Aksamitne rewolucje zastosowanie socjotechniki walki informacyjnej i działań psychologicznych w...
-
Upload
victor-avic-zolcinski -
Category
Documents
-
view
357 -
download
6
Transcript of Aksamitne rewolucje zastosowanie socjotechniki walki informacyjnej i działań psychologicznych w...
1
„Woda z mózgu”, czyli lekarzu lecz się sam
16 grudnia 2011
Ostatnio moją uwagę przykuła książka Marka Wareckiego i Wojciecha Wareckiego „Woda z mózgu
manipulacja w mediach”. Jak napisano w notce o autorach są oni psychologami, zajmują się
prowadzeniem treningów oraz doradztwem psychologicznym. Parają się także publicystyką. Mają stałą
rubrykę m.in. w tygodniku „Solidarność”. Punktem wyjścia książki jest rozróżnienie między manipulacją i
perswazją oraz przedstawienie kontekstu historycznego nie tylko manipulacji, ale walki informacyjnej
jako takiej. Autorzy w oparciu o prace i opracowania takich specjalistów od walki informacyjnej jak
Vladimir Volkoff, Rafał Brzeski, docent Józef Kossecki, Wiktor Suworow czy Anatolij Golicyn w sposób
spójny i zrozumiały dla odbiorcy przedstawili podstawowe mechanizmy manipulacji występujących we
współczesnych mass mediach.
Bez wątpienia siłą „Wody z
mózgu” jest szeroka płaszczyzna jaką naświetlili autorzy, bowiem nie skoncentrowali się tylko na walce
informacyjnej i sterowaniu masami, ale ukazali czytelnikowi wpływ mediów na pojedynczą jednostkę. Nie tylko na
płaszczyźnie stricte politycznej (zastosowanie neuromarketingu do celów kampanii wyborczej), ale także
reklamowej.
Oprócz wcześniej wymienionych ekspertów z zakresu walki informacyjnej autorzy swoje tezy podparli
ponadczasowymi spostrzeżeniami Gustawa Le Bona, autora nieśmiertelnej i ciągle aktualnej „Psychologii tłumu”.
Nie brakuje także przykładów z „Erystyki” Artura Schopenhauera.
Ukazano też mechanizmy manipulacji i zwalczania przeciwników ideowych przez określone media. Takim
jaskrawym przykładem przedstawionym przez autorów jest „Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik, którzy
wypracowali swoiste modus operandi w walce informacyjnej pozwalające im neutralizować przeciwników za
pomocą dwóch instrumentów: sofistyki i spraw sądowych. Podano cały szereg osób i środowisk, które przegrały
sprawy sądowe z GW tylko dlatego, że nie dostrzegły sofistycznej i prawnej pułapki w socjotechnice przekazu
informacyjnego dziennika z ulicy Czerskiej w Warszawie. Po przeczytaniu tych fragmentów wnioski są oczywiste:
$#guid{51A10CC0-A45A-4B39-9AA8-79D 2841B8DE8}#$
2
osoby nie przeszkolone, nie znające podstaw walki informacyjnej, nawet jeśli mają rację, to dają się wciągnąć w
sofistyczne sidła i w konsekwencji przegrywają jeśli nie na płaszczyźnie informacyjnej, to na sali sądowej.
Kolejnym pozytywem książki są ciekawe fragmenty wywiadu ze Stanisławem Remuszko, byłym dziennikarzem
GW, który w swojej książce opisał mechanizmy i kulisy powstania imperium medialnego Agora SA. Mało kto wie,
że na reklamę książki Stanisława Remuszko założone było swoiste embargo informacyjno – reklamowe. Po
prostu największe media nie zamieszczały reklam tej książki. Kulisy tej sprawy i modus operandi socjotechniki
przekazu informacyjnego GW, to jeden z najlepszych i najciekawszych fragmentów tej pozycji. Chociażby tylko
dla tych kilku stron warto sięgnąć po tę książkę.
Autorzy w ciekawy sposób przedstawili także manipulowanie odbiorcami mass mediów za pomocą tzw.
„autorytetów” i „ekspertów”. W książce przytoczono ciekawe badania naukowe, w których jak się okazało wiele
„autorytetów” i „ekspertów” w zderzeniu z nauką i faktami okazało się pseudoautorytetami i pseudoekspertami.
Wartością samą w sobie jest przytoczony przez autorów sposób filtrowania informacyjnego i sprawdzania takich
„autorytetów” i „ekspertów”. Te kilka punktów – swoistych filtrów informacyjnych, to kolejny bardzo wartościowy
element tej książki.
Jednakże do beczki miodu dołożę łyżkę dziegciu, bowiem autorzy, którzy uczulają czytelnika na manipulację,
perswazję i dezinformację sami dopuścili się w tej książce tych „grzechów”. Np. powielają ukuty, szczególnie na
prawej stronie polskiej sceny politycznej wywodzącej się z „Solidarności” stereotyp jakoby obecna Rosja była
przedłużeniem i kontynuacją ZSRR, a sami przywódcy Federacji Rosyjskiej to kontynuatorzy poprzedniego
systemu: „(…) Komunistyczna wizja świata, walka klas, ostateczny cel, czyli zagarnięcie całego świata, nie
została bynajmniej przezwyciężona; wystarczy spojrzeć na poczynania Putina”. Kolejny cytat: „(…) Putin i
Miedwiediew najpierw wygrali informacyjną wojnę domową, zdławili w swoim kraju wolne media i rządzą zgodnie
z tradycją samodzierżawia. Starają się za wszelką cenę wskrzesić dość ponurego i niesympatycznego ducha w
koszulce z napisem CCCP, z sierpem i młotem w dłoniach, który biega po ościennych krajach nucąc hymn
radziecki i grożąc, że wszystkim, co nie będą posłuszni, pozakręcają kurki od gazu i ropy”.
Autorzy nie biorą jednak pod uwagę faktu, że jednak jest różnica pomiędzy Rosją leninowską, stalinowską, epoki
Chruszczowa, Breżniewa, Gorbaczowa i Putina. A ten kreowany przez nich na komunistę Putin jest
praktykującym prawosławnym, podobnie Miedwiediew. I gdy małżonka gloryfikowanego przez autorów
prezydenta Lecha Kaczyńskiego na swoich salonach w Pałacu Prezydenckim przyjmowała przedstawicielki
nurtów feministycznych, które promują – używając określenia Jana Pawła II – cywilizację śmierci, to np. Swietłana
Miedwiediewa walczyła z aborcją i z cywilizacją śmierci promując wartości prorodzinne poprzez fundację na czele
której stoi. Paradoks i ironia losu – których zdają się nie dostrzegać autorzy omawianej książki – polega na tym,
że gdy w 2007 r. na 151 posłów PiS za pierwszym realnym instrumentem prorodzinnym w Polsce, czyli ulgą
podatkową na dziecko 1200 zł. głosował 1 (słownie: jeden poseł), to Putin w konkretnych decyzjach politycznych
wspierał (i nadal wspiera) politykę prorodzinną w Rosji.
Autorzy piszą, że Rosja próbuje odbudować swoją pozycję imperialną. Jest to o tyle dziwny argument, że w Rosji
rocznie ubywa ponad 800 tys. ludzi. Ten kraj zwyczajnie wymiera, do tego nakładają się patologie i choroby
społeczne. Siłą rzeczy te zjawiska demograficzne w łonie rosyjskiego społeczeństwa mają negatywne odbicie w
armii rosyjskiej, w której ponad 30 proc. żołnierzy, to muzułmanie i coraz częstsze są przypadki jawnych
nieposłuszeństw muzułmanów wobec słowiańskich oficerów. To zjawisko nabiera takiej mocy, że Kreml poważnie
zastanawia się na ograniczeniem poboru muzułmanów do armii. Tak więc Rosja ma swoje wewnętrzne problemy
(nie tylko demograficzne, ale i gospodarcze), a poza tym ten kraj zwyczajnie, biologicznie wymiera – Rosjan
ubywa w tempie geometrycznym. Konia z rzędem temu kto pokaże w historii choć jedno imperium, które
demograficznie wymierało.
Owszem, widać próby gry ze strony Kremla z pozycji siły (surowce energetyczne) z krajami Europy Środkowo –
Wschodniej, ale Rosja z tym potencjałem, który posiada może być co najwyżej lokalnym mocarstwem więc
3
pisanie o odbudowie imperium (w kontekście zacofania technologicznego Rosji w stosunku do USA i rosnących w
geoekonomiczną siłę Chin) wydaje się być dużym nadużyciem. Co nie znaczy, że piszący tę rzecz uważa, że
Rosja nie stanowi pewnego zagrożenia i jest naszym przyjacielem. W polityce (a szczególnie międzynarodowej)
nie ma miejsca na przyjaźnie są tylko gry interesów.
Autorzy zarzucają Rosji cyniczną grę informacyjną w stosunku do krajów ościennych i jako jeden z przykładów
podają Gruzję. Oczywiście nikt kto obserwuje wydarzenia na geopolitycznej szachownicy świata nie zaprzeczy,
że Rosja nie prowadzi działań informacyjnych operując dezinformacją, manipulacją, intoksykacją i innymi
instrumentami z arsenału wojny informacyjnej i PSYOPS. Jednakże najciekawsze zawsze jest to, o czym się nie
mówi, albo nie pisze, a autorzy dziwnym trafem „zapomnieli” w swojej książce napisać o manipulacjach USA np.
w związku z atakiem na Irak. W swojej książce przestrzegają czytelnika przed manipulacją mediów jaką jest
kreowanie jakiejś siły politycznej, kraju, albo danego polityka na „wujka samo zło”, a tymczasem sami to czynią
przedstawiając zagrożenie dla Polski tylko z jednej strony: Rosji. Rzuca się w oczy fakt, że autorzy przemilczeli
amerykańskie i brytyjskie manipulacje i dezinformacje chociażby w związku z prowadzeniem działań militarnych w
Iraku i Afganistanie. A byłoby też o czym pisać, bo przykładów można by było podać mnóstwo.
Jest to jeden z najpoważniejszych mankamentów tej książki, iż autorzy nie zachowali proporcji w przytaczaniu
negatywnych przykładów manipulacji, dezinformacji i innych sztuczek z arsenału socjotechniki walki
informacyjnej. Dlatego siłą rzeczy w trakcie lektury „Wody z mózgu” niezorientowany, np. młody czytelnik może
zasugerować się, że jeśli tylko Rosjanie opisani są jako kraj manipulujący i dezinformujący, to tylko oni tak czynią.
A mieć pretensje, że Rosjanie używają surowców energetycznych jako jednego z instrumentów realizacji polityki
zagranicznej, to tak jakby mieć żal do wielbłąda, iż jest garbaty.
Autorzy w swojej książce użyli także stereotypu w innym miejscu: „(…) Przez całe lata kreowano klimat
nienawiści, iście szatańskiej niskiej złośliwości, braku szacunku dla człowieka, Polski i urzędu prezydenta.
Prześmiewczego małpowania każdego gestu. Klimatu hałaśliwej hordy rechoczącej koszmarnymi gębami. Jest
taki obraz Hieronima Boscha Jezus niosący krzyż (nie chcemy porównywać Lecha Kaczyńskiego do Niego –
popełniał błędy i miał wady, niemniej…). Na tym obrazie Zbawiciel niesie swój krzyż a wokół Niego – jedna koło
drugiej – są takie same wykrzywione diabelską radością, w wyrazie pogardy i nienawiści, gęby, zbyt często
spotykane w świecie polskich mediów”.
Nie wiem jakie były intencje autorów w tym fragmencie, ale jest to użycie klasycznego instrumentu z arsenału
socjotechniki propagandy jakim jest stereotyp męczennika, który jest mocno zakodowany w polskim
społeczeństwie. O stereotypie męczennika w swoich opracowaniach pisze kilkakrotnie cytowany w „Wodzie z
mózgu” docent Józef Kossecki.
W książce zwrócono uwagę na jeden z mechanizmów socjotechniki propagandy
jakim jest strach „fear”. Otóż propagandzista nawołuje ludzi do poparcia pewnej idei, a alternatywą jest pewne
straszne wydarzenie, do którego ma dojść. Ludzie skłonni są poprzeć proponowaną przez manipulatorów –
4
propagandzistów ideę właśnie ze względu na strach. Propagandzista kreuje sytuację tzw. oblężonej twierdzy i
przekonująco odpowiada, iż zagrożenie nadejdzie z konkretnej strony, czy to kraju, nacji czy też grupy
społecznej. W „Wodzie z mózgu” autorzy piszą: „(…) Wynika z tego, że z punktu widzenia manipulatorów,
władców myśli oglądaczy telewizji czy internetu, stwarzając możliwie spójną i silną wizję rzeczywistości (powrót
do władzy PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego można tylko zrównać z Armagedonem, potopem i atakiem dżumy na
dodatek) – nawet niechby i prymitywną, żeby nie powiedzieć prostacką – takie widzenie świata dla wielu ludzi
stanie się punktem odniesienia i formułowania ocen tego wszystkiego, co ich otacza”.
Szkopuł w tym, że instrument socjotechniczny zwany strachem (fear) stosuje się nie tylko przeciw PiS, ale także
media przychylne partii Jarosława Kaczyńskiego z lubością używają tego mechanizmu w stosunku do Platformy
Obywatelskiej.
Kolejną ciekawą kwestią jest podanie w jednym z fragmentów jako przeciwwagi dla tendencyjnego
dziennikarstwa Moniki Olejnik i Tomasza Lisa publicystyki i prowadzenia wywiadów przez Bronisława Wildsteina:
„(…)Wywiady można robić tak jak Tomasz Lis i Monika Olejnik, albo też tak jak Bronisław Wildstein”.
Stawianie Wildsteina jako odwrotności tego, co robią Lis i Olejnik jest wysoce ryzykowne, bowiem publicystyka
Bronisława Wildsteina też nie jest wolna od manipulacji, czy nawet zwyczajnych kłamstw. Ot, chociażby warto
przypomnieć program Rafała Ziemkiewicza „Ring”, w którym aktor Ryszard Filipski wykazał jak w jednym z
artykułów Wildstein skłamał na jego temat pisząc na łamach „Rzeczpospolitej”, że kandydował z „Samoobrony”
podczas, gdy Filipski nigdy nie kandydował z listy żadnej partii. Tak na marginesie, to komicznie wyglądała
wówczas zakłopotana mina Rafała Ziemkiewicza, który starał się bronić Wildsteina mówiąc, że „może miał złe
wiadomości”. Na te słowa Filipski przytomnie zauważył: „to dlaczego ich nie sprawdził?”. Dlatego
egzorcyzmowanie Tomasza Lisa i Moniki Olejnik Wildsteinem przez autorów omawianej książki jawi się
groteskowo.
Obok Wildsteina jako jeden z pozytywnych przykładów dziennikarstwa autorzy stawiają Tomasza Sakiewicza z
„Gazety Polskiej”. Warto przypomnieć, że to właśnie Sakiewicz w tekście „Teraz muszą udowodnić, że tego nie
zrobili” zamieszczonym na portalu internetowym tej gazety napisał m.in: „(…)Jeżeli Rosjanie mają jeszcze
potrzebę walki o własny wizerunek, muszą udowodnić, że nie zabili prezydenta i 95 towarzyszących mu osób. Nie
mogą nas interesować kolejne krętactwa i dywagacje na temat podziału odpowiedzialności”.
Jednym z podstawowych punktów stalinowskiej teorii dowodów Andriuszy Wyszynskiego było udowadnianie
przez oskarżonego, że jest niewinny, a tymczasem naczelny tygodnika uchodzącego za główny organ
„antykomunistów” zastosował ją w praktyce, czyli w swojej publicystyce wobec Rosji. Wszak charakterystyczna
dla naszej cywilizacji zachodniej jest zasada, że to oskarżonemu trzeba dowieść jego winy. W tym sensie
właściwe wydaje się być powiedzenie: lekarzu lecz się sam. Dziwne natomiast jest to, że tego nie zauważyli
autorzy „Wody z mózgu”, bo przecież o stalinowskiej teorii dowodów pisał cytowany przez nich docent Józef
Kossecki w książce „Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL”.
Tym niemniej książkę „Woda z mózgu” warto przeczytać z dwóch powodów. Po pierwsze jest w niej zawarta
masa ciekawych i istotnych informacji jakich próżno szukać w dużych mediach. Jest to książka
wielopłaszczyznowa, bowiem zawiera elementy historii, socjologii, psychologii, politologii, reklamy, a nawet sportu
(bardzo ciekawy opis kanalizowania emocji i zainteresowania kibiców przez mass media). W tym sensie bez
wątpienia jest to pozycja posiadająca walory edukacyjne.
Drugim powodem dla którego warto ją przeczytać jest sposób w jaki autorzy przemycają w niej swoje poglądy.
Jest to dokładnie ten sam mechanizm na który zwraca uwagę Jerzy Topolski w swojej książce „Jak się pisze i
rozumie historię? Tajemnice narracji historycznej” i który nazwał „ukrytym bagażem perswazyjnym”. Sposób w
jaki autorzy przeciwstawiają „złym” mediom i dziennikarzom (Gazeta Wyborcza, Tomasz Lis, Monika Olejnik)
„dobre” media i „dobrych” dziennikarzy (m.in. Bronisław Wildstein, Tomasz Sakiewicz) jest klasycznym
5
przykłademmodus operandi socjotechniki przekazu informacyjnego opcji postsolidarnościowej skupionej wokół
środowiska PiS i takich mediów jak: „Rzeczpospolita”, „Nasz Dziennik”, „Gazeta Polska” czy fronda.pl. W tym
kontekście jest to bardzo pouczająca lektura.
Bardzo ciekawe tezy i spostrzeżenia autorzy wysuwają na sam koniec książki. Trudno nie przyznać im racji, że
już na etapie szkolnym powinno się uczyć młodzież obcowania z mass mediami oraz podstaw socjotechniki, aby
umiała się bronić przed różnymi formami manipulacji, dezinformacji i intoksykacji w przestrzeni informacyjnej.
Wszak w chwili obecnej polskie społeczeństwo przy obecnym rozkładzie służb przeznaczonych do walki
informacyjnej jest praktycznie bezbronne wobec różnych metod socjotechniki oraz manipulacji jakie występują w
mediach masowych.
Ta książka mogłaby być perełką na rynku wydawniczym i stanowić prawdziwą odtrutkę na medialną szarlatanerię,
gdyby nie fakt, że jej autorzy ewidentnie opowiedzieli się po jednej ze stron partyjnych sporów w naszym kraju
podciągając pod nią pewne tezy oraz przemilczając niewygodne dla niej kwestie. Daje się to zauważyć podczas
lektury tej skądinąd bardzo ciekawej książki.
Tomasz Formicki
Marek Warecki, Wojciech Warecki- „Woda z mózgu. Manipulacja w mediach”, Warszawa 2011, ss. 344.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/12/%E2%80%9Ewoda-z-mozgu%E2%80%9D-czyli-lekarzu-lecz-sie-
sam/
6
Elementy wojny informacyjnej (cz.1)
30 października 2011
Sterowanie społeczne jest to wywieranie wpływu na społeczeństwo zmierzające do osiągnięcia
określonych celów. Manipulacja natomiast jest specyficznym rodzajem sterowania ludźmi, w którym
prawdziwe cele – a często nawet sam fakt sterowania – są przed nimi ukryte. Ludzie poddani manipulacji
mogą sobie wyobrażać, że walczą o swe własne interesy lub realizują jakieś wzniosłe cele (np. budują
nowy ustrój społeczny, w którym żyć się im będzie lepiej), podczas gdy w rzeczywistości zmierzają w
zupełnie innym kierunku. Bardzo często manipulacja polega na tym, że ludzi inspiruje się do działania w
sposób ukryty, tak, aby wyobrażali sobie, że działają samodzielnie i niezależnie.
Walka informacyjna jest
szczególnym przypadkiem procesu sterowania społecznego, którego celem jest niszczenie przeciwnika za
pomocą informacji.Informacja niszcząca, która jest narzędziem walki informacyjnej, spełnia dwojakie funkcje:
1) osłabia strukturę przeciwnika – przede wszystkim utrudniając przekaz informacji między jego kierownictwem i
wykonawcami;
2) inspiruje błędne decyzje kierownictwa i błędne działania wykonawców przeciwnika – inaczej mówiąc
wprowadza do systemu przeciwnika błędne algorytmy decyzyjne i takież algorytmy działania, które go osłabiają, a
nawet w pewnych wypadkach mogą go doprowadzić do samozniszczenia.
Przykładem oddziaływania pierwszego rodzaju może być utrudnianie lub uniemożliwianie objęcia stanowiska
przez dobrego potencjalnego szefa jednostki w strukturze organizacyjnej przeciwnika, powołanego decyzją
przełożonego wyższego szczebla; zaś przykładem oddziaływania drugiego rodzaju może być skłanianie do
zakupu wadliwej licencji lub podsunięcie kierownictwu przeciwnika innej błędnej (sprzecznej z jego interesami)
decyzji – np. złej koncepcji reformy. Organom prowadzącym walkę informacyjną chodzi o to, by samemu uzyskać
jak największy wpływ na funkcjonowanie organizacji przeciwnika, zaś jego ośrodek decyzyjny sprowadzić do roli
figuranta.
Manipulacja jest jedną z podstawowych metod stosowanych w walce informacyjnej. Natomiast jednym z
głównych narzędzi tej walki jest propagandarozumiana jako planowe oddziaływanie na psychikę ludzi za pomocą
rozpowszechnianych w skali masowej bodźców o charakterze informacyjnym, zmierzające do ukształtowania u
nich odpowiednich norm społecznych lub spowodowania odpowiednich działań – w pierwszym wypadku mówimy
o wychowawczym oddziaływaniu propagandy, w drugim zaś o jej działaniu motywacyjnym.
7
Drugim podstawowym narzędziem walki informacyjnej jest wywiad rozumiany jako wyspecjalizowana i
odpowiednio zorganizowana służba, której zadaniem jest zbieranie informacji o przeciwniku i prowadzenie walki
informacyjnej. Do obrony przed analogicznymi działaniami przeciwnika służy kontrwywiad. Wywiad i
kontrwywiad nazywane bywają łącznie służbami specjalnymi.
Działania zarówno wywiadu jak i kontrwywiadu powinny być wspomagane przez propagandę, która z kolei od
nich może uzyskiwać wiele cennych informacji. Najbardziej skuteczną metodą dywersji stosowaną przez wywiad
jest inspirowanie błędnych decyzji przeciwnika i wykorzystywanie ich skutków. Jest to specyficzny rodzaj
manipulacji, której istotą jest ukryte sterowanie przeciwnika w kierunku samozniszczenia.
Kanały sterownicze oddziałujące na strukturę przeciwnika w procesach walki informacyjnej dzielimy na:
1) Agenturalne, które są zobowiązane wykonywać wszystkie polecenia ośrodka kierującego walką informacyjną,
teoretycznie z prawdopodobieństwem P=1, w zamian za zapłatę lub inne korzyści osobiste, albo też z motywów
ideowych, etycznych czy prawnych. Klasycznym przykładem może tu być zarówno tajny współpracownik policji,
jak kontrwywiadu czy wreszcie agent wywiadu, który jest zobowiązany do wykonywania wszystkich poleceń
prowadzącego go oficera.
2) Współpracujące, które wykonują tylko te decyzje ośrodka kierującego walką informacyjną, które są zgodne z
ich własnymi celami, robiąc to z własnej woli lub na polecenie własnego kierownictwa. Mają one też możliwość
korygowania ewentualnych błędnych decyzji ośrodka kierującego walką informacyjną, z którym współpracują, w
związku z tym dla takich kanałów prawdopodobieństwo wykonania decyzji tego ośrodka P<1. Jako przykład może
tu służyć współpraca wywiadów państw suwerennych. W naszej historii współpracownikiem wywiadu austro-
węgierskiego był w pewnym okresie Józef Piłsudski, który nigdy jednak nie był agentem tego wywiadu.
3) Inspiracyjne, które nieświadomie, lub nie całkiem świadomie, wykonują decyzje ośrodka kierującego walką
informacyjną, wprowadzając do systemu przeciwnika algorytmy decyzji i działań sprzecznych z jego interesami,
które dezorganizują jego strukturę, albo też dostarczają przeciwnikowi odpowiednich informacji, które wpływają
na podejmowanie przez niego .samodzielnie. szkodliwych dlań decyzji. W stosunku do ludzi stanowiących kanały
inspiracyjne, stosuje się z reguły sterowanie pośrednie, polegające na przekonywaniu, sugerowaniu i podsuwaniu
odpowiednich informacji, dobre rezultaty może też dać wywołanie u nich poczucia winy, które może stać się
motywem usprawiedliwiającym działania na szkodę własnej struktury – tą ostatnią metodę niejednokrotnie
stosowały wywiady alianckie w stosunku do Niemców podczas II wojny światowej. Człowiek zainspirowany,
zwłaszcza gdy jest ignorantem nie zdającym sobie sprawy ze skutków tego co czyni, działając w dobrej wierze i
wskutek tego będąc wolnym od obaw o zdemaskowanie, które zawsze ograniczają działania agenta, może
niejednokrotnie wyrządzić przeciwnikowi więcej szkód niż agent; z drugiej jednak strony nie zawsze uda się
takiego człowieka odpowiednio zainspirować i w związku z tym dla takiego kanału prawdopodobieństwo
wykonania decyzji ośrodka kierującego walką informacyjną P <1. Jako przykład wykorzystania kanału
inspiracyjnego mogą służyć działania niemieckiego wywiadu w przededniu II wojny światowej, który podsuwał
radzieckiemu kontrwywiadowi materiały kompromitujące wielu radzieckich dowódców, inspirując Stalina i jego
współpracowników do podjęcia decyzji, w wyniku których znaczna część radzieckiej kadry wojskowej została
zlikwidowana.
Niezależnie od podanego wyżej podziału, możemy zastosować nieco inny, dzieląc kanały sterownicze
oddziałujące na strukturę przeciwnika w procesach walki informacyjnej na:
a) kanały informacyjne, których zadaniem jest zbieranie i przekazywanie do centrali kierującej walką,
odpowiednich informacji – przede wszystkim o przeciwniku i jego otoczeniu;
b) kanały sterowniczo-dywersyjne, których zadaniem jest wywieranie wpływu na system przeciwnika,
zwłaszcza zaś inspirowanie jednych a blokowanie innych decyzji i działań.
8
Obydwa rodzaje wymienionych wyżej kanałów mogą być tajne lub jawne. Np. agent wywiadu jest kanałem
tajnym, zaś attaché wojskowy występujący oficjalnie – kanałem jawnym. Oprócz niszczenia systemu przeciwnika,
w walce informacyjnej chodzi również o obronę własnego systemu przed jego niszczącymi oddziaływaniami.
Tego rodzaju działania obronne w walce informacyjnej można rozpatrywać w sposób analogiczny jak działania
ofensywne, z tym, że ich obiektem będzie nie cały system przeciwnika, lecz jego organy prowadzące walkę
informacyjną. Np. w skali państwa obronną walkę informacyjną prowadzi kontrwywiad, który swe kanały
sterownicze – wszystkich wymienionych wyżej rodzajów – instaluje przede wszystkim w organach wywiadu
przeciwnika (działania tego rodzaju można nazwać kontrwywiadem ofensywnym), a także we wszelkich
organizacjach, które z wywiadem przeciwnika współpracują lub mogą współpracować. Np. w Polsce
przedwojennej kontrwywiad naszego państwa wprowadzał swych agentów zarówno do siatek wywiadu
radzieckiego działających przeciwko Polsce, jak i do Komunistycznej Partii Polski oraz wszelkich organizacji
podejrzanych o komunizm lub współpracę z radzieckim wywiadem.
Podstawą zwalczania wywiadu przeciwnika jest rozpoznanie jego kanałów. Kanały sterowniczo-dywersyjne
można namierzać obserwując ich działanie i jego skutki. Natomiast rozpracowanie kanałów czysto informacyjnych
może być prowadzone pośrednio – poprzez obserwację decyzji i działań przeciwnika, podejmowanych na
podstawie dostarczanych przez te kanały informacji. Rozpracowanie kanałów sterowniczo-dywersyjnych jest z
reguły znacznie łatwiejsze niż kanałów czysto informacyjnych, w związku z tym, w dobrze zorganizowanych
organach walki informacyjnej, kanały te powinny być rozdzielone. Wszelkie naruszenie tej zasady ułatwia pracę
kontrwywiadowi. Np. przed wojną działacze KPP, którzy prowadzili dywersję polityczną przeciw państwu
polskiemu, mieli nie kontaktować się z radziecką agenturą informacyjno-wywiadowczą. Tymczasem w latach
trzydziestych przestano przestrzegać tej zasady i radziecki wywiad działający w tym okresie w Polsce
niejednokrotnie wykorzystywał do swych celów działaczy zarówno Komunistycznej Partii Polski, jak
Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, co oczywiście
wykorzystywał polski kontrwywiad i wspomagająca go policja, odnosząc w walce ze służbami specjalnymi
Związku Radzieckiego duże sukcesy.
W organach walki informacyjnej PRL panował, wzorowany na rosyjskim, radzieckim i niemieckim, system
preferujący rozbudowę agentury, która jest bardziej dyspozycyjna niż kanały wpływu współpracujące i
inspiracyjne. Np. w latach osiemdziesiątych kierownictwo MSW preferowało ilościową rozbudowę agentury, mniej
troszcząc się o jej jakość. Nadmierna rozbudowa agentury bynajmniej nie musi sprzyjać efektywności systemu,
gdyż łatwo może doprowadzić do zablokowania elementów organizacji zajmujących się ewaluacją, nadmiarem
informacji bezwartościowych lub małowartościowych. Tak też właśnie stało się w PRL.
Józef Kossecki
Powyższy artykuł jest fragmentem wstępu książki „Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP” (Kielce 1997).
Jego autor, docent Józef Kossecki jest cybernetykiem społecznym, specjalizuje się w zagadnieniach
demograficznych i walki informacyjnej.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/10/elementy-wojny-informacyjnej-czesc-1/
9
Elementy wojny informacyjnej (cz.2)
8 listopada 2011
Organy walki informacyjnej Wielkiej Brytanii i USA preferują kanały sterownicze współpracujące i
inspiracyjne, bardzo zręcznie nimi manipulując. Jeżeli struktura przeciwnika jest silnie scentralizowana,
bez sprawnie działających powiązań poziomych, wówczas jest ona bardzo czuła na brak bodźców
pochodzących od centralnego kierownictwa. Jeżeli więc nastąpi przerwanie łączności z centralą, albo też
centrala przestanie podejmować decyzje lub kontrolować ich wykonanie, może łatwo nastąpić
dezorganizacja całej struktury. Również błędne decyzje centrali powodują złe skutki od razu w całej
strukturze. Natomiast nadmiar decyzji i związanych z nimi bodźców, których aparat władzy i wykonawcy
nie są w stanie przetworzyć i wykonać, może łatwo doprowadzić do zablokowania kanałów sterowniczych
i spadku aktywności całej organizacji.
Te właściwości struktur silnie
scentralizowanych ułatwiają prowadzenie walki informacyjnej przeciw nim. Wystarczy skutecznie zablokować
centralę, albo też zainspirować ją do wydawania zbyt wielkiej ilości decyzji, których podwładni nie będą w stanie
wykonać – a system przeciwnika zostanie zdezorganizowany.
W walce informacyjnej przeciw wszelkim zorganizowanym strukturom, zwłaszcza zaś przeciw państwom,
są stosowane następujące metody:
1.) Wzmacnianie centralizacji decyzji u przeciwnika, przy równoczesnym osłabianiu powiązań poziomych między
elementami jego organizacji – tak m. in. postępowali w latach osiemdziesiątych ci ludzie w kierownictwie PZPR,
którzy w końcu doprowadzili do jej likwidacji.
2.) Inspirowanie błędnej polityki kadrowej u przeciwnika – zwłaszcza w obrębie jego centrali. Może tu np.
wchodzić w grę niewłaściwy dobór charakterologiczny, preferowanie ludzi niekompetentnych, czy wreszcie takich,
których można łatwo szantażować.
3.) Penetracja centralnego ośrodka decyzyjnego przeciwnika i rozbudowa kanałów wpływu na ten ośrodek.
Pomocni tu mogą być zwłaszcza doradcy, którzy są mniej narażeni na ewentualne zdemaskowanie i
odpowiedzialność, niż sami decydenci.
4.) Inspirowanie nadmiaru decyzji lub inspirowanie błędnych decyzji podejmowanych przez centralne
kierownictwo przeciwnika. Tę metodę stosuje się zazwyczaj łącznie z poprzednią. Ciekawych przykładów
dostarcza tu działalność hitlerowskiej policji bezpieczeństwa w okupowanej Polsce – policja ta starała się
10
penetrować ośrodki kierownicze różnych ugrupowań polskiego podziemia, a następnie inspirowała wzajemne
walki między nimi – zwłaszcza między obozem londyńskim i komunistyczną lewicą.
5.) Rozkładanie u przeciwnika – a zwłaszcza w jego centralnym ośrodku decyzyjnym – mechanizmów
umożliwiających samosterowanie. Wchodzi tu w grę demoralizacja, dezinformacja, szerzenie indyferentyzmu
ideologicznego pod przykrywką apolityczności, rozkładanie poczucia prawnego. Te metody stosowała szeroko
carska policja wobec elity opozycyjnej w Rosji, gdy zaś w 1917 r. opozycja ta objęła władzę, wyszło na jaw, w
jakim stopniu jest ona zdemoralizowana.
6.) Blokowanie przepływu informacji i dezorganizowanie pracy tych elementów organizacji przeciwnika, które
zajmują się przetwarzaniem informacji. Przykładem zastosowania tej metody może być zasypywanie
odpowiednich organów przeciwnika wielką ilością fałszywych lub małowartościowych donosów, których
sprawdzanie wymaga wiele pracy i zajmuje bardzo wiele czasu.
7.) Nasyłanie do struktury przeciwnika masowej agentury, która jest łatwo wykrywana i daje zajęcie jego organom
kontrwywiadu odwracając uwagę tych organów od głównych kanałów wpływu, które oddziałują na centralny
ośrodek decyzyjny przeciwnika. Ta metoda była bardzo szeroko stosowana przez wywiady państw zachodnich w
stosunku do państw komunistycznych.
8.) Przechwytywanie dobrych inicjatyw kierownictwa przeciwnika, przez odpowiednie kanały informacyjne i kanały
wpływu oraz wypaczanie ich w taki sposób, by stawały się własną karykaturą, zniechęcającą do niej
społeczeństwo. Można to nazwać hodowaniem szczepionek przeciw słusznym inicjatywom przeciwnika, które
mogłyby go wzmocnić. Ta metoda była np. stosowana przez rosyjską policję na przełomie XIX i XX wieku do
zwalczania ruchu robotniczego, prowadziło to do narastania spirali prowokacji.
Wszystkie te metody są stosowane w walce informacyjnej między państwami, a także w walce politycznej między
partiami i obozami politycznymi, mogą też być stosowane przez policję w walce z przestępczością
zorganizowaną.
We współczesnej totalnej wojnie informacyjnej celem działań niszczących może być zarówno materiał ludzki
(depopulacja), jak gospodarka, struktury społeczne, nauka, kultura i właściwie każda dziedzina życia
społecznego.
Jako przykład bardzo skutecznych działań ofensywnych w walce informacyjnej, można wskazać hitlerowską
totalną wojnę informacyjną. Hitlerowcy bardzo umiejętnie kojarzyli działania agentury z oddziaływaniami
propagandowymi. Natomiast przykładem dobrze zorganizowanych służb walki informacyjnej prowadzących
działania defensywne – mogą być odpowiednie organy Polski w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
W literaturze zachodniej zamiast terminu walka informacyjna używa się z reguły określenia wojna psychologiczna.
Amerykański specjalista z tej dziedziny Paul M. A. Linebarger, w swej słynnej – wydanej w 1954 roku w
Waszyngtonie – książce pt. „Wojna psychologiczna”, podaje następującą definicję: „Wojna psychologiczna jest
zastosowaniem przeciwko nieprzyjacielowi propagandy łącznie z takimi środkami natury wojskowej,
ekonomicznej czy politycznej, jakie potrzebne są dla jej uzupełnienia”. Zadaniem jej jest wywieranie wpływu na
psychikę przeciwnika w celu obniżenia jego morale i doprowadzenia go do stanu uniemożliwiającego
kontynuowanie walki.
P.M.A. Linebarger przytacza następującą definicję przyjętą przez amerykański Komitet Szefów Sztabów: „Wojna
psychologiczna jest to planowe stosowanie propagandy oraz pokrewnych środków informacji publicznej w celu
wywarcia wpływu na opinię publiczną, uczucia, postawę i zachowanie się nieprzyjaciela oraz innych grup
cudzoziemskich, tak, aby pomóc w realizowaniu polityki państwa i jego celów oraz zadań wojskowych”.
11
Stosowane na Zachodzie pojęcie wojny psychologicznej ma nieco węższy zakres niż przytoczone na wstępie
pojęcie walki informacyjnej. Elementy walki informacyjnej stosowano już w dawnych wiekach, dopiero jednak w
XX wieku stała się ona autonomiczną metodą walki, która w sprzyjających okolicznościach może doprowadzić do
decydujących rozstrzygnięć. W takim właśnie charakterze była ona po raz pierwszy zastosowana przez Hitlera.
Po drugiej wojnie światowej jej metody zostały udoskonalone i w okresie zimnej wojny były stosowane przez obie
strony. W walce tej strona radziecka została pokonana, a Związek Radziecki wraz ze swym imperium przestał
istnieć.
Charakterystyczne dla współczesnej walki informacyjnej jest jej ścisłe sprzężenie z walką
ekonomiczną. To właśnie sprzężenie zadecydowało w zimnej wojnie o klęsce ZSRR i sterowanego przezeń
imperium.
Oprócz walki informacyjnej prowadzona jest również walka energetyczna, która polega na niszczeniu
przeciwnika za pomocą energomaterii; w dawnych czasach była to energia mięśni ludzkich przekazywana materii
broni białej, grotów strzał czy włóczni, potem znacznie większa energia powstająca w wyniku procesu spalania
prochu przekazywana pociskom armatnim, karabinowym lub pistoletowym, ostatnio zaś olbrzymia energia
termojądrowa.
Walka ekonomiczna jest mieszanką walki informacyjnej – chodzi w niej m.in. o zdobycie tajemnic
gospodarczych przeciwnika i ochronę własnych tajemnic – i walki energetycznej, która polega m.in. na
używaniu energomaterii skumulowanej i przetwarzanej przez własną gospodarkę, do niszczenia struktury
przeciwnika.
Walka energetyczna i walka informacyjna od dawna uzupełniały i wspomagały się wzajemnie. Od czasu jednak,
gdy po II wojnie światowej dwa walczące ze sobą o panowanie nad światem obozy, zgromadziły tak wielkie środki
niszczenia energetycznego (zarówno klasyczne jak i nuklearne), że ewentualny konflikt zbrojny, mógłby grozić
zagładą całej ludzkości, coraz większe znaczenie zyskiwałatotalna wojna informacyjna, której zasadniczą
cechą jest ścisłe sprzężenie działań propagandy, wywiadu i kontrwywiadu z walką ekonomiczną i wyścigiem
zbrojeń.
Ośrodki strategiczne zwalczających się obozów, już w okresie dwudziestolecia międzywojennego, stosowały
wobec swych przeciwników różne manipulacje propagandowe sprzężone z operacjami wywiadowczymi, starając
się im podsuwać tego rodzaju koncepcje, których realizacja prowadzić mogła w konsekwencji do ich osłabienia,
obezwładnienia lub – w pewnych wypadkach – nawet do częściowego albo nawet całkowitego samozniszczenia.
Drastyczne przykłady tego rodzaju manipulacji znaleźć możemy w historii okresu stalinowskiego. Po powrocie z
XXII Zjazdu KPZR, na którym Nikita Chruszczow odsłaniał kulisy stalinizmu w ZSRR, ówczesny I sekretarz KC
PZPR Władysław Gomułka, w swym sprawozdaniu ze wspomnianego Zjazdu, stwierdził: „Nie może ulegać
wątpliwości, że prowokacja i działalność obcych wywiadów przyczyniły się w niemałym stopniu do masowych
aresztowań, zwłaszcza w latach 1936-1937”.
Znajduje to potwierdzenie w pamiętnikarskich wynurzeniach byłego pracownika gestapo dr Wilhelma H o e t t l a,
który w swej książce pt. „Tajny front” przyznaje, że rzeczywiście Związkowi radzieckiemu zostały dostarczone
sfałszowane przez gestapowskich specjalistów dokumenty, z których wynikało, iż Tuchaczewski wraz z
dowództwem Armii Radzieckiej przygotowuje obalenie Stalin. Karl Henz Abshagen w swej – wydanej w 1955 roku
w Stuttgarcie – książce pt. „Canaris”, podaje, że w 1937 r. szef RSHA (hitlerowskiego Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy) Heydrich zwrócił się do szefa Abwehry (wywiadu wojskowego) admirała Canarisa, z
żądaniem przekazania mu aktów dotyczących rozmów generałów Seecta i Hammersteina z marszałkiem
Tuchaczewskim oraz przysłania specjalistów w fałszowaniu dokumentów. Wkrótce po skazaniu na śmierć i
straceniu w lipcu 1937 r. Tuchaczewskiego, rozpromieniony Heydrich miał drobiazgowo opowiedzieć Canarisowi
o tym, jak zorganizował dostarczenie fałszywych dokumentów radzieckim władzom bezpieczeństwa. Sam pomysł
12
tej manipulacji wywiadowczej miał pochodzić od Hitlera. Biograf admirała Canarisa stwierdza, że dostarczone
przez gestapo materiały, poważnie przyczyniły się do osłabienia korpusu dowódców Armii Radzieckiej w
przededniu wojny.
Wiele do myślenia daje też następujące stwierdzenie Zbigniewa Brzezińskiego (byłego doradcy ds.
bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA J. Cartera), zawarte w jego książce „Plan gry USA – ZSRR”: „(…)
To paradoks, ale dla Ameryki komunizm w Rosji jest błogosławieństwem historii, uwięził bowiem wysoce
utalentowany i cierpliwy naród w systemie, który dławi, marnotrawi i zaprzepaszcza ten wielki potencjał”. Warto w
tym miejscu zauważyć, że wprowadzany obecnie w Rosji kapitalizm, z tego punktu widzenia, jest dla Ameryki
jeszcze większym błogosławieństwem.
Zarówno walka informacyjna jak związana z nią propaganda manipulacyjna mają już bardzo długą historię. Np. z
Księgi Sędziów. Starego Testamentu. Dowiadujemy się, że w 1245 roku p.n.e. w wielkiej bitwie przeciw
Midianitom, Gedeon, przy pomocy sprytnej manipulacji z zakresu wojny psychologicznej, potrafił wywołać panikę
w obozie swych przeciwników, doprowadzając do tego, że zrezygnowali oni z walki i uciekli.
W starożytnych Chinach stosowano zasadę „zastrasz i wyprowadź z równowagi dowódcę nieprzyjaciela”. Typowe
operacje z zakresu walki informacyjnej stosowali też Mongołowie w czasach Dżyngis-chana i jego następców.
Planując swe kampanie Mongołowie posługiwali się szpiegostwem i celowo rozpowszechniali przeróżne pogłoski
na temat ogromnej ilości swych wojsk, swej głupoty i okrucieństwa. To, co nieprzyjaciel o nich myślał, mało ich
obchodziło. Chodziło o to, aby się ich bał. Europejczycy wyobrażali sobie lekką, śmiało uderzającą, lecz liczebnie
niewielką kawalerię jako „niezliczone hordy”, agenci mongolscy bowiem podszeptywali im tego rodzaju
wiadomości. Do dziś dnia większość Europejczyków nie zdaje sobie sprawy ani z niewielkiej ilości sił, ani z
wyrafinowanej inteligencji dowództwa Mongołów, którzy przed siedmiu wiekami na nich napadli. Aby wzniecić
strach w szeregach wroga, Dżyngis-chan wykorzystywał nawet jego własnych szpiegów. Gdziekolwiek zdołał ich
napotkać, rozpowiadał niestworzone historie na temat swych niezmierzonych sił.
Chociaż Mongołowie dobrze się znali na propagandzie strategicznej i taktycznej, to nigdy nie udało się im
rozwiązać problemu, w jaki sposób utrwalić jej wyniki. Nie zdobyli oni prawdziwej lojalności podbitych przez siebie
narodów. W przeciwieństwie do Chińczyków, którzy na miejsce podbitej ludności sprowadzali swoją własną, lub
do mahometan, którzy ujarzmiane ludy nawracali na swą własną wiarę. Mongołowie po prostu wprowadzali swoje
prawa, zbierali podatki i w ten sposób na okres kilku pokoleń podporządkowali sobie świat. Lecz świat ten zawalił
się pod ich nogami i Mongołowie zeszli z areny.
Józef Kossecki
Powyższy artykuł jest fragmentem wstępu książki „Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP” (Kielce 1997).
Jego autor, docent Józef Kossecki jest cybernetykiem społecznym, specjalizuje się w zagadnieniach
demograficznych i walki informacyjnej.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/11/elementy-wojny-informacyjnej-cz-2/
13
Elementy wojny informacyjnej (cz.3)
17 listopada 2011
Monarchia hiszpańska posługiwała się skutecznie inkwizycją jako metodą walki informacyjnej. Na
przełomie XVIII i XIX wieku rewolucyjna, a potem napoleońska Francja, stosowała wiele skutecznych
metod wojny informacyjnej. W tym okresie coraz większego znaczenia nabiera umiejętność
manipulowania tłumem. Metody działania przywódców tłumu zanalizował i opisał w swej słynnej książce
pt. „Psychologia tłumu”, Gustaw Le Bon.
Stwierdził on m.in.: „Chcąc owładnąć tłumem i pchnąć go do spełnienia jakiegoś czynu, np. by spalił pałac, ginął
na barykadach lub w obronie zagrożonej fortecy, musi się go możliwie z największą żywością zasugerować, przy
czym przykład wywiera też pożądany skutek. W powyżej przytoczonych wypadkach potrzeba, aby tłum już był
nieco podniecony przez pewne bodźce, a ta jednostka, która chce opanować duszę tego tłumu, musi posiadać
pewne właściwości, które zbadam poniżej, nazywając je urokiem. W celu przygotowania podatnego gruntu w
duszach mas pod pewne idee i poglądy, np. współczesne zapatrywania na społeczeństwo, należy stosować
odmienną metodę w postępowaniu. Wódz potrafi oddziaływać na tłum w trojaki sposób: twierdzeniem,
powtarzaniem i zarazą. Wpływ tych bodźców na duszę tłumu jest dość powolny, ale raz osiągnięty skutek jest
trwały i potrafi przetrwać dość długo.
Najlepszą metodą wszczepienia jakiejś idei w duszę tłumu jest proste twierdzenie, bez oparcia go o jakiekolwiek
rozumowanie, pozbawione wszelkich dowodów i nie liczące się, nawet ze znaną tłumowi rzeczywistością. Im myśl
zawarta w twierdzeniu jest bardziej skupiona, im bardziej pozbawiona nawet pozorów uzasadnienia i dowodu, tym
większą zdobędzie moc, tym silniej oddziała na budzenie się uczuć w tłumie. Tą drogą postępowały wszelkie
religie, podając swe dogmaty w twierdzeniach prostych i kategorycznych. Każdy mąż stanu, każdy przemysłowiec
zna dobrze wartość twierdzenia, bez którego nie mogliby ani należycie bronić pewnych spraw, ani reklamować
swych towarów. Twierdzenie dopiero wtedy wywrze pożądany wpływ, kiedy będzie ustawicznie powtarzane w tej
samej formie. Napoleon twierdził, że jest tylko jedna dobra forma retoryczna: powtarzanie się. Dzięki powtarzaniu
wypowiedziane poglądy przenikają do duszy tłumu, a w końcu czy są rozumiane czy nie, zostają uznane za
prawdę, nad którą nie ma dyskusji. Jeżeli uwzględni się wpływ powtarzania na ludzi wykształconych, to jasno
zdamy sobie sprawę z tego wpływu na tłum.
Przyczyną tego wpływu jest to, że metodą ciągłego powtarzania, dany pogląd zrasta się organicznie z najgłębszą
dziedziną nieświadomości, która jest przecież motorem naszego postępowania. Po pewnym czasie, zaczyna się
wierzyć w ustawicznie słyszane zdanie bez względu na to czy wypowiedział je człowiek światły czy głupi. W tym
też leży źródło wielkiej potęgi ogłoszeń w dziennikach. (…) Tylko twierdzenie i ciągłe powtarzanie są dość silne,
aby mogły nawzajem się zwalczać. Skoro pewne twierdzenie powtórzono odpowiednią ilość razy, zwłaszcza gdy
to powtarzanie zyskuje zgodę większości zainteresowanych, wówczas powstaje tak zwana opinia publiczna, która
z chwilą pojawienia się na widowni, niesie ze sobą potężne działanie zarazy. Idee, uczucia, wierzenia, poglądy
itd. nurtujące w tłumie posiadają taką moc zaraźliwości, jak najbardziej złośliwe bakterie (…)”.
Według Le Bona idee, aby mogły stać się własnością tłumu, muszą przybrać najprostszą formę i wejść w treść
nieświadomego życia psychicznego tłumu oraz w sferę jego uczuć. Ideologia jest to system głęboko
zakorzenionych wierzeń dotyczących podstawowych zagadnień życia i spraw człowieka. Obydwie wielkie wojny
wykazały, że znaczenie ideologii lub wiary politycznej, jako sił napędowych wojny, coraz bardziej wzrasta. Nie są
nimi już względy zimnej i wyrachowanej dyplomacji. Wojny stają się coraz mniej rycerskie, wroga traktuje się nie
tylko jako człowieka, lecz jako fanatyka. Od dobrego żołnierza oprócz normalnej wierności wobec swej armii,
uzasadnionej lub nieuzasadnionej, wymaga się wierności wobec jakiegoś «izmu» lub jakiegoś «wodza».
Charakter współczesnych wojen sprowadza się więc do charakteru wojen religijnych. Być może, że dawną
technikę wojen chrześcijańsko-mahometańskich lub protestancko-katolickich należałoby ponownie
przeanalizować, aby ustalić, które z jej wypróbowanych doświadczeń są przydatne jeszcze dzisiaj z
14
psychologicznego lub wojskowego punktu widzenia. Ile czasu potrzeba, aby pozyskać ludzi przeciwnej strony? W
jakich okolicznościach można polegać na słowie honoru wroga? W jaki sposób można całkowicie zniszczyć
heretyków (obecnie czytaj: «elementy wywrotowe»)? Czy wiara wroga ma jakieś słabe punkty, które pozwoliłyby
na skierowanie jej w odpowiednim czasie przeciwko swym wyznawcom? Jaką formę powinny mieć ulotki i
wezwania poruszające sprawy, cieszące się szacunkiem nieprzyjaciela, których my jednak nie uznajemy? Okres
ekspansji islamu – jako wiary i jako mocarstwa – daje nam wiele wiadomości natury proceduralnej, których w
naszych czasach nie należy lekceważyć. Istnieje teoria, że wiary człowieka nie należy niszczyć przemocą i że
samo użycie siły nie wystarczy, aby zmienić jego zapatrywania. Gdyby to było słuszne, oznaczałoby, że Niemcy
nigdy nie zostaną zdenazyfikowane i nie ma nadziei na to, aby państwa demokratyczne zdobyte przez mocarstwa
totalitarne podporządkowały się swym nowym władcom lub jeśli się podporządkują, aby znów powróciły do zasad
wolności. Wojny prowadzone przez dowódców Mahometa i jego następców w ciągu długiego czasu wykazały
dwie cechy swej treści psychologicznej, które do dziś nic nie straciły na swej wartości. Naród może przejść z
jednej wiary na drugą, jeżeli stanie przed alternatywą: zmiana wierzeń lub eksterminacja. Jednostki upierające się
przy starej wierze zostaną zniszczone.
Aby doprowadzić ludzi do
nawrócenia się na nową wiarę, trzeba zmusić ich do udziału w publicznych ceremoniach i narzucić im język nowej
wiary. Kontrwywiad musi być przy tym stale czujny i uważać na opierające się elementy. Nowa wiara zostanie
powszechnie przyjęta tylko wtedy, gdy pokonana wiara pozbawiona jest wszelkich środków oddziaływania. Gdyby
jednak szybkie i masowe nawracanie wymagało nazbyt intensywnych działań wojennych, ten sam rezultat można
by osiągnąć tolerując starą wiarę, lecz równocześnie dając nawet szereg istotnych przywilejów. Podbity naród
zachowuje w skromnym zakresie swą starą wiarę i zwyczaje, lecz tylko w życiu prywatnym. Wszelki udział
natomiast w życiu publicznym, politycznym, kulturalnym lub ekonomicznym uwarunkowany jest przyjęciem nowej
wiary. W ten sposób członkowie społeczeństwa, wybijający się w procesie bogacenia się, zdobywania władzy lub
nauki, w ciągu kilku generacji stają się wyznawcami nowej wiary. To, co pozostaje ze starej, to przesądy
pozbawione wszelkiej mocy i majestatu.
Te dwie zasady pomogły w swoim czasie w rozprzestrzenianiu się islamu. Zostały one znów zastosowane
podczas drugiej wojny światowej przez władców hitlerowskich, pierwsza – w Polsce, na Ukrainie i Białorusi, druga
– w Holandii, Belgii, Norwegii i innych państwach Europy Zachodniej. Zasady te prawdopodobnie stosowane
będą również w przyszłości. Pierwsza z nich jest procesem trudnym, krwawym, lecz szybkim; druga działa tak
pewnie jak walec parowy. Jeśli chrześcijanie względnie demokraci lub postępowcy – kimkolwiek będą ci ludzie –
znajdą się w sytuacji nie uprzywilejowanej i będą musieli wstydzić się swej wiary, a równocześnie otworzy się
przed nimi droga do nawrócenia się i przejścia na stronę zwycięzcy, to wcześniej czy później prawie wszyscy
oporni to uczynią. (W języku Vilfredo Pareto określono by to prawdopodobnie jako «zdobycie powstającej elity»;
dzisiejsi marksiści nazwaliby podobne postępowanie «wykorzystaniem potencjalnych kadr kierowniczych z klas,
15
których rola historyczna się skończyła»; praktyczny polityk powiedziałby po prostu: «Skończcie już z tymi
dzielnymi zuchami z opozycji, tak aby nie mogli już wzniecić pożaru»).
Opisane wyżej metody zostały przez marksistów w Polsce zastosowane do zwalczania religii katolickiej i innych
.reakcyjnych. poglądów. Ludzi głoszących poglądy nacjonalistyczne lub niepodległościowe represjonowano, a
gdy stawiali czynny opór niejednokrotnie nawet likwidowano fizycznie. W myśl zasady rozdziału Kościoła od
państwa starano się zepchnąć religię wyłącznie do sfery życia prywatnego, ograniczając Kościołowi katolickiemu
możliwości społecznego oddziaływania. Szerszy udział w życiu publicznym i awans społeczny, zwłaszcza w
strukturze władzy, został – w jednych dziedzinach całkowicie, a w innych częściowo – uzależniony od przyjęcia
nowej ideologii, czyli tzw. naukowego światopoglądu. Wymagano też od ludzi udziału w różnych oficjalnych
obrzędach – pochodach 1-majowych, akademiach w rocznicę wybuchu Rewolucji Październikowej itp. Pod koniec
okresu władzy komunistycznej w Polsce spośród ok. 1 miliona kadr kierowniczych a naszym kraju, prawie 900
tysięcy należało do PZPR. Początkowo dało to pewne rezultaty, jednak na dłuższą metę okazało się mało
skuteczne. Można wskazać różne tego powody. Z punktu widzenia socjotechniki walki informacyjnej wskazać
można trzy zasadnicze powody niepowodzenia walki z religią i Kościołem: 1. walka informacyjna przeciwko
Kościołowi i religii trwała – jak na skalę procesów historycznych – stosunkowo krótko; 2. Kościół nigdy nie został
całkowicie pozbawiony wszelkich środków oddziaływania społecznego; 3. w latach osiemdziesiątych zaczął się
załamywać system społecznych przywilejów dla wyznawców .naukowego światopoglądu.. Jeżeli zaś chodzi o
walkę z nacjonalizmem, to procesy powstawania i kształtowania nowoczesnych narodów podmyły podstawy
wszelkich imperiów wielonarodowych.
W ubiegłych wiekach walka informacyjna stanowiła z reguły czynnik niesamodzielny, wspomagający zasadnicze
operacje, które miały charakter militarny lub ekonomiczny, a walka energetyczna odgrywała w nich zasadniczą
rolę. Natomiast w XX wieku zaczęto wojnę informacyjną szeroko stosować jako autonomiczną metodę walki,
która w pewnych warunkach odgrywać może rolę wiodącą, prowadząc do rozstrzygnięć decydujących
(przynajmniej na określonym etapie walki), zaś walka energetyczna – zarówno ekonomiczna jak i militarna – mają
za zadanie tylko wesprzeć operacje z zakresu walki informacyjnej. W ten sposób powstała totalna wojna
informacyjna. Po raz pierwszy w historii w taki właśnie sposób zaczęli traktować walkę informacyjną hitlerowcy,
którzy przez pewien okres czasu odnosili wielkie sukcesy dzięki zastosowaniu totalnej wojny informacyjnej,
doprowadzając jej socjotechnikę do perfekcji. Do dziś wiele ośrodków programujących walkę informacyjną –
zarówno w skali międzynarodowej jak i krajowej – szeroko stosuje elementy socjotechniki wypracowane przez
hitlerowców, nie przyznając się zresztą do tego.
Sam Adolf Hitler mówił jednak, że trzeba uważnie studiować metody działania partii komunistycznych, gdyż są to
jedyne partie zdolne zdobyć władzę i utrzymać ją przez dłuższy okres czasu. Hitlerowcy niejednokrotnie starali się
naśladować komunistów, którzy wypracowali wiele skutecznych metod socjotechniki walki informacyjnej, ale w
przeciwieństwie do hitlerowców – nigdy nie byli w stanie odnosić decydujących sukcesów wyłącznie lub głównie
dzięki wojnie informacyjnej. Jako główną przyczynę tego stanu rzeczy można tu wskazać różnice doktrynalne.
Doktryna marksistowska stanowiąca podstawę ruchu komunistycznego, przywiązuje zasadniczą wagę do spraw
ekonomicznych, które według niej stanowią bazę wszelkich procesów społecznych, operacje zaś informacyjne
zalicza do nadbudowy, ponadto tradycja państwa rosyjskiego – w którym to właśnie zwyciężyła rewolucja
bolszewicka – zasadniczy nacisk kładzie na problemy militarne i geopolityczne, którym podporządkowuje
wszelkie operacje z zakresu walki informacyjnej. Natomiast Hitler w swej doktrynie wskazał na propagandę jako
główny czynnik kreujący organizację polityczną i decydujący o skuteczności jej oddziaływania na społeczeństwo.
Prowadzona w XX wieku totalna wojna informacyjna, wywarła wielki wpływ na losy Polski. Szczególnie istotny był
oczywiście wpływ tej wojny prowadzonej przez hitlerowskie Niemcy i Związek Radziecki. Polskie służby walki
informacyjnej w okresie dwudziestolecia międzywojennego, prowadziły przeciw tym dwu mocarstwom skuteczną
walkę. Po II wojnie światowej, gdy Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Radzieckiego, musiała się
podporządkować regułom panującym w tej strefie – dotyczyło to również służb walki informacyjnej i wszelkich
instytucji państwowych tą walką się zajmujących. Jednak w miarę upływu czasu nasze państwo wraz z
16
wszystkimi jego służbami, uzyskiwało coraz większy margines swobody w ramach radzieckiej strefy wpływów. W
tym okresie polskie organy zajmujące się walką informacyjną na zewnątrz musiały dość ściśle liczyć się z
zewnętrznymi uwarunkowaniami stwarzanymi przez globalną politykę radziecką.
Natomiast od 1956 roku powstał stosunkowo duży margines swobody, który pozwalał toczyć ostrą walkę
informacyjną na płaszczyźnie wewnętrznej. Walka ta toczyła się nie tylko między narodem i władzą, ale również
między różnymi frakcjami w obozie władzy. Te dwie płaszczyzny walki wzajemnie się przeplatały i warunkowały, a
ponadto włączały się w nie różne kanały wpływu zewnętrznego – zarówno Wschodu jak i Zachodu. Stosowano
przy tym różne metody totalnej wojny informacyjnej. Powstała wskutek tego w PRL ciekawa i oryginalna forma
totalnej wojny informacyjnej – prowadzonej przez zwalczające się wewnątrzkrajowe frakcje obozu władzy, ale
przy silnych uwarunkowaniach zewnętrznych (często wręcz agenturalnych). Walka ta czasami się zaostrzała, a
czasami jakby zanikała, toczyła się jednak stale, powodując stopniową erozję systemu. Musiało to w końcu
doprowadzić do jego całkowitego zniszczenia.
Józef Kossecki
Powyższy artykuł jest fragmentem wstępu książki „Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP” (Kielce 1997).
Jego autor, docent Józef Kossecki jest cybernetykiem społecznym, specjalizuje się w zagadnieniach
demograficznych i walki informacyjnej.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/11/elementy-wojny-informacyjnej-cz-3/
17
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 1)
22 stycznia 2012
Aksamitne rewolucje, które przetoczyły się przez część krajów będących przed 1989 r. w orbicie ZSRR
były rewolucją epoki e – mediów. W tym przypadku zamiast typowych dla klasycznych rewolucji
zamieszek, demolowania oraz plądrowania sklepów i walk ulicznych mogliśmy obserwować spektakl
polityczny na bieżąco transmitowany przez środki masowego przekazu. Wydarzenia te przypominały
bardziej prowadzone na żywo swego rodzaju reality show i w przestrzeni medialnej były dalszą,
informacyjną sekwencją „zjawiska CNN”.
Aksamitne rewolucje były
przewrotami politycznymi charakterystycznymi dla XXI w. – wieku społeczeństwa informacyjnego z wszystkimi
tego konsekwencjami. W miejsce – używając leninowskiej nomenklatury – awangardy rewolucyjnej pojawiła się
sieciocentryczna organizacja. Zamiast bezpardonowej walki ulicznej z elementami wojny domowej była kampania
medialna. Nie było ostrzeliwania siedzib rządowych – co jest częstym widokiem podczas rewolucji – a zamiast
tego widzieliśmy zastosowanie elementów wojny psychologicznej: wyśmiewanie przywódców oraz
„demoralizowanie” funkcjonariuszy i zwolenników przeciwnika w rozmowie, poprzez fraternizację, czy też
wysyłanie na pierwszą „linię frontu” dziewcząt z kwiatami w ręku, które w czasie chłodu, za pomocą herbaty i
ciepłych posiłków, z uśmiechem na twarzy miały przekonać do postulatów aksamitnych rewolucjonistów
funkcjonariuszy resortów siłowych skrytych za tarczami.
Zjawisko aksamitnych rewolucji ujawniło także nowe trendy w polityce ogólnoświatowej jakim jest użycie
wyspecjalizowanych agencji public relations, które działaniami o charakterze promocyjnym wspierają metody
stosowane przez młodzieżowe ruchy rewolucyjne stosujące szeroką paletę socjotechniki przekazu
informacyjnego: od klasycznego PR-u po agresywną czarną propagandę. Praktyka aksamitnych rewolucji
pokazała, że obok funduszy idących z konkretnych rządów państw zainteresowanych obaleniem władzy w danym
kraju przekazywanych rewolucjonistom via fundacje i inne organizacje pozarządowe, tysięcy młodych ludzi
stanowiących bazę personalną aksamitnych rewolt, istotnym czynnikiem w ich wywoływaniu i przeprowadzaniu są
także wyspecjalizowane agencje public relations.
18
Aksamitne rewolucje, to zjawisko o zasięgu ponadnarodowym. W kwietniu 2005 r., a więc po kilku aksamitnych
rewoltach takie organizacje jak: „Pora”, „My”, „Birge”, „Kahar” i „Yox” utworzyły międzynarodową sieć organizacji,
które za cel postawiły sobie koordynację na rzecz „wysiłków demokratyzacyjnych na terenie byłego ZSRR”[1].
Kilka miesięcy później, w czerwcu, przywódcy takich organizacji jak: „Otpor” (Serbia), „Gong” (Chorwacja), „KAN”
(„Kosova Action Network”- Kosowo), „Loja” („Świeczka”- Macedonia), „Mjaft” (Albania), „Unitas” (Czarnogóra),
„Pora” (Ukraina), „YHRM” („Youth Human Rights Movement”- Rosja), „YIHR” („Youth Initiative for Human Rights”-
Serbia), „Yox” (Azerbejdżan), „Żubr” (Białoruś) i „PoF- Pulse of Freedom” (Liban) zebrali się na kongresie w Kruje
(Albania). Przedstawiciele organizacji aksamitnych rewolucjonistów podpisali deklarację założycielską: „My,
przedstawiciele ruchów i organizacji walczących o demokrację i wolność przy użyciu pokojowych środków,
składamy niniejszym tę deklarację wsparcia i solidarności. Każda lokalna walka o wolność i demokrację stanowi
naszą wspólną walkę. Będziemy się wzajemnie wspierać. Każdy atak na jednego z nas będzie traktowany jak
atak na nas wszystkich”[2]. Kilka miesięcy wcześniej przed podpisaniem powyższej deklaracji, w lutym 2005 r.
rewolucjoniści spotkali się w Bratysławie z prezydentem George Bushem, który gościł na Słowacji z okazji szczytu
Bush – Putin. Młodzi rewolucjoniści byli tam w ramach forum organizacji pozarządowych występujących
przeciwko totalitaryzmowi. Jako kolejny cel swoich działań wskazali Rosję oraz Białoruś. Prezydent Bush
przemawiając do nich zachęcał ich do dalszej walki na rzecz demokratyzacji całego globu.
Na działalność międzynarodówki aksamitnych rewolucjonistów bez wątpienia należy patrzeć w szerszym,
geopolitycznym kontekście i dopiero w tym świetle można ocenić ich znaczenie i niebagatelną rolę jaką odegrali i
nadal odgrywają w wydarzeniach na geopolitycznej szachownicy świata. W niniejszym opracowaniu nie będziemy
jednak analizować geopolitycznych, geostrategicznych i geoekonomicznych konsekwencji aksamitnych rewolt na
obszarze krajów byłego ZSRR, ale rozpatrzymy działalność aksamitnych rewolucjonistów na płaszczyźnie walki
informacyjnej i działań psychologicznych. Nasza uwaga w kontekście aksamitnych rewolucji skoncentruje się na
obszarze taktyki i strategii obranej przez ruchy rewolucyjne oraz sposobów zastosowania socjotechniki walki
informacyjnej.
Aksamitna rewolucja, czyli refolucja
Rewolucja jest najbardziej gwałtowną formą zmiany społecznej[3]. Wiąże się ona z „rozerwaniem” procesów
społecznych i głębokim przeobrażeniem przeżywającego ją społeczeństwa.
Przyczyny rewolucji mają dwojaki charakter:
a.) oddolny i masowy - rewolucja to spontaniczny zryw mas ludzkich, do którego dochodzi wskutek
przekroczenia tolerowanego przez społeczeństwo poziomu napięcia;
b.) kryzysowy - do rewolucji dochodzi, gdy struktura społeczna nie może zaspokajać potrzeb obywateli[4].
Jak zauważa Krzysztof Kozłowski, autor książki o „rewolucji tulipanów” w Kirgistanie do wybuchu rewolucji
niezbędne jest masowe poczucie relatywnej deprywacji[5]. „(…) Chodzi tu o postrzeganą przez podmiot
rozbieżność między potencjalnymi oczekiwaniami a realną możliwością zaspokojenia potrzeb, miedzy
postrzeganiem tego, co być powinno a tym, jak jest. Rozbieżność ta ma charakter syndromatyczny, dotyczy
równolegle wiele aspektów życia społecznego. Jednocześnie, powinna być na tyle intensywna, by zdobyć status
dominujący w znaczącej (np. ze względu na rozmiar lub funkcje) części społeczeństwa. Jej obecność i
powszechność stanowi główny motyw mobilizujący ludzi do rewolucji.
(…) Zwracają uwagę trzy wzajemnie przeplatające się aspekty relatywnej deprywacji. O pierwszym z nich pisze
Ryszard Kapuściński, zauważając, że nie wystarczy samo doświadczenie niedoli, ubóstwa czy ucisku.
>Potrzebna jest świadomość ubóstwa, oraz świadomość ucisku oraz przekonanie, że ubóstwo i ucisk nie są
naturalnym porządkiem tego świata. (…) w tym wypadku samo doświadczenie ubóstwa, nieważne jak bolesne,
nie jest wystarczające<. Obiektywne występowanie deprywacji w połączeniu z akceptacją społeczną nie
wystarczy do wywołania nastrojów rewolucyjnych. Niezbędne jest świadome zakwestionowanie istniejącego
porządku życia, odrzucenie i aktywne dążenie do zmiany społecznego status quo.
19
(…) Drugim aspektem relatywnej deprywacji jest współwystępowanie świadomości rozbieżności i poczucia
niesprawiedliwości. Rewolucje nie mogą się obejść bez słowa sprawiedliwość i uczuć, jakie ono wywołuje. Grupy
podlegające deprywacji muszą czuć, że mają prawo do lepszego życia i że to prawo zostało im odebrane bez ich
winy. (…) O ile merytorycznie rozumienie sprawiedliwości jest zróżnicowane, w zależności od kontekstu
rewolucyjnego, to formalnie żądanie sprawiedliwości jest nieodzownym elementem zanegowania rozbieżności
będącej źródłem deprywacji społecznej.
Ostatni aspekt relatywnej deprywacji charakteryzuje T. Gurr. Zauważa on, że do pojawienia się powszechnego
uczucia niesprawiedliwości potrzebny jest zanik elastyczności funkcjonowania społeczeństwa. Ów brak
elastyczności powoduje, że część społeczeństwa nie może zaspokoić swoich potrzeb, podczas gdy dla jego
reszty jest to możliwe. (…) Niemożliwe jest więc w pełni konsensualne rozwiązanie narastającego konfliktu ani
zapobieżenie jego pojawieniu się czy późniejszej eskalacji. Jak zauważa Pitrim Sorokin, oddolnej presji mas musi
towarzyszyć odgórna słabość władzy i niewydolność lub dysfunkcyjność mechanizmów zażegnywania eskalacji
konfliktów społecznych.
Zaistnienie warunków deprywacji rodzi sytuację rewolucyjną. Stanowi ona przesłankę rewolucji, co nie oznacza
jednak, że musi się w nią przekształcić. Jak zauważa S. Kara – Murza, do wybuchu rewolucji politycznej
niezbędne jest zaistnienie jeszcze jednej okoliczności. Rewolucja nie jest bowiem możliwa, jeśli autorytet
panującej władzy politycznej nie zostanie naruszony. Jest to istotne w kontekście tzw. eksportu rewolucji. Okres
poprzedzający rewolucję polityczną odznacza się występowaniem burzliwych dyskusji, starć i niepokojów
społecznych”[6]. „(…) W warunkach współczesnych znaczy to tyle, że rewolucja jest wykluczona tam, gdzie
można zaufać, iż siły zbrojne dochowają posłuszeństwa władzom cywilnym. Rewolucje wydają się zawsze z
zadziwiającą łatwością zwyciężać w stadium początkowym; dzieje się tak dlatego, że dokonujący ich ludzie
zastają po prostu władzę danego ustroju w stanie kompletnej dezintegracji. Rewolucje są tedy następstwami,
nigdy zaś przyczynami upadku autorytetu politycznego w państwie”[7].
Inną cechą charakterystyczną dla rewolucji jest rozproszenie suwerenności władzy wewnątrz państwa. „(…)
Sytuacja rewolucyjna zaczyna się w momencie gdy władza rządu – pod kontrolą suwerena staje się obiektem
rzeczywistych, konkurencyjnych, wzajemnie się wykluczających roszczeń”[8].
Z kolei docent Józef Kossecki w ten sposób opisał ewolucję sytuacji politycznej doprowadzającą do wrzenia
rewolucyjnego: „(…) Jeżeli organizacja chcąca dokonać zmian struktury społecznej spotka się z
przeciwdziałaniem władzy, musi starać się zmienić na swoją korzyść stosunek mocy sterowniczych, którymi obie
dysponują . Może to robić – z jednej strony – powiększając swoją moc, na której opiera swe panowanie władza.
Staje więc przed organizacją kierującą ruchem społecznym problem spowodowania korzystnych dla siebie
działań ze strony ludzi o motywacjach mieszanych i o motywacjach energetycznych.
Ponieważ władza klas dążących do zachowania istniejącej struktury społecznej wbrew interesom większości
społeczeństwa opiera się z reguły na oddziaływaniach energetycznych albo na komunikatach zawierających
informacje dotyczące możliwości ich zastosowania, zatem często organizacje dążące do zmiany struktury
społecznej, spotykając się z przeciwdziałaniem władzy, starają się same uruchomić oddziaływania o charakterze
energetycznym, licząc na poszerzenie w ten sposób swej mocy.
Najprostszym sposobem tego rodzaju jest terror indywidualny, który stosowała np. organizacja „Narodnaja Wola”
w Rosji carskiej albo też część PPS kierowana przez J. Piłsudskiego (późniejsza PPS – Frakcja Rewolucyjna).
Innym sposobem jest dążenie do wywołania starć między tłumem a policją, aby przeciwko policji wywołać
odruchy samoobronne tłumu, a więc działania oparte na motywacjach energetycznych (normy witalne) – tego
typu działania stosowały również bojówki kierowane przez Piłsudskiego.
20
Ciekawym przykładem działań tego rodzaju może być akcja na Placu Grzybowskim w Warszawie 10 listopada
1904 r., przeprowadzona przez bojówki PPS. Organizacja PPS skorzystała z tego, że na Placu Grzybowskim
zwykle zbierały się w niedzielę tłumy przychodzące na sumę, odbywającą się w obszernym, stojącym przy tym
placu, Kościele Wszystkich Świętych. Aby te tłumy jeszcze zwiększyć, rozrzuciła na przedmieściach ulotki
wzywające ludność robotniczą na określoną godzinę w niedzielę na plac w celu zamanifestowania przeciw wojnie
z Japonią. Plac zapełnił się licznym tłumem, zarówno zwolenników manifestacji jak i ludzi, którzy przyszli do
kościoła na sumę i wreszcie widzów. Ulotki zwabiły też, oczywiście, policję. W pewnej chwili na schodach
kościoła, które górują nad placem, pojawiła się grupa bojowców ze sztandarem PPS śpiewających
„Warszawiankę”. Policja szybko skierowała się ku grupie, wówczas z grupy padły strzały do policjantów i bojowcy
cofnęli się do wnętrza kościoła, mieszając się z tłumem zebranym na mszy. Policja ponownie ostro natarła,
uderzając na bezbronny tłum, zabijając szereg osób.
Tego typu akcje nie przynoszą jednak trwałych rezultatów; jak długo władza dysponuje przewagą energetyczną,
jest ona w stanie wymusić posłuszeństwo opierając się na tej przewadze. Dlatego terror indywidualny nie może
przynieść rozstrzygających rezultatów. Sytuacja ulega zmianie, gdy moc, którą dysponuje władza, zaczyna
maleć. Powodem tego mogą być albo trudności gospodarcze, albo niepowodzenia polityczne lub militarne. Pod
ich wpływem wśród członków rządu czy partii rządzącej, a także wśród wyższej biurokracji i w kołach
społecznych, z których się rekrutują szefowie administracji lub dowódcy wojska – ustala się przeświadczenie o
grożącej państwu ruinie finansowej, gospodarczej lub wojennej. Żaden jednak plan ratunku nie znajduje uznania i
poparcia dosyć silnego, aby mógł konsekwentnie przeprowadzony.
Postępowanie rządu i jego decyzje są chwiejne, powzięte postanowienia zanim zostaną wykonane już bywają
najczęściej zmieniane albo też jednocześnie rozpoczyna się kilka wzajemnie wykluczających się planów
działania. To wszystko zwiększa niepokój w warstwie rządzącej. Masa biernych obywateli najczęściej nie zdaje
sobie początkowo sprawy z tego, że kurs nawy państwowej jest tak niepewny i bezplanowy. Może nawet wierzyć
jeszcze w niezwalczoną potęgę państwa. Ale im bliżej steru polityki państwowej stoją odnośne warstwy społeczne
– tym mniej w nich wiary i optymizmu, tym częściej słyszy się od nich słowa wróżące katastrofę, refleksje na ten
temat czekającej państwo zguby i coraz ostrzejsze oskarżenia jednych działaczy państwowych przeciwko drugim
o >zdradę czy głupotę<, o brak charakteru, woli czy lekkomyślne igranie z niezadowoleniem ludu, o ślepotę lub
upór, nie chcący widzieć konieczności gruntownych reform, bez których państwo się nie ostoi, czy też o
wywrotowe knowania dla dogodzenia własnym niechęciom czy ambicjom.
Powoli echa niepokoju myśli, pesymizmu, niewiary w przyszłość państwa, a przede wszystkim ostrych krytyk
nieudolnej polityki państwowej rozpowszechniają się wśród bardziej wykształconych warstw społeczeństwa,
budząc w nich zaniepokojenie o los państwa, niewiarę w umiejętność rządzenia tych, którzy stoją na jego czele, a
jednocześnie podnosząc ich wrażliwość na hasła teorii głoszących krytykę całego dotychczasowego ustroju
państwowego i społecznego. Im większa była przy tym poprzednio w masie biernych obywateli wiara w potęgę
państwa – tym większy w nich wzbiera gniew na winowajców załamania się ich iluzji.
Warstwa rządząca zauważa zmianę stosunku obywateli do państwa, rządu i administracji państwowej. >Góra<
zaczyna się liczyć z rewolucją jako realną siłą. Jeżeli teraz rozkład myśli i woli w kierującej państwem warstwie
społecznej objął całą tę warstwę i podzielił ją na tak zwalczające się obozy, że ani żaden program polityczny, ani
żaden człowiek zjednoczyć jej dla konsekwentnego działania nie może- wtedy z reguły pierwszy wstrząs
spowodowany czy to zewnętrznymi niepowodzeniami, czy kryzysem gospodarczo- finansowym prowadzi do
rewolucji. Wynikające bowiem z niezaspokojenia żywotnych potrzeb ludności zaburzenia wskutek słabości rządu
rozrastają się i powodują upadek dotychczasowej władzy państwowej. Do władzy dochodzą najpierw ludzie z
warstwy rządzącej, którzy jednak stali w opozycji do ostatniego rządu. Ludzie ci zazwyczaj nie mogą jednak
również opanować sytuacji i władza może wówczas przejść w ręce ugrupowań rewolucyjnych, głoszących
całkowitą krytykę dotychczasowego ustroju.
21
W opisanej powyżej sytuacji wrzenia społecznego, wystarczy nagłe podziałanie bodźców o charakterze
energetycznym – np. podwyżka cen żywności albo sprowokowanie rozruchów przez represje – aby spowodować
przejście na stronę przeciwników władzy ludzi o motywacjach energetycznych lub o równowadze motywacji
energetycznych i informacyjnych, z których niektórzy dysponować mogą nawet częścią mocy, będącej
dotychczas w dyspozycji władzy (np. przejście wojska na stronę rewolucji).
Nagła zmiana zachowania zaskakuje z reguły przedstawicieli władzy, którzy nie biorą najczęściej pod uwagę, że
zmiany norm następowały przed tym przez długi okres, a tylko nagła zmiana bodźców związana z powstaniem
nowej sytuacji spowodowała wystąpienie reakcji związanych z tymi normami”[9].
Jeżeli chodzi o falę tzw. kolorowych rewolucji, które przetoczyły się przez szereg krajów, które znajdowały się w
orbicie ZSRR, albo wchodziły w jego skład, to wyrażenie „aksamitna rewolucja” po raz pierwszy użyte zostało
jeszcze w Czechosłowacji w 1989 roku. „Aksamitne rewolucje” w środowiskach badaczy zagadnienia bywają
także określane terminem „refolucja” i jako pierwszy tego słowa użył Timothy G. Ash[10]. Według Asha „refolucja”
jako zjawisko politologiczne łączy dwa aspekty: rewolucyjny i ewolucyjny. Pojęcie „refolucja” przyjął i zaadoptował
do swojej analizy wydarzeń 1989 r. także Jan Pakulski[11]. Cytowany wcześniej Krzysztof Kozłowski twierdzi, że
z analizy Jana Pakulskiego wynika, iż:
a.) mają charakter pokojowy, moralny i samo ograniczający;
b.) poprzez swych przedstawicieli głoszą hasła zorientowane na wartości uniwersalne pomijając cele polityczne
(wynika to głównie z niepełnego wykształcenia się politycznie zorientowanych elit rewolucyjnych);
c.) programowo wykluczają przemoc jako instrument działania politycznego;
d.) nie wiążą się z tendencjami dyktatorskimi ani radykalnymi; zmiana władzy następuje łagodnie i bardziej w
drodze kompromisu niż konfliktu;
e.) łączą w sobie zmiany polityczne z kulturowymi; u ich podłoża leży sprzeciw wobec totalitarnych ambicji
władzy uzewnętrznianych pod postacią cenzury, ściślej kontroli ścieżek edukacyjnych czy manipulowania opinią
publiczną;
f.) wiążą postulaty zmian społecznych z żądaniami niepodległości i pełnej suwerenności; najjaskrawszym
przejawem refolucji jest odzyskanie suwerenności państwowej;
g.) mają oddolny charakter i przybierają formę spontanicznego ruchu obywatelskiego[12].
„(…) W przypadkach refolucji, słownikowo definiowanych jako >obalenie wcześniejszego reżimu i przejęcie
władzy metodami pokojowymi przez opozycję< można by również mieć wątpliwości co do tego czy system został
>obalony<, czy też może raczej uległ samoistnej dezintegracji. Mechanizmy wyłaniania elit opozycyjnych były
analogiczne do wariantów klasycznej rewolucji. Również kontrowersyjne jest stwierdzenie, że władzę przejęła
opozycja. Trafniej byłoby powiedzieć, że ją stopniowo przejmowała. Kardynalne znaczenie dla różnicy między
rewolucją a refolucją ma fakt, że między opozycją refolucyjną a władzą komunistyczną istniał rodzaj interakcji
umożliwiający poszukiwanie konsensu”[13].
„(…) Zmiana wewnątrz samych rewolucji i pojawienie się ich refolucyjnej, łagodniejszej wersji, zbliżonej do
nieposłuszeństwa obywatelskiego, jest przede wszystkim efektem naukowej, jak i praktycznej, w różnym stopniu
świadomej refleksji nad okrutnymi doświadczeniami dotychczasowych rewolucji.
Refolucja nie jest bytem nowym i samodzielnym, ale typem rewolucji. Podobnie jak w przypadku klasycznej
rewolucji, jej istotą pozostaje absolutna i radykalna zmiana systemu społecznego i politycznego i utworzenie na
ich miejsce nowego porządku. Cechami specyficznymi refolucji są natomiast: nawiązanie do przeszłości
narodowej, dominacja haseł zagwarantowania wolności obywatelskich nad hasłami socjalnymi i nieobecność
przemocy, będąca konsekwencją reformatorskiego nastawienia części elit rządzących starego reżimu”[14].
22
Tabela. Zestawienie charakterystycznych podobieństw i różnic między klasyczną rewolucją a refolucją
Klasyczna rewolucja Refolucja
Sytuacja rewolucyjna Warunek sine qua nonwybuchu
rewolucji.
Warunek sine qua nonwybuchu
refolucji.
Nowy porządek
Absolutne zerwanie z przeszłością.
Nawiązanie do tradycji, czasów
suwerenności, niepodległości.
Wolności obywatelskiej i kwestie
socjalne
Hasła wolności obywatelskich
dominują w początkowych okresach
rewolucji by z czasem zacząć
ustępować miejsca postulatom
socjalnym.
Postulaty rozwiązania kwestii
socjalnych i gospodarczych dominują
w początkowych okresach rewolucji
by z czasem zacząć ustępować
miejsca hasłom wolności
obywatelskich i suwerenności.
Przemoc
Obecna na dużą skalę, jest
narzędziem działania
rewolucjonistów.
Minimalna, odrzucana przez
refolucjonistów.
źródło: Krzysztof Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, str. 61.
Jak wyżej wspomniano jednym z przejawów refolucji są „aksamitne rewolucje”. Termin „aksamitna rewolucja”
służy określeniu rewolucji politycznej o charakterze pokojowym opartej na zasadach nonviolent wypracowanych
przez amerykańskiego naukowca Gene Sharpa.
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
Przypisy:
1. Viatcheslav Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, Warszawa 2007, str. 212.
2. tamże, str. 212.
3. Jan Baszkiewicz- „Wolność, równość, własność: rewolucje burżuazyjne, Warszawa 1981”, str. 57.
4. tamże, str. 60.
5. Krzysztof Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, Warszawa 2009, str. 47.
6. tamże, str. 47-49.
7. Hannah Arendt- „O rewolucji”, Warszawa 2003, str. 143, za: K. Kozłowski- „Rewolucja tulipanów…”, str. 49.
8. Ch. Tilly- „From Mobilization to Revolution Massachusets 1978, ”, str. 191, za: K. Kozłowski- “Rewolucja
tulipanów…”, str. 49.
9. Józef Kossecki- „Cybernetyka społeczna”, Warszawa 1981, str. 391-394.
10. Timothy G. Ash- „Polska rewolucja. Solidarność 1980-81”, Warszawa 1990.
11. Jan Pakulski- „Rewolucje wschodnioeuropejskie”, „Kultura i Społeczeństwo”, nr 3/1991.
12. K. Kozłowski- „Rewolucja tulipanów…”, str.55.
13. tamże, str. 59.
14. tamże, str. 62.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/01/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-psychologicznej-w-praktyce-czesc-1/
23
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 2)
1 lutego 2012
Jednym z charakterystycznych elementów aksamitnych rewolucji jest zastosowanie walki bez przemocy,
którą na płaszczyźnie teoretycznej wypracował amerykański naukowiec profesor Gene Sharp. W
środowisku specjalistów w zakresie socjotechniki walki informacyjnej system wypracowany przez prof.
Sharpa nazywany jest nonviolent action. Praktycznie każda organizacja aksamitnych rewolucjonistów
przed przystąpieniem do akcji przechodzi przez intensywne szkolenia, treningi i seminaria na których
wykładane są tezy prof. Sharpa. Tak było między innymi w przypadku „Otporu”, który w Serbii był
motorem napędowym działań informacyjnych i psychologicznych wymierzonych w Slobodana
Milosevica.
Wydarzenia w kilku krajach na obszarze
postradzieckim w ciągu ostatnich kilkunastu lat są dowodem na to, że teoretyczne założenia i tezy wypracowane
przez prof. Gene Sharpa nie są jedynie akademickimi rozważaniami, ale znajdują praktyczne zastosowanie
podczas aksamitnych rewolucji. Można pokusić się o stwierdzenie, że prof. Sharp jest intelektualnym ojcem
duchowym aksamitnych rewolucjonistów.
Gene Sharp i ”polityczne jujitsu”
Profesor Gene Sharp urodził się na północy Baltimore w amerykańskim stanie Ohio 21 stycznia 1928 roku. W
1946 roku ukończył szkołę średnią w Columbus, a pierwszy tytuł naukowy zdobył 3 lata później na Uniwersytecie
Stanu Ohio. Tytuł magistra („Master of Arts”) osiągnął w roku 1951 za rozprawę: „The Politics of Nonviolent
Action: A Study in the Control of Political Power”, która to przyniosła mu największą sławę. Prowadzone prace
naukowe, wykłady na wielu uczelniach: w Bostonie, Oslo, Oxfordzie, Bedford, Waltham, czy na Harvardzie, czy
wreszcie podróże i spotkania z ludźmi, którzy bezpośrednio stykali się z problemami podejmowanymi przez
profesora (np. z uczestnikami antyhitlerowskiego ruchu oporu w Norwegii), pogłębiały nie tylko jego szeroką
wiedzę, ale i chęć do prowadzenia nowych badań.
24
Profesor Gene Sharp
Wydawany w Genewie dziennik „Le Temps” w ten sposób opisał wpływ koncepcji Sharpa na opracowanie
strategii metod walki bez przemocy: „W wieku 86 lat Gene Sharp okazał się naczelnym teoretykiem
międzynarodowej sieci bezprzemocowych rewolucji, które mają miejsce w Europie Wschodniej. Sharp, który była
pacyfistą już od pierwszych godzin II wojny światowej, pogłębiał swoją świadomość, korespondując przede
wszystkim z Albertem Einsteinem, a następnie poddał swoją teorię próbie ognia w trudnych warunkach
birmańskich”[1].
Gene Sharp już w 1990 r. brał udział w wydarzeniach na obszarze postradzieckim kiedy wraz z zespołem
współpracowników przybył do Szwecji, aby doradzać przywódcom litewskiego ruchu politycznego „Sajudis”. W
styczniu 1991 r. członkowie ruchu zastosowali metody Sharpa, stawiając opór bez przemocy atakom rosyjskich sił
specjalnych w Wilnie.
Sharp jest przez wielu znawców tematu uważany za najlepszego specjalistę w dziedzinie walki bez przemocy. W
wywiadzie w „Peace Magazine” określany jest jako człowiek, który „prawdopodobnie wie więcej o oporze bez
przemocy niż ktokolwiek inny na naszej planecie”[2]. Spędził lata na rozważaniach nad taką techniką walki, która
byłaby w tym pomocna. Poszukiwał odpowiedzi na pytania o jej istotę, metody, sposoby działania wobec władzy,
którą chce się obalić oraz o możliwościach jej skutecznego zastosowania w praktyce, co bez wątpienia stawia go
na uprzywilejowanej pozycji jednego z największych specjalistów w omawianym temacie.
Walka bez użycia przemocy nazywana jest także „innym (odmiennym) ultimatum” i jest to broń mogąca z
powodzeniem służyć jako środek zastępczy dla wojny. Jednakże wbrew pozorom walka bez przemocy nie ma
nic wspólnego z pacyfizmem, bowiem jak podkreśla prof. Sharp trzeba dokonać rozróżnienia pomiędzy
działaniem bez udziału przemocy, a podobnym postępowaniem umotywowanym przekonaniami
związanymi z wyznaniem czy etyką (np. poglądy pacyfistyczne czy chrześcijańskie). Są to dwa różne
zjawiska.Działania bez przemocy nie mają jednak nic wspólnego z pasywnością, uległością, ani
tchórzostwem. Co więcej, należy już na samym początku przezwyciężyć w sobie te cechy, jeśli oczekuje
się sukcesów. Jest, tak samo jak wojna, narzędziem walki. Tak samo opiera się na mobilizacji sił i
przeprowadzaniu kolejnych batalii. Wymaga mądrej strategii i dobrego przygotowania. W znacznej mierze
zależy od odwagi, dyscypliny i poświęcenia osób zaangażowanych w tego typu walkę.
„(…)Poszczególne techniki w obrębie szeroko rozumianej metody nonviolent action zostały sklasyfikowane w trzy
kategorie. Pierwszą z nich jest protest i perswazja bez przemocy, co polega głównie na symbolicznych akcjach
pokojowej opozycji, wyrażonych pozawerbalnie. Wyróżniamy tutaj między innymi marsze, parady, pikiety,
rozwieszanie plakatów, spotkania protestacyjne i podobne. Najszerszą kategorią jest brak współpracy z
przeciwnikiem, czyli zamierzone wstrzymanie się od pomocy czy odrzucenie związków łączących buntowników z
wrogiem na różnych płaszczyznach, co podzielone jest dodatkowo na trzy aspekty: społeczny (bojkoty ze strony
społeczeństwa), ekonomiczny (różnego rodzaju strajki na tle gospodarczym) oraz polityczny (bojkoty polityczne).
Akcje związane z tymi aspektami mogą być spontaniczne lub zaplanowane, legalne bądź nie. Trzecią kategorię
25
stanowią interwencje bez przemocy, czyli świadome działania, mające na celu wpływ na sytuację. Będą to
wszystkie akcje, które wkraczają w porządek ustalony przez wroga. Wszystko, co utrudnia mu normalne
funkcjonowanie, wszelkie dążenia do zmiany. Strajki okupacyjne i głodowe, ustanawianie nowych struktur
społecznych czy równoległych rządów oraz podobne. Zaczynając od kilku przykładów wyszczególnionych metod,
Gene Sharp sporządził listę 198 typów akcji w ramach szerzej pojętego działania bez użycia przemocy, z których
wszystkie zdążyły już pojawić się w historii ludzkości. Podstawowym założeniem walki bez przemocy jest
oczywiście wyzbycie się rozwiązań stosujących przemoc fizyczną. Dlatego chcąc rozwijać dalej tę metodę jej
wyznawcy stawiają sobie za cel zmniejszenie powszechnej wiary w wojnę i przekonaniu, że jest ona lekiem na
całe zło, zwłaszcza w kontekście nieskuteczności innych pomysłów. Rządy dyktatur i innych reżimów, ataki
terrorystyczne, ludobójstwa, opresje – to dość częste zjawiska. Używanie przemocy przez jedną stronę
najczęściej skutkuje podobną odpowiedzią. Jednak jest to narzędzie znane, oddalające poczucie całkowitej
beznadziei w obliczu skomplikowanych konfliktów. Wobec tego dopóki ludzie będą trwać przy takim przekonaniu i
dopóki nie będą w stanie myśleć wyłącznie w znanych sobie kategoriach, sytuacja nie zmieni się”[3].
Michał Szymuś w cytowanym powyżej opracowaniu na temat Gene Sharpa i ruchunonviolent metodę
wypracowaną przez amerykańskiego naukowca nazywa „politycznym jujitsu” twierdząc, że „(…)Walka polityczna
bez używania przemocy w konfrontacji z siłowymi środkami reakcji (sankcje, represje) tworzy specyficzną,
asymetryczną sytuację konfliktową. Ten kontrast wytrąca przeciwników z politycznej równowagi, osłabia i obraca
ich działania przeciwko własnej pozycji. Pozostając konsekwentnymi w wystrzeganiu się przemocy (podczas gdy
druga strona nadal stosuje siłę), buntownicy mogą uzyskać znaczną przewagę. Polityczne jujitsu powoduje
stopniowe oddzielanie się od przeciwników jednej lub wszystkich z trzech grup ludzi: członków grupy łączonej z
opcją przeciwników; społeczeństwa, dotkniętego zagrożeniem istotnych dla siebie wartości oraz stron trzecich,
niezaangażowanych bezpośrednio w spór. Zwłaszcza to pierwsze zjawisko jest optymistyczne. Przekonujemy się,
że możliwe jest znaczne osłabienie siły obozu oponentów, a nawet zwrócenia ich członków przeciwko sobie
nawzajem. Gene Sharp zdaje sobie sprawę z wagi czynników natury psychologicznej, odgrywających dużą rolę w
tym kontekście. Żołnierze wroga mogą sami odmawiać strzelania do pokojowo nastawionych obywateli, czy to ze
względów etycznych czy innych, co z czasem może przybrać nawet rozmiary masowych dezercji i przyłączania
się do buntowników. Bardzo możliwe, że będą też chętni do pomocy więźniom i innym represjonowanym, którzy
przecież nie mają wobec nich wrogich zamiarów, a z pewnością ich zaangażowanie nie będzie tak duże, jakby to
było gdyby musieli walczyć o własne życie. Wszystko to pomaga rozwinąć ruch oporu, ponieważ zwiększa się
liczba osób należących do różnych grup opozycyjnych względem politycznej linii oponentów”[4].
„Otpor” - awangarda aksamitnej rewolucji w Serbii
Z dorobku prof. Gene Sharpa pełnymi garściami czerpały i nadal czerpią inspirację organizacje i ruchy, które były
motorami napędowymi „aksamitnych rewolucji” i to według strategii wypracowanej przez niego były one szkolone
oraz przygotowywane do działalności rewolucyjnej.
Jedną z pierwszych organizacji, które w socjotechnice prowadzenia walki informacyjnej zastosowały
metody nonviolent był serbski „Otpor” (Opór). Ruch ten powstał 10 października 1998 roku. Utworzyła go
dwudziestoosobowa grupa studentów, którzy rekrutowali się z takich organizacji jak „Związek Studencki”,
„Federacja Studentów” i „Ruch Studentów Serbskich”.
26
Znakiem organizacyjnym „Otporu” stała się zaciśnięta pięść oznaczająca „siłę,
determinację i jedność”[5] i która symbolizowała groźbę pod adresem Slobodana Milosevica. Symbol ten
występował w dwóch opcjach: czarna ręka na białym tle oraz biała na czarnym. Korzenie znaku organizacyjnego
„Otporu” sięgają końcówki lat osiemdziesiątych kiedy to trzy słoweńskie muzyczne grupy rockowe „Laibach”,
„Miladojka Youneed” i „Borghesia” wypuściły na rynek album zatytułowany „Opór” z zaciśniętą pięścią na okładce.
Pikanterii dodawał też fakt, że taki sam symbol – pięść, ale czerwona była znakiem rozpoznawczym zwolenników
Milosevica.
Przy budowaniu struktur organizacyjnych „Otporu” zdecydowano, że nie będzie on konstruowany na zasadzie
hierarchicznej, bowiem zakładano, iż czynniki rządowe oraz służby specjalne będą dążyły do dezintegracji ruchu,
który przy „sztywnej”, hierarchicznej formule byłby dużo łatwiejszym celem do rozbicia. Stworzono więc
organizację, której organem kierowniczym było kolegialne ciało składające się z dwudziestu członków, co
umożliwiło stworzenie organizacji poziomej – bardzo elastycznej i zdolnej do wykonywania zadań zarówno na
poziomie ogólnokrajowym jak i lokalnym.
Jeden z członków „Otporu”, Aleksander Maric z Novego Sadu, w ten sposób przedstawił naczelną zasadę
działania ruchu: „(…) organizacja powinna obywać się bez lidera – w tym właśnie tkwi siła. (…) serbska
policja nie była w stanie pojąć, że można sobie dać radę bez przywódcy, taka struktura doprowadziła ich do
szaleństwa. Niemniej potrzebne było jakieś jądro – jądrem tym była owa dwudziestka osób, stanowiących coś w
rodzaju komitetu centralnego”[6].
Serbski ruch posiadał kilka wydziałów: stosunków międzynarodowych, zasobów ludzkich, marketingu oraz dział
logistyki i dystrybucji. Brak hierarchicznej struktury nie przeszkodził aksamitnym rewolucjonistom w stworzeniu
prężnej i dobrze operującej organizacji zarówno na szczeblu ogólnokrajowym jak i lokalnym. W przededniu
wyborów prezydenckich we wrześniu 2000 r. „Otpor” liczył około 70 tys. członków uplasowanych w 130 lokalnych
komórkach organizacyjnych. Aktywistą mógł zostać praktycznie każdy, chyba że podejrzewano
prowokację.Powszechnym zjawiskiem i celowo obraną strategią była jawność, ponieważ konspiracja nie
zawsze jest dobrym sojusznikiem, co było działaniem zgodnym z instrukcjami Sharpa, które zawarł w
swoich opracowaniach: „tajność jest nie tylko zakorzeniona w strachu, ale również przyczynia się do
niego, co osłabia ducha oporu i obniża ilość osób mogących aktywnie uczestniczyć w akcji. Może także
przyczyniać się do – często bezpodstawnych – podejrzeń i oskarżeń o bycie agentem albo informatorem
przeciwnika. Natomiast jawność intencji i planów nie tylko będzie miała efekty wręcz przeciwne, ale
przyczyni się również do stworzenia wrażenia, że ruch oporu jest w rzeczywistości niezmiernie
potężny”[7].
Jednakże aksamitni rewolucjoniści mieli świadomość tego, że aby władze nie zdobyły przewagi, pewne
sfery musiały pozostać tajne. „Redagowanie, drukowanie i dystrybucja podziemnych publikacji,
27
nielegalne audycje radiowe z wewnątrz kraju i zbieranie informacji o posunięciach dyktatora należą do
czynności, gdzie wymagany jest wysoki stopień utajnienia”[8]. W wyniku obrania takiej strategii działania
automatycznie wytwarzają się dwa kręgi przywództwa: krąg jawny, powszechny, składający się z
przeszkolonych aktywistów, którzy „na dole” – lokalnie organizują wokół siebie społeczeństwo i drugi
krąg – tajny, często powiązany z politykami opozycji sztab, który pozostaje nieuchwytny. W efekcie tego
często zdarza się, że ludzie będący w takich sztabach – zakonspirowanych ciałach przywódczych
osobiście nie znają się nawzajem. Umiejętne oddzielenie sfery jawnej od tajnej było i jest kluczem do
dezinformacji każdej władzy w opozycji do której stoją siły rewolucyjne. Ten mechanizm działalności w
prowadzeniu struktury rewolucyjnej sprawdzony w praktyce w Serbii, później był – z pewnymi
modyfikacjami uwzględniającymi lokalne uwarunkowania społeczno – polityczne – powielany praktycznie
podczas każdej aksamitnej rewolucji: w Gruzji, w Kirgistanie czy na Ukrainie. Jest to swego rodzaju „znak
firmowy” wmodus operandi aksamitnych rewolucjonistów.
Zasada unikania stosowania przemocy była jednym z fundamentów działania „Otporu”. Książka Gene Sharpa
„Polityka działania bez przemocy” odegrała kluczową rolę w wypracowywaniu strategii ruchu. Na bazie pracy
Sharpa opracowano broszurę wydaną w języku serbskim pt. „Podręcznik Otporu”. Wydano także w nakładzie 5
tys. egzemplarzy inną książkę Sharpa „Od dyktatury do demokracji: ramy pojęciowe wyzwolenia”. W pracy tej
amerykański naukowiec pisze: „(…) Bezgraniczna brutalność reżimu wobec działaczy stojących wyraźnie na
pozycjach bezprzemocowych zwraca się przeciwko dyktatorowi, wywołując niesnaski w jego własnych szeregach
i skłaniając ludność, w tym także tradycyjnych zwolenników partii rządzącej i jej satelitów, do wspierania
opozycjonistów”[9].
W marcu 2000 r. działacze „Otporu” przeszli cykl szkoleń w dziedzinie walki bez przemocy. Bazą szkolenia był
hotel Hilton w Budapeszcie, gdzie uczono młodych Serbów jak organizować strajki i protesty oraz komunikować
się za pomocą symboli. Oddzielną kwestię stanowiła nauka technik przekazu informacyjnego oraz socjotechniki.
Szkolenia prowadził m.in. Gene Sharp oraz jego kolega pułkownik Robert Helvey, który wyjaśniał jak
socjotechnicznie można podmywać fundamenty autorytetu władzy w społeczeństwie. Obok policji, wojska i
kontrolowanych przez państwo mass mediów, istota władzy tkwiła w autorytecie Milosevica – w jego zdolności
wydawania rozkazów oraz egzekwowania poleceń. Pod koniec tego seminarium jeden z działaczy „Otporu”
stwierdził, że strach stanowi broń potężną, ale nietrwałą, ponieważ „znika szybciej niż daje się go
odczuć”[10]. Obok Sharpa i Helveya młodych Serbów nauczali także byli i obecni pracownicy
amerykańskich służb wywiadowczych oraz oficerowie US Army.
Zanim „Otporowcy” przystąpili do konkretnych działań przygotowano strategię. „(…) Oprócz motywacji i
aktywności uczestników ruchu, ważne jest też wcześniejsze przygotowanie i zdobycie pewnej wiedzy teoretycznej
(zaplecze intelektualne) zanim przystąpi się do akcji. Tak samo jak w militarnych konfliktach, bardzo pomocnym
narzędziem jest dobra strategia, czyli plan przeniesienia się ze stanu obecnego, w którym wybrany cel nie jest
jeszcze zdobyty, do stanu pożądanego, gdzie udało się to osiągnąć. Często liderzy uznają za słuszne
sformułowanie pewnych założeń taktycznych na chwilę obecną, bez uwzględnienia tendencji długoterminowych.
To błąd. Dzięki myśleniu strategicznemu szanse na sukces będą znacznie zwiększone, skoordynowane działania
przybliżą do zwycięstwa. Straty mogą być minimalizowane, a poświęcenie bardziej opłacalne. Niemożliwe jest
wypracowanie optymalnej strategii, odnoszącej się do każdej sytuacji. Odpowiednie techniki mogą być
modyfikowane i łączone z różnymi rodzajami oporu, ale niektóre z nich mogą osłabiać skuteczność
metody nonviolence (jak np. stosowanie przemocy). Przede wszystkim jednak musimy polegać na sobie. Warto
wzbogacać działanie innymi sposobami walki, ale ewentualne zwycięstwo musi zależeć od nas samych (lub
naszej grupy). Formułowanie skutecznej strategii wymaga zrozumienia dynamiki i mechanizmów walki bez użycia
przemocy. Niezbędne jest wybieranie tych akcji, które mogą przynieść sukces i unikanie czynników
niesprzyjających. Trzeba też brać pod uwagę dodatkowe uwarunkowania: geograficzne, psychologiczne i inne.
28
Tworzenie mądrego planu zakłada m.in. dobrą znajomość kontekstu konfliktu, oszacowanie sił własnych,
przeciwników oraz stron trzecich, przewidywanie przeszkód, analizę możliwych kierunków rozwoju sytuacji, ocenę
potencjalnych rozwiązań i wreszcie zidentyfikowanie całościowego planu postępowania, zawierającego
poszczególne metody w dążeniu do osiągnięcia głównego celu. Nie lekceważąc korzyści płynących z myślenia
strategicznego, Gene Sharp wyróżnia 5 faz strategicznego planowania w ramach walki bez użycia przemocy.
Pierwszą jest inicjowanie oceny i analizy. Dokonujemy tutaj szacunków własnych sił i przeszkód oraz innych
czynników sprzyjających bądź niesprzyjających w osiągnięciu celów, a także mocnych i słabych stron naszych
przeciwników, przy uwzględnieniu tych źródeł ich władzy, w które będzie nam najłatwiej uderzyć. Identyfikujemy
też ogólne sposoby, za pomocą jakich można zrobić to najlepiej na tym etapie (wybór metod nacisku). Faza
druga to właściwe rozwinięcie podstawowej strategii. Opracowywanie długoterminowych koncepcji postępowania
w konflikcie, łącznie z konkretnymi technikami zdobywania poszczególnych celów oraz taktyk krótkoterminowych
dla walki o sprawy drugorzędne, chociaż i tak ważne w kontekście końcowego efektu. Trzecia faza polega na
budowaniu zdolności społeczeństwa do stworzenia realnego zagrożenia dyktatorom i wrogim systemom,
mobilizacji możliwie największej siły, będącej poza zasięgiem oddziaływania oponentów. Następna to planowanie
podczas otwartej walki. Należy na bieżąco śledzić zgodność postępowania z przyjętą strategią i poszczególnymi
metodami (i w razie je korygować) oraz skupiać się na dokładnych atakach bezpośrednio w słabości
przeciwników, dążąc do wytrącenia ich z politycznej równowagi, czyli po prostu dobrze wykonywać założenia
taktyczne, zmierzając do sukcesu. Wreszcie w fazie ostatniej przychodzi czas na wnioski: czy ten sukces udało
się rzeczywiście osiągnąć, czy nie, czy może końcowe rezultaty okazały się formą pośrednią pomiędzy
zwycięstwem a porażką oraz na przeprowadzanie planów na przyszłość”[11].
Strategię „Otporu” oparto na przekazie informacyjnym skierowanym szczególnie do młodego pokolenia Serbów.
Kluczową grupą adresatów w kampanii aksamitnych rewolucjonistów byli ludzie w przekroju wiekowym od 18 do
30 lat. Nieprzypadkowo kampania informacyjna była skierowana do młodego pokolenia.
Jak pisze Grzegorz Lewicki: „(…) Pierwszym krokiem, jaki musieli
wykonać, najtrudniejszym i najbardziej istotnym dla powodzenia każdej aksamitnej rewolucji okazywała
się zawsze walka ze strachem.>Bo jednym z najtrudniejszych problemów społeczeństw niedemokratycznych
jest właśnie strach. Strach przed wyrzuceniem ze szkoły, z uniwersytetu, z pracy. Strach przed pobiciem i
uwięzieniem< – mówi Milos Milenkowic, prezes EURO-26 w Serbii i były aktywista „Otporu!” >Kiedy zakładaliśmy
Otpor!, ludzie nas przestrzegali: nikogo nie denerwujcie, nic nie zmieniajcie, może być tylko gorzej<. Grupą
przestrzegającą przed działaniem było pokolenie starsze. Dlaczego akurat oni? Ponieważ wprost proporcjonalnie
do pogłębiania się poczucia beznadziei, priorytetem starszego, udręczonego przez władzę pokolenia stawało się
beznamiętne trwanie. Jak zauważa Milos: >żyli tylko dniem dzisiejszym i bali się nawet pomyśleć o możliwości
wystąpienia przeciw dyktaturze< (…)Na pogrążonych w chocholim śnie nie można było liczyć. Rewolucję
trzeba było oprzeć na ludziach młodych, mających motywację do walki o własny kraj, w którym w
przyszłości przyjdzie im żyć. Najpierw więc trzeba było ich ośmielić, skruszyć strach i dać poczucie
pewności, że sukces jest tylko kwestią czasu, że ich zaangażowanie przyniesie efekty. Było to koniecznie,
bo strach w reżimach o korzeniach totalitarnych jest jak mityczny wąż Uroborus – karmi się samym sobą, tworzy
zaklęte koło. Pragnienie zmian, chociaż tli się w sercach wielu, skutecznie przygaszane jest poczuciem
osamotnienia i obawą przed niepowodzeniem. Niemożność przezwyciężenia strachu w wymiarze
jednostkowym umożliwia mu kolektywne trwanie. A ośmielić jednostkę i wlać nadzieję w serce może
29
jedynie poczucie bycia częścią anonimowego tłumu – wielkiej, silnej wspólnoty. Pochód Solidarności
ruszył, gdy Polacy „zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas”. Analogicznie, jeżeli pochód miał ruszyć w Serbii,
Gruzji czy na Ukrainie, musiał powstać tłum. Jeżeli tłumu nie było, to… trzeba było po prostu go
wykreować. (…)Z czasem osób zainteresowanych ruchem zaczęło przybywać – im więcej ich było, tym strach –
Uroborus coraz bardziej dławił się swym ogonem. Nowych aktywistów uczono jak przezwyciężać lęk. Dzielono ich
na kilkuosobowe grupy, których członkowie mieli obowiązek wzajemnie się kontrolować, a w przypadku
aresztowania poinformować o tym resztę. Wtedy formowano nową grupę, której członkowie na zmianę, ale bez
przerwy pikietowali pod placówkami milicji – aż do uwolnienia przyjaciół. Stworzono też specjalne kanały
informacyjne, dzięki którym o aresztowaniu dowiadywała się grupa niezależnych prawników, rodzice ofiar i
niezależne media. >Wszyscy natychmiast przychodzili na milicję. Prawnicy tworzyli listy aresztowanych i
zapewniali opiekę prawną, dziennikarze zdawali relację, a wściekli rodzice przekonywali milicjantów, aby uwolnili
ich dzieci< – wylicza kolejne czynności Milos. Milicję dało się też często przeciągnąć na swoją stronę graniem na
najprostszych, ludzkich emocjach. W końcu milicjanci byli członkami tego samego społeczeństwa, co
aresztowani, a niejednokrotnie pod wytarty mundur sami chętnie założyliby podkoszulek rewolucjonisty (co
zresztą się zdarzało). Gene Sharp zaleca strategom ruchów rewolucyjnych rozpoznanie stopnia
niezadowolenia i zastraszenia panującego w wojsku i milicji, sugerując, że funkcjonariusze państwowi
mogą być przeciwni reżimowi z powodów osobistych, rodzinnych, lub politycznych. Tak w istocie bywało,
co doskonale pokazuje przytoczona w >Der Spiegel< anegdota: >W (serbskiej) wiosce pod Nowym Sadem
komendant milicji przymknął raz trzech młodych aktywistów malujących opozycyjne hasła. Kiedy pod wieczór
wrócił do domu, żona odmówiła mu podania kolacji, dopóki ich nie wypuści. ‘Zmyślasz’ – przekonywała go. ‘To
nie żadni przestępcy, ale mili chłopcy, którzy byli na urodzinach naszego syna!’ Komendant dał za wygraną<.
Wyrażenie >mili chłopcy< wskazuje, że wygląd zewnętrzny również mógł grać rolę psychologiczną: sympatyczni
studenci nie budzili agresji ani strachu w milicjantach, poza tym często przypominali im ich własne dzieci. W
efekcie ciężko było im podnieść pięść na kogoś, kto nie był krnąbrny i nie stawiał oporu. A już szczególnie jeżeli
ten ktoś był piękną kobietą. Właśnie ten sposób zmiękczania serc Milos uznaje za najskuteczniejszy: >Nasze
śliczne aktywistki, w białych podkoszulkach i z kwiatami w rękach również przychodziły na posterunek milicji i z
miłym uśmiechem na twarzy prosiły milicjantów o uwolnienie kolegów<. Do skutku. Strach przed pobiciem i
aresztowaniem przezwyciężano też dzięki tworzeniu poczucia rywalizacji i konkurencji. >Gdy cię aresztują,
możesz się tylko cieszyć! Zorganizowaliśmy konkurs, którego zwycięzcą zostawał aktywista aresztowany
największą ilość razy. Mnie aresztowano tylko 7 razy. Kolegę, który wygrał – 37 razy w ciągu sześciu miesięcy< –
śmieje się Milos. Młodzi odczuwali dumę z powodu przynależności do ruchu, ponieważ dzięki uczestnictwie w
protestach nawet najbardziej nieśmiali mogli w przypadku aresztowania czy pokazania w mediach stać się nagle
popularni w swoim miejscu zamieszkania. We wszystkich akcjach równie ważny był humor. >Żart i ironia to klucz
do sukcesu!< – podkreśla Milos. Te dwie metody – stosowane przez Polaków w czasach komunizmu przez
>Pomarańczową Alternatywę< – aksamitni rewolucjoniści również wykorzystywali, chociaż istniała pewna różnica.
Podczas gdy Polacy żartami jedynie parodiowali i wyśmiewali absurdy socjalizmu, aksamitni rewolucjoniści
zaprzęgli humor do czynnej walki politycznej”[12].
Należy jednak zaznaczyć, że w tym przypadku zjawisko strachu w walce informacyjnej jest bronią
obosieczną nie tylko dotykającym przeciwników obecnej władzy, ale także ludzi będących oficjalnie po
stronie tejże władzy – w strukturach państwowych. Paradoks polega na tym, że strach świadczy
rewolucjonistom te same usługi w stosunku do ludzi znajdujących się po drugiej stronie barykady. Gene
Sharp w swoich opracowaniach zwraca uwagę na fakt, że „urzędnicy bojąc się zawieść oczekiwania
zwierzchników mogą nie przekazywać całkowitej i dokładnej informacji, która jest wymagana do
podejmowania przez dyktatora (efektywnych) decyzji”[13]. Innymi słowy, strach przed gniewem szczebla
centralnego może powodować, że raporty i analizy dotyczące bieżących nastrojów w społeczeństwie są
często pisane na modłę oczekiwań władzy i nie zawierają mogących je niepokoić uwag, spostrzeżeń i
prognoz, w efekcie czego są niczym innym tylko dezinformacją.
30
Do przyciągnięcia młodzieży wykorzystywano koncerty rockowe, które organizowano w celu przedstawienia im
odpowiedniego przekazu informacyjnego. W tygodniach poprzedzających wybory z 24 września szereg serbskich
zespołów rockowych m.in. „Darkwood Dub”, „Kodza”, „Nebojsa” dały na terenie całego kraju 27 koncertów w
których uczestniczyło ponad 200 tys. osób. Trzy dni przed głosowaniem odbył się finałowy koncert tego rockowo
– politycznego tournee na który przyszło 20 tys. widzów[14]. „Otpor” korzystał także z sondaży opinii oraz
prognoz medialnych, które nieodpłatnie, specjalnie dla ruchu przygotowywał belgradzki Instytut Badań
Marketingowych.
Równolegle prowadzono dwie kampanie. Pierwsza wymierzona była
przeciwko Milosevicowi, a jej zawołaniem było hasło „Gotov Je!” (Skończone!). Ta akcja informacyjna była
klasyczną operacją z arsenału wojny psychologicznej, a jej celem było podważenie autorytetu Milosevica w
społeczeństwie oraz wpojenie odbiorcom przekazu informacyjnego, że serbski przywódca jest na skraju
przepaści. W ramach tej akcji na terenie całej Serbii rozklejono milion plakatów z hasłem „Gotov Je!”, co świadczy
o zasięgu i rozmachu całej operacji psychologicznej. O ile pierwszą kampanię przeprowadził „Otpor”, to drugą,
równoległą przeprowadziło 37 serbskich organizacji pozarządowych. Hasłem tej operacji informacyjnej było
zawołanie „Vreme Je!” (Już czas!) i jej celem było przekonanie młodych Serbów, że ich udział w wyborach jest
bardzo ważny. Akcja została zwieńczona pełnym sukcesem, bowiem aż 87 proc. młodych ludzi uprawnionych do
głosowania wzięło udział w wyborach, masowo głosując przeciw Milosevicowi.
Ważnym elementem w działaniach „Otporu” był fakt, że cały ruch maksymalnie stronił od jakichkolwiek akcentów
ideologicznych, co siłą rzeczy stwarzało wygodną platformę do współpracy różnych organizacji niejednokrotnie
wyznających przeciwstawne sobie ideologie. Jednakże to, co było siłą „Otporu” w warunkach aksamitnej
rewolucji, w realiach starcia demokratycznego na niwie stricte partyjnej okazało się jego słabością. Po pokonaniu
obozu Milosevica próba przekształcenia „Otporu” w partię polityczną o orientacji socjaldemokratycznej zakończyła
się porażką, bowiem w wyborach parlamentarnych „Otpor” uzyskał zaledwie 1,6 proc. głosów poparcia.
Viatcheslav Avioutskii, autor książki o „Aksamitnych rewolucjach” w ten sposób tłumaczy klęskę przekształcenia
ruchu rewolucyjnego w klasyczną partię polityczną: „(…) Przede wszystkim zbyt późno przekształcono ruch w
partię polityczną. Poza tym od samego początku kampanii z 2003 r. jasne było, że nie zdoła on przekroczyć
pięcioprocentowego progu wyborczego, a tym samym wejść do parlamentu, co zniechęciło wielu sympatyków
>Otporu<. Większość tzw. >wielkich< partii skutecznie go zwalczała. >Otpor< nie był w stanie działać na tym
samym polu, co tradycyjne partie. W gruncie rzeczy wciąż nie potrafił się odciąć od wizerunku ruchu
>rewolucyjnego<. Ludność Serbii widziała w nim raczej taran nakierowany na Milośevićia niż klasyczne
ugrupowanie polityczne”[15].
Oczywistym jest fakt, że bez zewnętrznego wsparcia logistycznego oraz finansowego ze strony państw
zainteresowanych obaleniem Milosevica aksamitni rewolucjoniści nie byliby w stanie na taką skalę i z takim
rozmachem przeprowadzać swoje kampanie informacyjno – psychologiczne. Powszechnie znane są związki
działaczy „Otporu” z amerykańskimi i niemieckimi kołami politycznymi, które poprzez szereg fundacji,
stowarzyszeń i innych organizacji pozarządowych w różnej formie udzielały wsparcia aksamitnym
rewolucjonistom. Seminaria szkoleniowe dla serbskich działaczy organizowały m.in. International
Republican Institute, National Democratic Institute czy niemiecka Fundacja Fredricha Eberta. W USA na
31
poziomie rządowym patronat nie tylko nad „Otporem”, ale nad całą opozycją wobec Milosevica objęli
Madeleine Albright i Richard Holbrooke.
„(…) Przedstawiciel amerykańskiego National Endewment for Democracy (Narodowy Fundusz na rzecz
Demokracji – NED), Paul B. McCarthy, potwierdził, że od sierpnia 1999 r. >do Otporu zaczęły spływać
dolary<. Podkreślił, że w latach 1998-2000 NED przeznaczył ponad 3 miliony dolarów na finansowanie
serbskich ruchów demokratycznych, a >Otpor< był głównym odbiorcą tych funduszy. Spotykał się z
przywódcami ruchu w Czarnogórze i na Węgrzech – rozmawiał głównie ze Slobodanem Homenem,
odpowiedzialnym w >Otporze< za stosunki z zagranicą. Homen potwierdził, że finansowanie to miało miejsce –
przyznał też, że jego organizacja otrzymywała pieniądze od organizacji pozarządowych i rządów państw
zachodnich. Potwierdził, że w czerwcu 2000 r. spotkał się z Berlinie z Madelein Albright. Amerykańska sekretarz
stanu oświadczyła przy tej okazji: >Chcemy ujrzeć Milośevićia odsuniętego od władzy, wydalonego z Serbii,
stojącego przed Trybunałem w Hadze<, gdzie miał być sądzony za swoje zbrodnie przeciwko ludzkości. Serbski
działacz spotykał się także z Wiliamem D. Montgomerym, byłym ambasadorem Stanów Zjednoczonych w
Chorwacji – do spotkania doszło w ambasadzie amerykańskiej w Budapeszcie. Montgomery dał mu do
zrozumienia, że >sprawa Milośevićia została przez Madeleine Albright potraktowana osobiście i ma niezwykle
wysoki priorytet> oraz że sekretarz życzyłaby sobie, by ustąpił. Kolejna amerykańska organizacja, USAID (United
States Agency for International Development – Amerykańska Agencja ds. Międzynarodowego Rozwoju),
ogłosiła, że w budżecie na rok 2000 przewidziano 25 milionów dolarów na pomoc w demokratyzacji
Serbii. Jej przedstawiciele potwierdzili, że setki tysięcy dolarów skierowano bezpośrednio do >Otporu<
na takie cele, jak druk afiszy wyborczych czy produkcja koszulek z logo ruchu. Z kolei przedstawiciele
Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego z siedzibą w Waszyngtonie, finansowanego częściowo z USAID,
opowiadali o dziesięciu spotkaniach, jakie odbyli z przywódcami ruchu studenckiego w Czarnogórze i na
Węgrzech począwszy od października 1999 r.Część ogólnej kwoty 1,8 miliona dolarów, którą USAID
przeznaczył na pomoc Serbii w 1999 r., przekazano bezpośrednio do >Otporu<”[16].
Fakt wspierania „Otporu” przez amerykańskie i niemieckie koła polityczne viafundacje oraz organizacje
pozarządowe był skwapliwie wykorzystywany przez kręgi rządowe w wojnie informacyjnej jaka wówczas trwała w
Serbii . W maju 2000 r. rząd oświadczył, że znajduje się pod presją wywieraną przez zagraniczne mass media i
jednocześnie umieścił „Otpor” na indeksie organizacji realizujących „działalność wywrotową”, zarzucając
aksamitnym rewolucjonistom, że są wrogami państwa opłacanymi przez NATO. W socjotechnice przekazu
informacyjnego ośrodków związanych z rządem praktycznie bez przerwy przewijały się wątki powiązań „Otporu” z
amerykańskimi i niemieckimi ośrodkami politycznymi. „Otpor” nazywano „tworem Stanów Zjednoczonych” i
„sługami Madeleine Albright”.
Pomimo porażki „Otporu” w „święcie demokracji” część działaczy tego ruchu znalazła sobie miejsce w nowej
rzeczywistości po obaleniu Milosevica. Otóż założyli oni agencję Public Relations „Centrum Oporu bez
Przemocy”. Centrum doradza w organizowaniu bezkrwawych przewrotów politycznych. Opracowano kodeks
postępowania mający pomóc w organizacji takiego przewrotu, który składa się z siedmiu podstawowych
zasad:
1. Musi znaleźć się grupa ludzi przeświadczonych, że bezkrwawy przewrót jest możliwy;
2. Osoby te muszą założyć międzyuczelnianą organizację;
3. Organizacja ta musi opracować własną strategię protestów;
4. Należy przyjąć czytelny i wyrazisty symbol i nazwę ruchu, które będą czytelne i łatwo rozpoznawalne;
5. Należy ustalić proste i konkretne cele, których domagać się będą uczestnicy protestów;
6. Nigdy nie należy stosować siły (w razie ataku uciekać);
7. Należy być konsekwentnym i nieustępliwym w działaniu[17].
32
Agencja zaoferowała swoje usługi innym ruchom demokratycznym na obszarze państw
postradzieckich. Centrum założone przez działaczy „Otporu” uczy adeptów aksamitnych rewolucji „jak
rozmieszczać siatkę współpracowników, jak kształtować biura współpracy z prasą i działy logistyczne, jak
mobilizować działaczy, jak działać na terenach wiejskich, jak zabezpieczać się przed służbami
wywiadowczymi i policją i jak negocjować z siłami porządkowymi”[18]. Szkolenia i seminaria
organizowane przez serbską agencję PR są płatne. Jeden z jej pracowników, były działacz „Otporu”
Aleksandar Maric ujawnił, że faktury wystawiane przez Agencję zazwyczaj pokrywają europejskie albo
amerykańskie fundacje. Wśród instytucji, które finansowały treningi w walce bez przemocy znajdują się
m.in.: Freedom House(Gruzja i Ukraina), Fundacja Open Society George’a Sorosa (Gruzja), Fundacja Ukraina-
Stany Zjednoczone (USUF- na Ukrainie) oraz jedna polska fundacja- Fundacja Edukacji Obywatelskiej im. S.
Okrzei z siedzibą w Poznaniu (Białoruś)[19].
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
Przypisy:
[1] Gene Sharp- „L’essentiel Est de diviser le camp adverse”, “Le Temps”, 10 grudnia 2004, za: V. Avioutskii-
“Aksamitne rewolucje”, str. 209.
[2] M. Spencer- „Gene Sharp 101” http://archive.peacemagazine.org/v19n3p16.htm(02.01.2008), za: Michał
Szymuś- “Gene Sharp jako ideolog ruchu nonviolent”, “Geopolityka” nr 1 (2) 2009.
[3] tamże.
[4] tamże.
[5] A. Maric- „Les faiseurs de revolutions”, „Politique Internationale” nr 106, zima 2004-2005, str. 325, za:
Viatcheslav Avioutskii- “Aksamitne rewolucje”, Warszawa 2007, str. 34.
[6] tamże, str. 35-36.
[7] Za: Grzegorz Lewicki- „Zagadnienie strachu jako klucz do zrozumienia metod działania aksamitnych
rewolucjonistów”, „Pressje. Teka dziewiąta Klubu Jagiellońskiego”, 2007.
[8] za: tamże.
[9] V. Avioutskii- “Aksamitne rewolucje”, str. 39.
[10] tamże, str. 39
[11] M. Szymuś- „Gene Sharp jako…”.
[12] G. Lewicki- „Zagadnienie strachu jako…”.
[13] za: tamże.
[14] P. Ackerman, J. DuVall- „A Force More Powerful: A Century of Nonviolent Conflict”, Nowy Jork 2001, za: V.
Avioutskii- “Aksamitne rewolucje”, str. 39.
[15] tamże, str.43.
[16] tamże, str. 41-42.
[17] Krzysztof Warecki- „Kondotierzy rewolucji”, Nasz Dziennik 4-5.11.2004, za: „Lekcja Majdanu. Polskie
czasopiśmiennictwo wobec Pomarańczowej Rewolucji”, str. 114.
[18] V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 43.
[19] tamże, str. 44.
http://diarium.pl/2012/02/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-psychologicznej-w-praktyce-czesc-2/
33
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 3)
13 lutego 2012
Podobną socjotechnikę walki informacyjnej jaką stosował „Otpor” w Serbii można dostrzec w
wydarzeniach jakie miały miejsce w Gruzji w 2003 r., które powszechnie znane są pod nazwą „rewolucja
róż”. W Serbii awangardą i taranem miażdżącym w wojnie informacyjnej dotychczasowy rząd był „Otpor”,
a w Gruzji praktycznie na analogicznych zasadach działała organizacja o nazwie „Khmara” („Pora!”).
Ruch ten ukształtował się na fali manifestacji w październiku i listopadzie 2001 r. w których czynną rolę
odgrywali studenci z Tbilisi.
Po serii demonstracji ulicznych
zdecydowano się założyć „Gruziński ruch studencki”, którego paleta działań była różnorodna: od kolejnych
demonstracji przeciwko rządowi po pomoc charytatywną. Ruch założony przez studentów gruzińskich
opozycyjnie ustosunkowanych do rządu przechodził ewolucję organizacyjną i stopniowo radykalizował się, w
konsekwencji czego, w kwietniu 2003 r. na bazie „Gruzińskiego ruchu studenckiego” powstała „Khmara”, która
oficjalnie wystąpiła z postulatem ustąpienia Eduarda Szewardnadzego. O ile „Gruziński ruch studentów”
ograniczał się do działalności na terenie Tbilisi, to „Khmara” zasięgiem swojego działania objęła całą Gruzję.
Podobnie jak „Otpor” w organizowaniu się „Khmara” przyjęła strategię sieciocentryczną i aby nie ułatwiać
władzom walki z organizacją oraz prób dezintegracji ruch nigdy nie został oficjalnie zarejestrowany. Ten model
funkcjonowania organizacji ułatwiało im prawo obowiązujące w Gruzji, bowiem stowarzyszenie istniejące de facto,
nawet jeśli nie zostało zarejestrowane oficjalnie, automatycznie nabywa osobowość prawną. Takie rozwiązanie
ułatwiało „Khmarze” działalność na dwóch płaszczyznach: stwarzało możliwość otwarcia się ruchu na młodych
ludzi gotowych zaangażować się w działalność, ale nie chcących być formalnie członkami ruchu. Drugim
pozytywem był fakt, że władze nie mogły zdelegalizować ruchu, bo nie był on zarejestrowany, ani tym bardziej nie
miał lidera ani przywódcy, czy to pochodzącego z nominacji, czy też wybranego w głosowaniu. Kolegialne
kierownictwo stanowili Teja Tutberidze, Georgi Kandelaki i Szota Chidzaniszwili[1]. Taka konstrukcja organizacji
była bardzo niewygodna dla służb specjalnych chcących kontrolować „Khmarę”, bowiem nie prowadziła ewidencji
ludzi zaangażowanych w jej działalność.
34
Działaczy „Khmary” szkolili „Otporowcy” z „Centrum oporu bez przemocy”. Gruziński ruch miał praktycznie takie
samo godło jak „Otpor”, czyli czarną zaciśniętą pięść na niebieskim tle. Tak więc symbol „Khmary” różnił się od
symbolu „Otporu” tylko kolorystycznie.
„(…) Georgi Kandelaki, były aktywista >Kmary!<, obecnie pracownik administracji prezydenckiej w Gruzji,
wspomina: >Na początku było nas tylko dwadzieścia osób, a w ciągu jednej nocy musieliśmy sprawiać wrażenie,
że jest nas tysiące i jesteśmy wszędzie<. W tym celu kilkunastu aktywistów po zmierzchu rozjechało się do
sześciu największych gruzińskich miast, aby wypełnić pierwszy punkt rewolucyjnego planu, brzmiący >Niech nas
zobaczą<. Nieważne, w jakim świetle. Ważne było, żeby ludzie w ogóle usłyszeli o organizacji. Nieznane zawsze
budzi niepewność, co z kolei prowadzi do niepokoju i lęku. O wiele łatwiej natomiast przekonać ludzi do czegoś,
co jest już obecne w ich świadomości. Mając to na uwadze i dysponując czasem do świtu, uzbrojeni w spreje i
tekturowe wzory aktywiści malowali zaciśniętą pięść – logo >Kmary!<- na gruzińskich ulicach. Rankiem
kontrolowane przez władze media wpadły w panikę, co poskutkowało pojawieniem się tematu tajemniczych
symboli w telewizji wraz ze spekulacjami na temat ich złowrogiej proweniencji. Niezależnie od negatywnego
charakteru spekulacji, główny cel został osiągnięty – wrogie media zostały wykorzystane do >rozreklamowania<
organizacji”[2].
Decyzja gruzińskich rewolucjonistów o obraniu na swoje godło identycznego symbolu jak „Otpor” nie była
przypadkowa. Miała ona głębsze, psychologiczne podłoże. Otóż zdecydowano się budować „Khmarę” na bazie
mitu, że gruziński ruch jest przedłużeniem procesów zapoczątkowanych w Serbii. W socjotechnice przekazu
informacyjnego wpajano opinii publicznej, że nie jest to tylko lokalny konflikt o władzę, ale kontynuacja procesów
demokratyzacyjnych mająca zasięg międzynarodowy. Dlatego świadomie i z premedytacją gruzińscy studenci z
„Khmary” podkreślali swoje związki z „Otporem”, aby wśród Gruzinów zaszczepić przekonanie, że posiedli oni
wiedzę i mają patent na obalanie władzy. „Khmara” już na starcie wykorzystała pewien psychologiczny kapitał
jakim był mit „Otporu”.
Sprawdzone w Serbii metody wypracowane przez „Otpor” wykorzystano w Gruzji. Przeprowadzono takie same
kampanie informacyjne, jak np.: „Skończyło się!” i zastosowano w nich tę samą socjotechnikę przekazu
informacyjnego jak w Serbii.
W walce informacyjnej z Eduardem Szewardnadze wykorzystywano też elementy humorystyczne, które
znakomicie sprawdziły się w Serbii. Jedną z tego typu akcji mających na celu poderwanie autorytetu prezydenta
w oczach społeczeństwa były happeningi, w którym ludzie z „Khmary” umieścili na ulicach miast „serwis
fotograficzny”. Tenże „serwis fotograficzny” w swej ofercie miał oryginalną propozycję dla przechodniów. Otóż na
dużej tablicy namalowano wnętrze toalety z twarzą prezydenta Szewardnadzego wystającą z sedesu. Postać
spłukująca wodę miała otwór w miejscu twarzy – w ten sposób każdy mógł zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie jako
część instalacji nazwanej bloc toilet (co ma dwojakie znaczenie, bowiem może oznaczać zarówno przenośną
toaletę, jak i toaletę bloku [sowieckiego]). W tym „serwisie fotograficznym” przechodnie robili sobie zdjęcia jak
pociągają za spłuczkę, co sprawiało wrażenie, że spuszczają do klozetu prezydenta wraz z wodą.
Innym happeningiem był marsz zorganizowany przez działaczy „Khmary”, którego uczestnicy nieśli
komunistyczne symbole oraz flagi radzieckiej Gruzji, a wśród tych symboli z poprzedniej epoki specjalnie niesiono
portrety Szewardnadzego. Tego typu akcja miała na celu wpojenie Gruzinom skojarzenia, że prezydent, to cichy
sympatyk komunizmu.
Gruzińscy aksamitni rewolucjoniści w swojej działalności stosowali także fortele i podstęp. Zdarzały się przypadki,
że balansowali na pograniczu szantażu wobec urzędników państwowych. „(…) Biorąc pod uwagę fakt, że tylko 2
procent Gruzinów czyta gazety, jasne jest, że to właśnie telewizja ma monopol na informację. Jednak
społeczeństwo nie wierzy mediom bezgranicznie, co aksamitni rewolucjoniści skrupulatnie wykorzystali do
stworzenia własnego pozytywnego wizerunku. Kiedy medialne emocje związane z obmalowywaniem ulic opadły,
przystępowano do realizacji kolejnego zadania: wytworzenia poczucia wspólnoty. Na początku był to problem,
35
ponieważ zanim liczba aktywistów wzrosła, trzeba było działać, mając do dyspozycji niewielką liczbę osób. Grupa
była jednak bardzo zdyscyplinowana i zdeterminowana do działania- jej głównym hasłem było: >Demokracja w
planowaniu, dyktatura w działaniu<. Miała też w zanadrzu kilka chwytów socjotechnicznych. W początkowej fazie
wrażenie masowości ruchu stwarzano oszukując oko. Małe grupy protestujących w różnych miejscach po
skończeniu swoich przemarszów zmieniały ubrania i transparenty, po czym wracały na ulice. Czasem działano
incognito, a nawet uciekano się do delikatnych podstępów. Georgi Meladze, były aktywista >Kmary!<, obecnie
pracownik Liberty Institute, wspomina: >Kiedy miał się odbyć mecz piłkarski Rosja- Gruzja, zorganizowaliśmy, na
przykład, wiec pod hasłem ‘Dość przegranych z Rosją’ [po gruzińsku ‘dość’ znaczy ‘kmara’], co przyciągało
również licznych fanów piłki nożnej, często nieświadomych politycznego charakteru zgromadzenia<. Aby
zachęcić przechodniów do uczestnictwa, noszono również transparenty z wyrazami poparcia różnych instytucji i
organizacji, których członkowie wcale nie uczestniczyli w protestach. Transparenty z początku nieśli
wyselekcjonowani aktywiści, ale z czasem spontaniczne dołączali do nich członkowie organizacji, których nazwy
widniały na płachtach. Schemat myślowy, w ramy którego wepchnęła ich socjotechnika był następujący: >jeśli inni
już protestują, to czemu my nie możemy? Nie jesteśmy przecież sami<. A więc poczucie rozmycia własnej osoby
w tłumie było ważnym czynnikiem niwelującym strach. Meladze wspomina też chwyt, przy pomocy którego
postawiono w szachu rektora skorumpowanego uniwersytetu. Puszczono mianowicie między studentów plotkę,
że siedzący przy stoliku na dziedzińcu przed budynkiem ludzie mają do rozdania darmowe bilety wstępu na różne
wydarzenia kulturalne: koncerty, wystawy, przedstawienia etc. Gdy wokół stolika zgromadził się tłum, negocjujący
w tym czasie ze skorumpowanym rektorem studenci pokazali mu przez okno całe zajście, przekonując, że tłum
ten protestuje przeciw niemu. Przestraszony, musiał pójść na ustępstwa. Być może zagranie to nie było wzorowe,
jeśli rozpatrywać je w kategoriach fair play, ale wzięto pod uwagę fakt, że sam rektor jakoś nie przejmował się
tymi kategoriami w swych relacjach ze studentami…”[3].
Znak buntu przeciw władzy Szewardnadzego, czyli kwiat róży w socjotechnice przekazu informacyjnego
symbolizował wyrzeczenie się przemocy ze strony rewolucjonistów i był namacalnym znakiem pokojowego
charakteru rewolucji róż w Gruzji.
Kulminacją rewolucji róż były wybory do gruzińskiego parlamentu w listopadzie 2003 roku. Wówczas doszło do
bezpośredniej konfrontacji pomiędzy władzą a aksamitnymi rewolucjonistami, którzy wspierali opozycję polityczną
wobec władzy Szewardnadzego.
Eduarda Szewardnadzego popierały dwa ugrupowania: „O Nową Gruzję” – partia, która sprawowała władzę oraz
Unia Odnowy Demokratycznej mająca charakter koalicji mniejszych ugrupowań. Na czele tej formacji politycznej
stał Asłan Abaszidze pochodzący z Adżarii. Z kolei trzon opozycji stanowiły trzy partie: „Saakaszwili – Ruch
Narodowy”, Partia Pracy oraz „Burdżanadze -Demokraci”.
Opozycja dopatrzyła się nieprawidłowości podczas wyborów i zarzuciła Szewardnadzemu oraz środowiskom
politycznym wspierającym go, oszustwo wyborcze. Głos zabrali przedstawiciele organizacji zagranicznych, którzy
byli obserwatorami wyborów w Gruzji. Przedstawiciel OBWE, Bruce George, powiedział, że „wybory nie spełniły
standardów międzynarodowych: pomyłki na listach wyborczych dały przewagę prorządowej partii ‘O Nową
Gruzję’”[4]. Z kolei Konstantin Markełow, przedstawiciel grupy obserwatorów Zgromadzenia Parlamentarnego
Wspólnoty Niepodległych Państw potwierdził, że w przebiegu wyborów parlamentarnych pogwałcono gruzińskie
prawo[5].
Rewolucja róż nabrała tempa, bowiem dwa dni przed otwarciem sesji parlamentarnej 22 listopada 2003 r. Micheil
Saakaszwili w telewizyjnej odezwie ogłosił początek aksamitnej rewolucji. Na drugi dzień ulice Tbilisi zostały
opanowane przez dziesiątki tysięcy manifestantów, którzy przyjechali do stolicy z całego kraju. Przywódcy
rewolucji róż skopiowali zastosowany w Serbii element działań informacyjnych mających na celu psychologiczne
obezwładnienie struktur siłowych. Mianowicie Saakaszwili zaapelował do sił porządkowych, armii i służb
specjalnych, aby nie uciekały się do stosowania siły wobec pokojowo nastawionych rodaków. Podkreślił, że
rewolucja róż ma charakter pokojowy i nie dąży do konfrontacji siłowej. Tym samym już na początku wytrącono
36
władzy broń psychologiczno – informacyjną, bowiem w tego typu sytuacjach rewolucyjnych praktycznie każda
władza broniąca się przed rewolucją stosuje element wojny informacyjnej jakim jest zarzucanie rewolucjonistom
„ekstremizmu”, czy działań o charakterze siłowym niezgodnych z konstytucją. Aksamitnym rewolucjonistom nie
sposób zarzucić działań o charakterze siłowym czy ekstremistycznym, a jeśli władza rzuca takie oskarżenia w
przestrzeń informacyjną, to tego typu działanie przynosi wręcz odwrotny skutek, bowiem w oczach społeczeństwa
obserwującego rozwój wydarzeń kompromituje ośrodki informacyjne wspierające rząd.
Celem działań aksamitnych rewolucjonistów było sparaliżowanie pracy nowowybranego parlamentu. 22 listopada
40 tys. osób opanowało centrum Tbilisi. Kilkanaście minut po tym jak Szewardnadze otworzył sesję parlamentu z
udziałem tych deputowanych, którzy akceptowali oficjalne wyniki wyborów z 2 listopada, tłum zwolenników
opozycji przedostał się na teren parlamentu. Saakaszwili jako przywódca opozycji z symbolem aksamitnej
rewolucji w Gruzji znalazł się na mównicy i z różą w ręku ogłosił usunięcie Szewardnadzego ze stanowiska.
Szewardnadze pod osłoną ochrony wydostał się z siedziby parlamentu wyjściem ewakuacyjnym.
Policja nie zareagowała na zajścia w parlamencie i zachowała neutralność. Część służb specjalnych mających za
zadanie spacyfikowanie opozycji przyłączyła się do rewolucji, jednakże duża część armii dochowała wierności
dotychczasowemu prezydentowi i tym ukształtowała się dwuwładza przez co kraj stanął na progu wojny domowej.
Opozycję poparł Ilia II, duchowy przywódca gruzińskiego Kościoła prawosławnego, a Nino Burdżanadze jako były
przewodniczący parlamentu ogłosił się pełniącym obowiązki prezydenta.
Po mediacjach ze strony zagranicznych dyplomatów Szewardnadze ustąpił ze stanowiska, a opozycja ogłosiła
kolejny termin wyborów na styczeń 2004 r., w których to odniosła zdecydowane zwycięstwo.
Jednakże rola działaczy „Khmary” w przeciwieństwie do ich serbskich odpowiedników nie zakończyła się po
przejęciu władzy przez opozycję. Organizacja gruzińskich aksamitnych rewolucjonistów przetrwała rewolucję i
ciężar swojej działalności przeniosła do Adżarii będącej autonomiczną republiką w ramach Gruzji. Lokalne władze
Adżarii ciążyły ku Rosji, co stało w sprzeczności z geopolitycznym kierunkiem nowego przywódcy Gruzji Micheila
Saakaszwiliego. Poza tym Saakaszwili w swoim programie wyborczym obiecywał Gruzinom odzyskanie
„zbuntowanych prowincji”.
Filia „Khmary” w Batumi organizowała demonstracje wymierzone przeciwko lokalnemu przywódcy Adżarii
Asłanowi Abaszidze. W tych akcjach informacyjno – psychologicznych aksamitni rewolucjoniści nagminnie
wykorzystywali jeden z instrumentów socjotechniki propagandy jakim jest stereotyp. Otóż zarzucali Abaszidze
„komunizm” i prorosyjskie sympatie kreując w swoim przekazie informacyjnym adżarskiego przywódcę na
człowieka, który politycznie i mentalnie zatrzymał się w poprzedniej epoce. W odpowiedzi na te działania władze
Adżarii aresztowały kilku aktywistów „Khmary”, a policja podała do publicznej wiadomości, że aresztowani
posiadali w domach narkotyki i broń.
W marcu i kwietniu 2004 r. demonstracje jeszcze bardziej nabrały na sile. W końcu adżarski przywódca ustąpił i
uciekł do Moskwy, a Saakaszwili w ciągu następnych tygodni pozbawił Adżarię autonomii.
Prezydent Saakaszwili nie zapomniał o tych, którzy pomogli mu dojść do władzy. Jak pisze V. Avioutskii: „(…)
Inicjatorzy i aktorzy rewolucji zostali nagrodzeni. Dyrektor gruzińskiego oddziału Fundacji Sorosa został
mianowany ministrem, dyrektor generalny opozycyjnej stacji telewizyjnej Rustawi-2 otrzymał stanowisko szefa
Izby Handlowo- Przemysłowej. Przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej mianowany został burmistrzem
Tbilisi”[6].
Podobnie jak w przypadku działalności aksamitnych rewolucjonistów w Serbii także i gruzińscy rewolucjoniści
korzystali ze środków finansowych płynących z Zachodu. Cytowany wcześniej Avioutskii napisał: „(…)
Finansowanie działalności >Khmary<, jak i całej >rewolucji róż<, pozostaje tematem niesłychanie delikatnym. Nie
szukając nawet oficjalnych dowodów, rosyjscy dziennikarze cytowali jednego z przywódców ruchu Georgija
37
Kandelakiego, który podał do wiadomości, że ruch studencki finansowany był przez Fundację Sorosa. Prasa
rosyjska twierdziła również, że ponad dwa tysiące aktywistów >Khmary< oraz tysiąc pięciuset członków partii
Ruch Narodowy Micheila Saakaszwiliego szkolonych było przez >Otpor< w zakresie metod oporu bez przemocy.
Niektórzy spośród przywódców opozycji gruzińskiej, w tym Saakaszwili i Żwanija, udawali się do Serbii. Z kolei
prasie gruzińskiej udało się ustalić, że koszty tych podróży ponosiła amerykańska organizacja pozarządowa
National Democratic Institute, a dokładniej jej filia w Tbilisi kierowana przez niejakiego Marca Malena. W
wywiadzie udzielonym rosyjskiemu tygodnikowi >Itogi< Micheil Saakaszwili potwierdził, że ruch >Khmara<
otrzymywał pieniądze od Fundacji George’a Sorosa, a jednocześnie zaprzeczył, jakoby fundacja ta finansowała
także gruzińską opozycję polityczną”[7].
Jak wcześniej wspomniano działalność „Khmary” nie zakończyła się po zwycięstwie rewolucji róż. Filie tej
organizacji obecne są w 30 największych miastach Gruzji, a jej członkowie zaangażowali się w walkę z korupcją,
która szczególnie na gruzińskiej prowincji jest prawdziwą plagą. Oprócz tego typu działań aktywiści „Khmary”
prowadzą także działalność charytatywną.
Nie oznacza to jednak, że wraz ze zwycięstwem rewolucji róż „Khmara” zaprzestała działalności na niwie
rewolucyjnej. Wręcz przeciwnie – nadal zaangażowani są w eksport aksamitnych rewolucji na obszarze byłych
republik ZSRR. Członków „Khmary” można było zauważyć podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.
Aktywiści gruzińskiej organizacji swoje doświadczenia przekazywali także aksamitnym rewolucjonistom z
Kazachstanu, Mołdawii i Białorusi. Również opozycja z Kirgistanu nawiązała kontakt z „Khmarą” i m.in. gruzińscy
aktywiści przygotowywali rewolucjonistów z Kirgistanu do wydarzeń, które przeszły do historii jako rewolucja
tulipanów.
Gruzja to geograficzny klucz do Kaukazu i dopiero po uważnej analizie znaczenia tego kraju w geopolityce
basenu Morza Kaspijskiego oraz jego geostrategicznej i geokonomicznej roli w tym regionie można zauważyć, że
rewolucja róż, to polityczne odbicie globalnych zmagań dużych mocarstw na światowej szachownicy polityki
międzynarodowej. Dlatego pomimo faktu, że zmagania pomiędzy opcją proatlantycką a Wschodnią w trakcie
pomarańczowej rewolucji na Ukrainie miały znacznie większy ciężar gatunkowy, to jednak rewolucja róż ma
niebagatelne znaczenie psychologiczne, bowiem przełamała pewną mentalną barierę w krajach postradzieckich.
W tym kontekście wydaje się, że rację ma gruziński działacz Georgi Kandelaki, który napisał, że „(…) gruzińska
rewolucja okazała się kluczowa, dowodząc światu, że w krajach byłego Związku Radzieckiego naprawdę można,
przy użyciu metod demokratycznych i bezprzemocowych, obalić skorumpowane rządy. Wcześniej bowiem
wszyscy byli przekonani, że społeczeństwa tych krajów nie są zdolne do całkowitego przyjęcia demokracji”[8].
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
Przypisy
[1] Viatcheslav Avioutskii – „Aksamitne rewolucje”, str.50.
[2] G. Lewicki- „Zagadnienie strachu jako klucz…”.
[3] G. Lewicki- „Zagadnienie strachu jako klucz…”.
[4] V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str.53.
[5] tamże, str. 53.
[6] tamże, str. 54.
[7] tamże, str. 50.
[8] tamże, str. 55.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/02/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-dzialan-psychologicznych-w-praktyce-czesc-3/
38
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 4)
23 lutego 2012
Kolejnym aksamitnym przewrotem jaki przetoczył się na terenie postradzieckim była „pomarańczowa
rewolucja” na Ukrainie, której kulminacja miała miejsce od 21 listopada 2004 r., czyli od zakończenia
drugiej tury wyborów prezydenckich do 23 stycznia 2005 r., gdy jeden z liderów ukraińskiej opozycji
Wiktor Juszczenko złożył przysięgę prezydencką. Jedną z kluczowych ról w tych wydarzeniach odegrała
organizacja „Pora” (Nadszedł czas!), która podobnie jak „Otpor” w Serbii i „Khmara” w Gruzji była
złożona głównie ze studentów. Początki zorganizowanego prodemokratycznego nurtu studenckiego na
Ukrainie sięgają drugiej połowy lat 80. XX wieku. Jednakże tenże ruch studentów nie odegrał
poważniejszej roli politycznej po rozpadzie ZSRR, a działania tego nurtu ograniczały się do aktywnego
uczestnictwa w antyrządowych demonstracjach i wiecach.
Ukraińscy studenci wystąpili w
jednej z pierwszoplanowych ról dopiero podczas pomarańczowej rewolucji. 9 marca 2004 r. na bazie szeregu
organizacji młodzieżowych i pozarządowych takich jak: Ukraińska Młodzież Chrześcijańsko-Demokratyczna
(HDMU), Związek Młodzieży Ukraińskiej (SUM), Stowarzyszenie Studentów Prawa, „Zarewo”, „Młoda Proswita”
oraz koalicji organizacji pozarządowych „Wolny wybór” powstała „Pora”. Podobnie jak w Serbii i Gruzji nazwa
ruchu oraz jego symbol – tarcza zegara symbolizowała zbliżającą się godzinę zmian i koniec dotychczasowych
rządów. Drugim znakiem rozpoznawczym „Pory” był – tak jak całej ukraińskiej opozycji – kolor pomarańczowy,
który stał się symbolem pomarańczowej rewolucji.
Nazwa organizacji została skopiowana od „Otporu”, a konkretnie z zawołania serbskiego ruchu „Vreme Je!” (Już
czas). „Pora” otrzymała wsparcie od ponad 150 organizacji pozarządowych, które otrzymywały fundusze od
zachodnich fundacji i organizacji. Ukraińscy aksamitni rewolucjoniści podobnie jak ich serbscy i gruzińscy koledzy
utworzyli sieciocentryczną organizację bez wyraźnie ukonstytuowanej struktury przywódczej. Strategia i metody
działania „Pory” były bliźniaczo podobne do funkcjonowania „Otporu” i „Khmary”, co nie powinno dziwić, bowiem
ukraińskich rewolucjonistów szkolił m.in. Aleksander Maric z „Centrum Oporu bez Przemocy”. W ramach retorsji
na aksamitnych rewolucjonistach władze Ukrainy aresztowały na lotnisku w Kijowie Marica i wydaliły go z kraju.
39
Zanim „Pora” przystąpiła do właściwych działań w ramach pomarańczowej rewolucji, to jej działacze przeszli
szereg szkoleń, treningów i seminariów z zakresu walki bez przemocy. W kwietniu 2004 r. aktywiści zgromadzili
się na pierwszym szkoleniu w okolicach Użhorodu na zachodzie Ukrainy. W sierpniu ponad 300 aktywistów
„Pory” przeszkolono w centrum szkoleniowym na Krymie. Jesienią 2004 r. organizacja ta liczyła 72 stałe ośrodki,
150 grup czasowych, 400 grup informacyjnych skupionych w strukturze liczącej ponad 30 tys. członków[1].
Swoistym chrztem bojowym członków „Pory” były lokalne wybory w Mukaczewie, niewielkim miasteczku na
Zakarpaciu. Tamtejsza władza stosując różnego rodzaju kruczki prawne i administracyjne dopuściła się złamania
prawa wyborczego. Wówczas aktywiści „Pory” poprzez swoje akcje nagłośnili na całą Ukrainę ten proceder. Osią
przekazu informacyjnego aksamitnych rewolucjonistów były tezy, że istnieje realne i poważne niebezpieczeństwo,
iż w nadchodzących wyborach prezydenckich w skali całego kraju powtórzy się „scenariusz mukaczewski”. Z
pierwszej bitwy działacze „Pory” wyszli zwycięsko na trzech płaszczyznach: lokalnej, bowiem cała akcja
organizacji zakończyła się dymisją mera miasta. Drugą zwycięską płaszczyzną było rzucenie w przestrzeń
informacyjną w skali kraju przekazu, że władza dopuszcza się nieprawidłowości przy urnach. Trzecią
płaszczyzną był fakt, że praktycznie cała Ukraina dowiedziała się o działalności „Pory”.
Aksamitni rewolucjoniści interweniowali jeszcze pomiędzy majem a lipcem 2004 r. protestując przeciwko
stronniczo – ich zdaniem – przeprowadzonym wyborom na poziomie regionalnym. Zaangażowanie to miało na
celu doskonalenie metod walki informacyjnej i psychologicznej oraz przetestowanie skuteczności przekazu
informacyjnego skierowanego do społeczeństwa. Badano reakcje społeczne na kwestionowanie uczciwości
przebiegu wyborów.
Strategia jaką przyjęła „Pora” przy pomarańczowej rewolucji, chociaż w przygniatającej większości elementów
była wręcz lustrzanym odbiciem działań i metod stosowanych przez Serbów z „Otporu” i Gruzinów z „Khmary”, to
jednak posiadała pewne charakterystyczne cechy wynikające z ukraińskich uwarunkowań społeczno –
politycznych. Jednym z takich przykładów jest fakt, że w przeciwieństwie do Serbii i Gruzji, gdzie podczas
aksamitnych rewolucji zasięg działalności rewolucjonistów objął całe połacie kraju, to na Ukrainie ograniczono się
do agitacji na wschodzie kraju i położono szczególny nacisk na centrum z Kijowem włącznie. Strategia ta
wynikała z kalkulacji, że bardzo trudne byłoby prowadzenie operacji informacyjnej i psychologicznej na terenie
kraju o powierzchni 603 700 km kwadratowych i liczącego 47 mln mieszkańców. Analitycy i eksperci
przygotowujący kampanię informacyjną wyszli z założenia, że agitacja na wschodzie kraju, gdzie dużymi
wpływami cieszył się obóz kontrkandydata obozu „pomarańczowych”, czyli Wiktora Janukowycza byłaby
marnotrawieniem sił i energii, bowiem z badań i sondaży wynikało, że mieszkańcy tej części kraju w
przygniatającej większości poprą Janukowycza. W związku z tym główny ciężar kampanii informacyjnej
skierowano na centrum kraju, gdzie można było pozyskać jeszcze większe poparcie dla Wiktora Juszczenki.
Podobnie jak w Serbii aktywiści „Pory” przygotowali kilka kampanii informacyjnych, z których praktycznie każda
zaczynała się od nazwy ruchu: „Pora wstawat” (Czas się obudzić), „Pora dumat” (Czas zacząć myśleć), „Pora
głosowat” (Czas głosować), „Pora peremogat” (Czas zwyciężyć), „Pora zrozumit- woni breszut” (Czas zrozumieć
– oni kłamią).
Chociaż „Pora” była czynnikiem dynamizującym działania całej opozycji podczas pomarańczowej rewolucji, to
właśnie tej organizacji przypadła rola wysyłania w przestrzeń informacyjną haseł i tez noszących znamiona
czarnego PR-u. „Pora” wzięła na swe barki rolę informatora negatywnego i osią jej przekazu informacyjnego było
przede wszystkim krytykowanie dotychczasowej władzy Leonida Kuczmy oraz dyskredytowanie w oczach
społeczeństwa ukraińskiego Wiktora Janukowycza. Mechanizm socjotechniki przekazu informacyjnego „Pory”
opierał się na manicheistycznym, biało – czarnym podziale: „dobre siły” prozachodnie, prodemokratyczne i
chcące modernizacji oraz „siły zła”, czyli dotychczasowy, skorumpowany obóz rządowy, tkwiący mentalnie w
poprzedniej epoce, nie chcący modernizacji i unowocześnienia kraju.
40
Z kolei rola informatora pozytywnego w działaniach obozu „pomarańczowych” przypadła organizacji „Znaju”
(Wiem), która w socjotechnice przekazu informacyjnego koncentrowała się na akcentowaniu zalet programu
opozycji i jej kandydata.
W październiku 2004 r. aktywiści „Pory” spotkali się reakcją władz, bowiem aresztowano ponad 300 osób
zaangażowanych w działalność ruchu. Ta akcja policyjna ze strony władz miała na celu zastraszenie aksamitnych
rewolucjonistów. Podczas rewizji w lokalach organizacji znaleziono materiały wybuchowe, które według działaczy
„Pory” zostały podłożone przez służby specjalne. Podobnie jak w Serbii i Gruzji tego typu akcje ze strony aparatu
państwowego nie wpłynęły negatywnie na organizację i w żaden sposób nie zakłóciły jej działalności. Wręcz
przeciwnie – aresztowani stali się w oczach swoich lokalnych społeczności bohaterami prześladowanymi przez
władzę, a cała akcja policyjna spowodowała jeszcze większą konsolidację ruchu.
Ważnym czynnikiem w działaniach „Pory” była muzyka, która stanowi doskonały instrument przekazu w
działaniach psychologicznych skierowanych szczególnie do młodego pokolenia. W trakcie kampanii wyborczej
zorganizowano dziesiątki koncertów. Kiedy tylko rozpoczęły się manifestacje w centrum Kijowa, gdzie stanęło
miasteczko namiotowe „pomarańczowych” wystartował maraton rockowy. Muzyka towarzyszyła pomarańczowej
rewolucji praktycznie przez cały czas.
Zanim odbyła się pierwsza tura wyborów, to działacze „Pory” w swoim przekazie informacyjnym kwestionowali
uczciwość władzy oraz stawiali tezę, że będą manipulacje w procesie wyborczym. W ten sposób tworzono
psychologiczny „podkład” do wydarzeń, które miały miejsce zaraz po drugiej turze wyborów prezydenckich kiedy
to rozpoczęto serię demonstracji w centrum Kijowa. 22 listopada aktywiści „Pory” manifestując w stolicy Ukrainy
skandowali naczelne hasła pomarańczowej rewolucji: „Wolności nie da się powstrzymać” i „Razem jest nas dużo
– nas nie pokonacie”.
Cała akcja opierała się na ludziach „Pory”. Rozdawali ulotki i broszury na ulicach, pilnowali porządku w
miasteczku namiotowym oraz podczas demonstracji i blokowali instytucje administracji państwowej. Stosowali
wyuczone metody walki bez przemocy wobec sił porządkowych. W relacjach stacji telewizyjnych można było
zobaczyć jak młode dziewczęta z „Pory” stosowały metody zaczerpnięte ze szkoły Gene Sharpa: podchodziły do
zamaskowanych w kaskach, z pałkami w ręku i schowanych za tarczami funkcjonariuszy sił porządkowych i z
uśmiechem na twarzy, dobrym, życzliwym słowem wręczały im kwiaty apelując o niestosowanie siły i przejście na
stronę aksamitnej rewolucji. Oprócz wręczania kwiatów aktywistki „Pory” częstowały zmarzniętych
funkcjonariuszy sił porządkowych ciepłymi napojami oraz posiłkami, co psychologicznie „obezwładniało”
mundurowych.
Jeszcze przed drugą turą wyborów aktywiści „Pory” w ramach „Konwoju przyjaźni” złożonego z 50 pojazdów,
który przemierzył ponad 3 700 km na południu, wschodzie i centrum kraju prowadzili kampanię informacyjno –
psychologiczną na rzecz kandydata „pomarańczowych”. Niekwestionowaną zasługą „Pory” jest to, że
pomarańczowy kolor dominował na ulicach największych miast centralnej i zachodniej Ukrainy.
Ciekawym socjotechnicznym zabiegiem z wykorzystaniem koloru aksamitnej rewolucji było wystąpienie czołowej
postaci obozu „pomarańczowych” Julii Tymoszenko w jednej z lokalnych stacji telewizyjnych w Doniecku, a więc
w regionie, gdzie sympatie polityczne były wyraźnie po stronie Janukowycza. Otóż Tymoszenko w studio
telewizyjnym pojawiła się w koszulce uwielbianego w całym Donbasie klubu piłkarskiego „Szachtar” Donieck.
Barwą klubową „Szachtara” jest kolor pomarańczowy i w takiego koloru koszulce z herbem donieckiego klubu
wystąpiła Tymoszenko przekonując telewidzów do racji „pomarańczowych”.
Podczas pomarańczowej rewolucji na masową skalę wykorzystano nowoczesne technologie. Działacze „Pory”
nawoływali ukraińską młodzież do demonstracji za pomocą Internetu i SMS-ów.
41
W świetle faktów jakie są powszechnie znane kilka lat po wydarzeniach na Ukrainie można śmiało stwierdzić, że
nie był to spontaniczny zryw ludzkich mas – jak chcą to widzieć zwolennicy romantycznej legendy
pomarańczowej rewolucji – ale starannie zaplanowana i sprawnie przeprowadzona operacja informacyjno –
psychologiczna.
Paweł Semmler w artykule zamieszczonym na jednym ze specjalistycznych portali poświęconych public
relations napisał: „(…) Według znawców tematu pomarańczowa rewolucja na Ukrainie rozpoczęła się rok
wcześniej – przed wydarzeniami na kijowskim Majdanie. W grudniu 2003 roku w kilku państwach europejskich
zarejestrowano tzw. pomarańczowe portale internetowe, skonstruowane przez profesjonalistów z Rock Creek
Creative (RCC) – amerykańskiej agencji PR z Marylandu, nieoficjalnie powiązanej z Global Fairness Initiative
(Inicjatywa dla Globalnej Sprawiedliwości) – organizacji pozarządowej, założonej przez Billa Clintona. Firma ta,
założona w 1987 roku w Waszyngtonie, znana jest także pod nazwą Rock Creek Publishing Group i oficjalnie
prowadzi działalność komercyjną w zakresie tworzenia strategii marketingowych (także w Internecie). Z racji
swojej działalności RCC oskarżana jest głównie przez Rosjan o ścisłe związki z CIA i NATO, a świadczyć ma o
tym między innymi fakt przygotowywania przez tę firmę materiałów marketingowych dla spółki In-Q-Tel, która
zdaniem agencji ITAR-TASS współpracuje z amerykańskimi służbami wywiadowczymi (jedna z osób
zasiadających w zarządzie RCC – Chris Lester – pracowała w przeszłości dla In-Q-Tel). Interpretacja powyższych
faktów może być różnorodna. Dla Moskwy jest to jednoznaczny dowód na to, że za działaniami w Kijowie stały
ośrodki umieszczone poza Ukrainą, w szczególności kierowane i wspierane przez Amerykanów. Na specjalnie
zwołanej konferencji prasowej przedstawiciele RCC potwierdzili jedynie swój udział w przygotowaniu strategii
informacyjnej i działań z pogranicza public relations, których odbiorcą był >zwykły< klient. Tym klientem okazał
się jednak nie kto inny, jak Wiktor Juszczenko, który oficjalnie nigdy nie przyznał się do jakichkolwiek kontaktów z
RCC, choć nie zaprzeczał, że korzystał z pomocy innych ukraińskich agencji PR. Pozostaje jednak faktem, że
RCC już w 2003 roku tworzyła europejskie portale internetowe mające na celu przygotowanie pomarańczowej
rewolucji. Jeden z nich, mający za zadanie nadzorowanie systemu, zarejestrowany został w Czechach, w sieci
praskiej firmy Via Perfecta. Wybór nie wydawał się przypadkowy, ponieważ właścicielami Via Perfecta byli
wówczas Ivan i Lucie Pilipova, w przeszłości wysocy urzędnicy rządowi, obecnie mieszkający na stałe w
Luksemburgu. Firma miała również bogate doświadczenie w działaniach o charakterze politycznym: zajmowała
się m.in. strategią informacyjną Komisji Europejskiej w Republice Czeskiej, na którą wygrała przetarg w 2001
roku. RCC tworzy standardy w polityce międzynarodowej.
Pierwszą agencją prasową, która podała informacje dotyczące działalności RCC na Ukrainie, była rosyjska RIA
Novosti. To właśnie dzięki Rosjanom świat dowiedział się o tworzeniu nowego standardu w polityce
międzynarodowej, polegającego na przeprowadzaniu bezkrwawej rewolucji przy użyciu agencji public relations.
Już w lutym 2004 roku RCC zorganizowała konferencję naukową w Kijowie pt. >Ukraina w Europie i świecie<
(Ukraine in Europe and the World), podczas której powstały pierwsze plany dotyczące przejęcia władzy przez
obóz polityczny Wiktora Juszczenki. W konferencji wzięli udział m.in. Vaclav Havel i Madeleine Albright, a jedyne
dostępne informacje na ten temat znaleźć można było tylko na stronach www…RCC! Poza tym informacje te nie
zawierały jakichkolwiek danych dotyczących uczestników spotkania, prelegentów czy też potencjalnych
sponsorów (przez długi czas nawet tytuł konferencji pozostawał tajemnicą!). Jak się później okazało, konferencja
powstała przy wsparciu finansowym grupy nazwanej >Przyjaciele Ukrainy< (Friends of Ukraine), do której weszli
m.in. niemiecka Fundacja Adenauera, francuski Instytut Stosunków Międzynarodowych, rumuńskie Towarzystwo
Akademickie, czeski Program Atlantyckich Studiów Bezpieczeństwa i polskie Centrum Stosunków
Międzynarodowych. Nie jest również przypadkiem, że linki do >Przyjaciół Ukrainy< znajdowały się wówczas tylko
na stronach GFI (Global Fairness Inititative), a więc wspominanej już organizacji Billa Clintona.
Zorganizowane i przemyślane działania względem Ukrainy świadczą o wysokim profesjonalizmie RCC. Zauważyć
należy, że zabiegi podjęte przez tę agencję sięgają przynajmniej kilkunastu miesięcy wstecz – rozpoczęte zostały
dużo wcześniej, nim światowe media relacjonowały przebieg pomarańczowej rewolucji. Idąc śladami Otporu,
dokonano bezprecedensowej zmiany politycznej za pomocą technik medialnych, a w tym konkretnym przypadku
przy znaczącym współudziale agencji PR. Biorąc jednak pod uwagę środki finansowe, którymi dysponowali
42
współpracownicy obecnego prezydenta Ukrainy, sukces w tym przypadku wydawał się być zgoła przesądzony.
Według nieoficjalnych źródeł zmiana polityczna u naszego wschodniego sąsiada kosztowała rząd USA nieco
ponad 14 mln dolarów”[2].
Z kolei V. Avioutskii zwraca uwagę na finansowanie oraz międzynarodowy wymiar pomarańczowej rewolucji: „(…)
W raporcie przedstawiającym roczny bilans kampanii >Pora< członkowie ruchu zaznaczyli, że zachodnie
organizacje pozarządowe – Fundacja George Marshalla (USA), Freedom House (USA), International
Development Agency (Kanada) – sfinansowały szkolenia działaczy. Jednocześnie przyznali, że od wymienionych
organizacji łącznie uzyskali sumę względnie skromną – zaledwie 130 000 euro. Jak podkreślali członkowie ruchu,
>Pora<, w odróżnieniu od >Otporu< czy >Khmary<, finansowana była głównie ze środków krajowych, zwłaszcza
przez szefów przedsiębiorstw, pamiętających jeszcze, jak na początku lat 90. Sami uczestniczyli w ruchach
studenckich. Finansowanie często nie odbywało się bezpośrednio – przedsiębiorstwa brały na siebie druk
broszur, produkcję naklejek, wysyłkę broszur i plakatów oraz koszty połączeń telefonicznych. Całkowita wartość
tej pomocy oceniona została na 5 milionów euro. Ponadto >Pora< wydała w ciągu kampanii wyborczej 1,2 miliony
euro gotówką, z których 60% przeznaczono bezpośrednio na wsparcie logistyczne >pomarańczowej rewolucji<.
Znaczące wsparcie zagraniczne pozwoliło przede wszystkim na lepsze przygotowanie kampanii przy użyciu
elementów wypróbowanych wcześniej podczas innych >aksamitnych rewolucji<. Serb Aleksandar Maric, uznany
na Ukrainie persona non grata, nie był jedynym cudzoziemcem uczestniczącym bezpośrednio w przygotowaniach
>Pory<. Słowak Pavol Dece, jeden z założycieli ruchu OK-98, pomagał w przygotowaniu strategii ruchu na
Ukrainie. Ponadto liderzy >Pory< w swoim raporcie zaznaczyli, że >korzystali z doświadczeń swoich kolegów z
polskiej ‘Solidarności’ i gruzińskiej ‘Khmary’<. W marcu 2004 r. >Pora< podpisała deklarację partnerstwa z
liderem białoruskiego ruchu >Żubr<, Wladem Kobecem, którego przedstawiciele przybyli do Kijowa w listopadzie
2004 r., aby >osobiście wspierać< >pomarańczową rewolucję<”[3].
Po zakończeniu pomarańczowej rewolucji na bazie ruchu, który sprawdził się w warunkach pokojowego
przewrotu, w czerwcu 2005 r. zarejestrowano partię polityczną „Pora+”, ale podobnie jak „Otpor” w Serbii
aksamitni rewolucjoniści nie odnaleźli się w systemie polityki partyjnej i ich partia nie odegrała znaczącej roli na
ukraińskiej scenie politycznej.
W reakcji na taki rozwój sytuacji działacze „Pory” postanowili założyć „Międzynarodowe centrum wspierania
demokracji w okresie przemian”. Tym samym w założeniu ukraińskich aksamitnych rewolucjonistów Ukraina
miała stać się liderem w regionie w zakresie wprowadzania demokracji poprzez walkę bez przemocy. Na liście ich
celów znalazły się takie kraje jak: Białoruś, Azerbejdżan, Mołdawia, Kirgistan i Kazachstan.
Dzisiaj, z perspektywy kilku lat można bez zbędnych emocji ocenić efekty pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.
Wydaje się, że najlepszą puentą do tych wydarzeń oraz ich społeczno – politycznych i geostrategicznych
rezultatów są słowa Dymitra Popowa i Ilii Milsteina: „Pomarańczowa rewolucja zaczęła się na zimnym, wietrznym
Majdanie, a zakończyła w ciepłych salonach, zamkniętych dla demonstrantów(…). Sprawiedliwość nie zna litości,
tak jak i sama rewolucja. Krwawe bunty kończą się dyktaturą. A rewolucje nomenklatury – w zasadzie
bezkrwawo. Ale ich wewnętrzna dramaturgia przypomina najzacieklejszą walkę o władzę (…). Zwycięzcy
odbudowują stary system, który w marzeniach chcieli zmienić”[4].
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
Przypisy
43
[1] Viatcheslav Avioutskii – „Aksamitne rewolucje”, str. 77.
[2] Paweł Semmler – „PR- siła w rękach rządów”, www.piar.pl
[3] V. Avioutskii – „Aksamitne rewolucje”, str. 79-81.
[4] za: „Lekcja Majdanu. Polskie czasopiśmiennictwo wobec Pomarańczowej Rewolucji” pod redakcją Roberta
Potockiego, Agnieszki Stec, Leszka Kucza, Częstochowa 2008, str.5.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/02/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-dzialan-psychologicznych-w-praktyce-czesc-4/
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 5)
3 marca 2012
Kolejnymi aksamitnymi rewolucjami jakie przetoczyły się przez obszar postradziecki były wydarzenia,
które przeszły do historii jako „rewolucja tulipanów” w Kirgistanie oraz nieudana próba na Białorusi
nazwana „rewolucją dżinsów”. Rozwój wydarzeń w Kirgistanie zwieńczony aksamitną rewolucją
przewidział cały szereg ekspertów z zakresu geopolityki. Także media masowe na całym świecie
informowały, że to właśnie Kirgistan będzie najprawdopodobniej kolejną sceną na której aktywnie
wystąpią aksamitni rewolucjoniści.
„(…) W czerwcu 2004 r.
prezydent Askar Akajew ostrzegał przed >nowymi prowokacjami politycznymi w niewinnie wyglądającym
opakowaniu ‘aksamitnej rewolucji’<. >Eksportowanie demokracji< porównał do >eksportowania rewolucji< przez
bolszewików”[1]. K. Kozłowski zwraca uwagę, że do rewolucji tulipanów w marcu 2005 r. doprowadziło wiele
okoliczności. Jako bezpośrednią podstawę wydarzeń wymienia m.in.:
1. Pogłębiający się kryzys gospodarczy, ubóstwo, patologie w funkcjonowaniu państwa;
2. Niekorzystną umowę graniczną z Chinami;
3. Brak reakcji międzynarodowej na rosnący autorytaryzm władzy[2].
44
Podobnie jak w przypadku aksamitnych rewolucji w Serbii, Gruzji i Ukrainie motorem napędowym działań opozycji
były organizacje młodzieżowe stosujące strategię walki bez użycia przemocy. W Kirgistanie były to
organizacje „Kel -kel”(Odnowa) i „Birge” (Razem).
Instytucją, która wsparła aksamitnych rewolucjonistów w Kirgistanie była pozarządowa organizacja „Obywatelska
Kampania Antykorupcyjna”. Organizację tę przez pewien okres czasu finansował amerykański National
Endowment for Democracy. „Obywatelska Kampania Antykorupcyjna” przetłumaczyła i wydała specjalnie z myślą
o aksamitnych rewolucjonistach w Kirgistanie książkę Gene Sharpa „Od dyktatury do demokracji”.
Ruch „Birge” powstał w lutym 2005 r. i założyli go studenci z Uniwersytetu Humanistycznego w Biszkeku. W
marcu studenci skupieni w „Birge” przystąpili do akcji, której zawołaniem było hasło „Birge przeciw strachowi”.
Była to akcja informacyjno- psychologiczna mająca na celu zdyskredytowanie poparcia, jakim administracja
Akajewa obdarzyła kandydatów obozu rządzącego. Aktywiści „Birge” brali także udział w demonstracjach
opozycji. Celem jaki działacze „Birge” postawili przed sobą była mobilizacja młodych ludzi: „Nadszedł czas, by
przekroczyć strach i włączyć się do politycznego działania, by zaprowadzić w kraju prawdziwą demokrację.
Nadszedł czas, by stawiać opór – pokojowo i bez przemocy, ale do końca!”[3]. W tych dwóch zdaniach daje się
dostrzec inspirację szkoły walki nonviolent Gene Sharpa.
Symbolem „Birge” stał się tulipan – znak rozpoznawczy całej opozycji i aksamitnej rewolucji. „Naszym symbolem
jest biały tulipan na czarnym tle. Biały tulipan reprezentuje aksamitną rewolucję, która nastąpi w Kirgistanie. Biały
tulipan to światło, prawda i odrodzenie naszej ojczyzny. Czarne jest wszystko, co przeszkadza ludowi kirgiskiemu
w dobrym życiu: korupcja, obojętność urzędników, ograniczenia wolności wypowiedzi i nasz własny strach. Biały
tulipan rozjaśni ten mrok i zwyciężymy, ponieważ jesteśmy razem!”[4].
W tej deklaracji ideowej „Birge” daje się zauważyć ta sama socjotechnika przekazu informacyjnego, którą
stosowali aksamitni rewolucjoniści w Serbii, Gruzji i na Ukrainie. Osią tego przekazu jest manicheistyczny podział
na „dobrych” opozycjonistów – demokratów i „złych”, których uosabiają dotychczasowe, skorumpowane, tkwiące
w poprzedniej epoce rządy.
Drugą organizacją skupiającą młodych ludzi w ramach rewolucji tulipanów w Kirgistanie była „Kel – kel”, która
została założona w styczniu 2005 roku.Amerykański National Democratic Institute wsparł „Kel – kel” kwotą
110 tys. USD rocznie.
Znakiem organizacyjnym był napis „Kel – kel” na tle żółtego, wschodzącego słońca, które miał symbolizować
odnowę narodową. Pod nazwą organizacji znajdowało się hasło w języku rosyjskim nawołujące do mobilizacji
podczas wyborów: „Idę! Tak! Głosuję!”.
Ruch „Kel – kel” w socjotechnice przekazu informacyjnego skierowanego przede wszystkim do młodego
pokolenia kreował się jako organizacja młodzieży patriotycznej, postępowej i pewnej swoich możliwości.
Przedstawiał się także jako katalizator pozytywnych zmian oraz „siła wymierzona przeciwko złu i apatii”.
Działacze „Kel – kel” zapowiadali „całkiem nową falę działań politycznych na rzecz młodzieży kirgiskiej”, „oznakę
prawdziwej i naturalnej potrzeby wolności” i „odpowiedź na uzurpację władzy politycznej”[5].
To właśnie „Kel – kel” organizował całą serię demonstracji wymierzoną przeciw prezydentowi Akajewowi, co
spotkało się ze zdecydowaną reakcją władz, bowiem policja aresztowała kilkudziesięciu aksamitnych
rewolucjonistów. Administracja rządowa prowadziła wojnę informacyjną przeciw tej organizacji zarzucając jej w
środkach masowego przekazu, że jest sponsorowana przez zachodnie organizacje pozarządowe. Poza tym
władze same powołały organizację młodzieżową o tej samej nazwie próbując wywołać zamęt i dezinformację. W
samym Kirgistanie „Kel – kel” postrzegany był jako młodzieżowa przybudówka Ludowego Ruchu Kirgistanu
Kurmanbeka Bakijewa.
45
Przebieg rewolucji tulipanów był związany z wyborami parlamentarnymi w lutym i marcu 2005 r. i paradoksalnie
główny postulat rewolucjonistów, czyli unieważnienie wyborów nigdy nie został osiągnięty. Przywódcy rewolucji
tulipanów uznali nowo wybrany parlament wraz z wchodzącymi w jego skład deputowanymi ze środowiska
politycznego Akajewa.
Pomimo faktu, że motorem napędowym szczególnie wśród młodzieży były dwie organizacje aksamitnych
rewolucjonistów, to jednak rewolucja tulipanów w Kirgistanie miała zupełnie inny charakter i przebieg niż
przewroty w Serbii, Gruzji czy na Ukrainie. W Kirgistanie nie obyło się bez przelewu krwi. Oblężenie pałacu
prezydenckiego w konsekwencji spowodowało śmierć licznych osób cywilnych oraz akty wandalizmu i
bandytyzmu na ulicach miast.
24 marca w Biszkeku, gdzie rewolucja osiągnęła w końcu zwycięstwo zebrały się tysiące protestujących, które
zajęły centralny plac stolicy państwa. Siły porządkowe widząc rozwój sytuacji wycofały się, a tłum splądrował
pałac prezydencki. Demolowano sklepy i sklepy i restauracje. Sytuacja wymknęła się spod kontroli zarówno
rządu, jak i przywódców opozycji, bowiem zajęcie pałacu prezydenckiego nastąpiło całkowicie spontanicznie –
takiego obrotu sprawy nie spodziewał się ani rząd, ani opozycja. W atmosferze powszechnej anarchii Akajew
uciekł śmigłowcem do Kazachstanu, gdzie miejsce jego pobytu przez pewien okres czasu pozostawało tajemnicą.
Zaskoczony takim obrotem sprawy jeden z liderów opozycji Kurmanbek Bakijew próbował przejąć kontrolę w
państwie, ale sytuacja ewidentnie przerosła go. Utworzył radę koordynacyjną, a gdy premier w rządzie Akajewa
Mikołaj Tanajew podał się do dymisji odwołał cały rząd i przyznał sobie najwyższą władzę. Jednakże nad
chaosem w państwie nie zapanował. Dopiero po wypuszczeniu z więzienia generała Feliksa Kułowa, który został
mianowany koordynatorem sił wewnętrznych położono kres grabieżom i anarchii.
Kolejne wybory prezydenckie rozpisano na 10 lipca. W grę wchodziły dwie liczące się kandydatury: Bakijewa i
gen. Kułowa. Kułow wycofał jednak swą kandydaturę w zamian za stanowisko premiera. W konsekwencji tego
Bakijew bez problemu zwyciężył większością głosów 88,6 procent. 14 sierpnia 2005 r. oficjalnie objął stanowisko
prezydenta kraju.
Po dojściu do władzy podobnie jak na Ukrainie obóz aksamitnych rewolucjonistów w Kirgistanie podzielił się. W
kwietniu 2006 r. Omurbek Tekebajew, jeden z liderów rewolucji tulipanów wszedł w ostry konflikt z prezydentem
Bakijewem i został odwołany ze stanowiska przewodniczącego parlamentu. W odpowiedzi na to Tekebajew
zorganizował falę demonstracji i w listopadzie 2006 r. manifestujący zajęli główny plac w Biszkeku. Zarzucano
Bakijewowi korupcję i nepotyzm. W konsekwencji tych wydarzeń Bakijew musiał pójść na pewien kompromis i
zgodził się na wprowadzenie ustroju prezydencko – parlamentarnego. Jednakże pod koniec 2006 r. po dymisji
rządu Kułowa Bakijew odzyskał kompetencje, których zrzekł się podczas listopadowego kryzysu.
Z perspektywy czasu rewolucja tulipanów jawi się jako wojna klanów w łonie elity politycznej Kirgistanu i w
konsekwencji tego po jej zakończeniu doszło do walk wewnętrznych pomiędzy różnymi frakcjami aksamitnych
rewolucjonistów.
Rewolucja tulipanów w Kirgistanie posiadała swoje specyficzne cechy, które odróżniały ją od pozostałych
aksamitnych rewolucji. Pomimo tego, że Askar Akajew przedstawiany był przez rewolucjonistów jako tyran i
dyktator, to jego rządy dyktaturą nie były, bowiem ukazywała się niezależna prasa i funkcjonował system
wielopartyjny. Jedynym zwornikiem łączącym opozycję była chęć obalenia Akajewa. „(…) Demokratyczny wymiar
rewolucji był zasłoną dla interesów klanowych. Zmiany polityczne, które miała przynieść rewolucja okazały się
fasadowe i ograniczone do rotacji personalnej. Reforma konstytucyjna stała się polem walki byłych anty-
Akajewowskich sojuszników, a sama ustawa zasadnicza narzędziem do uzyskania dominacji nad przeciwnikami
politycznymi.
46
Rewolucja tulipanów odsłoniła również wstydliwy wymiar polityki kirgiskiej. Jak nigdy wcześniej
uwidocznione zostały powiązania polityków ze światem przestępczym. Doszło nawet do
bezprecedensowego aktu rozmów prezydenta kraju z podejrzewanym o prowadzenie działalności
przestępczej Tynysbekiem Akmatbaevem, potocznie nazywanym ojcem chrzestnym kirgiskiej
zorganizowanej przestępczości.
W świetle następstw wewnętrznych rewolucji tulipanów powstaje fundamentalne pytanie: czym ostatecznie
okazała się rewolucja tulipanów – faktem czy mistyfikacją? Z badań empirycznych przeprowadzonych w grudniu
2006 roku przez Instytut Analiz i Prognoz Strategicznych Uniwersytetu Kirgisko – Słowiańskiego w Biszkeku
wynika, że Kirgistańczycy są rozczarowani zmianami porewolucyjnymi. 36,4 procent badanych stwierdziło, że nie
widzi żadnych zmian na lepsze w polityce czy gospodarce. Aż 25,8 procent uznało, że sytuacja jest gorsza niż
przed rewolucją.
(…) Badając przebieg i następstwa rewolucji tulipanów należy zauważyć, że w Kirgistanie w 2005 r. nie miała
miejsca zmiana paradygmatu politycznego. O ile wydarzenia marcowe wpisują się w schemat rewolucji
aksamitnej, to ich następstwa zostały zawłaszczone przez liderów demonstracji z marca 2005 roku. Hasła
rewolucjonistów były tylko fasadą, za którą skrywała się logika klanowa popychająca nowych przywódców do
zawłaszczania zasobów publicznych na rzecz swoich popleczników.
(…) Proces zmiany konstytucji, podziały między rewolucjonistami i niepokoje społeczne deprecjonują idee
rewolucji tulipanów i obnażają rzeczywiste cele jej liderów. W marcu 2005 roku demonstrowali oni przywiązanie
do demokracji. Uchwyciwszy ster władzy ograniczają proces budowy społeczeństwa obywatelskiego w stopniu
większym niż ich poprzednicy. (…) Kryzys, który leżał u źródeł rewolucji tulipanów wciąż nie został
rozwiązany”[6].
„Żubr” i nieudana próba przeprowadzenia „rewolucji dżinsów” na Białorusi
Po przeprowadzonych aksamitnych rewolucjach w Serbii, Gruzji, na Ukrainie i w Kirgistanie jednym z głównych
celów stała się Białoruś. Jednakże po dziś dzień ten kraj pozostaje niezdobytym bastionem dla aksamitnych
rewolucjonistów. Od ponad dekady białoruska opozycja bezskutecznie próbuje obalić prezydenta Aleksandra
Łukaszenko. Podjęto próby dokonania aksamitnej rewolucji i w 2001 r. na Białorusi założono analogiczny jak
„Otpor”, „Khmara” i „Pora” ruch młodzieżowy o nazwie „Żubr”. Białoruscy aksamitni rewolucjoniści przyjęli tę
samą strategię co ich serbscy, gruzińscy i ukraińscy koledzy, a więc system organizacji sieciocentrycznej bez
wyraźnie ukształtowanej struktury kierowniczej. W socjotechnice przekazu informacyjnego postawiono na
metody nonviolent, czyli brak przemocy w akcjach i ośmieszanie władzy.
Znakiem białoruskiej organizacji aksamitnych rewolucjonistów jest biały żubr na czarnym tle, który ucieleśnia siłę i
stanowi symbol kraju pokrytego lasami. Jest w tym znaku pewien element socjotechniki odwołujący się do
resentymentów białoruskiego społeczeństwa. Otóż żubr ma także przypominać las, w którym podczas II wojny
światowej znajdowali bezpieczne schronienie białoruscy partyzanci walczący z Niemcami.
Działalność „Żubra” koncentruje się głównie na kontestowaniu władzy Łukaszenki i w przekazie informacyjnym
kierowanym do społeczeństwa zarzuca prezydentowi Białorusi antydemokratyzm, totalitarne inklinacje i
zamknięcie się na Zachód. Krytyka w stronę Łukaszenki kierowana jest przez „Żubr” także z pozycji, które w
mediach masowych określane są jako „nacjonalistyczne”. Np. prezydentowi Białorusi aksamitni rewolucjoniści
zarzucają odchodzenie od języka białoruskiego i symboliki narodowej[7].
Podobnie jak aksamitni rewolucjoniści w Serbii, Gruzji i na Ukrainie także na Białorusi członkowie „Żubra” próbują
wykorzystać muzykę rockową do propagowania swoich haseł. Muzyka rockowa stała się symbolem protestu
przeciw władzy na Białorusi. Lider grupy rockowej „Krama” z Mińska Igor Waraszkiewicz mówi: „(…) Radio i
telewizja są wypełnione piosenkami pop w języku rosyjskim. Wszystko po to, aby ludzie o nas zapomnieli. Jeśli
47
już media nadają utwory po białorusku, to w estradowym, pompatycznym stylu, w którym specjalizuje się
Państwowa Białoruska Orkiestra Koncertowa pod dyrekcją Michaiła Finberga”[8].
Z kolei Rusia, wokalistka grupy „Indiga” twierdzi, że władza nie lubi białoruskiego rocka „(…) Bo język białoruski
jest synonimem protestu. Jeśli śpiewasz po białorusku, to znaczy, że jesteś przeciw obecnej władzy”[9].
Leon Tarasewicz, malarz pochodzenia białoruskiego sympatyzujący z opozycją zauważa, że „(…)Kiedy w
społeczeństwie następują zmiany światopoglądowe, to pierwszą forpocztą jest zawsze rock. W Polsce w latach
80. takie zespoły jak Perfect czy Maanam niosły idee wolności, zanim podchwycił je ogół. Na Białorusi jest
podobnie, idea wolności oddycha dzisiaj czystym powietrzem w sferze muzyki, bo to medium, które łatwo się
rozprzestrzenia. Wielu młodych wykonawców oprócz grania rocka pełni zarazem ważne role społeczne, są
dziennikarzami, działają w opozycji. To nie jest tylko show-biznes, ale praca dla idei”[10].
Muzyka rockowa nie ma wstępu do oficjalnych mediów na Białorusi, a niektóre zespoły mają zakazy od
białoruskiego ministerstwa kultury na koncerty. Dla takich zespołów organizowane są poza granicami Białorusi
różnego rodzaju festiwale i przeglądy, jak chociażby „Basowiszcza”, która odbyła się w 2006 r. w okolicach
Gródka położonego 30 km od Białegostoku.
W 2004 r. podczas kampanii wyborczej do parlamentu członkowie „Żubra” wspierali opozycję. Po porażce swój
wysiłek skierowali na rzecz uwolnienia więźniów politycznych: Michaiła Marynicza, Walerego Lewanewskiego i
Aleksandra Wassilewa. Latem 2005 r. organizowali akcje protestacyjne, które odbyły się w Mińsku, Mohylewie,
Witebsku i Bobrujsku. W międzyczasie setka działaczy „Żubra” wzięła udział w pomarańczowej rewolucji na
Ukrainie po której do organizacji przyłączyła się nowa fala osób, które uwierzyły, że istnieje możliwość
przeprowadzenia aksamitnej rewolucji także na Białorusi. Co miesiąc na terenie całej Białorusi aktywiści „Żubra”
kolportują od 200 tys. do 400 tys. ulotek i materiałów drukowanych[11].
W 2006 r. doszło do próby przeprowadzenia aksamitnej rewolucji na Białorusi, która została nazwana „rewolucją
dżinsową”. Próba przewrotu miała miejsce przy okazji wyborów prezydenckich, które odbyły się 19 marca 2006
r. i w których zwyciężył Aleksander Łukaszenko uzyskując poparcie rzędu 82,3 procent. Lider opozycji Aleksander
Milinkiewicz uzyskał 6 procent poparcia wyborców.
Opozycja zastosowała ten sam mechanizm w przekazie informacyjnym, który okazał się skuteczny w
Serbii, Gruzji i na Ukrainie: kwestionowanie uczciwości procesu wyborczego i samego wyniku wyborów.
Wybory jeszcze się nie skończyły, a opozycja ogłosiła, że są sfałszowane. Wieczorem po zakończeniu
pierwszej tury wyborów i ogłoszeniu wyników przez komisję wyborczą 20 tys. zwolenników opozycji zgromadziło
się na centralnym placu Mińska. Ogłoszono pokojowy protest przeciw oszustwom wyborczym i pod okiem kamer i
aparatów dziennikarzy z całego świata działacze „Żubra” utworzyli miasteczko namiotowe w centrum Mińska.
Była to kopia działań aksamitnych rewolucjonistów w Serbii, Gruzji i na Ukrainie. Nazwa tych działań opozycji,
czyli rewolucja dżinsowa była aluzją do młodych uczestników demonstracji ubierających się w niebieskie dżinsy.
Władze białoruskie wyciągnęły wnioski z aksamitnych rewolucji jakie przetoczyły się przez inne kraje.
Natychmiast zareagowały zarówno na płaszczyźnie energetycznej jak i informacyjnej. Otoczyły plac kordonem sił
porządkowych, co sprawiło, że grupa protestujących zmniejszyła się z tysięcy osób do kilkuset oraz spowodowały
blokadę informacyjną. Operacja była do tego stopnia skuteczna, że pomimo faktu, iż o proteście i miasteczku
namiotowym na bieżąco informowały zachodnie mass media, to przytłaczająca większość Białorusinów nie miała
pojęcia o próbie przeprowadzenia aksamitnej rewolucji, bowiem główne kanały sterowniczo – informacyjne na
Białorusi znajdują się w rękach władz. Dysproporcja w sile rażenia informacyjnego władz i aksamitnych
rewolucjonistów była i nadal jest przytłaczająca. Gdy władze zauważyły, że sytuacja w przestrzeni informacyjnej
jest opanowana i społeczeństwo nie udzieliło poparcia rewolucjonistom, 24 marca siły porządkowe usunęły
protestujących, zwinęły namioty, a tych, którzy próbowali nadal trwać w proteście zatrzymano i skazano na kilka
miesięcy więzienia za zakłócanie porządku publicznego.
48
Białoruskie władze w walce informacyjnej z aksamitnymi rewolucjonistami wykorzystują fakt, że członkowie takich
organizacji jak „Żubr” szkoleni byli przez zachodnie fundacje oraz organizacje pozarządowe i otrzymują od nich
wsparcie finansowe. Pod adresem aksamitnych rewolucjonistów w białoruskich mass mediach padają oskarżenia,
że są kondotierami Zachodu. Poza tym władze zarzucają aksamitnym rewolucjonistom na Białorusi, że wręcz
proszą się o aresztowanie, bo „zatrzymanie to prosta i upragniona droga do tego, aby otrzymać status
uchodźcy politycznego (na Zachodzie)” i tym samym mieć możliwość bezpłatnego studiowania na
zachodnim uniwersytecie. Jedna z oficjalnych białoruskich gazet napisała, że „gdyby policja nie
aresztowała członków >Żubra<, ci młodzi ludzie zajęliby policyjne komisariaty”[12].
Próba przeprowadzenia aksamitnej rewolucji na Białorusi nie powiodła się, bowiem nie było tam
warunków do przeprowadzenia tego typu operacji informacyjno – psychologicznej. Po pierwsze: nie było
tam klimatu i zapotrzebowania społecznego na to. Aby wywołać aksamitną rewolucję jak to się udało w
Serbii, Gruzji, Kirgistanie czy na Ukrainie muszą być spełnione pewne warunki: fatalna sytuacja
gospodarcza; napięcia społeczne; podziały i skłócenie na najwyższych szczeblach władzy; podziały w
służbach specjalnych; silna, zjednoczona opozycja – gotowa struktura, która wywoła i skutecznie
przeprowadzi rewolucję. Po drugie: na Białorusi przygniatająca większość społeczeństwa wybiera spokój
i bezpieczeństwo socjalne niż walkę o demokrację. Co prawda w wieczór wyborczy na ulice Mińska
wyszły tysiące młodych ludzi, ale charakterystyczne jest to, że nie widać tam było ludzi w dojrzałym
wieku pomiędzy 35-60 rokiem życia. Jest to pokłosie tego, że Białorusini doskonale pamiętają czas
rozpadu ZSRR kiedy pensje nawet przez pół roku nie były wypłacane, a emeryci przez kilka miesięcy nie
otrzymywali emerytur. Dlatego obecna epoka rządów Łukaszenko przeciętnemu Białorusinowi jawi się
jako czas spokoju, stabilizacji i bezpieczeństwa socjalnego. Po trzecie: paradoksalnie przykład Ukrainy
po pomarańczowej rewolucji jest dla białoruskiego społeczeństwa odstraszający, gdzie bieda, polityczny
chaos nakręcany poprzez spory i waśnie w łonie elit wywodzących się z obozu „pomarańczowych” oraz
korupcja są stałym elementem życia społeczno – politycznego. Po czwarte: Łukaszenko nie pozostawia
marginesu wolności działania dla opozycji, a bez tego niemożliwe jest rzucenie wyzwania władzy ani
wypowiadanie się w dużych, masowych mediach. Największe kanały sterowniczo – informacyjne na
Białorusi są w ręku władzy. Co prawda funkcjonuje nadająca z terenu Polski popierająca opozycję TV
Biełsat utrzymywana z pieniędzy polskich podatników, ale jej oddziaływanie informacyjne na
społeczeństwo Białorusi jest śladowe.
Jednakże nie oznacza to, że w przeciągu kilku lat nie zaistnieją warunki do przeprowadzenia aksamitnej rewolucji
na Białorusi. Aczkolwiek o ile w 2006 r. z geopolitycznego punktu widzenia takowa rewolucja była w interesie
Zachodu, to przykład zajść i rozruchów po wyborach w grudniu 2010 r. pokazuje, że tym razem największe
wsparcie dla białoruskiej opozycji szło ze strony Rosji. „(…) Nieudokumentowane są przypadki finansowania
kampanii wyborczych kandydatów przez czynniki zewnętrzne, jednak sądzi się, iż trzech spośród kandydatów
uzyskało pośrednie lub bezpośrednie wsparcie Federacji Rosyjskiej, zaś jeden – Stanów Zjednoczonych”[13].
Symptomatyczny jest fakt, że w 2010 r. rosyjskie media wytoczyły wojnę informacyjną Aleksandrowi Łukaszence
przedstawiając go jako ojca chrzestnego świata przestępczego. Część ekspertów z zakresu geopolityki ocenia,
że następna próba obalenia władzy Aleksandra Łukaszenki może odbyć się z wykorzystaniem przez opozycję
czynników zewnętrznych mających swe kanały sterownicze w Federacji Rosyjskiej.
Od ponad dekady Białoruś nadal pozostaje twierdzą nie do zdobycia dla aksamitnych rewolucjonistów. W
kontekście europejskiej geopolityki ten kraj i rozwój wydarzeń w nim będzie zyskiwał na znaczeniu dla układu sił
na Starym Kontynencie.
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
49
Przypisy:
[1] Askar Akajew- „Eksport demokracji=eksport rewolucji. Eurazja i wyzwania nowego stulecia”, „Rossijskaja
Gazeta”, 8 czerwca 2004, za: V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 155.
[2] K. Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, str. 153-154.
[3] za: V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 173.
[4] Oficjalna strona Ruchu Młodzieżowego „Birge”, http://www.birge.to.kg, w: V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”,
str. 173.
[5] Oficjalna strona Kampanii Pokojowego Oporu „Kel-kel”, http://www.kelkel-kg.org, w: V. Avioutskii- „Aksamitne
rewolucje”, str. 173.
[6] K. Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, str. 216-218.
[7] V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 197.
[8] Roman Pawłowski- „Te dźwięki budzą lęki Łukaszenki”, „Gazeta Wyborcza”, 26 lipca 2006.
[9] tamże.
[10] tamże.
[11] V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 198.
[12] tamże, str. 198-199.
[13] „Monitoring wyborów prezydenckich na Białorusi”, Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych, 19 grudnia
2010, www.geopolityka.org
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/03/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-dzialan-psychologicznych-w-praktyce-czesc-5/
Aksamitne rewolucje – zastosowanie socjotechniki walki
informacyjnej i działań psychologicznych w praktyce
(część 6 – ostatnia)
18 marca 2012
Lista organizacji wchodzących w skład międzynarodówki aksamitnych
rewolucjonistów jest szeroka, bowiem obejmuje także kraje, w których nie doszło do aksamitnych
przewrotów. W tle aksamitnej międzynarodówki można dostrzec inspirację oraz działalność
amerykańskich służb specjalnych, których udział był jednym z kluczowych czynników powodzenia całego
przedsięwzięcia. Bez uczestnictwa służb specjalnych oraz ich wsparcia zarówno na płaszczyźnie
logistycznej, jak i edukacyjnej (szkolenia i treningi aksamitnych rewolucjonistów) skuteczne
przeprowadzenie aksamitnych rewolucji w takich krajach jak: Serbia, Gruzja czy Ukraina byłoby
praktycznie niemożliwe.
Przegląd pozostałych organizacji aksamitnych rewolucjonistów
50
Jak napisano wcześniej aksamitne rewolucje mają wymiar międzynarodowy, a niektórzy badacze tego zjawiska
piszą wprost o międzynarodówce aksamitnych rewolucjonistów[1] stosujących metody nonviolent. „Otpor”,
„Khmara”, „Pora”, „Birge”, „Kel-kel” czy „Żubr” nie wyczerpują listy organizacji, które w swojej działalności czerpią
inspirację z dorobku Gene Sharpa.
Tabela. Wykaz organizacji aksamitnych rewolucjonistów i krajów na terenie których prowadziły kampanie
informacyjne
Organizacje aksamitnych rewolucjonistów
Kraje na terenie których prowadziły
kampanie informacyjne
Otpor Serbia
Khmara Gruzja
Pora Ukraina
Kel- kel Kirgistan
Birge Kirgistan
Kahar Kazachstan
Yox Azerbejdżan
Magam Azerbejdżan
Yeni Fikir Azerbejdżan
Żubr Białoruś
Gong Chorwacja
Kosova Action Network- KAN Kosowo
Mjaft Albania
Unitas Czarnogóra
Loja Macedonia
Pulse of Freedom- PoF Liban
Youth Human Rights Movement- YHRM Rosja
My Rosja
źródło: opracowanie własne
W 2005 r. w Azerbejdżanie powołano aż trzy ruchy studenckie: „Yox” (Nie),„Magam” (Już pora) i „Yeni
Fikir” (Nowa myśl), które usiłowały przeprowadzić aksamitną rewolucję w Baku podczas demonstracji azerskiej
opozycji demokratycznej, które odbyły się po wyborach parlamentarnych w listopadzie 2005 roku. Symbol ruchu
„Yox” ma ten sam, mobilizujący motyw jak znaki innych organizacji aksamitnych rewolucjonistów. Wykonany w
kolorze zielonym – nadziei, pod nazwą organizacji ma wpisane hasło: „Nasz symbol to nasza siła”.
Azerskie władze w reakcji na działania aksamitnych rewolucjonistów aresztowały szefa „Yeni Fikir”, Rusłana
Baszirliego pod zarzutem przygotowywania zamachu stanu. Oprócz tego zarzucono mu powiązania ze służbami
wywiadowczymi Armenii, których celem – zdaniem władz azerskich – miała być destabilizacja sytuacji politycznej
w Azerbejdżanie. Do aksamitnej rewolucji nie doszło pomimo trwających tydzień demonstracji pod flagami koloru
pomarańczowego, bowiem azerskie społeczeństwo nie poparło manifestujących.
51
W 2005 r. kolejna organizacja
odwołująca się do metod walki informacyjnej aksamitnych rewolucjonistów powstała w Kazachstanie i przybrała
nazwę„Kahar” (Gniew). Celem kazachskiego ruchu młodzieżowego miała być walka z „nazarbizmem”, czyli
władzą Nursułtana Nazarbajewa. Pomimo prób obalenia władzy Nazarbajewa w 2005 r. przy okazji wyborów
prezydenckich działania opozycji spełzły na niczym. Nazarbajew w wyborach zmiażdżył kandydata opozycji, a
kazachskim aksamitnym rewolucjonistom podobnie jak w Azerbejdżanie nie udało się zmobilizować mas.
W tym samym roku w Libanie założono ruch młodzieżowy „PoF- Pulse of Freedom” i jak oświadczył jeden z jej
członków, Saad Gharzeddine organizację utworzono przy pomocy ludzi działających kiedyś w „Otporze”[2]. „PoF”
koordynował wydarzenia, które przeszły do historii jako „rewolucja cedrowa” podczas w której brały udział setki
tysięcy uczestników.
W 2005 r. także w Albanii powstała organizacja aksamitnych rewolucjonistów założona przez studentów o
nazwie „Mjaft” (Dosyć). Oprócz wymienionych wyżej organizacji założono także analogiczne ruchy studenckie w
Chorwacji „Gong”, w Kosowie „KAN” (Kosova Action Network), w Macedonii „Loja” (Świeczka) i w
Czarnogórze „Unitas”. Próbowano także powołać takie organizacje w Rosji:„YHRM” (Youth Human Rights
Movement) i „My”, ale nie zdobyły one większych wpływów wśród rosyjskich studentów.
Rola, zaangażowanie i wpływ służb specjalnych na aksamitne rewolucje
Sposób wspierania oraz finansowania aksamitnych rewolucjonistów do tej pory budzi ogromne emocje nie tylko
wśród stron, które zaangażowane były w wydarzenia, ale także wśród obserwatorów, komentatorów i
dziennikarzy. Powszechnie wiadomo, że aksamitnym rewolucjonistom wsparcia udzielały amerykańskie fundacje i
organizacje pozarządowe oraz Instytut Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa.
Precyzyjnie z punktu widzenia walki informacyjnej i działań PSYOPS przeprowadzane operacje przez
aksamitnych rewolucjonistów siłą rzeczy nasuwają cały szereg pytań dziennikarzy, analityków i komentatorów.
Jednym z kluczowych pytań w tym kontekście jest: na jaką skalę – oprócz wcześniej wymienionych instytucji,
organizacji i polityków – w aksamitne rewolucje zaangażowane były służby wywiadowcze państw
zainteresowanych obaleniem dotychczasowej władzy w danym kraju?
W szkoleniu działaczy „Otporu” w 2000 r. w Budapeszcie brali udział Gene Sharp oraz jego kolega pułkownik
Robert Helvey. Obok Sharpa i Helveya młodych Serbów nauczali także byli i obecni pracownicy amerykańskich
służb wywiadowczych oraz oficerowie US Army specjalizujący się w działaniach PSYOPS.
52
Pewne światło na zagadnienie udziału amerykańskich specsłużb w aksamitnych rewolucjach rzuca niemiecki
dziennikarz śledczy Udo Ulfkotte specjalizujący się w tematyce służb specjalnych będący jednocześnie
wykładowcą akademickim na uniwersytecie w Luneburgu z zakresu kontrwywiadu oraz zarządzania
bezpieczeństwem. Otóż Ulfkotte z aksamitnymi rewolucjami na obszarze postradzieckim kojarzy osobę
amerykańskiego dyplomaty Johna D. Negroponte oraz jeden z oddziałów CIA: CAS- Covert Action Staff (Zespół
Akcji Tajnych).
„(…) Siedemnastego lutego 2005 r. amerykański dyplomata John D. Negroponte został desygnowany przez
prezydenta Busha na stanowisko pierwszego dyrektora Wywiadu Krajowego i 22 kwietnia 2005 r. zaprzysiężony
przez Senat na swój urząd. Ten urodzony w 1939 r. w Londynie koordynator 15 służb specjalnych jest, wyrażając
się oględnie, bardziej niż kontrowersyjny. W niemieckiej Federalnej Służbie Wywiadowczej w Pullach wspomina
się go jako człowieka mającego >specjalny czerwony filtr na rękach<, który >czyni krew niewidoczną<.
John D. Negroponte ma duże doświadczenie ze zwalczaniem ognisk zapalnych, z tajnymi operacjami, krwawymi
powstaniami. Ten zawodowy dyplomata był w latach 1960-1997 w służbie zagranicznej Stanów Zjednoczonych.
Jako ambasador w Meksyku poświęcał dużo uwagi zwalczaniu zapatystów. Na Filipinach miał pomagać rządowi
w zwalczaniu powstań komunistycznych. Według danych zachodnich służb specjalnych w czasie prezydentury
Ronalda Reagana (1981-1989) miał zatajać meldunki o uprowadzeniach, torturach i mordach dokonywanych
przez szwadrony śmierci wyszkolone przez amerykańską CIA, aby nie zagrażały udzielaniu amerykańskiej
pomocy militarnej tamtejszym władcom. Jako ambasador w Hondurasie miał realizować tajne zadania rządowe i
nielegalnie, poprzez Honduras, organizować finansowanie antysandinistowskiej milicji Contras. Z czasów jego
działalności w Hondurasie pochodzi jego przydomek Death squad (szwadron śmierci). W latach 1979-1989 w
toku operacji prowadzonych przez CIA w Hondurasie zginęły tysiące ludzi. Negroponte nadzorował tam budowę
bazy lotniczej >El Aguacate<, w której szkolono Contras. W sierpniu 2001 r. na terenie bazy odkopano 185 zwłok.
Według danych pełnomocnika rządu honduraskiego do spraw praw człowieka Ramona Custodio, więźniom
zakładano na głowę kaptury, poddawano elektrowstrząsom i bito.
Jest jeszcze jeden pikantny szczegół dotyczący Negroponte. Metody tortur stosowane w Iraku pochodzą z
podręcznika CIA opracowanego dla Hondurasu. Dwudziestego kwietnia 2004 r. >Los Angeles Times< pisał o
Negroponte, że musi się ciągle uwalniać od >ciemnej chmury podejrzeń<, która wisi nad nim od czasu jego
ambasadorowania w Hondurasie w latach 1981-1985.
(…) O Negroponte mówi się, że przede wszystkim jest specjalistą od prowadzenia wojny psychologicznej.
Dlatego ma zabiegać o danie więcej władzy jednemu z kontrowersyjnych oddziałów CIA: Zespołowi Akcji Tajnych
(Covert Action Staff – CAS), znajdującego się w Zarządzie Operacyjnym (Directorate of Operations). Planuje on
akcje mające na celu wpływanie na obce rządy lub ich obalanie za pomocą stosowania propagandy, politycznej i
gospodarczej manipulacji oraz operacji paramilitarnych albo zbliżonych do wojny. Jeśli się odwiedza CAS, to
niechybnie przypomina biuro wielkiego dziennika: tu siedzą urzędnicy CIA, którzy, tak jak dziennikarze, piszą
artykuły, a potem przekazują je zagranicznym mediom. Tu powstają projekty przyszłych kampanii, opracowuje się
materiały propagandowe, począwszy od samoprzylepnych ulotek aż po plakaty, które będą pomocne w
kampaniach wyborczych, aby doprowadzić kandydata proamerykańskiego albo utrzymać go przy władzy. Inni
pracownicy CIA opracowują plany zręcznego odciągania inwestorów, aby osłabić finanse przeciwnika lub je
wzmocnić. O pracy CAS niemal codziennie donoszą media, chociaż prawie nigdy wprost. Niezależnie, czy chodzi
o pomarańczową rewolucję na Ukrainie, rewolucję róż w Gruzji czy też o demonstracje w Kirgistanie,
Azerbejdżanie i Uzbekistanie, pracownicy CAS często maczają palce w tej grze.
W 2005 r. przygotowywali oni operację wpływania na wybory prezydenckie na Białorusi w 2006 r. Wielu
białoruskim grupom opozycyjnym zaproponowano po równowartości 150 tysięcy dolarów, jeśli będą się łączyć z
innymi grupami w celu >rewolucji od dołu< i wspólnie utworzą rząd proamerykański. Pracownicy CIA zCovert
Action Staff mają bogate doświadczenie na Wschodzie. Na jej liście płac figuruje większość nowych władz Gruzji i
Ukrainy. Na Białorusi, według informacji pochodzących z BND, specjaliści CAS z CIA od końca 2004 r. zbierali
53
informacje o organizacjach młodzieżowych. Te zaś zachęcali do >kampanii mobilizacyjnej<, tak jak zrobiono to
skutecznie na Ukrainie. Jednocześnie poradzono im zrezygnować z czytania gazet wiernych rządowi i otwarcie
występować przeciw prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence, w nadziei, że zostaną relegowani z uczelni i jako
ofiary reżimu zajmą znaczące stanowiska w szeregach przyszłej opozycji. Według danych z kręgów Federalnej
Służby Wywiadowczej Amerykanie posługują się przy tym przede wszystkim organizacjami pozarządowymi. Do
nich trafiło wielu specjalistów CAS. Ci organizowali coś w rodzaju >seminariów demokracji< i uczyli aktywistów
taktyki destabilizacji.
Także ruch opozycyjny Juszczenki na Ukrainie nie powstał spontanicznie. Były szef Biura do spraw Ochrony i
Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Office of Security) CIA, Charles Kane, ze względu na swoje doświadczenie w
dziedzinie inspirowanych oddolnie rewolucji, już w 1996 r. został wysłany na Ukrainę, aby tamtejsze grupy
opozycyjne ukierunkować na pokojowy przewrót (….). Główną rolę kontrolną w wydarzeniach na Ukrainie
odgrywała Europejska Sieć Organizacji Monitorujących Wybory (European Network of Election Monitoring
Organisations – ENEMO), organizacja pozarządowa ONZ.
ENEMO zrzesza 17 organizacji z 16 krajów byłego Związku Radzieckiego oraz Europy Środkowej i Wschodniej.
Otrzymywała szczególne wsparcie z Narodowego Instytutu Demokratycznego (National Democratic Institute-
NDI), na czele którego stoi była sekretarz stanu USA Madeleine Albright. Poza tym sekretariat ENEMO ma być
finansowany przez Instytut Społeczeństwa Otwartego (Open Society Institute) George’a Sorosa. Natomiast
koszty podróży tysiąca obserwatorów wyborczych ENEMO przejął Freedom House byłego dyrektora CIA Roberta
Jamesa Woolseya (od września 2005 r. prezesem Freedom House jest Peter Akerman – przyp. TF),National
Democratic Institute Madeleine Albright i Międzynarodowy Instytut Republikański (International Republican
Institute) Johna McCaina. Wszystko to było koordynowane przez pozostający za kulisami Covert Action Staff.
(…) Dwudziestego szóstego listopada 2004 r. Ian Traynor wyczerpująco pisał w brytyjskim „Guardian” o
amerykańskich organizacjach stojących za aktywistami w Kijowie, którzy, jak się w telewizji wydawało, posiadali
własne motywacje. Traynor pisał wprawdzie, że aktywiści organizacji młodzieżowej Pora to autentyczni Ukraińcy,
jednakże ich slogany, nalepki, plakaty, a także strona internetowa miały pochodzenie amerykańskie. Cała ta
kampania była czysto amerykańska. Traynor przypomniał, jak w 2000 r. amerykańska ambasada w Budapeszcie
organizowała przewrót w Serbii, finansując i wspierając określony ruch młodzieżowy. Opisuje też, jak Serbowie,
którzy obalili Milośevica, zostali przez Amerykanów wysłani na Ukrainę. Dowodzi dalej, jak amerykańscy doradcy
w sposób profesjonalny wykorzystali zapał tych grup. Na Ukrainie, według jego danych, dla dokonania przewrotu
postawiono do dyspozycji 14 milionów dolarów, w Serbii miało to być 41 milionów dolarów.
(…) Funkcjonariusze Covert Action Staff maskowali się jako pracownicy korpusu dyplomatycznego ambasad USA
w krajach byłego Związku Radzieckiego. Wprowadzali ludzi do partii, organizacji studenckich, związków
zawodowych, mediów, na stanowiska wojskowe i rządowe, jak również do sektora gospodarczego danego kraju.
Inni oficerowie Covert Action Staff występują jako pracownicy amerykańskich firm, instytucji i organizacji. Do tego
należy dodać turystów, studentów z wymiany uczelnianej, uczniów, duchownych oraz naukowców zwerbowanych
i wspieranych do realizacji postawionych celów”[3].
W świetle powyższych faktów służby specjalne jawią się jako istotny i nieodłączny komponent aksamitnych
rewolucji pojmowanych jako operacja o charakterze informacyjnym i psychologicznym. Jednakże podkreślić
należy, że przy braku odpowiedniej atmosfery społeczno- politycznej w danym kraju i apatii społeczeństwa nawet
przy zastosowaniu najlepszych i najbardziej wyrafinowanych metod z zakresu walki informacyjnej oraz PSYOPS
niemożliwe jest wywołanie i skuteczne przeprowadzenie aksamitnej rewolucji.
Wspólne cechy i uwarunkowania aksamitnych rewolucji
54
Szersze spojrzenie na zjawisko aksamitnych rewolucji pozwala na postawienie tezy, że jest to jeden z elementów
szerszej gry na międzynarodowej szachownicy świata. K. Kozłowski zauważa, że „(…) analiza aksamitnych
rewolucji na obszarze postradzieckim pozwala zidentyfikować wspólne im cechy i uwarunkowania:
1. Przede wszystkim konieczny jest margines wolności i swobód obywatelskich umożliwiający działalność
przyszłym rewolucjonistom. Aksamitną rewolucję można przeprowadzić w kraju, który uznaje i nie prześladuje
opozycji, i zgadza się na przeprowadzenie wyborów. Widać to na przykładzie sukcesu rewolucji na Ukrainie, w
Gruzji, czy w Kirgistanie. Przykład Białorusi z kolei pokazuje, że aksamitna rewolucja jest niemożliwa w
warunkach państwa brutalnie ograniczającego swobodę działania opozycji.
2. Społeczeństwo doświadczające aksamitnej rewolucji musi być wystarczająco aktywne politycznie aby
brać czynny udział w akcjach protestacyjnych organizowanych przez opozycję. Kluczowa w tym zakresie jest
pozycja organizacji pozarządowych. W przypadku każdej udanej aksamitnej rewolucji policja i wojsko
powstrzymywały się od brutalnej interwencji w obliczu ogromnej liczby manifestujących osób (nawet jeżeli
pierwotnie podejmowano próby siłowej pacyfikacji) a władza zmuszona była ugiąć się wobec żądań
protestujących. Bardzo ważne jest by opozycja była zjednoczona, przynajmniej na czas protestów, wokół
charyzmatycznego przywódcy.
3. Aksamitni rewolucjoniści opierają się na metodach działania bez przemocy.Przede wszystkim
koncentrują się na prowadzeniu aktywnej kampanii marketingowej przeciwko panującej władzy i unikaniu
bezpośrednich konfrontacji z siłami porządkowymi. Umiejętnie wykorzystują media i współpracują z
przedstawicielami środków masowego przekazu by stworzyć swój pozytywny obraz a jednocześnie negatywny
wizerunek przeciwnika. Często korzystają w tym zakresie z pomocy specjalistów. (…) Warto również zwrócić
uwagę, że działacze opozycyjni nie zamykają się w ramach określonej ideologii.
4. Działania aksamitnych rewolucjonistów są zorganizowane i profesjonalne.Organizacje pozarządowe
zajmują się szkoleniem >rewolucyjnych< kadr, opłacają przygotowanie materiałów propagandowych i zapewniają
doradców. Można wręcz mówić o swoistym know-how skutecznego prowadzenia politycznej kampanii
marketingowej mającej na celu obalenie reżimu autorytarnego. Wiedza i umiejętności zwycięzców rewolucyjnych
są przekazywane kolejnym potencjalnym rewolucjonistom.
5. Aksamitne rewolucje zbiegają się w czasie z wyborami prezydenckimi lub parlamentarnymi. Na
Ukrainie, W Gruzji i Kirgistanie organizacje samorządowe oskarżyły rząd o sfałszowanie wyników wyborów i
zorganizowały demonstracje protestacyjne. W Gruzji i na Ukrainie przekazanie władzy dokonało się w sposób
konstytucyjny. W Kirgistanie natomiast aksamitnej rewolucji towarzyszył szturm na pałac prezydencki i
plądrowanie miasta.
6. Wśród źródeł finansowania aksamitnych rewolucji na pierwszy plan wysuwają się zachodnie
organizacje pozarządowe, w tym podlegające National Endewment for Democracy, USAID i Instytutowi
Społeczeństwa Otwartego utworzonemu przez George’a Sorosa. (…) Przynajmniej część organizacji
pozarządowych, przyczyniających się do obalania rządów autorytarnych, otrzymuje wsparcie finansowe z
budżetu Stanów Zjednoczonych. Co roku Kongres przeznacza na tzw. programy demokratyzacyjne kilkadziesiąt
milionów dolarów. Część z nich przekazywana jest bezpośrednio na konta wymienionych organizacji”[4].
Aksamitne rewolucje to nie tylko zjawisko o charakterze stricte politycznym. To temat, który nie tylko fascynuje
geopolityków, politologów, socjologów, specjalistów od public relations, ekspertów z zakresu walki informacyjnej i
działań PSYOPS. Aksamitne rewolucje to także element popkultury i uznana marka w show biznesie, czego
dowodem jest przyznanie w 2000 r. „Otporowi” nagrody muzycznej stacji telewizyjnej MTV Free Your Mind. Wokół
działalności aksamitnych rewolucjonistów powstał swoisty romantyczny mit do zbudowania którego walnie
przyczynił się film dokumentalny o działalności „Otporu” zatytułowany „Bringing Down a Dictator”. Obejrzały go 23
mln widzów na całym świecie.
55
Również na Ukrainie symbole pomarańczowej rewolucji po dziś dzień cieszą się zainteresowaniem i jest to
biznes. Jeszcze w 2004 r. kijowski Majdan zaroił się od sprzedawców pomarańczowych szalików, czapek,
znaczków, t-shirtów i płyt z utworami grup muzycznych, które wspierały obóz „pomarańczowych”. Interes był do
tego stopnia dochodowy, że prawa do rewolucyjnej symboliki zarezerwował dla siebie na wyłączność syn Wiktora
Juszczenko, Andrij. Gadżety z symbolami rewolucji róż sprzedawały się równie dobrze w Gruzji po dojściu do
władzy prezydenta Micheila Saakaszwilego[5].
Aksamitne rewolucje są także pokłosiem zmian w strukturze demograficznej państw na obszarze postradzieckim
w których zaczęło dominować pokolenie wychowane po upadku ZSRR. Pokolenie to w dużo mniejszym stopniu
obciążone jest poprzednią epoką i posiada swoje własne ambicje oraz aspiracje. Na tych właśnie aspiracjach
modernizacyjnych młodego pokolenia m.in. umiejętnie budowano wizerunek organizacji aksamitnych
rewolucjonistów jako sił chcących wprowadzić nowoczesność oraz nowe wartości.
Po dziś dzień trwają spory wśród badaczy zagadnienia aksamitnych rewolucji. Część z nich twierdzi, że były to
efekty dywersyjnych działań zachodnich organizacji pozarządowych pracujących na zlecenie waszyngtońskiej
administracji. Z kolei inni stawiają tezę, że jesteśmy świadkami narodzin nowego zjawiska na globalną skalę
czerpiącego z głębokiego pragnienia demokracji.
Pomimo wielkiego natężenia procesu jakim były aksamitne rewolucje zaznaczyć należy, iż zmiany przyniesione
przez te przewroty były często powierzchowne. Przykłady Ukrainy czy Kirgistanu są tutaj nader wymowne. W tym
kontekście nadal otwarte pozostają pytania: czy w aksamitnych rewolucjach chodziło o trwały proces
wewnętrznych zmian społeczno – politycznych w krajach przez które się one przetoczyły? Czy jednak były one
tylko odbiciem wielkiego, geopolitycznego starcia mającego na celu osłabienie wpływu Rosji na obszarze
postradzieckim i służyły geostrategicznym celom wielkich mocarstw?
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
Przypisy:
[1] Pisze o tym m.in. cytowany wcześniej Viatcheslav Avioutskii, który w swojej książce „Aksamitne rewolucje”
jeden z podrozdziałów zatytułował „W kierunku >Aksamitnej Międzynarodówki<”, str. 211.
[2] V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 213-214.
[3] Udo Ulfkotte- „Pod osłoną mroku. Wielkie wywiady bez tajemnic”, Warszawa 2008, str. 183-188.
[4] K. Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, str. 64-66.
[5] Mateusz Adamski, Aneta Fydrych- „Egipska rewolucja przebojem wchodzi do popkultury i biznesu”, „Dziennik
Gazeta Prawna”, 28 kwietnia 2011.
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/03/aksamitne-rewolucje-%E2%80%93-zastosowanie-socjotechniki-
walki-informacyjnej-i-dzialan-psychologicznych-w-praktyce-czesc-6-%E2%80%93-ostatnia/
56
Horyzonty błotnej rewolucji
5 stycznia 2012
„Kolorowa rewolucja”, której perspektywa coraz wyraźniej stoi przed Rosją, może się powieść nie dzięki
umiejętnościom tych, którzy sterują nią zza granicy, ale przez błędne kalkulacje samego Putina. Po
grudniowych wyborach do Dumy podniosła się fala tym razem poważnego protestu. Jej kulminacją stała
się bezprecedensowa co do liczby uczestników (około stu tysięcy osób) i poziomu emocji,
przeprowadzona w Moskwie na Placu Błotnym demonstracja, która wysunęła postulat powtórnego
przeprowadzenia wyborów. Takiego masowego wystąpienia nie można już zapisać na konto kolejnych
drobnych prowokacji karłowatej, prozachodniej, ultraliberalnej opozycji. Skala niezadowolenia przerosła
wszystkie dotychczasowe protesty, choć sposób przeprowadzenia pikiety i główni występujący nie
odpowiadali nowym realiom, powtarzając zupełnie nieatrakcyjną dla większości Rosjan proamerykańską,
ultraliberalną demagogię.
Tymczasem na Placu Błotnym
i innych demonstracjach przeciwko rezultatom liczenia głosów nie sposób nie zauważyć jakościowo nowego
sposobu reagowania społeczeństwa na wydarzenia polityczne w kraju. Jeśli władze przypiszą to, co się
wydarzyło, wyłącznie na konto kolejnych „światowych zakulisowych gier” i pozostawią wszystko bez zmian,
zaryzykują całkowitą klęskę za jakiś czas.
Najstraszniejsze jest jednak to, że doprowadzą tym samym Rosję na dno upadku. Sądząc po ich wypowiedziach,
Putin i Miedwiediew niczego nie zrozumieli, lub udają, że nie rozumieją. W końcu to ich sprawa. Nam jednak
wypada podjąć próbę spokojnego przeanalizowania sytuacji.
Grudniowe wybory: obrzydliwa farsa
Grudniowe wybory do Dumy były obrzydliwą i bezczelną farsą. Podobnie zresztą, jak cały powstały w ostatnich
latach system polityczny Rosji. Najprawdopodobniej większość głosów oddano na Komunistyczną Partię
Federacji Rosyjskiej, ale bezczelne dorzucanie kart wyborczych i manipulacje przy ich liczeniu, a także
wiernopoddańczy charakter lidera KPFR Giennadija Ziuganowa, który – podobnie, jak wszyscy inni politycy
formacji systemowych – odgrywa rolę kogoś w rodzaju „nieetatowego pracownika Administracji Prezydenta do
wynajęcia”, przyniosły całkiem odmienne wyniki. „Jedna Rosja” nie prowadziła żadnej polityki przedwyborczej, nie
zaproponowała żadnego programu, nie sformułowała żadnej idei.
57
Tuż przed wyborami na jej czele postawiono całkowicie przegranego i znikającego w oczach Dmitrija
Miedwiediewa, wywołującego reakcję odrzucenia zarówno u oszukanych przez niego, wiążących niegdyś z nim
nadzieje liberałów, jak i u nigdy nie akceptujących go patriotów. Jak mogłoby być inaczej z jego INSOR,
Timakową, Jurgensem czy Gontmacherem? W efekcie kraj nie głosował na „Jedną Rosję”. Władze jednak nie
zwróciły na to żadnej uwagi i udawały, że kraj na „Jedną Rosję” zagłosował. A to, że doliczono się nie 70% czy
100% poparcia dla niej, ale „zaledwie” 49% ogłoszono „prezentem” i „przejawem demokratyzacji”.
Kontrolowana przez Administrację Prezydenta prokremlowska grupa przyjęła to wszystko jak zwykle bez cienia
sprzeciwu. Sądzę, że tym razem władze przegięły. Zdanie narodu po prostu wyrzucono na śmietnik. Naród chciał
tymczasem powiedzieć nie to, że „nie chce już Putina”. Chciał powiedzieć „trzeba stanowczo zmienić kurs” i
zrobić może to tylko i wyłącznie tenże Putin. Putin jednak sprawiał wrażenie, że tego nie słyszy i słyszeć nie
zamierza. Że woli pozostawać w sztucznej i na wskroś fałszywej przestrzeni informacyjnej tworzonej przez jego
polittechnologicznych geniuszy dowolno manipulujących sondażami, ekspertów i kontrolowane media, prowadząc
swoje gry i intrygi z Zachodem.
Postmodernizm po bizantyjsku
Stworzony za rządów Putina system polityczny Rosji opiera się na następujących założeniach:
1.władza ma znaczenie;
2. suwerenność Rosji ma znaczenie;
3. cena ropy i gazu oraz przebieg rurociągów mają znaczenie;
4. Zachód i USA mają znaczenie;
5. zachowanie demokratycznej fasady ma znaczenie;
6. kontrola nad elitami ma znaczenie;
7. zachowanie status quo ma znaczenie;
a
8. idee nie mają znaczenia;
9. strategie nie mają znaczenia;
10. naród nie ma znaczenia;
11. myślenie o możliwych alternatywach dla systemu kapitalistycznego nie ma znaczenia;
12. światowa i rosyjska historia nie mają znaczenia;
13. duchowość, kultura i wykształcenie nie mają znaczenia;
14. autentyczna demokracja nie ma znaczenia.
Uzyskujemy w ten sposób mieszankę bizantynizmu z technologiami postmodernizmu, modelu autorytarnego z
rozrywkowym społeczeństwem spektaklu.
Całe rządy Putina opierały się właśnie na tym połączeniu dwóch metod, które – jak wydaje się jemu samemu –
„znakomicie działało”. Jakikolwiek sprzeciw wobec tego modelu, jeśli się tylko pojawiał, uznawany był za część
knowań „prozachodniej agentury wpływu”, co pozbawiało go jakiejkolwiek wartości i pozwalało bardzo łatwo z nim
walczyć. I tak naprawdę – skoro do uprawiania polityki niezbędne są środki – zaplecze można było uzyskać tylko
z dwóch źródeł: albo z Administracji Prezydenta za cenę całkowitej lojalności wobec istniejącego systemu władzy,
albo z Londynu od Bierezowskiego (co oznacza to samo, co „od CIA”).
W pierwszym ze wspomnianych przypadków polityk staje się „pracownikiem najemnym”, o czym mu się
nieustannie przypomina (najczęściej w dość grubiańskiej formie). W drugim – „wrogiem państwa, działającym na
rzecz jego rozpadu”. Rosyjskim właścicielom zasobów ekonomicznych Putin już na samym początku oznajmił, iż
odtąd „wszyscy będą grać według określonych reguł”, a ktokolwiek spróbuje jakiejkolwiek samodzielności, zapłaci
58
za to wysoką cenę (przypadek Chodorkowskiego pokazuje, jak wysoką). Generalnie Putin odradza „zawracanie
sobie głowy polityką”, sugerując delektowanie się „tym, jak jest” (przecież „mogło by być gorzej”).
Po szaleństwach epoki Jelcyna społeczeństwo przyjęło to wszystko w pierwszej fazie z dużą dozą wdzięczności.
Nie było dużo lepiej, ale nie było też gorzej. Zaczekamy – sądzili Rosjanie na początku wieku – aż Putin się
wdroży i dotrze, a wtedy przystąpi do działania. Ale Putin – mimo, że się wdrożył i dotarł – zdecydował się nic
więcej nie robić. „Cieszcie się tym, co macie” – powtarzał w całym kraju swój przekaz. Nie chcecie? Zrobimy w
takim razie sondaże badania opinii społecznej (zlecone kontrolowanemu WCIOM czy FOM), które dowiodą, że
tak naprawdę jesteście „całkiem zadowoleni”, a „wodę mącą nasłani najemnicy”. Potwierdzą to też wybory, które
pozwolą na optymalną legitymizację. Przecież demokracji w bizantyjskim postmodernizmie nie ma, i jednocześnie
jest. A to oznacza, że ważne są procedury, a ich wynik nie ma już dla sprawy najmniejszego znaczenia.
Czy masy rozumieją taką właśnie istotę putinowskiego modelu, czy nie – wyraźnie domyślają się takiego jego
kształtu, sądząc nieraz po drobiazgach, tworząc cały jego obraz nawet intuicyjnie. Wszystko to już od dawna
nikomu się nie podoba. Ale masy są bezwolne i pasywne, bierne i bezradne. Putin, zerkając na uspokajające go
obrazki telewizyjne, woli niczego nie zauważać. Udawało się to przez 12 lat, czy uda się przez kolejne 12?
Właśnie tego wszystkiego byliśmy świadkami podczas grudniowych wyborów. Można zatem przypuszczać, że w
ten sposób Putin określił swój program na następne 12 lat, które mają być takimi, jak poprzednich 12. Nie
uśmiecha się to nikomu, poza samym Putinem i jego najbliższym otoczeniem. Oczywiście, mogą zapytać – „nie
uśmiecha się?”; a bezpośrednia okupacja amerykańska czy rewanż uciśnionych przez Putina sił ultraliberalnych
w stylu „Echa Moskwy” „się uśmiecha”? Dlatego akceptujcie to, co macie i nie narzekajcie, tym bardziej, że nikt
was o zdanie nie pyta. I podziękujcie przywódcy narodu, że nie dopuścił, by powabna Tina Kandelaki zajmowała
się metafizyką kultury rosyjskiej. A przecież mógłby to zrobić i nie pozostawałoby wtedy nic innego, jak wysławiać
ją i „mędrca”, który podjąłby taką rewolucyjną decyzję kadrową.
Reakcja na wybory dowiodła, że taka sytuacja zaczęła już społeczeństwo poważnie męczyć. Nie ma jednak ono
do dyspozycji żadnych instrumentów i mechanizmów, by swoje niezadowolenie okazać. Bizantynizm ich nie
przewiduje. Właściwie, nie przewiduje ich również postmodernizm. Bizantynizm każe maskować jakiekolwiek
niezadowolenie zasłoną „interesów państwowych”. Z kolei postmodernizm sprowadza wszystko do kiczu,
trollowania w Internecie i symulakry. W nowy rok 2012 wjeżdżamy w ślepą uliczkę. W takich okolicznościach w
marcu przyszłego roku ludzie mogą nawet Putina nie wybrać. Ale to nie będzie miało żadnego znaczenia. On
wróci i tak, bez względu na wszystko.
Groźba błotnej rewolucji
Z zaistniałej w Rosji sytuacji znakomicie zdaje sobie sprawę Zachód. USA zajmują się profesjonalnie organizacją
„kolorowych rewolucji” we własnym interesie. Owe „kolorowe rewolucje” przygotowuje się nie tylko oddolnie, ale
również we wnętrzu systemu, przy czym nierzadko tak, by uczestnicy takich przygotowań nawet nie zdawali sobie
sprawy, w czym uczestniczą (lub domyślali się tego, ale nie do końca). Takim sposobem „błotna rewolucja” i ruch
„białych wstążek” powołane zostały nie tylko rękoma liderów radykalnej opozycji ultraliberalnej, ale również
znaczącej części samego putinowskiego systemu. Od samego początku, od chwili przejęcia władzy najbliżsi
Putinowi technologowie blokowali wszelkie jego próby oparcia się na masach, uzyskania legitymizacji w
szerszych grupach rosyjskiego społeczeństwa i apelowania do sensu historii i norm sprawiedliwości społecznej.
Innymi słowy, w formułę bizantyjskiego postmodernizmu Putin został wepchnięty nie tylko przez swoich
przeciwników, ale również przez swych najbliższych towarzyszy. Wmawiali mu oni, że jedynym źródłem
problemów jest „prozachodnia liberalna warstwa”, na którą trzeba spoglądać ze szczególną uwagą, natomiast
szerokie masy ludowe, pokorne i bierne z natury, można bez konsekwencji lekceważyć. Właśnie z takim
założeniem podjęto inicjatywę wyniesienia na urząd głowy państwa Miedwiediewa: pomysłodawcy tego
59
polittechnologicznego manewru przekonywali Putina, że liberalny wizerunek tego polityka zmniejszy napięcia z
Zachodem (reset) i z rosyjskimi liberałami (to było dla nich najważniejsze).
To, że wskutek takiej polityki od Putina zacznie odwracać się większość wcale nie liberalnego przecież
społeczeństwa rosyjskiego, skwapliwie przemilczano. Jednocześnie samo najbliższe otoczenie Putina składa się
z przekonanych liberałów nie dopuszczających nawet myśli o jakiejkolwiek politycznej alternatywie –
Miedwiediewa, Surkowa, Kudrina, Czubajsa czy Dworkowicza. Wszystko to konsekwentnie i systematycznie
odrywa Putina od ludu. „Ludowe” postaci obecne w jego otoczeniu są zaś beznadziejnie pozbawione
jakiejkolwiek, minimalnego choćby, potencjału intelektualnego, kulturowego i formacyjnego, przez co zdolne są
jedynie do „milczącego konsumowania budżetu”. Podsumowując, błotna rewolucja przygotowywana była nie tylko
przez wąskie kręgi marginalnych ulicznych zapadników, ale w równym stopniu przez szerokie grupy
okołoputinowskiej elity władzy.
Sabotaż wewnętrzny i nacisk oddolny (oba dysponujące poparciem zewnętrznym) stanowią klasyczny wzór wojen
sieciowych i „kolorowych rewolucji”. Nieprzypadkowo od 2012 roku ambasadorem Stanów Zjednoczonych w
Moskwie będzie Michael McFaul, znany specjalista od „kolorowych rewolucji”. Grunt został przygotowany i
najwyraźniej w grudniu 2011 roku operacja usunięcia Putina i jego systemu weszła w decydującą fazę.
„Błotna rewolucja” może z powodzeniem rozwijać się zgodnie z klasycznymi scenariuszami. Odizolowanie władzy
od narodu wytwarza w społeczeństwie atmosferę biernego odrzucenia i delegitymizacji istniejącego systemu
politycznego. Niezadowolenie zaczyna koncentrować się w ruchach protestu, kontrolowanych i wspieranych
(finansowo, informacyjnie i politycznie) z zewnątrz. Wszelkie próby podjęcia odpowiednich działań przez władzę
blokowane są przez sieć agentów wpływu działających w jej szeregach, udaremniając uzdrowienie systemu i
doprowadzając przywódcę do podejmowania błędnych decyzji.
W chwilach, gdy brak legitymizacji polityki realizowanej przez władze odczuwany jest najmocniej przez
społeczeństwo (wybory, referenda, wstrząsy społeczne i ekonomiczne, katastrofy i klęski żywiołowe, a także
niepopularne decyzje i błędne rozstrzygnięcia kadrowe), niezadowolenie przeradza się w akcje protestu. Akcje te
mogą mieć charakter pokojowy, przybierając formę obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale mogą również
stopniowo przerodzić się w bezpośredni, nawet zbrojny bunt (przynajmniej w niektórych regionach – w naszym
przypadku najbardziej wrażliwą strefą byłby tu Północny Kaukaz).
Nastroje separatystyczne, konflikty etniczne i wyznaniowe czynią ów obraz jeszcze bardziej jaskrawym. W
warunkach istnienia Internetu, blogów i portali społecznościowych dochodzi do tego wykorzystanie technologii
tworzenia trendów informacyjnych o „rewolucyjnym” wydźwięku – boty wytwarzają wrażenie istnienia „masowego
poparcia dla protestujących”, budując u „rewolucjonistów” wiarę we własne siły.
W takiej sytuacji jakikolwiek błąd ze strony władz ulega symbolicznemu zwielokrotnieniu i przedstawiany jest w
nieproporcjonalnie wielkiej skali. Wszystkie zaś decyzje pozytywne i rozsądne są przemilczane. Dochodzi
wówczas do kulminacyjnego momentu „kolorowej rewolucji” – kryzysu społecznego, wojny / konfliktu domowego
(nierzadko krwawych, jak w Jugosławii czy w Libii), zmiany władzy (często zaś całego szeregu zmieniających się
u sterów grup) i wreszcie do osiągnięcia zamierzonego rezultatu: osłabienia państwa, nierzadko utraty przez nie
integralności terytorialnej, kontrolowanego chaosu, wyeliminowania z gry geopolitycznego przeciwnika lub
konkurenta, aż do bezpośredniego wprowadzenia kontroli zewnętrznej i okupacji.
Czy „błotna rewolucja” może stanowić realizację takiego właśnie scenariusza? Tak, to całkiem możliwe, i
najprawdopodobniej tak właśnie się stanie. Amerykanie są dość przewidywalni. Powtarzają zastosowane
uprzednio procedury, które już wcześniej przynosiły oczekiwane efekty, co najwyżej doskonaląc i ulepszając
metody i mechanizmy na kolejnych teatrach działań – w krajach Europy Wschodniej, państwach WNP, w ramach
„arabskiej wiosny” i militarnych interwencji w szeregu suwerennych państw (Afganistan, Irak, Libia itd.).
60
„Błotna rewolucja” może się zakończyć sukcesem, jeśli tylko brak legitymizacji władzy będzie nadal
gwarantowany poprzez utrzymanie obecnego stanu rzeczy. Tym samym spełniona zostanie podstawowa
przesłanka dla tego typu rewolucji. Nietrudno też przewidzieć efekty „błotnej rewolucji” – rozpad Federacji
Rosyjskiej, krwawy chaos, wojna domowa, postępujący (i prawdopodobnie ostateczny) upadek rosyjskiego
społeczeństwa na dno. Nikt, nawet sami „rewolucjoniści” nie wierzą dziś w pozytywny scenariusz rozwoju
wydarzeń czy po prostu zwykłą zmianę władzy.
W ich kręgach dominują energie o charakterze destruktywnym, nagromadza się rozdrażnienie i niezadowolenie z
obecnego stanu rzeczy. W tej sytuacji mało kto gotów jest wyobrazić sobie, że może być jeszcze gorzej.
Najważniejsze, że obecny system nikogo nie satysfakcjonuje, a powrót Putina z podobnym programem działań
(grudniowe wybory każą sądzić, że wszystko zostanie po staremu) dotyka wszystkich do żywego.
Zwróćmy jeszcze raz uwagę: grudniowe wybory w 2011 roku nie były wyborami przeciwko Putinowi osobiście,
lecz stanowiły skierowane do niego wezwanie i wyraz oczekiwań związanych z wyborami marcowymi. Być może
sam Putin nie chciał, by wybory parlamentarne zakończyły się w taki sposób, a po prostu zawiedli go kremlowscy
technologowie i najbliższe otoczenie? Ale skoro to on jest suwerenem, jak można mówić, że to ktoś inny
„zawiódł”… Tak więc na technologów, na których twarzach wypisane jest to, że nie potrafią niczego innego jak
„zawodzić” i kręcić, nie ma co zwalać.
Putin nie mógł przecież nie wiedzieć z kim ma do czynienia i kto dla niego pracuje. Oznacza to, że jemu samemu
było wszystko jedno, że to wynik jego przemyśleń, odpowiadający przyjętemu przez niego programowi działań i
rozumieniu świata. To właśnie stanowi o istocie „błotnej rewolucji”: może ona stać się „zwycięską” (to znaczy:
doprowadzić państwo i społeczeństwo do ostatecznego i pełnego krachu) nie dzięki sprytowi tych, którzy
zawodowo zajmują się nią i kontrolują jej przebieg z zagranicy, ale przez osobiste błędy Putina, jako kolejnego
dziejowego wcielenia rosyjskiego przywódcy. W wielu przypadkach w historii Rosji wszystko zależało od
psychologii, kultury i charakteru jednej osobowości, przede wszystkim w warunkach jedynowładztwa. Defekt
duszy i osobowości cara stanowił gwarancję wybuchu rewolucji.
Gdzie stanęły barykady?
Powyższa analiza, daleka od świątecznego i noworocznego nastroju, nie odpowiada nam jednak na pytanie: co
robić? Kogo poprzeć? Którą stronę barykady wybrać? Popierając „błotnych rewolucjonistów”, uderzalibyśmy we
własną Ojczyznę, w państwo, pomagalibyśmy w zepchnięciu Rosji w przepaść, popchnęlibyśmy ją na dno
upadku, którego doświaczyliśmy już począwszy od połowy lat osiemdziesiątych wraz z pierwszymi krokami
gorbaczowskich przekształceń i jelcynowskich reform.
Nie ma podstaw do jakichkolwiek złudzeń: „błotni rewolucjoniści” i współpracownicy „Echa Moskwy” wzywają
społeczeństwo do ostatecznego rozbicia Rosji, ustanowienia otwartej dyktatury prozachodnich, liberalnych
oligarchów i dezintegracji terytorialnej Federacji Rosyjskiej. Mówi o tym otwarcie Bierezowski, menedżer
antyputinowskiej koalicji. W latach dziewięćdziesiątych podobna sytuacja (depresja, rozdrażnienie, poczucie
nieznośnej duszności) doprowadziła do upadku ZSRR. Masy nie wdawały się w szczegóły; poparły Jelcyna.
Później wszyscy przeklinali ten okres. Jeśli poprzemy kolejną falę samobójczą, postawimy w historii Rosji krwawą
kropkę. Nie będzie już wtedy możliwości zgłaszania naszych pretensji wobec innych. Trzeci błąd (1991, 1993 i
2012) byłby błędem ostatnim i śmiertelnym.
Ale…
Ale czy to oznacza, że powinniśmy poprzeć władze i skupić się wokół nich? Wokół Miedwiediewa z jego i-
Padem? Wokół bezmyślnych, podlizujących się polittechnologów? Wokół bezmyślnej partii władzy składającej się
nie z ludzi, a jedynie z ich marynarek? Wokół zabijającej narodowego ducha rozrywkowej telewizji i niszczącej
podstawy kultury oświaty? Wokół ciągłej niesprawiedliwości, korupcji, kłamstwa i mianowania na kluczowe
61
stanowiska upiorów i złodziei? I wszystko to bez nadziei, że system władzy może ewoluować… Dano nam
przecież do zrozumienia poziomem cynizmu wyborczej grudniowej farsy: „nie doczekacie się!”. Czego się nie
doczekamy? Niczego. To jasne.
Byłby najwyższy czas na powołanie do życia trzeciej siły, założenie trzeciej pozycji, ogłoszenie trzeciej platformy
politycznej – występującej przeciw zarówno „błotnej rewolucji”, jak i „skorumpowanemu reżimowi”, który własnymi
rękoma ową rewolucję przygotował. Ale już na początku naszej analizy zauważyliśmy, że istota sytuacji
politycznej w putinowskiej Rosji polega właśnie na tym, by nie dopuścić do rozwoju takiej trzeciej siły. Nikt z
wiodących graczy nie jest tym zainteresowany; przeciwnie – wszyscy są zainteresowani, żeby do jej powstania
nie doszło. Zrozumiałe, że byłoby to wbrew interesom i planom „błotnych rewolucjonistów”, realizujących
diametralnie odmienne zadania i finansowanych przez zachodnie fundacje, które działają na rzecz rozpadu Rosji,
a nie jej odrodzenia.
Dlatego jakikolwiek udział „patriotów” w takiej „opozycji” polega wyłącznie na jednym: ściąga się ich w jej szeregi
po to, by realizować prowokacje i posiłkować się manipulatorami dla zaostrzenia kryzysu społecznego lub
wykorzystać ich w charakterze dodatkowego instrumentu rozpalania separatystycznych nastrojów i etnicznych
konfliktów. Z drugiej strony grunt dla takich nastrojów i konfliktów tworzy sama władza: świadomie (zgodnie z
logiką wojen sieciowych), lub wskutek swego intelektualnego minimalizmu (przecież Putin przekonany jest, że
„idee nie mają znaczenia”, przy czym żadne, nawet te „narodowe”). Tym samym poparcie trzeciej siły przez
„błotnych rewolucjonistów” nie wchodzi w grę. Środków na odrodzenie Rosji nie przeznaczą przecież jej wrogowie
(co, zresztą, jest zupełnie logiczne).
Czy jednak można w tej sytuacji liczyć na poparcie trzeciej siły ze strony władz? Wychodzi na to, że też nie. Jeśli
Putin rozpatrywałby choćby przez chwilę taką alternatywę, dawno przygotowałby już wariant jej uruchomienia
(choćby tylko w formie testowej, „na wszelki wypadek”). Jego polittechnologowie nie ukrywają, że temat
patriotyzmu wywołuje u nich zdecydowane odrzucenie, oraz, że maksimum, na które mogą pójść, to organizacja
masowych wyreżyserowanych happeningów, potrzebnych do rozwiązywania codziennych problemów
technicznych stojących przed władzą. Oznacza to, że jakiekolwiek źródła wsparcia materialnego, które mogłyby
wesprzeć trzecią siłę, zostaną natychmiast przez władzę odcięte.
Charakterystyczne jest to, że wszyscy kandydaci na urząd prezydenta w wyborach marca 2012 roku, choćby
luźno związani z „patriotycznym programem działań”, zostali brutalnie wyeliminowani z kampanii. Jakiekolwiek
zatem próby wsparcia owej trzeciej siły przez kogokolwiek będą od razu udaremnione przez władze. Ponadto,
rozwinięty aparat represji, choć nie jest w stanie w pełni zlikwidować sieci agenturalnych powoływanych przez
silniejszego partnera – USA, które dysponują szerokim wachlarzem instrumentów wpływu na Rosję – w
przypadku zalążków ruchu patriotycznego nie mającego zagranicznego wsparcia jest wystarczająco skuteczny,
by zgasić je, jeśli otrzyma taki rozkaz (jak wiemy, władza w ciągu ostatnich 20 lat dość efektywnie działała w tym
kierunku).
W ten sposób dochodzimy do właściwego pytania: czy śmierć Rosji ma być szybka, czy powolna? „Błotni
rewolucjoniści” wybierają tą pierwszą. Putin i jego otoczenie – drugą. Życie i odrodzenie to perspektywa
nieistniejąca i nie rozpatrywana. Przy tak sformułowanym dylemacie – „zejść od razu, czy może się pomęczyć” –
trudno określić własną stronę barykady. Być może jest to z natury rzeczy niemożliwe.
Chciałoby się, zgodnie z kanonami gatunku, podsumować jakimkolwiek optymistycznym stwierdzeniem,
wzmianką o wyjściu, decyzji, projekcie, planie, perspektywie… Nie wolno przecież załamywać rąk i porzucać
nadziei. To prawda. Ale w obecnej sytuacji po prostu nie ma o czym mówić…
prof. Aleksander Dugin
tłumaczenie: Mateusz Piskorski
62
źródło: geopolityka.org
http://diarium.pl/2012/01/horyzonty-blotnej-rewolucji/
5 stycznia 2012
Specjalista od kolorowych rewolucji nowym
ambasadorem USA w Moskwie
22 stycznia 2012
Nowym ambasadorem USA w Rosji został Michael McFaul,
znany specjalista od “kolorowych” rewolucji. Jego jednym
z pierwszych spotkań odbyło się z przedstawicielami
rosyjskiej opozycji. W spotkaniu tym uczestniczył także
składający kilkudniową wizytę w Rosji zastępca sekretarza
stanu William Burns.
Zaproszenia na spotkanie otrzymali: pierwszy zastępca
przewodniczącego komitetu spraw zagranicznych Dumy
Państwowej, komunista Leonid Kałasznikow, deputowani do
Dumy z partii Sprawiedliwa Rosja – Oksana Dmitrijewa i Ilja
Ponomariow, lider partii Jabłoko Siergiej Mitrochin oraz liderzy
niezarejestrowanej partii Parnas Borys Niemcow i Władimir
Ryżkow. Rozmawiano o sytuacji w Rosji po grudniowych
wyborach parlamentarnych, przebiegu kampanii przed
marcowymi wyborami prezydenckimi i przygotowaniach do
kolejnych akcji opozycji w obronie prawa do uczciwych
wyborów.
Burns i McFaul spotkali się też z aktywistami społeczeństwa
obywatelskiego i obrońcami praw człowieka, w tym z liderem
ruchu “O prawa człowieka” Lwem Ponomariowem i szefową
stowarzyszenia Gołos Lilią Szybanową. Omawiano kwestie
przestrzegania praw człowieka w Rosji.
źródło: j.s. mp.info i osw.waw.pl
http://diarium.pl/2012/01/specjalista-od-kolorowych-rewolucji-nowym-ambasadorem-usa-w-
moskwie/
63
Prof. Aleksander Dugin: Zachodni kolonializm dąży do
destabilizacji suwerennych państw
15 marca 2012
Jeden z najbardziej znanych geopolityków rosyjskich, profesor Moskiewskiego Uniwersytetu
Państwowego (MGU) Aleksander Dugin potwierdził, że zachodni kolonializm dąży do destabilizacji
sytuacji we wszystkich rozwiniętych i suwerennych państwach. „To nie tylko odnosi się do Syrii,
następny będzie Iran, a później Rosja”. W wywiadzie udzielonym syryjskiej telewizji Dugin stwierdził, że
„Rosja i jej naród mają prawo do udzielenia pomocy Syrii, ponieważ liczą się z wolą narodu syryjskiego i
jego dążeniem do zachowania demokracji i wolności. Broniąc Syrii, i występując za tym, by Syryjczycy
sami rozwiązywali swoje problemy własnymi siłami, bez zagranicznej ingerencji, Rosja broni także swoich
strategicznych interesów. Rosja szanuje wolę narodów i ich praw do samookreślania się, jest przekonana
do tego, że każde państwo ma prawo do własnego systemu politycznego”.
„Jeśli zachodni typ demokracji
pasuje Zachodowi to nie znaczy, że może on pasować innym krajom. Zachodnie kraje, na czele z USA, nie są tak
naprawdę zainteresowane żadnym triumfem demokracji czy praw człowieka w krajach Bliskiego Wschodu, ale
ustanowieniem swojej hegemonii na tym obszarze i przywłaszczeniem sobie jego zasobów naturalnych przez
podsycanie tzw. «konstruktywnego chaosu»”.
Dugin podkreślił, że Zachód popiera Arabię Saudyjską i Katar, gdzie nie ma żadnej demokracji, czy realnych praw
człowieka. W zamian państwa te podporządkowane są USA. „Jeśli jakieś państwa mówią Stanom Zjednoczonym
«nie» i nie chcą przyklaskiwać ich polityce, to grozi im interwencja wojskowa, potem okupacja, jak miało to
miejsce w Iraku. Arabia Saudyjska, która wprost wzywa do finansowania i zbrojenia terrorystów, marzy o tym by
Zachód wyeliminował kluczową rolę Syrii na Bliskim Wschodzie”.
Dugin zaznaczył, że Rosja zrezygnowała z udziału w tunezyjskiej konferencji tzw. „Przyjaciół Syrii”, ponieważ „jej
uczestnicy to nikt więcej, niż tylko zbiorowisko lokai Zachodu, którzy nie są przyjaciółmi Syrii, a jej wrogami.
Głównym celem tego spotkania była debata nad tym jak najskuteczniej rozpalić niezgodę w syryjskim
społeczeństwie, i stworzyć sztuczny precedens, który pozwoliłby wmieszać się w wewnętrzne sprawy kraju.”.
„Właśnie dlatego Rosja i Chiny nie wzięły w niej udziału” – podkreślił politolog.
64
Dugin poruszył również tematykę mało popularną to, że w całym świecie dochodzi obecnie do prawdziwie
rewolucyjnych działań „nie takich, których pragną Stany Zjednoczone, ale takich, które są skierowane przeciwko
imperialistycznej hegemonii i wszelkiego rodzaju zachodniej ingerencji w sprawy suwerennych państw”.
Prof. Dugin potwierdził, że Rosja wspiera syryjskie kierownictwo polityczne, które reprezentuje wolę większości
syryjskiego społeczeństwa, dodając, że referendum w sprawie projektu nowej konstytucji – jest ważnym krokiem
w kierunku realizacji programu kompleksowych reform.
Tekst powstał w ramach programu analitycznego „Syria 2012”
źródło: geopolityka.org
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/03/prof-aleksander-dugin-zachodni-kolonializm-dazy-do-destabilizacji-
suwerennych-panstw/
Rosja – między zapaścią demograficzną, a wyścigiem
zbrojeń
22 grudnia 2011
Spojrzenie na mapę i usytuowanie Rosji na geopolitycznej szachownicy świata uświadamia, że przed tym
krajem stoją potężne wyzwania. Z jednej strony rosnące w siłę Chiny z ludnością 10 razy liczniejszą niż
Federacja Rosyjska, z kolei na południu pod szczytami Kaukazu czai się wojujący Islam z ciągle rosnącą
liczbą ludności. Przez wieki rosyjscy stratedzy uważali południe Rosji za zagrożone brytyjską ekspansją
„miękkie podbrzusze”, a teraz ten region zagrożony jest – z perspektywy Kremla – przez amerykański
wielki biznes zainteresowany tą częścią świata z powodu bogactwa w złoża surowców energetycznych.
Jednakże to nie z Chinami,
czy tym bardziej z krajami islamskimi porównuje się Rosja, ale nadal ze Stanami Zjednoczonymi. Porównanie siłą
rzeczy wychodzi blado, bowiem o ile Rosja może konkurować z USA w zasobach broni nuklearnej, to już na
płaszczyźnie konwencjonalnych sił zbrojnych przegrywa z kretesem. Nie tylko dlatego, że struktura Sił Zbrojnych
FR jest przestarzała i nie spełnia wszystkich wymogów współczesnej wojny XXI w., którą Alvin Toffler nazwał
wojną Trzeciej Fali, a rosyjski geopolityk Aleksander Dugin Wojną Sieciową, ale też z tego powodu, iż US Army
ma to, czego nie ma armia rosyjska: możliwość egzekwowania woli swojego rządu na całym świecie. Do tego
dochodzi przewaga potencjału przemysłowego USA, jego innowacyjność oraz fakt, że to amerykańska waluta, a
65
nie rubel jest w dalszym ciągu wyznacznikiem wartości, aczkolwiek w ostatnim czasie Rosja z Chinami
przedsięwzięły pewne kroki w przestrzeni geoekonomicznej, aby tę sytuację zmienić. Rosyjskie władze starają się
powoli odbudowywać międzynarodową pozycję swojego kraju, a jednym z elementów tych działań jest próba
unowocześnienia armii rosyjskiej i jej potencjału zbrojnego.
Turańszczyzna, czy dalekosiężna strategia?
Rosyjski resort obrony ogłosił rozpoczęcie realizacji państwowego programu uzbrojenia na lata 2011 – 2020. Jak
poinformował 24 lutego br. pierwszy wiceminister obrony Władimir Popowkin, na zakup uzbrojenia państwo
przeznaczy w tym okresie 19 bln rubli (650 mld USD). Rosjanie zamierzają do 2020 r. wydać na zakupy
wyposażenia wojskowego i prace B+R 19 bln rubli, czyli ok. 600 mld USD. Wraz ze zmniejszaniem liczebności sił
zbrojnych, powinno to pozwolić na odmłodzenie uzbrojenia jednostek operacyjnych, by ok. 75 proc. jego stanu
móc uznać za nowoczesny. Planowane na ten rok wydatki na zakup uzbrojenia i prace badawczo – rozwojowe
stanowią równowartość 19,2 mld USD. Suma ta ma wzrosnąć w 2013 r. do 38,8, a pod koniec dekady
prawdopodobnie przekroczy 100 mld USD. Wojska lotnicze mają do 2020 r. otrzymać 600 samolotów i 1000
śmigłowców.
Marynarka wojenna powinna wzbogacić się o ok. 100 nowych okrętów, w tym 35 korwet, 15 fregat i 20 okrętów
podwodnych. Wśród tych ostatnich 8 reprezentować będzie typ „Boriej”, czyli strategiczne okręty podwodne,
przenoszące międzykontynentalne pociski wielogłowicowe „Buława”. Kreml zamierza również finansować rozwój
nowych pocisków międzykontynentalnych na paliwo ciekłe, które częściowo zastąpią starzejące się RS-18 i RS-
20. Wojska obrony przeciwlotniczej powinny według planu modernizacji technicznej otrzymać 10 baterii zestawów
S-500, z których pierwsze powinny wejść do służby w 2014 roku. Rosjanie mają zamiar kontynuować
ograniczone zakupy sprzętu za granicą. Obok podpisanych już umów o dostawach (częściowo licencyjnych),
okrętów desantowych typu „Mistral”, samochodów patrolowych Iveco LMV M65 oraz izraelskich BSL, minister
Popowkin poinformował o chęci zakupu niewielkich ilości broni snajperskiej. Powtórzył również wcześniejsze
doniesienia o pozyskaniu zestawów wyposażenia osobistego żołnierzy „Felin” dla niektórych formacji GRU. Ze
względu na fakt, że 70 proc. ze wspomnianej kwoty na zakupy wyposażenia ma zostać wydane w latach 2015-
2020, rząd zdecydował się udzielić pożyczek rodzimym przedsiębiorstwom przemysłu obronnego w łącznej
wysokości 24 mld USD, by były przygotowane w połowie dekady na zwiększenie tempa dostaw i palety
oferowanego sprzętu. Kupowany będzie głównie sprzęt rodzimej produkcji, zakupy zagraniczne mają być
ograniczone.
Znamienny jest fakt, że przedstawiciele rosyjskiego resortu obrony podkreślają, że zakupy sprzętu odbędą się
głównie w oparciu o zamówienia w rodzimym sektorze zbrojeniowym. To oczywisty sygnał nie tylko dla samej
armii rosyjskiej, ale przede wszystkim dla firm zbrojeniowych, iż ich sektor będzie w najbliższych latach jednym z
kluczowych dla całej rosyjskiej gospodarki. Te zamówienia na sprzęt wojskowy produkcji rosyjskiej są nie tylko
przejawem patriotyzmu gospodarczego, ale także reakcją Kremla na kryzys jaki dosięgnął Rosję i bez wątpienia
są jednym z elementów podtrzymania gospodarki.
Według Centrum Analiz Światowego Handlu Bronią (CAMTO) w tym roku Rosja sprzeda zagranicę sprzęt
wojskowy i broń na sumę przekraczającą 10 mld USD zachowując przy tym drugą (po USA, gdzie wartość
eksportu broni wynosi 28,56 mld USD) lokatę na świecie w sprzedaży uzbrojenia. Zgodnie z posiadanym
portfelem zamówień i planami bezpośrednich zakupów uzbrojenia wartość cenowa rosyjskiego eksportu
wojskowego w 2011 r. wyniesie nie mniej niż 10,14 mld USD. Według CAMTO pod względem wielkości
prognozowanego eksportu produkcji o przeznaczeniu wojskowym w roku 2011 wśród 10 największych
eksporterów znajdą się także w porządku malejącym: Niemcy (5,3 mld USD), Francja (4,02 mld USD), Wielka
Brytania (3,44 mld USD), Włochy (2,94 mld USD), Izrael (1,38 mld USD), Szwecja (1,34 mld USD) i Chiny (1,16
mld USD).
66
W ZSRR 80 proc. przedsiębiorstw przemysłowych całkowicie, albo w dużej części zorientowane było na potrzeby
zbrojeniowe. Chociaż w latach 1992-2001 Siły Zbrojne FR zmniejszyły zamówienia trzydziesto –
czterdziestokrotnie, to jednak w dalszym ciągu 20 proc. Rosjan zatrudnionych w przemyśle produkuje dla wojska.
Miejsce rosyjskiej zbrojeniówki na światowym rynku obrotu bronią jest dość specyficzne, bowiem Rosja jest za
stosunkowo umiarkowane ceny dostawcą dobrego, solidnego, aczkolwiek nie najnowocześniejszego sprzętu.
Przygniatająca większość oferty, to samoloty, czołgi, rakiety i inny sprzęt, który został zaprojektowany jeszcze w
ZSRR. Rosyjscy eksperci dostrzegają, że ta nisza na światowym rynku broni zaczyna się kurczyć, bo z jednej
strony stopniowo w nią wchodzą takie kraje jak Ukraina, która co prawda sprzedaje broń przestarzałą, ale tańszą,
a z drugiej strony takie kraje jak USA czy Francja, które są dostawcami drogiego, ale nowoczesnego uzbrojenia.
Stąd państwowy program uzbrojenia na lata 2011-2020 jawi się także jako reakcja władz rosyjskich na
zachodzące na światowym rynku handlu bronią zjawiska.
Jednakże w kontekście doświadczeń historycznych i wyścigu zbrojeń w jaki Związek Radziecki dał się wciągnąć
Stanom Zjednoczonym w epoce Zimnej Wojny, który był jedną z przyczyn upadku ZSRR powstaje pytanie: czy
aby nie jest to „powtórka z rozrywki”? Wszak przy analizie decyzji rosyjskiego MON o rozpoczęciu realizacji
programu uzbrojenia należy uwzględnić nie tylko czynniki geostrategiczne czy geoekonomiczne, które
zdeterminowały taką decyzję Kremla, ale także cywilizacyjne. Pamiętać trzeba, że Rosja i rządzący tym krajem
bez względu na ustrój w nim panujący byli i są pod silnym wpływem cywilizacji, którą profesor Feliks Koneczny
określił jako turańską.
Dlatego najciekawszy dla strategów i analityków nie jest sam fakt ogłoszenia programu zbrojeń przez rządzących
Rosją, ale to, czy jest to element szerszej wielopłaszczyznowej strategii. Czy jest to tylko wynikające z turańskiej
tradycji Rosji prężenie militarnych muskułów przed Zachodem i rosnącymi w siłę Chinami oraz próba
unowocześnienia i dostosowania do wymogów XXI w. Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej? Czy jest to jednak
głęboko przemyślana, szersza strategia mająca na celu nie tylko unowocześnienie armii, ale także próba
pobudzenia gospodarki w oparciu o sektor zbrojeniowy, a przez to m.in. poprawę fatalnej sytuacji demograficznej
Rosji? Bo to nie w potencjale obronnym Rosji jest jej pięta achillesowa, ale właśnie w demografii.
Czy Rosja wyciągnęła wnioski z serbskiej lekcji?
Powyższe pytanie powraca jak bumerang przy każdej analizie potencjału demograficznego Rosji. Wszak sytuacja
demograficzna kraju Puszkina jest zła najdelikatniej rzecz ujmując. Dziś z perspektywy czasu śmiało można
pokusić się o postawienie tezy, że rosyjskie władze o dekadę spóźniły się z reakcją na pogłębiającą się zapaść
demograficzną.
Według raportu sekretarza Obrony Federacji Rosyjskiej Jurija Baturina z 1995 r. ludność Rosji miała się
zmniejszyć do 143 mln w 2017 roku. Prognoza ta okazała się nietrafna, bo już w 1992 r. liczba zgonów
przewyższyła liczbę urodzeń prawie o ćwierć miliona, w 1993 r. o 750 tys., w 1994 r. o 900 tys., a w 2005 r.
wielkość ta spadła poniżej 800 tysięcy. W rezultacie w 2002 r. ludność Rosji zmniejszyła się do 145,2 mln osób, a
w 2005 r. do 143 mln, czyli o 5,3 mln (tyle liczy ludność Słowacji albo Danii). W Rosji jest obecnie zaledwie ok. 12
mln kobiet w wieku od dwudziestu do dwudziestu dziewięciu lat, a więc tych, które w największej mierze
przyczyniają się do przyrostu naturalnego, który jest niski, gdyż Rosjanki rodzą przeciętnie 1,2 dziecka podczas
gdy do zapewnienia reprodukcji prostej potrzeba 2,1 dziecka. W Federacji Rosyjskiej przeciętnie co 21 sekund
rodzi się dziecko, a co 15 ktoś umiera. Co godzinę ludność Rosji kurczy się o 100 osób. Według Światowej
Organizacji Zdrowia, jeśli chodzi o liczbę zabijanych dzieci, to Rosja przewyższa ośmiokrotnie USA, a
dziesięciokrotnie Wielką Brytanię i Francję. Prawie 20 proc. aborcji dokonują nastolatki. Względnie optymistyczna
prognoza ONZ mówi, że w 2050 r. ludność Rosji będzie liczyła 113 mln. Z kolei pesymiści wśród demografów
twierdzą, że jeśli Rosja nie podejmie zdecydowanych środków zaradczych będzie to 96 mln. Według danych
67
agencji Standard & Poor, w 2050 r. odsetek Rosjan zdolnych do pracy (poniżej 65. roku życia) wynosić będzie
tylko 60 proc. (dziś jest to 72 proc.). Narzuci to na budżet państwa potężne koszta w postaci wydatków na opiekę
nad olbrzymią rzeszą emerytów i w 2050 r. co czwarty rubel w budżecie Rosji będzie szedł na opiekę nad
emerytami. Jednakże to nie jedyny problem Rosji w kwestii demografii. Kolejną kwestią, która spędza sen z
powiek rosyjskim strategom jest proporcja między Rosjanami, a Muzułmanami. Jeżeli obecny trend utrzyma się,
to za 50 lat dominującą religią w Rosji będzie Islam.
Kwestia demografii i szybko zachodzących zmian na płaszczyźnie etnicznej dotyka praktycznie każdą dziedzinę
życia w Rosji, w tym Siły Zbrojne FR. Muzułmanie stanowią 36 proc. żołnierzy rosyjskich Sił Zbrojnych i jak
szacują eksperci za 15 lat przy obecnych tendencjach demograficznych będzie to połowa stanu personalnego
armii. Żołnierzy muzułmańskich charakteryzuje negatywna postawa wobec kadry oficerskiej i żołnierzy Słowian,
co spowodowało, iż na Kremlu poważnie rozważa się możliwość ograniczenia poboru Muzułmanów. Odnotowuje
się coraz częstsze przypadki odmawiania wykonania rozkazów przez niższych stopniem żołnierzy wyznania
muzułmańskiego. Do tego nakłada się duży stopień demoralizacji (pijaństwo, narkomania) wśród żołnierzy
słowiańskich, co dopełnia niezbyt optymistyczny obraz struktury kadrowej Sił Zbrojnych FR.
Dopiero po dojściu do władzy Władimira Putina Kreml przedsięwziął pierwsze, realne kroki w celu zapobieżenia
pogłębiającej się zapaści demograficznej. 1 stycznia 2007 r. weszła w życie ustawa o kapitale rodzinnym. W
październiku 2007 r. Putin, przemawiając na posiedzeniu rady Izby Społecznej FR, nakreślił nową politykę,
obejmującą trzy etapy. Celem ma być wyraźna redukcja stopy zgonów i ustabilizowanie do 2015 r. liczby
ludności na poziomie 140 mln (na koniec 2007 r. było to 142 mln), a następnie zwiększenie jej do 145 mln. Cel
ten ma być zrealizowany dwoma drogami: poprzez zachęcanie młodych małżeństw do posiadania większej ilości
dzieci oraz poprzez podniesienie stopy życiowej, co ma automatycznie zaowocować zdrowszym trybem życia i
wydłuży oczekiwaną średnią życia z obecnych 66 do 70 lat. Wcześniej, jeszcze przed 2007 r. wdrożono
Narodowy Projekt „Zdrowie” i Federalny Program „Dzieci Rosji”. Należy podkreślić, że w opiece medycznej, a
zwłaszcza opiece prenatalnej Rosja na tle krajów Europy Zachodniej wypada bardzo słabo. W maju 2006 r. Putin
obiecał rosyjskim matkom kwotę równowartą 9500 USD za urodzenie drugiego dziecka oraz wprowadzono
pomoc finansową dla niepracujących matek. Pod naciskiem Putina Duma podniosła miesięczny zasiłek
macierzyński do kwoty 23 400 rubli.
Tymczasem chińskie widmo zaczyna krążyć nad Syberią, którą zamieszkuje ok. 30 mln ludzi i liczba Rosjan w tej
części kraju w postępie wręcz geometrycznym maleje, za to w tym samym tempie rośnie chińska diaspora.
Jeszcze w czasie jelcynowskiej smuty francuska historyczka, członkini Akademii Francuskiej Helene Carrere
d’Encausse bez ogródek stwierdziła, że „(…) rządzący Rosją nie mają wykształcenia ani formatu, by stawić czoło
tego rodzaju problemom. (…) Boją się. Starają się wzmocnić straż graniczną, ale proszę popatrzyć, jak wygląda
ta granica! Pewnego dnia obudzą się w nowej rzeczywistości: te słabo zaludnione ziemie pełne będą chińskich
kupców i osadników” (za: „Polityka”, nr 4, 28 stycznia 1995).
Jednakże wydaje się, iż obecne kremlowskie władze mają świadomość niebezpieczeństwa tego zjawiska,
bowiem w lipcu 2000 r. Putin otwarcie stwierdził, że Rosji grozi utrata całych bezkresnych połaci Syberii (to 40
proc. terytorium kraju) na rzecz Japonii, Chin, a nawet Korei. Ostrzegł, że jeśli na Syberię nie przyciągnie się
rosyjskiej ludności i inwestorów, to w przyszłości następne pokolenia będą tam mówić po chińsku lub japońsku.
Wszak w nadgranicznych miastach Chińczycy stanowią jedną trzecią mieszkańców i proces kolonizacji Syberii
przez ludzi z Państwa Środka pogłębia się.
Siłą rzeczy nasuwa się casus Serbii, która poprzez procesy demograficzne wspomagane przez geostrategiczną
grę Niemiec i USA na Bałkanach utraciła kolebkę swojej państwowości, czyli Kosowo. Statystyki demograficzne
od połowy lat 50. ubiegłego wieku wskazywały, że Jugosłowianie mieli największą ilość aborcji na Bałkanach, a z
kolei kosowscy Albańczycy mieli największy przyrost naturalny. Procesy demograficzne są nieubłagane: nie
chcieli Serbowie zbijać kołysek, to kilka dekad później musieli zbijać trumnę dla swojej państwowości w Kosowie.
Za błędy strategiczne płaci się ciężką cenę. Czy Rosja wyciągnęła wnioski z serbskiej lekcji? Czas pokaże,
68
aczkolwiek na chwilę obecną Rosjanie przegrywają ten demograficzny wyścig z czasem, który działa na ich
niekorzyść.
Siła i słabości ofensywy informacyjno – psychologicznej Kremla
Oprócz wdrażania w życie programów mających poprawić sytuację demograficzną Rosji na płaszczyźnie
społeczno – politycznej podjęto także pewne działania o charakterze psychologiczno – informacyjnym, które po
dłuższej obserwacji pozwalają stwierdzić, iż jest to zorganizowana operacja informacyjna. Czy skuteczna? Warto
pokusić się o krótką analizę.
Władze rosyjskie doskonale zdają sobie sprawę, że w społeczeństwie funkcjonuje stereotyp „dobrego ojca Cara”,
który dba o swoich poddanych realizując przy tym jakiś wyższy cel (prawosławie, komunizm) – przede wszystkim
dba o Rosję. W oparciu o ten stereotyp skonstruowano socjotechnikę przekazu informacyjnego ws. poprawy
potencjału demograficznego kraju i w tym celu wykorzystuje się także wizerunek małżonki prezydenta Dymitrija
Miedwiediewa – Swietłany. Tutaj służby informacyjne Kremla – patrząc z perspektywy psychocybernetycznej –
dokonały perfekcyjnego rozpoznania i bez wątpienia wybrały właściwą linię socjotechniki.
W grudniu 2009 r. Miedwiediew podpisał poprawki do federalnej ustawy o reklamie, które ograniczają
reklamowanie „usług medycznych sztucznego zakończenia ciąży”. Przepis ten zakazuje reklamowania aborcji w
przeznaczonych dla niepełnoletnich pismach, programach radiowych i telewizyjnych, nośnikach audio i wideo, w
kinach, środkach transportu publicznego i obiektach infrastruktury transportowej, a także w odległości poniżej stu
metrów od przeznaczonych dla dzieci i młodzieży ośrodków oświatowych, wypoczynkowych, służby zdrowia,
sportowych itp.
Z kolei Pierwsza Dama Rosji czynnie uczestniczy w akcji przeciw aborcjom. Społeczno – kulturalna fundacja,
której przewodniczy, organizuje akcję ,,Podaruj mi życie”, skierowaną przeciwko praktykowaniu aborcji. Swietłana
Miedwiediewa uważa, że problem ten należy analizować i rozwiązywać w kontekście całościowym, biorąc pod
uwagę całą sytuację rodzinną. Według niej „odpowiedzialność za sytuację, kiedy na każde 100 ciąż przypada w
Rosji 66 aborcji, często spoczywa na ojcach tych nienarodzonych dzieci, jak również na niewłaściwym
traktowaniu kobiet ciężarnych w społeczeństwie”. Pierwsza Dama Rosji uważa także, że wartości religijne mogą
być fundamentem życia każdego człowieka. W jej przekonaniu osobista wiara uświadamia człowiekowi
odpowiedzialność wobec bliźnich oraz tworzy dobro i miłość. Popiera wprowadzenie do szkół nauki religii,
ponieważ jak sama stwierdziła, „naszej cywilizacji nie można wyobrazić sobie bez religii”.
Także premier Putin czynnie uczestniczy w programach mających na celu poprawę sytuacji demograficznej
mając świadomość, że należy wykorzystać zaufanie jakim wciąż cieszy się w dużej części społeczeństwa
rosyjskiego. Dlatego angażuje się nie tylko na płaszczyźnie politycznej i legislacyjnej, ale też w sferze przekazu
informacyjnego do społeczeństwa. Obok jasnych i czytelnych deklaracji jak ta wypowiedziana na spotkaniu z
dziennikarzami w 2007 r.: „(…) Specjalne urlopy dla młodych matek, finansowe zachęty dla rodziców, którzy chcą
mieć więcej niż jedno dziecko albo je adoptują. Po urlopie macierzyńskim kobiety powinny móc wrócić do
poprzedniego miejsca pracy bez jakichkolwiek konsekwencji. Potrzeba nam więcej przedszkoli. Brak jest
powszechnego politycznego poparcia. Rodzina jest podstawą życia społecznego”, Putin nie ukrywa także swego
przywiązania do religii mając świadomość, że Cerkiew jest naturalnym sojusznikiem państwa w tej
demograficznej batalii. Dziennikarzom powiedział m.in.: „(…) Rosja zawsze była bardzo religijnym krajem.
Rodzina mojego ojca mieszkała we wsi niedaleko Moskwy od XVII wieku. Dopiero niedawno księgi parafialne
ujawniły, że moi przodkowie zawsze chodzili do cerkwi i przystępowali do spowiedzi. (…) Cerkiew prawosławna
była od zawsze instytucją moralną i elementem politycznego porządku. Po roku 1917 zmienił się kontekst
ideologiczny, lecz nie pojawiła się żadna inna instytucja moralna, która wypełniłaby próżnię”. W tej operacji
psychologiczno – informacyjnej siłą rzeczy uczestniczy także Cerkiew Prawosławna, która na tej płaszczyźnie jest
69
naturalnym sojusznikiem władz, ale wpływ jej oddziaływania, szczególnie na młode pokolenie Rosjan wydaje się
być ograniczony.
Czy Kreml rzucił wszystkie siły do tej informacyjnej batalii demograficznej? Wydaje się, że jednak nie, bowiem nie
wykorzystuje do tego celu chociażby swoich młodzieżówek jak „Nasi”, czy „Młoda Gwardia”, które stanowią
zaplecze wykorzystywane podczas kampanii wyborczych, czy kryzysów międzynarodowych, jak chociażby ten z
Estonią, gdy „Nasi” brylowali pod estońską ambasadą. A przecież to nie Estonia, czy kolejne wybory są jednym z
głównych wyzwań stojących przed Rosją, ale właśnie demografia. Dziwić więc musi nie wykorzystywanie
młodzieżówek do przekazu informacyjnego skierowanego do młodego pokolenia.
Słabością tej kampanii informacyjnej jest także brak wsparcia „dołów”, czyli zaplecza społecznego i tutaj wychodzi
słabość rosyjskiego systemu mającego swe korzenie w turańskich tradycjach – nic się nie dzieje bez „góry” i to
„góra”, czyli Kreml stanowi motor napędowy (często jedyny) w różnego rodzaju projektach społeczno –
politycznych.
Poza tym analiza przekazu informacyjnego w rosyjskich mass mediach wskazuje na to, że kwestia demografii nie
jest eksploatowana w sposób systemowy. Można odnieść wrażenie, że Kreml działa tutaj w oderwaniu od mediów
(albo media w oderwaniu od Kremla) i siła informacyjnego rażenia mediów masowych nie jest należycie
wykorzystywana. Obserwując tę operację informacyjną odnosi się wrażenie, że ma ona charakter
nieskoordynowany i „szarpanych” jednorazowych gwałtownych zrywów, zamiast systematycznego, spokojnego
przekazu na zasadzie: kropla drąży skałę nie siłą opadania, ale częstotliwości. Na linii Kreml – mass media nie
ma sprzężenia zwrotnego w kwestii demografii, a biorąc pod uwagę, że państwo – w ujęciu cybernetycznym –
jest układem zorganizowanym, to brak sprzężenia zwrotnego na linii Kreml – media daje negatywny rezultat w
postaci braku sprzężenia pomiędzy mediami – które są swoistym „łącznikiem” między władzą, a społeczeństwem.
M.in. dlatego w ciągu tych kilku lat efekty polityki Kremla na płaszczyźnie demograficznej są mizerne, aczkolwiek
podkreślić należy, że nie jest to jedyna przyczyna takiego stanu rzeczy, bowiem pogarszająca się stopa życiowa
Rosjan nie sprzyja i nie tworzy dobrego gruntu w nastrojach społecznych dla tego typu przekazu informacyjnego.
Czy Rosja da się (po raz kolejny) „zazbroić na śmierć”?
Zapaść demograficzna jest jednym z największych problemów Rosji, bowiem utrudnia ona pobór do wojska,
odbija się na zatrudnieniu w różnych sektorach gospodarki i jest zagrożeniem dla spójności Federacji Rosyjskiej.
Zaawansowane systemy obronne dają Rosji przewagę nad przeciwnikiem wyposażonym w broń konwencjonalną,
ale jeśli chodzi o potencjał demograficzny i możliwość wybuchu konfliktu asymetrycznego przeciętni Rosjanie
mają prawo czuć się zagrożeni. I jeśli nie skieruje się zysków z ropy i gazu oraz z innych gałęzi gospodarki nie
tylko do poprawy infrastruktury przesyłu surowców energetycznych, unowocześnienia przemysłu, inwestycji w
naukę oraz nowoczesne technologie, ale także do poprawy konstrukcji demograficznej kraju, to setki milionów
Chińczyków i dziesiątki milionów Muzułmanów są przyszłością Rosji. Procesy demograficzne są nieubłagane.
Dlatego w obliczu kryzysu demograficznego Rosji powraca pytanie: czy państwowy program uzbrojenia jest
wkomponowany w szerszą strategię pobudzenia gospodarczego Rosji, które może mieć niebagatelne znaczenie
dla demograficznej przyszłości tego kraju? Wszak na przemyśle ciężkim opiera się gospodarka i to z niego „żyją”
kooperujące z nim, niejako „podwieszone” pod niego firmy z sektora średnich i małych przedsiębiorstw, które w
rosyjskich realiach tworzą miliony miejsc pracy. Czy jednak jest to zwykłe zbrojeniowe, mające swe korzenie w
turańskiej tradycji Rosji „napinanie muskułów” i okazja dla „siłowików” – którzy opanowali firmy sektora
zbrojeniowego – do zarobienia niezłych pieniędzy?
Pewnym sygnałem jest tutaj wypowiedź Siergieja Iwanowa, ministra obrony za czasów Putina, który na jednym z
oficjalnych spotkań gościom z zagranicy powiedział, że Rosja nie powtórzy fatalnego błędu z czasów ZSRR i nie
70
pozwoli „zazbroić się na śmierć”. Jeśli Kreml poszedł drogą, którą w tym jednym zdaniu nakreślił Iwanow i nie da
się „zazbroić na śmierć”, to znaczy, iż zamówienia na uzbrojenie rosyjskiej armii wpisane są w szerszą strategię,
która w dalszej perspektywie może pozytywnie odbić się także na potencjale demograficznym Rosji. To
oznaczałoby, że Putin z Miedwiediewem wyszli z turańskich butów i nie postrzegają międzynarodowej pozycji
Rosji tylko z perspektywy „siłowików” – ludzi z mentalnością z epoki ZSRR. Jak będzie? Czas pokaże. Jednakże
jedno jest pewne: aby uzyskać odpowiedź na powyższe pytania należy uważnie obserwować rozwój sytuacji nie
tylko w rosyjskim sektorze zbrojeniowym, ale w całej gospodarce.
Jeśli jednak w tych decyzjach i posunięciach Kremla nie ma szerszej strategii, to przeciętny Rosjanin patrząc na
sytuację demograficzną swego kraju może powtórzyć za charyzmatycznym, nieżyjącym już generałem
Aleksandrem Lebiedźem: szkoda wielkiego kraju.
Tomasz Formicki
Autor jest doradcą i analitykiem w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Służb Mundurowych i Cywilnych GRYF
http://diarium.pl/2011/12/rosja-miedzy-zapascia-demograficzna-a-wyscigiem-zbrojen/
Sojusz strategiczny Rosji i Chin?
19 lutego 2012
Ostatnie wydarzenia rozwijają się w taki sposób, że nasuwa się myśl o możliwości zawarcia sojuszu
wojskowo-politycznego z udziałem Rosji i Chin. Nowy blok byłby skierowany przeciw USA, a dokładniej
przeciw nieposkromionemu ekspansjonizmowi państwa amerykańskiego. Chcąc podjąć próbę oceny
stopnia prawdopodobieństwa zawarcia takiego sojuszu, powinniśmy przyjrzeć się niektórym
fundamentalnym czynnikom, które będą kształtować wydarzenia najbliższych dwóch dziesięcioleci, a być
może okażą się znaczące także w jeszcze bardziej długoterminowej perspektywie.
Gospodarka ChRL jest
obecnie największą produkcyjną gospodarką świata. W 2010 roku zużycie energii przez Chińczyków odpowiadało
2432 milionom ton ropy naftowej. Tym samym Chiny zajęły pierwsze miejsce wśród piątki państw-liderów zużycia
energii, wyprzedzając Stany Zjednoczone (2286 mln ton), Rosję (691 mln ton), Indie (524 miliony ton) i Japonię
(510 milionów ton). Podczas gdy w strukturze bilansu energetycznego ChRL dominuje węgiel (70%), a ropa
71
naftowa i gaz stanowią odpowiednio 18% i 4%, to w przypadku USA dwie ostatnie substancje stanowią 37% i
27%. Zużycie ropy naftowej i gazu ziemnego przez Chiny rośnie i będzie rosnąć w szybkim tempie, co wynika z
tendencji rozwoju jego gospodarki. Produkty naftowe to, jak wiadomo, surowce przetwarzane na paliwo,
znajdujące najszersze zastosowanie w transporcie i siłach zbrojnych. Gaz ziemny jest natomiast czystym
ekologicznie i najbardziej efektywnym paliwem, umożliwiającym zaspokojenie potrzeb mieszkańców miast.
Zarówno transport, jak i gospodarka mieszkaniowa rozwijają się dziś w Chinach bardzo intensywnie. Główny
problem ChRL polega na tym, że państwo to dysponuje wprawdzie ogromnymi zasobami ludzkimi, o niezłej
jakości (zarówno w dziedzinie produktywności, jak i wykształcenia i kultury), to brakuje mu jednak zasobów
przyrodniczych, które są niezbędne do stworzenia potężnego przemysłu, zdolnego zaspokoić potrzeby tak
ludnego państwa. Wraz z rozwojem przemysłu, ChRL zaczyna być coraz bardziej zależna od importowanych
surowców, przede wszystkich energetycznych – ropy naftowej i gazu.
Tabela. Struktura zużycia energii największych państw-producentów z uwagi na rodzaj pierwotnych
surowców energetycznych w 2010 roku.
Głównymi partnerami
handlowymi Chin są Stany Zjednoczone i Unia Europejska, które stanowią główne rynki zbytu chińskiego
przemysłu przetwórczego. W zamian Chiny otrzymują dolary, czyli – na pierwszy rzut oka – nic rzeczywistego.
Tym niemniej Chiny dość chętnie zgadzają się na te warunki, ponieważ dolar USA jest dziś de facto walutą
światową, chętnie przyjmowaną jako opłata przez państwa całego globu. Chiny przeznaczają pozyskiwane
zasoby walutowe na zakup surowcowych i produkcyjnych aktywów na całym świecie. Przede wszystkim –
aktywów naftowych. Także i w tym przypadku Pekin ma jednak pewne problemy.
Jeszcze w 2000 roku Hua Yishang z chińskiego instytutu badań międzynarodowych wskazywał: „Za sprawą
długotrwałego wzrostu ekonomicznego nasze państwo w ostatnich latach zmuszone było importować znaczne
ilości ropy naftowej… Podczas gdy planujemy dokonać inwestycji za granicą w celu uzyskania dostępu do ropy
naftowej, międzynarodowy kapitał monopolistyczny, za sprawą kontrolowanych przez siebie rządów, przejął
wszystkie znaczące rynki ropy naftowej i gazu ziemnego na świecie”.
72
Tym samym głównym zadaniem państwa chińskiego jest pozyskanie maksymalnej ilości naftowych, gazowych i
generalnie surowcowych aktywów na całym świecie, co pozwoliłoby mu rozwijać gospodarkę bez obaw. To
pierwsza kwestia. Druga kwestia polega na tym, że zbliża się dzień, w którym dolar, w wyniku nieodpowiedzialnej
polityki gospodarczej USA, przestanie spełniać funkcję światowego środka płatniczego. Oznacza to, że wystąpi
(już występuje!) pierwsza ogólnoświatowa inflacja (procesy inflacyjne dokonywały się dotąd w ramach krajowych).
W pewnym momencie światowy system finansowy, opierający się na dolarze, rozpadnie się, a każde państwo
będzie poszukiwać ratunku we własnej walucie, albo też walucie państw, które zachowały aktywa produkcyjne.
Żadne lotniskowce i skrzydlate rakiety nie zdołają wtedy nikogo przekonać do uznawania dolara za walutę
światową. Tym samym główną cechą charakterystyczną struktury zużycia energii przez Chiny jest mały udział
gazu i ropy naftowej. Podczas gdy w dziedzinie produkcji energii elektrycznej surowce te można zastąpić węglem,
uranem i zasobami wodnymi, to dla transportu ich rola ma charakter kluczowy. Jeśli lotniskowiec może być
zasilany przez agregat atomowy, to w dziedzinie lotnictwa nie znaleziono nadal zamiennika paliwu lotniczemu. To
samo tyczy się naziemnej techniki wojskowej i środków transportu publicznego, poruszanych silnikami diesel i
benzynowymi.
Jak wygląda struktura importu ropy naftowej przez ChRL? Głównymi dostawcami ropy naftowej do Chin są
obecnie Arabia Saudyjska (20,5%), Angola (16,2%), Iran (11,3%), Rosja (7,5%), Oman (5,7%) i pozostałe
państwa (32,8%). Do „pozostałych państw” należą między innymi Sudan, Irak i Kuwejt. Lwia część ropy naftowej
do ChRL dostarczana jest drogą morską przez Ocean Indyjski, wzdłuż tzw. „perłowej nici”. Główne punkty
problematyczne tej trasy to cieśniny Ormuz, Malakka i Tajwańska. Cieśniny te kontroluje flota USA, podobnie jak i
cały Ocean Indyjski. Poza tym, i nie jest to tajemnicą, że flota USA kontroluje zresztą cały Wszechocean, górując
nad siłami morskim Chin i Rosji razem wziętych.
Jak wykazano powyżej, ropa naftowa nie odgrywa obecnie decydującej roli w strukturze zużycia energii przez
Chiny. Co się tyczy przyszłości, to może ona wyglądać następująco: po pierwsze, według niektórych prognoz do
2030 roku zużycie energii przez Chiny wzrośnie ponad dwukrotnie. Tym samym na Chiny przypadnie około jednej
trzeciej światowego popytu na surowce energetyczne. Po drugie oczekuje się, że do 2045 roku Chiny będą
importować niemal połowę potrzebnej ropy naftowej. Oznacza to, że ten, kto będzie kontrolować światowe
wydobycie tego surowca, będzie kontrolować także chińską (i nie tylko chińską) gospodarkę. Z uwagi na fakt, że
ta ostatnia jest największą gospodarką przemysłową świata, to w sposób oczywisty także i całą światową
gospodarkę.
Rozpatrzmy teraz Japonię w charakterze przykładu ilustrującego możliwe perspektywy ChRL. Do niedawna
państwo to posiadało drugą, co do wielkości, gospodarkę świata, przy czym w wielu dziedzinach do dziś nie
utraciło swej szczególnej pozycji. Dlaczego USA po drugiej wojnie światowej tak przyjaźnie spoglądały na
intensywny rozwój gospodarczy Kraju Wschodzącego Słońca czy wręcz sprzyjali mu, podczas gdy niewiele
wcześniej walczyły z Japonią o kontrolę nad regionem Azji i Pacyfiku?
Chodzi o to, że po drugiej wojnie światowej oceaniczna flota Kraju Wschodzącego Słońca została unicestwiona.
Jak wiadomo, japońska gospodarka na charakter „wyspowy” i w pełni zależy od importu surowców, a tym samym
od życzliwości rządu USA, którego flota może ten import w każdej chwili uniemożliwić. Ten sam schemat powoli
zyskuje aktualność w przypadku ChRL. Chiński system gospodarczy stopniowo zyskuje charakter „wyspowy”.
Jako że jego handel zagraniczny ma charakter przede wszystkim morski, to w sytuacji kryzysu sytuacji politycznej
może zostać wystawiony na uderzenie floty USA – najpotężniejszej floty morskiej świata.
Można wspomnieć przy okazji, że jedynym państwem świata, którego gospodarka może bez przeszkód
funkcjonować w oparciu wyłącznie o własne surowce (a w ostateczności z wykorzystaniem surowców państw
należących do jej sfery cywilizacyjnej) jest Rosja. To bardzo istotna kwestia. Rosja jest odporna na blokadę
morską, posiada znakomite lotnictwo wojskowe, potężny przemysł wojskowo-kosmiczny, supernowoczesną
obronę przeciwlotniczą i przodujące uzbrojenie rakietowe we wszystkich dziedzinach jego zastosowania. No tak,
w Rosji nie rosną banany i nie dojrzewa kawa, ale problem ten nie ma charakteru fundamentalnego w sytuacjach
krytycznych i nadkrytycznych.
73
Wróćmy jednak do naszych Chin. Flota ChRL w chwili obecnej nie jest zdolna przeciwstawić się flocie USA,
ponieważ strefą jej efektywnego działania są tylko rejony przybrzeżne. Aby stworzyć potężną flotę oceaniczną,
zdolną konkurować z amerykańską, oprócz ogromnej ilości zasobów Chiny potrzebować będą niemało czasu
(około 25-30 lat). Ten okres może ulec skróceniu w przypadku wykorzystania zagranicznych doświadczeń.
Owymi „zagranicznymi doświadczeniami” mogą być tylko doświadczenia rosyjskie. Tak właśnie prezentują się
niektóre chińskie problemy, których oczywiście jest więcej niż zostało tu opisane. Jeśli jednak mamy opowiedzieć
krótko o podstawowym i głównym problemie ChRL, to są nim Stany Zjednoczone, które uznają eksploatację Chin
za swoją najpilniejszą potrzebę.
Kiedyś, nie tak dawno zresztą, Stany Zjednoczone w ogóle nie były państwem pasożytniczym, usiłującym żyć
kosztem innych narodów. Ściślej, państwo to i wcześniej wyzyskiwało inne narody, lecz tym niemniej w XX wieku,
tak jak i Chiny w XXI wieku, były największą gospodarką produkcyjną. Ich towary znajdowały zbyt na całym
świecie i słynęły ze znakomitej jakości. Dziś produkcja materialna stanowi jedynie 20% PKB, kwota długu
publicznego przekroczyła 15 bilionów dolarów, a suma wydatków wojennych (662 miliardy dolarów) tworzy
wrażenie, jak gdyby państwo przygotowywało się do odparcia agresji Imperium Galaktycznego z Darthem
Vaderem na czele. Podobne gospodarki przyjęło się dziś określać mianem „postindustrialnych”, lecz jedno jest
oczywiste: bez zakrojonej na szeroką skalę ekspansji wojskowej nie sposób związać końca z końcem w tego
rodzaju bilansie księgowym.
Co mają robić USA, jeśli nie są gotowe na strukturalną przebudowę swojej gospodarki i życie „nie ponad stan”?
Mogą pójść jedynie drogą hitlerowskiego Wehrmachtu, którego żołnierze wdzierali się do zajętych przez siebie
rosyjskich wiosek i uganiali się za kurami, chcąc zdobyć trochę mięsa na obiad. Nazistowska administracja
okupacyjna wywiozła z okupowanych terytoriów ZSRR na roboty przymusowe do Niemiec 5.269.513 osób oraz
ogromne ilości środków materialnych. W przypadku nazistowskich Niemiec wojna przybierała klasyczną formę,
znaną od czasów najdawniejszych – zmuszanie ludzi do pracy niewolniczej i grabież majątku.
Myślenie rządu Stanów Zjednoczonych, trzeba mu to oddać, charakteryzuje się wyższym poziomem podejścia do
kwestii wyzysku. Departament Stanu USA nie widzi sensu w uganianiu się za każdym baranem w afgańskim
aule. Departament Stanu wie, czym jest monopol kapitalistyczny i czym jest „zysk monopolistyczny”, czyli
możliwość dyktowania ceny na rynku. Właśnie głęboka świadomość istoty zysku monopolistycznego zmusza
USA do trzymania w Afganistanie dziewięćdziesięciotysięcznego kontyngentu wojsk, co umożliwia kontrolę nad
światową produkcją opium. Dyktat cen na światowym rynku ropy naftowej jest czymś jeszcze wygodniejszym, niż
monopolistyczna kontrola nad opium. Tu można trzymać za gardło nie setki tysięcy trzęsących się od głodu
narkomanów, lecz rządy i całe narody. W końcu produkcja światowych pieniędzy, pod względem dochodowości,
przekracza wszystkie wyobrażalne pułapy. Należy jednak zwrócić uwagę na pewien niewielki niuans. Pieniądze
zabezpieczone jedynie pistoletem przyłożonym do głowy przyjmowane są w obieg, ale nie budzą szczególnego
zaufania. Dlatego też niewielka wojna nie zakończona zwycięstwem może mieć ogromne konsekwencje
finansowe przy tego rodzaju zabezpieczeniu.
Monopol w dziedzinie wydobycia ropy naftowej pozwoliłby rządowi Stanów Zjednoczonych zachować status
dolara jako waluty światowych rezerw (przynajmniej na pewien okres) i uchronić państwo przed runięciem w
przepaść gospodarczą. Można w tym momencie zastanowić się nad szeregiem pytań retorycznych. Dlaczego w
ciągu ostatniego dziesięciolecia cena ropy naftowej rosła w tempie wykładniczym, a początek tego procesu
przypadł na początek prezydentury Busha juniora i początek zakrojonej na szeroką skalę amerykańskiej
ekspansji wojskowej na Bliskim Wschodzie? Region ten jest bardzo bogaty w ropę naftową. Jak wszystko to
wpłynęło na gospodarkę amerykańską? Czy po to żołnierze amerykańscy poświęcali swoje życie w Iraku, żeby
rosła cena paliwa na stacjach benzynowych w USA, a amerykańskie przedsiębiorstwa naftowe i gazowe
otrzymywały subsydia? Co łączy pana Osamę, produkcję opium w Afganistanie, krwawego dyktatora Husajna,
wzrost cen ropy naftowej i, co najbardziej interesujące, feeryczny wzrost długu państwowego USA?
74
Dług państwowy USA rośnie z powodu kolosalnych wydatków wojskowych, wydatki wojskowe rosną z powodu
ekspansji zbrojnej, celem ekspansji wojskowej jest kontrola nad zasobami naftowymi (i nie tylko), ekspansja
wymaga finansowania, a kto finansuje rząd USA? Może system rezerw federalnych? Może właśnie ta instytucyjka
otrzymuje znaczną część dochodów będących konsekwencją procesu, który dziś przybrał tak lawinowy
charakter? No właśnie. Główne pytanie dzisiejszego dnia brzmi: kto następny? Następne, bezsprzecznie i bez
najmniejszych wątpliwości, Chiny. I, możliwe, już zostały skazane na zagładę.
W średniowieczu, jak wiadomo, istniało parę typowych sposobów zdobywania twierdz. Pierwszym był szturm.
Napastnicy przygotowywali do walki machiny oblężnicze, drabiny, broń, a następnie, inspirowani bożym
błogosławieństwem, wdrapywali się na mury. Drugi sposób określano mianem oblężenia. Napastnicy
przygotowywali obóz, okrążali twierdzę szczelnym pierścieniem, blokowali drogi dostawy żywności i wody pitnej,
podrzucali zdechłe psy w celu rozprzestrzenienia chorób i cierpliwie czekali, aż ostatni garnizon wywiesi białą
flagę. Trzeci sposób polegał na tym, żeby odnaleźć wśród obrońców twierdzy zdrajców, którzy w środku nocy
otworzą wrota dla szturmowych oddziałów nieprzyjaciela. Sposób drugi w praktyce wojennej dawnych czasów
uznawano za podstawowy, ale i pierwszy i trzeci bynajmniej nie rzadko znajdowały swoje zastosowanie. Wielka
Brytania względem Chin w XIX wieku posłużyła się pierwszym sposobem, by wspomnieć tu niesławne wojny
opiumowe. Tym też sposobem posłużyła się Japonia w XX stuleciu. Z uwagi na posiadany przez Chiny arsenał
jądrowy, pierwszy sposób jest dla USA nie tyle nieodpowiedni, co raczej wątpliwy. Właśnie dlatego do dyspozycji
administracji waszyngtońskiej pozostają sposoby 2 i 3, to znaczy „oblężenie” i „przekupienie zdrajców” (innymi
słowy, zorganizowanie „kolorowej rewolucji”).
Zorganizowanie „kolorowej rewolucji” w Chinach to temat na oddzielną rozmowę, którego nie będziemy tu
poruszać. Warto tylko powiedzieć, że rząd USA i niektóre szczególne organizacje, od służb specjalnych
poczynając, na wszelkiego rodzaju organizacjach pozarządowych kończąc, bardzo aktywnie pracują nad tego
rodzaju zadaniami. Jeśli chodzi o „oblężenie” ChRL, to zadanie to nie może zostać rozwiązane przez Stany
Zjednoczone samodzielnie, a nawet z wykorzystaniem wasali z NATO z uwagi na „rozmach” celu i jego
zdolnościami do bolesnych retorsji. Właśnie dlatego ostatnimi czasy USA z sukcesami włączają do
antychińskiego frontu Japonię, Indie, Wietnam o niektóre inne państwa Azji Południowo-Wschodniej. Nie miałyby
nic przeciwko wykorzystaniu Rosji w charakterze mięsa armatniego. Właśnie dlatego w rosyjskich środkach
masowego przekazu tak często eksponowane są rzekome zagrożenia, płynące ze strony przeludnionych Chin,
który rzekomo na jawie i we śnie knują, jakby tu zagarnąć Syberię i Daleki Wschód.
O tym wszystkim doskonale wiadomo na Kremlu. Premier Władimir Putin ostatnio wyraził się następująco:
„Wszystkim tym, którzy usiłują straszyć nas zagrożeniem ze strony Chin (a byli to z reguły nasi zachodni
partnerzy), wielokrotnie mówiłem: przecież w świecie współczesnym walka nie toczy się o zasoby mineralne
Syberii Wschodniej i Dalekiego Wschodu, jak pociągające by one nie były. Walka toczy się przede wszystkim o
światowe przywództwo, i w tej dziedzinie nie zamierzamy spierać się z Chinami. W tej dziedzinie Chiny mają
innych konkurentów.” W tym przypadku opinię Władimira Putina można wyrazić jednym zdaniem: „Niech oni
wyjaśniają to między sobą”. Rosja tym samym w najbliższym czasie zamierza zajmować postawę wyczekującą i
neutralną. W każdym razie deklaruje tego rodzaju postawę. Właśnie dlatego warto podjąć próbę rozpatrzenia
problemów Rosji, a także pozytywnych i negatywnych stron jej polityki „nieingerencji”.
Paweł Pienziew
Tłumaczenie: dr Przemysław Sieradzan
źródło: geopolityka.org
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/02/sojusz-strategiczny-rosji-i-chin/
75
CIA chciała stanu wojennego
12 grudnia 2011
Od wielu lat toczy się w Polsce i zagranicą dyskusja na temat dziwnego
zachowania Stanów Zjednoczonych wobec ogłoszenia w Polsce stanu wojennego w dniu 13 grudnia 1981.
Wiadomo dzisiaj tyle, że służby wywiadowcze USA wiedziały od płk. Ryszarda Kuklińskiego, który uciekł z
Polski w listopadzie 1981 r., że stan wojenny został postanowiony. Mimo to, przez miesiąc poprzedzający
13 grudnia panowało ze strony Waszyngtonu milczenie. Nie odezwał się z ostrzeżeniem nikt, ani Biały
Dom, ani ambasador USA w Polsce, ani media. Dlaczego?
Jak wynika z opublikowanej właśnie u nas książki Douglasa J. MacEachina pt. „Amerykański wywiad i
konfrontacja w Polsce 1980-1981”, CIA wiedziała dokładnie wszystko, co wynika ze znanych w tej chwili jej
raportów i sprawozdań. Trzeba jednak pamiętać, że Amerykanie nie ujawnili jeszcze wszystkich dokumentów
dotyczących tej sprawy, dlatego nawet autor, sam pracownik CIA – nie jest w stanie odpowiedzieć na niektóre
rodzące się pytania.
Autor przytacza wyjaśnienia polityków amerykańskich wygłoszone przez nich tuż po 13 grudnia i potem.
Haig i Eagleberger
Pisze: „W pierwszych chwilach stanu wojennego część amerykańskich polityków nazwała posunięcia
Jaruzelskiego próbą rozwiązania problemów Polski bez użycia siły. Redaktor „Washington Post”, pisząc o stanie
wojennym, nazwał Jaruzelskiego „ostatnią szansą Polski”. Zacytowano słowa kilku amerykańskich urzędników,
którzy stwierdzili, że po ogłoszeniu stanu wojennego pewne kręgi rządowe odetchnęły z ulgą. Były sekretarz
stanu Haig napisał: na początku akcji Jaruzelskiego „uznaliśmy (…), że (…) przynajmniej przez jakiś czas
będzie lepiej, żeby w Polsce był stan wojenny niż coś gorszego”. Haig powiedział również, że nie chciał
ostrzegać „Solidarności” i ryzykować, że związek stawi gwałtowny opór, podczas gdy Stany Zjednoczone
nie zamierzały udzielać pomocy. Ówczesny zastępca sekretarza stanu do spraw europejskich, Lawrence
Eagleberger, przyjął ten sam tok rozumowania: nie grozić Jaruzelskiemu, ponieważ „uznaliśmy, że stan wojenny i
tak zostałby wprowadzony”, a co wówczas miałyby zrobić Stany Zjednoczone? Ambasador Meehan wyraził
podobną opinię”.
Według Richarda Pipesa, który lansuje się w Polsce jako zwolennik twardej linii wobec Moskwy – w
amerykańskim aparacie władzy przeważało przekonanie, że stan wojenny jest rozsądnym i optymalnym wyjściem
z sytuacji, lepszym niż inwazja sowiecka. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” (14 grudnia 2002 r.) tak mówił:
„Większość gabinetu nie zgadzała się na jakieś zdecydowane działania przeciwko reżimowi w Polsce w obawie o
globalne skutki. Do oponentów należał przede wszystkim sekretarz stanu [Alexander] Haig, który wyrażał pogląd
76
naszych europejskich aliantów. Według nich Polski oczywiście szkoda, szkoda „Solidarności”, ale nie
można ryzykować trzeciej wojny światowej. Coś jakby nawiązanie do „nie będziemy ginąć za Gdańsk” z 1939
roku. Podobne poglądy prezentowała większość gabinetu. Istotna była również rola Nancy Reagan. Bardzo
chciała, żeby prezydent był bardziej liberalny, bardziej kompromisowy. Starała się, żeby takich ludzi jak ja
odsuwać od Reagana, bo – podobno – namawiali go do wzniecania konfliktu z Rosją. Dla niej najważniejszy był
„pragmatyzm”, a ci, którzy go prezentowali, byli jej sojusznikami”. Według Pipesa najwyższe kierownictwo
państwa nie było poinformowane o informacjach, jakie przywiózł Kukliński. Mówił tak: ”Centralna Agencja
Wywiadowcza (CIA) ukrywała sprawę Kuklińskiego. Nawet sekretarz stanu Alexander Haig nie wiedział, że ktoś
taki istnieje. Najprawdopodobniej w CIA doszli do wniosku, że to niemożliwe, aby Jaruzelski otrzymał od Rosjan
wolną rękę i przyzwolenie na rozwiązywanie sytuacji w Polsce, czyli m.in. na wprowadzenie stanu wojennego.
Ludzie z CIA uznali, że informacje Kuklińskiego nie mają znaczenia. Nawet nie informowali Rady Bezpieczeństwa
Narodowego. To niewiarygodne, ale tak było!”.
Jedyne wyjście – stan wojenny
Podobne są ustalenia autora książki, choć nie jest on pewien, kto naprawdę wiedział a kto nie – o tym, co
wiedziała CIA. Można wszakże zaryzykować twierdzenie, że nawet gdyby informacje Kuklińskiego dotarły do
wszystkich ważnych we władzach USA reakcja tego państwa byłaby taka, jak była – tzn. miękka i w sumie
aprobująca jako „zło konieczne” stan wojenny wprowadzony przez Wojciecha Jaruzelskiego. Świadczą o tym
wcześniejsze analizy CIA przekazywane do wiadomości min. Alexandra Haiga.
Np. w memorandum Biura Wywiadu i Studiów Departamentu Stanu dla sekretarza stanu z dnia 15 czerwca 1981
r. pisano: „Pierwszym sposobem obrony Polski przed interwencją radziecką byłaby próba zniechęcenia poprzez
okazanie jedności narodowej, która sugerowałaby maksymalny opór. Polacy mogliby się uciec do ogłoszenia
stanu wojennego i rozmieścić oddziały armii w kluczowych miejscach nie po to, by powstrzymać ruch robotniczy,
lecz by zmaksymalizować czynnik odstraszający, przygotowując się do obrony przez atak.
W miarę narastania napięć Jaruzelski może dodatkowo ogłosić stan wyjątkowy lub jakiś wariant stanu
wojennego, aby przygotować naród na grożącą radziecką inwazję. Pod koniec marca wydawało się, że
Polacy myślą o wprowadzeniu stanu wojennego, gdyby „Solidarność” zrealizowała groźbę ogólnokrajowego
strajku. Rosjanie zdawali się przygotowywać do interwencji w ramach wsparcia, gdyby Polacy nie mogli lub nie
chcieli opanować sytuacji na własną rękę. Jednak ogłoszenie stanu wojennego w tym momencie byłoby
czymś innym; stan wojenny miałby być środkiem na zapobieżenie niepokojom społecznym, pozbawiając
tym samym Rosjan pretekstu do interwencji.Pozwoliłby również utrzymać polskie siły zbrojne w stanie
podwyższonej gotowości bojowej, umożliwiając im szybszą reakcję w razie radzieckiego”.
Gra z Jaruzelskim
Dokument może wydać się szokujący, ale takie opinie były w CIA i w otoczeniu Haiga bardzo popularne. Wynika
z nich nawet, że Jaruzelskiego traktowano tam jako polityka, z którym można podjąć grę. I taka gra się
toczyła. Toczył ją min. ambasador USA w Polsce. Autor tak to opisuje: „Stany Zjednoczone miały plany, polskie
władze o tym wiedziały, agenci amerykańskiego wywiadu wiedzieli, że polskie władze wiedzą, że Stany
Zjednoczone znają plany. W tych okolicznościach polskie władze rozsądnie założyły, że amerykańscy urzędnicy
spodziewają się, że polscy przywódcy będą obserwować sygnały i reakcje Waszyngtonu. Reakcji zaś nie było.
Mniej więcej dwa tygodnie po ucieczce Kuklińskiego (i trzy tygodnie przed wprowadzeniem stanu wojennego)
Jaruzelski spotkał się z amerykańskim ambasadorem w Polsce Francisem Meehanem. Do spotkania doszło na
prośbę ambasadora, tuż przed jego planowym wyjazdem do Waszyngtonu na konsultacje.Meehan sugerował
wówczas, że ponieważ Jaruzelski już wiedział, że Stany Zjednoczone dysponują planami stanu
wojennego, unikałby tego spotkania, gdyby niepokoił się ewentualną konfrontacją czy pytaniami, jakie
77
ambasador mógłby mu zadać zgodnie z instrukcjami Waszyngtonu. Meehan przypuszczał, że Jaruzelski
zgodził się na spotkanie dla zmyłki, prezentując się „rzeczowo jak zwykle”.
Jednak równie prawdopodobnym wytłumaczeniem zachowania Jaruzelskiego może być chęć wysondowania, co
Stany Zjednoczone zamierzają zrobić z informacjami o planach stanu wojennego. Założył, co zrozumiałe, że
amerykański ambasador w Polsce dostał najświeższe – i najdokładniejsze – informacje o stanie wojennym oraz
że wie, iż Jaruzelski zdaje sobie sprawę, że trafiły one do Stanów Zjednoczonych. W tych okolicznościach byłoby
naiwnością ze strony Jaruzelskiego oczekiwać, że uda mu się zachować zwyczajowy wizerunek tylko dzięki temu,
że zgodzi się na spotkanie i pominie ten temat. Miał wszelkie powody przypuszczać, że amerykański
ambasador, prosząc o spotkanie, po ucieczce Kuklińskiego, który najprawdopodobniej powiedział
Amerykanom, że polskie władze planują wprowadzenie stanu wojennego, chciał przedstawić wstępną
reakcję Stanów Zjednoczonych. Fakt, że nie było żadnej oficjalnej reakcji Stanów Zjednoczonych, mógł
sprawiać wrażenie, że Amerykanie zamierzają wyrazić swoją opinię kanałami dyplomatycznymi.
W tej sytuacji Jaruzelski rozsądnie zgodził się na spotkanie, aby sprawdzić, co powie amerykański ambasador
zgodnie z otrzymanymi z Waszyngtonu instrukcjami. Meehan podkreślił, że Jaruzelski wybrał dość nietypową
porę – wieczorem między 20.30 a 22.00. Po spotkaniu Jaruzelski, co zrozumiałe, uznał brak oświadczenia
za sygnał, że Stany Zjednoczone nie zamierzają nic zrobić.
Niektórzy zachodni badacze przynajmniej po części zinterpretowali sytuację podobnie jak generał: brak reakcji
Stanów Zjednoczonych odzwierciedlał pogląd Waszyngtonu, że stan wojenny jest „mniejszym złem”.
Wcześniejsze oświadczenia amerykańskiego rządu potępiające Moskwę za groźby użycia wojska i podkreślające
prawo Polaków „do samodzielnego rozwiązania własnych problemów” prasa już wcześniej opisała jako niejasne,
nieodnoszące się jednoznacznie do wewnętrznej rozprawy wojskowej”.
Bolesna prawda
Pomimo tego, że autor książki nie zgadza się z niektórymi wyjaśnieniami i interpretacjami przedstawianymi przez
Jaruzelskiego – to odrzuca jednocześnie jednostronne oceny na jego temat. Pisze m.in.: „Wiele starań
Jaruzelskiego, by usprawiedliwić własne działanie, może się wydać obłudnymi, ale liczne źródła
wykazują, że jego troska o konsekwencje przemocy na dużą skalę i niechęć do radzieckiej pomocy
militarnej były szczere”. Takie też oceny panowały w Waszyngtonie w 1981 roku, dlatego – zgodnie z tezami
raportu CIA z czerwca 1981 roku – stan wojenny uznano tam za działanie de facto wykluczające bezpośrednią
interwencję ZSRR. Konsekwencją takiego podejścia było późniejsze poparcia dla Jaruzelskiego jako polityka w
końcu lat 80., łącznie z apelem Georga Busha wspierającym kandydaturę generała na urząd prezydenta RP.
Polityczny show w wykonaniu Ronalda Reagana, którego nawet w Ameryce nie traktowano do końca poważnie –
nie zmienia tej optyki. W Polsce jednak woli się o tym nie pamiętać, pielęgnując skrajnie jednostronne tezy, które
żaden poważny badacz nie brałby pod uwagę. Książka McEachina jest rzeczowa, pozbawiona napastliwego
języka i dążenia za wszelką cenę do sensacji. Być może dlatego mało się o niej mówi. No cóż, niektórzy bardzo
nie lubią, jak ktoś im kwestionuje wyznawane dogmaty.
Jan Engelgard
Douglas J. MacEachin, „Amerykański wywiad i konfrontacja w Polsce 1980-1981”, REBIS, Poznań 2011,
ss. 296.
źródło: myslpolska.pl
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/12/cia-chciala-stanu-wojennego/
78
Podsłuchy i billingi. Służby łamią konstytucję?
12 grudnia 2011
Ustawowe zapisy o stosowaniu podsłuchów przez służby specjalne oraz o ich dostępie do billingów
obywateli są niekonstytucyjne – uznał Prokurator Generalny w opinii dla Trybunału Konstytucyjnego.
Podkreślił, że „niejawność czynności operacyjnych czyni je podatnymi na nadużycia”. Dodał, że
zaskarżone zapisy zawierają otwarte katalogi środków technicznych umożliwiających kontrolę operacyjną
– która w sumie jest możliwa w 200 sytuacjach. Zwrócił uwagę, że np. SKW może stosować kontrolę
operacyjną nie tylko dla wykrywania przestępstw, ale także dla działań „kontrolnych, planistycznych bądź
analitycznych”.
Użycie zwrotów typu „w szczególności” pozostawia służbom zbyt szerokie ramy interpretacyjne – uważa
wiceprokurator generalny. To z kolei sprzyja arbitralności decyzji zarówno co do użycia poszczególnych środków
technicznych, jak i charakteru zdobywanych informacji. Według Hernanda „praktycznym ograniczeniem służb w
zakresie kontroli operacyjnej stają się nie uwarunkowania prawne, ale aktualne możliwości finansowe służb i ich
dostęp do najnowocześniejszych zdobyczy technologicznych”. Hernand uważa, że także sami obywatele nie mają
wystarczającego rozeznania, w jakich okolicznościach i na jakich warunkach władze mogą niejawnie ingerować w
ich prywatność. Dlatego zaskarżone zapisy godzą nie tylko w konstytucyjne prawa jednostki, ale i w „nakaz
dochowania przyzwoitej legislacji” – napisał Hernand.
1 sierpnia br. Lipowicz zaskarżyła do TK ustawy o tych samych dziewięciu służbach w zakresie udostępniania im
danych telekomunikacyjnych. Chodzi o informacje, czyj jest dany numer telefonu komórkowego, o wykazy
połączeń, o dane o lokalizacji telefonu oraz o numer IP komputera. RPO kwestionuje m.in., że ustawy nie regulują
precyzyjnie celu gromadzenia billingów oraz nie nakazują służbom niszczenia tych, które okażą się nieprzydatne.
Lipowicz podkreśla też, że nie przewiduje się wyłączeń od zasady swobodnego dostępu do billingów żadnej
kategorii osób – choć mogą być one objęte tajemnicą notarialną, adwokacką, lekarską lub dziennikarską.
Zdaniem Hernanda przepisy te godzą w prawo do prywatności, swobodę komunikowania się i autonomię
informacyjną jednostki. Ich niekonstytucyjność wynika m.in. – jak i przy poprzedniej skardze RPO – z braku
precyzji, niedookreśloności i niepełności zapisów dających służbom prawo wkraczania w sferę konstytucyjnych
praw i wolności.
Zastępca Seremeta podkreślił, że katalog sytuacji, w których służby mogą sięgać po billingi, jest wielokrotnie
szerszy niż przy kontroli operacyjnej. Zwrócił uwagę, że trzy z dziewięciu służb mogą sięgać po billingi nawet przy
przestępstwie „wyrębu drzewa o wartości 76 zł”. Według niego nie sposób jest określić liczby sytuacji, w których
służby mogą żądać billingów. Hernand podzielił argumenty RPO o braku sądowej kontroli pozyskiwania billingów,
niepowiadamiania zainteresowanych o prowadzonych wobec nich działaniach (choćby po ich zakończeniu) i
nierespektowania tajemnicy zawodowej wskazanych kategorii osób. Powołał się też na brak zapisów o niszczeniu
danych nieprzydatnych dla dalszego postępowania.
Obecnie dziewięć służb może stosować podsłuchy, podgląd itp. Mogą to robić tylko za zgodą sądu dla wykrycia
wymienionych w odpowiednich ustawach najgroźniejszych przestępstw oraz gdy inne środki są nieskuteczne.
Prasa często donosi o nieprawidłowościach. Dziś operatorzy muszą na własny koszt i na każde żądanie
udostępniać służbom billingi, także online. Mają też nakaz najdłuższego w UE czasu przechowywania danych –
przez dwa lata. W ub.r. uprawnione organy, w tym m.in. tajne służby, pytały o te dane 1,4 mln razy – co jest
rekordem w UE. Po te dane sądy sięgają nawet w sprawach rozwodowych, co jest sprzeczne z dyrektywą UE.
Zdaniem organizacji pozarządowych służby nadużywają swego prawa i nie liczą się z konstytucyjną ochroną
prywatności obywateli.
Minister Jacek Cichocki zapowiadał, że rząd nie będzie bronił obecnych rozwiązań ws. billingów. W październiku
informował, że gotowa jest już propozycja ograniczenia okresu przechowywania bilingów do jednego roku,
ograniczenia zakresu ich wykorzystywania do ścigania poważnych przestępstw oraz zwiększenia kontroli nad
79
wykorzystywaniem tych danych, w tym powołania w służbach pełnomocników do ich ochrony. Cichocki nie widzi
zaś możliwości sądowej kontroli nad dostępem służb do billingów oraz wyłączenia spod tych przepisów np.
dziennikarzy. Media wiele razy podkreślały, że swobodny wgląd służb czy prokuratury w billingi reporterów grozi
ujawnieniem ich źródeł – które przecież są prawnie chronione.
źródło: PAP
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/12/podsluchy-i-billingi-sluzby-lamia-konstytucje/
Polska – unijne centrum inwigilacji ludzi
17 marca 2012
Pobiliśmy kolejny rekord: w 2011 roku tylko sama policja występowała o billingi Polaków 2 mln razy.
Choć liczba przestępstw prawie nie drgnęła, służby zaglądały w nasze dane o 700 tys. razy więcej niż rok
wcześniej. Do występowania do operatorów komórkowych o dane abonentów, wykazy połączeń,
informacje o lokalizacji telefonów i użytkowników uprawnione są policja, prokuratura i służby. Już 2010
rok pokazał, że korzystają z tego prawa ochoczo. Wtedy występowały o dane 1,3 mln razy. To oznaczało,
że jesteśmy najbardziej inwigilowanym narodem w Europie.
Dane za 2011 rok są jeszcze bardziej szokujące. Oficjalne wyliczenia są już w ABW, największej polskiej służbie
specjalnej, oraz w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.
– W 2010 roku skierowaliśmy 141 tys. zapytań do operatorów, a w ubiegłym tylko 126 250 – mówi rzecznik ABW
Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska. Odwrotnie było w CBA: tu liczba wystąpień wzrosła z 39 tys. w 2010 do 70
808 w ubiegłym roku. – Ale aż 62 054 razy chodziło jedynie o identyfikację abonenta – broni się rzecznik CBA
Jacek Dorzyński.
Jeszcze częściej robiła to policja – według wstępnych wyliczeń 2 mln razy. Rzecznik Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych Małgorzata Woźniak zapytana, skąd taki skok, odpowiedziała jedynie, że odbywa się to „zgodnie z
prawem i jedynie w celu ustalenia sprawców”. – By zyskać dane dotyczące jednego numeru, policjant musi
zapytać co najmniej pięciu operatorów komórek i kilku telefonii stacjonarnej. Jeśli numer jest dzierżawiony
80
mniejszemu usługodawcy, to okazuje się, że już 10 zapytań skierowaliśmy. Proszę teraz wyobrazić sobie
rozpracowywanie grupy przestępczej, która używa 200 numerów – tłumaczy Woźniak.
Ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, były wiceminister spraw wewnętrznych Zbigniew Rau uważa, że taki wzrost
związany jest z coraz częstszym stosowaniem przez policję analizy kryminalnej. – Jej przydatność pokazuje
głośna sprawa Madzi z Sosnowca. Gdy matka zawiadomiła o porwaniu dziecka, sprawdziliśmy, jak poruszał się
jej telefon. Zyskaliśmy mocne poszlaki, że kłamie – wyjaśnia. Funkcjonariusze dysponują zaawansowanymi
aplikacjami, które analizują dane od operatorów – już od wielu lat nikt nie musi ślęczeć nad kolumnami cyfr. Ta
łatwość to kolejny powód, dla którego tak chętnie sięgają po te informacje.
Politycy rządzącej PO pod naciskiem opinii publicznej obiecywali ograniczenie „ciekawości” służb i gwarantujące
to zmiany ustawowe. Jeden z pomysłów – aby billingi poddać kontroli sądu, tak jak podsłuchy – przepadł z
powodu oporu samego środowiska sędziowskiego. – Oczekiwanie, że sędzia rzetelnie przyjrzy się kilkudziesięciu
wnioskom dziennie o billingi, jest naiwnością. To służby i ich cywilni nadzorcy muszą wypracować mechanizmy
ograniczające – wyjaśnia Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości i sędzia sądu okręgowego.
Wbrew obietnicom rządu poziom ciekawości służb wobec obywateli wciąż rośnie.
Robert Zieliński
źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2012/03/polska-unijne-centrum-
inwigilacji-ludzi/
Informacja – złoto XXI wieku
7 grudnia 2011
Od początku ludzkości informacja była cennym towarem, choć nie
zawsze ludzie byli tego świadomi. Współcześnie rola informacji została doceniona. Spotykamy się z nią
na każdym kroku – dzięki niej pracujemy, kontaktujemy się, zdobywamy wiedzę. Nie bez powodu mówimy
dziś o społeczeństwie informacyjnym. W pewnym sensie informacja to motor postępu w każdej dziedzinie
życia.Bez informacji postęp stanąłby dzisiaj w miejscu. Dla przedsiębiorstwa najważniejsza jest tak zwana
informacja biznesowa, czyli dane, fakty i statystyki potrzebne firmie do podejmowania decyzji. Z
działalnością firmy wiąże się też informacja handlowa, czyli – w największym skrócie – reklama. Dzięki
niej można poinformować potencjalnych odbiorców o oferowanych produktach bądź usługach. Szybki
dostęp do rzetelnej informacji pozwala skutecznie zarządzać, kształtować własną strategię i prześcigać
konkurencję. Harmonijny rozwój zakłócić mogą jednak różne czynniki wewnętrzne i zewnętrzne. Dla
81
każdej firmy ochrona posiadanych informacji powinna być priorytetem tak, aby zapobiec
nieprzewidzianemu uderzeniu w reputację firmy lub jej finanse.
Kryzys w zależności od skali może zachwiać nawet strukturą organizacyjną. Sytuacje kryzysowe przychodzą
przeważnie w najmniej oczekiwanym momencie, dlatego też cały czas trzeba być tego świadomym i podejmować
środki zapobiegawcze. Rozwiązaniem służącym minimalizacji ryzyka związanego z utratą danych jest System
Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji (SZBI). Jego główne cele to zapewnienie nieprzerwanej dostępności i
bezpieczeństwa systemów informatycznych, dostępności wykorzystywanych systemów produkcyjnych i
świadczonych usług oraz ciągłość działania i bezpieczeństwo procesów biznesowych. Poprawnie wdrożony SZBI
pozwala ocenić słabe i mocne strony firmy, a w efekcie określić poziom ryzyka, na jaki firma może sobie pozwolić.
Wymagania niezbędne do wdrożenia Systemu Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji określa norma ISO/IEC
27001:2005. Zawiera wytyczne do ochrony dóbr informacyjnych w każdym punkcie ich przetwarzania i dostępu.
Obejmuje aspekt ochrony fizycznej, zabezpieczenie dostępu do informacji, a także bezpieczeństwo ich
przetwarzania zarówno w formie tradycyjnej, jak i informatycznej. Uwzględnia też problemy odbudowy zasobów w
przypadku zaistnienia nieprzewidzianych zdarzeń mających wpływ na ciągłość działania biznesowego.
Pierwszy krok do uruchomienia Systemu Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji to wdrożenie polityki
bezpieczeństwa informacji, czyli nadrzędnego dokumentu określającego sposób działania z poszczególnymi
grupami informacji chronionych w firmie. Następnie należy zidentyfikować i zinwentaryzować zasoby, które mają
być chronione. Wobec każdego aspektu ochrony zasobu danych konieczna jest ocena ryzyka, a potem ustalenie
sposobu postępowania z nim, czyli wdrożenia zabezpieczeń minimalizujących ryzyko. Jednym z niezwykle
istotnych elementów wdrażania SZBI jest wypracowanie świadomości istoty ochrony informacji oraz ciągłe
szkolenie kadry w tym zakresie. Można się tak chronić na wypadek niekontrolowanego wypływu informacji
spowodowanego przez pracownika.
Nie każdy pamięta, że ochrona własności intelektualnej firmy jest obowiązkiem pracownika. Standardem są już
zapisy w umowach o pracę dotyczące zachowania poufności oraz nie ujawniania informacji stanowiących
tajemnicę służbową – zarówno w okresie, w którym pracownik jest związany z firmą, jak i po rozwiązaniu umowy.
W przypadku ujawnienia informacji przez byłego pracownika były pracodawca może wystąpić na drogę sądową.
Podobnie jak w przypadku wirusów komputerowych, nie ma stuprocentowego zabezpieczenia przed
nieuprawnionym wyniesieniem informacji przez pracowników. Konieczne jest wprowadzenie pewnych
zabezpieczeń prowadzących do zminimalizowania takiego niebezpieczeństwa, ponieważ najczęściej wynika ono
z niewiedzy człowieka lub przypadku. Odpowiednia dbałość o bezpieczeństwo informacji powinna być zachowana
w całym okresie życia informacji: od jej powstania aż do jej trwałego zniszczenia.
Należy zacząć od uporządkowania zasad korzystania z firmowego sprzętu: każdy laptop czy komputer
stacjonarny musi mieć przypisanego użytkownika, tak aby można było wskazać właściciela zgromadzonych w
formie elektronicznej informacji oraz zobowiązać go do ochrony tych zasobów. Zablokowanie możliwości
kopiowania danych na nośniki zewnętrzne (zwłaszcza na pamięci masowe) nie zapobiegnie może umyślnej
kradzieży danych, ale spowoduje ograniczenie ryzyka zarażenia systemów złośliwym oprogramowaniem.
Zmniejszy się również ryzyko nieumyślnego rozpowszechniania informacji. Pamięć USB to małe urządzenia,
które nosimy z sobą wszędzie. Ryzyko kradzieży lub po prostu zagubienia jest duże – nie obserwujemy przecież
swojego pendrive’a przez 24 godziny na dobę. Przekazujemy go kolegom, znajomym, a czasem również osobom
obcym.
Kolejnym elementem dobrze zaprojektowanego Systemu Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji jest
kryptografia, czyli szyfrowanie danych. W większości przypadków popularne metody kryptograficzne dostatecznie
ukrywają dane przed niepowołanymi użytkownikami. Należy jednak pamiętać, że każda metoda kryptograficzna
82
jest bezpieczna, jeśli w momencie jej powstania nie istnieją metody i środki, które mogą ją złamać. Stale trzeba
aktualizować stosowane rozwiązania i śledzić nowinki na temat bezpieczeństwa informacji.
Działania związane z minimalizowaniem możliwości wycieku informacji mogą się komuś wydawać przesadne i
drastyczne. Jednak ze statystyk wynika, że najczęściej do wypływu informacji chronionych z firmy dochodzi z
powodu niestosowania zabezpieczeń. Główny ciężar strat spowodowany takimi wyciekami ponosi
przedsiębiorstwo, ponieważ konkurencyjność firm zależy od ich reputacji. W przypadku wycieku informacji to
właśnie reputacja firmy ucierpi w pierwszej kolejności. Straty takie są praktycznie niewymierne, odzyskiwanie
utraconego zaufania klientów trwa długo i wymaga wysokich nakładów.
W grupie wysokiego ryzyka znajdują się firmy, które pozwalają swoim pracownikom korzystać z urządzeń
przenośnych. Jak dowodzą badania, korzystanie ze sprzętów mobilnych to przyczyną połowy przypadków
wycieku informacji. Tymczasem wycieki danych za pośrednictwem internetu to „tylko” 12% przypadków. Jednak
głównym zagrożeniem dla firmy jest brak dyscypliny pracowników – w 2008 roku zaniedbanie było przyczyną
wycieku informacji aż w 77% przypadków.
Jak firmy strzegą swoich tajnych informacji
W 1936 roku w fabryce Wedla powstało „Ptasie Mleczko”. Nazwa, jak mówi anegdota, powstała w chwili, gdy
mistrz cukierniczy zaprezentował swój świeżo opracowany wyrób. Gdy zaczęto zastanawiać się, jaką powinien
mieć nazwę, padło pytanie: „Czego potrzeba do szczęścia człowiekowi, który ma już wszystko?”. Wtedy ktoś
odpowiedział: „ptasiego mleczka” – i tak już zostało. Po latach okazało się, że nazwa jest strzałem w dziesiątkę.
Pracownicy Wedla uważają ponadto, że sukces tkwi w przechowywaniu do dziś w tajemnicy receptury, którą
przez lata poznawali tylko najbardziej zaufani i starannie dobierani pracownicy. Następcom przekazywali ją
dopiero przy przejściu na emeryturę. Każdy z mistrzów cukiernictwa zna tylko ten fragment przepisu, nad sam
którym pracuje. Przygotowany element przekazuje koledze, który poddaje go dalszej obróbce. Nad całością
czuwa główny koordynator, który zawiaduje całym procesem produkcji „Ptasiego Mleczka“. Metoda, jak widać,
jest skuteczna od wielu lat. Wciąż nie brakuje naśladowców, jednak smak wedlowskiego „Ptasiego Mleczka“
nadal jest unikalny.
Gwałtowny rozwój wymiany informacji, technologii i wzrost tempa pracy spowodowały, że wiele cennych danych
jest na wyciągnięcie ręki. Kto ma informacje, ten ma władzę. Posiadając łatwy dostęp do informacji, możemy
podejmować racjonalne decyzje, a – co najbardziej istotne – możemy analizować materiały i odpowiednio
wcześnie podjąć działania zapobiegające niepożądanym sytuacjom.
Odpowiednie zarządzanie informacją jest bardzo ważnym elementem walki z sytuacją kryzysową.
Magdalena Dłużewska – Biuro Ryzyka i Bezpieczeństwa Informacji Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo
Hestia SA
źródło: wnp.pl
Podziel się tym artykułem ze znajomymi:
http://diarium.pl/2011/12/informacja-zloto-xxi-wieku/
83
Były szef Mosadu: ostrożnie z atakiem na Iran
11 marca 2012
Były szef Mosadu Meir Dagan uważa, że Izrael
musi zastanowić się nad alternatywą dla militarnego uderzenia na
obiekty nuklearne Iranu. Zasugerował jako alternatywne działanie
wsparcie grup irańskiej opozycji. Na konieczność ostrożnego
podejścia do sprawy ewentualnego ataku Dagan wskazał w
wywiadzie dla programu amerykańskiej telewizji CBS, 60 Minutes,
który zostanie nadany w niedzielę, 11 marca. Fragmenty programu
udostępniono 9 marca.
„Atak na Iran przed zbadaniem wszystkich innych sposobów nie jest
właściwym podejściem” – powiedział były szef izraelskiego wywiadu. I
dodał, mając na myśli irańskie grupy opozycyjne: „Jest naszym
obowiązkiem pomóc każdemu, kto chce zademonstrować otwarty
sprzeciw wobec reżimu w Iranie”. O ewentualnych działaniach
wojskowych przeciw Iranowi mówił niedawno kilkakrotnie premier Izraela
Benjamin Netanjahu. Po powrocie z rozmów z prezydentem USA
Barackiem Obamą Netanjahu oświadczył 8 marca wieczorem w
izraelskiej telewizji, że woli rozwiązanie dyplomatyczne, lecz opcję
militarną pozostawia otwartą.
„Nie zaakceptujemy posiadania przez Iran broni nuklearnej, gdyż jest to
zagrożenie dla naszej egzystencji” – powiedział Netanjahu. Dodał, że
atak na Iran „chociaż nie jest kwestią dni czy tygodni, to też i nie lat”.
Były doradca Netanjahu ds. bezpieczeństwa Uzi Arad powiedział w
piątek izraelskiej rozgłośni wojskowej, że atak to „kwestia miesięcy”. Meir
Dagan kierował Mosadem od 2002 do początków 2011 roku. Od czasu
dymisji wypowiada się publicznie przeciwko ewentualnemu atakowi
militarnemu Izraela na Iran. Zachód podejrzewa Iran o potajemne
prowadzenie prac nad bronią atomową; władze w Teheranie
konsekwentnie twierdzą, że ich program nuklearny ma charakter czysto
cywilny.
źródło: PAP
http://diarium.pl/2012/03/byly-szef-mosadu-ostroznie-z-atakiem-na-iran/