Post on 13-Jun-2015
description
RENE DESCARTES
ROZPRAWA 0 METODZIE WŁAŚCIWEGO KIEROWANIA ROZUMEM
1 POSZUKIWANIA PRAWDY W NAUKACH
Przełożył TADEUSZ ŻELEŃSKI-BOY
Kęty 2002 Wydawnictwo ANTYK
TYTUŁ ORYGINAŁU
DISCOURS DE LA METHODE
Wydanie pierwsze: Kraków 1918
Wydanie niniejsze, poprawione i uzupełnione na podstawie wydania PIW, Warszawa 1952:
Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2002
Przekład: Tadeusz Żeleński-Boy
Skład i łamanie tekstu: Dariusz Loranc
Redakcja i korekta: Katarzyna Szeliga-Juchnik
Korekta techniczna: Piotr Derewiecki
Projekt obwoluty: „Grafikon", Bielsko-Biała
Druk i oprawa: Zakład Graficzny „Colonel"
ul. Dąbrowskiego 16
30-532 Kraków
ISBN 83-88524-31-3
Wydawnictwo ANTYK - Marek Derewiecki ul. Szkotnia 29a, 32-650 Kęty Tel./fax (033) 8454149, (033) 8455077, 0602434217 E-mail: wydawnictwo@antyk.kety.pl www.antyk.kety.prv.pl Dystrybucja: Firma Dystrybucyjna ANTYK, tel. (033) 8561584, 0502637305
SPIS TREŚCI
OD TŁUMACZA (fragment) 5
Rozprawa o metodzie CZĘŚĆ PIERWSZA U
CZĘŚĆ DRUGA 18
CZĘŚĆ TRZECIA 26
CZĘŚĆ CZWARTA 32
CZĘŚĆ PIĄTA ( 38
CZĘŚĆ SZÓSTA 51
INDEKS POJĘĆ 63
OD TŁUMACZA (fragment)
(...) W epoce, w której żył i działał Rene Descartes, świat naukowy stanowił jeszcze odrębną „Republikę", powleczoną kosmopolitycznym pokostem la-tynizmu. Dziwną igraszką trafu, nazwisko uczonego przeszło poza granice Francji wyłącznie w łacińskiej formie Kartezjusza, a tym samym „odnarodowi-ło" go poniekąd; tak, iż śmiało pozwolę sobie twierdzić, że nawet wśród oświeconej publiczności, wymawiającej, na wiarę podręczników, z respektem imię tego, który wyrzekł słynne COGITO ERGO SUM (...), mało kto zastanawiał się, do jakiej właściwie narodowości należał ów mityczny Kartezjusz. Tak, mało kto z ogółu wie, że ten geniusz, którego twórcza myśl stała się podwaliną zarówno nowożytnej nauki, jak i filozofii, był z krwi i kości Francuzem, urodzonym w tej samej ziemi turenskiej, która wydała Rabelais'go i Honoriusza Balzaca.
Był Francuzem i swoją Rozprawę o metodzie, stanowiącą epokę w dziejach myśli ludzkiej, napisał, wbrew zwyczajom ówczesnego świata naukowego, w mowie ojczystej, umyślnie, jak mówi, aby się mogła znaleźć w rękach wszystkich. Znamienną dla kultury francuskiej - od Montaigne'a aż po najnowsze czasy - jest ta dążność do kruszenia barier dzielących „fachową" mądrość od świata profanów. I język, jakim ta książka przemawia, jest językiem zdolnym trafić do uszu każdego myślącego człowieka. Dziwne wzruszenie ogarnia, kiedy się czyta pierwsze rozdziały Rozprawy, tę poufałą, koleżeńską niemal spowiedź, w jakiej Descartes dzieli się z nami historią wędrówki swego ducha. Nigdy chyba skromniejsze słowa nie zawierały bardziej olbrzymiego procesu duchowego. Mimo woli ciśnie się na usta początek wielkiego monologu Fausta:
Habe nun ach! Philosophie, Juristerei und Medizin, Und, leider! auch...
Wstaje przed nami ów legendarny mędrzec obleczony w ciało... Tylko -w prostej, spokojnej opowieści Descartes'a nie znaleźlibyśmy ani jednego sło-
6 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
wa goryczy i zwątpienia; tylko kiedy znalazł się na tej zawrotnej przełęczy, był nie podeszłym starcem, ale genialnym dwudziestoparoletnim chłopcem, i zamiast przy dźwiękach muzyki Gounoda sprzedawać diabłu duszę za spódnicę Małgorzatki, skupił wszystkie ludzkie siły, aby wydać walkę Duchowi ciemności, i walkę tę - o ile to w ogóle w mocy człowieka - wygrał. Tryumfalny, wspaniały rozwój nauki nowoczesnej, idący, od trzech wieków blisko, ściśle po linii, jaką wytyczył jej Descartes, świadczy dostatecznie, iż metoda jego była trafna i że dopóki ludzkość będzie się posuwać po drodze poznania, dopóty zasady jej będą obowiązywać. Nie stworzył on oczywiście podwalin nauki nowoczesnej sam; przed nim i równocześnie z nim było dość w tej mierze wybitnych usiłowań; ale Descartes był niby soczewką, która zebrała wszystkie te promienie, aby zwielokrotnione potężną świadomością i samowiedzą, rzucić snopem światła w przyszłe wieki. Dużo szafowało się u nas w ostatnich latach terminem prometeizmu; otóż, jeżeli do czyjegoś życia i czynu nadawałby się przymiotnik prometejski, to z pewnością do Rene Descartes'a.
Dzieje życia mieszczą się całkowicie w dziejach jego myśli. Urodził się w La Haye w Turenii w roku 1596 (ojciec Descartes'a był radcą parlamentu). Pierwsze nauki odbył świetnie w kolegium oo. Jezuitów w La Fleche; w młodych latach zdradzał zamiłowanie do poezji, które zachował i później. W 1617 roku dostaje się do Paryża, gdzie prowadzi życie dość rozprószone: zwłaszcza hołduje grze, której - podobnie jak Pascal - rychło ogarnia wszystkie tajniki i kombinacje. Naraz, na nowo opanowany żądzą nauki, ginie z oczu towarzyszom zabaw, którzy szukają go po zakątkach Paryża, podczas gdy on studiuje prawo w Poitiers. W rok później - ma wówczas lat 21 - porzuca książki i postanawia czytać jedynie w „wielkiej księdze życia"; w tym celu, zaciąga się jako ochotnik do wojska w Holandii, pod ks. Maurycym Nassauskim. Bawiąc w Bredzie, Descartes widzi na ulicy tłum ludzi gromadzący się przed wielkim afiszem wypisanym w języku flamandzkim i prosi sąsiada o wytłumaczenie. Był to osobliwie zawiły problem geometrii oraz wezwanie do rozwiązania go. Nagabnięty przechodzień, którym był przypadkowo uczony matematyk, rektor kolegium w Dordrechcie, przełożył mu treść afisza, zachęcając żartobliwie do rozwiązania go. Ku wielkiemu jego zdumieniu młodzik przyniósł nazajutrz żądaną solucję.
Po upływie dwu lat Rene opuszcza Holandię i udaje się do Niemiec, gdzie bierze udział w pierwszych utarczkach wojny trzydziestoletniej. Z początkiem roku 1619 zima zatrzymuje go na granicy Bawarii w Neuburgu (przełomowy ten moment życia opisuje Descartes w drugiej części Rozprawy o metodzie)l.
1 Zob. s. 18.
Wstęp tłumacza 7
Tutaj, zamknięty w swojej izdebce, odkrywa przez zastosowanie algebry do geometrii zasady matematyki powszechnej, w której w upojeniu entuzjazmu, widzi klucz do rozwiązania wszystkich sekretów przyrody. Kilka lat jeszcze ciągnie Descartes żołnierską włóczęgę, wciąż nieprzerwanie prowadząc swoje dociekania matematyczne i szukając zbliżenia z wybitnymi uczonymi epoki; porzuciwszy armię, kilka lat znowuż spędza na podróżach, przebiega Włochy, Szwajcarię, gdzie u stóp Mont-Cenis czyni swoje obserwacje meteorologiczne. Wreszcie postanawia całkowicie poświęcić się filozofii, „aby (jak mówi), o ile to w jego mocy, przyczynić się do\dobra bliźnich". W tym celu, uchodząc od paryskiego zgiełku, osiedla się w Holandii, uważając, iż pobyt w tym kraju daje największą swobodę myślom i dociekaniom, zapewniając równocześnie potrzebne dla pracy naukowej dogodności. Tutaj spędza 20 lat na nieprzerwanych badaniach, w których przeważnie zajmuje się matematyką i zjawiskami przyrody; jednakże wśród naukowych doświadczeń wciąż przyświeca mu dążenie do syntezy ogarniającej cały wszechświat. W ciągu tych lat ogłasza Próby filozoficzne (1637), które zawierają Rozprawę o metodzie, a obok niej Geometrię, Rozprawę o meteorach i Dioptrykę; układa słynny Traktat o świecie, który niszczy jednakże na wieść o skazaniu Galileusza2; wreszcie Traktat o namiętnościach duszy 3.
Jednakże mimo całej ostrożności filozofa i szacunku, z jakim odnosił się do spraw wiary, działalność jego zaczęła niepokoić teologów; jedynie interwencja ambasadora Francji uchroniła Descartes'a od procesu o ateizm i spalenia jego dzieł ręką kata. To był jeden z powodów, dla których Descartes uległ prośbom i namowom entuzjastycznej swojej wielbicielki, Krystyny, królowej szwedzkiej, i przeniósł się do Sztokholmu, gdzie codziennie o godzinie piątej rano (o Boże!) komentował wobec zebranego dworu problemy filozoficzne. Jednakże klimat północny okazał się zabójczy dla wątłego organizmu; Descartes umiera na zapalenie płuc 11 lutego 1650 roku.
W czasie kiedy żył i działał Descartes nauka i filozofia scholastyczna, ta sama, z której drwił sobie nielitościwie już stary Rabelais, a z której uśmiechał się pod wąsem Montaigne, panowała jeszcze w całej pełni. Mimo istnienia takich wielkich prekursorów jak Kopernik, Leonardo da Vinci, Galileusz urzędowa nauka tkwiła jeszcze we „właściwościach" ciał i klasyfikacjach Arystotelesa, w „celowości", rozumowała dogmatycznie o wszystkim w próżni, nie odczuwając potrzeby otworzenia oczu na to, co jest, na żywy świat przyrody i me-
2 Kartezjusz nie zniszczył dzieła, lecz zaniechał jego publikacji. Zob. s. 38, przyp. 3. 3 Polskie wydanie: Namiętności duszy, przeł. L. Chmaj, Kęty 2001.
8 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
chanikę jego zjawisk. Dobrze ustawiony sylogizm był pierwszym i ostatnim argumentem mądrości. Geometria i arytmetyka, mimo iż czyniły znaczne postępy stanowiły zamkniętą w sobie specjalność i jakby wysoką zabawę intelektualną; uczeni przesyłali sobie z jednego końca Europy w drugi problemy do rozwiązania niby zagadnienia szachowe, czerpiąc chlubę w pokonaniu spiętrzonych trudności, nie przeczuwając jednak ścisłych związków tych problemów ze światem zjawisk, będącym niejako ich obiektywizacją. Wreszcie, teologia gniotła wszystko żelazną obręczą.
Przyszedł Descartes. Jednym uderzeniem pięści zwalił cały ten spróchniały gmach autorytetu i sylogizmów i uczyniwszy tabula rasa, począł budować sam od nowa. Rozwinął i udoskonalił algebrę, zespolił ją z geometrią, tworząc w ten sposób geometrię analityczną; z niej wywiódł prawa mechaniki i fizyki, stosując je następnie do szeregu zjawisk i kontrolując doświadczeniem. Przenosząc te same prawidła mechaniki na żywe ustroje, rzucił podwaliny fizjologii; z niej, sięgając z kolei w wyższe rejony funkcji człowieka, dał w Traktacie o namiętnościach duszy zasady psychologii; wreszcie, jako kopułę gmachu, rozpiął gwiaździste sklepienie swojej metafizyki. A chociaż, jak jest nieuniknione w dziejach myśli ludzkiej, wiele z poglądów jego z kolei w proch się rozpadło, wszystkie zdobycze jego ducha stały się potężnym zaczynem dla dalszych pokoleń, żyjąc i rozwijając się dalej w takich umysłach jak Newton, Spinoza, Kant i „wielu innych". (...)
Kraków, we wrześniu 1918 Boy
ROZPRAWA O METODZIE
Jeżeli ta rozprawa wyda się zbyt długa, aby ją przeczytać całą na raz, można ją podzielić na sześć części: w pierwszej znajdą się rozmaite rozważania dotyczące nauk; w drugiej - główne reguły metody, jakiej autor szukał; w trzeciej - niektóre zasady moralne, które wysnuł z tej metody; w czwartej - racje, za pomocą których udowadnia istnienie Boga i duszy ludzkiej, co stanowi podstawę metafizyki; w piątej - porządek zagadnień fizycznych, które badał, a w szczególności wytłumaczenie czynności serca i kilku innych zagadnień należących do medycyny, następnie zaś różnicę, jaka istnieje pomiędzy naszą duszą a duszą zwierząt; w ostatniej wreszcie - jakie rzeczy uważa za potrzebne do postępu w badaniach przyrody oraz jakie racje skłoniły go do pisania.
C Z Ę Ś Ć P I E R W S Z A
j
Rozsądek jest rzeczą ze wszystkich na świecie najlepiej rozdzieloną, każdy bowiem sądzi, że jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we wszystkim innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niż posiadają. Nie jest prawdopodobne, aby się wszyscy mylili co do tego; raczej świadczy to, iż zdolność dobrego sądzenia i rozróżniania prawdy od fałszu, co nazywamy właśnie rozsądkiem lub rozumem, jest z natury równa u wszystkich ludzi. Tak więc rozbieżność sądów nie pochodzi stąd, że jedni są roztropniejsi od drugich, ale jedynie stąd, iż prowadzimy myśli nasze rozmaitymi drogami i nie bierzemy pod rozwagę tych samych rzeczy. Nie dosyć bowiem, aby mieć umysł bystry, ale najważniejsza rzecz, aby właściwie go stosować 1 . Największe dusze zdolne są do największych występków, podobnie jak i do największych cnót; a ci, którzy jedynie bardzo wolno idą, jeśli trzymają się wciąż prostej drogi, mogą posunąć się o wiele dalej niż ci, którzy biegają, lecz oddalają się od niej 2 .
Co do mnie, nie sadziłem nigdy, aby umysł mój był w czymkolwiek doskonalszy niż umysły ogółu 3 ; często nawet pragnąłem mieć myśl równie bystrą lub wyobraźnię równie jasną i wyraźną albo pamięć równie obszerną i przytomną jak niektórzy inni. A nie znam innych przymiotów, które służyłyby doskonałości umysłu; co się tyczy bowiem rozumu, czyli rozsądku, jako że jest to jedyna rzecz, która nas czyni ludźmi i odróżnia od zwierząt, przypuszczam, iż znajduje się całkowity w każdym z nas, i zmierzam w tym za powszechnym przekonaniem filozofów, którzy twierdzą, że różnice stopnia między jednost-
1 Kartezjusz między innymi temu problemowi poświęci! dwie rozprawy. Zob. najnowsze wydanie polskie: Reguły kierowania umysłem. Poszukiwanie prawdy poprzez światło naturalne, przel. L. Chmaj, Kęty 2002. Zwłaszcza Reguły zawierają ogólny wykład metody kartezjańskiej.
2 Aluzja ta odnosi się głównie do zwolenników filozofii Arystotelesa. 3 Umysł w ujęciu kartezjańskim obejmował szeroki zakres funkcji w procesie myślenia,
spełniał m.in. rolę pamięci i wyobraźni. Rozum natomiast miał za zadanie jedynie rozróżnianie prawdy od fałszu.
12 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
kami tego samego gatunku dotyczą jedynie ich cech przypadkowych, nigdy zaś ich formy, czyli istoty 4 .
Ale nie waham się powiedzieć, jak, moim zdaniem, wiele miałem szczęścia, iż trafiłem już od młodości na pewne drogi, prowadzące mnie do rozważań i zasad, z których utworzyłem metodę. Wydaje mi się, iż przez tę metodę zdobyłem sposób stopniowego pomnażania mojej wiedzy i wzniesienia jej pomału do najwyższego punktu, do którego mierność mego umysłu i krótkie trwanie życia pozwolą jej dosięgnąć 5 . Zebrałem już z niej bowiem takie owoce, iż - mimo że w sądzie, jaki tworzę o sobie, staram się zawsze przechylać raczej w stronę nieufności niż zarozumiałości, i że gdy patrzę okiem filozofa na rozmaite dzieła i przedsięwzięcia wszystkich ludzi, nie ma żadnego niemal, które by mi się nie wydawało próżne i bezużyteczne - mimo to odczuwam najwyższe zadowolenie z postępu, jaki w swoim przekonaniu, już uczyniłem w poszukiwaniu prawdy, i czerpię wielkie nadzieje na przyszłość. Toteż jeśli między zajęciami ludzi, będących jedynie ludźmi, znajduje się jakieś, które byłoby rzetelnie dobre i ważne, śmiem sądzić, iż jest nim to, które ja wybrałem 6 .
Być może jednakowoż, iż się mylę; może to wszystko to jedynie trochę miedzi i szkła, które biorę za złoto i diamenty. Wiem, jak bardzo często ulegamy pomyłkom w tym, co nas dotyczy, i jak bardzo powinny wydawać się nam podejrzane sądy przyjaciół wówczas, gdy są dla nas przychylne. Jednak będę bardzo rad pokazać w tej rozprawie, jakie są drogi, którymi szedłem, i przedstawić swe życie niby obraz, by każdy mógł o nim sądzić i abym, słysząc powszechne przekonania, jakie się pojawią w tym przedmiocie, zdobył nowy sposób kształcenia się i dołączył go do tych, które mam zwyczaj stosować.
Tak więc, zamiarem moim nie jest nauczać tu metody, której każdy winien się trzymać, aby dobrze kierować swoim rozumem, ale jedynie pokazać, w jaki sposób ja starałem się kierować moim własnym. Ci, którzy pouczają innych,
4 Są to terminy scholastyczne, wywodzące się z filozofii Arystotelesa. Forma (w oryg. fore) to ogół cech, które określają jakiś typ, gatunek (rodzaj). Natomiast cechy przypadkowe (ac-cidents) to właściwości drugorzędne, zmienne, które charakteryzują poszczególne jednostki. Wobec tego, że filozofia scholastyczna miała jeszcze w owym czasie bardzo silną pozycję w uczelniach, Kartezjusz, mimo że zwraca się w zasadzie nie do uczonych, ale do wszystkich ludzi zdrowego rozsądku, przyjmuje niekiedy jej język, aby przekonać także tych pierwszych.
5 Skromność Kartezjusza jest odbiciem jego przeświadczenia o pierwszorzędnym dla postępu wiedzy znaczeniu metody, która określa konieczne warunki skuteczności badań.
6 Autor przekonany jest o słuszności posługiwania się rozumem w dążeniu do prawdy. Swoje życie traktuje jak proces intelektualnego poszukiwania pewności i jasności poznania oraz umiejętność logicznego wnioskowania. Naukami, z którymi filozof wiązał „wielkie nadzieje na przyszłość" były medycyna i etyka.
Część pierwsza 13
muszą uważać się za bieglejszych od tych, którym ich udzielają; a jeśli chybią w najmniejszej rzeczy, zasługują na naganę. Ale skoro przedstajwię to pismo jedynie jako historię lub, jeśli wolicie, jako opowieść, w której pośród kilku przykładów, które można naśladować, znajdzie się też może i wiele innych, za którymi słusznie będzie nie podążać, mam nadzieję, iż będzie ono dla niektórych pożyteczne, nie będąc dla nikogo szkodliwe, i że wszyscy ocenią pozytywnie mą szczerość.
Od samego dzieciństwa karmiono mnie naukami, ponieważ zaś zapewniano mnie, że za ich pomocą można zdobyć jasną i pewną wiedzę o wszystkim, co jest pożyteczne dla życia, żywiłem niezmierne pragnienie przyswojenia ich sobie. Ale zaledwie ukończyłem cały ten okres studiów, po upływie którego zostaje się zazwyczaj przyjętym w poczet uczonych, zupełnie zmieniłem zdanie. Czułem się bowiem udręczony tyloma wątpliwościami i błędami, iż wydawało mi się, że usiłując się kształcić, nie osiągnąłem żadnej innej korzyści jak tę, iż coraz bardziej odkrywałem własną niewiedzę. A przecież byłem w jednej z najsławniejszych szkół w Europie 7 . Gdzie, jak sądziłem, powinni znaleźć się uczeni ludzie, jeśli tacy w ogóle istnieją w jakimkolwiek miejscu na ziemi. Nauczyłem się wszystkiego, czego inni się tam uczyli; a nawet, nie zadowalając się naukami, jakie nam wykładano, przejrzałem wszystkie księgi, które mi wpadły w ręce, a które traktowały o przedmiotach uznanych za najbardziej osobliwe i rzadkie 8 . Znałem przy tym sądy, jakie inni mieli o mnie - nie zauważyłem, aby mnie oceniano niżej od moich współuczniów, mimo iż było już między nimi kilku, których przeznaczano, aby zajęli miejsce mistrzów. Wreszcie, wiek nasz wydawał mi się tak kwitnący i bogaty w bystre umysły jak żaden z poprzednich. To pozwalało mi sądzić wszystkich innych według siebie i zrodziło przeświadczenie, iż nie ma na świecie nauki, która byłaby taka, jak mi się wcześniej kazano spodziewać.
Nie przestałem wszelako cenić ćwiczeń, którymi trudzą nas w szkołach. Wiedziałem, że języki, jakich uczą9, potrzebne są dla zrozumienia ksiąg starożytnych; że urok baśni rozbudza umysł; że godne pamięci uczynki, przekazane przez historię, podnoszą go; zaś czytane z rozwagą, pomagają w kształtowaniu sądu; że lektura wszelkich dobrych książek jest jak rozmowa z najwybitniejszymi uczonymi minionych wieków, będącymi autorami tych dzieł,
7 Mowa o kolegium jezuickim w La Fleche, w którym autor przebywał od dziesiątego roku życia.
8 Kartezjusz przyznaje się do zainteresowania w młodości alchemią, astrologią, a nawet magią. 9 Łacinę i grekę.
14 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
ba, i to nawet rozmowa przemyślana, w której odsłaniają nam jedynie swe najcenniejsze myśli; że wymowa zawiera w sobie moc i piękno nieporównane, a poezja powab i czarującą słodycz; że nauki matematyczne zawierają pomysły bardzo subtelne i zdolne są wydatnie służyć tak, by zadowolić ciekawych, jak i dla ułatwienia wszystkich rzemiosł oraz zmniejszyć pracę człowieka 1 0 ; że pisma traktujące o obyczajach zawierają wiele użytecznych nauk i zachęty do cnot; że teologia uczy, jak zdobywać niebo; filozofia wskazuje, jak w sposób prawdopodobny mówić o wszystkich rzeczach i wzbudzać podziw mniej uczonych n ; że prawo, medycyna i inne nauki przynoszą zaszczyt i bogactwa tym, którzy je uprawiają; że wreszcie dobrze jest zbadać je wszystkie, nawet najbardziej zabobonne i fałszywe, aby poznać ich prawdziwą wartość i ustrzec się przed wprowadzeniem przez nie w błąd 1 2.
Sadziłem jednak, że już dosyć czasu poświęciłem językom, a także lekturze ksiąg starożytnych, ich opowiadań i baśni. Rozmawianie bowiem z ludźmi minionych wieków to niemal to samo co podróżowanie. Dobrze jest wiedzieć coś o obyczajach różnych ludów, aby bardziej zdrowo sądzić o własnych i aby nie myśleć, że wszystko, co z tym ostatnim jest sprzeczne, jest śmieszne i niezgodne z rozumem, jak to mają w zwyczaju sądzić ci, którzy niczego nie widzieli. Ale kiedy zbyt wiele czasu poświęca się podróżowaniu, człowiek staje się obcy w swoim kraju; a kiedy się jest zbyt ciekawym rzeczy, które się działy w minionych wiekach, pozostaje się zazwyczaj nieświadomym tych, które się dzieją współcześnie. Prócz tego, za sprawą opowieści przedstawiamy sobie jako możliwe wiele wydarzeń, które takimi wcale nie są; a nawet najbardziej wierna historia, jeżeli nie zmienia i nie pomnaża wartości rzeczy, aby je uczynić bardziej godnymi czytania, pomija prawie zawsze okoliczności najbardziej pospolite i najmniej doniosłe, z czego wynika, iż reszta nie wydaje się taka, jaka jest, i że ci, którzy wzorują swoje obyczaje na przykładach stąd czerpanych, skłonni są łatwo popaść w szaleństwa paladynów z romansów i podejmować się zamiarów, które przerastają ich siły 1 3 .
Ceniłem wysoko wymowę i byłem rozkochany w poezji, ale sądziłem, iż jedna i druga są raczej darami umysłu niż owocami studiów. Ci, którzy są najlepsi w rozumowaniu i najwłaściwiej porządkują myśli, aby oddać je następ-
1 0 Filozof deklaruje pragmatyczne podejście do wyników badań naukowych, wskazuje na związek teorii z praktyką.
1 1 Autor ma na myśli filozofię scholastyczną. 1 2 Cały powyższy fragment świadczy o krytycznym podejściu Kartezjusza do metod
i osiągnięć dotychczasowej wiedzy i zapowiada jej reformę. 1 3 Wyraźna aluzja do historii, która w XVII wieku nie posiadała statusu naukowego.
Część pierwsza 15
nie jasno i zrozumiale, zawsze mogą najlepiej przekonać o swoich poglądach, chociażby mówili jedynie gwarą ludową i nigdy nie uczyli się retoryki; ci zaś, którzy mają pomysły najbardziej powabne i umieją je wyrazić z największym wdziękiem i kunsztem, byliby największymi poetami, nawet gdyby sztuka poetycka była im zupełnie obca.
Upodobałem sobie zwłaszcza nauki matematyczne, dla pewności i oczywistości ich racji; ale nie dostrzegałem jeszcze właściwego ich użytkowania; a sądząc, iż służą jedynie umiejętnościom mechanicznym 1 4 , dziwiłem się, że skoro ich podstawy są tak mocne i stałe, nie zbudowano na nich czegoś bardziej podniosłego. Przeciwnie zaś, pisma starożytnych pogan 1 5 , traktujące o obyczajach, porównywałem do pałaców bardzo okazałych i wspaniałych, ale zbudowanych jedynie na piasku i błocie. Wynoszą bardzo wysoko cnoty i ukazują je jako godne czci ponad wszystko na świecie, ale dostatecznie nie uczą, jak je poznać, i często to, co nazywają tak pięknie, jest jedynie nieczułością lub pychą, lub rozpaczą, lub ojcobóstwem.
Miałem szacunek dla teologii i zabiegałem jak nikt inny, aby pozyskać sobie niebo; ale dowiedziawszy się jako rzeczy bardziej pewnej, że droga do niego tak samo jest otwarta dla najbardziej nieoświeconych, jak i dla najbardziej uczonych, i że prawdy objawione, które tam prowadzą, przekraczają naszą zdolność pojmowania, nie odważyłbym się poddać ich memu słabemu rozumowaniu i myślałem, że aby podjąć takie badanie z pomyślnym skutkiem, trzeba by mieć jakąś nadzwyczajną pomoc nieba i być czymś więcej niż człowiekiem 1 6 .
Nie powiem nic więcej o filozofii ponad to, iż widzę, że uprawiały ją najdoskonalsze umysły, jakie tylko istniały w ciągu wieków, i że mimo to nie znajduje się w niej jeszcze żadnej tezy, o którą by się nie spierano, która by więc tym samym nie była wątpliwa; nie byłem na tyle zarozumiały, aby spodziewać się, że lepiej w tym powiedzie mi się aniżeli innym. Rozważywszy przy tym, ile bywa różnych poglądów, dotyczących tego samego przedmiotu, bronionych przez ludzi uczonych, podczas gdy nie więcej przecież niż jeden może być prawdziwy, osądziłem jednak niemal jako fałszywe wszystko, co było tylko prawdopodobne.
1 4 W oryginale arts mecaniąues - umiejętności techniczne i ich teoretyczne opracowania. 1 5 Stoików. 1 6 Dokonane zostaje wyraźne rozdzielenie teologii i filozofii. Domeną teologii jest objawie
nie, zaś filozofii dedukcja rozumowa. Autor używając jeszcze wielu pojęć filozofii scholastycz-nej, podważa jej główne zasady. Dotyczy to zwłaszcza tomizmu, który starał się uzasadniać racjonalnie prawdy objawione.
16 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
Co do innych zaś nauk, wskutek tego, że w znacznej mierze czerpią zasady swoje w filozofii, sądziłem, że nie można było zbudować niczego trwałego na podstawach tak niepewnych. Przy tym ani honory, ani zyski, jakie obiecują, nie wystarczały, aby mnie skłonić do ich studiowania. Nie byłem, Bogu dzięki, w położeniu, które by mnie zmuszało w celu poprawy mego losu czynić rzemiosło z nauki 1 7 ; zaś mimo iż nie głoszę na wzór cyników pogardy dla sławy, nie zabiegałem o tę, którą mogłem zdobyć jedynie za pomocą fałszywych tytułów. Wreszcie, odnośnie nauk okultystycznych, sądziłem, iż dostatecznie znam ich wartość, aby się nie dać oszukać ani obietnicami alchemika, ani przepowiedniami astrologa, ani szalbierstwami magika, ani sztuczkami lub przechwałkami kogokolwiek, kto chce uważać się za mądrzejszego niż jest.
Dlatego też, skoro tylko wiek pozwolił mi uniezależnić się od mych nauczycieli, porzuciłem zupełnie zgłębianie nauk. I postanowiwszy nie szukać już innej wiedzy prócz tej, jaką mógłbym znaleźć w samym sobie lub też w wielkiej księdze świata, wykorzystałem pozostałe młode lata na podróże 1 8 , oglądanie dworów i wojsk, poznawanie ludzi różnych usposobień i stanów, gromadzenie rozmaitych doświadczeń, sprawdzanie samego siebie w przygodach, jakie mi zsyła los, a wszędzie na zastanawianie się nad nasuwającymi się problemami w taki sposób, iż mógłbym wyciągnąć z nich jakąś korzyść. Zdawało mi się bowiem, iż mogę znaleźć o wiele więcej prawdy w rozumowaniach, jakie każdy przeprowadza w odniesieniu do spraw, które mu są bliskie i których wynik musi go ukarać niebawem, jeśli je źle osądził, aniżeli w tych, które przeprowadzał w swojej pracowni uczony odnośnie spekulacji nie dających żadnego skutku i pozostających bez innych następstw, jak chyba to tylko, iż wydobędzie on z nich może tym więcej chluby, im dalsze będą od pospolitego rozsądku, a to z tego powodu, iż musiał użyć więcej dowcipu i pomysłowości, aby im nadać cechy prawdopodobieństwa. Ja zaś pragnąłem zawsze bardzo gorąco nauczyć się rozróżniać prawdę od fałszu, aby stopniowo wyraźnie rozpoznawać me czyny i pewnie kroczyć przez życie.
Prawda, iż gdy tak przyglądałem się obyczajom innych ludzi, nie znajdowałem niczego, na czym mógłbym się oprzeć, a zauważyłem w nich niemal tyle rozbieżności, co wcześniej w poglądach filozofów. Dlatego największą korzyścią, jaka stąd dla mnie wynikła, było to, iż widząc wiele rzeczy, które jak-
1 7 Kartezjusz pochodził z zamożnej rodziny mieszczańskiej, zapewniało mu to niezależność finansową.
1 8 W latach 1616-1619 Kartezjusz podróżował do Bretanii, Holandii i Niemiec.
Część pierwsza 17
kolwiek wydają się nam bardzo śmieszne i niedorzeczne, cieszą się mimo to powszechnym uznaniem i poważaniem innych wielkich narodów. Nauczyłem się, aby nie wierzyć zbyt pewnie w nic, o czym przekonywał mnie jeden przykład i obyczaj 1 9 . W ten sposób uwalniałem się od wielu błędów, które mogą zaciemniać nasze światło przyrodzone (lumiere naturelle) i osłabiać naszą zdolność pojmowania. Lecz spędziwszy kilka lat na studiowaniu w ten sposób w księdze świata i zdobywaniu niejakiego doświadczenia, postanowiłem pewnego dnia zagłębić się również w samego siebie i użyć wszelkich sił mojego umysłu, aby wybrać drogi, którymi należało kroczyć. Udało mi się to, jak sądzę, o wiele lepiej, niż gdybym nigdy nie opuścił ani mego kraju, ani moich książek.
1 9 Jest to twórcza droga „metodycznego wątpienia", scpetycyzm, który ma znaczenie konstruktywne. Zakwestionowanie wszelkich twierdzeń wiedzy poprzedników stwarza pole dla budowania systemu twierdzeń nowych, prawdziwszych.
C Z Ę Ś Ć D R U G A
Przebywałem wówczas w Niemczech, dokąd zawiodły mnie okoliczności wywołane przez wojny, które jeszcze tam trwają1. Kiedy wracałem do armii z koronacji cesarza2, początek zimy zatrzymał mnie na kwaterze, gdzie żadne towarzystwo nie rozpraszało moich myśli, i gdzie nie mając zresztą na szczęście trosk ani namiętności, które mąciłyby mój spokój, siedziałem całymi dniami zamknięty samotnie w ciepłej izbie, mając pełną swobodę zajmowania się swoimi myślami. Wśród nich jedną z najdonośniejszych był pomysł, aby rozważyć fakt, że często dzieła złożone z wielu osobno powstałych części i wykonywane ręką rozmaitych mistrzów mniej są doskonałe niż te, nad którymi pracował tylko jeden człowiek. Widzimy bowiem, że budowle, które jeden architekt rozpoczął i wykonał, są zazwyczaj piękniejsze i bardziej harmonijne niż te, które wielu ludzi starało się wznosić, posługując się starymi murami zbudowanymi dla innych celów. Podobnie te stare miasta, które będąc z początku otwarte, luźno zabudowane, zmieniły się z czasem w wielkie grody, są zazwyczaj tak źle rozmieszczone w porównaniu do owych fortów, które budowniczy swobodnie konstruuje na pustej równinie, że chociaż, rozpatrując każdy budynek z osobna, znajduje się w nich często tyle samo albo i więcej sztuki co w tamtych, to jednak widząc, jak są ustawione, tu duży, tam mały, i jak ulice są przez to krzywe i nierówne, powiedziałoby się, iż to raczej przypadek, a nie wola kilku ludzi władających rozumem, rozmieścił je w ten sposób. A jeśli się zauważy, że przecież zawsze byli jacyś urzędnicy obarczeni obowiązkiem czuwania nad budowlami prywatnych osób, by służyły one zarazem publicznej ozdobie, wypada uznać, że trudno jest, pracując tylko nad dziełami innych, dokonać rzeczy doskonałych. Podobnie wyobraziłem sobie, że plemiona półdzikie, które cywilizowały się stopniowo, tworząc swe prawa jedynie w miarę jak trapiące je zbrodnie i spory zmuszały je do tego, nie mogą być
1 Mowa o wojnie trzydziestoletniej (1618-1648). 2 Ferdynand II (1578-1673), król Czech (1617 r.), Węgier (1618 r.), cesarz rzym.-niem.
w 1619 r. koronowany we Frankfurcie.
Część druga 19
tak dobrze zorganizowane jak te, które od samego początku swego powstania przestrzegały ustaw jakiegoś mądrego prawodawcy. Tak samo z^pewnością instytucja prawdziwej religii, której Bóg sam dał przykazania, jest nieporównanie lepiej uporządkowana niż wszystkie inne. Aby zaś mówić o rzeczach ziemskich, sądzę, iż jeśli Sparta była niegdyś kwitnąca, to nie z powodu wartości każdego z jej praw w szczególności, zważywszy, że niektóre były bardzo dziwne, a nawet sprzeczne z dobrymi obyczajami, ale z tego powodu, iż będąc wymyślone przez jednego człowieka, wszytskie zmierzały do jednego celu 3 . Podobnie też pomyślałem, że wiedza książkowa, przynajmniej ta, której racje są jedynie prawdopodobne i na które nie ma żadnego dowodu, jako iż tworzyła się ona i rosła stopniowo z przekonań wielu różnych osób, nie jest tak bliska prawdy jak proste i nieuczone rozumowania rozsądnego człowieka, dotyczące rzeczy, jakie mu się narzucają. I pomyślałem jeszcze, iż jako że wszyscy byliśmy dziećmi, zanim staliśmy się dorosłymi i długo wypadło nam ulegać naszym skłonnościom i naszym wychowawcom, z których pierwsze często były niezgodne z drugimi, a ani te, ani tamci nie zawsze może doradzali to, co najlepsze - prawie niemożliwe jest, aby nasze sądy były tak właściwe i pewne, jakimi by mogły być, gdybyśmy naszym rozumem w pełni posługiwali się od samego urodzenia i zawsze przez niego tylko byli kierowani 4 .
To prawda, iż nie widzimy, aby burzono wszystkie domy w mieście jedynie po to, aby je przebudować w inny sposób i upiększyć dzięki temu ulice; widzimy jednak, iż wielu burzy swoje domostwa, aby je odbudować na nowo: niekiedy nawet zmuszeni są do tego, kiedy domom grozi zwalenie, a fundamenty nie są dosyć mocne. Na przykładzie tego zdobyłem przekonanie, iż według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie byłoby rozsądne, aby prywatna osoba powzięła zamiar zreformowania państwa, zmieniając wszystko od podstaw i burząc je po to, by odbudować je na nowo, ani też, by chciała zreformować całokształt nauk lub porządek nauczania ustalony w szkołach; odnośnie zaś wszystkich przekonań, jakie we mnie dotąd wpojono, nie mogę uczynić nic lepszego, jak zabrać się do usunięcia ich z siebie na dobre, aby później wstawić w to miejsce albo inne lepsze, albo nawet te same, jeśli tylko dostosuję je do miary rozumu. I uwierzyłem mocno, że za pomocą tego sposobu uda mi się przeżyć moje życie o wiele lepiej, niż gdybym je budował jedynie na
3 Kartezjusz ma tu na myśli Solona, prawodawcę Aten, i Likurga, twórcę prawa spartańskiego. 4 Filozof wprowadza tu ograniczenie do wyrażonego poprzednio poglądu o powszech
ności zdrowego rozsądku. Ustęp ostatni wskazuje na to, iż uważa on tę powszechność raczej za potencjalną niż aktualnie istniejącą.
20 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
starych fundamentach i opierał się jedynie na zasadach, które pozwoliłem w siebie wmówić w młodości, nie sprawdziwszy nigdy, czy są prawdziwe. Chociaż bowiem dostrzegłem w tym rozmaite trudności, nie były one jednak niemożliwe do zwalczenia ani też nie równały się z tymi, które narzucają się przy reformowaniu najmniejszych spraw publicznych. Te wielkie ciała zbyt trudne są do podniesienia, skoro raz zostały obalone, a nawet do podtrzymania, gdy się zachwieją, ich upadek zaś jest zawsze bardzo ciężki. Następnie, odnośnie niedoskonałości, jeśli je posiadają, a sama różnorodność, istniejąca między nimi, wystarcza, aby się upewnić, iż wiele z nich je posiada; praktyka złagodziła je z pewnością bardzo, a nawet usunęła lub poprawiła niepostrzeżenie wiele braków, którym nie można byłoby równie skutecznie zapobiec przezornością. Wreszcie, są one prawie zawsze bardziej znośne, niż byłaby ich zmiana, tak samo jak trakty wijące się wśród gór stają się poprzez uczęszczanie nimi stopniowo tak równe i wygodne, iż o wiele lepiej jest trzymać się ich, niż kusić 0 prostszą drogę, wspinając się ponad skały i schodząc aż na dno przepaści.
Dlatego nie mógłbym w żadnym razie pochwalić owych natur kłótliwych 1 niespokojnych, które nie powołane ani przez urodzenie, ani przez los do kierowania sprawami publicznymi nie przestają nigdy dokonywać w myśli jakichś nowych w nich przeobrażeń. Gdybym też przypuszczał, że istnieje w tym dziełku bodaj najmniejsza rzecz, przez którą można byłoby mnie posądzać o to szaleństwo, byłbym bardzo niezadowolony, iż zezwoliłem na jego ogłoszenie. Nigdy moje zamiary nie sięgały poza starania przeobrażenia moich własnych myśli i budowanie na całkowicie własnym gruncie. To, iż ukazuję wam tu plan mojej pracy, powodowany tym, że dość mi się ona spodobała, nie oznacza bynajmniej, abym chciał komuś radzić, by ją naśladował. Ci, których Bóg lepiej obdzielił swymi łaskami, będą może mieli wyższe zamiary; ale obawiam się bardzo, aby już ten oto nie był dla wielu aż zanadto śmiały. Już samo to postanowienie, aby się pozbyć wszystkich przekonań, jakie się przyjęło wcześniej do wierzenia, nie jest przykładem, za którym każdy iść powinien. Ogół ludzi składa się niemal tylko z dwóch rodzajów umysłów, dla których przykład ten nie jest w żadnym razie odpowiedni. Mianowicie z tych, którzy uważając się za zdolniejszych, niż są, nie mogą się powstrzymać od pośpiechu w sądzeniu ani też nie mają dosyć cierpliwości, aby zachować porządek we wszystkich swoich myślach. Stąd wynika to, iż raz zdobyli się na swobodę wątpienia o wpojonych im zasadach i zboczenia z ogólnej drogi, nigdy nie zdołaliby się utrzymać na właściwej drodze i przez całe życie pozostali zagubieni. Dalej z tych, którzy mają tyle rozumu lub skromności, aby ocenić, iż są mniej
Część druga 2 1
zdolni do odróżnienia prawdy od fałszu niż inni, od których mogliby pobierać nauki, powinni raczej poprzestać na trzymaniu się przekonań tamtych, niż sami szukać lepszych 5.
Co do mnie, zaliczałbym się z pewnością do tych ostatnich, gdybym miał zawsze tylko jednego mistrza lub też gdybym nie poznał różnic, jakie we wszystkich czasach istniały pomiędzy poglądami najbardziej uczonych. Ale ponieważ jeszcze w szkole dowiedziałem się, iż nie można wymyślić czegoś tak dziwacznego i mało wiarygodnego, czego kiedyś nie powiedziałby któryś z filozofów, a później podczas moich podróży zrozumiałem, że ludzie, którzy mają pojęcia odmienne od naszych, niekoniecznie przez to są dzikusami czy barbarzyńcami, ale że wielu z nich używa rozumu w tym samym albo większym niż my stopniu; dalej zaś, ponieważ rozważałem, jak bardzo ten sam człowiek, o tym samym umyśle chowany od dziecka wśród Francuzów lub Niemców staje się różny od tego, czym byłby, gdyby zawsze żył pośród Chińczyków albo kanibali, i jak ta sama rzecz, ze sposobem ubierania się włącznie, która podobała się nam przed dziesięciu laty i będzie się nam może znowu podobała, nim dziesięć lat upłynie, wydaje się nam teraz dziwaczna i śmieszna, co wskazuje, iż przekonania nasze kształtuje raczej zwyczaj i przykład niż jakiekolwiek pewne poznanie; a ponieważ rozważyłem, iż mnogość głosów nie jest dowodem, który byłby coś wart w odniesieniu do prawd trudniejszych nieco do wykrycia, bardziej jest bowiem prawdopodobne, aby jeden człowiek trafił na nie niż ogół - dlatego nie mogłem wybrać nikogo, kogo poglądy wydałyby mi się godne, aby je przedłożyć nad inne, i poczułem się niejako zmuszony, aby samodzielnie sobą kierować.
Ale jako człowiek, który kroczy samotnie i wśród ciemności, postanowiłem iść tak wolno i stosować w każdej sprawie tyle ostrożności, że gdybym nawet niewiele miał się posuwać, uchroniłbym się przynajmniej od upadku. Na początek nie chciałem nawet odrzucać w całości żadnego z poglądów, które mogły niegdyś przeniknąć do mojego przeświadczenia, nie będąc tam wprowadzone przez rozum, zanim nie poświęcę najpierw dość czasu na przygotowanie dokładnego planu dzieła, jakie podejmowałem, i na szukanie prawdziwej metody, która doprowadziłaby mnie do poznania wszystkich rzeczy dostępnych memu umysłowi.
5 Ludzie różnią się umiejętnością posługiwania się umysłem, dociekaniem głębszych prawd. Rozum, czyli zdolność odróżniania prawdy od fałszu, zostaje rozdzielony pomiędzy ludźmi bardziej równomiernie. Por. początek Części pierwszej i przyp. 3.
22 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
W młodości studiowałem nieco wśród innych działów filozofii logikę, zaś wśród nauk matematycznych - geometrię i algebrę, trzy sztuki czy też nauki, które, jak mi się zdawało, mogły pomóc w realizacji moich zamiarów. Ale studiując je, zauważyłem, iż co do logiki 6 , jej sylogizmy i większość innych reguł służą raczej do wytłumaczenia komuś spraw, które znamy, lub nawet, jak sztuka Lullusa 7 , do mówienia bez znajomości rzeczy o tym, czego się nie wie, niż do samodzielnego nauczenia się ich. Jakkolwiek więc logika zawiera w istocie wiele przepisów bardzo prawdziwych i bardzo użytecznych, jest między nimi zawartych tyle innych szkodliwych lub zbędnych, że równie trudno jest je oddzielić, co wydobyć Dianę lub Minerwę z bloku marmuru, który nawet nie jest jeszcze ociosany. Co się tyczy analizy starożytnych i algebry współczesnych 8, to poza tym, iż przedmiot ich jest zawsze bardzo abstrakcyjny i zdaje się bez żadnego zastosowania, pierwsza z nich jest zawsze tak związana z rozważaniem figur, iż ćwicząc umiejętność pojmowania, równocześnie nuży bardzo wyobraźnię; w drugiej zaś tak się poddano władzy pewnych reguł i znaków, iż uczyniono z niej w miejsce wiedzy, która rozwijałaby umysł, sztukę niejasną i chaotyczną, która go obciąża 9. Za sprawą tych okoliczności pojąłem konieczność poszukiwania jakieś innej metody, która zawierając korzyści tych trzech, byłaby wolna od ich błędów. Podobnie jak mnogość praw często usprawiedliwia występki, tak iż w państwie o wiele większy ład jest wówczas, gdy przy niewielkiej ilości praw są one bardzo ściśle przestrzegane, podobnie, zamiast wielkiej liczby reguł, z których składa się
6 Chodzi tu o sylogistykę arystotelesowską, która stanowi zbiór formuł ogólnych i technikę pewnego typu wnioskowania. Sylogizm taki to rozumowanie, którego dwie przesłanki zawierają trzy terminy. Termin środkowy prowadzi do określenia stosunku do siebie zakresów klas przedmiotów nazwanych w terminie pierwszym i trzecim. Sformułowanie tego stosunku zawarte jest we wniosku. Na przykład: Sokrates (termin pierwszy) jest człowiekiem (drugi), wszyscy ludzie (drugi) są śmiertelni (trzeci), a zatem Sokrates (pierwszy) jest śmiertelny (trzeci).
7 Luli Ramon (lac. Raymundus Lullus, ok. 1235-1315), Hiszpan, franciszkanin, autor Ars magna - dzieła o rozumowaniach dialektycznych.
8 Analiza starożytnych to geometria Greków, która znalazła najdoskonalszy wyraz w Elementach Euklidesa (III w. p.n.e.). Metoda jej zmusza do rozumowania na figurach, stąd zarzut Kartezjusza, że męczy wyobraźnię. Algebra współczesnych - system stworzony przez Claviu-sa, Cardana i Viete'a był niejasny, gdyż jego znakowanie nie pozwalało odróżnić prostych stosunków; na przykład poszczególne potęgi tej samej liczby były przedstawiane różnymi znakami, a nie wykładnikami wziętymi z ciągu liczbowego - a2, a 3, a4... a n - co zawdzięczamy właśnie Kartezjuszowi, podobnie jak jeszcze inne uproszczenia.
9 W ten sposób odbierał Kartezjusz zasady znakowania we współczesnej sobie algebrze.
Część druga 23
logika, sądziłem, iż wystarczą mi następujące cztery, byle tylko postanowiłbym raz na zawsze i niezłomnie nie zaniedbać od razu ich przestrzegania.
Pierwszym było, aby nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą, zanim jej nie poznam w sposób oczywisty 1 0 jako takiej: to znaczy unikać starannie pośpiechu i uprzedzeń i nie obejmować swoim osądem niczego poza tym, co się przedstawi memu umysłowi tak jasno i wyraźnie 1 1 , iż nie miałbym żadnego powodu poddania tego w wątpliwość.
Drugim - podzielić każde z rozpatrywanych zagadnień na tyle cząstek, na ile się da i ile będzie tego wymagać lepsze ich rozwiązanie.
Trzecim - prowadzić myśli w porządku, zaczynając od przedmiotów najprostszych i najłatwiejszych do poznania, aby następnie wznosić się pomału, jak gdyby po stopniach, aż do poznania bardziej złożonych; należy się przy tym doszukiwać prawidłowych związków nawet między tymi, które nie tworzą naturalnego szeregu.
Ostatnim - czynić wszędzie wyszczególnienia tak dokładnie i przeglądy tak ogólnie, abym był pewny, iż nieczego nie opuściłem 1 2.
Owe długie łańcuchy racji prostych i łatwych, którymi geometrzy zwykli się posługiwać, aby dojść do najtrudniejszych dowodów, nasunęły mi przypuszczenie, iż wszystkie rzeczy podpadające pod ludzkie poznanie w taki sam sposób wzajemnie z siebie wynikają i że nie istnieją z pewnością tak odległe, do których nie moglibyśmy dotrzeć, ani tak ukryte, których nie moglibyśmy odkryć, bylebyśmy tylko powstrzymywali się od przyjęcia za prawdziwą każdej rzeczy, która nią nie jest, i zachowali zawsze porządek, jaki jest potrzebny, aby wyprowadzić jedne z drugich. Nie miałem potem wiele kłopotu z szukaniem tych, od których należałoby zacząć; wiedziałem już bowiem, że od najprostszych i najłatwiejszych do poznania. Zważywszy zaś, że spośród wszystkich, którzy dotychczas poszukiwali prawdy w naukach, jedynie matematycy umieli odkryć jakieś dowody, to znaczy jakieś racje pewne i oczywiste, nie wątpiłem, iż należy zacząć od tych, które oni rozpatrywali, jakkolwiek nie spodziewałem się stąd innego pożytku jak ten tylko, iż przyzwyczajać one będą mój umysł do karmienia się prawdą i niezadowalania się fałszywymi racjami. Ale nie zamierzałem zgłębiać w tym celu wszystkich poszczególnych nauk, które
1 0 Oczywistość, według Kartezjusza, jest cechą tego, co narzuca się bezpośrednio umysłowi jako konieczność logiczna. Oczywistość tego rodzaju jest w systemie Kartezjusza wystarczającym kryterium prawdziwości.
1 1 Na temat kartezjańskiego rozróżnienia ujęcia jasnego i wyraźnego zob. Descartes, Zasady filozofii, przeł. I. Dąmbska, Kęty 2001, s. 42.
1 2 Przedstawione reguły dedukcji wzorowane są na geometrii.
24 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
nazywa, się powszechnie matematycznymi. Widząc, iż jakkolwiek przedmioty ich są różne, niemniej jednak są one wszystkie zgodne między sobą w tym, iż rozważają wyłącznie różnorodne stosunki lub proporcje w nich zawarte, pomyślałem więc, iż właściwiej będzie, jeśli zbadam te proporcje w sposób ogólny, zakładając ich istnienie jedynie w tych przedmiotach, które mogłyby mi ułatwić poznanie owych proporcji, nie wiążąc ich jednak z nimi zupełnie, tak że mógłbym je tym łatwiej stosować później do wszystkich innych przedmiotów, którym odpowiadałyby. Następnie, zauważyłem, iż aby poznać te proporcje, będę niekiedy musiał rozważać każdą oddzielnie, a niekiedy tylko zapamiętać lub obejmować kilka razem; pomyślałem więc, iż aby je lepiej rozważać pojedynczo, powinienem przedstawić je jako linie, ponieważ nie znajdowałem niczego prostszego ani też niczego, co mógłbym jaśniej ukazać wyobraźni i zmysłom; natomiast, aby je zapamiętać lub objąć po kilka razem, trzeba będzie wyrazić je sobie za pomocą jakichś znaków, możliwie najprostszych; w ten sposób zapożyczę wszystko, co najlepsze, z analizy geometrycznej oraz z algebry i poprawię wszystkie braki jednej za pomocą drugiej 1 3 .
W istocie śmiem powiedzieć, iż ścisłe przestrzeganie tych niewielu reguł, jakie wybrałem, dało mi taką łatwość w rozplątywaniu wszystkich kwestii, które te dwie nauki zawierają, iż w ciągu dwóch czy trzech miesięcy, jakie przeznaczyłem na ich studiowanie, zaczynając od najprostszych i najogólniejszych, a w każdej odkrytej prawdzie znajdując regułę, która mi służyła potem do znalezienia innych, nie tylko uporałem się z wieloma rzeczami, które wydały mi się najpierw bardzo trudne, ale wydało mi się także, że pod koniec nawet w tych, których nie znałem, mogę wskazać, jakimi środkami i do jakiego punktu możliwe jest ich rozwiązanie. Może nie wydam się wam zbyt zarozumiałym, jeśli zauważycie, iż ponieważ o każdej rzeczy istnieje tylko jedna prawda, to ten, kto ją znajdzie, wie o niej wszystko, co można wiedzieć 1 4 . Tak na przykład, dziecko nauczone arytmetyki, wykonawszy dodawanie według reguł, może być przeświadczone, iż znalazło, odnośnie sumy, której szukało, wszystko, co rozum ludzki zdoła znaleźć. Ostatecznie bowiem metoda, która uczy, jak przestrzegać właściwego porządku i uwzględniać ściśle wszystkie okoliczności tego, czego się szuka, zawiera wszystko to, co daje pewność regułom arytmetyki.
1 3 Charakterystyczną cechą kartezjańskiej geometrii analitycznej jest możliwość wyrażenia każdej wielkości za pomocą linii i każdej linii w postaci równania.
1 4 Jest to istotna cecha filozofii kartezjańskiej i sprawa, którą podnosi ona wielokrotnie: prawdę, z chwilą gdy się ją poznaje, poznaje się w całości. W przedmiotach nie ma żadnych aspektów ukrytych dla naszego poznania.
Część druga 25
Jednak najwięcej zadowolenia w tej metodzie dawało mi to, iż dzięki niej miałem pewność, że we wszystkim posługuję się moim rozumem, jeśli nie doskonale, to przynajmniej najlepiej jak tylko potrafię, nie mówiąc o tym, że czułem, stosując ją, iż umysł mój przyzwyczaja się stopniowo do ogarniania przedmiotów z coraz większą jasnością i wyraźnością. Nie przywiązawszy jej do żadnej poszczególnej materii, obiecywałem sobie stosować ją do innych nauk 1 5 z równym pożytkiem, jak to czyniłem w odniesieniu do algebry. Nie oznacza to, że dlatego odważyłbym się od razu rozpatrywać wszystkie gałęzie wiedzy, jakie by się narzucały; to właśnie bowiem byłoby sprzeczne z porządkiem, jaki metoda ta przepisuje. Wziąwszy pod uwagę to, iż zasady tych nauk wszystkie powinny być zaczerpnięte z filozofii, w której właśnie nie znajdowałem jeszcze pewnych zasad, pomyślałem, iż należy przede wszystkim ustalić je w niej i że - wobec tego, iż jest to rzecz najważniejsza na świecie, w której najbardziej należałoby się obawiać pośpiechu i uprzedzeń - powinienem zabrać się do ukończenia tego dzieła dopiero wtedy, gdy osiągnę wiek o wiele dojrzalszy niż dwadzieścia trzy lata, które wówczas liczyłem, i gdy wykorzystam wiele czasu na przygotowanie się do tych zadań, tak wykorzeniając z umysłu wszystkie błędne przekonania, jakie dotychczas przyjąłem, jak też gromadząc różnorodne doświadczenia jako przedmiot dla moich rozumowań i ćwicząc się nieustannie w metodzie, jaką obrałem dla coraz lepszego umocnienia się w niej.
Zwłaszcza fizyki.
C Z Ę Ś Ć T R Z E C I A
Zanim się zacznie przebudowywać dom, w którym się mieszka, nie dość jest zburzyć go tylko i zgromadzić zapas materiałów oraz umówić architektów lub też ćwiczyć się samemu w architekturze, a poza tym nakreślić starannie plan; trzeba także postarać się o jakiś dom, gdzie by można zamieszkać wygodnie w czasie, kiedy się będzie pracować nad tamtym. Dlatego też, abym nie pozostał niezdecydowany w moich czynach w czasie, kiedy rozum skłaniał mnie będzie do niezdecydowania w moich sądach, i abym mógł podczas tego żyć najszczęśliwiej, jak zdołam, stworzyłem sobie moralność tymczasową1, składającą się jedynie z trzech lub czterech zasad, którymi się chętnie z wami podzielę.
Pierwszą było, by być posłusznym prawom i obyczajom mego kraju, zachowując stale religię, w której Bóg pozwolił mi łaskawie chować się od dzieciństwa, a we wszelkich innych sprawach kierować się przekonaniami najbardziej umiarkowanymi i najdalszymi od wszelkiej przesady oraz powszechnie stosowanymi w postępowaniu przez najrozsądniejszych spośród tych, z którymi mi żyć wypadnie. Zacząwszy bowiem od tej chwili nie przywiązywać żadnej wartości do moich własnych przekonań, jako iż chciałem je wszystkie poddać badaniu, byłem pewien, że najlepiej zrobię, kierując się zdaniem ludzi najrozsądniejszych. I mimo że wśród Persów lub Chińczyków znajdują się może ludzie równie rozsądni jak wśród nas, wydawało mi się, że najbardziej pożytecznie jest stosować się do tych, z którymi wypadnie mi żyć. Aby zaś wiedzieć, jakie są naprawdę ich poglądy, pomyślałem, iż powinieniem raczej zwracać uwagę na to, co czynią, niż na to, co mówią, nie tylko z tej przyczyny, iż przy zepsuciu naszych obyczajów niewielu jest ludzi, którzy chcieliby powiedzieć wszystko, co myślą, ale także z tej przyczyny, iż często sami tego nie wiedzą. Bowiem akt myśli, w którym wydajemy sąd o jakiejś rzeczy, różni się od tego, przez który nabywamy świadomość naszego o tej rzeczy sądu, stąd jeden zachodzi często bez drugiego 2 .
1 Zasad swojej etyki Kartezjusz nie zdołał ująć w ostateczny system. 2 Autorowi chodzi tutaj o doświadczenie wewnętrzne.
Część trzecia 27
Między wieloma przekonaniami, przyjętymi w równej mierze, wybierałem najbardziej umiarkowane zarówno dlatego, iż są one zawsze najwygodniejsze w praktyce i prawdopodobnie najlepsze, jako iż wszelki nadmiar bywa zazwyczaj zły, jak również dlatego, aby mniej odchodzić w wypadku pomyłki od drogi prawdy, niż miałoby to miejsce, gdybym wybrał jedną skrajność, podczas gdy należało trzymać się przeciwnej. A w szczególności uważałem za przesadę wszystkie zobowiązania, które ograniczają naszą swobodę. Nie znaczy to, abym krytykował prawa, które chcąc zaradzić niestałości słabych umysłów, pozwalają, kiedy się ma jakiś dobry zamiar, a również dla zabezpieczenia stosunków między ludźmi, obojętne w jakim zamiarze, czynić śluby lub zawierać umowy, które zmuszają do wytrwania w nich; ponieważ jednak nie widziałem na świecie żadnej rzeczy, która pozostawałaby zawsze w tym samym stanie, a co się mnie tyczy, obiecywałem sobie swą umiejętność oceniania coraz bardziej doskonalić, a nie pogarszać, sądziłbym, iż wykraczam bardzo przeciw zdrowemu rozsądkowi, gdybym chwaląc kiedyś jakąś rzecz, zobowiązywał się tym samym uważać ją za dobrą także później, kiedy, być może, przestanie taką być lub też ja za taką przestanę ją uważać.
Drugą moją zasadą było, aby być możliwie najbardziej nieugiętym i zdecydowanym w działaniu i trzymać się przekonań nawet najbardziej wątpliwych, skoro już się raz na nie zdecydowałem, z nie mniejszą wytrwałością niż gdyby były bardzo pewne. Naśladować należy tych podróżnych, którzy zbłądziwszy w lesie, nie błądzą, krążąc to w jedną, to w drugą stronę ani tym bardziej zatrzymują się w miejscu, ale idą zawsze najprościej, jak zdołają, w tym samym kierunku i nie zmieniają go z błahych powodów, jakkolwiek na początku może sam tylko przypadek skłonił ich do jego wyboru; tym sposobem bowiem, jeśli nie zdążają dokładnie tam, gdzie pragną, w końcu gdzieś przynajmniej dojdą, gdzie prawdopodobnie czuć się będą lepiej niż w środku lasu. Podobnie też, ponieważ czynności życia nie znoszą żadnej zwłoki, jest zupełnie pewną prawdą, że gdy nie potrafimy rozpoznać najprawdziwszych przekonań, powinniśmy kierować się najbardziej prawdopodobnymi, a nawet jeśli nie widzielibyśmy więcej prawdopodobieństwa w jednych niż w drugich, powinniśmy jednak któreś zdecydowanie wybrać, a następnie o tyle, o ile odnoszą się do działania, uważać je już nie za wątpliwe, ale za zupełnie słuszne i bezsporne, ponieważ taka jest racja, która nas skłoniła do tej decyzji. Dzięki temu zdołałem się od tego momentu uwolnić od żalów i wyrzutów dręczących zazwyczaj sumienie umysłów słabych i chwiejnych, które bez zastanowienia chwytają się jakiejś rzeczy jako dobrej, aby ją później osądzić jako złą.
28 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
Trzecią mą zasadą było, aby starać się zawsze raczej przezwyciężać siebie niż los i raczej odmienić swoje pragnienia niż porządek świata, i przyzwyczaić się w ogóle do przeświadczenia, iż nie ma niczego, co byłoby całkowicie w naszej mocy prócz naszej myśli. Tak więc, jeśli zrobiliśmy odnośnie rzeczy zewnętrznych wszystko, co tylko było w naszej mocy, to wszystko, co nam się następnie nie powiodło, jest dla nas bezwzględnie niemożliwe 3. To jedno wydało mi się wystarczające, abym na przyszłość nie pragnął niczego, czego bym nie mógł zdobyć, a tym samym, aby osiągnąć zadowolenie. Wola nasza skłania się bowiem z natury ku pragnieniu tylko tych rzeczy, które nasze pojęcie przedstawia w jakikolwiek sposób jako możliwe; zatem pewne jest, że jeżeli będziemy uważać wszystkie dobra zewnętrzne za jednakowo niedostępne naszej władzy, nie będziemy więcej czuli żalu, iż ominęły nas te, które wydają się być przynależne naszemu stanowi, gdy będziemy ich pozbawieni bez naszej winy, niż żałujemy, że nie posiadamy królestwa Chin albo Meksyku. Tak więc, jak powiadają, czyniąc z konieczności cnotę, nie będziemy bardziej pragnąć zdrowia będąc chorzy lub wolności będąc w więzieniu, niż obecnie pragniemy posiadać ciało z materii równie mało podlegającej zepsuciu jak diament albo też skrzydła, aby latać jak ptaki. Ale przyznaję, iż trzeba długiego ćwiczenia i często powtarzanej medytacji, aby się przyzwyczaić do patrzenia w ten sposób na wszystkie rzeczy; i sądzę, że na tym głównie polegała tajemnica owych filozofów, którzy dawniej zdołali umknąć władzy losu i mimo cierpień i ubóstwa współzawodniczyć w szczęśliwości z bogami. Zajmując się bowiem nieustannie rozważaniem granic, jakie nakreśliła im natura, przekonywali sami siebie w sposób tak doskonały, że nic nie jest w ich mocy oprócz ich myśli, że to jedno wystarczało, aby ich powstrzymać od przywiązywania się do jakiejkolwiek innej rzeczy. Rozporządzali też myślami swymi w sposób tak pełny, iż stanowiło to pewną rację, by uważać się za bogatszych i potężniejszych, i bardziej wolnych, i szczęśliwszych niż ktokolwiek inny z ludzi, którzy pozbawieni tej filozofii, choćby byli najbardziej wyróżnieni przez naturę i los, nigdy nie rozporządzają w ten sposób tym, czego pragną.
Wreszcie, w formie konkluzji z tych zasad moralnych, postanowiłem dokonać przeglądu rozmaitych zajęć, jakie ludzie podejmują w tym życiu, aby starać się wybrać najlepsze. Nie wydając sądu o zajęciach innych, sądziłem, iż nie mogę uczynić niczego lepszego, jak trwać dalej w tym, które podjąłem, to znaczy poświęcić całe życie na kształcenie mego rozumu i posuwanie się, ile będę mógł, w poznaniu prawdy, trzymając się metody, jaką sobie przepisałem.
3 Jeden z wielu fragmentów, zdradzających u Kartezjusza wpływy filozofii stoickiej.
Część trzecia 29
Od momentu, gdy zacząłem posługiwać się tą metodą, doświadczyłem tak wielkich radości, iż nie sądziłem, aby można było doznać w tym życiu słodszych czy też bardziej niewinnych. Odkrywając codziennie przy jej pomocy jakieś prawdy, które mi się wydawały dość ważne i powszechnie nieznane, odczuwałem w duszy takie zadowolenie, iż wszystko inne było mi obojętne. Zresztą, trzy poprzednie maksymy były oparte jedynie na zamiarze, jaki powziąłem, aby postępować w kształceniu się. Skoro bowiem Bóg dał każdemu jakieś światło przyrodzone, aby rozróżniać prawdę od fałszu, nie przypuszczałbym, iż powinienem się chociaż przez chwilę zadowolić poglądami innych, gdybym nie zamierzał użyć własnej umiejętności sądzenia do ich zbadania w odpowiednim czasie. Nie umiałbym pozbyć się skrupułów, kierując się nimi, gdybym nie miał nadziei, iż nie stracę w ten sposób żadnej sposobności znalezienia lepszych, o ile takie istnieją. Nie umiałbym wreszcie ograniczyć moich pragnień ani czuć się zadowolony, gdybym nie poszedł drogą, która, jak sądziłem, zapewni mi zdobycie wszelkiej wiedzy, do jakiej jestem zdolny, a ponadto tym samym zdobycie wszystkich prawdziwych dóbr, jakie byłoby kiedykolwiek w mojej mocy zdobyć. A to tym bardziej, że wola nasza skłania się do kierowania się lub unikania jakiejkolwiek rzeczy jedynie według tego, czy nasze rozumienie przedstawi ją jako dobrą czy jako złą. Wystarczy więc właściwie sądzić, aby czynić najlepiej, jak możemy, to znaczy zdobyć wszystkie cnoty, a jednocześnie wszystkie inne dobra, jakie da się zdobyć; a kiedy się jest pewnym, że się to osiągnęło, nie można nie czuć się szczęśliwym.
Upewniwszy się w ten sposób co do tych zasad i oddzielając je wraz z prawdami wiary, które zawsze były na pierwszym miejscu w moich przekonaniach, uznałem, iż odnośnie reszty poglądów, mogę swobodnie zacząć się ich pozbywać. Otóż spodziewałem się lepiej się z tym uporać, obcując z ludźmi, niż pozostając dłużej zamknięty w izbie, gdzie przemyślałem to wszystko: zima zatem jeszcze niezupełnie dobiegła końca, gdy ja już ruszyłem w drogę. I przez całe następne dziewięć lat nie czyniłem nic innego, jak tylko wędrowałem po świecie, starając się być raczej widzem niż aktorem we wszystkich komediach, jakie się w nim odgrywa. Rozważając zaś w każdym przedmiocie szczególnie to, co mogłoby go uczynić podejrzanym i dać nam sposobność do pomyłki, wykorzeniałem równocześnie z mego umysłu wszystkie błędy, jakie mogły wcześniej do niego wniknąć. Nie oznacza to, abym w tym naśladował sceptyków, którzy wątpią, aby wątpić, i chcą się wydawać niezdecydowanymi; przeciwnie bowiem, cały mój plan zmierzał jedynie do tego, aby zdobyć pewność i aby odrzucić ruchomą ziemię i piasek w celu znalezienia skały lub
30 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
gliny. Udawało mi się to, jak sądzę, dość dobrze, o ile starając się odkryć fałsz lub niepewność twierdzeń, jakie rozpatrywałem, nie za pomocą słabych przypuszczeń, ale za pomocą jasnych i pewnych rozumowań, nie spotkałem wśród nich tak wątpliwego, z którego nie wyciągnąłbym jakiejś dość pewnej konkluzji, choćby tej właśnie, iż nie zawiera ono nic pewnego 4. I jak, burząc stare domostwo, zachowuje się zazwyczaj gruzy, aby posłużyły do zbudowania nowego, tak niwecząc wszystkie przekonania, które osądziłem jako niepewne, czyniłem różne spostrzeżenia i nabywałem wielu doświadczeń, które posłużyły mi później do zbudowania bardziej pewnych. Co więcej, ćwiczyłem się wciąż w metodzie, jaką sobie przepisałem; poza tym bowiem, iż starałem się na ogół prowadzić wszystkie moje myśli według jej reguł, pozostawiłem sobie, od czasu do czasu, kilka godzin, które wykorzystywałem w szczególności na stosowanie jej do zagadnień matematycznych lub nawet niektórych innych, które mogłem upodobnić do matematycznych przez odłączanie ich od zasad wszystkich nauk, które mi się nie wydawały dość pewne, tak jak uczyniłem, jak sami zobaczycie, z wieloma zagadnieniami wyłożonymi w tymże tomie 5. I tak, na pozór nie żyjąc w inny sposób niż ci, którzy nie mając innego zadania jak tylko przyjemne i niewinne spędzanie czasu, starają się odróżnić przyjemności od występków, i którzy, aby się cieszyć, nie nudząc się swoim wolnym czasem, zażywają wszystkich godziwych rozrywek, nie ustawałem w swoim zamiarze i powiększałem stale poznanie prawdy, być może bardziej niż gdybym jedynie czytał książki lub obcował z uczonymi.
Upłynęło jednak dziewięć lat, nim powziąłem jakieś postanowienie odnośnie zagadnień, jakie zazwyczaj są przedmiotem dyskusji między uczonymi, i zanim zacząłem szukać podstaw jakiejś filozofii, pewniejszej niż powszechnie znana 6 . Przykład wielu wybitnych umysłów, które mając ten sam zamiar, o ile mi się zdaje, nie zrealizowały go z powodzeniem, sprawiał, iż wyobrażałem sobie ogromne trudności. I może jeszcze długo nie ośmieliłbym się podjąć tego zadania, gdybym się nie dowiedział, iż niektórzy już rozpuszczają pogłoski, że dokonałem mego dzieła. Nie umiałbym powiedzieć, na czym opierali to przekonanie. Jeżeli przyczyniłem się w czymś do tego przez moje wypowiedzi, to zapewne tym, iż przyznawałem się bardziej szczerze do tego, czego
4 Sceptycyzm Kartezjusza nie jest postawą życiową, jaką była dla sceptyków starożytnych, lecz ścisłą metodą uzyskiwania twierdzeń bez wątpienia prawdziwych.
5 Rozprawa o metodzie była pisana jako wstęp do większego dzieła, zawierającego m.in. jego Dioptrykę, Meteory (Rozprawę o meteorach) i Geometrię. Zob. Wstęp tłumacza, s. 7.
6 Chodzi o filozofię scholastyczną.
Część trzecia 31
nie wiedziałem, niż zazwyczaj czynią ludzie, którzy cokolwiek studiowali, a być może także tym, iż wskazywałem podstawy, jakie miałem, aby wątpić o wielu rzeczach, które inni uważali za pewne, niż tym, żebym się chwalił jakąkolwiek wiedzą. Będąc jednak dość uczciwy, aby nie chcieć, by mnie uważano za kogoś innego, niż jestem, pomyślałem, iż trzeba, abym się starał wszelkimi sposobami stać się godnym reputacji, jaką mnie obdarzano. Oto mija właśnie osiem lat, od kiedy pragnienie to kazało mi opuścić wszystkie miejsca, gdzie mógłbym mieć znajomych, i usunąć się tu 7 , do kraju, gdzie długotrwałe wojny ustanowiły takie porządki, iż zdawałoby się, że utrzymywane tu wojska służą jedynie temu, aby można było z większym bezpieczeństwem zaznawać słodyczy pokoju, i gdzie wśród całej rzeszy ludzi bardzo czynnych i bardziej dbających o własne sprawy niż ciekawych spraw cudzych, posiadając wszystkie wygody, jakie znaleźć można w najludniejszych miastach 8 , mogłem żyć równie samotny i oddalony od świata jak na najbardziej dalekiej pustyni.
7 Do Holandii. 8 Kartezjusz osiedlił się w Amsterdamie, spędzając tam blisko dwadzieścia lat (1628-1648).
W jednym z listów tak napisał o Amsterdamie: „...jestem jedynym człowiekiem, który nie zajmuje się handlem; wszyscy inni tak są zajęci swymi własnymi interesami, że mógłbym spędzić cale swe życie nie będąc wcale zauważonym". Cyt. za: B. Suchodolski, Kartezjusz - sprzeczności istnienia i myślenia, w: tenże, Rozwój nowożytnej filozofii człowieka, Warszawa 1967, s. 14.
C Z Ę Ś Ć C Z W A R T A
Nie wiem, czy powinienem wam opowiadać o pierwszych moich rozmyślaniach; są one bowiem tak metafizyczne i tak nowe, iż nie wszystkim będą odpowiadały; jednakże, aby można było osądzić, czy podstawy, jakie przyjąłem, są dość mocne, czuję się do pewnego stopnia zobowiązany mówić o nich. Już dawno zauważyłem, że odnośnie obyczajów, należy niekiedy kierować się poglądami, o których się wie, że są bardzo niepewne, tak jak gdyby były niewątpliwe, jak przedstawiłem to powyżej; ale ponieważ wówczas pragnąłem poświęcić się jedynie poszukiwaniu prawdy, sądziłem, iż trzeba postąpić wręcz przeciwnie i odrzucić, jako bezwarunkowo fałszywe, wszystko to, w czym mógłbym powziąć najmniejszą wątpliwość, aby się przekonać, czy nie zostanie potem w moich przekonaniach coś, co by było zupełnie niewątpliwe. Tak z powodu, iż zmysły nasze zwodzą nas niekiedy, przyjąłem, że żadna rzecz nie jest taka, jak one nam przedstawiają. Ponieważ zaś są ludzie, którzy mylą się w rozumowaniu odnośnie najprostszych nawet problemów geometrii i wyciągają z nich mylne wnioski, uznając przy tym, iż ja także podlegam błędom podobnie jak każdy inny, odrzuciłem jako błędne wszystkie racje, które przyjąłem poprzednio za dowody. Wreszcie uważając, że wszystkie myśli, jakie mamy na jawie, mogą nam przychodzić wówczas, kiedy śpimy, ale wówczas żadna z nich nie jest prawdziwa, postanowiłem założyć, iż wszystko, co kiedykolwiek dotarło do mego umysłu, nie bardziej jest prawdziwe niż senne złudzenia1. Jednak zaraz potem zwróciłem uwagę, iż wtedy gdy postanowiłem przypuszczać, że wszystko jest fałszywe, konieczne jest, abym ja, który to myślę, był czymś; i spostrzegłszy, iż ta prawda: myślę, więc jestem, jest tak mocna i pewna, że wszystkie najbardziej skrajne przypuszczenia sceptyków nie są zdolne jej obalić, uznałem, iż mogę ją przyjąć bez obawy za pierwszą zasadę filozofii, której szukałem 2.
1 Kartezjusz podejmuje tu wszystkie tradycyjne argumenty sceptyczne, by rozprawić się z nimi na swój sposób.
2 Powszechnie znane twierdzenie, wyrażające bezpośrednią, intuicyjną pewność własnego istnienia podmiotu myślowego, zawierającą się w świadomości. Stanowiło ono podstawę do sformułowania dowodu istnienia Boga.
Część czwarta 33
Następnie, rozpatrując z uwagą, czym jestem, spostrzegłem, iż o ile mogę sobie przedstawić, że nie mam ciała i że nie ma żadnego świata ani miejsca, gdzie byłbym, nie mogę sobie jednak wyobrazić, jakobym nie istniał wcale. Przeciwnie, z tegoż właśnie, iż zamierzałem wątpić o prawdzie innych rzeczy, wynikało bardzo jasno i pewnie, że istnieję; natomiast, gdybym tylko przestał myśleć, choćby nawet wszystko pozostałe, co sobie wyobraziłem, było prawdą, nie miałbym żadnego powodu przypuszczać, iż istnieję. Poznałem w ten sposób, że jestem substancją, której całą istotą, czyli naturą, jest jedynie myślenie, i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca3 ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej; tak, iż owo Ja, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym jestem, jest całkowicie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż ono, i że gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim, czym jest.
Dalej rozważyłem ogólnie, czego potrzeba, aby twierdzenie jakieś było prawdziwe i pewne; skoro bowiem znalazłem twierdzenie, o którym wiedziałem, że jest pewne, sądziłem, iż powinienem również wiedzieć, na czym polega ta pewność. I stwierdziwszy, iż w owym: myślę, więc jestem, nie ma niczego, co by mnie upewniało, iż mówię prawdę, prócz tego, iż widzę bardzo jasno, że aby myśleć, trzeba istnieć, uznałem, iż mogę przyjąć za ogólną regułę, że wszelkie rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i wyraźnie, są prawdziwe; zachodzi jedynie pewna trudność w tym, aby stwierdzić dokładnie, które rzeczy pojmujemy wyraźnie. Zastanawiając się następnie nad tym, iż wątpię, i że tym samym istota moja nie jest zupełnie doskonała, widziałem bowiem jasno, iż znać jest większą doskonałością niż wątpić, powziąłem myśl, aby sprawdzić, w jaki sposób nauczyłem się myśleć o czymś bardziej doskonałym niż ja sam, i rozpoznałem z całą pewnością, iż musiałem się nauczyć tego od jakiejś istoty, która rzeczywiście jest bardziej ode mnie doskonała. Co się tyczy moich myśli o wielu innych rzeczach na zewnątrz mnie, jak niebo, ziemia, światło, ciepło i tysiącu innych, nie martwiłem się tym, skąd pochodzą. Nie widząc bowiem w nich niczego, co miałoby je czynić w mym przekonaniu wyższymi ode mnie, mogłem sądzić, iż jeżeli są prawdziwe, są dziedziną zależną od mojej natury, od tego, co posiada ona doskonałego; jeżeli nieprawdziwe, otrzymałem je z nicości, to znaczy znalazły się we mnie na skutek tego, co we mnie ułomne. Jednak inna była sprawa z ideą istoty bardziej doskonałej niż moja; to bowiem, abym je czerpał z nicości, było rzeczą oczywiście niemożliwą. Natomiast myśl, aby coś doskonałego mogło być następstwem czegoś mniej doskonałego i było
3 Własne istnienie poprzez myślenie jest transcendentne wobec istnienia świata zewnętrznego, a myśl wyodrębnia się wobec materialnej rozciągłości.
34 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
dziedziną od niej zależną, jest równie sprzeczna jak to, aby coś mogło powstać z niczego, nie mogłem również wysnuć tego pojęcia z samego siebie; tak iż powstawało tylko, że pomieściła ją we mnie istota rzeczywiście bardziej ode mnie doskonała, a nawet posiadająca sama w sobie wszystkie doskonałości, o których mogę mieć jakieś pojęcie, to znaczy, aby się wyrazić w jednym słowie, która jest Bogiem 4 . Do tego dodałem, iż ponieważ znam doskonałości, których mi brak, nie jestem jedyną istotą, jaka istnieje (posłużę się tu, jeśli pozwolicie, swobodnie terminami Szkoły 5), ale że musi koniecznie istnieć jeszcze jakaś inna, bardziej doskonała, od której jestem zależny i od której zdobyłem wszystko, co posiadam. Gdybym bowiem był sam i niezależny od czego bądź innego, tak iż z siebie samego posiadałbym tę odrobinę, poprzez którą uczestniczę w doskonałej istocie, z tą samą racją mógłbym posiadać z siebie całą resztę, której braku mam świadomość, i w ten sposób być samemu nieskończonym, wiecznym, niezmiennym, wszystkowiedzącym, wszechmogącym i posiadać wreszcie wszystkie doskonałości, które mogłem dostrzec w Bogu. Według powyższego rozumowania bowiem, aby poznać naturę Boga na tyle, na ile moja natura jest do tego zdolna6, trzeba mi było jedynie rozważyć w związku z każdą rzeczą, której jakąś ideę znajdowałem w sobie, czy doskonałością jest posiadać ją, czy nie. Byłem przy tym pewien, że każda z tych , które znamionują jakąś niedoskonałość, nie znajdzie się w nim, ale że wszystkie inne tam będą. Tak widziałem, iż wątpienie, niestałość, smutek i podobne rzeczy nie mogą w nim być, zważywszy, że ja sam bardzo byłbym rad, będąc od nich wolny. Poza tym jeszcze miałem idee wielu rzeczy cielesnych i postrzeganych zmysłami; choćbym bowiem przypuścił, że śnię i że wszystko, co widzę lub wyobrażam sobie, jest fałszywe, nie mogłem wszelako zaprzeczyć, że idee te znajdują się istotnie w mojej myśli. Ponieważ rozpoznałem jednak w sobie bardzo jasno, że natura myśląca różna jest od cielesnej, a zważywszy, że wszelka złożoność świadczy o zależności, zależność zaś jest oczywistym brakiem, osądziłem, iż nie mogłoby to być doskonałością w Bogu, gdyby był złożony z tych dwóch natur, i że, co za tym idzie, nie jest on z nich złożony; jeżeli natomiast istnieją w świecie jakieś ciała lub też jakieś umysły lub inne istoty niezupełnie doskonałe 7 , to istnienie ich musi zależeć od jego potęgi w ten sposób, iż nie mogą trwać bez niego ani chwili.
4 Występuje tu tzw. psychologiczny dowód istnienia Boga. Por. Medytacje o pierwszej filozofii, przeł. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, I. Dąmbska, Kęty 2001, s. 71.
5 To znaczy filozofii scholastycznej. 6 To znaczy za pomocą umysłu. 7 Na przykład ludzie lub anioły.
Część czwarta 35
Chciałem szukać następnie innych prawd. Wybrałem sobie przedmiot badań geometrów, który pojmowałem jako ciało ciągłe czy też przestrzeń nieskończenie rozciągniętą na długość, szerokość i wysokość lub w głąb, podziel-ną na różne części, które mogą mieć rozmaite kształty i wielkości i być poruszane lub przenoszone na różne sposoby; to wszystko bowiem zakładają geometrzy w swoim przedmiocie8. Poddałem analizie kilka z ich najprostszych dowodów i spostrzegłem, że ta niezłomna pewność, jaką świat im przypisuje, oparta jest na tym, iż pojmuje się je wyraźnie i zgodnie z regułą, którą dopiero co wymieniłem; zwróciłem również uwagę, że nie ma w tych dowodach niczego, co by mnie upewniało o istnieniu ich przedmiotu. Biorąc bowiem na przykład trójkąt, widziałem dobrze, iż jego trzy kąty muszą być równe dwóm kątom prostym, ale nie dostrzegałem jeszcze niczego, co by mnie upewniało, iż istnieje na świecie jakiś trójkąt; podczas gdy, wracając do rozpatrywania mego pojęcia doskonałej istoty, znajdowałem, iż istnienie jej jest w niej zawarte w ten sam sposób, w jaki zawarte jest w istnieniu trójkąta to, iż trzy jego kąty równe są dwóm kątom prostym, lub w istnieniu kuli, że wszystkie jej części równo są oddalone od środka, lub może jeszcze z większą oczywistością. Stąd też wynika, iż to, że jest, czyli istnieje, Bóg, który jest tą istotą tak doskonałą, jest co najmniej równie pewne, jak może być pewny jakikolwiek dowód geometryczny 9.
To natomiast, że wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, iż trudno go jest poznać, a również, że trudno poznać, czym jest ich dusza, wynika stąd, że nie wznoszą nigdy umysłu ponad rzeczy zmysłowe i tak są przyzwyczajeni, aby nie rozważać niczego inaczej, jak jedynie wyobrażając to sobie - a który to sposób myślenia odpowiedni jest dla rzeczy materialnych - iż wszystko, czego się nie da wyobrazić, wydaje im się nie do pojęcia. Przejawia się to jasno w tym, że nawet filozofowie uznają za pewnik w swoich szkołach, iż nie ma niczego w umyśle, co by nie było pierwotnie w zmysłach, a przecież pewne jest, że idee Boga ani duszy nigdy się w nich nie znajdowały. Wydaje mi się też, że ci, którzy chcą posługiwać się wyobraźnią, aby zrozumieć te idee, czynią tak samo, jak gdyby chcieli się posłużyć oczami, aby słyszeć dźwięki lub czuć zapachy; a przecież zachodzi tu jeszcze ta różnica, że zmysł wzroku upewnia
8 Materia dzieli się na części, których własnościami jedynymi są kształt i ruch. 9 Występuje tu tzw. ontologiczny dowód istnienia Boga. Z idei doskonałości przedmiotu
(Boga) autor wnioskuje o jego istnieniu. Kartezjusz przytacza tutaj dosłownie dowód Anzelma z Canterbury. Por. również Zasady filozofii, dz. cyt., s. 33 oraz Medytacje o pierwszej filozofii, dz. cyt., ss. 57-72 {Medytacja III).
36 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
nas, nie mniej niż zmysł powonienia lub słuchu, o prawdziwości tych przedmiotów, podczas gdy ani wyobraźnia, ani zmysły nie zdołałyby nas nigdy upewnić odnośnie żadnej rzeczy, o ile by umysł nie włączył się w do tego.
Wreszcie, jeżeli są jeszcze ludzie, którzy na podstawie racji, jakie przytoczyłem, nie byliby dostatecznie przekonani o istnieniu Boga i własnej duszy, pragnę, aby wiedzieli, iż wszystkie inne rzeczy 1 0 , odnośnie których czują się może bardziej przekonani, jak to, że mają ciało i że istnieją gwiazdy i Ziemia, i podobne rzeczy, są mniej pewne; chociaż bowiem mamy pewność moralną tych rzeczy tak wielką, iż wydaje się, że nie chcąc popaść w obłęd, nie można 0 nich wątpić, wszelako, kiedy chodzi o pewność metafizyczną, nie można zaprzeczyć, nie chcąc również popaść w niedorzeczność, iż aby nie być zupełnie pewnym w tej mierze, wystarczy zastanowić się, że można w ten sam sposób wyobrazić sobie we śnie, że się ma inne ciało i widzi się inne gwiazdy i inną Ziemię bez tego, by to miało naprawdę istnieć. Skąd bowiem wiemy, że raczej te myśli, które przychodzą we śnie, są fałszywe, a nie tamte na jawie, zważywszy, iż często są nie mniej żywe i wyraźne? I niechaj najwybitniejsze umysły badają tę sprawę, ile się im podoba, nie sądzę, iż mogłyby przedstawić jakąkolwiek rację wystarczającą, aby usunąć tę wątpliwość, jeśli nie założą z góry istnienia Boga. Po pierwsze bowiem, samo to właśnie, co wcześniej wziąłem za zasadę, mianowicie, że rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i bardzo wyraźnie, są wszystkie prawdziwe, pewne jest jedynie z tej przyczyny, że Bóg jest, czyli istnieje, że jest istotą doskonałą i że wszystko, co jest w nas, pochodzi z niego. Stąd wynika, iż nasze pojęcia lub idee jako rzeczy rzeczywiste i pochodzące z Boga we wszystkim, w czym są jasne i wyraźne, muszą być prawdziwe. Tak, iż jeżeli dość często posiadamy myśli zawierające fałsz, mogą to być jedynie takie, które mają w sobie coś mętnego i ciemnego, tym bowiem uczestniczą w nicości, to znaczy są w nas tak mętne jedynie dlatego, iż nie jesteśmy zupełnie doskonali. Oczywiście, równie nie do przyjęcia byłoby zdanie, że fałsz lub niedoskonałość jako taka pochodzi z Boga, jak to, iż prawda lub doskonałość może pochodzić z niebytu n . Ale gdybyśmy nie wiedzieli, że wszystko, co w nas jest rzeczywiste i prawdziwe, pochodzi z istoty doskonałej 1 nieskończonej, wówczas, choćby nawet myśli nasze były najbardziej jasne i wyraźne, nie mielibyśmy żadnej racji, która by nas upewniała, iż posiadają one doskonałość rzeczy prawdziwych.
1 0 Istnienie Boga implikuje w przedstawionej dedukcji istnienie innych bytów. 1 1 Kartezjusz założył w niniejszej zasadzie przyczynowości, iż prawda jest równoznacz
na bytowi, a fałsz niebytowi.
Część czwarta 37
Gdy poznanie Boga i duszy utwierdziło nas w pewności tej reguły, łatwo zrozumieć, iż przedstawienia senne nie powinny w nas zgoła budzić wątpliwości co do prawdziwości naszych idei na jawie. Bowiem gdyby się nawet zdarzyło komuś śpiącemu, że miałby jakąś ideę bardzo wyraźną, na przykład gdyby geometra wynalazł jakiś nowy dowód, to okoliczność snu nie przeszkadzałaby prawdziwości tej myśli. Odnośnie zaś do najczęstszego braku prawdziwości snów, który polega na tym, iż przedstawiają nam one rozmaite przedmioty w ten sam sposób, jak to czynią nasze zmysły zewnętrzne, nie oznacza, abyśmy mieli z tego powodu wątpić o prawdziwości takich idei; mogą nas one bowiem zwodzić dość często, choćbyśmy nie spali, jak się to dzieje, gdy ci, co mają żółtaczkę, widzą wszystko w kolorze żółtym, lub gdy gwiazdy czy inne ciała bardzo oddalone wydają się nam o wiele mniejsze niż są. Ostatecznie bowiem, czy na jawie, czy we śnie, nie powinniśmy nigdy dać się przekonać niczemu poza oczywistością naszego rozumu. Zauważcie, iż mówię o naszym rozumie, a nie o wyobraźni ani o zmysłach 1 2 . Z tego, że widzimy bardzo jasno Słonce, nie powinniśmy sądzić, że jest ono tak wielkie, jak je widzimy. Łatwo też możemy sobie bardzo wyraźnie przedstawić głowę lwa osadzoną na ciele kozy, z czego nie należy wyciągać wniosku, iż istnieje na świecie Chimera. Rozum bowiem nie podpowiada nam bynajmniej, iż to, co widzimy lub wyobrażamy sobie, jest tym samym prawdziwe, ale powiada, iż wszystkie nasze idee lub pojęcia są z pewnością w jakiś sposób utwierdzone na prawdzie; nie byłoby bowiem możliwe, aby Bóg, który jest doskonały i w pełni prawdziwy, włożył je w nas. Odnośnie tego zaś, że nasze rozumowania nie są nigdy tak oczywiste ani tak zupełne podczas snu jak na jawie, jakkolwiek niekiedy wyobrażenia nasze są wówczas równie albo nawet bardziej żywe i wyraźne, rozum podpowiada nam, iż wobec tego, że myśli nasze nie mogą być wszystkie prawdziwe, ponieważ nie jesteśmy zupełnie doskonali, to, co jest w nich prawdziwe, musi niezawodnie znajdować się raczej w tych, które mamy na jawie, niż w tych, które mamy we śnie.
1 2 Każdy proces poznawczy, spełniający kryterium prawdziwości, musi być funkcją rozumu. Dotyczy to także poznania zmysłowego.
C Z Ę Ś Ć PIĄTA
Byłbym bardzo rad omówić i ukazać tutaj cały łańcuch innych prawd, które wyprowadziłem z tych pierwszych; ale ponieważ w tym celu trzeba by omówić wiele zagadnień, będących przedmiotem sporu między uczonymi \ z którymi nie pragnę konfliktu, sądzę, iż lepiej będzie, abym tego zaniechał i wymienił je jedynie ogólnie, mądrzejszym pozostawiając sąd, czy będzie użyteczne, aby czytelników o nich bardziej szczegółowo powiadomić. Trwałem zawsze mocno w powziętym postanowieniu, aby nie przyjmować żadnej innej zasady prócz tej, którą się przed chwilą posłużyłem w celu dowiedzenia istnienia Boga i duszy, i aby nie uznawać za prawdziwą żadnej rzeczy, która mi się nie będzie wydawała bardziej jasna i pewna, niż poprzednio wydawały mi się dowody geometrów. Mimo to śmiem powiedzieć, iż nie tylko znalazłem sposób, aby zadowolić się w krótkim czasie wszystkimi głównymi zagadniemi, podejmowanymi zazwyczaj przez filozofię, ale także dostrzegłem pewne prawa, które Bóg ustanowił w przyrodzie i o których takie włożył w naszą duszę pojęcia, iż zastanowiwszy się nad tym dostatecznie, nie możemy wątpić, że wszystko, co istnieje i dzieje się na świecie, stosuje się do nich 2 . Następnie, rozważając kolejne następstwo tych praw, odkryłem, jak sądzę, wiele prawd bardziej użytecznych i ważnych niż wszystko, czego nauczyłem się wcześniej lub nawet czego spodziewałem się nauczyć.
Wobec tego jednak, iż w osobnym Traktacie^, którego pewne względy nie pozwalają mi ogłosić, starałem się wytłumaczyć główne spośród nich, nie umiałbym lepiej pozwolić na poznanie, jak wymieniając tu w skrócie, co ten Traktat zawiera.
Miałem zamiar zamknąć w nim wszystko, co, jak mi się wydawało, wiedziałem, zanim zacząłem o tym pisać, o naturze rzeczy materialnych. Ale
1 Ówczesne spory wśród uczonych dotyczyły głównie praw ruchu, w związku z odkryciami Kopernika i Galileusza.
2 Kartezjusz ma tutaj na myśli ogólne prawa ruchu. 3 Le Monde ou le Traite de la Lumiere {Traktat o świecie), którego wydanie Kartezjusz wstrzy
mał ze względu na proces w Rzymie Galileusza. Traktat ten ukazał się po raz pierwszy dopiero w roku 1664.
Część piąta 39
podobnie jak malarze, nie mogąc równie dobrze przedstawić na płaskim obrazie wszystkich rozmaitych powierzchni bryły, wybierają jedną z głównych, którą obracają do światła, z innych zaś, pozostawiając je w cieniu, ukazują tyle tylko, ile można widzieć, patrząc na tę jedną; tak ja, obawiając się, iż nie zdołam zawrzeć w mojej rozprawie wszystkiego, co zajmowało moje myśli, podjąłem jedynie obszerny wykład tego wszystkiego, co dotyczyło pojmowania przeze mnie światła. Dodając następnie przy tej okazji coś o Słońcu i o gwiazdach stałych, ponieważ od nich pochodzi światło niemal całkowicie; o niebie - z racji, że je przenosi; o planetach, kometach, Ziemi, ponieważ je odbijają; a w szczególności o wszystkich ciałach, które istnieją na Ziemi, z tej przyczyny, iż są albo barwne, albo przezroczyste, albo świecące; wreszcie o człowieku, ponieważ jest jego widzem. Również, aby umieścić wszystkie te sprawy nieco w cieniu i móc powiedzieć swobodniej, co o nich sądzę, nie będąc zmuszony ani dzielić, ani odpierać poglądów przyjętych wśród uczonych, postanowiłem zostawić cały nasz świat ich dysputom i mówić jedynie o tym, co zdarzyłoby się w nowym świecie, gdyby Bóg stworzył teraz gdzieś w urojonych przestrzeniach dosyć materii, aby taki powstał, i gdyby nadał ruch różnorodny i bezładny rozmaitym częściom tej materii w ten sposób, iż z niej utworzyłby chaos równie mętny, jak to tylko poeci zdołają wymyślić, i gdyby później użyczył tylko naturze zwyczajnej swej pomocy i pozwolił jej działać według praw, jakie ustanowił 4. Po pierwsze zatem, opisywałem tę materię i postarałem się ją przedstawić w ten sposób, iż nie ma niczego w świecie, jak mi się zdaje, bardziej jasnego i zrozumiałego, wyjąwszy to, co powiedziałem tu najpierw o Bogu i duszy. Przyjąłem bowiem również celowo, że nie ma w niej żadnej z tych form lub właściwości, o które spierają się w szkołach, ani w ogóle żadnej rzeczy, której znajomość nie byłaby naszym duszom tak przyrodzona, iż nie byłoby można nawet udawać, że jej nie znamy 5 . Co więcej, pokazałem, jakie to będą prawa natury i nie opierając mojego rozumowania na żadnej innej zasadzie jak tylko na nieskończonych doskonałościach Boga 6 , postarałem się przedstawić wszystkie te prawa, co do których można by mieć jakąś wątpliwość, i udowodnić, iż są one takie, że gdyby nawet Bóg stworzył więcej światów, nie mógłby istnieć żaden, gdzie prawa te nie byłyby wypełniane. Potem przedstawiłem, jak największa część materii tego chaosu będzie
4 Chociaż Kartezjusz uznaje Boga za stwórcę świata, jego dalszy wywód - jak podkreślają komentatorzy - ma już charakter naturalistyczny i jest wyjątkowo oryginalny.
5 Według Kartezjusza materia, czyli rozciągłość, posiada wyłącznie cechy geometryczne. Por. Część czwarta, przyp. 8.
6 Na przykład, zasada bezwładności przypisana została do niezmienności Boga.
40 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
musiała, w następstwie tych praw, rozmieścić się i ułożyć w określony sposób 7 , który czyni ją podobną do naszego nieba; i jak równocześnie niektóre jej części będą musiały utworzyć Ziemię, inne planety i komety, inne zaś jeszcze Słońce i gwiazdy stałe. I tu, rozwodząc się na temat światła, wytłumaczyłem obszernie, jakie będzie to, które będzie musiało znajdować się w Słońcu i w gwiazdach, i w jaki sposób będzie ono stamtąd w ciągu chwili przebywać niezmierzone przestrzenie nieba, i jak odbijać się od planet i komet w kierunku Ziemi. Dodałem też wiele rzeczy dotyczących substancji, położenia, ruchów i wszystkich rozmaitych właściwości tego nieba i tych gwiazd, tak iż, jak sądzę, powiedziałem dosyć, aby wykazać, iż wśród rzeczy naszego świata nie daje się zauważyć niczego, co nie musiałoby lub przynajmniej nie mogło pojawić się całkowicie podobne wśród rzeczy świata, które opisałem.
Stąd przeszedłem do szczegółowego omawiania Ziemi; jak to, że - gdybym nawet celowo założył, iż Bóg nie nadał żadnej ciężkości materii, z której się ona będzie składać - wszystkie jej części dążyć będą mimo to, dokładnie do jej środka 8, jak to, wobec tego, iż na jej powierzchni znajduje się woda i powietrze, rozmieszczenie nieba i gwiazd, zwłaszcza Księżyca, będzie musiało powodować na niej przypływ i odpływ podobny we wszystkich swych szczegółach do tego, jaki daje się zauważyć na naszych morzach, a prócz tego pewien prąd, zarówno wody, jak i powietrza od wschodu ku zachodowi, taki, jaki obserwujemy też między zwrotnikami. Powiedziałem, jak góry, morza, źródła i rzeki będą się tam w naturalny sposób kształtować, a metale tworzyć pokłady, rośliny rosnąć na polach, w ogóle jak będą mogły tworzyć się tam wszystkie ciała, które nazywamy mieszanymi lub złożonymi. Pomiędzy innymi zaś rzeczami, ponieważ poza gwiazdami niczego nie znam na świecie, co dawałoby światło, jak tylko ogień, dołożyłem starań, aby bardzo jasno wytłumaczyć wszystko, co należy do jego natury; jak powstaje, czym się zasila; jak posiada niekiedy tylko ciepło bez światła, niekiedy zaś jedynie światło bez ciepła, jak może wprowadzać rozmaite barwy w rozmaite ciała i różne inne właściwości; jak topi jedne, a utwardza inne; jak może je strawić niemal wszystkie czy też obrócić w popiół albo dym; i wreszcie jak z tych popiołów, samą mocą swego działania, tworzy szkło, to bowiem przeobrażenie popiołów w szkło niezwy-
7 W drodze ruchów wirowych, gdyż materia, będąc ciągłą (bez próżni), pod wpływem impulsu pierwotnego porusza się, według Kartezjusza, po krzywych zamkniętych, tworząc w ten sposób wiry. Teorię wirów filozof przedstawił szerzej w Zasadach filozofii, dz. cyt., s. 90 n.
8 Autor stosuje tutaj scholastyczny opis zjawisk, o czysto mechanistycznym charakterze. Według Arystotelesa spadanie ciał było ruchem do ich „naturalnego miejsca".
Część piąta 41
kłą sprawiło mi przyjemność w opisywaniu, ponieważ wydało mi się bardziej godne podziwu niż jakiekolwiek inne zachodzące w naturze 9.
Nie chciałem jednak wnosić ze wszystkich tych rzeczy, że nasz świat powstał w sposób, jaki przedstawiłem, o wiele bardziej bowiem prawdopodobne jest, że od samego początku Bóg uczynił go takim, jakim miał być, ale to pewne - i jest to pogląd powszechnie przyjęty wśród teologów - że działanie, którym Bóg go obecnie utrzymuje, jest tym samym właśnie, mocą którego go stworzył. Gdyby więc nawet z początku nadał mu tylko formę chaosu, o ile by tylko, ustaliwszy prawa natury, pomógł jej w działaniu takim, jakie jest dla niej zwyczajne, można sądzić, nie ujmując niczego cudowi stworzenia, że przez to samo wszystkie rzeczy, które są czysto materialne, mogłyby z czasem stać się takimi, jakimi obecnie je widzimy. Natura ich zaś jest o wiele łatwiejsza do pojęcia, kiedy się ogląda powolne ich powstawanie w ten sposób, niż kiedy się je rozważa jako całkowicie ukończone 1 0 .
Od opisu ciał nieożywionych i roślin przeszedłem do opisu zwierząt, a szczególnie ludzi. Ale ponieważ nie miałem jeszcze o nich dosyć wiedzy, aby omawiać je w tym samym porządku co resztę, to znaczy dowodząc skutków przez przyczyny i ukazując, z jakiego nasienia i w jaki sposób natura powinna je utworzyć, zadowoliłem się przypuszczeniem, iż Bóg ukształtował ciało człowieka zupełnie podobne do naszego ciała, tak co do zewnętrznej postaci jego kończyn, jak i co do wewnętrznego układu jego narządów, tworząc go wyłącznie z tej materii, którą wcześniej opisałem, i nie wkładając do niego z początku żadnej rozumnej duszy ani niczego innego, co miałoby pełnić w nim rolę duszy roślinnej lub zmysłowej, jak tylko jeden z owych ogni bez światła, objaśnionych już poprzednio przeze mnie, który rozniecił w jego sercu. Ognie zaś owe pojmowałem jako takie same odnośnie natury jak ten, który rozgrzewa siano, kiedy się je schowa zamknięte, zanim wyschnie, lub który burzy młode wina pozostawione w kadzi na wytłoczynach. Rozważając bowiem działania, które mogą w następstwie tego dokonywać się w tym ciele, znajdowałem ściśle wszystkie te, jakie mogą dokonywać się w nas bez tego, abyśmy o nich myśleli, ani też, co wynika z poprzedniego, aby przyczyniała się do nich nasza dusza, to znaczy ta część odróżniająca się od ciała, o której powiedziano powyżej, iż istotą jej jest jedynie myśleć. Zaś
9 Wszystko to zostało wyłożone w Traktacie o świecie, a później zostanie podjęte w Zasadach filozofii. Podkreślić należy zainteresowanie Kartezjusza techniką. Fabryki szkła oglądał zapewne w Holandii.
1 0 Kartezjusza interesowało szczególnie tworzenie się ciał fizycznych. Był on pierwszym, który rzucił myśl ewolucji systemu słonecznego.
42 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
wszystkie te działania są takie same i w nich to, rzec można, bezrozumne zwierzęta podobne są do nas n . Dlatego też nie mogłem znaleźć wśród tych działań któregokolwiek z tych, które, jako zależne od myślenia, stanowi jedynie to, co nam jako ludziom wyłącznie przynależy; odnalazłem je natomiast wszystkie później, skoro przyjąłem, że Bóg stworzył duszę rozumną i że ją złączył z tym ciałem w pewien sposób, który opisałem 1 2 .
By jednak można było zobaczyć, w jaki sposób potraktowałem ten przedmiot, pragnę podać tu wytłumaczenie ruchu serca i tętnic, ponieważ działanie to, jako pierwsze i najpowszechniejsze z zaobserwowanych u zwierząt, da łatwą podstawę osądu, co należy myśleć o wszystkich innych. Aby zaś łatwiej było zrozumieć to, co powiem na ten temat, chciałbym, aby ci, którzy nie znają anatomii, postarali się przed przeczytaniem niniejszych słów, by rozcięto przy nich serce jakiegoś wielkiego zwierzęcia mającego płuca, jest ono bowiem we wszystkim dość podobne do serca człowieka 1 3 , i aby kazali sobie pokazać dwie komory, czyli jamy, które się w nim znajdują. Najpierw tę, która jest po jego prawej stronie i której odpowiadają dwie bardzo szerokie rury, a mianowicie: żyła czcza, będąca głównym zbiornikiem krwi i jak gdyby pniem drzewa, którego wszystkie inne żyły ciała są gałęziami, i żyła tętnicza 1 4 , niewłaściwie tak nazwana, w istocie bowiem jest to tętnica, biorąca początek w sercu, która dzieli się po wyjściu z niego na liczne rozgałęzienia, rozchodzące się po całych płucach. Następnie komorę, będącą po jego lewej stronie, której odpowiadają tak samo dwie rury, równie albo jeszcze bardziej szerokie niż poprzednie, mianowicie: tętnica żylna 1 5 , którą niewłaściwie tak nazwano, nie jest bowiem niczym innym jak żyłą, która biegnie z płuc, gdzie jest podzielona na liczne rozgałęzienia splecione z rozgałęzieniami żyły tętniczej, jak również przewodu, który nazywa się tchawicą, a którym wchodzi wdychane powietrze; oraz wielka tętnica 1 6 , która wychodząc z serca, rozprowadza swe rozgałęzienia po całym ciele. Chciałbym także, aby im dokładnie pokazano jedenaście małych błonek 1 7, które podobnie jak małe drzwiczki otwierają i zamykają cztery otwo-
1 1 Autor rozciąga nowatorsko działanie praw mechanicznych na fizjologię. 1 2 W tak zwanym Traktacie o człowieku. Wydanie polskie: Człowiek. Opis ciała ludzkiego,
przeł. A Bednarczyk, Warszawa 1989. 1 3 Zaznacza się tu troska o potwierdzenie doświadczalne. 1 4 Żyła tętnicza to tętnica płucna, a tętnica żylna (o czym niżej) to żyła płucna. Ta stara
terminologia, słusznie krytykowana przez Kartezjusza, opierała się na charakterze krwi, podczas gdy nazwy współczesne odpowiadają, jak się tego domagał Kartezjusz, budowie naczyń, która z kolei odpowiada ich funkcjom.
1 5 Żyta płucna. 1 6 Aorta. 1 7 Zastawki serca, których znaczenia dla obiegu krwi w organizmie Kartezjusz domyślał się.
Część piąta 43
ry znajdujące się w tych dwóch komorach, a mianowicie: trzy przy wejściu do żyły czczej, gdzie są tak rozmieszczone, że nie mogą w żaden sposób przeszkodzić, aby krew, jaką ona zawiera, nie płynęła do prawej komory serca, zapobiegają natomiast całkowicie, aby z niej wyszła; trzy przy wejściu do żyły tętniczej, umieszczone odwrotnie, które pozwalają krwi, będącej w tej komorze, przechodzić do płuc, natomiast krwi, będącej w płucach, nie pozwalają wrócić do serca; podobnie też dwie inne u wejścia do tętnicy żylnej, które krwi z płuc pozwalają płynąć do lewej komory serca, ale nie dopuszczają do jej powrotu; i trzy u wejścia do wielkiej arterii, które pozwalają krwi wyjść z serca, ale nie pozwalają jej tam wrócić. I nie potrzeba szukać innej przyczyny ilości tych błonek, jak tylko tej, że otwór tętnicy żylnej, owalny z racji miejsca, gdzie się znajduje, może zostać łatwo zamknięty dwiema, podczas gdy inne otwory, okrągłe, lepiej mogą być zamknięte trzema błonkami. Co więcej, chciałbym, aby im zwrócono uwagę, iż wielka tętnica i żyła tętnicza mają o wiele twardszą i mocniejszą budowę niż tętnica żylna i żyła czcza, i że te dwie ostatnie rozszerzają się przed wejściem do serca, tworząc niby dwa worki nazwane przedsionkami serca, zbudowane z podobnego jak ono rodzaju ciała 1 8 ; i że zawsze utrzymuje się większe ciepło wewnątrz serca niż w jakimkolwiek innym miejscu ciała, jak wreszcie i to, iż ciepło to zdolne jest sprawić, że jeżeli jakaś kropla krwi dostanie się do komór serca, wówczas pęcznieje ona szybko i rozszerza się, podobnie jak dzieje się w przypadku wszystkich płynów, kiedy się je stopniowo wpuszcza do bardzo rozgrzanego naczynia. Po tym wszystkim bowiem, aby wytłumaczyć ruch serca, wystarczy im powiedzieć, iż kiedy komory jego nie są wypełnione krwią, płynie ona z konieczności z żyły czczej do prawej i z tętnicy żylnej do lewej komory, a ponieważ oba te naczynia są zawsze pełne krwi, zatem ich otwory, które prowadzą do serca, nie mogą wówczas ulec zatkaniu. Natomiast gdy tylko znajdą się tą drogą w sercu dwie dawki krwi, po jednej w każdej z jego komór, dawki te, które muszą być bardzo duże, ponieważ otwory, którymi wchodzą, są bardzo szerokie, a naczynia, z których wypływają, bardzo wypełnione krwią, rozrzedzają się i rozszerzają z powodu ciepła, na które tam napotykają, a w ten sposób, wzdymając całe serce, popychają i zamykają pięć małych drzwiczek u wejścia naczyń, skąd wypłynęły, nie dopuszczając tym samym, aby wpłynęło więcej krwi do serca. Rozrzedzając się w dalszym ciągu coraz bardziej, dawki krwi popychają i otwierają sześć innych małych drzwiczek, znajdujących się u wejścia dwóch innych naczyń, którymi wychodzą, wzdymając w ten sposób niemal w tej samej chwili co serce wszyst-
1 8 Mowa o przedsionkach serca, nie uznawanych wówczas za część serca.
44 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
kie rozgałęzienia żyły tętniczej i wielkiej tętnicy. Serce natychmiast po tym opada, czynią to również i owe tętnice, ponieważ krew, która weszła do nich, tam się oziębiła; ich sześć drzwiczek znów się zamyka, zaś owe pięć żyły czczej i tętnicy żylnej ponownie się otwiera, przepuszczając dwie dalsze dawki krwi, które znowu wzdymają serce i tętnice tak samo jak poprzednie. Ponieważ krew, która w ten sposób wchodzi do serca, przechodzi przez owe dwie torebki zwane jego przedsionkami, stąd ruch ich przeciwny jest do jego ruchu i kiedy serce się wzdyma, one opadają. Zresztą, aby osoby, które nie znają siły dowodów matematycznych i nie są przyzwyczajone odróżniać racji prawdziwych od prawdopodobnych, nie próbowały lekkomyślnie zaprzeczać bez wnikliwego zbadania, chcę uprzedzić, że ten ruch, który przed chwilą wytłumaczyłem, jest równie koniecznym następstwem samego rozmieszczenia organów, które można naocznie oglądać w sercu, i ciepła, które można wyczuć palcami, i natury krwi, którą można poznać przez doświadczenie, podobnie jak ruch zegara wynika z siły, położenia i kształtu jego ciężarków i kółek 1 9 .
Jeśli ktoś zapyta, w jaki sposób krew z żył nie wyczerpie się zupełnie, płynąc tak ustawicznie do serca, i w jaki sposób tętnice nie są nią przepełnione, skoro cała, która przechodzi przez serce, wpływa do nich, wystarczy odpowiedzieć to tylko, co już napisał pewien lekarz angielski 2 0, któremu należy się pochwała, iż ruszył tę sprawę z miejsca i jako pierwszy uczył, iż istnieją na końcach tętnic liczne dróżki, którędy krew, jaką tętnice otrzymują z serca, dostaje się do drobnych rozgałęzień żył, którymi znowu udaje się do serca, tak iż bieg jej nie jest niczym innym jak tylko ustawicznym krążeniem. Dowodzi on tego bardzo trafnie za pomocą zwyczajnego doświadczenia chirurgów, którzy przewiązawszy niezbyt silnie ramię ponad miejscem, w którym otwierają żyłę, sprawiają, iż krew wypływa bardziej obficie, niż gdyby nie podwiązano ramienia; stałoby się zaś coś zupełnie przeciwnego, gdyby podwiązali poniżej, pomiędzy
1 9 Powyższy opis anatomiczny jest prawdziwy, natomiast wytłumaczenie fizjologiczne błędne. Kartezjusz wierzy swym zasadom, odrzuca wytłumaczenie scholastyków, uciekających się do siły tajemnej - vis pulsifica - poruszającej serce. Chce ten ruch wyjaśnić mecha-nistycznie, ale opiera się jako na fakcie na błędnym przekonaniu scholastyków, jakoby w sercu panowała wyższa temperatura niż w innych miejscach ciała. Dlatego też wyobrażał sobie, że zachodzi tam proces podobny do fermentacji. Sądzi też, że skurcz serca jest fazą jego odpoczynku, a rozszerzanie się to faza czynna. Harvey (por. przyp. 20) rozumiał natomiast, że serce kurcząc się (faza czynna) wypycha krew do tętnic.
2 0 Harvey William (1578-1657), profesor anatomii i chirurgii w Królewskiej Szkole Medycznej w Londynie. Swoje odkrycie ogłosił w w języku łacińskim w rozprawie Exercitatio anatomica de motu cordis et sanąuinis in animalibus, Frankfurt (1628). Autor słynnego twierdzenia: omne vivum ex ovo (wszystko, co żyje, pochodzi z jaja).
Część piąta 45
ręką a miejscem otwarcia, albo też gdyby podwiązali bardzo mocno powyżej. Jest bowiem oczywiste, iż przewiązka średnio ściśnięta, nie pozwalając, aby krew, która już jest w ramieniu, wróciła żyłami do serca, nie przeszkadzała jednak, aby dopływała wciąż nowa tętnicami z tego powodu, iż są one położone głębiej niż żyły i że ich ściany jako twardsze, trudniej dadzą się ucisnąć, jak również, iż krew, która płynie z serca, z większą siłą dąży, aby dostać się do ręki, aniżeli powraca stamtąd do serca przez żyły. Ponieważ zaś ta krew wypływa z ramienia przez otwór zrobiony w jednej z żył, muszą istnieć koniecznie jakieś przejścia poniżej przewiązki, to znaczy przy kończynie ramienia, którymi może ona przypływać z tętnic. Dowodzi on również bardzo dobrze tego, co twierdzi o krążeniu krwi, za pomocą pewnych małych bło-nek 2 1 , które są tak ustawione w różnych miejscach wzdłuż żył, iż nie pozwalają krwi przedostawać się od środka ciała ku krańcom, a tylko powracać od krańców do serca. Co więcej, wykazuje doświadczeniem, że cała krew, jaka jest w ciele, może z niego wyjść w bardzo krótkim czasie przez jedną tętnicę, gdy ta jest przecięta, nawet gdyby była ciasno podwiązana, bardzo blisko serca i przecięta między nim a przewiązką, tak iż nie mamy żadnego powodu, aby przypuszczać, aby krew wypływająca miała skądinąd pochodzić.
Wiele jest jednak innych jeszcze rzeczy, które dowodzą, że prawdziwa przyczyna tego ruchu krwi jest taka, jak mówię: po pierwsze, różnica, jaką widzi się pomiędzy krwią wypływającą z żył a tą, która wychodzi z tętnic, może pochodzić jedynie stąd, iż zostaje rozrzedzona i niejako przedestylowana przechodząc przez serce, dzięki czemu jest lżejsza, bardziej żywa, cieplejsza bezpośrednio po wyjściu z niego, to znaczy, gdy jest w tętnicach, niż nieco wcześniej, zanim wpłynie do serca, to znaczy, gdy jest w żyłach 2 2 . Pilnie obserwując spostrzeżemy, iż różnica ta występuje wyraźnie jedynie w pobliżu serca, zaś w miejscach najbardziej od niego oddalonych jest mniejsza. Następnie, twardość tkanek, z których żyła tętnicza i wielka tętnica są zbudowane, wskazuje dostatecznie, iż krew uderza o nie z większą siłą niż o żyły. A dlaczego lewa komora serca i wielka tętnica byłyby bardziej pojemne i szerokie niż prawa komora i żyła tętnicza, jeśli nie dlatego, że krew tętnicy żylnej, która po przejściu przez serce była jedynie w płucach, jest lżejsza i rozrzedza się silniej i łatwiej niż ta, która wypływa bezpośrednio z żyły czczej? I co mogą odgadnąć lekarze mierząc puls, jeżeli nie wiedzą, że według tego, jak krew zmienia swą naturę, może pod wpływem ciepła zawartego w sercu rozrzedzić się w mniejszym lub
2 1 Chodzi o zastawki żylne. 2 2 Medykom współczesnym Kartezjuszowi nie był znany proces utleniania krwi w płucach.
46 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
większym stopniu i mniej lub bardziej szybko niż wcześniej? A jeśli się rozważy, w jaki sposób to ciepło udziela się innym członkom, czyż nie trzeba przyznać, iż dzieje się to za pomocą krwi, która przechodząc przez serce, ogrzewa się w nim i rozlewa stamtąd po całym ciele? Z czego wynika, że jeśli się odciągnie krew z jakiejś części ciała, zabierzemy jej równocześnie ciepło; i gdyby nawet serce było równie gorące jak rozżarzone żelazo, nie wystarczyłoby, aby ogrzać, jak to czyni, ręce i nogi, gdyby nie dostarczało im ustawicznie nowej krwi. Dzięki temu też poznaje się, iż prawdziwym zadaniem oddychania jest obfite dostarczanie świeżego powietrza do płuc, aby krew, która przypływa z prawej komory serca, gdzie uległa rozrzedzeniu i jakby przemianie w parę, zagęściła się i znowu zamieniła w krew, zanim powróci do komory lewej; bez czego nie mogłaby służyć jako pożywienie dla ognia, który tam jest. To się potwierdza, ponieważ widzimy, że zwierzęta, które nie mają płuc, mają w sercu tylko jedną komorę, i że dzieci, dopóki są zamknięte w łonie matki, nie mogą oddychać płucami, mają otwór, przez który płynie krew z żyły czczej do lewej komory serca, i przewód, którym przypływa ona z żyły tętniczej do wielkiej tętnicy, nie przechodząc przez płuco. A dalej, jak odbywałoby się trawienie w żołądku, gdyby serce nie dostarczało przez tętnice ciepła, a wraz z nim pewnych najbardziej płynnych części krwi, które pomagają rozpuścić mięsa, jakie tam wprowadzono? A czynność, która zmienia treść samą tych mięs w krew, czyż nie jest łatwa do zrozumienia, jeśli zauważymy, że krew destyluje się, przechodząc w kółko przez serce więcej może niż sto lub dwieście razy każdego dnia?
I czegóż trzeba jeszcze więcej, aby wytłumaczyć odżywianie i wytwarzanie rozmaitych soków żywotnych, zawartych w ciele, poza wskazaniem, iż siła, z jaką krew, rozrzedzając się, przechodzi od serca ku zakończeniom tętnic, sprawia, iż niektóre jej cząstki zatrzymują się między częściami członków, w których się znajdują, i zajmują tam miejsce cząstek, które stamtąd wypierają, i że według położenia lub kształtu, lub rozmiaru porów, jakie napotykają, raczej te, a nie inne udają się do określonego miejsca? Dzieje się to podobnie, jak różne sita, co każdy mógł widzieć, rozmaicie podziurkowane służą do oddzielania od siebie rozmaitych ziaren. A wreszcie, co jest najbardziej godne uwagi w tym wszystkim, to powstawanie tchnień życiowych 2 3 , które są niby bardzo lekki wiatr lub raczej niby bardzo czysty i bardzo żywy płomień, któ-
2 3 Według Kartezjusza „tchnienia życiowe" (esprits animaux) są wynikiem sublimowania się krwi w sercu, co dzieje się dzięki ciepłu, które tam panuje. Nerwy opisuje autor jako rurki puste wewnątrz, w których owe „tchnienia" krążą. Na temat „tchnień życiowych" Kartezjusz pisze szerzej w Namiętnościach duszy, dz. cyt., s. 32 n.
Część piąta 47
ry wznosząc się ustawicznie w wielkiej obfitości od serca do mózgu, udaje się stamtąd nerwami do mięśni i wprawia w ruch wszystkie członki. Nie trzeba sobie przy tym wyobrażać innej przyczyny, która sprawia, iż te cząstki krwi, które jako najbardziej ruchliwe i przenikliwe, najlepiej nadają się do tworzenia tych tchnień, zmierzają raczej do mózgu niż do innego miejsca, jak tę tylko, iż tętnice, które tam prowadzą, idą z serca w najprostszej ze wszystkich linii, i że według praw mechaniki, które są takie same jak prawa natury 2 4 , kiedy większa ilość ciał jednocześnie porusza się w tę samą stronę, gdzie nie ma dość miejsca dla wszystkich, tak jak cząstki krwi dążące z lewej komory serca do mózgu, najsłabsze i najmniej ruchliwe z konieczności nie są dopuszczone przez silniejsze, które tym sposobem udają się tam same.
Wytłumaczyłem dość szczegółowo wszystkie te rzeczy w traktacie, który najpierw miałem zamiar ogłosić. Wykazałem w nim dalej, jaka musi być budowa nerwów i mięśni ciała ludzkiego po to, by zawarte w nich tchnienia życiowe miały siłę poruszać jego członkami tak, iż jak to widzimy, gdy głowa w chwilę jeszcze po ucięciu porusza się i gryzie ziemię, mimo iż już nie żyje. Dalej, jakie zmiany muszą zachodzić w mózgu, aby spowodować czuwanie, sen i marzenia senne; w jaki sposób światło, dźwięki, zapachy, smaki, ciepło i wszystkie inne własności zewnętrznych przedmiotów mogą odciskać w nim rozmaite idee za pośrednictwem zmysłów; w jaki sposób głód, pragnienie i inne uczucia wewnętrzne 2 5 mogą również przesyłać tam własne idee. Wykazałem, co w mózgu musi być uważane za ośrodek wspólny 2 6 , który je przyjmuje, co za pamięć, która je przechowuje, a co za wyobraźnię, która może je rozmaicie odmieniać i tworzyć z nich nowe idee i w ten sam sposób obdzielając tchnieniami życiowymi mięśnie, może poruszać członki tego ciała na tyle rozmaitych sposobów i w związku z przedmiotami narzucającymi się jego zmysłom i uczuciami wewnętrznymi, które się w tym ciele mieszczą, na ile nasze własne członki mogą się poruszać, kiedy nie są kierowane przez wolę. Nie wyda się to zgoła dziwne tym, którzy wiedząc, ile różnych automatów, czyli poruszających się maszyn, pomysłowość ludzka umie wykonać, używając bardzo niewielu części w porównaniu do wielkiej ilości kości, mięśni, nerwów, tętnic, żył i wszystkich innych składników, jakie znajdują się w ciele każdego zwierzęcia, uważać
2 4 Kartezjusz daje tu ogólne sformułowania mechanistycznego poglądu na przyrodę. 2 5 W oryginale passions. Filozof nazywa tak wszystkie odbijające się w świadomości stany
wewnętrzne, które nie są aktami woli. 2 6 Pojęcie z psychologii Arystotelesowskiej. Był to ośrodek odbierający wszelkie wraże
nia, tak wewnętrzne (których źródło jest w organizmie), jak i zewnętrzne.
48 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
będą to ciało za maszynę, która jako zbudowana rękami Boga, jest bez porównania lepiej obmyślona i zawiera w sobie ruchy bardziej godne podziwu niż jakakolwiek stworzona przez człowieka.
Zatrzymałem się tu też celowo, aby wykazać, że gdyby istniały takie maszyny, które miałyby narządy i zewnętrzną postać małpy lub innego jakiegoś bezrozumnego zwierzęcia, nie znalibyśmy sposobu, aby rozpoznać, że nie są one we wszystkim tej samej natury co owe zwierzęta; podczas gdyby istniały maszyny podobne do naszych ciał i naśladujące nasze czynności na tyle, na ile byłoby to praktycznie możliwe, mielibyśmy zawsze dwa bardzo pewne sposoby rozpoznania, że jeszcze dzięki temu nie byłyby one prawdziwymi ludźmi. Pierwszy ten, iż nigdy nie mogłyby używać słów ani innych znaków, składając je w sposób, jak my to czynimy dla oznajmienia innym naszych myśli. Można bowiem pojąć, że maszyna tak została zrobiona, że wymawia jakieś słowa, a nawet wymawia ich kilka w związku z działaniami fizycznymi, powodującymi pewne zmiany w jej przyrządach: na przykład, kiedy się ją dotknie w jakimś miejscu, aby spytała, czego sobie od niej życzymy; w innym, aby krzyczała, że ją boli, i tym podobne; ale niemożliwe jest, aby składała w różny sposób słowa, aby odpowiadała z sensem na wszystko, co się powie w jej obecności, jak to ludzie bodaj najbardziej tępi mogą czynić. Drugi sposób jest taki: choćby nawet maszyny takie wykonywały wiele rzeczy równie dobrze lub może lepiej niż ktokolwiek z nas, nie robiłyby niezawodnie wielu innych i dzięki temu można odkryć to, iż nie działają one dzięki świadomości, lecz jedynie dzięki rozmieszczeniu swoich przyrządów. Bowiem podczas, gdy rozum jest wszechstronnym instrumentem, który może służyć we wszelkiego rodzaju przypadkach, to przyrządy te potrzebują pewnego szczególnego ustawienia dla każdej poszczególnej czynności; skąd wynika, że praktycznie niemożliwe jest, aby w maszynie było dostatecznie dużo rozmaitych ustawień tak, by mogły spowodować jej działanie we wszystkich okolicznościach życia w taki sam sposób, w jaki nasz rozum powoduje nasze działanie. Otóż za pomocą tych samych dwu środków można również poznać różnicę, jaka istnieje między ludźmi a zwierzętami. Jest to rzecz niezwykle godna uwagi, że nie ma ludzi tak tępych i głupich, nie wyłączając nawet szaleńców, że nie byliby zdolni zebrać razem rozmaitych słów i ułożyć z nich zdania zdolne uczynić zrozumiałymi ich myśli; przeciwnie zaś, nie ma żadnego innego zwierzęcia, choćby było najdoskonalsze i najbogaciej obdarzone, które dokonałoby tego samego. Nie dzieje się to dlatego, aby brakowało im narządów. Widzimy bowiem, iż sroki i papugi mogą wymawiać słowa tak jak i my, a jednak nie mogą mówić
Część piąta 49
jak my, to znaczy udowadniając, iż myślą to, co mówią. Gdy tymczasem ludzie, którzy od urodzenia są głuchoniemi, pozbawieni są tak samo albo bardziej niż bydlęta narządów, służących innym do mówienia, zazwyczaj wymyślają sami od siebie jakieś znaki i przy ich pomocy porozumiewają się z osobami, które przebywając często w ich towarzystwie, mają możliwość wyuczenia się tego języka. Świadczy to nie tylko o tym, iż zwierzęta mają mniej rozumu niż ludzie, ale że nie mają go wcale; widzimy bowiem, iż potrzeba go bardzo mało, aby nauczyć się mówić. Że zaś między zwierzętami jednego gatunku zauważamy nierówności równie dobrze jak między ludźmi i jedne łatwiejsze są w tresurze niż inne, tym bardziej byłoby nie do wiary, aby małpa lub papuga, która byłaby najdoskonalsza w swoim gatunku, mogła dorównać w rozumie najbardziej tępemu dziecku lub przynajmniej dziecku mającemu zmącony umysł, gdyby ich dusza nie była zupełnie odmiennej natury niż nasza. Nie należy mieszać mowy z naturalnymi ruchami, które wyrażają uczucia wewnętrzne i które maszyna może naśladować równie dobrze jak zwierzę; ani też myśleć, jak niektórzy starożytni, że bydlęta mówią, tylko my nie rozumiemy ich języka. Gdyby to było prawdą, skoro posiadają wiele narządów, które mają odniesienie do naszych, mogłyby równie dobrze dać się zrozumieć nam jak sobie podobnym. Również bardzo godną uwagi rzeczą jest to, że mimo iż wiele zwierząt objawia większą od nas pomysłowość w niektórych działaniach, widzimy, iż te same w wielu innych działaniach nie objawiają jej wcale. To zatem, co robią od nas lepiej, nie dowodzi, że posiadają rozum, bowiem szacując według tego, miałyby go więcej niż którykolwiek z nas i poczynałyby sobie lepiej w każdej innej rzeczy; ale ponieważ go nie mają oraz że to natura w nich działa według układu ich narządów, podobnie jak widzimy, że zegar, który składa się jedynie z kółek i sprężyn, może liczyć godziny i mierzyć czas bardziej dokładnie niż my z całą naszą wiedzą 2 7.
Opisałem następnie duszę obdarzoną rozumem i wykazałem, że nie może ona w żaden sposób wyłonić się z mocy materii, podobnie jak inne rzeczy, o których mówiłem, ale że musiała być stworzona celowo, i jak to nie wystar-
2 7 Wywód kartezjański zawiera stwierdzenia bardzo słuszne: odnośnie języka artykułowanego, zjawiska właściwego wyłącznie ludziom; odnośnie uogólniających zdolności rozumu, przeciwstawionych zachowaniu się instynktownemu, stosującemu się zawsze do konkretnej sytuacji. Zachowanie instynktowne tłumaczy układem organów. Dualizm Kartezjusza prowadzi go jednak do nieuznawania hierarchii rozumu. Nie może być takiej hierarchii, ponieważ rozum zbudowany jest z substancji duchowej, dlatego też zwierzęta są go całkowicie pozbawione. Takie rozumowanie implikuje wniosek o nieśmiertelności duszy ludzkiej.
50 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
cza, aby ta dusza była umieszczona w ciele ludzkim jak pilot w okręcie jedynie po to, aby poruszać jego członki, ale trzeba, aby była z nim ściśle złączona i zespolona, aby mogła mieć ponadto uczucia i pragnienia podobne do naszych i w ten sposób tworzyć prawdziwego człowieka. W tym miejscu zresztą rozwiodłem się nieco nad przedmiotem duszy, ponieważ jest on jednym z najważniejszych. Po błędzie bowiem tych, którzy zaprzeczają istnieniu Boga, który to błąd, jak sądzę, dostatecznie odparłem powyżej, nie ma pomyłki, która by bardziej oddalała słabe umysły od prostej drogi cnoty, jak wyobrażenie, że dusza zwierząt jest tej samej natury co nasza i że tym samym nie mamy się czego więcej obawiać ani spodziewać po tym życiu niż muchy lub mrówki. Gdy tymczasem wiedząc, jak bardzo się one od siebie różnią, rozumiemy o wiele lepiej racje, które dowodzą, że dusza nasza jest natury zupełnie niezależnej od ciała, a tym samym nie podlega wraz z nim śmierci; następnie zaś, tym bardziej, że nie widzimy innych przyczyn, które by ją mogły unicestwić, w naturalny sposób skłaniamy się do wyciągnięcia stąd wniosku, że jest nieśmiertelna 2 8 .
2 8 Kartezjusz zdaje sobie sprawę z trudności, jakie przedstawia problem substancjalnego połączenia duszy z ciałem, który w ramach jego systemu pozostaje nie rozwiązany. Poprzestaje na stwierdzeniu, że dusza z ciałem musi być: ściśle złączona i zespolona. Wartość tego stwierdzenia, jako dyrektywy dla dalszych dociekań, osłabia zaraz potem zdaniem: ...dusza nasza jest natury zupełnie niezależnej od ciała. Nieco więcej na temat połączenia duszy i ciała napisał Kartezjusz w listach do księżniczki Elżbiety z 21 maja i 28 czerwca 1643 r. Zob. Listy do księżniczki Elżbiety, przeł. J . Kopania, Warszawa 1995, s. 3 - 1 1 .
C Z Ę S C S Z Ó S T A
Otóż upłynęły trzy lata, jak ukończyłem traktat 1 zawierający wszystkie te problemy i zacząłem go przeglądać, aby go oddać w ręce drukarza, kiedy dowiedziałem się, że osoby, z którymi się liczę 2 i których autorytet nie mniejszy ma wpływ na moje postępowanie niż mój własny rozum na moje myśli, potępiły pewien pogląd z zakresu fizyki, ogłoszony nieco wcześniej przez kogoś innego 3. Nie chcę powiedzieć, abym podzielał ten pogląd4; nie zauważyłem w nim wszelako przed ocenzurowaniem przez nie niczego, co mógłbym uważać za szkodliwe dla religii i państwa ani też, tym samym, co przeszkodziłoby mi ogłosić go, gdybym dzięki rozumowi do niego doszedł. To obudziło we mnie obawę, żeby i między moimi poglądami nie znalazł się taki, w którym pobłądziłem mimo wielkiej troskliwości, z jaką zawsze bronię się przed przyjęciem do mych przekonań nowych poglądów, co do których nie miałbym bardzo pewnych dowodów, i by nie pisać niczego takiego, co by się mogło obrócić na czyjąś niekorzyść. To wystarczyło, abym zrezygnował z zamiaru ogłoszenia ich, bowiem mimo iż racje, dla których powziąłem wcześniej ten zamiar, były bardzo mocne, usposobienie moje, dzięki któremu nienawidziłem zawodu wydawcy książek, narzuciło mi natychmiast wiele innych w formie wymówek. A racje te, za i przeciw, są takie, iż nie tylko ja jestem w pewien sposób zainteresowany ich wygłoszeniem, ale i czytelnicy ich poznaniem.
Nigdy nie przywiązywałem zbyt wiclkiej wagi do tego, co powstało w moim umyśle. Dopóki z metody, jaką się posługuję, nie zebrałem innych owoców oprócz tych, że rozwiązałem kilka zagadnień należących do nauk spekulatyw-nych i że starałem się podporządkować moje obyczaje zasadom, jakie mi wska-
1 Lata 1633-1636. 2 Chodzi o Świętą Inkwizycję. 3 Mowa tu o Koperniku i Galileuszu. 4 W rzeczywistości Kartezjusz podzielał ten pogląd i uważał go (co wyznał wyraźnie
w prywatnym liście do P. Mersenne'a z 28 listopada 1633 r.) za nierozłącznie związany ze swymi przekonaniami.
52 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
zała, nie czułem się zobowiązany cokolwiek o tym pisać. Bowiem, co dotyczy obyczajów, każdy ma tak wiele o tym własnych pojęć, iż mogłoby się łatwo znaleźć tylu reformatorów, ile głów, gdyby było dozwolone komu innemu niż tym, których Bóg ustanowił jako zwierzchników nad swoimi ludami lub też którym udzielił dość łaski i zapału, aby byli prorokami, zmieniać w nich cokolwiek. Mimo iż moje pomysły podobały mi się bardzo, sądziłem, że inni mają własne, które podobają się im może jeszcze bardziej. Ale skoro zdobyłem nieco ogólnych wiadomości dotyczących fizyki i skoro, zaczynając doświadczać ich w różnych poszczególnych zagadnieniach, zauważyłem, dokąd mogą one doprowadzić i jak bardzo różnią się od zasad, którymi dotąd się posługiwano, sądziłem, iż nie wypada trzymać ich w ukryciu, nie grzesząc ciężko przeciw prawu, które nakazuje nam przysparzać powszechnego dobra w tym stopniu, w jakim się ono w nas znajduje. Zasady te bowiem uświadomiły mi, iż jest rzeczą możliwą dojście do wiedzy bardzo użytecznej w naszym życiu; i że zamiast tej filozofii spekulaktywnej, której uczą w szkołach, można znaleźć filozofię praktyczną, przy pomocy której, znając moc i działanie ognia, wody, powietrza, gwiazd, niebios i wszystkich innych ciał, które nas otaczają, równie dokładnie, jak znamy różne warsztaty rzemieślnicze, będziemy mogli podobnie zastosować ciała do tych celów, do których się nadają, i w ten sposób stać się panami i posiadaczami przyrody 5 . Co jest pożądane nie tylko ze względu na wynalezienie nieskończonej ilości umiejętności, które sprawiałyby, iż korzystać można byłoby bez trudu z owoców ziemi i wszystkich udogodnień, jakie się na niej znajdują, ale głównie też ze względu na zachowanie zdrowia, które bez wątpienia jest pierwszym dobrem i podstawą wszystkich innych dóbr tego życia. Bowiem nawet umysł zależy tak bardzo od temperamentu i układu narządów ciała, że jeśli możliwe jest znalezienie jakiegoś sposobu, który uczyniłby ogół ludzi bardziej mądrymi i zmyślnymi niż dotąd, sądzę, iż należy go szukać w medycynie 6 . Prawda, iż ta, która obecnie jest praktykowana, zawiera mało rzeczy, z których pożytek byłby równie wielki, ale nie mając zamiaru uwłaczać jej, pewien jestem, iż nie ma nikogo, nawet pośród tych, którzy ją wykonują, kto nie przyznałby, że wszystko, co z niej wiemy, jest prawie niczym w porównaniu z tym, co pozostaje do poznania, i że moglibyśmy się
5 Ustęp ten, zasługujący na najwyższą uwagę, zawiera ideę jedności nauk i całkowitości poznania oraz niemniej ważną - związku teorii z praktyką. Widać tutaj wyraźny wpływ poglądów F. Bacona.
6 Jest to zdanie sprzeczne z metafizyką Kartezjusza. Stwierdza on tu bowiem zależność umysłu od ciała.
Część szósta 53
uwolnić od niezliczonej liczby chorób tak ciała, jak i ducha, a może nawet zgrzybiałości, gdybyśmy posiadali dostateczną znajomość ich przyczyn oraz wszystkich środków zaradczych, jakimi natura nas obdarzyła. Otóż, mając zamiar poświęcić całe swe życie na szukanie tak użytecznej wiedzy i znalazłszy drogę, na której wydaje mi się, iż z pewnością się ją znajdzie - chyba że na przeszkodzie stanie krótkotrwałość życia albo brak doświadczeń - osądziłem, iż nie ma lepszego środka przeciw tym dwóm przeszkodom, jak dokładnie zapoznać czytelników z tą odrobiną, którą znalazłem, i skłonić wybitne umysły, aby starały się iść jeszcze dalej, przyczyniając się, każdy według swojej skłonności i mocy, do doświadczeń, jakie należałoby przeprowadzić, i ogłaszając czytelnikom wszystko, co poznają, abyśmy w ten sposób ostatni z kolei zaczynali tam, gdzie poprzedni skończyli, i zespalając tak żywoty i prace wielu, doszli wszyscy razem o wiele dalej, niż każdy z osobna zdołałby to uczynić 7.
Zauważyłem również, odnośnie doświadczeń, iż są one tym bardziej potrzebne, im bardziej posunięto się w wiedzy. Na początek bowiem lepiej posługiwać się tylko tymi, które same z siebie narzucają się naszym zmysłom, a których nie moglibyśmy nie poznać, byle tylko trochę byśmy się zastanowili, niż szukać bardziej rzadkich i wymagających więcej badań. Dowodem na to jest to, iż owe rzadsze mylą się często, kiedy się nie zna jeszcze najpospolitszych przyczyn, i że okoliczności, od których zależą, są zawsze prawie tak szczególne i tak drobne, iż bardzo trudno jest je zauważyć. Porządek, jaki zachowałem, był taki - najpierw starałem się znaleźć ogólne zasady lub pierwsze przyczyny wszystkiego, co jest albo może być w świecie, biorąc w tym celu pod uwagę tylko samego Boga, który go stworzył, i wysnuwając owe zasady jedynie z pewnych zarodków prawd, które w sposób naturalny znajdują się w naszych duszach8. Następnie rozważyłem, jakie są pierwsze i najbardziej pospolite skutki, które można wywieść z tych przyczyn, i wydaje mi się, że tą drogą znalazłem niebiosa, gwiazdy, Ziemię, a na Ziemi również wodę, powietrze, ogień, minerały i niektóre inne takie rzeczy, które są ze wszystkich najbardziej pospolite i najprostsze, a tym samym najłatwiejsze do poznania. Następnie, gdy chciałem przejść do rzeczy bardziej szczegółowych, nasunęła się ich taka różnorodność, że nie sądziłem, aby dla umysłu ludzkiego możliwe było odróżnienie form lub gatunków ciał, jakie są na Ziemi, od nieskończonej ilości innych, jakie mogłyby na niej istnieć, gdyby było wolą Boga
7 Kartezjusz wyraża tutaj ideę postępu nauki jako procesu społecznego. 8 Wiele prawd możemy dedukować i odkrywać dzięki temu, iż są wrodzone umysłowi
ludzkiemu.
54 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
je tam umieścić, ani tym samym, zastosować je do naszego użytku inaczej niż wychodząc naprzeciw przyczyn za pomocą skutków i posługując się wieloma szczegółowymi doświadczeniami9. W wyniku czego, przechodząc umysłem wszystkie przedmioty, które kiedykolwiek narzucały się moim zmysłom, śmiem stwierdzić, iż nie zauważyłem wśród nich żadnej rzeczy, której bym nie mógł dość łatwo wytłumaczyć za pomocą moich zasad. Ale muszę również wyznać, że potęga natury jest tak wielka i rozległa, te zaś zasady są tak proste i ogólne, że nie widzę żadnego poszczególnego zjawiska, o którym nie wiedziałbym z góry, że może być z nich wywiedzione na kilka różnych sposobów, jak również, że największą trudność sprawia mu zazwyczaj odnalezienie, na który ze sposobów zależy on od tych zasad. Na to bowiem nie znam innego środka, jak ponowne poszukiwania pewnych doświadczeń, których wynik nie byłby taki sam niezależnie od tego, czy w taki, czy w inny sposób mieliśmy go wytłumaczyć. Doszedłem do tego, iż widzę, o ile mi się zdaje, dosyć dobrze, jakiej sztuki trzeba użyć, aby przeprowadzić większość doświadczeń potrzebnych w tym celu; ale widzę także, iż są one takie i tak liczne, iż ani moje ręce, ani moje dochody, choćby nawet były tysiąckrotnie większe w stosunku do tego, co mam, nie zdołałyby wszystkim wystarczyć. Według tego też, czy będę miał w przyszłości możliwość przeprowadzenia ich więcej lub mniej, posunę też mniej albo bardziej moją znajomość przyrody. Obiecywałem sobie ogłosić to za pomocą traktatu, jaki napisałem, i wykazać tak jasno pożytek, jaki ogół może stąd odnieść, iż zobowiązałem wszystkich, którzy pragną powszechnego dobra ludzi, to znaczy wszystkich naprawdę cnotliwych, a nie jedynie przez udany pozór albo dla oczu świata, aby mi udzielali informacji o tych doświadczeniach, które już przeprowadzili, jak również dopomogli w przeprowadzeniu tych, jakie pozostają do wykonania.
Ale od tego czasu nasunęły mi się inne racje, które kazały mi zmienić przekonania. Uznałem, że w istocie powinienem w dalszym ciągu zapisywać wszystkie rzeczy, które, według mego uznania, posiadają pewną wagę, w miarę jak odkryję ich prawdziwość, i że powinienem dokonać tego z taką samą starannością, jak gdybym chciał je drukować, a to dlatego, aby mieć w tym więcej powodów wnikliwego rozpatrzenia ich - gdyż bez wątpienia z bliska bardziej przygląda
9 Kartezjusz otwiera tu furtkę dla metody eksperymentalnej, której praktyczną potrzebę musiał odczuwać. Znajduje wymówkę dla tej praktycznie uzasadnionej niekonsekwencji, stwierdzając, że czysta dedukcja prowadzi do twierdzeń dowolnych tam, gdzie chodzi o przedmioty szczegółowe. Rysuje się tutaj sugestia metody postępowania naukowego, polegającego na połączeniu eksperymentu i rozumowania.
Część szósta 55
się człowiek temu, co ma zamiar przedstawić drugim, niż temu, co się robi jedynie dla siebie samego, bowiem często rzeczy, które wydały mi się prawdziwe wówczas, kiedy zacząłem je rozważać, wydały mi się fałszywe, kiedy próbowałem przenieść je na papier - jak również, aby nie stracić żadnej sposobności przyniesienia korzyści ogółowi, jeśli zdolny jestem do tego i jeśli moje pisma mają jakąś wartość, aby ci, którzy dostaną je do rąk po mej śmierci, mogli korzystać z nich w taki sposób według tego, jaki im się wyda najwłaściwszy. Uznałem jednak, iż nie powinienem zgodzić się na ogłoszenie ich za mego życia, a to dlatego, aby ani spory i sprzeciwy, do których dałyby może powód, ani nawet autorytet, jaki by mogły mi zdobyć, nie dały żadnej sposobności stracenia czasu, który mam zamiar wykorzystać na zdobywanie wiedzy. Bowiem, mimo iż niewątpliwie każdy człowiek jest zobowiązany przysparzać dobra innym w tym stopniu, w jakim znajduje się ono w nim, i nie posiada właściwie żadnej wartości ten, kto nie jest dla nikogo pożyteczny, niemniej prawdą jest również, iż nasze starania powinny trwać dłużej niż tylko obecnie. Dobrze jest porzucić rzeczy, które przyniosłyby może jakąś korzyść żyjącym, skoro dzieje się to w zamiarze dokonania innych dzieł, które przyniosą więcej korzyści naszym wnukom. Pragnę, aby wiedziano, że ta odrobina wiedzy, którą poznałem dotąd, jest prawie niczym w porównaniu do tego, czego nie wiem, ale co mam nadzieję poznać. Z ludźmi, którzy odkrywają pomału prawdę w naukach, jest podobnie, jak z tymi, którzy, zaczynając się bogacić, mniej doznają trudu w zdobywaniu wielkich zysków niż wcześniej, gdy byli biedniejsi i doznawali w małych, lub też można ich porównać do wodzów armii, których siły zwykły rosnąć w miarę zwycięstw i którzy więcej potrzebują wysiłku, aby się utrzymać po przegranej bitwie, niż aby po wygranej zdobywać nowe miasta i prowincje. Jest to bowiem w istocie jakby staczanie bitew - wysilać się, aby przezwyciężyć wszystkie trudności i pomyłki, które nie pozwalają nam dojść do poznania prawdy; zatem przegraniem bitwy jest powzięcie fałszywych poglądów na temat jakiejś materii nieco bardziej ogólnej i ważnej; trzeba później o wiele więcej zręczności, aby wrócić do stanu, w jakim się było wcześniej, niż do czynienia wielkich postępów, kiedy się ma już dobrze ugruntowane zasady. Co do mnie, jeśli najpierw znalazłem jakieś prawdy w naukach 1 0 (a mam nadzieję, iż rzeczy zawarte w tym tomie pozwolą osądzić, iż znalazłem ich nieco), mogę powiedzieć, iż są one jedynie ich wynikiem i zależą od kilku głównych trudności, jakie przezwyciężyłem, a które liczę za tyleż bitew, w których szczęście było po mojej stronie. Nie zawaham się nawet powiedzieć,
1 0 Autor ma na myśli głównie trzy rozprawy, do których Rozprawa o metodzie służyć miała jako wstęp, a mianowicie: Dioptrykę, Rozprawę o meteorach (Meteory) i Geometrię. Por. Część trzecia, przyp. 5 oraz Wstęp tłumacza, s. 7.
56 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
iż jak sądzę, potrzeba mi nie więcej, tylko wygrać dwie lub trzy podobne, aby całkowicie uporać się z moim zamiarem; i że wiek mój nie jest tak zaawansowany, abym w zwykłym porządku natury nie mógł rozporządzać dostateczną liczbą lat do osiągnięcia tego celu. Sądzę jednak, iż o tyle więcej muszę oszczędzać czasu, jaki mi zostaje, im więcej mam nadziei, że zdołam go dobrze użyć; miałbym zaś z pewnością wiele sposobności, aby go stracić, gdybym ogłosił fundamenty mojej fizyki u . Bowiem mimo iż prawie wszystkie są tak oczywiste, że wystarczy jedynie usłyszeć je, aby w nie uwierzyć, i że nie ma wśród nich żadnego, na który nie mógłbym dać dowodów, niemniej z tej przyczyny, iż nie jest możliwe, aby były zgodne ze wszystkim rozmaitymi poglądami innych ludzi, przewiduję, iż często rozpraszałbym się z powodu różnych sprzeciwów, które by wywołały.
Można powiedzieć, iż te sprzeciwy byłyby pożyteczne tak przez to, że mi ujawniły moje błędy, jak też dlatego, że gdybym objawił coś dobrego, inni dzięki temu łatwiej by to poznali, oraz ponieważ wielu może więcej widzieć niż jeden, zaczynając od razu posługiwać się mymi zasadami, pomogliby mi swoimi pomysłami. Uważam, że niezmiernie łatwo mogę się pomylić i nie dowierzam prawie nigdy pierwszym myślom, jakie mi przychodzą; doświadczenie wszelako, jakie mam odnośnie zarzutów, które może mi ktoś czynić, nie pozwala mi się spodziewać z nich żadnego pożytku. Doświadczałem już bowiem często sądów zarówno przyjaciół, jak i ludzi obojętnych, a nawet niektórych takich, o których wiedziałem, że przez złośliwość i zawiść staraliby się dość pilnie odkryć to, co życzliwość zasłaniałaby moim przyjaciołom, ale rzadko zdarzało się, aby zarzucono mi jakąś rzecz, której bym zupełnie nie przewidział, chyba iż była ona bardzo odległa od mego tematu; tak, że niemal nigdy nie spotkałem żadnego cenzora moich opinii, który by mi się nie wydał albo mniej surowy, albo mniej sprawiedliwy niż ja sam. I nie zauważyłem również, aby przy pomocy dysput, tak jak praktykuje się to w szkołach, odkryto jakąś prawdę, której by wcześniej nie znano; bowiem podczas gdy każdy stara się zwyciężyć, przeciwnicy starają się o wiele więcej, aby uwydatnić prawdopodobieństwo swojej tezy, niż aby rozważyć racje jednej i drugiej strony. To, iż ktoś był długo dobrym adwokatem, nie czyni go później w mych oczach lepszym sędzią.
Co do pożytku, jaki inni znaleźliby w poznaniu moich myśli, nie mógłby on również być bardzo znaczący, gdyż nie doprowadziłem ich jeszcze tak daleko, aby zanim się je zastosuje w praktyce, nie potrzeba było dorzucić do
1 1 Podstawą fizyki Kartezjusza były teoria trzech elementów i teoria trzech praw ruchu. Zob. szerzej Zasady filozofii, dz. cyt., s 70 n. i s. 98 n.
Część szósta 57
nich wiele rzeczy 1 2 . I myślę, że mogę powiedzieć skromnie, iż jeśli jest ktoś zdolny tego dokonać, to byłbym nim raczej ja niż kto inny. Nie, aby nie mogło być na świecie wiele umysłów nieporównanie potężniejszych od mojego, ale że nie można tak dobrze pojąć jakiejś rzeczy i przyswoić ją sobie, kiedy się ją poznało od kogoś drugiego, niż kiedy się ją wynalazło samemu. Jest to w tej materii tak prawdziwe, iż mimo że nieraz tłumaczyłem moje poglądy osobom o bardzo bystrych umysłach, i które, podczas gdy mówiłem do nich, zdawały się rozumieć je bardzo dokładnie, to jednak kiedy powtarzały moje myśli, zauważyłem, iż prawie zawsze przekształciły je w taki sposób, że nie mogłem ich już uznać za swoje. W tych okolicznościach rad proszę naszych wnuków, aby nie wierzyli nigdy w rzeczy, o którym im powiedzą, że pochodzą ode mnie, o ile ja ich sam nie podałem do wiadomości. Nie dziwię się zupełnie niedorzecznościom, jakie przypisuje się wszystkim owym dawnym filozofom, których pism nie posiadamy, ani też nie sądzę na podstawie tego, aby ich myśli były w istocie bardzo niedorzeczne, zważywszy, iż były to najtęższe umysły swoich czasów, ale tylko, iż źle nam je powtórzono 1 3 . Tak to też widzimy, że prawie nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z ich wyznawców przewyższał ich samych; i pewien jestem, iż najzagorzalsi z tych, którzy idą teraz za Arystotelesem, uważaliby się za szczęśliwych, gdyby posiadali tyle wiadomości o naturze, ile on, nawet pod warunkiem, że nigdy nie będą mieli więcej. Są oni jak bluszcz, który nie stara się piąć wyżej niż drzewo, które go podtrzymuje, a nawet często opuszcza się z powrotem, skoro doszedł aż do szczytu. Zdaje mi się bowiem tak samo, iż raczej schodzą na dół, to znaczy stają się poniekąd mniej uczonymi, niż gdyby powstrzymali się od badań; tacy ludzie, którzy niezadowoleni poznaniem wszystkiego, co jest w sposób zrozumiały wytłumaczone przez autora, chcą prócz tego znaleźć w nim rozwiązanie wielu trudności, o których on nie mówi nic i o których może nigdy nie myślał 1 4 . Jest to sposób filozofowania nader wygodny dla tych, którzy mają umysły bardzo mierne; niejasność bowiem rozróżnień i zasad, jakimi się posługują, jest przyczyną, iż mogą mówić o wszystkich rzeczach równie śmiało, jak gdyby je wiedzieli, i podtrzymywać wszystko to, co mówią przeciw najbardziej lotnym i zręcznym, bez możliwości by ich samych można było przekonać. Wydają mi się podobni do ślepca, który, aby potykać się skutecznie z kimś, kto widzi,
1 2 Mowa tutaj o naukach związanych z medycyną. 1 3 Kartezjusz mówi tutaj o filozofach przedsokratejskich. 1 4 Wyraźna aluzja dotycząca scholastyków, doszukujących się w dziełach Arystotelesa
potwierdzeń dla współczesnych sobie wyników badan.
58 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
ściągnąłby go w głąb bardzo ciemnej piwnicy, i mogę powiedzieć, że ci mają interes w tym, abym się powstrzymał od ogłoszenia zasad filozofii, którą się posługuję, bowiem - ponieważ zasady te są bardzo proste i oczywiste - ogłaszając je, uczyniłem poniekąd i to samo, jak gdybym otworzył okno i wpuścił światło do tej piwnicy, do której zeszli, aby walczyć. Ale nawet najwybitniejsze umysły nie mają powodu pragnąć poznania ich; jeśli bowiem chcą umieć rozprawiać na wszystkie tematy i zdobyć opinię uczonych, łatwiej to osiągną, zadowalając się prawdopodobieństwem, które można znaleźć bez wielkiego trudu we wszelakiej materii, niż szukając prawdy, która odsłania się pomału w niektórych rzeczach i która, kiedy przychodzi rozprawiać o innych, zmusza do szczerego wyznania, że się ich nie poznało. Jeżeli wolą świadomość cząstki prawdy od próżności uchodzenia za takich, co wiedzą wszystko, jako iż bez wątpienia pierwsze jest o wiele wyższe, i jeżeli chcą kierować się zamiarem podobnym do mojego, wystarczy im zupełnie to, co już powiedziałem w tej rozprawie; jeśli bowiem zdolni są zajść dalej, niż ja zaszedłem, tym bardziej będą zdolni odkryć samodzielnie to wszystko, co ja sądzę, że znalazłem. Ponieważ zawsze rozpatrywałem rzeczy jedynie według porządku, pewne jest, że to, co mi zostało jeszcze do odkrycia, jest z natury swojej trudniejsze i bardziej ukryte niż to, co mogłem do tej pory odkryć; mieliby więc jedynie mniejszą przyjemność, aby dowiedzieć się tego ode mnie niż od samych siebie - nie licząc, iż przyzwyczajenie, jakiego nabędą, szukając najpierw rzeczy łatwych i przechodząc pomału i stopniowo do innych, trudniejszych, posłuży im bardziej, niż zdołałyby uczynić to wszystkie moje nauki. Co do mnie, pewien jestem, iż gdyby mnie uczono od młodości wszystkich prawd, których później starałem się dowieść, i gdybym nie miał żadnej trudności w nauczeniu się ich, nie poznałbym może nigdy żadnych innych, a przynajmniej nigdy nie nabyłbym przyzwyczajenia i łatwości, jakie, o ile mi się zdaje, posiadłem w znajdowaniu wciąż nowych, w miarę jak przykładam się do ich szukania. Słowem, jeżeli istnieje na świecie jakieś dzieło, którego nie może nikt inny równie dobrze dokończyć jak ten, który je rozpoczął, to to, nad którym ja pracuję.
Prawda, iż, co dotyczy doświadczeń, jakie mogłyby tu posłużyć, jeden człowiek nie mógłby je wszystkie wykonać; ale nie mógłby też z pożytkiem użyć tu innych rąk jak tylko własnych, chyba jedynie rzemieślników lub takich ludzi, których mógłby opłacić i którym nadzieja zysku, a jest to środek bardzo skuteczny, kazałaby dokładnie wypełnić wszystko, co by im przepisał. Co do ochotników, którzy przez ciekawość lub pragnienie pouczenia się ofiarowaliby się może z pomocą, to poza tym, iż zazwyczaj mocniejsi są w obiet-
Część szósta 59
nicach niż w działaniu i że czynią jedynie piękne zapowiedzi, z których żadna się nie sprawdza, chcieliby z pewnością, aby im odpłacać za pomocą wytłumaczenia pewnych zagadnień lub co najmniej przez pochlebstwa i bezużyteczne rozmowy, które by kosztowały go więcej czasu, niż straciłby na owe doświadczenia. Odnośnie doświadczeń, których inni już dokonali, gdyby nawet chcieli mi ich udzielić, a czego ci, którzy nazywają je sekretami 1 5, nie uczyniliby nigdy, złożyło się na nie przeważnie tyle okoliczności lub domieszek zupełnie zbytecznych, iż byłoby mu bardzo trudno odszukać w nich prawdę 1 6 . Nie mówiąc o tym, że znalazłby prawie wszystkie tak źle wytłumaczone lub nawet tak fałszywe, a to z tej przyczyny, iż ci, którzy je przeprowadzali, usiłowali przedstawić je jako zgodne ze swoimi zasadami, że gdyby nawet niektóre z nich mogły przydać się mu na coś, nie warte byłyby jednak czasu, jaki musiałby zużyć na ich wybór. Tak więc gdyby był na świecie ktoś, o kim wiedziałoby się na pewno, iż jest zdolny do znalezienia rzeczy bodaj największych i możliwie najbardziej użytecznych dla ogółu, i gdyby dla tej przyczyny ludzie usiłowali wszelkimi środkami dopomóc mu w spełnieniu zamiarów, nie sądzę, aby mogli uczynić coś więcej, jak tylko przyczynić się do kosztów doświadczeń, jakie będą im potrzebne, a poza tym czuwać, aby niczyje natręctwo nie zakłóciło spokoju badacza1 7. Ale poza tym, iż nie sądziłem tak wysoko o sobie, aby chcieć przyrzekać coś nadzwyczajnego, ani też nie mam myśli tak pustych, aby wyobrazić sobie, że czytelnicy powinni się bardzo zajmować mymi zamiarami, nie mam również duszy tak nikczemnej, abym chciał przyjmować od kogokolwiek w świecie jakąś łaskę, o której można by pomyśleć, iż na nią nie zasłużyłem.
Wszystkie te rozważania razem wzięte stały się przed trzema laty przyczyną, iż nie chciałem ogłosić Traktatu, jaki miałem w rękach, a nawet powziąłem postanowienie nie ogłaszać za życia żadnego innego dotyczącego ogólnych zasad, z którego można by zrozumieć podstawy mojej fizyki. Ale powstały później dwie inne przyczyny, które skłoniły mnie, aby zamieścić tu kilka poszczególnych szkiców i aby zdać czytelnikom nieco sprawy z moich czynów i zamiarów. Pierwszą było, że gdybym tego zaniedbał, te osoby, które wiedziały, że miałem wcześniej zamiar ogłosić drukiem niektóre pisma, mogłyby sobie wyobrazić, że przyczyny, dla których powstrzymuję się od tego, bardziej dzia-
1 5 Chodzi o następców średniowiecznych alchemików - chemików. 1 6 Liczba badaczy stosujących metody naukowe była wówczas niewielka. 1 7 Z tych między innymi przyczyn Kartezjusz, którego wezwanie nie zostało wysłucha
ne, przyjął zaproszenie królowej Krystyny i wyjechał w 1649 r. z Holandii do Szwecji. O innych aspektach społecznej izolacji filozofa, zob. B. Suchodolski, Kartezjusz - sprzeczności istnienia i myślenia, dz. cyt., s. 43-47.
60 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
łają na moją niekorzyść, niż to ma miejsce w istocie. Mimo iż nie kocham nadmiernie sławy lub nawet, jeśli śmiem się tak wyrazić, nienawidzę jej o tyle, o ile uważam ją za zgubną dla spokoju, który cenię ponad wszystko, nigdy jednak nie usiłowałem ukrywać moich uczynków jak zbrodni ani też nie stosowałem szczególnych środków ostrożności, aby pozostać nieznanym; zarówno dlatego, iż sądziłem, że szkodzę samemu sobie, jak i dlatego, że dałoby mi to rodzaj niepokoju, który znowu sprzeciwiałby się doskonałej równowadze ducha, której szukam. Skoro więc, pozostając obojętnym, nie zabiegając ani 0 sławę, ani o to, by pozostać nieznanym, nie mogłem przeszkodzić, aby nie zdobyć pewnego rodzaju rozgłosu, myślałem, iż wypada mi robić, co w mej mocy, aby oszczędzić sobie choćby złej sławy. Drugą racją, która skłoniła mnie do napisania tej rozprawy, było to, iż widząc, jak z każdym dniem ulega opóźnieniu mój zamiar zdobywania wiedzy, a to z powodu nieskończonego mnóstwa doświadczeń, których mi potrzeba, a których nie mógłbym dokonać bez cudzej pomocy, mimo że nie pochlebiam sobie, by czytelnicy bardzo duży mieli wziąć udział w moich sprawach, nie chcę jednak także sprzeniewierzyć się samemu sobie, dając powód tym, którzy mnie przeżyją, aby mi mieli zarzucać kiedyś, iż mogłem zostawić wiele rzeczy znacznie lepszych, niż zostawiłem, gdybym zanadto nie zaniedbał wytłumaczenia ich, w czym mogliby przyczynić się do moich zamierzeń.
Pomyślałem też, że łatwo mi będzie wybrać niektóre przedmioty, które nie podpadają zbytnio sporom i zarzutom ani też nie zmuszając mnie do wyjawienia moich zasad bardziej, niż tego pragnę, pozwoliłyby jednak ukazać dość jasno, co jestem zdolny osiągnąć w naukach. Nie umiałbym rozstrzygnąć, czy mi się to udało; nie chcę też uprzedzać niczyjego sądu, mówiąc sam o swoich pracach; ale będę bardzo rad, gdyby je zbadano. Aby stworzyć dla tego tym więcej sposobności, proszę wszystkich, którzy będą mieli do postawienia jakieś zarzuty, aby pofatygowali się przesłać je memu księgarzowi, przez którego powiadomiony będę się starał bezzwłocznie przesłać moją odpowiedź. W ten sposób czytelnicy, widząc razem jedno i drugie, tym łatwiej będą mogli osądzić o prawdzie. Nie przyrzekam zresztą dawać długich odpowiedzi, lecz tylko wyznać moje błędy bardzo szczerze, jeśli je uznam; lub też, jeśli nie zdołam się ich dopatrzeć, powiedzieć po prostu to, co będę uważał za wskazane dla obrony rzeczy, które napisałem, nie dołączając do wyjaśnienia żadnego nowego tematu, aby nie plątać się bez końca z jednego w drugi.
Jeżeli niektóre rzeczy z tych, o których mówiłem na początku Dioptryki 1 Rozprawy o meteorach, rażą z początku dlatego, iż nazywam je przypuszczę-
Część szósta 61
niami i nie zdradzam ochoty do udowodnienia ich, niechaj czytelnik ma cierpliwość przeczytać wszystko z uwagą, a mam nadzieję, iż zdołam go zadowolić. Zdaje mi się, iż racje wywodzą się z siebie w taki sposób, iż tak jak ostatnie dowiedzione są przez pierwsze, które są ich przyczynami, pierwsze wzajemnie przez ostatnie, które są ich skutkami. I nie należy wyobrażać sobie, iż popełniam w tym błąd, który logicy nazywają błędnym kołem. Ponieważ bowiem doświadczenie stwierdza wiele z tych skutków z zupełną pewnością, przyczyny, z których je wywodzę, służą nie tyle, aby ich dowieść, lecz aby je wyjaśnić; przeciwnie raczej, to one czerpią w nich swój dowód 1 8 . A nazwałem je przypuszczeniami jedynie dlatego, aby wiedziano, iż sądzę, że mogę je wywieść z tych pierwszych prawd, jakie powyżej wytłumaczyłem, to jednak wolałem tego umyślnie nie czynić, nie chcąc, aby pewne umysły, które wyobrażają sobie, iż poznają w jednym dniu to, co inny przemyślał w ciągu dwudziestu lat, skoro tylko powiedział im o tym dwa lub trzy słowa, i które, im bardziej są bystre i żywe, tym bardziej skłonne są do pomyłek i tym mniej zdolne do prawdy, nie mogły tu znaleźć okazji do budowania jakiejś niedorzecznej filozofii na tym, co będą uważać za moje zasady, i aby mnie nie przypisywano za to winy. Co do przekonań, które są zupełnie moje własne, nie usprawiedliwiam ich jako nowych, a jeśli ktoś zbada ich racje, pewien jestem, że wydadzą mu się proste i zgodne ze zdrowym rozsądkiem, tak że uzna je za mniej nadzwyczajne i mniej dziwne niż jakiekolwiek inne, które by można mieć odnośnie tych samych przedmiotów. Nie chwalę się też, bym był pierwszym twórcą któregokolwiek, ale dlatego że nie przyjąłem ich nigdy, ponieważ przedstawił je ktoś drugi, ani też, że nie przedstawił, a jedynie dlatego, że rozum mnie o nich przekonał 1 9.
A jeżeli rzemieślnicy nie będą mogli natychmiast wykonać wynalazku, który został wytłumaczony w Dioptryce 2 0 , nie sądzę, by można powiedzieć przez to, iż jest zły; bowiem trzeba wiele zręczności i zaangażowania wysiłku, aby tak wykonać i ustawić maszyny, które opisałem, by nie brakło w nich żadnej okoliczności, nie mniej dziwiłbym się, gdyby się to powiodło za pierwszym razem, niż gdyby ktoś zdołał w jednym dniu nauczyć się wybornie grać na lutni tylko dzięki temu, że dałoby mu się wierną tabulaturę 2 1. A jeśli piszę po francusku,
1 8 Godne uwagi jest rozróżnienie między wyjaśnianiem a dowodzeniem. Kartezjusz wyraża tu myśl, że fakty są pewne, gdy są ustalone doświadczalnie, i one są dowodem, to znaczy ustalają prawdziwość przyczyny czy prawa, to ostatnie natomiast wyjaśnia racjonalnie fakt.
1 9 Kartezjusz podważa tym stwierdzeniem, fundamentalną dla filozofii scholastycznej, zasadę autorytetu.
2 0 Chodzi o maszynę do cięcia szkieł teleskopowych. 2 1 Nutowy zapis muzyczny.
62 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
językiem moich nauczycieli, to dlatego, iż mam nadzieję, że ci, którzy posługują się tylko swoim naturalnym i niezmąconym rozumem, lepiej zdołają osądzić moje poglądy niż ci, którzy wierzą jedynie starożytnym księgom; co do tych zaś, którzy łączą zdrowy rozsądek z nauką, a tych jedynie życzę sobie za sędziów, nie będą, jestem pewny, tak uprzedzeni na korzyść łaciny, aby wzbraniali się przed przyjęciem moich racji dlatego, że je wyrażam w języku pospolitym.
Zresztą, nie chcę tu mówić szczegółowo o postępach, jakie mam nadzieję uczynić w przyszłości w naukach, ani też zobowiązywać się wobec czytelników jakimkolwiek przyrzeczeniem, którego spełnienia nie byłbym pewien. Powiem jedynie, iż postanowiłem wykorzystać czas, jaki mi pozostał w życiu, wyłącznie na to, aby starać się zdobyć taką znajomość przyrody, z której można byłoby wyciągnąć dla sztuki lekarskiej reguły bardziej pewne niż te, jakie dotąd posiadano. Skłonność moja odsuwa mnie tak bardzo od wszelakiego rodzaju innych zamiarów, tych zwłaszcza, które mogłyby być dla jednych użyteczne, szkodząc jedynie drugim, że gdyby jakieś okoliczności zmusiły mnie do zajęcia się nimi, nie sądzę, bym był zdolny uprawiać je z powodzeniem. Wiem dobrze, oświadczam to w tym miejscu, że to nie posłuży, aby mnie uczynić ważnym w świecie, ale nie mam też żadnej chęci nim być; będę się zawsze uważał za bardziej zobowiązanego tym, dzięki których łasce będę mógł korzystać bez przeszkód z mego wolnego czasu, niż tym, którzy by mi ofiarowali najbardziej zaszczytne w świecie urzędy.
INDEKS POJĘĆ
Abstrakcyjny 22 Algebra 22, 24, 25 Analiza geometryczna 24
Błąd, błędnie, błądzić 13, 14, 17, 27, 29, 32, 50, 56, 60, 61
Bóg 1 0 , 1 6 , 1 9 , 2 0 , 2 6 , 2 9 , 3 4 , 3 5 , 3 6 , 3 7 , 3 8 , 39, 40, 41 , 42, 50, 52, 53
Cecha przypadkowa 12 Cnota 11 , 14, 15, 28, 29, 50
Doskonałość, doskonały 18 , 33, 34, 35, 36, 60
Doświadczenie 1 7 , 2 5 , 2 9 , 30, 52, 53, 54 ,56 , 58, 59, 60, 61
Dowodzenie, dowód 21, 23, 32, 35, 37, 51, 53, 61
Dusza 10, 11 , 29, 33, 35, 36, 37, 38, 39, 41, 42, 49, 50, 53, 59
Fałsz, fałszywy 1 1 , 1 5 , 1 6 , 2 1 , 2 3 , 2 9 , 30, 32, 34, 36, 55, 59
Filozof 11 , 12, 21, 28, 35 Filozofia 14, 15, 16, 22, 25, 28, 30, 3 2 , 3 8 , 52,
58, 61 Fizyka 10, 52, 56, 59 Forma 1 2 , 3 9 , 53
Gatunek 12, 53 Geometria, geometrzy 22, 23, 32, 35, 38
Idea 33, 34, 36, 37, 47 Istota 12, 33, 34, 35, 36, 41, 60 Istnienie 10, 24, 33, 34, 35, 36, 3 8 , 3 9
Jasny, jasne, jasno 1 1 , 1 3 , 1 4 , 23, 25, 30, 33, 34, 35, 3 6 , 3 7 , 3 8 , 39, 40, 54
Konkluzja 28
Logika, logicy 22, 23*61
Materia 25, 28, 33, 38, 39, 40, 41 , 49, 55 Medycyna, sztuka lekarska 10, 14, 52, 62 Metafizyka 10, 3 2 , 3 6 Metoda 10, 12, 2 1 , 22, 24, 25 , 28 , 29 , 30 ,
51 Moc, zdolność 1 1 , 1 4 , 28, 29, 32, 40, 41 , 48, 49,
52, 53 Moralność 10, 26, 28, 36 Możliwość 28, 53 Myśl, myślenie, myśli 1 1 , 1 4 , 1 8 , 2 0 , 26, 28, 32,
33, 36, 37, 38, 41 , 42, 48, 51, 56
Namiętności 18 Następstwo 16
64 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
Natura 11 , 28, 33, 34, 38, 39, 40, 41 , 44, 47, 48, 49, 50, 53, 54, 56, 57, 58
Naturalny 40, 50, 53, 62 Nauka 1 0 , 1 3 , 1 4 , 1 6 , 1 9 , 23, 25, 51, 55, 58, 60,
62 Nauki matematyczne 14, 15, 22, 24, 30 Nauki okultystyczne, zabobonne i fałszywe,
magia 13, 14, 16 Niebyt 36, 37 Niewątpliwy 15, 2
Ośrodek wspólny 47 Oczywistość 23, 34, 35, 37, 56, 58
Pamięć 11 , 47 Pewność, pewny 13, 15, 19, 25, 29, 30, 32, 33,
35, 36, 37 Pojęcie 36, 38, 52 Pojmowanie 17, 36 Pomysł 14 Pomysłowość 16, 47, 49 Porządek 56, 58 Poznanie 21, 23, 24, 28, 30, 3 3 , 3 4 , 3 5 , 3 8 , 46,
48, 52, 53, 56, 57, 58 Praktycznie 48, 56 Prawda, prawdziwość, prawdziwy 1 1 , 1 2 , 1 5 , 1 6 ,
19, 20, 21, 23, 24, 27, 28, 29, 30 ,32 , 33, 35, 36, 37, 38, 41, 53, 54, 55, 56, 58, 59, 60, 61
Prawdopodobny, prawdopodobieństwo 1 4 , 1 5 , 16, 21 , 56, 58
Prawo 14, 19, 22, 26, 27, 38, 39, 40, 41, 47, 52 Proporcje 24 Przekonanie, sąd, opinia, pogląd 1 9 , 2 0 , 23, 25,
26, 27, 28, 29, 3 0 , 3 2 , 42, 54 Przestrzeń 35 Przyczyna 26, 39, 41 , 43, 53, 54, 57, 59, 61 Przyroda 10, 38, 52, 54, 62
Racja 10, 15, 19, 23, 27, 28, 34, 36, 44, 50, 51, 54, 56, 60, 61, 62
Reguła 10, 16, 17, 22, 24, 30, 33, 35, 37, 62 Rozmyślanie, medytacja 32 Rozsądek 11, 16, 19, 26, 27, 61 , 62 Rozum 1 1 , 1 2 , 1 4 , 1 8 , 1 9 , 20, 21 , 24, 25, 2 6 , 2 8 ,
37, 48, 49, 51 , 61, 62 Rozumienie 21 , 29, 57 Rozumowanie 15, 16, 19, 25, 32, 39 Rozwaga 11 , 13, 18, 28
Sąd 11 , 12, 13, 19, 26, 28, 38, 56, 60 Sądzenie, zdolność sądzenia 11 , 14, 16, 20, 27,
28, 29 Skutek 41, 53, 54 Spostrzegać 35, 48 Stosunek 24, 27 Sylogizm, sylogistyka 22
Świadomość 48, 58 Światło przyrodzone 17, 29
Tchnienia życiowe 46, 47 Teologia 14, 15 Twierdzenie 30, 33
Uczucia wewnętrzne 47, 49 Udowodnić 39 Umysł 1 1 , 1 2 , 1 3 , 1 4 , 1 7 , 2 0 , 2 1 , 2 2 , 2 3 , 2 4 , 2 5 , 2 7 ,
29, 30,32, 35 ,36 ,49 , 50, 52, 53, 54, 57, 58, 61
Wątpienie, wątpić 2 3 , 2 7 , 2 9 , 3 0 , 3 3 , 3 4 , 3 6 , 3 7 , 3 8 Wiara 29 Wiedza 1 2 , 1 3 , 1 6 , 1 9 , 2 2 , 2 5 , 2 9 , 3 1 , 4 1 , 4 9 , 52,
53, 55, 60 Własność 47 Właściwość 12, 39, 40
Indeks pojęć 65
Wola 18, 28, 29, 47 Wyobraźnia 22, 24, 35, 36, 37, 47 Wyobrażenie, wyobrażać 18, 33, 35, 36, 37, 50,
59, 61 Wyraźnie 1 1 , 16, 23, 25, 30, 33, 35, 36, 37, 45
Zagadnienie sporne 29, 30, 59, 60 Zasada 10, 16, 20, 25, 26, 27, 28, 29, 30, 32, 36,
38, 39, 51, 52, 53, 54, 55, 56, 57, 58, 59, 60, 61
Zmysły 32, 34, 35, 36, 37, 47, 53, 54
Książki wydane w ramach
BIBLIOTEKI EUROPEJSKIEJ:
1. S w . A u g u s t y n , Państwo Boże — t ł u m . K s . W ł a d y s ł a w K u b i c k i . 2. M . A u r e l i u s z , Rozmyślania — t ł u m . M a r i a n R e i t e r . 3 . G . B e r k e l e y , Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem — t ł u m . J a n i n a S o s n o w s k a . 4 . M . B i e r d i a j e w , Sens historii. Filozofia losu człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i . 5 . M . B i e r d i a j e w , Sens twórczości. Próba usprawiedliwienia człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i . 6 . B o e c j u s z , Traktaty teologiczne — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a . 7 . A . C o m t e , Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej — t ł u m . J . K . 8. C y c e r o n , Mowy — t ł u m . S tan i s ław K o ł o d z i e j c z y k , J u l i a M r u k ó w n a , D a n u t a T u r k o w s k a . 9 . C y c e r o n , O państwie, O prawach — t ł u m . I w o n a Ż ó ł t o w s k a .
1 0 . D a n t e , Boska Komedia — t ł u m . A l i n a S w i d e r s k a . 1 1 . D a n t e , Monarchia — t ł u m . W ł a d y s ł a w S e ń k o . 1 2 . R . D e s c a r t e s , Medytacje o pierwszej filozofii — t ł u m . M a r i a i K a z i m i e r z A j d u k i e w i c z o w i e ,
I z y d o r a D a m b s k a , S t e f a n S w i e ż a w s k i . 1 3 . R . D e s c a r t e s , Namiętności duszy — t ł u m . L u d w i k C h m a j . 1 4 . R . D e s c a r t e s , Rozprawa o metodzie — t ł u m . T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i 1 5 . R . D e s c a r t e s , Zasady filozofii — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a . 1 6 . J a n S z k o t E r i u g e n a , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a . 1 7 . J . G . F i c h t e , Powołanie człowieka — t ł u m . A d a m Z i e l e ń c z y k . 1 8 . I. K a n t , Krytyka czystego rozumu — t ł u m . R o m a n I n g a r d e n . 1 9 . I. K a n t , Krytyka praktycznego rozumu — t ł u m . B e n e d y k t B o r n s t e i n . 2 0 . I. K a n t , Uzasadnienie metafizyki moralności — t ł u m . M ś c i s ł a w W a r t e n b e r g . 2 1 . S. K i e r k e g a a r d , Pojęcie lęku — t ł u m . A n t o n i S z w e d . 2 2 . S. K i e r k e g a a r d , Wprawki do chrześcijaństwa — t ł u m . A n t o n i S z w e d . 2 3 . G . W . L e i b n i z , Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a . 2 4 . M o n t e s k i u s z , O duchu praw — t ł u m . T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i . 2 5 . P l a t o n , Dialogi, t . I - I I - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 2 6 . P l a t o n , Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 2 7 . P l a t o n , Fajdros — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 2 8 . P l a t o n , Fedon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 2 9 . P l a t o n , Fileb - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 0 . P l a t o n , Gorgiasz, Menon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 1 . P l a t o n , Hippiasz mniejszy, Hippiasz większy, Eutydem — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 2 . P l a t o n , łon, Charmides, Lizys — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 3 . P l a t o n , Laches, Protagoras — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 4 . P l a t o n , Państwo, Prawa — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 5 . P l a t o n , Parmenides, Teajtet — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 6 . P l a t o n , Sofista, Polityk — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 7 . P l a t o n , Timaios, Kntias — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 8 . P l a t o n , Uczta — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i . 3 9 . J . J . R o u s s e a u , Umowa społeczna — t ł u m . A n t o n i P e r e t i a t k o w i c z . 4 0 . B . S p i n o z a , Traktaty — t ł u m . I g n a c y H a l p e r n - M y ś l i c k i . 4 1 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Dzieła wybrane — t ł u m . O . J a c e k Sa l i j O P , O . K a l i k s t S u s z y ł o O P , K s .
M a r e k S t a r o w i e y s k i , O . W o j c i e c h G i e r t y c h O P . 4 2 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . O . T a d e u s z Bartos O P . 4 3 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Kwestie dyskutowane o prawdzie, t . I - I I — t ł u m . A d a m A d u s z k i e w i c z ,
L e s z e k K u c z y ń s k i , J a c e k R u s z c z y ń s k i . 4 4 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Traktat o człowieku — t ł u m . S t e f a n S w i e ż a w s k i .
K s i ą ż k i w p r z y g o t o w a n i u :
1- M . B i e r d i a j e w , Rozważania o egzystencji — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i 2. D a n t e , O języku pospolitym - t ł u m . W ł o d z i m i e r z O l s z a n i e c 3 . R. D e s c a r t e s , Reguły kierowania umysłem — t ł u m . L u d w i k C h m a j . 4. W . S o l o w j o w , Sens miłości - t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i . 5 . M . d e U n a m u n o , Agonia chrysńanizmu — t ł u m . P i o t r R a k .
W serii
DAIMONION ukazały się dotychczas:
1 . K . A l b e r t , Wprowadzenie do filozoficznej mistyki — t ł u m . J ó z e f M a r z ę c k i .
2 . M . - D . C h e n u , Wstęp do filozofii iw. Tomasza z Akwinu — t ł u m . H a n n a R o s n e r o w a .
3 . J . D o m a ń s k i , Tekst jako uobecnienie. Szkic z dziejów pisma i książki.
4 . J . G a l a r o w i c z , Człowiek jest osobą. Podstawy antropologu filozoficznej Karola Wojtyły.
5 . R . H e i n z m a n n , Filozofia iredniowiecza — t ł u m . P i o t r D o m a ń s k i .
6 . S. Ł o j e k , Obrona Nietzschego. Rzecz o odpowiedzialnoici.
7. M . Ł o s s k i , Historia filozofii rosyjskiej — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
8 . F . R i c k e n , Etyka ogólna — t ł u m . P i o t r D o m a ń s k i .
9 . W . S e ń k o , Jak rozumieć filozofię irednwwieczną.
1 0 . A . S z w e d , Między wolnoicią a prawdą egzystencji. Studium myili S. Kierkegaarda.
K s i ą ż k i w p r z y g o t o w a n i u :
1 . W . B e i e r w a l t e s , Platomzm w chrzeicijaństwie — t ł u m . P i o t r D o m a ń s k i .
2 . M . B i e r d i a j e w , Autobiografia filozoficzna — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
3 . H . G . G a d a m e r , Idea dobra u Arystotelesa i Platona — t ł u m . Z b i g n i e w N e r c z u k .
4 . K . L ó w i t h , Historia powszechna i dzieje zbawienia — t ł u m . J ó z e f M a r z ę c k i .
5 . K . A j d u k i e w i c z , Zagadnienia i kierunki filozofii.