11 gotowy

12
15.12.2010r., nr 11.

description

15.12.2010r., nr 11. I odcinek opowiadania „Koniec” Ostatnie przesłuchanie Jarmark prawdy 6-7 10 11 12 Doceniony przez Tarantino La France, pourquoi attire-t-elle autant? Drogi do Santagio Miłej lektury Redakcja GN Psychologia na Śląsku 4 8 9 Kochani!

Transcript of 11 gotowy

Page 1: 11 gotowy

15.12.2010r., nr 11.

Page 2: 11 gotowy

[email protected]

www.goodnewsonline.pl

Zespół redakcyjny:

Marcin Sawczak: [email protected],

Jakub Biel: [email protected]

Roman Klin: [email protected]

Korekta tekstów: Edyta, Asia, Kaszka, Tomasz Goraj

Numer 10. współtworzyli:

Agnieszka Nelec, Bartek Biel, Maciek Dziewirz, Julka Diduch, Ola Kamińska,

Paulina Kłosek, Sabina Misiarz-Filipek, Marysia Paszkiel

Kochani!

Znaleźliśmy dla Was receptę na długie zimowe wieczory! Po pierwsze, duszpasterstwo akade-mickie (i młodzieżowe) u krakowskich domini-kanów. Tam nie sposób się nudzić! Po drugie, proponujemy Wam obejrzeć w gronie znajo-mych obsypany nagrodami film Jerzego Skoli-mowskiego „Essential killing” bądź kolejny mecz idącej jak burza w tym sezonie FC Barce-lony. Dla zainteresowanych opowieścią Oli Ka-mińskiej o pielgrzymce do grobu św. Jakuba polecamy książkę „Drogi do Santiago” autor-stwa Cees Nooteboom.

Przewodnikiem i tłumaczem w podróży przez Francję będzie dla nas wielki miłośnik kultury francuskiej Bartek Biel. Z kolei szary podejmie kontrowersyjną kwestię relatywizowania prawdy i zabierze nas na ostatnie przesłuchanie w sprawie Boga bliskie-go. Nie zabraknie również rubryki „Moje studia”, w której Paulina poleca Wam Psychologię na… Śląsku!

Jednym z priorytetów GoodNewsa jest dzielenie się talentami z szerszym gronem odbiorców. Do lirycznej refleksji zapraszają Sabina Misiarz—Filipek i Maria Paszkiel. Ale to nie koniec moc-nej dawki literatury w tym numerze. Specjalnie dla Was publikujemy pierwszy odcinek opowia-dania „Koniec” autorstwa tajemniczej P.S.

Miłej lektury Redakcja GN

W tym numerze:

Quo vadis studencie? 3

La France, pourquoi

attire-t-elle autant? 4

Duma Katalonii 5

Jarmark prawdy

Doceniony przez Tarantino

6-7

8

Drogi do Santagio

Psychologia na Śląsku

9

I odcinek opowiadania

„Koniec”

Ostatnie przesłuchanie

10

11

Wiersze Sabiny Misiarz—

Filipek

i Marii Paszkiel

12

Page 3: 11 gotowy

Kraków znany jest z pokaźnej liczby kościołów, a z racji tego, że to miasto studenckie, funkcjonuje tu wiele duszpasterstw akademickich, w któ-rych każdy szukający odnajdzie coś

dla siebie. Długi czas wahałam się nad wybo-rem duszpasterstwa, a chciałam z jakimś związać się na dłużej. Od-wiedzałam strony internetowe, roz-

pytywałam wśród znajomych. Osta-tecznie wybór padł na Dominikań-skie Duszpasterstwo Akademickie BECZKA. Wystarczyła tak naprawdę

jedna msza.

Dwudziestki

Bazylika św. Trójcy (Dominikanie) jest tuż przy Rynku (z ulicy Grodz-kiej skręcamy w lewo na Dominikań-ską i już jesteśmy na ul. Stolarskiej 12, gdzie znajduje się klasztor i ba-

zylika). Osławione wśród studentów tzw. „dwudziestki” to nic innego, jak msze święte w każdą niedzielę o go-dzinie 20:20 przeznaczone właśnie dla nas. Są bezpośrednio związane z D.D.A. BECZKA, a konferencje (kazania, homilie) najczęściej głosi główny beczkowy Duszpasterz o. Adam Szustak OP. Uważam, że jego słowa trafiają do osób w naszym wieku. Niejednokrotnie mocne, do-bitne i bezpośrednie, dają do myśle-nia. Nie brakuje też poczucia humo-ru i uśmiechu. Wszystko jak najbar-

dziej w normie. Późna godzina po-zwala każdemu chętnemu na dotar-cie na liturgię, nawet jeśli wracałby z domu. Problemem może być jedynie

brak wolnych miejsc, nie tylko sie-dzących. Na dwudziestki ludzie przy-

chodzą tłumnie.

Piękno liturgii

Każdy, kto tylko będzie chciał, do-strzeże piękno niedzielnej liturgii. Odprawiana jest zgodnie ze wszyst-kimi kanonami: procesja na wejście, kadzidło, akolitki, a szczególnie uwrażliwiony doceni drobne gesty czasem rzadko spotykane w kościo-łach parafialnych np. pochylanie głowy w pewnych określonych mo-mentach. Mężczyźni mogą dołączyć do ministrantów, niezależnie od te-go, czy wcześniej mieli doświadcze-nie ze służbą przy ołtarzu czy też nie. Niestety ten zaszczyt nie obej-muje kobiet… Nie bez przyczyny mó-wi się, że Dominikanie są najbar-dziej „liturgiczni” :). Zachwyca rów-nież muzyczna oprawa mszy świę-tych. Liczna, czterogłosowa schola wykonuje piękne pieśni odpowiednie dla liturgii. Nie usłyszymy znanych „oazowych” piosenek, będą to raczej opracowane na głosy tradycyjne pie-śni. Warto się przyzwyczaić do części stałych po łacinie oraz wspaniałego „Amen” na trzy głosy. Do scholi

oczywiście można dołączyć, do czego

bardzo zachęcamJ.

Atmosfera

O ile w ogóle można mówić o atmos-

ferze mszy świętej, o tyle ta na dwu-dziestkach jest naprawdę niesamo-wita. Potwierdzić to może każdy, kto

chociaż raz na dwudziestce był… A z reguły nie kończy się na jednym razie. Często też w tłumie, ewentual-nie przed wejściem (wyjściem) moż-na dostrzec radosne twarze, co jest zawsze bardzo, bardzo miłe i pozy-

tywne.

To tyle o Beczce na dzień dzisiejszy, więcej będzie później, bo Beczka jest

duża J.

Na koniec odsyłam do strony inter-netowej, na której znajdziecie o duszpasterstwach i nagrania

z „dwudziestek”

www.beczka.krakow.dominikanie.pl

ANHIELOS

Dominikanie zapraszają!

Page 4: 11 gotowy

Je voyage en France regulièrement depuis 2008. Chaque année je découvre différantes régions. En 2008 j’étais au Côté d’Azur, en 2009 en Massive Centrale et en Vendée et en 2010 au Pays de la

Loire.

Je suis « attiré » par la France, sa culture et sa

langue. J’apprends le français depuis 7 ans. En ce

moment je suis lycéen de l’école bilingue. Cette année j’étais au démartement de la Mayenne au Nord de la France. Pendant mon séjour j’ai eu la

possiblité de visiter le fameux Mont Saint- Michel.

Mont Saint-Michel dépendant de saison est soit une île soit un pénisule. Je vais commencer la

présentation par un petit résumé historique. Avant Mont Saint- Michel s’appellait le Mont Tom-be. Il est devenu le lieu important du christianisme lorsque l’évêque Aubert d’Anvranches, l’a dédié à saint Michel. Sur le Mont Aubert a installé qulques hommes pour prier Dieu et son archange. Les moines pieux venus de Flandre y deumeraient et

pratiquaient l’ordre de saint Benoît.

Autour du Mont en été il y a des sables mouvantes auxquelles il faut faire attention et la visite y est interdite sans guide parce qu’il y a déjà les hommes qui y sont morts. Effectivement ce mont et l’abbaye qui y se situe, sont des élémenets indisponsables à visiter quand on est près de cette édifice religieuse. J’ai bien aimé ce lieu mais je vous conseille d’y aller en autome ou en hiver parce qu’il y aura moins du

monde et vous pourrez découvrire et mieux sentir

l’ambience de ce lieu.

Également je vous propose d’y aller le plus vite possibile parce qu’en ce qui concerne les tarifs les jeunes de 18 à 25 ans issus de l’UE peuvent y

entrer gratuitement !

Pour plus d’informations jetez un coup d’oeil sur le

site :

Podróżuję regularnie do Francji od 2008 roku. Każ-dego roku odkrywam rożne regiony. W 2008 roku byłem na Lazurowym Wybrzeżu, w 2009 w Masywie Centralnym i Wandei a w 2010 roku w Krainie Lo-

ary.

Francja - jej kultura i język naprawdę mnie pociąga-

ją. Uczę się francuskiego od 7 lat. Aktualnie jestem

licealistą w szkole dwujęzycznej. W tym roku byłem w departamencie Mayenne w Północnej Francji. Podczas mojego pobytu miałem

okazję zwiedzić słynny Mont Saint-Michel.

Mont Saint-Michel w zależności od pory roku jest albo wyspą albo półwyspem. Zacznę prezentację od

krótkiego streszczenia historycznego. Wcześniej Mont-Saint Michel nazywało się Mont Tombe. Stał się ważnym miejscem chrystianizmu od kiedy biskup Aubert z Avranches powierzył go Świę-temu Michałowi. Na wzniesienie Aubert sprowadził kilku ludzi, aby modlili się do Boga i archanioła. Pobożni mnisi przybyli z Flandrii zostali tam i prak-

tykowali regułę Świętego Benedykta.

W lecie wokoło wzniesienia znajdują sie ruchome piaski, na które należy uważać, a wizyta bez prze-wodnika jest zabroniona – już parę osób tam umar-ło. Oczywiście wzniesienie i opactwo, które się tam znajduje, są nieodłącznymi elementami zwiedzania, jeśli już jesteśmy w pobliżu tego ośrodka religijnego. Podobało mi się to miejsce, ale radzę Wam tam je-chać w jesieni lub w zimie, ponieważ będzie mniej

ludzi – więcej odkryjecie i poczujecie atmosferę miej-

sca.

Proponuję Wam tam jechać jak najszybciej, ponie-waż jeśli chodzi o ceny to młodzież od 18 do 25 roku życia z krajów Unii Europejskiej ma darmowe wej-

ście!

By uzyskać więcej informacji – rzućcie okiem na

stronę internetową.

www.ot-montsaintmichel.com/index.htm

Apprenez le français!

Bartosz

Page 5: 11 gotowy

1 5 . 1 2 . 2 0 1 0 , N R 1 1

Nie ustają zachwyty nad zwycięstwem Barcelony w Wielkich Derbach Europy. Katalończycy odnieśli spek-takularne zwycięstwo nad Realem Madryt. Styl oraz wynik tego spotkania zapew-ne sprawią, że liczba 58 mi-lionów kibiców Barcy na całym świecie z pewnością wzrośnie. Barcelona jest niezwykłym klubem nie tyl-ko ze względu na olśniewa-jącą grę. Skąd bierze się owa

wyjątkowość?

SOCIOS

Katalończyków nie można sobie ot tak kupić. W ich przypadku na pewno nie powtórzy się sytuacja Man-chesteru City, gdzie bogaci szejkowie sypnęli workiem pieniędzy i zaczęli robić wiel-ką piłkę. Pewnych rzeczy kupić się nie da… Nie kupi się historii czy też dumy…

Blaugrana jest własnością kibiców. I to w sensie do-słownym! Jako jeden z nie-licznych klubów w Hiszpanii i na całym świecie (należy do nich także m.in. Real Ma-dryt) działalność klubu opła-cana jest ze składek człon-kowskich socios (około 150 € na osobę rocznie). Stowa-rzyszeni kibice w sposób demokratyczny wybierają prezesa klubu. Obecnie licz-ba socios Barcelony przekro-

czyła już 170 tysięcy. Jed-nym z nich, o numerze legi-tymacji 10 080 był także Jan Paweł II.

UNICEF

Na świecie niewiele

jest klubów piłkar-skich, które nie posiadają loga sponsora na swych klubowych koszul-

kach. Do 2006 ro-ku jednym z nich była Barca. Od tego czasu jej pił-karze biegają po boisku w strojach z logiem UNICEF-u. Corocznie na konto tej między-narodowej fundacji

wspierającej dzieci z naj-uboższych państw świata klub przelewa minimum 1,5mln €, nie pobierając za reklamę nawet euro centa. Na pewno jest to chwyt mar-ketingowy, pomagający w budowie marki klubu, lecz nie zmienia to faktu, że cel owego przedsięwzięcia, bę-

dący wyrazem chęci niesie-nia pomocy i dobrego serca,

jest niezwykle szczytny.

DUMA KATOLONII

Przez wielu Barca bywa na-

zywana Dumą Katalonii. Nie jest to przypadkowy zwrot. Od zawsze Barelona była nośnikiem nie tylko piłkar-skiego piękna, ale stała się także swoistym medium od-rębności kulturowej i języko-wej Katalonii, która w 1977 roku uzyskała autonomię.

Katalończycy od zawsze czu-li się narodem odrębnym od reszty kraju. Z tego powodu spotykało ich wiele szykan i nacisków ze strony hisz-pańskich władz. Represje rozpoczęły się wraz z doj-ściem do władzy gen. Fran-co, którego ukochanym klu-bem od zawsze był Real Ma-

dryt. Katalończykom zabro-niono używania ojczystego języka oraz nadawania dzie-ciom katalońskich imion.

Jednym z nielicznych miejsc gdzie możliwa była rozmowa w języku katalońskim stał się poprzedni stadion Barce-lony - Camp de Les Corts.

Na jego trybunach dochodzi-ło do licznych manifestacji Katalończyków, z paleniem hiszpańskich flag włącznie. Stadion został przez to za-mknięty na pewien czas w latach 30 ubiegłego wie-ku.

Jak już wspomniałem, nadawanie katalońskich imion było w Hiszpanii cza-sów gen. Franco zakazane. Tym bardziej fanom Barcy spodobał się gest jednego z największych w historii futbolu - Johana Cruyffa. Holenderski napastnik re-prezentujący barwy Blaugra-na w latach 70 XX wieku, tuż po urodzeniu swojego trzeciego potomka, nazwał go katalońskim imieniem Jordi (św. Jerzy jest patro-nem Katalonii).

KUŹNIA TALENTÓW

Cruyff przeszedł do historii futbolu nie tylko jako wybit-ny zawodnik, ale również

jako znakomity selekcjoner. Przez wielu uważany jest za człowieka, który podłożył

podwaliny pod dzisiejsze sukcesy klubu. Doskonale obrazują to słowa Joana Villi Boscha, wieloletniego trenera i skauta FC Barcelo-ny: Cruyff został trenerem

Barcelony w 1988 roku, czyli La Masia istniała już wtedy dziewięć lat. W mającym 300 l a t b u d y n k u , k t ó r y w dawnych czasach był

owczarnią mieścił się inter-nat dla 60 młodych graczy Barcy. Cruyff nakłonił preze-sa Josepa Muneza do po-wi ę k s z e n i a ak a d e m i i i zaszczepienia w niej roz-wiązań z Amsterdamu. Ale twórcą La Masia bym go nie nazywał, mimo że jego za-sługi dla klubu są niepodwa-żalne.

Wszystkie zespoły Barcelo-ny, od najmłodszych po pierwszą drużynę, grają w tym samym ustawieniu. P i ł k a r z e d eb iu tu ją c y w pierwszym zespole dosko-nale wiedzą, czego będzie się od nich wymagać. W La Ma-sii szczególny nacisk kła-dziony jest na technikę oraz wyobraźnię. Trenerzy grup młodzieżowych czy też dzie-cięcych, nie odrzucają mło-dych piłkarzy o słabszych warunkach fizycznych. Gdy-by tak było, dzisiaj nie oglą-dalibyśmy popisów Messie-go, Iniesty czy też Xaviego.

Rozkoszując się kolejnymi wygranymi spotkaniami Barcy, pamiętajmy o tych

kilku faktach przedstawio-nych wyżej. Zwycięstwa bę-dą smakowały wówczas le-

piej…

Maciek

Page 6: 11 gotowy

Jarmark prawdy Dlaczego moja racja jest „bardziej mojsza” niż „twojsza” i inne problemy poszukiwacza

zaginionej prawdy

Góralska teoria poznania mówi, że są

trzy prawdy: Święta prowda, Tyż

prowda i Gówno prowda – stwierdził

filozof, ks. Józef Tischner. Co

w naszym życiu jest Świętą prawdą,

Tyż prawdą, a co Gówno prawdą?

XXI wiek tłumi nasz zmysł prawdy,

otumaniając nas stwierdzeniami

„uczonych autorytetów”, z których

wielu padło ofiarą relatywnego

postrzegania prawdy. Zdezoriento-

wani pytamy: czy może istnieć wię-

cej niż jedna prawda?

Politycznie poprawni Każdy ma swoją prawdę. Wszyscy

mogą postępować zgodnie z prawdą,

którą wyznają. Każdy człowiek po-

znaje swoją prawdę - te i inne hasła

atakują nas codziennie w różnych

sytuacjach i miejscach. O relatyw-

ności pojęcia prawdy słyszymy ja-

dąc tramwajem, oglądając telewi-

zję, rozmawiając ze znajomymi,

a nawet słuchając wykładu, czy

biorąc udział w lekcji. Niby nic

takiego, wszystko to brzmi tak

tolerancyjnie, tak poprawnie poli-

tycznie, grzecznie. Z tego powodu

naszej uwadze może umknąć pew-

na ważna sprawa: hasła głoszące

istnienie wielu prawd są wygodnym

kłamstwem i gwałtem zadanym

logice.

Prawda x2 Spróbujmy rozpatrzeć problem

relatywizmu na konkretnych przy-

kładach. Aborcja. Fakty są następu-

jące: kobieta zachodzi w ciążę mi-

mo swojej niechęci, więc decyduje

się na usunięcie rozwijającego się

w niej dziecka (człowieka). A teraz

ten sam fakt obserwować będę

różni ludzie: feministka ateistka

i katoliczka. Feministka patrzy na

aborcję jako na zabieg medyczny,

a sięgając do szerszych znaczeń

– traktuje aborcję jako przejaw

wolności kobiety, zdolności decy-

dowania o własnym życiu. Nato-

miast katoliczka uzna aborcję za

morderstwo, na domiar złego do-

konane na osobie niewinnej, nie-

mogącej się obronić. Analogicznie,

w szerokim sensie potraktuje ten

haniebny czyn jako wystąpienie

przeciwko fundamentalnemu pra-

wu człowieka do życia. Jeden fakt –

dwie prawdy? To znaczy, że rację

mają obie panie? Co z tą prawdą?

Czy fakt zmienia się w zależności

od tego, kto go interpretuje?

Kto ma racje? Może trochę światła na tę sytuację

rzuci pewien schematyczny obra-

zek słowny. Znów stoją przed nami

dwie osoby. Patrzą na ścianę pew-

nego pomieszczenia. Zastanawiają

się, na jaki kolor została ona poma-

lowana. Pierwszy obserwator, to

najprawdopodobniej kobieta.

Twierdzi, że ściana ma barwę kości

słoniowej. Druga z patrzących

osób, zapewne mężczyzna, bezpar-

donowo stwierdza, że jest po pro-

stu biała, a kobieta niepotrzebnie

udziwnia. Choć są to kolory bardzo

do siebie zbliżone, nie są jednak

identyczne (inaczej nie istniałoby

pomiędzy nimi rozgraniczenie).

Ściana została pomalowana z góry

do dołu tą samą farbą. Więc jaki to

kolor, biały, czy kości słoniowej?

Page 7: 11 gotowy

1 5 . 1 2 . 2 0 1 0 , N R 1 0

Uparta ściana Kolor stanowi pewien fakt. Przyjmijmy,

że ściana została pomalowana w kolorze

kości słoniowej. To stanowi prawdę. Czy

gdy mężczyzna stwierdza, że ściana jest

biała, to faktycznie tak jest? Czy jej kolor

się zmienia? Oczywiście - nie. Mimo te-

go, że kolor jest inaczej postrzegany,

pozostaje dalej taki sam. Choćby pojawi-

ło się jeszcze dziesięciu innych obserwa-

torów, wymieniających dziesięć innych

możliwości, nasza ściana uparcie będzie

trwać w swojej „słoniowo-kościstej”

szacie. Jakie wnioski można wysnuć

z tego prostego przykładu? Prawda jest

tylko jedna, a to co może ulegać pomno-

żeniu, to tylko subiektywne sposoby jej

postrzegania.

Ślimacze tempo Prawda nie zawsze jest oczywista. Czę-

sto trzeba jej dociekać tygodniami, mie-

siącami, latami… Jak długo Polacy czekali

na to, żeby świat dowiedział się prawdy

o zbrodni katyńskiej? Jak długo jeszcze

w świecie pokutować będzie kłamstwo

o „polskich obozach koncentracyjnych”?

Choćby poszukiwanie prawdy trwało

wieki, to istnieje tylko jedna właściwa jej

wersja.

Relatywne zyski Jeżeli pogląd o relatywności prawdy jest

po prostu głupotą i kłamstwem, to dla-

czego znajduje tak wielu wyznawców?

Cynizm takiej postawy może być bardzo

dochodowy, a na pewno jest bardzo

wygodny. Mówiąc o aborcji jako prawie

kobiety do wolności, amerykańskie klini-

ki zarabiają każdego roku ogromne sumy

pieniędzy. Gdyby mówiono o prawie

dziecka do życia, gdyby płód nazywano

człowiekiem, gdyby ktoś pomyślał:

hmmm… ja też kiedyś byłem nie większy

od paznokcia, a teraz jakie ze mnie chłopi-

sko, to może pewne osoby wycofałyby

się z tego zbrodniczego procederu. Ale

wtedy z kieszeni tzw. aborterów ubędzie

trochę pieniędzy.

A, daj Pan spokój! Relatywizacja prawdy i moralności jest

wygodna, ponieważ pozwala na fałszywy

komfort neutralności. Bycie neutralnym,

obojętnym jest świetne! Nikt się ciebie

nie czepia, bo… ty się nikogo nie cze-

piasz! Sąsiad bije swoją żonę – jego żona,

to niech sobie bije. To moja sprawa, czy

co? Homoseksualiści chcą wychowywać

dzieci – a niech sobie tam bawią dziecia-

ka, tylko, niech mi dadzą święty spokój.

Bierność, brak chęci poznania prawdy,

przyjmowanie wszystkiego za możliwe

do zaistnienia. Syndrom kiwającej głowy,

wieczne tak, możecie, tylko

mnie nie dręczcie już.

Konieczność Prawdy Człowiek myślący, a takim widzę katoli-

ka, dostrzega w swoich decyzjach głębszy

sens. Chce poznać Prawdę, jedyną Praw-

dę, bo jeden był Ten, który powiedział: Ja

jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nie chodzi

o to, żeby cały świat lubił nas, katolików,

za to, że zawsze na wszystko pozwalamy.

Może nas wręcz znienawidzić, tak jak

Jezusa znienawidzono, byleby poznał

Prawdę.

Prawda nas wyzwoli Kłamstwo, półprawdy i błędne odczyta-

nia prawdy zniewalają człowieka. Brnie-

my w zło nawet nie wiedząc o tym.

Oszukani, być może nie przez siebie. Jeśli

nie zagłuszyliśmy zmysłu sumienia, ono

zwróci nam uwagę, że coś jest nie tak.

Wtedy jedynym wyjściem jest PRAW-

DA, ta jedyna, Święta prawda, bo ona nas

wyzwoli.

szary

Masz jakieś pytania lub uwagi do Autora

tekstu? Pisz na:

[email protected]

Albo

[email protected]

Page 8: 11 gotowy

Tytuł polski: Essential Killing

Czas trwania: 83 minuty

Rok i miejsce produkcji: Polska, Irlandia, Norwegia, Węgry

2010

Premiera: 22 października 2010 (Polska); 6 września 2010

(Świat)

Reżyseria: Jerzy Skolimowski

Scenariusz: Eva Piaskowska, Jerzy Skolimowski

Montaż: Maciej Pawliński, Réka Lemhényi

Zdjęcia: Adam Sikora

Muzyka: Paweł Mykietyn

Obsada: Vincent Gallo, Emmanuelle Seigner, Varg Strande,

David L. Price, Nicolai Cleve Broch, Stig Frode Henriksen

Na począ t ek ga r ś ć f ak tów

(brzmiących nieraz tak niezwykle, że

można je uznać za mity). Jerzy Skoli-

mowski to postać, której nie trzeba

nikomu przedstawiać, gdyż jego do-

robek zarówno reżyserski, jak i sce-nopisarski przedstawia się imponu-

jąco. Warto również wspomnieć

o jego roli w filmie Marsjanie ataku-

ją! (tak, właśnie w tym).

Vincent Gallo, odtwórca głów-

nej roli Essential Killing, należy do

grupy osób kontrowersyjnych - dla

wielu jest uosobieniem wolności, anarchii i bezkompromisowości, dla

innych wariatem oferującym swoją

spermę w internecie. Nie boi się po-

wiedzieć, że Quentin Tarantino jest zwykłym dupkiem, a świat składa się z bandy idiotów, którzy nigdy nie pojmą jego sztuki. Trudny we współ-

pracy, jednak nie narzeka na brak

propozycji ze względu na swój nie-

wątpliwy talent. Nie można powie-

dzieć inaczej znając go z ról w Chłop-cach z ferajny Martina Scorsese, Ari-zona Dream Emira Kusturicy czy

Tetro Francisa Forda Coppoli. Jest

też swego rodzaju współczesnym

„człowiekiem renesansu”. Nie tylko

aktor, ale i reżyser, malarz, wokali-

sta, kompozytor. Ponoć rolę w Es-sential Killing przyjął bez zastanowie-

nia, wiedząc, że będzie to dla niego

wyzwanie, zarówno aktorskie, jak

i fizyczne. Nagrodzony w Cannes za

rolę niemą przez jury, na którego

czele stanął wyżej wspomniany Ta-rantino, udowodnił, że podołał zada-

niu. A teraz pora na moje wrażenia

z seansu.

Jeśli słysząc hasło „Essential

Killing” wszedłeś na pierwszą z brze-

gu stronę internetową i zapoznałeś

się jedynie z gatunkiem określanym

jako thriller, już teraz radzę Ci – nie

kupuj popcornu i coli z myślą, że chrupanie i siorbanie zginie w natło-

ku strzelaniny, głośnej muzyki, krzy-

ków i ciągłych komentarzy kaskader-

skich popisów. Będzie Cię słychać.

Bo to jeden z tych filmów, w trakcie

których przekonujesz się, że cisza też

jest muzyką i potrafi wybrzmieć

w niewyobrażalny sposób. W Essen-tial Killing od samego początku nie

jesteś pewien, czy bezimienny talib,

którego ucieczkę przed ścigającymi

oglądasz, jest winnym, czy może

znalazł się w nieodpowiednim miej-

scu w jeszcze mniej odpowiednim

czasie. Przez kilkadziesiąt minut ma-

my okazję oglądać człowieka walczą-

cego o przetrwanie, przelewającego

krew, kierującego się instynktem wręcz zwierzęcym, o potrzebach tak

podstawowych, a równocześnie tak

niemożliwych do spełnienia w danej

sytuacji. I mimo wrażenia realizmu,

z jakim przedstawiony jest obraz, po

obejrzeniu dochodzisz do wniosku,

że tak na prawdę to... jakie ma zna-

czenie czy bohaterem jest Moham-

med, John, Bjorn albo Adam?

Julka

Page 9: 11 gotowy

1 5 . 1 2 . 2 0 1 0 , N R 1 1

Wrzesień – co teraz?

Jak większość uczniów klas trzecich, ma-

jących przed sobą deklaracją maturalną,

miałam problem. Co wybrać? Wytrwać

w trzyletnim biologiczno-chemicznym

założeniu, czy może bardziej zwrócić się

ku humanistycznym kwestiom? Wybra-

łam opcję… trzecią. Była to psychologia –

czyli w skrócie: dla każdego cos dobrego.

Na tym kierunku powita Was kalejdo-

skop przedmiotów (na pierwszym roku –

zanim zaczną się tematy bardziej

„specjalistyczne”), od biologicznych pod-

staw zachowania i neurobiologii, przez

logikę i statystykę do historii myśli psy-

chologicznej. Trudno się dostać, ale jeśli

jesteś zdeterminowany, to warto. Tematy

poruszane na zajęciach odnoszą się czę-

sto do życia, pozwalają dowiedzieć się nie

tylko dlaczego ludzie zachowują się tak a

nie inaczej, ale też zwiększają własną

samoświadomość.

Wszyscy mówią, że chcą pomagać innym

Psychologia to dość młoda dziedzina na-

uki, ale rozwijająca się bardzo dynamicz-

nie. Psycholog głównie kojarzy się z ga-

binetem terapeutycznym i kozetką. Nic

bardziej mylnego! To tylko jeden z wielu

obszarów. Przeglądając oferty edukacyj-

ne uniwersytetów, zwróćcie uwagę, jakie

specjalności Wam one oferują (właściwie,

tyczy się to każdego kierunku). A możli-

wości jest wiele: psychologia sądowa

i zeznań świadków, kliniczna, wycho-

wawcza, zdrowia i jakości życia, pracy

i organizacji, sportu. Wybór duży, ale

i tak wszystko sprowadza się do jednego,

czyli chęci do szeroko pojętego polepsza-

nia ludzkiego życia.

Dziołcha z zagranicy na PiPs-ie...

…czyli dziewczyna z Małopolski na Wy-

dziale Pedagogiki i Psychologii Uniwer-

sytetu Śląskiego. Wiele uczniów Rado-

snej jest nastawionych na studia w Kra-

kowie. Osobiście uwielbiam to miasto, ale

wiem też, że warto w życiu poznawać

nowe rzeczy. Katowice zachęcają mło-

dych ludzi. Liczne wydarzenia kulturalno

-artystyczne, festiwale, w tym studenc-

kie, składają się na pozytywne wrażenie,

które mam o tym mieście. Właśnie! Mu-

szę zdementować plotki – na Śląsku po-

wietrze wcale nie jest szare :D. Studia są

doskonałym czasem na rozwijanie się.

Nie chodzi tu tylko o poznanie nowego

miasta, ludzi, może trochę odmiennej

mentalności, ale warto zadbać też o roz-

wój samego siebie. Biorę udział w kampa-

nii społecznej, której UŚ jest współorga-

nizatorem, w badaniach naukowych, uczę

się angielskiego i francuskiego, tańczę.

Na koniec…

Polecam psychologię wszystkim,

a w szczególności tym lubiącym drugiego

człowieka i chcącym się rozwijać. Jak

widać, jest to kierunek łączący nauki

ścisłe z humanistycznymi. Ponoć jest

regułą, że większość obecnych studentów

psychologii chciało kiedyś studiować me-

dycynę. Jeżeli macie jakieś pytania, chce-

cie się czegoś dowiedzieć – piszcie .

Wybór kierunku studiów jest niełatwy.

Najtrudniejsze jest chyba to, że tę decy-

zję musisz podjąć sam. Trzeba się trochę

namęczyć, jednak potem satysfakcja ze

znalezienia „tego czegoś” jest duża. Powo-

dzenia w szukaniu! A jeśli już znaleźli-

ście – to wytrwałości w dążeniu!

Paulina

[email protected]

Czy ktoś z zewnątrz, zupełnie obcy,

z innego kraju, jest w stanie zrozumieć do głębi

– i pokochać – pełną kontrastów hiszpańską

duszę? Czy ma prawo o niej pisać? A może

właśnie tym bardziej – dopiero obiektywny obserwator z zewnątrz jest w stanie z dystansu

ustosunkować się do zawiłości charakteru tego

kraju, ukształtowanego burzliwą historią, nie-

podobną do historii żadnego innego narodu

europejskiego? Po przeczytaniu książki Ceesa

Nootebooma pod tytułem Drogi do Santiago,

bez wahania na każde z tych pytań można od-

powiedzieć: tak.

Sprzedałem swoją duszę Hiszpanii, brzmi

tytuł jednego z rozdziałów i ciężko w to nie

uwierzyć, czytając dzieło tego wybitnego pro-

zaika holenderskiego, wymienianego wśród

kandydatów do Nagrody Nobla, od ponad

czterdziestu lat podróżującego po kraju corri-

dy i flamenco. Motywem przewodnim książki

jest pielgrzymowanie do słynnego Santiago de

Compostela, jednak autor i zarazem narrator

opowieści, nie troszczy się wcale o dotarcie do

celu. Swoją wędrówkę rozkłada na wiele lat,

niejednokrotnie zbacza z traktu i odwiedza

zapomniane i ukryte przed turystami zakamarki

kraju. Jednocześnie szeroko rozwodzi się nad

kulturą i sztuką Hiszpanii, jej burzliwą historią,

urozmaiconą geografią. Szuka miejsc, gdzie

zatrzymał się czas. Kreśli pełne melancholii

opisy krajobrazów i zabytków oraz filozoficzne

rozważania nad pełnym kontrastów i sprzecz-

ności hiszpańskim charakterem. Często po-

puszcza wodzy fantazji, wcielając się w arab-

skiego kalifa w ogrodach Granady, bądź samot-

nego mnicha wśród surowych płaskowyżów

Kastylii. Odwiedza La Manchę w poszukiwaniu

Don Kichota, sięga do twórczości Borgesa i Cortázara, podziwia dzieła Velázqueza i Zu-

rbarána, podąża w rodzinne strony okrutnych

konkwistadorów, stara się wyjaśnić dzieje kra-

ju, opisując zdarzenia i postacie, które malowa-

ły historię Hiszpanii na przestrzeni wieków.

W każdym zdaniu da się wyczuć pasję autora

i miłość do ziemi, którą opisuje, a jednocześnie

głęboko utajoną zazdrość dla mieszkańców tej

surowej krainy.

Choć książka napisana jest pięknym

literackim językiem, to nie można jednak po-

wiedzieć, by czytało się ją łatwo. Naszpikowana

faktami historycznymi i datami narracja, szcze-

gółowo opisująca detale architektoniczne

i malarskie, przerywana filozoficznymi dygresja-

mi autora, czyni ją dość ambitną lekturą, dla

prawdziwych pasjonatów kultury hiszpańskiej.

Złożona z rozdziałów pisanych w różnym cza-

sie na przestrzeni lat, jest ciekawym zbiorem

refleksji z podróży autora po kraju, lecz jedno-

cześnie brakuje jej spójności i żywej akcji, któ-

ra mogłaby ułatwić odbiór dzieła. Mimo to, polecam lekturę powieści

każdemu, kto podziela miłość autora do tego

fascynującego kraju, jakim jest Hiszpania. Pole-

cam ją także wszystkim tym, którzy o Hiszpanii

wiedzą niewiele – po doczytaniu do końca,

będzie się miało ochotę spakować plecak

i wyruszyć w podróż po bezdrożach, spalonych

słońcem równinach, bądź zielonych wzgórzach

kraju, by ostatecznie dotrzeć – bądź nie – do

Galicji, gdzie leży prawdziwa duchowa i arty-

styczna stolica kraju – Santiago de Compostel

kama

Page 10: 11 gotowy

Jestem szalona. Pomyślałam, że mogę zmienić świat. Że jego wygląd zależy tylko ode mnie. Że jestem tu po coś. Ostatnio jednak moje życie posypało się w drobne kawałeczki.

Zbyt drobne. Spacerowałam po długiej ulicy, pewnego ciepłego wieczoru, kiedy mój świat przewrócił

się do góry nogami. I wszystko przez niego. Ron to wspaniały facet. Zawsze potrzebowałam kogoś takiego. Marzyłam o kimś, kto zaopiekuje się mną tak, jak nikt nigdy się nie zaopiekował. Chciałam, aby ktoś spojrzał na mnie jak na kogoś całkiem normalnego, żebym choć przez chwilę mogła poczuć się, jak ktoś potrzebny. Tak bardzo chciałam, żeby ktoś we mnie uwierzył. Żeby ktoś kiedyś naprawdę mocno mnie pokochał. Żeby mi o tym mówił, żeby powiedział choć raz, bez względu na moją

przeszłość, na moje złe samopoczucie, bez względu na wszystko. I on to zrobił. Pewnego pięknego poranka, zbyt wcześnie, abym mogła otworzyć oczy, obudził mnie słaby dźwięk telefonu, wydobywający się gdzieś spod wielu warstw koca znajdującego się w nogach. Powoli, na wpół ślepo pozwoliłam ciału przemieścić się na drugi koniec łóżka,

które wołało i wciąż prosiło: "Nie wstawaj!". Po dłuższej walce z kocem stworzonym po to, by mnie doprowadzić do szału znalazłam

poszukiwany przedmiot. - Haallo? - zapytałam jednocześnie ziewając. - Jeszcze śpisz? - usłyszałam wesoły śmiech gdzieś daleko z drugiej strony słuchawki. - Przecież jest środek nocy! - powiedziałam, próbując wyrwać się słodkim mackom snu. - Wręcz przeciwnie, kochanie. Już dziewiąta! Wstawaj, będę u ciebie za pół godziny.

Zjemy jakieś dobre śniadanko, a później - niespodzianka! - spędzimy cały dzień razem!! - Taaa... Już się ruszam - rzekłam i z hukiem spadłam z łóżka. Słysząc szczery śmiech Rona, tak zaraźliwy, że powinno to być zabronione, znów przy-sunęłam coś, co wydawało mi się telefonem, do czegoś co niewątpliwie należało do mnie, bo

według moich obliczeń, było moim uchem. - Remy… Kocham cię – powiedział wtedy. A teraz on nie żyje.

P.S.

Specjalnie dla Czytelników

GoodNewsa:

Opowiadanie w odcinkach!

„Koniec”

Prolog

Page 11: 11 gotowy

1 5 . 1 2 . 2 0 1 0 , N R 1 0

Dzisiaj postaram się mówić jak

najmniej. Tylko to, co rzeczywi-

ście będzie potrzebne. Herbata

jest jak najbardziej wskazana. Ale

zaparz tylko jedną. Nie, ja piję, to

Ty dzisiaj nie dasz rady. No,

wiesz, nie będzie Cię kusiło, żeby

przerwać zeznania. Tak, dzisiaj

moja biurkowo-śledcza lampka

zwrócona jest w Twoją stronę.

To trochę peszy, prawda? Chyba

mogę ją trochę przygasić, jeśli Ci

niewygodnie.

Świadek: .................... (miejsce na

Twoje imię), lat: ………. (wpisz

liczbę). Zadam Ci to samo pyta-

nie, co wszystkim. Chcę zapytać

Cię o Boga w Twoim życiu. Czy

naprawdę jest blisko Ciebie?

Nie, nie będę udawał, że znam

historię Twojego życia. A już na

pewno nie będę Cię okłamywał,

że Cię rozumiem. Twoja sytuacja

jest jedyna i niepowtarzalna. To

wyjątkowe przesłuchanie, inne

od poprzednich. Nie chcę, żeby

Twoje zeznanie zostało wypo-

wiedziane. Zadawaj sobie pytania

w głębi duszy, serca, umysłu.

Odpowiedz tylko sobie, tylko dla

siebie. Nie wstydź się siebie, nie

wstydź się Boga przed sobą sa-

mym. Chwila szczerości nikomu

jeszcze nie zaszkodziła. Jesteśmy

już tak daleko, chyba się teraz nie

wycofasz? A nawet jeśli, to masz

do tego prawo. Na tym przesłu-

chaniu nikt nikogo do niczego nie

będzie zmuszał.

Czy widzisz działanie Boga

w swoim życiu? Czy pragniesz

ujrzeć Boga? Chcę podzielić się

z Toba pewną historią, którą

kiedyś przeczytałem. Pewien

nauczyciel chciał udowodnić

swoim uczniom, że Bóg jest zły,

a tym samym, że nie istnieje,

a religia jest ułudą. Czy Bóg

stworzył wszystko co istnieje? –

zapytał nauczyciel siedzących

w ławkach uczniów - Jeśli Bóg

stworzył wszystko co istnieje, to

stworzył także zło. A to oznacza,

że Bóg jest zły. - Przepraszam,

czy zimno istnieje? – odważnie

i niespodziewanie odezwał się

jeden z uczniów - Cóż to za

pytanie? Oczywiście, że istnieje -

odparł zmieszany śmiałością

chłopca nauczyciel - Czy nigdy

nie było wam zimno? - W rzeczy-

wistości, proszę pana, zimno nie

istnieje. Zgodnie z prawami fizy-

ki, to, co uważamy za zimno, jest

brakiem gorąca. Profesorze,

a czy istnieje ciemność? - Oczy-

wiście, że istnieje. - Myli się pan,

ciemność także nie istnieje.

Ciemność jest w rzeczywistości

brakiem światła. Światło możemy

badać, a ciemność nie. Zło nie

istnieje. To jest jak zimno i ciem-

ność. Bóg nie stworzył zła. Zło

jest wynikiem tego, co się stało,

kiedy człowiek nie miał w sercu

miłości Boga – skończył chłopiec.

Nauczyciel zamilkł.

Wielu z nas czuje się opuszczo-

nymi przez Jezusa. Wierzymy, że

jest, ale powątpiewamy w Jego

obecność przy nas, zastanawiamy

się, czy rzeczywiście Mu na nas

zależy. Może tylko nakręcił zegar

świata i patrzy na nas jak na ku-

kiełki? Porażki, cierpienie, niezro-

zumiałe niepowodzenia w życiu

osobistym, tragedie innych osób

podkopują przekonanie o blisko-

ści Boga. Gdzie jest Bóg, kiedy

Go potrzebuję? Gdzie był kiedy

umierał mój brat? Gdzie był,

kiedy marnowałem sobie życie

„biorąc w żyłę”?

Księga Psalmów jest naprawdę

niesamowita. Dla mnie osobiście

jest odkryciem tego roku. Szcze-

gólnie zaprzyjaźniłem się z nią

ostatnimi czasy modląc się bre-

wiarzem dla osób świeckich.

Kiedy czytam kolejne Psalmy

przekonuję się, że ponad 2 tys.

lat temu żyli ludzie, którzy czuli

to samo co teraz sam przeży-

wam. Też cieszyli się z sukcesów,

płakali gdy cierpieli, nie rozumieli,

gdy Bóg nie udzielał im swojej

pomocy, wyrażali swój zachwyt

i uwielbienie. Jeśli nie możesz

zauważyć Boga działającego

w swoim życiu, dotykającego Cię

z miłością, módl się Psalmem 13:

Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie

będziesz pamiętał? Dokąd kryć

będziesz przede mną oblicze? Do-

kąd w mej duszy będę przeżywał

wahania, a w moim sercu codzien-

ną zgryzotę? Jak długo mój wróg

nade mnie będzie się wynosił?

Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Bo-

że! Oświeć moje oczy, bym nie

zasnął w śmierci, by mój wróg nie

mówił: "Zwyciężyłem go", niech się

nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się

zachwieję. Bóg pragnie być przez

nas zauważony w swoim cichym

działaniu, dlatego wysłucha Twoją

modlitwę.

Na pewno w Twoim życiu dzieje

się wiele rzeczy. Ciągle coś no-

wego, kolejne wyzwania, stres,

odpoczynek. Ambicje rosną pro-

porcjonalnie do wieku i sukce-

sów, wydłuża się więc czas pracy.

Dni mijają jeden za drugim

z prędkością światła. A my prze-

mijamy wraz z nimi. Wszystko

dobrze, tylko zaczyna nam w tym

wszystkim brakować sensu.

Obecność Boga w naszym życiu

wszystko stawia w innym świetle.

Świat nabiera sensownej formy.

Ból istnienia zamienia się w ra-

dość bycia dzieckiem Bożym. Ale

żeby poczuć w sobie tę radość

potrzebujemy wytchnienia, chwili

duchowego odpoczynku, przy-

stanku. Koniecznych staje się

kilka głębszych oddechów i spo-

kój. Nie zauważymy Boga, kiedy

zasłonią Go kariera, obowiązki

i „zajęcia pozalekcyjne”. Potrze-

bujemy pustelni. Z tym wiąże się

wysiłek wyciszenia.

Być może zdziwi Cię to trochę,

ale najważniejsze pytanie nie

padło jeszcze do tej pory. Być

może nie widzisz działania Boga,

nie czujesz Jego bliskości, ale czy

Go szukasz? Szanując naszą

wolność Bóg nie narzuca się nam

ostentacyjnie. Przychodzi, kiedy

wyrazimy na to ochotę. Pyta nas

jedynie: czy chcesz, żebym przy-

szedł? Czy zapraszasz mnie do

siebie? Otwórz się na Boga, gwa-

rantuję, że nic nie stracisz,

a zyskać możesz życie.

Tak jak się umawialiśmy, odpo-

wiedzi zachowaj w sercu. Nie

przestawaj zadawać sobie tych

pytań. Trudno znaleźć ważniej-

sze. Teraz chyba potrzebujemy

chwili samotności. Sam muszę

przemyśleć sobie kilka spraw.

Tak… Proszę, przyjdź do mnie

jeszcze. Pozostało nam tylko

wydać i ogłosić wyrok. Odczy-

tam go za tydzień, w tym miej-

scu, o tej samej porze. Do tego

czasu… Trzymaj się!

szary

Boże bliski... cz. 11. Rozdział X: Ostatnie przesłuchanieOstatnie przesłuchanie

Page 12: 11 gotowy

Wystąpienie

Zagrać na pierwszych skrzypcach

to jest coś

a nie na ostatniej harfie

Najgorzej urodzić się w czepku

albo z instrumentem

Wyjście przez ucho puzonu

jest ceremoniałem

ogłuszającym lecz tak się przychodzi na salę

- przez instrumenty dęte

Z piszczałką w ustach

Głowa mała

przynajmniej nie pusta

Więc gdy już dorosłem

na tyle, że wargi obrosły w ustniki

a kobza jej piersi

poskąpiła mi nawyku

począłem przymierzać

palce do dziurek

głowę do trąb

korpus - saksofon

obój - kręgosłup

żebra - cymbały

i cały się rozegrałem

skomponowałem ramiona swobodnie

mną grać poczęły organy

mnie skubać instrumenty szarpane

Pojąłem

cześć pieśni

podjąć trzeba melodię

Rozlazłem się po orkiestrze

i stary, szukam skrzypiec

ale koncert trwa

nikt mnie nie słyszy

nawet trójkąty od czasu do czasu brzdąkną swoje

a ja?

a ja się krzątam

- bezwdzięczny

jak płomyk struny zgaszony palcem

Lecz kiedy cichną

gdy się muzyka zwleka by nabrać

za moment impetu

wtedy coś - jakbym je słyszał

gdzie są, że nie grają?

I wtedy rozlega się koniec

brawa gołymi rękami

wszyscy się wielbią i wstają

jakby nigdy nie byli instrumentami

Bo więcej waży jedna dobra strofa Niż ciężar wielu pracowitych stronic Czesław Miłosz

Koniec

..budzę się

cała w tobie

mam cię w głowie

i w kościach

kurz

więc zamiatam uporczywie

pot mam na czole

i plecy skrzywione

Syzyfie, Atlasie?

ja potoczę kamień

potrzymam niebo

Koniec.

Każdy zasługuje

Wyjście z mitu

… zbutwiałe dłonie

pozostawiały po sobie

trupi, zgonalny zapach

agonii

tłoczony z korpusu

Rwanie, rwący, rytmiczny

wieczny, zdawało się

skazany na konie bez końca

rozrosło się to

do cna

żarliwe, nieprzechylne

znajomy sobie

sobie obcy

matrioszka

w matrioszce

w matrioszce

matrioszka

myśli wstające na stopy

by się obrócić,

obrócić.

raz dokoła, raz dokoła

Ale tym razem Bóg się wplątał

i w rękach błyszczało złoto.

Sabina Misiarz - Filipek Maria Paszkiel