uczestnik prac Komitetu Wydawniczego Dzieł Mickiewicza (tzw. Wy-danie Rocznicowe). Członek Towarzystwa Naukowego KUL i Towarzystwa In-stytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Otrzymał Nagrodę im. A. Mickiewicza dla najlepszego bibliotekarza w Polsce (1998). Odznaczony Medalem za Zasługi dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (2004) i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2008).

Jolanta Pasterska (Polska) – ur. w Kraśniku. Historyk i antropolog literatury, profesor nadzwyczajny w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszow-skiego. Kierownik Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej. Opubli-kowała ponad 100 prac naukowych poświęconych zwłaszcza polskiej literaturze emigracyjnej i migracyjnej. Autorka książek: Świat według Tyrmanda. Prze-wodnik po prozie (1998), „Lepszy Polak?” Obrazy emigranta w polskiej prozie na obczyźnie po 1945 roku (2008). Redaktor i współredaktor 17 monografi i, m.in. Obszary kultury. Księga ofi arowana Profesorowi Krzysztofowi Dmitrukowi w 70. rocznicę urodzin (2011); „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Rzeszowskiego. Se-ria Filologiczna. Historia Literatury – 6. Tematy i Konteksty. Wielka Emigracja – Druga emigracja niepodległościowa – (E)migracja końca XX wieku” (2011); Po-lonistyka w Europie. Kierunki i perspektywy rozwoju. Redaguje serię Z archiwum

Page 395: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH 395

pisarza – ukazało się 6 tomów, tam m.in.: Z. Raklewska-Braun, K. Braun, Bracia Adamowiczowie. Pierwsi polscy zdobywcy Atlantyku (2011); F. Śmieja, Zapiski o świcie (2012), K. Braun: Mój Teatr Różewicza (2013); Mój Teatr Norwida (2014).

Janusz Pasterski (Polska) – ur. 1964 w Gorlicach. Historyk literatury polskiej XX wieku, krytyk, poeta, redaktor. Magisterium (1989) i doktorat (1999) w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie, habilitacja (2012) na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszow-skiego, w latach 2002-2007 prodziekan Wydziału Filologicznego UR, od 2012 – dyrektor Instytutu. W dorobku posiada następujące publikacje książkowe: Tri-stium liber. O twórczości literackiej Stefana Napierskiego (2000), Inne wyzwania. Poezja Bogdana Czaykowskiego i Andrzeja Buszy w perspektywie dwukulturowości (2011), tomy poezji Plac Kromera (2009), Mity i kamienie (2013). Współredaktor dwutomowych wydań: Proza polska na obczyźnie. Problemy – dyskursy – uzupeł-nienia (2007) oraz Inna literatura? Dwudziestolecie 1989-2009 (2010). Sekretarz zarządu Stowarzyszenia Literacko-Artystycznego „Fraza” i redaktor kwartalni-ka „Fraza” – prowadzi dział poezji i jest autorem felietonów z cyklu „Notatnik otwarty”. Redaktor tomów poetyckich i antologii studenckich.

Kasper Pawlikowski (Polska) – ur. 1927 w Medyce. Literat, rzeźbiarz, redaktor, pedagog. Pod okupacją niemiecką pobierał lekcje na kursach tajnych w powiecie proszowskim. Gimnazjum ukończył (1942) w Rzymie, gdzie wyjechał z rodzi-ną. Tego samego roku przeszedł przeszkolenie w II Korpusie Wojska Polskiego. W 1945 przyjęty do podchorążówki. Po demobilizacji związał się w Londynie z Ośrodkiem Wydawniczym Veritas. W 1953 wyemigrował do Kanady. Tam w 1956 na Université de Montreal uzyskał licencjat z nauk politycznych i slawi-styki. W 1958 podjął pracę w Organizacji Narodów Zjednoczonych jako redak-tor dokumentów specjalistycznych. Podczas przygotowań do wystawy światowej EXPO’67 w Montrealu pełnił funkcję dyrektora wykonawczego. W 1970 prze-niósł się do Ottawy – w University of Ottawa magisterium na Wydziale Peda-gogiki. Został zaangażowany w Ministerstwie Imigracji jako instruktor w for-mowaniu kadr, po czym podjął pracę w rządowych programach pomocowych dla krajów rozwijających się, doskonaląc się w analizach systemów szkolnictwa i kadr. Jedną z jego pasji stała się rzeźba – już na emeryturze odbył studia w Otta-wa School of Art. Pisze, opracowuje dokumenty rodzinne. W 2007 przeniósł się z rodziną do Krakowa.

Janusz Pierzchała (Wielka Brytania) – ur. 1954 w Krakowie w rodzinie repatrian-tów z ziemi lwowskiej. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim i fi lozofi i na Uniwersytecie Paris-Nanterre (1990). Specjalizował się w fenomeno-logii i fi lozofi i neoplatońskiej. Związany z organizacjami antykomunistycznymi – zakładał m.in. Ruch Młodej Polski w Krakowie. W latach 1985-1991 i 1995-1998 – we Francji. Od 1989 do1990 – Skarbnik Skarbu Narodowego Rządu RP

Page 396: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH396

na Uchodźstwie na obszar Francji. W latach 1990-2006 korespondent Europej-skiego Centrum Informacji (CEI) Pierra de Villemarest, 2002-2005 wice prezes Zarządu Agencji Rozwoju Miasta S.A. w Krakowie, 2005-2006 – członek Zarzą-du Międzynarodowego Portu Lotniczego Kraków-Balice. Od paru lat mieszka z rodziną w Londynie. Publikuje w „Nowym Czasie”. Odznaczony w 2009 przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Pol-ski za działalność niepodległościową.

Jan Wiktor Sienkiewicz (Polska) – ur. 1960 w Przerośli (powiat grodzieński); hi-storyk sztu ki. Tytuły: magistra (1987), doktora (1992), dr. habilitowanego (1998), uzyskał w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W tej uczelni do 2007 był kolej-no m.in.: asystentem, rzecznikiem prasowym, sekretarzem Sekcji Historii Sztuki, kustoszem Muzeum Uniwersyteckiego, ad iunktem w Katedrze Historii Sztuki Nowoczesnej, kierownikiem Katedry Kultury Artystycz nej. Od 2000 – kierownik Zakładu Historii Sztuki i Kultury Polskiej Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w Londynie). W roku ak. 2006/2007 wykładał w Katedrze Antropologii Kultu-ry na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Od 2009 prof. nadzwyczajny w Katedrze Historii Sztuki i Kultury na Wydziale Nauk His torycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W dorobku posiada 12 książek współredagowanych i 10 autorskich: Zbiory im. Olgi i Tadeusza Litawińskich w Muzeum Ka tolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (1991), Marian Bohusz-Szyszko 19001-1995, życie i twórczość (1995), Attilio Alfi eri a malarstwo włoskie XX wieku (1997), Polskie galerie sztuki w Londynie w drugiej połowie XX wieku (2003), Wojciech Falkowski. Malarstwo. Painting (2005), Hali-ma-Nałęcz (wyd. w jęz. polskim i angielskim, 2007), Ryszard Demel. W drodze do tajemnicy światła (2010), Sztuka w poczekalni. Studia z dziejów plastyki polskiej na emi gracji 1939-1989 (2012), Bluj. Przestrzeń i fi gura (2012), Artyści Andersa. Continuità e novità (2013), Polscy artyści w Libanie 1942-1952 (2013). Członek licznych towarzystw i redak cji. W 2008 odznaczony przez Prezydenta RP srebr-nym Medalem za Długoletnią Służbę.

Alina Siomkajło (Wielka Brytania od 1985) historyk-krytyk literatury, b. na-uczyciel akademicki (KUL, UW, UMCS), lektor języka polskiego. Magister (1967) fi lologii polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, doktor (1978) nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Opublikowała m.in.: Ewolucje epigramatu (do początków Romantyzmu w Polsce) (1983), Antologię epigramaty-ki polskiej: Mała Muza. Od Reja do Leca (1986), raport Stan edukacji i oświaty polonijnej w Wielkiej Brytanii (2003), opracowanie albumowe Katyń w pomni-kach świata (2003), wspomnienia Widma przeszłości (2004). W dorobku posiada kilkaset publikacji naukowych i popularnych – rozpraw i artykułów w wydaw-nictwach zbiorowych: Słownik literatury polskiego Oświecenia (1977), Cyprian Norwid. Interpretacje (1986), Słownik literatury XIX wieku (1991), Liberalism Yesterday and Today (1998), XXI Sesja Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów

Page 397: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH 397

i Bibliotek Polskich na Zachodzie (1999), Tymon Terlecki – etos emigranta (2004), Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, t. I-V (2003-2005), „Młodsza Europa”. Od średniowiecza do współczesności (2008), II Kongres Polskich Towarzystw Na-ukowych na Obczyźnie (2010); w periodykach krajowych i prasie zagranicznej. Otrzymała kilka stypendiów naukowych. Odznaczona Medalem Światowej Fe-deracji Rodzin Katyńskich (2004) i Medalem Pro Patria (2011) nadanym przez Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Członkini Towarzy-stwa Historyczno-Literackiego w Paryżu i Amnesty International, prezes Stowa-rzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.

Jacek Sojan (Polska) – ur. 1952 w Krakowie. Krytyk literatury, eseista, organi-zator spotkań literackich. Studiował fi lologię polską w Uniwersytecie Jagielloń-skim. W ciągu przeszło 5. lat prezes Klubu Literackiego „Pod Jaszczurami”. Poza zasięgiem cenzury wydał (1982, 2002) własne wiersze pt. Niemy poeta. Poetycki debiut ofi cjalny – zbiór Dziedzictwo kataryniarza (1983). Kolejne zbiory jego po-ezji: Dmuchawiec (2007), Babia góra (2010), Pocztówka spod limby (2011). W za-powiedziach wydawniczych: Wiersze metafi zyczne i Zeszyt sztuk teatralnych.

Krzysztof A. Tochman (Polska) – ur. 1959 w Szczebrzeszynie. Absolwent (1988) rzeszowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Doktorat obronił (2013) w Uniwer-sytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W latach 1979-1989 re-presjonowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Pracownik naukowy Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Rzeszowie. Autor kilkuset publikacji nauko-wych i popularnonaukowych, w tym książkowych, m.in.: Słownik biografi czny ci-chociemnych (t. 1-4, 1994-2011 – kilka wydań), Adam Boryczka. Z dziejów WiN-u (t. 1-2, 1999-2001); Z ziemi obcej do Polski. Losy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy powrócili do kraju po zakończeniu II wojny światowej (t. 1-2, 2006-2009). Współpracuje m.in. z Zakładem Polskiego Słownika Biografi cznego Instytutu Historii PAU w Krakowie. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.

Violetta Wejs-Milewska (Polska) – ur. 1960 w Drohiczynie. Historyk literatury, profesor w Zakładzie Teorii i Antropologii Literatury Uniwersytetu w Białymsto-ku. Magisterium uzyskała (1983) w Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białym-stoku, doktorat (2001) na Wydziale Polonistyki UW, habilitację (2014) w Uniwer-sytecie Jagiellońskim. Głosiła w 2006 cykl wykładów o literaturze emigracyjnej w Turynie. Pełniła funkcje: zastępcy dyrektora Instytutu Filologii Polskiej UwB (2001-2004), prezesa Białostockiego Oddziału Towarzystwa im. A. Mickiewi-cza (2006-2009). Członek redakcji „Biblioteki Pamięci i Myśli” oraz „Poetyki i Horyzontów Tradycji”. Inicjowała i współorganizowała w Białymstoku: w 2007 międzynarodową megakonferencję: „Paryż–Londyn–Monachium–Nowy Jork. Emigracja powrześniowa na mapie kultury nie tylko polskiej”, w 2009 „Tradycja, formy i przemiany dyskursu podróżniczego w literaturach narodowych”. Autor-

Page 398: Ekspresje Tom s.1-410 IV

NOTY O AUTORACH398

ka licznych artykułów, audycji radiowych, prac edytorskich i monografi i: Wy-korzenieni i wygnani. O twórczości Czesława Straszewicza (2003), Radio Wolna Europa na emigracyjnych szlakach pisarzy. Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Nowakowski, Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki (2007), Wy-kluczeni – emigracja, kraj. Studia z antropologii emigracji polskiej XX wieku (idee, osobowości, instytucje) (2012). Otrzymała kilka Nagród Rektora UwB za działal-ność naukową i organizacyjną, nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (Londyn 2009) za Radio Wolna Europa [...] oraz Nagrodę Rektora UW (2013) za Wykluczonych [...].

Edward Zyman (Kanada – ur. 1943 w Dobromierzu. Poeta, prozaik, krytyk li-teratury, publicysta, wydawca. Absolwent socjologii Uniwersytetu Jagiellońskie-go. Był zastępcą kierownika Redakcji Literackiej Polskiego Radia w Katowicach, kierownikiem literackim Zespołu Filmowego „Silesia”, redaktorem wydawanego poza cenzurą „Tygodnika Katowickiego”, przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” katowickiej Rozgłośni PR. Represjonowany z chwilą wpro-wadzenia w PRL stanu wojennego. Od 1983 w Kanadzie: redaktor miesięcznika „Dialogi” (1984), „Głosu Polskiego” (1984-1988), „Gazety” (1988-1989). Autor tomów poezji: Dzień jak co dzień (1978), Co za radość żyć (1979), W czyimś ob-cym domu (1981), Jak noc, jak sen (1987), Kim Stwórca mądre te eseje pisze (2004) Z podręcznego leksykonu (2006); zbioru felietonów U Boga każdy błazen (1987). Wydał pamfl ety krytyczno-literackie Metamorfozy głębin Twoich. Polonijny par-nas literacki (2003), opracowania biografi czne: Widzieć dalej niż dziś. Rozmowa z Jerzym Korey-Krzeczowskim (2003), Przeznaczenie jest wyborem. Henryk Słaby, czyli fi lozofi a skutecznego działania (2005). Współredaktor m.in. tomu Podróż w głąb pamięci. O Wacławie Iwaniuku szkice, wspomnienia, wiersze (2005). Re-daktor licznych edycji poezji, prozy i wspomnień. Wydał monografi ę Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich – Scalić oddalone (2008), Mosty z papieru. O ży-ciu literackim, sytuacji pisarza i jego dzieła na obczyźnie (2010) – nagroda literac-ka (2011) Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, powieść Ściana pełna jerzyków (2011) – wyróżnioną w III edycji Konkursu Literackiego Wydawnictwa Telbit. Współzałożyciel-członek, obecnie wiceprzewodniczący Fundacji W. i N. Turzań-skich. Należy do krajowego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Page 399: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rok 2013 tom IV

Jacek Ozaist, Pesymfonia [wybór wierszy], Kraków: PReS, 2003

Andrzej Bogusławski, Uwagi o mowosocjotechnice. Od układu monopartyjnego do układów niemonopartyjnych, Łask-Warszawa: Ofi cyna Wydawnicza LEKSEM, 2008

Katalog Archiwum Profesora Floriana Śmieji, oprac. Jolanta Pasterska, współ-udział: Iwona Rządecka-Mikołajczyk, Monika Kołodziej, Paulina Wojtowicz, Nina Cieślik, Wojciech Maryjka, t. I serii Pracownia Badań i Dokumentacji Kul-tury Literackiej: Z Archiwum pisarza, Rzeszów: Drukarnia Uniwersytetu Rze-szowskiego, 2010

Magdalena Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjoner, marsznd i mecenas, Lublin: Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, 2012

Wojciech Karpiński, Twarze, Warszawa: Fundacja Zeszytów Literackich, 2012

Anna Maria Stefanicka, Zjednoczenie Polek w Wielkiej Brytanii: wczoraj, dziś i jutro, 1946-2011, Warszawa: Wydawnictwo Non omnis, 2012

Florian Śmieja, Zapiski o świcie, oprac. Jolanta Pasterska, Rzeszów: Wydawnic-two Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2012

Zygmunt Błażejewicz, W walce z wrogami Rzeczypospolitej. Partyzanckie wspomnienia z Wileńszczyzny i Podlasia, oprac. i przypisami opatrzył Jerzy Gil-lern, Zwierzyniec-Rzeszów: Wydawnictwo Drukarnia Diecezji Rzeszowskiej, 2013

Jan Darowski, Eseje, posłowie Jan Wolski, Rzeszów: Stowarzyszenie Literacko--Artystyczne „Fraza”, 2013

Książki nadesłane(w chronologicznym układzie wydań)

Page 400: Ekspresje Tom s.1-410 IV

KSIĄŻKI NADESŁANE400

Beata Dorosz, Nowojorski pasjans. Polski Instytut Naukowy w Ameryce. Jan Lechoń. Kazimierz Wierzyński. Studia o wybranych zagadnieniach działalności 1939-1969, Warszawa: Towarzystwo „WIĘŹ”, 2013

Krystyna Kulej, Serce na… medal, Stary Sącz: Wydawnictwo OKSY MORON, 2013

Ewa Lewandowska-tarasiuk, Każdy w sobie cień pięknego nosi. Eseje i felieto-ny publikowane w „Dzienniku Polskim” w Londynie w latach 2009-2012, Warsza-wa: Wydawnictwo Pani Twardowska, 2013

Józef Mackiewicz, Optymizm nie zastąpi nam Polski, Londyn: Kontra, 2013

Joanna Mądroszkiewicz, Polskie drogi. Warkocze miłości, Kraków: Towarzy-stwo Słowaków w Polsce, 2013

Janusz Pasterski, Mity i kamienie [wiersze], Rzeszów: Biblioteka „Frazy”, druk „Bonus Liber”, 2013

Jan Wiktor Sienkiewicz, Artyści Andersa. Continuità e novità, Toruń–Warsza-wa: Ofi cyna Wydawnicza Kucharski, 2013

Ten of the Best. A Showcase of Poetry, London: United Press Ltd, 2013

Barbara Toporska, Athene noctua, Poezje, Londyn: Kontra, 2013

Barbara Toporska, Na Mlecznej Drodze, Powieść, Londyn: Kontra, 2013

Barbara Toporska, Siostry, Powieść, Londyn: Kontra, 2013

Page 401: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Spis ilustracji

Laureat Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą – prof. Andrzej Busza. Fot. Ryszard Szydło

9

Gości wita konsul generalny przy Ambasadzie RP w Londynie Ireneusz Truszkowski. Fot. Ryszard Szydło

10

Laudację głosi prof. Janusz Pasterski. Fot. Aleksander Sławiński 10W salonie Ambasady RP w Londynie. Przy mównicy Andrzej Busza. W pierwszym rzędzie (od lewej) prezes Fundacji SPK WB Czesław Ma-ryszczak, poeta Adam Czerniawski, aktor Krzysztof Różycki z synem Kon radem, radca-konsul Janusz Stachurski, konsul generalny Ireneusz Truszkowski, prezes SPPzG Alina Siomkajło. W rzędzie drugim prezes Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskiego za Granicą Irena Grocholewska, dr Nina Taylor-Terlecka, dyrektor Stowarzyszenia Powierniczego w Zarzą-dzie POSK-u Janina Kwiatkowska, prof. prof. Jolanta i Janusz Pasterscy. Fot. Ryszard Szydło

12

Nagroda (fot. Janusz Pasterski), dyplom (fot. Ryszard Szydło) i kwiaty (fot. Aleksander Sławiński) dla prof. Andrzeja Buszy. Wręczają: prezes Funda-cji SPK WB Czesław Maryszczak, prezes SPPzG Alina Siomkajło, konsul generalny Ireneusz Truszkowski

17

Poemat Kohelet Andrzeja Buszy w wykonaniu autora i aktora Krzysztofa Różyckiego. Fot. Janusz Pasterski

21

Koncert w wykonaniu braci Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Fot. Aleksan-der Sławiński

21

Andrzej Busza w rozmowie z artystami: (od lewej) p ędzla – Maria Kaleta, skrzypiec –bracia Michał i Filip Ćwiże wi cze, słowa – redaktor „Nowego Czasu” Teresa Bazarnik-Małkiewicz. Fot. Aleksander Sławiński

26

Page 402: Ekspresje Tom s.1-410 IV

SPIS ILUSTRACJI402

Fot. ze zbiorów archiwum Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w W. Brytanii:Rada Główna SPK w latach 1947-1950 299Członkowie władz SPK WB i pracownicy przed jedną z siedzib Stowarzy-szenia przy Queens Gate Terrace – rok 1974

301

Edward Kozłowski 302Maciej Przedrzymirski 302Zygmunt Szadkowski 302Stefan Soboniewski 302Czesław Zychowicz 302Mieczysław Jarkowski (z prawej) i Czesław Maryszczak 302W siedzibie SPK w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) – rok 1988. Od lewej: Zygmunt Szadkowski, prof. Karolina Lanckorońska, gen. Klemens Rudnicki, Artur Rynkiewicz

303

Rok 1970 – Bradford – Puchar im. gen. Andersa (w pierwszym rzędzie pośrodku) dla Związku Polskich Klubów Sportowych

310

W 20-lecie bitwy pod Monte Cassino – rok 1964 311Obchody Millennium, Londyn – White City 1966. Harcerskie Poczty Sztandarowe

311

Monte Cassino 1969 312Demonstracja w roku 1975 w Londynie podczas przyjazdu do Anglii Alek-sandra Szelepina (b. szefa KGB, członka Biura Politycznego KC KPZR)

312

Komitet Budowy Pomnika Katyńskiego w Londynie. Od lewej: Zygmunt Szadkowski, Adam Treszka, Eugeniusz Lubomirski; zasłużeni dla budo-wy Pomnika Brytyjczycy: Helen Marcinek, Lord St Oswald, Lord Barnby (przewodniczący), Sir Frederic Bennett, Louis FitzGibbon; Stanisław Gro-cholski, Stefan Soboniewski i projektant pomnika Ryszard Gabrielczyk

313

Odsłonięcie Pomnika Katyńskiego 314Coroczne uroczystości pod Pomnikiem. Rok 2009. Przemawia Prezydent Ryszard Kaczorowski

314

Rok 2006. Członkowie Zarządu Głównego SPK WB (od lewej:) Marek Straczyński, Zygmunt Kędzierski, Teresa Szadkowska-Łakomy, Barbara Orłowska, Edmund Szymczak, Antoni Siemiernik, (w rzędzie pierwszym:) Czesław Maryszczak, Stefania Brewka, Józef Wojtecki, Jacek Bernasiński

318

Wreszcie w Kraju – pamiętny marsz Kombatantów 320Koło SPK WB w Fenton – zjazd rodzin Kombatantów z okazji 50-lecia SPK WB

321

Page 403: Ekspresje Tom s.1-410 IV

SPIS ILUSTRACJI 403

Sztandarowi i goście po złożeniu sztandarów w kościele garnizonowym. W rzędzie pierwszym od lewej: prezes SPK WB Czesław Maryszczak, An-toni Siemiernik, Alfred Ostaszewski, przedstawicielka UdSKiOR Fran-ciszka Gryko, Józef Filipczyk, minister Bożena Żelazowska z UdSKiOR, Edmund Szymczak, Julius Szolin, Jan Klonowski; w rzędzie drugim: Mi-chał Rudnik, attaché wojskowy płk Roman Szymaniuk, Krzysztof Szcze-pański, Eugeniusz Niedzielski, Marek Straczyński, Edward Piskozub, Zbigniew Lepisz, konsul generalny RP Ireneusz Truszkowski

322

Programy uroczystości wydane z okazji Święta Żołnierza Polskiego (wybór)

323

Pomnik Polskiego Czynu Zbrojnego 324Przy stole prezydialnym (od lewej:) Zygmunt Kędzierski, Marek Straczyń-ski, Czesław Maryszczak, kapelan SPK WB ks. Marek Reczek, Jacek Ber-nasiński, Barbara Orłowska. Przemawia Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek

327

Zarząd Główny SPK WB (od lewej rząd 2): Edmund Szymczak, Teresa Szadkowska-Łakomy, Stefania Brewka, Zygmunt Kędzierski, Genowefa Marzec, Antoni Siemiernik; (rząd 1:) Barbara Orłowska, Czesław Marysz-czak, Marek Straczyński, Jacek Bernasiński

327

Page 404: Ekspresje Tom s.1-410 IV
Page 405: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Spis zawartości

Pogoda dla Emigracji Current Interest in Émigré

Culture

67

RedaktorThe Editor

(translated by Teresa Halikowska--Smith)

Nagroda literacka 2013

Janusz Pasterski 9 Kruszec kulturowy Andrzeja Buszy

Poezja

Wojciech Ligęza 27 Odzyskiwanie głosuBeata Obertyńska 33 Zapatrzona w zieleń. INEDITA

3434353636373838

Persefona Sad w księżycuNoc na okręcieŻyrafy i cień samolotuTrzmielGladiatorToZielona zmora

39 Jętki – jednodniówkiPrzed cudownym obrazem, Mój zegar słoneczny, Obłoki, Błękitny asfalt, Leniwy Nil, Burza idzie, Ulewa, Sierpniowe gwiazdy, Cierpienie, Klepsydra, Bywało..., Jesienią, Prawda

Page 406: Ekspresje Tom s.1-410 IV

SPIS ZAWARTOŚCI406

Jacek Sojan 42434445464647

Między słowem a myśląnoeza albo okruszki z weselnego stołukrólewnyrehabilitacjaplagapierwiastekrzeźba

Ewa Chruściel 494950

51

Modlitwa*** [Zamówiłeś wczoraj kwiat paproci]badania emigracji poprzez jej mate-

rialne świadectwa*** [Piszę o cioci Anielce]

Alchemia prozy

Marek Baterowicz 535862

W ogonkuŻongler pochodniAzyl w Prado

Izabela Fietkiewicz- -Paszek

67 Raport z kanału Babinka

Jacek Ozaist 72 Oeconomia Divina

Na bieżni scenicznej

Katarzyna Latała 85 Meta

Wizerunki

Magdalena Białonowska 137 Polska jest moją jedyną miłościąKasper Pawlikowski 150 Ciocia Dziodzia. Beata ObertyńskaJustyna Chłap- -Nowakowa

166 Świadkowie i świadectwa wojennych losów Marii Pawlikowskiej-Jasno-rzewskiej

Wojciech Ligęza 180 Polscy poeci o Karolu SzymanowskimAnna Owsikowska 195 Roman Palester o kulturze polskiejKrzysztof A. Tochman 222 Od syjonizmu do katolicyzmu. Roman

Brandstaetter

Page 407: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Edward Zyman 246 Życie zwrócone ku innym. Irena Hab-rowska-Jellaczyc

O książkach

Andrzej Paluchowski 257 Ojczyzna w widzeniu Jana Pawła II (J. Jaworski, Podstawy patriotyzmu Jana Pawła II)

Janusz Pierzchała 261 Bohater białego konia (Z.S. Siemaszko, Generał Anders w latach 1892-1942)

Elżbieta Lewandowska 272 Śladem artystów żołnierzy(J.W. Sienkiewicz, Artyści Andersa [...])

Wojciech Ligęza 278 Odkrywane karty(B. Dorosz, Nowojorski pasjans [...])

Marek Baterowicz 283 Alians muzyki z poezją(J. Mądroszkiewicz: Zielona Wyspa, Polskie drogi)

Anna Nowicka 286 Świat według Kiepskich(J. Ozaist, Szorty)

Kazimierz Nowosielski 289 „Wittlinologowie” nie próżnują(Etapy Józefa Wittlina, red. W. Ligęza, W.S. Wocław)

Archiwum pamięci

Dariusz Łaska 293

295

Polish dinner. RAF Northolt, 14.03.2013

Bankiet polski. Jednostka K rólewskich Sił Powietrznych w Northolt, 14.03.2013

Tadeusz Kondracki 298 W służbie Ojczyźnie – Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii

Czesław Maryszczak 326 Metodyczna wywrotowość wobec SPK WB

Alina Siomkajło 333 Przekazane do Kraju polskie archiwa i księgozbiory z Wielkiej Brytanii

SPIS ZAWARTOŚCI 407

Page 408: Ekspresje Tom s.1-410 IV

SPIS ZAWARTOŚCI408

Konferencje 2013

Jolanta Pasterska 347 O twórczości Józefa Bujnowskiego(Rzeszów)

Patrycja Grubka 351 Nowe oblicza Andrzeja Bobkowskiego(Kraków)

Jan Wiktor Sienkiewicz 359 Sztuka Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii [...] (Toruń)

Violetta Wejs-Milewska 364 Paryż – Londyn – Monachium – Nowy Jork (Białystok 2014)

Odeszli 367Z kalendarza 2013 351

Przypadki i wpadki 385Komunikat 387

Noty o autorach 365Książki nadesłane 399

Spis ilustracji 401

Page 409: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Rocznik EKSPRESJEmożna nabyć lub zamówić w następujących punktach sprzedaży:

1. WYDAWNICTWO TEST

[email protected] www.bernard-nowak-wydawnictwo-test.com

2. HURTOWNIE

AVA Sp. z o.o. – ul. Nadarzyńska 58, 05-230 Kobyłka Firma Dystrybucyjna „Antyk” Piotr Derewiecki – ul. Piastów Śląskich 3/43,

43-300 Bielsko-BiałaFirma Księgarska Wiesława Juszczaka – ul. Pomorska 40, 91-408 ŁódźGrupa Matras sp. z o.o. – ul. Łopuszańska 38b, 02-232 WarszawaOgólnopolski System Dystrybucji Wydawnictw „Azymut” sp. z o.o.

– ul. Suwak 5, 02-676 WarszawaFirma Księgarska Olesiejuk – ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów

3. KSIĘGARNIE INTERNETOWE

www.mareno.plwww.poczytaj.pl

4. KSIĘGARNIE

Białystok – Księgarnia „Akcent”, Rynek Kościuszki 17, 15-421 Białystok

Chełm – Księgarnia Barbara Szubert, ul. Wojsławicka 2, 22-100 Chełm – „Tawa” Taurogiński Waldemar, ul. Krzywa 41/3, 22-100 Chełm

Kraków – Główna Księgarnia Naukowa, ul. Podwale 6, 31-118 Kraków – Księgarnia „Naszego Dziennika”, ul. Starowiślna 49,

31-038 KrakówLondyn – Veritas Bookshop, 63 Jeddo Road, London W12 9EE

Page 410: Ekspresje Tom s.1-410 IV

Lublin – Księgarnia „Ezop II”, ul. Krakowskie Przedmieście 62, 20-076 Lublin – Księgarnia Uniwersytecka sp. z o.o., pl. M. Curie-Skłodowskiej 5, 20-031 Lublin – Księgarnia Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopaciń-

skiego, ul. Narutowicza 4, 20-950 Lublin Łódź – Księgarnia „Wojskowa”, ul. Tuwima 34, 90-002 Łódź

Poznań – Księgarnia „Powszechna” s.c., ul. Stary Rynek 63, 61-772 Poznań – Poznańska Księgarnia Akademicka sp. z o.o., ul. Piotrowo 3,

61-138 Poznań

Warszawa – Główna Księgarnia Naukowa im. B. Prusa s.j., ul. Krakowskie Przedmieście 7, 00-068 Warszawa

– Księgarnia „Gryf”, ul. J. Dąbrowskiego 71, 02-586 Warszawa – Księgarnia „M.D.M”, ul. Piękna 31/37, 00-677 Warszawa

– Księgarnia 2„ Naszego Dziennika”, Al. Solidarności 83/89, 00-143 Warszawa

– „Liber” sp. z o.o., ul. Krakowskie Przedmieście 24, 00-325 WarszawaZamość – Księgarnia „Antykwariat”, ul. Staszica 21, 22-400 Zamość – Zamojski Ośrodek Informacji Turystycznej, ul. Rynek Wielki 13, 22-400 Zamość