Dobry Znak

32
Dwutygodnik nr 19 (147) } 23 pażdziernika 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA Student na wagę złota Prognostycy biadolą, że do 2025 roku liczba ta zmniejszy się jeszcze o około 400 tys. Każdy kolejny rok oznacza spadek liczby 19-latków. Jak pokazują statysty- ki, proces ten będzie trwać jesz- cze przynajmniej 10 lat, powodu- jąc stopniowy spadek liczby osób w tradycyjnym wieku studenckim. Nie ma w tym nic dziwnego, pa- trząc na statystyki urodzeń. Dziw- nego nie, ale czy to coś złego? W roku akademickim 1990/1991 studiowało w Polsce zaledwie 390 tys. osób. Wyż demograficzny, który tak znacząco przyczynił się do polskiego boomu edukacyjne- go, trwał nieprzerwanie do 2002 r., gdy szkoły średnie kończyła mło- dzież z wyżu początku lat osiem- dziesiątych. Pierwsze symptomy załamywania się tego korzystne- go trendu demograficznego widać w malejącej od 2006 roku liczbie studentów płacących za kształce- nie (niezależnie od typu uczelni). Spadek wskaźnika skolaryza- cji wynika również z przekona- nia młodych, że dyplom wyższej uczelni nie gwarantuje już zatrud- nienia. Co ciekawe - jak wynika z raportu Polskiej Agencji Roz- woju Przedsiębiorczości „Przyszłe kadry polskiej gospodarki” - aż 40 procent studiujących w trybie dziennym podejmuje jednocześnie pracę zarobkową. - Studenci dostrzegają, że wcze- śniejsze rozpoczęcie aktywności zawodowej zwiększa ich szanse na konkurencyjnym rynku pracy. Oczywiście pewną rolę odgrywa motywacja finansowa, ale młodzi mają świadomość, że sam dyplom już dawno niczego nie gwarantu- je, zwłaszcza w branżach bazu- jących na innowacyjności - wy- jaśnia Kamil Brożek, manager w portalu KodyRabatowe.pl. Plat- forma powstała w 2010 r. jako start-up, a jej założycielami byli polscy… studenci. Większość, bo 52 procent studentów znajduje zatrudnienie w handlu i usługach. Wzrósł natomiast odsetek zatrud- nionych w na stanowiskach tech- nicznych i personelu średniego szczebla, który aktualnie wynosi 20 procent. Co ciekawe studenci, którzy dobierają dodatkową pra- cę pod kątem wykształcenia re- prezentują głównie takie kierunki jak informatyka (32 proc.), prawo (28 proc.), architektura i budow- nictwo (24 proc.) oraz matematyka i statystyka (21 proc.). - W branżach, gdzie liczą się specjalistyczne umiejętności stu- denci starają się możliwie szybko zdobyć doświadczenie. Po stu- Hanna Król dokończenie na str. 8 Wraz z początkiem nowego roku akademickiego powraca dyskusja dotycząca pustoszejących uczelni. Według danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego od ponad pięciu lat w Polsce stale zmniejsza się liczba nowych studentów - w minionym roku było ich ok. 1,67 mln. diach może być już za późno, aby nadrobić zaległości - wyjaśnia Ka- mil Brożek z portalu KodyRabato- we.pl W kontekście formy zatrudnie- nia na własną działalność decyduje się zaledwie około 1 proc. studen- tów. Nieco więcej bo 21 proc. jest zatrudnionych w oparciu umowy o pracę, 64 proc. - na podstawie umów cywilno-prawnych, pracę „na czarno” wykonuje niemal co czwarty student. strona 18-19

description

Nr 19(147)/2014

Transcript of Dobry Znak

Page 1: Dobry Znak

Dwutygodnik nr 19 (147) } 23 pażdziernika 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA

Student na wagę złota

 Prognostycy biadolą, że do 2025 roku liczba ta zmniejszy się jeszcze o około 400 tys. Każdy kolejny rok oznacza spadek liczby 19-latków. Jak pokazują statysty-ki, proces ten będzie trwać jesz-cze przynajmniej 10 lat, powodu-jąc stopniowy spadek liczby osób w tradycyjnym wieku studenckim. Nie ma w tym nic dziwnego, pa-trząc na statystyki urodzeń. Dziw-nego nie, ale czy to coś złego? W roku akademickim 1990/1991 studiowało w Polsce zaledwie 390 tys. osób. Wyż demograficzny, który tak znacząco przyczynił się do polskiego boomu edukacyjne-go, trwał nieprzerwanie do 2002 r., gdy szkoły średnie kończyła mło-dzież z wyżu początku lat osiem-dziesiątych. Pierwsze symptomy załamywania się tego korzystne-go trendu demograficznego widać w malejącej od 2006 roku liczbie studentów płacących za kształce-nie (niezależnie od typu uczelni).

 Spadek wskaźnika skolaryza-cji wynika również z przekona-nia młodych, że dyplom wyższej uczelni nie gwarantuje już zatrud-nienia. Co ciekawe - jak wynika z raportu Polskiej Agencji Roz-woju Przedsiębiorczości „Przyszłe kadry polskiej gospodarki” - aż 40 procent studiujących w trybie dziennym podejmuje jednocześnie pracę zarobkową.  - Studenci dostrzegają, że wcze-śniejsze rozpoczęcie aktywności zawodowej zwiększa ich szanse na konkurencyjnym rynku pracy. Oczywiście pewną rolę odgrywa

motywacja finansowa, ale młodzi mają świadomość, że sam dyplom już dawno niczego nie gwarantu-je, zwłaszcza w branżach bazu-jących na innowacyjności - wy-jaśnia Kamil Brożek, manager w portalu KodyRabatowe.pl. Plat-forma powstała w 2010 r. jako start-up, a jej założycielami byli polscy… studenci. Większość, bo 52 procent studentów znajduje zatrudnienie w handlu i usługach. Wzrósł natomiast odsetek zatrud-nionych w na stanowiskach tech-

nicznych i personelu średniego szczebla, który aktualnie wynosi 20 procent. Co ciekawe studenci, którzy dobierają dodatkową pra-cę pod kątem wykształcenia re-prezentują głównie takie kierunki jak informatyka (32 proc.), prawo (28 proc.), architektura i budow-nictwo (24 proc.) oraz matematyka i statystyka (21 proc.).  - W branżach, gdzie liczą się specjalistyczne umiejętności stu-denci starają się możliwie szybko zdobyć doświadczenie. Po stu-

Hanna Król

dokończenie na str. 8

Wraz z początkiem nowego roku akademickiego powraca dyskusja dotycząca pustoszejących uczelni. Według danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego od ponad pięciu lat w Polsce stale zmniejsza się liczba nowych studentów - w minionym

roku było ich ok. 1,67 mln.

diach może być już za późno, aby nadrobić zaległości - wyjaśnia Ka-mil Brożek z portalu KodyRabato-we.pl  W kontekście formy zatrudnie-nia na własną działalność decyduje się zaledwie około 1 proc. studen-tów. Nieco więcej bo 21 proc. jest zatrudnionych w oparciu umowy o pracę, 64 proc. - na podstawie umów cywilno-prawnych, pracę „na czarno” wykonuje niemal co czwarty student.

strona 18-19

Page 2: Dobry Znak

2 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 Na początku stworzył Pan Bóg niebo i ziemię. Potem Pan Bóg stworzył wszystko, co było potrzebne i urządził tak, żeby było dobrze. I widział Pan Bóg, że wszystko, co stworzył jest dobre i potrzebne. Na końcu stworzył Pan Bóg człowieka i umieścił go w Edenie. I dał pan Bóg człowiekowi we władanie wszystko, co w Edenie było, ale zabronił mu spożywać owoce z drzewa po-znania dobrego i złego. I mógł człowiek żyć szczęśliwie, ale zakaz Boga złamał. I zaczęło się. Przyszła na człowieka śmierć i choroby. Przyszło na człowieka cierpienie.

 Gdyby człowiek nie chciał więcej niż Bóg mu dał, byłby szczęśli-wym. Ale człowiek ciągle chce poznawać co niepoznane. Człowiek cią-gle chce poprawiać Boga. Człowiek ciągle chce dorównać Bogu. Chce tworzyć jak Bóg. Chce być panem życia i śmierci, jak Bóg. I przez to człowiek ciągle łamiąc przykazania i zakazy, ciągle szczęśliwy raj opuszczać musi. Gdyby człowiek będąc stworzony na obraz i podobień-stwo korzystał tylko z tego co dostał, miałby wszystko. Ale człowiek chce mieć więcej niż dostał. Człowiek chce mieć wszystko, chce mieć i to, co dostał i to, co sam sobie zapragnął wziąć.  To właśnie dążenie człowieka do przekraczania granic jest często przyczyną nieszczęść. Gdy człowiek próbuje pokonać granice własnej wytrzymałości traci albo zdrowie fizyczne, albo zdrowie psychiczne. Łamią się kości, naciągają ścięgna, wykręcają się stawy. Jest ból. Przy-chodzi rozczarowanie, depresja, obłąkanie. Jest ból. Człowiek próbuje połączyć grzeszne przyjemności z uczuciem stanu niewinności. Jest to tak podstawowa i najdawniejsza sprzeczność jak poznanie smaku zaka-zanego owocu rajskiego drzewa i pozostanie w raju. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Nie można wierzyć i nie wierzyć. Nie można ufać i nie ufać. Trzeba dokonać wyboru i ponosić konsekwencje tego wyboru.

 Człowiek sam siebie wypędza z raju. Człowiek sam jest sprawcą swo-ich szczęść i nieszczęść.

Precz z rajuMariusz Gazda

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i zastrzega sobie

prawo do ich skracania i redagowania. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności

za treść płatnych reklam nakład: 150 000 egz.

Wydawca: U.B.R. sp. z o.o., 05-200 Wołomin, ul. Legionów 27/7telefon: 22 787 32 06, e-mail: [email protected] www.facebook.com/gazetadobryznakreklama: 503 168 783 lub (022) 787 32 06, [email protected] naczelny: Mariusz GazdaSekretarz redakcji: Agnieszka Żądło-JadczakSkład i łamanie: Klementyna TomzaDruk: Polskapresse Sp.z o.o. oddział Poligrafia, ul. Matuszewska 14 02-672 Warszawa

g Ostatnio doszło do wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła. W polskich kopalniach nadal pojawia się problem niezachowania odpowiednich standardów bezpieczeństwa, co doprowadza do katastrof górniczych. Czy uważa Pan, że tym razem również można mówić o tego typu przyczynach tragedii?  - Są uzasadnione powody, żeby podejrzewać, że w kopalni w Mysło-wicach nie zachowano procedur bezpieczeństwa, bo też takie oskarżenia się pojawiły, i to ze strony samych górników. Co najgorsze, ten wypadek górniczy nie jest niczym nowym. Od dawna wiadomo, że przepisy bez-pieczeństwa w kopalniach górniczych są w zasadzie traktowane jak za czasów PRL-u. Wtedy uważano, że są to jakieś niepotrzebne przeszko-dy, które utrudniają realizację planu. Teraz postrzega się je jako prze-szkody utrudniające zwiększenie zysku i wyjście kopalni na swoje. Nie jest to pierwszy taki wypadek górniczy w Polsce, kiedy okazuje się, że system nadzoru jest kompletnie nieskuteczny. Liczy się po prostu na łut szczęścia i świętą Barbarę. I w tej sytuacji aż chce się zapytać, ile jesz-cze potrzeba tragedii, ofiar, żeby ludzie, którzy władni są przestrzegać procedur bezpieczeństwa cokolwiek w tym kierunku zrobili. Z punktu widzenia laika, który się specjalnie górnictwem nie interesuje nie widzę żadnych działań, które miałyby temu celowi służyć.

g Co Pan sądzi o zbiórce pieniędzy przez Rosyjskie Towarzy-stwo Wojskowo-Historyczne na wybudowanie pomnika „Za-męczonych w polskich obozach śmierci”, który miałby stanąć w Krakowie? - Jest to oczywista prowokacja odnosząca się do dawno zdemaskowa-nego władztwa sowieckiej propagandy. Ta historia rzekomo zamęczo-nych w Polsce jeńcach została wymyślona w latach 80. na życzenie Gor-baczowa, który doszedł do wniosku, że w ramach „pierestrojki” trzeba będzie w końcu przyznać się do zbrodni w Katyniu. Mała liczba Rosjan, która po wojnie do swojego kraju wróciła była wynikiem całkiem in-nych spraw. Bardzo wielu z nich zmarło wskutek zupełnie naturalnych schorzeń. Przypomnijmy, że panowała epidemia grypy hiszpanki, która w Europie i Ameryce zabiła wówczas około 30 mln osób. I oczywiście ta grypa zbierała śmiertelne żniwo w obozach jenieckich. Ale jeszcze większe żniwo zbierała wśród polskich żołnierzy w okopach, więc jeśli kierować się logiką historyków rosyjskich, to należałoby powiedzieć, że Polska lepiej dbała o jeńców sowieckich, którzy byli w obozach niż o swoich własnych żołnierzy, bo tam śmiertelność była większa. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że żaden akt świadomego zabijania żołnie-rzy sowieckich nie miał miejsca, mimo iż Polacy doskonale wiedzie-li o tym, jak jeńców polskich, którzy dostali się w ręce bolszewików, traktują. Polacy działali sprawnie, wojsko było zdyscyplinowane i do żadnych aktów samosądu czy zemsty nie dopuszczano. A jeśli zdarza-ły się wypadki niezgodnego z tendencjami traktowania jeńców to były one przedmiotem dochodzenia i kar dyscyplinarnych nakładanych przez miejskie władze. Krótko mówiąc, jest to obrzydliwe kłamstwo komuni-stycznej propagandy, jeszcze Związku Sowieckiego, które teraz propa-ganda Putinowska od czasu do czasu wyciąga głównie po to, żeby w ten sposób wpływać na swoje własne społeczeństwo, bo nikt na Zachodzie tych roszczeń rosyjskich nie traktuje poważnie i nie przyznaje im racji.

wysłuchała: Emilia Piątek

Święta Barbara nie pomogła

Rafał Ziemkiewicz

Page 3: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 3

Pecunia non olet Chodzi m.in. o prostytucję, narkobiznes, przemyt, handel podróbkami markowych towa-rów czy piractwo audiowizualne. Przedstawiciel GUS tłumaczył, że chodzi o wykazanie realne-go dochodu Polaków. Wliczanie dochodów z handlu narkotyków nie wpłynie na poprawę życia Polaków, chyba że producentów i dilerów amfetaminy, bo Polska jest pod tym względem liderem i ma taką specjalizację europej-ską - komentował działania GUS Andrzej Sadowski, wiceprezydent

Centrum im. Adama Smitha. Jed-nak nowy sposób liczenia PKB w oparciu o kreatywną księgo-wość (wyliczenia sa szacunkowe, a nie wynikające z realnych liczb) spowoduje znaczącą poprawę wskaźników ekonomicznych. Na-gle bowiem „magicznie” wzrośnie PKB, co ewidentnie ma służyć rządowi do poprawienia notowań w czasie wyborów.  Mamy już tego próbkę, ponie-waż ten wzrost wyliczony według nowych zasad za lata 2003-2013 wyniósł 1,7 proc. Największy wpływ na PKB Polski mają nar-kotyki - blisko 10 mld zł, przemyt

papierosów - 2,5 mld zł, prostytu-cja - 657 mln zł. Do tych szacun-kowych wyliczeń wykorzystano dane ze źródeł zewnętrznych takich jak: raporty ośrodków na-ukowych i instytucji badawczych, dane policji, informacje z mini-sterstw oraz międzynarodowych instytucji powołanych do moni-torowania i zwalczania przestęp-czości. W mediach niemieckich wysza-cowano dochody z czarnej strefy w skali europejskiej na setki mi-liardów euro, a większość tych pieniędzy po „przepierce” przeni-ka do legalnej gospodarki. Auto-

rzy publikacji w „Deutsche Welle” powołują się przy tym na badania Włochów nie bez przyczyny pod-kreślając, że ten kraj ma spore doświadczenie w podejściu do przestępczości zorganizowanej. Wliczanie przestępczości zorgani-zowanej do oficjalnych wskaźni-ków ekonomicznych to w gruncie rzeczy pokazanie hasła pecunia non olet. To także przyznanie się do tego, że współczesne państwa, a także Unia Europejska, nie radzą sobie z czarną strefą, więc próbu-ją ją boczną furtką legalizować. Jest to działanie absolutnie kon-trowersyjne nie tylko w wymiarze moralno-obyczajowym, lecz także ekonomicznym.

Jan Maria Jackowski

Sięgając bruku...

Paweł Ludwicki

 Hm... niby nasze chodniki są takie same jak wszędzie indziej. Też czasami nierówne, mniej lub bardziej „reprezentacyjne”, bywa, że wylane asfaltem. Chociaż te na-sze nowe, szczególnie te warszaw-skie, mogą wzbudzać zachwyt. Nie dość, że równiutkie, to jeszcze z jakich materiałów wykonane! Nie żadne tam płyty betonowe czy kostka Bauma. Tylko z płyt grani-towych.  Pierwsze takie pojawiły się na odrestaurowanym Krakowskim Przedmieściu. A potem to już poszło. Eleganckie, błyszczące w słońcu trotuary stały się czymś normalnym w stolicy naszego kraju. I nie tylko, jak mniemam.  Czemu więc o tym piszę? Co mnie dziwi? Czemu zazdroszczę? Przyczyna jest prozaiczna. U nas NIKT na co dzień o te nowe „bru-ki” nie dba. Przejdźcie się Kra-kowskim. Na jasnych kamiennych płytach widać wszystko. Ktoś pił czerwone wino, ktoś żarł kebaba,

a ktoś lody. I wreszcie ktoś, prze-praszam za wyrażenie, rzygał. I idzie sobie czy to turysta, czy to zwykły mieszkaniec stolicy

i patrzy. A ci z zagranicy nie mogą się pewnie nadzi-wić, że takie ładne chod-niki są tak zapaskudzone. I dlaczego nikt o nie dba. A przecież wszędzie w Euro-pie chodniki się myje i szoru-je, a nie tylko zamiata.  Chociaż... Mijam się trochę z prawdą. Ostatnio na świe-żo odremontowanej ulicy

Próżnej były tzw. Dni Singera. I tłumy ludzi. Jedzących, pijących i... Po weekendzie zostały po nich widoczne plamy na świeżych,

eleganckich, granitowych chod-nikach. I co? Właściciele luksuso-wego biurowca Le Palais miesz-czącego się w neorenesansowej kamienicy natychmiast kazali je wyszorować. Plamy poznikały.

 Czyli, co? Można? Pewnie, że można. No to za szczoty się łap-cie, panowie administratorzy, za szczoty! Myjmy chodniki, myj-my. By, tak jak reklamowali się onegdaj producenci nawierzchni chodnikowych - ideał sięgnął bru-ku...

Pisałem w poprzednim felietonie o moich wojażach po stoli-cach państw sąsiednich. Pisałem o tym, co mnie, Polaka, tam porusza, dziwi, wpędza w zazdrość (tak, tak - w zazdrość!). Teraz chciałbym się z Państwem podzielić kolejną moją obserwacją. Tym razem uwagę moją przykuły europejskie... trotuary!

Główny Urząd Statystyczny zacznie wliczać do PKB szacunkowe dochody z nielegalnej działalności przestępczej. Powołuje się przy tym na regulacje

unijne, czyli na Europejski System Rachunków Narodowych i Regionalnych (tzw. ESA), który służy do analizy sytuacji gospodarczej i statystycznego

pomiaru wyników gospodarczych we wszystkich państwach UE.

www.janmariajackowski.pl

Page 4: Dobry Znak

4 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 Sprawa trafia do sądu. Sędzia w oparciu o przepis wprowadzony w 1849 r. przez króla Prus, Fryde-ryka Wilhelma IV, orzeka, że rację ma (na przykład) Środa. W takiej sytuacji wszyscy pochylą głowę i uznają wyrok. Nikt nie może po-wiedzieć, że prawo było stronnicze - nikt bowiem nie podejrzewa, że król w 1849 r. specjalnie tak ustanowił prawo, by w 2014 r. pokrzywdzić Śrem!  Jest to przykład nomokracji - czy-li rządów prawa. „Sprawiedliwe” jest to, co jest zgodne z prawem. Śrem wiedział, że nie wolno stawiać młyna nad rzeką bez zgody sąsiada, a jeśli nie wiedział, to jego wina: („Nieznajomość prawa szkodzi!”) - więc nie ma prawa uważać, że zo-stał potraktowany niesprawiedliwie.  A teraz weźmy inną sytuację. Z jakichś powodów prawo w tej dziedzinie nie istnieje i spór pomię-dzy Środą i Śremem ma rozstrzy-gnąć (sprawiedliwie!) większością głosów Sejmik Wielkopolski. Za-czynają się dialogi ekspertów: ile na

tym straci Środa, a ile zyska Śrem? Ile pieniędzy włożył w to młynarz i kto w razie czego miałby mu te pieniądze oddać i ile? Czy żona mły-narza - zobaczywszy, że nie będzie on właścicielem nowego, pięknego młyna - nie rzuci go, i jaki będzie los ich dzieci? Czy na budowie mły-na nie ucierpi środowisko naturalne? Czy niepostawienie młyna nie spo-woduje, że okoliczne młyny elek-tryczne przeciążą miejscową sieć energetyczną? Dyskusje na ten te-mat mogą trwać pięć lat - i w końcu odbywa się głosowanie. Większo-ścią trzech głosów zwycięża Środa. Na tym się jednak sprawa nie koń-czy. Mieszkańcy Śremu oskarżają średzkiego starostę, że wydelegował pięć najładniejszych średzianek (jak wiadomo: najładniejsze dziewczyny w Wielkopolsce) by swoimi sposo-bami przekonały kilku posłów z Sej-

miku do „właściwego” głosowania. Na co średzianie, że starosta śremski zastosował w dużych ilościach stary fenicki wynalazek… Sporom i kwa-som nie byłoby końca.  Powiedzmy, że Sejmik - albo i Sejm - uchwalił jakąś ustawę o za-gospodarowaniu wód powierzchnio-wych. Rok wcześniej. Natychmiast polecą oskarżenia, że niektórzy po-słowie wiedzieli o planowanym po-stawieniu młyna i uchwalali ustawę „pod” tę inwestycję. Dlatego nie wystarczy, by w państwie rządziło prawo; musi to być prawo stare. Im starsze, tym lepsze. Jeśli uchwalamy prawo z dnia na dzień, to właściwie niczym się to nie różni od d***krac ji lub innej formy totalitaryzmu. Tak - d***kracja to ustrój totalitarny; Większość może WSZYSTKO. D***kraci (a także: technokraci i inni postępowcy) argumentują, że

stosowanie się do prawa szkodzi. Nie da się np. postawić tego młyna - a przecież jest to gospodarczo ko-rzystne. Odpowiedź brzmi: korzyść z tego, że przestrzegane jest prawo - jest znacznie większa.  Powiedzmy, że w Polsce 20% gospodarstw rolnych jest zaniedba-nych. Starzy gospodarze nie są zbyt wydajni. I oto Sejm wydaje usta-wę pozwalającą ich wywłaszczyć i przekazać ziemie młodym, zdol-nym rolnikom. Jest to korzyść. Jed-nak pozostałych 80% gospodarzy, obawiając się, że kiedyś i im ziemia może być odebrana, nie będzie tej ziemi traktować jak swojej; nie bę-dzie właściwie inwestować. I strata z tego powodu, że naruszono prawo, że „własność prywatna jest święta” - będzie znacznie większa. Tylko tego nie pokażą komputery Mini-sterstwa Rolnictwa! Bo jak?

http://korwin-mikke.pl

Janusz Korwin - Mikke

 Coś sprawia, że się zatrzymuje, a gdy żebrak podnosi głowę, męż-czyzna z okrzykiem „Franek, to ty?” - podbiega doń i usiłuje spojrzeć w jego załzawione oczy: - Franek, pamiętasz, to ja, Zenek z podsta-wówki, razem chodziliśmy do czwartej klasy, potem mnie zosta-wili na drugi rok, no ale ty, zawsze prymus, co słychać? - Poznaję, a u ciebie? - odpowia-da drżącym głosem Franek.

 - Stary, same nieszczęścia - nowa bryka, gówniarze oberwali znaczek i porysowali bagażnik. Kończę bu-dować dom, z basenem, i położyli nie te kafelki, co wybrałem. Księ-gowa za późno przelała pieniądze i przepadł termin safari w Kenii. A co u ciebie? Franek, nie patrząc w oczy: - Nie jadłem czwarty dzień... - To niedobrze, ty się zmuś, stary, bo inaczej się rozchorujesz… Dowcip przypomniał mi się z okazji wyznań lewicowego bon vivanta, posła obecnie niezrzeszo-nego, Ryszarda Kalisza, który uża-

Aleksandra Jakubowska

No to zmuś się, stary

lił się publicznie nad swym losem kiepsko opłacanego parlamenta-rzysty. Głodowe wynagrodzenie w Sejmie pobiera co prawda od 13 lat, ale widać czara goryczy prze-lała się dopiero teraz i Ryszard, ulubieniec paparazzi, z zazdrością wspomina kolegów-adwokatów, trzepiących kasę aż wióry lecą. Nie potrafi jakoś wyjaśnić, czemuż to, aż czemu?, nie pójdzie drogą kolegi mecenasa Giertycha, który, od kiedy polityka zeń zrezygnowała, wiedzie dostatnie i bogate życie szanowane-go członka palestry. Czy politycy, ministrowie, posłowie i senatorowie

Rządy prawa

zarabiają wystarczająco? Chyba tyl-ko ci z Parlamentu Europejskiego. Czy powinni zarabiać więcej? Być może, chociaż ich praca, widziana poprzez pryzmat np. pustej sali sej-mowej nie jest zbytnio szanowana przez społeczeństwo. A i jej efekty w postaci niedoróbek legislacyj-nych, z którymi Trybunał Konstytu-cyjny ma pełne ręce roboty, nie są dostateczną zachętą do podnoszenia ich apanaży. Populizm głoszący hasło „mamy takie same żołądki”, który nie bie-rze pod uwagę, iż mózgi mogą nie być takie same, jest tak samo nie do zaakceptowania jak użalanie się ko-goś, kto z własnej woli decyduje się na działanie w sferze, która raczej kokosów nie przynosi.  Zatem mamy dobrą radę dla wszystkich tzw. publicznych osób, które są zmuszone pracować za marne pieniądze w rządzie, parla-mencie czy administracji państwo-wej. Ciężko wyżyć za te grosze? No to się zmuście!

Pod elegancki hotel zajeżdża najnowszy model Mercedesa. Wysiada z niego odziany w drogi garnitur mężczyzna

i rusza w stronę wejścia. Nagle spostrzega w załomku muru skuloną, okrytą łachmanami postać.

Proszę sobie wyobrazić, że między powiatem Środa Wielkopolska a powia-tem śremskim trwa jakiś spór o miedzę. Ot, jeden powiat chce postawić młyn nad graniczną rzeką - a drugi mówi, że nie wolno jej tego zrobić bez zgody właściciela drugiego brzegu rzeki.

Page 5: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 5

 Wydawałoby się, że ludzie Do-nalda Tuska czy obecnie Ewy Ko-pacz powinni już przegrać, a znów uzyskali pozycję lidera. Dlacze-go? Ostatnio uciąłem sobie poga-wędkę z Rafałem Ziemkiewiczem i w pełni zgadzam się z jego dia-gnozą.  Po pierwsze w ogólnopolskiej, centralnie sterowanej narracji, co na rękę jest także Platformie, za jedyną prawicę uchodzi PiS. To silna partia, co do tego nie ma żad-nych wątpliwości. Jednak prawica w wydaniu pisowskim to projekt oparty na romantyczno - insurek-cyjnym rodowodzie. Czy liderom PiS-u wydaje się, że polskie społe-czeństwo niewiele się zmieniło od prawie stu lat? Nie wystarczy tak jak przed wojną powiedzieć coś o patriotyzmie, aby poruszyć do działania. Przecież Polaków do-tknęła postkolonialna deformacja.

Komunizm zdeprawował, zmusił do cwaniackiego myślenia. Plat-formie Obywatelskiej udało się wyczuć ten trend. Jej przedstawi-ciele nauczyli się komunikować z cwaniacką częścią społeczeń-stwa. Z taką opinią Rafała Ziem-kiewicza w pełni się zgadzam i ro-zumiem przyczyny takiej postawy Polaków. Kiedyś czytałem alfabet „le-mingów”, którzy boją się głoso-wać na PiS, gdyż będzie awantura i ktoś porysuje im służbowe auta. Platformersi te obawy także ro-zumieją i starają się nie wkurzać „Ruskich”. Nie robił tego Tusk i nie będzie tego robić Ewa Ko-pacz. Lemingi nie chcą ginąć za

Smoleńsk i obawiają się, że ktoś z pisowskiej prawicy zacznie się stawiać w związku z katastrofą tu-polewa. Platforma mieni się gwa-rantem spokoju. Uchodzi także za środowisko fachowców od środ-ków unijnych. Udało się przeko-nać Polaków, że to dzięki pienią-dzom z Unii coś w ogóle mamy. Łudzi się więc rodaków miliar-dami euro. Tu znowu pojawia się strach przed prawicowcem, który zacznie się stawiać w Unii i ktoś zakręci kurek z pieniędzmi. Takie myślenie nie świadczy o przejęciu Polską, lecz umiłowaniu dla cie-pełka socjalnego i unijnej kasy.  Nie lekceważę PiS-u. Zmiana jednak nie nastąpi, jeśli nie wy-

ciągniemy pewnych wniosków. Ludzie robią wielkie oczy, kiedy wychodzą na jaw statystyki doty-czące emigracji. I znów naiwne zdziwienie. Nie u wszystkich. Podczas sobotniego Marszu Su-werenności Janusz Korwin-Mik-ke opowiadał o zdarzeniu, kiedy to przedstawiciele Polonii pytali go, co zrobi, żeby zaprosić emi-grantów z powrotem do Polski. - A czy królowa angielska zapra-szała? - spytał lider KNP. Wrócą, jeśli w Polsce będą podobne wa-runki. Ich stworzenie jest najważ-niejszym wyzwaniem i sprawdzia-nem polskiej prawicy.

Rafał Pazio

Czy prawica musi przegrywać?

 Orbanowi zazdrości dziś chyba każdy premier, szef każdej liczą-cej się siły politycznej w Europie i na świecie. Kolejne wygrane w cuglach wybory, kolejne lata sprawowania władzy praktycznie na każdym poziomie administracji publicznej. I to wszystko w wol-nym i demokratycznym kraju. Czy to w ogóle jest możliwe? Okazuje się, że tak. Fenomen Viktora Orbana obser-wujemy już od dobrych paru lat. W 2010 roku został po raz drugi premierem po 8 latach w opozy-cji. Rozpoczął odważne reformy, które nastawione są na prawdziwe dobro kraju. Po pierwsze więk-

szość była tak duża, że zmieniono konstytucję. Zmieniono system podatkowy, zmuszając wielkie koncerny i instytucje finansowe do płacenia podatków, a odciążając małe i średnie przedsiębiorstwa. Wprowadzono na poważnie po-litykę prorodzinną. Ograniczono zadłużanie państwa. To tylko nie-które z reform, które dały sukces w tegorocznej serii wyborów. Nie bez znaczenia jest także fakt, że rząd Orbana jest bardzo wiarygod-ny dla społeczeństwa. Fidesz dba o swoją wiarygodność, a ludzie tej partii są dobrze ukształtowani i kierują się dobrem wspólnym. To powoduje, że nie ma na Węgrzech

żadnych większych afer na szczy-tach władzy i choć, jak wszędzie, zdarzają się ludzie nieuczciwi, to tam problemów nie zamiata się pod dywan. Ludziom podobają się wysokie standardy w polityce. Fidesz tworzą zasadniczo kon-serwatyści i wolnościowcy, ludzie często związani z Kościołem za-równo katolickim, jak i protestanc-kim. Z tego powodu są często ata-kowani przez media i niektórych polityków europejskich. Radykal-ni lewacy upatrują w sukcesach Orbana początku jakiegoś autory-taryzmu, a nawet reżimu. Jak będą wyglądały Węgry za 4 lata? Czy faktycznie istnieje

tam zagrożenie dla demokracji i wolności? Nie przesadzajmy, nic złego na tym polu nie powinno się stać. Ja jestem przekonany, że będzie tam coraz lepiej. Reformy gospodarcze zaczną procentować rozwojem gospodarczym, polityka prorodzinna zaowocuje rozwojem społeczeństwa i większą liczbą dzieci. Oby stało się to przykładem dla innych państw i narodów, oby stało się to dobrym wzorem dla Polaków, którzy w przyszłym roku będą mieli swoją szansę na to, aby odsunąć od władzy skompromito-waną ekipę, aby po 8 latach wrócił dobry premier, dla którego dobro wspólne Polaków będzie najważ-niejsze. Niedługo wybory samorzą-dowe, oby stały się preludium do zwycięstwa w parlamencie!

Węgry za 4 lataPiotr Uściński

www.uscinski.pl

To nawet zaskakujące zjawisko. Platformie Obywatel-skiej udaje się ciągle, mimo wielu kryzysów, wybijać na pozycję lidera w sondażach.

Przez najbliższe 4 lata nie będzie na Węgrzech żadnych wyborów. Właśnie zakończyły się wybory samorządowe, które zdominowała partia Fidesz

kierowana przez bardzo popularnego premiera Viktora Orbana. Serię ostat-nich wyborów parlamentarnych i europarlamentarnych także wygrał

Orban. Jak będą wyglądały Węgry za te 4 lata?

Page 6: Dobry Znak

Bóg i ojciec

6 / BAŚŃ JAK NIEDŹWIEDŹ

 Jego rola wychowawcza, jego funkcja, jego misja są mało popu-larne, często wręcz wyśmiewane, a nowoczesna psychologia zro-biła sobie z archetypu ojca wo-rek treningowy, w który walą bez opamiętania rozmaici doktoranci i profesorowie od grzebania lu-dziom w systemie nerwowym.

 Nie ma w polskiej literaturze i w polskiej tradycji silnej postaci ojca, na którym można by się wzo-rować, nie ma ojca, który przeżyw-szy całe życie w pokorze na równi z matką kształtowałby życie swo-ich dzieci. Polski ojciec to ojciec nieobecny, powtarza nam się to do znudzenia. Tylko czy to jest praw-da? Jeśli przyjąć za prawdę płaski propagandowy przekaz z mediów, to tak, tak może wyglądać praw-da. Jeśli przyjrzeć się kolejkom do pośredniaka, w których stoją same zaaferowane kobiety, to także jest prawda, jeśli popatrzeć na tych pożałowania godnych mężczyzn, którzy nie radzą sobie z własnymi emocjami, z charakterem, z ni-czym właściwie, mężczyzn, którzy piją alkohol przed wiejskimi skle-pami, także wyjdzie na to, że opo-wieść o nędzy polskiego ojca jest prawdziwa.

 My jednak spojrzymy dziś w innym kierunku, spojrzymy tam, gdzie zwykle nie spogląda żaden psycholog. Na obszar, który z psy-chologią niewiele ma wspólnego, za to bardzo stamtąd blisko do świętości. Byli bowiem w Polsce ojcowie, którym należałoby wy-stawić pomnik, ojcowie, których zapomniano, a jeśli już się o nich wspomina, to przy okazji niejako.  Przy okazji głośnych debat

Gabriel Maciejewski

o ich dzieciach, które całkowi-cie przyćmiły tych swoich ojców. O kimś takim chciałem opowie-dzieć dzisiaj. O kimś ważnym, a mocno zapomnianym. O Karolu Wojtyle, ojcu, katoliku, wpierw sierżancie, a potem podporuczniku armii cesarskiej, po którym zostało nam niewiele ponad kilka fotogra-fii i autografów. Nie licząc oczywi-ście syna i jego dzieła. Nie o synu dziś jednak mówimy, a o ojcu.  W wiedeńskim Krigsarchiv znajduje się osobliwy z dzisiejsze-go punktu widzenia autograf - Pro-beschrift - napisany w dwóch ję-zykach, równym, kaligraficznym, perfekcyjnym wręcz charakterem pisma. Treścią dokumentu jest pouczenie szeregowych armii ce-sasko-królewskiej na okoliczność poszanowania dokumentów urzę-dowych, szczególnie zaś paszpor-tów. Tekst podpisany jest nazwi-skiem Karol Wojtyła.  Nie będąc grafologiem można sobie wyrobić opinię o charakte-rze człowieka, który posługuje się takim pismem, nawet biorąc pod uwagę, że pismo to jest jedynie wynikiem pilnej nauki na lekcjach kaligrafii. Nikt nie jest w stanie zmusić natur niestałych i lekko-myślnych do narzucenia sobie dys-

Postać ojca rozumiana jako archetyp ma w Polsce pozycję słabą, a nawet bardzo słabą. Cóż bowiem może ten polski ojciec wobec

nieprzeliczonych rzesz bohaterskich matek? Nic. Bohaterski ojciec może co najwyżej zginąć na barykadzie lub rozpłynąć się w jakiejś mgławicy, pozostawiając po sobie kilka listów, mun-

dur w szafie i starą czapkę na wieszaku.

Młody Witkiewicz z ojcem, ok. 1893 r. Ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem

Senior Karol Wojtyła. Fotografia pochodzi z książki „Najchętniej grał na bramce”Wydawnictwo SIóstr Loretanek, 1995 r.

Sześcioletni Lolek, późniejszy Jan Paweł II z tatą

Page 7: Dobry Znak

BAŚŃ JAK NIEDŹWIEDŹ / 7

cypliny przy nauce kaligrafii, nikt nie jest w stanie zmusić człowie-ka, by pisał pięknie i żył tak samo. To jest już sprawa wewnętrznych jego rachunków z Panem Bogiem. Rzadka, piękna i nieznana to pa-miątka po ojcu Papieża, ów Pro-beschrift z Wojennego Archiwum w Wiedniu, w sam raz na początek naszych rozważań.

 Życie Karola Wojtyły se-niora jest właściwie tajemnicą, o jego sposobie bycia, charak-terze i upodobaniach wniosko-wać możemy jedynie poprzez to, co mówił o nim sam Papież lub z pisanych relacji pojawiających się przy okazji omawiania dzie-ciństwa i młodości Jana Pawła II. Zacznijmy od zawodu, który sobie wybrał, mieszkając jeszcze w Lip-niku, wioseczce zamienionej dziś na dzielnicę Bielska-Białej. Karol Wojtyła miał być krawcem. Ce-sarskie Ministerstwo Wojny zde-cydowało jednak inaczej, powo-łano go do wojska, gdzie szybko uzyskał stopień podoficera. Słu-żył niedaleko, w małym mieście Wadowice, w 56. Pułku Piechoty hrabiego Dauna. Tak jak dziesiąt-ki tysięcy cesarskich żołnierzy wiódł do roku 1914 życie spokoj-ne, znaczone kolejnymi szkolenia-mi i awansami. Powołany w roku 1900 do wojska jako szeregowiec, w rok później jest już gefrajtrem, a w 1904 po ukończeniu kursów we Lwowie awansuje na stopień zwany po niemiecku zugsfurer czyli dowódca plutonu. Ze Lwowa wraca do Wadowic, gdzie rozpo-czyna życie urzędnika bardziej niż żołnierza, żeni się także z Emilią Kaczorowską.

 Zostawmy jednak szczegóły ży-ciorysu i pomyślmy chwilę, jakim człowiekiem mógł być austriacki podoficer, Polak, wychowany w małym miasteczku syn krawiec-kiego cechmistrza Macieja Wojty-ły z Czańca. Popatrzmy na zacho-waną i najczęściej reprodukowaną fotografię, tę w polskim już mun-durze. Karol Wojtyła patrzy na nas zza małych okularów, uważnym i skupionym wzrokiem krótkowi-dza, który stara się dokładnie po-znać obserwowany przedmiot lub wsłuchać się w to, co mówi do nie-go stojący naprzeciwko człowiek. Widać, że nie jest to mężczyzna silny i żywiołowy. Karol Wojtyła jest typem urzędnika, a jego wy-gląd i usposobienie jakże pasują, nie do Polski i Polaków wcale, ale do tej schyłkowej habsbur-skiej monarchii, która tak właśnie przyglądała się światu, próbując z uwagą rozpoznać, kto tu jest god-ny zaufania, a kto może być nie-bezpieczny. Jakże różny jest ojciec od swojego najmłodszego syna Karola, dwudziestolatka szero-kiego w ramionach, który uśmie-cha się bez przerwy i gra do tego w teatrze. Uśmiecha się, mimo że życie postawiło ich wobec sytu-acji nieprawdopodobnie trudnych i wymagających czegoś więcej niż siła i zwykła odporność psychicz-na. Były austriacki oficer, podpo-rucznik, były żołnierz Legionów Józefa Piłsudskiego, urzędnik ko-mendy uzupełnień i ojciec przy-szłego Papieża, stracił żonę, stracił córeczkę zmarłą tuż po narodzi-nach i wreszcie najstarszego syna

Edmunda. Stracił właściwie pra-wie wszystko. Pozostał mu jedynie najmłodszy syn, imiennik, Karol.  Jak łatwo jest opisywać matki samotnie wychowujące dzieci i jak trudno zrobić to samo, kiedy cho-dzi o ojca. Bo i cóż tu rzec - starszy pan, który porozumiewa się z sy-nem mówiąc o religii i obowiązku jedynie, co w jego sercu zlewa się w jedno, nie może zrobić nic inne-go, jak tylko dać temu młodemu żywiołowemu człowiekowi pewne ramy, których on nie może prze-kroczyć, złamać i wyjść poza nie, a które ukształtują go na całe ży-cie i dadzą mu siłę. Jak to zrobić, będąc jedynie byłym wojskowym i byłym urzędnikiem, a nie świę-tym zesłanym przez Pana, tego nie wiem. Wiadomo jednak, że Karo-lowi Wojtyle w nędznym krakow-skim mieszkaniu, gdzie przeniósł się wraz z młodym Karolem, uda-ło się to wszystko. Ojciec, który

cerował synowi skarpetki, łatał spodnie, ojciec, który czytał z nim wspólnie Pismo Święte i wreszcie ojciec, który powiedział mu - jesz-cze w Wadowicach - że nie może być dalej ministrantem, ponieważ wykonuje swoje obowiązki opie-szale i nie tak jak trzeba. Ojciec, który zastąpił osieroconemu przez matkę dziecku cały świat. To nie jest rzecz ani zwyczajna, ani tym bardziej łatwa. Mozolne życie Ka-rola Wojtyły ojca było jak wolno odmawiany różaniec. Jak modli-twa, której Pan Bóg wysłuchał w całości, w najdrobniejszych szczegółach i spełnił wszystkie te milczące prośby, które dawny au-striacki podporucznik doń kiero-wał, myśląc o swoim synu Karolu i jego nieprawdopodobnej samot-ności.

 To dzięki ojcu młody Karol zde-cydował się zostać księdzem, to dzięki niemu wytrwał w tym po-stanowieniu i to dzięki niemu stał się później tym, kim miał się stać: głową Kościoła i rzeczywistym królem Polski. Ksiądz prymas Ko-walczyk napisał, że wystarczy już stawianych w Polsce pomników Jana Pawła II, że dosyć, że nie o to chodzi. Pomnikiem dla Papieża ma być życie każdego katolika. Przykładne życie.

  Może ksiądz prymas ma rację. Nic jednak nie mówił o pomniku Karola Wojtyły, a to przecież dzię-ki niemu stało się to wszystko, to on wszystkiego dopilnował i to on występował w kazaniach, wspo-mnieniach i mowach Papieża na zmianę z samym Bogiem Ojcem.

Sześcioletni Lolek, późniejszy Jan Paweł II z tatą Grobowiec Karola Wojtyły, jego żony Emilii i syna Edmunda

na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie

Page 8: Dobry Znak

8 / SPOŁECZEŃSTWO

dokończenie ze str. 1

Student na wagę złota  Niż demograficzny i praca za-robkowa studentów to jedne z czynników obniżających jakość kształcenia. Uczelnie walczą o studentów, bo za nimi idą pienią-dze - czy to od państwa, czy bez-pośrednio od klienta płacącego czesne. Nie ma się co dziwić, że szkoły kuszą uczniów jak potrafią. A to wymyślą dubstepa (teledysk, w którym jego bohaterowie - ama-torzy przemieszczają się z miejsca w miejsce, przeważnie w okolicy Alma Mater), a to zrobią kampa-nię reklamową w stylu „Bądź wol-ny. Studiuj w Lublinie”. Działy marketingu stają na głowie, żeby się prześcignąć w pomysłach na promocję i przyciągnąć nowych żaków. Uczelnie (nawet publicz-ne) powoli stają się dzisiaj takimi samymi przedsiębiorstwami jak każde inne.

 Osoby ze średnio lub nawet słabo zdaną maturą, które jeszcze kilka lat temu o wyższym wy-kształceniu mogłyby pomarzyć, wspinają się na kolejny szczebel edukacji. - Każda szkoła wyższa, pamiętając, że kryteria rekruta-cyjne w dużym stopniu świadczą o poziomie studiów, musi sobie zatem odpowiedzieć na pytanie, czy przyjmiemy każdego, kto chce studiować na danym kierunku, czy też tylko tych kandydatów, którzy osiągnęli dobre i bardzo dobre

wyniki maturalne z przedmiotów, które stanowią bazę do studiowa-nia? Bo nieprzemyślany wzrost liczby studentów na kierunkach dziennych nie jest dobry ani dla poziomu studiów w Polsce, ani dla samych studentów. Trzeba mu wreszcie zaradzić - pisała minister Barbara Kudrycka, uzasadniając wprowadzenie opłaty za dodatko-

wy kierunek dziennych studiów. Kilka miesięcy później mówiła: „Nieprawdą jest, że uczelnie ob-niżają kryteria przyjęć na studia stacjonarne. Wręcz przeciwnie. Z mego punktu widzenia uczel-nie poważnie potraktowały za-łożenia, iż powinny pracować na rzecz poprawy jakości kształce-nia, zmniejszenia liczebności grup

studenckich, zintensyfikowania kontaktów mistrz - student”. Osta-tecznie Trybunał Konstytucyjny zakwestionował rozporządzenie, a problem pozostał…  Nie chodzi o to, że młodzi lu-dzie studiują. Bo to bardzo dobrze! Chodzi o tych, którzy masowo za-silają studia dzienne, rekompensu-jąc sobie straty, które ponieśliby płacąc za studia zaoczne. Ich „stu-diowanie” na studiach dziennych obciąża budżet państwa, a wcale nie przynosi poprawy jakości sys-temu edukacyjnego w Polsce. Jak zatem określać poziom, od które-go państwo powinno fundować edukację studentom - pytanie po-zostaje otwarte…  Co z tymi, którzy idą na maso-we kierunki - te, które nie są dosto-sowane do obecnego rynku pracy (wśród uczelni publicznych jedy-nymi uczelniami, które wskazują na zwiększenie - choć niewielkie - liczby studentów studiów stacjo-narnych, są uczelnie pedagogiczne i akademie wychowania fizyczne-go)? I w końcu - czy o to powinno troszczyć się państwo (czyli my!), że ktoś decyduje się na studia, po których zostanie bezrobotny? Zakładamy przecież, że po eg-zaminie dojrzałości mamy do czy-nienia z dorosłym człowiekiem, który z Onetu czy Wirtualnej Pol-ski, TVN-u czy Telewizji Trwam, Facebooka czy od sąsiadki może dowiedzieć się, że kierunki hu-manistyczne to „kuźnia bezrobot-nych (socjologia, pedagogika), a najmniejszy odsetek bezrobocia (jedynie 7%) jest wśród absolwen-tów kierunków inżynieryjno-tech-nicznych oraz medycznych (8%).   Według raportu Młodość czy doświadczenie? Kapitał ludzki w Polsce opracowanego przez Pol-ską Agencję Rozwoju Przedsię-biorczości i Uniwersytet Jagiel-loński, najmniej trafnym wyborem okazuje się być turystyka i rekre-acja. Około 30% absolwentów z ogółu tego kierunku pozostaje bez zatrudnienia. A potem poja-wiają się pretensje - studia skoń-czone, a nie ma pracy. I skrót rozwinięty przez Internetową En-cyklopedią Humoru określający STUDIA jako System Terrory-zowania Umysłów Dyslektyków i Analfabetów - staje się coraz bar-dziej prawdziwy.

Struktura kształcenia w Polsce w województwach wg grup kierunków

Page 9: Dobry Znak

REKLAMA / 9

Firma godna zaufania i polecenia

g Cztery lata to stosunkowo nie-wielki staż jak na działalność na rynku deweloperskim. Jak ocenia Pan początki firmy i co uznałby Pan za najważniejsze dotychczasowe osiągnięcia? - Tak, to racja, 4 lata to niewiel-ki staż, ale chciałem spróbować czegoś nowego w swoim życiu. Zadałem sobie pytanie, czy będę potrafił odnaleźć się w branży de-weloperskiej, i okazało się, że tak. Jednocześnie chciałbym zazna-czyć, że moja firma zajmuje się

nie tylko budownictwem miesz-kaniowym, ale również prowadzi działalność w zakresie cateringu, logistyki czy hotelarstwa. Ponadto jestem współwłaścicielem agencji modelingowej Fashion Agency, co również było dla mnie nowym wyzwaniem.  Od samego początku poświę-cam swojej firmie dużo czasu i uwagi. Dbam o jej pozytywny wizerunek oraz efektywną pro-mocję. Muszę też przyznać, że nie zdawałem sobie sprawy, jak trudnym zadaniem jest prowadze-nie własnej firmy w początkowym okresie jej funkcjonowania. Dziś z satysfakcją mogę powiedzieć, że trud się opłacił. Firma została wie-lokrotnie uhonorowana certyfika-tami potwierdzającymi naszą wia-rygodność, rzetelność, solidność i - co najważniejsze - terminowość i dokładność. Poza wspomniany-mi certyfikatami zostaliśmy także

uhonorowani Medalem Polskiej Przedsiębiorczości, co stanowi powód nie tylko do dumy, ale też motywację do dalszej, wytężonej pracy.

g Co przemawia za wyborem Państwa usług i czyni DYMON-BUD DEVELOPMENT partne-rem godnym zaufania - Sądzę, że głównymi czynnika-mi wpływającymi na atrakcyjność naszej oferty są cena, lokaliza-cja inwestycji oraz rabaty, jakich udzielamy nowym klientom. Nie-które firmy deweloperskie przy-ciągają klientów architekturą bu-dynków, a my stawiamy na cenę. Oferujemy promocyjne ceny zaku-pu, w tym możliwość zyskania na-wet do 50 tys. zł za zakup mieszka-nia lub domu w naszej inwestycji. Gwarancją zaufania są wspomnia-ne przeze mnie wcześniej czynni-ki, jak solidność i terminowość,

Rozmowa z Mateuszem Nawojskim, właścicielem firmy DYMON-BUD DEVELOPMENT.

ale nie tylko. Firma DYMON-BUD DEVELOPMENT jest fir-mą rodzinną, członkiem wielu izb gospodarczych, a obecnie również sponsorem Fundacji Centaurus co stanowi dość dużą inicjatywę.

g Jaki rodzaj budownictwa ma dziś największe szanse zawojo-wać rynek i przyczynić się do umocnienia pozycji firmy na rynku nieruchomości? - W mojej opinii, największe szanse na zawojowanie rynku ma budownictwo domków jednoro-dzinnych i budynków mieszkalno-usługowych. Nasza firma posiada w swojej ofercie zarówno domy w zabudowie szeregowej, jak i miesz-kania w blokach. Jednocześnie w naszych inwestycjach nie braku-je lokali handlowo-usługowych.

g Dziękuję za rozmowę Kamil Miller

Dymon-Bud Development s.c. to działająca na rynku od czterech lat certyfikowana firma deweloperska, która realizuje inwestycje

mieszkaniowe, biurowe na terenie Poznania, Warszawy i Krakowa.

Page 10: Dobry Znak

10 / REPORTAŻ

 W czasach mojej nauki w li-ceum, koloru granatowego było już niewiele. Owszem, obowiązy-wał schludny, stonowany strój, ale jednolite smutne mundurki dawno odeszły w niepamięć. Ówczesna dyrekcja preferowała dziewczyn-ki z warkoczykami, w białych bluzeczkach i granatowych spód-niczkach. Bieda tym, którzy nosili bujne czupryny albo, co gorsza, stawiali włosy na sztorc za pomo-cą różnych mazideł i specyfików.

 Ale wolności mieliśmy chyba nawet więcej niż obecni ucznio-wie. Przed laty drzwi szkoły były zawsze otwarte, wchodziliśmy i wychodziliśmy wedle potrzeby, bez zbędnych wpisów i tłumaczeń. Tylko ten, kto chodził „na Sasina” wie, jak trudno było usiedzieć w szkolnych murach, gdy wokół rozkwitała zieleń, a w pobliżu były lasek i polanka. Lasek jest nadal, tyle że otoczony asfaltowy-mi ulicami, a po polance nie został nawet ślad. Po tym cudownym miejscu, gdzie w doborowym gro-nie, przy wysoce intelektualnych rozmowach, spędzało się długie przerwy, a nieraz i długie lekcyjne godziny.

Wspomnienia z liceum są najlepsze w życiu

 - Nigdy nie zgadzałem się z osobami, które twierdzą, że mło-dzież jest zła. Doświadczenie pe-dagogiczne nauczyło mnie przede wszystkim tego, że dzieci się

zmieniają, są takie, jakie są czasy, w których żyją. Nie ma młodzie-ży „lepszej” i „gorszej”. Obecna młodzież jest po prostu inna niż ta, którą uczyłem, kiedy zaczyna-łem pracę w zawodzie nauczycie-la. Trzydzieści lat temu o młodych ludziach mówiono dokładnie to samo - że źli, że nieodpowiedzial-ni, że zepsuci. Ja wiem, że to nie-prawda. To naturalne, że nie ma

nic stałego, że trzeba być zawsze przygotowanym na rzeczy nowe, dawniej nieznane - mówi dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Wołominie Krzysztof Milczarek.  Już w przyszłym tygodniu wszyscy byli uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego w Wołomi-nie, zarówno ci najstarsi, jak i naj-młodsi - będą mogli się spotkać na zjeździe absolwentów z oka-zji 70-lecia istnienia szkoły. Dla starszych absolwentów będzie to wspaniała okazja, aby zobaczyć, jak przez te wszystkie lata zmie-niała się ich ukochana szkoła, a także przekonać się, że współ-czesna młodzież - ci, którzy matu-rę zdawali całkiem niedawno - nie jest ani zła, ani nieodpowiedzial-na, wręcz przeciwnie, rozwija się i wybiera dobre, przyszłościowe kierunki studiów. Ci młodsi z kolei zapoznają się z historią placówki, która umożliwiła im start w doro-słe życie, będą również mogli wy-mienić doświadczenia z osobami, które uczyły się w czasach, które

Kolorowy sen w I LO

Muniek Staszczyk z T.Love śpiewał przed laty, że IV Liceum Ogólnokształcące było granatowym snem. Jeśli I Liceum Ogólnokształcące w Wołominie miałoby już być snem, to tylko kolorowym. Barwnym, ciepłym, kolorowym snem, który można śnić w nieskończoność.

Agata Bochenek

Rok 1973. Klasy trzecie w przedstawieniu „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”

Rozdanie świadectw maturalnychw 1986 r. Z lewej autorka artukułuAgata Bochenek

Page 11: Dobry Znak

REPORTAŻ /11dla nich samych należą już do hi-storii, jakiej uczą się z podręczni-ków. Zjazd absolwentów będzie jednak przede wszystkim okazją do wspominania, a wspomnienia z liceum dla większości są zdecy-dowanie dobre, jeśli nie najlepsze w życiu.

Byliśmy jak romantycy

 Krzysztof Wytrykus, absolwent I LO, a obecnie radny Miasta Wo-łomin, tak opowiada o swoich szkolnych latach: - Maturę zda-łem w 1974 roku, w Polsce rządził wówczas Edward Gierek. A jed-nak wspominam ten okres z przy-jemnością. Pamiętam, jak profesor Drzewiński, nauczyciel wychowa-nia technicznego, któregoś razu powiedział na zajęciach, że po wojnie był w Rosji, w jakichś obo-zach. Na początku wszyscy zasta-nawialiśmy się, o co mu właściwie chodziło. Później dotarło do nas, że był więźniem gułagu. Zacho-wywał się spokojnie, ale widać było po nim twardość człowieka, który przeżył tragedię.  Religii w szkole nie prowadzo-no, licealiści chodzili na lekcje do kościoła. Ks. Sikora zawsze siadał na stole, nogi trzymał na ławce, a spod sutanny wystawały mu błyszczące oficerki. Uczył re-ligii, ale także historii - odważnie wypowiadał się na temat Katynia i innych zbrodni wojennych. Wciąż pozostaje jednym z moich największych autorytetów.  A jeśli chodzi o nas - byliśmy wtedy jak romantycy. Z boha-terami romantycznymi utoż-samialiśmy się bardziej niż ze współczesnymi nam aktorami czy muzykami. Jednocześnie nie ograniczaliśmy się tylko do nauki i wzniosłych idei. Uwielbialiśmy zabawę, koncerty, wspólne wy-chodzenie do kina.  Jeździliśmy też na szkolne wy-cieczki z wychowawcą i innymi nauczycielami, integrowaliśmy się na wspólnych biwakach, ra-zem paliliśmy papierosy w lasku nieopodal szkoły. I pośród tych wszystkich atrakcji udawało nam się znaleźć czas na szkolne obo-wiązki. Mimo że było o wiele trudniej niż dzisiaj zdać maturę, skończyliśmy szkołę w pełnym składzie klasowym.

Gdy cię wspominam

 Szkoło, szkoło, gdy cię wspomi-nam/Tęsknota w serce się wgry-za/Oczy mam pełne łez/Galia est omnis divisa/In partes tres…Powtarzam za Tuwimem, gdy przestępuję progi mojej szkoły. Zmieniła się przez te lata, odkąd wyszłam stąd ze świadectwem dojrzałości w ręku. Ale widzę, jakby to było wczoraj. Głośno dzwoni szkolny dzwonek, cała klasa ustawia się parami pod ścia-ną, pod salą nr 33. Zaraz przyjdzie prof. Marciniak, chemik surowy, ale i sprawiedliwy.

 Dalej sala biologicz-na, sekretariat, omijany z daleka gabinet dyrek-tora, ciemny korytarz z pokojem nauczy-cielskim, łazienkami, pracownią fizyczną ze słynnym kantorkiem, i wreszcie za zakrętem - te moje ulubione. Sala nr 24, gdzie języka ro-syjskiego uczył wy-chowawca naszej klasy humanistycznej, prof. Aleksander Janiuk. Obok sala historyczna, tam królował śp. Anto-ni Kielak. Obok - nr 22, w której tajniki przy-sposobienia obronnego

przekazywał prof. Tadeusz Kielak. Bodajże w sali 23 mieliśmy język polski z panią prof. Janiną Tokar-ską - wymagającą i zmuszającą do myślenia. Jeśli ktoś nie chciał pisać nudnej rozprawki, mógł - po wcześniejszym uzgodnieniu - przygotować lekcję z piosen-kami Ewy Demarczyk w tle albo o poezji kobiecej albo… Byleby było oryginalnie, mądrze i cieka-wie. Widać nam to odpowiadało, bo większość tej humanistycznej klasy odnalazła się na humani-stycznych kierunkach studiów i w takich samych zawodach.

 Na dole była sala do nauki języ-ków, tam królowała prof. Małgo-rzata Chacińska, zawsze świetnie ubrana, z ogromną klasą. I jesz-cze jeden przedmiot, gdzie mimo humanistycznego kierunku nie byliśmy, oj nie byliśmy traktowa-ni ulgowo. Biologia z prof. Mil-czarkiem. Na jego „klasówecz-ki” trzeba było wszystko umieć, ot 60-kartkowy zeszyt na pamięć. To już nie jest kolorowy sen, to sen przerażający, o amebie w kwasie dezoksyrybonukleinowym.

 No nie, zapomniałabym o prof. Stanisławie Kozłowskim od ła-ciny, dzięki któremu poznali-śmy mnóstwo sentencji, chociaż plusquamperfectum pozostało zie-mią niezbadaną i niepojętą. Prof. Kozłowski z ogromną cierpliwo-ścią wbijał nam do głowy łacinę i łagodnym uśmiechem potrafił postawić od ręki 5 dwój. Artur, ile ty wtedy dostałeś tych dwój, pięć czy sześć?

 Uczyliśmy się, pewnie, że uczyliśmy. Ale też integrowali-śmy, spotykaliśmy, bawiliśmy na studniówce, szaleliśmy, bo też czas był po temu odpowiedni. I już na zawsze lata w liceum będą kojarzyć się nie tyle z nauką, co z młodością durną i chmurną, bez-troską, pierwszymi miłościami, przyjaźniami na całe życie i z po-lanką, która na zawsze pozostała w pamięci.

Nie ma młodzieży „lepszej” i „gorszej”. Trzydzieści lat temu o młodych ludziach mówiono dokładnie to

samo - że źli, że nieodpowiedzialni, że zepsuci. Ja wiem, że to nieprawda.

Page 12: Dobry Znak

12 / KULTURA

O polskim Bacharachu Poznałam go będąc jeszcze sza-loną dorastającą nastolatką. Już wtedy urzekł mnie swoją kulturą osobistą i tym, że w bezpośred-niej rozmowie był niezwykle miły i serdeczny. Tamtego dnia byłam tak oczarowana nim, że wyleciało mi z głowy, by poprosić o auto-graf. Ale zaległości w tym temacie „nadrobiłam” nieco później, gosz-cząc już wtedy u niego w miesz-kaniu przy ulicy Reymonta 21 na warszawskich Bielanach. Do tej pory przechowuję autograf Jaro-sława Kukulskiego z 1985 roku. W swojej kolekcji posiadam ich kilka, ale ten pierwszy darzę naj-większym sentymentem.

Miny i negocjacje

 Potem wielokrotnie spotykali-śmy się w „Polskich Nagraniach”. Kiedy przychodził po autorskie egzemplarze swoich płyt, zawsze wpadał też do Wytwórni Płyt Gramofonowych, by uciąć sobie krótką pogawędkę z jej szefem, Jankiem Trzaskowskim. Obaj mieli swoiste poczucie humoru i zbliżone podejście w niektórych kwestiach życiowych. I obaj po-trafili „oblukać” każdą przecho-dzącą w danej chwili obok nich młodą i atrakcyjną kobietę, robiąc przy tym takie miny, że osoby trzecie miały niezły ubaw. W ich rozmowach prawie zawsze prze-wijał się również wątek Anny Jantar. Jej tragiczna śmierć była dla niego wielką traumą. - Gdy zginęła, uświadomiłem sobie, jak

bardzo ją kochałem i że życie bez niej nie ma dla mnie sensu. Przez kilka tygodni nie byłem w stanie pozbierać się i cokolwiek robić. Równowagę ducha odzyskałem dzięki Natalii - podkreślał niemal w każdym wywiadzie. Nie zapomnę też nigdy jednej z naszych rozmów telefonicz-nych. Natalia, mająca już wtedy ugruntowaną pozycję gwiazdy dziecięcej, miała nagrać płytę „Najpiękniejsze kolędy”. Zbliżały się właśnie Święta Bożego Naro-dzenia i pomyślałam sobie, że taka płyta byłaby znakomitym prezen-tem, więc zadzwoniłam do Jarka, by zasięgnąć informacji, kiedy ona ujrzy światło dzienne i czy mogła-bym liczyć chociażby na jeden jej egzemplarz. Zażartował wtedy, że i owszem, ale „co w zamian dosta-nie?” Odparłam „a co chciałbyś”? Na co w odpowiedzi usłyszałam „a co proponujesz”? I tak przez parę minut licytowaliśmy się… Bo taki był właśnie „Kukuła”: dowcipny

i lubiący żartować. Podarował mi wtedy dwie płyty. Kolędy śpie-wane przez Natalię na tej płycie do dzisiaj towarzyszą mi podczas świątecznych bożonarodzenio-wych spotkań rodzinnych…

13-letni kompozytor

 Urodził się 25 maja 1944 roku we Wrześni, w rodzinie, dla której muzyka była integralną częścią ich codzienności. - Ojciec grał na kilku instrumentach, bardzo dobrze śpiewał, niezłym głosem dysponowała matka. Ale muzy-kowaniem parali się amatorsko - opowiadał w jednym z wywia-dów. Nic więc dziwnego, że i jego zainteresowania od najmłodszych lat oscylowały wokół muzyki. W wieku 6 lat zaczął zgłębiać tajniki gry na fortepianie. Swoją pierw-szą kompozycję napisał mając za-ledwie 13 lat. Absolwent Wydziału Instru-mentalnego PWSM w Poznaniu,

w klasie oboju. Przez pewien czas był oboistą w Operze Poznańskiej i Filharmonii w Zielonej Górze, współpracował też ze studenckim teatrzykiem „Nurt” w Poznaniu. W latach 1968-72 był liderem i nadwornym kompozytorem zało-żonego przez siebie big beatowego zespołu młodzieżowego Wagan-ci, z którym dokonał pierwszych nagrań swoich utworów dla Pol-skiego Radia i wytwórni płytowej „Polskie Nagrania”. Laureat wie-lu prestiżowych nagród i wyróż-nień krajowych i zagranicznych. W 1991 roku „Polskie Nagrania” uhonorowały go pierwszą w histo-rii polskiej fonografii Platynową Płytą.

„Co ty, królu złoty”

 Był niewątpliwie jednym z najpo-pularniejszych i najbardziej utalen-towanych kompozytorów minionej epoki. Jego utwory, z charaktery-styczną nutką nostalgii i romanty-zmu, rozpoznawało się już po kil-ku pierwszych taktach. Zwracała uwagę ich melodyjność i znakomi-ta aranżacja. W swojej profesji był mistrzem w wyrażaniu emocji za pomocą dźwięków. Niczym polski Burt Bacharach. „Najtrudniejszy pierwszy krok”, „Żeby szczęśliwym być”, „Jak wolny ptak”, „Nie wiesz tego tylko ty”, „To, co dał nam świat”, „Be-atlemania story”, „Muzyka twoje imię”, „Wszystko lub nic”, „Papie-rowy księżyc”, „Co ty, królu złoty” - to tylko niektóre piosenki z krajo-wych list przebojów. Komponował

Niedawno minęły cztery lata od śmierci Jarosława Kukulskiego. Nie jest łatwo pisać o kimś, kogo się znało, lubiło i ceniło za twórcze dokonania. Tak trudno przecież jego artystyczny życiorys, poparty chociażby najważ-niejszą tylko faktografią i to w telegraficznym nawet skrócie, zamknąć w kilku zdaniach. Bo i pisać o Jarosławie Kukulskim w czasie przeszłym to jakaś… niedorzeczność.

Zespół WAGANCI

Anna Tomasik

Page 13: Dobry Znak

KULTURA / 13

je dla ówczesnych gwiazd polskiej estrady takich jak: Eleni, Felicja-na Andrzejczaka, Ireny Jarockiej, Krzysztofa Krawczyka, Haliny Frąckowiak, Ireny Santor i jego drugiej żony Moniki Borys.  Niezapomnianą popularyzator-ką jego utworów była Anna Jan-tar, prywatnie żona kompozytora. W latach 70. XX wieku tworzyli znakomity tandem zawodowy. Mówiono o nich - i to bez sarka-zmu - „królowie polskiej pop mu-sic”. Jemu przylepiono etykietkę „fabryki szlagierów”, zaś jej „od-twórczyni przebojów”. I chociaż czasem zarzucano mu, że spod jego pióra wychodzą mało am-bitne utwory, to - paradoksalnie - właśnie jego kompozycje cieszyły się uznaniem chociażby na Mię-dzynarodowych Targach MIDEM w Cannes, gdzie wielokrotnie je zakupywano.  Piosenki jego śpiewali tak-że artyści i zespoły zagraniczne, m.in.: Paulin McKenzie, Goldie Ens, Diane Marshall, Hana Za-gorova, Gerd Michaelis Chor czy Rime Mariumura. W jednej z nich - „Tyle słońca w całym mieście” - zakochała się Betty Dorsey, ame-rykańska piosenkarka, która nie tylko włączyła ją do swojego re-pertuaru, ale i zaprezentowała jej anglojęzyczną wersję „Stay” pod-czas Międzynarodowego Festiwa-lu Piosenki Sopot ‘75.

„Co powie tata?”

 Chociaż nie studiował kom-pozycji utworów rozrywkowych, to z niezwykłą łatwością two-rzył przebój za przebojem, jakby znał… receptę na phit. - Kompo-zycji i aranżacji uczyłem się sam. Zaczynałem oczywiście od teorii, potem każde nagranie było dla mnie lekcją. Na gorąco korygo-wałem błędy, zmieniałem partie instrumentalne, wprowadzałem nowe pomysły brzmieniowe (…). Piszę różne formy muzyki roz-rywkowej, ale staram się swoje utwory tak konstruować, aby dzię-ki melodii trafiały do wszystkich odbiorców, a jednocześnie „opra-wiać” je w takie ramy, by mogły liczyć na uznanie profesjonalistów muzyki rozrywkowej. Są to spra-

wy niezmiernie trudne do pogo-dzenia - podkreślał.  Jego dyskografia to nie tylko piosenki, ale też musicale i muzy-ka filmowa (Nie zaznasz spokoju, Pan samochodzik i niesamowi-ty dwór, Diabelskie szczęście). Osobny rozdział jego muzycznej działalności stanowi twórczość dla dzieci. Piosenki, które pisał dla najmłodszych z powodze-niem zresztą lansowała jego cór-ka, siedmioletnia wówczas Nata-lia Kukulska. Bo i któż z nas nie pamięta dziecięcych super hitów: Co powie tata?, Puszek okruszek czy Mała smutna królewna.

„Im więcej ciebie, tym mniej…”

 Po transformacji ustrojowej w Polsce zmienił się również

i rynek muzyczny, i prasowy. Poja-wiło się nowe pokolenie artystów estradowych i kompozytorów. Często były to gwiazdy jednego

sezonu czy twórcy jednego prze-boju, ale to właśnie o nich rozpi-sywały się kolorowe brukowce żądne sensacji. A Jarosław Kukul-ski był zbyt dumny, by zabiegać o uznanie. Kiedyś powiedziałam mu, że jestem „głodna” jego no-wych piosenek. Odparł mi wtedy, że każde pokolenie ma swoich idoli…

 Cieszył się, że „Im więcej cie-bie, tym mniej”, którą skompono-wał dla dorosłej już Natalii i pod pseudonimem „Robert Kirlej” tra-fiła na listy przebojów. Sukces jej był dowodem na to, że jego utwo-ry wciąż podobają się ludziom, że są ponadczasowe, i że „mimo wszystko” przetrwają każdą „za-wieruchę”. Bo ludzie, z natury sentymentalni i romantyczni, za-wsze będą wracać do piosenek, które pozwolą im na chwilę zapo-mnieć o szarej rzeczywistości.

Zmarł 13 września 2010 roku po długiej chorobie w swoim podwarszawskim domu w Komo-rowie. W ostatniej drodze towa-rzyszyli mu córka Natalia i syn Piotr (ze związku z Moniką Bo-rys), ukochane wnuki, Ania i Jaś, a także przyjaciele z estrady oraz sympatycy jego talentu. Spoczął w rodzinnym grobowcu na sto-łecznym Cmentarzu Wawrzy-szewskim obok swojej ukochanej żony, Anny Jantar. Muzyka wciąż ma jego imię… 

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów prywatnych autorki

Każde dziecko potrzebuje przytulania, doceniania, chwalenia, że jest najlepsze. Trzeba powtarzać,

że jest najwspanialsze i żeby zawsze miało nadzieję, że wróci do swojego domu, do mamy. Bo biologicznej matki nikt nie zastąpi.

Zdjecie ślubne Jaroslawa Kukulskiego i Anny Jantar

Pogrzeb Jaroslawa Kukulskiego w 2010 r.

Page 14: Dobry Znak

14 / KULTURA

Długo wyczekiwaną pierwszą filmową biografię Czesława Niemena będzie można zoba-czyć w wybranych kinach studyjnych w dniach 21-23 listopada.

Druga edycja Letniej Sceny Teatralnej w Wyszkowie już za nami. Występujące na sce-nie wyszkowskiego „Hutnika” grupy zaskoczyły publiczność różnorodnością teatralnych propozycji. Zgodnie z hasłem „Stany Zjednoczonej Świadomości” widzowie chętnie włączali się w działania takich zespołów, jak Teatr Forum czy Dźwięk Dż.

„Sen o Warszawie” na specjalnych pokazach

Interaktywnie i teatralnie w Wyszkowie

 „Sen o Warszawie” w reżyse-rii Krzysztofa Magowskiego, to pierwszy duży film biograficzny o Czesławie Niemenie, piosenkarzu, kompozytorze i multiinstrumen-taliście, ikonie polskiej muzyki rozrywkowej. Okazją do jego reali-zacji stała się 10. rocznica śmierci charyzmatycznego artysty, zmarłe-go w styczniu 2004 roku. W filmie wykorzystano wiele nieznanych dotąd materiałów archiwalnych, które rzucają nowe światło na ży-cie Niemena. Opowiadają o nim barwnie członkowie jego rodziny, zaprzyjaźnieni muzycy, krytycy, dziennikarze muzyczni - w sumie

ponad 50 osób - a wszystko to na tle meandrów polityki kulturalnej PRL-u, odpowiedzialnej za zmien-ne losy jego kariery i recepcji jego twórczości w zależności od sym-patii ówczesnych władz i krytyki.

 Film jest bogato ilustrowany muzyką Niemena, wybranego w 1999 roku w plebiscycie tygo-dnika „Polityka” na wykonawcę wszechczasów. Był człowiekiem-instytucją, jednym z nielicznych, którzy tworzyli nieprzerwanie dla czterech generacji Polaków. Jego twórczość nie tylko tworzy kanon polskiej piosenki i stanowi nie-

ustającą inspirację dla młodszych artystów, a muzykę rozrywkową podniosła do rangi prawdziwej sztuki, ale i wrosła w polską kul-turę popularną (film Magowskiego otwiera scena, gdy znad stadionu klubu Legia Warszawa niesie się chóralny śpiew kibiców: „Mam tak samo jak ty, miasto moje a w nim: najpiękniejszy mój świat, najpięk-niejsze dni...”). Fani muzyka przy-pomną sobie jego najważniejsze przeboje, a starsi widzowie - wła-sną młodość.

Małgorzata Kostro-Olechowska, portal kurier365.pl

 Letnia Scena Teatralna w Wy-szkowie odbyła się po raz drugi 27 i 28 września 2014 roku. Pod-czas tegorocznej edycji organiza-torzy przygotowali szereg atrakcji dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Każdy dzień festiwalowy rozpo-czynał się warsztatami teatralnymi dla najmłodszych, które poprowa-dził aktor i reżyser Jacek Kwie-cień. A starsza młodzież i dorośli próbowali swoich sił na scenie drugiego dnia festiwalu, włączając się w interaktywny spektakl Teatru Forum o przemocy w rodzinie.  Druga edycja festiwalu to nie tylko spektakle, ale również spo-tkania z artystami i ich sztuką. Z poezją Juliusza Erazma Bolka mogliśmy zetknąć się w sobotę. Wiesław B. Bołtryk zinterpreto-wał poemat „Ja” na różne sposoby,

zaskakując samego poetę. Po jego występie na Sali kameralnej odby-ła się premierowa projekcja filmu dokumentalnego „Trebbia. Artyści i milionerzy” w reżyserii Łukasza Smolnika. Na scenie Wyszkowskiego Ośrodka Kultury „Hutnik” jako pierwsza wystąpiła Kompania Te-atralna Mamro, przedstawiając zmagania znanego reżysera, pró-bującego nakręcić wielką epopeję narodową w naszej przaśnej rze-czywistości, kładącej mu kłody pod nogi. Następnie na Sali wido-wiskowej pojawiła się Łochowska Scena Miłośnicza, czyli Łoscemił, przedstawiając „Oświadczyny” Czechowa. Pierwszy dzień festi-walowy zakończył recital Artura Gotza, który porwał publiczność piosenkami o prawie idealnych mężczyznach. W niedzielę, 28 września w Wy-szkowie działo się jeszcze więcej. Do łez rozbawiła widzów grupa

Dźwięk Dż, proponując im udział w improwizowanych skeczach kabaretowych. Spektakl „Animo-wanie” Studio Aktorskiego przy Teatrze GO pokazał publiczno-ści alternatywną historię Walta Disneya – zabawne i absurdalne aresztowanie twórcy za udział w „przestępstwach” związanych z kręceniem filmu „Królewna Śnież-ka”. Do „Hutnika” przyjechał też Adama Grzanka z Krakowa, który w swoim stand-upie opowiedział kilka historii mniej lub bardziej z życia wziętych. Na koniec zachwy-ciło wszystkich Trio Warszawskie. Znane polskie piosenki nabrały nowych barw w wykonaniu tego zespołu. Imprezie towarzyszyły rów-nież dwie wystawy. Sobotnia eks-pozycja pt. „Stany Zjednoczonej Świadomości” prezentowała ob-razy takich twórców, jak Barbara Gołaszewska, Maria Stańska-No-wicka, Adam Świderski czy Zu-

zanna Marczyńska-Maliszewska. Z niektórymi artystami można było się spotkać i porozmawiać o ich twórczości. Drugą wystawą była udostępniona przez Galerię Przechodnią ekspozycja zdjęć Izy Maciusowicz. Przed Restauracją „Wyszkowianka” do tej pory moż-na podziwiać wielkoformatowe zdjęcia miast.

 Organizowany przez Fundację Proscenium i Wyszkowski Ośro-dek Kultury „Hutnik” festiwal był niezwykłym i niecodziennym wydarzeniem, po którym zostały barwne wspomnienia. Zapraszamy za rok!

Agnieszka Szymanik

Page 15: Dobry Znak

PRAWO / 15

 Czym właściwie jest botoks? Toksyna botulinowa jest lekiem i powinna być podawana wyłącznie przez lekarza. Botoks wstrzyki-wany jest w niewielkich ilościach w mięśnie odpowiadające za poja-wianie się zmarszczek, co skutkuje ich rozluźnieniem bez wpływu na funkcjonowanie otaczającej tkanki mięśniowej. Efektami wykorzysta-nia botoksu jest redukcja zmarsz-czek, przywrócenie młodszego wyglądu twarzy oraz jej odprężenie bez zmiany mimiki i naturalne-go wyrazu. Niewłaściwe podanie tego leku może być przyczyną wy-stąpienia działań niepożądanych, które mogą zagrażać życiu. Osoby które świadczą usługi lecznicze zastrzeżone dla lekarzy, nie mając odpowiednich uprawnień, łamią prawo. Jeżeli kosmetyczka podaje lek twierdząc, że po jednodniowym kursie posiada odpowiednie kwali-

fikacje, powinna mieć świadomość, że grozi jej odpowiedzialność kar-na. Powinniśmy wiedzieć, że leka-rze posiadają ubezpieczenie od od-powiedzialności cywilno-prawnej.  Niestety, w przypadku nie-powodzenia zabiegu, uzyskanie

o d p o w i e d -niego odszko-dowania od kosmetyczki będzie znacz-

nie utrudnione. Łatwość w dostę-pie do uzyskania szybkiego efektu „młodości” może być bardzo nie-bezpieczna dla naszego zdrowia. Podczas zabiegu może zdarzyć się praktycznie wszystko... Wstrząs, który może doprowadzić nawet do śmierci, uczulenia, drgawki… Ko-smetyczka może nie wiedzieć, jak poradzić sobie w takiej sytuacji. Zdarzają się także przypadki, że klientki idą na wstrzyknięcie bo-

Botoks w supermarkecie?toksu do dentysty. Decydując się na ryzykowne zabiegi, bardzo często nie zwracamy uwagi na swoje bez-pieczeństwo.  Trudno wyobrazić sobie sytu-ację, kiedy usługa ekspresowego wstrzykiwania botoksu jest dostęp-na w centrum handlowym. Pomysł wydaje się być całkowicie realny przy dzisiejszym zapotrzebowaniu i braku kontroli nad rynkiem takich usług. Jednak, jak przy każdym ry-zykownym zabiegu medycznym, ważny jest zdrowy rozsądek korzy-stającej osoby.

Anna Jabłońska - doradca prawny, Centrum Usług Prawnych

W niektórych „salonach piękności” coraz częściej oferowane nam są usługi, które nigdy nie powinny być tam wykonywane. Jedną z takich usług jest wstrzykiwanie botoksu.

Czy kosmetyczka może używać preparatów, których nie ma prawa podawać? Niestety, jeden dzień kursu nie wystarczy, aby zdobyć odpowiednie kwalifikacje…

Jeśli potrzebujesz pomocy prawnej - napisz do mnie na adres mailowy: [email protected] Więcej informacji: www.mobilnyprawnik.pl

R E K L A M A

Page 16: Dobry Znak

16 / REKLAMA

Page 17: Dobry Znak

FINANSE / 17

Ostatnie zmiany w obowiązkowym systemie emerytalnym wymusiły z pewnością na wielu z nas refleksję nad koniecznością samodzielnego zatroszczenia się o naszą

emeryturę. Powrócił więc temat IKE i funkcjonującego od 2012 r. IKZE.

Nasza emerytura w naszych rękach

 Indywidualne Konto Zabez-pieczenia Emerytalnego (IKZE) jest rodzajem planu emerytal-nego, w ramach którego można oszczędzać samodzielnie w III fi-larze i jest efektywnym sposobem oszczędzania pieniędzy na dodat-kową emeryturę. Podlega prze-pisom Ustawy o indywidualnych kontach emerytalnych oraz indy-widualnych kontach zabezpiecze-nia emerytalnego. IKZE zostały wprowadzone na początku 2012 roku jako nowa forma oszczędza-nia na emeryturę. Rozwiązanie to jest podobne do funkcjonujących już w ramach III filaru IKE. Konta te różnią się między sobą formą opodatkowania. Tworząc IKZE rząd chciał zrekompensować po-datnikom obniżenie składki prze-kazywanej do OFE.  Dla poszukujących atrakcyj-nych rozwiązań, TFI SKOK S.A. przygotowało ciekawy produkt, tj. Indywidualne Konto Zabezpie-czenia Emerytalnego, które teraz - za pośrednictwem strony www.tfiskok.pl - można założyć bez wy-chodzenia z domu, szybko i kom-

fortowo. Dodatkowe świadczenie emerytalne to korzyść, obok któ-rej nie można przejść obojętnie.

Dlaczego właśnie IKZE?

 IKZE może założyć każda oso-ba fizyczna, także prowadząca działalność gospodarczą, w tym także małoletni, którzy ukończyli 16. rok życia. W przypadku tych ostatnich, suma wpłat na IKZE nie może przekroczyć dochodów uzyskanych przez nich w danym roku z pracy wykonywanej na podstawie umowy o pracę. Po-zostałe osoby mogą dokonywać wpłat do limitu obowiązującego dla IZKE w danym roku kalen-darzowym. W 2014 roku limit ten wynosi 4.495,20 zł. Warto pamię-tać, że minimalna pierwsza wpłata na IKZE w TFI SKOK S.A. wy-nosi 500 zł, a każda następna to tylko 200 zł. Wpłaty na przyszłą emeryturę mogą być zarówno sys-tematyczne, jak i dokonywane raz w roku. IKZE to nie tylko krok w stronę spokojnej i dostatniej emerytury. To także atrakcyjne rozwiązania podatkowe i moż-liwość corocznego odliczenia wpłat na IKZE w zeznaniu podat-kowym. Ulga w 2014 roku może wynieść nawet do 1 438,46 zł.

Korzystnie i elastycznie w TFI SKOK S.A.

 Decydując się na IKZE w TFI SKOK S.A., zyskujemy możli-wość korzystania z uniwersalnego produktu, który możemy dosto-

Szkoła Inwestowania nr 140

Bartłomiej Grochulski

sować do swoich potrzeb. IKZE w TFI SKOK S.A. umożliwia lo-kowanie inwestowanych środków w jeden lub dwa subfundusze z szerokiej palety, którą tworzą:

g SKOK Gotówkowy,g SKOK Obligacji,g SKOK Stabilny Zmiennej Alokacji,g SKOK Akcji, a już wkrótce tak-

że subfundusz Etyczny 1 i sub-fundusz Etyczny 2.

(szczegóły strategii poszczególnych funduszy można znaleźć na stronie

www.tfiskok.pl)

 Samodzielnie decydujemy o podziale naszej wpłaty pomię-dzy poszczególne subfundusze (jest to tzw. alokacja). Wybiera-jąc subfundusze określamy zatem potencjalne ryzyko, jak również potencjalne zyski, jakie przyno-si nam inwestowanie w IKZE. W trakcie trwania umowy oszczę-dzający ma możliwość zmiany alokacji dowolną ilość razy.  Dodatkową korzyścią posiada-nia IKZE w TFI SKOK S.A. jest możliwość otwarcia IKZE przez Internet oraz brak opłat za każdą z kolejnych wpłat oraz za dokona-nie zamian jednostek możliwych w danym roku.

Dla siebie i dla najbliższych

  Wypłata środków zgromadzo-nych na Indywidualnym Koncie Zabezpieczenia Emerytalnego może zostać zrealizowana po

ukończeniu 65. roku życia pod warunkiem dokonywania wpłat na IKZE przez co najmniej 5 lat. Wypłacane środki opodatkowane będą 10% podatkiem zryczałtowa-nym, co w zestawieniu z corocz-nymi odliczeniami w wysokości 18%, 19% lub 32% jest niewątpli-wą korzyścią. Pamiętajmy też, że wypłacane środki nie są obciążo-ne tzw. podatkiem od zysków ka-pitałowych. Oszczędności mogą także zostać odkupione wcześniej, choć tego typu operacja (zwrot środków) jest obciążona podat-kiem dochodowym wg obowią-zującej oszczędzającego skali po-datkowej. Co ważne, oszczędzając na IKZE zabezpieczamy nie tylko siebie, ale także swoich najbliż-szych (niekoniecznie z nami spo-krewnionych). IKZE daje możli-wość wskazania osoby lub osób, którym wypłacone zostaną zgro-madzone środki w razie śmierci oszczędzającego. Dziedziczenie środków zgromadzonych na IKZE odbywa się bez podatku od spad-ków i darowizn.

 Inwestowanie w przyszłą eme-ryturę jest dziś koniecznością. Warto zatem wybrać tę jego for-mę, która jest dopasowana do naszych możliwości i potrzeb. IKZE w TFI SKOK S.A. - Towa-rzystwa zaliczanego do grona 100 największych polskich instytucji finansowych - to elastyczna in-westycja, która pomoże zapewnić stabilną przyszłość.

 Więcej informacji znajdziemy na internetowej stronie Minister-stwa Pracy i Polityki Społecznej pod linkiem: http://www.mpips.gov.pl/ubezpieczenia-spoleczne/ubezpieczenie-emerytalne/ikze/

Fundacja na rzecz dobrego inwestowaniaul. Mysia 5, 00 - 496 Warszawa, tel.: 22 596 53 12

Page 18: Dobry Znak

18 / FINANSE

Zainicjowana przez organizacje pozarządowe akcja Narodowe Konsultacje spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem Polaków. Na adres podany na oficjalnej stronie inter-netowej kampanii www.polskieskoki.pl wpływają setki opinii i uwag dotyczących oby-watelskiego prawa do swobody wyboru instytucji finansowej. Głos w sprawie zabierają również eksperci wskazujący na pozytywne strony różnorodności polskiego rynku instytucji finansowych.

Narodowe Konsultacje nabierają rozpędu

Głos należy do Polaków

 Przypomnijmy: celem przedsię-wzięcia było oddanie głosu tym, którzy dotąd nie byli stroną pu-blicznej debaty o przyszłości spół-dzielczych instytucji finansowych. A dyskusja taka toczy się głównie między politykami i finansista-mi, zaś najbardziej zainteresowa-ni, czyli Polacy, nie byli pytani o zdanie. Narodowe Konsultacje to pierwsza w historii inicjatywa odwołująca się do opinii obywa-telskiej w sprawie przyszłości sek-tora finansowego. Jak podkreślają jej organizatorzy i partnerzy - nie można zaakceptować podejścia, zgodnie z którym o pieniądzach, które zarabiają Polacy, decyduje wąskie grono. Nie trzeba być bo-wiem ekonomistą, by mieć własne zdanie na temat tego, komu chce-my powierzać własne oszczędno-ści. Podobnie, jak nie trzeba być absolwentem Politechniki, aby wiedzieć, jakimi drogami chcemy jeździć. W ramach nagłośnienia Naro-dowych Konsultacji wyemitowa-no spoty telewizyjne, publikowane

są również ogłoszenia w prasie, trwa także kampania w Internecie, a na ulicach Warszawy i okolicz-nych miejscowości zawisły bill-boardy z adresem strony www.polskieskoki.pl. Jak widać na za-łączonym zdjęciu, wywołały one spontaniczny odzew…

Eksperci popierają Konsultacje

 Co Polacy sądzą o przyszło-ści rynku instytucji finansowych i o samych SKOK-ach? Więk-szość opinii, które przychodzą do organizatorów, da się zamknąć w trzech słowach: chcemy mieć wybór! Charakterystyczne, że wypowiadający się członkowie kas podkreślają zalety oferty kas spółdzielczych i poczucie bezpie-czeństwa, jakie dają im SKOK-i. Potwierdzają to wyniki badań opi-nii z 2012 i 2014 r., zgodnie z któ-rymi kasom ufa ponad 90 procent ich członków. To wyraźnie wyższy wynik, niż w przypadku banków.Akcja została odnotowana w wie-lu mediach, także finansowych. Dziennikarze podkreślają, że od-wołując się do głosu Polaków, śro-dowisko SKOK-ów odpowiada na liczne, często nieprawdziwe zarzu-

ty, jakie wysuwane są pod adresem kas spółdzielczych.Narodowe Konsultacje spotka-ły się z odzewem ekspertów. W gronie osób, które zadeklarowały poparcie dla przedsięwzięcia i wy-raziły swoją opinię na temat przy-szłości spółdzielczych instytucji finansowych, znaleźli się przed-stawiciele organizacji pozarządo-wych, szkół wyższych, mediów, samorządowcy, a nawet stowarzy-szenia studenckie. Można wymie-nić m.in. Tomasza Wróblewskiego (wiceprezes Warsaw Enterprise Institute), Cezarego Kaźmierczaka (Związek Przedsiębiorców i Pra-codawców), Krzysztofa Przybyła (prezes Fundacji „Teraz Polska”), Marcina Roszkowskiego (Instytut Jagielloński), Jacka Janiszewskie-go (Stowarzyszenie „Integracja i Współpraca”, organizator Forum Gospodarczego w Toruniu) i To-masza Sommera (wiceprezes In-stytutu Globalizacji).

Przybywa partnerów akcji

 Rośnie grono partnerów Naro-dowych Konsultacji. Dołączyły do niego m.in. portale Raport CSR, Biznesciti i Kurier 365, think-tank Instytut Biznesu, Klub Narodowy

weź udział w Narodowych Konsultacjach

Szkoły Głównej Handlowej, jak również kolejne SKOK-i, m.in. Kujawiak i Kasa Centrum. Akcja planowana jest do końca paździer-nika, a jej pokłosiem będzie Raport podsumowujący opinie Polaków i analizy ekspertów na temat przy-szłości polskiego rynku instytucji finansowych. Inicjatorzy i part-nerzy projektu wierzą, że wnioski zawarte w tym dokumencie nie zostaną zlekceważone przez decy-dentów. - Niestety, to, co dla wielu z nas jest oczywiste, tak oczywiste nie bywa dla polityków. Pomysł Narodowych Konsultacji jest do-bry. Oby opinie Polaków wzięli sobie do serca urzędnicy obecnej koalicji, zajęci rzucaniem kłód pod nogi SKOK-om. Bowiem je-śli zniszczymy polską spółdziel-czość finansową, jeżeli uderzymy w SKOK-i, osłabimy bezpieczeń-stwo finansowe obywateli. I przed tym należy przestrzegać! - mówi Jakub Opara, samorządowiec i ekonomista, jeden z ekspertów, którzy wyrazili swoje zdanie w ra-mach Narodowych Konsultacji. Skoro głos środowiska spół-dzielczego, chociaż donośny, nie dociera do uszu polityków, to może bardziej przekonujący okaże się głos obywateli…

Page 19: Dobry Znak

FINANSE / 19

Bez podstawowej wiedzy na kluczowe tematy dotyczące funkcjonowania państwa i gospodarki,

Polacy nie będą w stanie wypowiadać się i kształtować swojej przy-szłości i bezpieczeństwa. Bez zbudowania świadomości zachodzących wokół procesów i zjawisk nie sposób oczekiwać, że Polacy zainteresują się sprawami publicznymi i że uda nam się wykształcić prawdziwe spo-łeczeństwo obywatelskie.  Szczególne znaczenie mają tutaj sprawy związane z rynkami finan-sowymi. Wbrew wielu głoszonym przez ostatnie lata sloganom, kapitał ma narodowość i struktura jego własności w danym kraju ma potężne znaczenie dla jego rozwoju. Instytucje finansowe silnie związane z pań-stwem X mogą nie chcieć finansować przedsięwzięć, które mogą spo-wodować, że państwo Y stanie się dla niego realną konkurencją. Innymi słowy to, czy polski kapitał, dominujący jedynie w kasach i bankach spółdzielczych, będzie w stanie rywalizować z zagranicznym, wpłynie na finanse Polaków, a także zdolność państwa na realizowanie niezbęd-nych dla jego rozwoju inwestycji. Dotyczy to na przykład szeroko rozu-mianego sektora energii, przed którym stoją potężne inwestycje w moce wytwórcze, poszukiwanie złóż, sieć przesyłową, itd.  Stąd też dobrze by było, aby Narodowe Konsultacje miały jak naj-szerszy zasięg, a przede wszystkim, żeby Polacy byli jak najbardziej zainteresowani w zabieraniu głosu na temat narodowych finansów.

 Tylko dobrze skonstruowane regulacje mogą spowodować, że instytucje finanso-we będą zabezpieczone przed wciąganiem do politycznych gier. Jest oczywiste, że pol-skie przepisy, regulujące ramy działania ban-

ków, banków spółdzielczych i SKOK-ów muszą być zgodne z normami unijnymi, ale nie oznacza to, że nie powinny uwzględniać naszej pol-skiej specyfiki. Spółdzielcze instytucje finansowe cieszą się w Polsce sporą popularnością, a z danych wynika, że liczba ich klientów rośnie z roku na rok. To sprawia, że ustawodawca powinien zapewnić człon-kom SKOK-ów i klientom banków spółdzielczych silne gwarancje bez-pieczeństwa, porównywalne z tymi, jakie mają klienci banków. Objęcie kas spółdzielczych Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, jak pokazu-je praktyka, okazało się dobrym rozwiązaniem w tym zakresie.

 Prawo powinno umożliwiać sektorowi spółdzielczemu możliwości rozwoju. Nie ma podstaw do przyjęcia, że SKOK-i i banki spółdzielcze powinny być traktowane pod tym względem gorzej, niż banki. W zakre-sie bezpieczeństwa depozytów, możliwości promocji produktów i do-cierania do potencjalnych klientów wszystkie instytucje finansowe po-winny mieć zagwarantowaną ustawowo równą pozycję, uwzględniającą ich odmienność i różne cele działania. A przede wszystkim regulacje prawne powinny być na tyle precyzyjne, by związać ręce tym politykom i urzędnikom, którzy chcieliby tę równość kwestionować.

Eksperci o Narodowych Konsultacjach

 Odwoływanie się do głosu obywateli nie ma ostatnio w Pol-sce dobrej prasy. Politycy prze-straszyli się skutków referendów, które w kilku gminach doprowa-dziły do przedterminowej zmiany władzy, a w dużych metropoliach omal nie skończyły się usunię-ciem ze stanowisk kilku prezy-dentów. Jednak stawianie znaku równości między plebiscytem, a opinią Polaków jest taką samą demagogią jak twierdzenie, że wszystkie kwestie winny być rozstrzygane przy wyborczych urnach. I to nie politycy powinni dawać obywatelom pozwolenie na zabranie głosu, ale sami Pola-cy powinni się organizować, by ich głos był słyszalny. Tak, jak robią to przedsiębiorcy. W pierwszych dniach paździer-nika ruszyła kampania pod szum-ną nazwą Narodowych Konsulta-cji. Jak informują organizatorzy

- SKOK-i oraz or-ganizacje związa-ne ze spółdzielczo-ścią finansową - jej celem jest pozna-nie opinii Polaków na temat miejsca spółdzielczości fi-nansowej w pol-skiej gospodarce. Pierwsza reakcja u wielu osób wyglą-da następująco: a co przysłowiowy Kowalski wie o ekonomii, pra-wach rynku, zawiłościach prawa? Zostawmy to ekspertom! Przysłowiowy Kowalski ma o ekonomii wiedzę mniej niż podsta-

wową, a co trzeci nie ma nawet konta - to prawda. Czy to jednak znaczy, że nie ma prawa mieć zda-nia na temat własnych pieniędzy? Ów Kowalski wie jeszcze mniej o roz-wiązywaniu problemów komunikacyjnych i za-rządzaniu ruchem, a jed-nak nikt nie twierdzi, by nie wyrażał swojej opinii na temat tego, czy do pra-cy chce jeździć metrem,

autobusem, a może rowerem.

 Diabeł tkwi w szczegółach, czyli w tym, o co Polaków zamie-rzamy pytać. Zbieranie opinii na

temat tego, jak winien wyglądać nadzór nad instytucjami finanso-wymi jest, przynajmniej w mo-jej ocenie, pozbawione sensu. To rzecz do debaty dla specjalistów. Podobnie pytanie mieszkańców Warszawy o technikę budowy trzeciej linii metra byłoby absur-dem.  Ale nie jest pozbawione sensu pytanie Polaków, czy chcą mieć wybór, gdzie wpłacić oszczędno-ści, czy według nich polski kapitał w instytucjach finansowych jest wartością, którą trzeba pielęgno-wać, czy czują, że ich pieniądze są bezpieczne.  Takie pytania nie są demagogią, a fakt, że politycy nie kwapią się z ich zadawaniem, świadczy o poli-tykach, nie o Polakach.  Konsultujmy, mówmy, czego chcemy, nie dajmy się odsunąć od dyskusji. Inaczej - nie łudźmy się - nikt nas o zdanie nie zapyta!

Polacy powinni zabrać głos na temat narodowych finansów

Prawo powinno umożliwiać sektorowi spółdzielczemu możliwości rozwoju

Dominik Smyrgała, kierownik Podyplomowego Studium Bezpieczeństwa EnergetycznegoCollegium Civitas

Wojciech Brochwicz, prawnik

Obywatelskie konsultacje są potrzebneKrzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Page 20: Dobry Znak

20 / POZNAJ ŚWIAT POZA MIASTEM

Page 21: Dobry Znak

PROGRAM TVR / 21

środa - 22 październik 201405:15 Studio TVR05:45 Notowania kwiaty05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Inspiracje09:25 Przez rozsądek do kuchni09:45 Przepis na ogród10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania zboża12:15 Nauka poszła w pole12:35 Szanuj życie12:50 Notowania zboża13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Populista17:15 Muzyczne TVR18:00 Wędrówki z wędką18:30 Ryba palce lizać19:00 Łowca 19:30 Magazyn łowiecki Darz Bór20:00 Nauka poszła w pole20:25 Hodowca20:50 Notowania nabiał, mięso, cukier21:00 Kino TVR - Zwierciadło Wielkiego Magusa22:30Muzyczne TVR02:00Kamera bliżej natury

czwartek - 23 październik 201405:15 Uprawiamy Biznes05:45 Notowania zboża05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Ogród bez Tajemnic09:25 Sekrety diety09:55 Przepis na ogród10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania kwiaty12:10 Studio TVR 12:50 Notowania kwiaty13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Taniec z garami18:35 Przez rozsądek do kuchni19:00 Ogród bez Tajemnic19:20 Inspiracje19:50 Przepis na ogród20:00 Zielona Unia20:15 Studio TVR20:50 Notowania warzywa, owoce21:00 Magazyn łowiecki Darz Bór21:30 Muzyczne TVR23:15 Populista00:40 Muzyczne TVR

poniedziałek - 20 październik 201405:15 Uprawiamy Biznes 05:40 Bezpieczny rolnik 05:45 Notowania zboża 05:55 Przepis na ogród 06:00 Muzyczne TVR09:00 Mama najlepszy zawód 09:20 MUZA09:55 Przepis na ogród 10:00 Populista 11:20 Muzyczne TVR12:00 Notowania kwiaty 12:15 Nauka poszła w pole 12:35 Bezpieczny rolnik 12:50 Notowania warzywa, owoce13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Wędkarstwo muchowe18:30 Ryba palce lizać 19:00 Łowca 20:00 Uprawiamy biznes 20:30 Nauka poszła w pole 20:50 Notowania warzywa, owoce 21:00 Muzyczne TVR02:00 Kamera bliżej natury

wtorek - 21 październik 201405:15 Nauka poszła w pole05:30 L jak las05:45 Notowania nabiał, mięso, cukier05:55 Przepis na ogród06:00 Populista07:20 Muzyczne TVR09:00 Przez rozsądek do kuchni09:20 MUZA10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania warzywa, owoce12:15 Uprawiamy Biznes12:50 Notowania warzywa, owoce13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Inspiracje19:00 pTAK też Człowiek19:20 Przyroda w obiektywie19:35 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza20:00 Studio TVR20:35 Szanuj życie20:50 Notowania zboża21:00 Wędrówki z wędką21:30 Muzyczne TVR02:00 Kamera bliżej natury

Program 20 - 26 października 2014 r.

piątek - 24 październik 2014

05:15 Studio TVR 05:45 Notowania zboża05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Taniec z garami 09:45 MUZA 10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania - nabiał, mięso, cukier12:10 Studio TVR 12:50 Notowania - owoce, warzywa 13:00 Populista 14:20 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Wędkarstwo muchowe18:30 Modelki na rybach 19:00 Przyroda w Obiektywie 19:20 L jak Las 19:35 Przepis na ogród19:45 pTAK też Człowiek 20:00 Hodowca 20:20 Uprawiamy Biznes 20:50 Notowania kwiaty 21:00 Wichura Pop23:15 Wichura Polo03:05 Kamera bliżej natury

sobota - 25 październik 2014

05:15 Muzyczne TVR06:00 Uprawiamy Biznes 06:25 Notowania 06:40 Nauka poszła w pole 07:00 pTAK też Człowiek 07:20 Przyroda w obiektywie 07:35 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza 08:00 Ogród bez Tajemnic 08:25 L jak Las 08:50 Przepis na ogród 09:00 To nas dotyczy 10:00 MUZA 10:30 Sekrety diety 10:45 Mama najlepszy zawód 11:00 Wodny Świat 11:20 Przepis na ogród 11:25 Przyroda w obiektywie 11:45 Ryba palce lizać 12:00 Muzyczne TVR14:00 Notowania warzywa, owoce 14:15 Nauka poszła w pole 14:40 Hodowca 14:55 Wędrówki z wędką 15:25 Notowania Extra15:40 L jak las 15:55 Przepis na ogród 16:00 Muzyczne TVR18:00 Auto w terenie 18:20 Strzeleckie ABC 18:40 Magazyn łowiecki Darz Bór 19:10 Wodny Świat 19:30 Ogród bez Tajemnic 20:00 Przepis na ogród20:10 Studio TVR 20:50 Notowania zboża 21:00 Wichura Pop23:15 Wichura Polo02:00 Kamera bliżej natury

05:15 Muzyczne TVR06:00 Studio TVR 06:35 Notowania Extra 06:40 Hodowca 07:00 Ogród bez Tajemnic 07:25 Przepis na ogród 07:30 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza 08:25 pTAK też Człowiek 08:45 Przyroda w obiektywie 09:00 To nas dotyczy 10:00 Przez rozsądek do kuchni 10:15 Sekrety diety 10:30 Taniec z garami 11:05 Przepis na ogród11:10 Modelki na rybach 11:40 Ryba palce lizać 12:00 Muzyczne TVR14:00 Studio TVR 14:35 Uprawiamy Biznes

15:00 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza 15:25 pTAK też Człowiek 15:45 Przyroda w obiektywie 16:00 Muzyczne TVR18:00 Łowca 19:05 Modelki na rybach 19:35 Wędrówki z wędka 20:00 Zielona Unia 20:15 Studio TVR 20:50 Notowania - nabiał, cukier, mięso 21:00 Populista 22:10 Wichura Pop00:15 Wichura Polo02:00 Kamera bliżej natury

niedziela - 26 październik 2014

Page 22: Dobry Znak

22 / PODRÓŻE

 Jeszcze nie nocą, kiedy wjeż-dżam do miasta nad Dunajem, je-dynej stolicy graniczącej z dwoma państwami jednocześnie (Austrią i Węgrami). Mgła pokrywa ledwie co widoczne w oddali wzgórze z Zamkiem Bratysławskim. Do-piero, gdy nad ranem idę cztery kilometry spacerem z nowocze-snej dzielnicy ulicami Zahradnicką i Mickiewicza do centrum, mogę się przyjrzeć odpadającym tynkom i rozkopanym ulicom (gdzieś już to widziałam, czy to Warszawa?). Niektóre bratysławskie budynki zdążyły zachorować na tę samą chorobę, co polskie blokowiska - pastelozę, ale już z „przypadłością reklamową” miasto radzi sobie o wiele lepiej niż my. W alei pro-wadzącej w stronę centrum na sznurkach wiszą puszki z butelka-mi w środku. Nie mam pojęcia, po co…

Panelaki

 Na jakimś szarym budynku so-cjalistycznego „piękna” strzegą przedstawieni na reliefie robotnicy. Krzyczę: „ahoj! som z Pol’ska”, ale nie słyszą. To dobrze, że już kto inny tworzy to pełne kontrastów miasto, w którym nowoczesność przeplata się z historią, a zgiełk wielkiego miasta ze spokojem wąskich uliczek. Wystarczy, że w czasach komunistycznych prawie zapomniano o remontowaniu Sta-rówki, skupiając się na wznoszeniu panelaków - rozległych blokowisk, zdolnych pomieścić napływającą do stolicy ludność.  Starówkę starannie odnowio-no z okazji obchodzonej w 2007

Tętniąca życiem stolica Słowacji ma dwa oblicza: zabytkowe, z bogatą architekturą gotyku, wiedeńskiego baroku i secesji, oraz współczesne - z zabudową typową dla wielkich miast Europy

Środkowej. Obydwa mnie zaskakują...

Bajka o dziewczynie i Bażancie

r. 1100. rocznicy pierwszej histo-rycznej wzmianki o Bratysławie. Od czasu nadania praw miejskich w 1291 r. przez króla Andrzeja miasto przybierało różne nazwy: także Preszburg, Posonium, Po-zsony, Presporok; po raz pierwszy Bratysławą nazwano miasto po I wojnie i rozpadzie monarchii w 1918 r.  Poranna Bratysława wydaje się bardzo spokojna, pozbawio-na „uroku” turystycznej mekki i wcale nie taka piękna, jak ją sobie wyobrażałam. Ale po całonocnej podróży może taka musi się wy-dawać? Czy już powinnam powie-dzieć jej Prepacte, Bratislava?

Bratysławski Hrad

 Popijam espresso w kawiarence z widokiem na Kościół Trynitarzy, żeby za chwilę krążyć między ka-mienicami, mijając miejskie mury, ulicą Zamkową, wędruję do Zam-ku Bratysławskiego zwanego „sto-

łem z odwróconymi nogami”. Ze wzgórza zamkowego rozpościera się widok na Stare Miasto i Dunaj oraz niedaleką Austrię. W XI w. Węgrzy wznieśli na miejscu wiel-komorawskiego grodziska kamien-ny zamek, który w XIII w. przebu-dowano w potężną kamienną wieżę mieszkalną; na jej szczątkach stoi dziś Wieża Koronacyjna. W XV w. Zygmunt Luksemburczyk zbu-dował na wzgórzu gotycki pałac królewski - ocalała z niego Brama Zygmuntowska strzegąca wejścia na wzgórze od strony katedry. W poł. XVI w. pałac przebudowa-no w duchu renesansu, dwa wieki później baroku z inicjatywy Marii Teresy. Zamek przetrwał ataki na-poleońskie, a w 1811 r. spłonął do-szczętnie w pożarze wznieconym przez pijanych austriackich żołnie-rzy (albo napoleońskich).  Ogromnych ruin spalonego kompleksu zamkowo-pałacowe-go nie ruszano przez kolejnych 150 lat. Dopiero w 1968 roku ukończono rekonstrukcję pałacu zamkowego. Dzisiaj mieszczą się

w nim zbiory słowackiej historii, z których najcenniejsze są Wenus Morawiańska i fragmenty czaszki neandertalczyka znalezione w mie-ście Szala lub kolekcja klejnotów koronacyjnych.

Po Bażancie

 Kwintesencję miasta stanowi rynek główny. W okolicy Pałacu Prymasowskiego w sezonie ulicz-ki pełne są turystów, atmosfera przypomina włoskie miejscowo-ści. Otwarte są liczne kawiarenki, restauracje, puby, w których nie wolno nie spróbować bryndzlovych halusków - drobnych kluseczek z ciasta ziemniaczano-mącznego podawanego z bryndzą i okraszo-nego smalcem ze skwarkami oraz śmietaną. Obok bryndzy ciągle rosnącym uznaniem cieszą się oravske korbaciky - oscypki for-mowane w wiązki cieniutkich włó-kien, dostępne w wersji solonej lub dodatkowo wędzonej.  Wiele jest zapożyczeń z kuch-ni węgierskiej, austriackiej i cze-

Agnieszka Żądło-Jadczak

Page 23: Dobry Znak

PODRÓŻE / 23

skiej, które przepija się, inaczej niż u sąsiadów Czechów, winem i wódkami owocowymi (palen-ki m.in. slivovica oraz borovicka; ziołowa Demanovka oraz absynt). Wielu polskich turystów wciąż nie może wyzbyć się sentymentu do słowackich piw (niegdyś bardzo ta-nich) i zabiera je jako smaczną pa-miątkę. Trudno mi ciągle uchwycić ducha miasta, nawet po Bażancie.

A podobno gdyby Lech, Czech i Rus mieli brata, nazwaliby go Bratysław…

Dobra dziewczyna

 Z kanału na rogu ul. Panskiej i Rybarskiej wyłania się kana-larz Cumil, dobry duch miasta. Na zdjęciu dobrze wychodzi się z jego „kolegami”: żołnierzem na-poleońskim, paparazzim i pięknym Ignasiem. Mała architektura - fon-tanny, figurki - to wspaniała deko-racja Bratysławy. Efektowna jest nie spektakularność, ale ilość tych dzieł. Doliczono się 130 fontann, z czego połowa w okolicy Starów-ki.  Moja ulubiona stoi na placu Namestie slobody - to największa w Bratysławie awangardowa, kuli-sta Fontanna Pokoju. Najmniejszy wodotrysk przedstawia dziewczyn-kę z sarenką na Hviezdoslavovo namestie inspirowaną baśnią braci Grimm „Braciszek i Siostrzyczka”, w której brat zamienia się w saren-kę po wypiciu wody ze studni.

 Bajkę o sobie mogłabym napisać w ascetycznej, gotyckiej Katedrze św. Marcina. A było to tak: pod-szedł do mnie obcy, starszy męż-czyzna i powiedział: dobra z ciebie dziewczyna. Oglądałam właśnie wystawę poświęconą pielgrzymce polskiego Papieża w 1995 roku na Słowację. Mężczyźnie chodziło o moje nagie ramiona… A dokład-niej o to, że je zakryłam chustą po-braną przy wejściu… - Rzadko to robią, nie patrzą na sacrum - nim się zorientowałam, on dorzucił: - Polska? - tak, odpowiedziałam, skąd wie? - Chodź za mną, coś

R E K L A M A

ci pokażę. I zaciągnął mnie przez kilka mrocznych kościelnych kru-cht do zachrystii, w której z teczki wyciągnął swoje zdjęcie z Janem Pawłem II, noszone zawsze w do-kumentach. - Bardzo go kochałem i szanowałem. Nasz papież - po-wiedział, a mi jakoś tak miło się zrobiło… - To pokażę ci jeszcze jego stułę, normalnie turyści nie mają do niej dostępu, ale ty dobra dziewczyna… - powtórzył, a wte-dy Bratysława wydawała mi się najpiękniejsza na świecie. Przez tego starszego, dobrego Słowaka.

Page 24: Dobry Znak

24 / ZDROWIE

 W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej badań podważają-cych stosowanie suplementów wi-taminowych przez osoby zdrowe. Wskazują one, że może to przy-nosić więcej szkód niż pożytku. Witamina D stanowi tu jednak wyjątek. - Z badań epidemiologicz-nych wynika, że ze względu na położenie geograficzne i klimat Polski ponad 90 proc. popula-cji naszego kraju ma deficyty tej witaminy, dlatego codzienne jej zażywanie odgrywa ogromną rolę w zapobieganiu wielu scho-rzeniom przewlekłym - mówi dr Joanna Witas z Miejskiego Sa-modzielnego Publicznego ZOZ nr 2 przy ul. Wileńskiej w Wołomi-nie. Do niedawna witaminę D ko-jarzono wyłącznie z korzystnym wpływem na układ kostny. Wia-domo było, że jej niedobory grożą krzywicą u dzieci, a u starszych osób - osteoporozą i związanymi z nią złamaniami. Dzięki rozwojo-wi nauk medycznych mamy coraz więcej dowodów na to, że wita-mina D działa na cały organizm, niezależnie od wieku. Receptory dla niej obecne są niemal w każdej komórce naszego ciała. - Oczywiście nikt nie umrze na-gle z powodu deficytu witaminy D, ale ryzyko rozwoju schorzeń cy-wilizacyjnych z nim związanych znacząco rośnie. Lista tych scho-rzeń jest bardzo długa - począw-szy od choroby układu sercowo-naczyniowego, przez cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, nowotwory - w tym raka piersi i jelita grube-go, choroby autoimmunologiczne, reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane, infekcje związane z obniżeniem odporno-ści, aż po depresję. Podstawowym źródłem witami-ny D jest nasza skóra, która synte-tyzuje ją pod wpływem promieni słonecznych. Niestety, w związku z położeniem geograficznym w Polsce synteza skórna zachodzi jedynie od końca kwietnia do po-

Niedobór witaminy D może mieć nawet 90 proc. Polaków. Stan taki może podnosić ryzyko m.in. cukrzycy, niektórych nowotworów i depresji. Dlatego nawet zdrowe osoby powin-ny zażywać tę witaminę.

czątku września w słoneczne dni między godziną 10 a 15. Trzeba jednak przebywać na słońcu co-dziennie minimum przez 15 minut i odsłonić co najmniej 18 proc. powierzchni skóry, czyli przedra-miona i częściowo nogi oraz nie pokrywać jej filtrami przeciwsło-necznymi.

 Drugim źródłem witaminy D może być dieta. W Polsce żywność nie jest jednak wzbogacana w wi-taminę D, a ryby morskie, które w nią obfitują spożywamy bardzo rzadko. - Poza tym, żeby uzupełnić niedobory witaminy D wyłącznie z pokarmów musielibyśmy wypijać dziennie kilkanaście litrów mleka,

Agata Bochenek

zjadać kilkadziesiąt jajek lub kil-kaset gramów ryby morskiej. To nie jest ani możliwe, ani zdrowe. Pozostaje nam uzupełnianie nie-doborów poprzez suplementację. Najważniejsze jest, by odpowied-nią dawkę witaminy D zażywać codziennie. Seniorom naukowcy zalecają dawki od 800 do 2000 IU przez cały rok. Jest to związane z tym, że u osób starszych synteza skórna zachodzi gorzej z powodu starzenia się skóry. Przewidziano też wyższe dawki witaminy D na dobę dla otyłych dzieci i dorosłych. - Osoby oty-łe muszą spożywać jej więcej, bo witamina D chętniej rozpuszcza się w tłuszczach. Nadmiar tkanki tłuszczowej jest dla witaminy D jak gąbka - witamina D jest w niej gromadzona, dlatego nie trafia do krwiobiegu i nie wywiera efektu biologicznego na tkanki w orga-nizmie. Jeśli ktoś ma możliwość skorzystania z takich badań (są one płatne), to oczywiście bardzo dobrze jest je wykonać, ponieważ wiedza o statusie zaopatrzenia or-ganizmu w witaminę D umożliwia precyzyjne dobranie dawek. Im większy deficyt, tym dawka po-winna być większa.  Na rynku dostępny jest cały wachlarz preparatów z witaminą D. Dwa z nich są na receptę, po-nieważ przeszły badania kliniczne. Możemy stosować suplementy bez recepty (kosztują więcej niż na re-ceptę), pod warunkiem, że zostały wytworzone zgodnie z dobrą prak-tyką wytwarzania (GMP). Najważ-niejsze, by przyjmować je codzien-nie i w odpowiedniej dawce.

Bez „słonecznej” witaminy

Witamina D a osteoporoza Osteoporoza jest chorobą, charakteryzującą się stopniowym ubytkiem masy kostnej, co w konsekwencji osłabia strukturę kości i sprawia, że są bardziej podatne na uszkodzenia i złamania. Wapń wzmacnia kości! Ten slogan reklamowy, lansujący produkty żywieniowe dla dzieci, słusznie utkwił nam w głowach. Wapń jest bowiem niezbędnym składnikiem, biorącym udział w budowie i rozwoju układu kostnego. Potrzebny jest on nie tylko dzieciom, których wzrost postępuje w bardzo szybkim tempie, ale też osobom dorosłym. Ten składnik mineralny spożywany jest wraz z pożywieniem, a z przewodu pokarmowego wbudowywany jest w kości i zęby, gdzie gromadzi się aż 99% tego pierwiastka. W profilaktyce osteoporozy istotną rolę odgrywa witamina D, która pomaga wchłaniać wapń i transportować go do kości, przez co utrzymuje ich odpowiednią masę i jakość. Aby pokryć jej codzienne zapotrzebowanie, warto uzupełnić dietę o ryby, ich oleje (szczególnie tran) oraz grzyby.

Witamina D a cukrzyca

Badania nad związkiem witaminy D i cukrzycy wykazały, że niski poziom tej witaminy ma wpływ na poziom cukru we krwi. Należy pamiętać o tym, że poziom cukru we krwi jest bardzo istotny dla diabetyków, ponieważ od niego w dużej mierze zależy ewentualne pojawienie się komplikacji cukrzycowych (choroby nerek, wzroku, układu krążenia itd.). Według tych badań im niższy poziom witaminy D we krwi, tym wyższy poziom cukru. Jedynie osoby mające odpowiednią ilość witaminy D miały poziom cukru zbliżony do normy. Badania te były bardzo pobieżne i wykazały jedynie, że witamina D może mieć znaczenie w utrzymywaniu odpowiedniego poziomu cukru u we krwi.

Page 25: Dobry Znak

ZDROWIE / 25

R E K L A M A

Wiele osób korzysta z leków uspokajających, nasennych bądź działających euforyzująco, bywają stosowane w sposób przewle-

kły. Organizm przyzwyczaja się do ich obecności, co prowadzi do wytworzenia tolerancji, która jest niczym innym jak

uzależnieniem.

Jeszcze jedną tabletkę na sen?

 Wówczas do osiągnięcia tego samego efektu człowiek potrzebuje coraz większej dawki leku. Takie-go stanu rzeczy nie da się prowa-dzić w nieskończoność. Najszyb-ciej powstaje zależność psychiczna od leku, dopiero później fizyczna, która z kolei prowadzi do zaburzeń ciśnienia krwi, oddychania, układu pokarmowego i czynności serca.  Uzależnienie można podejrze-wać, gdy leki stosowane są dłużej niż 6 tygodni (częściej niż 4 razy w tygodniu), występuje coraz większa tolerancja na taką samą dawkę leku, dochodzi do zależno-ści psychicznej od danego leku - wspomaganie się jego działaniem w przypadku problemów i lęków, a odstawienie leku powoduje wy-stąpienie tzw. zespołu abstynen-cyjnego (pojawia się drżenie rąk, zawroty głowy, niepokój bądź gwałtowne pobudzenie). Dlatego wizyta u lekarza psychiatry i prze-prowadzenie dokładnego wywiadu z pacjentem są tak ważne w celu wypracowania terapii dla konkret-nego pacjenta i stopniowej reduk-cji odstawiania leków pod kontrolą

specjalisty. Do leków powodują-cych uzależnienie należą głównie benzodiazepiny, rzadziej barbitura-ny. Ich działanie niepożądane (tak czy inaczej się pojawi) sprawia, że niezbędne jest ich odstawienie. Tego nie da się zrobić samemu.  U pacjentów, którzy na własną rękę próbowali zmniejszać dawki leku i byli zachęceni początkowym powodzeniem, dochodziło jednak z czasem do skutków ubocznych - objawów abstynencyjnych po-dobnych jak np. w przypadku uza-

leżnienia od alkoholu. Pojawiają się drgawki, a nawet majaczenie, co sprawia, że osoba uzależniona powraca do brania leku. Dlatego tak ważne jest, by procedurę „gło-dówki” prowadzić pod kontrolą le-karza. Bo chodzi w niej nie tylko o odtrucie organizmu, ale i próbę ustalenia i zniwelowania przyczyn prowadzących do wspierania się lekami. Samo leczenie u wielu pacjen-tów rozpoczyna się od detoksyka-cji (podobnie jak w przypadku np.

alkoholików). Organizm fizycznie oczyszcza się z toksyn. Dopie-ro później rozpoczyna się proces uzdrowienia psychiki osoby uza-leżnionej. Bo przecież coś w jego życiu sprawiło, że tabletka stała się lekarstwem na całe zło, najlep-szym przyjacielem, który umożli-wił codzienne funkcjonowanie bez smutku, lęku i stresu.  Ważna jest wiec terapia oraz wsparcie bliskich, rodziny, którzy pomogą w pokonywaniu proble-mów oraz ustaleniu i uporządko-waniu systemu wartości, pragnień i celów życiowych.

www.wolmed.pl

Sławomir Wolniak, lekarz specjalista psychiatra, ordynator Kliniki Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa

Page 26: Dobry Znak

26 / SPORT

 Biegało się do tramwaju czy auto-busu widma, śmi-gało się do sklepu, gdy poczta panto-flowa doniosła, iż do warzywniaka

rzucili winogrona, do mięsnego po cielęcinę. W kiosku pokazał się papier toaletowy, a w sklepie elektrycznym żarówki. Wszyst-ko reglamentowane - w ilościach zmiennych - zwykle malejących. Jeśli szybko biegałeś, to zdążyłeś obrócić dwa albo trzy razy. Dzię-ki posiadanej nadwyżce towaru mogłeś zostać championem. Jako człowiek zaradny, będący w sta-nie poradzić sobie w sytuacji eks-tremalnych braków, cieszyłeś się wielkimi względami płci odmien-nej. Albo, dzięki zdolnościom handlowym, zostawałeś rekinem biznesu. Jeśli nie przeszkadza-ło ci, że był naznaczony piętnem wroga ustroju - spekulanta.  Dziś też możesz więcej od tych, którzy nie uczestniczą w narodo-wym szale ścigania się na zmien-nej, ulicznej nawierzchni. Szef korporacji spojrzy na ciebie przy-chylnym okiem, uwzględni przy najbliższych podwyżkach, atrak-cyjne dziewczyny będą z dumą pokazywać się w twoim towarzy-stwie. I to nie koniec zaszczytów.  Kiedyś mogliśmy podziwiać wielotysięczne tłumy biegaczy na ekranie telewizora. Największe wrażenie robił maraton nowojor-ski; w zbitym do granic możli-wości tłumie uczestniczyło pra-wie 50.000 długodystansowców. W światowej elicie - World Ma-rathon Majors - znajdują się takie miasta jak Londyn, Berlin, Chica-go i Tokio. Być może któreś pomi-nąłem - sytuacja jest dynamiczna. Naszej stolicy jeszcze daleko do czołówki. W 36. Maratonie War-szawskim zarejestrowano blisko 10.000 chętnych do uczestnicze-nia w tym najzaszczytniejszym z biegów, na dystansie 42 km 195 m. Ale to nie jest nasze ostatnie słowo! Z każdym rokiem odnoto-wuje się większą od poprzedniego liczbę sportowców - pędziwia-trów.  Ci, co w ogólnonarodowym za-miłowaniu do biegania nie uczest-niczą, a tej soboty czy niedzieli mają coś do załatwienia w cen-

Krzysztof Kraśnicki

trum miasta czy z jakichkolwiek innych powodów chcą dostać się na jego drugi koniec przeklinają organizatorów i biegaczy; główne ulice wyłączone z ruchu kołowe-go, liczne zakazy i objazdy utrud-niają przemieszczanie. Ale na modę nie ma silnych, trzeba ska-pitulować, wybrać na przejażdżkę inny, wolny od pełnego, pół czy ćwierć maratonu termin. Choć z tym wolnym terminem będzie, rokuję, coraz trudniej.  Osobiście nie biegam i nie czuję z tego powodu wyrzutów sumie-nia; w korporacji ani na żadnym innym etacie nie pracuję, więc cele pozasportowe, materialne nie wchodzą w rachubę. Na szczegól-nych względach pięknych pań już mi tak bardzo nie zależy (to zdanie piszę pod presją: żona od czasu do czasu zagląda mi przez ramię). I jeśli czegoś żałuję, to tylko tej podwyżki, której i tak - z powyż-szych względów - spodziewać się nie mogę. A więc nie biegam, bo nie muszę. Nie mam motywacji. I nie lubię. Wybrałem więc opcję,

jak mówi znacznie ode mnie młod-sze pokolenie, lajtową. Zamiast biegać - maszeruję. Codziennie w ciągu godziny przemierzam 6 ki-lometrów ochockich ulic i parków. Na przemian; dziś Park Szczęśli-wice, jutro Pole Mokotowskie, pojutrze aleja Żwirki i Wigury. I nie przejmuję się tym, że mija-jący mnie biegacze spoglądają z wyższością, niektórzy nawet ob-rzucają spojrzeniem wielce pogar-dliwym. Robię swoje i sprawia mi to dużą frajdę. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.

 Czy więc jestem przeciwnikiem biegania? Broń Boże! Jeśli to lu-bisz, chcesz żyć długo i zdrowo, czy masz jakieś inne motywacje, to biegaj! Rób to jednak z zacho-waniem rozsądku. I bez spiny (znów pożyczam wyraz ze słow-nika małolatów)! Przede wszyst-kim musisz się przebadać. Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy, że masz wadę serca, która uniemożli-wia zwiększony wysiłek fizyczny. Przeszkodą może być schorzenie kręgosłupa, który podczas bie-gania, podobnie jak i stawy nóg i bioder, jest mocno obciążony.

 Chcę natomiast zdementować, na własnym przykładzie pokutują-ce przeświadczenie, że wysiłek fi-zyczny jest niewskazany dla osób z nadciśnieniem. Podczas rutyno-wego badania lekarskiego okaza-ło się, że ta dolegliwość dotknęła i mnie. Lekarz stwierdził, że już do końca moich dni będę zdany na środki farmaceutyczne. Nie przy-jąłem do wiadomości, nie wziąłem ani jednej tabletki, tylko wziąłem się za treningi, owe marsze. Po kilku miesiącach ciśnienie wróci-ło do normy i dziś nie mam z tym najmniejszych problemów.  Czy to znaczy, że należy lekce-ważyć zalecenia lekarza? Abso-lutnie nie, ja tak postąpiłem, ale wyłącznie na własne ryzyko. Nie zamierzam brać odpowiedzialno-ści za czyjekolwiek, oprócz mo-jego, zdrowie. A więc zanim zde-cydujesz się na bieganie, marsze, jazdę na rowerze czy jakąkolwiek inną formę fizycznego wysiłku - zacznij od gruntownego przebada-nia. I jeśli chcesz biegać, to biegaj, ale dobierz dystans do własnych możliwości i chęci. Dla zmniejsze-nia ryzyka wielu chorób wystarczy pół godziny dziennie.

Biegać (prawie) każdy może

Namnożyło się w ostatnich latach różnego rodzaju i na licz-nych dystansach biegów ulicznych. W kraju nad Wisłą mamy pod

tym względem wieloletnie tradycje i ogromne doświadczenie.

Page 27: Dobry Znak

SPORT / 27

 3 grudnia 1933 r. przegraliśmy pierwszy mecz z niemiecką kadrą, a potem remisowaliśmy albo prze-grywaliśmy. I tak było aż do 11 października 2014 roku…  W meczu z Niemcami Polacy zagrali mądrze. Obrońcy solidnie pracowali w defensywie, a napast-nicy wykorzystali dwa z trzech celnych strzałów. Pomimo 29 strzałów, w tym 9 celnych, repre-zentacja Niemiec nie wpakowała nam żadnej piłki do siatki. To za-sługa Wojciecha Szczęsnego i do-brej dyscypliny w obronie. W polu karnym przeciwnika wspaniale rozgrywał piłki Robert Lewandow-ski, a uwieńczeniem dobrej gry pił-karzy były gole Arkadiusza Milika i Sebastiana Mili.

 Niemiecki trener i piłkarze mó-wili przed meczem, że Polska to mocny zespół, ale na pewno nie spodziewali się takiego ,,piekła” na Stadionie Narodowym. Oczy-wiście nie byłoby tego zwycięstwa bez wspaniałych kibiców, którzy zachęcali swoich ulubieńców do coraz to lepszej gry. I bez trenera

Adama Nawałki, dzięki któremu mogliśmy cieszyć się tym histo-rycznym zwycięstwem.  Jeśli Polska chce grać we Fran-cji na Euro 2016, to musi dobrze wypaść w grupie D z Niemcami, Szkocją, Irlandią, Gruzją i Gibral-tarem. W finałach po raz pierwszy

w historii zagrają 24 drużyny, go-spodarze są zwolnieni z eliminacji. O awans do finałów ME powalczą pierwsze dwie drużyny z każdej grupy oraz najlepszy zespół z trze-cich miejsc w grupach. Pozostałe osiem drużyn z trzecich miejsc utworzy cztery pary barażowe.

Miłosz Gazda

W ubiegłą sobotę polska reprezentacja piłki nożnej po raz pierwszy wygrała z Niemcami. A przecież za rywala mieliśmy świeżo upieczonego mistrza świata z Brazylii!

Historyczne zwycięstwo! Za granicą wielkim echem od-biło się nasze zwycięstwo nad Niemcami. Gazety zachwycają się świetnymi paradami Szczęsnego oraz pewnością Glika w obronie, a ofensywa opisywana jest jako ta, która oddała trzy celne strzały i zdobyła dwa gole.

 „Niemcy upokorzeni przez Pol-skę w eliminacjach do Euro 2016” - głosi tytuł na stronie interneto-wej amerykańskiej CNN. „Wy-nik oznacza pierwsze zwycięstwo Polski nad Niemcami w historii - fakt, którego ochrypli od dopin-gu polscy kibice nie pominęli. Pu-bliczność włożyła w spotkanie tyle samo energii, ile jej bohaterowie na boisku” - napisał kwiecistym języ-kiem korespondent amerykańskiej stacji, Eoghan Macguire.

 Miejmy nadzieję, że Polska znajdzie się w fazie grupowej Euro 2016, bo taką grą możemy poko-nywać rywali, którzy jeszcze rok temu wyśmiewali się z nas.

 Teraz jesteśmy blisko Was i spełniamy Wasze piłkarskie marzenia. Akademia to nie tylko treningi, oprócz tego czekają na Was: wyjazdy na mecze Ekstraklasy, spotkania z piłkarzami, zgrupowania letnie i zimowe, dedykowany program „Aktywny Rodzic”, turnieje oraz imprezy sportowe, nauka zwrotów i słówek w języku angielskim, nabory do Akademii Legii Warszawa, naszego klubu partnerskiego - w zeszłym sezonie AMP GOOL z powodzeniem wysłało na testy ponad 100 zawodników!

Drodzy rodzice, pozwólcie spełnić piłkarskie marzenia swoich dzieci! Akademia Młodego Piłkarza GOOL czeka na chłopców i dziewczynki od 4. roku życia!

Zapraszamy wszystkie dzieci do nowych oddziałów Akademii!

R E K L A M A

Page 28: Dobry Znak

28 / TRADYCJA

 W ten sposób także oni będą mogli pokazać się z najlepszej strony i przygotować na ewentu-alne pytania zwiedzających. Go-spodarz oprowadzający gości po-winien zasięgnąć wcześniej trochę informacji, aby wiedzieć, co do-kładnie robi się w poszczególnych działach.  Zwiedzanie jest szczególnie zalecane w przedsiębiorstwach produkcyjnych. Nie należy jed-nak pędzić z gośćmi przez hale, lecz zaplanować czas na ewen-tualne pytania. Zawsze jest mile widziane, gdy zwiedzający może sam spróbować coś wykonać na prostych, czystych i bezpiecznych etapach produkcji. Jeżeli firma

produkuje żywność lub napoje, na koniec zwiedzania nie może za-braknąć małego poczęstunku. Na zakończenie zwiedzania można wręczyć każdemu gościowi bro-

szurę informacyjną firmy, w której gość znajdzie wszystkie potrzebne dane i fakty. Kiedy nadchodzi koniec wizyty, należy odprowadzić gości do por-

Zwiedzanie firmytierni. Pożegnać się uściskiem dło-ni i kilkoma miłymi słowami: „Do widzenia, pani Nowak, świetnie, że poznałam panią osobiście. Cie-szę się na naszą przyszłą współ-pracę”. Należy przy tym uważać, aby rzeczywiście pożegnać się ze wszystkimi gośćmi. Czasami po zwiedzaniu firmy zaplanowany jest służbowy obiad. Nierzadko przy tej okazji są jesz-cze omawiane ważne sprawy, a czas trwania posiłku się przecią-ga. Trzeba wziąć to pod uwagę, wybierając odpowiednią restau-rację. Zarezerwować wcześniej miejsca i poprosić o stolik, przy którym można bez przeszkód, w spokoju prowadzić rozmowę. To gospodyni lub gospodarz pro-wadzą gości do stolika. Potrawy zamawia się zazwyczaj à la carte, nie wyznaczając przy tym ograni-czeń cenowych. Na ogół koszty ponosi firma organizująca obiad. Jeśli za jedzenie lub napoje trzeba zapłacić oddzielnie lub samodziel-nie, trzeba zakomunikować to go-ściom odpowiednio wcześniej. Vanessa

Jeżeli goście zechcą zwiedzić firmę, aby mieć lepsze pojęcie o przebiegu wykonywanej pracy, należy uprzedzić wcześniej tych kolegów, do których zajrzycie podczas wizyty.

R E K L A M A

Page 29: Dobry Znak

KURIER WILEŃSKI / 29

 Uroczystość zgromadziła wie-lu ludzi, którzy byli bezpośrednio związani z odnową tego pomnika oraz turystów, wilnian, dla których ten symbol Rossy - figura smukłe-go anioła z wielkimi skrzydłami i spętanymi łańcuchem rękoma na grobie Izy Salmonowiczówny jest tak ważna. Prezes Społecznego Komite-tu Opieki nad Starą Rossą, Alicja Klimaszewska, nie mogła ukryć radości, że długie, ośmiomiesięcz-ne starania przyniosły wreszcie tak piękny rezultat. Najtrudniejsze było uzyskanie pozwolenia na to, by pracami zajęli się specjaliści z Polski. - Dzisiaj nawet sama przyroda się cieszy, że prace re-stauratorskie dobiegły końca. Cieszy się duszyczka tak młodo zmarłej w wieku 24 lat Izy Salmo-nowiczównej. Przy okazji restau-

racji odnaleźliśmy też jej metry-kę śmierci z kościoła św. Janów. Wynikło z niej, że Iza (pełne imię Izolda), córka Zygmunta, który jest pochowany obok córki, zmarła na gruźlicę, a nie jak to dotąd tłuma-czyli niektórzy przewodnicy z po-wodu nieszczęśliwej miłości.

 - Na ręce amba-sadora Jarosława Czubińskiego oraz radcy-ministra, kon-sula generalnego RP w Wilnie Stanisława Cygnarowskiego i wszystkich konser-watorów polskich, którzy tu pracowali, składam podzięko-wania dla całego Ministerstwa Kul-

tury i Dziedzictwa Narodowego RP, które to nas wsparło finansowo - restauracja pomnika liczącego 110 lat kosztowała 130 tysięcy zło-tych” - powiedziała Alicja Klima-szewska. Przypomniała okres, kie-dy to przed rozpoczęciem prac do Wilna przybyła grupa specjalistów z Warszawy, aby kolejny raz przyj-

Nowe życie Czarnego Anioła

- To cud zaiste, że w ciągu tak krótkiego czasu Czarny Anioł - jeden z najpiękniejszych i najcenniejszych pomników na Rossie, któremu groziło nawet osunięcie się ze skarpy - ożył i stał się świetną wizytówką umiejętności konserwatorów, którzy dokonali cudu - powiedział na Rossie Jarosław Czubiński, ambasador RP na Litwie. Okazją było

ukończenie prac restauratorskich słynnego warszawskiego rzeźbiarza Leopolda Wasilkowskiego.

rzeć się, w jakim stanie jest ten po-mnik i podjąć decyzję o restauracji oraz o konserwacji najpiękniejsze-go i najcenniejszego pomnika na wileńskiej Rossie. A potem rozpoczęły się pra-ce, które w fantastycznym wprost tempie zostały zakończone. …Nad postumentem lekko unosząca się wiotka postać anioła zrywa łańcu-chy łączące go z ziemią i gestem odżegnuje się od niej. Tylko fałda szaty podtrzymuje ją na cokole. Twarz anioła piękna, uduchowio-na. Czarny Anioł, kruszący pęta ziemskie dzięki talentowi polskich specjalistów ożył i przez kolejne lata znów będzie prawdziwą ozdo-bą tej starej wileńskiej nekropo-lii…

Mieszkańcy powiatu wołomińskiego odbyli pielgrzymkę do Wilna. Patronat objął starosta wołomiński Piotr Uściński. Głównym celem było odwiedzenie miejsc związa-

nych z kultem Bożego Miłosierdzia.

Wołomińscy pielgrzymi w Wilnie I tak drugiego dnia pobytu piel-grzymi mogli odwiedzić dom zakonny, gdzie przebywała św. Faustyna Kowalska (punkt ten nie został pierwotnie wpisany w program pielgrzymki, ponieważ do ostatniej chwili nie było zgody lokalnych władz).  Ostra Brama z kaplicą Cudow-nego Obrazu Matki Bożej Miło-sierdzia, przed którym pielgrzymi modlili się w sobotę 20 września, a mszę świętą celebrował ksiądz Grzegorz Idzik, były centralnym i najważniejszymi punktami wy-prawy pątników.

 Pielgrzymi wołomińscy zwie-dzili starówkę wileńską, oddali hołd wielkim narodowym bo-haterom: wodzom i żołnierzom. W imieniu Starostwa Wołomiń-skiego i mieszkańców, wiązankę biało-czerwonych róż na Grobie - Mauzoleum „Matka i Serce Syna” złożył wicestarosta, pan Konrad Rytel. W Ponarach pod Wilnem - miejscu kaźni wielu tysięcy Po-laków - zapalono znicze. Zostały złożone kwiaty od burmistrza Ko-byłki, pana Roberta Roguskiego. Kościół św. Ducha jest tym kościołem w stołecznym Wilnie,

gdzie wszystkie msze święte od-bywają się w języku polskim. Piel-grzymi uczestniczyli tam we Mszy Świętej, którą wspólnie z probosz-czem tej parafii, odprawił ksiądz Grzegorz Idzik. Przed jej rozpo-częciem wartę honorową pod ta-blicą zaciągnęli młodzi chłopcy i dziewczęta z wołomińskiej or-ganizacji strzeleckiej „Strzelec”. Złożono bukiet biało-czerwonych róż z szarfą od burmistrza Woło-mina Ryszarda Madziara.  Na tablicy tej wyryty jest napis: „Poległym obrońcom Ojczyzny, żołnierzom Wilna i Ziemi Wileń-

skiej, żołnierzom września 1939 roku, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Wschodzie, żołnie-rzom Okręgu Wileńskiego AK: I Zgrupowania AK majora Mie-czysława Potockiego ps. Węgielny, III Zgrupowania AK majora Cze-sława Dębowskiego, ps. Jarema, Ofiarom oprawców hitlerowskich i stalinowskich, deportowanych i mordowanych w obozach, ła-grach i więzieniach.

 Niech ich czyn zbrojny będzie przykładem dla przyszłych poko-leń. Cześć ich pamięci!

Fot: Marian Paluszkiewicz

Helena Gładkowska

Page 30: Dobry Znak

Gra polega na wypełnieniu planszy cyframi od 1 do 9 w ten sposób, aby w tym samym wierszu, w tej samej kolumnie oraz w każdym sektorze 3x3

oznaczonym pogrubioną linią, znajdowała się tylko jedna taka sama cyfra. Innymi słowy w żadnej kolumnie, wierszu lub oznaczonym sektorze nie może powtórzyć się dwa razy ta sama cyfra.

30 / ROZRYWKA

SUDOKU

Osoby, które do 26 października br. przyślą skan poprawnie rozwiązanej krzyżówki sudoku na e-mail: [email protected] wezmą udział w losowaniu kosza sło-dyczy ufundowanego przez Dom Wina, Koniaku, Whisky „Konkurencja”. Nasz zwycięzca z poprzedniego numeru to Martyna Bogdan z Warszawy. Gratulujemy!

„Proszę Cię, ty wsiądź a uchodź, dla lepszych czasów, na usługę Rzeczypospolitej zachowaj życie, a ja swym tułowiem do Ojczyzny nieprzyjacielowi niechaj drogę zawalę”. Który polski hetman wypowiedział te słowa? Na rozwiązanie zagadki przesłanej pod adresem mailowym: [email protected] czekamy do 27 października br. Spośród autorów prawidłowych odpowiedzi wylosujemy jednego, który otrzyma książkę „Góralskie strofy” ufundowaną przez SKOK Wołomin

W poprzednim numerze naszego dwutygodnika pytaliśmy o funkcje rządowe, jakie peł-nił Władysław Sikorski w latach 1939-1943. Poprawna odpowiedź to: premier rządu Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie, Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych oraz Generalny Inspektor Sił Zbrojnych. Zwycięzcą został Mariusz Grabiński z Tomaszowa Lubelskiego. Gratulujemy!

Zagadka historyczna

Informujemy, że kolejny numer „Dobrego Znaku” będzie dostępny od 31 października br. (w zależności od województwa) we wszystkich placówkach Spółdzielczej Kasy Oszczędno-ściowo-Kredytowej w Wołominie, w sieci sklepów „MOKPOL” w Warszawie, sieci supermarke-tów „Polo Market” oraz wybranych placówkach „SPOŁEM” WSS Śródmieście oraz „SPOŁEM” WSS Wola. zespół redakcyjny

Szanowni Czytelnicy

Odkrywamy naszą historię Zapraszamy dzieci i młodzież szkolną z Warszawy i powiatów pod-warszawskich do udziału w III Konkursie „Odkrywamy naszą historię”. Tegoroczna edycja Konkursu poświęcona jest księdzu Jerzemu Popie-łuszce, duszpasterzowi ludzi pracy i kapelanowi NSZZ „Solidarność”, w 30. rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Komitet Organizacyjny Konkur-su Konkursu tworzą: Andrzej Melak (Prezes Komitetu Katyńskiego, Radny M. St. Warszawy), Jan Marczak (KSP Totus Tuus przy Grobie Ks. Jerzego) i Łukasz Kudlicki (Krąg Pamięci Narodowej).

 W konkursie mogą wziąć udział uczniowie szkół podstawowych oraz młodzież z gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, która nie ukończyła 19. roku życia.g Dzieci ze szkół podstawowych szykują prace plastyczne poświęcone ks. Jerzemu.g Gimnazjaliści przygotują plakat związany z 30. rocznicą jego śmierci.g Młodzież ponadgimnazjalna - przedstawi pracę pisemną lub multime-

dialną na podstawie dostępnych źródeł i własnych przemyśleń, w myśli wyrażonej przez papieża Jana Pawła II, 7 czerwca 1991 r. we Włocław-ku: „Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięciole-ciach - i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak, tworzył ją ksiądz Jerzy. On jest patronem naszej obecności w Europie za ocenę ofiary z życia, tak jak Chrystus. Tak jak Chrystus, jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w świecie, ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego że dał swoje życie za nas wszystkich. (...)”.

 Termin nadsyłania prac mija 30 listopada 2014 r. na adres: Biuro Posel-skie Mariusza Błaszczaka, ul. Koszykowa 10, 00-564 Warszawa. Z dopi-skiem: Odkrywamy naszą historię. Prace pisemne oraz prezentacje multimedialne mogą być przesłane dro-gą elektroniczną do 30 listopada 2014 r. na adres: [email protected]. Pod tym adresem oraz pod numerem telefonu 660 385 834 udzielane są również dodatkowe informacje dotyczące konkursu. Informacje o Kon-kursie oraz wskazówki dla uczestników można znaleźć na profilu na Face-booku: Odkrywamy naszą historię.

 Zwycięzcy w poszczególnych kategoriach pojadą w nagrodę na wy-cieczkę do Brukseli. Pozostali laureaci mogą liczyć na nagrody książkowe. Dla wszystkich uczestników przewidziane jest zwiedzanie siedziby Sejmu RP. Patronat nad Konkursem objęli: poseł na Sejm RP Mariusz Błaszczak i prof. Zdzisław Krasnodębski, poseł do Parlamentu Europejskiego. Ho-norowym patronatem nasz Konkurs objął Pan Józef Popiełuszko, brat ks. Jerzego.

Jesteś uczennicą lub uczniem z Warszawy lub powiatów podwarszawskich? Interesu-jesz się historią? Lubisz brać udział w kon-kursach? Chcesz pojechać w nagrodę do Brukseli? Ta wiadomość jest dla Ciebie!

Page 31: Dobry Znak

ROZMAITOŚCI / 31

n Dożywotnia renta hipoteczna w zamian za przekazanie praw do własności mieszkania - tel. 600 09 65 67

n Aktualnie antyki wszelkie za gotówkę kupię. tel. 601 336 063 lub 504 017 418

OGŁOSZENIA DROBNE

n Usługi remontowe, malowanie, gładzie gipsowe, zabudowy karton-gips, panele podłogowe itp. Warszawa i okolice tel. 504 901 018n Kupię plakaty propagandowe, reklamowe, firmowe tel. 603 116 405n Przyjmę części do starych samochodów, tel.: 733 000 609n Stomatolog NFZ, Warszawa - Powiśle, tel.: 666 666 241n Usługi remontowe i malowanie. Serock, Pułtusk i okolice tel. 512 432 534n Sprzedam działkę budowlano-leśną pow. 4097 m2 w Wołominie. Media w ulicy, warunki zabudowy, 700 tys. zł tel. 503 769 294n Poszukuję osoby znającej jęz. słowacki tel. 600 588 666n Chemia budowlana MAJSTRPOL 501-228-015; [email protected] Usługi hydrauliczno-gazowe tel. 602 724 738 www.hydraulik-wolomin.pln A-Z ogrody pielęgnacja, koszenie, wycinka itd. Pranie dywanów tel. 605 324 292n Posprzątam dom i mieszkanie, mycie okien, tel. 511 85 39 13n Przeprowadzki 24/7, utylizacja mebli, AGD, RTV 663 833 288n Stała praca dla kierownika hurtowni tekstylnej Marki. CV na: [email protected] Audyt - świadectwa energetyczne tel.: 600 579 991n Malarz tanio pomaluje mieszkanie, dom - Wołomin i okolice tel. 504 901 018n Sprzedam Citroen Saxo 2003 r. tel. 604 840 071

n Auto-skup Warszawa tel. 501 291 812

Szamba betonowe, wodoszczelne, montaż, producent, bezpłatna infolinia, tel.: 862 111 862

n Opiekunka osób starszych w Sokołowie Podlaskim, tel. 797253883.

n Korekta, redakcja i pisanie tekstów, tanio i profesjonalnie, tel. 693 893 501n Praca dla młodej dziewczyny do odbierania telefonów, we własnym domu, 3 razy w tyg. (pon., czw. i pt) po południu, tel. 694 815 477 (dzwonić od godz. 19)

„Dobry Znak” regularnie w Państwa skrzynkach pocztowych!

Cena prenumeraty „Dobrego Znaku” (ceny zawierają 8 proc. VAT):prenumerata 1 miesiąc - 8 zł,prenumerata 3 miesiące - 20 zł,prenumerata 6 miesięcy - 36 zł, prenumerata 12 miesięcy - 60 zł

Wpłaty z określeniem adresu wysyłki prosimy kierować na konto: U.B.R. Sp. z o.o. Al. 3 Maja 2 lok.29, 00-391 WarszawaNr konta PKO SA: 44 1240 1082 1111 0010 1883 1266

Zapraszamy do składania zamówień poprzez przelewy

pocztowe lub bankowe czy płatności

w placówkach SKOK Wołomin, wpisując w tytule przelewu:

Prenumerata dwutygodnika „Dobry Znak”.

Szczegółowe informacje tel. (22) 787 32 06.

Oferujemy również numery archiwalne.

Listy Szanowna Redakcjo,

Nie unikajmy prawdy. Na razie mamy słabą gospodarkę, trochę opartą na półproduktach. Stąd też mamy zupełnie inny kryzys go-spodarczy, polegający przede wszystkim na niedorozwoju gospo-

darki. Nasza gospodarka znajduje się na etapie tworzenia półproduktu. Jest to efekt wcześniejszych nieprzygotowanych reform, które miały nasz kraj wprowadzić do najwyższej ligi gospodarczej. Gołym okiem widać co z tego wyszło.  Wniosek jest prosty: natury nie zastąpi się sztucznymi rozwiązaniami, a jak się zastąpi, to na bardzo krótko i wiadomo z jakimi efektami. Z nie-dorozwiniętej gospodarki w krótkim czasie urodziła się dosyć pokaźna grupa „milionerów”. Nie zachłystujmy się naszą niby plusową gospodar-ką, opartą na wulgarnej ekonomii, bo jak na razie większość ludzi nie odczuło tych plusów. Ciekawe, że my wszyscy wolelibyśmy mieć u siebie np. minusową gospodarkę amerykańską (USA), niemiecką, francuską niż naszą plusową. Czego jak czego ale ,,mądrej” kadry, zwłaszcza specjali-stów od przemówień naprodukowaliśmy, że aż hej!  Wniosek: kraj należy budować od nowa na zdrowych i uczciwych za-sadach ekonomii w oparciu o normalne, proste i zrozumiałe dla osób fi-zycznych oraz prawnych przepisy podatkowe, ubezpieczeń społecznych i wymiaru sprawiedliwości. W każdym bądź razie nie może być przestępstw zgodnych z przepisami! Nie może być też takiej sytuacji, kiedy konstytucja i inne przepisy prawne blokują przeprowadzenia koniecznych zmian, co na pewno nie przyśpiesza rozwoju kraju. Z tego typu paradoksami spoty-kamy się dosyć często.  Pragnę przy tym dodać że Anglicy nie mają konstytucji. Z tego powodu na pewno nie rozpaczają, a żyje się im całkiem nieźle. A w konstytucji USA jest już sporo zmian. Zacznijmy wreszcie uczciwie i solidnie praco-wać, a pracodawcy niech przestaną żerować na pracownikach. Większość pracodawców wykorzystując duże bezrobocie zatrudnia pracowników na minimalnych warunkach, uzyskując w ten sposób znakomite dochody, w krótkim czasie. Te niehumanitarne zjawiska można wyeliminować przez zwiększenie miejsc pracy i przez uczciwość pracodawcy. Pracodawca za-trudniając pracownika nawet na jeden dzień powinien za niego odprowa-dzić podatek od wynagrodzenia i składkę ZUS, niezbędną do stażu pracy, od którego ustala się wysokość emerytury i renty. Czasem z braku do stażu pracy jednego dnia, powoduje, że pracownik ma bardzo dużo kłopotów z załatwieniem w ZUS spraw emerytalno-rentowych. Zatrudniajmy prawdziwych fachowców, a nie specjalistów od przemówień. Tych świet-nych mówców mamy pod dostatkiem w sejmie i w dziwacznym senacie. Od tego typu mówców i ich przemówień, chleba nie przybyło i na pew-no nie przybędzie. Skończmy z tego typu retoryką i polityką polegającą przede wszystkim na wzajemnym okłamywaniu się, bo na tym tylko cierpią niewinni ludzie. Nauczmy się wreszcie racjonalnie oszczędzać. Skończmy także z ciągłymi i kosztownymi naradami, zebraniami, szkoleniami, bez-zasadnymi delegacjami, ponieważ w ten sposób przeważnie marnotrawi-my środki pieniężne. Zresztą w dalszym ciągu różnica między człowiekiem wschodu, a zachodu polega na tym, że jeden z nich śpi na zebraniach, naradach, szkoleniach itd., a drugi na pieniądzach. W Naszym Kraju jest tak dużo do zrobienia i jednocześnie jest aż tak dużo bezrobotnych. Jest to tragiczna ciekawostka. Dlatego najpierw zróbmy u siebie porządek, a później doradzajmy innym.  Już kilkanaście lat temu informowałem władze o stanie naszej gospo-darki i o moich propozycjach. Przestrzegałem przed skutkami źle przygo-towanej reformy gospodarczej i przed dalszymi jej konsekwencjami, jakie teraz ponosimy. Przy pomocy często sztucznych środków oraz szybkich decyzji chcieliśmy oszukać naturę i szybko dogonić zachodnią gospodar-kę. A w efekcie wychodzi, jak wychodzi. W każdym bądź razie nie tędy droga do sukcesu. Uczciwość, rozsądek, solidność, wzajemne zaufanie, to jest droga do sukcesu.

Wasz Czytelnik

n AAA Kupię każdy samochód. TEL. 733 000 609

n REKLAMA i OGŁOSZENIA DROBNE

22 787 32 06

Page 32: Dobry Znak