A co ty zrobisz, żeby dostać pracę?

5
Katarzyna Pawłowska-Salińska, Marta Piątkowska 2011-12-01, ostatnia aktualizacja 2011-11-28 10:49 Paweł Bareja (z lewej) studiował w Lublinie, pracuje w Gorzowie. Jurek Dąbrowski miał już pierwszy staż FILIP KLIMASZEWSKI "Oburzeni do odzysku" - to nasz akcja, w której chcemy pokazać, że młodych można odzyskać. Że wystarczą dobre rozwiązania, by mogli wejść na rynek pracy. Ale co oni sami są gotowi zrobić, by znaleźć zatrudnienie? Paweł Bareja, Lublin , 26 lat Ukończyłem chemię na UMCS w Lublinie. Po dyplomie przez miesiąc wstawałem o godz. 6 i do 15 rozsyłałem aplikacje po Polsce. Nie chciałem podjąć pracy na słuchawce, gdzie oferowano mi trzy tygodnie pracy za darmo. Nie chciałem się też samozatrudnić i zostać "mobilnym pracownikiem biurowym". Rynek, zwłaszcza lubelski, jest przesycony takimi ogłoszeniami. A co ty zrobisz, żeby dostać pracę? Po miesiącu pojawiła się pierwsza oferta pracy w zawodzie. Na rozmowie kwalifikacyjnej wypadłem świetnie. Sprawa rozbiła się o pieniądze. Pracodawca nie mógł zaoferować mi więcej niż 1500 zł brutto w Warszawie w zawodzie chemika. Później dostałem drugą propozycję. Miałem trzy dni na spakowanie rzeczy, załatwienie spraw, czekał mnie wyjazd spod granicy wschodniej pod zachodnią. Na jakie ustępstwa powinni młodzi ludzie powinni być gotowi, jeśli chcą znaleźć dobra pracę? Czasami na każde. Zostawiłem miasto, które kocham, które rozumiem, w którym czuję się jak w domu. Zostawiłem kochającą kobietę, cały mój świat, który budowałem latami. Pracuję jako laborant chemiczny w firmie farmaceutycznej w Gorzowie Wielkopolskim. Cudów nie ma. Pieniądze nie są rewelacyjne, ale pochylam głowę, że tak trzeba, że to moja pierwsza praca w zawodzie. I że i tak miałem dużo szczęścia, że to przepustka do lepszego jutra, że dzięki temu nabiorę doświadczenia i może miasto, które dało mi wykształcenie, nie odrzuci mnie kolejny raz i da szansę na powrót. Czuję się tutaj bardzo obco. Nie mam i nie chcę mieć tu przyjaciół ani znajomych. Mam ponad 700 km od domu, ale mam pracę. Dlaczego mamy ustępować? Iwona, Kęty pod Bielsko-Białą, 27 lat Mam wyższe wykształcenie w

Transcript of A co ty zrobisz, żeby dostać pracę?

Page 1: A co ty zrobisz, żeby dostać pracę?

Katarzyna Pawłowska-Salińska, Marta Piątkowska

2011-12-01, ostatnia aktualizacja 2011-11-28 10:49

Paweł Bareja (z lewej) studiował w Lublinie, pracuje w Gorzowie. Jurek Dąbrowski miał już pierwszy staż

FILIP KLIMASZEWSKI

"Oburzeni do odzysku" - to nasz akcja, w której chcemy pokazać, że młodych można odzyskać. Że wystarczą dobre rozwiązania, by mogli wejść na rynek pracy. Ale co oni sami są gotowi zrobić, by znaleźć zatrudnienie?

Paweł Bareja, Lublin, 26 lat

Ukończyłem chemię na UMCS w Lublinie. Po dyplomie przez miesiąc wstawałem o godz. 6 i do 15 rozsyłałem aplikacje po Polsce. Nie chciałem podjąć pracy na słuchawce, gdzie oferowano mi trzy tygodnie pracy za darmo. Nie chciałem się też samozatrudnić i zostać "mobilnym pracownikiem biurowym". Rynek, zwłaszcza lubelski, jest przesycony takimi ogłoszeniami.

A co ty zrobisz, żeby dostać pracę? Po miesiącu pojawiła się pierwsza oferta pracy w zawodzie. Na rozmowie kwalifikacyjnej wypadłem świetnie. Sprawa rozbiła się o pieniądze. Pracodawca nie mógł zaoferować mi więcej niż 1500 zł brutto w Warszawie w zawodzie chemika. Później dostałem drugą propozycję. Miałem trzy dni na spakowanie rzeczy, załatwienie spraw, czekał mnie wyjazd spod granicy wschodniej pod zachodnią. Na jakie ustępstwa powinni młodzi ludzie powinni być gotowi, jeśli chcą znaleźć dobra pracę? Czasami na każde. Zostawiłem miasto, które kocham, które rozumiem, w którym czuję się jak w domu. Zostawiłem kochającą kobietę, cały mój świat, który budowałem latami. Pracuję jako laborant chemiczny w firmie farmaceutycznej w Gorzowie Wielkopolskim. Cudów nie ma. Pieniądze nie są rewelacyjne, ale pochylam głowę, że tak trzeba, że to moja pierwsza praca w zawodzie. I że i tak miałem dużo szczęścia, że to przepustka do lepszego jutra, że dzięki temu nabiorę doświadczenia i może miasto, które dało mi wykształcenie, nie odrzuci mnie kolejny raz i da szansę na powrót.

Czuję się tutaj bardzo obco. Nie mam i nie chcę mieć tu przyjaciół ani znajomych. Mam ponad 700 km od domu, ale mam pracę.

Dlaczego mamy ustępować?

Iwona, Kęty pod Bielsko-Białą, 27 lat Mam wyższe wykształcenie w dziedzinie rachunkowość, finanse, administracja. Pracy szukam od października zeszłego roku. Nie mam wysokich, wymagań: umowa o pracę czy nawet umowę na zastępstwo na trzy miesiące (byle nie umowa zlecenie!), wynagrodzenie w stawce minimalnej, czyli 1386 zł lub, jak to ma być od przyszłego roku, 1500 zł brutto. Fajnie, gdyby pracodawca powiedział, że to na dobry początek i że jak się sprawdzę, jest możliwość podwyżki.

Moje wymagania co do umowy wynikają z tego, że mam już swoje lata, a dotąd na koncie stażu pracy: zero. Nic mi się nie liczy do emerytury czy renty.

Nie mam natomiast wymagań co do rodzaju pracy: pracowałam już jako sprzedawca, pracownik fizyczny (taśma produkcyjna) czy pracownik biurowy.

Jestem młoda, nie mam rodziny, nic nie trzyma mnie w mieście, w którym mieszkam. Mogłabym się przenieść nawet na drugi koniec Polski. Poszłabym na jakiś kurs, ale to kosztuje. Po co mi kolejny papierek czy umiejętność, skoro może mi się do niczego nie przydać? Tu, gdzie mieszkam, liczą się znajomości i doświadczenie.

Dlaczego młodzi mają ciągle iść na ustępstwa? A pracodawcy nie? Dlaczego jak firma szuka młodej kadry, nie pośle ich na kurs? Wymaga się od nas doskonałej

Page 2: A co ty zrobisz, żeby dostać pracę?

znajomości języka i nie wiadomo jakich umiejętności. Utarło się, że osoby z wyższym wykształceniem poszukują nie wiadomo jakich stanowisk za nie wiadomo jak wysokie wynagrodzenie. Owszem, są tacy, ale wiele osób z wyższym wykształceniem chce po prostu pracować.

Ciężko pracować, ale nie dać się wykorzystywać

Jurek Dąbrowski, Warszawa, 21 lat

Studiuję na drugim roku filologii białoruskiej, więc moje doświadczenie z wchodzeniem na rynek pracy nie jest zbyt imponujące. We wrześniu byłem na miesięcznym stażu w popularnym portalu informacyjnym. Odpowiadałem za dodawanie treści, multimediów, robiłem drobne poprawki redakcyjne. Bardzo mi się podobało i wiem, że się sprawdziłem, ale ze względu na rok akademicki musiałem odejść. Obowiązków nauczyłem się w cztery dni. To jedna z podstawowych umiejętności mojego pokolenia, dobrze radzimy sobie z komputerami i wiele rzeczy jest dla nas intuicyjnych. Myślę, że dzięki temu okres adaptacji młodych pracowników jest znacznie krótszy niż ich starszych kolegów.

Kiedy myślę o pierwszej pracy, to wiem, czego oczekuję. Chciałbym móc się rozwijać i robić ciekawe rzeczy za dobre pieniądze. Młodych z podobnymi oczekiwaniami jest więcej niż ofert, dlatego od siebie mógłbym dać: energię, dyspozycyjność, sumienność i

zaangażowanie. Cenię odpowiedzialność, gdybym nie był w stanie wykonać powierzonych mi obowiązków - zostawałbym po godzinach. Ale nie dałbym się wykorzystywać. Często mówi się o niebotycznych wymaganiach finansowych młodych. Chciałbym zarabiać 1,5 tys. zł na rękę. Jeżeli to za dużo "na początek", zgodziłbym się na połowę stawki przez trzy miesiące okresu próbnego, pod warunkiem że dostawałbym regularnie informację od przełożonego,, jak mi idzie. Wolę uniknąć sytuacji, o których czytam w gazetach, że po trzech miesiącach ciężkiej pracy za małe pieniądze zostaje się z niczym.

Mam plan

Katarzyna, Bukareszt, 22 lata

W mojej rodzinie szanuje się pracę i dużo rozmawia o sytuacji na rynku. Dzięki temu już w klasie maturalnej wiedziałam, że edukacja to jedno, a doświadczenie zawodowe to drugie. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będą studia zaoczne, bo pozwolą mi zdobywać jedno i drugie. Przebrnęłam przez wiele prac. Byłam telemarketerką, sprzedawcą w butiku, gdzie awansowałam na stanowisko kierownicze, potem współpracowałam przy unijnych projektach. W między czasie nauczyłam się biegle angielskiego.

Dziś pracuję w Bukareszcie w jednej z

największych firm informatycznych na świecie. Mam 22 lata. Licencjat z marketingu politycznego na UW. Nie bałam się przeprowadzki, ryzyka i konieczności nauki rzeczy, które na początku były dla mnie czarną magią.

Młodzi pracownicy mają tę zaletę, że przychodzą z czystą kartą i pracodawcy mogą ich nauczyć wszystkiego tak, jak potrzebują. Są bardziej skoncentrowani na pracy, bo nie mają rodzin, nie muszą biec do dzieci i nie są tak zestresowani.

Do pracodawców mam jedną uwagę - nie powinni wymagać od studentów bądź absolwentów trzy- czy pięcioletniego doświadczenia, a takich ogłoszeń przeczytałam setki. Powinni zrozumieć, że skoro chcą zatrudniać studenta i przez to zaoszczędzić na składkach, to muszą go również przyuczyć do zawodu. Byłoby dobrze, gdyby chętniej dawali możliwość pracy na pół lub jedną czwartą etatu, aby można to pogodzić z nauką.

Staż za niewielkie pieniądze

Beata, 22 lata, Warszawa

Nigdy nie miałam problemów z nauką, więc wiedziałam, że po gimnazjum pójdę do liceum, a potem na studia. W ogólniaku

Page 3: A co ty zrobisz, żeby dostać pracę?

wybrałam klasę o profilu informatycznym, ale oznaczało to tylko więcej godzin w sali komputerowej, co niewiele mi dało. Kiedy zdawałam na studia, miałam problem. Wpadłam na pomysł, że już w liceach powinny być jakieś dni kariery, otwarte spotkania z pracodawcami, wycieczki po regionie, które pokażą, do czego możemy się za parę lat przydać. Może gdybym na godzinie wychowawczej, na której spisywało się lekcje, miała okazję porozmawiać z przedstawicielami konkretnych zawodów, ułatwiłoby mi to wybór. A tak wybrałam politologię, bo przestraszyłam się politechniki. Na studiach dziennych, szczególnie na początku, trudno szukać sensownej pracy. Propozycje, jakie dostawałam, to rozdawanie ulotek i reklamowanie jogurtów w supermarketach. Zgłosiłam się do kilku organizacji związanych z polityką i proponowałam pomoc w weekendy za darmo, ale oni wtedy nie pracowali. Chciałam coś robić, ale skutecznie podcinali mi skrzydła.

W zdobywaniu doświadczenia przede wszystkim powinny nam pomagać urzędy pracy. Wystarczy zaoferować więcej staży, żeby jak najwięcej młodych mogło z nich korzystać. Gdyby były atrakcyjne i faktycznie czegoś uczyły, zgodziłabym się brać w nich udział za naprawdę niewielkie pieniądze pokrywające chociażby dojazd do firmy.

"Nie" nadgodzinom w korporacji Mariusz Jaroszek, Lublin, 23 lata

Studiuję informatykę inżynierską na jednej z największych prywatnych uczelni w Lublinie. Od końca liceum pracuję zarobkowo, najpierw w firmie telekomunikacyjnej, później ubezpieczeniowej, teraz w biurze obsługi klienta u ogólnopolskiego operatora sieci kablowej. Mówię bardzo dobrze po angielsku, rozumiem niemiecki i rosyjski, uczę się norweskiego.

Młodzież jest dziś znacznie lepiej przygotowana do podjęcia wielu zajęć, a nawet do migracji zarobkowej niż osoby 30+ czy nasi rodzice. Nie mamy rodzin, pracujemy, zarabiamy, pieniądze wydajemy na rzeczy, które reklamują w internecie czy telewizji, wszystko się kręci - gospodarka wolnorynkowa.

Ale pracodawcy, mając świadomość, że rynek pracy w Polsce jest trudny, potrafią to wykorzystać. Nie jestem gotowy ustąpić, gdy szef chce np. ograniczać mój czas prywatny. Nie ustąpiłbym, gdyby nie był gotów do ustalenia grafiku pracy, bo zazwyczaj przedkładam zajęcia na uczelni (studiuję dziennie) nad pracę. Grafik to dla mnie priorytet.

Znajomi, którzy pracują w lubelskim call center ogólnopolskiego operatora komórkowego, opowiadają, że kierownik zmiany na kwadrans przed wyjściem wysyła maila z poleceniem pracy jeszcze przez dwie godziny. Nikt się nie sprzeciwia.

Źródło: Gazeta Wyborcza