7

12
17.11.2010, NR 7 PONADTO W NUMERZE: PIÓRA W DŁOŃ! KRAKÓW STOLI- CĄ LITERATURY CO LUBIĄ TYGRYSKI? MATEMATYKA - TO LUBIĘ! ZAMASKOWANY PÓŁMETEK Mapa w sercu ukryta... Bilbordowe szczęście Face to face with Poland

description

ZAMASKOWANY PÓŁMETEK MATEMATYKA - TO LUBIĘ! CO LUBIĄ TYGRYSKI? KRAKÓW STOLI- CĄ LITERATURY PONADTO W NUMERZE: PIÓRA W DŁOŃ! 17.11.2010, NR 7 Zespół redakcyjny: Marcin Sawczak: [email protected] Jakub Biel: [email protected] Roman Klin: [email protected] TO MIEJSCE CZEKA NA TWOJE IMIĘ!!! GOODNEWS NAKŁAD: 70 egzemplarzy STR. 2

Transcript of 7

Page 1: 7

1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

PONADTO

W NUMERZE:

PIÓRA W DŁOŃ!

KRAKÓW STOLI-

CĄ LITERATURY

CO LUBIĄ

TYGRYSKI?

MATEMATYKA

- TO LUBIĘ!

ZAMASKOWANY

PÓŁMETEK

Mapa w sercu

ukryta...

Bilbordowe

szczęście

Face to face

with Poland

Page 2: 7

S T R . 2

G O O D N E W S

Redagowanie szkolnej gazetki

to inicjatywa zwykle skazana na nie-

powodzenie. Na początku entuzja-

zmu jest co niemiara. Któż z nas nie

marzył kiedyś o karierze dziennika-

rza? Później jednak każdy ma

„ważniejsze” sprawy na głowie

i cała akcja kończy się fiaskiem.

Nie dawano nam większych

szans na przetrwanie. Bo trudno jest

pogodzić obowiązki na studiach z

wydawaniem tygodnika.

A przede wszystkim dlatego, że nie

jesteśmy już uczniami LO w Pieka-

rach. Mimo to postanowiliśmy pod-

jąć się tego zadania. Chociaż od na-

szej matury minęło już sporo czasu,

to nie chcemy się rozstawać z Rado-

sną. Zależy nam, aby poznawać no-

we roczniki. Interesują

nas inicjatywy, które

podejmujecie, cieszy-

my się

Waszymi sukcesami.

Prawdą jest, że gdy kil-

ka lat temu całkiem

nieśmiało po raz pierw-

szy przywdziewaliśmy

słynne piekarskie

„reboki” starsi koledzy

niejednokrotnie służyli

nam radą i pomocą.

Dziś nasza kolej.

Trzymacie w ręku siódmy nu-

mer „GoodNewsa”. Znajdziecie

w nim zarówno rubryki stałe

(„Relacja GN”, „Głos w sprawie”,

„Moje studia”, „Boże bliski”), jak

również tematy bieżące. Naszym dą-

żeniem jest zwrócić Waszą uwagę

na wydarzenia, miejsca i ludzi, które

Was otaczają.

Niemniej jednak naszym priory-

tetem jest dać WAM przestrzeń do

zabrania głosu, prezentowania po-

glądów czy dzielenia się talentami.

Chcielibyśmy, aby „GoodNews” stał

się swoistym forum, które będziecie

aktywnie współtworzyć.

Pióra w dłoń i do dzieła!

[email protected]

Zespół redakcyjny:

Marcin Sawczak: [email protected]

Jakub Biel: [email protected]

Roman Klin: [email protected]

TO MIEJSCE CZEKA NA TWOJE IMIĘ!!!

NAKŁAD: 70 egzemplarzy

Page 3: 7

S T R . 3 1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

Chopin - nie Chopin

Jest już wszędzie: w telewizji, w su-permarketach, na ulicach i na naszych lodówkach. W tym roku nakłady na pro-mocje roku Chopinowskiego pochłonęły setki tysięcy złotych. Genialnego artystę kreuje się na ubraną w dres ikonę pop

kultury. Czy za rozpowszechnianie po-staci Chopina warto płacić tak wysoką cenę, jaką jest spłycenie jego muzyki do

gustów mas? Do młodzieży próbuje dotrzeć się dziś poprzez kontrowersyjny plakat z ogoloną głową i tatuażem z napisem Chopin. Znawcy Muzyki i życia artysty zadają sobie jednak pytanie - ile pozosta-

ło ze starego, prawdziwego Chopina dziś, kiedy grane są jazzowe, noisowe, elektro-niczne przeróbki i remiksy genialnych utworów? Prawdziwe piękno muzyki pianisty z Żelazowej Woli tkwi w jej detalach, ćwierćnutowych niuansach gdzie każdy dźwięk ma swoje miejsce i pociąga za sobą lawinę emocji. Nie mo-

żemy być zamknięci na zachodnie wzorce, bo nasz narodowy skarb dopiero wtedy zostanie zalany przez wielka papkę zachodnich ma-szynek do robienia pie-niędzy opakowanych w jakże atrakcyjne pstrokate pudełeczka. Nie znaczy to jednak, że możemy zmieniać oblicze muzyki Chopi-na, bo w takim wypad-ku, za lat 40 będzie on się kojarzył bardziej z wygolona głowa i ta-tuażem niż pięknem

i subtelnością muzyki. Jak powinna za-tem wyglądać promocja

Chopina w mieście? Niech rozpowszech-niana będzie jego muzyka a nie jedy-

nie twarz na której buduje się markę -

Made in Poland. Wzorem Warszawy po-winny i w Krakowie pojawić się miejsca,

w których można posłuchać mistrza, np. choćby grające ławeczki. Jedna, surowa budka z muzyka postawiona w jednym z najgwarniejszych miejsc to za mało aby przyciągnąć przechodniów. Gdyby pienią-dze wydane na plakaty zainwestowano w zrobienie kompilacji najlepszych utwo-rów tego artysty, mnóstwo osób mogłoby za symboliczna cenę nabyć płytę z jego muzyką. Chorobliwa chęć wypromowania wizerunku Polski zagranicą sprawia, że zamiast dbać o nasze dziedzictwo, spłycamy je, ślepo kierując się zachod-

nimi wzorcami.

roman.polaco

Page 4: 7

S T R . 4

Czy Polakom zależy jeszcze na wyjaśnieniu

przyczyn katastrofy smoleńskiej?

G O O D N E W S

W Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku zgi-

nęła znaczna część polskiej elity politycz-

nej, działacze społeczni, generalicja pol-

skiego wojska, duchowni, weterani walk

o niepodległość. Zginał prezydent Rzeczy-

pospolitej Polskiej razem z małżonką

a także ostatni prezydent na uchodźctwie.

Ten, który przekazał w 1990 roku insygnia

prezydenckie II Rzeczypospolitej, wśród

nich insygnia Orderu Orła Białego i Orde-

ru Odrodzenia Polski, wybranemu w wol-

nych wyborach Lechowi Wałęsie. Zginę-

ło 96 osób! Byli to ludzie, którzy tworzyli

historię wolnej Polski – reprezentowali

różne generacje, opcje polityczne. Ich suk-

cesy były wielokrotnie sukcesami całego

narodu polskiego. Byli to świetni urzędni-

cy, żołnierze, duchowni a także przyjacie-

le… Jest to przykre, ale wydaje się, że

polskie społeczeństwo przechodzi do co-

dzienności wobec tej straszliwej tragedii.

Niewiele osób ma odwagę zadawać pyta-

nia o przyczyny katastrofy i jej konse-

kwencje. Media zamilkły. Rzadko pojawiają

się jakiekolwiek materiały podejmujące

ten temat. Minęło 7 miesięcy – czy wie-

my więcej? Czy któryś z wątków zo-

stał wyjaśniony do końca? A wreszcie,

czy śledztwo prowadzone jest w sposób

rzetelny i dający gwarancję pewnych usta-

leń? W każdym państwie o zdrowej de-

mokracji, taka tragedia wywalałaby poli-

tyczne trzęsienie ziemi. Tymczasem

w Polsce uważa się, że wspominanie

o katastrofie jest niepotrzebne,

zwłaszcza w kontekście zaufania do pro-

wadzonego przez władze rosyjskie śledz-

twa. Uważa się, że dociekliwość może

zaszkodzić naszym stosunkom… Czy to

może być powód, dla którego przestanie-

my poszukiwać odpowiedzi na pytania

o przyczyny katastrofy i przystaniemy tyl-

ko na obietnice rzetelnego śledztwa? Py-

tań jest wiele – niestety z biegiem

czasu będzie coraz trudniej na nie

odpowiedzieć. Przykre jest, że nawet

przedstawiciele naszych władz podają in-

formacje, które najdelikatniej można okre-

ślić, jako mijające się z prawdą, a co naj-

mniej sprzeczne... Skandalem jest, że pre-

mier polskiego rządu sugeruje, że rodziny

ofiar katastrofy smoleńskiej chcą się z nim

spotkać w sprawie roszczeń finansowych

wiedząc dobrze, że chodzi o postępy

śledztwa…

Page 5: 7

S T R . 5 1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

Trudnym do zrozumienia jest stosowanie w

śledztwie metody badania konwencji chicagow-

skiej, która dotyczy przede wszystkim lotów cywil-

nych… Tymczasem istnieją umowy dwustronne z

Federacją Rosyjską pozwalające na powołanie

wspólnej komisji… Wspólne relacje z Federacją Rosyjską można

zbudować jedynie na prawdzie, następnym kro-

kiem jest wzajemne zaufanie. Gdy nie ma prawdy,

nie będzie zaufania. Dlatego tak ważnym jest sta-

nowisko rządu rosyjskiego w kwestii zamordowa-

nych polskich oficerów na Wschodzie. Tak mówił

ŚP. bp. Polowy WP Tadeusz Płoski, w Katyniu

w 2009 r. „Pojednanie polsko - rosyjskie wyma-

ga poszanowania historycznej prawdy. Nie wol-

no jej przemilczać ani nią manipulować. Należy potę-

pić wszelkie próby fałszowania historii. Tu od pomnika

Poległym i Pomordowanym na Wschodzie, apelujemy

do wszystkich ludzi dobrej woli w Federacji Rosyjskiej

o wspólne, solidarne działania na rzecz ujawniania

i potępienia zbrodni czasów stalinowskich. Każda

zbrodnia jest wykroczeniem przeciwko prawom Bożym

i ludzkim, o żadnej nie wolno milczeć. Bo na zbrodni

można zbudować tylko niesprawiedliwość i niepra-

wość.” Niechęć w przyznaniu oczywistego faktu, iż

zbrodnia w Katyniu była ludobójstwem każe pytać,

czy we wzajemnych relacjach możemy sobie ufać.

Znamienne jest przejmujące przemówienie poże-

gnalne ministra z Kancelarii Prezydenta – Macieja

Łopińskiego, wygłoszone 17 kwietnia tego roku, na

placu Piłsudzkiego w Warszawie. Przypomniał on

słowa Lecha Kaczyńskiego z dnia sprzed katastro-

fy, gdy pracował nad ostateczną wersją swojego

przemówienia. Prezydent zwrócił uwagę, że

„prawda o Katyniu jest fundamentem wol-

nej Rzeczypospolitej, tak jak katyńskie

kłamstwo było fundamentem PRL-u”. Cięż-

ko będzie budować jakąkolwiek współpracę opartą

na wzajemnym zrozumieniu bez prawdy historycz-

nej… Oddanie śledztwa rosyjskim służbą, które są

przedstawicielami państwa zaprzeczającego uzna-

nym faktom historycznym, państwa które cięż-

ko określić mianem demokratycznego,

w którym elitę władzy tworzą bezwzględni pra-

cownicy tajnych agencji, gdzie, w zasadzie nie ma

wolnej prasy, każe pytać o racjonalność takiej de-

cyzji… Mam jednak wielką nadzieję, że poznamy

przyczyny katastrofy. Liczę, że przedstawiciele

państwa staną na wysokości zadania i nie

poprzestaną na obietnicach działań. Tutaj też

się przestrzeń działania dla społeczeństwa. Trzeba

dojrzeć do rozliczania polityków po wynikach ich

działań a nie po składanych przyrzeczeniach. Oby

na naszej scenie politycznej nie brakowało trud-

nych pytań, merytorycznej debaty i dalekosiężnego

myślenia. Pytania trzeba zadawać, nie wolno być

obojętnym. Takiej postawy pozostaje nam sobie

życzyć w kontekście Narodowego Święta Niepod-

ległości.

Marek Kamionka

3 grudnia 2010 roku, w godzinach od 15.00 do

19.30 w Audytorium Maximum, przy ul. Krup-

niczej 35 odbędzie się konferencja naukowa "Po

smoleńsku. Stosunki polsko-rosyjskie". Jej

zasadniczym celem jest próba określenia znaczenia

katastrofy prezydenckiego samolotu, do jakiej do-

szło pod Smoleńskiem, dla wzajemnych stosunków

polsko-rosyjskich. Będziemy starali się zdefiniować

priorytety polskiej i europejskiej polityki wschod-

niej, ze szczególnym uwzględnieniem bezpieczeń-

stwa w sektorze energetycznym, ruchu bezwizo-

wego oraz wspierania demokracji na Wschodzie.

WARTO ZOBACZYĆ!!!

http://www.youtube.com/watch?

v=RRGXO6UuhQw

Page 6: 7

S T R . 6

Nie ma wśród

nas osoby, która nie

dążyłaby do szczęścia.

Co ciekawsze, każdy

z nas ma swoje indywi-

dualne odczucie tego,

co może dać nam

prawdziwe szczęście

i jaki ma ono przybrać

kształt. Często jeste-

śmy zdezorientowani,

dopada nas jesienne odrętwienie.

Wszystko traci blask. Zaczynają się

pytania i często dochodzimy do

smutnego wniosku, że... tak na-

prawdę, nie wiemy, czego szukamy.

Ot, żyjemy z dnia na dzień. I właśnie

tę chwilę, nie pytając nas o zdanie,

wykorzystują "życzliwi doradcy". Proponuję mały spacer po

Krakowie: Przecena! Szczęście bliżej

niż myślisz!; Jedz i chudnij! Poczuj się

szczęśliwsza! Innych rad udzielają

nam znajomi: Bo wiesz, ja

wybieram prawo - nauki du-

żo, ale potem będę ustawio-

ny. Często z pomocą śpie-

szą rodzice: Kiedy już bę-

dziesz lekarzem... No, i te-

lewizja nie mogłaby zosta-

wić nas samych: Kochana,

żeby zostać TOP MODEL

musisz zawalczyć o swoje!

A temu wszystkiemu wtó-

ruje nasza ambicja: Bo oni

tak robią i są szczęśliwi! Tak to się jakoś

dzieje, że wszyscy mają jakiś pomysł

na nasze szczęście, a my tylko przy-

takujemy. A wspólne dla tych

wszystkich pomysłów jest to, że

nasze szczęście musi być syte, tłuste

i najlepiej z bitą śmietaną. Ktoś kie-

dyś wymyślił dziwną prawidłowość:

szczęście = dostatek + sukces

+ zwycięstwo + młodość + popu-

larność +... Dlatego ten nauczyciel

polskiego z gimnazjum jest nie-

udacznikiem. Ta bibliotekarka sie-

dząca cały dzień w zakurzonych

regałach za psie pieniądze jest ni-

kim. A o tym palaczu z kotłowni to

już lepiej nie mówić. Temu wszystkiemu towarzy-

szy bzdurna tendencja wdrapywania

się coraz wyżej. Na jakimkolwiek

szczeblu bym się znajdował, zawsze

jest dla mnie za niski, za ciasny.

W takim razie trzeba wspinać się

wyżej i wyżej. Przecież to dlatego,

żeby być szczęśliwym! Na pewno? Kto może znać nas lepiej niż

Ten, Który nas stworzył? Kto może

trafniej ocenić co da nam szczęście,

niż Ten, Który przenika dusze

wszystkich ludzi? Bóg marzy o każ-

dym z nas. To marzenie nazwał po-

wołaniem. Powołanie przypomina

ubranie szyte na miarę u najlepsze-

go krawca. Powstaje w wyobraźni

twórcy i idealnie się do nas dopaso-

wuje. Bóg zna nasze pragnienia, zna

charakter, talenty, możliwości.

Choć często nie proponuje życia

lekkiego, łatwego i przyjemnego,

zawsze wskazuje to najlepiej skrojo-

ne, szczęśliwe. Strategia Boga jest inna od

strategii świata. Jezus - rodzi się

w szopie, jest cieślą, wędrownym

nauczycielem i ginie haniebnie na

krzyżu. Jedna wielka porażka. Tak,

można by się nawet z tym zgodzić,

gdyby nie Zmartwychwstanie. To

nowa jakość życia. Jezus był szczę-

śliwy wypełniając wolę Ojca, choć

kosztowało Go to niewyobrażalnie

dużo. Bo Bóg wybrał to, co dla świata

głupie, aby zawstydzić mądrych, i to,

co słabe w oczach świata, aby zawsty-

dzić mocnych (1 Kor 1, 27). Wspaniały slogan: bo w życiu

trzeba być kimś! (w domyśle, kimś

kto się "liczy") Oczywiście, zgadzam

się z tym. W życiu trzeba być kimś,

i to najlepiej sobą. Szczęście, moim

zdaniem, to poznanie swojego miej-

sca, miejsca przygotowanego spe-

cjalnie dla mnie. Nie musi być naj-

ważniejsze, pierwsze, naj-

lepsze, ważne, żeby było

tym stworzonym na mój

rozmiar. Choćby mój brat

miał w szafie najładniejszą

koszulę pod słońcem to

i tak nie chciałbym jej

ubrać. Dlaczego? Bo jest

dwa rozmiary mniejsza.

Czy gdybym ją założył czuł-

bym się szczęśliwy? Cza-

sem próbujemy wejść

w czyjąś rolę: bo tyle zara-

bia, bo taka rodzina, bo tamto, bo

siamto... I próbujemy, i szamoczemy

się, niby w imię szczęścia, ale ku

naszemu zdziwieniu wcale nie jest

tak kolorowo. Wbici w niewygodną

formę robimy dobrą minę do złej

gry. To co miało nas uszczęśliwić

dusi nas uwiera. Świat ślizga się po po-

wierzchni, dlatego tak trudno zro-

zumieć mu głębię przesłania Jezusa,

który wiedział, że szczęście przy-

chodzi przez krzyż. Owszem, szczę-

ście jest na wyciągniecie ręki! Bądź

szczęśliwy... ale nie do bólu. Wy-

starczy trochę cierpliwości i spoko-

ju, żeby wsłuchać się w rytm, który

wybija w nas Bóg. szary

G O O D N E W S

Bądź szczęśliwy… do bólu? Po ilu kostkach się uśmiechniesz? Jaki kod kreskowy ma

szczęście?- te i inne pytania o szczęście. Krótko

o terrorze "życzliwych doradców", karierze, top

modelkach i... krzyżu.

Page 7: 7

S T R . 7 1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

W najgłębszej szufladzie biurka

Mój ojciec przechowywał w dolnej szufla-

dzie swego głębokiego biurka starą i piękną

mapę naszego miasta. Był to cały wolumen in

folio pergaminowych kart, które pierwotnie spo-

jone skrawkami płótna, tworzyły ogromną ma-

pę ścienną w kształcie panoramy z ptasiej per-

spektywy. [B. Schulz, Ulica Krokodyli ze zbioru Sklepy cyna-

monowe]

Jeżeli prócz miejsc siedzących, zarezerwowanych rzecz

jasna dla ludzi, miejsc stojących, nie tak już licznych

i przeznaczonych dla zwierząt, znajduje się jeszcze ja-

kieś miejsce (choćby w przedsionku serca), na miłość

do miejsca na Ziemi, to być to musi niezawodnie – mi-

łość do małego miasteczka. Jest coś takiego w małym miasteczku, bez czego

żyć się nie da. Jego plan wpisany w ludzką egzystencję,

plan wokół którego organizują się najbardziej podsta-

wowe potrzeby. Niezależnie od miejsca zamieszkania,

każdy człowiek nosi w sobie plan swojego miasteczka.

Jest na nim i owa tajemnicza ulica Krokodyli, z którą

trzeba się zmierzyć, przekraczając próg dzieciństwa. Najważniejszą opozycję stanowią dwa przybytki:

kościół i karczma. Jeden, położony na wzgórzu, skąd

z pewnością bliżej jest ku niebu i gdzie co niedziela

trzeba się w sobie wspinać. Otacza go aura nabożeń-

stwa i niewyjaśnionej tajemnicy. Mury kościoła są zim-

ne, a dźwięk organów budzić może grozę. Potrzeba

zachwytu i grozy odzywa się w człowieku od czasu do

czasu i każda świątynia, w której później składa się hołd

nieznanemu, ma w sobie coś z tego kościoła uczczone-

go w małym miasteczku. Karczma zaś znajduje się w dolince. O wiele ła-

twiej do niej trafić, mimo iż, nie będąc umiejscowiona

na wzniesieniu, nie jest widoczna z daleka. Każde mia-

sto ma taką swoją karczmę, ku której w niezwykły spo-

sób zbiegają się drogi mieszkańców i sprawunki całego

dnia. To miejsce zabawy. Łatwość, z jaką przychodzi

w karczmie występek, jest rzeczą nie mniej ciekawą. To

tutaj po raz pierwszy, w męskim gronie, udaje się pod-

szczypać kelnerkę. To stąd pochodzi każdy rumieniec

i wstydu i uciechy. Droga do karczmy jest biblijnym schodzeniem

z Jerozolimy – miasta Bożego, do Jerycha. Z karczmą

wiąże się wieczór, odpoczynek po ciężkiej całodniowej

pracy, a także półmrok cichych występków. Dla kościo-

ła zarezerwowany jest poranek, by z namaszczeniem

wstąpić w początek dnia. I tak pomiędzy tymi dwoma

przybytkami - od wynurzających się zza horyzontu pro-

mieni wschodu, aż do chylącego się ku zachodowi czer-

wonego słońca – toczy się dzień. Miejscem, gdzie dzień rozwija swe skrzydła jest

rynek – spadkobierca rzymskiego Forum Romanum,

czy greckiej Agory. Arena filozofów, mędrców i zwy-

kłych cwaniaczków. Przestrzeń publicznej dyskusji

i spotkania z innym, weryfikacji racji. To na tym placu

pomysł się rodzi w swej czystej formie i rozprzestrze-

nia, przekształcając się w nieujarzmioną plotkę. To tak-

że miejsce różnorodności i nabierania nowych do-

świadczeń. W pobliżu rozkłada się targ. Przekupki han-

dlują kurczętami i dotknąć można skórki pomarańcza.

Ile razy później idzie się do supermarketu, myśli się

o tym targu. W końcu jednak przychodzi taki moment, w któ-

rym postanawia się opuścić małe miasteczko z jego na-

iwną kopułką kościoła. Ja uciekłam do Londynu. Tam też zdarzyło mi się

pracować w kawiarence, która serwowała kawę i kakao

przed południem. Znajdowała się na rogu jednej

z głównych ulic w centrum miasta. Oczywiście, mieli-

śmy tam turystów, ale jeśli chodzi o stałych klientów,

to poznałam ich w przeciągu dwóch tygodni. Wiedzia-

łam, kto ile słodzi i dlaczego. Kto jest samotny, a kto

bogaty. A kto ma jedno i drugie. I wydawało mi się, że

moja ucieczka z małego miasteczka była ostateczna, do

czasu, kiedy dostrzegłam wewnętrzne życie miasta-

kolosa. Zdałam sobie wtedy sprawę, że na ulicach wi-

duję ludzi o tej samej porze, jeździmy tymi samymi au-

tobusami, a w parku każdy ma swoją ławkę i swoją go-

dzinę lunchu. A kiedy ktoś znajomy wchodził do mojej

kawiarenki, zgadywałam od razu, gdzie usiądzie, bo każ-

dy miał tutaj swoje miejsce. Swoją karczmę i świątynię. Tak pogodziłam się z moim małym miasteczkiem,

którego sekretną mapę trzymam w najgłębszej szufla-

dzie biurka.

Sabina Misiarz - Filipek

Page 8: 7

S T R . 8

"A jak ktoś mnie o coś zapyta"?- lęki i nadzieje pewnej Kasi

Czwartkowy wieczór. Siedzę wśród kolegów

i koleżanek z liceum. Nagle, bez żadnego ostrze-

żenia, swój głos zwraca do mnie wódz naczelny

wojska klasy 3a. Została zlecona mi misja... w

sumie nie tylko mnie, ale to się wytnie. "Napisz

coś o swoich studiach, żeby pokazać Radosnym

jak to wygląda w rzeczywistości."

Piszę zatem:

Jestem dopiero na pierwszym roku Stosunków

Międzynarodowych (tak, miałam rok przerwy),

mogę więc powiedzieć jak to wygląda "na świe-

żo". W pierwszych dniach, jak zwykle w nowej

sytuacji, obleciał mnie strach. "A jak ktoś mnie

o coś zapyta"? (Przecież ja nic nie pamiętam!)

Ale nie było tak źle; wykładowcy co prawda

wymagają od nas znajomości podstawowych dat

historycznych, umiejętności rysowania wykre-

sów, czy wiedzy o położeniu Bangladeszu, ale

ogólnie nie są tacy straszni na jakich wygląda-

ją.

Rozpoczęłam drugi miesiąc mojego stu-

diowania i już poznałam masę nowych, cieka-

wych ludzi a to dopiero początek! Dodatkowo

dysponuję teraz dużą ilością wolnego czasu.

W ciągu dnia mam tylko trzy rodzaje (?) zajęć,

niestety półtoragodzinnych (ach te 45-minutowe

lekcje...) i zazwyczaj nie oddzielonych przerwa-

mi. Daje mi to wolny poranek (można się wy-

spać) i wolne popołudnie. Zdarzają się też dni

całkowicie wolne od uczelni! Pozostaje tylko

problem co z tym wolnym czasem robić?! Bez

problemu znalazłam na to sposób :)

Czas studiów to dla mnie nie tylko na-

uka. W weekendy i wolne dni męczę się w pracy.

Od tego roku mieszkam również w Krakowie ra-

zem z koleżankami z liceum. Często chodzimy na

imprezy, do kina czy na zwykłe spacery; spotyka-

my się ze znajomymi.

Będąc na mieszkaniu mogę od czasu do

czasu zrobić coś, co tygryski lubią najbardziej:

poczytać, pogapić się w mojego przyjaciela

(komputer :P), poleżeć nic nie robiąc, zagrać

w szachy, czy po prostu porozmawiać nie przej-

mując się niczym.

Nie będę zdradzać więcej tajników doty-

czących studenckiego życia (choć nie wiem czy

prowadzę życie typowo studenckie), sami się

wkrótce przekonacie!

Katarina

G O O D N E W S

Studiowanie po bolońsku Dnia 3 listopada 2010 roku

(środa) w auli szkoły Liceum Ogólnokształcącego w Centrum Edu-

kacyjnym „Radosna Nowina 2000” odbyło się spotkanie informacyj-

ne „Proces Boloński – aktualne perspektywy studiów w kraju i za

granicą”. Wykłady prowadzili wybitni znawcy reformy szkolnictwa

wyższego, która ma miejsce obecnie na polskich i europejskich

uczelniach. W myśl nowych standardów edukacyjnych przyszły

student ma wykazać się aktywnością i umiejętnością zaplanowania

swojego procesu kształcenia, jest do sytuacja diametralnie różna od

obecnej. W ramach spotkania odbyła się prezentacja reformy, jej idei, konsultacje o charakte-

rze pro zawodowym oraz panel dyskusyjny gdzie można było zadawać pytania wykładowcą.

W seminarium uczestniczyli wszyscy nauczyciele, wychowawcy oraz uczniowie klas trzecich

i drugich. Anita Grosse

Page 9: 7

S T R . 9 1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

Obiecałem Ci spotkanie

z wyjątkową osobą i dotrzymam

słowa. Oczywiście, możemy

wrócić do herbatki, dziś będzie-

my mieli tylko jednego gościa.

Od razu cieplej, nie? Gdybym

mógł prosić trochę miodu...

O, świetnie. Możemy zaczynać.

W świetle śledczo-biurkowej

lampki połyskuje srebrna rama.

Szprychy stoją na baczność. Na

wózku siedzi nasz świadek. Imię:

Basia, lat 21. Co masz nam do

powiedzenia w sprawie Boga

bliskiego?

Pierwszy kontakt

„Wszystko zaczęło się w trzeciej

klasie gimnazjum. Wtedy wła-

śnie poznałam księdza Sławka.

Był inny niż wszyscy. Nie prawił

przysłowiowych kazań, ani mo-

rałów po prostu był obecny

w moim życiu. Zawsze mogłam

na Niego liczyć jak na przyjacie-

la, a jego sutanna na początku

naszej znajomości stanowiła dla

mnie „dodatek” do całości. Dużo

rozmawialiśmy, przebywaliśmy

razem, aż po jakimś czasie zoba-

czyłam, że generalnie to równy

z Niego gość. Co najśmieszniej-

sze w cale nie starał się mnie in-

doktrynować. Ze spokojem, wy-

słuchał wszystkich moich żali

pod adresem Boga i Kościoła.

Propozycja nie do odrzucenia

Pewnego razu zaproponował,

że pokaże mi obraz prawdziwego

kochającego Boga. Nie wierzy-

łam, ale dla świętego spokoju

zgodziłam się. Wtedy nie wie-

działam, w co się pakuje. Pierw-

sza spowiedź po latach, sakra-

menty. Wszystko było takie no-

we i nieznajome. Od tamtej

chwili, przestałam wierzyć

w „Bozię” i powoli zaczął się

proces przemiany mojej wiary

w prawdziwego, żywego Boga.

Zawsze jest

Nie jest mi łatwo wierzyć, tak na

poważnie traktować Jezusa. Czę-

sto się buntuję, nie wiem dokąd

zmierzam w swojej wierze. Raz

wydaje mi się, że jestem daleko

od Pana, innym razem, że czuję

Jego obecność tuż obok siebie.

Jedno w tym wszystkim jest naj-

piękniejsze: za każdym razem,

kiedy mam już wszystkiego do-

syć i chciałabym to rzucić, nie

widzę sensu – wtedy On zsyła

kogoś, kto wyciąga do mnie po-

mocną dłoń. Paradoksalne jest

to, że jeszcze nigdy nie pozwolił

mi odejść od siebie, tak na zaw-

sze.

Mój krzyż - mój ratunek

Każdego dnia, budząc się rano

doświadczam krzyża swojej nie-

pełnosprawności. Czasem nie

mam siły wstać z łóżka, prosto

w twarz mówię Mu: „Boże jak ja

Cie nienawidzę za ten wózek!”

A On mimo to, kocha, czeka,

czuwa i tak kieruje moim ży-

ciem, że zawsze jest w Nim

obecny. Choć czasem rany, któ-

rych doznaje bardzo bolą, na po-

czątku ich nie rozumiem, to

z każdego zadanego ciosu po ja-

kimś czasie wypływa mniej lub

bardziej zauważalne dobro. Kie-

dy ludzie mnie pytają, czy często

mam pretensje do Boga o to, że

jestem na wózku odpowiadam,

że nie wiem, ale jedno jest pew-

ne: gdyby nie to brzemię, którym

mnie obradował – dziś na pewno

nie chodziłabym do Kościoła.”

Mam nadzieję, że mi wy-

baczysz wstrzymanie się od ko-

mentarza. Może tylko... Zauważ

jak wielką miłość Bóg okazuje

ludziom przez cierpienie. Pan

wielokrotnie na kartach Pisma

Świętego podkreśla, że doświad-

cza tych, których miłuje. Dopij

herbatę. Przed nami już niewiele

wspólnych przesłuchań. Mam

nadzieję, że nie zostawisz mnie

na finiszu, prawda? W takim ra-

zie, do zobaczenia!

Basia i szary

Boże bliski... cz. 7

Rozdział VI - Po prostu posłuchaj...

Page 10: 7

G O O D N E W S

„Godzina czytania jest godziną skradzioną z raju”

Niedziela, 7 listopada 2010, godziny popołudniowe. Tłok. Ścisk. Ludzie z tru-dem przeciskający się między stoiskami, słowem: ostatni dzień 14. Targów Książki w Krakowie. To prawdziwa uczta dla miłośni-ków literatury, którzy mają niepowtarzal-ną okazję, żeby zdobyć autograf czy zdjęcie ulubionego autora. Ja czyhałam na Andrzeja Pilipiuka, który miał podpisywać swoje książki od 14.00. Jak tylko autor pojawił się na hory-zoncie, ludzie niemal rzucili się na niego. Wepchnęłam się do kolejki (w takich sy-tuacjach kultura schodzi na dalszy plan) i dostałam wymarzony autograf. Czeka-jąc na godzinę 15.00 - kolejne spotkanie z panem Pilipiukiem – postanowiłam rozej-rzeć się po hali. Jak się okazuje, organizatorzy za-prosili w tym roku sporo ciekawych osób. Osobiście udało mi się spotkać i poroz-mawiać z Tomkiem Jachimkiem, Jaku-bem Ćwiekiem (autorem „Kłamcy”) i Jaś-kiem Melą. Gdzieś w tłumie fanów do-strzegłam też Katarzynę Grocholę, Woj-ciecha Manna (kilometrowa kolejka była

nie do przeoczenia) oraz niewątpliwie jedną z najpopularniejszych postaci na tegorocznych Targach, ojca Leona Knabita z klasztoru Benedyktynów w Tyńcu. O 15.00 popędziłam na drugie spo-tkanie z panem Andrzejem. Oczywiście na początku przyszło mnóstwo osób do-magających się autografów, lecz chwilę później stoisko opustoszało i na placu bo-ju pozostał jedynie sam Autor i garstka najwierniejszych miłośników (w tym fan z mieczem w garści) . To było to coś na-prawdę niesamowitego! Mieć Mistrza na wyciągnięcie ręki, móc zadawać mu trud-ne pytania i dostawać satysfakcjonujące odpowiedzi. Co ciekawe, pan Andrzej ma w pla-nach otwarcie szkoły pisania w Krako-wie. Projekt mógłby ruszyć już jesienią 2011 roku! Jeśli, tak jak ja, zaliczacie się do grona „fanatyków”, to upewnijcie się, że nie zabraknie Was na liście obecności. A tymczasem do zobaczenia za rok, na 15. Targach Książki w Krakowie.

Hasta pronto!

Bea

Ręka Mistrza

Jakub Ćwiek ujawnia talenty plastyczne

S T R . 1 0

Page 11: 7

S T R . 1 1

1 7 . 1 1 . 2 0 1 0 , N R 7

W KULTUROWYM TYGLU

Klasa II A staje się prawdziwą mieszanką kultu-rową! Nina jest Białorusinką, Jean pół-Niemcem, pół-Francuzem, Nuge Turczynką, a Aleksandra wychowy-wała się w Grecji. Porozmawiałam z dwójką z tych osób - Nuge i Jeanem - bo oni dołączyli do klasy w tym roku jako "wymieńcy".

Ela: What do you think about Poland? Nuge: I like Poland but I am always hungry and cold. You eat more often: breakfast, second breakfast, din-ner, kolacja. In Turkey we eat twice a day: breakfast, dinner (and sometimes lunch) but we eat a lot at once. It is different in Poland that is why I feel hungry all the time. And Polish food is quite different than the Turkish one. For example, you do not use as much oil and salt as in my country and you eat a lot of potatos. And in Turkey we don't have a snow. Your autumn is like our winter! Jean: Oh, it is a very popular question. Everybody asks me about that! Well, Poland is not so much differ-ent than Germany. When I came here I was very suprised! Woman are pretty, food is good and the Mal-Bus is very funny. For me it was strange to pray at the beginning of the day but I’ve got used to it. And it's ok when my host father says before eating "In nomine Patris, et Filii, et Spiritus sancti, smacznego". I drink much more “herbata” now. In Germany you drink tea only when you're sick. Yeah, I like it very much. E: Jean, I have heard that firstly you did not want to come to Poland! J: I wanted to go to Sweden, Norway Iceland. But my mother told me to go to Poland. And I said: "OK, why not." And I think the polish people are more open than in those cold countries.

E: What about Polish language? J: At the beginning everyone told me "It's really com-plicated, there are wołacz, narzędnik..." but it is easier when you talk to people everyday. I like hearing Po-lish. This language sounds nice. N: Oh... There is a little problem because I am not able to understand everything. And our grammar is much easier. We have no masculine and female gender. You have męski, żeński, nijaki, which is hard for me.

E: What do you think about your host family? N: I really like them! My host mother is like my real mother! She always says: "Nuge, jesteś głodna?". I have got three sisters, but I've never seen one of them because she lives in Częstochowa. I will meet her on Christmas. J: They are quite different than my real family. Every morning my parents say: "When you will be at home?" And I say I'll be late. So they ask "When? Why? With who? To do what? Will you be home at 7? Call if you'll be late! They take care of you!”. And they are more religious than me.

E: Do you miss your family? N: Oh, I miss them a lot. Especially I miss my sister, because we are at the same age and we are like friends. On the first week I cried all day and I wanted to come back to Turkey. But now I feel good here. E: Nuge, what about your religion in Poland? We have a lot of churches but we don't have many mosques. N: The mosque is not the only place where I can pray. I can also do it at home. So being in Poland isn't a problem . E: Three days ago we celebrated All Souls Day. Do you have something like this in Turkey? N: No, we don't have anything like this. We only meet in the day of the funeral. E: Juan, are the Polish people more religious than the Germans? J: First of all, most of Polish are Roman Catholics. We have a lot of religons. I do not think that you are more religious. It is more about the Polish tradition.

E: What can you say in Polish to people who read "GoodNews"? N: Jestem Nuge. Jestem z Turcji. Mam osiemnaście lat. Ja mieszkam w Wołowicach. Ja lubię jeździć na rowerze, czytać książki, słuchać muzyki i robić zdjęcia. I ja lubię pierogi ze śliwką i zapiekankę.

J: Polska jest bardzo fajny kraj. Jest taniej. I kebab

jest lepiej niż w Niemczech ale jest dziwny, bo mamy

dużo Turków w Niemczech, ale kebab jest lepszy w

Polsce. Zimniej. Dziewczyny są trochę ładniejsze, ale

też bardziej niedostępne.

Ela Czamara

Page 12: 7

Suszarki zaczęły wyć, prostownice dymiły, wszędzie

plątały się szminki i tusze do rzęs, a w powietrzu

unosił się zapach perfum. Co było przyczyna tego

zamieszania? Odpowiedź jest prosta – PÓŁMETEK!

Co roku przygotowania są coraz bardziej gorące, bo

i każda kolejna klasa wymyśla coraz ciekawsze tema-

ty zabaw. W tym roku motywem przewodnim im-

prezy był bal maskowy. Co za tym idzie? I kreacje

były nie byle jakie. Dziewczyny zamieniały swoje po-

koje w prawdziwe salony kosmetyczne. Niejedno-

krotnie przy jednej pannie pracowała cała gromada.

Jednak nie ma co mówić! Poświęcenie musi być

i już!

Co do ubioru, trzeba zaznaczyć, ze w zdecy-

dowanej większości był on studniówkowy. Oczy-

wiście wszyscy (a szczególnie – wszystkie) wyglądali

czarująco, ale nie zapominajmy, iż mamy tu do czy-

nienia z półmetkiem.

Najważniejsze jednak, ze według opinii wielu

zabawa była przednia, a sam wieczór niezapo-

mniany.

Niech więc zazdroszczą Ci, których tam nie

było!

Wtorkowy wieczór (02.11.2010r.) to ostateczny

moment, aby rozpocząć akcję pt. „Czarny długo-

pis”. Co drugi maturzysta „wypuścił się” w poszuki-

waniu przyborów niezbędnych do napisania próbnej

matury z MATEMATYKI!

To ona dopadła wszystkich trzecioklasistów

dzień później, czyli w środę. Wtedy to wszyscy

mężni wojowie (czyt. Klasy maturalne), z ekierkami

w ręku, ruszyli zdobywać matematyczne wy-

żyny swojego umysłu. No i tu warto zauważyć,

że o ile „ścisłowcy” podeszli do tego egzaminu z

dopuszczalnym entuzjazmem, to klasy humanistycz-

ne przeżywały katorgi! Cóż… ich wątłe serca nadal

nie mogą się pogodzić z obowiązkową matematyką

na maturze. Tak czy inaczej, musieli się oni zmierzyć

z tymi „piekielnymi zagadkami” jakie przyniosła im

Okręgowa Komisja Egzaminacyjna.

A teraz już całkiem poważnie… Narzekają,

jęczą albo mówią „Po co nam to?!”, ale w gruncie

rzeczy próbna matura chyba nie poszła im tak

źle. W każdym razie, o tym jak ona wypadła dopie-

ro się przekonamy. A kiedy? Chodzą plotki, że

w połowie grudnia. Póki co… klasy trzecie oczekują

na kolejne próbne matury, które odbędą się pod

koniec listopada.

E.M.

Prostownice w dłoń!

Cierpienia młodego humanisty…