14 gotowe (tylko-do-odczytu)

12
nr 14, 4.01.2010r.

description

nr 14, 4.01.2010r. Filologia angielska UJ 5 Zespół redakcyjny: Marcin Sawczak: [email protected], Jakub Biel: [email protected] Roman Klin: [email protected] Redakcja techniczna: Sieva Korekta tekstów: Edyta, Asia, Kaszka, Tomek Goraj Numer 14. współtworzyli: Paulina, P.S., Marek Kamionka, Bonaventura, Magda Chrabąszcz, Patrycja Augustyn, kwiatkoska Pielgrzymka do Moskwy A kto jest Twoim bohaterem? Port Rotterdam Starzec z Emaus - odc. 2. „Koniec” - odc. 4. 6-7 10 12 Kochani Czytelnicy! 4 5

Transcript of 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

Page 1: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

nr 14, 4.01.2010r.

Page 2: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

[email protected]

www.goodnewsonline.pl

Zespół redakcyjny:

Marcin Sawczak: [email protected],

Jakub Biel: [email protected]

Roman Klin: [email protected]

Redakcja techniczna: Sieva

Korekta tekstów: Edyta, Asia, Kaszka, Tomek Goraj

Numer 14. współtworzyli:

Paulina, P.S., Marek Kamionka, Bonaventura,

Magda Chrabąszcz, Patrycja Augustyn, kwiatkoska

Kochani Czytelnicy! Christiano Ronaldo, Britney Spears, Harry Poter, Doktor House… - przyznacie, że na brak idoli w naszych czasach narzekać nie możemy. Jednak często przekonujemy się, że za ich sławą nie zawsze idą wartości, z którymi warto się utożsamiać. Niełatwo jest dziś znaleźć osobę godną naśla-dowania. Tego wyzwania podejmuje się Bonaventura, któ-ra w kolejnych numerach będzie prezentować sylwetki lu-dzi, którzy w wyjątkowy sposób zapisali się w historii. A zaczniemy od powstańca warszawskiego,

Andrzeja Romockiego. Przedwczesna ciąża staje się udziałem coraz większej rze-szy młodych dziewczyn. O przyczynach i skutkach zjawi-

ska nastoletnich matek opowie nam Paulina. „Pielgrzymka zaufania przez Ziemię” to inicjatywa wspólno-ty Taize o wieloletniej tradycji. Wrażeniami ze spotkania

młodych Europejczyków w Roterdamie dzieli się M.S. Czy myśleliście kiedyś jak wygląda prawosławna Wielka-noc? Macie okazję się przekonać już w kwietniu tego roku! Do Moskwy zapraszają nasi rówieśnicy z Kościoła Prawo-

sławnego. Filologia angielska na UJ? Czemu nie! O swoich studiach

opowie nam kwiatkoska. Tradycyjnie możecie liczyć też na szarego, który kontynu-uje swoją znajomość ze „Starcem z Emaus” Nie zawiedzie-cie się również na P.S., która odkrywa przed nami kolejny

rozdział „Końca”. Solidną porcję kultury zaserwują Wam roman.polaco

i M.K. Szlifujcie Wasze języki z GoodNewsem! Startujemy z nową serią „Na językach”, która pomoże Wam odnaleźć się

w każdym miejscu na Ziemi! Zachęcamy Was ponownie do wolontariatu! Na ostatniej stronie znajdziecie szczegóły odnośnie spotkań organiza-cyjnych Wolontariatu w ramach ASF i Światowych Dni

Młodzieży w Madrycie. W najbliższy weekend u krakowskich dominikanów odbę-dą się Dni o Kościele. Zapraszamy do udziału w panelach

dyskusyjnych i spotkaniach z gośćmi. Miłej lektury!

W tym numerze:

Nastolatki w ciąży 3

Port Rotterdam Pielgrzymka do Moskwy

4

5

Filologia angielska UJ 5

A kto jest Twoim bohaterem? „Koniec” - odc. 4.

6-7

8

Starzec z Emaus - odc. 2. WARTO

9

10

Na językach 11

Ogłoszenia: ASF, Światowe Dni Młodz ieży w Madryc ie , Dni o Kościele

12

Page 3: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

Mówiąc „matka” rzadko mamy na myśli nastolatki, zwłaszcza w dzi-siejszych realiach życiowych, w któ-rych wzrasta liczba kobiet późno decydujących się na macierzyństwo, nawet po 35 roku życia. Jednak co-raz częściej matkami zostają wła-śnie młode dziewczyny, te w okresie adolescencji.

Zjawisko nastoletnich matek

staje się coraz częstsze, prym wiedzie

Ameryka. Rodzi się pytanie: co jest przy-

czyną większej w ciągu ostatnich lat

liczby młodych dziewcząt, które spo-

dziewają się dzieci? Wyniki badań do-

wodzą, że niemały udział w rozpo-

wszechnieniu się tego zjawiska ma tele-

wizja, która kładzie zbyt duży nacisk na

problemy związane z seksualnością

nastolatków, dotyczy to również progra-

mów muzycznych np. MTV. Media sprzy-

jają rozbudzeniu seksualności młodzieży

oraz tworzeniu i umacnianiu stereoty-

pów, że związki nastolatków są krótkie

i intensywne.

Kolejną przyczyną może być

fakt, iż nastolatki swoim zachowaniem

dostosowują się do społecznej ambiwa-

lencji i zażenowania seksualnością. Na

początku okresu dojrzewania dziewczy-

na uświadamia sobie swoje pragnienia,

jej rozwijająca się seksualność

rozumiana jest jako oczekiwa-

nie więzi uczuciowej, a na ze-

wnątrz przejawia się jako dą-

żenie do bliskości.

Statystycznie rzecz

biorąc, częściej matką zostaje

ta nastolatka, której matka

sama zaszła w ciążę w podob-

nym wieku. Najnowsze donie-

sienie: najmłodsza babcia

w Europie ma 29 lat. Urodziła

córkę w wieku 15 lat. Wnuczkę

urodziła jej 14-letnia córka

Anna.

Ostatnie badania mówią, że

ciąża u nastolatki nie zawsze jest kwe-

stią przypadku. Często w gronie mło-

dych matek są dziewczyny z tak zwa-

nych „dobrych domów”. Szukają one

w ten sposób więzi, miłości i poczucia

prawdziwej bliskości, których być może

nie zaznały od zapracowanych rodzi-

ców. Wydaje się być to sposobem na

stworzenie więzi, której same oczekują.

Jednak w 90-95% ciąże u nasto-

latek są nieplanowane. Ocenia się, że

blisko połowa z nich nie wiązała współ-

życia z możliwością poczęcia dziecka.

Wczesne ciąże mają nierzadko związek

z negatywnymi aspektami, w zakresie

medycznym, psychologicznym

i społecznym.

Młody organizm nie jest w stanie

w pełni sprostać zadaniom, jakie poja-

wiają się w stanie ciąży oraz w czasie

porodu. Jednym z powikłań mogących

wystąpić jest poród przedwczesny.

W ocenie specjalistów, dzieci urodzone

przez młodociane matki, mają mniejszą

wagę urodzeniową (hipotrofia). Uważa

się, że mimo przyrostu wagi w czasie

ciąży, następuje duża redukcja masy

płodu, gdyż niedojrzały organizm skon-

centrowany jest na budowaniu tkanki

matki, a nie płodu. Wynikają też z tego

wady rozwojowe u dzieci. Dodatkowym

niebezpieczeństwem jest nieodpowiedni

tryb życia, który często przed dowiedze-

niem się o ciąży, nastolatki prowadzą.

Mowa tu np. o alkoholu, papierosach.

Jest to o tyle ważne, że często dziewczy-

ny dowiadują się o swoim stanie między

3 a 5 miesiącem ciąży.

Do czynników psychologicznych

można zaliczyć stres, spowodowany nie

tylko samą ciążą, ale również problema-

mi, jakie ma nastolatka oczekująca

dziecka. Większość nastolatek nie jest

przygotowana na bycie matką, wiele

z nich nie jest na tyle dojrzała emocjo-

nalnie i społecznie, aby poradzić sobie

z tak niezwykle trudną sytuacją. Okazuje

się, że ciąża przeraża nie tylko ją samą,

ale i ojca dziecka, rodzinę i najbliższe

otoczenie. Mnóstwo dziewczyn nie

otrzymuje wsparcia ze strony bliskich,

w tym rodziców. Często są one napięt-

nowane, uważane z „puszczalskie”, także

w środowisku rówieśniczym, czy szkol-

nym. Nastolatki oczekujące dziecka spo-

tykają się z nieprzychylnym spojrzeniem

opinii publicznej z powodu niedostoso-

wania się do norm społecznych i religij-

nych. Często zwraca się uwagę na ten-

dencje depresyjne u dziewcząt oczekują-

cych dziecka. Bardziej niż rówieśniczki

potrzebują one przyjaciół, co być może

jest odpowiedzią na obniżony nastrój

i potrzebę wsparcia społecznego. Nasto-

letnie matki są często mało uspołecznio-

ne, skoncentrowane na sobie, a szczegól-

nie na tym, w jaki sposób są odbierane

przez innych. Wiąże się to z lękiem

przed odrzuceniem. Mają również mniej

sprecyzowane plany na przyszłość,

w porównaniu z dziewczętami, które nie

były w ciąży. Są one również bardziej

pesymistyczne. Istotne jest także zacho-

wanie się ojca dziecka. Najczęściej to

młody chłopak, nieprzygotowany do roli

ojca. Ważne, by dziewczyna czuła

wsparcie emocjonalne, aby zapewnił jest

potrzebę bezpieczeństwa.

Mając na uwadze społeczne

aspekty ciąży u nastolatek, warto zwró-

cić uwagę na to, że życie dziewczyny

radykalnie się zmienia i ma niewiele

wspólnego z życiem innych nastolatek.

Sytuacja się o tyle komplikuje, że tracą

one kontakt z grupą. W okresie dorasta-

nia kontakty z grupą rówieśniczą odgry-

wają znacząca rolę, szczególnie jeżeli

chodzi o kształtowanie światopoglądu,

znajdowanie własnej tożsamości, zainte-

resowań. Zmienia się też sposób spędza-

nia wolnego czasu. Ciąża sprawia, że

tematy takie jak zabawa, nauka, hobby

odchodzą na dalszy plan. Badacze pod-

kreślają, że ciąża zmniejsza szansę na

ukończenie edukacji. Kontynuacja nauki

w trakcie jej trwania, a tym bardziej już

po porodzie jest bardzo trudna.

A posiadanie kwalifikacji, konkretnego

zawodu jest istotną sprawą, jeżeli chodzi

o funkcjonowanie w społeczeństwie.

Szczególnie, jeżeli się ma na utrzymaniu

dziecko.

Chociaż początkowo dla nasto-

letnich dziewcząt sytuacja związana

z ciążą i późniejszym wychowaniem

dziecka jest bardzo obciążająca,

to w miarę upływu czasu, głów-

nie dla tych dziewcząt, które

miały wsparcie ze strony najbliż-

szych, udaje się kontynuować

naukę, odświeżyć kontakty

z rówieśnikami. Dzięki odpo-

wiedniemu zrozumieniu wystę-

puje mniejsze prawdopodobień-

stwo chęci przeprowadzenia

aborcji. Jednak to, jak dziewczęta

będą funkcjonować, zależy też od

hierarchii prezentowanych war-

tości, cech osobowości, wsparcia

emocjonalnego oraz warunków

życiowych.

Ciąża w okresie adolescencji jest

niewątpliwie trudnym doświadczeniem,

zarówno dla samej nastolatki, jak i jej

najbliższych. To przyspieszony kurs

dorastania, konfrontacja z prawdziwą

odpowiedzialnością. Ciąża zmienia życie

nastolatek, dochodzi do przewartościo-

wania priorytetów. Jednak mimo trudu

i stresu związanego z ciążą, mały czło-

wiek, przychodzący na świat rekompen-

suje to na tyle, że niemal wszystkie już

nastoletnie matki, na pytanie o najważ-

niejszą osobę w życiu, odpowiadają:

dziecko.

Paulina

Bibliografia:

Bee H; Boyd D; Psychologia rozwoju czło-

wieka;

ZYSK i S-ka;2008.

Bidzan M; Nastoletnie matki, psychologicz-

ne aspekty ciąży, porodu i połogu; Oficyna

Wydawnicza Impuls; 2007.

Page 4: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

Kiedyś świat był jak spokojny, wiejski strumyczek. Dziś coraz bardziej przy-pomina rwący potok. Tempo jest za-wrotne, a czasem brakuje już sił, żeby wiosłować. Trudno jest przetrwać w pojedynkę, tym bardziej, że niejed-nokrotnie trzeba płynąć pod prąd. Nie-raz dajemy się ponieść jakiejś fali my-śląc złudnie, że pokonamy określony dystans szybciej niż inny, niedługo potem rozbijając się boleśnie o brzeg. W tym pośpiechu tracimy kurs i nie wiemy, w którym kierunku płynąć. 28 XII 2010 grupa 30 tysięcy młodych ludzi z całej Europy zawinęła do największego na Starym Konty-nencie portu w Rotterdamie, aby tam zregene-rować siły i od-naleźć właściwy kurs. Holandia to kolejny punkt Pielgrzymki Za-ufania przez Ziemię organizo-wanej przez eku-meniczną wspól-notę Taizé. To już 33 Europej-skie Spotkanie Młodych, którzy dzięki uprzejmo-ści kilku tysięcy h o l end er s ki c h

rodzin goszczących, mogli przez pięć dni brać udział modlitewnych czuwa-niach i towarzyszących im spotkaniach. Program przedpołudniowy odbywał się w parafiach, do których przypisani byli wszyscy uczestnicy. Śniadanie w rodzinach goszczących, poranna modlitwa przeplatana kano-nami Taize, spotkania w grupach tema-tycznych - to wszystko wytwarzało szczególny nastrój. Tematami rozwa-żań podjętymi przez przeora Wspólno-ty Taizé brata Aloisa w liście z Chile były: radość, współczucie i przeba-czenie. Następnie wszyscy gromadzili się na wspólnej modlitwie w nowocze-

snej hali Ahoy w Rot-terdamie oraz brali udział w różnych warsztatach i spotka-niach. W sylwestro-wą noc o godzinie 23 w każdej parafii gosz-czącej wszyscy uczest-nicy modlili się wspól-nie o pokój na świecie. Następnie odbyła się zabawa sylwestrowa, tzw. Święto Narodów, na którym zabraknąć

nie mogło polskiej „Chusteczki hafto-wanej”. Była to okazja, żeby poznać tradycyjne tańce, śpiewy i zabawy in-nych narodów. Po kilku dniach wspólnego czuwania młodzi ponownie wyruszyli na głęboką wodę dzisiejszego świata. Poprawili żagle i energicznie ode-pchnęli swoje łódki od holenderskiego portu. Przed nimi rok pełen prób i wy-zwań. Nie boją się jednak. Wierzą, że razem tworzą pomost, po którym bez-pieczniej jest się poruszać. M.S.

Fot. Patrycja Augustyn

Fot. Magdalena Chrabąszcz

Page 5: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

1 2 . 0 1 . 2 0 1 0 , N R 1 4

Po zaledwie roku studiowania filologii angielskiej na UJ nie czuję, by w mej mocy było jed-noznacznie moje studia ocenić (polecać, odradzać? – oto jest pytanie). Mogę jednak w skrócie przybliżyć specyfikę mojego z Alma Mater spotkania. Przede wszystkim, nie tak bardzo angielskie są to stu-dia, jakby z nazwy wynikało – a przynajmniej nie w takiej for-mie, w jakiej znamy lekcje an-gielskiego z liceum. Nacisk kła-dziony jest raczej na wszystko

to, co składa się na pierwszy człon nazwy: filologię. Na dzień dobry powitani więc zostaliśmy poematami staroangielskimi (choćby takimi jak słynny Be-owulf), by stopniowo zanurzyć się w otchłań poezji, dramatów, powieści, tudzież esejów z Wysp Brytyjskich rodem. Ale nie tylko literaturą karmieni jesteśmy: są też przedmioty związane z hi-storią i kulturą, tak brytyjską jak i amerykańską, nie brakuje też zagadnień czysto lingwistycz-nych. Przy tym wszystkim an-

gielski staje się raczej narzę-dziem przekazywania wiedzy, niż przedmiotem zainteresowa-nia samym w sobie. Choć zajęcia z praktycznej nauki języka oczy-wiście również są bardzo ważne – wśród nich wyróżnia się fone-tyka (Headsets on, listen and repeat...) całkiem przyjemna zabawa, jak dla mnie. Materiału do opanowania wydaje się dużo, po moich dwóch sesjach mogę jednak stwierdzić, że zdanie egzaminów nie było aż tak trud-ne, na jakie wyglądało.

Ach, i może jeszcze na koniec praktyczna rada: nie są to studia dla tych, którzy chcieli-by możliwie wcześnie podłapać pracę w szkole – w przeciwień-stwie do innych krakowskich anglistyk, UJ-otowska nie daje uprawnień do nauczania po licencjacie: specjalność wybiera się dopiero na magisterce. But, after all, is philology abo-ut being practical?

kwiatkoska

W roku 2011 Wielkanoc przypa-da w tym samym czasie według kalendarza wschodniego jak i zachodniego. Jest to niepowta-rzalna okazja, aby oba płuca Europy - Kościół Zachodu i Wschodu, mogły razem obcho-dzić pamiątkę najważniejszych wydarzeń dla chrześcijaństwa – śmierci na krzyżu i Zmartwych-wstania Chrystusa. W kwietniu 2011 roku brat Alois oraz inni bracia ze Wspólnoty Taize odbędą kilku-dniową pielgrzymkę do Moskwy. Młodzi ludzie z całego świata są zaproszeni, aby dołączyć do bra-ci w tym kolejnym etapie piel-grzymki przez Ziemie, organizo-wanej przez Wspólnotę Taize. Będzie to wymarzona okazja, aby wspólnie z chrześcijanami z całego świata wspólnie przeżyć bogactwo liturgii prawosławnej oraz odkryć duchowość Rosji. Kto kiedykolwiek był w cerkwi, słyszał prawosławny śpiew li-turgiczny nie może obok tego wydarzenia przejść obojętnie. Będzie to okazja, aby poznać naszych braci ze wschodu, wspólnie zamieszkując z nimi w ich parafiach.

B o g a t e kontakty między Taizé a Rosją trwają już od wielu lat. W latach sześćdziesią-tych XX wieku zwierzchnicy rosyjskie-go Kościoła prawosław-nego mieli możliwość odwiedza-nia Wspólnoty z Taizé. Brat Ro-ger wielokrotnie był zapraszany do Rosji. Odbywały się tam spo-tkania z hierarchami kościelny-mi. Te wizyty były jednocześnie znakiem solidarności z rosyjski-mi wiernymi, którzy wówczas nie mogli wyjeżdżać za granicę. Brat Alois uczestniczył w po-grzebie patriarchy Aleksego II w grudniu 2008 roku, a także w intronizacji patriarchy Cyryla I w styczniu 2009 roku. Aleksy II był wielkim przyjacielem i zwolennikiem dorocznych spo-tkań europejskich. Wielokrotnie przesyłał listy z pozdrowieniami i błogosławieństwem dla ich uczestników. W tej historycznej piel-grzymce do Moskwy nie może zabraknąć uczestników z Polski. Ze względu na konieczność uzy-skania wizy oraz aby zminimali-zować koszty podróży konieczne jest szybkie zgłaszanie się uczestników.

Dlatego zapytania i zgło-szenia dotyczące wyjazdu należy kierować na adres [email protected] w nieprzekraczalnym terminie

do 23 stycznia 2011.

Szczegółowe informacje na temat organizacji pielgrzymki znajdują się na stronie:

http://www.taize. fr/

pl_article11548.html

M.K

20-25 kwietnia 2011

Nothing to write home about – or a Magical Mystery Tour? -

z angielszczyzną moje próby zmierzenia się

Page 6: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

W dzisiejszym numerze An-drzej Romocki – pseudonim Morro. Nawet dla ucha współczesnej dziewczyny taka ksywa brzmi cool. Jest w niej jakaś twardość, ale i zawadiackość. Kiedy pierw-szy raz zobaczyłam zdjęcie Andrzeja w książce Bogdana Deczkowskiego Wspomnie-nia Żołnierza Batalionu AK Zośka moje brwi wymownie zawędrowały w górę w ge-ście uznania (znak, który każda z dziewczyn doskona-le rozumie). Nie wiedziałam, że ten śliczny jak obrazek Amorek (tak pieszczotliwie nazywali Andrzeja koledzy z batalionu – bo podpisywał się A. Morro) to bohater.

W Powstaniu Warszawskim dowodził kompanią Rudy, mężnie dźwigając na swych barkach losy 155 żołnierzy i 20 żołnierek. Dwukrotnie został odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Orderem Srebrnym Krzyża Virtuti Militari. Nie zdawałam sobie sprawy, że zmarł mając zale-dwie 21 lat… Żyć jak bohater Nie śmierć jednak czyni An-drzeja Morro bohaterem, a niezwykłe życie. Do dziś nie mogę pojąć, jak można dokonać tak wiele w tak krótkim czasie! Do osiągnięć na polu walki doliczyć jesz-cze trzeba przecież tajne

komplety przygotowujące do matury i wspaniałe wyniki egzaminu w 1941 roku, stu-dia w tajnej Wyższej Szkole Handlowej, kursy podharc-mistrzowskie oraz szkolenie w tajnej Szkole Podchorą-żych „Agrykola”, które Morro skończył z wysoką trzecią lokatą. Zauważcie, jak inten-sywne było życie Andrzeja. Samo wspomnienie tej listy osiągnięć zamyka mi buzię zawsze wtedy, kiedy mam ochotę wykrzyczeć wszyst-kim: „Przecież nie mam cza-su!” Grunt to wychowanie Dom, w którym Andrzej Ro-mocki dorastał, przesiąknię-

O bohaterach słów kilka Potrzeba nam bohaterów.

O tym, jak bardzo – świadczy popular-ność seriali telewizyjnych opiewających losy całego spectrum charakterystycz-nych postaci – od cynicznego i przeżar-tego resentymentem dr House’a po na-szych rodzimych dobrodusznych Mosto-wiaków. Uparcie śledzimy ich losy i w skrytości ducha wyobrażamy sobie jak-by to było, gdybyśmy znaleźli się w ich skórze.

W czasach gdy „kołchoźnik”, jak mawiał mój ukochany polonista z po-przedniej szkoły, nie rządził w domach ani duszach Polaków, szukano imponu-jących czynów, przeżyć, przygód a zwłaszcza charakterów. Takie infor-macje znajdowały się w książkach lub w opowieściach babcinych o zapomnia-nych członkach rodziny. Ho, ho! Co to były za opowieści! I cóż za bohaterowie! Żałosne perypetie Marty Mostowiak czy

nawet Pawła Zwoleńskiego nie mogą się im równać. Znacie na pewno to uczucie: radosne wezwanie serca do działania, do ruchu, do sprężenia się w sobie, do zaciśnięcia zębów i do pójścia w ślady tych, którzy już zapisali się w pamięci świata. Krew, posłuszny doręczyciel, już transportuje do mózgu impuls elek-tryczny o treści: „Jest STOP Zaczyna się STOP Akcja STOP”.

Wobec natłoku informacji

i swoistej gmatwaniny internetowej,

coraz gorzej radzimy sobie z wyszuki-

waniem i zgłębianiem losów osób, które

mogłyby wnieść cokolwiek budującego

w naszą rutynową rzeczywistość. Stąd

pomysł, by na łamach GoodNewsa pre-

zentować sylwetki i czyny tych,

o których pamiętano przez stulecia

(albo chociaż dziesiątki lat), a nasze po-

kolenie nie umie wygrzebać spod war-

stwy kurzu.

Page 7: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

1 2 . 0 1 . 2 0 1 1 , N R 1 4

ty był duchem polskości. Dziadkowie, zarówno ze strony mamy jak i ojca, to powstańcy styczniowi. Pra-dziad to słynny bohater spod Samosierry. Największy ślad na charakterze chłopca zo-stawił jednak ojciec, major Paweł Romocki (2 Krzyże Walecznych, Krzyż Virtuti Militari, Krzyż i Medal Nie-podległości) – człowiek, któ-ry dla Ojczyzny gotów był nie tylko walczyć i zginąć, ale także żyć w tak zwanym „cywilu” (był ministrem kolei i komunikacji). Prawdziwy ojciec Dla syna okazał się prawdzi-wym przyjacielem i powier-nikiem. Jaki ojciec w dzisiej-szych zblazowanych czasach przemawia do swych dzieci tak, jak major Romocki w listach do Andrzeja: „Andrzejku kochany, tyle mam do powiedzenia z Tobą i Jasiem. Przybywa Wam wieku i dojrzałości przeto coraz nowe kwestie życiowe mogą i powinny być w rozmowie z Wami poru-szone. Jak na przykład należy rozumieć h o n o r ? (…) Czy i jakie obowiązki nakłada wobec siebie samego, jako człowieka honorowego? Co jest przeciwieństwem hono-ru? Tym jest kłamstwo, tchó-rzostwo, obłuda. Przy spo-sobności pomyśl sobie ma-leńki (a jaki już duży) o tych sprawach i do wyniku rozu-mowania i zasad, jakie przyj-miesz, stosuj swoje codzien-ne postępowanie. To będzie Twoje życie, to znaczy tyle będzie ono warte wobec Bo-ga i Ciebie samego, jakim zasadom będziesz wierny”.

(cyt. za: B. Wachowicz, Wier-na Rzeka Harcerstwa, t. 4, str. 50-51) Nie poszło na marne Cóż, nauki ojca nie poszły na marne, bowiem braku hono-ru nie można zarzucić nasze-mu powstańcowi. Jako do-wódca (21 lat – przypomi-nam!!!) wykazywał się nie-zwykłą bystrością, rozwagą, szaloną precyzją i skrupulat-nością oraz skutecznością. Poza tym był bardzo wyma-gający – wobec siebie rów-nież. Przypomina mi się opis sytuacji, jaka miała miejsce w mieszkaniu Romockich, kiedy to jedna z łączniczek przyszła do Andrzeja z mel-dunkiem. Matka, na widok dziewczyny stojącej w poko-ju, nie wytrzymała i z wyrzu-tem zwróciła uwagę synowi, że dobre wychowanie naka-zuje by poprosić panią by usiadła. „Jak się chciało pa-niom iść do wojska to muszą się do regulaminu stosować! Meldunku nie składa się z kanapy!” – odpalił służbista Andrzej. Bohater domowego zacisza Równie wspaniały kontakt miał Morro z matką. To ona dała chłopcom cudowny dom, wspaniałe dzieciństwo. To im poświęciła życie. Do tego stopnia, że, kiedy oby-dwu synów brakło, nie po-trafiła żyć bez nich. Jadwiga Romocka, bohaterka. Może i dla niej znajdzie się miejsce na stronach Goodnewsa… Cel: wolna Ojczyzna Wbrew popularnym dziś opiniom wyrachowanych osób, co to znają się na

wszystkim i na wszystko mają odpowiedź rodem z popularnych dzienników, powstańcy warszawscy wie-rzyli w Polskę i w walkę zbrojną. Nie były to wygłupy młodych chłopaków. Andrzej miał przed sobą jeden cel: wolną Ojczyznę. Na wzór ojca dla Niej walczył i dla Niej chciał żyć. Interesowało go rolnictwo, z czasem ustę-pując miejsca fascynacji geo-grafią. Przeżywał rozterki, które nie są obce dzisiejszym maturzystom. Co wybrać? Jaką drogą w życiu pójść? Jak zawsze, Morro mógł liczyć na radę ojca. W listach odnajdu-jemy: „…musi to być gałąź wiedzy, którą lubisz, która Cię pociąga w tym stopniu, aby wypełnić Ci Twoje życie nieustającym zainteresowa-

niem. Wyboru będziesz w każdym razie musiał doko-nać sam”. (cyt. za: B. Wacho-wicz, Wierna Rzeka Harcer-stwa, t. 4, str. 56) Historia sama wybrała dla Andrzeja drogę życia. A może to ta droga wybrała jego...? Wszak często powstańcy powtarzali za Krzysiem Ba-czyńskim: „Nam jedna szarża – do nieba wzwyż. I jeden order – nad grobem krzyż”.

Bonaventura

Opracowane na podstawie:

-Barbara Wachowicz, Wierna

Rzeka Harcerstwa: To Zośki

Wiara!, t. 4. -http://www.czworka.zhr.pl/

Page 8: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

To już tydzień minął od czasu, kiedy po raz ostatni widziałam, najwspa-nialszego człowieka, jakiego było mi dane spotkać. Jakie to melodrama-tyczne. Banalne. Jak to możliwe, że to dzieje się na prawdę? Niemożliwe,

to tylko sen. Tak, to sen. Albo koszmarna rzeczywistość. Zegar wybił północ kilka minut temu. Przede mną stoi otwarta butelka czerwonego wina. Czy próbuję się upić, aby zapomnieć? Całkiem możli-we. Z odtwarzacza płyną do mnie lekkie nuty "Sonaty Księżycowej" Bet-hovena. Po mojej twarzy spływają wielkie krople łez. Jakby to mogło

w jakikolwiek sposób pomóc. Nie pomaga. Tak bardzo pragnę teraz przytulić się do Rona. Chciałabym, żeby mó-wił tym niskim, spokojnym głosem, że wszystko będzie dobrze, że jest przy mnie. Chciałabym widzieć choć trochę nadziei w tym gąszczu rozpa-czy, która ogarnia mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Marzę o tym, aby usłyszeć jego delikatny śmiech, aby dotknąć ciepłej skóry, aby usłyszeć

kojące bicie jego serca, usłyszeć szept nad moją głową. Tak bardzo pragnę go przytulić. Często, wraz z Ronem, spędzałam wolny wieczór przy muzyce klasycz-nej, czasem z lampką wina, rozmawiając o minionym dniu, o przyszłości, o nadziejach i planach. Czasem nie rozmawialiśmy, wystarczyło, że sie-dzieliśmy obok siebie. Uwierzycie, że coś takiego daje niewysłowioną

radość? Nie ważne. To po prostu prawda. Jeden z takich wieczorów spędziliśmy dodatkowo orzy akompaniamen-cie burzy. Jasne błyski rażącego światła przebijały się przez ciemną noc i ciemnogranatowe chmury. Na jakąś niewielką cześć sekundy, wszystko stawało się widoczne, po czym znikało szybciutko w nocnej otchłani. - To niesamowite. Jesteś jedyną kobietą jaką znam, która nie boi się burzy, a wręcz ją uwielbia. A znam sporo kobiet - dodał zadziornie po

sekundzie namysłu. - Hej! Mam być zazdrosna? - zapytałam, a Ron tylko się roześmiał. - Może jestem przedstawicielem jakiegoś pozaziemskiego gatunku? Albo po prostu jestem dziwna? - odpowiedziałam, jakby zadał pytanie. Czasem czułam taką bezsensowną chęć rozmowy na nieistotne tematy. Chyba w pewien sposób pomagało mi to czuć się potrzebną? A może po prostu chciałam usłyszeć jego głos? Zapamiętać i zostawić gdzieś w małej szu-fladce umysłu, aby móc sobie go odtwarzać, kiedy nie będzie go w pobli-żu? Jeśli tak, to pomogło, bo cały czas pamiętam. I nie chcę zapomnieć,

choćby miało to boleć jeszcze bardziej. - Ani jedno, ani drugie nie wchodzi w grę. Obstawiam odpowiedź nu-mer trzy: po prostu jesteś niesamowita - powiedział, po czym pocałował

mnie lekko. -Czyżby? - pokręciłam głową - Zabawne... - Co jest zabawne? - na jego czole pojawiła się malutka zmarszczka

wyrażająca szczere zdziwienie. - Właściwie wszystko: to, że na burzę większość reaguje strachem; to,

że nadal tu jesteś… - Jest burza, gdzie mam iść...? - Hej! - jęknęłam obrażonym tonem, a on znów się zaśmiał. Uwielbia-łam to. - Nie ma powodu do żartów - próbowałam być groźna, co wy-wołało jeszcze większą salwę śmiechu, do której przyłączyłam się tym

razem i ja. Kiedy po chwili się uspokoiliśmy, kiedy nastała piękna cisza, w której nikt nie musiał nic mówić, bo liczyło się tylko to, że byliśmy obok siebie bezpieczni, w tej właśnie chwili Ron musiał coś powiedzieć. - Wiesz kiedy wiedziałem już na pewno, że chcę spędzić z tobą resztę mojego życia? - spojrzałam na niego zdziwiona, zachwycona, a może zaniepokojona - Kiedy, niedługo po tym, jak się poznaliśmy, spacerowali-śmy niepewni, a ty, zobaczyłaś dziecko; małą, śliczną dziewczynkę, próbu-jącą zerwać żółtego kwiatka, zatrzymałaś się i obserwowałaś ją z taką czułością, którą trudno opisać słowami. A gdy mała ucieszona, że jej się udało, zaśmiała się, ty też nieskrępowana zaczęłaś jej wtórować, śmiać sie razem z nią. Wiedziałem, że jesteś tą jedyną - uśmiechnął się rozmarzo-ny. Słyszeć coś takiego to jakby dostać drugie życie. Sami sobie wyobraź-

cie. - Wiesz, kiedy ja nabrałam tej pewności? Kiedy ty wtedy spojrzałeś na mnie z taką czułością... z jaką jeszcze nikt na mnie nie patrzył... - przypo-mniałam sobie. - A teraz tylko potwierdziłeś, że dobrze zdecydowałam. Wtedy znów spojrzał na mnie tak, jak tylko on potrafił. Podczas tej rozmowy byłam tak niewyobrażalnie, banalnie szczęśliwa.

Kilka słów może dać tyle radości. Dziś zaś na to wspomnienie chce mi się tylko płakać. I nawet nieszczególnie próbuję się powstrzymać. Uśmiecham się przez łzy na wspomnienie tych naszych wspólnych dni. - ... ja nie wiem, jak to powinno wyglądać! Skąd mam wiedzieć, że ci wszyscy ludzie mieli rację? Skąd mam pewność, że ty i ja to nie jakieś wyjątki, do których nie pasuje żadna teoria? Nie, Remy, nie mogę polegać tu na utartych schematach... Zresztą, to by było nudne nie sądzisz?...

- Yhy… - ... No i sama pomyśl... Nigdy nie pytałaś mnie jaki jest mój ulubiony kolor, czy znak zodiaku. Dla ciebie to wcale nie jest ważne, to nie ma żadnego znaczenia. I dobrze, bo ja nie wiem, jaki jest mój ulubiony kolor. Z pewnością większość kobiet na twoim miejscu już dawno zadała by mi serię takich nudnych, do niczego nie prowadzących pytań. Pewnie na większość nawet nie umiałbym odpowiedzieć. Bo gusta przecież sie zmie-niają, jak moda. I czy ma jakieś znaczenie to, jaką np. masz fryzurę? Albo czy lubię oglądać mecze? Chcę po prostu powiedzieć, że każdy jest inny, schematy banalne, a każdy kolor piękny i.... ale dlaczego ty nic nie mó-

wisz? Roześmiałam się. Tylko tak mogłam zareagować na tą sytuację. Ron odkrył swoje drugie powołanie, ale chyba nie był jeszcze do końca tego

świadomy. - Masz dwa ulubione kolory: czerwony i niebieski. Lubisz jak chodzę w rozpuszczonych włosach. Nie lubisz oglądać meczy, wolisz sam upra-wiać jakiś sport. A nic nie mówię, bo... strasznie się rozgadałeś, a lubię słuchać jak mówisz. I nie miałam jak ci przerwać. Zresztą nie chciałam, to było słodkie - odpowiedziałam, szukając kawy rozpuszczalnej. Miała ona jakiś niesamowity dar znikania. Czasem chciałbym się tego od niej na-uczyć. Wiesz, że jest, wiesz gdzie ją kładłaś, a i tak jej nie widzisz.

- Skąd o tym wiesz, przecież nigdy nie pytałaś… - Kiedy kupuję czerwone sukienki, uśmiechasz się z aprobatą, przy zaku-pie samochodu chciałeś koniecznie obejrzeć czerwone modele. I masz mnóstwo niebieskich koszul, w których faktycznie wyglądasz świetnie. Stąd wiem, jakie są twoje ulubione kolory. Czasem, kiedy wiążę włosy, mruczysz cicho, jakby z dezaprobatą. I nie oglądasz meczy, za to bie-gasz. Jakoś tak się złożyło, że cię troszkę już znam... jesteś nareszcie - szepnęłam, gdy udało mi się dorwać słoik w którym powinna być kawa. - To niesamowite. Wiedziałem, że nie pasujemy do żadnego schematu. A poza tym... mówiłem ci już dziś, że jesteś niesamowita i że bardzo cie kocham? Daj to, pomogę ci - dodał, widząc, jak bezskutecznie próbuję

otworzyć słoik. - Dziękuję - odparłam. - Coś tam wspomniałeś, że coś, że ja, że ty, że fajnie, ale w zasadzie, możesz powtórzyć, bo nie pamiętam, jak to dokład-

nie leciało - powiedziałam poważnie. - Kocham cię. Moje życie było takie szare zanim cię poznałem, a ja

nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. - Wchodzimy na szczyt banału, gdzie lepi sie od słodyczy. I kawa się

skończyła - rzekłam, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. - Pójdę więc kupić. - Czasem mam wrażenie, że bez ciebie nie potrafiłabym zrobić najba-

nalniejszej rzeczy. - Potrafiłabyś. Możesz wszystko - szepnął całując mnie w czoło, po

czym wyszedł po kawę. Innym razem, czytając swoją ulubioną książkę, nagle, bez powodu po-

wiedział: - Wiesz... najbardziej lubię, kiedy śpiąc, przytulasz sie do mnie, nie

otwierając oczu i od razu dalej zasypiasz. Uśmiechnął się i wrócił do lektury. Nie wiem, czy opisywanie tych wydarzeń ma jakiś sens. Ale te wspo-mnienia wracają do mnie same, odbijają się echem w mojej pamięci, za każdym razem zostawiając coraz większy ślad. Nie sposób ich powstrzy-mać. Jakże bym mogła. Zapomnieć o naszym pierwszym spotkaniu? O rozmowach niczego niedotyczących? O sytuacjach, których nie rozu-mieliśmy? O naszym ślubie? Nie, tego się nie da zrobić. To wszystko istnieje we mnie cały czas, jest teraz, już na zawsze częścią mnie. Niech pamięć o tych wydarzeniach boli. Niech wspomnienie o Ronie, o tym, że już go nie zobaczę sprawia, że po mych policzkach płyną łzy. W zamian pragnę tylko jednej rzeczy - nigdy nie zapomnieć o żadnej

z tych chwil, nie zapomnieć jego twarzy, głosu czy uśmiechu.

R ozdział III: TydzieR ozdział III: TydzieR ozdział III: TydzieR ozdział III: Tydzień

Page 9: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

1 2 . 0 1 . 2 0 1 1 , N R 1 4

Odcinek 2.: Konfrontacja

Długopis parzy mi dłoń, ale znów siadam przed „moim pamiętniczkiem”. Chyba zwa-riowałem przez tego staruszka! No dobra, „jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B”, czy jakoś tak… Nie będę robił wstępów, bo nie jestem Słowackim. Wczoraj, po tej przygodzie w kościele mia-łem trochę dziwny wieczór. Chyba nie wie-rzyłem w tego całego o. Jan, w to, że mówił mi te wszystkie dziwne rzeczy i do tego, że zaprosił mnie na jakieś spotkanie. Kasę ode mnie chce wyłudzić, czy co? A może potrze-buje się klecha wygadać? To ja już wolę od-dać mu tę kasę! W końcu włączyłem sobie Otherside na wierzy i odleciałem w podusz-kę. Byłem tam zmęczony, że w minutę wy-skoczyłem z kapci. Rano budzę się jak zwykle zmięty. Coś mi tam świtało w głowie, ale o co chodzi? Szyb-kie śniadanie. Niby mam dużo czasu, a 102 i tak mi zdąży uciec! Nienawidzę poniedział-ków to najbardziej życiowy film jaki kiedy-kolwiek powstał. Na uczelni: wykład – drzemka, ćwiczenia – pobudka, więc jakoś przebiedowałem. (Ja piszę pamiętnik! Jak to możliwe?!) Po zajęciach podszedł do mnie Szymon i zapytał, czy nie mam ochoty wyjść o 19 na lodowisko, bo zebrał już jakąś paczkę. I wte-dy coś mnie tknęło. Coś, coś… coś tam świta powoli. Klecha! Trochę zmieszany odpowie-działem: Wiesz, co, chyba coś tam już mam, ale nie pamiętam dokładnie. A nawet jak nic ważnego, to i tak nie dam rady, bo na jutro jeszcze nic nie przeczytałem i sam rozumiesz... Szymon trochę zdziwiony pokiwał głową i poszedł. Przecież nie mogłem mu powie-dzieć, że zaprosił mnie do siebie ksiądz! Nie miałbym spokoju przez miesiące! Już widzę jego ironiczny uśmieszek i słyszę głupie py-tania. Wracałem do domu, bijąc się z własnymi myślami. Wracały wczorajsze pytania: po co mnie zaprasza? Co my tam będziemy robić? Nie, nie idę. Zacznę chodzić do innego ko-ścioła! A może w ogóle, będę sobie w domu krzyżówki rozwiązywał i też będzie! Już brałem komórkę do ręki żeby napisać wia-domość do Szymona, że jednak idę na łyżwy, kiedy za szybą mignął mi jakiś brązowy ha-bit. Nie to nie był on, ale znów te wątpliwo-ści: może ma mi coś ważnego do powiedze-nia? To stary człowiek, ewentualnie mogę mu wyświadczyć jakąś przysługę? Znów coś przeleciało za oknem. To szyld sklepu: Karo-lek. Znów jakby ktoś wbił mi szpilkę w bok! Skąd on znał moje imię?! Dobra, poja-dę tam, ale tylko żeby dowiedzieć się skąd znał moje imię! Wyczytał mi je z oczu?

Zjadłem obiad, znów wpakowałem się w autobus, potem w tramwaj i po 40 minu-tach byłem na Stradomiu, przy klasztorze. Din-dong! Znalazłem furtę. -Pokój i dobro! Słucham? – skrzeczy jakiś głos z domofonu. -Ja do… (jak on tam miał)… do o. Jana – wy-stękałem. -A, tak, chwileczkę. Dzzzzyyy! Drzwi się otworzyły. -Proszę za mną, o. Jan mówił, że będzie miał gościa – powiedział młody zakonnik i wprowadził mnie przez drzwi na długi, ciemny korytarz na pierw-szym piętrze. -Mówił, że będzie miał gościa? Taki pewny był? No dobra! Zobaczymy, kto się lepiej zna na ludziach! Wystarczy mi jego pięć pierwszych gestów i już będę wiedział o nim wszystko! – pomyślałem.

Franciszkanin wskazał mi duże, ciężki drzwi, skłonił się z uśmiechem i odszedł. Zbyt roz-gadany to on nie był. Powoli otwieram drzwi. Pokój jest słabo oświetlony. Ale mimo to łatwo można dostrzec, że wszystko jest elegancko poukładane. Książki stoją rów-niutko jedna przy drugiej. Kwiatki na para-pecie, jak żołnierze podczas musztry, itd. No tak, pedancik się trafił. Bez baby tyle lat, to pewnie ześwirował. Nerwica natręctw mu-rowana! Źródłem słabego światła jest lamp-ka na biurku. Siedzi przy nim staruszek. Pewnie czyta te ich książki. Ciekawe ma ży-cie, nie ma co. -Śmiało, wejdź! Nie gryzę… szczerze mówiąc, już od kilkunastu lat nie mam czym, nawet jakbym chciał – wita mnie stary. -Witam! – zagajam inteligentnie -Co tam ojciec czyta? Zakonnik podrapał się po brodzie. -Ee, zaraz tam czyta, krzyżówkę rozwiązuję. Wczoraj mnie tak natchnąłeś. Dawno nie męczyłem się z „panoramicznymi”. Cóż mogłem się pomylić. -Strasznie ma tu ojciec czysto… -Przysyłają mi tu co jakiś czas kleryków, żeby mi pomagali, a oni są tak gor-liwi, że czasem boję się, czy nie zrobią mi dziu-ry w podłodze tymi mopami. Ale siadaj, siadaj,

młody człowieku, mam do Ciebie sprawę. Po-myliłem się drugi raz, ale to nic nie znaczy! Wreszcie popatrzy w moją stronę. -Chciałem Ci podziękować! Myślę: za co? -Chciałem Ci podziękować, bo ostatnio mia-łem problemy sam ze sobą. Wiesz, jak kapłan zaczyna się nudzić Mszą Świętą, to jest mu z tym trochę kiepsko, rozumiesz? Przez tyle lat, to musi się zdarzać, ale i tak czułem się jak totalny osioł. Ty, rozwiązując swoją krzy-żówkę podczas wczorajszej Eucharystii pomo-głeś mi zrozumieć, że są osły większe ode mnie! Nie no! To za wiele, miałem ochotę walnąć go w tę łysinę! Zrywam się z krzesła. -Oj, wy młodzi! Powiesz coś o nich, to albo płaczą, albo się obrażają. Siadaj synku! W życiu też czasem trzeba być osłem. Na czym by Chrystus wjechał do Jerozolimy, gdy-by nie osioł, hę? Niech wjedzie i na Tobie. Dobra, niech mu będzie, że to taki żart. Nie rozumiem, ale niech będzie. -A co mam ro-bić? Nuda! Co tydzień to samo, czasem ktoś coś powie ciekawszego z ambony, to się ode-rwę na chwilę, ale oprócz tego nic się nie zmienia – mówię poirytowany. -Masz dziew-czynę? –A co to ma do rzeczy? No, mam. –W takim razie spotykacie się często, co? –Tak, dosyć często. –To nie nudzi Ci się tak cały czas ta sama osoba? Może weź krzyżów-kę na następną randkę? Ciekawe, czy się jej spodoba… - Ale co to ma do mszy? –A ma, i to dużo. Widzisz, mój chłopcze, Msza to również sprawa miłości, miłości Boga do Ciebie, i Twojej miłości do Niego. To 50-minutowe spotkanie z Bogiem, a Ty rozwiązujesz krzy-żówki… A właśnie! Co to będzie: „układy sca-lone zamknięte w hermetycznej obudowie”? Na „P”. –Procesor. Ale wróćmy do tej Mszy! –No! Pasuje! Ja to już nic się nie orientuję w tych komputrach. A Msza, synu, to Golgota. Wyobrażasz sobie sytuację, że KTOŚ oddaje za Ciebie życie, a Ty siedzisz z panoramicznymi w ręku? –No, nie bardzo. –A ja sobie nie mu-szę, tego wyobrażać, bo to widziałem wczoraj. Ale nie martw się, ja robiłem gorsze rzeczy. No, zmykaj już. –Ale… -Nie ma żadnego „ale”. Stary człowiek musi odpocząć. Z Bogiem, Ka-rolu! Wstaję i idę do drzwi. –Ojcze, jeszcze tylko jedno: skąd ojciec zna moje imię? Prze-czucie? Jasnowidzenie? Plotki? –Mógłbyś już zdjąć sobie ten identyfikator, bo ludzie w au-tobusach muszą się z Ciebie śmiać. Rzeczywi-ście, w piątek pomagałem w organizacji kon-ferencji i dostałem taki głupi identyfikator! Musiał mi się zaplątać w szalik, a ja o nim zapomniałem. Ale obciach. – Środa o tej sa-mej godzinie – rzucił na pożegnanie. Nic nie mówiąc wyszedłem. Siedziałem tam może 20 minut. A myślę nad tym, co mi powiedział już od 4 godzin. Spać… CDN…

szary

Starzec z E m ausStarzec z E m ausStarzec z E m ausStarzec z E m aus

Page 10: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

„Mgła” - film dokumentalny Scenariusz i realizacja: Maria Dłużewska, Joanna Lichocka Zdjęcia: Ryszard Jaworski, Włodzimierz Resiak Produkcja: Gazeta Polska Data polskiej premiery: 2011 „Mgła” - czyli jak mówi podtytuł: „Pierwszy polski film o katastrofie w Smoleńsku” to opo-wieść o katastrofie prezydenckiego samolotu z perspektywy urzędników Kancelarii Prezyden-ta Lecha Kaczyńskiego. Na ekranie występują

Andrzej Duda, Adam Kwiatkowski, Jakub Opara, Jacek Sasin, Marcin Wierzchowski oraz Paweł Zołoteńki. Jest to bardzo emocjonalna relacja najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego, którzy oczekiwali na niego na cmentarzu w Katyniu lub mieli powitać delega-cję na lotnisku. Z filmu dowiadujemy się o kontekście przygotowań uroczystości w Katy-niu oraz o grze politycznej prowadzonej przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów w celu obniżenia rangi wizyty Prezydenta. Grę, w którą umiejętnie zaangażował się rosyjski

ambasador. Urzędnicy nie obarczają nikogo winą za smoleńską katastrofę. Jako oddani współ-pracownicy, przyjaciele tych, którzy zginęli starają się opowiedzieć o tym, co zobaczyli, jak wyglądały pierwsze chwile tej narodowej tragedii i co działo się potem. Są to niezwykle poruszające relacje mówiące o pierwszym szoku, chwilowej nadziei, że ktoś przeżył i wielkim smutku, gdy okazało się że to nie jest prawda. Na mnie piorunujące wrażenie wy-wiera moment, gdy nagle relacja ucina się i słychać metalową wersję znanej wszystkim suplikacji "Święty Boże, święty mocny..." z słowami „Od nagłej i niespodziewanej śmier-ci, zachowaj nas Panie!”… A to wszystko na tle wraku samolotu… Ze łzami w oczach, z zaciśniętym gardłem słucha się Jacka Sasina, który opowiada, że próbował dotrzeć do wra-

ku samolotu, ale zrezygnował, gdy poczuł, że musiałby chodzić po ciałach swoich przyjaciół. Widzi się wielki ból Jarosława Kaczyńskiego,

jego kamienną twarz i łzy. Na zarzuty stawiane przez urzędników występujących w tym filmie nikt nie odpowia-da. To czyni tę relację bardzo jednostronną. Jednak przedstawienie faktów z tych dni wi-dzianych oczami ludzi, którzy na co dzień w mediach nie dostają szansy występu, staje się istotnym wkładem w odtworzenie obrazu tych tragicznych wydarzeń, które zdają się coraz bardziej zamazywać. Niektóre kwestie

poruszone w tym filmie są wielkim szokiem. Film powstał dzięki inicjatywie Joanny Lichockiej, która podczas jednego ze spotkań z Jackiem Sasinem usłyszała poruszające wspo-mnienia. Wtedy zrodził się pomysł, aby zostały zarejestrowane. Oficjalną premierę miał 3 stycznia w warszawskim kinie „Kultura”. Dwa dni później – 5 stycznia – film „Mgła” został dołączony do pierwszego w 2011 roku

numeru „Gazety Polskiej”. Aby móc zrozumieć skomplikowaną sytuację w obecnym polskim życiu publicznym obejrzenie tego filmu zdaje się być konieczno-

ścią.

Marek Kamionka

Z przyjemnością zapraszamy do lektury strony poświeconej filmom, muzyce, literaturze i wielu innym dziedzi-nom sztuki. Polecamy rzeczy naszym zdaniem WARTOściowe, które trzeba zobaczyć, posłuchać i poznać.

Liczymy, na Wasz udział i współtworzenie tego działu, który będzie ukazywał się regularnie.

Wykonawca: Angus & Julia Stone Album: Down the Way Rok wydania: 2010 Wydawca: EMI

Smutnym faktem jest to, że muzyka pochodzą-ca z innych krajów niż USA czy Wielka Bryta-nia, jest tak mało znana przez polskich słucha-czy. Dlatego sięgnąłem po zespół nieco niszo-wy, będący jednak perełką na australijskiej

scenie muzycznej.

Trudno jakkolwiek sklasyfikować duet jaki stworzył Angus Stone wraz ze swoją sio-strą Julią. Piękne gitarowe melodie, niebanalne teksty wsparte charakterystycznymi głosami rodzeństwa składają się na wyjątkowość tego zespołu. Dla mnie, Australijski zespół Angus&Julia Stone jest muzycznym odkryciem

roku 2010. Na krążku zatytułowanym „Down the Way” wydanym w marcu ubiegłego roku znaj-dziemy 13 kawałków. Płytę otwiera piosenka „Hold On”, podczas której do charaktery-stycznie brzmiącej gitary, dołączają instrumen-ty smyczkowe. Rodzeństwo czerpiące mu-zyczne inspiracje, także z muzyki folkowej, nie boi się włączać w swoje kompozycje inne instrumenty jak trąbka, harmonijka ustna czy

mandolina. W utworze „For You” zadziorności płycie dodają partie gitary elektrycznej skontrasto-

wane z delikatnym brzemieniem fortepianu. Niekwestionowanym hitem z tej płyty jest „Big Jet Plane”. Warto spojrzeć na ilość wy-świetleń na YouTube - dwa i pół miliona od-tworzeń. Potem pojawia się najlepsza piosen-ka z całej płyty - „Santa Monica Dream”. Pro-ste trzy akordy oraz głęboki głos Julii zabierają nas daleko, do świata marzeń i wspomnień,

ciszy i spokoju. Płytę zamyka piękna ballada „The Devil’s Tears”. Warto wsłuchać się

w śpiewany przez Angusa tekst. Druga płyta zespołu pochodzącego z Newport, niedaleko Sydney, jest dojrzalsza i subtelniejsza od wydanej trzy lata wcześniej, debiutanckiej „A book like this”. Grana spo-kojnie, bez pośpiechu, jakby czas na parę chwil się zatrzymał. Można, zarzucać im monotonne brzmienie i opieranie się na podobnych mu-zycznych schematach. Ja nazwałbym to pro-stolinijnością i sukcesywnym poszukiwaniem

właściwego brzmienia. My, zabiegani, zapracowani, zglobalizo-wani potrzebujemy cichego ukrycia, przed okładającą się mięsem Lady Gagą, czy łypiącym na nas jednym okiem, demonicznym M. Man-sonem. Spokojny wokal Julii i Angusa przynie-sie nam ukojenie po ciężkim dniu, a łagodny dźwięk gitary będzie doskonałym podkładem na chwile spędzone przy lekturze dobrej

książki, bądź spotkaniem we dwoje. Do posłuchania na serwisie youtube.pl oraz

stronie vimeo.com

[email protected]

Page 11: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

1 2 . 0 1 . 2 0 1 0 , N R 1 4

Szlifuj swój angielski. Francuski 15 minut dzien-nie. Niemiecki w 8 tygodni. Hiszpański – szybko i bez problemu. Znajomość języków obcych jest dziś nie tylko w modzie, ale i w cenie. Przekonu-jemy się o tym na każdym kroku: w szkole, w pracy, na ulicy, na wczasach. Ale tu nie chodzi tylko o podnoszenie swoich kwalifikacji lub o cenny wpis do CV. Jak mawiał słynny szwajcar-ski językoznawca Ferdinand de Saussure, język to nie jest tylko nomenklatura. Ucząc się języ-ka, uczymy się patrzeć inaczej na rzeczywi-stość. Świat otwiera się na oścież. Znikają granice terytorialne, znosi się bariery celne. O zakazie wyjazdów za granicę dowiadujemy się z podręczników szkolnych bądź z opowieści rodziców. Jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Z Zamościa aż do Lizbony możemy praktycznie dojechać bez kontroli granicznej. My wyjeżdża-my, inni przyjeżdżają do nas. Projekty, wymiany, wczasy, spotkania, konferencje czy nawet praca – tyle jest dziś możliwości. Wyjechać: zobaczyć jak inni żyją, co jedzą, czym się pasjonują, a czym irytują. Spoj-rzeć na własne podwórko z perspektywy sąsia-da. Szukać podobieństw, a nie różnic. Porozu-mienia, a nie powodu do kolejnego sporu wyni-kającego z braku poznania. Być ambasadorem swojego kraju. Reprezentować swoją postawą określone wartości. Obalać stereotypy. Szukać przyjaciół. Przyznacie, że ktoś kto wyjeżdża za-granicę ma pełne ręce roboty! Żeby jednak móc w pełni cieszyć się możliwościami pobytu zagranicą trzeba znaleźć z tubylcami nić porozumienia. Innymi słowy, mimo wymownych i niekiedy bardzo kreatyw-nych ruchów rękami czy zabawnych min prędzej czy później trzeba... otworzyć buzię. Na chwilę zapomnieć o swoim tytule naukowym, wysokim stanowisku, elokwentnym stylu mówienia na rzecz kilku koślawych wyrazów wypowiedzia-nych łamliwym półgłosem. I o to chodzi!!! Słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Jak dziecko między 1 a 3 rokiem życia, które pierwszym „mama” wprawia wszystkich w zachwyt. Panie i Panowie! Wszem i wobec ogła-szam otwarcie goodnewsowego kącika języko-wego!!! Odtąd w każdym numerze będziemy uczyć się z Wami podstawowych zwrotów języ-ków europejskich! Tym razem HISZPAŃSKI!

Dobrej zabawy!

M.S.

Buenos dias Hola Adiós Muchas gracias Por favor Perdón ¿De dónde eres? Soy de Polonia ¿Hablas inglés? No entiendo ¿Qué es esto? ¿Qué hora es? ¿Qué significa ...? ¿ Qué pasa? ¿Cuánto cuesta? ¿Como te llamas? Me llamo… Mucho gusto

Dzień dobry Cześć Żegnaj Bardzo dziękuję Proszę Pszepraszam Skąd jesteś? Jestem z Polski Mówisz po angielsku? Nie rozumiem Co to jest? Która godzina? Co znaczy…? Co się dzieje? Ile kosztuje? Jak się nazywasz? Nazywam się… Miło mi

Page 12: 14 gotowe (tylko-do-odczytu)

W poprzednim numerze informowaliśmy o możliwości udziału w programie wolontariatu realizowanym w Wielkiej Brytanii i Niemczech przez AktionSühnezeichenFriedensdienste z Niemiec we współpracy ze Stowarzyszeniem ASF w Polsce.

W związku z trwającym procesem rekrutacji

SERDECZNIE ZAPRASZAMY zainteresowane osoby na SPOTKANIE INFORMACYJNE, które odbędzie się

w budynku Liceum Ogólnokształcącego w Centrum Edukacyjnym Radosna Nowina 2000

dnia 13 stycznia 2011 o godzinie 16.00 w sali 33.

Przedstawimy założenia naszego programu, opowiemy o charakterze pracy wolontariusza oraz technicznych

sprawach związanych z wyjazdem.

Stowarzyszenie ASF w Polsce

Dni o Kościele 14 stycznia 2011

Piątek Panel dyskusyjny:

godz. 17.00 / Aula oo. Dominikanów Kościół euro-katolicki?

Goście: ks. Jacek Prusak SJ, prof. Tadeusz Gadacz, o. Jan Andrzej Kłoczowski OP

Panel dyskusyjny:

godz. 19.00 / Aula oo. Dominikanów O świeckich w Kościele.

Goście: Janusz Poniewierski, ks. Robert Nęcek, Krzysztof Mazur (Pressje)

15 stycznia 2011 Sobota

Panel dyskusyjny godz. 14.00 / Aula oo. Dominikanów

Kiedy sztuka obraża? Goście: o. Leon Knabit

Panel dyskusyjny:

godz. 17.00 / Aula oo. Dominikanów Bóg politykiem?

Goście: o. Paweł Kozacki OP, Andrzej Miszk, ks. Tomasz Jaklewicz, ks. Jacek Stryczek

Koncert

godz. 20.00 – 00.00 / Klub Masada Koncert studenckich zespołów wykonujących muzykę chrześcijańską.

Zespoły : Pora Wiatru, Hel, Arymathea, Nebo

17 stycznia 2011 Poniedziałek

Panel dyskusyjny: godz. 18.30 / Aula oo. Dominikanów

Racjonalność wiary – granice niewiary Goście: ks. prof. Stanisław Wszołek, prof. Jan Woleński,

Paweł Rojek

ZAPRASZAMY!

Chcesz spotkać się z setkami tysięcy mło-dych ludzi z całego świata? Nie masz jesz-cze planów na wakacje? Chcesz odwiedzić piękny zachodnio-europejski kraj? Świa-

towe Dni Młodzieży to coś dla Ciebie!

Spotkanie informacyjne na temat spotka-nia młodzieży z Ojcem Świętym odbędzie się w Piekarach, w czwartek, 13 stycznia

po mszy świętej.

Zaprasza Wspólnota Emmanuel