Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
-
Upload
goschuscha-alt -
Category
Documents
-
view
309 -
download
1
Transcript of Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
1/347
Charles Theodore Henri de Coster
PRZYGODY DYLASOWIZDRZAŁA
Legenda jako też bohaterskie, wesołe i sławne przygody Dyla Sowizdrzała i
Jagnuszka Poczciwca w krajach flamandzkich i gdzie indziej
KSIĘGA PIERWSZA
I
W Damrae, flamandzkim mieście, kiedy maj otwierał pą ki tarninom, narodził się Sowizdrzał, syn Claesa.
Akuszerka-kumoszka imieniem Katheline spowiła go w wygrzane pieluchy, a popatrzywszy na główk ą dziecię cia wskazała błonę .
— Urodzony w czepku, pod dobr ą gwiazdą ! — rzek ła wesoło.
Lecz i zaraz podniosła lament wskazują c czarny punkcik na ramieniu malca.
— Biada! — zapłakała. — To czarny znak po diabelskim paluchu.
— Imć pan diabeł — podjął Claes — musiał wstać bardzo wcześnie, skoro zdążył naznaczyć mojego syna.
— Nie k ładł się dziś — odpar ła Katheline — boć dopiero pan kogut budzi kury.
I wyszła zostawiwszy dziecię na r ę kach Claesa.
Za czym świt rozdar ł nocne obłoki, jaskółki poskrzekują c śmignęły tuż nadłą kami, a słońce ukazało na widnokr ę gu twarz purpurową , ogniem rozjarzoną .
Claes otwar ł okno powiadają c do Sowizdrzała:
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
2/347
— Synu mój w czepku urodzony, oto jaśnie wielmożny pan Słońce k łania się flamandzkiej ziemi. Patrz w nie, ile tylko zdołasz, a jeśli kiedy ugrzęźniesz wwą tpliwościach nie wiedzą c, co począć, by dobrze uczynić, proś słońce o radę ; jest
jasne i ciepłe; bą dź uczciwy, jak ono jest jasne, a dobry, jak ono jest ciepłe.
— Claesie, mój mężu — ozwała się Soetkin — gadasz do głuchego; chodź tu,
synku, pożyw się .I matka podała nowonarodzonemu swoje pię kne flasze, którymi obdarzyła ją
natura.
II
Kiedy Sowizdrzał pił zapamię tale, w polach i lasach zbudziły się ptaki.Claes wią zał chrust przypatrują c się , jak małżonka daje piersi Sowizdrzałowi.
— Żono — zapytał — zrobiłaś zapas tego smacznego mleka?
— Konwie są pełne — odrzek ła — ale to nie cieszy mnie jakoś.
— Smutno coś mówisz w tak radosnej chwili.
— Bom pomyślała, że nie ma ani szelą ga w skórzanym trzosiku, co tam wisi naścianie.
Claes wziął trzosik, lecz daremnie nim potrzą sał: miedziaki, choć by najlichsze,nie zadzwoniły na „dzień dobry". Zafrasował się . Ale pragną c pocieszyć małżonk ę ,
zagadnął: — Czemu się niepokoisz? Nie mamyż to w skrzyni placka, który wczoraj
podarowała nam Katheline? A tam widzę kawał wołowiny, któr ą co najmniej przeztrzy dni bę dziesz przerabiać na wyborne mleko dla malca. A czy ten wór bobu, takmiluchno rozsiadły w k ą cie, zwiastuje nam głód? Czyż by ta faska pełna masła byłatylko widmem? A może fantomami są te pułki jabłek, uszykowane wojowniczo nastrychu, po jedenaście w każdym rzę dzie? Czy nie prorokuje nam szacownego
pijaństwa ta baryła brugijskiego cuyte, kryją ca w swoim kałdunie trunekorzeźwiają cy?
— Trzeba nam bę dzie — odpar ła Soetkin — gdy poniesiemy chłopca do chrztu,
czterech groszy dla księ dza, a na ucztę florena.Tu weszła Katheline niosą c gruby pę k ziół przeróżnych:
— Obdarowuję dziecię w czepku urodzone anżelik ą , co uchroni je, gdy dorośnie, przed rozpustą ; koprem, co odegna odeń diabła...
— A nie masz — zagadnął Claes — ziela przycią gają cego floreny?
— Nie.
— No, to zobaczę , czy nie ma ich w kanale — oznajmił.
I wyszedł zabrawszy wę dk ę i sieć, pewien zresztą , iż nie spotka nikogo,albowiem do oosterzon — tak nazywają we Flandrii słońce świecą ce o szóstej rano
— była jeszcze godzina.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
3/347
III
Claes poszedł nad Kanał Brugijski, nie opodal morza. Tu wetknął przynę tę nahaczyk, a zanurzywszy wę dk ę , zarzucił sieć. Jakiś chłopczyna, odziany przyzwoicie,spał na drugim brzegu jak suseł, sporzą dziwszy sobie posłanie z muszel małżów.
Zbudzony hałasem, jaki czynił Claes, chciał uciec przelą k łszy się , czy nie zdybał go któryś ze strażników gminy, aby spę dzić z posłania i zaprowadzić do steen, jakoniecnego włóczę gę .
Ale uspokoił się poznawszy Claesa, ten zaś krzyknął:
— Chcesz zarobić sześć groszy? To nagoń mi rybę ! Usłyszawszy to chłopak
wlazł do wody ukazują c brzuszynę dobrze już napę czniałą , a uzbroiwszy się w wią zk ę długich pierzastych
trzcin napę dził rybę Claesowi.
Skończywszy połów Claes wycią gnął wę dk ę i sieć, a nastę pnie przeszedł pośluzie do chłopca.
— Aha! — rzek ł — na imię ci Jagnuszek, przezywają cię dla twojego łagodnegocharakteru Poczciwcem, a mieszkasz na ulicy Czaplej, za kościołem Najświę tszejPanny. Czemuż to, choć mały jeszcze, a odziany chę dogo, wysypiasz się pod gołymniebem?
— Cóż robić, mości wę glarzu! — odpar ł chłopczyna. — Mam w domu siostr ę orok młodszą , która przy lada k łótni spuszcza mi tę gie lanie. A ja nie śmiemwygrzmocić jej w zamian po plecach, bo mógł bym, mój panie, ją skrzywdzić.Wczoraj przy wieczerzy byłem bardzo głodny, jąłem tedy wycierać palcami dno misy
po wołowinie z bobem, a siostrzyczka zechciała podzielić ze mną ten specjał, któregoz ledwością starczyło dla mnie. Zobaczywszy, jak się oblizują (sos był smakowity),chyba się wściek ła, bo z okrutnym impetem wytrzaskała mnie po gę bie i tak midopiek ła, żem uciek ł z domu.
Claes zapytał, co jego rodzice robili w czasie tej utarczki. Jagnuszek Poczciwiecodpowiedział:
— Pan ojciec walił mnie w jedno ramię , a pani matka w drugie, oboje zaś
krzyczeli: „Oddaj jej, tchórzu!" Ale ja, nie chcą c uderzyć dziewczynki, uciek łem. Nagle Jagnuszek zadr żał jak osika i pobladł. I Claes zobaczył, jak nadchodzi rosła
baba, obok niej zaś drepcze chuda dziewczynka dzikiego wejrzenia.
— Ojej! — zawołał Jagnuszek łapią c Claesa za portki — matka i siostruniawybrały się tu po mnie! Broń mnie, mości wę glarzu!
— Nasamprzód — odrzek ł Claes — masz tu siedem groszy w zapłatę . Chodźmydo nich, nie bój się !
Kiedy dostrzegły Jagnuszka, popę dziły ku niemu, żeby go zbić; matka, ponieważ nabawił był ją niepokoju, a siostra — z przyzwyczajenia.
Jagnuszek krył się za plecami Claesa, wołają c: — Zarobiłem siedem groszy,zarobiłem siedem groszy, nie bijcie mnie!
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
4/347
Ale matka już go chwyciła w obję cia, a dziewczą tko usiłowało rozewrzeć dłoń Jagnuszka i zabrać pienią dze. Ale Jagnuszek wrzasnął:
— To moje, nie dam! I zaciskał pięści.
Tedy Claes podniósł dziewczynk ą za uszy, potrzą snął nią jak workiem i rzek ł:
— Twój brat jest dobry i łagodny niby jagnię , jeśli wię c jeszcze raz go zaczepisz,wsadzę cię do czarnej dziury po wę glu i tam nie ja wytargam cię za uszy, aleczerwony diabeł, rodem z piek ła, który ponadto rozszarpie cię pazurami, a ma długie,i zę biskami, a ma je jak widły.
Usłyszawszy to dziewczynka nie śmiała spojrzeć na Claesa ani też przybliżyć się do Jagnuszka; schowała się za spódnicę matki. Ale wchodzą c do miasta dar ła się wszę dzie na całe gardło:
— Wę glarz mnie zbił! Wę glarz ma diabła w piwnicy!
Nigdy już nie wygrzmociła Jagnuszka, ale dorósłszy wyr ę czała się nim, jakmogła. Łagodny dureń ochotnie za nią pracował.
Claes sprzedał po drodze ryby gospodarzowi wiejskiemu, co zawsze odeń kupował. Wróciwszy do domu rzek ł do Soetkin:
— Oto, com znalazł w brzuchu czterech szczupaków, dziewię ciu karpi jako też iw koszu pełnym wę gorzy.
To mówią c rzucił na stół dwa floreny i dwa grosze.
— Czemuż to, mój mężu, nie chodzisz co dzień na ryby? — zapytała Soetkin.
Claes na to:
— Abym sam w sieciach mości panów strażników gminnych nie zamienił się wrybę .
IV
Claesa, Sowizdrzałowego rodzica, nazywano w Damme kolldraegerem, czyliwę glarzem. Claes miał włosy czarne, oczy błyszczą ce, płeć tegoż koloru co i jegotowar — z wyją tkiem niedziel i świą t, kiedy w chałupie było w bród mydła. Był nieduży, barczysty, o gę bie wesołej.
Gdy skończywszy pracę , z wieczora, szedł do którejś tawerny przy brugijskimtrakcie, aby przepłukać cuytem gardło czarne od wę gla, kobiety, rozsiadłe na progachi orzeźwiają ce się chłodną mgiełk ą , wołały przyjaźnie:
— Dobry wieczór, wę glarzu! Życzymy smacznego piwka!
— Dobry wieczór! Niechże małżonek gracko was dziś ukontentuje! —odpowiadał.
Dziewczę ta, co wracały z pól gromadkami, zastę powały mu drogę powiadają c:
— Jakie zapłacisz rogatkowe? Dasz wstążk ę szkar łatną , kolczyk złocony,ciżemki aksamitne? A może tak wrzucisz florena do sakiewki?
A Claes obejmował jedną z nich wpół, całował jej policzki albo szyję — jeśliwargi znalazły się bliziutko ję drnego ciała; a potem mówił:
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
5/347
— O resztę , moje dzierlatki, proście swoich kochanków.
I pierzchały śmieją c się do rozpuku. Dzieci poznawały Claesa po grubym głosie istukaniu butów. Biegną c ku niemu, wołały:
— Dobry wieczór, mości wę glarzu!
— I wam tego życzę , aniołki! Ale nie zbliżajcie się do mnie, bo porobię z wasMurzynią tka — odpowiadał Claes.
Ale zuchwała czereda zbliżała się nie baczą c na groź bę ; chwytał przeto któreś zakatank ę , smarował różowy pyszczek czarnymi dłońmi i puszczał dzieciaka pok ładają csię ze śmiechu, a ku wielkiej innych uciesze.
Soetkin, żona Claesa, była zacną kobieciną : ranny ptak, skrzę tna mrówka.
Razem orali pode zaprzę gają c się do pługa niby woły. Ciężko było cią gnąć pług,a jeszcze ciężej bronę , gdy owo sielskie narzę dzie musiało drewnianymi zę by drzeć twardą glebę . A jednak bronowali wesoło, nucą c przy tym balladę .
Nic to, że ziemia była twarda; daremnie słońce szyło w nich najgor ę tszymi
grotami; nic to, że okrutnie trzeszczało im w krzyżach, gdy cią gnę li bronę uginają ckolana — kiedy się bowiem zatrzymywali, Soetkin obracała ku Claesowi słodkie lica,Claes całował to zwierciadło tkliwej duszy i zapominali o wielkim trudzie.
V
Ogłoszono wczoraj w gminie, że Jasna Pani, małżonka cesarza Karola, jest brzemienna: należy wię c zanosić modły o poród szczęśliwy.
Katheline zjawiła się u Claesów cała dr żą ca:
— Czemu się smucisz, kumo? — zagadnął poczciwiec.
— Biada! — odrzek ła, a głos jej rwał się . — Tej nocy widma kosiły mężczyznniby żeńcy trawę . Dziewczą tka żywcem grzebane! Na ich ciałach tańcował kat!Kamień, co przez dziewięć miesię cy spływał krwawym potem, rozpę k ł się dzisiejszejnocy.
— Boże, zmiłuj się nad nami! — westchnęła Soetkin. — Czarna to wróż ba dlaflamandzkiej ziemi
— Widziałaś to we śnie czy na jawie? — spytał Claes. — Na jawie — odrzek ła Katheline.
I oto, co oznajmiła jeszcze, wybladła i zapłakana:
— Dwoje dziecią tek się narodziło: jedno w Hiszpanii, to infant Filip; drugie wkraju flamandzkim, to syn Claesowy, którego później przezwą Sowizdrzałem. ZFilipa kat wyrośnie, albowiem spłodził go był Karol V, ciemię zca naszego kraju.Sowizdrzał zostanie sławnym doktorem gadek uciesznych i psot młodzieńczych, aleserce bę dzie miał dobre, albowiem spłodził go Claes, dzielny wyrobnik umieją cymozolnie, uczciwie i bez niczyjej krzywdy zapracować na chleb. Cesarz Karol i królFilip pognają konno przez życie, sieją c zło, jako że bę dą wojować, łupić i popełniać
jeszcze inne zbrodnie. Claes pracują c przez cały tydzień, żyją c po bożemu, wśródciężkiej pracy śmieją c się miast płakać, zostanie wzorem zacnych robotników
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
6/347
flamandzkich. Sowizdrzał zawsze młody, bo nigdy nie umrze, bę dzie uganiał poświecie, nigdzie dłużej nie zagrzawszy miejsca. Bę dzie hołyszem, szlachcicem,malarzem, rzeź biarzem — wszystkim na raz. I tak bę dzie wę drował po świeciechwalą c rzeczy pię kne i dobre, a na wszelkie głupstwo pyskują c szyderczo.Szlachetny ludu flamandzki, Claes jest odwagą twoją , Soetkin — twoją nieustraszoną
matk ą , a Sowizdrzał — twoim duchem; dziewczę miluchne i wdzię czne, towarzyszkaSowizdrzała, jak i on nieśmiertelna, bę dzie twoim sercem, a baryła pę kata, JagnuszekPoczciwiec — brzuchem twoim. Na górze zasią dą pożeracze ludu, a w dole — ofiary;w górze fruwać bę dą trutnie-złodzieje, a niżej pszczoły pracowite, w niebie zaś ranyChrystusa krwią spłyną .
To rzek łszy Katheline, czarownica dobra, zasnęła.
VI
Niesiono Sowizdrzała do chrztu; raptem lunął deszcz i wybornie zmoczył dziecię .Tak to otrzymał chrzest po raz pierwszy.
Kiedy wniesiono go do kościoła, zakrystian, a zarazem schoolmeestter, czyli bakałarz, powiedział chrzestnym rodzicom, jako też Claesowi i Soetkin, aby stanę liwokół chrzcielnicy; uczynili tak.
Ale w sklepieniu nad chrzcielnicą był otwór, wybity przez murarza, któryzawiesić miał lampę drewnianą , złoconą , kształtu gwiazdy. Murarz, ujrzawszy z górychrzestnych rodziców stoją cych sztywno, jakby kij połknę li, przy chrzcielnicy, zktórej pokrywy jeszcze nie zdję to, chlusnął zdradziecko kubłem wody, co spadłszy na
pokrywę , rozprysła się na wsze strony. Najwię cej dostało się Sowizdrzałowi. Tak tootrzymał chrzest po raz wtóry.
Nadszedł ksią dz dziekan — poskar żyli mu się ; lecz on powiedział im tylko, bysię spieszyli, zapewniają c, że to przypadek. Sowizdrzał, oblany wodą , szamotał się cosił. Dziekan dał mu szczyptę soli, pokropił go wodą , a ochrzcił imieniem Tylbert, toznaczy: niezmiernie ruchliwy. Tak to otrzymał chrzest po raz trzeci.
Wyszedłszy z kościoła Najświę tszej Panny podążyli wprost ulicą Długą , gdzie był szynk „Pod Różańcem z Butelek", w którym to różańcu każdy dzban stanowił Credo. Wypili z gór ą siedemnaście kwart dobbel-kuytu. Albowiem po prawdzie taki
we Flandrii obyczaj, że kto zmoknie do nitki, rozpala sobie w bandziochu, bywyschnąć, ogień piwny. Tym sposobem Sowizdrzał otrzymał chrzest po raz czwarty.
Idą c drogą w zygzak — a głowy ciążyły im bardziej niż całe ciało — znaleźli się na k ładce przerzucone przez bajorko; Katheline, jako chrzestna, niosła Sowizdrzała, astą pną wszy fałszywie, wpadła w błoto razem z dziecię ciem, które wtedy otrzymałochrzest pią ty.
Ale wycią gnię to je z bajorka, a w domu obmyto ciepłą wodą . Był to chrzestszósty.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
7/347
VII
Tegoż dnia Jego Świą tobliwa Wielmożność Karol V postanowił urzą dzić pię knezabawy ku czci narodzin syna swojego. Postanowił, jak i Claes, złowić coś niecoś,lecz nie w kanale, tylko w trzosikach i sakiewkach swoich ludów. Stamtą d tomonarsze wę dki wycią gają złote kruzady, srebrne daldery, złote lewki i wszystk ą tę rybę cudną , która na zawołanie rybaka zmienia się w aksamitne suknie, kosztowneklejnoty, wina przednie i delikatne jadło. Boć nie te rzeki najrybniejsze, gdzienajwię cej wody.
Zgromadziwszy radę koronną , Jego Świą tobliwa Wielmożność rzek ł, iż połów
odbę dzie się sposobem nastę pują cym:Pana infanta poniosą do chrztu mię dzy dziewią tą a dziesią tą ; mieszkańcy groduValladolid objawiają niepomierną radość ucztują c i hulają c na koszt własny do rana,rynek zaś usieją pienię dzmi dla ubogich.
Z fontann urzą dzonych na pię ciu skrzyżowaniach ulic tryskać bę dziestrumieniami aż do świtu poślednie wino, które zakupi rada miejska. W pię ciu
podobnych punktach rozłoży się na rusztowaniach z desek kieł basy, serwelatki, botargę , kiszki, ozory wołowe tudzież inne mię siwa — tak że na koszt miasta.
Mieszkańcy grodu Valladolid wystawią własnym sumptem na drodze, któr ę dy bę dzie przecią gał orszak, wielk ą ilość łuków tryumfalnych wyobrażają cych Pokój,
Szczęś
liwość
, Dobrobyt, przyjazną Fortun
ę — czyli emblematy wszystkich w ogóledarów nieba, jakie spływają na nich pod panowaniem Jego Świą tobliwej
Wielmożności.
Wreszcie, prócz owych łuków pokoju, wystawi się kilka innych, zaopatrzonych wgodła nie tak już niewinne. Bę dą tu bowiem namalowane farbą jaskrawą or ły, lwy,włócznie, halabardy, oszczepy o rozdwojonych ostrzach, akownice, armaty,falkonety, gar łacze i inne narzę dzia ukazują ce obrazowo siłę i potę gę wojenną JegoŚwią tobliwej Wielmożności.
Co do świateł, dla iluminacji kościoła wolno bę dzie gildii świecarzówsfabrykować, nie płacą c podatku, z gór ą dwadzieścia tysię cy świec, których ogarki
przejdą na własność kapituły.
Inne koszta cesarz ochotnie sam pokryje, okazują c tym sposobem dobr ą wolę : toć nie chce zbytnio obciążać swoich ludów.
Kiedy rada miejska miała wykonać powyższe rozkazy, nadeszły z Rzymunajokropniejsze wieści. Książę Orański, diuk Alensoński i pan von Frundsberg,cesarscy wodzowie, wkroczywszy do świę tego miasta zrabowali i złupili kościoły,kaplice i domy, nie szczę dzą c nikogo — ani księży, ani mniszek, ani kobiet, anidzieci. Ojca świę tego uwię ziono. Od tygodnia rabunek nie ustawał, rajtarzy ilancknechci włóczyli się po Rzymie, nażarci jak bą ki, pijani w sztok, i potrzą sają c
bronią szukali kardynałów, a przy tym zapowiadali, że tak ich niżej pasa obszelmują ,aby żaden nie mógł zostać papieżem. Inni, dopełniwszy już tej groź by, przechadzali
się dumnie po mieście, mają c na piersi różańce unizane z okrutnie skrwawionych paciorków wielkości włoskiego orzecha. Było w takim różańcu ziaren dwadzieścia
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
8/347
osiem albo i wię cej. Niektóre ulice przypominały czerwone rynsztoki, gdzie walałysię trupy z szat odarte.
Gadano, że cesarz potrzebują c pienię dzy umyślił wyłowić je z krwi księżej i że poznawszy warunki traktatu, jaki jego wodzowie narzucili uwię zionemu papieżowi,zmusił go, by oddał mu wszystkie twierdze Państwa Kościelnego, zapłacił czterysta
tysię cy dukatów i pozostawał w turmie, dopóki tych warunków nie wykona.Z tym wszystkim Jego Cesarska Mość bolał tak mocno, iż odwoławszy radosne a
uroczyste przygotowania, zabawy i uczty, nakazał dworzanom płci obojga oblecżałobę .
Jakoż infanta chrzczono w białych pieluchach, które są pieluchami żałobykrólewskiej.
Dworacy i dworki uznali to za nieszczę sną wróż bę .
Zaraz po ceremonii Jaśnie Mamka ukazała infanta oczom dworskiej szlachty płciobojga, aby wedle zwyczaju złożono mu życzenia i dary.
Pani de la Coena zawiesiła mu na szyi kamień czarny, bardzo skuteczny przeciwtruciźnie, mają cy kształt i wielkość orzecha laskowego, oprawny w złoto. Pani deChauffade ustroiła go w jedwabną tasiemk ę opadają cą dziecku na brzuszek, u którejkońca dyndał orzech turecki — przyspiesza on i ułatwia trawienie; imć pan van derSteen z Flandrii ofiarował kieł basę na pięćdziesią t łokci długą i grubą na pół łokcia,zanoszą c pokorne proś by, aby Jego Książę ca Wysokość poczuwszy tylko jej woń zapragnął — z gandawska — clauwertu: boć kto lubi piwo warzone w tym czy owymmieście, nie może nienawidzić piwowarów; imć pan koniuszy, Jakub Krzysztof zKastylii, ozdobił nożyny jaśnie wielmożnego infanta zielonym jaspisem, błagają c,aby zawsze nosił ów kamień, który przydaje chyżości. Obecny przy tym Jan dePaepe, trefniś, rzek ł:
— Podarował byś mu lepiej, mości panie, róg Jozuego, jako że gdy zabrzmiał teninstrument, całe miasta pierzchały przed onym mężem. Kto żyw, mężczyźni, kobiety,dzieci, gnał na oślep i gdzie indziej się osiedlał. Po cóż pan infant ma się uczyć
biegania? Na to stworzony, aby gnać innych przed sobą .
Nieutulona wdowa po Florisie van Borsele, co był panem Veere w zelandzkimkraju, obdarzyła Jaśnie Oświeconego Filipa kamieniem czynią cym, jak powiadała,mężczyzn kochliwymi, a białogłowy niepocieszonymi.
Ale dziecię stę kało niby ciotek.
W tymże czasie Claes wk ładał w r ą czki syna wiklinową grzechotk ę opatrzoną dzwoneczkami, a huśtają c go w ramionach, powiadał:
— Dzwonki, dzwoneczki rozdzwonione, bą dźcie zawsze na czapce tego ludzika,albowiem królestwo pomyślności do błaznów należy.
I Sowizdrzał śmiał się .
VIII
Claes wyłowił pokaźnego łososia i zjadł go w niedzielę zaprosiwszy do kompaniiSoetkin, Katheline i małego Sowizdrzała — lecz Katheline jadła tyle, co wróbel.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
9/347
— Kumo — rzek ł Claes — czy flamandzkie powietrze takie teraz posilne, żeodetchną wszy nim czujesz się , jakbyś zjadła kawał mię sa? Kiedyż to bę dziemy takżyli? Deszcz zamieni się wtedy w smaczną zupę , grad — w bób, a śniegi jakoniebiańskie frykasy bę dą krzepić ubogich podróżnych...
Katheline potrzą snęła głową i ani dudu.
— Patrzcie mi — ozwał się znowu Claes — jaka to kuma zbolała. Czym się gryziesz?
A Katheline cichutko, jakby wietrzyk szemrał:
— Zły... gdy noc czarna zapadnie... Słyszę , jak zapowiadają c swoje przybycie pokrzykuje niczym rybitwa... Dr żą ca modlę się do Najświę tszej Panny, daremnie... Nie masz dla niego ani ścian, ani płotów, ani drzwi, ani okien. Wśliźnie się wszę dzie jak duch... Skrzypi drabina... Jest przy mnie na strychu, gdzie sypiam. Ogarnia mnieramionami jak marmur zimnymi i jak marmur twardymi... Lica lodowate, pocałunkiwilgotne jak śnieg... Ziemia kołysze chałupą , chałupa buja się jak czółno nawzburzonym morzu...
— Winnaś — doradził Claes — bywać co dnia na mszy, abyś za sprawą PanaJezusa miała siłę przepę dzić widmo. To fantom przybyły z czeluści.
— I taki pię kny! — odpar ła.
IX
Sowizdrzał, odstawiony od piersi, rósł niby topólka.Claes całował go rzadziej, afekt ojcowski przejawiał się szorstkością ; nie chciał
rozpaskudzać chłopaka.
Gdy Sowizdrzał wróciwszy do domu żalił się , że w bójce oberwał guza, Claes bił syna, ponieważ malec nie pobił innych — i tak edukowany Sowizdrzał dorównał dzielnością lwią tku.
Pod nieobecność Claesa Sowizdrzał prosił zawsze Soetkin o par ę groszy na gr ę .Soetkin zżymała się powiadają c:
— Jeszcze czego! Lepiej byś siedział w domu i wią zał chrust!
Widzą c, że nic nie wskóra, Sowizdrzał dar ł się jak orzeł, a wtedy Soetkin czyniławielki hałas myją c w drewnianym szafliku kociołki i miski — i udawała, że niesłyszy. Sowizdrzał płakał, a dobra matka, zapominają c o rzekomej surowości,
podchodziła do chłopca i tuliła go, pytają c:
— Wystarczy ci denarek?
Uważcie, że denar wartał podówczas groszy siedem.
Tak to kochała go zbytnio i, kiedy Claesa nie było, Sowizdrzał królował w domu.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
10/347
X
Jednego ranka Soetkin postrzegła, że Claes opuściwszy głowę pałę da się pokuchni, zatopiony w rozmyślaniach.
— Co ci dolega, mój mężu? — zagadnęła. — Jesteś blady, zły, roztargniony.
Odpowiedział cicho, warczą c niby pies:
— Mają wznowić okrutne cesarskie zarzą dzenia. Śmier ć znowu się wzbije nadflamandzk ą ziemię . Donosiciel otrzyma pół mają tku ofiary, jeśli ów mają tek nie
przeniesie stu karolusów.
— E, toć jeste
śmy biedni — rzek
ła. — Biedni — odpar ł — lecz nie na tyle, co trzeba. Są ludzie podli, sę py i kruki
karmią ce się trupami, ludzie, którzy nas oczernią po to, żeby podzielić z JegoŚwią tobliwą Wielmożnością kosz wę gla tak samo, jak oskar żyliby nas chcą c
podzielić z nim wór karolusów. Cóż miała biedna Tanneken, wdowa po krawcu Sisie,któr ą w Heyst żywcem pogrzebano? Biblię łacińsk ą , trzy złote floreny i trochę statków z cyny angielskiej, których zazdrościła jej są siadka. Johannę Martens spalono
jako czarownicę — nasamprzód pławiono ją w wodzie, a że wypłynęła, uznano to zaczary. Miała trochę nę dznych gratów, siedem złotych karolusów w jedynym trzosiku,a donosiciel zechciał połowę . Dość! Mógł bym ci tak wyliczać do jutra, ale co tam!Życie we Flandrii, moja kumo, stanie się nieznośne przez te cesarskie edykty.
Niebawem co noc wóz śmierci bę dzie turkotał po ulicach i usłyszymy, jak siedzą cyna nim szkielet bę dzie się wiercił, sucho kośćmi grzechoczą c. Soetkin rzek ła:
— Nie straszył byś mnie, mój mężu. Cesarz jest ojcem Brabantu i Flandrii, a jakoojciec zaleca się wielkodusznością , łagodnością , cierpliwością i miłosiernym sercem.
— Tracił by na tym zbyt wiele — odpar ł Claes — bo dziedziczy skonfiskowanedobra.
Nagle zabrzmiała tr ą ba i zgrzytnęły cymbały herolda miejskiego. Claes i Soetkin,niosą c kolejno Sowizdrzała na r ę kach, pobiegli razem z ciż bą ludu tam, gdzie grano.
Stanę li przed ratuszem. Tutaj konni heroldowie dę li w tr ą by i walili w cymbały, burmistrz dzier żył rózgi sprawiedliwości, prokurator gminy siedzą c na koniu trzymał
obur ą cz list cesarski i gotował się , by przeczytać go zebranemu ludowi.Claes usłyszał wyraźnie, iż od tego momentu zabroniono, wszystkim w ogóle i
każdemu w szczególności, drukować, czytać, posiadać i rozpowszechniać pisma,książki i rozprawy heretyckie Marcina Lutra, Joannesa Wycleffa, Joannesa Husa,Marciliusa de Padua, Aecolampadiusa, Ulricusa Zwyngliusa, PhilippusaMelanchtona, Franciscusa Lambertusa, Joannesa Pomeranusa, Ottona Brunselsiusa,Justusa Jonasa, Joannesa Puperisa i Gorcianusa; tyczy się to również NowegoTestamentu tłoczonego u Adriana de Berghes, Krzysztofa de Remondy i JoannesaZel, albowiem edycje te roją się od błę dów herezji luterskiej, jako też innych,wykazanych i potę pionych przez fakultet teologiczny Akademii Lowańskiej.
„Idem zabrania się rzeź bić i kazać rzeź bić wizerunki, które w sposób wszeteczny przedstawiałyby Boga, błogosławioną Marię Pannę i świę tych; zabrania się takoż
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
11/347
niszczyć, tłuc i zamazywać figury i konterfekty wystawione ku czci tudzież pamię ciBoga, Najświę tszej Dziewicy Marii i świę tych od Kościoła uznanych.
Ponadto — głosił ordonans — niech nikt nie poważy się mę drkować czydysputować w materii Pisma świę tego, choć by dana kwestia liczyła się dową tpliwych, jeżeli nie jest teologiem uznanym i zatwierdzonym przez któr ąś sławną
Akademię ."Jego Świą tobliwa Wielmożność zapowiadał, ustanawiają c różne kary, iż
podejrzani nie bę dą nigdy mogli sprawować szacownych urzę dów. Mężczyzna, którydwakroć błą d popełniwszy, nadal upierać się przy nim bę dzie, zginie spalony ogniemwolnym lub ostrym, w słomianej kopie albo przywią zany do słupa — stosownie dowyroku sę dziego. Szlachcic albo zacny mieszczanin umrze ścię ty mieczem, chłop —na szubienicy, a niewiasta — żywcem pogrzebiona. Głowy ich, dla przyk ładu, mają
być zatykane na palach. Cały ich mają tek, jeśli leży na terenie cesarskich włości, bę dzie konfiskowany na dobro cesarza.
Jego Świą tobliwa Wielmożność przyznaje donosicielowi połowę fortuny
straconego, jeśli fortuna ta nie przeniesie stu liwrów złotych monetą flamandzk ą — wkażdym poszczególnym wypadku. Cesarz obróci swoją część na dzieła zbożne imiłosierne, jak to już był uczynił, gdy Rzym zrabowano.
Claes, Soetkin i Sowizdrzał odeszli zasmuceni.
XI
Rok był pomyślny, przeto Claes kupił za siedem florenów osła i dziewięć korcygrochu, a jednego ranka siadł na owo bydlą tko. Sowizdrzał ulokował się z tyłu, zaojcem. I na tym to wierzchowcu odjechali, aby pok łonić się imć panu Josse Claesowi,starszemu bratu Sowizdrzałowego rodzica, przemieszkują cemu niedaleko Meyburga,w niemieckim kraju.
Josse — w sile wieku człek prostoduszny, łagodny i litosierny, zgorzkniał mastarość, doznawszy różnych zawodów; krew odmieniła mu się w żółć czarną ,znienawidził bliźnich i żył samotnie.
Osobliwie się radował, gdy udało mu się przywieść do bójki dwóch rzekomowypróbowanych przyjaciół; temu z nich, który skuteczniej ogrzmocił drugiego,
wr ę czał sześć groszy.Lubił tak że zwoływać do izby paradnej, dobrze ogrzanej, kumoszek siła, co
najstarszych i najswarliwszych, a czę stował je wtedy grzankami i winem korzennym.
Tym, co przekroczyły sześćdziesią tk ę , dawał wełnę , aby w k ą cie robiły pończochę , zalecają c przy tym, żeby nigdy nie obcinały pazurów. Zdumiał byś się słuchają c, jak te stare sówska wetkną wszy druty pod pachę bulgotały, mlaskały,
poskrzekiwały zjadliwie, kaszlały i pluły zatrutą śliną , szarpią c po społu dobr ą sławę bliźniego.
Kiedy zagrzały się już należycie, Josse ciskał w ogień szczotk ę , która smalą c się zapaskudzała raptem powietrze.
Wtedy kumoszki, gadają c jedna przez drugą , poczynały debatować, która z nichnasmrodzić mogła, i oskar żały się wzajem; a jako że nie przyznawała się żadna, brały
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
12/347
się za kudły — Josse tymczasem rzucał nowe szczotki w ogień, a po podłodzerozsypywał drobniutko pocię te włosie. Gdy już nic nie widział, taka bowiem byławściek ła kotłowanina, dym gę sty i kurzu unoszą cego się wysoko mnóstwo, posyłał podwóch swoich parobków, za strażników gminy przebranych, którzy machają c tę gimikijami w prawo i lewo wyganiali stare prukwy niby stado rozjuszonych gę si.
A Josse popatrują c na plac boju znajdował strzę py kiecek, majtek, koszul ispróchniałe zę biska. I bardzo melancholicznie powiadał sobie: — Zmarnowałemdzień, bo żadna nie straciła w tej bójce ozora.
XII
Bę dą c już w okr ę gu bajliwa meyburskiego, Claes jechał przez lasek; bidet podrodze skubał osty; Sowizdrzał rzucał czapeczk ą za motylami i chwytał ją niezeskakują c z oślego grzbietu. Claes jadł kromk ę chleba obiecują c sobie zrosić ją wnajbliższej karczmie. Posłyszał z dala sygnaturk ę i gwar ciż by ludzkiej — gdywszyscy na raz gadają .
— To — rzek ł — pewnikiem jakaś pielgrzymka i wielu musi być panów pielgrzymów. Trzymaj się mocno, mój mały, żeby cię nie str ą cili z naszegok łapoucha. Zobaczmyż, co to takiego! Nie leń się , mój bideciku, wio!
I osioł puścił się w cwał.
Wynurzywszy się z lasku zbiegł w dół ku przestronnej dolinie, któr ą od zachodu
okalała rzeka; pod stokiem wschodnim widniała kapliczka z obrazem Matki Boskiejna szczycie, u stóp świę tej Panny umieszczono dwie figurki, a każda z nichwyobrażała byka. Na schodach kaplicy stała liczna kompania; pustelnik uśmiechnię tyszyderczo cią gnął sznur sygnaturki; pięćdziesię ciu drabów dzier żyło zapalone świece;muzykanci mieli tr ą bki, bę bny, rożki, piszczałki, skalmeje i kobzy; była też i sporagromada wesołków, a każdy z nich trzymał obur ą cz żelazne pudło pełne żelastwa —ale wszyscy w tym momencie zachowywali się cicho.
Pięć tysię cy, a może i wię cej, pielgrzymów, w szyszakach, z witkami w r ę ku,maszerowało zwartą kolumną , po siedmiu w rzę dzie. Nowi zjawiali się takoż ustrojeni i uzbrojeni, a dołą czają c się czynili okropną wrzawę . Nastę pnie defilowalisiódemkami pod kapliczk ą , podają c witki do poświę cenia, przy czym każdy
otrzymywał z r ą k drabów świecę , płacą c w zamian pół florena pustelnikowi.A procesja ta była tak długa, że gdy dopalały się świece pierwszych, świece
ostatnich przygasały, albowiem knot tonął w nadmiarze rozpuszczonego łoju.
Claes, Sowizdrzał i osioł osłupieli na widok tylu przecią gają cych brzuchaczów;niezwyk ła była tu bandziochów rozmaitość: szerokie, pną ce się pod brodę , podłużne,stożkowate, zaczepne, ję drne albo też obwisają ce flaczasto na swoją naturalną
podpor ę . I każdy pielgrzym był w szyszaku.
Były tam szyszaki z czasów trojańskich, były podobne do frygijskich czapek, a nainnych znowu pyszniły się kity z czerwonego włosia; pyzaci brzuchacze, choć nigdynie wzbiliby się w przestworza, mieli szyszaki z rozpostartymi skrzydłami; inni
jeszcze ozdobili hełmy liściem sałaty tak anemicznym, że pogardził nim ślimak.Ale też wielu miało szyszaki tak zaśniedziałe i stare, jak gdyby pochodziły z
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
13/347
epoki Gambriviusa, króla Flamandów i piwa, który to monarcha żył na dziewięćset lat przed narodzeniem Pańskim i paradował w garncowym kuflu, aby miał czym pić,gdyby nie było kubka pod r ę k ą .
Nagle zabrzmiały, ję knęły, huknęły, trzasnęły, zaskamlały, rozdźwię czały się dzwonki, kobzy, skalmeje, bę bny i zaklekotało żelastwo. Hałas ten piekielny był dla
pielgrzymów hasłem: obrócili się siódemkami ku sobie i jak na wezwanie jeden podetknął pod sam nos drugiemu płoną cą świecę . Wszyscy tedy ję li kichać jak zarmaty. Za czym poszły w ruch witki. Ok ładali się wzajem od stóp do głów,
bezlitośnie, bez miłosierdzia. Inni znów pocwałowali ku adwersarzom sposobemtryka, pr ą c naprzód szyszakiem wciśnię tym aż po ramiona — i tak oślepieni wpadlina siódemk ę rozjuszonych pielgrzymów, którzy potraktowali ich szkaradnie.
Inni jeszcze, płaksiwi i tchórzliwi, lamentowali z racji otrzymanych ciosów, a gdytak mamrotali boleściwe ojczenaszki, runęło na nich lotem błyskawicy czternastu
pielgrzymów, co tarmoszą c się wzajem powaliło nieszczę snych beksów i jęło deptać po nich zapamię tale.
A pustelnik śmiał się do rozpuku.Inne siódemki, przypominają c winne grona, kulały się z góry aż nad rzek ę , i tam
jedni ok ładali drugich, bynajmniej nie ochłoną wszy z wściek łości.
A pustelnik śmiał się do łez.
Ci, którzy zostali przed kaplicą , podbijali sobie wzajem oczy, wybijali zę by,wyrywali włosy, darli kaftany i portki.
A pustelnik zaśmiewają c się mówił:
— Odwagi, przyjaciele, kto mocniej bije, ten dzielniejszy w amorach! Najbitniejszych pokochają najpię kniejsze białogłowy! O Najświę tsza Dziewico zRindbisbels, tutaj dopiero widzi się chłopów jurnych!
Claes tymczasem zbliżył się do pustelnika; Sowizdrzał, pok ładają c się ześmiechu, wrzeszczał i oklaski- -wał celne ciosy.
— Mój ojcze — spytał — za jakież to ciężkie grzechy ci nieboracy muszą ok ładać się tak okrutnie?
Ale pustelnik nic nie słyszą c krzyczał:
— Wałkonie! Opuszcza was odwaga! Skoro zmę czyły się pięści, od czegóż nogi?Boże miły! Po to macie nogi, żeby zmykać jak zają ce? Bo widzę i takich! Cowykrzesze ogień z kamienia? Drugi kamień, który w kamień uderzy! Cóż pobudzimę skość u starców, jeśli nie zacna bójka, suto przyprawiona samczą wściek łością ?
Na te słowa poczciwi pielgrzymi ruszyli znów do boju trykają c się szyszakami,walą c pięściami i kopią c. Powstała tak okropna kotłowanina, że i stuoki Argusdojrzał by w tumanie kurzu tylko tę lub ową kitk ę szyszaka.
Nagle pustelnik uderzył w sygnaturk ę . Zamilk ły bę bny, piszczałki, tr ą by, kobzy iskalmeje, ucichł łoskot żelastwa. Był to sygnał pokoju.
Pielgrzymi podnieśli rannych. Niektórym wyłaził z gę by ozór złością opuchły.Ale niewpychany palcem, wrócił sam na swoje zwyk łe miejsce pod podniebieniem.
Najtrudniej było ścią gnąć szyszaki tym, którym wbiły się one aż na kark: daremniekr ę cili ł bami — tak samo jakbyś próbował trząść zielone śliwki.
A tymczasem pustelnik powiadał:
— Zmówcie Ave i wracajcie do małżonek. Za trzy kwartały bę dzie tyleż dzieci w bajliwstwie naszym, ilu tu dzisiaj potykało się walecznych mężów.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
14/347
Pustelnik zaintonował Ave i wszyscy mu zawtórowali. I dźwię czała sygnaturka.
Za czym pustelnik, pobłogosławiwszy ich w imieniu Najświę tszej Panny zRindbisbels, rzek ł:
— Odejdźcie w pokoju!
Jakoż odeszli wrzaskliwie, popychają c się i ś piewają c aż do Meyburga.Wszystkie baby, stare i młode, wyległy, oczekują c ich, na próg, oni zaś wkroczyli dodomów niby żołdacy, co wzię li miasto szturmem.
Dzwony meyburskie biły jak na alarm; chłopcy gwizdali, krzyczeli i grali narommel-potach.
Kufle, puchary, kubki, szklanice, flasze i miarki rozdzwoniły się cudnie. A winostrumieniami lało się w gardziele.
W czasie tego dzwonienia, gdy wiatr od miasta przynosił urywany ś piewmężczyzn, kobiet i dzieci, Claes zagadnął pustelnika, pytają c, na jak ą to łask ę niebiosliczą ci ludzie poczciwi, że tak okrutnym oddają się igraszkom.
— Widzisz przecie na tej kapliczce dwie rzeź bione figury, z których każdawyobraża byka. Owóż umieszczono je tam na pamią tk ę cudu, jakiego dokonał świę tyMarcin zamieniwszy dwa woły w dwa byki, a sprawił jeszcze, że się pobodły. Potemwysmarował im pyski świecą i smagał witk ą oba bydlą tka przez godzinę i dłużej.
Wiedzą c o tym cudzie, zaopatrzyłem się w brewe
papieskie, a kosztowało mnie to słono, i osiedliłem się tutaj.
Od tego czasu wszystkie stare pryki i wszyscy brzuchacze z Meyburga i z okolic,którym patronuję jako kaznodzieja, są świę cie przekonani, że podetkawszy sobie podnos świecę , bę dą cą namaszczeniem, i pobiwszy się kijami — to znów siła mę ska —skaptują Matk ę Bożą . Żony przysyłają tutaj podeszłych mężów. Dzieci po tej
pielgrzymce spłodzone są porywcze, zuchwałe, okrutne, zwinne i wyrastają naznakomitych żołdaków.
Nagle pustelnik zaczął z innej beczki:
— To nie poznajesz mnie?
— Poznaję — odpowiedział Claes. — Jesteś Josse, brat mój.
— Ano właśnie — zgodził się pustelnik. — Ale cóż to za jeden ten malec, którywykrzywia się do mnie?
— To twój synowiec — objaśnił Claes.
— Powiedz no, jaka jest różnica mię dzy mną a cesarzem Karolem?
— Ogromna — odpar ł Claes. — Nie tak bardzo — rzek ł Josse — gdyż on przywodzi bliźnich do tego, by
wzajem się zabijali, a ja, żeby się bili; obaj zaś czynimy to dla profitu i przyjemności.
Potem zaprowadził ich do pustelni, gdzie pili i ucztowali jedenaście dni bezwytchnienia.
XIII
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
15/347
Rozstają c się z bratem Claes dosiadł osła, a Sowizdrzała posadził za sobą . Gdy przejeżdżał przez rynek meyburski, pą tnicy zgromadzeni tu licznie, a tworzą cygrupki, wpadli we wściek łość, ję li wygrażać kijami i nagle wrzasnę li jak jeden mąż:„Nicponiu!" — albowiem Sowizdrzał opuszczają c porteczki i zadzierają c koszulę
prezentował mężom bożym swoje drugie lico.
Claes widzą c, że grożą jego synowi, spytał: — Cóżeś im uczynił, że tacy ci nieradzi?
— Kochany tatku, siedzę na ośle nie zaczepiają c nikoguteńko, a oni wrzeszczą ,żem nicpoń.
Tedy Claes posadził go przed sobą .
Z tej znów pozycji Sowizdrzał jął pokazywać pielgrzymom ję zyk, oni zaś złorzeczą c pokazywali mu pięść i wzniósłszy kije chcieli obić Claesa i osła.
Ale Claes, by ujść rozjuszonym, pogonił osła pię tami, a gdy adwersarze gonili ichdo utraty tchu, mówił do syna:
— Urodziłeś się chyba pod bardzo nieszczę sną gwiazdą , boć siedzisz przede mną nie wadzą c nikomu, a oni chcieliby cię sprać na kwaśne jabłko.
A Sowizdrzał śmiał się — i tyle.
Jadą c przez Leodium Claes dowiedział się , że biedna ludność tam zamieszkałacierpi głód okropny i że oddano ją pod jurysdykcją oficjałów, to znaczy są duzłożonego z duchownych. Biedacy podnieśli rokosz domagają c się chleba itrybunałów świeckich. Kilku ścię to albo powieszono, innych wygnano poza granicekraju, tak wielk ą była podówczas łaskawość pana de la Marok, książę cia-arcybiskupa,eminencji dobrotliwego.
Claes napotkał po drodze wygnańców opuszczają cych miłą Dolinę Leodyjsk ą , a
na drzewach pod miastem ujrzał wisielców. Ponieśli kar ę , albowiem byli głodni.Zapłakał nad nimi.
XIV
Claes na ośle swoim wrócił do domu przywożą c dar od brata Josse: wór grosza i
puchar z angielskiej cyny — a wtedy nastały w chałupie obżarstwa niedzielne i ucztycodzienne, Wciąż bowiem jadano bób i mię so.
Claes czę sto napełniał dobbel-kuytem i wychylał ogromny puchar.
Sowizdrzał jadł za trzech i pilnował półmisków, niby wróbel kupy ziarna.
— Patrzcie no — ozwał się Claes — zjada też i solniczk ę .
Sowizdrzał odrzek ł:
— Skoro solniczka, tak jak u nas, jest zrobiona z ośrodki chleba, trzeba ją czasemzjeść, póki nie sczerstwieje, bo inaczej zalę gnie się w niej robactwo.
— Czemu — spytała Soetkin — ocierasz wytłuszczone r ę ce o porteczki?
— Żeby mi nigdy nie przemok ły do gołego zadka — objaśnił Sowizdrzał. Na to Claes pocią gnął tę gi łyk piwa z cynowego puchara. Sowizdrzał zagadnął
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
16/347
ojca:
— Dlaczego pijesz z takiego wielkiego pucharzyska, a ja mam tylko taki marnykubeczek?
Claes odpowiedział:
— Bom twój ojciec, a tutaj baes. Sowizdrzał na to: — Pijesz od lat czterdziestu, a ja dopiero od dziewię ciu, minął twój czas picia,
nadszedł mój, przeto mnie się należy puchar, tobie zaś kubeczek.
— Synu, kto próbował by do baryłeczki wlać kuf ę , wylał by piwo do rynsztoka.
— Mą drze wię c uczynisz wlewają c swoją baryłeczk ę do mojej kufy, bomwię kszy od tego puchara — odpalił Sowizdrzał.
Claes, ukontentowany, pozwolił malcowi wychylić swój puchar. Tak toSowizdrzał nauczył się przymawiać o trunek.
XV
Spod fartucha Soetkin przezierało nowe macierzyństwo; Katheline też była brzemienna, ale ze strachu nie wychodziła za próg chałupy.
Jednego razu nawiedziła ją Soetkin:
— Boże mój — mówiła z boleścią przygrubiała Katheline — i cóż ja pocznę z biednym owocem wnę trzności moich? Trzebaż go zadusić? Wolałabym umrzeć. A
jeśli straż mnie pojma, niezamężną , gdy urodzi się dziecię , każą mi jako wszetecznicyzapłacić dwadzieścia florenów i osmagają publiczne na rynku.
Soetkin rzek ła jej na pocieszenie kilka słów koją cych, a rozstawszy się z nią wróciła zamyślona do domu. Jakoż powiedziała pewnego dnia do Claesa:
— Czybyś mnie zbił, mój mężu, gdybym zamiast jednego dziecka miała dwoje?
— A bo ja wiem — odpar ł Claes.
— Ale gdyby to drugie dziecię nie wyszło z mojego łona, a było, tak jak uKatheline, dziełem nieznajomego, kto wie, czy nie diabła?...
— Diabły — na to Claes — niecą ogień, sieją pożogę i śmier ć, ale nigdy nie robią
dzieci. Wziął bym dziecko Katheline jako swoje. — Naprawdę ?
— Rzek łem.
Soetkin pobiegła z wieścią do Katheline. Katheline, nie zdoławszy zataić ukontentowania, wykrzyknęła w zachwycie:
— Przemówił, zacne człeczysko, przemówił za zbawieniem mojego nę dznegociała! Bóg mu za to pobłogosławi i pobłogosławi diabeł — dodała przeję ta dr żeniem
— jeśli to on cię stworzył, biedna kruszyno, co poruszasz się w moim łonie.
Soetkin urodziła chłopaka, a Katheline dziewczynk ę . Oboje poniesiono do chrztu jako dzieci Claesa. Synowi Soetkin dano imię Hans i dziecię zaraz umar ło, córce
Katheline dano imię Nele, a dziecię uchowało się wybornie.Piło likwor życia z czterech flasz: dwie należały do Katheline, a dwie do Soetkin.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
17/347
I obie kobiety spierały się bez żółci, która z nich ma karmić dziecko. Ale choć Katheline wzdragała się przed tym, musiała wysuszyć w sobie pokarm, aby jej nie
pytano, sk ą d go wzięła, nie bę dą c matk ą .
Kiedy córeczk ę Katheline, maleńk ą Nele, odstawiono od piersi, Katheline wzięładziecko do siebie i nie puściła do Soetkin, póki nie zaczęło nazywać jej matk ą .
Są siedzi chwalili Katheline, że bę dą c zamożną żywi dziecko Claesów, którzy jakzwykle groszem nie śmierdzieli i pracowali ciężko na chleb.
XVI
Jednego ranka Sowizdrzał siedział sam w chałupie i z nudów krajał ojcowski
trzewik, przerabiają c go na stateczek. Umieścił był już w podeszwie maszt główny idziurawił przyszwę , aby wetknąć maszt przedni, kiedy nagle ujrzał w drzwiach, cosię gały tylko do połowy futryny, głowę i pier ś jeźdźca jako też i łeb koński.
— Jest tam kto? — spytał jeździec.
— Jest — odrzek ł Sowizdrzał — półtora człowieka i łeb koński.
— Jak to? — zdziwił się jeździec.
— A no tak; cały człowiek to ja; pół człowieka — to ty, a jest tak że łeb twojegowierzchowca.
— Gdzie twoi rodzice? — spytał obcy. Na to Sowizdrzał:
— Ojciec kopie pod kimś dołki, a matka wyszła, żeby nam przynieść wstyd albostratę .
— Wytłumacz, bo nie rozumiem. Sowizdrzał wyjaśnił:
— Ojciec teraz kopie w polu doły, i to jak najgłę bsze, aby powpadali w niemyśliwi, co depczą zboże. Matka poszła pożyczyć pienię dzy; jeśli potem odda zamało, przyniesie nam wstyd; jeśli odda za dużo, przyniesie nam stratę .
Obcy zapytał nastę pnie, któr ę dy ma jechać.
— Tamtę dy, gdzie gę si się pasą — oznajmił Sowizdrzał.
Odjechał, ale wrócił w momencie, gdy właśnie Sowizdrzał przerabiał drugiojcowski trzewik na galer ę z wioślarzami.
— Oszukałeś mnie — rzek ł. — Tam, gdzie gę si się pasą , jest bagno i topiel,zdatne tylko dla ptactwa brodzą cego.
Na to Sowizdrzał:
— Nie mówiłem ci, żebyś jechał tam, gdzie gę si brodzą , ale tam, gdzie się pasą .
— Pokaż mi przynajmniej — powiedział obcy — która droga idzie do Heyst,
— We Flandrii chodzą piesi, a nie drogi — odpar ł Sowizdrzał.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
18/347
XVII
Jednego razu Soetkin powiedziała do Claesa:
— Trapię się mocno, mój mężu: trzy dni minęło, jak Dyl wyszedł z domu; niewiesz aby, gdzie się obraca?
Claes odrzek ł smutno:
— Tam, gdzie psy bezpańskie, na jakimś gościńcu, z takimi jak onświszczypałami. Bóg nas pokarał okrutnie takim dziecię ciem. Gdy się narodził,widziałem w nim pociechę naszych lat sę dziwych, jedno wię cej narzę dzie w domu;myślałem, że wyuczę go rzemiosła, a tu złośliwy los wyuczył go złodziejstwa i
zbijania bą ków. — Nie bą dź tak surowy, mój mężu — odpar ła Soetkin — nasz syn ma dopiero lat
dziewięć, to i wietrznik z niego, zwyczajnie jak dzieciuch. Nie trzebaż, aby w tychwłóczę gach zrzucił, niby drzewo, łuszczynę , zanim ustroi się liśćmi, które u ludzi zwą się uczciwością i cnotą ? Złośliwy jest, wiem o tym wybornie, ale ta złośliwość wyjdzie mu później na dobre, kiedy miast posługiwać się nią przy płataniu psotszkaradnych, uszlachetni ją i spożytkuje przy pracy. Natrzą sa się ochotnie z
bliźniego, ale później zapewni mu to trwałe miejsce w jakim wesołym bractwie.Śmieje się bez przestanku, ale lico kwaśne, nim dojrzeje, złą jest wróż bą . Biega —toć każdy musi biegać, kiedy rośnie; ani myśli pracować, bo jeszcze nie osią gnął
wieku, gdy człek czuje,
że praca jest obowi
ą zkiem; a je
śli czasem sp
ę dzi noc i dzie
ń, ba — nawet trzy dni poza domem, to tylko dlatego, że nie wie,
o jak ą boleść nas przyprawia, bo to złote serce i kocha nas.
Claes, kiwają c głową , nic nie odpowiadał, Soetkin, gdy zasnął, popłakiwałasamotnie. A rankiem, myślą c, że syn jej zachorzał gdzieś na drodze, stawała w progu
i patrzyła, czy nie wraca; a że nikt się nie pokazywał, siadała w oknie wyglą dają cna ulicę . I nieraz, gdy posłyszała lekki krok jakiegoś chłopczyny, serce kołatało jejmocno; ale kiedy się pojawiał, kiedy przekonywała się , że to nie Sowizdrzał, roniłałzy — matka bolesna.
A tymczasem Sowizdrzał zabawiał się z podobnymi mu ladaco na sobotnim
jarmarku w Brugii.Widywało się tu szewców i łataczów obuwia, posiadają cych osobne kramy;
krawców i handlarzy sukien; miesevangerów z Antwerpii, którzy posługują c się tresowanymi sowami łapią nocą sikory; rakarzów łowią cych psy; przekupniówdrobiu; takich, co sprzedają kocie skórki na r ę kawice, serdaczki i kaftany; kupują cychwszelakiego autoramentu, a byli to mieszczanie i mieszczki, parobcy i dziewki,zarzą dcy piekar ń królewskich, szafarze; wieśniacy i wieśniaczki sprzedawali nabiał,kupczyło się tu wszystkim — „dobra kupia łatwie najdzie dobrego kupca" — a wedle
jakości towaru podnoszono albo znów obniżano jego cenę ; wrzask, rwetes.
W rogu wznosił się pię kny namiot ustawiony na czterech palach. U wejścia drab jakiś z równinnych okolic miasta Alost, w kompanii dwóch mnichów, co handlowali
tu błogosławieństwami, pokazywał za dwa grosze ciekawym nabożnikom kostk ę zramienia świę tej Marii Egipcjanki. Ryczał i pobekiwał wynoszą c zasługi rzeczonej
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
19/347
świę tej, a nie pominął przy tym ballady, co głosi, jak to Maria Egipcjanka, nie mają c pienię dzy, przeprawiła się przez rzek ę zapłaciwszy pię kną naturalną monetą ,świadoma, że gdyby młodemu przewoźnikowi zarobić nie dała, zgrzeszyłaby
przeciwko Duchowi Świę temu.
Mnisi potakiwali głowami na znak, że drab mówi prawdę . Obok nich babsko
grube, czerwone na gę bie a lubieżne jak Astarte, dęło z zapałem w lichą kobzę ; tej zaś muzyce wtórowała dziewuszka miluchna ś piewają c jak skowronek; ale nikt niesłuchał. Nad wejściem do namiotu dyndał, przymocowany sznurami za uszy dodwóch tyczek, szaflik pełen rzymskiej wody świę conej — jak wieściło grube babsko,a dwaj mnisi przytakują c kołysali głowami. Sowizdrzał zadumał się popatrują c naszaflik.
U jednego z pali namiotu uwią zany był osioł, którego częściej żywiono sianemniż owsem; opuściwszy łeb spoglą dał w ziemię , nie liczą c, by nagle zrodziła oset.
— Koledzy — rzek ł Sowizdrzał wskazują c palcem grubą babę , dwóch mnichów iosła, w którym nurtował smę tek — skoro państwo ś piewają tak pię knie, sprawmyż,
aby bidecik zatańcował.To rzek łszy udał się do najbliższego kramu, kupił mielonego pieprzu za sześć
groszy i natar ł nim ośle podogonie.
Osioł, gdy pieprz go zapiek ł, zajrzał sobie pod ogon, aby poznać przyczynę takniezwyczajnej gor ą cości. Są dzą c, że wlazł mu tam płoną cy diabeł, chciał umknąć
przed nim: jął wię c ryczeć, a wierzgają c targnął z całych sił palikiem. Przy pierwszym wstrzą sie woda świę cona wylała się z cebra zawieszonego mię dzyżerdziami, moczą c namiot i tych, co w nim byli. Za moment namiot klapnął,
przykrywają c wilgotnym całunem tych, którzy słuchali dziejów świę tej MariiEgipcjanki. A Sowizdrzał i jego koledzy posłyszeli, jak spod płótna wydobywa się zgiełk szkaradny, stę kanie i lament, albowiem nabożnicy, oskar żają c się wzajem okatastrofy przyczynę , wpadli w białą pasję i wzię li się do pięści, pior ą c bezmiłosierdzia. Płótno wzdymało się na k łę bowisku walczą cych. Sowizdrzał, gdy tylkodostrzegł kształt okr ą gły, k łuł weń szydłem. A wtedy pod płótnem robił się tartas
jeszcze wię kszy, kułaki sypały się jeszcze obficiej.
Radował się tedy mocno, lecz uradował się już nad wszelkie wyobrażenie,zobaczywszy osła, który uciekał wlok ą c za sobą płótno, szaflik i pal, podczas gdybaes namiotu, jego połowica i córeczka czepiali się tego bagażu. Osioł, nie mogą c już
biec, unosił pysk i ryczą c bez ustanku, zaglą dał sobie pod ogon, by sprawdzić, czy niewygasa ogień piek ą cy.
Nabożnicy toczyli bój niestrudzenie; mnisi, nie dbają c o nich, zbierali pienią dze,
które spadły z tacek, a pomagał w tym zakonnikom Sowizdrzał — nie bez profituwłasnego i z nabożeństwem przyk ładnym.
XVIII
Gdy tak w złośliwości wesołej rósł nasz łotrzyk, syn wę glarza, boleściwa latorośl
arcydostojnego monarchy wegetowała licho a melancholicznie. Dworacy i dwórkiwidywali, jak ów char łak cią gnął po komnatach i korytarzach zamku Valladolid
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
20/347
ciałko wą tłe i nogi chwiejne. Głowa za duża, porośnię ta włosem jasnym iszczeciniastym, z ledwością na nikczemnym korpusiku utrzymać się mogła.
Poszukiwał bez przerwy ciemnych korytarzów, przesiadywał tam godzinamiwycią gną wszy daleko kulasy. Jeśli który lokaj nadepnął mu na nie przez nieuwagę ,kazał go chłostać i z kontentacją słuchał krzyków ofiary, lecz nie śmiał się nigdy.
Nazajutrz urzą dzał gdzie indziej tak ąż pułapk ę : przyczajał się w korytarzu,wystawiają c nogi. Damy, magnaci, paziowie, biegną c albo i nie, potykali się ,
przewracali, kaleczyli. Sprawiało mu to również kontentację , lecz nie śmiał się nigdy.
Kiedy ktoś zawadziwszy o te dostojne kulasy nie przewrócił się , infantwrzeszczał, jak gdyby go uderzono, był kontent, że napę dził komuś strachu, lecz nieśmiał się nigdy.
Jego Świą tobliwa Wielmożność dowiedziawszy się o tych psotach zapowiedział, by na infanta nie zważano; jeśli nie chce, żeby deptano mu po nogach, niech niewystawia ich tam, któr ę dy biegają dworacy.
Zirytowało to Filipa, lecz nic nie rzek ł; widywano go już tylko w słoneczne dniletnie, gdy na dziedzińcu grzał dr żą ce char ławe ciało.
Jednego dnia Karol powróciwszy z wojennej wyprawy ujrzał tak Filipa, nę kanegomelancholicznym humorem.
— Mój synu — ozwał się — wielce różnisz się ode mnie! W twoim wiekulubiłem łazić po drzewach i ścigać wiewiórki; spuszczano mnie na sznurze na szczytskały spiczastej, gdziem wybierał orlę ta z gniazda. Mogłem w takich igraszkachzostawić skór ę , ale stwardniała tylko. A gdym polował, dziki zwierz uciekał w knieje,zoczywszy mnie zbrojnego w zacną arkebuzę .
— Ach! — westchnął infant — brzuch mnie boli, panie ojcze.
— Wino z Paksaretu — oznajmił Karol — jest na to nadzwyczaj skutecznymremedium.
— Nie cierpię wina; głowa mnie boli, panie ojcze.
— Mój synu — odpowiedział Karol — trzeba pobiegać, poskakać, pobaraszkować, jak to czynią twoi rówieśnicy.
— Nogi mam sztywne, panie ojcze.
— Jak żeby miało być inaczej, skoro tyle posługujesz się nimi, co posługiwał byś się drewnianymi. Każę cię przywią zać do dziarskiego konika.
Infant rozbeczał się .
— Nie przywią zuj mnie, panie ojcze! — rzek ł. — Krzyż mnie boli.
— Czyż by wię c — zagadnął Karol — bolało cię wszę dzie?
— Nigdzie by mnie nie bolało, gdybym miał świę ty spokój — oświadczył infant.
— Czy ty myślisz — zniecierpliwił się cesarz — że póki twojego królewskiegożycia bę dziesz się wałkonił niby jakiś uczony klecha? Tym to mę drkom potrzebna —żeby mogli paćkać pergamin inkaustem — cisza, samotność, skupienie; tobie zaś,synu miecza, potrzebna krew gor ą ca, oko rysie, przebiegłość lisia, siła herkulesowa.Po cóż się żegnasz? Do kroćset! Nie przystoi lwią tku mał pować baby klepią cejróżańce!
— Anioł Pański, Wasza Dostojność — objaśnił infant.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
21/347
XIX
Maj i czerwiec były tego roku prawdziwie kwietnymi miesią cami. Nigdy jeszczenie widziano we Flandrii głogów tak aromatycznych, nigdy jeszcze w ogrodach niekwitło tyle róż, jaśminu i przewier ścienia.
Kiedy wiatr dął od Anglii gnają c na wschód wonie tej rozkwieconej ziemi, każdy,osobliwie zaś w Antwerpii, powiadał niuchają c wesoło:
— Czujecie ten wonny wiatr flamandzki?
Tedy pracowite pszczoły wysysały miód z kwiecia, robiły wosk, znosiły jajka poulach za ciasnych na liczne roje. Ileż pracowitej muzyki pod błę kitem bezchmurnym,
okrywają cym tą bogatą ziemię !Fabrykowano ule z łoziny, trzciny, słomy, a tak że z plecionego siana. Koszykarze
i bednarze tę pili na nich narzę dzia. A stolarze już od dawna nie mogli wydołać zamówieniom.
Roje liczyły po trzydzieści tysię cy pszczół i po dwa tysią ce siedemset trutniów.Kołacze były tak wyborne, że dla rzadkiej ich smakowitości ksią dz dziekan z Dammewysłał jedenaście cesarzowi Karolowi — w podzię k ę , iż monarcha nowymi edyktamiwskrzesił świę tą inkwizycję . Spałaszował je Filip, lecz nie posłużyły mu wcale.
Dziady, żebracy, wagabundzi — całe to bractwo łachmaniarskie wałkoniów iłotrzyków, włóczą ce swoje próżniactwo po drogach i przenoszą ce choć by szubienicę
nad jakikolwiek uczciwy zarobek, ścią gnęło, przynę cone słodyczą miodu; czatowalina swoją część. Włóczyli się tłumnie nocami.
Claes sporzą dził był ule rozmaite, żeby przynę cić roje; niektóre były już pełne,inne świeciły pustk ą , oczekują c pszczół. Gdy był zmę czony, wyr ę czał się Sowizdrzałem, ten zaś ochotnie zastę pował ojca.
Owóż jednej nocy Sowizdrzał schronił się przed chłodem do ula i tu, skulony wkilkoro, wyglą dał przez okienka. Były dwa — u góry.
Zasypiają c już, usłyszał, jak trzeszczą krzaki żywopłotu, i usłyszał też głosydwóch mężczyzn, których wziął za opryszków. Spojrzawszy w okienko zoczył dwóchdrabów, obaj mieli długie włosy i długie brody — chociaż broda była oznak ą
szlachectwa.Łażą c od ula do ula, podeszli do Sowizdrzałowego, a dźwigną wszy go orzekli:
— Weźmiemy ten, bo najcięższy.
I podłożywszy pod ul kije, wynieśli go.
Sowizdrzałowi nie smakowała podróż tak ą lektyk ą . Noc była jasna, złodziejemilczeli jak zaklę ci. Co pięćdziesią t kroków przystawali, żeby odsapnąć, i znowu
puszczali się w drogę . Idą cy przodem mamrotał z wściek łością , że musi dźwigać ciężar tak potężny; idą cy z tyłu postę kiwał melancholijnie. Albowiem istnieją naświecie dwa gatunki podłych wałkoniów: jedni złoszczą się na pracę , a drudzystę kają , gdy pracować wypadnie.
Sowizdrzał z nudów cią gnął za włosy złodzieja, co postę pował na przedzie, a za brodę — złodzieja, który szedł z tyłu; jakoż poirytowany tą zabawą złośnik rzek ł do
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
22/347
mazgaja:
— Przestań cią gnąć mnie za włosy, bo inaczej tak cię uczę stuję pięścią po ł bie, żewlezie ci mię dzy żebra i bę dzie wyglą dać przez nie jak opryszek przez wię ziennekraty.
— Nigdy bym sobie na to nie pozwolił, mój przyjacielu — odpar ł mazgaj — to tyraczej cią gniesz mnie za brodę .
Złośnik na to:
— Nigdy w kudłach brudasów na wszy nie poluję !
— Mości panie — odpar ł mazgaj — nie potrzą saj ulem tak mocno; moje biedner ę ce o mało mi nie pę kną .
— Skoro już nadpę k ły, to ci je poutr ą cam do reszty — oznajmił złośnik.
Zrzuciwszy pas, postawił ul na ziemi i poskoczył do towarzysza. Ję li ok ładać się wzajem, jeden klął szkaradnie, a drugi błagał o litość.
Słyszą c, jak sypią się razy, Sowizdrzał wyszedł z ula, zacią gnął go do pobliskiego
lasu, żeby potem zanieść do domu, i wrócił do Claesa.Tak to, gdzie się dwóch bije, tam spryciarz korzysta.
XX
Mają c lat pię tnaście Sowizdrzał ustawił w Damme na czterech kołkach namiocik,
głoszą c, że z tym momentem każdy bę dzie mógł zobaczyć w pię knej ramie splecionejz siana, kim jest obecnie, jako też i przyszłość swoją .
Gdy zjawił się jurysta, pyszny i własną ważnością nadę ty, Sowizdrzał wytykał głowę z ramy i stroją c miny niczym stara mał pa powiadał:
— Sę dziwa morda zgnić może, lecz nie zakwitnąć; nie jestemże twoimzwierciadłem, panie pysku doktorski?
Jeśli klientem był barczysty żołdak, Sowizdrzał krył się i zamiast lica pokazywał w ramie ogromny talerz pełen mię siwa i chleba i powiadał:
— Poszatkują cię w bitwie, poszatkują drobniutko; co mi dasz za tę wróż bę ,żołnierzyku-żar łoku, żołnierzyku-opoju?
Gdy staruch jakiś, nie umieją cy szanować własnej siwizny, przyprowadzał Sowizdrzałowi młodą żonę , Dyl chował się tak że, pokazywał w ramie drzewko ogałę ziach obwieszonych trzonkami nożów, szkatułeczkami, grzebieniami, przyboramido pisania — wszystko to z rogu — i wołał:
— Sk ą dże się , o panie czcigodny, wzięły te śliczne cacuszka? Czy aby niezrodziło ich rogowe drzewo, pospolite w ogródkach starych mężów? Któż teraz
powie, że z rogaczów nie ma w rzeczypospolitej żadnego pożytku?
I Sowizdrzał ukazywał w ramie, obok drzewka, swoją twarz młodą .
Słyszą c to staruch sierdził się i prychał, ogarnię ty samczą wściek łością , ale jego pieszczotka łagodziła go głaszczą c i z uśmiechem podchodziła do Dyla:
— I cóż mi pokażesz w moim zwierciadle? — pytała.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
23/347
— Zbliż się jeszcze! — odpowiadał Sowizdrzał. Była mu powolna, a on wtedycałował ją , gdzie
mógł.
— Twoje zwierciadło — mówił — to sterczą ca młodość, co mieszka w jaśnie
wielmożnych panach rozporkach.I pieszczotka odchodziła nie posk ą piwszy mu dwu florenów.
Mnichowi spaśnemu i o wardze obwisłej, który chciał poznać przyszłość,Sowizdrzał mówił:
— Jesteś szaf ą , a w niej szynka; bę dziesz piwnicą , która napełni się piwskiem, jako że sól do pijaństwa cią gnie, prawda, gruby brzdyniu? Dawaj dwugroszaka, bomnie zełgał!
— Mój synu — odpowiadał mnich — nigdy nie nosimy przy sobie pienię dzy.
— Ale za to pienią dze ciebie noszą — odpowiadał Sowizdrzał — bo wtykasz jemię dzy podeszwy. Daj mi twój trepek!
Mnich na to: — Mój synu, to dobro klasztorne. Ale niech bę dzie, skoro tak trzeba, wycią gnę
cztery grosze, żebyś miał za fatygę .
Mnich dał mu je, a Sowizdrzał przyjął z wdzię cznością .
Tak to pokazywał swoje zwierciadło mieszkańcom Damme, Brugii,Blanikenberghu, a nawet Ostendy.
I zamiast do nich po flamandzku: „Ik ben u lieden spiegel" — jestem waszymzwierciadłem, skracał powiadają c: „Ik ben ulen spiegel" — jak się to mówi dziś
jeszcze w Oost- i West-Vlaanderen (w zachodniej i wschodniej Flandrii).
Stą d przezwisko Ulenspiegel — Sowizdrzał.
XXI
Wzrastają c rozlubował się we włóczę dze po jarmarkach i odpustach. Gdy spotkał kogoś, kto grał na oboju, gęślach czy kobzie płacił dwa grosze za nauk ę gry narzeczonych instrumentach.
Ale najpię kniej i najuczeniej wygrywał na rommelpot, instrumencie złożonym zgarnka, pę cherza i twardej słomki. Oto jak się nim posługiwał: z wieczora obcią gał garnek zmoczonym pę cherzem, w środek pę cherza wtykał słomk ę , ściskał mocnosznurkiem tam, gdzie było kolanko, i umieszczał ją tak, aby dotykała dna garnka, zaczym na brzegu garnka napinał ów pę cherz bardzo mocno — byle nie pę k ł. Rano
pę cherz, już suchy, wydawał, gdy było weń uderzyć, odgłos bę benka; jeśli zaś poskrobało się go słomk ą , skrzypiał lepiej niźli wiola. I Sowizdrzał, zbrojny w ówgarnek — to grają cy, to znowu szczekają cy jak brytan — wyś piewywał pod drzwiamidomów kolę dy, a towarzyszyły mu dzieci, z których jedno nosiło papierową gwiazdę z płoną cą świeczk ą w środku. A bywało to zawsze w Trzech Króli.
Kiedy do Damme przyjeżdżał malarz, aby portretować klę czą cych kompanionówktórejś gildii — wszystkich na jednym płótnie — Sowizdrzał, pragną c zapoznać się z
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
24/347
jego pracą , prosił artystę , żeby pozwolił mu rozcierać farby, a za całą zapłatę brał tylko: kromk ę chleba, dwa grosze i miark ę piwa.
Trudnią c się rozcieraniem studiował sposoby mistrza. Gdy artysta wychodził, próbował malować na jego wzór, ale wszę dy pakował szkar łat. Spróbował również namalować wizerunek Claesa, Soetkin, Katheline i Nele, malował kufle i oplatane
butle. Oglą dają c te dzieła Claes przepowiedział, że jeśli wytrwa, floreny posypią musię obficie do sakiewki, albowiem bę dzie wykonywał szyldy na speel-wagen — czyliwozach kuglarskich kr ążą cych po Flandrii i Zelandii.
Jednego razu przybył mistrz murarskiej i snycerskiej sztuki, aby sporzą dzić u Najświę tszej Panny w prezbiterium tak ą stallę , w której dziekan, człek już leciwy,mógł by w potrzebie siadać, choć wydawałoby się , że stoi. Sowizdrzał nauczył się wtedy rzezać w drzewie i ciosać kamień.
Sowizdrzał wyciął pierwszy trzonek noża, używany powszechnie w Zelandii. Był to trzonek o kształcie wydłużonej klatki. Wewną trz grzechotała trupia główka; koniec
był ozdobiony figurk ą warują cego psa. Oba te emblematy oznaczają : „Ostrze wierne
do śmierci."I tak to poczęła się sprawdzać wróż ba Katheline: Sowizdrzał okazał się
malarzem, rzeź biarzem, hołyszem i szlachcicem — wszystkim na raz, jako żeClaesowie pieczę towali się z dziada pradziada trzema srebrnymi kuflamiumieszczonymi na tarczy koloru bruinbieru.
Ale że Sowizdrzał nie wytrwał w żadnym rzemiośle, Claes oświadczył mu, iż jeśli zabawa taka potrwa dłużej, przepę dzi go z chałupy.
XXII
Wróciwszy z wojny cesarz zapytał, czemu syn jego, Filip, nie wyszedł, żeby musię pok łonić.
Arcybiskup, guwerner infanta, objaśnił, że pupil jego pokazać się nie raczył,albowiem Jak powiada, miłuje tylko księ gi i samotność.
Cesarz zaciekawił się , gdzie Filip teraz przebywać może.
Guwerner oznajmił, że trzeba go szukać po wszelkich ciemnych dziurach. Co też
uczynili.Miną wszy komnat wiele, trafili wreszcie do komórki, gdzie posadzki nie było,
komórki oświetlonej małym okienkiem. Tutaj ujrzeli przywią zaną do kołka wbitegow ziemię mał pk ę niedużutk ą i miluchną , któr ą ktoś przysłał z Indii, aby JegoWysokość radował się jej figlami i skokami. Pod słupkiem dymiły drwa, czerwone
jeszcze, a w komórce unosił się przykry odór spalonej sier ści.
Koczkodanik tyle wycierpiał zdychają c w ogniu, że drobne jego ciałko nie przypominało kształtem zwierzę cia, lecz kawał korzenia węźlastego i skr ę conego; na pyszczku rozwartym, jak gdyby wieszczą cym o śmierci, widniała krwawa piana, łzyciek ły jeszcze z oka.
— Kto to zrobił? — spytał cesarz.Guwerner odpowiedzieć nie śmiał, obaj tedy milczeli, zasmuceni, gniewni.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
25/347
Nagle ciszę tę przerwał czyjś lekki kaszel wydobywają cy się z mrocznego k ą ta zanimi. Jego Cesarska Mość obejrzawszy się postrzegł Filipa: infant, ubrany czarno odstóp do głów, ssał cytrynę .
— Don Filipie — rzek ł — chodź tu i pok łoń mi się ! Infant ani się ruszył i tylko popatrywał na ojca
lę kliwie i z całkowitą oboję tnością .
— Tyś to spalił tutaj to zwierzą tko? — zagadnął cesarz.
Infant spuścił głowę . A cesarz:
— Skoro byłeś na tyle okrutny, żeś to uczynił, miej chociaż odwagę się przyznać.
Na to infant ani słowa.
Jego Cesarska Mość wyrwał mu cytrynę , cisnął ją na ziemię i był by sprał infantaszczają cego ze strachu, gdyby arcybiskup nie zatrzymał monarszej r ę ki szepną wszy:
— Jego Książę ca Wysokość bę dzie kiedyś z zapamię taniem palił heretyków.
Cesarz uśmiechnął się i obaj wyszli zostawiają c infanta samego z mał pk ą .Ale inni, nie bę dą c bynajmniej mał pami, umierali w płomieniach.
XXIII
Nadszedł listopad przynoszą c zimność lodowatą , wśród której dychawiczni
charkają flegmą do syta. To tak że miesią c, kiedy chłopcy baraszkują gromadnie po polach brukwi, kradną c ile wlezie ku wielkiej złości wieśniaków, którzy daremniegonią ich z widłami i kijami.
Owóż jednego wieczoru Sowizdrzał wracają c z takiej włóczę gi posłyszał tuż obok, w załomie płotu, skomlenie. Nachyliwszy się zobaczył psa leżą cego na kupiekamieni.
— A cóż ty, psino, robisz tutaj tak późno? — rzek ł.
Pogłaskawszy zwierzę uczuł pod r ę k ą grzbiet zmoczony, a myślą c, że pieskautopić chciano, przytulił go, żeby rozgrzać.
W drzwiach domu powiedział:
— Przynoszę rannego, co z nim zrobić? — Opatrzyć — odpar ł Claes.
Sowizdrzał położył psa na stole. Claes, Soetkin i Dyl ujrzeli w świetle lampyluksemburskiego gryfonka z poranionym grzbietem. Soetkin obmyła rany,nasmarowała maścią i owią zała lnianym płatkiem. Sowizdrzał zaniósł zwierzą tko doswojego łóżka, choć Soetkin chciała je wziąć do siebie lę kają c się , jak powiadała, bySowizdrzał, co zawsze wiercił się w betach niby diabeł w kropielnicy, nie skrzywdził gryfonka przez sen.
Ale Sowizdrzał postawił na swoim i tak skutecznie kurował zwierzą tko, że potygodniu pacjent uwijał się raźno, okazują c wielk ą butę — małym pieskom właściwą .
Schoolmeester, czyli bakałarz, nazwał go Tytus Bibulus Schnouffius: Tytus — na pamią tk ę pewnego zacnego rzymskiego cesarza, który chę tnie w dom psy bezpańskie
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
26/347
przyjmował; Bibulus — jako że piesek przepadał, niczyim opój urodzony, zabruinbierem; Schnouffius — albowiem wę szą c wtykał cią gle nos w szczurze i krecienory.
XXIV
Przy końcu ulicy Najświę tszej Panny rosły naprzeciw siebie, po dwóch stronachgłę bokiej wody, dwie wierzby.
Sowizdrzał przecią gnął mię dzy nimi linę , na której w niedzielę po nieszporachtańcował dość zr ę cznie, by tłum wagabundów oklaskiwał go i chwalił głośno. Poczym zeskoczywszy na ziemię okr ążył wszystkich z miseczk ą , która wnet napełniła
się pienię dzmi, lecz on wysypał je w fartuch Soetkin, zatrzymują c dla siebie jedenaście groszy.
Nastę pnej niedzieli chciał znów zatańczyć na linie, lecz kilku małych nicponiów,zazdroszczą c mu zr ę czności, nacięło ją — i Sowizdrzał, wykonawszy kilka skoków,chlupnął w wodę , albowiem sznur pę k ł.
Gdy płynął do brzegu, nicponie, którzy sznur nacię li, poczę li wołać:
— Gdzież twoja zwinność niezawodna, Sowizdrzale? To nie dasz nura na dnostawu, tancerzu nieoszacowany, by karpie nauczyć tańca?
A Sowizdrzał wyszedłszy z k ą pieli i otrzą sają c się krzyknął donośnie, chłopcy bowiem oddalili się w obawie przed cię gami:
— Nie bójcie się nic! Bą dźcie tu w niedzielę , a pokażę wam sztuki na linie i podzielę się z wami zarobkiem.
W niedzielę nicponie sznura nie przecię li, a tylko sprawowali czaty, by ktoś gonie ruszył, jako że zebrała się ciż ba wielka.
Sowizdrzał rzek ł im:
— Niech każdy z was da mi swój trzewik, mały czy duży, wezmę je i założę się ,że bę dę tańczył.
— Co dostaniemy, jeśli przegrasz? — zapytali.
— Czterdzieści miarek bruinbieru — odpowiedział — a jeśli wygram, dacie mi
sześć groszy. — Zgoda! — odparli.
I każdy dał mu swój trzewik. Sowizdrzał włożył je w fartuch, który miał na sobiei z tym ciężarem tańcował na linie — choć nie bez trudu.
Psotnicy zawrzasnę li stoją c na dole:
— Gadałeś, że bę dziesz tańcował w naszych trzewikach, włóż je przeto idotrzymaj zak ładu!
— Nie mówiłem, że włożę wasze trzewiki, ale że wezmę je ze sobą i tańczył bę dę . Owóż tańczę , a one ze mną , w moim fartuchu. Nie widzicie? Po cóż tedywybałuszacie żabie ślepska? No, płacić mi sześć groszy!
Lecz oni wygwizdawszy go wrzasnę li, by zwrócił im trzewiki.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
27/347
Sowizdrzał jął ciskać jeden po drugim, na kupę . Wynik ła z tego bójka zaciek ła,żaden bowiem nie mógł poznać swojego trzewika i wziąć go z kupy nie powaśniwszysię z drugim.
A Sowizdrzał zlazł z drzewa i pokropił walczą cych — bynajmniej nie wodą .
XXV
Mają c lat pię tnaście infant pałę dał się , jak to u niego było w zwyczaju, pokorytarzach, schodach i komnatach ziarnkowych. Ale najczęściej widywano go, jakczyhał nie opodal pomieszkań fraucymeru, aby psuć robotę paziom, co podobnie jakon czatowali w korytarzach niby koty. Inni na dziedzińcu zadar łszy nos w gór ę
wyś piewywali czułe romance.Słyszą c to infant wychylał się z okna i straszył biednych paziów, bo miast
bogdanki słodkich oczu widzieli jego pysk blady.
Była mię dzy dwórkami szlachcianka flamandzka z Dudzeele pod Damme; ciało jej przyrównał byś do ślicznego owocu, bo, ję drne i w miar ę dojrzałe, wabiłosoczystością , a i liczko miała cudne: oczy zielone, włosy rude, całe w drobniusieńkjch
puklach, lśnią ce niczym złoto. Wesołego też była humoru, a w miłości zagrzewają csię łacno, przed nikim nie taiła afektu do pewnego fortunnego pana kondycjiwysokiej, który w jej pię knych włościach korzystał z niebiańskiego przywilejunieskr ę powanych amorów. Był i tu jeden pan urodziwy i dumny, którego kochała.
Nawiedzała go co dnia w oznaczonej godzinie — Filip zw
ę szy
ł to.Usiadłszy pod oknem na ławce wpatrywał się w ową damę bacznie, gdy
przechodziła. Wyk ą pała się akurat, oko jej płonęło, usta rozchylały się miluchno, idą cszeleściła ś piewnie suknią z żółtego brokatu. Infant nie podnoszą c się z ławy rzek ł:
— Nie mogłabyś, mościa pani, zatrzymać się na moment?
Niecierpliwa niby klacz, któr ą zatrzymano w skoku, gdy biegnie do pię knegoogiera r żą cego na błoniach, odpowiedziała:
— Każdy tutaj musi być waszej książę cej wysokości powolny.
— To siadaj, mościa pani, przy mnie.
Za czym spoglą dają c na nią chutliwie, a zarazem surowo i chytrze, ozwał się :
— Wyrecytuj, mościa pani, Pater po flamandzku; nauczono mnie kiedyś, alemzapomniał.
Nieboraczka jęła tedy odmawiać Pater, on zaś przerywał strofują c, aby nieklepała zbyt szybko.
Tak to zmusił biedulę , aby wyrecytowała ojczenaszów dziesięć — gdy ją właśnie piliło do całkiem innych pacierzy.
Po czym jął prawić dusery: mówił jej, że ma włosy pię kne, płeć rumianą , oczyświetliste — ale nie odważył się wspomnieć ani o pulchnych ramionach, ani o piersikr ą głej, ani o niczym takim.
Gdy są dziła, że już odejść może, i rozglą dała się po dziedzińcu, gdzie czekał jejkochanek, Filip zapytał, czy wie dobrze, jakie są cnoty niewieście.
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
28/347
Że zaś nie odpowiadała w obawie przed pomyłk ą , wypalił jej kazanie i takzakończył:
— Cnoty białogłowskie to czystość, dbałość o honor niewieści i życie skromne.
Doradził jej też, aby odziewała się przyzwoicie], kryją c wdzię ki bardziej
osobiste. Skiną wszy potakują co głową , odrzek ła: — Oby kochanka WaszejHiperborejskiej Wysokości spowijała się raczej w dziesięć skór niedźwiedzich niźli włokieć muślinu.
I zeźliwszy go tą odpowiedzią czmychnęła, kontenta.
A jednak płomień młodości zapłonął też i w piersi infanta, lecz nie był to ów płomień gor ą cy, który silne dusze przywodzi do znakomitych czynów, nie był to i płomień łagodny, co tkliwe serca do łez przywodzi — był to płomień ciemny, z piek łarodem, gdzie na pewno rozniecił go szatan. I jarzył się w stalowych oczach Filipa tak,
jak zimą księżyc lśni w szybach trupiarni. I okrutnie go palił.
Czują c, że nie kocha nikogo, biedny mruk nie śmiał nadskakiwać damom; lazł tedy do ustronnej komórki albo do ciasnej komnatki bielonej wapnem, oświetlonejwą skimi oknami — a że tutaj zwykle żar ł ciastka, muchy zlatywały się hurmem iżar ły okruchy. A pan infant, pieszczą c sam siebie, rozgniatał owady wolno,systematycznie, wspar łszy głowę o szyby — zabijał je setkami, dopóki palce niezaczęły mu dr żeć, zmę czone krwawym zaję ciem. I smakował szkaradnie w tejokrutnej rozrywce, albowiem lubieżność i okrucieństwo to dwie ohydne siostry.Opuszczał tę kryjówk ę smutniejszy niźli wprzódy, a kto żyw uciekał, jeśli mógł,
przed tym książę ciem o licach tak wybladłych, jakby karmił się grzybkami pienią cymi się w ranach.
I cierpiał boleściwy książę , bo złe serce — to boleść.
XXVI
Pię kna szlachcianka wyruszyła jednego dnia z Valladolid, zdążają c na swójzamek Dudzeele, we Flandrii.
Oto co zobaczyła jadą c przez Damme w kompanii grubego szafarza: pod muremchałupy siedział pię tnastoletni wyrostek i dął w kobzę . Naprzeciw niego piesek rudy
nie gustują c widać w tej muzyce — wył melancholijnie. Słońce świeciło jasno. Obokwyrostka stała miluchna dziewuszka zaśmiewają c się , gdy tylko pies zawył żałośniej.
Pię kna dama i gruby szafarz popatrzyli mijają c chałupę : Sowizdrzał dął, Neleśmiała się , a Tytus Bibulus Schnouffius wył.
— Szkaradniku — rzek ła dama do Sowizdrzała — czemuż drażnisz tego biednego rudzielca? Niech lepiej wyć przestanie.
Ale Sowizdrzał, spoglą dają c na nią , tym dzielniej zadął w kobzę . A BibulusSchnouffius zawył melancholiczniej, a Nele roześmiała się jeszcze głośniej.
Szafarz rozsierdziwszy się powiedział do damy wskazują c Sowizdrzała:
— Gdybym natar ł pochwą rapiera to nę dzarskie nasienie, przestałoby dudlić.
Sowizdrzał zerkną wszy na szafarza nazwał go, dla bandziocha potężnego, JanemPapzakiem i znów jął dąć w kobzę . Szafarz podążył ku niemu wygrażają c pięścią ,
-
8/15/2019 Coster Charles Theodore Henri de - Przygody Dyla Sowizdrzała
29/347
lecz Bibulus Schnouffius poskoczył i użar ł grubasa w łydk ę ; przewrócił się tedy zestrachu, wrzeszczą c:
— Ratunku!
Dama uśmiechnęła się do Sowizdrzała i rzek ła:
— Nie mógł byś, kobziarzu muzykalny, powiedzieć mi, czy nie odmieniła się droga wiodą ca z Damme do Dudzeele?
Sowizdrzał, nie przerywają c muzyki, skinął głową i spojrzał na damę .
— Czemuż to przyglą dasz mi się tak bacznie? — spytała.
Lecz on, wygrywają c cią gle, wybałuszał oczy, jakby porwany zachwyceniem.
Rzek ła wię c:
— Nie wstyd ci, młokosie, spoglą dać tak na białogłowę ?
Sowizdrzał, zarumieniwszy się trochę , zadął znowu i spojrzał jeszczenatarczywiej.
— Pytałam cię — podjęła — czy nie zmieniła się droga z Damme do Dudzeele? — Nie zieleni się już, odk ą d pozbawiłaś ją szczęścia noszenia cię , pani — odpar ł
Sowizdrzał.
— A może byś mnie poprowadził? — zagadnęła dama.
Ale Sowizdrzał jak siedział, tak siedział i tylko gapił się na damę . Ona zaś, choć pokazał jej się jako wielki wartogłów, złożyła wszystko na karb młodości i przebaczyła mu łacno. Wstał i skierował się do domu.
— Dok ą dże to? — spytała.
— Idę odziać się w najpię kniejsze suknie.
— Idź! — przyzwoliła dama.
I siadła na ławie przy progu; szafarz usiadł obok. Chciała pogawę dzić z Nele,lecz Nele ani dudu; była zazdrosna.
Sowizdrzał wrócił umyty, odziany w barchet. Zacnie nasz chłopak prezentował się w tym niedzielnym stroju.
— To naprawdę odchodzisz z tą pię kną damą ? — spytała Nele.
— Wrócę niebawem — odpowiedział Sowizdrzał.
— A gdybym tak poszła miast ciebie? — zagadnęła Nele.
— O nie, zbyt wielkie na gościńcu błoto — odrzek ł.
— Czemuż to — spyta
ła dama, zniecierpliwiona i równie
ż zazdrosna — czemu
ż to, dziewczyneczko, chciałabyś go zatrzymać?
Nele na to ani słowa i tylko łzy ciężkie trysnęły jej z oczu; spojrzała na pię kną damę ze smutkiem i złością .
I w czwor