Copernicus 01/2015

12

description

Gazeta I LO im.M.Kopernika w Będzinie.

Transcript of Copernicus 01/2015

Page 1: Copernicus 01/2015

12

copernicus | grudzień 2015rozmaitości

Wojna trzech StolicA miało być tak pięknie w tym iraku… gdy już się wyda-wało, że sytuacja jest pod kontrolą wszystko nagle szlag trafił. dlaczego?

dawid tomczyk

Historia zaczyna się od amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 roku z po-wodu rzekomych powiązań tego kraju ze wspieraniem terrorystów. Inwazja się udała i Saddam Husajn stracił władzę nad państwem. Wszystko było dobrze, aż do momentu gdy spytano „co dalej”? Zdestabilizo-wany i zniszczony przez wojska demokracji Irak nie mógł samoistnie funk-cjonować bez rozlewu krwi. Nastąpił wtedy proces „stabilizacji” kraju, który trwał, aż do 2010 roku gdy ostatnie wojska Stanów Zjednoczonych opuściły Irak zostawiając po sobie większy burdel, niż był wcześniej. Wtedy nowo posadzony rząd kontrolowany przez Szyitów zaczął mścić się na Sunnitach, mieszkających w północnej części państwa. Po licznych aresztowaniach i represjach, w 2014 roku wybuchła rebelia, która później przerodziła się w ISIS. Swoją część dodali, także Kurdowie, którzy krótko po buncie dżihady-stów, opanowali region Kirkuku. I tak Irak został nieoficjalnie podzielony na trzy części. Do dzisiaj ludność tego kraju jest podzielona między: fanatykami religijnymi z Państwa Islamskiego, nieustępującymi w swym dążeniu do nie-podległości Kurdami i słabym skorumpowanym rządzie Irackim, który uważa, że nękanie mniejszości religijnych to świetny pomysł na rządzenie krajem.Poprzez próbę szerzenia demokracji i wpychania się tam, gdzie nie powinni-śmy pod pretekstem zwalczania terrorystów, stworzyliśmy najniebezpiecz-niejszą organizacje terrorystyczną na świecie, anarchie w Iraku i podsyciliśmy wojnę na tle religijnym na prawie całym bliskim wschodzie. Gratulacje. •

Jak pokonać smoga?od jakiegoś czasu w wielu miejscach w całej polsce ogłasza się alarm smogowy. Kominy fabryczne, samo-chody i palenie śmieciami- czyste powietrze staje się re-liktem. dlaczego smog stał się tak problematyczny aku-rat teraz? czy wcześniej nie było zanieczyszczeń?

przemysław jankowski

Kto jest winny problemowi? Osobniki o nim w kółko gadające. Naprawdę, gdyby nie ta cała banda ekologów ludzie żyli by spokojniej. Wciąż dusiliby się dymem, ale nie denerwowaliby się zagrożeniem nowotworem czy bólem głowy (zwykła migrena, też mi coś). Szczęśliwa rodzina jedząca zupę przy stole w swoim przytulnym, dwupokojowym mieszkaniu w Krakowie rozma-wiałaby o wspaniale spędzonym dniu w kolejce w przychodni albo spłacaniu kredytu zaciągniętego przez familię mieszkającą w domku obok bloku, a nie o zanieczyszczeniach.Problemem nie jest problem, tylko sposób w jaki się o tym problemie mówi i ile się mówi. Weźmy na przykład Greków- przypłynęli emigranci, odpłynął kryzys. Czy kryzys zniknął? Nie, po prostu przestano o nim mówić, stał się nieważny. W Polsce liczba bezrobotnych w świadomości społeczeństwa jest wprost proporcjonalna czasowi, jaki poświęca się im w mediach. Afera pod-słuchowa, matka małej Madzi, aborcja, pedofilia wśród księży- o powadze powyższych problemów świadczy jedynie to, ile się o tym mówi. Jest prob-lem i za chwilę go nie ma, ludzie zapominają i są głodni nowych problemów. Podobnie z kogoś szarego można zrobić czarną albo białą postać, jeśli się bę-dzie mówiło się tylko o czarnym albo tylko o białym jego obliczu. Na przykład wymyślona przeze mnie teraz, nie bazująca na żadnej prawdziwej osobie postać polityka, Ronalda Swetra, który założył partię w fikcyjnej nacji Polan-dii. Przed wyborami mówiło się, że w nim nadzieja, bo w przeciwieństwie do władzy jest on mądrym, pomysłowym, antysystemowym przyjacielem przedsiębiorców i pracowników. Gdyby mówiono o tym, że nosił teczki lu-dziom z których tworami chce walczyć, wziął na swoją partię kredyt w banku, a jedynkami na jego listach są ludzie z ugrupowań z którymi on walczy- nie odniósłby sukcesu. W całym czasie antenowym (większym od czasu poświę-conego partii rządzącej i największej partii opozycyjnej) mu poświęconym nie było mowy o nim jako problemie, jego partia była przedstawiona jako nadzieja, a nie jako problem. Na szczęście to postać wymyślona przeze mnie, więc się drodzy czytelnicy nie obawiajcie, że ktoś taki istnieje i że ktoś na niego głosuje. Nie mówienie o problemie jest dobre na wszystko. Nie rozwiązuje go, ale sprawia, że znika. Nie buntuj się! Widzisz problem? Odwróć wzrok. Zachowuj-my się tak, jakbyśmy nie byli śmiertelni, wmawiajmy sobie, że to co zjedliśmy było faktycznie tym, co nam się zdawało, że świadomie kupiliśmy w sklepie spożywczym; to, czym oddychamy było tlenem, a głód, wojny, gwałty, zanie-czyszczenia, korupcja, wyzysk człowieka przez człowieka i szkolne dyskoteki z muzyką Gangu Albanii w ogóle nie istniały, a świat stanie się lepszym miej-scem. Co prawda tylko w naszych głowach, ale dla nas to bez znaczenia. Uda-wanie, że problemu nie ma albo udowadniane, że problem jest, tam gdzie go nie ma jest typowym dla nas zachowaniem. To jednak nie problem, bo już o tym nie będę pisał.•

jak zrobić gumikyjzyjak powiedział pewien nieznany wybitny kuharz: Kluski śląskie dobra rzecz, kto nie zaznał ten niech je.

bartek „szeryf” nogielski

Kluski śląskie to tradycyjne danie nie tylko naszego regionu, ale także całej Polski. Idealnie pasują do różnych mięs i sosów i są naprawdę proste do zro-bienia. Pokażę wam jak przygotować dowolną ilość klusek, w których przy-gotowaniu nie liczą się określone ilości tylko odpowiednia proporcja.

Do ich zrobienia potrzebujemy:-ugotowane kartofle(ziemniaki)-kilka surowych kartofli-mąka kartoflana-sól

1.Ugotowane i surowe kartofle należy zetrzeć i wycisnąć z nich wodę za po-mocą gazy lub szmatki.2.Masę należy podzielić na 4 części i ¼ wyjąć a w jej miejsce wsypać mąkę kartoflaną i dodać wyjętą wcześniej masę.3.Należy wyrobić masę na jednolite ciasto i uformować kluski. Potem wrzu-camy kluski do garnka z wodą, do którego wsypujemy kilka szczypt soli.4.Kluski gotujemy do około 4 minut od ich wypłynięcia na powierzchnię.

Tak przygotowane kluski wyśmienicie smakują z pieczenią lub roladą śląską polane sosem mięsnym. Na pewno zasmakują całej waszej rodzinie.

Życzę smacznego.

kto to powiedział?: Zmienię urządze-nie piszące / Masa to masa / Osoby nie są kuliste.... / Użyjcie urządzeń liczących / Wszędzie mamy newtony, co też nas nie zaskakuje.... / Mówię do Karoliny, ale mó-wię do wszystkich.

Page 2: Copernicus 01/2015

2 11

copernicus | grudzień 2015

Na wstępieredakcja

Drodzy czytelnicy! (Bo tani czytelnicy nie kupiliby tej gazetki). Członkowie kopernikowskiego kółka dziennikar-

skiego z dumą informują, że jak feniks z popio-łów, gazeta Copernicus powraca po dwóch latach rozłąki, by na nowo zagościć na auli i jako kon-trabanda w sąsiednich Liceach. W tym numerze Copernicus’a spotkacie się z felietonami naszych redaktorów dotyczących m.in. inności, książek, sytuacji na bliskim wschodzie, wpływem mediów oraz polskich filmów. Ponadto będziecie mogli przeczytać dwa wywiady: jeden z Panią Dyrektor Wandą Zalejską, a drugi z Przewodniczącym Kubą Łykowskim. Natkniecie się również na recenzje albumu „Bone machine” Tom’a Waits’a, ocenę finałowej części James’a Bonda i tekst traktujący o początkach gier. Ujrzycie również młodzieżowe opowiadanie oraz dodającą trochę egzotyki: „Ślą-ską Godkę”. Rozwiążecie także zagadkę „tajemni-czego wideo” wraz z naszym specjalistą od teorii spiskowych. Na sam koniec w ramach bonusu otrzymacie wspaniały i niepowtarzalny przepis na kluski śląskie wyciągnięty z najgłębszych zakamarków piwnicy, śląskiego nacjonalisty. Jak tradycja nakazuje na zakończeniu gazetki znajdą się cytaty miesiąca wypowiedziane przez jastrzę-bi języka polskiego oraz naszych nauczycieli.

Miłego czytania!Redakcja Copernicusa

Copern!cus grudzień 2015 czasopismo i Lo im. M.Kopernika w Będzinie

Redaguje zespół spotkania w każdy piętek po 6 lekcji, opiekun: Błażej Roguz

Kontakt z redakcją: [email protected]

ilustracja na okładce:karolina borowska

paulina armatys jakub dworczyk

martyna markiewicz dawid tomczyk

sara sieradzka wiktoria sulik

przemek jankowski bartek nogielski

PASJE

urządzenie wielkości połowy pokoju dzien-nego zostało stworzone przez Thomasa T. Golds-mitha i Estle Ray Manna i pozwalało dwóm sie-dzącym przed monitorem graczom obserwować samolot – czarną kropkę. Specjalnym pokrętłem kontrolowano drogę lotu i jego prędkość. Pomysł gry zaczerpnięto z pracy radarów. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie tamte emocje.W 1958 roku William Higinbotham skonstruował grę Tennis For Two. W grę tę grało się na ekranie... oscyloskopu. Dopiero w 1971 roku gra o nazwie Computer Space stworzona przez Nolana Bush-nella i Teda Dabneja (późniejszych założycieli Ata-ri Inc.) była inna niż „wędrówki” samotnej czarnej kropki. Pół roku po Computer Space światło dzien-ne ujrzała przełomowa platforma – Magnavox Odyssey – oferująca za sprawą naklejek na tele-wizor możliwość wybrania, czy poruszający się kwadrat jest w danej chwili piłką do siatkówki czy może raczej krążkiem hokejowym.Po następnych sześciu miesiącach pojawił się ka-mień milowy w branży gier wideo –Pong – nie-słusznie uznawany za pierwszą grę komputerową. W 1978 sprzedano ponad 360 tys. egzemplarzy gry Space Invaders, można powiedzieć, „że gry trafiły pod strzechy”.Pierwszą grę na PC Stworzył Bill Gates 30 lat temu w ciągu jednej nocy. Aplikacja nazywała się Donkey BAS i była programem demonstracyjnym napisanym w Basicu, dołączano ją do zestawów IBM PC. W Donkey trzeba było tak jeździć samo-chodem, aby nie zderzyć się z pojawiającymi się tam osłami. Aplikacja umieszczona na dyskietce przetrwała do 1991r, została zastąpiona przez Nibbles i Gorillas.Adventure, to pierwsza komercyjna gra platfor-mowa, była to gra tekstowa, napisana dla syste-mów mainframe.Polska od lat jest w światowej czołówce gier wideo, a zaczęło się to tak: Pierwszą polską grę Puszka Pandory można było ponow-nie kupić w 2012r. w czasie Poznań Game Arena.

Seria była limitowana 100 sztuk, każda podpisana przez jej twórcę Marka Czerniaka, niestety aby w nią pograć trzeba mieć działający komputer ZXZ Spectrum i oczywiście działający magnetofon.30 września 1997 – odbywa się światowa pre-miera pierwszego Fallout-a, postapokaliptycznej gry rpg, która zyskała uznanie fanów na całym świecie za min. swój niepowtarzalny klimat lub genialnie wykreowany świat. Doczekała się dwóch kontynuacji, a w 2008r. przeniesienia w pełne uniwersum 3D. „Jedynka i dwójka” uważane są za jedne z najlepszych gier rpg w historii.21 grudnia 1998 – gracze mogą po raz pierwszy odbyć podróż do „Wrót Baldura” na swoim PC.Premierę bowiem ma „Baldur’s Gate-Wrota Baldu-ra”-gra rpg, którą uznano za jedną z najlepszych swojego okresu oraz w historii. „Wrota” doczekały się kontynuacji oraz kilku dodatków.10 grudnia 1999 – na silniku „Baldura” powstaje „Planescape: Torment”, gra, którą grą momentami nazwać nie można, lecz książką winno się zwać ten twór. „Torment” posiadał jedne z najbardziej rozwiniętych scenariuszy, jedynie seria „Metal Gear Solid” może dorównać mu pod względem

ilości dialogów.18 czerwca 2002 – powstaje „Neverwinter Nights”, klasyczne rpg w pełnym 3D, które op-arte jest na zasadach trzeciej edycji Dungeons & Dragons, gra pozwalała na bardzo przyjemną rozgrywkę multiplayer. Doczekała się kilku dodat-ków, jak i drugiej części, na silniku której powstał później pierwszy Wiedźmin.12 maja 1990 - 01 września 2015 – mająca 15 lat seria „Metal Gear Solid” to japońska satyra polityczna, która opowiada nam historię „Węży różnego stanu skupienia oraz Wielkiego Szefa”(z ang. Solid Snake, Liquid Snake, Solidus Snake oraz Big Boss). Ojcem serii jest Hideo Kojima, któr niedawno odszedł z Konami min. przez politykę firmy. MGS to seria achronologiczna, w której nie ma złych ludzi, każdy walczy o to, w co wierzy, jedni chcą kontrolować ludzkość dla jej dobra, inni chcą ją wyzwolić. Seria dostępna jest głównie na konsolach Sony, z pewnymi wyjątkami.19 maja 2015 – Geralt z Rivii powraca po raz trzeci, w grze, którą okrzyknięto najlepszą grą rpg ostatnich lat. Grafika, soundtrack, scenariusz, świat – to tylko niektóre elementy, które czynią z „Wiedźmina 3” jedną z najbardziej zachwalanych gier polskiego studia CD Projekt RED.Gry zmieniły się drastycznie, od kilku pikseli na ekranie, które wymagały wyobraźni, przez sta-roszkolne rpg, shootery, interaktywne książki lub filmy aż do chwili, kiedy gra przypomina film.Patrząc na zapowiedzi nowych tytułów można od-nieść mieszane uczucia, z jednej strony wszystko rozwija się pod nowe generacje sprzętu, a z dru-giej mamy zanik elementu wyzwania, wszystko jest upraszczane, pojawiają się już gry, które same siebie przechodzą.Jedno jest pewne – gry zmieniały się od zawsze, ich przyszłość nie jest jasno określona i jedynie możemy zgadywać co będzie za 5 czy 10 lat.•

NERDALERTWszystko zaczęło się od jednego piksela. pierwsza gra komputerowa powstała w 1947 roku – crT Amusa-ment device, można w nią było za-grać jedynie posiadając maszynę o tej samej nazwie.

adAM uRBAŃCZYK

foto

: htt

p://

ww

w.w

ikiw

an

d.c

om

Page 3: Copernicus 01/2015

10

copernicus | grudzień 2015 oKłaDKa

3

copernicus | grudzień 2015PaSJE

Książki. Słowo każ-demu znane, a mogą-ce mieć tyle znaczeń. Są źródłem zarówno wiedzy jak i rozryw-ki. Mogą pomóc się odprężyć lub dopro-wadzić do bezsenności. Rozśmieszyć do granic możliwości i przyprawić o potok łez –potrafią wzbudzić każdą z emocji. Możemy się przy nich zarówno dobrze bawić jak i zanudzić na śmierć. Możliwości jest wiele ale to od nas zależy, którą z opcji wybierzemy. A pierwsza decyzja którą na-leży podjąć to czytać, czy też nie? Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową w 2014r. ponad połowa Polaków nie przeczytała żadnej książki w zeszłym roku. Jest to bardzo duży odsetek. Aby zdobyć świeże informacje postanowiłam przeprowadzić ankietę czytelnictwa wśród młodzieży. Muszę przyznać, że wyniki mnie pozytywnie zaskoczyły. Na pytanie, czy „lubisz czytać książki” ponad 80% ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Jest to bardzo dobry wynik, jednakże co piąta osoba zaprzeczyła . Dlaczego? Odpowiedź znają oni sami. Myślę jednak, że wiąże się to w pewnym stopniu z tym, iż nie odnaleźli jeszcze tej jedy-nej. Tej, która motywuje do dalszego czytania. Tutaj wszystko jest sprawą gustu. Jedni sięgną po powieści historyczne, drudzy preferują krymi-nały, a inni będą zaczytywać się w powieściach psychologicznych. Jest to indywidualne, osobiste odczucie, co się nam podoba, a czego wolimy unikać. Dlatego każdy musi wyczuć to sam. Jak?

Metodą prób i błędów. Wielu niestety nie podej-muje wyzwania. Lektury szkolne mnie zanudziły, po co więc mam się dalej męczyć? Książki, które wszyscy polecali, którymi się tak zachwycali, są beznadziejne. Skoro jedna jest nudna, to reszta na pewno też będzie.Jeszcze kilka lat temu sama byłam wielką prze-ciwniczką czytania. To co narzucała podstawa programowa było nudne i niestrawne. Przeczy-tanie choćby jednej strony było istną męczarnią. Tak jak kot nienawidzi wody, tak nienawidziłam książek. Sytuacja wydawała się niezmienna, aż tu pewnego dnia dziwnym zbiegiem okoliczności wpadła mi w ręce jedna z tych papierowych krea-tur. Były to „Tunele” autorstwa Rodericka Gordona i Briana Williamsa. Opowiada ona historię pew-nego chłopca o dość nietypowej pasji, którego życie (oraz życie reszty jego rodziny) zmienia się w ułamku sekundy przez podjęcie jednej złej de-cyzji (a może dobrej?). Początki zawsze bywają trudne. Zaczęłam czytać z wielką niechęcią. Po każdym rozdziale patrzy-łam ile jeszcze do końca. Ale postanowiłam-najpierw przeczytam potem osądzę. Dam radę! Szło mozolnie. Rozdział za rozdziałem. Kartka za kartką. Strona za stroną. Zdanie za zdaniem. Słowo po słowie. I tak trzy dni później siedziałam

na łóżku niewyspana z pięciuset stronnicową książką w ręce i uczu-ciem niedosytu. Chcia-łam więcej. Od tej pory książki stały się przyjaciółmi. Szybkość

mojego czytania powoli zaczęła wzrastać. Lek-tury szkolne, mimo że dalej niekoniecznie pasjo-nujące, przestały sprawiać trudność. Zmniejszyły się również problemy z ortografią (a te miałam niemałe), więc warto jednak poszukać. Jak twierdzą ankietowani książki rozwijają na-sze słownictwo, wzbogacają wiedzę, są miłą odmianą od elektronicznego świata, kształtują nasz charakter, poszerzają horyzonty, są formą spędzania wolnego czasu, pozwalają odpocząć, pobudzają wyobraźnię, przenoszą w inny zu-pełnie nieznany świat, jednocześnie odrywając od codzienności. Osoby czytające książki częściej udzielały dopowiedzi „tak, wszystkie” na pytanie o ilość czytanych lektur szkolnych niż osoby nie-czytające. A to tylko niektóre z ich pozytywnych aspektów. To, co z nich czerpiemy, zależy od tego, co czytamy. A to, co czytamy, zależy od nas sa-mych. W badaniu często wymieniane były takie gatunki jak: fantasy, przygodowe, romanse, biografie, kryminały, powieści detektywistycz-ne, science-fiction, dramaty. Żaden gatunek nie jest lepszy od innego. Nie tylko encyklopedie są w stanie uczyć. Nie tylko fantastyka jest w stanie bawić. Więc weźmy udział w tej wielkiej przygo-dzie. Próbujmy. Szukajmy. Czytajmy! Co? Co tylko chcemy.•

Niedoceniony skarbpaulina armatys czy nieduże sześcianiki z papieru mogą mieć

realny wpływ na nasze życie?

Czy Kopernik czyta książki?postanowiliśmy zapytać uczniów na-szego liceum KTÓre, ile, w jakiej for-mie i czy w ogóle czytają książki. oto wyniki.

Ile książek przeczytałeś od

początku roku szkolnego?

Czytasz szkolne lektury?

Wolisz trady-cyjne książki czy

ebooki?

lubisz czytać książki?

tak

nie

wszystkieniektóre

żadnych

PaPIERebooki

inne

1-3

4-720+

0

8-12

56%

73%15%

12%

ostatnio przeczytanie:„The 100”, Kass Morgan

„Metro 2034”, Dmitry Glukhovsky„Nigdziebądź”, Neil Gaiman

„Assassin’s Creed Renesans”, Oliver Bowden„Bardzo biała wrona”, Ewa Nowak

„Sprzedana”, Sophie Hayes„Tajemne bractwo Pana Benedykta”, Stewart Trenton Lee

„Śmierć na Nilu”, Agata Christie„Bóg nie umarł”, Rice Broocks

„Co nas nie zabije”, David Lagercrantz„Makbet”, William Szekspir

„Niezbędnik obserwatorów gwiazd”, Matthew Quick„Gwiazd naszych wina”, Green John

“Warriors: Forest of Secrets”, Erin Hunter

osobę, która wybija się z tłumu? A co jeśli nie? Inność oznacza tyle, co róż-niący się względem czegoś. Wówczas

inny stanowi tyle, co taki sam. Na przykład, emo według metalowca jest inny, ale też metalowiec staje się inny w oczach emo. Inność może być też buntem przeciwko przyjętym, utartym zasadom. W dzisiejszym społeczeństwie grupy różniące się od ogółu budzą rozmaite uczucia. Od podziwu, że ktoś miał odwagę pokazać się takim, jakim jest i np. nie wstydzi się swojego wyglądu, do nie-tolerancji. Pojawia się ona wśród osób, które są „przeciętne” i nie potrafią dojrzeć swojej inności. Wiele więc osób boi się bycia innymi. Wolą być

uważani za przeciętnych. Nie chcą być odrzuceni, odtrąceni lub wykluczeni z grupy. Postępują tak, jak większość, mimo że ich poglądy oraz zasady są odmienne, i w głębi duszy nie zgadzają się z nimi. Przykładów takich zachowań jest wiele. Rzeczą, która mnie zbulwersowała, jest fakt, że albino-si w Tanzanii są cenniejsi niż kość słoniowa. Nie chodzi tutaj o to, że są szanowani, czy jakoś lepiej traktowani niż inni. Wiele z nich jest okaleczanych i zabijanych, a z ich ciała robione są amulety. Dzie-je się tam tak, ponieważ tamtejsi ludzie wierzą w magiczną moc albinosów. Kolejną rzeczą, która ostatnio mnie zaszokowała, było zachowanie mo-jego znajomego - Karola, z którym czekałam na

lotnisku. Lot opóźniał się i minęło dużo czasu, aż samolot wylądował. Kiedy wyczekiwana maszyna nareszcie przyleciała, po kolejnych kilkudziesię-ciu minutach zza rozsuwanych drzwi wyłonił się mały mulatek ze swoją białą mamą. Karol, widząc chłopczyka, wskazał na niego palcem i powiedział, śmiejąc się „Patrzcie, czarnuch!”. Zrobiło mi się głupio z powodu jego zachowania i tym bardziej chciałam zapaść się pod ziemię, kiedy ciemne oczy chłopczyka popatrzyły prosto na mnie. W sercu mam cichą nadzieję, że chłopczyk nie znał dobrze polskiego i nie zrozumiał słów Karola. Tym bardziej musi to boleć, kiedy nie dość, że ludzie wytykają cię palcami, to jeszcze musisz słuchać obraźliwych słów na swój temat. Na szczęście wiele autorów podejmuje temat inności. Najlepiej obrazują to słowa Wisławy Szymborskiej ujęte w wierszu „Nic dwa razy”. Mówią one, że wszyscy „różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody”. Mimo, że brzmi to paradoksalnie, oznacza to, że każdy z nas jest ponadprzeciętny.•

JaK PłaTKI ŚNIEGUsArA SIERaDZKa słowo „inność” jest bardzo modne we współczesnej

literaturze. posiada ono szerokie znaczenie dotyczące różnych aspektów życia. Ale co tak naprawdę oznacza termin „inność”?

foto

: htt

p://

am

ols

isso

.blo

gsp

ot.

com

33%

4%

81%

19%

11%

56%

4%

11%18%

Page 4: Copernicus 01/2015

oKłaDKa

4

copernicus | grudzień 2015

9

copernicus | grudzień 2015

Pochodza z Siemianowic Śląskich (jak nie wiesz kaj to je to wysznupej se na internecie) a je to fest fajne miasto. Momy basyn, balplac i nawet kino „Tęcza”. Uwielbiom naszo śląsko godka i postarom się żeby i wom sie spodobała.Zaczna od wica na humor.Dwóch młodych synków przyjeło sie na gruba Jedyn pada do drugiego:– Te chopie, na któro mosz zmiana?– No na pirwszo– Pierona, a ja chybo mom na nocka, bo mi lampa dali.Moga wom pedzieć, że Gorol i Hanys som jak dwa plemiona z Afryki i kożdy z nich uważo, że ten drugi jest ten ajnfachowy. Oddzielo ich naturalno granica w postaci Brynnicy i Przem-szy, która od Czechów po rozbiory Polski zawsze oddzieloła górny Śląsk. Co do populacji Hanysy zostały daleko w tyle, co do Goroli kierych jest łobecnie ponad 7 mld. Łod końca II wojny kożdy, kto przekraczoł granica słyszoł hasła „Hanysy do Niemiec” lub „Gorole na Zagłębie”, wnioskując z tego idzie pedzieć, że byli jak ogiyń i woda. Hanys myśloł, że gorole nic nie robią i ino siedzą we swoich chałupach, a gorol uważoł, że Hanys wiecznie pije i miyszko na grubie a na powierzchnia wyłazi ino po to żeby się luftnąć. Najgorszym wrogiem Hany-sa jest Sosnowiczanin, z którego chichra sie na kożdym kroku i przypisuje mu nieszczęścia takie jak pana w kole.Przejyżdżo gorol na rowerze przez most na Przymszy. Nagle chycił pana we kole. Widzi go jedyn Hanys a pyto sie:– Co, pana?Na to gorol:– Tak, mojeŁopowiem wom teroz ło moim normalnym dniu. Rano wsta-ja i jem se na śniadanie tako fest dobro klapsznita ze kyjzą i szałotem. Potym ida na autobus i jada do szkoły. W szkole słuchom rychtig fojnych rechtorów i godom ze swoimi kum-plami. Kiery już wróca do chaułpy to ida z kumplami na basyn albo idymy se pojeździć na kołach. A łod czasu do czasu jak chaułpa bydzie wolna to idymy na srogo parapetowa. A ty, co robisz we chałupie?

SłoWNIK DLa łoPoRNYCH:chaułpa – dom gruba – kopalnia kyjza – serszałot – sałata klapsznita – kanapka gorol – człowiek niepochodzący ze śląska wic – żartgumiklyjza – kluska

Gorol, Hanysdwa bratankiBartek „szeryf” Nogielski

Witom wos wszystkich w noszym nowym cajtongu. Jako że jożech jest tukyj nowy, to sie wom przedstawia. na imię mom Bartek i łaża do szkoły im.Kopernika.

ILUSTRACJE POCHODZą Z KSIąŻKI „Ślónsko godka. Ilustrowany słownIk dla Hanysów I gorolI” autorstwa Joanny FurgalIńskIeJ ORAZ PORTALU www.gryFnIe.pl, KTóRy POLECEMy JAKO JEDNOZ NAJLEPSZyCH IEJSC DO ZAPOZNANIA SIę ZE GóRNOŚLąSKą KULTURą.

Wszystko zaczęło się na początku mają tego roku. Do biura pewnego szwajcarskiego blogera przesłano płytkę z tym właśnie filmem i tytułem napisanym właś-nie na niej. Identyczną sytuację miał pewien Hiszpan, którego dziewczyna znalazła to samo wideo na ławce w parku. Co do samego wideo, jest pełen ukrytych ko-dów i informacji. Przez całą długość filmiku pojawiają się kody binarne. W pewnym momencie postać unosi rękę i pokazuje dłoń. Widać na niej jakieś światełko, prawdopodobnie jest to znane graczom logo z konsoli Xbox. Jest to kolejny kod. A dokładniej jest to alfabet Morse’a. Są to koordynaty Białego Domu w Waszyng-tonie. Jeśli odpowiednio „pomajstrujemy” z obrazem, gdy widać charakterystyczne „ścinki”. Ujawni nam się też napis: „you are already die”. Można to traktować jako grozbe dla odbiorcy. Również z jednego z kodów da się odczytać groźbę: „Kill the president” (chyba sami się do-myślacie, co to znaczy). Tajemnicza postać przekazuje nam również coś o piątkach trzynastego. W tym roku były takie trzy. Znacie powiedzenie „do trzech razy sztu-ka”? Zapewne tak. A wiecie kiedy był ostatni i zarazem trzeci piątek trzynastego w tym roku? Tak, 13.11.2015r.

Wtedy właśnie odbyły się ataki terrorystyczne we Fran-cji. Czyżby autor wideo coś wiedział? Może to on za tym stoi? Albo chciał nas przed tym ostrzec? Ale czemu nie powiedział tego wprost, tylko zmarnował czas na wy-myślanie zagadek? Odpowiedź jest prosta. Gdyby po-wiedział to wprost, nikt by się nie przejął i uznano by go za wariata. Teorii jest wiele. Jedne mówią, że to zapo-wiedź końca świata lub „czegoś wielkiego”. Inne powia-dają, iż jest to zapowiedź filmu na podstawie powieści Dana Browna. Mogą to też być informacje, że Iluminaci chcą się nam ujawnić. Ale kim jest ta postać? Gdy na nią spojrzymy, dostrzeżemy zakapturzoną postać z charak-terystycznym dziobem kojarzonym z epidemią dżumy. Ktoś obliczył, że postać mierzy ok. 160 cm. Tu nasuwa się kolejna teoria. Może być to DJ Skrillex, który słynie z podobnych zachowań. Chciał prawdopodobnie wypro-mować swój nowy album. Ale to najmniej możliwa wer-sja. Dlaczego? Bo nakręcono to w Polsce. A dokładniej w Warszawie, w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym „Zofiowka”. A gdyby Skrillex zagościłby w naszym kra-ju, dowiedzielibyśmy się tego od razu. To już na razie wszystkie informacje o tej sprawie.•

PaSJE

na pewno wiele osób czekało na premierę naj-nowszego filmu o 007, który miał być zwieńczeniem trylogii z udziałem Daniela Craiga. Poprzeczka była wy-soko zawieszona, biorąc pod uwagę, iż jest to ostatnia (przynajmniej na razie) część. Czy aby na pewno udało się wycisnąć z 007 wszystko, co najlepsze?Próba powiązania wszelkiego zła świata z jedną organi-zacją nie do końca wypaliła głownie przez kiepsko wy-jaśnione nawiązania do poprzednich części, w których połapał się tylko ten, który obejrzał je od deski do de-ski. Aktorzy świetnie poradzili sobie z rolami nie licząc pani Lei cośtamcośtam, która próbowała grać miłość Bonda. Ja tej postaci po prostu nie wyczułem, była po prostu sztuczna. Dobrze Bondowi zrobiło zwiększenie roli Q i M, którzy zostali bohaterami drugoplanowymi a nie tylko epizodycznym, pojawiającymi się na począt-ku i końcu by zadać i pogratulować wykonania zadania. Dla film zasługuje na solidne 8/10, ale szkoda, że to nie doskonałe zwieńczenie „craigowskiego” Bonda.•

Bone MaCHINEniezrozumiała, PIĘK-Na, prosta muzyka.przemex Jankowsky

Bone Machine” polecam każdemu, ktoś szuka niezrozumiałej, prostej muzyki, wąskiej gamy różno-rodnych dźwięków, przyjemnego, kaleczącego uszy wokalu i skomplikowanej osobowości zawartej w po-staci prostego pijaka. Połączenie muzyki industrialnej, gospel, awangardowej, country, folku, jazzu, pre-rocka i bluesa nie każdemu przypadnie do gustu, ale Waits nie ma zamiaru nikomu się przypodobać (mimo tego album zdobył nagrodę Grammy). Można powiedzieć, że wśród tego okropnego darcia mordy, chaosu i wy-skakujących nie wiadomo skąd dźwięków, nie ma ani jednej dobrej piosenki lub że wśród tego wspaniałego darcia mordy, chaosu i wyskakujących nie wiadomo skąd dźwięków nie ma złej piosenki. Przesłuchanie „Bone Machine” to najlepszy sposób, by przekonać się na własnej skórze, czy artysta nas przerazi, czy urzek-nie. Nie dla każdego, jeśli jednak się zakochasz, to bę-dziesz pewny, że Waits stworzył swoje dzieła specjalnie dla siebie. Doceniłby jednak, że i Ty go doceniasz.•

PoLSKIE FILMY PaSIKoWSKI, KoTERSKI,I KTo JESZCZE?JAKuB DWoRCZYK

Kiedyś polski film kojarzył się z czymś dobrym. Świetne scenariusze, reżyseria, produkcja. Obecnie większość polskich filmów to gnioty. Jednak kilka tytu-łów warto obejrzeć. Po pierwsze „Psy” w reżyserii Pa-sikowskiego. Nie zwracajcie uwagi tylko na niecenzu-ralne słowa ale też na głębszy przekaz zawarty w tego typu filmach. Po drugie filmy Marka Koterskiego „Nic Śmiesznego” (1997) oraz „Dzień Świra” (2002). Opi-weści o życiowym nieudaczniku Adamie Miauczyński niezadowolony ze swojego życia. W filmie z 1997 jest on reżyserem który po swojej śmierci opowiada o swo-im życiu, o porażkach, o dzieciństwie, o kobietach. W „Dniu świra” Miauczyński jest polonistą. Akcja dzieje się w przeciągu jednego dnia przepełnionego chorymi sytuacjami, z których możemy się śmiać i zobaczyć sa-mych siebie. W ogóle to polecam wam filmy z takimi aktorami jak Marek Kondrat, Bogusław Linda, Cezary Pazura, Jerzy Stuhr czy Jan Nowicki. Zobaczycie je i uznacie, że są lepsze od nowych produkcji.•

NoWY 007 odejście z ukłonem, czy ze zgonem?Bartek Nogielski

01101101 Zjawiska paranormal-ne i teorie spiskowekamil brzeszcz

pewnie wielu z was zastanawia tytuł tego artykułu. Jedni widzą tylko ciąg zer i jedynek. inni ko-jarzą sobie kod binarny. i mają rację. Można go przetłumaczyć jako hiszpańskie słowo „muerte”, oznaczające śmierć. Ale zacznij-my od początku tej historii.

foto

: htt

p://

ww

w.r

zecz

ov

nik

.pl/

foto

: htt

p://

theq

uie

tus.

com

/

Foto

: fd

b.p

l

Page 5: Copernicus 01/2015

8

copernicus | grudzień 2015 oKłaDKa

5

copernicus | grudzień 2015Na aULi

Jest Pani już 3 lata dyrektorem tej szko-ły. Pamięta Pani swój pierwszy dzień, w którym objęła Pani to stanowisko?Pamiętam i nie ukrywam, że to było dla mnie bardzo trudne, ponieważ przyszłam do szkoły z zewnątrz. Pracowałam w innej instytucji i było to dla mnie ogromnym wyzwaniem. Nie znałam tutaj nikogo poza panią Grażyną Szewczyk i panią Ewą Stopą. Przyszłam do szkoły pełna obaw tego, co przede mną, ale również pełna energii i optymizmu.Czy oprócz bycia nauczycielem i dyrekto-rem, jest Pani jakoś dodatkowo związana ze szkołą?Od chwili kiedy objęłam funkcję dyrektora I LO w Będzinie, bardzo identyfikuje się właśnie z tą szkołą i dbam o to, aby była najlepszą szkołą w powiecie. Nie ukrywam, że to właśnie ta szkoła jest najbliższa mojemu sercu, chociaż sama je-stem absolwentką I LO ale w Dąbrowie Górniczej.Praca z dziećmi potrafi być ciekawa. Dlacze-go więc wybrała Pani naukę w liceum, a nie w innych typach szkół?Z bardzo prostej przyczyny. Uczę chemii, a chemia to przedmiot realizowany w gimnazjum, albo liceum. Więc nie miałam tutaj dużego pola manewru (śmiech).Co Pani ceni w uczniach naszej szkoły?Przede wszystkim cenię kreatywność naszych uczniów i ich otwartość. Doceniam to, że są bar-

dzo aktywni, planują i chcą realizować projekty nie tylko dla siebie ale również dla szkoły i śro-dowiska. Nie ukrywam, że bardzo często jestem zaskakiwana ich różnymi pomysłami.Czy chciała by Pani coś jeszcze zmienić w naszej szkole?Myślę, że radykalne zmiany nie są potrzebne. Szkoła to instytucja, która powinna gwarantować ciągłość funkcjonowania. Jeżeli pewne procedury i działania są dobre i sprawdzone to należy je kontynuować. Nie ma sensu ich zmieniać tylko po to, żeby „coś” zmienić. Należy jednak pamiętać, że świat idzie do przodu. W związku z powyższym musimy w swojej pracy uwzględnić zmieniającą się rzeczywistość, po to aby szkoła spełniała oczekiwania, potrzeby i aspiracje młodzieży. Spotykam się z opinią, że im nowsze poko-lenie, tym większą ono posiada wiedzę, ale tym bardziej jest pozbawione uczuć. Czy Pani może się z tym zgodzić?Absolutnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Uczucia są ważną częścią ludzkiej natury, a nasi uczniowie to osoby o dużej wrażliwości i okre-ślonej hierarchii wartości. Wszystko co dzieje się w szkole jest podporządkowane uczniom. Wysoki poziom nauczania, który gwarantuje nasza

szkoła, jest bardzo ważny, ponieważ umożliwia realizację planów życiowych młodzież. Mamy jednak świadomość, że inteligencja emo-cjonalna ma ogromy

wpływ na sukces życiowy. Bez sfery uczuciowej nie sposób zrozumieć innych ludzi, ani wejść z nimi w relacje, co jest bardzo ważne w dorosłym życiu. Dlatego tworzymy warunki do wszech-stronnego rozwoju każdego ucznia nie zapomi-nając o dobrym klimacie i pozytywnych relacjach międzyludzkich.Mogła by Pani coś jeszcze dodać dla naszych czytelników.Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłaś. Mam nadzieję, że wszyscy uczniowie począwszy od pierwszej do trzeciej klasy odnaleźli się tutaj i nasza szkoła spełnia ich oczekiwania. Być może dzisiaj, kiedy musicie uczyć się bardzo dużo postrzegacie szkołę jako „uciążliwy” obowiązek - ale to z czasem się zmieni. Jestem przekonana, że uczniowie będą mile wspominać naukę w liceum, doceniać wartość zdobytej wiedzy, ale również wyjątkowość tej szkoły. Bo nie tylko wiedza teoretyczna jest ważna, ale również wychowanie, pozytywne relacje i dobra atmosfera. Bardzo wielu absolwentów wraca do szkoły z sentymen-tem wspominając swoich przyjaciół i kolegów ze szkolnej nauki oraz nauczycieli. Myślę, że i Wy będziecie wracać do szkoły z sentymentem i dobrymi wspomnieniami.

zza DrzWi SEKrEtariatURozmawiasArA SiEraDzKa

Wywiad z wandą zalejską dyrektorem i Loim. Kopernika w będzinie.

czYm WłaściWiE JESt to „BEz oDBiorU”?

czyTeLniKu, MoWy WsTęp-ne nie są dLA Mnie niczyM

łATWyM. przede WszysTKiMWTedy, gdy MAM oBJAśniAć

isToTę Tego, co TWorzę, gdyż TypoWego pisArzA rAni

TłuMAczenie idei poTWo-rÓW, KTÓre spod Jego ręKi Wypełzły. AczKoLWieK cHcę

nAdMienić, że opoWiAdAnie To nie JesT TyLKo niezoBoWiązu-

JącyM FrAgMenTeM TeKsTu, KTÓry uryWA się W dziWAcz-

nyM MoMencie. oTÓż, cHcę, żeBy „Bez odBioru” Było serią

podzieLoną nA części. AKcJArozgryWA się We FrAncJi WLATAcH 30. XX WieKu, posTA-cie W nieJ WysTępuJące są

niBy zWyczAJnyMi, MłodyMi LudźMi, KTÓrzy nA ceLu MAJą

zdoBycie WyKszTAłceniA,usTATKoWAnie się, życie epi-

KureJsKie, niezMącone przez WpłyWy z zeWnąTrz, Lecz icH

pLAny poKrzyżuJe WidMo WoJny, KTÓrA WoLno roz-

przesTrzenieniA się W euro-pie. KonFLiKTy nAsiLAJą się,

nAziści u WłAdzy, LigA nAro-dÓW TrAci nA znAczeniu.

czy BonneT posTAWi nA sWo-iM? KToś sTłAMsi ego BAsTie-nA? LydiA rzuci roMAnsidłA?

rené przesTAnie KLąć? NiE. iNaczEJ.

JAK BonneT WyJdzie z cieniA rené?

co BAsTien zroBi ze sWoiMinWALidzTWeM?

LydiA zAciągnie się do KonspirAcJi? rené zeMści się W iMię Miłości?

Wiktoria „ViVi” [email protected]

11 maja 1933 rok, godzina 21:02, okolice Placu Sainte Anne w Rennes w północno - zachodniej Francji. - Masz szluga? - Nie palę. - Łżesz jak pies, dawaj fajkę, oszuście. Mówiąc przez zęby, trzymając jedną dłonią mro-żone mięso przy podbitym oku, drugą oklepywał kieszenie mocno poplamionych, wygniecionych dniem spodni. Nic, jedynie zapałki.- Nie mam już kasy. Kupiłem trzy sztuki, gdzie one? Podprowadziłeś mi je! - Albo Ci wyleciały…- Srały!

11 maja 1933 rok, godzina 15:55. Wiosna tego roku obfitowała we wszelkie swoje wyznaczniki kwieciste łąki, które zakwitły we wszystkich prowincjach jakby na rozkaz; obywa-tele, choć strapieni przez szalejący kryzys i infla-cję, otrzymali od Boga coś niezwykle pożądanego po męczącej swoimi wdziękami zimie, mianowi-cie słońce, które z matczynym wyczuciem otu-lały Francję; nie można pominąć również innych pozytywnych aspektów zbliżającego się lata, jak na przykład wyższe temperatury, nieco więcej wolnego czasu dzięki dłuższym dniom i tego typu przyjemności, z których przede wszystkim uciechę mieli uczniowie uczęszczający do szkół średnich, młodzież w szkołach podstawowych.. Duzi, mali absolutnie wszyscy! Ano, ci mniejsi też. - Masz papierosa, Bonnet? Ozwał się niski, barytonowy, wibrujący i zachryp-nięty głos, na dźwięk którego dziewczętom trzęsły się kolana. - Zjarałeś już co najmniej dwa w ciągu ostatnich trzech godzin. Jeszcze nie wywietrzały Ci ubrania od tego smrodu. Mówiąc, 17- latek zrobił profilaktyczny odstęp wstrętu przed idącym tuż obok na chodniku pa-laczem; skrzywił się mocno. - Co z tego? Niższy szturchnął go z łokcia w bok, a miał w sobie tyle delikatności, co rozpędzona ciężarówka wo-bec głuchego pieszego. Rozkład sił w tym wypad-ku był też podobny w jakimś stopniu. - Ja rzuciłem, a ty nie umiesz z tym zerwać. Cóż. Podkreślił specjalnie środek, mając na celu do-pieczenie kompanowi. Ten z metra cięty przysto-pował, aż prowodyr zerknął sobie przez ramię. Dobrze znał przyjaciela, znali się od piaskownicy,

od takiej z zakopanymi niewypałami, gdyż życie mieli utrudnione przez fakt, że urodzili się w na półmetku I wojny światowej, w 1916 roku. Razem nie dorośli psychicznie, uczyli się na własnych błędach, robili coraz to nowsze, nie mieli wielu powodzeń, również oboje mimo wszystko nie godzili się na przegrywanie. Byli mężczyznami z honorem i dumą. Pewni siebie, swojego po-chodzenia, przynależności, a o sobie wzajemnie znali każdy szczegół. Od tych najobrzydliwszych, o których się nie opowiada w gronie damskim, przez najboleśniejsze rany i tragedie, po plany na przyszłość. Bonnet, gdyż tak nazywał się ten wyż-szy, bardziej opanowany i ogólnie przyjaźniejszy gość, miał z 175 centymetrów wzrostu, był chu-dawym, ale silnym facetem o szerokich barkach, ostrym podbródku, wąskich ustach i wysuniętych kościach jarzmowych. Krótko ścięty blondyn o niebieskawych oczach, miłym wyrazie twarzy, koszula wyprasowana, surdut nienaganny, teczka w ręce w środku anioł, nie człowiek. Natomiast ów niebianin trzymał sztamę z istnym demonem, jakim był szanowny pan René Rousseau, jak to nazywali go ludzie, gdy coś się zepsuło, a on ewi-dentnie miał w tym swój udział. Tak czy owak, od Aryjczyka różnił się niemalże… wszystkim, o ile nie… wszystkim, tak. Oni to ogień i woda, z charakteru, z aparycji też, gdyż niższy dzieciak był o wiele mniejszy od swo-jego przyjaciela, miał zaledwie 1,55 metra, co ja-kimś imponującym wynikiem nie było. Tłumaczyli to genami, winą bez przeszkód można też obar-czać papierosy, z którymi zabawę zaczął dosyć wcześnie. Ale to jest ta fajka, kobiecie się nie od-mawia. A on, wbrew pozorom, był dobrze ułożony przez majora, jednego z oficerów sztabowych ar-mii francuskiej, weterana I wojny światowej, hob-bystycznie owdowiałego ojca trójki dzieci. Innymi słowy, siedemnastolatek miał ciut ogłady, którą wpoił mu surowy rodzic. - A w ryj nie chcesz, Bonnet? Warknął, jedynie obserwować można było, jak zza czarnych, poskręcanych włosów wygląda pulsu-jąca żyłka złości, a niebezpiecznie jasnoniebieska otoczka wokół zwężonej źrenicy automatycznie dała pozór bycia większą. O tak, miał niepokojąco wściekłe oczy. Cała jego sylwetka, sposób prze-mieszczania się, wykonywania czynności, posta-wa wypowiadała sakramentalne: “Masz wpie… [tutaj końcówka mocno niecenzuralnego wyrazu, którego upublicznić, niestety, nie można].” Brunet, pomimo swoich nieco skompresowanych wymiarów, nie miał z nimi żadnych problemów. Był (nawet!) umięśnionym, hardym nastolatkiem z ognistym temperamentem wypisanym na jego bladym licu i zadrapań nań. On wiecznie był obi-ty, co jedne krwiaki się leczyły, inne się pojawiały. Po jego ostatniej wypowiedzi chyba można było

bez odbioruwiktoria “vivi” sulik

Page 6: Copernicus 01/2015

oKłaDKa

6

copernicus | grudzień 2015

7

copernicus | grudzień 2015

wywnioskować, że miał bojowe usposobienie. Miał ręce włożone w kieszenie prostych, ciemnych spodni, a jakie trzymane były na miejscu przez pstrokate szelki przyciśnięte do niebieskawej, po-gniecionej koszuli. Rozluźnione ramiona i morder-czy wzrok głodnego lwa. - Daj już spokój, spóźnimy się na pociąg. Chodźże. O ile minutę temu od René biła przymulona aura, tak teraz się on ożywił nieco, a na jego różowawe usta przebił się jak tulipany w kwietniu wielki, cwaniacki uśmieszek. I Bonnet już wiedział, że coś się stanie, tylko jeszcze nikt mu nie sprecyzował co. - Co jest? Mam sprawę do Bastiena. Darujesz sobie wreszcie? Ale mu dupę skopię. Ruszył żwawym krokiem przed siebie, jakby za-czął się przejmować tym cholernym pociągiem. Ano, zaczął. Tylko nie ich. Trzydzieści minut mi-nęło? Coś takiego. Na brudnym, wysłużonym mieszkańcom miasta peronie stali ludzie w liczbie około 10, z czego na uboczu gnieździła się grupa złożona z trzech nastolatków. Szturchali się za-czepnie, rechotali, nie wyglądali na nieprzyjaźnie do świata nastawionych. No, oprócz tego najpo-stawniejszego, co miał na ryju wypisane “Jestem Bastien.”, on swoją kamienną twarzą plasował się na wielce poważnego, snobistycznego ważniaka. O tak, jakby ktoś mu to odcisnął na czole to było to, co w nim irytowało René, tego przykrótkiego, zapalczywego padalca. - Co u Twojej dziewczyny? Odezwał się któryś ćwierćmózg do głowy tej mini bandy nie będącej w pełnym składzie. - Aaa, mnie nie wkur … Rousseau najwidoczniej chciał mu ten napisik z czoła zetrzeć. Ów Bastien momentalnie wygiął się do tyłu, czując, jak czyjś but mu zgina kolano,

a potem czyjeś silne ramię obraca go w powietrzu twarzą do płyty betonowej. Łup. Dryblas chwycił napastnika za kostkę, pociągnął, aż oboje leże-li, a to lepiej dla zaatakowanego, bo kiedy jego małpy zaczęły go składać do kupy, mógł zobaczyć, co za wałkoń się na niego rzucił. Warknął, gdy zo-baczył rywala trzymającego się za krzyż, w który się uderzył. Goliat nie czekał, brudną łapą złapał kołnierzyk koszuli Rousseau, przy czym tamten splunął mu prosto w twarz, nim został pociąg-nięty do kolana, które wbiło mu się w brzuch parę razy. Tak, jak zęby bruneta w ramię wysokiego, zaraz potem Dawid zapoznał swoją pięść z nosem faceta, którego odepchnęło to w tył, czego efek-tem było pociągnięcie za sobą ciała mniejszego na tory. To dopiero była walka z grawitacją. Tak oto prezentował się ich dzienny rytuał. René psuł komuś szczęki, Bonnet za to przepra-szał i obrywał, René szalał od niedoboru nikotyny, Bonnet udawał nieugiętego abstynenta, René snuł wieczorne refleksje nad bagnem zwanym ży-ciem, Bonnet usiłował czymś podleczyć wszystko, co go bolało po potyczce w imieniu kolegi agreso-ra. Tak im wesoło lata mijały. - Patrz, tu masz jedną. Wyższy wychylił się i wyciągnął z burzy lokowa-nych włosów bruneta tutkę. Reszta Ci pewnie wypadła, jak przestawiałeś Bastienowi nos. - Oh. Stłumił odgłos zaskoczenia, zaraz chwycił rulonik i wyrwał go z dłoni przyjaciela, wydobywając ze spodni też zapałki. I już mały żar tlił się na koń-cówce bielutkiego papierosa. Niższy nie miał nic więcej do powiedzenia obolałemu przyjacielowi. Mogłem Ci jej nie pokazywać, może zmieniłbyś coś w sobie. - Niby co?

Obruszył się. Zerknął na niego, jakby zaraz miał się na niego rzucić z nożem i zapoznać z jego krtanią. - Nie wiem… Mówiąc, przełożył topniejący lód z mięcha; wes-tchnął głęboko. - Może uspokoiłbyś się? - Po co? No tak, René i zmiany w sobie? Przecież on był najlepszy w każdym calu, ojciec ze świętej pamię-ci matką go wyprodukowali bez defektów i on ma się psuć?- Aha, czyli powybijane zęby to dobra opcja? Ma-sochistą jesteś? Szary dymek zatoczył się gdzieś wśród poskrę-canych, kruczoczarnych włosów. Ich właściciel wyglądał nieco spokojniej, jakby uleciało z niego powietrze, z tych wąskich ramion spadł z hukiem jakiś niewidzialny, ale potężny ciężar, jakby rany wcale go już nie bolały, jemu się lepiej wdychało to śmierdzące ozonem powietrze i jakby nie wi-dział właśnie jakiegoś parchatego kundla, który zdefekował się na środku chodnika parę metrów od nich. Problemy zamknięte w baloniku z helem odleciały gdzieś w przestworza, ot tak. - To na pewno ta fajka? I tak wygrałem. Powiedział triumfalnie, również ignorując wybity palec u lewej ręki, który mu przypominał o tym, jak oberwał z pięści tak mocno, że zwalony został z nóg wtedy. Dobra, dosyć. Potrzebujesz pienię-dzy na to gówno, nie? Bonnet mówiąc to, wziął z ust kolegi szluga, żeby się nim zaciągnąć; koniec silnej woli. - Dam Ci kasę, jak przez jeden dzień nie będziesz palił, bluzgał i bił się na gołe pięści z każdym, kto Cię nazwie karłem. - Ile?- Pięć dych może być? - Stoi. •

foto

: htt

p://

ww

w.w

ikiw

an

d.c

om

/

29 września przyszedł czas, aby pierwszoklasistów oficjalnie włączyć do szkolnej społeczności. pani

dyrektor Wanda zalejska przywitała wszystkich zgromadzonych w auli. Tradycyjnie przedstawiciele pierwszych klas złożyli ślubowanie na sztandar, że będą pilnie wy-pełniać swoje obowiązki i dbać o dobre imię szkoły. Wychowawcy klas i rozdali swoim uczniom legitymacje szkolne.

Na aULi

Chciałabym Ci pogratulować objęcia tak ważnego urzędu. Co skłoniło Cię do zgłosze-nia swojej kandydatury w wyborach?Zgłosiłem swoją kandydaturę, ponieważ chciałem poprawić kilka aspektów w naszej szkole. Jakie zmiany zamierzasz wprowadzić w pierw-szej kolejności, a które są drugorzędne? W pierwszej kolejności chcę przeprowadzić zbiórkę na szkolny radiowęzeł, sprzęt jest w złym stanie, oraz chcę wprowadzić klasowe sądy. Polegałoby one na tym, że raz na jakiś czas każda osoba dostanie karę i będzie mogła napisać swoje pomysły. Sprawą drugorzędną jest organizacja Talent Show. Chciałbym, aby pojawiło się także więcej imprez typu LARP lub międzyklasowe zawody sportowe. Zmianą istotną, z uczniowskiego punktu widzenia, jest zakazanie sprzedaży słody-czy, napojów gazowanych itp. w sklepikach szkolnych na wszystkich etapach naucza-nia. Co o tym sądzisz? Uważam, że zakaz sprzedaży słodyczy w szkole jest bezsensowny. Liceum to nie podstawów-ka. Jesteśmy ludźmi prawie dorosłymi i sami decydujemy o tym, co jemy. Jeżeli ktokolwiek ma ochotę na coś słodkiego, to i tak może to sobie kupić przed przyjściem do szkoły. Nic to nie zmienia, ani nie narzuca nam nowych nawyków żywieniowych. Jak myślisz, jakie wyzwania na ciebie czekają? Największym wyzwaniem dla mnie jest samo bycie przewodniczącym.Nadszedł czas aby nasi czytelnicy cię trochę poznali. Dokończ poniższe zdania: Chciałbym...., Interesuję się..., Najbardziej denerwują mnie... Chciałbym zmienić szkołę na lepsze. Interesuję się muzyką. Najbardziej denerwują mnie głupie pytania.•

Niosący zmianyRozmawia Martyna markiewicz

Wywiad z Jakubem łykowskim no-wym przewodniczącym samorządu szkolnego w naszym liceum.

ślubowanie

n i c t a k

nie rozbudza zainteresowań dzieci jak efektowne doświadczenia i pokazy. uczniowie Kopernika już kolejny raz odwiedzili przedszkole nr 9 im. Wandy chotomskiej poka-zując przedszkolakom chemiczne czary - mary. Było to niesamowite doświadczenie dla naszych uczniów, którzy mogli zobaczyć zachwyt w oczach dzieci.

od przedszkola do kopernika

program wyjazdu obejmował zwiedzanie najważniejszych

miejsc stolicy czech oraz Morawskiego Krasu. pierwszego dnia, wszyscy odwiedzi-li jaskinie punkevni. spacer podziemnymi korytarzami oraz spływ łodziami podziemną rzeczką pukvią połączony ze zwiedzaniem dna przepaści Macocha, był niesamowitą okazją na oderwanie się od rzeczywistości i relaks w obliczu tak bliskiego kontaktu z naturą.

wycieczka do pragi

Page 7: Copernicus 01/2015

oKłaDKa

6

copernicus | grudzień 2015

7

copernicus | grudzień 2015

wywnioskować, że miał bojowe usposobienie. Miał ręce włożone w kieszenie prostych, ciemnych spodni, a jakie trzymane były na miejscu przez pstrokate szelki przyciśnięte do niebieskawej, po-gniecionej koszuli. Rozluźnione ramiona i morder-czy wzrok głodnego lwa. - Daj już spokój, spóźnimy się na pociąg. Chodźże. O ile minutę temu od René biła przymulona aura, tak teraz się on ożywił nieco, a na jego różowawe usta przebił się jak tulipany w kwietniu wielki, cwaniacki uśmieszek. I Bonnet już wiedział, że coś się stanie, tylko jeszcze nikt mu nie sprecyzował co. - Co jest? Mam sprawę do Bastiena. Darujesz sobie wreszcie? Ale mu dupę skopię. Ruszył żwawym krokiem przed siebie, jakby za-czął się przejmować tym cholernym pociągiem. Ano, zaczął. Tylko nie ich. Trzydzieści minut mi-nęło? Coś takiego. Na brudnym, wysłużonym mieszkańcom miasta peronie stali ludzie w liczbie około 10, z czego na uboczu gnieździła się grupa złożona z trzech nastolatków. Szturchali się za-czepnie, rechotali, nie wyglądali na nieprzyjaźnie do świata nastawionych. No, oprócz tego najpo-stawniejszego, co miał na ryju wypisane “Jestem Bastien.”, on swoją kamienną twarzą plasował się na wielce poważnego, snobistycznego ważniaka. O tak, jakby ktoś mu to odcisnął na czole to było to, co w nim irytowało René, tego przykrótkiego, zapalczywego padalca. - Co u Twojej dziewczyny? Odezwał się któryś ćwierćmózg do głowy tej mini bandy nie będącej w pełnym składzie. - Aaa, mnie nie wkur … Rousseau najwidoczniej chciał mu ten napisik z czoła zetrzeć. Ów Bastien momentalnie wygiął się do tyłu, czując, jak czyjś but mu zgina kolano,

a potem czyjeś silne ramię obraca go w powietrzu twarzą do płyty betonowej. Łup. Dryblas chwycił napastnika za kostkę, pociągnął, aż oboje leże-li, a to lepiej dla zaatakowanego, bo kiedy jego małpy zaczęły go składać do kupy, mógł zobaczyć, co za wałkoń się na niego rzucił. Warknął, gdy zo-baczył rywala trzymającego się za krzyż, w który się uderzył. Goliat nie czekał, brudną łapą złapał kołnierzyk koszuli Rousseau, przy czym tamten splunął mu prosto w twarz, nim został pociąg-nięty do kolana, które wbiło mu się w brzuch parę razy. Tak, jak zęby bruneta w ramię wysokiego, zaraz potem Dawid zapoznał swoją pięść z nosem faceta, którego odepchnęło to w tył, czego efek-tem było pociągnięcie za sobą ciała mniejszego na tory. To dopiero była walka z grawitacją. Tak oto prezentował się ich dzienny rytuał. René psuł komuś szczęki, Bonnet za to przepra-szał i obrywał, René szalał od niedoboru nikotyny, Bonnet udawał nieugiętego abstynenta, René snuł wieczorne refleksje nad bagnem zwanym ży-ciem, Bonnet usiłował czymś podleczyć wszystko, co go bolało po potyczce w imieniu kolegi agreso-ra. Tak im wesoło lata mijały. - Patrz, tu masz jedną. Wyższy wychylił się i wyciągnął z burzy lokowa-nych włosów bruneta tutkę. Reszta Ci pewnie wypadła, jak przestawiałeś Bastienowi nos. - Oh. Stłumił odgłos zaskoczenia, zaraz chwycił rulonik i wyrwał go z dłoni przyjaciela, wydobywając ze spodni też zapałki. I już mały żar tlił się na koń-cówce bielutkiego papierosa. Niższy nie miał nic więcej do powiedzenia obolałemu przyjacielowi. Mogłem Ci jej nie pokazywać, może zmieniłbyś coś w sobie. - Niby co?

Obruszył się. Zerknął na niego, jakby zaraz miał się na niego rzucić z nożem i zapoznać z jego krtanią. - Nie wiem… Mówiąc, przełożył topniejący lód z mięcha; wes-tchnął głęboko. - Może uspokoiłbyś się? - Po co? No tak, René i zmiany w sobie? Przecież on był najlepszy w każdym calu, ojciec ze świętej pamię-ci matką go wyprodukowali bez defektów i on ma się psuć?- Aha, czyli powybijane zęby to dobra opcja? Ma-sochistą jesteś? Szary dymek zatoczył się gdzieś wśród poskrę-canych, kruczoczarnych włosów. Ich właściciel wyglądał nieco spokojniej, jakby uleciało z niego powietrze, z tych wąskich ramion spadł z hukiem jakiś niewidzialny, ale potężny ciężar, jakby rany wcale go już nie bolały, jemu się lepiej wdychało to śmierdzące ozonem powietrze i jakby nie wi-dział właśnie jakiegoś parchatego kundla, który zdefekował się na środku chodnika parę metrów od nich. Problemy zamknięte w baloniku z helem odleciały gdzieś w przestworza, ot tak. - To na pewno ta fajka? I tak wygrałem. Powiedział triumfalnie, również ignorując wybity palec u lewej ręki, który mu przypominał o tym, jak oberwał z pięści tak mocno, że zwalony został z nóg wtedy. Dobra, dosyć. Potrzebujesz pienię-dzy na to gówno, nie? Bonnet mówiąc to, wziął z ust kolegi szluga, żeby się nim zaciągnąć; koniec silnej woli. - Dam Ci kasę, jak przez jeden dzień nie będziesz palił, bluzgał i bił się na gołe pięści z każdym, kto Cię nazwie karłem. - Ile?- Pięć dych może być? - Stoi. •

foto

: htt

p://

ww

w.w

ikiw

an

d.c

om

/

29 września przyszedł czas, aby pierwszoklasistów oficjalnie włączyć do szkolnej społeczności. pani

dyrektor Wanda zalejska przywitała wszystkich zgromadzonych w auli. Tradycyjnie przedstawiciele pierwszych klas złożyli ślubowanie na sztandar, że będą pilnie wy-pełniać swoje obowiązki i dbać o dobre imię szkoły. Wychowawcy klas i rozdali swoim uczniom legitymacje szkolne.

Na aULi

Chciałabym Ci pogratulować objęcia tak ważnego urzędu. Co skłoniło Cię do zgłosze-nia swojej kandydatury w wyborach?Zgłosiłem swoją kandydaturę, ponieważ chciałem poprawić kilka aspektów w naszej szkole. Jakie zmiany zamierzasz wprowadzić w pierw-szej kolejności, a które są drugorzędne? W pierwszej kolejności chcę przeprowadzić zbiórkę na szkolny radiowęzeł, sprzęt jest w złym stanie, oraz chcę wprowadzić klasowe sądy. Polegałoby one na tym, że raz na jakiś czas każda osoba dostanie karę i będzie mogła napisać swoje pomysły. Sprawą drugorzędną jest organizacja Talent Show. Chciałbym, aby pojawiło się także więcej imprez typu LARP lub międzyklasowe zawody sportowe. Zmianą istotną, z uczniowskiego punktu widzenia, jest zakazanie sprzedaży słody-czy, napojów gazowanych itp. w sklepikach szkolnych na wszystkich etapach naucza-nia. Co o tym sądzisz? Uważam, że zakaz sprzedaży słodyczy w szkole jest bezsensowny. Liceum to nie podstawów-ka. Jesteśmy ludźmi prawie dorosłymi i sami decydujemy o tym, co jemy. Jeżeli ktokolwiek ma ochotę na coś słodkiego, to i tak może to sobie kupić przed przyjściem do szkoły. Nic to nie zmienia, ani nie narzuca nam nowych nawyków żywieniowych. Jak myślisz, jakie wyzwania na ciebie czekają? Największym wyzwaniem dla mnie jest samo bycie przewodniczącym.Nadszedł czas aby nasi czytelnicy cię trochę poznali. Dokończ poniższe zdania: Chciałbym...., Interesuję się..., Najbardziej denerwują mnie... Chciałbym zmienić szkołę na lepsze. Interesuję się muzyką. Najbardziej denerwują mnie głupie pytania.•

Niosący zmianyRozmawia Martyna markiewicz

Wywiad z Jakubem łykowskim no-wym przewodniczącym samorządu szkolnego w naszym liceum.

ślubowanie

n i c t a k

nie rozbudza zainteresowań dzieci jak efektowne doświadczenia i pokazy. uczniowie Kopernika już kolejny raz odwiedzili przedszkole nr 9 im. Wandy chotomskiej poka-zując przedszkolakom chemiczne czary - mary. Było to niesamowite doświadczenie dla naszych uczniów, którzy mogli zobaczyć zachwyt w oczach dzieci.

od przedszkola do kopernika

program wyjazdu obejmował zwiedzanie najważniejszych

miejsc stolicy czech oraz Morawskiego Krasu. pierwszego dnia, wszyscy odwiedzi-li jaskinie punkevni. spacer podziemnymi korytarzami oraz spływ łodziami podziemną rzeczką pukvią połączony ze zwiedzaniem dna przepaści Macocha, był niesamowitą okazją na oderwanie się od rzeczywistości i relaks w obliczu tak bliskiego kontaktu z naturą.

wycieczka do pragi

Page 8: Copernicus 01/2015

8

copernicus | grudzień 2015 oKłaDKa

5

copernicus | grudzień 2015Na aULi

Jest Pani już 3 lata dyrektorem tej szko-ły. Pamięta Pani swój pierwszy dzień, w którym objęła Pani to stanowisko?Pamiętam i nie ukrywam, że to było dla mnie bardzo trudne, ponieważ przyszłam do szkoły z zewnątrz. Pracowałam w innej instytucji i było to dla mnie ogromnym wyzwaniem. Nie znałam tutaj nikogo poza panią Grażyną Szewczyk i panią Ewą Stopą. Przyszłam do szkoły pełna obaw tego, co przede mną, ale również pełna energii i optymizmu.Czy oprócz bycia nauczycielem i dyrekto-rem, jest Pani jakoś dodatkowo związana ze szkołą?Od chwili kiedy objęłam funkcję dyrektora I LO w Będzinie, bardzo identyfikuje się właśnie z tą szkołą i dbam o to, aby była najlepszą szkołą w powiecie. Nie ukrywam, że to właśnie ta szkoła jest najbliższa mojemu sercu, chociaż sama je-stem absolwentką I LO ale w Dąbrowie Górniczej.Praca z dziećmi potrafi być ciekawa. Dlacze-go więc wybrała Pani naukę w liceum, a nie w innych typach szkół?Z bardzo prostej przyczyny. Uczę chemii, a chemia to przedmiot realizowany w gimnazjum, albo liceum. Więc nie miałam tutaj dużego pola manewru (śmiech).Co Pani ceni w uczniach naszej szkoły?Przede wszystkim cenię kreatywność naszych uczniów i ich otwartość. Doceniam to, że są bar-

dzo aktywni, planują i chcą realizować projekty nie tylko dla siebie ale również dla szkoły i śro-dowiska. Nie ukrywam, że bardzo często jestem zaskakiwana ich różnymi pomysłami.Czy chciała by Pani coś jeszcze zmienić w naszej szkole?Myślę, że radykalne zmiany nie są potrzebne. Szkoła to instytucja, która powinna gwarantować ciągłość funkcjonowania. Jeżeli pewne procedury i działania są dobre i sprawdzone to należy je kontynuować. Nie ma sensu ich zmieniać tylko po to, żeby „coś” zmienić. Należy jednak pamiętać, że świat idzie do przodu. W związku z powyższym musimy w swojej pracy uwzględnić zmieniającą się rzeczywistość, po to aby szkoła spełniała oczekiwania, potrzeby i aspiracje młodzieży. Spotykam się z opinią, że im nowsze poko-lenie, tym większą ono posiada wiedzę, ale tym bardziej jest pozbawione uczuć. Czy Pani może się z tym zgodzić?Absolutnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Uczucia są ważną częścią ludzkiej natury, a nasi uczniowie to osoby o dużej wrażliwości i okre-ślonej hierarchii wartości. Wszystko co dzieje się w szkole jest podporządkowane uczniom. Wysoki poziom nauczania, który gwarantuje nasza

szkoła, jest bardzo ważny, ponieważ umożliwia realizację planów życiowych młodzież. Mamy jednak świadomość, że inteligencja emo-cjonalna ma ogromy

wpływ na sukces życiowy. Bez sfery uczuciowej nie sposób zrozumieć innych ludzi, ani wejść z nimi w relacje, co jest bardzo ważne w dorosłym życiu. Dlatego tworzymy warunki do wszech-stronnego rozwoju każdego ucznia nie zapomi-nając o dobrym klimacie i pozytywnych relacjach międzyludzkich.Mogła by Pani coś jeszcze dodać dla naszych czytelników.Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłaś. Mam nadzieję, że wszyscy uczniowie począwszy od pierwszej do trzeciej klasy odnaleźli się tutaj i nasza szkoła spełnia ich oczekiwania. Być może dzisiaj, kiedy musicie uczyć się bardzo dużo postrzegacie szkołę jako „uciążliwy” obowiązek - ale to z czasem się zmieni. Jestem przekonana, że uczniowie będą mile wspominać naukę w liceum, doceniać wartość zdobytej wiedzy, ale również wyjątkowość tej szkoły. Bo nie tylko wiedza teoretyczna jest ważna, ale również wychowanie, pozytywne relacje i dobra atmosfera. Bardzo wielu absolwentów wraca do szkoły z sentymen-tem wspominając swoich przyjaciół i kolegów ze szkolnej nauki oraz nauczycieli. Myślę, że i Wy będziecie wracać do szkoły z sentymentem i dobrymi wspomnieniami.

zza DrzWi SEKrEtariatURozmawiasArA SiEraDzKa

Wywiad z wandą zalejską dyrektorem i Loim. Kopernika w będzinie.

czYm WłaściWiE JESt to „BEz oDBiorU”?

czyTeLniKu, MoWy WsTęp-ne nie są dLA Mnie niczyM

łATWyM. przede WszysTKiMWTedy, gdy MAM oBJAśniAć

isToTę Tego, co TWorzę, gdyż TypoWego pisArzA rAni

TłuMAczenie idei poTWo-rÓW, KTÓre spod Jego ręKi Wypełzły. AczKoLWieK cHcę

nAdMienić, że opoWiAdAnie To nie JesT TyLKo niezoBoWiązu-

JącyM FrAgMenTeM TeKsTu, KTÓry uryWA się W dziWAcz-

nyM MoMencie. oTÓż, cHcę, żeBy „Bez odBioru” Było serią

podzieLoną nA części. AKcJArozgryWA się We FrAncJi WLATAcH 30. XX WieKu, posTA-cie W nieJ WysTępuJące są

niBy zWyczAJnyMi, MłodyMi LudźMi, KTÓrzy nA ceLu MAJą

zdoBycie WyKszTAłceniA,usTATKoWAnie się, życie epi-

KureJsKie, niezMącone przez WpłyWy z zeWnąTrz, Lecz icH

pLAny poKrzyżuJe WidMo WoJny, KTÓrA WoLno roz-

przesTrzenieniA się W euro-pie. KonFLiKTy nAsiLAJą się,

nAziści u WłAdzy, LigA nAro-dÓW TrAci nA znAczeniu.

czy BonneT posTAWi nA sWo-iM? KToś sTłAMsi ego BAsTie-nA? LydiA rzuci roMAnsidłA?

rené przesTAnie KLąć? NiE. iNaczEJ.

JAK BonneT WyJdzie z cieniA rené?

co BAsTien zroBi ze sWoiMinWALidzTWeM?

LydiA zAciągnie się do KonspirAcJi? rené zeMści się W iMię Miłości?

Wiktoria „ViVi” [email protected]

11 maja 1933 rok, godzina 21:02, okolice Placu Sainte Anne w Rennes w północno - zachodniej Francji. - Masz szluga? - Nie palę. - Łżesz jak pies, dawaj fajkę, oszuście. Mówiąc przez zęby, trzymając jedną dłonią mro-żone mięso przy podbitym oku, drugą oklepywał kieszenie mocno poplamionych, wygniecionych dniem spodni. Nic, jedynie zapałki.- Nie mam już kasy. Kupiłem trzy sztuki, gdzie one? Podprowadziłeś mi je! - Albo Ci wyleciały…- Srały!

11 maja 1933 rok, godzina 15:55. Wiosna tego roku obfitowała we wszelkie swoje wyznaczniki kwieciste łąki, które zakwitły we wszystkich prowincjach jakby na rozkaz; obywa-tele, choć strapieni przez szalejący kryzys i infla-cję, otrzymali od Boga coś niezwykle pożądanego po męczącej swoimi wdziękami zimie, mianowi-cie słońce, które z matczynym wyczuciem otu-lały Francję; nie można pominąć również innych pozytywnych aspektów zbliżającego się lata, jak na przykład wyższe temperatury, nieco więcej wolnego czasu dzięki dłuższym dniom i tego typu przyjemności, z których przede wszystkim uciechę mieli uczniowie uczęszczający do szkół średnich, młodzież w szkołach podstawowych.. Duzi, mali absolutnie wszyscy! Ano, ci mniejsi też. - Masz papierosa, Bonnet? Ozwał się niski, barytonowy, wibrujący i zachryp-nięty głos, na dźwięk którego dziewczętom trzęsły się kolana. - Zjarałeś już co najmniej dwa w ciągu ostatnich trzech godzin. Jeszcze nie wywietrzały Ci ubrania od tego smrodu. Mówiąc, 17- latek zrobił profilaktyczny odstęp wstrętu przed idącym tuż obok na chodniku pa-laczem; skrzywił się mocno. - Co z tego? Niższy szturchnął go z łokcia w bok, a miał w sobie tyle delikatności, co rozpędzona ciężarówka wo-bec głuchego pieszego. Rozkład sił w tym wypad-ku był też podobny w jakimś stopniu. - Ja rzuciłem, a ty nie umiesz z tym zerwać. Cóż. Podkreślił specjalnie środek, mając na celu do-pieczenie kompanowi. Ten z metra cięty przysto-pował, aż prowodyr zerknął sobie przez ramię. Dobrze znał przyjaciela, znali się od piaskownicy,

od takiej z zakopanymi niewypałami, gdyż życie mieli utrudnione przez fakt, że urodzili się w na półmetku I wojny światowej, w 1916 roku. Razem nie dorośli psychicznie, uczyli się na własnych błędach, robili coraz to nowsze, nie mieli wielu powodzeń, również oboje mimo wszystko nie godzili się na przegrywanie. Byli mężczyznami z honorem i dumą. Pewni siebie, swojego po-chodzenia, przynależności, a o sobie wzajemnie znali każdy szczegół. Od tych najobrzydliwszych, o których się nie opowiada w gronie damskim, przez najboleśniejsze rany i tragedie, po plany na przyszłość. Bonnet, gdyż tak nazywał się ten wyż-szy, bardziej opanowany i ogólnie przyjaźniejszy gość, miał z 175 centymetrów wzrostu, był chu-dawym, ale silnym facetem o szerokich barkach, ostrym podbródku, wąskich ustach i wysuniętych kościach jarzmowych. Krótko ścięty blondyn o niebieskawych oczach, miłym wyrazie twarzy, koszula wyprasowana, surdut nienaganny, teczka w ręce w środku anioł, nie człowiek. Natomiast ów niebianin trzymał sztamę z istnym demonem, jakim był szanowny pan René Rousseau, jak to nazywali go ludzie, gdy coś się zepsuło, a on ewi-dentnie miał w tym swój udział. Tak czy owak, od Aryjczyka różnił się niemalże… wszystkim, o ile nie… wszystkim, tak. Oni to ogień i woda, z charakteru, z aparycji też, gdyż niższy dzieciak był o wiele mniejszy od swo-jego przyjaciela, miał zaledwie 1,55 metra, co ja-kimś imponującym wynikiem nie było. Tłumaczyli to genami, winą bez przeszkód można też obar-czać papierosy, z którymi zabawę zaczął dosyć wcześnie. Ale to jest ta fajka, kobiecie się nie od-mawia. A on, wbrew pozorom, był dobrze ułożony przez majora, jednego z oficerów sztabowych ar-mii francuskiej, weterana I wojny światowej, hob-bystycznie owdowiałego ojca trójki dzieci. Innymi słowy, siedemnastolatek miał ciut ogłady, którą wpoił mu surowy rodzic. - A w ryj nie chcesz, Bonnet? Warknął, jedynie obserwować można było, jak zza czarnych, poskręcanych włosów wygląda pulsu-jąca żyłka złości, a niebezpiecznie jasnoniebieska otoczka wokół zwężonej źrenicy automatycznie dała pozór bycia większą. O tak, miał niepokojąco wściekłe oczy. Cała jego sylwetka, sposób prze-mieszczania się, wykonywania czynności, posta-wa wypowiadała sakramentalne: “Masz wpie… [tutaj końcówka mocno niecenzuralnego wyrazu, którego upublicznić, niestety, nie można].” Brunet, pomimo swoich nieco skompresowanych wymiarów, nie miał z nimi żadnych problemów. Był (nawet!) umięśnionym, hardym nastolatkiem z ognistym temperamentem wypisanym na jego bladym licu i zadrapań nań. On wiecznie był obi-ty, co jedne krwiaki się leczyły, inne się pojawiały. Po jego ostatniej wypowiedzi chyba można było

bez odbioruwiktoria “vivi” sulik

Page 9: Copernicus 01/2015

oKłaDKa

4

copernicus | grudzień 2015

9

copernicus | grudzień 2015

Pochodza z Siemianowic Śląskich (jak nie wiesz kaj to je to wysznupej se na internecie) a je to fest fajne miasto. Momy basyn, balplac i nawet kino „Tęcza”. Uwielbiom naszo śląsko godka i postarom się żeby i wom sie spodobała.Zaczna od wica na humor.Dwóch młodych synków przyjeło sie na gruba Jedyn pada do drugiego:– Te chopie, na któro mosz zmiana?– No na pirwszo– Pierona, a ja chybo mom na nocka, bo mi lampa dali.Moga wom pedzieć, że Gorol i Hanys som jak dwa plemiona z Afryki i kożdy z nich uważo, że ten drugi jest ten ajnfachowy. Oddzielo ich naturalno granica w postaci Brynnicy i Przem-szy, która od Czechów po rozbiory Polski zawsze oddzieloła górny Śląsk. Co do populacji Hanysy zostały daleko w tyle, co do Goroli kierych jest łobecnie ponad 7 mld. Łod końca II wojny kożdy, kto przekraczoł granica słyszoł hasła „Hanysy do Niemiec” lub „Gorole na Zagłębie”, wnioskując z tego idzie pedzieć, że byli jak ogiyń i woda. Hanys myśloł, że gorole nic nie robią i ino siedzą we swoich chałupach, a gorol uważoł, że Hanys wiecznie pije i miyszko na grubie a na powierzchnia wyłazi ino po to żeby się luftnąć. Najgorszym wrogiem Hany-sa jest Sosnowiczanin, z którego chichra sie na kożdym kroku i przypisuje mu nieszczęścia takie jak pana w kole.Przejyżdżo gorol na rowerze przez most na Przymszy. Nagle chycił pana we kole. Widzi go jedyn Hanys a pyto sie:– Co, pana?Na to gorol:– Tak, mojeŁopowiem wom teroz ło moim normalnym dniu. Rano wsta-ja i jem se na śniadanie tako fest dobro klapsznita ze kyjzą i szałotem. Potym ida na autobus i jada do szkoły. W szkole słuchom rychtig fojnych rechtorów i godom ze swoimi kum-plami. Kiery już wróca do chaułpy to ida z kumplami na basyn albo idymy se pojeździć na kołach. A łod czasu do czasu jak chaułpa bydzie wolna to idymy na srogo parapetowa. A ty, co robisz we chałupie?

SłoWNIK DLa łoPoRNYCH:chaułpa – dom gruba – kopalnia kyjza – serszałot – sałata klapsznita – kanapka gorol – człowiek niepochodzący ze śląska wic – żartgumiklyjza – kluska

Gorol, Hanysdwa bratankiBartek „szeryf” Nogielski

Witom wos wszystkich w noszym nowym cajtongu. Jako że jożech jest tukyj nowy, to sie wom przedstawia. na imię mom Bartek i łaża do szkoły im.Kopernika.

ILUSTRACJE POCHODZą Z KSIąŻKI „Ślónsko godka. Ilustrowany słownIk dla Hanysów I gorolI” autorstwa Joanny FurgalIńskIeJ ORAZ PORTALU www.gryFnIe.pl, KTóRy POLECEMy JAKO JEDNOZ NAJLEPSZyCH IEJSC DO ZAPOZNANIA SIę ZE GóRNOŚLąSKą KULTURą.

Wszystko zaczęło się na początku mają tego roku. Do biura pewnego szwajcarskiego blogera przesłano płytkę z tym właśnie filmem i tytułem napisanym właś-nie na niej. Identyczną sytuację miał pewien Hiszpan, którego dziewczyna znalazła to samo wideo na ławce w parku. Co do samego wideo, jest pełen ukrytych ko-dów i informacji. Przez całą długość filmiku pojawiają się kody binarne. W pewnym momencie postać unosi rękę i pokazuje dłoń. Widać na niej jakieś światełko, prawdopodobnie jest to znane graczom logo z konsoli Xbox. Jest to kolejny kod. A dokładniej jest to alfabet Morse’a. Są to koordynaty Białego Domu w Waszyng-tonie. Jeśli odpowiednio „pomajstrujemy” z obrazem, gdy widać charakterystyczne „ścinki”. Ujawni nam się też napis: „you are already die”. Można to traktować jako grozbe dla odbiorcy. Również z jednego z kodów da się odczytać groźbę: „Kill the president” (chyba sami się do-myślacie, co to znaczy). Tajemnicza postać przekazuje nam również coś o piątkach trzynastego. W tym roku były takie trzy. Znacie powiedzenie „do trzech razy sztu-ka”? Zapewne tak. A wiecie kiedy był ostatni i zarazem trzeci piątek trzynastego w tym roku? Tak, 13.11.2015r.

Wtedy właśnie odbyły się ataki terrorystyczne we Fran-cji. Czyżby autor wideo coś wiedział? Może to on za tym stoi? Albo chciał nas przed tym ostrzec? Ale czemu nie powiedział tego wprost, tylko zmarnował czas na wy-myślanie zagadek? Odpowiedź jest prosta. Gdyby po-wiedział to wprost, nikt by się nie przejął i uznano by go za wariata. Teorii jest wiele. Jedne mówią, że to zapo-wiedź końca świata lub „czegoś wielkiego”. Inne powia-dają, iż jest to zapowiedź filmu na podstawie powieści Dana Browna. Mogą to też być informacje, że Iluminaci chcą się nam ujawnić. Ale kim jest ta postać? Gdy na nią spojrzymy, dostrzeżemy zakapturzoną postać z charak-terystycznym dziobem kojarzonym z epidemią dżumy. Ktoś obliczył, że postać mierzy ok. 160 cm. Tu nasuwa się kolejna teoria. Może być to DJ Skrillex, który słynie z podobnych zachowań. Chciał prawdopodobnie wypro-mować swój nowy album. Ale to najmniej możliwa wer-sja. Dlaczego? Bo nakręcono to w Polsce. A dokładniej w Warszawie, w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym „Zofiowka”. A gdyby Skrillex zagościłby w naszym kra-ju, dowiedzielibyśmy się tego od razu. To już na razie wszystkie informacje o tej sprawie.•

PaSJE

na pewno wiele osób czekało na premierę naj-nowszego filmu o 007, który miał być zwieńczeniem trylogii z udziałem Daniela Craiga. Poprzeczka była wy-soko zawieszona, biorąc pod uwagę, iż jest to ostatnia (przynajmniej na razie) część. Czy aby na pewno udało się wycisnąć z 007 wszystko, co najlepsze?Próba powiązania wszelkiego zła świata z jedną organi-zacją nie do końca wypaliła głownie przez kiepsko wy-jaśnione nawiązania do poprzednich części, w których połapał się tylko ten, który obejrzał je od deski do de-ski. Aktorzy świetnie poradzili sobie z rolami nie licząc pani Lei cośtamcośtam, która próbowała grać miłość Bonda. Ja tej postaci po prostu nie wyczułem, była po prostu sztuczna. Dobrze Bondowi zrobiło zwiększenie roli Q i M, którzy zostali bohaterami drugoplanowymi a nie tylko epizodycznym, pojawiającymi się na począt-ku i końcu by zadać i pogratulować wykonania zadania. Dla film zasługuje na solidne 8/10, ale szkoda, że to nie doskonałe zwieńczenie „craigowskiego” Bonda.•

Bone MaCHINEniezrozumiała, PIĘK-Na, prosta muzyka.przemex Jankowsky

Bone Machine” polecam każdemu, ktoś szuka niezrozumiałej, prostej muzyki, wąskiej gamy różno-rodnych dźwięków, przyjemnego, kaleczącego uszy wokalu i skomplikowanej osobowości zawartej w po-staci prostego pijaka. Połączenie muzyki industrialnej, gospel, awangardowej, country, folku, jazzu, pre-rocka i bluesa nie każdemu przypadnie do gustu, ale Waits nie ma zamiaru nikomu się przypodobać (mimo tego album zdobył nagrodę Grammy). Można powiedzieć, że wśród tego okropnego darcia mordy, chaosu i wy-skakujących nie wiadomo skąd dźwięków, nie ma ani jednej dobrej piosenki lub że wśród tego wspaniałego darcia mordy, chaosu i wyskakujących nie wiadomo skąd dźwięków nie ma złej piosenki. Przesłuchanie „Bone Machine” to najlepszy sposób, by przekonać się na własnej skórze, czy artysta nas przerazi, czy urzek-nie. Nie dla każdego, jeśli jednak się zakochasz, to bę-dziesz pewny, że Waits stworzył swoje dzieła specjalnie dla siebie. Doceniłby jednak, że i Ty go doceniasz.•

PoLSKIE FILMY PaSIKoWSKI, KoTERSKI,I KTo JESZCZE?JAKuB DWoRCZYK

Kiedyś polski film kojarzył się z czymś dobrym. Świetne scenariusze, reżyseria, produkcja. Obecnie większość polskich filmów to gnioty. Jednak kilka tytu-łów warto obejrzeć. Po pierwsze „Psy” w reżyserii Pa-sikowskiego. Nie zwracajcie uwagi tylko na niecenzu-ralne słowa ale też na głębszy przekaz zawarty w tego typu filmach. Po drugie filmy Marka Koterskiego „Nic Śmiesznego” (1997) oraz „Dzień Świra” (2002). Opi-weści o życiowym nieudaczniku Adamie Miauczyński niezadowolony ze swojego życia. W filmie z 1997 jest on reżyserem który po swojej śmierci opowiada o swo-im życiu, o porażkach, o dzieciństwie, o kobietach. W „Dniu świra” Miauczyński jest polonistą. Akcja dzieje się w przeciągu jednego dnia przepełnionego chorymi sytuacjami, z których możemy się śmiać i zobaczyć sa-mych siebie. W ogóle to polecam wam filmy z takimi aktorami jak Marek Kondrat, Bogusław Linda, Cezary Pazura, Jerzy Stuhr czy Jan Nowicki. Zobaczycie je i uznacie, że są lepsze od nowych produkcji.•

NoWY 007 odejście z ukłonem, czy ze zgonem?Bartek Nogielski

01101101 Zjawiska paranormal-ne i teorie spiskowekamil brzeszcz

pewnie wielu z was zastanawia tytuł tego artykułu. Jedni widzą tylko ciąg zer i jedynek. inni ko-jarzą sobie kod binarny. i mają rację. Można go przetłumaczyć jako hiszpańskie słowo „muerte”, oznaczające śmierć. Ale zacznij-my od początku tej historii.

foto

: htt

p://

ww

w.r

zecz

ov

nik

.pl/

foto

: htt

p://

theq

uie

tus.

com

/

Foto

: fd

b.p

l

8

copernicus | grudzień 2015 oKłaDKa

5

copernicus | grudzień 2015Na aULi

Jest Pani już 3 lata dyrektorem tej szko-ły. Pamięta Pani swój pierwszy dzień, w którym objęła Pani to stanowisko?Pamiętam i nie ukrywam, że to było dla mnie bardzo trudne, ponieważ przyszłam do szkoły z zewnątrz. Pracowałam w innej instytucji i było to dla mnie ogromnym wyzwaniem. Nie znałam tutaj nikogo poza panią Grażyną Szewczyk i panią Ewą Stopą. Przyszłam do szkoły pełna obaw tego, co przede mną, ale również pełna energii i optymizmu.Czy oprócz bycia nauczycielem i dyrekto-rem, jest Pani jakoś dodatkowo związana ze szkołą?Od chwili kiedy objęłam funkcję dyrektora I LO w Będzinie, bardzo identyfikuje się właśnie z tą szkołą i dbam o to, aby była najlepszą szkołą w powiecie. Nie ukrywam, że to właśnie ta szkoła jest najbliższa mojemu sercu, chociaż sama je-stem absolwentką I LO ale w Dąbrowie Górniczej.Praca z dziećmi potrafi być ciekawa. Dlacze-go więc wybrała Pani naukę w liceum, a nie w innych typach szkół?Z bardzo prostej przyczyny. Uczę chemii, a chemia to przedmiot realizowany w gimnazjum, albo liceum. Więc nie miałam tutaj dużego pola manewru (śmiech).Co Pani ceni w uczniach naszej szkoły?Przede wszystkim cenię kreatywność naszych uczniów i ich otwartość. Doceniam to, że są bar-

dzo aktywni, planują i chcą realizować projekty nie tylko dla siebie ale również dla szkoły i śro-dowiska. Nie ukrywam, że bardzo często jestem zaskakiwana ich różnymi pomysłami.Czy chciała by Pani coś jeszcze zmienić w naszej szkole?Myślę, że radykalne zmiany nie są potrzebne. Szkoła to instytucja, która powinna gwarantować ciągłość funkcjonowania. Jeżeli pewne procedury i działania są dobre i sprawdzone to należy je kontynuować. Nie ma sensu ich zmieniać tylko po to, żeby „coś” zmienić. Należy jednak pamiętać, że świat idzie do przodu. W związku z powyższym musimy w swojej pracy uwzględnić zmieniającą się rzeczywistość, po to aby szkoła spełniała oczekiwania, potrzeby i aspiracje młodzieży. Spotykam się z opinią, że im nowsze poko-lenie, tym większą ono posiada wiedzę, ale tym bardziej jest pozbawione uczuć. Czy Pani może się z tym zgodzić?Absolutnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Uczucia są ważną częścią ludzkiej natury, a nasi uczniowie to osoby o dużej wrażliwości i okre-ślonej hierarchii wartości. Wszystko co dzieje się w szkole jest podporządkowane uczniom. Wysoki poziom nauczania, który gwarantuje nasza

szkoła, jest bardzo ważny, ponieważ umożliwia realizację planów życiowych młodzież. Mamy jednak świadomość, że inteligencja emo-cjonalna ma ogromy

wpływ na sukces życiowy. Bez sfery uczuciowej nie sposób zrozumieć innych ludzi, ani wejść z nimi w relacje, co jest bardzo ważne w dorosłym życiu. Dlatego tworzymy warunki do wszech-stronnego rozwoju każdego ucznia nie zapomi-nając o dobrym klimacie i pozytywnych relacjach międzyludzkich.Mogła by Pani coś jeszcze dodać dla naszych czytelników.Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłaś. Mam nadzieję, że wszyscy uczniowie począwszy od pierwszej do trzeciej klasy odnaleźli się tutaj i nasza szkoła spełnia ich oczekiwania. Być może dzisiaj, kiedy musicie uczyć się bardzo dużo postrzegacie szkołę jako „uciążliwy” obowiązek - ale to z czasem się zmieni. Jestem przekonana, że uczniowie będą mile wspominać naukę w liceum, doceniać wartość zdobytej wiedzy, ale również wyjątkowość tej szkoły. Bo nie tylko wiedza teoretyczna jest ważna, ale również wychowanie, pozytywne relacje i dobra atmosfera. Bardzo wielu absolwentów wraca do szkoły z sentymen-tem wspominając swoich przyjaciół i kolegów ze szkolnej nauki oraz nauczycieli. Myślę, że i Wy będziecie wracać do szkoły z sentymentem i dobrymi wspomnieniami.

zza DrzWi SEKrEtariatURozmawiasArA SiEraDzKa

Wywiad z wandą zalejską dyrektorem i Loim. Kopernika w będzinie.

czYm WłaściWiE JESt to „BEz oDBiorU”?

czyTeLniKu, MoWy WsTęp-ne nie są dLA Mnie niczyM

łATWyM. przede WszysTKiMWTedy, gdy MAM oBJAśniAć

isToTę Tego, co TWorzę, gdyż TypoWego pisArzA rAni

TłuMAczenie idei poTWo-rÓW, KTÓre spod Jego ręKi Wypełzły. AczKoLWieK cHcę

nAdMienić, że opoWiAdAnie To nie JesT TyLKo niezoBoWiązu-

JącyM FrAgMenTeM TeKsTu, KTÓry uryWA się W dziWAcz-

nyM MoMencie. oTÓż, cHcę, żeBy „Bez odBioru” Było serią

podzieLoną nA części. AKcJArozgryWA się We FrAncJi WLATAcH 30. XX WieKu, posTA-cie W nieJ WysTępuJące są

niBy zWyczAJnyMi, MłodyMi LudźMi, KTÓrzy nA ceLu MAJą

zdoBycie WyKszTAłceniA,usTATKoWAnie się, życie epi-

KureJsKie, niezMącone przez WpłyWy z zeWnąTrz, Lecz icH

pLAny poKrzyżuJe WidMo WoJny, KTÓrA WoLno roz-

przesTrzenieniA się W euro-pie. KonFLiKTy nAsiLAJą się,

nAziści u WłAdzy, LigA nAro-dÓW TrAci nA znAczeniu.

czy BonneT posTAWi nA sWo-iM? KToś sTłAMsi ego BAsTie-nA? LydiA rzuci roMAnsidłA?

rené przesTAnie KLąć? NiE. iNaczEJ.

JAK BonneT WyJdzie z cieniA rené?

co BAsTien zroBi ze sWoiMinWALidzTWeM?

LydiA zAciągnie się do KonspirAcJi? rené zeMści się W iMię Miłości?

Wiktoria „ViVi” [email protected]

11 maja 1933 rok, godzina 21:02, okolice Placu Sainte Anne w Rennes w północno - zachodniej Francji. - Masz szluga? - Nie palę. - Łżesz jak pies, dawaj fajkę, oszuście. Mówiąc przez zęby, trzymając jedną dłonią mro-żone mięso przy podbitym oku, drugą oklepywał kieszenie mocno poplamionych, wygniecionych dniem spodni. Nic, jedynie zapałki.- Nie mam już kasy. Kupiłem trzy sztuki, gdzie one? Podprowadziłeś mi je! - Albo Ci wyleciały…- Srały!

11 maja 1933 rok, godzina 15:55. Wiosna tego roku obfitowała we wszelkie swoje wyznaczniki kwieciste łąki, które zakwitły we wszystkich prowincjach jakby na rozkaz; obywa-tele, choć strapieni przez szalejący kryzys i infla-cję, otrzymali od Boga coś niezwykle pożądanego po męczącej swoimi wdziękami zimie, mianowi-cie słońce, które z matczynym wyczuciem otu-lały Francję; nie można pominąć również innych pozytywnych aspektów zbliżającego się lata, jak na przykład wyższe temperatury, nieco więcej wolnego czasu dzięki dłuższym dniom i tego typu przyjemności, z których przede wszystkim uciechę mieli uczniowie uczęszczający do szkół średnich, młodzież w szkołach podstawowych.. Duzi, mali absolutnie wszyscy! Ano, ci mniejsi też. - Masz papierosa, Bonnet? Ozwał się niski, barytonowy, wibrujący i zachryp-nięty głos, na dźwięk którego dziewczętom trzęsły się kolana. - Zjarałeś już co najmniej dwa w ciągu ostatnich trzech godzin. Jeszcze nie wywietrzały Ci ubrania od tego smrodu. Mówiąc, 17- latek zrobił profilaktyczny odstęp wstrętu przed idącym tuż obok na chodniku pa-laczem; skrzywił się mocno. - Co z tego? Niższy szturchnął go z łokcia w bok, a miał w sobie tyle delikatności, co rozpędzona ciężarówka wo-bec głuchego pieszego. Rozkład sił w tym wypad-ku był też podobny w jakimś stopniu. - Ja rzuciłem, a ty nie umiesz z tym zerwać. Cóż. Podkreślił specjalnie środek, mając na celu do-pieczenie kompanowi. Ten z metra cięty przysto-pował, aż prowodyr zerknął sobie przez ramię. Dobrze znał przyjaciela, znali się od piaskownicy,

od takiej z zakopanymi niewypałami, gdyż życie mieli utrudnione przez fakt, że urodzili się w na półmetku I wojny światowej, w 1916 roku. Razem nie dorośli psychicznie, uczyli się na własnych błędach, robili coraz to nowsze, nie mieli wielu powodzeń, również oboje mimo wszystko nie godzili się na przegrywanie. Byli mężczyznami z honorem i dumą. Pewni siebie, swojego po-chodzenia, przynależności, a o sobie wzajemnie znali każdy szczegół. Od tych najobrzydliwszych, o których się nie opowiada w gronie damskim, przez najboleśniejsze rany i tragedie, po plany na przyszłość. Bonnet, gdyż tak nazywał się ten wyż-szy, bardziej opanowany i ogólnie przyjaźniejszy gość, miał z 175 centymetrów wzrostu, był chu-dawym, ale silnym facetem o szerokich barkach, ostrym podbródku, wąskich ustach i wysuniętych kościach jarzmowych. Krótko ścięty blondyn o niebieskawych oczach, miłym wyrazie twarzy, koszula wyprasowana, surdut nienaganny, teczka w ręce w środku anioł, nie człowiek. Natomiast ów niebianin trzymał sztamę z istnym demonem, jakim był szanowny pan René Rousseau, jak to nazywali go ludzie, gdy coś się zepsuło, a on ewi-dentnie miał w tym swój udział. Tak czy owak, od Aryjczyka różnił się niemalże… wszystkim, o ile nie… wszystkim, tak. Oni to ogień i woda, z charakteru, z aparycji też, gdyż niższy dzieciak był o wiele mniejszy od swo-jego przyjaciela, miał zaledwie 1,55 metra, co ja-kimś imponującym wynikiem nie było. Tłumaczyli to genami, winą bez przeszkód można też obar-czać papierosy, z którymi zabawę zaczął dosyć wcześnie. Ale to jest ta fajka, kobiecie się nie od-mawia. A on, wbrew pozorom, był dobrze ułożony przez majora, jednego z oficerów sztabowych ar-mii francuskiej, weterana I wojny światowej, hob-bystycznie owdowiałego ojca trójki dzieci. Innymi słowy, siedemnastolatek miał ciut ogłady, którą wpoił mu surowy rodzic. - A w ryj nie chcesz, Bonnet? Warknął, jedynie obserwować można było, jak zza czarnych, poskręcanych włosów wygląda pulsu-jąca żyłka złości, a niebezpiecznie jasnoniebieska otoczka wokół zwężonej źrenicy automatycznie dała pozór bycia większą. O tak, miał niepokojąco wściekłe oczy. Cała jego sylwetka, sposób prze-mieszczania się, wykonywania czynności, posta-wa wypowiadała sakramentalne: “Masz wpie… [tutaj końcówka mocno niecenzuralnego wyrazu, którego upublicznić, niestety, nie można].” Brunet, pomimo swoich nieco skompresowanych wymiarów, nie miał z nimi żadnych problemów. Był (nawet!) umięśnionym, hardym nastolatkiem z ognistym temperamentem wypisanym na jego bladym licu i zadrapań nań. On wiecznie był obi-ty, co jedne krwiaki się leczyły, inne się pojawiały. Po jego ostatniej wypowiedzi chyba można było

bez odbioruwiktoria “vivi” sulik

Page 10: Copernicus 01/2015

10

copernicus | grudzień 2015 oKłaDKa

3

copernicus | grudzień 2015PaSJE

Książki. Słowo każ-demu znane, a mogą-ce mieć tyle znaczeń. Są źródłem zarówno wiedzy jak i rozryw-ki. Mogą pomóc się odprężyć lub dopro-wadzić do bezsenności. Rozśmieszyć do granic możliwości i przyprawić o potok łez –potrafią wzbudzić każdą z emocji. Możemy się przy nich zarówno dobrze bawić jak i zanudzić na śmierć. Możliwości jest wiele ale to od nas zależy, którą z opcji wybierzemy. A pierwsza decyzja którą na-leży podjąć to czytać, czy też nie? Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową w 2014r. ponad połowa Polaków nie przeczytała żadnej książki w zeszłym roku. Jest to bardzo duży odsetek. Aby zdobyć świeże informacje postanowiłam przeprowadzić ankietę czytelnictwa wśród młodzieży. Muszę przyznać, że wyniki mnie pozytywnie zaskoczyły. Na pytanie, czy „lubisz czytać książki” ponad 80% ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Jest to bardzo dobry wynik, jednakże co piąta osoba zaprzeczyła . Dlaczego? Odpowiedź znają oni sami. Myślę jednak, że wiąże się to w pewnym stopniu z tym, iż nie odnaleźli jeszcze tej jedy-nej. Tej, która motywuje do dalszego czytania. Tutaj wszystko jest sprawą gustu. Jedni sięgną po powieści historyczne, drudzy preferują krymi-nały, a inni będą zaczytywać się w powieściach psychologicznych. Jest to indywidualne, osobiste odczucie, co się nam podoba, a czego wolimy unikać. Dlatego każdy musi wyczuć to sam. Jak?

Metodą prób i błędów. Wielu niestety nie podej-muje wyzwania. Lektury szkolne mnie zanudziły, po co więc mam się dalej męczyć? Książki, które wszyscy polecali, którymi się tak zachwycali, są beznadziejne. Skoro jedna jest nudna, to reszta na pewno też będzie.Jeszcze kilka lat temu sama byłam wielką prze-ciwniczką czytania. To co narzucała podstawa programowa było nudne i niestrawne. Przeczy-tanie choćby jednej strony było istną męczarnią. Tak jak kot nienawidzi wody, tak nienawidziłam książek. Sytuacja wydawała się niezmienna, aż tu pewnego dnia dziwnym zbiegiem okoliczności wpadła mi w ręce jedna z tych papierowych krea-tur. Były to „Tunele” autorstwa Rodericka Gordona i Briana Williamsa. Opowiada ona historię pew-nego chłopca o dość nietypowej pasji, którego życie (oraz życie reszty jego rodziny) zmienia się w ułamku sekundy przez podjęcie jednej złej de-cyzji (a może dobrej?). Początki zawsze bywają trudne. Zaczęłam czytać z wielką niechęcią. Po każdym rozdziale patrzy-łam ile jeszcze do końca. Ale postanowiłam-najpierw przeczytam potem osądzę. Dam radę! Szło mozolnie. Rozdział za rozdziałem. Kartka za kartką. Strona za stroną. Zdanie za zdaniem. Słowo po słowie. I tak trzy dni później siedziałam

na łóżku niewyspana z pięciuset stronnicową książką w ręce i uczu-ciem niedosytu. Chcia-łam więcej. Od tej pory książki stały się przyjaciółmi. Szybkość

mojego czytania powoli zaczęła wzrastać. Lek-tury szkolne, mimo że dalej niekoniecznie pasjo-nujące, przestały sprawiać trudność. Zmniejszyły się również problemy z ortografią (a te miałam niemałe), więc warto jednak poszukać. Jak twierdzą ankietowani książki rozwijają na-sze słownictwo, wzbogacają wiedzę, są miłą odmianą od elektronicznego świata, kształtują nasz charakter, poszerzają horyzonty, są formą spędzania wolnego czasu, pozwalają odpocząć, pobudzają wyobraźnię, przenoszą w inny zu-pełnie nieznany świat, jednocześnie odrywając od codzienności. Osoby czytające książki częściej udzielały dopowiedzi „tak, wszystkie” na pytanie o ilość czytanych lektur szkolnych niż osoby nie-czytające. A to tylko niektóre z ich pozytywnych aspektów. To, co z nich czerpiemy, zależy od tego, co czytamy. A to, co czytamy, zależy od nas sa-mych. W badaniu często wymieniane były takie gatunki jak: fantasy, przygodowe, romanse, biografie, kryminały, powieści detektywistycz-ne, science-fiction, dramaty. Żaden gatunek nie jest lepszy od innego. Nie tylko encyklopedie są w stanie uczyć. Nie tylko fantastyka jest w stanie bawić. Więc weźmy udział w tej wielkiej przygo-dzie. Próbujmy. Szukajmy. Czytajmy! Co? Co tylko chcemy.•

Niedoceniony skarbpaulina armatys czy nieduże sześcianiki z papieru mogą mieć

realny wpływ na nasze życie?

Czy Kopernik czyta książki?postanowiliśmy zapytać uczniów na-szego liceum KTÓre, ile, w jakiej for-mie i czy w ogóle czytają książki. oto wyniki.

Ile książek przeczytałeś od

początku roku szkolnego?

Czytasz szkolne lektury?

Wolisz trady-cyjne książki czy

ebooki?

lubisz czytać książki?

tak

nie

wszystkieniektóre

żadnych

PaPIERebooki

inne

1-3

4-720+

0

8-12

56%

73%15%

12%

ostatnio przeczytanie:„The 100”, Kass Morgan

„Metro 2034”, Dmitry Glukhovsky„Nigdziebądź”, Neil Gaiman

„Assassin’s Creed Renesans”, Oliver Bowden„Bardzo biała wrona”, Ewa Nowak

„Sprzedana”, Sophie Hayes„Tajemne bractwo Pana Benedykta”, Stewart Trenton Lee

„Śmierć na Nilu”, Agata Christie„Bóg nie umarł”, Rice Broocks

„Co nas nie zabije”, David Lagercrantz„Makbet”, William Szekspir

„Niezbędnik obserwatorów gwiazd”, Matthew Quick„Gwiazd naszych wina”, Green John

“Warriors: Forest of Secrets”, Erin Hunter

osobę, która wybija się z tłumu? A co jeśli nie? Inność oznacza tyle, co róż-niący się względem czegoś. Wówczas

inny stanowi tyle, co taki sam. Na przykład, emo według metalowca jest inny, ale też metalowiec staje się inny w oczach emo. Inność może być też buntem przeciwko przyjętym, utartym zasadom. W dzisiejszym społeczeństwie grupy różniące się od ogółu budzą rozmaite uczucia. Od podziwu, że ktoś miał odwagę pokazać się takim, jakim jest i np. nie wstydzi się swojego wyglądu, do nie-tolerancji. Pojawia się ona wśród osób, które są „przeciętne” i nie potrafią dojrzeć swojej inności. Wiele więc osób boi się bycia innymi. Wolą być

uważani za przeciętnych. Nie chcą być odrzuceni, odtrąceni lub wykluczeni z grupy. Postępują tak, jak większość, mimo że ich poglądy oraz zasady są odmienne, i w głębi duszy nie zgadzają się z nimi. Przykładów takich zachowań jest wiele. Rzeczą, która mnie zbulwersowała, jest fakt, że albino-si w Tanzanii są cenniejsi niż kość słoniowa. Nie chodzi tutaj o to, że są szanowani, czy jakoś lepiej traktowani niż inni. Wiele z nich jest okaleczanych i zabijanych, a z ich ciała robione są amulety. Dzie-je się tam tak, ponieważ tamtejsi ludzie wierzą w magiczną moc albinosów. Kolejną rzeczą, która ostatnio mnie zaszokowała, było zachowanie mo-jego znajomego - Karola, z którym czekałam na

lotnisku. Lot opóźniał się i minęło dużo czasu, aż samolot wylądował. Kiedy wyczekiwana maszyna nareszcie przyleciała, po kolejnych kilkudziesię-ciu minutach zza rozsuwanych drzwi wyłonił się mały mulatek ze swoją białą mamą. Karol, widząc chłopczyka, wskazał na niego palcem i powiedział, śmiejąc się „Patrzcie, czarnuch!”. Zrobiło mi się głupio z powodu jego zachowania i tym bardziej chciałam zapaść się pod ziemię, kiedy ciemne oczy chłopczyka popatrzyły prosto na mnie. W sercu mam cichą nadzieję, że chłopczyk nie znał dobrze polskiego i nie zrozumiał słów Karola. Tym bardziej musi to boleć, kiedy nie dość, że ludzie wytykają cię palcami, to jeszcze musisz słuchać obraźliwych słów na swój temat. Na szczęście wiele autorów podejmuje temat inności. Najlepiej obrazują to słowa Wisławy Szymborskiej ujęte w wierszu „Nic dwa razy”. Mówią one, że wszyscy „różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody”. Mimo, że brzmi to paradoksalnie, oznacza to, że każdy z nas jest ponadprzeciętny.•

JaK PłaTKI ŚNIEGUsArA SIERaDZKa słowo „inność” jest bardzo modne we współczesnej

literaturze. posiada ono szerokie znaczenie dotyczące różnych aspektów życia. Ale co tak naprawdę oznacza termin „inność”?

foto

: htt

p://

am

ols

isso

.blo

gsp

ot.

com

33%

4%

81%

19%

11%

56%

4%

11%18%

Page 11: Copernicus 01/2015

2 11

copernicus | grudzień 2015

Na wstępieredakcja

Drodzy czytelnicy! (Bo tani czytelnicy nie kupiliby tej gazetki). Członkowie kopernikowskiego kółka dziennikar-

skiego z dumą informują, że jak feniks z popio-łów, gazeta Copernicus powraca po dwóch latach rozłąki, by na nowo zagościć na auli i jako kon-trabanda w sąsiednich Liceach. W tym numerze Copernicus’a spotkacie się z felietonami naszych redaktorów dotyczących m.in. inności, książek, sytuacji na bliskim wschodzie, wpływem mediów oraz polskich filmów. Ponadto będziecie mogli przeczytać dwa wywiady: jeden z Panią Dyrektor Wandą Zalejską, a drugi z Przewodniczącym Kubą Łykowskim. Natkniecie się również na recenzje albumu „Bone machine” Tom’a Waits’a, ocenę finałowej części James’a Bonda i tekst traktujący o początkach gier. Ujrzycie również młodzieżowe opowiadanie oraz dodającą trochę egzotyki: „Ślą-ską Godkę”. Rozwiążecie także zagadkę „tajemni-czego wideo” wraz z naszym specjalistą od teorii spiskowych. Na sam koniec w ramach bonusu otrzymacie wspaniały i niepowtarzalny przepis na kluski śląskie wyciągnięty z najgłębszych zakamarków piwnicy, śląskiego nacjonalisty. Jak tradycja nakazuje na zakończeniu gazetki znajdą się cytaty miesiąca wypowiedziane przez jastrzę-bi języka polskiego oraz naszych nauczycieli.

Miłego czytania!Redakcja Copernicusa

Copern!cus grudzień 2015 czasopismo i Lo im. M.Kopernika w Będzinie

Redaguje zespół spotkania w każdy piętek po 6 lekcji, opiekun: Błażej Roguz

Kontakt z redakcją: [email protected]

ilustracja na okładce:karolina borowska

paulina armatys jakub dworczyk

martyna markiewicz dawid tomczyk

sara sieradzka wiktoria sulik

przemek jankowski bartek nogielski

PASJE

urządzenie wielkości połowy pokoju dzien-nego zostało stworzone przez Thomasa T. Golds-mitha i Estle Ray Manna i pozwalało dwóm sie-dzącym przed monitorem graczom obserwować samolot – czarną kropkę. Specjalnym pokrętłem kontrolowano drogę lotu i jego prędkość. Pomysł gry zaczerpnięto z pracy radarów. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie tamte emocje.W 1958 roku William Higinbotham skonstruował grę Tennis For Two. W grę tę grało się na ekranie... oscyloskopu. Dopiero w 1971 roku gra o nazwie Computer Space stworzona przez Nolana Bush-nella i Teda Dabneja (późniejszych założycieli Ata-ri Inc.) była inna niż „wędrówki” samotnej czarnej kropki. Pół roku po Computer Space światło dzien-ne ujrzała przełomowa platforma – Magnavox Odyssey – oferująca za sprawą naklejek na tele-wizor możliwość wybrania, czy poruszający się kwadrat jest w danej chwili piłką do siatkówki czy może raczej krążkiem hokejowym.Po następnych sześciu miesiącach pojawił się ka-mień milowy w branży gier wideo –Pong – nie-słusznie uznawany za pierwszą grę komputerową. W 1978 sprzedano ponad 360 tys. egzemplarzy gry Space Invaders, można powiedzieć, „że gry trafiły pod strzechy”.Pierwszą grę na PC Stworzył Bill Gates 30 lat temu w ciągu jednej nocy. Aplikacja nazywała się Donkey BAS i była programem demonstracyjnym napisanym w Basicu, dołączano ją do zestawów IBM PC. W Donkey trzeba było tak jeździć samo-chodem, aby nie zderzyć się z pojawiającymi się tam osłami. Aplikacja umieszczona na dyskietce przetrwała do 1991r, została zastąpiona przez Nibbles i Gorillas.Adventure, to pierwsza komercyjna gra platfor-mowa, była to gra tekstowa, napisana dla syste-mów mainframe.Polska od lat jest w światowej czołówce gier wideo, a zaczęło się to tak: Pierwszą polską grę Puszka Pandory można było ponow-nie kupić w 2012r. w czasie Poznań Game Arena.

Seria była limitowana 100 sztuk, każda podpisana przez jej twórcę Marka Czerniaka, niestety aby w nią pograć trzeba mieć działający komputer ZXZ Spectrum i oczywiście działający magnetofon.30 września 1997 – odbywa się światowa pre-miera pierwszego Fallout-a, postapokaliptycznej gry rpg, która zyskała uznanie fanów na całym świecie za min. swój niepowtarzalny klimat lub genialnie wykreowany świat. Doczekała się dwóch kontynuacji, a w 2008r. przeniesienia w pełne uniwersum 3D. „Jedynka i dwójka” uważane są za jedne z najlepszych gier rpg w historii.21 grudnia 1998 – gracze mogą po raz pierwszy odbyć podróż do „Wrót Baldura” na swoim PC.Premierę bowiem ma „Baldur’s Gate-Wrota Baldu-ra”-gra rpg, którą uznano za jedną z najlepszych swojego okresu oraz w historii. „Wrota” doczekały się kontynuacji oraz kilku dodatków.10 grudnia 1999 – na silniku „Baldura” powstaje „Planescape: Torment”, gra, którą grą momentami nazwać nie można, lecz książką winno się zwać ten twór. „Torment” posiadał jedne z najbardziej rozwiniętych scenariuszy, jedynie seria „Metal Gear Solid” może dorównać mu pod względem

ilości dialogów.18 czerwca 2002 – powstaje „Neverwinter Nights”, klasyczne rpg w pełnym 3D, które op-arte jest na zasadach trzeciej edycji Dungeons & Dragons, gra pozwalała na bardzo przyjemną rozgrywkę multiplayer. Doczekała się kilku dodat-ków, jak i drugiej części, na silniku której powstał później pierwszy Wiedźmin.12 maja 1990 - 01 września 2015 – mająca 15 lat seria „Metal Gear Solid” to japońska satyra polityczna, która opowiada nam historię „Węży różnego stanu skupienia oraz Wielkiego Szefa”(z ang. Solid Snake, Liquid Snake, Solidus Snake oraz Big Boss). Ojcem serii jest Hideo Kojima, któr niedawno odszedł z Konami min. przez politykę firmy. MGS to seria achronologiczna, w której nie ma złych ludzi, każdy walczy o to, w co wierzy, jedni chcą kontrolować ludzkość dla jej dobra, inni chcą ją wyzwolić. Seria dostępna jest głównie na konsolach Sony, z pewnymi wyjątkami.19 maja 2015 – Geralt z Rivii powraca po raz trzeci, w grze, którą okrzyknięto najlepszą grą rpg ostatnich lat. Grafika, soundtrack, scenariusz, świat – to tylko niektóre elementy, które czynią z „Wiedźmina 3” jedną z najbardziej zachwalanych gier polskiego studia CD Projekt RED.Gry zmieniły się drastycznie, od kilku pikseli na ekranie, które wymagały wyobraźni, przez sta-roszkolne rpg, shootery, interaktywne książki lub filmy aż do chwili, kiedy gra przypomina film.Patrząc na zapowiedzi nowych tytułów można od-nieść mieszane uczucia, z jednej strony wszystko rozwija się pod nowe generacje sprzętu, a z dru-giej mamy zanik elementu wyzwania, wszystko jest upraszczane, pojawiają się już gry, które same siebie przechodzą.Jedno jest pewne – gry zmieniały się od zawsze, ich przyszłość nie jest jasno określona i jedynie możemy zgadywać co będzie za 5 czy 10 lat.•

NERDALERTWszystko zaczęło się od jednego piksela. pierwsza gra komputerowa powstała w 1947 roku – crT Amusa-ment device, można w nią było za-grać jedynie posiadając maszynę o tej samej nazwie.

adAM uRBAŃCZYK

foto

: htt

p://

ww

w.w

ikiw

an

d.c

om

Page 12: Copernicus 01/2015

12

copernicus | grudzień 2015rozmaitości

Wojna trzech StolicA miało być tak pięknie w tym iraku… gdy już się wyda-wało, że sytuacja jest pod kontrolą wszystko nagle szlag trafił. dlaczego?

dawid tomczyk

Historia zaczyna się od amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 roku z po-wodu rzekomych powiązań tego kraju ze wspieraniem terrorystów. Inwazja się udała i Saddam Husajn stracił władzę nad państwem. Wszystko było dobrze, aż do momentu gdy spytano „co dalej”? Zdestabilizo-wany i zniszczony przez wojska demokracji Irak nie mógł samoistnie funk-cjonować bez rozlewu krwi. Nastąpił wtedy proces „stabilizacji” kraju, który trwał, aż do 2010 roku gdy ostatnie wojska Stanów Zjednoczonych opuściły Irak zostawiając po sobie większy burdel, niż był wcześniej. Wtedy nowo posadzony rząd kontrolowany przez Szyitów zaczął mścić się na Sunnitach, mieszkających w północnej części państwa. Po licznych aresztowaniach i represjach, w 2014 roku wybuchła rebelia, która później przerodziła się w ISIS. Swoją część dodali, także Kurdowie, którzy krótko po buncie dżihady-stów, opanowali region Kirkuku. I tak Irak został nieoficjalnie podzielony na trzy części. Do dzisiaj ludność tego kraju jest podzielona między: fanatykami religijnymi z Państwa Islamskiego, nieustępującymi w swym dążeniu do nie-podległości Kurdami i słabym skorumpowanym rządzie Irackim, który uważa, że nękanie mniejszości religijnych to świetny pomysł na rządzenie krajem.Poprzez próbę szerzenia demokracji i wpychania się tam, gdzie nie powinni-śmy pod pretekstem zwalczania terrorystów, stworzyliśmy najniebezpiecz-niejszą organizacje terrorystyczną na świecie, anarchie w Iraku i podsyciliśmy wojnę na tle religijnym na prawie całym bliskim wschodzie. Gratulacje. •

Jak pokonać smoga?od jakiegoś czasu w wielu miejscach w całej polsce ogłasza się alarm smogowy. Kominy fabryczne, samo-chody i palenie śmieciami- czyste powietrze staje się re-liktem. dlaczego smog stał się tak problematyczny aku-rat teraz? czy wcześniej nie było zanieczyszczeń?

przemysław jankowski

Kto jest winny problemowi? Osobniki o nim w kółko gadające. Naprawdę, gdyby nie ta cała banda ekologów ludzie żyli by spokojniej. Wciąż dusiliby się dymem, ale nie denerwowaliby się zagrożeniem nowotworem czy bólem głowy (zwykła migrena, też mi coś). Szczęśliwa rodzina jedząca zupę przy stole w swoim przytulnym, dwupokojowym mieszkaniu w Krakowie rozma-wiałaby o wspaniale spędzonym dniu w kolejce w przychodni albo spłacaniu kredytu zaciągniętego przez familię mieszkającą w domku obok bloku, a nie o zanieczyszczeniach.Problemem nie jest problem, tylko sposób w jaki się o tym problemie mówi i ile się mówi. Weźmy na przykład Greków- przypłynęli emigranci, odpłynął kryzys. Czy kryzys zniknął? Nie, po prostu przestano o nim mówić, stał się nieważny. W Polsce liczba bezrobotnych w świadomości społeczeństwa jest wprost proporcjonalna czasowi, jaki poświęca się im w mediach. Afera pod-słuchowa, matka małej Madzi, aborcja, pedofilia wśród księży- o powadze powyższych problemów świadczy jedynie to, ile się o tym mówi. Jest prob-lem i za chwilę go nie ma, ludzie zapominają i są głodni nowych problemów. Podobnie z kogoś szarego można zrobić czarną albo białą postać, jeśli się bę-dzie mówiło się tylko o czarnym albo tylko o białym jego obliczu. Na przykład wymyślona przeze mnie teraz, nie bazująca na żadnej prawdziwej osobie postać polityka, Ronalda Swetra, który założył partię w fikcyjnej nacji Polan-dii. Przed wyborami mówiło się, że w nim nadzieja, bo w przeciwieństwie do władzy jest on mądrym, pomysłowym, antysystemowym przyjacielem przedsiębiorców i pracowników. Gdyby mówiono o tym, że nosił teczki lu-dziom z których tworami chce walczyć, wziął na swoją partię kredyt w banku, a jedynkami na jego listach są ludzie z ugrupowań z którymi on walczy- nie odniósłby sukcesu. W całym czasie antenowym (większym od czasu poświę-conego partii rządzącej i największej partii opozycyjnej) mu poświęconym nie było mowy o nim jako problemie, jego partia była przedstawiona jako nadzieja, a nie jako problem. Na szczęście to postać wymyślona przeze mnie, więc się drodzy czytelnicy nie obawiajcie, że ktoś taki istnieje i że ktoś na niego głosuje. Nie mówienie o problemie jest dobre na wszystko. Nie rozwiązuje go, ale sprawia, że znika. Nie buntuj się! Widzisz problem? Odwróć wzrok. Zachowuj-my się tak, jakbyśmy nie byli śmiertelni, wmawiajmy sobie, że to co zjedliśmy było faktycznie tym, co nam się zdawało, że świadomie kupiliśmy w sklepie spożywczym; to, czym oddychamy było tlenem, a głód, wojny, gwałty, zanie-czyszczenia, korupcja, wyzysk człowieka przez człowieka i szkolne dyskoteki z muzyką Gangu Albanii w ogóle nie istniały, a świat stanie się lepszym miej-scem. Co prawda tylko w naszych głowach, ale dla nas to bez znaczenia. Uda-wanie, że problemu nie ma albo udowadniane, że problem jest, tam gdzie go nie ma jest typowym dla nas zachowaniem. To jednak nie problem, bo już o tym nie będę pisał.•

jak zrobić gumikyjzyjak powiedział pewien nieznany wybitny kuharz: Kluski śląskie dobra rzecz, kto nie zaznał ten niech je.

bartek „szeryf” nogielski

Kluski śląskie to tradycyjne danie nie tylko naszego regionu, ale także całej Polski. Idealnie pasują do różnych mięs i sosów i są naprawdę proste do zro-bienia. Pokażę wam jak przygotować dowolną ilość klusek, w których przy-gotowaniu nie liczą się określone ilości tylko odpowiednia proporcja.

Do ich zrobienia potrzebujemy:-ugotowane kartofle(ziemniaki)-kilka surowych kartofli-mąka kartoflana-sól

1.Ugotowane i surowe kartofle należy zetrzeć i wycisnąć z nich wodę za po-mocą gazy lub szmatki.2.Masę należy podzielić na 4 części i ¼ wyjąć a w jej miejsce wsypać mąkę kartoflaną i dodać wyjętą wcześniej masę.3.Należy wyrobić masę na jednolite ciasto i uformować kluski. Potem wrzu-camy kluski do garnka z wodą, do którego wsypujemy kilka szczypt soli.4.Kluski gotujemy do około 4 minut od ich wypłynięcia na powierzchnię.

Tak przygotowane kluski wyśmienicie smakują z pieczenią lub roladą śląską polane sosem mięsnym. Na pewno zasmakują całej waszej rodzinie.

Życzę smacznego.

kto to powiedział?: Zmienię urządze-nie piszące / Masa to masa / Osoby nie są kuliste.... / Użyjcie urządzeń liczących / Wszędzie mamy newtony, co też nas nie zaskakuje.... / Mówię do Karoliny, ale mó-wię do wszystkich.